Forged
Jennifer Rush
Prequel Serii Altered (#0,5)
Tłumaczenie: DziejeSie
Korekta: NiSiAm
Rozdział 1
Łóżko pode mną było cienkie jak papier, choć nie tak cienkie jak
bawełniana sukienka, nadal owinięta wokół mojego nagiego ciała. Czułam
się dziwnie podatna w ten sposób, jak nigdy wcześniej. Jednego roku na
plaży z moim najlepszym przyjacielem Tiffany, założył się ze mną abym
przebiegła naga od jednego końca parku do drugiego.
Zrobiłam to bez namysłu.
Miałam zakaz wchodzenia do parku plażowego do końca lata, ale
było warto. Wszyscy po tym mówili, że jestem nieustraszona, aż stało się
to częścią mojego imienia. "Dani, nieustraszona dziewczyna" nazywali
mnie. Nigdy nie trudziłam się, aby ich poprawić. Nigdy nie trudziłam się,
aby podkreślić, że bieganie nago po parku było bardziej odwagą niż
brawurą, i to, że w domu po zmroku, kuliłam się w swoim pokoju jak
mysz. Bojąc się potwora którym był mój ojciec.
Prawda była taka, że kiedy byłam z przyjaciółmi, udawałam że
jestem nieustraszona. I lubiłam to. I każdego następnego dnia, który nastał,
wydawało się to bardziej prawdziwe niż poprzedniego.
Teraz byłam nieustraszona. To nie był już dłużej przydomek nadany
przez grono przyjaciół na plaży. To była część mnie. Więc dlaczego
czułam się, jakbym chciała uwolnić się z tego pokoju i uciec? Byłam tutaj
bezpieczna. Gdziekolwiek "tutaj" było.
Czy nie byłam?
Gęsia skórka pojawiła się na moich ramionach, sunąc w górę do
moich ramion.
Jesteś nieustraszona. Jesteś nieu...
Drzwi otworzyły się i prawie wyskoczyłam ze swojej skóry.
- Przepraszam - powiedziała kobieta technik z laboratorium. Nie
spotkałam się jeszcze z tą jedną, ale wyglądała prawie tak samo jak
ostatnie trzy osoby które spotkałam.
Jej ciemne włosy były związane z tyłu w ciasny kok. Cokolwiek
nosiła pod swoim białym fartuchem, było ukryte do tego stopnia, że
wydawało się iż miała na sobie tylko płaszcz. Jej uszy były nagie, pomimo
oczywistego percingu. Jej palec serdeczny był równie goły.
Wszystko w tym miejscu było takie bezbarwne.
- Nie chciałam cię przestraszyć - ciągnęła.
- Nie przestraszyłaś - odpowiedziałam, a ona posłała mi spojrzenie
które mówiło, że nie kupiła tego.
- Chodź - machnęła do mnie.- On jest gotowy na ciebie.
- Kim jest "on"?
Przytrzymała dla mnie drzwi i nic nie powiedziała.
Po jedenastu impasowych sekundach ciszy, wskazałam na moją
sukienkę.
- Mam spotkać się z nim pół nago?
Kolorowy rumieniec dotknął jej policzki.
- Och, racja.
Przebiegła obok mnie do drzwi wbudowanej szafy, z której
obecności nie zdawałam sobie sprawy. Wewnątrz były ubrania, w których
przyjechałam - czarna sukienka z krótką, plisowaną spódnicą, białym
pasem i parę skórzanych butów na płaskiej podeszwie.
- Zaczekam na ciebie na zewnątrz - powiedziała kobieta i zostawiła
mnie.
Szybko wślizgnęłam się w swoje ubrania. Już w korytarzu, kobieta
poprowadziła mnie na lewo. Wzięłyśmy potem jeszcze kilka zakrętów i
musiała użyć swojej karty magnetycznej w nie mniej niż czterech
miejscach.
Wreszcie dotarłyśmy do sekcji PÓŁNOCNEJ. To skrzydło budynku
nie wydawało się jak laboratorium, nie jak w sekcji w której spędziłam
większą część tego poranka. Północna część miała rażąco drogie
powietrze, z ciemnoobudowanym oświetleniem z twardego drewna i
miękko schowanym.
Moja przewodniczka zatrzymała się na sześcio-panelowych drzwiach
i nacisnęła dzwonek na zewnątrz. Chwilę później drzwi otworzyły się i
spojrzał na nas mężczyzna.
- Dziękuję, Pani Hemlin - powiedział głos z wewnątrz biura.- Jesteś
wolna.
Moja przewodniczka kiwnęła głową i poruszyła się.
Mężczyzna w drzwiach otworzył je szerzej, pozwalając mi przejść.
Nie powiedział ani słowa, co dało mi wrażenie, że był tu tylko otwierać
drzwi i nic więcej.
Zastanawiałam się, jak dostał pracę otwierania drzwi, i jakie
specjalne umiejętności były w jego życiorysie. Otwiera drzwi zręcznie i
sprawnie?
Zrobiłam krok do środka i zauważyłam, że było tutaj co najmniej
pięć stopni chłodniej niż w korytarzu.
- Usiądź - ktoś powiedział.
Głos należał do młodego człowieka siedzącego za starym biurkiem
ze złotymi wykończeniami i delikatnymi ornamentami wyrzeźbionymi z
przodu. Nie był o wiele starszy ode mnie, albo przynajmniej wyglądał na
młodego i był bardziej przystojny niż powinien być. On też o tym
wiedział. Mogłam to powiedzieć. Był jednym z ludzi u których świetny
wygląd działa na ich korzyść.
Nie było mi to obce. Ludzie zachowywali się jakby piękno było mało
ważne na szali, ale mogło być bronią, używane w taki sam sposób jak
humor, przebiegłość czy intelekt. Używasz to, co masz.
Dorastając, moja mama zawsze mówiła, że byłam piękna ale nigdy
nie było to pochwałą. Miała rzadki dar rzucania komplementów jako coś
lekceważącego. Moja uroda była postrzegana jako słabość w jej oczach,
jak gdybym "spoczęła na laurach" na resztę mojego życia i pozwalała, aby
mniej atrakcyjni ludzie na mnie czekali. Kiedy miałam siedem lat, obcięła
moje długie, kasztanowe włosy na krótko, jak na chłopaka. Byłam
nazywana Daniel przez cały rok w szkole.
Kiedy skończyłam czternaście lat i urosłam do miseczki C, kupiła mi
stanik kompresyjny. Dopiero jakiś rok temu, zdałam sobie sprawę, że
bycie ładnym nie było znowu taką złą rzeczą. Po prostu wyjaśniłam co
mam na myśli mamie, zaczęłam ubierać się w ciaśniejsze koszulki, krótsze
spódniczki i biustonosze push-up. Próbowała mnie uziemić, ale w tym
punkcie ją przerosłam, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nauczyłam się
jak ją zastraszyć od najlepszego nauczyciela: mojego ojca.
Moja matka wycofała się po chwili.
Na szczęście, robiła wszystko ale ignorowała Annę. Miałam tylko
nadzieję, że w dalszym ciągu będzie to robić, kiedy mnie nie było.
- Dani - powiedział przystojny mężczyzna. W miękkim górnym
oświetleniu, jego brudne blond włosy wyglądały na mokre, ale
podejrzewałam, że to rodzaj produktu, który utrzymuje włosy zaczesane
do tyłu.
Ciemniejszy zarost pokrywał jego twarz.
Miał na sobie zwykłą białą koszulę zapinaną na guziki, z dwoma
górnymi odpiętymi i dopasowaną czarną marynarkę, która uwydatniała
mięsnie. Naprzeciwko niego na stole, była para brązowych skórzanych
rękawiczek.
W swojej lewej dłoni trzymał plik, a w prawa miał szklankę z
bursztynowym płynem.
Wziął łyk i odstawił szklankę, kiedy usiadłam na jednym z jego
dwóch krzeseł. Sprawdziłam czy na jego biurku była etykietka z imieniem,
ale nic nie znalazłam.
- Miło mi cię poznać - Uśmiechnął się, pokazując rząd nieskazitelnie
białych zębów.
- Nie spotkaliśmy się - przypomniałam mu. - Nie znam cię. Nawet
nie znam twojego imienia.
Jego uśmiech poszerzył się. Wrzucił dokumenty do kubła obok i
zrobił wdech w odpowiedzi.
Przerwałam mu.
- I nie mów touche.
Uniósł brwi.
- Dlaczego nie?
- Bo tak mówi większość ludzi.
- A ty sądzisz, że jestem większością ludzi?
Rozejrzałam się po pokoju, oceniając. To co ludzie wybierają do
otaczania się wiele mówi o tym, kim są.
Za nim, wiszące na drutach, były akwarelowe obrazy. Sztuka
przestawiała różne kobiety, tylko ich twarze narysowane tłustymi czarnymi
liniami. Nad nimi były przypadkowe machnięcia farbą, żywymi kolorami
takimi jak neonowy zielony, różowy i turkusowy.
Na biurku, oprócz wymaganego komputera i rzeczy biurowych, stał
oprawiony obrazek młodej dziewczyny i golden retrievera, a potem
manekina artystycznego. Co sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy
akwarelowe obrazy za nim były jego.
Rozłożył ręce.
- Więc?
- Nie jak większość ludzi - odpowiedziałam.
Uśmiechnął się i ponownie chwycił szklankę.
- Nie jesteś taka jaką spodziewałem się, że będziesz.
