Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 061 932
  • Obserwuję493
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań651 245

Inglustad Frid - Saga Wiatr Nadziei 24 - Bratnie Dusze

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :705.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Inglustad Frid - Saga Wiatr Nadziei 24 - Bratnie Dusze.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 42 osób, 32 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 141 stron)

FRID INGLUSTAD BRATNIE DUSZE

1 Kristiania, jesień 1908 roku Elise wyjrzała przez okno. Porywisty wiatr nareszcie ucichł. Jeśli tylko bryg „Fanny" poradzi sobie z niepogodą, z pewnością już niedługo zawinie do portu. W każdym razie za kilka dni. Może sztorm opóźni ich powrót, ale przecież nie wolno jej myśleć inaczej. Na pewno sobie poradzą. Innej sytuacji nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić. Wysłała nową kartę pocztową do Asle Diriksa. Napisała mu, że zaaranżowała jego spotkanie z Othilie, i pytała, czy mógłby się z nią spotkać przed przychodnią w najbliższy piątek po południu o godzinie siódmej. Ten dzień właśnie nadszedł. Obawiała się tego spotkania, nie wiedziała, jak on zareaguje na wygląd Othilie, jej brudną izdebkę i smutną okolicę. Tym razem powiedziała chłopcom, o co chodzi. Nie lubiła tej podejrzliwości Kristiana. Nie powiedziała jednak wszystkiego, tylko wytłumaczyła im, że pewien młody student chce napisać o warunkach życia na Lakkegata i prosi ją o pomoc, ponieważ ona dobrze zna tę okolicę. Peder po raz pierwszy darował sobie zadawanie pytań. On i Evert byli tak zajęci rysowaniem automobilu, że nie mieli czasu, by uważnie jej wysłuchać. Kristian natomiast chciał się dowiedzieć, dlaczego ten student będzie pisał o sytuacji na Lakkegata. Elise wytłumaczyła mu to tak dokładnie, jak się dało bez nadmiernego wdawania się w szczegóły. Zwróciła uwagę na biedę i pijaństwo, nie mówiąc zbyt wiele o ulicznych dziewczynach, ale miała wrażenie, że zrozumiał. Drżąc z zimna, przeszła boso po zimnej podłodze i pospieszyła do kuchni, żeby napalić w piecu, zanim chłopcy się przebudzą. Asle Diriks przyszedł punktualnie. Elise wolałaby, żeby był ubrany bardziej dyskretnie. Nietrudno było się domyślić, z jakiej dzielnicy pochodził, wszyscy będą się zastanawiać, co on ma wspólnego z Othilie. Na szczęście było na tyle wcześnie, że na ulicy panował spokój. Dziewczęta jeszcze nie stały w bramach. Żadna nie wyglądała też przez okno i nie próbowała zwabić do siebie mężczyzn. Ich działalność nie rozpoczynała się przed zapadnięciem zmroku. Uchylił kapelusz i grzecznie się z nią przywitał, dziękując jej za to, że zgodziła się mu pomóc. - Łączy nas wspólny interes, panie Diriks. Ja również chcę pomóc tym nieszczęśliwym ludziom. Jedyna osoba, którą znam i która patrzy na sprawę z perspektywy tych dziewcząt, to Olafia Johannisdatter. Słyszał pan o niej? Mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy. Elise opowiedziała mu wszystko, co wiedziała o tej córce islandzkiego pastora.

- Zabiera te dziewczyny do siebie do domu i oddaje własne łóżko tym, które się mają najgorzej, podczas gdy sama śpi na podłodze. Daje im jedzenie, chore wysyła na szósty oddział szpitala Ullevål i robi wszystko co w jej mocy, żeby zabrać je z ulicy. Niektóre udało jej się też nawrócić i zaangażować do chrześcijańskiej posługi. Asle Diriks pokręcił głową z niedowierzaniem. - Czy potrafi pani zrozumieć, co ją skłoniło do przyjazdu do Kristianii? Poświęcić dobre życie córki pastora, by mieszkać z brudnymi, cuchnącymi dziewczętami cierpiącymi na choroby weneryczne? Elise zatrzymała się i mierzyła go wzrokiem przez chwilę. - Jeśli patrzy pan na nie w ten sposób, to nie wydaje mi się, żeby pana wizyta u Othilie miała jakiś sens. Spojrzał na nią zaskoczony. - Czy nie taka jest prawda? - Owszem, ale w pana głosie daje się wyczuć pogardę. Myślałam, że powie pan o nich, że są nieszczęśliwe. One nie stały się brudne, cuchnące i chore dlatego, że tego chciały, tylko dlatego, że społeczeństwo je takimi uczyniło. Władze, zamiast dać im jakąś inną pracę bądź wsparcie finansowe, dopóki nie znajdą zatrudnienia, przyczyniły się do tego, że dziewczęta stały się tym, czym są. Wyglądał na zawstydzonego. - Przepraszam, pani Ringstad. Z pewnością muszę się jeszcze wiele nauczyć. - Tak, to prawda. Przede wszystkim musi się pan nauczyć patrzeć na nie z szacunkiem i współczuciem. Dopóki nie będzie pan tego umiał, nie może pan o nich pisać. - Obiecałem pani, że nie napiszę o nich w sposób osądzający albo uwłaczający ich godności. Proponuję, by przeczytała pani mój artykuł, zanim ukaże się w druku. - Dziękuję, chętnie do zrobię. - Dlaczego sama pani o tym nie napisze? - Już to zrobiłam i wywołało to falę oburzenia. Doradzono mi, bym pisała pod pseudonimem, a i tak wiele osób starało się dociec, kto się pod nim kryje. Gdyby wyszło na jaw, że to kobieta i że była ona prządką w Graah, jeszcze bardziej zmniejszyłoby to szansę na poważne potraktowanie tego, co napisałam. Poza tym kierownik przędzalni, który teraz jest moim szwagrem, wściekłby się jeszcze bardziej. Nie zamierzam przestać o tym pisać, ale wydawnictwo poprosiło mnie, żebym ostrożnie posuwała się naprzód. Myślę, że artykuł napisany przez młodego studenta pochodzącego z mieszczańskiej rodziny zostanie przyjęty w inny sposób. - Może zostanę posądzony o zakochanie się w jednej z tych ulicznic? - Uśmiechnął się, ale można było dosłyszeć nutę niepokoju w jego głosie.

- Musi się pan z tym liczyć. Musi pan umieć znieść krytykę, oskarżenia i obwinianie, w przeciwnym razie może pan dać sobie spokój z pisaniem na ten temat. - Jest pani doprawdy surowa, pani Ringstad. Nie niepokoi się pani o mnie? - Nie, wydaje mi się, że ma pan szczere intencje, że chce pan znosić podziały w społeczeństwie. - Ma pani rację. Tego właśnie sobie życzę. Tylko że taka sytuacja zdarza mi się po raz pierwszy. Łatwiej jest mówić, niż działać. Uśmiechnęła się. - Niech pan to potraktuje jako swoisty egzamin. Kiedy trafili pod adres Othilie, Elise wprowadziła go przez bramę. - Boże Drogi! - wykrzyknął, kiedy znaleźli się w połowie schodów. - Czy w tych kamienicach zawsze tak cuchnie? - Tak, to odór z ustępów. Zauważyła, że Diriks miał ochotę zatkać nos, ale nie odważył się ze strachu, że zostanie przez nią wyśmiany. To się źle skończy, pomyślała. Powinna była go lepiej przygotować na to, co zobaczy. Othilie otworzyła, jak tylko zapukali. Elise nie miała okazji, żeby poinformować ją kiedy przyjdą, i bała się, że zjawili się nie w porę. Oczy musiały przyzwyczaić się do ciemności, która panowała w obskurnej izdebce. Othilie najwyraźniej spała przed ich przyjściem i gwałtownie zerwała się z łóżka. Ubranie, które miała na sobie było pogniecione, a w pokoju unosił się brzydki zapach. Najprawdopodobniej nigdy tu nie wietrzono. Elise wiedziała, że wiele dziewcząt, które pochodziły ze wsi, zabijały okna gwoździami, żeby zapobiec przeciągom. Najwyraźniej bardziej obawiały się gośćca niż zgniłego powietrza. Othilie postawiła zapaloną świeczkę na stoliczku. Ledwo znalazło się tam dla niej miejsce pośród całego bałaganu. - Othilie, poznaj pana Asle Diriksa, młodego pisarza, o którym ci opowiadałam. Myślisz, że znalazłabyś trochę czasu, żeby odpowiedzieć mu na kilka pytań? Othilie spojrzała w kierunku okna, które było zaklejone gazetą. - Czy zrobiło się już ciemno? - Nie, jeszcze nie. - Co on chce wiedzieć? Asle Diriks wyciągnął bloczek i ołówek z kieszeni płaszcza, rozejrzał się za miejscem, na którym mógłby usiąść i w końcu usiadł koło niej na brzegu łóżka.

