ROZDZIAŁ PIERWSZY
– O Boz˙e! Czy nie moz˙na by czegos´ zrobic´ z jej
twarza˛, panie doktorze?
Lily Brownfield stała za drzwiami swego pokoju
i słuchała, jak jej narzeczony, Todd Collins, roz-
mawia na korytarzu z chirurgiem odpowiedzialnym
za operacje˛. Czuła, z˙e zaraz pe˛knie jej serce, po
policzkach płyne˛ły łzy. Bandaz˙e zdje˛to z jej twarzy
niecałe pie˛tnas´cie minut temu, a ona juz˙ w tej chwili
miała wraz˙enie, z˙e jej z˙ycie wali sie˛ w gruzy.
W głosie Todda wyczuła wstre˛t. Nie chciała znac´
odpowiedzi lekarza, jednak stała niczym wros´nie˛ta
w ziemie˛ i słuchała, jak chirurg, ostroz˙nie dobiera-
ja˛c słowa, przemawia do jej rozgora˛czkowanego
narzeczonego.
– Oczywis´cie nadejdzie czas, kiedy be˛dziemy
mogli zrobic´ druga˛ operacje˛, aby zredukowac´ te˛
blizne˛. Teraz jednak powinien pan byc´ wdzie˛czny
losowi za to, z˙e narzeczona z˙yje i odzyskuje
ro´wnowage˛. Na wszystko potrzeba czasu, panie
Collins. Pan, jako prawnik, powinien o tym wie-
dziec´ najlepiej, poniewaz˙ nic nie działa tak powoli
jak wymiar sprawiedliwos´ci.
Lekarz us´miechna˛ł sie˛ łagodnie i dodał:
– Prosze˛ okazac´ cierpliwos´c´. Lily jest młoda˛,
pełna˛z˙ycia kobieta˛. Najpierw niech powoli dojdzie
do siebie, a potem zobaczymy. Dobrze?
– Oczywis´cie, panie doktorze, oczywis´cie – od-
parł Todd – ale za niecałe dwa miesia˛ce mielis´my
wzia˛c´ s´lub.Teraztrzeba goprzełoz˙yc´ naniewiadomo
kiedy. Ona na pewno nie zechce przejs´c´ przez cały
kos´cio´łztwarza˛jak...–Urwałiodchrza˛kna˛ł,poczym
dorzucił: –Niemoge˛ miec´ z˙ony,kto´ra...–Naglejego
głos przeszedł w krzyk. – Jak ona w takiej sytuacji
moz˙e byc´ doskonała˛ z˙ona˛ i gospodynia˛?
Lekarz zagryzł wargi, by nie zmieszac´ swego
rozmo´wcy z błotem. W swej pracy stykał sie˛
z ro´z˙nymi ludz´mi i teraz uznał, z˙e ten znakomicie
ubrany, znakomicie wykształcony i znakomicie
,,wychowany’’ facet to łobuz jakich mało.
Jego pacjentka zapewne jest innego zdania, lecz
on uwaz˙ał, z˙e uwolnienie sie˛ od takiego faceta
byłoby dla niej wre˛cz dobrodziejstwem.
6 DAMA Z KALIFORNII
Lily wcia˛gne˛ła głos´no powietrze i przycisne˛ła
palce do warg, by zdławic´ szloch. Słowa Todda
potwierdzały jej najgorsze podejrzenia. Wiedziała,
z˙e w ich zwia˛zku brakuje głe˛bokiego uczucia, lecz
wszyscy woko´ł mo´wili, z˙e stanowia˛ idealna˛ pare˛.
Miała nadzieje˛, z˙e z upływem czasu jej małz˙en´stwo
z Toddem stanie sie˛ tak dobre i udane, jak małz˙en´st-
wo jej rodzico´w – do momentu przedwczesnej
s´mierci matki.
Zamkne˛łamocnooczy iusiłowałazignorowac´ fakt,
z˙e jej plany na przyszłos´c´ włas´nie sie˛ posypały.
Fakto´w nie sposo´b lekcewaz˙yc´. Kiedy zdje˛to jej
bandaz˙e,na twarzyToddadostrzegła wyraz´ne obrzy-
dzenie.Nawetgdybybardzozalez˙ałojejnatyms´lubie,
to czyz˙ moz˙e wyjs´c´ za ma˛z˙ za kogos´, komu bardziej
zalez˙y na tym, jak wygla˛da, niz˙ na tym, jaka jest?
Aby nie stracic´ kontroli nad swoim z˙yciem, moz˙e
zrobic´ tylko jedno: to ona jako pierwsza dokona
cie˛cia. Przerwie ten zwia˛zek. Nie be˛dzie to proste,
lecz w ostatecznym rozrachunku zaoszcze˛dzi jej
sporo bo´lu.
Otworzyła drzwi i spojrzała na swego narzeczo-
nego. Po jego twarzy przemkna˛ł cien´, jakby zaz˙eno-
wanie czy poczucie winy.
– Todd, chodz´ do mnie – odezwała sie˛ spokoj-
nie. – Musimy omo´wic´ cos´, co nie dotyczy pana
doktora ani jego metod leczenia.
7Sharon Sala
Lekarz zmarszczył czoło, jakby znakomicie zda-
wał sobie sprawe˛ z tego, co za chwile˛ nasta˛pi za
drzwiami tego pokoju, i nie po raz pierwszy w z˙yciu
poz˙ałował, z˙e potrafi leczyc´ tylko ciała pacjento´w,
a nie ich dusze. Ta pie˛kna młoda kobieta, kto´ra˛dwa
tygodnie temu przywieziono do izby przyje˛c´, dzis´
wro´ci do domu z długa˛, brzydka˛blizna˛na policzku.
W jego ocenie jednak ta szrama moz˙e zostac´
uleczona znacznie szybciej niz˙ rana, kto´ra˛ za mo-
ment zada jej narzeczony.
Czasami złamane serce w znacznie wie˛kszym
stopniu stanowi zagroz˙enie dla z˙ycia niz˙ najgorsze
urazy ciała.
Patrzyła niewidza˛cym wzrokiem w kierunku
plaz˙y. Jej dom stał na skarpie, w dole fale z hukiem
rozbijały sie˛ o skalisty brzeg. Juz˙ kilka tygodni temu
opus´ciła szpital, a do dzis´ nie mogła podja˛c´ z˙adnej,
najprostszej nawet decyzji dotycza˛cej przyszłos´ci.
Nie dostrzegała pie˛kna dnia, nie zauwaz˙ała mew
kra˛z˙a˛cych nad falami.
Przed oczami nieustannie miała twarz Todda
w momencie, gdy oddawała mu piers´cionek zare˛-
czynowy. Malowało sie˛ na niej wo´wczas poczucie
winy zmieszane z ulga˛, gdy re˛ke˛ z piers´cionkiem
wkładał do kieszeni.
Potem nawet zrobił gest, jakby chciał ja˛ obja˛c´.
8 DAMA Z KALIFORNII
Dlaczego tak po´z´no, Todd, pomys´lała. Zatrzymała
jego dłon´ w powietrzu i odsune˛ła sie˛ od niego. Nie
potrzebowała jego litos´ci, a fakt, z˙e mo´głby ja˛
obejmowac´ jeden z najlepszych młodych prawni-
ko´w z Los Angeles, przestał nagle miec´ znaczenie.
– Nie dawaj mi wie˛cej prezento´w, Todd – po-
prosiła go wo´wczas. – Najwyraz´niej bardziej kocha-
łes´ mo´j wygla˛d niz˙ mnie sama˛. Rozumiem, z˙e
mogłam zostac´ twoja˛ z˙ona˛ pod warunkiem, z˙e
mo´głbys´ sie˛ ze mna˛ wsze˛dzie pokazac´ i pochwalic´.
Bylibys´my pie˛kna˛ para˛, Todd, ty i ja. Teraz wiem,
z˙e byłam kompletna˛ idiotka˛.
– Ale Lily, chyba nie wiesz...
– Wiem znacznie wie˛cej, niz˙ miałabym ochote˛,
Todd. A teraz zostaw mnie. Sam zajmiesz sie˛
odwołaniem wszystkich przygotowan´. Moz˙esz wy-
mys´lic´ oboje˛tnie jakie kłamstwo, z˙eby wyjas´nic´
ludziom, dlaczego nie bierzemy s´lubu. Ja nie mam
zamiaru niczego udawac´.
Jej głos zadrz˙ał, lecz nie rozpłakała sie˛ na oczach
człowieka, kto´ry włas´nie złamał jej serce. Miała
ochote˛ krzyczec´, miała ochote˛ rzucic´ sie˛ na niego,
lecz nie uczyniła ani jednego, ani drugiego. Nie
byłoby to zbyt eleganckie, a Lily Catherine Brown-
field jest przede wszystkim dama˛. Todd kiedys´ jej
wyznał, z˙e była to jedna z pierwszych rzeczy, kto´ra
zwro´ciła jego uwage˛. Najwyraz´niej jednak bycie
9Sharon Sala
dama˛ nie wystarczy, by utrzymac´ zwia˛zek, jes´li
twarz zostanie oszpecona.
Todd stał przed nia˛, zły i zawstydzony jednoczes´-
nie, lecz ani nie odpierał jej zarzuto´w, ani nie
pro´bował oddac´ jej piers´cionka. Natomiast w pew-
nej chwili zdecydowanym ruchem obro´cił sie˛ na
pie˛cie i znikna˛ł.
Przymkne˛ła wo´wczas oczy, po jej policzkach
popłyne˛ły łzy. Nie chciała jednak płakac´. Todd
Collins nie jest tego wart.
Wro´ciła do ło´z˙ka, opadła cie˛z˙ko na przes´cieradła
i zacze˛ła sie˛ zastanawiac´, co teraz pocza˛c´.
Nie moz˙e przeciez˙ pracowac´ i codziennie naty-
kac´ sie˛ na Toda w tym samym biurze. Przed
wypadkiem mogła pracowac´ wsze˛dzie. Była znako-
mita˛ sekretarka˛, lecz teraz zacze˛ło narastac´ w niej
przykre podejrzenie, z˙e z˙aden prawnik nie zatrudni
tak mało reprezentacyjnej sekretarki. Todd ja˛ znał,
podobno kochał, lecz nawet on nie był w stanie
znies´c´ widoku jej zmienionej twarzy. Dlaczego
jakis´ obcy człowiek miałby czuc´ inaczej?
Dzwonek telefonu sprowadził ja˛ na ziemie˛. Za-
mrugała powiekami, usiłuja˛c wymazac´ z pamie˛ci
wspomnienia przeszłos´ci, odwro´ciła sie˛ i wbiegła
do domu.
– Halo! – rzuciła do słuchawki.
