Dziewczynka087

  • Dokumenty562
  • Odsłony70 620
  • Obserwuję106
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań41 864

Stunich C.M. - Get Bent(1)

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Stunich C.M. - Get Bent(1).pdf

Dziewczynka087 Ksiazki
Użytkownik Dziewczynka087 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 217 stron)

4 GET BENT HARD ROCK ROOTS #2 C.M. STUNICH Tłumaczenie : AmandaBlusz Korekta : kinren2303 Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.

5 rozdział 1 Turner Campbell Stukam dwoma palcami w żyłę na prawej ręce i sprawdzam gumową opaskę uciskową, założoną na spocone ciało, upewniając się, że jest dobrze założona. Biorę strzykawkę, którą kurczowo trzymałem w zębach, przymierzam się, wbijam w żyłę i wstrzykuję narkotyk. To jest jedyny sposób, żeby przetrwać. Jedyny cholerny sposób. – Turner! Co ty tam robisz, do cholery? Osuwam się na ścianę i ignoruję schrypnięte krzyki Treyjana. Wrzeszczy na mnie przez cały cholerny poranek. Mam już go dość. Nie chcę tego dłużej słuchać. Doprowadza mnie do szaleństwa. Biorę więc strzykawkę z ust i przystawiam do skóry, po czym wydaję krótki syk, czując ból. Wciskam tłok i czekam. Po kilku sekundach odczuwam zmianę. Smak zwycięstwa. Urzeczywistnia się moje największe marzenie i mam wrażenie, że jestem królem cholernego świata. Bezceremonialnie wyrywam igłę i wyrzucam ją do kosza. Ląduje na stercie zużytych prezerwatyw i ręczników papierowych. Zapewne jest to cholernie niehigieniczne, ale nie dbam o to. W tej chwili nie obchodzi mnie nic poza Naomi. Naomi. – Turner, bierz dupę w troki i wyłaź stamtąd! Ściągam opaskę uciskową i kładę ją na szafce. Kurczowo łapię się umywalki i kaszlę, pochylając głowę. Dobra amfa zawsze sprawia, że kaszlesz i czujesz się tak cholernie dobrze, że nawet koszmar zaczyna wyglądać jak marzenie. – Bierzesz działkę, skurwysynu? – krzyczy Trey, a ja mam wrażenie, że tymrazem pęknie mu żyłka. Unoszę wzrok, przyglądając się własnemu odbiciu w lustrze. Niezbyt ładny widok. Wyglądam jak wyjęty z dupy. Wyglądam jak gówno. Jezu Chryste. Czy od trzech dni tak wyglądam? Oczy mam przekrwione i podkrążone, usta blade i popękane. Wyglądam jak cholerny zombie. – Uważaj, żeby ci gacie nie spadły, skurwielu – wołam do niego.

6 Stoję, głęboko oddychając. Na chwilę zamykam oczy. Przynajmniej teraz nie muszę się martwić w jaki sposób przetrwam kolejny dzień. Amfa doda mi skrzydeł. Naomi. Otwieram drzwi od łazienki. Trey rzuca mi śmiertelnie rozgniewane spojrzenie. Ignoruję go, malując kredką oczy. Dzisiaj gramy koncert i chcę dobrze wyglądać. Cholera, muszę wyglądać jak człowiek, albo nie wyjdę na scenę. Ból, który czuję, jest moją prywatną sprawą i nie mam zamiaru robić z siebie pośmiewiska. Nie pozwolę, żeby publiczność widziała moje cierpienie. – Staje ci na mój widok czy co? – pytam, udając, że wszystko jest w porządku, że moje życie nie zeszło na psy. – Nawet tutaj nie mogę mieć cholernego spokoju? Trey opuszcza wzrok, patrząc na śmieci, następnie z szyderczym uśmiechem zerka na opaskę. –Teraz codziennie będziesz ćpać? Wzruszam ramionami, nakładając wokół oczu czarną kredkę i upewniając się, że jest wystarczająco gruba, aby ukryć cienie. Kobiety to uwielbiają. Może nie wszystkie, ale te wytatuowane i z kolczykami w nosie lubią to na pewno. Bardzo bym chciał wybrać sobie jedną z nich, ale nie mogę zrobić tego Naomi. Kurwa! Po raz pierwszy w życiu nie mogę sobie nawet wyobrazić, że pieprzę inną kobietę. Patrzę na sufit, jakbym czerpał z tego fałszywą przyjemność i nie tracił nadziei. – Co teraz, Matko Tereso? Pouczasz mnie odkąd skończyliśmy szesnaście lat. Udaję, że nie zauważam, iż Trey nosi czapkę Travisa. A może ktoś sobie z nas jaja robi? Nie rozwiązaliśmy jeszcze tej zagadki. W ogóle, ostatnio wyszło na jaw tyle gówna, że tym problemem najmniej się martwię. Naomi. – To nie tak, Turner. Nie pierdol głupot. Wiesz co robisz? W ten sposób powolisię zabijasz. Nie mogę powiedzieć przyjacielowi, że mnie to nie obchodzi i wolałbym umrzeć, niż żyć dalej bez Naomi Knox. Wiem, że to jest całkowicie popierdolone. Miłość jest całkowicie do bani. Takie jest moje zdanie, mimo że wszyscy uważają, że jest warta wszelkich poświęceń i warto żyć dla tej iskry namiętności. Wierzą, że cudownie jest czuć dotyk ukochanej osoby i wspólnie pokonywać przeciwności losu. Wierzą, że wszystko będzie dobrze. Wpadłem.

