Erased
Jennifer Rush
Sequel Serii Altered (#2)
Tłumaczenie: DziejeSie
Korekta: NiSiAm
MoreThanBooks
Rozdział 1
Jakby mechanicznie, obudziłam się po północy i natychmiast miałam potrzebę
zobaczenia Sama. Był moment, zanim byłam w pełni zaalarmowana, kiedy zastanawiałam
się, czy było bezpiecznie wymykać się do laboratorium. I wtedy sobie przypomniałam: Już
nie byliśmy w domku na wsi. Żeby zobaczyć Sama, wszystko co musiałam zrobić to
obrócić się.
Leżał na brzuchu, z rękoma schowanymi pod poduszką. W mrocznej ciemności,
mogłam po prostu prześledzić czarne linie rozprzestrzeniającej się brzozy w tatuażu na
plecach, gdzie gałęzie sięgały ramion.
Oczami prześledziłam dołeczki przy kościach i mięśnie ramion. Wyobrażałam sobie,
jakiego ołówka użyłabym do szkicowania go na papierze. Po miesiącach w których Sam,
Nick i Cas uciekli z laboratorium Branchu, a ja poszłam z nimi, nauczyłam się, że nic nie
było trwałe, nawet moje wspomnienia. Teraz brałam każdą możliwość żeby delektować się
tym co mam, na wszelki wypadek.
Nie marnowanie niczego było moją nową mantrą. I nie robiłam tego. Nie jeśli
chodziło o chłopców. Byli moją rodziną, z krwi lub nie. Cas był jak brat. I w jakiś sposób
również Nick, nawet jeśli nie zawsze siebie lubiliśmy.
I Sam... no cóż, jego kochałam bardziej niż cokolwiek.
Sięgnęłam, żeby go dotknąć, żeby sprawdzić jak jest solidny, ciepły i prawdziwy, ale
się rozmyśliłam. Wcześniej byliśmy na krawędzi i gdybym go teraz zaskoczyła, martwiłam
się że sięgnie do pistoletu schowanego pod materacem. A następnie skieruje go na mnie.
Jak najciszej i lekko jak tylko mogłam, zsunęłam się z łóżka i skierowałam w dół po
schodach naszego wynajętego domku. Znalazłam Nicka zgarbionego przy stoliku, ogień
płonął w kominku obok niego, rysując jego sylwetkę pomarańczowo- czerwoną poświatą.
Stos papierowych żurawi leżał obok jego nóg.
Kolejny był w jego rękach.
Zaczął składać je tak po prostu dokładnie dziewięć dni temu i nie dał żadnego
rozsądnego powodu, dlaczego to robił. Żurawie już siedziały w pudełku pod moim łóżkiem,
bo nie miałam serca ich wyrzucić.
- Hej - powiedziałam, kiedy usiadłam naprzeciwko niego w jednym ze znoszonych
skórzanych foteli. - Co tam?
Nie patrzył na mnie, kiedy odpowiadał.
- A dlaczego ktoś wstaje w środku nocy? Ponieważ nie może spać.
- Racja.
Jego oczy zrobiły się ciemne i spuchnięte ze zmęczenia. Jego czarne włosy stały
falami i kręciły się wokół uszu. Zielona flanela opinała jego bicepsy i otwierała się,
odsłaniając twardą płaszczyznę brzucha.
Jak wszyscy chłopcy, Nick, nawet w swoje gorsze dni, wyglądał wspaniale.
Doprowadzało mnie to do szału. Nie uważałam, że jestem nieatrakcyjna, ale koło nich,
byłam boleśnie średnia. Oni nie znali znaczenia złych dni dla włosów.
Przesunęłam żurawia z origami bliżej siebie. Zagięcia były precyzyjne. Koniec ogona
był ostry. Wszystko było idealne. Nick, jak Cas i Sam, rzadko coś źle robili.
- Jakiś pomysł dlaczego to robisz?- spróbowałam.
Nick tworzył w rękach głowę żurawia.
- Nie wiem. Ja...- urwał, jakby mógł złapać się na powiedzeniu mi czegoś więcej
niżby chciał.- Dlaczego nie wrócisz z powrotem do łóżka ze swoim chłopakiem i nie
zostawisz mnie w spokoju?
Zmarszczyłam brwi. Stara ja by uciekła, ale przez ostatnie kilka miesięcy zrobiliśmy
pewien postęp w naszej relacji, jeśli można to tak nazwać. Pomogło to, że teraz znałam
Nicka lepiej, wiedziałam, co jest powodem jego ostrej postawy. Dorastał z agresywnym
ojcem. Ale nie wiedział tego, jeszcze nie. Branch ukradł mu te wspomnienia.
Przez chwilę chciałam mu o tym powiedzieć. Ale po postu nie znalazłam słów, żeby
to wyjaśnić.
- Sam nie jest moim chłopakiem - powiedziałam, ponieważ to była jedyna rzecz o
której mogłam teraz pomyśleć.- To znaczy, nie oficjalnie.- Złapałam za jeden z jego
naciętych kwadratów papieru i zaczęłam składać.- Poza tym, nie jestem zmęczona.
Nick zaburczał.
- Wszystko jedno.
Na zewnątrz wiatr gwizdał miedzy drzewami i walił w drzwi frontowe. Śnieg spadł
niedługo po kolacji. Teraz układał się na rogach parapetu.
Nick skończył żurawia i odrzucił go na bok. Spojrzał na mnie. Normalnie, jego oczy
były szokująco niebieskie i elektryczne, ale w blasku ognia były ołowiano-szare i ostrożne.
- Co z tym wyrazem twojej twarzy?
- Jakim wyrazem?
- Jakbyś chciała coś powiedzieć.
W jakiś dziwny sposób, nie mając bliższych relacji z Nickiem sprawiło, że coraz
lepiej mnie odczytywał. Jego osąd, jego instynkt nie były zaburzone przez drobne emocje.
To sprawiło, że śmiesznie trudno było coś przed nim ukryć.
Przełknęłam.
- Nie wiem, o czym mówisz.
Westchnął zirytowany.
- Nie graj głupiej.
Zrobiłam kolejne zgięcie w papierze, myśląc kiedy pracowałam. W końcu
powiedziałam:
- Jest kilka rzeczy o twojej przeszłości... które może powinieneś wiedzieć.
- Co i skąd?
- Nie wiem za wiele.
- Ale wystarczająco.
Przestałam składać.
- To może pomóc ci zrozumieć...
- Rozumiem wiele.- Pstryknął kostką, potem drugą. Unikał patrzenie mi w twarz, a
świadomość sama przyszła.
- Masz wspomnienia? O swoim...- zatrzymałam się, w razie czego.- Przebłyski są
bardziej znaczące, prawda? Bardziej szczegółowe?
Sam jako pierwszy doświadczył przebłysków pamięci. Cas i Nick jedynie
nieznacznie, odkąd opuściliśmy domek na wsi zaledwie trzy miesiące temu. A ja, cóż, też je
miałam- głównie o mojej starszej siostrze, Dani.
Kiedy po raz pierwszy opuściłam dom z chłopcami, myślałam że byłam normalną
dziewczyną wślizgującą się w niezwykłe życie, tylko żeby o wiele później dowiedzieć się,
że również byłam zmieniona jak oni. Branch zakopał wszystkie moje ważne wspomnienia z
poprzedniego życia, a tym samym wycierając moją siostrę z istnienia.
Dowiedzieliśmy się, że została zabita przez Branch i od tego czasu bardzo starałam
się ją zapamiętać. Przychodziła do mnie w ulotnych obrazach i duchowych uczuciach, które
później próbowałam naszkicować, żeby sprawić, żeby stały się prawdziwe. Jeszcze mi się
nie udało. A ostatnio, przebłyski dawały mi możliwie najgorszy ból głowy. Wystarczyły,
żeby wysłały mnie prosto do łóżka. Jeszcze nie powiedziałam Samowi o tej części. Nie
chciałam go martwić, albo sprawić by traktował mnie inaczej.
- Więc o czym są?- zapytałam Nicka.- Powiedz mi.
Zacisnął dłonie w pięści, a kostki urosły i zrobiły się białe.
- Nie zamierzam ci nic mówić. Przestań pytać.- Powiedział rzeczowo, jakby żadne
ziemskie siły nie mogły zmusić go do opowiedzenia szczegółów ze swojej głowy. Z
Nickiem to była chyba prawda. W pewnych sprawach, był bardziej uparty niż Sam.
Ześlizgnął się z krzesła, przelatując obok mnie bez słowa i zniknął na górze, a drzwi
jego sypialni zamknęły się kilka sekund później.
Ogień w kominku trzasnął.
Położyłam obok mojego wpół złożonego żurawia i wzięłam ostatniego, którego robił
Nick w ręce, zawieszając go między palcami. Tak znalazł mnie Sam kilka minut później,
bez ruchu, wpatrującą się w głupiego żurawia.
Przesunął dłonią w górę i w dół mojego ramienia, jakby chciał odpędzić chłód.
- Co się stało?- zapytał.
Pozwoliłam, żeby żuraw upadł na stół.
- Wkurzyłam go.
Sam westchnął, siadając. Wyglądał na potwornie zmęczonego, pomimo faktu, że spał
więcej niż ostatnio każdy z nas. Byłam jego przeciwieństwem.
- O co poszło tym razem?
Nie powiedziałam nikomu o szczegółach, które znałam z przeszłości Nicka. To ja
powinnam być tą, z którą by się tym dzielił. Więc po prostu wzruszyłam ramionami i
powiedziałam:
- Kto wie.- Przerwało mi ziewnięcie, a następnie- Myślę, że spróbuję znowu się
położyć.
Sam skinął głową, a ja wiedziałam, że to znaczy że on nie idzie.
- Jeśli nie wstanę o świcie, obudzisz mnie?
- Oczywiście.
Ruszyłam w stronę schodów, ale kiedy go mijałam, sięgnął do mnie i złapał mnie za
nadgarstek. Wciągnął mnie na swoje kolana, owinął rękę wokół karku i położył usta na
moim czole. Zamknęłam oczy, wdychając jego zapach. Pachniał mydłem Ivory i świeżym
powietrzem. Czułam się jak w domu.
Kocham Cię, Anna. Nie musiał tego mówić, żebym wiedziała, co miał na myśli.
Spotkałam się z nim spojrzeniem. Ja też cię kocham, pomyślałam kiedy odsunęłam
się i ruszyłam w górę.
Tłumaczenie: DziejeSie
Korekta: NiSiAm
Rozdział 2
Kiedy obudziłam się kilka godzin później, słyszałam jak Cas śpiewa piosenkę Celine
Dion pod prysznicem obok korytarza. Brzmiało na "My Heart Will Go On".
Zarzuciłam luźny sweter na podkoszulek i czarne leginsy, a potem zeszłam na dół.
Sam siedział przy stoliku, schowany w tylnym rogu kuchni, a Nick stał przy
kuchence, robiąc jajka.
- Wystarczy dla mnie?- zapytałam.
- Tak - powiedział Sam, zanim Nick zdążył skomentować.
Po zrobieniu sobie kawy, usiadłam obok Sama. Siedział na laptopie, prawdopodobnie
czytając pliki które zabraliśmy z Branchu. Wiele z nich zawierało całe nasze życie, od
chwili, kiedy weszliśmy w program, aż do wyjazdu z laboratorium w gospodarstwie rolnym.
Miało nam to zająć więcej niż kilka miesięcy, żeby wszystko przeczytać, co było w środku,
ale robiliśmy postępy. Nie żebyśmy znaleźli coś konkretnego. Dokumenty Sama były
większe niż kogokolwiek innego. Był w Branchu najdłużej, sprzedany przez własną matkę.
Zaczęli eksperymentować na zmianach genetycznych i zaczęli stamtąd.
- Coś nowego?- zapytałam, powstrzymując chęć zajrzenia mu przez ramię.
- Nie bardzo.
Nick usiadł naprzeciwko mnie, jego talerz wypełniony był jajkami i dwoma
kawałkami chleba tostowego obok. Sięgnął po nie bez słowa.
- Wezmę nasze talerze - powiedziałam do Sama, kiedy zobaczyłam grymas
niezadowolenia Nicka. Kiedy dotarłam do pieca, znalazłam prawie pustą patelnię, więc
podzieliłam to co zostało na trzy równe części, zostawiając wystarczająco dużo dla Casa,
kiedy zejdzie na dół.
