Agnieszka1301

  • Dokumenty420
  • Odsłony81 513
  • Obserwuję134
  • Rozmiar dokumentów914.6 MB
  • Ilość pobrań41 921

Neymar Alessandra - Mirame y Dispara PL

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :2.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Neymar Alessandra - Mirame y Dispara PL.pdf

Agnieszka1301 Dokumenty
Użytkownik Agnieszka1301 wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 64 osób, 40 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 389 stron)

Strona 1 z 389 Tłumaczenie: Dulce2201 Korekta: wandzia_12

Strona 2 z 389 OPIS Kathia Carusso to młoda nastolatka arystokratycznego włoskiego pochodzenia. Po wielu latach przebywania na stażu wraca do Rzymu, nie rozumiejąc właściwie, dlaczego rodzina pragnie jej powrotu. Tam spotyka Cristianna Gabbanę, znajomego rodziny, z którym nigdy nie utrzymywała dobrych relacji. Cristianno jest niezwykle atrakcyjny, impulsywny i wydaje się, że nie ma innych zmartwień jak bójki oraz flirtowanie z dziewczynami o długich nogach. Wraz z początkiem szkoły, Kathia i Cristianno zauważają, że dzielą nie tylko tę samą klasę, ale również krąg przyjaciół. To, co zacznie się od nienawiści, przemieni się w coraz silniejsze napięcie pełne bezczelnych prowokacji i ekstremalnych wydarzeń. A kiedy ostatecznie oboje zdobędą się na odwagę, by zaakceptować swoje prawdziwe uczucia, będą musieli pokonać przeszkody, jakich nigdy sobie nie wyobrażali…

Strona 3 z 389 PROLOG Kathia Samochód ruszył. Zostawiłam Cristianna zwiniętego na ziemi, próbującego sprzeczać się z kuzynem. Chciał iść razem ze mną, ale mu na to nie pozwolili. Tym lepiej. Wspomnienia mnie przytłaczały i pozbawiały oddechu. Byłam świadoma tego, jak moje życie będzie niewiele warte, gdy jego nie będzie przy moim boku. Wszystko, co miało dla mnie znaczenie, nosiło jego imię. To imię, które huczało w mojej głowie z taką intensywnością jak nigdy przedtem. Cristianno, Cristianno, Cristianno... Spojrzałam na niego po raz ostatni. Na ciele wciąż czułam smak jego ust, ciepły dotyk na mojej skórze, szeptane w moją szyję słowa... A teraz widziałam jego oddalającą się sylwetkę. Zmusili mnie do rozstania się z nim, nie zdając sobie sprawy, że przez to skazali mnie na śmierć. Ale nie sądzę, aby cokolwiek ich to obchodziło po tym, jak tyle razy narażali mnie na niebezpieczeństwo. Moje serce pozostało tam, z nim, podczas gdy jego obraz zacierał się wraz z zachodzącymi moje oczy łzami.

Strona 4 z 389

Strona 5 z 389 ROZDZIAŁ 1 Kathia Zdarzają się w życiu takie sytuacje, kiedy nie zdajesz sobie sprawy, w którym momencie przekraczasz granicę między urojonym strachem a prawdziwym niebezpieczeństwem – i to był właśnie taki rodzaj sytuacji, w jakiej się znalazłam. Siedząc w najdalszym zakątku śmierdzącego i wilgotnego więzienia, czekałam aż przyjdzie po mnie Enrico. Spotkanie z chłopakiem, najbardziej nieokrzesaną i agresywną osobą, jaką było mi dane poznać, zaciągnęło mnie do tego odrażającego miejsca, znajdującego się na drugim krańcu od środowiska, w którym przywykłam się poruszać. Moje białe spodnie Armaniego stały się szare, skórzana czarna kurtka od Prady miała ogromne obtarcie na łokciu, a mnie złamał się paznokieć. I jakby tego było mało, dzieliłam celę z kimś w rodzaju Yeti, które nie spuszczało ze mnie wzroku. Ohydna kobieta, pokryta tatuażami i piercingiem, z wykałaczką w buzi, wyglądała jakby chciała mnie zjeść. Prawie mogłam zobaczyć, jak się śliniła. Cudownie. Twoja pierwsza noc w Rzymie, a ty spędzasz ją w więzieniu. Zamierzam zabić tego kretyna, jak tylko stąd wyjdę – myślałam. Właśnie to chciałam zrobić. W głębi, głosy dwóch strażników mieszały się z transmisją meczu piłki nożnej. Wołałam ich niezliczoną ilość razy, ale jedyne co udało mi się uzyskać jako odpowiedź, to pojękiwania i uderzenia w stół. Bez wątpienia byli mną zmęczeni tak samo jak i ja nimi oraz tym miejscem. Instynktownie próbowałam wytrzepać spodnie, jakby dzięki temu z powrotem miał pojawić się ich biały kolor. Gdy wpadłam do kałuży, byłam świadoma tego, że wydałam trzysta euro w ścieki. Moje myśli o zawartości

