Beatkawas

  • Dokumenty55
  • Odsłony1 678
  • Obserwuję3
  • Rozmiar dokumentów95.1 MB
  • Ilość pobrań1 070

Anne Rice - Cykl-Kroniki Wampirze (06) Wampir Armand

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :886.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Anne Rice - Cykl-Kroniki Wampirze (06) Wampir Armand.pdf

Beatkawas Dokumenty
Użytkownik Beatkawas wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 170 stron)

ANNE RICE WAMPIR ARMAND Dla Brandy ego Edwardsa Briana Robertsona oraz Christophera i Michele Rice’ów 1

Jezus do Marii Magdaleny „Rzek do niej Jezus: Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wst pi em do Ojca. Natomiast udaj si do moich braci ił ą ł ę powiedz im: «Wst puj do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»”.ę ę Ewangelia w. Jana 20,17ś CZ IĘŚĆ CIA O I KREWŁ 2

1 Powiedzieli, e dziecko umar o na strychu. Ubranko znaleziono w cianie.ż ł ś Chcia em tam i , po o y si ko o ciany, by zupe nie sam.ł ść ł ż ć ę ł ś ć ł Tu i tam widuj teraz jej ducha. aden z tych wampirów nie widzi duchów, naprawd ; a przynajmniej nie tak jak ja. Mniejszaą Ż ę z tym. To przecie nie o towarzystwo dziecka mi chodzi o, lecz o to, eby by w tym miejscu.ż ł ż ć Na nic wi cej si nie zda pozostawanie przy Lestacie. Przyby em. Wykona em swoje zadanie. Nie by em w stanie mu pomóc.ę ę ł ł ł Widok jego skupionych i nieruchomych oczu wyprowadza mnie z równowagi; chocia przepe nia y mnie spokój i mi o doł ż ł ł ł ść najbli szych - moich ludzkich dzieci: ma ego Benjiego i delikatnej, wiotkiej Sybelle - nie by em jeszcze na tyle silny, aby jeż ł ł zabra .ć Opu ci em kaplic .ś ł ę Nie zapami ta em nawet, kto tam by . Klasztor sta si teraz siedzib wampirów. Nie zwróci em uwagi, kto zosta w kaplicy,ę ł ł ł ę ą ł ł gdy j opuszcza em.ą ł Lestat le a na marmurowej posadzce pod wielkim krucyfiksem. Spoczywa na boku, r ce bezw adne, lewa pod praw , palceż ł ł ę ł ą lekko dotyka y marmurowych kafli, jakby w jakim zamy le, chocia zamys u w tym nie by o. Palce prawej d oni lekko sił ś ś ż ł ł ł ę skurczy y, nadaj c jej kszta t czarki, do której wlewa o si wiat o; to tak e sugerowa o jakie znaczenie, chocia znaczenia wł ą ł ł ę ś ł ż ł ś ż tym nie by o.ł By o to po prostu nienaturalne cia o, le ce bez woli i ruchu, nie bardziej pe ne zamys u ni twarz, prowokacyjnie wr czł ł żą ł ł ż ę inteligentna, je li zwa y na to, e Lestat nie poruszy si od miesi cy.ś ż ć ż ł ę ę Wysokie okna pos usznie zas oni to, by chroni go przed wschodem s o ca. W nocy odbija y si w nich promienieł ł ę ć ł ń ł ę wszystkich tych wspania ych wiec poustawianych wokó pi knych statuetek i figurek wype niaj cych to miejsce, ongi wi te.ł ś ł ę ł ą ś ś ę miertelne dzieci wys uchiwa y mszy pod wysoko sklepionym dachem; kap an przy o tarzu wypowiada aci skie s owa.Ś ł ł ł ł ł ł ń ł Teraz cia o by o nasze. Nale a o do niego, Lestata, m czyzny, który le a bez ruchu na marmurowej posadzce.ł ł ż ł ęż ż ł M czyzna. Wampir. Nie miertelny. Dziecko ciemno ci. Wszystkie te wspania e s owa odnosi y si do niego.ęż ś ś ł ł ł ę Nigdy jeszcze nie czu em si tak bardzo dzieckiem jak teraz, gdy spogl da em na niego przez rami .ł ę ą ł ę Tym w a nie jestem. Odpowiadam definicji dziecka, jak gdyby by o to we mnie idealnie zakodowane i nigdy nie istnia adenł ś ł ł ż inny zapis genetyczny. Mia em siedemna cie lat, gdy Marius uczyni mnie wampirem. Przesta em rosn . Przez rok mia em bez zmian pi stóp ił ś ł ł ąć ł ęć sze cali. Mam delikatne, dziewcz ce d onie i g adk , pozbawion zarostu twarz m odzieniaszka, jak mówi o si wówczas, wść ę ł ł ą ą ł ł ę szesnastym wieku. Bardzo ch tnie widziano wówczas ch opców o kobiecej urodzie. I dopiero teraz znowu ma to dla mnie jakie znaczenie, aleę ł ś tylko dlatego, e kocham w asne dzieci: Sybelle z wydatnymi piersiami i d ugimi nogami oraz Benjiego z okr g arabskż ł ł ą łą ą twarzyczk o zmy lnych oczach.ą ś Sta em u stóp schodów. adnych luster, jedynie wysokie ciany bez tynku, ciany tylko w Ameryce uchodz ce za stare,ł Ż ś ś ą pokryte wilgoci nawet od wewn trz, wszystkie ich elementy wyg adzone przez gor ce lata i mokre zimy Nowego Orleanu -ą ą ł ą zielone zimy, jak je nazywam, gdy drzewa nawet wtedy nie s ca kiem nagie.ż ą ł Porównuj c z tym miejscem, o stronach, w których si urodzi em, trzeba by by o powiedzie , e panowa a tam wiecznaą ę ł ł ć ż ł zima. Trudno si dziwi , e w s onecznej Italii zupe nie zapomnia em o swych pocz tkach i ycie swe urobi em wedle wzorcaę ć ż ł ł ł ą ż ł podanego przez lata sp dzone z Mariusem. Wyprze wspomnienia, zda si na: „Nie pami tam”. Ach, to arliwe ukochanieę ć ć ę ę ż rozwi z o ci, zdanie si na w oskie wino i wystawne uczty, nawet ciep o marmuru pod bosymi stopami, kiedy komnaty pa acuą ł ś ę ł ł ł by y grzesznie, wyst pnie ogrzewane przez niezwyk e ognie Mariusa.ł ę ł Jego miertelni przyjaciele - istoty ludzkie jak ja sam wówczas - nieustannie si skar yli na wydatki: drewno, oliwa, wiece.ś ę ż ś A Marius przystawa tylko na wiece z wosku pszczelego. Wa ny by ka dy najdelikatniejszy nawet odcie zapachu.ł ś ż ł ż ń 3

Powstrzymaj te my li. Wspomnienia mog by bolesne. Przyby e tu z okre lonym zadaniem, wykona e je, teraz musiszś ą ć ł ś ś ł ś znale swych ma ych miertelników, Benjiego i Sybelle, i zrobi nast pny krok.źć ł ś ć ę ycie nie jest ju teatraln scen , na której duch Banka nieustannie zasiada przy pos pnym stole. Moja dusza cierpi.Ż ż ą ą ę Na gór schodami. U ó si na chwil przy ceglanej klasztornej cianie, tam, gdzie znaleziono dzieci ce ubranko. U ó się ł ż ę ę ś ę ł ż ę obok dziecka, zamordowanego w tym klasztorze, jak utrzymuj te pleciugi, wampiry, które nawiedzi y te sale, aby obejrzeą ł ć Lestata pogr onego w nie niczym Endymion.ąż ś Nie, nie wyczuwam tu morderstwa, s ysz tylko ciche g osy zakonnic.ł ę ł Wszed em na schody, pozwalaj c, by cia o przybra o ludzk wag i st pa o ludzkim krokiem.ł ą ł ł ą ę ą ł Po pi ciuset latach takie sztuczki przychodz mi bez trudu. Potrafi bym wystraszy wszystkich m odych - czeladników ię ą ł ć ł gapiów - tak sprawnie, jak czynili to pradawni, nawet ci najskromniejsi, czy to w s owach objawiaj cy sw telepati , czy toł ą ą ę znikaj cy, gdy przysz a im na to ochota, czy te dla okazania pot gi wstrz saj cy murami. Tutaj to nawet by oby ciekaweą ł ż ę ą ą ł zadanie: mury grubo ci osiemnastu cali i belki, które nigdy nie przegnij .ś ą Podoba yby mu si tutejsze zapachy, pomy la em. Gdzie jest teraz Marius? Zanim pogr y em si w Lestata, nie chcia emł ę ś ł ąż ł ę ł zbyt wiele rozmawia z Mariusem i wypowiedzia em ledwie kilka uk adnych s ów, powierzaj c me skarby jego opiece.ć ł ł ł ą Ostatecznie sam wci gn em dzieci w kr g nie miertelnych, a któ lepiej móg by je ochroni ni ukochany Marius, taką ął ą ś ż ł ć ż pot ny, i nikt nie o miela si kwestionowa najmniejszej jego zachcianki.ęż ż ś ł ę ć Oczywi cie nie ma mi dzy nami wi zi telepatycznej - to on mnie uczyni wampirem i na zawsze pozostan muś ę ę ł ę podporz dkowany - ale nawet bez tego wyczu em, e nie do wiadczam w tym budynku obecno ci Mariusa. Nie mia em poj cia,ą ł ż ś ś ł ę co dzia o si w tej krótkiej chwili, kiedy przykl k em, aby spojrze na Lestata. Nie wiedzia em, gdzie jest Marius. Nieł ę ą ł ć ł wyczuwa em znajomych ludzkich woni Benjiego i Sybelle. Sparali owa o mnie d gni cie trwogi.ł ż ł ź ę By em na pierwszym pi trze. Opar em si o cian i z wystudiowanym spokojem wbi em wzrok w ciemny, lakierowanył ę ł ę ś ę ł parkiet sosnowy. Na klepkach leciutko migota y kr ki wiat a.ł ąż ś ł Gdzie s teraz Benji i Sybelle? I có ja najlepszego zrobi em, sprowadzaj c ich tutaj, dwoje rozwini tych i cudownychą ż ł ą ę miertelników? Benji by bystrym dwunastolatkiem, Sybelle - dwudziestopi cioletni dam . A je li wielkoduszny Marius straci ichś ł ę ą ą ś beztrosko z oczu? - Tu jestem, m odzie cze - odezwa si znienacka agodny, przyjazny g os.ł ń ł ę ł ł Mój protektor sta kilka stopni ni ej. Wszed za mn po schodach albo - je li uwzgl dni jego moce - ulokowa si w tymł ż ł ą ś ę ć ł ę miejscu, bezg o nie i z ogromn szybko ci , pokonuj c odleg o , która nas dzieli a.ł ś ą ś ą ą ł ść ł - Mistrzu - powiedzia em i przywo a em na twarz cie u miechu. - Przez chwil si o nich trwo y em. - By a to formał ł ł ń ś ę ę ż ł ł przeprosin. - To miejsce napawa mnie smutkiem. Leciutko skin g ow .ął ł ą - S ze mn , Armandzie. To miasto pe ne jest miertelników; starczy pokarmu dla wszystkich wa saj cych si tuą ą ł ś łę ą ę w ócz gów. Nikt nie skrzywdzi twoich podopiecznych. Nawet gdybym tego nie powiedzia , nikt by si nie o mieli .ł ę ł ę ś ł Teraz ja przytakn em, chocia mówi c szczerze, nie mia em ca kowitej pewno ci. Wampiry s z natury przewrotne i dlaął ż ą ł ł ś ą samej uciechy robi rzeczy wyst pne i okropne. Stwór jaki pod y i wredny, ci gni ty wie ci o wielkich zdarzeniach, móg dlaą ę ś ł ś ą ę ś ą ł rozrywki zabi czyjego miertelnego podopiecznego.ć ś ś - Jeste zachwycaj cy, m odzie cze - powiedzia , u miechaj c si do mnie. Tylko od niego, mojego stwórcy, mog emś ą ł ń ł ś ą ę ł us ysze takie s owa. Czym by o dla niego marne pi set lat? - Wyszed e , synu, na s o ce - ci gn , a na jego twarzy pojawił ć ł ł ęć ł ś ł ń ą ął ł si cie zatroskania. - y e , aby przedstawi swoj opowie .ę ń Ż ł ś ć ą ść - Na s o ce, Mistrzu? - spyta em tonem w tpliwo ci. Nie chcia em ujawnia nic wi cej. Na razie nie chcia em opowiada oł ń ł ą ś ł ć ę ł ć tym, co si sta o, o chu cie Weroniki i odci ni tym na niej Pa skim Obliczu, ani o poranku, gdy w tak cudownym poczuciuę ł ś ś ę ń szcz cia odda em sw dusz . Có to bowiem za historia!ęś ł ą ę ż 4

Post pi dwa kroki w moim kierunku, zachowuj c jednak uprzejmy dystans. Zawsze by d entelmenem, nawet gdy jeszczeą ł ą ł ż nie istnia o to s owo. W dawnym Rzymie musieli mie odpowiednie okre lenie dla osoby o nieskazitelnych manierach, g bokimł ł ć ś łę poczuciu honoru i uprzejmo ci równie wielkiej wobec bogaczy, jak wobec n dzarzy. Taki w a nie by Marius i wedle mojejś ę ł ś ł wiedzy - by taki od zawsze.ł nie nobia a r ka spoczywa a na ciemnym at asie balustrady. Mia na sobie p aszcz z szarego aksamitu, niegdy wielceŚ ż ł ę ł ł ł ł ś wytworny, teraz jednak nosz cy wyra ne lady wiatrów i deszczów, d ugie jak Lestat jasne w osy, pe ne wiat a i lekkoą ź ś ł ł ł ś ł zmierzwione przez wilgo , której kropelki mo na by o dojrze nie tylko na ich koniuszkach, ale i na z ocistych brwiach i nać ż ł ć ł d ugich rz sach, okalaj cych du e, kobaltowoniebieskie oczy.ł ę ą ż By o w nim wi cej nordycko ci i mrozu ni w Lestacie, którego w osy z kolei wi cej mia y z ocisto ci i blasku, oczy za ,ł ę ś ż ł ę ł ł ś ś niczym pryzmaty, zbiera y wiat o, a wystarczy a najdrobniejsza prowokacja ze strony zewn trznego wiata, by nape ni y sił ś ł ł ę ś ł ł ę g bokim fioletem.łę W Mariusie zawsze widzia em s oneczne niebo pó nocnej g uszy. Oczy jego promieniowa y w asnym, odtr caj cym wszelkieł ł ł ł ł ł ą ą zewn trzne barwy wiat em; istne wierzeje duszy o niezwyk ej stabilno ci.ę ś ł ł ś - Armandzie - rzek - chc , aby uda si ze mn .ł ę ś ł ę ą - Dok d, Mistrzu? - Ja tak e chcia em si odpowiednio zachowa . Zawsze wyzwala we mnie takie subtelne instynkty.ą ż ł ę ć ł - Do mojego domu, Armandzie, gdzie i oni si znajduj , Sybelle i Benji. Nie, nie, nie l kaj si ani przez chwil . Zosta a zę ą ę ę ę ł nimi Pandora. Doprawdy, to zadziwiaj cy miertelnicy, b yskotliwi, tak odmienni, a zarazem podobni. Kochaj ci , wiedz taką ś ł ą ę ą wiele i razem z tob odbyli ca kiem d ug podró .ą ł ł ą ż Poczu em nag y przyp yw krwi i kolorów. By o to ciep o niemi e, cuchn ce, a kiedy krew znów odp yn a z mojej twarzy,ł ł ł ł ł ł ą ł ęł pojawi si ch ód i dziwna s abo , spowodowana jakim doznaniem.ł ę ł ł ść ś Pobyt tutaj by prawdziwym szokiem i chcia em mie to ju za sob .ł ł ć ż ą - Mistrzu, nie wiem, kim jestem w tym nowym yciu - powiedzia em. - Istniej na nowo? Odmieni em si ? - Zawaha em si ,ż ł ę ł ę ł ę ale nie by o sensu tego odk ada . - Nie ka mi teraz tu zostawa . Mo e kiedy , gdy Lestat znowu b dzie sob , kiedy czas jakił ł ć ż ć ż ś ę ą ś ju up ynie... Wiele jest niejasno ci, w ka dym razie nie mog w tej chwili przyj twego askawego zaproszenia.ż ł ś ż ę ąć ł Lekko skin g ow na zgod , co potwierdzi gestem d oni. P aszcz zsun si z jednego ramienia, na co jednak nieął ł ą ę ł ł ł ął ę zareagowa . Ods oni a si czarna, we niana szata, jakby zaniedbana, klapy i kieszenie obr bia szary kurz. Zupe nie to do niegoł ł ł ę ł ę ł ł nie pasowa o. Wokó szyi mia udrapowany bia y jedwab, dzi ki czemu twarz by a bardziej ludzka, ale materia wygl da jakł ł ł ł ę ł ł ą ł poszarpany przez kolce. W sumie strój, który raczej straszy , ni przyodziewa , bardziej odpowiedni dla w ócz gi ni dla megoł ż ł ł ę ż starego Mistrza. Wiedzia , jak s dz , e czuj si zagubiony. Zerka em w mrok ponad g ow . Chcia em dosta si na strych, znale sił ą ę ż ę ę ł ł ą ł ć ę źć ę obok ubrania po nie ywym dziecku. Impertynencko pozwoli em swym my lom w drowa , podczas gdy on czeka .ż ł ś ę ć ł Uprzejme s owa pozwoli y mi si skupi .ł ł ę ć - Sybelle i Benji b d ze mn , kiedy zechcesz ich zobaczy . Bez trudu nas znajdziesz, jeste my niedaleko. Wystarczy, byę ą ą ć ś ś zechcia , a pos yszyszł ł Appassionat . -ę U miechn si .ś ął ę - Da e jej fortepian - rzek em. My la em o z otej Sybelle. Swój nadnaturalny s uch zamkn em na wiat, a nie chcia emł ś ł ś ł ł ł ął ś ł otwiera uszu nawet dla cudownych d wi ków jej gry, za któr i tak ju t skni em.ć ź ę ą ż ę ł Ledwie znale li my si w klasztorze, Sybelle zobaczy a fortepian i szeptem spyta a, czy mo e zagra . By o to nie w kaplicy,ź ś ę ł ł ż ć ł gdzie le a Lestat, lecz w innym, pustym pomieszczeniu. Odrzek em jej, e nie by oby to w a ciwe, gdy mog oby jakoż ł ł ż ł ł ś ż ł ś doskwiera le cemu tu Lestatowi, a my nie wiemy, co my li i czuje, czy co go dr czy uwi zionego we nie.ć żą ś ś ę ę ś - Mo e kiedy si zjawisz, zostaniesz troch d u ej - powiedzia Marius. - Z przyjemno ci pos uchasz, jak gra na moimż ę ę ł ż ł ś ą ł fortepianie, b dzie okazja do rozmowy i do odpoczynku, a zosta b dziesz móg , ile zechcesz.ę ć ę ł Milcza em.ł - Jest wielki, w stylu Nowego wiata - ci gn , a na jego wargach igra ironiczny u mieszek. - Niedaleko st d. OgromnyŚ ą ął ł ś ą 5

