Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 117 287
  • Obserwuję512
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań683 122

Putney Mary Jo - Upadłe Anioły 06 - Rzeka ognia

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Putney Mary Jo - Upadłe Anioły 06 - Rzeka ognia.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse P
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 257 stron)

Mary Jo Putney Rzeka ognia Przekład Alicja Skarbińska

Nota historyczna Historia zawsze dostarcza nam wielu wątków i interesujących szczegółów Wellington rzeczywiście miał swych wywiadowców, którzy odwaŜnie przemierzali Hiszpanię, zbierając wiadomości, współpracując z partyzantami i szkicując twierdze wroga. Losy kochanki Kennetha oparłam na historii tragicznej śmierci Juany, kochanki kapitana Colquhouna Granta, najbardziej znanego spośród wywiadowców. Opis sukcesu Kennetha i Rebeki na ich pierwszej wystawie w Akademii Królewskiej oparłam na losach dwóch młodych prerafaelitów, Johna Millaisa i Williama Holmana Hunta. Pierwszy z nich miał lat dziewiętnaście, a drugi dwadzieścia jeden, pracowali nad swymi obrazami bez przerwy i skończyli na godzinę przed ostatecznym terminem oddania ich na wystawę. Niewątpliwie płótna musiały być jeszcze mokre od farby. Tego roku obraz Hunta przyjęto, a Millaisa - odrzucono. Następnego roku obu artystom się poszczęściło i ich obrazy wisiały obok siebie. Skoro udało się Huntowi i Millaisowi, dlaczego miało się nie udać Kennethowi i Rebece? Swoich fikcyjnych bohaterów obdarzyłam mieszaniną cech prawdziwych artystów. Sir Anthony jest połączeniem Jacques-Louisa Davida i sir Thomasa Lawrence'a. Rebeka ma być kobiecą wersją malarza prerafaelity. Obrazy Kennetha są trochę podobne do dzieł Goi , moŜe z lekkim wpływem Theodore’a Gericaulta . Oxford Dictionary of Arts podaje, Ŝe Gericault był „pierwowzorem artysty romantycznego" i Ŝe był „męski i budzący natchnienie". CzegóŜ więcej oczekiwać od bohatera romansu

PPPPROLOGROLOGROLOGROLOG Sutterton Hall, Bedfordshire, Anglia rok 1794 Chłopiec się zamyślił. Ręka, w której trzymał kawałek węgla, zastygła nad papierem. Zaczął rysować kucyka bez większych wahań, ale teraz opadły go wątpliwości. Co z nogami? Jak się poruszają, kiedy Albie biegnie kłusem? Kenneth Wilding wyobraził sobie biegnącego kucyka, a potem z westchnieniem satysfakcji znów pochylił się nad rysunkiem. Prawa przednia noga w ten sposób, tylne nogi w ten. Kiedy skończył, zaniósł obrazek matce, która w drugim końcu dziecinnego pokoju kołysała do snu maleńką córeczkę. Kenneth wiedział, Ŝe matka martwi się o dziecko, jednak gdy do niej podszedł, spojrzała na syna z uśmiechem. – Świetnie, Kenneth – powiedziała, oglądając rysunek. – To nie jest jakiś tam koń, prawda? To Albie. – Chłopiec kiwnął głową, a matka mówiła dalej: – Doskonałe podobieństwo. Wygląda tak, jakby miał za chwilę zeskoczyć z papieru. Sama bym tego lepiej nie narysowała. Pochwała była wielka, matka bowiem rysowała wspaniale. Kenneth wrócił do szkicownika z uśmiechem zadowolenia. Zaczynał właśnie kolejny portret Albiego, kiedy drzwi pokoju dziecinnego otworzyły się, wpuszczając powiew zimnego powietrza. Chłopiec zacisnął palce na kawałku węgla na widok ojca – postawnego, silnego męŜczyzny, równie mocno stojącego na ziemi jak słynne dęby w Sutterton Hall. Lord Kimball zmarszczył brwi. – Mówiłem ci, Ŝebyś nie marnował czasu na rysowanie. Lepiej ucz się łaciny, w przyszłym roku zaczynasz szkołę w Harrow. – Kenneth skończył lekcję łaciny i powiedziałam mu, Ŝe moŜe trochę porysować – powiedziała łagodnie matka. – Ma prawdziwy talent, Godfreyu. Kiedy wyjedzie w wielką podróŜ, przywiezie wspaniałe pejzaŜe z kontynentu. Lord Kimball prychnął lekcewaŜąco. – Rysowanie jest dla panien. Panowie wynajmują artystów, Ŝeby im robili szkice z podróŜy. Pochwycił rysunek, zmiął gwałtownie i wrzucił do kominka. – Chodź ze mną – rzucił rozkazująco. – Krowy zaczynają się cielić, a ty

jesteś juŜ dość duŜy, Ŝeby przy tym pomagać. Kenneth odruchowo wydał z siebie okrzyk protestu, po czym zacisnął zęby i posłusznie wstał. Pewnego dnia zostanie piątym wicehrabią Kimball i będzie odpowiedzialny za wszystko. Musi znać kaŜdy zakątek majątku, tak jak ojciec. Nic nie jest waŜniejsze od ziemi i ludzi. Nic. Zanim jednak wyszedł za ojcem z pokoju, rzucił ostatnie tęskne spojrzenie na zmieniający się w popiół rysunek. 1 Sutterton Hall rok 1817 Sytuacja była znacznie gorsza , niŜ się obawiał. Z westchnieniem głębokiego zmęczenia Kenneth Wilding odsunął księgi rachunkowe. Dziedzicząc majątek rodzinny, wiedział, Ŝe stanie przed powaŜnymi problemami finansowymi. Miał jednak nadzieję, Ŝe lata cięŜkiej pracy i wyrzeczeń wystarczą do utrzymania dziedzictwa. JakiŜ był naiwny! Wstał zza biurka, podszedł do okna biblioteki i wyjrzał na łagodne zbocza Sutterton. Piękno pejzaŜu raniło mu serce. Przez piętnaście lat marzył o powrocie do domu. Nie spodziewał się, Ŝe na miejscu bogatych i Ŝyznych niegdyś pól zastanie zachwaszczoną, leŜącą ugorem ziemię, Ŝe zwierzęta gospodarskie dawno juŜ zostały sprzedane, Ŝeby zaspokoić zachcianki podstarzałego męŜczyzny i jego kapryśnej, pozbawionej skrupułów młodej Ŝony. Walcząc z narastającym gniewem, usłyszał za sobą nierówne kroki i stukanie laski. Przybrał spokojny wyraz twarzy i odwrócił się do siostry. Beth była jedyną bliską mu osobą. Kochał ją, juŜ kiedy była małym chorowitym dzieckiem. Nie umiał jednak z nią rozmawiać. Zbyt długo Ŝyli oddzielnie. Miała, podobnie jak brat, ciemne włosy i szare oczy, ale delikatne, ładne rysy nie przypominały jego posępnej, pokiereszowanej twarzy. Beth usiadła na krześle i oparła dłonie na lasce. Wyglądała na więcej niŜ dwadzieścia trzy lata. – Nie odezwałeś się do mnie, odkąd rano wyszedł doradca prawny. Czy mam zadzwonić, Ŝeby przynieśli coś do jedzenia? Jest niezły pasztet w cieście. – Dziękuję, ale przeglądanie rachunków pozbawiło mnie apetytu. – Czy jest aŜ tak źle? Kenneth odruchowo chciał powiedzieć coś uspokajającego, ale się powstrzymał. Nie moŜna było uniknąć ponurej prawdy. Poza tym, mimo delikatnego wyglądu, Beth była silną osobą. JuŜ jako dziecko pogodziła się z własną ułomnością – wykręconą od urodzenia stopą, a jako młoda kobieta umiała sobie radzić ze złośliwością rozpuszczonej, ekstrawaganckiej macochy.

