ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rozległ się donośny dzwonek przy drzwiach frontowych, więc Sam Benson poszedł
otworzyć. Po chwili na progu pokoju stanął Jake Morgan.
Angelica Carstairs z wraŜenia przestała oddychać i serce jej zamarło. Przez moment
wydawało się jej, Ŝe czas się zatrzymał.
Morgan nic się nie zmienił.
No, niezupełnie. Jego twarz nosiła ślady przykrych doświadczeń i zmagań z
przeciwnościami losu. Poza tym wyglądał tak, jak go zapamiętała. Miał gęste, ciemne włosy,
przenikliwe czarne oczy i wystającą szczękę, świadczącą o apodyktycznym usposobieniu. Był
bardzo wysoki i potęŜnej postury, więc w grubym, zimowym płaszczu przypominał olbrzyma.
Szerokich ramion mógłby mu pozazdrościć Atlas, dźwigający na barkach cały ziemski glob.
Morgan rozejrzał się po pokoju i zatrzymał wzrok na Angelice. Patrzył zimnymi,
obojętnymi oczami. Na jego kamiennej twarzy nie dostrzegła Ŝadnego znaku, Ŝe ją poznał.
– Kto z państwa dzwonił na policję?
Przelotnie spojrzał na Marthę Benson i jej męŜa, a potem znowu przeniósł wzrok na
Angelicę.
– Ja – odparła speszona.
Zdumienie odebrało jej mowę i nie mogła wykrztusić ani słowa więcej. Nie rozumiała,
dlaczego nie przyjechał zwykły policjant, lecz detektyw. Jake przed dwoma laty awansował...
– Gdzie było włamanie? – nagle przerwał jej rozmyślania. – Tutaj?
Przecząco pokręciła głową i wstała jak zahipnotyzowana. Zdołała oderwać od niego
oczy i z bladym uśmiechem zwróciła się do sąsiadów:
– Dziękuję, Ŝe mogłam zadzwonić i u państwa zaczekać. Jutro przyjdę powiedzieć, co
policja stwierdzi.
– MoŜe pani przyjść jeszcze dzisiaj i u nas nocować. Nie boi się pani spać sama?
– Chyba nie będzie tak źle. Serdecznie dziękuję i Ŝyczę dobrej nocy.
BoŜe Narodzenie spędziła z rodziną brata i dopiero tego dnia wróciła. JuŜ z daleka
zauwaŜyła, Ŝe drzwi, frontowe są uchylone, a zamek przekrzywiony.
Z duszą na ramieniu weszła do środka, na palcach przeszła korytarz i zajrzała do
bawialni. Wszystko było przewrócone do góry nogami, więc przeraŜona natychmiast pobiegła
do sąsiadów. Zadzwoniła na posterunek i dała się przekonać, Ŝe powinna u nich zaczekać na
przyjazd policji.
Chrząknęła nerwowo i niepewnym krokiem ruszyła do drzwi. Starała się przejść obok
Morgana tak, aby go nie dotknąć. I musiała się opanować, aby na niego nie patrzeć. Po dwóch
długich latach tęsknoty nie było to łatwe.
Szła z podniesioną głową i łudziła się, Ŝe zdołała ukryć zdenerwowanie. Chciała się
zachować z godnością wobec dawniej bliskiego człowieka, który nagle odszedł bez słowa
wyjaśnienia.
– Mieszkam w tym najmniejszym domku – powiedziała, zamykając furtkę i kierując
się na prawo.
Nowa dzielnica na peryferiach Laramie miała opinię spokojnej i bezpiecznej. Angelice
nawet przez myśl nie przeszło, Ŝe mogłaby tu się zdarzyć kradzieŜ, szczególnie w jej
skromnym domu.
– Kiedy zauwaŜyłaś włamanie? – zapytał Jake. Dostosował swój krok do jej kroków,
ale celowo szedł w pewnej odległości. Sprawiał wraŜenie, jakby się skradał, co dawniej
wzbudzało w niej podziw, lecz obecnie wywołało niepokój.
– Spędziłam święta z Rafe’em i Charity i wróciłam dopiero dziś przed siódmą –
odparła. – JuŜ z daleka widziałam przekrzywiony zamek. Drzwi były niedomknięte, ale jakoś
nie od razu uświadomiłam sobie, co to oznacza. Zapaliłam światło w korytarzu i nic, ale w
bawialni zobaczyłam taki rozgardiasz, Ŝe od razu uciekłam do sąsiadów i zadzwoniłam na
policję.
– Bardzo rozsądnie. Lepiej nie ryzykować, gdy nie ma się pewności, Ŝe rabusie
odeszli.
Pamiętała, Ŝe dawniej mówił to samo. Dawniej, czyli wtedy, gdy zaleŜało mu na niej i
martwił się, Ŝe mieszka samą. Stale dawał jej rady, jak ma dbać o bezpieczeństwo. Niestety,
nie powiedział, jak ma chronić swe serce i zabezpieczyć się, by nie rozpaczać, gdy on
odejdzie.
– Pamiętam, co mówiłeś – szepnęła.
– To dobrze.
– Wróciłeś do pracy w policji? – Nie...
Stanęła przed drzwiami domu. Dotychczas była z niego dumna jak paw, a teraz bała
się wejść. Serce jej się ścisnęło na myśl o tym, co ujrzy. Wiedziała, Ŝe czekają ją cięŜkie
chwile – będzie musiała nie tylko uporządkować dom, ale i dojść do ładu z uczuciami w
stosunku do Jake’a.
– Więc jak się dowiedziałeś?
– Gdy zadzwoniłaś, akurat wychodziłem. Uznałem, Ŝe Warto wstąpić, bo a nuŜ złapię
złodzieja. Lada chwila powinien nadjechać patrol.
Stanął na progu bawialni i omiótł ją uwaŜnym spojrzeniem. Patrzył długo, bez słowa.
W pokoju panował nieopisany bałagan, lecz na pierwszy rzut oka nic nie zniszczono.
– Jak długo cię nie było? – spytał, wchodząc do środka. Spojrzał na Angelicę z ukosa i
natychmiast odwrócił wzrok.
Nie chciał, by zauwaŜyła zachwyt na jego twarzy. I bał się jej błękitnych oczu, które
kiedyś niemal przywiodły go do zguby. Ogarnęła go złość, Ŝe dzielnicowy utrudnia mu
zadanie, zwlekając Ŝ przybyciem na miejsce przestępstwa.
– Pytałem, jak długo dom stał pusty.
– Prawie tydzień – odparła drŜącym głosem.
– Zatem nic nie wiadomo. Włamanie mogło być przed kilkoma dniami albo
godzinami.
Zajrzał do kuchni, w której panował idealny porządek i do sypialni, w której
przewrócono wszystko do góry nogami. Podłoga była zasłaną bielizną i róŜnymi drobiazgami.
– Sądzę, Ŝe to nie sprawka chuliganów, a kogoś, kto szukał pieniędzy – oświadczył po
powrocie do bawialni.
Angelica nieruchomo stała przy drzwiach i pustym wzrokiem patrzyła przed siebie.
– Zniszczył mi komputer...
– Weźmiemy odciski palców, jeśli jakieś są, a potem sprawdzisz, czy coś zginęło.
W drzwiach stanął wysoki męŜczyzna w mundurze.
– Dobry wieczór. Morgan, ty tutaj? Nie uprzedzono mnie, Ŝe to jakaś większa afera.
Myślałem, Ŝe zwykła kradzieŜ.
Angelica odwróciła się zaskoczona. Policjant podszedł i się przedstawił.
– Dobry wieczór. Pete Winston.
– Miło mi...
– Wracałem do domu – wpadł jej w słowo Jake – i po drodze tu wstąpiłem. Myślałem,
Ŝe złapię łotra na gorącym uczynku, ale okazuje się, Ŝe włamanie mogło być kilka dni temu.
Zrobiło jej się przykro, Ŝe Jake przyjaźnie rozmawia z policjantem, a do niej zwracał
się zimnym, słuŜbistym tonem.
– Co stwierdziłeś? – zapytał Winston. Morgan wzruszył ramionami.
– Nic nie wiem dokładnie, ale podejrzewam, Ŝe panią Carstairs okradziono. Wróciła
po prawie tygodniowej nieobecności i zastała to, co widzisz.
– Na razie widzę tylko nieziemski bałagan. Zaraz sprawdzę, co się za tym kryje. –
Wyjął z kieszeni duŜy notes. – Nie zapomniałeś o balu i przyjdziesz z Diane?
Angelica rzuciła Jake’owi wrogie spojrzenie.
– Nie i tak – odparł Morgan, idąc do drzwi. – Jeśli przyjdziesz pierwszy, bądź tak
dobry i zajmij nam miejsca. Do zobaczenia.
Wyszedł, nie patrząc na Angelicę. Serce waliło jej jak młotem, ale usiłowała wmówić
sobie, Ŝe tak jest przez cały czas, od chwili gdy stwierdziła włamanie. Przymknęła oczy.
Zastanawiała się, czy zawsze będzie bolała ją wiadomość, Ŝe Jake spotyka się z inną kobietą.
Zaklęła w duchu na wspomnienie tego, jak go kochała, wręcz uwielbiała. Łudziła się,
Ŝe wzbudza w nim przynajmniej sympatię, aŜ tu pewnego dnia przestał się odzywać i milczał
dwa lata. W tym czasie zapewne był otoczony rojem wielbicielek.
– Przykro mi, Ŝe będę panią męczył – odezwał się Winston – ale muszę zadać kilka
pytań. Proszę powiedzieć wszystko, co pani wie.
Noc zdawała się wlec bez końca. Pytania policjanta były proste, lecz Angelica
niewiele wiedziała. Wreszcie Winston pozwolił jej posprzątać i polecił, aby sprawdziła, czy i
co zginęło. Chodził za nią krok w krok po całym domu.
Wykonała polecenie niezbyt sumiennie, poniewaŜ jej uwagę pochłaniał Jake Morgan.
Znowu zastanawiała się, co spowodowało, Ŝe odszedł, chociaŜ wiedział, jak bardzo ona go
kocha. Był bardziej powściągliwy w okazywaniu uczuć niŜ ona, lecz miała nadzieję, Ŝe teŜ
był zakochany. Na pewno łączyło ich prawdziwe uczucie i stawali się sobie coraz bliŜsi.
Potem nagle coś się zmieniło.
– Właściwie nic nie zginęło – powiedziała, gdy jako tako uprzątnęła sypialnię. – Nic?
– spytał zaskoczony Winston.
– Brak kilku dyskietek, ale poza tym chyba nic nie zginęło. Przynajmniej na razie nie
zauwaŜyłam. Za to zniszczono mi komputer i dwie waŜne ksiąŜki. Ale mogło być gorzej,
prawda?
– Halo! Jest tam kto? – odezwał się donośny głos przy drzwiach wejściowych.
Przez ułamek sekundy Angelica sądziła, Ŝe wrócił Jake, lecz okazało się, iŜ przyszedł
ślusarz.
– Powiadomiono mnie, Ŝe natychmiast potrzebuje pani pomocy – rzekł przybyły,
fachowym okiem oglądając uszkodzone drzwi i zamek. – Popsuty?
– Jak pan widzi. Nie czułabym się bezpieczna bez mocnego zamka – powiedziała,
znuŜonym gestem ocierając czoło. – Kto do pana dzwonił?
– Chyba policjant. Zobaczymy, co się da zrobić... Nie jest tak źle, więc za jakieś pół
godziny będzie pani mogła zamknąć dom na cztery spusty.
Ślusarz szykował się do pracy, a policjant do odejścia.
– Na razie nic więcej nie zdziałam – rzekł na odchodnym. – Zadzwonię do pani, jeśli
będę miał jeszcze jakieś pytania albo czegoś się dowiem. I proszę o telefon, jeŜeli pani coś
zauwaŜy.
– Dobrze. Dziękuję i do usłyszenia.
Opadła na kanapę i bezczynnie czekała, aŜ ślusarz zamontuje zamek. Wiedziała, Ŝe
długo nie będzie czuła się bezpieczna. Nie tak prędko zapomni o tym, Ŝe ktoś szperał w jej
osobistych rzeczach.
Po wyjściu ślusarza obeszła cały dom. Bała się pogasić światła, chociaŜ zdawała sobie
sprawę, Ŝe nic jej nie grozi. Miała nowy zamek, a poza tym złodziej zapewne grasował juŜ
gdzie indziej.
Drgnęła nerwowo, gdy nagle zadzwonił telefon:
– Słucham?
– JuŜ masz jaki taki porządek? Jesteś sama? Zamknęła oczy. Przypomniała sobie
wieczory, gdy Jake dzwonił jedynie po to, aby usłyszeć jej głos. Przełknęła z trudem i
powiedziała cicho:
– Tak. Dziękuję, Ŝe dzwonisz.
– Czy ślusarz zamontował zamek?
– Ty po niego dzwoniłeś? – spytała wzruszona jego troskliwością. – Bardzo ci
dziękuję.
– Drobiazg. Nie chciałbym być na twoim miejscu. WyobraŜam sobie, jak przykro jest
wracać do domu po włamaniu.
– Bardzo przykro. Jeszcze raz dziękuję za ślusarza, bo sama pomyślałabym o zamku
dopiero po wyjściu dzielnicowego.
– Co zginęło?
– Prawie nic. – Wystraszyła się, Ŝe na tym skończą rozmowę, więc gorączkowo
myślała, co jeszcze powiedzieć. – Nie sądziłam, Ŝe się spotkamy...
Pragnęła podtrzymać rozmowę chociaŜby po to, aby przez kilka chwil cieszyć się, Ŝe
słyszy jego głos. Głos, który teraz odsuwał od niej strach.
– Nie wiedziałem, Ŝe się przeprowadziłaś. Kiedy się ostatnio widzieliśmy, mieszkałaś
przy Sheridan Avenue.
– Przeprowadziłam się półtora roku temu. – Intrygowało ją, czy przyjechałby, gdyby
wiedział, u kogo dokonano włamania. – A ty wciąŜ mieszkasz na starym miejscu?
– Tak... Dobrze, Ŝe moŜesz zamknąć drzwi na klucz. Ale sądzę, Ŝe i tak nic ci nie
grozi, bo rabuś na pewno juŜ upatrzył sobie inną ofiarę.
– MoŜe i racja.
– Jeśli usłyszysz jakieś podejrzane odgłosy, zaraz dzwoń pod 911.
– Dobrze. Ja... – Nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć, więc dokończyła: – Dobranoc,
Jake. Serdecznie dziękuję, Ŝe zadzwoniłeś.
Obudziła się przybita, poniewaŜ bardzo źle spała. Przez całą noc męczyły ją przykre
sny o złodziejach i włamaniach oraz niewesołe wspomnienia związane z Jakiem. Wstała bez
krzty energii.
WłoŜyła ciemne spodnie i błękitny sweter, uczesała się, lecz nie umalowała. Nie czuła
Się głodna, mimo iŜ nie jadła kolacji. Przygotowała tylko jedną grzankę i zaparzyła dzbanek
kawy.
Po skromnym śniadaniu niechętnie poszła do bawialni. Stanęła przy drzwiach i
zamyśliła się. Oczami wyobraźni ujrzała Jake’a, szukającego śladów złodzieja, a następnie
postać przypominającą gangstera z filmów kryminalnych. Zastanawiała się, czy włamywacz
znał ją choćby z widzenia, czy teŜ przyszedł obrabować kogoś nieznajomego.
Po chwili wróciła myślami do Jake’a. Ciekawa była, kim jest Diane i jak długo Jake ją
zna. I czy ją teŜ porzuci tak nagle, jak odszedł od niej.
Tupnęła nogą zniecierpliwiona i przywołała się do porządku. Nie chciała myśleć o
przeszłości. Zadzwoniła do firmy ubezpieczeniowej, dokładnie obejrzała komputer i zabrała
się do sprzątania. Pod wieczór dom lśnił czystością, a jego właścicielka była wprawdzie
zmęczona, lecz zadowolona z tego, co zdziałała.
Miała nadzieję, Ŝe po dobrze przespanej nocy z energią przygotuje plan zajęć ze
studentami. Pracowała jako adiunkt na wydziale matematyki uniwersytetu w Wyoming. Była
dumna z tego, Ŝe zawsze wcześniej opracowuje zajęcia; juŜ latem z grubsza przygotowywała
materiał na cały rok. Teraz musiała część pracy odtworzyć, poniewaŜ włamywacz zniszczył
nie tylko komputer, ale i dyskietki z opracowanym planem. Na szczęście niektóre notatki
przechowywała na uczelni, więc pocieszyła się, Ŝe nie została bez niczego.
Z zamyślenia wyrwało ją pukanie. Na palcach podeszła do drzwi i wyjrzała przez
wizjer.
– Jake? – zawołała, otwierając drzwi na ościeŜ.
– Dzień dobry. Mogę wejść?
– Naturalnie.
Jego widok przyprawił ją o drŜenie serca i rąk. Uśmiechnęła się uprzejmie i policzyła
do dziesięciu, aby się opanować. – Proszę dalej.
– Widzę, Ŝe juŜ wszystko na swoim miejscu – rzekł na progu bawialni.
W milczeniu skinęła głową. Bała się odezwać lub podejść bliŜej, aby się nie zdradzić
ze swymi uczuciami.
– Co zginęło?
– Nic. – Wzruszyła ramionami. – Brak kilku dyskietek. Najgorsze Ŝe komputer jest do
wyrzucenia. Miałam opracowane wszystkie zajęcia i to przepadło, a ćwiczenia zaczynają się
w przyszłym tygodniu.
– Rzeczywiście pech, ale pociesz się, Ŝe mogło być znacznie gorzej. Czy Winston
podejrzewa, Ŝe to sprawka studentów, którzy chcieli zwędzić pytania egzaminacyjne albo
przerobić oceny?
– Nic nie mówił na ten temat. – Najchętniej odwróciłaby wzrok, Ŝeby uniknąć jego
badawczego, przenikliwego spojrzenia. – Zresztą, nie posądzam studentów, bo nie miałam
materiałów egzaminacyjnych, a stopnie juŜ dawno wystawiłam. Nigdy nie trzymam w domu
nic waŜnego, a plan na najbliŜsze zajęcia chyba nikogo nie interesuje.
– PrzecieŜ studenci o tym nie wiedzą – zauwaŜył logicznie, nie spuszczając z niej
oczu.
– Czy radzisz, Ŝebym na początku roku akademickiego ogłaszała wszem i wobec, co
robię? – zapytała, siląc się na Ŝartobliwy ton.
– MoŜe nie najgłupszy pomysł – odparł z całą powagą.
– Wątpię. Napijesz się kawy?
Długo się namyślał, jak gdyby rozwaŜał wszystkie za i przeciw, ale w końcu kiwnął
głową.
– Chętnie.
– Zaraz przyniosę. Rozbierz się i rozgość.
Poszła do kuchni lekkim krokiem, jakby niosły ją skrzydła. Dziwiła się, Ŝe tak reaguje
w obecności dawnego znajomego. Znajomego? Kiedyś Jake był czymś więcej niŜ zwykłym
znajomym, lecz to przysporzyło jej cierpień, więc postanowiła być ostroŜna.
Morgan zdjął płaszcz i rozluźnił krawat Po dwunastu godzinach pracy czuł się bardzo
zmęczony, a mimo to nie pojechał prosto do domu. Chciał sprawdzić, czy Angelica się
uspokoiła.
Obejrzał komputer, który rzeczywiście nadawał się tylko do wyrzucenia. Widocznie
ten, kto go zniszczył, chciał mieć pewność, Ŝe nikt go nie naprawi.
Rozejrzał się po przytulnym pokoju. Podszedł do biblioteczki i uśmiechnął się na
widok kryminałów. Wiedział, Ŝe Angelica uwielbia powieści sensacyjne i kiedyś był ciekaw,
czy tylko dlatego zainteresowała się policjantem Obejrzał wiszące na ścianie fotografie. Na
jednej z łatwością rozpoznał Kyle’a. Młodzieniec, na drugim zdjęciu do złudzenia
przypominał Angelicę, więc domyślił się, Ŝe to najstarszy brat, Rafe. Na trzecim
prawdopodobnie byli jej rodzice.
Angelica wróciła z tacą, którą postawiła na stoliku przed kanapą.
– Czy moŜna wiedzieć, dlaczego przyszedłeś? – spytała, patrząc na Jake’a z ukosa.
– Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku.
– Mogłeś się nie fatygować, tylko zadzwonić do Winstona. On by ci powiedział, Ŝe
nie ma powodu martwić się o mnie.
Podała mu filiŜankę czarnej, osłodzonej kawy.
– Dziękuję. Wolałem osobiście się przekonać.
W duchu przyznał jej rację. Nie powinien był przychodzić, gdyŜ na jej widok mocniej
biło mu serce i Ŝywiej płynęła krew, a to niepoŜądana reakcja.
