Baxter Mary Lynn
W pogodny letni wieczór
Tamten wieczór odmienił jej los na zawsze i zmusił do decyzji, których w innej sytuacji by nie
podjęła. Minęło dziewięć lat. Cassie Wortham wraca do rodzinnego miasteczka Jasmine, by
rozpocząć nowe życie. Przeżyła koszmar, lecz teraz chce o nim zapomnieć.
Czy jednak może rozpocząć nowe życie, skoro przyjacielem rodziców i częstym gościem w ich
domu wciąż jest Austin McGuire? Uwiodła go kiedyś i urodziła syna. Syna, o którym Austin nie
wie. Nie wie też, jak wielki niepokój budzi w sercu Cassie i jak silnie działa na jej zmysły. A może,
co gorsza, się domyśla?
To jednak nie on jest dla Cassie największym zagrożeniem, lecz opętany szaloną ideą człowiek,
który przybywa do Jasmine, by odebrać jej dziecko. Przerażona i osamotniona w swej walce,
nieoczekiwanie może liczyć tylko na Austina. Czy jednak wolno jej przyjąć pomoc od kogoś, kogo
oszukała i przed kim skrywa tyle tajemnic?
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lato, 1990
- Wiesz co?
Cassie Wortham oderwała wzrok od krążącej tuż nad powierzchnią oceanu mewy.
- Co takiego? - spytała, odwracając się do swojego chłopaka.
- Myślę, że powinniśmy się pobrać. Cassie otworzyła usta ze zdumienia.
- Masz nie po kolei w głowie - stwierdziła z przekonaniem.
Lester Sullivan zmarszczył brwi, a na jego gładkim zazwyczaj czole pojawiły się głębokie bruzdy.
- Mylisz się, moja droga. Może jeszcze tego nie wiesz, ale jestem najbystrzejszym facetem, jakiego
znasz - stwierdził chełpliwie.
Cassie uniosła ku górze zielone, pełne wyrazu oczy.
- W takim razie chyba masz gorączkę - orzekła.
- Daj spokój, Cassie.
Dziewczyna odwróciła głowę i znów skupiła uwagę na ptaku szybującym beztrosko po niebie.
Pomyślała, że i ona, tak jak ta mewa, powinna odczuwać swobodę. W końcu obchodziła osiemnaste
urodziny.
6
Byli tu dopierood kilku dni. Razem z rodzicami spędzali wakacjew ich letnim domu na wybrzeżu
Luizjany, niedalekoJasmine, gdzie mieszkali. Poprzedniego dnia dołączyli donich jejznajomi, z
którymi bawiła się przez Cały dzień - pływali Wmorzu, jedli, śmiali się. Ale ten wieczór rodzice i
przyjaciele Cassie postanowili uczcić w szczególny sposób.
Pieniądze zapewniały im wszelkie luksusy, na przykład ten wspaniały dom nad oceanem. Jej matka
odziedziczyła go po Śmierci swoich rodziców. Cassie nie wyobrażała sobie życia bez tego cudownego
miejsca, otoczonego gorącym piaskiem i tajemniczymi zatoczkami.
Najpierw uczciła urodziny po swojemu, w samotności. Zanim pojawili się znajomi, spała do południa,
a potem pływała w oceanie i przydomowym basenie. Czuła się naprawdę szczęśliwa.
- Cassie...
Niepokój w głosie Lestera, który nagle zakłócił jej myśli, był irytujący. Zaczęła prawie żałować, że go
zaprosiła. Przez cały czas był w ponurym nastroju. Pewnie od dawna chciał ją zaskoczyć tą
propozycją.
Małżeństwo?
Niech Bóg broni! Była to ostatnia rzecz, jakiej teraz pragnęła. Nawet gdyby po studiach zechciała
wyjść za mąż, jak wiele jej koleżanek, to z pewnością nie za Lestera.
- I co ty na to? - odezwał się znowu.
Cassie popatrzyła na niego, z trudem powstrzymując śmiech. Po chwili jednak przestało ją to bawić.
Widać było po jego minie, że nie żartuje. To niemożliwe, stwier-
7
dziła w duchu. Bawił się z nią tylko. Tak, z pewnością, tylko po co? Z jakiego powodu?
Wydawało jej się, że Lester nie mówi szczerze. A może po prostu nie znała go tak dobrze, jak sądziła?
Zawsze miała wrażenie, że jest zbyt konsekwentny, ambitny i uparty, by zrezygnować z osiągnięcia
celu, jakim była służba w armii. A małżeństwo z pewnością zakłóciłoby te plany.
- To miłe z twojej strony - powiedziała łagodnie. - Pochlebia mi to, naprawdę. Ale moja odpowiedź
brzmi: nie, dzięki.
- Nie masz o mnie zbyt dobrego zdania, co?
Cassie przesunęła dłonią po spiętych starannie włosach i westchnęła głośno. Żałowała, że nie ma przy
boku swej najlepszej przyjaciółki, Jo Neli.-Ona na pewno wiedziałaby, jak sobie z tym poradzić.
Niestety, Jo Neli nie przyjechała, miała jakieś kłopoty z gardłem. Też sobie wybrała porę, pomyślała
Cassie.
- Wcale nie - odparła z rozmysłem. - Myślę po prostu, że coś ci się tylko uroiło. Przecież tak naprawdę
nie chcesz się żenić.
- Nie masz pojęcia, czego chcę naprawdę.
Ton głosu Lestera stał się szorstki, co wróżyło kłótnię. Ale Cassie nie zamierzała do tego dopuścić.
Nie tego dnia.
- Posłuchaj, Lester. Dlaczego, do licha, chcesz się nagle żenić? Jesteś dopiero na drugim roku studiów!
Myślałam, że najważniejszy jest dla ciebie dyplom i armia...
- Nie zmieniłem planów - przerwał jej szybko. - Ąle to wcale nie oznacza, że nie możemy się pobrać.
8
- Naprawdę wierzysz, że małżeństwo niczego w twoim życiu nie zmieni? - spytała z niedowierzaniem.
- Tak - odparł spokojnie.
- Cholera, Lester, co się z tobą dzieje? - Cassie nie posiadała się ze zdumienia.
- Nic - wzruszył ramionami. - Po prostu wydaje mi się, że cię kocham.
- Wydaje ci się? - spytała ze śmiechem. Lester zaczerwienił się.
- W porządku. Wiem, że cię kocham - bąknął speszony.
- A co cif przekonało? - spytała przekornie. - To, że kochaliśmy się dwa razy?
- To też.
Cassie potrząsnęła głową.
- Ta rozmowa nie ma sensu. Oboje wiemy, że seks to nie miłość. A tak na marginesie, to nie
kochaliśmy się już prawie trzy miesiące.
Miała nadzieję, że to wystarczająco silny argument. Seks z Lesterem nie sprawiał jej specjalnej
przyjemności. Chyba dlatego że to właśnie Lester pozbawił ją dziewictwa, i to nieświadomie. Teraz
jednak nie miała ochoty analizować swoich ani tym bardziej jego uczuć. Nie miały żadnego
znaczenia.
- To nie moja wina.
Ton jego głosu był równie twardy, co spojrzenie niebieskich oczu.
- Co? - spytała Cassie, jakby nieobecna myślami.
- To nie moja wina, że nie kochamy się częściej. Nie odezwała się, ale też nie odwróciła od niego
9
wzroku, choć jego oczy były teraz zimne, wręcz nieprzyjazne.
Lester podobał jej się. Uważała, że jest przystojny, choć może trochę za niski i zbyt umięśniony jak na
jej gust.
Różnił się jednak od chłopców w swoim wieku i to ją właśnie pociągało. Był bardziej dojrzały,
tajemniczy, zachowywał się tak, jakby coś ukrywał. Zastanawiała się często, co to może być.
Nie był jednak mężczyzną, z którym chciałaby spędzić życie, dlatego musiała jakoś ostudzić jego
zapał do małżeństwa. Zwłaszcza że od jesieni miała rozpocząć studia na tym samym uniwersytecie co
on.
Wiedziała, że trzeba zakończyć tę sprawę właśnie teraz, bo w przeciwnym razie jej życie zmieni się w
koszmar.
- Co tak naprawdę do mnie czujesz? - spytał, przerywając kłopotliwe milczenie.
- Jesteś świetnym kumplem. Zawsze dobrze się bawię w twoim towarzystwie - odparła niepewnie.
Lester zaklął cicho.
- Nie zniósłbym myśli, że dotyka cię ktoś inny.
- A więc tu cię boli? Jesteś po prostu zazdrosny!
- Trochę. Chcę cię tylko dla siebie. Żeniąc się z tobą, zyskam pewność, że jesteś tylko moja.
- Mój Boże, Lester! - wykrzyknęła przerażona Cassie. - Traktujesz mnie jak jakieś trofeum, którym
mógłbyś pochwalić się przed kumplami.
Lester zarumienił się, a to tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że właśnie go rozgryzła.
10
- Byłoby wspaniale, gdyby wszyscy wiedzieli, że jesteśmy parą - wyznał po chwili.
- Nie jesteśmy parą, Lester - powiedziała Cassie z naciskiem. - Spotykaliśmy się, fakt, ale to jeszcze
nie powód, żebyś uważał mnie za swoją dziewczynę. Zrozum, zaczynam studia i nie zamierzam się z
nikim wiązać. Chcę mieć swobodę i umawiać się, z kim zechcę.
- Nie spodziewałem się tego po tobie - wyznał, szczerze zawiedziony. - Gdyby twój ojciec wiedział, że
kochaliśmy się, na pewno kazałby nam się pobrać.
- Tylko dlatego że jest pastorem.
- I co z tego? Przecież mam rację. Cassie roześmiała się cierpko.
- Być może masz rację - przyznała z udawaną beztroską - ale tato nie dowie się o nas. I jeszcze jedno.
To nie on będzie wybierał mi męża.
