Ankiszon

  • Dokumenty3 512
  • Odsłony228 514
  • Obserwuję250
  • Rozmiar dokumentów4.6 GB
  • Ilość pobrań145 773

Cabot Meg - Pamietnik Ksiezniczki 10 - Poze

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Ankiszon
EBooki
EBooki prywatne

Cabot Meg - Pamietnik Ksiezniczki 10 - Poze.pdf

Ankiszon EBooki EBooki prywatne Cabot Meg
Użytkownik Ankiszon wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 48 osób, 43 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 163 stron)

POŻEGNANIE KSIĘŻNICZKI Bestsellery Meg Cabot dla nastolatek PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI I PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 2 Księżniczka w świetle reflektorów PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 3 Zakochana księżniczka PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 4 Księżniczka na dworze PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 4 I 1/2 Akcja „Księżniczka" PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 5 Księżniczka na różowo PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 6 Księżniczka ucz/ się rządzić PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 7 Księżniczka imprezuje PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 7 I 1/2 Urodziny księżniczki PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 8 Księżniczka w rozpaczy PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 9 Księżniczka Mia PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI Gwiazdkowy prezent PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI Walentynki DZIEWCZYNA AMERYKI DZIEWCZYNA AMERYKI 2 Pierwszy krok IDOL NASTOLATEK JESZCZE MNIE POLUBICIE KŁAMCZUCHA W OPAŁACH LICEUM AVALON MAGICZNY PECH SZUKAJĄC SIEBIE TOP MODELKA oraz serie POŚREDNICZKA Kraina cienia Dziewiąty klucz Kraksa w górach Najczarniejsza godzina Nawiedzony Czwarty wymiar I -800-JEŚLI-WIDZIAŁEŚ-ZADZWOŃ Kiedy piorun uderza Kryptonim „Kasandra" Bezpieczne miejsce Znak węża POŻEGNANIE KSIĘŻNICZKI MŁG CABOT Przekład Edyta Jaczewska & AMBER Redakcja stylistyczna Elżbieta Steglińska Korekta Irena Stasińska Elżbieta Steglińska Ilustracja na okładce Nicola Slater Opracowanie graficzne okładki Wydawnictwo Amber Druk Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o. Tytuł oryginału The Princess Diaries 10 Forever Princess Copyright © 2009 by Meg Cabot, LLC. All rights reserved. For the Polish edition Copyright © 2008 by Wydawnictwo Amber Sp. z ISBN 978-83-241-3254-6 Warszawa 2009. Wydanie I Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Królewska 27 tel. 620 40 13,620 81 62 www.wydawnictwoamber.pl Mojej agentce Laurze Langli, z najserdeczniejszymi podziękowaniami za nieskończoną cierpliwość, wyrozumiałość i przede wszystkim poczucie humoru! - To zupełnie jak w tych historiach - chlipnęła. - O tych biednych księżniczkach, co to je wypędzono w świat.

Frances Hodgson Burnett Mała księżniczka Przekład Wacława Komornicka Tylko w magazynie teenSTYLE! „teenSTYLE" rozmawia z księżniczką Mią Thermopolis o tym, jak to jest być księżniczką, o zbliżającym się końcu roku szkolnego i balu maturalnym, i o jej ulubionych ciuchach! Tej wiosny „teenSTYLE" spotkał księżniczkę Mię w Central Parku. Księżniczka i jej koleżanki i koledzy z maturalnej klasy Liceum imienia Alberta Einsteina sprzątali park! Za kilka tygodni właśnie w Central Parku odbędzie się uroczystość zakończenia szkoły. Czy jest zajęcie mniej godne księżniczki niż malowanie parkowych ławek? Z pędzlem malarskim Mia wyglądała jak wolon-tariuszka, ale... wolontariuszka, w której żyłach płynie błękitna krew. Miała na sobie ciemnogranatowe dżinsy biodrówki, zwykły biały T-shirt i balerinki Emilia Pucciego na płaskich obcasach. Oto nastolatka z książęcego rodu, która potrafi się doskonale ubrać w stylu polecanym przez nasz magazyn! teenSTYLE: Wiele osób nie bardzo rozumie, co się dzieje w Genowii. Nasze czytelniczki chciałyby się dowiedzieć, czy nadal jesteś księżniczką? Księżniczka Mia: Oczywiście. Genowia była monarchią absolutną. W zeszłym roku znalazłam dokument, z którego wynikało, że czterysta lat temu moja prapra-pra...babka, księżniczka Amelie, ustanowiła w Genowii monarchię konstytucyjną - taką jak w Anglii. Zeszłej wiosny parlament uznał dokument za prawomocny i za dwa tygodnie czekają nas wybory premiera. teenSTYLE: Czy ty nadal będziesz rządzić? Księżniczka Mia: Ku mojej wielkiej zgryzocie. To znaczy - tak. Po śmierci ojca odziedziczę tron. Obywatele Genowii będą wybierać premiera, tak samo jak obywatele Anglii, ale nadal będą mieć panującego monarchę. W przypadku Genowii, ponieważ jest księstwem, panować będzie książę lub księżna. teenSTYLE: To świetnie! Zawsze będziesz miała diadem, limuzyny, pałac, piękne suknie balowe... Księżniczka Mia: ...i ochroniarzy, paparazzich, zero życia prywatnego, będą mnie nękać ludzie tacy jak ty, a babka będzie mnie zmuszała do udzielania wywiadów, bo jeśli moje imię będzie pojawiało się w prasie, do Genowii przyjedzie więcej turystów. Owszem. Oczywiście, już dość dużo piszą o nas w gazetach, skoro tata kandyduje na urząd premiera, a jego rywalem jest jego kuzyn, książę René. teenSTYLE: Który prowadzi w sondażach. Ale przejdźmy do twoich planów. Siódmego maja kończysz naukę w prestiżowym manhattańskim Liceum imienia Alberta Einsteina. Jakie dodatki wybierzesz na ceremonię zakończenia nauki, żeby pasowały do biretu i płaszcza? Księżniczka Mia: Szczerze mówiąc, uważam, że kampania prowadzona przez księcia René jest śmieszna. Powiedział: „Zaskoczy państwa informacja, jak wiele osób nigdy nie słyszało o Genowii. Wiele sądzi, że w Genowii toczyła się akcja jakiegoś filmu. Ja sprawię, że świat dowie się o istnieniu naszego kraju". Ale jego pomysły ograniczają się do zwiększenia zysków z turystyki. Wciąż powtarza, że Genowia powinna być tak popularnym miejscem wakacyjnych wyjazdów jak Miami czy Las Vegas! Vegas! Chce, by sieci takie jak Applebee's, Chili's i McDonald's otworzyły swoje restauracje w Genowii. Sądzi, że to zachęci pasażerów rejsów wycieczkowych 8 ze Stanów Zjednoczonych do odwiedzenia księstwa. Wyobrażasz sobie? Niewielka Genowia zostanie zadeptana. Niektóre genowiańskie mosty mają pięćset lat! Tłumy turystów zniszczą środowisko naturalne. Wody rzek już są skażone ściekami z wycieczkowych statków...

teenSTYLE: Ee... Rozumiemy, że to dla ciebie bardzo ważne, ale zachęcamy nasze czytelniczki, żeby interesowały się bieżącymi wydarzeniami - na przykład twoją osiemnastką. To już pierwszego maja! Czy prawdziwe są pogłoski, jakoby twoja babka Clarisse, genowiańska księżna wdowa, już od jakiegoś czasu była w Nowym Jorku i planowała totalnie odjazdową imprezę urodzinową, na pokładzie jachtu? Księżniczka Mia: Ja wcale nie twierdzę, że w Geno-wii nie są potrzebne zmiany, ale nie takie, o jakich myśli książę René. Wierzę, że replika taty - „Obecnie Geno-wiańczycy oczekują poprawy jakości codziennego życia" -jest właściwa. To mój ojciec, a nie książę René, ma doświadczenie, które w tej chwili Genowii jest potrzebne. Od dziesięciu lat rządził krajem. Wie lepiej niż ktokolwiek inny, co jest ludziom potrzebne, a co nie... I że z całą pewnością niepotrzebna jest im sieć Applebee's! teenSTYLE: A zatem... Zamierzasz studiować politologię? Księżniczka Mia: Co? Och, skąd. Zastanawiałam się nad dziennikarstwem. Z twórczym pisaniem jako kierunkiem pomocniczym. teenSTYLE: Więc chcesz zostać dziennikarką? Księżniczka Mia: Bardzo chciałabym zostać pisarką. Wiem, że trudno się przebić do świata wydawniczego. Ale słyszałam, że jeśli zacznie się od pisania romansów, ma się większe szanse na sukces. teenSTYLE: Skoro już jesteśmy przy romansach, na pewno szykujesz się na coś, czym zaczyna się interesować każda dziewczyna w Ameryce! Taka skromna impreza, czyli BAL MATURALNY? 9 Księżniczka Mia: Och. Hm. Tak. Jasne. teenSTYLE: Daj spokój, nam możesz się zwierzyć. Przecież na pewno idziesz! Wszystkie wiemy, że ponad rok temu rozstałaś się ze swoim chłopakiem Michaelem Moscovitzem, kiedy wyjechał do Japonii. O ile wiemy, jeszcze nie wrócił, prawda? Księżniczka Mia: Tak, jeszcze jest w Japonii. Poza tym jesteśmy tylko przyjaciółmi. teenSTYLE: Jasne! Często bywasz widywana w towarzystwie kolegi z maturalnej klasy w LiAE, Johna Paula Reynoldsa-Abernathy'ego Czwartego. To on maluje ławkę obok, prawda? Księżniczka Mia: Hm... owszem. teenSTYLE: A zatem... Nie trzymaj nas w niepewności! Czy to J.P jest tym szczęściarzem, który będzie ci towarzyszył na balu maturalnym w Liceum imienia Alberta Einsteina? I w co się ubierzesz? Wiesz, że w tym sezonie wszystko powinno błyszczeć... Czy możemy liczyć na to, że pojawisz się w złotej lamie? Księżniczka Mia: O nie! Bardzo cię przepraszam! Mój ochroniarz nie chciał wylać na ciebie tej farby! Co za niezdara z niego... Proszę, prześlij mi rachunek z pralni chemicznej. Lars: Najlepiej pod adresem biura prasowego Geno-wii przy Piątej Alei. Księżniczka Mia: Och. Hm. Tak. Jasne. teenSTYLE: Daj spokój, nam możesz się zwierzyć. Przecież na pewno idziesz! Wszystkie wiemy, że ponad rok temu rozstałaś się ze swoim chłopakiem Michaelem Moscovitzem, kiedy wyjechał do Japonii. O ile wiemy, jeszcze nie wrócił, prawda? Księżniczka Mia: Tak, jeszcze jest w Japonii. Poza tym jesteśmy tylko przyjaciółmi. teenSTYLE: Jasne! Często bywasz widywana w towarzystwie kolegi z maturalnej klasy w LiAE, Johna Paula Reynoldsa-Abernathy'ego Czwartego. To on maluje ławkę obok, prawda? Księżniczka Mia: Hm... owszem. teenSTYLE: A zatem... Nie trzymaj nas w niepewności! Czy to J.P. jest tym szczęściarzem, który będzie ci towarzyszył na balu maturalnym w Liceum imienia Alberta Einsteina? I w co się ubierzesz? Wiesz, że w tym sezonie wszystko powinno błyszczeć... Czy możemy liczyć na to, że pojawisz się w złotej lamie?

