1
Ringstad, lato 1908 roku
Elise wpatrywała się w krajobraz za oknem pociągu. W jej głowie kłębiły się przeróżne
myśli. Nieoczekiwany zwrot wydarzeń... napisał w telegramie jej teść. Co to mogło oznaczać?
Koniec?
Przeszedł ją dreszcz. Sądziła, że Emanuel był w dużo lepszej formie, Paul Georg Schwencke
też to zauważył. Nie wróciłby do majątku, gdyby nie ich kłótnia po tym, jak Kristian, jak im się
zdawało, wyjechał do Ameryki, a w każdym razie nie przed nastaniem jesiennych chłodów i
krótkich dni. Przez ten czas, kiedy był w domu na Hammergaten, czuł się dobrze. Zaangażował się
w prowadzenie interesów i każdego dnia zadowolony wyruszał do sklepu. Aż do tego sobotniego
popołudnia, kiedy ona udała się do Enerhaugen, aby odwiedzić Olaug, a on po jej powrocie do
domu był w wyraźnie złym humorze. I do tej pamiętnej niedzieli dzień później, kiedy Kristian
zniknął, a ona winą za to obarczyła Emanuela.
Ponownie przeszły ją ciarki po plecach. Czy to kłótnia między nimi spowodowała
pogorszenie jego stanu zdrowia? Nieoczekiwany zwrot wydarzeń, to chyba nie mogło oznaczać nic
innego? Emanuel już wcześniej mówił, że się dziwnie czuje i obawia się, że zaczyna wariować.
Zamyślona potrząsnęła głową. Pan Ringstad nie użyłby takich słów, gdyby nie uważał, że
waży się ludzkie życie.
Hugo i Jensine byli całkowicie pochłonięci widokiem za oknem i krzyczeli z radości na
widok krów, koni i owiec, pasących się na polu. Chłopcy byli jednak zadziwiająco milczący. Nawet
Peder.
Spojrzała na niego.
- O czym myślisz, Pederze?
- O Emanuelu.
Nic na to nie odpowiedziała w nadziei, że sam zechce mówić dalej.
- Jeśli on umrze, to może być nasza wina. Zdecydowanie potrząsnęła przecząco głową.
- To nieprawda, nie mogliśmy nic poradzić na to, że zachorował.
- Racja, ale na to, że się denerwował, mogliśmy. Gdybyśmy zawsze robili, jak kazał, nie
denerwowałby się tak, a wtedy ludzie żyją dłużej.
- Kto ci to powiedział?
- Pani Jonsen. Powiedziała tak przed naszym wyjazdem, powiedziała, że zawsze strasznie
hałasowaliśmy i nic dziwnego, że Emanuel był przemęczony.
Elise poczuła, jak wzbiera w niej gniew.
- Tu się pani Jonsen myli. Emanuel lubił pracę w sklepie. Zawsze był wesoły i
podekscytowany, kiedy rozmawiał z panem Schwencke.
- No, sama widzisz, kiedy rozmawiał z dorosłymi, był wesoły, ale kiedy rozmawiał z nami,
to się denerwował. Wtedy zalewa człowieka żółć, a to jest jak trucizna, która roznosi się po całym
ciele, tak powiedziała pani Jonsen.
Elise poczuła, że jej poirytowanie przybiera na sile. Jak jakakolwiek dorosła osoba mogła
powiedzieć coś takiego dziecku? Obwiniać je o chorobę drugiego człowieka?
- To nieprawda! - Sama usłyszała, jak ostrym tonem to powiedziała.
- Chcesz powiedzieć, że pani Jonsen kłamie?
- Nie, po prostu sama do końca nie wie, jak to jest.
- Czyli jest głupia, tak?
Elise nic na to nie odpowiedziała, tylko mocno zacisnęła usta. Równocześnie jej spojrzenie
powędrowało w stronę Kristiana. Siedział z lekko pochyloną głową i wpatrywał się prosto przed
siebie. Wydawało się, że nie zwraca uwagi na jej rozmowę z Pederem. Czy on też miał równie
gorzkie myśli i obwiniał się o to, że stan Emanuela się pogorszył, bo nie chciał go wcześniej
przeprosić? To Emanuel zachował się nierozsądnie, ale dzieci, nawet trzynastoletnie, nie mogły tak
myśleć. Każdy dorosły poparłby w tej sytuacji Emanuela, jedynie ona stanęła po stronie Kristiana.
Zdanie dorosłych stanowiło prawo, tego nauczano w szkole i praktykowano w domach. Jak
wyglądałoby życie Kristiana, gdyby nie przyswoił sobie tej reguły? Nauczyciele w szkołach
używali zarówno trzcinki, jak i innych metod karania, tam nikt nie pytał, czy uczeń ma rację, czy
też nie.
- Kristianie, ty też nie możesz tak myśleć.
Podniósł na nią wzrok, a w jego oczach widać było cierpienie. Miała nadzieję, że coś powie,
podzieli się z nią tym, z czym się zmagał, on jednak milczał.
- Nikt z nas nie może nic poradzić na to, co się stało, nie masz się, o co obwiniać.
Kristian nadal milczał. Miała wrażenie, że był odmiennego zdania.
Evert odwrócił się w jej stronę.
- Nic nie da, że będziesz tak mówić, wiesz, Elise? On sam wie, że źle postąpił.
- Ale to Emanuel nie dotrzymał słowa, kiedy najpierw obiecał Kristianowi, że będzie mógł
zagrać w piłkę tamtej soboty, a potem zmusił go, by zamiast tego stanął za ladą.
- To dorośli decydują. - Evert nie pozostawił wątpliwości co do tego, które z nich miało
rację.
Elise westchnęła w duchu.
- W takim razie to ja źle postąpiłam wobec Emanuela i za to poproszę go o wybaczenie.
Więcej o tym nie rozmawiali, ale zarówno Peder, Ebert, jak i Kristian byli przez resztę
podróży poważni i milczący.
Na stacji nikt na nich nie czekał. Rozejrzeli się dookoła. Na niektórych pasażerów czekały
furmanki zaprzęgnięte w konie, inni ruszali w drogę pieszo. Na koniec zostali na peronie sami.
Kristian raz jeszcze rozejrzał się dookoła.
- Nie wysłałaś telegramu, że przyjeżdżamy?
- Nie. Sądziłam, że się domyślą, że przyjadę dzisiaj pierwszym pociągiem.
- Dlaczego? Może pomyśleli, że nie będziesz mogła przyjechać od razu.
- Kiedy dostaje się taki telegram, rusza się w drogę natychmiast. No cóż, chłopcy, w takim
razie musimy iść pieszo.
- Na piechotę? Aż tak daleko?
- Doszliście do ruin w dolinie Maridalen w wieczór świętojański, więc dacie radę i teraz.
Włożyli walizkę do wózka, posadzili na niej Jensine i wyruszyli w drogę. Upał powrócił i na
niebie nie było widać ani jednej chmurki. Już po krótkiej chwili poczuła, że ubranie lepi jej się do
ciała. Chłopcy narzekali na gorąco i pościągali koszule, a Hugo zaczął marudzić już po przejściu
niewielkiego kawałka drogi. Wtedy nadjechał wóz. Powożący nim mężczyzna zapytał, dokąd idą,
po czym zabrał ich walizkę, mimo że sam nie miał zbyt wiele miejsca. Hugo mógł w końcu wsiąść
do wózka razem z Jensine.
Elise miała na sobie niebieską sukienkę z cienkiej wełny, która wcześniej należała do Signe.
Na szczęście dzięki halce sukienka nie przylepiała się do pleców, miała jednak długie rękawy, przez
które teraz było jej gorąco. Ciemne pończochy również były zbyt grube, ale nie miała innych. Czuła
ogromną chęć, aby zdjąć z głowy kapelusz, jednak nie odważyła się tego zrobić. Co powiedziałaby
teściowa, gdyby zobaczyła ją idącą bez nakrycia głowy?
Peder zaczął kuleć.
- Zrobiły mi się odciski na piętach, mam za ciasne buty. Elise nic na to nie odpowiedziała.
Cała trójka wyrosła tego lata,
zauważyła to po ich butach, spodniach i kurtkach. Peder mógł odziedziczyć ubrania po
swoim starszym bracie, ale co z Kristianem i Evertem?
- Postaraj się jakoś wytrzymać, Pederze. Albo może wolałbyś ściągnąć buty i przez chwilę
iść boso? Tylko musisz pamiętać, żeby założyć je z powrotem, kiedy będziemy zbliżać się do alei.
Zrobił, jak powiedziała, i szedł dalej z butami w jednej ręce, a koszulą w drugiej.
Jensine nagle zaczęła krzyczeć. Elise się zatrzymała.
- Co się stało, Hugo? Znowu ją uszczypnąłeś?
- To ona mnie uszypła.
- Chcesz powiedzieć uszczypnęła? Pamiętaj, co tata powiedział, musisz nauczyć się ładnie
mówić.
Kristian obrzucił ją surowym spojrzeniem.
- Dlaczego Hugo nie może gadać jak inne dzieci?
- Ponieważ Emanuel tak powiedział, sami zgodziliście się niedawno, że to dorośli decydują.
- Ale ty nigdy nas nie poprawiałaś, kiedy gadaliśmy jak inne dzieciaki na ulicy.
- Myślałam, że kiedy dorośniecie, będziecie mówić jak ja i Hilda.
- Kłamiesz. Nie chciało ci się po prostu.
- Kristianie, daj spokój. - Spojrzała na niego, marszcząc czoło. Co mu się dzisiaj stało?
Zazwyczaj się tak nie zachowuje.
Evert również szedł boso i razem z Pederem pobiegli przodem, podczas gdy Kristian szedł
milczący i nadąsany obok niej. W końcu napięcie ustąpiło.
- Myślisz, że się spóźnimy?
A więc o to chodzi, pomyślała. Bal się, że nie będzie miał możliwości przeprosić Emanuela.
Te myśli dręczyły go pewnie od momentu nadejścia telegramu. To wskazywałoby również, że w
głębi ducha czuł, że to on, a nie Emanuel, postąpił źle. Zawstydziła się. Kristian był tylko
dzieckiem, ona była dorosła, a jednak to on miał surowsze poczucie sprawiedliwości niż ona.
Trudno jej było pogodzić się z myślą, że dorastał i oddalał się od niej, stawał się
samodzielny, zaczynał myśleć na własną rękę i miał własne poglądy. Wcześniej ślepo ufał temu, co
mówiła ona.
Przyspieszyła kroku. Nagle ogarnął ją ten sam niepokój, co Kristiana. Oby tylko nie
przybyli za późno!
W końcu przed jej oczami pojawiła się długa aleja prowadząca do gospodarstwa.
Mężczyzna z wozu zostawił ich walizkę na jej początku. Peder i Evert stanęli i założyli buty. Peder
odwrócił się w jej stronę.
- Mam dziurę w skarpecie i mam brudne nogi.
- Trudno, Pederze. - Była zmęczona, brakowało jej tchu i cała była mokra od potu. - Nikt
pewnie nie zauważy dziury, jeżeli będziesz miał na sobie buty, wytrzyj najpierw stopy, żebyś nie
naniósł do butów piachu i trawy.
- Dziura jest taka duża, że widać ją na zewnątrz.
- Mówiłam już, trudno. Chyba nie oczekujesz, że przysiądę teraz w rowie i zacznę ci
cerować skarpety? Mogłeś mi o tym powiedzieć wczoraj wieczorem.
- Wtedy był u nas pan dżentelmen. - Na jego twarz natychmiast wystąpił uśmiech. -
Myślałby kto, że on nie jadł naleśników od dwudziestu lat. Jego kucharka pewnie jest tępa jak but.
- No i tyle zjadł, że już myślałem, że dla nas nic nie zostanie - dodał Evert.
Elise uśmiechnęła się.
- Sądzę, że to miło, że w końcu dla odmiany my mogliśmy zrobić coś dla niego, on zawsze
jest dla nas taki dobry.
Peder popatrzył nią zdziwiony.
- Dlaczego on jest dla nas taki dobry?
- Wydaje mi się, że to z twojego powodu, to ty go pierwszy poznałeś.
- No tak, ale dlaczego teraz, to znaczy, dlaczego wciąż jest taki miły?
- Może się kocha w Elise? - zaśmiał się Evert.
Kristian bez cienia uśmiechu na twarzy popatrzył po kolei na każde z nich.
- Zastanawiam się, dlaczego był przy sklepie właśnie wtedy, kiedy przyjechała policja, i jak
mógł się dowiedzieć o pędzeniu bimbru?
Elise spojrzała na niego poważnym wzrokiem.
- Myślę, że zrobiło mu się nas żal, bo sami musieliśmy się wszystkim zajmować. Dlatego
zaczął sprawdzać, jak się sprawy mają. Udało mu się przekonać policję, że to niemożliwe, żebyśmy
- Emanuel czyja - cokolwiek wiedzieli o tym, co się działo, i polecił swemu adwokatowi zająć się
wszystkimi sprawami. Gdyby nie jego pomoc, mogliśmy zostać aresztowani za współudział przy
nielegalnej sprzedaży alkoholu,
- My nic nie wiedzieliśmy o tym, co oni robili.
- Owszem, ale nie ma pewności, czy policja uwierzyłaby naszym słowom. Ludziom takim,
jak my, nie wierzy się równie łatwo, jak tym, którzy mieszkają po drugiej stronie rzeki.
Powinniśmy dziękować panu Wang-Olafsenowi, że udało nam się wyjść z tego bez szwanku. Poza
tym sam wspomniałeś wcześniej, że podejrzewałeś ich o jakąś nielegalną działalność, wtedy
powinniśmy byli zgłosić to policji.
Kristian nic nie odpowiedział, ale Elise widziała, że zrozumiał, co chciała powiedzieć.
Pederowi i Evertowi udało się w końcu założyć skarpety i buty i mogli pójść dalej.
Elise czuła, jak ściska jej się żołądek. Mimo że pani Ringstad była dla niej ostatnio miła,
może się zdarzyć, że powodowana lękiem i troskami, zacznie ją bezpodstawnie krytykować i oskar-
żać o różne rzeczy.
Potrząsnęła głową w zamyśleniu. Nie było pewności, że rzeczy mają się aż tak źle, jak by to
wynikało z telegramu. Możliwe, że Emanuel miał gorszy dzień, jego rodzice przestraszyli się i
nadali telegram, nie czekając na rozwój sytuacji.
Na podwórzu nie było żywej duszy. Wszystkie okna i drzwi były zamknięte, cały dom
zdawał się dziwnie opustoszały i porzucony.
Peder zatrzymał się i odwrócił w jej stronę.
- Chyba nie ma nikogo w domu.
- Niemożliwe. Nie mogli nigdzie pojechać, kiedy z Emanuelem jest tak źle.
- Może on nie żyje i już go pogrzebali.
- Cicho, Peder! - Posłała mu groźne spojrzenie. - Nie wolno ci tak mówić.
Weszła po schodach i zapukała do drzwi. Upłynęła dłuższa chwila, ale w końcu usłyszeli
zbliżające się kroki.
Były to kroki pani Ringstad. Jej twarz była poszarzała. Na ich widok otworzyła szeroko
oczy ze zdziwienia i wodziła wzrokiem od jednego do drugiego, wyraźnie przerażona.
- Wzięłaś ze sobą wszystkie dzieci?
Elise nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo usłyszała głos pana Ringstada, który znalazł się tuż
za plecami swojej małżonki.
- Oczywiście, że musiała wziąć ze sobą dzieci, co innego mogła z nimi zrobić? - powiedział
i wyszedł na zewnątrz. Zbiegł po schodach i podniósł Hugo do góry. - Witaj, Hugo, witaj, Jensine,
witajcie chłopcy, dobrze znowu was wszystkich widzieć.
W tym samym momencie pojawiła się gosposia. Pani Ringstad zwróciła się do niej: -
Zabierz wszystkich do kuchni, Olaug, daj im coś do jedzenia i przypilnuj, żeby nie rozrabiali. -
Potem odwróciła się ponownie do Elise. - Chodź z nami na górę, ale musisz być przygotowana na
to, że możesz przeżyć szok, niemalże nie sposób go rozpoznać. - Wydała z siebie urwany szloch i
chwyciła chusteczkę, którą miała w kieszeni fartucha.
