Jeremy Belpois
Podziemny zamek
Tej nocy mija dokładnie dziesięć lat
od chwili, kiedy ujrzałem ją po raz pierwszy, więc myślę,
że nadszedł już właściwy moment, aby o tym opowiedzieć.
Tłby ujawnić wszystkie niewiarygodne zdarzenia, których byliśmy świadkami.
Turni Ishiyama, Ulrich Stern, Odd
Morza Japońskiego i oficer zameldował bazie naziemnej:
- Zajęliśmy pozycję.
W bazie nasłuchiwała Yu ki ko Itou, ładna, dwudziestotrzyletnia Japonka. Yukiko
spokojnie,skontrolowała zza biurka otaczające ją monitory, przysunęła sobie
mikrofon do ust i powiedziała:
- Tu baza, wszystko okej. Spuszczajcie Rovvy'ego, kiedy wam będzie pasowało.
♦ 7 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
KNT-17 to statek, który kontrolował kable telekomunikacyjne łączące Japonię ze
Stanami Zjednoczonymi. Był tylko jeden problem: kable znajdowały się na
głębokości ponad tysiąca metrów pod poziomem morza. I dlatego do akcji wkraczał
Rowy.
Mimo śmiesznego przezwiska był to bardzo wyspecjalizowany robot. ROV:
Remotely Operated Vehicle. Jedyny, który był w stanie spokojnie pracować pod
ogromnym ciśnieniem, jakie panuje w głębi oceanu.
Yukiko miała na swoim monitorze dwa obrazy. Widziała robota - coś w stylu wielkiej
żółtej puszki, która właśnie była spuszczana na fale za pomocą żurawia, a obok miała
obraz oficera pokładowego znajdującego się na statku.
- Jak się masz, kotku? - zaskrzeczał jego głos w radioodbiorniku.
- Do mnie mówisz? - parsknęła śmiechem Yukiko.
- No coś ty! Rozmawiałem z Rowym.
Kolejny wybuch śmiechu.
- Weź się do roboty albo cała Japonia zostanie bez Internetu!
Awaria podmorskiego kabla telefonicznego trwała już od
sześciu godzin. Sytuacja robiła się niepokojąca. Przez ten kabel przechodziła
większość rozmów telefonicznych i e-malli, które Japończycy wysyłali do Ameryki i
odwrotnie. Trzeba było działać szybko i precyzyjnie.
♦ 8 ♦
♦ MOTYL NA DNIE MDRZA ♦
Dzięki napędowi śrubowemu o dużej mocy Rowy płynął pod wodą jak strzała. Dotarł
do długiego, czarnego kabla, który leżał na piaszczystym dnie. Ocean był cichy i
ciemny. Na tej głębokości nie było nawet ryb. Gdyby ciemności nie rozjaśniała
podwodna kamera robota, wydawałoby się, że monitor Yukiko jest wyłączony.
Minęło kilka minut. Ciszę w słuchawkach przerwał głos oficera pokładowego.
- Myślę, że znalazłem usterkę. To chyba nic poważnego.
Z wewnętrznej przegrody Rovvy'ego wysunęło się mechaniczne ramię, które
wydłużyło się i dotknęło powierzchni kabla.
W tej samej chwili urządzenia elektroniczne wokół Yukiko zaczęły wariować.
- Stop! - zawołała instynktownie.
- Co jest?
- Miałam tu... coś podobnego do skoku napięcia. Nieumiem tego wytłumaczyć,
ale... wyglądało, jakby się kabel na moment zakorkował...
- Yukiko? Mogłabyś powtórzyć?
- Jak tylko ruszyłeś ten kabel, światło na moment w ogóle przestało płynąć.
- Ale ja go ledwo dotknąłem! Poza tym to niemożliwe, żeby coś takiego się stało
z kablem światłowodowym!
Dziewczyna zignorowała tę uwagę i spojrzała szybko na monitor.
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
- W każdym razie chyba już wszystko w porządku. Znowu jest łączność.
- Chcesz, żebyśmy jednak dalej naprawiali?
- Nie, nie, nie ma sensu. Misja zawieszona. Wciągnij Rovvy'ego i wracaj do
domu.
- Świetnie, to spotkamy się dziś wieczorem.
Yukiko uśmiechnęła się i założyła sobie kosmyk włosów za ucho.
- Czemu nie?
W czasie gdy w Japonii zaczynał znowu działać Internet, we Francji, w stołówce
szkoły Kadic, trzynastoletnia dziewczynka jadła śniadanie. Nazywała się Aelita
Stones, ale w ciągu swojego krótkiego życia nosiła już wiele różnych imion. Jak na
swój wiek była niewysoka, miała mały, zadarty nosek, wielkie oczy i rude włosy
przycięte na pazia. Nosiła wygodne ogrodniczki i w odróżnieniu od pozostałych
uczniów, którzy śmiali się i gadali jak najęci, miała raczej poważne spojrzenie.
W stołówce szkoły Kadic czuło się świąteczną atmosferę. Był przedostatni dzień
zajęć przed przerwą bożonarodzeniową i lekcje miały się znowu zacząć dopiero w
styczniu, prawie dwadzieścia dni później.
Dużo wolnego czasu, który można fajnie spędzić w domu z mamą i tatą.
♦ 10 ♦
♦ MOTYL NA DNIE MORZA ♦
Aelita jednak miała inne plany, nie tak przyjemne. Jej rodzice już nie żyli.
Dziewczynka miała wrażenie, jakby minęły wieki, odkąd została sama na świecie.
Od tego strasznego dnia, w którym jej ojciec...
- Wszystko dobrze? - aż podskoczyła, gdy niespodziewanie zagadnął ją Jeremy.
Jeremy Belpois miał trzynaście lat, tyle co ona, przydługie jasne włosy i okrągłe
okulary na nosie. Jeremy był dla niej ważną osobą, ponieważ tego strasznego dnia, w
którym jej ojciec...
- Aelita?
Dziewczynka zatrzymała rękę z rogalikiem w połowie drogi. Miała rozchylone usta i
spojrzenie zagubione w pustce.
- Poraziły ją emocje - zauważył trzeci kumpel. Był to Odd Della Robbia, jak
zawsze uśmiechnięty, z rozwichrzonymi włosami i wyglądem rockmana. - Jeremy,
nasz szatański plan jest gotów? - zapytał, zwracając się do przyjaciela.
-Zapięty na ostatni guzik - przytaknął Jeremy. - Aelita i ja jedziemy do moich starych
na ferie. Moja mama już się cieszy, że będzie miała dziewczynkę, którą będzie mogła
rozpieszczać.
- A ty się nie cieszysz?
- Odwal się, Odd.
- Nasz zakochany informatyk.
♦ 11 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy zaczerwienił się, ale rozmawiał dalej jakby nigdy nic, ze wzrokiem
utkwionym w talerzu.
- Wrócimy do szkoły w niedzielę, dziewiątego. Dzień przed rozpoczęciem
lekcji.
- Świetnie! Co powiedziałeś swoim starym?
- Że będę nocował u Ulricha.
- Ja też! I tak nigdy nie sprawdzają. A inni? Słyszałeś, co mówili?
- Nie, ale omówiliśmy już wszystko. Nie powinno być problemów.
- Hej, Aelita, jesteś tu z nami? - zapytał Odd, widząc, że przez cały ten czas
rudowłosej nie drgnął ani jeden mięsień. Rogalik tkwił nadal nieruchomo przed jej
buzią.
- Aelita, jeśli to zgryw, to wcale nie jest śmieszny - powiedział Jeremy z
niepokojem.
Dziewczynka patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem, prawie nie mrugając.
- Ty się nazywasz Jeremy, prawda?
