ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 154 006
  • Obserwuję932
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 242 134

Tajemnicze bronie

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :2.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Tajemnicze bronie.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK S Seria ŻÓŁTY TYGRYS
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 143 osób, 104 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 71 stron)

MALTEN WACŁAW TAJEMNICZE BRONIE | SCAN & OCR by blondi@mailplus.pl | 1 WYDAWNICTWO MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 2 Okładkę projektował Mieczysław Wiśniewski Redaktor Wiesława Zaniewska Redaktor techniczny Jacek Zykus Scan & OCR blondi@mailplus.pl © Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1969 r., Wydanie II SCAN & OCR by blondi@mailplus.pl 2009 Cztery tysiące czterysta czterdziesta publikacja Wydawnictwa MON Printed in Poland Nakład 120 000 + 230 egz. Objętość 4,43 ark. wyd., 3,50 ark. druk. Papier druk. sat VII kl. 65 g. 63 cm. z roli z Myszkowskich Zakładów Papierniczych. Druk ukończono w sierpniu 1969 r. Wojskowe Zakłady Graficzne w Warszawie. Zam. nr 72 z dnia 15.1.1969 r. Cena zł 5.- P-89

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 3 SPIS TREŚCI: TORPEDY AKUSTYCZNE ..............................................................................4 RADAR............................................................................................................10 Wielka pomyłka admirała.............................................................................10 „Oko proroka” czuwa ...................................................................................14 Tylko 3 centymetry.......................................................................................19 BROŃ RAKIETOWA......................................................................................31 „Nebelwerfer” robi nie tylko mgłą ...............................................................31 Katiusza — gwardyjska kochanka................................................................36 SAMOLOTY —BOMBY ................................................................................41 Nie spełnione nadzieje..................................................................................41 Kamikaze i „Selbsfaufopferer”.....................................................................48 BROŃ NUKLEARNA .....................................................................................54 Nogła ucieczka profesora Bohra...................................................................54 Tajemnice Los Alamos.................................................................................60 CZYTELNIKOM „TYGRYSA”......................................................................69

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 4 Gdy na frontach Europy, Afryki t Azji grzmiał huk dział i bomb, w laboratoriach naukowych walczących państw było zazwyczaj cicho i spokojnie. Lecz me znana nikomu, osłonięta pancerzem tajności praca naukowców dorównywała wysiłkowi wojennemu żołnierzy. Wpływ nowych, technicznych środków walki na przebieg działań wojennych szczególnie uwydatnił się w drugiej wojnie światowej. W czasie tej wojny pracownicy naukowi stworzyli ponad 300 nowych rodzajów uzbrojenia. Piszę o niektórych z nich. Bodaj najważniejszych i otoczonych przez długi czas największą tajemnicą. TORPEDY AKUSTYCZNE Główny doradca reichsministra Speera do spraw techniki morskiej, profesor i doktor nauk technicznych, inżynier Otto Ratzel, przeżywał swój wielki dzień. W ośrodku techniki morskiej, który mieścił się nad pięknym pomorskim jeziorem Miedwie niedaleko Szczecina, pomyślnie zakończono ostatnie próby z nową torpedą, oznaczoną symbolem T-5. Torpeda ta miała zasadniczą przewagę nad swymi poprzedniczkami — zawsze trafiała w cel. Najważniejszą jej częścią była głowica akustyczna, wyposażona w dwa hydrofony. T-5 można było odpalić że znacznej odległości i początkowo poruszała się ona z dość dużą prędkością, jak normalna torpeda. W pewnej jednak odległości od celu włączały się hydrofony, zmieniając kurs torpedy w zależności od położenia celu i prowadząc ją prosto do źródła dźwięku, którym najczęściej była siłownia atakowanego okrętu. Po włączeniu się hydrofonów prędkość torpedy automatycznie malała w celu zmniejszenia szumów własnych, które mogłyby działać zakłócająco. Teoretycznie więc żaden manewr nie chronił okrętu od zagłady. Nawet gdyby się próbował wywijać, nieomylne hydrofony zawsze poprowadziłyby torpedę do rufy okrętu. Dzisiejsze próby zresztą całkowicie potwierdziły wszystkie założenia teoretyczne. Na oczach reichsministra Speera, obydwu admirałów i wielu specjalistów zaproszonych z Berlina śmigły ścigacz wyczyniał nieprawdopodobne cuda, aby ujść przed torpedą. Na próżno jednak. Specjalnie przygotowana torpeda T-5, bez ładunku wybuchowego, jak cień mknęła śladem ścigacza, uderzając po kilkudziesięciu sekundach o jego rufę.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten Serdecznym uściskom dłoni i gratulacjom nie było końca. Reichsminister Speer osobiście połączył się z „Wolfschanze” i złożył meldunek Hitlerowi, który natychmiast na ręce Ratzela przysłał depeszę gratulacyjną i złotą odznakę NSDAP. Niemiecka Kriegsmarine otrzymała nową, tajemniczą broń. Przedział torpedowy na U-505 eksponowanym w Museum of Science and Industry. (przyp. blondi) Kapitan pierwszej rangi, Włodzimierz Sokołow, piastujący w owym czasie stanowisko szefa morskiego wydziału rozpoznawczego Floty Czarnomorskiej, był w nie lada kłopocie. Otrzymał właśnie kopie meldunków nadesłanych przez radzieckich wywiadowców operujących na dalekim zapleczu wroga. Meldunki te mówiły o pewnych tajemniczych próbach na jeziorze Miedwie pod Szczecinem, dotyczących nowego rodzaju torpedy z głowicą akustyczną. Wiadomości były jednak bardzo fragmentaryczne i niejasne technicznie. Jedna rzecz tylko była niezmiernie cenna. Otóż dwa meldunki określały niektóre wymiary torpedy, ale w sumie było to bardzo mało.1 1 W lipcu 1944 rosyjscy płetwonurkowie znaleźli torpedę T-5 na pokładzie zatopionego niemieckiego okrętu podwodnego U-250 (zatopiony 30 czerwca 1944 przez rosyjski okręt MO-103). Także U-505, zdobyty 4 czerwca 1944 r. przez U.S. Navy Task Group 22.3 (TG 22.3) na Oceanie Atlantyckim, dostarczył informacji na temat tychże torped (a także książek kodowych oraz innych tajnych materiałów). U-505 po dziś dzień można oglądać w Museum of Science and Industry w Chicago (Illinois). (przyp. blondi) 5

