Agnieszka1301

  • Dokumenty420
  • Odsłony84 710
  • Obserwuję137
  • Rozmiar dokumentów914.6 MB
  • Ilość pobrań43 015

Sherrilyn Kenyon - Grzechy Nocy

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Sherrilyn Kenyon - Grzechy Nocy.pdf

Agnieszka1301 Dokumenty
Użytkownik Agnieszka1301 wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 258 stron)

2 | Grzechy Nocy Sherrilyn Kenyon Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia.666

3 | Prolog Uniwersytet dla Kobiet Mississippi Columbus, Mississippi Była martwa. Serce Melissy łomotało od przypływu adrenaliny, gdy biegła by osiągnąć bezpieczeństwo Grossnickle Hall. Dwie godziny temu, głupio powiedziała przyjaciołom, żeby zostawili ją w bibliotece, gdy będzie kończyć badania do referatu na angielski. Zagubiona w życiowych niepowodzeniach Christophera Marlowe'a1, spędziła tam więcej czasu niż zamierzała. Następne co wiedziała to to, że było późno i czas, żeby ruszyła do swojej Sali mieszkalnej w stylu apartamentu. Zaledwie rozważyła zadzwonienie po swojego chłopaka, żeby po nią przyszedł, ale skoro pracował dziś wieczór w załodze hodowli, wydawało się to kwestią dyskusyjną. Bez kolejnej myśli na temat głupoty dwudziestojednolatki spacerującej samotnie, zebrała swoje książki i ruszyła do domu. Ale teraz gdy biegła przez kampus i była ścigana przez czterech nieznanych mężczyzn, zrozumiała jaką była idiotką. Jak ktoś mógł stracić życie przez jedna złą decyzję? A jednak ludziom zdarzało się to każdego dnia. To nie powinno zdarzyć się mnie! - Pomocy! – krzyknęła, biegnąc najszybciej jak mogła. Na pewno był tu ktoś kto ją widział! Ktoś kto mógłby zadzwonić po ochronę, żeby jej pomogła. Okrążyła żywopłot i wbiegła prosto na coś. Spojrzała w górę na mężczyznę przed sobą. 1 Christopher Marlowe (ur. 6 lutego 1564 w Canterbury, zm. 30 maja 1593 w Deptford pod Londynem) – angielski dramaturg i poeta okresu elżbietańskiego. Nadano mu przydomek "ojca angielskiej tragedii", między innymi z powodu wprowadzeniu wiersza białego do elżbietańskiego dramatu.

4 | - Proszę… - Słowa umilkły, gdy zrozumiała że był jednym z czworga ściągających ją mężczyzn. Roześmiał się źle, pokazując jej parę kłów. Krzycząc, Melissa walczyła z jego uściskiem. Rzuciła w niego swoimi książkami i pchała z każdą odrobiną siły jaką posiadała. Puścił. Ruszyła ku ulicy tylko po to by znaleźć tam kolejnego czekającego blondyna. Wyhamowała szybko, szukając innej drogi ucieczki. Ale nie było gdzie uciec, by żaden z nich by jej nie złapał. Ubrany całkiem w czerń, nowoprzybyły stał jakby kompletnie nonszalancko wobec niebezpieczeństwa w jakim była. Jego długie blond włosy były związane w kucyk. Nosił ciemne okulary przeciwsłoneczne kompletnie zasłaniające jego oczy, co sprawiało, że zastanawiała się jak mógł widzieć w ciemnościach. Było w nim coś ponadczasowego. Coś potężnego i przerażającego. Wydawał się być taki sam jak jej prześladowcy a jednak było w nim coś całkiem różnego. Coś bardziej potężnego. Bardziej starożytnego. Bardziej przerażającego. - Jesteś jednym z nich? – wykrztusiła. Jeden z kącików jego ust się uniósł. - Nie, skarbie, nie jestem jednym z nich. Usłyszała jak inni się zbliżają. Obróciwszy głowę, patrzyła jak zwolnili gdy zbliżyli się do niej i zobaczyli mężczyznę z którym stała. Strach znaczył ich przystojne twarze, gdy jeden z nich wyszeptał: - Mroczny Łowca. Zostali z tyłu jakby rozważając co powinni zrobić, gdy ten mężczyzna tu był. Nowoprzybyły wyciągnął do niej rękę. Wdzięczna, że jej koszmar się skończył i że ten mężczyzna powstrzymał ich przed złapaniem jej i zranieniem, Melissa chwyciła jego dłoń. Parsknął szyderczo na ścigających ją mężczyzn gdy przyciągnął ja do siebie. Każda część niej drżała z ulgi, że przyszedł jej na ratunek. - Dziękuję. Uśmiechnął się na to. - Nie, skarbie, to ja dziękuję.

5 | Zanim mogła się ruszyć, chwycił ją w ramiona i wbił kły w jej szyję. Mroczny Łowca posmakował życia i emocji studentki gdy pił esencję jej życia. To było czyste i nieskażone… Była studentką ze stypendium, która miała przed sobą jasna przyszłość. C'est la vie2. Rozkoszując się jej smakiem, poczekał aż mógł usłyszeć i poczuć te ostatnie słabe uderzenia serca, które zamilkły gdy umarła. Biedne dziecko. Ale nie było nic słodszego niż smak niewinności. Nic. Uniósł jej ciało w ramionach i powoli podszedł ku Daimonom, którzy ją gonili. Podał ją temu, który wydawał się być ich przywódcą. - Nie zostało dużo krwi, chłopcy, ale jej dusza jest ciągle na miejscu. Bon appétit3. 2 Fr. To jest życie. 3 Fr. Smacznego.