– Dzisiaj jestem bardziej zła niŜ wczoraj, ale to chyba naturalne, prawda? Do białej
gorączki doprowadza mnie myśl, Ŝe ktoś ośmielił się włamać do mojego domu. I dotykał
moich rzeczy, zniszczył moją pracę. Wściekła jestem, Ŝe nie mam pojęcia, kto to zrobił i nie
mogę nikogo pociągnąć do odpowiedzialności.
Z zachwytem patrzył na jej zarumienione policzki i gniewnie błyszczące oczy.
– Lepsza złość niŜ załamanie lub strach – stwierdził.
– Jaki strach? Myślisz, Ŝe boję się tu mieszkać?
– Tak.
– Boję, nie boję i tak nie mam innego wyjścia. Jakoś trzeba się przemóc.
Przed dworną laty teŜ nie miała wyjścia i musiała pogodzić się z tym, Ŝe Jake nagle z
nią zerwał. Kilka razy próbowała się z nim skontaktować, ale nie odpowiadał i w końcu
zrezygnowała. Teraz paliła ją ciekawość i chętnie dowiedziałaby się, co robił przez te lata,
czy chociaŜ raz za nią zatęsknił. Wolała jednak nie zadawać kłopotliwych pytań. Jake wypił
resztę kawy i wstał.
– Cieszy mnie, Ŝe się trzymasz. Dziękuję za kawę, jak zwykle doskonała.
– A ja dziękuję, Ŝe wpadłeś.
Miała ogromną ochotę, poprosić go, aby został dłuŜej, lecz wolała nie ulęgać pokusie.
Skoro porzucił ją przed laty, nie naleŜał do niej i nie powinna go o nic pytać ani zatrzymywać.
Odprowadziła go do drzwi. Kiedy wychodził, otarł się o nią ramieniem. Poczuła coś
jakby prąd i z wraŜenia zamknęła oczy.
– Angel, uwaŜaj na siebie – rzekł Jake przytłumionym głosem. – Do widzenia.
Nie pocałował jej, nie objął, nawet nie dotknął jej ręki. I nie wspomniał ani słowem o
następnym spotkaniu. Odszedł i rozpłynął się w mroku nocy.
LeŜąc w łóŜku, pogratulowała sobie, Ŝe nie zdradziła się przed nim i nie powiedziała,
jak kiedyś rozpaczała. Naiwnie sądziła, Ŝe jest to znak, iŜ wyzwoliła się spód jego
zniewalającego uroku albo niedługo wyzwoli. Wiedziała Ód dawna, Ŝe najlepszym
lekarstwem na zmartwienia jest praca. Dlatego postanowiła, Ŝe zamiast rozpamiętywać swą
miłość do przystojnego policjanta, zajmie się planowaniem zajęć dla studentów.
Nazajutrz kupiła komputer i od razu zasiadła do pracy. Miała przed sobą cały tydzień,
lecz wiedziała, Ŝe to niewiele. Materiału do opracowania było bardzo duŜo. Starała się
doskonale wywiązywać Ŝ obowiązków, nie tylko dlatego, Ŝe posadę adiunkta zdobyła z
wielkim trudem. Po prostu nie chciała, aby ktokolwiek miał zastrzeŜenia co do jej
kompetencji. Po cichu marzyła o tym, Ŝe za kilka lat zostanie profesorem.
Pojechała na uczelnię po niezbędne notatki. Były ferie, więc nie panował zwykły
gwar, ale jednak w korytarzach kręciło się sporo studentów, którzy nadrabiali zaległości albo
chcieli przygotować się do następnego semestru.
Uśmiechnęła się na ich widok, poniewaŜ i ona bywała nadgorliwa. Do tego stopnia, Ŝe
Rafe kpił z niej i twierdził, iŜ zostanie wieczną studentką. Wiedziała, Ŝe nie ma racji, a mimo
to jego uwagi bardzo ją irytowały.
Skierowała się do swego gabinetu – maleńkiej, wąskiej klitki, w której z trudem
zmieściło się biurko, biblioteczka, tablica i kilka krzeseł. Cieszyła się jednak, Ŝe ma chociaŜ
tyle miejsca wyłącznie dla siebie.
Otworzyła drzwi i... zamieniła się w słup soli.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Proszę o połączenie z panem Jakiem Morganem – powiedziała głośniej.
Powtarzała to samo juŜ trzeciej osobie, więc zaczynała tracić cierpliwość. Obawiała
się, Ŝe w ogóle nie otrzyma połączenia, gdyŜ Jake nie zechce z nią rozmawiać. CzyŜby
podejrzewał, Ŝe wykorzysta najmniejszy pretekst, aby się z nim skontaktować i wrócić do
tęgo, co między nimi było?
Niewesołe rozwaŜania przerwał upragniony głos.
– Morgan. Słucham.
– Mówi Angel. Przepraszam, Ŝe zawracam ci głowę, ale znowu potrzebna mi pomoc.
MoŜe powinnam skontaktować się z dzielnicowym Winstonem, ale nie wiem, czy jego rewir
obejmuje uczelnię. Nasi ochroniarze powiedzieli, Ŝe się tym zajmą i skontaktują z
posterunkiem, tylko...
– Angel!
– Co?
– Opanuj się i spokojnie powiedz, czemu dzwonisz. Spokojnie i powoli, od początku.
Zabrzmiało to jak rozkaz, więc posłusznie skinęła głową i potulnie powiedziała:
– Postaram się. Myślałam, Ŝe mówię składnie i jasno. Jake, włamano się do mojego
gabinetu na uczelni...
– Zaraz przyjadę. Będę za kwadrans – powiedział, rzucając słuchawkę.
Angelica powoli odłoŜyła swoją i z przymusem uśmiechnęła się do straŜnika,
stojącego przy biurku.
– Przyjedzie porucznik Morgan. To detektyw.
– Naszym będzie nie w smak – mruknął straŜnik. – Mówili, Ŝe sami dadzą radę.
– Wiem, wiem, ale pan Morgan jest moim dobrym znajomym. Poczekam na niego
przed gmachem.
Wyszła, nie czekając na dalsze komentarze. Uciekła z zimnego gabinetu, w którym
porozrzucane kartki i ksiąŜki sprawiały bardzo przygnębiające wraŜenie. Wolała usiąść na
ławce przed gmachem i wystawić twarz do słońca. Było zbyt mroźno, aby mogła się rozgrzać,
lecz liczyło się samo złudzenie ciepła. Na świeŜym powietrzu od razu poczuła się lepiej niŜ w
dusznym gabinecie.
Wiedziała, Ŝe musi zebrać siły, aby usunąć kolejne szkody. Miała nadzieję, Ŝe złodziej
zostawił arkusze ocen oraz notatki, które latem gorliwie przygotowała na cały rok. Usiłowała
zająć myśli czymś innym, by zapomnieć o zniszczeniu, jakiego dokonano podczas jej krótkiej
nieobecności.
Morgan wysiadł z samochodu i skierował się prosto do gmachu uczelni. Jego wysoka
sylwetka odcinała się na tle grup studentów. Wyglądał jak groźny wilk, który ruszył na łowy
w owczarni. Angelica zerwała się z ławki, czując, Ŝe serce chce wyrwać się z piersi. Nie
spuszczała oczu z twarzy Jake’a. Miała dziwną pewność, Ŝe on prędko wykryje sprawców i
wyjaśni przyczynę zajść. Przy nim czuła się bezpieczna. Westchnęła z ulgą, gdy objął ją i
mocno przytulił.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Wiem, Ŝe to nie naleŜy do twoich obowiązków i
Ŝe powinnam zadzwonić do Winstona, ale wydawało mi się, Ŝe tylko ty jeden moŜesz mi
pomóc. Nie wiedziałam, co mam robić.
– Ale jesteś roztrzęsiona – rzekł ze współczuciem i jeszcze mocniej ją przytulił. –
Uspokój się.
– Więcej razy nie wyjadę – mruknęła. – Nigdy nigdzie nie pojadę.
– Gdzie jest twój gabinet? – spytał rzeczowo. – Czy wasi ochroniarze domyślają się,
czyja to sprawka?
– Nic nie wiedzą. Powiedzieli tylko, Ŝe włamanie było podczas ferii, a tyle wiem bez
nich. Idziemy, tędy.
Jake obejmował ją ramieniem, jak gdyby w ten sposób chciał przekazać jej trochę
swojej energii.
Na piętrze tylko jedne drzwi były otwarte – drzwi jej gabinetu. Przy nich, oparty o
ścianę, stał straŜnik. Kiedy podeszli bliŜej, Angelica powiedziała:
– Pan Morgan chciałby obejrzeć gabinet.
– Po co? – zapytał straŜnik niezbyt uprzejmym tonem. – Nasi juŜ tu byli, wszystko
sprawdzili i zajęli się sprawą.
Morgan uśmiechnął się i wyciągnął rękę na powitanie.
– Dzień dobry. Nie mam zamiaru się wtrącać, ale pani Carstairs będzie spokojniejsza,
jeśli i ja zobaczę to pobojowisko. Nie będę niczego dotykał.
– MoŜe pan dotykać, bo juŜ wzięto ewentualne odciski palców i porobiono zdjęcia.
Kazano mi tu stać, aŜ pani Carstairs skończy sprzątać.
– Zastąpię pana – zaproponował Jake – bo pewnie ma pan inne obowiązki.
StraŜnik obrzucił go taksującym spojrzeniem, zerknął na Angelicę i po namyśle rzekł:
– Dobrze. W razie czego pan bardziej się przyda niŜ ja. Zasalutował i odszedł, a Jake
rzucił krótko:
– Do roboty.
Wszedł do gabinetu i bardzo dokładnie obejrzał kilka przedmiotów.
– Co zginęło tym razem?
– Na pierwszy rzut oka nic. – Nieznacznie wzruszyła ramionami. – Ale nie wiadomo,
co się okaŜe, gdy zacznę sprzątać. Tutaj nie pójdzie mi tak łatwo jak w domu, bo
powyrzucano wszystkie papiery. A najgorzej, jeśli coś zniszczono lub zabrano.
– Gdzie jeszcze się włamano?
– Tylko tutaj.
Jake przysiadł na biurku, powoli omiótł spojrzeniem gabinet, a następnie popatrzył
Angelice prosto w oczy.
– Masz coś, co mogłoby kogoś zainteresować? – Nie.
– Dwa włamania w tym samym czasie... i tylko u ciebie, to juŜ nie przypadek. Musisz
posiadać coś, na czym komuś bardzo zaleŜy.
– Naprawdę nic nie mam. – Podeszła do komputera i odetchnęła z ulgą. – Uf, cały...
MoŜe komuś się wydaje, Ŝe jest u mnie coś ciekawego.
– Co mianowicie? Zawahała się. Wiedziała, Ŝe Jake’owi moŜe zaufać w kaŜdej
prywatnej sprawie, lecz nie była pewna, czy ma prawo wtajemniczać go w sprawy objęte
tajemnicą słuŜbową. – Wolałabym najpierw z kimś porozmawiać.
– Jeśli chcesz coś z kimś uzgadniać – krzyknął ze złością w głosie – to po jakie licho
mnie wezwałaś?! Nie jestem ci juŜ potrzebny, tak? Z kim chcesz się skontaktować?
Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna.
– Przykro mi, ale nie mogę ci powiedzieć.
Powinna była przewidzieć taką ewentualność i przezornie zawiadomić odpowiednie
osoby. Nie przyszło jej do głowy, Ŝe ktoś moŜe ją podejrzewać o posiadanie materiałów
objętych tajemnicą. Teraz było za późno na Ŝal.
– Nie mogłaś wcześniej pomyśleć o tym amancie? Pytanie zakrawało na ponury Ŝart.
Jake oczywiście nie wiedział, Ŝe po jego odejściu nie miała nikogo bliskiego. Zresztą, jej
sprawy osobiste nie powinny go interesować, poniewaŜ zniknął bez wyjaśnienia. A co gorsza,
związał się z inną.
– O amancie? – powtórzyła bezmyślnie. Schwycił ją za rękę, przyciągnął do siebie,
pochylił się i spojrzał na nią przenikliwie.
– Pamiętaj, moja mała, Ŝe najpierw do mnie zadzwoniłaś i Ŝe ja mogę ci pomóc. Nie
jakiś tam kochaś, o którym, właśnie sobie przypomniałaś.
W milczeniu i bez mrugnięcia patrzyła na kurze łapki wokół jego oczu, napiętą skórę
na policzkach i mocno zaciśnięte usta. Przesunęła językiem po spierzchniętych wargach.
śałowała, Ŝe stoją tak blisko, a nie ma mowy o pocałunkach, które wciąŜ tak dobrze
pamiętała.
– Mam... tajne materiały – wykrztusiła wreszcie przez ściśnięte gardło.
Siłą woli opanowała się, Ŝeby nie pokonać dzielącego ich jednego kroku. Czuła
łomotanie serca i ogłuszające pulsowanie krwi. Nigdy w Ŝyciu nie pragnęła niczego bardziej
niŜ pocałunków tego męŜczyzny.
Stali wpatrzeni w siebie pałającym wzrokiem. Na kilka sekund zapomnieli o boŜym
świecie.
Jake pierwszy się opamiętał i odsunął. Opuścił ręce, odwrócił się i głucho powtórzył:
– Tajne materiały?
– Tak. Półtora roku temu podpisałam umowę z dowódcą wojsk lotniczych – wyjaśniła
z ociąganiem. – Zlecono mi zadania z kryptografii, dla Warren Air Force Base.
– Rozszyfrowujesz tajne depesze?
– Coś w tym guście. – Nieznacznie się uśmiechnęła. – Praca ma duŜo wspólnego z
matematyką.
– I podejrzewasz, Ŝe ktoś tego szukał w twoich papierach?
– Chyba tylko półgłówek mógł wpaść na podobny pomysł, bo po pierwsze, nikt nie
wynosi takich rzeczy z bazy, a po drugie, nie zostawia ich byle gdzie.
– MoŜe ten osobnik o tym nie pomyślał?
– W takim razie jest wyjątkowo tępy. Pewnie masz rację i jest to wybryk jakiegoś
studenta. Mimo to muszę zawiadomić szefa o tym, co się stało.
– Jak często dostajesz zlecenia?
– Sporadycznie, gdy sobie nie radzą. Ostatnie miałam w listopadzie i od tego czasu
nic.
Wzięła do ręki słuchawkę.
– Jakim sposobem cię zatrudnili?
– Zwyczajnym. Zwrócono się do uniwersytetu z prośbą o współpracę i przysłano
ofertę. Zgłosiłam się, sprawdzono mnie na wszystkie moŜliwe sposoby i zaangaŜowano.
Jake patrzył na nią przenikliwym wzrokiem.
– Kiedy to było?
– Półtora roku temu – odparła, czując się jak na przesłuchaniu. – To nie grzech.
– Czyli wtedy, gdy kupiłaś dom?
– Owszem. Mogłam szarpnąć się na taki wydatek tylko dzięki temu, Ŝe wpadły mi
dodatkowe pieniądze.
Nachmurzyła się i nerwowym ruchem wykręciła numer. Czekając na połączenie z
pułkownikiem Shaeferem, stała bokiem do Jake’a i patrzyła w okno. Krótko powiedziała, co
się stało, i dodała, Ŝe policja podejrzewa studenta.
– No, czego się dowiedziałaś? – spytał Jake, gdy odłoŜyła słuchawkę.
– Mam go informować o tym, co się dzieje, ale na razie sprawę zostawić policji.
Szczególnie, Ŝe o ile mu wiadomo, z bazy nic nie zginęło.
– Co zaszło półtora roku temu, Ŝe zmieniłaś tryb Ŝycia, przeprowadziłaś się i podjęłaś
nową pracę? Spotkał cię zawód miłosny?
Przecząco pokręciła głową. Nie chciała zdradzić, Ŝe spotkał ją zawód właśnie z jego
strony.
– Widocznie nadszedł odpowiedni czas, Ŝeby coś zmienić – odparła, siląc się na
obojętny ton. – Wiesz, chyba niepotrzebnie zabieram ci czas. StraŜnik miął rację, tutejsi
ochroniarze...
Jake połoŜył jej dłoń na ustach i powstrzymał potok słów.
– Nie zostawię cię samej w pustym gmachu. Weź wszystko, co potrzebujesz i
jedziemy. Po resztę przyjdziesz, gdy będzie tu więcej ludzie.
– Polecenie słuŜbowe? – mruknęła niezadowolona. – Pamiętam, Ŝe zawsze
rozstawiałeś mnie po kątach.
Przyklęknęła, aby pozbierać rozrzucone kartki. Czekało ją kilka godzin
porządkowania i układania.
– Ja ciebie rozstawiałem? Przyganiał kocioł garnkowi... Sama lubisz wszystkimi
rządzić i myślisz, Ŝe kaŜdy męŜczyzna będzie tańczył, jak mu zagrasz.
– Nieprawda! – Pogardliwie wykrzywiła usta. – Gdy ktoś koniecznie chce tańczyć,
wcale nie czeka, aŜ mu zagram.
Rzucił jej uwodzicielskie spojrzenie i uśmiechnął się tak, Ŝe zakręciło się jej w głowie.
Czuła, Ŝe bezwolnie ulega jego urokowi. Pociągała ją ku niemu jakaś niewidzialna siła, niby
magnes. Z trudem walczyła z sobą, Ŝeby się nie poddać.
– Dlaczego tak cięŜko dyszysz? – spytał, podnosząc kilka kartek.
– TeŜ byś się zasapał przy zbieraniu. – Hmm... Co zrobisz z tą stertą papierów?
– Wezmę do domu i powkładam do odpowiednich teczek. Nie mogę zacząć zajęć w
takim bałaganie. Muszę coś z tym fantem zrobić.
– Zaczekaj, aŜ inni przyjdą do pracy, i wtedy na miejscu poukładasz.
– Za późno. Muszę wykorzystać ostatnie wolne dni.
– Jutro Sylwester.
– Co z tego? – burknęła gniewnie. Pamiętała, Ŝe umówił się z Diane. – To nie
przeszkoda.
– Będziesz balować?
Pokręciła głową, nie patrząc na niego. Bała się, Ŝe zdradzi ją wyraz twarzy.
– Nie masz randki? – Ujął ją pod brodę i zmusił, aby na niego spojrzała. – Naprawdę?
– Wyobraź sobie, Ŝe naprawdę.
Coraz bardziej irytowały ją niedyskretne pytania i teraz Ŝałowała, Ŝe po niego
zadzwoniła. Bała się, Ŝe jeśli zrobi jakąś złośliwą uwagę, rzuci mu w twarz kartki i ucieknie.
Nie miał prawa pytać o jej osobiste sprawy.
– Angel, on nie jest tego wart – rzekł Jake, delikatnie przesuwając palcem po jej
ustach.
Przymknęła oczy, poniewaŜ dotyk jego ręki wywołał tęsknotę i pragnienie, które
domagało się zaspokojenia.
– O kim mówisz?
– O tym łajdaku, który zranił twoje uczucia. Nie jest wart, Ŝebyś przez niego uciekała
przed Ŝyciem.
Otworzyła, oczy i odsunęła się. Zrozumiała, Ŝe Jake nie ma pojęcia, iŜ on jest owym
„łajdakiem”. Trudno w to było uwierzyć, ale chyba naprawdę niczego nie podejrzewał. Nie
zdawał sobie sprawy, Ŝe oskarŜa siebie. Nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Niezgrabnie
wstała i połoŜyła papiery na biurku.
– Dziękuję za dobrą radę, ale o mnie się nie martw. Bardzo mi odpowiada obecny styl
Ŝycia – skłamała gładko.
– Angel...
– Naprawdę jest mi dobrze. śyczę tobie i Diane udanej zabawy.
Przymknęła oczy zawstydzona, Ŝe wymknęło się jej imię rywalki. Najchętniej
ugryzłaby się w język, lecz było za późno.
– Skąd o niej wiesz? – wycedził Jake lodowatym tonem.
– Nie pamiętam. Gdzieś coś mi się obiło o uszy. No, jestem gotowa. Będę ci
wdzięczna, jeśli pomoŜesz mi zanieść te papierzyska do samochodu. Potem juŜ sobie poradzę.
Mam nowy, solidny zamek, więc w domu będę bezpieczna. Zresztą, rzekomo przestępcy nie
wracają na miejsce zbrodni. I chyba juŜ im wiadomo, Ŝe u mnie nie ma nic ciekawego....
Jake znowu połoŜył palec na jej ustach.
– Odwiozę cię.
W milczeniu wyszli i zamknęli gabinet. Kroki Angeliki głośno dudniły w pustym
korytarzu, natomiast kroków Jake’a wcale nie było słychać.
Wsiadła do samochodu, zatrzasnęła drzwi i ruszyła na pełnym gazie. Chciała jak
najprędzej znaleźć się w domu i zamknąć drzwi na wszystkie spusty.
