Gail Z. Martin
Krwawy królThe Blood King
Kroniki Czarnoksiężnika
Tom 2
Przełożyła: Marta Koniarek
Książkę tę dedykuję wszystkim,
którzy uwierzyli w moje marzenia
i pomogli mi je urzeczywistnić.
Podziękowania
Napisanie tej książki stało się możliwe dzięki miłości i wyrozumiałości mojej rodziny,
która przyzwyczaiła się już do tego, że musi dzielić się mną z Trisem i że teraz więcej czasu
spędzam z czytelnikami lub jestem pochłonięta obowiązkami związanymi z procesem
wydawniczym. Dziękuję mojemu mężowi Larry’emu, wspaniałemu pierwszemu redaktorowi
i muzie, córkom Kyrie i Chandler, które czytały wstępne wersje moich książek i opowiadały o
nich swoim przyjaciołom, oraz synowi Cody’emu za to, że wykazuje się cierpliwością, kiedy
piszę! Dziękuję też zespołowi Solaris - Markowi, Christianowi, George’owi, Vincentowi oraz
Caroline. I oczywiście mojemu agentowi Ethanowi, który to wszystko wprawił w ruch.
Główne postacie:
ALAINE - Przyboczna siostry Landis.
ALLE - Szpieg margolańskiego ruchu oporu.
ALYZZA - Na wpół oszalała magini, która podróżowała z karawaną Lintona jako
wioskowa czarownica i pomagała Trisowi w jego pierwszych próbach zapanowania nad
magią.
ASTASIA - Jedna z arystokratek vayash moru zasiadająca w Radzie Krwi.
BAN SOTERIUS - Kapitan gwardzistów króla Bricena w noc przewrotu i bliski
przyjaciel Trisa Drayke’a.
BAVA K’AA - Matka królowej Serae, babka Trisa i jego siostry Kait. Potężna
czarodziejka. Przywoływacz Dusz. W czasie Wojen Magów walczyła z Obsydianowym
Królem i uwięziła jego duszę w kuli Łapacza Dusz. Aż do śmierci przewodziła elitarnej
grupie czarodziejek zwanej Stowarzyszeniem Sióstr.
BERRY (BERWYN) - Córka króla Księstwa, Stadena - po raz pierwszy spotkała
Trisa, kiedy była więziona przez handlarzy niewolników i skrywała swoją tożsamość, żeby
zmniejszyć grożące jej niebezpieczeństwo.
BRICEN Z MARGOLANU - Król Margolanu, ojciec Martrisa (Trisa) Drayke’a i jego
przyrodniego brata Jareda. Zabity przez Jareda i Foora Arontalę w noc Święta Zmarłych
(Nawiedzin) wraz z królową Serae i ich córką Kait.
CARINA JESTHRATA - Uzdrowicielka na dworze króla Donelana z Isencroftu,
daleka kuzynka Kiary Sharsequin i siostra wojownika Cama, która szuka eliksiru mogącego
wyleczyć króla z zesłanej przez maga choroby. Carina i Cam podróżowali incognito z
karawaną Maynarda Lintona, do której dołączyli Tris i jego przyjaciele w drodze na północ,
gdzie chcą znaleźć schronienie.
CARROWAY - Utalentowany bard na dworze króla Bricena i bliski przyjaciel Trisa
Drayke’a.
CURANE - Margolański wielmoża należący do najbardziej lojalnych stronników
Jareda.
DARRATH - Generał w armii Księstwa, doskonały taktyk, przysłany przez Stadena,
żeby pomóc Trisowi zorganizować atak na Jareda.
ELAM - Siostra dowodząca cytadelą w stolicy Księstwa i bliska przyjaciółka zmarłej
Bava K’aa.
FALLON - Czarodziejka ze Stowarzyszenia Sióstr, która zarządza cytadelą w
północnym Margolanie.
FOOR ARONTALA - Mag Klanu Ognia i jeden z nieumarłych vayash moru, doradca
Jareda z Margolanu. Arontala pragnie uwolnić ducha Obsydianowego Króla uwięzionego w
kuli Łapacza Dusz, aby go opętał i pozwolił stać się największym mrocznym
Przywoływaczem Dusz w Zimowych Królestwach.
GABRIEL - Lord vayash moru, który podróżuje z Trisem i jego przyjaciółmi jako ich
opiekun i przyjaciel. Jeden z członków Rady Krwi.
HANT - Szef szpiegów króla Stadena.
JARED DRAYKE - Syn króla Bricena z Margolanu i brat przyrodni Trisa Drayke’a.
Jako że Jared był najstarszym synem, nikt nie kwestionował jego pozycji jako następcy tronu.
Z pomocą mrocznego maga Foora Arontali zamordował swojego ojca i całą królewską
rodzinę. Teraz ściga Trisa, jedynego ocalałego z królewskiego rodu, aby go zabić i umocnić
swoją władzę nad Margolanem.
JONMARC VAHANIAN - Utalentowany wojownik z bujną przeszłością, który już
dwukrotnie przegrał w starciu z Arontalą. Harrtuck namawia Trisa, żeby wynajął Vahaniana
jako przewodnika, który przeprowadzi bezpiecznie ich grupę przez północne góry.
KIARA SHARSEQUIN - Córka króla Donelana z Isencroftu i nieżyjącej królowej
Viaty. Zostaje wysłana przez Wyrocznię Bogini w związaną z wejściem w dojrzałość Podróż
przez niebezpieczne terytorium Margolanu. Związana dawnym paktem, rozpaczliwie pragnie
uniknąć zaaranżowanego małżeństwa z Jaredem z Margolanu, z którym została zaręczona
zaraz po urodzeniu.
LANDIS - Jedna z najwyższych rangą Sióstr w cytadeli w stolicy Księstwa.
LEMUEL - Wielki Przywoływacz Dusz i ukochany Bava K’aa, który został opętany
przez ducha Obsydianowego Króla. Bava K’aa uwięziła duszę Obsydianowego Króla w kuli
Łapacza Dusz, zamiast go zniszczyć, ponieważ miała nadzieję, że Lemuel nadal żyje w kuli
pozostając, w mocy Obsydianowego Króla i kiedyś będzie mógł zostać uwolniony.
MACARIA, HALISK i PAIVA - Troje bardów z margolańskiego dworu będących
bliskimi przyjaciółmi Carroway’a.
MARTRIS DRAYKE - Dla przyjaciół Tris. Książę Drayke jest jedynym członkiem
rodziny królewskiej, oprócz Jareda Uzurpatora, który przeżył przewrót, w którym zginął jego
ojciec, król Margolanu Bricen. Wnuk słynnej czarodziejki Bava K’aa, który dowiaduje się, że
odziedziczył potężną magię świata duchów swojej babki i został Przywoływaczem Dusz,
magiem, który potrafi pośredniczyć pomiędzy żywymi, umarłymi i nieumarłymi. Jako drugi
syn Bricena, Tris nigdy nie pragnął korony i nie spodziewał się jej odziedziczyć. Uświadamia
sobie jednak, że jest jedyną osobą, która może rzucić wyzwanie Jaredowi i przywrócić pokój
w Margolanie oraz Zimowych Królestwach.
MAYNARD LINTON - Przemytnik i wieloletni przyjaciel Jonmarca Vahaniana.
Przewodził karawanie, która dała schronienie Trisowi i jego przyjaciołom w czasie ucieczki z
Margolanu.
MIKHAIL - Vayash moru z „rodziny” nieumarłych Gabriela, który ponad dwieście lat
temu służył królowi Hottenowi, przodkowi Trisa.
OBSYDIANOWY KRÓL - Potężny, pradawny, zły duch wielkiego Przywoływacza
Dusz, który opętał maga Lemuela, zanim jeszcze Tris Drayke się urodził. Wstąpiwszy w ciało
Lemuela, Obsydianowy Król prowadził wojnę z Zimowymi Królestwami, nazwaną później
Wojną Magów. Został pokonany, a jego duch uwięziony w kuli Łapacza Dusz przez Bava
K’aa.
PELL, TABB i ANDRAS - Margolańscy żołnierze lojalni wobec króla Bricena,
którzy zdezerterowali po przewrocie i przebywają teraz wśród uchodźców w Księstwie.
RAFE - Potężny vayash moru, członek Rady Krwi.
RIQUA - Bogata i potężna vayash moru, która zasiada w Radzie Krwi.
ROYSTER - Bibliotekarz i opiekun Biblioteki w Zachodniej Marchii.
SAHILA - Przywódca margolańskich uchodźców.
STADEN - Król Księstwa i ojciec księżniczki Berwyn.
TADRIE - Margolański wieśniak, którego rodzinę Kiara uratowała przed
rozgniewanymi gwardzistami. Obecnie jest przywódcą margolańskich uchodźców.
TARU - Jedna z czarodziejek ze Stowarzyszenia Sióstr, odpowiedzialna za szkolenie
Trisa.
TOV HARRTUCK - Lojalny gwardzista króla Bricena, który pomógł Trisowi,
Soteriusowi i Carroway’owi uciec w noc przewrotu z królewskiego dworu. Dzięki jego
przyjaźni z najemnikiem Jonmarkiem Vahanianem, ten ostatni zostaje przewodnikiem Trisa i
jego grupy. Harrtucka i Vahaniana łączy wspólna najemnicza przeszłość.
URI - Lord vayash moru zasiadający w Radzie Krwi.
Rozdział pierwszy
Martris Drayke, książę Margolanu na wygnaniu, podniósł szybko wzrok, gdy drzwi do
sali narad wojennych otworzyły się i do komnaty wkroczył król Księstwa, Staden.
- Dziś porozmawiamy o wojnie - powiedział Staden, gdy zebrani wstali, aby okazać
mu szacunek. Towarzyszyło mu dwóch mężczyzn: jeden, którego wyprostowana postawa
wyraźnie wskazywała na to, że jest wojskowym, oraz drugi, sprawiający wrażenie
nerwowego człowieczka, który stale przebiegał wzrokiem komnatę.
- Dałem ci słowo, książę Drayke, że będziesz miał do dyspozycji moich najlepszych
strategów - oświadczył dumnie Staden. - Oto oni. To jest... - wskazał na wysokiego,
wyglądającego jakby stał na baczność, mężczyznę - generał Darrath, a to... - wskazał na
swojego drugiego towarzysza - mój główny „kret”, Hant. Jeśli twoja kampania ma się
zakończyć powodzeniem, oni mogą ci w tym pomóc.
- Dziękuję, Wasza Królewska Mość - rzekł Tris Drayke z wdzięcznością i skłonił się. -
Zawsze będę twoim dłużnikiem.
Zaledwie dzień wcześniej Trisa i jego towarzyszy przyprowadzono do pałacu Stadena.
Zostali schwytani przez królewskich gwardzistów na granicy, gdy uciekali z zasadzki
przygotowanej przez skrytobójców nasłanych przez Jareda z Margolanu. Skonfiskowano im
wówczas broń i kiedy przewożono ich pod silną strażą, Tris był pewien, że zostaną wydani
Jaredowi; byli niczym karta przetargowa w rozgrywce o wysoką stawkę. Staden jednak
powitał ich jak bohaterów, wdzięczny za uratowanie jego córki Berry. Wieczorem, świętując
bezpieczny powrót księżniczki, wydano przyjęcie na cześć Trisa i jego przyjaciół, podczas
którego zostali sowicie wynagrodzeni złotem i klejnotami, a Jonmarc Vahanian otrzymał za
swoje bohaterskie czyny tytuł lorda Mrocznej Ostoi. Nagroda pieniężna pozwoli Trisowi na
zebranie armii najemników, żeby odzyskać tron.
Staden, niezrażony pogróżkami ze strony Jareda, otwarcie powitał Trisa i jego
towarzyszy. I tak oto Tris zasiadł przy stole z wybitnymi wojskowymi strategami Księstwa,
aby rozpocząć planowanie wojny, dzięki której Margolan zostanie uwolniony spod panowania
Jareda.
- Ależ nic podobnego - powiedział tubalnym głosem Staden. - I nie wracajmy już do
tego. Każę przysyłać wam tutaj posiłki. Nie musicie się spieszyć. Ja mam coś innego do
zrobienia. - I ruszył w stronę masywnych drzwi. - Dołączcie do mnie przy kolacji - rzucił
przez ramię i zatrzasnął z hukiem drzwi za sobą.
- Zatem to ty jesteś Martris Drayke? - spytał Darrath tak chropawym głosem, że
mógłby nim szlifować drewno.
- Owszem - odparł Tris.
- Podejdź, chłopcze - rzekł Darrath kiwając na niego długim palcem. - Chcę ci się
przyjrzeć.
Tris zrobił kilka kroków w jego stronę, lecz generał przywołał go gestem jeszcze
bliżej. - Tak, żebym mógł ci spojrzeć w oczy. Chcę wiedzieć, z jakiej gliny jesteś ulepiony.
Tris przewyższał o głowę generała o ostrych rysach twarzy. Darrath zmierzył księcia
chłodnym spojrzeniem, jakby chciał go przejrzeć na wylot, a potem przez dłuższą, krępującą
chwilę patrzył mu w oczy. Tris czuł, że jest poddawany ocenie.
- Czy zdajesz sobie sprawę - powiedział wreszcie - że jeśli cię poprzemy, Księstwo
będzie musiało prowadzić wojnę z twoją ojczyzną?
- Owszem.
- A czy wiesz, jak wielu ludzi zginie, żebyś ty mógł zasiąść na tronie Margolanu?
Niektórzy mogą powiedzieć, że to nie nasza sprawa.
- To już jest sprawa Księstwa - odparł Tris. - Jared wysłał swoich żołnierzy, aby na
waszym terytorium ścigali Kiarę, prześladowali Stowarzyszenie Sióstr i poszukiwali mnie.
Zawarł układ z handlarzami niewolników, którzy porwali waszą księżniczkę i schwytali
jeńców dzień drogi od granicy Księstwa, a uchodźcy z Margolanu tłumnie przekraczają wasze
granice. To, czego Arontala jeszcze nie zdobył, zdobędzie, kiedy nadejdzie miesiąc Głogu.
Kłopoty Margolanu stały się więc także problemami Księstwa.
Darrath przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu, a potem skinął głową.
- Dobrze powiedziane, książę Drayke. Prosisz jednak o ogromną przysługę. Dlatego
zastanawiam się, czy masz dość siły charakteru, żeby zmierzyć się z królem Jaredem i jego
mrocznym magiem. Liczysz sobie zaledwie dwadzieścia wiosen.
- Nie jestem chłopcem - odparł Tris. - Jestem magiem - Przywoływaczem Dusz, i jeśli
Pani pozwoli, uwolnię Margolan od Jareda i jego czarnoksiężnika, albo zginę podejmując tę
próbę.
Darrath znowu pokiwał głową.
- Widzę, że jesteś gotów oddać za to życie. Czy jednak jesteś zdecydowany narażać
także życie swoich przyjaciół?
- Nie prosiłem ich, by byli ze mną. Mają swoje własne powody, aby wydobyć
Margolan z mroku, w jakim się pogrążył. To ich wybór.
- Tris przemawia w imieniu nas wszystkich - wtrąciła Kiara Sharsequin.
Księżniczka Isencroftu, ubrana tak jak podczas podróży w tunikę i żołnierskie
spodnie, niewątpliwie sprawiała wrażenie prawdziwej wojowniczki. - Nie prosił, żebyśmy za
nim poszli, ale żadne z nas nie może pozwolić, żeby Foor Arontala posiadł moc
Obsydianowego Króla.
