Alexandra SellersAlexandra Sellers
Zawód: milionerZawód: milioner
Rozdział 1
Poszukuję milionera
Jesteś bogaty, a chcesz być jeszcze bogatszy? Naukowiec-wynalazca bez
środków do pracy poszukuje osoby gotowej zainwestować w kilka
obiecujących, potencjalnie bardzo dochodowych projektów. Referencje.
Kontakt: Vancouver Herald, skrytka 1686.
– Może w tym tygodniu będziesz miała więcej szczęścia – powiedziała
Bel, odkładając „Heralda" na bok. Ale myślę, że powinnaś spróbować
zamieścić ogłoszenie w ogólnokrajowych gazetach.
Jej siostra Tallia przełknęła ostatni kęs śniadania i skinęła głową.
– Masz rację. Jeśli nie dostanę żadnej odpowiedzi, to w przyszłym
tygodniu spróbuję to zrobić. Ale jestem przekonana, że mam większe szanse
tutaj, w Vancouverze.
Ludzie na wschodzie – mówiąc to, miała na myśli Toronto, a nie Kalkutę
– sądzą, że na zachodzie mieszkają same półgłówki.
Bel uśmiechnęła się lekko.
– A piękna blondynka z zachodniego wybrzeża nie może być bardziej
inteligentna niż...
– Niż ogrodowy szpadel – dokończyła Tallia. Obydwie siostry zazwyczaj
jadały śniadanie w mieszkaniu Bel, gdzie przed południem balkon skąpany
był w słońcu. Mieszkanie Tallii znajdowało się w tym samym budynku, lecz
o piętro wyżej i miało balkon wychodzący na zachód, tam więc spotykały
się na kolacjach kilka razy w tygodniu, jeśli Tallia nie była akurat zajęta w
laboratorium, a Bel nie siedziała w uniwersyteckiej bibliotece. Ostatnio
jednak Tallia nie miała już zajęć w laboratorium, toteż wspólne kolacje stały
się częstsze.
– Opowiedz mi, jak ci poszło z Melem Carterem – poprosiła Bel.
Odgadła, że spotkanie nie było udane, chciała jednak poznać szczegóły.
Odkąd jej siostra zaczęła umieszczać w gazetach swoje ogłoszenie, Bel
codziennie mogła liczyć na dawkę dobrej zabawy.
Tallia zazgrzytała zębami i zmarszczyła nos.
– Mel Carter ma więcej ramion niż ośmiornica. Doszło do tego, że
musiałam pozbyć się go siłą.
Bel otworzyła szeroko oczy.
– Coś takiego! I jak on zareagował?
– Powiedział, że znajomość karate w świetle prawa uznawana jest za
broń i że zaskarży mnie o napaść.
– Ale przecież ty nie znasz karate! – zdumiała się Bel.
– Co mu właściwie zrobiłaś?
Tallia tylko wzruszyła ramionami.
– Powiedziałam mu, że to nie było karate, tylko desperacja kobiety, która
wie, czego nie chce. Był wściekły, ale ja też.
Bel spojrzała przelotnie na rowek między piersiami siostry, który na
chwilę ukazał się znad rąbka znoszonej zielonej piżamy, i tylko pokiwała
głową.
– Nawet nie możesz spokojnie wzruszyć ramionami – stwierdziła
beznamiętnie. – Biedny facet musiał być kompletnie ogłuszony.
Jej siostra była piękna. Nawet rodzina musiała to przyznać, choć tego
rodzaju nieskromność nie leżała w charakterze Kanadyjczyków. Od końców
naturalnie jasnych włosów aż po palce u stóp dwudziestosześcioletnia Tallia
Venables była bez skazy. Jej włosy, stopy, łydki, dłonie, usta, zęby i oczy, a
także całe ciało, wielokrotnie pojawiały się w reklamach. Jasne włosy, gęste
i miękkie, opadały na ramiona. Duże oczy miały niezwykły, błękitnozielony
kolor, na widok którego mężczyźni zaczynali śnić o tropikalnych morzach.
Nosa Tallii nie powstydziłaby się rzeźba Michała Anioła, usta były
naturalnie pełne, bez pomocy zastrzyków z kolagenem, a głowa osadzona na
długiej, smukłej szyi. Piersi, bujne i jędrne, jej agentka uważała za nieco
zbyt duże, mężczyźni jednak byli odmiennego zdania. Do tego dochodziła
szczupła talia i fascynująco zaokrąglone biodra oraz długie, smukłe nogi.
Bel nie była zazdrosna o urodę siostry. Nikt z rodziny Venables nie był
brzydki i Bel mogła się wydawać przeciętna jedynie w obecności Tallii.
Trudno było zresztą zazdrościć siostrze urody, która przysparzała jej tylu
kłopotów. Bel zdała sobie z tego sprawę dopiero od niedawna, odkąd
zaczęła studia i zamieszkała w tym samym budynku co Tallia. Dzięki temu
siostry znów stały się sobie bliskie, tak jak w dzieciństwie.
Właśnie uroda była powodem, dla którego Tallia przed kilku laty
opuściła rodzinę. Agentka przypadkiem zobaczyła jej fotografię, przyjechała
do miasteczka, gdzie mieszkała rodzina Venables, i namówiła dziewczynę,
by zamiast wstępować na uniwersytet, zajęła się sprzedawaniem swego
wyglądu.
– Mózg ci nie zginie – przekonywała. – Ale jeśli chcesz wykorzystać
swój wygląd, musisz to zrobić teraz. Potem będzie za późno.
Tallia miała wtedy siedemnaście lat. Dała się namówić, a rodzice
wyrazili zgodę pod jednym warunkiem: że przez dwa lata pozostanie w
Vancouverze, a jeśli po tym okresie okaże się, że jej zajęcie przynosi
przyzwoite dochody, a ona sama wciąż spragniona jest rozgłosu i uznania, to
będzie mogła opuścić rodzinne strony. Toronto, Hollywood i Nowy Jork
muszą jednak poczekać, choć agentka straszyła, że gdy Tallia ukończy
dwadzieścia lat, jej szanse na karierę w tych miejscach zmaleją do zera.
Okazało się, że rodzice zachowali się bardzo rozsądnie, a inteligencja
Tallii stała się ich sprzymierzeńcem. Dwa lata pozowania z pustym
uśmiechem pod nazwiskiem Natasha Fox, które wybrała dla niej agentka,
śmiertelnie znudziły dziewczynę. Owszem, duże zarobki łagodziły minusy
tego zawodu, ale sława, nawet lokalna, szybko stała się ciężarem. Gdy Tallia
skończyła dziewiętnaście lat, wróciła na studia, do swej pierwszej miłości –
nauk stosowanych. Nie zarzuciła zupełnie pozowania, traktowała je jednak
wyłącznie jako sposób na opłacenie nauki. A gdy jej siostra Bel zaczęła
studia na tym samym uniwersytecie, Tallia mogła również i ją wesprzeć
finansowo. Tylko to trzymało ją jeszcze przy zawodzie modelki.
Ale przede wszystkim Tallia była wynalazcą, a w tej dziedzinie jej uroda
stawała się nieznośnym ciężarem. Odczuła to szczególnie dotkliwie, gdy
utraciła posadę na uniwersytecie za przyczyną swojego przełożonego, który
nie mógł ścierpieć, że Tallia odrzuciła jego awanse. Teraz miała wybór:
mogła przyjąć ofertę pracy w laboratorium badawczym pewnej fabryki i
robić to, co interesowało jej pracodawców, albo zająć się tym, co
interesowało ją samą – do tego jednak potrzebowała środków finansowych.
Dlatego właśnie postanowiła dać to ogłoszenie. Niestety, Tallia
przekonała się szybko, że myśli o seksie nie były obce nawet zachłannym
milionerom, którzy pragnęli przekształcić swoje miliony w miliardy. Choć
opowiadanie o wieczorze spędzonym w towarzystwie Mela Cartera brzmiało
zabawnie, w głosie Tallii dźwięczała desperacja.
– Bel, co ja mam zrobić, żeby przekonać tych ludzi, że potrafię myśleć?
– westchnęła w końcu.
– Nie w tym rzecz – odrzekła Bel, która po matce odziedziczyła zmysł
praktyczny. – Oni wierzą, że potrafisz myśleć, tylko że bardziej interesuje
ich seks. Może mogłabyś jakoś ukryć swoją urodę.
– Ale jak? Widziałaś przecież, jak wyglądałam wczoraj wieczorem! –
oburzyła się Tallia. – Bez makijażu, włosy związane w koński ogon,
skromny kostium...
Bel skinęła głową, myśląc o czymś intensywnie.
– Marlon Brando – powiedziała w końcu.
– Co? – zdumiała się Tallia.
– Pucołowate policzki. Pamiętasz ten stary film, który widziałyśmy parę
miesięcy temu w Art Cinema? Brando miał tam wkładki w policzkach.
Przeczytałam to w programie. Brak makijażu nie wystarczy. Musisz
zbrzydnąć. Ten charakteryzator, który zajmował się tobą w „Północnej
opowieści", na pewno potrafiłby ci pomóc.
Tallia przez chwilę patrzyła na siostrę, a potem potrząsnęła głową.
– Nic z tego nie wyjdzie. Film to nie jest zwyczajne życie.
– Ależ oczywiście, że wyjdzie! – śmiała się Bel, coraz bardziej
podniecona własnym pomysłem. – Możemy ci dorobić garb albo...
Urwała, słysząc znajome stuknięcie listów wpadających do mieszkania
przez szparę w drzwiach. Tallia również je usłyszała i zerwała się na równe
nogi.
– Listonosz! – zawołała, biegnąc do drzwi. Otworzyła je i wykrzyknęła:
– Lee!
Listonosz był już przy następnych drzwiach. Na dźwięk swojego imienia
obejrzał się przez ramię i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Cześć, Tallio! – zawołał z entuzjazmem.
– Masz coś dla mnie? – zapytała dziewczyna.
– Wiesz, że nie wolno mi tego robić. Mógłbym stracić pracę.
– Ale przecież obydwoje wiemy, że ja to ja, prawda? – przekonywała go
Tallia, podchodząc bliżej. – Natalia Venables. Więc kto niby miałby na
ciebie donieść?
Listonosz wzruszył ramionami, jakby od początku wiedział, że stoi na
przegranej pozycji.
– Poczekaj chwilę – rzekł, przeglądając plik listów trzymanych w dłoni.
– Same rachunki. Zdaje się, że znów nie napisał.
Podał jej kilka kopert. Tallia rzuciła na nie okiem i wbiegła do
mieszkania siostry, z podnieceniem wołając od progu:
– Poczta! Jest coś z gazety!
– Otwórz! – ponagliła Bel, podnosząc wzrok znad własnych rachunków.
Tallia nie potrzebowała zachęty. Rozdarła brązową kopertę z
nagłówkiem „Heralda". Wypadła z niej następna koperta, podłużna i biała.
– Nie wierzę własnym oczom! – szepnęła Tallia, spoglądając na podpis
na kopercie.
– Od kogo to? – zaciekawiła się Bel.
Tallia wzięła głęboki oddech.
– Od Brada Slingera – szepnęła. – Och, Bel!
– Jake, nie ma najmniejszego sensu, żebym tam szedł – oznajmił Brad
Slinger. – Mogę ci od razu powiedzieć, że nie zainwestuję nawet pięciu
centów w żaden film, nawet gdyby to miał być nowy Francois Truffaut.
– Widzisz, na tym właśnie polega twój problem – odrzekł jego
przyjaciel, prawnik, a od czasu do czasu również doradca inwestycyjny w
jednej osobie. – Każdy powiedziałby raczej: Steven Spielberg. Jesteś
uprzedzony do komercyjnych filmów.
– Jestem uprzedzony do wszystkich filmów – sprostował Brad z
łagodnym uśmiechem. – I nic nie jest w stanie tego zmienić.
– Ale przecież mówimy o kanadyjskim filmie. To nie jest inwestycja,
tylko darowizna. Damon Picton najprawdopodobniej wpadłby w panikę,
gdyby się dowiedział, że jego film ma szanse na sukces kasowy. Uznałby, że
szwankuje jego inteligencja.
– Ha!
– Brad, muszę ci to powiedzieć – westchnął w końcu Jake. – Wciąż
prześladuje cię matka.
Jego przyjaciel zmarszczył brwi.
– Jak może mnie prześladować matka, której praktycznie nie widziałem
od trzeciego roku życia?
Jake był pewien, że ma rację, ale ponieważ nie potrafił tego wyjaśnić,
zmienił temat.
– Posłuchaj. Film to znaczy: kobiety. Wspaniałe kobiety. Brad, przecież
lubisz wspaniałe kobiety. Idź tam po prostu po to, żeby się rozejrzeć.
– Owszem, lubię wspaniałe kobiety, ale nie wtedy, gdy są aktorkami.
Bo... – Przerwał mu dzwonek telefonu. – – Przepraszam – mruknął i
podniósł słuchawkę. – Tak, Lindo?
– Dzwoni kobieta o nazwisku Tallia Venables. Mówi, że jest wynalazcą i
że napisałeś do niej list z prośbą o rozmowę.
– To kobieta? – zdziwił się Brad. – Dobrze, połącz ją.
W słuchawce odezwało się szczęknięcie, a po chwili wyraźny, czysty
głos:
– Czy pan Slinger? Dzień dobry. Czy sekretarka powiedziała panu, kim
jestem?
– Tak. Tallia Venables. Przyznam się jednak, że to dla mnie
niespodzianka.
– Prosił pan przecież w liście, żebym zadzwoniła – zdziwiła się Tallia.
– Owszem, ale spodziewałem się raczej Aleksandra Grahama Bella.
Tallia zaśmiała się krótko. Brad z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że
zapewne już nieraz zetknęła się z podobną reakcją.
– No cóż, tu mówi Aleksandra Graham Bell.
Po chwili swobodnej rozmowy Brad poczuł sympatię do swojej
rozmówczyni.
– Na pewno jest wiele rzeczy, których nie uda nam się omówić przez
telefon – powiedział po kilku minutach.
– Niestety, zanim przejdziemy do poważnej rozmowy, będzie musiał pan
podpisać umowę o dochowaniu tajemnicy – rzekła Tallia rzeczowym, lecz
przyjaznym tonem.
– W takim razie może się spotkamy? Kiedy ma pani czas?
– Mam dużo czasu. Nie pracuję już w laboratorium. Kiedy pan zechce.
– Chwileczkę. – Brad przełączył rozmowę na oczekiwanie i wcisnął
guzik interkomu. – Lindo, znajdź mi jakiś wolny termin podczas lunchu w
tym tygodniu – poprosił. Sekretarka odezwała się po chwili:
– Może pan odwołać piątkowe spotkanie z Brianem Holdissem. I tak
szukał pan pretekstu – dorzuciła sucho.
