Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 115 177
  • Obserwuję511
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań682 134

Jennifer Rush - Altered 03 - Reborn

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :3.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Jennifer Rush - Altered 03 - Reborn.pdf

Beatrycze99 EBooki R
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 296 stron)

MoreThanBooks 1 | S t r o n a

MoreThanBooks 2 | S t r o n a Spis tresci

MoreThanBooks 3 | S t r o n a 11

MoreThanBooks 4 | S t r o n a CHAPTER 1 TTRRAANNSS:: bbaatt BBEETTAA:: WWeeee NICK Nigdy nie brałem się do walki jak inni. Mogłem to dobrze zrobić. Może byłem w tym nawet niezły. Ale nie podobało mi się. Albo, dlatego że podobało mi się to za bardzo. Sam walczył tylko, kiedy to coś oznaczało. Jak ucieczka. Przeżycie. Chronienie. Cas traktował to, jak taniec- zawsze chciał pokazać najlepsze ruchy. Głownie, dlatego że był dupkiem. Kiedy walczyłem, z trudem się od tego odrywałem. Wychyliłem kieliszek whiskey, taniego gówna i poczułem jak mięśnie brzucha mi się napinają. Wyciągnij to z sedna, tak zawsze mówił Sam. A może było to czymś, co zwykł mówić, zanim straciliśmy nasze wspomnienia w Branchu- tajemniczej organizacji, która zamieniła nas w super żołnierzy, a potem próbowała zabić, kiedy

MoreThanBooks 5 | S t r o n a nie słuchaliśmy się jak psy. Miałem problem z odróżnieniem starego wspomnienia od rzeczywistości. - Słyszałeś mnie? - powiedział facet obok. - Tak. - Czułem jak mrok baru osiada na mnie. Zawsze było coś w ciemnych, zadymionych barach. Coś znajomego. - Więc, co masz na to do powiedzenia? powiedział mężczyzna. Był wyższy ode mnie o kilka cali. Większy również. Grubszy, co oznaczało, że wolniejszy. Prędkość zawsze zwycięża nad salcesonem, jeśli o mnie chodzi. Nie to, żeby ktokolwiek kiedykolwiek wygrał. Zwróciłem się do mężczyzny, chwiejąc się aby pomyślał, że jestem pijany, chociaż nie byłem. A przynajmniej nie zupełnie. Spojrzałem na niego spod ciężkich powiek, a potem przez jego ramię na jego dziewczynę, siostrę, albo może matkę. - Twoja mama jest ładna. Przykro mi, że na nią wpadłem. Kobieta zmarszczyła brwi. Mężczyzna się skrzywił. - Nie o tym mówię. Mój przyjaciel mówi, że widział jak kradniesz mój portfel blisko toalety. Zrobiłeś to? Tak. - Nie. - Cóż, on powiedział, że tak. Jeśli naprawdę bym się starał, nie byłoby tego świadków. Więc sądzę, że jednak zrobiłem to celowo. Może jednak lubiłem walkę po tym wszystkim. Głos Anny z tego ranka powrócił do mnie. Bądź ze sobą szczery. A jeśli nie możesz, przynajmniej bądź szczery ze mną. - Daj mi to. - Mężczyzna podszedł bliżej. Moje palce zaswędziały, zwijając się w pięści. Przestań wybuchać tak często, powiedziała Anna. Będziesz szczęśliwszy.

MoreThanBooks 6 | S t r o n a Problem z Anną był taki, że widziała we mnie rzeczy, których naprawdę tam nie było. Byłem straconym przypadkiem. - Oddaj go, a zapomnimy, że to się stało - ciągnął facet. Jego dziewczyna położyła mu dłoń na ramieniu i szarpnęła go. - Raymond, on jest tylko dzieciakiem. Nawet nie wiem, jak się tu dostał. - Spojrzała na barmana, jakby w jakiś sposób, była to jego wina. Tak naprawdę miałem gdzieś koło dwudziestki, więc byłem tu prawie legalnie. Jednak wyglądałem młodziej. Genetyczne zmiany mi to zrobiły. A ponieważ żadne z nas - ja, Sam, Anna i Cas - nie mieliśmy żadnych prawdziwych, legalnych papierów, zrobiliśmy fałszywe dowody u jakiegoś kolesia, którego Sam znał w przeszłości. Dwóch przyjaciół mężczyzny podeszło bliżej. Barman rzucił ręcznikiem. - Dajcie spokój, chłopaki. Nie będziecie tego tutaj robić. Wyjdźcie na zewnątrz. Raymond położył dłoń na barze i pochylił się. Jego oddech pachniał cygarem i wódką. Jego oczy były przekrwione. Był tu, kiedy przyszedłem, wiec prawdopodobnie pił dłużej ode mnie. - Daj mi mój cholerny portfel, synu. Albo będziesz tego żałował. Wątpiłem w to. Żal nie był czymś, z czym byłem zaznajomiony. - Na miłość boską, Raymond - powiedziała jego dziewczyna. Przyjaciel po jego lewej odsłonił dół swojej kamizelki, pokazując pistolet wiszący w kaburze przy pasku. Jakby to miało mnie przestraszyć. - Oddaj go - powiedział. - Wszyscy widzieliśmy, jak go zabierasz. Zamrugałem leniwie. - Nie mam tego, czego szukacie. Raymond wziął głęboki oddech, a jego pierś wypięła się. Żyły na jego tłustej szyi były jak wąż. Był gotowy do zamachnięcia się. Był typem człowieka tak przewidywalnego, że praktycznie wszystko miał wypisane na czole. Nie było sposobu, aby wygrał walkę.

