Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 114 850
  • Obserwuję510
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań681 984

Maria V. S. - 1,5 - Assa. St. (tłum. nieoficjalne)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :172.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Maria V. S. - 1,5 - Assa. St. (tłum. nieoficjalne).pdf

Beatrycze99 EBooki S
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 28 stron)

Assassin Study ~ Maria V. Snyder ~ Tłumaczenie: MoreThanBooks

Rozdział pierwszy Valek popatrzył na biurko Mogkana i westchnął. Przedarcie się przez wszystkie te papiery zajęłoby dni, ale Komendant Ambrose chciał, aby w pełni zbadać zakres zaangażowania Mogkana w plany Generała Brazella przejęcia kontroli na Terytorium Iksji. Plany, które zostały udaremnione. Z uwięzionym Brazellem i martwym Mogkanem pozostawał jedynie nużący obowiązek dopięcia luźnych szczegółów. Kiedy przejrzał dokumenty i notatki leżące na biurku, Valek nie mógł uwierzyć w ilość szczegółowo opisanych potworności uczynionych przez Mogkana sierotom pod opieką Brazella. Zdumiewającym było, że Yelena przetrwała magiczne tortury Mogkana. Ogromnie zmartwiło Valka także to, że nieokiełznani Sycjańscy magowie mogli żyć w Iksji przez czternaście lat bez jego wiedzy. Fakt, że Brazell chronił Mogkana, nie był wymówką. Valek był szefem ochrony wszystkiego w Iksji; jego zadaniem było wiedzieć o takich rzeczach. Dzieci były torturowane. Myśli Valka powróciły do Yeleny. Ostre ukłucie samotności dotknęło jakiejś pustki wewnątrz niego. Była w Sycji, gdzie musiała się udać, aby nauczyć się o swoich magicznych zdolnościach, ale wzięła jego serce ze sobą. Przeklinając się za bycie melodramatycznym, skupił się na ponurym zadaniu przed nim. Nieznane nazwisko – T. Daviian – zostało napisane wielokrotnie na różnych dokumentach. Kiedy znalazł linijkę T. Daviian – Moje Kochanie – zapłacone 6 złotych monet, Valek zgadywał, że T. Daviian był Sycjańskim zabójcą, który zatruł napój Komendanta Moim Kochaniem podczas negocjacji nad układem handlowym. Daviian to nazwa płaskowyżu w Sycji. Z tego co Valek wiedział, płaskowyż był niezamieszkały. Pukanie przerwało jego zadumę. - Wejść – zawołał. Ari otworzył drzwi i wszedł.

- Jak Janco? - zapytał Valek. Partner Ariego został dźgnięty mieczem podczas bitwy o uwolnienie Komendanta spod magicznej kontroli Mogkana. - Doprowadza pielęgniarkę do szaleństwa. Dziś rano udawał, że jest martwy. Kiedy pielęgniarka z nocnej zmiany sięgnęła w jego kierunku, złapał ją za ramię. – Ari potrząsnął głową. - Dobrze słyszeć, że lepiej się czuje. Masz sprawozdanie? - Tak jest. Wszyscy doradcy Generała Brazella stawili się. Komendant przesłuchuje ich. – Błysk uznania mignął w bladoniebieskich oczach Ariego. – To niesamowite, jak Komendant potrafi wyciągnąć z nich przyznanie się, używając ciszy. Czułem się zmuszony do wyznania wszystkich przestępstw wieku młodzieńczego podczas tego śmiertelnego milczenia. - Jak wielu doradców było zaangażowanych w plany Brazella? - Jak dotąd dwóch. Zrobiliśmy przerwę na posiłek. Valek wątpił, że znajdą ich więcej. Jego szpiedzy nie wychwycili żadnej nielegalnej działalności, co oznaczało udział małej ilości osób. Albo to, albo jego grupa zwiadowcza została naruszona. Intensywne śledztwo w jego sieci wywiadowczej musiałoby być ostrożne, skoro mógł teraz ufać jedynie Ariemu i Janco. - Jak wygląda sytuacja z żołnierzami Brazella? – zapytał Valek. - Wszyscy na liście mają się zgłosić. - Dobrze. – Z niepewnego wyrazu twarzy Ariego, Valek wywnioskował, że mężczyzna jest zmartwiony. – Coś jeszcze? - Tak. – Ari przerwał, jakby zastanawiając się co powinien powiedzieć. – Nasze wstępne przeliczenia armii Generała Brazella zawierały jedną dodatkową osobę, ale kiedy dopasowaliśmy nazwiska do listy, wszystko się zgadzało. - Być może służący lub doradca zostali policzeni przez pomyłkę? - To samo pomyślałem. Jednak… Valek czekał. On również znał wartość ciszy.

Ari wzdrygnął się, jakby podejrzewał, że jego kolejne słowa rozzłoszczą Valka. - Słyszałem plotki w wartowni. Było wiele przechwałek na temat tego, kto zamierza zabić Yelenę. Co było do przewidzenia. Wśród ludzi Brazella nikt za nią nie tęsknił; zabiła jego jedyne dziecko, Reyada, i odegrała główną rolę w aresztowaniu Generała. - Kontynuuj. - Przechwałki się skończyły, ale teraz robą zakłady, kiedy Tam ją zabije. - Kim jest Tam? - Porucznik. To wszystko co wiem. T. Daviian? Valek zastanawiał się. Sycjański zabójca? - Czy Tam jest na tej liście? - Nie. - Kiedy zaczęły się te zakłady? - Tego ranka. Rozkazy? - Zdobądź więcej informacji o Tamie. Nie bądź subtelny. - Tak jest. – Ari zasalutował i wyszedł pospiesznie z pokoju. Valek porzucił swoje zajęcie i rzucił się do stajni, żeby sprawdzić, czy nie brakuje jakiegoś konia. Wszystko było spokojne. Może winni doradcy Brazella posiadaliby jakieś informacje. Powrócił do rezydencji Brazella. Skupisko zabudowań przypominało mały zamek i Valek przypomniał sobie, że brat Króla Iksji mieszkał tutaj przed przejęciem władzy przez Komendanta. Książę był tak samo skorumpowany jak jego brat, a Valek miał tę przyjemność zamordowania jego oraz całej rodziny królewskiej. Valek skierował się do lochów. Niestety był zaznajomiony z ich lokalizacją oraz położeniem podziemnych cel, jednak nie potrafił powstrzymać