– Jesteś nieoceniona – zaśmiał się Brad i wrócił do rozmowy z Tallią. –
Pani Venables, czy odpowiada pani lunch w piątek?
– Jak najbardziej. Gdzie się spotkamy?
– Proszę podać adres mojej sekretarce. Przyśle po panią samochód.
Odłożył słuchawkę i zwrócił się do Jake'a:
– Widzisz, to właśnie kobieta z rodzaju, który podziwiam.
– A co to za rodzaj? – zapytał Jake z niedowierzaniem. – Przecież nawet
nie widziałeś jej na oczy?
– Co z tego. Jest inteligentna i ton jej głosu świadczy o tym, że nie
handluje seksem.
– Może nie ma czym handlować.
– No to co?
Jake spojrzał na niego podejrzliwie.
– Brad, jesteśmy przyjaciółmi od szóstego roku życia i nigdy jeszcze nie
widziałem cię z kaszalotem u boku. Gdy pojawiasz się gdzieś z dziewczyną,
zawsze jest na co popatrzeć.
– Może czas to zmienić. Sądzę, że to właśnie jest mój problem.
– Problem? Masz jakiś problem z kobietami? Od kiedy?
– Jake, nie potrzebuję psychoanalityka, żeby wiedzieć, że nie potrafię
zaufać pięknej kobiecie, dlatego że moja piękna matka zostawiła mnie i ojca
i pojechała do Hollywood, gdy miałem trzy lata. Ostatnio się nad tym
zastanawiałem. Jak myślisz, dlaczego do tej pory się nie ożeniłem?
Przyjaciel patrzył mu prosto w oczy.
– Nie ożeniłeś się, bo, po pierwsze: masz dopiero trzydzieści trzy lata, a
to zbyt młody wiek na małżeństwo, a, po drugie: lubisz sobie poszaleć.
Musisz się wyszumieć, jak mawiała moja babcia. I trzeba przyznać, że nie
żałujesz na to czasu ani energii.
– Ale teraz zrozumiałem, że byłbym szczęśliwszy ze zwykłą kobietą –
odrzekł Brad z uporem. – W każdym razie mógłbym jej zaufać, że mnie nie
opuści. Może nawet udałoby mi się w niej zakochać.
– Czyś ty zupełnie postradał zmysły? Skąd to nagłe gadanie o
zakochiwaniu się i dlaczego właściwie miałbyś się zakochać w brzydkiej
kobiecie?
– Nie powiedziałem, że musi być brzydka – obruszył się Brad. – Po
prostu, gdy stanąłem przed tym dylematem, naraz zacząłem widzieć
wszystko jaśniej.
Jake nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Nie był pewien, czy
przyjaciel mówi poważnie, czy tylko go nabiera, szósty zmysł podpowiadał
mu jednak, że zbliża się koniec wspaniałej epoki.
– Przed jakim dylematem? – zapytał z rozpaczą.
– Widzisz, z jednej strony są twoi nie ustatkowani przyjaciele ze świata
filmu oraz cała masa pięknych kobiet, a z drugiej poważna, inteligentna,
prawdopodobnie bardzo przeciętnej urody kobieta-naukowiec. Obie strony
szukają funduszy. A ja nagle zrozumiałem, po której stronie lokują się moje
prawdziwe zainteresowania.
Jake uśmiechnął się z ulgą.
– Aha! W takim razie cieszę się, że to ustaliliśmy. Powiem Damonowi,
że może oczekiwać cię na premierze. Poproś Lindę, żeby odwołała to
spotkanie z panią Venables.
Brad spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Widzisz, to z kolei jest twój problem, Jake. Nie potrafisz rozmawiać ze
mną poważnie.
– Ale skąd, Brad – zawołał Jake w przypływie paniki. – Daj spokój! Po
prostu przyjdź na tę premierę. Dobrze nas tam nakarmią, więc co masz do
stracenia?
Brad westchnął ze znużeniem.
– Dobrze, skoro mają ochotę marnować na mnie łososia i szampana, to
proszę bardzo. Ale jeszcze nigdy w życiu nie zainwestowałem w żaden film
i nie mam zamiaru teraz tego robić.
– Znakomicie – mruknął Jake, podnosząc się z miejsca. – Do zobaczenia
w środę wieczorem.
Zamierzał zaraz zadzwonić do Damona Pictona i uprzedzić go, że na
premierze musi się znaleźć jakaś olśniewająca piękność, której zadaniem
będzie dotrzymywanie Bradowi towarzystwa przez cały wieczór.
Tallia odłożyła słuchawkę i zaczęła tańczyć na środku pokoju.
– Mamy pieniądze, tra la la la – zanuciła, ciągnąc Bel za rękę. –
Będziemy mieć śliczne nowe laboratorium, tra la la la!
Razem okrążyły pokój, tańcząc i śpiewając na dwa głosy.
– Wspaniale! Masz pieniądze, będziesz miała sekretarkę i telefon
komórkowy! – improwizowała Bel w dziwnej tonacji. Naraz zatrzymała się i
zapytała trzeźwo: – A dlaczego właściwie jesteś taka pewna, że Brad Slinger
da ci te pieniądze?
– Bo jest właścicielem sieci klubów sportowych – uśmiechnęła się
Tallia.
– Naprawdę? Wydawało mi się, że jest właścicielem sieci sklepów
komputerowych czy tym podobnych.
– Sklepy komputerowe też posiada. Ale ma również sieć siłowni.
– Myślisz, że spodoba mu się ten pomysł z rzeczywistością wirtualną?
– Uważany jest za człowieka, który lubi innowacje. Gdybym o tym
wcześniej pomyślała i gdyby wystarczyło mi odwagi, to poszłabym do niego
od razu.
Bel spojrzała na zegarek i poderwała się, chwytając w biegu torbę z
książkami.
– O rany, muszę już lecieć na zajęcia! Zamkniesz drzwi?
– Ja też już wychodzę – odrzekła Tallia. Zgarnęła koperty i obie wyszły
na korytarz.
Ledwie przestąpiła próg swojego mieszkania, zadzwonił telefon. Rzuciła
listy na stolik i podniosła słuchawkę.
– Natasha?
– Cześć, Damonie! – uśmiechnęła się. – Jak ci leci?
– Świetnie, Natasho. Nie może być lepiej. Posłuchaj, przyjdziesz jutro na
premierę? Mam nadzieję, że tak. Bardzo na ciebie liczę.
– Owszem, przyjdę. A co się stało?
– Mam dla ciebie coś specjalnego. Jest pewien gość, który ma więcej
pieniędzy, niż potrafi wydać, tylko że z zasady nigdy nie inwestuje w filmy.
Ale przyjdzie tu jutro z przyjacielem. Znasz Jake'a Drummonda, tego
prawnika, który spisywał dla mnie kontrakty? To właśnie on ma go
przyprowadzić.
– A co ja mam z tym wspólnego? – zapytała Tallia z rezygnacją,
wyczuwając pismo nosem.
– On podobno lubi piękne kobiety.
– Oj, Damon! – jęknęła.
– Musisz tylko siedzieć obok niego podczas kolacji i roztaczać swoje
wdzięki – tłumaczył Damon błagalnym tonem. – I powtarzać mu, jak ważne
są nasze filmy dla kanadyjskiej kultury. Kochanie, obiecaj, że to zrobisz.
– Damonie...
– Natasho, nie proszę cię, żebyś z nim poszła do łóżka. Tylko odrobinę
poflirtuj z tym facetem. Rozluźnij go trochę – nalegał Damon. – Obiecuję ci
za to, że w moim następnym filmie dostaniesz rolę inteligentnej i zupełnie
pozbawionej biustu kobiety. Możesz nosić okulary i ucharakteryzować się
na intelektualistkę, i wcale nie będziesz musiała się rozbierać... No nie,
trochę się zagalopowałem. Jest tam taka jedna scena, może banalna, ale
niezmiernie fascynująca, gdy brzydkie kaczątko niespodziewanie ukazuje
swój cudowny biust...
– Damonie, sam sobie kopiesz grób – ostrzegła Tallia ponuro.
– Kochanie, jest absolutnie konieczne, żebyś to zrobiła.
– Dobrze, zastanowię się nad tym – mruknęła Tallia i westchnęła z
rezygnacją. Damon naprawdę był świetnym reżyserem, a ona sama
doskonale wiedziała, co to znaczy potrzebować pieniędzy na wyśniony
projekt.
Damon natychmiast wyczuł jej kapitulację.
– Jesteś cudowna. Posłuchaj, może trochę ułatwimy ci zadanie?
Przebierzemy cię za Honey. Możesz grać jej rolę przez cały wieczór.
Tallia odetchnęła z ulgą. Honey Childe, którą grała w ostatnim filmie
Damona, była śpiewaczką country, kobietą o łagodnym charakterze,
seksownym wyglądzie i zmysłowym głosie. Tallia nosiła do tej roli bujną
perukę i wypchany biustonosz, który znacznie powiększał i podnosił jej
piersi.
– Och, Damonie, naprawdę dałoby się to zrobić? Czy myślisz, że on
niczego nie zauważy?
– Natasho, ci bogaci biznesmeni w sprawach filmu są naiwni jak dzieci.
On będzie się spodziewał zobaczyć Honey. Byłby rozczarowany, gdyby jej
nie spotkał. Poproszę Marie, aby przyniosła twoją perukę i całą resztę i żeby
ci pomogła zrobić odpowiedni makijaż.
– Damonie, wiedz, że to będzie tylko ten jeden raz, dobrze? Mam
nadzieję, że nie będę musiała spotykać się z nim później?
– Natasho, to zależy tylko od ciebie. Może się przecież zdarzyć, że on ci
się spodoba... albo jego pieniądze. Ale wtedy będziesz się musiała ze mną
nimi podzielić. Postarasz się ze względu na mnie, prawda? – dopytywał się
Damon niespokojnie.
– Powiem mu, że jesteś drugim Francoisem Truffautem.
Dopiero po odłożeniu słuchawki Tallia zorientowała się, że nawet nie
zapytała o nazwisko tego bogatego naiwniaka. Ale to nie było ważne. I tak
miała je wkrótce poznać.
Rozdział 2
W filmie Damona Pictona Natasha Fox grała rolę Honey Childe, słynnej
amerykańskiej śpiewaczki country. Subtelna, choć niezbyt inteligentna
Honey przybyła pewnego dnia na rodzinną wysepkę należącą do Kolumbii
Brytyjskiej i tam uwiodła młodego chłopca na oczach zakochanej w nim
młodej dziewczyny, głównej bohaterki filmu. W dziesięć lat później, na
wieść o samobójstwie Honey, bohaterka wspomina tamto przepełnione
cierpieniem lato.
Rola Honey była prawdziwą perełką. Choć niezbyt rozbudowana,
stwarzała wielkie możliwości aktorskie. Na scenie Honey była olśniewająca,
jednak gdy z niej schodziła, stawała się wrażliwą, ciężko doświadczoną
przez życie kobietą nieustannie poszukującą utraconej niewinności. Z
potarganymi włosami i wspaniałymi nogami była ciepła, uwodzicielska,
seksowna i jednocześnie smutna. Na jej widok mężczyznom topniały serca.
Nie inaczej było z Bradem. Przez cały film powtarzał sobie, że to
przecież tylko rola, a grająca ją aktorka w życiu na pewno jest kimś zupełnie
innym, nie potrafił jednak oprzeć się fascynacji. Sceny, w których Honey
biegła boso po wysokiej trawie, śmiała się w pełnym słońcu, pochylała w
krótkich dżinsowych szortach nad muszelką lub całowała pierś młodego
bohatera, zbyt wyraźnie przywodziły Bradowi na myśl jego własne pierwsze
doświadczenia erotyczne. Co prawda kobieta z jego wspomnień niezbyt
przypominała Honey Childe, ale dojmująca intensywność młodzieńczych
pragnień była uniwersalna. Przez cały film Brad niecierpliwie czekał na
kolejne sceny z udziałem Honey.
Gdy w końcu pojawiły się napisy, poszukał wzrokiem nazwiska aktorki,
która grała Honey. Natasha Fox. Od razu było widać, że to fałszywe
nazwisko. Podobnie jak grana przez nią postać, pomyślał Brad ze
zniechęceniem. Nieprawdziwa osobowość, nieprawdziwe włosy,
nieprawdziwe oczy, nieprawdziwe usta, nieprawdziwe... no nie, chyba nie
nogi. Tego już nie można dorobić sztucznie.
– Wychodzę – powiedział do Jake'a, gdy oklaski zaczęły cichnąć.
Przyjaciel chwycił go za ramię.
– Zwariowałeś? Nie widziałeś jej? Jest absolutnie doskonała!
– Kogo miałem widzieć? – mruknął Brad obojętnie.
– Dobrze wiesz, kogo. Zaprosili ją tu dzisiaj specjalnie dla ciebie! Będzie
siedziała obok ciebie przy kolacji! Nie bądź głupi! – wołał Jake, ciągnąc go
za rękaw do holu, gdzie Damon Picton przyjmował gratulacje przyjaciół.
Jake wepchnął Brada w krąg otaczający reżysera i szybko go przedstawił.
Damon natychmiast skupił na nim uwagę.
– Miło mi pana widzieć! – zawołał i mocno potrząsnął dłonią milionera.
– Podobał się panu film?
– Bardzo dobry – odrzekł Brad krótko. Zawsze czuł się niezręcznie w
towarzystwie ludzi, którzy mówili do jego pieniędzy.
– Damonie, ten film był niesamowity! – zawołała bardzo szczupła,
ciemnowłosa aktorka o ostrych rysach twarzy. – Teraz już rozumiem,
dlaczego nie mogłeś obsadzić – mnie w roli Honey, chociaż wcześniej
byłam na ciebie wściekła. – Szybko pocałowała reżysera w policzek. –
Natasha była doskonała w tej roli. To boski film!
– Dziękuję. Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny – wymamrotał
Damon.
– Mam na imię Harmony – przypomniała mu aktorka. Brad wpatrzył się
w nią bez słowa. Nigdy jeszcze nie widział osoby noszącej równie
nieodpowiednie imię. Bardziej pasowałaby Niezgoda, pomyślał.
Damon pozbył się aktorki i ujął Brada pod ramię, jakby się obawiał, że
ten ucieknie mu przy pierwszej sposobności.
– Gdzie, do diabła, podziewa się Nash? – wymruczał do kogoś przez
ramię. – Czy ktoś widział Natashę? – zapytał głośniej.