Z niedowierzaniem wbił w nią wzrok, a potem zaśmiał się, speszony. Odd udał, że
bierze udział w zabawie:
- Tak, on jest Jeremy, a ja jestem Odd. Jesteśmy twoimi najlepszymi
przyjaciółmi. Pamiętasz?
Miał to być żart, ale Aelita się nie zaśmiała.
- Nie - odpowiedziała.
♦ 12 ♦
2
PUSTY DOM
(FRANCJA, MIASTD ŻELAZNEJ WIEŻY, 9 STYCZNIA)
Nowy Rok zaczął się od wyjątkowych mrozów.
Rankiem w niedzielę, 9 stycznia, pociąg przyjechał na stację z godzinnym
opóźnieniem. Na białym tle widać było dwa ciemne pasy szyn. Śnieg padał przez
całą noc i wyglądało na to, że jeszcze będzie padać.
Drzwi pociągu otworzyły się z sapnięciem. Jeremy pomógł Aelicie wynieść walizki.
- Cześć! - przywitał ich głos z peronu. - Ale się na was naczekałem.
Był to Ulrich Stern, wysoki i chudy chłopak okutany w czerwoną puchową kurtkę.
Na głowie miał wielką wełnianą czapę dla ochrony przed wiatrem. Spod czapki
wystawał ciemny kosmyk, który zawsze spadał mu na czoło.
Aelita i Jeremy ucieszyli się na jego widok.
♦ 13 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
- Siemasz! Jak tam ferie?
Ulrich wzruszył ramionami, więc Jeremy już o nic więcej nie pytał. Wiedział, że
przyjaciel przechodzi właśnie trudny okres i nie bardzo dogaduje się z rodzicami.
Ulrich bez wysiłku podniósł jedną z dwóch walizek.
- Jak się masz, Aelita? Fajnie było u państwa Belpois?
- Rodzice Jeremy'ego są bardzo mili - uśmiechnęła się dziewczynka. - A jego
matka świetnie gotuje!
- Super - mruknął Ulrich. Potem popatrzył na nich w milczeniu, nie wiedząc, jak
powiedzieć o tym, co skłoniło go do przyjścia na stację. Na koniec walnął prosto z
mostu, tak jak lubił:
- A lepiej ci z pamięcią?
Aelita mocniej otuliła się kurtką. Jej oddech zmieniał się w parę.
- Powiedzmy, że spoko. Pamiętam, kim jesteś, a to już coś!
Ulrich uśmiechnął się sceptycznie.
Ruszyli przez oblodzone i śliskie ulice miasta. Śniegu napadało tyle, że wszystko
dookoła wyglądało jak jeden biały dywan.
- Ale ziąb! W tym pustym domu zamarzniemy na kość - szczękał zębami
Jeremy.
- Luzik - uspokoił go Ulrich. - Wczoraj Yumi zakradła się tam i włączyła
ogrzewanie. Będzie jak w bajce.
♦ 14 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
- Odd już jest? - dopytywał się Jeremy, chuchając w zmarznięte dłonie.
- Wrócił dziś rano. Pomaga Yumi porządkować dom.
- Ekstra.
- No tak - zgodził się Ulrich. - Nasz „szatański plan", jak to mówi Odd, się
sprawdza.
To Jeremy wpadł na pomysł, żeby bez wiedzy rodziców wrócić do szkoły dzień przed
rozpoczęciem lekcji. Zamierzali spędzić razem niedzielę, bez obawy, że ktoś będzie
się wtrącał w ich sprawy. On i Odd powiedzieli, że będą nocowali u Ulricha, Ulrich,
że będzie u Jeremy'ego, Yumi, że u Aelity. Jeremy wykorzystał nawet komputerowy
program dźwiękowy. Zadzwonił do wszystkich rodzin, podając się za każdym razem
za innego rodzica i potwierdzając wymówkę.
Istotnie, szatański plan.
Dzięki niemu zyskali czas i spokój, których potrzebowali, aby załatwić pewną
sprawę.
Ktoś oczyścił ze śniegu drewnianą tabliczkę na bramie i teraz można było z łatwością
odczytać napis PUSTELNIA. W znajdującym się za ogrodzeniem ogrodzie rozciągał
się taki sam księżycowy krajobraz jak w całym mieście. Na śniegu widać było
podwójny rząd śladów, które prowadziły aż do ganku.
Pustelnia była wysoką i wąską willą ze spadzistym dachem. Składała się z dwóch
pięter i sutereny. Przylegał do niej niski
♦ 15 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
garaż. Otaczały ją pokryte śniegiem świerki. Drzewa rosły gęściej za budynkiem, w
miejscu, gdzie niskie ogrodzenie oddzielało ogród od parku szkoły Kadic.
Aelita przystanęła, aby przyjrzeć się ciemnym szybom, białym kolumienkom na
ganku i drzewom.
- Pamiętasz ten dom? - spytał ją Jeremy.
-Jak przez mgłę. Ale mam niejasne wrażenie... Czuję, że jest to miejsce, do którego
jestem bardzo przywiązana.
Jeremy przytaknął.
- Jak na początek to obiecujące! Ale teraz wejdźmy do środka, bo zimno jak nie
wiem.
W środku Odd przyczepiał do sufitu kolorową girlandę. Skoro tylko usłyszał, że
drzwi się otwierają, ze zwinnością kota zeskoczył z drabiny, z całej siły klepnął
Ulricha w plecy i zaczął ściskać Aelitę, na co Jeremy patrzył z niejaką zazdrością.
- Cześć! - powitała ich Yumi, wychodząc śpiesznie z kuchni. Jej migdałowe oczy
błyszczały, a na twarzy jak zwykle miała swój lekki, zagadkowy uśmiech.
Yumi Ishiyama, ostatnia z paczki, była najstarsza i najbardziej odpowiedzialna,
przynajmniej w teorii. Wysoka i szczupła, uwielbiała ubierać się na czarno, pod kolor
włosów. Jej rodzice byli Japończykami. Do Francji przeprowadzili się zaraz po jej
urodzeniu.
- Jak ferie? - spytał ją Jeremy.
♦ 16 ♦
♦ PUSTY DM ♦
- Nieźle. Udało mi się nawet pojeździć na nartach. A wy?
Rozmowę przerwał nagle łoskot wywracanych rzeczy. Zaraz potem pojawił się Kiwi,
pies Odda, który zaczął ganiać między przyjaciółmi i radośnie merdać ogonem.
Wśród żartów i uścisków wszyscy opowiedzieli sobie o feriach. Potem uznali, że
czas zabrać się do pracy. Ulrich wdrapał się na drabinę, aby zawiesić girlandę. Odd i
Jeremy, kucharze grupy, przenieśli się do kuchni. Mama przygotowała dla Yumi
blachę zapiekanego makaronu, a oprócz tego dziewczynka zrobiła zakupy, kupiła
popcorn, napoje, wstępnie obgotowane mięso na pieczeń i siatkę ziemniaków.
- Uważaj i nie obetnij sobie palca - powiedział Jeremy do Odda, który z
obieraczką w ręku sadowił się na krześle.
Przyjacieł zignorował tę uwagę.
- Gadaj, jak się czuje Aelita? - zapytał, jakby to leżało mu najbardziej na sercu.
- Dobrze - odpowiedział Jeremy, wzruszając ramionami. - Pamięć wróciła jej już
prawie całkiem. Przypomina sobie nas i sporo wydarzeń z ostatnich lat...
Zamyślił się na chwilę, po czym dodał:
- ...oprócz Lyoko.
- Co to znaczy „oprócz Lyoko"?
- Znaczy, że całkowicie wymazała z pamięci wszystko, co wiąże się z Lyoko -
westchnął Jeremy.
♦ 17 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
- I Xanę też?
- I Xanę też.
Odd skończył obierać ziemniaka i wziął następnego.