- Skończyły się jajka- powiedział Nick.- Kto ma służbę spożywczą w tym tygodniu?
- Ja- powiedziałam.- I ty.
- Świetnie.
Poszłabym sama, gdyby tylko Sam mi pozwolił, ale zgodziliśmy się dawno temu, że
lepiej podróżować w parach. Zakupy spożywcze były zawsze robione z kimś jeszcze i
staraliśmy się cały czas zmieniać.
Sam dopił resztę swojej czarnej kawy.
- Ja pójdę.
- Nie - pokręciłam głową.- Teraz moja kolej. Ty i Cas byliście w zeszłym tygodniu.-
Ugryzłam jajka, po cichu mając nadzieję, że nadal będzie nalegał do pójścia za mnie. Ale
nie zrobił tego. Prosiłam go, żeby traktował mnie jako równego sobie. Widocznie miałam
spełnienie swojego życzenia.
- Pójdziemy po południu- powiedziałam do Nicka.- Więc nie znikaj dla mnie.
Rzucił pusty talerz do zlewu i wyszedł.
Mój dzień już wyglądał wspaniale.
Minęły ponad dwa miesiące, odkąd uciekliśmy z Branchu i nie napotkaliśmy
żadnych agentów, ale to nie znaczyło, że mogliśmy zmniejszyć naszą czujność. Wszystko
co robiliśmy było obliczone i dokładnie zaplanowane. Jak kto pójdzie do sklepu i kiedy.
Sprawdzaliśmy okolicę i kiedy.
Jednak nie mogło być to zbyt zaplanowane, ponieważ wtedy Branch mógłby
przewidzieć nasze ruchy.
Czasami po prostu branie prysznica wydawało się zbyt dużym wysiłkiem. Na prośbę
Sama, zawsze zamykałam drzwi do łazienki za sobą, upewniając się, że okno jest otwarte, w
razie potrzeby szybkiej ewakuacji. A mój pistolet zawsze był nabity.
Normalne życie nie wydawało się możliwe, nie z Branchem, który gdzieś tam był.
Dlatego zawsze byliśmy na krawędzi. Nie mogliśmy odpocząć. Nigdy. A im dłużej nie
widzieliśmy agentów Branchu, tym bardziej czułam jakby nasz czas uciekał.
Po śniadaniu, Sam i ja ubraliśmy się na pierwszy obchód. Miał na sobie gruby,
czarny płaszcz z flanelą pod spodem, dżinsami i czarnymi skórzanymi butami. Kupił ten
ciężki płaszcz kilka tygodni temu, kiedy przyszła zima. Temperatura spadała poniżej zera.
Wraz z nim, włożyłam leginsy na zimne dni i schowałam je w butach.
Mój strój razem wyglądał śmiesznie, ponieważ płaszcz był ogromny i puszysty a
leginsy obcisłe, ale trzymały ciepło i były wygodniejsze.
W lesie, udaliśmy się od jednego punktu kontrolnego do drugiego. Schyliłam się pod
gałęziami sosny i zmrużyłam oczy, kiedy pojawiło się słońce, oślepiając mnie przez
promienie odbite od ośnieżonej ziemi. Miałam na sobie okulary, ale to nie pomogło.
Jeśli zaatakuje mnie teraz agent, zostanę złapana w zaskoczeniu, nie zdolna do
zobaczenia. Takie rzeczy były mało znaczące a jednak często przyłapywałam się na
myśleniu o nich. I o tym jak dużo mam przy sobie broni. Były załadowane i łatwe do
wyjęcia. Teraz miałam pistolet na plecach i nóż schowany w bucie. Nie pamiętam już
czasów, kiedy wydawało mi się że jeden pistolet jako jedna broń to za dużo. Teraz chciałam
mieć przy sobie gdzieś jeszcze jeden nóż. Może dwa.
Sam tropił mnie piechotą, jego kroki były ciche pomimo lodu utworzonego przez
śnieg zeszłej nocy. Każdy krok, który robiłam był głośnym i irytującym chrzęstem.
- Miałem zamiar z tobą porozmawiać- powiedział Sam, kiedy okrążyliśmy mamuci
dąb.- Myślę, że nadszedł czas abyśmy ponownie ruszyli.
Spojrzałam przez ramię, zatrzymując się na chwilę, kiedy mnie dogonił.
- Już?
Stanął naprzeciwko mnie.
- Minęły już cztery tygodnie.- Dwa razy przenieśliśmy się, odkąd uciekliśmy z
Branchu. Rozumiałam dlaczego, ale byłam zmęczona zamieszkiwaniem w nowych
miejscach.
Chciałam mieć możliwość odbudowania życia, które zostało mi skradzione, i
wiedziałam, że powinnam zacząć od składanie w całość mojej przeszłości i dowiadywanie
się więcej o mojej rodzinie. Nie dało się tego zrobić będąc w ciągłym ruchu, zwłaszcza
kiedy wydawało się, że byliśmy dalej i dalej Port Cadii, miasta, w którym dorastałam. To
było miejsce, gdzie życie moje i Sama zostało całkowicie zmienione, kiedy on i ja
straciliśmy moją siostrę.
Chciałam wiedzieć, jak zmarła Dani i co się stało z jej ciałem. Chciałam wiedzieć,
dlaczego Branch zabił moich rodziców. Wiedziałam, że umieścił mnie w laboratorium w
gospodarstwie, w programie Zmienionych, ponieważ byłam połączona z chłopcami,
zwłaszcza z Samem. Używali to połączenie i wkręcili go w coś, co mogli naukowo
odtworzyć i później sprzedać.
Ale nadal nie byłam pewna, czy zabili moich rodziców, żebym nie miała rodziny
szukającej mnie, czy mieli jakiś inny powód. Wiedzieliśmy już, że mieli możliwość
wymazania wspomnień ludzi. Więc dlaczego nie mogli zmienić moich rodziców, zamiast
ich zabijać?
Nie znaliśmy końca żadnej z ważnych tajemnic, a ja rozpaczliwie tego chciałam.
Musiałam.
- Anna?- zawołał Sam.
Zatrzymałam się. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zaczęłam iść.
- Tak?
- Jesteś dwa kroki od tej pułapki na niedźwiedzia.- Wskazał na guzek w ziemi.
- Och. Dziękuję.
- Wszystko w porządku?- zapytał.
- Tak.- Pochyliłam się, żeby sprawdzić pułapki, szukając niewielkich wskazówek,
czy ich nie naruszyłam albo zepsułam. Zimno przebiło się przez moje skórzane rękawiczki,
paraliżując palce, kiedy pracowałam.
- Więc, gdzie jedziemy tym razem?- zapytałam.
- Myślałem o Indianie.
- Może powinniśmy przenieść się na północ.
Sam spojrzał na mnie. Nawet kiedy nie patrzyłam prosto na niego, nadal mogłam
czuć cały ciężar jego spojrzenia. Uniósł włosy z mojej szyi.
- Wiesz, dlaczego nie powinniśmy iść na północ.
Westchnęłam i szłam dalej. Nie byłam pewna, jak mogłam go przekonać, że większa
wiedza na temat naszej przyszłości to dobry pomysł, bo kiedy Sam ustawiał na coś swój
umysł, w zasadzie był nienaruszalny. Jego priorytetem było utrzymanie nas z dala od
Branchu i ochrona. Oczywiście cieniłam swoje życie, ale nie czułam się jak w prawdziwym
życiu z tak wieloma brakującymi jeszcze elementami.
I czy to nie Sam był tym, który w końcu uwolnił się od Branchu tylko po to, żeby do
niego wrócić, kiedy starał się dowiedzieć o swojej przyszłości?
Oczywiście, był jeden wspólny mianownik w tym wszystkim. Powód, dla którego
Sam musiał wpakować się w tak wiele problemów przed domkiem, cały powód dla którego
musiał rozgryźć wskazówki w pierwszej kolejności.
Dani.
Siostra, która została mi zabrana.
Była dziewczyna Sama.
Dani była ogromną częścią przeszłości Sama. Wiedziałam, że jest co najmniej
ciekawy, żeby wypełnić formularz jej śmierci, nawet jeśli nie przyznałby się do tego. I
znalezienie więcej informacji o niej także dałoby mi więcej informacji o mojej rodzinie i
przeszłości.
To mi nie uciekło, mimo że byłam zakochana w chłopaku mojej starszej siostry i że
jeśli jeszcze by żyła, Sam i ja prawdopodobnie nigdy nie bylibyśmy razem.
Co jeśli kopanie w naszej przeszłości przypominało Samowi co stracił z Dani? Co
jeśli to przywodziło poczucie winy, które już pełzło w moich myślach?
Co to dla nas oznaczało?
Nie byłam pewna, czy jestem gotowa podjąć to ryzyko.
Tłumaczenie: DziejeSie
Korekta: NiSiAm
Rozdział 3
Nick wycofał się do miejsca na parkingu przy sklepie spożywczym z widokiem na
SUVa przez drzwi, abyśmy mogli uciec szybko w razie potrzeby. Z przyzwyczajenia,
sprawdziłam parking i ulice poza nim, zatrzymując się na każdym, kto wyglądał
podejrzanie.
Była kobieta niosąca dziecko wzdłuż chodnika, oboje skuleni przed wiatrem.
Siwy mężczyzna wysiadł z czarnego sedana przed sklepem z artykułami
papierniczymi i wbiegł do środka. Mały czarny samochód z przyciemnionymi szybami
jechał wolno przy sklepie. Mógł być podejrzany, ale ulice były śliskie od śniegu i soli,
dzięki czemu podróżowanie ponad trzydzieści kilometrów na godzinę było prawie nie
możliwe. Niezależnie od tego, Nick i ja patrzyliśmy jak skręca na kolejnym zakręcie.
- Jest czysto?- zapytałam.
Nick spojrzał jeszcze raz na lusterka wsteczne, zanim wyciągnął kluczyki ze stacyjki.
- Czysto.
Pobiegłam w stronę sklepu, splatając przed sobą ciasno ręce, próbując odeprzeć
wiatr. Wewnątrz, złapałam wózek kiedy zbliżył się Nick.
Bez słowa zaczęliśmy iść wdróż pierwszej półki, gdzie były wszystkie przecenione
produkty i zaczęłam zbierać rzeczy z naszej listy. Kiedy Sam nadal miał jeszcze rezerwowe
pieniądze, staraliśmy się mądrze wydać te, które nam zostały, a jedzenie zwykle było w
drugiej kolejności po broni. Jedzenie można było ukraść, gdyby przyszło co do czego, ale
pistolet był trudniejszy do zdobycia. Nie można zabrać broni z półki stacji benzynowej,
podczas gdy ktoś rozprasza sprzedawczynię w sklepie.
Na końcu alejki, zatrzymałam się, żeby obejrzeć wystawę sprzętu zimowego.
Uciekałam codziennie, ale było to trudniejsze w chłodnym powietrzu. Moje gardło szybciej
zaczęło boleć, a moje płuca paliły. Nie mogłam zrobić pełnych 5 kilometrów bez potrzeby
chodzenia.
Chwyciłam coś, co nazywało się kominem na szyję i trzymałam go przed sobą. To
nie było nic więcej poza zszytą masą tkaniny pokrywającą pół twarzy. To by mogło
zatrzymać moje gardło i płuca w cieple.
Nick skinął głową na komin, kiedy wrzuciłam go do koszyka.
- Do czego ci to?
- Żebym mogła szybciej biegać.
Pociągnął to z powrotem z wózka i odłożył na miejsce.
- Nie szkolisz się do biegu. Myślisz, że Branch będzie czekał na ciebie- przeczytał
nalepkę- aż założysz swój komin na szyję zanim cię dogonią?
Posłałam tkaninie tęskne spojrzenie zanim podążyłam za Nickiem. Oczywiście miał
rację, co mnie tylko bardziej zirytowało.
W połowie sklepu, Nick zniknął, ale nie zamierzałam go szukać. Byłam szczęśliwsza
robiąc zakupy samodzielnie. Wypełniłam koszyk potrzebnymi produktami w dobrym czasie.
Sam wolał żebyśmy wchodzili i wychodzili ze sklepu w mniej niż trzydzieści minut. Kiedy
udałam się do półek z przyprawami, sprawdziłam swoją listę, wrzucając ketchup i
musztardę do koszyka przed odejściem. Zaczęłam szukać masła orzechowego i narzekałam,
kiedy nie znalazłam swojej ulubionej marki.
