Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 115 854
  • Obserwuję513
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań682 448

James B.J. - Siódme niebo

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :703.7 KB
Rozszerzenie:pdf

James B.J. - Siódme niebo.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse J
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 153 stron)

BJ JAMES Siódme niebo PDF processed with CutePDF evaluation edition www.CutePDF.com scandalous PDF processed with CutePDF evaluation edition www.CutePDF.com czytelniczkaPDF processed with CutePDF evaluation edition www.CutePDF.com

PROLOG Hunter Slade spojrzał na szkicownik, który trzymał w dłoniach. Narysowana przez niego twarz nie przypominała typowego ciemnomiedzianego oblicza Czerokeza. Jasna skóra, złociste włosy i miękkie rysy świadczyły o europejskim pochodzeniu sportretowanej osoby. Hunter dodał jeszcze jedną linię, kładąc na rozkwitłe w uśmiechu usta ledwo uchwytny wyraz smutku. - Tak - podsumował swe dzieło. Po raz kolejny nie mógł się nadziwić, jaki kaprys natury pozwala mu dostrzegać wyraźne rysy i linie tworzące tę uroczą twarz. Z niechęcią odłożył szkicownik. Nie dlatego bynajmniej, że rozczarował go rezultat. Odmalował bowiem na tej twarzy aż za dobrze wyraz cichego dostojeństwa, nieśmiałą tęsknotę ukrytą w uśmiechu, lęk i smutek. Wstał i rozejrzał się po pracowni. Jeszcze raz rzucił okiem na swoje rzeźby, które wkrótce miały wyruszyć w drogę do Brighton. W tamtejszym muzeum staną się częścią najważniejszej wystawy jego dzieł. Te najbardziej drogocenne i kruche zamierzał zapakować własnoręcznie. Ale nie teraz. Praca ta wymagała bowiem wielkiego skupienia, a w tej chwili Hunter nie był spokojny. Niepokój, który dręczył go od jakiegoś czasu, sprawiał, że nie panował już nad sobą. Nie mógł nawet usiedzieć na miejscu. Miął uczucie, jak gdyby ściany chciały go scandalous czytelniczka

udusić. Przez głowę przemknęła mu myśl, że pewnie tak wygląda życie tygrysa w klatce. Uśmiechnął się kwaśno. Tygrysy mają przynajmniej tyle zdrowego rozsądku, że same nie budują sobie klatek. Znużony wyszedł z pracowni. Przed nim rozpo­ ścierała się panorama gór. Na tle odległego masywu Apallachów widniał park narodowy Great Smokies, własność wszystkich obywateli Stanów Zjednoczo­ nych. W głębi serca Hunter był pewien, że mieć coś, to tyle, co kochać to, a nie posiadać, i w tym sensie każdy grzbiet góry rysujący się na horyzoncie i każda dolina otulona miękko cieniami należały do niego. Tutaj bowiem, w tym szczególnym miejscu, które Czerokezi nazwali krainą tysiąca dymów, czuł się naprawdę w domu. Wśród tych poszarpanych szczytów, zdających się sięgać nieba, znalazł wytrwałość. W magii niebieskich mgieł - ukojenie. W odgłosach lasu, spotęgowanych ciszą, brzmiała harmonia. Wilgotna woń tętniącej życiem przyrody powodowała odrodzenie ducha. We wspaniałości monolitów, niszczonych przez wiatr i wodę od dwustu milionów lat, odnalazł siebie. Podzielał samotność tych okazałych strażników. Zawsze dodawali mu otuchy. Ale nie teraz. - Nie bądź głupcem, Slade. - Jego słowa zabrzmiały głuchym echem w całkowitej ciszy. Spróbował pójść za głosem rozsądku i zatopić się w zachwycie nad wspaniałością zachodzącego słońca, jednak nie mógł uwolnić się od wizerunku twarzy kobiety. Niebo stało się płótnem, na którym wyobraźnia stworzyła jej obraz. Błękit horyzontu stał się błękitem oczu. Blask słońca rumieńcem policzków. Sunące chmury cieniami głębokiego smutku. Wcześniej tylko scandalous czytelniczka

raz czuł równie silny pociąg do zachwycającej twarzy, uśmiechu, kobiecego wdzięku. Tylko raz. Przez życie Huntera przewinęło się wiele kobiet. Z reguły były to związki, w które nie angażował się emocjonalnie. W pewnym momencie jednak zjawiła się kobieta wyrafinowana i doświadczona i rozbiła skorupę obojętności, otaczającą jego młodą duszę. Zauroczyła go na tyle, że w końcu oddał się jej całym sercem. Wtedy podstępna gra kobiety nagle skończyła się. Miłość Huntera stała na przeszkodzie w jej dążeniu do sławy i sukcesu. Była pierwszą kobietą, która prześladowała jego myśli i sny. Postanowił, że będzie ostatnią. Zamknął się w sobie, jego serce zamieniło się w kamień. Kobiety przestały go interesować. Aż do tej chwili. Nie! Nie potrzebował bliskości żadnej kobiety. Lecz nawet teraz, gdy sobie to wmawiał, nie mógł uwolnić się od świeżego wspomnienia rysów tej twarzy i słodkiego, bolesnego uśmiechu. Wciągnął głęboki haust powietrza, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Zdecydowanym krokiem przemierzył pracownię, słysząc za sobą drwiący głos: - Dokąd idziesz, Hunterze Slade? - Do niej - warknął w stronę milczących rzeźb. - Jak skończony głupiec. scandalous czytelniczka