6 | Rozdział pierwszy Katoteros Śmierć zawsze wypełniała korytarze dolnego królestwa, które istniało daleko poza zasięgiem ludzkości. Nie nawiedzała. Żyła tu. Właściwie, był to naturalny stan rzeczy. Jeśli chodzi o Alexiona i Katoteros, dawno przywykł do jej stałej obecności. Widoku, dźwięku, zapachu i smaku śmierci. Wszystko co śmiertelne umierało. Jeśli o to chodzi, sam Alexion umarł kiedyś dwukrotnie tylko żeby zostać odrodzonym do jego obecnego stanu. Ale gdy patrzył w dziwne czerwone mgły sfory – starożytnej Atlanteańskiej kuli przez którą można było zobaczyć przeszłość, teraźniejszość i przyszłość – czuł nieznane ukłucie emocji. Ta biedna kobieta-dziecko. Jej życie było zbyt krótkie. Nikt nie powinien umierać z rąk Daimonów, którzy wysysali dusze by przedłużyć swoje krótkie życia. I na pewno żaden człowiek nie powinien umrzeć z rąk Mrocznych Łowców, którzy zostali stworzeni do zabijania Daimonów zanim skradzione dusze znikną z wszechświata na zawsze. Pracą wszystkich Mrocznych Łowców było chronienie życia, nie odbieranie go. Gdy Alexion siedział cicho w przygaszonym świetle swojego pokoju, chciał czuć wściekłość o jej śmierć. Oburzenie. Ale nie czuł nic. Nigdy nic nie czuł. Tylko zimną, przerażającą logikę, która nie przynosiła żadnych emocji. Mógł tylko obserwować życie, nie mógł żyć. Czas będzie mijał i nic się nie zmieni. Tak to było. Ale jej śmierć była katalizatorem dla czegoś większego. Swoim działaniem Marco właśnie wprawił w ruch własna klęskę, tak jak dziewczyna, w chwili gdy zdecydowała się uczyć do późna. I tak jak dziewczyna, Marco nie zauważy swojej nadchodzącej śmierci aż będzie za późno by jej zaradzić.

7 | Alexion potrzasnął głową na tę ironię. Czas żeby wrócił do królestwa żywych i kolejny raz wykonał swój obowiązek. Marco i Kyros pogrążali Mrocznych Łowców i próbowali zwerbować ich do swojej wstrętnej sprawy, i nie przestana dopóki się ich do tego nie zmusi. Ich planem była rebelia przeciw Artemidzie i Acheronowi. A pracą Alexiona było zabić każdego, kto odmawiał widzenia rozsądku. Wstając, odszedł od kuli, gdy zauważył jak obraz na ścianie się zmienia. Zniknęli Daimoni i Marco. W ich miejsce pojawiła się ona. Alexion zatrzymał się gdy zobaczył francuską Mroczną Łowczynię walczącą z kolejną grupą Daimonów niedaleko swojego domu w Tupelo. Była nieustraszona i szybka gdy tańczyła między Daimonami próbującymi ją zabić. Jej ruchy były równie piękne i szybkie, co szalony taniec. Roześmiała się na nich wyzywająco i przez chwilę mógł niemal poczuć jej pasję. Jej pewność. Rozkoszowała się swoim życiem tak ogromnie, że jej uczucie mogło niemal przebić dzielące ich rzeczywistości i go ogrzać. Zamykając oczy, rozkoszował się tym przelotnym ukłuciem człowieczeństwa. Miała na imię Danger i było w niej coś, co niemal go dotykało. I z jakiegoś powodu, którego nie rozumiał, nie chciał zobaczyć jak umiera. Ale to było głupie. Nic nigdy nie mogło dotknąć Alexiona. Nawet teraz mógł usłyszeć w swojej głowie głos Acherona. Niektórzy z nich mogli zostać ocaleni i to na tych Acheron chciał, żeby się skupił. Ocal których możesz, mój bracie. Nie możesz za nikogo decydować. Pozwól im wybrać własny los. Nic nie można zrobić dla tych, którzy nie posłuchają… ale dla tych którzy to zrobią… To jest tego warte. Może, ale to co go martwiło, to jak mało go obchodziło czy będą żyć czy zginą. Obowiązek. Honor. Istnienie. To jedyne rzeczy jakie znał. Zmieniał się. Ile jeszcze zanim przestanie choćby dawać wybór? To byłoby łatwe, naprawdę. Wejść, zniszczyć i wrócić do domu. Dlaczego próbować uratować kogokolwiek, gdy to Mroczni Łowcy sami przeklęli swój los?

8 | Nie, w końcu nie był Acheronem. Jego cierpliwość dawno się skończyła. Już dawno nie dbał o to, co się z nimi działo. Ale gdy patrzył jak Danger zabiła ostatniego ze swoich Daimonów, poczuł coś. Było to szybkie i przelotne, jak delikatny spazm. Po raz pierwszy od stuleci, chciał zmienić to co miało nadejść… po prostu nie wiedział dlaczego. Czemu miałoby go to obchodzić? Unosząc rękę, przegnał obrazy ze ściany. Nawet mimo tego jasno widział przyszłość w swoim umyśle. Jeśli Danger dalej będzie zmierzać swoim kursem, jak jej przyjaciele, zginie podczas Krisi – sądu który niedługo przeprowadzi Alexion. Jej lojalność w stosunku do nich będzie jej śmiercią. Ale nie była jedyną mogącą zginać z ręki Alexiona. Zamknął oczy i wywołał w umyśle innego Mrocznego Łowcę. Kyros. Zmierzał ku upadkowi nie tylko swojemu, ale też wszystkich innych. Tym razem, nie można było zignorować bólu jaki poczuł Alexion. To było tak nieoczekiwane, że prawie sprawiło ze się wzdrygnął. To była ostatnia pozostałość jego człowieczeństwa i czuł ulgę, że jeszcze cokolwiek czuł. Nie, nie mógł po prostu stać i patrzeć jak mężczyzna umiera. Nie, jeśli mógł coś na to poradzić. - Nic nigdy nie jest ustalone przez los. Wszystko zmienia się w mgnieniu oka. Nawet gdy powinien być to jasny, słoneczny dzień, najłagodniejszy szept wiatru może stać się huraganem który zniszczy wszystko czego dotknie. Ile razy powtarzał mu to Acheron? Wszystko znów zmierzało ku rozwiązaniu i Alexion chciał zmienić ostateczny wynik. To było dziwne czuć tak żywe emocje po tych wszystkich stuleciach nie doświadczania absolutnie niczego. Zawsze jest nadzieja. Taa, jasne. Dawno zapomniał odczucia nadziei. Życie szło do przodu. Ludzie szli do przodu. Śmierć szła do przodu. Tragedia. Sukces. Wszystko toczyło się w koło. Nic się nigdy nie zmieniało. A jednak czuł się inaczej. Marco stał się Zabójcą i pomagał Daimonom. Nic nie można było dla niego zrobić. Nawet gorzej, byli inni którzy szybko za nim

