ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 235 152
  • Obserwuję977
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 294 384

Valko Tanya - Arabska krew

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Valko Tanya - Arabska krew.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK 1.Różne
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (5)

Gość • 7 lata temu

Super ksiazka.. Polecam wszystkim. I dziekuje za udostepnienie

Gość • 7 lata temu

dzięki za lekturę, super wciąga i rozszerza temat wschodniej kultury

Gość • 8 lata temu

jak moge pobrać ten pdf?

Gość • 8 lata temu

Dziekuje :)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 635 stron)

TANYA VALKO ARABSKA KREW Tym, którzy ucierpieli z powodu reżimów i tyranii przywódców, Oby odzyskali wolność i ludzką godność Autorka Fabuła powieści bazuje na wydarzeniach, jakie miały miejsce w Libii podczas Arabskiej Wiosny w 2011 roku, lecz opisane sytuacje oraz uczestniczący w nich bohaterowie są fikcyjni. Wszelkie podobieństwo do osób przebywających kiedyś lub żyjących obecnie w Libii jest przypadkowe.

PRZEDMOWA Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy, właśnie trzymacie w rękach powieść Arabska wiosna, która jest kontynuacją losów bohaterek Arabskiej żony i Arabskiej córki. Zwrot „arabska wiosna" jest już powszechnie przyjęty i oznacza zamieszki, przewroty i rewolucje, jakie miały miejsce w krajach arabskich, począwszy od końca 2010 roku aż po dzień dzisiejszy. Jednak moja książka nie jest ani powieścią historyczną, ani reportażem z tych wydarzeń. Jest to fikcja literacka bazująca na faktach z wojny domowej w Libii. W swojej powieści fikcyjne losy bohaterów wplątałam w wir faktycznych wydarzeń. Informacje czerpałam z relacji telewizyjnych w Al-Dżazirze czy CNN oraz ze sprawozdań prasowych i internetowych. Opisując obozy dla uchodźców, masowy exodus z Libii czy łamanie praw człowieka, w tym kobiet i dzieci, korzystałam z raportów obrońców praw człowieka oraz znawców tematu czy opowieści naocznych świadków. Jednak pragnę podkreślić, że przedstawione sytuacje oraz uczestniczący w nich bohaterowie są fikcyjni. Wszelkie podobieństwo do osób przebywających kiedyś lub żyjących obecnie w Libii jest przypadkowe. Postaci takie jak Muammar al-Kaddafi czy jego syn Saif są osobami publicznymi i nawet śmierć libijskiego lidera została bez skrupułów ukazana w internecie. Ich historia przedstawiona przeze mnie jest całkowicie fikcyjna, choć niewykluczona. Bardzo często w mojej powieści odwołuję się do źródeł islamu, który każdemu muzułmaninowi towarzyszy od świtu do zmierzchu, od narodzin aż do śmierci. Chcąc zrozumieć kulturę arabską, najpierw należy zapoznać się z religią. W żadnym względzie nigdy nie starałam się jej deprecjonować czy krytykować, gdyż uważam ją za wspaniałą wiarę, czasami jedynie źle

interpretowaną czy wykorzystywaną do niecnych celów. Osobiście jestem zagorzałą zwolenniczką dialogu międzyreligijnego i tolerancji. Tak więc, drogi Czytelniku, powieść, po którą sięgasz, zaprowadzi Cię do pięknej śródziemnomorskiej krainy, która została zniszczona przez wojnę, a jej niewinni obywatele doznali z tego powodu wiele krzywd i niesprawiedliwości. Fikcyjni bohaterowie powiodą Cię przez prawdziwe pola walk i ukażą, co oznacza piekło wojny we współczesnym świecie.

I ODNALEZIENIE MATKI Arabska Miriam czy polska Marysia Marysię po przyjeździe do Rijadu, stolicy Arabii Saudyjskiej, zaskakują najbardziej dwie rzeczy. Po pierwsze, dobrobyt tego kraju i bogactwo jej męża. Do tej pory sądziła, że jest on tylko dobrze sytuowanym biznesmenem, lecz przez głowę jej nie przeszło, że wyszła za mąż za milionera, zwłaszcza że sama nie miała ani grosza. Dlaczego ten mężczyzna zdecydował się na ślub z biedną dziewczyną, w dodatku pół Libijką, pół Polką? Chyba jedynym wytłumaczeniem może być wielka miłość. Drugą sprawą, która szokuje nowoczesną wyemancypowaną kobietę, jest zachowanie jej męża. W Jemenie Hamid był zupełnie innym człowiekiem. Nie chodzi tylko o okazywanie uczuć w stosunku do Marysi, ale również o jego styl bycia. W Sanie mężczyzna patrzył na nią płonącymi, rozkochanymi oczami. Jak tylko nadarzała się okazja, chwytał ją za rękę lub obejmował ramieniem. Robił to nawet w miejscach publicznych i na oczach ludzi, co nie było dobrze widziane w tym tradycyjnym muzułmańskim kraju. Często wybuchał niepohamowanym, zaraźliwym śmiechem, żartował, opowiadał zabawne dykteryjki i psocił jak mały chłopiec. W Rijadzie stopniowo jego żywiołowość jakby wygasa, oczy blakną i często, zwłaszcza w miejscach publicznych, patrzy na żonę bez namiętności i bezosobowo. Nie ma mowy o najdelikatniejszym dotknięciu na ulicy, podczas wizyt u jego rodziny czy w wielkich centrach handlowych. Bywa, że widzą jakąś odważną saudyjską parę idącą pod rękę, lecz im się to nie zdarza. Marysia nie może tego pojąć, lecz kiedy zaczyna obserwować mężczyzn i otaczające ich saudyjskie małżeństwa, dochodzi do wniosku, że w tym kraju należy to do normy. Miłości między ludźmi nie należy okazywać, bo jest ona niczym w