– Tu jestem, Damonie, skarbie – odezwał się głos, na dźwięk którego
krew w żyłach Brada zaczęła krążyć szybciej. Rozejrzał się dokoła. Tak, to
była Honey Childe – te same błękitnozielone oczy, które przed chwilą
widział w powiększeniu na ekranie, do połowy odsłonięte piersi i szczupła
talia, która aż się prosiła o to, by otoczyć ją dłońmi. – Co mogę dla ciebie
zrobić? – zapytała dziewczyna. Nawet głos był ten sam. Aksamitnie miękki,
gardłowy, z wyraźnym akcentem z południa Stanów.
– Natasho, chciałbym, żebyś kogoś poznała – powiedział Damon.
Dziewczyna ukazała w uśmiechu białe, równe zęby.
– Oczywiście – rzekła i spojrzała na Brada, on zaś poczuł, że serce na
chwilę przestało mu bić.
– Brad, to jest Natasha Fox. Widziałeś ją na ekranie. Nash, poznaj Brada
Slingera.
Pod makijażem twarz Natashy zbielała i straciła wszelki wyraz.
– Brad Slinger? – powtórzyła szeptem. Brad był pewien, że usłyszał w
jej głosie przerażenie. Wypowiedziała jego nazwisko bez odrobiny
południowego akcentu i zachwiała się na nogach, a ponieważ była w butach
na bardzo wysokich obcasach, upadłaby, gdyby Brad jej nie podtrzymał.
– Dziękuję – szepnęła oszołomiona, powtarzając sobie w myślach:
pamiętaj, jesteś Natashą Fox i grasz rolę Honey Childe.
– Wszystko w porządku? – zapytał Brad ze współczuciem.
– Co się stało, Nash? – zdziwił się Damon. – Zwichnęłaś sobie nogę?
– Nie – odrzekła Tallia głosem Honey Childe. – Tylko zahaczyłam
obcasem o dywan.
Damon skinął głową, a potem mruknął coś pocieszającego. Zauważył
jednak, że coś jest nie tak, i zaklął w duchu. Jeśli tych dwoje kiedyś coś ze
sobą łączyło... Spojrzał na Brada, próbując przeniknąć wyraz jego twarzy,
ale dostrzegł na niej jedynie ciekawość i wyraźne zainteresowanie, typowe
dla mężczyzn, którzy spotykali Natashę po raz pierwszy.
– Dziękuję za to, że uchroniłeś mnie przed upadkiem – powiedziała
Natasha do Brada.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odrzekł z galanterią, mocniej
przyciskając do siebie jej ramię. Z każdym uśmiechem Natashy trudniej mu
było myśleć jasno.
– Zawsze możesz się na mnie oprzeć – dorzucił.
Tallia miała ochotę krzyczeć ze złości. Dlaczego nie zapytała Damona o
nazwisko tego milionera? Czemu nikt jej wcześniej nie powiedział, że Brad
Slinger jest taki przystojny? Wiedziała, że jest młody, czytała o nim w
gazetach, ale fotografie nie oddawały rzeczywistości. Nie pokazywały jego
magnetycznego spojrzenia ani błękitu oczu, ani męskiego zapachu...
W kilka minut później znalazła się wraz z nim na tylnym siedzeniu
limuzyny, która wiozła ich na kolację, i nadal nie miała pojęcia, co robić
dalej. Jako Natasha Fox powinna dołożyć wszelkich starań, by przekonać
Brada do finansowania następnego filmu Damona. A w piątek, jako Tallia
Venables, miała się z nim spotkać, by go namówić na zakup sprzętu do
swojego laboratorium. Wszystko wskazywało na to, że tylko jedna z nich
dostanie pieniądze. Ta myśl była okropna. Nie mogła przecież ni stąd, ni
zowąd powiedzieć: och, tak się składa, że jestem również obiecującym
wynalazcą i naprawdę nazywam się Tallia Venables. To było wykluczone.
Mężczyźni lekceważyli jej intelekt nawet wtedy, gdy widzieli ją w
zwyczajnym ubraniu, teraz zaś, w stroju Honey Childe z biustonoszem
powiększającym jej piersi o jakieś dwa numery, nie miała żadnych szans, by
przekonać Brada o swoim intelektualnym potencjale. Pomyślała, że znacznie
łatwiej będzie mu to wyjaśnić w piątek, gdy wróci do swojego zwykłego
wyglądu. Najprościej było odłożyć decyzję o dwa dni; i tak właśnie zrobiła.
– Podobał ci się film? – zapytała z uwodzicielskim uśmiechem.
– Bardzo – odpowiedział Brad natychmiast. – Szczególnie twoja rola.
Tallia wygładziła sukienkę na kolanie.
– Naprawdę?
– Naprawdę – powtórzył sucho. – Przecież dlatego tu jesteś.
Tallia badawczo spojrzała na jego twarz.
– Jak to?
– Przecież jesteś najbardziej seksowną aktorką w całym filmie, czyż nie?
Założę się, że Damon ma już dla ciebie przygotowaną następną rolę.
– Och... nie wiem. Ale co z tego wynika?
– Bo skoro tak, to w twoim interesie jest namówić mnie, żebym
zainwestował w ten film.
– Zrobiłabym to całkiem bezinteresownie – odrzekła Tallia. – Damon
jest bardzo dobrym reżyserem i zasługuje na swoją szansę.
Brad uśmiechnął się szeroko.
– No cóż, jest możliwe, że „Północna opowieść" odniesie sukces
komercyjny i Damon nie będzie potrzebował wsparcia finansowego.
– Mam nadzieję, że tak się stanie – rzekła Tallia, spoglądając na Brada z
zaciekawieniem. – Czy to znaczy, że już podjąłeś decyzję i nie dasz mu
żadnych pieniędzy?
– Aha – mruknął Brad.
– Ale dlaczego? – zdumiała się Tallia. – Przecież przed chwilą
powiedziałeś, że film ci się podobał!
– Owszem, podobał mi się, ale ja nie inwestuję w filmy.
– Nigdy, w żadnym wypadku?
– Nigdy, w żadnym wypadku – powtórzył stanowczo Brad i zdziwił się,
widząc uśmiech na twarzy Natashy.
– Ale dlaczego? – dopytywała się. – Boisz się, że zainwestowane
pieniądze się nie zwrócą?
– Niezupełnie o to chodzi – mruknął Brad i naraz uświadomił sobie, że
nie ma ochoty rozmawiać z tą dziewczyną o pieniądzach. Chciał ją
pocałować, ale wydawało mu się, że nie powinien się zbytnio spieszyć. Po
chwili jednak pomyślał: a czemu nie, do diabła, i pochylił się w jej stronę,
wdychając zapach ciężkich perfum.
– Chcę cię pocałować – powiedział napiętym głosem, z twarzą tuż nad
jej twarzą.
Tallia wstrzymała oddech. Zdziwiło ją nie tyle zachowanie Brada – do
tego typu męskich reakcji zdążyła już bowiem przywyknąć – lecz własne
podniecenie. Mężczyźni, zwłaszcza natrętni, nigdy tak szybko nie wzbudzali
w niej odzewu; zwykle ją irytowali.
– Zdaje się, że uważasz to za komplement – rzekła, siląc się na spokój.
– Uważam to za stwierdzenie faktu – odpowiedział Brad. – Pocałuj mnie.
– Nie! – zawołała Tallia z oburzeniem.
– Przecież chcesz tego.
– Dlaczego jesteś taki pewny siebie?
Brad bez słowa przesunął palcem po jej szyi. Tallia zdała sobie sprawę,
że na jej skórze pojawiła się wyraźna gęsia skórka, i odsunęła się szybko.
– Pieniądze dają ci wielką pewność siebie – rzuciła sucho.
Brad wyprostował się, zdumiony. Co mu się właściwie stało? Nie miał
najmniejszego zamiaru pozwolić się sprowokować jakiejś aktorce,
szczególnie o takiej aparycji jak Natasha. Na pierwszy rzut oka widać było,
że jest to kobieta, która przy najbliższej sposobności ucieknie do
Hollywood. Dziwne tylko było to, że taka sposobność jeszcze jej się nie
trafiła.
– Przepraszam – powiedział szorstko. – Sądziłem, że tego właśnie
oczekujesz.
Tallia badawczo patrzyła mu w oczy.
– Nie wyglądasz na mężczyznę, który zwykle robi to, czego inni od
niego oczekują – odrzekła. – Chyba że zgadza się to z twoimi własnymi
celami.
Brad musiał się roześmiać. Ta aktoreczka nie była taka głupia. Dlatego
właśnie należało jak najszybciej się jej pozbyć.
– Masz rację, to była wyłącznie moja wina. Jeszcze raz przepraszam.
Limuzyna zatrzymała się przy krawężniku i Tallia przyłączyła się do
grupy osób, które wysiadły z drugiego samochodu. Jeśli jednak miała
nadzieję, że uda jej się uwolnić od towarzystwa Brada, to była w błędzie.
Gdy tylko zauważył, że dziewczyna próbuje się od niego odsunąć, instynkt
myśliwego przeważył nad zdrowym rozsądkiem. W progu restauracji Tallia
poczuła dłoń obejmującą ją w pasie i nie musiała odwracać głowy, by się
przekonać, kto stoi obok niej.
Poza tym Damon pilnował, by nic nie pokrzyżowało jego planów.
Natasha i Brad nie mieli żadnej możliwości uniknięcia swojego
towarzystwa. Przy stoliku Tallia miała po jednej stronie Brada, a po drugiej
charakteryzatorkę, której Damon surowo nakazał, by pod żadnym pozorem
nie próbowała odciągnąć uwagi Natashy od milionera. Brad z kolei miał po
swej drugiej stronie kierownika produkcji, którego uwaga skupiona była
wyłącznie na tym, by tych dwoje nie przerywało rozmowy.
Ani Brad, ani Natasha nie zdawali sobie sprawy z tej perfekcyjnie
uknutej intrygi, zauważyli tylko, że, praktycznie rzecz biorąc, skazani są na
rozmowę ze sobą.
Szampan lał się strumieniami. Jeszcze przed kolacją wszyscy wypili co
najmniej po dwie lampki. Była to ta sama marka, która pojawiała się w
filmie, i producent sponsorował również drinki serwowane podczas kolacji.
Przypominały o tym karteczki dyskretnie rozmieszczone na stołach. W
filmie była scena, gdzie niewinny, choć przepełniony młodzieńczym
pożądaniem bohater zawędrował do sklepu z alkoholem i poprosił
sprzedawcę o pomoc w wyborze czegoś naprawdę nietuzinkowego na
wieczór z Honey. Sprzedawca zaproponował mu szampana. Marka wywarła
odpowiednie wrażenie na Honey. Ze zmysłowym śmiechem stwierdziła, że
szampan bardzo na nią działa...
Brad był światowcem odpornym na tego typu haczyki, a jednak i on z
zapartym tchem patrzył, jak Natasha Fox pije szampana duszkiem tak, jak
czyniła to na ekranie.
– Lubisz szampana? – zapytał.
– Och, tak – odrzekła Tallia szczerze. Polubiła szampana właśnie przy
kręceniu tej sceny.
– Działa na ciebie?
– Czasami.
– W takim razie pocałuj mnie – rzekł Brad władczo i znów pochylił
twarz w jej stronę.
– Przestań! – syknęła Tallia.
– Pocałuj mnie.
– Nie! Brad zaklął.
– Tu jest parkiet taneczny. Czy będą tańce?
Tallia wiedziała, że chodzi mu o to, by jej dotknąć. Równie dobrze
mogła od razu pójść z nim do łóżka.
– Nie – odparła stanowczo, po chwili jednak zmitygowała się: – Nie
wiem. Ale nawet jeśli będą, to nie zatańczę z tobą.
Spojrzenie Brada wyraźnie wskazywało na to, że jej nie uwierzył.
– Jak daleko Damon Picton pozwolił ci się posunąć?
– zapytał. – Jakiego rodzaju władzę ma nad tobą?
Sam nie mógł uwierzyć, że tak się zachowuje, ale nie potrafił się
powstrzymać.
– Jak śmiesz! – wykrzyknęła Tallia i zerwała się z krzesła. Brad mocno
pochwycił jej rękę.
– Nie! – zawołał ze złością. – Jeśli stąd wyjdziesz, to ja wyjdę za tobą.
– Powiedziałeś przecież, że Damon i tak nic od ciebie nie dostanie –
szepnęła Tallia z wściekłością, ale usiadła.
Brad zignorował jej słowa.
– Jesteś do tego przyzwyczajona – rzekł gniewnie. Na pewno wszyscy
mężczyźni zachowują się podobnie w twojej obecności. Dlaczego akurat
przede mną odgrywasz niewiniątko? Przecież przyznaję, że wygrałaś.
Jedną z cech charakteru Tallii było to, że nie potrafiła nikomu urządzić
sceny. Wiedziała, że powinna po prostu wstać i wyjść, ale nie była w stanie
się na to zdobyć. Ich sąsiedzi przy stoliku starannie ignorowali tę wymianę
zdań.
– Nigdy w życiu nie spotkałam większego grubianina i aroganta! – wy
buchnęła Tallia.
– Pragnę cię – odrzekł Brad, wpatrując się w nią uporczywie. – Co masz
zamiar z tym zrobić?
– Chyba zwariowałeś!
– Owszem – zgodził się, nie spuszczając wzroku z jej ust. – Czy bierzesz
zastrzyki z kolagenem?
– Oczywiście, że nie! – zirytowała się. Na szczęście w tej chwili kelner
postawił przed nią przystawkę. Tallia z ulgą sięgnęła po widelec.
– Wszystko w tobie jest naturalne, tak?
– Nawet gdyby to nie była prawda, to i tak nie miałbyś okazji przeżyć
rozczarowania – powiedziała przeciągle, przypominając sobie o
południowym akcencie. Nie była – pewna, czy pod wpływem wzburzenia
nie zaczęła mówić normalnie.
– Nie bądź taka pewna. Mam wielkiego sprzymierzeńca w twoim obozie.
Tallia utkwiła w nim wzrok.
– Jeśli sądzisz, że Damon ma...
– Mówię o tobie – przerwał jej.
Tallia pochyliła głowę. Wiedziała, że Brad ma rację. Była wobec niego
bezbronna, nie miała jednak zamiaru poddawać się tak łatwo.
– Wielu mężczyzn pragnęłoby w to wierzyć.
Brad nagle oprzytomniał. Co, u diabła, go dziś napadło? Zachowuje się
jak nastolatek. Przecież niejednokrotnie widywał mężczyzn, którzy mylnie
oceniali wrażenie wywarte na upatrzonej kobiecie, i takie sceny
nieodmiennie napawały go niesmakiem. Nie mógł uwierzyć, że sam zniżył
się do poziomu tych żałosnych podrywaczy.
– W takim razie zaklep mi kolejkę – mruknął oschle.
Tallia rzuciła mu lodowate spojrzenie.
