Ankiszon

  • Dokumenty3 512
  • Odsłony228 514
  • Obserwuję250
  • Rozmiar dokumentów4.6 GB
  • Ilość pobrań145 773

Cabot Meg - Pamietnik Ksiezniczki 08 - Ksie

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :848.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Ankiszon
EBooki
EBooki prywatne

Cabot Meg - Pamietnik Ksiezniczki 08 - Ksie.pdf

Ankiszon EBooki EBooki prywatne Cabot Meg
Użytkownik Ankiszon wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 45 osób, 30 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 157 stron)

MEG CABOT KSIĘŻNICZKA W ROZPACZY PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 8 Tytuł oryginału THE PRINCESS DIARIES 8 PRINCESS ON THE BRINK

Abby, z miłością i podziękowaniem

- Zapewne - powiedziała do Sary - znów sobie wyobrażasz, że jesteś księżniczką. - Zawsze próbowałam nią być - odparła Sara cicho. - Nawet kiedy było mi zimno i byłam bardzo głodna. Frances Hodgson Burnett Mała księżniczka Przekład Wacława Komarnicka

JA, KSIĘŻNICZKĄ???? TAA, I CO JESZCZE? Sztuka Mii Thermopolis (pierwsza wersja) SCENA 12 DZIEŃ. Palmiarnia hotelu Plaza w Nowym Jorku. Dziewczyna o płaskiej klatce piersiowej i fryzurze w kształcie znaku drogi podporządkowanej (czternastoletnia MIA THERMOPOLIS) siedzi przy ślicznie nakrytym stoliku naprzeciw łysego mężczyzny (jej ojciec, KSIĄŻĘ PHILLIPE). Z miny MII widać, że ojciec właśnie mówi coś, co ją wytrąca z równowagi. KSIĄŻĘ PHILLIPE Już nie nazywasz się Mia Thermopolis, kochanie. MIA (mrugając oczami z zaskoczenia) Nie? No to jak się nazywam? KSIĄŻĘ PHILLIPE Nazywasz się Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis Renaldo, księżniczka Genowii. WTOREK, 7 WRZEŚNIA, WSTĘP DO TWÓRCZEGO PISANIA Nie no, ona sobie NA PEWNO żartuje. Opisać pokój? To ma być nasza pierwsza praca? OPISAĆ POKÓJ? Czy ona ma chociaż odrobinę zielonego pojęcia, od jak dawna twórczo opisuję pokoje? No bo przecież ja już opisywałam pokoje w KOSMOSIE - na przykład w swoim fanfiction Battlestar Galactica o tym, jak Starbuck i Apollo wreszcie To Zrobili. Wiecie, co mi się w głowie nie mieści? W głowie mi się nie mieści, że ona mnie

wcisnęła na te zajęcia ze wstępu do twórczego pisania. Powinnam trafić co najmniej na twórcze pisanie dla średnio zaawansowanych. Bo przy moich wynikach z próbnych testów SAT - i dobra, z matematyki były marne, ale ze zdolności werbalnych ŚWIETNE - powinnam się na nie kwalifikować. I niech będzie, że testy SAT nie mierzą zdolności twórczych (chyba że uwierzymy, że ludzie, którzy oceniają część z wypracowaniem, rzeczywiście te wypracowania czytają). Ale już sam mój wynik ze zdolności werbalnych powinien dowodzić, że jestem w stanie opisać POKÓJ. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że ja już przeszłam od opisywania pokojów - a nawet pisania powieści - do tworzenia całych scenariuszy? Lilly totalnie ma rację, w żaden inny sposób nie będę mieć pewności, że na srebrny ekran trafi prawdziwa wersja historii mojego życia, jeśli jej sama nie napiszę. A Lilly nie wyreżyseruje. Ja wiem, że ciężko będzie znaleźć do tego projektu producenta, i tak dalej, ale J.P. powiedział, że nam pomoże. A on zna MNÓSTWO ludzi w Hollywood. Zaledwie parę dni temu z rodzicami jadł obiad z jakimś kuzynem Stevena Spielberga. Dlaczego pani Martinez nie może zrozumieć, że kierując mnie na zajęcia z twórczego pisania do grupy dla początkujących zamiast średnio zaawansowanych, tłamsi mój rozwój jako artystki? Jakim cudem kwiat mojej twórczości ma kiedykolwiek zakwitnąć, jeśli nikt go nie PODLEWA? Opisz jakiś pokój. No to, proszę bardzo, pani Martinez, ma pani swój opis pokoju: Cztery kamienne ściany napierają na niewielką przestrzeń pomiędzy nimi, połyskując od wilgoci spływającej z niskiego sklepienia. Odrobina światła prze- sącza się zza pojedynczego zakratowanego okienka tuż pod sufitem. Jedyne sprzęty to wąska prycza z cienkim materacem pokrytym pasiastą powłoką i wiadro. Przeznaczenie wiadra staje się oczywiste, kiedy zaczynamy czuć unoszący się wokół niego odór. Czy właśnie on przyciąga szczury, które kryją się w mrocznych kątach, węsząc drżącymi, różowymi nosami? 4 - Mia, kiedy poprosiłam, żebyś opisała pokój, miałam na myśli opis wnętrza, które dobrze znasz. Chociaż jestem pewna, że takie lochy jak ten, który opisałaś, rzeczywiście istnieją w genowiańskim pałacu, bardzo wątpię, żebyś spędziła w nich wiele czasu. Poza tym jako członek Amnesty International wiesz, że Genowia nie znajduje się na liście państw nieludzko traktujących więźniów, co każe mi zadać kolejne pytanie: kiedy te lochy w waszym pałacu były po raz ostatni

