Dziabi

  • Dokumenty76
  • Odsłony115 351
  • Obserwuję86
  • Rozmiar dokumentów125.3 MB
  • Ilość pobrań74 567

1.2 Cherrie Lynn PL - Breathe Me In (Ross Siblings Series 2.5) - CAŁOŚĆ

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :417.6 KB
Rozszerzenie:pdf

1.2 Cherrie Lynn PL - Breathe Me In (Ross Siblings Series 2.5) - CAŁOŚĆ.pdf

Dziabi Prywatne Cherrie Lynn
Użytkownik Dziabi wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 1,218 osób, 638 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 83 stron)

Tłum:mary003 Tłum: mary003 Ich światy zderzyły się w Leave Me Breathless. Sprawdźcie, jak doszło do tego, że pomiędzy Ghostem, a Macy zaiskrzyło... Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, od razu wiedziała, że będą z nim problemy, jednak to nie powstrzymało Macy przed przyjęciem propozycji Ghosta, który zaprosił ją na dziką przejażdżkę. Coś w nim ją intrygowało. Wystarczyło jedno spotkanie, z którego nie zdawała sobie sprawy, że wciągnie ją w taki skandal i stanie w obliczu decyzji, które mogą zranić zarówno jego, jak i kilka ważnych dla niej osób. Zawsze musi być ten pierwszy raz... a ich nie mógł nadejść bardziej nie w porę. UWAGA: Jest to krótkie opowiadanie, mające miejsce w czasie akcji Rock Me.

Tłum:mary003 Dla wszystkich tych, którzy zastanawiali się, co wydarzyło się na tyłach GTO… Rozdział 1. Seth „Ghost” Warren potarł dłonią czubek swojej głowy, bezskutecznie próbując pozbyć się bólu głowy i myśli o tym, jak bardzo nie chce być teraz w pracy. Ostatniej nocy naprawdę nieźle zaszalał; hałas wciąż dudnił w środku jego czaszki – przypominając brutalnie, dlaczego nie robił już tego gówna zbyt często. Ale czasami dobrzy przyjaciele, dobra muzyka i dobrze spędzony czas wygrywają z rozsądkiem. Tak było ostatniej nocy w Dallas po rockowym festiwalu, ale warto było się wyszaleć… a przynajmniej tak sobie wmawiał. Na szczęście w Dermamanii szło gładko – więcej obijania się, niż pracy i nie było żadnych wielkich zleceń, do których potrzebowałby asystowania innego tatuażysty. Miał dzisiaj tylko jednego stałego klienta. Ziewnął i zerknął na komórkę, próbując rozgryźć zagadkową wiadomość, którą otrzymał od nieznanego numeru z kodem z Dallas. Oczywiście jakaś dziewczyna, ale nie przypominał sobie, by się z jakąś spiknął. Nawet nie pamiętał, żeby podawał jakiejś swój numer. I choć grzeczność nie zawsze bywała jego mocną i kolorową stroną, to chyba nie wypadało odpisać Kim ty kurwa jesteś? do kogoś z kim zaczął rozmawiać, gdy był narąbany. Z coraz większym znudzeniem próbował poskładać wczorajszą noc, ziewnął i rozejrzał się, zauważając, że nikt nie odzywał się za wiele. Zazwyczaj miejsce tętniło rozmowami, żartami, śmiechem lub przynajmniej głośną muzyką. Teraz było spokojnie. Napięcie wiszące w powietrzu nie mogło być tylko jego wyobraźnią. Brian, jego najlepszy przyjaciel/cierpliwy szef był dziwnie odporny na ciągłe docinki Ghosta na temat jego nowej dziewczyny, która obecnie zaszyła się w jego biurze, gdzie się uczyła. Albo ukrywała przed rodzicami. Albo coś innego. Przez wszystkie te lata, jakie znał Briana – prawie czternaście już – nigdy nie widział, żeby koleś tak się spinał z powodu laski. Zwłaszcza kiedy te dwa gruchające ciągle ze sobą gołąbki zniknęli ostatniej nocy.

Tłum:mary003 Starla, z kolei, wyznała mu w pełnym zaufaniu, że nowa miłość Briana może być dla odmiany dziewicą. Więc może ostatnia noc nie poszła jednak tak dobrze. Gdy tylko klient wyszedł z salonu, Starla postała chwilę, a potem poszła zapalić, a Brian gapił się pusto w ladę przez jakieś dwie minuty. Ghost dostał swoją szansę. – Stary, jaki masz problem? Brian uniósł głowę, a jego twarz jak zwykle wyrażała beztroskie oblicze, ale Ghost uniósł czujnie brwi. Nie ma mowy, koleś. Znam cię dużo lepiej, niż sądzisz. - Żaden. – odpowiedział Brian. - Gówno prawda. – Ghost skrzyżował ramiona. Od razu pomyślał, że między nim, a jego nową dziewczyną – Candace, prawda? – musiało ostatniej nocy coś zaiskrzyć. – Wal śmiało. Brian machnął ręką. – Małe problemy z jej rodziną. Widzą we mnie robaka, którego trzeba zgnieść. - Naprawdę tego ci trzeba? - Czy trzeba? Nie. - Tylko mówię. - Co? – Brian zerknął w stronę swojego biura i ściszył głos. – Dać sobie z nią spokój, bo jest związana z jakimiś kretynami? - To będzie trudna rozgrywka. - Poradzę sobie. Cholera, będzie musiał się naprawdę namęczyć. – Jeszcze masz czas się ewakuować. - Nie zamierzam się ewakuować. Ona… - Brian przeczesał palcami włosy. – Kurwa. Pamiętasz ze szkoły Jamesa Andrewsa? - Nigdy nie zapomnę tego dupka. Nie skopałem mu przypadkiem dupy? Brian ściągnął brwi. – Skopałeś? - Coś mi tak świta.