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 6 Bruzda na czole Sokołowa jeszcze bardziej się pogłębiła. Nacisnął przycisk dzwonka. Prawie natychmiast w drzwiach gabinetu pojawiła się sylwetka młodego oficera. — Proszę połączyć mnie z profesorem Orłowem — rzucił krótko. Profesor Orłow, znany radziecki fizyk-specjalista od spraw morskich oraz dyrektor morskiego instytutu naukowo-badawczego, był starym znajomym Sokołowa. Obu łączyła wspólna pasja — miłość do morza i entuzjastyczny stosunek do postępu technicznego. W tej chwili zadźwięczał dzwonek telefonu i Sokołów szybkim ruchem podniósł słuchawkę. — Czy profesor Orłow? Tu Sokołow. Wybaczcie, Sergiuszu Prokopowiczu, że was niepokoję, ale mam coś, co was na pewno zainteresuje. Jeśli pozwolicie, to zaraz do was przyjadę. Po kilku minutach kapitan pierwszej rangi zszedł ze schodów sprężystym krokiem, zdradzającym starego wojskowego, odsalutował wartownikowi i wsiadł do ciemnej „emki”, W ciągu kwadransa był już w instytucie. Profesor Orłow po zapoznaniu się z przywiezionymi materiałami spochmurniał. — Ot, znów coś piekielnego wymyślili. Sprawa wydaje mi się niezmiernie poważna. Aby na podstawie tych danych odtworzyć charakterystykę techniczną torpedy, trzeba znacznie więcej środków, niż ja posiadam. Tu potrzeba decyzji Państwowego Komitetu Obrony... Decyzja przyszła już po sześciu dniach. Brzmiała wyraźnie: natychmiast skoncentrować wszystkie siły w celu zbadania tajemniczej torpedy. Państwowy Komitet Obrony zapewni wszystkie niezbędne środki, lecz temat musi być opracowany w jak najkrótszym czasie. Dla instytutu nastały dni wytężonej pracy. Naukowcy spali po kilka godzin na dobę, lecz praca przez nich wykonana stała się chlubą radzieckiej nauki. A była to praca wręcz nadludzka. Z kilku mglistych i niejasnych danych oraz z kilku konkretnych wymiarów trzeba było odtworzyć jakiś logiczny obraz całej konstrukcji torpedy oraz parametry głównych zespołów urządzenia akustycznego. Opierając się na tych danych wykonano makietę głowicy akustycznej. Jednocześnie przeprowadzono masę teoretycznych obliczeń, które przy dokładnej znajomości zjawisk dyfrakcji i rezonansu fal głosowych pozwoliły określić z grubsza akustyczne właściwości torpedy. Przez porównanie danych pomiarowych, otrzymanych z makiety, z obliczeniami teoretycznymi oraz dzięki pewnym dodatkowym danym, dostarczonym przez wywiad, udało się z dość dużym przybliżeniem ustalić charakterystykę torpedy. Do najważniejszych danych technicznych niemieckiej torpedy należała jej prędkość, promień skrętu, odległość, z której hydrofony mogły rozróżniać dźwięk, optymalna częstotliwość hydrofonu oraz czułość mechanizmu sterowniczego w stosunku do zmiany kierunku źródła dźwięku. To wszystko musiało być określone

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 7 ściśle i dokładnie. Nie dziw więc, że pod koniec tej pracy skronie profesora Orłowa wyglądały tak, jakby posypano je śniegiem. Tymczasem radzieckie naczelne dowództwo poinformowało o niemieckim wynalazku wszystkich aliantów. Zanim jednak nieufna admiralicja brytyjska zaczęła sprawę traktować poważnie, na Atlantyku zaszedł pewien charakterystyczny wypadek, którego ofiarą padł angielski niszczyciel „Themse”, dowodzony przez kapitana Harrissona, oraz dwa dute transportowce. Niszczyciel ten szedł w osłonie niewielkiego amerykańskiego konwoju. Ponieważ jego „asdic” wykrył nieprzyjacielski okręt podwodny idący za konwojem, Harrisson zdecydował się zostać nieco w tyle i zaatakować go. Gdy „Themse” wykonywał jeden ze swych manewrów, nagle rozległ się przestraszony głos wachtowego: — Cztery rumby z lewa torpeda? Jeszcze nie przebrzmiał głos wachtowego, gdy Karrisson prawie automatycznie przestawił rączkę telegrafu maszynowego na „cała naprzód” i błyskawicznie przyłożył do oczu lornetkę. Biały ślad torpedy znaczył się w odległości około pół mili. Odetchnął z ulgą. Powinni zdążyć wykonać unik. — Ster w lewo — rzucił sternikowi i nacisnął ręką przycisk syreny alarmowej. Rozległ się głuchy przerywany sygnał alarmu torpedowego. Na pokład zaczęli wysypywać się marynarze, dopinając w biegu kamizelki ratownicze i zajmując stanowiska bojowe. Okręt tymczasem na pełnej mocy skręcił dość ciasnym łukiem w lewo, starając się zejść z drogi torpedzie. Było prawie pewne, że mu się to uda i torpeda przemknąwszy obok okrętu zginie w; bezkresie oceanu. Nagle głośny okrzyk wyrwał się z ust marynarzy. Oto torpeda nagle zmniejszyła szybkość, a potem zaczęła zakrzywiać swój tor, idąc w ślad za okrętem. „Czary czy co” — pomyślał Harrisson i rozkazał możliwie maksymalnie wychylić ster. Okręt głęboko położył się na burtę i w ciasnym zakręcie usiłował ujść natrętnej torpedzie. Na próżno jednak. Torpeda, jak zaczarowana, powtarzała każdy manewr okrętu, coraz bardziej się do niego zbliżając. Nagle rozległ się ogłuszający huk — torpeda uderzyła w rufową część okrętu. Wstrząs był tak silny, że oficerowie na pomoście bojowym ledwo utrzymali się na nogach. W wyniku wybuchu oderwał się ster, obie śruby i powstała olbrzymia dziura w rufie okrętu. Tylko dzięki przytomności Harrissona i natychmiastowemu zamknięciu grodzi wodoszczelnych poważnie uszkodzony okręt nie zatonął. Zanurzył się tylko głębiej niż zwykle i stracił możność jakichkolwiek ruchów. Teraz mógł być łatwym, łupem każdego okrętu podwodnego.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 8 W eter pomknęły wołania: SOS, SOS, SOS... Tymczasem w instytucie profesora Orłowa grono radzieckich naukowców nadal pracowało bez wytchnienia. Praca ich została uwieńczona pełnym sukcesem, a wyniki jej były wprost rewelacyjne. Została mianowicie opracowana skuteczna metoda walki z torpedami akustycznymi, która w swej prostocie była wręcz genialna. Polegała ona na holowaniu za okrętem podwodnego źródła szumu, którego natężenie byłoby większe niż szum śrub okrętowych, z tak dobranym zakresem częstotliwości, żeby torpeda kierowała się na to sztuczne źródło szumu, a nie na okręt. Przeliczono i wykreślono krzywe pogoni torpedy akustycznej dla różnych odległości źródła szumu od rufy okrętu oraz dla różnych mocy źródeł szumu, przy założeniu oczywiście odpowiednich szerokości wykresów kierunkowości i zasięgu hydrofonów. Na podstawie tych wykresów zostało stwierdzone, że jedno źródło dźwięku, holowane w odpowiedniej odległości za rufą okrętu, zapewnia całkowicie skuteczną obronę przed akustycznymi torpedami. Określona została również minimalna siła szumu na potrzebnych częstotliwościach, które według dostarczonych przez radziecki wywiad danych, zawierały się w granicach 10—15 kilocykli na sekundę. Dane, zdobyte przez wywiad radziecki, zostały przez naczelne dowództwo Armii Radzieckiej udostępnione aliantom. Dzięki temu w Stanach Zjednoczonych zajął się tym zagadnieniem oddział eksperymentalno-taktyczny ośrodka obrony floty atlantyckiej przed okrętami podwodnymi, czyli „Antisubmarine Development Detachment”. W ciągu stosunkowo krótkiego czasu opracowano w ośrodku specjalny przyrząd ochrony typu FXR, który skutecznie zakłócał pracę hydrofonów. Brakowało tylko jeszcze możliwie dokładnego wzorca torpedy niemieckiej, za pomocą której można byłoby dokładnie sprawdzić działalność przyrządu FXR. I tu znów z pomocą przyszedł Związek Radziecki. Instytut profesora Orłowa posiadał już w tym okresie całkowicie wykończony wzorzec torpedy T-5, którego dane techniczne w pełni pokrywały się z oryginałem, co później zresztą zostało potwierdzone przez amerykański wywiad. Przyrząd FXR zdał egzamin i wszystkie statki amerykańskie zostały wyposażone w to urządzenie. Praktyka jednak wykazała, że przyrząd ten łatwo ulegał uszkodzeniom i wymagał nadzwyczaj troskliwej obsługi. W przeciwieństwie do niego radziecki przyrząd holowany za okrętem odznaczał się bardzo prostą budową i nie wymagał prawie żadnej obsługi. Marynarze nazywali go „grzechotką”, gdyż wydawał dźwięk przypominający nieco tę dziecinną zabawę. Był on niezawodny, gdyż każdorazowe zaatakowanie okrętu przez torpedę akustyczną kończyło się najwyżej wysadzeniem w powietrze „grzechotki”. Okręt zaś pozostawał nie uszkodzony.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 9 Gdy Niemcy zaczęli masowo używać torped akustycznych, większość obliczeń i doświadczeń prowadzonych przez badawcze ośrodki alianckie była już na ukończeniu. Do chwili wprowadzenia odpowiednich urządzeń ochronnych kilkanaście statków zostało zatopionych. Były to jednak wyłącznie statki angielskie i amerykańskie. Statki radzieckie, dzięki natychmiastowemu zastosowaniu „grzechotek”, uniknęły szczęśliwie wypadku zatopienia przez torpedę typu T-5. Był to olbrzymi sukces radzieckich naukowców i techników. Admirał Donitz chodził wściekły po swoim gabinecie. Właśnie przed chwilą miał bardzo nieprzyjemną rozmowę z samym führerem. Hitler miał wielkie pretensje do Kriegsmarine, że marnuje taki piękny wynalazek, jakim jest torpeda doktora Ratzela. Przecież do tej pory połowa floty angielskiej i rosyjskiej powinna być zatopiona. Ba, powinna być! Ale chyba wszystkie złe moce sprzysięgły się przeciwko niemieckiej marynarce, bo po pierwszych sukcesach zaczęły się dziać cuda. Torpedy, zamiast mknąć do celu, zaczynały dostawać kręćka i albo szły w ocean, albo jakimś tajemniczym sposobem wybuchały daleko za okrętem. Admirał zaczynał już wierzyć, że Rosjanie rzeczywiście posiadają jakieś promienie, powodujące wybuch torpedy w określonej odległości od okrętu. Sprawdzano je przecież kilkadziesiąt razy nadzwyczaj szczegółowo i nie natrafiono nawet na ślad jakiejkolwiek usterki. Sam doktor Ratzel przeprowadzał kilkanaście razy dodatkowe próby kontrolne na jeziorze Miedwie, lecz nie stwierdził żadnej nieprawidłowości w działaniu hydrofonów; torpeda za każdym razem prawidłowo uderzała w cel. Te same jednak torpedy załadowane na okręty podwodne i odpalone przeciw nieprzyjacielskim statkom zaczynały wyprawiać dziwne harce i chybiały celu lub wybuchały poza nim. Abwehra do tej pory również nie zdołała rozwiązać zagadki. I jak tu nie wierzyć w nadprzyrodzone siły! Admirał sięgnął do pudełka, wyjął z niego cygaro, z namaszczeniem odciął jego koniec i zapalił. Zaciągnąwszy się opadł na fotel i głęboko się zamyślił... W tym samym czasie w jednej z licznych sal pałacu kremlowskiego profesorowi Orłowowi wręczano uroczyście Złotą Gwiazdę Bohatera Pracy Socjalistycznej wraz z Orderem Lenina.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 10 RADAR Wielka pomyłka admirała Był zwykły jesienny dzień 1937 roku. Szczupły mężczyzna w szarym dobrze skrojonym garniturze przechadzał się wolnym krokiem po dużym, starannie urządzonym gabinecie. Głośniejsze westchnienia wydawane przez niego od czasu do czasu oraz głęboka bruzda przecinająca jego czoło pozwalały sądzić, że ma on jakieś bardzo poważne kłopoty. — Donnerwetter! — zamruczał w pewnej chwili pod nosem. — Wozu sollen solche Türme dienen?2 Jeszcze raz zajrzał do leżących na biurku raportów. Niestety były to tylko suche i lapidarne meldunki od poszczególnych rezydentów wywiadu niemieckiego działających w Anglii, które donosiły, że na kredowych skałach w okolicy Dover wybudowano szereg cienkich stalowych wież o wysokości prawie 100 metrów. O ich przeznaczeniu lub wykorzystaniu nie było jednak ani słowa. Mózg mężczyzny pracował wytrwale. Trudno jednak było dojść do jakichś logicznych wniosków. Stanowczym ruchem nacisnął w końcu guzik elektrycznego dzwonka. Olbrzymie, obite ciemnowiśniową skórą, drzwi otworzyły się bezszelestnie i na progu gabinetu zjawił się młody człowiek w mundurze majora Luftwaffe, kierując pytający wzrok na siedzącego mężczyznę. — Widział pan już te raporty, Keller? — padło od biurka pytanie. — Jawohl, Herr Admirał. — No i co pan o tym wszystkim sądzi? — Uważam, że to fałszywy alarm. Pewno postawili jakieś nowe urządzenia nawigacyjne dla statków płynących przez kanał La Manche. No bo przecież — dodał po krótkiej chwili — „Radioentdecker” czy „Freya” są dla nich absolutną tajemnicą. Admirał Canaris, szef hitlerowskiej Abwehry, nie był jednak całkowicie przekonany o słuszności tezy Kellera. Jako stary wyjadacz szpiegowski, wiedział dobrze, że bardzo rzadko udaje się do końca uchować jakąkolwiek tajemnicę, a cóż dopiero nową tajemniczą broń. Zbyt wysoko zresztą oceniał brytyjską Intelligence Service. Zwolniwszy majora Kellera, usiadł w głębokim fotelu, zapalił papierosa i nacisnął czerwony guzik znajdujący się na oparciu fotela. Po naciśnięciu guzika nad drzwiami zapłonęła czerwona lampka ogłaszająca wszystkim, że wstęp do gabinetu jest absolutnie wzbroniony. Otaczając się kłębami wonnego dymu, 2 Do diabła! Do czego mają służyć te wieże?

