LEE WILKINSON
Zaufaj swemu sercu
The Marriage Takeover
Tłumaczył: Janusz Florkiewicz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
NaleŜąca do Langa Daltona srebrnoszara limuzyna z szoferem czekała na
nich przed Lotniskiem Międzynarodowym w San Francisco. Wygodnie rozparta
w luksusowym wnętrzu Cassandra Vallance westchnęła i spojrzała na
siedzącego obok ciemnowłosego, przystojnego męŜczyznę.
W odpowiedzi na zaniepokojone spojrzenie Alan Brent ujął dłoń
narzeczonej. Na palcu zalśnił piękny pierścionek zaręczynowy z brylantem.
– Zdaję sobie sprawę, Ŝe ten weekend będzie dla nas cięŜki – powiedział –
ale, kochanie, spróbuj się odpręŜyć. Owszem, Lang Dalton jest multimilionerem
i ma o sobie wygórowane mniemanie, lecz to jeszcze nie powód do
zdenerwowania.
– Niewiele o nim wiem. Czy jest Ŝonaty?
– Tak, oŜenił się z kobietą nazwaną kiedyś przez media „najpiękniejszą
przedstawicielką amerykańskiej elity”. Domyślam się, Ŝe pochodzi z jednej z
najlepszych kalifornijskich rodzin. Pewnie są na „ty” ze wszystkimi gwiazdami
filmowymi i politykami.
– Długo są małŜeństwem?
– Około dwóch lat.
– Czy wie, Ŝe bierzemy ślub?
– Tak. Sam mu powiedziałem. ChociaŜ i tak nic się przed nim nigdy nie
ukryje. Nie mam pojęcia, jakim cudem zdobywa informacje.
– Jak długo się znacie?
– Spotkałem go tylko raz, ale pracuję dla niego juŜ ponad cztery lata –
odpowiedział Alan. – To było jakieś półtora roku temu, gdy przyjechał do
Anglii.
– Jaki on jest? – zapytała nagle. Dotychczas z jakiegoś dziwnego,
nieokreślonego powodu bała się o to zapytać.
– Twardy, despotyczny, okrutny... wyrachowany. Lepiej z nim nie
zadzierać. Większość ludzi obawia się go. Mówiono, Ŝe boi się go nawet
osobista sekretarka... Z drugiej jednak strony jest znany z dotrzymywania
umów, troski o środowisko, uczciwości i wspierania organizacji dobroczynnych.
Widząc, Ŝe nadal jest spięta, dodał:
– Jeśli nawet jest trochę despotyczny, to przecieŜ nas nie zje!
– To właśnie sobie powtarzam, ale coś mnie niepokoi. Czuję, Ŝe...
Przerwała i spojrzała w dal. Nie była w stanie zbyt dokładnie określić
swoich uczuć. Jako kobieta wykształcona, nowoczesna i niezaleŜna,
ośmieszyłaby się mówiąc: „Mam dziwne przeczucie. Czuję, Ŝe stanie się coś
strasznego i moje Ŝycie juŜ nigdy nie będzie takie jak dawniej”.
Alan spojrzał na jej piękny, klasyczny profil i spytał:
– Co czujesz?
– ZagroŜenie – przyznała.
– Daj spokój! – Roześmiał się. Nie miał zamiaru traktować powaŜnie jej
obaw. – Lang Dalton nie jest potworem... A taki melodramatyzm jest zupełnie
nie w twoim stylu.
– Nie wiem, co mnie napadło – stwierdziła – ale nie mogę się pozbyć
myśli, Ŝe wydarzy się coś złego.
W brązowych oczach Alana pojawił się wyraz zniecierpliwienia.
– Myśl pozytywnie – nalegał – nie musisz nic specjalnego robić.
Wystarczy, Ŝe będziesz się milo uśmiechać.
Przygryzła wargę. Zdawała sobie sprawę, Ŝe poczucie zagroŜenia było
irracjonalne, ale nie mogła się od niego uwolnić.
– Spójrz na to tak: jeśli nawet, w co w ogóle nie wierzę, narazisz się
czymś Daltonowi, jedyne, co moŜe zrobić, to zwolnić cię z pracy. Jesteś
najlepszą asystentką, z jaką kiedykolwiek pracowałem i nie chciałbym się z tobą
rozstawać. JeŜeli jednak nie moglibyśmy razem pracować, to przecieŜ jeszcze
nie koniec świata. Teraz, na litość boską, przestań się zamartwiać i ciesz się, Ŝe
masz okazję zobaczyć kawałek Kalifornii. Big Sur to jeden z najpiękniejszych
zakątków na wybrzeŜu.
Nie odzywała się, więc Allan dodał:
– Naprawdę mamy duŜo szczęścia. To niecodzienne spotkanie
towarzyskie. Zwykle Dalton ściśle oddziela sprawy słuŜbowe od Ŝycia
prywatnego.
– I to mnie właśnie zastanawia. To dziwne, Ŝe nas zaprosił – dodała
niepewnie.
– MoŜe chce bardziej związać pracowników z firmą. – Alan wzruszył
ramionami.
– Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego nalegał, Ŝebym teŜ przyjechała.
– Chyba chodzi o liczbę zaproszonych gości. A poza tym, on nie tyle
nalegał, co...
W rzeczywistości Lang Dalton wydał polecenie: „Chcę, Ŝebyś przyleciał
na weekend do San Francisco. Zabierz takŜe Miss Vallance”.
Alan westchnął. Znał Cassandrę i wiedział, Ŝe lubi podróŜe. Spodziewał
się, Ŝe będzie zadowolona. Dopiero gdy dotarli na miejsce, zorientował się, Ŝe z
jakiejś niezrozumiałej przyczyny było zupełnie inaczej.
– Posłuchaj, kochanie, przykro mi, Ŝe jesteś z powodu tego wyjazdu tak
bardzo wytrącona z równowagi, ale nie wypadało mi odmówić...
Cała jego przyszłość zaleŜała od Langa Daltona. Sprzeciwianie się mu
byłoby samobójstwem i Cassandra dobrze o tym wiedziała.
Była dumna z Alana, który mając zaledwie dwadzieścia pięć lat, był juŜ
szefem działu finansów londyńskiego biura Dalton International. WróŜono mu
wspaniałą karierę.
– To tylko cztery dni – dodał szybko, nie próbując ukryć irytacji.
– Tak, wiem. Przepraszam. Zachowuję się jak idiotka.
– Uśmiechnęła się, a jej zielone oczy natychmiast nabrały blasku. –
Zapomnijmy o moich obawach i postarajmy się rozluźnić.
– Tak juŜ lepiej.
Jeszcze rozmawiali, gdy limuzyna zatrzymała się obok bliźniaczych wieŜ
ze szkła i betonu, siedziby Dalton International. Nim szofer zdąŜył otworzyć
drzwi, błyskawicznie zjawił się młody człowiek, Ŝeby ich przywitać. Zajął się
bagaŜem i szybką windą zawiózł gości na szczyt. Na rozgrzanym słońcem dachu
czekał juŜ śmigłowiec. W chwilę później wznieśli się w bezchmurne niebo.
Zostawili za sobą piękny widok na przedmieścia San Francisco. Cassandrze
zaimponowała sprawność, z jaką zorganizowano ich podróŜ.
Lecieli nad malowniczo poszarpaną linią wybrzeŜa, potem skręcili w
stronę lądu i skierowali się do Sierra Roca. Lang Dalton miał tam dom. Na
oświetlonym słońcem horyzoncie pojawiły się góry. Gdy wylądowali, juŜ
czekała na nich błyszcząca limuzyna.
Szofer zawiózł ich do niezbyt odległej białej, parterowej hiszpańskiej
hacjendy, z ogromnym patio oraz basenem. Rezydencję otaczały rozległe
ogrody. Widać było pergole, tarasy obrośnięte tropikalnymi pnączami, fontanny
i kilka rzeźb.
Rozrzutnie zagospodarowana przestrzeń wyglądała z góry jak plan
filmowy. Właśnie w takich miejscach osiedlają się bogaci i uprzywilejowani.
Gdy wielki samochód zatrzymał się na utwardzonym podjeździe przed
głównym wejściem, szofer w uniformie natychmiast wyskoczył, by otworzyć im
drzwi. Ubrany na biało słuŜący wyrósł jak spod ziemi i pospiesznie zabrał ich
niewielki bagaŜ.
Jednocześnie na tarasie pojawił się wysoki, barczysty męŜczyzna. Jego
gęste włosy były rozjaśnione słońcem. Powoli i dostojnie ruszył na spotkanie
gości.
Ubrany był w świetnie skrojone sportowe spodnie i jedwabną koszulę z
rozchylonym kołnierzykiem. Był elegancki i pewny siebie.
– Panie Brent... – Wymienił uścisk dłoni z Alanem i odwrócił się, by
przyjrzeć się Cassandrze.
Odwzajemniła spojrzenie. ZauwaŜyła szczupłą, opaloną twarz, gęste
rzęsy, cięŜkie powieki i wąski nos. Uznała, Ŝe Dalton ma około trzydziestu
dwóch lat i jest o wiele przystojniejszy, niŜ sądziła, lecz takŜe bardziej
odpychający.
– Miss Vallance... – na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, ale
spojrzenie pozostało zimne – jestem Lang Dalton...
Górował nad nią wzrostem i Cassandra poczuła się jeszcze bardziej
nieswojo. W porę jednak przypomniała sobie o dobrym wychowaniu i mruknęła
oficjalnie:
– Witam pana.
– To ja witam w willi „San Gabriel”. Mam nadzieję, Ŝe lot był
przyjemny? – Miał miły, zaskakująco ujmujący tembr głosu.
Mocno uścisnął jej dłoń. Cassandra poczuła rosnący niepokój, gdy
lustrował ją spojrzeniem od stóp do głów. Miała na sobie jedwabny, biurowy
kostium. Jasne, gęste włosy zwinięte w elegancki koczek odsłaniały długą,
szczupłą szyję oraz podkreślały mocno zarysowane kości policzkowe i zgrabny
podbródek.
Pomyślał, Ŝe takie rysy mogłyby świadczyć o domieszce krwi indiańskiej.
Dalton uznał Cassandrę za jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek
spotkał.
Widząc, Ŝe jego natarczywy wzrok nieco ją peszy, powiedział uprzejmie:
– Zdecydowałem, Ŝe juŜ najwyŜszy czas się poznać.
– Nie sądziłam, Ŝe w ogóle wie pan o moim istnieniu. – Szorstki głos i
sposób, w jaki cofnęła rękę, świadczyły o zdenerwowaniu.
– Wiedza o pracownikach ułatwia mi prowadzenie interesów.
Nie moŜe przecieŜ znać wszystkich zatrudnionych w tak duŜej firmie,
przemknęło jej przez myśl. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.
– Jesteś zupełnie inna, niŜ sobie wyobraŜałem – stwierdził dość
nieoczekiwanie.
– Pan teŜ – wyrwało jej się.
– Ach tak, a czego się spodziewałaś?
śe zobaczę kogoś niskiego, brzuchatego, łysiejącego, z tłustym karkiem.
A w dodatku – napastliwego i aroganckiego, pomyślała natychmiast. Tego
jednak oczywiście nie mogła mu powiedzieć.
– Nie przypuszczałam, Ŝe jest pan taki młody. – A ja nie przypuszczałem,
Ŝe jesteś taka ładna – odpowiedział z uśmiechem.
Przyglądała mu się, gdy mówił. Białe zęby, owalna twarz i bardzo
zmysłowe usta. Mimo panującego upału przebiegł ją gwałtowny dreszcz.
Chyba dostrzegł niepokój w jej spojrzeniu, bo zapytał z udawaną troską:
– CzyŜby się pani mnie obawiała, Miss Vallance?
– Chyba, jak większość ludzi?
śałowała pochopnej odpowiedzi, ale pamiętała słowa Alana: „Podobno
boi się go nawet osobista sekretarka”.
– Widzę, Ŝe dotarły do pani stare plotki – powiedział i nieznacznie się
skrzywił.
Na chwilę zapadła grobowa cisza. Alan, na którego nikt od dłuŜszej
chwili nie zwracał uwagi, ruszył do przodu. Rzucił narzeczonej ostrzegawcze
spojrzenie i zaczął ją pospiesznie usprawiedliwiać:
– Jestem pewien, Ŝe Cass nie miała zamiaru...
– MoŜe pozwolimy Miss Vallance mówić za siebie – przerwał mu Lang
Dalton.
Cassandra uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Instynktownie
przeczuwała, Ŝe dalsze wyjaśnienia tylko pogorszą sytuację.
– Przepraszam – szepnęła zmieszana – nie powinnam tego mówić.
– Nawet gdyby to była prawda?
– Szczególnie wtedy.
Stojący obok niej Alan zesztywniał. Nie mógł pojąć, dlaczego Cassandra,
taka zwykle rozsądna i ugodowa, z uporem dąŜy do konfrontacji.
– Widzę, Ŝe masz poczucie humoru – skomentował jej wypowiedź
Dalton, wyraźnie rozbawiony.
– Bardziej przydałby się instynkt samozachowawczy. Roześmiał się, białe
zęby pięknie kontrastowały z opalenizną.
– Coś mi się wydaję, Ŝe lubisz ryzyko. Potrząsnęła głową.
– Nie, nie jestem zbyt odwaŜna.
– Szczerze w to wątpię. Sam to ocenię, gdy lepiej się poznamy...
W banalnych słowach krył się jakiś niepokojący podtekst. Zaniepokojona
spojrzała na Alana. Wyłączony z rozmowy, nerwowo przestępował z nogi na
nogę.
Lang Dalton spojrzał na niego przelotnie, potem powrócił wzrokiem do
Cassandry.
– Domyślam się, Ŝe chcielibyście się rozgościć i wziąć prysznic przed
kolacją. – Uniósł rękę.
Meksykański słuŜący w szerokich białych spodniach i długiej koszuli
zjawił się jak spod ziemi.
– Manuel pokaŜe wam pokoje.
– Dziękuję. – Czując, Ŝe wyrok został odłoŜony, Cassandra odwróciła się
i ruszyła schodami za niskim szczupłym nastolatkiem. Miała świadomość, Ŝe
Lang Dalton ciągle stoi w tym samym miejscu i patrzy w ślad za gośćmi.
Gdy juŜ nie mogli być słyszani, Alan zauwaŜył:
– CóŜ, myślę, Ŝe mogło być gorzej... Prawdopodobnie juŜ wkrótce zjawi
się tu reszta zaproszonych. Nie tylko my dwoje będziemy na cenzurowanym...
Dwoje? JuŜ po pierwszym uścisku dłoni Lang Dalton przestał dostrzegać
Alana i całą swą uwagę skupił na Cassandrze.
– Wydaje mi się, Ŝe Dalton bardzo cię polubił – Alan powiedział to bez
przekonania, aczkolwiek starał się nadać swemu głosowi entuzjastyczne
brzmienie.
Nie, Lang Dalton na pewno jej nie lubił. Cassandra była o tym
przekonana. Coś go w niej zainteresowało. Intuicja podpowiadała jej, Ŝe
wynikną z tego kłopoty. Dręczące ją poczucie lęku i zagroŜenia wcale się nie
zmniejszyło.
SłuŜący wprowadził ich przez obrośnięte pnączami wejście do chłodnego
wnętrza willi. Zaskoczyło ich wielkie zadaszone atrium, z którego wchodziło się
do salonu połączonego z jadalnią. Proste białe ściany, terakota na podłodze,
mnóstwo roślin i niewiele mebli. Przyjemnie i spokojnie. Dwa abstrakcyjne
obrazy oŜywiały wnętrze i dodawały mu kolorytu. Czuło się, Ŝe mieszkający tu
ludzie cenią sobie prostotę i elegancję.
– Proszę tędy senor, senorita... – Na końcu szerokiego korytarza słuŜący
otworzył drzwi prowadzące na lewo.
– To pana pokój.
Później zwrócił się do Cassandry:
– Za mną proszę, senorita. Pani pokój jest dalej.
Była zaskoczona. Spodziewała się, Ŝe dostaną sąsiadujące ze sobą pokoje.
Niepewnie uśmiechnęła się do Alana, odwróciła się i posłusznie ruszyła za
słuŜącym.
Cassandra miała zamieszkać w drugim skrzydle budynku. Zrozumiała, Ŝe
celowo została umieszczona bardzo daleko od swego narzeczonego.
Zastanawiała się, czy juŜ zostało zaplanowane rozmieszczenie wszystkich
pozostałych gości. Dotychczas jednak nie zauwaŜyła nikogo oprócz słuŜby i
samego Langa Daltona.
