ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 235 152
  • Obserwuję977
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 294 384

Wygrana na loterii - Hart Jessica

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :497.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Wygrana na loterii - Hart Jessica.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK H Hart Jessica
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 77 stron)

Droga Czytelniczki*! Witam Cię serdecznie w lutym. Wokół jeszcze zima , ale my już wyglądamy pierwszych zwiastunów zbliżającej się wiosny. Jednak luiy te/ ma swoje zalety, a jedną z nich są walentynki, obchodzone w naszym kraju coraz powszechniej. To naprawdę miłe święto. zwłaszcza że na co dzień zbyt rzadko okazujemy sobie uczucia. Spraw przyjemność bliskim, kochanym osobom, a sobie podaruj chwilę miłego wytchnienia, najlepiej przy lekturze kolejnych powieści z serii ROMANS. Lutowe książki polecam wszystkim zakochanym i czekającym na miłość czytelniczkom, a zwłaszcza tym. które lubią poznawać obce kraje. Oto moje propozycje: Wesele u stóp Olimpu - wraz i bohaterami odwiedzisz piękną Grecję. To właśnie tutaj rozkwitnie romans między wpływowym greckim biznesmenem i jego skromną a.systentką. Wygrana na loterii - odhędziesz spacer ulicami Londynu, ale przede wszystkim przekonasz się. że od wzajemnej niechęci do miłości wcale nic jesi tak daleko. Drużba pozna druhnę przeniesiesz się do Australii, by śledzić rozwój znajomości, która rozpoczęła się bardzo niefortunnie. Cóż. najtrudniejszy pierwszy krok... Siostra Kopciuszka - druga książka z seni Dobre wróżki. Zobaczysz, jakie nieprawdopodobne historie zdarzają się W Las Vegas, a potem przeczytasz o dziewiczej przyrodzie w Montanic. Narzeczona dla dżentelmena. Pospieszny ślub (Duo) - dwa romanse, bardzo różne w charakterze W pierwszym zachwycisz się pięknem tropikalnej wyspy i przeżyjesz wraz z bohaterami wiele przygód. Drugi, rozgrywający się w Chicago, na pewno Cię rozbawi, ale tez zmusi do zastanowienia, na czym powinien się opierać związek dwojga ludzi. Życzę miłej lektury! Grażyna Ordęga Harleguin. Każda chwila może być niezwykła. Czekamy na listy! Nasz adres: Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises Sp. z o.o. 00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21 Jessica Hart Wygrana na loterii m HARLEQUIN* Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa

Tytuł oryginału: Assignment: Baby Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Urrited, 2001 Redaktor serii: Grażyna Ordęga Opracowanie redakcyjne: Urszula Przasnek Korekta: Ewa Popławska Urszula Przasnek © 2001 by Jessica Hart © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Hartequin Enterprises sp. z o.o.. Warszawa 2003 Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harłequin Enterprises II B.V. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych - jest całkowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Hariequin i znak serii Harlequin Romans są zastrzeżone. Skład i łamanie: Studio O Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona ISBN 83-238-0494-X Indeks 360325 ROMANS - 656 ROZDZIAŁ PIERWSZY Wprost z uroczystości wręczania nagród Fionnula Jenkins, rudowłosa prezenterka telewizyjna, ulubienica Brytyjczyków, zjawiła się w najmodniejszej restauracji „ Cupiditas", a towarzyszył jej Gabriel Stearne {zdjęcie powyżej), założyciel amerykańskiego giganta budowla­ nego Contraxa. Para poznała się w Nowym Jorku, gdzie Fionnula uczestniczyła w balu charytatywnym, sponso­ rowanym przez firmę Contrcaa. Gabriel Stearne znany jest raczej czytelnikom czasopism finansowych, ale ostatnio widziano go kilkakrotnie w towarzystwie Fion- nuli, która jednak odmawia potwierdzenia plotek, że przyjechał tu dla niej. „Po prostu lubimy ze sobą prze­ bywać - powiedziała ", Tess zdążyła przeczytać jedynie fragment artykułu, gdyż spłoszył ją trzask otwieranych drzwi gabinetu sze­ fa. Pospiesznie wrzuciła gazetę do kosza pod biurkiem. Gdy Gabriel stanął przed nią, już pisała listy, które wcześniej jej podyktował. - Idę na spotkanie z firmą ubezpieczeniową - po-

6 JESSICA HART wiedział, wciągając płaszcz i zapinając guziki. - Niech te listy będą gotowe, gdy wrócę. Chcę też mieć na biurku egzemplarz z opisem projektu i szczegółowe dane o architektach. - Tak, panie Stearne. Miała chłodny, beznamiętny głos z ledwie słyszal­ nym szkockim akcentem. Gabriel nie mógł się po­ wstrzymać od ironii. Oto idealna asystentka - chłodne spojrzenie znad okularów, w dłoni długopis, zawsze go­ towa notować jego polecenia. Tess Gordon pracowała z nim od czterech tygodni, a zdążył się o niej dowie­ dzieć tylko tego, że jest nadzwyczaj pracowita, ma nie­ skazitelne maniery i... wyraźnie go nie lubi. Mała strata, pomyślał obojętnie. W końcu nie był tu po to, żeby go lubiano. Miał wprowadzić firmę w dwu­ dziesty pierwszy wiek, a sobie zapewnić dobry start w Europie. Nie zamierzał się w najmniejszym nawet stopniu przejmować tym, co sądzi o nim zimna panna Gordon. - Gdy to skończysz, roześlij e-maile i przypomnij pracownikom, że telefony nie są do ich prywatne­ go użytku - powiedział szorstko. - To samo dotyczy e-maili. Wkrótce wprowadzimy system monitorujący, niech wiec zaczynają się przyzwyczajać. Nie miała wątpliwości, że takie polecenie wywoła wściekłość większości pracowników, ale uwagi zacho­ wała dla siebie. - Były jakieś wiadomości? WYGRANA NA LOTERII 7 - Dzwonił pana brat i prosił o telefon. Gabriel tylko coś mruknął pod nosem. To dziwne, pomyślała Tess, że człowiek tak zimny i zawsze niena­ ganny może być bratem niepoprawnego flirciarza, nie­ zbyt dbającego o formy, człowieka o wyjątkowo miłym głosie. Tess, wrogo nastawiona wobec każdego, kto był w jakikolwiek sposób związany z Gabrielem, musiała przyznać, że jego brat jest czarujący. Zupełne przeci­ wieństwa! Gabriel nie zdawał sobie nawet sprawy z niepochleb­ nego wyniku porównania, zresztą prawdopodobnie nie miałoby to dla niego żadnego znaczenia. Sprawdził, czy ma w teczce wszystkie potrzebne dokumenty, i nim wy­ szedł, zapytał: - Coś jeszcze? - Nie - odpowiedziała Tess z wahaniem. Spojrzał na nią zaskoczony. Jasne, bystre szare oczy kontrastowały z ciemnymi brwiami. Ciągle nie mogła się przyzwyczaić do spojrzenia, które zdawało się ją przenikać na wylot. - O co chodzi? - Zastanawiałam się tylko, o której pan wróci. - Około szóstej trzydzieści. Dlaczego? - Chciałabym chwilę porozmawiać. Gabriel uniósł brwi. - O czym? Tess chciała go poprosić o podwyżkę, ale nie mogła przecież powiedzieć tego tak wprost.

8 JESSICA HART - Wolałabym zaczekać do chwili, gdy nie będzie pan tak zajęty - powiedziała. - Więc może jutro? - Jutro będzie pan załatwiał sprawę Emery - przy­ pomniała. No tak, a potem weekend, co oznaczało dwa kolejne dni zamartwiana się o Andrew. Zacisnęła zęby. Nie znosiła żebrania, ale nie miała innego wyjścia. - Byłabym wdzięczna, gdyby po powrocie poświęcił mi pan jednak pięć minut, Gabriel raz jeszcze spojrzał na nią. Właściwie nie była brzydka. Miała delikatne rysy, doskonałą karnację, kształtne brwi, złotobrązowe włosy zawsze schludnie zaczesane do tyłu. Byłaby nawet ładna, gdyby tylko się uśmiechnęła i przestała patrzeć z tak pogardliwą miną. Nagle przyszło mu do głowy, że może Tess chce odejść. Zmarszczył brwi. Pracował nad ważnym kon­ traktem i nie miał czasu na szukanie nowej asystentki. Tess przejął razem ze SpaceWorks. Jej znajomość firmy była bezcenna. Nie mógł sobie teraz pozwolić na taką stratę. - Dobrze - powiedział zirytowany, że będzie musiał tracić cenny czas. - Zobaczymy się, jeśli zaczekasz na mój powrót. - Dziękuję. Cała Tess. Żadnej radości czy wdzięczności, tylko chłodne: dziękuję. Była doskonałą asystentką, zawsze mógł liczyć na jej dobrą organizację i kompetencję. Nie obrażała się ani nie była zmieszana, gdy czasami pod- WYGRANA NA LOTERII 9 niósł głos. Była błyskotliwa, inteligentna i dyskretna. Była ideałem. Ale lubiłby ją bardziej, gdyby czasem się pomyliła. Lub uśmiechnęła. Zamknął teczkę i ruszył do drzwi. - Aha. zarezerwuj stolik w „Cupiditas" - przypo­ mniał sobie w ostatniej chwili. - Dziś na dziewiątą. Dlaczego nigdy nie powie: proszę? To przecież żaden wysiłek, pomyślała Tess. - Dla dwóch osób? - Tak, dla dwóch - burknął zirytowany jej spoko­ jem. Większość ludzi czuła się niepewnie w jego obec­ ności, ałe nie Tess. Jakby nigdy nic siedziała za biur­ kiem, ubrana w elegancki szary kostium i spoglądała na niego wzrokiem nie wyrażającym żadnych uczuć. - Oczywiście, panie Stearne. Gabriel wyszedł z ponurą miną. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Tess wyjęła Z kosza gazetę, wygładziła pogniecioną kartkę i raz je­ szcze przeczytała artykuł, kręcąc głową z niedowierza­ niem. Gabriel Stearne i Fionnula Jenkins! Kto by po­ myślał? Od rana po biurze krążyły e-maile na temat prasowych plotek o nielubianym nowym szefie. Tess początkowo nawet myślała, że to żart, dopóki któraś z sekretarek nie przyniosła jej gazety z poprzedniego dnia. Uważnie obejrzała zdjęcie, jakby spodziewając się. że to jednak pomyłka. Ale nie, to na pewno był Giabriel. Nikt inny nie miał takich brwi! Niektóre dziew­ czyny w biurze uważały wprawdzie, że jest atrakcyjny,