- Wezmę to za komplement.
- Taki miał być - Pozwolił mi to przyswoić. Próbowałam tak
cholernie mocno utrzymać powagę na twarzy. - Więc, powinnyśmy
zacząć?- zapytał.
- Może powiesz mi swoje imię, zanim cokolwiek zaczniemy co
mamy zacząć.
- Przypuszczam, że to sprawiedliwe. Jestem Connor Van Norstrand.
- To ozdobna nazwa.
- Holenderskie.
Założyłam jedną nogę na drugą i złapałam Connora jak patrzył na
moje nagie kolana. Ten rodzaj uwagi był czymś, co mogłam wykorzystać
na swoją korzyść w przyszłości, jeśli kiedykolwiek będzie scenariusz, w
którym musiałam mieć przewagę.
- Ile masz lat? - zapytałam.
Wychylił ostatnią resztkę swojego napoju. Zastanawiałam się, z
roztargnieniem, co to było. Rodzaj alkoholu, który pił facet też dużo
mówił. Mój tata pił tanią whisky.
Wskazał na obecnie pustą szklankę.
- Wystarczająco stary, aby to spożywać.
- Każdy jest wystarczająco stary, aby to spożywać. Co nie znaczy, że
jest to legalne.
- Prawda. - Oparł się na krześle i skrzyżował niedbale ręce na piesi.
Uśmieszek ledwie opuścił jego twarz.
Przez uderzenie serca udawałam, że poprawiam rąbek spódnicy,
myśląc o zapytaniu o coś osobistego aby utrzymać tę grę, ale wyszła
zupełnie inna kwestia, nieproszona.
- Gdzie on jest?
Connor zatrzymał się. Wiedział dokładnie, kogo miałam na myśli, i
to był pierwszy raz kiedy widziałam go, jak odsłonił dreszcz dyskomfortu,
który mówił dużo, pomyślałam. Po prostu nie wiedziałam dlaczego,
jeszcze.
- OB wyszedł - odpowiedział.
- Tak właśnie go tu nazywacie?
- Tak.
- Zazwyczaj nazywam go Lisem.
- Przypuszczam, że możesz nazywać go jak chcesz.
OB, jak nazwał go Connor, przypominał mi lisa. Nie przystojnego,
ale ostre, czerwone włosy z ciemnymi, podkrążonymi oczami.
Również zachowywał się jak jeden. Rodzaj drapieżnika, który nie
potrzebuje używać swojego rozmiaru na polowaniach.
OB był słaby w porównaniu do Lisa, ale też mogło ujść. Kiedy Lis-
albo OB- zaoferował mi tutaj pracę, nie miałam pojęcia co to za sobą
pociągnie, ale znałam kompromis i wiedziałam, że będzie tego wart.
Umowa była, że jeśli tu przyjdę i wezmę udział w nowym programie,
czymkolwiek to było, to moja siostra, Anna, będzie mieć szansę na
normalne życie. To było coś, co straciłam kiedy mój ojciec złamał sobie
kilka kręgów w swojej pracy w fabryce i zmienił się w skorupę danego
siebie.
Wiedziałam tylko fragmenty o samym nowym programie. OB użył
takich słów jak zadanie, szkolenie, zaawansowana nauka i coś genetyczne
albo coś innego. Wiedziałam również, że OB pracował z rządem, albo dla
niego. Ale chciałam wiedzieć więcej. Teraz.
- Co masz na myśli, że wyszedł? - zapytałam. - Wyszedł na godzinę?
Na cały dzień?
- Masz w pełni zdolne ręce - powiedział Connor.
- To nie jest odpowiedź na pytanie.
Wyprostował się.
- To dlatego, że nie masz na nią szans.
Co znaczyło, że OB był jakby szanowany, co oznaczało, że miał
wiele więcej mocy od Connora.
- W porządku. - Założyłam ramiona na piersi .- Myślę, że zaczniemy.
Wstał i skinął głową w kierunku drzwi, które teraz były otwarte
przez portiera, o którego obecności zupełnie zapomniałam.
- Zacznijmy od pokoju, który został ci przydzielony i stamtąd
pójdziemy.
* * *
Mój pokój był na drugim piętrze, schowany w tylnej części budynku,
do którego przyjechałam zaledwie osiem godzin temu. Na zewnątrz,
miejsce wyglądało jak agencja reklamowa o wysokim poziomie, a może
kancelaria. Wiele ostrych krawędzi i szkła, okien obejmujących całe piętra,
aby zachować widok na jezioro Michigan bez skrępowania. Otoczony był
betonem. Myślałam, że był po to, aby utrzymać budynek wyglądający na
schludny i czysty, ale teraz kiedy wiedziałam, że było kilka pięter w dół,
gdzie byłam zabrana i sprawdzana, i gdzie później poznałam Connora,
zdałam sobie sprawę, że beton był tu, aby stanowić mocny fundament.
Część budynku, która była nadziemna, była ogromnym odejściem od
tego, co było niżej. Tą część lubiłam o wiele bardziej. Pierwszą rzeczą jaką
zauważyłam, kiedy weszłam do swojego pokoju był widok. Jezioro
Michigan tak rozległe, jak tylko oko sięgało.
Nie wiedziałam dlaczego byłam taką szczęściarą, żeby dostać pokój
z takim widokiem, ale nie narzekałam.
- Co o tym myślisz? - zapytał Connor.
Zrobiłam kilka kroków do środka.
Mój pokój był długi i wąski, ale nadal ogromny jak na moje
standardy. Anna i ja miałyśmy wspólny pokój przez lata.
Nie byłam przyzwyczajona do takiej ilości miejsca.
Podłoga była bardziej wypolerowanym betonem, a ściany gładko
białe. Na ścianie po mojej lewej było łóżko ze stalowym zagłówkiem oraz
gęstą białą kołdrą. Dopasowane szafki nocne stały po obu jego stronach, z
lampami z podwójnego szkła. Naprzeciwko łóżka stała sofa z poduszkami.
- Łazienka jest tutaj - powiedział Connor i wskazał na matowo
szklane drzwi za nami. - Szafa jest w korytarzu do łazienki.
Wina ukłuła moje sumienie. To miejsce było więcej, niż tym na co
zasłużyłam. To nie było fair, że miałam tu żyć, kiedy Anna była w domu.
Nasz dach przeciekał. Łazienka pachniała pleśnią. Podłoga w korytarzu w
niektórych miejscach była spróchniała. Anna stworzyła grę, która polegała
na oznaczaniu tych miejsc i przeskakiwaniu nad nimi.
Myślenie o niej spowodowało, że moje wnętrze zacisnęło się.
Mogłam poprosić, żeby przyjechała ze mną.
Raz jeszcze spojrzałam na stoliki nocne.
- Gdzie jest telefon?
- Nie ma telefonów.
Odwróciłam się.
- Słucham?
Jego twarz była teraz pusta, cały poprzedni urok zniknął.
- Nie ma telefonów - odpowiedział.
- Jak mam zadzwonić do mojej rodziny?
- Nie zadzwonisz. Nie kiedy będziesz trenować.
Ponownie się od niego odwróciłam bojąc się, że zobaczy połysk w
moich oczach.
Obiecałam Annie, że zadzwonię do niej tak szybko jak tylko będę mogła.
- Czy to będzie jakiś problem? - zapytał Connor.
Cały powodem, dla którego tu byłam, to chronienie Anny.
Ale nie mogłam tego zrobić, jeśli nie mogłam nawet z nią
porozmawiać. Skąd miałam wiedzieć, czy wszystko w porządku?
- Dani?
Cholera.
- Nie - powiedziałam szybko. - Żaden problem.
Chciałam po prostu dowiedzieć się, w jaki sposób mogę z nią
porozmawiać. Nie mogli trzymać mnie tutaj jak więźnia. Znajdę telefon
gdzieś na zewnątrz budynku.
- Więc - ciągnął Connor - lubisz swój pokój?
- Jest miły.
- Dobrze. Cieszę się, że to słyszę.
Odwróciłam się do niego. Facet od otwierania drzwi opuścił nas,
kiedy trafiliśmy na parter, więc był tylko Connor i ja.
Na zewnątrz jego biura, Connor dopasował się do bardziej
swobodnej atmosfery. Jego garnitur wisiał otwarty, odsunięty na biodrach
tak, że mógł wsunąć ręce do kieszeni spodni.
Wciąż wyglądał śmiesznie przystojnie, ale w sposób w który
wydawał się dużo bardziej przystępny.
Uśmiechnął się, kiedy złapał mnie na gapieniu się i uniosłam brwi,
jakbym chciała powiedzieć: Tak, patrzę i nie, nie jestem pod wrażeniem.
Ale byłam.
- Wszystkie posiłki serwowane są w salonie w korytarzu -
powiedział. Ślad rozbawienia był w jego głosie. - Są serwowane o
siódmej, w południe i o osiemnastej. Następnie pójdziemy do salonu.
- Są tu inni, prawda? - zapytałam.
- Tylko jeden.
- Chłopak, tak? - OB powiedział mi, że był jeden.
Connor pokiwał głową.
- Sam. Polubisz go.
Chciałabym zrobić wszystko, co w mojej mocy żeby nie. Nie byłam
tutaj, aby się zaprzyjaźniać. Chciałam spłacić dług za uzyskanie pomocy
dla mojego ojca, którą potrzebował, a następnie odejść.
Wyszliśmy z sypialni i skręcił w prawo. Connor wskazał na pierwsze
drzwi, które mijaliśmy po lewej.