uśmiechu. Mimo że zostali zamknięci w okropnych ciemnościach, on i Yelena potrafili znaleźć chwilę czystej przyjemności. Jeden z pomocników Komendanta zatrzymał go. - Komendant chciałby się z panem widzieć, sir. - Kiedy Valek zawahał się, asystent dodał: - Teraz. Niecierpliwy opóźnianiem swojego śledztwa, Valek pośpieszył do biura Komendanta. Ambrose przejął miejsce pracy Brazella. Zdarł wykwintne dekoracje w pomieszczeniu, jednak zachował szerokie mahoniowe biurko i obite skórą krzesło. - Valek. - Komendant przywołał go bliżej. - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że zatrudniłeś zabójcę? - Do czego? Władcze spojrzenie Ambrose’a osiadło na Valku. Większość ludzi skurczyłaby się do trzęsącej się masy z powodu gniewu Komendanta. Valek pozostał niewzruszony. - Yelena. Nakaz jej egzekucji zniknął - powiedział Komendant Strach owinął się wokół gardła Valka. - Nikogo nie zatrudniłem. Kiedy ostatnim razem widział pan nakaz? - Miałeś zatrudnić... - Kiedy! Ambrose nie odezwał się. Valek wziął głęboki oddech. - Proszę o wybaczenie, sir. - Nakaz leżał na moim biurku tego ranka. Nie było go, kiedy wróciłem z lunchu. Jeżeli to nie jeden z twoich zabójców przejął nakaz, to kto? - Mam zgodę na dowiedzenie się tego, sir? Komendant zastanowił się. Valek usiłował utrzymać prostą postawę. - Jest bezpieczna w Sycji, Valek. Nakaz obowiązuje jedynie, jeżeli zostanie znaleziona w Iksji.

Chyba że to Sycjańki zabójca ścigał Yelenę. Nie miał na to dowodu, jednak poprzysiągł, że nie na długo. - Zgoda udzielona. Możesz odejść. Ścigając się z czasem, Valek ruszył w poszukiwaniu Ariego; znalazł go w baraku strażników. Silne dłonie Ariego były owinięte wokół gardła strażnika. Uwięziona twarz mężczyzny stała się fioletowa. - Raportuj - rozkazał Valek. - Właśnie odbywam małą pogawędkę z moim przyjacielem. Wygląda na to, że Tam został zrekrutowany w Sycji przez Mogkana i w mylnym poczuciu obowiązku właśnie ściga Yelenę - powiedział Ari. - Mój przyjaciel akurat miał ujawnić, kiedy Tam wyjechał. Prawda? - Zwolnił swój ucisk. - Około... dwóch... godzin... temu - powiedział mężczyzna, walcząc o powietrze. Yelena była w niebezpieczeństwie. Sekunda otępiającej paniki i strachu pochwyciła Valka, jednak zdusił wszystkie emocje. Musiał myśleć i planować. Tam był na piechotę, z dwugodzinną przewagą, kierując się na południe. Zabójca znajdował się wciąż w Iksji. Na koniu Valek mógł dotrzeć do granicy przed Tamem i zastawić pułapkę, lub mógł śledzić Tama do Sycji i dowiedzieć się więcej o intencjach zabójcy. Tłumaczenie: NiSiAm Korekta: bacha383

Rozdział drugi Valek podjął decyzję. Poinformował Ariego o swoich planach i pospieszył do stajni. Według mistrza stajennego Onyx był najszybszym koniem w stodole. Kiedy opuścili ziemie rezydencji, Valek ostrogami pospieszył do galopu stosownie nazwanego, w całości czarnego konia, kierując się na południe do Wężowego Lasu. Wibrujący pomruk kopyt Onyx odbijał się echem w piersi Valka. Obawiał się spóźnienia i minięcia z zabójcą. Każde opóźnienie mogło postawić Yelenę w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wężowy Las był wąskim pasem zieleni, który układał się faliście od wschodu do zachodu, między północnym Terytorium Iksji i południowymi ziemiami Sycji. Oficjalna granica była zlokalizowana sto stóp za południową granicą Wężowego Lasu. Valek wiedział, że lokalizacja granicy tworzyła niezliczoną ilość problemów patrolom obu państw, jednak wykorzystywał przykrywkę lasu na swoją przewagę wiele razy. Dziś nie miało być inaczej. Dotarł do stacji patrolowej Militarnego Dystryktu 5 (MD-5) w samym środku lasu dwie godziny przed zachodem słońca. Wystarczająca ilość czasu, by przyjął odpowiednią pozycję. - Sir? - Kapitan stacji stanął na baczność. - Pewna osoba będzie usiłowała przekroczyć granicę dzisiejszego wieczoru - powiedział Valek. - Powinniśmy zwiększyć patrole? - Tak, ale nie w sekcji dwunastej. I chcę, żeby twoi strażnicy byli widzialni, ale w oczywisty sposób. - Sir? - Chcę, aby twoi żołnierze zapędzili tę osobę w kierunku niestrzeżonej sekcji, tak abym mógł go zlokalizować i śledzić do Sycji. Zrozumiałeś?

