Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 035 643
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań639 821

Angelsen Trine - Córka morza 29 - Oszukany

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :825.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Angelsen Trine - Córka morza 29 - Oszukany.pdf

Beatrycze99 EBooki A
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 65 osób, 62 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 186 stron)

Angelsen Trine Córka Morza 29 Oszukany

Rozdział 1 Elizabeth wpatrywała się w stojącego przed nią człowieka. Czy to tylko sen? Jakiś okropny koszmar, w którym Steffen, przyrodni brat Kristiana, stoi przed nią i oświadcza, że wrócił na dobre. I to właśnie tutaj, przed kościołem, w dzień jej własnego ślubu! To nie może być prawda. Świat nie może być aż tak zły. Steffen spojrzał na nią z zaciekawieniem, unosząc brwi. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. Czyżbyś nie była szczęśliwa? - spytał ze złośliwym uśmieszkiem. A więc nie śniła. W gardle jej zaschło, aż musiała zakasłać. Szybko rozejrzała się dookoła. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Ludzie stali w grupkach i rozmawiali, wielu zgromadziło się wokół Jensa. On również nie patrzył w jej stronę. Ponownie przeniosła wzrok na Steffena. - Czego chcesz? - zapytała. Jej głos był ostry i jakiś inny. Pełen nienawiści. Mężczyzna nadal się uśmiechał. - Chcę moją część spadku. - Powiedział to tak lekko, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. - Nic ci się nie należy - odrzekła, słysząc, że jej głos odzyskuje zwykłe brzmienie. - Czy teraz znasz się także na prawie? - Tak - skłamała. Prawda była taka, że zajrzała parę razy do kodeksu, który znalazła w bibliotece. Z tego, 2

co zrozumiała, nieślubne dziecko nie miało żadnych praw, chyba że ujęto je w testamencie. - Rozmawiałam z adwokatem - prostując się, dodała. Musiała się skupić, by oddychać spokojnie i nie zdradzić się z tym, jak bardzo to spotkanie ją wzburzyło. Kłamiąc, patrzyła bratu Kristiana prosto w oczy. - To bez znaczenia - zaśmiał się złowrogo. - Co w takim razie tutaj robisz? - Tego dowiesz się później. - Nie mam zamiaru więcej z tobą rozmawiać. Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, zrób to teraz. Wziąłeś Linę siłą i przez ciebie utonęła w fiordzie. Nie chcę mieć do czynienia z takimi przestępcami jak ty. - Ciszej! - syknął i rozejrzał się wokół. - Dlaczego? Boisz się, że ludzie usłyszą, co zrobiłeś? - Nie, chodzi mi o ciebie. Ja jestem niewinny. - Ty niewinny? - prychnęła i nagle poczuła, że najchętniej wbiłaby paznokcie w tę pewną siebie twarz. Wtedy prawdopodobnie Steffen przestałby się tak uśmiechać. - Jak myślisz, dlaczego mnie wypuścili? - zapytał. - Mało mnie to obchodzi. - A jednak ci powiem. Właśnie dlatego, że jestem niewinny. Dowody okazały się za słabe. Elizabeth spojrzała mu w oczy. - Nie wierzę ci. - A powinnaś, bo przecież tu stoję. - Masz pieniądze i wpływy - rzuciła szybko i zmrużyła powieki. - To dlatego wyszedłeś. Nie miałeś przypadkiem jakichś znajomych wśród wysoko postawionych? Steffen znowu się zaśmiał. - Jak możesz wierzyć w takie rzeczy? Z tego, co wiem, nie jest to zgodne z prawem. - A od kiedy to aż tak bardzo się z nim liczysz? - Nie mów tak. - Wyciągnął rękę, by pogłaskać ją po policzku, ale Elizabeth szybko ją odtrąciła. 3

- Przestań się tak na mnie gapić! - Cała ty. - Zachichotał. - Lubię kobiety z temperamentem. - Nic tu po tobie. Nikt we wsi nie chce cię widzieć, więc radzę, abyś zniknął tak szybko, jak się pojawiłeś. - O nie, jeszcze nie teraz. - Nagle Steffen spoważniał i postąpił krok do przodu. - Na razie zamieszkam u przyjaciela, ale niedługo zjawię się u was w Dalsrud. - Tylko spróbuj! - Przyjdę. I radzę wam, abyście dobrze mnie przyjęli. - Niby dlaczego? - Ponieważ... - Zamilkł i rozejrzał się wokół. - W przeciwnym razie mógłbym zrobić to i owo. - Lekko się pochylił i dodał zniżonym głosem: - Takim jak ja nie wolno ufać. - Jego oczy wwiercały się w twarz Elizabeth. Gdy się cofnęła, mężczyzna wyprostował się i znowu uśmiechnął. Skinął głową w kierunku grupy osób, które zaczęły się im przyglądać, a potem pożegnał się i odszedł. Elizabeth odprowadzała go wzrokiem. Skąd wziął te piękne ubrania? Na pewno nie z więzienia, pomyślała. Ale tacy jak on wiedzieli, jak wyjść na prostą. Aż podskoczyła, gdy Jens nagle złapał ją za ramię. - Z kim rozmawiałaś? - zapytał, spoglądając na nią z uśmiechem. - Nie widziałeś? Spoważniał i potrząsnął przecząco głową. - To był Steffen. Mąż wpatrywał się w nią przez klika sekund. - Przyrodni brat Kristiana? - zdołał w końcu wyjąkać. -Tak. Twarz Jensa zrobiła się czerwona, a oczy się zwęziły. - Czego on tu, do diabła, szukał? - Ciszej, stoisz przed domem Boga - upomniała go Elizabeth i szybko odciągnęła na bok. - Powiedział, że został wypuszczony, bo był niewinny. 7