MoreThanBooks 7 | S t r o n a Zachowaj powagę. Rozluźnij ciało. Stawiaj lekkie kroki. A jeśli zrobisz to dobrze, nigdy nie będą wiedzieć, że to nadchodzi. Twarz Raymonda zmieniła się z rumianej na karmazynową, tuż zanim sięgnął i złapał mój nadgarstek. Pociągnął mnie w swoją stronę, jakby chciał okręcić mnie plecami do niego. Trzy sekundy wcześniej zdążyłem zsunąć się ze stołka, gotowy na pięć sekund przed tym. Kopnąłem prawą stopą, trafiając w jego kolano. Zawył i puścił mój nadgarstek, więc strzeliłem prawym sierpowym, celując w twarz. Jego przyjaciel, ten, który nosił broń, ruszył w moją stronę. Chwyciłem pustą szklankę i rzuciłem w niego. Zderzyła się z jego czołem z głośnym trzaskiem. Jego ciało rozdarło się, krew spływała w dół po nosie. Trzeci przyjaciel zbił mnie z tropu, waląc w mój bok, a następnie szybkim ciosem w twarz. Nie było w tym za wiele siły, więc ignorowanie bólu było łatwe. Strzeliłem go w szczękę. Cofnął się i zakołysał stołem stojącym za nim, rozlewając napoje. Ktoś krzyknął, aby zadzwonić po policję. Raymond odzyskał siły i rzucił się na mnie, łapiąc mnie w swoje szerokie ramiona. Uderzył mną o ścianę swoją wagą i całe powietrze uciekło mi z płuc. Uderzył mnie mięsistymi knykciami, rozwalając mi nos. Krew spłynęła w tyle mojego gardła z gorącym, miedzianym posmakiem. Zsunąłem się szybko po ścianie, uderzając w sekundę o podłogę. Raymond uniósł swoją stopę, kiedy chwyciłem za nogę najbliższego krzesła, ciągnąc go do siebie i wykorzystując siedzenie jako tarczę. Krzesło rozbiło się na kawałki, pozostawiając mnie z niczym, poza nogą nadal trzymaną w dłoniach. Wspiąłem się na kolana i kopnąłem Raymonda w goleń, ponownie uderzając go

MoreThanBooks 8 | S t r o n a w kolano. Wstałem na nogi, uderzając go raz, następnie drugi, prosto w głowę. Raymond uderzył o podłogę z zadowalającym łomotem. Przyjaciel z bronią chwycił za pistolet, kiedy odwróciłem się do niego, z nogą od krzesła nadal wiszącą luźno przy moim boku. - Nie - powiedziałem. Cały bar milczał, a Raymond jęczał u moich stóp, jedynymi dźwiękami była stara szafa grająca, zmieniająca utwory za mną. Słyszałem walenie swojego serca w głowie i wreszcie czułem, jakbym żył. Wyciągnąłem portfel Raymonda z wewnętrznej kieszeni płaszcza i rzuciłem nim w jego stronę. Wylądował z plaskiem na jego piersi. Jego dziewczyna tylko się na mnie gapiła. Wszyscy się na mnie gapili. Toksyczny napływ władzy przebiegł przez moje żyły. Syreny zabrzmiały z daleka, więc pośpieszyłem w stronę tylnych drzwi, z nogą od krzesła wciąż w dłoni. * * * - To już trzeci raz w miesiącu, kiedy wracasz do domu tak wyglądając. Zignorowałem Annę i udałem się na górę. Podążyła za mną. - Nick. Porozmawiaj ze mną, do cholery. Poszedłem do łazienki i próbowałem zamknąć drzwi, ale wsunęła stopę między drzwi i wepchnęła się. Jęknąłem. Łazienka na piętrze nie była duża, większa od tej na dole, ale dwie osoby w niej to o jedną za dużo. Oparłem się o toaletkę, kładąc dłonie na zlewie. - Wpadłem na debila - powiedziałem. Uderzyła mnie w bok i pojawił się nowy ból. Zgarbiłem się. - Kurwa, Anna. - Debil uderzył cię też w żebra?

