Rozdział 1
Śmiertelnie przerażona Elizabeth zobaczyła, jak zaprzęg ze spłoszonymi
końmi pędzi wprost na wózek z Williamem. Słysząc echo własnego
krzyku, rzuciła się do przodu, niemal jednocześnie odrywając obie stopy
od ziemi. Nie myślała, co robi, nie docierały do niej żadne dźwięki, w
oczach miała tylko jedno: - dziecko.
Nie wiedziała, jak to się stało, ale gdy chwyciła za pałąk, wózek się
przewrócił. Na ciele poczuła uderzenia kamyków wylatujących spod
końskich kopyt. W uszach jej łomotało, a kiedy upadła na brzuch, po-
czuła, że traci oddech.
Usłyszała rżenie konia, czyjś krzyk, a potem zrobiło się cicho. Zbyt cicho.
William, pomyślała, i uklękła na jedno kolano. Dostrzegła wyrzucony z
wózka becik, ale nigdzie nie widziała synka. Gdzie on się podział?
Dlaczego nie płacze?
- Williamie! - krzyknęła, aż zapiekło ją w gardle. -Williamie, gdzie
jesteś?! - Wstała i odrzuciła na bok becik. Chłopiec był tam, na ziemi.
Czapeczka zsunęła mu się na twarz, więc delikatnie ją zdjęła. - Moje
dziecko... - szepnęła zdławionym głosem i ostrożnie podniosła synka.
Leciał jej przez ręce. - Nie śpij! Obudź się, mamusia tu jest, zajmie się
tobą. No, no... Już nie ma się czego bać.
Poczuła na ramieniu ciężką rękę.
- Żyje? - Był to głos Kristiana, nabrzmiały od lęku i zwątpienia.
2
- Śpi - mruknęła. - Jest taki... wiotki. - Nagły płacz zdusił jej słowa w
gardle.
- Nie! - krzyknął Kristian w niebo.
W tej samej chwili małe ciałko, które tuliła do piersi, leciutko drgnęło.
Elizabeth poczuła nagły przypływ nadziei. Czy jej się wydawało, czy...?
Nie, poczuła to znowu. Wyprostowała ramiona z dzieckiem, by mu się
dobrze przyjrzeć, a wówczas ono otworzyło buzię i zapłakało. Czując, że
otaczają ją ramiona męża, Elizabeth dała upust łzom.
Tymczasem zjawili się Lars i Jens. Przytrzymując, zaczęli je uspokajać.
Zwierzęta wciąż były wystraszone i, rzucając łbami, wodziły wokół
przerażonymi oczyma.
Elizabeth kołysała Williama, przyciskając go do piersi. Nie była w stanie
wydusić z siebie słowa. Kristian drżącą ręką pogłaskał synka po twarzy.
- Tu ma jakieś zadrapanie. Mam sprowadzić doktora?
Elizabeth odchrząknęła.
- Nie, nie trzeba. Chyba wszystko dobrze, bo rusza rączkami i nóżkami,
więc tylko najadł się strachu. - Pocałowała malca w czółko i wymruczała
do niego jakieś uspokajające słowa.
Podbiegły do nich Helenę i Maria.
- Co z nim?
- Dobrze - odparła Elizabeth. - Ale przecież niewiele brakowało.
- Co za głupiec mógł coś takiego zrobić? - spytała Maria, zerkając na
nowo przybyłego.
Jej siostra uśmiechnęła się, wciąż jeszcze cała drżąc.
- Cóż, trzeba się z nim przywitać.
Mąż ujął ją pod ramię i poszli w stronę powozu. Rozpoznawszy gościa,
Kristian stanął jak wryty.
- Czy to... No nie, coś podobnego!
- Przepraszam za ten mój nagły najazd! - Zdjąwszy czarny kapelusz,
mężczyzna zgiął się w pół, a następ-
3
nie nasadził kapelusz z powrotem na głowę. - Jak tam wątły kwiatuszek i
dziecinka?
- Zaraz ci dam wątłego kwiatuszka! - wybuchnęła Elizabeth. - Na
szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale wiele nie brakowało! Czy ty
w ogóle wiesz, coś narobił?
- Sorry. Konie wymknęły się spod kontroli i... Gospodyni Dalsrud
spojrzała na przybysza. Stojąc
w powozie, wyglądał tak markotnie, że pożałowała swojego wybuchu.
- Tak się przestraszyłam... - szepnęła, mocniej przytulając Williama. /
- Nils Wędrowiec! - zdziwiła się Helenę. - Gdzieś ty się podziewał, na
miłość boską?
- Byłem w Ameryce - odparł mężczyzna, dumnie podnosząc głowę. -
Dorobiłem się tam, nie ukrywam. I to na tyle, że mogę sobie pozwolić na
odwiedziny starego kraju.
Przyglądając się gościowi, Elizabeth przełożyła synka na drugie ramię.
Chłopczyk uspokoił się już, przytulił policzek do jej ramienia i tylko od
czasu do czasu cichutko chlipał. Elizabeth zauważyła, że Nils jest ele-
gancko odziany w czarny surdut i białą koszulę. I to w środku tygodnia!
Czarne włosy miał nieco krócej przycięte. Wciąż był bardzo przystojnym
mężczyzną.
Wędrowiec wysiadł z powozu i podszedł do gospodarzy.
- Jeszcze raz błagam o wybaczenie. Ktoś wystraszył mi konie i... No, a
resztę już wiecie. Czy maleństwu na pewno nic się nie stało?
Kristian wyraźnie nadal był rozgniewany i już miał dać temu wyraz,
kiedy odezwała się jego żona:
- Wszystko dobrze, wózek też chyba cały.
Nils uniósł brew i uważnie przyjrzał się dziecku.
- Moje oczy mówią mi, że to mały Dalsrud... Kristian odchrząknął i
wypiął dumnie tors.
9
- A i owszem. Mówią, że bardzo do mnie podobny.
- Gratuluję. - Nils, ponownie zdjąwszy kapelusz, wyciągnął do
gospodarza wypielęgnowaną rękę, po czym powiódł wzrokiem dookoła. -
Jednych brakuje, innych przybyło - zauważył.
Elizabeth odchrząknęła.
- Od twojego wyjazdu wiele tu się zdarzyło...
- To już trzy lata... Ale pięknej dziewicy Marii nie zapomniałem. Piękna
jak świeżo rozkwitła róża! To już kobieta...
Maria zarumieniła się i przestąpiła z nogi na nogę.
- A to mój promyczek, Helenę! Czekałaś na mnie, prawda? - Wędrowiec
uśmiechnął się i mrugnął do służącej.
- Głuptas! Jestem zamężna. Nils położył rękę na sercu.
- Coś podobnego! I któż jest tym szczęśliwcem? Lars podszedł bliżej.
- Ja! - Wyciągnął rękę, a Nils potrząsnął nią mocno, serdecznie parobkowi
gratulując.
- Yes, yes, twój Lars to ekstra gość.
- Co? - Helenę zaskoczyły nieznane słowa, ale przybysz najwidoczniej
nie miał zamiaru niczego wyjaśniać. Jego wzrok padł na Jensa.
- A ten tutaj? To twój mąż? - spytał, patrząc na Marię. Zapadła cisza, w
której słychać było tylko ćwierkanie jakiegoś ptaka. Wreszcie
przemówiła Elizabeth:
- To Jens, mój pierwszy mąż... Teraz ma za żonę Linę. Nils mruknął coś
po angielsku. Elizabeth nie zrozumiała jego słów, ale chyba było tam coś
o Bogu.
- Powiadasz, że to on? O ile pamiętam, twój pierwszy mąż utonął... A
teraz tu stoi?
- To długa historia - odezwał się Jens. - Wyjaśnimy ci później, jak
będziemy mieli więcej czasu.
Wzrok Nilsa padł na dziewczynkę, chowającą się za nogami Jensa.
5
- Widzę tu jeszcze aniołka, który zstąpił z nieba. Jak masz na imię,
aniołeczku?
- Mąż! - powiedziała dziewczynka, pokazując na Jensa. Ten wziął ją na
ręce. - To córka moja i Liny, ma na imię Signe.
- Skóra zdjęta z matki - zawyrokował Wędrowiec i rozejrzał się wokół. -
A gdzie ona?
- W Danii - odparł Jens. - Choruje, ale wkrótce pewnie przyjedzie.
- Aha. - Nils kiwnął głową kilka razy, o nic już nie pytając.
Elizabeth odetchnęła z ulgą. Niektórzy ludzie nie wiedzieli, kiedy
powinni zamilknąć, ale na szczęście Nils do nich nie należał.
- Proszę, wejdź do środka - rzekł Kristian. Wędrowiec kiwnął głową.
- Dziękuję, chętnie. W gardle mi zupełnie zaschło od tego kurzu.
- Napoję twoje konie - powiedział Lars, chwytając wiadra.
Elizabeth delikatnie pogłaskała główkę synka. Nie spał, ale powieki miał
już ciężkie. Trzeba go położyć w kołysce. Przynajmniej tam będzie
bezpieczny.
Rozdział 2
Helenę i Maria od razu zajęły się parzeniem kawy. Zaproponowały też, że
położą Williama, ale Elizabeth im podziękowała.
- Sama to zrobię - powiedziała, ostrożnie układając synka w kołysce. -
Zdaje się, że pod wpływem szoku
11
zapomniał, że boli go brzuszek - dodała z uśmiechem, otulając niemowlę
kołderką.
- Co za niespodzianka z tym Nilsem - powiedziała Helenę, krojąc chleb. -
Kto by przypuścił, że pojedzie do Ameryki?
- Prawda? - mruknęła Elizabeth, wprawiając w ruch kołyskę.
Przypomniała sobie list, który Nils przysłał do niej wkrótce po swoim
zniknięciu. Pisał w nim, że pokłócił się nad brzegiem morza z Laviną. Był
zazdrosny, podejrzewał, że między nią a Kristianem coś zaszło. Właści-
wie tak było - Lavina próbowała Kristiana szantażować, ale o tym Nils
nie musiał wiedzieć. W trakcie kłótni Lavina poślizgnęła się i upadła,
uderzając głową o kamień. Zginęła na miejscu, a Nils tak się przeraził, że
uciekł z wyspy i wyprawił się do Ameryki. Pisał, że wędruje tam, imając
się dorywczych prac, tak jak w starym kraju.
- Nie słyszałaś mojego pytania? - Helenę wbijała wzrok w gospodynię.
Elizabeth drgnęła.
- Zamyśliłam się - bąknęła, czując, jak płoną jej policzki.
Tamten list spaliła już następnego dnia. Jego treść znał tylko Kristian.
Może głupio zrobiła, że nie opowiedziała o nim Helenę, ale właściwie nie
żałowała. Pewne rzeczy wolała zachować dla siebie.
- O co pytałaś? - odezwała się, nie odwracając twarzy w stronę
przyjaciółki.
- Pytałam, czy mam podać to ciasto, które właśnie upiekłam.
- Oczywiście, że tak. I tak nie może za długo stać. Poza tym nie co dzień
mamy gościa z Ameryki.
Maria roześmiała się, smarując pokrojony chleb i ku zadowoleniu
Elizabeth, nie żałując masła.
- Jak myślicie, czy spotkał tam Amandę i Olego? Helenę prychnęła i
spojrzała na nią z politowaniem.
- Ameryka jest nieco większa niż Dalsrud.
7
- Naprawdę? - Maria zrobiła nadąsaną minę.
- Sama go spytaj - uśmiechając się, poradziła Elizabeth siostrze. - Świat
jest malutki - dodała, wstając. -Nawet w Ameryce.
Ciekawa była, o czym mężczyźni rozmawiają w salonie. Tyle się
zdarzyło, odkąd Nils wyjechał z Norwegii... Szczerze mówiąc, niepokoiła
się tym, czego może się dowiedzieć. O pewnych rzeczach wolałaby
powiedzieć mu sama.
