Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 116 497
  • Obserwuję513
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań682 741

James Eloisa - Droga do marzen

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

James Eloisa - Droga do marzen.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse J
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 154 stron)

W serii Romans histor MARYBALOGH Miłosny skandal Przewrotny kusiciel Szczypta grzechu ADRIENNE BASSO Skazany na miłość Uwieść aroganta Zakład o miłość REXANNE BECNEL Lęk przed miłością Pogromca serc CONNIE BROCKWAY Bal maskowy Niebezpieczny kochanek Słodka uległość NICOLE BYRD Dama w czerni Piękność w błękicie Szkarłatna Wdowa czny polecamy równieŜ JANE FEATHER Aksamit Cnota Nieproszona miłość GAELEN FOLEY Diaboliczny lord Wyniosły lord ELOISA JAMES Wiele hałasu o miłość KARYN MONK Mój ukochany złodziej MARY JO PUTNEY Chińska narzeczona AMANDA QUICK Fascynacja Od drugiego wejrzenia PEGGYWAIDE Potęga uroku Eloisa JAMES Droga do marzeń

Rozdział 1 Londyn, kwiecień 1817 W dniu, w którym ten Szkot pojawił się na balu u lady Fed- drington, siostra Annabel, Imogen, zdecydowała, Ŝe odda mu cnotę, a Annabel, Ŝe nigdy nie odda mu ręki. Szkot moŜe i nie przejawiał szczególnego zainteresowania siostrami Essex, ale jego obecność na balu nie budziła Ŝadnych wątpliwości. Obydwie decyzje zostały oczywiście podjęte w pokoju dla dam, gdzie zwykle dzieje się to, co na kaŜdym balu najwaŜniejsze. Nastała chwila, gdy kobiety zaczynają dostrzegać, Ŝe ich nosy się błyszczą, a usta blask tracą. Annabel zajrzała do pokoju dla dam. Był pusty, usiadła więc przed ogromnym lustrem toalety i zaczęła upinać niesforne loki. Imogen, lady Maitland, wpadła po chwili do środka i z rozmachem usiadła obok siostry. - Ten bal to wymarzone Ŝerowisko dla wszelkiego gatunku pa- soŜytów - rzuciła gniewnie, z nachmurzoną miną patrząc na swoje odbicie. - Lord Beekman juŜ dwa razy prosił mnie do tańca. Jakbym w ogóle brała pod uwagę taniec z tym tłuściochem. Powinien poszukać gdzieś niŜej... moŜe wśród pomywaczek. Wyglądała wspaniale. Włosy miała upięte na czubku głowy, tylko kilka lśniących kruczoczarnych loków opadało jej na ramiona. Oczy lśniły z wściekłości. Przypominała Helenę Trojańską. 7

Rzeczywiście, irytujące, pomyślała Annabel, kiedy trzeba wszystkie emocje skupić na nieostroŜnym dŜentelmenie, który się ośmielił poprosić o taniec. - MoŜe nikt nie uświadomił biedakowi, Ŝe lady Maitland to dla niego za wysokie progi - zauwaŜyła uszczypliwie. Od chwili przy wdziania Ŝałoby Imogen zmieniła się nie do poznania. Imogen spojrzała na siostrę gniewnie, pociągając jeden z loków, tak Ŝe opadł kusząco na jej gors. - Nie bądź naiwna, Annabel. Beekmana interesują moje pienią dze i nic więcej. Annabel spojrzała wymownie na skąpą górę sukni Imogen. - Doprawdy nic więcej? Na ustach Imogen zagościł cień od tak dawna niewidzianego uśmiechu. Straciła męŜa w wypadku i po sześciomiesięcznej Ŝałobie przyjechała do Londynu na wiosenny sezon. Nie kryła, Ŝe bawi ją szokowanie powaŜnych matron garderobą pełną sukien skrojonych tak, iŜ właściwie niewiele zakrywały. - To, Ŝe przyciągasz wzrok, nie powinno cię dziwić - powiedziała Annabel i po chwili z odrobiną sarkazmu dodała: - W końcu po to się tak ubierasz. - Nie sądzisz, Ŝe powinnam wykupić wszystkie takie suknie? - zapytała Imogen, zerkając w lustro. Poruszyła zalotnie ramieniem i gors sukni osunął się jeszcze niŜej. Suknia uszyta była z czarnego jedwabiu, ale skrojonego tak oszczędnie, Ŝe górę stanowiło zaledwie kilka skrawków. Dekolt obszyto delikatnymi, białymi piórami, które tuliły się do piersi Imogen. Na ten widok kaŜdy męŜczyzna tracił głowę. - Nikt nie potrzebuje kolejnej sukni tego samego fasonu - oceniła Annabel. - Madame Badeau uprzedziła, Ŝe uszyje jeszcze jedną. Twierdzi, Ŝe musi sprzedać przynajmniej dwie, aby opłaciło się wprowadzenie nowego modelu. A ja nie mogę dopuścić, aby inna kobieta pokazała się w takiej samej sukni. - To niedorzeczność - zauwaŜyła Annabel. - Wiele kobiet nosi suknie uszyte według tego samego kroju. Zaręczam, Ŝe nikt nawet nie zauwaŜy podobieństwa. - Mylisz się. Wszyscy zwracają uwagę, w co się ubieram - odparła Imogen, i trudno było z nią się nie zgodzić. - To przesada, zamawiać drugą tylko po to, aby leŜała w szafie. Imogen wzruszyła ramionami. MałŜonek pozostawił ją bez pie- niędzy, ale miesiąc po jego śmierci zaniemogła i zmarła lady Clarice. Teściowa przekazała synowej w spadku posiadłość, czyniąc z Imogen jedną z najbogatszych wdów w całej Anglii. - Zamówię więc tę suknię dla ciebie. Musisz mi tylko przyrzec, Ŝe będziesz ją nosiła wyłącznie na wsi, gdzie nikt z towarzystwa cię w niej nie zobaczy. - Gdy się nachylę, ta suknia zsunie mi się na pępek, co chyba nie przystoi debiutantce. -Jaka tam z ciebie debiutantka? - zaŜartowała Imogen. -Jesteś starsza ode mnie! Masz juŜ dwadzieścia dwa lata. Annabel szybko policzyła do dziesięciu. Imogen wciąŜ nie mogła przeboleć straty męŜa i trzeba było zrobić wszystko, aby ją z tego stanu wydobyć. - MoŜemyjuŜ wracać do Griseldy? - Rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro i nieoczekiwanie ujrzała tuŜ obok siebie twarz siostry. - Przepraszam, byłam nieznośna - szepnęła ze skruchą Imogen. - Jesteś najpiękniejszą kobietą na balu, Annabel. Spójrz tylko na nas obydwie! Ty jesteś promienna, a ja wyglądam jak stara wrona. Annabel się roześmiała. - Co ty wygadujesz? Nie jesteś Ŝadną wroną. W ich rysach było duŜe podobieństwo: migdałowe oczy, wystające kości policzkowe. Ale Imogen miała włosy kruczoczarne, a Annabel miodowe. Poza tym, gdy oczy Imogen miotały błyskawice, Annabel ratowała się omdlewającym spojrzeniem, któremu trudno było się oprzeć.

Imogen ułoŜyła pukiel włosów na piersiach. Wyglądało to pro- wokująco, ale Annabel, znając temperament siostry, w porę ugryzła się w język. - Postanowiłam wziąć sobie amanta - oświadczyła nieoczekiwanie Imogen. - Choćby tylko dlatego, aby trzymać Beekmana na dystans. - Kogo chcesz wziąć? - zdziwiła się Annabel. - No, przyjaciela - dodała z irytacją Imogen. - Kogoś, kto będzie mnie adorował. -Myślisz o ponownym zamąŜpójściu? - dociekała Annabel. Według jej wiedzy Imogen tonęła we łzach kaŜdej nocy, nie mogąc przeboleć śmierci małŜonka. - Nigdy - odparła Imogen. - Dobrze o tym wiesz. Ale nie pozwolę, aby ktoś taki jak Beekman psuł mi nastrój. - Oczy sióstr spotkały się w lustrze. - Zamierzam wziąć sobie Mayne'a. I nie mówię o małŜeństwie. - Mayne'a?! -jęknęła Annabel. - Nie! - AleŜ tak. - Imogen nie kryła rozbawienia. - Nic nie jest w stanie powstrzymać mnie od zrobienia czegoś, czego pragnę. I wierzę, Ŝe polubię lorda Mayne'a. -Jak mogło ci to przyjść do głowy? On porzucił naszą siostrę przy ołtarzu! - CzyŜbyś sugerowała, Ŝe Tess byłaby szczęśliwsza z Mayne'em niŜ z Feltonem? Ona uwielbia swego męŜa - zauwaŜyła Imogen. - Nie zmienia to jednak faktu, Ŝe Mayne ją porzucił! - Nie zapomniałam o tym. - Więc, na Boga, dlaczego? Imogen spojrzała na siostrę z politowaniem. - Naprawdę nie wiesz? - Aby go ukarać, tak? Nie rób tego, Imogen. - Dlaczego? - Imogen stanęła bokiem i przyglądała się swojej figurze. Była doskonała w kaŜdym calu. - Nudzę się. Annabel zauwaŜyła błysk okrucieństwa w oczach siostry. Chwyciła ją za ramię. -Nie rób tego. Nie wątpię, Ŝe potrafię rozkochać w sobie Mayne'a. Imogen uśmiechnęła się szeroko. -Ja równieŜ nie wątpię. - Ale ty teŜ moŜesz się w nim zakochać. - Wykluczone. W rzeczywistości Annabel nie wierzyła, Ŝe Imogen mogłaby znowu kogoś pokochać. Po śmierci męŜa serce Imogen zamieniło się w sopel lodu i trzeba czasu, aby odtajało. - Proszę, nie rób tego - powtórzyła Annabel. - Nie chodzi mi o Mayne'a, ale o ciebie. MoŜe cię to zbyt wiele kosztować. -Jesteś jeszcze dziewczynką. - Imogen uśmiechnęła się cierpko. - I nie masz pojęcia, co tak naprawdę moŜe być dobre dla mnie, przynajmniej jeśli chodzi o męŜczyzn. Wrócimy do tej rozmowy, kiedy dowiesz się, co znaczy być kobietą. Najwyraźniej tęskniła do bitew, które miały zwyczaj staczać w dzieciństwie. Annabel juŜ chciała odpowiedzieć ripostą, ale drzwi otworzyły się i do środka wpadła lady Griselda Willoughby, opiekunka obydwu sióstr. - Tu jesteście! - zawołała. -Wszędzie was szukałam! KsiąŜę Cla- rence przybył i... - Urwała w pół zdania, widząc wzburzone twarze dziewcząt. - Och... - Usiadła i poprawiła wytworny jedwabny szal, który okrywał jej ramiona. - Znowu się kłócicie. Jak to dobrze, Ŝe ja mam tylko brata. - Twój brat nie jest kimś, kogo pragnęłoby się mieć w rodzinie - zauwaŜyła sucho Imogen. - Właśnie rozmawiałyśmy o jego roz licznych przymiotach. Lub raczej ich braku. - Nie wątpię, Ŝe twoja ocena była sprawiedliwa - odparła spokoj nie Griselda. - ChociaŜ komentarz jest dosyć osobliwy, moja droga. ZauwaŜyłam, Ŝe kiedy się złościsz, nos dziwnie ci się wydłuŜa.... Po winnaś się nad tym zastanowić. Imogen spurpurowiała. - Nie mam wątpliwości, Ŝe zechcesz mnie znowu karcić, uprze dzam więc, Ŝe zdecydowałam się wziąć sobie kochanka. 10 11

