Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 061 932
  • Obserwuję493
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań651 245

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 22 - Żmija W Paryżu

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :679.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 22 - Żmija W Paryżu.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 147 osób, 46 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 134 stron)

FRID INGULSTAD ŻMIJA W PARYŻU

1 Hammergaten, lato 1908 roku - Nie! - Elise nie zdawała sobie sprawy z tego, że krzyczy, dopóki jej głos nie zaczął odbijać się od ścian. - Nie, on nie może... - Wybuchła płaczem, wybiegła z pokoju i pognała w dół schodami. - Kristian wyjechał do Ameryki! Emanuel był zmęczony po wyprawie na boisko i postanowił uciąć sobie drzemkę. Teraz ocknął się i spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Co ty mówisz? - Kristian wyjechał do Ameryki! - załkała. - List od niego leżał w kuchni, na stole, a teraz widzę, że jego ubrania zniknęły! - Podeszła pospiesznie do kredensu, otworzyła go i zajrzała do szkatułki, w której chowała swoje oszczędności. Brakowało dwustu koron. Emanuel pokręcił głową. - Weź się w garść, Elise! Z pewnością nie pojechał do Ameryki. Nie ma przecież pieniędzy, a poza tym niełatwo jest tak po prostu znaleźć miejsce na statku do Ameryki. Wyprostowała się. - Pożyczył ode mnie dwieście koron i napisał, że spłaci je najszybciej, jak będzie mógł. Zamierza obierać ziemniaki na statku płynącym do Anglii i kupić sobie miejsce. Odwróciła się na pięcie, pobiegła do kuchni, znalazła list i przyniosła go z powrotem, żeby pokazać Emanuelowi. - Zobacz! On nawet wie, jak się nazywa parowiec płynący z Liverpoolu i do jakiej firmy należy! Zamierza pojechać pociągiem z Kanady do Chicago. Pisze, że wygląda na starszego i zamierza kłamać w kwestii swego wieku. Jego szuflada jest pusta. Wszystkie jego rzeczy zniknęły! - Poczuła, że niedowierzanie powoli zmienia się w przerażenie. - Ale jak on zdołał zdobyć wszystkie potrzebne dokumenty? A co ze szkołą? Nie może przecież tak po prostu zniknąć! Został mu jeszcze rok szkoły, a poza tym nie jest nawet konfirmowany! Jeśli to rzeczywiście prawda, to jest to najzwyklejsze szaleństwo! - Elise osuszyła oczy brzegiem fartucha. - Wyjechał w gniewie. Rozpacz przerodziła się we wściekłość. - To twoja wina! To dlatego, że zmuszałeś go do pracy, choć obiecywałeś mu, że będzie mógł grać w piłkę nożną! Widziała, jak Emanuel pobladł ze złości. - Ach tak, mam wziąć na siebie winę. To bardzo do ciebie podobne. - Jego głos przybrał szyderczy ton. - Najpierw rozpuszczasz dzieci do tego stopnia, że nie da się z nimi mieszkać pod jednym dachem, a później winisz mnie za to, że nie zachowują się tak, jak powinny. Od kiedy wróciłem, panuje tu wieczny jazgot i zamieszanie. Nie mają żadnych manier, przekrzykują się nawzajem, wchodzą w słowo dorosłym i zachowują, jakby

nigdy nie nauczono ich podstawowych zasad wychowania. Jeśli to ja mam brać za nich odpowiedzialność i się nimi opiekować, to mają się dostosować do moich zasad. Jestem w końcu panem domu, niezależnie od tego, czy siedzę na wózku inwalidzkim, czy nie! Elise odetchnęła głęboko, serce waliło jej mocno i gwałtownie, nie mogła powstrzymać słów, które cisnęły się jej na usta. - To nie ty bierzesz za nich odpowiedzialność i opiekujesz się nimi, tylko ja! Kiedy ostatnio dostałam od ciebie chociaż koronę na jedzenie? Byłam za nie odpowiedzialna od czasu, gdy matka zachorowała wiele lat temu, i opiekowałam się nimi bez twojej pomocy. Nigdy nie odesłałabym Kristiana do matki i Asbjørna, dając mu odczuć, że nie jest tu mile widziany, i że nie mamy nad nim kontroli. - Zaczęła płakać. - A poza tym matka wcale nie jest zdrowa, Asbjørn powiedział mi o tym, kiedy tutaj byli. Może Kristian wyjechał, bo usłyszał, że chcesz go odesłać do Kjelsås. Z pewnością usłyszał każde twoje słowo. Jestem pewna, że wyjechał, bo zauważył, że go tu nie chcesz. Nie masz do tego prawa! To moi bracia i obiecałam im, że będą mogli u mnie mieszkać tak długo, jak zechcą. Oni są dla mnie najważniejsi, ważniejsi nawet od ciebie. Jeśli ich nie znosisz, to będziemy musieli się rozstać, bo ja nie odeślę moich braci! Emanuel spoglądał na nią wściekłym wzrokiem. - Widzę, że chcesz się mnie pozbyć. Może miałem rację? Knujesz coś za moimi plecami. Nie byłaś szczególnie zachwycona, kiedy wróciłem i ci przeszkodziłem, zgadza się? Pasowało ci, że mieszkałem w Ringstad, mogłaś sobie wtedy robić, co chciałaś. Ale mówię ci, Elise, nie dostaniesz więcej pieniędzy od mojego ojca! Kiedy mu powiem, jak żyjesz, nie sądzę, żeby zechciał ci dalej pomagać. I wtedy zobaczymy, jak sobie poradzisz z domem pełnym dzieci, które nawet nie są twoje, i pracą oraz zarobkami, które nie dają żadnej gwarancji. - Przełknął ciężko, a jego oczy się zwęziły. - Nie rozumiem, dlaczego się taka zrobiłaś i skąd bierzesz te absurdalne pomysły. Inne kobiety byłyby zadowolone, mając męża, który wychowuje dzieci i panuje nad domem. Czy to te magazyny - Pani domu, czy jak to tam się nazywa, mają na ciebie taki wpływ? Dawniej taka nie byłaś. Jego słowa bolały. Był taki niesprawiedliwy i okrutny. Chciała coś powiedzieć, ale nie dało się mu już przerwać. - Kiedy cię pierwszy raz spotkałem, byłaś nieśmiała, skromna i wdzięczna. Teraz zaczynasz być tak samo zarozumiała, jak twoi bracia. Myślisz, że jesteś kimś tylko dlatego, że udało ci się opublikować książkę i decydujesz w kwestii dzieci tak, jakby mnie tu w ogóle nie było?! W końcu udało jej się odzyskać głos. - Wzięłam na siebie odpowiedzialność za chłopców, zanim ty się pojawiłeś. Jeśli chodzi o Hugo i Jensine, nigdy nie okazywałeś im szczególnego zainteresowania. Powiedziałeś wręcz, że

dzieci zaczynają być interesujące dopiero wtedy, gdy nieco dorosną. Jeśli chodzi o moją pracę, jestem całkiem innego zdania niż ty. Uważam, że będę mogła z niej żyć. I to całkiem dobrze. Nie potrzebuję jałmużny od twojego ojca. Nie powinnam była przyjmować od niego pieniędzy, powinnam była być bardziej dumna. - Więc wydaje ci się, że zostaniesz wielką, znaną pisarką? - Na jego ustach pojawił się drobny, szyderczy uśmieszek. - Nie, nie uważam tak, ale sądzę, że uda mi się sprzedać tyle książek, żeby móc z tego wyżyć. - Prawie nikomu nie udaje się z tego wyżyć. - Zapominasz, że dopiero dostałam czterysta koron honorarium. A napisanie książki zajęło mi mniej niż rok. - Jak już ci mówiłem, ludzie kupili książkę z ciekawości. Przeczytali w gazecie, że jest w niej coś nieprzyzwoitego, dlatego kupili ją w tajemnicy i przeczytali po kryjomu. Ludzie tacy są. A teraz wydawnictwo powiedziało, że nie chce więcej nieprzyzwoitych historii o ulicznicach, więc nie będzie już takiego zainteresowania ze strony ludzi. Jak myślisz, kto będzie chciał przeczytać książkę o biednej, robotniczej rodzinie, która walczy od rana do wieczora, żeby zarobić na życie? Elise nie odpowiedziała. Jak mogli się w taki sposób kłócić, kiedy Kristian był w drodze do Ameryki? Może miała go już nigdy nie zobaczyć! Odwróciła się gwałtownie, pobiegła do kuchni i zatrzasnęła za sobą drzwi. Opadła z płaczem na krzesło, położyła się na kuchennym stole i pozwoliła łzom płynąć. Nagle usłyszała przeszywający pisk. Podniosła pospiesznie głowę i wyjrzała przez okno. Hugo stał w wózku i wyglądał, jakby zaraz miał wypaść! W mgnieniu oka znalazła się przy drzwiach kuchennych i otworzyła je gwałtownie. - Hugo, siadaj! - Jej głos był surowy. Hugo przestał krzyczeć i spojrzał na nią zdziwiony. Nie zwykł widywać jej takiej zdenerwowanej. Szybko usiadł, ale w tej samej chwili zbudziła się Jensine i zaczęła płakać. Elise otarła łzy fartuchem i podeszła do nich prędko. - Możesz upaść i się uderzyć, rozumiesz? Usta chłopca zadrżały, a oczy wypełniły się łzami. Po chwili zaczął głośno płakać. Elise usłyszała nagle kroki przy składziku. Pani Jonsen musiała widocznie przejść przez niski płotek. - Co jest z twoimi dziećmi, Elise? Najpierw usłyszałam krzyki Hugo, a teraz oboje płaczą. - Spali w wózku, ale Hugo wstał. Bałam się, że wypadnie. - Dlaczego śpią w wózku? Widzisz przecież, że nie ma w nim miejsca dla nich obojga!