Kiedy weszła do salonu, jej mąż właśnie nalewał do kieliszków koniaku.
Uśmiechnęła się do zebranych, usiadła i skrzyżowała nogi.
- Napijesz się? - spytał Kristian, wyjmując butelkę madery.
- Chętnie. - Ujęła podany przez męża kieliszek i wypiła kilka łyków.
Wino ogrzewało przełyk i uspokajało żołądek. Pomyślała, że po ostatnich
wydarzeniach właśnie tego jej potrzeba.
- Jak tam malutki? - spytał Nils, spoglądając na nią bystrymi, niebieskimi
oczyma.
- Śpi. - Elizabeth łyknęła wina.
- Zdrowie! - powiedział Kristian, wyciągając rękę z kieliszkiem w stronę
mężczyzn.
Wypili.
- Jak ma na imię? - dopytywał się Wędrowiec.
- William, po dziadku Kristiana - odparła Elizabeth szybko, by nie
dopuścić do głosu innych. - Ma dopiero miesiąc.
- Ładny boy - stwierdził Nils.
- Co proszę? - Spojrzała na niego zdziwiona.
- Przepraszam. Ładny chłopak.
Nils obejmował kieliszek całą dłonią i Elizabeth pomyślała, że wygląda,
jakby ją sobie o niego ogrzewał. Nagle z wewnętrznej kieszeni surduta
wyjął srebrne pudełko i otworzył je.
- Czy mogę poczęstować panów cygarem?
13
Mężczyźni pokręcili głowami.
- Nigdyśmy się nie przyzwyczaili do tytoniu, choć ponoć daje siłę -
przyznał Kristian.
Wędrowiec zatrzasnął cygarnicę i włożył ją z powrotem do kieszeni.
Wyszczerzył mocne białe zęby w uśmiechu.
- Przypuszczam, że gospodyni nie przepada za zapachem dymu, który
włazi w meble i tapety.
Elizabeth kiwnęła głową, przyglądając się gościowi spod rzęs. Doszła do
wniosku, że Nils jest jakiś inny i to nie tylko z powodu pięknego,
kosztownego ubioru. Nosił się jak prawdziwy pan, nawet jego mowa
brzmiała teraz inaczej, jakby akcentował w słowach wszystkie: głoski r...
Może tak mówiono w Ameryce?
- Powiedzcie mi... - Nils schylił się i wyjrzał przez okno. - Mała
Ane-Elise, gdzie ona jest?
W izbie zapadła cisza, wszyscy zastanawiali się, co odpowiedzieć.
Elizabeth napotkała spojrzenie Kristia-na, a potem-Jensa. Poczuła, że
wilgotnieją jej ręce, więc odstawiła kieliszek na stół i dyskretnie wytarła
palce o spódnicę. Potem odchrząknęła i powiedziała:
- Ane... jest w Bergen.
- Aha. A co tam robi? - spytał Wędrowiec z uśmiechem.
Otwarły się drzwi i weszły Maria z Helenę. Elizabeth odetchnęła, czując,
jak przygniatający jej barki ciężar nagle zelżał. Zyskała trochę czasu na
przygotowanie odpowiedzi.
Helenę postawiła ciasto na środku stołu, a Maria zajęła się rozstawieniem
filiżanek i talerzyków.
- Proszę, częstujcie się - zachęcała. - Helenę piecze jak mało kto!
- Ale tam, po prostu coś tam zagniotłam w wolnej chwili - wtrąciła
służąca, czerwieniejąc.
Maria uśmiechnęła się od ucha do ucha.
14
- No właśnie, cała ona! Potrafi wyczarować coś z niczego.
Elizabeth uśmiechnęła się, słysząc te przekomarzania. Gdy Helenę i
Maria nakryły do końca i już wszystkim nalały kawy, Kristian wyjął dla
nich kieliszki do wina.
- Zdrowie Nilsa - powiedział, podnosząc swój kieliszek. Wędrowiec był
nieco zmieszany takim uhonorowaniem, ale w końcu także uniósł
kieliszek i się napił.
- No, mówcie, co aniołek robi w tym Bergen? Przecież to jeszcze dziecko.
- Bo ja wiem... - odezwała się Elizabeth, obracając w palcach kieliszek. -
Ma już piętnaście lat, w zeszłym roku była konfirmowana.
Nils uniósł brwi, zaskoczony.
- Mój Boże, ależ ten czas leci!
- Tak, zwłaszcza dzieciom - zgodziła się Elizabeth, nie odrywając oczu od
kieliszka. W końcu odstawiła go na stół i spojrzała wprost na gościa. - To
i owo się tu we wsi zdarzyło, Nilsie. Także coś strasznego. Z pewnością
usłyszysz o tym od innych, więc równie dobrze możesz dowiedzieć się od
nas. Ane... zabiła Sigyarda, męża Bergette.
- Co ty wygadujesz?! - Nils omal nie upuścił kieliszka, a łapiąc go,
zachlapał sobie piękne spodnie. Odruchowo strzepnął z nich resztki
koniaku.
- Zastrzeliła go.
Wędrowiec potoczył spojrzeniem po zgromadzonych, ale każdy unikał
jego wzroku.
Elizabeth odetchnęła głęboko, po czym cichym głosem zaczęła
opowiadać. Najpierw o Sigvardzie, który, zdradziwszy żonę z jedną ze
służących, został wyrzucony z domu. A potem o liście, który przysłał, a
którego nie potrafili do końca zrozumieć. Nils siedział i słuchał, między
brwiami utworzyła mu się głęboka zmarszczka. Kręcił czasem głową, ale
nie przerywał. Elizabeth opowiadała: o tym, jak widziano Sigvarda w
starym obejściu wyrobników, i o tym, że kiedy spłonęło i znaleziono w
nim ludzkie szczątki, uznano, że to on.
15
- No i wyprawiono mu pogrzeb - powiedziała, składając ręce na podołku.
- Ale jakim cudem...
Ciężko westchnąwszy, gospodyni Dalsrud ciągnęła opowieść o tym
nieszczęsnym dniu, kiedy poszła do Bergette, by pożyczyć wózek dla
dziecka, a w drzwiach nagle stanął Sigvard ze sztucerem i zagroził, że je
obie zastrzeli. Po raz pierwszy mówiła o swoim przerażeniu i lęku, że
opuści tych, których kocha.
- Pomyślałam o moich dzieciach, o Ane i o Williamie. Obojgu potrzebna
była matka. Myślałam, kto też zajmie moje miejsce. - Napotkała
spojrzenie Helenę. -Miałam nadzieję, że to będziesz ty.
Przyjaciółce zaszkliły się oczy, szybko jednak je otarła, kilka razy
chrząknęła i przełknęła ślinę. Zerknęła na Nilsa i uśmiechnęła się.
- A teraz Helenę jest w ciąży, zapomnieliśmy ci powiedzieć.
Nils pokazał w uśmiechu białe zęby i serdecznie pogratulował przyszłym
rodzicom.
Elizabeth odczekała chwilę i kontynuowała.
- Nie wiesz jeszcze wszystkiego. Może byś usłyszał to od innych, więc
powiem ci sama: ojcem Ane jest Leonard Dalsrud. W każdym razie przez
niego zaszłam w ciążę. Ale prawdziwymi ojcami byli Jens i Kristian.
Nils przyjął nowinę z kamienną twarzą. Elizabeth spojrzała na niego
pytającym wzrokiem.
- Przemieszkałem trochę w tej wsi - odezwał się wreszcie. - O moje
wrażliwe ucho to i owo się obiło.
Elizabeth zgadła, że wie o gwałcie. Nie tłumaczyła więc dalej. Unikała
jednak wzrokiem Kristiana. Wiedziała, że otwieranie tej rany za każdym
razem sprawia mu taki sam ból.
- Sigvard domyślił się wszystkiego i zagroził, że cała wieś się o tym
dowie - ciągnęła. - Ane, która o niczym nie wiedziała, wszystko
usłyszała. Słyszała też, jak nam
16
groził. Znalazła w sieni pistolet i strzeliła mu w plecy.
- Ostatnie zdanie Elizabeth wypowiedziała szeptem. Przyznanie, że jej
córka zabiła człowieka, przychodziło jej z największym trudem. -
Lensman uznał, że to w samoobronie, więc nie została ukarana. Wiele
osób pewnie się z tym nie pogodziło, ale to już ich kłopot. -Opuściła
wzrok i zaczęła obracać na palcu obrączkę.
-Jakbyśmy mieli się przejmować tym, co inni myślą, nie dałoby się żyć -
rzekł Nils. - Ane zrobiła to, co należało. No bo co miała zrobić? Czekać,
aż i ją zabije?
- W zamyśleniu wbił wzrok w podłogę. - Mój biedny kwiatuszek...
Przez dłuższy czas panowało ogólne milczenie. Przerwał je Nils.
- Zdrowie małej Ane-Elise, która wyjechała do Bergen przez ludzkie
gadanie.
Z wahaniem wzniesiono kieliszki.
Elizabeth chrząknęła i spojrzała na Wędrowca.
- Nie dlatego wyjechała. Wyprowadziła się, bo była na nas zła, żeśmy jej
wcześniej nie powiedzieli o jej pochodzeniu.
Mężczyzna zmarszczył czoło.
- Aha... No tak. Ale minie jej to. Jest taka młoda i wrażliwa... jak
źrebiczka.
Słysząc to porównanie, Elizabeth nie mogła się nie uśmiechnąć. Ale może
Nils miał rację? Miała w każdym razie nadzieję, że tak jest. Podobał jej
się sposób, w jaki podchodził do życia - prosto, bez osądzania kogo-
kolwiek.
- Gdzie chcesz mieszkać podczas pobytu w kraju? -spytał nagle Kristian. -
Jak długo chcesz zostać?
Nils odetchnął głęboko.
- Parę miesięcy. A jakieś łóżko się znajdzie. Na pewno da się zamieszkać
na Wyspie Topielca...
- Głupstwa opowiadasz. Zatrzymasz się tu i już, prawda, Elizabeth?
12
- Naturalnie. Przecież nie popłyniesz na tę straszną wyspę!
Wędrowiec zachichotał.
-No, może nie będę musiał. Zawsze dotąd udawało mi się znaleźć dach
nad głową.
- Tu masz dach nad głową - rzekł zdecydowanym tonem Kristian. -
Kobiety przygotują ci pokój na górze i możesz sobie w nim mieszkać tak
długo, jak zechcesz.
Nils wstał i ukłonił się głęboko.
- Dzięki, Kristianie, doceniam waszą gościnność. Zawsze byłem tu
przyjmowany z otwartymi ramionami -dodał i usiadł z powrotem. -
Zarówno wtedy, kiedy byłem biedny jak mysz kościelna, jak i teraz, kiedy
jestem wam równy.
Elizabeth poczuła się nieco zażenowana tymi słowami.
- Jeszcze by tego brakowało, żebyśmy cię nie przyjęli. - Uśmiechnęła się.
- Nikt nie opuszcza Dalsrud, nie dostawszy niczego na drogę. Przecież to
normalne.
- Opowiedz nam, co robisz w tej Ameryce - poprosił Lars, poprawiając się
na krześle.
- Tak, opowiedz - poparła go Helenę.
- No, to posłuchajcie - rzekł Nils i rozpoczął swą opowieść.
Dla Elizabeth brzmiała ona jak bajka: początkowo Nils wędrował od
obejścia do obejścia, gdzie imał się różnych zajęć. Za pracę niektórzy
dawali mu żywność, inni pieniądze. W końcu wylądował na wielkiej
farmie.
- Mam tu na myśli naprawdę duży majątek! - powiedział z przejęciem i
zerknął na gospodarza. - Nikomu niczego nie ujmując, ale w porównaniu
z tamtą farmą Dalsrud to nic. Właścicielką była wdowa, która od razu
wzięła mnie pod swoje skrzydła... - Mężczyzna rozmarzył się na samo
wspomnienie. - Spytałem o zajęcie, ale ona nie chciała, żebym pracował
w oborze czy na polu. Nic z tych rzeczy. Zostałem u niej w domu!