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 11 admirał jeszcze raz przypomniał sobie charakterystyczne momenty ostatnich manewrów, podczas których po raz pierwszy zastosowano nowy wynalazek. ...Jak w odwiecznym schemacie: „czerwoni” i „niebiescy”. Poprzez okolice Świnoujścia ciężko toczą się opasłe cielska czołgów, atakując, z udziałem piechoty, lotnictwa i marynarki, bramę do portu szczecińskiego. W niewielkiej odległości od ujścia Odry znajduje się Golm, niezbyt wielki pagórek o wysokości 59 metrów. Na szczycie jego stoi jakiś aparat o zadziwiających kształtach, który jest obsługiwany przez kilku radiomechaników, noszących mundury Kriegsmarine. Wywoływał on wiele ironicznych uśmiechów na twarzach oficerów piechoty, przejeżdżających obok pagórka. Bomba wybuchła dopiero wtedy, gdy radiomechanicy zameldowali dowódcy „czerwonych”, że w odległości około 50 kilometrów znajduje się „obcy” samolot, lecący w ich kierunku. Na porytym bruzdami obliczu starego generała odmalowało nę niedowierzanie, które jednak szybko przeszło w osłupienie, gdy z meldowanego kierunku istotnie nadleciał samolot. A więc można bez żadnych aparatów optycznych wykrywać samoloty znajdujące się w powietrzu, nawet w dość znacznej odległości. Ten cudowny aparat, zbudowany przez znaną firmę Gema, był pierwszą niemiecką stacją radiolokacyjną zastosowaną dla potrzeb Wehrmachtu. Ze względu na tajemnicę wojskową nadano mu kryptonim „Freya”... Admirał ocknął się z zamyślenia, zapalił ponownie papierosa i jeszcze raz przeliczył w pamięci wszystkie osoby, które wiedziały o cudownym wynalazku. Niestety, na żadną z nich nie można było rzucić nawet cienia podejrzenia Istniało więc bardzo duże prawdopodobieństwo, że Anglicy nawet nie domyślali się, jak potężna i tajemnicza broń znajduje się w niemieckich rękach. Po co jednak w takim razie budowali swoje wieże? Nagle twarz mu się rozjaśniła. Przecież jeśli są to wieże radarowe, to wystarczy wysłać samolot zaopatrzony w radioaparaty podsłuchowe, mające szeroki zakres odbioru, i przekonać się, czy wieże te nadają jakieś sygnały. Nacisnął czerwony i zielony guzik z lewej strony biurka. W drzwiach zjawił się nienaganny, jak zwykle, Keller. Stalowe oczy Canarisa z przyjemnością spoczęły na wojskowej sylwetce majora. — Proszę poprosić do mnie pułkownika Bauera — rzucił krótko. Za chwilę w gabinecie pojawiła się sylwetka lekko siwego, starszego pana. Lekkim ruchem dłoni admirał wskazał mu miejsce w jednym z klubowych foteli, sam sadowiąc się w drugim. Keller, wziąwszy z biurka duży notatnik z napisem „Streng geheim” i przysunąwszy bliżej dużą popielniczkę, usadowił się obok. — Moi panowie — zaczął Canaris — musimy za wszelką cenę wyjaśnić tajemnicę stalowych wież w południowej Anglii. Pan — zwrócił się do Kellera — osobiście wykona kilkanaście lotów w różnych porach doby na specjalnym samolocie zaopatrzonym w radioaparaty podsłuchowe i namiarowe i przekona się, czy wysyłają one jakiekolwiek sygnały. Proszę o jak największą ostrożność, gdyż

