ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 248 086
  • Obserwuję984
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 302 991

Wiosna - Wilkins Gina

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :622.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Wiosna - Wilkins Gina.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK W Wilkins Gina
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 182 stron)

GINA WlLKINS WIOSNA

ROZDZIAŁ 1 - A więc, Summer*, jak wygląda twoja starsza siostra? - zapytał Clay McEntire. - Czy grozi mi, że stracę głowę i zakocham się w niej bez pamięci? Summer Anderson, wyciągnięta swobodnie w fote­ lu, uśmiechnęła się serdecznie do przystojnego blon­ dyna, który siedział na podłodze u jej stóp. Zastała go na progu swego domu, gdy wróciła po wykładach z college'u. Przyjaciele często wpadali do niej w piąt­ kowe popołudnia. - Mało prawdopodobne - odpowiedziała. - Nie sądzę, by była w twoim typie. - A od kiedy tak dobrze znasz mój gust? - zakpił Clay. - Przedstawiłaś mnie co najmniej dwunastu dziewczynom i jak dotąd żadna z nich nie wzbudziła mojego zainteresowania. - Miałam nadzieję, że ty i Autumn* przypadniecie sobie do gustu - powiedziała Summer z dramatycz­ nym westchnieniem, choć jej oczy błyszczały wesoło spod gęstej złotobrązowej grzywki. - Liczyłam na to, że jak tylko ją zobaczysz na moim weselu, będzie po tobie. * Summer - (ang.) lato * Autumn - (ang.) jesień

6 • WIOSNA - Autumn rzeczywiście jest dziewczyną z klasą - zgodził się Clay z powagą. - Bardzo ją polubiłem. - Jednak traktowałeś ją jak młodszą siostrzyczkę. - Bo ona jest młodszą siostrzyczką. - Ale moją, nie twoją, wariacie - przypomniała Summer. - A więc opowiedz mi wreszcie o Spring*. Boże, co to za imiona! Co by zrobili twoi rodzice, gdyby urodziła im się czwarta córka w grudniu? Nieważne. W każdym razie jak dotąd wiem o Spring tylko tyle, że jest dyplomowanym optykiem i że jest starsza od ciebie o kilka lat. - Po pierwsze, nie o kilka lat, ale o rok i dwa miesiące. Czternastego maja skończy dwadzieścia sie­ dem. Ma bardzo jasne włosy, fiołkowe oczy i cerę jak płatki róży. Jest dużo wyższa ode mnie, bardzo szczup­ ła. Istna modelka. Wrodziła się w naszą szwedzką prababkę ze strony matki. - Czy w niczym nie jesteście do siebie podobne? - zapytał Clay, przypominając sobie ciemne kasz­ tanowe włosy i zielone oczy pięknej Autumn. Nato­ miast uroda Summer - wielkie oczy, mały zadarty nosek, ciepła złotawa karnacja i drobna smukła syl­ wetka - pasowała do szczerego usposobienia. Jak sły­ szał, siostry Reed różniły się od siebie i zewnętrznie, i wewnętrznie. - Ani trochę - odparła Summer. - Trudno mi określić Spring. W pewnym stopniu przypomina Der­ ka. Poważna, ale z dużym poczuciem humoru, któ­ re głęboko ukrywa. Pracowita, ambitna, dążąca wy­ trwale do celu. Punktualna, sumienna, odpowie­ dzialna. Clay zachichotał i ułożył się wygodniej na dywanie. - Czy to znaczy, że nie będzie mogła mnie znieść? * Spring - (ang.) wiosna

WIOSNA • 7 - Uprzedzałam przecież, że nie jest w twoim typie - powiedziała Summer. - Ale szczerze mówiąc, sądzę, że jest piekielnie sobą znudzona i marzy jej się dla odmiany jakieś szaleństwo. Ona oczywiście nie przy­ zna się do tego, ale ja swoje wiem. Postaram się, żeby przeżyła jakiś romansik podczas wizyty u mnie. Bar­ dzo by jej to dobrze zrobiło. Clay podniósł obie ręce do góry na znak aprobaty. - To mi odpowiada. Gdzie się mam zgłosić? - Do Spring - zaśmiała się Summer. - Spróbuję. - Tylko nie miej do mnie pretensji, jeśli dostaniesz kosza. - Ja?! - obraził się Clay. - Jestem dość przystojny i przystępny. - Jesteś zdecydowanie przystojny i dobrze o tym wiesz, ty wspaniały samcze - kpiła Summer. - Ale obawiam się, że Spring wystarczy jedno spojrzenie. Nie musisz nawet otwierać ust. - Dlaczego? - zapytał Clay, prostując swą szczup­ łą, blisko dwumetrową sylwetkę. Miał na sobie żółty podkoszulek, na to rozpiętą wzorzystą, fioletowo- -żółto-białą koszulę i szerokie białe spodnie. Szyję obwiązał bawełnianą fioletową chustką. Stopy bez skarpetek tkwiły w jaskrawożółtych reebokach, z jed­ nym sznurowadłem zielonym, a drugim czerwonym. Jak na niego był to dość spokojny zestaw. - Czy chcesz, żebym odpowiedziała na to pytanie? - No, dobrze - wzruszył ramionami. - Nie zapo­ mnij tylko powiedzieć swojej ślicznej siostrze, że jestem gotów, gdyby chciała pójść za twoją radą i przeżyć jakiś szalony romans. Satysfakcja zapewniona. - Typowa męska zarozumiałość - orzekła Sum­ mer, wznosząc oczy do nieba. - Proste stwierdzenie faktów - droczył się Clay. Summer pokręciła głową z poważną miną.