- Myślisz, że ta amnezja jest z winy Xany?
- Niemożliwe - odparł Jeremy poważnie. - Xana nie żyje.
- Super była wyżerka! - wykrzyknął Ulrich, wstając od stołu.
- Zgadnij, kto będzie mył talerze? - mrugnął porozumiewawczo Odd.
- Wykluczone! To robota dla bab!
Yumi szturchnęła go łokciem w brzuch.
- Zamierzałyśmy z Aelitą ci pomóc - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. -
Ale skoro twierdzisz, że to robota dla bab, zostawimy ci tę przyjemność.
Ulrich burczał coś z niezadowoleniem, a reszta się z niego zaśmiewała.
Nagle Jeremy wstał od stołu, zniknął na chwilę w pokoju obok i wrócił, trzymając
jakąś torebkę.
- Naczynia nie zając. Co powiecie na spacerek? - zaproponował z entuzjazmem.
- Nie widzisz, jaka jest pogoda, Einstein? - zaprotestował Odd, pokazując na
okno. - Przynajmniej tysiąc stopni poniżej zera. I założę się, że zaraz zacznie padać
śnieg.
♦ 18 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
- I Xanęteż?
- I Xanę też.
Odd skończył obierać ziemniaka i wziął następnego.
- Myślisz, że ta amnezja jest z winy Xany?
- Niemożliwe - odparł Jeremy poważnie. - Xana nie żyje.
- Super była wyżerka! - wykrzyknął Ulrich, wstając od stołu.
- Zgadnij, kto będzie mył talerze? - mrugnął porozumiewawczo Odd.
- Wykluczone! To robota dla bab!
Yumi szturchnęła go łokciem w brzuch.
- Zamierzałyśmy z Aelitą ci pomóc - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. -
Ale skoro twierdzisz, że to robota dla bab, zostawimy ci tę przyjemność.
Ulrich burczał coś z niezadowoleniem, a reszta się z niego zaśmiewała.
Nagle Jeremy wstał od stołu, zniknął na chwilę w pokoju obok i wrócił, trzymając
jakąś torebkę.
- Naczynia nie zając. Co powiecie na spacerek? - zaproponował z entuzjazmem.
- Nie widzisz, jaka jest pogoda, Einstein? - zaprotestował Odd, pokazując na
okno. - Przynajmniej tysiąc stopni poniżej zera. I założę się, że zaraz zacznie padać
śnieg.
♦ 18 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
- Kiedy jest tysiąc stopni poniżej zera, śnieg nie pada- sprostował „Einstein".
Odd prychnął i przewrócił oczami. - W każdym razie nie możemy iść bardzo daleko.
Do parku Kadic będzie w sam raz.
Yumi przyglądała mu się z poważną miną.
- Co cl chodzi po głowie? - zapytała.
Jeremy otworzył torebkę I wyciągnął z niej małą kamerę cyfrową.
- Chciałbym zrobić wideopamiętnlk - wyjaśnił. - Pomyślałem, że byłoby
zabawnie, gdybyśmy opowiedzieli przed kamerą, co nam się przydarzyło. Kto wie,
może kiedyś nam się przyda.
- Świetny pomysł - przytaknęła Yumi z przekonaniem.
- A ja zgadzam się z Oddem - przyznał Ulrich. - Po co tyle kłopotu?
Yumi drugi raz szturchnęła go łokciem, tym razem mocniej i bardziej precyzyjnie.
Stęknął.
- To co, ruszamy? - zachęcił ich Jeremy. Nikt więcej już nie protestował.
Założyli kurtki i szaliki i odważnie wyszli na zewnątrz. Niebo było szarofioletowe.
Zanosiło się, że będzie padał śnieg. Jeremy poszedł za dom, torując drogę. Odd i
Aelita podążyli tuż za nim.
Ulrich z Yumi zostali z tyłu.
- Te szturchańce nie były wcale miłe - mruknął chłopak, obrażony.
♦ 19 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
- A to nie ty jesteś tu mistrzem sztuk walki? - zakpiła. - Nie mów, że nie
kapujesz, czemu Jeremy nam zaproponował tę hecę z wideopamiętnikiem.
- Noo... - zawahał się. - Prawdę mówiąc, to nie.
- Dla Aelity, matołku! Jak będziemy opowiadać o Lyoko od samego początku,
może wróci jej pamięć.
Ulrich, nie do końca przekonany, mocniej naciągnął sobie wełnianą czapkę na czoło.
Wszyscy wyszli tylną furtką z Pustelni i ruszyli przez park. Śnieg sięgał tam prawie
do kolan i panowała cisza. Kiwi w podskokach biegał tam i siam.
Przystanęli, gdy dostrzegli spadziste dachy budynków Ka-dic, czarne na tle
zimowego nieba. Byli na małej polance. Jeremy i Odd zaczęli kopać rękami w
śniegu.
- Patrz - szepnął Ulrich do Yumi. - Odd nie wytrzyma dłużej niż pięć sekund...
cztery... trzy...
Gdy doszedł do „jeden", Odd nabrał w dłonie świeżego śniegu, zrobił dużą kulkę i
rzucił ją w nich z całej siły.
Ulrich schylił się i śnieżka trafiła Yumi prosto w twarz.
- He, he! - zaśmiał się Ulrich, klepiąc ją po plecach. - A nie mówiłem?
-Zapłacisz mi za to, Odd! - wrzasnęła Yumi, zanurzając ręce w śniegu.
Rozgorzała bitwa.
♦ 20 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
- Dosyć, dosyć, poddaję się! - wysapała Aelita kilka minut później.
Potem zwaliła się na śnieg obok Jeremy'ego, który już wcześniej się poddał.
Walcząc na śnieżki, oczyścili duży kawałek polanki i odsłonili zielone kępki trawy
oraz wielką, zardzewiałą żelazną pokrywę od studzienki kanalizacyjnej.
Dziwne, że ta najzwyklejsza okrągła płyta nie znajdowała się na ulicy, ale w samym
środku parku.
-Ulrich! - zawołał Jeremy, trzymając kamerę. - Zacznij opowiadać, dobra?
- Ja? - wzdrygnął się Ulrich.
- W końcu pierwszy zszedłeś ze mną...
- No przestań, nie rób takiej miny, Ulrich - nalegała Yumi.
- Jeśli ty zaczniesz, obiecuję, że pomogę ci ze zmywaniem. Zgoda?
- Dobra, w takim razie... - odchrząknął i ustąpił.
Wszyscy dobrze wiedzieli, dlaczego Jeremy zatrzymał się
koło tego włazu, nie musieli o tym rozmawiać. To właśnie tu wszystko się zaczęło...
Dla Ulricha Jeremy zawsze był tylko klasowym kujonem. Od kiedy zaczęli chodzić
do szkoły Kadic, zdarzało im się tylko burknąć do siebie „tak", „nie" i w przelocie
„cześć". Ulrich poznał się na Jeremym o wiele później.
. 21 •
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Szkoła Kadic składała się z kilku połączonych ze sobą budynków. Dwie szerokie
aleje prowadziły od głównej bramy aż do pomieszczeń administracji. Mieściły się
one w głównym budynku, od którego odchodziły boczne skrzydła, oddzielone od
siebie dziedzińcami. W pierwszym skrzydle były klasy. W drugim niskim skrzydle,
oddzielonym od pierwszego centralnym dziedzińcem, znajdowały się stołówki. W
ostatnim skrzydle mieścił się internat. Na największym dziedzińcu, tym między
stołówkami a internatem, było szkolne boisko.