MoreThanBooks 9 | S t r o n a Odwróciłem się do niej plecami, pochylając nad zlewem. Nagle poczułem, jakbym miał zwymiotować. - Co się stało? - Zamknęła drzwi, robiąc dla siebie miejsce przy toaletce. - Był to ktoś z Branchu? Panika w jej głosie sprawiła, że wypaliłem prawdę. - Nie. Odetchnęła. - Dzięki Bogu. Myślałam... - Ucięła i westchnęła. Z nas wszystkich, to Anna była najbardziej zdenerwowana, kiedy chodziło o Branch. Jej wujek, Will O'Brien stworzył organizację do badań i produkcji broni biologicznej i wrobił swoją rodzinę do uczestniczenia w jego programach w zamian za różne rzeczy, które najbardziej potrzebowali. Dla starszej siostry Anny, Dani, była to pomoc dla ich faszerującego się lekami ojca. I później, kiedy Anna była bliska śmierci od postrzału zadanego przez tego samego leniwego ojca, Dani wykorzystała kontakt z Willem, aby ocalić życie Anny. W zamian, Dani wydała nas wszystkich. Sama, Casa i mnie. Nadal nie byłem pewny, jak się czułem z tą całą sprawą. Zdrada Dani była powodem, dla którego zostałem zamknięty w piwnicy w celi na kolejne pięć lat, będąc szturchany i popychany jak zwierzę. Tak właśnie Anna znalazła się zamieszana w Branch. Ale jej życie zostało ocalone i myślałem, że bycie więźniem było tego warte, bez względu na to, jak bardzo było do bani. Pięć lat później, kiedy wspomnienia Anny zaczęły wracać i uświadomiła sobie prawdę, zabiła Willa w ostatecznej rozgrywce, niszcząc w ten sposób szefa Branchu. Jego zastępca, dowódca Riley, nadal gdzieś tam był. Nikt z nas nie był wolny, dopóki Riley nie zginie. Podążaliśmy za niektórymi tropami, mając nadzieję na upolowanie go i zabranie, ale każde z nich było ślepym zaułkiem. Gdziekolwiek był Riley, trzymał się na baczności i to nas martwiło. Miał dużo czasu, aby dotrzeć do starych

MoreThanBooks 10 | S t r o n a kontaktów i ponownie odtworzyć Branch, pod warunkiem, że znalazłby dobre dofinansowanie. Anna pchnęła mnie. - Usiądź, abym mogła spojrzeć na twoje obrażenia. - Wszystkie ślady jej wcześniejszej paniki znikły, zostawiając jedynie rozdrażnienie i palącą potrzebę zajęcia się czymś, co było złamane. Niestety, tym czymś byłem ja. - Nie musisz... - Wiem, że nie muszę. - Jej szczęka napięła się. - Usiądź. Zamknąłem sedes i usiadłem, czując ból w moich stawach po walce. Potrzebowałem środków przeciwbólowych. Może coś mocniejszego od tych bez recepty. - Gdzie Sam? - zapytałem. - W mieście, tankuje. - Cas? Pochyliła się, aby wyjąć apteczkę spod zlewu. - Poszedł biegać jakoś pół godziny temu. Otworzyła zestaw na toaletce i zaczęła rozdzierać opakowania z gazami. Złapałem jej dłoń w połowie i spojrzała na mnie. - Przestań - powiedziałem. - Nie marnuj zapasów. Szmata wystarczy. Zmarszczyła brwi, ale nie kłóciła się, sięgając po szmatkę, którą wyjęła z szafy. Zwilżyła ją i podeszła do mnie, pochylając się tak, abyśmy byli twarzą w twarz. Jej blond włosy zaplecione były w warkocz i wisiały na jej barku, związane czarną gumką. Cienie malowały skórę pod jej oczami. Nie spała ostatnio zbyt dobrze. Wspomnienia i stare demony dręczyły ją, wyganiając z łóżka. Wiedziałem coś o tym. Żadne z nas naprawdę nie spało dobrze, z wyjątkiem Casa. Cas mógłby przespać nalot samolotowy. Anna oczyściła krew z mojej twarzy i otwartą ranę na boku oka, pracując z

MoreThanBooks 11 | S t r o n a metodyczną pewnością profesjonalisty, którym nie była. - Dlaczego wciąż to robisz? - wymamrotała. Skrzywiłem się. - Dlaczego wciąż pytasz. Kolejny grymas. To była moja standardowa mimika przy niej. - Co się dzieje, Nick? Więcej wspomnień? Tak. Spojrzałem przez nią na ręcznik wiszący na wieszaku. Kiedyś był brązowy. Teraz miał wyblakły kolor błota. Widziałem przebłyski z dziewczyną. Ciągle ją widziałem. Samą dziewczynę. I za każdym razem się trzęsła. Nie, nie trzęsła. Drżała. Zawsze również miała krew na twarzy, przecinaną przez łzy. Krew lała się z rany postrzałowej w jej piersi i trzymała swój lewy bok, jakby ją bolał. Nie wiedziałem, kim jest. Nie wiedziałem, jak została ranna, albo czy ja to zrobiłem. Czasami wątpiłem w wiarygodność mojej głowy. Może był to obraz z życia, zanim jeszcze dołączyłem do Branchu. Dziewczyna, którą widziałem w filmie. Postać, o której przeczytałem w książce. Jeśli była prawdziwa, nie mogłem żyć z myślą, że to ja ją skrzywdziłem. Jedynym sposobem, abym mógł ruszyć dalej było to, że chciała mnie zabić pierwsza. Jeśli dziewczyna była połączona z Branchem, wtedy nie była niewinna. Nikt z nimi związany nigdy nie był niewinny. Łącznie ze mną. - W moich plikach - zacząłem - mówią coś o dziewczynie z jednej z moich misji? Mogła być w naszym wieku. Albo trochę młodsza. Anna myślała przez chwilę. - Nie sądzę, ale sprawdzę jeszcze raz. - Szturchnęła moją brodę, zmuszając mnie, abym na nią spojrzał, ale szybko się odwróciłem. Anna zawsze była typem osoby, która nie wahała się, kiedy przychodziło do