Księżniczka Mia: O nie! Bardzo cię przepraszam! Mój ochroniarz nie chciał wylać na ciebie tej farby! Co za niezdara z niego... Proszę, prześlij mi rachunek z pralni chemicznej. Lars: Najlepiej pod adresem biura prasowego Geno-wii przy Piątej Alei. Jej Książęca Wysokość księżna wdowa Clarisse Marie Grimaldi Renakło ma zaszczyt zaprosić na przyjęcie z okazji osiemnastych urodzin Jej Książęcej Wysokości księżniczki Amelii Mignonette Grimaldi Thermopolis Renaldo w poniedziałek — pierwszego maja o godzinie dziewiętnastej na przystani South Street, Nabrzeże Jedenaste książęcy genowiański jacht „Clarisse Trzecia" Uniwersytet Yale Szanowna Księżniczko Amelio, gratulujemy przyjęcia na Uniwersytet Yale! Przekazywanie dobrych wiadomości kandydatowi na studia stanowi zdecydowanie najprzyjemniejszy aspekt mojej pracy i z wielką radością piszę ten list. Masz wszelkie powody być dumna z zaproszenia Cię do złożenia papierów w naszej uczelni. Jestem przekonana, że dzięki Twojej obecności Yale stanie się miejscem jeszcze bardziej pełnym wigoru i życia... Uniwersytet Princeton Droga Księżniczko Amelio, gratulujemy! Twoje wyniki w nauce, osiągnięcia w pracy społecznej i wybitne zalety osobiste zostały uznane przez komisję rekrutacyjną za wyjątkowe i pożądane na naszej uczelni. Z przyjemnością przekazujemy Ci te dobre wiadomości i z jeszcze większą zapraszamy do grona studentów Uniwersytetu Princeton... Uniwersytet Columbia Kolegium Licencjackie Szanowna Księżniczko Amelio, gratulacje! Mam przyjemność poinformować Cię w imieniu komisji rekrutacyjnej, że zostałaś wytypowana 12 do przyjęcia na Uniwersytet Columbia w Nowym Jorku. Jesteśmy przekonani, że wartości, jakie wniesiesz, okażą się niepowtarzalne i cenne, oraz że w warunkach zdrowej rywalizacji zdobędziesz nowe umiejętności... Uniwersytet Harvarda Droga Księżniczko Amelio, z radością informuję, że komisja do spraw rekrutacji i stypendiów postanowiła zaoferować Ci miejsce w Harvardzie. Zgodnie z naszą tradycją załączamy certyfikat potwierdzający możliwość przyjęcia na studia. Pragnę osobiście pogratulować Ci wybitnych osiągnięć... Uniwersytet Browna Szanowna Księżniczko Amelio, gratulujemy! Komisja Rekrutacyjna Uniwersytetu Browna zakończyła ocenę dziewiętnastu tysięcy zgłoszeń i z największą przyjemnością informujemy, że Twoje znalazło się wśród zaakceptowanych. Twoje... Daphne Delacroix 1005 Thompson Street, apartament 4A Nowy Jork, NY 10003 Szanowna Pani, w załączeniu maszynopis Pani powieści Okup za moje serce. Dziękujemy za umożliwienie nam zapoznania się z tym utworem. Jednakże w obecnej chwili nie spełnia on naszych oczekiwań. Życzymy powodzenia w innych wydawnictwach. Z poważaniem Ned Christiansen asystent, Redakcja Literacka Brampft Books 520 Madison Avenue

Nowy Jork, NY 10023 13 Szanowna Autorko, dziękujemy za przesłanie nam swojej książki. Uważnie ją przeczytaliśmy, jednak nie jest to pozycja, jaką jesteśmy zainteresowani. Życzymy powodzenia. Z poważaniem Cambridge House Books Droga Pani, serdecznie dziękujemy za przysłaną nam do oceny książkę Okup za moje serce. Redakcja AuthorPress uznała ją za szalenie interesującą. Jednakże wydawnictwa otrzymują ponad dwadzieścia tysięcy manuskryptów rocznie, więc żeby się wyróżnić, książka Pani musi być IDEALNA. Za symboliczną opłatę (pięć dolarów za redakcję 1 strony) Okup za moje serce może trafić na półki księgarń jeszcze przed Gwiazdką... Maturalna klasa Liceum imienia Alberta Einsteina serdecznie zaprasza na bal maturalny w sobotę, szóstego maja o godzinie dziewiętnastej w sali balowej hotelu Waldorf-Astoria CZWARTEK, 27 KWIETNIA, ROZWÓJ ZAINTERESOWAŃ Mia, dzisiaj po szkole idziemy kupić sukienki na bal, i coś na twoją imprezę urodzinową. Najpierw Bendel's i Barneys, a potem, jeśli tam nic nie znajdziemy, zajrzymy jeszcze do centrum, do Jeffrey i Stelli McCartney. Wchodzisz? - Lana Wysłane z BlackBerry L, nie mogę, przepraszam. Ale bawcie się dobrze! -M Jak to nie możesz? A co innego masz do roboty? Tylko mi nie wmawiaj, że lekcję etykiety, bo wiem, że twoja babka je zawiesiła na czas przygotowań do twojej imphhhhhrezy, i nie wmawiaj mi też, że terapię, bo wiem, że chodzisz do terapeuty tylko w piątki. No więc o co biega? Nie bądź wredna, potrzebna nam twoja limuzyna. Za całą kasę na taksówki na ten miesiąc kupiłam sandały na platformie Dolce & Gab-bana. Super. Zwierzenie się przyjaciółkom, że chodzę na terapię do doktora Bzika miało działanie oczyszczające i tak dalej, tak jak twierdził. Zwłaszcza kiedy się okazało, że większość z nich też lata do psychoterapeutów. 2 - Pożegnanie księżniczki 17 Ale niektóre, na przykład Lana, czasami traktują ten temat o wiele za swobodnie. Po szkole spotykam się z J.P. Wiecie, że w przyszłym tygodniu wystawia swoją sztukę przed komisją dyplomową. Obiecałam, że znajdę dla niego trochę czasu. J.P martwi się grą niektórych aktorów. Uważa, że młodsza siostra Amber Cheeseman, Stacey, nie daje z siebie wszystkiego. A jest przecież gwiazdą przedstawienia, rozumiesz. Rany, bliźnięta syjamskie jesteście czy jak? Wiesz, możecie czasem rozstać się na dziesięć minut. No weź, jedź z nami na zakupy. Potem do Pinkberry! Ja stawiam! Lanie się wydaje, że Pinkberry jest lekarstwem na wszystko. A jak nie Pinkberry, to magazyn „Allure". Kiedy Benazir Bhutto zginęła w zamachu, a ja nie mogłam przestać płakać, Lana dała mi „Allure", kazała wejść z pismem do wanny i przeczytać je od deski do deski. Lana całkiem serio stwierdziła: „Nawet nie wiesz, kiedy się lepiej poczujesz!" I moim zdaniem naprawdę wierzy w to, co powiedziała. Najdziwniejsze jest to, że kiedy zrobiłam, co mi kazała, faktycznie poczułam się jakby trochę lepiej. I sporo dowiedziałam się o zastrzykach z botoksu i niebezpieczeństwie ich stosowania. No ale mimo wszystko. Lana, tu chodzi o sprawy artystyczne. J.P. jest autorem sztuki i reżyserem przedstawienia. Muszę mu służyć radą. Jestem jego dziewczyną. Po prostu jedźcie beze mnie. Boże, co się z tobą dzieje? To BAL MATURALNY. Dobra, jak sobie chcesz. Wybaczę ci, ale tylko dlatego, że wiem, że świrujesz przez tę kampanię

18 wyborczą twojego taty. Aha, i dlatego, że nie wiesz, gdzie pójdziesz na studia. Boże, w głowie mi się nie mieści, że nigdzie się nie dostałaś. Nawet JA dostałam się do Penn. A tematem mojej pracy dyplomowej był eyeliner. To chyba dobrze, że tata dał im jakąś dotację. Ale to prawda! Miałam najgorszy możliwy wynik z testów z matematyki. Kto by mnie zechciał? Dzięki Bogu, że l'Université de Genovia musi mnie przyjąć, ze względu na to, że moja rodzina go założyła i jest, na razie, jednym z głównych darczyńców. Ty to masz fart! Uniwerek przy plaży! Mogę przyjechać na wiosenne ferie? Obiecuję, że zabiorę ze sobą kilku przystojniaków z Penn... Ups, muszę spadać, Fleener stoi mi nad głową. Co tym kretynom odpaliło? Nie czają że jeszcze tylko dwa tygodnie spędzimy w tym miejscu? Jakby nasze stopnie miały jeszcze JAKIEKOLWIEK znaczenie! Ha! No, wiem! Barany! Chcesz o tym pogadać? CZWARTEK, 27 KWIETNIA, FRANCUSKI Cztery lata chodzę do Liceum im. Alberta Einsteina i nadal mam wrażenie, że nic nie robię, tylko kłamię. I wcale nie chodzi mi tylko o Lanę czy moich rodziców. Teraz już okłamuję wszystkich. Naprawdę, można by pomyśleć, że minęło tyle czasu, że powinnam przestać. 19 Ale przekonałam się na własnej skórze - już prawie dwa lata temu - co się dzieje, kiedy człowiek mówi prawdę. I chociaż nadal uważam, że postąpiłam dobrze - znaczy, udało mi się wprowadzić demokrację w kraju, który nigdy jej nie zaznał, i tak dalej - więcej już takiego błędu nie popełnię. Uraziłam uczucia tak wielu osób, zwłaszcza tych, na których mi zależy, właśnie dlatego, że powiedziałam prawdę. Moim zdaniem naprawdę będzie lepiej, na razie... No cóż, kłamać. Nie chodzi o żadne wielkie łgarstwa. Tylko małe, niewinne kłamstewka, które nikogo nie ranią. Przecież to nie tak, że kłamię dla osobistej korzyści. Ale co mam zrobić, powiedzieć prawdę, że się dostałam na wszystkie uczelnie, na które składałam podania? Tak, jasne, na pewno wszyscy bardzo dobrze by to przyjęli. Jak by się wtedy poczuli ci, którzy nie dostali się na uczelnie, jakie wybierali, a zwłaszcza ci, którzy zasługiwali, żeby się dostać...? To znaczy mniej więcej osiemdziesiąt procent maturzystów LiAE? Poza tym wiecie, co by powiedzieli. Jasne, miłe osoby, takie jak Tina, powiedziałyby, że mi się poszczęściło. Jakby szczęście miało z tym cokolwiek wspólnego! Chyba że mowa o takim „szczęściu", dzięki któremu mama poznała tatę na imprezie poza kampusem uniwersyteckim, z miejsca zapałali do siebie nienawiścią której efektem, naturalnie, najpierw był pociąg seksualny, a potem / 'amour. Jedna pęknięta prezerwatywa i pojawiłam się na świecie ja. I - pomimo tego, co wmawia mi dyrektor Gupta - nie jestem przekonana, że dostałam się wszędzie, gdzie chciałam, tylko dlatego że ciężko pracowałam. Hm... Faktycznie nieźle poradziłam sobie na testach ze słownictwa i literatury. Moje eseje, które dołączyłam do papierów zgłoszeniowych, też były niezłe (na ten temat kłamać nie zamierzam, a już na pewno nie we własnym pamiętniku. Naha-rowałam się jak wół). 20 Przyznam, że kiedy w rubrykę „działalność społeczna" człowiek wpisze: „Własnoręcznie wprowadziła ustrój demokratyczny w kraju, który dotąd go nie znał" oraz „Napisała czterystu-stronicową powieść jako pracę dyplomową", to rzeczywiście robi wrażenie. Ale wobec siebie mogę być szczera: wszystkie uczelnie, na które złożyłam papiery, przyjęły mnie tylko dlatego, że jestem księżniczką. I to nie tak, że tego nie doceniam. Wiem, że każdy z tych uniwersytetów zaoferował mi wspaniałe możliwości.