Towarzyszący jej łowny gyregon Jae syknął, jakby na potwierdzenie tych słów. Tris
spojrzał kolejno w oczy każdemu ze swoich przyjaciół. Jonmarcowi Vahanianiowi,
najemnikowi, który dzięki niebezpiecznym eskapadom i skłonności do łamania prawa był już
niemal legendarną postacią. Banowi Soteriusowi, byłemu kapitanowi gwardzistów
nieżyjącego króla Bricena. Tovowi Harrtuckowi, osobistemu strażnikowi Bricena. Bardowi
Carroway’owi, który wraz z Soteriusem i Harrtuckiem wyprowadził Trisa z Margolanu po
dokonanym przez Jareda przewrocie. Carinie Jesthratrze, oddanej sprawie Trisa, która pragnie
złamać magiczną klątwę rzuconą przez Arontalę na króla Donelana z Isencroftu. Wyraz ich
twarzy i ciche potakiwanie świadczyły o solidarności. Nie byli typowymi buntownikami,
każde z nich miało swoje własne powody, żeby uczestniczyć w tej misji. A teraz, połączeni
żarliwą przyjaźnią i wspólnym niebezpieczeństwem, przygotowywali się do wypowiedzenia
wojny Jaredowi Uzurpatorowi i do zniszczenia Obsydianowego Króla.
Darrath milczał przez chwilę, jakby rozważał słowa Kiary.
- W porządku - powiedział wreszcie, dając im znak, żeby usiedli. - Weźmy się do
roboty.
* * *
Wieczór zastał ich pogrążonych w tak poważnej dyskusji, że Staden dołączył do nich i
kazał służbie przynieść tutaj kolację. O zachodzie słońca dołączył do nich także Mikhail.
- Mam nadzieję, że nasza kuchnia była dobrze zaopatrzona w świeżą jelenią krew -
rzekł król.
Zwykle blada twarz Mikhaila nabrała nieco koloru, a więc vayash moru musiał
niedawno się pożywiać.
- Twój kucharz był bardzo hojny. Spożyłem wyśmienitą kolację.
Choć Mikhail, jeden z nieumarłych, wyglądał na dwudziestoparoletniego młodzieńca,
dwieście lat temu był wasalem przodka Trisa, króla Hottena. Teraz, Mikhail przyłączył się do
działań mających na celu obalenie Jareda Drayke’a.
Kiedy rozległy się wieczorne dzwony, grupa skończyła omawiać kwalifikacje każdej
kompanii najemników przebywających w Księstwie. Słynęło ono ze stacjonujących w jego
granicach kompanii płatnych żołnierzy, których obecność aż nadto rekompensowała mu
posiadanie stosunkowo niewielkiej własnej armii. Było małym, lecz zamożnym państwem, a
jego położone na północy kopalnie złota znane były z bogatych żył tego kruszcu. Przez wiele
pokoleń traktowane było jak łup wojenny w konfliktach zbrojnych między Margolanem,
Wschodnią Marchią i Dhasson. Uzyskało niepodległość trzysta lat temu, kiedy mocarstwa
zajęte były kolejnymi wojenkami, a do władzy doszedł lokalny watażka.
Algor Wysoki podtrzymywał kontakty z najlepszymi kompaniami najemników,
wzmacniając w ten sposób skromne siły własnej armii Księstwa, która rekrutowała się z
nielicznej ludności państwa. W zamian za możliwość swobodnego działania, najemnicy -
mimo iż nie przysięgli lojalności Księstwu - złożyli przysięgę, że będą chronić ten mały kraj i
nigdy nie zwrócą się przeciwko niemu. Był to bardzo korzystny dla obu stron układ.
Kompanie najemników, które stacjonowały w Księstwie, składały się z najbardziej godnych
zaufania najemnych żołnierzy w tym niepewnym fachu. Dlatego też mocarstwa uznawały ten
kraj za nie wart zachodu, jakiego wymagałoby jego zdobycie.
Przez ponad świecę Harrtuck i Vahanian prowadzili zażarty spór co do przewagi
jednej kompanii nad drugą, przerywany dobitnie wyrażanymi opiniami Soteriusa i bardziej
umiarkowanie wyrażanymi poglądami Mikhaila. Kiara także włączyła się do rozmowy,
popisując się dobrą znajomością poszczególnych grup najemników oraz ich taktyki, robiąc
tym duże wrażenie na Trisie. Carina i Carroway siedzieli w milczeniu na końcu stołu,
uważnie wszystko śledząc. Royster, bibliotekarz z cytadeli Stowarzyszenia Sióstr w
Zachodniej Marchii, zapisywał całą tę debatę dla potomności.
Tris pochylił się do przodu, starając się uchwycić każde słowo, wyraźnie zdając sobie
sprawę, że jako drugi syn króla Bricena wiódł życie pod kloszem. Pełnym znużenia gestem
odgarnął kosmyk jasnoblond włosów, który spadł mu na oczy. Chciał się uczyć, toteż
ochoczo ustąpił pola w tej dyskusji zawodowym żołnierzom. Darrath przewodniczył tym
sporom ze zrodzoną z doświadczenia tolerancją, wtrącając od czasu do czasu swoje własne
opinie na temat kompanii spędzających zimę w tym kraju.
Ustalili, że to Harrtuck będzie dowodził najemnymi żołnierzami, po czym zasiedli do
posiłku, pochłonięci dalszym rozważaniom nad tym, jak najlepiej powstrzymać Jareda i jego
armię. Hant mówił niewiele, przysłuchiwał się tej naradzie w niepokojącym milczeniu,
obserwując za to uważnie wszystkich ludzi siedzących przy stole. Spojrzenie jego ciemnych
oczu przesuwało się z jednej mówiącej osoby na drugą. Wreszcie uniósł rękę, prosząc o ciszę.
- Czy pomyśleliście - zaczął tonem, który wyraźnie wskazywał, że to, co za chwilę
zaproponuje, nawet nie przyszło im do głowy - iż istnieje alternatywa dla zajęcia Margolanu
siłą?
Harrtuck zmarszczył brwi i odchylił się do tyłu na krześle, krzyżując ręce na piersiach.
- A w jaki sposób? Mamy wkroczyć do Margolanu i poprosić Jareda, żeby łaskawie
oddał tron?
Na twarzy Hanta pojawił się zimny uśmieszek.
- Coś w tym rodzaju, tylko może mniej uprzejmie. Proponuję, żeby armie się starły,
ale bez wkraczania na terytorium Margolanu.
- A co dobrego miałoby z tego wyniknąć? - spytał Soterius, przygładzając krótko
przycięte rude włosy.
- Byłeś kapitanem królewskiej gwardii, czyż nie? - Hant obrzucił go chłodnym
spojrzeniem, a ten skinął głową. - Czy twoi żołnierze byli bezlitosnymi zabójcami?
Soterius sprawiał wrażenie zakłopotanego.
- Armia Margolanu była zdyscyplinowaną siłą bojową, ale żołnierze nie byli
potworami.
Hant złożył w zamyśleniu palce w piramidkę.
- Czy znasz tych ludzi osobiście?
- Wielu z nich - przytaknął Soterius. - A innych znam z widzenia, choć nie mógłbym
przypomnieć sobie ich imion.
- Jeśli zatem nie zostali zaczarowani, niektórzy z nich powitaliby z radością okazję do
powstrzymania zła, które odradza się w waszej ojczyźnie, gdyby uważali, że mają szansę
wygrać? - spytał Hant.
Soterius zamilkł zamyśliwszy się.
- Tak sądzę - odparł z powagą Soterius - chyba że Jared zabił wszystkich dobrych
ludzi i zastąpił ich osobami swojego pokroju. - Zamilkł na chwilę. - Najtrudniej będzie
dowiedzieć się, którzy żołnierze zabijali i grabili samowolnie albo z rozkazu Jareda.
- Rozkaz czy nie, każdy żołnierz jest odpowiedzialny za swoje własne wybory -
wtrącił z goryczą Vahanian, przez którego przemawiało doświadczenie. - Żołnierze, których
potrzebujesz, są teraz zapewne banitami - jeśli już nie zostali powieszeni. Ci, którzy nadal
noszą mundury, są wrogami.
- Nie chcę, aby Księstwo i Margolan zostały uwikłane w wojnę, która może trwać
wiele lat - powiedział Darrath. - Myślę, że wiem, o co Hantowi chodzi. Gdyby udało ci się
przedostać niepostrzeżenie na teren Margolanu i zwerbować żołnierzy przeciwnych Jaredowi,
być może nie musielibyśmy kazać płatnym żołnierzom walczyć przeciwko twojemu ludowi.
Czy zechcesz podjąć takie ryzyko?
Soterius raz jeszcze się zastanowił. Spojrzał na Trisa, a potem znów na Darratha.
- Tak.
- Pojadę z nim. - Ta deklaracja Mikhaila wszystkich zaskoczyła, lecz vayash moru
zdawał się nie zwracać uwagi na ich reakcję.
- Towarzystwo będzie mile widziane - odparł Soterius.
- A co z najemnikami? - chciał wiedzieć Harrtuck.
- Kompanie najemników będą strzec granic jako druga linia obrony - odparł Darrath,
który pochylił się do przodu, zrozumiawszy, o co chodzi Hantowi. - Możecie zatrzymać
Jareda między północną granicą a rzeką i patrolować tereny przygraniczne. - Urwał, zerkając
na mapę. - Zaczarowane bestie, które przysłał Arontala, żeby uniemożliwić Trisowi dotarcie
do Dhasson, powinny odciąć Jaredowi drogę na wschód, dopóki zaklęcie nie zostanie z nich
zdjęte.
- Nie wiadomo, co się dzieje w Isencrofcie - dodała Kiara. - Brat Cariny, Cam, z
pewnością poprosił ojca o pomoc dla Trisa, ale nie wiemy, co ojciec będzie mógł zrobić.
- Być może zaraz się dowiemy - stwierdził król Staden podchodząc do drzwi, gdzie
stał przejęty paź. Za nim znajdował się brudny i obszarpany posłaniec.
- Ten jeździec przyjechał z Isencroftu niecałe pół świecy temu. Z pewnością przywiózł
ważne nowiny, skoro odbył tak długą i niebezpieczną podróż.
Kiara i Carina poderwały się z krzeseł i podbiegły do wyczerpanego jeźdźca.
Posłaniec wyjął z sakwy pod tuniką pergamin, który Kiara wzięła od niego drżącymi rękoma.
- Popatrz - powiedziała do Cariny - to pismo ojca.
- Czytaj!
Kiara przeczytała wiadomość w milczeniu. Na jej otoczonej kasztanowymi włosami
twarzy najpierw pojawił się niepokój, a zaraz potem odprężenie. W końcu podniosła wzrok;
jej ciemne oczy w kształcie migdałów błyszczały.
- Mikstura, którą Siostry dały Camowi, pozwoliła ojcu bronić się przed działaniem
wyniszczającego zaklęcia - oświadczyła podekscytowana. - Przejął z powrotem część swoich
obowiązków. Mimo ograniczonych możliwości Isencroftu wysłał także armię na granicę z
Margolanem, aby nam pomóc w pokonaniu Jareda Drayke’a.
- Jest coś jeszcze. Przesyła pozdrowienia dla króla Stadena... - zerknęła na ich
gospodarza - i pragnie oficjalnie zadeklarować poparcie dla Martrisa Drayke’a, syna Bricena,
prawowitego króla Margolanu. - Spojrzała zdumiona na Trisa.
- Zatem mamy go! - wykrzyknął Mikhail, przestawiając małe drewniane wskaźniki na
rozłożonej na stole mapie Zimowych Królestw. - Najemnicy na północnym wschodzie, rzeka
i Dhasson na wschodzie, Isencroft na zachodzie. A Trevath na południu nie ma powodu, by
interweniować. Jared zostanie okrążony ze wszystkich stron, a my zwrócimy przeciwko
niemu jego własną armię.
- Ano - potwierdził z powagą Harrtuck. - Założę się, że sporo uchodźców chwyci za
broń, kiedy dowiedzą się, co się święci. Już wiele razy widziałem, jak dobrze wyszkolona
armia zostaje pokonana przez zdeterminowaną tłuszczę wieśniaków z sierpami.
- To, co proponujesz, ma sens - powiedział powoli Tris - ale co ja mam robić? Czekać
za linią frontu, dopóki Jared nie zostanie pokonany? - Potrząsnął głową, a w jego zielonych
oczach pojawił się smutek. - Nie ma mowy.
Darrath jeszcze raz przyjrzał mu się w milczeniu; Tris miał wrażenie, że w twardym
spojrzeniu mężczyzny dostrzega błysk aprobaty.
- Co chciałbyś zrobić, książę Drayke, jeśli nie czekać?
- Muszę stawić czoła Arontali. - Tris wytrzymał nieugięte spojrzenie Darratha. -
Muszę wrócić do Shekerishet i zakończyć tę sprawę.
- Sam? - rzucił kpiąco Darrath.
- Nie sam. Ja z nim pojadę - odparła Kiara.
- Ja też - dodał Carroway.
- Ja także mam do wyrównania stare porachunki - wycedził przez zęby Vahanian. -
Wchodzę w to.
- Ja też - odezwała się Carina.
- Zakładając, że przejedziesz przez terytorium Margolanu, co później zrobisz?
Podejdziesz do bram pałacu i rozkażesz, aby cię wpuszczono?
Tris pokręcił głową.
- Nie. Zastanawiałem się nad tym, odkąd opuściliśmy pałac, i doszedłem do wniosku,
że jest tylko jeden sposób, aby dostać się do środka. Górą.
Vahanian uniósł brew.
- Potrafisz latać?
Tris uśmiechnął się szeroko.
- Nie. Nie muszę latać. Shekerishet zbudowano na stromym urwisku. Nikt nigdy nie
był w stanie zaatakować go od tej strony, toteż Jared nie będzie się tego spodziewał.
Darrath odchrząknął.
- Nie wątpię w twoje umiejętności Przywoływacza Dusz, książę Drayke, ale jeśli nikt
nigdy nie wspiął się po zboczu urwiska, jak ty tego dokonasz?
Tris i Soterius uśmiechnęli się porozumiewawczo.
- Cóż, właściwie, to bliższe prawdy jest stwierdzenie, że nikomu, kto prowadził wojnę
z Margolanem, nie udało się tamtędy wspiąć. Kiedyś założyłem się z Banem, że to mu się nie
uda, a on przyjął zakład, pod warunkiem, że będę się wspinał razem z nim. Pochodzi z gór, a
oni tam wszyscy są jak kozice. Dotarliśmy na sam szczyt i jeszcze przed obiadem opuściliśmy
się na najwyższy gzyms pałacu. Nigdy nikomu o tym nie mówiliśmy, ponieważ ojcu nie
podobałoby się takie zachowanie. - Zaśmiał się cicho. - Margolan nigdy w swojej historii nie
prowadził wojny z góralami.
- I sądzisz, że znowu możecie tego dokonać? - spytał Hant, pochylając się z uwagą do
przodu.
Tris wzruszył ramionami.
- To jedyny sposób dostania się do środka. Będę musiał to zrobić.
- Nigdy nie przepadałem za wspinaczką - mruknął Vahanian.
Kiara dała mu kuksańca w bok, obrzucając go gniewnym spojrzeniem.
- Ale pewnie mógłbym się nauczyć - dodał, przewracając oczami.
- Ja jestem gotowa - stwierdziła odważnie dziewczyna.
Carina sprawiała wrażenie, że czeka, co powie Carroway.
- Nie wyobrażam sobie siebie i Cariny szturmujących zamek - powiedział wreszcie
minstrel. - Ale gdyby udało nam się znaleźć jakieś życzliwe wioskowe czarownice i moich
przyjaciół minstreli, to myślę, że moglibyśmy przeprowadzić jakąś akcję dla odwrócenia
uwagi gwardzistów, podburzyć tłuszczę, wzniecić zamieszki, czy coś w tym rodzaju.
Hant pokiwał głową, pogrążony w myślach.
- To może się udać. Tak, może się udać - powtórzył.