Strona 6 z 389 szafy zostały przerwane, kiedy moja towarzyszka z celi wstała, aby wypluć dużą ilość nagromadzonej śliny. Mocno chwyciłam się swojego siedzenia, gdy zobaczyłam, że szła w moją stronę. To nie wróżyło nic dobrego i nie mogąc tego uniknąć, zaczęłam rozmyślać o sytuacji, która do tego wszystkiego doprowadziła. *** Kiedy otworzyłam drzwi balkonu, powitała mnie lodowata nocna bryza. W czasie zimowej pory roku cały Wiedeń pokryty był już śniegiem, a powietrze stało się wilgotne i chłodne. Gałęzie drzew pieściły mój niewielki balkonik i pozwalały, aby przy gwałtownym podmuchu wiatru, zasypał go biały puch. Staw znajdujący się na dziedzińcu zdążył zamarznąć; wkrótce będzie używany jako lodowisko. Chociaż w tym roku nie będę miała okazji, żeby je wypróbować. Byłam o krok od wyjazdu. Internat Saint Patrick obejmował antyczny zamek z XVII wieku i, pod względem architektonicznym, zachwycał mnie. Lecz jedną rzeczą było podziwianie jego budowy, a zupełnie inną mieszkanie tam. Nienawidziłam tego. Całkowita izolacja od chłopaków – oni mieszkali w internacie, który znajdował się kilka kilometrów w dół wzgórza. Nie mogłaś uwolnić się od swojego uniformu – gdyby jeszcze był ładny, to nie miałabym nic przeciwko noszeniu go. I dyscyplina była wystarczająco ostra – wszystko było mierzone czasem, włącznie z godziną pójścia do łazienki. Albo nauczyłaś się żyć z zasadami tej instytucji, albo byłaś stracona. Takie nudne było moje życie, dzień za dniem. Dopóki nie zjawił się mój ojciec. Włamał się do szkoły pełnej ochroniarzy (nie ukrywając nawet samouwielbienia ani arogancji, odstawił przedstawienie ukazując swój porywczy temperament) i kazał mi się spakować. Rozmawiał już z dyrektorem i miał przygotowane wszystko, co było niezbędne do mojego powrotu.

Strona 7 z 389 Po dziewięciu latach wracałam do Rzymu. Nie miałam pojęcia, co skłoniło moich rodziców do podjęcia takiej decyzji, ale cieszyłam się... aż za bardzo. Tylko szesnaście godzin później znajdowałam się naprzeciwko wielkiej garderoby, zastanawiając się, którą kurtkę założyć. To oczywiste, że musiałam zadowalać się tym, co miałam, aż do czasu, gdy mogłam iść na zakupy. Wśród tysiąca ubrań, które zaoferowała mi moja siostra Marzia, niewiele z nich mi się podobało, jej styl był jak dla mnie zbyt pretensjonalny. Pozostałam przy ubraniach bardziej obcisłych: kurtka w metalicznej czerni, białe spodnie i czarne buty na wysokim obcasie, stylizujące moje nogi. Obróciłam się i przypatrywałam się swojemu odbiciu w lustrze, podczas gdy w moim cyfrowym odtwarzaczu muzyki rozbrzmiewały Pussycat Dolls. Naprawdę wyglądałam jak jedna z nich. Napuszyłam swoje długie włosy i ułożyłam je po jednej stronie ramienia. Wyszłam z garderoby i zabrałam swoją białą torebkę Gucciego, wiedząc, że już niedługo wywalczę ogromną sumę pieniędzy. Rzuciłam wzrokiem na mój imponujący pokój, wyłączyłam odtwarzacz, po czym wyszłam stamtąd pewnym i głośnym krokiem. Po roku niewidzenia się ze sobą, szłam na spotkanie z moją najlepszą przyjaciółką. Erika byłam moją towarzyszką w internacie, odkąd się tam znalazłam. Była jak moja siostra, część mnie, ale musiała opuścić szkołę, kiedy jej matka zmarła w wypadku samochodowym. Chciała wrócić do Rzymu, aby wspierać swojego ojca, więc od tej pory mogłyśmy rozmawiać tylko w soboty i to zaledwie przez pięć minut. Ile rzeczy zdążylibyście powiedzieć w tak krótkim czasie? Niewiele, bardzo niewiele, ale sam dźwięk jej głosu dodawał mi otuchy. Zeszłam po schodach i spojrzałam do tyłu. Byłam wdzięczna, że mój pokój znajdował się w głównym korytarzu. Gdyby nie to, musiałabym mieć mapę, żeby móc wyjść z labiryntu drzwi i zakrętów. Była to olbrzymia rezydencja. Nawet w internacie nie było tylu pomieszczeń co w moim domu, a zamieszkiwało go dwanaście dziewczyn. Kiedy dotarłam do holu, musiałam pogrzebać w pamięci, aby przypomnieć sobie, że gabinet mojego ojca był blisko jadalni. Skierowałam się w tamtą stronę.

Strona 8 z 389 Giancarlo, majordomus, otworzył mi drzwi. Był wysoki oraz szczupły, jego czarne oczy niezwykle wyróżniały się z powodu braku włosów. Mimo to, wyglądał bardzo atrakcyjnie. Uśmiechnął się do mnie i rozłożył dłoń, wskazując bym weszłam. Zbliżyłam się do niego, lekko podskoczyłam i dałam mu buziaka w policzek. Później zdałam sobie sprawę, że w gabinecie, oprócz mojego ojca, byli mój wujek Carlo, Adriano Bianchi i jego najmłodszy syn Valentino. Mój uśmiech zamarł, jak tylko ujrzałam tego ostatniego obserwującego mnie od góry do dołu i mającego spojrzenie tak bardzo... perwersyjne. Zawsze lubiłam, kiedy ludzie na mnie patrzyli, ale nie w taki sposób. Zacisnęłam usta i wyzywająco się w niego wpatrywałam. Wiedziałam, że moje oczy mogły uchodzić za niszczący huragan i właśnie tak się działo w większości przypadków. - Moja mała prowokatorka. – Uśmiechnął się mój ojciec, mówiąc fałszywym tonem. – Powinnaś zachować te swoje spojrzenia dla kogoś, kto na nie zasługuje. – Nie obchodziło go, że kompromituje mnie przed gośćmi. Westchnęłam. – Życzysz sobie czegoś, kochana? - Tak, bo widzisz, umówiłam się z Eriką i... - I potrzebujesz pieniędzy – przerwał mi, chowając jednocześnie rękę do szuflady i wyjmując z niej czarny skórzany portfel. Chwycił kartę i rzucił ją na skraj biurka. – Trzymaj – powiedział dumny z tego gestu. - Dajesz mi kartę kredytową? – zapytałam, unosząc brew. Tylko on i Bóg mogli wiedzieć, ile pieniędzy zawierał ten kawałek plastiku. Moje oczy rozbłysły. Oczekiwałam znacznie mniej. - Nie powinienem ci ufać? – spytał wyniośle. - Nie powiedziałam tego – szepnęłam. – Ale gdybym była tobą, miałabym wątpliwości. To niebezpieczne dawać takie coś nastolatce. Oparł się na siedzeniu i skrzyżował palce, nie przestając na mnie patrzeć. Później zwrócił swój wzrok na Valentina, który był oparty o mini bar, próbując stworzyć dzięki temu bardzo męską pozę. Wydał mi się zarazem imponujący, jak i prowokujący.

