Amanexx

  • Dokumenty240
  • Odsłony45 854
  • Obserwuję120
  • Rozmiar dokumentów420.3 MB
  • Ilość pobrań29 320

Żelazny Dwór - Tom 3.5 - Przejście Lata

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Żelazny Dwór - Tom 3.5 - Przejście Lata.pdf

Amanexx Julie Kagawa Żelazny dwór
Użytkownik Amanexx wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 46 stron)

                          Robin Koleżka. Puck. Psotnik Letniego Dworu,   prawa ręka Króla Oberona, zmora elfich królowych - a także sekretny przyjaciel  Księcia Asha z Zimowego Dworu. Dopóki nie podzieliła ich śmierć jednej  dziewczyny, a inna skradła serca im obu.     Teraz Ash udzielił o jedną przysługę za dużo i ktoś przyszedł odebrać swój  dług, zmuszając księcia do udania się w miejsce, do którego nie może wejść bez  pomocy Puka - w serce Letniego Dworu. Puck zaś zmierzy się z ostatecznym  wyborem - zdradzić Asha i zdobyć dziewczynę, którą obaj kochają, lub pomóc  swojemu dawnemu przyjacielowi oszukać zaciekłego wroga, czemu żaden  prawdziwy dowcipniś nie potrafiłby się oprzeć.           Dodatkowa nowela do serii „Żelaznego Dworu” Julii Kagawy.     

ROZDZIAŁ 1  Jako że jestem uczciwym Pukiem  1   Imiona.  Co naprawdęznajduje sięw imieniu? To znaczy, oprócz pęczku liter lub                        dźwięków splecionych razem, aby utworzyćsłowo. Czy róża pod innąnazwą                      naprawdę pachniałaby równie słodko? Czy najsłynniejsza historia miłosna              świata byłaby tak przejmująca, jeżeli zostałaby nazwana “Romeo i Gertruda​”​?                    Dlaczego to, jak coś nazwiemy, jest dla nas tak ważne?  Heh, przepraszam, nie mam w zwyczaju bywać filozofem. Właśnie                  zastanawiałem sięnad tym ostatnio. Imiona są, oczywiście, bardzo ważne dla                      mojego rodzaju. Ja mam ich tak wiele, że nawet nie potrafięspamiętać                        wszystkich. Naturalnie, żadne z nich nie jest moim Prawdziwym Imieniem. Nikt                  nigdy nie wymówiłmojego rzeczywistego imienia na głos, ani razu, pomimo                      wszystkich tytułów i pseudonimów oraz mitów, które otrzymywałem przez lata.                    Nikt nawet nie zbliżył się do odkrycia go.  Ciekawy, co? Chcesz poznaćmoje Prawdziwe Imię? Okej, słuchaj uważnie,                  nigdy wcześniej nikomu go nie zdradziłem. Moje Prawdziwe imię to...  Hahahaha! Naprawdęsadziłeś, że ci powiem? Naprawdę? Och, zabijęsię.                  Ale, jak jużpowiedziałem, imiona sądla nas istotne. Z jednej strony związująnas                            z tym światem; jakośuziemiająnas w rzeczywistości. Jeżeli znasz swoje                    Prawdziwe Imię– nie każdy w naszym świecie je znajduje - jesteśbardziej                      „prawdziwy” niżgdybyśnie wiedział, kim jesteś. I jak na rasę, która ma                          tendencję do znikania, gdy się o niej zapomina, to wielka sprawa.  Moje imię, jedno z wielu, to Robin Koleżka.  Mogłeś o mnie słyszeć.    ***    Dawno, dawno temu, miałem dwóch bliskich przyjaciół. Wstrząsające, wiem,                  biorąc pod uwagęmój naturalny urok osobisty, ale sątacy, którzy po prostu nie                          doceniająmojej wspaniałości. Nasza trójka nigdy nie powinna sięprzyjaźnićczy                      choćby lubić. Byłem częściąLetniego Dworu, a oni… nie. Ale nigdy nie byłem                          osobą, która trzymała sięzasad, a kto by pomyślał, że najmłodszy syn                      1 Tytuły rozdziałów są cytatami ze “Snu nocy letniej” W. Szekspira fragment monologu Puka kończącego sztukę: Robin ogłasza, że jest uczciwy i wynagrodzi widowni, jeśli poczuła się obrażona, w przeciwnym razie wzywa ją do nazwania go kłamcą

Królowej Mab mógłby równieżbyć takim buntownikiem? I Ariella... Znałem                  Asha na długo zanim pojawiła się Ariella, ale nigdy nie żałowałem jej                    obecności. Była swego rodzaju buforem pomiędzy nami; tą, która mogła                    pomóc Ashowi, gdy ten posunąłsięzbyt daleko w głąb swojej bezwzględnej                        Zimowej natury, bądźdoradzićostrożność, gdy jeden z moich licznych planów                      wydawał się być nieco… impulsywny. Dawno, dawno temu, byliśmy                nierozłączni.  Dawno, dawno temu, zrobiłem cośgłupiego. I przy okazji straciłem ich                      oboje.  Co przenosi nas do… teraz. Dziś. Gdzie, po raz kolejny, ja i mój niegdyś                            najlepszy przyjaciel jesteśmy gotowi, by wyruszyćna kolejnąprzygodę. Jak za                      dawnych czasów.  Z wyjątkiem tego, że on wciążnie wybaczyłmi tego, co wydarzyło sięprzed                            laty. I tak naprawdęnie zaprosiłmnie na tęmisję. W pewnym stopniu…                        zaprosiłem się sam.  Gdyby jednak w moim zwyczaju było oczekiwanie na zaproszenie, nigdy bym                      się nigdzie nie wybrał.  - Więc - powiedziałem wesoło, jednocześnie doganiając zamyślonego                księcia. – Grimalkin. Zamierzamy go znaleźć, prawda?  - Tak.  - Jakieś pomysły, gdzie on jest?  - Nie.  - Jakieś pomysły, gdzie zacząć szukać?  - Nie.  - Zdajesz sobie sprawę, że to nie tworzy za bardzo planu, racja, książątko?   Odwróciłsię, by na mnie spojrzeć, co uznałem za mały triumf. Ash                        zazwyczaj ignorowałmoje zaczepki. Każdy moment, gdy udało mi sięprzebić                      przez jego lodową obojętność, był zwycięstwem. Oczywiście podczas                zaczepiania Zimowego księcia należało postępowaćostrożnie. Była cienka                granica pomiędzy rozdrażnieniem go, a posiadaniem sopli wycelowanych w                  twoją twarz.  Wpatrywałsięwe mnie chwilędłużej, po czym westchnąłi zmierzwiłswoje                        włosy - wyraźny znak, że byłsfrustrowany. - Masz jakieśpropozycje, Koleżko? -                          wymamrotał, brzmiąc przy tym niezbyt chętnie, aby nawet pytać. I wtedy przez                        moment widziałem, jak bardzo byłzagubiony, jak bardzo niepewny przyszłości                    i tego, co nas czekało. Nikt inny by tego nie dostrzegł, ale ja znałem Asha.                              Zawsze mogłem wyłapaćte niewielkie przebłyski emocji, nie ważne jak dobrze                      je ukrywał. To niemal sprawiło, że było mi go żal. 

Niemal.  Uśmiechnąłem sięłobuzersko. – Co? Czy ty właśnie pytasz mnie o opinię,                        lodowy chłopczyku? – drażniłem sięz nim i ta wątpliwośćzniknęła, zastąpiona                        irytacją. – Cóż– ciągnąłem, opierając sięplecami o pieńdrzewa – skoro pytasz,                            może sprawdzimy, czy ktoś w pobliżu nie jest mu winny przysługę.   - To z pewnościązawęzi nasze poszukiwania – powiedziałAsh sarkastycznie.                      Przewróciłem oczami, ale miałrację. Jeśli zaczęlibyśmy nazywaćkażdego, kto                    mógł mieć dług u naszego kociego przyjaciela, lista zapełniłaby kilka książek.  - W takim razie w porządku. – Skrzyżowałem ramiona. – Jeżeli masz lepszą                          propozycję, książę, chętnie bym ją usłyszał.   Zanim zdążyłodpowiedzieć, powietrze zadrżało od fali uroku. Blask i                    serpentyny światła zawirowały wokółnas, a chór drobniutkich głosów                  zaśpiewałpojedyncząnutę. Skrzywiłem się, wiedząc, że tylko jedna osoba                    uważała, że normalne wejście, jak przejście przez drzwi, nie było dla niej                        wystarczające. Musiała ogłosićswojąobecnośćza pomocąiskier i świecidełek                    oraz chóru św. Piotra.   - Skarbeńka!  Czasami to ciągłe posiadanie racji jest do bani.  - Leanansidhe – burknąłAsh, brzmiąc na równie podekscytowanego jak ja,                      gdy Królowa Wygnańców wyszła z blasku i światła, i uśmiechnęła siędo nas.                          Wyglądała, jakby wybierała sięna przyjęcie, którego motyw przewodni to                    „Najbardziej Połyskująca Wieczorowa Kreacja” albo „Najszybszy Sposób, żeby                KogośOślepić”. Zatrzymała sięna chwilę, przybierając dramatycznąpozędla jej                      niestety niewzruszonej widowni, po czym machnęła rękąi pozbyła się                    fajerwerków.  - Lea – powtórzyłem, szczerząc siędo niej. – Co za szok. Czemuż                          zawdzięczamy przyjemność twojego towarzystwa z dala od Pomiędzy i                  wszystkiego?  - Puck, złotko – Leanansidhe posłała mi uśmiech, który byłrównie                      przyjazny jaki ma żmija, kiedy przygląda sięmyszy. – Dlaczego nie jestem                        zaskoczona, widząc was tutaj? Wydaje się, jakbym dopiero co sięciebie                      pozbyła, misiaczku, i oto jesteś znowu.  - To ja. – Uniosłem podbródek. – Zły pens, który zawsze wyskakuje. Ale nie                            odpowiedziałaś mi na moje pytanie. Czego chcesz, Lea?  - Od ciebie? Nic, złotko. – Leanansidhe zwróciła siędo Asha, a on                          zesztywniał. – Ash, kochanie – zamruczała. – Jesteśmężny, nieprawdaż,                    misiaczku? Po tym, jak złożyłeśswoje rycerskie śluby, byłam pewna, że ty i                         