Tego dnia Ulrich stał koło jednego z automatów do kawy rozstawionych wokół
boiska. Razem z nim był Odd, jego nowy kolega z pokoju, który cały czas gadał i
gestykulował, podczas gdy on popijał spokojnie napój z puszki. W pewnej chwili do
automatu podszedł Jeremy, włożył monetę i nacisnął przycisk. Prąd kopnął go tak
silnie, że kujon poleciał na ziemię jak worek kartofli.
Po chwili wahania Ulrich pospieszył mu z pomocą i odprowadził go do pielęgniarki.
Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Ulrich pożegnał go i oddalił się w
zamyśleniu.
Kilka dni potem Ulrich usłyszał łomot i krzyki dochodzące z pokoju Jeremy'ego.
Pobiegł tam i zastał kolegę zajętego walką z czymś w rodzaju puszek na kółkach -
najwyraźniej coś poszło nie tak w czasie doświadczeń naukowych.
- Pomóż mi! Wyłącz to!
♦ 22 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
Ulrich wyciągnął wtyczkę i wszystko wróciło do normy.
- Dzięki.
- Spoko. Zaczynam się przyzwyczajać, że trzeba wyciągać cię z kłopotów.
Jeremy Belpois spojrzał na niego poważnie zza zaparowanych okularów i po chwili
ciszy oświadczył:
- To coś zupełnie Innego.
- Że co?
- Nie mogę ci tutaj tego wyjaśnić.
- To gdzie?
- Na zewnątrz. W parku. Ale nie od razu, jutro.
Ulrich przyglądał mu się z niedowierzaniem przez kilka sekund, ale się zgodził.
Nazajutrz słońce przebłyskiwało między liśćmi, rzucając zielonkawe światło. Cień
dawał wytchnienie od tego upalnego, wiosennego dnia. Ulrich ze zdziwieniem
obserwował swojego nowego kolegę, który skakał od krzaka do krzaka jak spłoszony
królik.
- Jesteś pewien, że to odpowiednie miejsce?
Jeremy popatrzył na niego wilkiem.
- Nikt ci nie kazał przychodzić.
- Robię to dla ciebie. Boję się zostawić cię samego. Masz talent do pakowania
się w kłopoty.
Ten śmieszny okularnik, zawsze tak tajemniczy i samotny, wzbudził ciekawość
Ulricha.
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
- To tu! - wykrzyknął wreszcie Jeremy. - Jest!
Wystający z trawy właz wydawał się tu zdecydowanie nie
na miejscu.
- Pomóż mi - poprosił Jeremy.
Chłopcy zdołali wspólnie podnieść ciężką żelazną płytę. Ciąg zardzewiałych
uchwytów schodził w dół pionowego kanału. Z dołu dolatywał nieprzyjemny zapach.
- I ja mam niby zejść tam na dół?
- Nie pękaj - uciął Jeremy, spuszczając się do dziury jako pierwszy.
Ulrich zawahał się, ale zaczął schodzić za nim. Coraz niżej i niżej. Po ciemku.
Nagle jego stopa, zamiast na kolejny szczebelek, trafiła na próżnię. Chłopiec
zachwiał się i znieruchomiał, zwisając z uchwytu jak kiełbasa z haka w sklepie
mięsnym.
- No co jest? Lęk wysokości? - dobiegł z dołu głos Jeremy'ego.
- Schodki się skończyły. Skacz.
- Co to ma znaczyć skacz?!
- No dawaj, to najwyżej półtora metra, nie więcej.
Ściśnięty w cementowej rurze Ulrich zaczął się zastanawiać, kto go do tego zmusił.
Jeremy wyglądał na spokojnego człowieka... ale najwyraźniej miał coś nie tak z
głową. Musiał być trochę stuknięty, jak wszyscy geniusze.
- Ulrich, ruszaj się!
♦ 24 ♦
♦ PUSTY DDM ♦
Skoczył, przetoczył się przez bark i natychmiast podniósł się na nogi, zdziwiony, że
jest jeszcze cały. Rozejrzał się dookoła i zobaczył, że znajdują się w przestronnym i
źle oświetlonym tunelu, którego nie było widać z góry. Zauważył również, że ma
mokre spodnie. Dnem tunelu płynęło coś w rodzaju szarawej rzeczki i... Jejku, w
życiu nie czuł podobnego smrodu!
Tunel wypełniał okropny, duszący fetor.
- Tu się... łee... nie da oddychać - dławił się Ulrich.
- To są ścieki - wyjaśnił spokojnie Jeremy. - Jesteśmy w kanałach, stary.
- Idealne miejsce... łee... na miłą wycieczkę!
- No to czego stoisz, jakby cię zamurowało! Im szybciej się ruszymy, tym
szybciej stąd wyjdziemy.
Ulrich nie dał sobie tego powtarzać dwa razy.
Chłopcy ruszyli po czymś w rodzaju chodnika, który ciągnął się wzdłuż ohydnego
ścieku. Ich cienie układały się na ścianach w potworne figury. Ciszę przerywały tylko
ich kroki i jakieś zatrwożone piski.
- Szczury? - spytał Ulrich.
- Słuchaj, jaka część zdania: „Jesteśmy w kanałach" nie jest dla ciebie jasna?
Oczywiście, że szczury. I jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, te czarne rzeczy, które
pływają tam w dole, to są...
- Okej! Okej! Kapuję! - przerwał mu Ulrich z niecierpliwym gestem.
♦ 25 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Po kilku krokach tunel nagle zakończył się kratą, która zamykała przejście. Nowy
ciąg przymocowanych do ściany żelaznych uchwytów prowadził do góry.,
- Wracamy na powierzchnię.
Ulrich westchnął. Był pewien, że ciuchy przeszły mu na zawsze zapachem kanału.
Wspięli się w górę, gdzie znajdowała się druga metalowa klapa. Kiedy ją odsunęli,
światło słoneczne prawie ich oślepiło.
Ulrich wylazł na zewnątrz.
I zaniemówił.
Wydostali się na powierzchnię filaru mostu prowadzącego do starej fabryki -
gigantycznego budynku, który w całości zajmował samotną, rozprażoną od słońca
wysepkę. Pod nimi szumiała spokojnie rzeka, która przepływała niedaleko od Kadic.
Za plecami Ulricha ulicę, którą kiedyś jeździły do fabryki ciężarówki, blokowała
wielka brama z drutem kolczastym u góry.
Asfalt był popękany, a z jezdni tu i ówdzie wyrastały kępki trawy.
Most też nie był w dobrym stanie. Metalowe filary groziły zawaleniem, przeżarła je
rdza. Ale panorama była naprawdę niesamowita. Z mostu widać było w oddali
opuszczone baraki, wierzchołki drzew i budynki Kadic.
- Ładnie, co? - uśmiechnął się Jeremy.
- Tak. Ciekawe, dlaczego już nikogo tu nie ma.
♦ 26 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
- Trochę badałem tę sprawę i... nic nie znalazłem. Fabryka została zamknięta,
gdy byliśmy mali. Z jakiegoś powodu właściciel, zamiast ją sprzedać, wolał ją
zostawić, żeby sobie w spokoju pleśniała. Potem za miastem powstał nowy obszar
przemysłowy i cała ta dzielnica popadła w ruinę - Jeremy przerwał i zapatrzył się na
wyspę. - Wcześniej czy później ktoś to kupi i zbuduje parkingi. Albo biura. Albo
może hotel - dokończył.
Nieczynna fabryka wyglądała ponuro. Ulrichowi przyszło do głowy, jak wykorzystać
cały ten teren: zbudować siłownie, rampy do skateboardu, jakieś fajne lokale i
wypasiony park rozrywki.
- Chodźmy- Jeremy potrząsnął go za ramię, a potem wszedł na most.
- Dokąd?
- No jak to dokąd? Do fabryki.
3
ERIK MC KINSKY
(STANY ZJEDNOCZONE, KALI FDRNIA, 9 STYCZNIA)
rf
- Będziesz dziś po południu na meczu baseballowym?