7 Zakochałem się i co? I nic nie jest dobrze! Zakochałem się, byłem pijany z miłości, a teraz jestem na dnie. Moja miłość nie znalazła szczęśliwego zakończenia. Moja dziewczyna, moja nadzieja na lepszą przyszłość leży martwa w kostnicy, pocięta i pobita. Jest w takim stanie, że za cholerę nie można stwierdzić, czy to na pewno jej ciało. Niby mówią, że to raczej nie ona, ale w takim razie, do cholery, gdzie ona jest? No gdzie? Gdzie, do kurwy, jesteś Knox? Gdzie są te twoje ładne blond włosy? Gdzie są te twoje okulary? Gdzie są te twoje odzywki, że mamy się wszyscy odpierdolić? Nagle rzucam kredkę do oczu i odpycham Treya z drogi. W pośpiechu podnoszę deskę klozetową i zaczynam rzygać. Przyjaciel patrzy na mnie z obrzydzeniem, ale nie odzywa się póki nie kończę. Przemywam twarz zimną wodą. Dopiero teraz Trey przemawia: – Słuchaj, stary. To, co się stało tym dziewczynom jest całkowicie popierdolone, ale nic na to nie poradzisz. Co masz zamiar zrobić? Przecież policja już się tym zajmuje. Menadżertej laski jest przez cały czas w szpitalu. Treyjan przerywa i bierze głęboki oddech, przeczesując ręką włosy. Przewraca oczami, a ja szukam sposobu, aby zakończyć tę rozmowę. Wiem, co chce mi powiedzieć, ale się boi. I dobrze, kurwa. Powinien się bać. Staję przed nim i patrzę mu prosto w oczy. Całe ciało mam napięte i zwalczam chęć, żeby mu porządnie przyjebać. Myślę o niej… Naomi. Tak długo już igrałem z ogniem, łykając pigułki, wstrzykując sobie działki, ale nigdy do tej pory nie byłem w tak podłym nastroju jak teraz. Miałem chęć wyrwać sobie serce i spuścić je w kiblu wraz z całym cholernym bólem. – No powiedz to – odezwałem się do Treya, zaciskając pięści, wiedząc, że gdybym chciał, mógłbym go łatwo pokonać. I nie oszukujmy się – teraz bardzo bym chciał mu tak porządnie przyjebać. – Przecież nawet jej dobrze nie znasz. – Naomi. Jeśli już masz zamiar ją obrażać, używaj przynajmniej jej imienia. Trey wzdycha, robiąc krok do tyłu. Wyciąga z kieszeni papierosa i zapala go. Rozgląda się, szukając Milo, ale nasz menadżer jest w innym świecie. Został wciągnięty w wir dziennikarzy i kamer telewizyjnych. Ma teraz mnóstwo na głowie. Musi sobie jakoś poradzić z policjantami, teoretykami spisku i oszalałymi fanami, czuwającymi przy świecach. Jesteśmy częścią tego całego cyrku. Staliśmy się jakby gabinetem osobliwości. Wszystko się zawaliło i

8 nic nie jest na swoim miejscu – cała nasza trasa kompletnie się popierdoliła. Cały świat zwariował i mam wrażenie, że tylko ja jestem jedyną normalną osobą. – Naomi była świetną laską – zaczyna, ale mu przerywam, odwracając się i pędząc na przód autobusu. Ronnie, Josh i Jesse spoglądają na mnie nerwowo. – Jest – odpowiadam, bo jeśli przestanę się trzymać tego małego, ostatniego strzępu nadziei, rozpadnę się na kawałki. Zapalam papierosa. – Turner, wracaj tu do kurwy nędzy! – krzyczy znowu Treyan, coraz bardziej przeze mnie wkurwiony. Sądzę, że obawia się, iż zamienię się w drugiego Ronniego i zamknę się w swoim własnym świecie, zaczynając wygłaszać melancholijne gadki. Treyan wie, że nie musi martwić o jakieś pierdoły. Miał inne powody do strachu, gdyż za dobrze mnie znał. W tej chwili wiem już tyle na temat miłości, że dziwię się, iż Ronnie nadal żyje. Nie wytrzymam, jeśli dowiem się, iż Naomi odeszła. Bez niej uschnę i zginę marnie. Zaciągam się papierosem i odwracam się do Treyana, który kontynuuje: – Romansowałeś z tą dziewczyną przez tydzień. Wielka mi rzecz. Nie jesteś zakochany. Przestań być taką emo suką i weź się w garść. Wszyscy muszą w końcu kiedyś umrzeć, Turner. Życie potrafi porządnie wydymać, ale musisz stawić temu czoła i pozostać sobą. W autobusie zapada milczenie. Ja również przez kilka długich sekund jestem spokojny. W końcu Ronnie pociąga nosem, przerywając tę ciszę. Najprawdopodobniej myślą, że mam zamiar porządnie przypierdolić Treyanowi, ale nie robię tego. Amfa ma jeszcze nade mną władzę, sprawiając, że wszystko i wszystkich mam w dupie, więc się uśmiecham. – Przedstawienie musi trwać – mówię, opuszczając podbródek do piersi. Wyrzucam papierosa do umywalki i wyjmuję z kieszeni okulary przeciwsłoneczne. Znalazłem je wśród rzeczy osobistych, które oddała mi policja. Sadzę, że wcześniej należały do Naomi, ale teraz nie chcę o tym myśleć. Wkładam je na nos, wdzięczny za to, że nie sprzeciwiałem się i nie walczyłem z policjantem, zakuwającym mnie w kajdanki. Kilka dni w więzieniu bez narkotyków i muzyki mogłoby mnie zabić. – Co? – odzywa się zdziwiony Josh, roztrzęsionym głosem. Swoją drogą, ma facet jaja, nie bojąc się dyskutować ze mną.

9 – Będę śpiewać w Amatory Riot – odpowiadam i nie słyszę żadnego zbiorowego westchnienia ani nic takiego. W autobusie zapanowała cisza jak makiem zasiał. Do cholery! Oni myślą, że oszalałem. – Trey, ty zagrasz na gitarze. – Kurwa! Czy ty się dobrze czujesz? Przecież ja nie znam żadnej z ich piosenek. –Treyan warczy, robiąc krok do przodu. – Turner, ich już nie ma. Ich menadżer jest w stanie krytycznym, gitarzystka nie żyje, a wokalistka zniknęła. Nie próbuj ratować tonącego statku. To o nas musisz się martwić. Daj sobie z nimi spokój i zajmij się naszym zespołem. Indecency ciebie potrzebuje, człowieku. Nie pierdol nas. Pochylam się i biorę do ręki gitarę Naomi. Nie pytajcie mnie, skąd ją wytrzasnąłem i dlaczego ją mam. Cóż, jeśli miłość sprawia, że facet staje się szalony, to brak ukochanej może go doprowadzić wręcz do obłędu. – Słuchaj. Nawet jeśli mi nie pomożesz to i tak zrobię to sam. – Turner... W głosie Treya słyszę ostrzeżenie. Ale co może zrobić? Powstrzyma mnie? Nie ma, kurwa, takiej opcji. Podchodzę do drzwi i je otwieram. Światło i dźwięk wybuchają jak fajerwerki. Ludzie krzyczą, lampy aparatów fotograficznych błyskają. Ignoruję to wszystko i wkraczam do walki.

1 0 rozdział 2 Naomi Knox Chaos. Zaskoczenie. Ból. Te trzy rzeczy nadeszły, zanim nastała ciemność.