- Znakomity pomysł, moja droga. - Griselda rozłoŜyła maleń ki wachlarz i leniwym ruchem ręki chłodziła twarz. - UwaŜam, Ŝe męŜczyźni są bardzo poŜyteczni. W sukni tak wąskiej jak ta, którą dziś masz na sobie, trudno się w ogóle poruszać. MoŜe znajdziesz jakiegoś atletę. Będzie cię nosił po Londynie. Annabel z trudem ukryła uśmiech. - Kpij sobie do woli - wycedziła Imogen przez zęby. - Ale chcę postawić sprawę jasno. Zdecydowałam się na kochanka, a nie najed- norazową przygodę z lokajem. I twój brat Mayne to mój najpowaŜ- niejszy kandydat. - No cóŜ - odparła Griselda. - To mądra decyzja, zaczynać z kimś tak bardzo doświadczonym w tych sprawach. Mayne wprawdzie skłania się ku kobietom zamęŜnym, a nie wdowom. Mój brat unika kobiet, które mogłyby dąŜyć do małŜeństwa. Jednak, być moŜe, tobie uda się to zmienić. -Jestem o tym przekonana - zapewniła Imogen. Griselda poruszyła w zadumie wachlarzem. - Interesujące. Gdybym to ja miała się zdecydować na kochanka, chciałabym, aby ten związek trwał dłuŜej niŜ dwa tygodnie. Mój naj droŜszy braciszek miał przygody z wieloma kobietami i, jak dotych czas, z Ŝadną nie był dłuŜej niŜ czternaście dni. Poza tym sytuację, Ŝe będę porównywana z wieloma pięknymi kobietami, z którymi romansował wcześniej, ja sama uznałabym za wysoce niekomforto- wą, ale być moŜe jestem przewraŜliwiona. Annabel uśmiechnęła się szeroko. Griselda wydawała się prawdziwą damą pod kaŜdym względem. A jednak... Imogen milczała. - Doskonale! - odezwała się po chwili. -A więc decyduję się na lorda Ardmore'a. Jest w Londynie zaledwie od tygodnia, mało więc prawdopodobne, Ŝeby porównywał mnie z inną kobietą. Annabel zamrugała. - Mówisz o tym szkockim lordzie? -Właśnie. - Imogen poprawiła torebkę i szal. - Nie posiada wprawdzie fortuny, ale w tym wypadku jego bogactwem jest uroda. 12 Widząc nachmurzoną minę siostry, dodała: - Nie bądź głuptasem, Annabel. Nie będzie cierpiał. -Ma rację - przyznała Griselda. - To niebezpieczny męŜczyzna. Nie on będzie cierpiał, Imogen. Tylko ty. - Nonsens - zaprotestowała Imogen. - Po prostu usiłujesz odwieść mnie od tej decyzji. Ale nie mam ochoty wysiadywać po kątach i plotkować z owdowiałymi matronami przez następnych dziesięć lat. - Ta uwaga była skierowana pod adresem Griseldy która straciła męŜa wiele lat temu i nigdy nawet nie pomyślała o ponownym zamąŜpójściu, a tym bardziej o kochanku. - Nie, moja droga - odparła Griselda z czarującym uśmiechem. - Dostrzegam, Ŝe jesteś zupełnie inną kobietą. Annabel skrzywiła się, ale Imogen udała, Ŝe tego nie zauwaŜyła. - Tak. I dlatego Ardmore to lepszy wybór niŜ Mayne. Jesteśmy rodakami, wiesz? - Nie uwaŜasz, Ŝe to jeszcze jeden powód, aby nie prowadzić z nim Ŝadnych gier? - zapytała Annabel. - Dobrze wiemy, jak cięŜko zyć w rodowej siedzibie, nie mając grosza na jej utrzymanie. Ten człowiek przybył do Londynu, aby znaleźć bogatą Ŝonę, a nie, Ŝeby wdać się w romans. -Jesteś sentymentalna - Ŝachnęła się Imogen. - Ardmore sam moŜe zadbać o siebie. Oczywiście nie zamierzam przeszkadzać mu w emablowaniu jakiejś głupiutkiej gąski, jeśli będzie miał na to ochotę. NajwaŜniejsze, Ŝe mając cawlier sewante, pozbędę się łowców posagów. Ja jedynie poŜyczę go sobie na jakiś czas. Chyba nie planujesz wyjść za niego, moja droga? - Nigdy mi to nawet nie przyszło do głowy - odparła Annabel, chociaŜ nie była to tak do końca prawda. Tajemniczy Szkot olśniewał urodą. Kobieta musiałaby leŜeć w grobie, aby nie chcieć widzieć przy sobie tak atrakcyjnego małŜonka. Ale Annabel miała zamiar poślubić kogoś bardzo bogatego. Poza tym nie dopuszczała nawet i nyśli, Ŝe mogłaby kiedyś opuścić Anglię. - A ty, Imogen, rozwaŜasz taką moŜliwość? 13

- Oczywiście, Ŝe nie. Ten Szkot nie ma grosza przy duszy. Ale jest taki śliczny i ubiera się tak wytwornie, Ŝe będzie znakomicie pasował do mojego stroju. Czy moŜna wymagać od męŜczyzny czegoś więcej? - On nie wygląda na kogoś, kto pozwoli się okpić - zauwaŜyła Griselda, powaŜniejąc nagle. -Jeśli rzeczywiście szuka bogatej Ŝony, musisz być wobec niego uczciwa - dodała Annabel. - On moŜe pomyśleć, Ŝe rozwaŜasz moŜliwość małŜeństwa. - Daj spokój! - zaprotestowała Imogen. - Rola moralistki zupełnie do ciebie nie pasuje. Nie bądź nudna. - Po tych słowach pospiesznie wyszła, głośno zamykając za sobą drzwi. - ChociaŜ trudno mi się do tego przyznać, być moŜe źle oceniłam sytuację - powiedziała po chwili namysłu Griselda. -Jeśli twoja siostra jest zdecydowana wywołać skandal, lepiej zrobi, jeśli skieruje swoje zainteresowanie na Mayne'a. JuŜ powszechnie wiadomo, Ŝe młode kobiety chcą mieć krótki romans z moim bratem, więc skandal, aczkolwiek nie do uniknięcia, nie będzie zbyt głośny. -W tym Szkocie jest coś niepokojącego. Wątpię, czy Imogen zdoła tak łatwo nim pokierować, jak mniema - powiedziała Annabel, marszcząc brwi. - Rzeczywiście - przyznała Griselda. - Wprawdzie nie zamie niłam z nim jeszcze ani słowa, ale z tego, co wiem, niewiele ma on wspólnego z typowym angielskim lordem. Ardmore był rudowłosym Szkotem z wydatną szczęką i szerokimi ramionami. Zdaniem Annabel róŜnił się od ulizanego brata Griseldy jak ogień od wody. - Zdaje się, Ŝe nikt nie wie o nim zbyt wiele - dodała Griselda. - Lady Ogilby powiedziała mi, Ŝe według pani Mufford Ardmore jest biedny jak mysz kościelna i przybył do Londynu specjalnie po to, aby znaleźć posaŜną Ŝonę. - Czy to czasem nie pani Mufford rozpuściła plotkę, Ŝe Cle- mentina Lyffe uciekła z lokajem? - To prawda - zgodziła się Griselda. - A mimo to Clementina poślubiła wicehrabiego i nie przejawia Ŝadnych skłonności do zada- wania się ze słuŜbą. Lady Blechschmidt wyczuwa łowcę posagu na kilometr i na jej soiree ubiegłego wieczoru nie było Ardmore'a, co by sugerowało, Ŝe nie został zaproszony. Muszę przy okazji zapytać, czy ma jakieś wiarygodne informacje. - Nieobecność Szkota na spotkaniu moŜe po prostu oznaczać, Ŝe panicznie boi się nudy - odparła Annabel. - Daj spokój! - Griselda się roześmiała. -Wiesz, Ŝe lady Blech- schmidt jest moją dobrą znajomą. I muszę przyznać, Ŝe to niezwykle, aby kogoś otaczała aŜ taka aura tajemniczości. Gdyby Ardmore był Anglikiem, dawno juŜ wiedzielibyśmy o nim wszystko, od wagi urodzeniowej po roczne dochody. Czy spotkałaś go kiedykolwiek, gdy mieszkałaś jeszcze w Szkocji? - Nigdy. Jednak przypuszczenia pani Mufford co do powodów jego pojawienia się w Londynie wydają się prawdziwe. - Wielu szkockich arystokratów kręciło się przy stajniach jej ojca i wszyscy, podobnie jak on, byli bez grosza. To chyba narodowa przypadłość Szkotów. Pozostawali biedni do końca Ŝycia albo szukali bogatej zony lub męŜa w Anglii, tak jak Imogen, Tess, i jak miała to zrobić ona. - Ardmore nie wygląda na męŜczyznę, który dałby się omotać twojej siostrze - zauwaŜyła Griselda. Annabel miała nadzieję, Ŝe Griselda się nie myli. Przelotny romans nie wydawał się rzeczywistym pragnieniem Imogen. Griselda wstała. - Imogen musi znaleźć własny sposób na odzyskanie radości Ŝy cia - powiedziała. - To dla niej bardzo trudny okres. Ich starsza siostra Tess wciąŜ powtarzała, Ŝe Imogen musi Ŝyć własnym Ŝyciem. Annabel równieŜ. Annabel uśmiechnęła się blado. Jej jedynym posagiem był koń. Ona i Ardmore mieli więc ze sobą wiele wspólnego. Obydwoje byli Szkotami i tu, w Anglii, szukali szczęścia. 14 15

Rozdzial 2 Lady Feddrington uwielbiała wszystko, co egipskie, a poniewaŜ była bardzo majętna, spełniała kaŜdą swoją zachciankę. W efekcie jej sala balowa przypominała wielki skład szabrowników grobowców. Po obu stronach ogromnych drzwi tkwiły dwa sześciometrowe posągi przedstawiające ludzkie postacie z głową psa. Kiedyś zapewne strzegły wrót egipskiej świątyni. - Z początku nie byłam pewna, czy mi się podobają. Ich wy raz twarzy nie jest zbyt... przyjemny - wyznała lady Feddrington w rozmowie z Annabel. - Ale teraz nazwałam je Humpty i Dumpty i myślę o nich raczej jak o idealnych słuŜących; są cisi i z pewnością nie piją w nadmiarze. - Zachichotała. Annabel pomyślała, Ŝe lady Feddrington nie naleŜy do zbyt mą- drych osób. Pomimo krytycznych uwag musiała jednak przyznać, Ŝe kiedy się patrzy z przeciwległego końca sali, Humpty i Dumpty robią imponujące wraŜenie. Spoglądali na wirujące u ich stóp pary z wyŜszością, co sprawiało, iŜ pomysł, Ŝe mogą to być słuŜący, wydawał się śmieszny. Annabel poprawiła na ramionach lekki jak mgła szal. Zwiewna tkanina ozdobiona była misternie wyhaftowanymi gałązkami paproci, a kolor bladego złota znakomicie współgrał z kolorem sukni. Ponownie spojrzała na imponujące egipskie posągi. Czy nie lepiej, Ŝeby stały w muzeum? - Anubis, bóg zmarłych - odezwał się jakiś głęboki głos. - To miejsce wydaje się niezbyt dla niego stosowne. Nawet po tych kilku słowach nie miała wątpliwości, Ŝe to Ard- more. Nic dziwnego. W Szkocji, gdzie dorastała, wciąŜ słyszała cha- rakterystyczne gardłowe „r", chociaŜ jej ojciec kategorycznie zabraniał córkom tak mówić. -Wyglądają jak bogowie - odparła. - Był pan w Egipcie, milordzie? 16 - Niestety nie. Nie powinna nawet pytać. Doskonale wiedziała, jak wygląda Ŝycie zuboŜałej szkockiej szlachty. Musi myśleć, jak związać koniec z końcem, a nie o egzotycznych podróŜach wzdłuŜ Nilu. Wsunął jej dłoń pod ramię. - Mogę prosić panią do tańca, czy teŜ muszę przedtem uzyskać zgodę pani opiekunki? Uśmiechnęła się nie jak zazwyczaj uwodzicielsko, ale po prostu serdecznie. - Ani jedno, ani drugie - odparła. - Jestem pewna, Ŝe znajdzie pan kogoś bardziej odpowiedniego, kto chętnie z panem zatańczy. Spojrzał na nią spod oka. Bardziej przypominał krzepkiego ro- botnika niŜ arystokratę. W końcu Annabel wiele wiedziała o tych, w których Ŝyłach płynęła błękitna krew. Opiekunka sióstr Essex, lady Griselda, uwaŜała za punkt honoru juŜ od pierwszego wejrzenia rozpoznać tego, kto nosi tytuł. Mayne, brat Griseldy był typowym angielskim lordem: z doskonałą prezencją, wypielęgnowanymi dłońmi i nienagannymi manierami. Włosy miał starannie ostrzyŜone i pachniał najlepszą wodą. JakŜe ten szkocki lord był inny. Jego rudobrązowe włosy opadały luźno na kark, długie rzęsy ocieniały jasnozielone oczy, a otaczająca go niezwykła aura tajemniczości niezmiernie wszystkich intrygowała. Mayne ubrany był w jedwabie i aksamity, Ardmore nosił prosty, czarny strój, rozjaśniony odrobiną bieli przy szyi. Nic dziwnego, Ŝe Imogen uwaŜała, Ŝe będzie znakomicie pasował do jej Ŝałobnych sukien. - Dlaczego mi pani odmawia? - zapytał, nie kryjąc zdumienia. - PoniewaŜ dorastałam wśród takich chłopców jak pan - odparła ze szkockim akcentem. „Chłopiec" to nie było właściwe słowo, nie dla tego osiłka z północy, ale uŜyła go celowo. Mógł być jej przyjacielem, ale nigdy kandydatem na męŜa. Jak jednak wytłumaczyć, Ŝe pragnie poślubić kogoś bogatego? - A więc obiecała sobie pani, Ŝe nie zatańczy z nikim, kto pochodzi z pani ojczystych stron? 17