Jake przez całą drogę jechał tuŜ za nią. Przed domem zdąŜył wysiąść i podejść do jej
wozu, zanim zebrała wszystkie kartki. Odprowadził ją, ale nie wziął pod rękę. W innej
sytuacji jego towarzystwo byłoby mile widziane, lecz teraz pragnęła zostać sama.
– Dziękuję, Ŝe mnie ubezpieczałeś aŜ tutaj – powiedziała, patrząc na czubki butów.
– Zadzwoń, jeśli znowu coś się stanie – rzekł głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– Co jeszcze moŜe się wydarzyć?
– Nie wiadomo. Zadzwoń!
Posłusznie skinęła głową. Nie chciała się sprzeciwiać, aby nie przedłuŜać rozmowy.
Ujął jej twarz w dłonie. Ledwo poczuła jego gorący dotyk, straciła głowę. Pocałował
ją powoli, ale zdecydowanie. Przypomniała sobie dawne pieszczoty i jej ciało ogarnęło
podniecenie. Pragnęła nie tylko pocałunków. Miała ochotę zarzucić mu ręce na szyję,
przytulić się i poczuć jego dłonie na całym ciele. Przede wszystkim zaś pragnęła, by ogarnęło
go poŜądanie większe niŜ to, jakie sama czuła.
Niestety! Odsunął się, mówiąc opanowanym głosem:
– śyczę ci szczęśliwego Nowego Roku.
I odszedł. Patrzyła w ślad za nim rozpalona, zarumieniona, z sercem bijącym jak
szalone. śałowała, Ŝe nie ma odwagi go zawołać, ale skoro odszedł przed dwoma laty,
widocznie tak musiało być. Zapewne nic się przez ten czas nie zmieniło, więc pozostał taki
sam. Weszła do domu ze spuszczoną głową.
Porządkowanie papierów zajęło jej dwa dni. Na szczęście znalazła cenne notatki,
arkusze ocen i brudnopisy artykułów, które zamierzała opublikować. Musiała skupić się nad
tym, co robi i dzięki temu nie mogła myśleć o Jake’u.
W wieczór sylwestrowy połoŜyła się do łóŜka około dziesiątej. Otwierając kryminał,
który od dawna miała zamiar przeczytać, wmawiała sobie, Ŝe nie przeszkadza jej samotność
w ostatni dzień roku. Odpędzała myśli o Jake’u i Diane, którzy szaleli na balii. KsiąŜka nie
była szczególnie ciekawa, więc nad nią zasnęła. Śniło się jej, Ŝe rozmawia z człowiekiem, w
którym Jake rozpoznaje groźnego bandytę i...
Zbudził ją telefon. Spojrzała na zegarek: było kilka minut po północy.
– Słucham – powiedziała zaspana, nie otwierając oczu.
– Angel, Ŝyczę ci szczęśliwego Nowego Roku. Rozbudziła się i uśmiechnęła,
poniewaŜ zalała ją fala nieopisanego szczęścia.
– Ja tobie teŜ. Gdzie jesteś?
– Na balu policjantów. A ty? – W łóŜku.
– Sama? – spytał ostrym tonem.
Zaczęła, nerwowo chichotać i przez chwilę nie mogła się opanować.
– Tak, ale tobie nic do tego – odparła równie ostro. – PrzecieŜ nie spędzasz Sylwestra
sam.
– Jestem z Diane, którą znam od dawna.
Szeroko otworzyła oczy i zdumienie na chwilę odebrało jej mowę. Dawniej Jake
nigdy nie tłumaczył się z tego, co robi. Widocznie jednak coś się zmieniło. Szkoda, Ŝe nic nie
wyjaśnił, gdy przed laty postanowi odejść. Na co teraz liczył? – Dobrze się bawisz? – Jako
tako. Zaczęło się całkiem nieźle, ale teraz koledzy juŜ przechodzą na tematy słuŜbowe. – Czy
Diane teŜ pracuje w policji?
– To nie powinno cię obchodzić. Spałaś juŜ?
– Nie, czytałam.
– Kryminał?
– Po co pytasz?
Usłyszała rozbawiony, kobiecy głos.
– Muszę kończyć – powiedział Jake. – Dobranoc.
– śyczę ci wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. I dziękuję, Ŝe o mnie
pamiętałeś.
Zdezorientowana odłoŜyła słuchawkę. Nie rozumiała, dlaczego dzwonił. Wiedziała, Ŝe
gdyby nie zwróciła się do niego o pomoc, wcale by się nie spotkali. Przy poŜegnaniu ani
słowem nie wspomniał o dalszych kontaktach. Mimo to zadzwonił z Ŝyczeniami
noworocznymi, co od biedy mogła uznać za kontakt osobisty. Dość intrygujące, jeŜeli wziąć
pod uwagę, Ŝe był na balu w towarzystwie znajomej.
Drugiego stycznia rozpoczynały się zajęcia. Poszła na uczelnię bardzo wcześnie,
poniewaŜ chciała jak najprędzej doprowadzić wszystko do idealnego porządku. Prawie
wszyscy pracownicy i studenci wrócili z ferii, więc korytarze były pełne i czuła się
bezpieczna.
W trakcie sprzątania zerkała to na zegar, to na telefon. Miała zamiar zadzwonić do
Jake’a i zaprosić go na kolację. UwaŜała, Ŝe wypada podziękować mu za to, iŜ od razu
pospieszył na ratunek. Pomyślała o tym poprzedniego dnia i w pierwszej chwili chciała od
razu zadzwonić. Po namyśle jednak doszła do wniosku, Ŝe najpierw powinna dobrze się
zastanowić, jak sformułować zaproszenie. Chodziło jej o to, by jasno zrozumiał, Ŝe jest to
zwykłe podziękowanie za pomoc w cięŜkich chwilach. Wpatrzona w telefon uświadomiła
sobie, Ŝe równie dobrze mogłaby wysłać kartkę z zaproszeniem. Spojrzała na zegar.
Dochodziła godzina, o której Jake powinien być w pracy, jeŜeli nie wezwano go w teren w
pilnej sprawie.
DrŜącą ręką wykręciła numer. Uśmiechnęła się, jak gdyby sądziła, Ŝe to doda jej
odwagi i pomoŜe swobodnie rozmawiać.
– Morgan. Słucham.
– Mówi Angel. Dzień dobry.
– Znowu włamanie? – mruknął po chwili milczenia.
– Nie. Jest cisza i spokój. Dzwonię tylko po to, Ŝeby cię zaprosić na kolację. Jesteś
wolny w piątek?
Wyrzuciła wszystko jednym tchem, za prędko. Nie potrafiła rozmawiać z nim
spokojnie. Czekając na odpowiedź, wstrzymała oddech. Milczał tak długo, Ŝe sposępniała.
Zdenerwowana wytarła wilgotną dłoń o spodnie.
– Chyba nie będę mógł przyjść, ale dziękuję za zaproszenie – powiedział wreszcie.
– Szkoda. Chciałam ci podziękować za to, Ŝe od razu przyjechałeś mnie wesprzeć po
tym drugim włamaniu. – Czuła, Ŝe za chwilę się rozpłacze. – Ale jak nie moŜesz, to trudno.
– Jesteśmy zawsze do usług, szanowna pani – rzekł słuŜbiście.
– Cieszę się, Ŝe nasza policja natychmiast odpowiada na kaŜde wezwanie. Jeszcze raz
dziękuję i Ŝegnam.
OdłoŜyła słuchawkę, Ŝeby nie skompromitować się do reszty. Spojrzała na sufit,
zawzięcie mrugając. Nie mogła się rozpłakać w miejscu pracy. Zresztą, powinna być
przygotowana na to, Ŝe Jake odrzuci propozycję.
Poczuła ucisk w piersi – wracał ból, który dokuczał jej przed dwoma laty. Nie
wyleczyła się z miłości. I pomyliła się, sądząc, Ŝe Jake zechce przyjść na zwykłą, koleŜeńską
kolację.
Drgnęła nerwowo, gdy zadzwonił telefon. Popatrzyła na aparat z wyrzutem, wzięła
ksiąŜki i wyszła z gabinetu. Do rozpoczęcia zajęć było jeszcze duŜo czasu, ale chciała przed
przyjściem studentów napisać na tablicy jedno trudne zadanie. I przy tym zapomnieć o
przystojnym policjancie, który znowu sprawił jej zawód.
Jake rzucił słuchawkę ze złością. Nie rozumiał, dlaczego Angelica nie odpowiada,
skoro przed chwilą dzwoniła. Po namyśle, pocieszył się, Ŝe moŜe tak jest lepiej. Wolał
przecieŜ unikać spotkań. Nie chciał wspominać kolacji, do których kiedyś wspólnie zasiadali
oraz wieczorów, które razem spędzali. Przykro mu jednak było, poniewaŜ słyszał
rozczarowanie w jej głosie, a za Ŝadne skarby świata nie chciał sprawiać jej przykrości.
ROZDZIAŁ TRZECI
Angelica zdziwiła się, gdy po powrocie z pracy zobaczyła przed domem samochód.
Zaskoczyło ją, Ŝe Jake przyjechał, mimo iŜ rano dał jej wyraźnie do zrozumienia, Ŝe nie chce
podtrzymywać znajomości. Widocznie później dowiedział się czegoś waŜnego.
Miała wielką ochotę minąć dom i odjechać w siną dal, lecz zdawała sobie sprawę, Ŝe
zachowałaby się niepowaŜnie. A jej zdaniem adiunkt powinien umieć stawić czoło kaŜdej
sytuacji.
Jake podszedł do niej, zanim zdąŜyła wyjąć klucz ze stacyjki.
– Dobry wieczór, Angel.
– Witaj. Co za niespodzianka! Przyjechałeś, bo dowiedziałeś się czegoś nowego. Czy
chcesz jeszcze raz mnie przesłuchać? Uprzedzam, Ŝe nic nowego ci nie powiem! Myślałam,
Ŝe przekazałeś sprawę Winstonowi. Czy powiedziałeś mu wszystko o włamaniu na uczelni?
Chyba nie wycofał się...
– Przestań, katarynko! Kiedy jesteś podenerwowana, gadasz jak najęta. Wiesz o tym?
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Doskonale wiedziała, Ŝe w zdenerwowaniu mówi,
byle mówić, ale złościła się, gdy ktoś to zauwaŜał.
– Dlaczego mam się denerwować?
– Mnie pytasz?
– Jeśli nawet nerwy mnie trochę zawodzą, to tylko z powodu ostatnich przejść. Chyba
to zrozumiałe, prawda? Dwa włamania – w domu i w pracy. Całe szczęście, Ŝe pojechałam na
święta samochodem, bo inaczej...
Jake pocałunkiem zatamował, potok jej słów.
Od razu zapomniała o wszystkich zmartwieniach. Poczuła Ŝywsze pulsowanie krwi i
przyjemne ciepło. KsiąŜki wypadły jej z rąk. Jak zahipnotyzowana powoli objęła Jake’a i
ufnie się przytuliła.
Otoczył ją ramionami i delikatnie pocałował najpierw górną wargę, potem dolną.
Jęknęła głucho i przywarła do niego ustami. Nareszcie doczekała się tego, o czym tak długo
marzyła, i tylko to się liczyło.
Odsunął się nieco i szepnął:
– Przy mnie moŜesz być o wszystko spokojna.
Mówił przytłumionym głosem, w którym brzmiała draŜniąco uwodzicielska nuta.
– PrzecieŜ jestem wyjątkowo spokojnym człowiekiem. Chciałam ci powiedzieć...
Nie dokończyła. Kolejny pocałunek trwał dopóty, dopóki im starczyło tchu. Angelica
zapomniała, gdzie się znajduje, zapomniała, Ŝe nie są w domu. Cały świat wirował i jedyną
ostoją był Jake, jego silne ramiona i muskularne ciało. Całowała go bez opamiętania.
Nie czuła chłodu zimowego wieczoru. Miała wraŜenie, Ŝe jest w tropikach i szybuje
pod gorejącym słońcem. Jej ciało raz po raz przeszywał rozkoszny dreszcz.
– Jak dobrze – usłyszała gorący szept.
Jake ujął jej twarz w dłonie, bez pośpiechu całował czoło, oczy, usta, szyję...
– Zawsze było cudownie – zapewniła drŜącym głosem.
Ogarnęło ją niewysłowione szczęście. Pragnęła, aby pieszczoty trwały wiecznie.
– Nie po to przyjechałem – mruknął Jake, ale nie wypuszczał jej z ramion i nadal
całował.
CzyŜby okłamywał oboje?
Wreszcie odsunął się i opuścił ręce. Angelica spojrzała na niego spod
półprzymkniętych powiek. Z trudem wróciła do rzeczywistości. Zawstydziła się, Ŝe tak
Ŝywiołowo odwzajemniła pocałunki. Aby ukryć zmieszanie, przykucnęła i zebrała ksiąŜki.
Poszła do domu, czując, Ŝe Jake idzie tuŜ za nią. Nie miała odwagi spojrzeć na niego, gdyŜ
postąpiła tak, jakby się narzucała. Bała się, Ŝe w jego twarzy wyczyta pogardę.
– MoŜesz zdradzić, dlaczego przyjechałeś? – rzuciła przez ramię.
Uniosła wyŜej głowę. Nie widziała powodu, dla którego miałaby przepraszać za
chwilę słabości. Wprawdzie nie opierała się, gdy ją całował, lecz to nie zbrodnia. Miała
nadzieję, Ŝe nie zauwaŜył, jak drŜała i jak mocno biło jej serce.
Zamknęła drzwi i powiesiła płaszcz. Dopiero teraz ośmieliła się spojrzeć w oczy
Jake’owi, który patrzył na nią powaŜnie, długo.
– No, słucham.
– Przyjechałem, Ŝeby ci powiedzieć, co wiemy – rzekł spokojnie.
Nie wiadomo, czy mówił prawdę. MoŜe na poczekaniu wymyślił taki powód
spotkania? Uśmiechnęła się krzywo i odwróciła speszona. Uczciwie musiała przyznać, Ŝe dla
niej kaŜdy pretekst jest dobry; najwaŜniejsze, Ŝe Jake w ogóle się zjawił.
– Proszę do pokoju. Myślałam, Ŝe dzielnicowy Winston będzie mnie o wszystkim
informował.
Opadła na najbliŜsze krzesło, a Jake’owi wskazała fotel. Usiadł, ale nie zdjął płaszcza;
widocznie miał zamiar zostać tylko kilka minut.
– Rzeczywiście Pete jest odpowiedzialny za wyjaśnienie tej sprawy, ale mówi mi o
wszystkim. Powiedziałem, Ŝe mam spotkać się z tobą, więc ci przekaŜę.
– Dlaczego?
– Co dlaczego?
– Czemu, tracisz czas? I odbierasz pracę bliźnim? O ile się nie mylę, rano wyraźnie
dałeś mi do zrozumienia, Ŝe nie mamy z sobą nic wspólnego. Więc czemu przyjechałeś?
Jake niecierpliwym ruchem przeczesał włosy i pochylił się do przodu. Irytowało go,
Ŝe Angelica albo udaje, albo naprawdę nic nie rozumie. I okręŜną drogą wyprasza go z domu.
Miał ochotę zrobić jej awanturę o to, Ŝe go odpycha, a jednocześnie pociąga. Rano chciała
zaprosić go na kolację, przed chwilą gorąco całowała, a teraz traktuje chłodno i z dystansem.
– Przeprowadziliśmy kilka rozmów w bazie i otrzymaliśmy listę osób, które mogły
coś wiedzieć o twojej pracy. Na uniwersytecie dostaliśmy drugą listę. Zajęliśmy się osobami
widniejącymi na obu i próbowaliśmy ustalić, kto ostatnio gwałtownie potrzebował pieniędzy i
w związku z tym mógłby uciec się do włamań. Staraliśmy się ustalić, kto wiedział, Ŝe masz
dostęp do tajnych materiałów i Ŝe wyjeŜdŜasz na święta.
– Oszalałeś? Chcesz przesłuchać wszystkich moich znajomych i współpracowników?
MoŜe lepiej od razu dąć ogłoszenie następującej treści: Znajomi pani Angeliki Carstairs
proszeni są o zgłoszenie...
– Nie wygłupiaj się! Taka jest normalna procedura. Jak dotąd nic nie dała, ale mimo to
chciałem, Ŝebyś wiedziała, co robimy w twojej sprawie. Staramy się nie pominąć niczego, co
moŜe nas naprowadzić na trop przestępcy.
– Wystarczyłoby tu i ówdzie zadzwonić – burknęła. Czuła się zawiedziona, Ŝe Jake
przyjechał Wyłącznie po to, aby powiedzieć jej tak niewiele. Nie miała pojęcia, dlaczego ją
całował, lecz gotowa była się załoŜyć, Ŝe nie liczył na wzajemność. Tymczasem ona jak
gdyby się narzuciła i wymusiła długie, namiętne pocałunki. Teraz palił ją wstyd, więc starała
się nadrabiać miną.
– Chciałem się z tobą zobaczyć... – powiedział Jake z ociąganiem.
– Podczas rozmowy rano zdawało mi się, Ŝe jesteś jak najdalszy od tego – syknęła.
– Wyznam ci szczerze, Ŝe nie chciałem przyjąć zaproszenia, bo wolałbym unikać
takich scen jak przed chwilą. Są rozkoszne, ale przecieŜ nie mają przyszłości.
W czym zawiniłam, Ŝe nie moŜesz mnie kochać?! – krzyczało serce Angeliki, lecz jej
usta pozostały nieme.
– Czy zauwaŜyłaś jakiegoś podejrzanego osobnika koło domu albo na uczelni?
– Nie. Winston pytał mnie o to samo. PrzecieŜ gdybym widziała coś niezwykłego,
powiedziałabym wam bez pytania. Nie jestem tępa.
– Komu byś powiedziała: jemu czy mnie? – spytał nieprzyjemnym tonem.
– On prowadzi sprawę, tak czy nie? – rzuciła ostro.
Irytowała się coraz bardziej. Głównie na siebie, gdyŜ męczarnią było samo
przebywanie z Jakiem w jednym pokoju. Na ustach jeszcze czuła jego gorące wargi, a
tymczasem on mówił, Ŝe nie widzi moŜliwości spotkań w przyszłości. Nie rozumiała, czego
od niej chce i dlaczego nie odchodzi.
Jake wstał, pochylił się nad nią i palcem przesunął po jej nabrzmiałych wargach.
– Mam nadzieję, Ŝe nie bolą.
– Ani trochę.
W duchu dodała, Ŝe przez niego boli ją serce, od lat.
Jake westchnął i wyprostował się.
– Do widzenia. Nie musisz mnie odprowadzać.
Posłusznie siedziała bez ruchu, wsłuchana w odgłos jego kroków i skrzypienie drzwi.
Nareszcie została sama, ale wcale nie była z tego zadowolona.
Przymknęła oczy i wyobraziła sobie, Ŝe Jake jeszcze z nią jest. Miała wraŜenie, Ŝe
wystarczy wyciągnąć rękę, a dotknie go i będzie mogła się przytulić. Westchnęła ze
smutkiem. Czuła, Ŝe czeka ją długa, bezsenna noc.
Rzeczywiście nie mogła zasnąć. Słyszała, jak zegar wybija północ, potem godzinę
pierwszą, a sen jak nie przychodził, tak nie przychodził. Przewracała się z boku na bok i
przywoływała róŜne wspomnienia, lecz wszystkie bladły wobec tego, co zaszło wieczorem.
WciąŜ czuła podniecenie, jakie ją ogarnęło, gdy znalazła się w ramionach ukochanego.
Marzyła nie tylko o pocałunkach.
Zaklęła z cicha. Irytowała się, Ŝe nie moŜe zasnąć, a o ósmej czekały ją zajęcia ze
zdolnymi i dociekliwymi studentami. Powinna być wyspana i przytomna, aby bezbłędnie
odpowiadać na liczne pytania.
Postanowiła napić się brandy. Miała nadzieję, Ŝe alkohol pomoŜe oderwać myśli od
Jake’a i zasnąć. Doszła do kuchennych drzwi, w chwili gdy rozległ się brzęk szkła.
Automatycznie zapaliła światło. W stłuczonym oknie dostrzegła męską rękę, która
błyskawicznie zniknęła. Zmartwiała na parę sekund, a potem zadzwoniła na posterunek.
Urywanymi zdaniami powiedziała, Ŝe spłoszyła złodzieja, który próbował przez okno
dostać się do domu. OdłoŜyła słuchawkę i wystraszona czekała na dźwięk syreny policyjnego
wozu. Dygocąc na całym ciele, stała przy telefonie i patrzyła to na okno, to na drzwi do
kuchni. Niewiele słyszała poza szumem krwi w skroniach. Nie była pewna, czy definitywnie
odstraszyła intruza. Zarzuciła na ramiona płaszcz i nie ruszała się z miejsca, zdecydowana, Ŝe
wybiegnie na ulicę, jeśli włamywacz wejdzie przez okno w kuchni.
