Agnieszka1301

  • Dokumenty420
  • Odsłony84 168
  • Obserwuję136
  • Rozmiar dokumentów914.6 MB
  • Ilość pobrań42 804

McKenzie Sophie - River i Flynn 04 - Miłość na krawędzi

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

McKenzie Sophie - River i Flynn 04 - Miłość na krawędzi.pdf

Agnieszka1301 Dokumenty
Użytkownik Agnieszka1301 wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 248 stron)

McKenzie Sophie River i Flynn 04 Miłość na krawędzi

Książkę dedykuję Nancy, Celii i Monice — oraz opowiadanym przez nie historiom. „Maż to być prawdą? Drwię sobie z was, gwiazdy!" Romeo i Julia (Akt 5. Scena l) *William Szekspir, Romeo i Julia, tłum. Józef Paszkowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1975

1. Tata obudził mnie w środku nocy. Otworzyłam oczy i ujrzałam nachylającą się nade mną ogorzałą od wiatru i słońca twarz, na której malował się nie- pokój. W pomieszczeniu panowała ciemność, chociaż przez okno wpadało już do środka blade, słabe światło. - River? Na wpół przytomna, zamrugałam oczami. - Która jest godzina? Co się stało? - Przed chwilą minęła czwarta - odparł tata. - Potrzebuję twojej pomocy. Usiadłam na łóżku, zaniepokojona. - Co się stało? Chodzi o Gemmę? Gemma, dziewczyna taty, była w ciąży, ale termin porodu miała dopiero za sześć tygodni. - Nie, z Gemmą wszystko w porządku. Po prostu nie chcę jej budzić. Chodzi o tę ostatnią owcę Jacoba. Rodzi od godziny. Wysiadł generator prądu i chcę cię prosić, żebyś przyniosła kilka lamp. Ja muszę do niej wracać. Dobrze? - Pewnie. Zaraz przyjdę. Tata zniknął. Przez chwilę siedziałam na łóżku, zbierając się do tego, aby wyskoczyć spod kołdry i znaleźć ubranie. W nocy w komunie było zawsze zimno, nawet kiedy za dnia świeciło słońce.

Wzięłam głęboki oddech i odrzuciłam na bok kołdrę. Zimne powietrze owiało moje ramiona i stopy, kiedy wciągałam bluzę na piżamę, na stopy wkładałam dwie pary skarpetek, do tego polar i kurtkę. Na dole wsunęłam stopy w buty, a na głowę włożyłam jedną z wełnianych czapek taty, która leżała na stole w kuchni. Nie jest to ostatni krzyk mody - pomyślałam, wyjmując z szafki przy drzwiach kuchennych trzy lampy sztormowe. Starałam się jakoś wyglądać, jak przystało na uczennicę szóstej klasy szkoły ponadpodstawowej - przed wyjściem za- wsze pamiętałam o założeniu kolczyków i odrobinie makijażu. Robiłam to po to, żeby pokazać innym - w tym także mojemu tacie - że dałam już sobie spokój z Flynnem. Nasz związek zakończył się w ubiegłym roku, gdy Flynn dowiedział się o nic nieznaczącym, dwusekundowym pocałunku, jaki miał miejsce wieki temu między mną a jego najlepszym kumplem Jamesem. Od tamtej pory widziałam się z Flynnem tylko raz — kilka tygodni później, kiedy Flynn odnalazł mnie i przeprosił w trakcie kilkuminutowej rozmowy za to, że uniósł się gniewem i zniknął tak znienacka. Przed tym spotkaniem nienawidziłam samej siebie, ale po nim jakoś pozbierałam się i żyłam dalej. To było dokładnie siedemnaście tygodni, dwa dni i trzy i pół godziny temu. Napełniłam lampy sztormowe parafiną, zapaliłam je, po czym ruszyłam w kierunku stodoły. Powietrze przed świtem było wilgotne i zimne, a trawa pod moimi stopami skrzyła się od rosy. Kiedy przybyłam na miejsce, stodoła była praktycznie pogrążona w ciemności — nie licząc pojedynczej pochodni taty, która rzucała migotliwe cienie na ściany. Owca leżała na

boku, a jej ciałem wstrząsały skurcze, kiedy młode ruszało się w jej brzuchu. Tata gładził ją po boku, mrucząc do niej cicho. - No dalej, mała, dasz radę. - Gdy weszłam do stodoły, podniósł głowę. - Riv, myślę, że już niedługo. Cud narodzin w naszej własnej stodole - co ty na to? Przewróciłam oczami. Tata był kimś w rodzaju roman- tycznego hipisa, jeśli chodziło o porody i cykl życia. Komuna była jego żywiołem. Przez ostatni rok ja też ją polubiłam, cho- ciaż z całą pewnością nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zamieszkać tu na stałe. Nie wiedziałam jeszcze, dokąd pójdę ani co zrobię ze swoim życiem. Właściwie to o niczym nie myślałam jeszcze w takich poważnych kategoriach. Od rozstania z Flynnem nic nie było w stanie zająć mojej uwagi do tego stopnia. - Postaw lampy tutaj - zarządził tata. Zrobiłam to ostrożnie, po czym kucnęłam u jego boku. Mijały kolejne minuty. Niebo na zewnątrz zrobiło się tymczasem różowe, ale wciąż nie było widać jagnięcia, mimo że naj- wyraźniej owca czuła się coraz mniej komfortowo. - Chyba musimy jej trochę pomóc - stwierdził tata. Przytrzymałam owcę, podczas gdy on wymacywał młode, cały czas nie przestając przemawiać do jego matki. W prze- rwach, kiedy akurat nie dodawał otuchy owcy, ekscytował się tym, jakie to wspaniałe doświadczenie być świadkiem takich narodzin. W komunie mieliśmy około piętnastu owiec i jak do tej pory w tym roku tylko dwie z nich potrzebowały pomocy z wydaniem na świat potomstwa. Tata miał w oczach łzy, kiedy wyciągnął za nogi małe jagniątko.