– Jesteś taki sam jak wszyscy! – rzekła pogardliwie i odwróciła się do
charakteryzatorki.
Do końca kolacji nic już nie było w stanie zmusić Tallii, by zamieniła z
Bradem jeszcze choć jedno słowo. On zaś na próżno powtarzał sobie, że im
szybciej ta kobieta zejdzie mu z oczu, tym lepiej dla niego.
Wyszła po chwili i wróciła do domu taksówką. Brad odprowadził ją
wzrokiem, ale nie próbował zatrzymywać. Należała do tego gatunku kobiet,
z którymi absolutnie nie powinien się zadawać.
Rozdział 3
Tallia bardzo źle spała. Wstała o świcie i niespokojnie chodziła po
pokoju, próbując znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. O wpół do ósmej
zadzwoniła do siostry.
– Uhm? – mruknęła Bel w słuchawkę.
– Bel, strasznie mi przykro, że cię budzę, ale mam ogromny problem –
powiedziała Tallia przepraszająco.
– Zaraz do ciebie przyjdę – rzekła Bel już zupełnie przytomnie. W razie
potrzeby potrafiła się rozbudzić w dwie sekundy. Po pięciu minutach stała
już pod drzwiami mieszkania Tallii.
– Co się stało? – zapytała z miejsca.
Tallia westchnęła głęboko.
– Ten milioner, którego Natasha Fox miała namówić na finansowanie
filmu Damona, to Brad Slinger – wypaliła.
Bel szeroko otworzyła oczy.
– O rany boskie! Naprawdę? Ale numer! I co, będzie finansował ten
film?
– Powiedział, że nigdy nie inwestuje w filmy.
– A ty co mu powiedziałaś? Jak wyjaśniłaś, że jesteś aktorką i
naukowcem w jednej osobie?
– W ogóle nie wyjaśniłam. Stchórzyłam.
Bel przez dłuższą chwilę patrzyła na nią w milczeniu.
– Nie powiedziałaś mu, że Natasha Fox to Tallia Venables i że jesteś z
nim umówiona na jutro? – zapytała w końcu.
Tallia tylko machnęła ręką.
– Nie.
– Nie wierzę własnym uszom! – zawołała Bel. – Więc on nic nie wie? A
co mu powiesz jutro?
– Po to cię właśnie zawołałam. Musimy coś wymyślić. Widzisz, to nie
było takie proste. Napalił się na Natashę jak głupi. Oczywiście, był to czysto
fizyczny pociąg. Gdy pomyślę, jak byłam ubrana, to mam ochotę dać sobie
kopniaka!
– Przecież nie wiedziałaś, z kim się spotykasz – jęknęła Bel.
– On pewnie myśli, że nie potrafię zliczyć do trzech. A już na pewno nie
zechce słuchać moich pomysłów, gdy będzie miał w głowie tylko seks.
Wyłączy umysł i skupi się na wrażeniach wzrokowych. Chyba że zgodzę się
pójść z nim do łóżka.
– A mogłabyś to zrobić? – zapytała Bel ze zdziwieniem.
– Nie! – wykrzyknęła Tallia. – Oczywiście, że nie! Bel zmarszczyła nos.
– Czy on jest stary i okropny?
– Nie – westchnęła Tallia znad ekspresu do kawy. Jest młody i...
– I bardzo przystojny? – dokończyła Bel. Tallia milczała.
– Umówił się z tobą, to znaczy z Natashą?
– Nie. Bardzo jasno dał mi do zrozumienia, że, jego zdaniem, w końcu i
tak wylądujemy w łóżku, ale nie zaproponował kolacji ani teatru na
początek. A potem się pokłóciliśmy i już więcej z nim nie rozmawiałam.
– Pokłóciliście się? Pokłóciłaś się z milionerem, który jest twoim
potencjalnym sponsorem? Tallio! Jak mogłaś?
– Sama się nad tym zastanawiam – mruknęła dziewczyna, nalewając
kawę do kubków. – I co ja mam teraz zrobić?
Bel beznadziejnie wzruszyła ramionami.
– Może mogłabyś odłożyć to spotkanie o parę dni.
– I co by to dało?
– Sama nie wiem. Może zapomniałby, jak wyglądasz.
– Od razu pozna, że jestem Natashą Fox. Naraz Bel wyprostowała się i
odstawiła kubek.
– A może właśnie nie.
– Daj spokój, Bel, przecież...
– Nie! Pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy parę dni temu? Trzeba
sprawić, żebyś zbrzydła!
Tallia wpatrzyła się w siostrę z nadzieją.
– Naprawdę myślisz, że to mogłoby się udać? Nie poznałby mnie?
– Rzecz w tym, że jeśli będziesz wyglądać nieatrakcyjnie, to on w ogóle
nie będzie ci się przyglądał. Największy problem to głos.
Tallia uśmiechnęła się szeroko.
– Ależ skarbie, ja wczoraj mówiłam z akcentem Honey Childe –
szepnęła zmysłowo i skrzywiła się. A w każdym razie mam nadzieję, że tak
było.
Bel opuściła poranne zajęcia. O dziesiątej rano obie siostry rozpoczęły
wędrówkę po sklepach. Do południa kupiły wszystko, czego potrzebowały, i
wróciły do domu na próbę generalną.
– Zacznijmy od podstawowych rzeczy – stwierdziła Bel. – Umyj włosy.
Zdecydowały, że Tallia nie powinna nosić peruki. Ponieważ Natasha
wystąpiła w peruce, Brad nie widział włosów ani uszu Tallii. Kupiły czarną
płukankę, która miała się zmyć po kilku tygodniach i od której włosy Talii
przybrały mysi odcień.
– Świetnie! – zachwyciła się Bel po zakończeniu operacji. – Ten kolor
jest absolutnie nieatrakcyjny.
Tallia spojrzała w lustro i musiała przyznać siostrze rację. Płukanka była
zbyt słaba, by drastycznie zmienić kolor jej włosów, nadała im tylko
błotnisty, niezdrowy odcień.
– Teraz biustonosz – zakomenderowała Bel. To był jej pomysł, by Tallia
spłaszczyła sobie biust, owijając go szerokim bandażem elastycznym. W
efekcie jej tułów stał się zupełnie bezkształtny.
Tallia kupiła tani kostium ze spodniami ze sztywnego poliestru w
jasnobrązowym kolorze. Żakiet był o jeden numer za mały, a spodnie z kolei
za duże. Ich krój zniekształcał linię bioder Tallii. Do tego włożyła okropną
poliestrową bluzkę barwy jaskrawopomarańczowej, z wielkim żabotem,
przy którym jej szyja wydawała się zbyt cienka. Całości dopełnił makijaż,
stwarzający złudzenie nie istniejących w rzeczywistości cieni na twarzy.
Kolor oczu Tallii zmienił się na brązowy za sprawą kosmetycznych
szkieł kontaktowych. Ponieważ nie było czasu, by zrobić je na receptę,
Tallia musiała je ukryć pod parą starych okularów, których nie używała od
czasu, gdy skończyła piętnaście lat. Duże soczewki i ciężkie oprawki
niegdyś uchodziły za ostatni krzyk mody, teraz jednak wyglądały po prostu
nieatrakcyjnie. W dodatku oprawki były zdecydowanie za małe, przez co
oczy Tallii wydawały się osadzone zbyt blisko siebie.
Bel cofnęła się o krok i przyjrzała siostrze krytycznie.
– Hm! W tych okularach nie wyglądasz zbyt inteligentnie – mruknęła z
powątpiewaniem.
– Nie szkodzi – uśmiechnęła się Tallia z podnieceniem, czując powiew
wolności. Dlaczego nigdy wcześniej nie przyszło jej to do głowy? Na
własnych oczach zmieniała się w szarą mysz. Pozostało jeszcze tylko kilka
drobiazgów.
W mgnieniu oka zmieniła kredką rysunek brwi, które stały się czarne i
gęste. Do tego makijaż w niewłaściwych barwach. Brązy i pomarańcze
zdecydowanie nie pasowały do karnacji Tallii. Wyglądała w nich niezdrowo.
Ostateczny szlif nadały jej twarzy zęby. Tallia przypomniała sobie o
wkładce ortodontycznej, którą zrobiono jej kiedyś dla potrzeb reklamy
prezentującej efekty działań ortodontów. Wkładka z cienkiej emalii,
nakładana na górną szczękę, sprawiała, że jej zgryz stawał się krzywy, a
górne zęby wystawały do przodu, co zupełnie zmieniało zarys ust.
Prawdziwe zęby Tallii w tej reklamie ukazywały stan po korekcie zgryzu.
Producent zapewniał, że reklama nie jest fałszywa, gdyż ortodonci
rzeczywiście potrafią uzyskać obiecywane efekty, tylko że trzeba na to wielu
miesięcy, a nawet lat. Ponieważ wkładka była zrobiona specjalnie dla Tallii,
mogła ją później zatrzymać.
Na koniec obie dziewczyny stanęły przed lustrem, podziwiając swe
dzieło. Nie, Tallia absolutnie nie była brzydka. Stała się po prostu
nieatrakcyjną kobietą, która nie potrafiła podkreślać swych zalet i nie umiała
się odpowiednio ubrać, ale bardzo się starała, by poszczególne części
garderoby pasowały do siebie. Widać było jednak jej ignorancję w kwestii
mody i fryzury, a poza tym strój, który nosiła, postarzał ją.
– Nie rozumiem, jak możesz wyjść w czymś takim na ulicę – zdziwiła
się Bel.
Tallia promieniała.
– Nie uśmiechaj się tak do niego – ostrzegła ją Bel – bo pomimo zębów
ten uśmiech cię zdradzi. Uśmiechaj się z zamkniętymi ustami.
– Dobrze – zgodziła się Tallia.
– I zachowuj się jak kobieta pozbawiona pewności siebie. Przygarb
trochę ramiona. Chód i postawa również mogą cię zdradzić.
Tallia skinęła głową i kilkakrotnie przemierzyła pokój, ćwicząc nowy
sposób chodzenia. Na dźwięk dzwonka telefonu drgnęła nerwowo.
– Ciekawe, kto to?
– Nash? – odezwał się głos w słuchawce. Tallia natychmiast rozpoznała
Damona Pictona.
– Cześć, Damonie – odrzekła, zastanawiając się, czy reżyser ma zamiar
czynić jej wyrzuty z powodu ostatniego wieczoru.
– Posłuchaj, chciałem cię przeprosić.
– Nie ma za co. Przeżyłam to jakoś.
– Aha, to znaczy, że już dzwonił? Próbowałem ostrzec cię z samego
rana, ale nikt nie odbierał telefonu.
Tallia zmarszczyła brwi.
– Przed czym próbowałeś mnie ostrzec?
– Brad Slinger wyłudził ode mnie wczoraj twój numer telefonu –
przyznał reżyser zgnębionym głosem.
– Och, Damonie! – wykrzyknęła Tallia z rozpaczą.
– Wiem, wiem. Naprawdę bardzo cię przepraszam.
– Mam nadzieję, że przynajmniej obiecał ci za to jakieś fundusze –
rzekła Tallia z goryczą.
– Nie! – oburzył się Damon szczerze. – To nie było – tak! Podziałała na
mnie siła jego osobowości. Mówię szczerze, Nash. Nie potrafiłem mu
odmówić. Wiesz sama, że są tacy ludzie. Już rozumiem, dlaczego on ma tyle
pieniędzy. Skarbie, proszę, powiedz, że mi wybaczasz!
– A niech to! – mruknęła Tallia z rezygnacją. Gdy Damon rozłączył się,
powtórzyła rozmowę siostrze.
– I co ja mam teraz zrobić? – jęknęła. – Jeśli jutro dam mu swój numer
telefonu, to na pewno zauważy, że to ten sam!
Bel skrzywiła się.
– Owszem, jeśli będzie dzwonił do was obydwu, musi to zauważyć.
– Niech diabli wezmą tego Damona! Co to znaczy, że nie potrafił
odmówić?
Bel uniosła brwi.
– No cóż, na twoim miejscu przyjęłabym ostrzeżenie. Tobie
prawdopodobnie też trudno będzie temu facetowi odmówić. Może lepiej
podaj mu mój telefon.
– Mam przeczucie, że to wszystko skończy się jakąś katastrofą! – jęknęła
Tallia. – Chyba wolałabym, żeby Slinger zadzwonił i odwołał to jutrzejsze
spotkanie.
Brad Slinger jednak nie odwołał spotkania. W południe następnego dnia,
po całej nocy spędzonej na niespokojnych rozmyślaniach, zdenerwowana
Tallia wysiadła z samochodu, który Brad po nią przysłał, i przestąpiła próg
drogiej, modnej restauracji. Stoliki nakryte były adamaszkowymi obrusami,
srebrem i kryształami, zaś wszyscy bez wyjątku kelnerzy byli Francuzami
albo też udawali Francuzów.
– Jestem umówiona z panem Slingerem – powiedziała Tallia do kelnera,
który skinął głową w wystudiowany sposób.
– Witam panią, madame.
Tallia już kilkakrotnie była w tej restauracji, kelner jednak nie uczynił
żadnego gestu świadczącego o tym, by ją rozpoznał. Wiedziała, że personel
tego rodzaju lokali stara się pamiętać twarze gości, toteż odetchnęła z ulgą.
Za jej plecami drzwi znów się otworzyły i Tallia wyczuła narastające
napięcie. To był Brad Slinger. Siła jego osobowości w połączeniu z jedyną
w swoim rodzaju atmosferą pieniędzy sprawiała, że nigdzie nie mógł się
pojawić nie zauważony. Kelner obdarzył go ukłonem zarezerwowanym dla
wybranych gości.
– Pan Slinger! Zawsze miło nam pana widzieć. Ta pani właśnie o pana
pytała. Proszę tędy.
Brad ubrany był w garnitur z krawatem.
– Pani Venables? – rzekł, wyciągając dłoń na powitanie.
Po doświadczeniach ostatniego wieczoru Tallia poczuła się nieco zbita z
tropu jego chłodną postawą, szybko jednak wzięła się w garść i podała mu
rękę. Po długich, ciemnoczerwonych paznokciach ani po biżuterii nie było
już śladu. Płaskie obcasy sprawiały, że Tallia była o pięć centymetrów
niższa niż Natasha Fox. Zauważyła, że Brad Slinger patrzy na nią bez śladu
seksualnego zainteresowania, i poczuła się pewniej.
– Miło mi pana poznać – rzekła spokojnie.
Usiedli i przejrzeli karty dań.
– Czego się pani napije? – zapytał Brad, nie podnosząc na nią wzroku.
– Proszę o sok pomidorowy.
Dopiero po złożeniu zamówienia Brad spojrzał na twarz Tallii.