Tylko że... Miło byłoby, gdyby chociaż jeden przyjął mnie ze względu na... No cóż, na mnie samą a nie książęcy tytuł. Gdybym tylko mogła składać podania pod swoim pseudonimem literackim - Daphne Delacroix - żeby się tego dowiedzieć na pewno... Nieważne. Mam w tej chwili o wiele poważniejsze zmartwienia. Okej, nie bardziej poważne niż decyzja, gdzie spędzę najbliższe cztery lata mojego życia, albo i więcej, jeśli będę się obijać i, jak mama, nie zrobię dyplomu w terminie. I jeszcze tata. Co, jeśli nie wygra w wyborach? I to wyborach, do których by nie doszło, gdyby nie moja prawdomówność. A Grandmare strasznie przejmuje się tym, że René też kandyduje, i plotkami, które pojawiły się, odkąd poinformowałam publicznie o deklaracji księżniczki Amelie - że nasza rodzina ukrywała deklarację Amelie, żeby ród Renaldo mógł zostać przy władzy. Tata zdecydował się skazać Grandmere na wygnanie w Nowym Jorku i prosił, by zajęła się zorganizowaniem tej mojej głupiej imprezy urodzinowej, byle tylko czymś ją zająć i żeby przestała doprowadzać go do szału ciągłym pytaniem: „Ale czy to znaczy, że będziemy musieli wyprowadzić się z pałacu?" Do niej, podobnie jak do czytelniczek „teenSTYLE", nie dociera, że rodzina książęca ma w deklaracji Amelie zagwarantowane określone przywileje (nie mówiąc już o tym, że stanowi jedno z głównych źródeł dochodów z turystyki, zupełnie jak brytyjska 21 rodzina królewska). Ciągle jej to tłumaczę: „Grandmere, niezależnie, jaki będzie wynik wyborów, tata zawsze będzie JKW księciem Genowii, ty zawsze będziesz JKW księżną wdową Ge-nowii, a ja zawsze będę JKW księżniczką Genowii. Nadal będę musiała otwierać nowe oddziały szpitalne, nadal będę musiała nosić ten idiotyczny diadem i być obecna na państwowych pogrzebach i dyplomatycznych obiadach... Ja tylko nie będę zajmowała się ustawodawstwem. To będzie zadanie premiera. Miejmy nadzieję, że premierem będzie tata. Zrozumiałaś? Ale nie rozumie. Chociaż tyle mogę zrobić dla taty po tym, co narobiłam. To znaczy zająć się Grandmere. Kiedy palnęłam, że Genowia tak naprawdę jest państwem demokratycznym, byłam przekonana, że tata będzie jedynym kandydatem na premiera. Do głowy mi nie przyszło, że hrabina Trevanni zbierze kasę na kampanię swojego zięcia przeciwko tacie. Powinnam była to przewidzieć. René nigdy nie pracował. A teraz, kiedy z Bella mają dziecko, musi przecież coś robić poza zmienianiem Dziubusiowi pieluch. Tak mi się wydaje. Ale żeby Applebee's? Podejrzewam, że musieli dać mu łapówkę. Co się stanie, jeśli Genowię zaleje sieć tanich restauracji i - aż mi się serce ściska, kiedy o tym myślę, powaga - zamieni się w kolejny Disneyland? CO MOGĘ ZROBIĆ, ŻEBY DO TEGO NIE DOPUŚCIĆ? Tata mówi, że mam się do tego nie wtrącać, że narobiłam już dość zamieszania... Tak. Jakbym nie miała trochę za dużego poczucia winy. Jestem strasznie tym wszystkim zmęczona. Nie wspominając już o innych sprawach. To znaczy, nie mają większego znaczenia w porównaniu z tym, co się teraz dzieje z tatą i Genowią ale... No właśnie, jednak chyba mają. To znaczy tatę i Genowię czekają zmiany, ale mnie one też czekają. Jedyna różnica jest taka, że oni nie kłamią - w przeciwieństwie do mnie. Okej, tata kłamie, kiedy mówi, po co Grandmere jest w Nowym Jorku (że ma zorganizować moje przyjęcie urodzi- 22 nowe, chociaż tak naprawdę jest tu dlatego, że on nie może znieść jej pytań o to, czy będzie musiała wyprowadzić się z pałacu). To JEDNO kłamstwo. Ja mam na koncie kłamstwa LICZNE. Piramidę kłamstw.

Lista Wielkich Wrednych Łgarstw, Które Mia Thermopolis Opowiada: Kłamstwo numer 1: Nie dostałam się na żadną uczelnię (Nikt poza mną nie zna prawdy. I poza dyrektor Guptą. I moimi rodzicami, oczywiście). Kłamstwo numer 2: Temat mojej pracy dyplomowej. Nie były nim genowiańskie prasy do tłoczenia oliwy w latach 1254-1650, jak wszystkim wmawiałam (poza panią Martinez, oczywiście, bo ona opiekowała się moją pracą, więc powieść przeczytała... A przynajmniej pierwszych osiemdziesiąt stron, bo zauważyłam, że potem przestała poprawiać interpunkcję. Oczywiście, doktor Bzik też zna prawdę, ale on się nie liczy). Nikt inny nawet nie proponował, że przeczyta moją pracę, bo kto by chciał czytać czterysta stron o prasach do tłoczenia oliwy? Jedna osoba chciała. Ale nie będę teraz o tym myśleć. Kłamstwo numer 3: To, które właśnie sprzedałam Lanie, że nie pojadę z nią po sukienkę na bal maturalny, bo muszę spotkać się z Johnem Paulem Reynoldsem-Aberna-thym Czwartym, podczas gdy prawda jest taka, że... To nie jest jedyny powód, dla którego nie jadę z nią po sukienkę na bal maturalny. Nie chcę, bo wiem, co będzie mówiła. A nie mam teraz siły radzić sobie z La Laną. Tylko doktor Bzik wie, ile kłamię. Mówi, że gotów jest przeorganizować swój grafik, by przyjąć mnie w dniu, kiedy wszystkie kłamstwa się na mnie zemszczą a ostrzega mnie, że nie uda mi się tego uniknąć. 23 Mówi też, że lepiej, żeby to się stało szybko, bo w przyszłym tygodniu spotykamy się ostatni raz. Wspomniał, że byłoby o wiele lepiej, gdybym po prostu przyznała się do wszystkiego - gdybym powiedziała prawdę, że dostałam się na każdą uczelnię, na którą składałam papiery (nie wiem czemu, ale on uważa, że wcale niekoniecznie dlatego, że jestem księżniczką), gdybym przyznała się wszystkim, o czym naprawdę jest moja praca dyplomowa, włącznie z tą jedyną osobą, która chce jąprzeczytać... A nawet gdybym wyjaśniła, jak się mają sprawy z balem maturalnym. Jeśli chcecie znać moje zdanie, to zacząć mówić prawdę powinnam właśnie w gabinecie doktora Bzika - powiedzieć mu, że moim zdaniem to JEMU bardzo potrzebna jest psychoterapia. Okej, pomógł mi w najmroczniejszym okresie mojego życia (chociaż zmusił mnie, żebym sama odwaliła całą robotę przy wydostawaniu się z tej czarnej dziury). Ale chyba go pogięło, jeśli sobie wyobraża, że jakby nigdy nic pozwolę, żebym, rozmawiając z ludźmi, wyskakiwała z całą nagą prawdą. Przecież chodzi o to, że TAK WIELU osobom zrobiłabym TAKĄ OKROPNĄ przykrość, gdybym ni stąd, ni zowąd zaczęła mówić prawdę. Doktor Bzik był świadkiem, jakie piekło rozpętało się, kiedy wyjawiłam prawdę o księżniczce Amelie. Tata i Grandmere przesiadywali potem w jego gabinecie godzinami. Nie chcę, żeby to się powtórzyło. Nie, żeby moi przyjaciele mieli potem skończyć w gabinecie mojego terapeuty. Ale Kenny Showalter? Och, przepraszam, Kenneth, bo chce teraz, żeby tak do niego mówić. Jemu strasznie zależało na Columbii, a dostał się na drugą uczelnię z jego listy, na MIT. MIT to fantastyczna szkoła, ale spróbujcie powiedzieć to Kenny'emu, o przepraszam, Kennethowi. Chyba najbardziej martwi go to, że zostanie rozdzielony z miłością swojego życia, Lilly, bo ona pójdzie na Columbię w Nowym Jorku, tak jak jej brat, a MIT jest w Massachusetts. No i jeszcze Tina, która też nie dostała się na uczelnię, na której jej najbardziej zależało - Harvard - dostała się na Uni- 24 wersytet Nowojorski. Więc z jednej strony jest szczęśliwa, bo Boris też nie dostał się na Berklee - numer jeden na jego liście - która jest w Bostonie. Zamiast tego będzie chodził do Juilliard w Nowym Jorku. Więc to znaczy, że Tina i Boris przynajmniej będą studiować w

tym samym mieście. Nawet jeśli nie na tych uczelniach, na które najbardziej chcieli się dostać. Trisha idzie do Duke. Perin do Dartmouth. Ling Su do Parsons. Shameeka do Princeton. Nikt z moich znajomych nie dostał się tam, gdzie najbardziej chciał (Lilly chciała iść na Harvard). A ci, którzy chcieli studiować razem, podostawali się na różne uczelnie! Na przykład J.P i ja. Nam się udało. Ale on o tym nie wie, bo mu powiedziałam, że nigdzie się nie dostałam. Nic na to nie mogłam poradzić! Kiedy wszyscy inni sprawdzali w Internecie, i kiedy zaczęły przychodzić koperty z odpowiedziami, a nikt nie dostawał się na swoją wymarzoną uczelnię, za to wszyscy się przekonywali, że będą ich dzielić dwa albo nawet i trzy stany, i wszyscy rozpaczali i wściekali się, ja po prostu... No nie wiem, co mi odbiło. Tak okropnie się czułam, wiedząc, że przyjęli mnie wszędzie, że po prostu wypaliłam: „A ja się nigdzie nie dostałam!" Tak było zwyczajnie łatwiej, niż powiedzieć prawdę i urazić czyjeś uczucia. Chociaż, słysząc moje kłamstwo, J.P. zbladł i z trudem przełknął ślinę, a potem objął mnie ramieniem i powiedział: „Nic nie szkodzi, Mia. Poradzimy sobie z tym. Jakoś". Zgoda, jestem okropna. Ale przecież to nie tak, że moje kłamstwo brzmiało niewiarygodnie. Z moimi wynikami testów z matematyki? Nigdzie nie powinnam się dostać. I szczerze mówiąc... Jak ja mam TERAZ powiedzieć ludziom prawdę? Nie mogę. Zwyczajnie nie mogę. Doktor Bzik mówi, że taki sposób radzenia sobie z problemami to tchórzostwo. Mówi, że jestem dzielną kobietą taką jak Eleanor Roosevelt i księżniczka Amelie, i że z łatwością poradziłabym sobie z problemami (takimi jak to, że wszystkich okłamałam). 25 Ale do końca szkoły zostało raptem dziesięć dni! Każdy zdoła coś przez dziesięć dni udawać. Grandmere udaje, że ma brwi, odkąd ją znam... Mia! Piszesz pamiętnik! Od wieków tego nie robiłaś! Och, cześć, Tina. Mówiłam ci - byłam zajęta pracą dyplomową. Ja myślę. Pisałaś ją prawie dwa lata/ Nie miałam pojęcia, że historia genowiańskich pras do tłoczenia oliwy może być aż tak fascynująca. Jest, wierz mi! Jako główny produkt eksportowy Genowii, oliwa z oliwek i proces jej tłoczenia to bardzo ciekawy temat. Sama nie mogę w to uwierzyć. Tylko mnie posłuchajcie! Jak ja mogę wygadywać takie rzeczy??? Jako główny produkt ge-nowiańskiego eksportu, oliwa z oliwek i proces jej tłoczenia to niesamowicie ciekawy temat? Gdyby tylko Tina wiedziała, o czym naprawdę jest moja praca! PADŁABY, gdyby się dowiedziała, że napisałam czterystu-stronicowy romans historyczny... Tina uwielbia romanse! Ale nie mogę jej powiedzieć. Najwyraźniej powieść jest kiepska, skoro nikt nie chce jej wydać. Gdyby tylko poprosiła, bym dała jej przeczytać... Ale kto by chciał czytać o oliwie z oliwek i procesie jej tłoczenia? Okej, jedna osoba. Ale on tylko chciał być miły. Poważnie. To jedyny powód. I przecież nie mogę wysłać mu kopii. Bo wtedy przekona się, jaki naprawdę jest temat mojej pracy dyplomowej. A wtedy bym umarła. Mia? Nic ci nie jest? Nie, skąd! Dlaczego pytasz? 26 p