- Chciałbym się tylko dowiedzieć, skąd pochodzisz, czy twoi rodzice żyją i dlaczego wylądowałaś tu, na Lakkegata. - Pochodzę z Odarn, moi rodzice nie żyją i przyjechałam do Kristianii, żeby pracować w jednej z fabryk. - Nie udało ci się znaleźć pracy? Othilie pokręciła głową. - Wszędzie się pytałam, ale oni nie potrzebowali dodatkowych pracowników. Przez chwilę mieszkałam u koleżanki z tej samej wioski, ale jak mi zabrakło pieniędzy na jedzenie, to ona powiedziała, że już nie chce ze mną mieszkać. Wtedy się przeprowadziłam do innej. Nie wiedziałam, czym ona się zajmuje. W nocy obudziły mnie jakieś dziwne odgłosy. To był środek lata, więc nie miała zaklejonego okna. Wtedy odkryłam, że w jej łóżku leży nagi mężczyzna. Już miałam zacząć krzyczeć, ale zrozumiałam, że ona mu na to pozwala. Robili to pół nocy i ona do- stawała dwie korony za każdym razem. Następnego dnia ona mi pokazała pieniądze, które dostała, i powiedziała, że ja mogę robić to samo. Była w porządku, kupiła jedzenie, i dla siebie, i dla mnie. I jeszcze powiedziała, że to nic złego, że mogę po prostu zamknąć oczy i myśleć o czymś innym. Wcale nie miałam na to ochoty, ale nie wiedziałam, co mam robić. Więc się zgodziłam. Spojrzała na Elise. - Mówiłam ci, jak to było za pierwszym razem. Elise kiwnęła twierdząco głową. - Mówiłaś, że był sadystą. Że bolało i krzyczałaś. Wtedy on parsknął śmiechem i chciał zrobić to jeszcze raz. Othilie przytaknęła. Asle Diriks zapisywał stronę za stroną w swoim małym notesie. Kiedy skończył pisać, spojrzał na Othilie. - Czy nie mogłaś znowu spróbować zapytać o pracę w jednej z fabryk? Przecież mogło się zdarzyć, że jakaś posada się zwolniła w międzyczasie? Othilie posłała mu szydercze spojrzenie. - Myślisz, że dyrektor albo kierownik produkcji zatrudniłby dziewczynę, która wygląda tak jak ja? - Jak się umyjesz, założysz czyste ubrania i uczeszesz włosy, nikt się chyba nie domyśli, czym się zajmowałaś. Othilie prychnęła. - Oni się dopytują i drążą, a wcale nie jest łatwo skłamać wielkiemu panu prosto w twarz. Byłam w szpitalu na Ullevål, więc o tym by się na pewno dowiedzieli. Poza tym zepsuły mi się zęby. Nie, chyba muszę zostać tu, gdzie jestem, ale cieszę się, że chcecie pomóc innym, które przyjdą tu po mnie. Takie życie nie jest dla normalnych dziewczyn.

Asle Diriks wstał. Albo już się wystarczająco nasłuchał, albo nie był już w stanie znieść tego smrodu. - Dziękuje ci Othilie. - Podał jej kopertę. - Masz tutaj trochę pieniędzy, ponieważ byłaś uprzejma ze mną porozmawiać. Obiecałem pani Ringstad, że będzie mogła przeczytać to, co napisałem, zanim wyślę to do gazety. Będziesz mieć wtedy pewność, że nie znajdzie się tam nic, co mogłoby zaszkodzić tobie lub innym dziewczętom. Othilie zajrzała do koperty i zrobiła wielkie oczy. - Ale chyba nie mogę wziąć tego wszystkiego tak za nic? - To nie jest nic, zrobiłaś całkiem dużo. Więcej, niż ci się wydaje. Udało ci się przekonać mnie, że niektórzy panowie w tym kraju powinni mieć wyrzuty sumienia i że już czas najwyższy, że trzeba coś zrobić, żeby wam pomóc. Pożegnali się z nią. Przez spory kawałek drogi nie zamienili ze sobą nawet słowa. Elise zrozumiała, że Asle Diriks ma się teraz nad czym zastanawiać. Ucieszyło ją to. Miała coś powiedzieć, kiedy on nagle przywołał dorożkę, która przejeżdżała ulicą. Dorożka zatrzymała się, a on wyciągnął dłoń, żeby pomóc jej wsiąść. - Ale my nie jedziemy w tym samym kierunku. - Pani Ringstad, odwiozę panią do domu. Jeszcze tego brakowało, żeby pani wracała sama. Zaczyna się robić ciemno. Podczas gdy wóz podskakiwał na kocich łbach, oni milczeli. Czekała, aż powie coś o Othilie, da wyraz obrzydzeniu albo współczuciu, ale on nie dał po sobie nic poznać. Najprawdopodobniej potrzebował czasu, by przetrawić to, co przeżył. Kiedy dorożka zatrzymała się przy Hammergaten, wysiadł pierwszy. - Dziękuje, że zabrała mnie pani ze sobą, pani Ringstad. Od jutra zacznę pracę nad artykułem. Uśmiechając się, kiwnęła głową i pospieszyła w stronę furtki do ogrodu. Ciekawe, czy Johan wrócił w międzyczasie?

2 Kristian leniwie wszedł do kuchni. Posłał jej przelotne spojrzenie, ale nic nie powiedział. To było dziwne. Czyżby stał w oknie i obserwował, jak obcy mężczyzna pomaga jej wysiąść z dorożki? - Gdzie są wszyscy? - U góry, razem z Hugo. Krzyczał prawie przez cały czas od momentu, kiedy wyszłaś. Spojrzała na niego z przerażeniem. - Hugo krzyczał? Dlaczego? Przecież był spokojny, kiedy wychodziłam. - Ryczy i mówi, że jego mama nie żyje i została pochowana w ziemi. - Co ty opowiadasz? Kto mu wmówił coś takiego? - Przecież to nic dziwnego. Skoro Emanuel mógł umrzeć, to Hugo myśli, że ty pewnie też. - Ja mu nie powiedziałam, że Emmanuel nie żyje, a już na pewno nie, że został pochowany. Ktoś inny musiał to zrobić! - dodała, czując, że ogarnia ją gniew. To z pewnością Signe! Pospieszyła do drzwi od pokoju. - Nikt nie musiał mu mówić - krzyknął za nią Kristian. - Nie jest już niemowlakiem. Na pewno coś zrozumiał, kiedy był w Ringstad. Znalazła całą czwórkę w łożu małżeńskim. Jensine, wesoła i zadowolona, bawiła się w nogach łóżka, podczas gdy Peder i Evert pokazywali Hugo swoje cynowe żołnierzyki. Kiedy ją usłyszeli, posłali jej spojrzenia pełne poczucia winy. - Musieliśmy pocieszyć Hugo - szybko powiedział Peder. - Płakał, bo myślał, że umarłaś. - Co za bzdura! Przecież mogliście mu powiedzieć, że wszystko ze mną w porządku. Podniosła Hugo z łóżka, a on zarzucił jej ręce na szyję i mocno w nią wtulił. - Nie może być tak, że jak tylko wyjdę, to od razu jest afera. - Nie wiedzieliśmy, dlaczego miałaś się spotkać z obcymi, a Kristian powiedział tylko, że jesteś na Lakkegata. Pingelen mówił, że tam jest strasznie, zwłaszcza jak jest ciemno. Też się przestraszyłem. Szczególnie jak widziałem, że Kristian cały czas wyglądał przez okno, jakby sam myślał, że może ci się coś stać. - Mówiłam wam, gdzie będę, ale tak byliście zajęci rysowaniem, że mnie nie słuchaliście. A teraz szybko na dół, myć zęby! Peder spojrzał na nią z przerażeniem. - Ale ja jeszcze nie odrobiłem lekcji! Elise westchnęła zrezygnowana. - Więc zejdź na dół i odrób lekcje, i to szybko!