– Lily Kate, gdzie byłas´? – Dz´wie˛czny, niski
10 DAMA Z KALIFORNII
głos ojca sprawił jej przyjemnos´c´, mimo z˙e ojciec
uparcie zwracał sie˛ do niej tak jak za dawnych lat,
w dziecin´stwie.
– Na dworze, tato – odparła mie˛kko. – Wiesz,
chciałam odetchna˛c´ s´wiez˙ym powietrzem, złapac´
troche˛ słon´ca.
– Kiedy wracasz do domu? – zapytał ojciec.
Nadal był na nia˛ws´ciekły za to, z˙e nie pozwoliła
mu znokautowac´ Todda Collinsa. Ojciec nigdy nie
przepadał za tym ambitnym karierowiczem o blond
włosach. Teraz go wre˛cz nie cierpiał. Niemniej
miłos´c´ do co´rki sprawiła, z˙e gryzł sie˛ w je˛zyk,
ilekroc´ miał ochote˛ jej powiedziec´: ,,A nie mo´wi-
łem’’...
Lily westchne˛ła. Cia˛gle to samo. Gdy cos´ jej sie˛
przytrafiało, rodzina natychmiast z˙a˛dała, by wraca-
ła do domu, a oni juz˙ sie˛ nia˛ zajma˛. Wiedziała
jednak, z˙e tym razem powro´t do domu nic jej nie da.
Rana, zwłaszcza ta wewne˛trzna, jest zbyt głe˛boka.
– Tato, przeciez˙ juz˙ o tym rozmawialis´my. Ko-
cham ciebie, kocham moich braci, chociaz˙ czasami
we czterech bardzo dawali mi sie˛ we znaki. Ale tym
razem pod z˙adnym pozorem nie przyjade˛ do was,
z˙eby sie˛ ukrywac´. Wychowalis´cie mnie zupełnie
inaczej.
Morgan Brownfield westchna˛ł i palcami prze-
czesał włosy. Nie mo´gł dyskutowac´ z co´rka˛,
11Sharon Sala
poniewaz˙ włas´nie posłuz˙yła sie˛ jednym z jego
argumento´w.
– Dobra – wymamrotał. – Ale jes´li uznasz, z˙e
chcesz nas odwiedzic´, to wiesz, z˙e nawet nie musisz
dzwonic´. Po prostu wpadaj.
– Wiem o tym, tato, i dzie˛kuje˛. Pozdro´w ode
mnie Cole’a, Buddy’ego, J.D. i Dusty’ego. Kocham
was wszystkich.
– My tez˙ cie˛ kochamy, malen´ka – odparł ojciec,
czuja˛c dławienie w gardle. Trudno mu było sie˛
pogodzic´ z faktem, z˙e jego dziecko, jego jedyna
co´reczka siedzi gdzies´ samotnie i cierpi. Znowu
przyszła mu do głowy mys´l, z˙e jes´li sie˛ natknie na
Todda Collinsa, oboje˛tne gdzie, to bez wahania da
temu prostakowi w jego pie˛kne ze˛by.
Lily odłoz˙yła słuchawke˛, opadła na fotel i skryła
twarz w dłoniach. Z jej oczu znowu popłyne˛ły łzy.
Nie ma sprawiedliwos´ci w z˙yciu. Palcami przesune˛-
ła po policzku, od oka niemal do ka˛cika ust. Blizna
była długa, czerwona i brzydka. Lily poczuła, z˙e
znowu ma ochote˛ krzyczec´.
Nie potrzeba było duz˙o czasu, by pijany kierow-
ca zmienił zupełnie bieg jej z˙ycia. Wiedziała jed-
nak, z˙e powinna byc´ wdzie˛czna losowi za to, z˙e to
z˙ycie w ogo´le zachowała.
Wstała i ruszyła wolnym krokiem na taras z wi-
dokiem na ocean. Tak, zachowała z˙ycie, ale trudno
12 DAMA Z KALIFORNII
jej było patrzec´ w lustro i codziennie na nowo
przekonywac´ sie˛ o tym fakcie.
Ostry podmuch wiatru szarpna˛ł jej włosami.
W powietrzu zafalowały jej długie, jasne loki,
a potem opadły z powrotem na jej nagie ramiona.
Ubrana była w stare błe˛kitne szorty i błe˛kitny top,
stopy miała bose. Włas´nie szła po drewnianej
podłodze w strone˛ wygodnego lez˙aka, gdy wiatr sie˛
nasilił.
Odniosła wraz˙enie, z˙e nad plaz˙a˛ przeleciało cos´
niewielkiego i białego. Odwro´ciła sie˛ zaciekawio-
na, co to jest. Nad z˙o´łtym piaskiem plaz˙y unosiła sie˛
gazeta, rozdzielona przez wiatr na kilka cze˛s´ci. Lily
zmarszczyła czoło. S´mieci. Cia˛gle te s´mieci.
Plaz˙a przed jej domem była prywatna, lecz ponad
kilometr dalej rozcia˛gała sie˛ bardzo popularna plaz˙a
publiczna. Lily wymruczała cos´ do siebie na temat
beztroski turysto´w i zbiegła po schodkach, by
sprza˛tna˛c´ gazete˛, zanim rozleci sie˛ doszcze˛tnie
i wiatr zaniesie oddzielne strony w niedoste˛pne
miejsca.
Biegała po plaz˙y jak szalona, usiłuja˛c przechyt-
rzyc´ z˙ywioł, kto´ry z płachtami papieru robił, co
chciał. W kon´cu, zdyszana i czerwona z wysiłku,
zdołała pochwycic´ cała˛ gazete˛ w wyja˛tkiem zaled-
wie dwo´ch kartek, kto´re porwała uciekaja˛ca fala.
Lily weszła na go´re˛ i skierowała sie˛ do kosza na
13Sharon Sala
s´mieci. Gdy otworzyła wieko, by włoz˙yc´ do s´rodka
wilgotne strony, zauwaz˙yła tytuł gazety.
– Cos´ podobnego! – wyszeptała. – ,,The Daily
Oklahoman’’? Jakim cudem dotarło to az˙ tutaj?
Poniewaz˙ nie miała zbyt wiele do roboty, po-
stanowiła przejrzec´ gazete˛. To mogłoby byc´ cieka-
we dowiedziec´ sie˛, co sie˛ dzieje gdzies´ w samym
s´rodku kraju.
S´cisne˛ła gazete˛ w re˛ce i zaniosła do domu, by
ułoz˙yc´ strony po kolei i po´z´niej je przejrzec´.
Potem zrobiła sobie cos´ do zjedzenia i prze-
rzucała powoli pogniecione kartki. Nie znalazła tam
nic ciekawego – do momentu, gdy dotarła do
rubryki ogłoszen´.
– Pomoc domowa – mrukne˛ła pod nosem. – Zo-
baczmy, czym sie˛ ro´z˙ni rynek pracy w Oklahomie
od kalifornijskiego.
Ze znuz˙eniem przegla˛dała kolejne ogłoszenia,
gdy nagle jedno z nich przykuło jej uwage˛. ,,Po-
trzebna kucharka, Longren Ranch, Clinton, Oklaho-
ma, 405-555-BYK’’.
Rozes´miałasie˛.Izdała sobie sprawe˛,z˙erados´ci nie
czuła od bardzo dawna.Włas´ciwiejej własny s´miech
ja˛zaskoczył.Łzynapłyne˛ły jej dooczu,gdyusiłowała
przypomniec´ sobie,kiedyostatnimrazembyławesoła.
– 555-Byk – powto´rzyła z us´miechem. – Kogo
oni chca˛ oszukac´?
14 DAMA Z KALIFORNII
Zerkne˛ła na date˛ i stwierdziła, z˙e gazeta jest
sprzed trzech dni. Ciekawe, czy juz˙ kogos´ znalez´li
na to miejsce, pomys´lała, a potem zadała sobie
pytanie, czy przypadkiem nie postradała zmysło´w.
Co´z˙ ja˛ w kon´cu obchodzi, czy posada kucharki na
ranczu jest jeszcze wolna?
Ona ma za soba˛ cztery lata college’u, pracowała
w firmie Prentiss and Sons jako pocza˛tkuja˛ca sekre-
tarka, a potem została sekretarka˛ w prywatnej kan-
celarii prawnej. Przeciez˙ stanowisko kucharki nie
jest dla niej.
To włas´nie sobie mo´wiła, gdy szła do telefonu.
W szerokim lustrze wisza˛cym nad kanapa˛ pod-
chwyciła swe odbicie i lekko zmarszczyła czoło.
Blizna na policzku jest bardzo wyraz´na. Pos´cig za
gazeta˛ na plaz˙y troche˛ nadwere˛z˙ył s´wiez˙a˛ tkanke˛.
Kto by chciał ogla˛dac´ taka˛ twarz?
Z˙oła˛dek podchodził jej do gardła, gdy usiadła,
chwyciła słuchawke˛ i wykre˛ciła numer. Po szo´stym
dzwonku usłyszała po drugiej stronie zaspany me˛ski
głos i nagle uprzytomniła sobie, z˙e w Oklahomie
jest teraz dwie godziny po´z´niej. O Boz˙e! Pomys´la˛,
z˙e dzwoni jakas´ wariatka.
– Mam nadzieje˛, z˙e sprawa jest waz˙na – rzekł
me˛z˙czyzna znuz˙onym głosem – bo chyba za po´z´no
na telefony.
Odpowiedziało mu milczenie.
15Sharon Sala
– Jes´li ktos´ tam jest, to niech lepiej sie˛ odezwie.
To twoje pienia˛dze, koles´, a ja jestem zbyt zme˛czo-
ny, z˙eby sie˛ bawic´ w jakies´ gierki.
Lily odetchne˛ła głe˛boko i zapytała:
– Czy to pan Longren w Oklahomie?
– Tak, to ja – odparł zaspany głos. – Słucham
pania˛.
– Czy znalez´lis´cie juz˙ kucharke˛?
Teraz z kolei jej odpowiedziała cisza, a potem
w słuchawce rozległ sie˛ zduszony chichot.
– Dzwoni pani o jedenastej w nocy w sprawie
pracy? – W głosie me˛z˙czyzny pobrzmiewały resztki
s´miechu, lecz pytanie było powaz˙ne.
– Tak – wykrztusiła Lily, kto´ra˛ nagle ogarne˛ły
wa˛tpliwos´ci. – Ciekawa jestem, czy ta praca jest
jeszcze do wzie˛cia.
– Owszem, skarbie. Interesuje to pania˛?
Lily zacisne˛ła ze˛by. Skarbie!
– A ile pan płaci?
– A czy pani umie gotowac´?
– Tak, umiem gotowac´, inaczej bym nie dzwoni-
ła – odpowiedziała ostrym tonem.