- To niemożliwe! - A jednak... - Jak mógłby być niewinny, skoro wziął Linę siłą? - Wiem - przerwała mu Elizabeth. - Sama się o to pytam. Prosiłam go, by odszedł, ale... Teraz to już bez znaczenia., - Mów! - zażądał Jens. Elizabeth przełknęła ślinę. Najchętniej zapomniałaby o wszystkim i pojechała do domu bawić się na weselu, ale wiedziała, że i tak wkrótce wszyscy by się dowiedzieli. - Powiedział, że przyjedzie do Dalsrud. - Jeśli jego stopa tam postanie, to przysięgam, że nie ręczę za siebie... - Jens zacisnął pięści. - Powiedział, że tak będzie dla nas najlepiej. Że nie powinnam ufać takim jak on, bo jest w stanie zrobić wszystko. Jens popatrzył z wściekłością przed siebie. - W to mogę uwierzyć, bo już wcześniej pokazał, na co go stać. Elizabeth objęła go ramionami. - Nie pozwól, by Steffen zepsuł nam dzień naszego ślubu - wyszeptała błagalnie. Mąż spojrzał na nią i jego twarz nieco złagodniała. - Nic nie może zepsuć nam tego dnia. A już na pewno nie on. - Znowu popatrzył przed siebie. - Na pewno nie zrobimy mu tej przyjemności. - Dlaczego wyglądacie tak ponuro? - Obok nich pojawiła się Ane z Alexandrą na rękach. Czując, że się zaczerwieniła, Elizabeth odwróciła twarz. - Wyglądamy ponuro? - udała zdziwienie. - No, musimy jechać do domu, zanim jedzenie wystygnie. -Chciała odejść, ale Ane złapała ją za ramię. - Co się stało? - Nic. 5

- Widzę to po tobie. Jensie, o co chodzi? Małżonkowie wymienili krótkie spojrzenia, po czym Elizabeth oznajmiła: - Steffen wrócił. Ane zbladła. - O czym ty mówisz? Jest tutaj?! Gdy matka opowiedziała jej w skrócie, co się wydarzyło, oczy Ane pociemniały. - On nie może tak po prostu spacerować sobie po Dalsrud po tym, co zrobił - rzuciła, zaciskając ze złości zęby. - Nie, nie może. Na pewno nie według prawa - zgodziła się Elizabeth. - Ale kto wie, na co może się zdobyć, jeśli mu tego zabronimy. Alexandra zaczęła popłakiwać i Ane poprawiła ją wyżej na ramieniu. Pomogło to ledwie na chwilę i dziecko znowu się rozpłakało. Ane włożyła jej koniuszek małego palca do ust i dziewczynka ochoczo zaczęła go ssać. - Jest głodna. Muszę z nią jechać do domu, przewinąć i nakarmić. - Musimy porozmawiać z lensmanem i posłuchać, co on ma na ten temat do powiedzenia - stwierdził Jens. Elizabeth skinęła głową. - Jednak dobrze się stało, że zaprosiliśmy go na wesele. - Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego jedynie grymas. - Myślisz, że możemy porozmawiać o tym z lensmanem jeszcze dzisiaj? - spytał Jens, gdy wracali do domu. Weselny orszak podążał za nimi. Konie w połyskujących uprzężach ciągnęły świeżo pomalowane wozy, na których siedzieli weselni goście w swych najpiękniejszych strojach. Nie zabrakło także skrzypka, który przygrywał podczas jazdy. 9

To miał być dzień szczęścia, dzień bez najmniejszej chmurki na niebie, pomyślała Elizabeth i spojrzała na piekące słońce. Pojawienie się Steffena zgasiło jej radość. - Nie wiem. Zobaczymy, czy pojawi się ku temu okazja - odparła. - W każdym razie poczekamy, aż obiad i przemowy się skończą. Nie chciałabym psuć dnia także i jemu. - Także? - powtórzył Jens. - Czy dla ciebie ten dzień jest zepsuty? - Nie, nie. - Pokręciła przecząco głową. - Nie to miałam na myśli. Przepraszam. Ale wydaje mi się, że Ane ta wiadomość przygasiła - dodała szybko i poczuła wyrzuty sumienia. - Biedna Ane - wymamrotał Jens. - Czy to nie dziwne? On, który doprowadził do śmierci twej poprzedniej żony, zjawia się nagle w dzień twego ślubu. - Tak. - Przez chwilę Jens wpatrywał się w swe dłonie, a potem objął żonę w pasie i mocno przycisnął do siebie. - To jest dziwne. Ale może chował się gdzieś w pobliżu już od dłuższego czasu i tylko czekał na odpowiedni moment? - Naprawdę myślisz, że jest aż tak przebiegły? - Elizabeth zadrżała. - Nie bądź dzieckiem. Ten człowiek jest zdolny do wszystkiego. Nie zapominaj, że już to kiedyś udowodnił. Elizabeth zamknęła na chwilę oczy. Jens miał rację, tylko ona nie chciała tego zauważyć. - Boję się, co się może stać, jeśli nie wpuścimy go do Dalsrud - wyznała cicho. Mąż spojrzał na nią. - Nie wejdzie tam - oświadczył zdecydowanie. - Ale i tak najpierw musimy porozmawiać z lensmanem. - Myślisz, że uda nam się to zachować w tajemnicy przed Marią i innymi? Przynajmniej dzisiaj? 10