Elise poszła za nią z bijącym sercem.
W pierwszej chwili po wejściu do sypialni, którą Emanuel kiedyś dzielił z Signe, a potem z
nią, wydało się, że Emanuel już nie żyje. Leżał w łóżku, trupioblady, z zamkniętymi oczami i
rozchylonymi wargami. Nawet kiedy pani Ringstad cicho do niego podeszła, pogłaskała go po
policzku i powiedziała szeptem, że przyjechała Elise, nie było po nim widać żadnej reakcji.
Jego dłonie, leżące na kołdrze, były niemal równie białe, jak ozdobiona haftami poszwa.
Wąskie, blade i szczupłe, jak dłonie osoby pracującej w biurze, pomyślała Elise, zupełnie inne niż
zgrubiałe ręce przywykłe do pracy fizycznej, jakie miał jego ojciec. Emanuel nigdy by się nie nadał
na pracy na roli, nigdy zresztą tego nie pragnął.
Podeszła cicho do łóżka.
- Emanuelu? To ja, Elise.
Jego powiela nawet nie drgnęły, nie przymknął też ust. Pani Ringstad posłała w jej stronę
zrozpaczone spojrzenie.
- Widzisz? To się stało po tym, jak otrzymał ten straszny telegram, on odebrał mu chęć do
życia! - Wybuchła płaczem i zakryła twarz rękami.
- Jaki telegram?
- O tym, że jego najlepszy przyjaciel jest oszustem, który podstępem nakłonił jego subiekta
do nielegalnej sprzedaży alkoholu. - Jej wypowiedź przerywana była urywanymi szlochami.
Elise poczuła, jak ogarnia ją ulga. Była w takim razie nadzieja, że Kristian przestanie się
obwiniać.
- Emanuel nie mógł przecież temu zaradzić, my nic nie wiedzieliśmy o tym, czym oni się
zajmowali - próbowała zaoponować.
- Mimo tego bardzo się tym wszystkim przejął. Pan Schwencke był według jego słów jego
najlepszym przyjacielem i nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że może zrobić coś podobnego.
Elise miała na ten temat swoje zdanie, ale nie powiedziała tego głośno. Emanuel i ona
często się zastanawiali, skąd Schwencke bierze takie pieniądze. Musiało mu przyjść do głowy, że
pochodziły z jakiejś nielegalnej działalności.
Pani Ringstad wysmarkała nos.
- On nie był sobą, od kiedy wrócił do majątku. Domyśliłam się, że między wami musiało
zajść jakieś nieporozumienie, ale on nie chciał powiedzieć, czego ono dotyczyło. Przez jakiś czas
wspominał o powrocie do Kristianii, ale wtedy odwiedził go Carl Wilhelm Wang-Olafsen, jeden z
jego znajomych ze Straży Granicznej przy Kongsvinger. Prowadzili ze sobą długie, poważne
rozmowy i Emanuel postanowił zaczekać i jeszcze raz to przemyśleć. Wydaje mi się, że taka była
rada jego przyjaciela.
Elise się zdziwiła. Dlaczego Carl Wilhelm miałby odradzać Emanuelowi powrót do domu
do Kristianii? Czyżby Emanuel opowiedział mu o gniewie Kristiana i o tym, że ona wzięła stronę
brata? Czy Carl Wilhelm zgodził się, że nie warto żyć z taką żoną?
Rozległo się pukanie do drzwi i do środka zajrzał pan Ringstad. - Marie, myślę, że powinnaś
pozwolić Elise zostać z nim na chwilę sam na sam.
Pani Ringstad przerażona podniosła wzrok. - Ale co, jeżeli...
- To się nie stanie tak szybko, doktor nie był nawet pewien, czy sytuacja jest aż tak
poważna, jak się obawiamy.
Pani Ringstad posłuchała, acz z wahaniem i niechętnie. Elise poczuła ulgę na odgłos drzwi,
które się za nią zamknęły.
Wzięła do ręki dłoń Emanuela, była ciepła, ale bezwładna.
- Wszyscy tu jesteśmy, Emanuelu, chłopcy, Hugo i Jensine, i ja. Nagle spostrzegła, że
otworzył oczy i zamknął usta, ale nie popatrzył wprost na nią.
- Dzisiaj przyjechaliście? - spytał słabym głosem, ale widać było, że jego umysł był
niezmącony chorobą.
- Tak, przed chwilą.
Zaległa cisza. Oddychał z wysiłkiem i najwyraźniej nie miał sił powiedzieć nic więcej. Ona
też nie wiedziała, co ma powiedzieć. Czy rozumiał swą sytuację? Zdawał sobie sprawę z tego, że
być może wkrótce umrze? Na jego twarzy, w okolicy ust i wokół zapadniętych oczu pojawił się
obcy wyraz. Przepełniało ją bezgraniczne współczucie, pomieszane z poczuciem winy oraz
przerażeniem tym, że nie czuła prawdziwego żalu i bólu. On był jej prawowitym mężem, ojcem jej
jedynej córki, ojczymem Hugo i opiekunem chłopców. Trzy lata temu przysięgli sobie miłość i
szacunek, póki śmierć ich nie rozłączy, a ona siedziała teraz, nie czując nic prócz przedziwnej
pustki.
- Przykro mi, Emanuelu, z powodu wszystkiego. Ponownie zamknął oczy, nie była pewna,
czy słyszy jej słowa.
- Wiem, że postąpiłam wobec ciebie niesprawiedliwie, powinnam była zażądać, by Kristian
cię przeprosił.
Nic nie wskazywało na to, by jej słowa robiły na nim jakiekolwiek wrażenie. Być może
duchem przebywał już gdzie indziej. Pomimo tego ciągnęła:
- Chłopcy zwrócili mi na to uwagę podczas naszej podróży pociągiem do Ringstad. Evert
powiedział, że to dorośli decydują. Kristian siedział milczący i nieszczęśliwy, on żałuje tego, co
zrobił.
Nadal nie było widać żadnej reakcji ze strony Emanuela.
Uścisnęła jego dłoń.
- Ja też żałuję. Niedobrze, że rozstaliśmy się w niezgodzie. Pomyślałam później, że miałeś
rację, dobrze wychowane dziecko nie powinno próbować uciekać z domu.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi i do środka zajrzał pan Ringstad.
- Elise, czy Kristian może do was wejść? Wypuściła dłoń Emanuela i podniosła się z
miejsca.
- Oczywiście.
Kristian był blady, a jego ruchy mechaniczne. Powoli, nie podnosząc wzroku, podszedł do
łóżka. Pan Ringstad ponownie zniknął za drzwiami.
- Usiądź tu na krześle koło łóżka - powiedziała to tak serdecznym tonem, jak tylko umiała. -
Ma zamknięte oczy, ale wydaje mi się, że słyszy, co do niego mówimy.
Posłał jej bezradne spojrzenie.
- Zostaniesz tu ze mną?
- Zależy, co wolisz.
Przez chwilę zdawało jej się, że będzie ją błagał, aby została, ale jego spojrzenie ponownie
powędrowało w stronę Emanuela.
- Możesz zaczekać na zewnątrz, jeśli chcesz. Nie musisz zamykać drzwi.
Zrobiła, jak powiedział, i bezgłośnie opuściła pokój. Stanęła na zewnątrz, nieznacznie tylko
przymykając za sobą drzwi.
- Emanuelu? - głos Kristiana zabrzmiał głośno i wyraźnie, jakby obawiał się, że Emanuel
ma problemy ze słuchem. - Przepraszam. - Z pokoju dobiegł urwany szloch.
Uchyliła szerzej drzwi i zajrzała do środka. Kristian siedział z pochyloną głową, a po jego
policzkach spływały łzy.
- Ucieszyłem się, kiedy zostałeś moim tatą, i rozumiem, dlaczego byłeś surowy - zapłakał
ponownie. - Dziękuję, że zechciałeś mnie wychowywać.
Nagle zobaczyła, że Emanuel powoli wyciąga dłoń, szuka po omacku jego ręki i bierze jego
dłoń w swoją.
Kristian siedział całkiem cicho i płakał bezgłośnie. Wydawało jej się, że dostrzega, jak
wargi Emanuela się poruszają, ale nie była w stanie usłyszeć jego słów. Kristian skinął głową, przez
co pojęła, że on go zrozumiał.
Na schodach rozległy się kroki. Odwróciła się i zobaczyła zbliżającego się pana Ringstada
razem z Pederem i Evertem. Byli boso i szli cicho na palcach. Żałowała, że Peder nie ściągnął też
skarpet, teraz pani Ringstad pewnie zauważy tę wielką dziurę.
- Są tu jeszcze dwie osoby, które chciałyby się pożegnać - powiedział jej teść niewyraźnie.
Skinęła głową i szepnęła: - Kristian jest w środku. Ostrożnie otworzył drzwi.
Kristian zobaczył ich i powiedział: - Przyszli Peder i Evert. - Emanuel wypuścił jego dłoń, a
on bezgłośnie wstał z miejsca. Zauważyła, że był bardziej wyprostowany, wychodząc z pokoju, niż
kiedy tam wchodził.
Peder spojrzał na nią.
- Nie wejdziesz z nami, Elise? Skinęła głową.
- Dobrze, wejdę razem z wami. Pan Ringstad podszedł do Kristiana.
- Widział cię? - spytał.
Kristian przytaknął. - Słyszał, co mówiłem i rozmawialiśmy.
- To całkiem nieźle, może wracają mu siły?
Do Elise nie dotarła odpowiedź Kristiana, podeszła już za Pederem i Evertem do łóżka.
Chłopcy byli sztywni i widać było, że się boją. Pierwszy raz stali przy umierającym i robiło
to na nich wielkie wrażenie. Przez chwilę wpatrywali się w niego bez słowa.
Emanuel znowu miał zamknięte oczy i leżał nieruchomo. Nie wiedziała, czy dotarło do
niego, że tu są.
- Emanuelu, Peder i Evert są tutaj. Leżał zupełnie cicho.
- Oni również chcieliby prosić cię o wybaczenie. Nadal nie było widać żadnej reakcji.
Nagle Peder rzucił się z płaczem na łóżko.
- Nie chcę, żebyś umarł! - zaszlochał głośno i przeraźliwie. - Byłeś dla nas taki dobry,
zabrałeś nas do Tivoli, kupiłeś choinkę do domku majstra i podarowałeś nam prezenty na
Gwiazdkę. Już nigdy więcej nie będzie choinki, bo teraz sklep jest zamknięty i nie uda mi się już
wcisnąć nikomu cukierniczek, nie wiadomo, czy Elise napisze jeszcze jakąś książkę, bo teraz
napisała już o wszystkich ludziach, których znamy.
Elise próbowała go uspokoić.
- Cicho, Pederze, nie wolno ci tak dużo mówić, to jest męczące dla Emanuela.
Peder już miał wstać, kiedy Emanuel uniósł bezwładną dłoń i położył ją na jego głowie.
Peder leżał nieruchomo, bez słowa, tylko jego ciałem od czasu do czasu wstrząsał szloch.
Dłoń Emanuela ponownie ześliznęła się na kołdrę. Peder wstał, teraz była kolej Everta.
Evert ukłonił się uroczyście.
- Przepraszam. I dziękuję, że wziąłeś mnie ze sobą na Hammergaten, Emanuelu.
Elise nie od razu zrozumiała, o czym on mówi, dla niej Evert był jednym z nich.
Emanuel zdawał się mieć trudności z uniesieniem ręki po raz kolejny, ale udało mu się w
końcu przesunąć ją do Everta i wziąć go za rękę.
Elise poczuła, jak ściska ją w gardle i piecze pod powiekami. Wcześniej wstydziła się swej
nieczułości, teraz za to miała ochotę rzucić się na łóżko Emanuela i zapłakać tak samo, jak
wcześniej Peder.
Emanuel wypuścił dłoń Everta, ale nie potrafił już przysunąć ręki do siebie. Zobaczyła, że
jego wargi się poruszają, ale nawet gdy nachyliła się bliżej, nie była w stanie zrozumieć jego słów.
Przez dłuższą chwilę stali razem w milczeniu i wpatrywali się w niego.
Nagle zaczął dziwnie oddychać. Poczuła, że zbliża się koniec, i szeptem powiedziała
chłopcom, żeby poszli po pana i panią Ringstadów.
Po niedługiej chwili przyszli rodzice Emanuela, a chłopcy zostali na dole w kuchni u Olaug.
Elise odwróciła się do rodziców Emanuela, a po jej policzkach spływały łzy.
- Wydaje mi się, że zbliża się koniec - szepnęła.
Pani Ringstad usiadła na krawędzi łóżka i wzięła do ręki dłoń Emanuela. Elise i pan
Ringstad stali obok. Elise nie miała już wątpliwości, że jej mąż właśnie kona.
- A więc stało się to, czego się obawialiśmy - powiedział jej teść tonem, którego nigdy
wcześniej nie słyszała.
- Cicho - odpowiedziała zduszonym od płaczu głosem pani Ringstad. - On słyszy, co
mówisz.
Usłyszeli jeszcze kilka wydechów, po czym nastała cisza. Elise nie mogła oderwać od niego
wzroku. Emanuel nie żył.
2
Pani Ringstad z rozpaczy odchodziła od zmysłów. Służące pomogły jej dojść do sypialni i
położyć się do łóżka, a Elise z teściem poszli do chłopców. Posłano po doktora, jak również po
kobietę ze wsi, która miała pomóc przy przygotowaniu zwłok do pogrzebu.
Peder płakał, ale Evert i Kristian byli poważni i milczący. Olaug zabrała Hugo i Jensine do
obory, żeby popatrzyli na zwierzęta.
- Powiedz nam teraz, co ci powiedział - poprosił pan Ringstad tak zmienionym głosem, że
Elise odwróciła się na dźwięk jego słów. Ogarnął ją strach, nigdy wcześniej nie widziała tak
udręczonej twarzy. Mężczyzna w ciągu jednej chwili stał się starcem. Emanuel był jego jedynym
dzieckiem i z czasem miał przejąć majątek. Teraz pan Ringstad nie miał już nikogo.
Nikogo, prócz wnuków, pomyślała, ale natychmiast przepędziła od siebie tę myśl.
- Mówił tak cicho, że prawie nie słyszałem, co powiedział - zaczął Kristian zadziwiająco
spokojnym głosem. - Przeprosiłem go i wydaje mi się, że wtedy powiedział, że mi wybaczył.
Pan Ringstad nie odrywał od niego wzroku.
- Czy miałbyś coś przeciwko temu, by powiedzieć mi, czego dotyczył wasz spór?
Kristian posłał Elise pytające spojrzenie. Skinęła głową, po czym on zaczął nieskładnie i z
wyraźnym wstydem opowiadać o tamtej pamiętnej sobocie i o tym, co zdarzyło się potem. Gdy
dokończył swą opowieść, wokół kuchennego stołu zapanowała całkowita cisza.
Elise spojrzała ukradkiem na swego teścia i dostrzegła, że miał zaszklone oczy.
- Chcesz powiedzieć, że Emanuel najpierw obiecał ci, że będziesz mógł zagrać w piłkę, a
potem zażądał, żebyś zamiast tego stanął za ladą? W sobotni wieczór?
Kristian zaczął niespokojnie wiercić się na swym miejscu i przytaknął, odwracając od niego
wzrok.
- Zdenerwowałem się, mimo że wiedziałem, że Emanuel ma prawo tak postanowić.
Powiedział, że jeżeli nie będę robić tego, co on każe, będę musiał wrócić do matki do Kjelsås albo
znaleźć sobie inne miejsce do mieszkania. Matka nie dałaby rady z większą liczbą dzieci w domu i
nie wiem, gdzie indziej mógłbym się podziać, dlatego pomyślałem, że mógłbym wyjechać do
Ameryki. - Głos mu się załamał. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego go po prostu nie przeprosiłem.
Elise poczuła, że za chwilę wybuchnie płaczem i pospiesznie poszukała chusteczki.