- Byliśmy na boisku i patrzyliśmy, jak chłopcy grają w piłkę. Pod drodze Hugo i Jensine zmęczyli się tak bardzo, że zasnęli. Bałam się, że ich obudzę, jeśli będę chciała ich wyjąć z wózka. Dlaczego tłumaczę się przed panią Jonsen?, pomyślała, zła na siebie. To nie jej sprawa. Pani Jonsen stała, przyglądając się jej. - Co jest dzisiaj z tobą, Elise? Wyglądasz jak chmura gradowa! - Tak też się czuję. - Sama słyszała, że jej głos jest nieprzyjemny i oschły, ale była tak zrozpaczona wyjazdem Kristiana, że nie potrafiła wziąć się w garść. Wyjęła Hugo i Jensine po kolei z wózka. Pani Jonsen mogła być tak ciekawska, ile tylko chciała, nie zamierzała jej mówić o powodzie swego zdenerwowania. Gdyby pani Jonsen dowiedziała się o tym, że Kristian wyjechał do Ameryki, zapewne obwiniałaby ją za to i powiedziała, że jest złą matką, która siedzi i pisze książki, zamiast zabrać się do prawdziwej roboty. A może powiedziałaby, że to dlatego, iż Elise przyjmuje odwiedziny mężczyzn. Wniosła Jensine do kuchni, a Hugo poszedł za nimi. Posadziła córkę na jednym z taboretów w kącie, a Hugo wspiął się na drugi. Wyjęła dzbanek z mlekiem i nalała go do dwóch kubków. Dzieci były zgrzane i spragnione, piły łapczywie. Następnie Elise rozsmarowała owczy ser na dwóch kromkach chleba, jedną dała Hugo, a drugą pokroiła w kostki dla Jensine. Przez cały czas jej myśli krążyły wokół Kristiana. Czy statek wypłynął już na fiord, czy może stał wciąż na przystani, a setki krewnych stały, machając białymi chusteczkami? Do Kristiana nikt nie machał. Wyobraziła go sobie stojącego przy burcie, wciśniętego między dorosłych, silnych mężczyzn zamierzających poszukiwać pracy w obcym kraju. On miał jedynie trzynaście lat i choć był wysoki jak na swój wiek, jego ciało było wątłe. Na pewno prędko się domyśla, że nie był nawet konfirmowany. Co wtedy z nim zrobią? Odeślą go z powrotem do domu? A jeśli nikt go nie zechce? Z czego będzie żyć? Dwieście koron nie mogło starczyć na długo, jeśli musiał zapłacić za przeprawę łodzią i podróż pociągiem. Poza tym musiał coś jeść. Jeśli nie uda mu się dostać pracy, zagłodzi się na śmierć. Jeśli uda mu się dostać pracę przy obieraniu ziemniaków na statku płynącym do Anglii, nie było pewności, że znajdzie zatrudnienie na parowcu, który miał płynąć do Ameryki. Zawładnął nią niepokój. Elise opadła na jeden z taboretów i położyła się z płaczem na kuchennym stole. - Mama płacze - powiedział cicho zdziwiony Hugo. Pokiwała głową, nie podnosząc wzroku. - Tak, mama płacze. - Hugo pomoże mamie. - Chłopiec zszedł z taboretu i podszedł do niej z resztką kromki chleba w umazanych palcach. - Proszę, to dla ciebie. Podniosła głowę, otarła łzy brzegiem rękawa i wzięła od niego lepką kromkę.

- Dziękuję, Hugo. Dobry z ciebie chłopiec. - Wsunęła jedzenie do ust i uśmiechnęła się do niego. Odwzajemnił jej uśmiech, szczęśliwy, że mógł pomóc. Usłyszała na zewnątrz hałas i pospieszne kroki. Po chwili do środka wbiegli Peder i Evert. - Gdzie się podziałaś, Elise? Powiedziałaś, że będziesz na nas patrzeć! - Peder był wyraźnie obrażony. - Musiałam wracać z dziećmi do domu. Poza tym Emanuel nie mógł już tam dłużej wytrzymać. Spojrzała na nich i próbowała się uśmiechnąć. - Długo was obserwowałam. Jesteście bardzo zdolni. Anna i Torkild też tam byli, a także wielu innych znajomych. - Dlaczego masz takie czerwone oczy? Płakałaś? Elise powiodła wzrokiem od jednego do drugiego i westchnęła głęboko. - Coś się wydarzyło, kiedy was nie było - zaczęła ostrożnie. - Emanuel umarł? - Peder, co ty mówisz? Oczywiście, że nie. Nie jest aż taki chory. - Chodzi o panią Jonsen? Elise pokręciła głową, nie wiedziała, jak ma im o tym powiedzieć. - Chodzi o Kristiana. Wyjechał do Ameryki. Zapadła przytłaczająca cisza. Peder i Evert patrzyli na nią z niedowierzaniem. W końcu Evert zaczął się śmiać. - Żarty sobie z nas robisz, Elise. Peder się zezłościł. - Nie można sobie żartować z takich rzeczy. Sama zawsze tak mówisz. - Nie żartuję. Kiedy wróciłam do domu, łóżko Kristiana było puste. Wszystkie jego rzeczy zniknęły. Tu na stole leżał liścik do mnie. - Ale on nie ma pieniędzy. - Wziął trochę ode mnie. Wiedział, gdzie je chowam w kredensie. - Ukradł? - Obiecał, że odda mi je, kiedy tylko znajdzie pracę. - Wyjechał, nie mówiąc nam o tym? Mogliśmy mu przecież pomachać! - W oczach Pedera pojawiły się nagle łzy. - To nie sprawiedliwe! Powiedział, że da znać, zanim wyjedzie, i może bę- dziemy mogli wejść na pokład i zobaczyć Amerykanów! Elise spojrzała na niego zdziwiona. - Mówił wam, że dzisiaj wyjedzie? - Nie, mówił, że wyjedzie, kiedy będzie po konfirmacji. Evert szturchnął go.

- Do konfirmacji Kristiana jeszcze dwa lata. On uciekł, rozumiesz chyba? To dlatego Elise płacze. Wyglądało, jakby prawda w końcu zaczynała docierać do Pedera. - On już nie wróci? Evert wzruszył ramionami. - Nie wiadomo. Jeśli dostanie pracę i będzie bogaty, to nie ma po co tu wracać. - Co powiedział Emanuel? Zezłościł się? - Tak. I ja też. Nie można sobie tak po prostu wyjeżdżać. To nieładnie w stosunku do was i do nas. Poza tym te pieniądze były nam potrzebne. - Dlaczego płaczesz, skoro jesteś zła? - Bo zawsze płaczę, kiedy jestem zła. Szczególnie wtedy, gdy nie mogę nic poradzić, a przecież nie mogę krzyczeć na Kristiana, skoro go tu nie ma. Peder podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. - Nie płacz, Elise. Masz przecież nas. Mogę rąbać drewno, a Evert może chodzić po wodę. Możemy pilnować dzieci, żebyś miała czas na pisanie, a jeśli Emanuel każe nam stać za ladą, po- wiemy mu, że możemy to robić tylko przez jakiś czas. Elise uśmiechnęła się przez łzy. - Bardzo się cieszę, że was mam. Martwię się tylko, co będzie z Kristianem. Ma tylko trzynaście lat, nie jest pewne, że ktoś go zatrudni. Poza tym nie skończył jeszcze szkoły i za dwa lata ma podejść do konfirmacji. - Ponownie wybuchła płaczem. Evert podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. Rozumiała, jak niezręcznie i bezsilnie musieli się czuć. Nigdy przedtem nie widzieli jej tak zrozpaczonej. Hugo i Jensine siedzieli spokojnie, zauważyli, że coś jest nie tak. Wzięła się w garść, otarła łzy i uśmiechnęła się. - Jestem taka szczęśliwa, że mam was przy sobie! Pomóżcie mi teraz nakryć stół, a ja przygotuję obiad. Nie możemy zapominać, że jest niedziela. Będzie boczek i ziemniaki. - Mniam, mniam! - Peder oblizał usta. - Czy mam dać znać Emanuelowi? - Możesz spróbować, ale wejdź po cichu do pokoju, bo może zasnął. Peder uchylił ostrożnie drzwi do pokoju i zajrzał do środka. - Emanuel? - szepnął. - Śpisz? Odpowiedziało mu burknięcie. - Na obiad będzie boczek i ziemniaki! Usłyszał kolejne burknięcie. Peder cofnął się i zamknął za sobą po cichu drzwi. - Chyba mówi przez sen, bo wymruczał tylko coś w poduszkę. Elise wyjęła ziemniaki.