dziewczyna staniecie sięmoimi Romeem i Julią. Lecz wy mimo wszystko                      przetrwaliście ostateczną bitwę. Brawo, misiaczku, brawo.  Prychnąłem. – Zatem czym jestem ja? Posiekaną wątrobą?  Leanansidhe posłała mi zirytowane spojrzenie. - Nie, kochanie - westchnęła                    - ale Zimowy Książęi ja mamy niedokończone sprawy i z tego, co widzę, nie                              powiedziałci o tym. - Uśmiechnęła sięi raz jeszcze odwróciła sięw stronę                            Asha. - Jest mi winien przysługę, a raczej dużąprzysługęza pomoc w                          odnalezieniu ścieżki i przyszłam, by ją odebrać.  Interesy z Królową wygnańców. Przez chwilę byłem pewny, że się                    przesłyszałem. - Lodowy chłopcze - potrząsnąłem głowązirytowany. - To                    prawda? Zawarłeśumowę​z nią​? Oszalałeś? Ty spośród nas wszystkich                    powinieneś wiedzieć najlepiej.  - To było dla Meghan - głos Asha byłcichy i obronny. - Potrzebowaliśmy jej                              pomocy - popatrzyłna Leanansidhe, cicho błagając. - Czy to nie może                        zaczekać? - zapytałspokojnym głosem, co mnie zaskoczyło. Ash rzadko                    zawierałumowy, ale gdy jużto robił, byłjakby religijny w utrzymaniu ich mocy.                            To byłpunkt osobistego honoru, by swoje interesy ukończyćw sposób                      niezawodny i bez skarg, nawet w przypadku, gdy jedyne, co by mu sięudało                            uzyskać, to marny koniec. To byłpierwszy raz, gdy słyszałem, jak prosi o więcej                            czasu. Pierwszy raz słyszałem, jak błagało cokolwiek. Ale nie znalazłby                      żadnego współczucia ze strony Królowej Wygnańców, a ja nie mogłem mu o                        tym powiedzieć.  - Nie, kochanie – Leanansidhe powiedziała dziarsko. – Obawiam się, że                      muszęodmówić. Wiem, że ty i Koleżka zamierzaliście wyruszyćna poszukiwanie                      Grimalkina, a to, jak sięobawiam, zajęłoby wam wiele czasu. Bardzo wielki                        kawałczasu. Czasu, którego nie mam. Zatem wzywam cię​teraz i musisz mi                          pomóc ​teraz​. Ponadto, kochanie – Leanansidhe pociągnęła nosem i zrobiła                    teatralny gest z włożeniem rękawiczki na rękę– po zakończeniu z tym, może                          będęmogła byćw stanie wam pomóc. Ostatecznie, znalezienie Grimalkina, gdy                      ten nie chce zostaćodnalezionym, jest bliskim niewykonalnego. Przynajmniej                  mogę wam wskazać właściwy kierunek.  Ash westchnął, wyglądając na zniecierpliwionego, ale nie było niczego, co                    mógłzrobić. Nawet ja nie mógłbym wyplątaćsięz zawartej umowy, lecz gdy ja                            dobijałem targu, zawsze zostawiałem sobie jakąśukrytąlukę. Na dworach                    wszyscy arystokraci kochali tęgrę, każdy próbowałwyrolowaćdrugiego,                  chociażjużznaczna większośćwiedziała, że nie należy zawieraćumów ze mną.                        A w szczególności po tym fiasku z Tytaniąi uszami osła. Bycie legendąma                            czasami swoje zalety. 

Ash równieżznałsięna dworach; dorastałw konieczności oglądania sięza                        siebie. Byłem zaskoczony tym, że pozwolił sobie zawrzeć umowę z                    Leanansidhe. Powinien byłwiedzieć, że siępo niego upomni i on tego                        pożałuje...  Jakby wyczuł, o czym myślałem, Ash spiorunowałmnie wzrokiem, dumnym i                     wyzywającym, rzucając mi ciche wyzwanie, bym cośpowiedział. Wiedział, że                    zdawałem sobie z tego sprawę. Pan Zimny, Ciemny i Melancholijny z pewnością                        nie byłgłupi. Wiedział, że czarowny zawsze przychodzi odebraćswoją                    przysługę, znałniebezpieczeństwo zawierania umów z niebezpiecznąKrólową                Wygnańców. Ale mimo wszystko to zrobił, dla niej. Dla dziewczyny, za którąobaj                          szaleliśmy, która była teraz daleko poza naszym zasięgiem.  Meghan.  - Zgoda - Ash jeszcze raz wyszedłnaprzeciw Królowej Wygnańców. - Miejmy                        to już za sobą. Czego potrzebujesz, Leanansidhe?  - To mała prośba, kochanie - uśmiechnęła się. - Tycia przysługa, niewiele                        warte wspomnienie. Zrobisz to w mgnieniu oka...  Co według słownika elfów oznaczało: ,,olbrzymia, ogromniasta,              niebezpieczna, męka”. Zmarszczyłem brwi, ale Leanansidhe kontynuowała, nie                patrząc w moim kierunku.  - Obawiam się, że cośzgubiłam - ciągnęła z szyderczym westchnieniem. -                        Coś, co cenięwysoko. Coś, czego nic mi nie zastąpi. Chciałabym, abyśto                          odzyskał.  - Zgubiłaś? - wtrąciłem. - Zgubiłaśjak? Jest zgubione, jakbyśupuściła to do                          zlewu czy jakby wyszło przez drzwi i uciekło do lasu?  Leanansidhe zasznurowała moje wargi i spiorunowała mnie wzrokiem. - Puk,                   kochanie, nie chciałabym byćniegrzeczna, ale dlaczego nadal tu jesteś? To z                        Zimowym Księciem zawarłam umowęi nie obejmuje cięona w jakikolwiek                      sposób. Nie powinieneśteraz błaznowaćdla Oberona albo jego bazyliszka,                    którego nazywa żoną? 2 - Auć- zadrwiłem. – Jak miło byćtak chcianym. - Królowa Wygnańców                          zwęziła swoje oczy, patrząc wzrokiem trochębardziej drapieżnym i ponownie                    sięuśmiechnąłem. - Wybacz, Lea, ale muszęprzebićtwojąbańkę, byłem tu                        pierwszy. Jeżeli Lodowy chłopiec chce, żebym poszedł, wystarczy, że tylko coś                      powie. W przeciwnym razie nigdzie się nie wybieram.   I tak nigdzie sięnie wybierałem i obydwoje zdawali sobie z tego sprawę, ale                            Leanansidhe spojrzała na Asha i kiedy on nic nie powiedział, ona prychnęła. –                          Obaj jesteście niemożliwi – stwierdziła, wyrzucając ręce w powietrze. – Och, no                        2 Czy jest tu jeszcze ktoś, kto nie lubi naszej Lei? Nie widzę rąk w górze, dziękuję :333