- To jest zbyt ryzykowny plan - powiedział Darrath, potrząsając głową.
- Oczywiście, że tak - odparł radośnie Hant. - I dlatego mi się podoba. Tylko głupiec
mógłby próbować coś takiego zrobić.
- Nie jestem pewien, czy mnie cieszy to stwierdzenie - wyszeptał Tris do Kiary.
Hant podniósł szybko wzrok, kiedy jego czujny słuch wychwycił uwagę Trisa.
- Nie to miałem na myśli. - Zaśmiał się cicho. - Nie będą się tego spodziewać. Plan
jest zbyt śmiały. Zbyt ryzykowny. Będą czekać na nasze wojska na granicy, a tymczasem,
kiedy oni będą zajęci walką z naszymi fantomami, wy zaatakujecie ich z góry jak pająki. -
Zatarł z zadowoleniem ręce. - Tak, to brzmi obiecująco.
- Łatwo mu mówić - mruknął pod nosem Vahanian. - On się tam nie wybiera.
- Cicho - skarciła go Kiara.
Darrath pokiwał głową.
- Muszę przyznać, że nie mam lepszego planu. Ma w sobie element zaskoczenia, który
- przyznam - jest intrygujący.
- Intrygujący - skomentował ironicznie Vahanian. - Poczułbym się o wiele lepiej,
gdybyś powiedział „obiecujący” albo „świetny”.
Darrath zignorował jednak jego słowa.
- Kiedy zamierzasz wyruszyć, książę Drayke?
Tris zastanawiał się nad tym przez cały wieczór.
- Musimy dotrzeć do pałacu przed nadejściem miesiąca Głogu - powiedział. - Arontala
zamierza wtedy podjąć próbę uwolnienia duszy Obsydianowego Króla.
Generał zmarszczył brwi.
- Czy coś takiego jest w ogóle możliwe?
Tris skinął głową.
- Stowarzyszenie Sióstr sądzi, że tak. Nie mogę do tego dopuścić.
Darrath potarł podbródek.
- To za pół roku.
- Mogę razem z Mikhailem zacząć już prowadzić działania z uchodźcami - wtrącił się
Soterius. - Gdyby udało nam się ustawić na pozycjach kilka grup zbrojnych, mielibyśmy
pewność, że Jared nie wyśle kolejnych żołnierzy przez granicę. Najemnicy zajmą się
niedobitkami. Tutaj jest dużo śniegu, ale będzie lepiej, kiedy znajdziemy się w południowej
części Margolanu. Będziemy się przemieszczać w niewielkich grupach, a nie całą armią.
Musimy mieć czas, żeby wyszkolić wszystkich we wspinaczce. Dotarcie stąd do pałacu w
Margolanie z ominięciem głównych dróg zajmie ponad dwa miesiące.
- Zebranie najemników również trochę potrwa - dodał Harrtuck. - Spędzają tu zimę, a
nie szukają zajęcia. Trzeba będzie ich wyposażyć.
Tris wiedział, że ukończenie nawet części szkolenia, nauczenie się kierowania
rozszalałą mocą, nad którą dopiero co zaczynał panować, także zajmie nieco czasu. W
Bibliotece Zachodniej Marchii dowiedział się, że jego babka, wielka czarodziejka świata
duchów Bava K’aa, nauczyła go w dzieciństwie podstaw magii, a potem ukryła przed nim te
wspomnienia, aby go chronić. Dzięki Stowarzyszeniu Sióstr, głównemu bibliotekarzowi
Roysterowi i innym opiekunom, Trisowi udało się dotrzeć do wspomnień i wzbogacić je o to,
czego w tak krótkim czasie nauczyły go czarodziejki.
Choć przebywał w stolicy Księstwa zaledwie jeden dzień, już otrzymał wiadomość od
Stowarzyszenia Sióstr, tajemniczej rady wysokich magiń, której niegdyś przewodniczyła
Bava K’aa. Miał wraz z Cariną udać się do usytuowanej w mieście cytadeli Sióstr na dalsze
szkolenie. To wezwanie oraz sugestia, że podczas jego nauki będą konieczne usługi
doświadczonego uzdrowiciela, mocno zaniepokoiły Trisa. Zdawał sobie sprawę, że czas, jaki
pozostał do miesiąca Głogu, jest stanowczo zbyt krótki na opanowanie wszystkiego, czego
jeszcze musi się nauczyć. W tym samym czasie, Kiara i Vahanian mieli posiąść umiejętność
wspinaczki po stromym skalnym urwisku, Soterius odszukać uchodźców z Margolanu, a on
sam miał popracować nad swoimi umiejętnościami bojowymi.
Hant skinął głową.
- To da się zrobić.
- Dobrze. - Darrath wstał, opierając się o stół. - Hant i Ja dostarczymy wam broni i
zbroi. Otrzymacie najlepsze konie w Księstwie. Będziesz też miał wystarczająco dużo złota
dla waszych najemników - skinął głową w stronę Harrtucka - aby wyrwać ich z zimowego
snu.
- Dziękuję - powiedział Tris.
Darrath spojrzał mu prosto w oczy.
- Chcę, żebyś wiedział, książę Drayke, że nie popieram tego planu z miłości do
Margolanu. Po prostu to, co mówisz, jest prawdą. Aby Księstwo było bezpieczne, musimy
wytrzebić zło w Margolanie, inaczej przegramy. Nie wątpię, że gdyby Jared zapanował nad
Margolanem i najechał na Isencroft, w końcu zainteresowałby się kopalniami Księstwa, aby
ponownie napełnić swój skarbiec.
Hant pokiwał głową.
- Zgadzam się. Sprawa Margolanu jest na razie także naszą sprawą.
- Zatem wszystko postanowione - powiedział Staden, który przysłuchiwał się dyskusji
przez ponad świecę, siedząc ze skrzyżowanymi na piersi potężnymi rękoma. - Tymczasem ty
i twoi towarzysze jesteście mile widzianymi gośćmi w moim domu.
Tris pochylił głowę w podziękowaniu.
- Jesteśmy twoimi dłużnikami.
- Darujmy sobie - rzekł Staden zbywając to stwierdzenie machnięciem ręki - bo
będziesz mi dziękował, a ja z kolei będę musiał znowu tobie podziękować, i w ten sposób
spędzimy tutaj całą noc. Teraz, kiedy decyzja już zapadła, kto wypije ze mną kieliszek porto?
Rozdział drugi
Tris otulił się ciaśniej płaszczem. Królewska kareta wiozła go do cytadeli
Stowarzyszenia Sióstr. Siedząca obok niego Carina wyglądała na tak samo zziębniętą.
- Wciąż się zastanawiam, jakiego rodzaju szkolenie wymaga udziału uzdrowiciela? -
Carina owinęła się mocno pledem i potarła jedną ręką o drugą.
Tris uśmiechnął się niewyraźnie.
- Sam się nad tym zastanawiałem. I nie przychodzą mi do głowy żadne dobre
odpowiedzi.
Carina zmarszczyła brwi.
- Tris, czy jesteś pewien, że Stowarzyszenie Sióstr jest po twojej stronie?
- Babka mawiała, że Stowarzyszenie Sióstr zawsze jest po swojej własnej stronie -
odparł, wzruszając ramionami.
- Wczoraj w nocy rozmawiałem z Roysterem - w końcu jest opiekunem Biblioteki
Zachodniej Marchii od niemal pięćdziesięciu lat. Powiedział - ale dopiero wtedy, gdy go
przycisnąłem - że od czasu śmierci babki w Stowarzyszeniu Sióstr nastąpił rozłam, którego
powodem była wojna z Obsydianowym Królem. Z tego, co mówił Royster, w tej wojnie
zginęło wielu wybitnych magów, a ci, którzy ją przeżyli, byli albo poważnie ranni, albo
bardzo wystraszeni. Stowarzyszenie Sióstr poniosło wtedy ogromne straty. Moja babka o
mało co nie została zabita. - Westchnął. - Royster mówi, że gdy doszła do siebie i stanęła na
czele Stowarzyszenia Sióstr, podzieliło się ono na dwie grupy: jedna uważała, iż Wojna
Magów jest dowodem na to, że Stowarzyszenie nie powinno było się wtrącać, a druga była za
ostrożną interwencją, która jest jedynym sposobem na zachowanie spokoju.
- A co o tym sądziła twoja babka?
Tris spojrzał przez okno karety na chłodny zimowy świt.
- Ona zawsze mówiła, że wszelkiego rodzaju władza - rzeczywista, magiczna czy
polityczna - jest darem od Bogini, z którego należy korzystać dla dobra wszystkich.
- Trudno jest nie nadużywać posiadanej władzy - mruknęła Carina; była tak szczelnie
otulona płaszczem i pledem, że widać było tylko jej twarz.
- To, co udało mi się wyciągnąć z Roystera, każe mi myśleć, że trwały zażarte
dyskusje, co ze mną począć. Wygląda na to, że na razie wygrały czarodziejki, które trzymały
stronę babki, dlatego Stowarzyszenie Sióstr zgodziło się mnie szkolić. Ale nie jestem pewien,
czy to oznacza, że nas całkowicie popierają. Myślę, że nie możemy liczyć na ich pomoc, jeśli
coś pójdzie nie tak.
- Ale słyszeliśmy przecież, że Arontala poluje na magów! Czy to nie oznacza, że ta
wojna to także sprawa Stowarzyszenia Sióstr?
Tris wzruszył ramionami.
- Nie każdy mag należy do elitarnej grupy, jaką jest Stowarzyszenie Sióstr. Z
rozmowy z Roysterem odniosłem wrażenie, że niektóre czarodziejki uważają, że
Stowarzyszenie Sióstr w ogóle nie powinno mieszać się w sprawy świata zewnętrznego. One
chcą studiować magię, a resztę niech szlag trafi. - Zamilkł na chwilę. - Zacząłem się nawet
zastanawiać, czy czarodziejki, które obecnie przewodzą Stowarzyszeniu, są równie potężne
jak Siostry, które walczyły w Wojnie Magów. Może uciekają od świata, bo nie są tym, kim
niegdyś były. Może sądzą, że nie są w stanie stanąć do walki z Arontalą - a co dopiero z
odrodzonym Obsydianowym Królem - i wygrać, więc nie chcą nawet próbować.
- Ale ciebie poślą do walki? Ta twoja nauka coraz mniej mi się podoba. - Carina
wzdrygnęła się.
Tris uśmiechnął się smutno.
- To nie ciebie będą uczyć.
Obawy Cariny sprawiły, że był coraz bardziej zdenerwowany. Bava K’aa niewiele mu
mówiła o Stowarzyszeniu Sióstr, jednak miał wrażenie, że Siostry stoją po różnych stronach i
mają sprzeczne cele. Teraz, kiedy karoca zmierzała do cytadeli, Tris zaczął się zastanawiać,
czy w ich rozgrywkach on jest królem, czy pionkiem.
- Powiedziałeś, że to siostra Taru przysłała tę wiadomość? - wyrwało go z rozmyślań
pytanie Cariny.
Skinął głową.
- To pocieszające w tej sytuacji. Po wspólnej nauce w Zachodniej Marchii jest jedyną
osobą, której ufam.
- Znała twoją babkę?
- Była jej asystentką.
- A więc ja też ufam Taru, ale nie jestem pewna co do innych.
* * *
Karoca skręciła i Tris ujrzał cytadelę, ogrodzony szarym murem ogromny obszar,
jakby miasto w mieście. Ciosany kamień, z którego zbudowano mur, wyglądał na starszy niż
stojące na zewnątrz budynki. Sprawiały one wrażenie, jakby trzymały się z dala od cytadeli,
pozostawiając wokół niej szeroki pas otwartej przestrzeni, mimo iż reszta miasta była gęsto
zabudowana.
We wznoszącej się kilka pięter nad ziemią fasadzie cytadeli widać było tylko parę
wysokich i wąskich okien. Żelazna krata w bramie podniosła się, żeby wpuścić karetę, i Tris
poczuł ucisk w żołądku, gdy zamknęła się za nimi z hukiem.
Gdy Tris pomagał Carinie wysiąść z karocy, zobaczyli czekającą na nich postać w
habicie.
- Witajcie - powiedziała Taru, odrzucając kaptur. Jej okrągłą twarz okalały sięgające
do podbródka ciemne włosy, a płaszcz skrywał korpulentną postać. Szeroki uśmiech kobiety
był szczery i Tris mógł się nieco odprężyć. Skłonił się uprzejmie, a Carina uściskała Taru.
- Dziękuję, że wyszłaś nam na spotkanie - powiedział, gdy ruszyli po szerokich
zaśnieżonych schodach do cytadeli. Fronton budynku wyglądał imponująco, jak fronton
pałacu, a łuk nad ciężkimi, okutymi żelazem podwojami był rzeźbiony w misterne runy i
finezyjnie splecione ornamenty.
Zanim jeszcze drzwi się otworzyły, Tris wyczuł starą, potężną magię. Moc zdawała
się promieniować z murów, jakby zachowały one w sobie ślady odprawianych tutaj
magicznych obrzędów. Miał nadzieję, że poczuje obecność magii babki, którą - niczym
zwietrzałymi perfumami - przesiąknięte były jej komnaty w Shekerishet, jednak nie było tu
znajomej aury, co spotęgowało jego zaniepokojenie.
Lokaj zabrał ich torby i podążył za nimi.
- Jesteście przygotowani na pozostanie tutaj co najmniej przez dwa tygodnie? - spytała
Taru.
- Nauczyliśmy się podróżować z małą ilością bagażu - stwierdził sucho Tris i zaśmiał
się cicho. - Opuściłem Shekerishet tylko w tym, co miałem na sobie, więc pełen plecak
wydaje mi się luksusem!
Carina wzruszyła ramionami.
- A ja przywiozłam moje zioła i proszki, a także część ksiąg, które razem z Roysterem
zabraliśmy z Zachodniej Marchii. Tak długo byliśmy z Camem w drodze, że nauczyłam się
obywać bez wielu rzeczy. - Uśmiechnęła się z przymusem. - Mam nadzieję, iż nie
oczekiwałaś, że ubierzemy się jak na królewski dwór!
Taru także się uśmiechnęła.
- Nie, moja droga. Mam dla was zapasowe habity, a to, co nosisz pod spodem, to
twoja sprawa - odparła zaskakująco figlarnie.
Weszli do wielkiej, wysoko sklepionej sieni, która zrobiła na nich ogromne wrażenie.
Wokół niej stało na podwyższeniach osiem wielkich marmurowych posągów
przedstawiających cztery jasne i cztery ciemne aspekty Bogini. Tris spojrzał na posągi Matki i
Dziecka, patronek Margolanu, lecz nie znalazł w dobrotliwym spojrzeniu Matki i
nieodgadnionych oczach Dziecka pokrzepienia. Jego uwagę przyciągnęła natomiast Istra,
Mroczna Pani, patronka vayash moru i społecznych wyrzutków, obrończyni zbłąkanych dusz.
Nie mógł pozbyć się poczucia, że posąg Istry odprowadza go spojrzeniem, gdy opuszczał
sień.
Carina zdawała się być przez cały czas pogrążona w myślach, gdy przechodzili przez
kolejne pomieszczenia tego ogromnego budynku.
Tris rozglądał się dookoła. Gobeliny pokrywające ściany od podłogi aż po sufit były
starsze i hardziej misternie utkane niż te, które Tris widział w pałacu Stadena czy swoim
domu w Shekerishet. Wszystko na co patrzył - meble, misternie kute kandelabry i obejmy
pochodni, misy do wieszczenia i obite skórą księgi dowodziło bogactwa i potęgi, jakich
mógłby pozazdrościć niejeden król Zimowych Królestw.
Jak na stowarzyszenie, które ma się nie mieszać w sprawy śmiertelników, siostry
całkiem nieźle się urządziły, pomyślał.