- Nie jestem pewien. - Jens westchnął ciężko. - Ane wie i jest tak zła, że, na ile ją znam, pewnie już wszystkim rozpowiedziała. Elizabeth położyła głowę na ramieniu męża. - Ja i tak jestem szczęśliwa - zapewniła. - Szczęśliwa, że mam ciebie. - Wyciągnęła prawą dłoń i pozwoliła, by promienie słońca trafiły w pierścionek na serdecznym palcu. - Spójrz, jaki on piękny. Symbol tego, że znów jesteś moim Jensem. Nawet w środku jest to napisane: Twój Jens. Jej mąż roześmiał się wesoło. - A w moim jest napisane: Twoja Elizabeth. Dokładnie tak, jak powinno być. Elizabeth przytuliła się do jego ramienia. Nieważne, jaki będzie ten dzień i kolejne. Ważne, że przeżyją je razem. I tu właśnie Steffen się przeliczył. Było ich bowiem wielu przeciwko niemu jednemu. Rozdział 2 Gdy zatrzymali się przed domem, Jens pomógł żonie wysiąść z powozu. W tym momencie skrzypek zrobił sobie przerwę. Elizabeth rozejrzała się wokół. Przybywało coraz więcej ludzi i wkrótce podwórze było pełne. - Wejdźmy - powiedziała i wzięła Jensa za rękę. Biegnący im na spotkanie William, napotkał w korytarzu Kristine. - Chodź obejrzeć izbę, którą dostaliśmy razem z Signe - rzekł i wciągnął dziewczynkę do kuchni. 11

Smakowity zapach obiadu wypełnił nozdrza Elizabeth i sprawił, że poczuła się głodna. Dzieci były zajęte oglądaniem nowej sypialni, którą ostatnio dostały. Kathinka była na początku trochę zazdrosna i też chciała tam spać, ale na szczęście Helenę udało się jej to wyperswadować. Elizabeth myślała o tym, jak dziwnie będzie znowu dzielić łoże z Jensem, szczególnie tu w Dalsrud. Jednocześnie cieszyła się, że będzie go miała przy sobie wieczorami. Zwierzać się ze swych myśli w ciemności i ciszy było o wiele lepiej niż za dnia, gdy inni byli w pobliżu. Podczas składania życzeń wynajęte specjalnie na tę okazję służące kłaniały się nowożeńcom tak nisko, że ich spódnice leżały płasko na podłogowych deskach. Policzki dziewcząt pałały. Elizabeth nie wiedziała, czy to z powodu gorąca bijącego od kuchni, czy też wskutek podekscytowania weselem. - Jak tylko usiądziemy, wejdziecie z jedzeniem -szepnęła do dziewczyny, która kierowała pozostałymi. Służąca skinęła szybko głową i jeszcze raz się ukłoniła. Korytarz wypełnił się ludźmi i niektórzy musieli stać na schodach. Wkrótce podwójne drzwi otwarto na oścież. Ane zeszła z poddasza. Przypatrując się gościom, przystanęła na najniższym schodku i nie zauważyła, jak podszedł do niej Torstein. - Alexandra zasnęła? - zapytał. Obróciła się tak gwałtownie, że lekarz szybko odsunął się do tyłu. - Przepraszam, myślałam, że to ktoś inny - wyrzekła zawstydzona. - Żal mi osoby, za którą mnie wzięłaś - zaśmiał się Torstein. - Wyglądałaś, jakbyś chciała kogoś zamordować. Mogę wiedzieć, kogo się spodziewałaś? Ane machnęła ręką, jakby chciała coś odpędzić muchę. - Nikogo szczególnego. Po prostu się zamyśliłam. Nie zabraliście bliźniaków? - zmieniła temat i ponownie zaczęła się rozglądać. - Nie, to nie jest towarzystwo dla nich, więc grzecznie musiały zostać w domu. 12

- Wejdźmy dalej - powiedział Jens i pociągnął żonę za sobą do jadalni. Wewnątrz wszystko było tak, jak zostawili, z wyjątkiem świec, które dopiero co zapalono. Dało się to zauważyć po wosku, który jeszcze nie zdążył się stopić. Nowożeńcy znaleźli swoje miejsca i stanęli za krzesłami. Czy Ane powiedziała coś o Steffenie? - zastanawiała się Elizabeth. Miała nadzieję, że córka ma dość rozumu, by zachować wszystko dla siebie. Porozmawia z nią, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Goście weszli do jadalni i poczekali, aż gospodarz da znak, że mogą usiąść. Po chwili pojawiły się służące, niosąc półmiski pełne jagnięciny i duże misy z ziemniakami, warzywami i brązowym sosem. Zapachy wypełniły wnętrze. Wielu gości ze zdumieniem patrzyło na podawane potrawy. Elizabeth zerknęła na zebranych przy stole. Niedaleko od niej siedziała lensmanowa. Była zajęta rozmową z mężem, ale kiwnęła jej głową. W kieliszki nalano czerwonego wina. - Za młodą parę! - Jakob wzniósł toast. - Za młodą parę! - powtórzyli chórem goście. Dzieci także dostały kieliszki i bardzo starały się, by nic z nich nie wylać. Gdy wszystkie potrawy znalazły się już na stole, Jens postukał w kieliszek. - Pozwólcie, że wam trochę przeszkodzę - zwrócił się do gości. Oczy zebranych skierowały się w jego 10