- Czy mogę ci w czymś pomóc?
Odwróciłam się. Chłopak stojący za mną miał na sobie jedną ze sklepowych
zielonych mundurków. Jego tabliczka z nazwiskiem głosiła BRAD pomarszczonymi
literami.
- Umm...- wskazałam na półkę nad moim ramieniem.- Czy macie zapasy na
zapleczu? Szukam masło orzechowe Mountain Valley, ale półka jest pusta.
Chłopak uśmiechnął się, pokazując krzywy ząb z przodu.
- Mogę sprawdzić. Poczekaj chwilkę- wyciągnął krótkofalówkę z paska, nacisnął
guzik i powiedział:- Lori, możesz sprawdzić dla mnie UPC?
Nośnik trzasnął elektrycznie a następnie kobieta powiedziała:
- Przeczytaj mi numery.
- Nie musisz zawracać sobie głowy- powiedziałam i zaczęłam się wycofywać.
Mieliśmy mało czasu, a ja wciąż nie znalazłam Nicka i nie zapłaciłam. Sam mógłby
zacząć się martwić, jeśli zajęłoby to nam dłużej niż godzinę. A kto wie, co by wtedy zrobił.
- To zajmie tylko chwilkę.- Powiedział Brad i zaczął dyktować szereg liczb do
walkie- talkie. Sprawdziłam oba przejścia półek. Sam uczył mnie technik nadzorowania, a
jedną z jego najważniejszych punktów było Znaj swoje otoczenie.
Głos kobiety zabrzmiał sekundę później.
- Nie ma tego produktu dopóki nie zajedzie ciężarówka.
- W porządku. Dzięki.- Brad odwrócił się do mnie.- Przypuszczam, że to słyszałaś.
Uśmiechnęłam się.
- Tak. Doceniam to, że sprawdziłeś.
Popchnęłam wózek do przodu, ale Brat podążył za mną.
- Jesteś tu nowa? Nie sądzę, abym widział cię wcześniej. Chodzisz do szkoły
Bramwella?
- Nie. To znaczy, tak, jestem tu nowa, ale uczę się w domu. Albo uczyłam.
Skończyłam już.- To było kłamstwo. Nadal miałam przed sobą kilka miesięcy.
- Fajnie- powiedział Brad, kiedy przypinał walkie do swojego paska. Wsadził ręce w
kieszenie spodni, powodując że wypchnął się do przodu. Był kilka centymetrów wyższy ode
mnie, może miał nawet sześć stóp. Tak samo jak Sam.
- Gdzie mieszkasz?
To pytanie wzmożyło moją czujność i nagle moje wszystkie moje zmysły stanęły na
baczność. Pytał ponieważ był uprzejmy, czy dlatego że był częścią Branchu? Na szczęście,
Nick pojawił się i odpowiedział za mnie.
- Ona nie mieszka nigdzie blisko. Chodź, Frannie. Musimy iść.
Frannie? Zmarszczyłam brwi. To było najlepszy pseudonim, jaki mógł wymyślić?
- Racja. Wracam. Gabriel... -powiedziałam.
Nick zmrużył oczy. Gabriel był pseudonimem, którego używał przed przybyciem do
laboratorium w domku na wsi. Znaleźliśmy o nim wzmiankę w jednym z jego starych
dokumentów. Nienawidził tej nazwy.
- Brzmi jak facet, którego nienawidzę- powiedział wtedy.
Brad spoglądał między Nickiem a mną. Cas raz opisał Nicka jako rekina
maskującego się pod panterą, która dość dobrze go podsumowywała. Nawet obcy ludzie
mogą zobaczyć straszną osobowość Nicka lub jej brak, jeśli by jej nie próbował ukryć.
A właśnie teraz tego nie robił.
Brad wyprostował swoje ramiona. Umyślnie czy też nie, wchodził w tryb
defensywny. Mogłam powiedzieć Bradowi, że Nick to mój chłopak, co sprawiło że
natychmiast chciałam zaprzeczyć szybko i gwałtownie. Ale wtedy Nick położył swoje ramię
wokół mnie i przyciągnął mnie bliżej. Odmowa utknęła mi w gardle.
- Umm.. dzięki za pomoc- powiedziałam, kiedy Nick odciągał mnie z dala.
- Żaden problem- powiedział Brad cicho, nadal stojąc w miejscu.
Kiedy wyszliśmy z regałów i weszliśmy w kolejne, odepchnęłam się do Nicka.
- Czy to naprawdę było konieczne?
Zabrał pudełko płatków śniadaniowych z jednej półki i wrzucił do koszyka.
- Co było konieczne?
Westchnęłam.
- Czasami cię nienawidzę.
- Ta, no więc, to uczucie jest odwzajemnione.- Złapał pojemnik z płatkami
owsianymi.- Co robisz, tak poza tym? Zagadujesz chłopca? Wiesz lepiej, Frannie.
- Nie jestem dzieckiem, Gabriel- rzuciłam ze zirytowanym oddechem na moich
ustach.- Chciałam tylko trochę masła orzechowego.- Wykreśliłam płatki zbożowe i owsiane
z listy.- I radziłam sobie świetnie, dopóki się nie pojawiłeś. Jestem mądrzejsza, niż Ci się
wydaje.
- Może i tak, ale nie masz takiego przygotowania jak reszta.
Prawda. Ale uczyłam się. Byłam gotowa zrobić wszystko co było trzeba żeby się
przygotować.
Zakończyliśmy napełnianie koszyka i wybraliśmy się do otwartej kasy żeby zapłacić.
Była prowadzona przez dziewczynę kilka lat starszą ode mnie, o czarnych włosach i z
jednym pasem wesołej czerwonej grzywki. Kolczyk zdobił jej dolną wargę, a drugi w jej
lewej brwi.
Kiedy zobaczyła Nicka, uśmiechnęła się, pokazując stalową kulkę w centrum języka.
- Jak się masz?- zapytała, całkowicie mnie ignorując.
Nick może był gburowaty wobec mnie, ale wiedział kiedy i jak włączyć swój urok i
najwyraźniej teraz właśnie był ten moment.
Pochylił się do licznika i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, przez co jego bicepsy
zrobiły się większe.
Uśmiechnął się.
- Dobrze. A u ciebie?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- To powolny dzień. To miejsce jest takie nudne.
Nick roześmiał się, a dźwięk był chrapliwy i głęboki.
- To miasto jest nudne.
- Całkowicie.- Dziewczyna przewróciła oczami ze współczuciem.- Moi przyjaciele i
ja jeździmy do miasta w prawie każdy weekend, żeby po prostu uciec.
Nick pochylił się bliżej.
- Gdzie jeździcie?
- Najczęściej do klubu zwanego DuVo. Jest całkiem awangardowy.
Awangardowy? Kto używa tego słowa?
Obserwowałam ekran z płatnościami i podałam tyle gotówki ile było trzeba.
- Może go sprawdzę- powiedział Nick.
- Całkowicie powinieneś.- Dziewczyna wydała resztę i rachunek.- Na pewno
będziemy tam jutro.
- Jak masz na imię?- zapytał Nick, używając pretekstu, żeby sprawdzić klatkę
piersiową dziewczyny, jakby chciał znaleźć tabliczkę z imieniem.
- Teresa- powiedziała.
Nick uśmiechnął się.
- Do zobaczenia, Tereso.
Uśmiechnęła się, kiedy wzięłam torby z zakupami, podwójnie zła niż pięć minut
temu. Jeśli to było w ogóle możliwe.
Na parkingu, wrzuciłam torby na tył SUVa i wślizgnęłam się na siedzenie pasażera.
- Jak ty to robisz, poza tym?
Nick włożył kluczyki do stacyjki i odpalił samochód.
- Co robię?
- Grasz normalnie i fałszywie.
- Mam wyuczone umiejętności.
- Naprawdę pójdziesz do tego klubu?
Pytanie wyszło z moich ust mając większą wagę niż chciałam. Tak bardzo jak Nick i
ja nie lubiliśmy siebie nawzajem, nadal było dla mnie ważne gdzie chodzi i jak długo go nie
ma. Nasze stosunki mogły być dysfunkcjonalne, ale bezpieczniej było trzymać się razem.
Nikt inni prawdopodobnie nie zrozumiałby przez co przeszliśmy albo z czym mieliśmy do
czynienia na co dzień. Ustawiłam łokieć na drzwiach i wyjrzałam przez okno, starając się
wyglądać jakby nie obchodziło mnie, jaka była odpowiedź Nicka.
- Może- powiedział, wycofując z parkingu.- Nie żeby to była twoja sprawa.
- Tak, jest moją sprawą. Ponieważ mamy zasady, a zasady mówią, że się nie
rozdzielamy.
Skrzywił się na mnie na krótko przed zwróceniem swojej uwagi z powrotem na
drogę.
- To bzdura i wiesz o tym. Poradzę sobie sam.
- Ryzykując śmiercią.
Mruknął coś.
- Śmierć byłaby lepsza od tej rozmowy.
Westchnęłam. Oczywiście, wszyscy mieli prawo opuścić grupę, gdyby chcieli.
Chociaż nie myślałam że ktokolwiek to zrobi.
Tłumaczenie: DziejeSie
Korekta: NiSiAm
Rozdział 4
Położyłam kołdrę na kolanach i oparłam głowę o wezgłowie łóżka, ustawiając na
kolanach dziennik. Przewracałam strony, moje palce pokrywały się grafitowym pyłem.
Zatrzymałam się na szkicu chłopca o bursztynowych oczach, a mój żołądek zacisnął
się.
Trev.
Był czwartym chłopakiem w laboratorium w gospodarstwie i moim najlepszym
przyjacielem w latach w programie.
Ale odwrócił się ode mnie, kiedy potrzebowałam go najbardziej.
Przyłożył mi pistolet do głowy.
Zamknęłam oczy, a wspomnienia wróciły. Niektórych nocy śniłam, że pociąga za
spust.
Brakowało mi go. Albo przynajmniej jego starej wersji. Bardziej niż mogłam
przyznać Samowi lub innym bez czucia się jak zdrajca. Trev był jednym, do którego
chodziłam kiedy potrzebowałam porady.
Szczególnie jeśli chodziło o Sama. Trev nigdy nie sprawiał, że czułam się słaba, albo
głupia, albo żadną inną rzecz, którą myślisz kiedy dorastasz wokół czterech zmienionych
genetycznie chłopców.
Dla Treva, zawsze byłam równa.
Próbowałam przypomnieć sobie, że Branch wytarł wspomnienia Treva, wsadzając w
pustkę te fałszywe, tak jak zrobili to ze mną. Wierzył, że pracuje dla Branchu aby chronić
kogoś, kogo kochał.
Jeśli ktokolwiek mógł zrozumieć jak się czuł, to ja. Ale zapomniałam, że
manipulował nami i prawie kosztowało nas to życie, a to była inna historia.
Z ołówkiem w ręku, przewróciłam do pustej strony i zaczęłam rysować szkic,
starając się pozbyć myśli o Trevie z mojego umysłu.
Pomysł na szkic przyszedł znikąd, kilka dni wcześniej. Nie wiedziałam co znaczy, ale
nie mogłam pozbyć się tego obrazu z głowy i pomyślałam, że przelanie to na papier
mogłoby pomóc rozszyfrować.
Zaczęłam od pierwszego planu, który był najwyraźniejszy w moim umyśle. Były
dwie osoby na werandzie z widokiem na ciemne podwórko. Było już dobrze po zmierzchu.
Siedzieli na schodach, zgarbieni, blisko siebie, jakby dzielili się tajemnicą.
W tle były wysokie, chude drzewa, podobne do brzóz, które składały się w tatuaż
Sama. Widziałam to miejsce, które było na jego tatuażu: nie daleko mojego domu
rodzinnego, a to- ta weranda, brzozy, to wszystko wydawało się strasznie znajome.
Czy to był rysunek starego wspomnienia?
Kiedy skończyłam, podniosłam dziennik.
Dwie osoby, choć były odwrócone, były dziewczyną i chłopakiem. Chłopak był
wyższy, starszy. Jego włosy były luźnymi lokami na tle krajobrazu ganku. Włosy
dziewczyny zostały ściągnięte w kucyk.
Tą dziewczyną byłam ja.
Byłam tego prawie pewna. Zapach widma przyszedł do mnie i zamknęłam oczy.
Zapach mokrej ziemi. Letniego powietrza. Chłopca.