Podskoczyła nerwowo, gdy załomotano do drzwi. Przyjechała policja. DyŜurny
policjant spisał zeznania, zabezpieczył okno i obszedł dom naokoło. Na ulicy stanął patrol.
Przyszli zaniepokojeni Bensonowie, którzy zaproponowali Angelice nocleg u siebie.
Przez ułamek sekundy miała ochotę odmówić i zadzwonić do Jake’a, lecz nie uległa
pokusie. Zabrała potrzebne rzeczy, zamknęła dokładnie drzwi i poszła do sąsiadów. Zaczęła
dręczyć ją przykra myśl, Ŝe jeśli włamania nie ustaną, będzie zmuszona sprzedać dom.
Teraz tym bardziej nie mogła zasnąć. Głowiła się nad tym, czego moŜna u niej szukać,
skoro nie posiada materiałów zawierających tajemnice państwowe, papierów
egzaminacyjnych czy kosztowności. O co złodziejowi chodziło?
Przeskoczyła myślami do Jake’a. Ciekawa była, jak zareaguje, gdy dowie się o próbie
włamania Sądziła, Ŝe juŜ nie potrzebuje jego pomocy i Ŝe wystarczy rutynowa opieka policji,
co miało ten plus, Ŝe w, obecności nie znanych policjantowi czuła się spokojna, a przy nim
miała nerwy napięte do ostatnich granic. Wolała więc unikać kontaktów z Jakiem, które
ciągłe raniły jej serce.
Postanowiła nie poddać się i męŜnie stawić czoło piętrzącym się przeciwnościom. W
ostateczności zawsze mogła wezwać na pomoc któregoś z braci. Usnęła, powtarzając sobie
owo postanowienie.
Rano wróciła do domu, aby przygotować się do zajęć. Wszystko wyglądało jak
wczoraj. Przyjechał dzielnicowy Winston, który zadał jej kilka pytań.
– Wydaje mi się, Ŝe nie powinna pani mieszkać całkiem sama – rzekł, patrząc na nią z
troską. – Czy mogłaby pani wyprowadzić się, do czasu gdy znajdziemy tego ptaszka? MoŜe
pani pomieszkać u rodziny lub przyjaciół?
– Naprawdę uwaŜa pan, Ŝe, grozi mi niebezpieczeństwo? – zaniepokoiła się nie na
Ŝarty.
– Sytuacja staje się groźna, bo ten nocny włamywacz na pewno wiedział, Ŝe pani jest
w domu. Wygląda na to, Ŝe ma niewiele do stracenia.
Namyślała się przez chwilę.
– Kilka dni mogę spędzić u znajomej, ale nie chcę nikomu długo zawracać głowy.
– MoŜe wczorajsze włamanie naprowadzi nas na trop i wkrótce znajdziemy
nieproszonego gościa. Mimo to radzę pani nie ryzykować... Lepiej nocować gdzie indziej.
Czwartek zawsze był najtrudniejszym dniem. W związku z wizytą dzielnicowego
Winstona Angelica spóźniła się na pierwsze zajęcia i wpadła do sali zdyszana, niezbyt
przytomna. Uczucie zagubienia towarzyszyło jej przez całe przedpołudnie. Nie zdąŜyła
przygotować się tak starannie jak zawsze, więc bała się, Ŝe lada moment popełni kardynalny
błąd. Nie mogła skupić się wyłącznie na zadaniach, poniewaŜ dręczyły ją obawy o dom i
strach, przed ewentualnym włamaniem.
Podczas lunchu zastanawiała się, u kogo mogłaby mieszkać kilka dni bez sprawienia
większego kłopotu. Sandy, serdeczna przyjaciółka, nie miała rodziny i mieszkała blisko. Kyle
był trochę za daleko, a poza tym traktował siostrę protekcjonalnie, co ją bardzo irytowało.
Lubiła swą niezaleŜność i wcale się jej nie uśmiechało, Ŝe na jakiś czas będzie musiała z niej
zrezygnować. Przede wszystkim jednak nie była przekonana, Ŝe naleŜy zostawić dom bez
opieki. MoŜliwe, Ŝe sama będzie bezpieczniejsza, lecz> jej nieobecność ułatwi złodziejowi
zadanie.
W połowie ostatnich zajęć, gdy pisała na tablicy nowy, skomplikowany wzór,
skrzypnęły drzwi. Odwróciła się i zastygła w bezruchu, poniewaŜ wszedł Jake i jakby nigdy
nic stanął w rogu sali.
Straciła wątek, a zdziwieni studenci obejrzeli się, aby zobaczyć, dlaczego
wykładowczyni patrzy w jeden punkt za ich plecami. Angelica opanowała się i dokończyła
pisać wzór. Odzyskała jasność myślenia i mogła nadal prowadzić zajęcia.
Jednak nie bez trudu, poniewaŜ jej uwagę rozpraszała czarno ubrana postać w końcu
sali. Studenci przepisali wzór i poprosili o wytłumaczenie twierdzenia z poprzednich zajęć.
Wyjaśniła spokojnie i dokładnie, podała praktyczne zastosowanie, ale nie zdołała naprawdę
zainteresować ich tematem. Udawała, Ŝe nie zauwaŜa Jake’a, lecz jego obecność
przeszkadzała jej się skupić. Zwolniła studentowi trochę, wcześniej, co oczywiście przyjęli z
aplauzem.
Podczas gdy hałaśliwie opuszczali salę, nadal udawała, Ŝe zapomniała o Jake’u. Przez
cały czas czuła na sobie jego wzrok, lecz nie patrząc w jego stronę, starannie złoŜyła prace
domowe, a potem starła tablicę.
Kiedy zamknęły się drzwi za ostatnim studentem, Jake wolnym krokiem podszedł do
katedry. Patrzyła na niego wystraszona, z sercem podchodzącym do gardła. Wyglądał
groźnie. Miał zmarszczone czoło, zmruŜone oczy i zaciśnięte usta. Pod obcisłym swetrem
rysowały się potęŜne bicepsy. Oblizała spierzchnięte wargi. Stanął tak blisko, Ŝe poczuła
znajomy zapach, który tylko z nim kojarzyła. Pamiętała go sprzed lat i wiedziała, Ŝe nigdy nie
zapomni. Lekko ugięły się pod nią kolana i bezwiednie postąpiła krok naprzód. Czuła się jak
ćma, która leci do świecy, chociaŜ wie, Ŝe zginie w płomieniach.
– Kłopoty się nie skończyły, moja mała – powiedział Jake półgłosem.
Jego głos zabrzmiał jak najpiękniejsza muzyka.
Broniąc się przed nim ostatkiem sił, zaprotestowała słabo:
– Jak na kobietę, wcale nie jestem taka mała. Mam metr sześćdziesiąt pięć.
Jake ujął jej dłoń i pocałował kaŜdy palec z osobna. Czuła, Ŝe ma nogi jakby z
miękkiego wosku, więc by nie stracić równowagi, oparła się o jego pierś.
– W porównaniu ze mną jesteś malutka.
Wziął jej ręce w swoje i pocałował. Potem objął ją i przytulił tak mocno, Ŝe stopili się
w jedno ciało.
– Jesteś mała, ale piękna – dodał, ustami muskając jej włosy.
– Przestań! Zabraniam ci przychodzić znienacka i dezorganizować mi zajęcia.
– Bardzo panią profesor przepraszam, ale wszedłem po cichutku i nie pisnąłem ani
słowa.
PołoŜył jej jedną rękę na karku, drugą przesunął po plecach.
– Ja...
Urwała. Nie miała prawa go oskarŜać, poniewaŜ sama zawiniła. Przeszkadzała jej
własna reakcja na jego widok. Teraz, przytulona do niego, traciła zdolność jasnego myślenia,
nawet przestawała oddychać. Nie miała siły go odepchnąć ani się odsunąć.
Jake odchylił jej głowę i pocałował jedwabistą skórę szyi. Przeszył ją dreszcz od stóp
do głów. Wsunęła mu ręce pod sweter i przytuliła się ze wszystkich sił, jakie jej jeszcze
zostały.
– Dlaczego wczoraj nie zadzwoniłaś po mnie? – spytał chrapliwie.
Nie mogła wydobyć głosu, więc milczała.
– Mówiłem ci, Ŝe masz dzwonić, jeśli coś się stanie. Czy moŜesz sobie wyobrazić, jak
mi było głupio, gdy rano Pete powiedział, Ŝe znowu ktoś dobierał się do twojego domu?
– Po co mam cię w to wciągać? – Ogarnęła ją złość i rozczarowanie. Jego pytanie
oznaczało, Ŝe przyszedł tylko z poczucia obowiązku. – PrzecieŜ i tak zdziałałbyś tylko tyle, co
dyŜurny policjant A resztę nocy spędziłam u sąsiadów.
– Na pewno zrobiłbym więcej niŜ zwykły policjant – rzucił ze złością. – Zaraz się
przekonasz, co mam na myśli. – Puścił ją i spojrzał na biurko: – To wszystko twoje manele?
Zachwiała się lekko, oparła o tablicę i skinęła głową.
– Gdzie je schować? – spytał, zgarniając papiery.
– Zabiorę do gabinetu. Zostaw! – syknęła. – Sama dam radę. – Widząc, Ŝe bierze
notatki pod pachę, krzyknęła: – Nie słyszysz, co mówię?!
– Słyszę, słyszę i wiem, Ŝe pierwszorzędnie sobie radzisz. No, idziemy. Szkoda czasu,
bo przed nami daleka droga.
– Jaka droga? Co ty wygadujesz?
Musiała prawie biec, aby za nim nadąŜyć. W gabinecie rzucił wszystko na biurko i
wziął ją pod rękę.
– Idziemy.
Gniewnie tupnęła nogą i wyszarpnęła rękę.
– Idź, wolna droga. Co ty sobie wyobraŜasz? Jakim prawem tak się rządzisz? I dokąd
to się wybierasz?
– Wybieramy – poprawił. – Na kilka dni biorę cię pod swoje skrzydła. Nie moŜesz
zostać w Laramie, bo jest niebezpiecznie i ten wariat jeszcze gotów cię napaść. Pete
powiedział, Ŝe radził ci...
– Planowałam, Ŝe przeniosę się do przyjaciółki.
– Odwołaj.
– Nie mam co odwoływać, bo...
– Tym lepiej. Zabierasz coś stąd?
– Nie twoja sprawa, bo nigdzie z tobą nie jadę.
Nie wiedziała, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony zachwyciła ją
perspektywa spędzenia kilku dni z ukochanym sam na sam, lecz z drugiej wiedziała, Ŝe to
zniszczy jej spokój ducha na całe Ŝycie.
– Dokąd chcesz mnie wywieźć? – spytała, udając obojętność.
Jake błysnął zębami w uwodzicielskim uśmiechu, któremu nigdy nie mogła się oprzeć.
Czuła, Ŝe potulnie da się zabrać na koniec świata.
– Mam dom w górach, niedaleko stąd. Posiedzimy tam do poniedziałku. Dzięki temu
Pete będzie miał czas i spokój, Ŝeby po nitce dojść do kłębka.
– Jaka nitka? Jaki kłębek?
– Masz szczęście, Ŝe obok ciebie mieszka młoda matka, która musi wstawać do
dziecka. Wczoraj wracała do łóŜka, gdy usłyszała brzęk tłuczonego szkła. Natychmiast
wyjrzała przez okno i zobaczyła nie tylko złodzieja, ale i jego samochód. Opisała go niezbyt
dokładnie, ale wiemy tyle, Ŝe niedługo złapiemy tego faceta. Jednak potrzebujemy trochę
czasu.
– W takim razie mogę zostać w domu.
– Wykluczone. Jedziesz ze mną i koniec dyskusji. Popchnął ją lekko, więc wyszła z
gabinetu. Gonitwa myśli nie pozwalała jej na szybkie podjęcie decyzji. Jakie rozwiązanie
byłoby najrozsądniejsze? Serce wiedziało, czego pragnie, lecz ono ma niewiele wspólnego z
rozsądkiem.
– Jest dopiero czwartek – mruknęła. – Nie moŜemy wyjechać na tyle dni.
Sądziła, Ŝe to bardzo trzeźwa uwaga, świadcząca o tym, iŜ myśli spokojnie i logicznie.
Nie chciała zdradzić się z uczuciem radości, jakie ją ogarnęło.
– Jutro masz wolne, prawda?
– Tak, ale ty chyba pracujesz? – odparła pytaniem na pytanie.
– Nie, wziąłem urlop. Od lat nie miałem chwili wytchnienia, więc naleŜy mi się
wypoczynek.
– CzyŜby?
– Co czyŜby? – Nie czekając na odpowiedź, dorzucił: – MoŜesz tu zostawić wóz?
– Mogę, ale...
– No to wskakuj do mojego. – Pomógł jej wsiąść do dŜipa i zapiąć pas.
– Wcale nie jestem przekonana, Ŝe to jest najlepsze wyjście – oponowała słabo.
– Nie musisz. Grunt, Ŝe ja o tym wiem. Osobiście przypilnuję, Ŝeby nic ci się nie stało.
– Skąd ta pewność, Ŝe potrafisz?
Pomyślała rozŜalona, Ŝe kiedyś właśnie przez niego coś się stało. Na pewno nie
podejrzewał, Ŝe juŜ raz złamał jej serce i teraz moŜe zrobić to samo.
Zapakowała walizkę i włoŜyła dwa fachowe czasopisma do torebki. Więcej Jake nie
pozwolił zabrać.
Niebawem mknęli autostradą w góry i dopiero za miastem Angelica w pełni
uświadomiła sobie, Ŝe spędzi kilka dni z ukochanym. Z męŜczyzną, który nic nie wie o jej
miłości i jedzie z nią wyłącznie z poczucia obowiązku. Po złapaniu przestępcy, znowu zniknie
z jej Ŝycia i zostawi ją samą.
Nagle po jej ustach przemknął błogi uśmiech. Zamiast zamartwiać się na zapas,
postanowiła się cieszyć, Ŝe ma przed sobą trzy dni, podczas których moŜe będzie szczęśliwa.
A potem zostaną piękne wspomnienia do końca Ŝycia. Zgodziła się na wyjazd z wolnej,
nieprzymuszonej woli, poniewaŜ chciała być z ukochanym. Była przekonana, Ŝe nie moŜe
liczyć na stały związek z nim, więc chciała przynajmniej wykorzystać to, co Ŝycie
niespodziewanie jej zaoferowało.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Promienie słońca odbijały się od śniegu, więc iskrzący blask raził w oczy. Angelica
załoŜyła ciemne okulary i spojrzała na pola przykryte grubą śniegową pierzyną. W oddali
majaczyło stado bydła. Ów sielski widok przywołał wspomnienia beztroskich lal, które zbyt
prędko się skończyły. W dzieciństwie uwielbiała zimę. Co roku wraz z braćmi urządzali
konkursy, na które lepili róŜne figury i budowali fortece. Najwięcej jednak przyjemności
sprawiały im bitwy, podczas których walczyli z wrogiem śnieŜnymi kulami. Była najmłodsza,
więc nigdy nie wygrywała, a mimo to dzielnie stawała na placu boju. Teraz usiłowała sobie
przypomnieć, kiedy ostatni raz obrzucali się śnieŜkami. Zapewne tuŜ przed śmiercią
rodziców. Po tragicznym wypadku Rafe zmienił się nie do poznania – spowaŜniał i jako
najstarszy czuł się w obowiązku zaopiekować młodszym rodzeństwem. Dopiero teraz
uświadomiła sobie, Ŝe Rafe chyba najbardziej odczuł śmierć rodziców. Sam był prawie
dzieckiem, a musiał zająć się młodszymi.
– Co cię gnębi? – zapytał Jake cicho. Drgnęła, nagle wyrwana z zamyślenia.
– Przypomniało mi się dzieciństwo. Widok śniegu zawsze budzi we mnie chęć do
zabawy. A w tobie?
Jake wzruszył ramionami.
– Lubię jeździć na nartach, ale nie wiem, czy to moŜna nazwać zabawą. Co rozumiesz
przez zabawę?
– Tarzanie się w śnieŜnym puchu, obrzucanie kulami, lepienie figur ze śniegu. Wiesz,
urządzaliśmy konkurs na zrobienie na śniegu najlepszego śladu orła i mama była sędzią.
Robiłam lepszego orła niŜ bracia, więc na ogół dostawałam pierwszą nagrodę. – W jej
policzkach pokazały się dołeczki. – Pewno dlatego tak to lubiłam, bo wygrywałam. Tylko w
tym byłam najlepsza, a we wszystkim innym bracia zdecydowanie mnie prześcigali.
– Czy opiekowali się tobą, gdy zostaliście sami?
– Tak. Bardziej Rafe, bo ojcował nam po śmierci rodziców. Kyle oczywiście teŜ
wtrącał się do mojego wychowania i ciągle mnie pouczał. Ale obaj czuli się za mnie
odpowiedzialni.
– Rafe jest najstarszy?
– Tak. Nawet przyznano mu prawo do opieki nad nami do pełnoletności. On miał
prawo, ale to Kyle się wymądrzał i chciał rządzić.
Jakie rzucił jej ukradkowe spojrzenie, ale nic nie rzekł. Wiedział aŜ nadto dobrze, jak
dalece Kyle jest gotów posunąć się w swej opiece nad siostrą. Miał wielką ochotę powiedzieć
Angelice, jak apodyktyczny jest jej brat, lecz w porę się opamiętał i ugryzł w język. To
naleŜało do przeszłości, a poza tym musiał przyznać mu rację. Zdaniem Kyle’a nie był
odpowiednim męŜem dla Angeliki. Podobna opinia nie miałaby znaczenia, gdyby Jake się z
nią nie zgadzał, ale w głębi serca był przekonany, Ŝe Kyle ma rację. Wiedział, Ŝe Angelica
podkochuje się w nim i sam Ŝywił wobec niej gorące uczucia. To jednak nie zmieniało faktu,
Ŝe ani jego przeszłość, ani obecny tryb Ŝycia nie były odpowiednie dla tak delikatnej kobiety.
Co do tego obaj się zgadzali.
Zorientował się, Ŝe Angelica coś mówi.
– ...siostry?
– Przepraszam, co mówiłaś? – spytał, wracając do rzeczywistości. – Zamyśliłem się.
– Pytałam, czy masz braci albo siostry. Nigdy nie wspominałeś o rodzinie. Jeśli ktoś
milczy na ten temat, to jeszcze nie znaczy, Ŝe nikogo nie ma.
– Ale w moim wypadku znaczy – rzekł tonem, który wykluczał dalsze pytania na ten
temat.
Angelice zrobiło się przykro. Dawniej wiedziała, Ŝe milczenie Jake’a oznacza, iŜ
roztrząsa jakąś waŜną kwestię słuŜbową. I wtedy śmiało pytała, o czym myśli. Teraz czuła, Ŝe
jest inaczej, więc się nie odezwała. ChociaŜ bardzo ją interesowało, co Jake robił przez
ostatnie, dwa lata, jakie zbrodnie wykrył, jak teraz planował znaleźć włamywacza.
Najbardziej zaś intrygujące było pytanie, czy zabrał ją z Laramie tylko i wyłącznie z obawy
przed przestępcą, czy teŜ miał jakieś inne powody.
– Bardzo mi ciebie brakowało przez te lata – wyznała prawie szeptem. – A ty za mną
choć trochę tęskniłeś?
Jake skinął głową.
Na końcu języka miała pytanie, czemu wobec tego tak długo się nie odzywał i
dlaczego nie odpowiadał na telefony. Nie zdobyła się jednak na takie dociekania i zamiast
tego spytała:
– Dokąd jedziemy?
– Do mojej chaty.
– Nie wiedziałam, Ŝe jesteś posiadaczem ziemskim. Gdzie leŜy twój majątek?
– Nie kpij. Parę lat temu kupiłem kawałek ziemi koło Centennial, ale dopiero
niedawno postawiłem tam chatę. Pomagali mi koledzy z pracy, więc w rewanŜu mogą teraz
przyjeŜdŜać na wczasy.
– Coś podobnego! Bardzo jestem ciekawa, jak wygląda dzieło twoich rąk.
– Nie spodziewaj się zbyt wiele, bo chata jest mała. Za to widok rozległy i piękny.
Pół godziny później stanął przed niewielkim drewnianym domem, oświetlonym
promieniami zachodzącego słońca. Angelice wyrwał się okrzyk zachwytu:
– Jak w baśni Andersena! Chyba przyjeŜdŜasz tu w kaŜdej wolnej chwili, co?
– Nie, bardzo rzadko.