wykorzystywane? Sądzę też, że człowiek myślący tak nowocześnie jak twój ojciec do tej pory na pewno zainstalował już w pałacu odpowiedni system kanalizacji, więc wiadra na ludzkie odchody stają się przedmiotem anachronicznym. C. Martinez WTOREK, 7 WRZEŚNIA, ANGIELSKI MIA!!!! Nie CIESZYSZ SIĘ? ? ? ? Zaczął się nowy rok szkolny! A my jesteśmy w TRZECIEJ KLASIE!!! JUŻ ZA ROK BĘDZIEMY RZĄDZIĆ W TEJ SZKOLE!!!! Aha, przy okazji, masz świetną fryzurę. - T. Naprawdę tak sądzisz, Tina? To znaczy, że mam fajne włosy? Mama i ja zabrałyśmy wczoraj Rocky'ego do Astor Place Hairstylists na pierwsze strzyżenie, bo to był jedyny czynny fryzjer, wczoraj było przecież Święto Pracy. Ani na moment nie przestawał się drzeć jak zarzynany, więc zaproponowałam, że najpierw sama dam im się ostrzyc, żeby mógł się przekonać, że nic mu się nie stanie. Muszę przyznać, że byłam trochę zaskoczona, kiedy wyjęli maszynkę do strzyżenia! Moim zdaniem wyglądasz bombowo. Zupełnie jak Audrey Hepburn w Rzymskich wakacjach. A co powiedział Michael o nowej fryzurze? Odkąd wróciłam z Genowii, jeszcze go nie widziałam. Ale mamy się spotkać dziś wieczorem w Number One Noodle Son. Nie mogę się już DOCZEKAĆ!!! Mówi, że ma mi do powiedzenia coś BARDZO WAŻNEGO, czego nie może mi powiedzieć przez telefon ani na IM. Jak sądzisz, o co mu chodzi???? I to w Number One Noodle Son? To trochę daleko od okolicy, w której bywa, nieprawdaż? Nie wprowadził się jeszcze do akademika? Nie, jeszcze nie. Coś wspominał o mieszkaniu. Myślę, że o tym chce ze mną rozmawiać. Może ma zamiar wynająć własne mieszkanie, czy coś. O MÓJ BOŻE!!! Wyobrażasz sobie, jak by to było, gdyby on miał swoje mieszkanie???? Żadnych współlokatorów, którzy mogliby wam przeszkadzać. I własna

kuchnia!!! Mógłby gotować dla ciebie romantyczne kolacje!!!!! NIE WIEM, czy to właśnie o to chodzi. Przez telefon wyrażał się bardzo niejasno. Powinien wynająć własne mieszkanie. Co on sobie wyobraża, że będziecie się wiecznie całować w domu jego rodziców, przy Lilly... Nie wspominając już o jego MAMIE???? Ha. Ale mama Michaela pewnie nawet by nie zauważyła, spędza teraz tyle czasu w mieszkaniu, które sobie wynajął tata Michaela. Państwo doktorostwo Moscovitzowie znów się schodzą??? Mam nadzieję! Michael mówi, że zaczęli się „umawiać na randki”. Ze sobą! No cóż, to chyba lepiej niż gdyby mieli się umawiać z innymi ludźmi. Ale w takim razie mogliby po prostu znów się zejść. Oszczędzić na czynszu. Boże, jestem taka szczęśliwa, że moi rodzice się po prostu ignorują, jak wszystkie normalne małżeństwa. Totalnie. A skoro mowa o włosach, co sądzisz o pasemkach Lilly? Ona mówi, że J.P. woli blondynki. Nigdy nie sądziłam, że LILLY zmieni sobie fryzurę dla jakiegoś FACETA. J.P. musi być prawdziwą maszyną seksu. TINA!!!! Oni jeszcze Tego Nie Zrobili!!!!! Och. Zakładałam, że tak. O MÓJ BOŻE. ALE DLACZEGO???? No cóż, przecież POJECHAŁ do jej domu w Albany na tamten weekend. Nieważne, zrobił to dlatego, że jego rodzice chcieli zobaczyć parę letnich przedstawień w północnej części stanu. Gdyby To Zrobili, ona by nam powiedziała. A co, myślisz, że by nam nie powiedziała?

Może tobie by powiedziała. MNIE nigdy by nie powiedziała. Lilly uważa, że jestem straszną cnotką. Nieprawda!!!! Owszem, ona tak uważa. Ale nie ma sprawy. Ja JESTEM straszną cnotką. Bo nawet nie chcę zobaczyć, jak TO wygląda. A co dopiero dotknąć. Możesz sobie wyobrazić, że człowiek czegoś takiego dotyka? Ja bym chyba umarła. Myślisz, że Lilly dotknęła J.P. ? WYKLUCZONE!!!! Powiedziałaby mi. Chociaż jej jeszcze nie widziałam, odkąd wróciłam z wakacji w Genowii... Ale i tak. Na pewno by mi powiedziała, gdyby... No wiesz. A przynajmniej tak mi się wydaje. Borysa dotknęła. CO????? A poza tym BBBBBŁŁŁŁEEEEEE!!!!! PO CO MI TO POWIEDZIAŁAŚ????? Ja też nie chciałam tego wiedzieć!!!! Ale Borys mi powiedział!!!! ALE PO CO ON CI TO POWIEDZIAŁ???? To przez tę książkę, którą dostałam od ciotki - no wiesz, Twój najcenniejszy dar. Racja. O tym, że dziewictwo to najcenniejszy dar, jaki powinnaś zachować wyłącznie dla tego, za którego wyjdziesz za mąż, bo możesz je komuś podarować tylko raz i nie chcesz, żeby to był ktoś, kto tego daru nie doceni. Taa. Tylko że ta książka nie mówi, co robić, jeśli wyjdziesz za mąż i odkryjesz, że człowiek, którego poślubiłaś, jest gejem. Jak się o tym przekonać, zanim zdążysz wydać kupę kasy na ślub. Ale nieważne. Borys zobaczył tę książkę u mnie na regale i zaniepokoił się, że będzie mi przykro, że Lilly dotykała go przede mną. Chociaż on

nadal jest, no wiesz. Prawiczkiem. To było tylko dotykanie. Ale dotknęła go PRZEZ spodnie czy POD spodniami? Pod. Przepraszam, Tina. Wiem, że Borys to twój chłopak. Ale naprawdę, chyba zaraz zwymiotuję. Ja wiem. Mia, lepiej spójrzmy prawdzie w oczy. Ty i ja będziemy Ostatnimi Dziewicami w Liceum imienia Alberta Einsteina. Wow. To brzmi jak tytuł książki. Totalnie powinnaś ją napisać!!!! OSTATNIE DZIEWICE. Dwie dziewczyny, obarczone przeszkolonymi w Izraelu ochroniarzami, opłacanymi przez ich ojców, żeby strzegli ich najcenniejszego daru... ryzykując własne życie! Żaden mężczyzna ich nie pozna - AŻ DO NOCY PO BALU MATURALNYM!!!! Ups, Sperry patrzy w tę stronę. Chyba powinnyśmy uważać. Masz w ogóle pojęcie, o czym ona mówi? A kogo to obchodzi? Nasza rozmowa jest o wiele ciekawsza. Totalnie. A więc... Naprawdę myślisz, że J.P. też dotknęła? Już ci mówiłam! Moim zdaniem oni To Zrobili do końca! Powiedziałaby mi. Nie sądzisz, że by mi powiedziała? To ty ją znasz od podstawówki, czy jakoś tak. Tylko ty możesz odpowiedzieć na to pytanie. Ale ona teraz JEST blondynką.