dobrze. Zostańalbo idź, kochanie, to nie robi mi różnicy. W istocie… -                          zatrzymała sięw półsłowa, posyłając mi lekki uśmiech, który mnie niepokoił.                        – Teraz, gdy tak o tym myślę, może to byćcałkiem dobry pomysł. Tak,                            oczywiście. To by nieźle wyszło.  Ash i ja wymieniliśmy spojrzenia. – Dlaczego mam wrażenie, że niezbyt mi się                          spodoba to, co teraz usłyszę? – Ash potrząsnąłgłową, a ja westchnąłem – OK.                            Dość tego. Pytanie za milion dolarów, co dokładnie straciłaś, Lea?  - Wiolonczelę- Leanansidhe wykrzyknęła tak, jakby to było oczywiste. – To                       3 mnie najbardziej zasmuciło i byłam z tego powodu niczym zniszczony wrak –                        pociągnęła nosem i chwyciła sięza serce. – Moja ulubiona wiolonczela,                      skradziona tuż sprzed mojego nosa.  - Wiolonczela - powtórzyłem, robiąc minę. – Poważnie? Dlatego właśnie                    wzywasz o przysługę? Co, nie chcesz zaczekaćz jej wykorzystaniem ażstracisz                        organy piszczałkowe czy coś w tym stylu?  Ash przyjrzałjej siępoważnie. – Chcesz żebyśmy znaleźli złodzieja -                      powiedział i nie było to pytanie.  - Cóż, nie do końca, kochanie - Leanansidhe przejechała palcem po twarzy. –                          Mam słuszne podejrzenie, kto jest tym złodziejem i gdzie ukryłmojącenną                        wiolonczelę. Po prostu potrzebuję was, byście poszli tam i je przynieśli.  - Skoro wiesz, kim jest złodziej i gdzie schowałtwojąwiolonczelę, to do czego                            nas potrzebujesz?  Leanansidhe uśmiechnęła siędo mnie. To byłbardzo złowieszczy uśmiech.                    – Ponieważ, mój kochany Puku – zanuciła – moja cenna wiolonczela została                        skradziona przez Tytanię, twojąLetniąKrólową. I potrzebuje cięi Zimowego                      Księcia, żebyście weszli do Letniego Dworu i wykradli ją z powrotem.    ***    Och, bajecznie.  - Więc – powiedziałem wesoło – to wszystko? Wykraśćcośod Królowej                        Letniego Dworu? A jużmyślałem, że poślesz nas na jakąśsamobójcząmisję, no                          nie, lodowy chłopcze? – Ash zignorował mnie w typowy dla niego sposób.  - ​Królowa Tytania ma twoją wiolonczelę? - zapytałgłosem pełnym                    niedowierzania. – Jesteś pewna, że to była ona?   - Całkiem pewna, kochanie - Leanansidhe wypuściła papierosowy dym z                    fajki w powietrze, nadymając sięz oburzenia. - W rzeczywistości to było zaraz                          3 w oryginale “violin” a zatem skrzypce, jednakże w dalszej części sami zobaczycie, dlaczego musiałam to zmienić ;) poza tym nie ma takiej dużej różnicy albo to dlatego, że ja się nie znam na instrumentach...

po tym, gdy wróciłeśdo Nigdynigdy. Zazdrosna sekutnica uczyniła mnie w stu                        procentach pewną, że wiedziałam, kto byłza to odpowiedzialny. Ona ​ciągle                      sądzi, że ukradłam jej przeklęte złote lustro, co zdarzyło siędawno temu, i                          nigdy mi tego nie wybaczyła. – Lea przerwała i spojrzała na mnie. - Nie mam                              pojęcia, jak mogła tak pomyśleć, a ty masz, ulubieńcze?  Mrugnąłem niewinnie. - Czemu na mnie patrzysz, Lea? – zapytałem                    trzepocząc rzęsami. – Czy to jest twarz równie nikczemnego złoczyńcy?  Leanansidhe westchnęła. – W każdym razie - ciągnęła, odwracając siędo                      Asha – znasz jużsytuacjęi ponieważja nie mogęprzebywaćprzez dłuższy czas                            na dworze, potrzebuję kogoś, kto może. To miejsce, gdzie musisz się udać.  - Nie mogępo prostu wejśćdo Arkadii – powiedziałAsh – Uznająto za                              wtargnięcie i według prawa Letni Król może mnie skazać, jeśli nas odkryje.                        Wiesz o tym.  - Wiem, kochanie – Lea uspokajała go. – Ale podejrzewam, że będziesz w                          stanie coś wymyślić, zwłaszcza jeśli masz ze sobą Mistrza Koleżkę –                      uśmiechnęła sięi wydmuchała królika z dymu w moim kierunku. – O ile,                          oczywiście, jest gotowy na wyzwanie. Chyba że się boi swojej Letniej Królowej.  - Och, proszę. Nie myśl, że nie wiem, co robisz – powiedziałem, unosząc brew.                            -  Nie jestem na tyle głupi, by się na to nabrać. Jak sądzisz, z kim ty rozmawiasz?  - Sądzę, że to cośdla ciebie – wróciła Królowa Wygnańców. - Przemycić                          Zimowego Księcia do Arkadii, tużpod nosem Tytani? Ukraśćcośz pokoju tej                          obrzydliwej Królowej i daćto w ręce jej największej rywalce? Zadnie stworzone                        dla Robina Koleżki.  Tak, tak to prawda, co nie? Brzmiało to jak jeden z moich triumfalnych                          żartów. W innych okolicznościach byłbym bardziej niżchętny. Tytania nie lubiła                      mnie z wzajemnością. Jeżeli miałem szansę, by rozdrażnić, zirytowaćlub                    wkurzyćLetniąKrólową, to skakałem z radości. To nie było tak, że jej                          nienawidziłem​, była moją Królową mimo wszystko, ale tak naprawdę                  potrzebowała sięwyluzować. Po za tym słyszałem, co zrobiła Meghan, gdy się                        po raz pierwszy spotkały, a to wymagało małej odpłaty. Nikt nie będzie                        przemieniał​mojej Letniej Księżniczki w jelenia i uchodziłz tym na sucho, nawet                          jeśli to sama Królowa Jasnego Dworu. Nawet jeżeli Meghan miałby sięnigdy nie                          dowiedzieć, że jej broniłem.   Teraz jednak zrozumiałem zniecierpliwienie Asha. Przysięga, którązłożył                Meghan, obietnica powrotu do niej, tak naprawdęnie miała daty ważności, ale                        uznałem, że to będzie długa, żmudna przygoda bez żadnych irytujących                    pobocznych misji. Mieliśmy rozpocząćposzukiwania pewnego aroganckiego             

futrzaka, a nie płataćfigle Letniej Królowej, bez względu na to, jak zabawnie to                            by wyglądało.   Z wyjątkiem tego, że Lea naprawdę nie dawała nam wyboru.  - Tak więc, jeśli uda wam sięwykonaćto zadanie - uśmiechnęła się,                          machając w naszym kierunku fajką– będęwam bardzo wdzięczna. Kiedy już                        odzyskasz mojąwiolonczelę, tu mnie spotkasz, kochanie. Moi szpiedzy będą                    monitorowaćwasze postępy. Ale teraz musicie mi wybaczyć. Obawiam się, że                      Dan Brzytwa niezbyt dbało bezpieczeństwo innych, kiedy mnie nie było, więc                        muszęszybko wrócićzanim on lub któryśjego z podwładnych kogośzje.                        Powodzenia, moi ulubieńcy! Nie dajcie się zamienić w krzak róży!  Znów rozbłysło światło i blask, i Królowej Wygnańców już nie było.  Ash westchnął. – Nic nie mów, Koleżko.  - Co? Ja? – uśmiechnąłem siędo niego. – Powiedziećcoś? Nie jestem typem                            gościa, który wytyka błędy, choćtym razem, ta absurdalna sytuacja nie jest                        mojąwiną. Oczywiście, ​ja wiem lepiej, że nie należy układaćsięz szaloną                          KrólowąWygnańców z kompleksem Bogini. Nawet jeśli bym to zrobił, to                      spodziewałbym się, że wezwie mnie w najgorszym możliwym momencie. Ale z                      pewnością nie będę ci tego wypominał. To byłoby złe.  Ash zmarszczył nos. – Zaczynam żałować, że cię tu zaprosiłem.  - Ranisz mnie głęboko, książę– splotłem ręce za głową, śmiejąc się. -                          Zwłaszcza, że będziesz potrzebowałmojej pomocy, aby dostaćsiędo Lata. Nie                        sądź, że Oberon i Tytania nie zauważąZimnego Księcia spacerującego w                      samym sercu Arkadii. Można by cię porównać do ogra w składzie porcelany.  Skrzywiłsię, ale nie wiedziałem czy dlatego, że porównałem go do ogra czy                          dlatego, że czeka nas niemożliwe zadanie. - Zakładam, że masz jakiśplan? –                          mruknął krzyżując ramiona.  Posłałem mu łobuzerski uśmieszek i zostałem nagrodzony krótkim,                niespokojnym spojrzeniem. – Proszę. Zapomniałeśz kim rozmawiasz, Lodowy                  Chłopcze? Po prostu zostaw wszystko w moich rękach.                   

  ROZDZIAŁ 2  Oberon bowiem cały gniewem pała  4   Nastał już zmierzch, gdy przekroczyliśmy granicę między światem                śmiertelników a Losoborem. Pod olbrzymim baldachimem Losoboru zawsze                panowałzmierzch. Słońce nie mogło sięprzebićprzez grube gałęzie drzew                      wznoszących siętysiące jardów w niebo. W przeciwieństwie do żywego blasku                      Lata i lodowatej surowości Zimy, Losobór byłodwiecznie mroczny, splątany i                      niebezpieczny. Nieustannie sięzmieniał, więc nigdy nie wiedziałeś, na co się                      natkniesz.  Kochałem to. Nawet pomimo tego, że byłem Letnim elfem, czułem siętu                        bardziej w domu niż gdziekolwiek indziej.  Oto jesteśmy - oznajmiłem, przechodząc pod łukiem, który tworzyły                  skręcone ze sobąpnie cyprysów. Wokółnas roztaczałsięmrok Losoboru, choć                        kilka samotnych błędnych ogników poruszało się pomiędzy liśćmi w                  poszukiwaniu zagubionych wędrowców. Cienkie czarne gałęzie wyrastały              spomiędzy pni, pełzając po ziemi i wysysając życie z pozostałej roślinności. -                        Arkadia nie jest daleko. Użyłbym ścieżki, która prowadzi przez kwarcowe                    jaskinie, lecz obawiam się, że od czasu, gdy byłem tam po raz ostatni, mógł                            tam zamieszkać pewien lindoworm . 5 Ash rozejrzałsiędookoła, jak zawsze czujny, i uniósłbrew. - Zdajesz sobie                          sprawę, że sprowadziłeś nas w sam środek terytorium wilków.  Skrzywiłem sięw środku. Miałem nadzieję, że nie zauważy tego drobnego                      faktu. - Cóż, po prostu musimy prześliznąć się cicho i niepostrzeżenie.  - Graniczne wilki nie mająuszu - kontynuowałAsh. - Polują, wyczuwając                        wibracje na ziemi. I w powietrzu. Dam sobie głowęuciąć, że słuchająnas w tej                              chwili.  - Chcesz dotrzećna ten Letni Dwór czy nie, książątko? - Rzuciłem wyzwanie,                          krzyżując ramiona. - To najszybsza droga.  4 słowa z pierwszej sceny w akcie drugim, wypowiedziane przez Puka: Oberon jest zły na Tytanię, która porwała przystojnego, indyjskiego chłopca i odmawia oddania mu go; Oberon chce chłopca dla siebie, aby towarzyszył mu w jego wyprawach 5 ​lindworm - określenie na wiwernę bądź dwunożnego, pozbawionego skrzydeł smoka, często jadowitego