Uśmiechnęła się z zamkniętymi ustami i podniosła do ust szklankę z sokiem.
No cóż, Jake miał rację, pomyślał Brad. Ta kobieta nie stawiała na swą
urodę, bo nie miała na co stawiać, choć był pewien, że gdyby się odrobinę
postarała, mogłaby wyglądać znacznie lepiej. Widział, że uśmiecha się z
zamkniętymi ustami, by zasłonić krzywe zęby. Ale te zęby wcale nie były
takie złe. Powinna wiedzieć, że dałoby się je wyprostować.
Brad był dobrze obeznany w cenach damskiej garderoby, ale to, co Tallia
miała na sobie, zadziwiło go. Nigdy jeszcze nie widział podobnej kreacji.
Może kupiła ją w sklepie z używaną odzieżą. Pomyślał ironicznie, że jeśli
ma zainwestować w nią pieniądze, to powinien się cieszyć, iż nie jest
rozrzutna. Czuł jednak irytację. Marnotrawstwo talentów i niedbalstwo
Alexandra SellersAlexandra Sellers Zawód: milionerZawód: milioner
Rozdział 1 Poszukuję milionera Jesteś bogaty, a chcesz być jeszcze bogatszy? Naukowiec-wynalazca bez środków do pracy poszukuje osoby gotowej zainwestować w kilka obiecujących, potencjalnie bardzo dochodowych projektów. Referencje. Kontakt: Vancouver Herald, skrytka 1686. – Może w tym tygodniu będziesz miała więcej szczęścia – powiedziała Bel, odkładając „Heralda" na bok. Ale myślę, że powinnaś spróbować zamieścić ogłoszenie w ogólnokrajowych gazetach. Jej siostra Tallia przełknęła ostatni kęs śniadania i skinęła głową. – Masz rację. Jeśli nie dostanę żadnej odpowiedzi, to w przyszłym tygodniu spróbuję to zrobić. Ale jestem przekonana, że mam większe szanse tutaj, w Vancouverze. Ludzie na wschodzie – mówiąc to, miała na myśli Toronto, a nie Kalkutę – sądzą, że na zachodzie mieszkają same półgłówki. Bel uśmiechnęła się lekko. – A piękna blondynka z zachodniego wybrzeża nie może być bardziej inteligentna niż... – Niż ogrodowy szpadel – dokończyła Tallia. Obydwie siostry zazwyczaj jadały śniadanie w mieszkaniu Bel, gdzie przed południem balkon skąpany był w słońcu. Mieszkanie Tallii znajdowało się w tym samym budynku, lecz o piętro wyżej i miało balkon wychodzący na zachód, tam więc spotykały się na kolacjach kilka razy w tygodniu, jeśli Tallia nie była akurat zajęta w laboratorium, a Bel nie siedziała w uniwersyteckiej bibliotece. Ostatnio jednak Tallia nie miała już zajęć w laboratorium, toteż wspólne kolacje stały się częstsze. – Opowiedz mi, jak ci poszło z Melem Carterem – poprosiła Bel. Odgadła, że spotkanie nie było udane, chciała jednak poznać szczegóły. Odkąd jej siostra zaczęła umieszczać w gazetach swoje ogłoszenie, Bel codziennie mogła liczyć na dawkę dobrej zabawy. Tallia zazgrzytała zębami i zmarszczyła nos. – Mel Carter ma więcej ramion niż ośmiornica. Doszło do tego, że musiałam pozbyć się go siłą.
Bel otworzyła szeroko oczy. – Coś takiego! I jak on zareagował? – Powiedział, że znajomość karate w świetle prawa uznawana jest za broń i że zaskarży mnie o napaść. – Ale przecież ty nie znasz karate! – zdumiała się Bel. – Co mu właściwie zrobiłaś? Tallia tylko wzruszyła ramionami. – Powiedziałam mu, że to nie było karate, tylko desperacja kobiety, która wie, czego nie chce. Był wściekły, ale ja też. Bel spojrzała przelotnie na rowek między piersiami siostry, który na chwilę ukazał się znad rąbka znoszonej zielonej piżamy, i tylko pokiwała głową. – Nawet nie możesz spokojnie wzruszyć ramionami – stwierdziła beznamiętnie. – Biedny facet musiał być kompletnie ogłuszony. Jej siostra była piękna. Nawet rodzina musiała to przyznać, choć tego rodzaju nieskromność nie leżała w charakterze Kanadyjczyków. Od końców naturalnie jasnych włosów aż po palce u stóp dwudziestosześcioletnia Tallia Venables była bez skazy. Jej włosy, stopy, łydki, dłonie, usta, zęby i oczy, a także całe ciało, wielokrotnie pojawiały się w reklamach. Jasne włosy, gęste i miękkie, opadały na ramiona. Duże oczy miały niezwykły, błękitnozielony kolor, na widok którego mężczyźni zaczynali śnić o tropikalnych morzach. Nosa Tallii nie powstydziłaby się rzeźba Michała Anioła, usta były naturalnie pełne, bez pomocy zastrzyków z kolagenem, a głowa osadzona na długiej, smukłej szyi. Piersi, bujne i jędrne, jej agentka uważała za nieco zbyt duże, mężczyźni jednak byli odmiennego zdania. Do tego dochodziła szczupła talia i fascynująco zaokrąglone biodra oraz długie, smukłe nogi. Bel nie była zazdrosna o urodę siostry. Nikt z rodziny Venables nie był brzydki i Bel mogła się wydawać przeciętna jedynie w obecności Tallii. Trudno było zresztą zazdrościć siostrze urody, która przysparzała jej tylu kłopotów. Bel zdała sobie z tego sprawę dopiero od niedawna, odkąd zaczęła studia i zamieszkała w tym samym budynku co Tallia. Dzięki temu siostry znów stały się sobie bliskie, tak jak w dzieciństwie. Właśnie uroda była powodem, dla którego Tallia przed kilku laty opuściła rodzinę. Agentka przypadkiem zobaczyła jej fotografię, przyjechała do miasteczka, gdzie mieszkała rodzina Venables, i namówiła dziewczynę, by zamiast wstępować na uniwersytet, zajęła się sprzedawaniem swego
wyglądu. – Mózg ci nie zginie – przekonywała. – Ale jeśli chcesz wykorzystać swój wygląd, musisz to zrobić teraz. Potem będzie za późno. Tallia miała wtedy siedemnaście lat. Dała się namówić, a rodzice wyrazili zgodę pod jednym warunkiem: że przez dwa lata pozostanie w Vancouverze, a jeśli po tym okresie okaże się, że jej zajęcie przynosi przyzwoite dochody, a ona sama wciąż spragniona jest rozgłosu i uznania, to będzie mogła opuścić rodzinne strony. Toronto, Hollywood i Nowy Jork muszą jednak poczekać, choć agentka straszyła, że gdy Tallia ukończy dwadzieścia lat, jej szanse na karierę w tych miejscach zmaleją do zera. Okazało się, że rodzice zachowali się bardzo rozsądnie, a inteligencja Tallii stała się ich sprzymierzeńcem. Dwa lata pozowania z pustym uśmiechem pod nazwiskiem Natasha Fox, które wybrała dla niej agentka, śmiertelnie znudziły dziewczynę. Owszem, duże zarobki łagodziły minusy tego zawodu, ale sława, nawet lokalna, szybko stała się ciężarem. Gdy Tallia skończyła dziewiętnaście lat, wróciła na studia, do swej pierwszej miłości – nauk stosowanych. Nie zarzuciła zupełnie pozowania, traktowała je jednak wyłącznie jako sposób na opłacenie nauki. A gdy jej siostra Bel zaczęła studia na tym samym uniwersytecie, Tallia mogła również i ją wesprzeć finansowo. Tylko to trzymało ją jeszcze przy zawodzie modelki. Ale przede wszystkim Tallia była wynalazcą, a w tej dziedzinie jej uroda stawała się nieznośnym ciężarem. Odczuła to szczególnie dotkliwie, gdy utraciła posadę na uniwersytecie za przyczyną swojego przełożonego, który nie mógł ścierpieć, że Tallia odrzuciła jego awanse. Teraz miała wybór: mogła przyjąć ofertę pracy w laboratorium badawczym pewnej fabryki i robić to, co interesowało jej pracodawców, albo zająć się tym, co interesowało ją samą – do tego jednak potrzebowała środków finansowych. Dlatego właśnie postanowiła dać to ogłoszenie. Niestety, Tallia przekonała się szybko, że myśli o seksie nie były obce nawet zachłannym milionerom, którzy pragnęli przekształcić swoje miliony w miliardy. Choć opowiadanie o wieczorze spędzonym w towarzystwie Mela Cartera brzmiało zabawnie, w głosie Tallii dźwięczała desperacja. – Bel, co ja mam zrobić, żeby przekonać tych ludzi, że potrafię myśleć? – westchnęła w końcu. – Nie w tym rzecz – odrzekła Bel, która po matce odziedziczyła zmysł praktyczny. – Oni wierzą, że potrafisz myśleć, tylko że bardziej interesuje
ich seks. Może mogłabyś jakoś ukryć swoją urodę. – Ale jak? Widziałaś przecież, jak wyglądałam wczoraj wieczorem! – oburzyła się Tallia. – Bez makijażu, włosy związane w koński ogon, skromny kostium... Bel skinęła głową, myśląc o czymś intensywnie. – Marlon Brando – powiedziała w końcu. – Co? – zdumiała się Tallia. – Pucołowate policzki. Pamiętasz ten stary film, który widziałyśmy parę miesięcy temu w Art Cinema? Brando miał tam wkładki w policzkach. Przeczytałam to w programie. Brak makijażu nie wystarczy. Musisz zbrzydnąć. Ten charakteryzator, który zajmował się tobą w „Północnej opowieści", na pewno potrafiłby ci pomóc. Tallia przez chwilę patrzyła na siostrę, a potem potrząsnęła głową. – Nic z tego nie wyjdzie. Film to nie jest zwyczajne życie. – Ależ oczywiście, że wyjdzie! – śmiała się Bel, coraz bardziej podniecona własnym pomysłem. – Możemy ci dorobić garb albo... Urwała, słysząc znajome stuknięcie listów wpadających do mieszkania przez szparę w drzwiach. Tallia również je usłyszała i zerwała się na równe nogi. – Listonosz! – zawołała, biegnąc do drzwi. Otworzyła je i wykrzyknęła: – Lee! Listonosz był już przy następnych drzwiach. Na dźwięk swojego imienia obejrzał się przez ramię i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Cześć, Tallio! – zawołał z entuzjazmem. – Masz coś dla mnie? – zapytała dziewczyna. – Wiesz, że nie wolno mi tego robić. Mógłbym stracić pracę. – Ale przecież obydwoje wiemy, że ja to ja, prawda? – przekonywała go Tallia, podchodząc bliżej. – Natalia Venables. Więc kto niby miałby na ciebie donieść? Listonosz wzruszył ramionami, jakby od początku wiedział, że stoi na przegranej pozycji. – Poczekaj chwilę – rzekł, przeglądając plik listów trzymanych w dłoni. – Same rachunki. Zdaje się, że znów nie napisał. Podał jej kilka kopert. Tallia rzuciła na nie okiem i wbiegła do mieszkania siostry, z podnieceniem wołając od progu: – Poczta! Jest coś z gazety!
– Otwórz! – ponagliła Bel, podnosząc wzrok znad własnych rachunków. Tallia nie potrzebowała zachęty. Rozdarła brązową kopertę z nagłówkiem „Heralda". Wypadła z niej następna koperta, podłużna i biała. – Nie wierzę własnym oczom! – szepnęła Tallia, spoglądając na podpis na kopercie. – Od kogo to? – zaciekawiła się Bel. Tallia wzięła głęboki oddech. – Od Brada Slingera – szepnęła. – Och, Bel! – Jake, nie ma najmniejszego sensu, żebym tam szedł – oznajmił Brad Slinger. – Mogę ci od razu powiedzieć, że nie zainwestuję nawet pięciu centów w żaden film, nawet gdyby to miał być nowy Francois Truffaut. – Widzisz, na tym właśnie polega twój problem – odrzekł jego przyjaciel, prawnik, a od czasu do czasu również doradca inwestycyjny w jednej osobie. – Każdy powiedziałby raczej: Steven Spielberg. Jesteś uprzedzony do komercyjnych filmów. – Jestem uprzedzony do wszystkich filmów – sprostował Brad z łagodnym uśmiechem. – I nic nie jest w stanie tego zmienić. – Ale przecież mówimy o kanadyjskim filmie. To nie jest inwestycja, tylko darowizna. Damon Picton najprawdopodobniej wpadłby w panikę, gdyby się dowiedział, że jego film ma szanse na sukces kasowy. Uznałby, że szwankuje jego inteligencja. – Ha! – Brad, muszę ci to powiedzieć – westchnął w końcu Jake. – Wciąż prześladuje cię matka. Jego przyjaciel zmarszczył brwi. – Jak może mnie prześladować matka, której praktycznie nie widziałem od trzeciego roku życia? Jake był pewien, że ma rację, ale ponieważ nie potrafił tego wyjaśnić, zmienił temat. – Posłuchaj. Film to znaczy: kobiety. Wspaniałe kobiety. Brad, przecież lubisz wspaniałe kobiety. Idź tam po prostu po to, żeby się rozejrzeć. – Owszem, lubię wspaniałe kobiety, ale nie wtedy, gdy są aktorkami. Bo... – Przerwał mu dzwonek telefonu. – – Przepraszam – mruknął i podniósł słuchawkę. – Tak, Lindo? – Dzwoni kobieta o nazwisku Tallia Venables. Mówi, że jest wynalazcą i że napisałeś do niej list z prośbą o rozmowę.