- Nie przyjmuję odmowy.
- Ty naprawdę oszalałeś - Cassie oparła się o barierkę, chcąc jak najdalej odsunąć się od Lestera. -
Przypuśćmy, że jesteśmy zakochani w sobie do szaleństwa i rzeczywiście chcemy się pobrać. Pomyśl
tylko, z czego byśmy żyli?
- Moi rodzice by nam pomogli - wyjaśnił pospiesznie. - Twoi na pewno też.
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Przecież masz trochę pieniędzy, prawda? . Cassie zacisnęła usta.
- Dostałam niewielki spadek po babci, ale na razie nie mogę go ruszyć - wycedziła.
- To nic. Poradzimy sobie jakoś. Znajdę pracę.
11
- Posłuchaj, Lester, skończmy już tę rozmowę. - Cassie uniosła ręce w geście zniecierpliwienia. - Nie
pobierzemy się. Nawet gdyby miało to oznaczać, że nie będziemy się już widywać. - Zerknęła na
zegarek. - Robi się późno, powinniśmy wracać.
Matka Cassie, Wilma Hillcrest Wortham powitała ich lodowatym uśmiechem.
- Myślałam, że poświęcicie trochę więcej czasu swoim znajomym - powiedziała z wyrzutem,
otwierając oszklone drzwi prowadzące na werandę.
Cassie przyjrzała się z uwagą matce. Nie wierzyła, by ta piękna kobieta miała kiedykolwiek stracić
urodę, nawet w wieku stu lat. Teraz miała trzydzieści sześć, tyle ile jej mąż, James. Była wysoka i
dorodna, a jej porcelanowa cera i przedwcześnie posiwiałe, lecz zawsze doskonale ułożone włosy
przydawały jej subtelności. Dzięki temu wrodzona skłonność do tycia stawała się prawie nie-
dostrzegalna. Cassie wierzyła zresztą, że matka nigdy nie utyje. Miała zbyt dużo silnej woli i
samodyscypliny, by nie zachować perfekcyjnego wyglądu.
Dziewczyna miała ochotę objąć ją i wynagrodzić swą długą nieobecność. Wilma jednak nigdy nie
była skłonna do okazywania uczuć. Jej chłód i opanowanie sprawiały, że Cassie często zastanawiała
się, czy matka ją kocha, czy też jedynie toleruje.
- Gdzie tato? - spytała pogodnie.
- Zaraz przyjdzie - odparła Wilma i dodała: - Ale jest już Alicja.
- Fajnie - rzuciła Cassie obojętnie.
Alicja była jedyną siostrą matki. Miała trzydzieści dwa
12
lata i żyła samotnie. Cassie podejrzewała, że wolała robić karierę, niż prowadzić dom i wychowywać
dzieci.
Czasem się zastanawiała, dlaczego tøk bardzo nie lubi swojej ciotki. Ta kobieta działała jej na nerwy.
Może dlatego, że była zbyt słodka. Wydawało się po prostu nieprawdopodobne, by ktokolwiek mógł
zachowywać się w ten sposób przez cały czas.
- Wszystkiego najlepszego, Cassie! - zaszczebiotała ciotka. - O, witaj, Lester. Co u ciebie? ' -
Dziękuję, w porządku - mruknął chłopak, unikając jej wzroku.
Co za nadęty nudziarz, stwierdziła w duchu Cassie i aż zacisnęła usta ze złości. Po chwili jednak znów
skupiła uwagę na ciotce. Alicja przypominała Wilmę, choć była od niej niższa, drobniejsza i miała
ciemne włosy. Cassie zawsze uważała, że jej matka jest osobą oschłą, ale jej siostra, na pozór radosna
i uprzejma, była o wiele bardziej sztywna. Zimna ^yba, stwierdziła Cassie z niechęcią.
Widząc, że ciotka bacznie ją obserwuje, posłała jej wymuszony uśmiech, po czym odwróciła się, nie
chcąc Zdradzić swych prawdziwych uczuć. Obawiała się, że Alicja potrafi czytać w jej myślach.
Ciotka była bardzo sprytna. Dowiodła tego, kiedy należące do rodziny hotele Hillcrest zaczęły
przynosić przyzwoity dochód. Stanowiły niewielką sieć - zaledwie trzy hotele - ale za to o bardzo
wysokim standardzie. Były niewielkie, dzięki czemu goście czuli się jak u siebie w domu, zapewniały
przy tym doskonałą obsługę.
Wilma prowadziła hotel w Jasmine, gdzie pełniła też
13
funkcję żony pastora największej parafii w mieście. Alicja dzieliła czas między dwa pozostałe - w
Baton Rouge i w Shreverport.
- Czy ktoś chce trochę likieru miętowego? Słysząc głos ojca, który wszedł na werandę, Cassie
rozpogodziła się.
- Masz doskonałe wyczucie czasu, tato - rzekła z uśmiechem i podniosła swój pusty kieliszek. -
Chętnie się napiję.
- Proszę bardzo - odparł wesoło James Wortham.
- Wszystko dla mojej ukochanej Córki.
- Dla twojej jedynej córki - poprawiła go Cassie.
- Dobrze, niech ci będzie - stwierdził z rezygnacją ojciec, napełniając jej kieliszek. - A ty się napijesz?
- zwrócił się do Lestera.
- Nie, dziękuję - odparł oschle chłopak.
Cassie miała ochotę wytargać go za włosy. Nie mogła tego jednak zrobić, gdyż Lester, jako zwolennik
stylu militarnego, strzygł się krótko, co zresztą jej nie odpowiadało. Uświadomiła sobie nagle, jak
bardzo jej się nie podoba. Zdenerwował ją i nie zamierzała puścić mu tego płazem, zwłaszcza że był
tak opryskliwy w stosunku do ojca.
- A tak przy okazji, tato... Dzięki, że wymodliłeś pogodę - odezwała się, przerywając milczenie.
Wilma obruszyła się na te słowa.
- Uważaj, co mówisz - skarciła córkę. - Powinnaś mieć więcej pokory.
- Nie denerwuj się,' skarbie - zwrócił się James do' żony z uśmiechem. - Rzeczywiście, modliłem się o
ide-
14
alną pogodę. W końcu to szczególny dzień dla naszej córki. A poza tym, ona sama jest idealna.
- Niech ci będzie - stwierdziła Wilma lodowatym tonem. Było oczywiste, że ma inne zdanie na ten
temat.
, Cassie zastanawiała się często, jakim cudem rodzice się kiedyś pobrali. O Jamesie można było
powiedzieć' wszystko, tylko nie to, że jest przystojny. Był niższy od Wilmy i nieco przygarbiony. Miał
też ogromny, niezgrabny nos, który zupełnie nie pasował do jego drobnej twarzy.
Za to jego oczy były niesamowite. Duże, zielone i bardzo przenikliwe. Niemal na każdym robiły
ogromne wrażenie. Podobnie jak jego miękki,. głęboki głos.
- Słuchajcie, ą gdzie jest Austin? - zmieniła temat Alicja.
- Nie mam pojęcia. - James rozłożył ręce. - Ten łobuz powinien być tu już od dawna.
Pewnie oprowadza towarzystwo po domu - wyraziła przypuszczenie Alicja, siadając ciężko na
kanapie.
Cassie pomyślała złośliwie, że ciotka jest z czegoś bardzo niezadowolona. Dlaczego Austin nie
widział, jaka Alicja jest naprawdę? Był od niej sto razy lepszy.
- Przyjdzie ną kolację, jestem pewna - rzekła spokojnie Wilma. - Jeszcze nigdy przecież nas nie
zawiódł.
- Kto was nigdy nie zawiódł? - dał się słyszeć nagle jakiś głos.
Wszyscy obrócili oczy w stronę trawnika, po którym szedł Austin McGuire z szelmowskim
uśmiechem na ustach.
- Jesteś, mój przyjacielu - powiedział James, który wyszedł mu na spotkanie i poklepał lekko po
ramieniu.
15
Cassie nigdy nie mogła pojąć, co sprawiło, że ci dwaj mężczyźni tak bardzo zżyli się ze sobą. Znała
historię tej znajomości. Spotkali się przed wielu laty, kiedy jej ojciec był na ostatnim roku studiów, a
Austin dopiero rozpoczynał naukę na uniwersytecie. James natychmiast otoczył go opieką. Przyjaźnili
się od tamtego czasu. Austin, podobnie jak rodzice, był obecny w jej życiu, odkąd tylko pamiętała. Z
tą różnicą, że nigdy nie uważała go za drugiego ojca. Traktowała go raczej jak starszego brata.
W wieku trzydziestu dwu lat, przy wzroście ponad stu osiemdziesięciu centymetrów i wadze
dziewięćdziesięciu kilogramów, odznaczał się wysportowaną, umięśnioną sylwetką. Najbardziej
zniewalające były jednak jego duże oczy z długimi rzęsami i ciemne, gęste włosy.
Najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy z własnej atrakcyjności. Z jego zachowania wynikało,
że nie jest świadomy tego, jak bardzo podoba się kobietom. Do wszystkiego podchodził z humorem i
nawet w najbardziej poważnej sytuacji potrafił dostrzec coś zabawnego. Cassie podziwiała go za to.
Sama była pozbawiona tego daru. Życie zawsze traktowała serio i miała skłonność do wyolbrzymiania
swoich problemów.
- Cześć, dzieciaku - przywitał się z nią wesoło, całując przy tym w policzek.
Cassie odepchnęła go lekko. -
- Od dziś proszę mnie tak nie nazywać - oświadczyła. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Chyba zapomniałeś, że właśnie skończyłam osiemnaście lat.
16
- Mylisz się, moja droga! Nikt nie mógł o tym zapomnieć - stwierdził z szelmowskim błyskiem w oku.
- Od dwóch tygodni nie gadasz o niczym innym.
- Jesteś okropny.