8 • WIOSNA - Jeśliby do czegoś między wami doszło, będę musiała wkroczyć, Clay. Wiesz, co mówią o nas, mężatkach: nie spoczniemy, dopóki wszystkich wokół nie pożenimy. - Będziesz się musiała ograniczyć do swoich sióstr. Żadna kobieta nie wytrzymałaby ze mną. - Znowu chcesz się wykręcić pracą z dziećmi ze schroniska? - To jest prawda, Summer. Te dzieciaki pochłania­ ją cały mój czas. - A czyż ja z nimi nie pracuję? Spędzam w Halloran House wiele godzin, a jak zrobię dyplom, zaangażuję się tam na stałe. Ale to nie znaczy, że rezygnuję z domu, męża i dzieci, które zamierzam mieć. Przyznaj się, Clay, że to dobra wymówka, bo nie chcesz się z kimś wiązać na dłużej. Gdy spotkasz kobietę, dla której będziesz gotów na ustępstwa, wtedy znajdziesz jakieś rozwiązanie. - Summer! - Od progu zabrzmiał kobiecy głos. - Czy Spring już przyjechała? Nie możemy się do­ czekać, żeby ją poznać. - Nie, jeszcze nie. Ale Derek i ona powinni tu być lada chwila - odpowiedziała Summer, wstając na po­ witanie przybyłych. Siostra Derka, Connie, ze swoimi nieprawdopodo­ bnie rudymi włosami, ubrana w najmodniejsze łaszki, badzo różniła się od swego towarzysza, który miał na sobie tradycyjne ubranie. Jednak na pierwszy rzut oka było widać, że Connie Anderson i Joel Tanner są w sobie zakochani bez pamięci. Na ręku Connie błyszczał pierścionek z brylantem. Clay obserwował przyjaciółki z sympatią. Znał Summer od czasu, kiedy przeniosła się z Arkansas do San Francisco i zamieszkała razem z Connie. Ileż to wieczorów przeszaleli razem! Clay uwielbiał obie, ale nigdy nie zakochał się w żadnej. Zastanawiał się dlaczego.

WIOSNA • 9 Summer wypomniała mu przed chwilą, że zasła­ niał się absorbującą i czasochłonną pracą. Rzeczy­ wiście, jego oddanie dla podopiecznych było szczere i głębokie. W jednym miała rację: nie spotkał jesz­ cze kobiety, dla której byłby gotów zmienić swoje dotychczasowe życie i przyzwyczajenia. I nie dlate­ go, że nie próbował. Jako dojrzały trzydziestoczte- roletni mężczyzna nieraz myślał o założeniu rodziny. Ale czy znalazłby czas dla własnych dzieci, gdyby spotkał tę właściwą kobietę? - Clay, co u ciebie? Clay ocknął się z zamyślenia i z uśmiechem objął ramieniem Joela. - Joel, przyjacielu, czy wspomniałem ci, że or­ ganizujemy zbiórkę pieniędzy na Halloran House w tym tygodniu? Byli tego samego wzrostu i mieli tyle samo lat. Jednak różnili się tak bardzo, że stanowiliby ciekawe studium dla uważnego obserwatora. Młoda kobieta, która właśnie pojawiła się w drzwiach, spoglądała na nich z ciekawością. Była to Spring Reed. Nosiła okulary, poprzez które przyglądała się wszystkim zebranym. Po chwili jej spojrzenie, pełne podziwu, wróciło do dwóch męż­ czyzn stojących obok siebie. Obydwaj byli nieprzeciętnie przystojni. Jeden ciemnowłosy, niebieskooki, błyskał białymi zębami spod jedwabistego ciemnego wąsika. Ale to ten drugi sprawił, że jej puls zaczął szybciej bić. Był wspaniały. Nie można było inaczej tego określić. Miał gęste, lekko rozwichrzone blond włosy, klasyczne rysy twarzy i uśmiech, który ozdobiłby okładkę każ­ dego magazynu. Szczupła, wysportowana sylwetka przywodziła na myśl baseballistę lub tenisistę. Dopiero po chwili zwróciła uwagę na jego niekon- wencjonalne ubranie.

10 • WIOSNA To pewnie jeden z tych dziwnych przyjaciół Sum­ mer, domyśliła się i uśmiechnęła lekko, bo wyobra­ ziła sobie Rogera, swą ostatnią miłość, w takim stro­ ju. Dla niego wyskokiem było już pokazanie się bez krawata. To jest właśnie Kalifornia, pomyślała z przekąsem. Odwróciła wzrok od kolorowo ubranego mężczyzny i spojrzała na swą siostrę zatopioną w rozmowie z piękną dziewczyną o miedzianych włosach i pro­ miennym uśmiechu. W tej chwili mąż Summer, Derek, położył jej rękę na plecach, jakby wyczuwając jej onieśmielenie. Nagła choroba uniemożliwiła Spring przyjazd na ślub siostry, który odbył się pięć miesięcy wcześniej. Poznała więc Derka dopiero dzisiaj, gdy przyjechał po nią na lotnisko. Był inny, niż oczekiwała. Fotografie ukazywały krótko obcięte brunatne włosy, stalowe oczy i męskie, wyraziste rysy twarzy. Ale nie oddawały siły, jaka z niego emanowała, ani czegoś drapieżnego, skrytego pod powłoką pełnego ogłady zachowania. Zdumiała się, że jej żywiołowa, ceniąca sobie swobodę siostra wyszła za starszego od siebie, god­ nego szacunku człowieka interesu. Teraz doszła do wniosku, że Derek przedstawia sobą dużo więcej, niż się na pozór wydaje, i że jej bystra siostra wie­ działa, co robi. Spring podeszła bliżej, aby przywitać się z siostrą po prawie półtorarocznym niewidzeniu. Clay poczuł na sobie wzrok nowo przybyłej, gdy tylko weszła do pokoju. Spojrzał na nią i zamarł, zapominając, o czym rozmawiał z Joelem. Rzeczywiś­ cie ładna, pomyślał. To słowo dobrze ją określa. Popielatoblond włosy, delikatne jak puch łabędzi, upięte na czubku głowy w luźny węzeł oraz wijące się wokół twarzy drobne loczki. Okulary w jasnej oprawie