Strona 9 z 389 Valentino był wysoki, mierzył jakieś metr dziewięćdziesiąt i mógł chwalić się wyraźnym oraz krzepkim ciałem. Jego włosy o intensywnym blond kolorze podkreślały zieleń jego oczu, jakiej nigdy przedtem nie widziałam, jakby szmaragdy ozdobione przez twarz z porcelany. Był przystojny, ale jego piękno było z rodzaju tego niepokojącego, które nie odzwierciedla twojej prawdziwej osobowości. Nie był szczery i oboje o tym wiedzieliśmy. - Twoja matka potrafi być bardziej niebezpieczna, a nie jest już nastolatką. Poza tym, podejrzewam, że niełatwo będzie ci wydać całą sumę z tej karty w ciągu kilku godzin. – Wszyscy roześmiali się z pyszałkowatego komentarza mojego ojca. - Lepiej mnie nie kuś. – Wzięłam kartę, patrząc z ukosa na Valentina, który z zaciśniętymi ustami przyglądał się wcięciu w mojej talii. – Może przyjść mi na myśl milion pomysłów na co wydać całą tę kasę, tato. – Ja również wiedziałam jak uzyskać przewagę. Mój wujek Carlo uśmiechnął się. – Mogę potrzebować, no nie wiem... samochodu? Tak, Audi R8 byłby w porządku. Czerwony, jeśli to możliwe. Przejechałam palcem po wargach, rozmyślając o tym. Nie byłoby to takim złym pomysłem pojawienie się w wielkim ogrodzie mojego domu z samochodem. - Dobry gust, Kathio – wymruczał Adriano. - Dziękuję. - Wróć o dwunastej – burknął mój ojciec. – I uważaj, co kupujesz. Nie chcę, żebyś była taka... – Zmarszczył brew, szukając odpowiedniego przymiotnika. – Prowokująca. - Przeszkadza ci prowokacja? – zapytałam go zirytowanym tonem. - Przeszkadza mi, że ty lubisz prowokować. - Mnie się to podoba – zainterweniował Valentino, puszczając do mnie oczko. Podarowałam mu wymuszony uśmiech. Chyba go docenił i się roześmiał.

Strona 10 z 389 - Postaram się być grzeczna, ale niczego nie obiecuję. Wiesz, że nie za dobrze mi to wychodzi. Ciao. Wyszłam stamtąd, zanim ojciec zdążyłby mi zrobić jakieś wymówki i wiedząc, że Valentino przypatrywał mi się z pożądaniem. Zerknęłam na kartę i przycisnęłam ją do piersi, uśmiechając się przy tym. Nieograniczone pieniądze, genialnie. Byłam tak rozentuzjazmowana, że idąc do drzwi, nie zauważyłam pojawiającej się na mojej drodze osoby. Z rozmachem wpadłyśmy na siebie w holu. Kiedy się od siebie oddaliłyśmy, zobaczyłam, że moja siostra ponuro na mnie spoglądała. Klon mojej matki miał już przygotowane usta, aby wyrzucić z siebie jakąś obelgę, podczas gdy ja powstrzymywałam wszystkie swoje odruchy chęci uniknięcia jej oddechu, który nasycony był wódką i mógł pozbawić mnie zapachu moich perfum od Paco Rabanne. - Co ty, do kurwy, wyprawiasz, kretynko? Czyżby w internacie nie nauczyli cię, żeby patrzeć przed siebie podczas chodzenia? – Jej średniej długości kasztanowa grzywka zatrzęsła się ze złości. Zdawałam sobie sprawę z tego, że wypiła więcej niż tylko jeden kieliszek, bo po trzecim zaczynała pluć jadem. - Cześć, Marzio – powiedziałam z pogardą. - Zadałam ci pytanie. - Nie sądzę, by odpowiedź była istotna. Doskonale wiesz, że potrafię chodzić. Powinnaś spytać samej siebie, czy ty jesteś w stanie to robić. Cisnęła swoimi rękami w moją klatkę piersiową, popychając mnie na jedną ze schodowych kolumn. Szybko odepchnęłam jej dłonie. - O co ci chodzi? Potrzebujesz się na kimś wyżyć, bo nie masz już nic do picia? - Jesteś suką! Przy każdej kłótni korzystałyśmy z okazji do wyzywania się. To było jasne, że nic nie mogło zrodzić w nas trochę empatii do siebie nawzajem.

Strona 11 z 389 - Podejrzewam, że właśnie to mówi ci Marcello, kiedy jesteście w łóżku – wystrzeliłam bez namysłu. Jej blada twarz stężała, gdy usłyszała imię swojego kochanka, który, co ciekawe, był naszym kuzynem. Mocno zacisnęła usta i uniosła dłoń z chęcią oddania ciosu. - Zamierzasz mnie uderzyć? – spytałam oczekująco. - Myślę, że ktoś musi spuścić ci lanie, smarkulo. Czemu nie zostałaś w Wiedniu? – powiedziała Marzia, próbując sprawić mi ból. Nie miała pojęcia, że było mi zupełnie obojętne, co o mnie myślała. - Zapytaj taty. – Wzruszyłam ramionami, rozstrzygając konflikt. - Wrócisz tam. Już ja się o to postaram – dodała, nie wiedząc, że za nią stał Enrico, jej mąż i niewątpliwie najcudowniejsza osoba w tym domu. - Marzio! Nie zachowuj się, jakbyś była dzieckiem, okay? – Zacisnął usta, chowając dłonie do kieszeni spodni. - Idź do diabła, kochanie. – I zniknęła. - Jak zawsze, słońce – mruknął Enrico. Odwrócił się do mnie, starając się, bym nie dostrzegła jego nagłego złego samopoczucia. Uścisnęłam go i podarowałam mu uśmiech. Nie mogłam znieść tego, że był smutny z winy mojej siostry, tym bardziej mając świadomość, jak wspaniale ją traktował. Kiedy byłam mała, marzyłam o tym, aby spotkać takiego mężczyznę jak on... i nadal tego pragnęłam. - Zawsze pojawiasz się we właściwym momencie, szwagierku. – Uśmiechnęłam się, myśląc, że jeśli zawiezie mnie do Pizzerii Navona, to choć na chwilę zapomni o tej gównianej relacji, którą miał z Marzią. - Czego chciałabyś tym razem? – zapytał zrezygnowany, lecz uśmiechnięty. – Zacznę podejrzewać, że lubisz mnie tylko wtedy, gdy czegoś potrzebujesz – zażartował, widząc jak podniosłam brew. - Cóż, wciąż jestem za młoda i nie mogę pożyczyć twojego samochodu, mimo że umiem prowadzić. – Nie mogłam mu o tym powiedzieć, ale nauczyłam