Znów rozległ Się śmiech i zapanowała swobodna atmosfera. Nawet Lester trochę się rozpogodził. Za
to Alicja wręcz promieniała, wpatrując się w Austina z cielęcym zachwytem.
Kiedy jednak matka zabrała głos, Cassie znów zrobiło się niedobrze.
- Proponuję rozejść się do swoich pokoi - oznajmiła Wiłma tonem nie znoszącym sprzeciwu. -
Wkrótce spotkamy się na podwieczorku, a potem zjemy kolację...
- urwała, po czym uśmiechnęła się wyniośle. - Dołączy do nas jeszcze kilkoro znajomych.
Weranda opustoszała niemal natychmiast i Cassie została sama. Wszyscy jak zwykle byli posłuszni jej
matce, tylko ona jedna się sprzeciwiła. Doskonale wiedziała, dlaczego tak jest. Obydwie miały silną
osobowość, więc często dochodziło między nimi do spięć.
Spojrzała na zegarek i stwierdziła z zadowoleniem, że zdąży jeszcze przejść się po plaży i poczuć
wiatr we włosach. Nazajutrz miała wrócić do domu i przygotować się do zajęć na uczelni. Było to i
podniecające, i trochę smutne.
Ruszyła w stronę schodów, gdy nagle usłyszała za plecami znajomy głos:
- Dokąd to, dzieciaku?
ROZDZIAŁ DRUGI
Odwróciła głowę.
- Mówiłam ci już, żebyś mnie tak nie nazywał! - zaprotestowała, piorunując Austina spojrzeniem.
- Trudno jest pozbyć się starych nawyków - odparł. - A poza tym jeszcze jesteś dzieckiem.
- Mam osiemnaście lat.
- I co z tego? - Austin najwyraźniej miał ochotę trochę się z nią podroczyć.
- To, że jestem dorosła i musisz wreszcie zacząć odpowiednio mnie traktować.
- Czyżby?
- Tak.
Próbowała zachować powagę, ale jej wargi drgały mimowolnie.
- Przykro mi, ale jakoś nie mogę myśleć o tobie jako o osobie dorosłej - stwierdził z udawaną powagą.
- Czasami potrafisz być irytujący. Wybuchnął śmiechem.
- Poprawka - powiedział. - Prawie cały czas jestem irytujący.
- Nie sądzę. Zawsze wydawałeś mi się... - urwała speszona.
18
- Jaki? - spytał z ciekawością. Patrzył przy tym na nią bacznie, nie przestając się uśmiechać.
Cassie pożałowała, że nie ugryzła się w język. Poruszyła dość niebezpieczny temat. Sama nie bardzo
wiedziała, jak ma odpowiedzieć na pytanie Austina. Zdawała sobie sprawę, że ilekroć pojawiał się w
pobliżu, jej serce zaczynało bić żywiej. Może podkochiwała się w nim od dłuższego czasu, lecz
dopiero teraz to sobie uświadomiła? Nie, to byłoby niedorzeczne, stwierdziła w duchu.
- Czekam, dzieciaku... Spojrzała na niego tak, że na ustach znów pojawił
mu się szeroki uśmiech.
Co się z nią działo? Nigdy przedtem nie odczuwała w jego obecności takiego skrępowania. Zawsze
żartowali, zaśmiewając się przy tym do łez, przekomarzali jak dzieci, a nawet pozwalali sobie na
drobne złośliwości.
Może to obecność ciotki była przyczyną jej niepokoju? Wiedziała od ójfca, że Austin spotyka się z nią
od pewnego czasu. Rzecz jasna, rodzice byli z tego powodu zachwyceni - zawsze go uwielbiali. Nie
mówiąc już o tym, że prawie należał do rodziny.
- Nieważne - stwierdziła w końcu. Zabrzmiało to zbyt szorstko. - Sama nie wiem, dlaczego to
powiedziałam - dodała nieco łagodniej.
Austin wyciągnął rękę i delikatnie pogładził jej włosy.
- No właśnie. Najpierw mówisz, a dopiero potem myślisz, prawda?
- Drań - syknęła, mierząc go nieprzyjaznym wzrokiem.
Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że ten fantastycznie
19
zbudowany przystojniak nie jest jej rówieśnikiem. Jego młodzieńczy wygląd wyróżniał go spośród
mężczyzn w tym samym wieku. Cassie nigdy nie myślała o tym, że Austin ma prawie tyle lat, co jej
ojciec. James z całą pewnością wyglądał na swój wiek, może nawet poważniej, podczas gdy Austin
miał twarz dwudziestolatka, a jego sprężyste ciało wydawało się nietknięte upływem czasu. Gdyby tak
mogła go dotknąć... .
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jego głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Po prostu zapomniałam, o co pytałeś - odparła przytomnie.
- Pytałem cię, dokąd idziesz.
- Ach tak, rzeczywiście. Przejść się po plaży.
- Poważnie? - Austin ściągnął z niedowierzaniem brwi.
- Tak. A co w tym złego?
- Njc. Myślałem, że idziesz do swojego pokoju wystroić się na wieczór.
- Wystroić się? - powtórzyła zdumiona.
- No, wiesz, takie tam...
- Mam jeszcze dużo czasu na „takie tam", jak powiedziałeś. Poza tym, nie muszę się specjalnie
szykować.
- Fakt. - Zdawał się przenikać ją spojrzeniem. - Wyglądasz rewelacyjnie.
Cassie zrobiło się nagle gorąco, a serce zaczęło bić jej tak mocno, że z trudem łapała oddech. Poczuła
się dziwnie zmieszana. I przerażona.
- Dzięki. .
- Mogę przejść się z tobą?
20
- Jasne.
Stał jednak w miejscu, nie odrywając od niej spojrzenia, z którego nic nie potrafiła wyczytać.
Pomyślała, że jeśli dłużej będą zwlekać, to nie zdąży przejść się po piasku. Nie chciała też spóźnić się
na własne przyjęcie. Matka na pewno by jej to wypomniała.
- Jeśli chcesz iść, to rusz się - ponagliła go, kierując się w stronę plaży.
Nie wiedziała, czy idzie za nią, dopóki nie pojawił się niespodziewanie u jej boku. Szli w milczeniu.
Cassie wdychała ostry zapach oceanu i patrzyła zachwycona na spienione fale, które uderzały z
szumem o brzeg. Spojrzała w górę. Na niebie nie było ani jednej chmury. Wymarzony dzień na
osiemnaste urodziny, stwierdziła w duchu.
- O czym myślisz? - odezwał się Austin. Wzruszyła ramionami.
- O niczym szczególnym.
- Wybrałaś już jakieś zajęcia na uczelni? - spytał z powagą.
- Na razie program ogólny. Na pewno nie chciałabym w przyszłości uczyć.
Austin pomasował delikatnie jej kark, patrząc na nią spod swoich gęstych, długich rzęs.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że masz już osiemnaście lat i za kilka dni rozpoczynasz studia.
- Dlaczego? Wzruszył ramionami.
- Nie wiem... Zawsze byłaś małą córeczką Jamesa i wydawało mi się, że nigdy nie dorośniesz.
21
- Porzuć ten sarkazm, dzieciaku. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Nie mam pojęcia.
- Widzisz, prawda jest taka, że właściwie mogłabyś być moją...
Cassie poczuła, jak policzki zalewa jej rumieniec.
- Proszę, tylko nie kończ! - przerwała mu pospiesznie. - Wiem, co chciałeś powiedzieć. Uwierz mi,
nigdy w życiu nie pomyślałam o tobie w ten sposób.
Austin zamyślił się, ale chwilę później spytał:
- A co z tobą i tym chłopakiem?
- Ten chłopak ma imię. To Lester.
- Niech będzie. Więc gdzie jest Lester?
- Pewnie śpi w swoim pokoju - skrzywiła się. - Zawsze robi się senny, kiedy wypije trochę piwa.
- W takim razie nie powinien pić.
Z jakiegoś powodu uwaga dotycząca Lestera rozdrażniła ją.
- To jego sprawa.
- Czyżbym poruszył czułą strunę? Cassie znów skrzywiła się lekko.
- To jak w końcu jest między wami? Teraz spojrzała na niego ostro.
- Chcesz wiedzieć, czy ze sobą sypiamy, prawda? - spytała z przekąsem.
- Jeśli tak uważasz... A więc sypiacie?
- A jak ci się wydaje?
- Cholera, Cassie, powinnaś. . . - urwał, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
22
Zauważyła, że jest bardzo wzburzony, złagodniała więc nieco i spytała z zaciekawieniem:
- Dlaczego właściwie tak cię to ruszyło?
- Bo zbyt lekko do tego podchodzisz.
- Mówisz zupełnie jak mój ojciec.
- Wiesz, co najchętniej bym z tobą zrobił? - Austin zacisnął pięści, był teraz blady jak ściana. -
Przełożyłbym przez kolano i sprał porządnie tyłek!
- Oświadczył mi się - stwierdziła niewzruszona.
- To idiotyzm! Na miłość boską, dziewczyno, ty dopiero zaczynasz studia!
- Powiedziałam mu to samo.
- Nie kochasz go, prawda? - spytał, a raczej stwierdził, już trochę spokojniej.
- Prawdę mówiąc, nawet nie wiem, co to jest miłość.
- Wierz mi, będziesz wiedziała, kiedy cię dopadnie.
- Ty wiesz, bo kochasz Alicję, czy tak?
Bingo. Tym razem ona poruszyła jego czułą strunę. Zmrużył oczy, które wyglądały jak wąskie
szparki.
- Dlaczego pytasz? - spytał podejrzliwie.
- Bo ona kocha ciebie - wyjaśniła krótko. - A może jest tylko na ciebie napalona.
Austin parsknął śmiechem.
- Oj, dziecko, trzeba by ci zasznurować usta!
- Oko za oko. Sypiasz z nią? - wypaliła bezlitośnie. Austin spoważniał nagle i popatrzył na nią z
nieskrywaną irytacją.