WIOSNA • 11 na prostym krótkim nosku. Oczy o migdałowym kształcie i kolorze bliskim fiołkowego. Twarz lekko zaokrąglona, usta kusząco podkreślone różową szmin­ ką. Kostium w kolorze wrzosowym miękko opinał jej piękną figurę. Spring, to imię do niej pasuje, pomyślał. Gdy spotkali się wzrokiem, wyczytał z jej oczu, że jest nim zainteresowana. A potem zauważył, że spojrzenie Spring zatrzymało się na jego ubraniu i miał wrażenie, że się lekko skrzywiła. Co za pech, stwierdził w duchu z żalem, obser­ wując, jak szła z Derkiem w stronę Summer. Najbar­ dziej fascynująca kobieta, jaką spotkałem w życiu, okazuje się snobką. Summer uprzedziła go, że jej siostra jest raczej konserwatywna, ale miał nadzieję, że trochę przesadza. Postanowił poszukać okazji, aby potwierdzić swoje pierwsze wrażenia lub uznać, że się myli. Spring wydostała się właśnie z gorących uścisków Summer i przyglądała się jej z uśmiechem. - Wyglądasz na bardzo szczęśliwą - rzekła. Nie pamiętała, kiedy widziała u siostry ten wyraz głę­ bokiego zadowolenia, choć Summer zawsze umiała cieszyć się życiem. Nawet przed swym wypadkiem nie wydawała się szczęśliwsza niż obecnie. - Małżeństwo ci służy - dodała. - Tak, rzeczywiście. Czy to cię dziwi? Spring uśmiechnęła się w odpowiedzi. Summer od­ wróciła się do młodej, atrakcyjnej kobiety, stojącej za nią. - A to jest Connie - powiedziała. Zaledwie Spring, zdążyła wymienić uścisk dłoni z najlepszą przyjaciółką i byłą współlokatorką Sum­ mer, gdy podszedł do nich przystojny blondyn i stanął obok niej. Jego obecność zaparła jej na chwilę dech. Oblizała nerwowo wargi i uśmiechnęła się niepewnie.

12 • WIOSNA - A więc to ty jesteś siostrą Summer. - Blondyn odezwał się miękkim głosem, wpatrując się w nią z dziwnym wyrazem twarzy. Podał jej rękę i do­ dał: - Masz bardzo piękny kostium, ale dlaczego zapięłaś bluzkę tak wysoko pod szyją? Summer westchnęła wymownie. - Jestem Clay McEntire - ciągnął, nie puszczając jej dłoni i nie zwracając uwagi na minę Summer. - W naszym kółku jestem znany jako Zwariowany Clay, nie mam pojęcia dlaczego. Sama pewnie wiesz, jak takie przezwiska potrafią przylgnąć do człowieka. A ty, czy masz jakiś przydomek? Spring odchrząknęła i próbowała oswobodzić rękę. Dlaczego miała wrażenie, że on się z nią drażni? Pomyślała z żalem o Little Rock, swym rodzinnym miasteczku, gdzie ludzie zwykli mówić grzecznie: „Mi­ ło mi cię poznać". Od początku przypuszczała, że nie będzie pasować do tej nieobliczalnej Kalifornii. Inni wokół uśmiechali się do Claya z sympatią i pobłażliwością, ale Spring spojrzała na niego chłod­ no, mruknęła coś w odpowiedzi i znowu próbowała wyswobodzić dłoń z uścisku. Na próżno. - Może chciałabyś zwiedzić dom i ogród? - zapy­ tał Clay niskim, niepokojącym głosem. - Pokazałbym ci basen pływacki. - Nie, dziękuję, może później - odparła Spring, prosząc siostrę wzrokiem o pomoc. - Później też może być - rzekł wesoło Clay. - Tyl­ ko daj mi znać, jak nabierzesz ochoty. - Clay, przestań dokuczać mojej siostrze i za­ chowuj się przyzwoicie - strofowała go Summer, nie mogąc jednak powstrzymać się od śmiechu. Ujęła Spring za rękę i uwolniła ją z uścisku Claya. - Nie zwracaj na niego uwagi, Spring. Wszyscy tak robimy. Rada była dobra, ale trudna do wykonania. Clay nadal stał tak blisko, że czuła bijące od niego ciepło.