Suma, kto´ra˛ wymienił, sprawiła, z˙e Lily ponow-
nie spojrzała na ogłoszenie.
– Az˙ tyle chce pan płacic´ kucharce? Na litos´c´
boska˛, kogo tam trzeba karmic´?
Case odrzucił kołdre˛ i usiadł na ło´z˙ku, przetarł
16 DAMA Z KALIFORNII
re˛ka˛ twarz i us´miechna˛ł sie˛ do siebie. Podobał mu
sie˛ dz´wie˛czny głos tej kobiety.
– Kilkunastu robotniko´w, kto´rzy pomagaja˛
w wiosennym spe˛dzie stada. Trzy posiłki dziennie,
szes´c´ dni w tygodniu, własny poko´j. Warunki nie do
negocjacji. Aha – dodał jeszcze – praca jest czaso-
wa. Trzy miesia˛ce. Nie trzymam kucharki przez
cały rok. Wie˛kszos´c´ z moich stałych pracowniko´w
ma z˙ony. One im gotuja˛.
Lily milczała, zastanawiaja˛c sie˛ gora˛czkowo, jak
by to było, gdyby znikne˛ła na trzy miesia˛ce, by
dokonac´ analizy swojego z˙ycia. Ta mys´l dziwnie ja˛
pocia˛gała.
– To jak? – zapytał me˛z˙czyzna. – Interesuje to
pania˛?
– Kiedy miałabym zacza˛c´? – Nie mogła uwie-
rzyc´ własnym uszom, z˙e wypowiedziała te słowa!
– A kiedy moz˙e pani tu przyjechac´? – od-
powiedział pytaniem na pytanie.
– Potrzebuje˛ dwo´ch dni na załatwienie spraw
i kupno biletu na samolot, oraz wskazo´wek, jak
dojechac´ na ranczo. Włas´nie zatrudnił pan kuchar-
ke˛, panie Longren.
– Dobrze – odparł me˛z˙czyzna. – Tylko prosze˛
sie˛ pospieszyc´. Jes´li ludzie jeszcze troche˛ be˛da˛
musieli raczyc´ sie˛ z˙arciem Pete’a, to długo nie
pocia˛gna˛. Nie be˛de˛ pani tłumaczył, jak dojechac´.
17Sharon Sala
Kiedy kupi pani bilet, prosze˛ zadzwonic´. Ktos´
wyjedzie po pania˛ na lotnisko.
– No to jestes´my umo´wieni – odrzekła.
Gdy odkładała słuchawke˛, jej re˛ka drz˙ała. Nie
wiedziała, czy ma s´miac´ sie˛, czy płakac´.
Na litos´c´ boska˛, co ona włas´nie zrobiła?
Lily nie znała lotniska w Oklahomie, lecz tak
samo jak na wielu innych lotniskach samolot wyla˛-
dował przy jednej cze˛s´ci budynku, a bagaz˙ był do
odebrania w przeciwnym jego kran´cu, i to na
dodatek na innym poziomie.
Gdy zdejmowała z karuzeli ostatnia˛ torbe˛, usły-
szała w głos´niku swoje nazwisko. Załadowała baga-
z˙e na wo´zek i wyruszyła na poszukiwanie stanowis-
ka informacji, do kto´rego miała sie˛ zgłosic´. Nie
miała poje˛cia, czego lub kogo oczekiwac´. Ani jej,
ani panu Longrenowi nie przyszło do głowy, by
jakos´ bliz˙ej sie˛ opisac´. Powo´d, jaki miała Lily, był
boles´nie oczywisty. Jak miała mu to powiedziec´?
Prosze˛ szukac´ blondynki o pokiereszowanej twa-
rzy? On zas´ pewnie by zasugerował, z˙eby wypat-
rywała kogos´ w kowbojskim kapeluszu. Jasne,
byłyby to bardzo pomocne informacje. Ludzie,
kto´rzy mieszkaja˛na ranczu, chyba musza˛wygla˛dac´
jak kowboje, prawda?
Poniewaz˙ nikogo takiego nie dostrzegła, zmieni-
18 DAMA Z KALIFORNII
ła taktyke˛. Zacze˛ła wyszukiwac´ w tłumie kogos´, kto
sprawiałby wraz˙enie, z˙e na kogos´ czeka. I znowu
okazało sie˛, z˙e niemal wszyscy pasuja˛ do tego
wizerunku.
– Pani to chyba nie jest ta˛ kucharka˛?
Odwro´ciła sie˛, by poszukac´ me˛z˙czyzny, kto´ry
wypowiedział te słowa. I ujrzała pomarszczona˛
twarz najniz˙szego człowieczka, jakiego w z˙yciu
spotkała. Miał niewiele ponad metr pie˛c´dziesia˛t
wzrostu, lecz nosił wysoki kapelusz oraz buty na
obcasie, co w sumie dodawało mu kilkanas´cie
centymetro´w.
– Słucham pana? – zapytała, staraja˛c sie˛ nie
patrzec´ na ge˛sta˛ siec´ zmarszczek przecinaja˛cych
jego twarz. Przypominały jej o jej szramie. Teraz
pods´wiadomie jej dotkne˛ła.
– Mo´wiłem, z˙e pani pewnie nie jest ta˛kucharka˛,
co miała przyjechac´ na ranczo Longrena, co? Takie-
go szcze˛s´cia to chyba nie mamy.
Us´miech, jaki towarzyszył tej wypowiedzi, spra-
wił, z˙e Lily takz˙e sie˛ us´miechne˛ła.
– Czy pan Longren?
– Pudło, panienko! – Człowieczek zachichotał.
– Ja jestem Arloe Duffy, ale niech pani mo´wi do
mnie Duff. Tak na mnie wołaja˛. To co, pani jednak
jest ta˛ panna˛ Brownfield?
– Mo´w do mnie Lily – odrzekła, szukaja˛c na
19Sharon Sala
twarzy me˛z˙czyzny oznak szoku lub odrazy na
widok jej powoli goja˛cej sie˛ rany.
Niczego takiego nie dostrzegła.
– Jakie fajne imie˛, Lily! – zawołał s´piewnym
głosem. – Na rany koguta, chłopaki dzis´ oszaleja˛,
jak cie˛ zobacza˛. Mys´la˛, z˙e przyjedzie jakas´ stara
szkapa na ostatnich nogach.
– A niby dlaczego tak mys´la˛?
– Bo jaka normalna baba chciałaby zaszyc´ sie˛
w ciemnej kuchni na całe lato? Chyba tylko taka,
kto´ra nie ma nic lepszego do roboty? – odparł Duff
rzeczowo i w tej samej chwili ugryzł sie˛ w je˛zyk.
Poczerwieniał, cos´ niezrozumiale wymamrotał,
a potem zerwał kapelusz z głowy. Spla˛tane pasma
siwych włoso´w tworzyły nad jego głowa˛ dzika˛
strzeche˛. Trzymaja˛c w zacis´nie˛tej re˛ce kapelusz,
walna˛ł sie˛ nim z całej siły w piers´, pragna˛c prze-
prosic´ swa˛ rozmo´wczynie˛.
– Zabic´ mnie, panienko! Nie słuchac´ mojej
gadaniny. Juz˙ całe wieki nie widziałem takiej ładnej
mło´dki. Zwyczajnie mo´zg mi s´cie˛ło. Wiesz, co
mam na mys´li, a tak po prawdzie to super, z˙e
be˛dziesz na naszej farmie. A jak jeszcze ugotujesz
nam lepiej niz˙ Pete...
Bo´l w jej sercu nieco zelz˙ał, gdy usłyszała, z˙e
jest młoda i ładna, choc´ nie do kon´ca Duffowi
wierzyła.
20 DAMA Z KALIFORNII
– No dobrze – odezwała sie˛ z namysłem. – Nie
mam poje˛cia, jak gotuje Pete, ale mam ojca i czte-
rech starszych braci, kto´rzy moga˛za mnie zare˛czyc´.
Umiem ugotowac´ wszystko, i to w dowolnej ilos´ci.
– Ooo! – zaskrzeczał Duff. – To ja juz˙ nie moge˛
sie˛ doczekac´. Chodz´my, panienko Lily, bryka cze-
ka. – Wcisna˛ł pognieciony kapelusz z powrotem na
głowe˛, pochwycił jej bagaz˙e i gestem nakazał jej is´c´
za soba˛ długim korytarzem.
– Mo´w do mnie po imieniu – przypomniała mu,
lecz pognał do przodu tak szybko, z˙e chyba jej nie
usłyszał.
Poprawiła ro´z˙owe, lniane spodnie, wygładziła
kro´tki z˙akiet i najszybciej jak umiała, ruszyła za tym
przemiłym człowieczkiem.
– To tu – oznajmił Duff, skre˛caja˛c w szo´sta˛
z kolei brame˛ po zjez´dzie z autostrady i wskazuja˛c
biały, pie˛trowy dom otoczony licznymi przybudo´w-
kami i budynkami.
– Wygla˛da jak dom w programie telewizyjnym
,,Dallas’’ – zauwaz˙yła Lily.
– Co? Masz na mys´li Southfork? To zaraz za
granica˛ z Teksasem. Widziałem go pare˛ razy.
– To on naprawde˛ istnieje? – spytała rozczaro-
wana.
– Jasne – odparł. – Mieszkaja˛ w nim inni ludzie
21Sharon Sala
i inaczej to ranczo nazywaja˛, ale miejsce jest to
samo. Patrz, tam jest szef.
Lily spojrzała we wskazanym kierunku. Nie była
w stanie odro´z˙nic´ jednego me˛z˙czyzny od drugiego.
Widziała jedynie stłoczone krowy i mucza˛ce ciela-
ki, kto´re biegały woko´ł robotniko´w. Wszystko
spowijały kłe˛by kurzu.
Wysiadła z niebieskiego pickupa, otrzepała spo-
dnie oraz z˙akiet i włoz˙yła przeciwsłoneczne okula-
ry. Potem nasune˛ła na lewy policzek pasmo włoso´w
o barwie miodu i postarała sie˛ ze wszystkich sił, by
nie marszczyc´ nosa przy wdychaniu powietrza
wypełnionego specyficznym zapachem s´wiez˙ego
nawozu oraz kurzu.
– Po czym mam go poznac´?
W tej samej chwili od tłumu oderwał sie˛ wysoki,
pokryty szarym pyłem me˛z˙czyzna. W jego ruchach
i sylwetce było cos´ władczego. To wraz˙enie byc´
moz˙e wzie˛ło sie˛ sta˛d, z˙e ze stoickim spokojem
przyjmował chaos panuja˛cy na farmie, jakby był
ponad to.