Hej! Ja też jestem blondynką! A nadal nie oddałam swojego Najcenniejszego Daru! Och, racja. Przepraszam. Zapomniałam. WTOREK, 7 WRZEŚNIA, FRANCUSKI Nie mogę uwierzyć, że zdaniem Tiny Lilly i J.P. Zrobili To w czasie wakacji. To po prostu śmieszne. Lilly TOTALNIE by mi powiedziała, gdyby oddała komuś swój Bezcenny Dar. Prawda? A poza tym J.P. nadal nawet nie powiedział jej słowa na „k”. Czy Lilly naprawdę zdecydowałaby się uprawiać seks po raz pierwszy z kimś, kto nawet jej nie wyznał miłości? Bo ona mu mówiła, że go kocha, już z jakieś dziewięć milionów razy, a on jej na to tylko odpowiada: „dziękuję”. A czasami mówi: „wiem”. Ale Lilly uważa, że on w ten sposób tylko składa hołd Hanowi Solo. To rzecz oczywista, że J.P. ma problemy z życiem intymnym. Przecież on i Lilly chodzą już ze sobą pół roku. A on nadal nie mówi o niej: „moja dziewczyna”. Nazywa ją po prostu: „Moscovitz”. Michael też kiedyś mówił do mnie: Thermopolis. Ale to było, ZANIM zaczęliśmy ze sobą chodzić. Czy Lilly zgodziłaby się uprawiać seks z kimś, kto zwraca się do niej per Moscovitz i przedstawia ją ludziom jako swoją „przyjaciółkę”, a nie jako swoją „dziewczynę”? Nie ma mowy. Nie Lilly. Chociaż faktycznie zrobiła się na blondynkę. MÓWI, że to dlatego, iż producenci, którzy wykupili opcję na jej program telewizyjny, powiedzieli jej, że jasne pasemka wokół twarzy odwrócą uwagę od nieregularnych rysów. Ale to żaden sekret, że J.P. lubi blondynki. Keira Knightley jest przecież dziewczyną jego marzeń. To jedyny znany mi facet, który obejrzał Dumą i uprzedzenie tyle samo razy co Lilly, Tina i ja. Myślałam najpierw, że spodobała mu się ta filmowa adaptacja, ale potem przyznał się, że podoba mu się pewna wysoka, szczupła blondynka (co trochę mnie dziwi, bo Keira w tym filmie nie miała jasnych włosów).

Biedna Lilly. Może schudnąć i ufarbować się na blond, ale nigdy się nie ROZCIĄGNIE. A przynajmniej nie do metra siedemdziesięciu, czyli wzrostu Keiry. Hej, ciekawe, czy to nie o tym chce ze mną przy obiedzie pogadać dziś wieczorem Michael... Że odkrył, że Lilly i J.P. To Zrobili! Boże, LEPIEJ, żeby nie o to chodziło. Bo jeśli Lilly To Zrobiła i powiedziała o tym Michaelowi, to on mi już teraz nie da spokoju. O, super. Mamy teraz décrire un soir amusant avec les amis w dwustu słowach. Kolejny niepokojący wieczór, moi towarzysze i ja usiedliśmy przed telewizorem. Wybór był ogromny, kanałów bez liku. Dzięki kablówce wszystko jest możliwe. Co oglądaliśmy? Kanał informacyjny? Sportowy? Kanał z teledyskami rockowymi? Nie - kanał 12. Tak! Śmieszny kanał religijny... Mam sześćdziesiąt jeden słów, zostało sto trzydzieści dziewięć. Na korytarzu, w drodze na francuski, minęłam Lanę. Nie zmieniła się ani trochę w czasie wakacji, tyle że jeszcze bardziej zadziera nosa, o ile to w ogóle możliwe. Aha, i zdaje się, dorobiła się własnego klona, jakiejś kandydatki na kolejną Lanę, która wygląda dokładnie jak ona, tylko jest trochę niższa. W każdym razie kiedy przechodziłam, Lana zerknęła na moją głowę, szturchnęła łokciem tego klona i zaczęła się śmiać. - Patrzcie, jaki Piotruś Pan! - wrzasnęła tak głośno, żeby cały korytarz usłyszał. Ale to dobrze wiedzieć, że niezależnie od tego, w jaki sposób Lana spędziła wakacje, udało jej się zachować wdzięk i poczucie humoru, z których słynie w całym Liceum imienia Alberta Einsteina. Czy ja naprawdę w tej fryzurze wyglądam jak Piotruś Pan? Czy w tej fryzurze naprawdę jestem podobna do Piotrusia Pana? WTOREK 7 WRZEŚNIA, LUNCH Dopadłam Lilly przy bufecie z taco i zapytałam ją, czy ona i J.P. Zrobili To w

wakacje. Oto jej bardzo niezadowalająca odpowiedź: - Czy ty naprawdę uważasz, że gdybym to zrobiła, pierwsza byś się o tym dowiedziała, Paplo Wszech Czasów? Muszę przyznać, to mnie zabolało. Dotrzymałam przecież wszystkich sekretów, jakie mi kiedykolwiek powierzyła. Nigdy nie wygadałam, jak w piątej klasie wyniosła z domu należący do swojej matki egzemplarz Szczęśliwej dziwki i odczytała nam na przerwie wszystkie sceny erotyczne, prawda? Albo kiedy powiedziała Normanowi, facetowi, który ją prześladował, że jak jej załatwi bilety na Avenue Q, to prześle mu swoje klapki na platformie Steve Madden. Norman jej te bilety załatwił, ale ona mu tych klapków nie wysłała, bo nigdy nie miała pary klapków na platformie Steve Madden. I nigdy nikomu nie powtórzyłam, że Lilly wrzuciła moją lalkę Truskawkowa Babeczka na dach wiejskiego domku swoich rodziców, i że zobaczyłam tę lalkę dopiero następnego lata, kiedy Michael czyścił rynny i zrzucił ją na podwórko. Oczy biednej Truskawkowej Babeczki wyjadły wiewiórki, włosy miała zapleśniałe i buzia jej się stopiła do słońca i zastygła w wyrazie milczącego krzyku. Chociaż od tego widoku doznałam psy- chicznych ran, które będę nosić do końca życia. Ja naprawdę kochałam tamtą lalkę. Ale nie chciałam pokazać Lilly, jak bardzo zabolała mnie jej uwaga, więc powiedziałam: - Nieważne. I tak wiem, że dotykałaś Borysa sama wiesz gdzie. Tina mi powiedziała. Ale Lilly, zamiast zareagować osłupieniem, jak nakazuje wszelka przyzwoitość, wzniosła tylko oczy do nieba i oświadczyła: - Jesteś strasznie dziecinna. - Poważnie, Lilly. - Nie chciałam wyrazić tonem głosu ani odrobiny urazy, ale mi się nie udało. - W głowie mi się nie mieści, że mi nie powiedziałaś. - Bo nie było o czym opowiadać - odparła Lilly. - Nie było o czym? Ty go DOTKNĘŁAŚ. - Czy my naprawdę musimy dyskutować na ten temat na środku stołówki? - chciała wiedzieć Lilly. - A gdzie mamy o tym dyskutować? Przy stole, w obecności twojego CHŁOPAKA? - No dobra. Lilly zawróciła do baru z taco. - No więc, dotknęłam go. Co chciałabyś na ten temat wiedzieć? W głowie mi się nie mieściło, że prowadzimy tę rozmowę przy pojemnikach z kwaśną