Nie chciał się przyznać, Ŝe postanowił zbudować dom, aby oderwać myśli od
bolesnych wspomnień. Niestety, okazało się, Ŝe jest mu źle na odludziu i Ŝe w samotności
jeszcze więcej rozmyśla o tym, co utracił.
Angelica wysiadła i po kolana zapadła się w śniegu. Potykając się i sapiąc z wysiłku,
doszła do domu.
Otworzył drzwi i odsunął się, aby przepuścić gościa. Z ciekawością rozejrzała się po
pokoju. Umeblowanie było bardzo proste, lecz funkcjonalne. Po lewej stronie, przed
kominkiem, stała kanapą i fotele. Po prawej duŜy sosnowy stół i krzesła. Dalej była wnęka
kuchenna, a obok niej zamknięte drzwi.
Odetchnęła z ulgą, gdy zorientowała się, Ŝe nie ma ani śladu kobiecej ręki. Pomyślała,
Ŝe chętnie oŜywiłaby pokój firankami, kolorowymi poduszkami, chodnikiem. Lecz to nie był
jej dom, więc nic nie mogła tu zmieniać.
– Bardzo tu ładnie – powiedziała z uznaniem.
BARBARA MCMAHON Zakochany porucznik Angel Bride
ROZDZIAŁ PIERWSZY Rozległ się donośny dzwonek przy drzwiach frontowych, więc Sam Benson poszedł otworzyć. Po chwili na progu pokoju stanął Jake Morgan. Angelica Carstairs z wraŜenia przestała oddychać i serce jej zamarło. Przez moment wydawało się jej, Ŝe czas się zatrzymał. Morgan nic się nie zmienił. No, niezupełnie. Jego twarz nosiła ślady przykrych doświadczeń i zmagań z przeciwnościami losu. Poza tym wyglądał tak, jak go zapamiętała. Miał gęste, ciemne włosy, przenikliwe czarne oczy i wystającą szczękę, świadczącą o apodyktycznym usposobieniu. Był bardzo wysoki i potęŜnej postury, więc w grubym, zimowym płaszczu przypominał olbrzyma. Szerokich ramion mógłby mu pozazdrościć Atlas, dźwigający na barkach cały ziemski glob. Morgan rozejrzał się po pokoju i zatrzymał wzrok na Angelice. Patrzył zimnymi, obojętnymi oczami. Na jego kamiennej twarzy nie dostrzegła Ŝadnego znaku, Ŝe ją poznał. – Kto z państwa dzwonił na policję? Przelotnie spojrzał na Marthę Benson i jej męŜa, a potem znowu przeniósł wzrok na Angelicę. – Ja – odparła speszona. Zdumienie odebrało jej mowę i nie mogła wykrztusić ani słowa więcej. Nie rozumiała, dlaczego nie przyjechał zwykły policjant, lecz detektyw. Jake przed dwoma laty awansował... – Gdzie było włamanie? – nagle przerwał jej rozmyślania. – Tutaj? Przecząco pokręciła głową i wstała jak zahipnotyzowana. Zdołała oderwać od niego oczy i z bladym uśmiechem zwróciła się do sąsiadów: – Dziękuję, Ŝe mogłam zadzwonić i u państwa zaczekać. Jutro przyjdę powiedzieć, co policja stwierdzi. – MoŜe pani przyjść jeszcze dzisiaj i u nas nocować. Nie boi się pani spać sama? – Chyba nie będzie tak źle. Serdecznie dziękuję i Ŝyczę dobrej nocy. BoŜe Narodzenie spędziła z rodziną brata i dopiero tego dnia wróciła. JuŜ z daleka zauwaŜyła, Ŝe drzwi, frontowe są uchylone, a zamek przekrzywiony. Z duszą na ramieniu weszła do środka, na palcach przeszła korytarz i zajrzała do bawialni. Wszystko było przewrócone do góry nogami, więc przeraŜona natychmiast pobiegła do sąsiadów. Zadzwoniła na posterunek i dała się przekonać, Ŝe powinna u nich zaczekać na przyjazd policji. Chrząknęła nerwowo i niepewnym krokiem ruszyła do drzwi. Starała się przejść obok Morgana tak, aby go nie dotknąć. I musiała się opanować, aby na niego nie patrzeć. Po dwóch długich latach tęsknoty nie było to łatwe. Szła z podniesioną głową i łudziła się, Ŝe zdołała ukryć zdenerwowanie. Chciała się zachować z godnością wobec dawniej bliskiego człowieka, który nagle odszedł bez słowa wyjaśnienia. – Mieszkam w tym najmniejszym domku – powiedziała, zamykając furtkę i kierując się na prawo. Nowa dzielnica na peryferiach Laramie miała opinię spokojnej i bezpiecznej. Angelice
nawet przez myśl nie przeszło, Ŝe mogłaby tu się zdarzyć kradzieŜ, szczególnie w jej skromnym domu. – Kiedy zauwaŜyłaś włamanie? – zapytał Jake. Dostosował swój krok do jej kroków, ale celowo szedł w pewnej odległości. Sprawiał wraŜenie, jakby się skradał, co dawniej wzbudzało w niej podziw, lecz obecnie wywołało niepokój. – Spędziłam święta z Rafe’em i Charity i wróciłam dopiero dziś przed siódmą – odparła. – JuŜ z daleka widziałam przekrzywiony zamek. Drzwi były niedomknięte, ale jakoś nie od razu uświadomiłam sobie, co to oznacza. Zapaliłam światło w korytarzu i nic, ale w bawialni zobaczyłam taki rozgardiasz, Ŝe od razu uciekłam do sąsiadów i zadzwoniłam na policję. – Bardzo rozsądnie. Lepiej nie ryzykować, gdy nie ma się pewności, Ŝe rabusie odeszli. Pamiętała, Ŝe dawniej mówił to samo. Dawniej, czyli wtedy, gdy zaleŜało mu na niej i martwił się, Ŝe mieszka samą. Stale dawał jej rady, jak ma dbać o bezpieczeństwo. Niestety, nie powiedział, jak ma chronić swe serce i zabezpieczyć się, by nie rozpaczać, gdy on odejdzie. – Pamiętam, co mówiłeś – szepnęła. – To dobrze. – Wróciłeś do pracy w policji? – Nie... Stanęła przed drzwiami domu. Dotychczas była z niego dumna jak paw, a teraz bała się wejść. Serce jej się ścisnęło na myśl o tym, co ujrzy. Wiedziała, Ŝe czekają ją cięŜkie chwile – będzie musiała nie tylko uporządkować dom, ale i dojść do ładu z uczuciami w stosunku do Jake’a. – Więc jak się dowiedziałeś? – Gdy zadzwoniłaś, akurat wychodziłem. Uznałem, Ŝe Warto wstąpić, bo a nuŜ złapię złodzieja. Lada chwila powinien nadjechać patrol. Stanął na progu bawialni i omiótł ją uwaŜnym spojrzeniem. Patrzył długo, bez słowa. W pokoju panował nieopisany bałagan, lecz na pierwszy rzut oka nic nie zniszczono. – Jak długo cię nie było? – spytał, wchodząc do środka. Spojrzał na Angelicę z ukosa i natychmiast odwrócił wzrok. Nie chciał, by zauwaŜyła zachwyt na jego twarzy. I bał się jej błękitnych oczu, które kiedyś niemal przywiodły go do zguby. Ogarnęła go złość, Ŝe dzielnicowy utrudnia mu zadanie, zwlekając Ŝ przybyciem na miejsce przestępstwa. – Pytałem, jak długo dom stał pusty. – Prawie tydzień – odparła drŜącym głosem. – Zatem nic nie wiadomo. Włamanie mogło być przed kilkoma dniami albo godzinami. Zajrzał do kuchni, w której panował idealny porządek i do sypialni, w której przewrócono wszystko do góry nogami. Podłoga była zasłaną bielizną i róŜnymi drobiazgami. – Sądzę, Ŝe to nie sprawka chuliganów, a kogoś, kto szukał pieniędzy – oświadczył po powrocie do bawialni. Angelica nieruchomo stała przy drzwiach i pustym wzrokiem patrzyła przed siebie. – Zniszczył mi komputer...
– Weźmiemy odciski palców, jeśli jakieś są, a potem sprawdzisz, czy coś zginęło. W drzwiach stanął wysoki męŜczyzna w mundurze. – Dobry wieczór. Morgan, ty tutaj? Nie uprzedzono mnie, Ŝe to jakaś większa afera. Myślałem, Ŝe zwykła kradzieŜ. Angelica odwróciła się zaskoczona. Policjant podszedł i się przedstawił. – Dobry wieczór. Pete Winston. – Miło mi... – Wracałem do domu – wpadł jej w słowo Jake – i po drodze tu wstąpiłem. Myślałem, Ŝe złapię łotra na gorącym uczynku, ale okazuje się, Ŝe włamanie mogło być kilka dni temu. Zrobiło jej się przykro, Ŝe Jake przyjaźnie rozmawia z policjantem, a do niej zwracał się zimnym, słuŜbistym tonem. – Co stwierdziłeś? – zapytał Winston. Morgan wzruszył ramionami. – Nic nie wiem dokładnie, ale podejrzewam, Ŝe panią Carstairs okradziono. Wróciła po prawie tygodniowej nieobecności i zastała to, co widzisz. – Na razie widzę tylko nieziemski bałagan. Zaraz sprawdzę, co się za tym kryje. – Wyjął z kieszeni duŜy notes. – Nie zapomniałeś o balu i przyjdziesz z Diane? Angelica rzuciła Jake’owi wrogie spojrzenie. – Nie i tak – odparł Morgan, idąc do drzwi. – Jeśli przyjdziesz pierwszy, bądź tak dobry i zajmij nam miejsca. Do zobaczenia. Wyszedł, nie patrząc na Angelicę. Serce waliło jej jak młotem, ale usiłowała wmówić sobie, Ŝe tak jest przez cały czas, od chwili gdy stwierdziła włamanie. Przymknęła oczy. Zastanawiała się, czy zawsze będzie bolała ją wiadomość, Ŝe Jake spotyka się z inną kobietą. Zaklęła w duchu na wspomnienie tego, jak go kochała, wręcz uwielbiała. Łudziła się, Ŝe wzbudza w nim przynajmniej sympatię, aŜ tu pewnego dnia przestał się odzywać i milczał dwa lata. W tym czasie zapewne był otoczony rojem wielbicielek. – Przykro mi, Ŝe będę panią męczył – odezwał się Winston – ale muszę zadać kilka pytań. Proszę powiedzieć wszystko, co pani wie. Noc zdawała się wlec bez końca. Pytania policjanta były proste, lecz Angelica niewiele wiedziała. Wreszcie Winston pozwolił jej posprzątać i polecił, aby sprawdziła, czy i co zginęło. Chodził za nią krok w krok po całym domu. Wykonała polecenie niezbyt sumiennie, poniewaŜ jej uwagę pochłaniał Jake Morgan. Znowu zastanawiała się, co spowodowało, Ŝe odszedł, chociaŜ wiedział, jak bardzo ona go kocha. Był bardziej powściągliwy w okazywaniu uczuć niŜ ona, lecz miała nadzieję, Ŝe teŜ był zakochany. Na pewno łączyło ich prawdziwe uczucie i stawali się sobie coraz bliŜsi. Potem nagle coś się zmieniło. – Właściwie nic nie zginęło – powiedziała, gdy jako tako uprzątnęła sypialnię. – Nic? – spytał zaskoczony Winston. – Brak kilku dyskietek, ale poza tym chyba nic nie zginęło. Przynajmniej na razie nie zauwaŜyłam. Za to zniszczono mi komputer i dwie waŜne ksiąŜki. Ale mogło być gorzej, prawda? – Halo! Jest tam kto? – odezwał się donośny głos przy drzwiach wejściowych. Przez ułamek sekundy Angelica sądziła, Ŝe wrócił Jake, lecz okazało się, iŜ przyszedł ślusarz.
– Powiadomiono mnie, Ŝe natychmiast potrzebuje pani pomocy – rzekł przybyły, fachowym okiem oglądając uszkodzone drzwi i zamek. – Popsuty? – Jak pan widzi. Nie czułabym się bezpieczna bez mocnego zamka – powiedziała, znuŜonym gestem ocierając czoło. – Kto do pana dzwonił? – Chyba policjant. Zobaczymy, co się da zrobić... Nie jest tak źle, więc za jakieś pół godziny będzie pani mogła zamknąć dom na cztery spusty. Ślusarz szykował się do pracy, a policjant do odejścia. – Na razie nic więcej nie zdziałam – rzekł na odchodnym. – Zadzwonię do pani, jeśli będę miał jeszcze jakieś pytania albo czegoś się dowiem. I proszę o telefon, jeŜeli pani coś zauwaŜy. – Dobrze. Dziękuję i do usłyszenia. Opadła na kanapę i bezczynnie czekała, aŜ ślusarz zamontuje zamek. Wiedziała, Ŝe długo nie będzie czuła się bezpieczna. Nie tak prędko zapomni o tym, Ŝe ktoś szperał w jej osobistych rzeczach. Po wyjściu ślusarza obeszła cały dom. Bała się pogasić światła, chociaŜ zdawała sobie sprawę, Ŝe nic jej nie grozi. Miała nowy zamek, a poza tym złodziej zapewne grasował juŜ gdzie indziej. Drgnęła nerwowo, gdy nagle zadzwonił telefon: – Słucham? – JuŜ masz jaki taki porządek? Jesteś sama? Zamknęła oczy. Przypomniała sobie wieczory, gdy Jake dzwonił jedynie po to, aby usłyszeć jej głos. Przełknęła z trudem i powiedziała cicho: – Tak. Dziękuję, Ŝe dzwonisz. – Czy ślusarz zamontował zamek? – Ty po niego dzwoniłeś? – spytała wzruszona jego troskliwością. – Bardzo ci dziękuję. – Drobiazg. Nie chciałbym być na twoim miejscu. WyobraŜam sobie, jak przykro jest wracać do domu po włamaniu. – Bardzo przykro. Jeszcze raz dziękuję za ślusarza, bo sama pomyślałabym o zamku dopiero po wyjściu dzielnicowego. – Co zginęło? – Prawie nic. – Wystraszyła się, Ŝe na tym skończą rozmowę, więc gorączkowo myślała, co jeszcze powiedzieć. – Nie sądziłam, Ŝe się spotkamy... Pragnęła podtrzymać rozmowę chociaŜby po to, aby przez kilka chwil cieszyć się, Ŝe słyszy jego głos. Głos, który teraz odsuwał od niej strach. – Nie wiedziałem, Ŝe się przeprowadziłaś. Kiedy się ostatnio widzieliśmy, mieszkałaś przy Sheridan Avenue. – Przeprowadziłam się półtora roku temu. – Intrygowało ją, czy przyjechałby, gdyby wiedział, u kogo dokonano włamania. – A ty wciąŜ mieszkasz na starym miejscu? – Tak... Dobrze, Ŝe moŜesz zamknąć drzwi na klucz. Ale sądzę, Ŝe i tak nic ci nie grozi, bo rabuś na pewno juŜ upatrzył sobie inną ofiarę. – MoŜe i racja. – Jeśli usłyszysz jakieś podejrzane odgłosy, zaraz dzwoń pod 911.
– Dobrze. Ja... – Nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć, więc dokończyła: – Dobranoc, Jake. Serdecznie dziękuję, Ŝe zadzwoniłeś. Obudziła się przybita, poniewaŜ bardzo źle spała. Przez całą noc męczyły ją przykre sny o złodziejach i włamaniach oraz niewesołe wspomnienia związane z Jakiem. Wstała bez krzty energii. WłoŜyła ciemne spodnie i błękitny sweter, uczesała się, lecz nie umalowała. Nie czuła Się głodna, mimo iŜ nie jadła kolacji. Przygotowała tylko jedną grzankę i zaparzyła dzbanek kawy. Po skromnym śniadaniu niechętnie poszła do bawialni. Stanęła przy drzwiach i zamyśliła się. Oczami wyobraźni ujrzała Jake’a, szukającego śladów złodzieja, a następnie postać przypominającą gangstera z filmów kryminalnych. Zastanawiała się, czy włamywacz znał ją choćby z widzenia, czy teŜ przyszedł obrabować kogoś nieznajomego. Po chwili wróciła myślami do Jake’a. Ciekawa była, kim jest Diane i jak długo Jake ją zna. I czy ją teŜ porzuci tak nagle, jak odszedł od niej. Tupnęła nogą zniecierpliwiona i przywołała się do porządku. Nie chciała myśleć o przeszłości. Zadzwoniła do firmy ubezpieczeniowej, dokładnie obejrzała komputer i zabrała się do sprzątania. Pod wieczór dom lśnił czystością, a jego właścicielka była wprawdzie zmęczona, lecz zadowolona z tego, co zdziałała. Miała nadzieję, Ŝe po dobrze przespanej nocy z energią przygotuje plan zajęć ze studentami. Pracowała jako adiunkt na wydziale matematyki uniwersytetu w Wyoming. Była dumna z tego, Ŝe zawsze wcześniej opracowuje zajęcia; juŜ latem z grubsza przygotowywała materiał na cały rok. Teraz musiała część pracy odtworzyć, poniewaŜ włamywacz zniszczył nie tylko komputer, ale i dyskietki z opracowanym planem. Na szczęście niektóre notatki przechowywała na uczelni, więc pocieszyła się, Ŝe nie została bez niczego. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie. Na palcach podeszła do drzwi i wyjrzała przez wizjer. – Jake? – zawołała, otwierając drzwi na ościeŜ. – Dzień dobry. Mogę wejść? – Naturalnie. Jego widok przyprawił ją o drŜenie serca i rąk. Uśmiechnęła się uprzejmie i policzyła do dziesięciu, aby się opanować. – Proszę dalej. – Widzę, Ŝe juŜ wszystko na swoim miejscu – rzekł na progu bawialni. W milczeniu skinęła głową. Bała się odezwać lub podejść bliŜej, aby się nie zdradzić ze swymi uczuciami. – Co zginęło? – Nic. – Wzruszyła ramionami. – Brak kilku dyskietek. Najgorsze Ŝe komputer jest do wyrzucenia. Miałam opracowane wszystkie zajęcia i to przepadło, a ćwiczenia zaczynają się w przyszłym tygodniu. – Rzeczywiście pech, ale pociesz się, Ŝe mogło być znacznie gorzej. Czy Winston podejrzewa, Ŝe to sprawka studentów, którzy chcieli zwędzić pytania egzaminacyjne albo przerobić oceny? – Nic nie mówił na ten temat. – Najchętniej odwróciłaby wzrok, Ŝeby uniknąć jego
badawczego, przenikliwego spojrzenia. – Zresztą, nie posądzam studentów, bo nie miałam materiałów egzaminacyjnych, a stopnie juŜ dawno wystawiłam. Nigdy nie trzymam w domu nic waŜnego, a plan na najbliŜsze zajęcia chyba nikogo nie interesuje. – PrzecieŜ studenci o tym nie wiedzą – zauwaŜył logicznie, nie spuszczając z niej oczu. – Czy radzisz, Ŝebym na początku roku akademickiego ogłaszała wszem i wobec, co robię? – zapytała, siląc się na Ŝartobliwy ton. – MoŜe nie najgłupszy pomysł – odparł z całą powagą. – Wątpię. Napijesz się kawy? Długo się namyślał, jak gdyby rozwaŜał wszystkie za i przeciw, ale w końcu kiwnął głową. – Chętnie. – Zaraz przyniosę. Rozbierz się i rozgość. Poszła do kuchni lekkim krokiem, jakby niosły ją skrzydła. Dziwiła się, Ŝe tak reaguje w obecności dawnego znajomego. Znajomego? Kiedyś Jake był czymś więcej niŜ zwykłym znajomym, lecz to przysporzyło jej cierpień, więc postanowiła być ostroŜna. Morgan zdjął płaszcz i rozluźnił krawat Po dwunastu godzinach pracy czuł się bardzo zmęczony, a mimo to nie pojechał prosto do domu. Chciał sprawdzić, czy Angelica się uspokoiła. Obejrzał komputer, który rzeczywiście nadawał się tylko do wyrzucenia. Widocznie ten, kto go zniszczył, chciał mieć pewność, Ŝe nikt go nie naprawi. Rozejrzał się po przytulnym pokoju. Podszedł do biblioteczki i uśmiechnął się na widok kryminałów. Wiedział, Ŝe Angelica uwielbia powieści sensacyjne i kiedyś był ciekaw, czy tylko dlatego zainteresowała się policjantem Obejrzał wiszące na ścianie fotografie. Na jednej z łatwością rozpoznał Kyle’a. Młodzieniec, na drugim zdjęciu do złudzenia przypominał Angelicę, więc domyślił się, Ŝe to najstarszy brat, Rafe. Na trzecim prawdopodobnie byli jej rodzice. Angelica wróciła z tacą, którą postawiła na stoliku przed kanapą. – Czy moŜna wiedzieć, dlaczego przyszedłeś? – spytała, patrząc na Jake’a z ukosa. – Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. – Mogłeś się nie fatygować, tylko zadzwonić do Winstona. On by ci powiedział, Ŝe nie ma powodu martwić się o mnie. Podała mu filiŜankę czarnej, osłodzonej kawy. – Dziękuję. Wolałem osobiście się przekonać. W duchu przyznał jej rację. Nie powinien był przychodzić, gdyŜ na jej widok mocniej biło mu serce i Ŝywiej płynęła krew, a to niepoŜądana reakcja. – Dzisiaj jestem bardziej zła niŜ wczoraj, ale to chyba naturalne, prawda? Do białej gorączki doprowadza mnie myśl, Ŝe ktoś ośmielił się włamać do mojego domu. I dotykał moich rzeczy, zniszczył moją pracę. Wściekła jestem, Ŝe nie mam pojęcia, kto to zrobił i nie mogę nikogo pociągnąć do odpowiedzialności. Z zachwytem patrzył na jej zarumienione policzki i gniewnie błyszczące oczy. – Lepsza złość niŜ załamanie lub strach – stwierdził. – Jaki strach? Myślisz, Ŝe boję się tu mieszkać?