Tłum:mary003 - Skoro tak, to jest na dwóch. Jest starszym bratem Candace. Przyjebałem mu. Na oczach jej matki. Ghost wygładził dłonią swoją bródkę. – Niezbyt dobry sposób na zrobienie dobrego wrażenia. - Nie, jeśli na moich oczach wyzywa się moją dziewczynę od kurw. No wiesz, jest jego młodszą siostrzyczką. – Brian mruknął z frustracji i odsunął się od lady. – Nie chcę o tym gadać. Idę do niej i zabiorę ją do domu. Możecie zamknąć i też spadać, jeśli chcecie. Dzisiaj i tak nic się tu nie dzieje. - Chyba Starla ma później klienta. Poobijam się z nią. - Spoko. Gdy Brian kierował się korytarzem do wyjścia, Starla wróciła do środka, stukając obcasami o podłogę. – Nudzę się. – oznajmiła, wskakując na stołek przy ladzie z komputerem. – I wciąż dzwoni mi w uszach po ostatniej nocy. Brian wyszedł? - Tak. Powiedział, że my też możemy, jeśli chcemy. - Nie mogę. Jason ma przyjść wpół do siódmej. – spięła swoje różowo-blond włosy w niechlujny kok. - Tak myślałem. Powiedziałem B, że zostaję z tobą. Starla wzruszyła ramionami, opierając podbródek o rękę, gdy siedziała przed kompem, jakby się nad czymś zastanawiała. – Nie musisz. Nie ma mowy, może i mogła zostać sama, ale tyle było teraz słychać o całym tym syfie wkoło. Nie chciał zostawiać jej tu samej, nawet jeśli pracowała. Oczywiście często żartowała, że o wiele bardziej musi obawiać się samego Ghosta, ale tu zawsze chodziło o zabawę. – Nie muszę nic robić. - W takim razie wiesz co myślę? Jedno z nas mogłoby pójść po sushi. Bez wątpienia ich dwójka świetnie się ze sobą rozumiała, mimo, że Starla nie wyglądała, jakby w ciągu godziny była w stanie ruszyć się z miejsca. I to mu pasowało; musiał się gdzieś ruszyć. Sięgnął do szuflady po kluczyki od samochodu i kręcił nimi, gdy szedł do drzwi. – Tempura z krewetek? - Niech cię bóg błogosławi. Później oddam ci kasę.

Tłum:mary003 - Jak chcesz. – wyszedł w łagodny wiosenny wieczór w sam raz, aby zobaczyć wycofujący z parkingu samochód Briana. Biedny facet. Brian był przy Ghoscie, kiedy dziewczyna, z którą był związany kilka lat temu wykręciła mu niezłe gówno, więc Brian pewnie nie zasłużył na głupią radę od swojego najlepszego kumpla typu „zawsze możesz się ewakuować”. Ale to był jedyny sposób na uniknięcie tego całego syfu – trzymaj się z dala, zanim się zacznie. Tak. Jego GTO 69’ był jedyną dziewczyną, jakiej potrzebował. Jeśli go zawiedzie, zawsze będzie mógł ją naprawić i ponownie ją prowadzić. Nie mógł powiedzieć tego samego w związku z ludźmi, czy z kobietami. Myśl ta była komfortowa. Żadnych więcej dramatów. Tylko dobra zabawa z dziewczynami, które nie szukają nikogo na stałe. Mógł to zrobić. Czego nie mógł, to pogodzić się z obawą przed Brookami, czy Rainami tego świata. Dwie skrajności. Nie był w stanie zatrzymać przy sobie Brooke, a Rainy nie mógł od siebie odpędzić. Tajemnicza laska z ostatniej nocy nie była jedyną, która wydzwaniała do niego przez całą noc – jego najnowsza była z dredami na głowie również maltretowała go nieustannymi telefonami. Dzięki Bogu, że Raina nie została w salonie. Nie nawiedziła go w pracy i była niebezpiecznie blisko przypasowania do niej dzwonka Slipknot „People=shit” – jego zwyczajnej ostrzegającej metody na dowiedzenie się, że dzwoni ktoś niepożądany. Wjechał swoim GTO na parking przed barem sushi, zadowolony ze swoich życiowych wyborów. Gdy zaparkował i dostrzegł kto jeszcze się właśnie pojawił, chciał wyrzucić za okno wszystkie swoje zasady. Przyjaciółka Candace… Macy. Przyjechała z Candace do Dermamanii kilka tygodni temu i przez nią trudno było mu się skupić na robocie. Była zajebiście piękna. Piękna w sposób nigdy – nie – spojrzę – na – ciebie – dwa – razy, mimo, że spojrzała. O tak, złapał jej spojrzenie… więcej niż dwukrotnie. Pół żartem zapytał wczoraj Candace w drodze do Dallas o numer do Macy, ale tego się właśnie spodziewał. A teraz siedział w swoim samochodzie i patrzył bezradnie na Macy idącą przed nim przez parking. Jej długie, ciemne włosy opadały na plecach w bujnych, luźnych lokach i miała na sobie szorty, które ukazywały jak szczupłe i opalone miała nogi i wymodelowane w sposób, który go zdziwił. Nie tylko pruderyjna,

Tłum:mary003 jak jej przyjaciółka. Chryste, jedynym o czym mógł teraz myśleć, to jej nogi owinięte wokół jego bioder… Potrząsnął głową, aby się ogarnąć, kiedy opuścił swój bezpieczny samochód… nawet jeśli wszystko w nim krzyczało, żeby do niego wrócił i gdzieś odjechał. Okrążył blok. Przyjechał później. Jeśli pójdzie tam za nią, tak czy siak, zrobi z siebie osła. Jednak nie posłuchał tego maleńkiego głosu, który nieustannie próbował trzymać go z dala od syfu – nigdy go nie słuchał. Po pierwsze, dlatego, że był idiotą. Po drugie, dlatego, że był masochistą. A dziewczyny takie, jak ona… szlag, strasznie go pobudzały. Te, które wyglądały cholernie niewinnie, kiedy były w pobliżu niego, zawsze wydawały się być nim dużo bardziej zainteresowane, niż te z którymi się zadawał… czyli takie, jak Raina, która pasowała do niego z wyglądu. Tylko, że on, w przeciwieństwie do niej nie był popieprzonym, psychopatycznym eks. Podbiegł do Macy w chwili, gdy jej delikatna ręka zaczęła sięgać po klamkę, wyprzedził ją i pociągnął za nią, zanim sama zdążyła otworzyć drzwi. Jej zaskoczone piwne oczy spotkały się z jego, a te wyśmienite usta wydały z siebie słabe westchnienie. - Proszę. – powiedział, posyłając jej koślawy uśmiech. - O… dzięki. – żadnego uśmiechu, żadnego zbędnego komentarza i co ważniejsze, żadnego błysku zainteresowania albo rozpoznania go. No dobra… nieważne. Nieważne, gówno prawda. Jest ci kurwa przykro, stary. A czego on się spodziewał? Dziewczyny nie zaczepiają facetów, kiedy idą zamówić sushi. Nie wydawała się być również najbardziej wylewną kobietą na świecie. Wzruszył na to, podszedł do baru i czekał, aż odbierze swoje zamówienie, które pewnie wcześniej złożyła, jej delikatny waniliowy zapach owładnął jego zmysły. Skąd on pochodził? Z włosów? Z miękkiego zagłębienia w szyi? A może z wewnętrznej strony nadgarstka, na którym widniała blado- niebieska żyła, gdy przekazywała swoją kartę kredytową…