10 JESSICA HART i ciągle kręciły się w pobliżu, żeby choć przez moment na niego popatrzeć, ale Tess zupełnie nie rozumiała tego zainteresowania. Według niej Gabriel wcale nie był przystojny, za to bez wątpienia gburowaty. Na zdjęciu w gazecie wyglądał jak zwykle ponuro, zwłaszcza na tle uczepionej jego ramienia Fionnuli Jenkins, pełnej dziewczęcego wdzięku, uśmiechniętej. Trudno sobie wyobrazić bardziej niedopasowaną parę. Fionnula - gwiazda w pełni sławy, Gabriel - pracoholik, szorstki, wiecznie zirytowany i - według Tess - gruboskórny. Co taka znakomitość jak Fionnula w nim widziała? - zastanawiała się Tess. Wyrzuciła gazetę do kosza i wykręciła numer restauracji. Fionnula była piękna i sławna. Mogła mieć każdego. Dlaczego więc wybrała Gabriela? Z pewnością nie chodziło o pieniądze, bo miała dość swoich, a tym bardziej nie o wdzięk, bo tego Gabrielowi brakowało. Do szóstej wszystko zdążyła już załatwić: stolik za­ mówiony, listy, dokumenty i raporty równo ułożone na biurku szefa. Odruchowo sprawdziła jeszcze raz. Wie­ działa, że Gabriel chętnie by ją na czymś przyłapał. Nie miała wątpliwości, że od pewnego czasu prowadzili jakąś niewypowiedzianą oficjalnie wojnę. 1 ku swemu zaskoczeniu zauważyła, że sprawia jej to perwersyjną wprost przyjemność. Rozłożyła ostatni dokument i po­ gratulowała sobie. Gabriel będzie musiał bardziej się starać, żeby ją pokonać. Wróciła za biurko i wysłała WYGRANA NA LOTERII 11 krotki e-mail do Andrew, że przesłała mu pieniądze i że jeszcze spróbuje w następnym tygodniu. Właśnie po­ wtarzała sobie argumenty, jakie chciała przedstawić w sprawie podwyżki, gdy zadzwonił telefon. - Jakaś pani chce rozmawiać z panem Stearnem - powiedziała recepcjonistka, - Odmawia podania nazwi­ ska Mówi, że to sprawa osobista. Tess odruchowo spojrzała na zegarek. Gabriel nie uprzedził, że spodziewa się gościa. Miała nadzieję, że wizyta nie przeszkodzi w rozmowie o podwyżce. - Lepiej będzie, jeśli przyślesz ją na górę - powie- dziala. iłumiąc westchnienie. Zustanawiała się, kim może być niezapowiedziany gosć nie spodziewała się jednak, że będzie to starsza kobieca z dziecinnym wózkiem. Starała się nie okazać zaskoczenia. Zdjęła okulary i wstała z uprzejmym uśmiechem. - W czym mogę pomóc? Kobieta rozejrzała się wokół, jakby nie mogła się zde- cydować. czy ma się czuć onieśmielona, czy pewna siebie. - Szukam Gabriela Stearne'a - poinformowała wo- jowniczym tonem. - Niestety, w tej chwili go nie ma. Jestem jego asystętka - wyjaśniła Tess. - Może mogłabym go zastąpić? - Sama nie wiem... Z kosza umieszczonego pod wózkiem wyciągnęła ga- zete otwartą na stronie ze zdjęciem Gabriela i Fionnuli.

12 JESSICA HART - Czy to wasz Gabriel Stearne? - spytała, wskazując zdjęcie. - Tak, to pan Stearne. - Nie tak go sobie wyobrażałam - stwierdziła kobie­ ta, rzucając okiem na zdjęcie. - Leanne mówiła, że jest wspaniały. Że to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego spotkała. Opuściła kąciki ust z dezaprobatą. - Nie powiedziałabym, że jest przystojny, a pani? - Też uważam, że nie - powiedziała Tess. Trudno to nazwać lojalnością wobec szefa, ale jak mogła zachwy­ cać się jego urodą, znosząc codzienne humory. - Cóż, miłość jest ślepa. Na chwilę zapadła cisza. - O czyjej miłości mówimy? - ostrożnie zapytała Tess. - Leanne, moja córka, poznała Gabriela w zeszłym roku na statku - wyjaśniła kobieta. - Jest tam krupierką - dodała z dumą, widząc, że Tess niczego się nie domy­ śla. - A on był pasażerem pierwszej klasy. Mówiła, że był bardzo zabawny. Ze zdziwioną miną rozejrzała się po luksusowym wnętrzu. - Jakoś nie wyobrażałam go sobie w takim miejscu. Leanne mówiła, że to lekkoduch. Nie tylko ona była zaskoczona. Tess z kolei nie mogła sobie wyobrazić Gabriela jako wesołego lekkoducha krą­ żącego po kasynie. Chętnie poznałaby tajemniczą Leanne. WYGRANA NA LOTERII 13 - Przykro mi, że go tu nie ma. Wróci później. Czy mam przekazać jakąś wiadomość? - Nawet coś lepszego niż wiadomość. - Kobieta jak­ by nagle podjęła decyzję. - Może pani przekazać mu syna. Tym razem Tess straciła zimną krew. - Syna? - powtórzyła. - Tak. - Kobieta kiwnęła głową w stronę wózka. Ma na imię Harry. Tess spojrzała na wózek. Gabriel ojcem? Wydawało sie to zupełnie nieprawdopodobne. - Hm... czy on wie o Harrym? - spytała delikatnie. - Ależ skąd. Leanne zdecydowała się sama wycho­ wywać dziecko. Świetnie - powiedziałam - ale co z pieniędzmi? Miała dostać pracę na lądzie, a tymcza­ sem zaproponowali jej kolejny rejs. Tylko sześć tygodni i tak dobre zarobki, że nie mogła odmówić. Tess poczuła się zdezorientowana. Nie do końca ro­ zumiała, o co chodziło jej gościowi, ale jednego była pew na: ostatnia rzecz, jaką chciałby zastać Gabriel po powrocie do biura, to prezent w postaci małego dziecka 0 imieniu Harry. - Myślę, że omawianie spraw ojcostwa należy wy- łącznie do pani córki - stwierdziła zdecydowanie. - Po­ za tym pan Stearne nie załatwia w biurze swoich pry­ watnych spraw. - Leanne nie może niczego omawiać, bo jej tu nie ma - zauważyła zdecydowanym tonem kobieta. -

14 JESSICA HART l w tym problem. Obiecałam zajad się Harrym podczas jej nieobecności, ale kilka dni temu dowiedziałam się, że wygrałam wycieczkę do Kalifornii. Po raz pierwszy w życiu wygrałam cokolwiek! Zawsze chciałam zoba­ czyć Amerykę - kontynuowała rozmarzonym głosem - ale musiałabym natychmiast lecieć. Już chciałam zre­ zygnować, tymczasem wczoraj przeczytałam w gaze­ cie, że Gabriel Stearne jest tutaj. Nie widzę powodu, by odwoływać wyjazd, skoro ojciec Harry'ego może się nim zająć. - Tego nie wiem - powiedziała zaniepokojona Tess. - Jest bardzo zajęty. - Nie tak bardzo, jeśli może się włóczyć z tą Fion- nulą Jenkins - oświadczyła babcia Harry 1 ego, wyma­ chując gazetą jako dowodem rzeczowym. - Jeśli ma na to czas, to sądzę, że powinien go znaleźć dla własnego syna. Uważam, że już najwyższa pora, żeby wziął na siebie trochę odpowiedzialności za małego. Dlaczego Leanne ma się ze wszystkim sama borykać? Sama w ciążę nie zaszła, prawda? - Nie, oczywiście, ale... - Nie zostawiam go przecież na zawsze. Wyjeżdżam tylko na dwa tygodnie. To dobre dziecko, nie sprawi żadnego kłopotu. Tess szybko wyszła zza biurka. Wreszcie dotarło do niej, że to nie żarty. - Chyba nie myśli pani poważnie o pozostawieniu tutaj dziecka? - spytała przerażona. WYGRANA NA LOTERII 15 - Dlaczego nie? Z tego, co mówiła Leanne, wynika, że Gabriel do ubogich nie należy. Jestem pewna, że da sobie radę. - Nie może przecież pani porzucić dziecka! Nie porzucam go, tylko zostawiam z ojcem. - Po­ ­­­­­­a się nad wózkiem i pocałowała dziecko. - Bądź grzeczny, kochanie. Babcia wróci po ciebie za dwa tygodnie. Spojrzała uważnie na Tess i wskazała na koszyk pod wózkiem. - Jest tu wszystko, czego trzeba na kilka dni, ale później musicie kupić mleko w proszku i pieluszki. - Pieluszki? - Tess była przerażona. - Nie może pani tak po prostu odejść, proszę zaczekać! - zawołała, ale babcia już zmierzała w kierunku windy. Ruszyła za nią. Podniesione głosy obudziły dziecko. Maluch zaczął płakać. Tess zatrzymała się w drzwiach. Nie mogła uwierzyć, ale babcia nie zawróciła do płaczącego wnuka. Gdy Tess wyjrzała na korytarz, drzwi windy właśnie się zamykały. Podbiegła i gorączkowo nacisnę- ta przycisk, ale winda nieubłaganie ruszyła. Tess rozej- rzała sie wokół, szukając pomocy. Wyglądało na to, że na całym piętrze nikogo nie było. No tak, wszyscy wyszli o piątej trzydzieści. Jakże żałowała, że ona tego nie zrobiła. Zdjęła palec z przycisku windy. Nie było szansy do- gonienia babci. Wróciła do płaczącego dziecka. Przez