– Tak. – Boję, nie boję i tak nie mam innego wyjścia. Jakoś trzeba się przemóc. Przed dworną laty teŜ nie miała wyjścia i musiała pogodzić się z tym, Ŝe Jake nagle z nią zerwał. Kilka razy próbowała się z nim skontaktować, ale nie odpowiadał i w końcu zrezygnowała. Teraz paliła ją ciekawość i chętnie dowiedziałaby się, co robił przez te lata, czy chociaŜ raz za nią zatęsknił. Wolała jednak nie zadawać kłopotliwych pytań. Jake wypił resztę kawy i wstał. – Cieszy mnie, Ŝe się trzymasz. Dziękuję za kawę, jak zwykle doskonała. – A ja dziękuję, Ŝe wpadłeś. Miała ogromną ochotę, poprosić go, aby został dłuŜej, lecz wolała nie ulęgać pokusie. Skoro porzucił ją przed laty, nie naleŜał do niej i nie powinna go o nic pytać ani zatrzymywać. Odprowadziła go do drzwi. Kiedy wychodził, otarł się o nią ramieniem. Poczuła coś jakby prąd i z wraŜenia zamknęła oczy. – Angel, uwaŜaj na siebie – rzekł Jake przytłumionym głosem. – Do widzenia. Nie pocałował jej, nie objął, nawet nie dotknął jej ręki. I nie wspomniał ani słowem o następnym spotkaniu. Odszedł i rozpłynął się w mroku nocy. LeŜąc w łóŜku, pogratulowała sobie, Ŝe nie zdradziła się przed nim i nie powiedziała, jak kiedyś rozpaczała. Naiwnie sądziła, Ŝe jest to znak, iŜ wyzwoliła się spód jego zniewalającego uroku albo niedługo wyzwoli. Wiedziała Ód dawna, Ŝe najlepszym lekarstwem na zmartwienia jest praca. Dlatego postanowiła, Ŝe zamiast rozpamiętywać swą miłość do przystojnego policjanta, zajmie się planowaniem zajęć dla studentów. Nazajutrz kupiła komputer i od razu zasiadła do pracy. Miała przed sobą cały tydzień, lecz wiedziała, Ŝe to niewiele. Materiału do opracowania było bardzo duŜo. Starała się doskonale wywiązywać Ŝ obowiązków, nie tylko dlatego, Ŝe posadę adiunkta zdobyła z wielkim trudem. Po prostu nie chciała, aby ktokolwiek miał zastrzeŜenia co do jej kompetencji. Po cichu marzyła o tym, Ŝe za kilka lat zostanie profesorem. Pojechała na uczelnię po niezbędne notatki. Były ferie, więc nie panował zwykły gwar, ale jednak w korytarzach kręciło się sporo studentów, którzy nadrabiali zaległości albo chcieli przygotować się do następnego semestru. Uśmiechnęła się na ich widok, poniewaŜ i ona bywała nadgorliwa. Do tego stopnia, Ŝe Rafe kpił z niej i twierdził, iŜ zostanie wieczną studentką. Wiedziała, Ŝe nie ma racji, a mimo to jego uwagi bardzo ją irytowały. Skierowała się do swego gabinetu – maleńkiej, wąskiej klitki, w której z trudem zmieściło się biurko, biblioteczka, tablica i kilka krzeseł. Cieszyła się jednak, Ŝe ma chociaŜ tyle miejsca wyłącznie dla siebie. Otworzyła drzwi i... zamieniła się w słup soli.
ROZDZIAŁ DRUGI – Proszę o połączenie z panem Jakiem Morganem – powiedziała głośniej. Powtarzała to samo juŜ trzeciej osobie, więc zaczynała tracić cierpliwość. Obawiała się, Ŝe w ogóle nie otrzyma połączenia, gdyŜ Jake nie zechce z nią rozmawiać. CzyŜby podejrzewał, Ŝe wykorzysta najmniejszy pretekst, aby się z nim skontaktować i wrócić do tęgo, co między nimi było? Niewesołe rozwaŜania przerwał upragniony głos. – Morgan. Słucham. – Mówi Angel. Przepraszam, Ŝe zawracam ci głowę, ale znowu potrzebna mi pomoc. MoŜe powinnam skontaktować się z dzielnicowym Winstonem, ale nie wiem, czy jego rewir obejmuje uczelnię. Nasi ochroniarze powiedzieli, Ŝe się tym zajmą i skontaktują z posterunkiem, tylko... – Angel! – Co? – Opanuj się i spokojnie powiedz, czemu dzwonisz. Spokojnie i powoli, od początku. Zabrzmiało to jak rozkaz, więc posłusznie skinęła głową i potulnie powiedziała: – Postaram się. Myślałam, Ŝe mówię składnie i jasno. Jake, włamano się do mojego gabinetu na uczelni... – Zaraz przyjadę. Będę za kwadrans – powiedział, rzucając słuchawkę. Angelica powoli odłoŜyła swoją i z przymusem uśmiechnęła się do straŜnika, stojącego przy biurku. – Przyjedzie porucznik Morgan. To detektyw. – Naszym będzie nie w smak – mruknął straŜnik. – Mówili, Ŝe sami dadzą radę. – Wiem, wiem, ale pan Morgan jest moim dobrym znajomym. Poczekam na niego przed gmachem. Wyszła, nie czekając na dalsze komentarze. Uciekła z zimnego gabinetu, w którym porozrzucane kartki i ksiąŜki sprawiały bardzo przygnębiające wraŜenie. Wolała usiąść na ławce przed gmachem i wystawić twarz do słońca. Było zbyt mroźno, aby mogła się rozgrzać, lecz liczyło się samo złudzenie ciepła. Na świeŜym powietrzu od razu poczuła się lepiej niŜ w dusznym gabinecie. Wiedziała, Ŝe musi zebrać siły, aby usunąć kolejne szkody. Miała nadzieję, Ŝe złodziej zostawił arkusze ocen oraz notatki, które latem gorliwie przygotowała na cały rok. Usiłowała zająć myśli czymś innym, by zapomnieć o zniszczeniu, jakiego dokonano podczas jej krótkiej nieobecności. Morgan wysiadł z samochodu i skierował się prosto do gmachu uczelni. Jego wysoka sylwetka odcinała się na tle grup studentów. Wyglądał jak groźny wilk, który ruszył na łowy w owczarni. Angelica zerwała się z ławki, czując, Ŝe serce chce wyrwać się z piersi. Nie spuszczała oczu z twarzy Jake’a. Miała dziwną pewność, Ŝe on prędko wykryje sprawców i wyjaśni przyczynę zajść. Przy nim czuła się bezpieczna. Westchnęła z ulgą, gdy objął ją i mocno przytulił. – Przepraszam – powiedziała cicho. – Wiem, Ŝe to nie naleŜy do twoich obowiązków i
Ŝe powinnam zadzwonić do Winstona, ale wydawało mi się, Ŝe tylko ty jeden moŜesz mi pomóc. Nie wiedziałam, co mam robić. – Ale jesteś roztrzęsiona – rzekł ze współczuciem i jeszcze mocniej ją przytulił. – Uspokój się. – Więcej razy nie wyjadę – mruknęła. – Nigdy nigdzie nie pojadę. – Gdzie jest twój gabinet? – spytał rzeczowo. – Czy wasi ochroniarze domyślają się, czyja to sprawka? – Nic nie wiedzą. Powiedzieli tylko, Ŝe włamanie było podczas ferii, a tyle wiem bez nich. Idziemy, tędy. Jake obejmował ją ramieniem, jak gdyby w ten sposób chciał przekazać jej trochę swojej energii. Na piętrze tylko jedne drzwi były otwarte – drzwi jej gabinetu. Przy nich, oparty o ścianę, stał straŜnik. Kiedy podeszli bliŜej, Angelica powiedziała: – Pan Morgan chciałby obejrzeć gabinet. – Po co? – zapytał straŜnik niezbyt uprzejmym tonem. – Nasi juŜ tu byli, wszystko sprawdzili i zajęli się sprawą. Morgan uśmiechnął się i wyciągnął rękę na powitanie. – Dzień dobry. Nie mam zamiaru się wtrącać, ale pani Carstairs będzie spokojniejsza, jeśli i ja zobaczę to pobojowisko. Nie będę niczego dotykał. – MoŜe pan dotykać, bo juŜ wzięto ewentualne odciski palców i porobiono zdjęcia. Kazano mi tu stać, aŜ pani Carstairs skończy sprzątać. – Zastąpię pana – zaproponował Jake – bo pewnie ma pan inne obowiązki. StraŜnik obrzucił go taksującym spojrzeniem, zerknął na Angelicę i po namyśle rzekł: – Dobrze. W razie czego pan bardziej się przyda niŜ ja. Zasalutował i odszedł, a Jake rzucił krótko: – Do roboty. Wszedł do gabinetu i bardzo dokładnie obejrzał kilka przedmiotów. – Co zginęło tym razem? – Na pierwszy rzut oka nic. – Nieznacznie wzruszyła ramionami. – Ale nie wiadomo, co się okaŜe, gdy zacznę sprzątać. Tutaj nie pójdzie mi tak łatwo jak w domu, bo powyrzucano wszystkie papiery. A najgorzej, jeśli coś zniszczono lub zabrano. – Gdzie jeszcze się włamano? – Tylko tutaj. Jake przysiadł na biurku, powoli omiótł spojrzeniem gabinet, a następnie popatrzył Angelice prosto w oczy. – Masz coś, co mogłoby kogoś zainteresować? – Nie. – Dwa włamania w tym samym czasie... i tylko u ciebie, to juŜ nie przypadek. Musisz posiadać coś, na czym komuś bardzo zaleŜy. – Naprawdę nic nie mam. – Podeszła do komputera i odetchnęła z ulgą. – Uf, cały... MoŜe komuś się wydaje, Ŝe jest u mnie coś ciekawego. – Co mianowicie? Zawahała się. Wiedziała, Ŝe Jake’owi moŜe zaufać w kaŜdej prywatnej sprawie, lecz nie była pewna, czy ma prawo wtajemniczać go w sprawy objęte tajemnicą słuŜbową. – Wolałabym najpierw z kimś porozmawiać.
– Jeśli chcesz coś z kimś uzgadniać – krzyknął ze złością w głosie – to po jakie licho mnie wezwałaś?! Nie jestem ci juŜ potrzebny, tak? Z kim chcesz się skontaktować? Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna. – Przykro mi, ale nie mogę ci powiedzieć. Powinna była przewidzieć taką ewentualność i przezornie zawiadomić odpowiednie osoby. Nie przyszło jej do głowy, Ŝe ktoś moŜe ją podejrzewać o posiadanie materiałów objętych tajemnicą. Teraz było za późno na Ŝal. – Nie mogłaś wcześniej pomyśleć o tym amancie? Pytanie zakrawało na ponury Ŝart. Jake oczywiście nie wiedział, Ŝe po jego odejściu nie miała nikogo bliskiego. Zresztą, jej sprawy osobiste nie powinny go interesować, poniewaŜ zniknął bez wyjaśnienia. A co gorsza, związał się z inną. – O amancie? – powtórzyła bezmyślnie. Schwycił ją za rękę, przyciągnął do siebie, pochylił się i spojrzał na nią przenikliwie. – Pamiętaj, moja mała, Ŝe najpierw do mnie zadzwoniłaś i Ŝe ja mogę ci pomóc. Nie jakiś tam kochaś, o którym, właśnie sobie przypomniałaś. W milczeniu i bez mrugnięcia patrzyła na kurze łapki wokół jego oczu, napiętą skórę na policzkach i mocno zaciśnięte usta. Przesunęła językiem po spierzchniętych wargach. śałowała, Ŝe stoją tak blisko, a nie ma mowy o pocałunkach, które wciąŜ tak dobrze pamiętała. – Mam... tajne materiały – wykrztusiła wreszcie przez ściśnięte gardło. Siłą woli opanowała się, Ŝeby nie pokonać dzielącego ich jednego kroku. Czuła łomotanie serca i ogłuszające pulsowanie krwi. Nigdy w Ŝyciu nie pragnęła niczego bardziej niŜ pocałunków tego męŜczyzny. Stali wpatrzeni w siebie pałającym wzrokiem. Na kilka sekund zapomnieli o boŜym świecie. Jake pierwszy się opamiętał i odsunął. Opuścił ręce, odwrócił się i głucho powtórzył: – Tajne materiały? – Tak. Półtora roku temu podpisałam umowę z dowódcą wojsk lotniczych – wyjaśniła z ociąganiem. – Zlecono mi zadania z kryptografii, dla Warren Air Force Base. – Rozszyfrowujesz tajne depesze? – Coś w tym guście. – Nieznacznie się uśmiechnęła. – Praca ma duŜo wspólnego z matematyką. – I podejrzewasz, Ŝe ktoś tego szukał w twoich papierach? – Chyba tylko półgłówek mógł wpaść na podobny pomysł, bo po pierwsze, nikt nie wynosi takich rzeczy z bazy, a po drugie, nie zostawia ich byle gdzie. – MoŜe ten osobnik o tym nie pomyślał? – W takim razie jest wyjątkowo tępy. Pewnie masz rację i jest to wybryk jakiegoś studenta. Mimo to muszę zawiadomić szefa o tym, co się stało. – Jak często dostajesz zlecenia? – Sporadycznie, gdy sobie nie radzą. Ostatnie miałam w listopadzie i od tego czasu nic. Wzięła do ręki słuchawkę. – Jakim sposobem cię zatrudnili?
– Zwyczajnym. Zwrócono się do uniwersytetu z prośbą o współpracę i przysłano ofertę. Zgłosiłam się, sprawdzono mnie na wszystkie moŜliwe sposoby i zaangaŜowano. Jake patrzył na nią przenikliwym wzrokiem. – Kiedy to było? – Półtora roku temu – odparła, czując się jak na przesłuchaniu. – To nie grzech. – Czyli wtedy, gdy kupiłaś dom? – Owszem. Mogłam szarpnąć się na taki wydatek tylko dzięki temu, Ŝe wpadły mi dodatkowe pieniądze. Nachmurzyła się i nerwowym ruchem wykręciła numer. Czekając na połączenie z pułkownikiem Shaeferem, stała bokiem do Jake’a i patrzyła w okno. Krótko powiedziała, co się stało, i dodała, Ŝe policja podejrzewa studenta. – No, czego się dowiedziałaś? – spytał Jake, gdy odłoŜyła słuchawkę. – Mam go informować o tym, co się dzieje, ale na razie sprawę zostawić policji. Szczególnie, Ŝe o ile mu wiadomo, z bazy nic nie zginęło. – Co zaszło półtora roku temu, Ŝe zmieniłaś tryb Ŝycia, przeprowadziłaś się i podjęłaś nową pracę? Spotkał cię zawód miłosny? Przecząco pokręciła głową. Nie chciała zdradzić, Ŝe spotkał ją zawód właśnie z jego strony. – Widocznie nadszedł odpowiedni czas, Ŝeby coś zmienić – odparła, siląc się na obojętny ton. – Wiesz, chyba niepotrzebnie zabieram ci czas. StraŜnik miął rację, tutejsi ochroniarze... Jake połoŜył jej dłoń na ustach i powstrzymał potok słów. – Nie zostawię cię samej w pustym gmachu. Weź wszystko, co potrzebujesz i jedziemy. Po resztę przyjdziesz, gdy będzie tu więcej ludzie. – Polecenie słuŜbowe? – mruknęła niezadowolona. – Pamiętam, Ŝe zawsze rozstawiałeś mnie po kątach. Przyklęknęła, aby pozbierać rozrzucone kartki. Czekało ją kilka godzin porządkowania i układania. – Ja ciebie rozstawiałem? Przyganiał kocioł garnkowi... Sama lubisz wszystkimi rządzić i myślisz, Ŝe kaŜdy męŜczyzna będzie tańczył, jak mu zagrasz. – Nieprawda! – Pogardliwie wykrzywiła usta. – Gdy ktoś koniecznie chce tańczyć, wcale nie czeka, aŜ mu zagram. Rzucił jej uwodzicielskie spojrzenie i uśmiechnął się tak, Ŝe zakręciło się jej w głowie. Czuła, Ŝe bezwolnie ulega jego urokowi. Pociągała ją ku niemu jakaś niewidzialna siła, niby magnes. Z trudem walczyła z sobą, Ŝeby się nie poddać. – Dlaczego tak cięŜko dyszysz? – spytał, podnosząc kilka kartek. – TeŜ byś się zasapał przy zbieraniu. – Hmm... Co zrobisz z tą stertą papierów? – Wezmę do domu i powkładam do odpowiednich teczek. Nie mogę zacząć zajęć w takim bałaganie. Muszę coś z tym fantem zrobić. – Zaczekaj, aŜ inni przyjdą do pracy, i wtedy na miejscu poukładasz. – Za późno. Muszę wykorzystać ostatnie wolne dni. – Jutro Sylwester. – Co z tego? – burknęła gniewnie. Pamiętała, Ŝe umówił się z Diane. – To nie
przeszkoda. – Będziesz balować? Pokręciła głową, nie patrząc na niego. Bała się, Ŝe zdradzi ją wyraz twarzy. – Nie masz randki? – Ujął ją pod brodę i zmusił, aby na niego spojrzała. – Naprawdę? – Wyobraź sobie, Ŝe naprawdę. Coraz bardziej irytowały ją niedyskretne pytania i teraz Ŝałowała, Ŝe po niego zadzwoniła. Bała się, Ŝe jeśli zrobi jakąś złośliwą uwagę, rzuci mu w twarz kartki i ucieknie. Nie miał prawa pytać o jej osobiste sprawy. – Angel, on nie jest tego wart – rzekł Jake, delikatnie przesuwając palcem po jej ustach. Przymknęła oczy, poniewaŜ dotyk jego ręki wywołał tęsknotę i pragnienie, które domagało się zaspokojenia. – O kim mówisz? – O tym łajdaku, który zranił twoje uczucia. Nie jest wart, Ŝebyś przez niego uciekała przed Ŝyciem. Otworzyła, oczy i odsunęła się. Zrozumiała, Ŝe Jake nie ma pojęcia, iŜ on jest owym „łajdakiem”. Trudno w to było uwierzyć, ale chyba naprawdę niczego nie podejrzewał. Nie zdawał sobie sprawy, Ŝe oskarŜa siebie. Nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Niezgrabnie wstała i połoŜyła papiery na biurku. – Dziękuję za dobrą radę, ale o mnie się nie martw. Bardzo mi odpowiada obecny styl Ŝycia – skłamała gładko. – Angel... – Naprawdę jest mi dobrze. śyczę tobie i Diane udanej zabawy. Przymknęła oczy zawstydzona, Ŝe wymknęło się jej imię rywalki. Najchętniej ugryzłaby się w język, lecz było za późno. – Skąd o niej wiesz? – wycedził Jake lodowatym tonem. – Nie pamiętam. Gdzieś coś mi się obiło o uszy. No, jestem gotowa. Będę ci wdzięczna, jeśli pomoŜesz mi zanieść te papierzyska do samochodu. Potem juŜ sobie poradzę. Mam nowy, solidny zamek, więc w domu będę bezpieczna. Zresztą, rzekomo przestępcy nie wracają na miejsce zbrodni. I chyba juŜ im wiadomo, Ŝe u mnie nie ma nic ciekawego.... Jake znowu połoŜył palec na jej ustach. – Odwiozę cię. W milczeniu wyszli i zamknęli gabinet. Kroki Angeliki głośno dudniły w pustym korytarzu, natomiast kroków Jake’a wcale nie było słychać. Wsiadła do samochodu, zatrzasnęła drzwi i ruszyła na pełnym gazie. Chciała jak najprędzej znaleźć się w domu i zamknąć drzwi na wszystkie spusty. Jake przez całą drogę jechał tuŜ za nią. Przed domem zdąŜył wysiąść i podejść do jej wozu, zanim zebrała wszystkie kartki. Odprowadził ją, ale nie wziął pod rękę. W innej sytuacji jego towarzystwo byłoby mile widziane, lecz teraz pragnęła zostać sama. – Dziękuję, Ŝe mnie ubezpieczałeś aŜ tutaj – powiedziała, patrząc na czubki butów. – Zadzwoń, jeśli znowu coś się stanie – rzekł głosem nie znoszącym sprzeciwu. – Co jeszcze moŜe się wydarzyć? – Nie wiadomo. Zadzwoń!