park ze starymi d bami, znacznie starszymi ni te tutaj na Avenue, okna od pod ogi do sufitu, sam wiesz, jak to lubi . W styluę ż ł ę rzymskim. Dom otwarty na wiosenny deszcz, a wiosenne deszcze tutaj potrafi by jak sen.ą ć - Wiem - szepn em. - Chyba teraz pada? - U miechn em si .ął ś ął ę - Wida to po mnie, prawda? - powiedzia niemal rado nie. - Przyjd , kiedy b dzie ci odpowiada o. Je li nie dzisiaj, toć ł ś ź ę ł ś jutro… - Nie, nie, dzisiaj b d tutaj - rzek em zdecydowanie.ę ę ł Za nic nie chcia em go urazi , ale Benji i Sybelle do ju si napatrzyli tych potworów o bia ych twarzach i aksamitnychł ć ść ż ę ł g osach. Nadszed czas, by trzyma ich na uboczu.ł ł ć Spojrza em na niego niemal zuchwale, przez moment raduj c si pokonywaniem tego wstydu, który sta si naszymł ą ę ł ę przekle stwem we wspó czesnym wiecie. W dawnej Wenecji st pa dumnie w swych szatach jak ówcze ni ludzie, zawsze takiń ł ś ą ł ś widoczny, wytworny, strojny, magister elegantiarum, jak si wtedy mawia o. Kiedy w delikatnej purpurze zachodz cego s o caę ł ą ł ń szed przez piazza San Marco, wszyscy si za nim ogl dali. Czerwony herb, czerwony aksamit p aszcza, wspaniale haftowanył ę ą ł kaftan, a pod nim koszula ze z otego jedwabiu, tak wówczas popularnego. Widz c jego w osy, mia o si wra enie, i m odył ą ł ł ę ż ż ł Lorenzo di Medici zst pi z fresku.ą ł - Mistrzu, kocham ci - rzek em - ale teraz musz zosta sam. Nie potrzebujesz mnie teraz, panie, prawda? Bo jak e?ę ł ę ć ż Nigdy nie potrzebowa e .ł ś Natychmiast po a owa em tych s ów; to one, a nie ton, by y obra liwe. A skoro umys y nasze tak by y oddalone przez krew,ż ł ł ł ł ź ł ł l ka em si , e le mnie zrozumie.ę ł ę ż ź - Chc ci , cherubinie - powiedzia wybaczaj cym g osem - ale mog poczeka . Wydaje si , e tak niedawno mówi em teę ę ł ą ł ę ć ę ż ł s owa, gdy byli my razem, a teraz je powtarzam.ł ś Nie mog em zdoby si na to, aby mu wyzna , e teraz wol towarzystwo miertelnych, opowiedzie , jak pragn em dzisiajł ć ę ć ż ę ś ć ął wieczorem porozmawia z ma ym Benjim, tak bystrym i m drym, i pos ucha , jak ukochana Sybelle wci od nowa odgrywać ł ą ł ć ąż przepi kn sonat . W tej chwili na nic by y jakiekolwiek dalsze wyja nienia. I znowu wielkim, przygniataj cym ci arem zwalię ą ę ł ś ą ęż ł si na mnie smutek, e oto przyby em do tego zagubionego, pustego klasztoru, gdzie Lestat le a bez s owa i bez ruchu, ale niktę ż ł ż ł ł z nas nie wiedzia : z w asnej woli czy z musu.ł ł - Na nic by ci si dzisiaj nie zda o moje towarzystwo, Mistrzu - powiedzia em. - Gdyby jednak zechcia da mi jakę ł ł ś ł ć ąś wskazówk , jak ci odnale , tak by kiedy czas ju b dzie odpowiedni... - Zawiesi em g os.ę ę źć ż ę ł ł - L kam si o ciebie - szepn znienacka, z wielkim uczuciem w g osie.ę ę ął ł - Bardziej ni kiedykolwiek przedtem, panie? - spyta em.ż ł Przez chwil si zastanawia , a potem odrzek :ę ę ł ł - Tak. Kochasz dwoje miertelnych dzieci. Sta y si twoim ksi ycem i twymi gwiazdami. Zosta ze mn chocia by tylko naś ł ę ęż ń ą ż krótk chwil . Opowiedz mi, co s dzisz o naszym Lestacie, a tak e o wszystkim, co si wydarzy o. Opowiedz o rzeczach, któreą ę ą ż ę ł ostatnio widzia e , a ja przyrzekam, e b d s ucha spokojnie, nie naciskaj c na ciebie.ł ś ż ę ę ł ł ą - Ujmujesz to bardzo delikatnie, Mistrzu, i podziwiam ci za to. Chodzi ci o to, dlaczego uwierzy em Lestatowi, kiedyę ł oznajmi , e by w niebiosach i w piekle, a tak e, co zobaczy em, gdy pokaza mi przyniesion przez siebie relikwi , chustł ż ł ż ł ł ą ę ę Weroniki. - Je li zechcesz mi to powiedzie . Ale najbardziej pragn , aby przyby i odpocz .ś ć ę ś ł ął Przykry em d oni jego d o , zachwycony, e pomimo tego wszystkiego, co prze y em, mam skór równie bia jak on.ł ł ą ł ń ż ż ł ę łą - B dziesz cierpliwy wobec moich dzieci, dopóki si nie zjawi , prawda? - spyta em. - Wydaje im si , e s takę ę ę ł ę ż ą nieustraszone w wyst pno ci, skoro przyby y tu, aby by ze mn i - by tak rzec - nonszalancko gwizda na krucyfiksę ś ł ć ą ć Zmartwychwsta ego.ł - Zmartwychwsta ego - powtórzy z wyrzutem. - Taki j zyk, i to w mojej obecno ci! Dobrze wiesz, jak go nienawidz .ł ł ę ś ę Szybko uca owa mnie w policzek, a ja, zaskoczony, dopiero w nast pnej chwili si zorientowa em, e ju go nie ma przył ł ę ę ł ż ż 6

mnie. - Ach, te stare sztuczki - powiedzia em na g os, zastanawiaj c si , czy jest dostatecznie blisko, aby mnie us ysze , a nawetł ł ą ę ł ć je li, czy aby nie zamkn swych uszu na mnie z równ zaciek o ci , z jak ja og uch em na wiat zewn trzny.ś ął ą ł ś ą ą ł ł ś ę Zapatrzy em si , marz c nagle - i to nie w s owach, lecz w obrazach, jak uczyni by mój dawny umys - by po o y si nał ę ą ł ł ł ł ż ć ę ogrodowej grz dce po ród kwiatów, wciska twarz w ziemi , cicho nuc c tylko dla siebie.ą ś ć ę ą Na zewn trz wiosna, ciep o, mg a, która sp ynie deszczem. Tego chcia em. Chcia em podmok ego zagajnika, ale tak eą ł ł ł ł ł ł ż Sybelle i Benjiego; chcia em by gdzie indziej i znale w sobie wol dla dalszych post pków.ł ć ś źć ę ę Ach, Armandzie, to tego przede wszystkim zawsze ci brakuje: woli. Nie pozwól, eby si wszystko zacz o od nowa. Niechajż ę ęł tw broni b dzie to, co si wydarzy o.ą ą ę ę ł Kto by w pobli u.ś ł ż Znienacka wyda o mi si to wstr tne, e jaki nie znany mi nie miertelny mia by zak óci bieg mych najskrytszych my li, był ę ę ż ś ś ł ł ć ś ć mo e egoistycznie zgaduj c, co czuj .ż ą ę By to jednak tylko David Talbot.ł Nadszed od strony kaplicy, przez ci g komnat, które cz j z g ównym budynkiem, gdzie ja sta em na szczycie schodówł ą łą ą ą ł ł wiod cych na pierwsze pi tro.ą ę Zobaczy em, jak wkracza na korytarz; za nim widnia y przeszklone drzwi na kru ganek, który mieni si z oto - bia ymł ł ż ł ę ł ł delikatnym wiat em.ś ł - Cicho tu - powiedzia . - Ił poddasze puste, a ty wiesz, oczywi cie, e mo esz tam i .ś ż ż ść - Odejd - rzek em.ź ł Nie by o we mnie gniewu, a tylko szczere pragnienie, by moje my li pozosta y nie odczytane, a uczucia nietkni te.ł ś ł ę Najpierw z wystudiowanym opanowaniem zignorowa mnie, potem jednak oznajmi :ł ł - Tak, boj si ciebie, ale jestem te straszliwie ciekaw.ę ę ż - Rozumiem, i to ma t umaczy , dlaczego mnie ledzisz?ł ć ś - Nie ledz ci , Armandzie. Ja tutaj mieszkam.ś ę ę - W takim razie przepraszam. - Lekko sk oni em g ow . - Nie wiedzia em. Chyba jestem rad z tego. Strze esz go. Nigdy nieł ł ł ę ł ż jest sam. - Na my li mia em, oczywi cie, Lestata.ś ł ś - Wszyscy si ciebie boj - powiedzia spokojnie. Zatrzyma si o kilka stóp ode mnie, swobodnie zaplót szy r ce na piersi. -ę ą ł ł ę ł ę To ogromna wiedza, nauka i zwyczaje wampirów. - Nie dla mnie - odpar em.ł - Tego jestem wiadom. Tak tylko si zastanawia em i mam nadziej , e mi wybaczysz. Chodzi o o to dziecko na strychu,ś ę ł ę ż ł zamordowane, jak mówi . To wielka historia o bardzo ma ej osóbce. Mo e je li masz wi ksze szcz cie ni wszyscy inni,ą ł ż ś ę ęś ż zobaczysz ducha dziecka, którego ubranie uwi z o w cianie... ?ę ł ś - Nie b dziesz mia nic przeciwko temu, mam nadziej , e wejrz w ciebie, skoro najwyra niej zamierzasz zag bi si wę ł ę ż ę ź łę ć ę mój umys ? Spotkali my si jaki czas temu, zanim dosz o do tego wszystkiego: Lestat, podró w niebiosa, to miejsce. Nieł ś ę ś ł ż bardzo jednak zwróci em na ciebie uwag . Z powodu oboj tno ci czy uprzejmo ci, ju nie pami tam. - Sam by em zdziwiony,ł ę ę ś ś ż ę ł s ysz c tak pasj we w asnym g osie. Nie by o w tym winy Davida Talbota. - Mam na my li obiegowe wie ci na twój temat -ł ą ą ę ł ł ł ś ś ci gn em. - e nie urodzi e si w tym ciele, e by e ju w podesz ym wieku, gdy pozna ci Lestat, e cia o, które terazą ął Ż ł ś ę ż ł ś ż ł ł ę ż ł zamieszkujesz, nale y do przebieg ej duszy, która potrafi przenosi si z jednego miertelnego cia a do drugiego, zawieraj cż ł ć ę ś ł ą pakt z jego przemijaj c dusz .ą ą ą Obdarzy mnie do rozbrajaj cym u miechem.ł ść ą ś - Tak powiedzia Lestat - rzek . - Tak napisa . To oczywi cie prawda. Wiesz o tym. Wiedzia e od chwili, gdy twój wzrok nał ł ł ś ł ś mnie spocz .ął - Sp dzili my razem trzy noce, a ja ci nigdy prawdziwie nie zbada em. Nigdy naprawd nie zajrza em w twoje oczy.ę ś ę ł ę ł 7

- My leli my wtedy o Lestacie.ś ś - A teraz jest inaczej? - Nie wiem. - David Talbot - powiedzia em, mierz c go zimnym spojrzeniem. - David Talbot. Genera Zakonu ledczych Zjawiskł ą ł Ś Nadprzyrodzonych, znanego jako Talamaska, ci ni ty w cia o, w którym si teraz porusza. - Nie wiedzia em, czy powtarzam toś ę ł ę ł za kim czy te tworz w chwili mówienia. - Ugrz z w nim czy uwi z , zapl tany w tak liczne y y, po czym za spraw forteluś ż ę ą ł ą ł ą ż ł ą sta si wampirem, gdy spieniona, niekrzepn ca krew zala a jego szcz liw cielesno i unieruchomi a w niej dusz , czyni cł ę ą ł ęś ą ść ł ę ą ze nie miertelnego: m czyzn o ciemnobr zowej skórze i l ni cych, g stych, czarnych w osach.ń ś ęż ę ą ś ą ę ł - Masz chyba racj - powiedzia z cierpliwym ugrzecznieniem.ę ł - G adki jegomo - ci gn em - o skórze barwy karmelu, poruszaj cy si z lekko ci kota, ka cy mi my le o rzeczachł ść ą ął ą ę ś ą żą ś ć ongi po danych, a teraz zlewaj cych si w pot - pourri zapachów: cynamon, go dziki, agodny pieprz i inne przyprawy, z ote,ś żą ą ę ź ł ł brunatne i czerwone. Ten zbiór aromatów dra ni mój mózg i pogr a mnie w erotycznych t sknotach, które w tej chwili bardziejż ąż ę ni kiedykolwiek chcia yby si spe ni . Skóra jego musi mie wo orzechów i g stego olejku migda owego. I ma.ż ł ę ł ć ć ń ę ł Roze mia si .ś ł ę - Pojmuj , w czym rzecz.ę By em wstrz ni ty: przez chwil taka marno .ł ąś ę ę ść - Nie jestem pewien, czy sam siebie pojmuj - wyzna em.ę ł - To chyba proste. Chcesz, abym ci zostawi samego.ę ł - Pos uchaj - szepn em. - Co si ze mn dzieje: zmys y splataj si niczym nici: smak, wzrok, powonienie. Wzbiera weł ął ś ę ą ł ą ę mnie dziko .ść Z zimnym okrucie stwem zastanawia em si , czy móg bym go napa , pojma , podda mej wi kszej zr czno ci iń ł ę ł ść ć ć ę ę ś przebieg o ci, aby bez jego zgody zakosztowa krwi.ł ś ć - Na to za daleko ju zaszed em - zauwa y . - Iż ł ż ł po co mia by si na co takiego porywa ?ł ś ę ś ć Có za opanowanie. Obecny w nim wiekowy m czyzna w ada niepodzielnie w dziarskim, m odym ciele, m dry miertelnik zż ęż ł ł ł ą ś w adz nad wszystkimi rzeczami wieczystymi, pot ny nad naturaln miar . Có za mieszanina energii! Jak e przyjemnieł ą ęż ą ę ż ż by oby pi jego krew na przekór jego woli. Nic na ziemi nie mo e si równa gwa towi na kim , kto jest tobie równy.ł ć ż ę ć ł ś - Nie wiem - odrzek em zawstydzony. Gwa t jest taki prostacki. - Nie wiem, czemu ci obra am. Widzisz, chcia em za atwił ł ę ż ł ł ć to szybko. Chcia em odwiedzi strych i opu ci to miejsce. Chcia em unikn takich sytuacji jak ta. Jeste zachwycaj cy, ty toł ć ś ć ł ąć ś ą samo my lisz o mnie; ile w tym bogactwa.ś ż Nie dojrza em go; by em lepy, gdy my si przedtem widzieli: taka by a prawda.ł ł ś ś ę ł Mia zabójczy strój. Z przemy lno ci dawnych czasów, gdy mo na si by o pyszni niczym paw, odzia si w z ot sepi ił ś ś ą ż ę ł ć ł ę ł ą ę umbr . Elegancki, g adki, starannie rozmieszczone skrawki czystego z ota, w pasie na biodrach, guzikach, spince krawatowej, taę ł ł misterna kompozycja barw, w jak si ongi oblekano. G upie ozdoby. Nawet koszula z l ni cej bawe ny by a rozwi le pe naą ę ś ł ś ą ł ł ąź ł s o ca i ciep ej ziemi. Nawet buty l ni y niczym pancerzyki chrz szczy.ł ń ł ś ł ą Post pi ku mnie.ą ł - Wiesz, o co chc prosi - powiedzia mi kko. - Nie zmagaj si z tymi nieforemnymi my lami, zupe nie nowymię ć ł ę ę ś ł do wiadczeniami, przyt aczaj cym zrozumieniem. Uczy z tego dla mnie ksi g .ś ł ą ń ę ę Nie mog em przewidzie , e tak b dzie brzmie pro ba. Zaskoczenie, chocia s odkie, wytr ci o mnie z równowagi.ł ć ż ę ć ś ż ł ą ł - Uczyni ksi g ? Ja? Armand?ć ę ę Zrobi em krok w jego kierunku, raptownie si odwróci em i pomkn em na strych, ledwie muskaj c drugie pi tro i zatrzymuj cł ę ł ął ą ę ą si na trzecim.ę Powietrze g ste i ciep e. Miejsce za dnia grzej ce si w s o cu. Sucho , s odycz, zapach drewna niczym kadzid o.ę ł ą ę ł ń ść ł ł - Gdzie jeste , dziewczynko? - spyta em.ś ł 8