ROZDZIAŁ PIERWSZY Beth Warren przerwała na chwilę pracę. Zapomniała o brudnym stole, który miała uprzątnąć i spojrzała w okno. Była cała mokra od uganiania się między stolikami. Zatęskniła do przytulnego chłodu nocy. Pragnienie to przywołało na jej usta gorzki uśmiech. Przybyła do tego miasteczka zaledwie tydzień temu. Wybrała je zupełnie przypadkowo; bilet autobusowy do niego kosztował niewiele, leżało na uboczu, a poza tym Beth żywiła pewne złudzenia związane z jego nazwą. Sunshine, czyli światło słońca. Balsam na rany po nieudanym małżeństwie. Ciepło mogące wypełnić pustkę jałowego życia. Beth odwróciła się w stronę baru. Ostre światło, zapach jedzenia i panujący zaduch przyprawiały ją o mdłości. Minęła już północ i pozostało tylko dwóch klientów. Wkrótce będzie mogła zamknąć i pójść do domu. - Halo, malutka. Chodź zatańczyć. Podpity dwudziestoparoletni mężczyzna wstał ze swego miejsca i wyblakłymi, chytrymi oczami bezczelnie lustrował jej ciało. Wzdrygnęła się ze wstrętu, ale równocześnie odczuła ulgę. Przez ponad godzinę ten typ rozbierał ją wzrokiem, więc spodziewała się najgorszego. Teraz oczekiwanie skończyło się i dlatego poczuła się trochę spokojniejsza, bo lepiej jest stawić czoło kłopotom, niż oczekiwać ze scandalous czytelniczka

strachem nadciągającej burzy. Przekonała się o tym aż nazbyt dobrze, choć może za późno. Powstrzymała się jednak od wspomnień. Nie mogła zmienić przeszłości, chociaż bardzo by tego pragnęła. Musiała zająć się teraźniejszością. Beth powędrowała wzrokiem do drugiego klienta. Ciemny mężczyzna, starszy od młodego zawadiaki, zdawał się być całkowicie zajęty trzymaną w dłoniach filiżanką. Nawet nie podniósł głowy, słysząc gburowate żądanie. Nie ruszy pewnie palcem, aby jej pomóc. Zresztą w czasie małżeństwa z Erykiem Westonem oraz w ciągu kilku miesięcy od ich rozstania, Beth stałą się ekspertem od odpierania zaczepek groźniej­ szych niż to bezczelne zaproszenie do tańca. - Chcę tańczyć, a tylko ty jesteś pod ręką. - Jękliwy głos przeszedł w pijacki chichot. - Chyba że zatańczę z tym czerwonym. Indianie umieją tańczyć, no nie, Slade? Pogarda, która brzmiała w tych słowach, była dla niej ostrzeżeniem. Zdała sobie sprawę, że wpatruje się tępo w jakiś odległy punkt. Spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę. - Podejdź bliżej, kochanie. - Zaśmiał się nieszczerze, pewny siebie, i ogarnął ją lubieżnym spojrzeniem. Beth wiedziała, że popełniła błąd. Ten napuszony niczym paw nikczemnik zrozumiał jej milczenie jako niepewność lub nieśmiałe zaproszenie. - Przykro mi, ale nie mam czasu. - Złagodziła ton odmowy, jak tylko zdołała, by nie urazić jego dumy. Obawiała się, że mogłoby to wywołać nieprzewidziane skutki. - Zaraz zamykamy. - No to co? Zamkniesz później. - Podszedł krok bliżej. Wyciągnął rękę i złapał ją silnie w pasie. - Nie! - Tym razem Beth była stanowcza i zdecy- scandalous czytelniczka

dowanie wyszarpnęła się z objęć, nie pozostawiając miejsca na wątpliwości. Wtedy uśmieszek zniknął mu z twarzy, a na dnie mętnych oczu pojawiły się groźne błyski. Słyszała jedynie urywany świst jego oddechu. Był tuż przy niej i czuła wyraźnie odór alkoholu. Przełamując odrazę wytrzymywała mężnie jego spo­ jrzenie. Nie ustępowała ani kroku, mając pewność, że jakakolwiek oznaka strachu lub słabości okaże się fatalna w skutkach. - Kelnerka - usłyszała nieoczekiwanie miękki głos. - To samo proszę. Beth poczuła ulgę. Obchodząc pijanego młodzieńca chwyciła dzbanek kawy i podeszła do stolika, przy którym czekał drugi klient. W ciągu tygodnia jej pracy w tym przydrożnym barze ciemny, cichy mężczyzna był tu dwa razy. Siadał przy stoliku blisko wyjścia, zamawiał tylko kawę i dawał wysokie napiwki. Szybko zwrócił jej uwagę masywną budową, surowymi, regularnymi rysami twarzy i cichym zamyśleniem. Traktowała go jednak tak jak innych klientów, z uprzejmą rezerwą. Gdy napełniała teraz filiżankę, zauważyła, że nawet kiedy siedział, nie przewyższała go wzrostem. Miał szerokie ramiona, skóra opinająca ściśle wysokie policzki była mocno opalona. W bujnej gęstwinie czarnych włosów gdzieniegdzie widniały srebrne pasemka. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale obelga młodzieńca uświadomiła jej, że ten mężczyzna ma kolor skóry typowy dla Indianina. Nie miało to dla niej znaczenia, była mu po prostu wdzięczna za wybawienie z kłopotu. - Dziękuję - szepnęła mu cicho do ucha. Skinął uprzejmie głową i Beth zdziwiła się własnemu uczuciu rozczarowania. Chciała usłyszeć jego opano- scandalous czytelniczka