śmietaną i tartym cheddarem. Ale to wina Lilly. Skoro nie poruszyła tego tematu w czasie jednej z naszych imprez piżamowych, jak każda normalna dziewczyna. Ale to nie w stylu Lilly. Ona musiała to trzymać w wielkim sekrecie, póki BORYS nie puścił farby. Problem w tym, że chociaż temat był totalnie żenujący i obrzydliwy, i w ogóle... Ja naprawdę chciałam się dowiedzieć. Ja wiem. To chore. Ale chciałam. - Na początek, jakie to jest w dotyku? - spytałam. Na szczęście nikogo innego w pobliżu nie było, bo chyba wszyscy woleli dziś danie z woka. Lilly tylko wzruszyła ramionami. - Jak skóra. Zagapiłam się na nią. - To wszystko? Po prostu... skóra? - No, w sumie to jest z tego zrobione - wyjaśniła Lilly. - A ty co myślałaś? - Nie wiem. - Trochę trudno jest oceniać takie rzeczy przez warstwę dżinsu. Zwłaszcza jeśli rozporek jest zapinany na guziki. Co oznacza mnóstwo nitów. - W romansach Tiny zawsze piszą, że jest w dotyku jak stalowy pręt pożądania obciągnięty najdelikatniejszą satyną. Lilly się nad tym zastanowiła. Potem znów wzruszyła ramionami: - To też. - Okay. Oficjalnie cię zawiadamiam, że zwymiotuję. - Nie rzygaj tylko w guacamole. Teraz już dasz mi spokój? - Nie - zaprzeczyłam. - O czym chce ze mną porozmawiać Michael w Number One Noodle Son? - Prawdopodobnie o tym, że chce, żebyś go dotknęła. Kiedy wzięłam łyżkę do nakładania kwaśnej śmietany i zamierzyłam się na nią, wrzasnęła i dodała ze śmiechem: - Poważnie, nie mam pojęcia. Prawie go nie widywałam tego lata, ciągle ślęczał nad tym swoim głupim projektem z inżynierii elektronicznej. Odłożyłam łyżkę. Wiedziałam, że mówi prawdę. Michael był zaprzątnięty swoim kursem dotyczącym teorii kontroli, która, jak mi wyjaśnił, kiedy zapytałam, co to w ogóle, do diabła, znaczy, dotyczy robotów. Jego końcowy projekt na te zajęcia to było zautomatyzowane ramię, które można by wykorzystywać do operacji chirurgicznych w obrębie klatki piersiowej, na żywym sercu, czyli „szczytowe osiągnięcie” - jak mówił Michael - „na polu zautomatyzowanej chirurgii”.

Tak. Mam chłopaka, który buduje roboty. To TAKIE ŚWIETNE!!!!! Kiedy Lilly i ja wróciłyśmy do stolika, naprawdę trudno mi było spojrzeć Borysowi w twarz - chociaż teraz zrobiła się dużo atrakcyjniejsza, odkąd nie nosił aparatu na zębach, zaczął odwiedzać dermatologa i zrobił sobie laserową korektę wzroku, i tak dalej. Ale i tak, kiedy na niego patrzę, widzę wyłącznie dłoń Lilly w jego spodniach. Razem z tym jego swetrem. - O mój Boże, Mia! - zawołała Ling Su, kiedy usiadłam. - Co się stało z twoimi włosami? To naprawdę nie jest to, co chcesz usłyszeć po wizycie u fryzjera. - Astor Place Hairstylists - powiedziałam. - A dlaczego? Nie podoba ci się? - Nie skąd, podoba się - bąknęła Ling Su. Ale widziałam, jak wymienia spojrzenia z Perin, która nosi jeszcze krótszą fryzurę niż ja. A moja i tak jest dość krótka. - Moim zdaniem Mia wygląda świetnie - powiedział J.P. Siedział przy drugim krańcu stołu, naprzeciw Lilly. Sam też nie wyglądał źle. Potargane jasne włosy miał miejscami jeszcze jaśniejsze od słońca - jego rodzice mają posiadłość w Martha's Vineyard, gdzie spędził większość lata, szlifując umiejętności surferskie. I to się opłaciło. To znaczy, o ile fantastyczna opalenizna i całkiem nieźle wyrobione mięśnie przedramion na coś się przydają. Nie żebym mu się jakoś przyglądała. Bo już mam swojego chłopaka, który posiada świetnie wyrobione przedramiona. I dobra, Michael pewnie tego lata w ogóle się nie opalił, bo za bardzo zajęty był tym końcowym projektem na letnim kursie robotyki. Ale i tak jest seksowniejszy niż J.P. Który, poza wszystkim innym, jest chłopakiem Lilly. Czy coś. - Bardzo chłopięca - powiedział J.P., wskazując moją ostrzyżoną głowę. - Wiem, o co ci chodzi - rzuciła Tina z ożywieniem. - Zupełnie jak Audrey Hepburn w Rzymskich wakacjach! - Myślałem raczej o Keirze Knightley w Dominie - powiedział J.P. - Ale tamto też. Fajnie mieć takich życzliwych przyjaciół. No cóż, choć PARU życzliwych przyjaciół, w każdym razie. W głowie mi się nie mieści, że Lilly nie chce mi powiedzieć, czy Zrobiła To z J.P. Bo jeśli tak, to po nich tego nie widać. No bo jeśli podarowali sobie nawzajem swój Najcenniejszy Dar, to przynajmniej pod stołem powinna odchodzić jakaś zabawa stopami.