10 rozdział 3 Turner Campbell – Ty chyba sobie ze mnie, kurwa, żartujesz! – wrzeszczy Dax, łapiąc się za głowę. Jego rozpacz odzwierciedla moją własną i wcale mu się nie dziwię. Chłopak sądzi, że kocha Naomi. Świetnie. Chociaż ja uważam, że to niemożliwe. Naprawdę niemożliwe. Nie może jej kochać tak jak ja. Do cholery! Nikt nie może jej kochać tak jak ja. – Chcesz z nami wyjść na scenę? Jesteś szalony. Kompletnie i zupełnie szalony. Nie widzisz, co się właśnie stało? Jesteśmy absolutnie i całkowicie skończeni. Nie ma już Amatory Riot. America jest praktycznie martwa. Naomi… – Dax przerywa i przykłada czoło do ściany. Geary gapi się ze złością na zegarek i krzyżuje ręce na szerokiej klatce piersiowej. Nie chce mnie w ich autobusie, ale ja czuję, że muszę być tam, gdzie pozostali członkowie Amatory Riot. – Skąd, do kurwy nędzy, masz jej gitarę? – pyta laska z czarno blond włosami. Ignoruję jej pytanie, gdyż sam nie jestem tego pewien. Po powrocie z posterunku, wyjąłem ją ze swojej szafy. Pomyślałem, że któryś z kumpli przyniósł ją dla mnie, ale nie fatygowałem się, aby ich o to zapytać. Nie interesowało mnie to. – Nie widzisz, że wystarczająco dużo zła nas spotkało? Nie potrzebujemy tu ciebie. Nie chcemy, żebyś podcierał nam nosy. Te słowa wyszły od któregoś z pozostałych facetów w zespole. Niech mnie cholera, jeśli znam ich imiona. Postanowiłem skupić całą uwagę na Daxie. – Myślisz, że będzie zadowolona z tego, że wszystko w co włożyła tyle serca poszło w diabły? Myślisz, że będzie szczęśliwa widząc, że jej zespół i jej piosenki obróciły się w nicość? – Jedną ręką wieszam gitarę na szyi, a w drugiej trzymam papierosa. – Przecież w tychtekstach zawarła całą swoją duszę. Nie możemy pozwolić, aby tak się stało. To będzie dla niej zbyt okrutne. – Ona nie wróci, Turner. Naomi nie żyje. – Tego nie wiemy. – Daj spokój, Turner. – Dax się odwraca i nie wstydzi się własnych łez.

11 Ja tu przed nimi stoję, dodając im otuchy, a Dax zachowuje się jak jakiś emo pedał i szlocha przed całym zespołem! Co za dupek. Nieistotne, że mój entuzjazm jest fałszywy i pochodzi od krążącej w mych żyłach amfy. Przynajmniej próbuję. Smutek i melancholia to moja prywatna sprawa i nie chcę tego pokazywać. Musimy coś zrobić, żeby się jakoś trzymać. Jak on śmie wątpić w to, że Naomi żyje. No jak on śmie! Jak on śmie, kurwa, podważać moje słowa. Zaciągam się mocno papierosem i staram się zachować spokój, mówiąc: – Wiem, że ty i Naomi byliście blisko. Wiem, że jesteś zdenerwowany jak cholera i martwisz się o nią. Ale przestań się, kurwa, łudzić, człowieku. Między wami nie będzie nic więcej poza przyjaźnią. Wyjdź na scenę, a potem poderwij sobie jakąś dziewczynę. Czas się ruszyć. Musimy sobie jakoś poradzić z tą trudną sytuacją, jasne? Siłą woli powstrzymuję się przed rozbiciem gitary na twarzy Daxa. To i tak nie pomoże, nie zwróci mi Naomi. – Wyjdź ze mną na scenę, Dax. Muzyka jest najlepszym lekarstwem. – Kontynuuję. – Poskleja nawet najbardziej poranione dusze. Zagraj jej piosenki i utrzymaj ją w ten sposób przy życiu. Przełykam głośno ślinę, czując, że mam ściśnięte gardło. Nawet amfa nie przynosi mi ulgi. Kurwa! Nie jestem w stanie wypowiedzieć głośno jej imienia. Naomi. Myślę o niej przez cały czas. Wyobraźnia płata mi figle i w głębi siebie wciąż słyszę jej głos. Mam wrażenie, że czuję jak ociera się o mnie swoim ciałem. Zamykam oczy, opuszczając głowę. Normalnie nie jestem takim optymistą, ale zawsze byłem twardy. – Pierdolę fanów – mówi zrezygnowanym głosem. Wygląda jakby za chwilę miał wpaść w histerię, a ja nie mogę go za to winić. Zaciskam pięści i staram się zapanować nad własnym gniewem, który narasta we mnie i wywołuje chęć przypierdolenia mu i sprowadzenia go do parteru. Nie mogę tego zrobić. Nie mogę nikogo z nich uderzyć, gdyż mnie stąd pogonią. A gdzież indziej miałbym pójść? – To nie cyrk. Nie będziemy zaspokajać chorobliwej ciekawości tłumu. Nas już nie ma, Turner. Ci tam, na zewnątrz, są jak tysiące sępów, które tylko czekają aż wykrwawimy się do końca. – Dax uderza się w pierś zaciśniętą pięścią tak mocno, że skóra jego ręki staje się czerwona. – I ty chcesz wyjść z nami na scenę i grać? Dlaczego? Po co? Po to, żeby zwrócić ich uwagę na nasz ból? Po to, abyśmy jeszcze bardziej cierpieli? Twoje brzdąkanie na jej

12 gitarze ma dać nam gwarancję, że ona wróci? Że nasze istnienie ma nadal sens? Że nie została nam jedynie jej muzyka? – Śmieje się szyderczo, ale nie ma w tym żadnej radości. Jest w tym tyle cholernego bólu i cierpienia, że mogłaby się w nim utopić cała armia. – Jej muzyka nie żyje, Turner. Patrzę na Daxa, w jego szare oczy, na falę ciemnych włosów, których używa jak kurtyny, aby ukryć się przed światem i próbuję dodać mu otuchy najlepiej jak potrafię: – Muzyka nigdy nie umiera, Dax. Ona ożywia i koi duszę. Może nie chcesz przyjąć do wiadomości, że Naomi nie umarła… ale jej muzyka nadal żyje. Bo muzyka pozostaje na wieki. Atmosfera za kulisami jest ckliwa i cholernie przygnębiająca. Nawet w czasie pogrzebu Travisa nie czułem się tak jak teraz. Wokół unosi się poczucie beznadziei, które zatruwa powietrze i rozdziera moją duszę. Nikt z nas nie chce tutaj być, ale nie mamy dokąd iść. Tłum dzisiaj oszalał, wrzeszczy i przepycha się w kierunku estrady, wykrzykując pytania, na które nikt z nas nie zna odpowiedzi. Gdzie jest Hayden? Kto zabił Naomi? Co się stanie z Amatory Riot? A skąd ja mam to, kurwa wiedzieć? Trzymam gitarę nad głową i czekam aż Terre Haute skończy występ i opuści tę cholerną scenę. Kiedy tam wyjdę, te wrzaski się skończą. Nie pozwolę, żeby ten brak szacunku trwał dalej. Te dupki w końcu się zamkną. Zaczną nareszcie okazywać współczucie. Może wreszcie zrozumieją, co się stało i będą rozpaczać. Wysłuchają mnie i zaczną doceniać Naomi, bo cholernie dobrze wykonywała swoją pracę. A jeśli nie, to… cóż… rozpierdolę ich! Zagram na jej gitarze i powalę ten motłoch na kolana. Porąbię ich tą czarno białą siekierą, pokroję na kawałki i rzucę wilkom na pożarcie. Dopalam papierosa i rzucam niedopałek na podłogę. Nie obchodzi mnie, że wszystko może się spalić do gołej ziemi. Teraz najbardziej liczy się to, iż Naomi przemówi do mnie za pośrednictwem swojej muzyki. To mi da siłę, tak samo jak narkotyki, aby przetrwać kolejny dzień. Dzięki temu może nie wpadnę w czarną otchłań rozpaczy, w jakiej przebywałem od niemalże tygodnia. Nikt mi nie wypomina, że od kilku dni noszę te same ubrania i śmierdzę jak skunks. Nawet Milo milczy na ten temat. Myślę, że nie jestem jedyny, który się zapuścił jak świnia. Strój Daxa też pozostawia wiele do życzenia.