Ułożyła Jensine i Hugo obok siebie, okryła ich patchworkową kołdrą, ucałowała na dobranoc i wyszła z pokoju. Ku jej zdziwieniu zapadła cisza. Obawiała się, że Hugo znów zacznie płakać. Kristian stał na środku pokoju i patrzył na nią pochmurnym wzrokiem. Elise była zmęczona i czuła, że jego spojrzenie odbiera jej energię. A może to lęk, że statek, którym płynął Johan, zatonął... Sama już nie wiedziała. - O co teraz chodzi? - Słyszała, że jej głos zabrzmiał ostro. - O nic. - Przecież widzę, że coś się dzieje. Wodzisz za mną oczami i patrzysz podejrzliwym wzrokiem. Nie możesz tego powiedzieć wprost? O co mnie podejrzewasz? - Powiedziałem, że o nic. - W jego głosie pobrzmiewał bunt. - Zastanawiałeś się, kto mi zafundował podróż dorożką? - To nie moja sprawa. - Zgadza się, ale skoro stałeś w oknie i widziałeś, to mogę ci powiedzieć, że był to ten młody pisarz, który chce pisać o dziewczętach z Lakkegata. Zapłacił za moją podroż w podzięce za to, że przedstawiłam go jednej z dziewcząt, które znam. Nie sądzę, żeby Emanuel miał coś przeciwko temu, bo sam przecież był w Armii Zbawienia i pomagał zarówno ulicznicom, jak i pijakom. - Nie powiedziałem, że Emanuel byłby zły! - głos mu się załamał, odwrócił się na pięcie i wybiegł do kuchni. - Kristian! - Elise pospieszyła za nim i zdążyła zobaczyć, że wybiegł bez czapki i kurtki przez kuchenne drzwi. Przestraszony Peder spojrzał znad książek. - Co się stało Kristianowi? Elise ciężko westchnęła. - Wydaje mi się, że jest mu źle. - Co to znaczy, że jest mu źle? Pokręciła głową. Poczuła, że ogarnia ją bezradność i rezygnacja. - Wydaje mi się, że on cały czas ma wyrzuty sumienia z powodu kłótni z Emanuelem. To boli, gdy zrobiło się coś złego, czego już nie da się naprawić. Evert, który siedział i czytał, teraz podniósł głowę. - Ale on przeprosił. Pokiwała twierdząco głową. - Wiem, ale to chyba nie pomogło. Poza tym wydaje mi się, że jest na mnie zły. Może myśli, że nie byłam wystarczająco miła wobec Emanuela. - Ale to tylko dlatego, że kochasz Johana.

Peder powiedział to, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie, ale jednak ją to dotknęło. Spojrzała na niego. Chyba nie opowiedział Kristianowi o liście? - Czy on coś mówił? Peder pokręcił głową. - Przecież my wszyscy o tym wiemy, Emanuel też o tym wiedział. Może dlatego był zły. Spojrzała na zegar. - Już tak późno? Chyba napiszę informację do twojego nauczyciela, że musiałeś zajmować się dzisiaj dziećmi, Peder. Jak teraz nie pójdziecie spać, to was rano nie dobudzę. Kristian wrócił po dwunastej. Był aż siny z zimna i chciał od razu wbiec po schodach na górę, bez zamieniania z nią słowa. - Kristian, poczekaj! Z niechęcią odwrócił głowę. - Podejdź tu na chwilę, chcę z tobą porozmawiać. Wyglądał, jakby zaraz miał zaprotestować, ale podszedł do niej powolnym krokiem. - O co chodzi? - Pomimo tego, że jesteś już prawie dorosły, musisz się mnie słuchać. Zastępuję naszą matkę, od kiedy zachorowała, i przez cały ten czas ponoszę za was odpowiedzialność. Mar- twiłam się o ciebie, bo byłeś zamknięty w sobie, ale zmieniłeś się od momentu, kiedy wzięłam ślub z Emanuelem i przeprowadziliśmy się do mieszkania kierownika zakładu. Myślę, że cieszyłeś się, że Emanuel jest razem z nami i że traktowałeś go jak ojca. Potem wydarzyło się wiele rzeczy, które zmieniły twój stosunek do niego; rozczarował cię i zaczął cię irytować. Wydaje mi się jednak, że było dla ciebie ważne to, że stanowimy rodzinę, i że nie musisz się już niczego wstydzić. Czy tak było? Wpatrywał się w podłogę, nic nie mówiąc. Z pewnością by zaprotestował, gdyby tak nie było, pomyślała Elise, zanim znów podjęła temat. - Byłeś dumny, kiedy otworzył swój sklep na Maridalsveien, i dobrze ci szło, kiedy mu pomagałeś. Jego choroba przyszła niespodziewanie, byłeś w szoku, kiedy sparaliżowało mu nogi, i myślę, że czułeś, że cały nasz świat się zawalił. Zamilkła, chciała odczekać i zobaczyć, czy on się teraz otworzy. Kristian nic nie powiedział. - Teraz pewnie myślisz, że znów jesteśmy w takiej samej sytuacji jak kiedyś. Obawiasz się, że nie wyżyjemy z honorariów, które dostaję za książki, i jednocześnie boisz się, że w naszym życiu nastąpi wiele zmian. To sprawia, że czujesz się niepewnie. Mam rację? Wciąż stał, wpatrując się w podłogę, ale wreszcie przemówił. - Tego akurat ja nie wiem.

- Nie możesz spróbować mi tego wyjaśnić? Ja też tego nie mogę wiedzieć z całą pewnością, jeśli mi nie pomożesz i nie powiesz, co cię trapi. Wzruszył ramionami. - Czy to ma coś wspólnego z naszą matką? - Już się o to pytałaś. - A ty powiedziałeś, że nic nie można poradzić, że zachorowali. Mimo to, wydaje mi się, że w głębi duszy, obwiniasz ją o to, że nas zawiodła. Dzisiaj jest chorą osobą, ale kiedy zakochała się w Asbjørnie, była zdrowa. Nic na to nie odpowiedział, więc się zawahała. Czy powinna z nim porozmawiać o Johanie? Zanim pojawił się Emanuel, zanim Johan został aresztowany, Kristian go podziwiał, traktował go jak starszego brata i znajdował u niego pociechę, kiedy ojciec zataczał się po ulicach w pijanym widzie. Coś ją jednak powstrzymywało. Jeśli rzeczywiście było tak, jak myślała, rozmowa na ten temat mogłaby tylko wszystko pogorszyć. Był w trudnym wieku i z pewnością był przekonany, że małżonkowie, zamiast chodzić na boki, powinni być sobie wierni. Nawet jeśli rozdzieli ich śmierć. Mówiąc mu, że kocha Johana, właściwie od zawsze, wywołałaby jego oburzenie. Pomyślałby: dlaczego poślubiła Emanuela, skoro kochała innego? Czy miała mu zdradzić, że wahała się przed podjęciem tej decyzji i że to Emanuel ją namówił? Że to on chciał, żeby dziecko, które nosiła, miało ojca? W oczach Kristiana było to z pewnością jednoznaczne z niewiernością. Również niewiernością wobec samej siebie. Kręcił się, widocznie zniecierpliwiony. - Będziesz niedługo kończyć? Głęboko westchnęła. - Tak. Najwyraźniej do niczego nie dojdziemy. Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie musisz się zamartwiać. Jeśli nie będę w stanie nas utrzymać z moich honorariów, znów podejmę pracę w biurze. Nie musisz się też bać, że zrobię coś niestosownego. Wasza piątka jest dla mnie najważniejsza w całym moim życiu. Popatrzyła na niego. Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, potem on spuścił wzrok.