- Przyjmijmy, Ŝe tak - przyznała. - Ale mogę pana przedstawić odpowiedniej młodej damie, jeśli pan zechce. - Znała kilka debiutantek z całkiem pokaźnymi posagami. - Czy to znaczy, Ŝe tak samo nie zgodziłaby się pani mnie poślu- bić? - Uśmiechnął się lekko. - Z radością poprosiłbym panią o rękę, gdyby to znaczyło, Ŝe moŜemy razem zatańczyć. To, co powiedział, było tak niedorzeczne, Ŝe nie mogła się nie roześmiać. - W ten sposób nigdy nie znajdzie pan Ŝony - powiedziała. - Musi pan podejść do tego o wiele powaŜniej. -AleŜ ja podchodzę do tego powaŜnie. - Oparł się o ścianę i wpatrywał w Annabel tak intensywnie, aŜ przeszył ją dreszcz. - Czy wyszłaby pani za mnie, nawet jeśli nie chce pani ze mną zatańczyć? Nie mogła zaprzeczyć, Ŝe podobał się jej ten Szkot. Jego zielone oczy były przepastne jak ocean. - Z pewnością za pana nie wyjdę - odparła stanowczo. - Och! - westchnął, chociaŜ w jego głosie nie słychać było zawodu. - Nie moŜe pan prosić o rękę kobietę, którą pan ledwie zna - dodała. Najwyraźniej nie dostrzegł, Ŝe opieranie się o ścianę w obecności damy jest nietaktem, a tym bardziej tak intensywne wpatrywanie się. Annabel trochę mu współczuła. W taki sposób on nigdy nie złapie bogatej Ŝony! Powinna mu pomóc, choćby dlatego, Ŝe był jej rodakiem. - Dlaczego? - zapytał. - Nawet po wielu spotkaniach trudno odkryć zgodność charakterów. - W tym właśnie rzecz: pan nic o mnie nie wie! - Doprawdy? - zaprotestował. - Po pierwsze, jest pani Szkotką. Po drugie, jest pani Szkotką. I po trzecie... - Nietrudno zgadnąć - zauwaŜyła. -Jest pani piękna - dokończył z uśmiechem. SkrzyŜował na piersi ramiona, obserwując Annabel spod oka. 18 - Dziękuję za komplement. Zastanawia mnie jednak, dlaczego szuka pan Ŝony aŜ w Londynie. PoniewaŜ otrzymałem takie polecenie - odparł. Annabel nie potrzebowała dalszych wyjaśnień. Bogatą Ŝonę znajduje się w Londynie, w Szkocji tylko biedną. Ten człowiek najwyrazniej miał nadzieję, Ŝe jej elegancja i szyk świadczą o stosownym posagu. - Swoje sądy opiera pan na pozorach - zauwaŜyła. - Mój jedyny posag to koń. Ale, jak wspomniałam, z przyjemnością przedstawię pana kilku interesującym młodym damom. Chciał coś powiedzieć, ale w tej właśnie chwili podeszła Imogen. - Kochanie, szukam cię wszędzie - odezwała się do Annabel, po czym natychmiast zwróciła się do jej towarzysza: - Lordzie Ardmore, jestem lady Maitland. Cieszę się, Ŝe mogę pana poznać. Annabel obserwowała, jak Ardmore pochyla się nad ręką jej siostry. Imogen wyglądała imponująco, jak bogini zemsty. Posłała Ardmore'owi spojrzenie, któremu nie oparłby się Ŝaden męŜczyzna - uwodzicielskie i zachęcające. - Ponad wszystko pragnę zatańczyć - wyznała Imogen. - Czy zechce pan mnie zaprosić, lordzie Ardmore? Ponad wszystko? Zabawne. Ale Ardmore wcale się nie śmiał; pochylony nad dłonią Imogen, ponownie ją pocałował. Annabel się poddała. Sam będzie musiał znaleźć sposób wyplątania się z sie. Cała Imogen - kiedy juŜ podjęła decyzję, nic nie mogło jej powstrzymać. - Wracam do opiekunki. - Annabel dygnęła grzecznie. - Lordzie Ardmore, to była dla mnie prawdziwa przyjemność. Lady Griselda obserwowała tańczących, siedząc w zacisznym kącie sali. TuŜ obok, z nieodłącznym drinkiem w ręku, usadowił się opiekun sióstr Essex ksiąŜę Holbrook. Widząc przeciskającą się przez tłum Annabel, ruszył w jej kierunku. Teraz, kiedy Annabel znała juŜ sporą część angielskiej arystokracji, nie mogła się nadziwić, jak bardzo „nieksiąŜęcy" był Rafę. 19

Przede wszystkim zupełnie nie przywiązywał wagi do swego tytułu, poza tym zachowywał ogromny dystans wobec wyperfumowanego, ufryzowanego świata. Dobrze, Ŝe przynajmniej lokajowi udało się go namówić na odpowiedni na wieczór błękitny surdut. W domu Rafę prawie zawsze chodził w wygodnych pantalonach i wytartej białej koszuli. - Griselda doprowadza mnie do szału - wyrzucił z siebie. -I jeśli nawet mnie nie wykończy, to Imogen uda się to z pewnością. Co ona, u diabła, wyprawia, nadskakując temu Szkotowi? Ja nawet go nie znam. - Stwierdziła, Ŝe potrzebuje męŜczyzny do towarzystwa - wyjaśniła Annabel. - Co za bzdury! - mruknął Rafę, przeczesując dłonią zmierzchwionę włosy. - W kaŜdej chwili moŜe przecieŜ liczyć na mnie. - SkarŜy się, Ŝe prześladują ją łowcy posagów. - Na Boga, dlaczego więc tańczy ze Szkotem, który nie śmierdzi groszem?! - ryknął Rafę. - MoŜe nie zaleŜy jej na bliŜszej znajomości - odparła Annabel, usiłując jednocześnie wypatrzyć gdzieś lorda Rossetera, który na liście kandydatów na jej małŜonka zajmował obecnie pierwsze miejsce. - Robi z siebie pośmiewisko - złościł się Rafę. Błazeństwa Imogen zawsze doprowadzały Rafe'a do furii, a szczególnie od czasu, gdy wróciła do Londynu i zaczęła zamawiać obcisłe suknie. Jednak bez względu na to, jak bardzo by się złościł, Imogen niezmiennie odpowiadała, Ŝe wdowy mogą się ubierać, jak chcą. - Z pewnością mamy się czym zamartwiać - rzuciła Annabel z roztargnieniem, wciąŜ pochłonięta wypatrywaniem Rossetera. Napotkała wzrok lady Griseldy, która skinęła na nią ręką i zawo- łała: - Annabel! Przyjdź tu na chwilę. Lady Griselda w niczym nie przypominała surowych matron. Była równie przystojna jak niecny uciekinier sprzed ołtarza, lord Mayne. Nikt, oczywiście, nie obciąŜał jej odpowiedzialnością za podly uczynek brata. Griselda była zupełnie rozbita, gdy Mayne pospiesznie wybiegł z domu Rafe'a dosłownie na pięć minut przed slubem z Tess. - Co się stało, Ŝe Rafę tak się rozsierdził? - zapytała Griselda bez wiekszego przejęcia. -Jest siny z gniewu. - Irytuje się, Ŝe Imogen robi z siebie widowisko. -JuŜ? Imogen moŜna ufać. Spojrzała wymownie na prawo. Orkiestra grała walca. Lord trzymał Imogen zdecydowanie zbyt blisko. Lub teŜ, pomyślała Annabel to Imogen trzyma się zbyt blisko niego. Tak czy inaczej, obydwoje sprawiali wraŜenie, jakby dali się ponieść szalonej namięt- ności. - O mój BoŜe! - szepnęła Griselda, gwałtownie poruszając wach larzem. - Oni wyglądają, jakby coś ich łączyło, nie uwaŜasz? I ta czerń połączona z jego czernią... Imogen miała rację, kiedy mówiła o estetycznej stronie wyboru Ardmore'a. - Nic z tego nie będzie - zapewniła Annabel. - Imogen po prostu dobrze się bawi... -Ale dalsze słowa zamarłyjej na ustach, gdy siostra objęła partnera za szyję i ostentacyjnie zaczęła pieścić jego włosy. - AleŜ ona najwyraźniej zamierza zrobić skandal - zdumiała się Giriselda. - Biedactwo. Wdowy czasem tak właśnie reagują - stwier- dziła takim tonem, jakby Imogen groziła straszna choroba. - Tobie teŜ to się przytrafiło? - Na szczęście nie - odparła Griselda. - Ale ja naprawdę wierzę, Ŝe uczucie Imogen dla lorda Maitlanda było o wiele głębsze niŜ moje dla drogiego mej pamięci Willoughby'ego. ChociaŜ bardzo kochałam swojego męŜa - dodała. Imogen uśmiechała się do Ardmore'a. Oczy miała na wpół przy- mknięte, jak gdyby... Annabel odwróciła wzrok. Imogen zawsze osiągała to, czego chciała. Kochała Dravena Mait- l.iuda latami, nie zwracając uwagi, Ŝe był zaręczony z inną kobietą. Kiedy nadarzyła się okazja, skręciła nogę w kostce, tak Ŝe musiała przejść rekonwalescencję w domu Maitlanda. Ten wypadek miał 20 21

daleko idące konsekwencje. Wkrótce potem Imogen uciekła z Dra- venem Maitlandem. Biorąc pod uwagę jej siłę woli i upór Annabel pomyślała, Ŝe Ardmore moŜe znaleźć Ŝonę dopiero w przyszłym se- zonie. - Widziałaś gdzieś lorda Rossetera? - zapytała opiekunki. Ale Griselda, podobnie jak większość kobiet na sali, wydawała się wstrząśnięta tym, co Imogen wyprawiała na parkiecie. - To nie moja sprawa - powiedziała sobie, jeszcze szybciej się wachlując. Annabel znów odwróciła się do siostry. Intencje Imogen wplątania się w skandaliczną przygodę nie mogły być bardziej czytelne. Oplotła Ardmore'a niczym bluszcz. - O BoŜe! -jęknęła Griselda. Teraz Imogen połoŜyła dłoń na karku Ardmore'a, jakby chciała przyciągnąć do siebie jego głowę. Starsza siostra Annabel, Tess, cięŜko opadła na krzesło. - Czy ktoś moŜe mi wyjaśnić, dlaczego Imogen zachowuje się jak ladacznica? - Gdzie się podziewałaś przez cały wieczór? - zapytała Annabel. - Chciałam zobaczyć się z tobą i Feltonem, ale nigdzie nie mogłam was znaleźć. Tess zignorowała pytanie. - Co za kompromitacja! Ludzie będą mówić, Ŝe jest kochanką Ardmore'a. -1 słusznie - odparła chłodno Griselda. - Jak się masz, moja droga? Wyglądasz olśniewająco. Ale Tess udała, Ŝe tego nie słyszy. - Imogen zdecydowała się wziąć sobie kochanka? Wiedziałam, Ŝe jest nieobliczalna, ale... - Urwała, patrząc na Imogen, która tańczyła wtulona w lorda, jakby nie istniał cały świat. - Musimy coś zrobić - mruknęła ponuro Tess. - Takim zachowaniem wywoła skandal. Nikt juŜ nie będzie jej zapraszał do siebie. - Och, Imogen juŜ od dawna jest w niełasce towarzystwa - za uwaŜyła Griselda. - Pamiętaj, Ŝe uciekła ze swoim męŜem. A po tej 22 paradzie... No cóŜ, oczywiście wciąŜ będzie zapraszana na większe bale. Jednak Tess, która po śmierci matki wychowywała trzy młodsze siostry nie miała zamiaru się poddać. - Tego nie moŜna tak zostawić - oświadczyła. - Uświadomię jej, ze... Annabel pokręciła głową. - To nie jest dobry pomysł. Pogodziłyście się zaledwie kilka tygo dni temu. - Tess nie wyglądała na przekonaną, więc Annabel po- spiesznie dodała: - Nie rób tego, jeśli nie chcesz doprowadzić do kolejnej sprzeczki. - Co za niedorzeczność - mruknęła Tess. - Tak naprawdę nigdy się nie kłóciłyśmy. W tej właśnie chwili podszedł Lucius Felton, pocałował Ŝonę w głowę i mrugnął do Annabel. - Daj mi tylko sposobność, a sama przestanę się do ciebie odzywać - powiedziała Annabel i uśmiechnęła się do Luciusa. - Te małŜeńskie czułości źle wpływają na mój Ŝołądek. - Imogen mnie przeprosiła, ale ja wciąŜ uwaŜam, Ŝe postąpiła wyjątkowo niesprawiedliwie. - Twój mąŜ... - zaczęła Annabel. - śyje - burknęła Tess. - Ale czy mam bez słowa patrzeć, jak moja siostra rujnuje sobie Ŝycie? Jednak Annabel nie mogła się oprzeć współczuciu dla Imogen, widząc, jak Lucius podnosi rękę Tess do ust, po czym odchodzi, aby przynieść małŜonce kieliszek szampana. -Jak myślisz, czy Ardmore wie, Ŝe Imogen niedawno owdowiała? - spytała Tess. - MoŜe spróbowałabyś przemówić mu do rozsądku? Czy to nie z nim rozmawiałaś przed chwilą? - On nie ma pojęcia, Ŝe Imogen jest moją siostrą - powiedziała niepewnie. - Mogłabym... - To nie będzie miało Ŝadnego znaczenia - zapewniła Griselda. Imogen zamierza wywołać skandal, jeśli nie z tym dŜentelmenem, to z moim kochanym braciszkiem. I szczerze mówiąc, jeśli to tak 23