Sama nie wiem. Dziwnie się zachowujesz... Tym dziwniej, im koniec roku jest bliżej. I uważam, że jako twoja najlepsza przyjaciółka powinnam zapytać. Wiem, że nie dostałaś się na żadną uczelnię, na którą składałaś papiery, ale twój tata na pewno może pociągnąć za parę sznurków, nie? No, w końcu nadal jest księciem, nie mówiąc o tym, że niedługo także i premierem! No cóż, miejmy taką nadzieję. Na pewno pokona tego kretyna, księcia René. Jestem pewna, że tata mógłby ci pomóc się dostać na Uniwersytet Nowojorski... A wtedy mogłybyśmy mieszkać razem w akademiku! Zobaczymy... Próbuję się tym nie przejmować. Ty? Nie przejmować się? Dziwię się, że od pół roku nie siedzisz z nosem wiecznie w tym swoim pamiętniku. W każdym razie o co chodzi z Laną? Mówi, że nie chcesz jechać z nami dziś po południu na zakupy. Mówi, że idziesz na próbę sztuki J.P. Wieści szybko się rozchodzą. Chyba nie powinnam się dziwić. Przecież to nie tak, że ktokolwiek z nas, maturzystów, ma zamiar przez ostatnie dwa tygodnie coś w szkole robić. Muszę wspierać własnego faceta! Jasne. Ale czy J.P. nie zabronił ci pokazywać się na próbach, bo chce, byś zobaczyła sztukę na premierze? A więc... O co TAK NAPRĄ WDĘ chodzi, Mia? Super. Doktor Bzik miał rację. Te kłamstwa się mszczą. A przynajmniej zaczynają. Okej. Jeśli mam zacząć mówić prawdę, to równie dobrze mogę zacząć od Tiny... Słodkiej, nieoceniającej, zawsze gotowej przyjść z pomocą Tiny, mojej najlepszej przyjaciółki, osoby, której całkowicie ufam. Prawda? Nie jestem pewna, czy wybiorę się na bal maturalny. 27 CO? Dlaczego? Mia, czy ty ignorujesz imprezy z tańcami z powodu przekonań feministycznych? Lilly cię namówiła? Myślałam, że nie odzywacie się do siebie. Odzywamy się! Wiesz, że się odzywamy. Jesteśmy wobec siebie... uprzejme. Musimy być, skoro ona w tym roku jest redaktorką naczelną „Atomu". I już prawie od dwóch lat nie uaktualniała strony nienawidzemiithermpolis.com. Wiesz, moim zdaniem jest jej trochę głupio z powodu tej strony. Chyba. Być może. To znaczy, zgoda, ona nigdy jej nie uaktualniała po tamtym dniu, kiedy tak podle cię potraktowała w stołówce. Być może, za cokolwiek Lilly tak się na ciebie wściekła, tego dnia udało jej się to z siebie wyrzucić. Właśnie. Albo to, albo jest totalnie zajęta „Atomem". I Kennym, oczywiście. To znaczy Kennethem. Ja wiem! To fantastyczne, że Lilly wytrzymała z jednym facetem tak długo. Ale naprawdę wolałabym, żeby nie całowali się przy mnie na biologii. Nie mam ochoty aż tak dokładnie oglądać ich języków. Zwłaszcza odkąd Lilly ma w swoim kolczyk. Ale to nie wyjaśnia, dlaczego nie chcesz iść na bal maturalny! Hm... Prawdę mówiąc, J.P nie zaprosił mnie na bal. Co mi nie przeszkadza, boja nie mam ochoty iść. I to wszystko? Och, Mia! Oczywiście, że J.P. cię zaprosi! Jestem pewna, że był po prostu tak bardzo zajęty sztuką - i wymyślaniem FANTASTYCZNEGO prezentu na twoje urodziny -że o balu maturalnym jeszcze nie myśli. Chcesz, żeby Boris mu wspomniał o balu? Uch! Uch, uch, uch, uch. Poza tym, dlaczego na mnie padło?! Och, jasne, Tina, bardzo chcę. Tak, chcę, żebyś powiedziała swojemu chłopakowi, żeby przypomniał mojemu chłopa- 28

kowi, że ma mnie zaprosić na bal maturalny. Bo to takie szalenie romantyczne rozwiązanie i przecież zawsze sobie wyobrażałam, że w taki sposób na bal maturalny zostanę zaproszona - za pośrednictwem czyjegoś chłopaka. Rozumiem, o co ci chodzi. O kurczę, ale się porobiło. I to miała być dla nas ta niepowtarzalna noc - no WIESZ, o czym mówię. Zaraz... Czy to możliwe, że Tinie chodzi o... Tak. Na pewno. Jej chodzi o to, o czym rozmawiałyśmy, kiedy byłyśmy w drugiej klasie. No wiecie, że w noc balu maturalnego obie stracimy dziewictwo. Czy Tina nie zdaje sobie sprawy, że wiele wody w rzece upłynęło, odkąd w drugiej klasie wyobrażałyśmy sobie, jak będzie wyglądał nasz idealny bal maturalny? I że dwa razy się do tej samej rzeki wejść nie da? Przecież ona nie może uważać, że ja traktuję tę sprawę tak samo, jak traktowałam ją wtedy. Nie jestem już tą samą osobą którą wtedy byłam. A przede wszystkim, nie jestem już Z TĄ SAMĄ OSOBĄ, z którą wtedy byłam. Teraz jestem z J.P. A J.P. i ja... Już za późno, żeby J.P. zrobił rezerwację pokoju w Waldorfie na po balu. Słyszałam, że nie mająjuż wolnych pokojów. O Boże! Ona mówi poważnie! Teraz to już oficjalna wiadomość: zaraz zwariuję. Ale może uda mu się załatwić pokój gdzie indziej. Słyszałam, że w Wjest naprawdę ładnie. Tylko w głowie mi się 29 nie mieści, że on cię jeszcze nie zaprosił! Co mu odbiło? Przecież to do niego niepodobne, sama wiesz. Czy między wami wszystko w porządku? Pokłóciliście się czy co? Naprawdę w głowie mi się nie mieści, że to się dzieje. To już przekracza wszelkie granice. Mam jej powiedzieć? Nie mogę jej powiedzieć. Prawda? Nie mogę. Nie, nie pokłóciliśmy się. Tylko że tyle się ostatnio działo, wszystkie te zaliczenia i nasze prace dyplomowe, i koniec szkoły, i te wybory, i moje urodziny, i tak dalej. Moim zdaniem on naprawdę zwyczajnie zapomniał. A poza tym nie czytałaś mojego ostatniego mejla, Tina? JANIE CHCĘ IŚĆ NA BAL MATURALNY. Nie wygłupiaj się, oczywiście, że chcesz. Kto nie ma ochoty pójść na własny bal maturalny? I dlaczego ty nie miałabyś zaprosić jego? To nie jest XIX wiek. Wiesz, dziewczyna może zaprosić faceta na bal. Wiem, że to nie to samo, ale przecież chodzicie ze sobą, no nie wiem, chyba od zawsze! Jesteście ze sobą bliżej niż zwykli przyjaciele, nawet jeśli jeszcze nie... No cóż, rozumiesz... jeszcze nie. No wiesz... Bo wy jeszcze nie... prawda? Aaaaaaaa... Ona nadal mówi na to: No wiesz! To takie słodkie. Normalnie cudo. Ale mimo wszystko. Tina ma tu trochę racji. Dlaczego ja go sama nie zaprosiłam? Kiedy ogłoszenia o balu maturalnym zaczęły się pojawiać w „Atomie", dlaczego jednego nie wycięłam i nie przyczepiłam na drzwiczkach szarki J.P. z dopiskiem: „To jak, wybieramy się czy nie?" Dlaczego po prostu sama go nie zapytałam, tak zwyczajnie, czy idziemy na bal maturalny, kiedy wszyscy gadali o tym przy lunchu? To prawda, że J.P. rozprasza ta jego sztuka, i że Sta- 30 cey Cheeseman tak imponująco zawala główną rolę (byłoby jej może łatwiej, gdyby ciągle sztuki nie przepisywał i nie wręczał jej wciąż nowych dialogów do wykucia na pamięć). Bez trudu mogłabym od niego uzyskać prostą odpowiedź: tak lub nie. No, oczywiście, skoro chodzi o J.P., odpowiedź brzmiałaby: tak.

Bo J.P., w przeciwieństwie do mojego poprzedniego chłopaka, nie ma nic przeciwko balom maturalnym. Ale rzecz w tym, że ja nie muszę konsultować się z doktorem Bzikiem, żeby wiedzieć, dlaczego nie zapytałam J.P. o ten bal. To żadna tajemnica. Może dla Tiny, ale dla mnie nie. Tylko że nie chcę w tej chwili tego tematu poruszać. Wiesz, T, bal maturalny to już nie jest dla mnie żadna wielka atrakcja. To taka trochę głupota. Naprawdę nie żałowałabym, gdybym go sobie odpuściła. Więc po co tracić czas na szukanie jakiejś sukienki, której, być może, wcale nie włożę? Wy bawcie się dobrze na zakupach. Ja mam coś do zrobienia. Coś. Kiedy wreszcie przestanę mówić na własną powieść: „coś"? Poważnie, jeśli z kimś na tym świecie mogę być szczera, to z Tiną. Tina nie śmiałaby się, gdybym jej powiedziała, że napisałam powieść... A już zwłaszcza romans. To Tina pokazała mi świat romansów, to ona nauczyła mnie je doceniać i zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo są niepowtarzalne i cudowne. I nie dlatego, że dają wstęp do literackiego świata (chociaż wydaje się ich więcej niż jakiegokolwiek innego gatunku literackiego, więc statystycznie człowiek ma większe szanse na wydanie romansu niż, powiedzmy, powieści SF), ale dlatego, że to idealne opowieści. Bohaterka to zawsze silna osobowość, bohater jest pociągającym mężczyzną, rozdziela ich konflikt, a potem, po długich godzinach ogryzania paznokci mamy rozwiązanie, które sprawia nam frajdę... Ostateczne, szczęśliwe zakończenie. 31 cey Cheeseman tak imponująco zawala główną rolę (byłoby jej może łatwiej, gdyby ciągle sztuki nie przepisywał i nie wręczał jej wciąż nowych dialogów do wykucia na pamięć). Bez trudu mogłabym od niego uzyskać prostą odpowiedź: tak lub nie. No, oczywiście, skoro chodzi o J.P., odpowiedź brzmiałaby: tak. Bo J.P., w przeciwieństwie do mojego poprzedniego chłopaka, nie ma nic przeciwko balom maturalnym. Ale rzecz w tym, że ja nie muszę konsultować się z doktorem Bzikiem, żeby wiedzieć, dlaczego nie zapytałam J.P. o ten bal. To żadna tajemnica. Może dla Tiny, ale dla mnie nie. Tylko że nie chcę w tej chwili tego tematu poruszać. Wiesz, T, bal maturalny to już nie jest dla mnie żadna wielka atrakcja. To taka trochę głupota. Naprawdę nie żałowałabym, gdybym go sobie odpuściła. Więc po co tracić czas na szukanie jakiejś sukienki, której, być może, wcale nie włożę? Wy bawcie się dobrze na zakupach. Ja mam coś do zrobienia. Coś. Kiedy wreszcie przestanę mówić na własną powieść: „coś"? Poważnie, jeśli z kimś na tym świecie mogę być szczera, to z Tiną. Tina nie śmiałaby się, gdybym jej powiedziała, że napisałam powieść... A już zwłaszcza romans. To Tina pokazała mi świat romansów, to ona nauczyła mnie je doceniać i zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo są niepowtarzalne i cudowne. I nie dlatego, że dają wstęp do literackiego świata (chociaż wydaje się ich więcej niż jakiegokolwiek innego gatunku literackiego, więc statystycznie człowiek ma większe szanse na wydanie romansu niż, powiedzmy, powieści SF), ale dlatego, że to idealne opowieści. Bohaterka to zawsze silna osobowość, bohater jest pociągającym mężczyzną rozdziela ich konflikt, a potem, po długich godzinach ogryzania paznokci mamy rozwiązanie, które sprawia nam frajdę... Ostateczne, szczęśliwe zakończenie. 31 Naprawdę, dlaczego ktoś miałby mieć ochotę pisać coś innego? Gdyby Tina wiedziała, że napisałam romans, chciałaby go przeczytać, zwłaszcza że romans to zupełnie co innego niż historia genowiańskich pras do tłoczenia oliwy, o której żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie chciałby czytać... Okej, jedna osoba chce.