- Obudzimy go, kiedy jedzenie będzie gotowe. Peder podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. - Jak myślisz, gdzie jest teraz statek? Dopłynął już do Anglii? Evert uśmiechnął się. - Tak szybko to one nie pływają. Na pewno dopiero wypłynął z miasta i płynie w dół fiordu. - Gdyby Kristian tu był, sam mógłby o wszystkim opowiedzieć. On zna nazwy wszystkich miast i krajów na świecie. - Peder zamilkł, ale po chwili dodał oskarżycielskim tonem: - Źle zrobiłeś, Kristianie. Powinieneś był nas uprzedzić, zanim wyjechałeś. Przy stole podczas obiadu atmosfera była napięta. Emanuel nie odezwał się ani słowem, siedział z ponurym wyrazem twarzy i wpatrywał się w talerz, nie podnosząc na nich wzroku. Hugo i Jensine nie byli głodni. Oboje późno zjedli tego dnia podwieczorek. Hugo demonstracyjnie rzucił kawałek mięsa na podłogę, zanim Elise zdążyła zabrać mu jedzenie. Sama walczyła ze łzami. Peder i Evert wyraźnie wyczuwali powagę sytuacji, ale Peder milczał. Po obiedzie Elise poprosiła Pedera i Everta, by pozmywali naczynia, a ona sama przewinęła Jensine i zaparzyła kawę dla Emanuela. Nie chciała słyszeć od niego ani od pani Jonsen, że nie prowadzi domu tak, jak powinna. Wciąż kipiała w niej złość, ale rozpacz z powodu wyjazdu Kristiana doskwierała jej niczym bolesna rana. Evert mył naczynia, a Peder je wycierał. Obaj starali się to robić jak najlepiej. Evert podniósł kubek, żeby pokazać jej, jaki jest czysty. - Słyszałem, że niektórzy myją talerze przez całą drogę z Kristianii do Ameryki. Peder spojrzał na niego zdziwiony. - Ale dlaczego? - Żeby nie płacić za bilet. - Kristian zamierza obierać ziemniaki - wtrąciła Elise. Peder i Evert odwrócili się i wlepili w nią wzrok. - Tak powiedział? - spytał zaskoczony Peder. - Napisał o tym w liście, który zostawił. Zdaje mi się, że nie musiał płacić za podróż do Anglii. Albo przynajmniej bardzo mało go kosztowała. W Anglii ma się przesiąść na parowiec pły- nący do Ameryki i dopiero wtedy będzie musiał zapłacić. Peder wciąż patrzył na nią, nic nie rozumiejąc. - Nie pojmuję, dlaczego on wyjechał. A kiedy już tam dotrze i nie zastanie domu przy Hammergaten ani łóżka we własnym pokoju, co będzie wtedy?

- Musi sobie wynająć pokój albo jakieś inne miejsce, a następnego dnia musi się zabrać za szukanie pracy. - Jestem pewien, że będzie tego żałował. A mieliśmy przecież jechać do ogrodów Tivoli na wakacje. I co ja teraz powiem nauczycielowi? Przecież nie mogę kłamać, że się rozchorował, prawda? Elise westchnęła. - Nie, zostaw to mnie. Jego twarz nagle się rozjaśniła. - A może pojechał do naszego wujka? - To nie takie proste. Żeby tam dotrzeć, trzeba odbyć bardzo daleką podróż. Ameryka jest tak wielka, że nawet nie potrafimy sobie tego wyobrazić. Peder zamyślił się. Po chwili dodał: - Wiesz, co myślę? Kiedy się prześpi w obcym łóżku i przypomni sobie, jak dobrze mu było tutaj, przy Hammergaten, to dzień później wróci statkiem do Kristianii, obierając po drodze ziemniaki i myjąc talerze. I będzie tutaj już jutro wieczorem. Evert parsknął. - Nie wiesz, jak daleko jest do Ameryki? Samo dopłynięcie tam zajmuje przynajmniej dwa albo trzy tygodnie. Gdyby miał tu wracać, musiałby upłynąć równie długi czas. Nie zdążyłby się tu pojawić, zanim się zacznie szkoła na jesieni. - W takim razie nie będzie mógł pojechać do ogrodów Tivoli. Evert pokręcił głową i spojrzał badawczo na Elise. - Poza tym nie jest pewne, czy będzie miał odwagę tu wrócić. Elise nic nie powiedziała, słuchała tylko jednym uchem. Peder chwycił ją za brzeg fartucha. - Nie słyszałaś, co powiedział Evert? Nie wiadomo, czy on się odważy wrócić! Emanuel wyglądał na bardzo złego, a kiedy miną trzy tygodnie w jedną i w drugą stronę, być może będzie jeszcze bardziej zły. Elise pokiwała głową. - Jest taka obawa. Na twarzy Pedera pojawił się nagle lęk. - Ty też się go boisz? Elise pokręciła głową. - Nie, nie boję się go, Pederze. Ale może on powinien się bać mnie. Peder i Evert roześmiali się. - Bać się ciebie? Ale ciebie się przecież nikt nie boi, Elise! - Może nie. - Po chwili dodała cicho: - Ale zaczynam się zastanawiać, czy może nie powinnam była wcześniej uderzyć pięścią w stół.

2 Tego samego wieczoru Elise napisała list do wuja z Ameryki. Usiadła w kuchni, bo między nią i Emanuelem wciąż była ściana lodu. Od czasu kłótni nie zamienili ze sobą ani słowa. Praw- dopodobnie oczekiwał, że go przeprosi, ale nie zamierzała tego robić. Musieli się spotkać w połowie drogi, a on powinien wziąć na siebie choć część winy. Póki co wydawało się to jednak mało prawdopodobne. Teraz Kristian był najważniejszy i jedyną osobą, jaka być może była w stanie jej teraz pomóc, był jej wuj. Powinna była do niego napisać już dawno temu, wiedziała o tym, ale nigdy nie znalazła na to czasu. Drogi wujku Kristianie, przepraszam, że nie napisałam do ciebie wcześniej, ale nie miałam na to czasu. Tak wiele rzeczy wydarzyło się, odkąd ostatnio pisałam. Matka straciła dziecko, którego oczekiwała, i jest z tego powodu niezwykle przygnębiona. Mój mąż jest sparaliżowany z powodu ciężkiej choroby, przez co siedzi na wózku inwalidzkim, ale wciąż prowadzi mały sklepik przy ulicy Maridalsveien. Prze- prowadziliśmy się na Hammergaten w dzielnicy Sagene, a Hilda wciąż mieszka w domu majstra. Wydano moją pierwszą książkę. Dobrze się sprzedała i teraz zaczęłam pisać kolejną. Zanim się całkiem poświęciłam pisaniu, byłam sprzedawczynią w przędzalni, a moje dni były długie i męczące. Sąsiadka zajmowała się najmłodszym dzieckiem (Jensine, która ma już roczek), a moja siostra Hilda opiekowała się Hugo, który w styczniu skończył dwa lata. Przez cały ten czas moi bracia mieszkali z nami, podobnie jak Evert, sierota, którym się opiekuję i traktuję jak własne dziecko. Ale dzisiaj coś się wydarzyło i dlatego do ciebie piszę. Kristian, najstarszy z moich braci, wyjechał do Ameryki! Całkiem nieoczekiwanie, nie uprzedzając nikogo! Kiedy wróciłam do domu, znalazłam tylko liścik i zauważyłam, że wszystkie jego ubrania zniknęły. Zamierzał obierać ziemniaki na statku płynącym do Anglii i pożyczył pieniądze na dalszą podróż. Parowiec, który ma płynąć z Liverpoolu do Kanady, nazywa się „Virginian" i należy do firmy Alan Line. Z Kanady zamierza podróżować dalej pociągiem. Jak się na pewno domyślasz, bardzo się o niego martwię. Został mu jeszcze rok do końca szkoły, poza tym nie jest jeszcze konfirmowany. Napisał w liście, że zamierza kłamać w kwestii swojego wieku, i zastanawiam się, co się stanie, kiedy ktoś odkryje, że jest młodszy. Piszę ci o tym w nadziei, że być może skontaktuje się z tobą, prosząc o radę. Wiem, że niedawno wysyłał do ciebie list, ale sądziłam, że dotyczył on jego planów, kiedy będzie już dorosły. Czy wiesz o czymś, o czym ja nie wiem? Kocham moich braci, jakby byli moimi własnymi dziećmi, i martwię się o nich.