- Tak jest! Do zachodu słońca podrasowany patrol robił subtelny hałas wzdłuż granicy Wężowego Lasu, a Valek, ubrany w maskujący kombinezon założony na ubranie Sycjanina, czekał w sekcji dwunastej. Swoją obecną pozycję opierał na logice. Jeżeli tamten planował przekroczyć granicę niezauważony, ta wąska leśna dróżka byłaby idealna. Przysiadając na gałęzi drzewa, uśmiechnął się na wspomnienia. Kiedy Yelena odgrywała rolę uciekiniera w tym lesie, przykleił do jej uniformu liście Cheketo, żeby ukryć mocno czerwony kolor. Jej prowizoryczny kamuflaż zadziałał i była w stanie uniknąć złapania przez cały dzień ćwiczeń. Wtedy była świadoma, że strażnicy jej szukali; samotny zabójca miałby element zaskoczenia. Jeżeli Valek nie zlokalizowałby Tama, znalazłby Yelenę i śledził ją, dopóki nie byłaby bezpieczna. Prychnął w rozbawieniu. Miała wyjątkową zdolność przyciągania niebezpieczeństwa, nawet w korzystnych warunkach. Może po prostu powinien usprawnić swój plan i jedynie obserwować ją, dopóki nie zneutralizowałby zabójcy. Ciemność osiadła nad lasem. Nawoływania sowy i brzęczenie owadów przeszywały ciszę. Tajemniczy szelest w krzakach przyciągnął jego uwagę. Przyjrzał się badawczo okolicy i szybko zauważył postać. Człowiek trzymał się cieni i z odległości w jakiej znajdował się Valek, niemożliwym było dostrzeżenie jego twarzy. Uzdolniony przeciwnik. Zabójca przeszedł bezszelestnie pod drzewem Valka. Mężczyzna poczekał kilka uderzeń serca, zanim zsunął się na ziemię i podążył za zabójcą. Część niego była zadowolona, że prawidłowo przewidział, jednak druga część martwiła się z powodu łatwości z jaką znalazł Tama. Ryzyko zawodowe, przypuszczał. Gdyby nie nawyk analizowania wszystkiego pod każdym kątem, mógłby już być martwy. Do świtu zabójca przekroczył granicę. Valek zatrzymał się na krótką chwilę, aby zmyć kamuflaż z twarzy i ukryć swój kombinezon. Przyciemnił

swoją bladą skórę, żeby dopasować się do Sycjańskich odcieni opalenizny i wygładził białą bawełnianą tunikę oraz piaskowego koloru spodnie. Odrzucił do tyłu swoje długie do ramion, czarne włosy i związał je. Upał miał zacząć się zwiększać z każdym dniem, dopóki nie stałby się nieznośny. Sycja nie była najlepszym miejscem do odwiedzania podczas gorącego sezonu. Zabójca udał się do małej wioski na ziemiach Klanu Moon w Sycji. Otoczona farmami, wioska posiadała jedynie jedną gospodę i pojedynczą tawernę, do której to wkroczył Tam. Valek okrążył budynek. Tylko jedno wyjście. Odczekał kilka minut zanim wszedł do środka. Ożywiona dyskusja wypełniała tawernę. Radosny nastrój rozchodził się przez przepełnione pomieszczenie i szybko Valek zaczął wyłapywać urywki rozmów. - Czwarta Magini, Irys Jewelrose... - Dziesiątka dzieci! - Odebrane nam. Zabrane na północ… - Czternaście lat! - Uratowani zaraz pod nosem Komendanta... - Strażnicy gonili ich aż do granicy... - Czwarta Magini uratowała im życie! - Zabierając ich z powrotem do domu... Już i tak przesadzone, opowieści nie wspominały o pomocy Iksjan lub o fakcie, że to Sycjański łajdacki mag rozpoczął całe te problemy, jednak plotka ujawniała kolejny punkt podróży Irys i Yeleny – Fulgor, stolicę Klanu Moon. Podróżując z dużą grupą, tempo Yeleny było znacznie wolniejsze niż pojedynczej osoby. Wyjechali wczoraj rano, więc dotarcie do Fulgor zajęłoby im dwa dni, a tam prawdopodobnie zostaliby, żeby poszukać rodzin, które straciły swoje dziecko. Zdawało się, że zabójca nie spieszył się, aby ich dogonić. Tam pozostawał w barze do zmroku, rozmawiając z kilkoma miejscowymi i pijąc piwo. Valek

zapłacił swój rachunek i poczekał na zewnątrz, żeby uniknąć podejrzeń. Kiedy Tam wyszedł i wstąpił do gospody, wydawał się rozluźniony i nie okazywał żadnego znaku bycia świadomym obecności Valka. Valkowi udało się zdobyć pokój obok Tama. Z chęcią przeprowadziłby małe dochodzenie, ale nie mógł zostawić Tama samego. Podczas długich popołudniowych godzin, Valek żałował, że nie zabrał ze sobą Ariego. Ostateczni zdrzemnął się na krześle przy ścianie, którą dzielił z Tamem. Każdy najcichszy dźwięk wyrywał go ze snu. W środku nocy, Valek zbudził się będąc na nogach. Przykucnął z mieczem w dłoni, nie pamiętając, by w ogóle ruszał się z miejsca. Panowała całkowita cisza. Schował swoją broń do pochwy. - Pomoc… - stłumiony głos zabrzmiał na zewnątrz. Valek wyjrzał przez okno w samą porę, by zobaczyć czterech mężczyzn wywlekających z domu kobietę. Mężczyźni ciągnęli szarpiącą się ofiarę wzdłuż ulicy. Zawahał się przez chwilę. W przeszłości zignorowałby niedolę kobiety i pozostał skupiony na swoim zabójcy. Ale nie teraz. Nie, odkąd Yelena wkroczyła w jego życie. I już nigdy więcej. Otworzył okno i ześlizgnął się po rynnie. Wyciągnął miecz i ruszył na czterech mężczyzn. Napastnicy przecięli wąską uliczkę i weszli do magazynu po lewej stronie. Przez drzwi wydobyło się kilka piskliwych okrzyków, zanim zostały zamknięte, a zgrzyt zamka zabrzmiał w nagłej ciszy. Zaglądając przez ubrudzone szyby, Valek zobaczył jak mężczyźni kładą kobietę na stół. Blask światła księżyca przedostał się do środka, oświetlając nóż uniesiony nad ofiarą. Nie było czasu na rozważanie wszystkich możliwości. Valek wyciągnął wytrychy z kieszonki na piersi i w sekundę odbezpieczył zamek. Wbiegając do budynku, chwycił najbliżej znajdującego się mężczyznę i powalił do na ziemię, pozbawiając go przytomności na pomocą pięści.