porównaniu z uwielbieniem Allaha. Zycie pobożnego Saudyjczyka polega na oddawaniu bezgranicznej czci Bogu. Modlitwy pięć razy dziennie ustawiają cały plan dnia, a świadomość, że żyje się na muzułmańskiej świętej ziemi, czyni z wszystkich Saudyjczyków ludzi naznaczonych i błogosławionych, dla których oprócz Mekki, Medyny i Allaha nic się nie liczy. Chyba dlatego tak się zachowują, tłumaczy sobie Marysia. A może ich maniery to tylko pozory, które trzeba w tym kraju stwarzać? Po prostu nie afiszują się z uczuciami i trzeba to zaakceptować, choć Marysi przychodzi to z wielkim trudem. Jest to wbrew jej żywiołowej, śródziemnomorskiej naturze. Pod koniec stycznia nadchodzi wiosna, czas przebudzenia, radości i miłości. Ta pora roku chyba w każdym punkcie na kuli ziemskiej jest piękna. Odczuwa się to szczególnie w miejscach, które na co dzień są nie do życia. Pogoda nawet w Rijadzie, wybudowanym na środku pustyni, jest znakomita. Marysia po raz pierwszy od przyjazdu widzi oszałamiający błękit bezchmurnego saudyjskiego nieba. Kryształowo czyste powietrze wypełnia płuca i dodaje sił, nawodniona ziemia z każdego najmniejszego skrawka wypuszcza młode pędy traw czy krzewów, a wszystko to pieszczą delikatne promienie przygrzewającego słońca. Ptaki całymi dniami śpiewają jak oszalałe, a koty zawodzą nocami. Taki idylliczny stan trwa niestety może miesiąc, może półtora, bo później od początku kwietnia niebo skrywa się znów za chmurami pyłu. Po nieudanej, tragicznej wyprawie do Madain Saleh i po późniejszym kontakcie z ambasadą polską Marysia w zasadzie przestaje opuszczać willę. Tak szczelnie zamyka się w domu, że nawet nie zauważa zmian pór roku. Jej przyjaciółka Kinga dzwoni parokrotnie, zapraszając ją osobiście na święto narodowe 3 Maja, które jest hucznie obchodzone w rezydencji ambasadora, ale Marysia nie daje się namówić. Hamid też jej nie nakłania do wyjścia, widząc przerażenie i zagubienie żony. Nie odpowiada mu również picie alkoholu podczas takich

uroczystości. W końcu Arabia Saudyjska to kraj prohibicji i nie powinno się przynajmniej tak otwarcie łamać tego prawa. - Słuchaj, kobieto! Mam dobre... cudowne wieści! - Dwa tygodnie po wielkiej recepcji koleżanka dzwoni ponownie i krzyczy podekscytowana do słuchawki. - Wallahi, co się dzieje? (Wallahi (arab.) - na Boga.) - Obiecałam, że odszukam twoją mamę, pamiętasz? - Tak... - Serce Marysi na sekundę stanęło w miejscu, by po chwili zacząć bić jak oszalałe. - Była na imprezie trzeciego maja i sama mnie zaczepiła. Trzeba było przyjść, jak mówiłam! - stwierdza z pretensją. - Ale to nic. Gadałam z nią chyba przez godzinę i jestem w stu procentach pewna, że Dorota jest twoją matką. Niewiele mi o sobie opowiadałaś, zwłaszcza o rodzicach, ale wszystkie znane mi szczegóły się zgadzają. Masz siostrę Darię, fajna z niej nastolatka, a Dorota wyszła ponownie za mąż za Polaka, Łukasza, który zarabia tutaj niezłą kasę w Ericssonie. - Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem zawsze może. - Marysia wypowiada szeptem słowa nieżyjącej babci Nadii, która głęboko wierzyła, że matka z córką kiedyś się spotkają. - Żebyś wiedziała! Mam numer jej telefonu komórkowego i adres. Mieszkają na DQ. - Nie byłam, co to za osiedle? - Mieszkasz już prawie rok w Rijadzie i nie wiesz, co to DQ? Obudź się, panienko, przestań śnić i gnić i rusz się!

- Dzięki, dzięki! Czy ty zawsze musisz być szczera aż do bólu? - Tak, bo ktoś musi tobą wstrząsnąć, moja śpiąca królewno! DQ to dzielnica dyplomatyczna, Diplomatic Quarter, znajdują się tam prawie wszystkie ambasady i rezydencje, ale też urzędy, sklepy, parki, restauracje oraz wille i apartamenty również dla zwykłych cudzoziemców, nie tylko tych z korpusu. Kobiety w DQ mogą chodzić bez abai! (Abaja - wierzchnie tradycyjne okrycie w krajach muzułmańskich; szeroki, luźny płaszcz noszony przez kobiety i mężczyzn, w Arabii Saudyjskiej kobiety noszą abaje w czarnym kolorze.) Jeszcze tam nie byłaś, nie mogę w to uwierzyć?! - Jeśli nie jestem dyplomatką ani tam nie mieszkam, to jak mnie wpuszczą? Teraz sobie przypominam, że raz czy dwa przejeżdżaliśmy z Hamidem autostradą obok tego miejsca i widziałam betonowe bloki, tankietki z karabinami maszynowymi i tłumy straży i gwardii narodowej. Mysz by się nie prześlizgnęła. - Owszem, sprawdzają każdy samochód, bo boją się, żeby fundamentalistyczne oszołomy nie zabiły jakiegoś ważnego człowieka, ale w sumie to pic na wodę, bo każdy może tam się dostać. Mówi się, że masz sprawę w jakimś biurze i już droga otwarta. - W takim razie muszę spróbować. - Nie mów jak typowa Arabka Insh Allah (Insh Allah (arab.) - jak Bóg da) lub bukra, (Bukra (arab.) – jutro) bo to mnie wkurza, tylko zrób to zaraz - teraz - natychmiast. Zadzwonię i umówię cię z Dorotą. Na kiedy? - Kinga bierze sprawę w swoje ręce. - Ani się waż! - wykrzykuje przerażona Marysia. - Ja sama... - Nerwowo przełyka ślinę. - Muszę sobie jeszcze wszystko przemyśleć. - Ledwo oddycha z podekscytowania. - Na spokojnie, zrobię to na spokojnie - obiecuje.