- To była w równym stopniu moja wina. Wzięłam stronę Kristiana i pokłóciłam się o to z
Emanuelem. On powiedział, że odbieram mu prawo bycia głową domu, a ja odpowiedziałam, że
zawsze byłam odpowiedzialna za chłopców. Żadne z nas nie chciało ustąpić. On wrócił tutaj w
gniewie, oczekując, że będę żałować moich słów i go przeproszę. Gdybym nie była taka uparta, być
może jego stan nie uległby pogorszeniu. - Powiedziawszy to, wybuchła płaczem i zakryła twarz
dłońmi.
Wokół stołu ponownie zapadła cisza. Chłopcy wyglądali na przerażonych, widząc, że się
załamała, ona, która zawsze była tą silną. Nie potrafiła jednak powstrzymać łez.
Usłyszała skrzypnięcie krzesła o podłogę i po krótkiej chwili poczuła ciężar wielkiej dłoni
na swym ramieniu. Pan Ringstad zamienił się miejscami z Pederem.
- Coś ci chcę teraz powiedzieć, Elise - zaczął zachrypniętym głosem, ściskając jej ramię w
pocieszającym geście. - Ani ty, ani Kristian czy Marie, lub ja sam nie mogliśmy nic poradzić na to,
co się stało. Od dawna wiedziałem, że choroba Emanuela jest śmiertelna.
Zamilkł, zrozumiała, że musiał z wysiłkiem przełknąć ślinę, aby powstrzymać płacz, zanim
dał radę mówić dalej.
- Nasz doktor jest nadzwyczajnie biegły w swym rzemiośle i ma kontakty z lekarzami w
Niemczech. Był dosyć pewien swej diagnozy w przypadku Emanuela, ale sztuka lekarska nie zaszła
jeszcze na tyle daleko, by można to było udowodnić. Nie mamy lekarstw, które mogłyby mu
pomóc, a jako że choroba rozwijała się tak szybko, miał przed sobą trudny okres. Stopniowo
traciłby władanie w innych częściach ciała, a na koniec miałby spore kłopoty z oddychaniem. Wiele
zostało mu oszczędzone przez to, że śmierć nadeszła tak nagle.
Ponownie zamilkł.
Kristian podniósł się z miejsca.
- Mogę wyjść na zewnątrz?
- I ja też? I Evert? - zapytał błagalnym tonem Peder. Elise skinęła potakująco głową. Pan
Ringstad również się zgodził.
- Moim zdaniem to dobry pomysł. Wyjdźcie na świeże powietrze i pobiegnijcie na pole
popatrzeć na nowe źrebaki!
Nie zwlekając, zrobili, jak mówił.
Gdy zostali sami, Elise otarła oczy i spojrzała na teścia.
- Myślisz, że to samo stałoby się, gdyby nie ożenił się ze mną?
Pan Ringstad uśmiechnął się przez łzy i pogłaskał ją po policzku. - Czas spędzony z tobą był
najlepszym okresem w jego życiu, Elise, a on mimo to zmarnował szczęście, które w końcu udało
mu się znaleźć. Gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo się zastanawiałem nad tym dlaczego. W moich
oczach on był uosobieniem nieszczęścia, jedyna słuszna decyzja, jaką kiedykolwiek podjął, to
oświadczenie się tobie.
Znowu zamilkł, poruszył się niespokojnie i zdawało się, jakby chciał powiedzieć coś więcej,
ale nie miał pewności, czy to było właściwe. - Zakładam, że opowiedział ci trochę o swym
dzieciństwie.
Skinęła głową, rozumiejąc, do czego zmierzał. Prawdopodobnie próbował zasugerować, że
trudne usposobienie matki i jej niedorzeczne zachowanie wpłynęły na Emanuela.
Znowu uścisnął jej ramię.
- Będziemy trzymać się razem, Elise. Ja i tak nie przypuszczałem, że Emanuel zechce
przejąć gospodarstwo. Marie nieustannie wierzyła, że on zmieni zdanie i wróci do nas, ja sam
jednak porzuciłem tę myśl. On nie jest, to znaczy, nie był, stworzony do pracy na roli, nie nadawał
się do prowadzenia gospodarstwa, nie przepadał też za pracą w biurze.
Westchnął ciężko. Elise wytarła łzy.
- Masz rację, ale sądzę, że nadawał się do prowadzenia interesu. Szkoda, że natknął się na
nieuczciwych ludzi.
Teść posłał jej badawcze spojrzenie.
- Czy on nigdy nie miał żadnych wątpliwości co do tego kolegi?
- Owszem, oboje mieliśmy pewne podejrzenia. Wydawało nam się to dziwne, że miał tyle
pieniędzy, bo w jego sklepie nie było widać wielu klientów. Narzeczona pana Schwenckego
skontaktowała się nawet ze mną, by powiedzieć, że jej zdaniem w sklepie mogą być prowadzone
jakieś brudne interesy. Emanuel jednak sądził, że ona chce go oczernić, ponieważ chciał zakończyć
ich związek. Ostatnim razem, kiedy ponownie nabrałam podejrzeń, panu Schwenckemu udało się
mnie przekonać, że sprzedawał domową nalewką z agrestu i że to był chodliwy towar. Powiedział,
że agrest miał od gospodyni ze wsi. Teraz wiem, że w tych baniakach w jego magazynie
znajdowało się coś zupełnie innego.
Pan Ringstad powolnym ruchem potrząsnął głową. - Emanuel był naiwny, powinien był
zbadać sprawę za pierwszym razem, kiedy nabrał podejrzeń.
Oboje przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu.
- Cieszę się, że mam ciebie i dzieci - powiedział cicho. - Hugo został zapisany w
kościelnych księgach jako prawowity syn Emanuela, a to oznacza, że teraz on jest dziedzicem
Ringstad.
Spojrzała na niego kątem oka i spytała ostrożnie: - Czy nie mówi się teraz o nowym prawie
dziedziczenia?
Posłał jej zadziwione spojrzenie. - Dlaczego o to pytasz?
- Czytałam gdzieś, że prowadzone są dyskusje nad nowym prawem, które zapewni dzieciom
z nieprawego łoża takie samo prawo do dziedziczenia, jakie mają dzieci ślubne.
- Myślisz, że syn Signe mógłby mieć pierwszeństwo przed Hugo? Przytaknęła.
- Och nie, dzięki Bogu to prawo nie zostało jeszcze uchwalone. Przewracałbym się w
grobie, gdyby syn tej czarownicy miał któregoś dnia przejąć gospodarstwo moich ojców.
- On jest synem Emanuela. Zauważyła, że jego twarz pociemniała.
- Jego bękartem, chcesz powiedzieć.
- Sam wiesz, jak został poczęty Hugo.
- Owszem. I wiem również, że Hugo ma uzdolnioną, prawą i przyzwoitą matkę, że ma
dwóch młodych wujków, których bardzo cenię, i młodszą siostrę, która jest córką Emanuela. Wiem
również, że jego matka pochodzi z rodu uczciwych, dobrych, pracowitych ludzi z Telemarku.
Musiała na nowo wyjąć chusteczkę, wzruszona jego wspaniałomyślnością.
- I mam nadzieję, że Jensine, Peder, Evert i Kristian również będą mogli cieszyć się
gospodarstwem, a nie tylko Hugo. Peder już wcześniej dał wyraz swemu zainteresowaniu
gospodarstwem, ale wydaje mi się, że Kristian i Evert wybiorą inną przyszłość, nie brakuje im
rozumu. Jeżeli tylko będą mieli szansę, z pewnością zrobią maturę, a może nawet z czasem
rozpoczną studia.
Otworzyły się drzwi i do środka weszła jedna ze służących.
- Pani pana prosi, panie Ringstad. Wstał.
- Dobrze było porozmawiać, Elise. Nie wiem, jakbym dał radę przeżyć ten dzień, gdyby nie
wy.
Elise została w kuchni sama i pogrążyła się w rozmyślaniach. Zdanie ojca Emanuela to
jedno, ale opinia jego matki to zupełnie inna rzecz. Jeżeli ona przeciwstawi się planom swego
małżonka, to nic z nich nie będzie. Zdążyła już poznać obowiązujące tu układy. Pani Ringstad tak
bardzo zdenerwowała się na Signe, że dziewczynę odesłano z gospodarstwa, ale na wiosnę znowu
się tu pojawiła i z tego, co słyszała Elise, nie doprowadziło to do awantur czy scen wrogości. Signe
najwyraźniej umiała się przypodobać i pewnie będzie potrafiła dokonać tego znowu.
Ciężko wstała z krzesła. Jeszcze do niej nie dotarło, że Emanuel nie żyje i nawet nie
zastanawiała się nad konsekwencjami tego faktu. Teraz będą zmuszeni zostać w majątku aż do
pogrzebu, będzie mieć wystarczająco dużo czasu na rozmyślania. Okaże się też, jaki stosunek ma
do niej teściowa oraz czy Signe i Sebastian mają miejsce w sercu pani Ringstad.
Co jednak z dokumentem, który podpisała, kiedy Emanuel razem z ojcem i adwokatem
przybyli do Kristianii? Aby uzyskać szybki rozwód zmusili ją, by przyznała, że była w ciąży w
momencie zawierania związku małżeńskiego z Emanuelem. Nie myślała o tym wiele od czasu,
kiedy Emanuel zmienił zdanie i postanowił do niej wrócić, nim rozwód się uprawomocni. Czy
dokument nadal istniał, a jeśli tak, to czy był ważny? Czy mógłby unieważnić wpis do ksiąg
kościelnych, mówiący, że Hugo jest prawowitym synem Emanuela?
Wzdragała się na myśl o nadchodzących dniach. Mimo że teść był jej życzliwy jak nigdy,
wszystko będzie zależeć od tego, jak sytuację widzi pani Ringstad. Najprawdopodobniej przez
większość czasu będzie leżeć w łóżku i rzadko będzie pokazywać się podczas posiłków, może
nawet zmoże ją choroba i zażąda spokoju w domu. Dobrze, że dom był przestronny i że pogoda
była ładna, chłopcy nie będą chcieli przebywać w środku poza porami posiłków.
Wyszła na zewnątrz i powolnym krokiem ruszyła w stronę ogrodu. Gdy doszła do altany,
ogarnęły ją wspomnienia i po jej policzkach znowu popłynęły łzy. Przypomniała sobie, jak bardzo
wzruszający był Emanuel podczas jej pierwszego pobytu tutaj, jak bardzo się obawiał, że ona się od
niego oddali, podczas gdy jej rozpacz spowodowana była obawą, że jest w ciąży.
Doradzał jej wtedy, aby zaangażowała się w politykę i walczyła o prawa kobiet i
nieślubnych dzieci; gdyby tylko wiedzieli, co przyniesie im przyszłość...
Weszła do altany i usiadła na jednej z ławek. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś inny
zajmuje się jej dziećmi, a ona ma czas tylko dla siebie. Czuła się przez to dziwnie. Może mogłaby
znaleźć trochę papieru i napisać parę linijek, to z pewnością pomogłoby przepędzić czarne myśli i
odsunąć niepokój. Cały czas walczyła, aby nie dopuścić do siebie innych wspomnień, a najlepiej
całkowicie o nich zapomnieć, jednak niezależnie od tego, jak bardzo się starała, one wdzierały się
do jej świadomości.
W jej głowie pojawiały się coraz to nowe obrazy, trzy ostatnie lata z jej życia przesuwały się
w jej pamięci, jakby przewracała stronice powieści. Teraz dopiero zrozumiała, że ten czarny cień
czaił się w pobliżu cały czas. Po raz pierwszy pojawił się, kiedy Agnes, zataczając się, przyszła na
ich wesele, nie do końca trzeźwa, obrzuciła gości triumfującym spojrzeniem i wyrzuciła z siebie:
Chyba nie sądzicie, że to Emanuel jest ojcem dziecka?
Po raz kolejny cień pojawił się, kiedy Emanuel był w domu na przepustce. Zdenerwował
się, że zaczęła zarabiać, sprzątając u ludzi oraz z powodu wcześniejszych odwiedzin Johana. Gdy
dostała od niego następny list, zorientowała się, że Emanuel się zmienił, ton listu był niemalże
lodowaty i bezosobowy. Dopiero kiedy na dobre wrócił do domu ze służby na granicy, dowiedziała
się, że ją zdradził.
Na kolejnych obrazach pojawiających się w jej głowie nieustannie wracał czarny cień,
najpierw pod postacią obcej kobiety, Signe, następnie widoczny w sposobie, w jaki Emanuel
potraktował ten problem, kiedy Elise musiała zająć się nieszczęśnikiem i kłamać innym, aby
oszczędzić mu wstydu.
Dlaczego to zaakceptowała? I dlaczego te myśli powróciły do niej właśnie teraz? Nie
powinno się myśleć źle o zmarłych. Spróbowała to przerwać, zaczęła wspominać wszystko dobre,
co on uczynił dla chłopców i niej samej. Pozwolił im wprowadzić się do domku majstra, wziął ich
ze sobą tu do majątku, dzięki niemu przeżyli swoją pierwszą prawdziwą wigilię. Mimo to nie mogła
zapomnieć czarnego cienia.
Emanuel miał rację tego dnia, kiedy powiedział, że zabił w niej miłość, która z czasem
mogła przecież urosnąć, umocnić się dzięki ich wspólnemu wysiłkowi, aby stworzyć dzieciom
dobry dom. Zamiast tego jej miłość powoli usychała, aż w końcu obumarła. Błędem byłoby
obarczać za wszystko Emanuela, z pewnością i ona ponosiła część winy. Oczekiwała od niego tego
samego, co od siebie samej, Emanuel natomiast był inny. Dla niego dzieci nie były najważniejsze,
wprost przeciwnie, często widział je jako kulę u nogi.
Znowu wstała z miejsca, nie dawała rady dłużej o tym rozmyślać, i tak donikąd to nie
prowadziło. Chłopcy ją właśnie obarczyli winą za kłótnię z Emanuelem. Dla nich było oczywiste,
że dorośli mają rację, niezależnie od tego, jak bardzo niedorzeczne wydaje się to dzieciom.
Ku swemu zaskoczeniu na zewnątrz altany zobaczyła Kristiana.
- Co tu robisz?
- Szukałem cię, ale nikt nie wiedział, gdzie się podziałaś.
- Usiadłam tu, żeby pomyśleć w spokoju. Gdy byłam na gospodarstwie pierwszy raz,
Emanuel zabrał mnie tutaj, pamiętam, że tak dobrze nam się wtedy rozmawiało. Zaproponował,
żebym zaangażowała się w politykę i walczyła o prawa kobiet i dzieci. - Celowo uniknęła
sformułowania nieślubnych.
Kristian obrzucił ją krótkim spojrzeniem.
- To było, kiedy go jeszcze kochałaś.
- Małżonkowie mogą się kochać nawet wtedy, kiedy się kłócą. - Sama usłyszała, że
powiedziała to obronnym tonem. Kristian się nie odezwał.
Razem ruszyli w stronę domu.
- Bardzo się cieszę, że udało ci się go przeprosić, Kristianie. Skinął głową.
- Ja również.
- Biedny Peder, tak bardzo się tym przejął.
- Jego mi nie szkoda. Nie tak dawno temu powiedział, że cieszy się, że zostaliśmy sami na
Hammergaten.
Elise zamilkła. Kristian miał rację, ale nie mogła tego powiedzieć głośno.
- Najbardziej mi żal jego ojca - ciągnął Kristian. - On z pewnością liczył na to, że Emanuel
przejmie gospodarstwo. Teraz nie ma nikogo.
- Mi też właśnie jego najbardziej żal. Powinnam bardziej współczuć jego matce, ale... -
urwała.
- Ale to nie jest łatwe, kiedy wiesz, jak ona traktowała Emanuela. Spojrzała na niego kątem
oka.
- Kto ci o tym powiedział?
- Chłopak stajenny. Spojrzała na niego zdziwiona.
- To on coś o tym wie? Skąd? Nie jest przecież taki stary? Tym razem to Kristian spojrzał na
nią zdziwiony.
- O co ci chodzi? Czy trzeba być starym, żeby widzieć, co się wokół ciebie dzieje?
- Myślałam, że mówisz o dzieciństwie Emanuela.
- Nie, chodziło mi o to, jak jest teraz.