Tłum:mary003 Za bardzo się na niej skupiał. Ale chwilę później, kiedy się odwróciła, złapał siebie na ponownym wpatrywaniu się w jej oczy. Ponieważ były one utkwione w nim z taką bezpośredniością, że aż zaparło mu dech w piersi. - Studio tatuażu. Pracujesz z Brianem. – uśmiechnęła się w końcu, przywracając mu oddech… ale nie na długo. - Co? Nie wiem o czym mówisz. Roześmiał się, gdy na jej twarzy pojawiło się zdezorientowanie. – Owszem. Pracuję z Brianem. Tylko żartowałem. - Och. – zapadła niezręczna cisza, podczas której nie był w stanie rozsądnie myśleć po zobaczeniu, jak jej usta formują to słowo. Palnął coś bez zastanowienia, kiedy zaczęła się wycofywać. – No cóż… miło było cię zobaczyć… - Rozmawialiśmy o tobie wczoraj. Przykuł jej uwagę. Spojrzała na niego ostrożnie, odchylając nieco głowę, podczas gdy jej oczy wciąż były utkwione w jego. – Kto o mnie rozmawiał? - Ja i Candace. W drodze do Dallas. - Co ty i Candace robiliście w Dallas? - Zostawiła Briana. Uciekaliśmy. Roześmiała się i pokręciła głową. – Czy cokolwiek z tego, co wychodzi z twoich ust, jest prawdą? - Czasami. Candace i ja rozmawialiśmy wczoraj o tobie w drodze do Dallas. To na pewno jest prawdą. - Nie mówiła, że jedzie do Dallas ani z tobą, ani z kimkolwiek innym. - Mówi ci wszystko o swoim życiu? - Tak, mówi. – uniosła podbródek w geście niewielkiego buntu. Cholera, ale to go nakręciło. - Aha. - Więc co robiliście?

Tłum:mary003 - Nic podejrzanego. Jechaliśmy naszą paczką na koncert. Candace się przyłączyła. - A to było wczoraj? Miała być na ślubie swojej kuzynki. - Więc pewnie nie była, bo była z nami. Co oznacza, że najwyraźniej nie mówi ci wszystkiego. Macy zmarszczyła brwi. Zastanawiał się, czy uderzył w czuły punkt. – Nic dziwnego, że nie odpowiadała na moje telefony. O Boże. Rodzice ją zabiją. Ja ją zabiję. – wyglądało na to, że mówiła sama do siebie. - Chwila. Jest dużą dziewczynką. Potrafi sama podejmować decyzje. - Słucham? Znam Candace od urodzenia. I sądzę, że wiem lepiej od ciebie, jakie decyzje powinna podejmować. - Może spojrzenie na to z innej perspektywy dobrze by ci zrobiło. Zostaw ją w spokoju. Niech ona i Brian sami załatwią swoje sprawy z jej starymi. - Nie można tak po prostu „załatwić swoich spraw” z rodzicami Candace. - A czy to w ogóle twój interes, Macy? Serio? W końcu nie powiedziała ci gdzie się wybiera, tak? Dla mnie to oznacza, że po prostu nie chciała, żebyś wiedziała. - Uwierz mi, że doskonale wiem, kiedy nie chce, żebym o czymś wiedziała. – odpowiedziała z goryczą. Odsunął się na chwilę. Dziewczyna była… wściekła. Wszystko przez jakieś bzdury. Jakby życie Candace należało też do niej. Co za cholerna maniaczka kontroli. - Taa. – powiedział. – Ja też wiem. Wpatrywała się w niego, gdy przeszedł obok niej wprowadzić swoje zamówienie i spodziewał się, że gdy skończy, to jej już tam nie będzie. Ale kiedy się odwrócił, ona wciąż tam stała. Wyglądała żałośnie w cieniu przykrości, która chwyciła ją zaledwie kilka minut temu. Powinien odejść, bo ostatniej rzeczy, jakiej teraz potrzebował, było mieszanie się w cały ten dramat, ale pomimo starcia z Macy, było w niej coś tak

Tłum:mary003 wrażliwego, że nie mógł przejść obok niej obojętnie. Po raz kolejny nie posłuchał swojego rozsądku. - Hej. – powiedział. – W porządku? Unikała jego spojrzenia. – Tak. - Czy… - niech to szlag, co on sobie do cholery myślał? Wyglądała, jakby właśnie straciła swoją najlepszą pieprzoną przyjaciółkę i nie mógł tego znieść. Może potrzebowała kolejnego… - Nie wiem, może chcesz dokończyć tą rozmowę później? Muszę teraz wracać do pracy, ale… Machnęła dłonią i ruszyła do drzwi. – Nie, wszystko w porządku. - Macy. Poczekaj. – złapał ją za rękę. Spojrzała w dół na jego dłoń, niezdolny odczytać jej minę – była urażona? A może chciała tego? - wolał pozostać ostrożny i odsunął rękę. – Nie wkurzaj się na mnie. Czuję się z tym źle. - Nie jestem na ciebie zła. - W takim razie… wyskocz ze mną później. Nie musimy gadać o tym syfie. Tylko… wyglądasz, jakbyś potrzebowała się trochę pośmiać, a jeżeli jest coś w czym jestem dobry, to właśnie w śmianiu się. Roześmiała się. - Widzisz? Już się śmiejesz. Wpatrywała się tylko w niego. - Oh, daj spokój. Widzę, że chcesz. Powinnaś podążyć za instynktem. Zwykle nie prowadzi nas źle. Jej oczy zabłyszczały z najmniejszą iskierką radości. – A może mój instynkt podpowiada mi bym tego nie robiła. - W takim razie pierdol go. Spotkaj się ze mną. - Pomyślę o tym. - Pomyślę? – był prawdopodobnie daleko od jej ligi, ale biorąc pod uwagę jej niewinny uśmiech Mona Lisy, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że prawie ją miał. Więc rzucił się na nią. – Powiem ci coś. Prawdopodobnie skończę około

Tłum:mary003 jedenastej. Jeśli chcesz się spotkać, po prostu przyjdź do salonu. A jeśli nie chcesz, no cóż, nigdy ci tego nie wybaczę, ale powiedz mi o tym i się nie krępuj. Umowa? Pokręciła głową, odrzucając z ramion na plecy swoje długie, kręcone włosy. Okej. Zgoda. Kiedy wyszła, posłała mu przed zamknięciem drzwi ostatni uśmiech i zapragnął upaść z wdzięczności na kolana, że nigdy nie posłuchał tego pieprzonego instynktu.