Przepraszam, że cię niepokoję, ale nie widziałam innego wyjścia. Mam nadzieję, że u ciebie i twoich bliskich wszystko dobrze. Serdeczne pozdrowienia od twojej siostrzenicy Elise Usłyszała jakiś odgłos w salonie. Po chwili otworzyły się drzwi, a do kuchni wtoczył się Emanuel. - Piszesz nową powieść? Może tym razem o złym ojczymie? - Nie, piszę do wujka Kristiana z Ameryki w nadziei, że będzie mógł pomóc Kristianowi, kiedy tam przybędzie. Emanuel uśmiechnął się. - Oni mieszkają w Spokane, w stanie Waszyngton. To daleko od Chicago. - Wiem o tym, ale pomyślałam, że może Kristian spróbuje zadzwonić albo napisać do niego, jeśli będzie miał problemy. - Na pewno nie zostanie mu wiele z tych dwustu koron, gdy tam już dotrze. Telefonowanie jest kosztowne. - Jego głos był spokojniejszy. Czyżby przemyślał sprawę? Elise odłożyła ołówek. - Sądzę, że powinniśmy poważnie porozmawiać, Emanuelu. Nieprzyjemnie jest się tak kłócić i złościć na siebie. Musimy znaleźć rozwiązanie, nie odwracając się od siebie nawzajem. - Tak, już je znalazłem. Wracam do Ringstad. Nie powiedziała nic, starała się tylko wyśledzić na jego twarzy, co właściwie czuje. Było mu przykro, czy też mu ulżyło? - Nic nie mówisz. Nie cieszysz się? - Nie, nie cieszę się. Uważam, że to smutne. Miałam nadzieję, że uda nam się odnaleźć drogę powrotną do siebie. Powiedziałeś, że jestem inna niż wtedy, gdy mnie poznałeś. Myślałam tak samo o tobie. Sam wiesz, że jest coś w plotkach pani Jonsen. Jeśli chodzi o Johana, nie wiem o nim nic. Potrafię przyznać, że bardzo go kochałam i marzyłam o wspólnym życiu z nim, ale los tak nie chciał. Kiedy ty i ja się pobraliśmy, byłam zdecydowana zrobić wszystko, co w mojej mocy, żebyśmy mogli stworzyć dobry dom dla naszych dzieci. Nie wyszło nam to, ale starałam się zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Zgodziliśmy się spróbować raz jeszcze, ale teraz czuję, że postawiłeś wszystko na głowie. To ja jestem podejrzewana o niewierność. Wyprostowała się. Spojrzała mu prosto w oczy. - Rozumiem, że jest ci trudno, i nie próbuję sobie nawet wyobrazić, co to znaczy być sparaliżowanym, tak samo jak uważam, że nie można nigdy zrozumieć problemów innych ludzi, o ile samemu nie było się w podobnej sytuacji. Machnął przecząco ręką.

- To nie ma żadnego związku z moją chorobą. To kwestia zasad. Nie mogę żyć z kobietą, która zachowuje się jak pan domu. Uważam, że to niegodne. Mógłbym zaakceptować to, że piszesz w wolnym czasie, o ile równocześnie byłabyś w stanie wypełniać wszystkie obowiązki pani domu. Ale ważne decyzje musisz pozostawić mnie. Jeśli nie, to lepiej będzie, jeśli będziemy mieszkać osobno. - A ważne decyzje to między innymi te, które dotyczą wychowania chłopców? - Tak, oczywiście. - A gdyby Kristian nie wyjechał i nie przeprosił, wciąż domagałbyś się, żeby zamieszkał z matką i Asbjørnem? - Tak. - A co, jeśli matka powiedziałaby, że nie da rady zaopiekować się trzynastolatkiem? - Wtedy musiałby sobie znaleźć inne miejsce. To samo dotyczy Pedera i Everta. Jeśli zaczną mi się stawiać, tak jak Kristian, nie chcę ich tu mieć. Elise spojrzała mu w oczy. - Przykro mi to słyszeć, Emanuelu. W takim razie obawiam się, że będziemy musieli żyć osobno. - Jak chcesz. To twój wybór. - Obrócił wózek i pospiesznie skierował się z powrotem do salonu. Z samego rana Peder pojechał po woźnicę Karlsena. Emanuel postanowił wyjechać pierwszym pociągiem. Elise wodziła za nim wzrokiem, czując, jak spada jej z ramion wielki ciężar, ale równocześnie martwiła się o niego. - Ale jak poradzisz sobie sam w drodze do domu? - Poślę telegram do Andreasa, żeby po mnie przyszedł. A w pociągu pomoże mi woźnica. - A co ze sklepem? - Napisałem list do Ludviga Liena i Paula Georga. Zajmą się wszystkim. - Uśmiechnął się. - Nie sądzę, żeby miało to długo potrwać. Kiedy zobaczysz, jak to jest stać na własnych nogach i nie móc skorzystać z pomocy ojca, zmienisz jeszcze zdanie. Nie powiedziała nic. Jeśli tak myślał, to czekała go wielka niespodzianka. Może będzie rozczarowany, a może nie. Wciąż nie potrafiła się domyślić, co tak naprawdę czuł. Całkiem praw- dopodobne, że używał tego jako pretekstu, żeby móc wrócić do domu w Ringstad, i z ulgą opuszczał ich na rzecz przyjemniejszego życia. Spojrzała na Hugo i Jensine, którzy bawili się w kącie, zajęci budowaniem z drewnianych klocków, które zrobił dla nich Kristian. Może Emanuel nigdy nie był w stanie pokochać Hugo, bo nie potrafił zapomnieć o tym, w jaki sposób Hugo został poczęty. A co z Jensine? Była jego córką,

jego rodzonym dzieckiem. Czy nic do niej nie czuł? Czy to możliwe, żeby ojciec lub matka nie kochali swojego dziecka? Paliło ją pod powiekami. Nie wiedziała, dlaczego chciało jej się płakać: dlatego że Kristian wyjechał czy dlatego że miał ich opuścić Emanuel. A może dlatego, że nie spała w nocy tylko roz- myślała o Kristianie i martwiła się o niego. Teraz statek był już na pewno daleko na morzu i nawet jeśli żałował, nie było drogi powrotnej. Chłopcy opowiedzieli jej o ładowni przerobionej na salę do spania, w której na każdym posłaniu leżało po szesnastu mężczyzn. Słyszała, że na Morzu Północnym bywały wielkie fale. Wielu zapadało na chorobę morską. To musiała być dla Kristiana okropna noc. Może było też zimno, a on nie miał ze sobą nic ciepłego. Peder i Evert dostali po nim zimowe ubrania, bo ona obiecała mu nowe. Zarówno spodnie, jak i kurtka, były na niego za małe. - Myślałam, że wybierzemy się do znachorek z ulicy Gravergaten. - A po co? Powiedziałaś przecież, że nie widzą dla mnie żadnej nadziei. - Powiedziałam, że muszą cię najpierw zbadać. - To bez sensu. To czysta szarlataneria. - Pomogły już wielu osobom. Poza tym wcale nie udają mądrych, naprawdę wiele wiedzą na temat powszechnej medycyny i mają własne zioła, które pomagają w przypadku wielu schorzeń. - Powiedziałem, że to nie ma sensu! - Głos Emanuela był surowy. - Podjęłaś decyzję, Elise. Jeśli pochylisz głowę i przyznasz, że postąpiłaś wobec mnie niesprawiedliwie, odbierając mi prawo do bycia panem domu, wtedy wrócę. To zależy od ciebie. - Nie powiedziałeś tak wówczas, gdy prosiłeś, by móc powrócić, i przeprowadziliśmy się tu, na Hammergaten. Wtedy nie usłyszałam ani jednego słowa o tym, że biorę na siebie zbyt wiele decyzji i odbieram ci twoje obowiązki i odpowiedzialność. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że z radością przyjąłeś to, iż biorę na siebie wszystkie obowiązki związane z chłopcami, skoro i tak byłam już do tego przyzwyczajona. - W takim razie musiałaś być chyba ślepa. Musiałaś rozumieć, jak upokarzające było dla mnie mieć żonę, która o wszystkim decyduje. Nie chcę o tym więcej dyskutować. Jadę teraz do domu, a kiedy ty się nad sobą zastanowisz i wybijesz sobie z głowy te humory, możesz wysłać do mnie list. Kuchenne drzwi otworzyły się gwałtownie i Peder wsunął głowę do środka, czerwony i zdyszany. - Wóz już jest! Woźnica przyjdzie ci pomóc. Evert siedział cicho przy kuchennym stole i przysłuchiwał się bez słowa całej rozmowie. Elise spojrzała na niego i Pedera. Nie wiedziała również, co oni czują. Ulżyło im, czy też było im przykro? Zapewne jedno i drugie.