- Chyba nie była dla niego niedobra podczas jego choroby? Kristian kopnął kamień leżący
na jego drodze. Zamiast odpowiedzieć, wybuchnął ze złością:
- Nie rozumiem, dlaczego nie wrócił do nas do domu! Elise stanęła w miejscu.
- Co masz na myśli, Kristianie? Co usłyszałeś od innych? -Nic.
- Widzę po tobie, że dowiedziałeś się czegoś, co teraz cię męczy. Wyduś to z siebie!
Gwałtownie potrząsnął głową, a sekundę później rzucił się biegiem przed siebie. Krzyknęła
na niego i próbowała biec za nim, ale zrozumiała, że nie ma szans, by go dogonić. Zadziwiona, nie
mogąc złapać oddechu i czując rosnący w jej duszy niepokój, zwolniła kroku, wpatrując się w jego
postać znikającą za krzakiem malin.
3
Pani Ringstad nie pokazała się przez resztę dnia. Przybył doktor i wypisał świadectwo
zgonu. Zwłoki Emanuela przyszykowano do pogrzebu i położono w otwartej trumnie w zielonym
salonie, który był najbardziej zacienionym pokojem w całym domu. Wokół trumny ustawiono
świece i wiele wazonów z bladoczerwonymi, dzikimi różami.
Z nadejściem wieczoru pojawiła się ciotka Ulrikke oraz kilkoro sąsiadów i krewnych, do
których wcześniej posłano z wiadomością jednego z parobków. Wieść o śmierci Emanuela wkrótce
rozejdzie się po całej wsi i zewsząd zaczną napływać ludzie, dlatego ważne było, aby ich najbliżsi
dowiedzieli się jako pierwsi. Elise zakładała, że posłano kogoś z wiadomością do rodziny Carlsen,
powiedziano jej jednak, że byli na wakacjach w Anglii, w tej samej miejscowości wypoczynkowej,
co Hilda i majster. Ciekawa była, czy towarzyszył im również Sigvart Samsom.
Sąsiedzi byli wstrząśnięci wiadomością o nagłej śmierci Emanuela, wcześniej powiedziano
im, że z jego chorobą można żyć wiele lat. Chodzili teraz powolnym krokiem wokół trumny,
żegnając się z nim, pobladli, milczący, ze spuszczonym wzrokiem.
Elise ucieszyła się na widok ciotki Ulrikke. Nie widziała się z nią od czasu jej
niespodziewanej wizyty w Kristianii, kiedy to pojawiła się tam oburzona z powodu Emanuela i jego
rodziców. Była wtedy nadzwyczajnie szczera i powiedziała wprost, że pani Ringstad jest osobą
zepsutą i trudną we współżyciu, a Hugo Ringstad nigdy nie powinien się z nią ożenić. Elise
pomyślała, że ciotka Ulrikke jest jedyną osobą w rodzinie Ringstad, z którą czuła się swobodnie,
jedyną, która ją rozumiała i która brała jej stronę. Nawet gdy pojawiła się w domku majstra w
swojej pelerynie przetykanej perłami, wielkim kapeluszu i z parasolką w ręce, w jakiś niebywały
sposób bardziej tam pasowała niż wiele innych osób.
Elise dostrzegła teraz, że ciotka Emanuela wyraźnie się postarzała od czasu ich ostatniego
spotkania. Śmierć Emanuela pozostawiła na niej wyraźny ślad. Mimo że była oburzona jego
zachowaniem, Elise wiedziała, że bardzo go kochała.
Ciotka szybkim ruchem pogłaskała ją po policzku.
- To bardzo bolesne, Elise, czasami nie potrafię pojąć jego decyzji - powiedziała, wskazując
parasolką niebo. - Przeprowadziłam ostatnio kilka długich rozmów z Emanuelem i myślałam, że
niewiele mi brakuje, aby przekonać go, by wrócił do was do domu. Mówiłam mu, że nie można być
tak upartym. Trzynastoletni chłopiec może się zachowywać w ten sposób, bo to jest wiek, kiedy jest
się przekornym dla zasady, ale on, dorosła osoba, powinien się, proszę ciebie, zachowywać, jak
przystoi dorosłemu.
Elise miała chęć ostudzić jej wzburzenie. Zebrali się teraz, aby pożegnać Emanuela i było
już za późno, by zmienić cokolwiek z tego, co się zdarzyło.
- On był chory, ciotko Ulrikke, nie zareagowałby w ten sposób, gdyby był zdrowy.
Ciotka Ulrikke nic nie powiedziała, obrzuciła ją tylko szybkim spojrzeniem i
pomaszerowała do przedsionka.
- Gdzie jest Marie?
- Leży w swojej sypialni.
- Mogłam się tego domyślić. A gdzie jest pastor?
- Jeszcze nie przyjechał. Na północy parafii umarł ktoś inny.
- Zazwyczaj przyjeżdża najpierw do Ringstad.
W tym samym momencie z kuchni wyszedł pan Ringstad.
- Jesteś, ciotko Ulrikke, dobrze, że mogłaś przyjechać od razu.
- Oczywiście, że tak. Myślałeś, że jestem zbyt słaba, by dać radę?
- Nie, nic podobnego nie przyszłoby mi do głowy. Olaug przygotowała kawę, chciałabyś się
napić, zanim do niego pójdziesz?
- Gdzie są dzieci?
Elise pospieszyła z odpowiedzią:
- Najmłodsze już śpią, a chłopcy siedzą w kuchni.
- W takim razie napiję się kawy. - Pomaszerowała do kuchni, prosta jak struna i z kamienną
miną. Mimo to Elise dostrzegła na jej twarzy przebłysk innego uczucia - bólu, który ciotka Ulrikke
ze wszystkich sił starała się ukryć.
Z kuchni dobiegł wybuch radości.
- Przyjechała ciotka! - Były to słowa Pedera, który od dłuższego czasu nic nie mówił. -
Ciotko Ulrikke, na twoim kapeluszu rośnie olbrzymi kwiat! I po co ci parasol, kiedy świeci słońce?
- dodał zdziwionym tonem.
Elise podążyła za ciotką Ulrikke do kuchni i usłyszała jej śmiech. - To nie jest parasol na
deszcz, to parasolka od słońca, która jest mi potrzebna, żeby zachować bladą cerę.
- Ale ty masz już przecież parasolkę od słońca na głowie, więc nie trzeba ci jeszcze jednej w
ręce.
Elise bała się, że ciotka Ulrikke się obrazi, ale z ulgą usłyszała, że ona znowu się
roześmiała.
- Mój kapelusz chyba nie jest aż tak duży?
Peder wpatrywał się w jej ozdobę na głowie oczami okrągłymi ze zdziwienia.
- Właśnie, że jest. Jak będzie burza, pewnie odfrunie ci z głowy. Elise popatrzyła na niego
surowo.
- Przywitajcie się grzecznie z ciotką Ulrikke, chłopcy. Cała trójka wstała i głęboko się
ukłoniła.
Ciotka Ulrikke wzięła ich uroczyście za rękę.
- Co słychać u was, dzieci? Przykro mi, że musieliście przeżyć coś takiego.
- To nie było aż tak straszne - Peder udawał teraz chojraka. - W każdym razie nie jest już
strasznie, kiedy przyjechałaś.
Ciotka Ulrikke uśmiechnęła się, wyraźnie wzruszona.
- Naprawdę się cieszysz, że przyjechałam?
- Jasne, że tak. Wszyscy inni tylko chodzą wokoło i płaczą, a ty się do nas uśmiechasz. Poza
tym niezła z tobą zabawa, z tym całym klombem na głowie.
- Peder, na Boga! - Elise posłała mu surowe spojrzenie. - Nie można tak mówić do cioci! -
Odwróciła się do ciotki Ulrikke i powiedziała przepraszającym tonem:
- Przepraszam, ciotko Ulrikke, Emanuel miał rację, kiedy powiedział, że nie udało mi się
wychować chłopców na przyzwoitych ludzi.
Ciotka Ulrikke podała Olaug kapelusz, pelerynę oraz parasolkę i usiadła obok Pedera.
- Zupełnie się z wami pod tym względem nie zgadzam. Ja uważam, że to cudownie, kiedy
dzieci mają odwagę wypowiedzieć swoje zdanie. Peder uważa, że mam dziwny kapelusz, dlaczego
miałby udawać, że jest inaczej? I w jaki sposób ma w takim razie zrozumieć, kiedy powinien być
szczery, a kiedy nie?
Odwróciła się do Kristiana.
- Cierpisz, Kristianie, widzę to po tobie, jesteś najstarszy i najwięcej rozumiesz. Chociaż z
drugiej strony, kto potrafi pojąć, że drugi człowiek odszedł na zawsze?
Peder popatrzył na nią zdziwiony.
- Nie rozumiesz tego? Mogę wejść z tobą razem, to sama zobaczysz, leży tam z
zamkniętymi oczami i nie wydobył z siebie głosu od naszego przyjazdu.
Ciotka Ulrikke skinęła głową, nie tracąc cierpliwości.
- Rozumiem, że jest martwy, ale sądzę, że trudno pojąć, że już nigdy więcej go nie zobaczę.
Ciężko będzie biednemu Hugo.
- Hugo? On nic nie rozumie, jest za mały.
- Chodziło mi o ojca Emanuela, on też ma na imię Hugo.
- Jego matce też chyba jest ciężko?
Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedziała, a z wyrazu jej twarzy można było wyczytać, że się
spięła. Kristian posłał Elise porozumiewawcze spojrzenie.
Peder zaczął wiercić się niespokojnie, kiedy wokół stołu zapadła cisza.
- Możesz pojechać z nami na Hammergaten, ciotko Ulrikke, żebyś nie musiała być tutaj,
gdzie wszyscy płaczą.
- Dziękuję ci, Pederze. Sądzę, że skorzystam z twojej oferty. Już od dłuższego czasu mam
ochotę na wizytę w stolicy. Oczywiście, jeżeli twoja siostra nie ma nic przeciwko - dodała,
spoglądając na Elise.
- Siostra? - zapytał Peder zdziwionym tonem, jakby nie zrozumiał, o kogo chodziło, po
czym dodał z uśmiechem: - Masz na myśli Elise? Ona przyjmuje wszystkich, którzy potrzebują
pomocy. Najpierw była Jenny, potem Jorund, a na koniec Olaug. Wszystkich, którzy uciekli z domu
albo którzy nie mogą znaleźć matki czy ojca, Elise zabiera ze sobą do domu. Olaug spała w moim
łóżku. Jak chcesz, możesz też tam spać, ja mogę wtedy spać w dużym łóżku razem z maluchami.
Ciotka Ulrikke roześmiała się tak głośno, że aż przerażona zakryła dłonią usta i wstała z
miejsca.
- Ojej, nie można tak siedzieć i śmiać się, kiedy przybyliśmy tutaj, by pożegnać Emanuela.
Elise, wejdziesz tam ze mną? Leży pewnie w zielonym salonie?
Elise przytaknęła i podniosła się.
- Pójdę z tobą. Bądźcie cicho, chłopcy. - Zwróciła się do służącej: - Bardzo cię proszę,
Olaug, mogłabyś przypilnować, żeby zachowywali się przyzwoicie? Zrani to pana i panią Ringstad,
jeżeli w dzień taki, jak dzisiaj będą słyszeć głośne rozmowy i śmiech.
Długo stały w ciszy koło trumny. Sąsiedzi poszli już do siebie i zostały same.
W Emanuelu było coś pięknego i spokojnego, pomyślała nagle Elise. Zmarszczki koło ust
wygładziły się, wyglądał łagodnie i życzliwie, tak, jakim pamiętała go z okresu tuż po ich poznaniu.
- Teraz w końcu Emanuel zaznał spokoju - powiedziała cicho ciotka Ulrikke. - Widziałam
go takim tylko raz wcześniej, a było to tego lata, kiedy się pobraliście.
Elise spojrzała na nią kątem oka.
- Nie mówisz tego poważnie?
Ciotka Ulrikke skinęła potakująco głową, po czym odwróciła się ponownie w stronę trumny
i powiedziała zdecydowanym tonem:
- Żegnaj, Emanuelu, i dziękuję ci za wszystko. - Jej głos się załamał. - Nie potrwa długo,
nim za tobą podążę. - Ruszyła dalej wokół trumny i w stronę drzwi, a Elise poszła za nią.
Przyszli nowi sąsiedzi i wszyscy zebrali się w kuchni. Nigdzie nie widziała chłopców,
prawdopodobnie znowu woleli wyjść na zewnątrz, aby nie musieć rozmawiać z tyloma
nieznajomymi.
Hugo Ringstad starał się być dzielny i przyciszonym tonem prowadził rozmowy z
przybyłymi gośćmi. Przepraszał, że jego małżonka nie mogła się pojawić, ale leżała w łóżku.
Mówił, że ma słabe serce i niewiele może znieść. Sąsiedzi kiwali ze zrozumieniem głowami, ale
Elise zauważyła, że niektórzy z nich wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. Najwyraźniej we
wsi było powszechnie wiadomo, że pani Ringstad nie była najłatwiejszą osobą we współżyciu.
Niektórzy z przybyłych witali się z nią serdecznie, inni udawali, że jej nie dostrzegają. Nie
sądziła, aby chcieli być przez to niemili, na wsi ludzie nie byli równie snobistyczni, jak w mieście,
ale pewnie nie byli pewni, jak się powinni wobec niej zachować. Wcześniej przedstawiono im
Signe jako żonę Emanuela i teraz sami nie wiedzieli, co mają o tym myśleć.
Nagle usłyszała, jak ktoś wypowiada imię Signe. Nadstawiła uszu w nadziei, że uda jej się
wychwycić z rozmowy coś więcej, i całkiem wyraźnie usłyszała, że pan Ringstad wspomina coś o
telegrafowaniu. Czy wysłał telegram do Signe, by poinformować ją o śmierci Emanuela? Dlaczego
to zrobił, skoro nie mógł jej znieść?
Wtedy zezłościła się na samą siebie. Oczywiste jest, że musiał poinformować o tym Signe,
Emanuel był przecież ojcem Sebastiana. Jak daleko było z Eidsvoll do Kongsvingen? Raczej nie
uda im się przybyć wcześniej niż następnego dnia. Obawiała się nadejścia tej chwili, wspomnienia
o kochance Emanuela nie należały do najprzyjemniejszych.
W końcu ostatni goście opuścili Ringstad i mogła położyć się do łóżka. To był
nieskończenie długi i ciężki dzień, a najgorsze było jeszcze przed nią.
4
Następnego dnia próbowała znaleźć się z Kristianem sam na sam. Długo próbował się
wykręcać, ale w końcu zrozumiał, że nie ma innego wyjścia.
- Kiedy rzekło się A, trzeba powiedzieć i B - mówiąc to, popchnęła go przed sobą do altany.
- Nie możesz ot tale, po prostu, dać mi do zrozumienia, że usłyszałeś coś ważnego, i na tym
zakończyć temat.
- Stajenny powiedział, że matka Emanuela go biła.
- Biła? - Elise popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. - Nie bije się dorosłego syna,
zwłaszcza takiego, który jest na wózku inwalidzkim.
- Ale ona to właśnie zrobiła. Kłócili się. Emanuel chciał jechać do Kristianii, ale matka mu
zabroniła. Powiedziała, że on nie ma czego szukać wśród biedaków znad rzeki Aker i że jeszcze
bardziej się rozchoruje, jeżeli tam pojedzie. On, nie zważając na jej protesty, kazał służącej spa-
kować swoje rzeczy, ale wtedy matka wpadła w histerię. Tak powiedział stajenny. On i jedna ze
służących zaglądali przez szparę w drzwiach i wszystko widzieli. Pani Ringstad wzięła szczypce i
uderzyła go nimi w głowę, ale potem żałowała tego, co zrobiła, i płakała, i była miła. Na koniec
Emanuel obiecał jej, że jednak nie pojedzie.
Elise była wstrząśnięta. Opowieść Kristiana zgadzała się z tym, co ona sama usłyszała z ust
Emanuela, ale w co ciężko jej było wcześniej uwierzyć. Nigdy nie widziała, aby pani Ringstad tak
zupełnie straciła nad sobą kontrolę. Tego dnia, kiedy ona i Emanuel oznajmili, że się zaręczyli, była
nieprzyjemna i oskarżała ją, że uwiodła Emanuela, aby zdobyć jego majątek, nie straciła wtedy
jednak panowania nad sobą.