- To jest pokój Sama. Jesteś więcej niż mile widziana, aby go
odwiedzić, jeśli chcesz.
- Jest tu teraz?
- Nie. Jest na szkoleniu aż do wieczora.
Minęliśmy kolejne drzwi, które nie zostały wspomniane, więc
zakładałam, że były puste. Na końcu korytarza, po prawej stronie był
salon. Również miał widok na jezioro Michigan. Stało tam kilka kanap,
wszystkie takie same, z niebieskim płótnem jak moja. Długi metalowy stół
stał naprzeciwko okien. Po jego prawej stronie była mała kuchnia.
- Zapraszam do spędzania tutaj czasu, kiedy będziesz miała wolne -
powiedział Connor. - W szafie jest telewizor. - Wskazał na czarne centrum
rozrywki z przodu kanapy.
- Wielki - uśmiechnęłam się. - Tak więc, kiedy zaczynam szkolenie?
- Jutro.
Zapadła między nami cisza, kiedy czekałam aż to zacznie omawiać,
ale on czekał na moje pytanie.
Cholera.
- Czym dokładnie jest to szkolenie?
- Jutro dostaniesz szczegóły.
Zacisnęłam zęby, powstrzymując się od przekleństwa, lub co gorsza,
od błagania o więcej informacji.
- Zgaduję, że dzisiejsza noc jest cała moja? - powiedziałam.
Connor pokiwał głową.
- Cała twoja. Możesz poruszać się po tym piętrze i po pierwszym.
Jest tam siłownia. I basen. Znajdziesz odpowiednią odzież do obu tych
miejsc w szafie. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zapytaj w recepcji.
Poszłam za nim z salonu korytarzem w kierunku windy. Nacisnął
przycisk, żeby zjechać w dół.
- Myślę, że dobrze będziesz tutaj pasować - powiedział, i spojrzał na
mnie.
Odepchnęłam się, starając lepiej przyjrzeć jego twarzy. Kłamał?
Ćwiczyłam siebie w zauważaniu kłamstwa w szerokości sześciu mil, ale
tylko wtedy jeśli chodziło o moją własną rodzinę. Anna nigdy nie była
dobra w kłamaniu. Robiła dziwny taniec oczami, jakby próbowała znaleźć
kłamstwo w pokoju i skupić się na nim tak, aby stało się prawdą.
Mój tata wiercił się dużo, kiedy kłamał. A moja mama unikała
mówienia prawdy przez sprzątanie. Jeśli podnosiła kurz w środku
rozmowy, coś ukrywała.
Chociaż Connor był dobrym kłamcą. Nie miał oczywistych znaków.
Moje pasowanie tutaj wydawało się kłamstwem, ale część mnie bardzo
chciała w to wierzyć.
- Dzięki - powiedziałam.
Drzwi windy otworzyły się i wszedł do środka.
- Zobaczymy się jutro wcześnie rano - powiedział.
- Będę na to czekać.
Winda zamknęła się zanim miałam okazję zobaczyć jego reakcję.
* * *
Szłam plażą przez godzinę albo coś po tym jak Connor mnie
zostawił. Miałam na sobie kurtkę którą znalazłam w swojej szafie, ale
zimne powietrze przebijało się przez grubą tkaninę i do czasu, kiedy
wróciłam do środka, moja skóra była pobita przez wiatr i zrobiła się
czerwona.
Później sprawdziłam siłownię, którą był olbrzymi pokój pełen
wszystkich niezbędnych urządzeń. Nie wiedziałam, co robi każda z tych
maszyn poza bieżnią. Nigdy nie byłam dobra w ćwiczeniach.
Basen był długi i wąski, i miał miłe dwadzieścia siedem stopni.
Usiadłam z nogami zwisającymi w wodzie przez chwilę i patrzyłam na
jezioro Michigan przez szklaną ścianę pokoju basennego.
Kiedy zbadałam wszystko co mogłam zbadać, wróciłam na drugie
piętro i ponownie zniknęłam w mojej szafie. Większość jej zawartości była
do podstawowego użycia: szare spodnie. Czarne sportowe biustonosze.
Czarne podkoszulki. Zwykłe bluzki. Cienkie, obcisłe kurtki sportowe.
Jedynym kolorem w szafie były identyczne pary butów do biegania-
czarne Nike z różowymi podeszwami.
Dokładnie o godzinie szóstej, poszłam do salonu, zatrzymując się,
kiedy minęłam drzwi Sama. Nie słyszałam nic po drugiej stronie i
zastanawiałam się, czy już jadł kolację.
Chciałam się z nim spotkać. Głownie chciałam wypompować go z
informacji i dowiedzieć się, co było jego treningiem i czy mój może być
podobny. Ale kiedy wróciłam do salonu, zobaczyłam tylko jedną tacę z
jedzeniem na stola, a Sama nie było w zasięgu wzroku.
Czy to było jego jedzenie czy moje? A jeśli było moje, gdzie było
jego? Gdzie on był ?
Znalazłam parującą miskę zupy pomidorowej na tacy, kilka torebek z
krakersami, miskę winogron i ciasteczka z zimną butelką wody.
Jedzenie było pyszne. W ciągu ostatnich kilku lat, gotowanie domowe
mojej mamy zaczęło smakować mdło, jakby odstawiła wszystkie
przyprawy jakie zwykła używać. Teraz czułam jak moje kubki smakowe
ponownie odżywają.
Potem oczyściłam talerze i umieściłam je w zmywarce, pozwalając
jej na wykonywanie swojej pracy. W drodze powrotnej do mojego pokoju,
zatrzymałam się przed pokojem Sama, przystawiając ucho do drewna.
Wciąż cisza. Zapukałam, czekając.
Zapukałam ponownie. Nic.
Może mogłam go zobaczyć na śniadaniu.
Wróciłam do swojego pokoju, aby położyć się i szybko zasnęłam.
* * *
Tata podniósł Annę i usadził ją na swoim biodrze. Był dzisiaj inny.
Nie było żadnych butelek taniej whiskey w zasięgu jego ręki.
Nie sprawdzał zegarka, aby zobaczyć, czy jest to czas na kolejną
dawkę jego leków przeciwbólowych, z kilkoma dodatkowymi
dorzuconymi.
Było mu bliżej do taty którego pamiętałam, który zwykł zabierać
mnie na spacery i nazywać drzewa jakby były gigantami z bajki.
- Dani? - powiedział Lis. - Czy mogę z tobą porozmawiać?
Popatrzyłam pomiędzy niego, a Annę i tatę. Mama siedziała na
tyłach, robiąc na drutach, ignorując nas. Czasami chciałam wyrwać tą
cholerną igłę z jej rąk i wrzucić ją do kosza.
- Oczywiście.
Podążyłam za nim do słonecznego pokoju z tyłu domu. Słońce już
zaszło, wysysając z nieba kolor. Biała kora brzozy na podwórku znikała w
ciemności. Siedziałam na skraju jednego z wiklinowych krzeseł i
założyłam ręce na kolana.
Napięłam się, aby usłyszeć Annę na korytarzu.
- Zastanawiałem się, czy może nie byłabyś zainteresowana pracą dla
mnie - zapytał Lis.
Popatrzyłam w górę. Moją pierwszą myślą było: Czy to ma być mój
prezent? Anna dostaje Barbie a ja dostaję to?
- Gdzie? - zapytałam.
- W Cam Marie. W moim laboratorium.
- Co miałabym tam robić?
- Prowadzimy badania. Postęp w nauce. Genetyczna modyfikacja. To
dla programu. Potrzebujemy obiektów. Ludzi do trenowania, a później do
wysyłania na zadania.
Nie wiedziałam za dużo o nauce. Zawaliłam ósmą klasę biologii, ale
wiedziałam, czym są badania.
- Masz na myśli, że zostanę królikiem doświadczalnym?
- To jest bardziej surowy sposób nazwania tego.
Ale nie powiedział, że nie.
- Kiedy będziesz mnie potrzebować?
- Będziesz musiała wyjechać w ciągu tygodnia. Co ty na to? -
namawiał mnie. Pochylił się i przełożył jedną nogę nad drugą, jakby nie
obchodziła go moja odpowiedź. Ale myślałam, że tak. Myślałam, że chce,
żebym się zgodziła bardziej niż kiedykolwiek czegoś pragnął.
- Nie - słowo przyszło łatwo. Nie mogłam zostawić Anny samej z
rodzicami, a poza tym i tak nie wierzyłam w nic co powiedział. - Chociaż
dzięki.
Zaczęłam wstawać, kiedy dodał.
- Twój tata zgodził się przestać pić jeśli pojedziesz.
Zamarłam.
- Co?
- Przestanie. A ja zatrudnię kogoś na terapię od leczenia bólu.
Gula utworzyła się w moim gardle i przełknęłam.
- On nie będzie się tego trzymać. Nigdy tego nie robił.
- Zrobi. - Jego stopa, ta która wisiała nad kolanem, zatrzęsła się.
- Co z Anną?
- Nic jej nie będzie. Będzie inaczej.- Przechylił głowę na bok, a nowy
kąt wyostrzył wszystkie jego cechy, wydobywając Lisa.
Z powrotem usiadłam.
- Jak długo mnie nie będzie?
- Sześć miesięcy. Jeśli zadziała, może dłużej, ale tylko jeśli będziesz
chciała.
- Czy będzie bolało? Każda z tych genetycznych zmian?
- Nie. Mam najlepszy zespół medyczny.