- Macie się ładnie pożegnać z Emanuelem. Ty też Hugo! - zawołała do syna. - Chodź się pożegnać z tatą. Peder i Evert uścisnęli uroczyście dłoń Emanuela i ukłonili się, a Hugo stanął przed nim i przyjrzał mu się zdziwionym wzrokiem. - Tata do sklepa? Emanuel odwrócił się do Elise. - Zadbaj o to, żeby nie mówił tak niedbale, jak chłopcy. - Ponownie odwrócił się do Hugo. - Mówi się do sklepu, Hugo. Musisz się nauczyć ładnie mówić. Pojawił się woźnica, który pomógł jej stoczyć wózek w dół po deskach na ganku i popchnął go dalej wokół domu. Elise wzięła Jensine na ręce i poszła za nimi, a chłopcy pobiegli przodem. Hugo dreptał tuż za nią. Przygryzła wargę. Czy Emanuel miał rację? Czy to ona była w błędzie? - Nie chcesz się pożegnać z Jensine, Emanuelu? Emanuel spojrzał na nią ponuro. - Do widzenia, Emanuelu - zawołała. - Dobrej podróży i pozdrów matkę i ojca. - Do wiedzenia wszystkim. Chłopcy, róbcie tak, jak powie wam pan Ludvig Lien. Niedługo zaczną się wakacje. Peder wyglądał na przerażonego. - Mamy stać za ladą przez całe lato? Emanuel posłał mu mroczne spojrzenie. - A co myślałeś? Że będziesz się przez cały czas lenić? Peder spuścił zawstydzony głowę. - Może nie cały, ale... Woźnica strzelił z bicza, a wóz ruszył. Elise pomachała mu i kazała Jensine i Hugo zrobić to samo. Peder i Evert stali spokojnie bez ruchu. - Mogliście chociaż pomachać! - upomniała ich, kiedy wóz zniknął za zakrętem. Chłopcy nie odpowiedzieli, obaj zacisnęli tylko usta.

3 Elise posłała chłopców do szkoły z zaświadczeniem, że są spóźnieni, ponieważ musieli przyprowadzić woźnicę dla swojego ojca, któremu się pogorszyło i w związku z tym zmuszony był wyjechać. Następnie napisała liścik, który mieli zanieść wychowawcy klasy Kristiana. Napisała w nim, że zamierza przyjść później do szkoły, by z nim porozmawiać. To będzie nieprzyjemne spotkanie. Wiedziała, że nauczyciel jest bardzo surowy i będzie zaszokowany, kiedy usłyszy co się stało. Nie miała pojęcia, co się zwykło robić w takich przy- padkach. Czy zostanie w to zamieszana policja? Czy do armatora w Kanadzie zostanie wysłany telegram mówiący, że Kristian Løvlien ma zostać natychmiast odesłany? Wzdrygnęła się. Biedy Kristian, to będzie dla niego cios, niezależnie od tego, co się wydarzy. W Ameryce z pewnością nie będzie dla niego pracy, a powrót do domu po tym, jak się w taki sposób wygłupił, mógłby mu zniszczyć życie. A co z tymi dwustoma koronami? Emanuel powiedział jej wprost, że nie dostanie więcej pieniędzy od jego ojca, a poza tym wcale ich nie chciała po tym, co się wydarzyło. Ale jak mieli so- bie poradzić? Jeszcze dużo czasu minie, zanim książka, nad którą obecnie pracowała, będzie gotowa. Później trzeba będzie ją wydrukować i sprzedać, a później minie jeszcze wiele czasu, nim dostanie jakieś pieniądze. Nie miała obecnie żadnych zarobków poza wypłatą, którą dostała od wydawnictwa. Chłopcy będą musieli pracować przez całe łato, ale pod warunkiem że dostaną za- płatę. Jeśli nie, to zabroni im stać za ladą. W takim wypadku będą musieli poszukać sobie innej pracy jako przewoźnicy, drwale lub pomocnicy u fryzjera. Westchnęła i wyciągnęła swój rękopis. Postanowiła napisać o Norze, dziewczynce z jej klasy. Wylądowała w więzieniu po tym, jak ukradła jedzenie ze sklepu Magdy. Chciała wyjaśnić, dlaczego Nora nie znalazła żadnego innego wyjścia. Johan rów- nież go nie znalazł, dlatego stał na czatach, kiedy inni rabowali sklep złotnika. Potrzebne mu były pieniądze na leki dla Anny. Elise chciała, aby ludzie, którym nigdy nie doskwierał głód, zdołali wczuć się w tę trudną sytuację i zrozumieli, że nawet najszlachetniejszy człowiek nie potrafiłby się oprzeć pokusie, gdyby rozpacz i przymus były wystarczająco silne. Na szczęście Hugo i Jensine bawili się spokojnie razem. Oboje mieli za sobą długą, przedpołudniową drzemkę. Może spali źle w nocy przez to, że była taka niespokojna? Starała się nie myśleć o Emanuelu. Może jego ojciec spojrzy na to inaczej i wyjaśni mu sprawę z perspektywy Elise. Może to Emanuel zmieni zdanie i przyjdzie prosić ją o wybaczenie.

Ostatnimi czasy zdawał się być w lepszej formie. Teraz mogli się oboje poważnie zastanowić nas sytuacją i jeśli uznają, że nie ma lepszego wyjścia, to może powinni dalej mieszkać osobno. Pisała przez całe przedpołudnie. Nawet, gdy karmiła Hugo i Jensine, jej myśli wciąż krążyły wokół Nory i jej losu. Sama zauważyła, że jest nieobecna duchem i nie słucha, kiedy Hugo coś do niej mówi. Dopiero kiedy się zezłościł i zrzucił na ziemię talerzyk, spróbowała się ogarnąć i skoncentrować na dzieciach zamiast na książce. Jej myśli ponownie odpłynęły. Miała przecież maszynę do szycia. Mogła znów zacząć szyć dla ludzi, kiedy już skończy pisać. Gdyby trafiła na kogoś równie hojnego, co młoda panienka Paulsen, byłoby to całkiem dochodowe zajęcie. Jeśli niektórzy potrafili wyżyć, szyjąc ścierki lub łatając ubrania, to ona musiała zdołać utrzymać się z szycia, niezależnie od tego, jak jej pójdzie z książką. Usłyszała, że ktoś biegnie w stronę domu. Czy to chłopcy już wracali? Czy naprawdę było aż tak późno? Czas nie jest moim przyjacielem, powiedziała do siebie i westchnęła głęboko. Jak miała znaleźć jeszcze więcej czasu na pracę? Drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł Peder. - Ale się zdziwisz, Elise! - Uśmiechnął się od ucha do ucha, jego grzywka była mokra od potu, a policzki zaczerwienione. - Zdziwię? Że przychodzicie do domu wcześniej niż zwykle? - Nie, zgaduj! Rozpromieniła się. - Nie oblałeś? - Oblałem? - Uśmiech zniknął z jego ust. - Tak myślałaś? - Nie, ja... po prostu musiałam coś zgadnąć. To może masz jakiegoś nowego kolegę? Peder pokręcił tajemniczo głową. - Zgaduj jeszcze raz! - Nie dostałeś upomnienia, chociaż przyszedłeś spóźniony? - Przecież napisałaś usprawiedliwienie, nauczyciel nie mógł mnie upomnieć. Nagle westchnęła głośno i zasłoniła z przerażeniem usta dłonią. - Zapomniałam, że miałam porozmawiać z wychowawcą Kristiana! Boże, co on sobie pomyśli? - Uderzyła się dłonią w czoło i jęknęła. - Zapominam o wszystkim, kiedy piszę. Ale inni tego nie rozumieją. Peder stał z wyszczerzonymi zębami. Wyglądał na mocno ubawionego. Wstała gwałtownie od stołu. - Nie ma się z czego śmiać! Będę musiała iść do szkoły i przeprosić. Zajmiecie się w tym czasie dziećmi. Gdzie poza tym jest Evert? Zdawało mi się, że słyszę was obydwu? - Stoi na zewnątrz. Elise zatrzymała się i nadstawiła uszu. - Ktoś coś mówi.