— Wow! - wyszeptał. - Nigdy nie przestanie mnie to za- dziwiać. To prawdziwy cud, nie uważasz? Schyliłam się, żeby oczyścić pyszczek jagnięcia z wód pło- dowych, po czym wytarłam je garścią siana. — Raczej prawdziwy chlew - odburknęłam. Tata westchnął głęboko. — Powinnaś już wrócić do domu, River. Dam sobie radę. Popatrzyłam na nowo narodzone jagnię. Za pierwszym razem, kiedy byłam świadkiem takich narodzin, uderzyło mnie to, jak brzydkie jest młode owcy - nie ma nic wspólnego ze słodkimi małymi owieczkami, które hasały po zielonych łąkach. Wiedziałam, że to faktycznie cud narodzin, dlaczego więc nie podzielałam entuzjazmu taty? Przez kilka ostatnich miesięcy czułam jedynie tępy ból w klatce piersiowej. Nie by- łam już nieszczęśliwa - pogodziłam się z faktem, że Flynn nie wróci - po prostu nic nie było już w stanie wywołać we mnie zachwytu. Może tak właśnie wygląda życie większości ludzi -może to normalne uczucie. — To koniec? Nie ma drugiego młodego? — upewniłam się. Tata pokręcił głową. — Nie, tym razem jest tylko jedno. To jej pierwszy poród. - Westchnął znowu. - Tak jak niebawem w przypadku Gemmy. Usiadłam i ziewnęłam. — Mam nadzieję, że nie będziesz musiał wyciągać mojej siostrzyczki czy braciszka za nogi. — River! - Tata uśmiechnął się. Siedzieliśmy tak i patrzyliśmy, jak owca trąca pieszczotliwie pyskiem swoje młode, które zaczęło się poruszać. Na dworze było już całkiem widno. Widziałam, jak na błękitnym

niebie wstaje słońce. Zapowiadał się kolejny piękny dzień. Wstałam i przeciągnęłam się. — River, wracaj do łóżka - zarządził tata. - Jutro masz zajęcia w szkole. Zbliżają się egzaminy. — Tato, przecież już jest dzień - parsknęłam. Tata spojrzał na zegarek. — Boże, już prawie wpół do siódmej. — Popatrzył na mnie z wyrzutem sumienia wypisanym na twarzy. - Wybacz, River, nie wiedziałem... — W porządku, tato. — Uspokoiłam go. - To tylko trzy go- dziny dodatkowych zajęć. Poradzę sobie bez problemu. — To dobrze. — Tata uściskał mnie. Sam też ziewał. — Wszystko w porządku? - Usłyszałam nagle głos Leo. Stanął w drzwiach stodoły - jego drobna sylwetka rzucała wą- tły cień na leżącą wokół słomę. — Tak - odparł z dumą tata. - Kolejne jagniątko bezpiecznie przyszło na świat. Chodź i sam zobacz. Obserwowaliśmy w trójkę, jak młode staje nieporadnie na nogi. Leo był już ubrany do szkoły — miał na sobie czarne spodnie, koszulkę z długim rękawem i bawełnianą marynarkę. Widać było, że niedawno wyszedł spod prysznica - jego ładne blond włosy wciąż lśniły od wilgoci. — To wspaniale — ucieszył się Leo. Tata uśmiechnął się do niego. — Eee... robię właśnie tosty w kuchni - oznajmił Leo. — Super. - Tata zatarł dłonie. - River, idź sama. Ja tu jeszcze zostanę i upewnię się, że wszystko jest w porządku. Ruszyliśmy z Leo w przyjacielskim milczeniu do głównego budynku komuny. Leo był moim najlepszym kolegą — cho- dziliśmy do jednej klasy w sześcioklasowym liceum.