- Jak chcesz! - Przyjaciółka ze złością cedzi słowa przez zęby i rozłącza się. Marysia potrzebuje czasu, żeby dojrzeć do spotkania z matką. Przypomina sobie i rozważa swoją rozmowę z babcią. Było to jeszcze w Jemenie. Stara mądra kobieta nie pozwalała zapomnieć dziewczynie o jej korzeniach, miejscu urodzenia i matce. - Babciu, już daj spokój z tą Polską! - Pamięta, jak się wtedy na nią zezłościła, a zdarzało się to bardzo rzadko. – I z tym nazywaniem mnie Maryszia też! To jest dla mnie krępujące, a poza tym wprawia mnie w jakieś rozdwojenie jaźni. Przywykłam do imienia Miriam i dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent ludzi tak się do mnie zwraca. - Nie rozumiem cię, moje dziecko - babcia nie dawała za wygraną. - Czemu taka jesteś zła na twoją matkę? Ileż ona musiała wycierpieć, ile czasu i pieniędzy kosztowało ją odnalezienie ciebie. A ty, jak ta głupia koza, nie pojechałaś z nią i zgotowałaś sobie ciężki los. Cały czas nie mogę zrozumieć, co skrywasz w głębi swojej wrażliwej duszyczki? Nie można przecież nie kochać matki!? - Wszyscy mówili, że ona nie żyje. Lecz kiedy się odnalazła, tak jakby spadła z księżyca, interesowała ją tylko Daria! Mnie miała w dupie! - wybuchła wtedy i po raz pierwszy wyznała, co czuje. - Ależ to nieprawda! - zaprzeczyła Nadia. - Jesteś już na tyle dorosła - zaczęła, przytulając ją mocno do siebie - że powiem ci, co wiem o tragicznym związku twojej mamy i taty. Poznasz parę drastycznych szczegółów na temat swojego ojca, ale masz już chyba wyrobioną opinię na jego temat. - Westchnęła, bo przecież nigdy o nikim źle nie mówiła i widać sprawiało jej to ból. - Twoja śliczna mama nie miała łatwego życia z moim synem, bo muszę obiektywnie stwierdzić, że niezły z niego zbój. Tak wyczekiwany, upragniony, wymodlony... Ale cóż zrobić. Nie wiem, jak było w Polsce, ale kiedy przyjechała do nas do

Libii, widać było, że twój tata tresuje ją w szowinistyczny arabski sposób. Jak chciał, to był miły, czuły, kochający i dawał jej szczęście, tym samym przywiązując do siebie jeszcze hardziej. Częściej niestety był sobą, to znaczy odpychającym, wrednym draniem o sadystycznych skłonnościach! Nie mówię o zwykłym znęcaniu się, jak bicie, bo to u nas często się zdarza, ale on wykańczał tę biedną dziewczynę psychicznie. Dorota dowiedziała się oczywiście o molestowaniu przez niego młodszej siostry, Samirki, na co cała rodzina nie mogła nic poradzić. Jaka wtedy była jego reakcja? Obraził się na wszystkich i wyjechał chyba na cały miesiąc, zostawiając swoją młodą żonę w obcym jej domu, w obcym kraju. Potem wrócił jak gdyby nigdy nic. Z czasem Dorota zaczęła się adaptować do nowego otoczenia i uniezależniać, bo to była bardzo mądra i wytrzymała dziewczyna. Lecz kiedy tylko wyściubiła nos na zewnątrz, poznała polskie koleżanki, zaczęła wychodzić z domu, dostała świetnie płatną pracę w polskiej szkole - zrobił jej z życia piekło. I lot chciała się wydostać z Libii, ale mogła to zrobić tylko i wyłącznie w pojedynkę, bez ciebie, bo jak wiesz, dziecko należy do ojca, a nie do matki, która przez dziewięć miesięcy nosi je pod sercem, rodzi w bólach, karmi piersią i wychowuje. Ha! Absurd?! Cóż, twoja biedna mama na-dal do tego stopnia kochała twojego ojca despotę, że była w stanie z wszystkiego zrezygnować, poświęcić siebie dla dobra rodziny i twojego, moja panno, abyś żyła w normalnym, nierozbitym domu. Na koniec Ahmed wywiózł was na farmę pod miastem. Nie mogę powiedzieć, pięknie ją urządził, ale była to złota klatka na całkowitym odludziu. Jednak twoja zakochana mama przeżyła tam chyba chwile szczęścia, co zaowocowało urodzeniem Darii. Później zaczęło się jeszcze gorsze piekło, bo mój synalek związał się z fundamentalistami. Wystąpił nawet w telewizji podczas manifestacji popierającej Osamę bin Ladena po zburzeniu World Trade Center 11 września 2001 roku. Ekstremizm w Libii był i jest karany śmiercią, a odpowiedzialność ponosi się zbiorowo. Jeden członek rodziny coś przeskrobie, a karani są wszyscy. Przez to musieliśmy dosłownie z dnia na dzień uciekać z