Szelest w pobliżu krzewu z jeżynami przyciągnąłnasząuwagęi dostrzegliśmy                     błysk złowrogich zielonych oczu, gdy cośdużego i włochatego skoczyło w                      cienie.  - A teraz to cośidzie zaalarmowaćswojąpaczkę. - Ash spojrzałna mnie. -                              Dlaczego takie rzeczy dzieją się zawsze wtedy, kiedy ty jesteś w pobliżu?  - Zwykłe szczęście, jak mniemam - powiedziałem wesoło i pośpieszyliśmy                    przed siebie, zanim reszta stada przybyłaby nam na spotkanie.    ***    Nie poszło tak dobrze, jak to zaplanowałem. Te wilki były drapieżnikami                      lubującymi sięw zasadzkach, chociażz pewnościąnie były najokropniejszymi                    potworami, z jakimi siękiedykolwiek zmierzyłem. Ale były to podstępne dranie i                       miały zwyczaj upodabniania siędo niewinnych jeżyn. Przynajmniej do czasu,                    gdy znalazłeśsiętużprzy jednym z nich, a wtedy ​BOOM i ten wielki krzak w                                kształcie wilka rzucałci sięna twarz. Robiliśmy uniki i wycięliśmy sobie drogę                          przez kilkanaście z nich, unikając kolczastych krzewów śmierci, które skakały                    na nas bez ostrzeżenia albo wyskakiwały z jeżyn. Niestety wilki graniczne miały                        także czelnośćwyciągania wniosków z wcześniejszych błędów i zaczęły                  używać przeciwko nam strategii i taktyki grupowej.  Wkroczyliśmy na polanęakurat, kiedy jeden z włochatych stworów wśliznął                    sięw jeżyny na wprost nas. Gdy ruszyliśmy do przodu, spięci i ostrożni, cztery                            krzewy ożyły i zaszarżowały na nas. Ash i ja odskoczyliśmy, instynktownie                      odwracając siędo siebie plecami, a kolczaste stwory skoczyły na nas ze                        wszystkich stron. Miecz Asha wystrzelił, krojąc jednego z nich w powietrzu,                      podczas gdy ja pchnąłem w góręsztyletem, chwyciłem wilka pod szczękąi                        rzuciłem nim w jego przyjaciela. Ostatniego wilka spotkałnagły koniec na                      ostrzu Asha, lecz wtedy bez ostrzeżenia kolejna para jeżyn rozwinęła sięi                        skoczyła, biorąc nas tym razem z zaskoczenia. Uderzyło we mnie ostre ciało                        ogromnego wilka, przyciskające mnie do ziemi, kiedy drugi z nich wgryzłsięw                          ramię księcia, w którym ten dzierżył miecz.  Poczułem lodowaty błysk za moimi plecami i skrzywiłem się. Opanowanie                    lodowego chłopca ostatecznie sięroztrzaskało. Kątem oka ujrzałem księcia                  posuwającego siędo przodu, wpychającego swoje ramięgłębiej w szczękę                    wilka. Nastąpiłkolejny rozbłysk i wilk zesztywniał, kiedy sople lodu wybuchły w                        jego pyska, przebijając sięprze jego paszczęjak gigantyczne igły. Ash chwycił                        pysk wilka wolnąrękąi szarpnąłw dółz głośnym trzaskiem, łamiąc go niczym                            zamarzniętą gałązkę. Wilk zawył, zwinął się kłębek i przestał ruszać. 

Nachmurzyłem sięna wilka nade mną, trzymając te paskudne zęby z dala od                          mojej twarzy. - Ugh, przyjacielu, naprawdępotrzebujesz trochęmiętówek -                    powiedziałem do niego, posyłając nieco uroku w jeżowego potwora w górze. -                        Zobaczmy, co możemy poradzić na ten psi oddech.  Pnącza winorośli wyrosły z kolczastej głowy wilka, pełznąc po jego pysku.                      Owinęły sięwokółjego szczęki jak kaganiec, zamykając je, a oczy stworzenia                        zrobiły sięduże i okrągłe. Kwiląc przejmująco, odskoczyłode mnie, szarpiąc                      pazurami swój pysk, po czym uciekł, znikając w lesie.  Pozbywając siękurzu ze swojego ubrania, podciągnąłem sięna nogi. - To                        było… interesujące - zaryzykowałem, celowo ignorując spojrzenie Asha. Jego                  rękaw byłposzarpany, a krew rozmazana od przedramienia po łokieć. - Nie                        pamiętam, aby wilki graniczne kiedykolwiek tak się zachowywały.  - Gdybym nie potrzebował cię, żeby dostać się na Letni…  - Och, ale potrzebujesz - przypomniałem mu, szczerząc się. - Nie                      zapominajmy o tym, co, książątko? - Wyraz jego twarzy stałsięjeszcze bardziej                          mroczny, ale odwrócił się.  - Choć- powiedziałAsh, jego głos byłchłodniejszy niżnormalnie. - Nie                          mamy teraz czasu na twój idiotyzm.  - To w was lubię, Zimowe elfy… wszyscy jesteście takimi błyskotliwymi                      dowcipnisiami, sprytnymi rozsiewaczami słów, tak mądrymi i figlarnymi…  Schyliłem się, gdy szyszka przeleciała obok mojej głowy z wystarczającą                    mocą, by zrobićz niąwięcej, niżtylko musnąćwłosy. Śmiech zamarłmi w                            ustach. - Zawsze dobrze wiedzieć, że ci zależy, książę. - Z szybkim uśmiechem                          pognałem przed siebie, mając nadzieję znaleźć się daleko od zasięgu                    jakichkolwiek zimniejszych - i ostrzejszych - pocisków, które mogłyby nadejść.    ***    Po fiasku z wilkami nieco się rozdzieliliśmy. Oziębły książę zniknął w                      otaczającym nas lesie, by oczyścići opatrzyćswoje ramię, podczas gdy ja                        rozbiłem obóz. Nie mogliśmy dłużej zwlekać. Wędrówka po Losoborze z                    krwawiącąranąnie była dobrym pomysłem; przyciągnęlibyśmy wszystko - tak,                    miałem na myśli dosłownie wszystko - w okolicy. Poza tym, zapadała noc i jeśli                            podróżowalibyśmy jeszcze trochę, moglibyśmy sięnatknąćna przemarsze                nieprzyjemnych stworów. Barghesty i bagienne widma włóczyły sięnocąpo                   6 tych bagnach, szukając nowych ofiar. I choćnie miałbym nic przeciwko                      6 ​barghest - pies-goblin o ogromnych zębach i szponach, czarnej sierści i przenikliwych żółtych oczach, który pojawia się tylko w nocy; są tu jacyś fani “Wiedźmina”? :DD