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 12 tajemnica musi być w zupełności zachowana. Pan zaś, pułkowniku Bauer, przez swych rezydentów w Anglii wybada, czy na wieżach tych nie montuje się czasami jakichś dziwnych urządzeń, które mogłyby nam ewentualnie sprawić nieprzyjemną niespodziankę. Jeśli panowie nie mają żadnych pytań, dziękuję... Obaj oficerowie podnieśli się i uścisnąwszy dłoń admirała wyszli z gabinetu. Canaris odetchnął 2 ulgą. Tym ludziom mógł zawierzyć. Keller natychmiast porozumiał się z dowództwem Luftwaffe i już w kilka dni potem wykonał pierwszy lot patrolowy. Mimo jednak iż operator kręcił gałkami aparatu na wszystkie strony, nie odebrał żadnego sygnału. Przeklęte wieże milczały. Loty powtarzano, lecz wieże nie odzywały się nadal. Dopiero raporty agentów wywiadu, które doniosły, że na wieżach zainstalowano obrotowe reflektory świetlne, zwane beaconami, zaczęły przekonywać admirała, iż wieże te mogą rzeczywiście być budowane z myślą o bezpieczeństwie żeglugi przez karał. Na wszelki wypadek postanowił jednak wysyłać od czasu do czasu samolot patrolowy 2 aparatami namierzającymi. Trzeba tu obiektywnie stwierdzić, że stary lis nie stracił węchu. I gdyby mógł się w niedługim czasie przenieść na drugą stronę kanału, na pewną konferencję, kto wie, jak wyglądałyby losy Anglii... W dużej sali o ścianach obitych porowatą masą, doskonale tłumiącą dźwięki, siedziało kilkanaście osób. Był to słynny Tizard-Committee zajmujący się sprawami radiolokacji. Właśnie zabierał głos lord Cherwell, profesor zwyczajny uniwersytetu w Oksfordzie, specjalista od zagadnień radiowych, a od 1934 roku jeden z kierowników specjalnej stacji doświadczalnej w Bawsdey, w której opracowywano urządzenia służące do wykrywania samolotów na odległość. — Gentlemen, chciałem panów poinformować, że jesteśmy w trakcie ostatecznych doświadczeń ze stacją radarową pracującą na falach o długości 1,5 metra. Przy zastosowaniu tego urządzenia jesteśmy w stanie wykryć każdy samolot, lecący na wysokości 450 metrów, już z odległości 64 kilometrów. Ponieważ jednak wróg mógłby wtargnąć na obszar Wielkiej Brytanii z lotu koszącego, jaki przez normalny radar nie da się uchwycić, więc na południowych wybrzeżach zainstalowaliśmy wysokie wieże, dzięki którym będzie można wykryć wroga z odpowiedniej odległości. Chodzi więc teraz o to, aby cel budowy tych wież został starannie zakamuflowany przed niemiecką Abwehrą. Proszę o wypowiadanie swych opinii. Pierwszy zabrał głos młody jeszcze człowiek w mundurze z dystynkcjami podpułkownika. Był to przedstawiciel Intelligence Service. — Uważam sprawę zachowania tajemnicy naszego systemu radarowego za najważniejszą. Według posiadanych przez nas informacji, agenci Abwehry już dawno zaczęli się interesować budową wież w południowej Anglii. Proponuję zatem, aby na szczyty wież nie zakładać anten kierunkowych, gdyż każdy wysłany sygnał odkryje wszystkie nasze karty, a z wyglądu zewnętrznego anten agenci lub

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 13 ich centrale mogliby łatwo domyślić się właściwej treści tajemnicy. Anteny zatem należy przechowywać w specjalnych magazynach i założyć je na wieże w ostatecznej konieczności. Aż do tej chwili wieże muszą milczeć. Wszelkie próby zaś proponuję przeprowadzać na Wyspach Szetlandzkich ze względu na utrudnioną infiltrację na ten teren obcych agentów. Z kolei zabrał głos siwy mężczyzna w granatowym mundurze admirała Royal Navy. — Admiralicja proponuje ponadto, aby w celu całkowitego zmylenia przeciwnika nadać wieżom charakter nawigacyjnego zabezpieczenia żeglugi w kanale La Manche, szczególnie w nocy, i zaopatrzyć je w beacony o różnych prędkościach obrotowych. To powinno całkowicie zamydlić im oczy i przekonać, że radar jest tylko w posiadaniu Niemców. — A więc zgadzamy się we wszystkim — podsumował krótko Cherwell — i robimy wszystko, aby Abwehra nigdy nie dowiedziała się prawdy o angielskim radarze. W wypadku zaś konfliktu czeka Hunów bardzo nieprzyjemna niespodzianka. Dawno już wszyscy członkowie Tizard-Committee opuścili salę konferencyjną, tylko w jednym z gabinetów przylegających do sali długo jeszcze tej nocy paliło się światło. Lord Cherwell jeszcze raz przeglądał protokół z posiedzenia Komitetu. Czy rzeczywiście uczyniono wszystko, aby zabezpieczyć tajemnicę angielskiego radaru? — Ach ten radar, radar — westchnął profesor. Radar?... Co to jest i na czym właściwie polega zasada jego działania? Radar to skrót angielskiego oznaczenia „Radio Detection and Ranging”. Zasada zaś jego działania polega na odbijaniu się fal radiowych od przedmiotów metalowych lub źródeł promieniowania elektromagnetycznego. Innymi słowy mówiąc, wysłana w kierunku lecącego samolotu fala odbija się od niego i część jej wraca z powrotem. Mierząc czas od wyjścia impulsu z nadajnika aż do jego powrotu po odbiciu się do odbiornika oraz znając prędkość rozchodzenia się fal radiowych, możemy bardzo łatwo obliczyć odległość samolotu od radaru Jeśli zaś wiązka wysyłanych fal jest dość wąska, wówczas radar może dość dokładnie podać nam wysokość i kierunek lecącego samolotu. Tymczasem admirał Canaris uspokoił się zupełnie Dane wywiadowcze jednoznacznie określały przystosowanie wież do zadań nawigacji morskiej w kanale La Manche Również podsłuch radiowy nie przyniósł żadnych rewelacji — wieże wciąż milczały Pozwoliło to admirałowi na twierdząca odpowiedź, gdy po przedstawieniu prototypu ,.Freya” Hitlerowi ten zapytał, czy rzeczywiście tylko Niemcy posiadają ten rodzaj broni. Hitler polecił rozpoczęcie natychmiastowej produkcji 5000 sztuk aparatów typu „Freya”.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 14 Niemcy byli tak pewni siebie, że zamierzali za pomocą serii zmasowanych ataków bombowych, przeprowadzonych niespodzianie, sparaliżować angielski lotniska w południowej Anglii i zniszczyć angielskie ośrodki przemysłowe. W ten sposób miał być przygotowany teren pod przyszłą inwazję Wysp Brytyjskich i ostateczne pokonanie Anglii. Uczeni niemieccy w dalszym ciągu pracowali nad ulepszeniem radaru, tak że w chwili wybuchu wojny posiadali już aparaty pracujące na falach o długości 50 centymetrów Dokładność ich była tak duża, że odległość określały z błędem 30 metrów, a kurs i wysokość z błędem tylko 0,5 metra. Powstał tak zwany „Würzburg—Gerät”. Anglicy zaś w dalszym ciągu budowali swoje wieże. Powstał słynny Home Chain. W chwili wybuchu drugiej wojny światowej dwadzieścia wież stało gotowych wzdłuż południowych i południowo wschodnich wybrzeży Anglii. W dalszym ciągu jednak milczały. Dopiero gdy zaczęła się bitwa o Anglię, wszystkie wieże zdradziły swoje tajemnice. Niemieckie organa nasłuchu radiowego stwierdziły, że w eterze aż się roi od dziwnych znaków, rozmów i tonów, szczególnie na falach krótkich. Wówczas dopiero zrozumiano, że wieże te były potężnymi stacjami radiolokacyjnymi. Zdumienie Niemców było tym większe, że aż do tej pory byli święcie przekonani, iż są jedynymi właścicielami tak cennego wynalazku. Dołączyła się do tego jeszcze bezsilna wściekłość, gdyż z własnych doświadczeń wiedzieli już, że nie można więcej liczyć na całkowite zaskoczenie Anglików, gdyż ani ciemności, ani mgła czy chmury nie są żadną osłoną dla samolotu, który czujne oko radaru wypatrzy zawsze. Jak się później Niemcy mogli przekonać, angielski radar nie tylko wykrywał samoloty z odległości ponad 100 kilometrów, podawał ich kierunek i wysokość, ale był w stanie nawet określić z niewielkim błędem ich liczbę. Było to dla Niemców niespodzianką. Również i dla Abwehry. Gdy admirałowi Canarisowi zameldowano o wszystkim, w pierwszej chwili oniemiał. Potem wściekłym ruchem złapał śliczną japońską popielniczkę i z całej siły grzmotnął nią o podłogę. Następnie zamknął się w swoim gabinecie i do wieczora absolutnie z nikim nie chciał rozmawiać. „Oko proroka” czuwa Kilkugodzinna narada Tizard-Committee dobiegała już końca. Tematem jej była możliwość zaktywizowania i ulepszenia obrony przeciwlotniczej Wielkiej Brytanii, gdyż myśliwce marszałka Dowdinga ze względu na duże straty własne i braki w uzupełnieniu sprzętu, których nie mogło zastąpić poświęcenie i brawura alianckich pilotów, nie wystarczały już do zapewnienia skutecznej obrony przed