I naprawdę, ile razy o tym pomyślę, zbiera mi się na płacz, bo jeszcze nikt nigdy nie powiedział mi nic milszego. Czy nie napisał w mejlu, bo właśnie tak Michael mnie o tym zawiadomił... To znaczy napisał, że chciałby przeczytać moją pracę dyplomową. Piszemy do siebie mejle rzadko, ze dwa razy w miesiącu, i piszemy te mejle w tonie jak najlżejszym i bezosobowym, podobnym do tego, jakim napisałam do niego pierwszego mejla po naszym zerwaniu: „Cześć, co słychać? Tu wszystko w porządku i pada śnieg, czy to nie dziwne? No nic, muszę spadać, pa". Byłam zaszokowana, kiedy napisał mi: „Tematem twojej pracy dyplomowej jest historia genowiańskich pras do tłoczenia oliwy w latach 1254-1650? Super, Thermopolis. Mogę ją przeczytać?". Normalnie zatkało mnie. Bo nikt nie spytał, czy może przeczytać moją pracę. Nikt. Nawet mama. Myślałam, że wybrałam tak nudny temat, że mam z głowy prośby o przeczytanie pracy. Raz na zawsze. A tu oto Michael Moscovitz na drugim końcu świata, w Japonii (gdzie siedzi już drugi rok, konstruując zautomatyzowane ramię do przeprowadzania operacji w klatce piersiowej - a ja jestem tak pewna, że nigdy go nie skończy, że przestałam już nawet o nie pytać, bo wydaje mi się, że poruszanie tego tematu zrobiło się niegrzeczne, skoro on ledwie raczy na pytania odpowiadać), spytał, czy może moją pracę przeczytać. Powiedziałam mu, że ona ma czterysta stron. Powiedział, że nie szkodzi. Powiedziałam, że to z pojedynczym odstępem i czcionką dziewiątką. 32 Powiedział, że jak dostanie tekst, to go sobie powiększy. Powiedziałam, że jest naprawdę nudna. A on powiedział, że nie wierzy, że coś, co ja napisałam, może być nudne. I wtedy przestałam odpisywać na jego mejle. No, co miałam zrobić? Nie mogłam mu przecież tego wysłać! Tak, wysyłam powieść do wydawców, których nigdy nie widziałam na oczy. Ale do mojego byłego chłopaka nie mogę! Do Michaela nie! No bo... przecież tam jest o SEKSIE! Tylko że... Jak on mógł coś takiego napisać? Że nie wierzy, że mogłabym napisać coś nudnego. O co mu chodziło? Oczywiście, że mogę napisać coś nudnego! Historię genowiańskich pras do tłoczenia oliwy w latach 1254-1650. To dopiero nudy! To naprawdę straszne nudy! Okej, przecież moja książka jest nie o tym. Ale mimo wszystko! Przecież on tego nie wie. Jak mógł napisać coś takiego? Jak mógł? Przecież ludzie, którzy ze sobą chodzili - ani nawet ludzie, którzy są zwykłymi przyjaciółmi - nie piszą takich rzeczy. A teraz podobno jesteśmy tylko przyjaciółmi. No cóż, nieważne. Tinie też nie mogę jej pokazać, a to moja NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKA. Chociaż nie wiem, czego tak właściwie się wstydzę. Mnóstwo ludzi publikuje swoje powieści w Internecie, błagając, żeby inni je czytali. Ale ja tego zrobić nie mogę. Nie wiem dlaczego. No, chyba dlatego że... Dobra, wiem DLACZEGO. Boję się, że Tinie - nie mówiąc już o Michaelu, J.P czy kimkolwiek innym - moja powieść się nie spodoba. Tak jak nie spodobała się żadnemu wydawcy, któremu ją przesyłałam. Z wyjątkiem AuthorPress. Ale oni chcieli, żebym to JA zapłaciła im za jej wydanie! PRAWDZIWI wydawcy powinni płacić TOBIE!!

Oczywiście, pani Martinez twierdzi, że jej się podobała. Ale ja nie jestem nawet pewna, czy przeczytała całą. 3 - Pożegnanie księżniczki 33 Co, jeśli się mylę, i jestem fatalną pisarką? Co, jeśli właśnie zmarnowałam prawie dwa lata swojego życia? Wiem, że wszyscy myślą że zmarnowałam je, pisząc o historii genowiańskich pras do tłoczenia oliwy. Ale jeśli ja je naprawdę zmarnowałam? O nie. Tina znów pisze do mnie esemesy o balu! Mia! Bal maturalny to nie jest głupota! Co się z tobą dzieje? Chyba nie dopadła cię znów depresyjka, prawda? „Depresyjka". No ładnie. Dobra. Nie mogę walczyć z Tiną. Nie dam rady. Nie! Nie mam depresyjki, Tina. Nie mówiłam poważnie. Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. To chyba syndrom maturzystów - to samo zaburzenie, które nie pozwala nam uważać na lekcjach. Ja tylko chciałam powiedzieć, nieważne. Sama porozmawiam z J.P. o balu. Mówisz serio???? Naprawdę z nim pogadasz????? Czy tylko tak mówisz???? Serio. Zapytam go. Przepraszam cię. Po prostu mam mnóstwo spraw na głowie. /pojedziesz z nami po szkole na zakupy? O rany. Tak strasznie nie chce mi się jechać z nimi na zakupy dziś po szkole. Wszystko, tylko nie to. Już bym wolała lekcję etykiety. Wow. W głowie mi się nie mieści, że coś takiego napisałam. Tak. Jasne. Bardzo chętnie. SUPER! Będziemy się świetnie bawić! Nie martw się, sprawimy, że ZUPEŁNIE zapomnisz o tym, że twój tata - auu! 34 Je ne fera Je ne fera Je ne fera Je ne fera Je ne fera Je ne fera, pas le texte dans la classe, pas le texte dans la classe, pas le texte dans la classe, pas le texte dans la classe, pas le texte dans la classe, pas le texte dans la classe. Fajnie. Madame Wheeton weszła w tym miesiącu na ścieżkę wojenną. Przysięgam, niedługo przyjdzie taki dzień, że zabiorą nam wszystkie iPhony i sidekicki. Chociaż, moim zdaniem, wszyscy nauczyciele też mają syndrom maturzysty, bo od tygodni nam tym grożą ale jak na razie jeszcze nikt tej groźby nie zrealizował. CZWARTEK, 27 KWIETNIA, PSYCHOLOGIA Powiedziałam komuś prawdę... I nie stało się nic strasznego (tyle że madame Wheeton dostała szału, przyłapawszy nas na pisaniu esemesów, kiedy ona próbuje zrobić powtórkę materiału przed testem końcowym). Powiedziałam Tinie prawdę o tym, że J.P. nie zaprosił mnie na bal... I o tym, że tak właściwie sama nie mam ochoty iść. I nie stało się nic strasznego. Tina nie padła trupem na miejscu. Oczywiście, próbowała mnie przekonywać, że nie mam racji. Ale czego innego się spodziewałam? Oczywiście, Tina jest taką romantyczką że uważa, że bal maturalny to szczytowy punkt / 'amour nastolatków. Ja wiem, kiedyś sama też tak myślałam. Wystarczy tylko przerzucić parę kartek moich starych pamiętników. Miałam świra na punkcie balu maturalnego. Prędzej bym UMARŁA, niż go sobie odpuściła. 35 Chyba trochę żałuję, że nie da się wrócić do tych dawnych wzruszeń. Ale wszyscy któregoś dnia musimy dorosnąć. I, prawdę mówiąc, zupełnie nie wiem, po co tyle zamieszania z powodu kolacji (gumowaty kurczak i zwiędła sałata z paskudnym dressingiem) oraz tańców (do kiepskiej muzyki) w

hotelu Waldorf (w którym i tak byłam z milion razy, a już szczególnie pamiętna była ta ostatnia okazja, kiedy wygłosiłam mowę, która omal raz na zawsze nie zniszczyła reputacji mojej rodziny, nie wspominając już o reputacji całego rodzinnego kraju). Ja tylko chciałabym. AAAAAAA! ! ! ! Boże, muszę się przyzwyczaić, że mi to coś wibruje w kieszeni... Ameliooooooo - potrzebuję od ciebie uaktualnioną listę gościiiiiiiiii na poniedziałeeeeeeeek. Jestem bardzo wytrącona z równowagiiiiiiii. Wszyscy, których zaprosiłam, potwierdzili przybycieeeeee, jak twierdzi Vigo. Nawet twój kuzyn Hankkkkkkk przyjeżdża z Mediolanu, żeby się pokazać. A teraz właśnie dowiedziałam się od twojej matkiiiiiiii, że ci twoi okropni dziadkowie z Indianyyyyyyyy też przylecą. Bardzo mnie to wszystko zdenerwowa- łooooooooo. Oczywiście, trzeba ich było zaprosić, ale nigdy nie przypuszczałam, że się zgooooooooo- dzą To bardzo nieprzyjemna sytuacja......... Być może trzeba będzie, żebyś cofnęła zaproszenia dla kilkorga swoich gości. Wiesz, że na jachcie pomieści się tylko pięćset osób. Zadzwoń do mnie niezwłocznie - Clarisse, twoja babkaaaaaaaa Wysłane z BlackBerry Boże! Po co tata kupił Grandmere BlackBerry? Czy on chce mi zrujnować życie? I kto tak zgłupiał, że jej pokazał, jak z niego korzystać? Chyba zabiję Vigo. 36 Efekt obojętnego przechodnia - zjawisko psychologiczne, polegające na tym, że reakcja człowieka na kryzys jest mniej prawdopodobna, kiedy obecni są przy tym inni ludzie, potencjalnie mogący pomóc, niż wtedy, kiedy takich świadków nie ma. Patrz przykład Kitty Genovese - ta młoda kobieta została brutalnie zaatakowana na oczach kilkunastu sąsiadów, ale nikt z nich nie wezwał policji, bo każdy myślał, że zrobi to ktoś inny. PRACA DOMOWA Historia świata: nieważne. Literatura angielska: co mnie to obchodzi? Trygonometria: Boże, jak ja nie cierpię tego czegoś. RZ: ja rozumiem, że w ramach swojej pracy dyplomowej Boris ma wystąpić w Carnegie Hall, ale DLACZEGO ON NIE PRZESTANIE JUŻ RZĘPOLIĆ TEGO CHOPINA????? Francuski: J'ai mal a la tete. Psychologia: w głowie mi się nie mieści, że ja w ogóle robię jakieś notatki na tych lekcjach. Przecież ja to wszystko sama przeżyłam! CZWARTEK, 27 KWIETNIA, JEFFREY Super. J.P. zobaczył nas, kiedy szłyśmy do limuzyny, i powiedział: - A gdzie się, dziewczyny, wybieracie takie zadowolone? I zanim ją powstrzymałam, Lana odparła: - Idziemy kupować sukienki na bal maturalny. A potem Lana i Tina, i Shameeka, i Trisha popatrzyły na J.P. wyczekująco, unosząc brwi, jakby chciały powiedzieć: „Halo? Bal maturalny? Mówi ci to coś? Może o czymś zapomniałeś? Może byś tak zaprosił swoją dziewczynę?" 37 Zdaje się, że wieści szybko się rozchodzą. Znaczy o tym, że J.P. nie zaprosił mnie na bal. Dzięki, Tina! Nie żeby nie chciała dla mnie jak najlepiej. Oczywiście, J.P. tylko uśmiechnął się do nas wyrozumiale i powiedział: - No to bawcie się dobrze, laski. I ty, Lars. A potem poszedł w stronę auli, gdzie odbywają się próby jego sztuki.

Wszystkie kompletnie osłupiały. To znaczy Lana i reszta dziewczyn. Że nie uderzył się w czoło, wołając: „Rany! Bal! Oczywiście!" I że nie runął potem przede mną na jedno kolano, i nie ujął czule moich dłoni, i nie poprosił o wybaczenie za to, że jest gbu-rowatym chamem, dodając, że błaga mnie, żebym poszła z nim na bal. Ale powiedziałam im, że nie powinny aż tak się dziwić. Ja tego nie biorę do siebie. J.P. jest kompletnie niezdolny myśleć teraz o czymkolwiek poza swoją sztuką Książa wśród ludzi. I ja to totalnie rozumiem, bo kiedy pisałam książkę, miałam tak samo. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym. Przy każdej nadarzającej się okazji zwijałam się w kłębek na łóżku ze swoim laptopem i Grubym Louie u boku (okazał się naprawdę znakomitym pisarskim kotem) i PISAŁAM. Właśnie dlatego przez prawie dwa lata nie pisałam pamiętnika. Kiedy człowiek koncentruje się na jakimś twórczym projekcie, naprawdę trudno jest skupić myśli na czymkolwiek innym. A przynajmniej mnie było trudno. I podejrzewam, że właśnie po to doktor Bzik mi to podpowiedział. Żebym napisała książkę. Żebym przestała myśleć o... No cóż, innych sprawach. Albo innych osobach. I przecież ja nie miałam nic innego do roboty, bo rodzice odebrali mi telewizor, i naprawdę trudno mi było oglądać ulubione seriale w salonie. To trochę żenujące tkwić na kanapie przed Za młodzi, żeby być tak tłuści - szokująca prawda, kiedy ludzie wiedzą że to oglądasz. 38 W każdym razie pisanie książki to była świetna terapia, bo naprawdę podziałała. Nie miałam ochoty pisać pamiętnika, kiedy pisałam powieść i szukałam do niej materiałów. Cała energia szła w Okup za moje serce. Teraz książkajest skończona, oczywiście (i odrzuca ją każdy wydawca, do którego ją wysyłam), a ja nagle znów nabrałam ochoty na pisanie pamiętnika. Czy to dobrze? Nie wiem. Czasem wydaje mi się, że zamiast tego powinnam napisać następną książkę. W każdym razie chciałam tylko powiedzieć, że rozumiem zaabsorbowanie J.P. sztuką. Rzecz w tym, że - w przeciwieństwie do mnie - J.P. ma spore szanse Księcia wystawić, przynajmniej na Off-Broadwayu, bo jego tata jest grubą rybą w świecie teatru. A Stacey Cheeseman grała w tych wszystkich reklamach dla Gap Kids, i miała jakąś rolę w filmie Seana Penna. J.P. udało się nawet ściągnąć Andrew Lowensteina, bratanka kuzyna w trzeciej linii Brada Pitta, który ma zagrać główną rolę męską. Ta sztuka MUSI odnieść wielki sukces. Od ludzi, którzy ją oglądali, słyszałam, że ma być może potencjał na hollywoodzki film. Ale, wracając do balu maturalnego: przecież to nie tak, że ja nie wiem, że J.P. mnie kocha. Powtarza mi to chyba z dziesięć razy dziennie. O Boże, zapomniałam już, że wszyscy zaczynają się wściekać, kiedy zaczynam pisać pamiętnik, zamiast uważać na to, co się wkoło mnie dzieje. Teraz Lana usiłuje mnie zmusić, żebym włożyła sukienkę bez rękawów Badgley Mischka. Słuchajcie, ja już teraz rozumiem, o co w tej całej modzie biega. Naprawdę. Zewnętrzny wygląd człowieka świadczy o tym, jak sam o sobie myśli. Jeśli człowiek się zapuści - nie myje włosów, nosi przez cały dzień ubranie, w którym spał, albo ciuchy, które na niego nie pasują albo są niemodne - to mówi w ten sposób: „Nie dbam o siebie. Więc wy też nie powinniście o mnie dbać". Trzeba Się Starać, bo wtedy komunikuje się innym: „Warto mnie poznać". Twoje ciuchy nie muszą być drogie. Musisz w nich po prostu dobrze wyglądać. 39