- Ta cytadela została zbudowana ponad pięćset lat temu - wyjaśniła Taru. - Jest starsza
od pałacu Stadena. Możemy tutaj wygodnie pomieścić ponad dwieście sióstr, choć zazwyczaj
mieszka ich tylko około pięćdziesięciu. Wiele z nich zatrzymuje się tu na kilka miesięcy, a
potem przenosi do innej z naszych posiadłości.
Weszli na szerokie, kręte schody, które wyglądały tak, jakby unosiły się w powietrzu.
Nad nimi wisiał ogromny kandelabr wielkości karocy, która przywiozła ich do cytadeli; Tris
ciekaw był, czy umieszczone w środku setki świec można zapalić inaczej niż przy pomocy
magii. Na najwyższym piętrze schody zwęziły się i Taru poprowadziła ich długim
korytarzem.
Tris miał wrażenie, jakby otaczająca go magiczna aura będąca pozostałością dawnej
mocy przytłaczała go. Nawet zaczarowana klinga Pogromcy Magów zdawała się reagować na
tę magię, jakby się przebudziła.
Taru zatrzymała się przed drzwiami po prawej stronie.
- Umieściłam was w pokojach obok siebie. Mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza
- powiedziała. - Oba pokoje są połączone wspólnym salonikiem. Pomyślałam, że to wam
zapewni odrobinę prywatności i ułatwi sytuację, gdyby Carina musiała sprawdzić, jak się
czujesz.
Tris zmarszczył brwi.
- A więc przewidujesz, że będę potrzebował poważnego uzdrawiania. Właściwie
jakiego rodzaju szkolenie przygotowałyście dla mnie?
Taru pokazała gestem, żeby weszli do środka i dała znak lokajowi, żeby zostawił torby
w salonie. W ogromnym kamiennym kominku płonął już ogień, a na nim grzały się imbryk z
herbatą i mały kociołek z wodą. Salonik, choć nie tak pełen przepychu jak sień, dorównywał
wystrojem apartamentom gościnnym w niejednym pałacu. Stało w nim kilka krzeseł, mała
kanapa i szerokie biurko z kandelabrem na cztery świece. Jedną ścianę zajmowały półki z
książkami. Szybkie spojrzenie na regał wystarczyło, aby stwierdzić, że to woluminy
poświęcone uzdrawianiu. Tris znowu poczuł niepokój.
Taru rozejrzała się szybko po korytarzu, żeby upewnić się, czy są sami i zamknęła
drzwi. Carina podeszła do kominka, aby ogrzać się przy ogniu, a Tris rozwiesił ich płaszcze
na krzesłach, żeby wyschły.
- Jest tylko jedno szkolenie, które pozwoli ci w tak krótkim czasie, jaki pozostał,
zdobyć umiejętności, których potrzebujesz - powiedziała Taru, a Tris wyczuł w jej głosie
niepokój. - To symulacja walki - rzeczywistej i magicznej.
Carina wciągnęła głośno powietrze.
- Przeciwko komu? Całemu Stowarzyszeniu Sióstr?
Taru spojrzała Trisowi prosto w oczy.
- Tak. Przejdziesz serię testów. Niektóre będą polegały na wychodzeniu z pułapek
umieszczonych w labiryncie pod cytadelą. Pozwolą one ocenić twoją przebiegłość i zdolność
precyzyjnego posługiwania się magią. Inne będą sprawdzianem twoich umiejętności
bojowych i magicznych zarówno w obronie, jak i ataku. - Taru przyglądała mu się przez
chwilę, badając jego reakcję. - Czasami będziesz musiał stawić czoła jednej albo dwóm
siostrom, kiedy indziej awatarom - golemom ożywionym przez magię i kontrolowanym przez
siostry.
Tris spojrzał na Taru.
- Jest coś jeszcze, o czym mi nie powiedziałaś, prawda? Coś ważnego.
Taru pokiwała głową.
- Kiedy będziesz walczył z awatarami, mogą one przybierać postać innych ludzi, na
przykład Jareda albo Arontali. Mogą to też być sprzymierzeńcy - Vahanian czy Kiara. -
Znowu na chwilę zamilkła. - Magia i broń będą prawdziwe. W najbardziej ekstremalnych
symulacjach zostaną ustawione magiczne zabezpieczenia, których nie da się złamać, dopóki
zadanie nie zostanie zakończone. W przypadku konfrontacji z awatarem Jareda...
- ...zadanie nie zostanie ukończone, dopóki któryś z nas nie zginie - dokończył za nią
Tris.
Czarodziejka pokiwała głową.
- Taru, chyba żartujesz! - zaprotestowała Carina, odsuwając się od ognia, i podeszła
do nich.
Taru spojrzała Carinie prosto w oczy.
- Jeśli Tris nie jest w stanie zmierzyć się ze Stowarzyszeniem Sióstr, jakie ma szanse
w starciu z Arontalą... czy Obsydianowym Królem?
- Dlatego chcecie wykonać robotę za Arontalę?
Taru spuściła wzrok i zaczęła się przechadzać po pokoju.
- Siostry przeprowadziły wiele zażartych dyskusji czy Stowarzyszenie powinno w
ogóle mieszać się do sprawy twojej nauki - powiedziała wreszcie, zerkając na Trisa. -
Podejrzewam, że decyzja, aby cię tu sprowadzić, została podjęta z obawy, że niektóre z nas i
tak by to zrobiły.
- Dla Stowarzyszenia Sióstr - nie twierdzę, że podzielam te poglądy - jedyne, co ma
znaczenie, to niedopuszczenie do odrodzenia się Obsydianowego Króla albo przynajmniej
ograniczenie szkód, które może wyrządzić. - Spojrzała na Trisa i Carinę. - Stowarzyszenia
Sióstr nie obchodzi królestwo Margolanu, ani naprawienie szkód wyrządzonych przez Jareda,
czy uzdrowienie króla Donelana przez zniszczenie Arontali. - Taru potrząsnęła głową. -
Stowarzyszenie traktuje te sprawy z punktu widzenia historii, czyli cholernie bezosobowo.
- Cóż gorszego mogłoby się zdarzyć niż odrodzenie się Obsydianowego Króla, który
zawładnie ciałem Arontali? - wybuchła Carina. Zanim czarodziejka zdążyła się odezwać, Tris
już wiedział, jaka będzie odpowiedź, i ta świadomość zmroziła go aż do szpiku kości.
- Byłoby gorzej, gdyby się odrodził w ciele wielkiego Przywoływacza Dusz -
powiedziała cicho Taru. - Stowarzyszenie Sióstr zgodziło się na twoje szkolenie, gdyż chcą
się upewnić, że nie zawiedziesz. Nade wszystko nie chcą się ponownie zmierzyć z takim
Obsydianowym Królem, jakim był niegdyś, gdy dysponował mocą Przywoływacza.
- A więc babka miała rację, twierdząc, że Lemuel był opętany? - spytał Tris.
Taru pokiwała głową.
- Zatem jeśli nie jestem wystarczająco silny, żeby mi się udało, chcą, żebym poniósł
klęskę tutaj, nawet jeśli przy tym zginę?
- Tak.
- Rozumiem.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo lękają się Obsydianowego Króla. Przeszedłeś już jedną
próbę wtedy, kiedy Alyzza znalazła cię...
- Alyzza była Siostrą?! - wykrzyknęła Carina, przypominając sobie niechlujną starą
kobietę, która podróżowała razem z nimi w karawanie.
Taru uśmiechnęła się.
- Naprawdę myśleliście, że była wioskową czarownicą? Wiele lat temu Alyzza była
wielką czarodziejką. Kiedy Bava K’aa została uwięziona przez Obsydianowego Króla, to
właśnie Alyzza i król Argus posłużyli się swoją magią, aby lord Grayson mógł ją uratować z
twierdzy Obsydianowego Króla. - Potrząsnęła głową. - Ten wielki wysiłek spowodował
śmierć króla Argusa i mocno zranił Alyzzę. Jej umysł już nigdy nie był taki sam. Sama Bava
K’aa ledwie to przeżyła. Elam, która była uzdrowicielką Bava K’aa, nie dopuszczała nikogo
innego do twojej babki. Uleczenie jej zajęło dużo czasu. Elam odprawiła ceremonię jej
zaślubin z Graysonem, kiedy tylko twoja babka wylizała się z ran. To ona pomogła potem
przyjść na świat dziecku Bava K’aa - twojej matce, Serae - powiedziała Taru spoglądając na
Trisa.
Dzwony na zewnątrz zaczęły wybijać godzinę ósmą. Taru spojrzała przepraszająco na
Trisa i Carinę.
- Wiem, że nie mieliście czasu ogrzać się i rozłożyć swoich rzeczy, ale mamy się
stawić w komnacie rady - powiedziała. - Odbędzie się tam oficjalna prezentacja, a potem
Siostra Elam przedstawi ci twoich pierwszych nauczycieli. Nauka rozpocznie się już dzisiaj.
- Kto będzie obecny w komnacie rady? - zapytała Carina.
Tris nie po raz pierwszy miał wrażenie, że Carina i Taru znały się jeszcze przed
rozpoczęciem tej misji.
Czarodziejka uśmiechnęła się lekko, choć w jej oczach widoczna była powaga.
- Niektórzy są przyjaciółmi, co do innych nie jestem pewna. - Umilkła na chwilę. -
Siostra Elam była w wieku babki Trisa, kiedy objęła przywództwo nad Stowarzyszeniem
Sióstr po śmierci Bava K’aa.
- Siostra Landis zostanie jej następczynią - powiedziała neutralnym tonem Taru, Tris
dostrzegł jednak malujący się na twarzy Cariny grymas. - W czasie Wojny Magów była jedną
z młodszych czarodziejek i często spierała się z Bava K’aa co do roli, jaką powinno odgrywać
Stowarzyszenia Sióstr. Ale ostatnio asystentka Landis, Alaine, dała jej chyba powód do
zmiany zdania w tej kwestii. Alaine zatrzymała się bowiem w jednej z naszych cytadeli, kiedy
ta została napadnięta przez żołnierzy Jareda. Ledwie udało jej się stamtąd uciec.
Taru westchnęła.
- Jest jeszcze Theron.
Carina wymruczała coś, czego Tris nie usłyszał.
- Theron będzie jedną z twoich nauczycielek - kontynuowała Taru. - Pochodzi ze
Wschodniej Marchii, toteż jej styl walki będzie podobny do tego, którego nauczyłeś się od
Kiary i Jonmarca. - Kobieta zmarszczyła brwi. - Przekonasz się, że w porównaniu z Theron
sposób nauczania Jonmarca jest wręcz miłosierny.
Miłosierny, pomyślał z ironią Tris. Było to dziwne słowo w tym kontekście. Biorąc
pod uwagę baty, jakie dostawał w czasie ćwiczeń szermierczych z Vahanianem, nie wróżyło
to nic dobrego. Tris wziął głęboki oddech, walcząc ze strachem. Słodka Chenne, w co ja się
wpakowałem? Wiedział, że jego prawdziwym wrogiem był czas. Tylko dwa tygodnie dzieliły
ich od miesiąca Wiedźmy, ostatniego miesiąca roku, a zaledwie siedem od miesiąca Głogu.
Miał więc niewiele czasu na przygotowania. Doskonale wiedział, co oznaczać będzie
porażka. Kiara oddana Jaredowi - ta myśl ścinała mu krew w żyłach - Jonmarc i pozostali
powieszeni za zdradę. Żadnego ratunku dla Margolanu ani sprawiedliwości dla
nieszczęśników gnębionych przez Jareda. Wojna w Zimowych Królestwach, gdyż Jared i
Arontala na pewno zapragną poszerzyć granice swojego państwa. A więc on musi
zdecydować się na konfrontację - nawet gdyby ceną za to było jego życie - jeśli zdoła tylko
zapobiec takiemu rozwojowi wydarzeń. Zresztą Taru podsunęła mu myśl, że śmierć nie jest
najgorszą rzeczą, jaka może go spotkać; świadomość, iż mógłby zostać opętany, a jego moc
wykorzystana wbrew jego woli, tylko wzmocniła determinację Trisa. Poczuł ogarniający go
chłód, który nie miał nic wspólnego z zimnem panującym na korytarzu. Taru miała rację - nie
było innego wyjścia.
Cytadela pachniała woskiem świec i ziołami oraz stęchlizną typową dla dawno
nieużywanych pokojów. Siostra zatrzymała się przed okutymi żelazem podwójnymi
drzwiami. Ze środka dobiegały podniesione głosy i choć słów nie dało się zrozumieć, to
pobrzmiewająca w nich żarliwość była wyraźnie słyszalna. Jeden głos, bardziej piskliwy niż
pozostałe, sprawiał wrażenie rozgniewanego. Drugi, niski i spokojny, przemawiał bardzo
zdecydowanie. Taru skrzywiła się i zastukała głośno do drzwi. Głosy gwałtownie umilkły i
czarodziejka gestem nakazała się otworzyć drzwiom.
Podwoje otworzyły się powoli z głośnym skrzypieniem zawiasów. Komnata rady, cała
zawieszona ciężkimi gobelinami, była oświetlona przez rząd pochodni, dwa kominki
wielkości wysokiego człowieka oraz wiszące nad długim stołem z ciemnego drewna dwa
kandelabry z dziesiątkami świec, jednak wszystko to nie było w stanie całkowicie rozproszyć
panującego tutaj mroku. Mimo buzującego w kominkach ognia Tris zadrżał, wchodząc do
pomieszczenia.
Przy stole siedziały cztery odziane w habity Siostry. Miejsce pośrodku, przodem do
Trisa, zajmowała stara, chuda jak kościotrup i bardzo pomarszczona kobieta. Domyślił się, że
to Elam. Po jej prawej stronie stało puste krzesło, zapewne przeznaczone dla Taru, a po lewej
siedziała Siostra w średnim wieku, sprawiająca wrażenie bardzo stanowczej osoby. Czyżby to
była Landis? pomyślał Tris. Z siwymi włosami i poważnym wyrazem twarzy, wyglądała,
jakby toczyła wewnętrzny dialog będący kontynuacją dyskusji, którą podsłuchali stojąc na
korytarzu.
Siedząca po jej lewej stronie młoda kobieta przyglądała mu się bacznie. Miała
ciemnoblond włosy ściągnięte w warkocz i wymizerowaną twarz. Tris domyślił się, że to
Alaine, asystentka Landis. Miejsce z prawej strony pustego krzesła zajmowała młoda kobieta,
może dziesięć lat starsza od Trisa, której smukła sylwetka i silne ramiona przywodziły na
myśl bardziej wojownika niż czarodziejkę. Jej ciemne włosy były przycięte krótko na jeża.
Zmierzyła Trisa wzrokiem niczym oficer oceniający przydatność rekruta. Bez wątpienia była
to Theron. Wszystkie Siostry zdawały się nie zwracać uwagi na stojącą za nim Carinę, co
dziewczyna przyjęła z wyraźną ulgą.
- Dostojne Siostry - powiedziała Taru, kiedy podeszli do stołu. - Przyprowadziłam
wam Martrisa Drayke’a z Margolanu, a wraz z nim Carinę Jesthratę.
- Witajcie - powiedziała siedząca pośrodku stara kobieta o zadziwiająco silnym głosie
lecz mikrej posturze. Tris nauczył się już jednak, żeby nie oceniać czarodziejek po wyglądzie.
- Jestem Siostra Elam. Czy zgadzasz się na naszą propozycję nauki?
Tris zebrał się w sobie i odparł:
- Tak, zgadzam się.
Elam uśmiechnęła się ponuro, ukazując pożółkłe zęby.
- Jak pewnie wiesz, Stowarzyszenie Sióstr nie miesza się bez powodu w sprawy
królów.