– Jesteśmy całkowicie zrujnowani – stwierdził bez ogródek Kenneth. – Ojciec, mieszkając w Londynie z drogą Hermioną, wyczerpał wszelkie zasoby majątku i dług hipoteczny znacznie przekracza teraz wartość Sutterton. Hermiona zagarnęła rodzinną biŜuterię i nie mamy Ŝadnych szans, aby ją odzyskać. Musimy sprzedać majątek. Nie zostanie nam nic, przepadnie nawet twój posag. Przypuszczalnie w ciągu kilku tygodni wyrzucą nas stąd wierzyciele. Beth zacisnęła palce na miedzianej gałce laski. – Tego się właśnie obawiałam, choć miałam jeszcze nikłą nadzieję. – Spróbowała się uśmiechnąć. – Zresztą nie zaleŜy mi na posagu; z natury jestem starą panną. – Bzdura. Gdyby ojciec i Hermiona nie trzymali cię na wsi, juŜ dawno byłabyś męŜatką z dzieckiem przy piersi. Natychmiast poŜałował swoich słów, widząc z wyrazu jej twarzy, jak bardzo pragnęła tego, co prawdopodobnie nie było jej pisane. Beth machnęła lekcewaŜąco ręką, jakby małŜeństwo i rodzina zupełnie jej nie interesowały. – Przykro mi, Kenneth. Usiłowałam zarządzać majątkiem, ale nie dałam rady. – Nie byłaś odpowiedzialna za Sutterton – stwierdził burkliwie Kenneth. – Majątek naleŜał do ojca, a teraz jest mój. Przez nas poniosłaś straty. – Nie obwiniaj siebie. To papa oŜenił się z kobietą, która mogłaby być jego córką, i zmarnował pracę kilku pokoleń, aby zaspokoić wymagania Hermiony. – Beth urwała, w jej oczach zabłysły łzy. – Czuję ulgę, Ŝe coś się definitywnie wyjaśniło, choć... Choć będę tęskniła za Sutterton. Kenneth poczuł się jeszcze gorzej. – Powinienem był tu zostać, zamiast uciekać do armii. Gdybym był na miejscu, moŜe udałoby mi się zapobiec najgorszym ekscesom. – Wątpię. Papa był całkowicie zauroczony. Liczyły się tylko Ŝyczenia Hermiony – stwierdziła sucho Beth. – Zwariowałbyś tutaj. Myślisz, Ŝe zapomniałam o tych strasznych awanturach między tobą a papą, zanim wyjechałeś? Jej słowa przywołały wspomnienia z ostatnich dni Kennetha w Sutterton. Beth miała rację, nie mógł wtedy zostać w domu. Chcąc o tym zapomnieć, powiedział uspokajająco: – Nie martw się, nie umrzemy z głodu. Mam trochę pieniędzy ze sprzedaŜy patentu oficerskiego. To nam wystarczy, dopóki nie znajdę odpowiedniej posady. Kenneth rzucił okiem na wzgórza i przełknął ślinę, mając nadzieję, Ŝe na jego twarzy nie maluje się ból. – Idę teraz na spacer – dodał. – Dziś wieczorem, po kolacji, wspólnie coś zaplanujemy. Mam nadzieję, Ŝe będziesz mogła zatrzymać rzeczy osobiste. – Damy sobie radę – powiedziała Beth, wstając z krzesła. – Nie jestem

dobrym zarządcą, lecz umiem prowadzić dom. Zobaczysz. Kenneth kiwnął głową i wyszedł z ulgą na zimne, lutowe powietrze. Ostatnie dwadzieścia cztery godziny, odkąd wrócił do domu, spędził na sprawdzaniu rachunków i wysłuchiwaniu ponurych informacji doradcy finansowego. Zwolnił takŜe od razu bezczelnego, nieudolnego zarządcę, zatrudnionego po tym, jak ojciec przestał się interesować majątkiem. Być moŜe zmarły wicehrabia został zaczarowany przez Hermionę. Z chwilą zawarcia drugiego małŜeństwa stał się innym człowiekiem. Jako młody chłopiec Kenneth zarówno kochał, szanował, jak i bał się ojca. Teraz czuł tylko gniew i pogardę. Idąc starą aleją, powoli zaczął się uspokajać. KaŜde wzgórze, kaŜdy widok były zarazem tak znajome, jak własne dłonie, a jednocześnie nowe, poniewaŜ minęło piętnaście lat, od kiedy je oglądał. Piętnaście długich lat. Niektórzy uwaŜali, Ŝe zimowe pejzaŜe są ponure, ale Kenneth lubił ich subtelne kolory. Drzewa pomalowane tysiącem odcieni szarości, wiecznie zmieniające się chmury pędzące po niebie jak Ŝywe stworzenia. Niebawem wiosenne pączki rozwiną się w jaskrawozielonym splendorze. Kenneth zatrzymał się przy potoku, obserwując przepływ krystalicznej wody, falujące rośliny i wypolerowane kamienie. Własny dom, przynajmniej przez najbliŜszy miesiąc lub dwa. Wrzucił kamień do potoku i ruszył w dalszą drogę. Zdoła wprawdzie zapewnić jakie takie utrzymanie sobie i siostrze, ale Ŝycie Beth zostało zrujnowane. Była ładna, dobra i mądra, a jej chroma stopa przypuszczalnie nie stanowiłaby wielkiej przeszkody w zamąŜpójściu, gdyby tylko Beth miała przyzwoity posag. JednakŜe połączenie biedy i kalectwa skazywało ją na staropanieństwo. Kenneth zatrzymał się na szczycie najwyŜszego wzgórza w Sutterton. Nad jego głową bezlistne gałęzie buków splątały się w skomplikowane wzory. Podniósł garść suchej ziemi. Od wielu wieków jego przodkowie Ŝyli tu, pracowali i umierali. Teraz, z powodu karygodnych zaniedbań jego ojca, majątek zostanie sprzedany obcym. Kenneth od dziecka kochał to miejsce równie mocno, jak kochał matkę. Z bolesnym jękiem odrzucił garść ziemi. Zrezygnowałby z szansy pójścia do nieba, Ŝeby tylko zachować Sutterton. Choć i tak nie trafiłby do nieba po tylu grzesznych latach spędzonych na wojnie. Kiedy schodził w dół, zimny wiatr rozwiewał mu włosy. Zastanawiał się, czy mimo wszystko nie ma moŜliwości, aby poŜyczyć dość pieniędzy na spłatę części długu. Miałby wtedy czas, Ŝeby sprzedać trochę ziemi i zająć się uprawą reszty. JednakŜe potrzebowałby naprawdę duŜej sumy, przynajmniej dwudziestu tysięcy funtów. Przed powrotem do domu rozmawiał z kilkoma londyńskimi bankierami. Byli bardzo uprzejmi ze względu na jego pozycję, ale nikt nie zamierzał poŜyczać pieniędzy człowiekowi, który odziedziczył wyłącznie długi.

Prywatnie nie znał nikogo, kto mógłby mu poŜyczyć taką sumę. Jego najbliŜsi przyjaciele z wojska byli synami lekarzy, pastorów i drobnej szlachty. Musieli, tak jak on, Ŝyć z oficerskiego Ŝołdu i czasami posyłać jeszcze pieniądze do domu. Najlepszy przyjaciel Kennetha, lord Michael Kenyon, był wprawdzie człowiekiem dość zamoŜnym, ale jako młodszy syn nie dziedziczył majątku. Poza tym niedawno się oŜenił i jego Ŝona oczekiwała dziecka. Na pewno nie miał na zbyciu dwudziestu tysięcy funtów, nawet gdyby Kenneth potrafił się przemóc i go poprosić. JuŜ i tak dość często zawracał mu głowę swoimi kłopotami. Zanim doszedł do skraju posiadłości, wyczerpał w myśli wszelkie moŜliwości ratunku. Z ponurą miną zawrócił do domu. Stracił majątek, teraz naleŜało pomyśleć o przyszłości. Po zakończonej wojnie wielu byłych oficerów poszukiwało pracy. Na szczęście miał pewne powiązania rodzinne, dzięki którym będzie mógł znaleźć jakąś posadę. Kiedy wszedł do domu, powitał go stary lokaj Harrod, jedyny słuŜący męŜczyzna, jaki jeszcze pozostał w Sutterton. – Ma pan gościa, lordzie Kimball – powiedział lokaj, podając Kennethowi na tacy wizytówkę z taką ceremonią, jakby Sutterton był królewskim pałacem. – Ten pan postanowił zaczekać. Lord Bowden. Kenneth zmarszczył brwi, nie przypominając sobie takiego nazwiska. – Gdzie on jest? Harrod zakaszlał delikatnie. – Pozwoliłem sobie zaprosić lorda Bowdena do biblioteki. Węgiel był drogi i tylko w bibliotece rozpalano w kominku. Kenneth podał płaszcz i kapelusz lokajowi i przeszedł lodowatym korytarzem do biblioteki, gdzie było zaledwie odrobinę cieplej. Na jego widok gość podniósł się z krzesła. Bowden miał jakieś pięćdziesiąt kilka lat i był szczupłym, Ŝylastym męŜczyzną o pewnym siebie wyglądzie. W jego niezbyt rzucającej się w oczy postaci największą uwagę zwracało intensywne, bystre spojrzenie ciemnych oczu. – Czy my się skądś znamy, milordzie? – spytał Kenneth. – Czy teŜ był pan przyjacielem mojego ojca? – Znałem pańskiego ojca, choć nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi. – Lord Bowden usiadł z powrotem, nie czekając na zaproszenie. – Przybyłem, aby porozmawiać z panem o interesach. Kenneth zesztywniał. – Jeśli jest pan wierzycielem, nie mogę panu pomóc. Jestem na skraju bankructwa. – Wiem. Pańskie kłopoty finansowe są tajemnicą poliszynela. Dlatego mogłem wykupić zaległe długi po znacznie obniŜonej cenie. Ich wartość wynosi w tej chwili pięćdziesiąt tysięcy funtów.