Strona 12 z 389 się tego pewnej nocy, kiedy uciekliśmy z internatu, by dotrzeć do stolicy. Tego samego dnia po raz pierwszy pocałowałam chłopaka. – Ukaraliby cię grzywną, a ja poszłabym do ośrodka dla nieletnich za bycie nastoletnią przestępczynią... – Udałam przejęcie i obserwowałam jego nieufne oblicze. - I przesadzającą bezwstydnicą. – Poczochrał mnie. - Ej! Dopiero co się czesałam – zaprotestowałam. - Dokąd się wybierasz? - No więc, umówiłam się z przyjaciółką. Pamiętasz Erikę? – Nie zdawałam sobie sprawy, że już otwieraliśmy drzwi. Enrico przepuścił mnie jako pierwszą. - Erika Bruni? Córka Emiliana? - Tak, ta sama! – Klasnęłam w dłonie. Emiliano Bruni był właścicielem jednej z najważniejszych linii lotniczych w kraju. - Bardzo chcę ją zobaczyć. Wiesz, pogadamy o ubraniach, chłopakach i o tym, jakie jest San Angelo. Ona też idzie do tej szkoły, więc nie będę musiała się martwić o zaaklimatyzowanie się tam. - Brzmi super. Chociaż, naprawdę uważasz, że mogłabyś się martwić o przystosowanie się do jakiegoś miejsca? – zapytał, wsiadając do samochodu. - Nie. – Uśmiechnęłam się, zapinając pas bezpieczeństwa. – Kiedy kupiłeś ten samochód? To cudo. Był to czarny Bentley Continental GT-S, który tak jak zewnątrz był spektakularny, tak wewnątrz był niewiarygodny. Aż chciało się w nim zostać i zamieszkać. - Jakieś dwa miesiące temu – odpowiedział dumnie. - Nie wiedziałam, że tak dużo zarabiasz będąc głównym inspektorem policji kryminalnej. - Bo... być może nie jestem tylko kryminalistykiem. – Jego spojrzenie przybrało dziwny odcień.

Strona 13 z 389 Zawsze sądziłam, że między Enrikiem a mną nie było żadnych sekretów. On był moim powiernikiem, a ja jego, ale w tamtej chwili wydawało mi się, że coś przede mną zataił. Byłam paranoiczką, czy też za tym niebieskim spojrzeniem coś się kryło? Coś, co może wprawiało go w zakłopotanie? Westchnął, ścisnął kierownicę tak mocno, że pobielały mu kostki, i ruszył. Otoczył mnie dźwięk silnika. To, jak i włoska bryza, wślizgująca się między moje włosy, wystarczyło, by zatracić się w euforii, która zawładnęła mną na myśl o spotkaniu z Eriką. Cristianno Zauważyłem szczupłe i śniade nogi Míi oparte na jednej z kolumn, które znajdowały się obok wejścia do mojego budynku, kiedy ja i mój kuzyn wychodziliśmy z garażu. Mauro rzucił mi znaczące, żartobliwe spojrzenie. Minuty wcześniej kłóciliśmy się, jakie było prawdopodobieństwo, że spotkam się z Míą. Mauro rozważał dwie opcje: pierwszą było, że pojawi się zupełnie przypadkiem, lub przynajmniej chciałaby, żebym tak myślał; a drugą, że zjawi się w moim domu bez zapowiedzi z nieszczęśliwą minką, gotowa na wszystko. Ja nie oczekiwałem żadnej z nich, ale Mauro obstawał przy drugiej możliwości. Miał rację. Oto stała tam Mía, z biodrami prowokująco wystającymi znad jej krótkiej niebieskiej spódniczki. Wpatrywała się we mnie, oczekując mojej reakcji, która nie była inną, jak mierzenie jej wzrokiem z góry na dół. Musiałem przyznać, iż była niewiarygodna, a te nogi nie były odpowiednie dla kogoś, kto cierpiał na chorobę serca. Wiedziałem jednak, że wszystkie te lubieżne rzeczy rozwiewały się w momencie, w którym Mía tylko otwierała buzię. Mówiłem jej już z milion razy, że jej nie kochałem, że nasza relacja polegała wyłącznie na seksie, a ona uszczęśliwiona wydawała się to akceptować. Twierdziła, że tylko tego ode mnie oczekiwała, a to było wszystkim, co mogłem jej zaoferować.