Przeznaczony dla niej pokój miał ściany w pastelowych kolorach. Na
podłodze leŜał jasny dywan, w oknach wisiały muślinowe, misternie
udrapowane zasłony. Pomieszczenie było obszerne i panował w nim przyjemny
chłód. BagaŜ umieszczono na zabytkowej hiszpańskiej szafce. Na zewnętrznej
ścianie znajdowały się przesuwane drzwi prowadzące do głównego patio i
basenu. Błękitna woda, palmy, kolorowe leŜała i stoliki ocienione parasolami
wyglądały bardzo zachęcająco. Nie było tam jednak Ŝywej duszy.
Przez chwilę miała ochotę przebrać się w kostium kąpielowy, który
poradził jej zabrać Alan. Jednak gościowi nie wypadało korzystać z basenu bez
zaproszenia. Zamiast tego zdecydowała się na prysznic. Łazienka była
przestronna, z kabiną prysznicową oraz duŜą, wpuszczoną w podłogę wanną.
Cassandra przypomniała sobie małą i zagraconą łazienkę w swoim
wynajętym mieszkaniu, które dzieliła z Penny, koleŜanką ze studiów.
Roześmiała się, bo wyobraziła sobie zachwyt przyjaciółki na widok tutejszych
luksusów.
Penny, gdy dowiedziała się, Ŝe Cassandra nie ma ochoty jechać do
Kalifornii, zawołała:
– I co w tym złego? Myślałam, Ŝe marzysz o podróŜach! Wierz mi,
dałabym sobie wyrwać zdrowy ząb, Ŝeby tylko znaleźć się na twoim miejscu.
Na samą myśl o mieszkaniu z milionerem robi mi się gorąco... Jednak niektórzy
ludzie, nie wytykając nikogo palcem, zupełnie nie potrafią docenić
niespodziewanych darów losu.
Wspomnienie przyjaciółki od razu wprawiło Cassandrę w lepszy humor.
Rozpakowała się, przygotowała świeŜą bieliznę i obcisłą, prostą jedwabną
sukienkę w delikatne turkusowe, zielone i złote wzory. Właśnie miała upiąć
włosy w kok, gdy usłyszała delikatne pukanie do drzwi.
CzyŜby Alan wreszcie znalazł jej pokój?
Z uśmiechem ruszyła, by otworzyć drzwi. Czekał za nimi słuŜący.
– Senor Dalton zaprasza na drinka przed obiadem. Zawahała się, nie była
jeszcze gotowa.
– Natychmiast?
– Si, senorita.
Chyba nie powinna kazać mu czekać. Bez słowa ruszyła za chłopcem.
Przez otwarte okna słychać było stłumiony warkot kosiarki do trawy i
cichy plusk wody w niewidocznej fontannie. Były to jedyne dźwięki zakłócające
ciszę. Gdyby nie one, dom sprawiałby wraŜenie wymarłego.
Gdy zbliŜyli się do frontowej części budynku, słuŜący poinformował:
– Senor Dalton czeka na tarasie.
– Dziękuję, Manuel.
Uśmiechnął się do niej nieśmiało i cicho odszedł. Przesuwane szklane
drzwi prowadziły na zaciszny taras, który od basenu oddzielała biała Ŝelazna
krata. Gęsta winorośl rzucała przyjemny cień.
Komfortowe meble ogrodowe były niedbale rozstawione. W rogu
urządzono niewielki, ale dobrze zaopatrzony barek.
Lang Dalton wypoczywał na plecionym fotelu obok wentylatora. Na jej
widok wstał, by się przywitać.
Miała głęboką nadzieję, Ŝe będzie fam jego Ŝona i inni goście. Jednak był
sam..
Oficjalnie ujął jej rękę i powiedział:
– Muszę przeprosić za ten pośpiech.
– Nic nie szkodzi – wymamrotała, modląc się w duchu, by nie zauwaŜył,
Ŝe zesztywniała, gdy jej dotknął.
Nadal trzymał jej rękę i wypytywał:
– Czy jesteś zadowolona z pokoju?
– Bardzo... myślę, Ŝe łazienka spodobałaby się nawet Kleopatrze.
– Wątpię. Właśnie skończyło nam się ośle mleko – odpowiedział z
rozbawieniem.
Czuła się skrępowana. Był przystojny, męski i atrakcyjny. Cofnęła rękę i
zapytała obojętnym głosem:
– Gdzie są wszyscy?
– Wszyscy, to znaczy kto?
– Inni zaproszeni goście. Alan wspominał coś o spotkaniu towarzyskim.
– CóŜ, zmieniłem zdanie – stwierdził spokojnie Lang Dalton. – Nie
będzie innych gości.
Poczuła, Ŝe grunt usuwa jej się spod nóg.
– Ach, tak.
– Chyba nie jesteś bardzo zawiedziona?
Z jego spojrzenia moŜna było wyczytać, Ŝe doskonale wie, jak się poczuła
i Ŝe sprawia mu to niemałą satysfakcję, wręcz rozkosz.
– AleŜ skąd, podobno im mniej ludzi, tym lepsza zabawa – rzuciła
buńczucznie, starając się zachować kamienną twarz.
– Brawo!
Mogłaby przysiąc, Ŝe ten wyraz uznania był jak najbardziej szczery.
Spojrzał na jej jedwabiste włosy i ujął jeden ze spręŜystych kosmyków.
– Kręcą się naturalnie?
– Tak – odpowiedziała zduszonym głosem.
Alan nie mówił, Ŝe Lang Dalton lubi flirtować... A moŜe to była taka gra,
obliczona na wyprowadzenie Cassandry z równowagi? Jeśli tak, to zamierzony
cel został w pełni osiągnięty.
Dalton przechylił głowę na bok, niczym obserwujący ofiarę drapieŜny
ptak.
– Z rozpuszczonymi włosami wyglądasz niezwykle młodo i niewinnie.
Wydawało jej się, Ŝe był to nie tyle komplement, co raczej stwierdzenie
faktu. Pomyślała, Ŝe powinna jakoś zareagować, dlatego zaczęła się tłumaczyć:
– Zwykle je upinam, ale...
– Ale nie miałaś dość czasu.
Przesunął opuszkami palców wzdłuŜ jej policzka. ZadrŜała.
– Nie masz makijaŜu. Chyba przesadziłem z tym pośpiechem.
– Jest zbyt gorąco, by się malować – powiedziała po chwili wahania.
Miała wyraźnie zarysowane brwi i rzęsy, gładką skórę – naprawdę nie
potrzebowała makijaŜu.
– Proszę usiąść, Miss Vallance. – Wskazał krzesło obok swojego. – A
moŜe mógłbym mówić do pani po imieniu?
– Tak, bardzo proszę – zgodziła się uprzejmie. Usiadła z wyraźnym
ociąganiem. Dlaczego nie ma tu jego Ŝony?
– zastanawiała się gorączkowo.
– Czego się napijesz?
– Proszę coś zimnego i bez alkoholu. – Widząc, Ŝe uniósł brwi, dodała: –
Ciągle chce mi się pić po podróŜy.
– W takim razie będzie to bardzo słaba margarita. – Podszedł do barku, by
przygotować drinki. – Lubisz łatać samolotem? – zapytał.
Nie wiedziała, do czego zmierza tym razem, więc odpowiedziała krótko:
– Nie było wielu okazji.
– Ile?
Lang Dalton wyraźnie lubił drąŜyć kaŜdy temat.
– Tylko jedna podróŜ do ParyŜa – wyjaśniła zwięźle.
– Przylot tutaj, to pierwsza podróŜ przez ocean.
– Nie podobała ci się.
– Podobała.
– Ale nie chciałaś przyjechać do Kalifornii?
– Dlaczego tak myślisz? – zapytała zaskoczona.
– PrzecieŜ to oczywiste.
– Naprawdę się mylisz – zaprotestowała.
– Dlaczego nie chciałaś przyjechać?
Próbowała szybko wymyślić jakąś dyplomatyczną wymówkę, która
brzmiałaby w miarę przekonująco. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy,
więc w końcu przyznała:
– Właściwie nie wiem. Nie było konkretnego powodu.
– Widząc, Ŝe jest niezadowolony z wymijającej odpowiedzi, szybko
dodała: – Miałam dziwne przeczucie, Ŝe wydarzy się coś waŜnego, co odmieni
moje Ŝycie i...
– Urwała nagle.
Starała się nie patrzeć w jego kierunku. Chwilę później podał jej
schłodzoną, wysoką szklankę z drinkiem i usiadł obok.
– I...?
– Nic złego się nie stało.
Gdy sączyli drinki, wciąŜ jej się przyglądał. Zmęczona nieustanną
obserwacją i nieznośnie przedłuŜającą się ciszą, próbowała znaleźć jakiś temat
do rozmowy. W końcu zdesperowana wykrztusiła:
– Zastanawiam się, gdzie jest Alan.
– Gdybym chciał tu być z panem Brentem, posłałbym po niego – uciął –
dyskusję Lang. – To z tobą pragnąłem porozmawiać. Masz miły głos. Powiedz
mi coś o sobie.
– Rozpoczęłam pracę w Dalton International, gdy...
– Nie pytam o sprawy słuŜbowe – przerwał niecierpliwie. – Ile masz lat?
Pamiętając, Ŝe rozmawia z szefem swoim i Alana, sztywno
odpowiedziała:
– Dwadzieścia dwa.
– Gdzie mieszkasz?
– W Bayswater.
– Sama?
– Nie.
– Z Brentem?
– Z przyjaciółką.
– Gdzie się urodziłaś?
– W Oksfordzie.
– Masz rodzeństwo?
– Nie, jestem jedynaczką. – Odpowiadała krótko i niechętnie, nic od
siebie nie dodając.
– To nie przesłuchanie. Opowiedz własnymi słowami – rzucił obcesowo,
z trudem hamując irytację. Dał jej chwilę na zastanowienie i dodał: – MoŜe
zaczniesz od dzieciństwa, szkoły, rodziców...
– Ojciec był historykiem, nauczycielem akademickim. Pasjonował się
epoką Chaucera, z rzadka i niechętnie wracając myślą do czasów
współczesnych. Matka, kobieta interesu, prowadziła dochodową agencję
sekretarek. Gdy się urodziłam, oboje dobiegali juŜ czterdziestki. śadne z nich
nie miało czasu dla dziecka i dlatego wychowywała mnie niania. Gdy tylko
osiągnęłam odpowiedni wiek, wysłano mnie do szkoły z internatem.
– Byłaś tam szczęśliwa? – zapytał.
– Raczej tak.
Najgorsze były wakacje. Jej obecność w domu byłaby „niewygodna”,
więc rodzice wysyłali ją do dalszych krewnych, aŜ dorosła na tyle, by sama
organizować sobie letni wypoczynek.
– A gdy skończyłaś szkołę?
– Zaczęłam studia. – Widząc, Ŝe niecierpliwie marszczy brwi, szybko
podjęła opowieść. – Obroniłam dyplom w ubiegłym roku. Dostałam ofertę pracy
Ŝ Dalton International, a od pięciu miesięcy jestem sekretarką i osobistą
asystentką Alana.
PołoŜyła rękę na poręczy fotela. Lang Dalton spojrzał znacząco na jej
pierścionek zaręczynowy, jakby chciał dać do zrozumienia, Ŝe doskonale
rozumie motywy, jakimi kierował się Alan, przyjmując ją do pracy.
Uniosła brodę i zapytała:
– Czy uwaŜasz, Ŝe miałam za małe doświadczenie, Ŝeby objąć tak
odpowiedzialne stanowisko?
– SkądŜe. Brent zaproponował ci posadę na moje wyraźne polecenie.
Cassandra szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Nie miała o tym pojęcia,
a Alan nigdy nawet się nie zająknął na ten temat.
– Zaskoczona? – spytał, chyba tylko po to, by jeszcze bardziej
wyprowadzić ją z równowagi.
– Tak – przyznała. Przeszedł ją dziwny dreszcz. – Ale dlaczego...?
– Wiedziałem, Ŝe masz świetne kwalifikacje.
Owszem, ale takich osób w firmie Daltona było znacznie więcej, a
niektóre z nich miały dłuŜszy staŜ i o wiele lepsze przygotowanie. Cassandra
była do tej pory przekonana, Ŝe to Alan sterował jej karierą. JuŜ po kilku
tygodniach zaczął ją zapraszać na kolacje, a wkrótce potem zaproponował stały
związek.
Lang spojrzał na jej pobladłą twarz i zapytał:
– Jak się pracuje dla Brenta?
Odpowiedziała, Ŝe Alan to świetny przełoŜony, a praca dla niego to
przyjemność.
Lang Dalton uśmiechnął się złośliwie.
– UwaŜasz, Ŝe nie mówię szczerze? Zapytaj innych, na pewno potwierdzą
moje słowa.
– Podziwiam twoją lojalność.
Umilkła. Nie miała ochoty na dalszą dyskusję.
– Kiedy się zaręczyliście?
– Trzy miesiące temu.
– Planujecie się pobrać... kiedy?
– Za tydzień.
– Wydawało mi się, Ŝe miało to być dopiero na wiosnę.
– PrzełoŜyliśmy termin.
– Z jakiegoś szczególnego powodu? – zapytał powoli. Zarumieniła się i
odpowiedziała zduszonym głosem;
– Nie jestem w ciąŜy, panie Dalton, jeśli to właśnie miał pan na myśli.
ZauwaŜyła, Ŝe ta informacja go uspokoiła.
– Proszę wybaczyć, ale mogłoby to wpłynąć na moje plany wobec was
obojga.
– Jakie plany? – zainteresowała się, zaskoczona. Zignorował pytanie i
szorstko zapytał:
– Kochasz Brenta?
Jej uczucia nie powinny go obchodzić. Przez chwilę miała wielką ochotę
wstać i odejść. Jednak zdawała sobie sprawę, Ŝe powinna schować dumę do
kieszeni i mieć na uwadze dalszą karierę Alana.
– Oczywiście uwaŜasz, Ŝe nie mam prawa zadawać tak osobistych pytań.
– Mówiąc to, niemal przewiercał ją spojrzeniem na wylot.
– Rzeczywiście, nie wydaje mi się, Ŝeby byty na miejscu – odpowiedziała
spokojnie.
– Brent pnie się na sam szczyt. Praca w zarządzie jest stresująca, dlatego
waŜne jest, by ludzie na wysokich stanowiskach nie mieli kłopotów w Ŝyciu
prywatnym. Wiem to z własnego doświadczenia. Zanim kogoś awansuję, czuję
się upowaŜniony do poznania jego sytuacji osobistej. – Nagie stało się jasne,
dlaczego ich zaprosił. – Nie musisz odpowiadać. To zaleŜy wyłącznie od ciebie.
Przełamując niechęć, powiedziała:
– Kocham Alana. W przeciwnym razie nie decydowałabym się na ślub.
– Według mnie kobiety zawierają małŜeństwo z róŜnych powodów, a
miłość niekoniecznie jest jednym z nich – zauwaŜył cynicznie.
– Wydaje się, Ŝe nie miałeś... – Przerwała nagle.
– Mów dalej – zachęcił miłym głosem.
– Szczęścia w kontaktach z kobietami Natychmiast poŜałowała, Ŝe nie
ugryzła się w język.
Dosłownie posiniał ze złości. Jak echo przypominały jej się słowa Alana:
„Masz się tylko miło uśmiechać”.
Z cięŜkim sercem zdała sobie sprawę, Ŝe choć znała Daltona zaledwie od
kilku godzin, juŜ zdołała mu się okropnie narazić.
Po chwili odzyskał panowanie nad sobą i z obojętnym wyrazem twarzy
zapytał oschle:
– Co dokładnie słyszałaś?
– Nie... nie wiem, o czym mówisz.
– Prawie ci uwierzyłem. – Ani przez chwilę nie spuszczał z niej wzroku.
– Proszę mi wierzyć, panie Dalton, to prawda.
– Chcesz powiedzieć, Ŝe nie krąŜą na mój temat Ŝadne plotki? A moŜe
jesteś ponad to i nie słuchasz tego typu opowieści?
– Nie znam Ŝadnych plotek.
– Robimy, co tylko moŜna, Ŝeby je ukrócić, jednak ludzie i tak gadają.
Słyszałaś pewnie starą plotkę, Ŝe moja osobista asystentka drŜała ze strachu,
ilekroć na nią spojrzałem. – Cassandra milczała, nie wiedząc, co powiedzieć. –
A twoja uwaga sugerowała, Ŝe słyszałaś o... o innych sprawach.
Potrząsnęła przecząco głową. Odpierając jego zarzuty, ostroŜnie dobierała
słowa:
– Powiedziałam tak, bo mówiłeś jak ktoś zgorzkniały i rozczarowany.
Wiem, Ŝe jesteś na mnie zły, przepraszam. Mam nadzieję, Ŝe Alan nie ucierpi z
tego powodu.