Posłusznie skinęła głową. Nie chciała się sprzeciwiać, aby nie przedłuŜać rozmowy. Ujął jej twarz w dłonie. Ledwo poczuła jego gorący dotyk, straciła głowę. Pocałował ją powoli, ale zdecydowanie. Przypomniała sobie dawne pieszczoty i jej ciało ogarnęło podniecenie. Pragnęła nie tylko pocałunków. Miała ochotę zarzucić mu ręce na szyję, przytulić się i poczuć jego dłonie na całym ciele. Przede wszystkim zaś pragnęła, by ogarnęło go poŜądanie większe niŜ to, jakie sama czuła. Niestety! Odsunął się, mówiąc opanowanym głosem: – śyczę ci szczęśliwego Nowego Roku. I odszedł. Patrzyła w ślad za nim rozpalona, zarumieniona, z sercem bijącym jak szalone. śałowała, Ŝe nie ma odwagi go zawołać, ale skoro odszedł przed dwoma laty, widocznie tak musiało być. Zapewne nic się przez ten czas nie zmieniło, więc pozostał taki sam. Weszła do domu ze spuszczoną głową. Porządkowanie papierów zajęło jej dwa dni. Na szczęście znalazła cenne notatki, arkusze ocen i brudnopisy artykułów, które zamierzała opublikować. Musiała skupić się nad tym, co robi i dzięki temu nie mogła myśleć o Jake’u. W wieczór sylwestrowy połoŜyła się do łóŜka około dziesiątej. Otwierając kryminał, który od dawna miała zamiar przeczytać, wmawiała sobie, Ŝe nie przeszkadza jej samotność w ostatni dzień roku. Odpędzała myśli o Jake’u i Diane, którzy szaleli na balii. KsiąŜka nie była szczególnie ciekawa, więc nad nią zasnęła. Śniło się jej, Ŝe rozmawia z człowiekiem, w którym Jake rozpoznaje groźnego bandytę i... Zbudził ją telefon. Spojrzała na zegarek: było kilka minut po północy. – Słucham – powiedziała zaspana, nie otwierając oczu. – Angel, Ŝyczę ci szczęśliwego Nowego Roku. Rozbudziła się i uśmiechnęła, poniewaŜ zalała ją fala nieopisanego szczęścia. – Ja tobie teŜ. Gdzie jesteś? – Na balu policjantów. A ty? – W łóŜku. – Sama? – spytał ostrym tonem. Zaczęła, nerwowo chichotać i przez chwilę nie mogła się opanować. – Tak, ale tobie nic do tego – odparła równie ostro. – PrzecieŜ nie spędzasz Sylwestra sam. – Jestem z Diane, którą znam od dawna. Szeroko otworzyła oczy i zdumienie na chwilę odebrało jej mowę. Dawniej Jake nigdy nie tłumaczył się z tego, co robi. Widocznie jednak coś się zmieniło. Szkoda, Ŝe nic nie wyjaśnił, gdy przed laty postanowi odejść. Na co teraz liczył? – Dobrze się bawisz? – Jako tako. Zaczęło się całkiem nieźle, ale teraz koledzy juŜ przechodzą na tematy słuŜbowe. – Czy Diane teŜ pracuje w policji? – To nie powinno cię obchodzić. Spałaś juŜ? – Nie, czytałam. – Kryminał? – Po co pytasz? Usłyszała rozbawiony, kobiecy głos. – Muszę kończyć – powiedział Jake. – Dobranoc.
– śyczę ci wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. I dziękuję, Ŝe o mnie pamiętałeś. Zdezorientowana odłoŜyła słuchawkę. Nie rozumiała, dlaczego dzwonił. Wiedziała, Ŝe gdyby nie zwróciła się do niego o pomoc, wcale by się nie spotkali. Przy poŜegnaniu ani słowem nie wspomniał o dalszych kontaktach. Mimo to zadzwonił z Ŝyczeniami noworocznymi, co od biedy mogła uznać za kontakt osobisty. Dość intrygujące, jeŜeli wziąć pod uwagę, Ŝe był na balu w towarzystwie znajomej. Drugiego stycznia rozpoczynały się zajęcia. Poszła na uczelnię bardzo wcześnie, poniewaŜ chciała jak najprędzej doprowadzić wszystko do idealnego porządku. Prawie wszyscy pracownicy i studenci wrócili z ferii, więc korytarze były pełne i czuła się bezpieczna. W trakcie sprzątania zerkała to na zegar, to na telefon. Miała zamiar zadzwonić do Jake’a i zaprosić go na kolację. UwaŜała, Ŝe wypada podziękować mu za to, iŜ od razu pospieszył na ratunek. Pomyślała o tym poprzedniego dnia i w pierwszej chwili chciała od razu zadzwonić. Po namyśle jednak doszła do wniosku, Ŝe najpierw powinna dobrze się zastanowić, jak sformułować zaproszenie. Chodziło jej o to, by jasno zrozumiał, Ŝe jest to zwykłe podziękowanie za pomoc w cięŜkich chwilach. Wpatrzona w telefon uświadomiła sobie, Ŝe równie dobrze mogłaby wysłać kartkę z zaproszeniem. Spojrzała na zegar. Dochodziła godzina, o której Jake powinien być w pracy, jeŜeli nie wezwano go w teren w pilnej sprawie. DrŜącą ręką wykręciła numer. Uśmiechnęła się, jak gdyby sądziła, Ŝe to doda jej odwagi i pomoŜe swobodnie rozmawiać. – Morgan. Słucham. – Mówi Angel. Dzień dobry. – Znowu włamanie? – mruknął po chwili milczenia. – Nie. Jest cisza i spokój. Dzwonię tylko po to, Ŝeby cię zaprosić na kolację. Jesteś wolny w piątek? Wyrzuciła wszystko jednym tchem, za prędko. Nie potrafiła rozmawiać z nim spokojnie. Czekając na odpowiedź, wstrzymała oddech. Milczał tak długo, Ŝe sposępniała. Zdenerwowana wytarła wilgotną dłoń o spodnie. – Chyba nie będę mógł przyjść, ale dziękuję za zaproszenie – powiedział wreszcie. – Szkoda. Chciałam ci podziękować za to, Ŝe od razu przyjechałeś mnie wesprzeć po tym drugim włamaniu. – Czuła, Ŝe za chwilę się rozpłacze. – Ale jak nie moŜesz, to trudno. – Jesteśmy zawsze do usług, szanowna pani – rzekł słuŜbiście. – Cieszę się, Ŝe nasza policja natychmiast odpowiada na kaŜde wezwanie. Jeszcze raz dziękuję i Ŝegnam. OdłoŜyła słuchawkę, Ŝeby nie skompromitować się do reszty. Spojrzała na sufit, zawzięcie mrugając. Nie mogła się rozpłakać w miejscu pracy. Zresztą, powinna być przygotowana na to, Ŝe Jake odrzuci propozycję. Poczuła ucisk w piersi – wracał ból, który dokuczał jej przed dwoma laty. Nie wyleczyła się z miłości. I pomyliła się, sądząc, Ŝe Jake zechce przyjść na zwykłą, koleŜeńską kolację.
Drgnęła nerwowo, gdy zadzwonił telefon. Popatrzyła na aparat z wyrzutem, wzięła ksiąŜki i wyszła z gabinetu. Do rozpoczęcia zajęć było jeszcze duŜo czasu, ale chciała przed przyjściem studentów napisać na tablicy jedno trudne zadanie. I przy tym zapomnieć o przystojnym policjancie, który znowu sprawił jej zawód. Jake rzucił słuchawkę ze złością. Nie rozumiał, dlaczego Angelica nie odpowiada, skoro przed chwilą dzwoniła. Po namyśle, pocieszył się, Ŝe moŜe tak jest lepiej. Wolał przecieŜ unikać spotkań. Nie chciał wspominać kolacji, do których kiedyś wspólnie zasiadali oraz wieczorów, które razem spędzali. Przykro mu jednak było, poniewaŜ słyszał rozczarowanie w jej głosie, a za Ŝadne skarby świata nie chciał sprawiać jej przykrości.
ROZDZIAŁ TRZECI Angelica zdziwiła się, gdy po powrocie z pracy zobaczyła przed domem samochód. Zaskoczyło ją, Ŝe Jake przyjechał, mimo iŜ rano dał jej wyraźnie do zrozumienia, Ŝe nie chce podtrzymywać znajomości. Widocznie później dowiedział się czegoś waŜnego. Miała wielką ochotę minąć dom i odjechać w siną dal, lecz zdawała sobie sprawę, Ŝe zachowałaby się niepowaŜnie. A jej zdaniem adiunkt powinien umieć stawić czoło kaŜdej sytuacji. Jake podszedł do niej, zanim zdąŜyła wyjąć klucz ze stacyjki. – Dobry wieczór, Angel. – Witaj. Co za niespodzianka! Przyjechałeś, bo dowiedziałeś się czegoś nowego. Czy chcesz jeszcze raz mnie przesłuchać? Uprzedzam, Ŝe nic nowego ci nie powiem! Myślałam, Ŝe przekazałeś sprawę Winstonowi. Czy powiedziałeś mu wszystko o włamaniu na uczelni? Chyba nie wycofał się... – Przestań, katarynko! Kiedy jesteś podenerwowana, gadasz jak najęta. Wiesz o tym? Rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Doskonale wiedziała, Ŝe w zdenerwowaniu mówi, byle mówić, ale złościła się, gdy ktoś to zauwaŜał. – Dlaczego mam się denerwować? – Mnie pytasz? – Jeśli nawet nerwy mnie trochę zawodzą, to tylko z powodu ostatnich przejść. Chyba to zrozumiałe, prawda? Dwa włamania – w domu i w pracy. Całe szczęście, Ŝe pojechałam na święta samochodem, bo inaczej... Jake pocałunkiem zatamował, potok jej słów. Od razu zapomniała o wszystkich zmartwieniach. Poczuła Ŝywsze pulsowanie krwi i przyjemne ciepło. KsiąŜki wypadły jej z rąk. Jak zahipnotyzowana powoli objęła Jake’a i ufnie się przytuliła. Otoczył ją ramionami i delikatnie pocałował najpierw górną wargę, potem dolną. Jęknęła głucho i przywarła do niego ustami. Nareszcie doczekała się tego, o czym tak długo marzyła, i tylko to się liczyło. Odsunął się nieco i szepnął: – Przy mnie moŜesz być o wszystko spokojna. Mówił przytłumionym głosem, w którym brzmiała draŜniąco uwodzicielska nuta. – PrzecieŜ jestem wyjątkowo spokojnym człowiekiem. Chciałam ci powiedzieć... Nie dokończyła. Kolejny pocałunek trwał dopóty, dopóki im starczyło tchu. Angelica zapomniała, gdzie się znajduje, zapomniała, Ŝe nie są w domu. Cały świat wirował i jedyną ostoją był Jake, jego silne ramiona i muskularne ciało. Całowała go bez opamiętania. Nie czuła chłodu zimowego wieczoru. Miała wraŜenie, Ŝe jest w tropikach i szybuje pod gorejącym słońcem. Jej ciało raz po raz przeszywał rozkoszny dreszcz. – Jak dobrze – usłyszała gorący szept. Jake ujął jej twarz w dłonie, bez pośpiechu całował czoło, oczy, usta, szyję... – Zawsze było cudownie – zapewniła drŜącym głosem. Ogarnęło ją niewysłowione szczęście. Pragnęła, aby pieszczoty trwały wiecznie.
– Nie po to przyjechałem – mruknął Jake, ale nie wypuszczał jej z ramion i nadal całował. CzyŜby okłamywał oboje? Wreszcie odsunął się i opuścił ręce. Angelica spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek. Z trudem wróciła do rzeczywistości. Zawstydziła się, Ŝe tak Ŝywiołowo odwzajemniła pocałunki. Aby ukryć zmieszanie, przykucnęła i zebrała ksiąŜki. Poszła do domu, czując, Ŝe Jake idzie tuŜ za nią. Nie miała odwagi spojrzeć na niego, gdyŜ postąpiła tak, jakby się narzucała. Bała się, Ŝe w jego twarzy wyczyta pogardę. – MoŜesz zdradzić, dlaczego przyjechałeś? – rzuciła przez ramię. Uniosła wyŜej głowę. Nie widziała powodu, dla którego miałaby przepraszać za chwilę słabości. Wprawdzie nie opierała się, gdy ją całował, lecz to nie zbrodnia. Miała nadzieję, Ŝe nie zauwaŜył, jak drŜała i jak mocno biło jej serce. Zamknęła drzwi i powiesiła płaszcz. Dopiero teraz ośmieliła się spojrzeć w oczy Jake’owi, który patrzył na nią powaŜnie, długo. – No, słucham. – Przyjechałem, Ŝeby ci powiedzieć, co wiemy – rzekł spokojnie. Nie wiadomo, czy mówił prawdę. MoŜe na poczekaniu wymyślił taki powód spotkania? Uśmiechnęła się krzywo i odwróciła speszona. Uczciwie musiała przyznać, Ŝe dla niej kaŜdy pretekst jest dobry; najwaŜniejsze, Ŝe Jake w ogóle się zjawił. – Proszę do pokoju. Myślałam, Ŝe dzielnicowy Winston będzie mnie o wszystkim informował. Opadła na najbliŜsze krzesło, a Jake’owi wskazała fotel. Usiadł, ale nie zdjął płaszcza; widocznie miał zamiar zostać tylko kilka minut. – Rzeczywiście Pete jest odpowiedzialny za wyjaśnienie tej sprawy, ale mówi mi o wszystkim. Powiedziałem, Ŝe mam spotkać się z tobą, więc ci przekaŜę. – Dlaczego? – Co dlaczego? – Czemu, tracisz czas? I odbierasz pracę bliźnim? O ile się nie mylę, rano wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, Ŝe nie mamy z sobą nic wspólnego. Więc czemu przyjechałeś? Jake niecierpliwym ruchem przeczesał włosy i pochylił się do przodu. Irytowało go, Ŝe Angelica albo udaje, albo naprawdę nic nie rozumie. I okręŜną drogą wyprasza go z domu. Miał ochotę zrobić jej awanturę o to, Ŝe go odpycha, a jednocześnie pociąga. Rano chciała zaprosić go na kolację, przed chwilą gorąco całowała, a teraz traktuje chłodno i z dystansem. – Przeprowadziliśmy kilka rozmów w bazie i otrzymaliśmy listę osób, które mogły coś wiedzieć o twojej pracy. Na uniwersytecie dostaliśmy drugą listę. Zajęliśmy się osobami widniejącymi na obu i próbowaliśmy ustalić, kto ostatnio gwałtownie potrzebował pieniędzy i w związku z tym mógłby uciec się do włamań. Staraliśmy się ustalić, kto wiedział, Ŝe masz dostęp do tajnych materiałów i Ŝe wyjeŜdŜasz na święta. – Oszalałeś? Chcesz przesłuchać wszystkich moich znajomych i współpracowników? MoŜe lepiej od razu dąć ogłoszenie następującej treści: Znajomi pani Angeliki Carstairs proszeni są o zgłoszenie... – Nie wygłupiaj się! Taka jest normalna procedura. Jak dotąd nic nie dała, ale mimo to chciałem, Ŝebyś wiedziała, co robimy w twojej sprawie. Staramy się nie pominąć niczego, co
moŜe nas naprowadzić na trop przestępcy. – Wystarczyłoby tu i ówdzie zadzwonić – burknęła. Czuła się zawiedziona, Ŝe Jake przyjechał Wyłącznie po to, aby powiedzieć jej tak niewiele. Nie miała pojęcia, dlaczego ją całował, lecz gotowa była się załoŜyć, Ŝe nie liczył na wzajemność. Tymczasem ona jak gdyby się narzuciła i wymusiła długie, namiętne pocałunki. Teraz palił ją wstyd, więc starała się nadrabiać miną. – Chciałem się z tobą zobaczyć... – powiedział Jake z ociąganiem. – Podczas rozmowy rano zdawało mi się, Ŝe jesteś jak najdalszy od tego – syknęła. – Wyznam ci szczerze, Ŝe nie chciałem przyjąć zaproszenia, bo wolałbym unikać takich scen jak przed chwilą. Są rozkoszne, ale przecieŜ nie mają przyszłości. W czym zawiniłam, Ŝe nie moŜesz mnie kochać?! – krzyczało serce Angeliki, lecz jej usta pozostały nieme. – Czy zauwaŜyłaś jakiegoś podejrzanego osobnika koło domu albo na uczelni? – Nie. Winston pytał mnie o to samo. PrzecieŜ gdybym widziała coś niezwykłego, powiedziałabym wam bez pytania. Nie jestem tępa. – Komu byś powiedziała: jemu czy mnie? – spytał nieprzyjemnym tonem. – On prowadzi sprawę, tak czy nie? – rzuciła ostro. Irytowała się coraz bardziej. Głównie na siebie, gdyŜ męczarnią było samo przebywanie z Jakiem w jednym pokoju. Na ustach jeszcze czuła jego gorące wargi, a tymczasem on mówił, Ŝe nie widzi moŜliwości spotkań w przyszłości. Nie rozumiała, czego od niej chce i dlaczego nie odchodzi. Jake wstał, pochylił się nad nią i palcem przesunął po jej nabrzmiałych wargach. – Mam nadzieję, Ŝe nie bolą. – Ani trochę. W duchu dodała, Ŝe przez niego boli ją serce, od lat. Jake westchnął i wyprostował się. – Do widzenia. Nie musisz mnie odprowadzać. Posłusznie siedziała bez ruchu, wsłuchana w odgłos jego kroków i skrzypienie drzwi. Nareszcie została sama, ale wcale nie była z tego zadowolona. Przymknęła oczy i wyobraziła sobie, Ŝe Jake jeszcze z nią jest. Miała wraŜenie, Ŝe wystarczy wyciągnąć rękę, a dotknie go i będzie mogła się przytulić. Westchnęła ze smutkiem. Czuła, Ŝe czeka ją długa, bezsenna noc. Rzeczywiście nie mogła zasnąć. Słyszała, jak zegar wybija północ, potem godzinę pierwszą, a sen jak nie przychodził, tak nie przychodził. Przewracała się z boku na bok i przywoływała róŜne wspomnienia, lecz wszystkie bladły wobec tego, co zaszło wieczorem. WciąŜ czuła podniecenie, jakie ją ogarnęło, gdy znalazła się w ramionach ukochanego. Marzyła nie tylko o pocałunkach. Zaklęła z cicha. Irytowała się, Ŝe nie moŜe zasnąć, a o ósmej czekały ją zajęcia ze zdolnymi i dociekliwymi studentami. Powinna być wyspana i przytomna, aby bezbłędnie odpowiadać na liczne pytania. Postanowiła napić się brandy. Miała nadzieję, Ŝe alkohol pomoŜe oderwać myśli od Jake’a i zasnąć. Doszła do kuchennych drzwi, w chwili gdy rozległ się brzęk szkła. Automatycznie zapaliła światło. W stłuczonym oknie dostrzegła męską rękę, która