MoreThanBooks 12 | S t r o n a dotykania. Dla niej, dotyk niósł opiekuńczość. Dla mnie jednak zawsze oznaczał ból. To się właśnie dzieje, kiedy twój tata spędza swój wolny czas skopując cię na kwaśne jabłko. Moje życie było do bani zanim jeszcze dołączyłem do Branchu. - W tym wszystkim właśnie o to chodzi? - zapytała Anna. - Dziewczyna? - W jej głosie była nuta niepokoju. Jakby bała się, że wpadnę w króliczą norę miłości i dam się postrzelić. Pieprzyć to. Nie odpowiedziałem na pytanie. Zamiast tego, zrobiłem to, co robiłem najlepiej. Skrzywiłem się na nią. - Po prostu sprawdź, proszę? Zmarszczyła brwi, ale skinęła głową. - Dzięki. - Przeszedłem obok niej do drzwi, aby uciec. Tym razem nie poszła za mną.

MoreThanBooks 13 | S t r o n a CHAPTER 2 TTRRAANNSS:: bbaatt BBEETTAA:: WWeeee ELIZABETH Sprawdziłam półki nad moim biurkiem, przebiegając palcami po rzędzie kobaltowych szklanych butelek oznaczonych naklejkami, które głosiły rzeczy jak "DZIEŃ, W KTÓRYM WYSIADŁ PRĄD", "WIOSNA" i "FESTYNY". Moje wspomnienia zostały starannie ułożone w wonnych olejach, zmieszanych w kobaltowych butelkach, oznakowane i ustawione na półce. Zatrzymałam się, kiedy znalazłam butelkę - etykietę - którą szukałam. "GABRIEL". Śniłam o nim zeszłej nocy. Po przebudzeniu rano, od razu przypomniałam sobie, ile czasu minęło, odkąd zniknął on z mojego życia, tak szybko jak się pojawił. Trudno było zapomnieć kogoś, kto uratował twoje życie, niezależnie od tego jak

MoreThanBooks 14 | S t r o n a bardzo - albo jak mało - je ceniłeś. Butelka Gabriela była najstarsza. Pierwsza. Związana z jednym z przełomowych momentów w moim życiu - nocy, której zostałam ocalona, nocy, której uciekłam od ludzi, którzy porwali moją matkę i mnie, i trzymali nas w niewoli przez sześć długich miesięcy. Wyciągnęłam butelkę z półki. Chodź korek nadal był osadzony w szyjce, od razu przypomniałam sobie, jak pachniał. Piżmo. Sosna. Kropla cynamonu. Bergamotka. I w końcu, drewno cedrowe. Blizna biegnąca z mojej lewej strony w dół do mojej kości biodrowej zapłonęła, dając złudzenie pieczenia, gdzie nóż rozpruł moje ciało, przebijając się przez tkanki i mięśnie, dochodząc do kości. Druga blizna, stara rana postrzałowa w klatce piersiowej, zapulsowała. Brakowało mi go. Brakowało mi go w tak dziwny sposób, że nie mogłam tego wyjaśnić. Tak naprawdę go nie znałam. Nie spędziłam z nim za wiele czasu. Ale za każdym razem, kiedy o nim myślałam, w mojej głowie był miażdżący ból, jakby nieobecność Gabriela była dziurą we mnie, tak głęboką i szeroką, że nic nie było w stanie jej wypełnić. Przez uratowanie mojego życia, zabrał jego część ze sobą. Bez otwierania butelki, odłożyłam ją na półkę i przesunęłam za tą oznakowaną „KWIATY”. Nie mogłam znieść dzisiaj więcej Gabriela. Może jutro również nie. Jego butelka – jej zawartość – była tą, którą kochałam, nienawidziłam, bałam się i próbowałam desperacko zapomnieć. Ale była to też ta, której nie mogłam zapomnieć, nawet, jeśli próbowałam. * * * Garnki i patelnie uderzyły o siebie w kuchni, kiedy szłam w dół schodami. Znalazłam moją przybraną matkę, Aggie, grzebiącą w jednej z dolnych szafek, jej włosy związane były z tyłu chustą. Na blacie rozłożone zostały różne składniki.