Tłum:mary003 Rozdział 2. Macy Rogers przygryzała paznokcie wpatrując się w zegar na wyświetlaczu radia. Siedziała w swojej Acadi na parkingu w Dermamanii, ostatnim stworzonym przez Boga miejscu, w którym powinna być. Nawet nie znała imienia tego faceta. I na dodatek zgodziła się z nim spotkać – widziała go tylko dwa razy – więc będzie naprawdę żenująco spytać go o imię. Była 10:43. Była wcześnie. Ale nie chciała ryzykować i pozwolić mu wyjść z pracy przed czasem i myśleć, że go wystawiła. Mimo, że udawała niezdecydowaną, tak naprawdę ani przez chwilę nie rozważała, że mogłaby nie przyjść. To nie miało sensu, ale pragnęła tego od momentu gdy jej to zaproponował. Pragnęła tego naprawdę, naprawdę mocno. Biorąc kilka drżących wdechów, wpatrywała się w budynek, aż światła w nim zaczęły rozmywać jej wizję. Podskoczyła, gdy nagle się wyłączyły, jej serce waliło mocno w piersi. Gdyby nie czarny samochód na parkingu, byłaby tam zupełnie sama. Może powinna już wyjść, aby się z nim spotkać… Za późno. Otworzyły się boczne drzwi i obserwowała, jak przechodzi przez nie i je za sobą zamyka. Tak bardzo nie w jej typie. Uderzyło ją to jeszcze bardziej, gdy wpatrywała się w niego przez słabe światło przydrożnych latarni. Ale bardziej uderzyły ją – jak i wtedy gdy spotkała go po raz pierwszy, gdy przyszła do Dermamanii z Candace – jego szerokie ramiona. Usta. Mimo, że nie widziała ich teraz zbyt wyraźnie, to nigdy ich nie zapomni. Siedząc w poczekalni salonu i czekając, aż Brian skończy robić Candace jej pierwszy tatuaż, Macy wpatrywała się w usta tego faceta myśląc, że byłyby w stanie pożreć ją żywcem. Coś w nim sprawiało, że miękły jej kolana, mimo tej ogolonej głowy, tatuaży, kolczyków i cynicznego sposobu w jakim się wypowiadał. Nigdy w życiu nie była fanką ani jednej z tych czterech rzeczy. Ale była tu.

Tłum:mary003 Mając zamiar się z nim spotkać. Sama. W nocy. Z dzikim, wygłodniałym imprez tatuażystą. Z typem faceta przed którym ostrzegała swoją najlepszą przyjaciółkę. Do diabła, jej hipokryzja sama w sobie powinna być niezaprzeczalnym powodem do zostania w domu. Jak Macy mogła namawiać Candace aby uciekała od faceta takiego, jak Brian, skoro sama spotykała się w środku nocy z jego najlepszym kumplem? Odwrócił się i dostrzegł ją, szeroki uśmiech rozciągnął się po jego twarzy i w tej chwili było już za późno na jakiekolwiek wahanie. Jeśli wyglądał dobrze gdy był zamyślony i skoncentrowany, gdy się uśmiechał wyglądał podwójnie dobrze. Seksownie. Niebezpiecznie. Pełen psot. Ciemne brwi ściągnęły się nad jego równie ciemnymi oczami, które marszczyły się w kącikach. Podbiegł do niej i opuściła okno. - Doszłaś. – powiedział, nie tracąc tego uśmiechu. O tak, dojdę. Myśl ta pojawiła się znikąd i miała nadzieję, że nie było tego widać na jej twarzy. Powolny ogień rozprzestrzeniał się po miejscach, w których nigdy nie płonął. Nie teraz. Nie przy nim. - Doj… to znaczy, tak. Jestem. Wygląda na to, że jestem. – cholera! Wzięła głęboki wdech, wciągając go głęboko do płuc i starała się nie pokazać, jak wiele ją to kosztowało. Co u diabła w nim było? Najseksowniejszy kowboj, jakiego spotkała – a spotkała ich wielu – nigdy nie sprawił, że była tak onieśmielona i że jej język się plątał. Pewnie dlatego, że z tamtymi facetami była w swoim żywiole. W swoim świecie. Z nim – kimkolwiek on był – czuła się, jak z Marsa. Głodna tlenu i spójnych myśli, których nie potrafiła odnaleźć. To był zły pomysł. Już otworzyła usta, aby to powiedzieć, gdy ją uprzedził i otworzył drzwi samochodu. – Chodź. - Eee, gdzie?

Tłum:mary003 Wzruszył swoimi szerokimi ramionami. – Nie wiem. Bez obaw. Możemy pojechać na przejażdżkę, jeśli chcesz. Albo możemy wejść do środka, albo posiedzieć tutaj i po prostu pogadać. Wejście do środka nie było jej ulubioną opcją; salon tatuaży ją przerażał. Postanowiła wtedy, że zanim zajdzie to jeszcze dalej, musi trzymać się swojego wcześniejszego założenia. – Wybacz, ale… jak masz na imię? Uśmieszek powrócił. – Mów mi Ghost. - Ghost? - Nie podoba ci się? - Cóż… chyba spodziewałam się… prawdziwego imienia? - Jak konwencjonalnie. – kiwnął głową w stronę czarnego samochodu zaparkowanego kilka miejsc dalej. – Wychodzisz? Czy chcesz zrobić coś innego? - Sekundę. – zasunęła okno i chwyciła swoją torebkę, a następnie opuściła swoją bezpieczną przystań i przystanęła obok niego w środku nocy. Przez chwilę było słychać jedynie słaby szum ulicznych latarni nad ich głowami. O czym mieliby w ogóle rozmawiać? Przesunęła butem po asfalcie i wsadziła dłonie do kieszeni dżinsów. Przebrała się przed przejazdem, decydując się na dżinsy, bluzkę z długimi, świecącymi rękawami i kowbojskie buty. Przypominało jej to o tym kim kiedyś była i kim już nie może być. – Raczej nie ma tu nic do roboty w niedzielną noc? Zaśmiał się. – W takim razie nie trafiłaś w odpowiednie miejsca. - Cóż… Nie jestem w nastroju na wybryki. - Wybryki. To mi się podoba. – chwycił ją za rękę. Była duża i ciepła i bez namysłu chwyciła ją mocniej. – Pozwól, że ci przedstawię moje oczko w głowie. Samochód. O tak, wiedziała już co ją czeka. GTO, gładki i lśniący, praktycznie iskrzył pod latarniami. – Cudowny. Który rocznik? - 69.