- Ojciec przebąkuje o wyprowadzce z komuny - odezwał się w końcu Leo, wyrywając mnie z zamyślenia. - Co takiego? - Odwróciłam się do niego, zaskoczona. — Dlaczego? - Chce zamieszkać razem z Ros - wyjaśnił Leo. - Planują wynieść się z komuny i rozpocząć nowe życie w innej części kraju. - Poważnie? - Byłam zdziwiona. Ros, także żyjąca w naszej komunie, rok temu wpadła w oko ojcu Leo i od tamtej pory nie odstępowali się na krok, mimo że Ros zarzekała się, iż nigdy nie zgodzi się na życie w „patriarchalnej monogamii" z żadnym mężczyzną po serii nieudanych związków, w które się wcześniej wikłała. - A ty jak się z tym czujesz? Leo wzruszył ramionami. Domyślałam się, że musi być mu ciężko zaakceptować sytuację, w której jego ojciec związał się z inną kobietą. Jego mama umarła zaledwie kilka lat temu i wiedziałam, że Leo wciąż bardzo za nią tęskni. Weszłam za nim do kuchni, która była pusta, mimo że w nozdrza uderzył nas od progu pyszny zapach świeżych tostów. Podeszłam do zlewu i napełniłam wodą czajnik. - To, jak się czuję, zależy w dużym stopniu od ciebie — wypalił nagle Leo. Zamarłam z czajnikiem w ręku. Po rozstaniu z Flynnem Leo i ja zbliżyliśmy się do siebie. Leo dał mi wtedy jasno do zrozumienia, że zależy mu na jeszcze bliższej relacji, ale pogodził się z tym, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, a ja byłam przekonana, że wybił sobie z głowy nadzieję na to, że możemy stać się parą. Nie wspominaliśmy w ogóle o tym od kilku miesięcy i byłam już pewna, że Leo dał sobie ze mną spokój.

— Czyżby? - spytałam, starając się zachować spokój w głosie. — A to niby dlaczego? — Wiesz dobrze dlaczego - wymamrotał Leo. — Muszę wiedzieć, czy zostanie tutaj ma jakiś sens dla mnie... dla nas. Nacisnęłam przycisk na czajniku, a potem wzięłam głęboki oddech. — Leo, jesteśmy przyjaciółmi i bardzo to sobie cenię. Ale nie ma „nas". Nie w takim sensie, jaki masz na myśli. — A kiedyś - w przyszłości? Zmarszczyłam brwi. Sytuacja zrobiła się naprawdę nie- zręczna. Powinnam powiedzieć Leo, że nie ma u mnie żadnych szans, ale nie chciałam być aż tak bezpośrednia. Wydawało mi się to w pewnym sensie okrutne. — Nie wiem, Leo - odparłam. - Przykro mi. Leo skinął głową, po czym wyszedł z kuchni. Posmarowałam tost masłem i usiadłam przy stole. Dlaczego życie musi być takie skomplikowane? Wkrótce pojawili się pozostali mieszkańcy komuny. Każdy z nich poszedł najpierw do stodoły, żeby zobaczyć najmłodsze „dziecko w rodzinie". Jako ostatnia weszła do kuchni Gemma. Wyglądała na zmęczoną, miała podkrążone oczy. Z trudem dźwigała przed sobą nabrzmiały brzuch. Wydawał mi się ogromny, ale Leo słusznie zauważył, że to dlatego, że sama Gemma jest bardzo drobna. — Dostałaś pocztę, River. Przed chwilą widziałam jakiś list na wycieraczce. Wybacz, że ci go nie przyniosłam, ale schyla- nie się jest dla mnie teraz koszmarem. Wstałam od stołu i wyszłam z kuchni. Musiałam pójść na górę, wziąć prysznic i przygotować się do szkoły. Zastanawia-

jąc się, czy zdążę jeszcze umyć włosy, podniosłam z wycieraczki dużą, grubą kopertę i otworzyłam ją mechanicznie. W środku było zaproszenie od siostry Flynna - Siobhan. Siobhan Daniella Mary Flynn i Gary Goode mają zaszczyt zaprosić na uroczystość zaślubin w sobotę 17 maja o godzinie 15:00 w kościele Matki Boskiej w Harrow. Po uroczystości zapraszamy na przyjęcie weselne w Lyttenham House. Serce zabiło mi mocniej, gdy zadałam sobie jedno, jedyne pytanie: czy Flynn też tam będzie? Odwróciłam kartkę. Na odwrocie Siobhan napisała kilka zdań: Droga River, mam nadzieję, że uda Ci się przyjechać. Jesteś pierwszą osobą, po mamie, o której opowiedziałam Garyemu, i bardzo mi zależy na Twojej obecności. Pomyślałam, że będziesz chciała to wiedzieć - Flynn też będzie (mama jest w siódmym niebie!). Dla Twojej wiadomości - Flynn przyjdzie z osobą towarzyszącą. Ty też możesz kogoś przyprowadzić, jeśli masz taką ochotę. Powtórzę raz jeszcze: mam nadzieję, że uda Ci się dotrzeć. Uściski! S. Korytarz zawirował mi pod stopami. Oparłam głowę o ścianę, żeby się uspokoić. A więc Flynn też tam będzie. 1 to nie sam. „Osoba towarzysząca" musiała oznaczać dziewczynę