9 | podążą. Inni, którzy pozwolą jemu i Kyrosowi odwieść się od prawdy. Mroczni Łowcy w północnym Mississippi zmierzają ku rebelii przeciw Acheronowi i Artemidzie. To coś, co musi zostać powstrzymane. Decydując się, wyszedł ze swojego pokoju i południowej części pałacu Acherona i ruszył korytarzem prowadzącym z jego komnat do zlokalizowanej w centrum sali tronowej. Podłoga ze znaczonego czarnymi żyłkami marmuru była jakoś zimna dla jego bosych stóp. Gdyby wciąż był człowiekiem, zimno byłoby absolutnie gryzące. Teraz, mógł jedynie zauważyć temperaturę, nie mógł naprawdę jej poczuć. A jednak ten chłód zdawał się go przenikać. Docierając do drzwi wysokich na dwanaście stóp zrobionych ze złota, otworzył je by znaleźć Acherona na jego tronie, a demona Acherona, Simi, leżącą na brzuchu na środku pokoju, oglądającą QVC4. Demonica, która wydawała się być ludzka kobietą około dwudziestki, była ubrana w czerwony winyl. Jej ciągle zmieniające się rogi pasowały doskonale do ubrań a jej długie czarne włosy były splecione w warkocz opadający w dół pleców. Miała gigantyczna, na wpół pustą miskę popcornu w ramionach, podczas gdy jej ogon kręcił się wokół głowy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. - Akri5? – zażądała demonica. – Gdzie mój plastik? Jak zawsze gdy był w domu w Katoteros, Acheron nosił swoją czarną endymatę – długą szatę, która pozostawała rozchylona z przodu obnażając pierś i spodnie z czarnej skóry. Była zrobiona z ciężkiego jedwabiu, który na plecach miał wyhaftowane złote słońce przebite trzema srebrnymi błyskawicami – znak który był wypalony na ramieniu Alexiona. Długie, czarne włosy Acherona były rozpuszczone, otaczały jego ramiona. Siedział na pozłacanym tronie grając na porządnej elektrycznej gitarze, która grała doskonale bez wspomagania wzmacniacza. Ściana po jego lewej była złożona z ekranów telewizorów, z których każdy pokazywał kreskówkę Johnny Bravo. - Nie wiem, Sim – odparł Acheron z roztargnieniem. – Zapytaj Alexiona. 4 Amerykańska stacja telewizyjna specjalizująca się w telezakupach 5 Akri/akra – tutaj: z atlanteańskiego: pan-mistrz/pani-mistrzyni.

10 | Zanim Alexion mógł dotrzeć do tronu Acherona, demon pojawił się przed nim, wisząc w powietrzu podczas gdy jej ogromne czarno-czerwone skrzydła trzepotały utrzymując jej wagę. Jej skrzydła, jak rogi i oczy, ciągle zmieniały kolor by pasować do jej nastroju i zmiennego gustu. Kolor jej włosów też się zmieniał, ale był połączony z Acheronem, więc jej włosy zawsze miały identyczny kolor co jego. - Gdzie mój plastik, Lexie? Rzucił jej cierpliwe ale stanowcze spojrzenie. Simi była bardzo małym dzieckiem dziewięć tysięcy lat temu, gdy Acheron sprowadził go by żył tutaj. Jednym z obowiązków jakie wyznaczył mu Acheron było pilnowanie jej i trzymanie z dala od kłopotów. Taa. To było następne za niemożliwym. Nie wspominając, że był równie winny za rozpuszczanie jej jak Acheron. Jak jego szef, nie mógł się powstrzymać. Było coś całkowicie zniewalającego, uroczego i nieskończenie słodkiego w demonie. Coś co sprawiło, że kochał ją jak córkę. Na wszystkich ze światów, ona i Acheron byli jedynymi, którzy sprawiali że jeszcze coś czuł. Kochał oboje i umarłby żeby ich chronić. Ale jako jej „drugi” ojciec, wiedział ze był winny Simi i światu nauczenie jej odrobiny powściągliwości. - Nie potrzebujesz już niczego kupować, Simi. Jej śpiewna odpowiedź była szybka i automatyczna. - Tak, potrzebuję. - Nie – nalegał. – Nie potrzebujesz. Już i tak masz więcej niż dość bubli, żeby się zająć. Nadąsała się podczas gdy jej oczy zapłonęły czerwienią a jej ogon strzelał na boki. - Daj mi plastik, Lexie. Teraz! - Nie.

11 | Zawyła, potem obróciła się ku Acheronowi i podleciała do tronu. Nagle QVC pojawiło się na jego ekranach. - Simi… - powiedział Acheron. – Oglądałem coś. - Och, bu, to głupia kreskówka. Simi chce jej Diamonique6, akri, i chce to teraz! Acheron rzucił rozdrażnione spojrzenie Alexionowi. - Daj jej karty kredytowe. Alexion spojrzał na niego groźnie. - Jest tak rozpuszczona, że zgnije. Musi się nauczyć kontrolować swoje impulsy. Acheron uniósł brew. - I jak długo próbujesz nauczyć jej powściągliwości, Alexionie? To nie wymagało komentarza. Były w życiu rzeczy skazane na porażkę. Ale nieśmiertelność była dość nudna. Próbowanie kontrolowania Simi często dodawało jej iskry. - W końcu nauczyłem ją siedzieć po cichu przed telewizorem… Tak jakby. Acheron przewrócił oczyma. - Taa, po pięciu tysiącach lat próbowania. Ona jest demonem, Lex. Powściągliwość nie leży w jej naturze. Zanim Alexion mógłby zacząć dyskutować, pudełko w którym Simi trzymała karty kredytowe pojawiło się w powietrzu przed nią. - Ha! – powiedziała Simi zachwyconym tonem zanim objęła pudełko i zakołysała nim w ramionach. Jej szczęście znikło gdy zrozumiała ze było zamknięte. Przebiła Alexiona zabójczym spojrzeniem. – Otwórz. Zanim mógł odmówić, otworzyło się. - Dziękuję, akri! – krzyknęła Simi chwytając karty, potem odlatując i zmierzając po swoja komórkę. Alexion wydał odgłos niesmaku na Acherona gdy pudełko zniknęło. - Nie mogę uwierzyć, że właśnie to zrobiłeś. Na ekranach znów pojawiła się kreskówka. Acheron nic nie powiedział gdy sięgnął w dół i kostką do gry na gitarze nakarmił maleńkiego pterygsaurasa usadowionego na podłokietnikach jego tronu. Mały, pomarańczowy smokopodobny stwór zaćwierkał zanim połknął plastik w całości. Alexion nie 6 Biżuteria sprzedawana na QVC