16 JESSICA HART chwilę bujała wózkiem, ale to nie pomogło. Wzięła je więc na ręce i delikatnie przytuliła. Widziała jak Bella, jej przyjaciółka, tak uspokajała swoje maleństwo. - Cichutko, wszystko będzie dobrze - powiedziała. 1 miała nadzieję, że tak rzeczywiście się stanie. Spojrza­ ła na zegar. Żeby Gabriel wreszcie wrócił! Wydawało jej się, że trwa to wieki, chociaż wska­ zówki zegara przesunęły się zaledwie o dwadzieścia mi­ nut. Wreszcie Gabriel wkroczył do biura. Powitało go westchnienie ulgi. - Dzięki Bogu, że pan wrócił! - zawołała Tess. Gabriel zatrzymał sięjak wryty. Wychodząc, zostawił zasadniczą asystentkę pogrążoną w pracy, a po powro­ cie zastał zdenerwowaną dziewczynę, ze szlochającym dzieckiem na ręku. Bluzkę miała wymiętą małymi rącz­ kami i wilgotną od łez. Rozczochrane kosmyki już nie układały się w nieskazitelną fryzurę. Uniósł brwi. - Co tu się dzieje? W innych okolicznościach tak niezwykła zmiana wy­ glądu zawsze doskonałej Tess pewnie by go ucieszyła, ale spotkanie poszło źle, czekało go jeszcze mnóstwo pracy, musiał przygotować nową ofertę na następny dzień. W tej sytuacji nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać dzie­ cięcych wrzasków. Potrzebował ciszy i skupienia. - Czyje to dziecko? - spytał, nie dając jej nawet szansy odpowiedzenia na poprzednie pytanie. Tess była już zbyt zdenerwowana, żeby dyplo- WYGRANA NA LOTERII 17 matycznie przekazać szokującą bez wątpienia wiado­ mośc. Wypaliła prosto z mostu: - Pana. - Co?! - wrzasnął tak głośno, że Harry podskoczył i znów zaczął płakać. - Niech pan tak nie krzyczy! No i co pan najlepsze­ go zrobił?! - powiedziała z wyrzutem. - Znów muszę go uspokajać. Bujała dziecko na rękach, dopóki nie przestało żałoś- nie szlochać. Gabriel z trudem panował nad sobą. - Tess, proszę mi natychmiast wytłumaczyć, co tu robi to dziecko - wycedził złowrogo przez zęby. W kilku słowach opowiedziała, co zaszło podczas jego nieobecności. - To wszystko stało się tak szybko - dokończyła. - W jednej chwili kładłam listy na pana biurku, a w dru- giej zostałam z dzieckiem na ręku! - Czy dobrze zrozumiałem? Nie wiadomo skąd zja- wia się jakaś kobieta, oświadcza, że wyjeżdża na waka- cje i zostawia ci dziecko, a ty pozwalasz jej odejść i nawet nie pytasz o nazwisko? - Powiedziała, że jest pan ojcem Harry'ego - pró- bowała się bronić. - A ty jej uwierzyłaś? - Nie wiedziałam, w co mam wierzyć. Nie zwierza mi się pan z osobistych spraw. Niektórzy twierdzą, że ma pan już chyba z tuzin synów.

18 JESSICA HART Gabriel spojrzał na nią wściekle. - Zapewniam cię - powiedział ozięble - że nie mam żadnego syna i nigdy nie byłem na żadnej morskiej wycieczce. Z pewnością też nie uwodziłem żadnych krupierck. Tess zagryzła wargę i zmartwiona spojrzała na dziecko. - Co teraz zrobimy? - spytała. - My? Uniósł brwi w wyrazie zdziwienia; miała ochotę go uderzyć. - To nie moje dziecko - stwierdziła. - Moje także nie - odrzekł, lekceważąc groźne błys­ ki w jej spojrzeniu. - Wzięłaś na siebie odpowiedział ność za nie i to ty musisz sobie z tym poradzic Wyraźnie uważał sprawę za załatwioną. Tess wpadła w złość. Przez chwilę gapiła się na niego, zaskoczona tupetem i bezduszną odmową pomocy. - Zaraz, chwileczkę - zaczęła z wściekłością, ale nim zdążyła powiedzieć Gabrielowi, co o nim myśli, zadzwonił telefon. Odruchowo oboje spojrzeli w tam­ tym kierunku. Gabriel zaklął pod nosem, niezadowolo­ ny, że ktoś im przeszkadza. - Lepiej ty odbierz - powiedział złośliwie. - Może ktoś jeszcze chce zostawić dziecko lub psa przed wy­ jazdem na wakacje! Zaproponuj, że możemy także pod­ lewać kwiatki! Tess spojrzała z wyrzutem. WYGRANA NA LOTERII 19 - Jak mam odebrać telefon? Mam tylko dwie ręce, ale zapewne pan nie zauważył, że obie są zajęte? Może powinnam podnieść słuchawkę zębami? Telefon nieustannie dzwonił i nie sposób było go zignorować. - Dobrze, odbiorę - zdecydował Gabriel. - Słu­ cham? - warknął do słuchawki. - A, Greg. Tak, do­ stałem twoją wiadomość. Nie, w niczym nie możesz pomóc. Chyba że znasz krupierkę, która ma na imię Leanne - dodał takim tonem, jakby nagle sobie o czymś przypomniał. Tess nie mogła słyszeć odpowiedzi Grega, ale mu­ siało to być coś zaskakującego, bo Gabriela dosłownie zamurowało. Rzucił szybkie spojrzenie na Tess. - Zaczekaj chwilkę - przerwał bratu. - Lepiej bę­ dzie, jeśli do ciebie oddzwonię. Za dwie minuty. - To był mój brat - wyjaśnił zupełnie niepotrzebnie. Cała dotychczasowa jego pewność siebie gdzieś się ulotniła. - Pana brat? Co on ma wspólnego z matką Hanye- go? - spytała Tess, oszołomiona niespodziewanym roz­ wojem wypadków. - Tego właśnie zamierzam się dowiedzieć. Ściągnął płaszcz, rzucił go na oparcie krzesła i ruszył do swojego gabinetu. - A ja co mam teraz robić? - spytała zaczepnie. - Po prostu - kiwnął ręką wymijająco - zajmij się dzieckiem, żeby nie płakało.

2 0 J E S S I C A H A R T - Świetnie, dziękuję! - mruknęła, gdy drzwi się za nim zamknęły. Przełożyła Harry'ego na drugą rękę; był mały, ale zaskakująco ciężki. Dziecko cicho kwiliło, jakby nie miało już siły płakać. Spojrzała na zegar. Zdziwiła się, że minęła zaledwie godzina od chwili, gdy do biura wjechał wózek z dziec­ kiem. Nie wiedziała, co dalej robić. Zaczęła chodzić po pokoju, niezręcznie poklepując Harry'ego po plecach. Tak robiły jej znajome mające dzieci. Miała nadzieję, że Gabriel się pospieszy. Łatwo mu było zarządzić, że dziecko powinno być cicho, ale ona nie była w stanie tak chodzić w tę i z powrotem przez całą noc. Na dźwięk otwieranych drzwi odwróciła się gwał­ townie. Gabriel był bez marynarki. I bardziej ponury niż kiedykolwiek. - I co? - zapytała. Desperackim ruchem rozluźnił krawat. - Greg był w zeszłym roku na wycieczce na Karai bach. Statkiem - powiedział po chwili. - Poznał tam Leanne, krupierkę. Miał z nią romans. Niestety, jak to Greg, nawet nie pamięta jej nazwiska, więc tą drogą nie znajdziemy jej matki. Ale to jeszcze nie znaczy, że Greg jest ojcem Harry'ego - dodał szybko. - Tyle tylko, że wiemy przynajmniej, dlaczego twój gość przyczepił się do mnie. - Ale ona na pewno powiedziała „Gabriel Stearne'* - upierała się Tess. - Raczej trudno pomylić Gabriela z Gregiem. WYGRANA NA LOTERII 21 Zacisnął zęby, słysząc podejrzliwy ton jej głosu. - Słuchaj, chciałaś znać sytuację, więc ci wyjaśni­ ­­­ prawda? Nie miał ochoty opowiadać Tess o Gregu, żeby mogła potem patrzeć na niego z góry. Kiedy jednak na nią spojrzał, nie miał wątpliwości, że tak długo będzie zadawała pytania, aż otrzyma zadowalającą odpowiedź. - No dobrze, okazuje się, że Greg czasem przedsta- wia się moim imieniem - przyznał zrezygnowany. - Mówi, że w ten sposób dostaje lepszy stolik w lokalu albo miejsce w samolocie bez rezerwacji. Dzięki temu w czasie wycieczki statkiem przydzielono mu też lepszą kabinę. Zamówił miejsce jako Gabriel Stearne i cały czas tak się przedstawiał. Nie przyznał się do niczego również Leanne. Nie uważał, że to może mieć jakieś znaczenie. Wiedział, że ja nie jeżdżę na żadne wyciecz- ki, mało prawdopodobne było też, że Leanne zajrzy kiedykolwiek do gazety na strony poświęcone bizneso- wi i zobaczy tam moje zdjęcie. - A zatem Greg jest ojcem Harry'ego? - Tak. - Cyli mały jest pana bratankiem - powiedziała wolno. Spoglądała na nich na przemian, jakby szukając podobieństwa. - To możliwe - przyznał niechętnie Gabriel, Najwyraźniej nie był zachwycony perspektywą powic­ ­­­­­­­ rodziny.