– Prawie uwierzyłem, Ŝe naprawdę go kochasz. – Lekko się uśmiechnął,
widząc, Ŝe zacisnęła usta.
Wolała się nie odzywać, tak będzie bezpieczniej. Splotła ręce na
kolanach. Marzyła, Ŝeby wreszcie ktoś przyszedł i przerwał to niezbyt miłe sam
na sam.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Ach, tu jesteś Cass.
Gdy usłyszała znajomy głos, natychmiast się odpręŜyła. Z trudem
maskując zniecierpliwienie, spojrzała na Alana, który pojawił się na tarasie.
ŚwieŜo ogolony, po kąpieli, z nienaganną fryzurą i w wieczorowej
marynarce wyglądał dokładnie jak młody urzędnik wspinający się po szczeblach
kariery.
– Czekałem na ciebie – dodał z pretensją.
– Proszę się do nas przyłączyć – zaproponował Lang Dalton. – Czego się
napijesz?
– Proszę słodki wermut z lodem i cytryną. Wstając, Lang zapytał:
– Cassandro, moŜe jeszcze raz to samo? ZauwaŜyła, iŜ Alan się zdziwił,
Ŝe Lang zwrócił się do niej po imieniu. Zakłopotana odpowiedziała:
– Nie, dziękuję. Rzadko pijam alkohol.
Gdy szczupła postać oddaliła się w stronę barku, Alan usiadł naprzeciwko
z obraŜoną miną.
– Czekałem w nieskończoność. W końcu zapytałem słuŜącego o twój
pokój.
– Przykro mi, ja...
– Wreszcie tam dotarłem, a po tobie ani śladu. Co ty sobie, do diabła,
wyobraŜasz? – Alan nie pozwolił, aby mu weszła w słowo.
– Przykro mi – powtórzyła – ale ja... Przerwała, bo wrócił Lang z
wermutem dla Alana.
– Cassandra nie ma za co przepraszać – powiedział zimno. Najwidoczniej
usłyszał kłótnię narzeczonych. – To moja wina. Zaprosiłem ją na drinka. – Nie
zwaŜając na zaskoczenie Alana, mówił dalej: – Chciałem się czegoś od niej
dowiedzieć przed rozmową z tobą.
– O czym chcesz ze mną rozmawiać?
– Wkrótce będzie obiad i wolałbym nie poruszać teraz spraw słuŜbowych.
Mam zasadę, by nie rozmawiać o pracy przy stole. – Głos Daltona brzmiał
zimno i niezbyt przyjemnie.
– Nie widziałem nigdzie innych gości. Czy mają przyjechać jutro? – Alan
był coraz bardziej onieśmielony.
– Tym razem nie będzie innych gości. Podczas tego spotkania
postanowiłem zająć się tylko jedną konkretną sprawą.
W tym momencie zjawił się Manuel i oznajmił, Ŝe podano obiad.
– Czy moŜemy iść? – Lang wstał i podał ramię Cassandrze.
Długi, polerowany stół sprawiał olśniewające wraŜenie: śnieŜnobiałe
koronkowe serwetki, kryształowe kieliszki, porcelanowa zastawa, świeŜe kwiaty
w ustawionym na środku wazonie. Nakryty był dla trzech osób.
Gdy gospodarz zajął miejsce na jednym końcu i posadził Cassandrę po
swojej prawej stronie, Alan zapytał uprzejmie:
– Twoja Ŝona nie zje z nami? Lang spojrzał na niego posępnie i nic nie
odpowiedział.
– Kiedy ją poznamy? – Alan nie dawał za wygraną.
– Nigdy. Moja Ŝona zmarła niecałe sześć miesięcy temu Wiedziałeś o
tym, prawda? – Dalton nawet nie próbował ukrywać wściekłości.
– Nnie... Nie miałem pojęcia... Przepraszam... – jąkał się mocno speszony
Alan.
Cassandra milczała. Współczuła Daltonowi, a jednocześnie była na niego
zła. Powinien poinformować gości o swojej tragedii, wtedy z pewnością Alan
nie popełniłby tak wielkiej gafy.
Ubrany na czarno słuŜący zaczął podawać pokrojony w kawałki
schłodzony melon.
Zapadła pełna napięcia cisza. Cassandra straciła apetyt. Gdy uniosła
wzrok, napotkała uwaŜne spojrzenie gospodarza. Opuściła powieki, ale zdąŜył
wyczytać w jej oczach złość, rozŜalenie i oskarŜenie.
Zwrócił się wyłącznie do niej, jakby nie było tam Alana i powiedział
twardym, głosem:
– Zdaje się, Ŝe oskarŜasz mnie o to... faux pas?
– Tak – odpowiedziała cichym, ale pewnym głosem.
– CóŜ, szczerze, ale niezbyt rozwaŜnie. Czy mogę zapytać: dlaczego?
Wiedziała, Ŝe nie ma nic do stracenia. Uniosła hardo brodę i spojrzała mu
prosto w oczy.
– Gdy jechaliśmy tutaj, zapytałam Alana, jaki jesteś. – Bez patrzenia
wiedziała, Ŝe Alan napiął mięśnie. – Powiedział, Ŝe przestrzegasz zasad i jesteś
uczciwy. Przyznasz więc, Ŝe powinieneś wcześniej powiedzieć nam o śmierci
Ŝony. Nie doszłoby wtedy do tak kłopotliwej i nieprzyjemnej dla obu stron
sytuacji.
– Oczywiście, masz rację – przyznał Dalton po chwili milczenia.
Zwracając się do Alana, dodał: – Przyjmij moje przeprosiny. W pierwszej chwili
pomyślałem, Ŝe nie była to zwyczajna gafa, ale raczej niezręczna próba
wmówienia mi, Ŝe nie wiesz o śmierci Niny i okolicznościach, w jakich do niej
doszło. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, Ŝe mimo wysiłków
nie udało mi się utrzymać całej sprawy w tajemnicy... – Przerwał, gdy słuŜący
zebrał brudne talerze i zaczął podawać następne danie.
Zachowanie Daltona zaskoczyło Cassandrę. Mimo władczego sposobu
bycia i niewątpliwej arogancji, umiał teŜ przyznać się do błędu i przeprosić za
swoje niewłaściwe zachowanie.
Było jasne, Ŝe Alan pomylił się, oceniając go jako twardego i
pozbawionego uczuć człowieka. Sądząc po reakcji Daltona, musiał on bardzo
kochać Ŝonę i trudno mu było pogodzić się z jej śmiercią. Zapewne zginęła w
wyniku tragicznego wypadku, co stało się źródłem złośliwych i okrutnych
plotek.
SłuŜący wniósł półmiski z owocami morza, a potem napełnił wysokie
kieliszki delikatnym, białym kalifornijskim winem. Gdy się oddalił, gospodarz
natychmiast podjął rozmowę:
– Skoro juŜ i tak zepsułem atmosferę, to złamię swoje zasady i przejdę od
razu do interesów i powodu, dla którego was tu zaprosiłem. George Irvine, który
pracował jeszcze dla mojego ojca, odchodzi w przyszłym miesiącu na
emeryturę. Potrzebuję nowego szefa działu finansów na Zachodnim WybrzeŜu.
– Szef finansów na Zachodnim WybrzeŜu? – Alan nie potrafił ukryć
zdumienia.
– I przed podjęciem decyzji wolałem sprawdzić, co twoja narzeczona
sądzi o przeprowadzce do Stanów. Czasem rodzinne zobowiązania...
– Moi rodzice zmarli w ubiegłym roku. Nie mam rodziny. Podobnie Cass
– wtrącił Alan szybko.
Lang Dalton spojrzał na niego chłodno i kontynuował:
– Dział finansowy mieści się w „Seguro House” w Los Angeles. Dwa
największe minusy takiego usytuowania to Wieczne korki na jezdniach i
powietrze gęste od spalin. Niektórzy kochają Los Angeles, inni nienawidzą.
Moja Ŝona nie znosiła tego miasta. Właśnie dlatego przeniosłem siedzibę
zarządu do San Francisco. Wkrótce macie się pobrać, waŜne jest zatem, abyście
razem podejmowali decyzje co do przyszłego miejsca zamieszkania. Nie
chciałbym...
– Jestem pewien, Ŝe Cass marzy o zamieszkaniu w Los Angeles, prawda,
kochanie? – Alan spojrzał wyczekująco na narzeczoną.
– Wolałbym, Ŝeby Cassandra sama podjęła decyzję – powiedział Lang z
naciskiem. – Zachodnie WybrzeŜe Stanów jest daleko od Anglii, a niełatwo
opuścić kraj, który zawsze traktowało się jak swój dom. Niewątpliwie będziesz
potrzebować trochę czasu, Ŝeby to dokładnie przemyśleć – zwrócił się
bezpośrednio do Cassandry.
ZauwaŜyła błagalne spojrzenie Alana. Zwróciła teŜ uwagę, Ŝe nawet
jednym słowem nie wspomniano o pracy dla niej. Odpowiedziała ostroŜnie:
– Mogę powiedzieć juŜ teraz, Ŝe jeśli Alan otrzyma pracę w Stanach,
chętnie się tu przeprowadzę.
Lang Dalton skrzywił usta i zapytał:
– Gdzie serce, tam ojczyzna?
– Banalne, ale prawdziwe.
ChociaŜ nie dał tego po sobie poznać, Cassandra wyczuła, Ŝe jej
zdecydowana odpowiedź sprawiła mu przykrość.
– W takim razie jutro rano, jeśli nie masz nic przeciwko temu, polecisz do
Los Angeles. Przed objęciem nowego stanowiska powinieneś zapoznać się z
pracą tamtejszego biura. Poprosiłem ludzi z kierownictwa, Ŝeby byli podczas
weekendu do twojej dyspozycji. Poznasz swoich najbliŜszych
współpracowników. Cassandra obserwowała ich twarze. Alan puszył się jak
paw, a starszy z męŜczyzn był chłodny i zamknięty w sobie. Ogarnął ją
niepokój. Lang Dalton mówił: „polecisz... poznasz”. O niej nie padło ani słowo.
Wmawiała sobie, Ŝe jest przewraŜliwiona. PrzecieŜ to Dalton kazał
Alanowi zatrudnić ją jako asystentkę, tworzyli zgrany zespół, zaprosił ich razem
do Kalifornii...
Jakby wyczuwając jej napięcie, Alan zapytał:
– A co z Cass? Czy ona...
– Obawiam się, Ŝe kontrakt nie przewiduje stanowiska dla twojej
przyszłej Ŝony, chociaŜ podwyŜka zrekompensuje z nawiązką utratę jej pensji.
– Cass jest najlepszą asystentką, z jaką kiedykolwiek pracowałem...
Lang przerwał mu, zmarszczeniem brwi dając do zrozumienia
niezadowolenie:
– George Irvine juŜ ma doświadczoną asystentkę. Miss Shulster zna
wszystkie niuanse naszych interesów na Zachodnim WybrzeŜu, firmy i
przedsięwzięcia, w które zamierzamy zainwestować. ChociaŜ przychodzi tylko
na cztery godziny dziennie, będzie nieocenioną pomocą.
Widząc, Ŝe rozmówca zamierza dyskutować, dodał tonem nie znoszącym
sprzeciwu:
– Miss Shulster opiekuje się niesprawną matką, więc nie mam zamiaru
pozbawiać jej pracy. Jeśli nie zgadzasz się z moją decyzją, zapomnijmy o całej
sprawie.
– AleŜ nie – gorączkowo zawołał Alan. – Jestem przekonany, Ŝe wszystko
się jakoś ułoŜy. I wiem, Ŝe Cass nie będzie mieć nic przeciwko temu. Nigdy nie
chciała poświęcić się wyłącznie pracy.
Lang Dalton z nieodgadnionym wyrazem twarzy napił się wina, a potem
zapytał z jawną kpiną:
– Naprawdę? O ile dobrze pamiętam Ŝyciorys Cassandry, studiowała na
uniwersytecie marketing i ekonomię. Chyba nieźle jej szło, skoro otrzymała
dyplom z wyróŜnieniem.
Skąd on wie takie rzeczy? – zastanawiała się gorączkowo. Chyba nie uczy
się na pamięć Ŝyciorysów wszystkich swoich pracowników. Po raz kolejny tego
wieczoru poczuła się osaczona i zagubiona.
– No cóŜ, Cass rzeczywiście wywiązuje się doskonale ze swoich
obowiązków, jednak właściwie... – Zakłopotany Alan nie dokończył zdania.
– Jest zbędna? – miękko podpowiedział Lang.
– Absolutnie nie. Miałem na myśli, Ŝe nie jest nastawiona na robienie
kariery. To nie jest dla niej aŜ tak waŜne.
– Chcesz przez to powiedzieć, Ŝe bez zastanowienia poświęci swoją
karierę dla twojej?
Alan, wytrącony z równowagi tak bezceremonialną rozmową, przyznał:
– CóŜ, tak, ale ja...
– MoŜe pozwolimy, Ŝeby Cassandra sama podjęła decyzję?
– Dziękuję za pozwolenie – powiedziała słodko z miną niewiniątka, choć
nie posiadała się ze złości. Ignorując rozbawione spojrzenie Daltona,
kontynuowała: – Alan ma rację. Bardzo lubię moją pracę, ale uwaŜam, Ŝe w
Ŝyciu są waŜniejsze sprawy niŜ kariera zawodowa.
Lang zmarszczył brwi. Widocznie spodziewał się innej odpowiedzi.
Prawdopodobnie uznał Cassandrę za osobę wyrachowaną, przebiegłą i
chorobliwie ambitną. To, Ŝe zgodziła się poświęcić swą karierę dla dobra
narzeczonego, zupełnie go zaskoczyło – Na przykład, jakie? – Na przykład dom
i rodzina. Po chwili milczenia Lang zwrócił się do Alana: – Świetnie, zaraz kaŜę
przygotować na rano helikopter. Alan spojrzał z wdzięcznością na Cassandrę i
zapytał:
– Czy Cass mogłaby polecieć ze mną do Los Angeles?
– Obawiam się, Ŝe nie – zabrzmiała zdecydowana odpowiedź Daltona. –
Masz do załatwienia mnóstwo słuŜbowych spraw, a ja przestrzegam zasady, Ŝe
nie naleŜy łączyć interesów z przyjemnościami.
– Nie będzie czasu na przyjemności, ale czy nie mogłaby...?
– Jestem pewien, Ŝe narzeczona wytrzyma kilkudniowe rozstanie –
powiedział kwaśno Lang, dając do zrozumienia, Ŝe pora zakończyć tę dyskusję.
SłuŜący podał drugie danie. Gdy zjedli, przyniósł aromatyczną kawę i
półmiski z deserami.
Cassandra nie miała ochoty na deser, natomiast Alanowi na widok
słodyczy zabłysły oczy. Był łakomy jak dziecko.
Lang skinieniem dłoni odmówił słodyczy, poprosił jedynie o kawę.
– Kazałem juŜ zarezerwować apartament w „Seguro House”. Muszę tylko
dopilnować szczegółów. Oczywiście, o ile nie zmieniłeś zdania. Wyjazd zaleŜy
tylko od ciebie. – Spojrzał zaczepnie na Alana i uśmiechnął się złośliwie.
Alan, pochłaniając Ŝarłocznie czekoladowy mus z bitą śmietaną, odparł
po krótkim namyśle:
– Wolałbym, Ŝeby Cass zadecydowała.
Cassandra wzięła głęboki wdech. Zazwyczaj była spokojna i
zrównowaŜona, jednak perspektywa spędzenia weekendu sam na sam z
Langiem Daltonem zupełnie ją wytrąciła z równowagi. ZauwaŜyła, Ŝe Dalton
bacznie jej się przygląda.
Pochylił się do jej ucha i szepnął:
– Wyglądasz jak Cezar przed przekroczeniem Rubikonu.
Natychmiast się zorientowała, Ŝe Dalton przejrzał ją na wylot. Był
świadom jej wątpliwości i sprawiłoby mu przyjemność, gdyby winą za taki stan
rzeczy obarczała Alana.
Nie da mu tej satysfakcji!
Odwróciła się do narzeczonego i z całym entuzjazmem, jaki udało jej się
wykrzesać, zawołała:
– Kochanie, oczywiście musisz jechać! Nie wolno ci zmarnować takiej
szansy!
– Wiesz, Ŝe nie lubię cię zostawiać – odpowiedział ze smutkiem, trochę
chyba zaskoczony jej Ŝywiołową reakcją.
– Nie wygłupiaj się, to tylko dwa dni – odrzekła, spokojnie. Mogłaby
przysiąc, Ŝe w oczach Alana dostrzegła niekłamaną ulgę.
Lang skwitował jej wypowiedź kolejnym złośliwym uśmiechem. Dwa dni
to czasami cała wieczność. DuŜo moŜe się wydarzyć...