- To nie twoja sprawa - wycedził. - Zresztą, tu chodzi o coś zupełnie innego.
- Czyżby?
23
- Owszem. W każdym razie wiem, co robię.
- Może cię to zdziwi, ale ja też.
- Świetnie. Mam tylko nadzieję, że się zabezpieczacie.
- Austin! Nie jesteś moim ojcem! - wybuchnęła. - Przestań mnie pouczać!
- Nie lubię tego faceta] - syknął.
- Nikt nie będzie płakał z tego powodu. Uśmiechnął się, ale zauważyła, że zrobił to jakby
wbrew sobie.
- Z każdą chwilą dziecinniejesz.
- A gdybym powiedziała, że nie lubię Alicji? - Bzdura. Przecież to twoja ciotka.
Nagle ogarnęło ją przygnębienie. Poczuła się rozczarowana i zaniepokojona. Nie tak chciała
świętować dzień swoich osiemnastych urodzin. Pragnęła szaleć, śmiać się, myśleć wyłącznie o
przyjemnych rzeczach. W końcu miała przy boku Austina, była z nim sam na sam.
Postanowiła otrząsnąć się z przykrych myśli, schyliła się więc bez namysłu i zaczerpnąwszy garść
wilgotnego piasku, cisnęła nim w zaskoczonego mężczyznę. Miękka grudka uderzyła go w tors.,
przylepiając mu się do podkoszulka.
- Czekaj, ty mały potworze! - wrzasnął, kiedy zorientował się, co zrobiła.
Cassie nie zamierzała czekać. Śmiejąc się głośno, ruszyła co sił w nogach w stronę plaży. Austin
pobiegł za nią. Nagle, kierowana jakimś impulsem, skręciła ku zalesionej części wzgórza, gdzie
zwykła spędzać wiele godzin, marząc o chłopcach.
24
- Za co to było? - wołał.
- Za to, że wtrącasz się w nie swoje sprawy! - odkrzyknęła, nawet nie odwracając głowy.
Czuła, że zaczyna brakować jej tchu, a stopy coraz bardziej zapadają się w piachu. Nie miała siły biec
dalej.
- Mam cię!
Spodziewała się, że lada chwila usłyszy za plecami głos Austina, ale nie przypuszczała, że poczuje na
ramieniu jego dłoń. Była tak zaskoczona, że straciła równowagę i walnęła brzuchem o piach.
- Nic ci się nie stało? - spytał, łapiąc z trudem oddech.
Nie odpowiedziała, choć w jego głosie wyczuła szczere zaniepokojenie. I dobrze. Niech się o nią
martwi. W końcu to przez niego upadła.
- Cholera, Cassie, odezwij się!
Nagle przekręciła się na plecy. Austin klęczał tuż obok. Był tak blisko, że widziała zmarszczki wokół
jego oczu, czuła na twarzy jego oddech. Ich spojrzenia skrzyżowały się - i wtedy Cassie zrobiła coś tak
szalonego, że sama nie mogła w to uwierzyć.
Niespodziewanie dla samej siebie objęła go za szyję i przyciągnęła jego głowę do swej twarzy. Jego
usta niemal dotykały jej warg.
Zapadła cisza. Słychać było jedynie kojący szum fal i pokrzykiwania mew. Ale oni byli głusi na
wszystko. Cassie lekko rozchyliła usta.
- Co, u diabła...
Mógł równie dobrze nic nie mówić. Wiedział, że słowa są zbędne. Cassie jęknęła cicho i zaraz potem
poczuł dotyk jej ciepłych warg.
25
Na początku był zbyt zaskoczony, by zareagować. To, co poczuł, tłumiło resztki zdrowego rozsądku,
zagłuszało sumienie. Był zupełnie zdezorientowany. I zaszokowany. A gdy zasmakował jej drżących,
nraękkich ust, poddał się całkowicie.
Odwzajemnił bez chwili wahania ten pocałunek. Ona tymczasem, jakby bojąc się, że będzie próbował
się opamiętać, lekko chwyciła zębami jego wargę i zaczęła ją ssać. Czuł, że narastające pożądanie
obezwładnia go coraz bardziej. Bał się, że nie wytrzyma tego dłużej i rozkosz eksploduje w nim z
potężną siłą;
Ostatkiem woli zdecydował, że musi to przerwać, zanim będzie za późno. Mój Boże, jak w ogóle
mogłem do tego dopuścić, pomyślał przerażony. Spróbował wyszarpnąć głowę, ale ona przyciągnęła
go z powrotem.
- Cassie... - szepnął chrapliwie. - To jest...
- .. to, czego pragnęłam od dawna - dokończyła rozgorączkowana, znów zbliżając do niego wargi.
Gdyby ktoś przyłożył mu w tym momencie do głowy lufę pistoletu i powiedział, że jeżeli natychmiast
nie przestanie, jego mózg zbryzga gorący piasek, kazałby temu komuś nacisnąć spust
Oszołomiony, zdjął jej koszulkę i drżącymi dłońmi wyłuskał ze stanika krągłe piersi. Nie mogąc
oprzeć się pokusie, objął ustami najpierw jeden twardy sutek, potem drugi.
Cassie jęknęła znowu, a wtedy gwałtownym ruchem zsunął z niej cienkie szorty i majteczki. Zanim
zdążył posunąć się dalej, rozpięła suwak przy jego dżinsach i usiadła na nim okrakiem.
26
- Cassie... - zaprotestował słabo. Zachowywała się jak w transie. Chodziło jej tylko
o jedno - mieć go w sobie. Kiedy zaczęła poruszać się miarowo, z ust Austina dobył się stłumiony
okrzyk.
- Teraz, teraz... - szepnęła, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
Dopiero później uzmysłowił sobie, że widział w nich jedynie błaganie.
Zobaczył, jak targa nią spazm rozkoszy. Podniecony do granic wytrzymałości, wydobył z siebie
kolejny słaby jęk. Resztką woli usiłował znaleźć w sobie dość siły, aby wycofać się, przerwać to
szaleństwo.
Jednak Cassie, jakby odgadując jego myśli, objęła go jeszcze mocniej...
Teraz puściły wszelkie hamulce. Myślał już tylko
0 tym, żeby jak najszybciej dać upust rozkoszy graniczącej z bólem. Jeszcze chwila... i było już po
wszystkim. Skończyło się rówjuę szybko i gwałtownie, jak się zaczęło.
Wyczerpany i oszołomiony, przewrócił ją na piasek
i położył się na niej. Dopiero po chwili uświadomił sobie, co się stało.
Uniósł się lekko, odchylając głowę, by móc spojrzeć jej w oczy.
- Cholera, Cassie... wiesz, co zrobiliśmy? - szepnął przerażony.
- Kochaliśmy się - odparła spokojnie.
- Kochaliśmy się? - powtórzył - To nie ma nic wspólnego z miłością. Wiesz, co się stało? Pieprzyłem
cprkę najlepszego przyjaciela - rzucił bezlitośnie.
27
- Jak śmiesz! - szepnęła, drżąc z oburzenia. - To zabrzmiało tak, jakbyśmy zrobili coś ohydnego...
W jednej chwili jej oczy zaszkliły się łzami.
- Bo to było ohydne.
- Zejdź ze mnie! - wykrzyknęła. - Wynoś się stąd!
- Do licha, Cassie, musimy pogadać...
- Nie! Słyszałeś? Wynoś się!
Klnąc cicho, Austin podniósł się z trudem. Chciał jej pomóc, ale sama wstała. Ubrała się w pośpiechu
i ruszyła biegiem w stronę domu.
- Cholera - mruknął Austin, zaciskając pięści. - Hej, zaczekaj! - zawołał.
Cassie nie odwróciła nawet głowy, a on nie miał odwagi pobiec za nią. Stał więc nieruchomo i
zastanawiał się, co robić dalej.
Cassie spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Choć w krótkiej, czarnej sukience z jedwabiu wyglądała
wprost olśniewająco, nie mogła znieść własnego widoku.
Doznała nagłego ataku nudności. Z trudem się powstrzymała, by nie pobiec do toalety. Co też
najlepszego zrobiła? I dlaczego? Nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania ani teraz, ani wcześniej, na
plaży. Wiedziała tylko, że to wszystko przez nią. Sama go sprowokowała.
Kiedy jego gorące wargi dotknęły jej ust, świat zawirował wokół niej. A kiedy Austin ściągnął z niej
bluzkę i obnażył piersi, zupełnie straciła panowanie nad sobą. Wtedy było już za późno, aby się
wycofać.
Czy Austin opowie o wszystkim ojcu? Sama myśl o tym przyprawiała ją o mdłości. Była jednak
pewna, że
28
gdyby mogła zrobić to jeszcze raz, nie wahałaby się ani przez chwilę.
Tak, czuła się źle, ale nie żałowała tego, do czego sama doprowadziła.
Z tą mysią wybiegła z pokoju i zeszła po schodach do salonu. Miała wrażenie, że sam wyraz jej twarzy
mówi o tym, co się wydarzyło w ten pogodny letni wieczór.
- No, moja droga, nareszcie - rzuciła Wilma przez zaciśnięte zęby.
Cassie doskonale wiedziała, że matka nie posiada się ze złości. Wprawdzie nie okazywała tego, ale jej
córka nie dała się zwieść pozorom. W oczach Wilmy widać było chłód, choć na jej ustach błąkał się
uśmiech.
Zastanawiała się, czy i Austin się spóźnił. Nieważne, pomyślała szybko. Nie mogła patrzeć ani na
niego, ani na Lestera.
Zmusiła się, aby zamienić kilka słów z gośćmi - prawnikiem rodziców i jego zirjną oraz
zaprzyjaźnionym pastorem, któremu także towarzyszyła żona.
James posłał jej porozumiewawczy uśmiech, a wtedy poczuła się jeszcze gorzej.