- W domu? - powtórzył zdumiony Lars. - Zostałeś służącym?
18
Wędrowiec spojrzał na niego z ukosa, ale zaraz uśmiechnął się na znak,
że nie czuje się urażony.
- Skąd, chciała, żebym jej dotrzymywał towarzystwa.
- Dama do towarzystwa! - skwitował Jens ze śmiechem. Nils udał, że tego
nie słyszy.
- Chciała, żebym jej opowiadał o Norwegii i o wszystkim, co mnie tu
spotkało... - Odchrząknął. - Po miesiącu wzięliśmy ślub.
- Co? - Maria aż uniosła się z krzesła. - To niesłychane! Opowiadaj dalej!
Nils posmutniał nagle.
- Pół roku później zmarła. Doktor powiedział, że na serce. Nie obudziła
się po tym, jakeśmy... No tak.
Kiedy Elizabeth pojęła, co gość chciał powiedzieć, poczuła, że się
czerwieni. Pokręciła głową.
- I co, odziedziczyłeś wszystko?
- Yes. Wszyściusieńko. Ale wierzcie mi: bardzo się kochaliśmy, wcale
nie chodziło mi o jej pieniądze. Nie miała spadkobierców, ale jak
braliśmy ślub, nie miałem
o tym pojęcia.
- To oczywiste, przecież ledwo się poznaliście - zauważył Jens.
- Opowiedz nam więcej o Ameryce - poprosiła Maria.
Nils nie dał się namawiać. Elizabeth słuchała jak zaczarowana, choć
niekiedy to, co mówił, było szokujące. W niektórych miejscach mieli tam
czarnych robotników i o ile zrozumiała, nie wszystkich dobrze trak-
towano. Nils miał na farmie zarówno białych, jak
i czarnych, ale do wszystkich odnosił się z szacunkiem. Uważał, że to
naturalne.
- Dlatego też mogę im ufać - powiedział poważnie. - Na przykład teraz nie
muszę się o nic martwić.
Kristian chciał wiedzieć, czy widział jakichś Indian. Wędrowiec
odpowiedział przecząco, ale dodał, że wiele
19
o nich słyszał. Mieszkańcy Dalsrud byli pod wrażeniem: nigdy dotąd nie
słyszeli takich opowieści.
Wiele tego dnia nie zrobiono, poza tym, co było konieczne w oborze i
stajni. Dzień minął wszystkim na słuchaniu gościa z Ameryki. A on
zdawał się mieć w zanadrzu nieskończoną ilość opowieści, niekiedy tak
osobliwych, że żadne książki czy bajki nie mogły się z ni-nii równać.
Gdy nadszedł wieczór, zebrali się wszyscy w kuchni. Nils omiótł
wzrokiem pomalowane ną błękitno ściany.
- Tak... Ileż to razy tu siedziałem... Przy jedzeniu albo przy kawie.
- Nauczysz mnie po amerykańsku? - poprosiła Maria, siadając do stołu.
Nie nakryła do końca, ale Elizabeth nic jej nie powiedziała.
- Hm... zacznijmy od... boy. To znaczy: chłopak. Yes znaczy: tak. Pig
znaczy: świnia.
Maria powtórzyła słowa kilka razy, aż uznała, że je zapamiętała. Nils
kontynuował więc lekcję.
- A zgadnij, co znaczy: hen?
- To łatwe. Przecież to: daleko.
- Nie, to znaczy: kura!
Dziewczyna popatrzyła na Wędrowca niepewnie, a potem wstała.
- Na dzisiaj starczy tego amerykańskiego.
Przez chwilę jedli w ciszy. Nils przerwał ją, zwracając się do Jensa:
- A więc ożeniłeś się z Liną i macie córeczkę?
- Tak. A Lina jest teraz w Danii, w zakładzie... - odrzekł mężczyzna,
spuściwszy głowę.
- Mówiliście, że jest chora. Jak to się stało? Jens podniósł głowę.
- Coś jej się porobiło po urodzeniu Signe. Przestała wychodzić, siedziała
tylko i płakała.
15
- Rozumiem.
- Czyżby? - Jens popatrzył na Wędrowca z powątpiewaniem.
Nils prychnął, urażony.
- Widziałem to i owo w życiu. Także baby, które tak się zachowywały po
urodzeniu dziecka.
- I co się z nimi stało? - zaciekawił się Jens. Nils wzruszył ramionami.
- Większość wyzdrowiała.
- Większość? Wędrowiec przytaknął.
- Myślisz, że Lina też wyzdrowieje? - spytał Jens z nadzieją w głosie.
- Pewnie, że tak! Lina to twarda sztuka, nie tak łatwo ją złamać.
Jens uśmiechnął się blado.
- Obyś się nie mylił...
- Nigdy się nie mylę. Sam zobaczysz.
Zapadło milczenie, zebrani przy stole zadumali się. Wreszcie Nils
westchnął i rzekł:
- Życie potrafi być przewrotne.
- Opowiem ci coś, co jest jeszcze dziwniejsze -oznajmił Jens, opierając
się ciężko o stół. - Mieszkałem z Laviną na Wyspie Topielca.
- Co? - Nils otworzył szeroko oczy.
I Jens musiał mu opowiedzieć o swoim życiu od dnia katastrofy na
morzu: o tym, jak uratowała go Lavina, jak uciekł z Wyspy Topielca i
trafił do Kabelvaag, gdzie poznał Linę. I jak na koniec trafił do Dalsrud i
się ożenił.
- A wyście wątpili w moje opowieści... - rzucił Wędrowiec z krzywym
uśmiechem. - Ta historia brzmi jak bajka. I to wszystko zdarzyło się tutaj,
nie w Ameryce!
- Nigdy nie wątpiliśmy w to, co nam opowiadałeś -zaprotestowała
Elizabeth.
- Dobra, dobra. Moje wrażliwe błękitne oczęta wszystko widzą. -
Mężczyzna rozparł się wygodnie na
21
krześle i spojrzał na gospodynię spod brwi. - Wszystko - powtórzył, ale
nie rozwinął tematu.
Elizabeth udała, że nie słyszy. Nie znała Nilsa za dobrze i rzadko
traktowała go poważnie. Był dziwakiem, który wałęsał się od obejścia do
obejścia, cudacznie gadał i przekomarzał się z kobietami. Kto wie, może
widział więcej, niż ludziom się wydawało? Tak czy owak, tego dnia
dobrze się czuła w jego towarzystwie i cieszyła się, że on zostanie u nich
dłużej. Westchnęła. Szkoda, że nie ma tu Ane! Uwielbiała takich
obieżyświatów jak Nils i znakomicie by się dziś bawiła.
Słyszała, że domownicy coś mówią i wybuchają śmiechem, ale nie
śledziła ich rozmowy, myślami była przy córce. Czasami tęskniła za nią
tak, że aż bolało ją serce. Kiedy indziej nie było tak źle, wszystko zależało
od tego, ile miała pracy i co robiła. Wiedziała na pewno, że Ane z
przyjemnością słuchałaby opowieści Wędrowca
o Ameryce - krainie nieograniczonych możliwości, jak ją nazywał.
Słyszała już wcześniej, że biedacy mogli tam stać się bogaczami, a Nils
stanowił tego dobry przykład. Nie wspomniał nic o wieku zmarłej żony,
jednak Elizabeth podejrzewała, że nie była pierwszej młodości. Ale to już
była jego sprawa. Nie osądzała go i wierzyła mu, gdy mówił, że pokochał
kobietę, a nie jej pieniądze.
- Nie spotkałeś przypadkiem w Ameryce Amandy
i Olego? - spytała Maria, wpatrując się w gościa z napięciem.
- Niestety nie, ale... - zawiesił głos - ... ale rozmawiałem z kimś, kto się z
nimi widział.
Helenę zrobiła wielkie oczy.
- Naprawdę? Nie kłamiesz?
- Kłamię? - prychnął Nils. - Z moich ust nie wyszło jeszcze ani jedno
kłamliwe słowo, zapewniam was!
- I co mówili? - niecierpliwiła się Maria.
- Ze oszczędzają pieniądze, bo wybierają się do Norwegii odwiedzić
rodzinę i was tu, w Dalsrud.
17
Maria i Helenę spojrzały na siebie.
- Zgadza się - powiedziała dziewczyna. - Pisali tak w swoich listach. - A
kiedy przyjadą?
Nils wzruszył ramionami.
- Tego nie wiem. Ale wiem, że znakomicie dają sobie radę.
Maria westchnęła z zadowoleniem.
- Oszczędzają, żeby tu przyjechać. Aż trudno uwierzyć! Nie wyobrażacie
sobie, jak się cieszę!
Jens wstał.
- Niektórzy chyba powinni być już w łóżku.
Elizabeth zobaczyła, że Signe usnęła mu na kolanach. William też spał w
swojej kołysce pod ścianą. Kristian zaraz zaniesie go na górę. Wstała.
- Pokażę ci twój pokój - zwróciła się do Wędrowca. - Helenę i Maria,
posprzątajcie tu.
Weszła na schody, a Nils ruszył za nią.
- Tak przyjemnie nam było, że zapomniałam cię tam wcześniej
zaprowadzić - usprawiedliwiała się przed nim. - Pewnie chcesz się umyć
po podróży?
- Poradzę sobie.
Elizabeth przyspieszyła kroku, nie chcąc, żeby Nils znalazł się zbyt blisko
niej.
- To tutaj - powiedziała, otwierając drzwi dawnego pokoju Rebekki. - To
pokój matki Kristiana.
Nils wszedł do pomieszczenia i z podziwem rozejrzał się dookoła.
- Coś podobnego! Jedwabne tapety, piękne meble... Beautiful.
Gospodyni uznała, że skoro się uśmiechnął, oznacza to aprobatę.
Pomyślała sobie, że w Ameryce nie miał pewnie takich okazji, by mówić
w ojczystym języku.
- Mam nadzieję, że będzie ci się dobrze spało. Nikt nigdy na to łóżko nie
narzekał.
- Na pewno się wyśpię, po takim długim dniu. -Mężczyzna zamilkł i
wpatrzył się w podłogę. Kiedy
23
podniósł głowę, na jego twarzy malował się wyraz powagi. - Dostałaś
mój list? - spytał. Elizabeth skinęła głową.
- Tak, przeczytałam go i opowiedziałam wszystko Kristianowi.
Następnego dnia został spalony, tak, że nikt inny o niczym się nie
dowiedział.
- Dzięki, Elizabeth.
Spojrzała na Wędrowca z ciekawością. Gdzieś się podziało to jego
pajacowanie i ucieszny sposób mówienia. Nagle był zupełnie zwykłym
człowiekiem. Doszła do wniosku, że naprawdę musiał kochać tę swoją
Lavinę.
- Doktor stwierdził, że to był wypadek - powiedziała cicho. - Gdybyś
został, nikt by cię o to nie obwinił.
Nils powoli pokiwał głową.
- I tak dobrze, że wyjechałem. Znalazłem sobie nową kobietę,
pokochałem ją i ożeniłem się... Choć nikt nie zastąpi mi Laviny. Była
kimś... wyjątkowym.
- Ona miała nad ludźmi jakąś władzę. Zwłaszcza nad mężczyznami -
rzekła Elizabeth.
Nils uśmiechnął się krzywo i wciągnął w płuca dużo powietrza, cały czas
kiwając głową.
- Dobrze to powiedziałaś. A teraz, jak jej już nie ma, stała się jeszcze
bardziej wyjątkowa.
- Często tak bywa.
Stali tak przez chwilę, każde pogrążone we własnych myślach. Wreszcie
Elizabeth powiedziała:
- Każę wnieść na górę twoje rzeczy. Cieszę się, żeś do nas przyjechał,
Nilsie.