stronę. Zanim jednak wyrzekł następne słowa, ze zdenerwowania musiał poluźnić kołnierzyk. - Dziękuję wszystkim, którzy zjawili się tu dziś, by świętować wspólnie z nami ten dzień. To bardzo miłe z waszej strony. Jak wszyscy wiecie, Elizabeth i ja nie jesteśmy młodzi i świeżo zakochani. Chociaż w sumie jesteśmy. Wiele osób zaśmiało się, ale zaraz znowu zrobiło się cicho. Elizabeth wiedziała, że Jens się nie przygotował, że mówił z pamięci. Podziwiała go za to, bo wiedziała, jak nie lubił publicznych wystąpień. - Myślę jednak - kontynuował - że będzie nam razem dobrze. Trochę już w życiu przeżyliśmy, i radości, i smutków. Każde z nas ma dzieci, które, jak same mówią, czują się jak rodzeństwo. Cóż to ja chciałem jeszcze powiedzieć... - Pochylił się w stronę żony. - To by było na tyle. Z tak niezwykle porządną babą jak Elizabeth... Goście zaśmiali się głośno z jego żartu, a Elizabeth poczuła, że się czerwieni ze wstydu. Jens położył jej dłoń na ramieniu. - Myślę, że wszyscy powinniśmy wznieść toast za Elizabeth, najlepszą żonę na świecie. Na zdrowie! Służące, które z pewnością stały pod drzwiami i podsłuchiwały, weszły z nowymi tacami, które aż uginały się pod ciężarem jedzenia. Wkrótce wśród biesiadujących dało się słyszeć zachwyty nad smakiem potraw. Gdy wszyscy się już najedli, Elizabeth postukała w swój kieliszek i wstała. - Chciałam tylko powiedzieć, że to Helenę przyrządziła dla nas ten dobry obiad. A tym, którzy się zastanawiają, co jedli, wyjaśniam, że był to comber jagnięcy. Helenę decydowała także o tym, co wam podać. Również na deser. Służąca zaczerwieniła się z radości i próbowała schować za swym kieliszkiem, gdy wiele osób zwróciło się do niej z pochwałami. 11

Nieoczekiwanie William uszczypnął Elizabeth w ramię. - Mamo, wiesz co powiedziała Arnolda? - Nie. - Elizabeth odłożyła nóż i widelec. - Powiedziała, że kiedyś był człowiek, który miał tak mało zboża, że prawie umarł z głodu. Postanowił więc napisać do króla i poprosić go o dwa worki zboża. Ale on nie umiał dobrze pisać i zamiast: Umiłowany królu naszego kraju wyszło mu: Umiłowany królu prostaku. Elizabeth zaśmiała się, lecz William jeszcze nie skończył. - Jego dzieci tak hałasowały, że w końcu wyszło mu tak: Czy mogę być tak miły i dostać dwa worki cholernego hałasu i zamieszania! Wciąż śmiejąc się, Elizabeth pogłaskała synka po karku. - Nie możesz wierzyć we wszystko, co mówi Arnolda. - To, co opowiedziałem, to prawda - oświadczył poważnie William. Wiele osób wygłaszało przemówienia, a kieliszki wznoszono dwa, a nawet trzy razy. Wreszcie nadeszła pora deseru. Elizabeth wyprostowała się i pożałowała, że włożyła gorset, który Bertine przysłała jej z Bergen. Przyszedł wraz z listem, w którym kuzynka Kristiana dziękowała za zaproszenie na wesele, na które, niestety, nie mogła przyjechać. Simon spodziewał się w tym czasie gości i musieli zostać w domu. To ona podarowała Elizabeth ten przepiękny gorset. Bertine pisała, że kupiła w bardzo eleganckim sklepie i że obecnie wszystkie zamożne kobiety takie noszą, a w każdym razie, gdy chcą dobrze wyglądać. Przypuszczała, że skoro Elizabeth ma być panną młodą, jej również będzie zależało na wyglądzie. Elizabeth musiała przyznać, że dobrze wyglądała w gorsecie. - Jesteś smukła jak trzcina - powiedział Jens i spojrzał na nią z zachwytem. - Ale cieszę się, że nie chodzisz 15

w tym na co dzień - dodał. - Najbardziej lubię, jak mam za co złapać. Elizabeth zadrżała, gdy ręka Jensa znalazła się pod stołem. Ostrożnie położył ją na jej udzie. Zerknęła na męża z uśmiechem. - Kocham cię - wyszeptała. - A ja ciebie - odszepnął. Świeżo zakochani, pomyślała. Oczywiście, że była zakochana. To uczucie było teraz o wiele silniejsze, niż gdy się pobierali za pierwszym razem. Kiedy deser został zjedzony, cała trójka dzieci miała poplamione ubranka. Siedziały i klepały się zadowolone po brzuszkach, mówiąc, że zaraz pękną z przejedzenia. Ten stan nie trwał jednak długo, gdyż wkrótce wybiegły z domu. Część gości także wyszła na dwór, by cieszyć się słońcem, inni przenieśli się do salonu. W pomieszczeniu słychać było szelest sztywnych halek, wokół pachniało mydłem i wodą różaną. Niektórzy z mężczyzn mieli wypomadowane włosy i błyszczące wąsy. Inni do przygładzenia fryzury użyli wody, ale ponieważ dawno już wyschła, ich włosy wróciły do naturalnego ułożenia. Elizabeth zaczęła szukać Ane. Musiała porozmawiać z córką na temat Steffena. Może znowu poszła na poddasze zajrzeć do Alexandry? - Skąpa to ty nie jesteś - nagle usłyszała za sobą. Elizabeth obróciła się i spojrzała pytająco na lens- manową. - Słucham? - Dziewka służebna siedzi przy stole na twym własnym weselu! -I...? - Elizabeth popatrzyła na sąsiadkę wyczekująco. Lensmanowa odchyliła głowę i zacisnęła z niezadowoleniem usta. - Mówię o Arnoldzie - dodała. 13