Ale najintymniejsza sytuacja, na jakiej ich złapałam, miała miejsce wtedy, kiedy J.P. dał Lilly ugryźć swojego yodela. A przecież ja sama dawałam jej ugryźć swojego yodela. Co wcale nie oznacza, że mam zamiar jej podarować swój Najcenniejszy Dar. WTOREK, 7 WRZEŚNIA, ROZWÓJ ZAINTERESOWAŃ Dobra, to już naprawdę nie fair, że poza tym że mnie wcisnęli na wstęp do twórczego pisania, a nie na twórcze pisanie dla średnio zaawansowanych, mam jeszcze beznadziejny plan popołudniowych lekcji. No sami tylko POPATRZCIE: Lekcja 1 godzina wychowawcza Lekcja 2 wstęp do twórczego pisania Lekcja 3 angielski Lekcja 4 francuski Lunch Lekcja 5 RZ Lekcja 6 WF Lekcja 7 chemia Lekcja 8 wstęp do rachunku różniczkowego Wychowanie fizyczne, a potem CHEMIA, a potem RACHUNEK RÓŻNICZKOWY??? Czy to zbyt wiele, mieć po południu JEDNĄ PRZYJEMNĄ LEKCJĘ? JEDNĄ RZECZ, KTÓREJ MOŻNA WYCZEKIWAĆ Z RADOŚCIĄ??? Ale widać nie. Począwszy od .45 po południu, to musi być niczym niezmącona PADAKA. Poważnie. To jest po prostu skandal. I co oni sobie wyobrażają, kierując mnie na zaawansowaną algebrę? MNIE? Nieważne. Może, biorąc pod uwagę, jak kiepskie miałam wyniki z matematyki na egzaminach SAT, może uda mi się namówić tatę, żeby pozwolił mi w tym roku nie chodzić na lekcje etykiety i zamiast tego brać korepetycje z matematyki. A MOIM KOREPETYTOREM MÓGŁBY BYĆ MICHAEL!!!! Hej, to się może udać. Przecież pomagał mi cały czas z algebry i z geometrii. I oba przedmioty zdałam. Dlaczego tata nie miałby zatrudnić go jako mojego korepetytora z rachunku różniczkowego?

A poza tym z chemii też mógłby mnie podciągnąć. Bo słyszałam, że te zajęcia to poważna sprawa. I jeszcze coś. Lilly chce ze mną rozmawiać o wyborach do szkolnego samorządu. Mówi, że ma zamiar wysunąć moją kandydaturę dzisiaj w czasie apelu. Poważnie. Ja sama nie wiem. Przygotowała nasz program wyborczy i tak dalej. A ja mam tylko zgodzić się kandydować. Ale ja naprawdę w zeszłym roku prawie nie miałam jednej wolnej minuty dla siebie! A jeśli chcę zostać powieściopisarką - albo autorką scenariuszy, a nawet OPOWIADAŃ - MUSZĘ mieć nieco czasu dla siebie, żeby W OGÓLE COŚ PISAĆ. To znaczy, poza moim pamiętnikiem i fanfiction na temat Battlestar Galactica. No i jest jeszcze Michael. W zeszłym roku prawie go nie widywałam, oboje tak byliśmy zajęci nauką. A na dodatek miałam jeszcze obowiązki jako księżniczka, nie wspominając już o moim nowym młodszym bracie. W tym roku coś musi odpaść. I coś mi się zdaje, że to będzie szkolny samorząd. Dlaczego LILLY nie może kandydować na przewodniczącą? Ja wiem, że ona jest przekonana, że wszyscy jej nie cierpią, ale to nieprawda. Jestem pewna, że wszyscy już zapomnieli, jak próbowała przekonać zarząd szkoły, żeby nam wydłużyli zajęcia o jedną lekcję dziennie, żeby w planie mogła się zmieścić obowiązkowa łacina. Ale jak mam jej powiedzieć, że nie chcę kandydować? Zwłaszcza że już dała do nadrukowania napis „Głosujcie na Mię” na siedemdziesięciu pięciu koszulkach i kombinuje, jak wynająć dach szkoły dystrybutorom masztów sieci telefonii komórkowej, żeby za tę kasę podarować laptopy uczniom, którzy pobierają stypendium? O ludzie. Odpowiedzialność cholernie ciąży. WTOREK, 7 WRZEŚNIA, CHEMIA Wow. Kenny Showalter też jest na tej lekcji. Czy to jest możliwe, żebym miała w tej szkole jakiś przedmiot ścisły i NIE musiała mieć w klasie Kenny'ego Showaltera? Najwyraźniej nie. W jakiś sposób w ciągu lata zrobił się jeszcze WYŻSZY. Jest teraz wzrostu Larsa. Ale pechowo dla siebie, chyba nadal waży mniej niż ja. Właśnie usiadł obok mnie. Ciekawe, czy znów będzie chciał, żebyśmy zostali