- A ja dziękuję za serdeczne przyjęcie. A swoje rzeczy wniosę sam. Aha,
całkiem zapomniałem, że mam gościniec z dalekiej Ameryki... - Mrugnął
do gospodyni i ruszył do drzwi.
- Gościniec? Całkiem niepotrzebnie! - powiedziała Elizabeth. Jednak
schodząc po schodach, czuła radosne podniecenie.
19
Rozdział 3
Lina spróbowała ujrzeć swoje odbicie w łyżce, zapomnianej przez
posługaczkę, ale na próżno. Gdybyż tak miała chociaż malusieńkie
lusterko i mogła zobaczyć, jak wygląda! Takie przedmioty były jednak
zabronione, na równi z nożami, nożyczkami i drutami do robótek, czyli
tym wszystkim, czym można by zrobić krzywdę sobie albo innym.
Spytała Anichen, dlaczego nie może pożyczyć jej lusterka. Skrzywdzenie
siebie albo kogoś innego było ostatnią rzeczą, jaką mogłaby zrobić!
- Ale inni mogliby zechcieć - wyjaśniła jej pielęgniarka. - Nie wszyscy tu
są tacy jak ty. Musi nas obowiązywać jakiś regulamin, inaczej
zapanowałby chaos.
Lina rozumiała, ale specjalnie jej to nie pomagało. I tak dobrze, że wolno
jej było zachować swoje ubranie, pomyślała. Pokazać się lekarzowi w
takim bezkształtnym kitlu, jakie tu noszono, to by dopiero było! Jeśli
miała kiedykolwiek stąd wyjść, musiała wyglądać tak normalnie i
zdrowo, jak to tylko możliwe.
Ostrożnie usiadła na łóżku i wygładziła spódnicę. Pozostało tylko czekać.
Wiele myślała nad tym, o co ją spytają i co powinna im odpowiedzieć, ale
wszystko było niepewne. Może tylko lekarz będzie chciał przemówić?
Opisać jej stan i wypowiedzieć się, czy jest wystarczająco zdrowa, by
wrócić do domu?
Cieszyła się na spotkanie z Torsteinem. Spyta go o Jensa, a także o to, czy
to on chce, żeby już wróciła do domu. Zwilżyła językiem wargi. A może
znalazł so-
25
bie inną i wyjechał ze wsi? Czy jest przygotowana na coś takiego? Czy się
nie załamie?
Potrząsnęła głową. Nie wolno jej tak sądzić. Jej myśli mają być piękne i
radosne, tak jak radziła Anichen. Pomyślała o Signe; koniecznie musi o
nią spytać. Musi pokazać lekarzom, że tęskni za córeczką i nie może się
doczekać spotkania z nią.
Już dawno napisała do matki w Kabelvaag i wszystko jej wytłumaczyła.
Nie było to łatwe, ale jakoś się udało. Z jakiegoś jednak powodu nigdy nie
dostała odpowiedzi, to ją zaskoczyło i zraniło. Może matka była bardzo
zajęta, a może nie miała pieniędzy na papier listowy i znaczki? Może list
nigdy do niej nie dotarł? Tak czy owak była pewna, że matka nie odwróci
się od niej plecami. Niedługo znów do niej napisze. Tak, jak tylko wróci
do domu, napisze do niej.
Drzwi do pokoju otworzyły się i weszła Anichen.
- Denerwujesz się, Lino?
Kobieta kiwnęła głową i przygładziła włosy.
- Jak wyglądam?
- Pięknie. Szkoda, że nie mogę ci pożyczyć lusterka, sama byś zobaczyła.
Lina poczuła, że się czerwieni, i spuściła głowę.
-Ale mogę ci opisać twój wygląd - dodała z uśmiechem pielęgniarka. -
Masz rudawe włosy, splecione w długi warkocz na plecach. Buzię masz
drobną, piegowatą, z zadartym noskiem, a w oczach iskierki nadziei.
Chyba nie najgorzej, co?
Lina nie wiedziała, co odpowiedzieć na te komplementy. Splotła ręce na
kolanach.
- Chodź ze mną do doktora - poprosiła. Anichen odwróciła wzrok.
- Właśnie dlatego przyszłam. Żeby ci powiedzieć, że nie mogę tam z tobą
pójść.
Lina poczuła, że cała sztywnieje.
- Musisz! Błagam cię!
21
- Dasz sobie radę. Jesteś silna, nie zapominaj o tym. Kobieta pokręciła
głową.
- Wcale nie jestem, strasznie się boję!
- Jesteś jedyną osobą, jaką tutaj znam, która wyjdzie stąd, i to całkiem
zdrowa - oświadczyła poważnie Anichen.
- Co masz na myśli? Pielęgniarka zawahała się.
- Ci, którzy tu trafiają, na ogół zostają tu aż do śmierci.
Liną wstrząsnął dreszcz. Aż do śmierci, pomyślała. Nie chcę tu umrzeć,
przecież wkrótce wyjdę.
- Przyjechał po mnie Torstein - powiedziała. - Pojadę razem z nim. Do
domu, do Signe i reszty.
- To dobrze. - Anichen pogłaskała ją po ręce. - Kiedy lekarze będą z tobą
rozmawiać, patrz tylko na nich, nigdzie indziej. Złóż ręce na kolanach, ale
nie ściskaj ich, bo pomyślą, że się boisz. Jak uda ci się je tam utrzymać,
nie zaczynaj skubać guzików czy ubrania. Uśmiechaj się, spróbuj
wyglądać na zadowoloną. Powiedz, że tęsknisz za Signe i zrobisz
wszystko, żeby jej było dobrze.
- Przecież to prawda! Chcę, żeby jej było jak najlepiej!
- Oczywiście, że chcesz, Lino. Po prostu bądź sobą, to wszystko będzie
dobrze. - Anichen wstała. - Muszę już iść. Za chwilę przyjdzie inna
pielęgniarka i zabierze cię ze sobą.
- A nie mogłabyś...
Anichen uśmiechnęła się smutno.
- Przykro mi, ale nie ja o tym decyduję. Pamiętaj, co ci mówiłam.
Niedługo stąd wyjdziesz.
Gdy Lina została sama, powtórzyła sobie w pamięci wszystko, co
powiedziała jej Anichen. Patrzeć prosto na doktora, nie bawić się
guzikami czy odzieżą. Jaka ta Anichen mądra, jak ona wszystko wie! Ale
wszak pracuje tu od dawna. Poza tym czytała te wszystkie książki, które
są u lekarzy; sama jej o tym powiedziała. Może to w nich było coś o
zachowaniu pacjenta?
27
Kiedy wróci do domu, poprosi Elizabeth o pożyczenie jej kilku książek.
W wolnych chwilach, kiedy cala robota będzie zrobiona i Signe zaśnie,
będzie mogła poczytać i dowiedzieć się więcej, a potem będzie mogła
wszystko opowiedzieć Jensowi. A on uśmiechnie się, poprosi o jeszcze i
w ten sposób oboje się będą uczyć. Westchnęła uszczęśliwiona. Właśnie
tak będzie! Musi się trzymać tych myśli, bo czuła, że to ją uspokaja.
W drzwiach stanęła pielęgniarka.
- Chodź, lekarze czekają.
Lina wstała i nagle poczuła, że ma nogi jak z waty. Przeszły przez cały
oddział, aż dotarły do drzwi na jego końcu. Otworzyła je przed nimi
ogromna kobieta
o twarzy jakby wyciosanej z kamienia. Szły potem korytarzem, aż
wreszcie pielęgniarka się zatrzymała.
-To tutaj. - Zapukała do jakichś drzwi i poczekawszy na odpowiedź,
otworzyła je.
- Przyszła Lina Monsdatter Rask - powiedziała i odsunęła się na bok.
- Dziękuję, niech wejdzie.
Pielęgniarka popchnęła lekko pacjentkę i zamknęła za nią drzwi.
Najpierw Lina dostrzegła ordynatora, którego już kiedyś widziała. Był to
chudy jegomość ze spiczastą bródką. Na jego zakrzywionym nosie,
przypominającym ptasi dziób, tkwiły okrągłe okularki. Rozparł się
wygodnie w fotelu i przyjrzał się jej uważnie.
Patrz mu prosto w oczy, przypomniała sobie Lina,
i dygnęła.
- Dzień dobry, panie ordynatorze. - Następnie zwróciła się w stronę
Torsteina i zobaczyła, że ten się uśmiecha. - Dzień dobry, panie Tors...
Panie doktorze. -Jeszcze raz dygnęła, czując, że od tego przejęzyczenia
płoną jej policzki. Żeby to czegoś nie popsuło!
- Proszę, usiądź - powiedział ordynator i wskazał jej krzesło po drugiej
stronie biurka.
28
Lina usiadła na jego brzeżku i starannie wygładziła spódnicę.
- Czy chcesz nas o coś spytać? - zagaił ordynator, obracając w palcach
pióro.
Może się denerwuje, pomyślała Lina. Ale nie wygląda na to, chociaż bawi
się piórem. Kiwnęła głową i odchrząknęła.
- Chciałabym wiedzieć, jak się mają Jens i Signe. Ordynator skinął głową
i spojrzał na Torsteina.
- Oboje czują się dobrze. Signe uczy się mówić, idzie jej wcale nieźle.
Już mówi, pomyślała smutno.
- Jak wyjeżdżałam z Dalsrud, była niemowlakiem. Potrafi powiedzieć:
mama?
- Tego nie wiem.
- A chciałabyś tego? Żeby mówiła: mama? - spytał ordynator.
- I tak, i nie. Jeżeli mówi - mama, to przecież nie do mnie... Ale mam
nadzieję, że jak wrócę do domu, zaraz się nauczy.
- Brak ci jej?
- No pewnie! - Lina spojrzała na niego z oburzeniem. - Przecież nie
widziałam jej od zeszłej wiosny, a tu już zaraz jesień!
- A pamiętasz, dlaczego tu trafiłaś?
Nie zdołała się powstrzymać i zaczęła skubać złamany paznokieć.
- Tak. Bo nie zajmowałam się Signe tak, jak matka powinna.
- A jak sądzisz, czemu tak się działo?
Lina podniosła głowę i spojrzała lekarzowi w oczy.
- Nie wiem. Kiedy ją urodziłam, omal nie umarłam z upływu krwi. Poród
był długi i ciężki, a kiedy przyszłam do siebie... byłam taka wyczerpana.
- Ale przecież nie wszystkie matki tak się zachowują?
- No nie. Niektóre cieszą się z tego cudu, co się
24
zdarzył. A ja chciałam tylko spać i odpoczywać. Signe dużo płakała,
nigdy nie przestawała i ja...
Lina nagle zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy
o tym mówi, po raz pierwszy opowiada o tym, co sobie przemyślała.
Wcześniej odsuwała te myśli od siebie, mając nadzieję, że o wszystkim
zapomni. Chciała, żeby kłopoty po prostu zniknęły, choć szkoda już się
stała. Spojrzała na Torsteina. Kiwnął do niej głową
i uśmiechnął się zachęcająco.
- Jens doskonale sobie z nią radził - ciągnęła. - Nigdy się nie skarżył, ani
na mnie, ani na robotę. Elizabeth też nie. Byli wspaniali, a ja od tego...
byłam chora z zazdrości. Byłam pewna, że Jens woli ją. Wszyscy byli
lepsi ode mnie. Byłam brzydka i nie nadawałam się na matkę i żonę. Nie
chciałam wychodzić, stałam się niespokojna, niepewna... Bałam się.
Najbezpieczniej było siedzieć w pokoju, rozumie pan? - Spojrzała znów
na ordynatora.
On patrzył na nią długo, tak długo, że Lina zaczęła żałować swojej
szczerości. Może lepiej było milczeć?