– Nie martw się – zwrócił się do Alana. – W czasie twojej nieobecności
pokaŜę Cassandrze okolice i postaram się, Ŝeby się nie nudziła. Oczywiście, jeśli
wam to nie odpowiada...
– Mnie odpowiada – zapewniła.
– Jeśli zmienicie zdanie przed przylotem helikoptera, to wspólnie
wymyślimy jakieś inne rozwiązanie.
– Dziękuję, nie będzie takiej potrzeby.
Uniosła spojrzenie i napotkała triumfujący wzrok Daltona. Była
całkowicie pewna, Ŝe osiągnął to, co zamierzał. Manipulował nimi bez
skrupułów. Jej przeczucia zaczęły się spełniać.
Tego typu myśli nigdy nie zaprzątały głowy Alanowi Brentowi. Był
zapatrzonym w siebie egoistą, przekonanym, Ŝe wszystko kręci się wokół jego
spraw.
– Media podały, Ŝe rozwaŜasz zainwestowanie w budowę tamy na Rio
Palos – zapytał z prawdziwym zainteresowaniem.
Obaj panowie zaczęli dyskutować o interesach, podczas gdy Cassandra
próbowała pozbyć się dręczących ją obaw.
Była zmęczona po długim locie. Bolała ją głowa. W odróŜnieniu od
Alana, nie była przyzwyczajona do podróŜy lotniczych. Usiłowała siedzieć
prosto na krześle i skupić się na rozmowie. Jednak głowa ciąŜyła jej coraz
bardziej, a powieki same się zamykały.
– Wyglądasz na zupełnie wykończoną. – Lang Dalton wstał i stanął tuŜ
przy niej. – Dlaczego nie pójdziesz do łóŜka?
– Myślę, Ŝe rzeczywiście powinnam się połoŜyć. Wybaczcie.
Czuła się oszołomiona i nie całkiem przytomna. Gdy wstała, Lang
odsunął jej krzesło i zaproponował:
– Odprowadzę cię do pokoju.
– Dziękuję. Naprawdę nie trzeba – zapewniła.
Alan wstał takŜe i nieco roztargniony pocałował ją w policzek.
– Dobranoc, kochanie. Zobaczymy się rano przed odlotem.
Zostawiła obu panów, by kontynuowali rozmowę. Szła przez przyjemnie
chłodny dom, pełen wieczornego słońca i zapachu kwiatów.
Gdy tylko weszła do pokoju, przebrała się, umyła zęby i padła na łóŜko.
Zasnęła, w chwili gdy głową dotknęła poduszki.
Obudził ją jakiś dźwięk. Poruszyła się i jęknęła. Z trudem uniosła
powieki. Była w obcym pokoju. Jasne słońce przeświecało przez lekkie
muślinowe zasłony.
Po kilku sekundach przypomniała sobie wszystko. Sen nie rozwiązał
problemów.
Choć nie potrafiłaby tego udowodnić, była przekonana, Ŝe Lang Dalton
realizuje wobec niej i Alana jakiś perfidny plan. Specjalnie wysłał Alana do Los
Angeles, a Cassandrę zmusił, by zgodziła się jakoby z własnej woli zostać na
miejscu.
Jest świetnym strategiem, pomyślała z mimowolnym uznaniem. Postawił
ją w takiej sytuacji, z której duma nie pozwalała jej się wycofać. Kpił z niej w
Ŝywe oczy, zachęcając do ponownego przemyślenia decyzji. Doszła do wniosku,
Ŝe jednak popełnił błąd, nie doceniając jej hartu ducha. Postanowiła
bezzwłocznie przystąpić do działania. MoŜe i zrobi z siebie idiotkę, ale
przynajmniej pokrzyŜuje temu szczwanemu lisowi jego niecne plany. Powie, Ŝe
chce wykorzystać szansę, Ŝeby zobaczyć Los Angeles. PrzecieŜ tam właśnie
miała w przyszłości zamieszkać. Wysiądzie z helikoptera, zarezerwuje hotel i
będzie szerokim łukiem omijać „Seguro House”.
Helikopter miał być gotowy do lotu wcześnie rano. Spojrzała na zegarek,
ale nadal wskazywał czas europejski. Pomyślała, Ŝe wystarczy jej kilkanaście
minut, by przygotować się do podróŜy. Musi tylko spakować parę niezbędnych
rzeczy. Śniadanie moŜe sobie darować.
Wyskoczyła z łóŜka, popędziła do łazienki. Kończyła się pakować, gdy
usłyszała silnik helikoptera. W ostatniej chwili, pomyślała z ulgą. Tylko patrzeć,
jak Alan zapuka do drzwi.
Nikt nie zapukał. Po chwili dotarła do niej smutna prawda: odgłos silnika
oddalał się, a nie zbliŜał.
Nie, to niemoŜliwe. Alan nie mógł wyjechać bez poŜegnania.
Serce zabiło jej mocniej, Wybiegła na patio. Osłoniła oczy przed
jaskrawym słońcem. Srebrny helikopter na tle ciemnoniebieskiego nieba oddalał
się na południowy zachód, w kierunku wybrzeŜa i Los Angeles.
– Dzień dobry. – Na dźwięk niskiego głosu Langa Daltona drgnęła
gwałtownie. – Wstałaś wcześniej, niŜ przypuszczałem.
Powoli szedł w jej kierunku. Był na bosaka, ubrany tylko w granatowe
spodenki kąpielowe. Gęste blond włosy były mokre i w nieładzie, jeden kosmyk
opadał zawadiacko na czoło.
– Czy to...? – Głos jej zadrŜał, więc zamilkła. Spojrzał we wskazanym
przez nią kierunku. Helikopter był juŜ tylko błyszczącą kropką.
– Obawiam się, Ŝe tak. Wyglądasz na zasmuconą. Mam nadzieję, Ŝe nie
zmieniłaś zdania w sprawie wyjazdu? – zapytał z fałszywą troską.
– Nie – skłamała szybko. Miała wraŜenie, Ŝe jej nie uwierzył. – Jednak
Alan obiecał...
– ...poŜegnać się przed wyjazdem? – Lang dokończył za nią. – Musisz mu
wybaczyć. Nie miał ani chwili. Właściwie musiał lecieć bez śniadania.
Kropla wody spłynęła mu po policzku. Wytarł ją ręcznikiem i mówił
dalej:
– Helikopter zjawił się godzinę przed czasem. W ostatniej chwili wynikły
jakieś problemy i McDowell, mój pilot, musiał pilnie wracać do Los Angeles.
Mimo wszystko Alan mógł chyba znaleźć chwilę, Ŝeby się poŜegnać,
westchnęła w duchu.
Jakby czytając w jej myślach, Lang mówił dalej:
– Brent i ja doszliśmy do wniosku, Ŝe nie ma sensu cię budzić. Byłaś
bardzo zmęczona po podróŜy.
„Brent i ja”. Cassandra ze złości zagryzła wargę. Nie uwierzyła w
zapewnienia Daltona. Po prostu chciał być pewien, Ŝe wszystko przebiegnie po
jego myśli. Nie pozwolił, Ŝeby Alan ją obudził.
– Wykazaliście się wielką troską – powiedziała. Czuła się jak w pułapce i
mogła myśleć jedynie o tym, jak przetrwać najbliŜsze dwa dni.
– Jeśli juŜ wstałaś, to masz czas popływać przed śniadaniem –
zaproponował nieoczekiwanie.
Błękitna, połyskująca woda w basenie wyglądała bardzo zachęcająco.
Jednak Cassandra zupełnie nie miała ochoty paradować w kostiumie
kąpielowym.
– Nie wiem nawet, która jest godzina – powiedziała wymijająco. –
Zapomniałam przestawić zegarek.
– Minęła szósta. Naprawdę radzę trochę popływać. – Uśmiechnął się
zachęcająco.
Próbując przestawić zegarek, potrząsnęła przecząco głową.
– Raczej wolałabym się czegoś napić, bo usycham z pragnienia.
– ŚwieŜy sok juŜ czeka. – Wskazał stolik obok basenu. Stała tam misa z
owocami, dzbanek soku pomarańczowego i dwie wysokie szklanki.
Nadal zwlekała. Uśmiechnął się złośliwie, jakby chciał dać do
zrozumienia, Ŝe domyśla się przyczyny jej wahania.
– Idę wziąć prysznic. Później muszę załatwić kilka spraw. Masz więc co
najmniej pół godziny wyłącznie dla siebie. Później spotkamy się na śniadaniu.
– Dziękuję. W takim razie skorzystam z propozycji. Spakowana torba
była pierwszą rzeczą, na którą Cassandra spojrzała po powrocie do pokoju.
śałowała, Ŝe nie obudziła się wcześniej. Trudno. Trzeba się szybko
przystosować do nowej sytuacji.
Przebrała się w czarny kostium kąpielowy i spojrzała w lustro. Doskonale
pasował do szczupłej figury i długich nóg. Nie był zbyt wycięty, a jednak czuła
się naga.
Zerknęła na patio. W zasięgu wzroku nikogo nie było, więc śmiało
ruszyła do przodu. Szybko wypiła szklankę pysznego soku i wskoczyła do
basenu.
Woda była cudownie chłodna i orzeźwiająca. Cassandra przepłynęła w
wolnym tempie kilka długości basenu. Poczuła, Ŝe opuszcza ją napięcie.
Odwróciła się na plecy i bez ruchu unosiła się na wodzie. Zamknęła oczy,
wystawiając twarz na słońce.
– Długo jeszcze będziesz się pluskać?
Lang znów ją zaskoczył. Gwałtownie poruszyła głową i poszła jak
kamień na dno. Wypłynęła, prychając i krztusząc się.
Lang bez wysiłku chwycił ją pod ramiona i wyciągnął na brzeg. Gdy
odzyskała oddech, przysunął krzesło i podał jej krótki szlafrok kąpielowy.
– Dziękuję – powiedziała chrapliwym głosem. WłoŜyła szlafrok.
Kapturem wytarła twarz i końce włosów.
– MoŜe w przyszłości pływaj raczej na płytkim końcu, zamiast ryzykować
utonięcie – zaproponował z rozbawieniem.
– Pływam bardzo dobrze – powiedziała oburzona. – I nic by się nie stało,
gdybyś mnie nie przestraszył.
Zabrzmiało to jak oskarŜenie, pomyślała w popłochu. Jednak szok
spowodował, Ŝe przestała zwaŜać na kaŜde słowo.
– Przepraszam. Naprawdę nie zamierzałem cię utopić. MoŜesz mi
wierzyć, wolę cię Ŝywą. Widzisz, Cassandro, mam co do ciebie pewne plany.
– Plany? – Poczuła na plecach chłodny dreszcz. – Jakie plany?
– Musisz poczekać. Zawsze uwaŜałem, Ŝe oczekiwanie potęguje rozkosz.
Czy masz juŜ ochotę na śniadanie?
Przebrał się w przewiewne spodnie i niebieską sportową koszulkę.
– Myślałam, Ŝe zdąŜę się ubrać – powiedziała, nieco skrępowana swym
skąpym strojem.
Ujął ją za łokieć i skierował do stołu. W powietrzu unosił się wspaniały
aromat kawy.
– To jest Kalifornia. Nawet tu, w cieniu, masz na sobie więcej, niŜ
potrzebujesz.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Usiadła, chowając nogi pod stołem.
Uśmiechając się pod nosem, nalał kawę i zapytał:
– Chcesz moŜe trochę płatków?
Gdy zaprzeczyła ruchem głowy, podał jajecznicę i plasterki chrupiącego
bekonu.
Jedli w ciszy. Lekki wiaterek poruszał palmowymi liśćmi, góry tworzyły
majestatyczne tło. Lang był spokojny i beztroski, Cassandra wprost przeciwnie –
zmieszana i spięta.
Co miał na myśli, wspominając o planach odnośnie mojej osoby? –
zastanawiała się niespokojnie. Odebrała słowa Langa jak ukrytą groźbę.
Przekonywała samą siebie, Ŝe siedzący obok męŜczyzna jest jedynie jej
szefem, nikim więcej. ZamoŜnym, wpływowym, szanowanym inwestorem, a nie
jakimś oszustem. Prawdopodobnie chodziło mu jedynie o plany weekendowe.
PrzecieŜ zapewniał Alana, Ŝe pokaŜe jej okolicę.
– A przy okazji, narzeczony zostawił ci wiadomość przed wyjazdem. –
Głos Langa wyrwał ją z ponurych rozwaŜań. Dlaczego wcześniej o tym nie
wspomniał, pomyślała zirytowana. Jakby w odpowiedzi dodał z ironicznym
uśmiechem: – W ogólnym zamieszaniu niemal o tym zapomniałem.
Sięgnął do kieszonki w koszulce i podał Cassandrze zmięty zwitek
papieru.
Alan musiał bardzo się spieszyć, bo jego zazwyczaj bardzo staranny
charakter pisma przypominał bezładną bazgraninę:
„Kochanie, przepraszam, Ŝe wyjeŜdŜam bez poŜegnania, ale budzenie Cię
w tych okolicznościach nie miałoby sensu. Wczoraj wieczorem pan Dalton
powiedział mi dokąd planuje Cię zabrać, więc Ŝyczę przyjemnego weekendu.
Spotkamy się w Las Vegas w niedzielę wieczorem.
Kocham, A.”
Cassandra uniosła wzrok i upewniła się:
– Las Vegas?
– Pomyślałem, Ŝe to moŜe być dla ciebie ciekawe – powiedział Lang. –
MoŜemy pojechać do Nevady samochodem. PodróŜ będzie przyjemna.
Załatwiłem juŜ nocleg. Twój narzeczony doleci tam bezpośrednio z Los
Angeles. Samo Vegas teŜ warto zobaczyć. No i moŜna wynająć samolot,
zwiedzić Dolinę Śmierci i polatać nad Wielkim Kanionem.
– Brzmi cudownie – przyznała. Była podekscytowana i jednocześnie
poczuła ulgę. PodróŜ do Las Vegas limuzyną z szoferem i pobyt w hotelu wśród
tłumu ludzi... To oznaczało, Ŝe nie będzie skazana wyłącznie na towarzystwo
Langa Daltona.
– Cieszę się, Ŝe akceptujesz mój pomysł. Pociąga cię hazard? – zapytał.
– Nie, a ciebie? Uśmiechnął się lekko.
– Nie w zwykłym znaczeniu tego słowa. Znany jestem z gry o wysokie
stawki, ale tylko wtedy, gdy jestem pewien wygranej.
Coś ją zaniepokoiło w tej odpowiedzi. Jednak była skłonna przyznać, Ŝe
być moŜe po prostu ma zbyt bujną wyobraźnię i niepotrzebnie wszędzie węszy
podstęp.
– Kiedy chcesz wyruszyć? – zapytała.
– Jak najszybciej. Ile czasu potrzebujesz na przygotowanie?
– Dziesięć minut.
Skinął głową, wstał i odsunął jej krzesło.
ROZDZIAŁ TRZECI
Szybko wzięła prysznic, włoŜyła białą, obcisłą sukienkę, upięła włosy w
zgrabny koczek. Z torbą w ręku schodziła właśnie po stopniach tarasu, gdy
podjechał duŜy, kremowo-beŜowy samochód z napędem na cztery koła. Za
kierownicą siedział Lang.
Trochę ją to speszyło. Spodziewała się, Ŝe pojedzie z nimi kierowca.
Wyskoczył, umieścił bagaŜ na tylnym siedzeniu obok swojego, chwycił
jej rękę i pomógł wsiąść do klimatyzowanego pojazdu.
– Dokładnie dziesięć minut – pochwalił ją i dodał ze złośliwym
uśmieszkiem: – Miałaś tyle rzeczy do spakowania, nie wierzyłem, Ŝe zdąŜysz.
A niech go diabli, pomyślała ze złością. Na pewno domyślił się, Ŝe juŜ
dawno byłam spakowana. A to oznacza, Ŝe przewidział moje plany ucieczki.
– Pięknie wyglądasz.
– Dziękuję, panie Dalton – odpowiedziała sucho.
– Zlituj się i chociaŜ przez ten weekend zapomnij, Ŝe jestem twoim
szefem. Mów do mnie: Lang – poprosił, najwidoczniej ubawiony jej oficjalnym
tonem.
Nigdy w Ŝyciu! – zdecydowała z ponurą desperacją. Mówienie mu po
imieniu oznaczałoby większą zaŜyłość, a tego postanowiła za wszelką cenę
uniknąć.
W chwilę później siedział za kierownicą. Powoli ruszyli drogą ocienioną
potęŜnymi palmami.
Prowadził bez słowa, z lekkim uśmiechem na twarzy. Wydawało się, Ŝe
szczupłe ręce o długich palcach ledwo muskają kierownicę.