– To kobieta? – zdziwił się Brad. – Dobrze, połącz ją. W słuchawce odezwało się szczęknięcie, a po chwili wyraźny, czysty głos: – Czy pan Slinger? Dzień dobry. Czy sekretarka powiedziała panu, kim jestem? – Tak. Tallia Venables. Przyznam się jednak, że to dla mnie niespodzianka. – Prosił pan przecież w liście, żebym zadzwoniła – zdziwiła się Tallia. – Owszem, ale spodziewałem się raczej Aleksandra Grahama Bella. Tallia zaśmiała się krótko. Brad z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że zapewne już nieraz zetknęła się z podobną reakcją. – No cóż, tu mówi Aleksandra Graham Bell. Po chwili swobodnej rozmowy Brad poczuł sympatię do swojej rozmówczyni. – Na pewno jest wiele rzeczy, których nie uda nam się omówić przez telefon – powiedział po kilku minutach. – Niestety, zanim przejdziemy do poważnej rozmowy, będzie musiał pan podpisać umowę o dochowaniu tajemnicy – rzekła Tallia rzeczowym, lecz przyjaznym tonem. – W takim razie może się spotkamy? Kiedy ma pani czas? – Mam dużo czasu. Nie pracuję już w laboratorium. Kiedy pan zechce. – Chwileczkę. – Brad przełączył rozmowę na oczekiwanie i wcisnął guzik interkomu. – Lindo, znajdź mi jakiś wolny termin podczas lunchu w tym tygodniu – poprosił. Sekretarka odezwała się po chwili: – Może pan odwołać piątkowe spotkanie z Brianem Holdissem. I tak szukał pan pretekstu – dorzuciła sucho. – Jesteś nieoceniona – zaśmiał się Brad i wrócił do rozmowy z Tallią. – Pani Venables, czy odpowiada pani lunch w piątek? – Jak najbardziej. Gdzie się spotkamy? – Proszę podać adres mojej sekretarce. Przyśle po panią samochód. Odłożył słuchawkę i zwrócił się do Jake'a: – Widzisz, to właśnie kobieta z rodzaju, który podziwiam. – A co to za rodzaj? – zapytał Jake z niedowierzaniem. – Przecież nawet nie widziałeś jej na oczy? – Co z tego. Jest inteligentna i ton jej głosu świadczy o tym, że nie handluje seksem.
– Może nie ma czym handlować. – No to co? Jake spojrzał na niego podejrzliwie. – Brad, jesteśmy przyjaciółmi od szóstego roku życia i nigdy jeszcze nie widziałem cię z kaszalotem u boku. Gdy pojawiasz się gdzieś z dziewczyną, zawsze jest na co popatrzeć. – Może czas to zmienić. Sądzę, że to właśnie jest mój problem. – Problem? Masz jakiś problem z kobietami? Od kiedy? – Jake, nie potrzebuję psychoanalityka, żeby wiedzieć, że nie potrafię zaufać pięknej kobiecie, dlatego że moja piękna matka zostawiła mnie i ojca i pojechała do Hollywood, gdy miałem trzy lata. Ostatnio się nad tym zastanawiałem. Jak myślisz, dlaczego do tej pory się nie ożeniłem? Przyjaciel patrzył mu prosto w oczy. – Nie ożeniłeś się, bo, po pierwsze: masz dopiero trzydzieści trzy lata, a to zbyt młody wiek na małżeństwo, a, po drugie: lubisz sobie poszaleć. Musisz się wyszumieć, jak mawiała moja babcia. I trzeba przyznać, że nie żałujesz na to czasu ani energii. – Ale teraz zrozumiałem, że byłbym szczęśliwszy ze zwykłą kobietą – odrzekł Brad z uporem. – W każdym razie mógłbym jej zaufać, że mnie nie opuści. Może nawet udałoby mi się w niej zakochać. – Czyś ty zupełnie postradał zmysły? Skąd to nagłe gadanie o zakochiwaniu się i dlaczego właściwie miałbyś się zakochać w brzydkiej kobiecie? – Nie powiedziałem, że musi być brzydka – obruszył się Brad. – Po prostu, gdy stanąłem przed tym dylematem, naraz zacząłem widzieć wszystko jaśniej. Jake nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Nie był pewien, czy przyjaciel mówi poważnie, czy tylko go nabiera, szósty zmysł podpowiadał mu jednak, że zbliża się koniec wspaniałej epoki. – Przed jakim dylematem? – zapytał z rozpaczą. – Widzisz, z jednej strony są twoi nie ustatkowani przyjaciele ze świata filmu oraz cała masa pięknych kobiet, a z drugiej poważna, inteligentna, prawdopodobnie bardzo przeciętnej urody kobieta-naukowiec. Obie strony szukają funduszy. A ja nagle zrozumiałem, po której stronie lokują się moje prawdziwe zainteresowania. Jake uśmiechnął się z ulgą.
– Aha! W takim razie cieszę się, że to ustaliliśmy. Powiem Damonowi, że może oczekiwać cię na premierze. Poproś Lindę, żeby odwołała to spotkanie z panią Venables. Brad spojrzał na niego ze zdumieniem. – Widzisz, to z kolei jest twój problem, Jake. Nie potrafisz rozmawiać ze mną poważnie. – Ale skąd, Brad – zawołał Jake w przypływie paniki. – Daj spokój! Po prostu przyjdź na tę premierę. Dobrze nas tam nakarmią, więc co masz do stracenia? Brad westchnął ze znużeniem. – Dobrze, skoro mają ochotę marnować na mnie łososia i szampana, to proszę bardzo. Ale jeszcze nigdy w życiu nie zainwestowałem w żaden film i nie mam zamiaru teraz tego robić. – Znakomicie – mruknął Jake, podnosząc się z miejsca. – Do zobaczenia w środę wieczorem. Zamierzał zaraz zadzwonić do Damona Pictona i uprzedzić go, że na premierze musi się znaleźć jakaś olśniewająca piękność, której zadaniem będzie dotrzymywanie Bradowi towarzystwa przez cały wieczór. Tallia odłożyła słuchawkę i zaczęła tańczyć na środku pokoju. – Mamy pieniądze, tra la la la – zanuciła, ciągnąc Bel za rękę. – Będziemy mieć śliczne nowe laboratorium, tra la la la! Razem okrążyły pokój, tańcząc i śpiewając na dwa głosy. – Wspaniale! Masz pieniądze, będziesz miała sekretarkę i telefon komórkowy! – improwizowała Bel w dziwnej tonacji. Naraz zatrzymała się i zapytała trzeźwo: – A dlaczego właściwie jesteś taka pewna, że Brad Slinger da ci te pieniądze? – Bo jest właścicielem sieci klubów sportowych – uśmiechnęła się Tallia. – Naprawdę? Wydawało mi się, że jest właścicielem sieci sklepów komputerowych czy tym podobnych. – Sklepy komputerowe też posiada. Ale ma również sieć siłowni. – Myślisz, że spodoba mu się ten pomysł z rzeczywistością wirtualną? – Uważany jest za człowieka, który lubi innowacje. Gdybym o tym wcześniej pomyślała i gdyby wystarczyło mi odwagi, to poszłabym do niego od razu.
Bel spojrzała na zegarek i poderwała się, chwytając w biegu torbę z książkami. – O rany, muszę już lecieć na zajęcia! Zamkniesz drzwi? – Ja też już wychodzę – odrzekła Tallia. Zgarnęła koperty i obie wyszły na korytarz. Ledwie przestąpiła próg swojego mieszkania, zadzwonił telefon. Rzuciła listy na stolik i podniosła słuchawkę. – Natasha? – Cześć, Damonie! – uśmiechnęła się. – Jak ci leci? – Świetnie, Natasho. Nie może być lepiej. Posłuchaj, przyjdziesz jutro na premierę? Mam nadzieję, że tak. Bardzo na ciebie liczę. – Owszem, przyjdę. A co się stało? – Mam dla ciebie coś specjalnego. Jest pewien gość, który ma więcej pieniędzy, niż potrafi wydać, tylko że z zasady nigdy nie inwestuje w filmy. Ale przyjdzie tu jutro z przyjacielem. Znasz Jake'a Drummonda, tego prawnika, który spisywał dla mnie kontrakty? To właśnie on ma go przyprowadzić. – A co ja mam z tym wspólnego? – zapytała Tallia z rezygnacją, wyczuwając pismo nosem. – On podobno lubi piękne kobiety. – Oj, Damon! – jęknęła. – Musisz tylko siedzieć obok niego podczas kolacji i roztaczać swoje wdzięki – tłumaczył Damon błagalnym tonem. – I powtarzać mu, jak ważne są nasze filmy dla kanadyjskiej kultury. Kochanie, obiecaj, że to zrobisz. – Damonie... – Natasho, nie proszę cię, żebyś z nim poszła do łóżka. Tylko odrobinę poflirtuj z tym facetem. Rozluźnij go trochę – nalegał Damon. – Obiecuję ci za to, że w moim następnym filmie dostaniesz rolę inteligentnej i zupełnie pozbawionej biustu kobiety. Możesz nosić okulary i ucharakteryzować się na intelektualistkę, i wcale nie będziesz musiała się rozbierać... No nie, trochę się zagalopowałem. Jest tam taka jedna scena, może banalna, ale niezmiernie fascynująca, gdy brzydkie kaczątko niespodziewanie ukazuje swój cudowny biust... – Damonie, sam sobie kopiesz grób – ostrzegła Tallia ponuro. – Kochanie, jest absolutnie konieczne, żebyś to zrobiła. – Dobrze, zastanowię się nad tym – mruknęła Tallia i westchnęła z
rezygnacją. Damon naprawdę był świetnym reżyserem, a ona sama doskonale wiedziała, co to znaczy potrzebować pieniędzy na wyśniony projekt. Damon natychmiast wyczuł jej kapitulację. – Jesteś cudowna. Posłuchaj, może trochę ułatwimy ci zadanie? Przebierzemy cię za Honey. Możesz grać jej rolę przez cały wieczór. Tallia odetchnęła z ulgą. Honey Childe, którą grała w ostatnim filmie Damona, była śpiewaczką country, kobietą o łagodnym charakterze, seksownym wyglądzie i zmysłowym głosie. Tallia nosiła do tej roli bujną perukę i wypchany biustonosz, który znacznie powiększał i podnosił jej piersi. – Och, Damonie, naprawdę dałoby się to zrobić? Czy myślisz, że on niczego nie zauważy? – Natasho, ci bogaci biznesmeni w sprawach filmu są naiwni jak dzieci. On będzie się spodziewał zobaczyć Honey. Byłby rozczarowany, gdyby jej nie spotkał. Poproszę Marie, aby przyniosła twoją perukę i całą resztę i żeby ci pomogła zrobić odpowiedni makijaż. – Damonie, wiedz, że to będzie tylko ten jeden raz, dobrze? Mam nadzieję, że nie będę musiała spotykać się z nim później? – Natasho, to zależy tylko od ciebie. Może się przecież zdarzyć, że on ci się spodoba... albo jego pieniądze. Ale wtedy będziesz się musiała ze mną nimi podzielić. Postarasz się ze względu na mnie, prawda? – dopytywał się Damon niespokojnie. – Powiem mu, że jesteś drugim Francoisem Truffautem. Dopiero po odłożeniu słuchawki Tallia zorientowała się, że nawet nie zapytała o nazwisko tego bogatego naiwniaka. Ale to nie było ważne. I tak miała je wkrótce poznać.
Rozdział 2 W filmie Damona Pictona Natasha Fox grała rolę Honey Childe, słynnej amerykańskiej śpiewaczki country. Subtelna, choć niezbyt inteligentna Honey przybyła pewnego dnia na rodzinną wysepkę należącą do Kolumbii Brytyjskiej i tam uwiodła młodego chłopca na oczach zakochanej w nim młodej dziewczyny, głównej bohaterki filmu. W dziesięć lat później, na wieść o samobójstwie Honey, bohaterka wspomina tamto przepełnione cierpieniem lato. Rola Honey była prawdziwą perełką. Choć niezbyt rozbudowana, stwarzała wielkie możliwości aktorskie. Na scenie Honey była olśniewająca, jednak gdy z niej schodziła, stawała się wrażliwą, ciężko doświadczoną przez życie kobietą nieustannie poszukującą utraconej niewinności. Z potarganymi włosami i wspaniałymi nogami była ciepła, uwodzicielska, seksowna i jednocześnie smutna. Na jej widok mężczyznom topniały serca. Nie inaczej było z Bradem. Przez cały film powtarzał sobie, że to przecież tylko rola, a grająca ją aktorka w życiu na pewno jest kimś zupełnie innym, nie potrafił jednak oprzeć się fascynacji. Sceny, w których Honey biegła boso po wysokiej trawie, śmiała się w pełnym słońcu, pochylała w krótkich dżinsowych szortach nad muszelką lub całowała pierś młodego bohatera, zbyt wyraźnie przywodziły Bradowi na myśl jego własne pierwsze doświadczenia erotyczne. Co prawda kobieta z jego wspomnień niezbyt przypominała Honey Childe, ale dojmująca intensywność młodzieńczych pragnień była uniwersalna. Przez cały film Brad niecierpliwie czekał na kolejne sceny z udziałem Honey. Gdy w końcu pojawiły się napisy, poszukał wzrokiem nazwiska aktorki, która grała Honey. Natasha Fox. Od razu było widać, że to fałszywe nazwisko. Podobnie jak grana przez nią postać, pomyślał Brad ze zniechęceniem. Nieprawdziwa osobowość, nieprawdziwe włosy, nieprawdziwe oczy, nieprawdziwe usta, nieprawdziwe... no nie, chyba nie nogi. Tego już nie można dorobić sztucznie. – Wychodzę – powiedział do Jake'a, gdy oklaski zaczęły cichnąć. Przyjaciel chwycił go za ramię. – Zwariowałeś? Nie widziałeś jej? Jest absolutnie doskonała! – Kogo miałem widzieć? – mruknął Brad obojętnie.
– Dobrze wiesz, kogo. Zaprosili ją tu dzisiaj specjalnie dla ciebie! Będzie siedziała obok ciebie przy kolacji! Nie bądź głupi! – wołał Jake, ciągnąc go za rękaw do holu, gdzie Damon Picton przyjmował gratulacje przyjaciół. Jake wepchnął Brada w krąg otaczający reżysera i szybko go przedstawił. Damon natychmiast skupił na nim uwagę. – Miło mi pana widzieć! – zawołał i mocno potrząsnął dłonią milionera. – Podobał się panu film? – Bardzo dobry – odrzekł Brad krótko. Zawsze czuł się niezręcznie w towarzystwie ludzi, którzy mówili do jego pieniędzy. – Damonie, ten film był niesamowity! – zawołała bardzo szczupła, ciemnowłosa aktorka o ostrych rysach twarzy. – Teraz już rozumiem, dlaczego nie mogłeś obsadzić – mnie w roli Honey, chociaż wcześniej byłam na ciebie wściekła. – Szybko pocałowała reżysera w policzek. – Natasha była doskonała w tej roli. To boski film! – Dziękuję. Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny – wymamrotał Damon. – Mam na imię Harmony – przypomniała mu aktorka. Brad wpatrzył się w nią bez słowa. Nigdy jeszcze nie widział osoby noszącej równie nieodpowiednie imię. Bardziej pasowałaby Niezgoda, pomyślał. Damon pozbył się aktorki i ujął Brada pod ramię, jakby się obawiał, że ten ucieknie mu przy pierwszej sposobności. – Gdzie, do diabła, podziewa się Nash? – wymruczał do kogoś przez ramię. – Czy ktoś widział Natashę? – zapytał głośniej. – Tu jestem, Damonie, skarbie – odezwał się głos, na dźwięk którego krew w żyłach Brada zaczęła krążyć szybciej. Rozejrzał się dokoła. Tak, to była Honey Childe – te same błękitnozielone oczy, które przed chwilą widział w powiększeniu na ekranie, do połowy odsłonięte piersi i szczupła talia, która aż się prosiła o to, by otoczyć ją dłońmi. – Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytała dziewczyna. Nawet głos był ten sam. Aksamitnie miękki, gardłowy, z wyraźnym akcentem z południa Stanów. – Natasho, chciałbym, żebyś kogoś poznała – powiedział Damon. Dziewczyna ukazała w uśmiechu białe, równe zęby. – Oczywiście – rzekła i spojrzała na Brada, on zaś poczuł, że serce na chwilę przestało mu bić. – Brad, to jest Natasha Fox. Widziałeś ją na ekranie. Nash, poznaj Brada Slingera.