- Stajenny powiedział, że to pewnie matki wina, że on zmarł, i że powinien tu być lensman -
ciągnął Kristian.
Elise potrząsnęła głową.
- Wydaje mi się, że trochę przesadza. Gdyby zaistniało jakiekolwiek podejrzenie, że coś
podobnego miało miejsce, pan Ringstad postąpiłby inaczej. Poza tym na głowie Emanuela nie było
widać żadnych ran.
- Skąd możesz mieć tę pewność, skoro on cały czas leżał z głową na poduszce?
- Myślę, że pan Ringstad powiedziałby mi o tym.
- Że jego żona go zabiła? Naprawdę myślisz, że tobie by o tym powiedział?
- Może nie wprost, ale sądzę, że zorientowałabym się po jego zachowaniu, że coś jest nie
tak.
FRID INGULSTAD BABIE LATO
1 Ringstad, lato 1908 roku Elise wpatrywała się w krajobraz za oknem pociągu. W jej głowie kłębiły się przeróżne myśli. Nieoczekiwany zwrot wydarzeń... napisał w telegramie jej teść. Co to mogło oznaczać? Koniec? Przeszedł ją dreszcz. Sądziła, że Emanuel był w dużo lepszej formie, Paul Georg Schwencke też to zauważył. Nie wróciłby do majątku, gdyby nie ich kłótnia po tym, jak Kristian, jak im się zdawało, wyjechał do Ameryki, a w każdym razie nie przed nastaniem jesiennych chłodów i krótkich dni. Przez ten czas, kiedy był w domu na Hammergaten, czuł się dobrze. Zaangażował się w prowadzenie interesów i każdego dnia zadowolony wyruszał do sklepu. Aż do tego sobotniego popołudnia, kiedy ona udała się do Enerhaugen, aby odwiedzić Olaug, a on po jej powrocie do domu był w wyraźnie złym humorze. I do tej pamiętnej niedzieli dzień później, kiedy Kristian zniknął, a ona winą za to obarczyła Emanuela. Ponownie przeszły ją ciarki po plecach. Czy to kłótnia między nimi spowodowała pogorszenie jego stanu zdrowia? Nieoczekiwany zwrot wydarzeń, to chyba nie mogło oznaczać nic innego? Emanuel już wcześniej mówił, że się dziwnie czuje i obawia się, że zaczyna wariować. Zamyślona potrząsnęła głową. Pan Ringstad nie użyłby takich słów, gdyby nie uważał, że waży się ludzkie życie. Hugo i Jensine byli całkowicie pochłonięci widokiem za oknem i krzyczeli z radości na widok krów, koni i owiec, pasących się na polu. Chłopcy byli jednak zadziwiająco milczący. Nawet Peder. Spojrzała na niego. - O czym myślisz, Pederze? - O Emanuelu. Nic na to nie odpowiedziała w nadziei, że sam zechce mówić dalej. - Jeśli on umrze, to może być nasza wina. Zdecydowanie potrząsnęła przecząco głową. - To nieprawda, nie mogliśmy nic poradzić na to, że zachorował. - Racja, ale na to, że się denerwował, mogliśmy. Gdybyśmy zawsze robili, jak kazał, nie denerwowałby się tak, a wtedy ludzie żyją dłużej. - Kto ci to powiedział? - Pani Jonsen. Powiedziała tak przed naszym wyjazdem, powiedziała, że zawsze strasznie hałasowaliśmy i nic dziwnego, że Emanuel był przemęczony. Elise poczuła, jak wzbiera w niej gniew.
- Tu się pani Jonsen myli. Emanuel lubił pracę w sklepie. Zawsze był wesoły i podekscytowany, kiedy rozmawiał z panem Schwencke. - No, sama widzisz, kiedy rozmawiał z dorosłymi, był wesoły, ale kiedy rozmawiał z nami, to się denerwował. Wtedy zalewa człowieka żółć, a to jest jak trucizna, która roznosi się po całym ciele, tak powiedziała pani Jonsen. Elise poczuła, że jej poirytowanie przybiera na sile. Jak jakakolwiek dorosła osoba mogła powiedzieć coś takiego dziecku? Obwiniać je o chorobę drugiego człowieka? - To nieprawda! - Sama usłyszała, jak ostrym tonem to powiedziała. - Chcesz powiedzieć, że pani Jonsen kłamie? - Nie, po prostu sama do końca nie wie, jak to jest. - Czyli jest głupia, tak? Elise nic na to nie odpowiedziała, tylko mocno zacisnęła usta. Równocześnie jej spojrzenie powędrowało w stronę Kristiana. Siedział z lekko pochyloną głową i wpatrywał się prosto przed siebie. Wydawało się, że nie zwraca uwagi na jej rozmowę z Pederem. Czy on też miał równie gorzkie myśli i obwiniał się o to, że stan Emanuela się pogorszył, bo nie chciał go wcześniej przeprosić? To Emanuel zachował się nierozsądnie, ale dzieci, nawet trzynastoletnie, nie mogły tak myśleć. Każdy dorosły poparłby w tej sytuacji Emanuela, jedynie ona stanęła po stronie Kristiana. Zdanie dorosłych stanowiło prawo, tego nauczano w szkole i praktykowano w domach. Jak wyglądałoby życie Kristiana, gdyby nie przyswoił sobie tej reguły? Nauczyciele w szkołach używali zarówno trzcinki, jak i innych metod karania, tam nikt nie pytał, czy uczeń ma rację, czy też nie. - Kristianie, ty też nie możesz tak myśleć. Podniósł na nią wzrok, a w jego oczach widać było cierpienie. Miała nadzieję, że coś powie, podzieli się z nią tym, z czym się zmagał, on jednak milczał. - Nikt z nas nie może nic poradzić na to, co się stało, nie masz się, o co obwiniać. Kristian nadal milczał. Miała wrażenie, że był odmiennego zdania. Evert odwrócił się w jej stronę. - Nic nie da, że będziesz tak mówić, wiesz, Elise? On sam wie, że źle postąpił. - Ale to Emanuel nie dotrzymał słowa, kiedy najpierw obiecał Kristianowi, że będzie mógł zagrać w piłkę tamtej soboty, a potem zmusił go, by zamiast tego stanął za ladą. - To dorośli decydują. - Evert nie pozostawił wątpliwości co do tego, które z nich miało rację. Elise westchnęła w duchu. - W takim razie to ja źle postąpiłam wobec Emanuela i za to poproszę go o wybaczenie.
Więcej o tym nie rozmawiali, ale zarówno Peder, Ebert, jak i Kristian byli przez resztę podróży poważni i milczący. Na stacji nikt na nich nie czekał. Rozejrzeli się dookoła. Na niektórych pasażerów czekały furmanki zaprzęgnięte w konie, inni ruszali w drogę pieszo. Na koniec zostali na peronie sami. Kristian raz jeszcze rozejrzał się dookoła. - Nie wysłałaś telegramu, że przyjeżdżamy? - Nie. Sądziłam, że się domyślą, że przyjadę dzisiaj pierwszym pociągiem. - Dlaczego? Może pomyśleli, że nie będziesz mogła przyjechać od razu. - Kiedy dostaje się taki telegram, rusza się w drogę natychmiast. No cóż, chłopcy, w takim razie musimy iść pieszo. - Na piechotę? Aż tak daleko? - Doszliście do ruin w dolinie Maridalen w wieczór świętojański, więc dacie radę i teraz. Włożyli walizkę do wózka, posadzili na niej Jensine i wyruszyli w drogę. Upał powrócił i na niebie nie było widać ani jednej chmurki. Już po krótkiej chwili poczuła, że ubranie lepi jej się do ciała. Chłopcy narzekali na gorąco i pościągali koszule, a Hugo zaczął marudzić już po przejściu niewielkiego kawałka drogi. Wtedy nadjechał wóz. Powożący nim mężczyzna zapytał, dokąd idą, po czym zabrał ich walizkę, mimo że sam nie miał zbyt wiele miejsca. Hugo mógł w końcu wsiąść do wózka razem z Jensine. Elise miała na sobie niebieską sukienkę z cienkiej wełny, która wcześniej należała do Signe. Na szczęście dzięki halce sukienka nie przylepiała się do pleców, miała jednak długie rękawy, przez które teraz było jej gorąco. Ciemne pończochy również były zbyt grube, ale nie miała innych. Czuła ogromną chęć, aby zdjąć z głowy kapelusz, jednak nie odważyła się tego zrobić. Co powiedziałaby teściowa, gdyby zobaczyła ją idącą bez nakrycia głowy? Peder zaczął kuleć. - Zrobiły mi się odciski na piętach, mam za ciasne buty. Elise nic na to nie odpowiedziała. Cała trójka wyrosła tego lata, zauważyła to po ich butach, spodniach i kurtkach. Peder mógł odziedziczyć ubrania po swoim starszym bracie, ale co z Kristianem i Evertem? - Postaraj się jakoś wytrzymać, Pederze. Albo może wolałbyś ściągnąć buty i przez chwilę iść boso? Tylko musisz pamiętać, żeby założyć je z powrotem, kiedy będziemy zbliżać się do alei. Zrobił, jak powiedziała, i szedł dalej z butami w jednej ręce, a koszulą w drugiej. Jensine nagle zaczęła krzyczeć. Elise się zatrzymała. - Co się stało, Hugo? Znowu ją uszczypnąłeś? - To ona mnie uszypła.
- Chcesz powiedzieć uszczypnęła? Pamiętaj, co tata powiedział, musisz nauczyć się ładnie mówić. Kristian obrzucił ją surowym spojrzeniem. - Dlaczego Hugo nie może gadać jak inne dzieci? - Ponieważ Emanuel tak powiedział, sami zgodziliście się niedawno, że to dorośli decydują. - Ale ty nigdy nas nie poprawiałaś, kiedy gadaliśmy jak inne dzieciaki na ulicy. - Myślałam, że kiedy dorośniecie, będziecie mówić jak ja i Hilda. - Kłamiesz. Nie chciało ci się po prostu. - Kristianie, daj spokój. - Spojrzała na niego, marszcząc czoło. Co mu się dzisiaj stało? Zazwyczaj się tak nie zachowuje. Evert również szedł boso i razem z Pederem pobiegli przodem, podczas gdy Kristian szedł milczący i nadąsany obok niej. W końcu napięcie ustąpiło. - Myślisz, że się spóźnimy? A więc o to chodzi, pomyślała. Bal się, że nie będzie miał możliwości przeprosić Emanuela. Te myśli dręczyły go pewnie od momentu nadejścia telegramu. To wskazywałoby również, że w głębi ducha czuł, że to on, a nie Emanuel, postąpił źle. Zawstydziła się. Kristian był tylko dzieckiem, ona była dorosła, a jednak to on miał surowsze poczucie sprawiedliwości niż ona. Trudno jej było pogodzić się z myślą, że dorastał i oddalał się od niej, stawał się samodzielny, zaczynał myśleć na własną rękę i miał własne poglądy. Wcześniej ślepo ufał temu, co mówiła ona. Przyspieszyła kroku. Nagle ogarnął ją ten sam niepokój, co Kristiana. Oby tylko nie przybyli za późno! W końcu przed jej oczami pojawiła się długa aleja prowadząca do gospodarstwa. Mężczyzna z wozu zostawił ich walizkę na jej początku. Peder i Evert stanęli i założyli buty. Peder odwrócił się w jej stronę. - Mam dziurę w skarpecie i mam brudne nogi. - Trudno, Pederze. - Była zmęczona, brakowało jej tchu i cała była mokra od potu. - Nikt pewnie nie zauważy dziury, jeżeli będziesz miał na sobie buty, wytrzyj najpierw stopy, żebyś nie naniósł do butów piachu i trawy. - Dziura jest taka duża, że widać ją na zewnątrz. - Mówiłam już, trudno. Chyba nie oczekujesz, że przysiądę teraz w rowie i zacznę ci cerować skarpety? Mogłeś mi o tym powiedzieć wczoraj wieczorem. - Wtedy był u nas pan dżentelmen. - Na jego twarz natychmiast wystąpił uśmiech. - Myślałby kto, że on nie jadł naleśników od dwudziestu lat. Jego kucharka pewnie jest tępa jak but.
- No i tyle zjadł, że już myślałem, że dla nas nic nie zostanie - dodał Evert. Elise uśmiechnęła się. - Sądzę, że to miło, że w końcu dla odmiany my mogliśmy zrobić coś dla niego, on zawsze jest dla nas taki dobry. Peder popatrzył nią zdziwiony. - Dlaczego on jest dla nas taki dobry? - Wydaje mi się, że to z twojego powodu, to ty go pierwszy poznałeś. - No tak, ale dlaczego teraz, to znaczy, dlaczego wciąż jest taki miły? - Może się kocha w Elise? - zaśmiał się Evert. Kristian bez cienia uśmiechu na twarzy popatrzył po kolei na każde z nich. - Zastanawiam się, dlaczego był przy sklepie właśnie wtedy, kiedy przyjechała policja, i jak mógł się dowiedzieć o pędzeniu bimbru? Elise spojrzała na niego poważnym wzrokiem. - Myślę, że zrobiło mu się nas żal, bo sami musieliśmy się wszystkim zajmować. Dlatego zaczął sprawdzać, jak się sprawy mają. Udało mu się przekonać policję, że to niemożliwe, żebyśmy - Emanuel czyja - cokolwiek wiedzieli o tym, co się działo, i polecił swemu adwokatowi zająć się wszystkimi sprawami. Gdyby nie jego pomoc, mogliśmy zostać aresztowani za współudział przy nielegalnej sprzedaży alkoholu, - My nic nie wiedzieliśmy o tym, co oni robili. - Owszem, ale nie ma pewności, czy policja uwierzyłaby naszym słowom. Ludziom takim, jak my, nie wierzy się równie łatwo, jak tym, którzy mieszkają po drugiej stronie rzeki. Powinniśmy dziękować panu Wang-Olafsenowi, że udało nam się wyjść z tego bez szwanku. Poza tym sam wspomniałeś wcześniej, że podejrzewałeś ich o jakąś nielegalną działalność, wtedy powinniśmy byli zgłosić to policji. Kristian nic nie odpowiedział, ale Elise widziała, że zrozumiał, co chciała powiedzieć. Pederowi i Evertowi udało się w końcu założyć skarpety i buty i mogli pójść dalej. Elise czuła, jak ściska jej się żołądek. Mimo że pani Ringstad była dla niej ostatnio miła, może się zdarzyć, że powodowana lękiem i troskami, zacznie ją bezpodstawnie krytykować i oskar- żać o różne rzeczy. Potrząsnęła głową w zamyśleniu. Nie było pewności, że rzeczy mają się aż tak źle, jak by to wynikało z telegramu. Możliwe, że Emanuel miał gorszy dzień, jego rodzice przestraszyli się i nadali telegram, nie czekając na rozwój sytuacji. Na podwórzu nie było żywej duszy. Wszystkie okna i drzwi były zamknięte, cały dom zdawał się dziwnie opustoszały i porzucony.