- Gdybyś teraz pojechała do domu, mogłabyś zająć się córką tak jak inne
matki?
- Na pewno.
- Skąd ta pewność?
- Bo uważam, że... pobyt tutaj dobrze mi zrobił. Wypoczęłam i różne
rzeczy przemyślałam. Miałam tu bardzo dobrą opiekę, jadłam owoce,
chodziłam do ogrodu. - Pomyślała, że pochwalenie zakładu nie
zaszkodzi, chociaż tak naprawdę najlepszą kuracją były rozmowy z
Anichen.
Ordynator od czasu do czasu stukał piórem w blat biurka. W końcu
odłożył je i spojrzał na pacjentkę badawczo.
- To bardzo ciekawe, co opowiadasz.
Lina nie wiedziała, jak ma to sobie tłumaczyć, więc tylko się
uśmiechnęła.
30
Angelsen Trine Córka Morza 21 Kobiecy spryt
Rozdział 1 Śmiertelnie przerażona Elizabeth zobaczyła, jak zaprzęg ze spłoszonymi końmi pędzi wprost na wózek z Williamem. Słysząc echo własnego krzyku, rzuciła się do przodu, niemal jednocześnie odrywając obie stopy od ziemi. Nie myślała, co robi, nie docierały do niej żadne dźwięki, w oczach miała tylko jedno: - dziecko. Nie wiedziała, jak to się stało, ale gdy chwyciła za pałąk, wózek się przewrócił. Na ciele poczuła uderzenia kamyków wylatujących spod końskich kopyt. W uszach jej łomotało, a kiedy upadła na brzuch, po- czuła, że traci oddech. Usłyszała rżenie konia, czyjś krzyk, a potem zrobiło się cicho. Zbyt cicho. William, pomyślała, i uklękła na jedno kolano. Dostrzegła wyrzucony z wózka becik, ale nigdzie nie widziała synka. Gdzie on się podział? Dlaczego nie płacze? - Williamie! - krzyknęła, aż zapiekło ją w gardle. -Williamie, gdzie jesteś?! - Wstała i odrzuciła na bok becik. Chłopiec był tam, na ziemi. Czapeczka zsunęła mu się na twarz, więc delikatnie ją zdjęła. - Moje dziecko... - szepnęła zdławionym głosem i ostrożnie podniosła synka. Leciał jej przez ręce. - Nie śpij! Obudź się, mamusia tu jest, zajmie się tobą. No, no... Już nie ma się czego bać. Poczuła na ramieniu ciężką rękę. - Żyje? - Był to głos Kristiana, nabrzmiały od lęku i zwątpienia. 2
- Śpi - mruknęła. - Jest taki... wiotki. - Nagły płacz zdusił jej słowa w gardle. - Nie! - krzyknął Kristian w niebo. W tej samej chwili małe ciałko, które tuliła do piersi, leciutko drgnęło. Elizabeth poczuła nagły przypływ nadziei. Czy jej się wydawało, czy...? Nie, poczuła to znowu. Wyprostowała ramiona z dzieckiem, by mu się dobrze przyjrzeć, a wówczas ono otworzyło buzię i zapłakało. Czując, że otaczają ją ramiona męża, Elizabeth dała upust łzom. Tymczasem zjawili się Lars i Jens. Przytrzymując, zaczęli je uspokajać. Zwierzęta wciąż były wystraszone i, rzucając łbami, wodziły wokół przerażonymi oczyma. Elizabeth kołysała Williama, przyciskając go do piersi. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Kristian drżącą ręką pogłaskał synka po twarzy. - Tu ma jakieś zadrapanie. Mam sprowadzić doktora? Elizabeth odchrząknęła. - Nie, nie trzeba. Chyba wszystko dobrze, bo rusza rączkami i nóżkami, więc tylko najadł się strachu. - Pocałowała malca w czółko i wymruczała do niego jakieś uspokajające słowa. Podbiegły do nich Helenę i Maria. - Co z nim? - Dobrze - odparła Elizabeth. - Ale przecież niewiele brakowało. - Co za głupiec mógł coś takiego zrobić? - spytała Maria, zerkając na nowo przybyłego. Jej siostra uśmiechnęła się, wciąż jeszcze cała drżąc. - Cóż, trzeba się z nim przywitać. Mąż ujął ją pod ramię i poszli w stronę powozu. Rozpoznawszy gościa, Kristian stanął jak wryty. - Czy to... No nie, coś podobnego! - Przepraszam za ten mój nagły najazd! - Zdjąwszy czarny kapelusz, mężczyzna zgiął się w pół, a następ- 3
nie nasadził kapelusz z powrotem na głowę. - Jak tam wątły kwiatuszek i dziecinka? - Zaraz ci dam wątłego kwiatuszka! - wybuchnęła Elizabeth. - Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale wiele nie brakowało! Czy ty w ogóle wiesz, coś narobił? - Sorry. Konie wymknęły się spod kontroli i... Gospodyni Dalsrud spojrzała na przybysza. Stojąc w powozie, wyglądał tak markotnie, że pożałowała swojego wybuchu. - Tak się przestraszyłam... - szepnęła, mocniej przytulając Williama. / - Nils Wędrowiec! - zdziwiła się Helenę. - Gdzieś ty się podziewał, na miłość boską? - Byłem w Ameryce - odparł mężczyzna, dumnie podnosząc głowę. - Dorobiłem się tam, nie ukrywam. I to na tyle, że mogę sobie pozwolić na odwiedziny starego kraju. Przyglądając się gościowi, Elizabeth przełożyła synka na drugie ramię. Chłopczyk uspokoił się już, przytulił policzek do jej ramienia i tylko od czasu do czasu cichutko chlipał. Elizabeth zauważyła, że Nils jest ele- gancko odziany w czarny surdut i białą koszulę. I to w środku tygodnia! Czarne włosy miał nieco krócej przycięte. Wciąż był bardzo przystojnym mężczyzną. Wędrowiec wysiadł z powozu i podszedł do gospodarzy. - Jeszcze raz błagam o wybaczenie. Ktoś wystraszył mi konie i... No, a resztę już wiecie. Czy maleństwu na pewno nic się nie stało? Kristian wyraźnie nadal był rozgniewany i już miał dać temu wyraz, kiedy odezwała się jego żona: - Wszystko dobrze, wózek też chyba cały. Nils uniósł brew i uważnie przyjrzał się dziecku. - Moje oczy mówią mi, że to mały Dalsrud... Kristian odchrząknął i wypiął dumnie tors. 9
- A i owszem. Mówią, że bardzo do mnie podobny. - Gratuluję. - Nils, ponownie zdjąwszy kapelusz, wyciągnął do gospodarza wypielęgnowaną rękę, po czym powiódł wzrokiem dookoła. - Jednych brakuje, innych przybyło - zauważył. Elizabeth odchrząknęła. - Od twojego wyjazdu wiele tu się zdarzyło... - To już trzy lata... Ale pięknej dziewicy Marii nie zapomniałem. Piękna jak świeżo rozkwitła róża! To już kobieta... Maria zarumieniła się i przestąpiła z nogi na nogę. - A to mój promyczek, Helenę! Czekałaś na mnie, prawda? - Wędrowiec uśmiechnął się i mrugnął do służącej. - Głuptas! Jestem zamężna. Nils położył rękę na sercu. - Coś podobnego! I któż jest tym szczęśliwcem? Lars podszedł bliżej. - Ja! - Wyciągnął rękę, a Nils potrząsnął nią mocno, serdecznie parobkowi gratulując. - Yes, yes, twój Lars to ekstra gość. - Co? - Helenę zaskoczyły nieznane słowa, ale przybysz najwidoczniej nie miał zamiaru niczego wyjaśniać. Jego wzrok padł na Jensa. - A ten tutaj? To twój mąż? - spytał, patrząc na Marię. Zapadła cisza, w której słychać było tylko ćwierkanie jakiegoś ptaka. Wreszcie przemówiła Elizabeth: - To Jens, mój pierwszy mąż... Teraz ma za żonę Linę. Nils mruknął coś po angielsku. Elizabeth nie zrozumiała jego słów, ale chyba było tam coś o Bogu. - Powiadasz, że to on? O ile pamiętam, twój pierwszy mąż utonął... A teraz tu stoi? - To długa historia - odezwał się Jens. - Wyjaśnimy ci później, jak będziemy mieli więcej czasu. Wzrok Nilsa padł na dziewczynkę, chowającą się za nogami Jensa. 5
- Widzę tu jeszcze aniołka, który zstąpił z nieba. Jak masz na imię, aniołeczku? - Mąż! - powiedziała dziewczynka, pokazując na Jensa. Ten wziął ją na ręce. - To córka moja i Liny, ma na imię Signe. - Skóra zdjęta z matki - zawyrokował Wędrowiec i rozejrzał się wokół. - A gdzie ona? - W Danii - odparł Jens. - Choruje, ale wkrótce pewnie przyjedzie. - Aha. - Nils kiwnął głową kilka razy, o nic już nie pytając. Elizabeth odetchnęła z ulgą. Niektórzy ludzie nie wiedzieli, kiedy powinni zamilknąć, ale na szczęście Nils do nich nie należał. - Proszę, wejdź do środka - rzekł Kristian. Wędrowiec kiwnął głową. - Dziękuję, chętnie. W gardle mi zupełnie zaschło od tego kurzu. - Napoję twoje konie - powiedział Lars, chwytając wiadra. Elizabeth delikatnie pogłaskała główkę synka. Nie spał, ale powieki miał już ciężkie. Trzeba go położyć w kołysce. Przynajmniej tam będzie bezpieczny. Rozdział 2 Helenę i Maria od razu zajęły się parzeniem kawy. Zaproponowały też, że położą Williama, ale Elizabeth im podziękowała. - Sama to zrobię - powiedziała, ostrożnie układając synka w kołysce. - Zdaje się, że pod wpływem szoku 11
zapomniał, że boli go brzuszek - dodała z uśmiechem, otulając niemowlę kołderką. - Co za niespodzianka z tym Nilsem - powiedziała Helenę, krojąc chleb. - Kto by przypuścił, że pojedzie do Ameryki? - Prawda? - mruknęła Elizabeth, wprawiając w ruch kołyskę. Przypomniała sobie list, który Nils przysłał do niej wkrótce po swoim zniknięciu. Pisał w nim, że pokłócił się nad brzegiem morza z Laviną. Był zazdrosny, podejrzewał, że między nią a Kristianem coś zaszło. Właści- wie tak było - Lavina próbowała Kristiana szantażować, ale o tym Nils nie musiał wiedzieć. W trakcie kłótni Lavina poślizgnęła się i upadła, uderzając głową o kamień. Zginęła na miejscu, a Nils tak się przeraził, że uciekł z wyspy i wyprawił się do Ameryki. Pisał, że wędruje tam, imając się dorywczych prac, tak jak w starym kraju. - Nie słyszałaś mojego pytania? - Helenę wbijała wzrok w gospodynię. Elizabeth drgnęła. - Zamyśliłam się - bąknęła, czując, jak płoną jej policzki. Tamten list spaliła już następnego dnia. Jego treść znał tylko Kristian. Może głupio zrobiła, że nie opowiedziała o nim Helenę, ale właściwie nie żałowała. Pewne rzeczy wolała zachować dla siebie. - O co pytałaś? - odezwała się, nie odwracając twarzy w stronę przyjaciółki. - Pytałam, czy mam podać to ciasto, które właśnie upiekłam. - Oczywiście, że tak. I tak nie może za długo stać. Poza tym nie co dzień mamy gościa z Ameryki. Maria roześmiała się, smarując pokrojony chleb i ku zadowoleniu Elizabeth, nie żałując masła. - Jak myślicie, czy spotkał tam Amandę i Olego? Helenę prychnęła i spojrzała na nią z politowaniem. - Ameryka jest nieco większa niż Dalsrud. 7