12 | był pewny skąd pochodziły pterygsaurasy. Przez ostatnie dziewięć tysięcy lat, zawsze było sześć w sali tronowej. Nie był pewny czy to ta sama szóstka czy nie. Wszystko co wiedział na pewno to to, że Acheron rozpieszczał swoje zwierzątka i on, Alexion, też. Acheron pogłaskał łuskowatą głowę stworzenia, gdy to pyszniło się i śpiewało radośnie, potem z powrotem spojrzał na swoją gitarę. - Wiem po co tu jesteś, Alexionie – powiedział, gdy kolejna kostka pojawiła się w jego dłoni. Wygrał melodyjny akord. – Odpowiedź brzmi nie. Alexion udał skrzywienie którego nie czuł. - Dlaczego? - Bo nie możesz im pomóc. Kyros dawno temu podjął decyzję i teraz musi… - Bzdura! Acheron zatrzymał rękę w środku uderzenia w struny, potem rzucił mu gniewne spojrzenie. Mieniące się, srebrne oczy zmieniły kolor na czerwony, ostrzegając że niszczycielska strona Acherona wychodziła naprzód. Alexiona to nie obchodziło. Wystarczająco długo służył Acheronowi żeby wiedzieć , że jego mistrz nie zabije go za niesubordynację. Przynajmniej nie za tak łagodną. - Wiem, że wiesz wszystko, szefie. Zrozumiałem to dawno temu. Ale też nauczyłeś mnie cienić wolna wolę. Prawda, Kyros podjął parę złych decyzji, ale jeśli do niego pójdę jako ja, wiem że mogę go przekonać by się z tego wycofał. - Alexionie… - Daj spokój, akri. Przez dziewięć tysięcy lat, nigdy nie prosiłem cię o przysługę. Nigdy. Ale nie mogę po prostu pójść i pozwolić mu umrzeć jak innym. Muszę spróbować. Nie rozumiesz? Razem byliśmy ludźmi. Braćmi w walce i duchu. Nasze dzieci bawiły się razem. Umarł ratując mi życie. Jestem mu winny ostatnią szansę. Acheron westchnął ciężko, gdy zaczął grać „Every Rose Has Its Thorn.” - Dobra. Idź. Ale wiedz, że gdy to zrobisz, cokolwiek zdecyduje, to nie twoja wina. Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie od dnia gdy został stworzony. Jego decyzje należą do niego. Nie możesz ponosić odpowiedzialności za jego błędy. Alexion zrozumiał. - Ile dajesz mi czasu?

13 | - Znasz limity swojej egzystencji. Nie możesz mieć więcej niż dziesięć dni zanim musisz tu wrócić. A na koniec miesiąca, musisz wykonać na nich mój osąd. Lex skinął. - Dziękuję, akri! - Nie dziękuj mi, Alexionie. Wysyłam cię do wstrętnej pracy. - Wiem. Acheron spojrzał na niego. Było coś innego w jego mieniących się, srebrnych oczach. Coś… Nie wiedział, ale sprawiło to, że przeszedł go dreszcz. - Co? – zapytał. - Nic – Przywódca Mrocznych Łowców wrócił do gry na gitarze. Żołądek Alexiona ścisnął się z obawą. Co wiedział jego szef, a czym się nie dzielił? - Naprawdę nienawidzę, gdy nie mówisz mi wszystkich rzeczy. Na to Acheron rzucił mu krzywy uśmiech. - Wiem. Alexion cofnął się o krok, zamierzając wrócić do swojego pokoju, ale zanim mógł się obrócić, poczuł jak się zsuwa. W jednej chwili był w sali tronowej w Katoteros, a w następnej leżał twarzą w dół na zimnej, mrocznej ulicy. Ból przeszył go rezonującymi falami agonii, która odebrała mu oddech, gdy poczuł szorstki, gryzący asfalt przy twarzy i dłoniach. Jako Cień w Katoteros, tak naprawdę nie czuł ani nie doświadczał niczego. Jedzenie nie miało smaku, jego zmysły były stępiałe. Ale teraz gdy Acheron wysłał go do ludzkiego świata… Auć! Wszystko bolało. Jego ciało, skóra. Najbardziej obdarte kolana. Alexion przewrócił się i czekał na pełną zmianę aż wróci mu kontrola. Zawsze paliło gdy przychodził na ziemię, krótki okres gdy znów przyzwyczajał się do oddychania i „życia.” Gdy jego zmysły się budziły, Alexion zdał sobie sprawę, że wokół siebie słyszy walczących ludzi. Czy to bitwa? Acheron zrobił mu to już parę razy. Czasem było łatwiej podrzucić go niezauważalnie w środek chaosu. Ale to nie wyglądało jak strefa wojenna. Wyglądało jak…

14 | Tylna uliczka. Alexion wstał i zamarł gdy zrozumiał co się dzieje. Było tam sześć Daimonów i człowiek walczący w alejce. Próbował skupić wzrok żeby się upewnić, ale wszystko wokół niego nadal było rozmazane. - Okej, szefie – powiedział pod nosem. – Jeśli potrzebuję okularów, napraw to, bo jak na razie za cholerę nic nie widzę. Jego wzrok natychmiast się poprawił. - Dzięki. Ale wiesz, małe ostrzeżenie zanim rzuciłeś moją dupę na zewnątrz byłoby miłe – Wygładził długi, biały kaszmirowy płaszcz szarpnięciem. – Przy okazji, nie mogłeś, choć raz, rzucić mnie na sofę albo łóżko? Wszystko co usłyszał to dźwięk śmiechu szefa w swojej głowie. Acheron miał chore poczucie humoru. Mógł być całkiem poważnym skurwielem gdy chciał. - Dzięki wielkie – Alexion wydał długie, zirytowane westchnienie. Zwracając uwagę na walkę, skupił się na grupie. Człowiek był niski, pewnie nie wyższy niż pięć stóp i pięć cali, może sześć i wydawał się mieć dwadzieścia-parę lat. Gdy mężczyzna obrócił się ku niemu i Alexion zobaczył jego twarz, zrozumiał kto to. Keller Mallory, Giermek Mrocznego Łowcy – jeden z ludzi pomagających chronić tożsamość Mrocznych Łowców przed ludzkością. Giermkowie nie powinni zajmować się Daimonami, ale skoro byli integralną częścią świata Mrocznych Łowców, byli narażeni na ataki. Najwidoczniej, dziś kolej Kellera na wycisk. Alexion ruszył na Daimona, który zmierzał na Kellera od tyłu. Chwycił go i odrzucił od Giermka. - Uciekaj! – powiedział do niego Keller. Bez wątpienia Giermek myślał, że on też jest człowiekiem. Alexion kopniakiem uniósł sztylet z ulicy i chwycił go w pięść. Ciesząc się „prawdziwością” walki, rzucił nim prosto w serce Daimona, który szybko eksplodował w złoty pył. Sztylet opadł na ulicę z brzękiem. Alexion wyciągnął rękę po sztylet, który natychmiast wystrzelił z ziemi i wrócił do jego dłoni. Keller obrócił się i zagapił na niego. Rozproszenie kosztowało Alexiona to, że jeden Daimon podbiegł do niego od tyłu i wbił sztylet głęboko między jego łopatki. Krzywiąc usta z