Tłum:mary003 Zerknęła na niego tylko po to, by dostrzec jak powstrzymuje śmiech. – Niech zgadnę. Twój ulubiony numer. - Macy! – powiedział z udawanym oburzeniem. - Daj spokój. Umierałeś aby to powiedzieć. - Dopiero co się spotkaliśmy, a ty już myślisz, że znasz mnie tak dobrze. – otworzył drzwi od strony pasażera i machnięciem ręki zaprosił ją do środka, uśmiechając się przy tym w sposób, który obiecywał różnego rodzaju niegodziwą przygodę. – Wskakuj. Pokażę ci co potrafi. - Przywieziesz mnie w jednym kawałku, prawda? - Tego nie mogę obiecać. - Pocieszające. - Jesteś w najlepszych rękach, kochana. – skinął głową w stronę zacienionego wnętrza. – Pozwól mi to udowodnić. Przez to pieszczotliwe określenie zmiękły jej kolana. Jeszcze więcej tego, a pozwoli mu na udowodnienie jego najdzikszych fantazji. Chociaż facet taki jak on posiada pewnie takie fantazje, których nawet nie będzie w stanie pojąć. Decydując się w końcu, podeszła do niego, czując się tak, jakby zostawiała za sobą wszystko co znała… i to było w porządku. Pięć minut później, zaciskała kurczowo pięści w fotelu i starała się utrzymać włosy w jednym ładzie, gdy nagle wycofał i zastanawiała się nad tym ponownie. Jednak to nadal było w porządku. - Zginiemy! – krzyknęła próbując się przebić przez szum wiatru i ryk piosenki metalowej rozbrzmiewającej w głośnikach. Śmiejąc się, odrzucił do tyłu i głowy i zawył. Szalony! Był kompletnie szalony, ale przecież już o tym wiedziała, prawda? Musieli jechać jakieś 90 i nic nie istniało oprócz niej i ciemności, gwałtownie mijanego krajobrazu i podzielonej metalową barierką autostrady. Serce dudniło jej w gardle i była dosłownie o krok od zasłonięcia oczu, gdy w końcu popuścił z

Tłum:mary003 gazu. Odwróciła się widząc, jak się do niej uśmiecha. – Tak, tak, wybacz. Wciągnęło mnie. W gorącej wodzie kąpana, co nie? Jej tata ciągle tak mówił. Macy wygładziła włosy i odetchnęła. – Taa. Trzymasz w swoim schowku wszystkie mandaty? - Nie w tej chwili. Po dość łagodnym refrenie, piosenka znowu nabrała tempa. Dzięki Bogu, że on za nią nie podążył. Podejrzewała, że jego sposób jeżdżenia w znacznym stopniu był dopasowany do rodzaju muzyki. – Boże! Co to za piosenka? - Avatar, paniusiu! „Smells Like a Freakshow”. - Nic mi to nie mówi, ale chyba nie powinnam być zaskoczona. No i nazwał ją paniusią. Bardziej podobało jej się kochana. Jak tylko wjechał z powrotem na parking Dermamanii i zahamował aby się zatrzymać, otworzyła szybko drzwi i wygramoliła się na zewnątrz. - Hej! – zaprotestował. - Wybacz, ale chyba zaraz padnę i ucałuję ziemię. – naprawdę drżały jej kolana. Ale gdy się odwróciła i spostrzegła, że praktycznie wyleguje się na siedzeniu kierowcy w swoim seksownym jak cholera samochodzie, zaczęła się zastanawiać, czy może zganiała to na jego wstrząsającą jazdę, a tak naprawdę chodziło o coś znacznie bardziej niepokojącego. Pewnie przez adrenalinę mogła myśleć jedynie o wczołganiu się na niego, dosiedzeniu go okrakiem i… - Powiedziałem, że zwrócę cię w jednym kawałku. Dotrzymuję obietnic. - Właściwie to nie obiecywałeś tego. - No cóż… Powiedziałem, że jesteś w dobrych rękach. Czyli tak jakby powiedziałem. To było zbyt wiele. Był zbyt seksowny. Odwróciła się i uciekła do swojego bezpiecznego azylu, czyli Acadi, którą ani razu jeszcze nie przekroczyła nigdzie dozwolonej prędkości.

Tłum:mary003 - Macy! – usłyszała jak wychodzi i zatrzaskuje drzwi, docierając do niej akurat, gdy usadowiła się w swoim fotelu. Nie miała pojęcia co ona sobie myślała – nie chciała jeszcze jechać, ale nie była w stanie znieść już dłużej jego atrakcyjności. Zanim zdążyła się choćby ruszyć, on już siedział na siedzeniu pasażera. – Hej, przestraszyłem cię? Chryste. Przepraszam. Tak, cholernie mnie przestraszyłeś. Ty. Właśnie ty. - W porządku. To… - nie chciała tego wyjaśniać. Szybkość, jakakolwiek prędkość – napędzała jej niezłego świra, odkąd miała wypadek na koniu. Ale nie chciała mu o tym mówić. Zazwyczaj nie wpływało to na nią, aż tak ekstremalnie. Zazwyczaj mało ją to ruszało. Aż do teraz. - Więc co naprawdę sądzisz o Candace i Brianie? – zapytał, a ona doceniła zmianę tematu. Macy, próbując się uspokoić, złapała za jakąś leżącą gumkę i związała nią włosy, ponieważ znajdowały się pewnie w niezłym bałaganie. - Nie znam go. Wiem tylko, że bardzo go lubi. - Tak, on też wydaje się myśleć o niej bardzo poważnie. - Będą mieli ciężką drogę. Zwłaszcza, jeśli jej rodzina będzie go obwiniać o pominięcie przez nią wczorajszego wesela, a pewnie będą. Znam ich tak dobrze, jak ją. Sama miałam iść na to wesele, ale mamy chorego konia na ranczu moich rodziców i musiałam im pomóc. - Nie mogą go za to winić. Przecież nie przystawił jej pistoletu do głowy. - Nie wiem co się stało. Muszę do niej zadzwonić. - Mogę ci przysiąc, że jej nie porwał. Ani nawet nie zaciągnął za rękę. Na twoim miejscu zostawiłbym ich teraz w spokoju. Zeszłej nocy się trochę zabarykadowali. Macy przygryzała przez chwilę paznokcia. Biedna Candace. – Więc co się dokładnie wydarzyło? – zapytała. - Wiem tylko, że pojechała z nami na koncert i że wyszli razem gdzieś w środku nocy. Zgaduję, że wynajęli pokój w hotelu. Zatrzymaliśmy się u przyjaciół.