- Czy będę inna kiedy odejdę?
- Prawdopodobnie.
- Lepsza czy gorsza?
Uśmiechnął się.
- Lepsza. Dużo lepsza. - Usiadł prosto, opierając łokcie na kolanach.
W jego oczach była stal, ale jego odpowiedź przyszła za szybko.
Jakby nakreślił wszystkie możliwości przebiegu naszej rozmowy, jakby
doprowadziło go do tego. Oferta której ciężko będzie mi odmówić.
Nie tylko dlatego, że nie mieliśmy pieniędzy, aby odpowiednio
zadbać o problemy taty, ale nigdy by się z tym nie zgodził. Lis miał coś,
czego my nie. Zawsze miał szacunek i podziw taty. Miał też pieniądze.
- Co na to powiesz?
Kiedy siedziałam tam, obserwując go jak na mnie patrzy, moja głowa
wypełniła się powolnym szeptem słów. Słowa które pamiętałam.
Ale nasza miłość była silniejsza od miłości
Tych którzy byli starsi od nas..
Tych wielu znacznie mądrzejszych od nas...
I nawet aniołowie wyżej w niebie
Ani demony pod morzem
Mogły kiedykolwiek rozdzielić moją duszę od duszy
Pięknej Annabel Lee
To z wiersza Edgara Allana Poe. Wiem, że to nie jest wiersz
przeznaczony dla sióstr, ale kiedy przeczytałam zwrotkę na angielskim w
zeszłym roku, nie mogłam nic poradzić na to, że myślałam o Annie. Mojej
małej, niewinnej jedenastoletniej Annie. Zrobiłabym dla niej wszystko.
Nie miałam nic do stracenia, naprawdę, i wszystko do zyskania. Tak
długo jak tata robił to co powinien, i Lis dotrzymywał obietnicy.
Może to jednak prezent po tym wszystkim.
* * *
Obudziłam się nagle w półmroku, pościel zaplątała się wokół moich
nóg, pamięć mojego ostatniego spotkania z OB, tylko tydzień temu, nadal
spływała w dół mojego gardła, jak krew z pękniętego nosa. Bez względu
na to, co robiłam, nie mogłam pozbyć się jego głosu z głowy.
- Przyjdź pracować dla mnie i naprawię wszystko, co jest zepsute w
twojej rodzinie. Obiecuję tobie i Annie lepsze życie.
Pot skleił moje włosy na karku i przykleił je do mojego czoła. Aby
się uspokoić, podeszłam do dużego okna, które wychodziło na plażę.
Księżyc był dzisiaj niemal w pełni, lśniąc na wodzie jak srebro. Skorupa
śniegu wciąż utrzymywała się na piasku i wydmach z trawy. Jak królowa
lodu. Usłyszałam cichy szum fal rozbijających się na brzegu, w rytm
wiatru na szkle. Przycisnęłam place do okna i zamknęłam oczy.
Jeśli moją supermocą była odwaga, OB było perswazja. Mówił
wszystkie właściwe rzeczy w odpowiednim czasie. Wiedział, co chciałam
usłyszeć, by przekonać mnie do tego miejsca.
I tu jestem.
Mój żołądek zawarczał, przywracając mnie do chwili obecnej. Zegar
na nocnym stoliku mówił, że była czwarta rano. Postanowiłam sprawdzić,
czy uda mi się znaleźć jakieś owoce w salonie.
Korytarz poza moim pokojem był oświetlony tylko oświetleniem
wbudowanych w krawędź podłogi, tak jak na ścieżkach startowych
samolotu. Kiedy zakręciłam do salonu, zamarłam.
Był tam chłopiec przy stole. Zgarbiony nad grubym podręcznikiem,
czytając, a nietknięte jabłko leżało obok książki na stole.
- Hej - zawołałam. Spojrzał do góry. Na jego twarzy widniały siniaki.
Miał podbite oko. Ciemny czarny siniak był na jego dolnej szczęce.
Gojący się, pożółkły na lewym policzku.
- Co się stało? - zapytałam, zanim nawet się przedstawiłam.
Podeszłam bliżej, w przestrzeń oświetloną przez jedyne światło, które było
włączone.
- Co mi się stało? - cień uśmiechu dotknął kącika jego ust. - Czy nie
powiedziano ci nic o tym miejscu?
- Nie - przełknęłam bryłkę niepokoju rosnącą w moim gardle.- Tak
praktycznie, to szukałam cię wcześniej. Jesteś Sam, prawda?
Zawahał się, jego oczy śmignęły na dół, a potem znowu w górę.
- Kto pyta?
- Jestem Dani.
Złapał jabłko, wypolerował je o spodnią część czarnej koszulki i
spojrzał na mnie.
- Więc... - zaczęłam. - Chciałam cię znaleźć, aby zapytać o szkolenie.
Connor nic mi nie powiedział.
- Nigdy tego nie robią. Nikt nie mówił mi o tym gównie tutaj.
Wszystko co wiem, sam doświadczyłem.
Usiadłam na krześle naprzeciwko niego. Jego ciemne włosy były
przycięte na krótko z jednej strony i starannie zaczesane do tyłu. Jego
zielonkawe oczy przebijały mnie, analizując z rozbawieniem.
- Przeszedłeś już przez trening? - zapytałam i skinął. - Powiedz mi o
nim.
Wziął gryz jabłka, żując i przełykając przed odpowiedzią.
- Jest dużo walki wręcz na początku.
Pewnie to stąd dostał te siniaki.
- Również trening wytrzymałościowy - kontynuował. - Wiele zadań
pamięciowych, wiesz, tak żebyś mogła zapamiętać fakty bez spisywania
ich.
- Byłeś już na takich zadaniach?
Pokręcił głową.
- Jak długo już tu jesteś?
Żuł powoli kolejny kęs owocu i myślał nad odpowiedzią.
- Kilka miesięcy.
Dla kogoś, kto trenował tak długo, nie wyglądało na to, aby był w
świetnej formie. Nie był gruby, ale muskularny też nie. Jego ramiona były
chude. Policzki puste. Może treningiem były bardziej tortury niż
cokolwiek innego.
Sam spojrzał w górę, za moje ramiona, a jego oczy na chwilę się
rozszerzyły, jego usta zacisnęły wraz ze szczękiem zębów.
Odwróciłam się. Connor stał w drzwiach. Co on tu robił o tak
nieludzkiej porze? Czy on tu też mieszkał?
- Dani - powiedział spokojnie.
- Tak?
- Mogę chwilę z tobą porozmawiać?
- Powodzenia - szepnął Sam, kiedy odepchnęłam swoje krzesło.
Jego słowa były bardziej jak ostrzeżenie.
W drzwiach, Connor cofnął się i skinął na mnie abym objęła
prowadzenie.
- Dokąd zmierzam? - zapytałam.
- Twój pokój będzie w porządku.
- Mam kłopoty?
- Nie.
Całą drogę, Connor trzymał się dwa kroki za mną. Mój żołądek
trzepotał, jakby pająk szedł drogą po moim kręgosłupie.
W moim pokoju wszedł za mną do środka i zamknął za sobą drzwi.
Nie zapaliłam światła kiedy weszłam, więc pokój wciąż był w większości
ciemny, z wyjątkiem kawałka księżycowego światła rozciągającego się od
podłogi do mojego łóżka.
Udałam się do okna, czując się bezpieczniej.
- Więc, o co chodzi? - moje serce podeszło do gardła i pulsowało w
klatce piersiowej wraz z każdym impulsem. Moje kolana były jak ciężkie
worki z piaskiem.
Connor przeszedł przez pokój i stanął w świetle za mną. Oświetlało tylko
pół jego twarzy, pozostawiając drugą połowę w cieniu. Spojrzał na mnie, i
cała krew w moich żyłach spływała do palców u stóp. Moje kolana stały
się słabe.
Wyglądał teraz absurdalnie przystojnie, mimo że był środek nocy.
Kiedy moje włosy były rozczochrane, splątane z tyłu, płasko z jednej
strony jego wydawały się rozczochrane w sposób który wydawał się
celowy, tak jakby właśnie wyszedł z pod prysznica, przeczesał je palcami i
stwierdził że wystarczy.
Kilka loków spadło mu na oczy, ale nadal trzymał na mnie swój
wzrok.
- Co ci powiedział? - zapytał Connor, jego głos był spokojny, ale
ciężki.
- Nic.
Kąciki jego ust drgnęły.
- Możesz mi zaufać, Dani. Nie zamierzałem cię skarcić. Po prostu
chcę wiedzieć.
- Zazwyczaj jeśli ktoś mówi ci, że możesz mu zaufać, znaczy to, że
jednak nie.
Uśmiechnął się, ale nie powiedział nic więcej.
Myślałam o siniakach malujących się na twarzy Sama.
- Może nie martwię się o swoją naganę.
Connor zmrużył oczy pytająco.
- Ledwo znasz tego chłopaka.
- Więc? - zmarszczyłam czoło. - Wygląda na to, że spędził dzień
dostając gówniane lanie.
Connor przechylił głowę, jakby nasłuchując rzeczy które pozostały
niewypowiedziane.
- Mówisz jakbyś wiedziała coś na ten temat.
Moje gardło ścisnęło się i łzy natychmiast pojawiły się w moich
oczach. Wiedziałam. Wiedziałam zbyt cholernie dobrze. Zastanawiałam
się, czy Connor również wiedział. Jak wiele powiedział mu OB ?