Wysoka brama z kutego Ŝelaza rozsunęła się, gdy nadjeŜdŜali i zamknęła,
gdy wyjechali na kamienistą, górską drogę, wijącą się wśród malowniczych
zwałów granitu.
Cassandra niewiele uwagi poświęcała mijanemu krajobrazowi. Jej wzrok
mimowolnie spoczywał na profilu towarzysza podróŜy.
Jakby zdając sobie sprawę, Ŝe jest obserwowany, nagle odwrócił się do
niej z uśmiechem. Poczuła, Ŝe zaczyna się rumienić, więc szybko odwróciła
wzrok w inną stronę.
Przez chwilę uparcie spoglądała za okno. Wreszcie, chcąc przerwać ciszę
i uniknąć osobistych tematów, zapytała uprzejmie:
– Często jeździsz do Las Vegas?
– Od czasu do czasu – odpowiedział zdawkowo.
– śeby grać? Potrząsnął przecząco głową.
– Czasem w interesach, innym razem na ciekawsze występy w „Caesar’s
Palace” albo „Golden Phoenix”.
LEE WILKINSON Zaufaj swemu sercu The Marriage Takeover Tłumaczył: Janusz Florkiewicz
ROZDZIAŁ PIERWSZY NaleŜąca do Langa Daltona srebrnoszara limuzyna z szoferem czekała na nich przed Lotniskiem Międzynarodowym w San Francisco. Wygodnie rozparta w luksusowym wnętrzu Cassandra Vallance westchnęła i spojrzała na siedzącego obok ciemnowłosego, przystojnego męŜczyznę. W odpowiedzi na zaniepokojone spojrzenie Alan Brent ujął dłoń narzeczonej. Na palcu zalśnił piękny pierścionek zaręczynowy z brylantem. – Zdaję sobie sprawę, Ŝe ten weekend będzie dla nas cięŜki – powiedział – ale, kochanie, spróbuj się odpręŜyć. Owszem, Lang Dalton jest multimilionerem i ma o sobie wygórowane mniemanie, lecz to jeszcze nie powód do zdenerwowania. – Niewiele o nim wiem. Czy jest Ŝonaty? – Tak, oŜenił się z kobietą nazwaną kiedyś przez media „najpiękniejszą przedstawicielką amerykańskiej elity”. Domyślam się, Ŝe pochodzi z jednej z najlepszych kalifornijskich rodzin. Pewnie są na „ty” ze wszystkimi gwiazdami filmowymi i politykami. – Długo są małŜeństwem? – Około dwóch lat. – Czy wie, Ŝe bierzemy ślub? – Tak. Sam mu powiedziałem. ChociaŜ i tak nic się przed nim nigdy nie ukryje. Nie mam pojęcia, jakim cudem zdobywa informacje. – Jak długo się znacie? – Spotkałem go tylko raz, ale pracuję dla niego juŜ ponad cztery lata – odpowiedział Alan. – To było jakieś półtora roku temu, gdy przyjechał do Anglii. – Jaki on jest? – zapytała nagle. Dotychczas z jakiegoś dziwnego, nieokreślonego powodu bała się o to zapytać. – Twardy, despotyczny, okrutny... wyrachowany. Lepiej z nim nie zadzierać. Większość ludzi obawia się go. Mówiono, Ŝe boi się go nawet osobista sekretarka... Z drugiej jednak strony jest znany z dotrzymywania umów, troski o środowisko, uczciwości i wspierania organizacji dobroczynnych. Widząc, Ŝe nadal jest spięta, dodał: – Jeśli nawet jest trochę despotyczny, to przecieŜ nas nie zje! – To właśnie sobie powtarzam, ale coś mnie niepokoi. Czuję, Ŝe... Przerwała i spojrzała w dal. Nie była w stanie zbyt dokładnie określić swoich uczuć. Jako kobieta wykształcona, nowoczesna i niezaleŜna, ośmieszyłaby się mówiąc: „Mam dziwne przeczucie. Czuję, Ŝe stanie się coś strasznego i moje Ŝycie juŜ nigdy nie będzie takie jak dawniej”. Alan spojrzał na jej piękny, klasyczny profil i spytał:
– Co czujesz? – ZagroŜenie – przyznała. – Daj spokój! – Roześmiał się. Nie miał zamiaru traktować powaŜnie jej obaw. – Lang Dalton nie jest potworem... A taki melodramatyzm jest zupełnie nie w twoim stylu. – Nie wiem, co mnie napadło – stwierdziła – ale nie mogę się pozbyć myśli, Ŝe wydarzy się coś złego. W brązowych oczach Alana pojawił się wyraz zniecierpliwienia. – Myśl pozytywnie – nalegał – nie musisz nic specjalnego robić. Wystarczy, Ŝe będziesz się milo uśmiechać. Przygryzła wargę. Zdawała sobie sprawę, Ŝe poczucie zagroŜenia było irracjonalne, ale nie mogła się od niego uwolnić. – Spójrz na to tak: jeśli nawet, w co w ogóle nie wierzę, narazisz się czymś Daltonowi, jedyne, co moŜe zrobić, to zwolnić cię z pracy. Jesteś najlepszą asystentką, z jaką kiedykolwiek pracowałem i nie chciałbym się z tobą rozstawać. JeŜeli jednak nie moglibyśmy razem pracować, to przecieŜ jeszcze nie koniec świata. Teraz, na litość boską, przestań się zamartwiać i ciesz się, Ŝe masz okazję zobaczyć kawałek Kalifornii. Big Sur to jeden z najpiękniejszych zakątków na wybrzeŜu. Nie odzywała się, więc Allan dodał: – Naprawdę mamy duŜo szczęścia. To niecodzienne spotkanie towarzyskie. Zwykle Dalton ściśle oddziela sprawy słuŜbowe od Ŝycia prywatnego. – I to mnie właśnie zastanawia. To dziwne, Ŝe nas zaprosił – dodała niepewnie. – MoŜe chce bardziej związać pracowników z firmą. – Alan wzruszył ramionami. – Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego nalegał, Ŝebym teŜ przyjechała. – Chyba chodzi o liczbę zaproszonych gości. A poza tym, on nie tyle nalegał, co... W rzeczywistości Lang Dalton wydał polecenie: „Chcę, Ŝebyś przyleciał na weekend do San Francisco. Zabierz takŜe Miss Vallance”. Alan westchnął. Znał Cassandrę i wiedział, Ŝe lubi podróŜe. Spodziewał się, Ŝe będzie zadowolona. Dopiero gdy dotarli na miejsce, zorientował się, Ŝe z jakiejś niezrozumiałej przyczyny było zupełnie inaczej. – Posłuchaj, kochanie, przykro mi, Ŝe jesteś z powodu tego wyjazdu tak bardzo wytrącona z równowagi, ale nie wypadało mi odmówić... Cała jego przyszłość zaleŜała od Langa Daltona. Sprzeciwianie się mu byłoby samobójstwem i Cassandra dobrze o tym wiedziała. Była dumna z Alana, który mając zaledwie dwadzieścia pięć lat, był juŜ szefem działu finansów londyńskiego biura Dalton International. WróŜono mu
wspaniałą karierę. – To tylko cztery dni – dodał szybko, nie próbując ukryć irytacji. – Tak, wiem. Przepraszam. Zachowuję się jak idiotka. – Uśmiechnęła się, a jej zielone oczy natychmiast nabrały blasku. – Zapomnijmy o moich obawach i postarajmy się rozluźnić. – Tak juŜ lepiej. Jeszcze rozmawiali, gdy limuzyna zatrzymała się obok bliźniaczych wieŜ ze szkła i betonu, siedziby Dalton International. Nim szofer zdąŜył otworzyć drzwi, błyskawicznie zjawił się młody człowiek, Ŝeby ich przywitać. Zajął się bagaŜem i szybką windą zawiózł gości na szczyt. Na rozgrzanym słońcem dachu czekał juŜ śmigłowiec. W chwilę później wznieśli się w bezchmurne niebo. Zostawili za sobą piękny widok na przedmieścia San Francisco. Cassandrze zaimponowała sprawność, z jaką zorganizowano ich podróŜ. Lecieli nad malowniczo poszarpaną linią wybrzeŜa, potem skręcili w stronę lądu i skierowali się do Sierra Roca. Lang Dalton miał tam dom. Na oświetlonym słońcem horyzoncie pojawiły się góry. Gdy wylądowali, juŜ czekała na nich błyszcząca limuzyna. Szofer zawiózł ich do niezbyt odległej białej, parterowej hiszpańskiej hacjendy, z ogromnym patio oraz basenem. Rezydencję otaczały rozległe ogrody. Widać było pergole, tarasy obrośnięte tropikalnymi pnączami, fontanny i kilka rzeźb. Rozrzutnie zagospodarowana przestrzeń wyglądała z góry jak plan filmowy. Właśnie w takich miejscach osiedlają się bogaci i uprzywilejowani. Gdy wielki samochód zatrzymał się na utwardzonym podjeździe przed głównym wejściem, szofer w uniformie natychmiast wyskoczył, by otworzyć im drzwi. Ubrany na biało słuŜący wyrósł jak spod ziemi i pospiesznie zabrał ich niewielki bagaŜ. Jednocześnie na tarasie pojawił się wysoki, barczysty męŜczyzna. Jego gęste włosy były rozjaśnione słońcem. Powoli i dostojnie ruszył na spotkanie gości. Ubrany był w świetnie skrojone sportowe spodnie i jedwabną koszulę z rozchylonym kołnierzykiem. Był elegancki i pewny siebie. – Panie Brent... – Wymienił uścisk dłoni z Alanem i odwrócił się, by przyjrzeć się Cassandrze. Odwzajemniła spojrzenie. ZauwaŜyła szczupłą, opaloną twarz, gęste rzęsy, cięŜkie powieki i wąski nos. Uznała, Ŝe Dalton ma około trzydziestu dwóch lat i jest o wiele przystojniejszy, niŜ sądziła, lecz takŜe bardziej odpychający. – Miss Vallance... – na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, ale spojrzenie pozostało zimne – jestem Lang Dalton... Górował nad nią wzrostem i Cassandra poczuła się jeszcze bardziej
nieswojo. W porę jednak przypomniała sobie o dobrym wychowaniu i mruknęła oficjalnie: – Witam pana. – To ja witam w willi „San Gabriel”. Mam nadzieję, Ŝe lot był przyjemny? – Miał miły, zaskakująco ujmujący tembr głosu. Mocno uścisnął jej dłoń. Cassandra poczuła rosnący niepokój, gdy lustrował ją spojrzeniem od stóp do głów. Miała na sobie jedwabny, biurowy kostium. Jasne, gęste włosy zwinięte w elegancki koczek odsłaniały długą, szczupłą szyję oraz podkreślały mocno zarysowane kości policzkowe i zgrabny podbródek. Pomyślał, Ŝe takie rysy mogłyby świadczyć o domieszce krwi indiańskiej. Dalton uznał Cassandrę za jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek spotkał. Widząc, Ŝe jego natarczywy wzrok nieco ją peszy, powiedział uprzejmie: – Zdecydowałem, Ŝe juŜ najwyŜszy czas się poznać. – Nie sądziłam, Ŝe w ogóle wie pan o moim istnieniu. – Szorstki głos i sposób, w jaki cofnęła rękę, świadczyły o zdenerwowaniu. – Wiedza o pracownikach ułatwia mi prowadzenie interesów. Nie moŜe przecieŜ znać wszystkich zatrudnionych w tak duŜej firmie, przemknęło jej przez myśl. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. – Jesteś zupełnie inna, niŜ sobie wyobraŜałem – stwierdził dość nieoczekiwanie. – Pan teŜ – wyrwało jej się. – Ach tak, a czego się spodziewałaś? śe zobaczę kogoś niskiego, brzuchatego, łysiejącego, z tłustym karkiem. A w dodatku – napastliwego i aroganckiego, pomyślała natychmiast. Tego jednak oczywiście nie mogła mu powiedzieć. – Nie przypuszczałam, Ŝe jest pan taki młody. – A ja nie przypuszczałem, Ŝe jesteś taka ładna – odpowiedział z uśmiechem. Przyglądała mu się, gdy mówił. Białe zęby, owalna twarz i bardzo zmysłowe usta. Mimo panującego upału przebiegł ją gwałtowny dreszcz. Chyba dostrzegł niepokój w jej spojrzeniu, bo zapytał z udawaną troską: – CzyŜby się pani mnie obawiała, Miss Vallance? – Chyba, jak większość ludzi? śałowała pochopnej odpowiedzi, ale pamiętała słowa Alana: „Podobno boi się go nawet osobista sekretarka”. – Widzę, Ŝe dotarły do pani stare plotki – powiedział i nieznacznie się skrzywił. Na chwilę zapadła grobowa cisza. Alan, na którego nikt od dłuŜszej chwili nie zwracał uwagi, ruszył do przodu. Rzucił narzeczonej ostrzegawcze spojrzenie i zaczął ją pospiesznie usprawiedliwiać:
– Jestem pewien, Ŝe Cass nie miała zamiaru... – MoŜe pozwolimy Miss Vallance mówić za siebie – przerwał mu Lang Dalton. Cassandra uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Instynktownie przeczuwała, Ŝe dalsze wyjaśnienia tylko pogorszą sytuację. – Przepraszam – szepnęła zmieszana – nie powinnam tego mówić. – Nawet gdyby to była prawda? – Szczególnie wtedy. Stojący obok niej Alan zesztywniał. Nie mógł pojąć, dlaczego Cassandra, taka zwykle rozsądna i ugodowa, z uporem dąŜy do konfrontacji. – Widzę, Ŝe masz poczucie humoru – skomentował jej wypowiedź Dalton, wyraźnie rozbawiony. – Bardziej przydałby się instynkt samozachowawczy. Roześmiał się, białe zęby pięknie kontrastowały z opalenizną. – Coś mi się wydaję, Ŝe lubisz ryzyko. Potrząsnęła głową. – Nie, nie jestem zbyt odwaŜna. – Szczerze w to wątpię. Sam to ocenię, gdy lepiej się poznamy... W banalnych słowach krył się jakiś niepokojący podtekst. Zaniepokojona spojrzała na Alana. Wyłączony z rozmowy, nerwowo przestępował z nogi na nogę. Lang Dalton spojrzał na niego przelotnie, potem powrócił wzrokiem do Cassandry. – Domyślam się, Ŝe chcielibyście się rozgościć i wziąć prysznic przed kolacją. – Uniósł rękę. Meksykański słuŜący w szerokich białych spodniach i długiej koszuli zjawił się jak spod ziemi. – Manuel pokaŜe wam pokoje. – Dziękuję. – Czując, Ŝe wyrok został odłoŜony, Cassandra odwróciła się i ruszyła schodami za niskim szczupłym nastolatkiem. Miała świadomość, Ŝe Lang Dalton ciągle stoi w tym samym miejscu i patrzy w ślad za gośćmi. Gdy juŜ nie mogli być słyszani, Alan zauwaŜył: – CóŜ, myślę, Ŝe mogło być gorzej... Prawdopodobnie juŜ wkrótce zjawi się tu reszta zaproszonych. Nie tylko my dwoje będziemy na cenzurowanym... Dwoje? JuŜ po pierwszym uścisku dłoni Lang Dalton przestał dostrzegać Alana i całą swą uwagę skupił na Cassandrze. – Wydaje mi się, Ŝe Dalton bardzo cię polubił – Alan powiedział to bez przekonania, aczkolwiek starał się nadać swemu głosowi entuzjastyczne brzmienie. Nie, Lang Dalton na pewno jej nie lubił. Cassandra była o tym przekonana. Coś go w niej zainteresowało. Intuicja podpowiadała jej, Ŝe wynikną z tego kłopoty. Dręczące ją poczucie lęku i zagroŜenia wcale się nie
zmniejszyło. SłuŜący wprowadził ich przez obrośnięte pnączami wejście do chłodnego wnętrza willi. Zaskoczyło ich wielkie zadaszone atrium, z którego wchodziło się do salonu połączonego z jadalnią. Proste białe ściany, terakota na podłodze, mnóstwo roślin i niewiele mebli. Przyjemnie i spokojnie. Dwa abstrakcyjne obrazy oŜywiały wnętrze i dodawały mu kolorytu. Czuło się, Ŝe mieszkający tu ludzie cenią sobie prostotę i elegancję. – Proszę tędy senor, senorita... – Na końcu szerokiego korytarza słuŜący otworzył drzwi prowadzące na lewo. – To pana pokój. Później zwrócił się do Cassandry: – Za mną proszę, senorita. Pani pokój jest dalej. Była zaskoczona. Spodziewała się, Ŝe dostaną sąsiadujące ze sobą pokoje. Niepewnie uśmiechnęła się do Alana, odwróciła się i posłusznie ruszyła za słuŜącym. Cassandra miała zamieszkać w drugim skrzydle budynku. Zrozumiała, Ŝe celowo została umieszczona bardzo daleko od swego narzeczonego. Zastanawiała się, czy juŜ zostało zaplanowane rozmieszczenie wszystkich pozostałych gości. Dotychczas jednak nie zauwaŜyła nikogo oprócz słuŜby i samego Langa Daltona. Przeznaczony dla niej pokój miał ściany w pastelowych kolorach. Na podłodze leŜał jasny dywan, w oknach wisiały muślinowe, misternie udrapowane zasłony. Pomieszczenie było obszerne i panował w nim przyjemny chłód. BagaŜ umieszczono na zabytkowej hiszpańskiej szafce. Na zewnętrznej ścianie znajdowały się przesuwane drzwi prowadzące do głównego patio i basenu. Błękitna woda, palmy, kolorowe leŜała i stoliki ocienione parasolami wyglądały bardzo zachęcająco. Nie było tam jednak Ŝywej duszy. Przez chwilę miała ochotę przebrać się w kostium kąpielowy, który poradził jej zabrać Alan. Jednak gościowi nie wypadało korzystać z basenu bez zaproszenia. Zamiast tego zdecydowała się na prysznic. Łazienka była przestronna, z kabiną prysznicową oraz duŜą, wpuszczoną w podłogę wanną. Cassandra przypomniała sobie małą i zagraconą łazienkę w swoim wynajętym mieszkaniu, które dzieliła z Penny, koleŜanką ze studiów. Roześmiała się, bo wyobraziła sobie zachwyt przyjaciółki na widok tutejszych luksusów. Penny, gdy dowiedziała się, Ŝe Cassandra nie ma ochoty jechać do Kalifornii, zawołała: – I co w tym złego? Myślałam, Ŝe marzysz o podróŜach! Wierz mi, dałabym sobie wyrwać zdrowy ząb, Ŝeby tylko znaleźć się na twoim miejscu. Na samą myśl o mieszkaniu z milionerem robi mi się gorąco... Jednak niektórzy ludzie, nie wytykając nikogo palcem, zupełnie nie potrafią docenić
niespodziewanych darów losu. Wspomnienie przyjaciółki od razu wprawiło Cassandrę w lepszy humor. Rozpakowała się, przygotowała świeŜą bieliznę i obcisłą, prostą jedwabną sukienkę w delikatne turkusowe, zielone i złote wzory. Właśnie miała upiąć włosy w kok, gdy usłyszała delikatne pukanie do drzwi. CzyŜby Alan wreszcie znalazł jej pokój? Z uśmiechem ruszyła, by otworzyć drzwi. Czekał za nimi słuŜący. – Senor Dalton zaprasza na drinka przed obiadem. Zawahała się, nie była jeszcze gotowa. – Natychmiast? – Si, senorita. Chyba nie powinna kazać mu czekać. Bez słowa ruszyła za chłopcem. Przez otwarte okna słychać było stłumiony warkot kosiarki do trawy i cichy plusk wody w niewidocznej fontannie. Były to jedyne dźwięki zakłócające ciszę. Gdyby nie one, dom sprawiałby wraŜenie wymarłego. Gdy zbliŜyli się do frontowej części budynku, słuŜący poinformował: – Senor Dalton czeka na tarasie. – Dziękuję, Manuel. Uśmiechnął się do niej nieśmiało i cicho odszedł. Przesuwane szklane drzwi prowadziły na zaciszny taras, który od basenu oddzielała biała Ŝelazna krata. Gęsta winorośl rzucała przyjemny cień. Komfortowe meble ogrodowe były niedbale rozstawione. W rogu urządzono niewielki, ale dobrze zaopatrzony barek. Lang Dalton wypoczywał na plecionym fotelu obok wentylatora. Na jej widok wstał, by się przywitać. Miała głęboką nadzieję, Ŝe będzie fam jego Ŝona i inni goście. Jednak był sam.. Oficjalnie ujął jej rękę i powiedział: – Muszę przeprosić za ten pośpiech. – Nic nie szkodzi – wymamrotała, modląc się w duchu, by nie zauwaŜył, Ŝe zesztywniała, gdy jej dotknął. Nadal trzymał jej rękę i wypytywał: – Czy jesteś zadowolona z pokoju? – Bardzo... myślę, Ŝe łazienka spodobałaby się nawet Kleopatrze. – Wątpię. Właśnie skończyło nam się ośle mleko – odpowiedział z rozbawieniem. Czuła się skrępowana. Był przystojny, męski i atrakcyjny. Cofnęła rękę i zapytała obojętnym głosem: – Gdzie są wszyscy? – Wszyscy, to znaczy kto? – Inni zaproszeni goście. Alan wspominał coś o spotkaniu towarzyskim.