Lord Bowden wyciągnął z kieszeni plik papierów i połoŜył je na biurku. Kenneth przerzucił dokumenty. Były jak najbardziej autentyczne, łącznie z koślawym podpisem jego ojca. Koniec przyszedł jeszcze szybciej, niŜ się spodziewał. – Zrobił pan kiepski interes. – Kenneth, starając się zachować spokój, otworzył jednym szarpnięciem szufladę i wyjął główne klucze do posiadłości. Dziesiątki kluczy wisiały na masywnym kole z Ŝelaznego drutu. – śyczę panu duŜo szczęścia w nowej siedzibie. Proponuję, aby nie zwalniał pan słuŜby; nieliczne osoby, które zostały, z pewnością odznaczają się lojalnością. Moja siostra i ja wyjedziemy jutro. Choć, jeśli pan nalega, moglibyśmy się stąd usunąć nawet dziś wieczorem. Rzucił cięŜkie koło z kluczami Bowdenowi. Ten, całkowicie zaskoczony, nie zareagował dość szybko i klucze odbiły się od krzesła i upadły z brzękiem na podłogę. Bowden wpatrywał się w nie przez chwilę, po czym przeniósł wzrok na Kennetha. – Nie przyszedłem pana stąd wyrzucać. Mam pewną propozycję. – To znaczy, Ŝe chce pan prolongować spłatę długów? Biorąc pod uwagę stan majątku, przez lata mógłbym spłacać jedynie procenty. – Nie zamierzam negocjować nowych warunków – powiedział chłodno Bowden. – Jeśli zrobi pan coś dla mnie, skasuję dług i oddam panu czystą hipotekę. Kenneth ze zdumieniem wpatrywał się w gościa. To, co usłyszał, było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. – Czego chce pan w zamian? Mojej nieśmiertelnej duszy? – Nie jestem diabłem i pańska dusza jest pana problemem – odparł z lekkim uśmiechem Bowden. – Sutterton moŜe naleŜeć do pana. Musi pan tylko zniszczyć pewnego człowieka. To było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Lord Bowden oszalał. Ze skrzywioną miną Kenneth przesunął dokumenty z powrotem w jego stronę. – Niestety, jestem Ŝołnierzem, a nie zabójcą. Musi pan sobie poszukać kogoś innego. Bowden uniósł brwi. – Gdybym potrzebował zabójcy, za parę szylingów bez trudu znalazłbym jakiegoś rzezimieszka. Moje wymagania są bardziej skomplikowane. Człowiek, który jest ponad wszelkimi podejrzeniami, popełnił zbrodnię. Chcę, Ŝeby został zdemaskowany, osądzony i zgładzony. Chcę unicestwić jego cenną reputację tak, aby wszyscy wiedzieli, jakim jest łotrem. Wierzę, Ŝe jest pan człowiekiem, który potrafi to zrobić. W głowie Kennetha zabrzęczał ostrzegawczy dzwonek. Powinien wyrzucić szaleńca, jeśli ma choć trochę zdrowego rozsądku. Z drugiej strony Bowden miał w rękach los Sutterton. NaleŜało go przynajmniej wysłuchać, choćby ze względu na siostrę. – Czemu ja? Nawet pana nie znam.

– Pański ojciec wspomniał kiedyś o panu. To mnie zaintrygowało i zasięgnąłem języka. Rzadko się zdarza, aby młody człowiek o szlacheckim pochodzeniu zgłosił się do wojska, zatajając swoją pozycję. Nie tylko pan przeŜył, lecz takŜe odwagą i zasługami na polu walki zdobył pan patent oficerski. Oczywiście, istnieje wielu odwaŜnych ludzi, pan jednak ma dwie cechy wyjątkowe. – Pomieszanie zmysłów to jedna z nich, inaczej bym pana w ogóle nie słuchał – stwierdził sucho Kenneth. – A jaka jest druga? Bowden kontynuował, nie zwracając uwagi na jego wtręt. – Był pan oficerem zwiadu w Hiszpanii, co oznacza, Ŝe jest pan bezwzględny, zaradny i pomysłowy w zdobywaniu informacji. Słyszałem, Ŝe nazywano pana diabelskim wojownikiem. Kenneth skrzywił się niechętnie. – Nazwano mnie tak, kiedy wyśledziłem bandę francuskich dezerterów, którzy prześladowali hiszpańskich chłopów. KaŜdy oficer na moim miejscu zrobiłby to samo. – Być moŜe, ale pan zadziałał szybko i skutecznie. Po trzech latach na stanowisku oficera wywiadu złapali pana Francuzi i przez jakiś czas trzymali. Uciekł im pan i wrócił do macierzystego oddziału. Nikt nie wie dlaczego. Kenneth pomyślał o Marii. Nigdy w Ŝyciu nie powie Bowdenowi, dlaczego zrezygnował z pracy w wywiadzie. – Jeśli szuka pan szpiega, niech pan wynajmie policjanta. Lepiej ode mnie potrafi tropić przestępców. – Tak zrobiłem, ale ten człowiek nie potrafił się dowiedzieć niczego waŜnego. Potrzebny jest mi ktoś, kto wejdzie do domu zbrodniarza i zbada wszystko od wewnątrz. To właśnie zadanie dla pana. – Obrzucił uwaŜnym spojrzeniem pobruŜdŜoną twarz Kennetha i jego mocną sylwetkę. – Wprawdzie nie wygląda pan na to, lecz wiem z dobrze poinformowanych źródeł, Ŝe jest pan utalentowanym artystą. – Nie jestem artystą – powiedział sztywno Kenneth. – Umiem trochę rysować. Bowden znów uniósł brwi. – Jak pan sobie Ŝyczy. Słyszałem, Ŝe podczas wielu lat spędzonych na kontynencie wykorzystywał pan wolne chwile na studiowanie sztuki i architektury. Widział pan skarby Francji, Hiszpanii i Niderlandów, mistrzowskie dzieła, jakie niewielu Anglików mogło zobaczyć. To pomoŜe panu wkraść się do domu owego człowieka. Rozmowa stawała się coraz dziwniejsza. – Szuka pan bezwzględnego, odwaŜnego szpiega, który zna się na sztuce, i chce pan na to wydać majątek – stwierdził bezbarwnym głosem Kenneth. – Dlaczego? – Człowiek, którego chcę zdemaskować, jest malarzem. Nikt, kto nie zna się na sztuce, nie zdoła się do niego zbliŜyć – powiedział Bowden z zimnym

uśmiechem. – Dlatego jest pan dla mnie osobą szczególnie predestynowaną do tego zadania. Malarz, pomyślał Kenneth, i spytał bez większego zainteresowania: – Kto to jest? Bowden zawahał się na moment. – Zanim panu powiem, muszę mieć pańskie słowo, Ŝe nikomu nie powie pan o mojej propozycji, nawet jeśli mi pan odmówi. Szukam sprawiedliwości, Kimball, i ją znajdę. – Daję słowo. – Człowiek, o którym mówię, to Anthony Seaton. – Sir Anthony Seaton?! – wykrzyknął z niedowierzaniem Kenneth. – Pan Ŝartuje. – Nie Ŝartuję – warknął Bowden. – Pańska reakcja dowodzi, dlaczego tak trudno go zdemaskować. Nikt nie wierzy, Ŝe ten człowiek jest zbrodniarzem. Kenneth pokręcił głową ze zdumieniem. Sir Anthony, znany zwłaszcza z portretów, malował równieŜ wspaniałe obrazy historyczne. Kenneth widział jego sztychy, które przejęły go do głębi. – To jeden z naszych najznakomitszych malarzy. – Owszem – mruknął Bowden, wygładzając niewidzialną fałdkę na spodniach. – Jest to takŜe mój młodszy brat. 2222 Nie będę się angaŜował w rodzinne waśnie – stwierdził po chwili, zaskoczony po raz kolejny, Kenneth. Nawet jeśli miałby pan zdemaskować mordercę i uratować przy okazji własny majątek? – spytał cicho Bowden. – To nie są rodzinne waśnie. Kenneth, odczuwając gwałtowną potrzebę napicia się czegoś, wstał i podszedł do bogato zaopatrzonej przez ojca szafki z alkoholami. Nalał koniaku do dwóch kieliszków, podał jeden z nich gościowi i usiadł znowu. Pociągnął duŜy łyk i powiedział: – Musi mi pan opowiedzieć całą historię, zanim podejmę jakąkolwiek decyzję wobec tej szaleńczej propozycji. – Chyba tak – przyznał niechętnie Bowden, przyglądając się kieliszkowi z koniakiem. – Dwadzieścia osiem lat temu byłem zaręczony z młodą damą, która nazywała się Helen Cosgrove. Miała wspaniałe włosy i była... bardzo piękna. Dano juŜ na zapowiedzi, gdy na tydzień przed ślubem Helen uciekła z moim bratem Anthonym. Nic dziwnego, Ŝe się nie lubią, pomyślał Kenneth.