Trzech pozostałych mężczyzn wyciągnęło swoje miecze; zabrzmiał dźwięk stali. Kobieta skoczyła na równe nogi na stole, wymachując długim nożem. Triumfujące uśmiechy pojawiły się na twarzach ich wszystkich. Zasadzka. Valek spojrzał ponad swoim ramieniem. Niepostrzeżenie pojawiło się za nim kolejnych sześciu uzbrojonych mężczyzn. Kiedy popatrzył z powrotem na pierwszą grupkę, było ich już o dwóch więcej. Dwunastu przeciwko jednemu. Małe szanse, ale nie niemożliwe. Pomieszczenie wypełniały skrzynie i sprzęt, liny oraz koła zębate zwisały z sufitu, a dodatkowo naokoło leżały zbite szyby, wszystko to mogło zostać wykorzystane do jego celów. - Jesteś aresztowany – powiedziała kobieta. - Pod jakim zarzutem? – zapytał Valek. - Szpiegostwo, zamach, wtargnięcie. Wybierz sobie. Valek zastanowił się. Aresztowany, mógłby uciec później, kiedy miałby większe szanse. - Poddajesz się? – zapytała. Tłumaczenie: NiSiAm Korekta: bacha383

Rozdział trzeci W normalnych okolicznościach walka przeciwko dwunastu byłaby niemożliwa, ale zaśmiecony i nierówny teren magazynu stawiały Valka w lepszej sytuacji. Dodatkowo, jeżeli by się poddał, opóźnienie spowodowane ucieczką z więzienia mogłoby postawić Yelenę w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Schował swój miecz. Otaczający go oprawcy lekko się rozluźnili. Dobrze. - Nie – powiedział do kobiety. – Nie poddaję się. Valek wskoczył na stół. Kobieta – która tak dobrze odgrywała rolę ofiary – zrobiła zamach długim nożem w stronę jego piersi. Uśmiechnął się, obracając ciało i pozwalając ostrzu przejść obok niego, następnie złapał ją za ramię. Walka na noże była jego mocną stroną, ale nie miał czasu na dopasowywanie się. Szkoda. Zamiast tego, wykręcił jej nadgarstek. Nóż upadł na stół. Valek zakręcił nią i odepchnął na mężczyzn kręcących się wokół nich. Przeskoczył nad nimi, chwycił linę zwisającą z krokwi i przeleciał na niej na stos drewnianych skrzyń. W planie miał zejść ze skrzyń i dać nura przez parterowe okno ze zbitą szybą, ale pozostali mężczyźni ruszyli, żeby przeciąć mu drogę. Napastnicy tłoczyli się jak pszczoły. Krzyczeli i wołali do innych. Za dużo. Valek wiedział, że była to tylko kwestia czasu. Zmiana planów. Sięgnął do liny i podciągnął się do góry poza zasięg mieczy. Lina kończyła się u spodu kładki blisko sufitu. Valek chwycił brzeg drewna i podciągnął się na kładkę. Położył się na brzuchu i ocenił sytuację. Budynek miał jedynie trzy piętra wysokości. Drewniane schody przylegały do tylnej ściany magazynu. Rozbrzmiały uderzenia butów, a kurz wzbił się w powietrze, gdy oprawcy pospieszyli w górę schodów. Czterech mężczyzn pozostało u dołu liny. Sprytne.

Valek przeczołgał się do końca kładki i skoczył na najwyższe półpiętro. Podbiegł do najbliższego okna, licząc na jakąś drogę w dół. W innym wypadku musiałby się poddać. Rękojeścią miecza rozbił szybę. Uśmiechnął się na widok schodów przeciwpożarowych. Odgłosy kroków jego oprawców stały się głośniejsze, gdy Valek wyszedł na metalowe schody. Mężczyźni krzyknęli do swoich kompanów na parterze. To nie stukot butów ponad Valkiem skłonił go do zatrzymania się w połowie drogi, ale głośne skrzypienie metalu. Podniósł wzrok w samą porę, by zauważyć kolejnych dwóch mężczyzn wychodzących na schody. Źle wyważone i całkiem przerdzewiałe, schody zazgrzytały i oderwały się od budynku. Valek przygotował się, ale szarpnięcie pozbawiło go równowagi. Czołem uderzył w brzeg stopnia. Zanim wrócił do siebie, był uwięziony przez schody przeciwpożarowe i otoczony przez trzech uzbrojonych mężczyzn. Ich miecze unosiły się zaledwie cale od jego piersi i gardła. Nim mógł odezwać się słowem, pojawił się kolejny mężczyzna i ostatnią rzeczą jaką zobaczył Valek, był niebezpieczny koniec pałki. * * * Kłujący ból obudził Valka. Miał wrażenie jakby kowal używał jego głowy jako kowadła. Bolał go każdy mięsień w ciele, a ogień płonął wzdłuż jego ramion i pleców. Ręce drżały mu z napięcia, dopóki nie zdał sobie sprawy, że wisiał na nadgarstkach. Ustawił pod sobą stopy w wstał. Łańcuchy zadzwoniły, gdy się poruszył. Mając nogi przykute do ziemi, a ręce do sufitu, Valek mógł ruszyć się zaledwie o kilka cali. Rozejrzał się po celi. Wydrążona w skale, posiadała jedną ścianę z żelaznymi prętami. Zamek w drzwiach był rozpoznawalny. Łatwy do rozpracowania, jeżeli by się do niego dostał.