Serce Lily zabiło niespokojnie, lecz oparła sie˛
pokusie, by odwro´cic´ sie˛ i uciec. Ze swego miejsca
widziała jedynie, z˙e me˛z˙czyzna jest bardzo wysoki,
postawny, i z˙e włas´nie ruszył w ich kierunku.
Case Longren był brudny i spocony i robiło mu
22 DAMA Z KALIFORNII
sie˛ niedobrze od zapachu kurzu zmieszanego z wo-
nia˛krwi. Od rana kastrowali młode byczki, jednym
zre˛cznym ruchem noz˙a przemieniaja˛c je w woły.
Niemal zapomniał, z˙e włas´nie dzis´ miała przyje-
chac´ nowa kucharka. Włas´ciwie to przypomniał
sobie o tym dopiero w chwili, gdy na podwo´rze
wjechał niebieski pickup Duffa. Ka˛tem oka starał
sie˛ dostrzec, jak wygla˛da ta jego nowa siła.
Po raz pierwszy w z˙yciu zachował sie˛ naprawde˛
lekkomys´lnie i zatrudnił pracownika przez telefon,
nie widza˛c go i nie z˙a˛daja˛c referencji. Przez głowe˛
przemkne˛ła mu nawet mys´l, czy przypadkiem nie
kupił przysłowiowego ,,kota w worku’’.
Wyprostował sie˛ i oniemiał, gdy z pickupa
wysiadła młoda blondynka, wyz˙sza od Duffa o dwa-
dzies´cia pare˛ centymetro´w.
– Słodki ptak młodos´ci – mrukna˛ł do siebie
i rzucił koniec liny stoja˛cemu najbliz˙ej pracow-
nikowi. Nie jest to co prawda kot, ale kocica z niej
niezła! I chyba nie pasuje do tego miejsca... – Masz,
Harris, trzymaj. Pomo´z˙ chłopakom skon´czyc´. Ja
zaraz wracam.
W tej kobiecie było cos´, co nawet z daleka
wyro´z˙niało ja˛ od pozostałych. Case znał sie˛ na
kobietach i natychmiast zauwaz˙ył, z˙e nieznajoma
nie mizdrzy sie˛ ani nie wdzie˛czy. Stała nieruchomo,
nie zasłaniaja˛c twarzy przed niesionym przez wiatr
23Sharon Sala
kurzem. Gdy znalazł sie˛ bliz˙ej, us´wiadomił sobie, z˙e
kobieta wre˛cz wstrzymuje oddech.
Skonstatował, z˙e pewnie ponosi go wyobra-
z´nia, i zacza˛ł sie˛ zastanawiac´, co z nia˛ pocza˛c´.
Na pewno nie jest zawodowa˛ kucharka˛. Jej
stro´j oraz fryzura bez wa˛tpienia s´wiadczyły
o tym, z˙e pienia˛dze odgrywaja˛ w jej z˙yciu
niepos´lednia˛ role˛.
– Panna Brownfield? – zapytał, maja˛c nadzieje˛,
z˙e moz˙e to jednak jest ktos´ inny.
Moz˙e kucharka ma przyleciec´ naste˛pnym samo-
lotem? Jego nadzieje legły w gruzach, gdy kobieta
lekko kiwne˛ła głowa˛ i wycia˛gne˛ła na powitanie
re˛ke˛. Nie byłby bardziej zdziwiony, gdyby ta˛ re˛ka˛
podała mu we˛z˙a. Nie był jednak w stanie us´cisna˛c´
jej dłoni. Ona nie ma poje˛cia, czym sie˛ przez cały
poranek zajmował...
– Przepraszam – powiedział i wskazał na bydło
oraz pracowniko´w, łudza˛c sie˛, z˙e ona wszystko
zrozumie bez wnikania w szczego´ły. – Jestem za
brudny, z˙eby sie˛ z pania˛ przywitac´.
– Umyje˛ sie˛, panie Longren – odrzekła spokoj-
nie, uje˛ła jego re˛ke˛ i us´cisne˛ła ja˛, zanim zda˛z˙ył
zaoponowac´.
Odnio´sł wraz˙enie, z˙e niebo przecie˛ła błyskawica.
Zamrugał powiekami i spojrzał w go´re˛, spodziewa-
ja˛c sie˛ ujrzec´ burzowe chmury. Tymczasem zoba-
24 DAMA Z KALIFORNII
czył czysty błe˛kit i rozz˙arzone słon´ce nie szcze˛dza˛-
ce im swego blasku.
Niewidza˛cym wzrokiem wpatrywał sie˛ przez
chwile˛ w szczupła˛ dłon´ trzymaja˛ca˛ jego brudne
łapsko, a potem przenio´sł oczy na twarz kobiety,
zasłonie˛ta˛ cze˛s´ciowo przez okulary słoneczne
i wspaniała˛ grzywe˛ włoso´w. Nagle wypus´cił jej
dłon´, jakby go cos´ oparzyło.
– Pani wybaczy moje pytanie, ale chyba nie jest
pani kucharka˛ z zawodu?
Lily popatrzyła na jego pokryta˛ kurzem twarz,
trzydniowy czarny zarost na policzkach, sfatygowa-
nego stetsona, i zobaczyła oczy tak błe˛kitne, jakby
ktos´ odsłonił przed nia˛ kawałek nieba.
Stłumiła okrzyk, kto´ry naro´sł w jej piersi, i zro-
zumiała, z˙e przed tymi przenikliwymi oczami nic
sie˛ nie ukryje. Szybko odwro´ciła głowe˛, nie maja˛c
ochoty widziec´ szoku, jaki wkro´tce niechybnie
pojawi sie˛ na twarzy me˛z˙czyzny.
– Nie – odrzekła w kon´cu, wpatruja˛c sie˛ w punkt
tuz˙ nad jego ramieniem – ale umiem gotowac´, a pan
powiedział, z˙e moge˛ tu przyjechac´. Czy to pytanie
oznacza, z˙e mnie pan odsyła, nawet nie pozwalaja˛c
mi spro´bowac´?
W głosie kobiety pobrzmiewał wyraz´ny zawo´d,
jednak jej zachowanie nie zdradzało strachu, jaki ja˛
ogarna˛ł.
25Sharon Sala
– Alez˙ ska˛d! – zaprotestował stanowczo. – Do-
trzymuje˛ słowa. Jestem tylko troche˛ zdziwiony, to
wszystko.
Zwro´cił głowe˛ w strone˛ Duffa, kto´ry stał obok,
szczerza˛c rados´nie ze˛by. Arloe Duffy s´wietnie
wiedział, jak sie˛ czuje szef. Widok nieznajomej
takz˙e jego zwalił z no´g.
Nic dziwnego, jest na co popatrzec´. A ta malutka
blizna na twarzy w niczym nie przeszkadza.
– Zawiez´ bagaz˙e do domu, Duff, a ja po´jde˛
z pania˛ i porozmawiamy.
– Rozkaz! – zawołał skrzekliwie Duff, wskoczył
do szoferki i skre˛cił w strone˛ domu. W ustach juz˙
czuł smak pysznej kolacji.
– Prosze˛ mo´wic´ do mnie Lily – poprosiła, gdy
ruszyli.
– Dobrze, Lily. Ty do mnie tez˙ mo´w po imieniu.
Chłopaki nazywaja˛mnie Case albo szef, jak im tam
wygodniej.
Kiwne˛ła głowa˛ i przyspieszyła kroku, usiłuja˛c
nie pozostac´ w tyle. Case miał długie nogi i szybko
pokonywał odległos´ci.
– A wie˛c, Lily – odezwał sie˛, gdy weszli do holu
– gdzie mieszkasz? No, kiedy nie jestes´ tutaj...
– Us´miechna˛ł sie˛ łagodnie, usiłuja˛c ukryc´ zacieka-
wienie.
– W Los Angeles.
26 DAMA Z KALIFORNII
Ponownie zaniemo´wił. Oparł sie˛ o blat kuchenny
i zsuna˛ł kapelusz na tył głowy.
Czysty pas sko´ry, jaki sie˛ ukazał, poinformował
Lily, z˙e me˛z˙czyzna ma s´niada˛ cere˛. Ciekawe, czy
całe jego ciało jest tak ciemne? Zawstydziła sie˛ tej
mys´li i skarciła za nia˛ w duchu.
– W Kalifornii? – mrukna˛ł, zachodza˛c w głowe˛,
dlaczego Lily sie˛ skrzywiła.
Z westchnieniem kiwne˛ła głowa˛, poprawiła drz˙a˛-
cymi palcami włosy oraz okulary. No tak, zaraz sie˛
zacznie...
– To moz˙e mi wyjas´nisz, dlaczego taka młoda
i ładna kobieta telepie sie˛ przez po´ł kraju, z˙eby
w jakiejs´ zapadłej dziurze gotowac´ przez trzy
miesia˛ce z˙arcie zgrai brudnych chłopo´w? Przeciez˙
chyba nie mys´lisz, z˙e to zaje˛cie to jakas´ romantycz-
na heca?
Lily obro´ciła sie˛ woko´ł, zdje˛ła okulary, i pełnym
złos´ci gestem odsune˛ła włosy z twarzy.
– Czy wygla˛dam na kogos´, kto szuka roman-
tycznos´ci, panie Longren?
Case wydał z siebie taki pomruk, jakby włas´nie
ktos´ go boles´nie zdzielił mie˛dzy oczy. Na litos´c´
boska˛, co jej sie˛ przydarzyło? Wiedział jednak, z˙e
w tej chwili nie wypada o to pytac´.
Lily czekała, az˙ w niebieskich oczach Case’a
pojawi sie˛ przeraz˙enie, a on sam odwro´ci sie˛ od niej
27Sharon Sala
ze wstre˛tem. Ku jej zdumieniu jednak nic takiego
nie nasta˛piło. Case po prostu stał i patrzył na nia˛, nie
reaguja˛c na jej atak ani słowem, ani gestem.
– No wie˛c? – zapytała w kon´cu, podnosza˛c
hardo głowe˛ i czekaja˛c na cios.
– Co wie˛c? – odezwał sie˛ po chwili, nie rozumie-
ja˛c, o co jej chodzi.
– Czy mam zostac´?
– No a co? – mrukna˛ł. – Tylko sobie nie mys´l, z˙e
chłopaki z Oklahomy be˛da˛ sie˛ zajadac´ jakimis´
kiełkami lucerny czy ziarnami słonecznika. My
tutaj jemy wołowine˛, a zielonka˛ karmimy bydło.
Lily us´miechne˛ła sie˛. Nie miała juz˙ wa˛tpliwos´ci,
z˙e Case chce, by została. Z jej barko´w spadł wielki
cie˛z˙ar.
– Jasne, szefie – powiedziała ostro. – To teraz mi
tylko pokaz˙, gdzie mam spac´, i oprowadz´ mnie po
kuchni.