– Dwadzieścia osiem lat to długi okres czekania na okazję do zemsty – powiedział. Oczy Bowdena błysnęły gniewem. – Sądzi pan, Ŝe jestem taki małostkowy? Byłem wściekły z powodu zdrady i nigdy się do Ŝadnego z nich nie odezwałem. Jednak mimo iŜ nie mogłem wybaczyć, mogłem zrozumieć, jak to się stało. Helen podobała się wszystkim męŜczyznom, a mój brat był przystojnym, romantycznym młodym artystą. W towarzystwie zaakceptowano w końcu ich zachowanie i określono to jako wspaniałą wielką miłość. Bowden zamilkł. Kiedy cisza się przedłuŜała, Kenneth podsunął: – Mówił pan o morderstwie. – Helen zmarła latem zeszłego roku w Krainie Jezior. Mój brat ma tam letni dom. Uznano to za wypadek, ale ja wiem lepiej. Przez wiele lat mówiło się o miłostkach Anthony’ego. Helen musiała to bardzo przeŜywać. W czasie, kiedy zginęła, mówiono, Ŝe Anthony miał jej dość i chciał się oŜenić ze swoją aktualną kochanką. Zawsze był obrzydliwym egoistą. Wierzę, iŜ sam zamordował Helen albo tak jej uprzykrzył Ŝycie, Ŝe popełniła samobójstwo. Tak czy inaczej jest winien jej śmierci. – Doprowadzenie kobiety do samobójstwa moŜe być moralnym odpowiednikiem morderstwa, ale prawo tak tego nie traktuje. Rzuca pan podejrzenia na brata, jednakŜe wszyscy uznali śmierć lady Seaton za wypadek – powiedział spokojnie Kenneth. – Normalne, zdrowe kobiety nie spadają w przepaść przy dobrej pogodzie, kiedy doskonale znają okolicę. Policjant wykrył jedną rzecz: po upadku Helen odnaleziono w tym miejscu ślady walki. PoniewaŜ jednak mój brat jest „poza podejrzeniami”, nikomu nie przyszło do głowy, aby mu cokolwiek zarzucić. Szaleństwo, lecz w wydaniu Bowdena zimne, kontrolowane szaleństwo. – MoŜe ma pan rację i Seaton faktycznie zamordował swoją Ŝonę – powiedział wolno Kenneth. – JednakŜe biorąc pod uwagę okoliczności jej śmierci, najdoskonalsze dochodzenie na świecie moŜe nie wyjaśnić tego, co naprawdę zaszło. – Rozumiem, niemniej jednak nie spocznę, póki śmierć Helen nie zostanie dokładnie zbadana. Odszukałem pana, poniewaŜ sądzę, Ŝe ma pan szansę, aby sobie z tym poradzić. JeŜeli da mi pan słowo oficera i dŜentelmena, Ŝe zrobi pan wszystko, co w jego mocy, aby wyjaśnić okoliczności śmierci Helen, zlikwiduję pańskie długi hipoteczne. Jeśli dostarczy mi pan ewidentnych dowodów winy Anthony’ego, dam panu dodatkowo pięć tysięcy funtów na odbudowę gospodarki. Była to niewiarygodna oferta. Cudowna. Kenneth odstawił pusty kieliszek, wstał i zaczął krąŜyć po pokoju. Propozycja Bowdena była szalona i nie całkiem legalna. Gdyby miał trochę oleju w głowie, wyprosiłby Bowdena za drzwi. JednakŜe Kenneth nigdy w Ŝyciu nie kierował się rozsądkiem.

Jeśli się zgodzi, uratuje Sutterton. Beth będzie miała debiut w Londynie i posag, gdyby chciała wyjść za mąŜ. Majątek zacznie prosperować i po latach zaniedbań Kenneth będzie się mógł zatroszczyć o słuŜbę i robotników rolnych. A sam... Stanął przy kominku i przesunął dłonią po delikatnie rzeźbionej półce. Kiedy był dzieckiem, często fantazjował na temat rzeźbionych dębowych postaci. Dzięki Sutterton jego Ŝycie nabierze nowego sensu. W brudnych kwaterach i pod palącym hiszpańskim słońcem, w przededniu bitew i podczas ponurych zimowych nocy marzył o przyszłości, kiedy odziedziczy dom rodzinny. Planował skomplikowane zmiany, które zmodernizują starą posiadłość, nie pozbawiając jej historycznego charakteru. Jeśli przystanie na propozycję Bowdena, pewnego dnia będzie mógł zrealizować marzenia. Kto na tym straci? JeŜeli sir Anthony jest winien, zasługuje na karę, nawet będąc najznamienitszym malarzem w Anglii. JeŜeli jest niewinny, lord Bowden uwolni się od swojej obsesji. JeŜeli zaś nie uda się odnaleźć dowodów winy lub niewinności, Kenneth i tak zostanie w Sutterton. Poczuł metafizyczny dreszcz, kiedy sobie przypomniał, Ŝe zaledwie godzinę temu gotów był oddać wieczne zbawienie za cenę zachowania dziedzictwa. JednakŜe Bowden nie był diabłem, lecz tylko udręczonym człowiekiem. Kenneth zwrócił się do gościa. – Musimy spisać dokładną umowę. Oczy Bowdena zalśniły triumfem. – Oczywiście. Niech pan wyciągnie papier i atrament, zrobimy to od razu. Po półgodzinie dyskusji i pisania kaŜdy miał swoją kopię umowy. śaden nie zamierzał opowiadać o niej światu, ale istnienie dokumentu zapewniało uczciwość po obu stronach. Kiedy obaj juŜ się podpisali, Kenneth wstał i napełnił kieliszki. – Wypijmy za sukces – powiedział. Bowden uniósł kieliszek. – Za sukces. Zamiast wysączyć powoli koniak, wypił go jednym haustem i z rozmachem wrzucił kielich do kominka. Szkło rozprysło się na kawałki, a krople koniaku zabłysły w ogniu błękitnym płomieniem. – I niech mój brat sczeźnie w piekle za to, co zrobił – powiedział Bowden gniewnym głosem. Słowa wisiały cięŜko w powietrzu, dopóki Kenneth się nie odezwał. – Powiedział pan, Ŝe mam dostać się do domu sir Anthony’ego. Przypuszczam, Ŝe wymyślił pan sposób, w jaki miałbym to zrobić. – Sekretarz mojego brata odchodzi niebawem na lepszą posadę. Morley był kimś w rodzaju totumfackiego, który zajmował się całym domem. Panuje tam na ogół chaos, a bez Morleya zapanuje całkowite bezkrólewie. Niech się pan

zgłosi do brata i poprosi o posadę. – Dlaczego chciałby mnie przyjąć na sekretarza? – spytał zaskoczony Kenneth. – Są na pewno lepsi kandydaci. – Jeśli ktoś odpowiedni sam się zgłosi, Anthony nie będzie juŜ szukał nikogo innego. Pańska słuŜba w armii moŜe być bardzo pomocna, poniewaŜ mój brat ma romantyczny szacunek dla wojska, jednakŜe pańska znajomość sztuki będzie czynnikiem decydującym. Niech się pan zjawi u Anthony’ego i powie, Ŝe pewien jego przyjaciel, który chce pozostać anonimowy, posyła pana do niego, wiedząc, iŜ w domu Anthony’ego przydadzą się pańskie zdolności organizacyjne. Mojego brata to zainteresuje. Kenneth miał nadzieję, Ŝe istotnie będzie to takie łatwe. – A pozostali mieszkańcy? Czy sir Anthony oŜenił się ze swoją kochanką? Bowden zawahał się na moment. – Jeszcze nie. Pomyślał pewno, Ŝe byłoby to podejrzane. Kenneth z namysłem napił się koniaku. – Czy sir Anthony ma dzieci? – Córkę imieniem Rebeka. Ma chyba dwadzieścia siedem lat. Upadła stara panna. – Czy kobieta upadła moŜe być starą panną? Bowden wzruszył ramionami. – MoŜe ją pan nazwać ladacznicą. Jako osiemnastoletnia dziewczyna uciekła z nikomu nieznanym poetą, a potem nie miała na tyle przyzwoitości, aby wyjść za niego za mąŜ. To chyba cecha rodzinna, pomyślał ironicznie Kenneth, a głośno spytał: – Czy Rebeka mieszka z ojcem? – Tak. To, Ŝe ją przyjął z powrotem, jest kolejnym dowodem jego niskiego morale. Bardziej niemoralne byłoby odrzucenie własnej córki przez jeden młodzieńczy błąd, pomyślał Kenneth, ale nie podzielił się tą myślą z Bowdenem. – Ona powinna prowadzić ojcu dom – stwierdził. – Ciekaw jestem, dlaczego tego nie robi. – Przypuszczalnie jest zbyt leniwa lub zbyt nieudolna. Sądzę, Ŝe sam pan to odkryje – stwierdził Bowden z lodowatym uśmiechem. – W końcu płacę panu majątek za to, Ŝeby się pan dowiedział wszelkich szczegółów z Ŝycia mojego brata. Kenneth, zanim przebrał się do kolacji, poszedł przekazać siostrze dobre wiadomości. Siedziała z robótką przy oknie w swoim pokoju, korzystając z ostatnich chwil dziennego światła. Zmarszczył brwi i podszedł do kominka. – Strasznie tu zimno, Beth. Powinnaś bardziej dbać o siebie. Podniosła oczy znad powłoczki, którą cerowała.