Natychmiast wiedziałam, że ta osoba jest dla mnie ważna. Albo kiedyś była. Miałam
uczucie, że był specyficzną osobą lub twarzą.
Niestety, nie znałam wystarczająco dużo szczegółów na temat mojej biologicznej
rodziny, żeby wiedzieć czy był jej częścią. O ile pamiętałam, miałam tylko jedno
rodzeństwo: Dani. Ale mógł to być mój sąsiad albo kuzyn. Oto odpowiedzi które szukałam,
powody dla których musiałam dokopać się głębiej w moją przeszłość.
Może ktoś wie, jak Dani umarła. A może wiedzą więcej o naszej rodzinie.
Po zamknięciu dziennika, zakopałam się pod kołdrą i ponownie zamknęłam oczy, mając
nadzieję, że coś do mnie przyjdzie.
Wyobraziłam sobie mój stary dom, sypialnie, kuchnie, ganek.
W mojej głowie próbowałam odtworzyć sceny ze szkicu, kiedy rozległ się na progu
głos kroków.
Szybko wstałam.
Sam stanął w sypialni, trzymając w obu rękach kubki.
- Hej- powiedziała.- Nie powinieneś być na warcie?- Było już późno i słyszałam jak
Nick i Cas idą spać nie tak dawno temu. Cokolwiek przyniosło tu Sama, było najwyraźniej
ważniejsze niż pilnowanie domu. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, aż zobaczyłam
zaniepokojenie na jego twarzy.
Zamykając drzwi, wszedł głębiej do pokoju.
- Przyniosłem ci coś do picia.
Wzięłam oferowaną kawę. Nie musiał mi nic mówić, żebym wiedziała, że martwi się
o mnie. Prawdopodobnie ze względu na mój wcześniejszy błąd, podczas cyklu sprawdzania.
Tym razem prawie nie weszłam na pułapkę na niedźwiedzie- następnym razem to może być
agent Branchu.
- Nic mi nie jest- powiedziałam.- Wiem, że przyszedłeś tutaj żeby mnie sprawdzić.
Wypuścił powietrze i usiadł na skraju łóżka.
- Nikt z nas nie jest w porządku, Anna.- Pochylił się i postawił kubek na stoliku.-
Wiem, przez co przeszedłem, kiedy zacząłem mieć przebłyski. Wiem, jak to jest, kiedy
odstawiasz leki które dawali ci w gospodarstwie. I kto wie, jak to będzie wpływać na
ciebie. Twoje leki były inne od naszych i nie były dobrze udokumentowane. Nie mamy nic z
czym moglibyśmy pójść dalej.- Przerwał, a potem powiedział.- Chcę po prostu mieć
pewność, że dobrze się czujesz. Bo jeśli tak nie jest...
- Byłabym odpowiedzialnością.
Nic nie odpowiedział.
- Nic mi nie jest- powtórzyłam.- Przysięgam.
Spojrzał na mnie przez ramię.
- Myślę, że kłamiesz.
- Myślę, że przesadzasz.- Wzięłam łyk kawy, przed postawieniem kubka obok na
stoliku.
I wtedy się na mnie rzucił.
Złapał mnie za nadgarstek i wykręcił, jego plecy do mojej piersi, przerzucając mną.
Sekundę później już siedział na mnie, moje ręce były skrępowane, nogi mocno trzymające
moje biodra.
Sprężyny w łóżku pisnęły i uregulowały się, zanim mogłam złapać oddech i
zrozumieć, co robi.
Sprawdzał mnie.
A ja oblałam.
Nie broniłam się. Nie walczyłam. W ogóle nie zareagowałam.
Pochylił się do przodu, wytrzeszczając oczy.
- Nie. Jest. W. Porządku.
- Oczywiście że nie zamierzam z tobą walczyć. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz.
- Twój mózg nie powinien mieć czasu żeby odróżnić wroga od przyjaciela.
Trenowaliśmy. Miałaś lata lekcji walki. Broniąc się, nawet przed kimś, na kim ci zależy,
powinno być twoją pierwotną reakcją. Powinno być pierwszą.
Oblizałam swoje suche usta. Uwaga Sama przesunęła się w dół, a gorąco uderzyło
moje policzki. Rozluźniłam ręce, przesuwając się pod nim.
Jego uchwyt osłabł i poczułam jak rozluźnia nogi. Kiedy zdobyłam wolność,
wygięłam plecy. Stracił równowagę i upadł na bok, więc podążyłam za jego śladem,
przewracając się na niego tak, że teraz to ja go trzymałam.
Wreszcie, uspokoił się i uśmiechnął. To była przyjemność, której nie doświadczałam
za często, więc uważałam to za śmiesznie gorące.
- Lepiej?- zapytałam z podniesionymi brwiami.
- Lepiej. Ale wciąż musimy pomówić o tym co się dzieje...- przerwałam mu,
przyciskając do niego swoje usta. Nie zatrzymał mnie, a jego ręce przeniosły się na
krzywiznę mojego tyłka, przyciągając mnie bliżej. Poleciałam do przodu, a usta Sama
zniżyły się, w dół mojej szczęki, szyi, do obojczyka.
Deski na parterze zaskrzypiały. Sam i ja zamarliśmy. Moje serce biło z każdym
impulsem od pozostającego dreszczu spowodowanego ciałem Sama napierającym na mnie,
do nagłej adrenaliny palącej w moich żyłach. Sam wyciągnął jeden pistolet spod materaca,
spokojnie nacisnął wypust, ładując pociski do komory. Przewróciłam się, na kraniec łóżka i
opadłam na kolana, biorąc broń którą ukryłam pod ramą łóżka.
Sam podkradł się w stronę drzwi, ręce owinął wokół pistoletu. Położył palce na
ścianie, przyjmując pozycję. Złapałam klamkę i pociągnęłam. Drzwi otworzyły się cicho.
Sam naoliwił każdy zawias i zamki na piętrze z tego właśnie powodu, żebyśmy mogli
poruszać się niezauważeni.
Liczyłam do trzech w głowie, i wiedziałam, że Sam robi to samo. Na trzy, podszedł
do krawędzi drzwi, najpierw wystawiając pistolet. Mięśnie jego przedramion były napięte.
Podążyłam za nim, przeskakując deski podłogowe przebarwione od starego zalania. To były
jedyne które skrzeczały, i zanotowałam to w pamięci, żeby uniknąć ich każdej od naszej
pierwszej nocy tutaj.
Zatrzymaliśmy się na klatce schodowej, kiedy cień spowodowany światłem
księżycowym wyciekł przez okno w salonie. Drzwi frontowe zaskrzypiały, a następnie
kliknęły miękko w zatrzasku.
Sam zrobił dwa kroki w dół.
Powtórzyłam jego ruchy, trzymając się blisko ściany.
Kiedy schody zeszły wystarczająco nisko, Sam przykucnął i pomachał do mnie
żebym się zatrzymała, kiedy przyglądał się salonowi poprzez poręcz.
Chwilę później pstryknął dwoma palcami, dając mi wyraźny znak.
Zejście na dół poszczególnymi etapami wydawało się wiecznością, kiedy w końcu
trafiliśmy na parter, rozdzieliliśmy się, Sam biorąc lewą stronę, jadalnię, a ja prawą, salon.
Kiedy już wiedziałam, że jest pusty, podeszłam prosto do okna i odsunęłam grube zasłony.
Nie było żadnych samochodów na podjeździe, innych od naszego. Żadnych agentów
Branchu.
Tylko samotny człowiek idący w stronę podjazdu.
Zagwizdałam, dając sygnał Samowi. Przybiegł do mnie.
- Spójrz- wyszeptałam.
Sam spojrzał w okno.
- To Nick- powiedział.- Co on do cholery robi?
Schował pistolet za pasek spodni, otworzył drzwi i pobiegł wzdłuż ganka. Byłam w
samej podkoszulce i krótkich spodenkach. Wyciągnęłam kurtkę, buty i podążyłam za nim.
Gruby śnieg padał z ciemnego nieba. Noc była niesamowicie spokojna i każdy krok
zdawał się odbijać echem po drzewie.
- Gdzie idziesz?- Sam zawołał do Nicka.
Nick rzucił spojrzenie przez ramię.
- Na zewnątrz.
- Nick. Zaczekaj.- Doskoczyłam do niego i Sama.
- Możesz wrócić do środka i pogadać, proszę?
- Pogadać?- Spojrzał na mnie, jego brwi zmarszczyły się z irytacji.
- To jest problemem, Anno. Wszystko co chcesz zrobić to pogadać. Znowu zaczął
wychodzić.
- Może dlatego, że ty nigdy tego nie robisz.- Moje zęby zawdzięczały przez zimno,
ale to nie powstrzymało ciepła w moim głosie.- Żyłam z tobą przez dwa miesiące, i nadal
nie wiem nic o tobie poza tym, że jesteś dupkiem i ...
Odwrócił się i ruszył w moją stronę, zatrzymując swoją twarz cal od mojej.
- Dobrze. Porozmawiajmy. Gdzie chcesz zacząć? Może zacznijmy od faktu, że nie
mogę już dłużej powiedzieć co jest prawdziwe, a co nie? Że mam przebłyski wspomnień tak
często, że czuje jakbym tracił swój cholerny rozum?- Zatrzymał się tylko na chwile, żeby
złapać oddech.- Albo może pogadajmy o tym, jak często moje przebłyski kończą się
widokiem martwych ludzi? Ludzi których zabiłem? Nie masz pojęcia, do czego Branch nas
zmuszał. I nie chcesz tego wiedzieć. Sam wsunął się pomiędzy nas.
- No weź- powiedział cicho.- Ona po prostu próbuje pomóc.
Nick nie oderwał ode mnie wzroku, kiedy powiedział:
- Nie potrzebuje jej pomocy. Nie potrzebuję żadnego z was.
Obrócił się i odszedł.
- Tego co potrzebuję to trochę pieprzonej przestrzeni.
- Jak dużo?- zapytał Sam ostrożnie.- Mile? Miasta? Stany?
Nick wsadził ręce do kieszeni spodni.
- Tyle miejsca, ile dam radę.
Spojrzałam na Sama. Miał taki sam wyraz bólu i smutku na twarzy, jaki ja czułam.
- Czy my po prostu pozwolimy mu odejść?- zapytałam cicho.
Sam przytaknął.
- Jeśli potrzebuje miejsca, niech je ma. Nic co powiemy, albo zrobimy nie zmieni
jego zdania.
Sam wycofał się do środka. Zostałam tam gdzie byłam, a moje nogi zamarzały, pace
drętwiały, czekając na moment w którym nie będę mogła go już zobaczyć.
Zniknął za zakrętem na podjeździe, ciemność i padający śnieg połknął go całkowicie.
* * *
Kiedy wróciłam do środka, Sam wrócił na dół na pozycję, czuwając nad domem, a ja
poszłam na górę do łóżka.
Leżąc z kołdrą na ramionach w cichym domu, miałam nadzieję że zasnę na tyle
szybko, że nie będę myśleć o Nicku.
Ale kiedy tylko zamknęłam oczy i poczułam jak moja głowa opada na poduszkę,
moją głowę wypełniły włosy. Białe światło rozbłysło za moimi powiekami.
Od razu wiedziałam co to było: wspomnienie.
Słyszałam krzyk.
Różowy koc pode mną.
Pudełko z biżuterią otworzone na komodzie.
Chłopak obok mnie na łóżku.
- Wszystko w porządku?- zapytał.
Moje włosy opadły do przodu i przetarłam oczy. Płakałam. Nie chciałam żeby mnie
tak zobaczył, jak dziecko.
Pochylił się bliżej.
- Anna?
- Dlaczego oni na siebie krzyczą?- zapytałam.
- Sam jest wściekły na coś, co zrobiła twoja siostra, a twoja siostra jest...- zatrzymał
się, a ja czułam jak mnie obserwuje. Wziął głęboki oddech.- Nie ważne- odchrząknął.-
Chcesz zobaczyć coś, czego nauczyła mnie moja mama?
Pociągnęłam nosem, przecierając twarz.
- Co?
- Masz papier? Pokażę ci.
Głosy znikły. Wykopałam kawałek papieru ze swojego biurka. Ładna czerwona
kartka z serduszkami. Przekazałam mu ją, a on prychnął.
- Co?- powiedziałam.
Potargał mi włosy.
- Nic. Po prostu jesteś taka dziewczyńska.