- Tak... to znaczy, nie wiem... Może będę zajęty.
- Dalej tą grupą muzyczną?
- To nie jest grupa. To zespół stulecia.
- Skoro tak uważasz.
Chłopcy rozmawiali, siedząc na skraju boiska. Pierwszy z nich nazywał się Mark
Holeman. Był to jedenastoletni dryblas, który nosił czapeczkę i szalik Massachusetts
Rippety Indians, szkolnej drużyny baseballowej. Drugi zaś nazywał się Erik Mc
Kinsky, był w tym samym wieku i nosił odblaskową puchówkę z logo Ceb Digital,
tego właśnie zespołu stulecia. Na plecach miał zdjęcie Gardenii, jego wokalistki,
która siedziała okrakiem na gitarze jak czarownica na miotle.
♦ 29 ♦
♦ PD DZIEMNY ZAMEK ♦
Na wprost chłopców znajdowało się puste boisko Rippety Indians. Za ich plecami
wznosił się nowoczesny i trochę smutny gmach szkoły Rippety. Był to wielki,
różowy sześcian z dużymi przeszklonymi oknami, rozmieszczonymi na fasadzie
jakoś tak przypadkowo.
Mark wyrwał z ziemi kępkę żółtawej trawy i westchnął.
- Słuchaj. Ceb Digital są fajni, a Gardenia jest bombowa, ale...
- Fajni? Bombowa? Ona jest boska! I dziś po południu jest wielki koncert...
- Erik, otwórz oczy! Już nie potrafisz myśleć o niczym innym. Zamykasz się w
pokoju i słuchasz ich płyt. Potem włączasz Internet i oglądasz tylko ich stronę,
następnie siadasz przed telewizorem i oglądasz ich ostatni wideoklip...
- No i co z tego? - zapytał poirytowany Erik i ukradkiem wyciągnął słuchawkę z
ucha. Już może trzynasty raz z rzędu słuchał Luv Luv Punka, ostatniego singla
zespołu. Byli naprawdę odjazdowi.
- Do licha! Życie to nie tylko Ceb Digital.
- No tak, lepiej jest oglądać Indians, jak dostają baty jak... jak nie wiem kto.
Powinni przynajmniej pozwolić ci pograć.
Był to cios poniżej pasa i Erik pożałował go natychmiast. Mark marzył o tym, żeby
grać w drużynie szkolnej. Od dwóch lat nie opuszczał ani jednego treningu i starał się
na wszelkie
♦ 30 ♦
♦ ERIK MC KINSKY ♦
sposoby przekonać trenera, żeby pozwolił mu dołączyć do drużyny. Jednak starał się
na próżno. Mark naprawdę nie miał talentu do baseballu.
- Ja przynajmniej spędzam czas na powietrzu!
- Ale jest zima! I na dodatek zimno jak w psiarni.
To była prawda. Wstali i pobiegli, żeby wziąć rowery, które zostawili koło
otaczającej boisko metalowej siatki.
Erik przejechał z piskiem opon przez oblodzoną alejkę i zatrzymał rower koło
pogiętej skrzynki na listy, na której było napisane: MC KINSKY.
- Mamo, wróciłem! - krzyknął, otwierając drzwi na oścież. Potem rzucił plecak i
zdjął puchową kurtkę. Kątem oka zobaczył matkę leżącą na niebieskim materacu w
salonie.
- Cześć... skarbie... - wysapała. - Robię... właśnie... gimnastykę...
Matka Erika była maniaczką aerobiku. Ranki miała zajęte przez ćwiczenia na
rozgrzewkę, a popołudnia spędzała w siłowni.
- Idę na górę do pokoju!
- Skończę... rozciąganie... i przyjdę... cię przywitać...
Na ekranie monitora wyświetlił się napis MUSIC-OH. A potem JESTEŚ
POŁĄCZONY
Z głośników płynęło na cały regulator Luv Luv Punka, a fiołkowe oczy Gardenii
zdawały się śledzić Erika z głębi pulpitu.
♦ 31 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
W skrzynce były dwadzieścia dwa nieprzeczytane e-maile - oficjalny newsletter Ceb
Digital; facet, który chciał kupić bilety na koncert, „cena nie gra roli", nowe
wiadomości z forum Music-Oh. Chłopiec zajął się nimi ze spokojem.
Jakaś Lisette93 pisała:
Siemaaa Erik!!! Fajowo, ze mi odpowiedziałeś i ze zarejestrowałam sie na forum i
jestem teraz fui wypas fanka!
Erik już miał skasować ten e-mail, gdy zainteresowała go dalsza część:
Zeby podziękować pokaże ci 1 sekret: zdjecie Gardenii jak pracowała jako kelnerka
zanim została prawdziwa gwiazda za sprawa swego cudownego głosu!!!
Tylko mnie nie pytaj jak spotkałam te laskę...
Erika przeszył dreszcz. Wszyscy prawdziwi fani Ceb Digital wiedzieli, że Gardenia,
zanim razem z gitarzystą Frenem założyła zespół, pracowała jako kelnerka w
restauracji Skate Willy w Bostonie. I wszyscy wiedzieli, że gdy tylko zespół odniósł
sukces, ich menedżer sprzątnął wszystkie zdjęcia, podpisane papierowe serwetki,
bluzki noszone w tym okresie przez Gardenię. Nie zachowało się ani jedno zdjęcie
Gardenii w stroju Willy-GIrl, a gdyby znalazło się jakieś, to, no cóż... byłoby
bezcenne.
W e-mailu Llssette93 nie było załączników, tylko link. Erik już zamierzał kliknąć na
niego drżącą ręką.
♦ 32 ♦
♦ ERIK MC KINSKY ♦
I właśnie w tym momencie do pokoju, wionąc zapachem brzoskwiniowych perfum,
wpadła jego matka.
- Tuś mi, kotku! - zawołała. - Chodź na dół, przygotowałam ci małe co nieco.
Erik nadal gapił się w ekran.
- Idę. Chwila.
Matka z czułością zmierzwiła mu włosy.
- Ciągle przed komputerem! To niezdrowe. Zejdźmy, już dziesiąta, a ty jeszcze
nic nie jadłeś.
Jej ton nie dopuszczał sprzeciwu. Erik zrozumiał, że będzie musiał przełożyć na
potem spotkanie z Gardenią.
W tym momencie wewnątrz komputera chłopca inna istota zrezygnowała z czekania.
Cyfrowe stworzenie pływało w nieskończonej nicości, gdzie nie było ani imion, ani
wspomnień. Czekało, jak zamknięta w kokonie larwa, na odpowiedni moment, by się
uwolnić i stać się dorosłym osobnikiem. Potem ciemności rozciął promień światła.
Mechaniczne szczypce zbliżyły się powoli, uciskane przez wiele metrów
sześciennych wody. Musnęły ją.
Wtedy się obudziła.
Ale nie wiedziała, dlaczego. Ani co powinna zrobić.
Czuła tylko silną potrzebę odzyskania własnych wspomnień.
♦ 33 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Była pewna, że gdzieś są, ale gdzie? Musi je znaleźć - dzięki nim zrozumie, co ma
robić.
Coś ukrytego w komputerze Erika wiedziało, że ta pamięć czeka zamknięta w
niewidzialnym sejfie.
Potrzebowało klucza, żeby go otworzyć. Potrzebowało oka, którym mogłoby patrzeć
przez dziurkę od klucza.
O, tak. Oko.
Musi znaleźć swoje oko.
Oko Xany.
Erik musiał wypić obrzydliwy koktajl marchewkowy i wysłuchać tego samego co
zawsze, czyli kazania matki:
- Całe wakacje siedziałeś zamknięty w pokoju i słuchałeś muzyki! Mogłeś chociaż
wyjść z tym twoim przyjacielem, Markiem, i trochę się poruszać...