Miał na sobie swoje ubrania i wiedział, że nawet jeżeli strażnicy przeszukali go, wciąż miał przy sobie kilka zabawek. Nikt nigdy nie znalazł wszystkiego co przy sobie nosił. Jak dotąd. Musi poczekać na szansę ucieczki. Niestety jego strażnicy nie dali mu żadnej możliwości. Nie chcieli z nim rozmawiać. Tryskali mu wodą do ust, stojąc w pewnej odległości, mimo że był przykuty. Ich zachowanie zaalarmowało go. Zwykle, gdy znalazł się w celi, jego porywacze stawali się zbyt pewni siebie i popełniali błędy. Powód ich ostrożności stał się oczywisty, gdy Valka odwiedził pierwszy gość. - Powinienem zatrudnić malarza, żebym już zawsze miał obraz przypominający mi twoje żałosne położenie – powiedział Tam. Czysta podłość błyszczała w jego szarych oczach. Czarne włosy miał spięte w długi węzeł na plecach. – Ostrzegłem ich przed tobą, ale naprawdę nie sądziłem, że to będzie takie łatwe. Straciłeś werwę. Stałeś się miękki. Stary Valek nie poświęciłby się dla kobiety. - Nie żałuję tego – odpowiedział Valek. Tam prychnął w rozbawieniu. - Zobaczymy, czy tak samo będziesz uważał, gdy dostaniesz pętelkę wokół szyi. - Wciąż zły z powodu braku pracy w Iksji, Tamequitinie? – Teraz, gdy mógł mu się przyjrzeć z bliska, Valek rozpoznał mężczyznę. Tam był znanym i dobrze opłacanym zabójcą na usługach monarchii Iksji oraz Valka kolegą po fachu. Kiedy Komendant przejął kontrolę nad Iksją, Tamowi nie spodobało się stanowisko zastępcy Valka. Zniknął w krótkim czasie. - Nigdy nie brakuje mi pracy. Właściwie, pewien mag bardzo dobrze zapłacił mi za pojawienie się w Iksji i rozwiązanie za niego problemu. - Śmierć Mogkana.

- Racja. Ale to było pierwszym prawdziwym wyzwaniem od bardzo, bardzo dawna. A jednak jestem strasznie zawiedziony. – Tam wskazał na Valka. – Złapany przy pierwszej okazji. - Więc to wszystko było z mojego powodu? – Ogarnęła go ulga i prawie się zaśmiał. - Początkowo, tak. Wtedy usłyszałem o wyroku śmierci leżącym bezczynnie na biurku Komendanta. Jeżeli miałem zamiar się ciebie pozbyć, Komendant potrzebowałby nowego szefa ochrony. Jak lepiej pokazać Komendantowi swoje wyjątkowe kwalifikacje, niż zabijając jego dawną testerkę żywności? - Rozkaz nie jest prawomocny w Sycji – powiedział Valek. Przyspieszył mu puls. Yelena wciąż była w niebezpieczeństwie. - Ale to bardzo dobrze pokaże moją wiedzę i kontakty w Sycji, jestem pewien, że Komendant zrozumie. I mam nadzieję, że ty także zrozumiesz, jeżeli nie będę kręcił się w pobliżu i chełpił podczas twojej egzekucji. Mam polowanie. – Tam ruszył do wyjścia, jednak zatrzymał się. – Władze są w pełni świadome twoich umiejętności, więc nie przeniosą cię do Cytadeli na publiczną egzekucję. Zamiast tego, Rada Sycji i Mistrzowie Magii przybędą tutaj. Ciesz się tym krótkim pobytem. – Tam pomachał żwawo i wyszedł z celi. Valek poczuł przeszywającą go frustrację. Powinien wziąć ze sobą wsparcie. Mógł wysłać Ariego za Tamem, pilnując bezpieczeństwa Yeleny. Gdybania nie mogły mu pomóc. Ciągnięcie za łańcuchy nie podziałało, ale było lepsze niż po prostu stanie tam. Dni mijały powoli. Dosięgały go stłumione dźwięki walenia, co grało mu na nerwach. Miasto prawdopodobnie musiało zbudować szubienicę. Strażnicy nadal trzymali się na dystans i Valek zdał sobie sprawę, że jego jedyną szansą na ucieczkę mógł być moment, kiedy zabraliby go na egzekucję. Później tego wieczora druga zmiana strażników przyszła pełnić obowiązki. Jednak kiedy jeden ze strażników wszedł do celi, Valek poczuł

magię. Mimo że był odporny na wpływ magii, wyczuwał ją jakby powietrze w jego celi zgęstniało i wywierało nacisk na jego skórę. Strażnik był kobietą, jednak używała swojej magii, aby uchodzić za mężczyznę. Valek przejrzał przez iluzję. - Mogę pomóc ci uciec – wyszeptała – ale musisz w zamian obiecać mi zrobienie dla mnie jednej rzeczy. - Czego chcesz? - Najpierw obiecaj. - Nie zranię ani nie narażę Yeleny na niebezpieczeństwo, i ona jest moim największym priorytetem. - Obietnica nie ma z nią nic wspólnego. Czas nie gra roli. Obiecasz? Tłumaczenie: NiSiAm Korekta: bacha383