- Chodzi ci o to dziecko - us ysza em z ty u. Pod y za mn , z grzeczno ci odrobin zwlekaj c. - Nigdy jej tu nie by o -ł ł ł ąż ł ą ś ę ą ł dorzuci .ł - Sk d wiesz?ą - Gdyby by a duchem, móg bym j przywo a .ł ł ą ł ć Zerkn em przez rami .ął ę - Masz tak moc? Czy te po prostu chcesz na mnie w tej chwili zrobi wra enie? Zanim post pisz dalej, musz cią ż ć ż ą ę ę przestrzec, e niemal nigdy nie mamy w adzy widzenia duchów.ż ł - Jestem zupe nie nowy - odrzek David. - Niepodobny do innych. Wkroczy em w mroczny wiat z innymi zdolno ciami. Czył ł ł ś ś mog si o mieli i rzec, e tak e nasz gatunek, wampirzy, ewoluuje?ę ę ś ć ż ż Skrzywi em si .ł ę - To g upie, konwencjonalne s owo.ł ł Ruszy em dalej. Zerkn em do ma ego pokoiku, gdzie na tynku pi knie odmalowano dorodne, wiktoria skie ró e zł ął ł ę ń ż bladozielonymi listkami. Wszed em do rodka. wiat o sp ywa o z wysokiego okna, przez które dziecko nie mog o wyjrze . Cół ś Ś ł ł ł ł ć ż za bezwzgl dno .ę ść - Kto mówi , e dziecko tu umar o?ł ż ł Czysto, je li nie liczy wieloletniego kurzu. Wszystko uporz dkowane i schludne, adnego ducha, który by mnie ukoi . I poś ć ą ż ł có dla mnie tylko mia by si duch wyrywa z b ogiego spokoju i tu stawa ?ż ł ę ć ł ć Mo e wi c powinienem pochyli si nad wspomnieniami o niej, nad t czu legend . Jak gin dzieci w sieroci cach, gdzież ę ć ę ą łą ą ą ń prócz nich s tylko zakonnice? Nigdy nie s dzi em, e kobiety mog by tak okrutne. Mo e wyschni te, pozbawione wyobra ni,ą ą ł ż ą ć ż ę ź ale bez agresji, jak u nas, pozwalaj cej zabi .ą ć Okr ci em si na pi cie. Drewniane szafki wzd u jednej ze cian, jedna otwarta, w niej buciki, ma e, br zowe, z czarnymię ł ę ę ł ż ś ł ą sznurówkami. Zatrzyma em si , poszarpana dziura, z której wydarto ubranko, ci ni te teraz, pomi te, zbrukane.ł ę ś ę ę Znieruchomia em, jak gdyby osiada na mnie lodowaty py , osuwaj cy si z wysokich i nieczu ych szczytów, aby zmroził ł ł ą ę ł ć wszystkie ywe istoty, aby zdusi i unieruchomi na zawsze wszystko, co oddycha, czuje, marzy, yje.ż ć ć ż Przemówi wierszem.ł - „Nie straszny ci ju skwar duszny s o ca ni dzikiej zimy podmuchy straszliwe. Nie straszne ju ci... ”ż ł ń ż Z b ogo ci przymkn em oczy. Zna em te s owa. Kocha em je. Ukl k em, niczym przed Naj wi tszym Sakramentem, ił ś ą ął ł ł ł ą ł ś ę dotkn em jej ubranka.ął - Ma a, nie wi cej ni pi lat, i wcale tutaj nie umar a. Nikt jej nie zabi . Nie wyczuwam nic niezwyk ego.ł ę ż ęć ł ł ł - Jak e twoje s owa zaprzeczaj twym my lom - powiedzia .ż ż ł ą ś ł - Nie, my l naraz o dwóch rzeczach. Morderstwo jest czym innym. Mnie zamordowano. O, nie, nie Marius, jak móg byś ę ś ł ś przypu ci , lecz inni. - Wiedzia em, e mówi cicho i z przekonaniem, albowiem nie chodzi o tylko o prawdziwy dramat. -ś ć ł ż ę ł Wspomnienia spowijaj mnie niczym welon. Unosz rami i zaraz otacza je r kaw wspomnie . Spogl dam i widz mnogoą ę ę ę ń ą ę ść czasów. Najbardziej jednak l kam si tego, e podobnie jak z innymi kwestiami, oka e si , e tak si one tylko ci gn przezę ę ż ż ę ż ę ą ą stulecia na samej granicy nico ci.ś - Nie tego naprawd si l kasz. Czego chcia e od Lestata, zjawiaj c si tutaj?ę ę ę ł ś ą ę - Davidzie, przyby em, aby go zobaczy . Aby stwierdzi , co si sta o, dlaczego le y nieporuszony. Przyby em... - Urwa em,ł ć ć ę ł ż ł ł gdy nie chcia em powiedzie niczego wi cej.ż ł ć ę L ni ce paznokcie sprawia y, i jego d onie przyci ga y uwag , pieszczotliwe, urocze, wzbudzaj ce pragnienie dotyku.ś ą ł ż ł ą ł ę ą Podniós porwan sukienk , szar , ze zwisaj cymi falbankami. Obleczone w cia o, wszystko mo e sta si ol niewaj coł ą ę ą ą ł ż ć ę ś ą pi kne, je li tylko skoncentrowa si na tym odpowiednio d ugo, a jego pi kno bezwstydnie wr cz tryska o.ę ś ć ę ł ę ę ł - Tylko ubranie. - Kwiecista bawe na, odrobina jedwabiu, bufiaste r kawy z czasów, gdy r ce nosi o si nagie za dnia i wł ę ę ł ę nocy. - Nie ma wokó niego adnej przemocy - doda jakby z alem. - Po prostu biedne dziecko, z natury smutne nawet w mniejł ż ł ż 9

ponurych warunkach. Westchn em zrezygnowany.ął - Powiedz mi jednak, czemu uwi zione w cianie? Czym zgrzeszy ten kawa ek materia u? Na Boga, Davidzie Talbot, czemuę ś ł ł ł nie pozwoli tej dziewczynce, aby mia a sw opowie , sw s aw ? Przyprawiasz mnie o gniew. Twierdzisz, e widzisz duchy.ć ł ą ść ą ł ę ż Wydaj ci si przyjemne? Lubisz do nich przemawia . Móg bym ci opowiedzie o pewnym duchu...ą ę ć ł ć - Kiedy? Naprawd nie widzisz, jak wa na by aby ksi ga... ? Powsta i praw r k otar kolano z kurzu. W lewej trzymaę ż ł ę ł ą ę ą ł ł resztki ubranka. Co mnie niepokoi o w tym widoku, wysoka posta dzier ca, w r ce zmi t sukienk .ś ł ć żą ę ę ą ę - Je li si nad tym zastanowi - powiedzia em, odwracaj c si , aby nie patrzy na te resztki materia u w jego palcach - nieś ę ć ł ą ę ć ł wida racji, dla której mia yby istnie ma e dziewczynki i mali ch opcy. Pomy l o innych ssakach, o szczeniakach, koci tach,ć ł ć ł ł ś ę rebi tach. Czy maj p e ? Nigdy. Te nierozwini te istoty s bezp ciowe, nieokre lone. Lecz có jest wspanialszego od widokuź ę ą ł ć ę ą ł ś ż ch opca lub dziewczynki? Tyle my li si k bi w mojej g owie. Eksploduj , je li czego nie zrobi , a ty powiadasz: „Uczy dlał ś ę łę ł ę ś ś ę ń mnie ksi g ”. S dzisz, e to mo liwe, e...ę ę ą ż ż ż - S dz , e je li uczynisz ksi g , opowiesz histori tak, jak chcia by j widzie .ą ę ż ś ę ę ę ł ś ą ć - Nie dostrzegam w tym wi kszego sensu.ę - No có , zastanów si . Czy nasze przemowy nie s w wi kszo ci wybuchami uczu ? Zwracaj uwag , jak to si dokonuje.ż ę ą ę ś ć ę ę - Nie chc .ę - Chcesz, tylko nie s to s owa, które by z ochot czyta . Kiedy piszesz, dzieje si co innego. Tworzysz opowie ,ą ł ś ą ł ę ś ść niezale nie od tego, jak jest pokawa kowana, eksperymentalna, jak bardzo gardzi konwencjonalnymi i gotowymi formami. Porwijż ł si na to dla mnie. Nie, nie, mam lepszy pomys .ę ł - Jaki? - Zejd my do moich komnat. Jak ci mówi em, mieszkam teraz tutaj. Z moich okien zobaczysz drzewa. Nie yj tak jak naszź ł ż ę przyjaciel Louis, który chodzi po zakurzonych zau kach, a potem wraca do siebie na rue Royale, gdy po raz tysi czny przekonał ę ł si , e nikt nie mo e zaszkodzi Lestatowi. U mnie jest ciep o, wiat o wiec. Chod i pozwól mi spisa twoj histori .ę ż ż ć ł ś ł ś ź ć ą ę Opowiedz mi j . Spokojnie albo, je li wolisz, gniewnie, z wyzwiskami, tak, z wyzwiskami, ale nawet wtedy sam ten fakt, eą ś ż spisuj , sprawi, i b dziesz nadawa temu kszta t. Dojdzie do tego...ę ż ę ł ł - Do czego? - Powiesz mi, jak to si sta o. Jak umar e i jak y e .ę ł ł ś ż ł ś - Nie oczekuj cudów, natr tny badaczu. Nie umar em tamtego ranka w Nowym Jorku. Wtedy tylko niemal umar em.ę ł ł Wzbudzi we mnie lekk ciekawo , ale nie mog em uczyni tego, czego oczekiwa . By jednak szczery, zaskakuj coł ą ść ł ć ł ł ą szczery, na ile mog em si zorientowa .ł ę ć - Ach, nie, nie rozumia em tego tak dos ownie. My la em, e opowiesz, jak to by o wspi si tak wysoko ku s o cu i tyle,ł ł ś ł ż ł ąć ę ł ń jak mówisz, wycierpie , aby w bólu odkrywa wszystkie te wspomnienia, spl tane nici. O tym mi opowiedz, tak!ć ć ą - Nie, je li chcia by nada temu spójno - rzek em, aby sprawdzi jego reakcj .ś ł ś ć ść ł ć ę Nie ba si mnie. Chcia rozmawia dalej.ł ę ł ć - Spójno ? Armandzie, spisz jedynie twoje s owa. Prosta odpowied , pe na jednak osobliwej pasji.ść ę ł ź ł - Obiecujesz? Rzuci em mu zalotne spojrzenie. Ja i co takiego! U miechn si . Zmi w palcach strz py, potem rozprostowa d o ił ś ś ął ę ął ę ł ł ń pozwoli im sp yn na pozosta e skrawki ubrania.ł ł ąć ł - Nie zmieni nawet jednej sylaby. Chod do mnie, mów do mnie, b d moj mi o ci .ę ź ą ź ą ł ś ą Znowu si u miechn .ę ś ął Znienacka post pi ku mnie z podobn agresj w ruchach, z jak ja zrazu chcia em go potraktowa . Zanurzy r ce w moichą ł ą ą ą ł ć ł ę w osach, obj twarz, potem zebra loki, zanurzy w nich oblicze i za mia si cicho. Poca owa mnie w policzek.ł ął ł ł ś ł ę ł ł - Twoje w osy s jak utkane z bursztynu. Roztopionego, wyci ganego w p omieniu wiec na d ugie, cieniutkie nitki, którymł ą ą ł ś ł 10

pozwolono potem wystygn . Jeste ch opcem o dziewcz cym pi knie. Chcia bym przez chwil patrze na ciebie spowitego wąć ś ł ę ę ł ę ć stare aksamity, jak to czyni Marius. Chcia bym zobaczy , jak st pasz w obcis ych spodniach, w kaftanie zdobnym w rubiny.ł ł ć ą ł Spogl da na ciebie, lodowate dzieci . Moja mi o nie ma do ciebie przyst pu.ą ć ę ł ść ę Nie by a to prawda.ł Mia gor ce wargi, czu em natarczywo w palcach obejmuj cych g ow , po mnie za sp yn dreszcz, cia o zesztywnia o, ał ą ł ść ą ł ę ś ł ął ł ł potem zadr a o, nape niaj c mnie nieprzewidzian s odycz . By o to do wiadczenie zbyt odurzaj ce, abym potrafi przetworzyż ł ł ą ą ł ą ł ś ą ł ć je w odwrotno albo te ca kowicie si od niego uwolni . Pr dzej umr albo zamkn si w ciemnej samotni, lej c banalne zy.ść ż ł ę ć ę ę ę ę ą ł Z wyrazu jego oczu zgadywa em, e potrafi by kocha , nic nie daj c. Bynajmniej nie koneser, aden prosty ch eptacz krwi.ł ż ł ć ą ż ł - Przyprawiasz mnie o g ód - szepn em. - Chc nie ciebie, lecz kogo , kto skazany ju wprawdzie, ci gle jednak yje.ł ął ę ś ż ą ż Chc zapolowa . Przesta . Czemu mnie dotykasz? Czemu tak delikatnie.ę ć ń - Wszyscy ci pragn .ę ą - A jak e, wiem. Ka dy chcia by zniszczy dzieci winne swego sprytu. Ka dy chcia by mie roze mianego ch opca, któryż ż ł ć ę ż ł ć ś ł wie, jak sobie radzi z kolegami. Dzieci to lepsze jad o ni kobiety, a dziewczynki nazbyt podobne s do dojrza ych niewiast, aleć ł ż ą ł ch opcy? Nie s podobni do m czyzn, nieprawda ?ł ą ęż ż - Nie szyd ze mnie! Chcia em ci tylko dotkn , poczu twoj g adko , tw wieczyst m odo .ź ł ę ąć ć ą ł ść ą ą ł ść - O, tak, wieczysta m odo , oto i ja, Armand! Jak na osob tak urodziw , wygadujesz nonsensy. Znikam st d. Musz sił ść ę ą ą ę ę posili . A kiedy b d to ju mia za sob , przyjd rozmawia z tob i opowiem ci wszystko, co chcesz us ysze . - Cofn em sić ę ę ż ł ą ę ć ą ł ć ął ę o krok, czuj c dreszcz, gdy jego palce wysuwa y si z moich w osów. Spojrza em w puste okno, zbyt wysoko umieszczone, byą ł ę ł ł mo na by o dojrze szczyty drzew. - Nic st d nie wida , a na zewn trz wiosna, po udniowa wiosna. Czuj j poprzez ciany.ż ł ć ą ć ą ł ę ą ś Chocia przez chwil chc spogl da na kwiaty. Zabi , napi si krwi i zerwa kwiaty.ż ę ę ą ć ć ć ę ć - To mnie nie zadowala. Chc ksi gi. Chc ksi gi teraz i chc , aby poszed ze mn . Nie b d wiecznie si tutaj b ka .ę ę ę ę ę ś ł ą ę ę ę łą ł - Có za nonsens, oczywi cie, e b dziesz. Przecie uwa asz mnie za lalk , czy nie? Za adn , woskow lalk ,ż ś ż ę ż ż ę ż ł ą ą ę zostaniesz wi c tak d ugo, jak d ugo tu b d .ę ł ł ę ę - Jest w tobie odrobina pod o ci, Armandzie. Wygl d masz anielski, mówisz jednak jak plugawy ajdak.ł ś ą ł - Có za arogancja! My la em, e mnie pragniesz.ż ś ł ż - Tylko na pewnych warunkach. - K amiesz, Davidzie Talbot - powiedzia em.ł ł Min em go, kieruj c si ku schodom. Na zewn trz s ycha by o nocne cykady, jak to jest cz sto w Nowym Orleanie.ął ą ę ą ł ć ł ę Za dzielonymi oknami mign y kwitn ce wiosenne drzewa; na ganku wi o si dzikie wino.ęł ą ł ę Pod y za mn . Zeszli my po schodach, zupe nie jak ludzie; na parterze przez roziskrzone szklane drzwi wyszli my naąż ł ą ś ł ś szerok Napoleon Avenue, z wilgotnym, cudownie zielonym parkiem po rodku, gdzie pe no by o starannie piel gnowanychą ś ł ł ę kwiatów i powykrzywianych, s katych ze staro ci drzew.ę ś Ca y ten obraz porusza si w delikatnym wietrze od rzeki; wilgotna mg a k bi a si , ale nie przemienia a w deszcz; malutkieł ł ę ł łę ł ę ł listki sp ywa y na ziemi niczym p atki popio u. Jak e agodna i mi kka jest wiosna Po udnia. Zda o si , e przepaja nawetł ł ę ł ł ż ł ę ł ł ę ż niebo, które nachyla o si i s czy o mg wszystkimi swymi porami.ł ę ą ł łę Z ogrodów po prawej i lewej nap ywa silny s odkawy zapach purpurowych kwiatów zwanych przez miertelnikówł ł ł ś dziwaczkami, a tak e dzikich irysów, niczym lance stercz cych z gleby, wielkimi p atkami uderzaj cych o mury i kamienneż ą ł ą stopnie, i wreszcie ró , ró staruszek i m odych dziewczyn, ró zbyt pe nych dla tropikalnego wieczoru, ró powleczonychż ż ł ż ł ż trucizn .ą Wiedzia em, e tu, gdzie pyszni y si teraz trawniki, ongi toczy y si tramwaje, e szyny sz y t dy, któr dy terazł ż ł ę ś ł ę ż ł ę ę kroczyli my: ja z przodu, on za mn , ku ruderom, rzece, mierci, krwi. Szed za mn . Wystarczy o, bym przymkn oczy, i nawetś ą ś ł ą ł ął nie myl c kroku, widzia em je: tramwaje.ą ł - Idziesz za mn - powiedzia em, opisuj c tylko to, co robi , bynajmniej jednak nie zach caj c.ą ł ą ł ę ą 11