Trypolisu. Tu pomogła nam Malika, która załatwiła sobie posadę w Ghanie. A co działo się z twoją mamą w tym czasie, nie mam pojęcia i obawiam się, że nawet ciotka Malika nie znała do końca tej historii. Jedynie Samira wie chyba wszystko, bo kontaktowała się z Dorotą i pomagała jej zorganizować wywiezienie was z Libii. Namawiała cię, jak umiała, na wspólne wyjście na mikołajki do polskiej ambasady, gdzie było umówione spotkanie i przekazanie was matce. Ale ty nie chciałaś nawet o tym słyszeć, wybrałaś imprezę z Małiką i jej koleżankami. Tym wyznaniem babcia rozświetliła Marysi w głowie. Sama sobie była winna, że nie opuściła wtedy Libii wraz z matką i młodszą siostrą. O to nie może mieć do nikogo pretensji i nie powinna oskarżać swojej rodzicielki o brak starań czy miłości. Marysia nie zapomni do końca życia wydarzeń tamtego strasznego dnia, kiedy Samira miała wypadek, po którym zapadła w śpiączkę, a jej siostrzyczka Daria zniknęła. Ciotka Malika chciała jej coś powiedzieć o mamie i siostrze tuż przed swoją śmiercią, ale nie zdążyła. Przez cały czas ukrywała prawdę i zabrała tajemnicę ze sobą do grobu. Gdyby tylko chciała, już jako dziecko Marysia połączyłaby się z rodziną i żyła w spokojnym, normalnym kraju, gdzie nie ma rebeliantów, terrorystów i gdzie mężczyźni nie dyskryminują kobiet w imię prawa sprzed wieków. Teraz młoda kobieta po raz pierwszy od wielu lat wyciąga pomięte zdjęcie matki schowane głęboko w szkatułce przy łóżku i wzdychając, patrzy na piękną blondynkę, która trzyma dłonie na zaokrąglonym ciążowym brzuszku i uśmiecha się szczęśliwa. - W imię Allaha, jadę! - wykrzykuje Marysia, zrywając się na równe nogi. - Bez dzwonienia, bez umawiania. Moja matka mieszka w tym samym mieście, a ja miałabym stchórzyć i jej nie odwiedzić?

- Łukasz, otwórz drzwi, ja mam mokre ręce - krzyczy Dorota z kuchni w stronę salonu. - Ja, kobieto, też coś robię, masz bliżej. - Oczywiście, jak zawsze. - Wzdycha. - Darusia, przypilnuj przez jedną minutkę Adasia, zaraz wracam. - Dobra, dobra - nastolatka odpowiada z uśmiechem, i il ujmując: brata ramieniem. - Ależ komuś się pali. Przecież nikogo się nie spodziewamy. Nadal szczupła, choć już czterdziestoletnia Dorota wychodzi na podwórze, gdzie jak watą okleja ją upał Rijadu. -I am comingl - woła, słysząc następny dzwonek. Ze złością na taką nachalność nieproszonego gościa gwałtownie otwiera metalową bramę i staje jak wryta. Na chodniku przed domem widzi młodą dziewczynę o arabskich rysach i zadziwiająco jasnej karnacji oraz krętych złotych włosach, ubraną w długą do ziemi abaję. - Kto to? - Dorota słyszy za sobą głosy Łukasza i Darii. - Dzień dobry, mamo... W końcu cię odnalazłam. - Moja Marysia, moja córeczka kochana! - hamując łkanie, Dorota wyciąga przed siebie ręce i zarzuca je na szyję tak długo poszukiwanego dziecka. Wprowadza swoją dorosłą córkę do domu w asyście zaskoczonego Łukasza i Darii z małym Adasiem na ręce. Bierze od niej czarny płaszcz i z przyjemnością patrzy na zgrabną, smukłą sylwetkę dziewczyny. Jest wyższa od niej o pół głowy, ma długie nogi po ojcu i wąską talię po matce, a duży biust chyba po arabskich żeńskich przodkach. Kolor jej włosów przypomina dojrzałe łany zbóż lub miód oświetlony promieniami słońca. Oczy mają typowo arabski kształt migdałów i głęboki kolor brązu wymieszanego z czystym złotem. Ich

niezwykłość podkreślają ciemnobrązowe brwi, które jak skrzydła płochliwego motyla co chwilę unoszą się i opadają. Jej semicki nos świadczy o arabskim pochodzeniu, lecz nie jest za duży, jak u niektórych Arabek. - Hej, to ty jesteś moją legendarną siostrą, którą znam tylko z opowiadań?! - wykrzykuje Daria, nie mogąc wytrzymać krępującej ciszy. - Dawaj całusa, nie bądź drewno. - Wolną ręką przyciąga Marysię za szyję i głośno całuje. - Mam na imię Łukasz - przedstawia się mężczyzna o miłym i pogodnym wyrazie twarzy. Nosi eleganckie okulary w złotej cienkiej oprawie i goli łysiejącą głowę. pod podkoszulkiem rysuje się niewielki brzuszek pana w średnim wieku. - Siądźmy w salonie - wskazuje ręką drogę, bo matkę z córką zupełnie zamurowało i stoją w przedpokoju jak dwie żony Lota. Dom jest bardzo elegancki i przestronny, choć oczywiście nie umywa się do rezydencji, w której mieszka Marysia. Salon jest umeblowany nowocześnie i bez zbędnego przepychu, a zdobią go wyroby saudyjskiego rękodzieła. Przez przeszkloną ścianę i drzwi na taras widać mały ogródek z niedużym basenem, dookoła którego stoją plastikowe krzesła i stolik. Tuż obok jest mała piaskownica, plastikowa zjeżdżalnia i porozrzucane wszędzie dziecięce zabawki. - Tak sobie żyjemy - zaczyna Dorota, podążając za wzrokiem Marysi. - A ty gdzie mieszkasz? Słyszałam od Kingi, że masz męża Saudyjczyka - mówi to z nieukrywaną niechęcią w głosie. - Możemy przejść na angielski? Nie za bardzo rozumiem. - Marysia przerywa potok polskich słów. - Weil... - Matka z dezaprobatą wygina usta w dół i smutno wzdycha. - Ofcoursel - szybko wykrzykuje Daria, niczym się nie przejmując i ciesząc się ponad miarę z widoku siostry.