miało wyglądać, to jestem szczęśliwa, Ŝe nie wybrała Mayne'a. WciąŜ Ŝywię nadzieję, Ŝe kiedyś będę miała bratanka. Mój brat moŜe sypiać z większością kobiet z towarzystwa, ale nigdy nie pozwoliłby zrobić z siebie widowiska. Oczy Tess się zwęziły. - Imogen brała pod uwagę Mayne'a? - Tak- potwierdziła Annabel. - Chciała go ukarać za to, Ŝe uciekł od ciebie sprzed ołtarza. - Nonsens - zauwaŜyła Tess. - Mayne sam juŜ siebie dostatecznie ukarał. - Zwróciła się do Griseldy: - Czy on tu dziś jest? - Oczywiście - odparła zaskoczona Griselda. - Był w pokoju gier, kiedy ostatnio tam zaglądałam. Ale... Jednak Tess juŜ podąŜała do pokoju, gdzie męŜczyźni siedzieli przy kartach w nadziei, Ŝe małŜonki nie wyciągną ich na parkiet sali balowej. - Zamierzałam dodać, Ŝe pewnie juŜ wyszedł do swojego klubu. Rzadko go widuję od czasu, gdy zrezygnował z flirtowania. Zazwy czaj nie zostaje na balu dłuŜej niŜ pół godziny. Annabel znów zerknęła na Imogen. Czy ten walc nigdy się nie skończy? Nagle ujrzała Rafe'a, jak przeciska się przez tłum w kierunku parkietu i, zanim Annabel zdąŜyła odetchnąć, rudowłosy Szkot skłonił się, a Rafę pociągnął ku sobie Imogen. Wydawała się równie zaskoczona jak jej siostra. Dopiero co wi- rowała dookoła sali w ramionach Ardmore'a, bawiąc się kaŜdym zgorszonym spojrzeniem, a juŜ po chwili została wyrwana z jego objęć przez swojego opiekuna. - Co ty wyprawiasz? - protestowała, usiłując odsunąć się od Rafe'a. - Ratuję twój mizerny tyłek - warknął. - Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak się kompromitujesz? - Włosy Rafe'a były w nieładzie, a oczy, zwykle brązowe, teraz pociemniały z gniewu. Obrócił ją gwałtownie i pociągnął w kierunku wyjścia. Imogen uniosła brew. -Jakim prawem wtrącasz się w moje sprawy? Twoja odpowie- dzialność za mnie skończyła się z chwilą, gdy poślubiłam Dravena. -WciąŜ uwaŜam się za twojego opiekuna i będziesz ze mną m ieszkała do chwili, kiedy ponownie wyjdziesz za mąŜ lub będziesz na tyle dorosła, by decydować o sobie. Jej usta zadrŜały w uśmiechu, ale spojrzenie nie wróŜyło niczego dobrego. - CóŜ, nie zgadzam się z twoją oceną mojej sytuacji. Mam za- miar urządzić się we własnym domu. I to w bardzo niedalekiej przy- szlości. - Po moim trupie! - warknął Rafę. Imogen patrzyła na niego z wściekłością. - Nie wiem, w jaką grę wciągasz Ardmore'a - ciągnął Rafę. -Ale gubisz siebie, i to za nic. Ten Szkot szuka Ŝony, a nie flirtu z niezbyt rozumną wdową, której nie w głowie ponowne małŜeństwo. Nagle zrobiło mu się Ŝal Imogen i gniew gdzieś się ulotnił. Jednak ostatnią rzeczą, jakiej ona pragnęła, było współczucie, i to od niezbyt trzeźwego opiekuna. - Za nic? - zawołała, uśmiechając się szyderczo. - Musisz być slepy. Ardmore'a ramiona, oczy, usta... - Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, jakby pod wpływem rozkoszy. Rafę puścił jej rękę, chwycił za ramiona i mocno potrząsnął, jakby była rozhisteryzowanym dzieckiem. -Jak śmiesz! - rzuciła zduszonym głosem. Szpilki wysunęły się z , jej włosów. - Masz szczęście, Ŝe nie wyciągnę cię stąd i nie zamknę w pokoju warknął. - W pełni na to zasłuŜyłaś. -PoniewaŜ uznałam jakiegoś męŜczyznę za bardzo atrakcyjnego? - Nie! PoniewaŜ jesteś kłamczucha. Powiedziałaś, Ŝe kochałaś Maitlanda. - Nie waŜ się tak do mnie mówić - syknęła. - Pięknie czcisz jego pamięć - zauwaŜył głucho Rafę. Rumieniec wstydu oblał jej twarz.

- Nie masz pojęcia... - wyszeptała. - Nie, nie mam. I nie chcę mieć. Chcę wierzyć, Ŝe wdowa po nim inaczej okazywałaby Ŝałobę. Imogen z trudem przełknęła bolesną uwagę. Czuła, jak łzy dławią ją w gardle. Na szczęście byli juŜ blisko wyjścia, więc odwróciła się szybko i bez słowa opuściła salę. Rafę podąŜył za nią, ale Imogen nie zwracała na niego uwagi. Szybko szła w stronę frontowych drzwi. Annabel westchnęła. Jej młodsza siostra zawsze była nieobliczalna i na nieszczęście Rafę, z natury przyjazny wobec ludzi, do Imogen od początku czuł awersję. Kiedy zniknął z nią za drzwiami, gwar rozplotkowanych głosów wzmógł się tak, Ŝe przypominał jazgot kur, pomiędzy które nagle wpadł lis. -Jeśli Rafę chciał, Ŝeby Imogen poślubiła Szkota, nie mógłby zrobić więcej, aby doprowadzić do tego związku - zauwaŜyła Griselda. - Ona nie poślubi Ardmore'a - powtórzyła Annabel. -Widziałaś gdzieś Rossetera? Oczy Griseldy rozbłysły. - Och! Te majątki w hrabstwie Kent i do tego Ŝadnej teściowej. Aprobuję, moja droga. - Griselda zawsze była konkretna. - To bardzo sympatyczny i wartościowy męŜczyzna - zauwaŜyła Annabel. Jej towarzyszka machnęła ręką. -Jeśli wierzyć, Ŝe milczenie jest złotem. Annabel poprawiła na ramionach jedwabny szal. -Jego małomówność zupełnie mi nie przeszkadza. Potrafię mówić za oboje, jeśli zajdzie potrzeba. - Właśnie tańczy z tą głupkowatą córką pani Fulgens - zauwaŜy ła Grisełda. - Nie musisz się jednak obawiać. Rosseter nie przegapi Ŝadnej niedoskonałości. Annabel zerknęła w kierunku wskazanym przez Griseldę w chwili, gdy Rosseter opuszczał parkiet. Nie był zbyt urodziwy, ale poruszał się z gracją. W jego ramionach kaŜda kobieta dosłownie płynęła po parkiecie. Miał pociągłą, bladą twarz, wysokie czoło i oczy bez wyrazu. Sprawiał wraŜenie człowieka chłodnego i zdystansowanego. Annabel uwaŜała to za interesującą odmianę po zar ozumialcach, którzy błagali ją o taniec i przysyłali róŜe z załączonymi poematami wątpliwej jakości. Rosseter przesłał jej kwiaty tylko raz: bukiecik niezapominajek. Nic było przy nich Ŝadnego poematu, a jedynie bilecik z wpisem: „Myślę, Ŝe pasują do pani oczu". Takie cudownie proste słowa zrobiły na niej duŜe wraŜenie. Wtedy zdecydowała, Ŝe go poślubi. Teraz rozstał się z Daisy i ruszył w ich kierunku. Po chwili skłonił się przed lady Griseldą, ucałował jej dłoń, jak zwykle beznamiętnie, i powiedział komplement, Ŝe wygląda wyjątkowo pięknie. Kiedy zwrócił się do Annabel, nie zadał sobie trudu, aby powiedzieć cos miłego, ucałował jedynie czubki jej palców. W jego oczach było jed- nak coś szczególnego, co sprawiło, Ŝe jej serce mocniej zabiło. - Madame Maisonnet? - wskazał wypielęgnowaną dłonią na jej SUknię. - Doskonały wybór, panno Essex. Annabel się uśmiechnęła. Nie rozmawiali podczas tańca. Ale właściwie dlaczego powinni? Według niej bardzo do siebie pasowali. W ich małŜeństwie nie będzie ani zazdrości, ani łez. Rosseter posiadal fortunę, a więc to, Ŝe ona nie wniesie posagu, nie miało Ŝadnego znaczenia. Będą dla siebie uprzejmi, a ona porozmawia sama ze sobą, jeśli odczuje brak konwersacji przy śniadaniu. Dla kogoś, kto z trudem toleruje czczą paplaninę, taka perspektywa wydawała się przyjemna. CóŜ, jedyna wada to to, Ŝe konwersując z samą sobą nie przynosi Ŝadnych niespodzianek. PoŜegnanie z Rosseterem tego wieczoru nie przyniosło ich równieŜ. - Panno Essex, czy zgodzi się pani, Ŝebym porozmawiał z pani opiekunem jutro rano? - zapytał, ściskając jej palce śnieŜnobiałą, smukłą i delikatną dłonią. - Będę uszczęśliwiona, lordzie Rosseter - szepnęła Annabel. Z trudem stłumiła szeroki uśmiech. Nareszcie, nareszcie! Spełnia się jej najgorętsze pragnienie. Marzyła o tym od lat, od czasu, gdy 26 27

ojciec odkrył jej talent do liczb i powierzył prowadzenie ksiąg mająt- kowych. Od chwili gdy ukończyła trzynaście lat, całe dnie targowała się z kupcami, roniąc łzy nad księgami rachunkowymi, w których ciągle było więcej minusów niŜ plusów, usiłując nakłonić ojca do sprzedaŜy najbardziej wartościowych zwierząt, błagając go, Ŝeby nie tracił wszystkich pieniędzy na wyścigach... A w nagrodę otrzymywała jedynie jego niechęć. Mimo to nie poddawała się. Wiedziała, Ŝe tylko dzięki niej siostry nie są głodne, a ukochane stajnie ojca nie popadają w ruinę. Ojciec nazywał ją Panna Suszona Śliwka. Gdy stał z przyjaciółmi, a ona do niego podchodziła, wymownie przewracał oczami. Czasem wyjmował monetę i rzucał jej, a potem Ŝartował z przyjaciółmi, Ŝe córka trzyma go na krótszej smyczy niŜ najgorsza Ŝona. A ona za wsze podnosiła tę monetę, mogła przeznaczyć ją na kupno mąki, masła lub okazałej kury na kolację. Marzyła więc o majętnym małŜonku. Nigdy nie starała się wy- obrazić sobie jego twarzy: Rosseter wyglądał tak jak kaŜdy inny bogaty Anglik. WyobraŜała sobie jedynie ubrania z lśniącego aksamitu i fulary białe jak śnieg, uszyte z najlepszego materiału, które kupuje się dla ich szyku, a nie trwałości. Ręce, które nigdy nie skalały się fizyczną pracą. I właśnie takie ręce miał Rosseter. Rozdzial 3 .. HotefGriffon's Ewan Poley, lord Ardmore, był przekonany, Ŝe postępuje zgodnie z instrukcją otrzymaną od ojca Armailhaca. -Jedź do Londynu - powiedział starzec. - Zatańcz z jakąś ładna dziewczyną. 28 I co później powinienem zrobić? - zapytał Ewan. - Serce z pewnością ci podpowie - odparł ojciec. Dotychczas Ewan spotkał wiele ładnych dziewcząt. Niestety, nie pamiętał ich imion, ale był przekonany, Ŝe juŜ tańczył przynajmniej z połową młodych dam w Londynie. Dzięki swemu tytułowi, w cią- gu zaledwie kilku dni od przyjazdu został zasypany zaproszeniami; wbrew temu, co się mówiło na północy, szkockie tytuły szeroko otwierały drzwi angielskich domów. A jednak ojciec Armailhac za pewne miał na myśli szczególną dziewczynę, taką, którą młodzie niec zabierze ze sobą do Szkocji. Właściwie Ewan nie miał nic przeciwko małŜeństwu, chociaŜ ten pomysł nie budził w nim entuzjazmu. Wolał myśleć o długich rzedach stajni i złotych polach pszenicy. Miał na załatwienie tego małŜeńskiego interesu dwa tygodnie. Potem wróci do domu z Ŝoną lub bez Ŝony. Czarnowłosa dziewczyna, z którą tańczył wieczorem, wydawała sie bardziej niŜ chętna, aby stanąć z nim przed ołtarzem. Ale jak miala na imię? Nie mógł sobie przypomnieć. Przywarła do niego jak pijawka, co nie bardzo przypadło mu do gustu. Niedawno owdowiała i prawdopodobnie została z niewielkim posagiem. SłuŜący stanął w drzwiach ze srebrną tacą w ręku. W przeciwień- iwie do Ewana, Glover był wyraźnie zafascynowany Londynem. Pobyt w tym mieście podczas sezonu oznaczał spełnienie jego najskrytszych marzeń. - Wasza lordowska mość, polecono mi doręczyć panu tę wizy- tówkę. - O tej porze? PołóŜ ją tutaj. - Ewan skinieniem głowy wskazał obramowanie kominka pełne wizytówek i zaproszeń od osób, o których nigdy nawet nie słyszał. SłuŜący zgiął się w ukłonie, ale nie ruszył w kierunku kominka. - Wasza lordowska mość, to wizytówka od księcia Holbrook. I... - ZniŜył głos do szeptu. -Jego wysokość był łaskaw zaczekać. Ewan westchnął. KsiąŜę. MoŜe jest na tyle zdesperowany, aby wysłać jedną z córek w dzikie szkockie ostępy. Szybko się przekonał, 29