Przynajmniej nie robi tego otwarcie, pomyślał Tris.
Patrząc na kamienne twarze i sztywność niektórych siedzących przy stole Sióstr,
doszedł do wniosku, że dyskusja, która poprzedziła ich propozycję, musiała być bardzo
zażarta. A dla niektórych zapewne jeszcze się nie skończyła.
- Taru opowiedziała mi o szkoleniu, jakie odbyłeś w Zachodniej Marchii. Odebranie
Pogromcy Magów duchowi króla Argusa to zaliczenie pierwszego testu. - Był to „test”, który
Tris ledwie przeżył.
- Jeśli masz być gotowy do sławienia czoła Arontali - a może nawet samemu
Obsydianowemu Królowi - w miesiącu Głogu, pozostało nam mało czasu - kontynuowała
Elam. - Nie będziesz uczył się z książek. Zostaniesz wystawiony na wiele prób, nieco
Gail Z. Martin Krwawy królThe Blood King Kroniki Czarnoksiężnika Tom 2 Przełożyła: Marta Koniarek
Książkę tę dedykuję wszystkim, którzy uwierzyli w moje marzenia i pomogli mi je urzeczywistnić.
Podziękowania Napisanie tej książki stało się możliwe dzięki miłości i wyrozumiałości mojej rodziny, która przyzwyczaiła się już do tego, że musi dzielić się mną z Trisem i że teraz więcej czasu spędzam z czytelnikami lub jestem pochłonięta obowiązkami związanymi z procesem wydawniczym. Dziękuję mojemu mężowi Larry’emu, wspaniałemu pierwszemu redaktorowi i muzie, córkom Kyrie i Chandler, które czytały wstępne wersje moich książek i opowiadały o nich swoim przyjaciołom, oraz synowi Cody’emu za to, że wykazuje się cierpliwością, kiedy piszę! Dziękuję też zespołowi Solaris - Markowi, Christianowi, George’owi, Vincentowi oraz Caroline. I oczywiście mojemu agentowi Ethanowi, który to wszystko wprawił w ruch.
Główne postacie: ALAINE - Przyboczna siostry Landis. ALLE - Szpieg margolańskiego ruchu oporu. ALYZZA - Na wpół oszalała magini, która podróżowała z karawaną Lintona jako wioskowa czarownica i pomagała Trisowi w jego pierwszych próbach zapanowania nad magią. ASTASIA - Jedna z arystokratek vayash moru zasiadająca w Radzie Krwi. BAN SOTERIUS - Kapitan gwardzistów króla Bricena w noc przewrotu i bliski przyjaciel Trisa Drayke’a. BAVA K’AA - Matka królowej Serae, babka Trisa i jego siostry Kait. Potężna czarodziejka. Przywoływacz Dusz. W czasie Wojen Magów walczyła z Obsydianowym Królem i uwięziła jego duszę w kuli Łapacza Dusz. Aż do śmierci przewodziła elitarnej grupie czarodziejek zwanej Stowarzyszeniem Sióstr. BERRY (BERWYN) - Córka króla Księstwa, Stadena - po raz pierwszy spotkała Trisa, kiedy była więziona przez handlarzy niewolników i skrywała swoją tożsamość, żeby zmniejszyć grożące jej niebezpieczeństwo. BRICEN Z MARGOLANU - Król Margolanu, ojciec Martrisa (Trisa) Drayke’a i jego przyrodniego brata Jareda. Zabity przez Jareda i Foora Arontalę w noc Święta Zmarłych (Nawiedzin) wraz z królową Serae i ich córką Kait. CARINA JESTHRATA - Uzdrowicielka na dworze króla Donelana z Isencroftu, daleka kuzynka Kiary Sharsequin i siostra wojownika Cama, która szuka eliksiru mogącego wyleczyć króla z zesłanej przez maga choroby. Carina i Cam podróżowali incognito z karawaną Maynarda Lintona, do której dołączyli Tris i jego przyjaciele w drodze na północ, gdzie chcą znaleźć schronienie. CARROWAY - Utalentowany bard na dworze króla Bricena i bliski przyjaciel Trisa Drayke’a. CURANE - Margolański wielmoża należący do najbardziej lojalnych stronników Jareda. DARRATH - Generał w armii Księstwa, doskonały taktyk, przysłany przez Stadena, żeby pomóc Trisowi zorganizować atak na Jareda.
ELAM - Siostra dowodząca cytadelą w stolicy Księstwa i bliska przyjaciółka zmarłej Bava K’aa. FALLON - Czarodziejka ze Stowarzyszenia Sióstr, która zarządza cytadelą w północnym Margolanie. FOOR ARONTALA - Mag Klanu Ognia i jeden z nieumarłych vayash moru, doradca Jareda z Margolanu. Arontala pragnie uwolnić ducha Obsydianowego Króla uwięzionego w kuli Łapacza Dusz, aby go opętał i pozwolił stać się największym mrocznym Przywoływaczem Dusz w Zimowych Królestwach. GABRIEL - Lord vayash moru, który podróżuje z Trisem i jego przyjaciółmi jako ich opiekun i przyjaciel. Jeden z członków Rady Krwi. HANT - Szef szpiegów króla Stadena. JARED DRAYKE - Syn króla Bricena z Margolanu i brat przyrodni Trisa Drayke’a. Jako że Jared był najstarszym synem, nikt nie kwestionował jego pozycji jako następcy tronu. Z pomocą mrocznego maga Foora Arontali zamordował swojego ojca i całą królewską rodzinę. Teraz ściga Trisa, jedynego ocalałego z królewskiego rodu, aby go zabić i umocnić swoją władzę nad Margolanem. JONMARC VAHANIAN - Utalentowany wojownik z bujną przeszłością, który już dwukrotnie przegrał w starciu z Arontalą. Harrtuck namawia Trisa, żeby wynajął Vahaniana jako przewodnika, który przeprowadzi bezpiecznie ich grupę przez północne góry. KIARA SHARSEQUIN - Córka króla Donelana z Isencroftu i nieżyjącej królowej Viaty. Zostaje wysłana przez Wyrocznię Bogini w związaną z wejściem w dojrzałość Podróż przez niebezpieczne terytorium Margolanu. Związana dawnym paktem, rozpaczliwie pragnie uniknąć zaaranżowanego małżeństwa z Jaredem z Margolanu, z którym została zaręczona zaraz po urodzeniu. LANDIS - Jedna z najwyższych rangą Sióstr w cytadeli w stolicy Księstwa. LEMUEL - Wielki Przywoływacz Dusz i ukochany Bava K’aa, który został opętany przez ducha Obsydianowego Króla. Bava K’aa uwięziła duszę Obsydianowego Króla w kuli Łapacza Dusz, zamiast go zniszczyć, ponieważ miała nadzieję, że Lemuel nadal żyje w kuli pozostając, w mocy Obsydianowego Króla i kiedyś będzie mógł zostać uwolniony. MACARIA, HALISK i PAIVA - Troje bardów z margolańskiego dworu będących bliskimi przyjaciółmi Carroway’a. MARTRIS DRAYKE - Dla przyjaciół Tris. Książę Drayke jest jedynym członkiem rodziny królewskiej, oprócz Jareda Uzurpatora, który przeżył przewrót, w którym zginął jego ojciec, król Margolanu Bricen. Wnuk słynnej czarodziejki Bava K’aa, który dowiaduje się, że
odziedziczył potężną magię świata duchów swojej babki i został Przywoływaczem Dusz, magiem, który potrafi pośredniczyć pomiędzy żywymi, umarłymi i nieumarłymi. Jako drugi syn Bricena, Tris nigdy nie pragnął korony i nie spodziewał się jej odziedziczyć. Uświadamia sobie jednak, że jest jedyną osobą, która może rzucić wyzwanie Jaredowi i przywrócić pokój w Margolanie oraz Zimowych Królestwach. MAYNARD LINTON - Przemytnik i wieloletni przyjaciel Jonmarca Vahaniana. Przewodził karawanie, która dała schronienie Trisowi i jego przyjaciołom w czasie ucieczki z Margolanu. MIKHAIL - Vayash moru z „rodziny” nieumarłych Gabriela, który ponad dwieście lat temu służył królowi Hottenowi, przodkowi Trisa. OBSYDIANOWY KRÓL - Potężny, pradawny, zły duch wielkiego Przywoływacza Dusz, który opętał maga Lemuela, zanim jeszcze Tris Drayke się urodził. Wstąpiwszy w ciało Lemuela, Obsydianowy Król prowadził wojnę z Zimowymi Królestwami, nazwaną później Wojną Magów. Został pokonany, a jego duch uwięziony w kuli Łapacza Dusz przez Bava K’aa. PELL, TABB i ANDRAS - Margolańscy żołnierze lojalni wobec króla Bricena, którzy zdezerterowali po przewrocie i przebywają teraz wśród uchodźców w Księstwie. RAFE - Potężny vayash moru, członek Rady Krwi. RIQUA - Bogata i potężna vayash moru, która zasiada w Radzie Krwi. ROYSTER - Bibliotekarz i opiekun Biblioteki w Zachodniej Marchii. SAHILA - Przywódca margolańskich uchodźców. STADEN - Król Księstwa i ojciec księżniczki Berwyn. TADRIE - Margolański wieśniak, którego rodzinę Kiara uratowała przed rozgniewanymi gwardzistami. Obecnie jest przywódcą margolańskich uchodźców. TARU - Jedna z czarodziejek ze Stowarzyszenia Sióstr, odpowiedzialna za szkolenie Trisa. TOV HARRTUCK - Lojalny gwardzista króla Bricena, który pomógł Trisowi, Soteriusowi i Carroway’owi uciec w noc przewrotu z królewskiego dworu. Dzięki jego przyjaźni z najemnikiem Jonmarkiem Vahanianem, ten ostatni zostaje przewodnikiem Trisa i jego grupy. Harrtucka i Vahaniana łączy wspólna najemnicza przeszłość. URI - Lord vayash moru zasiadający w Radzie Krwi.
Rozdział pierwszy Martris Drayke, książę Margolanu na wygnaniu, podniósł szybko wzrok, gdy drzwi do sali narad wojennych otworzyły się i do komnaty wkroczył król Księstwa, Staden. - Dziś porozmawiamy o wojnie - powiedział Staden, gdy zebrani wstali, aby okazać mu szacunek. Towarzyszyło mu dwóch mężczyzn: jeden, którego wyprostowana postawa wyraźnie wskazywała na to, że jest wojskowym, oraz drugi, sprawiający wrażenie nerwowego człowieczka, który stale przebiegał wzrokiem komnatę. - Dałem ci słowo, książę Drayke, że będziesz miał do dyspozycji moich najlepszych strategów - oświadczył dumnie Staden. - Oto oni. To jest... - wskazał na wysokiego, wyglądającego jakby stał na baczność, mężczyznę - generał Darrath, a to... - wskazał na swojego drugiego towarzysza - mój główny „kret”, Hant. Jeśli twoja kampania ma się zakończyć powodzeniem, oni mogą ci w tym pomóc. - Dziękuję, Wasza Królewska Mość - rzekł Tris Drayke z wdzięcznością i skłonił się. - Zawsze będę twoim dłużnikiem. Zaledwie dzień wcześniej Trisa i jego towarzyszy przyprowadzono do pałacu Stadena. Zostali schwytani przez królewskich gwardzistów na granicy, gdy uciekali z zasadzki przygotowanej przez skrytobójców nasłanych przez Jareda z Margolanu. Skonfiskowano im wówczas broń i kiedy przewożono ich pod silną strażą, Tris był pewien, że zostaną wydani Jaredowi; byli niczym karta przetargowa w rozgrywce o wysoką stawkę. Staden jednak powitał ich jak bohaterów, wdzięczny za uratowanie jego córki Berry. Wieczorem, świętując bezpieczny powrót księżniczki, wydano przyjęcie na cześć Trisa i jego przyjaciół, podczas którego zostali sowicie wynagrodzeni złotem i klejnotami, a Jonmarc Vahanian otrzymał za swoje bohaterskie czyny tytuł lorda Mrocznej Ostoi. Nagroda pieniężna pozwoli Trisowi na zebranie armii najemników, żeby odzyskać tron. Staden, niezrażony pogróżkami ze strony Jareda, otwarcie powitał Trisa i jego towarzyszy. I tak oto Tris zasiadł przy stole z wybitnymi wojskowymi strategami Księstwa, aby rozpocząć planowanie wojny, dzięki której Margolan zostanie uwolniony spod panowania Jareda. - Ależ nic podobnego - powiedział tubalnym głosem Staden. - I nie wracajmy już do tego. Każę przysyłać wam tutaj posiłki. Nie musicie się spieszyć. Ja mam coś innego do
zrobienia. - I ruszył w stronę masywnych drzwi. - Dołączcie do mnie przy kolacji - rzucił przez ramię i zatrzasnął z hukiem drzwi za sobą. - Zatem to ty jesteś Martris Drayke? - spytał Darrath tak chropawym głosem, że mógłby nim szlifować drewno. - Owszem - odparł Tris. - Podejdź, chłopcze - rzekł Darrath kiwając na niego długim palcem. - Chcę ci się przyjrzeć. Tris zrobił kilka kroków w jego stronę, lecz generał przywołał go gestem jeszcze bliżej. - Tak, żebym mógł ci spojrzeć w oczy. Chcę wiedzieć, z jakiej gliny jesteś ulepiony. Tris przewyższał o głowę generała o ostrych rysach twarzy. Darrath zmierzył księcia chłodnym spojrzeniem, jakby chciał go przejrzeć na wylot, a potem przez dłuższą, krępującą chwilę patrzył mu w oczy. Tris czuł, że jest poddawany ocenie. - Czy zdajesz sobie sprawę - powiedział wreszcie - że jeśli cię poprzemy, Księstwo będzie musiało prowadzić wojnę z twoją ojczyzną? - Owszem. - A czy wiesz, jak wielu ludzi zginie, żebyś ty mógł zasiąść na tronie Margolanu? Niektórzy mogą powiedzieć, że to nie nasza sprawa. - To już jest sprawa Księstwa - odparł Tris. - Jared wysłał swoich żołnierzy, aby na waszym terytorium ścigali Kiarę, prześladowali Stowarzyszenie Sióstr i poszukiwali mnie. Zawarł układ z handlarzami niewolników, którzy porwali waszą księżniczkę i schwytali jeńców dzień drogi od granicy Księstwa, a uchodźcy z Margolanu tłumnie przekraczają wasze granice. To, czego Arontala jeszcze nie zdobył, zdobędzie, kiedy nadejdzie miesiąc Głogu. Kłopoty Margolanu stały się więc także problemami Księstwa. Darrath przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu, a potem skinął głową. - Dobrze powiedziane, książę Drayke. Prosisz jednak o ogromną przysługę. Dlatego zastanawiam się, czy masz dość siły charakteru, żeby zmierzyć się z królem Jaredem i jego mrocznym magiem. Liczysz sobie zaledwie dwadzieścia wiosen. - Nie jestem chłopcem - odparł Tris. - Jestem magiem - Przywoływaczem Dusz, i jeśli Pani pozwoli, uwolnię Margolan od Jareda i jego czarnoksiężnika, albo zginę podejmując tę próbę. Darrath znowu pokiwał głową. - Widzę, że jesteś gotów oddać za to życie. Czy jednak jesteś zdecydowany narażać także życie swoich przyjaciół? - Nie prosiłem ich, by byli ze mną. Mają swoje własne powody, aby wydobyć