22 JESSICA HART r Czy Greg też myśli, że może być ojcem Harry'ego? Gabriel usiadł na brzegu biurka i nerwowo zaczął pocierać kark. - Nie powiedziałem mu o Harrym - przyznał po chwili. Tess była zupełnie zaskoczona. Przecież chyba po to dzwonił do Grega? - Dlaczego? - Bo raz jeden w życiu Greg jest tam, gdzie powi­ nien być - wyjaśnił. - Pojechał do matki na Florydę. Ray, jego ojciec, a mój ojczym, przeszedł operację ser­ ca. Matka sama nie daje sobie rady. Nie była zbyt silna, nawet w lepszych czasach. Wolę, żeby teraz z nią zo­ stał. Nam i tak nie pomoże, bo nie ma pojęcia o małych dzieciach. - A my mamy? - spytała Tess złośliwie. Gabriel zignorował pytanie. Wstał z biurka i zaczął krążyć po pokoju. - Akurat dziś jest mi to szczególnie nie na rękę - mówił pod nosem. - Musimy sprawdzić wszystkie dane w naszej ofercie, jeden rozdział trzeba napisać od nowa. Nie mam czasu, żeby biegać po Londynie, szukając bezimiennej babci, która podrzuciła nam dziecko. - Dlaczego nie zadzwoni pan na policję? - Nie mogę ryzykować, że sprawa dostanie się do gazet. Gdyby się okazało, że Greg naprawdę jest ojcem, mama by się załamała. A i tak ma dosyć zmartwień z powodu Raya. WYGRANA NA LOTERII 23 Tess rozbolała ręka. Postanowiła zaryzykować i po­ łożyła Harry'ego do wózka. Zaczęła delikatnie kołysać w obawie, że dziecko znów się rozpłacze. Nigdy by jej do głowy nie przyszło, że Gabriel Stearne może być kochającym synem. A tymczasem starał się oszczę- dzić matce dodatkowych zmartwień. Może gdzieś głę- boko w środku drzemały w nim ludzkie uczucia? W każdym razie dotychczas świetnie mu się udawało je ukrywać! Tymczasem Gabriel szukał wyjścia z sytuacji. Po- chylony, z rękami w kieszeniach, spacerował w tę i z powrotem, aż Tess poczuła przemożną chęć, żeby podstawić mu nogę i przerwać tę wędrówkę. - Mogę wynająć prywatnych detektywów, żeby odnaleźli matkę dziecka - zdecydował po chwili. - Nie ma znowu tak wielu krupierek o imieniu Leanne. - No dobrze, ale nawet jeśli wytropią Leanne, po- trwa trochę, zanim wróci do kraju - zauważyła. - A co będzie z dzieckiem do tego czasu? - W końcu od tego są opiekunki. Zdecydowawszy, co należy zrobić, Gabriel chciał jak najszybciej zająć się ofertą potrzebną następnego dnia. Wyprostował ramiona, przeciągnął się z zadowoleniem i powiedział do Tess: - Lepiej od razu skontaktuj się z agencją. Za­ mów opiekunkę przynajmniej na tydzień. Jeśli do­ pisze nam szczęście, przez ten czas odnajdziemy matkę chłopca.

24 JESSICA HART Ruszył w stronę gabinetu, uważając sprawę za zała­ twioną. Tess spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Dochodzi siódma - powiedziała powoli i wyraź­ nie, żeby to do niego dotarło. - Agencje są już nieczyn­ ne. Mogę się z kimś skontaktować dopiero jutro rano. Gabriel spojrzał na nią wściekle. Zdawał sobie spra wę, że Tess nie jest niczemu winna, ale jej uwagi nie pozwalały mu zająć się ważniejszymi sprawami. Po pro­ stu nie miał czasu na takie drobiazgi. - W takim razie, co proponujesz? - spytał przez za­ ciśnięte zęby. Tess uśmiechnęła się słodko. - Będzie pan musiał sam się nim zająć. - Ja? - Tak, pan! - powiedziała, z przyjemnością obser­ wując jego minę. Był tak przerażony, że z trudem po­ wstrzymała się od śmiechu. - Wygląda na to, że właśnie przejął pan obowiązki wobec Harry'ego. - Ale jeśli chodzi o dzieci, to nawet nie odróżniam, który koniec jest który! - To w końcu tylko jedna noc - powiedziała zdecy dowanie. - Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku. Gabriel spojrzał na nią z wyraźną niechęcią. Odrobi­ na rozsądku? Kiedy trzymała dziecko na rękach, wcale nie była taka pewna siebie. - Sam nie dam rady, będziesz musiała mi pomóc. - Przykro mi - powiedziała Tess bez cienia żalu w głosie - ale dziś mam umówione wyjście. WYGRANA NA LOTERII 25 - Randkę? Spojrzał na nią zaskoczony. Najwyraźniej nigdy nie przyszło mu do głowy, że mogłaby prowadzić normalne życie, a już na pewno, że jest wystarczająco atrakcyjna, żeby chodzić na randki. Tym razem Tess nie ukrywała uśmiechu. - Tak, jestem umówiona na randkę - odpowiedziała, choć nie było to całkiem zgodne z prawdą. Miała się tylko spotkać z grupką przyjaciół; nie zamierzała mu jednak tego mówić. - Nie możesz odwołać? W głębi duszy Gabriel przeklinał nieobecnego bra­ ta, Nigdy nie lubił prosić kogoś o przysługę, a już szczególnie Tess Gordon z tym jej ostrym szkockim akcentem i spojrzeniem pełnym dezaprobaty... Nie miał jednak wyjścia. Pozostanie z dzieckiem nie schodziło w grę. - Posłuchaj, wiem, że proszę o wiele, ale potrzebna mi pomoc. Sam nie dam sobie rady z Harrym. Nigdy ze nie miałem dziecka na rękach. W jego głosie pojawiła się nuta rozpaczy. Podziałało to na Tess, ale postanowiła być twarda. On nie był taki chetny do udzielenia jej jakiejkolwiek pomocy, zanim sprawa się nie wyjaśniła. - Na pewno ma pan znajomych, którzy mogliby po­ móc - stwierdziła. - Nie znam w Londynie nikogo - powiedział Ga- briel. - Jestem tu dopiero od miesiąca.

26 JESSICA HART WYGRANA NA LOTERII 27 - Tak? - Tess pomyślała o gazecie w koszu pod biurkiem. - Słyszałam, że zna pan Fionnulę Jenkins. - Nie na tyle, żeby prosić ją o zajmowanie się cu­ dzym dzieckiem przez całą noc. - Mnie też pan nie zna zbyt dobrze, a jednak żąda pan ode mnie pomocy. - To co innego. - Gabriela zadziwił jej brak logiki. - Pracujesz dla mnie. - Jestem pana asystentką, a nie nianią! - Tak, i bardzo byś mi pomogła, gdybyś zajęła się tym dzieckiem. Tess uniosła brodę. Nie miała zamiaru tak łatwo sie poddać. - Przykro mi - powiedziała stanowczo - aleja... - Oczywiście zapłacę ci za nadgodziny - przerwał Gabriel, zmieniając taktykę. - Podwójna stawka - do dał sprytnie. To było mistrzowskie posuniecie. Tess zaczęła sic wahać. Wcześniej zastanawiała się, jak zdobyć pienią dze, żeby pomóc bratu wydostać się z tarapatów, a teraz pojawiła się okazja zarobku i to bez żebrania o pod­ wyżkę, na którą Gabriel z pewnością i tak by się nie zgodził. - Nie wiem o dzieciach więcej niż pan - powiedzia­ ła, ale Gabriel już się zorientował, że jej opór osłabł, i postanowił to wykorzystać. - Na pewno wiesz więcej - stwierdził. - Daj spokój Tess, nie możesz mnie zostawić z nim samego. Pamiętała, jak chciał się wymigać od pomocy i miała ogromną ochotę odpowiedzieć, że zostawienie go spra- wiłoby jej ogromną radość, ale spojrzała na dziecko i zrezygnowała. Miało tak smutną buzię, że intynktow- nie schyliła się i wzięła je na ręce. Biedne maleństwo już raz zostało dziś porzucone. Nie miała serca zosta­ wiać Harry'ego na pastwę losu.,.