podjęciu wyzwania przekroczenia bagien bez zostania zjedzonym bądź                utopionym, to  mieliśmy zadanie do wykonania.  Zatem znalazłem grotęotoczonągrzybkami święcącymi na niebiesko i                  pomarańczowo, wyłożonąmchem, wyprzątnąłem nieco miejsca i rozpaliłem                ognisko. Nadziałem na patyk kilka pieczarek, które znalazłem wcześniej,                  trzymając je nad ogniskiem, odchylając siędo tyłu z zadowoleniem. Ash nie                        wrócił, ale znając lodowego chłopca, pewnie poszedłpolować, jak tylko                    uporałsięze swojąręką. Nie martwiłem się; znajdzie to miejsce, gdy będzie                          gotowy.  Prychnąłem, przewracając oczami. Chyba że uparty idiota znowu                zdecydowałwyruszyćw drogęna własnąrękę. Na szczęście dostałswoją                      lekcję, gdy ostatni raz próbował czegoś takiego.  Poczułem jakiściężar w gardle. Nie miałem zamiaru rozmyślaćo tej nocy,                        ale kiedy jużto sięstało, nie było sensu próbowaćzapomnieć. Wpatrzyłem się                          w ognisko, pozwalając, by obraz przed moimi oczami sięrozmył, a wspomnienia                        wkradły się z powrotem do mojego umysłu.  To byłwieczór taki jak ten, w miejscu otoczonym świecącymi kwiatami. Za                        wyjątkiem tego, że nie byłto Losobór, lecz terytorium Zimy. Nie zauważyli mnie,                          nie wiedzieli, że nie spałem, ale widziałem ich tej nocy; słyszałem jak Ash                          mówił do Meghan, że odchodzi, sam, żeby odzyskaćBerło Pór Roku.                      Słuchałem jak powiedział, żeby wróciła do domu, z powrotem do świata                      śmiertelników, by o nim zapomniała. Obserwowałem twarze ich obojga:                  Meghan podszytąłzami, gdy próbowała byćdzielna; Asha ze starannie                    skrywanąudręką. Nie powiedziałem nic, nie zrobiłem nic, podczas gdy on                      złamał jej serce, odwrócił się i wyszedł z jej życia.  I… byłem zadowolony.  Potarłem rękątwarz, zniesmaczony samym sobą. Byłem ​zadowolony​,                ponieważAsh złamałserce mojej księżniczki, ponieważzniknąłi byćmoże w                        końcu udałoby mi sięsprawić, żeby mnie dostrzegła. Byłem zbyt cierpliwy,                      czekając na właściwy moment, czekając na dzień, gdy księżniczka otworzyłaby                    oczy i ujrzałaby swojego wiernego Puka jako kogoświęcej niżtylko niemądrego                        przyjaciela. Byłbym kimświęcej niżjej strażnikiem i mistrzem, i żartownisiem,                      który doprowadzałjądo śmiechu. Byłbym dla niej wszystkim, gdybym tylko                      mógł.  Z westchnieniem, wyszarpnąłem grzyby znad ogniska i wgryzłem sięw nie                      agresywnie. Po tym, jak Ash odszedł, starałem sięposkładaćroztrzaskane                    serce mojej księżniczki, które zimny niczym skała lodowy książęzłamałtak                      efektywnie. I przez jednąbłogąchwilęmyślałem, że mam szansę. Wspomnienie                     

pocałunku Meghan było wypalone w moim umyśle i nigdy nie zapomnętego                        dnia, jednego z najszczęśliwszych momentów w moim życiu. Lecz, wbrew                    wszystkiemu, Meghan i Ash znaleźli swojądrogępowrotną, sprzeciwiając się                    każdemu z czarownych dworów, aby byćrazem. A ja pozostałem w tyle.                        Ostatecznie ją straciłem.  Więc dlaczego do cholery wciąż tu jestem?  -​ ​Koleżka.  Poderwałem się na nogi. Głęboki głos nie należał do Asha; był                      zdecydowanie zbyt niski i potężny, by należećdo oziębłego lodowego księcia.                      Poznałem go natychmiast - byłto głos, który mógłby rozkazywaćcałym                      lasom, głos, któremu byłem posłuszny na długo przed poznaniem                  nieprzewidywalnego księcia Zimy.  Oberon wpatrywałsięwe mnie ponad ogniskiem. Jego oczy były niczym                      jarzący siębursztyn w ciemności, a wyraz wąskiej twarzy wprawiałsamąziemię                        w trzęsienie się ze strachu.   - Witaj, Robinie - Oberon wymruczał, nie uśmiechając się. - Obawiam się, że                          musimy uciąć sobie pogawędkę.  Aw, cholera.    ***    Stałem czujnie, zakładając ręce za głowę, a beztroski uśmiech wyrósłmi na                        twarzy. Ktokolwiek inny pokłoniłby sięlub uklęknął, dygnąłlub przynajmniej                    skinąłz szacunkiem głową, ale osobiście znałem Jasnego Króla tak długo, że                        tego typu formalności pomiędzy nami były zbyteczne. Jeśli starałbym się                    okazaćmu w jakiśsposób mój szacunek, Oberon ​wiedziałby​, że cośjest na                          rzeczy. Oberon znał mnie równie dobrze, jak ja znałem jego.  - Dlaczego, Oberonie. - Skinąłem, wciążsięuśmiechając. - Co tu robisz? -                          Rzuciłem okiem na jego zbrojęi wielki łuk za jego plecami. - Wybrałeśsięna                              małe polowanie? Samotnie? I nie zaprosiłeś mnie? Czuję się dotknięty.  - Odstąp od tych głupstw, Robinie. - Letni Król pomachałdłoniąi grzmot                          przetoczyłsięw oddali. Pomiędzy nami ognisko zapłonęło, jak gdyby chciało                      wyskoczyćz dołka, a otaczające nas rośliny wariowały, wijąc się, skręcając i                        tańcząc, jakby były w ekstazie na jego widok. Taki byłogrom mocy Letniego                         7 Króla. - Obaj wiemy, dlaczego tu jestem. Gdzie jest Mroczny książę?  - Książę? - zmarszczyłem brwi, choćmoje serce przyspieszyło pod moją                      koszulką. Jak Oberon dowiedziałsięo Ashu tak szybko? Nie byliśmy jeszcze                        7 Taki zbiorowy roślinny orgazm xD

nawet w Arkadii. - Dlaczego sądzisz, że miałbym wiedziećcokolwiek o                      Mrocznym księciu? - zapytałem, przywdziewając mój najbardziej niewinny                wyraz twarzy. - Jesteśmy wrogami. I w razie gdybyśo tym nie słyszał, on złożył                              tę małą, malutką przysięgę, że pewnego dnia mnie zabije.  Nic z tego nie było kłamstwem. Pożyj równie długo jak ja i staniesz się                            ekspertem w “tańcu dookoła prawdy”, jak niektórzy by to ujęli. Niestety Oberon                        także nie był w tym amatorem .  8 - Robin. - Obdarzyłmnie cierpliwym spojrzeniem. - Wiem. Wiem, co planujesz.                        Myślisz, że nie mam pojęcia, co siędzieje na moim własnym dworze? Tytania                          jest całkowicie rozmiłowana w swojej nowej zabawce. Wiem, że ukradła ją                      Leanansidhe i nie ukrywa sięz tym, skąd jąma. Zastanawiałem się, jak                          Leanansidhe zareaguje. Wtem usłyszałem słowo o tobie i Zimowym księciu                    wkraczających do Losoboru, zmierzających w stronęArkadii. Nie myśl o mnie jak                        o głupcu, Koleżko. Mam pojęcie, że planujesz odzyskać zabawkę Leanansidhe.  - W każdym razie - ciągnął, zanim zdążyłbym wymyślićnowy plan, taki, który                          mógłby mnie stąd wyciągnąćbez zostania zamienionym w ptaka albo szczura                      na kto wie ile czasu - możesz sięzrelaksować, Robinie. Nie przybyłem tu, by cię                              powstrzymywać.  Wcale sięnie rozluźniłem. W istocie te słowa sprawiły, że stałem sięjeszcze                          bardziej czujny. Skrzyżowałem ramiona, unosząc brew. - Och?   - Moja żona bywa ostatnimi czasy dośćrozkojarzona - kontynuowałJasny                      pan. - Szaleje za swojąnowązabawkąi nie zwraca uwagi na swój dwór,                            poddanych bądź króla. Nie podoba mi się to.  Aha. I prawda wyszła na jaw. Oberon zawsze byłtypem zazdrośnika.                      Wszystko, co odciągało zainteresowanie Tytanii od jej króla, było powodem                    olbrzymich kłótni pomiędzy Letnimi władcami. Ostatnim razem, gdy coś                  takiego miało miejsce, Tytania odmówiła oddania hinduskiego odmieńca, a                  Oberon nakazał mi podać jej miłosny eliksir, by mogła o tym zapomnieć.  Wszyscy wiemy jak to się skończyło . 9 Westchnąłem, wiedząc co czego to zmierzało. - Niech zgadnę -                    powiedziałem. - Zamierzasz byćna jakiśczas “niby przypadkiem nieobecny” na                      Letnim Dworze. W tym czasie najnowsza zabawka Tytanii w tajemniczy sposób                      zniknie, a ty nie będziesz miał pojęcia, gdzie mogłaby się ona podziać.   - Wybieram sięna polowanie z moimi rycerzami i ogarami - odparłKról Elfów                           z wielkim dostojeństwem. - Nie dbam o to, co Tytania robi podczas mojej                          nieobecności. Jednakże - podszedłbliżej, wypełniając małągrotęswoją                  8 w oryginale “spring chicken” - nie wiem jak Wy, ale ja wyobraziłam sobie teraz takiego dużego upieczonego kurczaka z koroną i berłem :DDD King Oberon the Chicken I 9 Czyżby nawiązanie do “Snu nocy letniej” i schadzki Tytanii z pewnym osłem?