Wiedziała, z˙e jest nieuprzejma, lecz poniewaz˙
było juz˙ za po´z´no, by cofna˛c´ te słowa, spro´bowała
złagodzic´ je us´miechem.
Case patrzył na nia˛ oniemiały, poraz˙ony jej
uroda˛. W tej chwili nie widział szramy na jej
policzku, poniewaz˙ zastanawiał sie˛, jak by to było
pocałowac´ te us´miechnie˛te usta...
– Co mo´wiłas´? – ockna˛ł sie˛ w kon´cu.
– Pytałam, gdzie mam spac´.
28 DAMA Z KALIFORNII
Sharon Sala Dama z Kalifornii
ROZDZIAŁ PIERWSZY – O Boz˙e! Czy nie moz˙na by czegos´ zrobic´ z jej twarza˛, panie doktorze? Lily Brownfield stała za drzwiami swego pokoju i słuchała, jak jej narzeczony, Todd Collins, roz- mawia na korytarzu z chirurgiem odpowiedzialnym za operacje˛. Czuła, z˙e zaraz pe˛knie jej serce, po policzkach płyne˛ły łzy. Bandaz˙e zdje˛to z jej twarzy niecałe pie˛tnas´cie minut temu, a ona juz˙ w tej chwili miała wraz˙enie, z˙e jej z˙ycie wali sie˛ w gruzy. W głosie Todda wyczuła wstre˛t. Nie chciała znac´ odpowiedzi lekarza, jednak stała niczym wros´nie˛ta w ziemie˛ i słuchała, jak chirurg, ostroz˙nie dobiera- ja˛c słowa, przemawia do jej rozgora˛czkowanego narzeczonego. – Oczywis´cie nadejdzie czas, kiedy be˛dziemy
mogli zrobic´ druga˛ operacje˛, aby zredukowac´ te˛ blizne˛. Teraz jednak powinien pan byc´ wdzie˛czny losowi za to, z˙e narzeczona z˙yje i odzyskuje ro´wnowage˛. Na wszystko potrzeba czasu, panie Collins. Pan, jako prawnik, powinien o tym wie- dziec´ najlepiej, poniewaz˙ nic nie działa tak powoli jak wymiar sprawiedliwos´ci. Lekarz us´miechna˛ł sie˛ łagodnie i dodał: – Prosze˛ okazac´ cierpliwos´c´. Lily jest młoda˛, pełna˛z˙ycia kobieta˛. Najpierw niech powoli dojdzie do siebie, a potem zobaczymy. Dobrze? – Oczywis´cie, panie doktorze, oczywis´cie – od- parł Todd – ale za niecałe dwa miesia˛ce mielis´my wzia˛c´ s´lub.Teraztrzeba goprzełoz˙yc´ naniewiadomo kiedy. Ona na pewno nie zechce przejs´c´ przez cały kos´cio´łztwarza˛jak...–Urwałiodchrza˛kna˛ł,poczym dorzucił: –Niemoge˛ miec´ z˙ony,kto´ra...–Naglejego głos przeszedł w krzyk. – Jak ona w takiej sytuacji moz˙e byc´ doskonała˛ z˙ona˛ i gospodynia˛? Lekarz zagryzł wargi, by nie zmieszac´ swego rozmo´wcy z błotem. W swej pracy stykał sie˛ z ro´z˙nymi ludz´mi i teraz uznał, z˙e ten znakomicie ubrany, znakomicie wykształcony i znakomicie ,,wychowany’’ facet to łobuz jakich mało. Jego pacjentka zapewne jest innego zdania, lecz on uwaz˙ał, z˙e uwolnienie sie˛ od takiego faceta byłoby dla niej wre˛cz dobrodziejstwem. 6 DAMA Z KALIFORNII
Lily wcia˛gne˛ła głos´no powietrze i przycisne˛ła palce do warg, by zdławic´ szloch. Słowa Todda potwierdzały jej najgorsze podejrzenia. Wiedziała, z˙e w ich zwia˛zku brakuje głe˛bokiego uczucia, lecz wszyscy woko´ł mo´wili, z˙e stanowia˛ idealna˛ pare˛. Miała nadzieje˛, z˙e z upływem czasu jej małz˙en´stwo z Toddem stanie sie˛ tak dobre i udane, jak małz˙en´st- wo jej rodzico´w – do momentu przedwczesnej s´mierci matki. Zamkne˛łamocnooczy iusiłowałazignorowac´ fakt, z˙e jej plany na przyszłos´c´ włas´nie sie˛ posypały. Fakto´w nie sposo´b lekcewaz˙yc´. Kiedy zdje˛to jej bandaz˙e,na twarzyToddadostrzegła wyraz´ne obrzy- dzenie.Nawetgdybybardzozalez˙ałojejnatyms´lubie, to czyz˙ moz˙e wyjs´c´ za ma˛z˙ za kogos´, komu bardziej zalez˙y na tym, jak wygla˛da, niz˙ na tym, jaka jest? Aby nie stracic´ kontroli nad swoim z˙yciem, moz˙e zrobic´ tylko jedno: to ona jako pierwsza dokona cie˛cia. Przerwie ten zwia˛zek. Nie be˛dzie to proste, lecz w ostatecznym rozrachunku zaoszcze˛dzi jej sporo bo´lu. Otworzyła drzwi i spojrzała na swego narzeczo- nego. Po jego twarzy przemkna˛ł cien´, jakby zaz˙eno- wanie czy poczucie winy. – Todd, chodz´ do mnie – odezwała sie˛ spokoj- nie. – Musimy omo´wic´ cos´, co nie dotyczy pana doktora ani jego metod leczenia. 7Sharon Sala
Lekarz zmarszczył czoło, jakby znakomicie zda- wał sobie sprawe˛ z tego, co za chwile˛ nasta˛pi za drzwiami tego pokoju, i nie po raz pierwszy w z˙yciu poz˙ałował, z˙e potrafi leczyc´ tylko ciała pacjento´w, a nie ich dusze. Ta pie˛kna młoda kobieta, kto´ra˛dwa tygodnie temu przywieziono do izby przyje˛c´, dzis´ wro´ci do domu z długa˛, brzydka˛blizna˛na policzku. W jego ocenie jednak ta szrama moz˙e zostac´ uleczona znacznie szybciej niz˙ rana, kto´ra˛ za mo- ment zada jej narzeczony. Czasami złamane serce w znacznie wie˛kszym stopniu stanowi zagroz˙enie dla z˙ycia niz˙ najgorsze urazy ciała. Patrzyła niewidza˛cym wzrokiem w kierunku plaz˙y. Jej dom stał na skarpie, w dole fale z hukiem rozbijały sie˛ o skalisty brzeg. Juz˙ kilka tygodni temu opus´ciła szpital, a do dzis´ nie mogła podja˛c´ z˙adnej, najprostszej nawet decyzji dotycza˛cej przyszłos´ci. Nie dostrzegała pie˛kna dnia, nie zauwaz˙ała mew kra˛z˙a˛cych nad falami. Przed oczami nieustannie miała twarz Todda w momencie, gdy oddawała mu piers´cionek zare˛- czynowy. Malowało sie˛ na niej wo´wczas poczucie winy zmieszane z ulga˛, gdy re˛ke˛ z piers´cionkiem wkładał do kieszeni. Potem nawet zrobił gest, jakby chciał ja˛ obja˛c´. 8 DAMA Z KALIFORNII
Dlaczego tak po´z´no, Todd, pomys´lała. Zatrzymała jego dłon´ w powietrzu i odsune˛ła sie˛ od niego. Nie potrzebowała jego litos´ci, a fakt, z˙e mo´głby ja˛ obejmowac´ jeden z najlepszych młodych prawni- ko´w z Los Angeles, przestał nagle miec´ znaczenie. – Nie dawaj mi wie˛cej prezento´w, Todd – po- prosiła go wo´wczas. – Najwyraz´niej bardziej kocha- łes´ mo´j wygla˛d niz˙ mnie sama˛. Rozumiem, z˙e mogłam zostac´ twoja˛ z˙ona˛ pod warunkiem, z˙e mo´głbys´ sie˛ ze mna˛ wsze˛dzie pokazac´ i pochwalic´. Bylibys´my pie˛kna˛ para˛, Todd, ty i ja. Teraz wiem, z˙e byłam kompletna˛ idiotka˛. – Ale Lily, chyba nie wiesz... – Wiem znacznie wie˛cej, niz˙ miałabym ochote˛, Todd. A teraz zostaw mnie. Sam zajmiesz sie˛ odwołaniem wszystkich przygotowan´. Moz˙esz wy- mys´lic´ oboje˛tnie jakie kłamstwo, z˙eby wyjas´nic´ ludziom, dlaczego nie bierzemy s´lubu. Ja nie mam zamiaru niczego udawac´. Jej głos zadrz˙ał, lecz nie rozpłakała sie˛ na oczach człowieka, kto´ry włas´nie złamał jej serce. Miała ochote˛ krzyczec´, miała ochote˛ rzucic´ sie˛ na niego, lecz nie uczyniła ani jednego, ani drugiego. Nie byłoby to zbyt eleganckie, a Lily Catherine Brown- field jest przede wszystkim dama˛. Todd kiedys´ jej wyznał, z˙e była to jedna z pierwszych rzeczy, kto´ra zwro´ciła jego uwage˛. Najwyraz´niej jednak bycie 9Sharon Sala
dama˛ nie wystarczy, by utrzymac´ zwia˛zek, jes´li twarz zostanie oszpecona. Todd stał przed nia˛, zły i zawstydzony jednoczes´- nie, lecz ani nie odpierał jej zarzuto´w, ani nie pro´bował oddac´ jej piers´cionka. Natomiast w pew- nej chwili zdecydowanym ruchem obro´cił sie˛ na pie˛cie i znikna˛ł. Przymkne˛ła wo´wczas oczy, po jej policzkach popłyne˛ły łzy. Nie chciała jednak płakac´. Todd Collins nie jest tego wart. Wro´ciła do ło´z˙ka, opadła cie˛z˙ko na przes´cieradła i zacze˛ła sie˛ zastanawiac´, co teraz pocza˛c´. Nie moz˙e przeciez˙ pracowac´ i codziennie naty- kac´ sie˛ na Toda w tym samym biurze. Przed wypadkiem mogła pracowac´ wsze˛dzie. Była znako- mita˛ sekretarka˛, lecz teraz zacze˛ło narastac´ w niej przykre podejrzenie, z˙e z˙aden prawnik nie zatrudni tak mało reprezentacyjnej sekretarki. Todd ja˛ znał, podobno kochał, lecz nawet on nie był w stanie znies´c´ widoku jej zmienionej twarzy. Dlaczego jakis´ obcy człowiek miałby czuc´ inaczej? Dzwonek telefonu sprowadził ja˛ na ziemie˛. Za- mrugała powiekami, usiłuja˛c wymazac´ z pamie˛ci wspomnienia przeszłos´ci, odwro´ciła sie˛ i wbiegła do domu. – Halo! – rzuciła do słuchawki. – Lily Kate, gdzie byłas´? – Dz´wie˛czny, niski 10 DAMA Z KALIFORNII