- Nie rozumiem, do czego pani zmierza. Brwi kobiety uniosły się do góry, a na jej krągłych policzkach wystąpiły czerwone plamy. - No tak. - Uśmiechnęła się niewyraźnie i szybko odeszła. Elizabeth stała i patrzyła w ślad za nią. - Wstrętna baba - wyszeptała. Dobrze wiedziała, o co lensmanowej chodziło, ale lepiej było nie odpowiadać jej złym słowem i udawać, że się nie rozumie jej złośliwości. W tej samej chwili zauważyła córkę i pospieszyła w jej kierunku. - Czy powiedziałaś komukolwiek o tym, co się stało przed kościołem? Rozejrzawszy się szybko wokół, Ane odsunęła się trochę na bok. - Nie, ale boję się, że inni i tak go widzieli. Nie tak trudno było go zauważyć. Co powiesz ludziom, jak o niego spytają? - Nie wiem. Najpierw muszę porozmawiać z lens-manem, zapytać go, czy wie, co się dzieje. I jakie mamy prawa. - Stef fen nie ma prawa tu wejść. To pewne - zasy-czała Ane. - Ten człowiek to zły duch w przebraniu. Nie zapominaj, co uczynił Linie. - Jak mogłabym zapomnieć coś takiego? Jednak myślę, że musimy być ostrożni. Rozzłoszczenie kogoś takiego jak on, może być niebezpieczne. - Niech tylko spróbuje! Wtedy ja... - Ane nagle urwała i uśmiechnęła się do kogoś, kto się pojawił za plecami matki. - O czym rozmawiacie? - zapytała Maria, z zaciekawieniem przyglądając się siostrze i siostrzenicy. - O niczym szczególnym - odparła Elizabeth. - Lepiej powiedz, zamiast kłamać mi prosto w oczy. Ane i Elizabeth wymieniły spojrzenia. 17

- Mama spotkała dziś Steffena przed kościołem. - Co? - Maria wybałuszyła oczy. Elizabeth znowu musiała opowiedzieć, co się wydarzyło i co postanowili. -Ale nie wspominaj o tym na razie nikomu - zakończyła. - Niech goście dobrze się dziś bawią. - A co z tobą i Jensem? - zapytała siostra. - To przecież wasze wesele, a on je zepsuł. - Nie pozwolę mu czegokolwiek zepsuć - oświadczyła Elizabeth stanowczo. - To zależy ode mnie i zamierzam cieszyć się tym dniem. A kłopotami zajmiemy się, jak zaczną się pojawiać. Maria uśmiechnęła się słabo i pogłaskała ją po ramieniu. - Masz na sobie ten jedwabny szal, który dostałaś od Jensa - zauważyła. - Nie nosiłaś go od tylu lat. - Nie, należał do przeszłości - powiedziała cicho Elizabeth, bawiąc się cienkimi frędzlami. - Dopiero dzisiaj nadszedł odpowiedni moment, by znowu go wyjąć. Jens bardzo się z tego ucieszył. Teraz będę okrywać się nim zawsze, gdy będę chciała się wystroić. Dzieci wbiegły do domu z zaczerwienionymi policzkami i błyszczącymi oczami. - Jest tak wspaniale, jak ty i Jens wyprawiacie wesele - wyrzuciła z siebie Kathinka. - Nie moglibyście robić tego częściej? Świeżo zastawiony, długi stół uginał się pod ciężarem ciast i innych smakołyków. Elizabeth nie pamiętała, że przygotowano ich tak wiele. Obok dwóch migdałowych wieńców ustawiono ciasta z białym i czekoladowym kremem, plastry wędzonego łososia, jajka i mięso, ułożone na pięknych paterach ciasteczka i wiele innych pyszności. Arnolda dużo pomogła Helenę. Ona sama także pomagała w zmywaniu i innych czynnościach. Wygląda na to, że goście dobrze się bawią, pomyśla- 15

la, i odwróciła się w stronę stołu z prezentami. Wiele osób tłumaczyło się, że nie mieli pojęcia, co mogliby podarować. Przecież nowożeńcy mieli wszystko! Nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Mieli dużo, ale na pewno nie wszystko. Najważniejsze jednak było to, że ludzie chcieli przyjść i świętować ten dzień razem z nimi. Dostali kieliszki, srebro, zdjęcia oprawione w ramki, wazy na kwiaty i wiele innych pięknych podarków, które stały na stole. Później będzie mogła na nie patrzeć i wspominać, że otrzymali je z Jensem w dzień swego wesela. Drugiego wesela! Ane rozmawiała z ciotką, gdy 01av do nich podszedł. - Czy mogę z tobą chwilę pomówić? Maria rozejrzała się wokół.. Wyglądała na spłoszoną. - Nie, wiesz, jestem teraz trochę zajęta - odpowiedziała chłodno. - Mogę odejść - wtrąciła Ane i wmieszała się w tłum gości. - Mario, muszę... - Powiedziałam, że to może poczekać - przerwała mu ze zniecierpliwieniem i odeszła. Ołav pozostał na miejscu, bezradnie odprowadzając ją wzrokiem. Wolnym krokiem podeszła do niego Elizabeth. - Pokłóciliście się? Mężczyzna podrapał się po głowie. - Nie wiem, co złego zrobiłem. Nie, no wiem. Wypiłem trochę za dużo na świętego Jana i zasnąłem w stodole. Nie pamiętam nic więcej oprócz tego, że przyszedł ojciec i zabrał mnie do domu. - I dlatego Maria jest na ciebie zła? - zdziwiła się Elizabeth. Przytaknął. 19