– Nie warto marnować węgla. Jestem przyzwyczajona do zimna. Kenneth ukląkł i dołoŜył pokaźną kupkę węgla do ledwie tlącego się ognia. Kilka ruchów dmuchawką rozpaliło płomienie. Wstał i chciał coś powiedzieć, kiedy spostrzegł mały obrazek. – Wielki BoŜe, Rembrandt! Myślałem, Ŝe juŜ go dawno nie ma. – Przepraszam, powinnam była wczoraj ci powiedzieć, ale zapomniałam w zamęcie spowodowanym twoim przyjazdem. Za kaŜdym razem, kiedy Hermiona przyjeŜdŜała tutaj, szukała cennych rzeczy, Ŝeby je zabrać. Wiedziałam, Ŝe to twój ulubiony obraz, więc zamieniłam ramki z tym okropnym landszafcikiem w korytarzu i przyniosłam Rembrandta do mojego pokoju. Hermiona raz tu weszła, ale nic nie zauwaŜyła. – Dzięki Bogu. Nie jest to wielki obraz, ale powinien być wart ze sto funtów. Kenneth z bijącym sercem podszedł do obrazu przedstawiającego martwą naturę z owocami i kwiatami. Zwykła rama wprowadzała w błąd, ale dla znawcy było to niewątpliwie dzieło sztuki. Zawsze uwielbiał zmysłowe barwy i kształty. Jak moŜna wydobyć taką głębię, takie bogactwo? Wzruszony, Ŝe siostrze zaleŜało na zachowaniu dla niego obrazu, spojrzał na nią i uderzyło go jej wielkie podobieństwo do matki. – Niech cię Bóg błogosławi, Beth – powiedział cicho. – Myślałem, Ŝe go juŜ nigdy nie zobaczę. Uśmiechnęła się z zadowoleniem. – Cieszę się z twojej radości – powiedziała. Uśmiech znikł. – Teraz juŜ nie stracimy obrazu, prawda? – Mamy szczęście – powiedział, przypominając sobie, z czym do niej przyszedł. – Odwiedził mnie pewien dŜentelmen i zaproponował mi zajęcie, dzięki któremu, być moŜe, uratujemy Sutterton. Beth zachłysnęła się i upuściła robótkę na kolana. – Wielki BoŜe! Jakie zajęcie? – To dziwna sprawa i na razie nie mogę o niej mówić. Ale jeśli wszystko dobrze pójdzie, w przyszłym roku zostaniesz przedstawiona na dworze jako panna Wilding z Sutterton. Moje zajęcie nie jest niebezpieczne ani nielegalne, jedynie dość dziwne – dodał, uprzedzając pytania widniejące w oczach siostry – Będę jednak musiał pojechać na jakiś czas do Londynu. Nie wiem na jak długo, od paru tygodni do paru miesięcy. Część pieniędzy, które uzyskałem ze sprzedaŜy patentu, zostawię ci na domowe wydatki. – Tak prędko odjeŜdŜasz? Beth, mimo usilnych starań, nie potrafiła ukryć rozczarowania. Kenneth poczuł się niezręcznie. Beth zbyt długo była sama. Coś mu przyszło do głowy. – Kiedy w zeszłym tygodniu przejeŜdŜałem przez Londyn, spotkałem przyjaciela, Jacka Davidsona. Wspominałem ci o nim w listach. Stracił władzę w lewej ręce pod Waterloo i od tej pory nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić.

JednakŜe jest młodszym synem właściciela ziemskiego i nieźle zna się na rolnictwie. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, poproszę go, Ŝeby przyjechał do Sutterton. Myślę, Ŝe zechce zająć się na razie majątkiem. Zorientuje się, co nam będzie potrzebne, jeŜeli uda nam się zachować Sutterton. Beth spojrzała z kwaśną miną na swoją laskę. – Pan Davidson z pewnością się tu przyda. Będę jednak musiała znaleźć jakąś przyzwoitkę – stwierdziła i zastanowiła się przez chwilę. – Napiszę do kuzynki Olivii. Przyjedzie, jeśli pozwolę jej zamieszkać w królewskim apartamencie. – Zgoda – powiedział z uśmiechem Kenneth. – Miejmy nadzieję, Ŝe wszystko inne pójdzie równie gładko. Kiedy jednak poszedł, aby się przebrać na kolację, poczuł, Ŝe traci dobry nastrój. Ciekawe, kiedy Faust zaczął mieć wątpliwości co do swojego paktu z Mefistofelesem. 3333 Sir Anthony Seaton spojrzał z dezaprobatą na zastawę ustawioną w pokoju śniadaniowym. – I to kucharz nazywa posiłkiem? Trzeba wyrzucić tego idiotę Francuza. – JuŜ został wyrzucony, ojcze – powiedziała Rebeka Seaton, nie podnosząc głowy znad szkicownika, który leŜał przy talerzu. – Wczoraj go zwolniłeś. Jej ojciec zmarszczył brwi. – Rzeczywiście. Ten bezczelny łajdak zasłuŜył sobie na to. Dlaczego nie przyjęto nikogo na jego miejsce? – Znalezienie nowego kucharza musi trochę potrwać, zwłaszcza kiedy wszystkie agencje truchleją na mój widok. Przerwała, aby ugryźć kawałek grzanki. – Słyniemy z prędkości, z jaką wymieniamy słuŜbę. Na szczęście kuchenna umie trochę gotować. – Skąd wiesz? PrzewaŜnie sama nie wiesz, co jesz. Czemu się nie przyłoŜysz do prowadzenia domu? Rebeka, wiedząc, Ŝe humor ojca poprawi się dopiero wtedy, kiedy wypije herbatę, odłoŜyła ołówek i poszła po filiŜankę. Nalała herbaty z mlekiem, dosypała cukru, zamieszała i podała ojcu parujący napój. – Gdybym się zajmowała takimi rzeczami, nie mogłabym ci pomagać w pracowni. – To prawda.

Ojciec przełknął łyk gorącej herbaty. – Niech diabli wezmą Toma Morleya. Niezbyt dobrze dawał sobie radę z prowadzeniem domu, ale lepszy on niŜ nikt. – Czy rozmawiałeś z tym młodym człowiekiem, którego polecił pan Morley? – spytała, bez wielkiej nadziei, Rebeka. Ojciec lekcewaŜąco machnął ręką. – Kompletny ignorant. Do niczego. Rebeka westchnęła. Trzeba zamieścić w gazetach ogłoszenia o poszukiwaniu nowego sekretarza. PoniewaŜ ojciec nie ma cierpliwości do rozmów, ona będzie musiała zająć się tłumem zgłaszających. Miała tylko nadzieję, Ŝe szybko znajdzie się ktoś odpowiedni. – Dwie agencje obiecały przysłać dziś kucharzy. Przy odrobinie szczęścia któryś się nada. Ojciec nałoŜył na talerz dwa płaty szynki. – Nie zatrudniaj przypadkiem kolejnego rozkapryszonego artysty – ostrzegł. – Postaram się – odparła sucho. – Jeden rozkapryszony artysta w domu zupełnie wystarczy. Ojciec się uśmiechnął. Ten uśmiech sprawiał, Ŝe nawet wrogowie wybaczali mu despotyczny charakter. – Słusznie, słusznie, ja wystarczę. Nad czym pracujesz? – zapytał, zaglądając córce przez ramię. Uniosła szkicownik w jego stronę. – Zastanawiam się nad Panią z Jeziora. Co myślisz o tej kompozycji? – To ciekawe, zrobiłaś z niej pół nimfę, pół wojownika. Podoba mi się sposób, w jaki jej włosy płyną po wodzie, kiedy unosi miecz. Była to znacząca pochwała z ust sir Anthony’ego Seatona, który nie uznawał taktu w ocenianiu sztuki. Rebeka wstała. Miała nadzieję, Ŝe ojciec prędko znajdzie następnego sekretarza i będzie mogła zacząć pracę nad nowym obrazem. Rebeka zamierzała naszkicować tylko kilka ujęć do Pani z Jeziora, kiedy jednak podniosła głowę znad papieru, było wczesne popołudnie. Nie napisała jeszcze ogłoszenia i teraz było juŜ za późno na gazety wychodzące następnego dnia. Co gorsza, nie podobały jej się dotychczasowe szkice. Wstała i przeciągnęła się, rozprostowując zmęczone mięśnie, po czym przeszła się ze szkicownikiem po pokoju z pochyłym sufitem. Pracownia zajmowała połowę strychu i stanowiła jej sanktuarium. Nikt, nawet ojciec, nie miał tu prawa wstępu bez zezwolenia. Usiadła przy oknie i wyjrzała na dwór. Dom stał na rogu, miała więc dobry widok na dwie ulice. Na dole, na Hill Street, rozpoznała dwoje słuŜących z sąsiedztwa, którzy przystanęli, aby poflirtować. Zalotna pokojówka wdzięczyła się do przystojnego lokaja. Rebeka otworzyła szkicownik na czystej stronie i szybko nakreśliła