Ŝe Anglicy myślą o Szkocji jako o terenie zamieszkanym przez nie- okrzesanych wojowników i religijnych odszczepieńców. Spojrzał na swój fular w lustrze. Glover nie mógł przeboleć, Ŝe jego pan nie zgodził się zamienić czarnej kamizelki na kolorową, którą Anglicy wkładają na bal. Mimo to uwaŜał, Ŝe lord wygląda doskonale, a co najwaŜniejsze, jak rasowy Szkot. Szkoci, jeśli chcą wyglądać bardziej kolorowo, wkładają kilt, nawet jeśli nie jest to akceptowane w Anglii. -Jego wysokość oczekuje pana w salonie - oznajmił Glover. -Aha. - Proszę wybaczyć śmiałość, milordzie... - zaczął Glover z wa haniem. Ewan uniósł brew -Tak? - To arystokrata - powiedział lokaj. - Proszę się starać unikać takich słów, jak „aha". To moŜe wywrzeć na jego wysokości złe wraŜenie. - Nie biorę z nim ślubu - burknął Ewan, ale natychmiast się zreflektował. - Dziękuję jednak za radę, Glover. Postaram się o tym pamiętać. Choć nie zamierzam udawać Anglika. Nawet za sto lat. Wygląd księcia nie bardzo pasował do tytułu, co Ewan przyjął z ulgą. Tego księcia z pewnością nie dotknęłoby przypadkowe „aha". Ewan miał juŜ okazję rozmawiać z wyperfumowanymi i przesadnie uprzejmymi przedstawicielami angielskiej arystokracji i wcale się nimi nie przejmował. W kaŜdym razie nie więcej niŜ oni nim. KsiąŜę miał na sobie strój z pewnością wygodny, ale niezbyt ele- gancki. Imponujący brzuch wypływał znad pasa pantalonów. Kiedy Ewan stanął w drzwiach pokoju, gość odsunął kieliszek brandy, którą mu zaproponował przejęty wizytą Glover. -Wasza wysokość - powiedział Ewan, wchodząc do pokoju. - To dla mnie zaszczyt. KsiąŜę wyprostował się jak węszący zwierzynę ogar, po czym szybko się odwrócił. Ewan niemal cofnął się na jego widok. Do 30 licha! Coś najwyraźniej rozsierdziło księcia. Nagle Ewan przypomniał sobie, gdzie ostatnio spotkał szanownego jegomościa. Jeśli to moŜna nazwać spotkaniem; ksiąŜę wyrwał ciemnowłosą lady z jego objeć, potem przez chwilę sam z nią tańczył. - Czy pan wie, kim jestem? - wyrzucił z siebie dŜentelmen głę- bokim, krzepkim głosem. - Zgodnie z tym, co widzę na wizytówce, jest pan księciem HolIfook. - Ewan ruszył w kierunku kredensu. - Mogę panu zaproponować jeszcze jednego drinka? - Celowo pominął słowa wasza wysokość, które sprawiały, Ŝe czuł się trochę jak lokaj. Jestem opiekunem lady Maitland - poinformował gość. Ach tak- mruknął Ewan, napełniając kieliszek mocnym trunkiem. – A ja jestem lord Ardmore z Aberdeenshire. Lady Maitland - powtórzył z naciskiem Holbrook. - Imogen Maitland. Imogen to pewnie ta ciemnowłosa czarodziejka z wczorajszego balu. Jeśli w czymś uchybiłem, proszę przyjąć wyrazy ubolewania odparł dyplomatycznie Ewan. Rzeczywiście uchybił pan. A jak? - zapytał spokojnie Ewan. - Cały Londyn mówi o was - warknął Holbrook. - O waszym skrajnie nieprzyzwoitym tańcu. Ewan milczał przez chwilę. Miał do wyboru dwa wyjścia: powiedzieć prawdę albo wziąć na siebie odpowiedzialność. Honor nie pozwalał mu jednak ujawnić, Ŝe lady przywarła do niego z pasją kurtyzany. Nie był naiwny: Ciemnowłosa Imogen wcale nie ZACHwyciła sięjego urodą aŜ tak, jak usiłowała to pokazać. ZauwaŜył, oczywiście, emocję w jej oczach, ale nie była to prawdziwa namiętnosć, nawet jeśli tak ostentacyjnie okazywana. - Czuję się w obowiązku za wszystko przeprosić - powiedział w końcu. - Byłem pod ogromnym wraŜeniem urody pańskiej pod opiecznej i, jak sądzę, to właśnie sprowokowało mnie do zachowa nia, które zostało niewłaściwie zinterpretowane. 31

Holbrook przymruŜył oczy. Ewan obserwował go w milczeniu, zastanawiając się, czy w Anglii wszyscy ksiąŜęta byli aŜ takimi indy- widualistami, jeśli chodzi o ubiór i sposób okazywania emocji. - Teraz poproszę o drinka - oświadczył ksiąŜę. Ewan wyjął karafkę i napełnił kieliszek gościa. Holbrook wyglądał na znawcę brandy, a Ewan zabrał ze sobą kilka butelek najlepszej szkockiej whisky. Holbrook wziął porządny łyk i spojrzał ze zdumieniem na Szkota, po czym opadł na poduszki kanapy i znów się napił. Ewan usiadł naprzeciw gościa, z uznaniem stwierdzając, Ŝe Hol- brook potrafi docenić trunek. - Co to jest? - zapytał ksiąŜę z naboŜeństwem. - Długoletni prawdziwy słód - odparł Ewan. -Według nowego procesu produkcji, który, moim zdaniem, całkowicie zmieni whisky. Holbrook wziął kolejny łyk i usiadł wygodniej. - Glen garioch - stwierdził, przymykając oczy. - Lub tobermary. Ewan uśmiechnął się szeroko. - Aye, glen garioch. - Cudo. - Holbrook cmoknął. - Chyba nawet mógłbym się zgodzić, aby męŜczyzna, który tak dobrze zna się na whisky, poślubił Imogen. Chyba! - powtórzył, otwierając oczy. - Trudno mi przyznać, abym o tym marzył - oznajmił Ewan. - Zorientował się, Ŝe popełnił błąd, gdy brwi Holbrooka uniosły się groźnie. - ChociaŜ uwaŜałbym się za szczęśliwca, gdybym dostąpił tego zaszczytu - dodał pospiesznie. - To wyjątkowej urody młoda dama. - Podobno przyjechał pan do Anglii, aby znaleźć sobie Ŝonę - burknął ksiąŜę, znów podnosząc kieliszek do ust. - To prawda - przyznał. - Ale niekoniecznie musi to być pańska podopieczna. - Rozumiem. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, delektując się mocnym trun- kiem. 32 - Spodziewałem się usłyszeć prawdę, Ŝe to Imogen się narzucala, ale był pan zbyt uprzejmy, aby mi to powiedzieć wprost - rzucił ksiąŜę ponuro, o ile to moŜliwe, gdy trzyma się w ręku kieliszek z doborową whisky, destylowaną przez Glena Gariocha. - Lady Maitland to wspaniała młoda dama. Byłbym więcej niŜ szczęśliwy, gdybym mógł ją poślubić. Holbrook spojrzał na niego ze zdumieniem. - Do licha, Ardmore, czyŜby ci było zupełnie obojętne, kogo po ślubisz? -Jestem tym powaŜnie zainteresowany - zaprotestował Ewan. Muszę jednak przyznać, Ŝe chciałbym jak najszybciej wrócić do domu. Pszenica juŜ kiełkuje. KsiąŜę wyglądał tak, jakby nigdy nie słyszał słowa „kiełkuje". - To znaczy, Ŝe jest pan farmerem? - zapytał. - Jednym z tych dzentelmenów, którzy stosują nowe metody Turnipa Townshenda? -Nie jestem aŜ tak zaabsorbowany uprawą jak Turnip Townliend - mruknął Ewan, delektując się kolejnym łykiem trunku. - Wyśmienita - powtórzył ksiąŜę z rozkoszą. - Ta whisky jest... urwał. - Mówi pan: pszenica? Uprawia pan pszenicę? - Moi dzierŜawcy dostarczają część ziarna do destylarni w Speyiile - odparł Ewan. - Nic dziwnego, Ŝe tak dobrze zna się pan na whisky. - Najwyraźniej zrobiło to na nim wraŜenie. - Myślę o rzuceniu alkoholu dodał nieoczekiwanie. - Naprawdę? - Ewan musiał przyznać, Ŝe ksiąŜę wlewał w siebie jedną whisky za drugą i w ogóle nie było tego po nim widać. MoŜe rzeczywiście za duŜo pił. -Ale jeszcze nie dziś. Ewan zdecydował, Ŝe właściwą odpowiedzią na tę rewelację będzie nalanie księciu kolejnego drinka, co teŜ bez słowa uczynił. - Pański majątek znajduje się w Aberdeenshire? Ewan skinął głową. -Jest tam wyjątkowej urody koń - ciągnął Holbrook. - Nie wi- działem go juŜ prawie rok, ale...

- Warlock - wtrącił Ewan. - Naderwał ścięgno w lipcu. - No tak! Warlock. NaleŜy do pańskiego przyjaciela? - Nie, do mnie. Oczy Holbrooka rozbłysły. -Wspaniały koń. Od Pheasanta, nieprawdaŜ? - A Pheasant po Miraculous - dodał Ewan. - CzyŜby pan myślał o kontynuowaniu jego linii? - Mam juŜ po nim wielce obiecującego roczniaka. Holbrook wyraźnie się oŜywił. W mojej stajni trzymam trzech potomków Patchem: dwie klacze i źrebaka. KaŜda z moich podopiecznych dostanie w posagu konia. Ich ojciec był trochę lekkomyślny i nie miał głowy do intere- sów. Myślałem o hodowli klaczy, poniewaŜ Ŝaden z moich koni nie nadaje się do wyścigów. Koń w posagu? Słyszał juŜ o tym na balu od pewnej złotowłosej piękności. Powiedziała mu, Ŝeby szukał szczęścia gdzie indziej, po- niewaŜ jej jedynym posagiem jest koń. Nie pomyślała jednak, jakie to waŜne, Ŝe ten koń to potomek Patchem. - Chętnie widziałbym konia po Warlocku i Patchem - stwierdził Ewan. Przez jakiś czas znowu siedzieli w milczeniu. OŜywienie księcia przygasło. -Jeśli chodzi o znalezienie Ŝony, źle się pan do tego zabrał - ode- zwał się po chwili ksiąŜę. - Uczestniczyłem w czternastu imprezach w ciągu ostatniego tygodnia - wyjaśnił Ewan. - W czterech balach, kilku spotkaniach towarzyskich i wjednym musicalu. Poprosiłem pewną młodą damę, Ŝeby za mnie wyszła, ale odmówiła. - Nie uwaŜał za konieczne po- informować, Ŝe wspomniana dama to jedna z podopiecznych Hol- brooka. PrzecieŜ dopiero co musiał się stawić czoło irytacji księcia z powodu tańca z inną jego podopieczną. - To nie jest dobra droga. Te sprawy załatwia się między męŜczy- znami. NajwaŜniejsze to, zanim pójdziesz na bal, wyobrazić sobie, jaką kobietę chciałbyś poślubić. - Głos księcia nabrał lekko mato- wego odcienia, najwyraźniej pod wpływem whisky. Mimo to Ewan pomyślał, Ŝe gość zniósł trunek lepiej niŜ którykolwiek ze znanych mu męŜczyzn, poza starym Lachlanem McGregorem, ale ten miał w piciu ogromną praktykę. - Zabiorę cię do mojego klubu - ciągnął l ksiaŜę. - MoŜemy to zresztą załatwić od razu. -Wstał i nawet się nie zachwiał. - Nie Ŝebyś mógł mieć Imogen - powiedział i nieoczekinie wybuchnął śmiechem. - Nawet jeśli otrzyma klacz w posagu. Sprawę hodowli koni załatwimy w inny sposób. - Nigdy bym o tym nie pomyślał - obruszył się Ewan, rozgląda l się za etui na bilety wizytowe. Nie mógł go znaleźć, ruszył więc za księciem w stronę drzwi. Jedyną oznaką, Ŝe Holbrook opróŜnił porą część karafki, było to, Ŝe stał się znacznie bardziej rozmowny. -Widzi pan... - zaczął ksiąŜę, kiedy powóz ruszył w stronę klubu. - Biedna dziewczyna straciła męŜa zaledwie sześć miesięcy temu, Spadł z konia podczas wyścigów: to był roczniak, który nigdy nie powinien być puszczony na tor. -Aha - mruknął Ewan. Słyszał juŜ gdzieś tę historię, ale jak zwykle nazwisko wypadło mu z pamięci. - Imogen kochała się w nim od piętnastu lat - ciągnął Holbrook. Siedział swobodnie oparty o poduszki i najwyraźniej nie miał Ŝadnego problemu z utrzymaniem równowagi, gdy powóz przechylił się nagle na zakręcie i potoczył wybrukowanymi ulicami. - Zainteresowała się nim, kiedy była prawie dzieckiem. Ich znajomość zaowocowała ucieczką. Kilka tygodni później mąŜ Imogen zginął. - Kilka tygodni?! - zawołał Ewan głęboko poruszony tragicznym splotem okoliczności. Po chwili nieoczekiwanie dodał: - To chodzi o Dravena Maitlanda. -Zgadza się. Ewan spotykał go czasami. Maitland przed sezonem jeździeckim często ścigał się na szkockich torach. Był zuchwałym i niezbyt mąd rym młodzieńcem i Ewan nie darzył go sympatią. Holbrook wyciągnął małą piersiówkę z kieszeni i wziął spory lyk, po czym skrzywił się z obrzydzeniem. 34 35