- Naprawdę? - Maria zrobiła nadąsaną minę. - Sama go spytaj - uśmiechając się, poradziła Elizabeth siostrze. - Świat jest malutki - dodała, wstając. -Nawet w Ameryce. Ciekawa była, o czym mężczyźni rozmawiają w salonie. Tyle się zdarzyło, odkąd Nils wyjechał z Norwegii... Szczerze mówiąc, niepokoiła się tym, czego może się dowiedzieć. O pewnych rzeczach wolałaby powiedzieć mu sama. Kiedy weszła do salonu, jej mąż właśnie nalewał do kieliszków koniaku. Uśmiechnęła się do zebranych, usiadła i skrzyżowała nogi. - Napijesz się? - spytał Kristian, wyjmując butelkę madery. - Chętnie. - Ujęła podany przez męża kieliszek i wypiła kilka łyków. Wino ogrzewało przełyk i uspokajało żołądek. Pomyślała, że po ostatnich wydarzeniach właśnie tego jej potrzeba. - Jak tam malutki? - spytał Nils, spoglądając na nią bystrymi, niebieskimi oczyma. - Śpi. - Elizabeth łyknęła wina. - Zdrowie! - powiedział Kristian, wyciągając rękę z kieliszkiem w stronę mężczyzn. Wypili. - Jak ma na imię? - dopytywał się Wędrowiec. - William, po dziadku Kristiana - odparła Elizabeth szybko, by nie dopuścić do głosu innych. - Ma dopiero miesiąc. - Ładny boy - stwierdził Nils. - Co proszę? - Spojrzała na niego zdziwiona. - Przepraszam. Ładny chłopak. Nils obejmował kieliszek całą dłonią i Elizabeth pomyślała, że wygląda, jakby ją sobie o niego ogrzewał. Nagle z wewnętrznej kieszeni surduta wyjął srebrne pudełko i otworzył je. - Czy mogę poczęstować panów cygarem? 13
Mężczyźni pokręcili głowami. - Nigdyśmy się nie przyzwyczaili do tytoniu, choć ponoć daje siłę - przyznał Kristian. Wędrowiec zatrzasnął cygarnicę i włożył ją z powrotem do kieszeni. Wyszczerzył mocne białe zęby w uśmiechu. - Przypuszczam, że gospodyni nie przepada za zapachem dymu, który włazi w meble i tapety. Elizabeth kiwnęła głową, przyglądając się gościowi spod rzęs. Doszła do wniosku, że Nils jest jakiś inny i to nie tylko z powodu pięknego, kosztownego ubioru. Nosił się jak prawdziwy pan, nawet jego mowa brzmiała teraz inaczej, jakby akcentował w słowach wszystkie: głoski r... Może tak mówiono w Ameryce? - Powiedzcie mi... - Nils schylił się i wyjrzał przez okno. - Mała Ane-Elise, gdzie ona jest? W izbie zapadła cisza, wszyscy zastanawiali się, co odpowiedzieć. Elizabeth napotkała spojrzenie Kristia-na, a potem-Jensa. Poczuła, że wilgotnieją jej ręce, więc odstawiła kieliszek na stół i dyskretnie wytarła palce o spódnicę. Potem odchrząknęła i powiedziała: - Ane... jest w Bergen. - Aha. A co tam robi? - spytał Wędrowiec z uśmiechem. Otwarły się drzwi i weszły Maria z Helenę. Elizabeth odetchnęła, czując, jak przygniatający jej barki ciężar nagle zelżał. Zyskała trochę czasu na przygotowanie odpowiedzi. Helenę postawiła ciasto na środku stołu, a Maria zajęła się rozstawieniem filiżanek i talerzyków. - Proszę, częstujcie się - zachęcała. - Helenę piecze jak mało kto! - Ale tam, po prostu coś tam zagniotłam w wolnej chwili - wtrąciła służąca, czerwieniejąc. Maria uśmiechnęła się od ucha do ucha. 14
- No właśnie, cała ona! Potrafi wyczarować coś z niczego. Elizabeth uśmiechnęła się, słysząc te przekomarzania. Gdy Helenę i Maria nakryły do końca i już wszystkim nalały kawy, Kristian wyjął dla nich kieliszki do wina. - Zdrowie Nilsa - powiedział, podnosząc swój kieliszek. Wędrowiec był nieco zmieszany takim uhonorowaniem, ale w końcu także uniósł kieliszek i się napił. - No, mówcie, co aniołek robi w tym Bergen? Przecież to jeszcze dziecko. - Bo ja wiem... - odezwała się Elizabeth, obracając w palcach kieliszek. - Ma już piętnaście lat, w zeszłym roku była konfirmowana. Nils uniósł brwi, zaskoczony. - Mój Boże, ależ ten czas leci! - Tak, zwłaszcza dzieciom - zgodziła się Elizabeth, nie odrywając oczu od kieliszka. W końcu odstawiła go na stół i spojrzała wprost na gościa. - To i owo się tu we wsi zdarzyło, Nilsie. Także coś strasznego. Z pewnością usłyszysz o tym od innych, więc równie dobrze możesz dowiedzieć się od nas. Ane... zabiła Sigyarda, męża Bergette. - Co ty wygadujesz?! - Nils omal nie upuścił kieliszka, a łapiąc go, zachlapał sobie piękne spodnie. Odruchowo strzepnął z nich resztki koniaku. - Zastrzeliła go. Wędrowiec potoczył spojrzeniem po zgromadzonych, ale każdy unikał jego wzroku. Elizabeth odetchnęła głęboko, po czym cichym głosem zaczęła opowiadać. Najpierw o Sigvardzie, który, zdradziwszy żonę z jedną ze służących, został wyrzucony z domu. A potem o liście, który przysłał, a którego nie potrafili do końca zrozumieć. Nils siedział i słuchał, między brwiami utworzyła mu się głęboka zmarszczka. Kręcił czasem głową, ale nie przerywał. Elizabeth opowiadała: o tym, jak widziano Sigvarda w starym obejściu wyrobników, i o tym, że kiedy spłonęło i znaleziono w nim ludzkie szczątki, uznano, że to on. 15
- No i wyprawiono mu pogrzeb - powiedziała, składając ręce na podołku. - Ale jakim cudem... Ciężko westchnąwszy, gospodyni Dalsrud ciągnęła opowieść o tym nieszczęsnym dniu, kiedy poszła do Bergette, by pożyczyć wózek dla dziecka, a w drzwiach nagle stanął Sigvard ze sztucerem i zagroził, że je obie zastrzeli. Po raz pierwszy mówiła o swoim przerażeniu i lęku, że opuści tych, których kocha. - Pomyślałam o moich dzieciach, o Ane i o Williamie. Obojgu potrzebna była matka. Myślałam, kto też zajmie moje miejsce. - Napotkała spojrzenie Helenę. -Miałam nadzieję, że to będziesz ty. Przyjaciółce zaszkliły się oczy, szybko jednak je otarła, kilka razy chrząknęła i przełknęła ślinę. Zerknęła na Nilsa i uśmiechnęła się. - A teraz Helenę jest w ciąży, zapomnieliśmy ci powiedzieć. Nils pokazał w uśmiechu białe zęby i serdecznie pogratulował przyszłym rodzicom. Elizabeth odczekała chwilę i kontynuowała. - Nie wiesz jeszcze wszystkiego. Może byś usłyszał to od innych, więc powiem ci sama: ojcem Ane jest Leonard Dalsrud. W każdym razie przez niego zaszłam w ciążę. Ale prawdziwymi ojcami byli Jens i Kristian. Nils przyjął nowinę z kamienną twarzą. Elizabeth spojrzała na niego pytającym wzrokiem. - Przemieszkałem trochę w tej wsi - odezwał się wreszcie. - O moje wrażliwe ucho to i owo się obiło. Elizabeth zgadła, że wie o gwałcie. Nie tłumaczyła więc dalej. Unikała jednak wzrokiem Kristiana. Wiedziała, że otwieranie tej rany za każdym razem sprawia mu taki sam ból. - Sigvard domyślił się wszystkiego i zagroził, że cała wieś się o tym dowie - ciągnęła. - Ane, która o niczym nie wiedziała, wszystko usłyszała. Słyszała też, jak nam 16
groził. Znalazła w sieni pistolet i strzeliła mu w plecy. - Ostatnie zdanie Elizabeth wypowiedziała szeptem. Przyznanie, że jej córka zabiła człowieka, przychodziło jej z największym trudem. - Lensman uznał, że to w samoobronie, więc nie została ukarana. Wiele osób pewnie się z tym nie pogodziło, ale to już ich kłopot. -Opuściła wzrok i zaczęła obracać na palcu obrączkę. -Jakbyśmy mieli się przejmować tym, co inni myślą, nie dałoby się żyć - rzekł Nils. - Ane zrobiła to, co należało. No bo co miała zrobić? Czekać, aż i ją zabije? - W zamyśleniu wbił wzrok w podłogę. - Mój biedny kwiatuszek... Przez dłuższy czas panowało ogólne milczenie. Przerwał je Nils. - Zdrowie małej Ane-Elise, która wyjechała do Bergen przez ludzkie gadanie. Z wahaniem wzniesiono kieliszki. Elizabeth chrząknęła i spojrzała na Wędrowca. - Nie dlatego wyjechała. Wyprowadziła się, bo była na nas zła, żeśmy jej wcześniej nie powiedzieli o jej pochodzeniu. Mężczyzna zmarszczył czoło. - Aha... No tak. Ale minie jej to. Jest taka młoda i wrażliwa... jak źrebiczka. Słysząc to porównanie, Elizabeth nie mogła się nie uśmiechnąć. Ale może Nils miał rację? Miała w każdym razie nadzieję, że tak jest. Podobał jej się sposób, w jaki podchodził do życia - prosto, bez osądzania kogo- kolwiek. - Gdzie chcesz mieszkać podczas pobytu w kraju? -spytał nagle Kristian. - Jak długo chcesz zostać? Nils odetchnął głęboko. - Parę miesięcy. A jakieś łóżko się znajdzie. Na pewno da się zamieszkać na Wyspie Topielca... - Głupstwa opowiadasz. Zatrzymasz się tu i już, prawda, Elizabeth? 12
- Naturalnie. Przecież nie popłyniesz na tę straszną wyspę! Wędrowiec zachichotał. -No, może nie będę musiał. Zawsze dotąd udawało mi się znaleźć dach nad głową. - Tu masz dach nad głową - rzekł zdecydowanym tonem Kristian. - Kobiety przygotują ci pokój na górze i możesz sobie w nim mieszkać tak długo, jak zechcesz. Nils wstał i ukłonił się głęboko. - Dzięki, Kristianie, doceniam waszą gościnność. Zawsze byłem tu przyjmowany z otwartymi ramionami -dodał i usiadł z powrotem. - Zarówno wtedy, kiedy byłem biedny jak mysz kościelna, jak i teraz, kiedy jestem wam równy. Elizabeth poczuła się nieco zażenowana tymi słowami. - Jeszcze by tego brakowało, żebyśmy cię nie przyjęli. - Uśmiechnęła się. - Nikt nie opuszcza Dalsrud, nie dostawszy niczego na drogę. Przecież to normalne. - Opowiedz nam, co robisz w tej Ameryce - poprosił Lars, poprawiając się na krześle. - Tak, opowiedz - poparła go Helenę. - No, to posłuchajcie - rzekł Nils i rozpoczął swą opowieść. Dla Elizabeth brzmiała ona jak bajka: początkowo Nils wędrował od obejścia do obejścia, gdzie imał się różnych zajęć. Za pracę niektórzy dawali mu żywność, inni pieniądze. W końcu wylądował na wielkiej farmie. - Mam tu na myśli naprawdę duży majątek! - powiedział z przejęciem i zerknął na gospodarza. - Nikomu niczego nie ujmując, ale w porównaniu z tamtą farmą Dalsrud to nic. Właścicielką była wdowa, która od razu wzięła mnie pod swoje skrzydła... - Mężczyzna rozmarzył się na samo wspomnienie. - Spytałem o zajęcie, ale ona nie chciała, żebym pracował w oborze czy na polu. Nic z tych rzeczy. Zostałem u niej w domu! - W domu? - powtórzył zdumiony Lars. - Zostałeś służącym? 18