wany głos, dźwięczny, głęboki i kojący. Dziwaczne złudzenie! Przecież prosił ją tylko o filiżankę kawy. Teraz zbywa ją milczeniem, pozostawiając własnemu losowi. Być może sądzi, tak jak inni, że ona celowo okazuje niechęć do zalotów mężczyzn, aby ich bardziej prowokować. Beth z westchnieniem odwróciła się od nieznajomego. Nie był pierwszym, który przypuszczał, że w głębi duszy podobały się jej zaczepki ze strony mężczyzn. Wcześniej takie posądzenie nie zrobiłoby na niej wrażenia. Tym razem jednak, z nie wyjaśnionych powodów, bardzo się przejęła. - Jestem chyba szalona! - wyszeptała. Jak mogła bowiem wyjaśnić fakt, że obchodziła ją opinia jakiegoś mężczyzny, którego widziała dwa razy w życiu i być może już więcej go nie ujrzy? - To na pewno szaleństwo! - powtórzyła. Wzięła się w garść i prześliznęła obok stolika, przy którym siedział podpity młodzieniec. Wszelka na­ dzieja, że ostygła już jego namiętność, prysła w momen­ cie, gdy szybkim ruchem złapał ją ponownie w pasie i przyciągnął brutalnie do stolika. - Puść mnie - powiedziała spokojnie, nie zwracając uwagi na to, że oparzyła sobie rękę kawą. - No przecież chcesz czegoś innego, słodziutka. Stała bez ruchu w uścisku jego ramion starając się opanować gniew. Nie chciała sprowokować go do szarpaniny, więc pozwalała, by jego palce posuwały się po jej brzuchu. - Już miałeś dość uciechy, puść mnie. Jego hałaśliwy chichot pozbawił ją nadziei na szybkie uwolnienie. - Nie chcesz tańczyć... - przyciągnął ją do siebie - więc może mi usłużysz? scandalous czytelniczka

- Wypiłeś już dość piwa - odrzekła ostro. - A kto mówi o piwie? - Czuła na twarzy jego gorący, wilgotny oddech. - Wiesz dobrze, czego chcę. - Zachichotał znowu i palcami powędrował do jej piersi. Bez chwili wahania, chłodno i z rozmysłem, Beth wylała resztki parującej kawy na jego spodnie. Przez sekundę wpatrywał się w nią, jakby nie rozumiejąc, co się stało. Potem wolnym ruchem schylił głowę i spojrzał bez słowa na powiększającą się brązową plamę. Krzyknął z bólu i zabrzmiało to jak ryk wściekłego zwierza. Brutalnie rzucił ją na kontuar. Z hukiem przewrócił stół. Ból i wściekłość dodawały mu sił, a ruchy czyniły niewiarygodnie szybkimi. Zacisnął palce na jej gardle, dusząc i szarpiąc gwałtownie. W ostatnim momencie świadomości Beth zobaczyła prawdziwe szaleństwo na wykrzywionej twarzy. W na­ stępnej chwili zapadła w ciemność. Podłoga była twarda i zimna. Beth z wolna przychodziła do siebie, lecz nie mogła zebrać myśli. Miała obolałą twarz, rozbite szkło raniło ramiona. Pragnęła, by nieświadomość wróciła. Jednak wiedziała, że nie wolno jej do tego dopuścić. Z wysiłkiem spróbowała usiąść prosto i uniosła powieki, pod którymi ciążyły krople łez. Wytarła je wierzchem dłoni. Starała się skupić, ale widziała wnętrze baru jakby przez mgłę. Po chwili silne ukłucie bólu w boku przywróciło jej pełną świadomość. Nikt już jej nie zagrażał. W barze panowała złowroga cisza, którą w końcu przerwał melodyjny głos. - Mały Billy Archer, chłopak z Sunshine, powrócił scandalous czytelniczka

z wielkiego miasta i nic się nie zmienił. Wciąż lubisz znęcać się nad słabszymi od siebie? Dlaczego nie spróbujesz się ze mną, Billy? Mój wzrost nie powinien cię zniechęcać. Przecież jesteś twardzielem. Przed chwilą to udowodniłeś. - Głos zabrzmiał dźwięcznie i pięknie, pomimo dającej się w nim usłyszeć groźby. Beth zadrżała, jednocześnie rozkoszując się magicz­ nym czarem, jakim ten głos emanował. Obrazy i myśli zaczęły się stopniowo układać w jej głowie i wtedy zdała sobie sprawę, że napastnik wciąż stoi nad nią w wyczekującej pozycji. Ciemna plama na jego dżinsach nazbyt wyraźnie przypominała całą historię. Za­ stanowiła się nad jego nazwiskiem: Archer. Słyszała przecież, że tak nazwał go ten piękny głos. Za Archerem stał mężczyzna o ciemnej skórze i włosach. Slade? Z trudem zbierała rozproszone myśli. Tak. To Slade mówił w ten hipnotyzujący sposób. Chrapliwym półszeptem, ale bardziej roz­ kazującym niż krzyk, równie uwodzicielskim, jak niebezpiecznym. Słuchając tego głosu Beth czuła irracjonalną po­ trzebę, żeby krzyknąć do Archera i ostrzec go, że musi uciekać. Sama też chciała biec. Gdy opadła ponownie na podłogę, wyczerpana wysiłkiem, za­ stanowiła się, czy uciekałaby od Slade'a, czy też pobiegłaby prosto do niego? Nie mogła odpowiedzieć na to pytanie, zrobiło się jej słabo i wkrótce o nim zapomniała. W półśnie słyszała głosy mężczyzn. Slade mówił wolno i melodyjnie, Archer bełkotał przestraszony. Stała się mimowolnym słuchaczem ich rozmowy. - Podejdź bliżej, mały, no podejdź. - Nie wtrącaj się, Slade. To nie twoja sprawa. - Częściowo to małe przedstawienie zrobiłeś spec- scandalous czytelniczka