Peder zatrzymał się i odwrócił w jej stronę. - Chyba nie ma nikogo w domu. - Niemożliwe. Nie mogli nigdzie pojechać, kiedy z Emanuelem jest tak źle. - Może on nie żyje i już go pogrzebali. - Cicho, Peder! - Posłała mu groźne spojrzenie. - Nie wolno ci tak mówić. Weszła po schodach i zapukała do drzwi. Upłynęła dłuższa chwila, ale w końcu usłyszeli zbliżające się kroki. Były to kroki pani Ringstad. Jej twarz była poszarzała. Na ich widok otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i wodziła wzrokiem od jednego do drugiego, wyraźnie przerażona. - Wzięłaś ze sobą wszystkie dzieci? Elise nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo usłyszała głos pana Ringstada, który znalazł się tuż za plecami swojej małżonki. - Oczywiście, że musiała wziąć ze sobą dzieci, co innego mogła z nimi zrobić? - powiedział i wyszedł na zewnątrz. Zbiegł po schodach i podniósł Hugo do góry. - Witaj, Hugo, witaj, Jensine, witajcie chłopcy, dobrze znowu was wszystkich widzieć. W tym samym momencie pojawiła się gosposia. Pani Ringstad zwróciła się do niej: - Zabierz wszystkich do kuchni, Olaug, daj im coś do jedzenia i przypilnuj, żeby nie rozrabiali. - Potem odwróciła się ponownie do Elise. - Chodź z nami na górę, ale musisz być przygotowana na to, że możesz przeżyć szok, niemalże nie sposób go rozpoznać. - Wydała z siebie urwany szloch i chwyciła chusteczkę, którą miała w kieszeni fartucha. Elise poszła za nią z bijącym sercem. W pierwszej chwili po wejściu do sypialni, którą Emanuel kiedyś dzielił z Signe, a potem z nią, wydało się, że Emanuel już nie żyje. Leżał w łóżku, trupioblady, z zamkniętymi oczami i rozchylonymi wargami. Nawet kiedy pani Ringstad cicho do niego podeszła, pogłaskała go po policzku i powiedziała szeptem, że przyjechała Elise, nie było po nim widać żadnej reakcji. Jego dłonie, leżące na kołdrze, były niemal równie białe, jak ozdobiona haftami poszwa. Wąskie, blade i szczupłe, jak dłonie osoby pracującej w biurze, pomyślała Elise, zupełnie inne niż zgrubiałe ręce przywykłe do pracy fizycznej, jakie miał jego ojciec. Emanuel nigdy by się nie nadał na pracy na roli, nigdy zresztą tego nie pragnął. Podeszła cicho do łóżka. - Emanuelu? To ja, Elise. Jego powiela nawet nie drgnęły, nie przymknął też ust. Pani Ringstad posłała w jej stronę zrozpaczone spojrzenie.
- Widzisz? To się stało po tym, jak otrzymał ten straszny telegram, on odebrał mu chęć do życia! - Wybuchła płaczem i zakryła twarz rękami. - Jaki telegram? - O tym, że jego najlepszy przyjaciel jest oszustem, który podstępem nakłonił jego subiekta do nielegalnej sprzedaży alkoholu. - Jej wypowiedź przerywana była urywanymi szlochami. Elise poczuła, jak ogarnia ją ulga. Była w takim razie nadzieja, że Kristian przestanie się obwiniać. - Emanuel nie mógł przecież temu zaradzić, my nic nie wiedzieliśmy o tym, czym oni się zajmowali - próbowała zaoponować. - Mimo tego bardzo się tym wszystkim przejął. Pan Schwencke był według jego słów jego najlepszym przyjacielem i nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że może zrobić coś podobnego. Elise miała na ten temat swoje zdanie, ale nie powiedziała tego głośno. Emanuel i ona często się zastanawiali, skąd Schwencke bierze takie pieniądze. Musiało mu przyjść do głowy, że pochodziły z jakiejś nielegalnej działalności. Pani Ringstad wysmarkała nos. - On nie był sobą, od kiedy wrócił do majątku. Domyśliłam się, że między wami musiało zajść jakieś nieporozumienie, ale on nie chciał powiedzieć, czego ono dotyczyło. Przez jakiś czas wspominał o powrocie do Kristianii, ale wtedy odwiedził go Carl Wilhelm Wang-Olafsen, jeden z jego znajomych ze Straży Granicznej przy Kongsvinger. Prowadzili ze sobą długie, poważne rozmowy i Emanuel postanowił zaczekać i jeszcze raz to przemyśleć. Wydaje mi się, że taka była rada jego przyjaciela. Elise się zdziwiła. Dlaczego Carl Wilhelm miałby odradzać Emanuelowi powrót do domu do Kristianii? Czyżby Emanuel opowiedział mu o gniewie Kristiana i o tym, że ona wzięła stronę brata? Czy Carl Wilhelm zgodził się, że nie warto żyć z taką żoną? Rozległo się pukanie do drzwi i do środka zajrzał pan Ringstad. - Marie, myślę, że powinnaś pozwolić Elise zostać z nim na chwilę sam na sam. Pani Ringstad przerażona podniosła wzrok. - Ale co, jeżeli... - To się nie stanie tak szybko, doktor nie był nawet pewien, czy sytuacja jest aż tak poważna, jak się obawiamy. Pani Ringstad posłuchała, acz z wahaniem i niechętnie. Elise poczuła ulgę na odgłos drzwi, które się za nią zamknęły. Wzięła do ręki dłoń Emanuela, była ciepła, ale bezwładna. - Wszyscy tu jesteśmy, Emanuelu, chłopcy, Hugo i Jensine, i ja. Nagle spostrzegła, że otworzył oczy i zamknął usta, ale nie popatrzył wprost na nią.
- Dzisiaj przyjechaliście? - spytał słabym głosem, ale widać było, że jego umysł był niezmącony chorobą. - Tak, przed chwilą. Zaległa cisza. Oddychał z wysiłkiem i najwyraźniej nie miał sił powiedzieć nic więcej. Ona też nie wiedziała, co ma powiedzieć. Czy rozumiał swą sytuację? Zdawał sobie sprawę z tego, że być może wkrótce umrze? Na jego twarzy, w okolicy ust i wokół zapadniętych oczu pojawił się obcy wyraz. Przepełniało ją bezgraniczne współczucie, pomieszane z poczuciem winy oraz przerażeniem tym, że nie czuła prawdziwego żalu i bólu. On był jej prawowitym mężem, ojcem jej jedynej córki, ojczymem Hugo i opiekunem chłopców. Trzy lata temu przysięgli sobie miłość i szacunek, póki śmierć ich nie rozłączy, a ona siedziała teraz, nie czując nic prócz przedziwnej pustki. - Przykro mi, Emanuelu, z powodu wszystkiego. Ponownie zamknął oczy, nie była pewna, czy słyszy jej słowa. - Wiem, że postąpiłam wobec ciebie niesprawiedliwie, powinnam była zażądać, by Kristian cię przeprosił. Nic nie wskazywało na to, by jej słowa robiły na nim jakiekolwiek wrażenie. Być może duchem przebywał już gdzie indziej. Pomimo tego ciągnęła: - Chłopcy zwrócili mi na to uwagę podczas naszej podróży pociągiem do Ringstad. Evert powiedział, że to dorośli decydują. Kristian siedział milczący i nieszczęśliwy, on żałuje tego, co zrobił. Nadal nie było widać żadnej reakcji ze strony Emanuela. Uścisnęła jego dłoń. - Ja też żałuję. Niedobrze, że rozstaliśmy się w niezgodzie. Pomyślałam później, że miałeś rację, dobrze wychowane dziecko nie powinno próbować uciekać z domu. Rozległo się ciche pukanie do drzwi i do środka zajrzał pan Ringstad. - Elise, czy Kristian może do was wejść? Wypuściła dłoń Emanuela i podniosła się z miejsca. - Oczywiście. Kristian był blady, a jego ruchy mechaniczne. Powoli, nie podnosząc wzroku, podszedł do łóżka. Pan Ringstad ponownie zniknął za drzwiami. - Usiądź tu na krześle koło łóżka - powiedziała to tak serdecznym tonem, jak tylko umiała. - Ma zamknięte oczy, ale wydaje mi się, że słyszy, co do niego mówimy. Posłał jej bezradne spojrzenie. - Zostaniesz tu ze mną?
- Zależy, co wolisz. Przez chwilę zdawało jej się, że będzie ją błagał, aby została, ale jego spojrzenie ponownie powędrowało w stronę Emanuela. - Możesz zaczekać na zewnątrz, jeśli chcesz. Nie musisz zamykać drzwi. Zrobiła, jak powiedział, i bezgłośnie opuściła pokój. Stanęła na zewnątrz, nieznacznie tylko przymykając za sobą drzwi. - Emanuelu? - głos Kristiana zabrzmiał głośno i wyraźnie, jakby obawiał się, że Emanuel ma problemy ze słuchem. - Przepraszam. - Z pokoju dobiegł urwany szloch. Uchyliła szerzej drzwi i zajrzała do środka. Kristian siedział z pochyloną głową, a po jego policzkach spływały łzy. - Ucieszyłem się, kiedy zostałeś moim tatą, i rozumiem, dlaczego byłeś surowy - zapłakał ponownie. - Dziękuję, że zechciałeś mnie wychowywać. Nagle zobaczyła, że Emanuel powoli wyciąga dłoń, szuka po omacku jego ręki i bierze jego dłoń w swoją. Kristian siedział całkiem cicho i płakał bezgłośnie. Wydawało jej się, że dostrzega, jak wargi Emanuela się poruszają, ale nie była w stanie usłyszeć jego słów. Kristian skinął głową, przez co pojęła, że on go zrozumiał. Na schodach rozległy się kroki. Odwróciła się i zobaczyła zbliżającego się pana Ringstada razem z Pederem i Evertem. Byli boso i szli cicho na palcach. Żałowała, że Peder nie ściągnął też skarpet, teraz pani Ringstad pewnie zauważy tę wielką dziurę. - Są tu jeszcze dwie osoby, które chciałyby się pożegnać - powiedział jej teść niewyraźnie. Skinęła głową i szepnęła: - Kristian jest w środku. Ostrożnie otworzył drzwi. Kristian zobaczył ich i powiedział: - Przyszli Peder i Evert. - Emanuel wypuścił jego dłoń, a on bezgłośnie wstał z miejsca. Zauważyła, że był bardziej wyprostowany, wychodząc z pokoju, niż kiedy tam wchodził. Peder spojrzał na nią. - Nie wejdziesz z nami, Elise? Skinęła głową. - Dobrze, wejdę razem z wami. Pan Ringstad podszedł do Kristiana. - Widział cię? - spytał. Kristian przytaknął. - Słyszał, co mówiłem i rozmawialiśmy. - To całkiem nieźle, może wracają mu siły? Do Elise nie dotarła odpowiedź Kristiana, podeszła już za Pederem i Evertem do łóżka. Chłopcy byli sztywni i widać było, że się boją. Pierwszy raz stali przy umierającym i robiło to na nich wielkie wrażenie. Przez chwilę wpatrywali się w niego bez słowa.
Emanuel znowu miał zamknięte oczy i leżał nieruchomo. Nie wiedziała, czy dotarło do niego, że tu są. - Emanuelu, Peder i Evert są tutaj. Leżał zupełnie cicho. - Oni również chcieliby prosić cię o wybaczenie. Nadal nie było widać żadnej reakcji. Nagle Peder rzucił się z płaczem na łóżko. - Nie chcę, żebyś umarł! - zaszlochał głośno i przeraźliwie. - Byłeś dla nas taki dobry, zabrałeś nas do Tivoli, kupiłeś choinkę do domku majstra i podarowałeś nam prezenty na Gwiazdkę. Już nigdy więcej nie będzie choinki, bo teraz sklep jest zamknięty i nie uda mi się już wcisnąć nikomu cukierniczek, nie wiadomo, czy Elise napisze jeszcze jakąś książkę, bo teraz napisała już o wszystkich ludziach, których znamy. Elise próbowała go uspokoić. - Cicho, Pederze, nie wolno ci tak dużo mówić, to jest męczące dla Emanuela. Peder już miał wstać, kiedy Emanuel uniósł bezwładną dłoń i położył ją na jego głowie. Peder leżał nieruchomo, bez słowa, tylko jego ciałem od czasu do czasu wstrząsał szloch. Dłoń Emanuela ponownie ześliznęła się na kołdrę. Peder wstał, teraz była kolej Everta. Evert ukłonił się uroczyście. - Przepraszam. I dziękuję, że wziąłeś mnie ze sobą na Hammergaten, Emanuelu. Elise nie od razu zrozumiała, o czym on mówi, dla niej Evert był jednym z nich. Emanuel zdawał się mieć trudności z uniesieniem ręki po raz kolejny, ale udało mu się w końcu przesunąć ją do Everta i wziąć go za rękę. Elise poczuła, jak ściska ją w gardle i piecze pod powiekami. Wcześniej wstydziła się swej nieczułości, teraz za to miała ochotę rzucić się na łóżko Emanuela i zapłakać tak samo, jak wcześniej Peder. Emanuel wypuścił dłoń Everta, ale nie potrafił już przysunąć ręki do siebie. Zobaczyła, że jego wargi się poruszają, ale nawet gdy nachyliła się bliżej, nie była w stanie zrozumieć jego słów. Przez dłuższą chwilę stali razem w milczeniu i wpatrywali się w niego. Nagle zaczął dziwnie oddychać. Poczuła, że zbliża się koniec, i szeptem powiedziała chłopcom, żeby poszli po pana i panią Ringstadów. Po niedługiej chwili przyszli rodzice Emanuela, a chłopcy zostali na dole w kuchni u Olaug. Elise odwróciła się do rodziców Emanuela, a po jej policzkach spływały łzy. - Wydaje mi się, że zbliża się koniec - szepnęła. Pani Ringstad usiadła na krawędzi łóżka i wzięła do ręki dłoń Emanuela. Elise i pan Ringstad stali obok. Elise nie miała już wątpliwości, że jej mąż właśnie kona.
- A więc stało się to, czego się obawialiśmy - powiedział jej teść tonem, którego nigdy wcześniej nie słyszała. - Cicho - odpowiedziała zduszonym od płaczu głosem pani Ringstad. - On słyszy, co mówisz. Usłyszeli jeszcze kilka wydechów, po czym nastała cisza. Elise nie mogła oderwać od niego wzroku. Emanuel nie żył.