13 – Nie musisz tego robić. – Trey próbuje mnie powstrzymać, ale nie zwracam na niego uwagi. On naprawdę zaczyna mnie wkurzać. Wiem, że zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny, zaczyna się powtarzać, a to mnie cholernie wkurwia. Skoro nie widzi tego, że musimy to zrobić, oznacza to, że różnimy się od siebie bardziej niż sądziłem. – Odpierdol się, Trey – odpowiadam, a on tylko wzdycha. – Świetnie! Bo co ja tam, kurwa, wiem?! – warknął. – Patrzę tylko na Ronniego i widzę jak popada w coraz większą depresję i stacza się coraz niżej. No jasne, opierdalaj mnie za to, że chciałbym tobie tego zaoszczędzić. – Będzie dobrze. Jak tylko odnajdę Naomi. Muszę się dowiedzieć, gdzie ona jest, nawet jeśli się okaże, że nie żyje. Po prostu, muszę. Póki się tego nie dowiem, nie przestanę myśleć, że zaginęła. Chociaż w sumie taka niewiedza jest lepsza niż pewność, że leży pobita i wykrwawiona w kostnicy. – Jezu Chryste, Turner. Przyjmij w końcu do wiadomości, że ona jest martwa – syczy, próbując nie podnosić głosu, żeby nikt inny nie słyszał. Mówienie o Naomi Knox było tematem tabu. Wszyscy byli przekonani, że ona jest martwa i leży w lodówce w prosektorium, ale żadne z nich nie chciało powiedzieć tego głośno. Pieprzyć to! Pieprzyć ich wszystkich! – Słyszycie ten tłum? – pyta Dax, podchodząc do mnie. Trey rzuca mu wściekłe spojrzenie. Nie wiem, dlaczego to robi. Przecież chłopak nie ponosi winy za to wszystko. Boże, miej w opiece tego skurwysyna, który to zrobił. Odpowiednio się nim zajmę, jeśli go znajdę. Nie będę postępował logicznie. O, nie. Będę czerpał prawdziwą rozkosz z jego bólu i cierpienia, a na końcu zabiję gnoja. – To jest śmieszne. Nie możemy tam wyjść. Oni tutaj nie przyszli słuchać cholernej muzyki. Przykro mi to mówić, ale jesteśmy na tonącym statku. Piorunuję go wzrokiem i podchodzę tak blisko, że stoimy twarzą w twarz. Całkowicie się tego nie spodziewał. – Upomnimy się o ich szacunek i go zdobędziemy. Albo zaczną się inaczej zachowywać, albo będą musieli opuścić salę. Nie widzę innej możliwości. Nie możemy się teraz wycofać,bo to będzie oznaczało, że się poddajemy. Może ty jesteś gotowy na upadek waszego zespołu, ale ja na pewno nie.

14 Wokalista na scenie odsuwa od ust mikrofon i rozgląda się niepewnie, jakby nie wiedział ma zrobić. Ci cholerni ludzie całkowicie postradali zmysły. Nie przyszli tu na koncert. Przyszli tu dla dramatu. Co to, kurwa, ma być? Nie czekając na odpowiedź Daxa, wpadam na scenę. Dopiero teraz zwracam uwagę na to, iż moje buty są umazane zaschłą krwią. Zatrzymuję się na środku i pławię się w świetle punktowego reflektora, jakbym był do tego, kurwa, urodzony. Wokalista oddaje mikrofon bez walki. – Hej. To jedno słowo wystarcza, aby zapanowała cisza. Zawsze miałem taką siłę przebicia, a przynajmniej odkąd wyprowadziłem się z domu. Tak sobie postanowiłem i nie przyjmowałem innej możliwości. Miałem tylko dwie możliwości, albo przejmę kontrolę, albo będę tym kontrolowanym. Niewielki, kurwa, wybór. To moje tourne, moje szalone i krwawiące serce oraz moja miłość, która zaginęła. Tłum gapi się na mnie z rozdziawionymi ustami. Migają flesze telefonów komórkowych. I dobrze. Chcę, żeby uwiecznili ten moment po to, aby stał się punktem zwrotnym w ich życiu. Jeśli zrobię to na swój sposób, zapamiętają ten koncert na zawsze. Nie wiem, co spowodowało ich reakcję – moje brudne włosy, zapadłe policzki, przepocone ubranie czy też drżenie rąk. Zresztą, nieważne. Najważniejsze, że są oszołomieni i milczą, kiedy wypowiadam kolejne słowa: – Zamknijcie się, kurwa. Nie przyszliśmy tutaj, żeby się z wami ciaćkać. Jesteśmy tu po to, aby zniszczyć wasze dusze i poskładać je od nowa. Jesteśmy tu po to, byście zapamiętali, dlaczego życie jest tak cholernie ważne i nie warto robić cyrku z dramatu, który się wydarzył. Więc albo zamkniecie ryje i będziecie słuchać, albo stąd wyjdziecie. Nie wiem, czy potrafię was przekonać, abyście po wyjściu przez te cholerne drzwi, przestali plotkować. Chcę jednak, żebyście zastanowili się nad tym, co pragniecie osiągnąć w życiu, a potem wzięli się do roboty i dążyli do wyznaczonego celu. Przerywam i przecieram usta. Technicy zaczęli ustawiać sprzęt, a członkowie Amatory Riot stoją nadal za kulisami, gapiąc się w podłogę. – W ubiegłym tygodniu zakochałem się w dziewczynie. – Ciągnę dalej. – Nie spodziewałem się tego i nie docierało to do mnie, póki nie było już za późno. Jest szansa, że utraciłem ją na zawsze, ale póki mam choć iskierkę nadziei, wiem, że zrobię wszystko, aby ją odzyskać.