Sekunda za sekund , kolejne przecznice. Dotrzymywa mi kroku. Bardzo silny. Mia w sobie bez w tpienia krew ca egoą ł ł ą ł dworu wampira królewskiego. Mo na si by o spodziewa , e Lestat wzbogaci wi t o prawdziwie morderczego wampira, aczż ę ł ć ż ś ą dopiero po wst pnych pora kach: Nicolas, Louis, Claudia. adne z nich nie potrafi o zatroszczy si o siebie, dwoje przepad o,ę ż Ż ł ć ę ł a jeden b ka si , kto wie, czy nie najs abszy z wampirów tu aj cych si po wiecie.łą ł ę ł ł ą ę ś Obejrza em si . Zadziwia a mnie ta mocna, l ni ca, br zowa twarz. Wydawa o si , e cia o ma powleczone woskiem ił ę ł ś ą ą ł ę ż ł wypolerowane, i znowu przysz y mi na my l najró niejsze aromatyczne specja y, mi sz ucukrowanego orzecha, s odkał ś ż ł ąż ł czekolada, g sta pomadka. Znienacka poczu em, jak dobrze by oby go skosztowa ...ę ł ł ć Nic jednak nie by o w stanie zast pi gnij cego, marnego, dojrza ego, cuchn cego miertelnika. I wiecie co? Wyci gn emł ą ć ą ł ą ś ą ął r k we wskazuj cym ge cie.ę ę ą ś - Tam. Spojrza w tym kierunku. Zobaczy wygi ty sznur starych domów. Wsz dzie na schodkach, pod z uszczonymi cianami, podł ł ę ę ł ś sp kanymi sufitami ko ysali si , spali, siedzieli, jedli, krz tali si miertelni.ę ł ę ą ę ś Wyszuka em jednego, najwspanialszego w swej parszywo ci, przepe nionego zawi ci , z o ci i chciwo ci , od którego, gdył ś ł ś ą ł ś ą ś ą tak czeka na mnie, wion o pogard .ł ęł ą Min li my Magazine Street, nie nad sam rzek , ale niedaleko; ulica, której nie widzia em albo te nie pami ta em ze swychę ś ą ą ł ż ę ł przechadzek po mie cie - ich mie cie, Louisa i Lestata - w ska uliczka, z domami o cianach przywodz cych na my l sp awneś ś ą ś ą ś ł drewno, oknach z r cznie sztukowanymi zas onami, a w jednym z nich on, rozlaz y, arogancki, obrzydliwy miertelnik, zagapionyę ł ł ś w telewizor i popijaj cy piwo z br zowej flaszki, nie zwa aj cy na karaluchy i napieraj ce od okna rozgrzane powietrze, teną ą ż ą ą obrzydliwy, spocony, brudny, nieodparty smako yk, to cia o i krew czekaj ce na mnie.ł ł ą Dom tak pe en by robactwa, ró norakich obrzydliwych yj tek, e wydawa si tylko spowijaj c go skorup , kruch ił ł ż ż ą ż ł ę ą ą ą ą sp kan . adnej wspó czesnej antyseptyki. W dusznej wilgoci nawet meble gni y. Na terkocz cej lodówce widnia y krople. Samoę ą Ż ł ł ą ł cuchn ce ó ko i porwana po ciel do mówi y o lokatorze.ą ł ż ś ść ł W a ciwe gniazdo dla ownego ptactwa, dla tego okazu z mi kkim upierzeniem, worka pe nego smakowitych ko ci i krwi.ł ś ł ę ł ś Bezg o nie zdj em drzwi z zawiasów i odstawi em na bok; ludzki odór wzniós si niczym rój owadów.ł ś ął ł ł ę Gazety na malowanej pod odze. Zbr zowia e skórki pomara czy. Czmychaj ce karaluchy. Nawet nie spojrza . Napuchni tał ą ł ń ą ł ę pijacka twarz dziwacznie niebieskawa, grube czarne brwi w niechlujnym stanie, a przecie mia w sobie co anielskiego, mo eż ł ś ż za spraw po wiaty z ekranu.ą ś Nacisn guzik w magicznym plastikowym pude ku, aby zmieni kana , wiat o bezg o nie zamigota o, pog o ni , gra jakiął ł ć ł ś ł ł ś ł ł ś ł ł ś zespó , ludzie klaskali.ł Ordynarne d wi ki, ordynarne obrazy, wszystko wokó niego ordynarne. W porz dku, ale ja ci pragn . I tylko ja.ź ę ł ą ę ę Spojrza na mnie. Ch opi cy intruz, David, zastyg w oczekiwaniu zbyt daleko, eby móg go dostrzec.ł ł ę ł ż ł Odsuni ty na bok telewizor zachwia si i spad na pod og , rozpryskuj c si , jakby p ka y w nim beczu ki energii.ę ł ę ł ł ę ą ę ę ł ł Na twarzy pojawi y si w ciek o i cie zrozumienia. Zerwa si z wyci gni tymi r kami i rzuci na mnie.ł ę ś ł ść ń ł ę ą ę ę ł Zanim zatopi em w nim z by, zauwa y em d ugie, czarne, spl tane w osy. Brudne, ale g ste. Brudn szmat zwi za je nał ę ż ł ł ą ł ę ą ą ą ł karku i grub kit zwisa y na kraciastej koszuli.ą ą ł G stej i nasyconej piwem krwi mia w sobie do dla dwóch wampirów; smakowita, pod a, serce zaciekle walcz ce, zupe nieę ł ść ł ą ł jakbym uje d a byka.ż ż ł W trakcie uczty wszystkie odory, nawet najwstr tniejsze, przemienia y si w s odycz. Jak zawsze pomy la em, e cicho umrę ł ę ł ś ł ż ę ze szcz cia.ęś Ssa em dostatecznie mocno, aby mie usta pe ne krwi, która po j zyku cieka aby do o dka - gdybym go mia - nie na tyleł ć ł ę ś ł ż łą ł jednak mocno, aby m czyzna nie walczy .ęż ł Wi si i ciska , g upio chwyta za moje palce, potem jednak, co by o znacznie gorsze, si gn do moich oczu. Zamkn em jeł ę ł ł ł ł ę ął ął i pozwoli em, aby naciska t ustymi paluchami. Nic mu to nie pomog o. Jestem niezniszczalnym ch opi ciem. Nie mo na o lepił ł ł ł ł ę ż ś ć 12

lepca. Zbyt by em pe en krwi, aby si przejmowa . Poza tym to by o do przyjemne. Kiedy szarpi ze wszystkich si , dla nasś ł ł ę ć ł ść ą ł to tylko pieszczota. ycie przemyka o, jak gdyby wszyscy, których kocha , mkn li na rollercoasterze pod gwiazdami. Gorzej ni na obrazie vanŻ ł ł ę ż Gogha. Z góry nigdy si nie zna palety tego, kogo u miercasz, do chwili, gdy umys wypu ci z siebie najpi kniejsze barwy.ę ś ł ś ę Wkrótce oklap . Pad em i ja. Oplata em go lew r k , niczym dziecko le a em na jego muskularnym brzuchu, krew wci gaj cł ł ł ą ę ą ż ł ą ą teraz dzikimi cmokni ciami, wszystko, co my la , widzia i czu stapiaj c w jeden kolor, daj mi go, pomara czowa una, a wę ś ł ł ł ą ń ł chwili, gdy umiera - mier przetoczy a si obok mnie, jak wielka kula czarnej si y, która okazuje si w istocie czym bardziejł ś ć ł ę ł ę ś ulotnym ni dym - kiedy wi c wpe z a we mnie i ulotni a si niczym wiatr, my la em: Czy krusz c wszystko, czym jest,ż ę ł ł ł ę ś ł ą pozbawiam go tak e ostatecznej wiedzy?ż Bzdura, Armandzie. Dobrze wiesz, co wiedz duchy, co wiedz anio owie. Bydlak wraca do domu. Do niebios. Do niebios,ą ą ł do których ty nigdy nie b dziesz mia wst pu.ę ł ę Najwspanialszy by w chwili zgonu.ł Usiad em przy nim i otwar em usta, nie dlatego, e by a na nich jaka kropla. To tylko na filmach wampirom krew cieka zł ł ż ł ś ś warg. Nawet najbardziej nieudaczny nie miertelny zbyt jest zr czny, aby utraci cho jedn kropelk . Otwar em usta, gdyś ę ć ć ą ę ł ż chcia em usun s odycz, która przysiad a na nich i na twarzy.ł ąć ł ł Podziwia em go: wielki i mocny, pomimo rozlaz o ci. Podziwia em czarne w osy, które przywar y w miejscu, gdzie koszulał ł ś ł ł ł by a nieodwo alnie rozdarta.ł ł Warto je zachowa . Zerwa em opask : g ste i bujne jak u kobiety.ć ł ę ę Upewniwszy si , e nie yje, oplot em pukiel wokó palca, by jednym szarpni ciem zerwa go z czaszki. David st kn .ę ż ż ł ł ę ć ę ął - Musisz to robi ? - spyta .ć ł - Nie - odrzek em.ł I tak jednak kilka tysi cy w osów oderwa o si od skóry i zawis o, ko ysz c w powietrzu zakrwawionymi koniuszkami, jakby toę ł ł ę ł ł ą by y czerwone wietliki. Przez chwil trzyma em je w palcach, a potem pozwoli em, by si zsun y na jego odwrócon g ow .ł ś ę ł ł ę ęł ą ł ę Opad y na policzek; oczy mia mokre i m tne jak bezw adna meduza.ł ł ę ł David odwróci si , by wyj . Gdzie z oddali dochodzi turkot pojazdów. Na rzece za piewa a parowa syrena statku.ł ę ść ś ł ś ł Stan em obok cia a i otrzepa em si z kurzu. Wystarczy o mi dmuchn i dom zapad by si do wewn trz, belki bezsilnie siął ł ł ę ł ąć ł ę ą ę wyginaj , ciany wal , nikt z s siadów nawet by si nie zorientowa .ą ś ą ą ę ł Nie mog em przywo a smaku i zapachu tej s odyczy.ł ł ć ł - Czemu si sprzeciwia e wyrwaniu mu w osów? - spyta em. - Chcia em je mie na pami tk , on ju nie yje, nikt si oę ł ś ł ł ł ć ą ę ż ż ę niego nie zatroszczy, nikt nie b dzie a owa pasma czarnych w osów. - Odwróci si z chytrym u miechem i zmierzy mnieę ż ł ł ł ł ę ś ł spojrzeniem. - Niepokoi mnie twój widok - ci gn em. - Tak beztrosko ujawni em, jaki ze mnie potwór? Moja ukochanaą ął ł miertelna Sybelle, je li nie gra na fortepianie utworu Beethovenaś ś Appassionata, bez przerwy si we mnie wpatruje. Czy mam cię teraz opowiedzie moj histori ?ć ą ę Zerkn em przez rami ; martwy m czyzna le a na boku, barki zwiesza y si bezw adnie. Z ty u na parapecie sta aął ę ęż ż ł ł ę ł ł ł niebieska butelka, a w niej pomara czowy kwiat. Ile w tym pi kna.ń ż ę - Tak, chc jej pos ucha . Chod , wracajmy. Co do w osów, sprzeciwi em si tylko z jednego powodu.ę ł ć ź ł ł ę - Tak? - Wpatrywa em si w niego z prawdziw ciekawo ci . - A z jakiego? Chcia em mu tylko wyrwa w osy i odrzuci .ł ę ą ś ą ł ć ł ć - Jak musze odrywa si skrzyd a - zasugerowa bez przygany w g osie.ę ł ł ł - Zdech ej musze - sprostowa em i u miechn em si z rozmys em. - Chod , czemu si troszczy o drobiazgi.ł ł ś ął ę ł ź ę ć - Chcia em zobaczy , czy mnie pos uchasz, i tyle. Bo je li tak, mo e by mi dzy nami ca kiem dobrze. Pos ucha e . I jest.ł ć ł ś ż ć ę ł ł ł ś Dotkn mego ramienia.ął - Nie lubi ci - mrukn em.ę ę ął - Wprost przeciwnie, Armandzie. Pozwól mi to spisa . Spokojnie, z gniewem, z wyzwiskami. Czujesz si w tej chwili wielki ić ę 13