- Po pańskiej whisky to smakuje jak uryna. A wracając do tema- tu: rozumie pan, Ŝe po tych tragicznych przeŜyciach biedna Imogen nie jest w pełni sobą. Powóz zatrzymał się przed okazałym budynkiem z kolumnadą, i Ewan rozejrzał się ale nie miał najmniejszego pojęcia, w jakiej części miasta się znaleźli. - Czy takie kluby są wyłącznie dla członków? - zapytał. Holbrook machnął lekcewaŜąco ręką. - Nikt nie zabroni mi wprowadzić gościa na drinka. Poza tym mogę panu załatwić członkostwo, jeśli pan chce. Ale to piekielnie kosztowna przyjemność - rzucił przez ramię. - Powiedziałbym na wet, Ŝe zbyt kosztowna. CóŜ, jeśli członkostwo miałoby polegać na przebywaniu w tym samym nudnym towarzystwie, wlewającym w siebie alkohol, to Ewanowi wystarczą szkockie gospody. KsiąŜę zmierzał do wejścia z miną stałego bywalca. W drzwiach powitał ich dystyngowany osobnik, który skłonił się nisko i z powagą oznajmił: -Witamy w White's. Minęli kilka nieduŜych sal, najpewniej przeznaczonych dla mi- łośników hazardu. W końcu znaleźli się w bibliotece. Robiła imponujące wraŜenie. Fragmenty ścian, wolne od półek z ksiąŜkami, obite były materią w kolorze ciemnej purpury. We wspaniałym kominku płonął ogień, a ustawione w róŜnych miejscach fotele zapewniały gościom intymną atmosferę. - Chodźmy tam - rzucił Holbrook przez ramię, kierując się do foteli stojących w kącie sali. W jednym z nich siedział młody człowiek, reprezentujący typ angielskiego arystokraty, którego Ewan nie znosił. Opadające na ramiona czarne loki wyglądały jak zmoczone niespodziewaną ulewą, ale ich ułoŜenie z pewnością było efektem Ŝmudnej pracy. Na sobie miał kamizelkę tak efektowną, Ŝe pod Gloverem pewnie ugięłyby się nogi. Ewan cieszył się, Ŝe nie zabrał ze sobą lokaja. Ostatnia rzecz, jakiej by pragnął, to ujrzeć siebie w ciemnoczer- wonym surducie, przystrojonym mnóstwem pasmanteryjnych ozdób. Zupełnie inaczej prezentował się dŜentelmen siedzący obok ele- gancika. Przede wszystkim wyglądał na człowieka czynu, który jest zdolny pociągnąć za sobą tłumy. Z całej jego postaci emanowały siła i autorytet. MoŜe to jeden z ksiąŜąt krwi. ChociaŜ ksiąŜęta podobno na ogół bywali tęgawi. - Przyprowadziłem szkockiego lorda - oznajmił bezceremonialnie Holbrook. -Wygląda na przyzwoitego człowieka i trzyma w domu whisky, która zwala z nóg. Ado tego jest właścicielem Warlocka, klóry wygrał derby dwa lata temu. Ardmore, ta chodząca wyrocznia mody to Garret Langham, lord Mayne. A dŜentelmen obok to Lucius Felton. Ja dla przyjaciół jestem po prostu Rafę. - Nie czekając na reakcję, skinął na lokaja. - Zapytaj, Penny, czy nie mają tu czasem kilkuletniego glena gariocha. - Nie mają - zapewnił Ewan, skłaniając lekko głowę. - Tego leszcze nie eksportujemy. Holbrook opadł cięŜko na fotel. - Nie wiem, jak wy, ale ja nagle zapragnąłem odwiedzić naszych północnych sąsiadów. Teraz, kiedy lord Mayne wstał, Ewan mógł się przekonać, jak bardzo się pomylił. Pierwsze wraŜenie było najwyraźniej efektem refleksów rzucanych przez ogień w kominku. MęŜczyzna miał zmę- czone oczy i opadające kąciki ust, co wskazywało na rozwiązły styl Ŝycia, ale z pewnością był człowiekiem, z którym naleŜało się liczyć. - Lordzie Ardmore, to dla mnie przyjemność. - Mayne mocno ścisnął podaną mu dłoń. - Czy to nie pana widziałem tańczącego na balu u lady Feddrington? - Nie tylko ty, ale i cała reszta Londynu - zauwaŜył ponuro ksiąŜę. -Tańczyłem prawie przez cały wieczór - potwierdził Ewan, wy mieniając uścisk dłoni z Feltonem. - On szuka Ŝony - dodał Rafę. - A poniewaŜ Imogen nie wcho dzi w grę, chociaŜ uderzyła mu trochę do głowy, pomyślałem, Ŝe 36 37

moglibyśmy znaleźć mu kogoś innego. W końcu ty nie wyszedłeś źle na naszej pomocy, Feltonie. 1 - Nie mówmy o tym - mruknął Mayne. Whisky w końcu podziałała, bo Holbrook roześmiał się tubal nie. -Mayne porzucił jedną z moich czterech podopiecznych, a wówczas oŜenił się z nią Felton - wyjaśnił ksiąŜę. Mayne patrzył na Ewana, uśmiechając się sardonicznie; Felton śmiał się na całe gardło. Anglicy, jak się okazało, byli znacznie wiek-, szymi dziwakami, niŜ Ewan sądził. - To iloma dziewczętami pan się opiekuje? -Wicehrabia Brydon miał cztery córki - odparł Holbrook. Najmłodsza, Josie, chodzi jeszcze do szkoły. Imogen juŜ pan poznał.! Najstarszą, Tess, poślubił Felton. Felton wciąŜ się uśmiechał. A przecieŜ Ŝaden Szkot nigdy nie przebywałby w towarzystwie męŜczyzny, który kiedyś porzucił jego Ŝonę. Wystarczyło spojrzeć na Mayne'a, aby wiedzieć, Ŝe to uwodziciel. Felton odczytał myśli z oczu Ardmore'a, poniewaŜ spokojnie rzekł: - Musiałem, niestety, nakłonić Mayne'a, aby porzucił swoją na- rzeczoną. Doszedłem do wniosku, Ŝe lepiej będzie, jeśli Tess wyjdzie za mnie, a nie za niego. - Zniszczyłeś moją reputację - zauwaŜył Mayne. - Nonsens - zaprotestował Holbrook. - Porzucenie narzeczonej to tylko jeden z licznych skandali, których byłeś bohaterem. Powiedz lepiej, Mayne, kogo mógłby Ardmore poślubić? Jak nikt znasz londyńskie towarzystwo, znajdź mu więc Ŝonę. Ewan z zaciekawieniem czekał na reakcję Mayne'a, ale właśnie w tej chwili zjawił się lokaj. -Wasza wysokość, nie mamy ani kropli glena gariocha. Czy moŜe być ardberg lub tobermary? Rafę spojrzał na Ewana. - Spróbujemy tobermary - zdecydował Ardmore. 38 Lokaj bez słowa skłonił się i odszedł, a Rafę rozmarzonym gło- SEM powiedział: - Kto tak się zna na trunkach, cenniejszy jest niŜ rubiny. - W tej sytuacji niech mi będzie wolno przypomnieć, Ŝe panna Annabel Essex zaczyna swój sezon - zauwaŜył Felton. - To druga z kolei podopieczna Rafe'a - wyjaśnił Ewanowi. - Otrzyma w posagu Milady's Pleasure. Pański Warlock i Milady's Pleasure to byłaby obiecująca kombinacja. A więc złotowłosa Szkotka ma na imię Annabel. KsiąŜę pokręcił głową.- - Nic z tego. Wybacz Ardmore, jednak Annabel wymarzyła so- bie bogatego i utytułowanego Anglika. Nie nadaje się na Ŝonę dla szkockiego lorda bez grosza; taka prawda. Felton chciał coś dodać, ale zrezygnował, widząc spojrzenie Ewana. - Och, chodzi więc o posag - domyślił się Mayne. wrócił lokaj z butelką tobermary, która okazała się zupełnie niezła. - Lubi pan poezję? - zapytał Mayne. Pytanie wydało się dziwne. - Niespecjalnie. - Wobec tego panna Pythian-Adams odpada. Ma pokaźny posag, ale słyszałem, Ŝe zna na pamięć wszystkie sztuki Szekspira i przy kaŜdej okazji wplata całe ich fragmenty do rozmowy. Kiedy byli zare'czeni, Maitland uskarŜał się, Ŝe zmuszała go do czytania na głos Henryka VIII. - Nie - odparł Ewan. - Rzeczywiście odpada. - A więc to dlatego jest pan w Londynie. - Rafę trzymał kieliszek, w którym zostało zaledwie kilka kropel brandy. - Zeby znaleźć Ŝonę - przyznał Ewan. - Tak, jak mówiłem wcześniej, wasza wysokość. Po księciu widać było, Ŝe whisky juŜ zrobiła swoje. - Czasem dochodzę do wniosku, Ŝe ja teŜ powinienem o tym pomyśleć. MoŜe Ŝona zdjęłaby ze mnie obowiązek opieki nad tymi dziewczętami. Trafię przez nie do domu wariatów. 39

- Nie bądź głupi - powiedział Mayne. - śadna nie poślubi takie go opoja, chyba Ŝe pokocha twój tytuł i majątek. Ku zaskoczeniu Ewana Rafę wcale nie poczuł się uraŜony cierpi ką uwagą przyjaciela. I - Chyba masz rację - odparł, ziewając szeroko. - Muszę iść do łóŜka. Postaraj się znaleźć kogoś dla Ardmore'a, Mayne. - MoŜe panna Tarn - zaproponował Mayne, mruŜąc oczy. - Nie brzydka, ma niezły posag i podobno jest doskonałą amazonką. - Moja Ŝona twierdzi, Ŝe Tarn kocha się w pewnym Francuzie, niejakim Soubrianie - zauwaŜył Felton. - Jej ojciec nie aprobuje tego związku, ale panna Tarn nie ma zamiaru ustąpić. - Wobec tego moŜe lady Cecily Severy - zastanawiał się głośno Mayne. - Najstarsza córka księcia Claire'a. Ładna, a posag z pewnością ogromny. - To jej trzeci sezon - przypomniał Felton. - Niestety sepleni - ciągnął Mayne. - Ale jej posag jest w stanie przebić tę wadę. - Mówi tak, jakby miała pięć lat - dodał Felton. - To właśnie zraziło wielu zalotników. - Myślę, Ŝe byłbym jednym z nich - oświadczył Ewan. - MoŜe więc lady Griselda Willoughby - rzucił Mayne. - Młoda i bardzo przystojna. Jest wdową, ma ogromny majątek i uroczy sposób bycia. Twierdzi, Ŝe nie zamierza ponownie wychodzić za mąŜ, ale byłaby z niej dobra Ŝona i matka. Reputacja bez zarzutu. - Lady Griselda to siostra Mayne'a - wyjaśnił Felton. Ewan spojrzał na Mayne'a ze zdumieniem. - Pańska siostra? Mayne skinął głową. - Wielu męŜczyzn się do niej zalecało, ale jak dotąd bez po wodzenia. - Obserwował Ewana spod półprzymkniętych powiek. - Odnoszę jednak wraŜenie, Ŝe panu mogłoby dopisać szczęście. Ma tylko trzydzieści lat. Urodziłaby jeszcze niejedno dziecko. -Ale on nie ma majątku - wtrącił Rafę. W jego glosie dało się słyszeć znuŜenie i wpływ morza wypitej whisky. - Nie jest jej potrzebny. To, co sama posiada, zupełnie wystarczy. No i posiadłość Willoughby eh jest ogromna. Felton skinął głową. - Zgadzam się z twoją oceną. - Utrzymuje, Ŝe nie myśli o ponownym małŜeństwie - ciągnął Mayne. -A ja jestem do niej bardzo przywiązany. Ewan pomyślał, Ŝe to typowo angielskie wyznanie szczerej miłości do siostry. BoŜe, jacy ci Anglicy są dziwni. Oto męŜczyzna, który wygląda jak najgorszy hulaka, a jednak... naprawdę oferował mu Ŝonę. - Byłoby dla mnie zaszczytem poznać lady Griseldę - oświad czył Ewan. -A więc załatwione - oznajmił Rafę, ziewając potęŜnie. -Wychodzę. Ardmore, chcesz, Ŝebym cię podrzucił do Grillon's czy sam wrócisz? Ewan wstał i skinieniem głowy poŜegnał towarzystwo. - MoŜe porozmawialibyśmy kiedyś o pańskich stajniach - rzucił na poŜegnanie Felton. Ewan zauwaŜył błysk w jego oku, charakterystyczny dla wielbicieli koni. - Z prawdziwą przyjemnością - odparł, kłaniając się ponownie. - Czy jest pan zaproszony na jutrzejsze party do hrabiny Mitlord? - zapytał Mayne. - Tak - potwierdził Ewan. - Ale chyba nie pójdę. Ostatnie party było okropnie nudne. - To z pewnością nie będzie. Hrabina Mitford wzoruje się na starych włoskich rodach. Urządza tylko jedno party w roku, ale za kaŜdym razem jest jedyne w swoim rodzaju. Będę towarzyszył mojej siostrze. - Idziemy - burknął Rafę. - Stara whisky powoduje taki sam ból głowy jak młoda. Ewan po raz kolejny skinął na poŜegnanie. 40 41