— czyż nie? Przez moment poczułam w środku ukłucie za- zdrości. Szybko odepchnęłam od siebie czarne myśli. Przecież już dawno dałam sobie spokój z Flynnem. Myślałam o nim może raz, najwyżej dwa razy dziennie. Moja decyzja nie powinna być podyktowana tym, co łączyło nas w przeszłości. Pytanie było proste: czy w ogóle mam ochotę tam iść? Ślub miał się odbyć za trzy tygodnie, co oznaczało, że będę musiała wziąć wolne w nowej, weekendowej pracy kelnerki. Mimo to chciałam to zrobić dla Siobhan. Miło byłoby także zobaczyć znowu mamę Flynna i jego młodszą siostrę Caitlin. Ale jak zareaguję na jego widok? Włożyłam zaproszenie z powrotem do koperty i poszłam na górę do pokoju, żeby wziąć prysznic, jednak nie powinnam jechać na ten ślub. Nie ma sensu rozdrapywać starych ran. Z drugiej strony, nie potrafiłam udawać, że nie jestem cie- kawa. A skoro już udało mi się zabrnąć tak daleko bez niego, to być może spotkanie z Flynnem będzie kropką nad „i", której tak bardzo potrzebowałam, by definitywnie zakończyć ten związek. Zabrałam czyste ubranie i poszłam do łazienki. Miałam ochotę zadzwonić do Emmi i poprosić ją o radę, ale nie rozmawiałam z moją byłą najlepszą przyjaciółką, odkąd opowiedziała Flynnowi o tym głupim pocałunku, co spowo- dowało, że w ubiegłym roku Flynn zniknął tak nagle z mojego życia. Mimo wszystko musiałam z kimś porozmawiać. Leo nie był dobrym pomysłem - on nie przepadał za Flynnem. Pomyślałam o Grace. Ona zawsze była moją oddaną przyjaciółką

i potrafiła ocenić racjonalnie zachowanie Flynna. To prawda, że wszystkie problemy zaczęły się od tamtego głupiego poca- łunku między mnę a Jamesem, chłopakiem Grace, ale ona -w przeciwieństwie do Flynna — rozumiała doskonale, że to nie ma żadnego znaczenia. Miałam spotkać się z Grace po szkole. Po rozmowie z nią podejmę decyzję odnośnie mojej obecności na ślubie i weselu Siobhan. W końcu to nic wielkiego. Najważniejsze, że pogo- dziłam się ze stratę Flynna. Cała reszta to nic nieznaczący pył zalegający wokół faktu, że nie jesteśmy już razem. Spotkanie z Flynnem nie powinno - nie może - tego zmienić.

2. Kiedy spotkałam się z Grace, moja przyjaciółka nie była w najlepszym nastroju. Martwiła się o wynik nadchodzących egzaminów. Wciąż chodziła do tej samej szkoły, którą opuści- łam i przeniosłam się z Flynnem do komuny, gdzie zaczęłam uczęszczać do miejscowej szkoły sześcioletniej. Czasami bra- kowało mi starej szkoły, ale kiedy Grace opowiedziała mi o tych wszystkich idiotycznych zasadach, które obowiązywały dziewczyny w starszych klasach, w duchu ucieszyłam się, że już mnie to nie dotyczy, bo znalazłam się w miejscu, w którym jest się traktowaną w dużo bardziej dojrzały, partnerski sposób. Wysłuchałam cierpliwie utyskiwań Grace na jakieś zadanie domowe, które musiała oddać na zajęcia z przedsiębiorczości, zapewniając ją, że na pewno poradziła sobie lepiej, niż sądziła. — Znasz przecież poczucie własnej wartości — powie- działam. — Nigdy nie jest tak źle, jak ci się zdaje. Grace uśmiechnęła się cierpko. — Chodzi mi o to, że powinnam przykładać się bardziej do nauki. Nie jestem taka jak ty czy Emmi - nic nie robicie całymi tygodniami, po czym przygotowujecie się dosłownie na pięć minut przed lekcją i z łatwością dostajecie potem szóstki. Parsknęłam, starając się puścić mimo uszu tę uwagę na temat Emmi. Grace często o niej wspominała. Myślę, że nadal

nie traciła nadziei, że któregoś dnia pogodzimy się w końcu i znów będziemy nierozłączne. - Wiedziałaś, że Emmi ma nowego chłopaka? - syknęła z zawstydzeniem Grace. - Też mi niespodzianka! - Gdy wspominałam o Emmi, nie potrafiłam pozbyć się z głosu gorzkiej ironii. Może i nie było już o co bić piany, ale wciąż czułam się dotknięta tym, że Emmi opowiedziała Flynnowi o tamtym przelotnym poca- łunku. Zapadła niezręczna cisza. W tym momencie do pokoju wszedł James. - Cześć, River. - Uśmiechnął się do mnie z daleka. Grace podbiegła i rzuciła mu się na szyję. - Nie wiedziałam, że przyszedłeś - powiedziała, obejmując go. - Twoja mama mnie wpuściła - wyjaśnił James. Usiadł i zaczął opowiadać, na który festiwal muzyczny wybiorą się z Grace w te wakacje. Serce zamarło mi w gardle. Oczywiście, ucieszyłam się na widok Jamesa, ale nie spodzie- wałam się, że zobaczę go tak wcześnie, i nie zdążyłam jeszcze spytać Grace, co sądzi o pomyśle zobaczenia się z Flynnem. Pomyślałam jednak, że przecież James był kiedyś jego najlep- szym kumplem i chociaż rok temu urwał im się kontakt, warto było dowiedzieć się, co James sądzi o takim odnowieniu zna- jomości. James był zrównoważonym facetem, który nie ulegał w życiu niepotrzebnym emocjom — na pewno zgodzi się, że to nic takiego. - Słuchajcie - zaczęłam, po czym zrelacjonowałam im całą sytuację.