WIOSNA • 13 Z kolei przedstawiono jej Joela, który okazał się narzeczonym Connie, i, jak Spring stwierdziła z ulgą, zachowywał się absolutnie zwyczajnie. - Miło mi cię poznać, Spring - powitał ją ciepło. - Wszyscy byliśmy rozczarowani, że nie przyjechałaś na ślub. - Na pewno nikt nie był bardziej rozczarowany niż ja - powiedziała zgodnie z prawdą Spring. Summer i Derek zaproponowali nawet, że przełożą termin uroczystości, ale im nie pozwoliła. Nie zamierzała też przyznać się, że tamtego dnia szlochała w poduszkę, póki nie zmorzył jej sen. Czuła się wtedy samotna, chora i nieszczęśliwa. Summer zaśmiała się nagle. - Przepraszam, nie powinnam się z ciebie śmiać - powiedziała bez cienia żalu w głosie - ale gdy po­ myślę, że zachorowałaś na wietrzną ospę w twoim wieku... - Wszyscy wiemy, że twoja siostra ma trochę wypa­ czone poczucie humoru - odezwał się z powagą Derek. - Zdecydowanie spaczone - zgodziła się Spring. Szwagier zdecydowanie jej się spodobał. Od pierw­ szej chwili, gdy spotkali się na lotnisku, miała wraże­ nie, że będzie dla niej jak starszy brat, którego zawsze jej brakowało. - Summer, co na obiad? - zapytała wesoło Connie. Summer popatrzyła na nią zaczepnie, unosząc brew. - To dziwne, ale nie przypominam sobie, żebym zapraszała cię na obiad. - Och, pozwól im zostać - namawiał Clay. - Zawsze się znajdzie miejsce dla dwóch dodatkowych osób. - Ciebie też nie zapraszałam - odparowała. - A więc dla trzech - poprawił się, prezentując swój słynny uśmiech. - Musimy przecież poznać lepiej twoją piękną siostrę, prawda? Och, pozwól mu, prosiła w myśli Spring.

14 • WIOSNA Summer spojrzała na nią domyślnie, zaśmiała się i powiedziała: - Zgoda, możesz zostać, to da sposobność Spring zapisać coś ciekawego w pamiętniku. Clay otoczył ramieniem sztywno wyprostowane plecy Spring i powiedział: - Potrafię dostarczyć ci ciekawy materiał do pa­ miętnika. - Bez wątpienia - odparła Spring, odsuwając się - ale w moim pamiętniku nie ma miejsca na fikcję. Derek uśmiechnął się szeroko, co mu się rzadko zdarzało, i klepiąc Claya po ramieniu, zauważył: - Wiesz co, stary, myślę, że właśnie spotkałeś godną siebie przeciwniczkę. Clay posłał Spring uśmiech, od którego zrobiło jej się ciepło koło serca, i powiedział: - Masz rację. - Jak to dobrze, że przyjechałaś, Spring - powie­ działa Summer i gorąco uściskała siostrę, a potem wróciła do przygotowywania sałaty. - Wydaje mi się, że wieki minęły od naszego ostatniego spotkania. - To prawda. Bardzo mi cię brakowało - przy­ znała Spring, krojąc starannie dużego pomidora. Trzy siostry rzeczywiście rzadko się ostatnio widywały, a własne towarzystwo zawsze je cieszyło. - Mnie też ciebie brakuje. Za to telekomunikacja z tego korzysta. Spring zaśmiała się. - Obydwie powinnyśmy być już akcjonariuszkami, tyle w nią inwestujemy. Każdego miesiąca płacę za rozmowy do ciebie do Kalifornii, do Autumn na Florydę oraz do rodziców w Rose Bud prawie tyle co za czynsz. - Derek nic nie mówi, ale widzę, że bierze głęboki oddech, gdy otwiera rachunki.

WIOSNA • 15 - Wiesz, bardzo go polubiłam, Summer. Summer rozpromieniła się. - Cieszę się z tego. Wiedziałam zresztą, że tak będzie. Uważam, że macie wiele wspólnych cech. Powiedziałam mu to drugiego dnia, gdy go poznałam. - Naprawdę? - Spring skończyła kroić pomidory i sięgnęła po ogórki. -Kapitalne były twoje listy o tym, w jaki sposób cię zdobywał. Zawrócił ci w głowie, prawda? - Zdecydowanie - zgodziła się ze śmiechem Sum­ mer. - Oświadczył, że mnie kocha dokładnie po tygo­ dniu i dwóch dniach znajomości. Byłam śmiertelnie przerażona. - Dlaczego? - Bo myślałam, że to zwykłe zauroczenie i że zmieni zdanie, jak tylko mnie lepiej pozna. A ja już oszalałam na jego punkcie i wiedziałam, że się załamię, jeśli on odejdzie. Dzięki Bogu, potrafił mnie przekonać, że to trwałe uczucie. - Zazdroszczę ci, Summer - westchnęła Spring. - Jesteście tacy szczęśliwi. Summer oparła się o bufet, aby się przyjrzeć siostrze. - A co się stało z Rogerem? Wiem tylko, że przestaliście się widywać. - Nie pasowaliśmy do siebie. - To śmieszne. Tak samo mówiłaś, kiedy rozstałaś się z Jamesem, a potem z Garym. - I co z tego? Z żadnym nie mogłam dojść od ładu. Widocznie nie nadaję się do stałego związku. - Nie opowiadaj mi takich rzeczy. Nie zazdroś­ ciłabyś nam, gdybyś nie pragnęła tego samego dla siebie. Zawsze uważałam, że należysz do kobiet, którym nie wystarcza kariera. Chcą też mieć męża i dzieci. - Owszem, i to bardzo. Jednak kiedy zanosi się na trwały związek, wycofuję się. Widocznie jestem bar-