ROZDZIAŁ DRUGI Westchnęła. - Dobrze. Pomogę, ale to nie znaczy, że sama wszyst ko zrobię. - Zgoda - odpowiedział Gabriel. Czuł taką ulgę, że gotów był zgodzić się na to, co zaproponuje. - Zabie­ rzemy go do mojego mieszkania - szybko mówił dalej, żeby nie zdążyła zmienić zdania. - Po drodze podje dziemy do ciebie, weźmiesz, co ci będzie potrzebne na noc. Zbieramy się. Wyraźnie starał sieją ponaglić, ale dla Tess wszystko dziło się trochę za szybko. Najpierw dobrze byłoby się kogoś poradzić - pró­ bowała zyskać na czasie. Nie była przekonana, czy chce jechać do mieszkania Gabriela. Zgodziła się pomóc, ale wolała ustalić wcześniej, na czym ta pomoc ma polegać. - Mówiłaś, że agencje są już nieczynne? - spytał Gabriel, marszcząc brwi. - Nie mówię o telefonie do agencji. Moja znajoma w tym roku urodziła dziecko. Żadne z nas nie wie, co robić, więc pomyślałam, żeby do niej zadzwonić. Oczy­ wiście, jeśli mi wolno - dodała z niewinną miną - bo WYGRANA NA LOTERII 29 przecież nie życzy pan sobie w pracy żadnych prywat­ nych telefonów. - Dzwoń!-warknął Gabriel; rozmowy telefoniczne personelu były dla niego w tej chwili najmniejszym Zmartwieniem. Ku jego przerażeniu Tess wręczyła mu dziecko, a sa­ ma sięgnęła po słuchawkę. Stanął obok na wypadek, gdyby musiał szybko oddać jej Harry'ego. Trzymał go nieudolnie w wyciągniętych rękach i spoglądał z mie­ szaniną lęku i zaciekawienia. Tess nie przypuszczała, że ktoś mógłby wyglądać bardziej niezręcznie z dzieckiem na ręku niż ona. Gabriel jednak był wyjątkowo niepo­ radny. Zauważyła z rozbawieniem, że nagle stracił arogan­ cki wyraz twarzy. Bez marynarki, z rozluźnionym kra­ watem wyglądał młodziej i mniej odpychająco niż zwy­ kle. Tess pomyślała, że może to tylko złudzenie. W koń­ cu nigdy nie spotkała człowieka bardziej nieprzystępne­ go niż Gabriel Steame: zimnego, pozbawionego skrupułów i całkowicie obojętnego na sprawy ludzi, którzy dla niego pracowali. I pomyśleć, że z kimś takim ma spędzić wieczór. Cóż, przynajmniej będzie za to trochę pieniędzy. Przysiadła na krawędzi biurka. Sygnał w słuchawce świadczył, że numer jest zajęty. Spoglądała na Gabriela, który zabawiał dziecko, unosząc je i opuszczając. Przez chwilę Harry nie mógł się zdecydować, czy na pewno mu się to podoba. Tess wstrzymała oddech, czekając na

30 JESSICA HART W Y G R A N A N A L O T E R I I 3 1 straszny krzyk, Harry jednak się nie rozpłakał. Niespo­ dziewanie na buzi malca pojawił się uśmiech. Gabriel był zaskoczony i,., zakłopotany. Poczuł ulgę, a nawet dumę z tak niespodziewanej reakcji na jego zabiegi i nim się zorientował, instynktownie odwzajemnił uśmiech. Tess o mało nie spadła z biurka. Nigdy nie widziała uśmiechu na twarzy Gabriela, nawet go sobie nie pró­ bowała wyobrazić. Zaskoczyło ją, że w zimnych oczach nagle pojawiły się iskierki radości, usta przestały być zaciśnięte, policzki zmarszczyły się w uśmiechu. Cał­ kiem oszołomiona, dopiero po chwili zorientowała się, że głos w słuchawce brzmi coraz bardziej natarczywie. - Halo! Halo! Kto mówi? - Bella! - Tess przestała gapić się na Gabriela i wzięła się w garść. - Tu Tess. - Tess! - wykrzyknęła Bella donośnie. - Jak tam piekielny szef? - Stoi tuż obok - wyjaśniła cicho Tess. Nie odważyła się spojrzeć na Gabriela, nie wiedziała więc, czy usłyszał pytanie Belli. Jak najzwięźlej starała się wyjaśnić przyjaciółce sytuację. Nie było to łatwe, bo Bella wtrącała uwagi i zadawała nieistotne pytania. Tess z trudem przeszła do zasadniczej kwestii. Kiedy odwa­ żyła się spojrzeć na Gabriela, ten znacząco uniósł brew. Niewątpliwie słyszał doskonale. - Bella, po prostu powiedz nam, co robić - poprosiła pospiesznie. - Babcia Harry'ego powiedziała, że wszyst­ ko, co potrzebne, schowała do wózka. Dla mnie to jak zaglądanie pod maskę samochodu. Jest tu dużo rzeczy, ale nie wiem, co do czego służy. Gabriel przyciągnął wózek bliżej, żeby Tess mogła dokładnie opisać, co się znajduje w koszyku. - Hmm - zastanawiała się Bella. - W jakim wieku jest dziecko? Tess zasłoniła mikrofon, choć biorąc pod uwagę, że Gabriel już i tak słyszał rozmowę, było za późno na dyskrecję. - W jakim wieku jest Harry? - spytała. - Skąd mogę wiedzieć? Nadal bolało go określenie: „piekielny szef, a na dodatek irytowało, że nagle nie mógł od niej oderwać oczu. Mimo że była to ta sama Tess w nieśmiertelnym eleganckim, szarym kostiumie i pantoflach na płaskim obcasie, wyglądała jednak jakoś inaczej. Gabriel zasta­ nawiał się, jak to się stało, że nie zauważył tak zgrab­ nych nóg. - Dziecko to dziecko, wiek nie ma znaczenia - do­ dał gniewnie. Miał nadzieję, że Tess nie dostrzegła, jak sie jej przyglądał. - Najwyraźniej ma - odpowiedziała. Czuła jego wzrok i przeszkadzało jej to uważnie słu- chać Belli. Był wściekły z powodu jej uwag, nie miała co do tego wątpliwości. Uznała jednak, że nie ma się czym przejmować. Gabrielowi dobrze zrobi, jeśli się wreszcie dowie, co o nim wszyscy myślą. Choć musiała

32 JESSICA HART przyznać, że chwila nie była najlepsza. Nie powinien się dowiedzieć, jak bardzo go nie lubi właśnie teraz, kiedy mieli razem spędzić noc. Odłożyła jednak ten problem na później i zajęła się ustalaniem wieku Har ry'ego. - Czy brat wspomniał, kiedy uczestniczył w tym sławetnym rejsie? - W zeszłym roku... chyba w sierpniu - zaczaj szybko liczyć - wiec dziecko powinno mieć teraz około pięciu miesięcy. - Sądzimy, że pięć miesięcy - poinformowała Bellę - Aha... a dokąd zamierzacie zabrać dziecko? - Do mieszkania pana Steame'a. - No, no. Chcesz powiedzieć, że spędzisz z nim naj- bliższą noc? Dotychczas Tess starała się o tym nie myśleć. W koń- cu nie chodziło o spędzenie nocy tak, jak to sobie wy- obrażała Bella. Jednak sytuacja była niezręczna. Spój- rżała na Gabriela. Nie potrzebował nic mówić, wystar­ czyło uniesienie brwi. Słyszał każde słowo Belli. Ale jakie to miało znaczenie. Mężczyzna, który umawia się z kobietami takimi jak Fionnula Jenkins, nie będzie miał problemów z trzymaniem się z dala od Tess. - Po prostu musimy zająć się dzieckiem, dopóki nie znajdziemy jutro jakiejś opiekunki. Bella, gdybyś mogła tylko powiedzieć, czym mamy go karmić. Zajęło to trochę czasu, ale w końcu Tess udało się dowiedzieć wszystkiego na temat sterylizowania bute- WYGRANA NA LOTERII 33 lek, podgrzewania mleka, kąpieli, noszenia na rękach po karmieniu i układania do snu. Cały czas skrupulatnie notowała, na koniec przejrzała zapiski i stwierdziła, że jeden temat został pominięty. - Jak zmieniać pieluszki? - To znaczy? - Wiesz... skąd mamy wiedzieć, że już trzeba? Bella roześmiała się. - Próbowaliście go powąchać? Gabriel nie czekał na odpowiednie polecenie. Uniósł Harry*ego wyżej i ostrożnie powąchał. Zmarszczył nos i zrobił minę, która powiedziała Tess wszystko. Serce jej dosłownie zamarło. - Och, zdaje się, że musimy wziąć się za to zaraz. Więc co mamy zrobić? - Tess, to nie do wiary! Masz trzydzieści cztery lata i nigdy nie zmieniałaś pieluchy? - skarciła ją Bella. - Gdybyś choć raz na jakiś czas zajęła się swoją chrześ- nicą, dawno byś to wiedziała. Zresztą dlaczego ciągle powtarzasz: „my"? - mówiła dalej, nim Tess zdążyła zaprotestować. - Od kiedy jesteście z Gabrielem Stear- ne'em tacy nierozłączni? Tess ominęła wzrokiem Gabriela, chociaż czuła, że on słucha każdego słowa. - Bella - powiedziała przez zaciśnięte zęby - czy mogłybyśmy skupić się na zmianie pieluszek? - No dobrze, ale jutro musisz zadzwonić i wszystko mi opowiedzieć!