Rozdział czwarty Valek rozważył ofertę kobiety. Bywał w gorszych sytuacjach w przeszłości, ale teraz decydującym czynnikiem był czas. Nie mógł czekać na idealną okazję do ucieczki. Nie, kiedy zabójca ścigał Yelenę. - Obiecuję - powiedział. Surowy wyraz twarzy kobiety zelżał i obdarzyła go uśmiechem pełnym ulgi. Poruszając się szybko, odpięła metalowe kajdany na nadgarstkach i kostkach Valka. Potarł ramiona, gdy przeszył go kłujący ból. - Masz. - Podała mu zestaw wytrychów. - Odczekaj około dziesięciu minut, zanim z nich skorzystasz. Rozproszę uwagę innych, gdy dotrzesz do pokoju straży i spotkam się z tobą na drodze do Fulgor. - Pospiesz się, Justus - zawołał strażnik. - Herbata mi stygnie. Odwróciła się do wyjścia. - Poczekaj. Jaka jest obietnica? - zapytał Valek. - Nie ma czasu. Później. - Przynajmniej podaj mi swoje prawdziwe imię. Zatrzymała się przy drzwiach celi. - Ziva. - Jej głos był szeptem. - Ziva Moon. - Prześlizgując się przez drzwi, zatrzasnęła je za sobą. Głośny szczęk odbił się echem od ścian celi, a za nim wyraźny dźwięk zamka. Następne dziesięć minut Valek spędził rozciągając się, by przywrócić giętkość w swoich sztywnych mięśniach. Jego brzuch wołał o jedzenie, ale zignorował skurcze. Zamiast tego skupił się na zadaniu przed sobą - ucieczce. Zamek celi odskoczył bez problemu. Z łatwością otworzył drzwi i rozejrzał się po korytarzu. Pusto. Póki co. Jednym z minusów bycia przyprowadzonym nieprzytomnym, był fakt, że Valek nie znam rozkładu budynku. Jednak większość więzień miała taki sam podstawowy projekt – cele pod ziemią i pokój straży pomiędzy nimi a wolnością.

Valek odwrócił się w lewo i ruszył bezszelestnie. Kilka cel było zajętych; wilgotne powietrze wypełniały ciche dźwięki chrapania. Korytarz kończył się schodami. Światło lampy rzucało cienie przez żelazne pręty blokujące szczyt stopni. Gruby metalowy talerz zasłaniał mechanizm zamka, pozostawiając jedynie wąską szczelinę na klucz. Valek usłyszał stłumione głosy i śmiechy. Pokój straży. Nasłuchiwał przez chwilę. Naliczył sześć różnych głosów. Wspinając się po schodach z surowej skały, zastanawiał się jak szybko strażnicy zorientowaliby się, że pracuje przy zamku. Gdyby miał szczęście, Ziva odwróciłaby ich uwagę na wystarczająco długo, aby otworzył drzwi. Zerknął między prętami. Pięciu ciężko uzbrojonych mężczyzn znajdowało się w pomieszczeniu, które wydawało się być także biurem. Ziva wciąż znajdowała się pod iluzją. Spotkała się wzrokiem z Valkiem i przytaknęła. Podchodząc do okna, wyjrzała za nie. Magia zapulsowała w powietrzu. Chrząknęła z wysiłkiem. Po kilku chwilach, zawołała zaniepokojona: - Szubienica stoi w płomieniach. Mężczyźni ruszyli do okna, a Valek otworzył zamek podczas tego poruszenia. Czekał. Zabrzmiały rozkazy, trzech mężczyzn wybiegło z biura, zostawiając dwóch z nich i Zivę. Osunęła się przy oknie. Lepkie uczucie magii wyparowało, a iluzja ukrywająca maginię zniknęła. - Justus, o co chodzi? - Jeden ze strażników podbiegł do niej. Valek przeszedł przez drzwi. - Co do... Wykorzystując moment zaskoczenia, że Ziva nosiła mundur Justusa, Valek naparł na mężczyznę i wyciągnął jego pałkę z uchwytu przy pasku, gdy ten upadał. Po uderzeniu w skroń, strażnik przestał się ruszać. Valek odwrócił się w samą porę, aby zająć się drugim strażnikiem. Pałka przeciwko mieczowi byłaby niesprzyjającymi okolicznościami, gdyby strażnik posiadał jakiekolwiek wyszukane zdolności. Szczęśliwie dla

Valka, potrzebował zaledwie dwóch szybkich ruchów, by pozostawić mężczyznę nieprzytomnego. Bez namysłu Valek uniósł Zivę z podłogi i ułożył jej drobne ciało na swoim lewym ramieniu. Chwycił miecz i wybiegł na zewnątrz. Jasny pomarańcz rozjaśniał niebo, gdy płomienie pożerały szubienicę. Szalone poruszenie trwało wokół płomieni, gdy mieszkańcy próbowali zorganizować zespół gaszący. Valek uśmiechnął sie na widok tej sceny, zanim usunął się w cień. Kiedy niebo zaczęło się rozjaśniać, zatrzymał się na odpoczynek. Kierował się na zachód przez las, równolegle do głównej drogi do Fulgor. Ziva poruszyła się, gdy ułożył ją na ziemi. Długie brązowe pasma włosów uciekły z jej ciasnego koka. Odepchnęła je z twarzy i zmrużyła oczy, rozglądając się po otoczeniu. Jej bladoniebieskie oczy rozszerzyły się, gdy ją oświeciło. - Nie jest to miejsce spotkania na jakie liczyłaś? - zapytał. - Dlaczego mnie nie zostawiłeś? Jeżeli zostałabym aresztowana, ty... - Przełknęła. - Nie musiałbym dotrzymywać swojej obietnicy? Potaknęła. - Decyzja taktyczna. Już wpakowałem się w wystarczającą ilość kłopotów z powodu braku planu awaryjnego. Pomyślałem, że może ponownie mogłabyś mi pomóc. - Jak? - Po pierwsze swoją znajomością Sycji. No i zdolnościami magicznymi. - Ograniczonymi - odpowiedziała. - Myślałam, że rozpalę ogień i zdołam utrzymać iluzję, ale wysiłek wyczerpał mnie. Możesz zechcieć znaleźć innego partnera. Kiedy Valek nie odpowiedział, kontynuowała: - Więc mam pomóc ci w zamian za ratunek? A twoja obietnica?