Zdaję sobie teraz z tego sprawę i przyznaję, że w przeszłości trochę sobie pod tym względem odpuszczałam (chociaż w domu, w weekendy, kiedy jestem sama, nadal noszę dżinsy ogrodniczki). A odkąd przestałam kompulsywnie jeść, moja waga się ustabilizowała i znów noszę miseczki B. Rozumiem, o co chodzi w modzie, naprawdę. Ale tak szczerze - dlaczego Lanie się wydaje, że dobrze mi w fioletach? Purpura jest kolorem królów, ale to jeszcze nie znaczy, że każdej osobie królewskiej krwi jest w niej do twarzy! Nie chcę być niemiła, ale czy ktokolwiek przyjrzał się ostatnio uważnie królowej Elżbiecie? Jej są naprawdę desperacko potrzebne neutralne odcienie. Zdaję sobie teraz z tego sprawę i przyznaję, że w przeszłości trochę sobie pod tym względem odpuszczałam (chociaż w domu, w weekendy, kiedy jestem sama, nadal noszę dżinsy ogrodniczki). A odkąd przestałam kompulsywnie jeść, moja waga się ustabilizowała i znów noszę miseczki B. Rozumiem, o co chodzi w modzie, naprawdę. Ale tak szczerze - dlaczego Lanie się wydaje, że dobrze mi w fioletach? Purpura jest kolorem królów, ale to jeszcze nie znaczy, że każdej osobie królewskiej krwi jest w niej do twarzy! Nie chcę być niemiła, ale czy ktokolwiek przyjrzał się ostatnio uważnie królowej Elżbiecie? Jej są naprawdę desperacko potrzebne neutralne odcienie. Daphne Delacroix Okup za moje serce, fragment Shropshire, Anglia, rok 1291 Hugo wpatrywał się ze szczytu wzniesienia w urocze zjawisko, które pływało nago. W głowie kłębiły mu się różne myśli. Wśród nich na pierwszy plan wybijało się pytanie: „Kim ona jest?", chociaż odpowiedź na to pytanie znał. Finnula Crais, córka młynarza. W wiosce należącej do jego ojca mieszkała rodzina dzierżawców o takim nazwisku, przypomniał sobie Hugo. A więc to musi być jedna z ich córek. Ale co też przyszło do głowy młynarzowi, że pozwala bezbronnemu dziewczęciu wałęsać się po okolicy bez opieki i ubranej w tak prowokacyjny strój - czy też, jak w obecnej chwili, zupełnie nieubranej? Kiedy tylko Hugo dotrze do Dworu Stephensgate, pośle po młynarza i dopilnuje, żeby w przyszłości dziewka była lepiej strzeżona. Czyż ten człek nie pojmuje, że trakty są obecnie pełne wałęsającej się hołoty, rabusiów, rzezimieszków i łotrzyków czyhających na cnotę młodych niewiast takich jak ta poniżej? Hugo tak głęboko pogrążył się w rozmyślaniach, że nie zauważył, że dziewczyna odpłynęła i zniknęła mu z oczu. Bliżej spływających kaskadą wód widok na sadzawkę przesłaniały skały wzniesienia, na którym leżał. Uznał, że dziewczyna pewnie wpłynęła pod wodospad, chcąc spłukać włosy. Hugo czekał na ponowne pojawienie się dziewczyny. Zastanawiał się, czy rycerzowi nie wypadałoby wycofać się teraz 41 niepostrzeżenie, nie zwracając na siebie uwagi, a potem spotkać ją znów dalej, przy trakcie, niby przypadkiem, i tam zaproponować, że dotrzyma jej towarzystwa w drodze powrotnej do Stephensgate. W chwili, w której podejmował decyzję, usłyszał za sobą jakiś cichy odgłos, a potem nagle przy gardle poczuł coś bardzo ostrego, a na plecy wskoczył mu ktoś bardzo lekki. Z pewnym trudem Hugo zachował spokój, bo instynkt żołnierza nakazywał najpierw uderzyć, a dopiero potem zadawać pytania. Ale jeszcze nigdy przedtem nie czuł, żeby za szyję obejmowało go ramię równie delikatne, a plecy ścisnęły mu uda równie smukłe. Nigdy też jeszcze napastnik nie przyciągnął szarpnięciem jego głowy do tak kusząco miękkiej klatki piersiowej.

- Ani mi się rusz - przykazała napastniczka, a Hugo, czując miłe ciepło jej ud i zagłębienia między piersiami, do którego mocno przyciskała jego głowę, ochoczo spełnił żądanie. - Przy gardle trzymam ci nóż - poinformowała go dziewczyna po chłopięcemu ochrypłym głosem. - Ale nie użyję go, chyba że będę musiała. Jeśli będziesz posłuszny, nie spotka cię nic złego. Rozumiesz? CZWARTEK, 27 KWIETNIA, 19.00, PODDASZE Daphne Delacroix 1005 Thompson Street, apartament 4A Nowy Jork, NY 10003 Droga Autorko, dziękujemy za umożliwienie nam przeczytania powieści. Niestety, obecnie nie spełnia ona naszych oczekiwań. 42 I nawet nie podpisali! Ale się wysilili... Właśnie weszłam do domu i mama zapytała mnie, dlaczego jakaś Daphne Delacroix wciąż dostaje listy z różnych wydawnictw na nasz adres. Wpadłam! Zastanawiałam się, czy mamy też nie okłamać, ale to bez sensu, naprawdę. W końcu mnie nakryje, zwłaszcza jeśli Okup za moje serce zostanie wreszcie któregoś dnia wydany, a ja sama będę mogła zafundować Książęcemu Genowiańskiemu Szpitalowi nowy oddział. Okej. Nie mam zielonego pojęcia, ile płaci się pisarzom za wydane książki, ale słyszałam, że autorka sądowych kryminałów, Patricia Cornwell, za pieniądze z książki kupiła sobie helikopter. Ja nie potrzebuję helikoptera, skoro mam własny odrzutowiec (to znaczy tata ma). Więc powiedziałam tylko: „Wysyłam swoją książkę jako Daphe Delacroix, żeby przekonać się, czy uda się ją wydać". Mama i tak już podejrzewa, że to, co pisałam, nie było długą rozprawą historyczną. Nie dałaby się na to nabrać. Widziała, że siedzę w moim pokoju, słucham ścieżki dźwiękowej z Marii Antoniny i z Grubym Louie przy boku bez przerwy coś piszę... No cóż, o ile nie byłam akurat w szkole, na lekcji etykiety, terapii albo gdzieś na mieście z Tiną czy J.P Okłamałam ją tylko co do tego, o czym naprawdę jest moja powieść. Powiedziałam jej, tak jak wszystkim innym (pomijając doktora Bzika i panią Martinez, którzy ją przeczytali), że osnułam ją na kanwie historii genowiańskich pras do tłoczenia oliwy. Ja wiem, że to brzydko okłamywać własną matkę. Ale gdybym jej powiedziała, o czym NAPRAWDĘ jest moja książka, chciałaby ją przeczytać. A NIE MA MOWY, żebym pozwoliła Helen Thermopolis przeczytać to, co naprawdę napisałam. Sceny miłosne i moja mama? Nie, dziękuję. - Aha - powiedziała mama, wskazując list. -1 co ci napisali? - Och. Nic ciekawego. 43 - Hm - ciągnęła mama. - Ostatnio trudno się przebić na rynku literackim. Zwłaszcza z historią genowiańskich pras do tłoczenia oliwy. - Tak — westchnęłam. — Powiedz mi coś, czego nie wiem! Boże, gdyby serwis Pudelek.pl dowiedział się o mnie prawdy? Że jestem taką kłamczucha? Co ze mnie za wzór do naśladowania? W porównaniu ze mną Vanessa Hudgens to Matka Teresa. Jeśli pominąć pokazywanie się nago. Ja na pewno nie będę robiła sobie rozebranych zdjęć i wysyłała ich swojemu chłopakowi. Na szczęście trochę trudno nam się z mamą rozmawiało, bo pan G. ćwiczył na perkusji, a Rocky mu wtórował na perkusji zabawce. Kiedy mnie zobaczył, rzucił pałeczki i podbiegł, żeby mnie uściskać za kolana, wrzeszcząc:

- Miiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Miło, gdy jest w domu ktoś, kto zawsze cieszy się na twój widok, nawet jeśli jest to niespełna trzyletni chłopczyk. - Cześć, wróciłam - powiedziałam. Niełatwo jest chodzić z dzieciakiem czepiającym się twoich nóg. - Co na obiad? - W Tre Giovanni mają dziś promocję, dwie pizze w cenie jednej - powiedział pan Gianini, odwieszając pałeczki. - Jak możesz pytać? - Gdzie byłaś? - zapytał Rocky. - Musiałam jechać na zakupy z przyjaciółkami. - Ale nic nie kupiłaś - stwierdził rezolutnie mój brat. - Wiem - powiedziałam, idąc w stronę szuflady, w której trzymamy sztućce, z Rockym nadal uczepionym moich nóg. Nakrywanie do stołu należy do mnie. Może i jestem księżniczką ale nikt mnie nie zwolnił z domowych obowiązków. To jedna z rzeczy, które ustaliliśmy w czasie rodzinnych sesji u doktora Bzika. - To dlatego, że pojechałyśmy po sukienki na bal maturalny, a ja się na bal maturalny nie wybieram, bo to głupota. - Od kiedy bal maturalny to głupota? - spytał pan Gianini, owijając sobie szyję ręcznikiem. Grając na perkusji, człowiek się intensywnie poci, co aż za dobrze uświadamiała mi mała, mokra istota uczepiona moich nóg. 44 - Hm - ciągnęła mama. - Ostatnio trudno się przebić na rynku literackim. Zwłaszcza z historią genowiańskich pras do tłoczenia oliwy. - Tak - westchnęłam. - Powiedz mi coś, czego nie wiem! Boże, gdyby serwis Pudelek.pl dowiedział się o mnie prawdy? Że jestem taką kłamczucha? Co ze mnie za wzór do naśladowania? W porównaniu ze mną Vanessa Hudgens to Matka Teresa. Jeśli pominąć pokazywanie się nago. Ja na pewno nie będę robiła sobie rozebranych zdjęć i wysyłała ich swojemu chłopakowi. Na szczęście trochę trudno nam się z mamą rozmawiało, bo pan G. ćwiczył na perkusji, a Rocky mu wtórował na perkusji zabawce. Kiedy mnie zobaczył, rzucił pałeczki i podbiegł, żeby mnie uściskać za kolana, wrzeszcząc: - Miiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Miło, gdy jest w domu ktoś, kto zawsze cieszy się na twój widok, nawet jeśli jest to niespełna trzyletni chłopczyk. - Cześć, wróciłam - powiedziałam. Niełatwo jest chodzić z dzieciakiem czepiającym się twoich nóg. - Co na obiad? - W Tre Giovanni mają dziś promocję, dwie pizze w cenie jednej - powiedział pan Gianini, odwieszając pałeczki. - Jak możesz pytać? - Gdzie byłaś? - zapytał Rocky. - Musiałam jechać na zakupy z przyjaciółkami. - Ale nic nie kupiłaś - stwierdził rezolutnie mój brat. - Wiem - powiedziałam, idąc w stronę szuflady, w której trzymamy sztućce, z Rockym nadal uczepionym moich nóg. Nakrywanie do stołu należy do mnie. Może i jestem księżniczką ale nikt mnie nie zwolnił z domowych obowiązków. To jedna z rzeczy, które ustaliliśmy w czasie rodzinnych sesji u doktora Bzika. - To dlatego, że pojechałyśmy po sukienki na bal maturalny, a ja się na bal maturalny nie wybieram, bo to głupota. - Od kiedy bal maturalny to głupota? - spytał pan Gianini, owijając sobie szyję ręcznikiem. Grając na perkusji, człowiek się intensywnie poci, co aż za dobrze uświadamiała mi mała, mokra istota uczepiona moich nóg. 44 - Odkąd stała się zjadliwie ironiczną przyszłą studentką -wyjaśniła mama, wskazując na mnie palcem. - A skoro już przy tym jesteśmy, po obiedzie jest narada rodzinna. O, cześć.