Tłum:mary003 Candace spędziła noc z Brianem. Macy westchnęła i pozwoliła opaść głowie o zagłówek siedzenia. Za każdym razem gdy pojawiał się Brian, ich przyjaciółka Samantha żartowała z Candace o oddaniu swojej „wizytówki” i wygląda na to, że w końcu to zrobiła. Cóż… dobrze dla niej. Serio. Najwyższy czas. Dziewczyna miała dwadzieścia trzy lata i z nieznanych powodów – pewnie z powodu strachu przed dezaprobatą rodziców albo po prostu wkurzeniu ich – rzadko kiedy się umawiała. Macy długo czekała na faceta, o którego zawalczy Candace… tylko nie spodziewała się, że będzie nim Brian Ross. - A więc wyszli. A co ty wyprawiałeś zeszłej nocy? – zapytała z ciekawości. Roześmiał się i potarł oczy kciukiem i palcem wskazującym. - Nic. Ja jestem święty. - Racja. Zadzwoniła jego komórka w kieszeni dżinsów, a gdy ją wyciągnął warknął z frustracji. – Szlag, nie wiem kto to jest. - Co jest? - Dostaję smsy od tej osoby. Wydaje się mnie znać, ale ja nie znam jej. Wychyliła się aby wyrwać ją z jego dłoni mimo, że nie spodziewała się sukcesu i roześmiała się, gdy zrobił unik. - Ej! To moja prywatna sprawa. - Jak wiele prywatnych spraw jeszcze masz? Czy są one prywatne również dla siebie nawzajem? - Zazwyczaj są prywatne tylko dla mnie. Już mówiłem, że nie mam pojęcia kto to kurwa jest. Pewnie ktoś z kim gadałem zeszłej nocy. - Podczas przyswajania masowych ilości różnych rzeczy? - No cóż… nie poszedłem spać. Wiedziałbym. Wow. To była odpowiednia rozmowa na… co to było? Randkę? Nie. Nic takiego. To było tylko spotkanie dwójki przyjaciół swoich przyjaciół. - Ale to dziewczyna?

Tłum:mary003 - Tak, tego akurat jestem pewien. Wkurzę się, jeśli okaże się, że to facet. - Co mówi? Włączył telefon, przewinął wiadomości i zaczął je odczytywać. – „Cześć, dotarłeś do domu?” „Cześć?” „ Teraz to już nie chcesz ze mną gadać?” „No dobra, teraz to zaczynam się martwić! Lol.” „Mam nadzieję, że nie leżysz martwy w jakimś pieprzonym rowie, to byłoby do bani, lol” „Czy nie bawiliśmy się wspaniale zeszłej nocy? Mam nadzieję, że wyskoczymy gdzieś, gdy wpadniesz tu następnym razem!” A teraz najnowsza: „POWIEDZIAŁEŚ, że zadzwonisz.” – potrząsnął głową z lekkim szyderstwem. – Cholera. Zawsze trafiam na jakieś nienormalne. - Odpisałeś? - Nie do cholery. Jak już mówiłem, zawsze trafiam na jakieś nienormalne. - Musiałeś zrobić niemałe wrażenie. - Pewnie tak. – powiedział to tak, jakby to było coś oczywistego, na co ona się roześmiała. - Cóż. Naprostujmy to nieco. – tym razem, gdy spróbowała, z sukcesem wyrwała mu telefon, a on spojrzał na nią z zaskoczonym grymasem. - Co ty kurwa robisz? Macy się uśmiechnęła. Mogła próbować oszczędzić swoich przyjaciół od dramatów, ale nie przeszkadzało jej to w przypadku zupełnie obcej osoby. Może będzie zabawnie. I… do diabła, podobnie jak wcześniej, nie wiedziała co ją opętało. Nacisnęła przycisk łączenia na wiadomości i przysunęła telefon do ucha. - O mój Boże. Jesteś nienormalna. – powiedział Ghost wpatrując się w nią z podziwem. - Mam swoje chwile… - urwała nagle, gdy w telefonie odezwał się witający, mruczący, kobiecy głos i zmusiła się, by brzmieć, jak najoschlej. – Kto tam? Głos po drugiej stronie słuchawki stał się jakby ostrożniejszy. – Kto mówi?

Tłum:mary003 - Pytałam pierwsza. Istnieje jakiś powód, że przez cały dzień wydzwaniasz do mojego chłopaka? Po kilkusekundowym prychaniu, dziewczyna chyba odnalazła swoją odwagę. – Twój chłopak powiedział wczorajszej nocy, że nie ma dziewczyny, jakbyś chciała wiedzieć. - Dobrze wiedzieć. Dzięki za fatygę. Ale to nie znaczy, że mu się aż tak spodobałaś, jeśli chcesz możesz sama z nim teraz pogadać. Jak myślisz? Zapadła cisza po jej słodkim pytaniu i po chwili połączenie zostało zerwane. Rzuciła mu telefon, który ledwo złapał, ponieważ przez cały czas wpatrywał się w nią z podziwem. – Wygląda na to, że po problemie. – powiedziała puszczając do niego oczko. - Jesteś niesamowita. Nie powiedziała ci kim jest? I tak pewnie już nie zadzwoni. - Nie. Ale jeśli znów będziesz potrzebował mojej pomocy w wykurzeniu jakiejś maniaczki, daj znać. - Dam. Zdecydowanie dam. Właściwie to mam nawet jedną eks, którą mogłabyś odstraszyć. Ale nie zagłębiajmy się w to. Przez to staję się zły. - Żadnych eks. Okej. – też nie chciała o tym rozmawiać, więc cieszyła się z pozbycia się tematu. – Co jeszcze dzieje się w twoim życiu? Cokolwiek w czym mogłabym teraz pomóc? - Nic co wymagałoby szybkich rozwiązań. – wskazał na zaciemniony budynek przed nimi. – Niektóre sprawy dzieją się tam. Gram w zespole… teraz jednak mamy małą przerwę. Moja rodzina mieszka w większości w Oklahomie. Moja babcia nie czuje się zbyt dobrze. Przyjeżdżam tam, gdy tylko mam taką okazję, a ostatnio nie zdarza się to za często. - Oh. Twoi rodzice również tam mieszkają? - Nie żyją. - Oh. Oh… Boże, przepraszam. – pochyliła się nieco, aby mieć lepszy widok na jego twarz, ponieważ z tej pozycji mogła widzieć tylko jego profil. – Naprawdę jest mi przykro.