- To zrozumiałe, że nie mówisz po polsku, bo wychowując się w arabskiej rodzinie, nie miałaś kontaktu z ojczystym językiem - tłumaczy mężczyzna, z naganą spoglądając na swoją żonę. - Właśnie... - Marysia zawiesza głos. Czuje się skrępowana wśród obcych łudzi. Zaczyna żałować, że tutaj przyszła. - Mamo, weź Adasia, a ja biorę moją siostrunię. - Daria skacze na równe nogi. - Pójdziemy do kuchni zrobić sobie coś do picia. Nawet nie zaproponowaliście biednej dziewczynie szklanki wody, a upał przecież jak cholera! - Nie wyrażaj się! - Dorota krótko trzyma swoją rodzinę. Kiedy dziewczyny wychodzą, małżeństwo zaczyna szeptać między sobą, co jeszcze bardziej krępuje gościa. Przecież mogliby nawet krzyczeć w tym dziwnym chrzęszczącym języku, i tak nic by nie zrozumiała, stwierdza Marysia w duchu. Takie moje szczęście, nawet rodzina mnie nie akceptuje - robi jej się coraz bardziej przykro i łzy zbierają się w oczach. - Hej, nie przejmuj się! - Daria od razu to zauważa. - Mama ma takie humory. To się nazywa menopauza. - Uśmiecha się złośliwie. - Dzięki. - Marysia opanowuje płacz, rozbawiona kąśliwością nastolatki. Czuje, że tą małą kocha całym sercem i z nią na pewno chciałaby utrzymać kontakt. - Pamiętasz coś z Ghany? - pyta z nadzieją w głosie. - Sorki, ale byłam za mała. Mam jakieś pojedyncze obrazy w głowie. Słuchaj, czy była tam fontanna na środku ogrodu? I murzyńska służba? Pamiętam taką strasznie chudą, czarnoskórą kobietę. Bałam się jej jak diabli, a

szczególnie jej wielkich oczu. - Daria śmieje się, lejąc colę do szklanki pełnej lodu. - Tak, zgadza się! A babcię Nadię? - Miewam taki powracający sen, że dobra siwa Arabka pochyla się nade mną i całuje. Pachniała piżmem i starością. - Dziewczynki, chodźcie do nas! Pogadamy wspólnie! - matka nawołuje z salonu. - Co porabiałaś przez te wszystkie lata? - zwraca się do Marysi. - Wiem od Samiry, że byłyście w Ghanie. - Tak. Tam zginęła ciocia Malika. Potem wróciłyśmy do Trypolisu, gdzie mieszkałyśmy z babcią w takim ślicznym małym domku na Faszlum. - Ale ja cię odnalazłam na Gurdżi. - Przeniosłyśmy się. - Kobiety pomijają fakt, że Marysia odmówiła wtedy powrotu z matką do Polski. -1 co dalej? Mój detektyw stracił cię z oczu. - Później był Jemen. Przeżyłam tam dwa cudowne lata. Mieszkałam z dużą rodziną, znalazłam przyjaciół, miłość... - Saudyjczyka w Jemenie? Musi być biedny jak mysz kościelna, a może coś przeskrobał w swoim własnym kraju, że się tam przeniósł? Wielu tak robi. - Dorota nie panuje nad swoim ostrym językiem i bezwiednie rani dziewczynę. - Wallahi! Hamid jest dobrym człowiekiem! - Marysia, wzywając imię Boga i wyrzucając przy tym ręce do góry, magu je typowo po arabsku. Jednocześnie dziękuje w duchu Kindze, że nie wspomniała matce o bogactwie i pozycji jej męża. Przyzwoita dziewczyna i znająca życie. - A czym się zajmuje?

- Jest biznesmenem. - Jak każdy Arab, to w końcu naród handlarzy. Jeśli tak nienawidzisz tej nacji, to co robisz w takim kraju jak Arabia Saudyjska? - Marysia już nie wytrzymuje. - A tobie się tutaj podoba? - Oczywiście, że nie, ja'ani... (Ja'ani (arab.) - to znaczy; łącznik często używany w mowie potocznej) aż tak nie narzekam i nie krytykuję. - Marysia mówi podniesionym głosem, wykrzywiając przy tym usta i cykając z dezaprobatą językiem. Co chwilę wyciąga papierową chusteczkę i wyciera nią to ręce, to czoło, to wargi. Przed nią jest już ich niezła górka. - Cały czas to powtarzam - do rozmowy włącza się Łukasz. - Trochę pozytywnego podejścia. Zostaniesz u nas na obiedzie, Marysiu? - zmienia temat. - Zapraszamy. - Nie chcę przeszkadzać. - Dziewczyna nie ma najmniejszej ochoty dłużej przebywać w towarzystwie swojej złośliwej i negatywnie do niej nastawionej matki. - Coś ty! Nie odchodź! - Daria popiera ojczyma. - Zadzwoń po męża, żeby też przyszedł. - Może następnym razem. Na razie oswójmy się ze sobą - zimno oznajmia Dorota. - To prosto z Jemenu przyjechałaś tutaj? - dalej indaguje. -Tak. - Ile miałaś lat, jak cię wydali za mąż? Piętnaście? - Dorota, co się z tobą dzieje? Tak za nią tęskniłaś, tyle nocy przepłakałaś, a teraz tak się zachowujesz?!

- Łukasz nie wytrzymuje, całkowicie nie rozumiejąc agresji żony. - Po prostu znam arabskie realia. To nie jej wina, tylko tej ich cholernej tradycji i starego islamskiego prawa, które nadał nimi rządzi. - Miałam prawie dwadzieścia - odpowiada dziewczyna, ze złością zaciskając usta. - Babcia starała się mi wybić z głowy małżeństwo, twierdząc, że jestem za młoda, a jemeńskej rodziny w ogóle to nie obchodziło. - To dlaczego tak wcześnie? - A ty ile miałaś, kiedy poślubiłaś mojego ojca? I dlaczego to zrobiłaś? Aha, prawdopodobnie byłaś w ciąży, i wyobraź sobie, że ja nie. - Dorota wykrzywia twarz po trafnym słownym ciosie córki. - Wyszłam za mąż z miłości. - Po prostu takie środowisko ci odpowiada, nasiąknęłaś tą kulturą do szpiku kości - matka ignoruje docinki. - Razem z mężem i kuzynką uczestniczyliśmy w Sanie w manifestacji przeciwko wydawaniu za mąż dziewczynek. Marysia rzuca kolejny argument. - A jaką szkołę skończyłaś? Arabską dla przyszłych żon? - Brytyjską. - Młoda kobieta kończy rozmowę, podnosi się z kanapy i szybkim krokiem zmierza do wyjścia. - Jak tak nienawidzisz Arabów, to po co był ci arabski mąż?! Trzeba sobie było zrobić skrobankę, mniej byśmy się wtedy obie męczyły! - wykrzykuje na koniec, rozglądając się jednocześnie za swoją abają. - Z arabskim chłopem można mieć tylko arabskie bachory, świetnie czujące się w arabskich realiach i przestrzegające arabskiego prawa! Wyprowadzona z równowagi trzęsie się na całym ciele, glos jej się łamie i czuje, że za chwilę wybuchnie histerycznym płaczem.

- Marysiu! Przepraszam cię! - Dorota pochyla głowę, zasłania twarz obiema dłońmi i zaczyna szlochać, wylewając ze swoich wielkich błękitnych oczu strugi łez. Przedostają się one pomiędzy jej szczupłymi palcami i płyną aż do nadgarstków. Wszyscy w korytarzu zamierają. Nawet mały Adaś przestaje gaworzyć, siedzi na podłodze i smutno spoglądając na mamę, wykrzywia małe usteczka w podkówkę. - Uczucie nienawiści do Arabów pojawiło się u mnie dopiero wtedy, kiedy twój ojciec głęboko mnie zranił i niewyobrażalnie skrzywdził. Cudem przeżyłam gehennę, którą mi zafundował. - Matka podbiega do dorosłej córki, mocno ją obejmuje i przyciąga do siebie na siłę, bo dziewczyna zesztywniała, jakby połknęła kij. - Wybacz mi, ale kiedy widzę, że moja córka jest taka arabska, to uważam, że ten drań wygrał. - Nigdy nie odbierałam siebie jako typowego przykładu arabskiej dziewczyny. Zawsze buntowałam się przeciwko głupim szowinistycznym prawom. A do Jemenu wyjechałam, uciekając właśnie przed ojcem, który chciał ze mnie zrobić służącą dla swojej nowej kanadyjskiej żony i gromady bachorów. - Wybacz, wybacz! Zaczęłam generalizować i jest to straszny, niewybaczalny błąd. Jeden podły Arab nie oznacza przecież, że wszyscy są tacy. - Dorota bierze córkę za rękę i delikatnie ciągnąc, prowadzi z powrotem do salonu. - Gdybyś wtedy ze mną wróciła do Polski, nie spotkałoby cię to wszystko... - smutno zawiesza głos, mruga załzawionymi oczami i pociąga nosem. - My z Darią idziemy do kuchni przygotować obiad, a wy albo się dogadacie, albo pozabijacie - z uśmiechem i westchnieniem ulgi stwierdza Łukasz, zostawiając kobiety same.

- Jak tam było? - Nie doczekawszy się żadnej relacji za spotkania z matką, Hamid z zaciekawieniem spogląda na swoją śliczną żonę. Jej twarz jest jeszcze bardziej biała niż zazwyczaj i maluje się na niej złość i zacięcie. - Nie chcesz o tym porozmawiać? - Już na podjeździe przed domem mąż ponownie próbuje czegoś się dowiedzieć. - Jak będę miała ochotę pogadać, to się do ciebie zgłoszę Marysia mówi podniesionym głosem, zaraz potem obraca się na pięcie i wbiega po paru stopniach na podest, aż poły satynowej abai rozwiewają się na boki. Wielkie drewniane odrzwia trzaskają z hukiem, a Hamid postanawia nie narzucać się żonie, wsiada do swojego ulubionego bentleya i rusza na miasto. Dziewięćdziesiąt procent saudyjskich mężczyzn spędza w ten sposób swój wolny czas. Szarżują szybkimi samochodami, przesiadują w kawiarniach, pijąc hektolitry kawy, lub idą z kolegami do palarni sziszy, (Szisza (arab.) - fajka wodna) gdzie umilają sobie wieczór opowieściami i grą w bilard. Dhil lamida jest to nudne, ale ostatnimi czasy woli unikać swojej żony. Dzisiaj coś poszło nie tak, a on dowie się o tym prędzej czy później. Coraz bardziej przestaje mu zależeć na rozmowach i na zwierzeniach tej kobiety. Dochodzi do wniosku, że widocznie już tak musi być w każdym arabskim małżeństwie. Marysia, nadal w wyjściowym ubraniu, leży w sypialni na wielkim małżeńskim łożu. Dzisiejsza wizyta i spotkanie po latach z matką całkowicie ją wykończyły. Czuje się wyczerpana i zdenerwowana do tego stopnia, że drży na całym ciele. Zwija się w kłębek, obejmuje łydki długimi szczupłymi ramionami, a twarz opiera na kolanach. Tak czuje się zdecydowanie lepiej i bezpieczniej. Przestało też ściskać ją w brzuchu i wykręcać mięśnie. Zamyka oczy i do głowy napływają kaskadą wszystkie złośliwe słowa, które wypowiedziała jej matka i które tak ją ubodły. Każdy wyraz w jej ustach brzmiał jak obelga. Tak, Marysia musi przyznać, że czuje się bardziej Arabką niż Polką. Lecz jak by mogło być inaczej? Przecież większą część życia spędziła w libijskiej rodzinie, dobrej,

wyrozumiałej, kochającej i nowoczesnej. A ta kobieta przypisywała jej najgorszą, prymitywną mentalność. Ojciec był, i gdzieś tam zapewne nadal jest, draniem, ale to nie daje nikomu prawa do generalizowania i stwierdzenia, że wszyscy Arabowie są tacy. Co za głupiec może sądzić, że wszyscy są fundamentalistami, terrorystami, wszyscy krzywdzą kobiety i małe dziewczynki i są niewykształconymi ignorantami? Ależ nonsens! Marysia myśli o Hamidzie, swoim bardzo muzułmańskim, ale niezwykłym mężu, kuzynie Falilu, nie za mądrym, ale dobrym, Aszrafie z Jemenu, biedaku o łagodnej naturze, oraz Abbasie, wujku o gołębim sercu. I jeszcze innych, zwykłych porządnych arabskich mężczyznach. Kobiety Wschodu zaś w życiu by się nie zachowały tak jak jej matka. Ileż ciepła i miłości Marysia dostała od swojej babci, jaką cierpliwość i wyrozumiałość okazywała i jakim była dobrym człowiekiem. A Malika! Dziewczyna, kiedy tylko wspomina jej imię, czuje ukłucie bólu, ból i gniotącą jej piersi tęsknotę. Była dla niej tylko ciotką, a dała jej więcej niż niejedna matka. Ona mnie uwielbiała i ja o tym wiem, myśli, wzdychając. Jest to największy dar, jaki mogłam od kogokolwiek otrzymać. I dlatego zapewne nie powiedziała mi o matce, bo bała się umie stracić. Może i dobrze się stało, dziewczyna rozluźnia się, widząc oczami wyobraźni oblicze ciotki i jej figlarne zachowanie. Później przypomina sobie wyraz twarzy Malik i, kiedy mając czternaście lat, oznajmiła jej, że została zgwałcona i jest w ciąży. Inna kobieta krzyczałaby, robiła jakieś wyrzuty, może nawet uderzyła, a ona współczuła i starała się jak mogła rozwiązać wstydliwy problem. Rozumiała, że to nie była jej wina. Malika, Samira, babcia Nadia, Leila, Chadidża są Marysi bliższe od tej wysuszonej, białej blond matki. Marysia, wyczerpana wspomnieniami, usypia dopiero przy pierwszych promieniach słońca, wsłuchując się w poranne wezwanie muezina na modlitwę. Dorota również nie śpi do białego rana. Rozmyśla. Tak bardzo tęskniła, tak pragnęła odzyskać córkę, ale tę własną, malutką Marysię, która mówiła do niej

„mamuś". Rozczarował ją fakt, że nagłe w jej życiu pojawia się dojrzała, ukształtowana przez otaczające ją środowisko kobieta, z którą oprócz więzów krwi nic w zasadzie jej nie łączy, zdaje sobie sprawę, że jej paskudne zachowanie było spowodowane tym romantycznym, głupim nastawieniem i niesłusznie przelała całą swoją niechęć do Arabów na Bogu ducha winną dziewczynę. Odzyskałam ją, myśli, siedząc przy stole w kuchni i obejmując głowę rękami. Ale jak ktoś po takich przejściach jak ja może normalnie reagować? Jednak Marysia o niczym nie wie i nigdy zapewne się nie dowie, bo już nigdy więcej nie będzie chciała mnie widzieć, gorzko podsumowuje. Nalewa sobie kolejny kieliszek wina domowej roboty i sączy go przez zęby. Dzisiaj pozostaje mi tylko się upić, stwierdza z ironią. Wspomina swoją małą córeczkę, która świetnie czuła się w domu libijskiej rodziny, hasającą po ogrodzie i bawiącą się z rówieśnikami. Pamięta ją z czasów, kiedy mieszkały na farmie, opaloną na brązowozłoty kolor, z rozwianymi, krętymi, niedającymi się ujarzmić włosami. I cały czas słyszy w głowie „mamuś to, mamuś tamto, mamuś siamto...". A potem ten ostatni wspólny moment, kiedy przerażona tuliła ją do swojego bijącego jak oszalałe serca. To straszne wspomnienie sprzed prawie piętnastu lat starała się wymazać ze swojej pamięci. Nigdy do niego nie wracała, ale teraz koszmar znów ożywa. Wizja jest tak realistyczna i tak bolesna, jakby stało się to wczoraj. Widzi siebie, jak przerażona siedzi w wielkiej sypialni w ich willi w Trypolisie i stuka się w czoło milczącą czarną słuchawką telefonu. Do kogo mogłaby jeszcze zadzwonić, kto zechce pomóc zniszczonej kobiecie z dwójką małych dzieci, kto zechce z nią rozmawiać? Była wtedy tak straszliwie samotna. Z nadzieją patrzyła przez okno na opuszczony dom teściowej po drugiej stronie wąskiej ulicy i na zwiędnięte liście wirujące w szarym od pyłu powietrzu. Czuć było zimę. Ze strachu tak mocno przytulała niczego nieświadomą Darię, słodko cmokającą mleko z jej piersi i przymykającą oczy z rozkoszy. Jej serce ściskał

ból, a oczy wypełniły się łzami. Tak samo jak teraz, gdy wspomina najtragiczniejszą chwilę swojego życia. Wraca do niej obraz starszej córeczki, sześcioletniej Marysi, kiedy cicho, na palcach weszła do pokoju i przytuliła się do pleców mamy. Posadziła ją sobie wtedy na kolanach i przycisnęła do siebie. „Mamuś", córunia dla kurażu wymówiła to magiczne dla niej słowo. Jakaż ona była wtedy potulna. Szóstym zmysłem wyczuwała, że jest źle. Dorota w końcu zadzwoniła do jedynej bratniej duszy w Trypolisie, która jej pozostała. Była nią Baśka, najlepsza polska przyjaciółka. O mały włos, a udałoby jej się uciec i schronić bezpiecznej ambasadzie. Ale nie było to jej pisane. Dla niej były tylko wszystkie najbardziej czarne scenariusze, które Bóg potrafi wymyślić, sceptycznie podsumowuje swoje, i nie zapominając, że od lat jest szczęśliwa. Rozdrapuje już dawno zapomniane rany. Pamięta, jak zerwała się na równe nogi i biegała jak szalona, pakując na chybił trafił najpotrzebniejsze rzeczy. Przecież musiała wziąć przynajmniej dwie pary majtek! Po kwadransie była gotowa, lecz spóźniła się może o dwie minuty. Nagle usłyszała trzaśnięcie drzwi wejściowych na dole i męskie głosy. Skóra zjeżyła się jej na plecach. Nawet teraz przebiega ją dreszcz na wspomnienie tamtej chwili. Przerażona rozglądała się dookoła, szukając drogi ucieczki. Zamarła jednak bezradnie, z Darią na ręku, Marysię przesunęła za siebie. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Przyłożyła wtedy palec do ust i na migi pokazała Marysi: ani mru-mru. Przerażona poprawiła Darii smoczek i na palcach wycofała się z powrotem do sypialni. Nadal |pamiętała każdy najmniejszy szczegół, tak jakby odtwarzała nagrany film. Nie wiadomo, co się stało, może ze strachu zbyt mocno ścisnęła maleńką córeczkę, a może jej walące serce obudziło niemowlaka, Daria nagle otworzyła oczy, wykrzywiła buzię i wydała z siebie najpierw cichy pisk, a po chwili wyła już jak syrena. Dorota zamknęła drzwi na klucz i zabarykadowała je ciężką komodą. Skąd miała tyle

siły, żeby ją przesunąć, do tej pory nie wie. Na dodatek zrobiła to w zawrotnym tempie. Na koniec rzuciła się pędem w najdalszy kąt sypialni, ciągnąc za sobą przerażoną Marysię. Usiadły na podłodze i obejmowały się kurczowo, lecz Daria nie przerwała swojego koncertu. Przerażona usłyszała kroki na schodach i ze strachu zacisnęła zęby. W tej chwili, siedząc po latach przy kuchennym stole i widząc oczami wyobraźni tę scenę, prostuje się jak struna i wstrzymuje oddech. Zamyka oczy. Pamięta, jak ktoś szarpnął klamkę, później walił w ciężkie drewniane drzwi, które powinny były wytrzymać. Jednak po chwili mocne kopnięcie rozwaliło zamek i już wiadomo było, że nic nie mogło ich uratować. Wyrwane z zawiasów drzwi przewróciły ciężką szafę. Kto mógł mieć tyle siły, a może tyle furii, żeby to zrobić? Wtedy dziewczynki zaczęły zawodzić już razem, tuląc się do matki jak małe bezbronne kurczaczki. - Aaa, taki kwiatuszek tutaj chowasz, chytrusie? - Wielka męska kreatura, która wtargnęła do sypialni, obróciła się w stronę Ahmeda stojącego niepewnie w wejściu, i wymierzyła mu siarczysty policzek. - No, pokaż się tutaj. - W dwóch susach oprawca znalazł się przy Dorocie i zaczął ciągnąć ją za włosy. - Jaką blondynę sobie przygruchał! No, no! - zaśmiał się obrzydliwie, ukazując przy tym pożółkłe, nierówne zęby. Zbir uniósł ją za włosy i spódnicę i rzucił na wielkie małżeńskie łoże. Marysię pacnięciem odtrącił w kierunku łożącej na podłodze Darii. Jeszcze raz otaksował zdobycz wzrokiem, ściągnął popękane wargi, a potem powoli zwrócił się w kierunku pokornego Ahmeda, męża i ojca rodziny. No - powiedział w końcu, jakby dawkując napięcie. Może się jednak dogadamy, koleś. Kiedy puścił jej włosy, jak lwica broniąca małych rzuciła się w kierunku zapłakanych i roztrzęsionych córeczek. Teraz, kiedy to wspomina, ściska palcami usta i patrzy niewidzącym wzrokiem przed siebie. Cała zanurzyła się w swojej tragicznej przeszłości. Pamięta, jak

mężczyźni wyszli z pokoju, zostawiając przerażoną gromadkę we łzach. Ahmed nie zrobił nawet jednego kroku w ich kierunku. Słychać było szepty w korytarzu, a potem gardłowy obleśny śmiech bandziora. Później jeszcze jeden głos, pełen rozbawienia, dołączył do pozostałych. Po chwili czyjeś nogi głośno zatupały na schodach, słychać było jakieś rozmowy, czuć smród tanich papierosów. Dorota z córkami siedziała na podłodze jak wmurowana, jakby była tylko obserwatorem toczących się zdarzeń. Ahmed wpadł do sypialni. Nie patrząc na nią, wyrwał jej krzyczące dzieci, wziął je jak koty pod pachę i nie oglądając się za siebie, wyszedł. Do pokoju, z otwartą butelką whisky w dłoni, wszedł główny oprawca i Dorota była już wtedy pewna, na czym polega dogadanie się między mężczyznami. Jej kochany mąż bez namysłu i skrupułów sprzedał ją za swoją pieprzoną fundamentałistyczną skórę, a przedstawiciel libijskiej policji do walki z terroryzmem przyjął zapłatę za jego wolność w naturze. Jak na jedną krótką noc wspomnień jest zbyt wiele, Dorota przeciera oczy ręką, osusza papierową chusteczką zimny pot z czoła, dolewa sobie wina i wychodzi do ogrodu. Powietrze okleja ją swoim żarem, lecz jest jej to obojętne. I tak poci się na wspomnienie strasznych wydarzeń z przeszłości. Kładzie się na plastikowym leżaku przy basenie i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zapala papierosa. Szeroko otwartymi oczami patrzy w saudyjskie, zasnute pyłem bezgwiezdne niebo i jak na ekranie widzi wydarzenia tamtego popołudnia i nocy. W miarę możliwości usiłowała stawiać opór, lecz siła obleśnego oprycha była ogromna. Zapasy nie trwały nawet minuty i już czuła jego paluchy w swoim wnętrzu. - Oj, cieplutka cipcia z ciebie - dyszał jej do ucha, a odór wydobywający się z jego ust zapierał dech w piersiach. - Ech, jak ja bym miał taką w domu, to bym się nigdzie po nocach nie włóczył i gówno by mnie obchodzili ci, co się bombkami obwieszają.