W miarę jak mówiłam, widziałam, że Grace coraz szerzej otwierają się oczy, a na jej twarzy ujrzałam rosnącą ulgę. — 1 co o tym myślicie? - spytałam w końcu. - Chciałabym pojechać na ten ślub. Poza tym mam wrażenie, że od czasu mojego rozstania z Flynnem upłynęła cała wieczność. Więc chyba nie zaszkodzi, co? James i Grace spojrzeli na siebie, a potem na mnie. — No, dajcie spokój — żachnęłam się. — Z listu jego siostry wynika, że Flynn na pewno ma dziewczynę, i tak dalej. Nic już nas nie łączy. — Jesteś pewna? - Grace zmarszczyła brwi. - To znaczy, wiem, że już dałaś sobie z nim spokój, ale chyba trudno byłoby wam się zaprzyjaźnić, prawda? — A kto mówi o przyjaźni? - Przewróciłam oczami. - Wy- starczy, że powiemy sobie „cześć" na weselu. Na litość boską! James, co ty o tym sądzisz? James skupił na mnie swój wzrok. — Szczerze? Naprawdę chcesz wiedzieć, River? - odparł z westchnieniem. - Bardzo lubię Flynna, ale uważam, że prze- bywanie w tym samym pomieszczeniu nie skończyłoby się dla was dobrze. To naprawdę zły pomysł. — Dlaczego? - Nie dawałam za wygraną. James wzruszył ramionami. — Po prostu. Zaskoczona, oparłam się plecami o ścianę i zmieniłam temat rozmowy z powrotem na letnie festiwale muzyczne. Po chwili James i Grace dywagowali już nad zaletami tych czy innych imprez. Ja mówiłam bardzo niewiele, byłam zatopiona we własnych myślach. Moi przyjaciele niepotrzebnie tak się

martwili tym weselem i perspektywę spotkania przeze mnie Flynna. 1 to właśnie fakt, że czułam się tak pewnie, przesądził o podjęciu ostatecznej decyzji. Pojadę na ten ślub i spotkam się z Flynnem. Niech tak będzie. Po tym, jak poinformowałam Siobhan o mojej decyzji, zostały mi już tylko dwie sprawy do załatwienia: nowa sukienka i najprzystojniejszy partner, jakiego tylko mogłam znaleźć. Zrealizowanie pierwszej części planu okazało się zaskakująco proste. Nie kupiłam sobie nic nowego do ubrania od czasu naszej ostatniej imprezy w październiku, w wyniku której rozstałam się z Flynnem. Tata był więc zachwycony, kiedy poprosiłam go, żeby mi wyznaczył kilka dodatkowych obowiązków w komunie, dzięki czemu będę mogła odłożyć trochę pieniędzy i kupić sobie jakiś nowy ciuch. Tata ucieszył się do tego stopnia, że dał mi nawet trochę kasy z góry. Poszłam więc na zakupy z Grace i znalazłam w jednym ze sklepów ładną ciemnoczerwoną sukienkę z długą, opiętą spódnicą, która - miałam taką nadzieję - sprawiała, że moje nogi wydawały się dłuższe. Grace była tego samego zdania. Moja przyjaciółka była w dużo lepszym nastroju niż wtedy, gdy spotkałyśmy się ostatnio. Doszła do wniosku, że po ukończeniu sześcioklasowej szkoły w przyszłym roku zde- cyduje się na studia z zakresu pedagogiki wczesnoszkolnej. Skrzywiła się jednak, kiedy powiedziałam jej, że kupiłam tę sukienkę specjalnie po to, żeby wyglądać dobrze na weselu Siobhan. - Och, Riv - powiedziała, a na jej czole pojawiły się głębokie zmarszczki. - Wiem, że mówiłaś, że z Flynnem już daw-