jalnie dla mnie, no nie? Dlatego to również moja sprawa. - Nie przestraszysz mnie. I tak nie uderzysz. Boisz się. - Naprawdę? - Pójdziesz do więzienia, tak jak kiedyś. - Czyżby? - Ty czerokeski pomiocie! Głupku! - Powiedziałeś głupku, Billy? Czy zapomniałeś, że mężczyzna, który ostatnio tak mnie nazwał, nie odzywał się później do nikogo przez dłuższy czas? - Nie przestraszysz mnie. - Na pewno? - Nie! - krzyknął. - Kłamiesz, mój Billy. - Skąd możesz wiedzieć... - Wiem i już. A teraz - przymilny ton zamienił się w rozkaz - zabieraj się stąd! Aha, jeszcze jedno, Billy... - Beth usłyszała niski, pełen czaru śmiech - sądzę, że powinieneś zostawić tę damę w spokoju. Następnym razem znowu możesz nie mieć szczęścia i również nie ujdzie ci to na sucho. - Niech cię diabli, Slade! - Przekleństwo za­ mieniło się w jęk bólu przerwany trzaśnięciem drzwiami. Cisza, błogosławiony spokój. Zbliżające się kroki. Ciepłe dłonie, dotykające jej głowy i szyi. Ożywczo i delikatnie pomasowały jej policzek, po czym po­ wędrowały po całym ciele, przesuwając się po ra­ mionach, piersiach, brzuchu. Chciała otworzyć oczy, ale nabrzmiałe łzami powieki były szczelnie za­ ciśnięte. - Bert! - usłyszała, jak wołał w stronę kuchni. - Ogłuchłeś, Bert? Gdzie jesteś? scandalous czytelniczka

- Nie ma go tu - zdołała powiedzieć Beth, za­ chwycona, że może już mówić. - Jego córka... dziecko. - Jesteś sama? - Zaklął pod nosem. - Mało brakowało, a wcale by mnie tu nie było. Dobrze się stało, że zmieniłem zdanie. Beth próbowała skinąć głową i szczerze tego pożałowała. Skrzywiła się z bólu i leżała spokojnie, pragnąc ujrzeć jego twarz. Powietrze zawirowało i usłyszała odgłosy oddalają-, cych się kroków. Uświadomiła sobie, że jeszcze przed chwilą wokół niej unosił się zapach tak delikatny, jak na łące pełnej ziół i kwiatów. Zatęchły barowy zaduch wydał jej się teraz nieznośny, zatęskniła do niedawnej świeżości. Wkrótce znów ją poczuła, gdy mężczyzna pochylił się nad nią. - Znalazłem to w kuchennej apteczce. - Położył maść na oparzony nadgarstek i owinął go gazą. Potem ciepłą wilgotną szmatką przeciągnął delikatnie po zaciśniętych powiekach. - Przepraszam. Nie chciałam płakać. - To nie łzy, moja mała. Zranił cię swoim sygnetem. - Zranił? - Zastanowiła się. W głowie miała mętlik. - Tak, gdy cię uderzył. To mała ranka, na szczęście. - Głos Slade'a opływał ją kojącym ciepłem potęgując zbawienny wpływ wprawnych dłoni. Czuła spokój nawet wtedy, gdy zmienił się w głuchy pomruk. - Okazał się dla mnie za szybki. Zanim zorientowałem się, że nie żartuje, miał spodnie zalane kawą, a ty leżałaś na podłodze. - Nigdy nie widziałam takich dziwnych oczu - wyszeptała, wspominając ich dziki blask. - Takie wyblakłe. - Leż spokojnie i spójrz na mnie. - Usłyszała scandalous czytelniczka

delikatną melodię w tym nakazie. - Chciałbym zobaczyć kolor twoich oczu. Ostrożnie uniosła powieki. Choć był tak blisko, jego rysy zacierała lekka mgiełka. Ze spojrzenia czarnych oczu emanował spokój i głęboka tęsknota. Tęsknota? Za czym? Chciała się uśmiechnąć, ale kosztowałoby ją to zbyt wiele wysiłku. - Nie mam wstrząsu mózgu - wyrzuciła z siebie zdławionym głosem. - Archer tylko mnie przewrócił. - Są niebieskie i piękne - powiedział, jak gdyby w tej chwili kolor jej oczu był dla niego najważniejszy. Odwrócił od niej wzrok i dodał: - Zapewne nie masz wstrząsu mózgu i nie sądzę, żebyś miała złamane żebra. Ale dla pewności powinnaś się przebadać. W Sunshine nie ma lekarzy, ale jest kilku w pobliskim miasteczku. - Tym razem nie mam złamanych żeber. - Tym razem? - Otworzył oczy ze zdziwienia. - Co piękna kobieta mogłaby wiedzieć o złamanych żebrach? - Wystarczająco dużo. - Czy jesteś lekarzem, ukrywającym się w Sunshine? - Wcale się nie ukrywam - odparowała. Z trudem usiadła na podłodze i zdała sobie sprawę, że dobrze zrozumiał jej zwięzłą odpowiedź, a teraz z niej pokpiwa. - Jestem zwyczajną kelnerką, która jest więcej niż wdzięczna za pańską pomoc, panie Slade. - Po prostu Hunter, Hunter Slade. - Dziękuje ci, Hunterze Slade - powiedziała poważ­ nie. - Cieszę się, że tu byłeś. Nie doceniałam Archera. - Znasz go? - Ty mi go przedstawiłeś - odrzekła. Poczuła się głupio, siedząc na podłodze i roz­ mawiając z obcym mężczyzną, spróbowała więc wstać. scandalous czytelniczka