pot ny, gdy masz tych dwoje cudownych miertelników, zale nych od ka dego twojego gestu. S tym, czym akolici dlaęż ż ś ż ż ą ka dego bo ka. Ty jednak chcesz mi opowiedzie swoj histori i dobrze o tym wiesz. Chod my!ż ż ć ą ę ź Nie mog em si powstrzyma od miechu.ł ę ć ś - Czy nieraz ju pos u y a ci ta taktyka?ż ł ż ł Teraz on si u miechn .ę ś ął - To bez znaczenia. Dobrze, ujm to inaczej. Napisz swoj histori dla nich.ę ą ę - Dla kogo? - Dla Benjiego. Dla Sybelle. - Wzruszy ramionami. - No?ł Milcza em.ł Spisa opowie dla Benjiego i Sybelle. My li pogna y naprzód, jaki radosny i elegancki salon, gdzie za kilka lat spotkamyć ść ś ł ś si we troje - ja, niezmieniony Armand, opiekun ch opców - a Benji i Sybelle w swym miertelnym rozkwicie, Benji, wysoki,ę ł ś smuk y d entelmen o delikatnie arabskich rysach z ulubionym cygarem w d oni, m odzieniec wielkich nadziei i mo liwo ci, orazł ż ł ł ż ś moja Sybelle, kszta tna kobieta o pos gowym ciele, pianistka doskonalsza jeszcze ni obecnie, z ociste w osy wokó pi knejł ą ż ł ł ł ę twarzy z wydatnymi ustami i oczyma skrz cymi si promiennie.ą ę Mo e tak by , e w tym pokoju podyktuj ksi k , a potem im j wr cz ? Ksi k podyktowan Davidowi Talbotowi? Czyż ć ż ę ąż ę ą ę ę ąż ę ą uwolniwszy ich z mego alchemicznego wiata, b d im móg da ksi k ? Ruszajcie, dzieci, bior c na drog ca e bogactwo iś ę ę ł ć ąż ę ą ę ł m dro , którymi mog was obdarzy , a oto ksi ka, któr dawno temu wraz z Davidem spisa em dla was.ą ść ę ć ąż ą ł Tak, odpar a moja dusza. A przecie odwróci em si , zerwa em czarny skalp z mej ofiary i podepta em go.ł ż ł ę ł ł David nawet nie drgn . Anglicy s tacy uk adni.ął ą ł - Dobrze - rzek em - opowiem ci moj histori .ł ą ę Jego komnaty znajdowa y si na pierwszym pi trze, nieopodal podestu, na którym si zatrzyma em. Có za ró nica wł ę ę ę ł ż ż stosunku do ja owych, zimnych korytarzy! Biblioteka, sto y, krzes a. Mosi ne ó ko, suche i czyste.ł ł ł ęż ł ż - To jej pokoje - oznajmi . - Nie pami tasz?ł ę - Dora! Naraz poczu em jej aromat; zreszt zawsze by wokó mnie. Znikn y natomiast wszystkie jej prywatne rzeczy.ł ą ł ł ęł By y ksi ki, nietrudno zgadn jakie. Nowi badacze wiata duchów: Dannion Brinkley, Hilarion, Melvin Morse, Brian Weiss,ł ąż ąć ś Matthew Fox, ksi ga Urantii. A do tego stare teksty: Kasjodor, wi ta Teresa z Avili, Grzegorz z Tours, Wedy, Talmud, Tora,ę ś ę Kamasutra - same orygina y. Mia te troch marnych powie ci, sztuk i wierszy.ł ł ż ę ś - Tak - powiedzia , sadowi c si przy stole. - Nie potrzebuj wiat a. A ty?ł ą ę ę ś ł - Nie wiem, o czym mówi .ć - Aha. - Wyj d ugopis i notatnik z ol niewaj co bia ym papierem w delikatne zielone linie. - B dziesz wiedzia .ął ł ś ą ł ę ł Spojrza wyczekuj co.ł ą Sta em z r kami zaplecionymi na barkach, g ow spu ciwszy tak bezw adnie, jakby si w ka dej chwili mog a potoczy poł ę ł ę ś ł ę ż ł ć pod odze, a ja run bym martwy. W osy zas ania y mi twarz.ł ął ł ł ł My la em o Sybelle i Benjim, mojej cudownej dziewczynce i wspania ym ch opcu.ś ł ł ł - Podoba y ci si moje dzieci, Davidzie?ł ę - Od pierwszej chwili, gdy je ze sob przywiod e . Wszyscy byli zachwyceni, spogl dano na nie z mi o ci i szacunkiem.ą ł ś ą ł ś ą Jaki czar i urok! My l , e ka dy z nas marzy o takich zaufanych, wiernych miertelnikach, którzy wdzi cznie nam towarzyszż ś ę ż ż ś ę ą i nie dr si jak op tani. Kochaj c si , nie czuj obawy, lecz s urzeczeni.ą ę ę ą ę ą ą Bez ruchu, bez s owa trwa em z zamkni tymi oczyma. S ysza em w sercu nieugi ty rytmł ł ę ł ł ę Appassionaty, pot niej ce faleęż ą muzyki, pe ne wibruj cego, roziskrzonego metalu.ł ą Appassionata. Tylko j mia em w g owie. J , a nie z ocist , d ugonogą ł ł ą ł ą ł ą Sybelle. - Zapal wiece - rzek em cicho. - Zrobisz to dla mnie? B dzie doprawdy s odko przy wiecach, i spójrz, na oknach dalejś ł ę ł ś 14

wisz koronkowe firanki Dory, wie e i czyste. Kocham koronki, to brukselski gust, ten styl, lubi go, szalej za nim.ą ś ż ę ę - Oczywi cie. Zapal wiece.ś ę ś By em obrócony do niego plecami. Us ysza em krótki, rozkoszny trzask zapa ki, poczu em jej wo , a potem delikatny aromatł ł ł ł ł ń zwijaj cego si knota - i wiat o odnajduj ce modrzewiowe s oje na powale. Nast pny trzask, kilka kolejnych szmerów, i wiat oą ę ś ł ą ł ę ś ł sp ywaj ce w dó po cianach.ł ą ł ś - Czemu to zrobi e , Armandzie? - spyta . - Có , chusta w jaki sposób mia a bez w tpienia w sobie Chrystusa, zda o si ,ł ś ł ż ś ł ą ł ę e to wi ta chusta Weroniki, w co wierzy y tysi ce innych, ale ty? Tak, zgoda, by a przejmuj co pi kna, Chrystus, ciernie iż ś ę ł ą ł ą ę krew, Jego oczy spogl daj ce prosto na nas, na nas obu, dlaczego jednak po tak d ugim czasie uwierzy e , Armandzie, taką ą ł ł ś ca kowicie? Czemu si uda do Niego? Bo to w a nie chcia e zrobi , czy nie?ł ś ę ł ł ś ł ś ć ż Potrz sn em g ow , a s ów u y em cichych i spokojnych.ą ął ł ą ł ż ł - Znaj swoje miejsce, uczniu, pilnuj strony. Dla ciebie przeznaczone te s owa i dla Sybelle. Ach, oczywi cie, tak e dlał ś ż mojego ma ego Benjiego. W pewnym jednak sensie to moja symfonia dla Sybelle. Historia zaczyna si wiele lat temu. By mo eł ę ć ż dopiero w tej chwili sobie u wiadamiam, jak dawno temu. Ty pisz i s uchaj. Ja za b d p aka , pa a gniewem i z orzeczy .ś ł ś ę ę ł ł ł ł ł ł 15

2 Spojrza em na swoje d onie i pomy la em o s owach: „Nie z r ki cz owieka”. Wiem, co znacz , aczkolwiek zawsze s ysza emł ł ś ł ł ę ł ą ł ł je wypowiadane o moich dzie ach.ł Chcia bym teraz malowa , chwyci za p dzel i u y go jak wtedy, w transie, pasji, ka da linia i ka da plama raz tylkoł ć ć ę ż ć ż ż nanoszone - za to wietnie!ś Jaki jestem rozbity, przyt oczony tym, co pami tam!ż ł ę Musz zadecydowa , gdzie rozpocz .ę ć ąć Konstantynopol, od niedawna we w adzy Turków, miasto od niespe na stulecia muzu ma skie, gdzie dostarczono mnie zł ł ł ń transportem niewolników - ch opca pojmanego gdzie na bezdro ach kraju, którego jedyn nazw dla niego by a Z ota Orda.ł ś ż ą ą ł ł Pami ju by a zduszona, podobnie jak j zyk, podobnie jak zdolno spójnego my lenia. Pami tam brudny pokój, i musiaęć ż ł ę ść ś ę ł to by Konstantynopol, poniewa pierwszy raz od czasu, gdy wyrwano mnie z tego, co zapomniane, ludzie mówili, a ja ichć ż rozumia em.ł Mówili, rzecz jasna, po grecku; handlarze dostarczaj cy niewolników do europejskich burdeli. Wiedzia em tylko, e nie znają ł ż ą adnej religii, przed któr by si korzyli; nie zna em adnych innych szczegó ów.ż ą ę ł ż ł Rzucono mnie na gruby turecki dywan; pokrycie pod ogi spotykane w pa acach, tutaj s u y o ekspozycji cennych towarów.ł ł ł ż ł W osy mia em mokre i d ugie; kto wyczesa je dostatecznie brutalnie, aby mi sprawi ból. Wszystkie prywatne rzeczył ł ł ś ł ć wyrwano mi z r k i pami ci. Mia em na sobie tylko kaftan ze z ocistej tkaniny. W pomieszczeniu by o gor co i duszno. Czu emą ę ł ł ł ą ł g ód, nauczy em si jednak, e jest to ból, który zrazu dotkliwy, potem sam z siebie znika. Kaftan z d ugimi kloszowymił ł ę ż ł r kawami musia mi przydawa uroku, upodabniaj c do upad ego anio a. Ukl k em, a potem wsta em; stopy mia em, rzeczę ł ć ą ł ł ą ł ł ł jasna, bose. Widz c otaczaj cych mnie m czyzn, od razu wiedzia em, czego chc : grzech i pod o , a cen by o piek o. Spada y naą ą ęż ł ą ł ść ą ł ł ł mnie wrzaski kupców: za adna, za delikatna, za g adka, oczy nazbyt diabelskie i jeszcze do tego diabelski miech. Tak:ł ł ś roze mia em si .ś ł ę K ócili si , nawet mi si dobrze nie przyjrzawszy. Znikn gdzie ten, który mnie przywióz ; ci, co mnie wyk pali, nie ruszylił ę ę ął ś ł ą si od wanien. Niczym t umok ci ni to mnie na dywan.ę ł ś ę Na moment b ysn a mi wiadomo , i uwa ano mnie za pyskatego cynika, a za dobrze znaj cego m sk natur .ł ęł ś ść ż ż ż ą ę ą ę Za mia em si , gdy kupcy uwa ali mnie za dziewczyn .ś ł ę ż ż ę S ysza em strz py ich targów.ł ł ę Byli my w du ym pomieszczeniu o niskim sklepieniu, pokrytym materi migocz c tysi cznymi od amkami szk a, mi dzyś ż ą ą ą ę ł ł ę którymi wi y si tak ukochane przez Turków arabeski. Wsz dzie te by y lampy, których aromatyczny dym wywo ywa pieczenieł ę ę ż ł ł ł oczu. Widok m czyzn w turbanach i kaftanach by mi ju znany, podobnie jak ich j zyk, aczkolwiek udawa o mi si wychwytywaęż ł ż ę ł ę ć tylko fragmenty zda . Oczy usi owa y znale drog ucieczki, ale na pró no. Wyj cia strzegli zwali ci, ponurzy stra nicy. Podń ł ł źć ę ż ś ś ż cian siedzia m czyzna ze s u cym do rachunków abakusem, a przed nim pi trzy y si stosy z otych monet.ś ą ł ęż ł żą ę ł ę ł Jeden z kupców, wysoki i szczup y, z wystaj cymi ko mi policzkowymi, stercz c brod i spróchnia ymi z bami, podszedł ą ść ą ą ą ł ę ł do mnie, aby obmaca ramiona i szyj . Potem zadar mi kaftan. Nie poruszy em si ; nie by to gniew, nie by a to wiadomać ę ł ł ę ł ł ś trwoga, a przecie sta em jak sparali owany. By to kraj Turków, ja za wiedzia em, co robi z ch opcami, chocia nigdy nież ł ż ł ś ł ą ł ż widzia em adnych tego obrazów, nie s ysza em adnych o tym opowie ci, nawet nie zna em nikogo, kto by tu by , ał ż ł ł ż ś ł ł spenetrowawszy ten kraj - powróci do domu.ł Do domu. Najpewniej chcia em zapomnie , kim jestem. Musia em chcie , a ród em przymusu by wstyd. Mimo to jednakł ć ł ć ź ł ł teraz, pod ozdobnym sufitem, mi dzy kupcami i sprzedawcami niewolników, gdzie ze skarbnicy mojej pami ci wynurza y się ś ę ł ę zamglone obrazy. Zamigota y mi trawiaste roz ogi, dzikie, gdzie wychodzi o si tylko, by... Ale tu pustka. By em w stepie, g upio, ale zł ł ł ę ł ł 16

rozmys em sprzeciwia em si losowi. Mia em co niezwykle wa nego. Zeskoczy em z konia, wyszarpn em ze skórzanego jukał ł ę ł ś ż ł ął to zawini tko i przygarniaj c je do piersi, pobieg em.ą ą ł - Drzewa! - krzykn . Ale... kto to by ?ął ł Wiedzia em jednak, o co mu chodzi. Mia em biec do zagajnika i tam schowa skarb, t wspania i magiczn rzecz, którał ł ć ę łą ą by a „Nie z r ki cz owieka”.ł ę ł Nie uda o si . Gdy mnie schwycili, cisn em zawini tko, a oni nawet po nie nie si gn li, a w ka dym razie nie w mojejł ę ął ą ę ę ż przytomno ci. Gdy mnie nie li, my la em: Nie tak mia o by znalezione, nie okutane w szmat ; mia o by mi dzy drzewami.ś ś ś ł ł ć ę ł ć ę Zgwa ci musieli mnie na statku, nie pami tam bowiem drogi do Konstantynopola. Nie pami tam g odu, zimna, gniewu anił ć ę ę ł strachu. I dopiero teraz, po raz pierwszy, pozna em szczegó y gwa tu, cuchn cy t uszcz, sprzeczki, resztki baraniny. Straszliwa,ł ł ł ą ł obrzydliwa niemoc. Obrzydliwi ludzie, za nic maj cy Boga, za nic maj cy natur .ą ą ę Niczym zwierz rykn em na kupca w turbanie, a ten uderzy mnie z takim rozmachem, e zwali em si z nóg. Z ziemię ął ł ż ł ę patrzy em na niego z ca pogard , jak potrafi em zawrze we wzroku. Nie wstawa em pomimo kopniaków; nie odzywa em si .ł łą ą ą ł ć ł ł ę Zarzuci mnie sobie na rami i przez zat oczony dziedziniec z dziwacznymi, mierdz cymi wielb dami, os ami i kupamił ę ł ś ą łą ł brudu poniós do portu, gdzie na wodzie ko ysa y si statki. Po w skim trapie wszed na pok ad, a potem cisn mnie do jakiejł ł ł ę ą ł ł ął ś komórki. I znowu brud, st chlizna, szelest szczurów na pok adzie. Le a em na stosie jakich szmat. Znowu szuka em drogi ucieczki,ę ł ż ł ś ł ale widzia em tylko stopnie, po których mnie zniesiono; z góry dobiega y g osy wielu m czyzn.ł ł ł ęż By o jeszcze ciemno, gdy statek odbi od brzegu. Po godzinie by em tak chory, e chcia em ju tylko umrze . Zwin em sił ł ł ż ł ż ć ął ę w k bek i nieruchomy wtula em si w materia kaftana. Zasn em na d ugo.łę ł ę ł ął ł Gdy si zbudzi em, zobaczy em starszego m czyzn , w stroju, który mniej we mnie budzi l ku ni tureckie szaty. Nachylię ł ł ęż ę ł ę ż ł si nade mn i powiedzia co mi kko i agodnie, ale nie rozumia em jego j zyka.ę ą ł ś ę ł ł ę Kto poinformowa go po grecku, e jestem zidiocia ym niemow , rycz cym jak zwierz .ś ł ż ł ą ą ę By em zbyt chory, aby si za mia .ł ę ś ć Ten sam Grek oznajmi , e nie jestem ranny ani kaleki. Wyznaczono za mnie wysok cen .ł ż ą ę M czyzna zrobi lekcewa cy gest, potrz sn g ow i znowu powiedzia co w swym piewnym j zyku, a potem poda mięż ł żą ą ął ł ą ł ś ś ę ł d o i pomóg wsta . Trzymaj c mnie za r k , poprowadzi do niewielkiej kajuty, wy o onej czerwonym at asem. Sp dzi em cał ń ł ć ą ę ę ł ł ż ł ę ł łą podró w jego kabinie, z wyj tkiem jednej nocy.ż ą Pewnej nocy - nie potrafi ustali , w jakim to by o momencie podró y - zbudzi em si i zobaczywszy, e m czyzna - który,ę ć ł ż ł ę ż ęż je li mnie dotkn , to tylko po to, by pog adzi czy uspokoi - pi, wspi em si po schodkach i przez d ugi czas sta em naś ął ł ć ć ś ął ę ł ł pok adzie zapatrzony w gwiazdy.ł Statek sta na kotwicy; widzia em granatowe budynki przykryte kopu ami, dzwonnice na urwistych cianach skalnychł ł ł ś opadaj cych do portu, o wietlonego pochodniami umieszczonymi pod zdobnymi arkadami. Musia to by widok poci gaj cy, aą ś ł ć ą ą przecie ani przez chwil nie pomy la em, aby skoczy do wody i w ucieczce szuka wyzwolenia. Pod arkadami przechadzaliż ę ś ł ć ć si ludzie, a przy najbli szej sta , najwyra niej na stra y, dziwacznie wystrojony m czyzna w l ni cym he mie, z wielkim,ę ż ł ź ż ęż ś ą ł szerokim mieczem u pasa. Raz tylko d ugim uwa nym spojrzeniem ogarn em nabrze e i pi trz ce si nad nim miasto, potem bowiem patrzy em juł ż ął ż ę ą ę ł ż tylko w niebo i dwór mitycznych stworze na zawsze rozpi tych na pot nych i niezliczonych gwiazdach. Na czarnym jak smo ań ę ęż ł tle gwiazdy l ni y niczym klejnoty; sk d nap yn y ku mnie strofy starych wierszy i d wi ki hymnów piewanych tylko przezś ł ą ś ł ęł ź ę ś m czyzn.ęż Jak mi si zdaje, up yn o wiele godzin, zanim mnie schwytano, bezlito nie wych ostano skórzanym batogiem i na powrótę ł ęł ś ł 17