3 4 J E S S I C A H A R T Tess zanotowała wskazówki Belli, omijając wszelkie docinki. Miała przeczucie, że następne kilka minut bę­ dzie raczej nieprzyjemne. - Dziękuję ci, Bella - powiedziała oschłym tonem. - Wprost nie mogę się doczekać. - Życzę powodzenia! - zawołała Bella, żeby Gabriel mógł ją słyszeć. -1 powiedz temu twojemu szefowi, że moim zdaniem ma bardzo zmysłowy głos! Tess pospiesznie odłożyła słuchawkę. Przy najbliż­ szej okazji nie omieszka zamordować Belli. - Nie wiedziałem, że plotkujesz o mnie ze znajomy­ mi. - Gabriel rzucił jej chłodne spojrzenie. - A ja nie wiedziałam, że ma pan zwyczaj podsłu­ chiwać prywatne rozmowy. Gabriel miał już na końcu języka ciętą odpowiedź, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Przypomniał so­ bie, że dziś będzie jeszcze potrzebował pomocy Tess. Tymczasem Harry miał już dość zwisania w niewygod­ nej pozycji i zaczął popłakiwać. - Słuchaj, zmieńmy wreszcie tę pieluchę - warknął Gabriel. - Zróbmy to razem, bo zabieg nie zapowiada się nazbyt przyjemnie. - Dobrze. Tess skorzystała z okazji, żeby się wycofać z nie­ zręcznej sytuacji. Obecność Harry^go miała zły wpływ na nich oboje. Pomyślała, że jeśli nie będzie postępować ostrożniej, to wkrótce znajdzie się bez pracy. Dodatko­ we pieniądze są nie do pogardzenia, ale stała pensja to WYGRANA NA LOTERII 35 sprawa najważniejsza. Odkąd Gabriel zjawił się w Spa- ceWorks, zastanawiała się nad zmianą pracy, jednak wszystkie proponowane jej stanowiska były gorzej płat­ ne, a na to nie mogła sobie teraz pozwolić. Pomyślała ze smutkiem, że najlepiej będzie trzymać buzię na kłód­ kę i robić swoje. Gabriel, trzymając Harry^go w wyciągniętych rę­ kach, zaniósł malca do eleganckiej, lśniącej łazienki Obok swego gabinetu. Tess rozłożyła na marmurowym blacie obok umywalki ręcznik. - Zaczynamy! - oznajmiła, wzięła głęboki oddech i desperackim ruchem rozpięła śpioszki. Dziecko zareagowało żałosnym wrzaskiem, do tego kręciło się niebezpiecznie, więc musieli oboje się nim zająć, żeby nie zsunęło się na podłogę. Jednocześnie pró- bowali się zorientować, jak rozplatać pieluchę. Gdy wresz- cie im się to udało, spojrzeli na siebie, krzywiąc się. Gabriel zauważył nagle, że oczy Tess mają piękny, miodowy odcień brązu i że błyszczą w nich złote iskier­ ki. Uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy im się nie przyjrzał. Zwykle były schowane za okularami, których używała, pracując na komputerze lub robiąc notatki. Teraz poczuł dziwny dreszcz. Ich spojrzenia spotkały się dosłownie na sekundę lub dwie, a miał wrażenie, że ta chwila trwała wieczność. Tess często widywała matki, które w toalecie zręcz­ nie przewijały dzieci. Nie mogła pojąć, jak udawało im sie to robić samodzielnie. Ona i Gabriel musieli zerkać

36 JESSICA HART co chwilę do notatek ze wskazówkami Bel Ii. Kręcili się w kółko, przynosząc z wózka olejki, zasypki, kremy i pieluchy. Tess była zadowolona, że nie została sama z tym problemem, choć za nic na świecie by się do tego nie przyznała. Gabriel był bardziej niż ona nieporadny, jego twarz przybrała dziwnie zielony kolor, ale ręce trzymały dziecko pewnie i spokojnie. Pomyślała, że ta­ kie ręce dają prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Były duże, silne i z bardzo czystymi paznokciami. I takie miłe w dotyku. Wreszcie uporali się z zadaniem. Harry, znów zapięty na wszystkie guziki, wyraźnie poczuł się lepiej i prze­ stał popłakiwać. Tess uniosła go i przytuliła do ramie­ nia. Pogratulowała sobie w duchu, że zaczyna nabierać wprawy. - Dzięki Bogu, że już po wszystkim! - powiedział Gabriel, z obrzydzeniem wyrzucając brudną pieluchę. Tess skinęła głową. Ich spojrzenia znów się na mo­ ment spotkały. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że ona i Gabriel mogą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego, choćby nieporadną zmianę pieluch. Był już najwyższy czas, żeby pojechać do domu Ga­ briela. Tess często zastanawiała się, dlaczego znajomym obarczonym dziećmi wybranie się gdziekolwiek zabiera tyle czasu. Tego wieczoru przekonała się, że mając dziecko pod opieką, nie można po prostu ubrać się, wziąć torebkę i wyjść. Harry nie chciał leżeć w wózku, więc musieli na zmianę trzymać go na rękach, pakując WYGRANA NA LOTERII 37 jego rzeczy, wyłączając światła i komputery. Wszystko to trwało wieczność. W połowie drogi do podziemnego garażu Gabriel przypomniał sobie o dokumentach, któ- re miał w nocy sprawdzić. Musieli więc zawrócić na górę. Humor mu się nie poprawił, gdy wreszcie dotarli do samochodu i należało złożyć wózek. Klnąc pod no- sem, walczył z gałkami i dźwigniami. - To nie może być takie trudne - nierozsądnie stwierdziła Tess. - Ciągle widuję matki z takimi wóz- kami. Niemożliwe, żeby wszystkie miały dyplomy in­ żynierów. - Nie, ale nikt też nie robi im niepotrzebnych uwag rzucił opryskliwie. - Nie musi się pan na mnie wyżywać tylko dlatego, że nie wie pan, jak to zrobić - powiedziała chłodno, zapominając, że przyrzekła sobie trzymać język za zę­ bami. - To nie moja wina, że jest pan w złym humorze. Gabriel miał własne zdanie na ten temat. Gdyby od­ powiednio załatwiła sprawę z babcią Harry^go, wie- czór nie stałby się totalną katastrofą. A tak musiał bła- gać ją o pomoc, zmieniać pieluchę, co wymagało nie lada samozaparcia, a teraz robił z siebie pośmiewisko, walcząc z tym przeklętym wózkiem. I nie koniec na tym. Czekał go jeszcze wieczór w towarzystwie własnej asystentki, która nie robiła tajemnicy z faktu, że go nie znosi. Gabriel doszedł do wniosku, że jego zły humor jest w dużej mierze zasługą Tess, jednak mógł co naj­ wyżej posłać jej nienawistne spojrzenie, i to wyłącznie

38 JESSICA HART w chwili, gdy odwracał się w stronę wózka. Wyładował złość na dźwigni, którą już wcześniej próbował przesu­ nąć. Szarpnął ją ostro i... wózek złożył się jednym płynnym ruchem. Wreszcie ruszyli i niemal natychmiast utknęli w kor­ ku. Powoli posuwali się na południe od rzeki, w kierun­ ku mieszkania Tess, Gabriel niecierpliwie bębnił palca­ mi o kierownicę. Obecność Tess bardzo go rozpraszała. Był zły na siebie, że nie może zapomnieć ani jej oczu, ani nóg. Żałował, że w ogóle zwrócił uwagę na cokol­ wiek. Gdy już raz zaczął się przyglądać, trudno mu było przestać. Na zewnątrz było ciemno. W słabym świetle padają­ cym z deski rozdzielczej Gabriel widział tylko zarys jej twarzy i kącik ust. Pomyślał, że do asystentki, która tra­ ktowała go z lodowatą uprzejmością, bardziej pasowałyby zimnoniebieskie oczy, a nie te brązowe, takie ciepłe, przy­ ciągające. Gabriel nie był w stanie o nich zapomnieć. Powtarzał sobie, że teraz nie ma czasu na takie roz­ ważania. Objęcie zarządu SpaceWorks było ryzykow­ nym posunięciem. Jeśli nie uda się podpisać umowy z Emery, poniesie klęskę i straci pieniądze. A nie lubił przegrywać. Nie miał zamiaru ponieść strat tylko dlate­ go, że pojawiło się jakieś dziecko albo że sekretarka zdjęła okulary! Gdy godzinę później zatrzymali się przed domem Tess, mały spał, więc Gabriel został z nim w samocho­ dzie. Tess wbiegła do mieszkania i szybko wrzuciła do WYGRANA NA LOTERII 39 torby tylko kilka niezbędnych drobiazgów. Czekała ich jeszcze jazda przez całe zatłoczone śródmieście, bo­ wiem Gabriel mieszkał nad rzeką w starych magazy­ nach, niedawno przebudowanych na mieszkania. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, Tess była już potwornie zmęczona. Rozejrzawszy się po mieszkaniu Gabriela, zaczeła żałować, że nie zaproponowała pozostania u niej. Może nie byłoby tak elegancko, ale przynajmniej wygodnie. Nawet przez moment chciała coś na ten te­ mat powiedzieć, ale zrezygnowała; dom był jej króle- stwem i nie wiedziała jeszcze, czy chciałaby w nim go­ ścić Gabriela. Wnętrze było obrzydliwie nowoczesne: wszędzie błyszcząca stal, szkło i tkaniny w neutralnych kolorach. Żadnej przytulności. Przestrzeń umiejętnie podzielono, ustawiając odpowiednio meble i oświetlenie. Było ele- gancko. wytwornie i zupełnie bez wdzięku. Tess nie mogła sobie wyobrazić, że ktoś chciałby tu naprawdę mieszkać. W tym wyblakłym otoczeniu kolorowy wó­ zek dziecięcy stanowił drażniący kontrast. Doszła do wniosku, że może lepiej się stało, że nie zaprosiła Ga­ briela do siebie. Jeśli ma taki gust, jej mieszkanie wy­ dałoby mu się koszmarne. - Wszystko tu takie... nowe - stwierdziła. - Nie podoba ci się - domyślił się Gabriel. Za­ brzmiało to, jakby zależało mu na jej opinii. - Nie, po prostu wydaje mi się, że nie ma własnego charakteru.