Pod makijażem twarz Natashy zbielała i straciła wszelki wyraz. – Brad Slinger? – powtórzyła szeptem. Brad był pewien, że usłyszał w jej głosie przerażenie. Wypowiedziała jego nazwisko bez odrobiny południowego akcentu i zachwiała się na nogach, a ponieważ była w butach na bardzo wysokich obcasach, upadłaby, gdyby Brad jej nie podtrzymał. – Dziękuję – szepnęła oszołomiona, powtarzając sobie w myślach: pamiętaj, jesteś Natashą Fox i grasz rolę Honey Childe. – Wszystko w porządku? – zapytał Brad ze współczuciem. – Co się stało, Nash? – zdziwił się Damon. – Zwichnęłaś sobie nogę? – Nie – odrzekła Tallia głosem Honey Childe. – Tylko zahaczyłam obcasem o dywan. Damon skinął głową, a potem mruknął coś pocieszającego. Zauważył jednak, że coś jest nie tak, i zaklął w duchu. Jeśli tych dwoje kiedyś coś ze sobą łączyło... Spojrzał na Brada, próbując przeniknąć wyraz jego twarzy, ale dostrzegł na niej jedynie ciekawość i wyraźne zainteresowanie, typowe dla mężczyzn, którzy spotykali Natashę po raz pierwszy. – Dziękuję za to, że uchroniłeś mnie przed upadkiem – powiedziała Natasha do Brada. – Cała przyjemność po mojej stronie – odrzekł z galanterią, mocniej przyciskając do siebie jej ramię. Z każdym uśmiechem Natashy trudniej mu było myśleć jasno. – Zawsze możesz się na mnie oprzeć – dorzucił. Tallia miała ochotę krzyczeć ze złości. Dlaczego nie zapytała Damona o nazwisko tego milionera? Czemu nikt jej wcześniej nie powiedział, że Brad Slinger jest taki przystojny? Wiedziała, że jest młody, czytała o nim w gazetach, ale fotografie nie oddawały rzeczywistości. Nie pokazywały jego magnetycznego spojrzenia ani błękitu oczu, ani męskiego zapachu... W kilka minut później znalazła się wraz z nim na tylnym siedzeniu limuzyny, która wiozła ich na kolację, i nadal nie miała pojęcia, co robić dalej. Jako Natasha Fox powinna dołożyć wszelkich starań, by przekonać Brada do finansowania następnego filmu Damona. A w piątek, jako Tallia Venables, miała się z nim spotkać, by go namówić na zakup sprzętu do swojego laboratorium. Wszystko wskazywało na to, że tylko jedna z nich dostanie pieniądze. Ta myśl była okropna. Nie mogła przecież ni stąd, ni zowąd powiedzieć: och, tak się składa, że jestem również obiecującym wynalazcą i naprawdę nazywam się Tallia Venables. To było wykluczone.
Mężczyźni lekceważyli jej intelekt nawet wtedy, gdy widzieli ją w zwyczajnym ubraniu, teraz zaś, w stroju Honey Childe z biustonoszem powiększającym jej piersi o jakieś dwa numery, nie miała żadnych szans, by przekonać Brada o swoim intelektualnym potencjale. Pomyślała, że znacznie łatwiej będzie mu to wyjaśnić w piątek, gdy wróci do swojego zwykłego wyglądu. Najprościej było odłożyć decyzję o dwa dni; i tak właśnie zrobiła. – Podobał ci się film? – zapytała z uwodzicielskim uśmiechem. – Bardzo – odpowiedział Brad natychmiast. – Szczególnie twoja rola. Tallia wygładziła sukienkę na kolanie. – Naprawdę? – Naprawdę – powtórzył sucho. – Przecież dlatego tu jesteś. Tallia badawczo spojrzała na jego twarz. – Jak to? – Przecież jesteś najbardziej seksowną aktorką w całym filmie, czyż nie? Założę się, że Damon ma już dla ciebie przygotowaną następną rolę. – Och... nie wiem. Ale co z tego wynika? – Bo skoro tak, to w twoim interesie jest namówić mnie, żebym zainwestował w ten film. – Zrobiłabym to całkiem bezinteresownie – odrzekła Tallia. – Damon jest bardzo dobrym reżyserem i zasługuje na swoją szansę. Brad uśmiechnął się szeroko. – No cóż, jest możliwe, że „Północna opowieść" odniesie sukces komercyjny i Damon nie będzie potrzebował wsparcia finansowego. – Mam nadzieję, że tak się stanie – rzekła Tallia, spoglądając na Brada z zaciekawieniem. – Czy to znaczy, że już podjąłeś decyzję i nie dasz mu żadnych pieniędzy? – Aha – mruknął Brad. – Ale dlaczego? – zdumiała się Tallia. – Przecież przed chwilą powiedziałeś, że film ci się podobał! – Owszem, podobał mi się, ale ja nie inwestuję w filmy. – Nigdy, w żadnym wypadku? – Nigdy, w żadnym wypadku – powtórzył stanowczo Brad i zdziwił się, widząc uśmiech na twarzy Natashy. – Ale dlaczego? – dopytywała się. – Boisz się, że zainwestowane pieniądze się nie zwrócą? – Niezupełnie o to chodzi – mruknął Brad i naraz uświadomił sobie, że
nie ma ochoty rozmawiać z tą dziewczyną o pieniądzach. Chciał ją pocałować, ale wydawało mu się, że nie powinien się zbytnio spieszyć. Po chwili jednak pomyślał: a czemu nie, do diabła, i pochylił się w jej stronę, wdychając zapach ciężkich perfum. – Chcę cię pocałować – powiedział napiętym głosem, z twarzą tuż nad jej twarzą. Tallia wstrzymała oddech. Zdziwiło ją nie tyle zachowanie Brada – do tego typu męskich reakcji zdążyła już bowiem przywyknąć – lecz własne podniecenie. Mężczyźni, zwłaszcza natrętni, nigdy tak szybko nie wzbudzali w niej odzewu; zwykle ją irytowali. – Zdaje się, że uważasz to za komplement – rzekła, siląc się na spokój. – Uważam to za stwierdzenie faktu – odpowiedział Brad. – Pocałuj mnie. – Nie! – zawołała Tallia z oburzeniem. – Przecież chcesz tego. – Dlaczego jesteś taki pewny siebie? Brad bez słowa przesunął palcem po jej szyi. Tallia zdała sobie sprawę, że na jej skórze pojawiła się wyraźna gęsia skórka, i odsunęła się szybko. – Pieniądze dają ci wielką pewność siebie – rzuciła sucho. Brad wyprostował się, zdumiony. Co mu się właściwie stało? Nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić się sprowokować jakiejś aktorce, szczególnie o takiej aparycji jak Natasha. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest to kobieta, która przy najbliższej sposobności ucieknie do Hollywood. Dziwne tylko było to, że taka sposobność jeszcze jej się nie trafiła. – Przepraszam – powiedział szorstko. – Sądziłem, że tego właśnie oczekujesz. Tallia badawczo patrzyła mu w oczy. – Nie wyglądasz na mężczyznę, który zwykle robi to, czego inni od niego oczekują – odrzekła. – Chyba że zgadza się to z twoimi własnymi celami. Brad musiał się roześmiać. Ta aktoreczka nie była taka głupia. Dlatego właśnie należało jak najszybciej się jej pozbyć. – Masz rację, to była wyłącznie moja wina. Jeszcze raz przepraszam. Limuzyna zatrzymała się przy krawężniku i Tallia przyłączyła się do grupy osób, które wysiadły z drugiego samochodu. Jeśli jednak miała nadzieję, że uda jej się uwolnić od towarzystwa Brada, to była w błędzie.
Gdy tylko zauważył, że dziewczyna próbuje się od niego odsunąć, instynkt myśliwego przeważył nad zdrowym rozsądkiem. W progu restauracji Tallia poczuła dłoń obejmującą ją w pasie i nie musiała odwracać głowy, by się przekonać, kto stoi obok niej. Poza tym Damon pilnował, by nic nie pokrzyżowało jego planów. Natasha i Brad nie mieli żadnej możliwości uniknięcia swojego towarzystwa. Przy stoliku Tallia miała po jednej stronie Brada, a po drugiej charakteryzatorkę, której Damon surowo nakazał, by pod żadnym pozorem nie próbowała odciągnąć uwagi Natashy od milionera. Brad z kolei miał po swej drugiej stronie kierownika produkcji, którego uwaga skupiona była wyłącznie na tym, by tych dwoje nie przerywało rozmowy. Ani Brad, ani Natasha nie zdawali sobie sprawy z tej perfekcyjnie uknutej intrygi, zauważyli tylko, że, praktycznie rzecz biorąc, skazani są na rozmowę ze sobą. Szampan lał się strumieniami. Jeszcze przed kolacją wszyscy wypili co najmniej po dwie lampki. Była to ta sama marka, która pojawiała się w filmie, i producent sponsorował również drinki serwowane podczas kolacji. Przypominały o tym karteczki dyskretnie rozmieszczone na stołach. W filmie była scena, gdzie niewinny, choć przepełniony młodzieńczym pożądaniem bohater zawędrował do sklepu z alkoholem i poprosił sprzedawcę o pomoc w wyborze czegoś naprawdę nietuzinkowego na wieczór z Honey. Sprzedawca zaproponował mu szampana. Marka wywarła odpowiednie wrażenie na Honey. Ze zmysłowym śmiechem stwierdziła, że szampan bardzo na nią działa... Brad był światowcem odpornym na tego typu haczyki, a jednak i on z zapartym tchem patrzył, jak Natasha Fox pije szampana duszkiem tak, jak czyniła to na ekranie. – Lubisz szampana? – zapytał. – Och, tak – odrzekła Tallia szczerze. Polubiła szampana właśnie przy kręceniu tej sceny. – Działa na ciebie? – Czasami. – W takim razie pocałuj mnie – rzekł Brad władczo i znów pochylił twarz w jej stronę. – Przestań! – syknęła Tallia. – Pocałuj mnie.
– Nie! Brad zaklął. – Tu jest parkiet taneczny. Czy będą tańce? Tallia wiedziała, że chodzi mu o to, by jej dotknąć. Równie dobrze mogła od razu pójść z nim do łóżka. – Nie – odparła stanowczo, po chwili jednak zmitygowała się: – Nie wiem. Ale nawet jeśli będą, to nie zatańczę z tobą. Spojrzenie Brada wyraźnie wskazywało na to, że jej nie uwierzył. – Jak daleko Damon Picton pozwolił ci się posunąć? – zapytał. – Jakiego rodzaju władzę ma nad tobą? Sam nie mógł uwierzyć, że tak się zachowuje, ale nie potrafił się powstrzymać. – Jak śmiesz! – wykrzyknęła Tallia i zerwała się z krzesła. Brad mocno pochwycił jej rękę. – Nie! – zawołał ze złością. – Jeśli stąd wyjdziesz, to ja wyjdę za tobą. – Powiedziałeś przecież, że Damon i tak nic od ciebie nie dostanie – szepnęła Tallia z wściekłością, ale usiadła. Brad zignorował jej słowa. – Jesteś do tego przyzwyczajona – rzekł gniewnie. Na pewno wszyscy mężczyźni zachowują się podobnie w twojej obecności. Dlaczego akurat przede mną odgrywasz niewiniątko? Przecież przyznaję, że wygrałaś. Jedną z cech charakteru Tallii było to, że nie potrafiła nikomu urządzić sceny. Wiedziała, że powinna po prostu wstać i wyjść, ale nie była w stanie się na to zdobyć. Ich sąsiedzi przy stoliku starannie ignorowali tę wymianę zdań. – Nigdy w życiu nie spotkałam większego grubianina i aroganta! – wy buchnęła Tallia. – Pragnę cię – odrzekł Brad, wpatrując się w nią uporczywie. – Co masz zamiar z tym zrobić? – Chyba zwariowałeś! – Owszem – zgodził się, nie spuszczając wzroku z jej ust. – Czy bierzesz zastrzyki z kolagenem? – Oczywiście, że nie! – zirytowała się. Na szczęście w tej chwili kelner postawił przed nią przystawkę. Tallia z ulgą sięgnęła po widelec. – Wszystko w tobie jest naturalne, tak? – Nawet gdyby to nie była prawda, to i tak nie miałbyś okazji przeżyć rozczarowania – powiedziała przeciągle, przypominając sobie o
południowym akcencie. Nie była – pewna, czy pod wpływem wzburzenia nie zaczęła mówić normalnie. – Nie bądź taka pewna. Mam wielkiego sprzymierzeńca w twoim obozie. Tallia utkwiła w nim wzrok. – Jeśli sądzisz, że Damon ma... – Mówię o tobie – przerwał jej. Tallia pochyliła głowę. Wiedziała, że Brad ma rację. Była wobec niego bezbronna, nie miała jednak zamiaru poddawać się tak łatwo. – Wielu mężczyzn pragnęłoby w to wierzyć. Brad nagle oprzytomniał. Co, u diabła, go dziś napadło? Zachowuje się jak nastolatek. Przecież niejednokrotnie widywał mężczyzn, którzy mylnie oceniali wrażenie wywarte na upatrzonej kobiecie, i takie sceny nieodmiennie napawały go niesmakiem. Nie mógł uwierzyć, że sam zniżył się do poziomu tych żałosnych podrywaczy. – W takim razie zaklep mi kolejkę – mruknął oschle. Tallia rzuciła mu lodowate spojrzenie. – Jesteś taki sam jak wszyscy! – rzekła pogardliwie i odwróciła się do charakteryzatorki. Do końca kolacji nic już nie było w stanie zmusić Tallii, by zamieniła z Bradem jeszcze choć jedno słowo. On zaś na próżno powtarzał sobie, że im szybciej ta kobieta zejdzie mu z oczu, tym lepiej dla niego. Wyszła po chwili i wróciła do domu taksówką. Brad odprowadził ją wzrokiem, ale nie próbował zatrzymywać. Należała do tego gatunku kobiet, z którymi absolutnie nie powinien się zadawać.