głos ojca sprawił jej przyjemnos´c´, mimo z˙e ojciec uparcie zwracał sie˛ do niej tak jak za dawnych lat, w dziecin´stwie. – Na dworze, tato – odparła mie˛kko. – Wiesz, chciałam odetchna˛c´ s´wiez˙ym powietrzem, złapac´ troche˛ słon´ca. – Kiedy wracasz do domu? – zapytał ojciec. Nadal był na nia˛ws´ciekły za to, z˙e nie pozwoliła mu znokautowac´ Todda Collinsa. Ojciec nigdy nie przepadał za tym ambitnym karierowiczem o blond włosach. Teraz go wre˛cz nie cierpiał. Niemniej miłos´c´ do co´rki sprawiła, z˙e gryzł sie˛ w je˛zyk, ilekroc´ miał ochote˛ jej powiedziec´: ,,A nie mo´wi- łem’’... Lily westchne˛ła. Cia˛gle to samo. Gdy cos´ jej sie˛ przytrafiało, rodzina natychmiast z˙a˛dała, by wraca- ła do domu, a oni juz˙ sie˛ nia˛ zajma˛. Wiedziała jednak, z˙e tym razem powro´t do domu nic jej nie da. Rana, zwłaszcza ta wewne˛trzna, jest zbyt głe˛boka. – Tato, przeciez˙ juz˙ o tym rozmawialis´my. Ko- cham ciebie, kocham moich braci, chociaz˙ czasami we czterech bardzo dawali mi sie˛ we znaki. Ale tym razem pod z˙adnym pozorem nie przyjade˛ do was, z˙eby sie˛ ukrywac´. Wychowalis´cie mnie zupełnie inaczej. Morgan Brownfield westchna˛ł i palcami prze- czesał włosy. Nie mo´gł dyskutowac´ z co´rka˛, 11Sharon Sala
poniewaz˙ włas´nie posłuz˙yła sie˛ jednym z jego argumento´w. – Dobra – wymamrotał. – Ale jes´li uznasz, z˙e chcesz nas odwiedzic´, to wiesz, z˙e nawet nie musisz dzwonic´. Po prostu wpadaj. – Wiem o tym, tato, i dzie˛kuje˛. Pozdro´w ode mnie Cole’a, Buddy’ego, J.D. i Dusty’ego. Kocham was wszystkich. – My tez˙ cie˛ kochamy, malen´ka – odparł ojciec, czuja˛c dławienie w gardle. Trudno mu było sie˛ pogodzic´ z faktem, z˙e jego dziecko, jego jedyna co´reczka siedzi gdzies´ samotnie i cierpi. Znowu przyszła mu do głowy mys´l, z˙e jes´li sie˛ natknie na Todda Collinsa, oboje˛tne gdzie, to bez wahania da temu prostakowi w jego pie˛kne ze˛by. Lily odłoz˙yła słuchawke˛, opadła na fotel i skryła twarz w dłoniach. Z jej oczu znowu popłyne˛ły łzy. Nie ma sprawiedliwos´ci w z˙yciu. Palcami przesune˛- ła po policzku, od oka niemal do ka˛cika ust. Blizna była długa, czerwona i brzydka. Lily poczuła, z˙e znowu ma ochote˛ krzyczec´. Nie potrzeba było duz˙o czasu, by pijany kierow- ca zmienił zupełnie bieg jej z˙ycia. Wiedziała jed- nak, z˙e powinna byc´ wdzie˛czna losowi za to, z˙e to z˙ycie w ogo´le zachowała. Wstała i ruszyła wolnym krokiem na taras z wi- dokiem na ocean. Tak, zachowała z˙ycie, ale trudno 12 DAMA Z KALIFORNII
jej było patrzec´ w lustro i codziennie na nowo przekonywac´ sie˛ o tym fakcie. Ostry podmuch wiatru szarpna˛ł jej włosami. W powietrzu zafalowały jej długie, jasne loki, a potem opadły z powrotem na jej nagie ramiona. Ubrana była w stare błe˛kitne szorty i błe˛kitny top, stopy miała bose. Włas´nie szła po drewnianej podłodze w strone˛ wygodnego lez˙aka, gdy wiatr sie˛ nasilił. Odniosła wraz˙enie, z˙e nad plaz˙a˛ przeleciało cos´ niewielkiego i białego. Odwro´ciła sie˛ zaciekawio- na, co to jest. Nad z˙o´łtym piaskiem plaz˙y unosiła sie˛ gazeta, rozdzielona przez wiatr na kilka cze˛s´ci. Lily zmarszczyła czoło. S´mieci. Cia˛gle te s´mieci. Plaz˙a przed jej domem była prywatna, lecz ponad kilometr dalej rozcia˛gała sie˛ bardzo popularna plaz˙a publiczna. Lily wymruczała cos´ do siebie na temat beztroski turysto´w i zbiegła po schodkach, by sprza˛tna˛c´ gazete˛, zanim rozleci sie˛ doszcze˛tnie i wiatr zaniesie oddzielne strony w niedoste˛pne miejsca. Biegała po plaz˙y jak szalona, usiłuja˛c przechyt- rzyc´ z˙ywioł, kto´ry z płachtami papieru robił, co chciał. W kon´cu, zdyszana i czerwona z wysiłku, zdołała pochwycic´ cała˛ gazete˛ w wyja˛tkiem zaled- wie dwo´ch kartek, kto´re porwała uciekaja˛ca fala. Lily weszła na go´re˛ i skierowała sie˛ do kosza na 13Sharon Sala
s´mieci. Gdy otworzyła wieko, by włoz˙yc´ do s´rodka wilgotne strony, zauwaz˙yła tytuł gazety. – Cos´ podobnego! – wyszeptała. – ,,The Daily Oklahoman’’? Jakim cudem dotarło to az˙ tutaj? Poniewaz˙ nie miała zbyt wiele do roboty, po- stanowiła przejrzec´ gazete˛. To mogłoby byc´ cieka- we dowiedziec´ sie˛, co sie˛ dzieje gdzies´ w samym s´rodku kraju. S´cisne˛ła gazete˛ w re˛ce i zaniosła do domu, by ułoz˙yc´ strony po kolei i po´z´niej je przejrzec´. Potem zrobiła sobie cos´ do zjedzenia i prze- rzucała powoli pogniecione kartki. Nie znalazła tam nic ciekawego – do momentu, gdy dotarła do rubryki ogłoszen´. – Pomoc domowa – mrukne˛ła pod nosem. – Zo- baczmy, czym sie˛ ro´z˙ni rynek pracy w Oklahomie od kalifornijskiego. Ze znuz˙eniem przegla˛dała kolejne ogłoszenia, gdy nagle jedno z nich przykuło jej uwage˛. ,,Po- trzebna kucharka, Longren Ranch, Clinton, Oklaho- ma, 405-555-BYK’’. Rozes´miałasie˛.Izdała sobie sprawe˛,z˙erados´ci nie czuła od bardzo dawna.Włas´ciwiejej własny s´miech ja˛zaskoczył.Łzynapłyne˛ły jej dooczu,gdyusiłowała przypomniec´ sobie,kiedyostatnimrazembyławesoła. – 555-Byk – powto´rzyła z us´miechem. – Kogo oni chca˛ oszukac´? 14 DAMA Z KALIFORNII
Zerkne˛ła na date˛ i stwierdziła, z˙e gazeta jest sprzed trzech dni. Ciekawe, czy juz˙ kogos´ znalez´li na to miejsce, pomys´lała, a potem zadała sobie pytanie, czy przypadkiem nie postradała zmysło´w. Co´z˙ ja˛ w kon´cu obchodzi, czy posada kucharki na ranczu jest jeszcze wolna? Ona ma za soba˛ cztery lata college’u, pracowała w firmie Prentiss and Sons jako pocza˛tkuja˛ca sekre- tarka, a potem została sekretarka˛ w prywatnej kan- celarii prawnej. Przeciez˙ stanowisko kucharki nie jest dla niej. To włas´nie sobie mo´wiła, gdy szła do telefonu. W szerokim lustrze wisza˛cym nad kanapa˛ pod- chwyciła swe odbicie i lekko zmarszczyła czoło. Blizna na policzku jest bardzo wyraz´na. Pos´cig za gazeta˛ na plaz˙y troche˛ nadwere˛z˙ył s´wiez˙a˛ tkanke˛. Kto by chciał ogla˛dac´ taka˛ twarz? Z˙oła˛dek podchodził jej do gardła, gdy usiadła, chwyciła słuchawke˛ i wykre˛ciła numer. Po szo´stym dzwonku usłyszała po drugiej stronie zaspany me˛ski głos i nagle uprzytomniła sobie, z˙e w Oklahomie jest teraz dwie godziny po´z´niej. O Boz˙e! Pomys´la˛, z˙e dzwoni jakas´ wariatka. – Mam nadzieje˛, z˙e sprawa jest waz˙na – rzekł me˛z˙czyzna znuz˙onym głosem – bo chyba za po´z´no na telefony. Odpowiedziało mu milczenie. 15Sharon Sala
– Jes´li ktos´ tam jest, to niech lepiej sie˛ odezwie. To twoje pienia˛dze, koles´, a ja jestem zbyt zme˛czo- ny, z˙eby sie˛ bawic´ w jakies´ gierki. Lily odetchne˛ła głe˛boko i zapytała: – Czy to pan Longren w Oklahomie? – Tak, to ja – odparł zaspany głos. – Słucham pania˛. – Czy znalez´lis´cie juz˙ kucharke˛? Teraz z kolei jej odpowiedziała cisza, a potem w słuchawce rozległ sie˛ zduszony chichot. – Dzwoni pani o jedenastej w nocy w sprawie pracy? – W głosie me˛z˙czyzny pobrzmiewały resztki s´miechu, lecz pytanie było powaz˙ne. – Tak – wykrztusiła Lily, kto´ra˛ nagle ogarne˛ły wa˛tpliwos´ci. – Ciekawa jestem, czy ta praca jest jeszcze do wzie˛cia. – Owszem, skarbie. Interesuje to pania˛? Lily zacisne˛ła ze˛by. Skarbie! – A ile pan płaci? – A czy pani umie gotowac´? – Tak, umiem gotowac´, inaczej bym nie dzwoni- ła – odpowiedziała ostrym tonem. Suma, kto´ra˛ wymienił, sprawiła, z˙e Lily ponow- nie spojrzała na ogłoszenie. – Az˙ tyle chce pan płacic´ kucharce? Na litos´c´ boska˛, kogo tam trzeba karmic´? Case odrzucił kołdre˛ i usiadł na ło´z˙ku, przetarł 16 DAMA Z KALIFORNII