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 15 hitlerowskimi bombowcami. Zagadnienie to było tym bardziej skomplikowane, że Niemcy zaczęli stosować również naloty nocne, a liczba myśliwców nocnych była wręcz minimalna. Trzeba było szukać innych rozwiązań. Najprostszym i najtańszym było zastosowanie artylerii przeciwlotniczej Należało zapewnić jej tylko bardziej skuteczną celność i efektywność. Zagadnienie musiało być nadzwyczaj ważne, skoro w naradzie miał wziąć udział Churchill. Właśnie otworzyły się drzwi i na salę konferencyjną wszedł premier Wielkiej Brytanii w towarzystwie lorda Cherwella, który w tym czasie został jego najbliższym współpracownikiem, oraz swego sekretarza Andersona. Prowadzący zebranie w krótkich słowach poinformował Churchilla i Cherwella o dotychczasowych wnioskach. — Postanowiliśmy zatem zastosować radar do kierowania ogniem artylerii przeciwlotniczej. Większe zgrupowania artylerii zostaną wyposażone w dwa rodzaje stacji radiolokacyjnych; jedna, pracująca na falach półtorametrowych, będzie z grubsza określała kurs i pułap samolotów nieprzyjaciela oraz nastawiała na kierunek i kąt położenia drugą stację, wytwarzającą fale o długości zaledwie 25 centymetrów, które określają położenie celu z błędem zaledwie 3 metrów Dane z tej stacji zostaną przekazane na specjalny „predictor”, składający się z odpowiednich przeliczników, które będą automatycznie obliczać poprawki na prędkość, znoszenie, manewr przeciwartyleryjski, ślizg itp., a więc przewidywać położenie samolotu w chwili dolecenia pocisku na wysokość samolotu. Wyliczone w ten sposób parametry celu będą w dalszym ciągu podawane na centralny przyrząd, który również automatycznie nastawi wszystkie działa na jeden cel. Prawdopodobieństwo trafienia będzie bardzo duże i wyniesie około 75 procent. Urządzenie to będzie mogło odróżniać własne samoloty od nieprzyjacielskich. W tym celu nasze samoloty zostaną wyposażone w specjalny aparat pod nazwą „Identification Friend or Foe”, czyli jak go w skrócie nazywamy IFF. Gdy aparat ten zostanie „oświetlony” wiązką promieni ze stacji radiolokacyjnej, zacznie automatycznie wysyłać specjalne sygnały, które pojawią się na ekranie stacji obok sygnału celu, pozwalając bez żadnej pomyłki odróżnić własny .samolot od nieprzyjacielskiego. To wszystko, sir. Oczy zebranych zawisły na ociężałej sylwetce premiera. Churchill rzucił półgłosem kilka słów do lorda Cherwella, a gdy ten potakująco kiwnął głową, wstał i, wyjąwszy z ust nieodłączne cygaro, jak zwykle gwałtownie zaczął wyrzucać z siebie potoki słów. — Gentlemen! Sytuacja jest nadzwyczaj ciężka. Nasze rezerwy lotnicze wyczerpują się w bardzo szybkim tempie jeśli proponowane przez panów środki nie zostaną wprowadzone na uzbrojenie możliwie szybko, wróg zniszczy nasze najważniejsze ośrodki zbrojeniowe, gdyż nie będziemy mieli dostatecznej liczby samolotów do ich obrony. Rząd Jego Królewskiej Mości uczyni wszystko, by

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 16 przemysł mógł już w tym miesiącu przystąpić do masowej produkcji proponowanych przez panów aparatów. Proszę więc o okazanie jak największej pomocy. Aha, jeszcze jedno. Efekt tej historii zależy przede wszystkim od całkowitego utrzymania tajemnicy. Niemcy muszą być przekonani, że wzrastający wskaźnik zestrzeleń jest wynikiem działalności naszego lotnictwa nocnego Richards! — Churchill zwrócił się do wyższego oficera Intelligence Service. — Co pan proponuje w tej sprawie? Szczupły mężczyzna w mundurze RAF podniósł się ze swego fotela i spokojnie zaczął: — Te sprawy przemyśleliśmy dokładnie, sir. Wydaliśmy już nawet specjalne rozkazy, aby piloci nocnych myśliwców nosili w dzień specjalne ciemne okulary, przebywali w ciemnych pomieszczeniach, otrzymywali specjalne wyżywienie mające polepszyć ostrość wzroku, przeprowadzali specjalne treningi itp. Oczywiście znajdą się niedyskretni — tu Richards uśmiechnął się lekko — którzy postarają się, aby ta wiadomość dotarła, gdzie należy. Niemcy będą przekonani, że wyniki zestrzeleń są rezultatem wzmożonej działalności naszych myśliwców. A o to nam przecież chodzi. — Well — Churchill zapalił nowe cygaro — pozostaje nam zatem jeszcze określenie kryptonimu. Czy są już jakieś propozycje? Po chwili ciszy z sali zaczęły padać nazwy. Żadna jednak nie przypadła do gustu wszystkim zebranym. Dopiero propozycja lorda Cherwella zyskała powszechny aplauz. — Panowie — rzekł z uśmiechem — przecież urządzenie to przewiduje w każdej chwili przyszłe położenie samolotu, a to już wchodzi w dziedzinę proroctw. Proponuję zatem nazwać go „okiem proroka”. Już po sześciu tygodniach od omówionego posiedzenia komitetu do jednego z pułków, stacjonujących w pobliżu południowych przedmieść Londynu koło Croydon, zaczęły nadchodzić dziwne paki i skrzynie. Po rozmontowaniu ich okazało się, że zawierają jakieś tajemnicze przyrządy. Z zaciekawieniem więc oficerowie i żołnierze przyglądali się, jak monterzy przystąpili do składania tych przyrządów. Zaintrygowało również wszystkich, że cały teren zajmowany przez owo dziwne urządzenie został otoczony potrójnym pierścieniem specjalnych posterunków, zaś oficerom i żołnierzom wstrzymano wszystkie przepustki. Po kilku godzinach pracy montaż urządzenia był zakończony. Pod wieczór do pułku przybyło kilku wyższych oficerów z Głównej Kwatery, aby obserwować wyniki nocnych strzelań. Spodziewano się bowiem dość silnego nalotu na Londyn. Oficerowie ci, razem z dowództwem pułku, stłoczyli się w ciasnym wnętrzu stacji radiolokacyjnej. Około godziny 22 fosforyzujący ekran wskaźnika radaru panoramicznego, po którym jednostajnym ruchem wędrował dokoła jasny promień, rozświetlił się nagle kilku jasnymi punktami. Za chwilę cała południowo-