MoreThanBooks 15 | S t r o n a - Czego szukasz? - zapytałam. Zaskoczona, walnęła głową o krawędź drzwi szafki. Odsunęła się do tyłu, pocierając bolące miejsce. - Przestraszyłaś mnie. - Przepraszam. - Podeszłam prosto do dzbanka z kawą. Aggie przygotowała mój ulubiony kubek, czekający obok i napełniony po brzegi. - Szukam okrągłej foremki na moje ciasto. Wskazałam na szafkę najdalej po lewej. - Sprawdź tam. Zmarszczyła brwi, ale zajrzała do środka i zdziwiona wyciągnęła formę. - Cóż, co ty na to. Spośród wszystkich przybranych rodziców zastępczych, jakich miałam, Aggie była zdecydowanie moim ulubionym. Przeszłam przez pięć domów, zanim w końcu tutaj trafiłam. Aggie była dobrze po sześćdziesiątce, kiedy mnie przygarnęła. Była samotną kobietą, która straciła jedyną córkę przez raka piersi wiele lat temu. Aggie rozumiała stratę jak żadne z moich pozostałych rodzin zastępczych. Nasze cierpienie nie było dokładnie takie samo, ale i tak było. Miała od początku do mnie cierpliwość. Spokój. Delikatne mówienie. Nie byłam pewna, gdzie bym była bez niej. Po tym, jak zostałam uratowana, czułam się jak boja zagubiona w morzu. Moja matka zawsze była moją skałą - była silna, zdeterminowana i inteligentna. W pewnym sensie, życie bez niej było gorsze, niż życie w niewoli. Wiele moich wcześniejszych ataków lękowych było spowodowane brakiem mamy. Niektóre małe rzeczy przypominały mi o niej - pachnąca świeca, jej ulubiona marka czekolady, stary sweter - i ból powracał. Nie mogłam przestać widzieć jej twarzy, paniki w jej oczach, kiedy moi

MoreThanBooks 16 | S t r o n a oprawcy grozili nam obu, abym w pełni współpracowała. Nie przychodzili i nie mówili tego wprost, ale z pewnością dali do zrozumienia, że jeśli nie zrobię wszystkiego, czego chcą, zabiją moją matkę bez wahania. - Pracujesz dzisiaj? - zapytała Aggie, kiedy wręczyła mi banana. - Zjedz, kiedy będę ci robić jajka. Aggie zawsze wpychała we mnie jedzenie, martwiąc się tym, jak chuda byłam. W porównaniu z nią, byłam mała - była dużą kobietą o szerokich ramionach i znacznej klatce piersiowej - ale w porównaniu do Chloe, albo którejkolwiek z dziewcząt, z którymi wychodziła Chloe, byłam średniej wielkości. - Mam dzisiaj wolne - odpowiedziałam, odrywając skórkę banana. - Jesteś zajęta? Mogłybyśmy zrobić dzień filmowy. - Muszę być w centrum dla seniorów popołudniu, inaczej z przyjemnością spędziłabym z tobą czas. Dasz sobie sama radę? - Jasne - skłamałam. Szczerze mówiąc, nie chciałam spędzać dnia sama w domu. Kiedy byłam sama, ustępowałam i znikałam w swojej głowie, a moja głowa była krajobrazem okropności z przeszłości. Aggie spojrzała na mnie z ukosa, zanim odwróciła się i zajęła kuchenką. - Właściwie, wiesz co, mogą znaleźć innego wolontariusza. Zadzwonię do nich i powiem, że nie dam dzisiaj rady. - Nie musisz tego robić. - Bzdura. Chcę tego. - Zamachała łopatką w powietrzu. - Mieliśmy dzisiaj malować doniczki, ale naprawdę, potrzebuję więcej doniczek? Jej tylne biurko było nimi wypełnione. Wielkie doniczki na podłodze, małe doniczki na barierkach. W domu również stało wiele z nich, i nie we wszystkich zasadzone zostały rośliny. Przynajmniej pół tuzina trzymało w sobie drobiazgi. Miała rację, nie potrzebowała więcej, ale nie o to chodziło. Nienawidziłam proszenia ją o zmianę planów dla mnie.

MoreThanBooks 17 | S t r o n a Ale nie mogłam również zmusić się do obiekcji. Przeszłość mnie dzisiaj dopadała, dusząc jak całun. - Jeśli jesteś pewna - powiedziałam, a ona przytaknęła. - Dzięki, Aggie. Uśmiechnęła się. - Nie ma sprawy. Zamknęłam oczy, kiedy się odwróciła i przycisnęłam palce do końcówki nosa, czując rosnący ból głowy pod moją czaszką. Widziałam moją matkę w ciemności, krzyczącą moje imię, kiedy oprawcy odciągali ją ode mnie. Uciekłam z miejsca, gdzie byłam przetrzymywana, ale moja matka nie miała tyle szczęścia. Jeśli walczyłabym trochę bardziej ostatni raz, kiedy ją widziałam, mogłabym ją teraz objąć, przytulić mocno i powiedzieć, jak bardzo ją kochałam.