Margolan z mroku, w jakim się pogrążył. To ich wybór. - Tris przemawia w imieniu nas wszystkich - wtrąciła Kiara Sharsequin. Księżniczka Isencroftu, ubrana tak jak podczas podróży w tunikę i żołnierskie spodnie, niewątpliwie sprawiała wrażenie prawdziwej wojowniczki. - Nie prosił, żebyśmy za nim poszli, ale żadne z nas nie może pozwolić, żeby Foor Arontala posiadł moc Obsydianowego Króla. Towarzyszący jej łowny gyregon Jae syknął, jakby na potwierdzenie tych słów. Tris spojrzał kolejno w oczy każdemu ze swoich przyjaciół. Jonmarcowi Vahanianiowi, najemnikowi, który dzięki niebezpiecznym eskapadom i skłonności do łamania prawa był już niemal legendarną postacią. Banowi Soteriusowi, byłemu kapitanowi gwardzistów nieżyjącego króla Bricena. Tovowi Harrtuckowi, osobistemu strażnikowi Bricena. Bardowi Carroway’owi, który wraz z Soteriusem i Harrtuckiem wyprowadził Trisa z Margolanu po dokonanym przez Jareda przewrocie. Carinie Jesthratrze, oddanej sprawie Trisa, która pragnie złamać magiczną klątwę rzuconą przez Arontalę na króla Donelana z Isencroftu. Wyraz ich twarzy i ciche potakiwanie świadczyły o solidarności. Nie byli typowymi buntownikami, każde z nich miało swoje własne powody, żeby uczestniczyć w tej misji. A teraz, połączeni żarliwą przyjaźnią i wspólnym niebezpieczeństwem, przygotowywali się do wypowiedzenia wojny Jaredowi Uzurpatorowi i do zniszczenia Obsydianowego Króla. Darrath milczał przez chwilę, jakby rozważał słowa Kiary. - W porządku - powiedział wreszcie, dając im znak, żeby usiedli. - Weźmy się do roboty. * * * Wieczór zastał ich pogrążonych w tak poważnej dyskusji, że Staden dołączył do nich i kazał służbie przynieść tutaj kolację. O zachodzie słońca dołączył do nich także Mikhail. - Mam nadzieję, że nasza kuchnia była dobrze zaopatrzona w świeżą jelenią krew - rzekł król. Zwykle blada twarz Mikhaila nabrała nieco koloru, a więc vayash moru musiał niedawno się pożywiać. - Twój kucharz był bardzo hojny. Spożyłem wyśmienitą kolację. Choć Mikhail, jeden z nieumarłych, wyglądał na dwudziestoparoletniego młodzieńca, dwieście lat temu był wasalem przodka Trisa, króla Hottena. Teraz, Mikhail przyłączył się do działań mających na celu obalenie Jareda Drayke’a. Kiedy rozległy się wieczorne dzwony, grupa skończyła omawiać kwalifikacje każdej kompanii najemników przebywających w Księstwie. Słynęło ono ze stacjonujących w jego
granicach kompanii płatnych żołnierzy, których obecność aż nadto rekompensowała mu posiadanie stosunkowo niewielkiej własnej armii. Było małym, lecz zamożnym państwem, a jego położone na północy kopalnie złota znane były z bogatych żył tego kruszcu. Przez wiele pokoleń traktowane było jak łup wojenny w konfliktach zbrojnych między Margolanem, Wschodnią Marchią i Dhasson. Uzyskało niepodległość trzysta lat temu, kiedy mocarstwa zajęte były kolejnymi wojenkami, a do władzy doszedł lokalny watażka. Algor Wysoki podtrzymywał kontakty z najlepszymi kompaniami najemników, wzmacniając w ten sposób skromne siły własnej armii Księstwa, która rekrutowała się z nielicznej ludności państwa. W zamian za możliwość swobodnego działania, najemnicy - mimo iż nie przysięgli lojalności Księstwu - złożyli przysięgę, że będą chronić ten mały kraj i nigdy nie zwrócą się przeciwko niemu. Był to bardzo korzystny dla obu stron układ. Kompanie najemników, które stacjonowały w Księstwie, składały się z najbardziej godnych zaufania najemnych żołnierzy w tym niepewnym fachu. Dlatego też mocarstwa uznawały ten kraj za nie wart zachodu, jakiego wymagałoby jego zdobycie. Przez ponad świecę Harrtuck i Vahanian prowadzili zażarty spór co do przewagi jednej kompanii nad drugą, przerywany dobitnie wyrażanymi opiniami Soteriusa i bardziej umiarkowanie wyrażanymi poglądami Mikhaila. Kiara także włączyła się do rozmowy, popisując się dobrą znajomością poszczególnych grup najemników oraz ich taktyki, robiąc tym duże wrażenie na Trisie. Carina i Carroway siedzieli w milczeniu na końcu stołu, uważnie wszystko śledząc. Royster, bibliotekarz z cytadeli Stowarzyszenia Sióstr w Zachodniej Marchii, zapisywał całą tę debatę dla potomności. Tris pochylił się do przodu, starając się uchwycić każde słowo, wyraźnie zdając sobie sprawę, że jako drugi syn króla Bricena wiódł życie pod kloszem. Pełnym znużenia gestem odgarnął kosmyk jasnoblond włosów, który spadł mu na oczy. Chciał się uczyć, toteż ochoczo ustąpił pola w tej dyskusji zawodowym żołnierzom. Darrath przewodniczył tym sporom ze zrodzoną z doświadczenia tolerancją, wtrącając od czasu do czasu swoje własne opinie na temat kompanii spędzających zimę w tym kraju. Ustalili, że to Harrtuck będzie dowodził najemnymi żołnierzami, po czym zasiedli do posiłku, pochłonięci dalszym rozważaniom nad tym, jak najlepiej powstrzymać Jareda i jego armię. Hant mówił niewiele, przysłuchiwał się tej naradzie w niepokojącym milczeniu, obserwując za to uważnie wszystkich ludzi siedzących przy stole. Spojrzenie jego ciemnych oczu przesuwało się z jednej mówiącej osoby na drugą. Wreszcie uniósł rękę, prosząc o ciszę. - Czy pomyśleliście - zaczął tonem, który wyraźnie wskazywał, że to, co za chwilę zaproponuje, nawet nie przyszło im do głowy - iż istnieje alternatywa dla zajęcia Margolanu
siłą? Harrtuck zmarszczył brwi i odchylił się do tyłu na krześle, krzyżując ręce na piersiach. - A w jaki sposób? Mamy wkroczyć do Margolanu i poprosić Jareda, żeby łaskawie oddał tron? Na twarzy Hanta pojawił się zimny uśmieszek. - Coś w tym rodzaju, tylko może mniej uprzejmie. Proponuję, żeby armie się starły, ale bez wkraczania na terytorium Margolanu. - A co dobrego miałoby z tego wyniknąć? - spytał Soterius, przygładzając krótko przycięte rude włosy. - Byłeś kapitanem królewskiej gwardii, czyż nie? - Hant obrzucił go chłodnym spojrzeniem, a ten skinął głową. - Czy twoi żołnierze byli bezlitosnymi zabójcami? Soterius sprawiał wrażenie zakłopotanego. - Armia Margolanu była zdyscyplinowaną siłą bojową, ale żołnierze nie byli potworami. Hant złożył w zamyśleniu palce w piramidkę. - Czy znasz tych ludzi osobiście? - Wielu z nich - przytaknął Soterius. - A innych znam z widzenia, choć nie mógłbym przypomnieć sobie ich imion. - Jeśli zatem nie zostali zaczarowani, niektórzy z nich powitaliby z radością okazję do powstrzymania zła, które odradza się w waszej ojczyźnie, gdyby uważali, że mają szansę wygrać? - spytał Hant. Soterius zamilkł zamyśliwszy się. - Tak sądzę - odparł z powagą Soterius - chyba że Jared zabił wszystkich dobrych ludzi i zastąpił ich osobami swojego pokroju. - Zamilkł na chwilę. - Najtrudniej będzie dowiedzieć się, którzy żołnierze zabijali i grabili samowolnie albo z rozkazu Jareda. - Rozkaz czy nie, każdy żołnierz jest odpowiedzialny za swoje własne wybory - wtrącił z goryczą Vahanian, przez którego przemawiało doświadczenie. - Żołnierze, których potrzebujesz, są teraz zapewne banitami - jeśli już nie zostali powieszeni. Ci, którzy nadal noszą mundury, są wrogami. - Nie chcę, aby Księstwo i Margolan zostały uwikłane w wojnę, która może trwać wiele lat - powiedział Darrath. - Myślę, że wiem, o co Hantowi chodzi. Gdyby udało ci się przedostać niepostrzeżenie na teren Margolanu i zwerbować żołnierzy przeciwnych Jaredowi, być może nie musielibyśmy kazać płatnym żołnierzom walczyć przeciwko twojemu ludowi. Czy zechcesz podjąć takie ryzyko?
Soterius raz jeszcze się zastanowił. Spojrzał na Trisa, a potem znów na Darratha. - Tak. - Pojadę z nim. - Ta deklaracja Mikhaila wszystkich zaskoczyła, lecz vayash moru zdawał się nie zwracać uwagi na ich reakcję. - Towarzystwo będzie mile widziane - odparł Soterius. - A co z najemnikami? - chciał wiedzieć Harrtuck. - Kompanie najemników będą strzec granic jako druga linia obrony - odparł Darrath, który pochylił się do przodu, zrozumiawszy, o co chodzi Hantowi. - Możecie zatrzymać Jareda między północną granicą a rzeką i patrolować tereny przygraniczne. - Urwał, zerkając na mapę. - Zaczarowane bestie, które przysłał Arontala, żeby uniemożliwić Trisowi dotarcie do Dhasson, powinny odciąć Jaredowi drogę na wschód, dopóki zaklęcie nie zostanie z nich zdjęte. - Nie wiadomo, co się dzieje w Isencrofcie - dodała Kiara. - Brat Cariny, Cam, z pewnością poprosił ojca o pomoc dla Trisa, ale nie wiemy, co ojciec będzie mógł zrobić. - Być może zaraz się dowiemy - stwierdził król Staden podchodząc do drzwi, gdzie stał przejęty paź. Za nim znajdował się brudny i obszarpany posłaniec. - Ten jeździec przyjechał z Isencroftu niecałe pół świecy temu. Z pewnością przywiózł ważne nowiny, skoro odbył tak długą i niebezpieczną podróż. Kiara i Carina poderwały się z krzeseł i podbiegły do wyczerpanego jeźdźca. Posłaniec wyjął z sakwy pod tuniką pergamin, który Kiara wzięła od niego drżącymi rękoma. - Popatrz - powiedziała do Cariny - to pismo ojca. - Czytaj! Kiara przeczytała wiadomość w milczeniu. Na jej otoczonej kasztanowymi włosami twarzy najpierw pojawił się niepokój, a zaraz potem odprężenie. W końcu podniosła wzrok; jej ciemne oczy w kształcie migdałów błyszczały. - Mikstura, którą Siostry dały Camowi, pozwoliła ojcu bronić się przed działaniem wyniszczającego zaklęcia - oświadczyła podekscytowana. - Przejął z powrotem część swoich obowiązków. Mimo ograniczonych możliwości Isencroftu wysłał także armię na granicę z Margolanem, aby nam pomóc w pokonaniu Jareda Drayke’a. - Jest coś jeszcze. Przesyła pozdrowienia dla króla Stadena... - zerknęła na ich gospodarza - i pragnie oficjalnie zadeklarować poparcie dla Martrisa Drayke’a, syna Bricena, prawowitego króla Margolanu. - Spojrzała zdumiona na Trisa. - Zatem mamy go! - wykrzyknął Mikhail, przestawiając małe drewniane wskaźniki na rozłożonej na stole mapie Zimowych Królestw. - Najemnicy na północnym wschodzie, rzeka
i Dhasson na wschodzie, Isencroft na zachodzie. A Trevath na południu nie ma powodu, by interweniować. Jared zostanie okrążony ze wszystkich stron, a my zwrócimy przeciwko niemu jego własną armię. - Ano - potwierdził z powagą Harrtuck. - Założę się, że sporo uchodźców chwyci za broń, kiedy dowiedzą się, co się święci. Już wiele razy widziałem, jak dobrze wyszkolona armia zostaje pokonana przez zdeterminowaną tłuszczę wieśniaków z sierpami. - To, co proponujesz, ma sens - powiedział powoli Tris - ale co ja mam robić? Czekać za linią frontu, dopóki Jared nie zostanie pokonany? - Potrząsnął głową, a w jego zielonych oczach pojawił się smutek. - Nie ma mowy. Darrath jeszcze raz przyjrzał mu się w milczeniu; Tris miał wrażenie, że w twardym spojrzeniu mężczyzny dostrzega błysk aprobaty. - Co chciałbyś zrobić, książę Drayke, jeśli nie czekać? - Muszę stawić czoła Arontali. - Tris wytrzymał nieugięte spojrzenie Darratha. - Muszę wrócić do Shekerishet i zakończyć tę sprawę. - Sam? - rzucił kpiąco Darrath. - Nie sam. Ja z nim pojadę - odparła Kiara. - Ja też - dodał Carroway. - Ja także mam do wyrównania stare porachunki - wycedził przez zęby Vahanian. - Wchodzę w to. - Ja też - odezwała się Carina. - Zakładając, że przejedziesz przez terytorium Margolanu, co później zrobisz? Podejdziesz do bram pałacu i rozkażesz, aby cię wpuszczono? Tris pokręcił głową. - Nie. Zastanawiałem się nad tym, odkąd opuściliśmy pałac, i doszedłem do wniosku, że jest tylko jeden sposób, aby dostać się do środka. Górą. Vahanian uniósł brew. - Potrafisz latać? Tris uśmiechnął się szeroko. - Nie. Nie muszę latać. Shekerishet zbudowano na stromym urwisku. Nikt nigdy nie był w stanie zaatakować go od tej strony, toteż Jared nie będzie się tego spodziewał. Darrath odchrząknął. - Nie wątpię w twoje umiejętności Przywoływacza Dusz, książę Drayke, ale jeśli nikt nigdy nie wspiął się po zboczu urwiska, jak ty tego dokonasz? Tris i Soterius uśmiechnęli się porozumiewawczo.
- Cóż, właściwie, to bliższe prawdy jest stwierdzenie, że nikomu, kto prowadził wojnę z Margolanem, nie udało się tamtędy wspiąć. Kiedyś założyłem się z Banem, że to mu się nie uda, a on przyjął zakład, pod warunkiem, że będę się wspinał razem z nim. Pochodzi z gór, a oni tam wszyscy są jak kozice. Dotarliśmy na sam szczyt i jeszcze przed obiadem opuściliśmy się na najwyższy gzyms pałacu. Nigdy nikomu o tym nie mówiliśmy, ponieważ ojcu nie podobałoby się takie zachowanie. - Zaśmiał się cicho. - Margolan nigdy w swojej historii nie prowadził wojny z góralami. - I sądzisz, że znowu możecie tego dokonać? - spytał Hant, pochylając się z uwagą do przodu. Tris wzruszył ramionami. - To jedyny sposób dostania się do środka. Będę musiał to zrobić. - Nigdy nie przepadałem za wspinaczką - mruknął Vahanian. Kiara dała mu kuksańca w bok, obrzucając go gniewnym spojrzeniem. - Ale pewnie mógłbym się nauczyć - dodał, przewracając oczami. - Ja jestem gotowa - stwierdziła odważnie dziewczyna. Carina sprawiała wrażenie, że czeka, co powie Carroway. - Nie wyobrażam sobie siebie i Cariny szturmujących zamek - powiedział wreszcie minstrel. - Ale gdyby udało nam się znaleźć jakieś życzliwe wioskowe czarownice i moich przyjaciół minstreli, to myślę, że moglibyśmy przeprowadzić jakąś akcję dla odwrócenia uwagi gwardzistów, podburzyć tłuszczę, wzniecić zamieszki, czy coś w tym rodzaju. Hant pokiwał głową, pogrążony w myślach. - To może się udać. Tak, może się udać - powtórzył. - To jest zbyt ryzykowny plan - powiedział Darrath, potrząsając głową. - Oczywiście, że tak - odparł radośnie Hant. - I dlatego mi się podoba. Tylko głupiec mógłby próbować coś takiego zrobić. - Nie jestem pewien, czy mnie cieszy to stwierdzenie - wyszeptał Tris do Kiary. Hant podniósł szybko wzrok, kiedy jego czujny słuch wychwycił uwagę Trisa. - Nie to miałem na myśli. - Zaśmiał się cicho. - Nie będą się tego spodziewać. Plan jest zbyt śmiały. Zbyt ryzykowny. Będą czekać na nasze wojska na granicy, a tymczasem, kiedy oni będą zajęci walką z naszymi fantomami, wy zaatakujecie ich z góry jak pająki. - Zatarł z zadowoleniem ręce. - Tak, to brzmi obiecująco. - Łatwo mu mówić - mruknął pod nosem Vahanian. - On się tam nie wybiera. - Cicho - skarciła go Kiara. Darrath pokiwał głową.