4 0 J E S S I C A H A R T - Nie zależy mi na tym - powiedział krótko. - Po­ trzebuję wygody. A te mieszkania były rozchwytywane. Od razu wyposażone w pościel, ręczniki, naczynia, na­ wet w zapas wina. Idealne dla ludzi sukcesu, którzy nie chcą tracić czasu na zastanawiane się, gdzie kupić kor­ kociąg. Na Tess nie zrobiło to wrażenia. - Dla mnie to żaden sukces, jeśli nie mam czasu i chęci, by stworzyć sobie dom. - Dom to tylko miejsce do spania. Gabriel, urażony brakiem zachwytu, postanowił za słonic okna ciągnące się na całej długości ściany. Do­ tychczas nie zwrócił na to uwagi, ale gdy na zewnątrz zrobiło się ciemno i deszcz uderzał w szyby, mieszkanie istotnie nie wyglądało przytulnie. - Wprowadziłem się dopiero dwa dni temu - w\jaś­ ni!, starając się znaleźć coś, co pozwoliłoby zaciągnąć zasłony; ponieważ podobał mu się widok z okien, do­ tychczas nie musiał tego robić. - Przedtem mieszkałem w hotelu - dodał. Przesunął ręką wzdłuż krawędzi za­ słon, szukając sznura lub jakiegoś mechanizmu. - Ale tu jest o wiele lepiej. Obsługa jak w hotelu, a czuję się jak u siebie. Poza tym w nowym mieszkaniu wszystko działa bez zarzutu. - Chyba nie wszystko - stwierdziła Tess, obserwu­ jąc jego coraz bardziej nerwowe wysiłki. Mruczał coś pod nosem i był już gotów uciec się do siły. Odsunęła go na bok. WYGRANA NA LOTERII 41 - Chwileczkę, ja spróbuję. Podeszła do ściany, odnalazła dyskretnie umieszczo­ ny zestaw przełączników. Nacisnęła jeden z nich i za­ słony rozciągnęły się gładko wzdłuż ogromnego okna. Gabriel poczuł wzbierającą irytację. - Bardzo wygodne - mruknęła. Gabriel uniósł wzrok, słysząc ironię w jej głosie, ale wtedy od strony wózka dobiegł odgłos przypominający miauczenie. - Harry się budzi - nerwowo stwierdziła Tess. Równocześnie pochylili się nad wózkiem. Dziecko kręciło się i przecierało piąstkami oczy. - Co mamy teraz zrobić? - spytał Gabriel. Starał się zachować bezpieczną odległość. Tess wyciągnęła z torebki instrukcję Bell i. - Myślę, że trzeba go nakarmić - powiedziała. - Musimy mu przygotować mleko w proszku. - Kucnęła i przeszukała rzeczy, które Gabriel przyniósł z samo- chodu. - Powinna tu być puszka... to chyba ta. Przeczytała instrukcję na opakowaniu. - Czy mógłby pan znaleźć jakiś rondelek? - Myślę, że z tym dam sobie radę - oświadczył Ga- briel z godnością. Nadal nie mógł zapomnieć wpadki z zasłonami. Po- szedł do kuchni i zaczął otwierać po kolei szafki. Do­ tychczas nawet do nich nie zaglądał. Wreszcie znalazł coś odpowiedniego i podał Tess. Poprosiła, żeby teraz popilnował Harry'ego.

JESSICA HART - Nie mogę się skupić, gdy stoi pan nade mną - przyznała szczerze. Harry był coraz bardziej niespokojny. Gabriel kręcił się obok wózka i bezradnie patrzył na małą, wykrzy­ wioną płaczem buzię. Gdy w końcu rozległ się donośny krzyk, spojrzał na Tess. Właśnie ostrożnie odmierzała proszek i wsypywała go do garnuszka. W oczach Ga­ briela malowało się przerażenie. - Czy mleko już gotowe? - Nie, muszę je podgrzać - odpowiedziała i spojrza­ ła na Harry'ego jak na prześladowcę. - Musi pan go czymś zająć. . - Jak? - Nie wiem... może go przytulić? Gabriel westchnął, wziął Harry'ego na ręce i pobujał przez chwilę. - Nie pomogło - poskarżył się, gdy płacz stal się jeszcze bardziej donośny. - Nie dziwię się- stwierdziła, spoglądając znad kuchen­ ki; takiego panelu sterowniczego nie powstydziłoby się i centrum lotów kosmicznych. - To ma być przytulanie? - Coś nie tak? - spytał sztywno. - Przytulić, to nie znaczy trzymać kogoś w powie­ trzu na odległość rąk i potrząsać nim w górę i dół. - Nie wiedziałem, że aż tak się na tym znasz - po­ wiedział, rzucając złośliwe spojrzenie. - Nie znam się, ale wiem, jak chciałabym być przy­ tulana. WYGRANA NA LOTERII 43 - Może powinnaś więc udzielać lekcji - odgryzł się. - Lekcje przytulania byłyby dodatkowo płatne - zri- postowała Tess - a i tak odrabiam już podwójnie płatne nadgodziny. - Nie martw się, nie zapomniałem - zapewnił cierp­ kim tonem. Niechętnie przysunął Harry'ego bliżej i za- czał spacerować w sposób, jaki wydawał mu się uspo­ kajający. Niestety, rady Tess nie na wiele się zdały. - Dlaczego to tak długo trwa? - spytał w końcu, przerywając wrogą ciszę, jaka zapadła między nimi. - To przecież tylko mleko, prawda? Można by pomy­ śleć, że przygotowujesz obiad z kilku dań. Tess zacisnęła zęby. - Staram się tak szybko, jak mogę. Nim mu to po­ dam, muszę jeszcze sprawdzić temperaturę. Pochyliła głowę nad notatkami, potem potrząsnęła butelką i nalała kilka kropel na wewnętrzną stronę prze­ gubu. Jak kazała Bella, było letnie, ale nie gorące. Z ul- rozejrzała się za czymś do siedzenia. Nie była to Jednak kuchnia przewidziana do zagracenia jakimś zwy- czajnym stołem, przy którym można by przejrzeć gaze­ to, wypić kawę i zrobić przytulny bałagan. Krzesła sy­ metrycznie ustawione wokół szklanego stołu sprawiały wrażenie wyjątkowo niewygodnych. W końcu niepew­ nie przysiadła na jednej z sof pokrytej poduszkami w kremowym kolorze. - Dobrze, spróbujmy, Gabriel z ulgą podał jej wrzeszczącego Harry'ego

4 4 J E S S I C A H A R T Tess udała, że przypadkowe zetknięcie się ich rąk nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Zajęła się dziec­ kiem. Na szczęście karmienie butelką nie było dla Harry'ego nowością. Gdy tylko poczuł smoczek, na­ tychmiast zajął się ssaniem. Gabriel i Tess zapomnieli o docinkach i obserwowali go z przejęciem. Pozwo­ lili sobie na chwilę odpoczynku. Dziecko zakasłało i wypluło trochę mleka na ubranie. Tess za późno przypomniała sobie o śliniakach zapakowanych do torby z pieluchami. - Co się dzieje? - spytał zaniepokojony Gabriel. - Skąd mogę wiedzieć? Tess uniosła Harry'ego pionowo i poklepała go po pleckach. Sposób okazał się skuteczny. Kaszel ustał. Znów ostrożnie zaczęła go karmić. - Nie myślałam, że zajmowanie się dzieckiem tak wyczerpuje nerwowo - westchnęła, - Ja też nie - przyznał Gabriel. Zdjął marynarkę, stanął przy szklanym stole. Jedną ręką rozluźniał kra­ wat, drugą wyciągał dokumenty z teczki. - Wolę co­ dzienną nerwową atmosferę w pracy! - Nie przypuszczałam, że i pan wie, co to napięcie i stres - stwierdziła Tess Gabriel zmarszczył brwi. - Co masz na myśli? - Pana styl zarządzania trudno nazwać spokojnym - wyjaśniła z przekąsem. Chodziło jej przede wszyst­ kim o ostatnie tygodnie szalonych przygotowań oferty WYGRANA NA LOTERII 45 dla Emery. - Potrafi pan pracować chyba tylko w ogro­ mnym napięciu. Odchyliła głowę do tyłu. Dziecko spokojnie ssało. - Dziwi mnie, że w ogóle wie pan, że jest coś takie­ go jak stres! - Wiem, oczywiście - powiedział zirytowanym to­ nem. - Ludzie z zarządu ciągle mówią na ten temat! Chociaż przyznaję, że sam nie mam na to czasu. - Ale nie każdemu odpowiada praca w ciągłym na­ pięciu, tak jak panu. Nie ma pan pojęcia, jak się pracuje w biurze, gdzie nie ma chwili spokoju, szef się gorącz- kuje, stawiając ludziom zbyteczne żądania i wszystko musi być gotowe na wczoraj. Gabriel ściągnął brwi i spojrzał znad dokumentów na jej pochyloną głowę, łagodną linię policzka, kasztanowe włosy, od których światło odbijało się złotym refleksem. Odwrócił wzrok. - Tobie to nie przeszkadza. Tess na chwilę uniosła wzrok. - Jakoś sobie radzę, ale to nie znaczy, że mi się podoba. - Nie musi ci się podobać - stwierdził opryskliwie Gabriel. Za nic nie chciał okazać, jak bardzo poruszał go jej widok, gdy tak obejmowała dziecko. - Masz po prostu wykonywać pracę, za którą ci płacą. Teraz trzeba dokończyć ofertę dla Emery. Gdy to skończymy, mo- żesz martwić się stresem. Tymczasem mamy ważniejsze sprawy na głowie.