15 | niesmakiem, Alexion poczuł jak jego ciało się rozpada. Nienawidził kiedy to się działo. Nie było to może bolesne co irytujące i dezorientujące. Dwie sekundy później, jego ciało znów się zmaterializowało. Z przerażonym spojrzeniem, Keller potknął się cofając przed nim. Zabawa się skończyła. Pozostali Daimoni uciekli, ale mieli tylko kilka sekund zanim oni też eksplodowali. Tyle, że oni się nie pozbierają. Ciągle wkurzony na irytację jaką spowodowali, Alexion wyprostował płaszcz szarpiąc za klapy. Daimoni… nigdy się nie uczyli. Twarz Giermka pobielała, gdy cofnął się i patrzył z przerażeniem. - Czym ty, do diabła, jesteś? Alexion podszedł do Kellera i podał mu sztylet. - Jestem Giermkiem Acherona – To tak jakby prawda. Okej, nie bardzo. To kłamstwo, ale Alexion nie miał zamiaru nikomu wyjawiać jego prawdziwego związku z Acheronem. Nie żeby to było ważne. Keller tego nie kupił. - Jak diabli. Wszyscy wiedzą, ze Acheron nie ma Giermka. Ta, jasne. Gdyby wszyscy na ziemi zebrali razem wszystko co wiedzą o Acheronie, nie napełniłoby to naparstka wróżki. Alexion próbował się nie śmiać z biednego faceta, który myślał, że rozumie świat wokół siebie, podczas gdy o prawdzie nie wiedział nic. - Najwidoczniej wszyscy się mylą skoro tu jestem, wysłany przez wielkiego przywódcę. Atletycznie zbudowany młody mężczyzna zmierzył go spojrzeniem od stóp do głów. - Dlaczego tu jesteś? - Twoja Mroczna Łowczyni, Danger, zadzwoniła do Acherona, a skoro jest zajęty, zostałem przysłany żeby sprawdzić i zaraportować co się dzieje. Wiec jestem. Radości, och radości mojego życia. To wcale nie wydawało się zadowolić mężczyzny, chociaż sarkazm rzadko był uspokajający. Chociaż, żeby być szczerym, Alexion znajdywał w tym masę zabawy. Co pewnie było dobrą rzeczą, skoro sarkazm był rodzimym językiem Acherona.

16 | - I skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – zapytał Keller, z oczami ciągle pewnymi wątpliwości. Alexion stłumił śmiech. Facet był bystry. To wszystko kłamstwo. Acheron dokładnie wiedział co się działo… zawsze. Ale to prawda, że jego szef nie mógł tu przyjść osobiście. Nie, gdy wszyscy Mroczni Łowcy w okolicy byli wobec niego podejrzliwi. Nigdy nie uwierzyliby w prawdę z ust Acherona. Jeśli mieli wybrać mądrze i to przeżyć, musieli usłyszeć prawdę z ust „bezstronnej” trzeciej strony i to dlatego przyszedł. Jego celem było uratować ich przed własna głupotą. O ile nie byli ostatecznie głupi. Alexion wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni. - Sam zadzwoń do Acherona i posłuchaj prawdy.

17 | Rozdział drugi - Mówię ci prawdę, Danger, Acheron zabije nas wszystkich. Wiemy o nim za dużo i nie ścierpi, żebyśmy dalej żyli. Dangereuse St. Richard stała w przedwojennym pokoju Kyrosa w jego posiadłości poza Aberdeen w Mississippi, z ramionami złożonymi na piersi. Nigdy nie była w najlepszych stosunkach z greckim Mrocznym Łowcą. Dziś wieczór, nie była w nastroju na jego bzdury, szczególnie nie po historiach jakie słyszała, że Kyros zmienił się w Zabójcę i pozwalał Daimonom żyć – i to z ust Daimonów, których zmieniła w pył wcześniej tego wieczora. Nie miała cierpliwości do kogoś, kto zdradzał Kodeks Mrocznych Łowców. Głównym zadaniem Mrocznego Łowcy było zabijać Daimony, którzy byli byłymi członkami przeklętej rasy, Appolitów – dzieci Appola, którzy go obrazili i zostali przeklęci do życia w nocy i na śmierć w dwudzieste siódme urodziny. Jeśli Appolita wybierze wysysanie ludzkich dusz przed tymi urodzinami, stawał się Daimonem, który mógł żyć bez końca. Ale każdy żyjący Daimon, to śmierć niezliczonej liczby ludzkich dusz. To coś, czego nie miała zamiaru tolerować. Gdyby mogła za to zabić Kyrosa, zrobiłaby to. Ale dla jednego Mrocznego Łowcy zabicie innego to natychmiastowa śmierć. Nie mogła go nawet zaatakować. Cokolwiek by mu zrobiła, doświadczyłaby tego dziesięć razy gorzej. Dzięki, Artemido, za ten szczególny dar. Do czasu aż Acheron odpowie na jej telefon o pomoc, nie mogła nic zrobić, żeby powstrzymać Kyrosa przed jego szaleństwem. Właściwie, czuła upływ swoich mocy od zaledwie bycia w tym samym pokoju co Kyros. Mrocznym Łowcom nie było dozwolone spędzać razem czasu, bez pozbawiania się nawzajem mocy. Pokój, w którym stali był ciemny i zatęchły, i powinien być udekorowany antykami a nie nowoczesnymi meblami, które nie pasowały do