no wszystko skończone, ale... nie umówisz się z nim chyba, co? Chodzi mi o to... To byłoby czyste szaleństwo. Zapewniłam ją, że wybieram się na ślub Siobhan wyłącznie ze względu na nią i chcę w ten sposób okazać jej szacunek. — Poza tym - zauważyłam z szatańskim uśmieszkiem -wszyscy wiedzą, że wesele to najlepsze miejsce, żeby poznać nowych ludzi. Flynn nie będzie jedynym facetem na sali. Mu- szę dobrze wyglądać. To doprowadziło do długiej dyskusji, w trakcie której Grace starała się przekonać mnie praktycznie do każdego chłopaka, którego znałyśmy. Wszystkich odrzucałam jako zbyt nudnych, zbyt dziwacznych lub po prostu „nieodpowiednich". Potem wróciłam do komuny, gdzie odbyłam kolejną długą rozmowę z tatą, który stwierdził wprawdzie, że ma do mnie zaufanie w kwestii tego, co jest dla mnie właściwe, i cieszy się, że pojadę na ślub Siobhan, ale mimo to martwił się, iż ponowne spotkanie z Flynnem sprawi, że wpadnę znów w tę samą pu- łapkę, w którą wpakowałam się wtedy, gdy dałam mu się oczarować. Nie mogłam winić taty za to, że się o mnie martwi. Ob- serwował z bliska, całkowicie bezradny, jak rozpadam się na kawałki po tym, jak Flynn ze mną zerwał - leżałam wtedy w łóżku przez tydzień i nie odzywałam się do nikogo. Wysłuchałam więc jego ostrzeżeń, po czym zapewniłam go z pełną szczerością, że nie ma absolutnie żadnych szans, abym wróciła do stanu, w którym się wtedy znajdowałam. Próbowałam też przekonać do tego samego Leo, ale z mniej- szym sukcesem. Leo stwierdził, iż wie, że wciąż kocham się we Flynnie, mimo że sama się tego wypieram. Zaproponował

także, że pójdzie ze mną na to wesele. Odmówiłam, mając na uwadze przede wszystkim jego dobro. Ostatnim razem, gdy się spotkali, Flynn uderzył Leo w twarz, zostawiając mu siniec na kilka dni. Nie chciałam ryzykować, że taka sytuacja znów się powtórzy. Zamiast tego umówiłam się na randkę z Michaelem Greeneem — wysokim, zwalistym chłopakiem z klasy wyżej — tej samej, do której kiedyś chodził Flynn. Był on do tego stopnia nieodpowiednim chłopakiem dla mnie, że nie znalazł się nawet na liście Grace. Mimo to wydał mi się idealnym wyborem na długi, wolny dzień, który chciałam spędzić z kimś przystojnym i łatwym w obejściu. Michael nie był może najlepszym uczniem w szkole, był za to jednym z najsympatyczniejszych chłopaków, jakich znałam. Zawsze chciał pracować ze zwierzętami i już teraz spędzał dużo wolnego czasu jako ochotnik w Królewskim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami. Wiedział, że mieszkamy z Leo w komunie z kurami i owcami, i zadawał mi mnóstwo pytań związanych z opieką nad nimi. Dlatego gdy przez kilka dni zastanawiałam się, w jaki sposób przyciągnąć go do siebie, wpadłam w końcu na pomysł, by zaprosić go na farmę i pokazać mu nowo narodzone jagnię. Michael był zachwycony i nie mógł wyjść z podziwu, kiedy mu opowiedziałam, że pomagałam w porodzie owcy. Miał też mnóstwo pytań do taty, na które on z przyjemnością od- powiadał. Wyjaśniłam Michaelowi, że szukam chłopaka, który pójdzie ze mną na wesele — nie jako moja para, tylko jako przyjaciel. Michael zmarszczył brwi, w jego delikatnych brązowych oczach zobaczyłam lekkie zmieszanie.

— A co z Leo? — spytał niskim głosem, przeciągając po- szczególne głoski. Przełknęłam głośno ślinę. Najwidoczniej Michael, tak jak większość chłopaków w naszej szkole, myślał, że łączy mnie coś z Leo. Wyjaśniłam mu więc, że to siostra Flynna wychodzi za mąż i że Flynn również będzie na tym weselu. Michael, który chodził przez rok do klasy z Flynnem, zrozumiał na- tychmiast. W ten sposób odfajkowałam ostatni punkt na liście. Od- wołałam sobotnią zmianę w kawiarni Rainbow Cafe, kupiłam sobie sukienkę i zaprosiłam na wesele wysokiego drągala o imieniu Michael Greene. Michael obiecał nawet, że włoży garnitur. Im bardziej zbliżała się data ślubu, czułam się spokojniejsza. Nie widziałam Flynna od pięciu miesięcy. Przez ten czas ani razu nie rozmawialiśmy ze sobą, nie pisaliśmy też do siebie listów. To spotkanie będzie ostatecznym postawieniem kropki nad „i", powtarzałam sobie. Potem pewnie już nigdy go nie zobaczę. To da mi ostatnią rzecz, jakiej potrzebowałam, a którą zasugerował mi psycholog, do którego chodziłam w ubiegłym roku: nie tyle kropkę nad „i", co raczej kropkę na końcu zdania - symboliczne zakończenie naszego związku. Oczywiście w dniu ślubu miałam od rana niewielką tremę. Leo zauważył to i chciał ze mną porozmawiać, ale zbyłam go, zapewniając, że moje zdenerwowanie nie ma absolutnie żadnego związku z Flynnem — wymyśliłam na poczekaniu, że denerwuję się nadchodzącymi w przyszłym tygodniu egzami- nami.