MoreThanBooks 18 | S t r o n a CHAPTER 3 TTRRAANNSS:: bbaatt BBEETTAA:: WWeeee NICK Obudziłem się w środku nocy, wyrzucając z siebie pamięć drogiego starego taty, który znalazł drogę do moich snów. Leżałem przez chwilę w łóżku, próbując zmusić się do powrotu do snu. Kiedy to się nie stało, odrzuciłem prześcieradła, narzuciłem na siebie ubrania i skierowałem w dół schodów. Wszyscy spali, więc dom był cichy i ciemny. Unikałem skrzypiących desek na schodach i w salonie, udając się do lodówki. Wewnątrz znajdowały się wszystkie potrzebne rzeczy - resztki i piwo. Po obiedzie, Anna pokroiła to, co zostało z kurczaka w małej wielkości kawałki. Łatwo było to zjeść palcami. Zostawiłem wystarczająco dużo, aby było niewystarczające na posiłek. Cas będzie skomleć jak zwykle, kiedy chodziło o jedzenie. Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy wyjąłem piwo z lodówki.

MoreThanBooks 19 | S t r o n a Z szybkim kliknięciem zamka drzwi, byłem już na zewnątrz, wdzięczny za chłodne powietrze. Księżyc był prawie w pełni, więc nie potrzebowałem latarki, aby znaleźć skraj lasu i wydrążoną kłodę, która leżała pod masywnym klonem. Pogrzebałem za nim i wyciągnąłem paczkę papierosów, którą tam ukryłem, razem z zapalniczką. Ze złym nawykiem w dłoni, wróciłem na ganek, siadając na jednym ze starych leżaków i podparłem nogi o poręcz. Noc była głośna. Zawsze te cholerne świerszcze. Czasami kojot czy dwa zawyły na siebie. Odchyliłem się na krześle, a jego przednie nogi oderwały się od podłogi, zapaliłem papierosa i zaciągnąłem się nim. Palenie było starym nawykiem, takim, który oczywiście rzuciłem gdzieś po drodze, ale nie mogłem sobie przypomnieć, czy zrobiłem to celowo, czy po prostu zapomniałem, że paliłem, kiedy moje wspomnienia zostały wymazane. Tak czy inaczej, nadal pragnąłem papierosów tak jak pragnąłem dobrej whiskey, i czasami wciąganie nikotyny pomagało mi rozbić całe gówno w mojej głowie. Już czułem się lepiej. Wziąłem kolejny łyk piwa, a następnie postawiłem je na podłodze ganku. Zacząłem grzebać w kieszeni spodni i wyjąłem spłaszczonego papierowego żurawia. Z papierosem wciąż ściśniętym między moimi dwoma palcami, uniosłem żurawia na linię swojego wzroku i spojrzałem na jego ostrą głowę. To moja matka była osobą, która nauczyła mnie robić papierowe żurawie. Miałem zaledwie pięć, może sześć lat. Na początku, moje żurawie były krzywe, z większą ilością zagniecionych fragmentów na papierze niż było potrzeba. Ale origami było jedną z niewielu rzeczy, które robiliśmy razem i nie tyle obchodziły mnie żurawie, co jej uwaga. Wspomnienia z mojego starego życia wciąż były mgliste i chaotyczne, ale coraz

MoreThanBooks 20 | S t r o n a więcej z nich wracało - rzeczy, których nie chciałem pamiętać, rzeczy, na które byłem zły, że zapomniałem. Żurawie były jedną z pierwszych rzeczy, które pamiętałem o mojej mamie. Wszystko inne przyszło później. Moja mama była gównianym rodzicem. Kiedy moje wspomnienia zaczęły wracać, przypomniałem sobie pięść mojego ojca i to, że moja mama zostawiła nas, kiedy byłem młody. Chciałem myśleć, że odeszła z dobrego powodu, może ponieważ nie mogła znieść tego gówna i chaosu, przez które przepychał ją ojciec. Teraz wiedziałem lepiej. Mama odeszła, ponieważ była ćpunką, a bycie ćpunką zawsze było dla niej ważniejsze niż bycie mamą. Miała dobre dni, kiedy była wystarczająco naćpana, aby być szczęśliwa, a nie tak narajana, aby być bezużyteczna. To były dni, kiedy składaliśmy origami. To była jedyna kreatywna rzecz, którą znała, może dlatego, że nie wymagała za dużo myślenia na trzeźwo, kiedy już znałeś kroki, a ona znała je na pamięć. Przez najrzadsze dni, miałem obojga rodziców. Tata zabierał mnie na ryby na Little Hood Creek, a mama zwijała się na brzegu z książką w dłoni, duże, okrągłe okulary ukrywały jej oczy. Kiedy słońce zaczynało ją piec, odrzucała książkę i zanurzała nogi w wodzie, wskazując na żywą przynętę mknącą między jej nogami. To wszystko było tak cholernie dobre. I tak cholernie kruche. Dobre dni stawały się złymi nocami, a złe noce rozpoczynały złe tygodnie. W końcu mama odeszła i tata zaczął więcej pić, aż każdy dzień był złym dniem, aż zapomniałem jak to jest mieć ten dobry. Pierwszy raz, kiedy uderzył mnie tata, miałem osiem lat. Był pijany przez tanią tequilę i nękany przez stare demony. Stłukłem okno, uderzając w nie piłką z ogródka. To był jedyny raz, kiedy przeprosił mnie za to, że mnie uderzył. I to był jedyny raz