Strona 14 z 389 Przerzucałem klucze od motocykla między palcami, ukradkiem obserwując reakcję mojego kuzyna, który zbliżył się do czerwonej Hondy CBR, odpalił i lekko podskoczył na siedzeniu. Jego szyderczy uśmiech mnie wkurzał. - Czekam na ciebie przy Placu Marina. Przejeżdżając obok mnie, umyślnie dodał gazu chcąc mnie przestraszyć. Nie ruszyłem się nawet o milimetr, ale skorzystałem z okazji, by posłać mu zuchwały uśmiech. Znaliśmy się wystarczająco dobrze, więc bez problemu potrafiliśmy odczytać każdą wiadomość, jaką miały przekazać nasze gesty. Był moim kuzynem, ale traktowałem go jak brata. - Trzymaj się, Cristiannie – zażartował, zanim wyjechał z garażu. – A ty nie bądź zbyt upierdliwa, Mío. Zniknął wśród ludzi tłoczących się przy Fontannie di Trevi. W takich momentach piękny barokowy widok podkreślało pomarańczowe światło, które odbijało się na placu. Mía uwiesiła się na mnie, oplatając moją szyję i popychając mnie na ścianę. Doskonale wiedziała co robić, aby utrzymać mnie przy sobie i wstrzymać moje próby oddalenia się od niej. - Czemu nie odpowiadasz na moje telefony? – zapytała, całując mnie w szyję. - Nie wiedziałem, że miałem to zrobić – powiedziałem szorstko, podczas gdy ona włożyła ręce pod mój sweter i gładziła mój brzuch. – Mío, muszę iść. Czekają na mnie. - Teraz jesteś ze mną – szepnęła, jednocześnie pieszcząc językiem moje ucho. Jeszcze mocniej chwyciła się mojej szyi i nie mogłem uniknąć przyciągnięcia jej w swoje ramiona. Zdawała sobie sprawę, że z łatwością pozbawiała mnie kontroli i wykorzystywała sytuację, żebym od niej nie uciekł. Zahaczając o każdy zakątek, przebiegliśmy przez garaż, aż w końcu z holu dotarliśmy do budynku Gabbanów. Znała to miejsce na wskroś i bez problemu orientowała się, gdzie ma mnie zaprowadzić. Na szczęście zdążyłem zauważyć,

Strona 15 z 389 że jej intencją było wejście na górę do mojego pokoju, więc przeszkodziłem jej w tym, wchodząc do pomieszczenia na pierwszym piętrze. Posadziłem ją na stole i zdjąłem swój sweter bez przerywania całowania jej. Pieściłem jej uda, kiedy jej oddech przebiegał przez moją szyję. Mía wbijała paznokcie w moje plecy, jeszcze bardziej przybliżając mnie do siebie. Moje pocałunki oddalały się od jej ust, pojawiając się na szyi, obojczyku... i na brzuchu, nim znowu zaczęły wspinać się do góry; wiedziałem, że doprowadzało ją to do szaleństwa. Jakby na potwierdzenie moich słów, wypuściła z siebie cichy jęk, a ja uśmiechnąłem się lekko, ukrywając się za jej rudymi, falowanymi włosami. - Czemu mi to robisz? – spytała, szukając moich warg. - Czy nie tego właśnie pragniesz? Ten delikatny oraz intrygujący szept podniecił ją. Zdjęła bluzkę i chwyciła moje ręce, aby przenieść je na swoje piersi. Powróciłem do całowania jej, a ona zdarła z siebie spódnicę. Nie kochałem jej, ani nie lubiłem. Nie czułem nic, co prowadziłoby do jakiegoś poważnego związku z nią – tak naprawdę, z nikim nie chciałem mieć żadnych poważnych relacji – ale to nie przeszkadzało mi w czerpaniu przyjemności z tej chwili. Nagle dzwonek komórki (Amazing, Kanye West) zaczął rozbrzmiewać w kieszeni moich spodni. Zatrzymałem się i próbowałem odepchnąć Míę, żeby go wyjąć, lecz z furią przyciągnęła mnie z powrotem do siebie. - To nie jest najlepszy moment, Cristiannie – wymruczała, starając się powstrzymać mnie nogami. Kątem oka zerknąłem na ekran telefonu, gdy przestał już dzwonić. To był mój kuzyn. - Teraz lepiej. – Pocałunek zmieszał się z dźwiękiem kolejnego przychodzącego połączenia.

Strona 16 z 389 Mauro nalegał, co oznaczało, że miał problemy. Mój kuzyn nie był typową osobą, która lubiła przeszkadzać... w specjalnych momentach, że tak to nazwę. Skoro dzwonił, to niewątpliwie wpadł w tarapaty. - Kurwa! – krzyknęła Mía, popychając mnie. W innych okolicznościach nazwałbym się kretynem, ale w tamtej chwili gówno mnie obchodziło, co sobie myślała lub czuła. Bardziej przejmowałem się tym, jaka wiadomość czekała na mnie za tym telefonem. - Co się dzieje? – zapytałem po odebraniu. - Franco ma ochotę na bójkę. Te słowa wystarczyły. Skoro ten dureń, koleżka Valentina Bianchi wraz ze swoją grupą dzieciaków chciał się bić, to wybrał osoby wręcz do tego stworzone. Szybko się ubrałem i wziąłem klucze od swojego samochodu, nie zwracając uwagi na ostry i wkurzony głos Míi. Miałem gdzieś, że była na mnie wściekła; kilka sekund przedtem wydawało się być zupełnie odwrotnie. Dotarłem do garażu i usadowiłem się na motocyklu, praktycznie w tym samym czasie, co odpaliłem silnik. Mía zadała mi śmieszny cios w ramię, gdy zauważyła, że jej nie słuchałem. - Sprawdźmy, czy rozumiesz, Mío. Nie jesteś dla mnie nikim ważnym, byś miała prawo mnie kontrolować. Nie należę do ciebie i nie chcę, żebyś ty należała do mnie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Tylko seks, już o tym rozmawialiśmy. Nie ma uczuć, które by mnie z tobą wiązały, między nami nic nie ma. Więc przestań mnie przeklinać, okay? – Pochyliłem się i lekkim ruchem głowy wskazałem jej drzwi. - Jesteś chujem – warknęła, odchodząc. - Wiem – szepnąłem, jakbym mówił sam do siebie. Niestety Mía odebrała to jako próbę wyrażenia skruchy, ponieważ odwróciła się i spojrzała na mnie z uśmiechem. Znowu się pomyliła. – Ale nie przejmuję się, że mówi mi to ktoś taki jak ty.