re˛ka˛ twarz i us´miechna˛ł sie˛ do siebie. Podobał mu sie˛ dz´wie˛czny głos tej kobiety. – Kilkunastu robotniko´w, kto´rzy pomagaja˛ w wiosennym spe˛dzie stada. Trzy posiłki dziennie, szes´c´ dni w tygodniu, własny poko´j. Warunki nie do negocjacji. Aha – dodał jeszcze – praca jest czaso- wa. Trzy miesia˛ce. Nie trzymam kucharki przez cały rok. Wie˛kszos´c´ z moich stałych pracowniko´w ma z˙ony. One im gotuja˛. Lily milczała, zastanawiaja˛c sie˛ gora˛czkowo, jak by to było, gdyby znikne˛ła na trzy miesia˛ce, by dokonac´ analizy swojego z˙ycia. Ta mys´l dziwnie ja˛ pocia˛gała. – To jak? – zapytał me˛z˙czyzna. – Interesuje to pania˛? – Kiedy miałabym zacza˛c´? – Nie mogła uwie- rzyc´ własnym uszom, z˙e wypowiedziała te słowa! – A kiedy moz˙e pani tu przyjechac´? – od- powiedział pytaniem na pytanie. – Potrzebuje˛ dwo´ch dni na załatwienie spraw i kupno biletu na samolot, oraz wskazo´wek, jak dojechac´ na ranczo. Włas´nie zatrudnił pan kuchar- ke˛, panie Longren. – Dobrze – odparł me˛z˙czyzna. – Tylko prosze˛ sie˛ pospieszyc´. Jes´li ludzie jeszcze troche˛ be˛da˛ musieli raczyc´ sie˛ z˙arciem Pete’a, to długo nie pocia˛gna˛. Nie be˛de˛ pani tłumaczył, jak dojechac´. 17Sharon Sala
Kiedy kupi pani bilet, prosze˛ zadzwonic´. Ktos´ wyjedzie po pania˛ na lotnisko. – No to jestes´my umo´wieni – odrzekła. Gdy odkładała słuchawke˛, jej re˛ka drz˙ała. Nie wiedziała, czy ma s´miac´ sie˛, czy płakac´. Na litos´c´ boska˛, co ona włas´nie zrobiła? Lily nie znała lotniska w Oklahomie, lecz tak samo jak na wielu innych lotniskach samolot wyla˛- dował przy jednej cze˛s´ci budynku, a bagaz˙ był do odebrania w przeciwnym jego kran´cu, i to na dodatek na innym poziomie. Gdy zdejmowała z karuzeli ostatnia˛ torbe˛, usły- szała w głos´niku swoje nazwisko. Załadowała baga- z˙e na wo´zek i wyruszyła na poszukiwanie stanowis- ka informacji, do kto´rego miała sie˛ zgłosic´. Nie miała poje˛cia, czego lub kogo oczekiwac´. Ani jej, ani panu Longrenowi nie przyszło do głowy, by jakos´ bliz˙ej sie˛ opisac´. Powo´d, jaki miała Lily, był boles´nie oczywisty. Jak miała mu to powiedziec´? Prosze˛ szukac´ blondynki o pokiereszowanej twa- rzy? On zas´ pewnie by zasugerował, z˙eby wypat- rywała kogos´ w kowbojskim kapeluszu. Jasne, byłyby to bardzo pomocne informacje. Ludzie, kto´rzy mieszkaja˛na ranczu, chyba musza˛wygla˛dac´ jak kowboje, prawda? Poniewaz˙ nikogo takiego nie dostrzegła, zmieni- 18 DAMA Z KALIFORNII
ła taktyke˛. Zacze˛ła wyszukiwac´ w tłumie kogos´, kto sprawiałby wraz˙enie, z˙e na kogos´ czeka. I znowu okazało sie˛, z˙e niemal wszyscy pasuja˛ do tego wizerunku. – Pani to chyba nie jest ta˛ kucharka˛? Odwro´ciła sie˛, by poszukac´ me˛z˙czyzny, kto´ry wypowiedział te słowa. I ujrzała pomarszczona˛ twarz najniz˙szego człowieczka, jakiego w z˙yciu spotkała. Miał niewiele ponad metr pie˛c´dziesia˛t wzrostu, lecz nosił wysoki kapelusz oraz buty na obcasie, co w sumie dodawało mu kilkanas´cie centymetro´w. – Słucham pana? – zapytała, staraja˛c sie˛ nie patrzec´ na ge˛sta˛ siec´ zmarszczek przecinaja˛cych jego twarz. Przypominały jej o jej szramie. Teraz pods´wiadomie jej dotkne˛ła. – Mo´wiłem, z˙e pani pewnie nie jest ta˛kucharka˛, co miała przyjechac´ na ranczo Longrena, co? Takie- go szcze˛s´cia to chyba nie mamy. Us´miech, jaki towarzyszył tej wypowiedzi, spra- wił, z˙e Lily takz˙e sie˛ us´miechne˛ła. – Czy pan Longren? – Pudło, panienko! – Człowieczek zachichotał. – Ja jestem Arloe Duffy, ale niech pani mo´wi do mnie Duff. Tak na mnie wołaja˛. To co, pani jednak jest ta˛ panna˛ Brownfield? – Mo´w do mnie Lily – odrzekła, szukaja˛c na 19Sharon Sala
twarzy me˛z˙czyzny oznak szoku lub odrazy na widok jej powoli goja˛cej sie˛ rany. Niczego takiego nie dostrzegła. – Jakie fajne imie˛, Lily! – zawołał s´piewnym głosem. – Na rany koguta, chłopaki dzis´ oszaleja˛, jak cie˛ zobacza˛. Mys´la˛, z˙e przyjedzie jakas´ stara szkapa na ostatnich nogach. – A niby dlaczego tak mys´la˛? – Bo jaka normalna baba chciałaby zaszyc´ sie˛ w ciemnej kuchni na całe lato? Chyba tylko taka, kto´ra nie ma nic lepszego do roboty? – odparł Duff rzeczowo i w tej samej chwili ugryzł sie˛ w je˛zyk. Poczerwieniał, cos´ niezrozumiale wymamrotał, a potem zerwał kapelusz z głowy. Spla˛tane pasma siwych włoso´w tworzyły nad jego głowa˛ dzika˛ strzeche˛. Trzymaja˛c w zacis´nie˛tej re˛ce kapelusz, walna˛ł sie˛ nim z całej siły w piers´, pragna˛c prze- prosic´ swa˛ rozmo´wczynie˛. – Zabic´ mnie, panienko! Nie słuchac´ mojej gadaniny. Juz˙ całe wieki nie widziałem takiej ładnej mło´dki. Zwyczajnie mo´zg mi s´cie˛ło. Wiesz, co mam na mys´li, a tak po prawdzie to super, z˙e be˛dziesz na naszej farmie. A jak jeszcze ugotujesz nam lepiej niz˙ Pete... Bo´l w jej sercu nieco zelz˙ał, gdy usłyszała, z˙e jest młoda i ładna, choc´ nie do kon´ca Duffowi wierzyła. 20 DAMA Z KALIFORNII
– No dobrze – odezwała sie˛ z namysłem. – Nie mam poje˛cia, jak gotuje Pete, ale mam ojca i czte- rech starszych braci, kto´rzy moga˛za mnie zare˛czyc´. Umiem ugotowac´ wszystko, i to w dowolnej ilos´ci. – Ooo! – zaskrzeczał Duff. – To ja juz˙ nie moge˛ sie˛ doczekac´. Chodz´my, panienko Lily, bryka cze- ka. – Wcisna˛ł pognieciony kapelusz z powrotem na głowe˛, pochwycił jej bagaz˙e i gestem nakazał jej is´c´ za soba˛ długim korytarzem. – Mo´w do mnie po imieniu – przypomniała mu, lecz pognał do przodu tak szybko, z˙e chyba jej nie usłyszał. Poprawiła ro´z˙owe, lniane spodnie, wygładziła kro´tki z˙akiet i najszybciej jak umiała, ruszyła za tym przemiłym człowieczkiem. – To tu – oznajmił Duff, skre˛caja˛c w szo´sta˛ z kolei brame˛ po zjez´dzie z autostrady i wskazuja˛c biały, pie˛trowy dom otoczony licznymi przybudo´w- kami i budynkami. – Wygla˛da jak dom w programie telewizyjnym ,,Dallas’’ – zauwaz˙yła Lily. – Co? Masz na mys´li Southfork? To zaraz za granica˛ z Teksasem. Widziałem go pare˛ razy. – To on naprawde˛ istnieje? – spytała rozczaro- wana. – Jasne – odparł. – Mieszkaja˛ w nim inni ludzie 21Sharon Sala
i inaczej to ranczo nazywaja˛, ale miejsce jest to samo. Patrz, tam jest szef. Lily spojrzała we wskazanym kierunku. Nie była w stanie odro´z˙nic´ jednego me˛z˙czyzny od drugiego. Widziała jedynie stłoczone krowy i mucza˛ce ciela- ki, kto´re biegały woko´ł robotniko´w. Wszystko spowijały kłe˛by kurzu. Wysiadła z niebieskiego pickupa, otrzepała spo- dnie oraz z˙akiet i włoz˙yła przeciwsłoneczne okula- ry. Potem nasune˛ła na lewy policzek pasmo włoso´w o barwie miodu i postarała sie˛ ze wszystkich sił, by nie marszczyc´ nosa przy wdychaniu powietrza wypełnionego specyficznym zapachem s´wiez˙ego nawozu oraz kurzu. – Po czym mam go poznac´? W tej samej chwili od tłumu oderwał sie˛ wysoki, pokryty szarym pyłem me˛z˙czyzna. W jego ruchach i sylwetce było cos´ władczego. To wraz˙enie byc´ moz˙e wzie˛ło sie˛ sta˛d, z˙e ze stoickim spokojem przyjmował chaos panuja˛cy na farmie, jakby był ponad to. Serce Lily zabiło niespokojnie, lecz oparła sie˛ pokusie, by odwro´cic´ sie˛ i uciec. Ze swego miejsca widziała jedynie, z˙e me˛z˙czyzna jest bardzo wysoki, postawny, i z˙e włas´nie ruszył w ich kierunku. Case Longren był brudny i spocony i robiło mu 22 DAMA Z KALIFORNII