Rozdzial 4 Wszystko zmieniło się, gdy Tess wyszła za mąŜ. Przez długie lata cztery siostry spały razem. Kuliły się zimą pod wytartą kołdrą, ubrane w dzienną bieliznę, poniewaŜ nie miały nocnych koszul. .. i rozmawiały długo w nocy. Josie, jeszcze dziecko, z uwagi na cięty dowcip, często sprawiała wraŜenie, jakby była najstarsza. Imogen latami skrywała swoją namiętność do Dravena Maitlanda, zanim ten w ogóle zauwaŜył istnienie dziewczyny. Annabel była dwa lata starsza od Imogen i swoje dziewczęce lata spędziła na prowadzeniu finansów domu, straszliwie zmęczona cięŜarem odpowiedzialności i biedą. Nieustannie mówiła o Londynie, jedwabiach, aksamitach i męŜu, przy którym nigdy nie będzie musiała liczyć się z kaŜdym groszem. No i w końcu Tess, najstarsza spośród sióstr, która martwiła się o nie wszystkie i kryła ze swoimi łzami. Ale Josie była teraz na wsi pod opieką guwernantki, panny Fleck- noe, a Tess w sypialni ze swoim męŜem. JuŜ tylko my dwie moŜemy się ze sobą posprzeczać, pomyślała ponuro Annabel. Imogen nie była dziś w najlepszym nastroju. Siedziała w nogach łóŜka z zaciśniętymi ustami i głową opartą o słupek baldachimu. - On nie ma prawa tak postępować - powiedziała. - Nie ma Ŝad nego prawa! Annabel zadrŜała. Głos Imogen był ostry jak północny wiatr. - Rafę jest naszym opiekunem - zauwaŜyła. - Mogę robić, co chcę i z kim chcę - oświadczyła Imogen. -Niech się tobą opiekuje. Ja jestem niezaleŜna finansowo. Nigdy go nie lubiłam, wstrętnego opoja, i nigdy nie polubię. I nie przebaczę Tess, Ŝe to nie ona towarzyszy nam w tym sezonie. MąŜ Tess duŜo podróŜował, kontrolując swoje posiadłości w całej Anglii, i Tess często mu towarzyszyła. Zatem w tym sezonie Rafę i lady Griselda wzięli na siebie obowiązki wprowadzenia Annabel w wielki świat. 42 - Wszystko się zmieniło, kiedy poślubiłaś Dravena - stwierdziła Annabel. - Nie potrzebujesz juŜ pomocy Tess. -Draven... - wyszeptała Imogen. Jej twarz i głos nagle złagodniały. Znów przypominała dawną dziewczynę, zanim stała się szorstka i bezwzględna. Annabel wstrzymała oddech, ale Imogen nie zatonęła we łzach. Powiedziała tylko: - Był wspaniały, nie uwaŜasz? - To prawda - przyznała Annabel. - Nie pytaj tylko, czy był roz- sądnym człowiekiem - dodała cicho. - Uwielbiałam dołeczki na jego policzkach - powiedziała głuchym głosem Imogen. - Kiedy się pobraliśmy... -Jej głos nagle się załamał. Annabel, widząc mgiełkę łez w oczach siostry, sięgnęła do stojącej przy łóŜku szafki po chusteczkę. Ale Imogen pokręciła Igłową. -Wiesz, co się czuje, kiedy małŜeństwo trwa tylko dwa tygodnie? Annabel uznała to za pytanie retoryczne. - Problem polega na tym, Ŝe nie mam zbyt wielu wspomnień - ciągnęła Imogen, ale słowa z trudem wydobywały się przez ściś nięte gardło. - Ile razy mogę sobie przypominać nasz pierwszy po całunek? Albo chwilę, kiedy mnie poprosił o rękę? Gdybyśmy mieli więcej czasu, choćby tylko miesiąc lub dwa, wspomnienia mogłyby mi wystarczyć na wiele lat. Annabel podała jej chusteczkę i Imogen otarła spływającą po po- liczku łzę. - Pewnego dnia tych wspomnień będzie więcej - pocieszała An nabel. Twarz Imogen wykrzywił gniew. - Nie waŜ się sugerować, Ŝe ktokolwiek mógłby w moim ser ca zająć miejsce Dravena. Oddałam jemu swoje serce, kiedy byłam jeszcze dziewczynką. Nigdy juŜ nikogo nie pokocham tak jak jego. Nigdy.

Annabel zagryzła wargę. Zawsze musiała powiedzieć coś niefor- tunnego. MoŜe powinna poinformować lorda Rossetera, Ŝe pragnie go poślubić natychmiast. Przynajmniej wyrwie się z tego domu. - Nie zamierzałam sugerować, Ŝe mogłabyś zapomnieć Dravena - odparła, kontrolując swój głos, aby nie było w nim nawet cienia irytacji. - UwaŜam tylko, Ŝe jesteś zbyt młoda, aby uŜywać słowa „nigdy". - A więc nigdy nie byłam młoda pod tym względem. Annabel postanowiła zmienić temat. - Zdecydowałam, Ŝe wyjdę za mąŜ za lorda Rossetera - rzuciła lekko. Ale Imogen jakby tego nie słyszała. -Tego wieczoru Rafę powiedział mi w powozie... Właściwie sugerował... - Spojrzała na Annabel i się zawahała. - Chyba nie po- winnam ci o tym mówić, poniewaŜ nie jesteś jeszcze męŜatką. Annabel parsknęła. - On oskarŜył mnie, Ŝe tęsknię za rozkoszami małŜeńskiego łoŜa! - Och! A tęsknisz? - zapytała Annabel. Biorąc pod uwagę zacho- wanie Imogen na parkiecie, pytanie, aczkolwiek impertynenckie, nie było nieuzasadnione. - Nonsens! - prychnęła Imogen. -Ja tylko flirtowałam. Ty przecieŜ robisz to zawsze. - Nigdy tak się nie zachowuję - zaprotestowała Annabel. - Oczywiście, przecieŜ jesteś jeszcze dziewicą - dodała Imogen rozdraŜnionym głosem. -Ja potrafię być bardziej bezpośrednia, po- niewaŜ wiem, co męŜczyzna i kobieta robią w sypialni. Annabel milczała. -W kaŜdym razie... - ciągnęła Imogen - postanowiłam wziąć sobie Ardmore'a. - Wziąć? - zdziwiła się Annabel. - Uczynić częścią mojej świty - wyjaśniła Imogen, wykonując szeroki gest ręką. - To wszystko, co mogę na ten temat powiedzieć cnotliwej pannie. Nawet jeśli jest moją siostrą. Annabel postanowiła zignorować tę prowokacyjną uwagę. - Bądź ostroŜna, Imogen - ostrzegła. -Ja na twoim miejscu bylabym bardzo, bardzo ostroŜna. Ten Szkot wcale nie wygląda na potulnego baranka. - TeŜ mi coś! - zawołała Imogen. - Wszyscy męŜczyźni są tacy sami, - W porządku. - Annabel się poddała. - Niech będzie twoim amantem. Ale po co ta maskarada podczas tańca? - WyraŜałam tylko nasze wzajemne... - Cokolwiek wyraŜałaś, z pewnością nie pragnienie pójścia z Ardmore'em do łóŜka. -AleŜ tak! - krzyknęła Imogen i nagle słowa zamarły jej na ustach. Była taka pewna, Ŝe jest pociągająca i zmysłowa. Być moŜe jednak się myliła. Kątem oka spojrzała na Annabel. Przez chwilę miała ochotę się jej zwierzyć... Nie. Nie powinna mówić siostrze o swoich matrymonialnych niepowodzeniach. Annabel potrafi sprawić, Ŝe kaŜdy męŜczyzna na jej widok traci głowę. - Mogłabyś porozmawiać z Tess - podpowiedziała Annabel, wy- kazując tę tajemniczą zdolność odgadywania myśli siostry. - Nie ma o czym rozmawiać - odparła Imogen. - Cudownie się bawiłam, tańcząc z Ardmore'em i chciałabym przeŜyć z nim więcej takich chwil. - Mówisz głosem pastora, który dowiaduje się, Ŝe ma objąć nową parafię - zauwaŜyła siostra. CóŜ, Imogen nie mogła się zwierzyć niedoświadczonej Annabel. Drugiej siostrze równieŜ, przede wszystkim dlatego, Ŝe Tess była szczęśliwą męŜatką. Wzięła głęboki oddech. -Jestem podekscytowana tym, co mogę jeszcze z nim przeŜyć - powiedziała. - MoŜe nawet nie parafię... a biskupstwo - dodała Annabel, jak by słowa siostry nie zrobiły na niej Ŝadnego wraŜenia. Imogen odwróciła się bez słowa. 45

Rozdzial 5 1 Na garden party u lady Mitford zjawili się wszyscy członkowie towarzystwa, którzy mieli szczęście być zaproszeni. Oczywiście za- biegali o uczestnictwo z bardzo róŜnych powodów. Matki mające córki na wydaniu uwaŜały, Ŝe romantyczne altanki ustawione przez gospodynię w ogrodzie stanowiły wymarzone miejsce do intym- nych zwierzeń. Natomiast ci, którzy nie byli zainteresowani kojarzeniem małŜeństw, mogli rozkoszować się renesansową kuchnią. No i w końcu, przyjęcie u lady Mitford cieszyło się uznaniem osób obdarzonych doskonałym poczuciem humoru. Ewan Poley, lord Ardmore, uwaŜał, Ŝe zalicza się do tej trzeciej kategorii, i musiał przyznać, Ŝe to party było rzeczywiście wyjątkowe i jeszcze nigdy tak dobrze się w Anglii nie bawił. Lady Mitford wyznaczyła miejsce dla siebie i swojego małŜonka w odległym krańcu ogromnego trawnika, dzięki czemu przybywający goście mogli podziwiać całą jego oprawę. Gospodarze, obydwoje dosyć obfitej tuszy, ubrani byli w efektowne, renesansowe stroje. Kanarkowe pończochy lorda Mitforda zwracały szczególną uwagę, poniewaŜ identyczne nosiła prawie trzydziestoosobowa armia słuŜących, która obsługiwała gości. Gospodarze siedzieli w złoconych fotelach, do złudzenia przypominających trony, ustawionych pod baldachimem z błękitnego jedwabiu, który falował w podmuchach lekkiego wiatru. Wokół ich stóp dokazywała gromada małych piesków i prawdziwa małpka, uwiązana do fotela lady Mitford jedwabną wstąŜką. Ewan starał się nie widzieć, Ŝe w pewnej chwili małpka przykucnęła na jedwabnym pantoflu lady Mitford w bardzo oczywistym celu. Skłonił się przed gospodynią. - To dla mnie wyjątkowy zaszczyt, lady Mitford. Nie znajduję słów podziękowania za zaliczenie mnie do grona swoich gości. - Nie mogłam tego nie zrobić - odparła głosem, który niewiele się róŜnił od dźwięków wydawanych przez baraszkujące wokół pie- ski. - Otrzymałam co najmniej osiem sugestii, Ŝeby pana zaprosić, wszystkie oczywiście od troskliwych matek. Lord Mitford uśmiechnął się do Szkota porozumiewawczo. - Nasze przyjęcia znane są z aranŜowania udanych małŜeństw. Mitfordowie byli dziwną parą. Lady Mitford miała na głowie wysoki, stoŜkowy kapelusz, który bardziej pasował do czasów pa- nowania króla Ryszarda niŜ królowej ElŜbiety. Lord Mitford wyglądał tak samo po królewsku, jak karnawałowy klaun; a małpka, pieski i jedwabny baldachim dopełniały obrazu renesansowej uczty. Ale oczy Mitfordów lśniły radością. Było oczywiste, Ŝe gospodarzy przyjęcia bawi ich ekscentryzm w róŜnym stopniu, jak ich gości. -Wiem, Ŝe interesuje się pan pewną urodziwą wdową - powiedziała lady Mitford. -Jest tam, obok róŜanych krzewów. Wskazała upierścienionym palcem przed siebie. - Lady Maitland dosyć juŜ wycierpiała - ciągnęła z dobrotliwym uśmiechem. - Dobrze by było, gdyby zapomniała o tragicznej śmierci młodego męŜa i zainteresowała się panem. Ewan uśmiechnął się, skłonił głowę i skierował się w stronę róŜ, gdzie miała się znajdować namiętna Imogen. Gdy Mitfordowie odwrócili się, aby powitać kolejnego gościa, zdecydował jednak, Ŝe pójdzie w przeciwnym kierunku. ZauwaŜył bowiem inną podopieczną Holbrooka i ze zdumieniem stwierdził, Ŝe zapamiętał jej imię: Annabel. Nie chciała z nim zatańczyć i nazwała go chłopcem. Od śmierci dziadka, wiele lat temu, nikt go tak nie nazywał. Zwolnił kroku, aby dokładniej się przyjrzeć pannie. Była cała w kolorze złota i miodu. Spięte na czubku głowy miękkie, luźne pukle włosów opadały jej na ramiona. Suknia typowa dla młodej dziewczyny: zebrany pod biustem, zdobiony koronką kremowy jedwab spływał wzdłuŜ ciała, sprawiając, Ŝe nogi wydawały się tak długie i smukłe jak u młodego źrebaka. Nie była jednak dzieckiem. Jej oczy lśniły dowcipem i inteligencją... dlaczego więc nazwała go chłopcem? 47