prowokacyjne wygięcie dziewczęcej szyi i kokieteryjny wyraz oczu. Zamierzała w przyszłości narysować serię obrazków przedstawiających kochanków. MoŜe się przy tym dowie czegoś o miłości. Kiedy znów podniosła głowę znad rysunku, ujrzała straganiarza popychającego zniszczone taczki. Stary, zmęczony męŜczyzna był częstym gościem w tej okolicy. Ojciec wielokrotnie kazał mu pozować do mniej waŜnych postaci na duŜych obrazach. Straganiarz cieszył się z tej „wiecznej sławy”. Miała właśnie odejść od okna, kiedy zobaczyła obcego męŜczyznę wychodzącego zza rogu. Zwrócił jej uwagę ze względu na sposób, w jaki się poruszał. Wyprostowany, pewien siebie, niemal butny. Mimo Ŝe ubrany jak człowiek z wyŜszych sfer, miał mocne, muskularne ciało robotnika. Interesujące przeciwieństwo. Nieznajomy zatrzymał się na rogu i spojrzał na Hill Street. Rebeka wstrzymała oddech, kiedy obrócił głowę, i ujrzała jego twarz. Nie był przystojny – wprost przeciwnie. Miał ostre, prawie brutalne rysy twarzy i wąską bliznę przez cały policzek. Jednocześnie wyglądał na bardzo inteligentnego. Nie mogła oderwać od niego oczu. Czar prysł, kiedy męŜczyzna opuścił głowę i znów ruszył w drogę. Rebeka usiadła znowu przy oknie i zaczęła rysować, szybko, jak najszybciej, Ŝeby naszkicować obcego, póki jeszcze go pamiętała. Kilkoma kreskami uchwyciła jego fizyczny wygląd, ale mimo kilkakrotnych prób nie potrafiła oddać wyrazu twarzy. Podniosła głowę i wyjrzała przez okno. MoŜe udałoby się go namówić, Ŝeby pozował? Oczywiście nie było juŜ po nim śladu. Rebeka westchnęła. Dawniej pobiegłaby za nim ulicą, Ŝeby lepiej się przyjrzeć jego twarzy. MoŜe któregoś dnia powróci jej artystyczna pasja. Miała taką nadzieję. Kenneth zatrzymał się naprzeciwko Seaton House. Malowanie portretów ludzi z wyŜszych sfer było z pewnością bardzo opłacalnym zajęciem. DuŜa rezydencja w Mayfair, dogodnie połoŜona dla chętnych do portretowania, musiała kosztować sir Anthony’ego majątek. Ciekaw był, co zastanie w środku. ChociaŜ lord Bowden nazwał go szpiegiem, jego głównym zajęciem jako oficera wywiadu było jeŜdŜenie konno i szkicowanie pozycji wojsk francuskich. Nigdy nie musiał szpiegować wroga tak jak tutaj. Zacisnął usta i przeszedł na drugą stronę ulicy. Nie podobało mu się to, co miał robić, lecz przez wzgląd na Beth i Sutterton mógł kłamać i oszukiwać. Pokładał tylko w Bogu nadzieję, Ŝe szybko uda mu się ustalić winę lub niewinność Seatona. Czekał tak długo na otwarcie drzwi, Ŝe zaczął się juŜ zastanawiać, czy Seaton przypadkiem nie wyjechał z Londynu, zapominając zdjąć kołatkę. Zastukał ponownie, głośniej. Po upływie paru następnych minut drzwi otworzyła młoda słuŜąca.

– Słucham pana? – powiedziała, oddychając szybko, jakby przybiegła z najodleglejszej części domu. – Jestem kapitan Wilding – powiedział Kenneth stanowczym tonem. – Chciałbym się zobaczyć z sir Anthonym. SłuŜąca dygnęła. – Proszę tędy, proszę pana. Zaprowadziła go do salonu na górze i oznajmiła: – Kapitan Wilding do pana, sir Anthony. Kenneth wszedł do pokoju i poczuł silny zapach oleju lnianego i terpentyny. Mimo wygodnych foteli i sof salon był w istocie pracownią malarską. Wysokie okna w dwóch ścianach wpuszczały duŜo światła. Na pozostałych ścianach wisiały obrazy najrozmaitszych rozmiarów i kształtów, porozwieszane całkowicie przypadkowo. Kenneth miał ochotę dokładniej im się przyjrzeć, najpierw jednak musiał załatwić najwaŜniejszą sprawę. Na drugim końcu pokoju, na aksamitnej sofie, leŜała skąpo przyodziana dama. Znudzony wyraz jej twarzy uległ gwałtownej przemianie na widok Kennetha. Sir Anthony Seaton, w eleganckim ubraniu, stał przy sztalugach pośrodku pokoju, z paletą w jednej ręce i długim pędzlem w drugiej. Z wyglądu przypominał starszego brata, choć był postacią znacznie barwniejszą i bardziej interesującą. Ignorując nowo przybyłego, nadal muskał płótno delikatnymi pociągnięciami pędzla. Kenneth chrząknął cicho. – Kim pan jest i po co pan tu przyszedł? – spytał z irytacją sir Anthony, nie podnosząc głowy. – Nazywam się Kenneth Wilding. Przysłał mnie jeden z pańskich przyjaciół, twierdząc, Ŝe pan poszukuje pilnie nowego sekretarza. Artysta rzucił mu przelotne spojrzenie, z błyskiem rozbawienia w oczach. – Kto był na tyle bezczelny? Frazier? Turner? Hampton? – Ten pan prosił, Ŝeby nie podawać jego nazwiska. – Pewno Frazier – stwierdził sir Anthony, taksując wzrokiem gościa. – Jakie są pańskie kwalifikacje? – Wygląda na nieźle wykwalifikowanego – mruknęła modelka, spoglądając na dolną część ciała Kennetha. – Nie takiej pracy tu szuka, Lavinio – powiedział sucho malarz. – Od sekretarza wymagam umiejętności organizacyjnych i ładnego, wyraźnego charakteru pisma. Kenneth postanowił nie zdradzać swego tytułu, lecz być poza tym jak najbardziej prawdomównym. – Do niedawna byłem kapitanem w lekkiej brygadzie. Stąd mam doświadczenie w dowodzeniu i organizacji. Byłem takŜe adiutantem generała i umiem nieźle pisać. – Pan mnie zaczyna interesować, kapitanie Wilding.

Sir Anthony odłoŜył paletę i pędzel na mały stolik z lewej strony. – Idź na dół, Lavinio, i napij się herbaty. Ja tymczasem porozmawiam z tym człowiekiem. Modelka wstała i bez pośpiechu włoŜyła jedwabną szatę. Następnie wolnym krokiem ruszyła do drzwi, przechodząc tak blisko Kennetha, Ŝe powłóczyste szaty dotknęły jego nóg. Starannie udrapowane zwoje jedwabiu niezbyt dokładnie zasłaniały jej bujne piersi. Rzuciła mu zachęcający uśmiech i wysunęła się z pokoju. Odprowadził ją otumanionym spojrzeniem. Praca u artysty zapowiadała nieoczekiwane korzyści. – Dlaczego oficer chce zostać sekretarzem? – spytał Seaton, kiedy drzwi zamknęły się za modelką. – Szukam zarobku – odparł krótko Kenneth. – Teraz, po wojnie, w wojsku nie potrzeba juŜ tylu oficerów. – To skandal, w jaki sposób naród traktuje Ŝołnierzy, którzy obronili cywilizację przed korsykańskim potworem – powiedział z przejęciem Seaton. Zawahał się na chwilę i z powątpiewaniem spojrzał na szerokie ramiona gościa. – Nie mogę jednak zatrudnić sekretarza, który nic nie wie o sztuce. Kenneth był przyzwyczajony do tego, Ŝe ludzie – na podstawie jego wyglądu – sądzą, iŜ umie jedynie układać cegły. – Zawsze interesowałem się sztuką – powiedział. – Miałem to szczęście, Ŝe w Europie mogłem podziwiać wiele dzieł wybitnych artystów. Kościoły w Niderlandach są prawdziwą ucztą dla oka. Byłem równieŜ w ParyŜu w czasie okupacji. Zanim skradzione dzieła zostały odesłane właścicielom, Luwr miał najbogatszą kolekcję na świecie. – To musiało być coś wspaniałego – stwierdził malarz, kręcąc głową. – JednakŜe człowiek moŜe patrzeć na ocean, nie umiejąc pływać. Musi się pan wykazać swoją wiedzą. Chodźmy. Sir Anthony przeszedł przez pokój do podwójnych drzwi i otworzył je, odsłaniając elegancki salon. Kenneth wszedł za gospodarzem do pokoju, po czym zatrzymał się nagle. Przed sobą miał najwspanialszy obraz sir Anthony’ego. – Poznaje pan, kapitanie Wilding? – spytał Seaton. Kenneth przełknął ślinę. – Chyba kaŜdy człowiek w Anglii widział reprodukcję Horacjusza przy moście. Ale Ŝadna czarno–biała reprodukcja nie jest w stanie oddać jego piękna. Kenneth spojrzał na płótno wzrokiem pełnym zachwytu. Z lewej strony dominowała postać Horacjusza. Za nim widać było most na Tybrze. Na jego końcu niewielkie postacie dwóch Rzymian podcinały podpory mostu, Ŝeby nieprzyjaciel nie mógł po nim przejść. W stronę mostu szedł oddział dzikich wojowników, którym drogę zagradzał jedynie Horacjusz. – Niech pan mi coś powie o tym obrazie – zaŜądał sir Anthony. Kenneth, niepewny, co artysta chciałby usłyszeć, zaczął nieśmiało: – Z technicznego punktu widzenia jest wspaniały. Mistrzostwo pańskiej