- Muszę przyznać, że nie mam lepszego planu. Ma w sobie element zaskoczenia, który - przyznam - jest intrygujący. - Intrygujący - skomentował ironicznie Vahanian. - Poczułbym się o wiele lepiej, gdybyś powiedział „obiecujący” albo „świetny”. Darrath zignorował jednak jego słowa. - Kiedy zamierzasz wyruszyć, książę Drayke? Tris zastanawiał się nad tym przez cały wieczór. - Musimy dotrzeć do pałacu przed nadejściem miesiąca Głogu - powiedział. - Arontala zamierza wtedy podjąć próbę uwolnienia duszy Obsydianowego Króla. Generał zmarszczył brwi. - Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? Tris skinął głową. - Stowarzyszenie Sióstr sądzi, że tak. Nie mogę do tego dopuścić. Darrath potarł podbródek. - To za pół roku. - Mogę razem z Mikhailem zacząć już prowadzić działania z uchodźcami - wtrącił się Soterius. - Gdyby udało nam się ustawić na pozycjach kilka grup zbrojnych, mielibyśmy pewność, że Jared nie wyśle kolejnych żołnierzy przez granicę. Najemnicy zajmą się niedobitkami. Tutaj jest dużo śniegu, ale będzie lepiej, kiedy znajdziemy się w południowej części Margolanu. Będziemy się przemieszczać w niewielkich grupach, a nie całą armią. Musimy mieć czas, żeby wyszkolić wszystkich we wspinaczce. Dotarcie stąd do pałacu w Margolanie z ominięciem głównych dróg zajmie ponad dwa miesiące. - Zebranie najemników również trochę potrwa - dodał Harrtuck. - Spędzają tu zimę, a nie szukają zajęcia. Trzeba będzie ich wyposażyć. Tris wiedział, że ukończenie nawet części szkolenia, nauczenie się kierowania rozszalałą mocą, nad którą dopiero co zaczynał panować, także zajmie nieco czasu. W Bibliotece Zachodniej Marchii dowiedział się, że jego babka, wielka czarodziejka świata duchów Bava K’aa, nauczyła go w dzieciństwie podstaw magii, a potem ukryła przed nim te wspomnienia, aby go chronić. Dzięki Stowarzyszeniu Sióstr, głównemu bibliotekarzowi Roysterowi i innym opiekunom, Trisowi udało się dotrzeć do wspomnień i wzbogacić je o to, czego w tak krótkim czasie nauczyły go czarodziejki. Choć przebywał w stolicy Księstwa zaledwie jeden dzień, już otrzymał wiadomość od Stowarzyszenia Sióstr, tajemniczej rady wysokich magiń, której niegdyś przewodniczyła Bava K’aa. Miał wraz z Cariną udać się do usytuowanej w mieście cytadeli Sióstr na dalsze
szkolenie. To wezwanie oraz sugestia, że podczas jego nauki będą konieczne usługi doświadczonego uzdrowiciela, mocno zaniepokoiły Trisa. Zdawał sobie sprawę, że czas, jaki pozostał do miesiąca Głogu, jest stanowczo zbyt krótki na opanowanie wszystkiego, czego jeszcze musi się nauczyć. W tym samym czasie, Kiara i Vahanian mieli posiąść umiejętność wspinaczki po stromym skalnym urwisku, Soterius odszukać uchodźców z Margolanu, a on sam miał popracować nad swoimi umiejętnościami bojowymi. Hant skinął głową. - To da się zrobić. - Dobrze. - Darrath wstał, opierając się o stół. - Hant i Ja dostarczymy wam broni i zbroi. Otrzymacie najlepsze konie w Księstwie. Będziesz też miał wystarczająco dużo złota dla waszych najemników - skinął głową w stronę Harrtucka - aby wyrwać ich z zimowego snu. - Dziękuję - powiedział Tris. Darrath spojrzał mu prosto w oczy. - Chcę, żebyś wiedział, książę Drayke, że nie popieram tego planu z miłości do Margolanu. Po prostu to, co mówisz, jest prawdą. Aby Księstwo było bezpieczne, musimy wytrzebić zło w Margolanie, inaczej przegramy. Nie wątpię, że gdyby Jared zapanował nad Margolanem i najechał na Isencroft, w końcu zainteresowałby się kopalniami Księstwa, aby ponownie napełnić swój skarbiec. Hant pokiwał głową. - Zgadzam się. Sprawa Margolanu jest na razie także naszą sprawą. - Zatem wszystko postanowione - powiedział Staden, który przysłuchiwał się dyskusji przez ponad świecę, siedząc ze skrzyżowanymi na piersi potężnymi rękoma. - Tymczasem ty i twoi towarzysze jesteście mile widzianymi gośćmi w moim domu. Tris pochylił głowę w podziękowaniu. - Jesteśmy twoimi dłużnikami. - Darujmy sobie - rzekł Staden zbywając to stwierdzenie machnięciem ręki - bo będziesz mi dziękował, a ja z kolei będę musiał znowu tobie podziękować, i w ten sposób spędzimy tutaj całą noc. Teraz, kiedy decyzja już zapadła, kto wypije ze mną kieliszek porto?
Rozdział drugi Tris otulił się ciaśniej płaszczem. Królewska kareta wiozła go do cytadeli Stowarzyszenia Sióstr. Siedząca obok niego Carina wyglądała na tak samo zziębniętą. - Wciąż się zastanawiam, jakiego rodzaju szkolenie wymaga udziału uzdrowiciela? - Carina owinęła się mocno pledem i potarła jedną ręką o drugą. Tris uśmiechnął się niewyraźnie. - Sam się nad tym zastanawiałem. I nie przychodzą mi do głowy żadne dobre odpowiedzi. Carina zmarszczyła brwi. - Tris, czy jesteś pewien, że Stowarzyszenie Sióstr jest po twojej stronie? - Babka mawiała, że Stowarzyszenie Sióstr zawsze jest po swojej własnej stronie - odparł, wzruszając ramionami. - Wczoraj w nocy rozmawiałem z Roysterem - w końcu jest opiekunem Biblioteki Zachodniej Marchii od niemal pięćdziesięciu lat. Powiedział - ale dopiero wtedy, gdy go przycisnąłem - że od czasu śmierci babki w Stowarzyszeniu Sióstr nastąpił rozłam, którego powodem była wojna z Obsydianowym Królem. Z tego, co mówił Royster, w tej wojnie zginęło wielu wybitnych magów, a ci, którzy ją przeżyli, byli albo poważnie ranni, albo bardzo wystraszeni. Stowarzyszenie Sióstr poniosło wtedy ogromne straty. Moja babka o mało co nie została zabita. - Westchnął. - Royster mówi, że gdy doszła do siebie i stanęła na czele Stowarzyszenia Sióstr, podzieliło się ono na dwie grupy: jedna uważała, iż Wojna Magów jest dowodem na to, że Stowarzyszenie nie powinno było się wtrącać, a druga była za ostrożną interwencją, która jest jedynym sposobem na zachowanie spokoju. - A co o tym sądziła twoja babka? Tris spojrzał przez okno karety na chłodny zimowy świt. - Ona zawsze mówiła, że wszelkiego rodzaju władza - rzeczywista, magiczna czy polityczna - jest darem od Bogini, z którego należy korzystać dla dobra wszystkich. - Trudno jest nie nadużywać posiadanej władzy - mruknęła Carina; była tak szczelnie otulona płaszczem i pledem, że widać było tylko jej twarz. - To, co udało mi się wyciągnąć z Roystera, każe mi myśleć, że trwały zażarte dyskusje, co ze mną począć. Wygląda na to, że na razie wygrały czarodziejki, które trzymały
stronę babki, dlatego Stowarzyszenie Sióstr zgodziło się mnie szkolić. Ale nie jestem pewien, czy to oznacza, że nas całkowicie popierają. Myślę, że nie możemy liczyć na ich pomoc, jeśli coś pójdzie nie tak. - Ale słyszeliśmy przecież, że Arontala poluje na magów! Czy to nie oznacza, że ta wojna to także sprawa Stowarzyszenia Sióstr? Tris wzruszył ramionami. - Nie każdy mag należy do elitarnej grupy, jaką jest Stowarzyszenie Sióstr. Z rozmowy z Roysterem odniosłem wrażenie, że niektóre czarodziejki uważają, że Stowarzyszenie Sióstr w ogóle nie powinno mieszać się w sprawy świata zewnętrznego. One chcą studiować magię, a resztę niech szlag trafi. - Zamilkł na chwilę. - Zacząłem się nawet zastanawiać, czy czarodziejki, które obecnie przewodzą Stowarzyszeniu, są równie potężne jak Siostry, które walczyły w Wojnie Magów. Może uciekają od świata, bo nie są tym, kim niegdyś były. Może sądzą, że nie są w stanie stanąć do walki z Arontalą - a co dopiero z odrodzonym Obsydianowym Królem - i wygrać, więc nie chcą nawet próbować. - Ale ciebie poślą do walki? Ta twoja nauka coraz mniej mi się podoba. - Carina wzdrygnęła się. Tris uśmiechnął się smutno. - To nie ciebie będą uczyć. Obawy Cariny sprawiły, że był coraz bardziej zdenerwowany. Bava K’aa niewiele mu mówiła o Stowarzyszeniu Sióstr, jednak miał wrażenie, że Siostry stoją po różnych stronach i mają sprzeczne cele. Teraz, kiedy karoca zmierzała do cytadeli, Tris zaczął się zastanawiać, czy w ich rozgrywkach on jest królem, czy pionkiem. - Powiedziałeś, że to siostra Taru przysłała tę wiadomość? - wyrwało go z rozmyślań pytanie Cariny. Skinął głową. - To pocieszające w tej sytuacji. Po wspólnej nauce w Zachodniej Marchii jest jedyną osobą, której ufam. - Znała twoją babkę? - Była jej asystentką. - A więc ja też ufam Taru, ale nie jestem pewna co do innych. * * * Karoca skręciła i Tris ujrzał cytadelę, ogrodzony szarym murem ogromny obszar, jakby miasto w mieście. Ciosany kamień, z którego zbudowano mur, wyglądał na starszy niż stojące na zewnątrz budynki. Sprawiały one wrażenie, jakby trzymały się z dala od cytadeli,
pozostawiając wokół niej szeroki pas otwartej przestrzeni, mimo iż reszta miasta była gęsto zabudowana. We wznoszącej się kilka pięter nad ziemią fasadzie cytadeli widać było tylko parę wysokich i wąskich okien. Żelazna krata w bramie podniosła się, żeby wpuścić karetę, i Tris poczuł ucisk w żołądku, gdy zamknęła się za nimi z hukiem. Gdy Tris pomagał Carinie wysiąść z karocy, zobaczyli czekającą na nich postać w habicie. - Witajcie - powiedziała Taru, odrzucając kaptur. Jej okrągłą twarz okalały sięgające do podbródka ciemne włosy, a płaszcz skrywał korpulentną postać. Szeroki uśmiech kobiety był szczery i Tris mógł się nieco odprężyć. Skłonił się uprzejmie, a Carina uściskała Taru. - Dziękuję, że wyszłaś nam na spotkanie - powiedział, gdy ruszyli po szerokich zaśnieżonych schodach do cytadeli. Fronton budynku wyglądał imponująco, jak fronton pałacu, a łuk nad ciężkimi, okutymi żelazem podwojami był rzeźbiony w misterne runy i finezyjnie splecione ornamenty. Zanim jeszcze drzwi się otworzyły, Tris wyczuł starą, potężną magię. Moc zdawała się promieniować z murów, jakby zachowały one w sobie ślady odprawianych tutaj magicznych obrzędów. Miał nadzieję, że poczuje obecność magii babki, którą - niczym zwietrzałymi perfumami - przesiąknięte były jej komnaty w Shekerishet, jednak nie było tu znajomej aury, co spotęgowało jego zaniepokojenie. Lokaj zabrał ich torby i podążył za nimi. - Jesteście przygotowani na pozostanie tutaj co najmniej przez dwa tygodnie? - spytała Taru. - Nauczyliśmy się podróżować z małą ilością bagażu - stwierdził sucho Tris i zaśmiał się cicho. - Opuściłem Shekerishet tylko w tym, co miałem na sobie, więc pełen plecak wydaje mi się luksusem! Carina wzruszyła ramionami. - A ja przywiozłam moje zioła i proszki, a także część ksiąg, które razem z Roysterem zabraliśmy z Zachodniej Marchii. Tak długo byliśmy z Camem w drodze, że nauczyłam się obywać bez wielu rzeczy. - Uśmiechnęła się z przymusem. - Mam nadzieję, iż nie oczekiwałaś, że ubierzemy się jak na królewski dwór! Taru także się uśmiechnęła. - Nie, moja droga. Mam dla was zapasowe habity, a to, co nosisz pod spodem, to twoja sprawa - odparła zaskakująco figlarnie. Weszli do wielkiej, wysoko sklepionej sieni, która zrobiła na nich ogromne wrażenie.
Wokół niej stało na podwyższeniach osiem wielkich marmurowych posągów przedstawiających cztery jasne i cztery ciemne aspekty Bogini. Tris spojrzał na posągi Matki i Dziecka, patronek Margolanu, lecz nie znalazł w dobrotliwym spojrzeniu Matki i nieodgadnionych oczach Dziecka pokrzepienia. Jego uwagę przyciągnęła natomiast Istra, Mroczna Pani, patronka vayash moru i społecznych wyrzutków, obrończyni zbłąkanych dusz. Nie mógł pozbyć się poczucia, że posąg Istry odprowadza go spojrzeniem, gdy opuszczał sień. Carina zdawała się być przez cały czas pogrążona w myślach, gdy przechodzili przez kolejne pomieszczenia tego ogromnego budynku. Tris rozglądał się dookoła. Gobeliny pokrywające ściany od podłogi aż po sufit były starsze i hardziej misternie utkane niż te, które Tris widział w pałacu Stadena czy swoim domu w Shekerishet. Wszystko na co patrzył - meble, misternie kute kandelabry i obejmy pochodni, misy do wieszczenia i obite skórą księgi dowodziło bogactwa i potęgi, jakich mógłby pozazdrościć niejeden król Zimowych Królestw. Jak na stowarzyszenie, które ma się nie mieszać w sprawy śmiertelników, siostry całkiem nieźle się urządziły, pomyślał. - Ta cytadela została zbudowana ponad pięćset lat temu - wyjaśniła Taru. - Jest starsza od pałacu Stadena. Możemy tutaj wygodnie pomieścić ponad dwieście sióstr, choć zazwyczaj mieszka ich tylko około pięćdziesięciu. Wiele z nich zatrzymuje się tu na kilka miesięcy, a potem przenosi do innej z naszych posiadłości. Weszli na szerokie, kręte schody, które wyglądały tak, jakby unosiły się w powietrzu. Nad nimi wisiał ogromny kandelabr wielkości karocy, która przywiozła ich do cytadeli; Tris ciekaw był, czy umieszczone w środku setki świec można zapalić inaczej niż przy pomocy magii. Na najwyższym piętrze schody zwęziły się i Taru poprowadziła ich długim korytarzem. Tris miał wrażenie, jakby otaczająca go magiczna aura będąca pozostałością dawnej mocy przytłaczała go. Nawet zaczarowana klinga Pogromcy Magów zdawała się reagować na tę magię, jakby się przebudziła. Taru zatrzymała się przed drzwiami po prawej stronie. - Umieściłam was w pokojach obok siebie. Mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza - powiedziała. - Oba pokoje są połączone wspólnym salonikiem. Pomyślałam, że to wam zapewni odrobinę prywatności i ułatwi sytuację, gdyby Carina musiała sprawdzić, jak się czujesz. Tris zmarszczył brwi.