Peder pokiwał głową. - To właśnie dlatego miałaś zgadywać, rozumiesz? - Miałam zgadnąć, kto stoi na zewnątrz? Ktoś przyszedł w odwiedziny? Peder pokiwał głową. Elise westchnęła. - Nie rozumiesz, że nie mogę przyjmować gości, skoro muszę iść do szkoły? Prosiłam o spotkanie, więc muszę się teraz wytłumaczyć. - Mimo wszystko możesz zgadywać. - Nie wygłupiaj się, Peder. Jensine musi mieć czystą pieluchę. Możesz ją teraz przewinąć, a ja biegnę do szkoły. A jeśli to Johan, szepnęło coś w jej głowie. Nie mogę okazać, jak bardzo się cieszę. Nie dzisiaj, kiedy Emanuel wyjechał w gniewie. W tej samej chwili zobaczyła, że dwie osoby zbliżają się do schodów. Otworzyła szeroko oczy i zaniemówiła. - Kristian? Wyglądał na bardzo zawstydzonego, kiedy szedł w jej stronę z pochyloną głową i zgarbionymi plecami. - Przepraszam. Powinna była się zezłościć, powinna być szczęśliwa, ale stała tylko, wpatrując się w niego i nic nie rozumiejąc. - Był w szkole! - odezwał się Peder. - Bał się wracać do domu, ale kiedy powiedziałem, że Emanuel wyjechał do Ringstad, to się w końcu odważył. Kristian odwrócił się do niego. - Wcale nie powiedziałem, że się boję! Powiedziałem, że nie chcę. Elise spojrzała na niego z powagą. - Czy rozumiesz, co zrobiłeś, Kristianie? Spuścił wzrok i pokiwał głową. - Przepraszam - powtórzył. Po chwili podniósł wzrok. - Dostaniesz pieniądze z powrotem. Nie ruszyłem nawet jednego øre! - Pogrzebał w kieszeni spodni i wyciągnął zwitek banknotów. - Tu jest wszystko! - Chciałeś nas tylko przestraszyć? - Nie ciebie. Poza tym miałem ochotę popłynąć, ale zacząłem mieć obawy. Myślałem, że nie dostanę pracy. A kiedy się nad tym zastanowiłem, to nie byłem pewien, czy spodoba mi się w obcym mieście. Nie wiem zresztą, jak bym się tam dostał. - Dlaczego nie mogłeś wrócić wczoraj wieczorem? I gdzie spędziłeś noc? - Spałem w pokoju u Halte-Jensa, jego matka nic o tym nie wiedziała. - Zrobiłeś to, żeby się zemścić na Emanuelu. To nieładnie, Kristianie. Pokiwał głową, ale na jego twarzy malował się upór. - Emanuel też nieładnie postąpił.

- Jest różnica między dorosłymi i dziećmi. Jesteś na tyle duży, żeby wiedzieć, że to, co zrobiłeś, było bardzo złe. Tak bardzo się o ciebie martwiłam i bałam, że prawie nie zmrużyłam oka w nocy. Emanuel i ja zaczęliśmy się o to kłócić i tak się zezłościł, że wyjechał do Ringstad. Napisałam nawet list do wuja Kristiana w nadziei, że będzie mógł ci pomóc. Kristian posłał jej przerażone spojrzenie. - Powiedziałaś, że pojechałem do Ameryki? - Tak. Nie wiedziałam przecież, czy starczy ci pieniędzy na jedzenie i co się stanie, kiedy odkryją, że masz tylko trzynaście lat. - Wuj Kristian nie mieszka przecież w Chicago. - Wiem, ale pomyślałam, że może spróbujesz wysłać mu telegram albo zadzwonić. - Nigdy bym się nie odważył. W końcu poczuła, jak kipi w niej złość. - A skąd miałam o tym wiedzieć? Myślałam, że odważyłeś się nas opuścić bez słowa, więc sądziłam, że jesteś zdolny do wszystkiego. Zobaczyła, że w jego oczach pojawiły się łzy. - Nigdy więcej tego nie zrobię. Przepraszam, Elise. Również za to, że Emanuel nie chciał tu dłużej zostać. Lepiej by było dla ciebie, gdybym to ja wyjechał, a nie on. Peder jak zwykle nie potrafił się powstrzymać. - Nieprawda! Elise i Emanuel się pokłócili i wydaje mi się, że ona go już nie kocha. - Milcz, Peder! - Spojrzała na niego ze złością. - Nic ci do tego! - Odwróciła się do Kristiana. - Gdzie są twoje ubrania? Kristian pochylił głowę. - Schowałem je za krzakiem porzeczki. Nie byłem pewien, czy to prawda, że Emanuel wyjechał. - Chciałeś najpierw sprawdzić, czy on tu jest, tak? A co byś zrobił, gdyby on nie wyjechał? - Uciekłbym, zanim by mnie zauważył. Elise westchnęła głęboko, odwróciła się i poszła z powrotem na swoje miejsce. Siadła na stołku, oparła łokcie na stole i wsparła głowę na dłoniach. Może Emanuel miał rację, pomyślała. Dobrze wychowane dzieci nie uciekałyby z domu. Wyznaczyła chłopcom zadania do wykonania, następnie wyjęła przybory do pisania i napisała kolejny list do wuja Kristiana.

4 Nie minęło wiele czasu, a wszystko się uspokoiło i było tak jak dawniej. Emanuela nie było zaledwie od kilku dni, ale wydawało się, jakby chłopcy całkiem zapomnieli o kłótni, próbie ucieczki Kristiana i złym nastroju Emanuela. Elise z obawą myślała o tym, co by się stało, gdyby Kristian naprawdę wyjechał. Emanuel wróciłby do Ringstad, a ona miałaby jedną parę rąk mniej do pomocy. Kristian najlepiej ze wszystkich radził sobie przy rąbaniu drewna i innych ciężkich, fizycznych zajęciach. Poza tym można było z nim rozmawiać jak z dorosłym. Ludvig Lien przyszedł w odwiedziny, prawdopodobnie poprosił go o to Emanuel. Lien oczekiwał, że chłopcy będą stać za ladą przez większą część dnia przez całe lato i był wyraźnie za- skoczony, kiedy Elise powiedziała mu, że to nie wchodzi w grę. Chłopcy mieli dostać przynajmniej dwa tygodnie wolnego, poza tym mieli otrzymywać pensję, tak jak wszyscy inni. Zobaczyła przerażony wyraz twarzy Liena i domyśliła się, że mężczyzna zapewne oczekiwał, iż będzie mógł zachować całość zarobków dla siebie. - Pomówię z panem Ringstadem - powiedział. - Nie tak się umawialiśmy. - Ale tak będzie - odparła stanowczo. - Jeśli chce pan pomocy chłopców, musi im pan płacić tak samo, jak innym dzieciom. A jeśli nie, to Evert, Peder i Kristian poszukają sobie innej pracy. Ich zarobki są mi niezbędne, żeby związać koniec z końcem. Posłał jej pełne zdziwienia spojrzenie, najwyraźniej nie spodziewał się z jej strony takiej stanowczości. Noc świętojańska przyniosła ciepłą i przyjemną pogodę. Chłopcy przybiegli do kuchni. Peder był tak zdyszany, że z trudem mówił: - Możemy pójść do doliny Maridalen, Elise? Wszyscy chłopcy tam jadą. I dziewczyny ze szkoły też. Z kanapkami, sokiem i zapałkami, żeby rozpalić ognisko! - Ale przecież zawsze razem jeździmy na Wzgórze św. Jana? - Wiemy, ale tam są zazwyczaj same małe dzieci. A przy starym kościele w Maridalen będą inni w naszym wieku. Dziewczyny mają pleść wianki dla Kristiana, Everta i dla mnie. Pogłaskała go po grzywce. - Czy już tak wyrośliście, że dziewczęta plotą dla was wianki? Coś mi się zdaje, że niedługo ode mnie uciekniecie, Peder. - Nie, Elise. Ja zostanę z tobą, aż się zestarzejesz. Wianek przecież nic nie znaczy. To tylko takie wymysły dziewcząt. Jeśli dziewczyna zdoła odnaleźć dziewięć różnych rodzajów kwiatów i położy je sobie pod poduszką, to będzie miała sen proroczy i dowie się, czy wyjdzie za mąż przed kolejną nocą świętojańską.