Strona 17 z 389 Gdy tylko wjechałem na Via del Tritone i mogłem dodać gazu, w twarz uderzył mnie uszczypliwy chłód. Był on denerwujący i musiałem wytężać wzrok, żeby widzieć drogę, ale mimo to nie zmniejszyłem prędkości. Wręcz przeciwnie, zacisnąłem szczękę i przyspieszyłem jeszcze bardziej. Gdybym miał problemy z policją, to później rozwiązałby je mój ojciec lub Enrico. Byli szefami rzymskiej policji i nikt nie kwestionowałby decyzji Silvana Gabbany, generalnego dyrektora. Światła ulicznych latarni formowały prostą, błyszczącą linię, którą podążałem z najszybszą prędkością. Miałem jednak wystarczającą kontrolę, by w lusterkach zobaczyć ciekawskie spojrzenia przechodniów spacerujących po chodniku. Nigdy nie pozostawałem obojętny na gapiów i gdybym się wtedy nie spieszył, to rzuciłbym w ich stronę jakiś komentarz lub obsceniczny gest. Światło niespodziewanie zaczęło się zniekształcać, tworząc jedynie małe błyski. Dogoniłem spokojnie jadącą karawanę samochodów i byłem zmuszony do zwolnienia tempa, aby je ominąć. Wyprzedziłem kilka pojazdów, a kiedy głowy kierowców wychylały się przez okna, żeby mnie skarcić, ich głosy zostawały przerywane wraz z rozpoznaniem mnie. Sygnalizacja świetlna zmieniła swój kolor z zielonego na bursztynowy, a potem na czerwony. Znajdująca się naprzeciwko mnie ulica zapełniła się już pędzącymi samochodami, ale nie obchodziło mnie to. Przyspieszyłem, zostawiając za sobą wrzawę gwizdów oraz obelg. Kathia Westchnęłam i jedną ręką poprawiłam makijaż oczu, podczas gdy Enrico parkował auto. Spojrzał na mnie uśmiechnięty. - Przestań się poprawiać, wyglądasz ślicznie. Uwierz mi, wyglądając jeszcze lepiej popełniłabyś przestępstwo. Zerknęłam na niego, sapiąc. Takich komplementów nie mogła prawić mi osoba z cechami Enrica. Bo skończyłabym, będąc w nim zakochaną.

Strona 18 z 389 - Czemu nie zostawisz mojej siostry i nie zostaniesz ze mną? – błagałam. Zaśmiał się, odrzucając głowę do tyłu. To niesamowite jak bardzo przypominał Leonarda DiCaprio. Jedynymi różnicami było to, że Enrico był bardziej męski i miał krótsze włosy. - Już o tym myślałem, naprawdę. Ale różnica wiekowa... - Masz tylko dwadzieścia siedem lat, Enricu – przerwałam mu, uśmiechając się. - W porządku, w takim razie ucieknijmy. Natychmiast. – Pochylił się i pocałował mnie w policzek. – Baw się dobrze i zachowuj się porządnie wobec chłopaków. - Nie wiem, czy to możliwe. – Wyszłam z samochodu w tym samym czasie, kiedy ujrzałam wlepione w mnie trzy wymowne spojrzenia. Chłopacy byli w moim wieku i wyglądali na typową grupę hipisów, którzy wieczór spędzali na paleniu marychy i piciu herbaty z dodatkiem czegoś ekstra. Zdecydowałam się trochę zabawić. Zamknęłam drzwi samochodu i oparłam na nim łokcie, demonstrując swoje nogi. Enrico pokręcił głową. - Nie bądź okrutna. – Uśmiechnął się. Wybuchłam śmiechem, potrząsając włosami. Mój wizerunek stał się jeszcze bardziej imponujący dzięki lekkiemu porywowi wiatru. - Lepiej już sobie pójdę. - Tak. Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń do mnie – powiedział Enrico. - Okay. Kocham cię. - Ja ciebie też. Enrico odjechał, kiedy zaczął dzwonić mój telefon. Pospiesznie otworzyłam torebkę i ujrzałam widniejące na ekranie imię Eriki. Odebrałam połączenie.

Strona 19 z 389 - Jeśli powiedziałabym ci, że jesteś najseksowniejszą laską w Rzymie i umieram z zazdrości o twoje ciało, uwierzyłabyś mi? – Jej głos brzmiał pogodnie jak zawsze. - Wiesz, że tak – odpowiedziałam, używając wystarczająco narcystycznego tonu. - Super! Nadal jesteś tak zarozumiała jak kiedyś! – Usłyszałam za sobą. Nie dała mi czasu na reakcję, bo już miałam ją mocno przyciśniętą do swojego ciała. Zaczęła krzyczeć moje imię i podskakiwać. Kilka osób rzuciło nam zaskoczone spojrzenia, ale nic dziwnego, w końcu zachowywałyśmy się jak dwie bezwstydne histeryczki. - Kathia! – powtórzyła, uczepiając się mojej szyi. - Erika! – Objęłam ją i poczułam świeży cytrynowo-jaśminowy zapach. - Cholera, czekanie wydawało się dla mnie wiecznością. Masz pojęcie, co ja przez ciebie przeżyłam? - Nie musisz nic mówić. Nie mogłam doczekać się godziny, w której cię zobaczę. Dostrzegłam małą, dziwną zmianę w jej wyglądzie. Włosy miała tej samej długości, lecz wyrównane i z lekko miedzianymi kosmykami na kasztanowym kolorze. Również jej grzywka była zmodyfikowana – obcięła ją na wysokość brwi, co wyostrzyło rysy twarzy oraz karmelową barwę jej oczu. - Co zrobiłaś z włosami? – spytałam po dokonaniu na niej analizy. Zaniosła się śmiechem, odchylając głowę do tyłu. - Nie podoba ci się? - Pasuje do ciebie. - Chciałam zmienić swój wizerunek, więc Luca z Danielą doradzili mi co zrobić. - Wyglądasz prześlicznie. Tak przy okazji, Luca i Daniela?