3 Usłyszała, jak zaskrzypiały zawiasy ogrodowej furtki. Zerwała się znad maszyny do pisania i wyjrzała przez okno. Poczuła, jak ogarnia ją rozczarowanie. To tylko Torkild. Nieczęsto przychodził z wizytą, więc właściwie powinna się ucieszyć. Gdyby tylko w takim napięciu nie oczekiwała Johana. Wstała i wyszła do kuchni, żeby go przyjąć. Zarówno Hugo, jak i Jensine ucięli sobie przedpołudniową drzemkę. - Torkild? Cóż za niespodzianka. Wejdź proszę. Nie mogła się opanować. - Pewnie nie macie żadnych wieści o statku Johana? Pokręcił głową. - Nad Morzem Północnym szalała gwałtowna burza. Wiele statków zatonęło, ale nie było wśród nich brygu „Fanny". Jest więc jeszcze nadzieja. - Nie możemy porzucić nadziei, Elise. Być może byli zmuszeni zawinąć do najbliższego portu, żeby przeczekać. Okręt mógł zostać uszkodzony. Ster lub maszty mogą być połamane albo ktoś potrzebował pomocy lekarskiej. Myślę, że dowiemy się czegoś więcej w przeciągu najbliższych dni. Uśmiechnął się. - Rozczarowałaś się, kiedy odkryłaś, że to tylko ja ? Poczuła, że się rumieniła. - Słyszałam, że ktoś wchodził przez furtkę, i zobaczyłam ciebie, kiedy wyjrzałam przez okno. Na stole przy oknie stoi maszyna do pisania. - Gratulacje. Anna opowiadała, że pożyczono ci maszynę z wydawnictwa. To musi oznaczać, że bardzo tam w ciebie wierzą. Nie byle kto dostaje taką możliwość. - Chcesz ją zobaczyć? - Chętnie. Nie mogę zostać długo, ale miałem nieodpartą chęć pokazania ci artykułu, który ukazał się dzisiejszej gazecie. Zwróciła się w jego stronę. - A czego on dotyczy? - Tego, co tak zajmuje ciebie i Olafię Johannisdatter, nieszczęśliwych dziewcząt z Vaterland i Vika. Czy to możliwe, żeby Asle Diriksowi udało się już opublikować swój artykuł? Otworzyła usta, żeby o to zapytać, ale powstrzymała się. Anna i Torkild nie mają pojęcia o tych młodych ludziach, których poznała, a którzy przynależą do tej lepszej części miasta. Poza tym Diriks obiecał jej, że będzie mogła przeczytać jego artykuł, zanim ukaże się on w druku.

- Byłem zbulwersowany - rzucił Torkild. - Albo on niczego nie zrozumiał, albo nie miał odwagi napisać, co miał na myśli. Właściwie to nie wiem, czy on w ogóle miał coś na myśli. To nie mogła być historia napisana przez Asle Diriksa. Obiecał przedstawić sprawę w taki sposób, by wzbudzić w ludziach współczucie dla tych nieszczęśliwych dziewczyn. Był tam i widział biedę i niedolę na własne oczy. Musiał zrozumieć, jak były bezradne. - Nie. - Torkild westchnął. - Jedynym wyjściem jest postępować tak jak Olafia. Próbować ratować te, którym jeszcze można pomóc, zapewnić im wikt i dach nad głową i mieć nadzieję, że władze kiedyś zrozumieją, jaka odpowiedzialność na nich spoczywa. Nie wierzę w pisaninę. Widzisz, co się stało z tymi, co próbowali. Książki zostały skonfiskowane, a pisarz został skazany na karę więzienia za naruszenie obyczajowości i skromności. - Ale może być też i tak, że takie książki wywołają dyskusje, zwłaszcza wśród młodych socjaldemokratów. - W każdym razie nie ten artykuł. Sprawi on raczej, że burżuje będą tylko kiwać głową, przyznając całkowitą rację pisarzowi. Możesz zatrzymać gazetę, żeby ją przeczytać w spokoju. Ja już ją przeczytałem. O, a tam przecież stoi to cudo! - powiedział, uśmiechając się, kiedy zobaczył maszynę do pisania. - Mam nadzieję, że stanie się ona narzędziem w służbie sprawiedliwości i że nigdy nie zrezygnujesz ze swojego powołania. Spojrzała na niego, nie do końca pewna, co miał na myśli. - Mojego powołania? - No tak, tego, co sprawiło, że zaczęłaś się angażować. To było wtedy, kiedy Mathilde wskoczyła do rzeki, żeby nie musieć pracować na ulicy, nieprawdaż? Nigdy nie możesz ulec pokusie pisania o dobrze urodzonych ludziach, którzy nie mają większych problemów niż to, w co się ubrać do teatru albo co zaserwować na następnym przyjęciu, żeby zaimponować gościom. Elise się uśmiechnęła. - Na takich rzeczach za mało się znam, ale niesprawiedliwość dotyczy nie tylko dziewcząt z Vaterland i Vika. Z pewnością jest wiele nieszczęśliwych synów i córek bogatych ludzi, którzy doznali niesprawiedliwości na własnym ciele. Torkild wzruszył ramionami. - To nie o nich masz pisać. Oni sobie poradzą. Masz pisać o tych, którzy nie mają żadnych szans na przelanie swoich myśli na papier albo na wydostanie się z niedoli. - Teraz cię nie rozumiem Torkildzie. W jednej chwili mówisz, że nie ma sensu o tym pisać, a w następnej chcesz, żebym wypełniła swoje powołanie. - Tak, rozumiem, że to sprzecznie brzmi. Chciałem powiedzieć, że powinno się to pokazać we właściwy sposób, w przeciwnym razie osiąga się wręcz odwrotny skutek. Odwrócił się i skierował w stronę drzwi.

- Miałem przekazać gorące pozdrowienia od Anny i życzyć ci odwagi. Ona zawsze czuje, kiedy Johan jest w tarapatach, i zawsze wie, kiedy zagrożenie mija. Teraz twierdzi, że Johan zbliża się do Kristianii. Uśmiechnął się. Jego usta lekko się wykrzywiły. Sprawiał wrażenie, jakby nie wierzył w ukryte umiejętności Anny. Równocześnie Elise zdawała sobie sprawę, że Torkild nie do końca wiedział, jak ma patrzeć na jej związek z Johanem. Z jednej strony była wdową, ale kochała innego, a nie swego męża. W jego oczach z pewnością grzeszyła przeciwko jednemu z dziesięciu przykazań. Jak tylko wyszedł, podekscytowana zaczęła przeglądać gazetę. Nie trwało to długo, zanim znalazła artykuł, i ku jej zaskoczeniu okazało się, że rzeczywiście napisał go Asle Diriks. Na początku była krótka notka o pisarzu: Student Asle Diriks, mimo młodego wieku, zdążył wydać już dwie mniejsze, dramatyczne prace: Róża zemsty i Jaskółcza pieśń, które zostały dobrze przyjęte. W poniższym artykule opisuje, z dużą dozą humoru i równocześnie z nieukrywanym przerażeniem, o przybytkach nieprawości i pokusach z nimi związanych. Elise wstrzymała oddech. Z humorem? To przecież niemożliwe! Z niedowierzaniem czytała dalej: Który z młodych studentów powodowany swoją naturalną ciekawości, nie czytał ukradkiem Hansa Jœgera i Christiana Krohga o tych czasach minionego stulecia, kiedy burdele były legalne, a władze musiały interweniować, aby przeprowadzane były regularne kontrole ze względu na choroby weneryczne i fatalne warunki higieniczne, dopóki legalna prostytucja nie została zniesiona w 1887 roku. Ulicznice miały swoje księgi odwiedzin, w których można było znaleźć ich nazwisko, fotografię, numer i przepisy. Miały także wskazane przez policję miejsce zamieszkania i obszar działalności, Nie mogły się przemieszczać bez zgody władz. Większość mieszkała na Fjerdingen, Vika i Vaterland, podczas gdy te bardziej eleganckie mieszkały w lepszych dzielnicach. Dlaczego teraz jest tak, jak jest? Żeby uzyskać odpowiedź na to pytanie, wybrałem się z wizytą na Lakkegaten, wizytą, której nie radzę innym powtarzać. Na przedmieściach Kristianii mieszka dużo więcej ludności napływowej niż osób tam urodzonych. Dotyczy to również kobiet. Dziewczyny służebne ze wsi i małych miasteczek przybyły do stolicy, żeby znaleźć sobie zatrudnienie z nadzieją na wyższy zarobek. Niektóre wyszły za mąż, niektóre znalazły pracę jako pomoc domowa, niektóre pracują w fabrykach, podczas gdy jeszcze inne rozglądają się za zajęciem, które nie byłoby zbyt ciężkie i dawało wyższe zarobki. Wątpię, żeby spędzanie w łóżku większej części dnia ktoś mógł nazwać pracą. Spotkałem się z jedną z nich. Zamiast zębów miała tylko spróchniałe pieńki, jej włosy nie były myte od tygodni, ubrania cuchnęły tak samo zresztą jak pomieszczenie, w którym świadczyła