Był kolejny słoneczny dzień, choć nieco bardziej rześki i chłodniejszy niż poprzednie. Umyłam i starannie wysuszyłam włosy, poświęcając im więcej czasu niż zazwyczaj. No cóż, w końcu wybierałam się na wesele. Nałożyłam lekki makijaż, nawet pomalowałam usta ciemnoczerwoną szminką, którą kupiłam razem z nową sukienką. Na sukienkę włożyłam czarną marynarkę pożyczoną od Gemmy, a na nogi buty na wysokim obcasie. Gdy byłam już gotowa, przejrzałam się w dużym lustrze w łazience. Nieźle. W końcu znalazłam sukienkę, która dobrze leżała na moich krągłościach - w parze ze szpilkami moje nogi wydawały się dłuższe niż w rzeczywistości, a na policzkach miałam rumieniec, który nadawał mojej skórze połysku, jakie- go nie znałam od wielu miesięcy. Kiedy weszłam do kuchni, tata uniósł brwi. - Bardzo gustownie - stwierdził z uśmiechem. - Mam nadzieję, że Michael zdaje sobie sprawę, jak zabójczo musi wyglądać, by ci dorównać. Przewróciłam oczami. Od wizyty Michaela na farmie kilka tygodni temu tata był przekonany, że się z nim spotykam. Po- stanowiłam jednak nie wyprowadzać go z błędu. Jeśli tata bę- dzie myślał, że mam chłopaka, łatwiej przyjdzie mu pogodzić się z faktem, że spotkam się z Flynnem. Rozległ się dzwonek do drzwi. Leo krzyknął, że otworzy Michaelowi. Oczywiście, wiedział dokładnie, dlaczego zaprosiłam na ten ślub akurat Michaela. Kilka sekund później obaj pojawili się w kuchni. Taksowali mnie wzrokiem od stóp do głów. — Trochę inaczej niż w dresie, co? — stwierdziłam, czując, jak oblewa mnie fala gorąca.

- Wyglądasz wspaniale — powiedział Michael. Tak jak obiecał, był ubrany w garnitur i śnieżnobiałą koszulę. Miał też starannie ułożone włosy. - Sam też nieźle się prezentujesz. - Uśmiechnęłam się. Leo przełknął ślinę. - Niezła kiecka, River — wycedził. Uśmiechał się, ale w jego oczach ujrzałam smutek. Czy to dlatego, że miałam się zobaczyć z Flynnem? A może myślał, że naprawdę jestem za- interesowana Michaelem? Tak czy inaczej, nie była to reakcja kogoś, kto zgodził się być tylko moim przyjacielem. Wzdrygnęłam się lekko. - Eee, dzięki - odparłam. - Czas na nas. - Tata wstał. Już wcześniej zaofiarował się, że zawiezie nas na ślub. Leo zniknął na górze. Odprowadziłam go wzrokiem, za- troskana. Ale już kilka minut później byliśmy w aucie, a moje myśli krążyły wokół czekającej mnie imprezy. Wzięłam parę głębokich oddechów, starając się uciszyć motyle w brzuchu. Pocieszałam się, że nerwy wiążą się z perspektywą spotkania wielu obcych osób i nie ma to nic wspólnego z Flynnem. Przypomniałam sobie, jak Siobhan mówiła, że Flynn przyjdzie z osobą towarzyszącą, i poczułam ulgę, że mam przy sobie Michaela. Byłam pewna, że z łatwością zaprzyjaźnię się z tą osobą towarzyszącą Flynnowi — bez względu na to, kto to będzie — ale na pewno przyjdzie mi to łatwiej, kiedy sama będę z chłopakiem. Tata i Michael rozmawiali przez całą drogę w samochodzie. Potem tata wysadził nas przed kościołem, gdzie kłębił się już tłum gości. Nie widziałam nikogo znajomego, więc

weszliśmy z Michaelem do kościoła, który też był wypełniony ludźmi. Z przodu zobaczyłam Gary'ego - narzeczonego Siobhan - za to nigdzie nie było śladu Flynna. Większość ludzi tutaj była ode mnie starsza o kilka lat, ubrana w szykowne garnitury i sukienki. Dziewczyny były szczupłe i ładne. Rozpoznałam parę z salonu fryzjerskiego, gdzie pracowała Siobhan. Wygładziłam swoją sukienkę, mając nadzieję, że w porównaniu z nimi nie wyglądam dużo gorzej. Widziałam, że Michael też się trochę denerwuje. Poprawiał wciąż kołnierzyk koszuli, a na czole błyszczały mu kropelki potu. Przez moment żałowałam, że nie przyszłam z Leo. Z nim przynajmniej miałabym o czym porozmawiać, żeby rozładować atmosferę. Z Michaelem nie mieliśmy zbyt wiele wspólnego. On chodził w szkole na przedmioty związane z ekonomią i biznesem, ja wybrałam te, które wiązały się ze sztuką. Większość naszych rozmów kręciła się wokół zwierząt. - Wszystko w porządku? - spytałam. - Oczywiście. - Michael uśmiechnął się uprzejmie. — A u ciebie? Sprawiasz wrażenie nieco... hmm... spiętej. - Nic mi nie jest - skłamałam. - A ty jak się czujesz? Michael wzruszył ramionami. - Jest mi trochę gorąco — przyznał. — Czasami żałuję, że nie opanowałem umiejętności termoregulacji jak pies. - No tak - odparłam, nie wiedząc za bardzo, o co mu chodzi. Usiedliśmy mniej więcej w środku kościoła, w pobliżu nawy głównej. Rozejrzałam się. Flynna na pewno nie było na miejscu. Nie widziałam też nikogo z rodziny Siobhan.