46 JESSICA HART Spojrzał na zegarek. - Do rana powinniśmy zrobić całkiem sporo. Po­ trzebny jest nowy wstęp i chciałbym, żebyś dokładnie sprawdziła każdą kwotę. Będzie ostra konkurencja i nie możemy sobie pozwolić, żeby oferta była niedokładna. - Mam dzisiaj sprawdzać dane? - spytała Tess z nie­ dowierzaniem. - Płacę ci za nadgodziny - przypomniał Gabriel. - Ale za pomoc przy Harrym! Machnął ręką. - Skoro już tu jesteś, możesz pomóc też w sprawie oferty. Nie ma telewizji ani książek. Tylko ty, ja i mnó­ stwo papierkowej roboty. Co innego moglibyśmy robić w nocy? Złośliwy ton głosu wywołał rumieniec na twarzy Tess. Inni ludzie z pewnością mieliby lepszy pomysł na wspólne spędzenie czasu, ale jej i Gabriela nie łączyły aż tak bliskie stosunki. Owszem, mieli razem spędzić noc w tym mieszkaniu, ale on nadal jest jej szefem, a ona asystentką. - Nie musisz pomagać - dodał, wzruszając obojęt­ nie ramionami. - Tylko od ciebie zależy, czy chcesz stracić pracę. Tess gwałtownie uniosła głowę i rzuciła mu zimne spojrzenie. - Czy to groźba? - Nie, żadna groźba. - Gabriel mówił spokojnie zdecydowanie i równie twardo, jak ona. - Taka jest ize- WYGRANA NA LOTERII 47 czywistość. Ten kontrakt jest nam potrzebny. Jeśli go nie dostaniemy, będę musiał pozbyć się udziałów w SpaceWorks. W takiej sytuacji firma po prostu prze­ stanie istnieć, a tym samym i twoja praca. Contraxa jest liderem na rynku, a jej reputacja zależy od utrzymania wysokiej jakości i sukcesów. Nie możemy sobie po­ zwolić, żeby kojarzono nas z niepowodzeniami, nawet jeśli miałoby to dotyczyć małej filii. Tess wiedziała, że miał rację, ale nie mogła się po­ godzić z takim lekceważeniem firmy, w której praco­ wała ponad dziesięć lat. SpaceWorks to o wiele więcej niż mała filia! - Zastanawiam się, po co w ogóle zajął się pan fir- mą, która jest tak mało ważna! - Bo uważam, że warto ryzykować, żeby coś osiąg­ nąć - powiedział Gabriel, rzucając na stół ostatni plik dokumentów. - SpaceWorks jest teraz niewiele znaczą­ cą filią, ale to się może zmienić. Jeśli nie popełniłem będu, ryzykując, stąd rozpocznę działanie na terenie Europy. Mamy teraz światowy rynek. Trzeba wyprze­ dzać innych, a nie da się tego zrobić bez ryzyka. - Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na podejmowa­ ­­­ ryzyka- powiedziała Tess, wzdychając. Pomyślała, że Andrew ma przed sobą jeszcze rok nauki. - Niektó- rzy mają zobowiązania. - Dlatego unikam zobowiązań - przyznał Gabriel. - Nie można niczego osiągnąć, jeśli ciągle oglądasz się za siebie, pamiętając o odpowiedzialności

48 JESSICA HART Łatwo to mówić, pomyślała gniewnie Tess. Zabrała Harry'emu pustą butelkę, mimo że ściskał ją nieustępli­ wie. Zobowiązań sobie nie wybierasz. Postawiła butelkę na podłodze i wstała z dzieckiem na rękach. - Właśnie może pan wykazać się odpowiedzialno­ ścią - powiedziała zdecydowanym tonem. - Proszę na chwilę wziąć bratanka. ROZDZIAŁ TRZECI Gabriel spojrzał na dziecko, które Tess mu podawała. - Co niby mam z nim zrobić? - spytał zaniepokojo­ ny. Dotychczasowa zimna obojętność nagle go opuściła. - Bella powiedziała, że powinno mu się odbić. Trze- ba mu w tym pomóc. Widziałam, jak robił to jej mąż. Nic prostszego - tłumaczyła, widząc przerażoną minę. - Wystarczy go trochę ponosić i poklepać po pleckach. Gabriel uważał, że już dość się nanosił, ale nie wy- padało odmówić, bo Tess w końcu nakarmiła małego. Niechętnie wyciągnął ręce. - Trzyma go pan? - spytała oschle, żeby ukryć nie- spodziewany dreszcz, który poczuła, gdy zetknęły się ich dłonie. - Tak - przyznał, choć bez entuzjazmu. - Teraz proszę oprzeć go o ramię i poklepać, ale de­ likatnie. Gabriel ostrożnie poklepał. - Tak? - Cóż, Roger jednocześnie jeszcze podśpiewuje - powiedziała Tess, idąc do kuchni, żeby umyć butelkę - ale to nie jest konieczne.

50 JESSICA HART Wyjmując z kosza sterylizator, ukradkiem obserwo­ wała Gabriela. Z przejętą miną posłusznie spacerował z Harrym po mieszkaniu. Gdyby pracownicy ze Space- Works mogli go teraz widzieć... Bezwzględna arogan­ cja i pewność siebie pokonane przez małe dziecko. Cza­ sem życie bywa też słodkie, pomyślała. Po kolejnym okrążeniu Gabriel ponownie zjawił się w kuchni. - Myślę, że idzie mi coraz lepiej - pochwalił się i odważył zanucić. W tym momencie Harry zwymioto­ wał na jego bardzo kosztowną koszulę. - Chyba pan fałszował - stwierdziła Tess. Gabriel wykręcał głowę, próbując ocenić ogrom po­ wstałych zniszczeń. - Na dodatek muszę jeszcze znosić krytykę - powie­ dział skwaszony. Tess przeglądała szuflady, usiłując znaleźć jakąś ścierkę. W końcu trafiła na całą paczkę. Rozerwała opa­ kowanie. - Teraz już wiem, dlaczego Roger zawsze kład/ic szmatkę na ramieniu, gdy nosi Rosy - powiedziała, mo­ cząc ścierkę pod kranem. - Cieszę się, że teraz sobie o tym przypomniałaś - zrzędził. - Proszę się nie ruszać - poleciła. Starannie wytarła zabrudzeni i w tym momencie Harry był uprzejmy znów zwymiotować odrobinę mle­ ka. Gabriel się skrzywił. WYGRANA NA LOTERII 51 - Nie ma się czym denerwować - powiedziała z iry­ tacją. - To tylko trochę mleka. - Energicznie potarła koszulę. - Już, wszystko zeszło. Podejrzliwie zerknął na wilgotną plamę na plecach, potem spojrzał na Tess. Miodowe oczy błyszczały z rozbawienia. Nagle uświadomił sobie, że Tess stoi tuż obok, że jej gorąca dłoń dotyka go przez koszulę, włosy błyszczą w świetle, a delikatny zapach jej perfum nie­ pokojąco go drażni. Niemal w tej samej chwili Tess poczuła, że ramię, którego od niechcenia dotyka, jest twarde, mocne i go- rące. Nagle dostrzegła w Gabrielu mężczyznę z krwi i kości. Zaskoczona i zażenowana szybko cofnęła rękę i odsunęła się. - Sprawdzę, co jeszcze mamy do zrobienia - wy- mamrotała. Dłonie jej drżały, gdy odczytywała z kartki leżącej na kuchennym blacie wskazówki Belli. Pomyślała, że musi wziąć się w garść. Nigdy nie uważała Gabriela za atrakcyjnego i nie zamierzała teraz zmieniać zdania. Skupiła się na notatkach. - Coś tu mam na temat kąpieli - powiedziała po chwili. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej głos znów brzmi zwyczajnie. - Nie jestem pewna, czy kąpiel ma być przed, czy po karmieniu. Z tego trudno się zorien­ tować. Ostatecznie zdecydowali, że Harry'emu nic się nie stanie, jeśli jednego wieczoru ominie go kąpiel. Jutro