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 17 wschodnia strona ekranu świeciła drobnymi jaskrawymi punkcikami — niemiecka wyprawa na Londyn znajdowała się w odległości około stu kilometrów. Zgromadzeni z napięciem wpatrywali się w pulsujący łagodnym zielonkawym światłem ekran, licząc w myśli stale powiększającą się liczbę punkcików. W tej chwili od zachodniej strony ekranu pojawiło się kilkanaście innych punktów, ciągnących za sobą perełkowate ogony. Dość szybko przesuwały się one w stronę roju poprzednio zauważonych punktów. — Nasi nocni myśliwcy — mruknął cicho jeden z oficerów — zaraz zaatakują Hunów. Rzeczywiście, po chwili obie grupy punktów spotkały się. Angielskie samoloty brawurowo zaatakowały przeważające siły Niemców. Mimo to duża jeszcze liczba punktów nieubłaganie zbliżała się ku środkowi ekranu. Nadchodziła kolej na artylerię przeciwlotniczą. Operator stacji panoramicznej włączył krótkofalową stację radiolokacyjną, wysyłającą bardzo wąską wiązkę, i nastawił ją dokładnie na cel. Zapłonęło czerwone światełko — znak, że radiostacja cel uchwyciła. Od tej chwili wszystko już zaczęło się odbywać automatycznie. Obsługa miała za zadanie tylko ponownie załadować działo po odpaleniu poprzedniego pocisku i wyrzuceniu łuski. Resztą czynności kierowało ,,oko proroka”. Oficerowie wysypali się z kabiny radiooperatora i zajęli miejsca w schronie dowódcy, nakładając po drodze hełmy. Ze schronu widać było niesamowity trochę obraz, gdy przez nikogo nie poruszane działa same powoli wznosiły swe długie lufy ku niewidzialnemu jeszcze wrogowi. W tej chwili z oddali dał się słyszeć głuchy, potężniejący z każdą chwilą pomruk. — Zaczyna się — zauważył półgłosem jeden z oficerów. Odległy pomruk zamienił się już w silne dudnienie, jednak smukłe lufy dział w dalszym ciągu w milczeniu wznosiły się do góry oczekując chwili, gdy samoloty wejdą na rubież skutecznego strzału. Napięcie obserwatorów i kanonierów obsługujących poszczególne baterie doszło już do zenitu. Nagle, gdy dudnienie silników nieprzyjacielskich samolotów przeszło w przeciągły grzmot, ku ciemnemu niebu poleciały roje różnokolorowych pocisków. Na niebie pojawił się błysk, a w chwilę po nim drugi. Świecące kule poczęły coraz szybciej spadać w dół, zamieniając się po drodze w wyraźne sylwetki palących się samolotów. Z każdą chwilą przybywało tych błysków coraz więcej. Oficerowie zebrani w schronie dowódcy z napięciem je liczyli. Gdy liczba ich przekroczyła 23, zaczęli sobie wzajemnie gratulować. To był rzeczywisty sukces. Z 35 samolotów nieprzyjacielskich, które przerwały się przez obronę nocnych myśliwców, 23 zestrzeliła artyleria. Takich wyników nie osiągnęli nigdy. Ba, nigdy nawet o nich nie marzyli. Cudowne, naprawdę cudowne „oko proroka”!

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 18 Oberstleutnant von Kramer miał tego dnia wyjątkowego pecha. Już rano wstał z łóżka w kwaśnym humorze, bo całą noc śniły mu się jakieś straszne maszkary. Co prawda, poprzedniego wieczoru wypił trochę za dużo, ale ten koniak był i tak dobry, że... Zresztą pił nie pierwszy raz i nigdy po pijaństwie nie czuł się tak źle, jak dzisiaj. Życie osładzała mu tylko trochę myśl, że Lizzy, ta piękna Lizzy, o którą rywalizowali ze sobą wszyscy oficerowie garnizonu, zgodziła się nareszcie spotkać z nim. Był to nie lada sukces, gdyż zalecał się do niej również adiutant samego Kesselringa. Von Kramer jeszcze raz przejrzał się w lustrze. Wiedział, że był przystojny, ale interesujących, oficerów nie brakowało w garnizonie. Lizzy zaimponowały prawdopodobnie jego nienaganne maniery, trochę niedbała elegancja, no i przede wszystkim hrabiowski tytuł. Na myśl o Lizzy poczuł, że ogarnia go lekka tęsknota. Ach, jak długo czekał na tę chwilę. Zaczął oglądać pokój, zastanawiając się, gdzie i jakie kwiaty umieścić na dzisiejszy wieczór. W tej chwili zadzwoni! telefon. Powolnym ruchem podniósł słuchawkę do ucha i w sekundę potem wyraz jego twarzy całkowicie się zmienił. — Proszę natychmiast zameldować się w gabinecie marszałka Kesselringa na odprawę dowódców — zabrzmiał w słuchawce głos jednego z jego konkurentów do wdzięków Lizzy, adiutanta marszałka. — Kreuzhimmel! — zaklął von Kramer. — Przecież miałem mieć dzisiaj wolny dzień. Zasmarkane szczęście... Odprawa zaczęła się dokładnie o godzinie 13.00. Kesselring, dowódca 2 Floty Powietrznej działającej przeciwko Anglii, powiódł spojrzeniem po przybyłych. — Meine Herren! Zaprosiłem panów do siebie, aby omówić niektóre szczegóły ataku bombowego na Londyn, który przeprowadzimy dziś w nocy. Według posiadanych wiadomości aktywność angielskich myśliwców ostatnio poważnie osłabła. Musimy więc wykorzystać ten moment i nauczyć Anglików rozumu. W akcji weźmie udział 240 samolotów podzielonych na sześć grup Każda grupa, jak zwykle, leci na innej wysokości i inną trasą, żeby utrudnić Anglikom obronę. Dowódcą grupy numer 1 będzie oberst Goli, numer 2 — oberstleutnant von Kramer... Nagłe zadanie tak zaskoczyło oberstleutnanta, że do końca odprawy nie potrafił się już skupić. Jedna tylko myśl plątała mu się po głowie: „Co powie na to Lizzy?” Przez całe popołudnie, w przerwach między przygotowaniem do wylotu swojej grupy, nadaremnie usiłował się do niej dodzwonić. Musiała widocznie gdzieś wyjść. Zrezygnowany, posłał jej przez ordynansa bilecik z bukietem kwiatów i udał się na salę odpraw. Jego trasa na Londyn i prowadziła dokładnie przez Croydon...