- Usiądź tutaj, córeczko, po mojej prawej stronie - powiedział. - Jesteś dzisiaj moim gościem
honorowym.
Spełniła posłusznie jego prośbę. On tymczasem wstał z miejsca i ujął kieliszek.
- Nasza jubilatka jest już z nami, możemy więc wznieść toast - obwieścił.
Cassie podniosła drżącą ręką kieliszek.
- Mam zaszczyt ogłosić - ciągnął James - że świę-
Baxter Mary Lynn W pogodny letni wieczór Tamten wieczór odmienił jej los na zawsze i zmusił do decyzji, których w innej sytuacji by nie podjęła. Minęło dziewięć lat. Cassie Wortham wraca do rodzinnego miasteczka Jasmine, by rozpocząć nowe życie. Przeżyła koszmar, lecz teraz chce o nim zapomnieć. Czy jednak może rozpocząć nowe życie, skoro przyjacielem rodziców i częstym gościem w ich domu wciąż jest Austin McGuire? Uwiodła go kiedyś i urodziła syna. Syna, o którym Austin nie wie. Nie wie też, jak wielki niepokój budzi w sercu Cassie i jak silnie działa na jej zmysły. A może, co gorsza, się domyśla? To jednak nie on jest dla Cassie największym zagrożeniem, lecz opętany szaloną ideą człowiek, który przybywa do Jasmine, by odebrać jej dziecko. Przerażona i osamotniona w swej walce, nieoczekiwanie może liczyć tylko na Austina. Czy jednak wolno jej przyjąć pomoc od kogoś, kogo oszukała i przed kim skrywa tyle tajemnic?
ROZDZIAŁ PIERWSZY Lato, 1990 - Wiesz co? Cassie Wortham oderwała wzrok od krążącej tuż nad powierzchnią oceanu mewy. - Co takiego? - spytała, odwracając się do swojego chłopaka. - Myślę, że powinniśmy się pobrać. Cassie otworzyła usta ze zdumienia. - Masz nie po kolei w głowie - stwierdziła z przekonaniem. Lester Sullivan zmarszczył brwi, a na jego gładkim zazwyczaj czole pojawiły się głębokie bruzdy. - Mylisz się, moja droga. Może jeszcze tego nie wiesz, ale jestem najbystrzejszym facetem, jakiego znasz - stwierdził chełpliwie. Cassie uniosła ku górze zielone, pełne wyrazu oczy. - W takim razie chyba masz gorączkę - orzekła. - Daj spokój, Cassie. Dziewczyna odwróciła głowę i znów skupiła uwagę na ptaku szybującym beztrosko po niebie. Pomyślała, że i ona, tak jak ta mewa, powinna odczuwać swobodę. W końcu obchodziła osiemnaste urodziny.
6 Byli tu dopierood kilku dni. Razem z rodzicami spędzali wakacjew ich letnim domu na wybrzeżu Luizjany, niedalekoJasmine, gdzie mieszkali. Poprzedniego dnia dołączyli donich jejznajomi, z którymi bawiła się przez Cały dzień - pływali Wmorzu, jedli, śmiali się. Ale ten wieczór rodzice i przyjaciele Cassie postanowili uczcić w szczególny sposób. Pieniądze zapewniały im wszelkie luksusy, na przykład ten wspaniały dom nad oceanem. Jej matka odziedziczyła go po Śmierci swoich rodziców. Cassie nie wyobrażała sobie życia bez tego cudownego miejsca, otoczonego gorącym piaskiem i tajemniczymi zatoczkami. Najpierw uczciła urodziny po swojemu, w samotności. Zanim pojawili się znajomi, spała do południa, a potem pływała w oceanie i przydomowym basenie. Czuła się naprawdę szczęśliwa. - Cassie... Niepokój w głosie Lestera, który nagle zakłócił jej myśli, był irytujący. Zaczęła prawie żałować, że go zaprosiła. Przez cały czas był w ponurym nastroju. Pewnie od dawna chciał ją zaskoczyć tą propozycją. Małżeństwo? Niech Bóg broni! Była to ostatnia rzecz, jakiej teraz pragnęła. Nawet gdyby po studiach zechciała wyjść za mąż, jak wiele jej koleżanek, to z pewnością nie za Lestera. - I co ty na to? - odezwał się znowu. Cassie popatrzyła na niego, z trudem powstrzymując śmiech. Po chwili jednak przestało ją to bawić. Widać było po jego minie, że nie żartuje. To niemożliwe, stwier-
7 dziła w duchu. Bawił się z nią tylko. Tak, z pewnością, tylko po co? Z jakiego powodu? Wydawało jej się, że Lester nie mówi szczerze. A może po prostu nie znała go tak dobrze, jak sądziła? Zawsze miała wrażenie, że jest zbyt konsekwentny, ambitny i uparty, by zrezygnować z osiągnięcia celu, jakim była służba w armii. A małżeństwo z pewnością zakłóciłoby te plany. - To miłe z twojej strony - powiedziała łagodnie. - Pochlebia mi to, naprawdę. Ale moja odpowiedź brzmi: nie, dzięki. - Nie masz o mnie zbyt dobrego zdania, co? Cassie przesunęła dłonią po spiętych starannie włosach i westchnęła głośno. Żałowała, że nie ma przy boku swej najlepszej przyjaciółki, Jo Neli.-Ona na pewno wiedziałaby, jak sobie z tym poradzić. Niestety, Jo Neli nie przyjechała, miała jakieś kłopoty z gardłem. Też sobie wybrała porę, pomyślała Cassie. - Wcale nie - odparła z rozmysłem. - Myślę po prostu, że coś ci się tylko uroiło. Przecież tak naprawdę nie chcesz się żenić. - Nie masz pojęcia, czego chcę naprawdę. Ton głosu Lestera stał się szorstki, co wróżyło kłótnię. Ale Cassie nie zamierzała do tego dopuścić. Nie tego dnia. - Posłuchaj, Lester. Dlaczego, do licha, chcesz się nagle żenić? Jesteś dopiero na drugim roku studiów! Myślałam, że najważniejszy jest dla ciebie dyplom i armia... - Nie zmieniłem planów - przerwał jej szybko. - Ąle to wcale nie oznacza, że nie możemy się pobrać.
8 - Naprawdę wierzysz, że małżeństwo niczego w twoim życiu nie zmieni? - spytała z niedowierzaniem. - Tak - odparł spokojnie. - Cholera, Lester, co się z tobą dzieje? - Cassie nie posiadała się ze zdumienia. - Nic - wzruszył ramionami. - Po prostu wydaje mi się, że cię kocham. - Wydaje ci się? - spytała ze śmiechem. Lester zaczerwienił się. - W porządku. Wiem, że cię kocham - bąknął speszony. - A co cif przekonało? - spytała przekornie. - To, że kochaliśmy się dwa razy? - To też. Cassie potrząsnęła głową. - Ta rozmowa nie ma sensu. Oboje wiemy, że seks to nie miłość. A tak na marginesie, to nie kochaliśmy się już prawie trzy miesiące. Miała nadzieję, że to wystarczająco silny argument. Seks z Lesterem nie sprawiał jej specjalnej przyjemności. Chyba dlatego że to właśnie Lester pozbawił ją dziewictwa, i to nieświadomie. Teraz jednak nie miała ochoty analizować swoich ani tym bardziej jego uczuć. Nie miały żadnego znaczenia. - To nie moja wina. Ton jego głosu był równie twardy, co spojrzenie niebieskich oczu. - Co? - spytała Cassie, jakby nieobecna myślami. - To nie moja wina, że nie kochamy się częściej. Nie odezwała się, ale też nie odwróciła od niego
9 wzroku, choć jego oczy były teraz zimne, wręcz nieprzyjazne. Lester podobał jej się. Uważała, że jest przystojny, choć może trochę za niski i zbyt umięśniony jak na jej gust. Różnił się jednak od chłopców w swoim wieku i to ją właśnie pociągało. Był bardziej dojrzały, tajemniczy, zachowywał się tak, jakby coś ukrywał. Zastanawiała się często, co to może być. Nie był jednak mężczyzną, z którym chciałaby spędzić życie, dlatego musiała jakoś ostudzić jego zapał do małżeństwa. Zwłaszcza że od jesieni miała rozpocząć studia na tym samym uniwersytecie co on. Wiedziała, że trzeba zakończyć tę sprawę właśnie teraz, bo w przeciwnym razie jej życie zmieni się w koszmar. - Co tak naprawdę do mnie czujesz? - spytał, przerywając kłopotliwe milczenie. - Jesteś świetnym kumplem. Zawsze dobrze się bawię w twoim towarzystwie - odparła niepewnie. Lester zaklął cicho. - Nie zniósłbym myśli, że dotyka cię ktoś inny. - A więc tu cię boli? Jesteś po prostu zazdrosny! - Trochę. Chcę cię tylko dla siebie. Żeniąc się z tobą, zyskam pewność, że jesteś tylko moja. - Mój Boże, Lester! - wykrzyknęła przerażona Cassie. - Traktujesz mnie jak jakieś trofeum, którym mógłbyś pochwalić się przed kumplami. Lester zarumienił się, a to tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że właśnie go rozgryzła.