MoreThanBooks 21 | S t r o n a kiedy wierzyłem, że nie zrobi tego ponownie. Po jakimś czasie, kiedy zrobiłem się większy, zacząłem oddawać. Czasami byłem tak pijany jak on. Dwaj bruneci, nawiedzeni i szyderczy, potykający się i wymachujący pięściami. Musieliśmy wyglądać jak żart. Ostatniej nocy, kiedy go widziałem, pobił mnie tak bardzo, że nie mogłem chodzić. Ukryłem się w moim pokoju na trzy dni, wychodząc jedynie kiedy był w mieście w barze, albo telepał się do swojej pracy w fabryce. Czwartej nocy, po tym jak zemdlał, ukradłem mu kluczyki do samochodu z blatu kuchennego, wziąłem sześciopak piwa z lodówki i wymknąłem się na zewnątrz w ciemność. Nigdy się nie obejrzałem. Ale teraz, z jakiegoś popieprzonego powodu, oglądałem się. Nie mogłem przestać o nim myśleć. O mnie. O tym, czy jestem, czy nie, taki sam jak on. I czasami, kiedy zabiłem kogoś własnymi rękami, martwiłem się, że byłem gorszy od niego. O ile mi wiadomo, nigdy nikogo nie zamordował. Ale ja, ja zabiłem tak wiele razy, że nie mogłem zliczyć ciał. Może to właśnie prowadziło mnie do wykopywania przeszłości, aby dowiedzieć się szczegółów misji, na której byłem, kiedy spotkałem tę dziewczynę. Wziąłem kolejny wdech papierosa i rzuciłem go pod stopy. Jeśli się dowiem, że zabiłem tę dziewczynę - cóż, może w końcu zaakceptuję mój los. Przyjmę przeklętą krew płynącą w moich żyłach. Ale, jeśli nadal żyła... Może było dla mnie jeszcze jakieś odkupienie, mimo tego wszystkiego.

MoreThanBooks 22 | S t r o n a CHAPTER 4 TTRRAANNSS:: bbaatt BBEETTAA:: WWeeee NICK Jakoś udało mi się przespać jeszcze kilka godzin, a kiedy wstałem, Cas patrzył na mnie z drugiego końca pokoju. Przetarłem oczy, starając się odegnać resztki ostatniej nocy. Głowa bolała mnie tak cholernie mocno, że czułem, jakby moje gałki oczne próbowały wyskoczyć ze swoich oczodołów. - Na co się do cholery gapisz? - Warczałeś podczas snu - odpowiedział. - Gówno prawda. - Myślałem, że zmieniasz się w wilkołaka. Oczywiście, przynajmniej jako pies, byłbyś łatwiejszy do wytresowania. Chwyciłem pustą puszkę piwa z kredensu i rzuciłem w niego. Zręcznie ją

MoreThanBooks 23 | S t r o n a chwycił w powietrzu i uśmiechnął się. Zawsze był tak obrzydliwie z siebie zadowolony. - Jestem taki zły. Zignorowałem go, kiedy szedłem do drzwi. - Włóż jakieś ubrania! - krzyknął. - Anna nie chce zostać zaatakowana przez twoją tandetę. Spojrzałem w dół na swoje bokserki i odwróciłem się, wkładając jakieś spodnie, zanim udałem się na dół. Anna i Sam już byli na nogach, ubrani w stroje do biegania. - Wychodzicie, czy właśnie wróciliście? - zapytałem. - Wychodzimy - powiedział Sam. - Chcesz iść? Jedyna rzecz, która pomagała mi oczyścić umysł, to bieganie. - Dacie mi pięć minut? - zapytałem i Sam skinął głową. Dokładnie sześć minut później kierowaliśmy się w stronę lasu za naszym domem. Zarzuciłem na siebie koszulkę i luźne dresowe spodnie, razem z butami do biegania. Preferowałem trenowanie z jak największą ilością niedogodności, więc zawsze się przesadnie stroiłem i rzadko nosiłem okulary przeciwsłoneczne. Ubrania ułatwiały bieganie, ale w mniej niż ćwierć mili, byłem chodzącym wiadrem potu. Dzień obiecywał być gorący i zero zachmurzenia sprawiało, że słońce stawało się bezlitosne. Na im więcej scenariuszy byłem przygotowany, tym lepiej. Gdy wynajęliśmy ten dom w lesie, wyszliśmy i odwzorowaliśmy trasę do biegania, która prowadziła nas przez gęsty las ponad siedem mil. Był to nierówny teren, ścieżka była ledwie wychodzona, dając nam doskonały dostęp do lasu. Co kilka metrów, gałęzie szarpały moją twarz i groziły wydłubaniem oka. Anna, najniższa z nas wszystkich, miała najłatwiej. Biegła przez las jak duch. Wróciliśmy do domu gdzieś koło dziesiątej rano. Anna pierwsza zaklepała prysznic, więc Sam i ja zostaliśmy na podwórku na sparing. Zrzuciliśmy nasze przesiąknięte potem koszulki na ganek, aby trudniej było nam nawzajem uzyskać