- Uważaj. - Podał jej ramię i pomógł stanąć na nogi. Spróbowała zrobić krok do przodu, ale nagle zakręciło jej się w głowie. Podtrzymał ją za ramiona i roześmiał się dźwięcznie. - Nie spiesz się tak bardzo. Przez chwilę będzie kręciło ci się w głowie, ale to przejdzie. Do jutra, nie licząc oczywiście napuchniętego nadgarstka, stłuczo­ nych kilku żeber i podbitego oka, będziesz czuła się jak nowo narodzona. - Wiesz o tym z doświadczenia? - Obrzuciła spojrzeniem jego masywną sylwetkę. Był wyższy i potężniejszy, niż myślała. Hunter Slade po raz pierwszy przyjrzał się uważnie stojącej obok kobiecie. Wcześniej musiał się zadowolić ukradkowymi spojrzeniami. Spod opuszczonych rzęs obserwował, jak uwijała się między stolikami. Silne kształtne uda, widoczne pod obcisłą spód­ niczką, wąskie biodra poruszające się w podświado­ mym rytmie, piersi zbyt pełne dla tak wysmukłej sylwetki, kaskada złocistych włosów opadających swobodnie na ramiona. Uśmiech promienny jak słońce, skrywany w cieniu smutku. Nie wiedział, jak się nazywa, skąd przybyła ani dokąd zmierza. Nie dbał o to. Lubił po prostu na nią patrzeć. A czasami zastanawiał go jej smutek. - Czy powiedziałam coś nie tak? - Nie - zaprzeczył szybko. - Dlaczego ci to przyszło do głowy? - Milczałeś tak długo. - Przerwała. - Nie chciałam być wścibska. - Ależ nie byłaś. Moja przeszłość jest tu dobrze znana. Jeśli o niej nie słyszałaś, to jakiś uczynny obywatel na pewno ci o niej opowie. Wtedy zrozumiesz, że rzeczywiście mówię na podstawie własnego do- scandalous czytelniczka

świadczenia. - Przez jego słowa przebijała się gorycz i cierpienie. - Przeżyłem w swoim życiu jedną czy dwie knajpiane burdy. Beth zdusiła w sobie nagłą potrzebę, aby go dotknąć, zaofiarować ukojenie. Nie odważyła się jednak. Był obcym człowiekiem i nic o nim nie wiedziała. Przyszedł jej z pomocą i była mu wdzię­ czna, ale co mogła zaoferować w zamian? Przyjaźń? Uczucie? Wierność? Z czasem wzgardzi tym wszyst­ kim i odrzuci w taki sam sposób, jak zrobił to Eryk. - Już dawno powinnaś zamknąć bar - powiedział Hunter trochę obcesowo, jak gdyby to odkrycie wytrąciło go z równowagi. - Czy mogę w czymś pomóc? - Wszystko zajmie zaledwie kilka minut. - Poczekam. - Nie ma potrzeby. Jestem pewna, że Archer nie będzie mnie więcej niepokoił. Nie wiem doprawdy, co bym bez pana zrobiła, panie Slade. - Beth z uśmiechem wyciągnęła rękę. - Hunter - poprawił, ściskając jej dłoń. Spojrzał na nią przeciągle. Nie umknęło jego uwagi gwałtowne falowanie piersi, kiedy delikatnie pogładził jej palce. Rozmarzonymi oczami wpatrywał się w policzki, na które pomału wpływał rumieniec. Była pociągającą kobietą. Należało jej się nie tylko uwielbienie, ale czułość, pieszczoty, miłość. Chociaż nie okazywała na zewnątrz swoich uczuć, zapewne miała gorący temperament. Czuł go pomimo jej chłodnego opanowania. Ale bez względu na to, jak silne mogły być te namiętności, były to uczucia damy, a on, niestety, nie miał z takimi kobietami wiele do czynienia. Był zbyt gruboskórny, scandalous czytelniczka

zbyt prymitywny. Nawet dla damy uwięzionej w mar­ nym barze w miasteczku, gdzie diabeł mówi dobranoc. - Hunter - powiedziała miękko. - Mocne imię dla mocnego mężczyzny. Słysząc wytworny ton jej głosu wiedział już, że ma rację. Ta odważna kelnereczka wyglądałaby bardziej naturalnie przystrojona w jedwabie i koronki, z błysz­ czącymi perłami na szyi. Była stworzona do sal balowych, a nie do baru, cuchnącego tłuszczem i brudnymi naczyniami. Powinno się ją ochraniać, a nie wystawiać na zaczepki mężczyzn, takich jak Billy Archer. Hunter spojrzał na jej dłonie. Były delikatne i opalone. Poczuł ból pożądania. Stanowiła dla niego to wszystko, czego pragnął, czego nigdy nie miał i mieć nie będzie. Usta wykrzywił mu gniewny grymas. Pomaszerował do drzwi, otworzył je na oścież i stanął w progu zapatrzony w horyzont. Odetchnął głęboko wciągając rześkie nocne powietrze i rozluźniając napięte nerwy. Powtórzył sobie kilkakrotnie w myślach, że nie wolno mu zaangażować się uczuciowo i odwrócił się w stronę baru. Dojrzał przerażenie na jej twarzy. Nie wiedziała, co się dzieje w jego głowie ani dlaczego tak nagle od niej odszedł. Nie miała pojęcia, kim jest, co zrobił. Jeszcze nie. Teraz, gdy nieoczekiwane zagrożenie ze strony Archera minęło, mógłby, tak jak zamierzał, nie mieszać się w jej życie. Zapewne dobrze by go wspominała jako nieznajomego, który znalazł się pod ręką, gdy go potrzebowała. Najwyższa pora, żeby już sobie poszedł. - Czy na pewno dobrze się czujesz? - zapytał. - Tak. scandalous czytelniczka