obecnością. Jego wysoki cieńgórowałnade mną, gdy spotkałmój wzrok. -                        Chciałbym, abyśty także cośprzemyślał, Robinie. Pamiętaj te słowa, kiedy                      wkroczysz do Arkadii ze swoim planem, czymkolwiek on jest.  Oberon nachyliłsię, jego niski i mroczny głos szeptałdo mnie ponad                        ogniem. - Jeśli twój towarzysz by nagle… zniknął- wymruczał, a zimna ręka                          ścisnęła mój żołądek. - Gdyby Zimowego księcia jużtu nie było, jak długo,                          twoim zdaniem, zajęłoby Meghan Chase przyjście do ciebie?  Powietrze wyleciało mi z płuc. Wpatrywałem sięz Oberona osłupiały. On                      odpowiedziałmi spokojnym spojrzeniem, nieporuszony niczym dąb . - Co…                 10 ty…? - nie mogłem nawet dokończyć myśli. - Dlaczego sądzisz…?  - Wiem, że jąkochasz - Oberon ciągnąłniezrażony. - Mojącórkę. Znam twoje                            uczucia względem Meghan Chase, Robinie. I jestem tutaj, aby powiedziećci, że                        to aprobuję. Chętniej ujrzałbym was dwoje razem aniżeli jąz synem mojego                        starożytnego wroga . - Nie prosisz o wiele, co? - Mój głos byłostry i ochrypły i                              11 odwróciłem sięod niego. Ash zniknąłz niemal całym moim opanowaniem.                      Wzrok Oberona śledziłmoje ruchy, gdy zrobiłem kilka kroków do przodu,                      chwyciłem konar małej sosny i zapatrzyłem sięw noc. Ogieńtrzaskałi skakał                         za mną, a żar spojrzenia Oberona paliłmnie w plecy niczym najgorętszy                        płomień.  - Czego ode mnie oczekujesz? - wymruczałem, patrząc w mrok. - Mam mu                          wbićnóżw plecy, kiedy nie będzie patrzył? Czy właśnie to nakazujesz mi teraz                            uczynić? - Mój żołądek ścisnąłsięna tęmyśl. - Nie uważasz, że Meghan będzie                              miała cośdo powiedzenia na ten temat? Nigdy nie będęw stanie tego przed nią                              ukryć.  - Nie musisz niczego robić- Oberon kontynuowałcicho. - Jedynie wystawić                        księcia, gdy będziecie na Letnim Dworze. Tytania zrobi za ciebie resztę. Jego                        krew nie będzie na twoich rękach - zrobisz jedynie to, co uczyniłby prawdziwy                          sługa Letniego Dworu. Kiedy książęzniknie, Meghan Chase będzie szukała u                      ciebie pocieszenia. I wszystko będzie takie, jakie być powinno.  Nie byłem w stanie mu odpowiedzieć. Mogłem niemal poczućMeghan                    naprzeciwko mnie, trzęsącąsięz płaczu, opłakującąjej Zimowego księcia. Moje                      ramiona wokółniej, gdy szeptałem, że wszystko będzie dobrze, że wciążmiała                        mnie i że nigdy jej nie opuszczę. I wtedy miałem ochotękopnąćsięw głowęza                                takie myśli . 12 10 Ach te patetyczne porównania Julie :3 11 No i się poryczałam :’( Team Puck zawsze i wszędzie!!! Cóż, moje próby wymyślenia nazwy dla tego OTP spełzły na niczym... przecież nie nazwę teamu "MEGUCK" albo "PUKAN" :DD na lepsze pomysły czekam w komentarzach ;) 12 I dobrze. Bez obrazy Puck - kocham Cię i w ogóle, no ale jednak Meghan jest przeznaczona Ashowi. Wybacz :P

Oberon obserwowałw ciszy. - Robinie Koleżko - rzekł. - Pomimo naszych                        dawnych nieporozumień, uważam cięza mojego najbardziej zaufanego sługę.                  Jesteśmy starzy , starsi niżZimowy książę. Znamy sięod bardzo długiego                     13 czasu. Lecz czasami zastanawiam się, czy zdajesz sobie sprawę, że nadal jesteś                        częścią Letniego Dworu. To twój dom . Nie potrzebujesz niczego więcej . 14 15 Zacisnąłem palce, czując drzazgępod moim dotykiem. Jeśli Oberon to                    spostrzegł, nie przejął się tym.  - Moja córka jest teraz naprawdęjednąz nas - kontynuował. - Nieśmiertelną.                          Królowąelfów. Masz do dyspozycji cały czas tego świata, by sprawić, żeby sięw                            tobie zakochała. To nie będzie trudne, wy dwoje jużjesteście bardzo sobie                        bliscy . Wiem, że znalazłbyśsposób, żeby byćz nią, nawet w Żelaznym                       16 Królestwie. Kiedy raz przyjmiesz cośdo swojego umysłu, nie zatrzymasz tego.                      Jednak zanim ona cię dostrzeże, musisz się pozbyć Zimowego księcia.  Nie odpowiedziałem. Jasny Król cofnąłsię, przygotowując do odejścia. -                    Wybór oczywiście należy do ciebie - powiedział, gdy ogieńprzygasł, a rośliny                        wokółnas przestały wićsięszaleńczo. - Moje polowanie zabierze mnie z dala od                            Arkadii, z dala od szeptów o figlach nękających Letni Dwór. Czyń, co chcesz,                          Robin, ale zapamiętaj, że jeśli kochasz mojącórkę, to może byćtwoja jedyna                          szansa, by z niąbyć. W przeciwnym razie stracisz Meghan Chase dla tego, który                            przysiągł cię zabić.  Ciepły powiew powietrza zasyczałw grocie, poruszając ogniem i liśćmi.                    Kiedy zniknął, przestrzeń była pusta, nie licząc mnie. Król Elfów zniknął.                  13 Dobrze “stary”, że mu przypominasz, bo z pewnością ciągle mu to ucieka. Swoją drogą Oberon aż prosi się, by wysłać go na jakiś kurs dobrego wychowania... 14 Może pamięć mnie zawodzi, ale czy ten kutafon na koniec 2. części przypadkiem nie wygnał Robina, a potem “łaskawie” go przyjął po tym, jak Puck przyczynił się do uratowania świata? ;-; 15 Jak na moje oko to jednak potrzebuje miłości, a Oberon porządnego klapsa za te insynuacje i namawianie go do złych rzeczy… Zgaduję, że w tym roku Mikołaj do niego nie zawitał (o ile elfy mają swojego elfiego Mikołaja :O) Wybaczcie, ale mam dziś wenę do przypisów XDD Naczytałam się za dużo tłumaczeń dd_TranslateTeam (który pozdrawiam <333) 16 Czy Oberon wie coś, czego ja nie wiem?! :OOO

ROZDZIAŁ 3  Pani ma w strasznej kocha się potworze  17   Ash wróciłkilka minut później, wpadając do groty bez wstępu, niosąc parę                        królików. Rzeczywiście byłna polowaniu. Rzuciłjednego u moich stóp i bez                        słowa zaczęliśmy je czyścić, pracując w ciszy, podczas gdy wokółnas                      zapadała noc.  ZabićAsha? Zdradzićgo dla Letniego Dworu? Co Oberon sobie myślał?                      Jakbym mógłcośtakiego zrobić, nawet jeśli to Tytania zadałaby ostateczny                      cios. A zrobiłaby to. Ash mógłbyćksięciem, ale Tytania była królową. Nie                          możesz bawićsięz królowąelfów, przynajmniej w bezpośrednim starciu,                    szczególnie na jej własnym dworze. Nawet ja o tym wiedziałem. A dzięki                        wygodzie, jaką była nieobecność Oberona, Tytania nie oszczędziłaby                Zimowego księcia. Doszczętnie by go zniszczyła.  Nie mógłbym zrobićtego księciu. Nawet po tych wszystkich latach wrogości i                        walk pomiędzy nami, nawet pomimo tego, że byćmoże próbowałby mnie zabić                        pewnego dnia, a ostatecznie by mu sięto udało, nie mógłbym zostawićgo na                            łasce Tytanii.  Ale… jeśli tego nie zrobię, Meghan nigdy mnie nie pokocha. Moja księżniczka,                        dziewczyna, dla której zrobiłbym wszystko, nigdy mnie nie zobaczy, nigdy nie                      spojrzy na mnie w sposób, w jaki patrzyła na Asha.  Co czyniło go tak wyjątkowym? Co takiego miał, czego ja nie miałem?  - Jesteś przerażająco milczący.  Zamrugałem i podniosłem głowę. Ash klęczałkilka stóp od ogniska,                    pochylony nad zającem, jego łowiecki nóżpracowałz płynnąskutecznością. -                      C-co? - wyrzuciłem z siebie, trochęza szybko. ​Och, to było genialne, Koleżko.                          Napraw to, już. - Ja? - kontynuowałem, udając zaskoczonego. - Dlaczego,                      książątko, cokolwiek masz na myśli? Czy to możliwe, że naprawdęcięto                        interesuje?  Nie podniósłwzroku, jak kontynuował. - Ukrywasz coś- powiedziałAsh                      spokojnie. - Jeśli jestem w stanie usłyszećwłasne myśli poprzez twoją                      gadaninę, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Chcesz mi coś powiedzieć, Koleżko?  Cholera, od kiedy lodowy chłopiec byłw stanie mnie przejrzeć? Będęmusiał                        nad tym popracować. - Tak - odpowiedziałem, wymuszając uśmieszek. - Myślę,                      17 fragment monologu Puka z trzeciego aktu sztuki - opowiada w nim o tym, jak jednemu z aktorów przywdział głowę osła, a następie doprowadził do tego, że zakochała się w nim królowa