- Kiedyś mogłem z nią chociaż zatańczyć, ale dziś chyba nic z tego nie będzie. Elizabeth przyjrzała się 01avovi uważnie. Nie mogła uwierzyć, że siostra była na niego zła tylko za to, że zasnął w stodole. Albo coś ukrywał, albo... Nie, nie miała pojęcia* o co mogło chodzić. Nie było też sensu pytać o to Marię. Nie powie niczego, dopóki sama nie będzie chciała. Nagle Jakob stanął w drzwiach. - Zaczynają się tańce - oznajmił głośno. - A pierwszy taniec tańczy młoda para. No dalej! Gdzie jesteście? Jens, chodźże tutaj! - Prawą ręką skinął na gospodarza, który siedział w rogu i rozmawiał z kilkoma sąsiadami. Elizabeth podeszła do męża, ujęła go pod ramię i razem wyszli na podwórze. Skrzypek już stał na małym podwyższeniu, które specjalnie dla niego przygotowano. Na próbę przejechał smyczkiem po strunach. Jens objął żonę w pasie i za chwilę wirowali w walcu. Elizabeth wydawało się, że unosi się nad ziemią. Niebo było niebieskie, słońce grzało przyjemnie i byli tylko oni dwoje. Wrażenie, że są sami na świecie, nie opuszczało jej, dopóki muzyka nie uęichła. Wówczas zobaczyła, że dołączyły do nich inne pary. - Nie zapomniałeś dawnych umiejętności - pochwaliła Jensa. - Nadal znasz kroki walca nowożeńców. - Nagle zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. Kiedy pobierali się pierwszy raz, nie było ani miejsca na tańce, ani pieniędzy na skrzypka. Weselnego walca Jens tańczył z Liną. Na pewno o tym pamiętał, ale nie dał tego po sobie poznać. - Ciężko ćwiczyłem z Helenę w kuchni - odparł. Elizabeth zaśmiała się i zgodziła się na jeszcze jeden taniec. Kiedy wreszcie przystanęli, była tak zgrzana i spocona, że postanowiła pójść na poddasze przemyć twarz. Przy okazji poprawiła parę spinek, które powysuwały 17

jej się z włosów. Kwiatki, które zerwała Helenę, zwiędły już dawno temu, ale zostawiła je na głowie. Przyjaciółka tak się natrudziła, by je wpiąć, że Elizabeth nie miała serca ich wyrzucić. Z drugiego pokoju usłyszała, jak Ane próbuje uśpić Alexandrę. Dziecko było zmęczone i nie mogło się uspokoić, słysząc tyle obcych głosów wokół siebie. Zaśnie, gdy wrócą do domu w Daleń. Ane uprzedziła, że nie będą mogły zostać na noc, gdyż nie znalazła nikogo, kto mógłby zająć się zwierzętami. Na szczęście Maria mogła zostać. Elizabeth zeszła powoli na dół. Zamieniła parę słów z gośćmi, po czym przystanęła przy schodach. Zastanawiała się, czy nie poszukać Jensa, by towarzyszył jej podczas rozmowy z lensmanem, ostatecznie jednak zrezygnowała. Mogła pójść sama i oszczędzić mu tego spotkania. Miała wrażenie, że Jens na chwilę zapomniał o Stef fenie, i cieszyło ją to bardzo. Lensman stał w salonie i rozmawiał z Jakobem, Larsem i Torsteinem. Wszyscy sączyli koniak. - Dobrze się bawicie? - zapytała i uśmiechnęła się do nich. - Bawimy się świetnie - odpowiedział Lars. - Nie mogłoby być lepiej. - Cieszę się. Częstujcie się zarówno jedzeniem, jak i piciem. Helenę przygotowała tyle, że starczyłoby dla całego wojska i jeszcze trochę by zostało. - Dziękujemy, ale po tak obfitym obiedzie nie jesteśmy na razie głodni - rzekł Torstein. - Czy mogę zamienić z panem parę słów? - zapytała Elizabeth cicho, patrząc na lensmana. - Oczywiście. - Chodźmy do gabinetu. To chyba jedyne miejsce w całym domu, gdzie nie ma ludzi - dodała ze śmiechem. W gabinecie poprosiła lensmana, by usiadł, po czym 21

sama zajęła miejsce za biurkiem. Mężczyzna nadal trzymał w ręku kieliszek z koniakiem. - Spotkałam dziś Steffena na wzgórzu przed kościołem - oznajmiła. - Wiem. - Rozmawiałeś z nim? - Nie, poznałem go i widziałem, że rozmawiał z tobą. - Był w kościele? Lensman pokręcił przecząco głową. - Ja go przynajmniej nie widziałem. - Umilkł. - Przypuszczam, że nie było to zbyt miłe spotkanie. - Nie. On... można powiedzieć, że mi groził. - Co powiedział? - Ze został wypuszczony, bo jest niewinny. I że chce swoją część spadku. - Elizabeth zaśmiała się krótko. -Teraz to nie jest takie ważne, ale boję się, że wkrótce tu przyjdzie. Wspomniał o tym i że powinnam pozwolić mu na to, bo inaczej... -Tak? - Powiedział, że nie wie, co może się wówczas stać. - W to akurat jestem w stanie uwierzyć. - Kieliszek lensmana zakołysał się tak mocno, że brązowy płyn prawie wylał się na podłogę. Mężczyzna wypił łyk i zapatrzył się przed siebie, nic nie mówiąc. - Czy to prawda, że wypuścili go, bo jest niewinny? - zapytała Elizabeth. - I tak, i nie. - Lensman spojrzał na nią szybko, po czym ponownie skupił uwagę na kieliszku. - To, czy naprawdę jest niewinny, to inna kwestia. Myślę, że to raczej pieniądze umożliwiły mu wyjście z więzienia. Znam tego człowieka i wiem, że z nim nie ma żartów. Jednak z drugiej strony... - Elizabeth wydawało się, że lensman pożałował nagle swej szczerości. - On może mówić prawdę. Dowody były dość słabe. - Czy mogę coś zrobić? - Cóż... Możesz mu zabronić wejścia do Dalsrud. To twój dom, nie jego. Pewnie nie odmówi także pieniędzy... Ale coś mi podpowiada, że nie pozbędziesz się go tak szybko. 22