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 19 Start nastąpił normalnie i już po piętnastu minutach grupa von Kramera weszła na właściwy kurs. Nad kanałem z zajadłością zaatakowały ich angielskie nocne myśliwce, lecz „udało się w końcu zgubić je ze stratą zaledwie czterech własnych maszyn. Weszli nad ziemię angielską. Oberstleutnant, prowadzący pierwszy samolot, ze złością wpatrywał się w ciemną otchłań pod sobą. Przeklęci Anglicy. Przez nich stracił cudny wieczór z Lizzy. No, ale się im odpłaci nad Londynem. Rzucił okiem na zegarek. Są już gdzieś w okolicach Croydon i zaraz powinny odezwać się angielskie armaty przeciwlotnicze. No, te są niegroźne. Grunt, żeby myśliwców w powietrzu nie było. W tejże chwili ziemia zajaśniała tysiącami rozbłysków i ku samolotom pomknęły kolorowe kule. Von Kramer z lekceważeniem obserwował je, wykonując lekki manewr przeciwartyleryjski. Lecz w tej chwili w słuchawkach intercomu zabrzmiał podniecony głos tylnego strzelca. — Herr Oberstleutnant, dwa nasze samoloty i się palą... jeszcze jeden... jeszcze dwa... trzy... cztery!!! W tym samym momencie paciorki kolorowych pocisków zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do samolotu oberstleutnanta. Von Kramer wykonał manewr, w jedną stronę, w drugą, lecz paciorki coraz bardziej zbliżały się. Von Kramer wpadł w panikę. Czy tą artylerią w dole kierują ludzie, czy diabli? Gorączkowo kopał orczyk, przerzucając maszynę z jednego manewru w drugi... Churchill przed chwilą przeczytał raporty dotyczące zestrzeleń niemieckich samolotów przy użyciu artylerii przeciwlotniczej kierowanej radarem. Wyniki były rewelacyjne. — No cóż, Fryderyku — zwrócił się do swego doradcy do spraw naukowych, lorda Cherwella — Bardzo mądry pomysł. Teraz możemy trochę odetchnąć. Niech Bóg czuwa nad Anglią. — Bóg i „oko proroka” — dodał lord Cherwell. Tylko 3 centymetry Bitwa o Atlantyk weszła w decydującą fazę. Setki niemieckich okrętów podwodnych, zgrupowane w „wilczych stadach”, czaiły się na szlakach alianckich konwojów i niespodzianie wyrywały z nich najsmaczniejsze kąski. Lęk i trwoga panowały w owym czasie na pokładach statków wchodzących w skład konwoju. Wszystkich nurtowała tylko jedna myśl: kto będzie następną ofiarą hitlerowskich piratów zazwyczaj zupełnie niespodzianie ciemności rozjaśnia przeraźliwy błysk, połączony z silnym wybuchem. To jeszcze jeden statek ubywał z konwoju i

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 20 wzbogacał królestwo Posejdona. Wśród ciemności, zaczerwienionych niekiedy blaskiem płonącej ropy, rozgrywała się dramatyczna walka o uratowanie pozostałych przy życiu rozbitków. Wymagało to od ratowników nadludzkiego poświęcenia i żelaznych nerwów. Każdy statek zatrzymujący się w celu zabrania rozbitków, często i tak już oświetlony łuną pożaru, narażony był na natychmiastowe storpedowanie. Marynarze jednak poświęcali wszystko dla ratowania kolegów, wiedząc, że jutro może spotkać ich to samo. A „wilcze stada” noc w noc wyrywały z konwojów coraz to nowe ofiary... Pierwszy Lord Admiralicji z niepokojem wpatrywał się w postać nieruchomo siedzącą w fotelu. Wiedział dobrze, że od decyzji tego człowieka zależy wiele, bardzo wiele. Był to Fryderyk Lindeman, lord Cherwell, doradca Churchilla, który stanął przed nie lada problemem. Wiedział, że niemieckie okręty podwodne są wyposażone w radar, pozwalający wykrywać ofiary na dużą odległość. Wiedział również, że angielskie radary morskie, pracując na falach o długości 1,3 metra, dawały błędne wskazania wskutek stosowania przez Niemców aktywnych zakłóceń, wywoływanych przez tajemniczy aparat, zainstalowany na każdym niemieckim okręcie podwodnym i oznaczony kryptonimem FuMB 1 „Metox – R 600”3 W tej sytuacji hitlerowcy posiadali zdecydowaną przewagę. Rozwiązanie było tu tylko jedno: z zakresu metrowego przejść na centymetrowy. Niestety, lampy elektronowe mają to do siebie, że nie można ich zmusić, aby drgały tak szybko, jak się tego pragnie. A więc trzeba przeprowadzać doświadczenia i jeszcze raz doświadczenia włączyć do nich Amerykanów. Teraz po utworzeniu Biura Badań i Studiów Naukowych4 mają oni w swoim ręku olbrzymie środki i to zarówno ludzkie, jak materiałowe. Lindeman podniósł się wreszcie z fotela i zwrócił do Pierwszego Lorda Admiralicji: — Obiecuję panu, że w ciągu trzech, czterech miesięcy sytuacja się wyjaśni. Jeszcze dzisiaj poleci w tej sprawie do Waszyngtonu jeden z moich ludzi, ze specjalnym pismem od premiera Churchilla... Lindeman dotrzymał słowa. Już na początku 1943 roku angielskie i amerykańskie okręty wojenne, pływające w eskorcie konwojów, zaczęły otrzymywać nowe urządzenia — stacje radiolokacyjne pracujące na zakresie zaledwie 10 centymetrów. Było to zasługą niebywałego wprost wysiłku 15 000 pracowników Biura Badań i Studiów, którzy w minimalnym czasie potrafili przeprowadzić setki doświadczeń i ulepszeń technicznych. 3 FuMB = Funkmess-Beobachtungs-Gerat = radar warning apparatus (przyp. blondi) 4 Office of Scientific Research and Development (OSRD)

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten W tle – FuMB 1 Metox R 600A zbudowany przez francuską firmę Metox & Gardin. (przyp. blondi) Wprowadzono do stacji radiolokacyjnych nowy rewelacyjny przyrząd — magnetron. Magnetron pozwalał na wytwarzanie drgań z bardzo dużą częstotliwością, a więc na wysyłanie bardzo krótkich fal. Dzięki temu przyrządowi alianci znacznie prześcignęli Niemców w dziedzinie techniki radarowej i przewagę tę utrzymali już do końca wojny. Radiolokacja nie była jedynym środkiem walki z niemieckimi okrętami podwodnymi, choć bez wątpienia odgrywała rolę najważniejszą. Miała jednak zasadniczą wadę: nie sięgała pod wodę. Dlatego też okręty podwodne, które atakowały konwoje w zanurzeniu, były w zasadzie chronione przed wykryciem, zwłaszcza jeśli atak przeprowadzany był z większej odległości. Okręty eskorty, szczególnie te szybkie, a więc niszczyciele, fregaty i korwety były, co prawda, wyposażone w hydrolokatory, tj. echosondy ultradźwiękowe, zwane popularnie „asdic”. Termin ten powstał od angielskiego skrótu nazwy komitetu badawczego, zajmującego się urządzeniami do wykrywania okrętów podwodnych — Allied Submarine Detection Investigating Committee. Asdic, działając na zasadzie ultradźwiękowego echa, odbitego od stalowej masy zanurzonego okrętu podwodnego, pozwalał na wykrycie, a następnie odtworzenie kierunku jego poruszania się, a więc na tzw. uchwycenie i utrzymanie z nim kontaktu. Zasadniczym elementem asdicu był recorder, który automatycznie 21