Jej zapewnieniu odpowiedziała głęboka cisza. Uczu­ cie, które odbiło się przed chwilą na jego twarzy minęło, jednak był bliski wybuchu. Beth żyła w napięciu tak długo, że z łatwością je zauważyła. Miał naprężone mięśnie, zaciśnięte szczęki, żyłki pulsowały mu na skroniach. Niczego nie rozumiała. Skąd ten nagły wybuch goryczy, gniewu i niezdecydowania, a zwłaszcza skąd u niej samej taka dziwna reakcja. Była zdumiona i za­ skoczona. Żaden mężczyzna nigdy nie miał na nią takiego wpływu. Hunter jednak wydawał się być mężczyzną nietuzinkowym. Stanowił dla niej zagadkę. Był nieobliczalny. A nieobliczalni mężczyźni to katastrofa, o czym mogła przekonać się w prze­ szłości. Hunter chciał coś powiedzieć, jednak zatrzymał się i pokręcił wolno głową. - Żegnaj, mała - rzekł twardo, jak gdyby chciał również siebie samego powiadomić o tej decyzji. Wkrótce zamknęły się za nim drzwi i już go nie było. Beth wpatrywała się tępo we własne odbicie w szy­ bie. Posiniaczona, zraniona twarz wydała się dzie­ wczynie równie obca jak jej myśli. Nie umiała zrozumieć Huntera Slade'a. Najpierw siedział spo­ kojnie popijając kawę i prawie nie dostrzegał jej obecności, a później przyszedł z pomocą, z pogardą traktując nachalnego pijaczynę. Zajął się jej po­ tłuczoną twarzą z delikatnością, wydawałoby się, nieprawdopodobną u mężczyzny takiej postury. Był przyjacielski, nawet czuły, a potem nagle, bez ostrzeżenia, odszedł w gniewie. Jednak kiedy po­ wrócił, obejrzał dokładnie wszystkie szczegóły jej ciała, jak gdyby chciał odcisnąć je głęboko w swej pamięci. W jego pożegnaniu brzmiał smutek. \ scandalous czytelniczka

Żegnaj, powtarzała w myślach. Żegnaj, a nie dobranoc, a więc Hunter więcej tu nie wróci. Ogarnął ją nagły chłód, pomimo panującego w środ­ ku zaduchu. Teraz dopiero uświadomiła sobie, że jest bardzo zmęczona. Na dodatek całe ciało miała obolałe, piekł ją nadgarstek, a małe zranienie wydawało się ognistą linią od policzka do szyi. Bardziej niż kiedykolwiek martwiła ją jałowość dotychczasowego życia i niepewność jutra. Jak mogła żyć pośród takich ludzi jak Archer, który bez cienia zażenowania czyni jej nieprzyzwoite propozycje? Jak Hunter, który odchodzi w nagłym gniewie? A jej były mąż Eryk? Zawsze uważał ją za piękną ozdobę, nigdy za żonę. Poniewierał ją i nienawidził, lecz nigdy nie dałby jej odejść. W końcu Beth wyszła z baru. Otoczyła ją natych­ miast chłodna noc. Wdychała głęboko powietrze, oczyszczając płuca z barowego zaduchu. Ruszając w daleką drogę do swej stancji postanowiła jak najszybciej zapomnieć o tym wieczorze. Z początku szła pewnym krokiem przez pustą ulicę. Stopniowo jednak odwaga zaczęła ją opuszczać. Ogarniało ją coraz więcej złych przeczuć. Na drodze nie było żadnego ruchu. O tej porze Sunshine cichło i pustoszało. Każdej nocy przemierzała tę ulicę samotnie, ale z poczuciem bezpieczeństwa. Dziś jednak, po raz pierwszy od przyjazdu do Sunshine, noc wydała jej się przerażająca. Hunter pędził po krętej drodze wiodącej z Sunshine do Laurenceville. Pracował jako sezonowy kierowca górski, ale tej nocy jechał bez celu, o wiele za szybko. Już kilka razy o mało nie wyleciał z drogi. Nie myślał o jeździe ani o niebezpieczeństwie. Niewyraźna, nie scandalous czytelniczka

do końca sprecyzowana myśl, męczyła go jak dokucz­ liwy ból. O co chodzi? Przypomniał sobie cały wieczór. Bar. Archer. Wnuczka Berta. Kobieta. Z ciemności wynurzył się nagły cień. Hunter nacisnął hamulec. Ciężarówka wpadła w poślizg, miotana raz w lewo, raz w prawo. Przed szybą zamajaczyła barierka mostu, ale samochodem zarzuciło w ten sposób, że uniknął zderzenia. Z piskiem opon ciężarówka stanęła w miejscu. Lusterko rozcięło Hunterowi czoło, dźwig­ nia biegów wbiła mu się w żebra. Siła bezwładności pchnęła go na kierownicę. Z odrętwienia obudził go stukot kopyt na jezdni. Spojrzał znad kierownicy. Dorodny jeleń przebiegł drogę. Tuż za nim kroczyła łania z młodym jelonkiem przy boku. Przez chwilę ciemność odgrodziła małego od rodziców. Złapany w światła ciężarówki, pokazał duże brązowe oczy pełne strachu. Trząsł się w nagłym poczuciu osamotnienia. Ona teraz również była sama. Gdy odjeżdżał, na parkingu przy barze nie pozostał żaden samochód. Roztrzęsiona zajściem, samotnie szła teraz w ciemno­ ściach, które mogłyby zdezorientować nawet dobrze obeznanych z okolicą. Postanowił nie angażować się, stłumić uczucia, które ona w nim wywoływała, i postąpił bez serca. Tak bardzo chciał uciec, że pozostawił ją na łasce losu. - Mój Boże! - jęknął Hunter. - Może jej się coś przytrafić. Zapalił silnik i z piskiem opon ruszył z miejsca. Wykonując karkołomny skręt o sto osiemdziesiąt stopni, Hunter postąpił dokładnie wbrew swej obiet­ nicy. Pędził z powrotem do Sunshine. Do niej. scandalous czytelniczka