18 | neoklasycznego projektu domu. Ściany były pomalowane głębokim, przedwojennym złotem podczas gdy sufity były zdobione białymi medalionami. Mocna, sosnowa podłoga pod jej stopami była pozdzierana i wymagała naprawy. Jakie dziwne ze strony Giermka, że nie dba lepiej o własność Mrocznego Łowcy. Ale nie czas na to. Teraz miała dużo ważniejszą sprawę z Kyrosem niż fakt, że nie miał gustu a jego Giermek najwyraźniej nie rozumiał swoich zadań. - Okej, Kyros – powiedziała powoli, ostrożnie dobierając słowa. – Acheron jest Daimonem, który karmi się na ludziach a wszyscy zostaliśmy stworzeni tylko po to, by mógł toczyć wojnę ze swoją matką, królową Daimonów, o której nigdy żaden Mroczny Łowca nie słyszał. Uderzył pięścią w biurko z drzewa wiśniowego przy którym siedział. - Cholera, kobieto, posłuchaj mnie. Mam więcej niż dziewięć tysięcy lat. Byłem tu na początku – jeden z pierwszych stworzonych Mrocznych Łowców – i pamiętam historie o Appolymi ze swojego dzieciństwa. Była nazywana Niszczycielką i była Atlanteanką… jak Acheron. To zbieg okoliczności. Dwoje Atlanteańczyków nie tworzy rodziny. Sama na pewno nie byłą jedynym Francuskim Mrocznym Łowcą, nie była nawet jedyną która pochodziła z Rewolucji Francuskiej, a żadne z nich nie było spokrewnione. Kyros potrzebował dużo więcej dowodów niż przekonanie jej, że Acheron jest synem Atlanteańkiej królowej bogów. Rzuciła mu znudzone spojrzenie. - I ta Atlanteańska Niszczycielka teraz przewodzi Daimonom i wysyła ich do walki przeciw Acheronowi, który wykorzystuje nas i ludzi jak mięso armatnie, żeby się chronić? Naprawdę, Kyros, odstaw crack… albo zacznij pisać fantastykę dla dzieci – Pochyliła się i głośno wyszeptała. – Założę się, że nawet wiesz kto stoi za spiskiem związanym z zabiciem Kennedy’ego, co? Jestem pewna, że pieniądze od D.B. Coopera7 sfinansowały twoją zadziwiającą kolekcję mebli. 7 D. B. Cooper – imię przypisywane mężczyźnie który 24 listopada 1971 porwał Boeinga 727 z 42 osobami na pokładzie, lecącego z Portland do Seattle i po otrzymaniu 200 tys. dolarów okupu wyskoczył z niego na spadochronie nad południowymi Górami Kaskadowymi. Porywacza nie udało się ująć. W samolocie używał nazwiska Dan Cooper, jednak przez późniejsze nieporozumienie w mediach stał się znany jako "D. B. Cooper".

19 | Wstał gwałtownie i zbliżył się do niej. - Nie traktuj mnie protekcjonalnie. Wiem, że mam rację. Widziałaś kiedykolwiek, żeby Acheron jadł jedzenie? Wszyscy wiemy, że jest od nas potężniejszy. Nigdy nie zastanawiałaś się, dlaczego? Dla niej to było oczywiste. - Jest najstarszy i swoje moce ma dłużej niż reszta z nas. Znasz powiedzenie: „praktyka czyni mistrza”, a ten facet ma cholernie dużo praktyki. Jeśli chodzi o jedzenie, nie byłam przy nim dość często żeby zauważyć. - Taam cóż, ja dużo przy nim byłem dawno temu i podczas gdy Brax i ja jedliśmy, on nigdy tego nie robił. Po tym jak zostaliśmy stworzeni, Acheron spisał swoje bzdurne zasady i wszyscy podążaliśmy za nimi ślepo przez stulecia nie kwestionując ich. Czas, żebyśmy zaczęli myśleć. Wydała dźwięk sarkastycznego rozbawienia. - I co ci nagle przywiodło taki tok myślenia? Kyros się na to roześmiał, rzucając jej złe, upiorne spojrzenie. - Naprawdę chcesz wiedzieć? - Pourquoi pas? Dlaczego nie? - Stryker! Danger zmarszczyła brwi na jego krzyk. Pół minut później, coś błysnęło w pokoju tak jasno, że musiała się obrócić, żeby uchronić wrażliwe na światło oczy Mrocznego Łowcy. Ale włosy na jej karku się uniosły i wyczuła w pokoju nagłą obecność Daimona. Sycząc z gniewu, wyciągnęła sztylet z buta i wyprostowała się by stawić mu czoła. Kyros chwycił jej rękę. - Nie. Nie rób tego. Jej temperament zapłonął przez jego czyny. - Zapraszasz do swojego domu parszywego Daimona? Pytanie ledwie opuściło jej wargi nim poczucie obecności Daimona zblakło. Nowoprzybyły stał tam, ale dłużej nie nadawał sygnału obwieszczającego Mrocznym Łowcom obecność Daimona. Mimo setek tropów w ciągu wielu lat żaden dowód nie pozwolił odkryć prawdziwej tożsamości ani miejsca pobytu Coopera, a większość pieniędzy nigdy nie została odzyskana. Kilka konkurencyjnych teorii proponuje wyjaśnienie co stało się po skoku, jednak FBI uważa, że porywacz nie przeżył.

20 | Danger naszło złe przeczucie gdy przyjrzała się mężczyźnie. Jak Acheron, miał ponad sześć stóp i osiem cali, długie czarne włosy otaczające ramiona i nosił parę nieprzejrzystych okularów przeciwsłonecznych. - Co tu się dzieje? – zapytała Kyrosa. Puścił ją. - Taa. Też na początku w to nie wierzyłem. Ale może zamaskować w sobie Daimona ,więc nie czujemy jego obecności. - Jak? – zapytała. Daimon się roześmiał, błyskając parą kłów. - To cecha częsta w mojej rodzinie. Moja matka może to robić. Ja mogę i mój brat również. Krzywiąc się na obu mężczyzn, nie zrozumiała o czym mówi. Nie, dopóki nie zdjął okularów przeciwsłonecznych i nie odsłonił pary mieniących się, srebrnych oczu, jakie do tej pory widziała tylko u jednej osoby… Acherona Partenopajosa. - To brat Acherona – powiedział Kyros jakby słyszał jej myśli. – I powiedział mi dużo rzeczy o naszym nieustraszonym przywódcy, które mnie przeraziły. Acheron nie jest tym ani czym myślisz, tak jak my. - Wiec jak to zrobiłeś, że wszystkie te Daimony eksplodowały? Siedząc obok Giermka, którzy odwoził go do domu Danger, Alexion wzdrygnął się gdy Keller ciągle paplał pytania i komentarze. Mężczyzna miał trzy prędkości mowy: szybką, szybszą i „zamknij się zanim mój mózg eksploduje próbując nadążyć.” Zawsze mu mówiono, że południowi Amerykanie mówią powoli. To najwyraźniej był mit. Nie miał bólu głowy odkąd był człowiekiem, ale pierwszy raz od dziewięciu tysięcy lat, zaczynał czuć pulsujący ból w skroniach.