2 Pani Ringstad z rozpaczy odchodziła od zmysłów. Służące pomogły jej dojść do sypialni i położyć się do łóżka, a Elise z teściem poszli do chłopców. Posłano po doktora, jak również po kobietę ze wsi, która miała pomóc przy przygotowaniu zwłok do pogrzebu. Peder płakał, ale Evert i Kristian byli poważni i milczący. Olaug zabrała Hugo i Jensine do obory, żeby popatrzyli na zwierzęta. - Powiedz nam teraz, co ci powiedział - poprosił pan Ringstad tak zmienionym głosem, że Elise odwróciła się na dźwięk jego słów. Ogarnął ją strach, nigdy wcześniej nie widziała tak udręczonej twarzy. Mężczyzna w ciągu jednej chwili stał się starcem. Emanuel był jego jedynym dzieckiem i z czasem miał przejąć majątek. Teraz pan Ringstad nie miał już nikogo. Nikogo, prócz wnuków, pomyślała, ale natychmiast przepędziła od siebie tę myśl. - Mówił tak cicho, że prawie nie słyszałem, co powiedział - zaczął Kristian zadziwiająco spokojnym głosem. - Przeprosiłem go i wydaje mi się, że wtedy powiedział, że mi wybaczył. Pan Ringstad nie odrywał od niego wzroku. - Czy miałbyś coś przeciwko temu, by powiedzieć mi, czego dotyczył wasz spór? Kristian posłał Elise pytające spojrzenie. Skinęła głową, po czym on zaczął nieskładnie i z wyraźnym wstydem opowiadać o tamtej pamiętnej sobocie i o tym, co zdarzyło się potem. Gdy dokończył swą opowieść, wokół kuchennego stołu zapanowała całkowita cisza. Elise spojrzała ukradkiem na swego teścia i dostrzegła, że miał zaszklone oczy. - Chcesz powiedzieć, że Emanuel najpierw obiecał ci, że będziesz mógł zagrać w piłkę, a potem zażądał, żebyś zamiast tego stanął za ladą? W sobotni wieczór? Kristian zaczął niespokojnie wiercić się na swym miejscu i przytaknął, odwracając od niego wzrok. - Zdenerwowałem się, mimo że wiedziałem, że Emanuel ma prawo tak postanowić. Powiedział, że jeżeli nie będę robić tego, co on każe, będę musiał wrócić do matki do Kjelsås albo znaleźć sobie inne miejsce do mieszkania. Matka nie dałaby rady z większą liczbą dzieci w domu i nie wiem, gdzie indziej mógłbym się podziać, dlatego pomyślałem, że mógłbym wyjechać do Ameryki. - Głos mu się załamał. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego go po prostu nie przeprosiłem. Elise poczuła, że za chwilę wybuchnie płaczem i pospiesznie poszukała chusteczki. - To była w równym stopniu moja wina. Wzięłam stronę Kristiana i pokłóciłam się o to z Emanuelem. On powiedział, że odbieram mu prawo bycia głową domu, a ja odpowiedziałam, że zawsze byłam odpowiedzialna za chłopców. Żadne z nas nie chciało ustąpić. On wrócił tutaj w gniewie, oczekując, że będę żałować moich słów i go przeproszę. Gdybym nie była taka uparta, być
może jego stan nie uległby pogorszeniu. - Powiedziawszy to, wybuchła płaczem i zakryła twarz dłońmi. Wokół stołu ponownie zapadła cisza. Chłopcy wyglądali na przerażonych, widząc, że się załamała, ona, która zawsze była tą silną. Nie potrafiła jednak powstrzymać łez. Usłyszała skrzypnięcie krzesła o podłogę i po krótkiej chwili poczuła ciężar wielkiej dłoni na swym ramieniu. Pan Ringstad zamienił się miejscami z Pederem. - Coś ci chcę teraz powiedzieć, Elise - zaczął zachrypniętym głosem, ściskając jej ramię w pocieszającym geście. - Ani ty, ani Kristian czy Marie, lub ja sam nie mogliśmy nic poradzić na to, co się stało. Od dawna wiedziałem, że choroba Emanuela jest śmiertelna. Zamilkł, zrozumiała, że musiał z wysiłkiem przełknąć ślinę, aby powstrzymać płacz, zanim dał radę mówić dalej. - Nasz doktor jest nadzwyczajnie biegły w swym rzemiośle i ma kontakty z lekarzami w Niemczech. Był dosyć pewien swej diagnozy w przypadku Emanuela, ale sztuka lekarska nie zaszła jeszcze na tyle daleko, by można to było udowodnić. Nie mamy lekarstw, które mogłyby mu pomóc, a jako że choroba rozwijała się tak szybko, miał przed sobą trudny okres. Stopniowo traciłby władanie w innych częściach ciała, a na koniec miałby spore kłopoty z oddychaniem. Wiele zostało mu oszczędzone przez to, że śmierć nadeszła tak nagle. Ponownie zamilkł. Kristian podniósł się z miejsca. - Mogę wyjść na zewnątrz? - I ja też? I Evert? - zapytał błagalnym tonem Peder. Elise skinęła potakująco głową. Pan Ringstad również się zgodził. - Moim zdaniem to dobry pomysł. Wyjdźcie na świeże powietrze i pobiegnijcie na pole popatrzeć na nowe źrebaki! Nie zwlekając, zrobili, jak mówił. Gdy zostali sami, Elise otarła oczy i spojrzała na teścia. - Myślisz, że to samo stałoby się, gdyby nie ożenił się ze mną? Pan Ringstad uśmiechnął się przez łzy i pogłaskał ją po policzku. - Czas spędzony z tobą był najlepszym okresem w jego życiu, Elise, a on mimo to zmarnował szczęście, które w końcu udało mu się znaleźć. Gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo się zastanawiałem nad tym dlaczego. W moich oczach on był uosobieniem nieszczęścia, jedyna słuszna decyzja, jaką kiedykolwiek podjął, to oświadczenie się tobie.
Znowu zamilkł, poruszył się niespokojnie i zdawało się, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale nie miał pewności, czy to było właściwe. - Zakładam, że opowiedział ci trochę o swym dzieciństwie. Skinęła głową, rozumiejąc, do czego zmierzał. Prawdopodobnie próbował zasugerować, że trudne usposobienie matki i jej niedorzeczne zachowanie wpłynęły na Emanuela. Znowu uścisnął jej ramię. - Będziemy trzymać się razem, Elise. Ja i tak nie przypuszczałem, że Emanuel zechce przejąć gospodarstwo. Marie nieustannie wierzyła, że on zmieni zdanie i wróci do nas, ja sam jednak porzuciłem tę myśl. On nie jest, to znaczy, nie był, stworzony do pracy na roli, nie nadawał się do prowadzenia gospodarstwa, nie przepadał też za pracą w biurze. Westchnął ciężko. Elise wytarła łzy. - Masz rację, ale sądzę, że nadawał się do prowadzenia interesu. Szkoda, że natknął się na nieuczciwych ludzi. Teść posłał jej badawcze spojrzenie. - Czy on nigdy nie miał żadnych wątpliwości co do tego kolegi? - Owszem, oboje mieliśmy pewne podejrzenia. Wydawało nam się to dziwne, że miał tyle pieniędzy, bo w jego sklepie nie było widać wielu klientów. Narzeczona pana Schwenckego skontaktowała się nawet ze mną, by powiedzieć, że jej zdaniem w sklepie mogą być prowadzone jakieś brudne interesy. Emanuel jednak sądził, że ona chce go oczernić, ponieważ chciał zakończyć ich związek. Ostatnim razem, kiedy ponownie nabrałam podejrzeń, panu Schwenckemu udało się mnie przekonać, że sprzedawał domową nalewką z agrestu i że to był chodliwy towar. Powiedział, że agrest miał od gospodyni ze wsi. Teraz wiem, że w tych baniakach w jego magazynie znajdowało się coś zupełnie innego. Pan Ringstad powolnym ruchem potrząsnął głową. - Emanuel był naiwny, powinien był zbadać sprawę za pierwszym razem, kiedy nabrał podejrzeń. Oboje przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. - Cieszę się, że mam ciebie i dzieci - powiedział cicho. - Hugo został zapisany w kościelnych księgach jako prawowity syn Emanuela, a to oznacza, że teraz on jest dziedzicem Ringstad. Spojrzała na niego kątem oka i spytała ostrożnie: - Czy nie mówi się teraz o nowym prawie dziedziczenia? Posłał jej zadziwione spojrzenie. - Dlaczego o to pytasz? - Czytałam gdzieś, że prowadzone są dyskusje nad nowym prawem, które zapewni dzieciom z nieprawego łoża takie samo prawo do dziedziczenia, jakie mają dzieci ślubne.
- Myślisz, że syn Signe mógłby mieć pierwszeństwo przed Hugo? Przytaknęła. - Och nie, dzięki Bogu to prawo nie zostało jeszcze uchwalone. Przewracałbym się w grobie, gdyby syn tej czarownicy miał któregoś dnia przejąć gospodarstwo moich ojców. - On jest synem Emanuela. Zauważyła, że jego twarz pociemniała. - Jego bękartem, chcesz powiedzieć. - Sam wiesz, jak został poczęty Hugo. - Owszem. I wiem również, że Hugo ma uzdolnioną, prawą i przyzwoitą matkę, że ma dwóch młodych wujków, których bardzo cenię, i młodszą siostrę, która jest córką Emanuela. Wiem również, że jego matka pochodzi z rodu uczciwych, dobrych, pracowitych ludzi z Telemarku. Musiała na nowo wyjąć chusteczkę, wzruszona jego wspaniałomyślnością. - I mam nadzieję, że Jensine, Peder, Evert i Kristian również będą mogli cieszyć się gospodarstwem, a nie tylko Hugo. Peder już wcześniej dał wyraz swemu zainteresowaniu gospodarstwem, ale wydaje mi się, że Kristian i Evert wybiorą inną przyszłość, nie brakuje im rozumu. Jeżeli tylko będą mieli szansę, z pewnością zrobią maturę, a może nawet z czasem rozpoczną studia. Otworzyły się drzwi i do środka weszła jedna ze służących. - Pani pana prosi, panie Ringstad. Wstał. - Dobrze było porozmawiać, Elise. Nie wiem, jakbym dał radę przeżyć ten dzień, gdyby nie wy. Elise została w kuchni sama i pogrążyła się w rozmyślaniach. Zdanie ojca Emanuela to jedno, ale opinia jego matki to zupełnie inna rzecz. Jeżeli ona przeciwstawi się planom swego małżonka, to nic z nich nie będzie. Zdążyła już poznać obowiązujące tu układy. Pani Ringstad tak bardzo zdenerwowała się na Signe, że dziewczynę odesłano z gospodarstwa, ale na wiosnę znowu się tu pojawiła i z tego, co słyszała Elise, nie doprowadziło to do awantur czy scen wrogości. Signe najwyraźniej umiała się przypodobać i pewnie będzie potrafiła dokonać tego znowu. Ciężko wstała z krzesła. Jeszcze do niej nie dotarło, że Emanuel nie żyje i nawet nie zastanawiała się nad konsekwencjami tego faktu. Teraz będą zmuszeni zostać w majątku aż do pogrzebu, będzie mieć wystarczająco dużo czasu na rozmyślania. Okaże się też, jaki stosunek ma do niej teściowa oraz czy Signe i Sebastian mają miejsce w sercu pani Ringstad. Co jednak z dokumentem, który podpisała, kiedy Emanuel razem z ojcem i adwokatem przybyli do Kristianii? Aby uzyskać szybki rozwód zmusili ją, by przyznała, że była w ciąży w momencie zawierania związku małżeńskiego z Emanuelem. Nie myślała o tym wiele od czasu, kiedy Emanuel zmienił zdanie i postanowił do niej wrócić, nim rozwód się uprawomocni. Czy
dokument nadal istniał, a jeśli tak, to czy był ważny? Czy mógłby unieważnić wpis do ksiąg kościelnych, mówiący, że Hugo jest prawowitym synem Emanuela? Wzdragała się na myśl o nadchodzących dniach. Mimo że teść był jej życzliwy jak nigdy, wszystko będzie zależeć od tego, jak sytuację widzi pani Ringstad. Najprawdopodobniej przez większość czasu będzie leżeć w łóżku i rzadko będzie pokazywać się podczas posiłków, może nawet zmoże ją choroba i zażąda spokoju w domu. Dobrze, że dom był przestronny i że pogoda była ładna, chłopcy nie będą chcieli przebywać w środku poza porami posiłków. Wyszła na zewnątrz i powolnym krokiem ruszyła w stronę ogrodu. Gdy doszła do altany, ogarnęły ją wspomnienia i po jej policzkach znowu popłynęły łzy. Przypomniała sobie, jak bardzo wzruszający był Emanuel podczas jej pierwszego pobytu tutaj, jak bardzo się obawiał, że ona się od niego oddali, podczas gdy jej rozpacz spowodowana była obawą, że jest w ciąży. Doradzał jej wtedy, aby zaangażowała się w politykę i walczyła o prawa kobiet i nieślubnych dzieci; gdyby tylko wiedzieli, co przyniesie im przyszłość... Weszła do altany i usiadła na jednej z ławek. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś inny zajmuje się jej dziećmi, a ona ma czas tylko dla siebie. Czuła się przez to dziwnie. Może mogłaby znaleźć trochę papieru i napisać parę linijek, to z pewnością pomogłoby przepędzić czarne myśli i odsunąć niepokój. Cały czas walczyła, aby nie dopuścić do siebie innych wspomnień, a najlepiej całkowicie o nich zapomnieć, jednak niezależnie od tego, jak bardzo się starała, one wdzierały się do jej świadomości. W jej głowie pojawiały się coraz to nowe obrazy, trzy ostatnie lata z jej życia przesuwały się w jej pamięci, jakby przewracała stronice powieści. Teraz dopiero zrozumiała, że ten czarny cień czaił się w pobliżu cały czas. Po raz pierwszy pojawił się, kiedy Agnes, zataczając się, przyszła na ich wesele, nie do końca trzeźwa, obrzuciła gości triumfującym spojrzeniem i wyrzuciła z siebie: Chyba nie sądzicie, że to Emanuel jest ojcem dziecka? Po raz kolejny cień pojawił się, kiedy Emanuel był w domu na przepustce. Zdenerwował się, że zaczęła zarabiać, sprzątając u ludzi oraz z powodu wcześniejszych odwiedzin Johana. Gdy dostała od niego następny list, zorientowała się, że Emanuel się zmienił, ton listu był niemalże lodowaty i bezosobowy. Dopiero kiedy na dobre wrócił do domu ze służby na granicy, dowiedziała się, że ją zdradził. Na kolejnych obrazach pojawiających się w jej głowie nieustannie wracał czarny cień, najpierw pod postacią obcej kobiety, Signe, następnie widoczny w sposobie, w jaki Emanuel potraktował ten problem, kiedy Elise musiała zająć się nieszczęśnikiem i kłamać innym, aby oszczędzić mu wstydu.
Dlaczego to zaakceptowała? I dlaczego te myśli powróciły do niej właśnie teraz? Nie powinno się myśleć źle o zmarłych. Spróbowała to przerwać, zaczęła wspominać wszystko dobre, co on uczynił dla chłopców i niej samej. Pozwolił im wprowadzić się do domku majstra, wziął ich ze sobą tu do majątku, dzięki niemu przeżyli swoją pierwszą prawdziwą wigilię. Mimo to nie mogła zapomnieć czarnego cienia. Emanuel miał rację tego dnia, kiedy powiedział, że zabił w niej miłość, która z czasem mogła przecież urosnąć, umocnić się dzięki ich wspólnemu wysiłkowi, aby stworzyć dzieciom dobry dom. Zamiast tego jej miłość powoli usychała, aż w końcu obumarła. Błędem byłoby obarczać za wszystko Emanuela, z pewnością i ona ponosiła część winy. Oczekiwała od niego tego samego, co od siebie samej, Emanuel natomiast był inny. Dla niego dzieci nie były najważniejsze, wprost przeciwnie, często widział je jako kulę u nogi. Znowu wstała z miejsca, nie dawała rady dłużej o tym rozmyślać, i tak donikąd to nie prowadziło. Chłopcy ją właśnie obarczyli winą za kłótnię z Emanuelem. Dla nich było oczywiste, że dorośli mają rację, niezależnie od tego, jak bardzo niedorzeczne wydaje się to dzieciom. Ku swemu zaskoczeniu na zewnątrz altany zobaczyła Kristiana. - Co tu robisz? - Szukałem cię, ale nikt nie wiedział, gdzie się podziałaś. - Usiadłam tu, żeby pomyśleć w spokoju. Gdy byłam na gospodarstwie pierwszy raz, Emanuel zabrał mnie tutaj, pamiętam, że tak dobrze nam się wtedy rozmawiało. Zaproponował, żebym zaangażowała się w politykę i walczyła o prawa kobiet i dzieci. - Celowo uniknęła sformułowania nieślubnych. Kristian obrzucił ją krótkim spojrzeniem. - To było, kiedy go jeszcze kochałaś. - Małżonkowie mogą się kochać nawet wtedy, kiedy się kłócą. - Sama usłyszała, że powiedziała to obronnym tonem. Kristian się nie odezwał. Razem ruszyli w stronę domu. - Bardzo się cieszę, że udało ci się go przeprosić, Kristianie. Skinął głową. - Ja również. - Biedny Peder, tak bardzo się tym przejął. - Jego mi nie szkoda. Nie tak dawno temu powiedział, że cieszy się, że zostaliśmy sami na Hammergaten. Elise zamilkła. Kristian miał rację, ale nie mogła tego powiedzieć głośno. - Najbardziej mi żal jego ojca - ciągnął Kristian. - On z pewnością liczył na to, że Emanuel przejmie gospodarstwo. Teraz nie ma nikogo.
- Mi też właśnie jego najbardziej żal. Powinnam bardziej współczuć jego matce, ale... - urwała. - Ale to nie jest łatwe, kiedy wiesz, jak ona traktowała Emanuela. Spojrzała na niego kątem oka. - Kto ci o tym powiedział? - Chłopak stajenny. Spojrzała na niego zdziwiona. - To on coś o tym wie? Skąd? Nie jest przecież taki stary? Tym razem to Kristian spojrzał na nią zdziwiony. - O co ci chodzi? Czy trzeba być starym, żeby widzieć, co się wokół ciebie dzieje? - Myślałam, że mówisz o dzieciństwie Emanuela. - Nie, chodziło mi o to, jak jest teraz. - Chyba nie była dla niego niedobra podczas jego choroby? Kristian kopnął kamień leżący na jego drodze. Zamiast odpowiedzieć, wybuchnął ze złością: - Nie rozumiem, dlaczego nie wrócił do nas do domu! Elise stanęła w miejscu. - Co masz na myśli, Kristianie? Co usłyszałeś od innych? -Nic. - Widzę po tobie, że dowiedziałeś się czegoś, co teraz cię męczy. Wyduś to z siebie! Gwałtownie potrząsnął głową, a sekundę później rzucił się biegiem przed siebie. Krzyknęła na niego i próbowała biec za nim, ale zrozumiała, że nie ma szans, by go dogonić. Zadziwiona, nie mogąc złapać oddechu i czując rosnący w jej duszy niepokój, zwolniła kroku, wpatrując się w jego postać znikającą za krzakiem malin.