MoreThanBooks 24 | S t r o n a kontrolę nad drugim. Sam wyprowadził lewy sierpowy, który z łatwością uniknąłem. Złapałem go z prawej na żebrze, a on skulił się, wypuszczając powietrze. - Kurwa - mruknął, trzymając się za bok. Chociaż lubiłem Annę, wolałem Sama bez niej. Po pierwsze, więcej przeklinał. Po drugie, był dużo bardziej brutalny. - No chodź, Ładny Chłopcze - powiedziałem. - To wszystko, co masz? Wyprostował się i uśmiechnął, a jego oczy płonęły obietnicą zrobienia mi uszczerbku na zdrowiu. Chciałbym zobaczyć, jak próbuje. Miał lepszą technikę walki, ale ja byłem bardziej wybuchowy, nawet po kacu. Kiedy uderzałem, uderzałem mocno i choć Sam dobrze się krył, mogłem stwierdzić, że go bolało. Okrążyliśmy się. Sam zamachnął się w lewo, a potem, w ostatniej sekundzie zmieniając kurs, zbił mnie z tropu. Cios wylądował na mojej twarzy, odchylając moją szczękę i cofnąłem się, wypluwając krew na piach. Jego uśmiech poszerzył się. - W porządku - powiedziałem. - O tym mówiłem. Nie zatrzymałem się, nie chciałem dać mu chwili na złapanie oddechu. Poszedłem szybko, wyprowadziłem jeden cios, drugi, trzeci, które Sam zręcznie zablokował. Znowu zamachnął się na moją twarz, więc przysiadłem. Kiedy wróciłem do normalnej pozy, uderzył mnie w nos. - Skurwiel - powiedziałem, czując, jak krew zalewa mi gardło. - No dalej, Ładny Chłopcze - wyśmiał. - To wszystko, na co cię stać? Zaśmiałem się. - Czasem jesteś takim dupkiem. Gdyby tylko Anna wiedziała, jak bezwzględny naprawdę jesteś. Zamachnął się od dołu. Zablokowałem. - Anna nie ma urojeń - powiedział. - Wie, że skopię ci tyłek tylko dla zabawy.

MoreThanBooks 25 | S t r o n a Ponownie się zaśmiałem i zakołysałem, aby kopnąć w jego kolano, ale zniknął, zanim zdążyłem wylądować. Po chwili, jego ramię było wokół mojej szyi, jego druga ręka zakładała chwyt. Złapałem oba jego nadgarstki i przerzuciłem go przez swoje plecy. Wylądował z hukiem na ziemi i uciekł z niego skonany chichot, kiedy przewrócił się na czworaka. Jako troskliwy człowiek, którym jestem, dałem mu trzy sekundy, aby odpoczął, zanim kopnąłem go w nerki. Poleciał do tyłu, ale obrócił się nogami do dołu i odżył, zanim jeszcze wylądował na ziemi. Rzucił mnie na drzewo, a oddech uciekł z moich płuc. Kopnąłem kolanem w jego klatkę piersiową. Odpowiedział łokciem na mojej twarzy. Właśnie miałem go z siebie skopać, kiedy nas obu oblał strzał zimnej wody. Anna stała dziesięć metrów dalej, z wężem w ręku. - Nigdy nie wiecie, kiedy przestać. Róbcie tak dalej, aż oboje się pozabijacie! Sam ruszył w jej kierunku. - Właśnie zaczęliśmy. Nikomu nic się nie stało. - Krew spływa ci po twarzy - podkreśliła. - A nos Nicka krwawi. Twoja warga jest pęknięta i... Kiedy Sam ją rozpraszał, zakradłem się do niej, chwyciłem węża i wyszarpnąłem spryskiwacz z jej dłoni. - Nick! - krzyknęła, a potem ją zmoczyłem. Sam odrzucił głowę do tyłu i wydał ze swojej klatki piersiowej głęboki śmiech. Anna nie była tak rozbawiona. Stałam tam, mokra, patrząc na mnie. - Nienawidzę was obu! - krzyknęła i odwróciła się w stronę domu, ale Sam ją złapał, jego ramiona oplotły jej talię, zanim zdążyła uciec. Pocałował ją w szyję, mrucząc coś do jej włosów co sprawiło, że się zarumieniła. - Jestem gotowy do wyjścia - powiedziałem. Cas opierał się o zlew kuchni, kiedy wszedłem do środka, z kawałkiem steku w