15 Kładę ręce na gitarze i przypominam sobie Naomi, jej muzykę, jej teksty, jej przebojowość i zniknięcie. Nadeszła chwila, aby zagrać i niech mnie diabli, jeśli to spieprzę. Za mną Dax zaczyna bębnić na perkusji, z mojej prawej chudy narkoman przejmuje gitarę prowadzącą. To mi wystarcza, aby wpasować się w rytm, ręce same ślizgają się po strunach. Czuję się, jakby zapanował nade mną demon i wbił we mnie kły. Tłum skacze i wrzeszczy, wykrzykując swoją radość i swój ból, wiedząc, że ich tajemnice są bezpieczne, że zmieszają się w rytmach naszej muzyki. Tkamy tę splątaną sieć myśli, słów i nut, uwalniając naszą wściekłość i potęgując ją dziesięciokrotnie. Na początku mój głos jest niski i słaby, jakbym wracał do żywych z cholernej śpiączki. Cholera, jakbym nie był sobą. Jeśli, kurwa, pozwolę, aby miłość sprawiła, że stanę się słaby, nie będę tym samym Turnerem Campbellem. – W pięknych pieśniach okrucieństwem nieświadomie oplatasz mnie, podnosisz na duchu, czasem dołujesz też. Unosisz mnie wysoko, coraz wyżej. Aż w końcu spadam niżej i niżej. Spadam i spadam. Upadam tak szybko i zbliżam się do ciebie. Ale ty mnie nie chcesz i odtrącasz od siebie. Gdzieś w głębi duszy świta mi myśl, że Naomi śpiewała o mnie. Myślę, że większość ze swoich piosenek napisała właśnie o mnie. Możliwe, że jestem strasznie zadufanym w sobie skurwysynem, ale jestem o tym przekonany i podoba mi się taki stan rzeczy. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że wszystkie moje teksty są o Naomi. Szkoda, że nie mogę jej tego powiedzieć. Chciałbym być lepszy w wyrażeniu swoich uczuć. Chryste, nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie sądziłem, że dojdzie do rozlewu krwi, wzywania karetek oraz zaginięcia mojej dziewczyny. Tęsknię za nią jak cholera. Śpiewam dalej: Kłamstwami uwiodłeś mnie. Doprowadziłeś mnie do łez. Przez ciebie spadam i spadam na dno, Bo ty jesteś wcielone zło. Tak daleko od ciebie, a krwawię i od lat broczę krwią,

16 bo zadałeś mi ból, przebijając me serce na wskroś. Śpiewając, obserwuję tłum i zauważam uśmiechy na twarzach, łzy oraz zmarszczone brwi. Próbuję wyobrazić sobie, jakby to było mieć Naomi obok. Tu i teraz. Na tej scenie. Tak było kilka dni temu, ale od tego czasu tyle się wydarzyło, że mam wrażenie jakby upłynęły lata. Czuję jak moje ciało reaguje na myśl o niej, co kończy się tym, iż stoję na estradzie z cholerną erekcją. Jeszcze nigdy mi się to nie przytrafiło w takim najmniej odpowiednim momencie. Osz kurwa. Ale nie będę nikogo za to przepraszał. Co to, to nie. Po prostu, mój chuj reaguje na to, co serce wie już od dawna. I nie mogę o tobie zapomnieć Rozglądam się i przypominam sobie rozmowę telefoniczną z Naomi i moje tłumaczenia, że do niczego nie doszło pomiędzy mną, a pewną laską. Gorzko uśmiecham się na wspomnienie odpowiedzi, jaką wtedy usłyszałem. Mimo zamyślenia, wśród ciżby dostrzegam bosą dziewczynę. Przez całe dalsze życie… Stoi w tyle i jest jedyną osobą, która nie poddała się muzyce. Jedyną, która w ogóle się nie rusza. Wygląda na to, że nie zagubiła się w tłumie. Po prostu, jest tu sama i patrzy, kurwa, prosto na mnie. Sam diabeł by się rozpłakał, gdyby wpatrywała się w niego w taki sam sposób, jak we mnie. Prawie odebrało mi mowę. Palce mi drżą, ale migiem odzyskuję nad sobą kontrolę. W końcu jestem cholernym perfekcjonistą. Nie mogę w tej chwili nawalić. Przez ciebie jestem na dnie, Przez ciebie tracę dech. Czuję się tak, jakby dziewczyna celowo wpatrywała się we mnie tymi szalonymi, niebieskimi oczami, próbując mnie przed czymś ostrzec. Mam chęć przestać grać i ją zawołać, prosić tłum, aby przywlókł ją do mnie i rzucił do moich stóp. Ona coś wie. Nie jestem tego pewien, ale Naomi chyba mi o niej mówiła. W zasadzie ostrzegała mnie przed nią. A co, jeśli ona jest winna? Przez ciebie życie straciło sens. Kontynuuję występ, mimo że wiem, iż laska zniknie, zanim uda mi się ją odnaleźć. Staram się zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół – jej postawę, rysy przestraszonej twarzy, sposób, w jaki kurczowo trzyma tę swoją głupią, plastikową torebkę, sposób, w jaki drżą jej wargi. Zauważam, że porusza ustami, jakby chciała mi coś powiedzieć. Jednak po chwili

17 dociera do mnie, że ona śpiewa. Śpiewa kawałki, które zawsze śpiewała Naomi, w czasie występów z tą anorektyczną suką, Haley czy jak tam brzmi jej cholerne imię. Bo zakochałam się. Bo pokochałam cię I przez ciebie marnieję. Ujrzawszy tę masakrę w autobusie, powiedziała, że się spóźniła, że „on” był pierwszy. Ale kim, do cholery, jest ten „on”? Co tu się, kurwa, dzieje? Zauważam, że dziewczyna zaczyna się cofać. Jej biała sukienka jest brudna i podarta. Pogrążywszy się w żalu, zapomniałem o niej, a teraz pojawia się przede mną, w mieście oddalonym o ponad czterysta pięćdziesiąt kilometrów od miejsca, w którym spotkałem ją po raz pierwszy. Wyśpiewuję głośno ostatnie słowa piosenki, jakbym ją błagał, aby została. Chciałbym jej zadać tak wiele pytań, ale nawet jeśli mnie słyszy, nie zwalnia. I chociaż wiem, że to już zakończone, Nawet mój upadek jest przesądzony. Uderzę w ziemię i odejdę. Uderzę w ziemię i nastąpi koniec. Na zawsze. Ostatnią rzeczą, którą widzę, zanim dziewczyna wychodzi, są jej usta, miotające bezgłośne przekleństwa.