zawleczono do kajuty. Wiedzia em, e bicie si sko czy, gdy pojawi si starzec. By w ciek y i dr cy. Przygarn mnie ił ż ę ń ę ł ś ł żą ął zaszyli my si w kajucie. By zbyt stary, by mnie o cokolwiek wypytywa .ś ę ł ć Nie kocha em go. Dla przyg upiego niemowy by o jasne, i uwa a mnie za cenny towar, który trzeba zachowa w dobrymł ł ł ż ż ć stanie do chwili sprzeda y. Potrzebowa em go jednak, a on ociera mi zy. Stara em si spa jak najwi cej. Chorowa em, ilekroż ł ł ł ł ę ć ę ł ć morze si burzy o. Czasami wystarczy do tego sam upa ; nie zna em wcze niej takiego gor ca. M czyzna karmi mnie takę ł ł ł ł ś ą ęż ł dobrze, jakbym by przeznaczonym na sprzeda cielakiem.ł ż Zawin li my do Wenecji pó nym popo udniem. Nic z pi kna Italii do mnie nie dotar o, mój w a ciciel zamkn mnie w ponureję ś ź ł ę ł ł ś ął piwnicy, a kiedy zabra do miasta, potwierdzi y si moje przypuszczenia.ł ł ę W jakim ciemnym pokoju wda si w dzik k ótni . Nic nie mog o mnie sk oni do mówienia, nic nie mog o mnie sk oni doś ł ę ą ł ę ł ł ć ł ł ć okazania, i rozumiem, co si ze mn dzieje. Ale rozumia em. Pieni dze przesz y z r k do r k. Starzec wyszed , nawet si nież ę ą ł ą ł ą ą ł ę obejrzawszy. Próbowali mnie uczy ró nych rzeczy. Otacza mnie ów pieszczotliwy, mi kki j zyk. Przychodzili ch opcy, siadali obok mnie ić ż ł ę ę ł usi owali ca owa oraz pie ci . Brali w koniuszki palców moje sutki i próbowali dotkn intymnych cz ci, na które nauczonoł ł ć ś ć ąć ęś mnie nawet nie spogl da , aby unikn pokusy grzechu.ą ć ąć Kilka razy próbowa em si modli , odkry em jednak, e nie pami tam s ów. Nawet obrazy by y zamazane. Znikn o wiat o,ł ę ć ł ż ę ł ł ęł ś ł które mnie wiod o przez ca e ycie. Ilekro pogr y em si w my lach, zawsze kto mnie szturcha albo apa za w osy.ł ł ż ć ąż ł ę ś ś ł ł ł ł Kiedy mnie pobili, przychodzili nast pnie z olejkami i opatrywali zranion skór . Zdarzy o si , e gdy jeden z m czyznę ą ę ł ę ż ęż uderzy mnie w twarz, drugi krzykn na niego i pochwyci r k , zanim zd y spoliczkowa mnie po raz drugi.ł ął ł ę ę ąż ł ć Nie chcia em je ani pi , a oni nie potrafili mnie do tego zmusi . Wcale jednak nie chcia em g odowa , tylko niczego nieł ść ć ć ł ł ć by em w stanie przyj . Nie by em w stanie robi niczego, co zachowa oby mnie przy yciu. Wiedzia em, e wracam do domu.ł ąć ł ć ł ż ł ż Wraca em do domu. Umr i wróc do domu. B dzie to straszliwie bolesny powrót. W samotno ci p aka bym nad sob , nigdył ę ę ę ś ł ł ą jednak nie by em sam. Przyjdzie mi wi c umrze na oczach ludzi. Przez ca y ten czas nie widzia em prawdziwego wiat ał ę ć ł ł ś ł dziennego. Doskwiera mi nawet blask lamp, ale ludzie zawsze byli obok.ł Lampy wci si pali y. Siedzieli wokó mnie z ponurymi twarzyczkami i ma ymi d o mi, którymi odgarniali mi w osy z twarzyąż ę ł ł ł ł ń ł albo potrz sali za rami . Obraca em si do ciany.ą ę ł ę ś Nieprzerwanie towarzyszy mi d wi k. Tak sko czy si ycie. By to odg os wody dochodz cy z zewn trz. S ysza em j poł ź ę ń ę ż ł ł ą ą ł ł ą drugiej stronie muru. Wiedzia em, kiedy przep ywa ód , a kiedy o cian szoruje belka. Przytula em g ow do ciany i mia emł ł ł ź ś ę ł ł ę ś ł wra enie, i dom ko ysze si na wodzie, jak gdyby znajdowa si nie obok, lecz na niej. I tak rzeczywi cie by o.ż ż ł ę ł ę ś ł ni mi si kiedy dom, ale niczego nie zapami ta em. Obudzi em si z p aczem, a z cienia nadpe z y jakie przyjazneŚ ł ę ś ę ł ł ę ł ł ł ś pozdrowienia, przyjazne g osy.ł S dzi em, e chc by sam. Kiedy jednak przyszed czas, e w ciemnej piwnicy le a em nie wiem jak d ugo, bez wody ią ł ż ę ć ł ż ż ł ł jedzenia, zacz em w ko cu krzycze i wali pi ci w mur, ale nikt nie przyszed .ął ń ć ć ęś ą ł Po jakim czasie wpad em w ot pienie. Kiedy drzwi si otworzy y, by to prawdziwy wstrz s. Usiad em, zas aniaj c r kś ł ę ę ł ł ą ł ł ą ę ą oczy, lampa by a przekle stwem. W g owie mi omota o.ł ń ł ł ł Otoczy mnie intryguj cy zapach: ywiczne drewno palone podczas nie nej zimy, zgniecione p atki kwiatów, jaki olejek.ł ą ż ś ż ł ś Dotyka y mnie przedmioty z drewna czy metalu, poruszaj ce si jak ywe. Otworzy em w ko cu oczy i zobaczy em, e jakił ą ę ż ł ń ł ż ś m czyzna trzyma mnie za ramiona, a tymi twardymi jak kamie czy metal przedmiotami s jego bia e palce, on za wpatrujeęż ń ą ł ś si we mnie z uwag ywymi, jasnoniebieskimi oczyma.ę ą ż - Amadeo - powiedzia .ł Ubranie mia z czerwonego aksamitu, by imponuj co wysoki. W osy rozczesane po rodku g owy opada y na plecy bujnymił ł ą ł ś ł ł lokami. G adkiego czo a nie znaczy a ani jedna zmarszczka, a proste, z ociste brwi by y dostatecznie ciemne, aby nadawał ł ł ł ł ć obliczu stanowczy wyraz. Gdy si u miecha , jego wargi lekko ciemnia y, co jeszcze bardziej uwydatnia o ich regularny kszta t.ę ś ł ł ł ł Zna em go. Rozmawia em z nim. adna inna twarz nie mog a mie w sobie tyle czaru.ł ł Ż ł ć 18

U miecha si do mnie tak yczliwie. Policzki mia g adko wygolone, nos w ski i delikatny, aczkolwiek na tyle wyra ny, abyś ł ę ż ł ł ą ź pozostawa w harmonii z ca reszt twarzy.ć łą ą - Nie jestem Jezusem, drogie dziecko - powiedzia . - Ale przynosz ci wybawienie, Amadeo. Pójd w me ramiona.ł ę ź - Umieram, Mistrzu - rzek em. W jakim j zyku? Tego sam dzi nie wiem, on jednak mnie zrozumia .ł ę ś ł - Nie, dziecko, nie umierasz. Przechodzisz teraz pod moj opiek , a je li gwiazdy nam sprzyjaj , je li s dla nas askawe,ą ę ś ą ś ą ł nigdy ju nie umrzesz.ż - Ale ty jeste Chrystusem! Znam ci !ś ę Pokr ci g ow , spu ci oczy i u miechn si , a ja mi dzy wargami dojrza em bia e, ludzkie z by. Wsun pode mnie r ce,ę ł ł ą ś ł ś ął ę ę ł ł ę ął ę uniós w powietrze i uca owa w szyj ; sparali owa y mnie dreszcze.ł ł ł ę ż ł - Spij, a ja ponios ci do domu - us ysza em szept.ę ę ł ł Gdy si zbudzi em, byli my w ogromnej azience. Nigdzie w Wenecji nie by o azienki równie wielkiej. Dzisiaj mog ci toę ł ś ł ł ł ę powiedzie z przekonaniem, có jednak wtedy mog em wiedzie o tej budowli poza tym, e jest pa acem? Tego by em pewien,ć ż ł ć ż ł ł widywa em ju bowiem pa ace.ł ż ł Wsta em i wypl ta em si z materia u, w który mnie owin - by to, zdaje si , jego czerwony p aszcz. Po prawej zobaczy emł ą ł ę ł ął ł ę ł ł wielkie, zas oni te o e, dalej za owalny basen. Z podtrzymywanej przez anio ów muszli la a si woda, z lekko faluj cejł ę ł ż ś ł ł ę ą powierzchni unosi a si para, a w jej k bach sta mój Mistrz. Bia a pier by a g adka, sutki ró owe, a zaczesane na plecy jasneł ę łę ł ł ś ł ł ż w osy zda y si g stsze nawet i pi kniejsze ni przedtem.ł ł ę ę ę ż Skin na mnie.ął Ba em si wody. Przykl kn em na skraju basenu i zanurzy em d o .ł ę ę ął ł ł ń Ruchem b yskawicznym i wdzi cznym wci gn mnie do wody, która si gn a mi do okci, a potem zamoczy g ow . Znowuł ę ą ął ę ęł ł ł ł ę spojrza em na niego, a potem na jasnoniebieski sufit, na którym widnia y zdumiewaj co ywe anio y z wielkimi bia ymił ł ą ż ł ł skrzyd ami. Nigdy dot d nie widzia em anio ów tak wietlistych i o tak pi knych w osach, anio ów, które tak dumnieł ą ł ł ś ę ł ł prezentowa yby ludzkie pi kno swych muskularnych cia , spowitych w lotne szaty. By o co niepokoj co buntowniczego w tychł ę ł ł ś ą mocarnych postaciach, dumnie zagarniaj cych dla siebie niebo, pod którym rozp ywa y si w z ocistym wietle ob oczki pary.ą ł ł ę ł ś ł Wpatrzy em si w twarz Mistrza tu przy mojej twarzy. Poca uj mnie, tak, ten dreszcz, poca uj... On jednak nale a do tegoł ę ż ł ł ż ł samego rodu co owe odmalowane niebia skie istoty, by jednym z boskich rycerzy, którzy zatrzymali si w jakim poga skimń ł ę ś ń miejscu, pe nym wina, owoców i cielesno ci. Miejscu nieodpowiednim dla mnie. Odchyli g ow i roze mia si d wi cznie.ł ś ł ł ę ś ł ę ź ę Nabra wody w d onie i pola mi na pier . Gdy si mia , jego j zyk zal ni z owrogo w ustach, a z by zda y si wilczymi k ami.ł ł ł ś ę ś ł ę ś ł ł ę ł ę ł Wra enie to jednak natychmiast znikn o i tylko usta przywar y do mej szyi, ramion, sutków, których nie zd y em w porż ęł ł ąż ł ę zakry .ć J kn em. Le a em w wodzie obok niego, a jego wargi z mej piersi przesun y si na brzuch. Ssa agodnie skór , jakbyę ął ż ł ęł ę ł ł ę chcia z niej usun wszelk sól i ciep o; dotyk jego czo a przyprawia mnie o dreszcz. Otoczy em go ramieniem, a kiedy dotarł ąć ą ł ł ł ł ł do samego grzechu, nie opiera em si , zupe nie jakby strza a wylecia a z kuszy, da em jej mkn , a z mojej piersi wydar sił ę ł ł ł ł ąć ł ę krzyk. Pozwoli mi le e spokojnie na wodzie. Obmywa mnie delikatnie mi kk materi , przepuszcza w osy mi dzy palcami. Ał ż ć ł ę ą ą ł ł ę kiedy zobaczy , e do ju wypocz em, znowu zacz li my si ca owa .ł ż ść ż ął ę ś ę ł ć Przed witem zbudzi em si na jego poduszce. Usiad em i zobaczy em, jak narzuca swój wielki p aszcz i nak ada kapelusz.ś ł ę ł ł ł ł Pokój pe en by ch opców, nie byli to jednak pos pni wykastrowani nauczyciele z burdelu. Uroczy, nakarmieni, u miechni ci,ł ł ł ę ś ę rado nie zebrali si wokó o a. Mieli na sobie barwne, g adko odprasowane kaftany, a ciasno zapi te paski nadawa y imś ę ł ł ż ł ę ł dziewcz cy czar. W osy opada y im na ramiona g stymi, pi knymi puklami.ę ł ł ę ę Mistrz spojrza na mnie i w j zyku, który wietnie zna em, o wiadczy , i jestem jego jedynym dzieckiem i znowu mnieł ę ś ł ś ł ż odwiedzi wieczorem, a wtedy otworzy si przede mn nowy wiat.ę ą ś - Nowy wiat! - krzykn em. - Nie, Mistrzu, nie porzucaj mnie. Nie chc wiata, chc tylko ciebie.ś ął ę ś ę 19

- Amadeo - powiedzia czule, nachylaj c si nad ó kiem. W osy mia ju suche i starannie zaczesane, d onie pokrywał ą ę ł ż ł ł ż ł ł puder. - Jeste mój na zawsze. Niechaj ci ch opcy nakarmi i odziej . Nale ysz ju teraz do mnie, Mariusa de Romanusa.ś ę ł ą ą ż ż Popatrzy na nich i wyda polecenia, a z ich uszcz liwionych twarzy móg by wnosi , e obdarowa ich w a nie s odyczami ił ł ęś ł ś ć ż ł ł ś ł z otem.ł - Amadeo, Amadeo - powtarzali piewnie i otoczyli mnie, abym nie pod y za nim. Szybko i bez trudu mówili do mnie poś ąż ł grecku, a chocia mnie przychodzi o to z trudem, to jednak ich rozumia em.ż ł ł Chod z nami, jeste jednym z nas, mamy by dla ciebie mili, bardzo mili. Ubrali mnie w jakie u ywane rzeczy, spieraj cź ś ć ś ż ą si , czy koszula b dzie odpowiednia, te rajstopy, chyba nie, ach, to tylko na teraz, niech b d . Tu masz pantofle, a tu kaftan, zaę ę ę ą ciasny dla Riccarda. Ten strój wyda mi si i cie królewski.ł ę ś - Wszyscy ci kochamy - oznajmi Albinus, drugi co do wa no ci po czarnow osym Riccardzie i tak od niego ró ny, w osyę ł ż ś ł ż ł blond i jasnozielone oczy. Innych jako nie potrafi em zapami ta , ale ci dwaj przyci gali uwag .ś ł ę ć ą ę - Tak, kochamy ci - potwierdzi Riccardo, odgarniaj c na szyj w osy i mrugaj c do mnie. Jego skóra by a g adka i wę ł ą ę ł ą ł ł porównaniu z innymi ch opcami - ciemna. Oczy mia czarne, pa aj ce. Chwyci mnie za r k , a ja zauwa y em, jak d ugie ił ł ł ą ł ę ę ż ł ł w skie ma palce. Wszyscy tutaj mieli pi kne, smuk e palce. Podobnie jak ja, a pod tym wzgl dem wyró nia em si po ródą ę ł ę ż ł ę ś swoich rodaków. O tym jednak nie potrafi em teraz my le .ł ś ć Za wita a mi w g owie my l, e ja, ten wyblad y, ten, który spowodowa wszystkie k opoty, ten ze smuk ymi palcami,ś ł ł ś ż ł ł ł ł przenios em si duchem do mej ukochanej ojczyzny. Trudno mi by o jednak uwierzy w co równie fantastycznego. Wł ę ł ć ś bezd wi cznych b yskach zobaczy em przysadzistych je d ców, którzy mnie porwali, cuchn c komor na statku, który mnieź ę ł ł ź ź ą ą ę przywióz do Konstantynopola, pos pnych ludzi, którzy mnie wi zili, zanim si tutaj znalaz em.ł ę ę ę ł Na Boga, czemu ktokolwiek mia by mnie kocha ? Za co? Mariusie de Romanusie, dlaczego mnie pokocha e ?ż ł ć ł ś Mistrz z u miechem pomacha do mnie od drzwi. Na g owie mia purpurowy kaptur, wida by o tylko jego regularne ko ciś ł ł ł ć ł ś policzkowe i wydatne usta. Moje oczy wype ni y si zami.ł ł ę ł Gdy drzwi si zamyka y, bia a mg a owion a Mistrza. Noc zbli a a si ku ko cowi, ale wiece nadal p on y.ę ł ł ł ęł ż ł ę ń ś ł ęł Przeszli my do du ego pomieszczenia, w którym zobaczy em wiele obrazów, misek z farbami i p dzli us u nie stercz cychś ż ł ę ł ż ą ze s ojów. Na sztalugach czeka y rozpi te p ótna.ł ł ę ł Ch opcy nie sporz dzali farb w tradycyjny sposób, z dodatkiem ó tka. Nie, mieszali barwniki z bursztynowymi olejkami. Wł ą ż ł ma ych pojemniczkach czeka y ju na mnie gotowe farby. Wzi em podany mi p dzel. Spojrza em na bia e p ótno, na którymł ł ż ął ę ł ł ł mia em malowa .ł ć - Nie z r ki cz owieka - powiedzia em. Có jednak mia o to znaczy ? Unios em p dzel i zacz em malowa jego,ę ł ł ż ł ć ł ę ął ć jasnow osego m czyzn , który wybawi mnie z ciemno ci i udr ki. Zanurza em w osie w s oiczki z kremow , ró ow i biał ęż ę ł ś ę ł ł ł ą ż ą łą farb , lecz kiedy szerokimi ruchami stara em si ci gn smugi po niech tnym p ótnie, nie tworzy si na nim aden kszta t,ą ł ę ą ąć ę ł ł ę ż ł aden rysunek!ż - Nie z ludzkiej r ki - szepn em, cisn em p dzel i ukry em twarz w d oniach.ę ął ął ę ł ł Znalaz em odpowiednie greckie s owa; kiedy je wypowiedzia em, kilku ch opców pokiwa o g owami, ale najwyra niej nieł ł ł ł ł ł ź pochwyci o znaczenia. Jak im wyja ni sens tej katastrofy? Spojrza em na swoje place. Co si sta o... Wszystkie wspomnieniał ś ć ł ę ł wypalone, nagle sta em si ch opcem o imieniu Amadeo.ł ę ł - Nie potrafi . - Spojrza em na p ótno i barwne plamy. - Gdyby to by o drewno, potrafi bym.ę ł ł ł ł Patrzyli na mnie, nie rozumiej c. Co takiego bym potrafi ? Nie by Jezusem mój Mistrz jasnow osy z lodowato niebieskimią ł ł ł oczyma. By jednak moim Panem. A ja nie potrafi em zrobi tego, co powinienem.ł ł ć Aby mnie uspokoi i rozerwa , ch opcy chwycili za p dzle; zaskoczy o mnie to, jak spod ich r k strumieniem wyp ywa yć ć ł ę ł ą ł ł obrazy. 20