16 • WIOSNA dziej przywiązana do panieńskiego stanu, niż są­ dziłam. - Albo go wolisz od małżeństwa z tymi mężczyz­ nami, których dotąd znałaś. Jeśli Roger był podobny do Jamesa czy Gary'ego, to znaczy, że był równie nudny jak oni. - Oni nie byli nudni... no, może troszkę. Ale to porządni, przyzwoici ludzie. - Możliwe. Ale tobie widać potrzeba kogoś innego. - Nie bądź śmieszna. - To ty nie bądź śmieszna, moja panno. Mówisz do swojej siostry, która pamięta, w kim się kochałaś, gdy byłaś nastolatką. Najpierw był Clark Gable, potem Burt Reynolds i nie odchodziłaś od telewizora, gdy szedł M.A.S.H., bo na widok Hawkeye'a Pierce'a dostawałaś dreszczy. Nie kryłaś się też ostatnio z sym­ patią do Harrisona Forda. - Co innego fantazja, a co innego życie. Spójrz na mnie, Summer. Jestem kobietą, która nie ma więk­ szych ambicji, niż mieszkać przez całe życie w Little Rock w Arkansas. - Właśnie patrzę na ciebie - powiedziała poważnie Summer. - Widzę piękną blondynkę, która zawsze musiała być przykładną starszą siostrą, dumą i ra­ dością całej rodziny, jedyną osobą, której udało się skończyć college i do której pacjenci mówią: pani doktor. - Tylko dla okazania szacunku. Nie jestem leka­ rzem. - Ale jesteś bardzo zdolnym optykiem. Mówiłaś mi to wiele razy - zauważyła Summer z uśmiechem. - Poza tym nudzisz się. Przyznaj sama. Spring porzuciła krojenie ogórków i zwróciła się do siostry. - Zgoda - powiedziała. - Czasami trochę się nu­ dzę. Nie w pracy, bo ją kocham. Ale moje życie

WIOSNA • 17 osobiste nie jest specjalnie interesujące. Gdybym pro­ wadziła dzienniczek, mało by się różnił od terminarza, w którym zapisuję wizyty. - I co masz zamiar z tym zrobić? - Nie mam pojęcia. Masz jakieś sugestie? - Zakochaj się szaleńczo, wyjdź za mąż i miej pełen dom dzieci - rzuciła bez namysłu Summer. - Brzmi to zachęcająco, ale nierealnie, bo z nikim się teraz nie spotykam. - Zgoda, więc zafunduj sobie romans. Szalony, bez zobowiązań, namiętny. Clay pierwszy zgłosił się na ochotnika. Spring wyraźnie się zaczerwieniła. - Rozmawiałaś o tym... z Clayem? - Tylko napomknęłam - odparła z niewinną minką Summer. - Bardzo mu się ten pomysł spo­ dobał. - Summer, ty masz źle w głowie. Nawet gdybym planowała jakiś romans, to na pewno nie z Clayem. - Dlaczego? Co ci się w nim nie podoba? - Na Boga, Summer, jak możesz pytać? Spójrz, jak on jest ubrany, jak się zachowuje. - Czy zawsze oceniasz ludzi po pozorach? Kiedy zrozumiesz, że garnitur z kamizelką to tylko ubra­ nie? Clay to wspaniały, dobry, troskliwy człowiek. Uwielbia się śmiać i żartować, ale jest pełen ciepła i nie wstydzi się okazywać swoich uczuć. To wielka szkoda, że jest tak mało mężczyzn, którzy nie kryją swoich uczuć. Ubiera się trochę dziwacznie, to pra­ wda, ale on po prostu lubi, kiedy ludzie się uśmie­ chają. Nie pierwszy raz Summer ganiła starszą siostrę za konserwatyzm i zbyt ostrożne podejście do życia. - On nie jest w moim typie - broniła się Spring. - To dziwny człowiek. - Dziwny, zgoda, ale nie nudny.

18 • WIOSNA Nie, Spring nigdy nie nazwałaby go nudnym. - O, dzwonek - powiedziała Summer - może przywieźli pocztę. Connie na pewno nakryła już do stołu. Czy mogłabyś zanieść sztućce i salaterki? Spring skierowała się do jadalni. Zatrzymała się na moment przed drzwiami, aby nabrać odwagi. I słusz­ nie, bo pierwszą osobą, którą zobaczyła po wejściu, był Clay, a wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż przedtem.

ROZDZIAŁ 2 Obiad w towarzystwie bliskich i przyjaciół Summer okazał się interesującym przeżyciem dla Spring. Już dawno nie słyszała tylu zabawnych przycinków i błys­ kotliwych ripost. Summer była oczywiście głównym wesołkiem przy stole, a Connie dotrzymywała jej dzielnie kroku. Derek i Joel z ich sarkastycznym humorem walczyli ramię w ramię, tworząc front przeciw paniom. A Clay... Spring nie wiedziała, co o nim myśleć. Niewątpliwie ją pociągał. Ona go chyba też interesowała. Był zabawny, dowcipny, uroczy. Po obiedzie całe towarzystwo przeniosło się na dół, by spędzić czas na grach towarzyskich. Spring i Clay tworzyli drużynę. Jak mogła się koncentrować na historii i literaturze, gdy obok niej siedział taki czarują­ cy, przystojny mężczyzna? Bliskość Claya peszyła Spring i budziła zamęt w jej głowie i sercu. Gdy Summer zarządziła przerwę na kawę, Spring skorzystała z okazji i poszła do gościn­ nego pokoju, gdzie Derek wniósł jej bagaże. Nie zwracając uwagi na gustowne wnętrze, usiadła na łóżku, aby się opanować i zastanowić, co się z nią dzieje.