– CóŜ, zmieniłem zdanie – stwierdził spokojnie Lang Dalton. – Nie będzie innych gości. Poczuła, Ŝe grunt usuwa jej się spod nóg. – Ach, tak. – Chyba nie jesteś bardzo zawiedziona? Z jego spojrzenia moŜna było wyczytać, Ŝe doskonale wie, jak się poczuła i Ŝe sprawia mu to niemałą satysfakcję, wręcz rozkosz. – AleŜ skąd, podobno im mniej ludzi, tym lepsza zabawa – rzuciła buńczucznie, starając się zachować kamienną twarz. – Brawo! Mogłaby przysiąc, Ŝe ten wyraz uznania był jak najbardziej szczery. Spojrzał na jej jedwabiste włosy i ujął jeden ze spręŜystych kosmyków. – Kręcą się naturalnie? – Tak – odpowiedziała zduszonym głosem. Alan nie mówił, Ŝe Lang Dalton lubi flirtować... A moŜe to była taka gra, obliczona na wyprowadzenie Cassandry z równowagi? Jeśli tak, to zamierzony cel został w pełni osiągnięty. Dalton przechylił głowę na bok, niczym obserwujący ofiarę drapieŜny ptak. – Z rozpuszczonymi włosami wyglądasz niezwykle młodo i niewinnie. Wydawało jej się, Ŝe był to nie tyle komplement, co raczej stwierdzenie faktu. Pomyślała, Ŝe powinna jakoś zareagować, dlatego zaczęła się tłumaczyć: – Zwykle je upinam, ale... – Ale nie miałaś dość czasu. Przesunął opuszkami palców wzdłuŜ jej policzka. ZadrŜała. – Nie masz makijaŜu. Chyba przesadziłem z tym pośpiechem. – Jest zbyt gorąco, by się malować – powiedziała po chwili wahania. Miała wyraźnie zarysowane brwi i rzęsy, gładką skórę – naprawdę nie potrzebowała makijaŜu. – Proszę usiąść, Miss Vallance. – Wskazał krzesło obok swojego. – A moŜe mógłbym mówić do pani po imieniu? – Tak, bardzo proszę – zgodziła się uprzejmie. Usiadła z wyraźnym ociąganiem. Dlaczego nie ma tu jego Ŝony? – zastanawiała się gorączkowo. – Czego się napijesz? – Proszę coś zimnego i bez alkoholu. – Widząc, Ŝe uniósł brwi, dodała: – Ciągle chce mi się pić po podróŜy. – W takim razie będzie to bardzo słaba margarita. – Podszedł do barku, by przygotować drinki. – Lubisz łatać samolotem? – zapytał. Nie wiedziała, do czego zmierza tym razem, więc odpowiedziała krótko: – Nie było wielu okazji.
– Ile? Lang Dalton wyraźnie lubił drąŜyć kaŜdy temat. – Tylko jedna podróŜ do ParyŜa – wyjaśniła zwięźle. – Przylot tutaj, to pierwsza podróŜ przez ocean. – Nie podobała ci się. – Podobała. – Ale nie chciałaś przyjechać do Kalifornii? – Dlaczego tak myślisz? – zapytała zaskoczona. – PrzecieŜ to oczywiste. – Naprawdę się mylisz – zaprotestowała. – Dlaczego nie chciałaś przyjechać? Próbowała szybko wymyślić jakąś dyplomatyczną wymówkę, która brzmiałaby w miarę przekonująco. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy, więc w końcu przyznała: – Właściwie nie wiem. Nie było konkretnego powodu. – Widząc, Ŝe jest niezadowolony z wymijającej odpowiedzi, szybko dodała: – Miałam dziwne przeczucie, Ŝe wydarzy się coś waŜnego, co odmieni moje Ŝycie i... – Urwała nagle. Starała się nie patrzeć w jego kierunku. Chwilę później podał jej schłodzoną, wysoką szklankę z drinkiem i usiadł obok. – I...? – Nic złego się nie stało. Gdy sączyli drinki, wciąŜ jej się przyglądał. Zmęczona nieustanną obserwacją i nieznośnie przedłuŜającą się ciszą, próbowała znaleźć jakiś temat do rozmowy. W końcu zdesperowana wykrztusiła: – Zastanawiam się, gdzie jest Alan. – Gdybym chciał tu być z panem Brentem, posłałbym po niego – uciął – dyskusję Lang. – To z tobą pragnąłem porozmawiać. Masz miły głos. Powiedz mi coś o sobie. – Rozpoczęłam pracę w Dalton International, gdy... – Nie pytam o sprawy słuŜbowe – przerwał niecierpliwie. – Ile masz lat? Pamiętając, Ŝe rozmawia z szefem swoim i Alana, sztywno odpowiedziała: – Dwadzieścia dwa. – Gdzie mieszkasz? – W Bayswater. – Sama? – Nie. – Z Brentem? – Z przyjaciółką.
– Gdzie się urodziłaś? – W Oksfordzie. – Masz rodzeństwo? – Nie, jestem jedynaczką. – Odpowiadała krótko i niechętnie, nic od siebie nie dodając. – To nie przesłuchanie. Opowiedz własnymi słowami – rzucił obcesowo, z trudem hamując irytację. Dał jej chwilę na zastanowienie i dodał: – MoŜe zaczniesz od dzieciństwa, szkoły, rodziców... – Ojciec był historykiem, nauczycielem akademickim. Pasjonował się epoką Chaucera, z rzadka i niechętnie wracając myślą do czasów współczesnych. Matka, kobieta interesu, prowadziła dochodową agencję sekretarek. Gdy się urodziłam, oboje dobiegali juŜ czterdziestki. śadne z nich nie miało czasu dla dziecka i dlatego wychowywała mnie niania. Gdy tylko osiągnęłam odpowiedni wiek, wysłano mnie do szkoły z internatem. – Byłaś tam szczęśliwa? – zapytał. – Raczej tak. Najgorsze były wakacje. Jej obecność w domu byłaby „niewygodna”, więc rodzice wysyłali ją do dalszych krewnych, aŜ dorosła na tyle, by sama organizować sobie letni wypoczynek. – A gdy skończyłaś szkołę? – Zaczęłam studia. – Widząc, Ŝe niecierpliwie marszczy brwi, szybko podjęła opowieść. – Obroniłam dyplom w ubiegłym roku. Dostałam ofertę pracy Ŝ Dalton International, a od pięciu miesięcy jestem sekretarką i osobistą asystentką Alana. PołoŜyła rękę na poręczy fotela. Lang Dalton spojrzał znacząco na jej pierścionek zaręczynowy, jakby chciał dać do zrozumienia, Ŝe doskonale rozumie motywy, jakimi kierował się Alan, przyjmując ją do pracy. Uniosła brodę i zapytała: – Czy uwaŜasz, Ŝe miałam za małe doświadczenie, Ŝeby objąć tak odpowiedzialne stanowisko? – SkądŜe. Brent zaproponował ci posadę na moje wyraźne polecenie. Cassandra szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Nie miała o tym pojęcia, a Alan nigdy nawet się nie zająknął na ten temat. – Zaskoczona? – spytał, chyba tylko po to, by jeszcze bardziej wyprowadzić ją z równowagi. – Tak – przyznała. Przeszedł ją dziwny dreszcz. – Ale dlaczego...? – Wiedziałem, Ŝe masz świetne kwalifikacje. Owszem, ale takich osób w firmie Daltona było znacznie więcej, a niektóre z nich miały dłuŜszy staŜ i o wiele lepsze przygotowanie. Cassandra była do tej pory przekonana, Ŝe to Alan sterował jej karierą. JuŜ po kilku tygodniach zaczął ją zapraszać na kolacje, a wkrótce potem zaproponował stały
związek. Lang spojrzał na jej pobladłą twarz i zapytał: – Jak się pracuje dla Brenta? Odpowiedziała, Ŝe Alan to świetny przełoŜony, a praca dla niego to przyjemność. Lang Dalton uśmiechnął się złośliwie. – UwaŜasz, Ŝe nie mówię szczerze? Zapytaj innych, na pewno potwierdzą moje słowa. – Podziwiam twoją lojalność. Umilkła. Nie miała ochoty na dalszą dyskusję. – Kiedy się zaręczyliście? – Trzy miesiące temu. – Planujecie się pobrać... kiedy? – Za tydzień. – Wydawało mi się, Ŝe miało to być dopiero na wiosnę. – PrzełoŜyliśmy termin. – Z jakiegoś szczególnego powodu? – zapytał powoli. Zarumieniła się i odpowiedziała zduszonym głosem; – Nie jestem w ciąŜy, panie Dalton, jeśli to właśnie miał pan na myśli. ZauwaŜyła, Ŝe ta informacja go uspokoiła. – Proszę wybaczyć, ale mogłoby to wpłynąć na moje plany wobec was obojga. – Jakie plany? – zainteresowała się, zaskoczona. Zignorował pytanie i szorstko zapytał: – Kochasz Brenta? Jej uczucia nie powinny go obchodzić. Przez chwilę miała wielką ochotę wstać i odejść. Jednak zdawała sobie sprawę, Ŝe powinna schować dumę do kieszeni i mieć na uwadze dalszą karierę Alana. – Oczywiście uwaŜasz, Ŝe nie mam prawa zadawać tak osobistych pytań. – Mówiąc to, niemal przewiercał ją spojrzeniem na wylot. – Rzeczywiście, nie wydaje mi się, Ŝeby byty na miejscu – odpowiedziała spokojnie. – Brent pnie się na sam szczyt. Praca w zarządzie jest stresująca, dlatego waŜne jest, by ludzie na wysokich stanowiskach nie mieli kłopotów w Ŝyciu prywatnym. Wiem to z własnego doświadczenia. Zanim kogoś awansuję, czuję się upowaŜniony do poznania jego sytuacji osobistej. – Nagie stało się jasne, dlaczego ich zaprosił. – Nie musisz odpowiadać. To zaleŜy wyłącznie od ciebie. Przełamując niechęć, powiedziała: – Kocham Alana. W przeciwnym razie nie decydowałabym się na ślub. – Według mnie kobiety zawierają małŜeństwo z róŜnych powodów, a miłość niekoniecznie jest jednym z nich – zauwaŜył cynicznie.
– Wydaje się, Ŝe nie miałeś... – Przerwała nagle. – Mów dalej – zachęcił miłym głosem. – Szczęścia w kontaktach z kobietami Natychmiast poŜałowała, Ŝe nie ugryzła się w język. Dosłownie posiniał ze złości. Jak echo przypominały jej się słowa Alana: „Masz się tylko miło uśmiechać”. Z cięŜkim sercem zdała sobie sprawę, Ŝe choć znała Daltona zaledwie od kilku godzin, juŜ zdołała mu się okropnie narazić. Po chwili odzyskał panowanie nad sobą i z obojętnym wyrazem twarzy zapytał oschle: – Co dokładnie słyszałaś? – Nie... nie wiem, o czym mówisz. – Prawie ci uwierzyłem. – Ani przez chwilę nie spuszczał z niej wzroku. – Proszę mi wierzyć, panie Dalton, to prawda. – Chcesz powiedzieć, Ŝe nie krąŜą na mój temat Ŝadne plotki? A moŜe jesteś ponad to i nie słuchasz tego typu opowieści? – Nie znam Ŝadnych plotek. – Robimy, co tylko moŜna, Ŝeby je ukrócić, jednak ludzie i tak gadają. Słyszałaś pewnie starą plotkę, Ŝe moja osobista asystentka drŜała ze strachu, ilekroć na nią spojrzałem. – Cassandra milczała, nie wiedząc, co powiedzieć. – A twoja uwaga sugerowała, Ŝe słyszałaś o... o innych sprawach. Potrząsnęła przecząco głową. Odpierając jego zarzuty, ostroŜnie dobierała słowa: – Powiedziałam tak, bo mówiłeś jak ktoś zgorzkniały i rozczarowany. Wiem, Ŝe jesteś na mnie zły, przepraszam. Mam nadzieję, Ŝe Alan nie ucierpi z tego powodu. – Prawie uwierzyłem, Ŝe naprawdę go kochasz. – Lekko się uśmiechnął, widząc, Ŝe zacisnęła usta. Wolała się nie odzywać, tak będzie bezpieczniej. Splotła ręce na kolanach. Marzyła, Ŝeby wreszcie ktoś przyszedł i przerwał to niezbyt miłe sam na sam.