3 Pani Ringstad nie pokazała się przez resztę dnia. Przybył doktor i wypisał świadectwo zgonu. Zwłoki Emanuela przyszykowano do pogrzebu i położono w otwartej trumnie w zielonym salonie, który był najbardziej zacienionym pokojem w całym domu. Wokół trumny ustawiono świece i wiele wazonów z bladoczerwonymi, dzikimi różami. Z nadejściem wieczoru pojawiła się ciotka Ulrikke oraz kilkoro sąsiadów i krewnych, do których wcześniej posłano z wiadomością jednego z parobków. Wieść o śmierci Emanuela wkrótce rozejdzie się po całej wsi i zewsząd zaczną napływać ludzie, dlatego ważne było, aby ich najbliżsi dowiedzieli się jako pierwsi. Elise zakładała, że posłano kogoś z wiadomością do rodziny Carlsen, powiedziano jej jednak, że byli na wakacjach w Anglii, w tej samej miejscowości wypoczynkowej, co Hilda i majster. Ciekawa była, czy towarzyszył im również Sigvart Samsom. Sąsiedzi byli wstrząśnięci wiadomością o nagłej śmierci Emanuela, wcześniej powiedziano im, że z jego chorobą można żyć wiele lat. Chodzili teraz powolnym krokiem wokół trumny, żegnając się z nim, pobladli, milczący, ze spuszczonym wzrokiem. Elise ucieszyła się na widok ciotki Ulrikke. Nie widziała się z nią od czasu jej niespodziewanej wizyty w Kristianii, kiedy to pojawiła się tam oburzona z powodu Emanuela i jego rodziców. Była wtedy nadzwyczajnie szczera i powiedziała wprost, że pani Ringstad jest osobą zepsutą i trudną we współżyciu, a Hugo Ringstad nigdy nie powinien się z nią ożenić. Elise pomyślała, że ciotka Ulrikke jest jedyną osobą w rodzinie Ringstad, z którą czuła się swobodnie, jedyną, która ją rozumiała i która brała jej stronę. Nawet gdy pojawiła się w domku majstra w swojej pelerynie przetykanej perłami, wielkim kapeluszu i z parasolką w ręce, w jakiś niebywały sposób bardziej tam pasowała niż wiele innych osób. Elise dostrzegła teraz, że ciotka Emanuela wyraźnie się postarzała od czasu ich ostatniego spotkania. Śmierć Emanuela pozostawiła na niej wyraźny ślad. Mimo że była oburzona jego zachowaniem, Elise wiedziała, że bardzo go kochała. Ciotka szybkim ruchem pogłaskała ją po policzku. - To bardzo bolesne, Elise, czasami nie potrafię pojąć jego decyzji - powiedziała, wskazując parasolką niebo. - Przeprowadziłam ostatnio kilka długich rozmów z Emanuelem i myślałam, że niewiele mi brakuje, aby przekonać go, by wrócił do was do domu. Mówiłam mu, że nie można być tak upartym. Trzynastoletni chłopiec może się zachowywać w ten sposób, bo to jest wiek, kiedy jest się przekornym dla zasady, ale on, dorosła osoba, powinien się, proszę ciebie, zachowywać, jak przystoi dorosłemu.
Elise miała chęć ostudzić jej wzburzenie. Zebrali się teraz, aby pożegnać Emanuela i było już za późno, by zmienić cokolwiek z tego, co się zdarzyło. - On był chory, ciotko Ulrikke, nie zareagowałby w ten sposób, gdyby był zdrowy. Ciotka Ulrikke nic nie powiedziała, obrzuciła ją tylko szybkim spojrzeniem i pomaszerowała do przedsionka. - Gdzie jest Marie? - Leży w swojej sypialni. - Mogłam się tego domyślić. A gdzie jest pastor? - Jeszcze nie przyjechał. Na północy parafii umarł ktoś inny. - Zazwyczaj przyjeżdża najpierw do Ringstad. W tym samym momencie z kuchni wyszedł pan Ringstad. - Jesteś, ciotko Ulrikke, dobrze, że mogłaś przyjechać od razu. - Oczywiście, że tak. Myślałeś, że jestem zbyt słaba, by dać radę? - Nie, nic podobnego nie przyszłoby mi do głowy. Olaug przygotowała kawę, chciałabyś się napić, zanim do niego pójdziesz? - Gdzie są dzieci? Elise pospieszyła z odpowiedzią: - Najmłodsze już śpią, a chłopcy siedzą w kuchni. - W takim razie napiję się kawy. - Pomaszerowała do kuchni, prosta jak struna i z kamienną miną. Mimo to Elise dostrzegła na jej twarzy przebłysk innego uczucia - bólu, który ciotka Ulrikke ze wszystkich sił starała się ukryć. Z kuchni dobiegł wybuch radości. - Przyjechała ciotka! - Były to słowa Pedera, który od dłuższego czasu nic nie mówił. - Ciotko Ulrikke, na twoim kapeluszu rośnie olbrzymi kwiat! I po co ci parasol, kiedy świeci słońce? - dodał zdziwionym tonem. Elise podążyła za ciotką Ulrikke do kuchni i usłyszała jej śmiech. - To nie jest parasol na deszcz, to parasolka od słońca, która jest mi potrzebna, żeby zachować bladą cerę. - Ale ty masz już przecież parasolkę od słońca na głowie, więc nie trzeba ci jeszcze jednej w ręce. Elise bała się, że ciotka Ulrikke się obrazi, ale z ulgą usłyszała, że ona znowu się roześmiała. - Mój kapelusz chyba nie jest aż tak duży? Peder wpatrywał się w jej ozdobę na głowie oczami okrągłymi ze zdziwienia.
- Właśnie, że jest. Jak będzie burza, pewnie odfrunie ci z głowy. Elise popatrzyła na niego surowo. - Przywitajcie się grzecznie z ciotką Ulrikke, chłopcy. Cała trójka wstała i głęboko się ukłoniła. Ciotka Ulrikke wzięła ich uroczyście za rękę. - Co słychać u was, dzieci? Przykro mi, że musieliście przeżyć coś takiego. - To nie było aż tak straszne - Peder udawał teraz chojraka. - W każdym razie nie jest już strasznie, kiedy przyjechałaś. Ciotka Ulrikke uśmiechnęła się, wyraźnie wzruszona. - Naprawdę się cieszysz, że przyjechałam? - Jasne, że tak. Wszyscy inni tylko chodzą wokoło i płaczą, a ty się do nas uśmiechasz. Poza tym niezła z tobą zabawa, z tym całym klombem na głowie. - Peder, na Boga! - Elise posłała mu surowe spojrzenie. - Nie można tak mówić do cioci! - Odwróciła się do ciotki Ulrikke i powiedziała przepraszającym tonem: - Przepraszam, ciotko Ulrikke, Emanuel miał rację, kiedy powiedział, że nie udało mi się wychować chłopców na przyzwoitych ludzi. Ciotka Ulrikke podała Olaug kapelusz, pelerynę oraz parasolkę i usiadła obok Pedera. - Zupełnie się z wami pod tym względem nie zgadzam. Ja uważam, że to cudownie, kiedy dzieci mają odwagę wypowiedzieć swoje zdanie. Peder uważa, że mam dziwny kapelusz, dlaczego miałby udawać, że jest inaczej? I w jaki sposób ma w takim razie zrozumieć, kiedy powinien być szczery, a kiedy nie? Odwróciła się do Kristiana. - Cierpisz, Kristianie, widzę to po tobie, jesteś najstarszy i najwięcej rozumiesz. Chociaż z drugiej strony, kto potrafi pojąć, że drugi człowiek odszedł na zawsze? Peder popatrzył na nią zdziwiony. - Nie rozumiesz tego? Mogę wejść z tobą razem, to sama zobaczysz, leży tam z zamkniętymi oczami i nie wydobył z siebie głosu od naszego przyjazdu. Ciotka Ulrikke skinęła głową, nie tracąc cierpliwości. - Rozumiem, że jest martwy, ale sądzę, że trudno pojąć, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Ciężko będzie biednemu Hugo. - Hugo? On nic nie rozumie, jest za mały. - Chodziło mi o ojca Emanuela, on też ma na imię Hugo. - Jego matce też chyba jest ciężko?
Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedziała, a z wyrazu jej twarzy można było wyczytać, że się spięła. Kristian posłał Elise porozumiewawcze spojrzenie. Peder zaczął wiercić się niespokojnie, kiedy wokół stołu zapadła cisza. - Możesz pojechać z nami na Hammergaten, ciotko Ulrikke, żebyś nie musiała być tutaj, gdzie wszyscy płaczą. - Dziękuję ci, Pederze. Sądzę, że skorzystam z twojej oferty. Już od dłuższego czasu mam ochotę na wizytę w stolicy. Oczywiście, jeżeli twoja siostra nie ma nic przeciwko - dodała, spoglądając na Elise. - Siostra? - zapytał Peder zdziwionym tonem, jakby nie zrozumiał, o kogo chodziło, po czym dodał z uśmiechem: - Masz na myśli Elise? Ona przyjmuje wszystkich, którzy potrzebują pomocy. Najpierw była Jenny, potem Jorund, a na koniec Olaug. Wszystkich, którzy uciekli z domu albo którzy nie mogą znaleźć matki czy ojca, Elise zabiera ze sobą do domu. Olaug spała w moim łóżku. Jak chcesz, możesz też tam spać, ja mogę wtedy spać w dużym łóżku razem z maluchami. Ciotka Ulrikke roześmiała się tak głośno, że aż przerażona zakryła dłonią usta i wstała z miejsca. - Ojej, nie można tak siedzieć i śmiać się, kiedy przybyliśmy tutaj, by pożegnać Emanuela. Elise, wejdziesz tam ze mną? Leży pewnie w zielonym salonie? Elise przytaknęła i podniosła się. - Pójdę z tobą. Bądźcie cicho, chłopcy. - Zwróciła się do służącej: - Bardzo cię proszę, Olaug, mogłabyś przypilnować, żeby zachowywali się przyzwoicie? Zrani to pana i panią Ringstad, jeżeli w dzień taki, jak dzisiaj będą słyszeć głośne rozmowy i śmiech. Długo stały w ciszy koło trumny. Sąsiedzi poszli już do siebie i zostały same. W Emanuelu było coś pięknego i spokojnego, pomyślała nagle Elise. Zmarszczki koło ust wygładziły się, wyglądał łagodnie i życzliwie, tak, jakim pamiętała go z okresu tuż po ich poznaniu. - Teraz w końcu Emanuel zaznał spokoju - powiedziała cicho ciotka Ulrikke. - Widziałam go takim tylko raz wcześniej, a było to tego lata, kiedy się pobraliście. Elise spojrzała na nią kątem oka. - Nie mówisz tego poważnie? Ciotka Ulrikke skinęła potakująco głową, po czym odwróciła się ponownie w stronę trumny i powiedziała zdecydowanym tonem: - Żegnaj, Emanuelu, i dziękuję ci za wszystko. - Jej głos się załamał. - Nie potrwa długo, nim za tobą podążę. - Ruszyła dalej wokół trumny i w stronę drzwi, a Elise poszła za nią.
Przyszli nowi sąsiedzi i wszyscy zebrali się w kuchni. Nigdzie nie widziała chłopców, prawdopodobnie znowu woleli wyjść na zewnątrz, aby nie musieć rozmawiać z tyloma nieznajomymi. Hugo Ringstad starał się być dzielny i przyciszonym tonem prowadził rozmowy z przybyłymi gośćmi. Przepraszał, że jego małżonka nie mogła się pojawić, ale leżała w łóżku. Mówił, że ma słabe serce i niewiele może znieść. Sąsiedzi kiwali ze zrozumieniem głowami, ale Elise zauważyła, że niektórzy z nich wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. Najwyraźniej we wsi było powszechnie wiadomo, że pani Ringstad nie była najłatwiejszą osobą we współżyciu. Niektórzy z przybyłych witali się z nią serdecznie, inni udawali, że jej nie dostrzegają. Nie sądziła, aby chcieli być przez to niemili, na wsi ludzie nie byli równie snobistyczni, jak w mieście, ale pewnie nie byli pewni, jak się powinni wobec niej zachować. Wcześniej przedstawiono im Signe jako żonę Emanuela i teraz sami nie wiedzieli, co mają o tym myśleć. Nagle usłyszała, jak ktoś wypowiada imię Signe. Nadstawiła uszu w nadziei, że uda jej się wychwycić z rozmowy coś więcej, i całkiem wyraźnie usłyszała, że pan Ringstad wspomina coś o telegrafowaniu. Czy wysłał telegram do Signe, by poinformować ją o śmierci Emanuela? Dlaczego to zrobił, skoro nie mógł jej znieść? Wtedy zezłościła się na samą siebie. Oczywiste jest, że musiał poinformować o tym Signe, Emanuel był przecież ojcem Sebastiana. Jak daleko było z Eidsvoll do Kongsvingen? Raczej nie uda im się przybyć wcześniej niż następnego dnia. Obawiała się nadejścia tej chwili, wspomnienia o kochance Emanuela nie należały do najprzyjemniejszych. W końcu ostatni goście opuścili Ringstad i mogła położyć się do łóżka. To był nieskończenie długi i ciężki dzień, a najgorsze było jeszcze przed nią.
4 Następnego dnia próbowała znaleźć się z Kristianem sam na sam. Długo próbował się wykręcać, ale w końcu zrozumiał, że nie ma innego wyjścia. - Kiedy rzekło się A, trzeba powiedzieć i B - mówiąc to, popchnęła go przed sobą do altany. - Nie możesz ot tale, po prostu, dać mi do zrozumienia, że usłyszałeś coś ważnego, i na tym zakończyć temat. - Stajenny powiedział, że matka Emanuela go biła. - Biła? - Elise popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. - Nie bije się dorosłego syna, zwłaszcza takiego, który jest na wózku inwalidzkim. - Ale ona to właśnie zrobiła. Kłócili się. Emanuel chciał jechać do Kristianii, ale matka mu zabroniła. Powiedziała, że on nie ma czego szukać wśród biedaków znad rzeki Aker i że jeszcze bardziej się rozchoruje, jeżeli tam pojedzie. On, nie zważając na jej protesty, kazał służącej spa- kować swoje rzeczy, ale wtedy matka wpadła w histerię. Tak powiedział stajenny. On i jedna ze służących zaglądali przez szparę w drzwiach i wszystko widzieli. Pani Ringstad wzięła szczypce i uderzyła go nimi w głowę, ale potem żałowała tego, co zrobiła, i płakała, i była miła. Na koniec Emanuel obiecał jej, że jednak nie pojedzie. Elise była wstrząśnięta. Opowieść Kristiana zgadzała się z tym, co ona sama usłyszała z ust Emanuela, ale w co ciężko jej było wcześniej uwierzyć. Nigdy nie widziała, aby pani Ringstad tak zupełnie straciła nad sobą kontrolę. Tego dnia, kiedy ona i Emanuel oznajmili, że się zaręczyli, była nieprzyjemna i oskarżała ją, że uwiodła Emanuela, aby zdobyć jego majątek, nie straciła wtedy jednak panowania nad sobą. - Stajenny powiedział, że to pewnie matki wina, że on zmarł, i że powinien tu być lensman - ciągnął Kristian. Elise potrząsnęła głową. - Wydaje mi się, że trochę przesadza. Gdyby zaistniało jakiekolwiek podejrzenie, że coś podobnego miało miejsce, pan Ringstad postąpiłby inaczej. Poza tym na głowie Emanuela nie było widać żadnych ran. - Skąd możesz mieć tę pewność, skoro on cały czas leżał z głową na poduszce? - Myślę, że pan Ringstad powiedziałby mi o tym. - Że jego żona go zabiła? Naprawdę myślisz, że tobie by o tym powiedział? - Może nie wprost, ale sądzę, że zorientowałabym się po jego zachowaniu, że coś jest nie tak.