Wędrowiec spojrzał na niego z ukosa, ale zaraz uśmiechnął się na znak, że nie czuje się urażony. - Skąd, chciała, żebym jej dotrzymywał towarzystwa. - Dama do towarzystwa! - skwitował Jens ze śmiechem. Nils udał, że tego nie słyszy. - Chciała, żebym jej opowiadał o Norwegii i o wszystkim, co mnie tu spotkało... - Odchrząknął. - Po miesiącu wzięliśmy ślub. - Co? - Maria aż uniosła się z krzesła. - To niesłychane! Opowiadaj dalej! Nils posmutniał nagle. - Pół roku później zmarła. Doktor powiedział, że na serce. Nie obudziła się po tym, jakeśmy... No tak. Kiedy Elizabeth pojęła, co gość chciał powiedzieć, poczuła, że się czerwieni. Pokręciła głową. - I co, odziedziczyłeś wszystko? - Yes. Wszyściusieńko. Ale wierzcie mi: bardzo się kochaliśmy, wcale nie chodziło mi o jej pieniądze. Nie miała spadkobierców, ale jak braliśmy ślub, nie miałem o tym pojęcia. - To oczywiste, przecież ledwo się poznaliście - zauważył Jens. - Opowiedz nam więcej o Ameryce - poprosiła Maria. Nils nie dał się namawiać. Elizabeth słuchała jak zaczarowana, choć niekiedy to, co mówił, było szokujące. W niektórych miejscach mieli tam czarnych robotników i o ile zrozumiała, nie wszystkich dobrze trak- towano. Nils miał na farmie zarówno białych, jak i czarnych, ale do wszystkich odnosił się z szacunkiem. Uważał, że to naturalne. - Dlatego też mogę im ufać - powiedział poważnie. - Na przykład teraz nie muszę się o nic martwić. Kristian chciał wiedzieć, czy widział jakichś Indian. Wędrowiec odpowiedział przecząco, ale dodał, że wiele 19
o nich słyszał. Mieszkańcy Dalsrud byli pod wrażeniem: nigdy dotąd nie słyszeli takich opowieści. Wiele tego dnia nie zrobiono, poza tym, co było konieczne w oborze i stajni. Dzień minął wszystkim na słuchaniu gościa z Ameryki. A on zdawał się mieć w zanadrzu nieskończoną ilość opowieści, niekiedy tak osobliwych, że żadne książki czy bajki nie mogły się z ni-nii równać. Gdy nadszedł wieczór, zebrali się wszyscy w kuchni. Nils omiótł wzrokiem pomalowane ną błękitno ściany. - Tak... Ileż to razy tu siedziałem... Przy jedzeniu albo przy kawie. - Nauczysz mnie po amerykańsku? - poprosiła Maria, siadając do stołu. Nie nakryła do końca, ale Elizabeth nic jej nie powiedziała. - Hm... zacznijmy od... boy. To znaczy: chłopak. Yes znaczy: tak. Pig znaczy: świnia. Maria powtórzyła słowa kilka razy, aż uznała, że je zapamiętała. Nils kontynuował więc lekcję. - A zgadnij, co znaczy: hen? - To łatwe. Przecież to: daleko. - Nie, to znaczy: kura! Dziewczyna popatrzyła na Wędrowca niepewnie, a potem wstała. - Na dzisiaj starczy tego amerykańskiego. Przez chwilę jedli w ciszy. Nils przerwał ją, zwracając się do Jensa: - A więc ożeniłeś się z Liną i macie córeczkę? - Tak. A Lina jest teraz w Danii, w zakładzie... - odrzekł mężczyzna, spuściwszy głowę. - Mówiliście, że jest chora. Jak to się stało? Jens podniósł głowę. - Coś jej się porobiło po urodzeniu Signe. Przestała wychodzić, siedziała tylko i płakała. 15
- Rozumiem. - Czyżby? - Jens popatrzył na Wędrowca z powątpiewaniem. Nils prychnął, urażony. - Widziałem to i owo w życiu. Także baby, które tak się zachowywały po urodzeniu dziecka. - I co się z nimi stało? - zaciekawił się Jens. Nils wzruszył ramionami. - Większość wyzdrowiała. - Większość? Wędrowiec przytaknął. - Myślisz, że Lina też wyzdrowieje? - spytał Jens z nadzieją w głosie. - Pewnie, że tak! Lina to twarda sztuka, nie tak łatwo ją złamać. Jens uśmiechnął się blado. - Obyś się nie mylił... - Nigdy się nie mylę. Sam zobaczysz. Zapadło milczenie, zebrani przy stole zadumali się. Wreszcie Nils westchnął i rzekł: - Życie potrafi być przewrotne. - Opowiem ci coś, co jest jeszcze dziwniejsze -oznajmił Jens, opierając się ciężko o stół. - Mieszkałem z Laviną na Wyspie Topielca. - Co? - Nils otworzył szeroko oczy. I Jens musiał mu opowiedzieć o swoim życiu od dnia katastrofy na morzu: o tym, jak uratowała go Lavina, jak uciekł z Wyspy Topielca i trafił do Kabelvaag, gdzie poznał Linę. I jak na koniec trafił do Dalsrud i się ożenił. - A wyście wątpili w moje opowieści... - rzucił Wędrowiec z krzywym uśmiechem. - Ta historia brzmi jak bajka. I to wszystko zdarzyło się tutaj, nie w Ameryce! - Nigdy nie wątpiliśmy w to, co nam opowiadałeś -zaprotestowała Elizabeth. - Dobra, dobra. Moje wrażliwe błękitne oczęta wszystko widzą. - Mężczyzna rozparł się wygodnie na 21
krześle i spojrzał na gospodynię spod brwi. - Wszystko - powtórzył, ale nie rozwinął tematu. Elizabeth udała, że nie słyszy. Nie znała Nilsa za dobrze i rzadko traktowała go poważnie. Był dziwakiem, który wałęsał się od obejścia do obejścia, cudacznie gadał i przekomarzał się z kobietami. Kto wie, może widział więcej, niż ludziom się wydawało? Tak czy owak, tego dnia dobrze się czuła w jego towarzystwie i cieszyła się, że on zostanie u nich dłużej. Westchnęła. Szkoda, że nie ma tu Ane! Uwielbiała takich obieżyświatów jak Nils i znakomicie by się dziś bawiła. Słyszała, że domownicy coś mówią i wybuchają śmiechem, ale nie śledziła ich rozmowy, myślami była przy córce. Czasami tęskniła za nią tak, że aż bolało ją serce. Kiedy indziej nie było tak źle, wszystko zależało od tego, ile miała pracy i co robiła. Wiedziała na pewno, że Ane z przyjemnością słuchałaby opowieści Wędrowca o Ameryce - krainie nieograniczonych możliwości, jak ją nazywał. Słyszała już wcześniej, że biedacy mogli tam stać się bogaczami, a Nils stanowił tego dobry przykład. Nie wspomniał nic o wieku zmarłej żony, jednak Elizabeth podejrzewała, że nie była pierwszej młodości. Ale to już była jego sprawa. Nie osądzała go i wierzyła mu, gdy mówił, że pokochał kobietę, a nie jej pieniądze. - Nie spotkałeś przypadkiem w Ameryce Amandy i Olego? - spytała Maria, wpatrując się w gościa z napięciem. - Niestety nie, ale... - zawiesił głos - ... ale rozmawiałem z kimś, kto się z nimi widział. Helenę zrobiła wielkie oczy. - Naprawdę? Nie kłamiesz? - Kłamię? - prychnął Nils. - Z moich ust nie wyszło jeszcze ani jedno kłamliwe słowo, zapewniam was! - I co mówili? - niecierpliwiła się Maria. - Ze oszczędzają pieniądze, bo wybierają się do Norwegii odwiedzić rodzinę i was tu, w Dalsrud. 17
Maria i Helenę spojrzały na siebie. - Zgadza się - powiedziała dziewczyna. - Pisali tak w swoich listach. - A kiedy przyjadą? Nils wzruszył ramionami. - Tego nie wiem. Ale wiem, że znakomicie dają sobie radę. Maria westchnęła z zadowoleniem. - Oszczędzają, żeby tu przyjechać. Aż trudno uwierzyć! Nie wyobrażacie sobie, jak się cieszę! Jens wstał. - Niektórzy chyba powinni być już w łóżku. Elizabeth zobaczyła, że Signe usnęła mu na kolanach. William też spał w swojej kołysce pod ścianą. Kristian zaraz zaniesie go na górę. Wstała. - Pokażę ci twój pokój - zwróciła się do Wędrowca. - Helenę i Maria, posprzątajcie tu. Weszła na schody, a Nils ruszył za nią. - Tak przyjemnie nam było, że zapomniałam cię tam wcześniej zaprowadzić - usprawiedliwiała się przed nim. - Pewnie chcesz się umyć po podróży? - Poradzę sobie. Elizabeth przyspieszyła kroku, nie chcąc, żeby Nils znalazł się zbyt blisko niej. - To tutaj - powiedziała, otwierając drzwi dawnego pokoju Rebekki. - To pokój matki Kristiana. Nils wszedł do pomieszczenia i z podziwem rozejrzał się dookoła. - Coś podobnego! Jedwabne tapety, piękne meble... Beautiful. Gospodyni uznała, że skoro się uśmiechnął, oznacza to aprobatę. Pomyślała sobie, że w Ameryce nie miał pewnie takich okazji, by mówić w ojczystym języku. - Mam nadzieję, że będzie ci się dobrze spało. Nikt nigdy na to łóżko nie narzekał. - Na pewno się wyśpię, po takim długim dniu. -Mężczyzna zamilkł i wpatrzył się w podłogę. Kiedy 23
podniósł głowę, na jego twarzy malował się wyraz powagi. - Dostałaś mój list? - spytał. Elizabeth skinęła głową. - Tak, przeczytałam go i opowiedziałam wszystko Kristianowi. Następnego dnia został spalony, tak, że nikt inny o niczym się nie dowiedział. - Dzięki, Elizabeth. Spojrzała na Wędrowca z ciekawością. Gdzieś się podziało to jego pajacowanie i ucieszny sposób mówienia. Nagle był zupełnie zwykłym człowiekiem. Doszła do wniosku, że naprawdę musiał kochać tę swoją Lavinę. - Doktor stwierdził, że to był wypadek - powiedziała cicho. - Gdybyś został, nikt by cię o to nie obwinił. Nils powoli pokiwał głową. - I tak dobrze, że wyjechałem. Znalazłem sobie nową kobietę, pokochałem ją i ożeniłem się... Choć nikt nie zastąpi mi Laviny. Była kimś... wyjątkowym. - Ona miała nad ludźmi jakąś władzę. Zwłaszcza nad mężczyznami - rzekła Elizabeth. Nils uśmiechnął się krzywo i wciągnął w płuca dużo powietrza, cały czas kiwając głową. - Dobrze to powiedziałaś. A teraz, jak jej już nie ma, stała się jeszcze bardziej wyjątkowa. - Często tak bywa. Stali tak przez chwilę, każde pogrążone we własnych myślach. Wreszcie Elizabeth powiedziała: - Każę wnieść na górę twoje rzeczy. Cieszę się, żeś do nas przyjechał, Nilsie. - A ja dziękuję za serdeczne przyjęcie. A swoje rzeczy wniosę sam. Aha, całkiem zapomniałem, że mam gościniec z dalekiej Ameryki... - Mrugnął do gospodyni i ruszył do drzwi. - Gościniec? Całkiem niepotrzebnie! - powiedziała Elizabeth. Jednak schodząc po schodach, czuła radosne podniecenie. 19