- Anna?- Palce wbiły się w moje ramiona i potrząsnęły mną.- Hej, obudź się.
Otworzyłam oczy. Sam pochylał się nade mną, a światło księżyca malowało koronkowy
wzór na jego twarzy. Nie mogłam powiedzieć ile czasu minęło odkąd poszłam do łóżka, ale
wydawało się że godziny.
- Co? - wychrypiałam.
- Płakałaś.
Przeciągnęłam ręką po twarzy. Była mokra.
- To musiał być zły sen- odpowiedziałam. Spojrzałam przez ramię na korytarz. Drzwi
sypialni Casa były otwarte.
- Cas jest na warcie?
- Tak.
- Więc położysz się ze mną?
Skinął głowa i poszedł na drugą stronę łóżka. Słyszałam, jak kładzie swój pistolet na
Erased Jennifer Rush Sequel Serii Altered (#2) Tłumaczenie: DziejeSie Korekta: NiSiAm MoreThanBooks
Rozdział 1 Jakby mechanicznie, obudziłam się po północy i natychmiast miałam potrzebę zobaczenia Sama. Był moment, zanim byłam w pełni zaalarmowana, kiedy zastanawiałam się, czy było bezpiecznie wymykać się do laboratorium. I wtedy sobie przypomniałam: Już nie byliśmy w domku na wsi. Żeby zobaczyć Sama, wszystko co musiałam zrobić to obrócić się. Leżał na brzuchu, z rękoma schowanymi pod poduszką. W mrocznej ciemności, mogłam po prostu prześledzić czarne linie rozprzestrzeniającej się brzozy w tatuażu na plecach, gdzie gałęzie sięgały ramion. Oczami prześledziłam dołeczki przy kościach i mięśnie ramion. Wyobrażałam sobie, jakiego ołówka użyłabym do szkicowania go na papierze. Po miesiącach w których Sam, Nick i Cas uciekli z laboratorium Branchu, a ja poszłam z nimi, nauczyłam się, że nic nie było trwałe, nawet moje wspomnienia. Teraz brałam każdą możliwość żeby delektować się tym co mam, na wszelki wypadek. Nie marnowanie niczego było moją nową mantrą. I nie robiłam tego. Nie jeśli chodziło o chłopców. Byli moją rodziną, z krwi lub nie. Cas był jak brat. I w jakiś sposób również Nick, nawet jeśli nie zawsze siebie lubiliśmy. I Sam... no cóż, jego kochałam bardziej niż cokolwiek. Sięgnęłam, żeby go dotknąć, żeby sprawdzić jak jest solidny, ciepły i prawdziwy, ale się rozmyśliłam. Wcześniej byliśmy na krawędzi i gdybym go teraz zaskoczyła, martwiłam się że sięgnie do pistoletu schowanego pod materacem. A następnie skieruje go na mnie. Jak najciszej i lekko jak tylko mogłam, zsunęłam się z łóżka i skierowałam w dół po schodach naszego wynajętego domku. Znalazłam Nicka zgarbionego przy stoliku, ogień płonął w kominku obok niego, rysując jego sylwetkę pomarańczowo- czerwoną poświatą. Stos papierowych żurawi leżał obok jego nóg. Kolejny był w jego rękach. Zaczął składać je tak po prostu dokładnie dziewięć dni temu i nie dał żadnego rozsądnego powodu, dlaczego to robił. Żurawie już siedziały w pudełku pod moim łóżkiem, bo nie miałam serca ich wyrzucić. - Hej - powiedziałam, kiedy usiadłam naprzeciwko niego w jednym ze znoszonych skórzanych foteli. - Co tam?
Nie patrzył na mnie, kiedy odpowiadał. - A dlaczego ktoś wstaje w środku nocy? Ponieważ nie może spać. - Racja. Jego oczy zrobiły się ciemne i spuchnięte ze zmęczenia. Jego czarne włosy stały falami i kręciły się wokół uszu. Zielona flanela opinała jego bicepsy i otwierała się, odsłaniając twardą płaszczyznę brzucha. Jak wszyscy chłopcy, Nick, nawet w swoje gorsze dni, wyglądał wspaniale. Doprowadzało mnie to do szału. Nie uważałam, że jestem nieatrakcyjna, ale koło nich, byłam boleśnie średnia. Oni nie znali znaczenia złych dni dla włosów. Przesunęłam żurawia z origami bliżej siebie. Zagięcia były precyzyjne. Koniec ogona był ostry. Wszystko było idealne. Nick, jak Cas i Sam, rzadko coś źle robili. - Jakiś pomysł dlaczego to robisz?- spróbowałam. Nick tworzył w rękach głowę żurawia. - Nie wiem. Ja...- urwał, jakby mógł złapać się na powiedzeniu mi czegoś więcej niżby chciał.- Dlaczego nie wrócisz z powrotem do łóżka ze swoim chłopakiem i nie zostawisz mnie w spokoju? Zmarszczyłam brwi. Stara ja by uciekła, ale przez ostatnie kilka miesięcy zrobiliśmy pewien postęp w naszej relacji, jeśli można to tak nazwać. Pomogło to, że teraz znałam Nicka lepiej, wiedziałam, co jest powodem jego ostrej postawy. Dorastał z agresywnym ojcem. Ale nie wiedział tego, jeszcze nie. Branch ukradł mu te wspomnienia. Przez chwilę chciałam mu o tym powiedzieć. Ale po postu nie znalazłam słów, żeby to wyjaśnić. - Sam nie jest moim chłopakiem - powiedziałam, ponieważ to była jedyna rzecz o której mogłam teraz pomyśleć.- To znaczy, nie oficjalnie.- Złapałam za jeden z jego naciętych kwadratów papieru i zaczęłam składać.- Poza tym, nie jestem zmęczona. Nick zaburczał. - Wszystko jedno. Na zewnątrz wiatr gwizdał miedzy drzewami i walił w drzwi frontowe. Śnieg spadł niedługo po kolacji. Teraz układał się na rogach parapetu. Nick skończył żurawia i odrzucił go na bok. Spojrzał na mnie. Normalnie, jego oczy były szokująco niebieskie i elektryczne, ale w blasku ognia były ołowiano-szare i ostrożne. - Co z tym wyrazem twojej twarzy?
- Jakim wyrazem? - Jakbyś chciała coś powiedzieć. W jakiś dziwny sposób, nie mając bliższych relacji z Nickiem sprawiło, że coraz lepiej mnie odczytywał. Jego osąd, jego instynkt nie były zaburzone przez drobne emocje. To sprawiło, że śmiesznie trudno było coś przed nim ukryć. Przełknęłam. - Nie wiem, o czym mówisz. Westchnął zirytowany. - Nie graj głupiej. Zrobiłam kolejne zgięcie w papierze, myśląc kiedy pracowałam. W końcu powiedziałam: - Jest kilka rzeczy o twojej przeszłości... które może powinieneś wiedzieć. - Co i skąd? - Nie wiem za wiele. - Ale wystarczająco. Przestałam składać. - To może pomóc ci zrozumieć... - Rozumiem wiele.- Pstryknął kostką, potem drugą. Unikał patrzenie mi w twarz, a świadomość sama przyszła. - Masz wspomnienia? O swoim...- zatrzymałam się, w razie czego.- Przebłyski są bardziej znaczące, prawda? Bardziej szczegółowe? Sam jako pierwszy doświadczył przebłysków pamięci. Cas i Nick jedynie nieznacznie, odkąd opuściliśmy domek na wsi zaledwie trzy miesiące temu. A ja, cóż, też je miałam- głównie o mojej starszej siostrze, Dani. Kiedy po raz pierwszy opuściłam dom z chłopcami, myślałam że byłam normalną dziewczyną wślizgującą się w niezwykłe życie, tylko żeby o wiele później dowiedzieć się, że również byłam zmieniona jak oni. Branch zakopał wszystkie moje ważne wspomnienia z poprzedniego życia, a tym samym wycierając moją siostrę z istnienia. Dowiedzieliśmy się, że została zabita przez Branch i od tego czasu bardzo starałam się ją zapamiętać. Przychodziła do mnie w ulotnych obrazach i duchowych uczuciach, które później próbowałam naszkicować, żeby sprawić, żeby stały się prawdziwe. Jeszcze mi się nie udało. A ostatnio, przebłyski dawały mi możliwie najgorszy ból głowy. Wystarczyły,
żeby wysłały mnie prosto do łóżka. Jeszcze nie powiedziałam Samowi o tej części. Nie chciałam go martwić, albo sprawić by traktował mnie inaczej. - Więc o czym są?- zapytałam Nicka.- Powiedz mi. Zacisnął dłonie w pięści, a kostki urosły i zrobiły się białe. - Nie zamierzam ci nic mówić. Przestań pytać.- Powiedział rzeczowo, jakby żadne ziemskie siły nie mogły zmusić go do opowiedzenia szczegółów ze swojej głowy. Z Nickiem to była chyba prawda. W pewnych sprawach, był bardziej uparty niż Sam. Ześlizgnął się z krzesła, przelatując obok mnie bez słowa i zniknął na górze, a drzwi jego sypialni zamknęły się kilka sekund później. Ogień w kominku trzasnął. Położyłam obok mojego wpół złożonego żurawia i wzięłam ostatniego, którego robił Nick w ręce, zawieszając go między palcami. Tak znalazł mnie Sam kilka minut później, bez ruchu, wpatrującą się w głupiego żurawia. Przesunął dłonią w górę i w dół mojego ramienia, jakby chciał odpędzić chłód. - Co się stało?- zapytał. Pozwoliłam, żeby żuraw upadł na stół. - Wkurzyłam go. Sam westchnął, siadając. Wyglądał na potwornie zmęczonego, pomimo faktu, że spał więcej niż ostatnio każdy z nas. Byłam jego przeciwieństwem. - O co poszło tym razem? Nie powiedziałam nikomu o szczegółach, które znałam z przeszłości Nicka. To ja powinnam być tą, z którą by się tym dzielił. Więc po prostu wzruszyłam ramionami i powiedziałam: - Kto wie.- Przerwało mi ziewnięcie, a następnie- Myślę, że spróbuję znowu się położyć. Sam skinął głową, a ja wiedziałam, że to znaczy że on nie idzie. - Jeśli nie wstanę o świcie, obudzisz mnie? - Oczywiście. Ruszyłam w stronę schodów, ale kiedy go mijałam, sięgnął do mnie i złapał mnie za nadgarstek. Wciągnął mnie na swoje kolana, owinął rękę wokół karku i położył usta na moim czole. Zamknęłam oczy, wdychając jego zapach. Pachniał mydłem Ivory i świeżym powietrzem. Czułam się jak w domu.
Kocham Cię, Anna. Nie musiał tego mówić, żebym wiedziała, co miał na myśli. Spotkałam się z nim spojrzeniem. Ja też cię kocham, pomyślałam kiedy odsunęłam się i ruszyłam w górę. Tłumaczenie: DziejeSie Korekta: NiSiAm
Rozdział 2 Kiedy obudziłam się kilka godzin później, słyszałam jak Cas śpiewa piosenkę Celine Dion pod prysznicem obok korytarza. Brzmiało na "My Heart Will Go On". Zarzuciłam luźny sweter na podkoszulek i czarne leginsy, a potem zeszłam na dół. Sam siedział przy stoliku, schowany w tylnym rogu kuchni, a Nick stał przy kuchence, robiąc jajka. - Wystarczy dla mnie?- zapytałam. - Tak - powiedział Sam, zanim Nick zdążył skomentować. Po zrobieniu sobie kawy, usiadłam obok Sama. Siedział na laptopie, prawdopodobnie czytając pliki które zabraliśmy z Branchu. Wiele z nich zawierało całe nasze życie, od chwili, kiedy weszliśmy w program, aż do wyjazdu z laboratorium w gospodarstwie rolnym. Miało nam to zająć więcej niż kilka miesięcy, żeby wszystko przeczytać, co było w środku, ale robiliśmy postępy. Nie żebyśmy znaleźli coś konkretnego. Dokumenty Sama były większe niż kogokolwiek innego. Był w Branchu najdłużej, sprzedany przez własną matkę. Zaczęli eksperymentować na zmianach genetycznych i zaczęli stamtąd. - Coś nowego?- zapytałam, powstrzymując chęć zajrzenia mu przez ramię. - Nie bardzo. Nick usiadł naprzeciwko mnie, jego talerz wypełniony był jajkami i dwoma kawałkami chleba tostowego obok. Sięgnął po nie bez słowa. - Wezmę nasze talerze - powiedziałam do Sama, kiedy zobaczyłam grymas niezadowolenia Nicka. Kiedy dotarłam do pieca, znalazłam prawie pustą patelnię, więc podzieliłam to co zostało na trzy równe części, zostawiając wystarczająco dużo dla Casa, kiedy zejdzie na dół. - Skończyły się jajka- powiedział Nick.- Kto ma służbę spożywczą w tym tygodniu? - Ja- powiedziałam.- I ty. - Świetnie. Poszłabym sama, gdyby tylko Sam mi pozwolił, ale zgodziliśmy się dawno temu, że lepiej podróżować w parach. Zakupy spożywcze były zawsze robione z kimś jeszcze i staraliśmy się cały czas zmieniać. Sam dopił resztę swojej czarnej kawy. - Ja pójdę.