- A więc przewidujesz, że będę potrzebował poważnego uzdrawiania. Właściwie jakiego rodzaju szkolenie przygotowałyście dla mnie? Taru pokazała gestem, żeby weszli do środka i dała znak lokajowi, żeby zostawił torby w salonie. W ogromnym kamiennym kominku płonął już ogień, a na nim grzały się imbryk z herbatą i mały kociołek z wodą. Salonik, choć nie tak pełen przepychu jak sień, dorównywał wystrojem apartamentom gościnnym w niejednym pałacu. Stało w nim kilka krzeseł, mała kanapa i szerokie biurko z kandelabrem na cztery świece. Jedną ścianę zajmowały półki z książkami. Szybkie spojrzenie na regał wystarczyło, aby stwierdzić, że to woluminy poświęcone uzdrawianiu. Tris znowu poczuł niepokój. Taru rozejrzała się szybko po korytarzu, żeby upewnić się, czy są sami i zamknęła drzwi. Carina podeszła do kominka, aby ogrzać się przy ogniu, a Tris rozwiesił ich płaszcze na krzesłach, żeby wyschły. - Jest tylko jedno szkolenie, które pozwoli ci w tak krótkim czasie, jaki pozostał, zdobyć umiejętności, których potrzebujesz - powiedziała Taru, a Tris wyczuł w jej głosie niepokój. - To symulacja walki - rzeczywistej i magicznej. Carina wciągnęła głośno powietrze. - Przeciwko komu? Całemu Stowarzyszeniu Sióstr? Taru spojrzała Trisowi prosto w oczy. - Tak. Przejdziesz serię testów. Niektóre będą polegały na wychodzeniu z pułapek umieszczonych w labiryncie pod cytadelą. Pozwolą one ocenić twoją przebiegłość i zdolność precyzyjnego posługiwania się magią. Inne będą sprawdzianem twoich umiejętności bojowych i magicznych zarówno w obronie, jak i ataku. - Taru przyglądała mu się przez chwilę, badając jego reakcję. - Czasami będziesz musiał stawić czoła jednej albo dwóm siostrom, kiedy indziej awatarom - golemom ożywionym przez magię i kontrolowanym przez siostry. Tris spojrzał na Taru. - Jest coś jeszcze, o czym mi nie powiedziałaś, prawda? Coś ważnego. Taru pokiwała głową. - Kiedy będziesz walczył z awatarami, mogą one przybierać postać innych ludzi, na przykład Jareda albo Arontali. Mogą to też być sprzymierzeńcy - Vahanian czy Kiara. - Znowu na chwilę zamilkła. - Magia i broń będą prawdziwe. W najbardziej ekstremalnych symulacjach zostaną ustawione magiczne zabezpieczenia, których nie da się złamać, dopóki zadanie nie zostanie zakończone. W przypadku konfrontacji z awatarem Jareda... - ...zadanie nie zostanie ukończone, dopóki któryś z nas nie zginie - dokończył za nią
Tris. Czarodziejka pokiwała głową. - Taru, chyba żartujesz! - zaprotestowała Carina, odsuwając się od ognia, i podeszła do nich. Taru spojrzała Carinie prosto w oczy. - Jeśli Tris nie jest w stanie zmierzyć się ze Stowarzyszeniem Sióstr, jakie ma szanse w starciu z Arontalą... czy Obsydianowym Królem? - Dlatego chcecie wykonać robotę za Arontalę? Taru spuściła wzrok i zaczęła się przechadzać po pokoju. - Siostry przeprowadziły wiele zażartych dyskusji czy Stowarzyszenie powinno w ogóle mieszać się do sprawy twojej nauki - powiedziała wreszcie, zerkając na Trisa. - Podejrzewam, że decyzja, aby cię tu sprowadzić, została podjęta z obawy, że niektóre z nas i tak by to zrobiły. - Dla Stowarzyszenia Sióstr - nie twierdzę, że podzielam te poglądy - jedyne, co ma znaczenie, to niedopuszczenie do odrodzenia się Obsydianowego Króla albo przynajmniej ograniczenie szkód, które może wyrządzić. - Spojrzała na Trisa i Carinę. - Stowarzyszenia Sióstr nie obchodzi królestwo Margolanu, ani naprawienie szkód wyrządzonych przez Jareda, czy uzdrowienie króla Donelana przez zniszczenie Arontali. - Taru potrząsnęła głową. - Stowarzyszenie traktuje te sprawy z punktu widzenia historii, czyli cholernie bezosobowo. - Cóż gorszego mogłoby się zdarzyć niż odrodzenie się Obsydianowego Króla, który zawładnie ciałem Arontali? - wybuchła Carina. Zanim czarodziejka zdążyła się odezwać, Tris już wiedział, jaka będzie odpowiedź, i ta świadomość zmroziła go aż do szpiku kości. - Byłoby gorzej, gdyby się odrodził w ciele wielkiego Przywoływacza Dusz - powiedziała cicho Taru. - Stowarzyszenie Sióstr zgodziło się na twoje szkolenie, gdyż chcą się upewnić, że nie zawiedziesz. Nade wszystko nie chcą się ponownie zmierzyć z takim Obsydianowym Królem, jakim był niegdyś, gdy dysponował mocą Przywoływacza. - A więc babka miała rację, twierdząc, że Lemuel był opętany? - spytał Tris. Taru pokiwała głową. - Zatem jeśli nie jestem wystarczająco silny, żeby mi się udało, chcą, żebym poniósł klęskę tutaj, nawet jeśli przy tym zginę? - Tak. - Rozumiem. - Nie masz pojęcia, jak bardzo lękają się Obsydianowego Króla. Przeszedłeś już jedną próbę wtedy, kiedy Alyzza znalazła cię...
- Alyzza była Siostrą?! - wykrzyknęła Carina, przypominając sobie niechlujną starą kobietę, która podróżowała razem z nimi w karawanie. Taru uśmiechnęła się. - Naprawdę myśleliście, że była wioskową czarownicą? Wiele lat temu Alyzza była wielką czarodziejką. Kiedy Bava K’aa została uwięziona przez Obsydianowego Króla, to właśnie Alyzza i król Argus posłużyli się swoją magią, aby lord Grayson mógł ją uratować z twierdzy Obsydianowego Króla. - Potrząsnęła głową. - Ten wielki wysiłek spowodował śmierć króla Argusa i mocno zranił Alyzzę. Jej umysł już nigdy nie był taki sam. Sama Bava K’aa ledwie to przeżyła. Elam, która była uzdrowicielką Bava K’aa, nie dopuszczała nikogo innego do twojej babki. Uleczenie jej zajęło dużo czasu. Elam odprawiła ceremonię jej zaślubin z Graysonem, kiedy tylko twoja babka wylizała się z ran. To ona pomogła potem przyjść na świat dziecku Bava K’aa - twojej matce, Serae - powiedziała Taru spoglądając na Trisa. Dzwony na zewnątrz zaczęły wybijać godzinę ósmą. Taru spojrzała przepraszająco na Trisa i Carinę. - Wiem, że nie mieliście czasu ogrzać się i rozłożyć swoich rzeczy, ale mamy się stawić w komnacie rady - powiedziała. - Odbędzie się tam oficjalna prezentacja, a potem Siostra Elam przedstawi ci twoich pierwszych nauczycieli. Nauka rozpocznie się już dzisiaj. - Kto będzie obecny w komnacie rady? - zapytała Carina. Tris nie po raz pierwszy miał wrażenie, że Carina i Taru znały się jeszcze przed rozpoczęciem tej misji. Czarodziejka uśmiechnęła się lekko, choć w jej oczach widoczna była powaga. - Niektórzy są przyjaciółmi, co do innych nie jestem pewna. - Umilkła na chwilę. - Siostra Elam była w wieku babki Trisa, kiedy objęła przywództwo nad Stowarzyszeniem Sióstr po śmierci Bava K’aa. - Siostra Landis zostanie jej następczynią - powiedziała neutralnym tonem Taru, Tris dostrzegł jednak malujący się na twarzy Cariny grymas. - W czasie Wojny Magów była jedną z młodszych czarodziejek i często spierała się z Bava K’aa co do roli, jaką powinno odgrywać Stowarzyszenia Sióstr. Ale ostatnio asystentka Landis, Alaine, dała jej chyba powód do zmiany zdania w tej kwestii. Alaine zatrzymała się bowiem w jednej z naszych cytadeli, kiedy ta została napadnięta przez żołnierzy Jareda. Ledwie udało jej się stamtąd uciec. Taru westchnęła. - Jest jeszcze Theron. Carina wymruczała coś, czego Tris nie usłyszał.
- Theron będzie jedną z twoich nauczycielek - kontynuowała Taru. - Pochodzi ze Wschodniej Marchii, toteż jej styl walki będzie podobny do tego, którego nauczyłeś się od Kiary i Jonmarca. - Kobieta zmarszczyła brwi. - Przekonasz się, że w porównaniu z Theron sposób nauczania Jonmarca jest wręcz miłosierny. Miłosierny, pomyślał z ironią Tris. Było to dziwne słowo w tym kontekście. Biorąc pod uwagę baty, jakie dostawał w czasie ćwiczeń szermierczych z Vahanianem, nie wróżyło to nic dobrego. Tris wziął głęboki oddech, walcząc ze strachem. Słodka Chenne, w co ja się wpakowałem? Wiedział, że jego prawdziwym wrogiem był czas. Tylko dwa tygodnie dzieliły ich od miesiąca Wiedźmy, ostatniego miesiąca roku, a zaledwie siedem od miesiąca Głogu. Miał więc niewiele czasu na przygotowania. Doskonale wiedział, co oznaczać będzie porażka. Kiara oddana Jaredowi - ta myśl ścinała mu krew w żyłach - Jonmarc i pozostali powieszeni za zdradę. Żadnego ratunku dla Margolanu ani sprawiedliwości dla nieszczęśników gnębionych przez Jareda. Wojna w Zimowych Królestwach, gdyż Jared i Arontala na pewno zapragną poszerzyć granice swojego państwa. A więc on musi zdecydować się na konfrontację - nawet gdyby ceną za to było jego życie - jeśli zdoła tylko zapobiec takiemu rozwojowi wydarzeń. Zresztą Taru podsunęła mu myśl, że śmierć nie jest najgorszą rzeczą, jaka może go spotkać; świadomość, iż mógłby zostać opętany, a jego moc wykorzystana wbrew jego woli, tylko wzmocniła determinację Trisa. Poczuł ogarniający go chłód, który nie miał nic wspólnego z zimnem panującym na korytarzu. Taru miała rację - nie było innego wyjścia. Cytadela pachniała woskiem świec i ziołami oraz stęchlizną typową dla dawno nieużywanych pokojów. Siostra zatrzymała się przed okutymi żelazem podwójnymi drzwiami. Ze środka dobiegały podniesione głosy i choć słów nie dało się zrozumieć, to pobrzmiewająca w nich żarliwość była wyraźnie słyszalna. Jeden głos, bardziej piskliwy niż pozostałe, sprawiał wrażenie rozgniewanego. Drugi, niski i spokojny, przemawiał bardzo zdecydowanie. Taru skrzywiła się i zastukała głośno do drzwi. Głosy gwałtownie umilkły i czarodziejka gestem nakazała się otworzyć drzwiom. Podwoje otworzyły się powoli z głośnym skrzypieniem zawiasów. Komnata rady, cała zawieszona ciężkimi gobelinami, była oświetlona przez rząd pochodni, dwa kominki wielkości wysokiego człowieka oraz wiszące nad długim stołem z ciemnego drewna dwa kandelabry z dziesiątkami świec, jednak wszystko to nie było w stanie całkowicie rozproszyć panującego tutaj mroku. Mimo buzującego w kominkach ognia Tris zadrżał, wchodząc do pomieszczenia. Przy stole siedziały cztery odziane w habity Siostry. Miejsce pośrodku, przodem do
Trisa, zajmowała stara, chuda jak kościotrup i bardzo pomarszczona kobieta. Domyślił się, że to Elam. Po jej prawej stronie stało puste krzesło, zapewne przeznaczone dla Taru, a po lewej siedziała Siostra w średnim wieku, sprawiająca wrażenie bardzo stanowczej osoby. Czyżby to była Landis? pomyślał Tris. Z siwymi włosami i poważnym wyrazem twarzy, wyglądała, jakby toczyła wewnętrzny dialog będący kontynuacją dyskusji, którą podsłuchali stojąc na korytarzu. Siedząca po jej lewej stronie młoda kobieta przyglądała mu się bacznie. Miała ciemnoblond włosy ściągnięte w warkocz i wymizerowaną twarz. Tris domyślił się, że to Alaine, asystentka Landis. Miejsce z prawej strony pustego krzesła zajmowała młoda kobieta, może dziesięć lat starsza od Trisa, której smukła sylwetka i silne ramiona przywodziły na myśl bardziej wojownika niż czarodziejkę. Jej ciemne włosy były przycięte krótko na jeża. Zmierzyła Trisa wzrokiem niczym oficer oceniający przydatność rekruta. Bez wątpienia była to Theron. Wszystkie Siostry zdawały się nie zwracać uwagi na stojącą za nim Carinę, co dziewczyna przyjęła z wyraźną ulgą. - Dostojne Siostry - powiedziała Taru, kiedy podeszli do stołu. - Przyprowadziłam wam Martrisa Drayke’a z Margolanu, a wraz z nim Carinę Jesthratę. - Witajcie - powiedziała siedząca pośrodku stara kobieta o zadziwiająco silnym głosie lecz mikrej posturze. Tris nauczył się już jednak, żeby nie oceniać czarodziejek po wyglądzie. - Jestem Siostra Elam. Czy zgadzasz się na naszą propozycję nauki? Tris zebrał się w sobie i odparł: - Tak, zgadzam się. Elam uśmiechnęła się ponuro, ukazując pożółkłe zęby. - Jak pewnie wiesz, Stowarzyszenie Sióstr nie miesza się bez powodu w sprawy królów. Przynajmniej nie robi tego otwarcie, pomyślał Tris. Patrząc na kamienne twarze i sztywność niektórych siedzących przy stole Sióstr, doszedł do wniosku, że dyskusja, która poprzedziła ich propozycję, musiała być bardzo zażarta. A dla niektórych zapewne jeszcze się nie skończyła. - Taru opowiedziała mi o szkoleniu, jakie odbyłeś w Zachodniej Marchii. Odebranie Pogromcy Magów duchowi króla Argusa to zaliczenie pierwszego testu. - Był to „test”, który Tris ledwie przeżył. - Jeśli masz być gotowy do sławienia czoła Arontali - a może nawet samemu Obsydianowemu Królowi - w miesiącu Głogu, pozostało nam mało czasu - kontynuowała Elam. - Nie będziesz uczył się z książek. Zostaniesz wystawiony na wiele prób, nieco