Erik udawał, że słucha, ale czuł, jak rośnie w nim niepokój. Nie mógł zapomnieć o
tym e-mailu.
Skoro tylko matka wróciła do gimnastyki, chłopiec pobiegł do pokoju i zamknął
drzwi na klucz. Chciał mieć pewność, że nikt nie będzie mu przeszkadzał.
Tylko mnie nie pytaj jak spotkałam te laskę...
Podekscytowany Erik wstrzymał oddech. Potem podniecenie zmieniło się w strach.
Tym razem Ceb Digital nie mieli z tym nic wspólnego. Był to paraliżujący strach,
taki jaki się
♦ 34 ♦
♦ ERIK MC KINSKY ♦
odczuwa, kiedy się myśli, że tuż za zamkniętymi drzwiami jest coś okropnego. Ręka
na myszce zadrżała. Klik.
Na ekranie komputera nie pojawiła się Gardenia o wielkich fiołkowych oczach.
Prawdę powiedziawszy, nie było nawet zdjęcia. Był za to rysunek.
Koło pośrodku i dwa koncentryczne pierścienie dookoła. Cienka kreska u góry i trzy
nieco grubsze kreski u dołu przecinały drugi, zewnętrzny pierścień.
- Zwykła ścierna... - wymamrotał zawiedziony Erik.
Potem jednak zaczął się przyglądać rysunkowi. Co to takiego właściwie? Tarcza
strzelnicza? Logo?
Erik nie mógł oderwać oczu od ekranu.
Nie wiedział dlaczego, ale ten rysunek przypominał mu pewną konkretną rzecz. Oko.
Kliknął na nie.
4
PODZIEMNY ZAMEK
(FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻY, NIECO WCZEŚNIEJ)
W rzeczywistości wszystko zaczęło się nieco wcześniej, jeszcze zanim Ulrich zszedł
za Jeremym do kanałów. W momencie, gdy się naprawdę zaczęło, Jeremy był sam.
Pani Hertz co semestr ogłaszała konkurs klasowy na najbardziej oryginalny
eksperyment naukowy i Jeremy zawsze wygrywał. Tamtym razem zdecydował, że
skonstruuje miniaturowego robota. Brakowało mu kilku części, aby ukończyć
prototyp, a w szkole nie znalazł nic, co by mogło mu się przydać do dalszej pracy.
Potem przypomniał sobie o znajdującej się niedaleko od szkoły opuszczonej fabryce.
Pomyślał, że może tam znajdzie coś przydatnego. Poza tym niedawno odkrył tajne
podziemne przejście, które prowadziło z parku Kadic właśnie do starej fabryki...
d
♦ 37 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Metalowa klapa włazu była na zewnątrz całkiem zardzewiała. Ale kiedy ją podniósł,
na odwrocie ukazał się dziwny symbol i tajemniczy napis: Green Phoenix- Zielony
Feniks. Ten sam symbol był wyryty u stóp metalowej drabinki, która prowadziła do
kanałów. Znajdował się też w pionowych szybach, jakby miał wskazywać drogę.
A potem... przy wejściu do starej fabryki, która stała na wyspie na środku rzeki,
znowu ten nieco zatarty już symbol.
Zielony Feniks.
Do zrujnowanej fabryki prowadził skąpany w słońcu most. Od głównej bramy
dochodziło się do wąskiej galerii, która wisiała kilka metrów nad ziemią. Hala była
ogromna i opustoszała. Wzdłuż ścian biegły kładki i korytarze. Dźwigi i inne
nieużywane urządzenia były podtrzymywane przez stalowe belki.
Okna o dużych zakratowanych szybach wychodziły na rzekę.
Zostały w nich tylko nieliczne brudne szyby.
Nikt tu nie zaglądał od wielu lat.
Jeremy postanowił poszperać na parterze. Ostatni robotnicy zostawili wszystko w
nieładzie: rury i opony od ciężarówek, urządzenia elektroniczne, belki, części
mechaniczne. Była to prawdziwa kopalnia skarbów. Tu mógł znaleźć części do
swojego robota. Szkoda, że z drabiny, która kiedyś pozwalała zejść na parter, zostało
tylko kilka zwisających w powietrzu szczebelków.
♦ 38 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy spostrzegł dwa grube kable przyczepione do sufitu za pomocą solidnych
haków. Kable zwisały blisko galerii i sięgały aż do ziemi.
„Powinny wytrzymać mój ciężar...", pomyślał.
Złapał jeden i pociągnął go z całej siły. Żadnego podejrzanego dźwięku. Wydawał się
mocny.
- Jaba-daba-duuu! - krzyknął, spuszczając się w dół po kablu. Kilka sekund potem
przekoziołkował po zakurzonej posadzce. Piekły go obtarte dłonie.
Ale udało się.
Zaczął kręcić się po opuszczonej hali, szukając czegoś ciekawego. Nagle, trochę
przez przypadek, zauważył windę. Był to prosty metalowy kontener, uruchamiany
przez dźwignię, która zwisała na sznurku ze skrzyni sterowania. Tylko jeden
czerwony przycisk, aby zjechać w dół.
„Ciekawostka, dokąd jedzie", pomyślał Jeremy, stojąc na metalowej podłodze i
wcisnął przycisk.
Tak naprawdę to nie wierzył, że winda ruszy - a tu krata ochronna jednak opuściła
sję, a stary silnik zaczął pracować.
Jeremy zaczął myśleć, że popełnił błąd.
Po mniej więcej minucie jazdy w ciemności winda zatrzymała się i krata znów się
podniosła. Fotokomórka uruchomiła mechanizm i automatyczne drzwi otworzyły się
z sykiem.
39
♦ -iv ♦
C
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy spostrzegł dwa grube kable przyczepione do sufitu za pomocą solidnych
haków. Kable zwisały blisko galerii i sięgały aż do ziemi.
„Powinny wytrzymać mój ciężar...", pomyślał.
Złapał jeden i pociągnął go z całej siły. Żadnego podejrzanego dźwięku. Wydawał się
mocny.
- Jaba-daba-duuu! - krzyknął, spuszczając się w dół po kablu. Kilka sekund potem
przekoziołkował po zakurzonej posadzce. Piekły go obtarte dłonie.
Ale udało się.
Zaczął kręcić się po opuszczonej hali, szukając czegoś ciekawego. Nagle, trochę
przez przypadek, zauważył windę. Był to prosty metalowy kontener, uruchamiany
przez dźwignię, która zwisała na sznurku ze skrzyni sterowania. Tylko jeden
czerwony przycisk, aby zjechać w dół.
„Ciekawostka, dokąd jedzie", pomyślał Jeremy, stojąc na metalowej podłodze i
wcisnął przycisk.
Tak naprawdę to nie wierzył, że winda ruszy - a tu krata ochronna jednak opuściła
się, a stary silnik zaczął pracować.
Jeremy zaczął myśleć, że popełnił błąd.
Po mniej więcej minucie jazdy w ciemności winda zatrzymała się i krata znów się
podniosła. Fotokomórka uruchomiła mechanizm i automatyczne drzwi otworzyły się
z sykiem.
♦ 39 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy znalazł się w wielkiej sali. Było tu jak w zamku - starym, zniszczonym i
tajemniczym. Ściany świeciły chłodnym, zielonkawym światłem. Z sufitu zwisało
potężne urządzenie składające się z rur i kabli elektrycznych. Prowadziły one do
wiszącego pośrodku wielkiego koła. Na podłodze, na podwyższeniu, znajdowało się
drugie koło przypominające platformę te-leportacyjną z filmów
fantastycznonaukowych albo wyrzutnie, z których wylatują pociski w kreskówkach.