21 | Bardzo jak irytujący szczeniak, Keller kontynuował, z każdym słowem przyśpieszając. - Teraz, nie odpowiedziałeś mi i muszę wiedzieć. Wiesz, jeśli wszyscy moglibyśmy myślami zamienić Daimony w pył byłoby to dużo prostsze. Możesz sobie wyobrazić, parzymy na nich… i bum! Są martwi. Musisz mi powiedzieć jak to robisz. Daj spokój. Muszę wiedzieć, wiesz? Alexion poruszył szczęką zanim odpowiedział. - To tajemnica handlowa. - Taa, ale jestem w interesie. Giermkowie też muszą wiedzieć. Nie jesteśmy tymi nieśmiertelnymi wiec powinniśmy wiedzieć pierwsi, prawda? Daj spokój, powiedz jak to zrobiłeś. Alexion patrzył na niego z ostrzeżeniem. - Mogę ci pokazać, ale użycie tego by cię zabiło. Chociaż gdy o tym pomyśleć, to nie był taki zły pomysł… Otworzył usta żeby mu powiedzieć. - Nie rób tego. Lex warknął na głos Acherona w swojej głowie. - Albo zrób to sam, albo trzymaj się z dala od mojej głowy. - Dobra, od teraz jesteś na swoim. Wynoszę się stąd. Idę zagrać w pasjansa albo coś. Taa, jasne. Acheron grający w grę. Jakby miał Mintę do stracenia. Keller wjechał na podjazd małej posiadłości w północnym Tupelo, które było domeną Dangereuse. Mroczna Łowczyni została wyznaczona do tego rejonu około pięćdziesiąt lat temu. Jej dom był zaprojektowany jako francuski pałac z dziedzińcem po lewym boku. Keller wcisnał guzik w ciemnozielonym Mountaineerze8, żeby otworzyć drzwi garażu. - Dobra, jak chcesz. Nie dziel się, ale gdy zginę, będę cię nawiedzał za nie powiedzenie mi na czas, żeby ocalić mi życie. Wiesz, to nie w porządku. W ogóle – Wjechał SUV-em do garażu, potem zamknął za nimi drzwi. Nawet mimo tego, że był to garaż z trzema miejscami, nie było w środku innego samochodu. Założył, że Dangereuse wróci do tej pory. - Gdzie jest dzisiaj twoja pani? 8 http://www.theweeklydriver.com/files/2009/12/mountaineer1.jpg

22 | - Nie wiem. Wyjechała około godzinę po zachodzie słońca i do tej pory się nie odezwała. Chociaż chciałbym żeby tu była, żeby dorwać te Daimony. Myślałem, że już po mnie zanim się pojawiłeś w tej alejce. A mówiąc o pojawianiu, jak to zrobiłeś? Skąd przyszedłeś? Wiem, że musiałeś się tam jakoś dostać, prawda? Alexion powoli wysiadł badając swoje położenie. Widział jej dom raz lub dwa w sferze. Ale na żywo wyglądało to inaczej niż przez zniekształcenia mgły. - Hej? – Keller pstryknął palcami, gdy obchodził SUV-a. – Słyszałeś? Jak dostałeś się do Tupelo bez własnego samochodu? - Mam specjalne talenty. - Jesteś jednym z tych teleporterów? Alexion odetchnął głęboko by zebrać cierpliwość, co wykończało jego nowe ciało. To była najcięższa rzecz w Krisi – osądzie – i przyjściu na ziemię. Nie był przyzwyczajony do tych wszystkich jasnych kolorów, dźwięków i emocji, które przeszywały jego prawdziwe ciało. Czasami był jak nadwrażliwy szczeniak – taki, co może zrównać miasto z ziemią jeśli się dostatecznie wkurwi. Keller był nawet bardziej dociekliwy i wkurzający niż Simi w najgorsze dni. A to było osiągniecie. - Nie zadawaj mi więcej pytań, Keller. Okłamię cię, a wolałbym sobie darować stres próbowania zapamiętać co ci nakłamałem. Krzywiąc się na to, Keller zabrał go do domu, który był umeblowany w stylu retro. Mały hall prowadzący z garażu do kuchni był w kolorze ciemnego fioletu. Człowiek wrzucił kluczyki do koszyka na kontuarze. - Czemu chcesz mi kłamać? - Nie chcę – powiedział sucho. – I dlatego powiedziałem, żebyś nie zadawał więcej pytań. Giermek parsknął. - Głodny? Chcesz coś zjeść albo się napić? Alexion westchnął na jego powtórzenie. Keller miał skłonność pytać o wszystko przynajmniej dwa razy.