kreski dorównuje Jacques’owi–Louisowi Davidowi. – Nie dorównuje. PrzewyŜsza je – prychnął Seaton. – David jest przereklamowanym francuskim pacykarzem. Seaton na pewno był pozbawiony fałszywej skromności. – Siła obrazu leŜy w jego kompozycji – mówił dalej Kenneth. – W uniesionym w górę mieczu Horacjusza widać wielkie napięcie, które oŜywia obraz. Seaton kiwnął głową i Kenneth, zachęcony, kontynuował: – Widziałem kiedyś inne ujęcie tego tematu, które ukazywało Horacjusza jako doświadczonego Ŝołnierza, ale to, Ŝe namalował go pan jako młodzieńca, nadaje obrazowi inne znaczenie. Jest w Horacjuszu obawa, poniewaŜ nigdy nie brał udziału w bitwie. W jego oczach widać Ŝal, Ŝe moŜe zginąć, zanim zakosztował Ŝycia. JednakŜe kaŜda linia jego ciała mówi, Ŝe nie cofnie się przed wrogiem. – Bardzo dobrze, kapitanie – powiedział sir Anthony, zwracając wzrok na Kennetha. –Jakie jest podstawowe znaczenie obrazu? Jeśli był to egzamin, to niezbyt trudny. – Wykorzystał pan historyczną opowieść o Horacjuszu do porównania sytuacji Anglii stojącej samotnie wobec Francuzów. Bardziej dosłowny malarz mógłby dać przywódcy wrogów twarz Napoleona, lecz pan to ledwo zamarkował, na tyle, Ŝeby widz pomyślał o Francuzach, nie wiedząc dokładnie dlaczego. – Podobno liczba sprzedanych reprodukcji tego obrazu przewyŜsza wszystkie inne obrazy angielskie – stwierdził sir Anthony, wpatrując się w swoje dzieło. – Obrazy historyczne są najwspanialszym przejawem sztuki. Podnoszą na duchu. Uczą. Inspirują. śałuję, Ŝe nie mogę malować wyłącznie takich obrazów, ale umarłbym z głodu. – Zakręcił się na pięcie i wrócił do pracowni. – Przeciętny Anglik domaga się portretów i pejzaŜy. Wstyd i hańba. Podszedł do sztalug w kącie pokoju i zdjął z nich przykrycie, odsłaniając prawie skończony portret rodzinny przystojnego męŜczyzny o jastrzębich rysach i jego ładnej, złotowłosej Ŝony. Między nimi stał mały chłopiec, który jedną ręką trzymał kurczowo rękę matki, drugą zaś opierał na grzbiecie spaniela. – I co pan o tym myśli, kapitanie Wilding? Jestem najlepszym malarzem w historii Anglii, a jednak, Ŝeby utrzymać córkę i siebie, muszę marnować talent na głupie portrety ksiąŜąt i księŜnych. Mimo tych słów Seaton wyraźnie oczekiwał pochwał. – Jest pan oszustem, sir Anthony – stwierdził ryzykownie Kenneth. – Jak pan śmie! – wykrzyknął Seaton. Kenneth wskazał na obraz. – Nazywa pan to głupstwem, a przecieŜ spójrzmy na jakość. Wspaniały rysunek i kolory wyczuwalna czułość między tymi ludźmi, troska męŜczyzny o Ŝonę i syna. Nikt nie mógłby malować z takim wyczuciem i mocą, gdyby naprawdę pogardzał swoim zajęciem. Wydaje mi się, Ŝe w gruncie rzeczy lubi

pan malować portrety, ale nie chce pan tego przyznać, poniewaŜ wszyscy malarze uwaŜają, iŜ jedynie obrazy historyczne są coś warte. Sir Anthony wyglądał tak, jakby ktoś uderzył go w głowę. Po chwili uśmiechnął się krzywym uśmiechem. – A to mnie pan przyłapał! Nawet moja córka niczego się nie domyśla. Zdał pan egzamin, kapitanie, aŜ za dobrze. Kenneth zdawał sobie sprawę, Ŝe wywarł wraŜenie na Seatonie, a jego pochlebne uwagi były tym waŜniejsze, Ŝe nieoczekiwane. JednakŜe wiedział, Ŝe nie powinien się zbyt daleko zapędzać w dyskusję o sztuce. – Proszę mi wybaczyć, sir Anthony. Nie powinienem tego mówić. – Niech pan nie przesadza z pokorą, kapitanie. Nie jest przekonująca. Z pewnością zdolności obserwacyjne, które przyczyniły się do sukcesów w portretowaniu, sprawiły, Ŝe Seatona trudno było oszukać. Kenneth pomyślał, Ŝe na przyszłość musi uwaŜać na to, co mówi. – Przyznaję, iŜ niełatwo mi przychodzi pokora, lecz staram się na ogół nie być niegrzeczny – powiedział. – To dobrze. W tym domu tylko ja mogę być niegrzeczny – przyznał Seaton, zasłaniając z powrotem obraz. – Nie cierpię domowego bałaganu, przeszkadza mi w pracy. PoniewaŜ nie udało mi się, jak dotąd, znaleźć nikogo, kto potrafiłby zająć się domem, mój sekretarz musi takŜe to robić, oprócz swoich zwykłych zajęć. A takŜe jeździć na moim koniu, kiedy ja jestem zbyt zajęty. Z tych wszystkich powodów musi pan tu mieszkać. Wynagrodzenie wynosi dwieście funtów rocznie. Kiedy moŜe pan zacząć? – Jak odbiorę swoje rzeczy z gospody, w której się zatrzymałem na noc – odparł Kenneth, zadowolony, Ŝe sprawa została załatwiona bez zbytecznego zwlekania czy domagania się referencji. – Niech lokaj przyniesie pańskie rzeczy. – Sir Anthony pociągnął za jeden z dwóch dzwonków. – Moja córka Rebeka poinformuje pana o jego obowiązkach. Jeśli będzie pan miał jakieś wątpliwości, proszę raczej ją pytać. A poniewaŜ Rebeka nie znosi przerywania pracy prawie tak samo jak ja, lepiej będzie, jeśli pan jak najszybciej wszystkiego się nauczy. Codziennie rano będę z panem przez godzinę omawiał interesy i dyktował listy. I potem nie Ŝyczę sobie zawracania głowy interesami aŜ do następnego ranka. Jasne? – AŜ oślepia – powiedział Kenneth z lekkim odcieniem ironii. Seaton spojrzał na niego świdrującym wzrokiem. – Dziś toleruję sarkazm, ale nie zawsze tak będzie. – Jestem pewien, Ŝe moje sarkastyczne inklinacje utemperują się, kiedy się przyzwyczaję do swojej pracy – odparł Kenneth. – Jest pan zupełnie inny niŜ moi dotychczasowi sekretarze, kapitanie – stwierdził z lekkim uśmiechem sir Anthony. – Przeczuwam interesującą współpracę, choć z pewnością niepozbawioną zgrzytów. Drzwi otworzyły się i do pokoju wpadła drobna kobieta. W domowym stroju, z masą kasztanowych włosów upiętych niedbale na karku i ze smugą

sadzy na policzku miała mimo to sposób bycia, po którym moŜna było poznać, Ŝe jest córką sir Anthony’ego. – Dzwoniłeś na mnie, ojcze? – Tak, moja droga. Oto mój nowy sekretarz, kapitan Wilding. Rebeka Seaton odwróciła się do Kennetha i obrzuciła go sceptycznym spojrzeniem. „Upadła stara panna”, mimo Ŝe nie odznaczała się konwencjonalną urodą, miała bystre orzechowe oczy i Ŝywe usposobienie. Kenneth pomyślał, Ŝe będzie miał z nią kłopot. PowaŜny kłopot. 4444 Wielki BoŜe, to ten sam człowiek. Rebeka gapiła się na męŜczyznę z szerokimi ramionami, stojącego obok ojca. Z bliska robił jeszcze większe wraŜenie. Wyglądał na potęŜnego i niebezpiecznego. Wilk między jagniętami w Mayfair. – Ten człowiek ma być twoim sekretarzem? Chyba Ŝartujesz. – Myślałem, Ŝe się ucieszysz, iŜ kogoś znalazłem – stwierdził sir Anthony, marszcząc brwi. – Przepraszam, kapitanie... Wilder, tak? – powiedziała Rebeka, zdając sobie sprawę ze swego niegrzecznego zachowania. – Po prostu nie wygląda pan na sekretarza. – Nazywam się Wilding, proszę pani. Do usług. – Kenneth ukłonił się nisko. – Obawiam się, Ŝe nic na to nie poradzę, iŜ bardziej przypominam boksera niŜ dŜentelmena. Miał niepokojąco głęboki głos i dobry akcent. Dlaczego zatem instynktownie nie czuła do niego zaufania? MoŜe z powodu zimnego wyrazu szarych oczu? A moŜe dlatego, Ŝe człowiek czynu tak bardzo nie pasował do ich domu, gdzie rządziła sztuka? Przeszkadzała sama jego obecność. Rebeka rzuciła ojcu zaniepokojone spojrzenie. – Nie martw się, kapitan Wilding jest w pełni wykwalifikowany. Zaczyna pracę od razu. PokaŜ mu dom i wyjaśnij związane z jego prowadzeniem obowiązki. O czwartej, kapitanie, proszę przyjść do biura. Objaśnię panu moje interesy. Sir Anthony odwrócił się do sztalug. – Przyślij tu Lavinię, Ŝebym mógł zabrać się do pracy – polecił córce. Gdyby byli sami, Rebeka spierałaby się z ojcem, lecz teraz najwyraźniej było juŜ na to za późno. Przeklęta impulsywność ojca! Patriotyczna chęć zatrudnienia weterana wojennego przewaŜyła nad zdrowym rozsądkiem. – Dobrze – odparła niechętnie Rebeka. – Niech pan idzie ze mną,