20 • WIOSNA Wydało się jej nagle, że wyjeżdżając z Little Rock, zostawiła za sobą całe dotychczasowe życie. Nigdy dotąd nie pociągali jej mężczyźni w typie Claya McEntire'a. W Little Rock nawet by na niego nie spojrzała. No, może by spojrzała, ale czy uznałaby go za atrakcyjnego? Czy naprawdę powiedział, że chciał­ by mieć z nią romans? - O Boże, co ja wyprawiam? - szepnęła. - Przecież dopiero się poznaliśmy! Nigdy nie traktowała seksu jako rozrywki i nie miała zamiaru zmieniać swoich obyczajów. Wstała i z uwagą spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała tak jak zwykle. Włosy porządnie upięte na czubku głowy, jedwabna biała bluzka starannie wpuszczona pod pasek spódniczki od garsonki. Nic się w niej nie zmieniło od przyjazdu do Kalifornii. I się nie zmieni. - Słusznie - rzekła, skinąwszy głową swemu od­ biciu w lustrze. Energicznie otworzyła drzwi i wyszła na korytarz wprost na Claya McEntire'a, który chwy­ cił ją w ramiona. - Przepraszam - rzekł, ale miał zadowoloną minę i nie wypuszczał jej z objęć. - Czy dobrze się czujesz? - Doskonale - odparła, zła, że serce wali jak mło­ tem. - Co tu robisz? Czyżby szedł za nią specjalnie? Z wyraźnym rozbawieniem wskazał jej oczami sąsiednie drzwi. - Tu obok jest łazienka - odparł. - Właśnie mia­ łem z niej skorzystać. Nie masz nic przeciw temu? Spring zaczerwieniła się i starała się wsunąć z objęć Claya. - Z pewnością nie potrzebujesz mojego pozwolenia. - W żadnej sprawie?

WIOSNA • 21 - Oczywiście. - W takim razie... - powiedział i nie kończąc zda­ nia, zamknął jej usta pocałunkiem. Spring zesztywniała. Później usprawiedliwiała się przed sobą, że rozchyliła wargi tylko po to, by zapro­ testować, a Clay nie omieszkał z tego skorzystać i po­ głębił pocałunek. Zrobił to z wielką znajomością rze­ czy. Zacisnęła palce na jego ramionach, a on zaczął błądzić dłońmi po jej plecach i biodrach. Westchnęła i zamknęła oczy, żałując, że ma na nosie okulary. Odchyliła głowę i pocałunek się skończył. - Co ty wyprawiasz? - spytała. Zaśmiał się lekko i rozluźnił ramiona. - Tym razem odpowiedź jest chyba oczywista, słodka Spring. Próbuję cię uwieść. - Próbujesz? Och! - Właśnie. „Och!" Jesteś urocza, wiesz? Czy mogę cię jeszcze raz pocałować, czy też nadal uważasz, że nie potrzebuję twego pozwolenia? - Nie! To znaczy, nie możesz mnie pocałować, Clay. Ja cię prawie nie znam! - To można z łatwością naprawić - powiedział i przeciągnął palcem po jej wargach. - Nie - potrząsnęła głową. - Zostaję w Kalifornii tylko przez dwa tygodnie. - To bardzo dużo czasu - odparł spokojnie, gła­ dząc ją po policzku. - Słuchaj, ja wiem, że w Kalifornii jest inaczej, ale ja mieszkam w Arkansas i tak się składa, że nie idę do łóżka z każdym atrakcyjnym mężczyzną. - W porządku. W takim razie uwiedzenie nie wchodzi w rachubę - powiedział wesoło Clay. Trochę zbyt wesoło, pomyślała z niechęcią Spring. Chociaż dla pozoru powinien się upierać.

22 • WIOSNA - A co powiesz o przyjaźni? - spytał. - Czy jesteś zainteresowana wakacyjną przyjaźnią, słodka Spring? - Może moglibyśmy zostać przyjaciółmi - rzekła Spring z wahaniem - ale pod jednym warunkiem. - Jakim? - spytał, dotykając palcami czułego miej­ sca za jej uchem. - Że przestaniesz nazywać mnie słodką Spring. - Zgoda - zaśmiał się i złożył przelotny pocałunek na jej policzku. - A teraz, jeśli pozwolisz, odwiedzę ten pokoik tuż obok. Zatrzymał się przy drzwiach. - Aha, Spring? -Tak? - Ja też nie śpię z kim popadnie. I nie wydaje mi się, żeby Arkansas i Kalifornia bardzo się różniły w tym względzie. Zamknął za sobą drzwi łazienki, a Spring została na korytarzu z otwartymi ustami. Chwilę później znów stała przed lustrem w swoim pokoju, lecz tym razem widziała w nim inną osobę. Gładki węzeł na czubku głowy rozluźnił się i więcej swobodnych loków otaczało zaróżowioną twarz. Bluz­ ka była wyciągnięta do połowy spod paska, a okulary się przekrzywiły. Summer miała rację, pomyślała, doprowadzając się do porządku. Rzeczywiście lubi okazywać uczucia i na pewno nie jest nudny. Gdy później siedziała w towarzystwie domowników i pozostałych gości przy kawie, starannie unikała wzroku Claya. Wyczuwała, że on śledzi ją wesołym spojrzeniem. Czy cieszył go własny żart, czy bawiła jej prowincjonalna reakcja na bezczelną zaczepkę? Nie wiedziała. I nie starała się dociekać. Natomiast bezskutecznie próbowała wyrzucić z pamięci dotyk jego warg i uścisk ramion.