Ch opi ca twarz, policzki, wargi, oczy, rudawoz ote w osy. Mój Bo e... to nie p ótno, lecz lustro. Amadeo! Riccardo niecoł ę ł ł ż ł poprawi wyraz twarzy, pog bi odrobin cie pod oczyma, musn j zyk - i oto ja, jakbym za chwil mia przemówi . Có to zał łę ł ę ń ął ę ę ł ć ż magia sprawia a, e znik d wynurza si ch opiec, zupe nie naturalny, z lekko zmarszczonymi brwiami i rozczochranymił ż ą ł ę ł ł w osami?ł Umiej tno zarazem blu niercza i pi kna, która przywo ywa a na p ótno istot z krwi i ko ci.ę ść ź ę ł ł ł ę ś Pisz c litery, Riccardo wymawia je po grecku, a potem cisn p dzel z okrzykiem:ą ł ął ę - Zupe nie inny obraz Mistrz nosi w swojej g owie.ł ł Zacz li oprowadza mnie po budynku, który zwalię ć palazzo. Wsz dzie mnóstwo by o tych malunków: na cianach, su cie, w ramach i na sztalugach. Zrujnowane budowle, p kni teę ł ś ń ę ę kolumny, zaniedbane winnice, odleg e góry, spiesz cy dok d ludzie z rumie cami na twarzach, w osami i ubraniamił ą ą ś ń ł szarpanymi przez wiatr. Wszystko to by o jak wielka taca z owocami i mi sem, któr postawili przede mn . B ogi nieporz dek, obfito dla niejł ę ą ą ł ą ść samej, ró norako barw i kszta tów. Niczym wino nazbyt s odkie i lekkie.ż ść ł ł Wszystko to by o jako podobne do miasta, które zobaczy em, gdy na o cie otworzyli okna. Ma e czarne ódki - gondole,ł ś ł ś ż ł ł jak mi powiedzieli - w jaskrawym s o cu sun ce po zielonkawej wodzie, na brzegach kana ów ludzie w strojnych szkar atnych ił ń ą ł ł z otych p aszczach.ł ł Tak e my spor grupk wsiedli my do naszych gondoli i wnet w ciszy sun li my wzd u fasad wielkich domostw, z którychż ą ą ś ę ś ł ż ka de by o wspania e niczym katedra, z ostro ukami, wysokimi oknami i bia ym kamieniem l ni cym na cianach. Również ł ł ł ł ś ą ś ż starsze budynki, nie tak wyborne, by y ogromne i urzeka y barwami: czerwie tak intensywna, jakby sp yn a ze skruszonychł ł ń ł ęł p atków ró , ziele tak g boka, jakby j zaczerpni to z faluj cej w dole wody.ł ż ń łę ą ę ą Dotarli my do piazza San Marco, z dwóch stron otoczonego cudownie regularnymi arkadami. Gdy spogl da em na setki ludziś ą ł k bi cych si przed bazylik ze z otymi kopu ami, zda o mi si , e to niebia skie miejsce zgromadze . Z ote kopu y. Z otełę ą ę ą ł ł ł ę ż ń ń ł ł ł kopu y.ł S ysza em jak star opowie o z otych kopu ach, a tak e widzia em je na jakim sczernia ym obrazie, czy nie? Kopu ył ł ąś ą ść ł ł ż ł ś ł ż ł wi te i porzucone, kopu y w p omieniach, ko ció zha biony i ja zha biony. Wszystko w ruinie, zg adzone przez nag y wybuch,ś ę ł ł ś ł ń ń ł ł który rozsadzi wszelkie ycie wokó mnie. Jak e si wszystko odrodzi o z zimowych popio ów? Jak mog em umrze po ródł ż ł ż ż ę ł ł ł ć ś niegu i zgliszcz i odrodzi si pod tym askawym s o cem?ś ć ę ł ł ń Jego b ogie ciep o darzy o pieszczot ebraków i kupców; promieniami obdarza o mo nych krocz cych dumnie, z paziamił ł ł ą ż ł ż ą nios cymi za nimi aksamitne treny, na ksi garzy rozk adaj cych swe ksi gi pod baldachimami i na mistreli, którzy grali naą ę ł ą ę lutniach, w nadziei, i nie ominie ich drobna zap ata.ż ł W sklepach i na straganach t oczy y si towary z ca ego diabelskiego wiata: szk a najró niejsze, a po ród nich niezwyk eł ł ę ł ś ł ż ś ł puchary o rozmaitych barwach, a tak e figurki przedstawiaj ce zwierz ta, ludzi i ba niowe stwory. By y migotliwe i wielobarwneż ą ę ś ł paciorki do ró a ców i naszyjników, by y koronki w wielkim wyborze, a na nich tak e okoliczne ko cio y i male kie domki. By yż ń ł ż ś ł ń ł pióra z ptaków, których nigdy na oczy nie widzia em, by y te i same egzotyczne ptaki, czasami osowia e, czasami dziobami ił ł ż ł pazurami atakuj ce pr ty klatek. By y niebywale wzorzyste i barwne dywany, a nazbyt przywodz ce na my l Turcj i jej stolic ,ą ę ł ż ą ś ę ę sk d przybywa em. Któ si im oprze? Prawo nie pozwala o muzu manom przedstawia ludzi, na kobiercach roi o si wi c odą ł ż ę ł ł ć ł ę ę niezwykle misternych kwiatów, arabesek i wzorzystych labiryntów. By a oliwa do lamp, by y wiece w skie i grube, kadzid a,ł ł ś ą ł wielka rozmaito klejnotów, a tak e prawdziwych majstersztyków ze z ota i srebra, starych i nowych. Niektóre sklepyść ż ł sprzedawa y tylko korzenie, inne - jedynie medykamenty i mikstury. Byli sprzedawcy br zowych figur, lwich bów, lamp i or a.ł ą ł ęż By y ca e stosy wschodniego jedwabiu, we ny barwionej na najró niejsze sposoby, tkanin malowanych i haftowanych, a tak eł ł ł ż ż wst ek, ró nej d ugo ci, szeroko ci i faktury.ąż ż ł ś ś A mi dzy tymi bogactwami przechadzali si bogato odziani m czy ni i kobiety, którzy zatrzymywali si od czasu do czasu,ę ę ęż ź ę aby skosztowa mi siwa ze straganu, upi czystego czerwonego wina czy uraczy si s odkim plackiem.ć ę ć ć ę ł 21

Zobaczy em wielu ksi garzy, oferuj cych wie o wydrukowane ksi ki, a moi towarzysze z zapa em opowiadali o cudownymł ę ą ś ż ąż ł wynalazku, dzi ki któremu mo na by o powszechnie nabywa dzie a nie tylko pe ne liter i s ów, ale tak e rycin.ę ż ł ć ł ł ł ż W samej Wenecji by o ju wiele drukarni, pracuj cych zawzi cie i wypuszczaj cych w wiat ksi gi po grecku, acinie i wł ż ą ę ą ś ę ł miejscowym agodnym j zyku, którym ch opcy porozumiewali si mi dzy sob .ł ę ł ę ę ą Zostawili mnie, abym obejrza sobie te przedziwne maszyny, z których rodzi y si ksi ki, sami jednak pospieszyli do swoichł ł ę ąż zada : mieli zakupi prace dawnych niemieckich mistrzów wydrukowane z u yciem nowej techniki i sztychy Memlinga, vanń ć ż Eycka i Hieronymusa Boscha. Nasz Mistrz zawsze by nimi zainteresowany. Takie prace dawa y Po udniu posmakowa Pó nocy.ł ł ł ć ł Mistrz w ogóle by zachwycony cudem druku. Dzi ki z gór setce drukarni w naszym mie cie móg cisn w k t stare,ł ę ą ś ł ąć ą niedok adne kopie Liwiusza i Wergilego, a zast pi je nowymi, wiernymi i trwalszymi.ł ą ć Ile tu by o nowych wiadomo ci!!!ż ł ś Jak si okaza o, nie mniej wa na od literatury i rysunków by a kwestia mojego ubrania. Krawcy mieli od o y na bokę ł ż ł ł ż ć wszystkie prace, aby zgodnie z ma ymi kredowymi szkicami Mistrza sporz dzi dla mnie szaty.ł ą ć R cznie spisane listy kredytowe nale a o zanie do banku, po czym, jak wszyscy, mia em dosta pieni dze. Pieni dze!ę ż ł ść ł ć ą ą Nigdy czego takiego nie mia em.ś ł By y pi kne: z ote i srebrne floreny, niemieckie guldeny, czeskie grosze, male kie monety bite przez w adców Wenecjił ę ł ń ł zwanych do ami, stare monety z Konstantynopola. Dosta em sakiewk pe n brz cz cych pieni dzy i jak inni przytroczy em jż ł ę ł ą ę ą ę ł ą do pasa. Jeden z towarzyszy kupi mi cudo, przed którym zastyg em w zachwycie. By to ma y, tykaj cy przedmiot. Nie mog em poj ,ł ł ł ł ą ł ąć co to takiego, pi kne cacuszko wysadzane drobniutkimi klejnotami - ale sk d ten d wi k? Na nic si zda y r ce wskazuj ce wę ą ź ę ę ł ę ą niebo, wpatrzony w szk o, zdobienia, ruchome listewki, zrozumia em: to male ki zegar!ł ł ń Zacisn em swój skarb w d oni i poczu em, e kr ci mi si w g owie. Dotychczas zna em jedynie wielkie zegary naął ł ł ż ę ę ł ł dzwonnicach. - Trzymam w r ku czas - szepn em do mych znajomych po grecku.ę ął - Amadeo - rzek Riccardo - b dziesz teraz liczy dla mnie godziny.ł ę ł Chcia em powiedzie , e to zdumiewaj ce odkrycie jest czym bardzo wa nym dla mnie. Jest w nim jakie przes anie odł ć ż ą ś ż ś ł wiata zbyt pospiesznie i z owrogo zapomnianego. Czas przesta by czasem i nigdy ju nim nie b dzie. Dzie nie by ju dniemś ł ł ć ż ę ń ł ż ani noc noc . Nie potrafi em jednak tego wys owi : w grece, w adnym innym j zyku, nie potrafi em nawet w swych spl tanychą ł ł ć ż ę ł ą my lach. Otar em pot z czo a, mru c oczy przed jaskrawym s o cem Italii. Mój wzrok przyci gn y ptaki, które stadamiś ł ł żą ł ń ą ęł przesuwa y si po niebie; ich niewidoczne z tej odleg o ci skrzyd a bi y zgodnym rytmem. Chyba wyszepta em pó g osem:ł ę ł ś ł ł ł ł ł „Jeste my w wiecie”.ś ś - Jeste my w rodku najwi kszego miasta wiata! - krzykn Riccardo, wci gaj c mnie w t um. - Zobaczmy jak najwi cej,ś ś ę ś ął ą ą ł ę zanim ugrz niemy u krawców.ęź Zatrzymali my si na chwil w sklepie z czekolad , ciastkami i przeró nymi, nie znanymi mi jaskrawoczerwonymi i ó tymiś ę ę ą ż ż ł akociami.ł Jeden z ch opców pokaza mi okropn ksi k z rysunkami, na których m czy ni i kobiety splatali si w lubie nychł ł ą ąż ę ęż ź ę ż u ciskach.ś By y to opowie ci Boccaccia. Riccardo powiedzia , e przeczyta mi je, gdy to w istocie bardzo dobry sposób, abym nauczył ś ł ż ż ł si w oskiego. Obieca te , i zapozna mnie z Dantem.ę ł ł ż ż Boccaccio i Dante s z Florencji, zauwa y kto z boku, mimo to wcale nie s najgorsi.ą ż ł ś ą Dowiedzia em si , e Mistrz przepada za ksi kami; mia o mo na by o na nie wydawa pieni dze, nigdy nie by sytył ę ż ąż ś ł ż ł ć ą ł czytania. Mia em si jeszcze przekona , e nauczyciele b d mnie wr cz doprowadza do sza u i desperacji. Wszyscył ę ć ż ę ą ę ć ł musieli my si oddawaś ę ć studia humanitatis, na które sk ada y si historia, gramatyka, retoryka, filozofia, starodawni autorzy...ł ł ę Mnóstwo zagadkowych s ów, które stopniowo dopiero nabiera y sensu, gdy powtarzano je i demonstrowano ich znaczenie.ł ł 22