— Zapomniałem spytać twojego taty, ile jaj tygodniowo składają kury w komunie - odezwał się Michael, przeglądając broszurę z porządkiem mszy świętej, leżącą na oparciu ławki przed nami. - Różnie - odpowiedziałam, nie słuchając go tak naprawdę. Wtedy zobaczyłam mamę Flynna przy wejściu do kościoła. W tym momencie zaczęły grać organy. Mama Flynna ruszyła wzdłuż nawy. Po drodze zatrzymywała się, żeby zamienić kilka słów z gośćmi. Kiedy podeszła do mnie, uśmiechnęła się z zachwytem. - River, tak się cieszę, że cię widzę. — Dzień dobry. - Odwzajemniłam uśmiech. Nerwy nagle zniknęły. Ucieszyłam się na widok mamy Flynna. Zawsze lubiłam ją i jego siostry. Upewniłam się, że dobrze zrobiłam, przyjeżdżając na ten ślub. Flynn się nie liczył. Dzisiaj nie cho- dziło o niego. To był moment Siobhan i Gary ego. Tylko oni się liczyli. Spytałam mamę Flynna, jak się miewa, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, organista zagrał tradycyjny marsz weselny i mama Flynna pobiegła na swoje miejsce. Poczułam, jak serce przepełnia mi radość z powodu okazji, dla której się tu zna- lazłam. Razem ze wszystkimi obróciłam głowę w stronę tyłu kościoła, gdzie lada moment miała się pojawić panna młoda. W wejściu ujrzałam obłok białego jedwabiu. Czy to Siobhan? Dwie dziewczyny w jasnozielonych sukienkach poprawiały jedwab, jedna z nich wyglądała na dwadzieścia lat, a druga na jakieś jedenaście. Obydwie były bardzo ładne. Przyjrzałam się młodszej z nich. Czy to Caitlin? Ostatnim razem, kiedy widziałam młodszą siostrę Flynna, miała na sobie

dżinsy i T-shirt, a krótkie, kręcone włosy upięte w niesforny kok. Teraz wyglądała znacznie dojrzalej, chociaż od tamtej chwili upłynęło na pewno mniej niż rok. Obydwie druhny cofnęły się, robiąc miejsce dla białego jedwabiu. To była Siobhan. Wyglądała przepięknie, zapierała dech w piersiach, a jej oczy błyszczały od podniecenia. Od- wróciła się do kogoś, kto stał za nią. To był mężczyzna w ciem- nym garniturze, a jego twarz zasłaniał jej welon. Wstrzymałam oddech. Na pewno nie mógł to być ojciec Siobhan - tak wy- strojony i gotowy wydać swoją córkę za mąż. Ojciec Siobhan był alkoholikiem, który bił ich matkę i któregoś dnia zaatako- wał także Flynna, zostawiając mu na pamiątkę długą poszar- paną bliznę na ramieniu. Nakazem sądu nie wolno mu było zbliżać się do swojej rodziny. Czekałam, nie spuszczając z nich wzroku, wciąż na bezdechu. 1 wtedy ten mężczyzna ruszył w naszą stronę, biorąc swoją siostrę za rękę. To był Flynn.

3. To był on. To naprawdę był on. Ciemne włosy miał dłuższe niż wtedy, gdy widziałam go po raz ostatni. Jego postać zdawała się wypełniać cały kościół. Flynn nie widział mnie. Wzrok miał skupiony na siostrze idącej obok. Powiedziała coś do niego, on odpowiedział i ścisnął ją za rękę. Obejrzał się przez ramię na tamte dwie dziewczyny. Widziałam, jak Caitlin kiwa głową, po czym zajmuje pozycję za Siobhan. Teraz już był z nimi ksiądz. Zgromadzeni wstali i chwilę później orszak weselny ruszył główną nawą w stronę ołtarza. Odwróciłam się. Serce waliło mi coraz szybciej. Pochyliłam głowę nad rozpiską mszy. Czułam, że zaraz zemdleję. Kręciło mi się w głowie. Wiedziałam, że moja twarz jest równie czerwona, jak sukienka, w którą się ubrałam. Flynn był tutaj. Zaraz mnie minie. Trzymałam głowę po- chyloną. Muzyka stała się jeszcze bardziej podniosła. A potem usłyszałam świst jedwabiu i zerknęłam w bok. Siobhan prze- chodziła obok mojej ławki. Flynn szedł po jej przeciwnej stro- nie, lustrując wzrokiem najbliższe ławki. Zmierzali w stronę ołtarza. Gdy tam dotarli, organy zamilkły. Zdałam sobie sprawę, że wciąż wstrzymuję oddech, i nabrałam łapczywie powietrza do płuc, po czym zaraz wypuściłam je z powrotem, wzdychając przy tym mimowolnie. Siedzący obok mnie Michael wiercił się w ławce.