10 - Byłoby wspaniale, gdyby wszyscy wiedzieli, że jesteśmy parą - wyznał po chwili. - Nie jesteśmy parą, Lester - powiedziała Cassie z naciskiem. - Spotykaliśmy się, fakt, ale to jeszcze nie powód, żebyś uważał mnie za swoją dziewczynę. Zrozum, zaczynam studia i nie zamierzam się z nikim wiązać. Chcę mieć swobodę i umawiać się, z kim zechcę. - Nie spodziewałem się tego po tobie - wyznał, szczerze zawiedziony. - Gdyby twój ojciec wiedział, że kochaliśmy się, na pewno kazałby nam się pobrać. - Tylko dlatego że jest pastorem. - I co z tego? Przecież mam rację. Cassie roześmiała się cierpko. - Być może masz rację - przyznała z udawaną beztroską - ale tato nie dowie się o nas. I jeszcze jedno. To nie on będzie wybierał mi męża. - Nie przyjmuję odmowy. - Ty naprawdę oszalałeś - Cassie oparła się o barierkę, chcąc jak najdalej odsunąć się od Lestera. - Przypuśćmy, że jesteśmy zakochani w sobie do szaleństwa i rzeczywiście chcemy się pobrać. Pomyśl tylko, z czego byśmy żyli? - Moi rodzice by nam pomogli - wyjaśnił pospiesznie. - Twoi na pewno też. - Nie byłabym tego taka pewna. - Przecież masz trochę pieniędzy, prawda? . Cassie zacisnęła usta. - Dostałam niewielki spadek po babci, ale na razie nie mogę go ruszyć - wycedziła. - To nic. Poradzimy sobie jakoś. Znajdę pracę.
11 - Posłuchaj, Lester, skończmy już tę rozmowę. - Cassie uniosła ręce w geście zniecierpliwienia. - Nie pobierzemy się. Nawet gdyby miało to oznaczać, że nie będziemy się już widywać. - Zerknęła na zegarek. - Robi się późno, powinniśmy wracać. Matka Cassie, Wilma Hillcrest Wortham powitała ich lodowatym uśmiechem. - Myślałam, że poświęcicie trochę więcej czasu swoim znajomym - powiedziała z wyrzutem, otwierając oszklone drzwi prowadzące na werandę. Cassie przyjrzała się z uwagą matce. Nie wierzyła, by ta piękna kobieta miała kiedykolwiek stracić urodę, nawet w wieku stu lat. Teraz miała trzydzieści sześć, tyle ile jej mąż, James. Była wysoka i dorodna, a jej porcelanowa cera i przedwcześnie posiwiałe, lecz zawsze doskonale ułożone włosy przydawały jej subtelności. Dzięki temu wrodzona skłonność do tycia stawała się prawie nie- dostrzegalna. Cassie wierzyła zresztą, że matka nigdy nie utyje. Miała zbyt dużo silnej woli i samodyscypliny, by nie zachować perfekcyjnego wyglądu. Dziewczyna miała ochotę objąć ją i wynagrodzić swą długą nieobecność. Wilma jednak nigdy nie była skłonna do okazywania uczuć. Jej chłód i opanowanie sprawiały, że Cassie często zastanawiała się, czy matka ją kocha, czy też jedynie toleruje. - Gdzie tato? - spytała pogodnie. - Zaraz przyjdzie - odparła Wilma i dodała: - Ale jest już Alicja. - Fajnie - rzuciła Cassie obojętnie. Alicja była jedyną siostrą matki. Miała trzydzieści dwa
12 lata i żyła samotnie. Cassie podejrzewała, że wolała robić karierę, niż prowadzić dom i wychowywać dzieci. Czasem się zastanawiała, dlaczego tøk bardzo nie lubi swojej ciotki. Ta kobieta działała jej na nerwy. Może dlatego, że była zbyt słodka. Wydawało się po prostu nieprawdopodobne, by ktokolwiek mógł zachowywać się w ten sposób przez cały czas. - Wszystkiego najlepszego, Cassie! - zaszczebiotała ciotka. - O, witaj, Lester. Co u ciebie? ' - Dziękuję, w porządku - mruknął chłopak, unikając jej wzroku. Co za nadęty nudziarz, stwierdziła w duchu Cassie i aż zacisnęła usta ze złości. Po chwili jednak znów skupiła uwagę na ciotce. Alicja przypominała Wilmę, choć była od niej niższa, drobniejsza i miała ciemne włosy. Cassie zawsze uważała, że jej matka jest osobą oschłą, ale jej siostra, na pozór radosna i uprzejma, była o wiele bardziej sztywna. Zimna ^yba, stwierdziła Cassie z niechęcią. Widząc, że ciotka bacznie ją obserwuje, posłała jej wymuszony uśmiech, po czym odwróciła się, nie chcąc Zdradzić swych prawdziwych uczuć. Obawiała się, że Alicja potrafi czytać w jej myślach. Ciotka była bardzo sprytna. Dowiodła tego, kiedy należące do rodziny hotele Hillcrest zaczęły przynosić przyzwoity dochód. Stanowiły niewielką sieć - zaledwie trzy hotele - ale za to o bardzo wysokim standardzie. Były niewielkie, dzięki czemu goście czuli się jak u siebie w domu, zapewniały przy tym doskonałą obsługę. Wilma prowadziła hotel w Jasmine, gdzie pełniła też
13 funkcję żony pastora największej parafii w mieście. Alicja dzieliła czas między dwa pozostałe - w Baton Rouge i w Shreverport. - Czy ktoś chce trochę likieru miętowego? Słysząc głos ojca, który wszedł na werandę, Cassie rozpogodziła się. - Masz doskonałe wyczucie czasu, tato - rzekła z uśmiechem i podniosła swój pusty kieliszek. - Chętnie się napiję. - Proszę bardzo - odparł wesoło James Wortham. - Wszystko dla mojej ukochanej Córki. - Dla twojej jedynej córki - poprawiła go Cassie. - Dobrze, niech ci będzie - stwierdził z rezygnacją ojciec, napełniając jej kieliszek. - A ty się napijesz? - zwrócił się do Lestera. - Nie, dziękuję - odparł oschle chłopak. Cassie miała ochotę wytargać go za włosy. Nie mogła tego jednak zrobić, gdyż Lester, jako zwolennik stylu militarnego, strzygł się krótko, co zresztą jej nie odpowiadało. Uświadomiła sobie nagle, jak bardzo jej się nie podoba. Zdenerwował ją i nie zamierzała puścić mu tego płazem, zwłaszcza że był tak opryskliwy w stosunku do ojca. - A tak przy okazji, tato... Dzięki, że wymodliłeś pogodę - odezwała się, przerywając milczenie. Wilma obruszyła się na te słowa. - Uważaj, co mówisz - skarciła córkę. - Powinnaś mieć więcej pokory. - Nie denerwuj się,' skarbie - zwrócił się James do' żony z uśmiechem. - Rzeczywiście, modliłem się o ide-
14 alną pogodę. W końcu to szczególny dzień dla naszej córki. A poza tym, ona sama jest idealna. - Niech ci będzie - stwierdziła Wilma lodowatym tonem. Było oczywiste, że ma inne zdanie na ten temat. , Cassie zastanawiała się często, jakim cudem rodzice się kiedyś pobrali. O Jamesie można było powiedzieć' wszystko, tylko nie to, że jest przystojny. Był niższy od Wilmy i nieco przygarbiony. Miał też ogromny, niezgrabny nos, który zupełnie nie pasował do jego drobnej twarzy. Za to jego oczy były niesamowite. Duże, zielone i bardzo przenikliwe. Niemal na każdym robiły ogromne wrażenie. Podobnie jak jego miękki,. głęboki głos. - Słuchajcie, ą gdzie jest Austin? - zmieniła temat Alicja. - Nie mam pojęcia. - James rozłożył ręce. - Ten łobuz powinien być tu już od dawna. Pewnie oprowadza towarzystwo po domu - wyraziła przypuszczenie Alicja, siadając ciężko na kanapie. Cassie pomyślała złośliwie, że ciotka jest z czegoś bardzo niezadowolona. Dlaczego Austin nie widział, jaka Alicja jest naprawdę? Był od niej sto razy lepszy. - Przyjdzie ną kolację, jestem pewna - rzekła spokojnie Wilma. - Jeszcze nigdy przecież nas nie zawiódł. - Kto was nigdy nie zawiódł? - dał się słyszeć nagle jakiś głos. Wszyscy obrócili oczy w stronę trawnika, po którym szedł Austin McGuire z szelmowskim uśmiechem na ustach. - Jesteś, mój przyjacielu - powiedział James, który wyszedł mu na spotkanie i poklepał lekko po ramieniu.
15 Cassie nigdy nie mogła pojąć, co sprawiło, że ci dwaj mężczyźni tak bardzo zżyli się ze sobą. Znała historię tej znajomości. Spotkali się przed wielu laty, kiedy jej ojciec był na ostatnim roku studiów, a Austin dopiero rozpoczynał naukę na uniwersytecie. James natychmiast otoczył go opieką. Przyjaźnili się od tamtego czasu. Austin, podobnie jak rodzice, był obecny w jej życiu, odkąd tylko pamiętała. Z tą różnicą, że nigdy nie uważała go za drugiego ojca. Traktowała go raczej jak starszego brata. W wieku trzydziestu dwu lat, przy wzroście ponad stu osiemdziesięciu centymetrów i wadze dziewięćdziesięciu kilogramów, odznaczał się wysportowaną, umięśnioną sylwetką. Najbardziej zniewalające były jednak jego duże oczy z długimi rzęsami i ciemne, gęste włosy. Najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy z własnej atrakcyjności. Z jego zachowania wynikało, że nie jest świadomy tego, jak bardzo podoba się kobietom. Do wszystkiego podchodził z humorem i nawet w najbardziej poważnej sytuacji potrafił dostrzec coś zabawnego. Cassie podziwiała go za to. Sama była pozbawiona tego daru. Życie zawsze traktowała serio i miała skłonność do wyolbrzymiania swoich problemów. - Cześć, dzieciaku - przywitał się z nią wesoło, całując przy tym w policzek. Cassie odepchnęła go lekko. - - Od dziś proszę mnie tak nie nazywać - oświadczyła. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. - Chyba zapomniałeś, że właśnie skończyłam osiemnaście lat.