Tylko że to nie było w kreskówce. To było w realu.
I było przed nim.
Jeremy nie wierzył własnym oczom. Z sufitu zwisało mechaniczne ramię, które
służyło do sterowania wieloma zgaszonymi ekranami i klawiaturą. Przed ekranami
znajdował się wygodny fotel z rzędem przycisków na poręczach. Stanowisko
dowodzenia. Konsole do sterowania statkiem kosmicznym,
Jeremy zapomniał na chwilę o celu swej wizyty i o swoim doświadczeniu
naukowym. Głowa mu pękała od natłoku pytań: kto zbudował coś podobnego w
podziemiach starej fabryki? Ludzie? A może kosmici? I wreszcie - po co, dlaczego?
Podszedł do stanowiska. Szybki rzut oka wystarczył, aby rozwiać pierwszą
wątpliwość. Przed ekranami stała normalna klawiatura typu amerykańskiego,
najczęściej używana przez programistów. A zatem to miejsce zostało zbudowane
przez ludzi. Kosmici nie mogli znać ziemskiego alfabetu.
♦ 40 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Ale gdzie się właściwie znajduje? W bazie wojskowej? Na opuszczonym planie z
filmu fantastycznonaukowego?
Nagle Jeremy przypomniał sobie o drucie kolczastym przed mostem i o groźnie
brzmiących tabliczkach rozsianych po całej fabryce: NIEBEZPIECZEŃSTWO,
WŁASNOŚĆ PRYWATNA, WYSOKIE NAPIĘCIE...
Rozejrzał się dookoła i pomyślał, że w pomieszczeniu mogą znajdować się ukryte
kamery. Jego obecność mogła zostać zarejestrowana. Gdzieś może włączył się już
alarm. Zaraz po niego przyjdą.
Ktoś go porwie i nikt go już nie zobaczy.
Chociaż się wysilał, nie potrafił sobie wyobrazić, kto to miałby być.
- Jeśli mam mało czasu - powiedział na głos, aby dodać sobie odwagi - to
przynajmniej wykorzystam go, żeby zobaczyć, co to takiego.
Usiadł w fotelu...
...i odkrył, że nic to nie dało - przyciski nadal były wyłączone, tak samo jak monitor i
klawiatura.
4
Musi zatem znaleźć główny wyłącznik.
Jeremy przeszukał uważnie całą salę. Sprawdził wielki komputer, który zwisał z
sufitu, ściany, światła... przetrząsnął wszystko, ale bez skutku.
Wsiadł ponownie do windy-kontenera, którą przyjechał.
♦ 41 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Ale gdzie się właściwie znajduje? W bazie wojskowej? Na opuszczonym planie z
filmu fantastycznonaukowego?
Nagle Jeremy przypomniał sobie o drucie kolczastym przed mostem i o groźnie
brzmiących tabliczkach rozsianych po całej fabryce: NIEBEZPIECZEŃSTWO,
WŁASNOŚĆ PRYWATNA, WYSOKIE NAPIĘCIE...
Rozejrzał się dookoła i pomyślał, że w pomieszczeniu mogą znajdować się ukryte
kamery. Jego obecność mogła zostać zarejestrowana. Gdzieś może włączył się już
alarm. Zaraz po niego przyjdą.
Ktoś go porwie i nikt go już nie zobaczy.
Chociaż się wysilał, nie potrafił sobie wyobrazić, kto to miałby być.
- Jeśli mam mało czasu - powiedział na głos, aby dodać sobie odwagi - to
przynajmniej wykorzystam go, żeby zobaczyć, co to takiego.
Usiadł w fotelu...
...i odkrył, że nic to nie dało - przyciski nadal były wyłączone, tak samo jak monitor i
klawiatura.
Musi zatem znaleźć główny wyłącznik.
Jeremy Belpois Podziemny zamek Tej nocy mija dokładnie dziesięć lat od chwili, kiedy ujrzałem ją po raz pierwszy, więc myślę, że nadszedł już właściwy moment, aby o tym opowiedzieć. Tłby ujawnić wszystkie niewiarygodne zdarzenia, których byliśmy świadkami. Turni Ishiyama, Ulrich Stern, Odd
Morza Japońskiego i oficer zameldował bazie naziemnej: - Zajęliśmy pozycję. W bazie nasłuchiwała Yu ki ko Itou, ładna, dwudziestotrzyletnia Japonka. Yukiko spokojnie,skontrolowała zza biurka otaczające ją monitory, przysunęła sobie mikrofon do ust i powiedziała: - Tu baza, wszystko okej. Spuszczajcie Rovvy'ego, kiedy wam będzie pasowało. ♦ 7 ♦ ♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦ KNT-17 to statek, który kontrolował kable telekomunikacyjne łączące Japonię ze Stanami Zjednoczonymi. Był tylko jeden problem: kable znajdowały się na głębokości ponad tysiąca metrów pod poziomem morza. I dlatego do akcji wkraczał Rowy. Mimo śmiesznego przezwiska był to bardzo wyspecjalizowany robot. ROV: Remotely Operated Vehicle. Jedyny, który był w stanie spokojnie pracować pod ogromnym ciśnieniem, jakie panuje w głębi oceanu. Yukiko miała na swoim monitorze dwa obrazy. Widziała robota - coś w stylu wielkiej żółtej puszki, która właśnie była spuszczana na fale za pomocą żurawia, a obok miała obraz oficera pokładowego znajdującego się na statku. - Jak się masz, kotku? - zaskrzeczał jego głos w radioodbiorniku. - Do mnie mówisz? - parsknęła śmiechem Yukiko. - No coś ty! Rozmawiałem z Rowym. Kolejny wybuch śmiechu. - Weź się do roboty albo cała Japonia zostanie bez Internetu! Awaria podmorskiego kabla telefonicznego trwała już od sześciu godzin. Sytuacja robiła się niepokojąca. Przez ten kabel przechodziła większość rozmów telefonicznych i e-malli, które Japończycy wysyłali do Ameryki i odwrotnie. Trzeba było działać szybko i precyzyjnie. ♦ 8 ♦ ♦ MOTYL NA DNIE MDRZA ♦ Dzięki napędowi śrubowemu o dużej mocy Rowy płynął pod wodą jak strzała. Dotarł
do długiego, czarnego kabla, który leżał na piaszczystym dnie. Ocean był cichy i ciemny. Na tej głębokości nie było nawet ryb. Gdyby ciemności nie rozjaśniała podwodna kamera robota, wydawałoby się, że monitor Yukiko jest wyłączony. Minęło kilka minut. Ciszę w słuchawkach przerwał głos oficera pokładowego. - Myślę, że znalazłem usterkę. To chyba nic poważnego. Z wewnętrznej przegrody Rovvy'ego wysunęło się mechaniczne ramię, które wydłużyło się i dotknęło powierzchni kabla. W tej samej chwili urządzenia elektroniczne wokół Yukiko zaczęły wariować. - Stop! - zawołała instynktownie. - Co jest? - Miałam tu... coś podobnego do skoku napięcia. Nieumiem tego wytłumaczyć, ale... wyglądało, jakby się kabel na moment zakorkował... - Yukiko? Mogłabyś powtórzyć? - Jak tylko ruszyłeś ten kabel, światło na moment w ogóle przestało płynąć. - Ale ja go ledwo dotknąłem! Poza tym to niemożliwe, żeby coś takiego się stało z kablem światłowodowym! Dziewczyna zignorowała tę uwagę i spojrzała szybko na monitor. ♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦ - W każdym razie chyba już wszystko w porządku. Znowu jest łączność. - Chcesz, żebyśmy jednak dalej naprawiali? - Nie, nie, nie ma sensu. Misja zawieszona. Wciągnij Rovvy'ego i wracaj do domu. - Świetnie, to spotkamy się dziś wieczorem. Yukiko uśmiechnęła się i założyła sobie kosmyk włosów za ucho. - Czemu nie? W czasie gdy w Japonii zaczynał znowu działać Internet, we Francji, w stołówce szkoły Kadic, trzynastoletnia dziewczynka jadła śniadanie. Nazywała się Aelita Stones, ale w ciągu swojego krótkiego życia nosiła już wiele różnych imion. Jak na swój wiek była niewysoka, miała mały, zadarty nosek, wielkie oczy i rude włosy przycięte na pazia. Nosiła wygodne ogrodniczki i w odróżnieniu od pozostałych