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 22 obliczał moment odpalania i głębokość detonacji bomb głębinowych przy ataku na okręt podwodny, w zależności od jego zanurzenia. Asdic miał jednak dużo wad i był mało precyzyjny. Poza tym silna porcja ultradźwięków, odbijająca się od kadłuba okrętu podwodnego, powodowała charakterystyczny dźwięk, który uprzedzał załogę, że ich okręt został uchwycony przez asdic. To zaś z kolei umożliwiało dokonanie szybkich zmian położenia okrętu podwodnego i w rezultacie utrudnienie ataku okrętom eskorty, a nawet zgubienie przez nie kontaktu. Ulepszony asdic, tzw. sonar, był już znacznie precyzyjniejszy, jednak i on „uprzedzał” przeciwnika o nawiązaniu kontaktu. W związku z tym OSRD opracowało nowy aparat, zwany MAD. Był to specjalny detektor magnetyczny, przeznaczony do wykrywania dużych mas żelaza, znajdujących się nawet głęboko pod powierzchnią wody. MAD już nie „uprzedzał” przeciwnika, ale posiadał, tak jak i asdic, dość ograniczony zasięg. Zarówno MAD, jak i asdic wykrywały okręty będące w zanurzeniu. Niestety były w ogóle nieskuteczne w stosunku do okrętów podwodnych, które znajdowały się w wynurzeniu. A Niemcy, w miarę nasilania się bitwy o Atlantyk i wzrostu strat własnych, zmieniali taktykę działań. W ciągu dnia okręty przebywały w zanurzeniu. Nocą, gdy nie groziło zdemaskowanie położenia, okręty wypływały na powierzchnię, ładowały akumulatory, nawiązywały łączność z dowództwem i zazwyczaj przed świtem atakowały zauważony konwój. Korzystając z osłony ciemności hitlerowskie okręty podwodne przenikały przez okręty eskorty, dostając się do środka konwoju i tu rozpoczynały swoje krwawe żniwo, atakując najczęściej w pozycji wynurzonej. Eskorta, mimo posiadania stacji radarowych, najczęściej dowiadywała się o ataku niemieckiego okrętu podwodnego dopiero wtedy, gdy pierwsza torpeda wybuchała w celu. Okrętowe stacje radarowe były bowiem aktywnie zakłócane. Dopiero zastosowanie radaru 10-centymetrowego, który miał duży zasięg i nie podlegał zakłóceniom przez aparaty „Metox – R 600”, stało się punktem zwrotnym w bitwie o Atlantyk. OSRD opracowało zasadniczy typ 10-centymetrowego morskiego radaru oznaczonego ASG. Typ ten był również produkowany przez przemysł brytyjski pod nazwą Mk III. Oba radary były montowane na angielskich i amerykańskich okrętach wojennych. Od tej chwili wynik bitwy o Atlantyk był już przesądzony — liczba zatopionych niemieckich okrętów podwodnych zaczęła gwałtownie rosnąć. Już po kilku tygodniach Niemcy zorientowali się, że alianci rozporządzają nowym środkiem wykrywania ich okrętów podwodnych i od razu zaczęli przeciwdziałać. Początkowo myśleli, że mają do czynienia z promieniami podczerwonymi, dlatego też pierwsze ich próby dotyczyły przyrządów i pokryć ochronnych przed tymi promieniami. Potem jednak doszli do przekonania, że jest to prawdopodobnie radar posiadający możliwość przestrajania częstotliwości, więc

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten 23 opracowali specjalny wywiadowczy odbiornik, również z możliwością przestrajania go. W dalszym ciągu jednak pracował on na zakresie metrowym. Mimo tych wszystkich przeciwśrodków liczba zatopionych niemieckich okrętów podwodnych nadal wzrastała. Niemców zaczęła ogarniać panika. Uczepili się w końcu myśli, że zdradza ich promieniowanie wywiadowczego odbiornika „Metox – R 600”. Używanie „Metoxa” zostało surowo zakazane, a na jego miejsce został wprowadzony FuMB 8 „W.Anz g1”. Był on dokładniejszy od „Metoxa” i wypromieniowywał znacznie mniejsze moce. Jednak wśród dowódców niemieckich okrętów podwodnych szerzył się wręcz patologiczny strach przed „własnym” promieniowaniem. Dlatego też nie dowierzali nowemu wynalazkowi, co było zresztą wyrazem ogólnego sceptycyzmu do nowych urządzeń technicznych. Wszystkie logiczne racje przesłaniał im huk bomb głębinowych i liczba zatopionych okrętów. Uczeni niemieccy zmuszeni więc zostali do opracowania jeszcze mniej czułego detektorowego odbiornika, który w ogóle nie promieniował żadnej energii. W ten sposób powstał FuMB 10 „Borkum”. Był to szerokopasmowy odbiornik wywiadowczy pracujący na zakresie od 75 do 300 centymetrów. Wreszcie we wrześniu 1943 roku dowództwo Kriegsmarine zostało poinformowane, że USA i Anglia stosują aparaturę radarową pracującą na zakresie 10-centymetrowym. Dla morskich speców radarowych było to szokujące zaskoczenie. Do swych największych osiągnięć zaliczali skonstruowanie radaru 50-centymetrowego. A tu naraz taka różnica. To brzmiało niewiarygodnie. Zażądano szczegółów. Okazało się, że w marcu tego roku pod Rotterdamem wylądował przymusowo angielski bombowiec. Z załogi został tylko ranny pilot (reszta widocznie wcześniej wyskoczyła na spadochronach), który zemdlał z upływu krwi i prawdopodobnie dlatego nie zdążył zniszczyć samolotu posiadającego kompletne urządzenie radarowe. Niemieccy uczeni dość prędko określili dane techniczne aparatury, które wprawiły ich, tak samo jak i później fachowców z Kriegsmarine, w osłupienie. Uwagi uczonych uszedł, co prawda, pewien drobny, ale jak się później okazało, najbardziej istotny szczegół, że radar ten pracował nie na zwykłych lampach elektronowych, lecz na magnetronach. Byli oni jednak tak zaszokowani długością, a raczej krótkością jego fal, że do końca nie zwrócili na ten szczegół uwagi. Miało to kosztować ich wiele, bardzo wiele. W rozgardiaszu, który powstał po tym rewelacyjnym odkryciu, nie zwrócono również uwagi na fakt, że od chwili ustalenia długości fal radaru do chwili poinformowania o tym floty przeszło całe sześć miesięcy. Do końca wojny pozostało dla Niemców zagadką, jak to w ogóle mogło się stać; wiadomo jednak, że zwłoka ta odegrała zasadniczą rolę w bitwie o Atlantyk. Zagadkę tę znały trzy osoby: szef oraz kierownik wydziału morskiego na Europę Centralną brytyjskiej Intelligence Service i pewien oberstleutnant niemieckiego Sztabu Generalnego,

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/15 Wacław Malten zajmujący się zagadnieniami postępu technicznego, a w tajnych aktach Intelligence Service oznaczony skromnym kryptonimem „G-48”... Straty niemieckie na Atlantyku w dalszym ciągu wzrastały. Za wszelką cenę trzeba było więc zbudować odbiornik wywiadowczy pracujący na zakresie 10 centymetrów. I wówczas na arenę wypłynął młody niemiecki naukowiec, specjalista z dziedziny radaru, doktor Joachim Greven. — Potrzebuję jednej łodzi podwodnej, jednego patrolowca i trzydziestu naukowców do pomocy. Listę ich już zestawiłem — zwrócił się do admirała Raedera, u którego odbywała się specjalna konferencja, poświęcona możliwościom obrony niemieckich okrętów podwodnych przed alianckim radarem. — Ile czasu pan potrzebuje, doktorze? — zapytał admirał. — Przy zapewnieniu mi żądanej pomocy zobowiązuję się w ciągu sześciu miesięcy przygotować pierwszą serię, tak że można je będzie montować na okręty — odparł Greven. — Doskonale, otrzyma pan okręt U-406 i patrolowiec „Condor”. Listę akceptuję w całości. W razie jakichkolwiek trudności proszę się zwrócić bezpośrednio do mnie. A więc powodzenia! Doskonałe ujęcie przedstawiające antenę detektora Naxos zamontowaną na okręcie podwodnym U-952 dowodzonym przez kapitänleutnant Oscar Curio. (przyp. blondi) Greven z zapałem wziął się do roboty. Wybrani przez niego inżynierowie dosłownie dniem i nocą siedzieli w laboratoriach. Wreszcie po pięciu miesiącach wytężonej pracy trzy prototypy aparatu FuMB 7 (FuG 350) „Naxos” były gotowe. 24