16 - Mylisz się, moja droga! Nikt nie mógł o tym zapomnieć - stwierdził z szelmowskim błyskiem w oku. - Od dwóch tygodni nie gadasz o niczym innym. - Jesteś okropny. Znów rozległ Się śmiech i zapanowała swobodna atmosfera. Nawet Lester trochę się rozpogodził. Za to Alicja wręcz promieniała, wpatrując się w Austina z cielęcym zachwytem. Kiedy jednak matka zabrała głos, Cassie znów zrobiło się niedobrze. - Proponuję rozejść się do swoich pokoi - oznajmiła Wiłma tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Wkrótce spotkamy się na podwieczorku, a potem zjemy kolację... - urwała, po czym uśmiechnęła się wyniośle. - Dołączy do nas jeszcze kilkoro znajomych. Weranda opustoszała niemal natychmiast i Cassie została sama. Wszyscy jak zwykle byli posłuszni jej matce, tylko ona jedna się sprzeciwiła. Doskonale wiedziała, dlaczego tak jest. Obydwie miały silną osobowość, więc często dochodziło między nimi do spięć. Spojrzała na zegarek i stwierdziła z zadowoleniem, że zdąży jeszcze przejść się po plaży i poczuć wiatr we włosach. Nazajutrz miała wrócić do domu i przygotować się do zajęć na uczelni. Było to i podniecające, i trochę smutne. Ruszyła w stronę schodów, gdy nagle usłyszała za plecami znajomy głos: - Dokąd to, dzieciaku?
ROZDZIAŁ DRUGI Odwróciła głowę. - Mówiłam ci już, żebyś mnie tak nie nazywał! - zaprotestowała, piorunując Austina spojrzeniem. - Trudno jest pozbyć się starych nawyków - odparł. - A poza tym jeszcze jesteś dzieckiem. - Mam osiemnaście lat. - I co z tego? - Austin najwyraźniej miał ochotę trochę się z nią podroczyć. - To, że jestem dorosła i musisz wreszcie zacząć odpowiednio mnie traktować. - Czyżby? - Tak. Próbowała zachować powagę, ale jej wargi drgały mimowolnie. - Przykro mi, ale jakoś nie mogę myśleć o tobie jako o osobie dorosłej - stwierdził z udawaną powagą. - Czasami potrafisz być irytujący. Wybuchnął śmiechem. - Poprawka - powiedział. - Prawie cały czas jestem irytujący. - Nie sądzę. Zawsze wydawałeś mi się... - urwała speszona.
18 - Jaki? - spytał z ciekawością. Patrzył przy tym na nią bacznie, nie przestając się uśmiechać. Cassie pożałowała, że nie ugryzła się w język. Poruszyła dość niebezpieczny temat. Sama nie bardzo wiedziała, jak ma odpowiedzieć na pytanie Austina. Zdawała sobie sprawę, że ilekroć pojawiał się w pobliżu, jej serce zaczynało bić żywiej. Może podkochiwała się w nim od dłuższego czasu, lecz dopiero teraz to sobie uświadomiła? Nie, to byłoby niedorzeczne, stwierdziła w duchu. - Czekam, dzieciaku... Spojrzała na niego tak, że na ustach znów pojawił mu się szeroki uśmiech. Co się z nią działo? Nigdy przedtem nie odczuwała w jego obecności takiego skrępowania. Zawsze żartowali, zaśmiewając się przy tym do łez, przekomarzali jak dzieci, a nawet pozwalali sobie na drobne złośliwości. Może to obecność ciotki była przyczyną jej niepokoju? Wiedziała od ójfca, że Austin spotyka się z nią od pewnego czasu. Rzecz jasna, rodzice byli z tego powodu zachwyceni - zawsze go uwielbiali. Nie mówiąc już o tym, że prawie należał do rodziny. - Nieważne - stwierdziła w końcu. Zabrzmiało to zbyt szorstko. - Sama nie wiem, dlaczego to powiedziałam - dodała nieco łagodniej. Austin wyciągnął rękę i delikatnie pogładził jej włosy. - No właśnie. Najpierw mówisz, a dopiero potem myślisz, prawda? - Drań - syknęła, mierząc go nieprzyjaznym wzrokiem. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że ten fantastycznie
19 zbudowany przystojniak nie jest jej rówieśnikiem. Jego młodzieńczy wygląd wyróżniał go spośród mężczyzn w tym samym wieku. Cassie nigdy nie myślała o tym, że Austin ma prawie tyle lat, co jej ojciec. James z całą pewnością wyglądał na swój wiek, może nawet poważniej, podczas gdy Austin miał twarz dwudziestolatka, a jego sprężyste ciało wydawało się nietknięte upływem czasu. Gdyby tak mogła go dotknąć... . - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jego głos wyrwał ją z zamyślenia. - Po prostu zapomniałam, o co pytałeś - odparła przytomnie. - Pytałem cię, dokąd idziesz. - Ach tak, rzeczywiście. Przejść się po plaży. - Poważnie? - Austin ściągnął z niedowierzaniem brwi. - Tak. A co w tym złego? - Njc. Myślałem, że idziesz do swojego pokoju wystroić się na wieczór. - Wystroić się? - powtórzyła zdumiona. - No, wiesz, takie tam... - Mam jeszcze dużo czasu na „takie tam", jak powiedziałeś. Poza tym, nie muszę się specjalnie szykować. - Fakt. - Zdawał się przenikać ją spojrzeniem. - Wyglądasz rewelacyjnie. Cassie zrobiło się nagle gorąco, a serce zaczęło bić jej tak mocno, że z trudem łapała oddech. Poczuła się dziwnie zmieszana. I przerażona. - Dzięki. . - Mogę przejść się z tobą?
20 - Jasne. Stał jednak w miejscu, nie odrywając od niej spojrzenia, z którego nic nie potrafiła wyczytać. Pomyślała, że jeśli dłużej będą zwlekać, to nie zdąży przejść się po piasku. Nie chciała też spóźnić się na własne przyjęcie. Matka na pewno by jej to wypomniała. - Jeśli chcesz iść, to rusz się - ponagliła go, kierując się w stronę plaży. Nie wiedziała, czy idzie za nią, dopóki nie pojawił się niespodziewanie u jej boku. Szli w milczeniu. Cassie wdychała ostry zapach oceanu i patrzyła zachwycona na spienione fale, które uderzały z szumem o brzeg. Spojrzała w górę. Na niebie nie było ani jednej chmury. Wymarzony dzień na osiemnaste urodziny, stwierdziła w duchu. - O czym myślisz? - odezwał się Austin. Wzruszyła ramionami. - O niczym szczególnym. - Wybrałaś już jakieś zajęcia na uczelni? - spytał z powagą. - Na razie program ogólny. Na pewno nie chciałabym w przyszłości uczyć. Austin pomasował delikatnie jej kark, patrząc na nią spod swoich gęstych, długich rzęs. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że masz już osiemnaście lat i za kilka dni rozpoczynasz studia. - Dlaczego? Wzruszył ramionami. - Nie wiem... Zawsze byłaś małą córeczką Jamesa i wydawało mi się, że nigdy nie dorośniesz.
21 - Porzuć ten sarkazm, dzieciaku. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. - Nie mam pojęcia. - Widzisz, prawda jest taka, że właściwie mogłabyś być moją... Cassie poczuła, jak policzki zalewa jej rumieniec. - Proszę, tylko nie kończ! - przerwała mu pospiesznie. - Wiem, co chciałeś powiedzieć. Uwierz mi, nigdy w życiu nie pomyślałam o tobie w ten sposób. Austin zamyślił się, ale chwilę później spytał: - A co z tobą i tym chłopakiem? - Ten chłopak ma imię. To Lester. - Niech będzie. Więc gdzie jest Lester? - Pewnie śpi w swoim pokoju - skrzywiła się. - Zawsze robi się senny, kiedy wypije trochę piwa. - W takim razie nie powinien pić. Z jakiegoś powodu uwaga dotycząca Lestera rozdrażniła ją. - To jego sprawa. - Czyżbym poruszył czułą strunę? Cassie znów skrzywiła się lekko. - To jak w końcu jest między wami? Teraz spojrzała na niego ostro. - Chcesz wiedzieć, czy ze sobą sypiamy, prawda? - spytała z przekąsem. - Jeśli tak uważasz... A więc sypiacie? - A jak ci się wydaje? - Cholera, Cassie, powinnaś. . . - urwał, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
22 Zauważyła, że jest bardzo wzburzony, złagodniała więc nieco i spytała z zaciekawieniem: - Dlaczego właściwie tak cię to ruszyło? - Bo zbyt lekko do tego podchodzisz. - Mówisz zupełnie jak mój ojciec. - Wiesz, co najchętniej bym z tobą zrobił? - Austin zacisnął pięści, był teraz blady jak ściana. - Przełożyłbym przez kolano i sprał porządnie tyłek! - Oświadczył mi się - stwierdziła niewzruszona. - To idiotyzm! Na miłość boską, dziewczyno, ty dopiero zaczynasz studia! - Powiedziałam mu to samo. - Nie kochasz go, prawda? - spytał, a raczej stwierdził, już trochę spokojniej. - Prawdę mówiąc, nawet nie wiem, co to jest miłość. - Wierz mi, będziesz wiedziała, kiedy cię dopadnie. - Ty wiesz, bo kochasz Alicję, czy tak? Bingo. Tym razem ona poruszyła jego czułą strunę. Zmrużył oczy, które wyglądały jak wąskie szparki. - Dlaczego pytasz? - spytał podejrzliwie. - Bo ona kocha ciebie - wyjaśniła krótko. - A może jest tylko na ciebie napalona. Austin parsknął śmiechem. - Oj, dziecko, trzeba by ci zasznurować usta! - Oko za oko. Sypiasz z nią? - wypaliła bezlitośnie. Austin spoważniał nagle i popatrzył na nią z nieskrywaną irytacją. - To nie twoja sprawa - wycedził. - Zresztą, tu chodzi o coś zupełnie innego. - Czyżby?