- Powiedział mi tylko, że miał dużo treningu - odpowiedziałam. -
Wytrwałościowego. Pamięciowego. Walki wręcz. To jest to. Nie
powiedział nic więcej.
Connor obserwował mnie zbyt blisko. Nawet nie mrugnęłam. Im
mniej dawałam było lepiej.
- Dobrze - powiedział w końcu i odwrócił się do drzwi. - Spróbuj się
trochę przespać. Szósta rano przyjdzie szybciej niż myślisz.
A potem już go nie było, ale jego obecność zostawiła na mnie
wyrażenie, i wiedziałam że sen będzie niemożliwy.
Czy on próbował mnie zastraszyć?
Bo jeśli tak, udało mu się.
* * *
Forged Jennifer Rush Prequel Serii Altered (#0,5) Tłumaczenie: DziejeSie Korekta: NiSiAm
Rozdział 1 Łóżko pode mną było cienkie jak papier, choć nie tak cienkie jak bawełniana sukienka, nadal owinięta wokół mojego nagiego ciała. Czułam się dziwnie podatna w ten sposób, jak nigdy wcześniej. Jednego roku na plaży z moim najlepszym przyjacielem Tiffany, założył się ze mną abym przebiegła naga od jednego końca parku do drugiego. Zrobiłam to bez namysłu. Miałam zakaz wchodzenia do parku plażowego do końca lata, ale było warto. Wszyscy po tym mówili, że jestem nieustraszona, aż stało się to częścią mojego imienia. "Dani, nieustraszona dziewczyna" nazywali mnie. Nigdy nie trudziłam się, aby ich poprawić. Nigdy nie trudziłam się, aby podkreślić, że bieganie nago po parku było bardziej odwagą niż brawurą, i to, że w domu po zmroku, kuliłam się w swoim pokoju jak mysz. Bojąc się potwora którym był mój ojciec. Prawda była taka, że kiedy byłam z przyjaciółmi, udawałam że jestem nieustraszona. I lubiłam to. I każdego następnego dnia, który nastał, wydawało się to bardziej prawdziwe niż poprzedniego. Teraz byłam nieustraszona. To nie był już dłużej przydomek nadany przez grono przyjaciół na plaży. To była część mnie. Więc dlaczego czułam się, jakbym chciała uwolnić się z tego pokoju i uciec? Byłam tutaj bezpieczna. Gdziekolwiek "tutaj" było. Czy nie byłam? Gęsia skórka pojawiła się na moich ramionach, sunąc w górę do moich ramion. Jesteś nieustraszona. Jesteś nieu...
Drzwi otworzyły się i prawie wyskoczyłam ze swojej skóry. - Przepraszam - powiedziała kobieta technik z laboratorium. Nie spotkałam się jeszcze z tą jedną, ale wyglądała prawie tak samo jak ostatnie trzy osoby które spotkałam. Jej ciemne włosy były związane z tyłu w ciasny kok. Cokolwiek nosiła pod swoim białym fartuchem, było ukryte do tego stopnia, że wydawało się iż miała na sobie tylko płaszcz. Jej uszy były nagie, pomimo oczywistego percingu. Jej palec serdeczny był równie goły. Wszystko w tym miejscu było takie bezbarwne. - Nie chciałam cię przestraszyć - ciągnęła. - Nie przestraszyłaś - odpowiedziałam, a ona posłała mi spojrzenie które mówiło, że nie kupiła tego. - Chodź - machnęła do mnie.- On jest gotowy na ciebie. - Kim jest "on"? Przytrzymała dla mnie drzwi i nic nie powiedziała. Po jedenastu impasowych sekundach ciszy, wskazałam na moją sukienkę. - Mam spotkać się z nim pół nago? Kolorowy rumieniec dotknął jej policzki. - Och, racja. Przebiegła obok mnie do drzwi wbudowanej szafy, z której obecności nie zdawałam sobie sprawy. Wewnątrz były ubrania, w których przyjechałam - czarna sukienka z krótką, plisowaną spódnicą, białym pasem i parę skórzanych butów na płaskiej podeszwie. - Zaczekam na ciebie na zewnątrz - powiedziała kobieta i zostawiła mnie.
Szybko wślizgnęłam się w swoje ubrania. Już w korytarzu, kobieta poprowadziła mnie na lewo. Wzięłyśmy potem jeszcze kilka zakrętów i musiała użyć swojej karty magnetycznej w nie mniej niż czterech miejscach. Wreszcie dotarłyśmy do sekcji PÓŁNOCNEJ. To skrzydło budynku nie wydawało się jak laboratorium, nie jak w sekcji w której spędziłam większą część tego poranka. Północna część miała rażąco drogie powietrze, z ciemnoobudowanym oświetleniem z twardego drewna i miękko schowanym. Moja przewodniczka zatrzymała się na sześcio-panelowych drzwiach i nacisnęła dzwonek na zewnątrz. Chwilę później drzwi otworzyły się i spojrzał na nas mężczyzna. - Dziękuję, Pani Hemlin - powiedział głos z wewnątrz biura.- Jesteś wolna. Moja przewodniczka kiwnęła głową i poruszyła się. Mężczyzna w drzwiach otworzył je szerzej, pozwalając mi przejść. Nie powiedział ani słowa, co dało mi wrażenie, że był tu tylko otwierać drzwi i nic więcej. Zastanawiałam się, jak dostał pracę otwierania drzwi, i jakie specjalne umiejętności były w jego życiorysie. Otwiera drzwi zręcznie i sprawnie? Zrobiłam krok do środka i zauważyłam, że było tutaj co najmniej pięć stopni chłodniej niż w korytarzu. - Usiądź - ktoś powiedział. Głos należał do młodego człowieka siedzącego za starym biurkiem ze złotymi wykończeniami i delikatnymi ornamentami wyrzeźbionymi z
przodu. Nie był o wiele starszy ode mnie, albo przynajmniej wyglądał na młodego i był bardziej przystojny niż powinien być. On też o tym wiedział. Mogłam to powiedzieć. Był jednym z ludzi u których świetny wygląd działa na ich korzyść. Nie było mi to obce. Ludzie zachowywali się jakby piękno było mało ważne na szali, ale mogło być bronią, używane w taki sam sposób jak humor, przebiegłość czy intelekt. Używasz to, co masz. Dorastając, moja mama zawsze mówiła, że byłam piękna ale nigdy nie było to pochwałą. Miała rzadki dar rzucania komplementów jako coś lekceważącego. Moja uroda była postrzegana jako słabość w jej oczach, jak gdybym "spoczęła na laurach" na resztę mojego życia i pozwalała, aby mniej atrakcyjni ludzie na mnie czekali. Kiedy miałam siedem lat, obcięła moje długie, kasztanowe włosy na krótko, jak na chłopaka. Byłam nazywana Daniel przez cały rok w szkole. Kiedy skończyłam czternaście lat i urosłam do miseczki C, kupiła mi stanik kompresyjny. Dopiero jakiś rok temu, zdałam sobie sprawę, że bycie ładnym nie było znowu taką złą rzeczą. Po prostu wyjaśniłam co mam na myśli mamie, zaczęłam ubierać się w ciaśniejsze koszulki, krótsze spódniczki i biustonosze push-up. Próbowała mnie uziemić, ale w tym punkcie ją przerosłam, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nauczyłam się jak ją zastraszyć od najlepszego nauczyciela: mojego ojca. Moja matka wycofała się po chwili. Na szczęście, robiła wszystko ale ignorowała Annę. Miałam tylko nadzieję, że w dalszym ciągu będzie to robić, kiedy mnie nie było. - Dani - powiedział przystojny mężczyzna. W miękkim górnym oświetleniu, jego brudne blond włosy wyglądały na mokre, ale
podejrzewałam, że to rodzaj produktu, który utrzymuje włosy zaczesane do tyłu. Ciemniejszy zarost pokrywał jego twarz. Miał na sobie zwykłą białą koszulę zapinaną na guziki, z dwoma górnymi odpiętymi i dopasowaną czarną marynarkę, która uwydatniała mięsnie. Naprzeciwko niego na stole, była para brązowych skórzanych rękawiczek. W swojej lewej dłoni trzymał plik, a w prawa miał szklankę z bursztynowym płynem. Wziął łyk i odstawił szklankę, kiedy usiadłam na jednym z jego dwóch krzeseł. Sprawdziłam czy na jego biurku była etykietka z imieniem, ale nic nie znalazłam. - Miło mi cię poznać - Uśmiechnął się, pokazując rząd nieskazitelnie białych zębów. - Nie spotkaliśmy się - przypomniałam mu. - Nie znam cię. Nawet nie znam twojego imienia. Jego uśmiech poszerzył się. Wrzucił dokumenty do kubła obok i zrobił wdech w odpowiedzi. Przerwałam mu. - I nie mów touche. Uniósł brwi. - Dlaczego nie? - Bo tak mówi większość ludzi. - A ty sądzisz, że jestem większością ludzi? Rozejrzałam się po pokoju, oceniając. To co ludzie wybierają do otaczania się wiele mówi o tym, kim są.