- Wciąż ważna. Jednak jestem ciekaw, co takiego obiecałem zrobić. - Czekał, gdy bawiła się guzikiem munduru. - Bardzo potężny mag zabrał moje dziecko, a ja chciałabym, abyś ją dla mnie odzyskał. - Jego zaskoczenie musiało być widoczne, ponieważ pospieszyła z wyjaśnieniami. - On jest... był moim mężem. Jego miłość i uczucia do mnie zniknęły i zostały przeniesione na nią w chwili jej narodzin. Od tego dnia patrzył na mnie wyłącznie jak na klacz rozpłodową, przychodził w nocy, żądał... - Wzięła uspokajający oddech. - Ostatecznie uciekłam. - A władze? - zapytał Valek. - Nie miałam prawa się do nich zwrócić. Oskarżył mnie o porzucenie rodziny, bycie złą matką. Nikt mi nie wierzył. - Chcesz żebym go zabił? - Nie! Chcę tylko mojego dziecka. - Ale on po ciebie przyjdzie. Powiedziałaś, że jest potężny. - Jakoś sobie z tym poradzę. Po prostu nie mogę przekroczyć magicznej osłony, którą ją otacza, ale ty możesz. Valek zastanowił się nad sytuacją. Uratowanie jej córki byłoby względnie łatwe i dotrzymałby swojej obietnicy, ale wątpił, aby wiedziała jak zniknąć tak, aby mąż jej nie znalazł. To byłoby wyzwanie. Takie, z którego czerpałby radość. Ziva obserwowała jego twarz. - Pomożesz mi, prawda? - Oczywiście. Chodźmy. - Gdzie? - Do Fulgor. Muszę zatrzymać zabójcę. - Podciągnął ją na nogi i ruszyli wzdłuż głównej drogi do Fulgor. Dotarli do miasta o zmroku. Gdy tylko Valek upewnił się, że Tam nie dogonił Yeleny, Valek wynajął pokój w gospodzie Gwiazda Staffa i zamówił ogromny posiłek. Po jedzeniu Ziva poszła poszukać informacji o grupie Yeleny, podczas gdy Valek skontaktował się ze swoimi szpiegami. Przydzielił po trzech

członków swojego korpusu do każdego głównego miasta Sycji, a sześciu ludzi miał wewnątrz Cytadeli. Szpiedzy mieli oko na miasta i zgłaszali wszystkie interesujące wieści Valkowi. Jeden ze szpiegów w Fulgor widziało Tama o świcie. - Rozpoznałam go ze starych lat - powiedziała Lysa. - Pomyślałam, że może spowodować kłopoty, więc śledziłam go, żeby zobaczyć jakie ma plany. Kupił konia i zapytał właściciela stajni o drogę do Delip. Potem opuścił miasto. - Gdzie jest Delip? - zapytał Valek. - U podnóży Gór Szmaragdowych. Mała wioska Klanu Cloud Mist. - Jak się tam dostać? - Najlepiej jest jechać wzdłuż zachodniej granicy Równiny Avibiańskiej, dopóki nie dotrze się do gór, a potem skręcić na południe. Najszybciej jest przeciąć Równinę Avibiańską, ale nikt tamtędy nie podróżuje. - Czemu nie? - Sandseedzi. Mieszkają na równinach i nie lubią obcych. Ich ochronne magiczne ataki zniechęcają podróżnych, mieszając poczucie kierunku, dopóki nie umrą z wycieńczenia. Lysa dała Valkowi mapę, a on jej podziękował. Spotkał się z Zivą w gospodzie. - Czwarta Magini i Yelena udały się do Delip - powiedziała. - Wyjechały około przedpołudnia. Wygląda na to, że jedna z dziewczynek ma tam rodzinę. Ciekawe. Tam wyjechał przed grupą. Przekazał Zivie informacje o działaniach Tama. Pomyślała przez chwilę i powiedziała: - Yelena będzie dobrze chroniona podczas podróży do Delip. Nie jest bardzo uczęszczana i po drodze nie ma żadnych miast. Czwarta Magini będzie wiedziała, jeżeli jakiś obcy pojawi się w zasięgu mili od nich. Więc Tam planował zasadzkę w Delip. Jadąc na koniu dojechałby tam, mając mnóstwo czasu na przygotowanie się.