ROZDZIAŁ DRUGI – Ach, tu jesteś Cass. Gdy usłyszała znajomy głos, natychmiast się odpręŜyła. Z trudem maskując zniecierpliwienie, spojrzała na Alana, który pojawił się na tarasie. ŚwieŜo ogolony, po kąpieli, z nienaganną fryzurą i w wieczorowej marynarce wyglądał dokładnie jak młody urzędnik wspinający się po szczeblach kariery. – Czekałem na ciebie – dodał z pretensją. – Proszę się do nas przyłączyć – zaproponował Lang Dalton. – Czego się napijesz? – Proszę słodki wermut z lodem i cytryną. Wstając, Lang zapytał: – Cassandro, moŜe jeszcze raz to samo? ZauwaŜyła, iŜ Alan się zdziwił, Ŝe Lang zwrócił się do niej po imieniu. Zakłopotana odpowiedziała: – Nie, dziękuję. Rzadko pijam alkohol. Gdy szczupła postać oddaliła się w stronę barku, Alan usiadł naprzeciwko z obraŜoną miną. – Czekałem w nieskończoność. W końcu zapytałem słuŜącego o twój pokój. – Przykro mi, ja... – Wreszcie tam dotarłem, a po tobie ani śladu. Co ty sobie, do diabła, wyobraŜasz? – Alan nie pozwolił, aby mu weszła w słowo. – Przykro mi – powtórzyła – ale ja... Przerwała, bo wrócił Lang z wermutem dla Alana. – Cassandra nie ma za co przepraszać – powiedział zimno. Najwidoczniej usłyszał kłótnię narzeczonych. – To moja wina. Zaprosiłem ją na drinka. – Nie zwaŜając na zaskoczenie Alana, mówił dalej: – Chciałem się czegoś od niej dowiedzieć przed rozmową z tobą. – O czym chcesz ze mną rozmawiać? – Wkrótce będzie obiad i wolałbym nie poruszać teraz spraw słuŜbowych. Mam zasadę, by nie rozmawiać o pracy przy stole. – Głos Daltona brzmiał zimno i niezbyt przyjemnie. – Nie widziałem nigdzie innych gości. Czy mają przyjechać jutro? – Alan był coraz bardziej onieśmielony. – Tym razem nie będzie innych gości. Podczas tego spotkania postanowiłem zająć się tylko jedną konkretną sprawą. W tym momencie zjawił się Manuel i oznajmił, Ŝe podano obiad. – Czy moŜemy iść? – Lang wstał i podał ramię Cassandrze. Długi, polerowany stół sprawiał olśniewające wraŜenie: śnieŜnobiałe koronkowe serwetki, kryształowe kieliszki, porcelanowa zastawa, świeŜe kwiaty
w ustawionym na środku wazonie. Nakryty był dla trzech osób. Gdy gospodarz zajął miejsce na jednym końcu i posadził Cassandrę po swojej prawej stronie, Alan zapytał uprzejmie: – Twoja Ŝona nie zje z nami? Lang spojrzał na niego posępnie i nic nie odpowiedział. – Kiedy ją poznamy? – Alan nie dawał za wygraną. – Nigdy. Moja Ŝona zmarła niecałe sześć miesięcy temu Wiedziałeś o tym, prawda? – Dalton nawet nie próbował ukrywać wściekłości. – Nnie... Nie miałem pojęcia... Przepraszam... – jąkał się mocno speszony Alan. Cassandra milczała. Współczuła Daltonowi, a jednocześnie była na niego zła. Powinien poinformować gości o swojej tragedii, wtedy z pewnością Alan nie popełniłby tak wielkiej gafy. Ubrany na czarno słuŜący zaczął podawać pokrojony w kawałki schłodzony melon. Zapadła pełna napięcia cisza. Cassandra straciła apetyt. Gdy uniosła wzrok, napotkała uwaŜne spojrzenie gospodarza. Opuściła powieki, ale zdąŜył wyczytać w jej oczach złość, rozŜalenie i oskarŜenie. Zwrócił się wyłącznie do niej, jakby nie było tam Alana i powiedział twardym, głosem: – Zdaje się, Ŝe oskarŜasz mnie o to... faux pas? – Tak – odpowiedziała cichym, ale pewnym głosem. – CóŜ, szczerze, ale niezbyt rozwaŜnie. Czy mogę zapytać: dlaczego? Wiedziała, Ŝe nie ma nic do stracenia. Uniosła hardo brodę i spojrzała mu prosto w oczy. – Gdy jechaliśmy tutaj, zapytałam Alana, jaki jesteś. – Bez patrzenia wiedziała, Ŝe Alan napiął mięśnie. – Powiedział, Ŝe przestrzegasz zasad i jesteś uczciwy. Przyznasz więc, Ŝe powinieneś wcześniej powiedzieć nam o śmierci Ŝony. Nie doszłoby wtedy do tak kłopotliwej i nieprzyjemnej dla obu stron sytuacji. – Oczywiście, masz rację – przyznał Dalton po chwili milczenia. Zwracając się do Alana, dodał: – Przyjmij moje przeprosiny. W pierwszej chwili pomyślałem, Ŝe nie była to zwyczajna gafa, ale raczej niezręczna próba wmówienia mi, Ŝe nie wiesz o śmierci Niny i okolicznościach, w jakich do niej doszło. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, Ŝe mimo wysiłków nie udało mi się utrzymać całej sprawy w tajemnicy... – Przerwał, gdy słuŜący zebrał brudne talerze i zaczął podawać następne danie. Zachowanie Daltona zaskoczyło Cassandrę. Mimo władczego sposobu bycia i niewątpliwej arogancji, umiał teŜ przyznać się do błędu i przeprosić za swoje niewłaściwe zachowanie. Było jasne, Ŝe Alan pomylił się, oceniając go jako twardego i
pozbawionego uczuć człowieka. Sądząc po reakcji Daltona, musiał on bardzo kochać Ŝonę i trudno mu było pogodzić się z jej śmiercią. Zapewne zginęła w wyniku tragicznego wypadku, co stało się źródłem złośliwych i okrutnych plotek. SłuŜący wniósł półmiski z owocami morza, a potem napełnił wysokie kieliszki delikatnym, białym kalifornijskim winem. Gdy się oddalił, gospodarz natychmiast podjął rozmowę: – Skoro juŜ i tak zepsułem atmosferę, to złamię swoje zasady i przejdę od razu do interesów i powodu, dla którego was tu zaprosiłem. George Irvine, który pracował jeszcze dla mojego ojca, odchodzi w przyszłym miesiącu na emeryturę. Potrzebuję nowego szefa działu finansów na Zachodnim WybrzeŜu. – Szef finansów na Zachodnim WybrzeŜu? – Alan nie potrafił ukryć zdumienia. – I przed podjęciem decyzji wolałem sprawdzić, co twoja narzeczona sądzi o przeprowadzce do Stanów. Czasem rodzinne zobowiązania... – Moi rodzice zmarli w ubiegłym roku. Nie mam rodziny. Podobnie Cass – wtrącił Alan szybko. Lang Dalton spojrzał na niego chłodno i kontynuował: – Dział finansowy mieści się w „Seguro House” w Los Angeles. Dwa największe minusy takiego usytuowania to Wieczne korki na jezdniach i powietrze gęste od spalin. Niektórzy kochają Los Angeles, inni nienawidzą. Moja Ŝona nie znosiła tego miasta. Właśnie dlatego przeniosłem siedzibę zarządu do San Francisco. Wkrótce macie się pobrać, waŜne jest zatem, abyście razem podejmowali decyzje co do przyszłego miejsca zamieszkania. Nie chciałbym... – Jestem pewien, Ŝe Cass marzy o zamieszkaniu w Los Angeles, prawda, kochanie? – Alan spojrzał wyczekująco na narzeczoną. – Wolałbym, Ŝeby Cassandra sama podjęła decyzję – powiedział Lang z naciskiem. – Zachodnie WybrzeŜe Stanów jest daleko od Anglii, a niełatwo opuścić kraj, który zawsze traktowało się jak swój dom. Niewątpliwie będziesz potrzebować trochę czasu, Ŝeby to dokładnie przemyśleć – zwrócił się bezpośrednio do Cassandry. ZauwaŜyła błagalne spojrzenie Alana. Zwróciła teŜ uwagę, Ŝe nawet jednym słowem nie wspomniano o pracy dla niej. Odpowiedziała ostroŜnie: – Mogę powiedzieć juŜ teraz, Ŝe jeśli Alan otrzyma pracę w Stanach, chętnie się tu przeprowadzę. Lang Dalton skrzywił usta i zapytał: – Gdzie serce, tam ojczyzna? – Banalne, ale prawdziwe. ChociaŜ nie dał tego po sobie poznać, Cassandra wyczuła, Ŝe jej zdecydowana odpowiedź sprawiła mu przykrość.
– W takim razie jutro rano, jeśli nie masz nic przeciwko temu, polecisz do Los Angeles. Przed objęciem nowego stanowiska powinieneś zapoznać się z pracą tamtejszego biura. Poprosiłem ludzi z kierownictwa, Ŝeby byli podczas weekendu do twojej dyspozycji. Poznasz swoich najbliŜszych współpracowników. Cassandra obserwowała ich twarze. Alan puszył się jak paw, a starszy z męŜczyzn był chłodny i zamknięty w sobie. Ogarnął ją niepokój. Lang Dalton mówił: „polecisz... poznasz”. O niej nie padło ani słowo. Wmawiała sobie, Ŝe jest przewraŜliwiona. PrzecieŜ to Dalton kazał Alanowi zatrudnić ją jako asystentkę, tworzyli zgrany zespół, zaprosił ich razem do Kalifornii... Jakby wyczuwając jej napięcie, Alan zapytał: – A co z Cass? Czy ona... – Obawiam się, Ŝe kontrakt nie przewiduje stanowiska dla twojej przyszłej Ŝony, chociaŜ podwyŜka zrekompensuje z nawiązką utratę jej pensji. – Cass jest najlepszą asystentką, z jaką kiedykolwiek pracowałem... Lang przerwał mu, zmarszczeniem brwi dając do zrozumienia niezadowolenie: – George Irvine juŜ ma doświadczoną asystentkę. Miss Shulster zna wszystkie niuanse naszych interesów na Zachodnim WybrzeŜu, firmy i przedsięwzięcia, w które zamierzamy zainwestować. ChociaŜ przychodzi tylko na cztery godziny dziennie, będzie nieocenioną pomocą. Widząc, Ŝe rozmówca zamierza dyskutować, dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu: – Miss Shulster opiekuje się niesprawną matką, więc nie mam zamiaru pozbawiać jej pracy. Jeśli nie zgadzasz się z moją decyzją, zapomnijmy o całej sprawie. – AleŜ nie – gorączkowo zawołał Alan. – Jestem przekonany, Ŝe wszystko się jakoś ułoŜy. I wiem, Ŝe Cass nie będzie mieć nic przeciwko temu. Nigdy nie chciała poświęcić się wyłącznie pracy. Lang Dalton z nieodgadnionym wyrazem twarzy napił się wina, a potem zapytał z jawną kpiną: – Naprawdę? O ile dobrze pamiętam Ŝyciorys Cassandry, studiowała na uniwersytecie marketing i ekonomię. Chyba nieźle jej szło, skoro otrzymała dyplom z wyróŜnieniem. Skąd on wie takie rzeczy? – zastanawiała się gorączkowo. Chyba nie uczy się na pamięć Ŝyciorysów wszystkich swoich pracowników. Po raz kolejny tego wieczoru poczuła się osaczona i zagubiona. – No cóŜ, Cass rzeczywiście wywiązuje się doskonale ze swoich obowiązków, jednak właściwie... – Zakłopotany Alan nie dokończył zdania. – Jest zbędna? – miękko podpowiedział Lang. – Absolutnie nie. Miałem na myśli, Ŝe nie jest nastawiona na robienie
kariery. To nie jest dla niej aŜ tak waŜne. – Chcesz przez to powiedzieć, Ŝe bez zastanowienia poświęci swoją karierę dla twojej? Alan, wytrącony z równowagi tak bezceremonialną rozmową, przyznał: – CóŜ, tak, ale ja... – MoŜe pozwolimy, Ŝeby Cassandra sama podjęła decyzję? – Dziękuję za pozwolenie – powiedziała słodko z miną niewiniątka, choć nie posiadała się ze złości. Ignorując rozbawione spojrzenie Daltona, kontynuowała: – Alan ma rację. Bardzo lubię moją pracę, ale uwaŜam, Ŝe w Ŝyciu są waŜniejsze sprawy niŜ kariera zawodowa. Lang zmarszczył brwi. Widocznie spodziewał się innej odpowiedzi. Prawdopodobnie uznał Cassandrę za osobę wyrachowaną, przebiegłą i chorobliwie ambitną. To, Ŝe zgodziła się poświęcić swą karierę dla dobra narzeczonego, zupełnie go zaskoczyło – Na przykład, jakie? – Na przykład dom i rodzina. Po chwili milczenia Lang zwrócił się do Alana: – Świetnie, zaraz kaŜę przygotować na rano helikopter. Alan spojrzał z wdzięcznością na Cassandrę i zapytał: – Czy Cass mogłaby polecieć ze mną do Los Angeles? – Obawiam się, Ŝe nie – zabrzmiała zdecydowana odpowiedź Daltona. – Masz do załatwienia mnóstwo słuŜbowych spraw, a ja przestrzegam zasady, Ŝe nie naleŜy łączyć interesów z przyjemnościami. – Nie będzie czasu na przyjemności, ale czy nie mogłaby...? – Jestem pewien, Ŝe narzeczona wytrzyma kilkudniowe rozstanie – powiedział kwaśno Lang, dając do zrozumienia, Ŝe pora zakończyć tę dyskusję. SłuŜący podał drugie danie. Gdy zjedli, przyniósł aromatyczną kawę i półmiski z deserami. Cassandra nie miała ochoty na deser, natomiast Alanowi na widok słodyczy zabłysły oczy. Był łakomy jak dziecko. Lang skinieniem dłoni odmówił słodyczy, poprosił jedynie o kawę. – Kazałem juŜ zarezerwować apartament w „Seguro House”. Muszę tylko dopilnować szczegółów. Oczywiście, o ile nie zmieniłeś zdania. Wyjazd zaleŜy tylko od ciebie. – Spojrzał zaczepnie na Alana i uśmiechnął się złośliwie. Alan, pochłaniając Ŝarłocznie czekoladowy mus z bitą śmietaną, odparł po krótkim namyśle: – Wolałbym, Ŝeby Cass zadecydowała. Cassandra wzięła głęboki wdech. Zazwyczaj była spokojna i zrównowaŜona, jednak perspektywa spędzenia weekendu sam na sam z Langiem Daltonem zupełnie ją wytrąciła z równowagi. ZauwaŜyła, Ŝe Dalton bacznie jej się przygląda. Pochylił się do jej ucha i szepnął: – Wyglądasz jak Cezar przed przekroczeniem Rubikonu.
Natychmiast się zorientowała, Ŝe Dalton przejrzał ją na wylot. Był świadom jej wątpliwości i sprawiłoby mu przyjemność, gdyby winą za taki stan rzeczy obarczała Alana. Nie da mu tej satysfakcji! Odwróciła się do narzeczonego i z całym entuzjazmem, jaki udało jej się wykrzesać, zawołała: – Kochanie, oczywiście musisz jechać! Nie wolno ci zmarnować takiej szansy! – Wiesz, Ŝe nie lubię cię zostawiać – odpowiedział ze smutkiem, trochę chyba zaskoczony jej Ŝywiołową reakcją. – Nie wygłupiaj się, to tylko dwa dni – odrzekła, spokojnie. Mogłaby przysiąc, Ŝe w oczach Alana dostrzegła niekłamaną ulgę. Lang skwitował jej wypowiedź kolejnym złośliwym uśmiechem. Dwa dni to czasami cała wieczność. DuŜo moŜe się wydarzyć... – Nie martw się – zwrócił się do Alana. – W czasie twojej nieobecności pokaŜę Cassandrze okolice i postaram się, Ŝeby się nie nudziła. Oczywiście, jeśli wam to nie odpowiada... – Mnie odpowiada – zapewniła. – Jeśli zmienicie zdanie przed przylotem helikoptera, to wspólnie wymyślimy jakieś inne rozwiązanie. – Dziękuję, nie będzie takiej potrzeby. Uniosła spojrzenie i napotkała triumfujący wzrok Daltona. Była całkowicie pewna, Ŝe osiągnął to, co zamierzał. Manipulował nimi bez skrupułów. Jej przeczucia zaczęły się spełniać. Tego typu myśli nigdy nie zaprzątały głowy Alanowi Brentowi. Był zapatrzonym w siebie egoistą, przekonanym, Ŝe wszystko kręci się wokół jego spraw. – Media podały, Ŝe rozwaŜasz zainwestowanie w budowę tamy na Rio Palos – zapytał z prawdziwym zainteresowaniem. Obaj panowie zaczęli dyskutować o interesach, podczas gdy Cassandra próbowała pozbyć się dręczących ją obaw. Była zmęczona po długim locie. Bolała ją głowa. W odróŜnieniu od Alana, nie była przyzwyczajona do podróŜy lotniczych. Usiłowała siedzieć prosto na krześle i skupić się na rozmowie. Jednak głowa ciąŜyła jej coraz bardziej, a powieki same się zamykały. – Wyglądasz na zupełnie wykończoną. – Lang Dalton wstał i stanął tuŜ przy niej. – Dlaczego nie pójdziesz do łóŜka? – Myślę, Ŝe rzeczywiście powinnam się połoŜyć. Wybaczcie. Czuła się oszołomiona i nie całkiem przytomna. Gdy wstała, Lang odsunął jej krzesło i zaproponował: – Odprowadzę cię do pokoju.