Za nim, wiszące na drutach, były akwarelowe obrazy. Sztuka przestawiała różne kobiety, tylko ich twarze narysowane tłustymi czarnymi liniami. Nad nimi były przypadkowe machnięcia farbą, żywymi kolorami takimi jak neonowy zielony, różowy i turkusowy. Na biurku, oprócz wymaganego komputera i rzeczy biurowych, stał oprawiony obrazek młodej dziewczyny i golden retrievera, a potem manekina artystycznego. Co sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy akwarelowe obrazy za nim były jego. Rozłożył ręce. - Więc? - Nie jak większość ludzi - odpowiedziałam. Uśmiechnął się i ponownie chwycił szklankę. - Nie jesteś taka jaką spodziewałem się, że będziesz. - Wezmę to za komplement. - Taki miał być - Pozwolił mi to przyswoić. Próbowałam tak cholernie mocno utrzymać powagę na twarzy. - Więc, powinnyśmy zacząć?- zapytał. - Może powiesz mi swoje imię, zanim cokolwiek zaczniemy co mamy zacząć. - Przypuszczam, że to sprawiedliwe. Jestem Connor Van Norstrand. - To ozdobna nazwa. - Holenderskie. Założyłam jedną nogę na drugą i złapałam Connora jak patrzył na moje nagie kolana. Ten rodzaj uwagi był czymś, co mogłam wykorzystać na swoją korzyść w przyszłości, jeśli kiedykolwiek będzie scenariusz, w którym musiałam mieć przewagę.
- Ile masz lat? - zapytałam. Wychylił ostatnią resztkę swojego napoju. Zastanawiałam się, z roztargnieniem, co to było. Rodzaj alkoholu, który pił facet też dużo mówił. Mój tata pił tanią whisky. Wskazał na obecnie pustą szklankę. - Wystarczająco stary, aby to spożywać. - Każdy jest wystarczająco stary, aby to spożywać. Co nie znaczy, że jest to legalne. - Prawda. - Oparł się na krześle i skrzyżował niedbale ręce na piesi. Uśmieszek ledwie opuścił jego twarz. Przez uderzenie serca udawałam, że poprawiam rąbek spódnicy, myśląc o zapytaniu o coś osobistego aby utrzymać tę grę, ale wyszła zupełnie inna kwestia, nieproszona. - Gdzie on jest? Connor zatrzymał się. Wiedział dokładnie, kogo miałam na myśli, i to był pierwszy raz kiedy widziałam go, jak odsłonił dreszcz dyskomfortu, który mówił dużo, pomyślałam. Po prostu nie wiedziałam dlaczego, jeszcze. - OB wyszedł - odpowiedział. - Tak właśnie go tu nazywacie? - Tak. - Zazwyczaj nazywam go Lisem. - Przypuszczam, że możesz nazywać go jak chcesz. OB, jak nazwał go Connor, przypominał mi lisa. Nie przystojnego, ale ostre, czerwone włosy z ciemnymi, podkrążonymi oczami. Również zachowywał się jak jeden. Rodzaj drapieżnika, który nie
potrzebuje używać swojego rozmiaru na polowaniach. OB był słaby w porównaniu do Lisa, ale też mogło ujść. Kiedy Lis- albo OB- zaoferował mi tutaj pracę, nie miałam pojęcia co to za sobą pociągnie, ale znałam kompromis i wiedziałam, że będzie tego wart. Umowa była, że jeśli tu przyjdę i wezmę udział w nowym programie, czymkolwiek to było, to moja siostra, Anna, będzie mieć szansę na normalne życie. To było coś, co straciłam kiedy mój ojciec złamał sobie kilka kręgów w swojej pracy w fabryce i zmienił się w skorupę danego siebie. Wiedziałam tylko fragmenty o samym nowym programie. OB użył takich słów jak zadanie, szkolenie, zaawansowana nauka i coś genetyczne albo coś innego. Wiedziałam również, że OB pracował z rządem, albo dla niego. Ale chciałam wiedzieć więcej. Teraz. - Co masz na myśli, że wyszedł? - zapytałam. - Wyszedł na godzinę? Na cały dzień? - Masz w pełni zdolne ręce - powiedział Connor. - To nie jest odpowiedź na pytanie. Wyprostował się. - To dlatego, że nie masz na nią szans. Co znaczyło, że OB był jakby szanowany, co oznaczało, że miał wiele więcej mocy od Connora. - W porządku. - Założyłam ramiona na piersi .- Myślę, że zaczniemy. Wstał i skinął głową w kierunku drzwi, które teraz były otwarte przez portiera, o którego obecności zupełnie zapomniałam. - Zacznijmy od pokoju, który został ci przydzielony i stamtąd pójdziemy.
* * * Mój pokój był na drugim piętrze, schowany w tylnej części budynku, do którego przyjechałam zaledwie osiem godzin temu. Na zewnątrz, miejsce wyglądało jak agencja reklamowa o wysokim poziomie, a może kancelaria. Wiele ostrych krawędzi i szkła, okien obejmujących całe piętra, aby zachować widok na jezioro Michigan bez skrępowania. Otoczony był betonem. Myślałam, że był po to, aby utrzymać budynek wyglądający na schludny i czysty, ale teraz kiedy wiedziałam, że było kilka pięter w dół, gdzie byłam zabrana i sprawdzana, i gdzie później poznałam Connora, zdałam sobie sprawę, że beton był tu, aby stanowić mocny fundament. Część budynku, która była nadziemna, była ogromnym odejściem od tego, co było niżej. Tą część lubiłam o wiele bardziej. Pierwszą rzeczą jaką zauważyłam, kiedy weszłam do swojego pokoju był widok. Jezioro Michigan tak rozległe, jak tylko oko sięgało. Nie wiedziałam dlaczego byłam taką szczęściarą, żeby dostać pokój z takim widokiem, ale nie narzekałam. - Co o tym myślisz? - zapytał Connor. Zrobiłam kilka kroków do środka. Mój pokój był długi i wąski, ale nadal ogromny jak na moje standardy. Anna i ja miałyśmy wspólny pokój przez lata. Nie byłam przyzwyczajona do takiej ilości miejsca. Podłoga była bardziej wypolerowanym betonem, a ściany gładko białe. Na ścianie po mojej lewej było łóżko ze stalowym zagłówkiem oraz gęstą białą kołdrą. Dopasowane szafki nocne stały po obu jego stronach, z lampami z podwójnego szkła. Naprzeciwko łóżka stała sofa z poduszkami. - Łazienka jest tutaj - powiedział Connor i wskazał na matowo
szklane drzwi za nami. - Szafa jest w korytarzu do łazienki. Wina ukłuła moje sumienie. To miejsce było więcej, niż tym na co zasłużyłam. To nie było fair, że miałam tu żyć, kiedy Anna była w domu. Nasz dach przeciekał. Łazienka pachniała pleśnią. Podłoga w korytarzu w niektórych miejscach była spróchniała. Anna stworzyła grę, która polegała na oznaczaniu tych miejsc i przeskakiwaniu nad nimi. Myślenie o niej spowodowało, że moje wnętrze zacisnęło się. Mogłam poprosić, żeby przyjechała ze mną. Raz jeszcze spojrzałam na stoliki nocne. - Gdzie jest telefon? - Nie ma telefonów. Odwróciłam się. - Słucham? Jego twarz była teraz pusta, cały poprzedni urok zniknął. - Nie ma telefonów - odpowiedział. - Jak mam zadzwonić do mojej rodziny? - Nie zadzwonisz. Nie kiedy będziesz trenować. Ponownie się od niego odwróciłam bojąc się, że zobaczy połysk w moich oczach. Obiecałam Annie, że zadzwonię do niej tak szybko jak tylko będę mogła. - Czy to będzie jakiś problem? - zapytał Connor. Cały powodem, dla którego tu byłam, to chronienie Anny. Ale nie mogłam tego zrobić, jeśli nie mogłam nawet z nią porozmawiać. Skąd miałam wiedzieć, czy wszystko w porządku? - Dani? Cholera.
- Nie - powiedziałam szybko. - Żaden problem. Chciałam po prostu dowiedzieć się, w jaki sposób mogę z nią porozmawiać. Nie mogli trzymać mnie tutaj jak więźnia. Znajdę telefon gdzieś na zewnątrz budynku. - Więc - ciągnął Connor - lubisz swój pokój? - Jest miły. - Dobrze. Cieszę się, że to słyszę. Odwróciłam się do niego. Facet od otwierania drzwi opuścił nas, kiedy trafiliśmy na parter, więc był tylko Connor i ja. Na zewnątrz jego biura, Connor dopasował się do bardziej swobodnej atmosfery. Jego garnitur wisiał otwarty, odsunięty na biodrach tak, że mógł wsunąć ręce do kieszeni spodni. Wciąż wyglądał śmiesznie przystojnie, ale w sposób w który wydawał się dużo bardziej przystępny. Uśmiechnął się, kiedy złapał mnie na gapieniu się i uniosłam brwi, jakbym chciała powiedzieć: Tak, patrzę i nie, nie jestem pod wrażeniem. Ale byłam. - Wszystkie posiłki serwowane są w salonie w korytarzu - powiedział. Ślad rozbawienia był w jego głosie. - Są serwowane o siódmej, w południe i o osiemnastej. Następnie pójdziemy do salonu. - Są tu inni, prawda? - zapytałam. - Tylko jeden. - Chłopak, tak? - OB powiedział mi, że był jeden. Connor pokiwał głową. - Sam. Polubisz go. Chciałabym zrobić wszystko, co w mojej mocy żeby nie. Nie byłam
tutaj, aby się zaprzyjaźniać. Chciałam spłacić dług za uzyskanie pomocy dla mojego ojca, którą potrzebował, a następnie odejść. Wyszliśmy z sypialni i skręcił w prawo. Connor wskazał na pierwsze drzwi, które mijaliśmy po lewej. - To jest pokój Sama. Jesteś więcej niż mile widziana, aby go odwiedzić, jeśli chcesz. - Jest tu teraz? - Nie. Jest na szkoleniu aż do wieczora. Minęliśmy kolejne drzwi, które nie zostały wspomniane, więc zakładałam, że były puste. Na końcu korytarza, po prawej stronie był salon. Również miał widok na jezioro Michigan. Stało tam kilka kanap, wszystkie takie same, z niebieskim płótnem jak moja. Długi metalowy stół stał naprzeciwko okien. Po jego prawej stronie była mała kuchnia. - Zapraszam do spędzania tutaj czasu, kiedy będziesz miała wolne - powiedział Connor. - W szafie jest telewizor. - Wskazał na czarne centrum rozrywki z przodu kanapy. - Wielki - uśmiechnęłam się. - Tak więc, kiedy zaczynam szkolenie? - Jutro. Zapadła między nami cisza, kiedy czekałam aż to zacznie omawiać, ale on czekał na moje pytanie. Cholera. - Czym dokładnie jest to szkolenie? - Jutro dostaniesz szczegóły. Zacisnęłam zęby, powstrzymując się od przekleństwa, lub co gorsza, od błagania o więcej informacji. - Zgaduję, że dzisiejsza noc jest cała moja? - powiedziałam.