18 rozdział 4 Naomi Knox Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że słyszę jak anioł śpiewa piosenkę, którą sama napisałam. Piosenkę, która narodziła się w bólu, towarzyszącym mi przez całe życie. Serce zaczyna mi szybciej bić, gdyż uświadamiam sobie, iż nadszedł mój koniec. Pogodziwszy się z tym, odprężam się i poddaję rytmowi jego pięknego głosu.

19 rozdział 5 Turner Campbell Po koncercie Trey przyprowadza do autobusu kilka dziewczyn. Wkurza mnie to, gdyż praktycznie zmusza drobną blondynkę, aby usiadła mi na kolanach. – Daj jej trochę koki, Turner – mówi, owijając ramiona wokół brunetki i uśmiechając do mnie. On ciągle, kurwa, nie pojmuje, że takie gierki mnie nie interesują. Nie chcę tej dziewczyny ani żadnej innej. Pragnę tylko, aby Naomi wróciła. Nie wiem, co zrobię, kiedy moje pragnienie się nie spełni. Siedzę jeszcze przez chwilę i przyglądam się, jak Trey robi z siebie dupka, po czym idę do łazienki i ponownie biorę działkę. Nic to jednak nie daje, gdyż nie czuję się ani trochę lepiej. Straciłem energię, którą miałem na scenie. Całkowicie ze mnie, kurwa, wyparowała. Czuję się jak zombi, który maszeruje w rytm bębna nekromanty. Poruszam się, ale nie panuję nad sobą. Funkcjonuję, ale tak jakbym był martwy. – Daj spokój. Masz, kurwa, jakiś problem? – pyta Trey, a dziewczyna przeczesuje palcami moje włosy. Pozwalam jej na to tylko dlatego, że jestem emocjonalnym wrakiem. Nie myślę ani o niej, ani o słowach, które szepcze mi do ucha, ani o tym, że Trey zachowuje się jak jakiś cholerny, pieprzony głupek. Moje myśli biegną ku bosej dziewczynie. Szukałem jej, kurwa, wszędzie, mimo że wiedziałem, iż płonne moje nadzieje. Wzdycham, kiedy blondynka popełnia błąd, przesuwając rękę między moje nogi i zaciskając na wybrzuszeniu w kroczu. Chwytam mocno jej nadgarstek. Robię to pewnie zbyt mocno, gdyż dziewczyna aż piszczy z bólu. – Nie – wypowiadam tylko to jedno słowo, głosem twardym jak stal, po czym odsuwam dziewczynę i stawiam ją na nogi. – W tej chwili nie jestem, kurwa, w nastroju. Wyciągam z kieszeni papierosa, zapalam go i odwróciwszy się, odchodzę. Tymczasem laska zaczyna bluzgać wulgaryzmami. Jest tak wściekła, że nawet rzuca we mnie szminką. – Turner, dawaj tu swoją dupę z powrotem! – wykrzykuje Trey, kiedy kopniakiem otwieram drzwi i wyskakuję z autobusu.

20 Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek się zakocham i że miłość niesie ze sobą aż tyle gówna. Całe to tarzanie się w otchłani rozpaczy? To chyba trochę za dużo, ale poddałem się temu. – Dobrze się czujesz? – pyta Ronnie, jedyny człowiek na ziemi, który nawet bogów może doprowadzić do łez tonem, w jaki zadaje to proste pytanie. – A wyglądam, jakbym się dobrze czuł, Ronnie? – warczę, przykładając rękę do czoła i pozwalam, aby popiół z papierosa opadł na moje dżinsy. Mam chęć wspomnieć o Asuce, jego nieszczęśliwej miłości, aby nie być samotnym w swoim nieszczęściu, ale mimo że jestem naćpany, wiem, że lepiej tego nie robić. Istnieją pewne granice, których nie powinienem przekraczać. Zerkam na niego, przyglądając mu się. Jego kolejne słowa, upewniają mnie, iż musiał słyszeć tyradę Treya. – Nie miej tego za złe Treyowi, Turner. On po prostu chce, abyś był szczęśliwy, a nie potrafi być inny. To wszystko. Siadam dupą na chodniku, głęboko wzdychając. Kładę rękę na ziemi i obserwuję jak końcówka papierosa gaśnie na cemencie. Obejmuję kolana rękoma, przyciskam je do siebie i opieram głowę na brudnych, szorstkich dżinsach. Zauważam, że wokół kostek mam plamy zaschniętej krwi. – Jest cholernym głupcem – odpowiadam. Ronnie się śmieje i podchodzi bliżej mnie. Pachnie marychą. Pamiętam dzień, w którym umarła Asuka. Nie mogłem wtedy patrzeć na cierpienie Ronniego, na jego blade usta i białą jak papier twarz. Moje wspomnienia o pierwszych tygodniach po jej śmierci są trochę przyćmione przez całonocne balangi z dziewczynami, suto zakrapiane alkoholem i narkotykami. Jestem jednak pewien, że ten facet przez miesiąc nie zmieniał koszuli. Dlatego rozumiał przez co teraz przechodzę i na swój sposób będzie mnie wspierał – zaproponuje jointa na pociechę i na pewno nie będzie sprowadzał dla mnie lasek. Nie będzie też udawał, że nic się nie stało. – Ano jest, ale właśnie dlatego nie chcemy z nim spędzać czasu, prawda? Dziękitemu czujemy się lepsi od niego. Wiem, że Ronnie próbuje żartować, ale nie mam ochoty, aby się śmiać. Czuję się wyczerpany. Nawet narkotyk nie poprawił mojego samopoczucia. Czuję się malutki i nic nie wart. Siedząc tu, tak jak teraz, jestem świadomy jak niewiele znaczę i jak mało ważny jestem. I nieważne, że mam fanów, którzy lubią moją muzykę. Bo co w tym wielkiego? Co pozytywnego

21 po sobie zostawię? Dałem plamę jak cholera. Spójrzcie na Naomi. Na to, co jej zrobiłem. To przeze mnie stała się ludzkim wrakiem. Wykorzystałem ją i porzuciłem. Zrobiłem to samo, co wszyscy, których znała. Sam dążyłem do sławy. Chciałem być kimś przez wielkie K. Chciałem szacunku, a po drodze zapomniałem odpłacać się tym samym? I co z tego mam? Los zakpił sobie ze mnie, bo zakochałem się, mimo że nigdy tego nie chciałem i odebrał mi tę, która stała się dla mnie całym światem? – Chcę wierzyć, że ona nie jest martwa, Ronnie. – Istnieje mała szansa, że żyje – odpowiada szczerze, podchodząc bliżej autobusu i opierając się o niego. Ze środka dobiega fałszywy śmiech Treya, głośny i ochrypły, jakby wymuszony. Nie wiem, czego on ode mnie chce, ale to mi za cholerę nie pomaga i to dowodzi, że jestem strasznie popieprzony. – Ale nikt oprócz mnie w to nie wierzy. Zatapiam się bardziej wgłąb siebie. Owijam ramiona wokół nóg, wstrzymując na chwilę oddech, po czym staram się miarowo wciągać i wypuszczać powietrze. Jednak serce mi wali, obijając się o klatkę piersiową, jakbym się ścigał w maratonie. Ręce mi drżą od przypływu adrenaliny. Słyszę jak Ronnie bierze głęboki oddech, jakby chciał mi coś powiedzieć. Wiem, że rozumie, przez co teraz przechodzę. Rozumie moją desperację. Wiem również, że chciałby, aby Naomi żyła. Pragnie tego, żebym nie musiał przechodzić przez takie same gówno, jak on przeszedł. Nie chce, abym nie popadł w nienawiść do samego siebie i nie budził się z wrzaskiem z koszmarów, tak samo jak on budził się wykrzykując imię Asuki. Jednak moim zdaniem, najgorsze były chwile, kiedy następowała cisza po mrożących w żyłach nawoływaniach, a Ronnie siedział spocony i z przeszklonymi oczami. Zawsze wiedziałem, że nigdy nie zapomni o jej śmierci, że te koszmary są dla niego dużo gorsze, niż nam chciał okazać. W życiu trzeba mieć naprawdę twardą dupę. – No i co z tego? Dlaczego nie masz mieć nadziei? Cholera, dlaczego nie ufać, że jeszcze wszystko się ułoży? W rozpacz i depresję możesz wpadać dopiero wtedy, kiedy będziesz miał pewność, że jej już nie ma. Lepiej trochę później zacząć się zabijać, prawda? Roni wyjmuje z kieszeni skręta i odpala go srebrną zapalniczką. Pomarańczowy blask oświetla jego zarośniętą twarz, a tatuaż węża wygląda jakby się wił i zaciskał na szyi, próbując

22 wydusić z niego ostatnie tchnienie. Czasami myślę, że wolałby umrzeć i nie stawać przed koniecznością podejmowania świadomych decyzji w sprawie śmierci. Samobójstwo jest trudne. Wymaga wiele odwagi, a oboje wiemy, że Ronnie to cholerna cipa, a nie twardy facet. Wyciągam rękę po skręta, którego Ronnie mi podaje. Właśnie mam zamiar wziąć pierwszego macha, kiedy podchodzi Dax i zatrzymuje się kilka metrów od nas, wsuwając ręce w kieszenie czarnych dżinsów. – Hej – odzywa się, zerkając na Ronniego, jakby nie był pewien, czy chce przy nim mówić. Ronnie to swój chłop i nie ma, kurwa, takiej opcji, abym go stąd przepędził. Albo Dax powie, co mu leży na wątrobie, albo niech nic nie mówi i stąd spada. Nie chcę być teraz sam i potrzebuję Ronniego. Wiem, jak to musi brzmieć, ale gwarantuję wam, że Ronnie nie jest gejem. Zaciągam się skrętem i podaję go Daxowi. Facet ignoruje mój gest dobrej woli. – Mogę z tobą chwilę pogadać? – Słucham – odpowiadam, opierając głowę o bok autobusu i wdychając słodki zapach potu, dymu i alkoholu. O tak, dziś jest wielka impreza. Rozgorączkowany tłum krzyczy przed frontowym wejściem. Prasa niewiele pomaga, szerząc plotki z prędkością pożaru trawiącego las. Szczerze mówiąc, obawiam się, że mógłbym dzisiaj zostać rozerwany na strzępy przez własnych fanów. Ci popaprańcy mogliby mnie wdeptać w ziemię jak gówno. Zaciągam się kolejny raz i oddaję skręta Ronniemu. Nagle miedzy nami pojawia się Jesse, w swoich obcisłych, czerwonych dżinsach i luźnej koszulce. Na nadgarstkach ma kilka głupich, gumowych bransoletek – durnych reklamówek, które rozdają na każdym kroku. – Patrzcie na to gówno. – mówi, machając mi przed nosem chudym ramieniem, które zdobi osiem bransoletek. Na wszystkich jest taki sam cholerny napis: Pani Turnerowa Campbell. – Są rozdawane na prawo i lewo. – Przez kogo? – zadaję pytanie, zdejmując okulary słoneczne i przyglądając się temu badziewiu z bliska. Jesse wzrusza ramionami i odsuwa się ode mnie, rzucając pełne ciekawości spojrzenie Daxowi.

23 – Przez Dunno. Laskę z niebieskiego Vana. Wygląda na to, że teraz jesteś jeszcze bardziej popularny. Dobra robota, Turner. – Przerwał, bawiąc się tymi pieprzonymi bransoletkami i przygryzając czarny ćwiek na wardze. Jesse nie wie, że mnie teraz krzywdzi. Każde kolejne wypowiedziane przez niego słowo rani mnie jeszcze bardziej. Nie okazuje mi żadnego współczucia. Nie zapewnia mnie, że jest mu przykro ani nic w tym stylu. W ten sposób sprawia, że czuję się znacznie gorzej. Przypomina mi, że sprawy nie potoczyły się tak jakbym tego chciał i już zawsze mogę być nieszczęśliwy. Naomi Knox miała w sobie to coś… Coś, co wzbudziło we mnie pragnienie szczęścia rodzinnego, z kochającą kobietą u boku, z psem i kotem w domu. Chciałbym ją całować i mieć z nią dzieci. Naomi jest jedyną kobietą na tej ziemi, którą chciałbym poślubić i zwracać się do niej per pani Turnerowa Campbell. Pierdolę inne laski. Chcę tylko Naomi. – Cóż, cieszę się, że jesteś z tego powodu szczęśliwy, ale lepiej nic już nie mów. Nie ręczę za siebie, jeśli nie zamkniesz ryja. – Znów zaciągam się skrętem. – I powiedzreszcie załogi, że każdy u kogo zobaczę te cholerne bransoletki, wyleci z zespołu na zbity pysk. – Mogę z tobą chwilę poważnie pogadać? – warczy Dax, wyglądając na wkurzonego. Zerkam na niego, pragnąc, aby narkotyki zaczęły w końcu działać. Przypuszczam, że powinny zmniejszyć ból po stracie. W tej chwili jednak moje samopoczucie pogorszyło się jeszcze bardziej. A może by tak do tego jeszcze się upić? Pomogłoby? A może jeślipołączę dragi z wódą, to w końcu zemdleję? Taka alternatywa wydaje mi się najcudowniejsza. – Do zobaczenia w środku – odzywa się Jesse, zrozumiawszy aluzję i odchodzi. Zwracam uwagę na to, że nie zdejmuje tych cholernych bransoletek. Kilka sekund później, obok nas przechodzi Josh. Jednak się nie odzywa. I dobrze. Najwyraźniej wyciągnął odpowiednie wnioski z mojej ostatniej lekcji i ma zamiar trzymać się ode mnie z daleka. Ronnie myśli, że powinienem się z nim pogodzić, ale nie mam teraz na to siły. Może dam mu szansę, kiedy Naomi wróci? Oczywiście, jeśli wróci. – Czego chcesz, Dax? Jestem teraz trochę zajęty. Dax wykrzywia twarz ze złości, ale natychmiast odzyskuje nad sobą kontrolę, biorąc głęboki wdech i opanowując drżenie rąk. Ma dziś czerwone rękawice z czarnymi szwami. Myślę, że są ze skóry, ale kogo to, do cholery, obchodzi? – Gadałem z całym zespołem. – Przerywa, oglądając się przez ramię, jakby miałnadzieję, że Naomi lub ta chuda suka w każdej chwili wyjdą z tłumu. – I chcielibyśmy, żebyś z nami

24 śpiewał do czasu aż wróci Hayden. To znaczy, jeśli wróci. A jeśli nie, to do czasu, aż znajdziemy na jej miejsce kogoś nowego. Nie musi mnie o to dwa razy prosić. – Możecie na mnie liczyć do czasu, aż wróci Naomi. – odpowiadam, po czym kontynuuję, nie dopuszczając tego głupka do głosu. – Niezależnie od tego, jak długo to potrwa, rozumiesz? Ronnie gwiżdże pod nosem. Mam być wokalistą w dwóch zespołach? Może nie jest to najlepszy pomysł, ale zrobię to, jeśli dzięki temu ma się spełnić moje życzenie, iż Naomijest gdzieś żywa. Biorę na siebie to zobowiązanie z miłości. Nieważne czy jest ono głupie, czy też nie, bo bez Naomi nic na świecie nie jest warte, żeby dalej żyć.

25 rozdział 6 Naomi Knox Czy to nie okrutne, że budzę się po tym, jak zaakceptowałam swoją porażkę, poddałam się ciemności i zapragnęłam przejść na drugą stronę? Że odzyskuję przytomność, przywiązana do czegoś, co pompuje oddech w moje płuca, co krępuje moje ruchy, przez co się dławię i miotam, próbując ustalić do jakiego kręgu piekła trafiłam? To strasznie okrutne. Straszne, okrutne i naprawdę wstrętne. Kopię, walczę i prycham, ale to nic nie daje, ponieważ jestem przywiązana. Nie wiem, czym i do czego. Może to być jakaś lina, może łańcuch, a może sieć demonicznych mocy lub jakieś inne cholerstwo. A może mam szczęście i są to włosy anioła? Może czekam u bram nieba, owinięta bandażami jak mumia i gotowa na wyrok? Jeśli tak, to mam przerąbane. Walczę więc trochę bardziej i krzyczę. Krzyczę i krzyczę w duchu. I głęboko w sobie, w umyśle słyszę odpowiedź na swoje wołania. Wsłuchuję się w nią i dociera do mnie monotonny śpiew. Chorał, dobiegający z otoczenia. A śpiewacy w kółko powtarzają jedno i to samo. Dwa małe słowa, które dla innych mogą być bez znaczenia, a dla tak wiele mnie oznaczają. Turner Campbell.

26 rozdział 7 Turner Campbell Następnego ranka budzę się, uświadamiając sobie, że pada deszcz , okrywający wilgotną mgiełką okna, na których moi durni kumple porobili nieprzyzwoite rysunki – na tylnych szybach widniały gigantyczne chuje. Dokładam swojego, paląc papierosa i mając nadzieję, że Milo nadal ma dla mnie tyle współczucia, iż nie będzie na mnie wrzeszczał. W każdym razie, nie powinno go to obchodzić, gdyż autobus należy do mnie. Wzdycham, zastanawiając się gdzie teraz jesteśmy i jakie miasto mamy następne w planach naszego tourne. Prawdę mówiąc, odkąd zniknęła Naomi, przestało mnie to interesować i nie mogę nic na to poradzić. Czuję jednak, że coraz bardziej się od niej oddalam. Mam wrażenie, że ona nadal jest w zalanym krwią autobusie w Denver. Strzepuję papierosa do szklanej popielniczki i wkładam go na powrót w usta. Skoro kobieta leżąca w szpitalu, to menedżerka Amatory Riot, America, a dziewczyna w kostnicy to nie Naomi… Hmm… W takim razie, kurwa, kim jest ta nieżywa laska? To pytanie nurtuje mnie przez całą noc. Uważam, że policja powinna zrobić jakieś badania DNA i zastanawiam się, dlaczego to wszystko tak długo trwa. A może oni już wiedzą tylko, po prostu, nic na temat nie mówią? To miałoby sens. No bo kim ja, kurwa, jestem? Gwiazdą rocka? Gnojem uzależnionym od narkotyków? Przecież nie będą koło mnie skakać, jakbym był wielkim królem świata. Jestem dla nich nikim i nie interesuje ich to, że cierpię będąc w niepewności. Prawdę powiedziawszy, uważają, że nie mam nic wspólnego z Naomi, gdyż policja nie wie, iż zakochałem się w niej. A nawet gdyby to wiedzieli, dla nich to nie ma, kurwa, żadnego znaczenia. Bo miłość kryjesz w głębi siebie. Przez nią stajesz się emocjonalnym szaleńcem. Uczucia czynią ciebie słabym i łatwo możesz zostać wykorzystany. A ja zakochując się w Naomi, wpadłem w to gówno jak śliwka w kompot. Gaszę niedopałek w popielniczce, obracam się na pięcie i ruszam między łóżkami. Przechodzę obok chrapiącego dupka, Jessego i zmierzam na przód autobusu, gdzie siedzi półnagi, skacowany Trey i piorunuje mnie wzrokiem. Ma się rozumieć, że jeszcze nie do końca wytrzeźwiał. Wiem, że nie zachowuję się jak stary Turner, ale sądzę, że mógłby trochę wyluzować, biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności. Zatrzymuję się, patrząc na Milo, który