23 - Owszem. W każdym razie wiem, co robię. - Może cię to zdziwi, ale ja też. - Świetnie. Mam tylko nadzieję, że się zabezpieczacie. - Austin! Nie jesteś moim ojcem! - wybuchnęła. - Przestań mnie pouczać! - Nie lubię tego faceta] - syknął. - Nikt nie będzie płakał z tego powodu. Uśmiechnął się, ale zauważyła, że zrobił to jakby wbrew sobie. - Z każdą chwilą dziecinniejesz. - A gdybym powiedziała, że nie lubię Alicji? - Bzdura. Przecież to twoja ciotka. Nagle ogarnęło ją przygnębienie. Poczuła się rozczarowana i zaniepokojona. Nie tak chciała świętować dzień swoich osiemnastych urodzin. Pragnęła szaleć, śmiać się, myśleć wyłącznie o przyjemnych rzeczach. W końcu miała przy boku Austina, była z nim sam na sam. Postanowiła otrząsnąć się z przykrych myśli, schyliła się więc bez namysłu i zaczerpnąwszy garść wilgotnego piasku, cisnęła nim w zaskoczonego mężczyznę. Miękka grudka uderzyła go w tors., przylepiając mu się do podkoszulka. - Czekaj, ty mały potworze! - wrzasnął, kiedy zorientował się, co zrobiła. Cassie nie zamierzała czekać. Śmiejąc się głośno, ruszyła co sił w nogach w stronę plaży. Austin pobiegł za nią. Nagle, kierowana jakimś impulsem, skręciła ku zalesionej części wzgórza, gdzie zwykła spędzać wiele godzin, marząc o chłopcach.
24 - Za co to było? - wołał. - Za to, że wtrącasz się w nie swoje sprawy! - odkrzyknęła, nawet nie odwracając głowy. Czuła, że zaczyna brakować jej tchu, a stopy coraz bardziej zapadają się w piachu. Nie miała siły biec dalej. - Mam cię! Spodziewała się, że lada chwila usłyszy za plecami głos Austina, ale nie przypuszczała, że poczuje na ramieniu jego dłoń. Była tak zaskoczona, że straciła równowagę i walnęła brzuchem o piach. - Nic ci się nie stało? - spytał, łapiąc z trudem oddech. Nie odpowiedziała, choć w jego głosie wyczuła szczere zaniepokojenie. I dobrze. Niech się o nią martwi. W końcu to przez niego upadła. - Cholera, Cassie, odezwij się! Nagle przekręciła się na plecy. Austin klęczał tuż obok. Był tak blisko, że widziała zmarszczki wokół jego oczu, czuła na twarzy jego oddech. Ich spojrzenia skrzyżowały się - i wtedy Cassie zrobiła coś tak szalonego, że sama nie mogła w to uwierzyć. Niespodziewanie dla samej siebie objęła go za szyję i przyciągnęła jego głowę do swej twarzy. Jego usta niemal dotykały jej warg. Zapadła cisza. Słychać było jedynie kojący szum fal i pokrzykiwania mew. Ale oni byli głusi na wszystko. Cassie lekko rozchyliła usta. - Co, u diabła... Mógł równie dobrze nic nie mówić. Wiedział, że słowa są zbędne. Cassie jęknęła cicho i zaraz potem poczuł dotyk jej ciepłych warg.
25 Na początku był zbyt zaskoczony, by zareagować. To, co poczuł, tłumiło resztki zdrowego rozsądku, zagłuszało sumienie. Był zupełnie zdezorientowany. I zaszokowany. A gdy zasmakował jej drżących, nraękkich ust, poddał się całkowicie. Odwzajemnił bez chwili wahania ten pocałunek. Ona tymczasem, jakby bojąc się, że będzie próbował się opamiętać, lekko chwyciła zębami jego wargę i zaczęła ją ssać. Czuł, że narastające pożądanie obezwładnia go coraz bardziej. Bał się, że nie wytrzyma tego dłużej i rozkosz eksploduje w nim z potężną siłą; Ostatkiem woli zdecydował, że musi to przerwać, zanim będzie za późno. Mój Boże, jak w ogóle mogłem do tego dopuścić, pomyślał przerażony. Spróbował wyszarpnąć głowę, ale ona przyciągnęła go z powrotem. - Cassie... - szepnął chrapliwie. - To jest... - .. to, czego pragnęłam od dawna - dokończyła rozgorączkowana, znów zbliżając do niego wargi. Gdyby ktoś przyłożył mu w tym momencie do głowy lufę pistoletu i powiedział, że jeżeli natychmiast nie przestanie, jego mózg zbryzga gorący piasek, kazałby temu komuś nacisnąć spust Oszołomiony, zdjął jej koszulkę i drżącymi dłońmi wyłuskał ze stanika krągłe piersi. Nie mogąc oprzeć się pokusie, objął ustami najpierw jeden twardy sutek, potem drugi. Cassie jęknęła znowu, a wtedy gwałtownym ruchem zsunął z niej cienkie szorty i majteczki. Zanim zdążył posunąć się dalej, rozpięła suwak przy jego dżinsach i usiadła na nim okrakiem.
26 - Cassie... - zaprotestował słabo. Zachowywała się jak w transie. Chodziło jej tylko o jedno - mieć go w sobie. Kiedy zaczęła poruszać się miarowo, z ust Austina dobył się stłumiony okrzyk. - Teraz, teraz... - szepnęła, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. Dopiero później uzmysłowił sobie, że widział w nich jedynie błaganie. Zobaczył, jak targa nią spazm rozkoszy. Podniecony do granic wytrzymałości, wydobył z siebie kolejny słaby jęk. Resztką woli usiłował znaleźć w sobie dość siły, aby wycofać się, przerwać to szaleństwo. Jednak Cassie, jakby odgadując jego myśli, objęła go jeszcze mocniej... Teraz puściły wszelkie hamulce. Myślał już tylko 0 tym, żeby jak najszybciej dać upust rozkoszy graniczącej z bólem. Jeszcze chwila... i było już po wszystkim. Skończyło się rówjuę szybko i gwałtownie, jak się zaczęło. Wyczerpany i oszołomiony, przewrócił ją na piasek i położył się na niej. Dopiero po chwili uświadomił sobie, co się stało. Uniósł się lekko, odchylając głowę, by móc spojrzeć jej w oczy. - Cholera, Cassie... wiesz, co zrobiliśmy? - szepnął przerażony. - Kochaliśmy się - odparła spokojnie. - Kochaliśmy się? - powtórzył - To nie ma nic wspólnego z miłością. Wiesz, co się stało? Pieprzyłem cprkę najlepszego przyjaciela - rzucił bezlitośnie.
27 - Jak śmiesz! - szepnęła, drżąc z oburzenia. - To zabrzmiało tak, jakbyśmy zrobili coś ohydnego... W jednej chwili jej oczy zaszkliły się łzami. - Bo to było ohydne. - Zejdź ze mnie! - wykrzyknęła. - Wynoś się stąd! - Do licha, Cassie, musimy pogadać... - Nie! Słyszałeś? Wynoś się! Klnąc cicho, Austin podniósł się z trudem. Chciał jej pomóc, ale sama wstała. Ubrała się w pośpiechu i ruszyła biegiem w stronę domu. - Cholera - mruknął Austin, zaciskając pięści. - Hej, zaczekaj! - zawołał. Cassie nie odwróciła nawet głowy, a on nie miał odwagi pobiec za nią. Stał więc nieruchomo i zastanawiał się, co robić dalej. Cassie spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Choć w krótkiej, czarnej sukience z jedwabiu wyglądała wprost olśniewająco, nie mogła znieść własnego widoku. Doznała nagłego ataku nudności. Z trudem się powstrzymała, by nie pobiec do toalety. Co też najlepszego zrobiła? I dlaczego? Nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania ani teraz, ani wcześniej, na plaży. Wiedziała tylko, że to wszystko przez nią. Sama go sprowokowała. Kiedy jego gorące wargi dotknęły jej ust, świat zawirował wokół niej. A kiedy Austin ściągnął z niej bluzkę i obnażył piersi, zupełnie straciła panowanie nad sobą. Wtedy było już za późno, aby się wycofać. Czy Austin opowie o wszystkim ojcu? Sama myśl o tym przyprawiała ją o mdłości. Była jednak pewna, że
28 gdyby mogła zrobić to jeszcze raz, nie wahałaby się ani przez chwilę. Tak, czuła się źle, ale nie żałowała tego, do czego sama doprowadziła. Z tą mysią wybiegła z pokoju i zeszła po schodach do salonu. Miała wrażenie, że sam wyraz jej twarzy mówi o tym, co się wydarzyło w ten pogodny letni wieczór. - No, moja droga, nareszcie - rzuciła Wilma przez zaciśnięte zęby. Cassie doskonale wiedziała, że matka nie posiada się ze złości. Wprawdzie nie okazywała tego, ale jej córka nie dała się zwieść pozorom. W oczach Wilmy widać było chłód, choć na jej ustach błąkał się uśmiech. Zastanawiała się, czy i Austin się spóźnił. Nieważne, pomyślała szybko. Nie mogła patrzeć ani na niego, ani na Lestera. Zmusiła się, aby zamienić kilka słów z gośćmi - prawnikiem rodziców i jego zirjną oraz zaprzyjaźnionym pastorem, któremu także towarzyszyła żona. James posłał jej porozumiewawczy uśmiech, a wtedy poczuła się jeszcze gorzej. - Usiądź tutaj, córeczko, po mojej prawej stronie - powiedział. - Jesteś dzisiaj moim gościem honorowym. Spełniła posłusznie jego prośbę. On tymczasem wstał z miejsca i ujął kieliszek. - Nasza jubilatka jest już z nami, możemy więc wznieść toast - obwieścił. Cassie podniosła drżącą ręką kieliszek. - Mam zaszczyt ogłosić - ciągnął James - że świę-