- Co ma pan na myśli? - Steffen ma plamę na honorze. I to go irytuje. Elizabeth ukryła twarz w dłoniach, po chwili jednak podniosła wzrok. - Czy nie ma niczego, co pan mógłby zrobić? Lensman spojrzał na nią. - Niestety. Dopóki Steffen nie dopuści się karalnego czynu, nie mogę nic. Ale uważam, że najrozsądniejsze, co ty, a dokładniej mówiąc wy możecie zrobić, to być dla niego tak przyjaznymi, jak to tylko możliwe. - Przyjaznymi? - powtórzyła zdumiona Elizabeth. -Nie mówi pan poważnie? - Źle się wyraziłem. Bądźcie w każdym razie ostrożni. Odmówcie mu w łagodny sposób. Jeśli jest winny tego, co się stało z Liną, stać go na to, by zrobić coś jeszcze gorszego. - W to akurat nie wątpię. - Wzrok Elizabeth zdradzał przygnębienie. Lensman popatrzył na nią z powagą, ale nic nie odrzekł. Maria stała na schodach i szukała wzrokiem Kristine. Nie minęło wiele czasu, a znalazła dziewczynkę. Kręciła się na środku podwórza tak szybko, że jej, długie do kolan, uniesione spódnice przypominały wielką chmurę. Maria pokręciła głową i podeszła do córki akurat w tym momencie, gdy ta przewróciła się na ziemię. - Aua! Uderzyłam się w kolano - płakała Kristine, pokazując nogę. - Chodź, podmucham. - Maria wzięła ją na ręce. -Czyżbym widziała zmęczenie w twych oczkach? 23

- Nie! Nie chcę iść jeszcze spać. William i Kathinka są na dworze i mówili, że będą przez całą noc. - Bzdury. Helenę poszła ich właśnie szukać. - Oni też pójdą spać? - Dziewczynka zapomniała na chwilę o bolącym kolanie. - Oczywiście, że tak. Będziecie spać razem w jednym łóżku. Dokładnie tak, jak ci obiecałam. Kristine obdarowała ją mokrym całusem. - Kochana mamusia. Na poddaszu Maria opatrzyła córce kolano. Było to tylko małe obtarcie, więc po ostrożnym przemyciu wodą sprawa była załatwiona. - Czy inni zaraz przyjdą? - dopytywała się Kristine, leżąc już pod kołdrą. - Tak, słyszę ich na schodach. Połóż się wyżej, to zrobisz miejsce dla Kathinki obok siebie, a dla Williama w nogach łóżka. - Kiedy ty i Ołav się pobierzecie? - zapytała nagle dziewczynka. Maria odwróciła się, by strzepnąć poduszkę, na której miał spać William. - Za jakiś czas - odparła w końcu. - To znaczy? - Za wiele dni. - Na zimę? Maria najchętniej zmieniłaby temat. Czy chciała odłożyć ślub? Czy to dlatego nie chciała odpowiedzieć? Czy to dziecinny upór powodował, że unikała Ołava? Sama nie wiedziała. Udało jej się jednak uniknąć wyjaś- nień, bo za drzwiami rozległy się głosy. - Oto i oni - poinformowała z uśmiechem Kristine. Dzieci wbiegły do izby z tupotem, a za nimi pojawiła się Helenę. - Położyłaś się już? - krzyknął William. - Gdzie będę spał? - Tutaj? - Wskazał na poduszkę w nogach łóżka. 24

- Teraz już ja się nimi zajmę - oznajmiła Helenę. -Ty idź na dół. Maria pocałowała córkę na dobranoc, po czym opuściła izbę. Jednak pytanie Kristine nadal dźwięczało jej w uszach: kiedy ty i 01av się pobierzecie? Musi z nim porozmawiać i dowiedzieć się, dlaczego jej to zrobił. Gdyby osoba, z którą ją zdradził, była kimś, kogo w ogóle nie znała. Jakąś obcą kobietą. Ale z Elen... To wszystko pogarszało. Zobaczyła go od razu, jak tylko wyszła na zewnątrz. Siedział całkiem sam na mostku do stodoły i patrzył na tańczących. Ucieszyła się, że jej nie zauważył. Miała więcej czasu, żeby zebrać się w sobie. Przysunęła się do drzwi i go obserwowała. Chyba nie pił, ale nie wyglądał na zadowolonego. Jego spojrzenie było nieobecne, wydawał się pogrążony w myślach. Musiała mieć pewność. Dopiero potem postanowi. Wyprostowała się i zdecydowanym krokiem podeszła do niego. - 01av! Drgnął, słysząc jej głos, a przez jego twarz przemknął uśmiech. Może to była nadzieja? - Czy możemy gdzieś pójść i porozmawiać? - zapytała. Wstał szybko. - Gdzie chcesz iść? Do domu? - Nie, pójdziemy tędy. - Wyprzedziła go i ruszyła w stronę świątyni dumania Elizabeth, ale nie zamierzała mu o tym mówić. Nie musi wiedzieć, że to ulubione miejsce jej siostry. Żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa, dopóki Maria nie usiadła na wrzosowisku. Ołav poszedł za jej przykładem. - Chcę wiedzieć, dlaczego spałeś z Elen w stodole w noc świętojańską. - Słucham? 22