partnerami na ćwiczeniach w laboratorium. To nie byłoby nawet takie tragiczne, bo gdybyśmy nie byli partnerami w zeszłym roku na nauce o ziemi, tobym ją zawaliła. A przynajmniej dostała coś znacznie gorszego niż czwórka. Hej! Przed chwilą do środka wszedł J.P.! Też będzie chodził na chemię! Dzięki Bogu. Chociaż JEDNA normalna osoba, którą mogę zapytać, o co chodzi. No bo Kenny jest świetny i tak dalej, ale sami wiecie. Zawsze wisi między nami jakieś NAPIĘCIE, przez to, że on mnie rzucił, bo uważał, że ja się kocham w Borysie Pelkowskim. Boże, jak dawno temu to już było! Można by pomyśleć, że do tej pory będziemy już mieli tę sprawę za sobą, ale nadal się za nami wlecze, takie małe napięcie, które się pojawia, kiedy on odrabia za mnie prace domowe. Właśnie pomachałam ręką J.P., żeby usiadł po mojej drugiej stronie, a on zachował się bardzo miło i tak zrobił. Boże, on jest taki fajny. BARDZO się cieszę, że Lilly z nim chodzi. Muszę przyznać, przez jakiś czas miałam wątpliwości dotyczące jej gustu co do facetów po tym całym Jangbu i Franco, i tak dalej. Ale naprawdę zrehabilitowała się tym... Wow. Kenny właśnie podsunął mi karteczkę. Mia - nie wiedziałem, że w tym roku robisz chemię. Chcesz znów być moją parą w laboratorium? No bo po co zrywać z tradycją? DLACZEGO KENNY ZNÓW CHCE BYĆ MOIM PARTNEREM W LABORATORIUM???? Bo poza tym, że charakter pisma mam ładniejszy niż on, nie ma żadnych korzyści z partnerowania mi w laboratorium. Co prawda, on nie wie, jak kiepskie miałam wyniki z matematyki na próbnych testach SAT. Ale WIE, że z przedmiotów ścisłych jestem beznadziejna. Mogę tylko osłabiać takie grupowe działania! Hej, Mia. Nie wiedziałem, że w tym semestrze masz chemię z Hipskinem. Podobno jest niezły. Chcesz być moją parą w laboratorium? Pewnie właśnie o to samo spytał cię Showalter w tej kartce, którą ci podsunął. Olej go, on cię tylko będzie ograniczał tymi swoimi wyznaniami l'amour. To ze mną chcesz być w parze. To jest zabawne, bo... Ojej. Co mam teraz zrobić? CHCĘ być partnerką w laboratorium J.P, bo ja J.P. naprawdę lubię. Jest szalenie zabawny, a poza tym zbiera same szóstki - poza zeszłorocznym angielskim, bo on TEŻ miał zajęcia z panią Martinez (tylko na innej godzinie lekcyjnej niż ja), a ona dała mu piątkę, ponieważ - uznaliśmy zgodnie - zwyczajnie nie lubi naszego stylu pisarskiego. Ale Kenny poprosił pierwszy. A Kenny i ja ZAWSZE byliśmy partnerami. On ma

rację, nie powinniśmy zrywać z tradycją. DLACZEGO ZAWSZE MNIE SIĘ PRZYTRAFIAJĄ TAKIE RZECZY???? Zaraz, mogę to jakoś rozwiązać. Przecież nie na darmo mam za sobą DWA LATA szkolenia w zakresie dyplomacji. Wiecie co? Bądźmy partnerami wszyscy TROJE. Okay? - Mia. Na co Kenny odpisał: Świetnie! A przy okazji, podoba mi się twoja nowa fryzura. Wyglądasz zupełnie jak Anakin Skywalker w Mrocznym widmie. Wiesz, w tamtej scenie z wyścigów ścigaczy? Świetnie. Wyglądam jak dziewięcioletni chłopiec. J.P. właśnie odpisał: Całkiem zgrabnie, pasikoniku. Widzę, że twój sensei nieźle cię wytrenował. Sensei! Po raz pierwszy słyszę, żeby ktoś moją babkę określił TAKIM słowem. Obraziłaby się, gdyby wiedziała? Żartujesz sobie? Totalnie ją widzę w jednym z takich strojów do karate, z wielkim kijem, jak mówi mi, że: „Niektórych lekcji nie można się nauczyć. Trzeba je przeżyć na własnej skórze, żeby je zrozumieć”. Zupełnie jak Terence Stamp w Elektrze. Niezłe. Tylko że to się nazywa gi. Co takiego? Strój do karate. Nie znasz się na sztukach wałki? Niestety. Ale wiem, jak podawać uroczystą herbatę. Fajnie się rozmawia z J.P. Zupełnie jak z dziewczyną, tylko jeszcze lepiej, bo to facet. Ale bez seksualnego napięcia, bo przecież wiem, że jemu podoba się Lilly.

Może się jeszcze okazać, że nie będzie tak źle. To znaczy, pomijając tę całą chemię. Materia Substancje czyste Mieszaniny Cząstki Związki Homogeniczny Heterogeniczny Substancja czysta - stały skład Cząsteczka - zawiera pojedynczy atom Związek - dwóch lub więcej cząsteczek w określonej proporcji Mieszanina - połączenie różnych substancji czystych Tylko sześć godzin do spotkania z Michaelem. Proszę, Boże, nie pozwól, żebym wcześniej umarła z nudów. WTOREK, 7 WRZEŚNIA, WSTĘP DO RACHUNKU RÓŻNICZKOWEGO Różniczkowanie - znajdowanie pochodnej Pochodna = krzywa Pochodna też ma stopień Całkowanie Szereg nieskończony Szereg rozbieżny Szereg zbieżny Zaraz.

Dobra. Co? Oni NIE MOGĄ tak na poważnie. Tylko pięć godzin do spotkania z Michaelem. WTOREK, 7 WRZEŚNIA, APEL Okay, dobra, to BYŁO idiotyczne. Tylko jedna osoba została zgłoszona na przewodniczącego samorządu szkolnego: Ja. Najwyraźniej będę kandydować, nie mając konkurencji. Dyrektor Gupta jest nami ogromnie rozczarowana. To widać. Ja chyba też jestem rozczarowana. No bo wiedziałam, że ludzie w szkole są apatyczni i tak dalej. Patrzcie tylko, jak wszyscy rzucili się kupować nowy album Diddy'ego, chociaż WIEDZĄ, że ukrywa przed policją Los Angeles informacje na temat zabójstwa Biggiego Smalla. Ale to już jest po prostu śmieszne. Lilly o mało się nie rozpłakała. Pewnie, to żadne zwycięstwo, kiedy nie ma się kogo pokonać. Próbowałam jej tłumaczyć, że to ze względu na tę świetną robotę, jaką odwaliłyśmy w zeszłym roku. Pewnie ludzie doszli do wniosku, że nie ma sensu startować przeciwko nam, bo i tak wygramy. Ale wtedy Lilly mi wytknęła, że przez cały apel wszyscy tylko pisali sobie nawzajem SMS - y o tym, co będą robić po szkole, w ogóle nie zwracali uwagi na to, co się działo, więc prawdopodobnie nawet nie mają pojęcia, O CO chodzi. Pewnie myśleli, że chodzi o kolejną pogadankę na temat zapobiegania handlowi narkotykami. PRACA DOMOWA Godzina wychowawcza: brak Wstęp do twórczego pisania: Opisz scenę widoczną z twojego okna. Angielski: Franny i Zooey