Tłum:mary003 Zajął się przesuwaniem kciukiem po krawędzi swojego telefonu. – Wypadek samochodowy, gdy miałem sześć lat. Nie, wszystko w porządku. To było dawno temu, ledwo ich pamiętam. - Mimo to… Nawet nie wyobrażam sobie najmniejszego bólu. Sądzę… że tak samo bolałoby niemienie żadnych wspomnień o nich. – pomyślała o swoich rodzicach i nie mogła sobie tego nawet wyobrazić. Wzruszył ramionami. – Nie wiem. Pamiętam wypadek. Byłem w samochodzie. Nie mam pojęcia, dlaczego byłem tam tylko ja – mam też siostrę i brata, ale pojechałem tylko ja. Pewnie dlatego, że byłem gnojkiem i nie zostałbym z opiekunką. Boże, co ona miała powiedzieć na coś takiego? Czy on w ogóle chciał o tym rozmawiać? Była w całkowitym mętliku, więc powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy – pewnie niezbyt mądrą, ale tylko tyle była w stanie w tej chwili wymyśleć. – I po tym wszystkim wciąż lubisz życie na krawędzi, co? Spojrzał na nią. – Lubię? - Cóż… w porównaniu do kogoś takiego jak ja, to tak. A przynajmniej… w porównaniu do tego, jaka jestem teraz. - Więc… nie zawsze byłaś taka, jak teraz? Interesujące. Teraz była jej kolej tabu. – Byłam inna. - Jak inna? - Może trochę dziksza? Bardziej… nie wiem, niezwyciężona. A przynajmniej tak się czułam. - A teraz jesteś po prostu psujem. – zażartował. Roześmiała się i posłała mu delikatnego kuksańca. – Nie. Jesteś pewna, że zmieniłaś się aż tak bardzo? Właśnie zadzwoniłaś do laski, której w ogóle nie znasz i skłamałaś dla mnie. Nie każdy by to zrobił. - Zmieniłam się. – próbowała pozbyć się z głosu tego gorzkiego tonu, ale i tak się tam wkradł. - Dlaczego?

Tłum:mary003 - Po prostu… tak postanowiłam. – tylko tyle. Tylko tyle była w stanie mu dać. Na razie. Nie wyglądał na przekonanego i spodziewała się tego, ale przynajmniej odpuścił. – Myślę, że oboje unikamy teraz względem siebie kilu spraw, Macy. Począwszy od tego, że nie wyznał jej swojego prawdziwego imienia. Nie zamierzała zagłębiać się w żadne głębokie, mroczne sekrety z dna swojej duszy, kiedy sam nie wyłożył wszystkiego na stół. Mowy nie ma. Był intrygującym facetem; i to by był na tyle, jeśli chodzi o jej wiedzę. Może potrzebowała małego przypomnienia z jego strony. Fajny facet z aurą tajemniczości. Nie musiała być tą, która będzie się zagłębiać w te ciemne, zagadkowe oczy. Bez względu na to, jak bardzo tego pragnęła. Siedział wpatrując się w zamyśleniu przed siebie, jego łokieć podpierał się o drzwi, a dłoń ocierała się w pobliżu tych kuszących ust. Zastanawiała się co by zrobił, gdyby się pochyliła i przyłożyła do nich usta. Trudno uwierzyć, że facet, który wręcz kipiał seksem, nie spróbował jeszcze dobrać się do jej spodni. Nawet nie snuł żadnych insynuacji. Macy walczyła desperacko przeciwko tej części siebie, która była rozczarowana. Obolała, potrzebująca część. Boże. Trochę minęło czasu. Za dużo. Pytanie za milion dolarów brzmiało, czy jeśli wykonałby ten ruch, to ona by mu na to pozwoliła? Naprawdę? Prawie przypomniały jej się czasy liceum… przesiadywanie nocą w samochodzie z kolesiem, scenariusz typu chce czy nie chce ciągle przebiegał przez jej myśli, jak i jej wyimaginowane odpowiedzi. Jego spojrzenie opadło na jego dłoń i wyobraziła sobie ją na swoim udzie, jej wagę i ciepło, które poczułaby przez spodnie. Kiedy zdała sobie sprawę, że prawie wszystkie jej odpowiedzi skłaniały się ku tak, tak, TAK! – cholera, teraz zmierzały do kategorii seksowny jak diabli – wiedziała, że pora się zbierać. - Wiesz, robi się późno… pracuję rano. - Łapię. Nie chciałem, żebyś przeze mnie się nie wyspała.

Tłum:mary003 - W porządku. Z wyjątkiem tej części, w której obawiałam się o swoje życie, to dobrze się bawiłam. Dobrze było… cię poznać. – ugh. Te niezręczne pożegnania. Nienawidziła ich. – Skoro nasi najlepsi przyjaciele są teraz nierozłączni. - Racja. Dzięki za odgonienie mojej najnowszej prześladowczyni. Macy się roześmiała. – Nie ma problemu. – zabawne było to, że nie chciała już jechać, nawet jeżeli jutro czeka ją ciężka praca. Był kimś kogo zawsze wyobrażała sobie do całonocnych rozmów i długo nikogo takiego nie miała. - Zanim cię puszczę, muszę mieć dowód tego co się stało. – pochylając się do niej, wyciągnął przed nich swoją komórkę. – Uśmiech. – zrobiła głupią minę. Kiedy zrobił zdjęcie i odwrócił telefon aby sprawdzić efekty, roześmiali się jednocześnie – on też miał głupią minę. Mówiąc jej, żeby chwilę zaczekała, wysiadł i obserwowała, jak okrąża z przodu samochód. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, zauważyła skradającego się po ulicy czarnego SUVa. Dziwne, ponieważ wyglądał dość znajomo – wyglądał jak Navigator brata Candace z tą białą naklejką na tylnej szybie. Jameson miał w tym miejscu naklejkę Baylor. Nie chciała myśleć o niczym z wyjątkiem tego, że Jameson był tak samo opiekuńczy względem Candace, jak jej rodzice, a z tego co mówił Ghost, teraz, gdy była z Brianem, pewnie się to nasili. Przez chwilę pomyślała o zwróceniu uwagi Ghosta na samochód. Ale znając życie pewnie nie należał do Jamesa i pewnie znowu miała jakąś paranoję. Więc siedziała cicho. W każdym razie, co było z Ghostem? Opierał się wygodnie o bok jej samochodu, rozmawiając z nią przez chwilę, ale poza tym nie wykonał żadnego ruchu. Nie dotknął jej. Nie pocałował. Nie… przycisnął do niej swojej twardości i nie włożył dłoni między jej nogi. Boże, co się z nią działo? Była napalona, to się działo i wpływało na jej racjonalne zachowanie. - Dobrej nocy, Macy. – powiedział w końcu, gdy ich rozmowa znów zaczęła blaknąć do niezręcznej ciszy.