- Nie - pokręciłam głową.- Teraz moja kolej. Ty i Cas byliście w zeszłym tygodniu.- Ugryzłam jajka, po cichu mając nadzieję, że nadal będzie nalegał do pójścia za mnie. Ale nie zrobił tego. Prosiłam go, żeby traktował mnie jako równego sobie. Widocznie miałam spełnienie swojego życzenia. - Pójdziemy po południu- powiedziałam do Nicka.- Więc nie znikaj dla mnie. Rzucił pusty talerz do zlewu i wyszedł. Mój dzień już wyglądał wspaniale. Minęły ponad dwa miesiące, odkąd uciekliśmy z Branchu i nie napotkaliśmy żadnych agentów, ale to nie znaczyło, że mogliśmy zmniejszyć naszą czujność. Wszystko co robiliśmy było obliczone i dokładnie zaplanowane. Jak kto pójdzie do sklepu i kiedy. Sprawdzaliśmy okolicę i kiedy. Jednak nie mogło być to zbyt zaplanowane, ponieważ wtedy Branch mógłby przewidzieć nasze ruchy. Czasami po prostu branie prysznica wydawało się zbyt dużym wysiłkiem. Na prośbę Sama, zawsze zamykałam drzwi do łazienki za sobą, upewniając się, że okno jest otwarte, w razie potrzeby szybkiej ewakuacji. A mój pistolet zawsze był nabity. Normalne życie nie wydawało się możliwe, nie z Branchem, który gdzieś tam był. Dlatego zawsze byliśmy na krawędzi. Nie mogliśmy odpocząć. Nigdy. A im dłużej nie widzieliśmy agentów Branchu, tym bardziej czułam jakby nasz czas uciekał. Po śniadaniu, Sam i ja ubraliśmy się na pierwszy obchód. Miał na sobie gruby, czarny płaszcz z flanelą pod spodem, dżinsami i czarnymi skórzanymi butami. Kupił ten ciężki płaszcz kilka tygodni temu, kiedy przyszła zima. Temperatura spadała poniżej zera. Wraz z nim, włożyłam leginsy na zimne dni i schowałam je w butach. Mój strój razem wyglądał śmiesznie, ponieważ płaszcz był ogromny i puszysty a leginsy obcisłe, ale trzymały ciepło i były wygodniejsze. W lesie, udaliśmy się od jednego punktu kontrolnego do drugiego. Schyliłam się pod gałęziami sosny i zmrużyłam oczy, kiedy pojawiło się słońce, oślepiając mnie przez promienie odbite od ośnieżonej ziemi. Miałam na sobie okulary, ale to nie pomogło. Jeśli zaatakuje mnie teraz agent, zostanę złapana w zaskoczeniu, nie zdolna do zobaczenia. Takie rzeczy były mało znaczące a jednak często przyłapywałam się na myśleniu o nich. I o tym jak dużo mam przy sobie broni. Były załadowane i łatwe do wyjęcia. Teraz miałam pistolet na plecach i nóż schowany w bucie. Nie pamiętam już
czasów, kiedy wydawało mi się że jeden pistolet jako jedna broń to za dużo. Teraz chciałam mieć przy sobie gdzieś jeszcze jeden nóż. Może dwa. Sam tropił mnie piechotą, jego kroki były ciche pomimo lodu utworzonego przez śnieg zeszłej nocy. Każdy krok, który robiłam był głośnym i irytującym chrzęstem. - Miałem zamiar z tobą porozmawiać- powiedział Sam, kiedy okrążyliśmy mamuci dąb.- Myślę, że nadszedł czas abyśmy ponownie ruszyli. Spojrzałam przez ramię, zatrzymując się na chwilę, kiedy mnie dogonił. - Już? Stanął naprzeciwko mnie. - Minęły już cztery tygodnie.- Dwa razy przenieśliśmy się, odkąd uciekliśmy z Branchu. Rozumiałam dlaczego, ale byłam zmęczona zamieszkiwaniem w nowych miejscach. Chciałam mieć możliwość odbudowania życia, które zostało mi skradzione, i wiedziałam, że powinnam zacząć od składanie w całość mojej przeszłości i dowiadywanie się więcej o mojej rodzinie. Nie dało się tego zrobić będąc w ciągłym ruchu, zwłaszcza kiedy wydawało się, że byliśmy dalej i dalej Port Cadii, miasta, w którym dorastałam. To było miejsce, gdzie życie moje i Sama zostało całkowicie zmienione, kiedy on i ja straciliśmy moją siostrę. Chciałam wiedzieć, jak zmarła Dani i co się stało z jej ciałem. Chciałam wiedzieć, dlaczego Branch zabił moich rodziców. Wiedziałam, że umieścił mnie w laboratorium w gospodarstwie, w programie Zmienionych, ponieważ byłam połączona z chłopcami, zwłaszcza z Samem. Używali to połączenie i wkręcili go w coś, co mogli naukowo odtworzyć i później sprzedać. Ale nadal nie byłam pewna, czy zabili moich rodziców, żebym nie miała rodziny szukającej mnie, czy mieli jakiś inny powód. Wiedzieliśmy już, że mieli możliwość wymazania wspomnień ludzi. Więc dlaczego nie mogli zmienić moich rodziców, zamiast ich zabijać? Nie znaliśmy końca żadnej z ważnych tajemnic, a ja rozpaczliwie tego chciałam. Musiałam. - Anna?- zawołał Sam. Zatrzymałam się. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zaczęłam iść. - Tak?
- Jesteś dwa kroki od tej pułapki na niedźwiedzia.- Wskazał na guzek w ziemi. - Och. Dziękuję. - Wszystko w porządku?- zapytał. - Tak.- Pochyliłam się, żeby sprawdzić pułapki, szukając niewielkich wskazówek, czy ich nie naruszyłam albo zepsułam. Zimno przebiło się przez moje skórzane rękawiczki, paraliżując palce, kiedy pracowałam. - Więc, gdzie jedziemy tym razem?- zapytałam. - Myślałem o Indianie. - Może powinniśmy przenieść się na północ. Sam spojrzał na mnie. Nawet kiedy nie patrzyłam prosto na niego, nadal mogłam czuć cały ciężar jego spojrzenia. Uniósł włosy z mojej szyi. - Wiesz, dlaczego nie powinniśmy iść na północ. Westchnęłam i szłam dalej. Nie byłam pewna, jak mogłam go przekonać, że większa wiedza na temat naszej przyszłości to dobry pomysł, bo kiedy Sam ustawiał na coś swój umysł, w zasadzie był nienaruszalny. Jego priorytetem było utrzymanie nas z dala od Branchu i ochrona. Oczywiście cieniłam swoje życie, ale nie czułam się jak w prawdziwym życiu z tak wieloma brakującymi jeszcze elementami. I czy to nie Sam był tym, który w końcu uwolnił się od Branchu tylko po to, żeby do niego wrócić, kiedy starał się dowiedzieć o swojej przyszłości? Oczywiście, był jeden wspólny mianownik w tym wszystkim. Powód, dla którego Sam musiał wpakować się w tak wiele problemów przed domkiem, cały powód dla którego musiał rozgryźć wskazówki w pierwszej kolejności. Dani. Siostra, która została mi zabrana. Była dziewczyna Sama. Dani była ogromną częścią przeszłości Sama. Wiedziałam, że jest co najmniej ciekawy, żeby wypełnić formularz jej śmierci, nawet jeśli nie przyznałby się do tego. I znalezienie więcej informacji o niej także dałoby mi więcej informacji o mojej rodzinie i przeszłości. To mi nie uciekło, mimo że byłam zakochana w chłopaku mojej starszej siostry i że jeśli jeszcze by żyła, Sam i ja prawdopodobnie nigdy nie bylibyśmy razem. Co jeśli kopanie w naszej przeszłości przypominało Samowi co stracił z Dani? Co
jeśli to przywodziło poczucie winy, które już pełzło w moich myślach? Co to dla nas oznaczało? Nie byłam pewna, czy jestem gotowa podjąć to ryzyko. Tłumaczenie: DziejeSie Korekta: NiSiAm
Rozdział 3 Nick wycofał się do miejsca na parkingu przy sklepie spożywczym z widokiem na SUVa przez drzwi, abyśmy mogli uciec szybko w razie potrzeby. Z przyzwyczajenia, sprawdziłam parking i ulice poza nim, zatrzymując się na każdym, kto wyglądał podejrzanie. Była kobieta niosąca dziecko wzdłuż chodnika, oboje skuleni przed wiatrem. Siwy mężczyzna wysiadł z czarnego sedana przed sklepem z artykułami papierniczymi i wbiegł do środka. Mały czarny samochód z przyciemnionymi szybami jechał wolno przy sklepie. Mógł być podejrzany, ale ulice były śliskie od śniegu i soli, dzięki czemu podróżowanie ponad trzydzieści kilometrów na godzinę było prawie nie możliwe. Niezależnie od tego, Nick i ja patrzyliśmy jak skręca na kolejnym zakręcie. - Jest czysto?- zapytałam. Nick spojrzał jeszcze raz na lusterka wsteczne, zanim wyciągnął kluczyki ze stacyjki. - Czysto. Pobiegłam w stronę sklepu, splatając przed sobą ciasno ręce, próbując odeprzeć wiatr. Wewnątrz, złapałam wózek kiedy zbliżył się Nick. Bez słowa zaczęliśmy iść wdróż pierwszej półki, gdzie były wszystkie przecenione produkty i zaczęłam zbierać rzeczy z naszej listy. Kiedy Sam nadal miał jeszcze rezerwowe pieniądze, staraliśmy się mądrze wydać te, które nam zostały, a jedzenie zwykle było w drugiej kolejności po broni. Jedzenie można było ukraść, gdyby przyszło co do czego, ale pistolet był trudniejszy do zdobycia. Nie można zabrać broni z półki stacji benzynowej, podczas gdy ktoś rozprasza sprzedawczynię w sklepie. Na końcu alejki, zatrzymałam się, żeby obejrzeć wystawę sprzętu zimowego. Uciekałam codziennie, ale było to trudniejsze w chłodnym powietrzu. Moje gardło szybciej zaczęło boleć, a moje płuca paliły. Nie mogłam zrobić pełnych 5 kilometrów bez potrzeby chodzenia. Chwyciłam coś, co nazywało się kominem na szyję i trzymałam go przed sobą. To nie było nic więcej poza zszytą masą tkaniny pokrywającą pół twarzy. To by mogło zatrzymać moje gardło i płuca w cieple. Nick skinął głową na komin, kiedy wrzuciłam go do koszyka. - Do czego ci to?