- Macie dopiero po dwanaście lat. Żadna dziewczyna nie może wyjść za mąż w wieku trzynastu lat! - Nie może? A dlaczego nie? - Głuptasie. Nikt nie pobiera się w wieku trzynastu lat! Peder odetchnął z ulgą. - To dobrze! Bo już się bałem, że Marte znajdzie dzisiaj dziewięć kwiatów. - Tak bardzo ją lubisz? Pokiwał głową. - Ona jest taka ładna. Ale reszta chłopaków też uważa, że jest ładna, i nie wydaje mi się, żeby miała wybrać takiego, który nie potrafi dobrze pisać ani przeczytać więcej niż jedną stronę z książki. Elise poczuła nieprzyjemne ukłucie. To okropne, że tak się czuł. - Kiedy będziesz na tyle dorosły, żeby się ożenić, będziesz czytał jak pastor. A poza tym nie tylko to jest ważne. Dziewczęta szukają przede wszystkim takiego chłopca, który jest miły i nie pije. Peder posłał jej pełne powątpiewania spojrzenie. - Coś mi się zdaje, że tak mówisz tylko po to, żeby mnie pocieszyć. Jeden z chłopaków już nieraz pił, a wszystkie dziewczyny robią do niego maślane oczy. Droga była długa, ale chłopcy pomagali jej pchać wózek, a wieczór był wciąż jasny. Ciągle natykali się na dziewczęta, które zbierały polne kwiaty i układały z nich wianki. Wiele z nich miało już jeden na głowie. To był piękny widok. Elise nalegała by mogła towarzyszyć im razem z dziećmi. Nie miała ochoty posyłać ich samych do ruin w Maridalen. Chłopcy wyglądali z początku na przerażonych i tłumaczyli, że nikt inny z klasy nie przyjdzie z dorosłymi, ale poddali się, kiedy Elise stwierdziła, że noc świętojańska jest dla wszystkich i z pewnością przyjdą tam ludzie w różnym wieku. Cieszyła się ze spaceru. Po wiośnie, w ciągu której słońce mieszało się z deszczem, zrobiło się w końcu przyjemnie. Brzeg kanału był zarośnięty polnymi kwiatami we wszystkich kolorach tęczy, trawa była zielona i świeża, a w wielu ogrodach widziała kwitnące różane krzewy. Peonie już przekwitły, wszystko w tym roku działo się szybciej niż zwykle. Pomyślała o Emanuelu i zastanawiała się, czy żałował, że się wyprowadził. Nie było wątpliwości, że to kłótnia z Kristianem skłoniła go do wyjazdu. Pomimo choroby zdawał się być w dobrej formie, znacznie lepszej niż wtedy, gdy odwiedzili go w Ringstad. W majątku nie miał żadnych zajęć, więc zdecydowanie za dużo czasu poświęcał na rozmyślanie o tym, czego mu brakuje. Gdyby tylko rodzice dali mu jakieś zajęcie. Musiało być przecież wiele rzeczy, którymi mógłby się zająć w gospodarstwie, chociaż siedział na wózku.

Bała się pomyśleć, co powiedział, kiedy usłyszał od Ludviga Liena, że zabroniła chłopcom pracować bez zapłaty, i wymagała, by dostali dwa tygodnie wolnego w czasie wakacji. Wyjęła Hugo z wózka i pozwoliła mu iść samodzielnie. Ruszył natychmiast biegiem, chcąc dogonić chłopców, którzy byli już spory kawałek przed nimi, ale wolno mu to szło na krótkich nóżkach i kilka razy o mało się nie potknął. - Nie biegnij tak szybko, bo się przewrócisz! - zawołała za nim, ale on roześmiał się tylko i biegł dalej. Kiedy zbliżali się do jeziora, na drodze zaczęło się pojawiać coraz więcej ludzi i wszyscy szli w kierunku ruin. Elise usłyszała od kogoś, że miało tam zapłonąć wielkie ognisko, i bardzo ją to ucieszyło. Miała w koszyku sok porzeczkowy i duże kanapki ze świeżego chleba z syropem, a na dnie wózka leżał stary koc, na którym mogli usiąść. Kiedy była dzieckiem, jeszcze zanim ojciec zaczął pić, zwykli udawać się w niedzielę na takie wycieczki, ale później stały się one niezwykle rzadkie. Peder i Kristian praktycznie tego nie doświadczyli, najpierw dlatego, że matka była chora, a później dlatego, że Emanuel nie miał na to ochoty. Według niego nie godziło się siedzieć na wzgórzu i jeść. To nie wypadało, jak mawiał. Nagle poczuła się wolna. Emanuel i ona powinni byli się wcześniej domyślić, że są zbyt różni, żeby ich małżeństwo miało szansę powodzenia. Jedno starało się dopasować do drugiego w nadziei na stworzenie szczęśliwego domu. Była mu za wiele rzeczy wdzięczna i nigdy nie zamierzała zapominać o tym, że uratował ją przed hańbą posiadania nieślubnego dziecka. Nie mówiąc już o tym, że prawdopodobnie uratował ją przed dokonaniem straszliwego uczynku. Wątpiła, czy zdołałaby sobie odebrać życie, ale z rozważała taką możliwość. Ponieważ długo nie otrzymywała listu od Johana, nie była pewna, czy w ogóle się do niej jeszcze odezwie. Aż w końcu napisał, że przemyślał sobie dokładnie sprawę i uznał, że nie ma sensu czekać w nieskończoność. Zastanawiała się, co przeczyta w jego liście, próbowała się na to przygotować. Często ta myśl wyrządzała jej tak wielki ból, że musiała ją od siebie odpędzać, innym razem natomiast zamęczała się nią. Choć zapewniał ją, że jest jedyną, której pragnie, mogło się wydarzyć coś niespodziewanego. Mogła się na jego drodze pojawić piękna, młoda kobieta, która zechce o niego walczyć. Niektóre kobiety potrafiły być niezwykle wytrwałe. Kiedy czegoś chciały, nie poddawały się, dopóki tego nie dostały. Wystarczyło spojrzeć na Agnes. Choć wiedziała, że Johan jej nie kocha, potrafiła go skłonić, by robił to, czego chciała. Zamrugała energicznie i odpędziła łzy. Wokół było zbyt pięknie, by psuć ten wieczór ponurymi myślami. Choć Johan znalazł sobie inną, cieszyła się, że Emanuel wyjechał. Było jej bez niego lepiej, a i jemu z pewnością było lepiej w przestrzennych salonach w Ringstad niż w ciasnych

pokojach na Hammergaten, gdzie, jak zwykł mawiać, trudno mu nawet oddychać. I gdzie miał żonę, która była równie zarozumiała, jak jej bracia oraz dzieci, którym brakowało manier. Usłyszała za plecami pogodne głosy dzieci i odwróciła się. Zaskoczona zobaczyła, że idą za nimi panna Johannessen i Jorund wraz z Olaug i państwem Jonsen. Zatrzymała się. - Wy też wybieracie się do ruin w Maridalen? Olaug i Jorund podbiegły do niej żwawo, obie ubrane w jasne sukienki, słomkowe kapelusze i ciemne rajstopy. - Tak. Wy też? - Głos Olaug był radosny. Elise pokiwała głową z uśmiechem. - Chłopcy poszli przodem, chcą się tam spotkać z kolegami z klasy. Przywitała się z trójką dorosłych. Dawno nie widziała panny Johannessen. - Jak miło, że Olaug i Jorund mogą być razem, w przedszkolu były do siebie takie przywiązane. Panna Johannessen uśmiechnęła się. - Mnie też to cieszy. Czuję, jakbym miała nową rodzinę. Hansine i pan Laurentius Olsen są dla nas tacy dobrzy. - Panienka również jest dla nas dobra - wtrąciła prędko Hansine. Była zaczerwieniona, zagrzana i ciężko oddychała. Elise posłała jej zaniepokojone spojrzenie. - Idziecie aż od Enerhaugen? - Tak. Ale jak powiedziałam Laurentiusowi, mamy przed sobą jeszcze całą noc. To najdłuższy i najjaśniejszy dzień w roku, nie możemy go zmarnować, leżąc w łóżku. Wszyscy się roześmiali. Nareszcie dotarli do lasu, droga stała się wyboista i wąska, więc szli parami. Jorund i Olaug pobiegły przodem w nadziei, że dogonią chłopców, dalej szli ramię w ramię Laurentius i Hansine Olsen, a na końcu panna Johannessen i Elise z wózkiem. Hugo zdążył się zmęczyć, więc ponownie go położyła. - Mogę pani pomóc pchać, pani Ringstad - zaoferowała się panna Johannessen. - Trudno jest prowadzić wózek po takiej nierównej ścieżce. - Zazwyczaj przyłączamy się do ogniska na Wzgórzu św. Jana, ale w tym roku chłopcy koniecznie chcieli pójść do Maridalen. - Ja się zazwyczaj nigdzie nie wybieram, ale stroję za to dom dzikimi różami i jem na obiad kaszę na mleku. Tak robiliśmy w moim domu, kiedy byłam mała. Hansine przyniosła całą miskę pełną kaszy, na pewno starczy i dla was. Elise pociekła ślinka. Minęły całe lata od czasu, gdy ostatnio jadła kaszę na mleku.