swoje usługi. Jest mi naprawdę żal tych mężczyzn, którzy w swojej samotności i potrzebie muszą zawijać do takiego „portu", bo los poskąpił im możliwości znalezienia żony. Znieśliśmy legalną prostytucję, ale co otrzymaliśmy w zamian? Zdegradowane ludzkie wraki w ciemnych, śmierdzących pomieszczeniach, które nie mają do zaofiarowania samotnym, nieszczęśliwym mężczyznom nic poza upokarzającą chwilą na obskurnej, cuchnącej sofie i zagrożeniem zainfekowania ich swoimi chorobami. Nie godzi się, żeby takie miejsca i takie wypaczone jednostki ludzkie istniały w naszej stolicy. Elise ciężko westchnęła. To nie mogło być prawdą! Niemożliwe, żeby Asle Diriks napisał ten artykuł! To musiał być ktoś z jego kolegów. Ktoś stroił sobie z niego żarty! Spojrzała na gazetę i zaczęła ponownie czytać urywki. Wątpię, żeby spędzanie w łóżku większej części dnia ktoś mógł nazwać pracą. Czy właśnie to było takie zabawne? Jak on mógł! To podłe! Niegodziwe! Czuła, że dławi ją płacz. To była jej wina. Gdyby go nie zaprowadziła do Othilie, nie doszłoby do tego. To ona była naiwna i łatwowierna, wmówiła sobie, że on napisze artykuł, który zwróci uwagę na brak odpowiedzialności ze strony władz. Zamiast tego wyśmiał Othilie i jej towarzyszki niedoli, sugerując, że wychodziły na ulicę po to, by zarobić trochę więcej koron niż inni i uniknąć pracy. Pokazał, że to klienci, a nie dziewczęta, są ofiarami. Niech to, co za drań! Miała ochotę głośno zakląć. Podniosła się z krzesła, podarła gazetę na kawałki i wyszła do kuchni, żeby położyć ją w skrzynce na drewno i zużyć do rozpałki. W tym samym momencie wpadła jej do głowy pewna myśl. Musi odpowiedzieć! Naprawdę powinien się dowiedzieć, co o nim myśli! Nie tylko on, ale inni, którzy czytali gazetę! Pospieszyła z powrotem do pokoju, wkręciła nowy arkusz papieru do maszyny i zaczęła pisać. Do studenta Asle Diriksa. Przeczytałem Pański artykuł z poniedziałku, 2 października 1908 roku, i muszę przyznać, że jestem wstrząśnięty. Jest Pan młodym człowiekiem - to zrozumiałe samo przez się, bo jest pan studentem - jednakże mam wrażenie, że przeczytałem artykuł napisany przez starą, zakurzoną relikwię z poprzedniej epoki, ale pozbawioną mądrości i dostojeństwa dawnych czasów. Pański artykuł przypomina mi dyskusję, która toczyła się w Związku Robotniczym zaraz po tym, jak Hans Jœger zaatakował chrześcijańskie podejście do moralności seksualnej, a redaktor O. Thommessen miał kłopoty z policją, dlatego że opublikował tę przemowę. To będzie już dobrych

kilka lat temu. Właściwie miałem nadzieję, że od tamtego czasu zrodziła się w nas nowa społeczna świadomość. Poczucie wstydu i budzące się poczucie odpowiedzialności. Po przeczytaniu Pańskiego artykułu mam wrażenie, że zostaliśmy cofnięci wiele lat wstecz. Wtedy walka była ciężka, ale opłaciło się. Tak nam się przynajmniej wydawało. Przecież doprowadziła do tego, że legalna prostytucja w Norwegii została zakazana. Niech mi Pan powie, młody człowieku, czy ma Pan w ogóle pojęcie, dlaczego młode dziewczęta z Fjerdingen, Vaterland i Vika zmuszone są wychodzić na ulicę? Czy nie wie Pan, że te biedne istoty mają tylko dwa wyjścia: umrzeć z głodu lub spędzić większą część doby na śmierdzącej sofie? Nie zamierzam tutaj szczegółowo opisywać, co te nieszczęsne dziewczęta muszą znosić. Ale jedno wiem na pewno: one są równie niewinne jak Pana własna siostra i inne młode panny, które Pan zna. To ich okrutny los, zaniedbanie ze strony władz i pogarda osób Pańskiego pokroju uczyniły je tym, kim są. Odebraliście im ich poczucie własnej wartości i po- zwoliliście, by stały się najbardziej nieszczęśliwą częścią społeczeństwa. Wszyscy ponosimy odpowiedzialność za to, że do tego doszło, i mamy obowiązek to naprawić. To, czego te dziewczęta najmniej potrzebują, to słowa pogardy od zarozumiałego, twardogłowego i niemającego pojęcia o sprawie studenta. Na koniec chcę Panu udzielić dobrej rady: proszę się skontaktować z córką islandzkiego pastora, Olafią Johannisdatter i poprosić o pozwolenie na obserwowanie jej pracy z bliska. Być może wtedy Pan spojrzy na to inaczej, a przynajmniej może Pana nauczyć empatii. Elias Aas, pisarz. Wahała się tylko przez chwilę. Może powinna podpisać się własnym nazwiskiem? Potem pokręciła głową. Po pierwsze, gazeta nie wydrukuje artykułu, jeśli będzie chciała go opublikować pod swoim nazwiskiem. Po drugie, nie odniosłoby to zamierzonego skutku. Asle Diriks nie wie, kim jest Elias Aas. Będzie myślał, że to jakiś starszy pisarz. Jeśli sprawdzi w księgarni, najprawdopodobniej usłyszy o Podciętych skrzydłach i zrozumie, że Elias Aas pisał o niesprawiedliwości społecznej już wcześniej. Może to da mu do myślenia. Wiedziała, że jest nieostrożna. Być może Asle Diriks oskarży ją o zniesławienie, przecież go obraziła i użyła słów, których nie powinna była użyć. Jednocześnie nie miała ochoty tego zmieniać. Zanim opuściła ją odwaga, włożyła list do koperty, przykleiła znaczek i zdecydowała się poprosić panią Jonsen o opiekę nad dziećmi. Sama pobiegła wysłać list.

4 Elise wracała już z poczty, kiedy zauważyła mężczyznę stojącego na rogu domu. Przez moment stała jak wryta, potem poczuła, jakby jej serce pominęło kilka uderzeń, a w następnej chwili zaczęło dziko walić. Nieprzytomna z radości wpadła przez bramę prosto w jego ramiona. - Johan! Okręcił ją, przyciągnął do siebie, pocałował i jeszcze raz okręcił. Czuła, że się unosi, że uczucie szczęścia odbiera jej oddech. Kręciło jej się w głowie i wszystko wirowało jej przed oczami. - Tak bardzo się bałam, że coś ci się stało - jęknęła, kiedy wreszcie udało jej się złapać oddech. - Słyszałam o sztormie i dowiedziałam się, że wiele statków zatonęło na Morzu Pół- nocnym i Skagerraku. Upłynęło tyle czasu. Mieliście wypłynąć z Le Havre 23 sierpnia. Pokiwał głową, otoczył ją ramionami i mocno przytulił. - Sam byłem przerażony, ale o tym wszystkim opowiem ci później. Kocham cię, Elise. Kocham cię tak bardzo, jak jeszcze nigdy nikogo nie kochałem i nigdy nie pokocham. Od teraz już nikt nas nie rozdzieli, cokolwiek miałoby się wydarzyć. Teraz już wiemy. To była ciężka nauczka, ale to już za nami, zapomnimy wszystko, co złe, i będziemy się cieszyć tym, że znów jesteśmy razem. Na zawsze. Uśmiechnęła się, a łzy spływały jej po policzkach. Samo patrzenie na niego sprawiało jej rozkosz. Czuła jak jej serce wypełnia absolutne szczęście. W następnej chwili poczuła jego usta na swoich. Miała nadzieję, że będą tak stać i całować się przez całą wieczność. Kiedy w końcu przestali, poczuła, że ma miękkie kolana i cała drży ze stłumionej tęsknoty. Przerażona rozejrzała się dookoła. A co, jeśli ktoś ich widział? Ona, która niedawno została wdową. Pani Jonsen była w domu i pilnowała dzieci, a chłopcy mogli się zjawić w każdej chwili. Gdyby Kristian ich zobaczył... Nie ośmieliła się dokończyć tej myśli. - Byłam tylko na poczcie, by załatwić jedną sprawę. Pani Jonsen pilnuje Hugo i Jensine. Uśmiechnął się. - To chyba nie do mnie wysyłałaś list, prawda? Pokręciła głową i od razu spoważniała. - Nie, wysłałam artykuł do „Verdens Gang". Uniósł brew, a potem się zaśmiał. - Myślałem, że teraz zajmujesz się pisaniem książek? - Zgadza się, ale w gazecie był pewien artykuł, który mnie sprowokował. Torkild wpadł, żeby mi go pokazać, i tak się rozzłościłam, że nie mogłam się powstrzymać, żeby na niego nie odpowiedzieć. Wiedziałam, że muszę go wysłać, zanim zacznę myśleć o konsekwencjach.