że przemienienie cię w wiewiórkę jest najłatwiejszym sposobem, żeby                  przemycićciędo Arkadii. Jak myślisz? Albo, jeśli wolisz, może mógłbym                      zamienićcięw mysz. Albo ptaka. Albo królika! - Spojrzałem na oskórowane                        tusze w moich rękach. - Chociażto mogłoby źle sięskończyć, jeśli Tytania ma                            swoje psy gończe…  - Nieważne. - Ash westchnął, potrząsając głową. - Przykro mi, że w ogóle się                            odezwałem.  - Och, wiem! - pstryknąłem palcami. - Kameleon! Możesz przysiąśćna moim                        kołnierzu i wmieszaćsięw otoczenie. Genialne! A byłby z ciebie bardzo                        przystojny kameleon, nie sądzisz, książątko?  Ash przewróciłoczami i pochyliłsięnad swojąkolacją, nie zwracając jużna                          mnie większej uwagi. Wciążdo niego mówiłem, bezużyteczne, puste słowa,                    których żaden z nas nie brałna poważnie. To swoista tarcza, bariera dla moich                            prawdziwych myśli, których nie mogłem siępozbyć, nieważne jak bardzo się                      starałem.  Dlaczego tu jesteś?  Dla Meghan. Odpowiedźbyła oczywista. Byłem tu dla Meghan. Ponieważ                    kochałem mojąksiężniczkęi chciałem, by była szczęśliwa. Nawet jeśli to                      oznaczało, że będzie z kimśinnym. Nawet jeśli ten ktośbyłmoim arcyrywalem.                          Chciałem, żeby była szczęśliwa.  Nie sądzisz, że ty mógłbyś ją uszczęśliwić?  Mógłbym. Jeżeli wybrałaby mnie, dałbym jej wszystko. To ja byłem tym,                      który sprawiał, że sięśmiała, kto pokazałjej cuda Letniej magii, kto bez pytania                            zasłoniłjąwłasnym ciałem. (Co, przy okazji, bolało jak cholera.) To ja                        chroniłem jąprzed okrutnymi, ludzkimi znajomymi, odprowadzałem jądo i z                      przystanku, pamiętałem o jej urodzinach, gdy wszyscy, nawet jej własna                    rodzina, zapominała. ​Księżniczko, dlaczego nie wybrałaśmnie? Czy nie byłem                    wystarczająco dobry? A może to moja wina, że czekałem? Że wcześniej nie                        wykonałem żadnego ruchu?  Cholera. Myślałem, że byłem ponad tym. Myślałem, że było mi dobrze jako                        przyjacielowi, ale nie potrafiłem wyrzucićz głowy słów Oberona. Król Elfów,                      mimo że czasem umiałbyćmanipulantem i draniem bez serca, miałrację. Tak                          długo, jak Ash byłw pobliżu, Meghan nie potrafiłaby patrzećna mnie jak na                            kogoś więcej niż przyjaciela.  Zatem, musisz sam siebie zapytać, Koleżko, kto jest ważniejszy? Kobieta,                    którąkochasz i dla której zrobiłbyśwszystko, czy rywal, który przysiągł, że                        pewnego dnia cię zabije? 

Obserwowałem Asha, dumającego przy ognisku, odwróconego do mnie                plecami, szturchającego płomienie. Mój dawny przyjaciel przemieniłsięw                  wroga. Co zrobiłby bezwzględny Mroczny książę na moim miejscu?  Nagle wstałem, przez co Ash spojrzałna mnie czujnym wzrokiem. -                      Wybierasz się gdzieś, Koleżko?  - Na spacer, książątko. Ale jestem wzruszony, że ci zależy. - Uśmiechnąłem                        siędo niego, a on odwróciłsięz powrotem w stronęogniska. Skrzywiłem siędo                              jego pleców. - Wiesz, powoli zaczyna mi sięnudzićgadanie do ściany -                          kontynuowałem, podchodząc do krawędzi groty. - Myślę, że konwersacja z                    martwąrybąbyłaby znacznie bardziej satysfakcjonująca niżotwieranie buzi do                    ciebie.  - Nigdy wcześniej cię to nie powstrzymywało.  - Widzisz? O tym właśnie mówię. - Przewróciłem oczami. - Ale musisz mi                          wybaczyć. Potrzebuję trochę czasu w samotności, książę. Muszę                wykombinować, jak właściwie zamierzam przemycićtwoje lodowe zwłoki na                  Letni Dwór.  Spojrzał na mnie ostro. - Sądziłem, że już to rozplanowałeś.  - Och, ​teraz jesteśmy zainteresowani rozmową, co? - zachichotałem i                    splotłem ręce za głową. - Nie martw się, Lodowy Chłopcze, cośwymyślę.                        Zawsze mi się udaje.  Obserwował mnie w ciszy. Odwzajemniłem spojrzenie, wciąż się                uśmiechając, wyzywając go, żeby coś powiedział, zaczął się kłócić.                  Ostatecznie westchnął i odwrócił się do ogniska.  - To twój dwór - usłyszałem jego pomruk. - Znasz go lepiej ode mnie.  Tak, to prawda, ​pomyślałem, gdy cofnąłem sięi zostawiłem go, idąc w                        kierunku lasu. ​To mój dwór. Jestem częściąLata, a ty powinieneśbyćmoim                          wrogiem, Ash. Pomyślałeśo tym kiedykolwiek? O tym, że zmierzasz na                      terytorium wroga z kimś, kto powinien być lojalny wobec Jasnego Dworu?  Nie byłem do końca szczery. Wiedziałem jużjak zamierzam przemycićJego                      KrólewskąLodowatośćdo Arkadii, tużpod nosem Tytanii i Letniej Straży, bez                        czyjejkolwiek wiedzy. To będzie wyzwanie - Ash byłna wskrośZimowym                      księciem. Nie można mu po prostu przykleićfałszywe wąsy i liczyćna szczęście,                          nie z aurąuroku, która go zdradzała. Na szczęście robiłem takie rzeczy od                          bardzo dawna. Jeśli ktokolwiek mógłby dostaćsięna Letni Dwór z Zimowym                        szlachcicem, nie wzbudzając przy tym żadnych podejrzeń, z pewnościąbyłem                    to ja.  Nie, po prostu potrzebowałem czasu w samotności. Czasu na przemyślenia.                    Czasu na plan. 

Czasu, by zorientować się, czego naprawdę chciałem.    ***  - Nie.  Przewróciłem oczami. - Książę, daj spokój. Przynajmniej nie zamienięcięw                      lemura. To jedyny sposób, żeby dostaćsięna Letni Dwór bez niczyjej wiedzy, że                            ty to... ty.  - Musi być inne wyjście.  - Nie ma. - Skrzyżowałem ramiona i rozejrzałem się. Dotarliśmy do granicy                        Arkadii i staliśmy teraz na krawędzi Losoboru, patrząc przez rzekęna ziemie                        Króla Elfów po drugiej stronie. Drewniany most, rozkwitający dzikimi kwiatami,                    łączyłdwie krawędzie urwiska, a po drugiej stronie strzegli go Letni Rycerze.                        Ash i ja staliśmy w skupisku sosen, obserwując ich poprzez rzekę, a burzące się                            wody bystrego strumienia maskowały naszą przyciszoną rozmowę.  - To ​przebranie​, Ash - powiedziałem ponownie. - Iluzja. Musimy ukryćtwój                        Zimowy urok pod moim Letnim i musimy zmienićtwój wygląd, żeby ludzie nie                          zwariowali w momencie, gdy wkroczysz na dwór. Naprawdę, to jedyny sposób.                      Jak spodziewałeś się, że to będzie wyglądać?  Ash westchnął, odchylając głowę do tyłu. - Jesteś tym za bardzo                      podekscytowany.  - Cóż- Wzruszyłem ramionami, zwalczając uśmiech. - Tam nie będęmógłsię                          odzywać. - Spojrzałna mnie lodowato i uniosłem ręce. - Chcesz siędostaćdo                            Arkadii czy nie?  - W porządku- wykonałsfrustrowany, bezradny gest. - Zrób to. Miejmy to już                          za sobą.  - Jużmyślałem, że nigdy tego nie powiesz. - Zagłębiliśmy siędalej w stronę                            drzew i wezwałem moją magię.  - Nie ruszaj się- powiedziałem, gdy ten skrzyżowałramiona i próbował                        wyglądaćna znudzonego i poirytowanego. - To nie zajmie dużo czasu, ale                        muszęutkaćiluzjęz Letniego uroku, która będzie wystarczająco mocna, żeby                      ukryćtwojąZimowąaurę. Gdybyśbyłczerwonym kapturkiem albo lodowym                    gnomem, nie byłoby to takie skomplikowane, ale ty to ​ty​, więc będzie to                          znacznie trudniejsze. - Czułem mojąLetniąmagięosiadającąna nim, czułem                      jak została odrzucona od zimnego Zimowego uroku, otaczającego go niczym                    zbroja, i zmarszczyłem brwi. - Książątko, przestańze mnąwalczyć. Jeśli chcesz                        wykonaćtęgłupiąprzysługęi miećjużto za sobą, to jedyne wyjście. Musisz                            pozwolićmi sobie pomóc. - Prychnąłi ochronny płaszcz z Zimowego uroku                        zniknął. 