Ewan szedł teraz szybciej, usiłując w myślach pozbyć się męŜ- czyzny, do którego tak czarująco się uśmiechała. Podświadomie czuł, Ŝe to typ męŜczyzny, którym bez trudu moŜna manipulować. - Panno Essex - powiedział, skłaniając głowę. Odwróciła się do niego i jej twarz pojaśniała w uśmiechu. - Och, lord Ardmore - zawołała. - Czy mogę przedstawić panu lorda Rossetera, jeśli jeszcze nie zdąŜyliście się panowie poznać? Rosseter skłonił się ceremonialnie, co spotkało się z chłodną reakcją Ewana, i Rosseter bez trudu zrozumiał, jaka była tego wy- mowa. Niespiesznie przewiesił płaszcz przez ramię, rzucił jakąś wy- mówkę, przeprosił pannę Essex i odszedł. Na jej twarzy widać było zdumienie. Najwyraźniej nieczęsto się zdarzało, aby męŜczyzna ją opuszczał, pomyślał Ewan z rozbawieniem. - Wróci - zapewnił. Jej oczy rozbłysły - Mam nadzieję - odparła. Nie mogła wyrazić się jaśniej. Wyglądało na to, Ŝe zamierza poślubić tego ulizanego tchórza, którego, nie wiedzieć czemu, wy- róŜniła ze stada. Do czego w końcu miała prawo, tłumaczył sobie Ewan. Oczywiście wolałby, Ŝeby jego rodaczka dokonała lepszego wyboru. - Spotkałem wczoraj pani opiekuna - rzekł. - Wiedziałam. - Uśmiech nagle znikł z twarzy Annabel. Przez chwilę nie mógł zrozumieć reakcji młodej damy, po czym przypomniał sobie, jak zareagował Rafę na jego taniec z jej siostrą. Nie potrafił dostrzec Ŝadnego między nimi podobieństwa. Ciemnowłosa dziewczyna była jednocześnie lodem i wulkanem, a twarz jej siostry przypominała oblicze włoskiej Madonny, tylko Ŝe nieporównanie bardziej zmysłowej. Nigdy nie widział równie pełnych ust ani oczu o takim odcieniu błękitu. Przywołał się do porządku. - Prawdę mówiąc, pani opiekun złoŜył mi wizytę ubiegłej nocy. Teraz na twarzy Annabel nie było juŜ nawet cienia uśmiechu. - Przykro mi - odparła chłodno. Uśmiechnął się szeroko. 48 -Zabrał mnie do swojego klubu, który nazywa się chyba White. - White's - poprawiła. - Mam okropną pamięć do szczegółów. - Właściwie dlaczego tak się do niej wdzięczył? -A ja wręcz przeciwnie - przyznała. - Czasem przychodzi mi do głowy, jakim błogosławieństwem jest pomylić imię lub liczbę. -W miejscu, jak to, mogłoby to być rzeczywiście uŜyteczne - zauwaŜył Ewan, rozglądając się z ciekawością po ogrodzie. - W rzeczy samej - odparła. Najwyraźniej obydwoje uznali temat za zamknięty. - A więc jest pani córką ostatniego wicehrabiego Brydone'a? - zagadnął, chociaŜ znał odpowiedź. Skinęła głową. - Kupiłem kiedyś od niego konia. - Blacklocka, wnuka po Corianderze. Spojrzał na nią ze zdumieniem. - Mówiłam przecieŜ, Ŝe nigdy nie zapominam imion? Pański rządca załatwiał tę transakcję. Mój ojciec Ŝądał sześćdziesiąt funtów,a jemu udało się kupić konia za czterdzieści. Ojciec był rozczarowany, ale my i tak się cieszyłyśmy. - Słowa najwyraźniej wyrwały się wbrew jej woli. - Dlaczego? - zapytał, kątem oka obserwując dŜentelmena w la- wendowych bryczesach, który, trzymając w ręku kieliszek szampana, z determinacją zmierzał w kierunku Annabel. Na jej twarzy pokazał się wymuszony uśmiech. - PoniewaŜ mogłyśmy jeść mięso na kolację przez trzy miesiące. Do syta - wyjaśniła. Ewan nie krył zdumienia. Ta dziewczyna wyglądała jak posągowa Wenus, tylko o wiele bardziej zmysłowo. - Stajnie pani ojca były znane od Roxburgshire do Aberdeenshire - zauwaŜył. - To prawda - odparła. - KaŜdy męŜczyzna musi mieć jakąś za- bawkę. 49

Annabel była nie tylko piękna. Miała rzadką umiejętność kończenia myśli ironiczną frazą. Ewan pomyślał, Ŝe mógłby ją zabrać do swego domu, choćby dla tej fali gorąca, którą czuł w lędźwiach, ilekroć spojrzał na tę dziewczynę. Tak więc moŜe lepiej, Ŝe wybrała Rossetera. Była niebezpieczna. Potrafiła przywieść męŜczyznę do grzechu. Mogła teŜ doprowadzić go do szaleństwa, zamykając przed nim drzwi nawet na jedną noc. Na samą myśl o tym Ewana ogarniało przeraŜenie. Skłonił głowę. - Panno Essex. Było mi bardzo miło. DŜentelmen w lawendzie nagle wyrósł obok niej jak spod ziemi. - Panno Essex - wdzięczył się - przyniosłem pani puchar nieba pełnego gwiazd. Taki jest szampan, nieprawdaŜ? Odwróciła się i uśmiechnęła do niego tak, Ŝe biedaczysko mógł by rozpłynąć się u jej stóp, jeśli wcześniej nie umarłby na atak serca ze wzruszenia, Ŝe został tak łaskawie potraktowany. - O tym właśnie marzyłam - odparła. Ewan skłonił się raz jeszcze i odszedł. Musiał odnaleźć Mayne'a. I jego uroczą, przedwcześnie owdowiałą siostrę. Imogen Maitland zdawała sobie sprawę, Ŝe stała się megierą. Wiedziała, Ŝe warcząc na siostry o byle co, zachowuje się karygodnie. Powinna być wdzięczna Rafe'owi, Ŝe okazał się taki wspaniałomyślny, przyjmując ją z powrotem do swego domu po tym, jak uciekła w wyjątkowo skandalicznych okolicznościach. Zamiast tego miała jednak ochotę go zamordować za kaŜdym razem, gdy musiała znosić jego irytujące maniery i zamiłowanie do trunków. Chętnie zamordowałaby teŜ swoje siostry: Tess, poniewaŜ wciąŜ miała męŜa i on ją uwielbiał; Annabel, bo bez trudu potrafiła sprawić, Ŝeby męŜczyźni ją uwielbiali. Josie... chodziła jeszcze do szkoły, więc Imogen nie miała powodu jej nienawidzić. To szokujące, jak tkwiący w niej smutek zamienił się w nienawiść. Widziała w ich oczach zdumienie, gdy bez powodu wszczyna- 50 li kłótnie; wściekłość na twarzy Rafe'a, gdy się z niego naigrawała. A jednak... nic nie mogła z tym zrobić. Oni jej po prostu nie rozumieli. śadne z nich nie przeŜyło tak strasznej tragedii. Rafę stracił brata i rodziców, ale prawdopodobnie wypijał po prostu dodatkowy kieliszek dla uczczenia ich pamięci. To nie wydawało się w porządku, Imogen nie chciała o tym myśleć. Annabel miała przed sobą całe ,zycie, a Tess... Na myśl o Tess, Imogen czuła w sercu ból tak silny, Ŝe chwilami nie była w stanie go znieść. MąŜ kochał Tess. Naprawdę kochał. Pat- rzył na nią tak rozkochanym wzrokiem, Ŝe Imogen na ten widok robiło się niedobrze. Nawet nie czekał, Ŝeby znaleźć się z Ŝoną sam sam; całował ją publicznie. On... Imogen z wściekłością zagryzła wargę. Pewnie teraz kochał się z Tess w sypialni. Z zainteresowaniem zaczęła obserwować, jak przebrany za rene- sansowego giermka młody chłopiec przystępuje do demonstrowania sztuki łowieckiej. Nie myśl o tym... Gdyby tylko dane jej było spędzić więcej czasu z Dravenem, pewnie kochałby ją tak samo. Palące łzy napłynęły Imogen do oczu, ale nie zamierzała płakać tu, w ogrodzie łady Mitford. To oczywiste, Ŝe Draven ją kochał. CzyŜ nie powiedział tak tuŜ przed wypadkiem? Powiedział. Kochał ją. Tylko nie tak jak Lucius kocha Tess. I koło znowu się zamknęło: gdyby tylko mieli czas... gdyby była bardziej uwodzicielska, doświadczona, piękniejsza... Odwróciła się od namiotu łuczniczego i szybko ruszyła w prze- ciwną stronę. Lady Whittingham szła w jej stronę ze swoim nie- dołęŜnym małŜonkiem. Imogen uśmiechnęła się, z trudem po- wstrzymując łzy. Lady Whittingham odwróciła głowę i minęła ją bez słowa. Imogen zatrzymała się nagle, jakby dostała cios w Ŝołądek. Po chwili przypomniała sobie, Ŝe spaliła za sobą mosty na balu poprzedniego wieczoru... Ardmore... wspólny taniec... Rafę. 51

Prawdopodobnie nie otrzymałaby zaproszenia na to party, gdyby nie wysłano go jeszcze w ubiegłym tygodniu. Nie będzie się jednak tym przejmować. Natrętne pytanie wróciło znowu i Imogen ruszyła przed siebie zapominając o afroncie lady Whittingham. Jest piękna. Wszyscy tak mówią. Modystka, pokojówka, a przede- wszystkim mówią to oczy męŜczyzn. Gdyby tylko problem tkwil w wyglądzie, pomyślała z goryczą. Mogłaby wtedy pogodzić sie z Ŝyciem bez miłości i zostać mniszką. Co jej po urodzie, jeśli nie potrafiła rozkochać w sobie Dravena Uroda to nie wszystko. Potrzebowała tego, co miała Annabel – znie- walającego, zmysłowego uśmiechu. To niesprawiedliwe, pomyślała, Ŝe taki uśmiech ma dziewczyna, która wciąŜ jeszcze jest dziewicą. Ale przecieŜ Draven czuł się szczęśliwy. ChociaŜ... znowu pojawiły się wątpliwości. MoŜe gdyby była bardziej uwodzicielska, Draven by ją naprawdę pokochał. Mogła sprawić, Ŝeby ten szkocki lord jej pragnął. Widziała to w jego oczach, gdy tuliła się do niego w tańcu. Wewnętrzny głos mówił jej, Ŝe się myli, ale go zignorowała. MoŜe nauczyłaby się, jak zadowolić męŜczyznę w sypialni. Jak: wzbudzić w nim poŜądanie, aby w końcu pokochał. Czy nie tak właśnie działała na męŜa Tess? Nie sprzeciwiała się, Ŝeby mąŜ ją pocałował na torze wyścigowym, gdy dookoła było mnóstwo łudzi. Imogen nigdy by na coś podobnego nie pozwoliła Dravenowi. Głupia! AleŜ była głupia! Gdyby postępowała inaczej, moŜe nie zostawiłby jej, nie poszedłby na tor i sam nie dosiadł tego piekielnego konia, gdy dŜokej odmówił jazdy. Zostałby przy niej. Bezpieczny śywy Dlaczego miałaby siedzieć w kącie i opłakiwać Dravena, kiedyl mogłaby... Poczuła silny ból w sercu. Jak Draven mógł umrzeć? Zaczęła liczyć do dziesięciu. Za późno. Łzy dławiły ją w gardle. Oprócz niej jedyną osobą, która kochała Dravena, była jego matka. I kiedy lady Clarice dowiedziała się, Ŝe Imogen nie jest w ciązy, poddała się. Przestała jeść, przeziębiła się... i w końcu zostawiła Imogen w świecie głupców, którzy nie rozumieli Dravena, nie pa- miętali, jaki potrafił być zabawny, ile w nim było Ŝycia, jak... Łzy znowu napłynęły do oczu. Na szczęście w pobliŜu znajdował się jeden z namiotów lady Mitford. Imogen weszła do środka i usiadła na ławeczce. Wyprostowała się. Zaczęła liczyć oddechy: raz, dwa, trzy. W końcu znów wróciła w myślach do zachowania Rafe'a poprzedniego wieczoru. Jak śmiał? Jak mógł zwrócić jej uwagę na niestosowność zachowania?! Ani on brat, ani swat. Był tylko jej opiekunem, zanim wyszła za mąŜ. Teraz jest nikim, a jednak ośmielil się wtrącać! Zacisnęła powieki i łzy nie popłynęły. I Dzięki Bogu. Nie mogła pozwolić, aby ludzie widzieli, Ŝe płacze. Dosyć miała współczucia własnych sióstr. Współczucia, czy teŜ protekcjonalnego traktowania. ChociaŜ ani jedno, ani drugie nie było w stanie pokonać strasznej goryczy, która ją wciąŜ przepełniała. Ale to nie był smutek; ten bardziej smakował jak łzy. Draven odszedł. I nic tego nie zmieni. Rozdzial 7 Annabel juŜ zaczynała się trochę niecierpliwić, gdy zobaczyła lorda Rossetera zmierzającego w jej kierunku. Rafę wyraził swoją przychylność wobec prośby Rossetera o jej rękę i teraz pozostawało jedynie, aby Rosseter oficjalnie się oświadczył. Annabel ubrała się wyjątkowo starannie na tę okazję. Zdecydowała się na suknię ze słomkowego muślinu, ozdobionego jedwabnymi frędzlami. Suknia, choć skromna, wyglądała bardzo gustownie. Rosse- ler miał na sobie jasnobrązowy Ŝakiet w Ŝółte prąŜki. Jego fular nie był 52 53