WIOSNA • 23 W pewnej chwili zadzwonił telefon, dyskretnie ukryty w rzeźbionej kasecie na bocznym stoliku. Summer, siedząca najbliżej, sięgnęła po słuchawkę. Reszta przyciszyła głosy, aby jej nie przeszkadzać. - Frank? To ty? Co się stało? - Słuchała przez moment, a potem wykrzyknęła: - O, Boże! Kiedy? Clay wyprostował się nagle i skupił całą uwagę na Summer. - Tak, jest tutaj - powiedziała w pewnej chwili - prze­ każę mu. Zadzwoń, jak tylko będziesz coś wiedział. Zanim zdążyła odłożyć słuchawkę, Clay stał już przy niej i pytał: - Co się stało? Czego chciał Frank? - Thelma Sawyer znowu uciekła z domu - odparła Summer z głębokim westchnieniem. - Nie ma jej już od tygodnia. Dzwoniła jej matka i pytała, czy Frank coś o tym wie. Clay żachnął się i przeczesał palcami włosy. - Niech to diabli! Dlaczego? - Pokłóciła się z matką - wyjaśniła Summer, pa­ trząc na Claya. - Czym to jej grozi? Czy będzie mogła wrócić do Halloran House? - Mało prawdopodobne - odrzekł krótko. Spring zauważyła, że Clay w jednej chwili się postarzał. Pamiętała, że jej siostra pracowała kilka godzin tygodniowo w domu dla trudnych dzieci, a jedno­ cześnie uczyła się, aby w przyszłości całkowicie poświęcić się tej pracy. Nie wiedziała natomiast, że Clay był w jakikolwiek sposób związany z tą instytucją. - Clay - zapytała cicho Summer, opierając się o męża, który podszedł, aby jej dodać otuchy - co będzie, jeśli ona znowu wpadnie w tarapaty? - Nie wiem, Summer - przyznał, a potem wypros­ tował się zdecydowanie. - Muszę jej poszukać.

24 • WIOSNA - Jadę z tobą. - Nie - odmówił, kręcąc głową. - Zostań z goś­ ćmi. Spróbuję skontaktować się z przyjaciółmi Thelmy i zadzwonię w kilka miejsc. Dam ci znać, jeśli się czegoś dowiem. - Nie zapomnij. - Summer przechyliła się i pocało­ wała go w policzek. - Powodzenia, Clay. - Dzięki. Clay rzucił ogólne „dobranoc", a potem zwrócił się do Spring: - Zobaczymy się jeszcze, słodka... e... to znaczy Spring - poprawił się, przywołując na twarz uśmiech, który był jednak tylko cieniem jego zwykłego uśmiechu. - Dobranoc, Clay - odparła Spring, obserwując ukra­ dkiem zmarszczki, które znienacka pojawiły się wokół je­ go oczu. Może on nie jest taki płytki, jak sądziła? Wiado­ mość o zniknięciu Thelmy wyraźnie nim wstrząsnęła. - To naprawdę skandal - powiedziała Connie. -Thelma potrafi być taka słodka. Tę jej matkę powinno się zamknąć za to, jak ją traktuje. - O, tego zrobić nie mogą - powiedziała z goryczą Summer. - Pani Sawyer nie znęca się nad Thelma fizycz­ nie, a znieważanie słowami nie pozostawia widocznych obrażeń. - Biedny Clay musi bardzo to przeżywać, bo Thelma zawsze była jedną z jego ulubienic, prawda? - powiedziała współczująco Connie. - Twoją też - szepnął Derek, obejmując ramie­ niem Summer. - Bardzo mi przykro, kochanie. Czy mógłbym w czymś pomóc? Summer potrząsnęła głową. - Jeśli ktoś może ją znaleźć, to tylko Clay. Mam nadzieję, że nie będzie za późno. - Ile lat ma Thelma? - zapytała Spring.

WIOSNA • 25 - Piętnaście - szepnęła zgnębiona Summer. - Tyl­ ko piętnaście. - Taka młoda? I gdzie ona mogła pójść? - Kto wie? - wzruszyła ramionami Summer. - Uli­ ce są pełne uciekinierów. Umieją być niewidzialni. Mogła nawet opuścić miasto, choć nigdy dotąd tego nie robiła. To nie jest jej pierwsza ucieczka, a ostatnim razem wpadła w takie tarapaty, że Clay z trudem uzyskał pozwolenie wypuszczenia jej za kaucją. Udało mu się wtedy umieścić ją w Halloran House, ale tym razem będzie to pewnie niemożliwe. W Halloran House znajdują się ci, którzy nie weszli w konflikt z prawem. Większość z nich przebywa tam na prośbę rodziców, a nie z orzeczenia sądu dla nieletnich. - A co Clay ma wspólnego z Halloran House? - spytała wreszcie Spring, nie mogąc powstrzymać ciekawości. - Nie mówiłam ci? - zdziwiła się Summer. - Clay jest jednym z założycieli tego domu. Teraz jest człon­ kiem zarządu i spędza tam większość wolnego czasu, udzielając porad. - Udziela porad? - Tak. Ma doktorat z psychologii. Mógłby zrobić majątek, gdyby otworzył prywatną praktykę, ale on woli pracować w publicznej szkole w San Francisco. Spring była zdumiona. Clay McEntire jest dokto­ rem psychologii?! Oto jak mogą mylić pozory! Wiadomość od Franka Riversa o ucieczce Thelmy zwarzyła humory gości. Connie i Joel wkrótce się pożegnali i wyszli. - Spring, pewnie jesteś zmęczona. Może wolałabyś się położyć? - zwróciła się do siostry Summer. Gdy Spring przebierała się w gościnnym pokoju w lekką błękitną podomkę i szczotkowała włosy,