Przyzwałem do siebie więcej Letniej magii i wysłałem jąw stronęksięcia,                        tkając iluzjęwokółniego. Jego magia stawiała mi opór - mówcie co chcecie o                            Zimowym księciu, ale Ash byłniewiarygodnie silny. Wiedział, kim był, i ktośo                          mniejszych umiejętnościach nie potrafiłby przemienićgo w coś, czym nie był,                      nawet jeśli mówimy o iluzji.  Ale ja również nie byłem przeciętnym oszustem.  Zarys Asha zamigotałi zacząłsięzmieniać. Nie urósłani sięnie zmniejszył,                          ale jego włosy się wydłużyły, opadając na plecy, i zmieniły kolor z                        kruczoczarnych na barwępszenicy. Jego blada cera stała sięzłocisto brązowa,                      jakby spędziłcałe życie na słońcu, a zimne srebrne oczy rozbłysły zanim                        zmieniły się na jasne i niebieskie.  Jego ubrania także uległy zmianie, długi czarny płaszcz zniknąłwe mgle,                      zamieniony na zbrojęze złota i zieleni, którego napierśnik zdobiła dumna                      głowa ogromnego jelenia. Fantazyjna złota peleryna powiewała za jego                  plecami, jej brzegi obszyte były liśćmi. Gdy byłjużgotowy, nie było w nim znaku                              Zimowego księcia. Letni Rycerz czekałw cieniu i jedynie jego grymas miałw                          sobie niewielkie podobieństwo do najmłodszego syna Królowej Mab.  Przyłożyłem rękędo ust w udawanym zachwycie. - Och, Lodowy Chłopcze,                      to… to… ty!  - Zabijęcięza to - Ash burknął, po czym skrzywiłsięna dźwięk swojego                              głosu, wysokiego i czystego. Ugryzłem sięw policzek, żeby nie zawyćze                        śmiechu. Jeżeli wyciągnąłby miecz, roztrzaskałoby to iluzję, a wtedy                  musielibyśmy przechodzić przez to po raz drugi.  - Tak, cóż, może później, książątko. Pamiętaj, że nie możesz tam używać                        Zimowego uroku, w innym wypadku zaklęcie zostanie odkryte. To obejmuje                    wyciąganie miecza i rzucanie we mnie soplami, zatem nie wszczynaj żadnych                      walk z Letniąszlachtągdy tam będziemy, okej? Chcemy tylko siętam dostać,                          zabrać skrzypce i wynieść się.  Ash skinął. Cofnąłem sięi okryłem siętąsamąiluzją, tworząc paręniemal                          identycznych Letnich Rycerzy. Spoglądając na mojego towarzysza,              uśmiechnąłem się. - Gotowy?  Ponownie westchnął, przeczesując palcami swoje nowe włosy. - Prowadź.    ***    Dwaj rycerze stróżujący przy moście skinęli uprzejmie, gdy ich mijaliśmy, ale                      poza tym nawet na nas nie spojrzeli. Przyłapałem jednego z nim na ukrywaniu                         

uśmiechu, lecz było to zrozumiałe, biorąc pod uwagęokoliczności. Nie                    sądziłem, żeby książę to zauważył, ale myliłem się.  - Za kogo siępodajemy? - zapytałAsh, gdy kontynuowaliśmy wędrówkęna                        ziemie Króla Oberona. Minąwszy most, poczuliśmy ciepło letniego słońca, które                    ogrzewało mojąskóręi sprawiło, że westchnąłem z przyjemnością. Spośród                    wszystkich rzeczy na Letnim Dworze, to za słońcem tęskniłem najbardziej.                    Losobór byłzbyt ciemny, a Tir Na Nog zbyt zimne. Jedynie w Arkadii słońce                            świeciło jasno i w pełni, a najsłodsze jabłka rosły na drzewach ponad                        cierniowym żywopłotem, zawsze dojrzałe, by je zebrać. Oczywiście, najpierw                  musiałbyś ominąć dwóch nieznośnych olbrzymów, do których sad należał.  - Och – powiedziałem, szczerząc się. - Racja. Imiona. Więc ty jesteśSir Torin,                            a ja Sir Fagan. Jesteśmy dwoma rycerzami podróżującymi po Nigdynigdy w                      poszukiwaniu chwały dla naszego króla i dworu. Rozumiesz, naprawiamy                  wyrządzone krzywdy, zabijamy smoki i szukamy legendarnych skarbów, tego                  typu rzeczy.  - Zatem muszą cieszyć się szacunkiem.  - Cóż… - podrapałem się po głowie. - Nie do końca.  Ash wpatrywał się we mnie. - Co masz na myśli, mówiąc „nie do końca”?  - Czytałeśkiedykolwiek „Don Kichota”? - zapytałem. Ash zamknąłoczy, co                      wskazywało na to, że tak, czytałto. Parsknąłem śmiechem. - Sąbardzo gorliwi                          – kontynuowałem, starając sięnie zaśmiaćna wyraz jego twarzy – i mają                          bardzo szlachetne intencje, trzeba im to oddać. Ale ci dwaj nie potrafiąbez                          mapy znaleźćwyjścia z szafy na szczotki. To czysto głupie szczęście, że do tej                            pory nie zostali zabici ani zjedzeni. WciążbłagająOberona, aby wysłałich na                          szlachetne, ważne misje, by mogli udowodnićswojąwartość, a Oberon kończy,                      dając im jakieś absurdalne zadanie tylko po to, by zeszli mu z oczu.  - I naturalnie to te tożsamości dla nas ukradłeś.  - Idealnie, nie sądzisz? - uroczyście wyrzuciłem w góręramiona. - Sir Torin i Sir                             Fagan nie mal nigdy nie sąna dworze, pozostali rycerze zazwyczaj ich unikają, a                            my mamy powód, by spotkaćsięz KrólowąTytanią, żeby ogłosićukończenie                        naszego ostatniego zadania.  - A jeśli natkniemy się tam na prawdziwych Torina i Fagana?  - Hmm. - Wzruszyłem ramionami, poirytowany jego logiką. - Wówczas                    będziemy improwizować.  Mogłem powiedzieć, że Ashowi sięto nie podobało; zawsze byłtypem, który                        miałwszystko rozplanowane i zwykle uważałmojątaktykępełnąimprowizacji                    za irytującąi niepokojącą. Ale nie powiedziałjużnic więcej i niedługo potem                          doszliśmy do ogromnego kopca trawiastej ziemi, który znaczyłwejście do                   

dworu Oberona. Grube jeżyny otaczały wzniesienie, choćrozstąpiły sięprzed                    nami bez problemu, pozwalając nam przejść, i kroczyliśmy w kierunku zbocza                      wzgórza, nie zwalniając kroku.  - Jest cośjeszcze, o czym powinienem wiedzieć? - mruknąłAsh, gdy                        zbliżyliśmy siędo kopca, ramięw ramię. - Jakikolwiek mały szczegół, który dla                          wygody przeoczyłeś, a który może mieć znaczenie, gdy tu będziemy?  - Um… - posłałem mu spojrzenie z ukosa. - Tylko jedna drobna sprawa. -                            Uniósłbrew, a ja przygryzłem wargę. Och, nie spodoba mu sięto. - Krążąplotki,                              że Torin i królowa są… um… zaangażowani.  - Co?  Ale w tej chwili pokonaliśmy zbocze wzgórza i wkraczaliśmy na dziedziniec                      pełen Letnich elfów – do serca Arkadii.  Muzyka grała, jeden z moich ulubionych utworów o słońcu, cieniach i                      rosnących rzeczach, i leżeniu na dnie chłodnego strumienia, gdy jednocześnie                    szeptała do ciebie ryba. Drzewa wyściełające krawędździedzińca wzdychały                  lekko, poruszając gałęźmi do piosenki, a tysiące kwitnących wszędzie kwiatów                    kołysały sięłagodnie do rytmu. Driady, satyrowie, gnomy i inni Letni czarowni                        kłębili sięna otwartej przestrzeni, siedząc na ławkach, rozmawiając lub tańcząc                      wspólnie w trawie. Tak, zdecydowanie byłem w domu.  Czułem spojrzenie Asha na sobie i wiedziałem, że byłgotów mnie zabić, ale                          elf siedzący najbliżej krawędzi dziedzińca dostrzegłnas i zerwałsięna równe                        nogi.  - Bądźmiły, książątko – powiedziałem przez zaciśnięte zęby, przywdziewając                    uśmiech na twarz, gdy zbliżyłsiętłum. - Nadchodzą, więc uśmiechnij sięi nie                            dźgnij swojego partnera. Czas na przedstawienie.  - Sir Fagan! - wykrzyknęła satyrzyca, podskakując do nas. Jej racice stukały                        delikatnie o bruk. - Sir Torin! Powróciliście i jesteście żywi. Witamy z powrotem!  - Jak było podczas podróży, Sir Faganie? - zapytała nimfa, posyłając mi                        szelmowski uśmiech. - Czy udało wam siętym razem zdobyćSkarb Księżycowej                        Bestii? Zabiliście strasznego Robaka z Bagna? Opowiedz nam o waszych                    przygodach.  - Tak, tak – zawtórował tłum. - Co się wydarzyło?  - Tak, opowiedz nam!  - Opowiesz nam historię!  Uniosłem dłoń. - Wystarczy, godziwi ludzie, wystarczy! Będzie czas na                    historie i pieśni, i opowieści o naszych brawurowych poczynaniach, lecz nie                      teraz na to pora. - Uspokoili się, wyglądając na zawiedzionych, i wydałem z                          siebie zmęczone westchnienie. - Sir Torin i ja podróżowaliśmy daleko i jesteśmy