Chyba że Valek skorzystałby ze skrótu przez równiny i zastawił pułapkę na Tama. Mógł też dogonić Yelenę i ostrzec ją. Tłumaczenie: NiSiAm Korekta: bacha383

Rozdział piąty - Ile czasu oszczędzimy, jeżeli przejedziemy na koniach przez Równinę Avibiańską? - zapytał Valek Zivę. - W ogóle. Magia Klanu Sandseed... - Skóra między jej brwiami zmarszczyła się, gdy rozmyślała. - Nie zadziała na ciebie, ale wpłynie na mnie. Chyba że twoja odporność na magię rozciągnie się na kogoś będącego przy tobie? - Nie stanie się tak, ale mogę zawiązać twoje lejce do swojego siodła, żebyś trzymała się blisko mnie. Czy to zadziała? - Tak myślę. Tak długo jak nie wpadniemy na Sandseedów. Ziva oszacowała, ze oszczędziliby cały dzień podróżując przez równiny do Delip. Kiedy oporządzili konie szpiegów Valka w Fulgor, wyjechali z miasta. Na granicy równin zatrzymali się, by przymocować jej lejce do jego konia. Wysoka trawa równin i nierówny teren rozciągały się przed nimi. - Kieruj się dokładnie na południowy-wschód. W przeciągu dnia zobaczysz Góry Szmaragdowe i jeżeli dalej podążysz w tym kierunku, trafimy prosto do Delip - poinstruowała Ziva. Kiedy minęli granicę, Valek poczuł lepkie pasma ochronnej magii Sandseedów, próbującej znaleźć jego słaby punkt; poruszanie się przez magiczną barierę wymagało wysiłku. Emocje Zivy wędrowały od zmieszania, przez panikę do paranoi. Wciąż utrzymywała, że zmierzają w złym kierunku. Kiedy spróbowała zsiąść z konia podczas chodu, Valek zatrzymał się i przywiązał ją do jej konia. Do zapadnięcia zmroku żałował, że nie zostawił jej za sobą. Nie mogąc jej zaufać, że z nim zostanie, po zjedzeniu posiłku ukłuł ją jedną ze swoich strzałek. Środek nasenny zadziałał szybko i Valek spędził spokojną noc. Niestety, było zbyt cicho. Drzemał w pobliżu ich ogniska, kiedy owady przestały brzęczeć.

Ciężki nacisk magii zelżał. Nasłuchiwał przez chwilę. Delikatne posunięcie nóg ocierające o źdźbła trawy zabrzmiały po jego lewej stronie. Wygłuszony chrzęst gołych stóp na piasku dobiegł do niego z prawej. Kiedy zaskrzypiała cięciwa łuku, Valek przeturlał się. Strzała wbiła się w ziemię w miejscu, gdzie dopiero co leżał. Kiedy znalazł się poza zasięgiem blasku ogniska, zatrzymał się. Wyciągnął swój nóż i przykucnął nisko w trawie, przeczesując wzrokiem równiny. Zbliżały się do niego trzy postacie; słabe światło księżyca odbijało się od ich bułatów. Dwóch innych stało po jego prawej blisko ogniska. Kolejne skrzypnięcie zabrzmiało za nim. Valek odwrócił się w porę, by zobaczyć osobę wypuszczającą strzałę. Uchylił się, ale nacięła jego ramię. Zerknął w lewo. Kolejnych dwóch mężczyzn; w sumie ośmiu. Nie było czasu, by rozegrać to uczciwie. Valek wyciągnął strzałkę zza pasa i zamachnął się nią na postać z łukiem i strzałą. Nie czekając aż mikstura zadziała, naparł na mężczyznę. Powalając go na ziemię, Valek szedł dalej. Musiał znaleźć się poza kręgiem atakujących, aby móc się z nimi wszystkimi zmierzyć. Zatrzymując się gwałtownie, odwrócił się i rzucił kolejną strzałkę w najbliższego mężczyznę, zanim zabrał mu miecz. Gdy mężczyzna upadł, dwóch jego towarzyszy ruszyło na Valka, wymachując bułatami w jego głowę. Walczył z nimi, dopóki nie upadli na ziemię w wyczerpaniu. Pozostałe dwie postacie czekały poza zasięgiem. Zdezorientowany, Valek zerknął na nich. Dlaczego nie dołączyli w walce? - Wspaniale - powiedział głęboki męski głos. - Walczyłeś mimo przeciwności. - Które mogły być gorsze - stwierdził Valek, wskazując na pozostałą czwórkę. - To byłoby nieuczciwe.

- A zaatakowanie mnie w środku nocy nie jest? - Nie. Wkroczyłeś na nasze ziemie. - Podszedł bliżej. Wyższy o stopę od Valka, jego onyksowa skóra była naga. Zerkając na postać Zivy leżącej na brzuchu, zmarszczył brwi, a magia zapulsowała w powietrzu. Ziva poruszyła się. - Myśleliśmy, że będziemy musieli walczyć z wami obojgiem. - Silne mięśnie rzeźbiły ciało Sandseeda. - Dlaczego tu jesteś, Wojowniczy Duchu? - Duchu? - Magia cię nie dostrzega, z tego powodu tworzy martwą przestrzeń w naszej ochronnej sieci. Powiedz mi, dlaczego nie powinniśmy cię zniszczyć? - Ponieważ jest w trakcie Poszukiwania Jaydai - odparła Ziva, podnosząc się z ziemi. - Nie jest Sandseedem - powiedział ich przywódca. - To się do niego nie odnosi. - Podróż dotyczy kuzynów Sandseed - stwierdziła. - Czy jest wart tego zaszczytu? - Potężny mężczyzna zamknął oczy. Bańka magii wystrzeliła z niego. Noże posypały się z nieba i skierowały w stronę Valka. Z mieszaniną instynktu, umiejętności i szczęścia, unikał, uchylał się i odpierał ostrza. Jego ramiona kłuły od ogromnej ilości cięć, ale nie odniósł żadnych poważnych obrażeń. Sandseed uśmiechnął się. - Prawdziwy wojownik. Znając naszą życzliwość, idź i uratuj Zaltaniańską kuzynkę. Goście odeszli bezdźwięcznie. Valek czekał na powrót magii ochronnej, ale powietrze pozostało czyste. - Czy chcę wiedzieć czym jest Poszukiwanie Jaydai? - zapytał Valek Zivę. - Nie. Lepiej żebyś nie wiedział. - Ciekawi ludzie.