Francuski: Skończyć décrire un soir conusant avec les amis. RZ: Przygotować dla pani Hill podsumowanie tego, co chcesz osiągnąć na RZ w tym semestrze. WF: Uprać spodenki gimnastyczne. Chemia: Zapytać Kenny'ego/J.P. Rachunek różniczkowy: No nie, bez takich. Ten przedmiot to NA PEWNO jakiś głupi dowcip. JA, KSIĘŻNICZKĄ???? TAA, I CO JESZCZE? Sztuka Mii Thermopolis (pierwsza wersja) SCENA 13 DZIEŃ. Palmiarnia hotelu Plaza w Nowym Jorku. Zbliżenie twarzy MII, która usiłuje przetrawić to, co przed chwilą usłyszała od ojca, KSIĘCIA PHILLIPE'A. MIA (walcząc ze łzami i z czkawką) Ja się NIE PRZENIOSĘ do Genowii. KSIĄŻĘ PHILLIPE (swoim głosem typu: „ bądź rozsądna, moja droga „) Ależ, Mia. Myślałem, że rozumiesz, że... MIA Rozumiem tylko to, że przez całe życie mnie okłamywałeś. Dlaczego miałabym teraz z tobą zamieszkać? (MIA zrywa się od stolika, przewracając krzesło, a potem wybiega z restauracji, po drodze o mało nie obalając snobistycznego odźwiernego). WTOREK, 7 WRZEŚNIA, HOTEL W

Plazę przekształcają w apartamentowiec z mieszkaniami własnościowymi i na wynajem. A Grandmère już wykupiła apartament na ostatnim piętrze. Ale jeszcze ciągle go odnawiają. Grandmère nie może mieszkać w tym całym pyle ze względu na chore zatoki. Nie wspominając o waleniu młotami, które zaczyna się punktualnie o siódmej trzydzieści rano. Więc zamieszkała tymczasowo w hotelu W. I chyba niespecjalnie jej się tam podoba. - To jest - mówiła Grandmère, kiedy weszłam do jej apartamentu (który, chciałabym przy okazji zauważyć, jest naprawdę strasznie przyjemny. To znaczy, niezupełnie w jej stylu - raczej nowoczesny niż pełen falbanek; paski i skóra zamiast kwiecistych kretonów i koronek - ale ma widok na obie strony wyspy Manhattan i jest tu mnóstwo mebli z polerowanego drewna) - absolutnie nie do przyjęcia. Zwracała się tak do facecika w garniturze i z malutką złotą plakietką identyfikacyjną z imieniem Robert. Robert miał taką minę, jakby chciał popełnić samobójstwo. Współczułam mu. Wiem, jaka potrafi być Grandmère, kiedy zaczyna kogoś strofować. - Gerbery? - Głos Grandmère zabarwił się lodowatymi nutkami. - Czy personel w tym przybytku doprawdy uważa, że to odpowiednie kwiaty do ozdoby pokojów księżnej wdowy z Genowii? - Bardzo szanowną panią przepraszam - powiedział Robert. Widziałam, że rzuca mi szybkie spojrzenie, kiedy się rozsiadałam na świetnej białej kanapie przed panoramicznym telewizorem, który - tak! - pojawia się jakby znikąd, za naciśnięciem jednego guzika, tak jak Joey zawsze marzył w Przyjaciołach. Widać było, że Robert totalnie szuka wsparcia w tej potyczce z Wielką Grandmère. Ale ja nie miałam zamiaru w żaden sposób dać się w to wkręcić. Pochyliłam się nad moim scenariuszem, pisząc zawzięcie. J.P. mówi, że jak go skończę, to on zna takiego jednego producenta, który na pewno z wielką chęcią go przeczyta. Z wielką chęcią! To oznacza, że właściwie już sprzedałam prawa autorskie. - Umieszczamy gerbery we wszystkich naszych pokojach - ciągnął Robert, widząc, że z mojej strony pomocy się nie doczeka. - Nikt nigdy wcześniej na to nie narzekał. Grandmère popatrzyła na niego, jakby właśnie oświadczył, że nikt nigdy jeszcze nie wyciągnął noża i na jego oczach nie popełnił harakiri. - A czy kiedykolwiek przedtem w tym hotelu zatrzymała się jakaś KSIĘŻNA? - spytała ostrym tonem.

- Właśnie w zeszłym tygodniu mieszkała u nas pewna tajlandzka księżniczka, zanim nie przeprowadziła się do swojego akademika na Uniwersytecie Nowojorskim - zaczął Robert. Skrzywiłam się. Zła odpowiedź, Robercie! Wielka szkoda. Dzięki za wzięcie udziału w quizie. - TAJLANDZKA? - Grandmère spiorunowała go wzrokiem. - Czy pan ma chociaż pojęcie, ILE JEST NA ŚWIECIE TAJLANDZKICH KSIĘŻNICZEK? Robert miał panikę w oczach. Wiedział, że się wkopał. Nie wiedział tylko, jak to się stało. Biedaczyna. - Hm... nie... - Dziesiątki. Można by wręcz powiedzieć, że setki. A wie pan, ile jest na świecie księżnych wdów z Genowii, młody człowieku? - Hm. - Robert wyglądał, jakby miał ochotę wyskoczyć z okna. Naprawdę, wcale mu się nie dziwię. - Jedna? - Jedna. Tak właśnie - stwierdziła Grandmère. - Nie uważa pan, że jeśli JEDNA JEDYNA KSIĘŻNA WDOWA Z GENOWII domaga się róż w swoim pokoju: różowych i białych róż, NIE pomarańczowych gerber, które są może obecnie chwilowo modnym kwiatem, ale RÓŻE za to z mody nigdy nie wychodzą... to powinni je państwo JEJ DOSTARCZYĆ? Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pies księżnej ma uczulenie na trawnikowe rośliny? Wszyscy powędrowali wzrokiem w stronę Rommla, który bynajmniej nie wyglądał, jakby cierpiał z powodu jakiejkolwiek alergicznej reakcji na cokolwiek i chrapał smacznie w swoim złoconym psim koszyku, lekko podrygując przez sen, bo widocznie śnił jakieś swoje psie sny - w przypadku Rommla chodzi niewątpliwie o udaną ucieczkę przed jego właścicielką. - Jakby nie wystarczyło - dodała Grandmère - że w waszym holu hotelowym ROŚNIE SOBIE prawdziwa trawa. Auć. Zauważyłam to, wchodząc. To bardzo nowoczesne, taki trawnik rosnący w holu hotelowym. To znaczy, przynajmniej jak na gust Grandmère. Ona woli miętowki w kryształowych pucharkach. - Rozumiem panią. - Robert zdobył się na lekki ukłon. - Ja... Zaraz się zajmę tym, żeby natychmiast dostarczono pani różowe i białe róże. Nie wiem nawet, jak przepraszać za to karygodne niedopatrzenie... - Proszę nawet nie próbować - powiedziała Grandmère, unosząc jedną dorysowaną