To ostatnie powiedziała do słuchawki telefonu, a potem zamówiła w Tre jak zwykle dwie średnie pizze, jedną z mięsem dla niej i pana G., a drugą z serem dla Rocky'ego i dla mnie. Znów jestem wegetarianką. Tak naprawdę jestem fleksatarianką... Nie zamawiam mięsa, chyba że w sytuacji okropnego stresu, kiedy potrzebuję białka - wtedy jem na przykład taco z wołowiną (nie sposób im się oprzeć, chociaż staram się zachowywać umiar). Kiedy ktoś częstuje mnie mięsem - na przykład na zebraniu Domina Rei w zeszłym tygodniu - jem z grzeczności. - Narada rodzinna w jakiej sprawie? - spytałam ostro, kiedy mama odłożyła słuchawkę. - Twojej - odparła. - Twój ojciec umówił się z nami na te-lekonferencję. Super. Naprawdę na nic nie czekam równie niecierpliwie jak na wieczorny, miły telefon od mojego taty z Genowii. To zawsze oznacza, że sobie miło pogawędzimy. No, chyba żeby nie. - Co niby znów zrobiłam? - spytałam. Bo, serio, nie zrobiłam nic złego (oprócz tego, że wszystkich okłamuję na temat... no cóż, wszystkiego). Ale poza tym zawsze jestem w domu 0 wyznaczonej porze i to nawet nie dlatego, że mam ochroniarza, który o to dba. Mój chłopak jest bardzo sumienny. J.R nie ma ochoty podpaść mojemu ojcu (ani matce, ani ojczymowi), 1 kiedy się spotykamy, tak się boi, że nie zdążę wrócić do domu na pół godziny przed wyznaczonym czasem, że praktycznie za każdym razem sam oddaje mnie w ręce Larsa. Więc w jakiejkolwiek sprawie tata by dzwonił - ja tego nie zrobiłam. A w każdym razie nie tym razem. Poszłam do swojego pokoju przywitać się z Grubym Louie, zanim przywiozą pizzę. Tak bardzo się o niego martwię. Bo załóżmy, że zdecyduję się doprowadzić do szału wszystkich swoich znajomych i iść na studia tu, w Stanach, a nie na l'Université de Genovia, gdzie uczą się tylko niemogący się dostać nigdzie 45 indziej synowie i córki dentystów i chirurgów plastycznych, których pacjentami są sławni ludzie (Spencer Pratt z The Hills też by tam pewnie pojechał, gdyby nie załapał się do telewizyjnego programu byłej przyjaciółki swojej dziewczyny. Lana pewnie też by tam pojechała, gdybym w trzeciej klasie nie przekonała jej, że nauka jest ważniejsza niż umieszczanie swoich zdjęć na lastnightsparty.com). Chodzi o to, że na żadnej uczelni, na które się dostałam, nie można mieszkać w akademiku z kotem. Więc gdybym chciała zabrać ze sobą Grubego Louie, musiałabym mieszkać poza kampusem. Wtedy nie uda mi się nikogo poznać i będę jeszcze większym wyrzutkiem społecznym niż zwykle bywam. Ale jak mogłabym zostawić Louie? On boi się Rocky'ego... Rocky uwielbia Grubego Louie i kiedy go widzi, biegnie do niego, usiłuje go złapać i uściskać, od czego Gruby Louie nabawił się nerwicy, bo on nie lubi być łapany i ściskany. Więc teraz Gruby Louie nie wychodzi z mojego pokoju (do którego Rocky ma zakaz wstępu, bo robi mi bałagan w figurkach z Buffy - postrachu wampirów), kiedy nie ma mnie w domu i nie mogę go obronić. A jeśli wyjadę na studia, Gruby Louie będzie musiał siedzieć w moim pokoju przez cztery lata i nikt nie będzie go drapał za uszami tak, jak lubi. To okropne. Ach, jasne, mama mówi, że kot może się przenieść do jej pokoju (gdzie Rocky'emu też nie wolno wchodzić - a w każdym razie nie bez nadzoru - bo ma obsesję na punkcie mamy kosmetyków, raz zjadł szminkę Lancóme Au Currant Velvet, więc też musiała na gałkę u drzwi nałożyć śliski dinks). Ale ja nie wiem, czy Gruby Louie chciałby spać z panem G., bo on chrapie. Telefon dzwoni. To J.P.! 46 CZWARTEK, 27KWIETNIA, 19.30,

PODDASZE J.P. chciał wiedzieć, jak się udały zakupy. Oczywiście okłamałam go. Powiedziałam: - Świetnie! Wtedy J.P. zapytał: - Kupiłaś coś? Zdziwiłam się, że pyta. Naprawdę doznałam szoku. No wiecie, jak zapomniał zaprosić mnie na bal maturalny, ja niemądrze założyłam, że nie pójdziemy... Odparłam: - Nie... I doświadczyłam megaszoku, bo on dodał: - Kiedy kupisz sukienkę, daj mi znać, jaki ma kolor, żebym wybrał pasujący do niej bukiecik. Halo? - Chwileczkę - powiedziałam. - My się wybieramy na bal? J.P. się roześmiał. - No jasne! Już dawno kupiłem bilety. !!!!!!!!! Kiedy zapadła cisza, przestał się śmiać i powiedział: - Moment. Wybieramy się, prawda, Mia? Tak mnie zatkało, że nie wiedziałam, co powiedzieć. No boja... Kocham J.P, naprawdę! Tylko że z jakiegoś powodu pomysł pójścia na bal z J.P. nie bardzo mi się podoba. Ale nie miałam pojęcia, jak mu to wyjaśnić, nie urażając jego uczuć. I miałam wrażenie, że nie wykpię się stwierdzeniem, że bal maturalny to głupota. Zwłaszcza że właśnie przyznał, że już kupił bilety. A one tanie nie są. Usłyszałam, jak się jąkam: - Ja... sama nie wiem. Bo... Bo dotąd nie pytałeś. 47 Przecież to prawda. Mówiłam prawdę. Doktor Bzik na pewno byłby ze mnie dumny. Ale J.P. powiedział tylko: - Mia! Chodzimy ze sobą już prawie dwa lata. Nie sądziłem, że muszę cię o to pytać. Nie sądziłem, że muszę cię o to pytać? W głowie mi się nie mieściło, że to powiedział. Nawet jeśli to prawda, to... Dziewczyna chce, żeby ją zaprosić na bal! Nie sądzę, żebym była najbardziej dziewczęcą dziewczyną na świecie - nie noszę tipsów (już) i nie jestem na diecie, chociaż jak na swój wzrost wcale nie jestem najchudsza w klasie. Jestem O WIELE mniej dziewczęca niż Lana. A jestem przecież księżniczką. Ale mimo wszystko. Jeśli facet chce iść z dziewczyną na bal maturalny, to powinien ją ZAPROSIĆ... ...nawet jeżeli spotykali się ze sobą na wyłączność przez prawie dwa lata. Bo ona może nie mieć ochoty iść na bal. Naprawdę, czy ja przesadzam? Czy ja zbyt wiele żądam? Nie wydaje mi się. Ale może tak jest. Może oczekiwanie, że się zostanie zaproszoną na bal maturalny, to zbyt wiele. Sama nie wiem. Ja już chyba w ogóle niewiele wiem. J.P. musiał wywnioskować z mojego milczenia, że powiedział coś nie tak. Bo wreszcie się odezwał: - Zaraz... Czy ty mi chcesz powiedzieć, że POWINIENEM cię zaprosić? Mruknęłam: - Hm. - Nie wiedziałam, co powiedzieć! Z jednej strony chciałam rzucić: „Tak, powinieneś był mnie zaprosić!". Ale z drugiej mówiłam sobie: Wiesz co, Mia? Nie stawiaj sprawy na ostrzu noża. Zostało dziesięć dni do końca szkoły. DZIESIĘĆ DNI. Po prostu sobie odpuść. Ale przecież doktor Bzik tłumaczył mi, że powinnam mówić prawdę. Dzisiaj nie skłamałam Tinie. Uznałam więc, że równie dobrze mogę nie okłamać swojego chłopaka. A zatem...

48 - Byłoby miło, gdybyś mnie najpierw zapytał - usłyszałam własne słowa i aż się przeraziłam. A wtedy J.P. zrobił najdziwniejszą rzecz pod słońcem. Roześmiał się! Naprawdę. Jakby uważał, że nigdy w życiu nie usłyszał niczego zabawniejszego. - A więc to o to chodzi? - spytał. Co on chciał przez to powiedzieć? Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Brzmiało to, jakby mu trochę odbiło, a to do J.P. niepodobne. Chociaż zmusza mnie do oglądania filmów z Seanem Pennem, bo Sean Penn to teraz jego nowy ulubiony aktor i reżyser. Ja nie mam nic przeciwko Seanowi Pennowi. Nawet mi nie przeszkadza, że rozwiódł się z Madonną. Ja nadal lubię Shia La-Beouf, mimo że zdecydował się zagrać główną rolę w Transfor-mersach, które okazały się filmem o robotach z kosmosu. A to równie zły pomysł jak rozwód z Madonną jeśli chcecie znać moje zdanie. No ale mimo wszystko. To nie znaczy, że J.P. odbiło. Chociaż ten śmiech sugerował, że jednak tak. - Wiem, że kupiłeś bilety - powiedziałam, jakbym go wcale nie podejrzewała o zaburzenia psychiczne. - Więc zwrócę ci kasę za swój. Chyba że chcesz zaprosić kogoś innego. - Mia! - J.P. nagle przestał się śmiać. - Ja nie chcę zapraszać nikogo innego zamiast ciebie! Niby z kim miałbym chcieć iść na bal? - Nie wiem - odparłam. To dziwne, ale pomyślałam o Sta-cey Cheeseman. Naprawdę była niezła w tym filmie z Seanem Pennem, gdzie grała nastoletnią prostytutkę. Jest dopiero w drugiej klasie, ale ma apetyczne krągłości. I wydaje mi się, że się podkochuje w J.P. Jestem pewna, że gdyby zaprosił ją na bal maturalny, zgodziłaby się w nowojorską minutę. - Tak tylko mówię. To przecież też i twój bal maturalny. Powinieneś zaprosić, kogo chcesz. - Zapraszam ciebie - powiedział J.P. naburmuszonym tonem, co mu się już czasem zdarzało, kiedy miał ochotę gdzieś 4 - Pożegnanie księżniczki 49 wyjść, a ja wolałam zostać w domu i pisać. Tylko że nie mogłam mu powiedzieć, że właśnie to robię, bo przecież on, oczywiście, nie miał pojęcia, że piszę prawdziwą książkę, a nie tylko pracę dyplomową. - Naprawdę? - spytałam nieco zdziwiona. - Zapraszasz mnie? - No cóż, nie akurat w tej chwili - powiedział szybko J.P. - Zdaję sobie sprawę, że trochę nawaliłem. Zamierzam to naprawić. Spodziewaj się zaproszenia wkrótce. Prawdziwego zaproszenia, któremu nie zdołasz się oprzeć. Muszę przyznać, serce mi nieco przyśpieszyło, kiedy to usłyszałam. Ale wcale nie w taki przyjemny sposób: „Och, jaki on jest kochany". Raczej już: „O Jezu, co on teraz wymyśli?" Nie miałam pojęcia, co J.P. mógłby zrobić, żeby niesmaczny kurczak i kiepska muzyka w hotelu Waldorf zaczęły wydawać się bardziej pociągające. - Hm - zaczęłam - ale nie zrobisz niczego, co by mnie postawiło w niezręcznej sytuacji na oczach całej szkoły, prawda? - Skąd! - Był zaskoczony. - O co ci chodzi? - No cóż... - wyjaśniłam. - Kiedyś widziałam na Lifetime film, gdzie facet, chcąc zachować się romantycznie, przyjechał na białym koniu, w zbroi, pod biuro, w którym pracowała kobieta, której chciał się oświadczyć. Rozumiesz, chciał być dla niej takim rycerzem na białym koniu... Ty nie przyjedziesz na białym koniu i w zbroi pod Liceum imienia Alberta Einsteina, żeby mnie zaprosić na bal maturalny, prawda? Bo to by było coś niewłaściwego do mniej więcej dziewiętnastej potęgi. Aha, i tamten facet nie mógł znaleźć białego konia, więc pomalował brązowego na biało, co można podciągnąć pod znęcanie się nad zwierzętami, a poza tym biała farba starła się i zafarbowała mu dżinsy od wewnętrznej strony ud, więc kiedy zsiadł z konia, żeby przed tą kobietą uklęknąć, wyglądał naprawdę idiotycznie.