26 • WIOSNA siostry gawędziły, wspominając rodzinny dom w Rose Bud i najmłodszą z nich, Autumn, która wyróżniała się żywym temperamentem i nowoczesnymi, wręcz awan­ gardowymi poglądami. Teraz miała dwadzieścia czte­ ry lata i pracowała jako elektryk w miasteczku Tampa na Florydzie. Po kilku minutach Summer zapytała z podejrzaną nonszalancją: - Czy tak sobie wyobrażałaś Connie? - Tak. Dokładnie tak. Bardzo mi się podoba. - A Joel? Też ci się spodobał? - Tak. I to bardzo - odparła Spring, domyślając się, jakie będzie następne pytanie. - A co sądzisz o Clayu? Czy pierwsze wrażenie się potwierdziło? Spring starannie składała bluzkę, żeby ukryć rumie­ niec. Miała wrażenie, że Clay nagle stanął blisko niej, jak przedtem, w holu. - On jest... hm... -umilkła. - Bardzo „hm"? - dopytywała się Summer. - Czy to oznacza seksowny, przystojny, interesujący? - No więc dobrze, jest bardzo atrakcyjny - przy­ znała Spring, patrząc spod oka na siostrę - ale w dal­ szym ciągu twierdzę, że jest dziwny. - Próbowałam go wyswatać z Autumn. Sądziłam, że będą doskonałą parą. I rzeczywiście świetnie się razem bawili na moim weselu, ale nic z tego nie wyszło. Nawet nie próbował się do niej zalecać - narzekała Summer. - Clay i Autumn?! - powtórzyła z odrazą Spring. - Cóż za wariacki pomysł? - Tak myślisz? - zapytała Summer z niewinną minką. - Tak, tak myślę. - W takim razie, co powiesz o Clayu i Spring?

WIOSNA • 27 - To jeszcze głupszy pomysł - mruknęła Spring, czerwieniąc się coraz bardziej. - Sama tak bym pomyślała jeszcze wczoraj, a teraz nie wydaje mi się taki zły - mówiła z głębokim namys­ łem Summer, choć oczy jej się śmiały. - Dobranoc, Summer - rzekła dobitnie Spring i wskazała jej drzwi. Summer roześmiała się, a potem spoważniała. - Jak miło, że tu jesteś, Spring - powiedziała ciep­ ło. - Wiem, że dawniej nie zawsze się zgadzałyśmy, ale bardzo cię kocham. A poza tym kocham twój akcent z Arkansas. Irytacja Spring ulotniła się bez śladu. - Ja też cię kocham, siostrzyczko. Cieszę się, że spędzę z wami trochę czasu. - To może być bardzo interesujące - odparła Sum­ mer i czmychnęła na korytarz, zanim Spring zdążyła zapytać, co miała na myśli. Clay mruknął coś głośno, przekręcił się na drugi bok i spadł na podłogę. Zaklął pod nosem, usiadł i odgarniając włosy z czoła, próbował otrząsnąć się z resztek snu. Szukał Thelmy po mieście prawie całą noc. Wrócił do domu o świcie tak zmęczony, że nie miał siły się rozebrać. Zdjął tylko buty, padł na kanapę i natychmiast zasnął. Teraz dźwignął się z trudem z podłogi i przyjrzał się sobie. Wyglądał okropnie. Zegarek wskazywał jedenastą, więc rozbierając się po drodze, poszedł szybko do łazienki. Pół godziny później, odświeżony, ubrał się w czarne spodnie i biało-czarną, wzorzystą, kretonową koszulę, a potem zaczął szukać odpowiednich butów. Znalazł wreszcie płócienne pantofle w biało-czarną szachow­ nicę i włożył je. Nigdy nie nosił skarpetek.

28 • WIOSNA Przez cały czas myślał o Spring. Teraz, gdy się obudził, i zeszłej nocy, gdy chodził po najuboższych uliczkach San Francisco, szukając zagubionej, zroz­ paczonej nastolatki. Nie udało mu się wyrzucić z pa­ mięci pięknej blondynki, którą tak niedawno całował, ani na chwilę. Pierwsze wrażenie, jakie odniósł - że była snobką - okazało się mylne. Pod koniec wieczoru doszedł do wniosku, że ją polubił. Była zupełnie inna niż Summer. Cichsza, pełna zahamowań, może nawet trochę nieśmiała. Różniła się też od kobiet, z który­ mi się dawniej umawiał, ale raczej na plus. W jego życiu ostatnio nie było ich zbyt wiele, a właściwie od czterech miesięcy żadnej, odkąd rozstał się z Jes­ sica Dixon. Jessica, piękna, atrakcyjna i zabawna, nie zamie­ rzała pozostawać na drugim planie. Rozstali się po dość nieprzyjemnej scenie, jaką mu urządziła, gdy nagle musiał opuścić przyjęcie, ponieważ wezwano go w sprawie jednego z jego podopiecznych. W grun­ cie rzeczy traktował ich znajomość niezobowiązują­ co. Nigdy jej nie przepraszał, gdy nie mógł przyjść. Nawet czasami nie telefonował przez kilka tygodni, bo nie zdawał sobie sprawy, że ona pragnie czegoś więcej. Ze wstydem stwierdzał tylko, że wcale mu jej nie brakuje. Nie chciało mu się wierzyć, aby długi okres celibatu sprawił, że poczuł tak silny pociąg do Spring. Nie była to także tylko jej uroda. Więc co? Może ten błysk inteligencji w uroczo skośnych oczach? Lub niski gardłowy śmiech, który słyszał kilkakrotnie podczas obiadu u Summer? A może jej śpiewny akcent? Lub sposób unoszenia dumnej, okrą-