Tłum:mary003 Uśmiechnęła się do niego. Jego wzrok pobłądził do jej ust. O to chodziło. Zamierzał ją pocałować. – Nawzajem. – powiedziała, opierając się pokusie przesunięcia językiem po swoich ustach. - Powinniśmy to powtórzyć. Jej serce podskoczyło. – Oh? - Jasne. Jakieś zastrzeżenia? - Nie. – ta jedna sylaba wymsknęła się jej bez wahania. - Daj mi swój numer. – wstukał go w telefon, gdy mu recytowała. – Mam. Wyślę ci swój. I obiecuję nawet odpisać. Jeśli chcesz, nie mam nic przeciwko byś mnie prześladowała. - Będę o tym pamiętać. – ponownie uśmiechnął się w sposób zatrzymujący serce, zwiększając jeszcze bardziej jej szaleństwo i sprawiając, że mózg dotarł do końcowego etapu. Wyprostował się. Oparł dłonie o drzwi, ponownie wędrując wzrokiem w dół. Pocałuj mnie. - W porządku. – powiedział. Przerwał. – Śpij dobrze. A potem zamknął drzwi. Co? Odszedł. Nie mogła przestać go obserwować, a gdy znalazła się później w swoim pustym łóżku, musiała się zmusić aby zasnąć i przestać wyobrażać sobie jego silne ciało obok siebie.

Tłum:mary003 Rozdział 3. Szlag. Nie mógł uwierzyć, że to się właśnie przydarzyło. Nawet gdy kilka godzin później Ghost próbował zasnąć we własnym łóżku, wciąż nie mógł wyrzucić jej ze swojej głowy. A przecież spędził z nią jedynie kilka godzin. Kusiło go, by do niej napisać, ale może zaczęłaby mieć go za jakiegoś prześladowcę. To akurat musi rozegrać na spokojnie. Jeśli ktoś wiedział jakim potrafił być idiotą latając za dziewczynami takimi jak ona, to tylko on. Już kilka lat temu boleśnie się o tym przekonał, a trzymający się go ból nigdy nie pozwolił mu o tym zapomnieć. Uśmiech Macy z drugiej strony… jej pieprzony uśmiech mógł wymazać jakikolwiek ból tego świata. Począwszy od złości, traceniu swojej kontroli w barze sushi, dziewczyny będącej w stanie zadzwonić do zupełnie obcej laski i na dodatek kazać jej się odjebać, była przez to cholernie kusząca. Piękna. I chciał poznać ją bardziej, nie ze względu na ciało, ale na ten umysł, duszę. Coś było w tych piwnych oczach. Owszem jej uroda przykuła jego uwagę… ale to reszto go zatrzymała. Za bardzo. Nie był w stanie nawet wykonać żadnego ruchu. Kompletnie go zniewoliła. Jeśli byłaby jeszcze bardziej atrakcyjna, a bardziej już się nie dało, zarumieniłby się na miejscu. Był twardy pod kołdrą od wszystkich pomysłów przebiegających mu przez głowę. Tych wspaniałych, pięknie wyrzeźbionych ust wzdychających i delikatnie dyszących za sprawą jego dotyku. Miękkiej i gładkiej skóry – a mógł to stwierdzić poprzez samo zerknięcie. Cholernie wspaniałego zapachu. Nawet myślenia o tym, że początkowo nieśmiało reaguje na jego dotyk, a później budzi się w niej prawdziwy wulkan. Uwielbiał grzeczne dziewczynki. Uwielbiał kazać im czekać, poddawać w wątpliwość ich wiedzę. Dawać im do myślenia przez całą noc. Jednak coś mu mówiło, że Macy wcale nie jest taka grzeczna. Nie miał żadnych wątpliwości, że w przeciwieństwie do jej przyjaciółki, Macy została już pozbawiona swojego dziewiczego stanu. Dzięki wygłodniałemu błyskowi w jej

Tłum:mary003 oczach wiedział, że doskonale zdawała sobie sprawę o co w tym wszystkim chodzi. Może okaże się szczęściarzem i ten głód przerodzi się w coś silniejszego. Może to on będzie tym po którego przyjdzie. Akurat, stary. Pieprzyć to. Dlaczego miałby o to walczyć? Przesunął dłoń w dół brzucha w kierunku swojego zbolałego penisa. Nawet jeśli nie mógł patrzeć na jej piękno i zanurzyć swojego grubego fiuta w jej miękkim ciele, jego penis i tak potrzebował wyzwolenia. Miał wrażenie, że w najbliższych dniach będzie potrzebował go dosyć często. Obudził go dzwoniący telefon. Zaczął wyrzucać z siebie przekleństwa za które pewnie oberwałby od swojej babci. Promienie słoneczne przebijały się przez jego okna pod kątem, który był rzadkością. - Co jest kurwa? – powiedział, nie sprawdzając nawet kto dzwoni. - Natychmiast przywieź tu swoje dupsko. – odpowiedział Brian. Brzmiał bez tchu. Ghost natychmiast się podniósł, prześcieradła wciąż były owinięte wokół jego tułowia i nóg. - Gdzie? - Do studia. Ktoś je kurwa rozpierdolił. - Co? - Po prostu tu przyjedź, stary. Potrzebuję cię. – połączenie zostało przerwane. Jezu Chryste. Kto mógłby zniszczyć Dermamanie i dlaczego? I kiedy? Był z Macy tam prawie do pierwszej nad ranem. Najwyraźniej później, kretynie. Wciąż nie myślał jasno, gdy wkładał na siebie zrzucone wczorajszej nocy dżinsy, ponieważ nie miał czasu na wypranie nowej pary. Nie był zbyt dobry w domowych porządkach. Kiedy kilka minut później podjechał do swojego miejsca pracy, Candace i Brianowi wychodziło już to uszami, sądząc po ich nerwowych gestach. Brian nie potrzebował teraz dokładać sobie zmartwień.