sie˛ niedobrze od zapachu kurzu zmieszanego z wo- nia˛krwi. Od rana kastrowali młode byczki, jednym zre˛cznym ruchem noz˙a przemieniaja˛c je w woły. Niemal zapomniał, z˙e włas´nie dzis´ miała przyje- chac´ nowa kucharka. Włas´ciwie to przypomniał sobie o tym dopiero w chwili, gdy na podwo´rze wjechał niebieski pickup Duffa. Ka˛tem oka starał sie˛ dostrzec, jak wygla˛da ta jego nowa siła. Po raz pierwszy w z˙yciu zachował sie˛ naprawde˛ lekkomys´lnie i zatrudnił pracownika przez telefon, nie widza˛c go i nie z˙a˛daja˛c referencji. Przez głowe˛ przemkne˛ła mu nawet mys´l, czy przypadkiem nie kupił przysłowiowego ,,kota w worku’’. Wyprostował sie˛ i oniemiał, gdy z pickupa wysiadła młoda blondynka, wyz˙sza od Duffa o dwa- dzies´cia pare˛ centymetro´w. – Słodki ptak młodos´ci – mrukna˛ł do siebie i rzucił koniec liny stoja˛cemu najbliz˙ej pracow- nikowi. Nie jest to co prawda kot, ale kocica z niej niezła! I chyba nie pasuje do tego miejsca... – Masz, Harris, trzymaj. Pomo´z˙ chłopakom skon´czyc´. Ja zaraz wracam. W tej kobiecie było cos´, co nawet z daleka wyro´z˙niało ja˛ od pozostałych. Case znał sie˛ na kobietach i natychmiast zauwaz˙ył, z˙e nieznajoma nie mizdrzy sie˛ ani nie wdzie˛czy. Stała nieruchomo, nie zasłaniaja˛c twarzy przed niesionym przez wiatr 23Sharon Sala
kurzem. Gdy znalazł sie˛ bliz˙ej, us´wiadomił sobie, z˙e kobieta wre˛cz wstrzymuje oddech. Skonstatował, z˙e pewnie ponosi go wyobra- z´nia, i zacza˛ł sie˛ zastanawiac´, co z nia˛ pocza˛c´. Na pewno nie jest zawodowa˛ kucharka˛. Jej stro´j oraz fryzura bez wa˛tpienia s´wiadczyły o tym, z˙e pienia˛dze odgrywaja˛ w jej z˙yciu niepos´lednia˛ role˛. – Panna Brownfield? – zapytał, maja˛c nadzieje˛, z˙e moz˙e to jednak jest ktos´ inny. Moz˙e kucharka ma przyleciec´ naste˛pnym samo- lotem? Jego nadzieje legły w gruzach, gdy kobieta lekko kiwne˛ła głowa˛ i wycia˛gne˛ła na powitanie re˛ke˛. Nie byłby bardziej zdziwiony, gdyby ta˛ re˛ka˛ podała mu we˛z˙a. Nie był jednak w stanie us´cisna˛c´ jej dłoni. Ona nie ma poje˛cia, czym sie˛ przez cały poranek zajmował... – Przepraszam – powiedział i wskazał na bydło oraz pracowniko´w, łudza˛c sie˛, z˙e ona wszystko zrozumie bez wnikania w szczego´ły. – Jestem za brudny, z˙eby sie˛ z pania˛ przywitac´. – Umyje˛ sie˛, panie Longren – odrzekła spokoj- nie, uje˛ła jego re˛ke˛ i us´cisne˛ła ja˛, zanim zda˛z˙ył zaoponowac´. Odnio´sł wraz˙enie, z˙e niebo przecie˛ła błyskawica. Zamrugał powiekami i spojrzał w go´re˛, spodziewa- ja˛c sie˛ ujrzec´ burzowe chmury. Tymczasem zoba- 24 DAMA Z KALIFORNII
czył czysty błe˛kit i rozz˙arzone słon´ce nie szcze˛dza˛- ce im swego blasku. Niewidza˛cym wzrokiem wpatrywał sie˛ przez chwile˛ w szczupła˛ dłon´ trzymaja˛ca˛ jego brudne łapsko, a potem przenio´sł oczy na twarz kobiety, zasłonie˛ta˛ cze˛s´ciowo przez okulary słoneczne i wspaniała˛ grzywe˛ włoso´w. Nagle wypus´cił jej dłon´, jakby go cos´ oparzyło. – Pani wybaczy moje pytanie, ale chyba nie jest pani kucharka˛ z zawodu? Lily popatrzyła na jego pokryta˛ kurzem twarz, trzydniowy czarny zarost na policzkach, sfatygowa- nego stetsona, i zobaczyła oczy tak błe˛kitne, jakby ktos´ odsłonił przed nia˛ kawałek nieba. Stłumiła okrzyk, kto´ry naro´sł w jej piersi, i zro- zumiała, z˙e przed tymi przenikliwymi oczami nic sie˛ nie ukryje. Szybko odwro´ciła głowe˛, nie maja˛c ochoty widziec´ szoku, jaki wkro´tce niechybnie pojawi sie˛ na twarzy me˛z˙czyzny. – Nie – odrzekła w kon´cu, wpatruja˛c sie˛ w punkt tuz˙ nad jego ramieniem – ale umiem gotowac´, a pan powiedział, z˙e moge˛ tu przyjechac´. Czy to pytanie oznacza, z˙e mnie pan odsyła, nawet nie pozwalaja˛c mi spro´bowac´? W głosie kobiety pobrzmiewał wyraz´ny zawo´d, jednak jej zachowanie nie zdradzało strachu, jaki ja˛ ogarna˛ł. 25Sharon Sala
– Alez˙ ska˛d! – zaprotestował stanowczo. – Do- trzymuje˛ słowa. Jestem tylko troche˛ zdziwiony, to wszystko. Zwro´cił głowe˛ w strone˛ Duffa, kto´ry stał obok, szczerza˛c rados´nie ze˛by. Arloe Duffy s´wietnie wiedział, jak sie˛ czuje szef. Widok nieznajomej takz˙e jego zwalił z no´g. Nic dziwnego, jest na co popatrzec´. A ta malutka blizna na twarzy w niczym nie przeszkadza. – Zawiez´ bagaz˙e do domu, Duff, a ja po´jde˛ z pania˛ i porozmawiamy. – Rozkaz! – zawołał skrzekliwie Duff, wskoczył do szoferki i skre˛cił w strone˛ domu. W ustach juz˙ czuł smak pysznej kolacji. – Prosze˛ mo´wic´ do mnie Lily – poprosiła, gdy ruszyli. – Dobrze, Lily. Ty do mnie tez˙ mo´w po imieniu. Chłopaki nazywaja˛mnie Case albo szef, jak im tam wygodniej. Kiwne˛ła głowa˛ i przyspieszyła kroku, usiłuja˛c nie pozostac´ w tyle. Case miał długie nogi i szybko pokonywał odległos´ci. – A wie˛c, Lily – odezwał sie˛, gdy weszli do holu – gdzie mieszkasz? No, kiedy nie jestes´ tutaj... – Us´miechna˛ł sie˛ łagodnie, usiłuja˛c ukryc´ zacieka- wienie. – W Los Angeles. 26 DAMA Z KALIFORNII
Ponownie zaniemo´wił. Oparł sie˛ o blat kuchenny i zsuna˛ł kapelusz na tył głowy. Czysty pas sko´ry, jaki sie˛ ukazał, poinformował Lily, z˙e me˛z˙czyzna ma s´niada˛ cere˛. Ciekawe, czy całe jego ciało jest tak ciemne? Zawstydziła sie˛ tej mys´li i skarciła za nia˛ w duchu. – W Kalifornii? – mrukna˛ł, zachodza˛c w głowe˛, dlaczego Lily sie˛ skrzywiła. Z westchnieniem kiwne˛ła głowa˛, poprawiła drz˙a˛- cymi palcami włosy oraz okulary. No tak, zaraz sie˛ zacznie... – To moz˙e mi wyjas´nisz, dlaczego taka młoda i ładna kobieta telepie sie˛ przez po´ł kraju, z˙eby w jakiejs´ zapadłej dziurze gotowac´ przez trzy miesia˛ce z˙arcie zgrai brudnych chłopo´w? Przeciez˙ chyba nie mys´lisz, z˙e to zaje˛cie to jakas´ romantycz- na heca? Lily obro´ciła sie˛ woko´ł, zdje˛ła okulary, i pełnym złos´ci gestem odsune˛ła włosy z twarzy. – Czy wygla˛dam na kogos´, kto szuka roman- tycznos´ci, panie Longren? Case wydał z siebie taki pomruk, jakby włas´nie ktos´ go boles´nie zdzielił mie˛dzy oczy. Na litos´c´ boska˛, co jej sie˛ przydarzyło? Wiedział jednak, z˙e w tej chwili nie wypada o to pytac´. Lily czekała, az˙ w niebieskich oczach Case’a pojawi sie˛ przeraz˙enie, a on sam odwro´ci sie˛ od niej 27Sharon Sala
ze wstre˛tem. Ku jej zdumieniu jednak nic takiego nie nasta˛piło. Case po prostu stał i patrzył na nia˛, nie reaguja˛c na jej atak ani słowem, ani gestem. – No wie˛c? – zapytała w kon´cu, podnosza˛c hardo głowe˛ i czekaja˛c na cios. – Co wie˛c? – odezwał sie˛ po chwili, nie rozumie- ja˛c, o co jej chodzi. – Czy mam zostac´? – No a co? – mrukna˛ł. – Tylko sobie nie mys´l, z˙e chłopaki z Oklahomy be˛da˛ sie˛ zajadac´ jakimis´ kiełkami lucerny czy ziarnami słonecznika. My tutaj jemy wołowine˛, a zielonka˛ karmimy bydło. Lily us´miechne˛ła sie˛. Nie miała juz˙ wa˛tpliwos´ci, z˙e Case chce, by została. Z jej barko´w spadł wielki cie˛z˙ar. – Jasne, szefie – powiedziała ostro. – To teraz mi tylko pokaz˙, gdzie mam spac´, i oprowadz´ mnie po kuchni. Wiedziała, z˙e jest nieuprzejma, lecz poniewaz˙ było juz˙ za po´z´no, by cofna˛c´ te słowa, spro´bowała złagodzic´ je us´miechem. Case patrzył na nia˛ oniemiały, poraz˙ony jej uroda˛. W tej chwili nie widział szramy na jej policzku, poniewaz˙ zastanawiał sie˛, jak by to było pocałowac´ te us´miechnie˛te usta... – Co mo´wiłas´? – ockna˛ł sie˛ w kon´cu. – Pytałam, gdzie mam spac´. 28 DAMA Z KALIFORNII