- Żebym mogła szybciej biegać. Pociągnął to z powrotem z wózka i odłożył na miejsce. - Nie szkolisz się do biegu. Myślisz, że Branch będzie czekał na ciebie- przeczytał nalepkę- aż założysz swój komin na szyję zanim cię dogonią? Posłałam tkaninie tęskne spojrzenie zanim podążyłam za Nickiem. Oczywiście miał rację, co mnie tylko bardziej zirytowało. W połowie sklepu, Nick zniknął, ale nie zamierzałam go szukać. Byłam szczęśliwsza robiąc zakupy samodzielnie. Wypełniłam koszyk potrzebnymi produktami w dobrym czasie. Sam wolał żebyśmy wchodzili i wychodzili ze sklepu w mniej niż trzydzieści minut. Kiedy udałam się do półek z przyprawami, sprawdziłam swoją listę, wrzucając ketchup i musztardę do koszyka przed odejściem. Zaczęłam szukać masła orzechowego i narzekałam, kiedy nie znalazłam swojej ulubionej marki. - Czy mogę ci w czymś pomóc? Odwróciłam się. Chłopak stojący za mną miał na sobie jedną ze sklepowych zielonych mundurków. Jego tabliczka z nazwiskiem głosiła BRAD pomarszczonymi literami. - Umm...- wskazałam na półkę nad moim ramieniem.- Czy macie zapasy na zapleczu? Szukam masło orzechowe Mountain Valley, ale półka jest pusta. Chłopak uśmiechnął się, pokazując krzywy ząb z przodu. - Mogę sprawdzić. Poczekaj chwilkę- wyciągnął krótkofalówkę z paska, nacisnął guzik i powiedział:- Lori, możesz sprawdzić dla mnie UPC? Nośnik trzasnął elektrycznie a następnie kobieta powiedziała: - Przeczytaj mi numery. - Nie musisz zawracać sobie głowy- powiedziałam i zaczęłam się wycofywać. Mieliśmy mało czasu, a ja wciąż nie znalazłam Nicka i nie zapłaciłam. Sam mógłby zacząć się martwić, jeśli zajęłoby to nam dłużej niż godzinę. A kto wie, co by wtedy zrobił. - To zajmie tylko chwilkę.- Powiedział Brad i zaczął dyktować szereg liczb do walkie- talkie. Sprawdziłam oba przejścia półek. Sam uczył mnie technik nadzorowania, a jedną z jego najważniejszych punktów było Znaj swoje otoczenie. Głos kobiety zabrzmiał sekundę później. - Nie ma tego produktu dopóki nie zajedzie ciężarówka. - W porządku. Dzięki.- Brad odwrócił się do mnie.- Przypuszczam, że to słyszałaś.
Uśmiechnęłam się. - Tak. Doceniam to, że sprawdziłeś. Popchnęłam wózek do przodu, ale Brat podążył za mną. - Jesteś tu nowa? Nie sądzę, abym widział cię wcześniej. Chodzisz do szkoły Bramwella? - Nie. To znaczy, tak, jestem tu nowa, ale uczę się w domu. Albo uczyłam. Skończyłam już.- To było kłamstwo. Nadal miałam przed sobą kilka miesięcy. - Fajnie- powiedział Brad, kiedy przypinał walkie do swojego paska. Wsadził ręce w kieszenie spodni, powodując że wypchnął się do przodu. Był kilka centymetrów wyższy ode mnie, może miał nawet sześć stóp. Tak samo jak Sam. - Gdzie mieszkasz? To pytanie wzmożyło moją czujność i nagle moje wszystkie moje zmysły stanęły na baczność. Pytał ponieważ był uprzejmy, czy dlatego że był częścią Branchu? Na szczęście, Nick pojawił się i odpowiedział za mnie. - Ona nie mieszka nigdzie blisko. Chodź, Frannie. Musimy iść. Frannie? Zmarszczyłam brwi. To było najlepszy pseudonim, jaki mógł wymyślić? - Racja. Wracam. Gabriel... -powiedziałam. Nick zmrużył oczy. Gabriel był pseudonimem, którego używał przed przybyciem do laboratorium w domku na wsi. Znaleźliśmy o nim wzmiankę w jednym z jego starych dokumentów. Nienawidził tej nazwy. - Brzmi jak facet, którego nienawidzę- powiedział wtedy. Brad spoglądał między Nickiem a mną. Cas raz opisał Nicka jako rekina maskującego się pod panterą, która dość dobrze go podsumowywała. Nawet obcy ludzie mogą zobaczyć straszną osobowość Nicka lub jej brak, jeśli by jej nie próbował ukryć. A właśnie teraz tego nie robił. Brad wyprostował swoje ramiona. Umyślnie czy też nie, wchodził w tryb defensywny. Mogłam powiedzieć Bradowi, że Nick to mój chłopak, co sprawiło że natychmiast chciałam zaprzeczyć szybko i gwałtownie. Ale wtedy Nick położył swoje ramię wokół mnie i przyciągnął mnie bliżej. Odmowa utknęła mi w gardle. - Umm.. dzięki za pomoc- powiedziałam, kiedy Nick odciągał mnie z dala. - Żaden problem- powiedział Brad cicho, nadal stojąc w miejscu. Kiedy wyszliśmy z regałów i weszliśmy w kolejne, odepchnęłam się do Nicka.
- Czy to naprawdę było konieczne? Zabrał pudełko płatków śniadaniowych z jednej półki i wrzucił do koszyka. - Co było konieczne? Westchnęłam. - Czasami cię nienawidzę. - Ta, no więc, to uczucie jest odwzajemnione.- Złapał pojemnik z płatkami owsianymi.- Co robisz, tak poza tym? Zagadujesz chłopca? Wiesz lepiej, Frannie. - Nie jestem dzieckiem, Gabriel- rzuciłam ze zirytowanym oddechem na moich ustach.- Chciałam tylko trochę masła orzechowego.- Wykreśliłam płatki zbożowe i owsiane z listy.- I radziłam sobie świetnie, dopóki się nie pojawiłeś. Jestem mądrzejsza, niż Ci się wydaje. - Może i tak, ale nie masz takiego przygotowania jak reszta. Prawda. Ale uczyłam się. Byłam gotowa zrobić wszystko co było trzeba żeby się przygotować. Zakończyliśmy napełnianie koszyka i wybraliśmy się do otwartej kasy żeby zapłacić. Była prowadzona przez dziewczynę kilka lat starszą ode mnie, o czarnych włosach i z jednym pasem wesołej czerwonej grzywki. Kolczyk zdobił jej dolną wargę, a drugi w jej lewej brwi. Kiedy zobaczyła Nicka, uśmiechnęła się, pokazując stalową kulkę w centrum języka. - Jak się masz?- zapytała, całkowicie mnie ignorując. Nick może był gburowaty wobec mnie, ale wiedział kiedy i jak włączyć swój urok i najwyraźniej teraz właśnie był ten moment. Pochylił się do licznika i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, przez co jego bicepsy zrobiły się większe. Uśmiechnął się. - Dobrze. A u ciebie? Dziewczyna wzruszyła ramionami. - To powolny dzień. To miejsce jest takie nudne. Nick roześmiał się, a dźwięk był chrapliwy i głęboki. - To miasto jest nudne. - Całkowicie.- Dziewczyna przewróciła oczami ze współczuciem.- Moi przyjaciele i ja jeździmy do miasta w prawie każdy weekend, żeby po prostu uciec.
Nick pochylił się bliżej. - Gdzie jeździcie? - Najczęściej do klubu zwanego DuVo. Jest całkiem awangardowy. Awangardowy? Kto używa tego słowa? Obserwowałam ekran z płatnościami i podałam tyle gotówki ile było trzeba. - Może go sprawdzę- powiedział Nick. - Całkowicie powinieneś.- Dziewczyna wydała resztę i rachunek.- Na pewno będziemy tam jutro. - Jak masz na imię?- zapytał Nick, używając pretekstu, żeby sprawdzić klatkę piersiową dziewczyny, jakby chciał znaleźć tabliczkę z imieniem. - Teresa- powiedziała. Nick uśmiechnął się. - Do zobaczenia, Tereso. Uśmiechnęła się, kiedy wzięłam torby z zakupami, podwójnie zła niż pięć minut temu. Jeśli to było w ogóle możliwe. Na parkingu, wrzuciłam torby na tył SUVa i wślizgnęłam się na siedzenie pasażera. - Jak ty to robisz, poza tym? Nick włożył kluczyki do stacyjki i odpalił samochód. - Co robię? - Grasz normalnie i fałszywie. - Mam wyuczone umiejętności. - Naprawdę pójdziesz do tego klubu? Pytanie wyszło z moich ust mając większą wagę niż chciałam. Tak bardzo jak Nick i ja nie lubiliśmy siebie nawzajem, nadal było dla mnie ważne gdzie chodzi i jak długo go nie ma. Nasze stosunki mogły być dysfunkcjonalne, ale bezpieczniej było trzymać się razem. Nikt inni prawdopodobnie nie zrozumiałby przez co przeszliśmy albo z czym mieliśmy do czynienia na co dzień. Ustawiłam łokieć na drzwiach i wyjrzałam przez okno, starając się wyglądać jakby nie obchodziło mnie, jaka była odpowiedź Nicka. - Może- powiedział, wycofując z parkingu.- Nie żeby to była twoja sprawa. - Tak, jest moją sprawą. Ponieważ mamy zasady, a zasady mówią, że się nie rozdzielamy. Skrzywił się na mnie na krótko przed zwróceniem swojej uwagi z powrotem na
drogę. - To bzdura i wiesz o tym. Poradzę sobie sam. - Ryzykując śmiercią. Mruknął coś. - Śmierć byłaby lepsza od tej rozmowy. Westchnęłam. Oczywiście, wszyscy mieli prawo opuścić grupę, gdyby chcieli. Chociaż nie myślałam że ktokolwiek to zrobi. Tłumaczenie: DziejeSie Korekta: NiSiAm
Rozdział 4 Położyłam kołdrę na kolanach i oparłam głowę o wezgłowie łóżka, ustawiając na kolanach dziennik. Przewracałam strony, moje palce pokrywały się grafitowym pyłem. Zatrzymałam się na szkicu chłopca o bursztynowych oczach, a mój żołądek zacisnął się. Trev. Był czwartym chłopakiem w laboratorium w gospodarstwie i moim najlepszym przyjacielem w latach w programie. Ale odwrócił się ode mnie, kiedy potrzebowałam go najbardziej. Przyłożył mi pistolet do głowy. Zamknęłam oczy, a wspomnienia wróciły. Niektórych nocy śniłam, że pociąga za spust. Brakowało mi go. Albo przynajmniej jego starej wersji. Bardziej niż mogłam przyznać Samowi lub innym bez czucia się jak zdrajca. Trev był jednym, do którego chodziłam kiedy potrzebowałam porady. Szczególnie jeśli chodziło o Sama. Trev nigdy nie sprawiał, że czułam się słaba, albo głupia, albo żadną inną rzecz, którą myślisz kiedy dorastasz wokół czterech zmienionych genetycznie chłopców. Dla Treva, zawsze byłam równa. Próbowałam przypomnieć sobie, że Branch wytarł wspomnienia Treva, wsadzając w pustkę te fałszywe, tak jak zrobili to ze mną. Wierzył, że pracuje dla Branchu aby chronić kogoś, kogo kochał. Jeśli ktokolwiek mógł zrozumieć jak się czuł, to ja. Ale zapomniałam, że manipulował nami i prawie kosztowało nas to życie, a to była inna historia. Z ołówkiem w ręku, przewróciłam do pustej strony i zaczęłam rysować szkic, starając się pozbyć myśli o Trevie z mojego umysłu. Pomysł na szkic przyszedł znikąd, kilka dni wcześniej. Nie wiedziałam co znaczy, ale nie mogłam pozbyć się tego obrazu z głowy i pomyślałam, że przelanie to na papier mogłoby pomóc rozszyfrować. Zaczęłam od pierwszego planu, który był najwyraźniejszy w moim umyśle. Były dwie osoby na werandzie z widokiem na ciemne podwórko. Było już dobrze po zmierzchu.
Siedzieli na schodach, zgarbieni, blisko siebie, jakby dzielili się tajemnicą. W tle były wysokie, chude drzewa, podobne do brzóz, które składały się w tatuaż Sama. Widziałam to miejsce, które było na jego tatuażu: nie daleko mojego domu rodzinnego, a to- ta weranda, brzozy, to wszystko wydawało się strasznie znajome. Czy to był rysunek starego wspomnienia? Kiedy skończyłam, podniosłam dziennik. Dwie osoby, choć były odwrócone, były dziewczyną i chłopakiem. Chłopak był wyższy, starszy. Jego włosy były luźnymi lokami na tle krajobrazu ganku. Włosy dziewczyny zostały ściągnięte w kucyk. Tą dziewczyną byłam ja. Byłam tego prawie pewna. Zapach widma przyszedł do mnie i zamknęłam oczy. Zapach mokrej ziemi. Letniego powietrza. Chłopca. Natychmiast wiedziałam, że ta osoba jest dla mnie ważna. Albo kiedyś była. Miałam uczucie, że był specyficzną osobą lub twarzą. Niestety, nie znałam wystarczająco dużo szczegółów na temat mojej biologicznej rodziny, żeby wiedzieć czy był jej częścią. O ile pamiętałam, miałam tylko jedno rodzeństwo: Dani. Ale mógł to być mój sąsiad albo kuzyn. Oto odpowiedzi które szukałam, powody dla których musiałam dokopać się głębiej w moją przeszłość. Może ktoś wie, jak Dani umarła. A może wiedzą więcej o naszej rodzinie. Po zamknięciu dziennika, zakopałam się pod kołdrą i ponownie zamknęłam oczy, mając nadzieję, że coś do mnie przyjdzie. Wyobraziłam sobie mój stary dom, sypialnie, kuchnie, ganek. W mojej głowie próbowałam odtworzyć sceny ze szkicu, kiedy rozległ się na progu głos kroków. Szybko wstałam. Sam stanął w sypialni, trzymając w obu rękach kubki. - Hej- powiedziała.- Nie powinieneś być na warcie?- Było już późno i słyszałam jak Nick i Cas idą spać nie tak dawno temu. Cokolwiek przyniosło tu Sama, było najwyraźniej ważniejsze niż pilnowanie domu. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, aż zobaczyłam zaniepokojenie na jego twarzy. Zamykając drzwi, wszedł głębiej do pokoju. - Przyniosłem ci coś do picia.