Beth szła ostrożnie w ciemnościach, świadoma każdego ruchu, każdego podmuchu wiatru. Uszy stały się oczami, przetwarzającymi znajome dźwięki w niewyraźne obrazy w jej umyśle. Szum drzew stawał się gorączkowym protestem przeciwko prze- mocy. Tajemnicze odgłosy nocnych stworzeń głuszyły nieco echo jej dudniących kroków. Najgorsza była jednak zapadająca nagle cisza - czyniła ją bezbronną i wtedy aż pociła się ze strachu. Szła dalej w napięciu, słysząc bolesne łomotanie własnego serca. Wysilała wzrok, żeby nie zejść z ciemnej linii drogi. Jeżeli ją zgubi, to pozostanie sama w nieznanych górach. Nogi zaczęły jej się trząść ze strachu, gdy w oddali zamigotały światła samochodu. Zbliżały się, rozświet­ lając panujące ciemności. Dobiegł ją ryk potężnego silnika, uderzył pęd powietrza. Ciężarówka minęła ją i zostawiła znowu w całkowitym mroku. Zapiszczały hamulce, silnik zawarczał jak rozjuszony brytan. Reflektory oświetliły nagle jej plecy. Strach odpłynął. Beth czuła się dziwnie lekko i swobodnie, jak gdyby zmęczona kobieta, która właśnie wyszła z baru w ciemność nocy, przestała istnieć. Spokojnie stała w poświacie reflektorów i czekała. Ciężarówka zatrzymała się przed nią i kierowca otworzył drzwi. Przez ciemności przedarł się znajomy głos: - Wsiadaj! Hunter. Miała niejasne przeczucie, że będzie to właśnie on. scandalous czytelniczka

ROZDZIAŁ DRUGI Hunter jechał ostrożnie, skrępowany obecnością kobiety. Nie usłyszał od niej jeszcze ani jednego słowa. Milczała, pogrążona w myślach. - Trzeba mi było powiedzieć - odezwał się Hunter w ciemnościach. - Powiedzieć? - Z niepewnego głosu przebijał strach, że Hunter przejrzał ją na wylot, aż do głębi ponurej przeszłości.. - Powiedzieć, że nie masz samochodu. Byłem w połowie drogi do domu, gdy sobie to uświadomiłem. Nikt nie powinien chodzić w takich ciemnościach. A więc martwił się o nią. Beth rozluźniła się, a jednocześnie poczuła się głupio, że tak przesadnie zareagowała. Hunter nic przecież nie wiedział o niej ani o Eryku. - Masz ze mną same kłopoty — powiedziała miękko po chwili. - Przepraszam. - Nie ma za co. Nie powinienem był zostawić ciebie samej. Te góry bywają zdradliwe. Światła ciężarówki z trudem przenikały ciemności, jak gdyby napotykały na kamienną ścianę. - Wszystko jest takie nierealne. Jak gdybyśmy śnili. Po dzisiejszej nocy nazwałbym Sunshine kosz­ marnym miejscem. - Mężczyźni pokroju Billy'ego Archera zdarzają się wszędzie. Hunter spróbował przebić wzrokiem ciemności scandalous czytelniczka

i dojrzeć twarz kobiety. W jej głosie wyczuł bowiem smutek. Domyślał się, że to nie Billy Archer wywołał u niej ten nastrój. Najwyraźniej uciekała od czegoś, szukając samotności w Sunshine. Co też mogło Spowodować, że taka urocza osoba znalazła się w tak dramatycznym położeniu? Jaki mężczyzna za tym stoi? Opanował go nagły gniew. Myśl o nieznanym mężczyźnie, dotykającym jej lub, co gorsza, czyniącym krzywdę, wzbudziła w nim poryw zazdrości. Znowu rodziło się w nim uczucie, jakby zapomniał już o lekcji, jaką otrzymał w młodości od innej kobiety. Zastanowił się. Był przecież takim, a nie innym człowiekiem - Indianinem, który znał swoje miejsce - i nie mógł tego zmienić. Nie chciał. Nawet dla siedzącej obok kobiety. Przeżycia z przeszłości, które naznaczyły smutkiem jej uśmiech, były wyłącznie jej zmartwieniem. Co prawda obronił ją przed Billym Archerem, ale tak samo postąpiłby wobec każdej kobiety, a poza tym żaden przyzwoity człowiek z gór nie pozostawiłby zabłąkanej w ciemnościach. Miał zamiar zawieźć ją pod same drzwi. Jutro natomiast porozmawia z Bertem i szeryfem o Archerze. - Skręć tutaj - poprosiła, gdy zbliżali się do skrzyżowania. - Na lewo, piąty dom po prawej stronie. - Do diabła! - zaklął Hunter. - Przecież to dom Minnie Jenkins. Nie będziesz tu dziś mile widziana. - Dlaczego incydent w barze miałby zakłócić atmosferę w moim domu? Przed słowem „dom" zrobiła krótką pauzę, po czym w jej głosie zabrzmiała bolesna nuta, której Hunter wolałby nie usłyszeć. Wrócił po tę kobietę z czystej uprzejmości, nie zamierzał do niczego się mieszać. A teraz musi jej wyjaśnić zawikłane powią­ zania mieszkańców Sunshine. scandalous czytelniczka