błyskawicznie zniknęła. Zmartwiała na parę sekund, a potem zadzwoniła na posterunek. Urywanymi zdaniami powiedziała, Ŝe spłoszyła złodzieja, który próbował przez okno dostać się do domu. OdłoŜyła słuchawkę i wystraszona czekała na dźwięk syreny policyjnego wozu. Dygocąc na całym ciele, stała przy telefonie i patrzyła to na okno, to na drzwi do kuchni. Niewiele słyszała poza szumem krwi w skroniach. Nie była pewna, czy definitywnie odstraszyła intruza. Zarzuciła na ramiona płaszcz i nie ruszała się z miejsca, zdecydowana, Ŝe wybiegnie na ulicę, jeśli włamywacz wejdzie przez okno w kuchni. Podskoczyła nerwowo, gdy załomotano do drzwi. Przyjechała policja. DyŜurny policjant spisał zeznania, zabezpieczył okno i obszedł dom naokoło. Na ulicy stanął patrol. Przyszli zaniepokojeni Bensonowie, którzy zaproponowali Angelice nocleg u siebie. Przez ułamek sekundy miała ochotę odmówić i zadzwonić do Jake’a, lecz nie uległa pokusie. Zabrała potrzebne rzeczy, zamknęła dokładnie drzwi i poszła do sąsiadów. Zaczęła dręczyć ją przykra myśl, Ŝe jeśli włamania nie ustaną, będzie zmuszona sprzedać dom. Teraz tym bardziej nie mogła zasnąć. Głowiła się nad tym, czego moŜna u niej szukać, skoro nie posiada materiałów zawierających tajemnice państwowe, papierów egzaminacyjnych czy kosztowności. O co złodziejowi chodziło? Przeskoczyła myślami do Jake’a. Ciekawa była, jak zareaguje, gdy dowie się o próbie włamania Sądziła, Ŝe juŜ nie potrzebuje jego pomocy i Ŝe wystarczy rutynowa opieka policji, co miało ten plus, Ŝe w, obecności nie znanych policjantowi czuła się spokojna, a przy nim miała nerwy napięte do ostatnich granic. Wolała więc unikać kontaktów z Jakiem, które ciągłe raniły jej serce. Postanowiła nie poddać się i męŜnie stawić czoło piętrzącym się przeciwnościom. W ostateczności zawsze mogła wezwać na pomoc któregoś z braci. Usnęła, powtarzając sobie owo postanowienie. Rano wróciła do domu, aby przygotować się do zajęć. Wszystko wyglądało jak wczoraj. Przyjechał dzielnicowy Winston, który zadał jej kilka pytań. – Wydaje mi się, Ŝe nie powinna pani mieszkać całkiem sama – rzekł, patrząc na nią z troską. – Czy mogłaby pani wyprowadzić się, do czasu gdy znajdziemy tego ptaszka? MoŜe pani pomieszkać u rodziny lub przyjaciół? – Naprawdę uwaŜa pan, Ŝe, grozi mi niebezpieczeństwo? – zaniepokoiła się nie na Ŝarty. – Sytuacja staje się groźna, bo ten nocny włamywacz na pewno wiedział, Ŝe pani jest w domu. Wygląda na to, Ŝe ma niewiele do stracenia. Namyślała się przez chwilę. – Kilka dni mogę spędzić u znajomej, ale nie chcę nikomu długo zawracać głowy. – MoŜe wczorajsze włamanie naprowadzi nas na trop i wkrótce znajdziemy nieproszonego gościa. Mimo to radzę pani nie ryzykować... Lepiej nocować gdzie indziej. Czwartek zawsze był najtrudniejszym dniem. W związku z wizytą dzielnicowego Winstona Angelica spóźniła się na pierwsze zajęcia i wpadła do sali zdyszana, niezbyt przytomna. Uczucie zagubienia towarzyszyło jej przez całe przedpołudnie. Nie zdąŜyła przygotować się tak starannie jak zawsze, więc bała się, Ŝe lada moment popełni kardynalny błąd. Nie mogła skupić się wyłącznie na zadaniach, poniewaŜ dręczyły ją obawy o dom i
strach, przed ewentualnym włamaniem. Podczas lunchu zastanawiała się, u kogo mogłaby mieszkać kilka dni bez sprawienia większego kłopotu. Sandy, serdeczna przyjaciółka, nie miała rodziny i mieszkała blisko. Kyle był trochę za daleko, a poza tym traktował siostrę protekcjonalnie, co ją bardzo irytowało. Lubiła swą niezaleŜność i wcale się jej nie uśmiechało, Ŝe na jakiś czas będzie musiała z niej zrezygnować. Przede wszystkim jednak nie była przekonana, Ŝe naleŜy zostawić dom bez opieki. MoŜliwe, Ŝe sama będzie bezpieczniejsza, lecz> jej nieobecność ułatwi złodziejowi zadanie. W połowie ostatnich zajęć, gdy pisała na tablicy nowy, skomplikowany wzór, skrzypnęły drzwi. Odwróciła się i zastygła w bezruchu, poniewaŜ wszedł Jake i jakby nigdy nic stanął w rogu sali. Straciła wątek, a zdziwieni studenci obejrzeli się, aby zobaczyć, dlaczego wykładowczyni patrzy w jeden punkt za ich plecami. Angelica opanowała się i dokończyła pisać wzór. Odzyskała jasność myślenia i mogła nadal prowadzić zajęcia. Jednak nie bez trudu, poniewaŜ jej uwagę rozpraszała czarno ubrana postać w końcu sali. Studenci przepisali wzór i poprosili o wytłumaczenie twierdzenia z poprzednich zajęć. Wyjaśniła spokojnie i dokładnie, podała praktyczne zastosowanie, ale nie zdołała naprawdę zainteresować ich tematem. Udawała, Ŝe nie zauwaŜa Jake’a, lecz jego obecność przeszkadzała jej się skupić. Zwolniła studentowi trochę, wcześniej, co oczywiście przyjęli z aplauzem. Podczas gdy hałaśliwie opuszczali salę, nadal udawała, Ŝe zapomniała o Jake’u. Przez cały czas czuła na sobie jego wzrok, lecz nie patrząc w jego stronę, starannie złoŜyła prace domowe, a potem starła tablicę. Kiedy zamknęły się drzwi za ostatnim studentem, Jake wolnym krokiem podszedł do katedry. Patrzyła na niego wystraszona, z sercem podchodzącym do gardła. Wyglądał groźnie. Miał zmarszczone czoło, zmruŜone oczy i zaciśnięte usta. Pod obcisłym swetrem rysowały się potęŜne bicepsy. Oblizała spierzchnięte wargi. Stanął tak blisko, Ŝe poczuła znajomy zapach, który tylko z nim kojarzyła. Pamiętała go sprzed lat i wiedziała, Ŝe nigdy nie zapomni. Lekko ugięły się pod nią kolana i bezwiednie postąpiła krok naprzód. Czuła się jak ćma, która leci do świecy, chociaŜ wie, Ŝe zginie w płomieniach. – Kłopoty się nie skończyły, moja mała – powiedział Jake półgłosem. Jego głos zabrzmiał jak najpiękniejsza muzyka. Broniąc się przed nim ostatkiem sił, zaprotestowała słabo: – Jak na kobietę, wcale nie jestem taka mała. Mam metr sześćdziesiąt pięć. Jake ujął jej dłoń i pocałował kaŜdy palec z osobna. Czuła, Ŝe ma nogi jakby z miękkiego wosku, więc by nie stracić równowagi, oparła się o jego pierś. – W porównaniu ze mną jesteś malutka. Wziął jej ręce w swoje i pocałował. Potem objął ją i przytulił tak mocno, Ŝe stopili się w jedno ciało. – Jesteś mała, ale piękna – dodał, ustami muskając jej włosy. – Przestań! Zabraniam ci przychodzić znienacka i dezorganizować mi zajęcia. – Bardzo panią profesor przepraszam, ale wszedłem po cichutku i nie pisnąłem ani słowa.
PołoŜył jej jedną rękę na karku, drugą przesunął po plecach. – Ja... Urwała. Nie miała prawa go oskarŜać, poniewaŜ sama zawiniła. Przeszkadzała jej własna reakcja na jego widok. Teraz, przytulona do niego, traciła zdolność jasnego myślenia, nawet przestawała oddychać. Nie miała siły go odepchnąć ani się odsunąć. Jake odchylił jej głowę i pocałował jedwabistą skórę szyi. Przeszył ją dreszcz od stóp do głów. Wsunęła mu ręce pod sweter i przytuliła się ze wszystkich sił, jakie jej jeszcze zostały. – Dlaczego wczoraj nie zadzwoniłaś po mnie? – spytał chrapliwie. Nie mogła wydobyć głosu, więc milczała. – Mówiłem ci, Ŝe masz dzwonić, jeśli coś się stanie. Czy moŜesz sobie wyobrazić, jak mi było głupio, gdy rano Pete powiedział, Ŝe znowu ktoś dobierał się do twojego domu? – Po co mam cię w to wciągać? – Ogarnęła ją złość i rozczarowanie. Jego pytanie oznaczało, Ŝe przyszedł tylko z poczucia obowiązku. – PrzecieŜ i tak zdziałałbyś tylko tyle, co dyŜurny policjant A resztę nocy spędziłam u sąsiadów. – Na pewno zrobiłbym więcej niŜ zwykły policjant – rzucił ze złością. – Zaraz się przekonasz, co mam na myśli. – Puścił ją i spojrzał na biurko: – To wszystko twoje manele? Zachwiała się lekko, oparła o tablicę i skinęła głową. – Gdzie je schować? – spytał, zgarniając papiery. – Zabiorę do gabinetu. Zostaw! – syknęła. – Sama dam radę. – Widząc, Ŝe bierze notatki pod pachę, krzyknęła: – Nie słyszysz, co mówię?! – Słyszę, słyszę i wiem, Ŝe pierwszorzędnie sobie radzisz. No, idziemy. Szkoda czasu, bo przed nami daleka droga. – Jaka droga? Co ty wygadujesz? Musiała prawie biec, aby za nim nadąŜyć. W gabinecie rzucił wszystko na biurko i wziął ją pod rękę. – Idziemy. Gniewnie tupnęła nogą i wyszarpnęła rękę. – Idź, wolna droga. Co ty sobie wyobraŜasz? Jakim prawem tak się rządzisz? I dokąd to się wybierasz? – Wybieramy – poprawił. – Na kilka dni biorę cię pod swoje skrzydła. Nie moŜesz zostać w Laramie, bo jest niebezpiecznie i ten wariat jeszcze gotów cię napaść. Pete powiedział, Ŝe radził ci... – Planowałam, Ŝe przeniosę się do przyjaciółki. – Odwołaj. – Nie mam co odwoływać, bo... – Tym lepiej. Zabierasz coś stąd? – Nie twoja sprawa, bo nigdzie z tobą nie jadę. Nie wiedziała, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony zachwyciła ją perspektywa spędzenia kilku dni z ukochanym sam na sam, lecz z drugiej wiedziała, Ŝe to zniszczy jej spokój ducha na całe Ŝycie. – Dokąd chcesz mnie wywieźć? – spytała, udając obojętność. Jake błysnął zębami w uwodzicielskim uśmiechu, któremu nigdy nie mogła się oprzeć.
Czuła, Ŝe potulnie da się zabrać na koniec świata. – Mam dom w górach, niedaleko stąd. Posiedzimy tam do poniedziałku. Dzięki temu Pete będzie miał czas i spokój, Ŝeby po nitce dojść do kłębka. – Jaka nitka? Jaki kłębek? – Masz szczęście, Ŝe obok ciebie mieszka młoda matka, która musi wstawać do dziecka. Wczoraj wracała do łóŜka, gdy usłyszała brzęk tłuczonego szkła. Natychmiast wyjrzała przez okno i zobaczyła nie tylko złodzieja, ale i jego samochód. Opisała go niezbyt dokładnie, ale wiemy tyle, Ŝe niedługo złapiemy tego faceta. Jednak potrzebujemy trochę czasu. – W takim razie mogę zostać w domu. – Wykluczone. Jedziesz ze mną i koniec dyskusji. Popchnął ją lekko, więc wyszła z gabinetu. Gonitwa myśli nie pozwalała jej na szybkie podjęcie decyzji. Jakie rozwiązanie byłoby najrozsądniejsze? Serce wiedziało, czego pragnie, lecz ono ma niewiele wspólnego z rozsądkiem. – Jest dopiero czwartek – mruknęła. – Nie moŜemy wyjechać na tyle dni. Sądziła, Ŝe to bardzo trzeźwa uwaga, świadcząca o tym, iŜ myśli spokojnie i logicznie. Nie chciała zdradzić się z uczuciem radości, jakie ją ogarnęło. – Jutro masz wolne, prawda? – Tak, ale ty chyba pracujesz? – odparła pytaniem na pytanie. – Nie, wziąłem urlop. Od lat nie miałem chwili wytchnienia, więc naleŜy mi się wypoczynek. – CzyŜby? – Co czyŜby? – Nie czekając na odpowiedź, dorzucił: – MoŜesz tu zostawić wóz? – Mogę, ale... – No to wskakuj do mojego. – Pomógł jej wsiąść do dŜipa i zapiąć pas. – Wcale nie jestem przekonana, Ŝe to jest najlepsze wyjście – oponowała słabo. – Nie musisz. Grunt, Ŝe ja o tym wiem. Osobiście przypilnuję, Ŝeby nic ci się nie stało. – Skąd ta pewność, Ŝe potrafisz? Pomyślała rozŜalona, Ŝe kiedyś właśnie przez niego coś się stało. Na pewno nie podejrzewał, Ŝe juŜ raz złamał jej serce i teraz moŜe zrobić to samo. Zapakowała walizkę i włoŜyła dwa fachowe czasopisma do torebki. Więcej Jake nie pozwolił zabrać. Niebawem mknęli autostradą w góry i dopiero za miastem Angelica w pełni uświadomiła sobie, Ŝe spędzi kilka dni z ukochanym. Z męŜczyzną, który nic nie wie o jej miłości i jedzie z nią wyłącznie z poczucia obowiązku. Po złapaniu przestępcy, znowu zniknie z jej Ŝycia i zostawi ją samą. Nagle po jej ustach przemknął błogi uśmiech. Zamiast zamartwiać się na zapas, postanowiła się cieszyć, Ŝe ma przed sobą trzy dni, podczas których moŜe będzie szczęśliwa. A potem zostaną piękne wspomnienia do końca Ŝycia. Zgodziła się na wyjazd z wolnej, nieprzymuszonej woli, poniewaŜ chciała być z ukochanym. Była przekonana, Ŝe nie moŜe liczyć na stały związek z nim, więc chciała przynajmniej wykorzystać to, co Ŝycie niespodziewanie jej zaoferowało.
ROZDZIAŁ CZWARTY Promienie słońca odbijały się od śniegu, więc iskrzący blask raził w oczy. Angelica załoŜyła ciemne okulary i spojrzała na pola przykryte grubą śniegową pierzyną. W oddali majaczyło stado bydła. Ów sielski widok przywołał wspomnienia beztroskich lal, które zbyt prędko się skończyły. W dzieciństwie uwielbiała zimę. Co roku wraz z braćmi urządzali konkursy, na które lepili róŜne figury i budowali fortece. Najwięcej jednak przyjemności sprawiały im bitwy, podczas których walczyli z wrogiem śnieŜnymi kulami. Była najmłodsza, więc nigdy nie wygrywała, a mimo to dzielnie stawała na placu boju. Teraz usiłowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz obrzucali się śnieŜkami. Zapewne tuŜ przed śmiercią rodziców. Po tragicznym wypadku Rafe zmienił się nie do poznania – spowaŜniał i jako najstarszy czuł się w obowiązku zaopiekować młodszym rodzeństwem. Dopiero teraz uświadomiła sobie, Ŝe Rafe chyba najbardziej odczuł śmierć rodziców. Sam był prawie dzieckiem, a musiał zająć się młodszymi. – Co cię gnębi? – zapytał Jake cicho. Drgnęła, nagle wyrwana z zamyślenia. – Przypomniało mi się dzieciństwo. Widok śniegu zawsze budzi we mnie chęć do zabawy. A w tobie? Jake wzruszył ramionami. – Lubię jeździć na nartach, ale nie wiem, czy to moŜna nazwać zabawą. Co rozumiesz przez zabawę? – Tarzanie się w śnieŜnym puchu, obrzucanie kulami, lepienie figur ze śniegu. Wiesz, urządzaliśmy konkurs na zrobienie na śniegu najlepszego śladu orła i mama była sędzią. Robiłam lepszego orła niŜ bracia, więc na ogół dostawałam pierwszą nagrodę. – W jej policzkach pokazały się dołeczki. – Pewno dlatego tak to lubiłam, bo wygrywałam. Tylko w tym byłam najlepsza, a we wszystkim innym bracia zdecydowanie mnie prześcigali. – Czy opiekowali się tobą, gdy zostaliście sami? – Tak. Bardziej Rafe, bo ojcował nam po śmierci rodziców. Kyle oczywiście teŜ wtrącał się do mojego wychowania i ciągle mnie pouczał. Ale obaj czuli się za mnie odpowiedzialni. – Rafe jest najstarszy? – Tak. Nawet przyznano mu prawo do opieki nad nami do pełnoletności. On miał prawo, ale to Kyle się wymądrzał i chciał rządzić. Jakie rzucił jej ukradkowe spojrzenie, ale nic nie rzekł. Wiedział aŜ nadto dobrze, jak dalece Kyle jest gotów posunąć się w swej opiece nad siostrą. Miał wielką ochotę powiedzieć Angelice, jak apodyktyczny jest jej brat, lecz w porę się opamiętał i ugryzł w język. To naleŜało do przeszłości, a poza tym musiał przyznać mu rację. Zdaniem Kyle’a nie był odpowiednim męŜem dla Angeliki. Podobna opinia nie miałaby znaczenia, gdyby Jake się z nią nie zgadzał, ale w głębi serca był przekonany, Ŝe Kyle ma rację. Wiedział, Ŝe Angelica podkochuje się w nim i sam Ŝywił wobec niej gorące uczucia. To jednak nie zmieniało faktu, Ŝe ani jego przeszłość, ani obecny tryb Ŝycia nie były odpowiednie dla tak delikatnej kobiety. Co do tego obaj się zgadzali. Zorientował się, Ŝe Angelica coś mówi.
– ...siostry? – Przepraszam, co mówiłaś? – spytał, wracając do rzeczywistości. – Zamyśliłem się. – Pytałam, czy masz braci albo siostry. Nigdy nie wspominałeś o rodzinie. Jeśli ktoś milczy na ten temat, to jeszcze nie znaczy, Ŝe nikogo nie ma. – Ale w moim wypadku znaczy – rzekł tonem, który wykluczał dalsze pytania na ten temat. Angelice zrobiło się przykro. Dawniej wiedziała, Ŝe milczenie Jake’a oznacza, iŜ roztrząsa jakąś waŜną kwestię słuŜbową. I wtedy śmiało pytała, o czym myśli. Teraz czuła, Ŝe jest inaczej, więc się nie odezwała. ChociaŜ bardzo ją interesowało, co Jake robił przez ostatnie, dwa lata, jakie zbrodnie wykrył, jak teraz planował znaleźć włamywacza. Najbardziej zaś intrygujące było pytanie, czy zabrał ją z Laramie tylko i wyłącznie z obawy przed przestępcą, czy teŜ miał jakieś inne powody. – Bardzo mi ciebie brakowało przez te lata – wyznała prawie szeptem. – A ty za mną choć trochę tęskniłeś? Jake skinął głową. Na końcu języka miała pytanie, czemu wobec tego tak długo się nie odzywał i dlaczego nie odpowiadał na telefony. Nie zdobyła się jednak na takie dociekania i zamiast tego spytała: – Dokąd jedziemy? – Do mojej chaty. – Nie wiedziałam, Ŝe jesteś posiadaczem ziemskim. Gdzie leŜy twój majątek? – Nie kpij. Parę lat temu kupiłem kawałek ziemi koło Centennial, ale dopiero niedawno postawiłem tam chatę. Pomagali mi koledzy z pracy, więc w rewanŜu mogą teraz przyjeŜdŜać na wczasy. – Coś podobnego! Bardzo jestem ciekawa, jak wygląda dzieło twoich rąk. – Nie spodziewaj się zbyt wiele, bo chata jest mała. Za to widok rozległy i piękny. Pół godziny później stanął przed niewielkim drewnianym domem, oświetlonym promieniami zachodzącego słońca. Angelice wyrwał się okrzyk zachwytu: – Jak w baśni Andersena! Chyba przyjeŜdŜasz tu w kaŜdej wolnej chwili, co? – Nie, bardzo rzadko. Nie chciał się przyznać, Ŝe postanowił zbudować dom, aby oderwać myśli od bolesnych wspomnień. Niestety, okazało się, Ŝe jest mu źle na odludziu i Ŝe w samotności jeszcze więcej rozmyśla o tym, co utracił. Angelica wysiadła i po kolana zapadła się w śniegu. Potykając się i sapiąc z wysiłku, doszła do domu. Otworzył drzwi i odsunął się, aby przepuścić gościa. Z ciekawością rozejrzała się po pokoju. Umeblowanie było bardzo proste, lecz funkcjonalne. Po lewej stronie, przed kominkiem, stała kanapą i fotele. Po prawej duŜy sosnowy stół i krzesła. Dalej była wnęka kuchenna, a obok niej zamknięte drzwi. Odetchnęła z ulgą, gdy zorientowała się, Ŝe nie ma ani śladu kobiecej ręki. Pomyślała, Ŝe chętnie oŜywiłaby pokój firankami, kolorowymi poduszkami, chodnikiem. Lecz to nie był jej dom, więc nic nie mogła tu zmieniać. – Bardzo tu ładnie – powiedziała z uznaniem.