Johan głośno się roześmiał. - Czy nie powinno być na odwrót? Że człowiek rozważa następstwa swoich poczynań, zanim wprowadzi je w życie? - W takim razie być może ja nigdy nie miałam odwagi, żeby to zrobić. Przecież, jak to się mówi: kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. - Podsycasz moją ciekawość. Mam nadzieję, że masz brudnopis. Uśmiechnęła się. - Zrobiłam kopię. Przecież ty nie wiesz, że dostałam maszynę do pisania! Wydawnictwo mi ją pożyczyło. Gwizdnął przeciągle. - Obiecująca pisarka otrzymała wyróżnienie, jak rozumiem. Gratulacje, Elise. Na żwirowej dróżce dało się słyszeć kroki, a w następnej chwili zza rogu domu wyłoniła się postać. Elise i Johan natychmiast przestali się obejmować. - Gdzie ty się podziewasz Elise? Dzieci się pobudziły i wołają za matką! Wyglądałam przez okno i widziałam, jak wchodzisz przez furtkę, ale to było już jakiś czas temu. Zaniepo- koiłam się... Pani Jonsen patrzyła na Johana surowym, podejrzliwym wzrokiem. - Chyba rozpoznaje pani Johana, pani Jonsen? Syna Aslauga Thoresena i brata Anny? Studiuje rzeźbę w Paryżu, był na pokładzie statku podczas tego okropnego sztormu, który panował w zeszłym tygodniu. Dorastaliśmy razem na Andersengården i byliśmy dla siebie jak brat i siostra. Pani Jonsen nic nie powiedziała, zmierzyła tylko Johana wzrokiem od góry do dołu. Elise odwróciła się do Johana. - Wejdź na filiżankę kawy. Muszę się dowiedzieć, jak minęła podróż. Uśmiechnął się. - W tej chwili to najchętniej bym o niej zapomniał. - Rozumiem. To musiało być straszne. - Tego nie da się opisać. Trzeba to przeżyć, żeby to zrozumieć. Zaczęli iść, pani Jonsen pospieszyła przodem, trzęsąc się z zimna. Hugo i Jensine siedzieli w kąciku z zabawkami. Nic nie wskazywało na to, że płakali albo wołali za matką. Byli tak zajęci, że ledwo zauważyli jej obecność. Elise pomyślała, że pani Jonsen za chwilę pójdzie do siebie. Kobieta jednak nie zamierzała wychodzić - Zaczęłam polerować twoją lampę i nie mogę wyjść, dopóki nie skończę - powiedziała zdecydowanym tonem. Cały stół kuchenny zarzucony był gazetą i kilkoma szmatkami do

polerowania. Pani Jonsen zajęła się nie tylko jedną lampą, ale wszystkimi trzema. Usiadła przy stole i kontynuowała swoje zajęcie, nie pytając, czy komuś się to podoba, czy nie. Elise z Johanem wymienili spojrzenia. Widziała po jego oczach, że chciało mu się śmiać. - Wejdź do środka i obejrzyj maszynę do pisania, a ja nastawię kawę w międzyczasie. Jesteś głodny? - Tak, trochę. Nic nie jadłem przez cały dzień. Johan poszedł w stronę drzwi do pokoju. - W chlebaku została już tylko piętka - odezwała się pani Jonsen. - Mogę ugotować owsiankę. Mam mleko i kaszę owsianą. Pani Jonsen prychnęła. - Owsianka na mleku w zwykły poniedziałek? Elise nie odpowiedziała. Nie powinna pozwolić pani Jonsen, żeby się tak wtrącała, ale nie chciała nic mówić. Potrzebowała jej. Poza tym w gruncie rzeczy pani Jonsen była dobrą i miłą kobietą. Elise była w stanie na wiele jej pozwolić. Gdy tylko wstawiła owsiankę, pospieszyła do pokoju. Johan stał przy oknie i czytał kopię jej listu. Odwrócił się w jej stronę. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, żebym to przeczytał? Pokręciła głową. - Myślałam, żeby ci to pokazać, ale powinieneś najpierw przeczytać jego artykuł. Tyle tylko, że teraz pani Jonsen siedzi i poleruje nim lampy. Pójdę zobaczyć czy uda się coś ocalić. Szukała wśród kawałków gazet, ale znalazła tylko urywki artykułu Asle Diriksa. W końcu odnalazła duży kawałek strony, której szukała. Pani Jonsen śledziła ją zaciekawionym wzrokiem. - Czego tak szukasz? - Czegoś, co było napisane w gazecie. Pani Jonsen spojrzała na nią z przerażeniem w oczach. - A to była dzisiejsza gazeta? Elise kiwnęła potakująco głową. - To dlaczego położyłaś ją w skrzyni na drewno? Nie mogłam wiedzieć, że ona jest nowa. - Nic nie szkodzi, pani Jonsen, to nie pani wina. Odnalazłam kilka kawałków i złożę je w całość. - Podeszła do kuchenki i zamieszała dokładnie owsiankę, zanim z powrotem ruszyła do pokoju. Johan spojrzał znad kopii listu. - Musiałaś być bardzo zbulwersowana! - Jak usłyszysz całą historię, to zrozumiesz dlaczego. - Ułożyła kawałki gazety na stole. Brakowało tylko rubryki, w której było napisane, kim jest Asle Diriks.

Obserwowała Johana, kiedy ten czytał. Poczuła, że znów ogarnia ją oburzenie. - To moja wina. To ja zaprowadziłam go do Othilie. Tak ładnie prosił, a ja się zgodziłam. Ale postawiłam warunek, że musi napisać artykuł w taki sposób, żeby ludzie zaczęli współczuć tym nieszczęśliwym dziewczynom. Johan gwizdnął przeciągle. - I taki jest rezultat? Pokiwała głową i przygryzła wargę. - Już nigdy więcej nie chcę mieć nic do czynienia z tym głąbem! Wyprostował się i objął ją ramionami. - Nie możesz tak na to patrzeć, moja Elise. To tylko pierwszy krok w dobrą stronę. Napotkasz opór, czasami będziesz miała wrażenie, że się cofnęłaś o kilka kroków - tak jak w tym przypadku - ale już nie jesteś sama. Ja ci pomogę. Kiedy zakończę swoje kształcenie, nie będę tworzył dzieł podobnych do tych, które tworzyli wielcy mistrzowie; takich jak Trzy gracje albo Nadzieja Thorvaldsena. Nie chcę też rzeźbić popiersi znanych i sławnych kobiet i mężczyzn. Chcę rzeźbić dziewczęta z fabryk po drodze do pracy, trzęsące się z zimna i przemarznięte, z zapadniętymi policzkami i wychudzonymi kończynami. Chcę rzeźbić dzieci, które noszą ciężkie wory z cukrem dla kupca, i małe chłopięce ciałka, które pchają wielkie wózki wypełnione ciężkimi towarami, i tych cienko ubranych, w dziurawych kaloszach, którzy stoją na rogach ulic, sprzedając gazety. Chcę, żeby moje rzeźby ukazały niesprawiedliwość społeczną, codzienność biednych dzieci, zmęczone i bezradne matki, które nie mają w oczach nadziei. Pocałował ją. - Twój artykuł jest dobry. Jeśli „Verdens Gang" będzie miała odwagę go opublikować, możesz się spodziewać reakcji, ale musisz sobie powiedzieć, że gdzieś tam są jacyś ludzie, którzy przeczytają to innymi oczami i będą mieli nad czym się zastanawiać. - Elise, kipi! - dobiegł ich głos pani Jonsen. Wyrwała się z jego objęć i wybiegła z pokoju. Na kuchence stał żeliwny rondel z drogocennym mlekiem, wylewającym się poza krawędź garnka. Podbiegła do kuchenki, podniosła garnek i dołożyła jeszcze dwa pierścienie. Dlaczego pani Jonsen nie mogła sama podnieść garnka, zamiast krzyczeć za nią? - Nie mogłam tego sama zrobić. Mam tyle brudu na rękach - powiedziała przepraszająco, najwyraźniej wywnioskowała ze spojrzenia Elise, że powinna była zdjąć garnek. Elise nic nie powiedziała. Zrozumiała, dlaczego pani Jonsen ją zawołała. Nie podobało jej się, że była w pokoju sam na sam z Johanem. Wytarła brzeg garnka i zamieszała owsiankę, czując że rozpiera ją radość. Johan wrócił! Należał do niej, a ona do niego, i razem będą walczyć o prawa tych najsłabszych. Nawet jeśli zo-