- Pytam, dlaczego... - Tak, słyszałem, co powiedziałaś. Ale... - 01av wzruszył ramionami. - Nie spałem z Elen. - Owszem, spałeś. Szukałam cię i jakiś mężczyzna powiedział mi, że poszliście razem w stronę zagrody. Znalazłam was w sianie, a Elen nie pozostawiła mi wątpliwości, co tam robiliście. 01av wbił łokcie w kolana i niespiesznie przeczesał palcami włosy. - Gdybym spał z Elen, pamiętałbym o tym. -Jesteś pewien? - Maria starała się wychwycić najmniejsze drgnienie w jego twarzy. Ale wydawał się szczery. - Czy byłem nagi? - Nie, byłeś ubrany. Za to ona miała odpięty górny guzik u bluzki. Ołav spojrzał na nią. - Gdybyśmy to zrobili, wówczas Elen musiałaby mnie z powrotem ubrać. Czy myślisz, że to zrobiła? Że jej się chciało? Maria wzruszyła ramionami, chociaż w jej sercu powstała pewna wątpliwość. - Mogłeś ubrać się sam. - Czy miałem na sobie kompletne ubranie? Próbowała sobie przypomnieć. - Tak myślę. 01av pokręcił wolno głową i próbował się uśmiechnąć. - Byłem tak pijany, że nie byłbym w stanie ani się rozebrać, ani przespać z Elen. A już na pewno nie byłbym w stanie ubrać się z powrotem. Mario, musisz mi uwierzyć. Elen chciała, żebyś myślała, że znowu jesteśmy razem. - Dlaczego poszedłeś z nią do stodoły? 01av popatrzył w stronę morza przez zmrużone powieki. - Elen powiedziała... Co ona, do cholery, powiedziała? - Zastanawiał się przez dłuższą chwilę. Nagle jego twarz pojaśniała. - Wiem, powiedziała, że poszłaś położyć spać Kristine i że pytałaś o mnie. Maria uniosła brew. - I wtedy poszliście do stodoły? 26

- Nie, Elen powiedziała, że ty będziesz czekać na mnie w stodole, bo chcesz porozmawiać ze mną całkiem sama. Chodziło o coś poważnego. A więc poszedłem tam i położyłem się w sianie. - I nic więcej nie pamiętasz? Pokręcił przecząco głową. - Położyłem się, bo byłem strasznie zmęczony. Maria zerwała gałązkę wrzosu. Drobne liliowe kwiatki wydawały się szorstkie, gdy przesuwała je między palcami. - Wierzysz mi? - spytał Olav niepewnym głosem. Spojrzała na niego. - Kiedy pewnego dnia stanę przed księdzem, by przysiąc, że będę kochać mego męża na dobre i na złe, muszę wiedzieć, że mogę na tobie polegać. A jeśli to się znowu zdarzy? Czy będę mogła dochować tej przysięgi? Olav milczał dłuższy czas. - Nie umiem przewidzieć przyszłości, ale wiem, że nigdy nie zdradziłem i nigdy cię nie zdradzę. Więc zależy tylko od ciebie, w co chcesz wierzyć. Maria odczekała chwilę, zanim odpowiedziała: - Wierzę ci. Uśmiechnął się smutno i to ją zdziwiło. - Nie cieszysz się? - Cieszę, ale przykro mi, że podejrzewałaś mnie zdradę. - Nie mogłam postąpić inaczej. - Może i nie. Ja też nie powinienem wierzyć w to, co mówiła. Czy możemy to wszystko zostawić już za sobą i od teraz patrzeć w przyszłość? Kiwnęła głową na znak, że się zgadza, i pomyślała, że zrobiła kolejny krok naprzód. 24

Rozdział 3 Stojąc na dziedzińcu, Elizabeth odprowadzała wzrokiem służące i dzieci. W pewnej chwili William odwrócił się i pomachał jej. Posłała mu całusa i zaśmiała się na myśl, jak bardzo musiał być teraz zirytowany. Całowanie i przytulanie odbywało się podczas układania dzieci do snu i najlepiej, gdy nie widziała tego Signe. Helenę i Arnolda, maszerujące raźnym krokiem, niosły duże wiadra, a każde z dzieci po cynowym kubku. Elizabeth uśmiechnęła się i weszła do domu. Zatrzymała się na chwilę w korytarzu, zastanawiając się, od czego powinna zacząć. Od szorowania podłogi w kuchni czy od sprzątnięcia izb na poddaszu? Zdecydowała się na to drugie i wzięła z kuchni przygotowane wiadro z gorącą wodą. Gdy wspinała się po schodach, przypomniała sobie, co jej powiedziała Maria - że na Babią Wyspę doprowadzono wodę. Pokręciła głową, nie mogąc sobie tego wyobrazić. W sypialni na poddaszu otworzyła okno i cienkie firanki zaczęły fruwać na wietrze. Oparła się o parapet i przez chwilę pozwoliła oczom napawać się widokiem nagich pól. Było już po sianokosach, wkrótce lato stanie się wspomnieniem. Dobrym wspomnieniem, pomyślała. Tego lata wyszła za mąż. Wciąż jeszcze przejmował ją dreszcz, gdy przypominała sobie o: weselu, strojeniu się, kwiatach we włosach, zapachu kościelnego kadzidła, tańcach i gościach. 28