Rozdział 3 Tallia bardzo źle spała. Wstała o świcie i niespokojnie chodziła po pokoju, próbując znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. O wpół do ósmej zadzwoniła do siostry. – Uhm? – mruknęła Bel w słuchawkę. – Bel, strasznie mi przykro, że cię budzę, ale mam ogromny problem – powiedziała Tallia przepraszająco. – Zaraz do ciebie przyjdę – rzekła Bel już zupełnie przytomnie. W razie potrzeby potrafiła się rozbudzić w dwie sekundy. Po pięciu minutach stała już pod drzwiami mieszkania Tallii. – Co się stało? – zapytała z miejsca. Tallia westchnęła głęboko. – Ten milioner, którego Natasha Fox miała namówić na finansowanie filmu Damona, to Brad Slinger – wypaliła. Bel szeroko otworzyła oczy. – O rany boskie! Naprawdę? Ale numer! I co, będzie finansował ten film? – Powiedział, że nigdy nie inwestuje w filmy. – A ty co mu powiedziałaś? Jak wyjaśniłaś, że jesteś aktorką i naukowcem w jednej osobie? – W ogóle nie wyjaśniłam. Stchórzyłam. Bel przez dłuższą chwilę patrzyła na nią w milczeniu. – Nie powiedziałaś mu, że Natasha Fox to Tallia Venables i że jesteś z nim umówiona na jutro? – zapytała w końcu. Tallia tylko machnęła ręką. – Nie. – Nie wierzę własnym uszom! – zawołała Bel. – Więc on nic nie wie? A co mu powiesz jutro? – Po to cię właśnie zawołałam. Musimy coś wymyślić. Widzisz, to nie było takie proste. Napalił się na Natashę jak głupi. Oczywiście, był to czysto fizyczny pociąg. Gdy pomyślę, jak byłam ubrana, to mam ochotę dać sobie kopniaka! – Przecież nie wiedziałaś, z kim się spotykasz – jęknęła Bel. – On pewnie myśli, że nie potrafię zliczyć do trzech. A już na pewno nie
zechce słuchać moich pomysłów, gdy będzie miał w głowie tylko seks. Wyłączy umysł i skupi się na wrażeniach wzrokowych. Chyba że zgodzę się pójść z nim do łóżka. – A mogłabyś to zrobić? – zapytała Bel ze zdziwieniem. – Nie! – wykrzyknęła Tallia. – Oczywiście, że nie! Bel zmarszczyła nos. – Czy on jest stary i okropny? – Nie – westchnęła Tallia znad ekspresu do kawy. Jest młody i... – I bardzo przystojny? – dokończyła Bel. Tallia milczała. – Umówił się z tobą, to znaczy z Natashą? – Nie. Bardzo jasno dał mi do zrozumienia, że, jego zdaniem, w końcu i tak wylądujemy w łóżku, ale nie zaproponował kolacji ani teatru na początek. A potem się pokłóciliśmy i już więcej z nim nie rozmawiałam. – Pokłóciliście się? Pokłóciłaś się z milionerem, który jest twoim potencjalnym sponsorem? Tallio! Jak mogłaś? – Sama się nad tym zastanawiam – mruknęła dziewczyna, nalewając kawę do kubków. – I co ja mam teraz zrobić? Bel beznadziejnie wzruszyła ramionami. – Może mogłabyś odłożyć to spotkanie o parę dni. – I co by to dało? – Sama nie wiem. Może zapomniałby, jak wyglądasz. – Od razu pozna, że jestem Natashą Fox. Naraz Bel wyprostowała się i odstawiła kubek. – A może właśnie nie. – Daj spokój, Bel, przecież... – Nie! Pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy parę dni temu? Trzeba sprawić, żebyś zbrzydła! Tallia wpatrzyła się w siostrę z nadzieją. – Naprawdę myślisz, że to mogłoby się udać? Nie poznałby mnie? – Rzecz w tym, że jeśli będziesz wyglądać nieatrakcyjnie, to on w ogóle nie będzie ci się przyglądał. Największy problem to głos. Tallia uśmiechnęła się szeroko. – Ależ skarbie, ja wczoraj mówiłam z akcentem Honey Childe – szepnęła zmysłowo i skrzywiła się. A w każdym razie mam nadzieję, że tak było. Bel opuściła poranne zajęcia. O dziesiątej rano obie siostry rozpoczęły
wędrówkę po sklepach. Do południa kupiły wszystko, czego potrzebowały, i wróciły do domu na próbę generalną. – Zacznijmy od podstawowych rzeczy – stwierdziła Bel. – Umyj włosy. Zdecydowały, że Tallia nie powinna nosić peruki. Ponieważ Natasha wystąpiła w peruce, Brad nie widział włosów ani uszu Tallii. Kupiły czarną płukankę, która miała się zmyć po kilku tygodniach i od której włosy Talii przybrały mysi odcień. – Świetnie! – zachwyciła się Bel po zakończeniu operacji. – Ten kolor jest absolutnie nieatrakcyjny. Tallia spojrzała w lustro i musiała przyznać siostrze rację. Płukanka była zbyt słaba, by drastycznie zmienić kolor jej włosów, nadała im tylko błotnisty, niezdrowy odcień. – Teraz biustonosz – zakomenderowała Bel. To był jej pomysł, by Tallia spłaszczyła sobie biust, owijając go szerokim bandażem elastycznym. W efekcie jej tułów stał się zupełnie bezkształtny. Tallia kupiła tani kostium ze spodniami ze sztywnego poliestru w jasnobrązowym kolorze. Żakiet był o jeden numer za mały, a spodnie z kolei za duże. Ich krój zniekształcał linię bioder Tallii. Do tego włożyła okropną poliestrową bluzkę barwy jaskrawopomarańczowej, z wielkim żabotem, przy którym jej szyja wydawała się zbyt cienka. Całości dopełnił makijaż, stwarzający złudzenie nie istniejących w rzeczywistości cieni na twarzy. Kolor oczu Tallii zmienił się na brązowy za sprawą kosmetycznych szkieł kontaktowych. Ponieważ nie było czasu, by zrobić je na receptę, Tallia musiała je ukryć pod parą starych okularów, których nie używała od czasu, gdy skończyła piętnaście lat. Duże soczewki i ciężkie oprawki niegdyś uchodziły za ostatni krzyk mody, teraz jednak wyglądały po prostu nieatrakcyjnie. W dodatku oprawki były zdecydowanie za małe, przez co oczy Tallii wydawały się osadzone zbyt blisko siebie. Bel cofnęła się o krok i przyjrzała siostrze krytycznie. – Hm! W tych okularach nie wyglądasz zbyt inteligentnie – mruknęła z powątpiewaniem. – Nie szkodzi – uśmiechnęła się Tallia z podnieceniem, czując powiew wolności. Dlaczego nigdy wcześniej nie przyszło jej to do głowy? Na własnych oczach zmieniała się w szarą mysz. Pozostało jeszcze tylko kilka drobiazgów. W mgnieniu oka zmieniła kredką rysunek brwi, które stały się czarne i
gęste. Do tego makijaż w niewłaściwych barwach. Brązy i pomarańcze zdecydowanie nie pasowały do karnacji Tallii. Wyglądała w nich niezdrowo. Ostateczny szlif nadały jej twarzy zęby. Tallia przypomniała sobie o wkładce ortodontycznej, którą zrobiono jej kiedyś dla potrzeb reklamy prezentującej efekty działań ortodontów. Wkładka z cienkiej emalii, nakładana na górną szczękę, sprawiała, że jej zgryz stawał się krzywy, a górne zęby wystawały do przodu, co zupełnie zmieniało zarys ust. Prawdziwe zęby Tallii w tej reklamie ukazywały stan po korekcie zgryzu. Producent zapewniał, że reklama nie jest fałszywa, gdyż ortodonci rzeczywiście potrafią uzyskać obiecywane efekty, tylko że trzeba na to wielu miesięcy, a nawet lat. Ponieważ wkładka była zrobiona specjalnie dla Tallii, mogła ją później zatrzymać. Na koniec obie dziewczyny stanęły przed lustrem, podziwiając swe dzieło. Nie, Tallia absolutnie nie była brzydka. Stała się po prostu nieatrakcyjną kobietą, która nie potrafiła podkreślać swych zalet i nie umiała się odpowiednio ubrać, ale bardzo się starała, by poszczególne części garderoby pasowały do siebie. Widać było jednak jej ignorancję w kwestii mody i fryzury, a poza tym strój, który nosiła, postarzał ją. – Nie rozumiem, jak możesz wyjść w czymś takim na ulicę – zdziwiła się Bel. Tallia promieniała. – Nie uśmiechaj się tak do niego – ostrzegła ją Bel – bo pomimo zębów ten uśmiech cię zdradzi. Uśmiechaj się z zamkniętymi ustami. – Dobrze – zgodziła się Tallia. – I zachowuj się jak kobieta pozbawiona pewności siebie. Przygarb trochę ramiona. Chód i postawa również mogą cię zdradzić. Tallia skinęła głową i kilkakrotnie przemierzyła pokój, ćwicząc nowy sposób chodzenia. Na dźwięk dzwonka telefonu drgnęła nerwowo. – Ciekawe, kto to? – Nash? – odezwał się głos w słuchawce. Tallia natychmiast rozpoznała Damona Pictona. – Cześć, Damonie – odrzekła, zastanawiając się, czy reżyser ma zamiar czynić jej wyrzuty z powodu ostatniego wieczoru. – Posłuchaj, chciałem cię przeprosić. – Nie ma za co. Przeżyłam to jakoś. – Aha, to znaczy, że już dzwonił? Próbowałem ostrzec cię z samego
rana, ale nikt nie odbierał telefonu. Tallia zmarszczyła brwi. – Przed czym próbowałeś mnie ostrzec? – Brad Slinger wyłudził ode mnie wczoraj twój numer telefonu – przyznał reżyser zgnębionym głosem. – Och, Damonie! – wykrzyknęła Tallia z rozpaczą. – Wiem, wiem. Naprawdę bardzo cię przepraszam. – Mam nadzieję, że przynajmniej obiecał ci za to jakieś fundusze – rzekła Tallia z goryczą. – Nie! – oburzył się Damon szczerze. – To nie było – tak! Podziałała na mnie siła jego osobowości. Mówię szczerze, Nash. Nie potrafiłem mu odmówić. Wiesz sama, że są tacy ludzie. Już rozumiem, dlaczego on ma tyle pieniędzy. Skarbie, proszę, powiedz, że mi wybaczasz! – A niech to! – mruknęła Tallia z rezygnacją. Gdy Damon rozłączył się, powtórzyła rozmowę siostrze. – I co ja mam teraz zrobić? – jęknęła. – Jeśli jutro dam mu swój numer telefonu, to na pewno zauważy, że to ten sam! Bel skrzywiła się. – Owszem, jeśli będzie dzwonił do was obydwu, musi to zauważyć. – Niech diabli wezmą tego Damona! Co to znaczy, że nie potrafił odmówić? Bel uniosła brwi. – No cóż, na twoim miejscu przyjęłabym ostrzeżenie. Tobie prawdopodobnie też trudno będzie temu facetowi odmówić. Może lepiej podaj mu mój telefon. – Mam przeczucie, że to wszystko skończy się jakąś katastrofą! – jęknęła Tallia. – Chyba wolałabym, żeby Slinger zadzwonił i odwołał to jutrzejsze spotkanie. Brad Slinger jednak nie odwołał spotkania. W południe następnego dnia, po całej nocy spędzonej na niespokojnych rozmyślaniach, zdenerwowana Tallia wysiadła z samochodu, który Brad po nią przysłał, i przestąpiła próg drogiej, modnej restauracji. Stoliki nakryte były adamaszkowymi obrusami, srebrem i kryształami, zaś wszyscy bez wyjątku kelnerzy byli Francuzami albo też udawali Francuzów. – Jestem umówiona z panem Slingerem – powiedziała Tallia do kelnera,
który skinął głową w wystudiowany sposób. – Witam panią, madame. Tallia już kilkakrotnie była w tej restauracji, kelner jednak nie uczynił żadnego gestu świadczącego o tym, by ją rozpoznał. Wiedziała, że personel tego rodzaju lokali stara się pamiętać twarze gości, toteż odetchnęła z ulgą. Za jej plecami drzwi znów się otworzyły i Tallia wyczuła narastające napięcie. To był Brad Slinger. Siła jego osobowości w połączeniu z jedyną w swoim rodzaju atmosferą pieniędzy sprawiała, że nigdzie nie mógł się pojawić nie zauważony. Kelner obdarzył go ukłonem zarezerwowanym dla wybranych gości. – Pan Slinger! Zawsze miło nam pana widzieć. Ta pani właśnie o pana pytała. Proszę tędy. Brad ubrany był w garnitur z krawatem. – Pani Venables? – rzekł, wyciągając dłoń na powitanie. Po doświadczeniach ostatniego wieczoru Tallia poczuła się nieco zbita z tropu jego chłodną postawą, szybko jednak wzięła się w garść i podała mu rękę. Po długich, ciemnoczerwonych paznokciach ani po biżuterii nie było już śladu. Płaskie obcasy sprawiały, że Tallia była o pięć centymetrów niższa niż Natasha Fox. Zauważyła, że Brad Slinger patrzy na nią bez śladu seksualnego zainteresowania, i poczuła się pewniej. – Miło mi pana poznać – rzekła spokojnie. Usiedli i przejrzeli karty dań. – Czego się pani napije? – zapytał Brad, nie podnosząc na nią wzroku. – Proszę o sok pomidorowy. Dopiero po złożeniu zamówienia Brad spojrzał na twarz Tallii. Uśmiechnęła się z zamkniętymi ustami i podniosła do ust szklankę z sokiem. No cóż, Jake miał rację, pomyślał Brad. Ta kobieta nie stawiała na swą urodę, bo nie miała na co stawiać, choć był pewien, że gdyby się odrobinę postarała, mogłaby wyglądać znacznie lepiej. Widział, że uśmiecha się z zamkniętymi ustami, by zasłonić krzywe zęby. Ale te zęby wcale nie były takie złe. Powinna wiedzieć, że dałoby się je wyprostować. Brad był dobrze obeznany w cenach damskiej garderoby, ale to, co Tallia miała na sobie, zadziwiło go. Nigdy jeszcze nie widział podobnej kreacji. Może kupiła ją w sklepie z używaną odzieżą. Pomyślał ironicznie, że jeśli ma zainwestować w nią pieniądze, to powinien się cieszyć, iż nie jest rozrzutna. Czuł jednak irytację. Marnotrawstwo talentów i niedbalstwo