stanie ostro skrytykowana za swoją odpowiedź skierowaną do Asle Diriksa, nie zamierza się tym przejmować. Johan powiedział, że to, co napisała jest dobre. I jedynie to się liczy. - Teraz chciałabym usłyszeć, jak przebiegła twoja podróż - powiedziała, kiedy wróciła do pokoju. - Dlaczego tyle to trwało? - Tak jak mówiłem, trafiliśmy na straszliwą niepogodę. To był orkan. Nie zdawałem sobie sprawy, że fale mogą być tak wysokie! Wznosiły się jak czarne góry wzdłuż burty. Na szczęście wydostałem się z nadbudówki, którą potem zmyło z pokładu. Pomógł mi pewien mężczyzna, musieliśmy przywiązać się do grotmasztu. Myślałem, że przebywanie na pokładzie tak dużego statku nie jest niebezpieczne, w każdym razie na naszej szerokości geograficznej, ale się myliłem. Fale zalewały pokład i nawet doświadczeni starzy wyjadacze, którzy spędzili na morzu całe życie, byli przerażeni. Wielu głośno się modliło. Elise słuchała z narastającą trwogą. - A potem? Co się wydarzyło? - Kiedy wpłynęliśmy na podwodny szkier, uszkodzona została płetwa sterowa. Potem straciliśmy cały rumpel. Załoga próbowała zrobić rumpel ze środkowego masztu, ale fale wdarły się na pokład, zmiatając z niego ludzi. Żagle się podarły i zniknęły w morzu. Jako ostatnią deskę ratunku załoga próbowała rzucić kotwice, ale po dwóch dobach byli zmuszeni odcumować, z obawy, że statek pójdzie w drzazgi. Stali w wodzie po pas i odpompowywali wodę; ja też próbowałem im pomóc. W końcu nie widzieli innej rady, jak tylko wejść do szalup. Elise wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. - Musieliście wejść do łodzi ratunkowych? Pokiwał głową. - Tak, ale wtedy mieliśmy najgorszą niepogodę za sobą. Udało nam się dopłynąć do lądu, na wybrzeżu gdzieś pomiędzy Risør i Arendal. Stamtąd przypłynąłem już innym statkiem do domu, do Kristianii. - Czy bryg zatonął? - Nie, został ocalony. Niepogoda minęła równie gwałtownie, jak się pojawiła. Mogliśmy byli zostać na pokładzie. - Niech będą dzięki, że przyjechałeś do domu cały i zdrowy! Cieszę się, że nie wiedziałam, jak bardzo to było niebezpieczne. - Rzadko się zdarza, żeby było tak groźnie. W każdym razie nie tak wczesną jesienią. - Kiedy musisz wrócić? - zapytała zatroskana. Znów otoczył ją ramionami. - Nie obawiaj się Elise. Taka niepogoda nie zdarza się dwa razy pod rząd. Ktoś zapukał. Ledwo zdążyli wyswobodzić się ze swoich ramion, kiedy otworzyły się drzwi i ukazała się w nich głowa pani Jonsen.

- Zamieszałam już w garnku i posprzątałam papiery. Czy mam dać dzieciakom trochę owsianki? Są głodne. - Dziękuję pani bardzo, pani Jonsen, ale poradzę już sobie z resztą. Proszę nałożyć sobie talerz owsianki, zanim pani pójdzie, i jeszcze raz stokrotne dziękuję za pomoc. Pani Jonsen wyglądała na rozczarowaną, pewnie miała nadzieję zostać jeszcze chwilę, ale nie odważyła się zaprotestować. Elise uśmiechnęła się do Johana. - Chodź, pójdziemy do kuchni i zjemy razem z Hugo i Jensine. Nie widzieli cię od Bożego Narodzenia. Drzwi do kuchni były uchylone, a Elise mówiła na tyle głośno, by pani Jonsen mogła wszystko usłyszeć. Teraz zrozumie, że Johan odwiedzał ich, kiedy Emanuel był w domu. Usiedli przy stole. Hugo i Jensine siedzieli, nic nie mówiąc, i z powagą wpatrywali się w Johana. Nic nie wskazywało na to, żeby go pamiętali. Pani Jonsen nie spieszyła się z jedzeniem owsianki, każda łyżka wędrowała do jej ust w żółwim tempie. Johan natomiast był wyraźnie głodny i jadł z apetytem. - Jedz! Zrobiłam dużą porcję, dla chłopców też wystarczy. Niedługo przyjdą ze szkoły. W każdym razie Peder i Evert, bo Kristian cały czas pracuje jako pomocnik woźnicy i prosto ze szkoły idzie do niego. - Uśmiechnęła się do niego. - Będą szaleć z radości, jak cię zobaczą. Rzadko mają okazję rozmawiać z kimś, kto przyjechał z wielkiego świata. - Ładnie się tam mieszka? W tym Paryżu? - Pani Jonsen nie wyglądała już na tak bardzo nieprzychylną. Johan uśmiechnął się. - Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Jak tylko się ze wszystkim tam uporam, wracam do Kristianii i postaram się znaleźć tutaj w mieście warsztat. - Warsztat? Handlarz węglem ma warsztat w piwnicy, tam, gdzie kiedyś pracował stolarz Olsen. Może będzie mógł pan to tanio wynająć? Jest tam brudno, okropnie i pełno tam szczurów, ale jeśli nic innego pan nie ma, to chyba lepsze niż nic. - Dziękuję pani Jonsen, to miło z pani strony. Jeszcze nie wiem, kiedy na dobre wrócę do domu, ale zdaję sobie sprawę, że ciężko może być znaleźć odpowiednie miejsce. Pani Jonsen stała się bardziej otwarta. - Ja też mam pokój w piwnicy. Zamiast podłogi jest klepisko i jest tam pełno rupieci, a po kątach urzędują szczury, ale nie wydaje mi się, żeby były one tak wielkie jak te bestie przy Hjula i przy przędzalni. Tamte są wielkie jak koty. Johan pokiwał z uśmiechem głową.