Wzięłam oferowaną kawę. Nie musiał mi nic mówić, żebym wiedziała, że martwi się o mnie. Prawdopodobnie ze względu na mój wcześniejszy błąd, podczas cyklu sprawdzania. Tym razem prawie nie weszłam na pułapkę na niedźwiedzie- następnym razem to może być agent Branchu. - Nic mi nie jest- powiedziałam.- Wiem, że przyszedłeś tutaj żeby mnie sprawdzić. Wypuścił powietrze i usiadł na skraju łóżka. - Nikt z nas nie jest w porządku, Anna.- Pochylił się i postawił kubek na stoliku.- Wiem, przez co przeszedłem, kiedy zacząłem mieć przebłyski. Wiem, jak to jest, kiedy odstawiasz leki które dawali ci w gospodarstwie. I kto wie, jak to będzie wpływać na ciebie. Twoje leki były inne od naszych i nie były dobrze udokumentowane. Nie mamy nic z czym moglibyśmy pójść dalej.- Przerwał, a potem powiedział.- Chcę po prostu mieć pewność, że dobrze się czujesz. Bo jeśli tak nie jest... - Byłabym odpowiedzialnością. Nic nie odpowiedział. - Nic mi nie jest- powtórzyłam.- Przysięgam. Spojrzał na mnie przez ramię. - Myślę, że kłamiesz. - Myślę, że przesadzasz.- Wzięłam łyk kawy, przed postawieniem kubka obok na stoliku. I wtedy się na mnie rzucił. Złapał mnie za nadgarstek i wykręcił, jego plecy do mojej piersi, przerzucając mną. Sekundę później już siedział na mnie, moje ręce były skrępowane, nogi mocno trzymające moje biodra. Sprężyny w łóżku pisnęły i uregulowały się, zanim mogłam złapać oddech i zrozumieć, co robi. Sprawdzał mnie. A ja oblałam. Nie broniłam się. Nie walczyłam. W ogóle nie zareagowałam. Pochylił się do przodu, wytrzeszczając oczy. - Nie. Jest. W. Porządku. - Oczywiście że nie zamierzam z tobą walczyć. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz. - Twój mózg nie powinien mieć czasu żeby odróżnić wroga od przyjaciela.
Trenowaliśmy. Miałaś lata lekcji walki. Broniąc się, nawet przed kimś, na kim ci zależy, powinno być twoją pierwotną reakcją. Powinno być pierwszą. Oblizałam swoje suche usta. Uwaga Sama przesunęła się w dół, a gorąco uderzyło moje policzki. Rozluźniłam ręce, przesuwając się pod nim. Jego uchwyt osłabł i poczułam jak rozluźnia nogi. Kiedy zdobyłam wolność, wygięłam plecy. Stracił równowagę i upadł na bok, więc podążyłam za jego śladem, przewracając się na niego tak, że teraz to ja go trzymałam. Wreszcie, uspokoił się i uśmiechnął. To była przyjemność, której nie doświadczałam za często, więc uważałam to za śmiesznie gorące. - Lepiej?- zapytałam z podniesionymi brwiami. - Lepiej. Ale wciąż musimy pomówić o tym co się dzieje...- przerwałam mu, przyciskając do niego swoje usta. Nie zatrzymał mnie, a jego ręce przeniosły się na krzywiznę mojego tyłka, przyciągając mnie bliżej. Poleciałam do przodu, a usta Sama zniżyły się, w dół mojej szczęki, szyi, do obojczyka. Deski na parterze zaskrzypiały. Sam i ja zamarliśmy. Moje serce biło z każdym impulsem od pozostającego dreszczu spowodowanego ciałem Sama napierającym na mnie, do nagłej adrenaliny palącej w moich żyłach. Sam wyciągnął jeden pistolet spod materaca, spokojnie nacisnął wypust, ładując pociski do komory. Przewróciłam się, na kraniec łóżka i opadłam na kolana, biorąc broń którą ukryłam pod ramą łóżka. Sam podkradł się w stronę drzwi, ręce owinął wokół pistoletu. Położył palce na ścianie, przyjmując pozycję. Złapałam klamkę i pociągnęłam. Drzwi otworzyły się cicho. Sam naoliwił każdy zawias i zamki na piętrze z tego właśnie powodu, żebyśmy mogli poruszać się niezauważeni. Liczyłam do trzech w głowie, i wiedziałam, że Sam robi to samo. Na trzy, podszedł do krawędzi drzwi, najpierw wystawiając pistolet. Mięśnie jego przedramion były napięte. Podążyłam za nim, przeskakując deski podłogowe przebarwione od starego zalania. To były jedyne które skrzeczały, i zanotowałam to w pamięci, żeby uniknąć ich każdej od naszej pierwszej nocy tutaj. Zatrzymaliśmy się na klatce schodowej, kiedy cień spowodowany światłem księżycowym wyciekł przez okno w salonie. Drzwi frontowe zaskrzypiały, a następnie kliknęły miękko w zatrzasku. Sam zrobił dwa kroki w dół.
Powtórzyłam jego ruchy, trzymając się blisko ściany. Kiedy schody zeszły wystarczająco nisko, Sam przykucnął i pomachał do mnie żebym się zatrzymała, kiedy przyglądał się salonowi poprzez poręcz. Chwilę później pstryknął dwoma palcami, dając mi wyraźny znak. Zejście na dół poszczególnymi etapami wydawało się wiecznością, kiedy w końcu trafiliśmy na parter, rozdzieliliśmy się, Sam biorąc lewą stronę, jadalnię, a ja prawą, salon. Kiedy już wiedziałam, że jest pusty, podeszłam prosto do okna i odsunęłam grube zasłony. Nie było żadnych samochodów na podjeździe, innych od naszego. Żadnych agentów Branchu. Tylko samotny człowiek idący w stronę podjazdu. Zagwizdałam, dając sygnał Samowi. Przybiegł do mnie. - Spójrz- wyszeptałam. Sam spojrzał w okno. - To Nick- powiedział.- Co on do cholery robi? Schował pistolet za pasek spodni, otworzył drzwi i pobiegł wzdłuż ganka. Byłam w samej podkoszulce i krótkich spodenkach. Wyciągnęłam kurtkę, buty i podążyłam za nim. Gruby śnieg padał z ciemnego nieba. Noc była niesamowicie spokojna i każdy krok zdawał się odbijać echem po drzewie. - Gdzie idziesz?- Sam zawołał do Nicka. Nick rzucił spojrzenie przez ramię. - Na zewnątrz. - Nick. Zaczekaj.- Doskoczyłam do niego i Sama. - Możesz wrócić do środka i pogadać, proszę? - Pogadać?- Spojrzał na mnie, jego brwi zmarszczyły się z irytacji. - To jest problemem, Anno. Wszystko co chcesz zrobić to pogadać. Znowu zaczął wychodzić. - Może dlatego, że ty nigdy tego nie robisz.- Moje zęby zawdzięczały przez zimno, ale to nie powstrzymało ciepła w moim głosie.- Żyłam z tobą przez dwa miesiące, i nadal nie wiem nic o tobie poza tym, że jesteś dupkiem i ... Odwrócił się i ruszył w moją stronę, zatrzymując swoją twarz cal od mojej. - Dobrze. Porozmawiajmy. Gdzie chcesz zacząć? Może zacznijmy od faktu, że nie mogę już dłużej powiedzieć co jest prawdziwe, a co nie? Że mam przebłyski wspomnień tak
często, że czuje jakbym tracił swój cholerny rozum?- Zatrzymał się tylko na chwile, żeby złapać oddech.- Albo może pogadajmy o tym, jak często moje przebłyski kończą się widokiem martwych ludzi? Ludzi których zabiłem? Nie masz pojęcia, do czego Branch nas zmuszał. I nie chcesz tego wiedzieć. Sam wsunął się pomiędzy nas. - No weź- powiedział cicho.- Ona po prostu próbuje pomóc. Nick nie oderwał ode mnie wzroku, kiedy powiedział: - Nie potrzebuje jej pomocy. Nie potrzebuję żadnego z was. Obrócił się i odszedł. - Tego co potrzebuję to trochę pieprzonej przestrzeni. - Jak dużo?- zapytał Sam ostrożnie.- Mile? Miasta? Stany? Nick wsadził ręce do kieszeni spodni. - Tyle miejsca, ile dam radę. Spojrzałam na Sama. Miał taki sam wyraz bólu i smutku na twarzy, jaki ja czułam. - Czy my po prostu pozwolimy mu odejść?- zapytałam cicho. Sam przytaknął. - Jeśli potrzebuje miejsca, niech je ma. Nic co powiemy, albo zrobimy nie zmieni jego zdania. Sam wycofał się do środka. Zostałam tam gdzie byłam, a moje nogi zamarzały, pace drętwiały, czekając na moment w którym nie będę mogła go już zobaczyć. Zniknął za zakrętem na podjeździe, ciemność i padający śnieg połknął go całkowicie. * * * Kiedy wróciłam do środka, Sam wrócił na dół na pozycję, czuwając nad domem, a ja poszłam na górę do łóżka. Leżąc z kołdrą na ramionach w cichym domu, miałam nadzieję że zasnę na tyle szybko, że nie będę myśleć o Nicku. Ale kiedy tylko zamknęłam oczy i poczułam jak moja głowa opada na poduszkę, moją głowę wypełniły włosy. Białe światło rozbłysło za moimi powiekami. Od razu wiedziałam co to było: wspomnienie. Słyszałam krzyk. Różowy koc pode mną. Pudełko z biżuterią otworzone na komodzie. Chłopak obok mnie na łóżku.
- Wszystko w porządku?- zapytał. Moje włosy opadły do przodu i przetarłam oczy. Płakałam. Nie chciałam żeby mnie tak zobaczył, jak dziecko. Pochylił się bliżej. - Anna? - Dlaczego oni na siebie krzyczą?- zapytałam. - Sam jest wściekły na coś, co zrobiła twoja siostra, a twoja siostra jest...- zatrzymał się, a ja czułam jak mnie obserwuje. Wziął głęboki oddech.- Nie ważne- odchrząknął.- Chcesz zobaczyć coś, czego nauczyła mnie moja mama? Pociągnęłam nosem, przecierając twarz. - Co? - Masz papier? Pokażę ci. Głosy znikły. Wykopałam kawałek papieru ze swojego biurka. Ładna czerwona kartka z serduszkami. Przekazałam mu ją, a on prychnął. - Co?- powiedziałam. Potargał mi włosy. - Nic. Po prostu jesteś taka dziewczyńska. - Anna?- Palce wbiły się w moje ramiona i potrząsnęły mną.- Hej, obudź się. Otworzyłam oczy. Sam pochylał się nade mną, a światło księżyca malowało koronkowy wzór na jego twarzy. Nie mogłam powiedzieć ile czasu minęło odkąd poszłam do łóżka, ale wydawało się że godziny. - Co? - wychrypiałam. - Płakałaś. Przeciągnęłam ręką po twarzy. Była mokra. - To musiał być zły sen- odpowiedziałam. Spojrzałam przez ramię na korytarz. Drzwi sypialni Casa były otwarte. - Cas jest na warcie? - Tak. - Więc położysz się ze mną? Skinął głowa i poszedł na drugą stronę łóżka. Słyszałam, jak kładzie swój pistolet na