kapitanie Wilding. Najpierw pokaŜę panu pański pokój. Kenneth w milczeniu wyszedł za nią z pracowni. – Był pan w wojsku, kapitanie? – spytała Rebeka, idąc po schodach na górę. – Tak, w lekkiej brygadzie. Spojrzała na niego przez ramię. – Czy ojciec wspominał panu, Ŝe większość pana pracy będzie się wiązać z prowadzeniem domu? To coś zupełnie innego niŜ słuŜba w wojsku. Być moŜe nie będzie panu odpowiadać. – W obu przypadkach trzeba umieć komenderować ludźmi. – Komenderowanie kobietami moŜe się okazać trudniejsze. – Dam sobie radę. Wyglądał na człowieka, któremu nie brakowało doświadczeń z kobietami. To nie poprawiło jego obrazu w oczach Rebeki. Z nostalgią pomyślała o poprzednich sekretarzach ojca. Wszyscy byli miłymi, młodymi ludźmi z dobrych rodzin. Dobrze wychowanymi. Sympatycznymi. – Nie mam nic przeciwko temu, Ŝeby pracować jako zarządca, ale chciałbym wiedzieć, dlaczego mam to robić, skoro pani jest nad wyraz kompetentna. – Nie Ŝyczę sobie zajmować się domem – powiedziała Rebeka. – Nie lubi mnie pani, prawda? – stwierdził Kenneth, reagując bardziej na ton jej głosu niŜ na słowa. Wielki BoŜe, co za brak taktu! Ale jeśli woli bezwzględną szczerość, proszę bardzo. Rebeka zatrzymała się na podeście i odwróciła do Kennetha, który zszedł w dół o jeden stopień, sprawiając, Ŝe ich oczy znalazły się niemal na tym samym poziomie. Z jakiegoś powodu to jeszcze bardziej podkreśliło jego fizyczną siłę. Rebeka powstrzymała się od cofnięcia o dwa kroki. – Dopiero pana poznałam, trudno wiec mówić o lubieniu czy nielubieniu. – Od kiedy to trzeba kogoś znać, Ŝeby go nie lubić? Najwyraźniej Ŝałuje pani, Ŝe jej ojciec mnie zatrudnił. – Bardziej pan przypomina włóczęgę niŜ sekretarza – powiedziała cierpko Rebeka. – I jak znam ojca, nie spytał pana o referencje. Skąd się pan dowiedział o tej posadzie? – Od jednego z przyjaciół pani ojca. – Którego? – Prosił, Ŝebym zachował jego nazwisko dla siebie. Coś takiego mógł z pewnością zrobić któryś z ekscentrycznych przyjaciół sir Anthony’ego. – Ma pan jakieś listy polecające? Coś, co by pozwalało stwierdzić, Ŝe nie jest pan oszustem ani złodziejem? Po krótkiej chwili i niemal niewidocznym napięciu skóry na twarzy Kenneth odpowiedział: – Nie mam, choć mógłbym na pewno uzyskać świadectwo moralności od

księcia Wellingtona. Zna mnie od lat. Rzeczowa odpowiedź zabrzmiała przekonująco. – Niech Bóg broni, abyśmy mieli fatygować księcia w tak mało istotnej sprawie. Trudno było się skupić wobec bliskości jego twarzy, jeszcze bardziej fascynującej teraz niŜ przedtem, kiedy widziała ją z góry, przez okno. Ogniste, z ciemnymi obwódkami oczy, które widywały rzeczy, jakich nie mogła sobie nawet wyobrazić. Skóra spalona słońcem okrutniejszym niŜ angielskie. Zmarszczki uporu i zapewne humoru. Kiedyś w tych rysach musiała być młodzieńcza miękkość, która jednak zaginęła z wiekiem. Przypominał jej wulkan: spokojny na powierzchni, o nieznanych pokładach ukrytego ognia. – Czy coś jest nie w porządku z moją twarzą? – spytał kapitan. – Interesują mnie twarze, zwłaszcza te, które coś przeŜyły. Obrzuciła spojrzeniem bliznę, ciągnącą się przez policzek aŜ do gęstych, ciemnych włosów na skroni. Chciała jej dotknąć, sprawdzić, czy jest tak gładka jak wygląda. – Czy to blizna od szabli? – Tak, spod Waterloo. A więc brał udział w tej strasznej masakrze. Zdaje się, Ŝe lekka brygada walczyła w samym centrum bitwy. – Miał pan szczęście, Ŝe nie stracił oka. – To prawda. A poniewaŜ nigdy nie byłem przystojny, nie straciłem teŜ na urodzie. Być moŜe chciał ją wprawić w zakłopotanie, lecz nie było to łatwe, kiedy ktoś, tak jak Rebeka, wychował się w niekonwencjonalnym domu artysty. – Wprost przeciwnie – powiedziała z namysłem. – Blizna czyni pańską twarz bardziej zajmującą, podkreśla ją jak światło skierowane na obraz. I ma przy tym całkiem artystyczny kształt. Nieźle się spisał jakiś Francuz. – Odwróciła się i ruszyła po schodach. Na górze poprowadziła go korytarzem. – Na tym piętrze są nasze sypialnie. Ojca z tyłu, moja – z lewej strony, a pańska tutaj, z widokiem na ogród. Ich pokoje oddzielała tylko ściana. Stanowczo za mało. Otworzyła drzwi do jego pokoju i skrzywiła się na widok wnętrza. – Przepraszam. Ktoś powinien był tu posprzątać po wyprowadzce Toma Morleya. Jedna z pokojówek unikała pracy na wszelkie sposoby, a druga, Betsy nie mogła ze wszystkim nadąŜyć. Rebeka zdawała sobie z tego sprawę, ale w gruncie rzeczy nic jej to nie obchodziło. Potrafiła ignorować sprawy, które jej nie interesowały. – Proszę mi przedstawić słuŜbę, a sam tego dopilnuję – powiedział niezbyt przejęty Wilding. – Za chwilę zaprowadzę pana do pomieszczeń dla słuŜby. Rebeka przeciągnęła palcem wzdłuŜ boazerii i skrzywiła się na widok

grubej warstwy kurzu. Obrzydliwość. – Nie mogę się doczekać, kiedy zmusi ich pan do pracy – stwierdziła. – Jeśli któryś ze słuŜących okaŜe się beznadziejny, zakładam, Ŝe mogę się go pozbyć i przyjąć nowego. – Oczywiście. Na strych nie muszę pana prowadzić. Tam śpi słuŜba i jest moja pracownia. Jeśli zechce pan ze mną rozmawiać, proszę pociągnąć czerwony sznur od dzwonka. – A więc to tak przywołał panią ojciec – mruknął, idąc za nią. – Czy na moje wezwanie teŜ pani tak prędko zareaguje? Z jakiegoś powodu się zaczerwieniła. – Nie – odparła sucho. – Mam zatem nadzieję, Ŝe potrafi pan samodzielnie poradzić sobie z kłopotami. Z ponurą miną poprowadziła go na dół. Obawiała się, Ŝe kapitan będzie jej tylko przeszkadzał. Miała jednak nadzieję, Ŝe szybko dojdzie do wniosku, iŜ nie jest to dla niego odpowiednie zajęcie. Kenneth z trudem uwaŜał na to, co mówi i pokazuje mu Rebeka. Przeszkadzały mu w tym jej cięty język i badawcze spojrzenie. Rozpraszały go równieŜ widoczne wszędzie dzieła sztuki: obrazy, akwarele, grawiury, rzeźby. Od wizualnego bogactwa kręciło mu się w głowie tak jak po całym dniu kanonady francuskich wojsk. Prace sir Anthony’ego mieszały się z pracami innych mistrzów. Nic dziwnego, Ŝe Rebeka obawiała się, czy przypadkiem Kenneth nie jest złodziejem. Na szczęście chyba mu uwierzyła, choć widać było, Ŝe go nie lubi. Zatrzymali się na pierwszym piętrze. Rebeka otworzyła drzwi małego pomieszczenia z tyłu domu. – Tutaj jest gabinet ojca, ale pan będzie częściej tu przebywał niŜ on. Biurko w rogu naleŜy do pana. Jak pan widzi, przez ten czas, odkąd odszedł Tom Morley, nazbierało się trochę spraw. Biurko sekretarza pokrywały stosy papierów. – Teraz rozumiem, dlaczego pani ojciec zatrudnił pierwszego lepszego kandydata. – Przeciwnie, tata odrzucił człowieka, którego rekomendował Tom. Powiedział, Ŝe był głupim szczeniakiem. – Cieszę się, Ŝe sir Anthony ma o mnie lepsze wyobraŜenie – powiedział powaŜnie Kenneth. Rebeka rzuciła mu ostre spojrzenie. W duchu skarcił sam siebie. Ma być sprawnym, nikomu nie wadzącym sekretarzem. Jeśli nie nauczy się trzymać języka za zębami, wyląduje na ulicy i straci bezpowrotnie Sutterton. – Prawny doradca ojca zajmuje się powaŜniejszymi sprawami finansowymi, ale pan będzie odpowiedzialny za korespondencję i rachunki domowe – wyjaśniła Rebeka. – Księgi i materiały piśmienne są w tej szafie. Wyjęła klucz z biurka i otworzyła szafę. Kenneth rzucił okiem na księgę rachunkową. Była podobna do ksiąg rachunkowych w wojsku. Da sobie radę.