Strona 20 z 389 - Tak, czekają na nas w Giordana’s. Bardzo chcę cię z nimi zapoznać. Nie zdałam sobie sprawy, że zaczęłyśmy iść i właśnie przechodziłyśmy przez Plac Navona. W kilka minut, które zajęło nam dojście do kawiarni, zdążyła wytłumaczyć mi mnóstwo rzeczy. Nie przestawała paplać o swoich przyjaciołach, o chłopakach, których zdobyła, o problemach ze swoim ojcem, o jego nowej narzeczonej... Chociaż próbowała jak najwięcej unikać tego tematu. - Dobra, to jest Giordana’s. Jestem pewna, że spodoba ci się ten lokal – zapewniała mnie, gdy stałyśmy w drzwiach. Atmosfera była jak za czasów lat osiemdziesiątych. Podłoga w czarno-białą kratę; biała, podświetlana lada z zaokrąglonymi krawędziami, czerwone ściany i skórzane krzesła. To wszystko dawało wrażenie znajdowania się w filmie Powrót do przyszłości. Byłam zafascynowana. Z radia rozbrzmiewało Edge of seventeen, Steviego Nicksa, i nie mogłam oprzeć się pokusie śpiewania tego pod nosem. Erika spojrzała na mnie zaskoczona i uśmiechnęła się. - Lubię tę piosenkę. – Zabrzmiało to prawie jak usprawiedliwienie, ale też się uśmiechnęłam. - Czemu nie zaczniesz się kołysać podczas chodu? - Wiesz, że z przyjemnością bym to zrobiła. Mimo że w lokalu byli ludzie, to nie widziałam problemu w poruszaniu się w rytm muzyki. Z końcowego stolika wstał pewien szczupły chłopak i tanecznym krokiem wyszedł mi na spotkanie. Erika się zaśmiała, więc domyśliłam się, że musiał to być Luca. Był nieźle wystrojony. Na jedną stronę twarzy spadała mu grzywka, a reszta jego czarnych włosów była zaczesana do tyłu. Uszy zdobiły mu dwa kółka, a usta świeciły się w niezwykły sposób, zapewne za sprawą błyszczyka. - Kathia! – wykrzyknął chłopak piskliwym głosem. – Wow, dziewczyno! Jesteś jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach! A uwierz mi, jest to naprawdę trudne – dodał, gładząc każde zakrzywienie mojej twarzy, jakby był niewidomym, który rozpoznaje człowieka po dotyku. – Bardzo trudne. Myślałaś kiedyś o pracowaniu jako modelka?

Strona 21 z 389 - Dziękuję, ale nie. Nie lubię takich rzeczy. - Ona jest ponad tym – oznajmiła Erika, uśmiechając się. – Konkretnie mówiąc, bardziej naukowa. Chce studiować biochemię kliniczną. - No proszę, z niezliczonej ilości nauk medycznych, wybierasz tę najłatwiejszą – ironicznie stwierdziła brunetka. To musiała być Daniela. - Boże, co za strata! Mógłbym stworzyć z tobą wielką kampanię – kontynuował Luca. Zauważyłam, że ten chłopak nie przestawał mówić. – I co za oczy! To soczewki? - Nie... – Uśmiechnęłam się, kiedy Luca analizował moje oczy. - W życiu nie widziałem tak olśniewająco szarej barwy... Są zniewalające! - Niewielu ludzi ma taki kolor... – wtrąciła Erika. Ta scena nie mogła być już bardziej absurdalna: dziewczyna, która zdawała się być Danielą, i ja, obserwowałyśmy jak Luca dyskutował z Eriką o moich oczach. - Bardzo niewielu – utrzymywał Luca. - Chociaż znam kogoś... - Kogo? - Cristianna – odpowiedziała Erika. - Jakiego Cristianna? - Naszego Cristianna. Cristianna Gabbanę. Tylko że on ma niebieskie. To było dla mnie niespodzianką. Nie sądziłam, że synalek Silvana Gabbany pojawi się w naszej rozmowie; właściwie, to w ich rozmowie. - Och, tak! Cristianno Gabbana. On jest taki... – Luca uniósł oczy do sufitu, wyglądając przy tym jakby marzył o kimś wartym fantazjowania. - Dobra, już wystarczy... – przerwała Daniela, mrugając. – Jestem Daniela, i jeśli chcesz wiedzieć, czy Luca zawsze tak się zachowuje, szczerze

Strona 22 z 389 powiedziawszy, tak, zawsze – oznajmiła, całując mnie w policzek. – Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać. - Uważaj, Kathio. Daniela wywodzi się z rasy rottweilerów – powiedział Luca, żartując z niej. - Zamknij się! – Zadała mu cios. Daniela miała kruczoczarne włosy, przycięte nad ramionami. Jej długa grzywka przysłaniała turkusowe oczy, które mnie zachwycały. Podobał mi się jej styl. Ubierała się w sposób miejski, ale jednocześnie zmysłowy i kobiecy. Dostrzegłam jej silny i zdecydowany charakter, była pewna siebie... bez wątpienia całkowicie odmienna od typowych nastolatków. Jej ton głosu, taki ciepły, uspokajał mnie. - Okay, Kathio, próbowałaś już lodów z Giordana’s? – zapytała Daniela, chwytając swój jasnoróżowy wełniany szal. - Miałam nadzieję zrobić to teraz. Cristianno Kiedy wziąłem ostatni zakręt, zobaczyłem Plac Marina. Bójka już się rozpoczęła... ze znacznie większą liczbą osób, niż się spodziewałem. Paczce Franca i ich laleczkom towarzyszyło wielu fanów. Było ich dwa razy więcej niż nas. Przechodząca tamtędy starszyzna krytykowała spektakl walki. Zajęło mi trochę czasu, nim zobaczyłem, że jedna z tych osób postanowiła zatelefonować; niedługo powinni odwiedzić nas policjanci. Zatrzymałem swojego czarnego Yamaha YZF R1, trochę zbyt agresywnie wjeżdżając przednim kołem na asfalt. Wraz z jazgotem rozprzestrzenił się obłok białego dymu. Nie przeszkodził mi on jednak w dojrzeniu, jak jeden z bliźniaków Carusso, Stefano, trzymał Maura za ramiona, podczas gdy Franco uderzał go w brzuch. Mój przyjaciel Alex mocno ściskał głowę Claudia między