- Minnie Jenkins jest krewną Billy'ego Archera. Wychowała jego matkę. Nie miała swoich dzieci, więc przepada za przybranym wnukiem. Jej bez­ krytyczne uwielbienie przyczyniło się do wypaczenia charakteru tego wyrzutka. Cała sprawa stawia cię w trudnej sytuacji i jest to wyłącznie moja wina. Beth poczekała, aż Hunter zatrzyma ciężarówkę i zgasi silnik. - Nie ma w tym absolutnie twojej winy - za- przeczyła. - Archer przychodził do baru już wcześniej i wciąż mnie obserwował. To, co się stało, było nieuniknione. - To jeszcze nie wszystko. Jesteś śliczna i mógł cię zaczepiać, ale nie byłby tak brutalny, gdyby nie moja obecność. - Nie rozumiem. - Rąbek księżyca oświetlał ich bladą poświatą. Choć Huntera otaczał szary cień, widziała, że jego gęstym czarnym włosom przydałby się fryzjer. Szerokie brwi podkreślały czerń oczu. Rysy twarzy, mieszanka dwóch dziedzictw, były raczej interesujące niż urzekające. Obserwując Huntera ukradkiem w barze, zauważyła, że jego usta przybierały czasami zacięty wyraz. Nazywał ją „mała", ale przy wzroście sto siedemdziesiąt centymetrów wcale się za taką nie uważała. No, chyba że w porównaniu z Hunterem. Był taki potężny, jakby trochę dziki, a przy tym zaskakująco delikatny. - Posłuchaj mnie, skarbie. - Odwrócił się i wziął ją za rękę. Innemu mężczyźnie w takich okolicznościach wy­ rwałaby się natychmiast, ale teraz wcale nie chciała tego zrobić. - Większość mężczyzn godzi się z rzeczami, których nie mogą zmienić. Nie przeszkadza im, że są niscy czy scandalous czytelniczka

wysocy. Inni, tacy jak Archer, muszą coś udowodnić. Archer nie posunąłby się tak daleko dziś wieczór, gdyby mnie tam nie było. Mógłby być arogancki i gburowaty, ale gdybyś odmówiła, uznałby, że to twoja strata. - Straszliwa strata - wyszeptała Beth. - Byłem przy tym, jak go odtrąciłaś. Zraniona duma popchnęła go do odwetu. Chciał coś udowodnić. - Że jest silniejszym mężczyzną niż ty. - I twardszym, szybszym. - Atakując mnie udowodnił coś zupełnie przeciw­ nego. - Jest niskim mężczyzną i nie może się z tym pogodzić. Nie rozumie, że nie wzrost czyni człowieka wielkim. Duma doprowadziła go do wybuchu, a ty musiałaś stawić czoło czemuś znacznie poważniejszemu niż pijacka wulgarność. Myślałem, że nie będę musiał interweniować, a on nie przypuszczał, że się na to zdobędę. - Hunter zaśmiał się, ale w jego śmiechu nie było wesołości. - Każdy z nas pomylił się co do drugiego. Aby zachować twarz, Archer przyjmie mało podobną do prawdy wersję tego wydarzenia. Z pew­ nością nie przyzna się, w jakich okolicznościach kawa wylądowała mu na spodniach. Nie miej złudzeń, Minnie jest surowa i mściwa. - Zgryźliwe uwagi, zaciśnięte usta, znaczące spo­ jrzenia. - Dokładnie. - Miałam do czynienia z takim zachowaniem już wcześniej i nic mi się nie stało. Nie boję się Minnie Jenkins. - Moim zdaniem powinnaś pomyśleć o prze­ prowadzce. - Nie! - Beth powiedziała to trochę gwałtowniej, scandalous czytelniczka

niż zamierzała. Czynsz tutaj był najniższy w całym mieście. Pensja i napiwki z trudem pozwalały jej wiązać koniec z końcem. Droższy pokój uniemożliwiłby jej robienie oszczędności, które byłyby zabezpieczeniem na wypadek, gdyby znowu musiała uciekać. - Nie - powtórzyła cicho. - Nie mogę się prze­ prowadzić. - Nie możesz zostać. - Archer to tchórz. Oboje znamy ludzi jego pokroju. Będzie się bał, że znowu zostanie wyprowadzony w pole. Nic mi już teraz z jego strony nie grozi. Dziś w nocy był pijany. Miał odwagę pijaka. Nie pierwszy raz się z tym spotykam. - Uciszyła protesty Huntera podniesieniem ręki. - Nie jestem niewiniątkiem. Miałam do czynienia z podobnymi flirciarzami już wcześniej i nie są mi obcy złośliwi, podli mężczyźni. - Po co masz to wszystko znosić? - Mam mocne nerwy. Nie płaczę na ślubach i odrobina krytyki nie wytrąca mnie z równowagi. - Może być gorzej, niż myślisz, bo ja jestem w to zamieszany. Beth zrozumiała. Powinna była domyślić się od początku. - Już wcześniej mieliście ze sobą na pieńku? - Tylko utarczki słowne. Wyładowywał w nich swoją nienawiść do koloru mojej skóry. - Hunter zatrzymał wzrok na Beth i dodał cicho: - Moja matka była Czerokezką. - Domyślam się. - Ton głosu świadczył wyraźnie, że jego indiańskie pochodzenie nie robi jej żadnej różnicy. Równie dobrze jej matka mogłaby być Holenderką, Irlandką lub Eskimoską. - Oczywiście - odrzekł zamyślony. - Archerowi to jednak przeszkadza. scandalous czytelniczka