Connor pokiwał głową. - Cała twoja. Możesz poruszać się po tym piętrze i po pierwszym. Jest tam siłownia. I basen. Znajdziesz odpowiednią odzież do obu tych miejsc w szafie. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zapytaj w recepcji. Poszłam za nim z salonu korytarzem w kierunku windy. Nacisnął przycisk, żeby zjechać w dół. - Myślę, że dobrze będziesz tutaj pasować - powiedział, i spojrzał na mnie. Odepchnęłam się, starając lepiej przyjrzeć jego twarzy. Kłamał? Ćwiczyłam siebie w zauważaniu kłamstwa w szerokości sześciu mil, ale tylko wtedy jeśli chodziło o moją własną rodzinę. Anna nigdy nie była dobra w kłamaniu. Robiła dziwny taniec oczami, jakby próbowała znaleźć kłamstwo w pokoju i skupić się na nim tak, aby stało się prawdą. Mój tata wiercił się dużo, kiedy kłamał. A moja mama unikała mówienia prawdy przez sprzątanie. Jeśli podnosiła kurz w środku rozmowy, coś ukrywała. Chociaż Connor był dobrym kłamcą. Nie miał oczywistych znaków. Moje pasowanie tutaj wydawało się kłamstwem, ale część mnie bardzo chciała w to wierzyć. - Dzięki - powiedziałam. Drzwi windy otworzyły się i wszedł do środka. - Zobaczymy się jutro wcześnie rano - powiedział. - Będę na to czekać. Winda zamknęła się zanim miałam okazję zobaczyć jego reakcję. * * * Szłam plażą przez godzinę albo coś po tym jak Connor mnie
zostawił. Miałam na sobie kurtkę którą znalazłam w swojej szafie, ale zimne powietrze przebijało się przez grubą tkaninę i do czasu, kiedy wróciłam do środka, moja skóra była pobita przez wiatr i zrobiła się czerwona. Później sprawdziłam siłownię, którą był olbrzymi pokój pełen wszystkich niezbędnych urządzeń. Nie wiedziałam, co robi każda z tych maszyn poza bieżnią. Nigdy nie byłam dobra w ćwiczeniach. Basen był długi i wąski, i miał miłe dwadzieścia siedem stopni. Usiadłam z nogami zwisającymi w wodzie przez chwilę i patrzyłam na jezioro Michigan przez szklaną ścianę pokoju basennego. Kiedy zbadałam wszystko co mogłam zbadać, wróciłam na drugie piętro i ponownie zniknęłam w mojej szafie. Większość jej zawartości była do podstawowego użycia: szare spodnie. Czarne sportowe biustonosze. Czarne podkoszulki. Zwykłe bluzki. Cienkie, obcisłe kurtki sportowe. Jedynym kolorem w szafie były identyczne pary butów do biegania- czarne Nike z różowymi podeszwami. Dokładnie o godzinie szóstej, poszłam do salonu, zatrzymując się, kiedy minęłam drzwi Sama. Nie słyszałam nic po drugiej stronie i zastanawiałam się, czy już jadł kolację. Chciałam się z nim spotkać. Głownie chciałam wypompować go z informacji i dowiedzieć się, co było jego treningiem i czy mój może być podobny. Ale kiedy wróciłam do salonu, zobaczyłam tylko jedną tacę z jedzeniem na stola, a Sama nie było w zasięgu wzroku. Czy to było jego jedzenie czy moje? A jeśli było moje, gdzie było jego? Gdzie on był ? Znalazłam parującą miskę zupy pomidorowej na tacy, kilka torebek z
krakersami, miskę winogron i ciasteczka z zimną butelką wody. Jedzenie było pyszne. W ciągu ostatnich kilku lat, gotowanie domowe mojej mamy zaczęło smakować mdło, jakby odstawiła wszystkie przyprawy jakie zwykła używać. Teraz czułam jak moje kubki smakowe ponownie odżywają. Potem oczyściłam talerze i umieściłam je w zmywarce, pozwalając jej na wykonywanie swojej pracy. W drodze powrotnej do mojego pokoju, zatrzymałam się przed pokojem Sama, przystawiając ucho do drewna. Wciąż cisza. Zapukałam, czekając. Zapukałam ponownie. Nic. Może mogłam go zobaczyć na śniadaniu. Wróciłam do swojego pokoju, aby położyć się i szybko zasnęłam. * * * Tata podniósł Annę i usadził ją na swoim biodrze. Był dzisiaj inny. Nie było żadnych butelek taniej whiskey w zasięgu jego ręki. Nie sprawdzał zegarka, aby zobaczyć, czy jest to czas na kolejną dawkę jego leków przeciwbólowych, z kilkoma dodatkowymi dorzuconymi. Było mu bliżej do taty którego pamiętałam, który zwykł zabierać mnie na spacery i nazywać drzewa jakby były gigantami z bajki. - Dani? - powiedział Lis. - Czy mogę z tobą porozmawiać? Popatrzyłam pomiędzy niego, a Annę i tatę. Mama siedziała na tyłach, robiąc na drutach, ignorując nas. Czasami chciałam wyrwać tą cholerną igłę z jej rąk i wrzucić ją do kosza. - Oczywiście. Podążyłam za nim do słonecznego pokoju z tyłu domu. Słońce już
zaszło, wysysając z nieba kolor. Biała kora brzozy na podwórku znikała w ciemności. Siedziałam na skraju jednego z wiklinowych krzeseł i założyłam ręce na kolana. Napięłam się, aby usłyszeć Annę na korytarzu. - Zastanawiałem się, czy może nie byłabyś zainteresowana pracą dla mnie - zapytał Lis. Popatrzyłam w górę. Moją pierwszą myślą było: Czy to ma być mój prezent? Anna dostaje Barbie a ja dostaję to? - Gdzie? - zapytałam. - W Cam Marie. W moim laboratorium. - Co miałabym tam robić? - Prowadzimy badania. Postęp w nauce. Genetyczna modyfikacja. To dla programu. Potrzebujemy obiektów. Ludzi do trenowania, a później do wysyłania na zadania. Nie wiedziałam za dużo o nauce. Zawaliłam ósmą klasę biologii, ale wiedziałam, czym są badania. - Masz na myśli, że zostanę królikiem doświadczalnym? - To jest bardziej surowy sposób nazwania tego. Ale nie powiedział, że nie. - Kiedy będziesz mnie potrzebować? - Będziesz musiała wyjechać w ciągu tygodnia. Co ty na to? - namawiał mnie. Pochylił się i przełożył jedną nogę nad drugą, jakby nie obchodziła go moja odpowiedź. Ale myślałam, że tak. Myślałam, że chce, żebym się zgodziła bardziej niż kiedykolwiek czegoś pragnął. - Nie - słowo przyszło łatwo. Nie mogłam zostawić Anny samej z rodzicami, a poza tym i tak nie wierzyłam w nic co powiedział. - Chociaż
dzięki. Zaczęłam wstawać, kiedy dodał. - Twój tata zgodził się przestać pić jeśli pojedziesz. Zamarłam. - Co? - Przestanie. A ja zatrudnię kogoś na terapię od leczenia bólu. Gula utworzyła się w moim gardle i przełknęłam. - On nie będzie się tego trzymać. Nigdy tego nie robił. - Zrobi. - Jego stopa, ta która wisiała nad kolanem, zatrzęsła się. - Co z Anną? - Nic jej nie będzie. Będzie inaczej.- Przechylił głowę na bok, a nowy kąt wyostrzył wszystkie jego cechy, wydobywając Lisa. Z powrotem usiadłam. - Jak długo mnie nie będzie? - Sześć miesięcy. Jeśli zadziała, może dłużej, ale tylko jeśli będziesz chciała. - Czy będzie bolało? Każda z tych genetycznych zmian? - Nie. Mam najlepszy zespół medyczny. - Czy będę inna kiedy odejdę? - Prawdopodobnie. - Lepsza czy gorsza? Uśmiechnął się. - Lepsza. Dużo lepsza. - Usiadł prosto, opierając łokcie na kolanach. W jego oczach była stal, ale jego odpowiedź przyszła za szybko. Jakby nakreślił wszystkie możliwości przebiegu naszej rozmowy, jakby doprowadziło go do tego. Oferta której ciężko będzie mi odmówić.