Inn lekcj , któr mia em dopiero pobra , by o to, i nigdy nie wygl dali my dla Mistrza dostatecznie dobrze. Na mojej szyią ą ą ł ć ł ż ą ś nieustannie pojawia y si coraz to nowe z ote i srebrne naszyjniki, medaliony i inne ozdoby. Podobnie by o z pier cieniami ił ę ł ł ś sygnetami. Ile to razy przychodzi o nam targowa si ze z otnikami, by na koniec wraca doż ł ć ę ł ć palazzo z autentycznym szmaragdem z Nowego wiata czy dwoma pier cieniami z rubinami, na których obr czce wyryto niezrozumia e dla mnie napisy.Ś ś ą ł Nigdy nie mog em si napatrzy swym palcom zdobnym klejnotami. Jeszcze teraz, pi set lat pó niej, nawet tej nocy, mamł ę ć ęć ź s abo do pier cieni. I tylko podczas d ugich lat w Pary u, gdy by em jednym z szata skich dzieci nocy, tylko podczas tamtegoł ść ś ł ż ł ń snu odda em swe pier cienie. Ju nied ugo dojdziemy i do tych wydarze .ł ś ż ł ń Na razie Wenecja, ja jestem jednym z dzieci Mariusa, wraz z innymi yj cy w cudownym nastroju, który trwa b dzie jeszczeż ą ć ę przez lata. Poszli my do krawców. Gdy zdejmowali ze mnie miar , upinali na mnie ró ne materia y, zak adali i przycinali, moiś ę ż ł ł towarzysze opowiadali, jak to najbogatsi Wenecjanie zam czali Mistrza pro bami o najmniejsze chocia by dzie o jego kunsztu.ę ś ż ł On za , zarzekaj c si , i marny z niego artysta, nie sprzedawa niczego, co najwy ej od czasu do czasu portret m czyzny lubś ą ę ż ł ż ęż kobiety, którzy wpadli mu w oko, a których przemienia w mityczne postacie, bogów, boginki, anio ów, wi tych. W tychł ł ś ę opowie ciach a si roi o od imion, rzadko mi znanych, najcz ciej jednak tajemniczych.ś ż ę ł ęś Pami doradza a ostro no . Czy nic nie ró ni o wi tych od bo ków? Czy zlanie ich w jednej opowie ci nieęć ł ż ść ż ż ł ś ę ż ż ś sugerowa o, e chodzi tu o jakie zmy lenia i k amstwa? Nie mog em si w tym wszystkim po apa , a dooko a tak wiele sił ż ś ś ł ł ę ł ć ł ę dzia o, tak wiele. Niepodobna przecie , aby za tymi wdzi cznymi twarzyczkami kry y si oszustwo i niegodziwo . W to nieł ż ę ł ę ść mog em uwierzy . A chocia wszelka b ogo wydawa a mi si podejrzana, to jak e s odko by o jej ulega , a ulega em z corazł ć ż ł ść ł ę ż ł ł ć ł wi ksz atwo ci .ę ą ł ś ą Ten dzie inicjacji by jednym z setki, co mówi , tysi ca tych, które mia y nadej , i dzisiaj trudno mi ju ustali , kiedyń ł ę ą ł ść ż ć zacz o do mnie niejasno dociera , co w a ciwie mówi moi towarzysze. Moment ten jednak nadszed , i to ca kiem szybko;ęł ć ł ś ą ł ł powiedzia bym, e nie nazbyt d ugo trwa em w naiwno ci.ł ż ł ł ś Na razie ta pierwsza wyprawa by a i cie magiczna. Od wody ci gn powiew orze wiaj cy i ch odny, niebo nad nami by oł ś ą ął ź ą ł ł kobaltowe, usiane chmurami, które z tak precyzj oddano na sklepieniu pa acu Mistrza. Nasz a mnie my l, e nie ma k amstwaą ą ł ł ś ż ł w jego obrazach. Za specjalnym zezwoleniem weszli my do nale cej do do y kaplicy wi tego Marka; jej bogactwo porazi o mnie: cianyś żą ż Ś ę ł ś jakby powleczono p ynnym z otem. Ale pora aj ca by a te wiadomo , i oto ja sam spowity jestem w strojno ci i z oto i stojł ł ż ą ł ż ś ść ż ś ł ę po ród mocnych, surowych pos gów wi tych, których znam.ś ą ś ę Zna em ich wszystkich, stoj cych w niszach, w d ugich szatach, z r kami z o onymi do modlitwy, z aureolami nad g ow .ł ą ł ę ł ż ł ą Wiedzia em, jak mnie oceniaj brodaci patriarchowie, spogl daj c na mnie nieruchomymi oczyma, stan em wi c jakł ą ą ą ął ę sparali owany, a potem osun em si na posadzk .ż ął ę ę Musieli mnie wyprowadzi . Z ka dym krokiem rós zgie k na placu, a ja czu em, e zmierzamy ku jakiemu strasznemuć ż ł ł ł ż ś fina owi; chcia em im jako przekaza , e to nie ich wina, e to nieuchronne, a jednak nie potrafi em.ł ł ś ć ż ż ł Byli zaskoczeni. Og uszony, sp ywaj cy potem na ca ym ciele, siedzia em bezw adnie u stóp kolumny i s ucha em t po ichł ł ą ł ł ł ł ł ę wyja nie , e to przecie tylko jeden ze skarbów miasta, có zatem tak silne na mnie zrobi o wra enie. Tak, to prawda, kaplicaś ń ż ż ż ł ż jest stara i bizanty ska z ducha, ale wiele jest takich w Wenecji. „Od wieków handlowali my z Bizancjum; jeste my prawdziwymń ś ś morskim imperium”. Powoli wraca em do siebie, gdy moi przyjaciele o agodnych g osach i delikatnych r kach podawali mi ch odne wino dlał ł ł ę ł orze wienia, podsuwali owoce, najwyra niej wolni od jakiejkolwiek grozy. Spojrza em w lewo, gdzie by port i nabrze a. Naź ź ł ł ż widok statków poderwa em si na nogi i rzuci em biegiem. Wielkie galeony o p katych burtach, wzd tych aglach i mig ychł ę ł ę ę ż ś ł wios ach, które wynosi y je na pe ne morze, zda y mi si prawdziwym cudem.ł ł ł ł ę W porcie wrza o. Barki, niemal si o siebie ocieraj c, wp ywa y i wyp ywa y, a ca e ich mrowie sta o na kotwicy i ze swychł ę ą ł ł ł ł ł ł wn trzno ci wypluwa o na nabrze a nieprzebrane bogactwo najró niejszych dóbr.ę ś ł ż ż 23

Kiedy wraz z przyjació mi ruszy em do Arsena u, koj cy okaza si widok normalnych ludzi, dopiero buduj cych owe morskieł ł ł ą ł ę ą dziwy. Arsena mia si sta jednym z moich ulubionych miejsc, gdzie wystawa em, oczu nie mog c oderwa od pracy cie li,ł ł ę ć ł ą ć ś sk adaj cych odzie tak ogromne, i zda o mi si nieuniknione, e bez podpory zaraz pójd na dno.ł ą ł ż ł ę ż ą W pojedynczych b yskach pojawia y si obrazy zamarzaj cych rzek, p askodennych barek, gruboskórnych m czyznł ł ę ą ł ęż cuchn cych zwierz cym sad em i niewyprawion skór . Owe fragmenty wiata, z którego przyby em, mia y si zjawia corazą ę ł ą ą ś ł ł ę ć rzadziej i coraz bledsze. Gdyby to nie by a Wenecja, kto wie, czyby si wszystko nie u o y o inaczej. Przez wszystkie lata tam sp dzone nigdy nieł ę ł ż ł ę znu y mnie widok Arsena u i pracy szkutników. Zawsze mia em tam wst p, starczy o kilka mi ych s ów, czasami wspartychż ł ł ł ę ł ł ł monet lub dwiema. Zafascynowany wpatrywa em si , jak go e ebra pokrywaj si belkami i jak coraz mniej samotne stercz wą ł ę ł ż ą ę ą niebo maszty. Tego jednak dnia tylko przemkn li my przez ów jarmark cudów. By o ich a nadto.ę ś ł ż Tak, to by a Wenecja, miasto, które przynajmniej na chwil zatar o w mej pami ci spl tane wspomnienia wcze niejszegoł ę ł ę ą ś ycia, jakich prawd, którym na razie nie musia em stawia czo a.ż ś ł ć ł Gdyby nie by a to Wenecja, nie by oby tu mego Mistrza.ł ł Nie min miesi c, gdy Mistrz tonem gaw dziarza opowiedzia mi o czarze innych miast Italii, o tym, jak cudownie jestął ą ę ł ogl da we Florencji przy pracy Micha a Anio a, wspania ego rze biarza, jak wiele zyska mo na z rozmów z rzymskimią ć ł ł ł ź ć ż nauczycielami, zako czy jednak s owami:ń ł ł - Tylko w Wenecji s tysi cletnie dzie a sztuki - lekkimi ruchami p dzla wyka czaj c obraz. - Ona sama jest dzie em sztuki,ą ą ł ę ń ą ł metropoli niewiarygodnie wspania ych wi ty , ciasno wzniesionych obok siebie niczym komórki plastra miodu, a i mieszka cyą ł ś ą ń ń sami w swej skrz tnej i p odnej pracowito ci s pszczo om podobni. Ale to tylko pa ace s godne spojrzenia i uwagi.ę ł ś ą ł ł ą Podobnie jak innych szybko wprowadzi mnie w szczegó y dziejów Wenecji, k ad c nacisk na jej ustrój republiki, która -ł ł ł ą despotyczna wprawdzie w swych decyzjach i zaciekle niech tna wobec obcych - by a jednak miastem ludzi „równych”. Florencja,ę ł Mediolan, Rzym - wsz dzie tam rz dzi y ma e elity: mo ne rodziny czy grupki wspólników, podczas gdy Wenecja, mimoę ą ł ł ż wszystkich swych grzechów, mia a senatorów, mia a bogatych kupców i mia a Rad Dziesi ciu.ł ł ł ę ę To tego pierwszego dnia zrodzi a si we mnie nieprzemijaj ca mi o do Wenecji. Zda o mi si , e to miejsce wolne odł ę ą ł ść ł ę ż grozy i okrucie stw, przyjazne tak e dla swych dobrze ubranych i sprytnych ebraków, miejsce szcz liwej fortuny, arliwychń ż ż ęś ż pasji oraz bogactwa. Bo czy ja sam nie zosta em jak moi nowi przyjaciele przemieniony przez mistrzów krawiectwa w ksi cia?ż ł ę Czy Riccardo nie nosi miecza? Najpewniej wszyscy oni byli szlachcicami.ż ł - Zapomnij o tym, co ci dotychczas spotka o - powiedzia Riccardo. - Nasz Mistrz jest naszym Panem, a my to jegoę ł ł ksi ta, jego dworzanie. Odt d jeste bogaty, a bogactwo ochroni ci przed krzywd .ążę ą ś ę ą - Nie jeste my tylko zwyk ymi giermkami - ci gn Albinus. - Udamy si na studia do Padwy, zobaczysz. Obok sztukś ł ą ął ę wyzwolonych uczymy si te ta ca i dobrych obyczajów. Zobaczysz ch opców, wracaj cych, aby odwiedzi Mistrza, i samę ż ń ł ą ć przyznasz, e to prawdziwie wytworni ludzie. Giuliano wietnie sobie radzi jako prawnik, podczas gdy Simone jest wzi tymż ś ę lekarzem na Torcello, wyspie niedaleko st d. Wszyscy, którzy st d odje d aj , maj za co y , tyle e Mistrz, jak toą ą ż ż ą ą ż ć ż Wenecjanie, gardzi nieróbstwem. Jeste my wszyscy maj tni, jak ci wielmo e, którzy tylko rozje d aj si po wiecie i smakujś ę ż ż ż ą ę ś ą go tak, jakby to by wielki ko acz lub talerz smako yków.ł ł ł Na koniec tego pierwszego dnia przygód, spowitego w s oneczne wiat o, kiedy pozna em szko mego Mistrza i przecudneł ś ł ł łę miasto, zosta em starannie podstrzy ony, uczesany i odziany w barwy, które odt d Mistrz zawsze mia dla mnie rezerwowa :ł ż ą ł ć jasny b kit rajtuzów, granat krótkiego aksamitnego kaftana i przetykany z otem lazur tuniki, do tego burgund na wypustkach iłę ł lamówkach. Wieczorem wraz z innymi ta czy em na marmurowej posadzce do d wi ku lutni i przygrywaj cego jej wirgina u, pierwszegoń ł ź ę ą ł klawiszowego instrumentu, jaki widzia em.ł Kiedy ostatnie blaski zachodu zgas y w kanale widocznym za strzelistymi oknami, b dzi em po pa acu; towarzyszy o mi mojeł łą ł ł ł 24

odbicie w niezliczonych zwierciad ach si gaj cych od posadzki do sufitu w niezliczonych, zda o si , pi knych salonach ił ę ą ł ę ę alkowach. Powtarza em za Riccardem nowe s owa. Wenecj zwano Serenissima. Sun ce kana ami czarne odzie to gondole.ł ł ę ą ł ł Wiatr, który mia nadej niebawem, przywodz c nas na skraj szale stwa, to sirocco. Wspania ym miastem w ada do a,ł ść ą ń ł ł ł ż wieczorem czyta b dziemy z nauczycielem Cycerona, instrument, po którym Riccardo zr cznie przebiera palcami, nazywa sić ę ę ł ł ę lutni , a wielkie o e Mistrza otoczone by o baldachimem, który co dwa tygodnie obr biano nowymi z otymi fr dzlami.ą ł ż ł ę ł ę Trwa em w ekstazie.ł Do pasa przytroczy em nie miecz, lecz sztylet.ł Tyle ufno ci. Oczywi cie, e by em po ród reszty niczym zab kane ciel , nie tylko w wiecie, ale i w sobie nie mog ce siś ś ż ł ś łą ę ś ą ę rozezna , nigdy dot d jednak nikt mi nie zawierzy tak mierciono nej broni. I znowu pami p ata a figle. Wiedzia em, jakć ą ł ś ś ęć ł ł ł cisn drewnian dzid , jak... Podszept ten by jak smu ka dymu, która si zaraz rozp yn a, ponadto ca e to przyt aczaj ceąć ą ą ł ż ę ł ęł ł ł ą mnie otoczenie nieodpowiednie by o do broni, walki, przemocy. Nie, bitwa, zmaganie si , u miercanie - to wszystko by o mił ę ś ł wzbronione. Tak, nigdy ju , nigdy, nigdy. mier poch on a mnie bez reszty, a potem wyplu a tutaj. W pa acu Mistrza, po ród obrazów,ż Ś ć ł ęł ł ł ś które zachwycaj co utrwali y sceny batalistyczne, map zwieszaj cych si z sufitów i okien wype nionych zdobionym szk em,ą ł ą ę ł ł wydoby em z pochwy sztylet, przyjrza em si jego szmaragdom i rubinom, a potem jednym ci ciem przepo owi em jab ko.ł ł ę ę ł ł ł Ch opcy za miali si , by a w tym jednak przyja , nie z o liwo .ł ś ę ł źń ł ś ść Wkrótce nadejdzie sam Mistrz. I popatrz tylko: od komnaty do komnaty przemykaj najm odsi spo ród nas, którzy nie wzi lią ł ś ę udzia u w wyprawie na miasto, a teraz sprawnie i szybko rozpalali pochodnie, kandelabry i pojedyncze wiece, a ja w niemymł ś zachwycie wpatrywa em si w t rozlewaj c si po salach powód wiat a mno cego si w lustrach.ł ę ę ą ą ę ź ś ł żą ę Pojawi si blady, nieefektowny m czyzna, trzymaj c w r kach podniszczon ksi k . Mia czarne, w t e w osy i prostył ę ęż ą ę ą ąż ę ł ą ł ł czarny kaftan. W jego oczach migota y radosne b yski, ale w skie usta by zaci ni te jak w gniewie. Wszyscy ch opcy j kn li.ł ł ą ł ś ę ł ę ę Zamkni to okna przed ch odniejszym powietrzem wieczoru.ę ł M czy ni w gondolach sun cych po kanale piewali, d wi ki wznosi y si , odbija y od cian, wibrowa y w szybach ięż ź ą ś ź ę ł ę ł ś ł opada y ku wodzie.ł Zjad em jab ko do ostatniego kawa eczka. Przez ca y ten dzie wch on em wi cej owoców, mi sa, chleba i s odkich akoci,ł ł ł ł ń ł ął ę ę ł ł ni jest w stanie pomie ci w sobie normalny cz owiek. Tyle e ja nie by em normalnym cz owiekiem: by em wyg odnia ymż ś ć ł ż ł ł ł ł ł ch opcem.ł Nauczyciel pstrykn palcami, nast pnie wyj zza pasa gi tk witk i uderzy ni kilka razy o ydk .ął ę ął ę ą ę ł ą ł ę - Uwaga! - powiedzia i w tej samej chwili zjawi si Mistrz.ł ł ę Wszyscy ch opcy, bez wzgl du na wiek, rzucili si do niego, otoczyli ciasnym ko em, chwytali za r ce, a on s ucha ichł ę ę ł ę ł ł okrzyków, potem za kaza si zaprowadzi do namalowanych dzisiaj obrazów.ś ł ę ć Nauczyciel trzyma si na uboczu, wcze niej powitawszy Mistrza lekkim uk onem.ł ę ś ł Poszli wi c wszyscy do galerii, a Mistrz pozwala , by coraz to nowi podopieczni chwytali go za d onie, trzymali si r kawów ię ł ł ę ę ocierali o po y p aszcza. Poszed em i ja, szczególnie e dojrzawszy mnie, kiwn g ow , mówi c: „Chod z nami, Amadeo”,ł ł ł ż ął ł ą ą ź my la em jednak o jednej tylko rzeczy i tylko jednego pragn em.ś ł ął Moje marzenie szybko si spe ni o.ę ł ł Wszyscy zostali odprawieni do czytania Cycerona, z wyj tkiem mnie. Mistrz chwyci mnie za przegub, przytrzyma , aą ł ł nast pnie poprowadzi do swej prywatnej komnaty. Zamkn za sob malowane drzwi na zasuw ; w rodku unosi y się ł ął ą ę ś ł ę tajemnicze zapachy z kadzide i lamp. Na ó ku pi trzy y si poduchy i poduszki o najrozmaitszych barwach i wzorach.ł ł ż ę ł ę Zaci gn szkar atne zas ony. Czerwie jest jego barw , rzek mi, tak jak niebieski b dzie moj .ą ął ł ł ń ą ł ę ą Uwodzi mnie w uniwersalnym j zyku, syc c mnie obrazami.ł ę ą - Twoje br zowe oczy staj si bursztynowe, gdy padnie na nie blask ognia - szepta . - S jak ciemne, l ni ce zwierciad a,ą ą ę ł ą ś ą ł w których dostrzegam siebie, nawet gdy zazdro nie strzeg swego sekretu. S jak ciemne wierzeje bogactwa twej duszy.ś ą ą 25