– Dziękuję. Naprawdę nie trzeba – zapewniła. Alan wstał takŜe i nieco roztargniony pocałował ją w policzek. – Dobranoc, kochanie. Zobaczymy się rano przed odlotem. Zostawiła obu panów, by kontynuowali rozmowę. Szła przez przyjemnie chłodny dom, pełen wieczornego słońca i zapachu kwiatów. Gdy tylko weszła do pokoju, przebrała się, umyła zęby i padła na łóŜko. Zasnęła, w chwili gdy głową dotknęła poduszki. Obudził ją jakiś dźwięk. Poruszyła się i jęknęła. Z trudem uniosła powieki. Była w obcym pokoju. Jasne słońce przeświecało przez lekkie muślinowe zasłony. Po kilku sekundach przypomniała sobie wszystko. Sen nie rozwiązał problemów. Choć nie potrafiłaby tego udowodnić, była przekonana, Ŝe Lang Dalton realizuje wobec niej i Alana jakiś perfidny plan. Specjalnie wysłał Alana do Los Angeles, a Cassandrę zmusił, by zgodziła się jakoby z własnej woli zostać na miejscu. Jest świetnym strategiem, pomyślała z mimowolnym uznaniem. Postawił ją w takiej sytuacji, z której duma nie pozwalała jej się wycofać. Kpił z niej w Ŝywe oczy, zachęcając do ponownego przemyślenia decyzji. Doszła do wniosku, Ŝe jednak popełnił błąd, nie doceniając jej hartu ducha. Postanowiła bezzwłocznie przystąpić do działania. MoŜe i zrobi z siebie idiotkę, ale przynajmniej pokrzyŜuje temu szczwanemu lisowi jego niecne plany. Powie, Ŝe chce wykorzystać szansę, Ŝeby zobaczyć Los Angeles. PrzecieŜ tam właśnie miała w przyszłości zamieszkać. Wysiądzie z helikoptera, zarezerwuje hotel i będzie szerokim łukiem omijać „Seguro House”. Helikopter miał być gotowy do lotu wcześnie rano. Spojrzała na zegarek, ale nadal wskazywał czas europejski. Pomyślała, Ŝe wystarczy jej kilkanaście minut, by przygotować się do podróŜy. Musi tylko spakować parę niezbędnych rzeczy. Śniadanie moŜe sobie darować. Wyskoczyła z łóŜka, popędziła do łazienki. Kończyła się pakować, gdy usłyszała silnik helikoptera. W ostatniej chwili, pomyślała z ulgą. Tylko patrzeć, jak Alan zapuka do drzwi. Nikt nie zapukał. Po chwili dotarła do niej smutna prawda: odgłos silnika oddalał się, a nie zbliŜał. Nie, to niemoŜliwe. Alan nie mógł wyjechać bez poŜegnania. Serce zabiło jej mocniej, Wybiegła na patio. Osłoniła oczy przed jaskrawym słońcem. Srebrny helikopter na tle ciemnoniebieskiego nieba oddalał się na południowy zachód, w kierunku wybrzeŜa i Los Angeles. – Dzień dobry. – Na dźwięk niskiego głosu Langa Daltona drgnęła gwałtownie. – Wstałaś wcześniej, niŜ przypuszczałem. Powoli szedł w jej kierunku. Był na bosaka, ubrany tylko w granatowe
spodenki kąpielowe. Gęste blond włosy były mokre i w nieładzie, jeden kosmyk opadał zawadiacko na czoło. – Czy to...? – Głos jej zadrŜał, więc zamilkła. Spojrzał we wskazanym przez nią kierunku. Helikopter był juŜ tylko błyszczącą kropką. – Obawiam się, Ŝe tak. Wyglądasz na zasmuconą. Mam nadzieję, Ŝe nie zmieniłaś zdania w sprawie wyjazdu? – zapytał z fałszywą troską. – Nie – skłamała szybko. Miała wraŜenie, Ŝe jej nie uwierzył. – Jednak Alan obiecał... – ...poŜegnać się przed wyjazdem? – Lang dokończył za nią. – Musisz mu wybaczyć. Nie miał ani chwili. Właściwie musiał lecieć bez śniadania. Kropla wody spłynęła mu po policzku. Wytarł ją ręcznikiem i mówił dalej: – Helikopter zjawił się godzinę przed czasem. W ostatniej chwili wynikły jakieś problemy i McDowell, mój pilot, musiał pilnie wracać do Los Angeles. Mimo wszystko Alan mógł chyba znaleźć chwilę, Ŝeby się poŜegnać, westchnęła w duchu. Jakby czytając w jej myślach, Lang mówił dalej: – Brent i ja doszliśmy do wniosku, Ŝe nie ma sensu cię budzić. Byłaś bardzo zmęczona po podróŜy. „Brent i ja”. Cassandra ze złości zagryzła wargę. Nie uwierzyła w zapewnienia Daltona. Po prostu chciał być pewien, Ŝe wszystko przebiegnie po jego myśli. Nie pozwolił, Ŝeby Alan ją obudził. – Wykazaliście się wielką troską – powiedziała. Czuła się jak w pułapce i mogła myśleć jedynie o tym, jak przetrwać najbliŜsze dwa dni. – Jeśli juŜ wstałaś, to masz czas popływać przed śniadaniem – zaproponował nieoczekiwanie. Błękitna, połyskująca woda w basenie wyglądała bardzo zachęcająco. Jednak Cassandra zupełnie nie miała ochoty paradować w kostiumie kąpielowym. – Nie wiem nawet, która jest godzina – powiedziała wymijająco. – Zapomniałam przestawić zegarek. – Minęła szósta. Naprawdę radzę trochę popływać. – Uśmiechnął się zachęcająco. Próbując przestawić zegarek, potrząsnęła przecząco głową. – Raczej wolałabym się czegoś napić, bo usycham z pragnienia. – ŚwieŜy sok juŜ czeka. – Wskazał stolik obok basenu. Stała tam misa z owocami, dzbanek soku pomarańczowego i dwie wysokie szklanki. Nadal zwlekała. Uśmiechnął się złośliwie, jakby chciał dać do zrozumienia, Ŝe domyśla się przyczyny jej wahania. – Idę wziąć prysznic. Później muszę załatwić kilka spraw. Masz więc co najmniej pół godziny wyłącznie dla siebie. Później spotkamy się na śniadaniu.
– Dziękuję. W takim razie skorzystam z propozycji. Spakowana torba była pierwszą rzeczą, na którą Cassandra spojrzała po powrocie do pokoju. śałowała, Ŝe nie obudziła się wcześniej. Trudno. Trzeba się szybko przystosować do nowej sytuacji. Przebrała się w czarny kostium kąpielowy i spojrzała w lustro. Doskonale pasował do szczupłej figury i długich nóg. Nie był zbyt wycięty, a jednak czuła się naga. Zerknęła na patio. W zasięgu wzroku nikogo nie było, więc śmiało ruszyła do przodu. Szybko wypiła szklankę pysznego soku i wskoczyła do basenu. Woda była cudownie chłodna i orzeźwiająca. Cassandra przepłynęła w wolnym tempie kilka długości basenu. Poczuła, Ŝe opuszcza ją napięcie. Odwróciła się na plecy i bez ruchu unosiła się na wodzie. Zamknęła oczy, wystawiając twarz na słońce. – Długo jeszcze będziesz się pluskać? Lang znów ją zaskoczył. Gwałtownie poruszyła głową i poszła jak kamień na dno. Wypłynęła, prychając i krztusząc się. Lang bez wysiłku chwycił ją pod ramiona i wyciągnął na brzeg. Gdy odzyskała oddech, przysunął krzesło i podał jej krótki szlafrok kąpielowy. – Dziękuję – powiedziała chrapliwym głosem. WłoŜyła szlafrok. Kapturem wytarła twarz i końce włosów. – MoŜe w przyszłości pływaj raczej na płytkim końcu, zamiast ryzykować utonięcie – zaproponował z rozbawieniem. – Pływam bardzo dobrze – powiedziała oburzona. – I nic by się nie stało, gdybyś mnie nie przestraszył. Zabrzmiało to jak oskarŜenie, pomyślała w popłochu. Jednak szok spowodował, Ŝe przestała zwaŜać na kaŜde słowo. – Przepraszam. Naprawdę nie zamierzałem cię utopić. MoŜesz mi wierzyć, wolę cię Ŝywą. Widzisz, Cassandro, mam co do ciebie pewne plany. – Plany? – Poczuła na plecach chłodny dreszcz. – Jakie plany? – Musisz poczekać. Zawsze uwaŜałem, Ŝe oczekiwanie potęguje rozkosz. Czy masz juŜ ochotę na śniadanie? Przebrał się w przewiewne spodnie i niebieską sportową koszulkę. – Myślałam, Ŝe zdąŜę się ubrać – powiedziała, nieco skrępowana swym skąpym strojem. Ujął ją za łokieć i skierował do stołu. W powietrzu unosił się wspaniały aromat kawy. – To jest Kalifornia. Nawet tu, w cieniu, masz na sobie więcej, niŜ potrzebujesz. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Usiadła, chowając nogi pod stołem. Uśmiechając się pod nosem, nalał kawę i zapytał:
– Chcesz moŜe trochę płatków? Gdy zaprzeczyła ruchem głowy, podał jajecznicę i plasterki chrupiącego bekonu. Jedli w ciszy. Lekki wiaterek poruszał palmowymi liśćmi, góry tworzyły majestatyczne tło. Lang był spokojny i beztroski, Cassandra wprost przeciwnie – zmieszana i spięta. Co miał na myśli, wspominając o planach odnośnie mojej osoby? – zastanawiała się niespokojnie. Odebrała słowa Langa jak ukrytą groźbę. Przekonywała samą siebie, Ŝe siedzący obok męŜczyzna jest jedynie jej szefem, nikim więcej. ZamoŜnym, wpływowym, szanowanym inwestorem, a nie jakimś oszustem. Prawdopodobnie chodziło mu jedynie o plany weekendowe. PrzecieŜ zapewniał Alana, Ŝe pokaŜe jej okolicę. – A przy okazji, narzeczony zostawił ci wiadomość przed wyjazdem. – Głos Langa wyrwał ją z ponurych rozwaŜań. Dlaczego wcześniej o tym nie wspomniał, pomyślała zirytowana. Jakby w odpowiedzi dodał z ironicznym uśmiechem: – W ogólnym zamieszaniu niemal o tym zapomniałem. Sięgnął do kieszonki w koszulce i podał Cassandrze zmięty zwitek papieru. Alan musiał bardzo się spieszyć, bo jego zazwyczaj bardzo staranny charakter pisma przypominał bezładną bazgraninę: „Kochanie, przepraszam, Ŝe wyjeŜdŜam bez poŜegnania, ale budzenie Cię w tych okolicznościach nie miałoby sensu. Wczoraj wieczorem pan Dalton powiedział mi dokąd planuje Cię zabrać, więc Ŝyczę przyjemnego weekendu. Spotkamy się w Las Vegas w niedzielę wieczorem. Kocham, A.” Cassandra uniosła wzrok i upewniła się: – Las Vegas? – Pomyślałem, Ŝe to moŜe być dla ciebie ciekawe – powiedział Lang. – MoŜemy pojechać do Nevady samochodem. PodróŜ będzie przyjemna. Załatwiłem juŜ nocleg. Twój narzeczony doleci tam bezpośrednio z Los Angeles. Samo Vegas teŜ warto zobaczyć. No i moŜna wynająć samolot, zwiedzić Dolinę Śmierci i polatać nad Wielkim Kanionem. – Brzmi cudownie – przyznała. Była podekscytowana i jednocześnie poczuła ulgę. PodróŜ do Las Vegas limuzyną z szoferem i pobyt w hotelu wśród tłumu ludzi... To oznaczało, Ŝe nie będzie skazana wyłącznie na towarzystwo Langa Daltona. – Cieszę się, Ŝe akceptujesz mój pomysł. Pociąga cię hazard? – zapytał. – Nie, a ciebie? Uśmiechnął się lekko. – Nie w zwykłym znaczeniu tego słowa. Znany jestem z gry o wysokie
stawki, ale tylko wtedy, gdy jestem pewien wygranej. Coś ją zaniepokoiło w tej odpowiedzi. Jednak była skłonna przyznać, Ŝe być moŜe po prostu ma zbyt bujną wyobraźnię i niepotrzebnie wszędzie węszy podstęp. – Kiedy chcesz wyruszyć? – zapytała. – Jak najszybciej. Ile czasu potrzebujesz na przygotowanie? – Dziesięć minut. Skinął głową, wstał i odsunął jej krzesło.
ROZDZIAŁ TRZECI Szybko wzięła prysznic, włoŜyła białą, obcisłą sukienkę, upięła włosy w zgrabny koczek. Z torbą w ręku schodziła właśnie po stopniach tarasu, gdy podjechał duŜy, kremowo-beŜowy samochód z napędem na cztery koła. Za kierownicą siedział Lang. Trochę ją to speszyło. Spodziewała się, Ŝe pojedzie z nimi kierowca. Wyskoczył, umieścił bagaŜ na tylnym siedzeniu obok swojego, chwycił jej rękę i pomógł wsiąść do klimatyzowanego pojazdu. – Dokładnie dziesięć minut – pochwalił ją i dodał ze złośliwym uśmieszkiem: – Miałaś tyle rzeczy do spakowania, nie wierzyłem, Ŝe zdąŜysz. A niech go diabli, pomyślała ze złością. Na pewno domyślił się, Ŝe juŜ dawno byłam spakowana. A to oznacza, Ŝe przewidział moje plany ucieczki. – Pięknie wyglądasz. – Dziękuję, panie Dalton – odpowiedziała sucho. – Zlituj się i chociaŜ przez ten weekend zapomnij, Ŝe jestem twoim szefem. Mów do mnie: Lang – poprosił, najwidoczniej ubawiony jej oficjalnym tonem. Nigdy w Ŝyciu! – zdecydowała z ponurą desperacją. Mówienie mu po imieniu oznaczałoby większą zaŜyłość, a tego postanowiła za wszelką cenę uniknąć. W chwilę później siedział za kierownicą. Powoli ruszyli drogą ocienioną potęŜnymi palmami. Prowadził bez słowa, z lekkim uśmiechem na twarzy. Wydawało się, Ŝe szczupłe ręce o długich palcach ledwo muskają kierownicę. Wysoka brama z kutego Ŝelaza rozsunęła się, gdy nadjeŜdŜali i zamknęła, gdy wyjechali na kamienistą, górską drogę, wijącą się wśród malowniczych zwałów granitu. Cassandra niewiele uwagi poświęcała mijanemu krajobrazowi. Jej wzrok mimowolnie spoczywał na profilu towarzysza podróŜy. Jakby zdając sobie sprawę, Ŝe jest obserwowany, nagle odwrócił się do niej z uśmiechem. Poczuła, Ŝe zaczyna się rumienić, więc szybko odwróciła wzrok w inną stronę. Przez chwilę uparcie spoglądała za okno. Wreszcie, chcąc przerwać ciszę i uniknąć osobistych tematów, zapytała uprzejmie: – Często jeździsz do Las Vegas? – Od czasu do czasu – odpowiedział zdawkowo. – śeby grać? Potrząsnął przecząco głową. – Czasem w interesach, innym razem na ciekawsze występy w „Caesar’s Palace” albo „Golden Phoenix”.