- Jak idzie w pracy? Macie dużo roboty? Panna Johannessen westchnęła głęboko. - Tak, aż za dużo. Nie mam zbyt wiele czasu dla Jorund. - Ale panienka Carlsen chyba dobrze sobie radzi? Czy nie pomaga pani trochę w pracy? Panna Johannessen prychnęła. - Ona jest zajęta tylko panem Samsonem. Śmieje się ze wszystkiego, co on mówi, stroi się i kokietuje. Aż się od tego robi niedobrze. - Zmarszczyła czoło. - Ale wczoraj chyba coś między nimi zaszło. Panienka Carlsen wyglądała na ponurą, a pan Samson na nieszczęśliwego. Elise zadrżała. Czyżby Karoline odkryła tajemnicę Sigvarta? Byle tylko panna Johannessen oraz majster nie dowiedzieli się o niczym! - Karoline Carlsen z pewnością niełatwo jest zadowolić - zasugerowała. - Kiedyś stałam się obiektem jej nienawiści i opowiadała wtedy ludziom na mój temat różne zmyślone historie. Panna Johannessen posłała jej przerażone spojrzenie. - To ona jest taka? Mam nadzieję, że nie robię nic złego, pomyślała Elise. Ale nie mogę ryzykować tego, że Sigvart zostanie aresztowany. - Tak, niestety. Panna Johannessen spojrzała na nią podejrzliwie. - Zna ją pani tak dobrze, pani Ringstad? - Mój mąż wynajmował u nich pokój, zanim się pobraliśmy. Państwo Carlsen są znajomymi moich teściów. - Sądzę, że to nieładnie, iż snuje pani takie insynuacje, nie tłumacząc dokładnie, co ma pani na myśli. Ona jest ciekawska. Teraz będzie chciała wiedzieć, co powiedziała o mnie Karoline. Elise wykrzywiła się. Nie mogła się teraz wykręcić. - Pewnego dnia mój mąż zniknął nagle. Bałam się i podejrzewałam, że wydarzył się jakiś wypadek. Ponieważ rodzina Carlsen była mu bliska, pojechałam do nich, by spytać, czy może wiedzą coś na ten temat. Panienka Carlsen udała zdziwioną i stwierdziła, że o niczym nie wie, ale później dowiedziałam się, iż mój mąż poprosił ją o przekazanie mi wiadomości. Ktoś z jego najbliższej rodziny był umierający, a on sam został pilnie wezwany. - Dlaczego była tak bezlitosna? Czy miała jakiś powód, by pani nienawidzić? - Była o mnie zazdrosna. - Chce pani powiedzieć, że była zakochana w pani mężu? - Tak sądzę. Ojciec przepraszał za nią później. - Elise nie była z siebie zadowolona. Krytykowała panie Evertsen i Alberstsen za roznoszenie plotek, a teraz robiła dokładnie to samo. Ale nie robię tego, żeby ratować własną skórę, tylko Sigvarta Samsona, tłumaczyła się przed samą sobą.

- Cieszę się, że mi pani o tym opowiedziała, pani Ringstad. Nie wiem zbyt wiele o panience Carlsen, ale irytuje mnie jej bezczelność. Teraz będę bardziej uważna. Jeśli opowie mi coś, co bę- dzie brzmiało mało wiarygodnie, nie dam temu wiary, dopóki sama się nie przekonam, że to prawda. - Mądrze powiedziane, panno Johannessen. - Dziękuję. - Ta, którą zwykli nazywać Smoczycą, uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona z pochwały. Ale nie była z niej już żadna smoczyca, pomyślała Elise. Po tym, jak dostała Jorund, stała się całkiem innym człowiekiem. Państwo Olsen zatrzymali się, żeby odpocząć. - Ależ to daleko! - westchnęła Hansine. - Musisz mi teraz opowiedzieć jakąś dobrą historię, Laurentiusie, albo nie zdołam iść dalej. - W Aulestad szykują się na złotą rocznicę ślubu - pomogła mu panna Johannessen. - Bjørnstjerne Bjørnson i jego żona są małżeństwem już od pięćdziesięciu lat. Hansine posłała jej pełne zdziwienia spojrzenie. - Jaki to ma związek z moimi zmęczonymi nogami? - Żaden. Pomyślałam tylko, że moglibyśmy się skupić na czymś innym - wyjaśniła panna Johannessen. - Ciekawe, czy norweskie kobiety mają świadomość, jak wiele zawdzięczają pani Bjørnson. Hansine wyglądała na jeszcze bardziej zdziwioną. - Zawdzięczam jej coś? - Niełatwo jest być żoną poety. Słyszałam, że żadna świeża mężatka nie lubi się dzielić mężem z jego pracą. Ale pani Bjørnson podzieliła się nim z całym mnóstwem ludzi. Hansine spojrzała na nią nierozumiejącym wzrokiem. - Co chce pani przez to powiedzieć, panno Johannessen? - Zamężna kobieta powinna dzielić ze swoim mężem zarówno dobre, jak i złe dni, prawda? Nie może być łatwo, kiedy ten zalewany jest pochwałami i komplementami, a jeszcze trudniej, gdy spotyka się z krytyką i niechęcią. Elise nie mogła się powstrzymać. - Czyż nie dotyczy to nas wszystkich? Nie tylko pana Bjørnsona i jego żony? Czy nie jest tak również wtedy, gdy to kobieta otrzymuje pochwały lub krytykę? Panna Johannessen spojrzała na nią zdziwiona. - Nie rozumiem, co ma pani na myśli, pani Ringstad? - Ach, nic, tak mi coś tylko przyszło do głowy - uśmiechnęła się rozbrajająco i poszli dalej, ale Elise zamyśliła się nad czymś.

W końcu dotarli do ruin. Roiło się tam od ludzi. Było mnóstwo młodych dziewcząt z wiankami we włosach i kwiatami w dłoniach, biegających dookoła małych chłopców i nieco star- szych chłopaków stojących w grupkach i przyglądających się dziewczętom. Elise rozejrzała się za chłopcami i zobaczyła, że stoją razem, wpatrując się w kilka młodych dziewcząt, które biegały dookoła i rozdawały ludziom stokrotki. Jedna z dziewcząt stała, odrywając jeden płatek za drugim i mrucząc po nosem kocha, nie kocha, kocha, nie kocha. Rzuciła okiem na Pedera. Stał, przyglądając się dziewczynie dużymi, lśniącymi oczami. Kiedy Elise lepiej się jej przyjrzała, zauważyła, że była to Marte. Gdy Marte skończyła, zawołała głośno: - Kocha! Wyszło, że kocha! - Następnie podbiegła do swoich przyjaciółek i opowiedziała im szeptem o swoim wielkim szczęściu, a wtedy wszystkie odwróciły się do grupy chłopców i zawołały coś do nich. Elise nie usłyszała, co powiedziały, ale zauważyła, że jednym z chłopców był kolega Pedera. Stał uśmiechnięty i dumny z siebie, z nieco zaczerwienionymi policzkami. Nie było wątpliwości, że ta stokrotka była dla niego. Elise rzuciła ponownie okiem na Pedera. Przyglądał się wydarzeniu z tak nieszczęśliwym i zranionym wyrazem twarzy, że zrobiło jej się przykro. Odwróciła twarz, nie była w stanie na niego patrzeć. Laurentius Olsen przyniósł ze sobą duży, wełniany koc. Rozłożył go na trawie, a Hansine usiadła jako pierwsza. - Na Boga, jak mnie strasznie bolą nogi. Coś mi się zdaje, że sam będziesz musiał podać jedzenie panience i pani Ringstad, Laurentiusie. Nie mogą złapać oddechu. Jorund i Olaug przyszły i usiadły razem z nimi, a pan Olsen zaczął nakładać kaszę na mleku na talerze. Najwyraźniej liczyli się z tym, że spotkają znajomych, bo mieli ze sobą kilka dodat- kowych talerzyków. Poza tym także masło, cynamon oraz cukier. Kiedy Elise wyjęła sok porzeczkowy, posiłek był gotowy. Peder, Evert i Kristian musieli zauważyć, co się dzieje, bo podeszli do nich nieśmiało. - Chodźcie, chłopcy - zawołała Hansine. - Kaszy starczy dla wszystkich. Peder był wyjątkowo milczący. Podziękował grzecznie za kaszę, ale nie jadł tak szybko i zachłannie jak zwykle. Elise zaważyła, że zerka raz za razem w kierunku dziewcząt, gdzie Marte i reszta jej koleżanek śmiały się i mizdrzyły do chłopców. Elise trąciła go łokciem i szepnęła: - Udawaj, że cię to nie obchodzi. Staraj się raczej wzbudzić w niej zazdrość, zwracając uwagę na inne dziewczęta. Peder nie odpowiedział. Nie podniósł nawet wzroku znad talerza. Elise poczuła się głupio. Cóż z tego, że Peder będzie udawał, iż interesują go inne dziewczęta, skoro Marte była zakochana w jego koledze. Nawet nie zwróciłaby na to uwagi.