- Mia. - J.P. był naprawdę zirytowany. - Nie mam zamiaru podjechać pod Liceum imienia Alberta Einsteina w zbroi i na koniu pomalowanym na biało, żeby cię zapraszać na bal maturalny. Chyba uda mi się wymyślić coś nieco bardziej romantycznego. 50 Ale mimo jego zapewnienia wcale nie poczułam się lepiej. - Wiesz co, J.P.? - powiedziałam. - Bal maturalny to naprawdę durnota. To tylko impreza z tańcami w hotelu Waldorf. Do hotelu Waldorf możemy iść zawsze. - Nie ze wszystkimi naszymi znajomymi - zauważył J.P. - tuż przed ukończeniem szkoły i rozjechaniem się na różne uczelnie, po czym pewnie się już nigdy więcej wszyscy nie spotkamy. - Ależ spotkamy się - przypomniałam mu. - Na moich urodzinach, na Książęcym Genowiańskim Jachcie, w poniedziałek wieczorem. - To prawda - przyznał J.P. - Ale to nie to samo. Tam będą wszyscy twoi krewni. I to nie tak, że potem będziemy mieli okazję zostać na trochę sami. O co mu chodziło? Ach... No tak. O paparazzich. Wow. J.P. naprawdę chce iść na ten bal. I coś mi się wydaje, że potem chciałby robić to, co się po balu maturalnym robi. Chyba trudno mieć do niego o to pretensje. Rzeczywiście, na balu po raz ostatni spotkamy się jako uczniowie LiAE, pomijając zakończenie roku, które administracja sprytnie wyznaczyła na następny dzień, żeby nie powtórzyła się historia z ubiegłego roku. Kilku maturzystów upiło się w jakimś klubie w centrum. Na budynkach przy Wahington Square Park powypisywali sprejem: „W mojej pochwie ukryto broń masowego rażenia". Na dodatek zatruli się alkoholem i wylądowali w szpitalu St. Vincent. Dyrektor Gupta ma chyba nadzieję, że skoro ludzie wiedzą że następnego dnia jest zakończenie roku szkolnego, to się aż tak nie upiją. Więc powiedziałam: - No dobra. Będę czekała na zaproszenie. - A potem pomyślałam, że lepiej zmienić temat, bo oboje zaczynamy się irytować. - Jak się udała próba? Wtedy J.P. zaczął się skarżyć na Stacey, że nie jest w stanie pamiętać swoich kwestii chociaż przez pięć minut, i skarżył się tak, póki nie powiedziałam, że muszę kończyć, bo przywieźli 51 Ale mimo jego zapewnienia wcale nie poczułam się lepiej. - Wiesz co, J.P.? - powiedziałam. - Bal maturalny to naprawdę durnota. To tylko impreza z tańcami w hotelu Waldorf. Do hotelu Waldorf możemy iść zawsze. - Nie ze wszystkimi naszymi znajomymi - zauważył J.P. - tuż przed ukończeniem szkoły i rozjechaniem się na różne uczelnie, po czym pewnie się już nigdy więcej wszyscy nie spotkamy. - Ależ spotkamy się - przypomniałam mu. - Na moich urodzinach, na Książęcym Genowiańskim Jachcie, w poniedziałek wieczorem. - To prawda - przyznał J.P. - Ale to nie to samo. Tam będą wszyscy twoi krewni. I to nie tak, że potem będziemy mieli okazję zostać na trochę sami. O co mu chodziło? Ach... No tak. O paparazzich. Wow. J.P. naprawdę chce iść na ten bal. I coś mi się wydaje, że potem chciałby robić to, co się po balu maturalnym robi. Chyba trudno mieć do niego o to pretensje. Rzeczywiście, na balu po raz ostatni spotkamy się jako uczniowie LiAE, pomijając zakończenie roku, które administracja sprytnie wyznaczyła na następny dzień, żeby nie powtórzyła się historia z ubiegłego roku. Kilku maturzystów upiło się w jakimś klubie w centrum. Na budynkach przy Wahington Square Park

powypisywali sprejem: „W mojej pochwie ukryto broń masowego rażenia". Na dodatek zatruli się alkoholem i wylądowali w szpitalu St. Vincent. Dyrektor Gupta ma chyba nadzieję, że skoro ludzie wiedzą że następnego dnia jest zakończenie roku szkolnego, to się aż tak nie upiją. Więc powiedziałam: - No dobra. Będę czekała na zaproszenie. - A potem pomyślałam, że lepiej zmienić temat, bo oboje zaczynamy się irytować. - Jak się udała próba? Wtedy J.P. zaczął się skarżyć na Stacey, że nie jest w stanie pamiętać swoich kwestii chociaż przez pięć minut, i skarżył się tak, póki nie powiedziałam, że muszę kończyć, bo przywieźli 51 pizzę. Co było kłamstwem (Wielkim Wrednym Kłamstwem Numer Cztery Mii Thermopolis), bo pizzy wcale jeszcze nie przywieziono. Tylko miałam dość wysłuchiwania skarg na Stacey. Prawdę mówiąc, jestem przerażona. Wiem, że on nie podjedzie pod szkołę w zbroi, na koniu pomalowanym na biało, żeby mnie zaprosić na bal, bo powiedział, że tego nie zrobi. Ale może zrobić coś równie żenującego. Kocham J.P. Wiem, że ciągle to wypisuję, ale naprawdę tak jest. To prawda, nie kocham go tak samo, jak kochałam Michaela, ale i tak go kocham. J.P. i mnie mnóstwo łączy: pisanie, ten sam wiek. A poza tym Grandmere go uwielbia i większość moich przyjaciół (z wyjątkiem Borisa) też. Ale czasami żałuję, że... O Boże, w głowie mi się nie mieści, że w ogóle to piszę. Ale czasami... Obawiam się, że mama może mieć rację. To ona zwróciła mi uwagę na to, że kiedy mówię, że chcę coś robić, to J.P. zawsze też chce to robić. A jeśli powiem, że czegoś robić nie chcę, to on zawsze się zgadza, że też tego robić nie chce. W sumie nie zgadzał się ze mną tylko, kiedy mówiłam mu, że nie chcę się z nim spotkać, kiedy jeszcze pisałam swoją książkę. Ale to tylko dlatego, że nie mógł się ze mną zobaczyć. To było naprawdę szalenie romantyczne. Wszystkie dziewczyny tak mówiły. A przede wszystkim Tina, która się przecież na tym zna. No bo która dziewczyna nie chciałaby mieć chłopaka, który chce z nią być przez cały czas i zawsze robi to, czego ona chce? Mama jedna to zauważyła i zapytała, czy mnie to nie doprowadza do szału. A kiedy zapytałam, o co jej chodzi, powiedziała: - Umawianie się z kameleonem. Czy on w ogóle ma jakąś własną osobowość, czy ogranicza się do dostosowywania do twojej? Wtedy okropnie się o to pokłóciłyśmy. Tak okropnie, że musiałyśmy pojechać na dodatkową sesję do doktora Bzika. Potem obiecała, że swoje opinie na temat mojego życia uczuciowego będzie już zachowywała dla siebie, bo wytknęłam jej, że ja nigdy nie mówię, co sądzę na temat jej własnego męża 52 (chociaż, prawdę mówiąc, ja lubię pana G. Gdyby nie on, nie miałabym brata). Ale absolutnie nie wspominałam o czymś innym, co dotyczy J.P. Ani doktorowi Bzikowi, ani, w żadnym wypadku, mamie. Po pierwsze, to by chyba mamę uszczęśliwiło. A po drugie... Żaden związek nie jest idealny. Weźmy Tinę i Borisa. On nadal wkłada sweter w spodnie, mimo że ona wielokrotnie go prosiła, by tego nie robił. Ale są ze sobą szczęśliwi. A pan G. chrapie, ale mama ten problem rozwiązała, używając zatyczek do uszu i urządzenia emitującego szum wodospadu. Jakoś się uporam z tym, że mój chłopak zawsze mi przytakuje i zawsze chce robić to, na co sama mam akurat ochotę. Nie jestem tylko pewna, czy poradzę sobie z tym drugim problemem...

A teraz pizze naprawdę już przywieziono, więc muszę lecieć. CZWARTEK, 27 KWIETNIA, PÓŁNOC, PODDASZE Głęboki wdech, wydech. Uspokoić się. Wszystko będzie dobrze. Bardzo dobrze. Jestem tego pewna! A nawet więcej niż pewna. Na sto procent pewna, że wszystko się ułoży... O Boże, kogo ja usiłuję nabierać? Jestem w rozsypce. Okazało się, że narada rodzinna miała dotyczyć nie tylko wyborów i tego, którą uczelnię powinnam wybrać. To była totalna katastrofa. Zaczęło się od tego, że tata próbował wyznaczyć mi nieprzekraczalny termin: dzień wyborów. Do dnia wyborów (znanego też jako dzień balu maturalnego) mam zdecydować, gdzie spędzę kolejne cztery lata swojego życia. 53 Można by pomyśleć, że tata będzie miał na głowie poważniejsze zmartwienia, skoro René wyprzedza go w sondażach. Grandmere też się zameldowała na telekonferencji, oczywiście, i wtrącała swoje trzy grosze (chce, żebym poszła do Sarah Lawrence. Bo tam studiowałaby sama, w dawnych czasach, kiedy nosiło się pończochy z paskiem, gdyby poszła na studia zamiast wyjść za mąż za Grandpere). Wszyscy próbowaliśmy jąignorować, zupełnie jak na tej rodzinnej terapii, ale nie da się, jeśli w pobliżu jest Rocky, bo z jakiegoś powodu mój brat uwielbia Grandmere, a nawet jej głos (pytanie: DLACZEGO?), więc dzieciak podbiegał do telefonu i co chwila wrzeszczał: „Glandmele, Glandmele, przyjdziesz szybko? Dasz Lockiemu dużego buziaka?" Możecie sobie wyobrazić, że ktoś chce, żeby ta wielka wariatka się nad nim pochylała? Ona nawet, ściśle rzecz biorąc, nie jest z nim spokrewniona (ma dzieciak fart). Właśnie tego dotyczyła nasza narada - a przynajmniej od tego się zaczęła. W osiem dni mam zdecydować, gdzie będę studiowała. Dzięki, kochani, za zero presji! Tata mówi, że wszystko mu jedno, gdzie będę studiowała, 0 ile sama będę zadowolona. Ale aż zbyt wyraźnie zaznaczył, że jeśli nie wybiorę szkoły należącej do Ligi Bluszczowej czy Siedmiu Sióstr albo nie pójdę do Sarah Lawrence, to mogę się szykować do popełnienia seppuku. - Dlaczego nie chcesz iść do Yale? - wciąż pytał. - Czy J.R nie tam się wybiera? Moglibyście studiować razem. Oczywiście, że J.R idzie do Yale, bo mają tam fantastyczny wydział teatrologii. Aleja nie mogę jechać do Yale. To za daleko od Manhattanu. Ajeśli coś się stanie Rocky'emu albo Grubemu Louie? Wybuchnie pożar albo budynek się zawali, a ja będę musiała piorunem dostać się na poddasze? Poza tym J.P. myśli, że ja idę na L'Université de Genovia, 1 już złożył tam papiery. Pogodził się z tym, że nie pójdzie do Yale. Chociaż na L'Université de Genovia nie ma wydziału teatrologii, a ja tłumaczyłam, że idąc tam, rezygnuje z własnych 54 ambicji zawodowych. Ale on powiedział, że to bez znaczenia, póki będziemy mogli być razem. No i pewnie to nie ma znaczenia, skoro sztuki J.P. może produkować jego tata. Do tego momentu wszystko było w porządku. Zdenerwowała mnie Grandmere. Zaczęła mi truć o listę gości na imprezę urodzinową, i powiedziała do pana G.: „Czy twoja siostrzenica i siostrzeniec naprawdę muszą być? Bo wiesz, gdybym mogła ich wykreślić, mogliby przyjść Beckhamowie..." - Wreszcie się rozłączyła, a wtedy tata powiedział: „Moim zdaniem powinniście jej to teraz pokazać". Na co mama odparła: