Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 130 077
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 440

McDougall Sophia - 2 - Romanitas - Rzym Płonie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :3.4 MB
Rozszerzenie:pdf

McDougall Sophia - 2 - Romanitas - Rzym Płonie.pdf

Beatrycze99 EBooki M
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 558 stron)

RZYM PŁONIE SOPHIA McDOUGALL Z angielskiego przełożył ARTUR LESZCZEWSKI

Tytuł oryginału: ROME BURNING (ROMANITAS 2) Copyright © Sophia McDougall 2007 All rights reserved Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2009 Polish translation copyright © Artur Leszczewski 2009 Redakcja: Jacek Ring Ilustracja na okładce: Getty Images/Flash Press Media Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz Skład: Laguna ISBN 978-83-7359-861-4 Dystrybucja Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009 www.olesiejuk.pl Sprzedaż wysyłkowa - księgarnie internetowe www.merlin.pl www.empik.com www.ksiazki.wp.pl WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa 2009. Wydanie I Druk: OpolGraf S.A., Opole

Dla Maisie

Przedstawiam Państwu drugi tom trylogii o Cesarstwie Rzymskim, które nigdy nie upadło, ale urosło w potęgę i objęło swym obszarem połowę świata.

SPIS TREŚCI SPIS POSTACI 11 I ŻÓŁTY OGIEŃ 19 II TOKOGANE 22 III TOPÓR I RÓZGI 35 IV DELFY 60 V RÓŻNE RODZAJE ŚMIERCI 75 VI PIEC 104 VIIZJAWA 151 VIII POJEDYNEK 169 IX WYTRZYMAŁOŚĆ 192 X NORIKO 207 XI IN NOMINE MEI 237 XIIPODBITE ZIEMIE 258 XIII ZWALONY LAS 272 XIV KSIĘŻYCOWA BRAMA 292 XV PANI BEZ SMUTKU 301 XVI RATUNEK 335 XVII PIOŁUN 372 XVIII NIEUNIKNIONE 388 XIX BURZA PIASKOWA 408 XX FLAMMEUM 419 XXI OMNES VIAE 444 XXII NIEWINNOŚĆ 454 XXIII DZIAŁANIA WOJENNE 464 XXIV ŚWIATŁA OSTRZEGAWCZE 480 XXV NÓŻ 490 XXVI ŚWIATŁO OGNIA 505 XXVII HOLZARTA 513 XXVIII WYSPA 520 XXIX KOLOSEUM 528 KRÓTKA HISTORIA CESARSTWA RZYMSKIEGO545 PODZIĘKOWANIA 559

SPIS POSTACI (Wszystkie postacie wymienione w tekście. Daty podane w AUC, np. 2757 = 2004 AD) A Aechan - niewolnik pracujący w centrali dalmowu w pałacu Amaryllis - imię, jakie Druzus nadał swojej niewolnicy Ananiasz - niewolnik Anna - niewolnica Aoi - starsza konkubina na nioniańskim dworze Atroniusz - nadzorca niewolników w fabryce broni w Veii, były ofi- cer wigiliów Aulus - lekarz pracujący w klinice niewolników w Transtiberinie B Baro - niewolnik Bupe - niewolnica z fabryki broni w Veii D Dama - niewolnik, ukrzyżowany za morderstwo w 2753, ale zdjęty z krzyża przez Delira. Ważna postać biorąca udział w zbudowaniu obozu uciekinierów w Pirenejach. Pomagał przy uwolnieniu Marka z Sanktuarium Galena w 2757. Od tej pory nikt go nie widział. Delir - były kupiec z Persji i zbieg. Po uwolnieniu Damy z krzyża za- łożył obóz dla zbiegłych niewolników w wąwozie Holzarta w Pi- renejach, tracąc tym samym rzymskie obywatelstwo. Druzus - zobacz Nowiusz Druzylla Terencja - eksżona Lucjusza, matka Druzusa 11

E Edda - niewolnica Epimachusa Epimachus - pierwszy mąż Tancorix, mieszkający w Nowomagius w Germanii Erastus - niewolnik Eudoksjusz - senator F Falx - specjalista w wywiadzie rzymskim od spraw Nionii Faustus - zobacz Nowiusz Feniusz - członek Gwardii Pretoriańskiej Florens - zobacz Sing-Ji G Gabiniusz - przedsiębiorca budowlany zamieszany w spisek, który doprowadził do śmierci Leona, Klodii i Gemelli. Uwięził Wariu- sza w swoim domu po zniknięciu Marka. Zginął w czasie próby ucieczki łodzią w 2757 Galla - gladiatorka z grupy Zyi Gemella - żona Wariusza, otruta przez pomyłkę przez Tulliolę w 2757 Geng - rolnik z prowincji Jiangsu w Sinie. Syn pani Su Glykon - prywatny sekretarz Faustusa Go-Natoku - cesarskie imię władcy Nionii H Helena - zbiegła niewolnica, była mieszkanka Holzarty Huang - handlarz sprzedający sinoańskich niewolników do Rzymu Hypatia - przyjaciółka Makarii z Sifhos J Jun Shen (dla Rzymian - Junosena) - cesarzowa wdowa Siny K Kato-no-Masaru (dla Rzymian Masarus Kato) - pan Tokogane Kiy- owara-no-Sanetomo - pan Goshu Kleomenes - dowódca wigilów 12

Klodia Aurelia - matka Marka i żona Leona. Wspierała abolicję niewolników. Zginęła zamordowana razem z mężem w 2757 Kosmas - niewolnik L Lal - córka Delira, także zbiegła i utraciła rzymskie obywatelstwo Laureus - młody rzymski arystokrata Leon - zobacz Nowiusz Liuyin - syn urzędnika mieszkający w Jiangning Lucjusz - zobacz Nowiusz M Makaria - zobacz Nowia Faustyna Marek - zobacz Nowiusz Marinus - zbiegły niewolnik, były mieszkaniec obozu Holzarta Matho - zbiegły niewolnik, prowadzący sklepik w Jiangning Mazatl - współpracownik Damy Mecyliuszowie - rodzina senator- ska Mei - zakupiona jako dziecko wraz z Ziyą i Huang Mimana-no-Fusahira - pan Korei Mizuki - dworka z nioniańskiego dworu Mouli - znajomy Delira w wiosce nieopodal Wuhu, pomagał zbie- głym rzymskim niewolnikom w wydostaniu się z Siny N Noriko - księżniczka nioniańska Nowia Faustina, nazywana Makarią - jedyne dziecko Faustusa Nowiuszowie - rzymska rodzina cesarska Nowiusz Druzus Faustus - syn Lucjusza i Druzylli Terencji, kuzyn Makarii i Marka. Nowiusz Lucjusz Faustus - brat Faustusa i Leona, ojciec Druzusa, wuj Marka i Makarii. Cierpi na rodzinną chorobę Nowiuszy - wykluczo- ny z sukcesji Nowiusz Marek Faustus Leon - syn Leona i Klodii, bratanek Fau- stusa i Lucjusza, kuzyn Druzusa i Makarii. Następca tronu Nowiusz Oppiusz Faustus - pierwszy członek rodu Nowiuszy, który został cesarzem w 2509 13

Nowiusz Tercjusz Faustus Leon - najmłodszy brat Faustusa i Lu- cjusza, ojciec Marka. Wyznaczony na następcę tronu, wspierał abolicję niewolników, zamordowany wraz z żoną Klodią Aurelią w 2757 Nowiusz Tytus Faustus August - cesarz Rzymu O Oktawia - rozwódka mieszkająca w tym samym budynku co Wa- riusz Oppiusz - zobacz Nowiusz P Paccia - niewolnica Probus - senator i minister Terranowy Prokulus - zarządca fabryki broni w Veii Q Quentin, Memmiusz - doradca Faustusa R Rong - dziecko kupione wraz z Ziyą S Salwiusz - dowódca legionów rzymskich Sakura - dworka z nioniańskiego dworu Sing-Ji - cesarz Siny, syn cesarzowej wdowy Jun Shen (dla Rzy- mian - Florens). w Pinyin: Xing Zhi) Sohaku - doradca Kato-no-Masaru Su - matka Genga, rolniczka Sulien - brat Uny. Były niewolnik obdarzony niezwykłym talentem, urodzony w Londynie. Skazany na ukrzyżowanie w 2757, ale uratowany przez Unę i oczyszczony z zarzutów przez Tancorix Sybilla - pytia w Delfach T Tadahito - (dla Rzymian - Tadasius) - nioniański następca tronu, najstarszy syn cesarza Go-Natoku Taira - nioniański pan 14

Tancorix - córka londyńskiej rodziny, która była właścicielami Su- liena. Poślubiła Epimachusa, ale zhańbiła się romansem z niewolnikiem. Mieszka w Rzymie i pracuje jako piosenkarka Tiro - zbiegły niewolnik, były mieszkaniec Holzarty Tomoe - dworka z nioniańskiego dworu Tulliola (Tullia Marcjana) - była żona Faustusa. Aresztowana za udział w spisku, którego ofiarą padli Leon, Klodia i Gemella. Zginęła w areszcie domowym, na pozór z własnej ręki U Ulpia - pielęgniarka Faustusa Una - siostra Suliena. Była niewolnica o niezwykłych talentach W Wariusz Kajus - dyrektor kliniki dla niewolników w Transtiberinie w Rzymie. Były sekretarz Leona i mąż Gemelli. Oskarżony o za- bójstwo i zdradę w 2757, ale później oczyszczony z zarzutów Weigi - tłumacz na sinoańskim dworze X Xanthe - córka Tancorix Y Yanisen, Marek Wesniusz - zarządca Terranowy Z Ziye - była gladiatorka sinoańskiego pochodzenia. Uciekła do obozu w Holzarcie w 2754

Jak to możliwe, żeby człowiek pragnął zniszczenia ciała czy duszy innego człowieka, czy śmierci jego dzieci, czy bydła, jeśli rozumie, że sam jest śmiertelny? Postępując tak, bez litości postępuje i nikt się nad nim nie ulituje. Awesta, fragmenty 48-49

I ŻÓŁTY OGIEŃ Nie spała wiele tej nocy. Dusiła się pod wilgotnym prześcieradłem, jakby to było futro, a nie cienka płachta materiału; kiedy jednak zrzu- ciła je z siebie, odniosła wrażenie, że została obnażona. Przypominała zwinięte w kłębek zwierzątko, ciężko dyszące w upale. Okna były otwarte na oścież, ale ruch powietrza nie przynosił ulgi. Czuła, jakby zawinięto ją w wilgotny kłębek wełny. Pamiętała, że kiedyś lata nie były tak upalne. A może tylko tak jej się zdawało? Niemal słyszała, jak cegły, drzewa i połacie spalonej ziemi jęczą od fali gorąca, prężąc się i pękając w nieznośnym żarze. Wiercąc się na łóżku i pojękując ze zmęczenia, musiała chyba w końcu się zdrzemnąć, otumaniona nieprzespanymi ostatnio nocami, gdyż długo nie zwracała uwagi na dziwne dźwięki i zapachy. W pierwszej chwili pomyślała, że coś się poruszyło w kącie pokoju, gdzieś przy drzwiach. Coś lub ktoś. Zamrugała ospale i wtuliła policzek w poduszkę. Nie przestraszyła się, gdyż nie przyszło jej nawet do gło- wy, że to może nie być sen. Leżała z otwartymi oczami, jak w letargu, nie wiedząc nawet, czy śpi i czy rzeczywiście ma otwarte oczy. Żar na- pierał i pochłaniał ją całą. Uczucie, że dostrzega jakiś ruch, nagle wróciło; tym razem coś rze- czywiście poruszyło się w powietrzu nad nią - jakaś ciemna fala - i jed- nocześnie dotarł do niej ten zapach. Usiadła i kiedy otworzyła z przerażenia usta, palące powietrze za- częło drapać ją w gardle. To, co dostrzegła wcześniej, to był dym. Po podłodze śmigały płomyki niczym spłoszone zwierzątka. 19

Rzuciła się do ucieczki, czując, jak plączą jej się nogi. Za drzwiami znajdował się jej gabinet i schody prowadzące do pozostałych pokoi. Małe płomyki przy drzwiach nie wyglądały groźnie, ale kiedy otworzyła drzwi, ujrzała pokój rozświetlony żółtymi płomieniami, a gęsta chmura dymu i sadzy uderzyła ją w twarz. Krztusząc się i krzycząc z przerażenia, cofnęła się w głąb sypialni. Namacała okno i zaczęła łapczywie łapać powietrze, w pierwszej chwili jedynie delektując się tym, jakie jest czyste i chłodne. Kiedy spojrzała w dół, zobaczyła, że z niższych okien wydostają się gęste czerwone płomienie, niczym woda lub krew spływając po ścianie. Pomyślała o bracie, bratowej i ich dzieciach - czy na pewno zdołali uciec? W ogro- dzie widziała jakieś zamglone sylwetki, ale poza jasnymi snopami ognia wszędzie panowała ciemność. Nawet nie miała co marzyć, że uda jej się zeskoczyć czy jakoś zsu- nąć na ziemię. Jej pokoje znajdowały się na trzecim piętrze, z dala od reszty rodziny. Nie planowała, że będzie kiedyś musiała polegać na dobrej woli innych, ale przecież całe życie mieszkała w tym domu. Te- raz, patrząc w dół i wołając o ratunek, żałowała najbardziej samego domu, rzeczy - mebli kupionych przez rodziców, zdjęć... Gęsta chmura czarnego, tłustego dymu uniosła się z niższych pię- ter, spęczniała i zmusiła ją do cofnięcia się do pokoju. Wigilowie musieli być blisko; na pewno spieszą już z pomocą. Bez wątpienia. Stała przez chwilę nieruchomo na środku pokoju, kaszląc i za- krywając twarz rękami, płacząc z bezsilności. Nagle rzuciła się przez płonącą framugę drzwi do sąsiedniego pokoju. Przy podłodze znalazła resztki powietrza, mimo że ogień natychmiast poparzył jej dłonie i kolana. Wczołgała się do tej płonącej jaskini, skomląc z bólu i przera- żenia, przejęta widokiem trawionych przez ogień sprzętów. W objętych płomieniami szufladach biurka paliły się jej listy. Niektóre z nich miały ze trzydzieści lat; inne były tak bolesne, że nigdy nawet nie zmusiła się do przeczytania ich do końca. Wszystkie jednak były ważne, wręcz niezbędne. Wokół niej zrobiło się ciemno i przedmioty zaczęły tracić kształty. Nie potrafiła zrozumieć, jak znajomy wygląd pokoju może roztopić się w płomieniach wraz z innymi rzeczami. Ledwo potrafiła odnaleźć dro- gę do drzwi, jednocześnie uświadomiła sobie z desperacją, że wyjście 20

na zewnątrz i tak nic by jej nie dało. Schody na pewno były całe w ogniu. Zaczynało brakować jej powietrza. Ogień otoczył ją ze wszyst- kich stron i zbliżał się nieubłaganie, zmuszając do wycofania się tyłem na czworakach do sypialni. Wróciła z największym trudem, w bólu, ze spalonymi włosami i pękającą od bąbli skórą na głowie. Jednak i tutaj czekał na nią ogień i trujący dym. Nie mogła nawet zbliżyć się do okna, z którego ulatywały kawałki płonących zasłon nie- sionych przez zabójczy żar. Języki ognia nieubłaganie pełzły po suficie w jej stronę. „Nigdy nie chowaj się przed ogniem. Dzieci giną, ponieważ chowają się przed pożarem”. Tak mawiali jej rodzice. Wpełzła pod łóżko. Minę- ły dekady, odkąd przestała być dzieckiem; a zresztą i tak nie miała gdzie uciec. Leżała rozpłaszczona na brzuchu i patrzyła, jak z dywanu unosi się dym. Czuła, że w każdej chwili może stracić przytomność, i zaczęła bać się, że wigilowie jej nie znajdą; nie będą wiedzieli, gdzie jej szukać. Nigdy jej nie znaleziono. Umarła, zanim jeszcze płomienie buchnę- ły z podłogi. Zanim pożar pochłonął łóżko. Zanim zawalił się dach, rozgniatając jej ciało na spaloną miazgę, której nie można było odróż- nić od szczątków niewolników, a z początku - nawet od zwęglonych resztek ścian i podłóg.

II TOKOGANE Upał otulał szczelnie Faustusa, ściskając kleszczami głowę i od- bierając mu resztki sił. Czuł się jak zamknięty w butelce, niczym fer- mentujące wino. Trudno mu było myśleć, a jak na złość spotkania i narady mnożyły się w tym miesiącu wręcz niemiłosiernie: wszędzie wybuchały pożary lasów - więcej i bardziej niszczycielskie niż w po- przednich latach. Całe flotylle pożarów na Terranowie, płynących na wysokich masztach dymów ku miastom na zachodnim wybrzeżu. To samo było w Galii, a nawet w samej Italii, na północy. I jeszcze Nionia - jak poważne było zagrożenie, jak szybko narastało? Gdyby mógł choć na godzinę przestać o tym wszystkim myśleć. Ale nie mógł i nie mógł także spać. Pod zamkniętymi powiekami jaskrawe plamy pulsowały na cze- rwono. Kobieta, która starała się usunąć zmęczenie z jego barków i ramion, była młoda i miała długie, czarne włosy, które co jakiś czas ocierały się lekko o jego skórę. Tak naprawdę nie przypominały włosów Tullioli, jeśli nie liczyć wrażenia dotyku na ciele. Faustus poczuł lekką ulgę, kiedy dziewczyna zaczęła masować mu głowę, ale zmęczenie tylko usunęło się głębiej spod jej palców. Nie potrafiła dotrzeć do jego źró- dła. Na myśl, że wystarczyło się odwrócić i sięgnąć po nią, poczuł sła- biutkie, ulotne podniecenie zmieszane z o wiele silniejszym znudze- niem. Był cesarzem, nie mogłaby odmówić... Tak naprawdę nie miał na to ochoty. Z powodu Tullioli i także dla- tego, że był zbyt zmęczony. 22

Dobiegło go ciche pukanie do drzwi, niczym ostrzeżenie, i zaraz wy- raźniejsze odchrząknięcie, na które Faustus zareagował jęknięciem. Chciał wyrazić zarówno przyzwolenie, jak i głęboki protest. Był pewien, że to Glykon, jego cubicularius i prywatny sekretarz. Dziewczyna okry- ła go ręcznikiem i usiadł na łóżku zawstydzony, nie swoją nagością, ale ociężałością, z jaką to zrobił. Wymknął mu się cichy pomruk, nie wię- cej niż stęknięcie. Siedział z zamkniętymi oczami. - Panie. Ten szczególny ton sprawił, że otworzył oczy. Słyszał go już wcze- śniej, i to wiele razy, ale nigdy tak często jak tej koszmarnej jesieni trzy lata temu. Pamiętał, że najpierw przyniesiono mu wieści o śmierci młodszego brata. Potem były wiadomości o wszystkich problemach z Markiem, a w końcu znaleziono Tulliolę, martwą w jej areszcie domo- wym. Jak powinien myśleć teraz o Tullioli? Najlepiej jak najrzadziej i nie jak o swojej żonie. Tak bardzo się za nią wstydził. Nie miał pojęcia, czemu zrobiła te wszystkie okropności, i nie chciał się tego dowiedzieć. A jednak była tak piękna. Niemal czuł wdzięczność do niej, że odebrała sobie życie. O wiele lepsze rozwiązanie, niż gdyby musiał ją skazać na śmierć. Teraz, na dźwięk głosu Glykona, od razu z lękiem pomyślał, że znowu coś przydarzyło się rodzinie. Może Markowi, który miał być jego następcą. A może, co gorsza, córce, Makarii. Nie, proszę, tylko nie to. A może obojgu coś się przytrafiło. Byli teraz razem w Grecji. - Panie. Potrzebny jesteś na dole - powiedział Glykon. - Doszło do masakry. Och, bogom niech będą dzięki, pomyślał Faustus, wstydząc się i ciesząc, że nikt nie słyszy jego myśli. Usiadł i ból natychmiast odezwał się znowu, ściskając mu czoło stalową obręczą. Po chwili ucisk zelżał. - Co to znaczy masakra? Ilu ludzi zginęło? Było mu trochę żal Glykona, który nie znosił udzielać jednoznacz- nych odpowiedzi. Zobaczył, jak ten wzdryga się, walcząc z pokusą, żeby odpowiedzieć na pytanie jakimś ogólnikiem. - Najmniejsza liczba, o jakiej słyszałem, to sto osób - powiedział cicho Glykon. - Największa to około czterystu. Yanisen będzie miał więcej informacji. 23

- Mówimy o Murze, oczywiście? Yanisen był gubernatorem rzymskiej części Terranowy. - Mur przekroczono - oznajmił tym samym cichym głosem Gly- kon. Faustus, po raz pierwszy, przeżył prawdziwy szok. Glykon cofnął się o krok. - To wszystko wiadomości z ostatnich godzin. Nic nie jest pewne. Nie chciałbym spekulować, nie mając żadnych danych. Musisz jednak, panie, rozważyć wszystkie możliwości, także interwencję zbrojną. Dla- tego wezwałem generała Salwiusza, który czeka razem z Probusem. Wezwałem też Memmiusza Quentina, ponieważ z całą pewnością bę- dzie to miało wpływ na opinię publiczną. - Dobrze - odparł ociężale Faustus. - Lepiej, wezwij też, eee... - Przez kłopotliwą chwilę nazwisko nie chciało się uformować w jego głowie ani na języku. - Falksa - powiedział w końcu. Falx był ich asem wywiadu w sprawach Nionii. - Już jedzie. Faustus ruszył za Glykonem pałacowymi korytarzami. Masaż nic mu nie pomógł. Czuł się tak samo ociężały jak wcześniej. Tylko naoli- wiona skóra lepiła się nieprzyjemnie do ubrania. - Możemy poprowadzić rozmowy z Nionią przez Sine albo któryś z naszych kontaktów handlowych - zasugerował Glykon. Od ponad osiemnastu miesięcy pomiędzy Nionią i Rzymem panowało wrogie milczenie. Ostatni ambasadorowie Nionii okazali się szpiegami. Nie można było pozostawić ich w kraju. - Sina - powtórzył machinalnie Faustus. Światło, wpadające przez zabarwione na złoto szyby, raziło go w oczy. Po zamknięciu drzwi w jego gabinecie stawały się prawie niewi- doczne. Rzeźbione liście zakrywały krawędzie framugi; nawet zawiasy i klamka były schowane pomiędzy bluszczami i powojami, które wiel- kim freskiem otaczały ściany, tworząc wrażenie dużego, ocienionego ogrodu, pięknego i pozbawionego wyjścia. Teraz jednak w zielonej ścianie naprzeciw biurka Faustusa pojawiła się jasna plama w miejscu, gdzie zdjęto zasłony z dalwizora. Na ekranie widać było Yanisena. Yanisen był z pochodzenia Nawahem, ale w zasadzie był tak samo Rzymianinem jak pozostali mężczyźni w gabinecie. Miał na sobie 24

nieskazitelnie białą togę, a jego sztywne włosy o odcieniu ołowiu były równo przycięte nad oczami. Terranowa należała do jednego z niewie- lu obszarów cesarstwa, gdzie poza łaciną posługiwano się jeszcze in- nymi językami. Pełne imię gubernatora brzmiało Marek Wesniusz Yanisen i pewnie przybrałby chętnie inne lub przynajmniej zmienił wymowę swojego indiańskiego przydomku, gdyby przez przypadek nie pasował tak idealnie do języków przyzwyczajonych jedynie do włada- nia łaciną. Yanisen i Probus, zamiast naradzać się nad tym, co powie- dzą Faustusowi, byli zajęci kłótnią. - Gdybyś dał mi właściwe środki... - Jesteś pewien... że to odpowiedni czas... żeby wyrównywać sta- re... porachunki? - Probus wyrzucił z siebie serię wściekłych warknięć. - Na pewno jest to odpowiedni czas, żeby przypomnieć, iż od lat ostrzegałem przed takim właśnie rozwojem sytuacji! - Oczywiście, że wszyscy o tym pamiętamy. - Probus przełknął ślinę. - Tak samo jak o tym, że nic w tym czasie nie robiłeś, żeby jej zapobiec! Probus miał trzydzieści sześć lat i był niskim, ale trzymającym się prosto mężczyzną o ciemnych włosach i kwadratowej szczęce. Awan- sował w wyjątkowo młodym wieku i wszyscy w gabinecie byli starsi od niego. Probus sprawiał także wrażenie najbardziej wystraszonego, gdyż nie było tajemnicą, że Yanisen wiele razy na niego się skarżył, w miarę jak w Terranowie rosło napięcie i mnożyły się potyczki na Mu- rze. Prawdą było także to, że Salwiusz i sam Faustus odrzucali wszyst- kie prośby Yanisena o dodatkowe środki. Probus miał jednak świado- mość, że z niego najłatwiej będzie zrobić kozła ofiarnego, gdyby taki okazał się potrzebny. Rozzłoszczony Yanisen otworzył usta, żeby zaprotestować, ale zaraz je zamknął, widząc, jak Probus odwraca się w stronę drzwi, w których pojawił się Faustus. Wyraz złości i gniewu na ich twarzach spowodo- wał, że Faustusa przeszył ból wręcz fizycznego znużenia. Uroczy zielo- ny gabinet wydał mu się nagle dziwnie duszny. Widok Salwiusza także go męczył. Salwiusz siedział na jednej z zie- lonych sof w kącie pokoju i ze zmarszczonymi brwiami przysłuchiwał się kłótni, w której nie zamierzał brać udziału. Na widok Faustusa po- derwał się z energią wystrzeliwanej rakiety. Mimo że Salwiusz był 25

zupełnie siwy, włosy miał wciąż gęste i uczesane tak, że lśniły śnieżną bielą. Był także równie silny i przystojny jak dwadzieścia pięć lat wcze- śniej. Leon, zmarły brat Faustusa, przywiązywał dużą wagę do wyglą- du, ale Faustus uważał, że Salwiusz nie jest aż tak próżny jak Leon. Salwiusz po prostu uświadomił sobie z wiekiem, że nienaganny wygląd budzi szacunek. Do Leona za to był podobny pod innym względem - od trzydziestu lat dochowywał wierności żonie i żył z nią w szczęśliwym związku. Faustus zawsze dziwił się, że chociaż byli politycznymi wro- gami, to Salwiusz i Leon potrafili żyć w zgodzie, nie tylko z powodu braterskich uczuć łączących wszystkich żołnierzy, ale także dlatego, że wyczuwali w sobie nawzajem pewną nieokreśloną i nieokiełznaną siłę. Salwiusz złożył mu pokłon i Faustus wyciągnął do niego dłoń. Ze zdziwieniem zauważył, że mimo mocnego uścisku ręka Salwiusza za- drżała; choć nie ze strachu jak u Probusa. Spojrzał mu badawczo w oczy i odczytał w nich fanatyczne, zranione oburzenie. Faustus po- nownie miał okazję, żeby się zawstydzić. W przeciwieństwie do Salwiu- sza wcale nie czuł, jakby osobiście go spotwarzono tą napaścią, choć pewnie ze wszystkich zebranych on jeden miał prawo tak uważać. - Zerwano ostatni pozór Mixigany, Wasza Wysokość! - wybuchnął Salwiusz. - Szczerze mówiąc, od lat była to tylko farsa. Nie mamy wy- boru, musimy pokazać, że nie zamierzamy tego tolerować. - Mixigana był to traktat pokojowy, który ustanowił rzymsko-nioniańską granicę ponad trzysta lat temu. - To chyba jedyne rozwiązanie. Musisz pokazać, kto tu rządzi - zgodził się Quentin. Salwiusz nie wydawał się zadowolony z tego po- parcia i nawet rzucił doradcy niechętne spojrzenie. Quentin miał czterdzieści lat, ale przypominał pulchnego chłopca z okrągłą twarzą i prostymi, kasztanowatymi włosami. Nie sprawiał wrażenia zbytnio przejętego wydarzeniami. - Cisza! - rozkazał Faustus. - Może wam się wydawać, że wiecie, o co tu chodzi, ale ja nie wiem. Yanisen? - Zdobył się na tę stanowczość, prostując krzyczące z bólu ciało tylko ze względu na Salwiusza. Czuł głęboko i instynktownie, że na takich ludzi trzeba mieć oko. Nowiu- szowie rządzili Rzymem od dwustu lat, ale nigdy nie mogli czuć się zbyt pewnie. Żaden cesarz nie był bezpieczny. 26