Rozdział 3 Lina spróbowała ujrzeć swoje odbicie w łyżce, zapomnianej przez posługaczkę, ale na próżno. Gdybyż tak miała chociaż malusieńkie lusterko i mogła zobaczyć, jak wygląda! Takie przedmioty były jednak zabronione, na równi z nożami, nożyczkami i drutami do robótek, czyli tym wszystkim, czym można by zrobić krzywdę sobie albo innym. Spytała Anichen, dlaczego nie może pożyczyć jej lusterka. Skrzywdzenie siebie albo kogoś innego było ostatnią rzeczą, jaką mogłaby zrobić! - Ale inni mogliby zechcieć - wyjaśniła jej pielęgniarka. - Nie wszyscy tu są tacy jak ty. Musi nas obowiązywać jakiś regulamin, inaczej zapanowałby chaos. Lina rozumiała, ale specjalnie jej to nie pomagało. I tak dobrze, że wolno jej było zachować swoje ubranie, pomyślała. Pokazać się lekarzowi w takim bezkształtnym kitlu, jakie tu noszono, to by dopiero było! Jeśli miała kiedykolwiek stąd wyjść, musiała wyglądać tak normalnie i zdrowo, jak to tylko możliwe. Ostrożnie usiadła na łóżku i wygładziła spódnicę. Pozostało tylko czekać. Wiele myślała nad tym, o co ją spytają i co powinna im odpowiedzieć, ale wszystko było niepewne. Może tylko lekarz będzie chciał przemówić? Opisać jej stan i wypowiedzieć się, czy jest wystarczająco zdrowa, by wrócić do domu? Cieszyła się na spotkanie z Torsteinem. Spyta go o Jensa, a także o to, czy to on chce, żeby już wróciła do domu. Zwilżyła językiem wargi. A może znalazł so- 25
bie inną i wyjechał ze wsi? Czy jest przygotowana na coś takiego? Czy się nie załamie? Potrząsnęła głową. Nie wolno jej tak sądzić. Jej myśli mają być piękne i radosne, tak jak radziła Anichen. Pomyślała o Signe; koniecznie musi o nią spytać. Musi pokazać lekarzom, że tęskni za córeczką i nie może się doczekać spotkania z nią. Już dawno napisała do matki w Kabelvaag i wszystko jej wytłumaczyła. Nie było to łatwe, ale jakoś się udało. Z jakiegoś jednak powodu nigdy nie dostała odpowiedzi, to ją zaskoczyło i zraniło. Może matka była bardzo zajęta, a może nie miała pieniędzy na papier listowy i znaczki? Może list nigdy do niej nie dotarł? Tak czy owak była pewna, że matka nie odwróci się od niej plecami. Niedługo znów do niej napisze. Tak, jak tylko wróci do domu, napisze do niej. Drzwi do pokoju otworzyły się i weszła Anichen. - Denerwujesz się, Lino? Kobieta kiwnęła głową i przygładziła włosy. - Jak wyglądam? - Pięknie. Szkoda, że nie mogę ci pożyczyć lusterka, sama byś zobaczyła. Lina poczuła, że się czerwieni, i spuściła głowę. -Ale mogę ci opisać twój wygląd - dodała z uśmiechem pielęgniarka. - Masz rudawe włosy, splecione w długi warkocz na plecach. Buzię masz drobną, piegowatą, z zadartym noskiem, a w oczach iskierki nadziei. Chyba nie najgorzej, co? Lina nie wiedziała, co odpowiedzieć na te komplementy. Splotła ręce na kolanach. - Chodź ze mną do doktora - poprosiła. Anichen odwróciła wzrok. - Właśnie dlatego przyszłam. Żeby ci powiedzieć, że nie mogę tam z tobą pójść. Lina poczuła, że cała sztywnieje. - Musisz! Błagam cię! 21
- Dasz sobie radę. Jesteś silna, nie zapominaj o tym. Kobieta pokręciła głową. - Wcale nie jestem, strasznie się boję! - Jesteś jedyną osobą, jaką tutaj znam, która wyjdzie stąd, i to całkiem zdrowa - oświadczyła poważnie Anichen. - Co masz na myśli? Pielęgniarka zawahała się. - Ci, którzy tu trafiają, na ogół zostają tu aż do śmierci. Liną wstrząsnął dreszcz. Aż do śmierci, pomyślała. Nie chcę tu umrzeć, przecież wkrótce wyjdę. - Przyjechał po mnie Torstein - powiedziała. - Pojadę razem z nim. Do domu, do Signe i reszty. - To dobrze. - Anichen pogłaskała ją po ręce. - Kiedy lekarze będą z tobą rozmawiać, patrz tylko na nich, nigdzie indziej. Złóż ręce na kolanach, ale nie ściskaj ich, bo pomyślą, że się boisz. Jak uda ci się je tam utrzymać, nie zaczynaj skubać guzików czy ubrania. Uśmiechaj się, spróbuj wyglądać na zadowoloną. Powiedz, że tęsknisz za Signe i zrobisz wszystko, żeby jej było dobrze. - Przecież to prawda! Chcę, żeby jej było jak najlepiej! - Oczywiście, że chcesz, Lino. Po prostu bądź sobą, to wszystko będzie dobrze. - Anichen wstała. - Muszę już iść. Za chwilę przyjdzie inna pielęgniarka i zabierze cię ze sobą. - A nie mogłabyś... Anichen uśmiechnęła się smutno. - Przykro mi, ale nie ja o tym decyduję. Pamiętaj, co ci mówiłam. Niedługo stąd wyjdziesz. Gdy Lina została sama, powtórzyła sobie w pamięci wszystko, co powiedziała jej Anichen. Patrzeć prosto na doktora, nie bawić się guzikami czy odzieżą. Jaka ta Anichen mądra, jak ona wszystko wie! Ale wszak pracuje tu od dawna. Poza tym czytała te wszystkie książki, które są u lekarzy; sama jej o tym powiedziała. Może to w nich było coś o zachowaniu pacjenta? 27
Kiedy wróci do domu, poprosi Elizabeth o pożyczenie jej kilku książek. W wolnych chwilach, kiedy cala robota będzie zrobiona i Signe zaśnie, będzie mogła poczytać i dowiedzieć się więcej, a potem będzie mogła wszystko opowiedzieć Jensowi. A on uśmiechnie się, poprosi o jeszcze i w ten sposób oboje się będą uczyć. Westchnęła uszczęśliwiona. Właśnie tak będzie! Musi się trzymać tych myśli, bo czuła, że to ją uspokaja. W drzwiach stanęła pielęgniarka. - Chodź, lekarze czekają. Lina wstała i nagle poczuła, że ma nogi jak z waty. Przeszły przez cały oddział, aż dotarły do drzwi na jego końcu. Otworzyła je przed nimi ogromna kobieta o twarzy jakby wyciosanej z kamienia. Szły potem korytarzem, aż wreszcie pielęgniarka się zatrzymała. -To tutaj. - Zapukała do jakichś drzwi i poczekawszy na odpowiedź, otworzyła je. - Przyszła Lina Monsdatter Rask - powiedziała i odsunęła się na bok. - Dziękuję, niech wejdzie. Pielęgniarka popchnęła lekko pacjentkę i zamknęła za nią drzwi. Najpierw Lina dostrzegła ordynatora, którego już kiedyś widziała. Był to chudy jegomość ze spiczastą bródką. Na jego zakrzywionym nosie, przypominającym ptasi dziób, tkwiły okrągłe okularki. Rozparł się wygodnie w fotelu i przyjrzał się jej uważnie. Patrz mu prosto w oczy, przypomniała sobie Lina, i dygnęła. - Dzień dobry, panie ordynatorze. - Następnie zwróciła się w stronę Torsteina i zobaczyła, że ten się uśmiecha. - Dzień dobry, panie Tors... Panie doktorze. -Jeszcze raz dygnęła, czując, że od tego przejęzyczenia płoną jej policzki. Żeby to czegoś nie popsuło! - Proszę, usiądź - powiedział ordynator i wskazał jej krzesło po drugiej stronie biurka. 28
Lina usiadła na jego brzeżku i starannie wygładziła spódnicę. - Czy chcesz nas o coś spytać? - zagaił ordynator, obracając w palcach pióro. Może się denerwuje, pomyślała Lina. Ale nie wygląda na to, chociaż bawi się piórem. Kiwnęła głową i odchrząknęła. - Chciałabym wiedzieć, jak się mają Jens i Signe. Ordynator skinął głową i spojrzał na Torsteina. - Oboje czują się dobrze. Signe uczy się mówić, idzie jej wcale nieźle. Już mówi, pomyślała smutno. - Jak wyjeżdżałam z Dalsrud, była niemowlakiem. Potrafi powiedzieć: mama? - Tego nie wiem. - A chciałabyś tego? Żeby mówiła: mama? - spytał ordynator. - I tak, i nie. Jeżeli mówi - mama, to przecież nie do mnie... Ale mam nadzieję, że jak wrócę do domu, zaraz się nauczy. - Brak ci jej? - No pewnie! - Lina spojrzała na niego z oburzeniem. - Przecież nie widziałam jej od zeszłej wiosny, a tu już zaraz jesień! - A pamiętasz, dlaczego tu trafiłaś? Nie zdołała się powstrzymać i zaczęła skubać złamany paznokieć. - Tak. Bo nie zajmowałam się Signe tak, jak matka powinna. - A jak sądzisz, czemu tak się działo? Lina podniosła głowę i spojrzała lekarzowi w oczy. - Nie wiem. Kiedy ją urodziłam, omal nie umarłam z upływu krwi. Poród był długi i ciężki, a kiedy przyszłam do siebie... byłam taka wyczerpana. - Ale przecież nie wszystkie matki tak się zachowują? - No nie. Niektóre cieszą się z tego cudu, co się 24
zdarzył. A ja chciałam tylko spać i odpoczywać. Signe dużo płakała, nigdy nie przestawała i ja... Lina nagle zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy o tym mówi, po raz pierwszy opowiada o tym, co sobie przemyślała. Wcześniej odsuwała te myśli od siebie, mając nadzieję, że o wszystkim zapomni. Chciała, żeby kłopoty po prostu zniknęły, choć szkoda już się stała. Spojrzała na Torsteina. Kiwnął do niej głową i uśmiechnął się zachęcająco. - Jens doskonale sobie z nią radził - ciągnęła. - Nigdy się nie skarżył, ani na mnie, ani na robotę. Elizabeth też nie. Byli wspaniali, a ja od tego... byłam chora z zazdrości. Byłam pewna, że Jens woli ją. Wszyscy byli lepsi ode mnie. Byłam brzydka i nie nadawałam się na matkę i żonę. Nie chciałam wychodzić, stałam się niespokojna, niepewna... Bałam się. Najbezpieczniej było siedzieć w pokoju, rozumie pan? - Spojrzała znów na ordynatora. On patrzył na nią długo, tak długo, że Lina zaczęła żałować swojej szczerości. Może lepiej było milczeć? - Gdybyś teraz pojechała do domu, mogłabyś zająć się córką tak jak inne matki? - Na pewno. - Skąd ta pewność? - Bo uważam, że... pobyt tutaj dobrze mi zrobił. Wypoczęłam i różne rzeczy przemyślałam. Miałam tu bardzo dobrą opiekę, jadłam owoce, chodziłam do ogrodu. - Pomyślała, że pochwalenie zakładu nie zaszkodzi, chociaż tak naprawdę najlepszą kuracją były rozmowy z Anichen. Ordynator od czasu do czasu stukał piórem w blat biurka. W końcu odłożył je i spojrzał na pacjentkę badawczo. - To bardzo ciekawe, co opowiadasz. Lina nie wiedziała, jak ma to sobie tłumaczyć, więc tylko się uśmiechnęła. 30