- Pamiętam je z dzieciństwa. Były kolorowe od ścieków z tkalni. Kiedy tkano czerwoną nicią, rzeka i szczury były czerwone. Strzelaliśmy do nich z łuku, ale kiedy podchodziliśmy za blisko, zdarzało się, ze na nas skakały. Pamiętam, jak bardzo się ich czasami baliśmy. Pani Jonsen śmiała się, zakrywając jednocześnie usta, żeby nie było widać jej braków w uzębieniu. To z pewnością słowa Pedera sprawiły, że miała teraz takie opory. Czy ona nigdy nie wyjdzie? Niedługo przyjdą chłopcy, a Elise tak bardzo pragnęła zostać sam na sam z Johanem. Przynajmniej na krótką chwilę. Spojrzała na niego ukradkiem. Puścił do niej oko i się uśmiechnął. Prawdopodobnie pomyślał o tym samym. Odwzajemniła uśmiech, ale jak tylko pani Jonsen uniosła wzrok znad talerza, pospiesznie przybrała poważny wyraz twarzy i skierowała spojrzenie w inną stronę. Usłyszeli szybkie kroki i gromkie chłopięce głosy dochodzące z zewnątrz. Chwilę później cała trójka weszła do kuchni głośno tupiąc. Kristian najwyraźniej zdecydował się najpierw obejść dom. Peder wszedł jako pierwszy i gwałtownie się zatrzymał. - Johan! - Jego twarz rozpromieniła się, potem dał się słyszeć okrzyk radości, a po chwili już ściskał Johana. Evert i Kristian stali. Evert wydawał się równie radośnie zaskoczony, ale nie był tak impulsywny jak Peder, poza tym był nieśmiały. Elise spojrzała ukradkiem na Kristiana. Jego twarz była bez wyrazu. - No tak, sprawiono nam tu dużą niespodziankę - powiedziała szybko. - Johan był na morzu podczas okropnej niepogody. Rozpętał się orkan, więc musieli wsiąść do łodzi ratunko- wych - ledwo uszli z życiem. Peder patrzył na niego okrągłymi oczami. - Prawie się utopiłeś? Johan uśmiechnął się. - Tak, mało brakowało, żebym utonął, ale teraz najchętniej bym już o tym zapomniał. Peder odwrócił się do Elise. - Czemu nam nie powiedziałaś, że on przyjdzie? Wtedy byśmy biegli całą drogę ze szkoły. - Nie wiedziałam. Miałam do załatwienia sprawę na poczcie i spotkałam go, jak wróciłam do domu. - Odwróciła się do Kristiana. - Pamiętasz, jak ci mówiłam o tym młodym pisarzu, który chciał pisać o tym samym, co ja? Kristian pokiwał głową. - Jego artykuł pojawił się dzisiaj w „Verdens Gang". Napisałam odpowiedź i ją wysłałam. Widziała, że Kristian był zainteresowany, ale nie chciał tego okazać.

- Chodźcie usiąść! Nie miałam nic poza kromką chleba, więc ugotowałam owsiankę. Johan od wczoraj nic nie jadł. Zauważyła, że Johan mierzył Kristiana wzrokiem, u nasady jego nosa pojawiła się pełna namysłu zmarszczka. Prawdopodobnie zrozumiał, że nie wszystko jest tak, jak być powinno. - Widzę, że urosłeś od ostatniego razu - głos Johana brzmiał przyjaźnie. - No i zaczyna już mieć męski głos - entuzjastycznie dorzucił Peder. - Już? Mnie się zmienił głos dopiero po konfirmacji. - Kristian może przystąpi do konfirmacji już tej wiosny. On się wybiera do Ameryki! Nasz wuj opłaci połowę podróży, jeśli Kristian da radę sam zapłacić za drugą połowę. - Pederze, nie masz na ten temat pojęcia. Właściwie nie można przystąpić do konfirmacji przed piętnastym rokiem życia. Tak by było, tylko jeśli... - powstrzymała się i spuściła wzrok. - Jeśliby miałby uciec. A Emmanuel był na niego zły i kazał mu się wyprowadzić. To chciałaś powiedzieć? W kuchni zrobiło się cicho. Kristian nagle odwrócił się na pięcie, otworzył drzwi i wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami. Usłyszeli jego kroki na schodach, potem jeszcze przez chwilę na drodze, zanim dźwięk całkowicie zaniknął. Peder spojrzał na Elise. Do oczu napłynęły mu łzy. - Znowu powiedziałem coś nie tak? Elise pokręciła głową. - To prawda, co powiedziałeś, ale to jest coś, o czym staramy się zapomnieć. Kristianowi jest przykro z tego powodu i prosił Emanuela o wybaczenie. Ale sam sobie nie wybaczył. Nie powinniśmy mu o tym przypominać. Pani Jonsen wstała, najwyraźniej uznała, że zaczyna się robić nieprzyjemnie. - Ja już poczłapię do siebie. Może powinieneś za nim pobiec, Pederze, i powiedzieć mu, że nie może tak robić. Jego matka jest chora, więc niech pilnuje, żeby i Elise się nie rozchoro- wała. Ona i tak już ma wystarczająco ciężko. Peder posłał tęskne spojrzenie w kierunku owsianki. - Czy mogę sobie nałożyć jeszcze małą łyżkę, zanim wyjdę? Elise pokiwała głową. - Usiądźcie i obydwoje zjedzcie w spokoju. Kristian na pewno przyjdzie, jak się namyśli. Kiedy owsianka zniknęła z talerzy, pani Jonsen postanowiła wreszcie pójść do siebie. Jensine i Hugo pospieszyli do swojego kącika zabaw, a Peder i Evert wybiegli, by poszukać Kristiana. Johan zwrócił się do Elise. - Najwyraźniej jest coś, o czym nie zdążyłaś mi opowiedzieć. Elise spuściła wzrok.

- Kristian jest w trudnym wieku. Poza tym Peder powiedział mi, że on przeżył swój pierwszy zawód miłosny. Dziewczyna wybrała innego. Johan nie odpowiedział od razu. Po chwili jednak zapytał: - Ale jest jeszcze coś, prawda? To dotyczy mnie i Emanuela? Wzięła wdech i głęboko westchnęła. - Kristian pokłócił się z Emanuelem zeszłej wiosny. Żaden z nich nie chciał odpuścić a ja stanęłam po stronie Kristiana. Rozzłoszczony Emanuel pojechał do domu, do Ringstad, a Kri- stian nie chciał prosić go o wybaczenie. Na szczęście zarówno ja, jak i Kristian zdążyliśmy się z nim pojednać, kiedy leżał na łożu śmierci, ale wygląda na to, że to cały czas dręczy Kristiana. - Zapytałem, czy to ma jakiś związek ze mną? Spojrzała na niego ze smutnym wyrazem w oczach, czuła się bezradna. - Nie wiem. Wydaje mi się, że on się uważa za mężczyznę w tym domu, i wygląda na to, że obawia się, że pokocham innego. Był czujny, kiedy miałam się spotkać z młodymi pisarzami, nie podobało mu się, że poszłam na Lakkegata z Asle Diriksem, żeby spotkać się z Othilią. Nie rozumiem go. To wygląda tak, jakby był zły, że niewystarczająco rozpaczam po śmierci Ema- nuela, pomimo że sam był na niego rozzłoszczony. Kristian przecież zawsze cię podziwiał i wie, co się wydarzyło. Myślę, że rozumiał, że cię kochałam, choć wyszłam za mąż za Emanuela, ale on najwyraźniej nie chce, żebym znów była szczęśliwa. Chwycił jej rękę i ją uścisnął. - Musimy dać mu czas, Elise. Pokiwała głową. - Tak się cieszę, że cię mam, Johan. Nie wiem, jak bym wytrzymała, gdyby coś ci się stało. Myślenie o tobie pomagało mi przetrwać wszystkie trudności, które napotkałam. Kocham swoje dzieci i strasznie mi zależy na Pederze, Evercie i Kristianie, ale to ty jesteś solą mojego życia. Ścisnął jej dłoń tak mocno, że aż ją zabolało. - Nic już nie mów, bo odkąd wyjechałem z domu, łatwo się wzruszam. - Obdarzył ją wesołym uśmiechem, jakby chciał ukryć swoje chwile słabości. - Kristian wkracza w dorosłość - ciągnął Johan. - A jednocześnie jeszcze jest dzieckiem. Dzieci mają mocno wykształcone poczucie sprawiedliwości i lojalności. Pomimo że złościł się na Emanuela, z pewnością uważa, że powinnaś go opłakiwać. Pokiwała głową. - Też tak na to patrzę. Całkowicie się z tobą zgadzam - musimy dać mu czas. Pochyliła się w jego kierunku. Otoczył ją ramionami i przycisnął do siebie. Wydała z siebie drżące westchnienie ulgi.

- Teraz chciałabym tylko tak siedzieć, cieszyć się, że znów jesteś w domu, i nie myśleć o niczym innym. - Też tak to czuję, Elise. Chcę tylko cieszyć się tym, że mam cię w swoich ramionach i zapomnieć o sztormie i wszystkim, co złe i trudne. Tak jak powiedziałem, nikt i nic już nas nie rozłączy. Cokolwiek miałoby się wydarzyć.