Nie tylko dlatego, że nie mieliśmy pieniędzy, aby odpowiednio zadbać o problemy taty, ale nigdy by się z tym nie zgodził. Lis miał coś, czego my nie. Zawsze miał szacunek i podziw taty. Miał też pieniądze. - Co na to powiesz? Kiedy siedziałam tam, obserwując go jak na mnie patrzy, moja głowa wypełniła się powolnym szeptem słów. Słowa które pamiętałam. Ale nasza miłość była silniejsza od miłości Tych którzy byli starsi od nas.. Tych wielu znacznie mądrzejszych od nas... I nawet aniołowie wyżej w niebie Ani demony pod morzem Mogły kiedykolwiek rozdzielić moją duszę od duszy Pięknej Annabel Lee To z wiersza Edgara Allana Poe. Wiem, że to nie jest wiersz przeznaczony dla sióstr, ale kiedy przeczytałam zwrotkę na angielskim w zeszłym roku, nie mogłam nic poradzić na to, że myślałam o Annie. Mojej małej, niewinnej jedenastoletniej Annie. Zrobiłabym dla niej wszystko. Nie miałam nic do stracenia, naprawdę, i wszystko do zyskania. Tak długo jak tata robił to co powinien, i Lis dotrzymywał obietnicy. Może to jednak prezent po tym wszystkim. * * * Obudziłam się nagle w półmroku, pościel zaplątała się wokół moich nóg, pamięć mojego ostatniego spotkania z OB, tylko tydzień temu, nadal spływała w dół mojego gardła, jak krew z pękniętego nosa. Bez względu
na to, co robiłam, nie mogłam pozbyć się jego głosu z głowy. - Przyjdź pracować dla mnie i naprawię wszystko, co jest zepsute w twojej rodzinie. Obiecuję tobie i Annie lepsze życie. Pot skleił moje włosy na karku i przykleił je do mojego czoła. Aby się uspokoić, podeszłam do dużego okna, które wychodziło na plażę. Księżyc był dzisiaj niemal w pełni, lśniąc na wodzie jak srebro. Skorupa śniegu wciąż utrzymywała się na piasku i wydmach z trawy. Jak królowa lodu. Usłyszałam cichy szum fal rozbijających się na brzegu, w rytm wiatru na szkle. Przycisnęłam place do okna i zamknęłam oczy. Jeśli moją supermocą była odwaga, OB było perswazja. Mówił wszystkie właściwe rzeczy w odpowiednim czasie. Wiedział, co chciałam usłyszeć, by przekonać mnie do tego miejsca. I tu jestem. Mój żołądek zawarczał, przywracając mnie do chwili obecnej. Zegar na nocnym stoliku mówił, że była czwarta rano. Postanowiłam sprawdzić, czy uda mi się znaleźć jakieś owoce w salonie. Korytarz poza moim pokojem był oświetlony tylko oświetleniem wbudowanych w krawędź podłogi, tak jak na ścieżkach startowych samolotu. Kiedy zakręciłam do salonu, zamarłam. Był tam chłopiec przy stole. Zgarbiony nad grubym podręcznikiem, czytając, a nietknięte jabłko leżało obok książki na stole. - Hej - zawołałam. Spojrzał do góry. Na jego twarzy widniały siniaki. Miał podbite oko. Ciemny czarny siniak był na jego dolnej szczęce. Gojący się, pożółkły na lewym policzku. - Co się stało? - zapytałam, zanim nawet się przedstawiłam. Podeszłam bliżej, w przestrzeń oświetloną przez jedyne światło, które było
włączone. - Co mi się stało? - cień uśmiechu dotknął kącika jego ust. - Czy nie powiedziano ci nic o tym miejscu? - Nie - przełknęłam bryłkę niepokoju rosnącą w moim gardle.- Tak praktycznie, to szukałam cię wcześniej. Jesteś Sam, prawda? Zawahał się, jego oczy śmignęły na dół, a potem znowu w górę. - Kto pyta? - Jestem Dani. Złapał jabłko, wypolerował je o spodnią część czarnej koszulki i spojrzał na mnie. - Więc... - zaczęłam. - Chciałam cię znaleźć, aby zapytać o szkolenie. Connor nic mi nie powiedział. - Nigdy tego nie robią. Nikt nie mówił mi o tym gównie tutaj. Wszystko co wiem, sam doświadczyłem. Usiadłam na krześle naprzeciwko niego. Jego ciemne włosy były przycięte na krótko z jednej strony i starannie zaczesane do tyłu. Jego zielonkawe oczy przebijały mnie, analizując z rozbawieniem. - Przeszedłeś już przez trening? - zapytałam i skinął. - Powiedz mi o nim. Wziął gryz jabłka, żując i przełykając przed odpowiedzią. - Jest dużo walki wręcz na początku. Pewnie to stąd dostał te siniaki. - Również trening wytrzymałościowy - kontynuował. - Wiele zadań pamięciowych, wiesz, tak żebyś mogła zapamiętać fakty bez spisywania ich. - Byłeś już na takich zadaniach?
Pokręcił głową. - Jak długo już tu jesteś? Żuł powoli kolejny kęs owocu i myślał nad odpowiedzią. - Kilka miesięcy. Dla kogoś, kto trenował tak długo, nie wyglądało na to, aby był w świetnej formie. Nie był gruby, ale muskularny też nie. Jego ramiona były chude. Policzki puste. Może treningiem były bardziej tortury niż cokolwiek innego. Sam spojrzał w górę, za moje ramiona, a jego oczy na chwilę się rozszerzyły, jego usta zacisnęły wraz ze szczękiem zębów. Odwróciłam się. Connor stał w drzwiach. Co on tu robił o tak nieludzkiej porze? Czy on tu też mieszkał? - Dani - powiedział spokojnie. - Tak? - Mogę chwilę z tobą porozmawiać? - Powodzenia - szepnął Sam, kiedy odepchnęłam swoje krzesło. Jego słowa były bardziej jak ostrzeżenie. W drzwiach, Connor cofnął się i skinął na mnie abym objęła prowadzenie. - Dokąd zmierzam? - zapytałam. - Twój pokój będzie w porządku. - Mam kłopoty? - Nie. Całą drogę, Connor trzymał się dwa kroki za mną. Mój żołądek trzepotał, jakby pająk szedł drogą po moim kręgosłupie. W moim pokoju wszedł za mną do środka i zamknął za sobą drzwi.
Nie zapaliłam światła kiedy weszłam, więc pokój wciąż był w większości ciemny, z wyjątkiem kawałka księżycowego światła rozciągającego się od podłogi do mojego łóżka. Udałam się do okna, czując się bezpieczniej. - Więc, o co chodzi? - moje serce podeszło do gardła i pulsowało w klatce piersiowej wraz z każdym impulsem. Moje kolana były jak ciężkie worki z piaskiem. Connor przeszedł przez pokój i stanął w świetle za mną. Oświetlało tylko pół jego twarzy, pozostawiając drugą połowę w cieniu. Spojrzał na mnie, i cała krew w moich żyłach spływała do palców u stóp. Moje kolana stały się słabe. Wyglądał teraz absurdalnie przystojnie, mimo że był środek nocy. Kiedy moje włosy były rozczochrane, splątane z tyłu, płasko z jednej strony jego wydawały się rozczochrane w sposób który wydawał się celowy, tak jakby właśnie wyszedł z pod prysznica, przeczesał je palcami i stwierdził że wystarczy. Kilka loków spadło mu na oczy, ale nadal trzymał na mnie swój wzrok. - Co ci powiedział? - zapytał Connor, jego głos był spokojny, ale ciężki. - Nic. Kąciki jego ust drgnęły. - Możesz mi zaufać, Dani. Nie zamierzałem cię skarcić. Po prostu chcę wiedzieć. - Zazwyczaj jeśli ktoś mówi ci, że możesz mu zaufać, znaczy to, że jednak nie.
Uśmiechnął się, ale nie powiedział nic więcej. Myślałam o siniakach malujących się na twarzy Sama. - Może nie martwię się o swoją naganę. Connor zmrużył oczy pytająco. - Ledwo znasz tego chłopaka. - Więc? - zmarszczyłam czoło. - Wygląda na to, że spędził dzień dostając gówniane lanie. Connor przechylił głowę, jakby nasłuchując rzeczy które pozostały niewypowiedziane. - Mówisz jakbyś wiedziała coś na ten temat. Moje gardło ścisnęło się i łzy natychmiast pojawiły się w moich oczach. Wiedziałam. Wiedziałam zbyt cholernie dobrze. Zastanawiałam się, czy Connor również wiedział. Jak wiele powiedział mu OB ? - Powiedział mi tylko, że miał dużo treningu - odpowiedziałam. - Wytrwałościowego. Pamięciowego. Walki wręcz. To jest to. Nie powiedział nic więcej. Connor obserwował mnie zbyt blisko. Nawet nie mrugnęłam. Im mniej dawałam było lepiej. - Dobrze - powiedział w końcu i odwrócił się do drzwi. - Spróbuj się trochę przespać. Szósta rano przyjdzie szybciej niż myślisz. A potem już go nie było, ale jego obecność zostawiła na mnie wyrażenie, i wiedziałam że sen będzie niemożliwy. Czy on próbował mnie zastraszyć? Bo jeśli tak, udało mu się. * * *