23 | - Nie – Lex rozejrzał się po ciemnożółtej kuchni. Trzeba było dużo zrobić i potrzebował, aby Danger wróciła do domu, żeby zacząć. Kyros już podążał zwykłą strategią gry Mrocznych Łowców z przeszłości. Około tydzień temu, zaczął dzwonić do Łowców by stawili się w jego domu w okolicach Aberdeen w Mississippi, żeby mógł ich przekonać do swojego sposobu myślenia. To był znajomy krąg. Co kilka stuleci wielu Mrocznych Łowców zakochiwało się i odchodziło ze służby Artemidy. Nieuchronnie, jeden ze starszych, pozostałych Mrocznych Łowców pomyśli, że rozgryzł dlaczego i jakoś zawsze obwinią Acherona jako tego, który ich oszukał. Zazdrość i nuda były zabójczą mieszanką, która mogła wywołać najdziwaczniejsze urojenia. Przekonany o swoim rozsądku, Mroczny Łowca skontaktuje się z innymi, próbując też zaprowadzić ich ku wolności, co znaczyło, że ruszą na Acherona. Alexion zostanie wysłany albo żeby ich uratować, albo osądzić Zabójców i zabić. Na początku, gdy w tej rzeczywistości miał ludzkie ciało, czuł się jak zdrajca własnego rodzaju a jednak rozumiał, dlaczego to konieczne. Porządek musi być chroniony za wszelka cenę. Mroczni Łowcy mieli zbyt dużą przewagę nad ludzkością, żeby zaczęli ją wykorzystywać. Było kilka istot we wszechświecie, które mogły walczyć z Mrocznym Łowcą i przeżyć, ale ludzie do nich nie należeli. Ale tym razem… teraz było inaczej. Czuł to głęboko w sobie i to nie tylko dlatego, że Kyros był w to zamieszany. Było tu coś innego. Coś złego. Keller ciągle mówił, choć będąc szczerym, Alexion nie słuchał. Jego myśli były zajęte czym innym. Zatrzymał się gdy wszedł do salonu i zobaczył stare malowidło nad gzymsem kominka. To był portret rodzinny starszego człowieka, młodej kobiety, dwójki małych dzieci – chłopca i maleńkiej dziewczynki. Namalowany na zewnątrz w miejscu które wydawało się dziedzińcem podobnym do tego, jaki widział obok tego domu, było oczywiste że to portret przynajmniej z osiemnastego stulecia. To musiała być ludzka rodzina Danger. Dangereuse stała się Mroczną Łowczynią w czasie Rewolucji Francuskiej9. Jej mąż zdradził jej ojca i jego szlachetnie urodzone dzieci Komitetowi. 9 http://pl.wikipedia.org/wiki/Rewolucja_francuska

24 | Próbowała przeszmuglować ich z Paryża do Niemiec, gdy wszyscy zostali schwytani. Zadrżał na myśl o losie jaki ich spotkał. - Jak zdobędziesz ubrania na jutro? – zapytał Keller, stając przed nim. – Nie masz żadnych, prawda? Unosząc brew, Alexion spojrzał w dół na ubranie pokrywające jego ciało. - Mam na myśli inne ubrania – parsknął Keller. – Jezu. Nie bądź taki dosłowny. Alexion napotkał spojrzenie Giermka. Mężczyzna był dziwny, ale sympatyczny. Jak na utrapienie. - Zostaną dostarczone. - Przez kogo? Masz Giermka czy co? To było by coś, co? Giermek dla Giermka. Jeden z kącików ust Alexiona zadrżał, gdy pomyślał o Simi, która ciągle przynosiła mu rzeczy, bo myślała, ze mógłby ich chcieć albo potrzebować. - Definitywnie coś mam. Keller zmarszczył na niego brwi. - Taa, okej. Chodź za mną, pokażę ci pokój na górze w którym możesz spać. Jest naprawdę ładny. Acheron używał go kilka razy gdy był tu w przeszłości, ale trochę od tego minęło. Cóż, okej, nigdy go tu nie widziałem, osobiście, ale wiem od Danger, że był tu wcześniej. Myślę, że ostatni raz zanim się urodziłem. Albo i nie. Czasami mieszają mi się historie Danger. Masz tak z Acheronem? Założę się, że ma mnóstwo historii do opowiedzenia, będąc starym jak świat. Jego dom musi być naprawdę świetny, co? Przewracając oczyma, Alexion potarł kciukiem o skroń, gdy Keller paplał dalej. Gdy wyszli z salonu i ruszyli ku schodom, Lex wychwycił w powietrzu słaby zapach magnolii. Był zmieszany z czymś innym… czymś definitywnie kobiecym. To musiał być zapach Mrocznej Łowczyni i jego ciało zareagowało natychmiast. Jego ciało stało się gorące i ciężkie od nagłego pragnienia. W domu, w Katoteros, nie było nikogo z kim można by uprawiać seks. Nic poza długimi, samotnymi nocami, które zostawiały go twardego na krawędzi, jedyną korzyścią zostania wysłanym na ziemię by sądzić było to, że zwykle miał dzień lub dwa żeby sobie znaleźć kobietę i złagodzić głęboko zakorzeniony ból.

25 | Masz ważniejsze problemy niż zaliczanie. W każdym razie, to była jedna teoria, ale sądząc po pulsującej erekcji jaką miał w tej chwili, definitywnie mógłby się z tym kłócić. - Jak długo służysz Dangereuse? – zapytał Giermka. To było niezwykłe, żeby mężczyzna giermkował kobiecie. Zwykle ludzie z Konsulu Giermków zabraniali Giermkowi służyć Mrocznemu Łowcy, jeśli giermek mógł być atrakcyjny seksualnie dla Łowcy. Skoro Mroczni Łowcy i Giermkowie powinni mieć platoniczny związek, Konsul zawsze próbował dać Łowcy Giermka, który był przeciwieństwem tego, co go pociągało seksualnie. To sprawiło, że zastanawiał się czy Dangereuse pociągały kobiety. - Około trzy lata. Mój tata jest Giermkiem dla Maxxa Campbella w Szkocji i po tym jak skończyłem college, pomyślałem że chciałbym dołączyć do rodzinnego biznesu, wiesz? Mężczyzna zdawał się uwielbiać kończyć tym słowem zdania. Keller kontynuował bez przerwy. - Chciałbym tam dorastać, ale gdy byłem dzieckiem, tata stacjonował w Little Rock, służąc tam Mrocznemu Łowcy zwącemu się Viktor Russenko, który został zabity kilka lat temu. Znałeś go? - Tak. - Cholerna szkoda tego, co mu zrobili. Jakieś Daimony złapały go samego i obskoczyły. Biedny facet. Nie miał szans. To było okropne, wiesz, więc Konsul uznał że tata potrzebuje zmiany scenerii. Myślę, że dobrze, że przeprowadził się do Szkocji. Maxx zdaje się być luźnym Mrocznym Łowcą. Jego też znasz? Alexion skinął głową na to imię. Dużo wiedział o szkockim Mrocznym Łowcy, który ostatnio został przeniesiony z Londynu do Glasgow. - Jak twojemu ojcu się tam podoba? - W porządku, ale tęskni za domem. Mówi zabawnie i niewielu może zrozumieć jego akcent. Naprawdę brzmi jak południowiec. Przyganiał kocioł garnkowi. Keller kontynuował paplanie gdy prowadził go do średniej sypialni, z przyległą łazienką. Alexion przechylił głowę, gdy poczuł, że przeszyło go dziwne uczucie. Było zimne, niemal złowrogie i nie mógł go rozgryźć. Gdyby nie wiedział lepiej, pomyślałby że to… - Acheron? – posłał mentalne wołanie przez rzeczywistości.