brew. Robert, z trudem przełykając ślinę, zawrócił i wypadł z apartamentu. Grandmère odczekała, aż zniknie nam z oczu i dopiero wtedy padła na jeden z foteli z chromowanego metalu i skóry, naprzeciw mojej kanapy. Chociaż, oczywiście, to nie jest jeden z takich foteli, na które wygodnie i z łatwością się opada. Bo ta skóra jest dość śliska. - Amelio! - zawołała Grandmère, osuwając się po śliskim siedzeniu. - To już jest przesada! - Mnie się podoba - stwierdziłam. Bo tak jest. Moim zdaniem hotel W jest fajny. Wszystko tu bardzo błyszczy. - Jesteś szalona - powiedziała Grandmère. - Czy ty sobie wyobrażasz, że zamówiłam sidecara, a oni mi go przynieśli w szklaneczce do whisky? - No i co? Więcej do picia. - Sidecara nigdy nie podaje się w SZKLANECZCE DO WHISKY, Amelio. W szklaneczce podaje się WHISKY. Sidecara serwuje się wyłącznie w kieliszku koktajlowym na smukłej nóżce. MÓJ BOŻE, COŚ TY ZROBIŁA Z WŁOSAMI??? Grandmère nagle wyprostowała się jak struna na swoim śliskim skórzanym fotelu. - Uspokój się. Trochę je podstrzygłam... - TROCHĘ PODSTRZYGŁAŚ??? Wyglądasz jak patyczek do czyszczenia uszu. - Odrosną - rzuciłam głupio. Bo, prawdę mówiąc, wcale nie zamierzam ich zapuszczać. Naprawdę fajnie jest mieć takie krótkie włosy. Nie trzeba z nimi NIC robić. A kiedy patrzy się w lustro, zawsze wygląda się tak samo. Jest w tym coś uspokajającego. Bo to MĘCZĄCE zaglądać do lustra za każdym razem i widzieć, jak na głowie tworzy się jakaś nowa katastrofa. - I jak ty zamierzasz utrzymać na głowie diadem, skoro nie ma go do czego przypiąć? - chciała wiedzieć Grandmère. To dobre pytanie. Ale nie przyszłoby ono do głowy komukolwiek w Astor Place Hairstylists. Zresztą nawet mama powiedziała tylko, że moje krótkie włosy przypominają jej Demi Moore w G.I. Jane; potraktowałam to jako komplement. - Za pomocą taśmy samoprzylepnej? - rzuciłam ostrożnie. Ale Grandmère mój dowcip nie rozbawił. - Nawet nie ma sensu wzywać Paola - stwierdziła. - Bo nie zostało ci na głowie już nic, z czym mógłby popracować. - Nie są AŻ TAK krótkie - zaprotestowałam, unosząc dłoń do włosów i czując

najeżone końcówki. No cóż, po zastanowieniu, może jednak są. Och, co zrobić. - Nieważne. To tylko WŁOSY. Odrosną. Nie masz poważniejszych zmartwień, Grandmère? Na przykład w Iranie sądy pełne religijnych fanatyków nadal skazują kobiety na śmierć przez zakopanie w piasek po szyję i ukamienowanie za cudzołóstwo. Teraz! Takie rzeczy dzieją się W OBECNEJ CHWILI!!!! A ty się przejmujesz moimi WŁOSAMI??? Grandmère tylko pokręciła głową. Nigdy nie można jej zbić z tropu za pomocą bieżących wydarzeń. Jeśli coś nie ma bezpośredniego związku z rodami panującymi, dla niej po prostu nie istnieje. - To się nie mogło stać w gorszej chwili - ciągnęła, ignorując to, co powiedziałam. - „Vogue” właśnie zatrudnił człowieka, który pisze o rodzinach królewskich, żeby zrobił dla nich wywiad ze zdjęciami do zimowego numeru świątecznego. Artykuł ma setkom kobiet, które szukają jakiegoś ciepłego miejsca na zimowe wakacje, zwrócić uwagę na Genowię. Nie wspominając już o tym, że twój ojciec przyjechał do miasta na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ. - I dobrze! - wrzasnęłam. - Może będzie mógł tam poruszyć kwestię Iranu! Czy ty wiesz, że oni tam zakazali też słuchania zachodniej muzyki? I chociaż twierdzą, że inwestują w rozwój techniki nuklearnej dla celów pokojowych (energetyka), a nie militarnych, to naprawdę przez całe dwadzieścia lat ukrywali przed Międzynarodową Agencją Energii Atomowej badania, które wskazują na coś wręcz przeciwnego? Kogo obchodzą świąteczne wydania magazynów, kiedy wszystko to może lada chwila wylecieć w powietrze? - Właściwie można by ci załatwić wizytę u perukarza - myślała głośno Grandmère. - Ale jak zdołamy znaleźć taką, która przypominałaby twoją poprzednią fryzurę, pojęcia nie mam. Nie robi się peruk w kształcie jachtów żaglowych. Jeśli jednak znajdziemy jakąś dłuższą, a Paolo ją potem ostrzyże... - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - ryknęłam. - Dzieją się teraz na świecie rzeczy o wiele poważniejsze niż moja fryzura. Zdajesz sobie sprawę, w jakich tarapatach się znajdziemy, jeśli Iran dostanie w swoje łapy broń atomową? Oni ZAKOPUJĄ KOBIETY W PIASEK PO SZYJĘ I KAMIENUJĄ JE ZA TO, ŻE SIĘ PRZESPAŁY Z FACETEM, KTÓRY NIE JEST ICH MĘŻEM. Jak sądzisz, czy długo się będą zastanawiać, kiedy przyjdzie im decydować, kto zasługuje na to, żeby mu na głowę spuścić bombę atomową? - A może - zastanawiała się Grandmère - moglibyśmy ufarbować cię na rudo. Och, nie, to i tak nic nie pomoże. Z tymi włosami wyglądasz zupełnie jak ten chłopak na okładce komiksów Mad, którymi twój ojciec się zaczytywał, kiedy był nastolatkiem. To strata czasu, próbować z nią rozmawiać. Czy ja sobie naprawdę wyobrażałam, że