Strona 23 z 389 swoją ręką a żebrami i nie przestawał wymierzać mu ciosów. Inny chłopak naskoczył na niego, ale Alex natychmiast się od niego uwolnił, strzepując go z ramion. Nikt nie chciał bić się z Alexem. Był silnym i potężnym kolesiem o wzroście metr dziewięćdziesiąt. Trudno było uwierzyć, że miał osiemnaście lat. Francesco, drugi z bliźniaków, i dwójka jakichś dzieciaków próbowali powstrzymać Erica. On natomiast naśmiewał się z nich, gdy udawało mu się ich wykiwać. Eric był mały i zwinny, tak więc jedyne co mogłeś robić w czasie bójki, to biec za nim. Zacisnąłem szczękę, kiedy schodziłem z motocykla, rzucając go na bok. Miałem go dopiero od kilku miesięcy, ale to nie pierwszy raz, gdy coś zepsułem. Co za różnica, skoro i tak mogłem kupić sobie następny. Skoczyłem na chłopaka, który nie zauważył mojego przybycia. Wyrwałem mu telefon i walnąłem go nim w twarz. Urządzenie rozpadło się na kawałki między moimi palcami. Chłopak błyskawicznie osunął się na ziemię; o jednego mniej. Kolejnym moim celem był Franco i szedłem po niego zdecydowanym krokiem. Uniosłem nogę i przycisnąłem ją do jego klatki piersiowej z taką siłą, że aż się przewrócił. Kiedy upadał, dało się usłyszeć cichy jęk. Nie pozwoliłem, by wstał; skakałem po nim i uderzałem go, trafiając w podbródek. Jego głowa odbijała się od podłoża, a warga i nos zaczęły krwawić. Nawet w takim stanie, użył ostatków swoich sił, żeby stawić mi czoło i mnie uderzyć. Runąłem jak kłoda, więc wykorzystał to i usadowił się na mnie. Mauro powstrzymał cios, który ten zamierzał mi zadać kopniakiem. Ten ruch pozwolił mi na ponowne przejście do ataku. Tego, czego się nie spodziewałem, to że Claudio uwolni się z uścisku Alexa i ugodzi mnie w brew. Wyczułem jak krew spływała po mojej twarzy, lecz to nie zawadzało mi w rzuceniu się na niego. Uderzyłem go w brzuch i zacząłem oddawać ciosy w twarz, gdy krzyczał. Nagle usłyszeliśmy zbliżający się dźwięk syren. Pieprzone wezwanie staruszka dawało efekty. To był moment na zebranie swoich manatków, ale nie mogłem tego zrobić, ponieważ policja zmierzała w kierunku mojego motocykla. Mauro podciągnął mnie i postawił na nogi.

Strona 24 z 389 - No dalej, musimy iść, Cristiannie! – krzyknął Alex, biegnąc. Eric podążał za nimi, tak samo jak bliźniacy oraz krwawiący chłopak od telefonu. - Cristianno! – darł się Mauro. Oddalony już Franco obserwował mnie i posłał mi zwycięski uśmiech, a także pytające spojrzenie. Wiedziałem, że to nie koniec tej sprawy. Miał czelność dotknąć mojego kuzyna i moich przyjaciół, a tego nie mogłem znieść. Zająłbym się nim, gdyby tylko pojawił się na mojej drodze. - Jesteś martwy, skurwysynie! – wykrzyczałem, zanim poczułem, jak Mauro zmuszał mnie do ucieczki. Wóz policyjny ukazał się akurat wtedy, gdy mieliśmy przebiec przez ulicę, i przeciął nam drogę. Naskoczyłem na niego i ześlizgnąłem się z maski. Przyspieszyłem, zostawiając za sobą wysiadających z auta policjantów. Mauro zawrócił i schował się między drzewami. Na szczęście ich uwaga nie była skierowana na niego... tylko na mnie.

Strona 25 z 389 ROZDZIAŁ 2 Kathia - Proszę na Viale delle Magnolie, jak najszybciej to możliwe – powiedziałam, wiedząc, że dotrę do domu z opóźnieniem. Do dwunastej brakowało już tylko dziesięciu minut. Załatwienie sobie taksówki z Corso del Renascimento trwało około piętnastu minut. Po tym czasie w końcu natknęłam się na samochód, który wydawał się spaść mi z nieba. Zajmując miejsce, wbiłam w siedzenie swoje pomarańczowoczerwonego koloru paznokcie. W radiu rozbrzmiewał głos piosenkarki, która miała problemy z gardłem. Minęło kilka sekund, nim zorientowałam się, że była to muzyka arabska. W całym wnętrzu unosił się smród przestarzałego kebaba. - Boże, będę musiała wziąć prysznic od razu po przyjeździe – mruknęłam, odkrywając, że byłam cała brudna od tłuszczu. – Proszę mi powiedzieć, myślał pan o wyczyszczeniu tego grata? Mężczyzna uśmiechnął się i nagle przyspieszył, powodując, że jeszcze głębiej zapadłam się w siedzeniu. Zrobił to celowo, ale nie miałam mu tego za złe. Co więcej, nawet się uśmiechnęłam. - Panienko, robi się wszystko, co się da. - Skoro tak pan twierdzi. Jak na dochodzącą już północ, ruch uliczny był nieznośny. W dziesięć minut, które były moim limitem, zdołaliśmy przejechać tylko trzy ulice. A teraz znajdowaliśmy się w kolejnym korku na Via del Corso. - Jest pan pewien, że ta droga jest najkrótsza? - W Rzymie nie ma skrótów, panienko. Powinna panienka o tym wiedzieć.