uczniów, którzy śmiali się i gadali jak najęci, miała raczej poważne spojrzenie. W stołówce szkoły Kadic czuło się świąteczną atmosferę. Był przedostatni dzień zajęć przed przerwą bożonarodzeniową i lekcje miały się znowu zacząć dopiero w styczniu, prawie dwadzieścia dni później. Dużo wolnego czasu, który można fajnie spędzić w domu z mamą i tatą. ♦ 10 ♦ ♦ MOTYL NA DNIE MORZA ♦ Aelita jednak miała inne plany, nie tak przyjemne. Jej rodzice już nie żyli. Dziewczynka miała wrażenie, jakby minęły wieki, odkąd została sama na świecie. Od tego strasznego dnia, w którym jej ojciec... - Wszystko dobrze? - aż podskoczyła, gdy niespodziewanie zagadnął ją Jeremy. Jeremy Belpois miał trzynaście lat, tyle co ona, przydługie jasne włosy i okrągłe okulary na nosie. Jeremy był dla niej ważną osobą, ponieważ tego strasznego dnia, w którym jej ojciec... - Aelita? Dziewczynka zatrzymała rękę z rogalikiem w połowie drogi. Miała rozchylone usta i spojrzenie zagubione w pustce. - Poraziły ją emocje - zauważył trzeci kumpel. Był to Odd Della Robbia, jak zawsze uśmiechnięty, z rozwichrzonymi włosami i wyglądem rockmana. - Jeremy, nasz szatański plan jest gotów? - zapytał, zwracając się do przyjaciela. -Zapięty na ostatni guzik - przytaknął Jeremy. - Aelita i ja jedziemy do moich starych na ferie. Moja mama już się cieszy, że będzie miała dziewczynkę, którą będzie mogła rozpieszczać. - A ty się nie cieszysz? - Odwal się, Odd. - Nasz zakochany informatyk. ♦ 11 ♦ ♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦ Jeremy zaczerwienił się, ale rozmawiał dalej jakby nigdy nic, ze wzrokiem utkwionym w talerzu.
- Wrócimy do szkoły w niedzielę, dziewiątego. Dzień przed rozpoczęciem lekcji. - Świetnie! Co powiedziałeś swoim starym? - Że będę nocował u Ulricha. - Ja też! I tak nigdy nie sprawdzają. A inni? Słyszałeś, co mówili? - Nie, ale omówiliśmy już wszystko. Nie powinno być problemów. - Hej, Aelita, jesteś tu z nami? - zapytał Odd, widząc, że przez cały ten czas rudowłosej nie drgnął ani jeden mięsień. Rogalik tkwił nadal nieruchomo przed jej buzią. - Aelita, jeśli to zgryw, to wcale nie jest śmieszny - powiedział Jeremy z niepokojem. Dziewczynka patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem, prawie nie mrugając. - Ty się nazywasz Jeremy, prawda? Z niedowierzaniem wbił w nią wzrok, a potem zaśmiał się, speszony. Odd udał, że bierze udział w zabawie: - Tak, on jest Jeremy, a ja jestem Odd. Jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi. Pamiętasz? Miał to być żart, ale Aelita się nie zaśmiała. - Nie - odpowiedziała. ♦ 12 ♦ 2 PUSTY DOM (FRANCJA, MIASTD ŻELAZNEJ WIEŻY, 9 STYCZNIA) Nowy Rok zaczął się od wyjątkowych mrozów. Rankiem w niedzielę, 9 stycznia, pociąg przyjechał na stację z godzinnym opóźnieniem. Na białym tle widać było dwa ciemne pasy szyn. Śnieg padał przez całą noc i wyglądało na to, że jeszcze będzie padać. Drzwi pociągu otworzyły się z sapnięciem. Jeremy pomógł Aelicie wynieść walizki. - Cześć! - przywitał ich głos z peronu. - Ale się na was naczekałem. Był to Ulrich Stern, wysoki i chudy chłopak okutany w czerwoną puchową kurtkę.
Na głowie miał wielką wełnianą czapę dla ochrony przed wiatrem. Spod czapki wystawał ciemny kosmyk, który zawsze spadał mu na czoło. Aelita i Jeremy ucieszyli się na jego widok. ♦ 13 ♦ ♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦ - Siemasz! Jak tam ferie? Ulrich wzruszył ramionami, więc Jeremy już o nic więcej nie pytał. Wiedział, że przyjaciel przechodzi właśnie trudny okres i nie bardzo dogaduje się z rodzicami. Ulrich bez wysiłku podniósł jedną z dwóch walizek. - Jak się masz, Aelita? Fajnie było u państwa Belpois? - Rodzice Jeremy'ego są bardzo mili - uśmiechnęła się dziewczynka. - A jego matka świetnie gotuje! - Super - mruknął Ulrich. Potem popatrzył na nich w milczeniu, nie wiedząc, jak powiedzieć o tym, co skłoniło go do przyjścia na stację. Na koniec walnął prosto z mostu, tak jak lubił: - A lepiej ci z pamięcią? Aelita mocniej otuliła się kurtką. Jej oddech zmieniał się w parę. - Powiedzmy, że spoko. Pamiętam, kim jesteś, a to już coś! Ulrich uśmiechnął się sceptycznie. Ruszyli przez oblodzone i śliskie ulice miasta. Śniegu napadało tyle, że wszystko dookoła wyglądało jak jeden biały dywan. - Ale ziąb! W tym pustym domu zamarzniemy na kość - szczękał zębami Jeremy. - Luzik - uspokoił go Ulrich. - Wczoraj Yumi zakradła się tam i włączyła ogrzewanie. Będzie jak w bajce. ♦ 14 ♦ ♦ PUSTY DOM ♦ - Odd już jest? - dopytywał się Jeremy, chuchając w zmarznięte dłonie.
- Wrócił dziś rano. Pomaga Yumi porządkować dom. - Ekstra. - No tak - zgodził się Ulrich. - Nasz „szatański plan", jak to mówi Odd, się sprawdza. To Jeremy wpadł na pomysł, żeby bez wiedzy rodziców wrócić do szkoły dzień przed rozpoczęciem lekcji. Zamierzali spędzić razem niedzielę, bez obawy, że ktoś będzie się wtrącał w ich sprawy. On i Odd powiedzieli, że będą nocowali u Ulricha, Ulrich, że będzie u Jeremy'ego, Yumi, że u Aelity. Jeremy wykorzystał nawet komputerowy program dźwiękowy. Zadzwonił do wszystkich rodzin, podając się za każdym razem za innego rodzica i potwierdzając wymówkę. Istotnie, szatański plan. Dzięki niemu zyskali czas i spokój, których potrzebowali, aby załatwić pewną sprawę. Ktoś oczyścił ze śniegu drewnianą tabliczkę na bramie i teraz można było z łatwością odczytać napis PUSTELNIA. W znajdującym się za ogrodzeniem ogrodzie rozciągał się taki sam księżycowy krajobraz jak w całym mieście. Na śniegu widać było podwójny rząd śladów, które prowadziły aż do ganku. Pustelnia była wysoką i wąską willą ze spadzistym dachem. Składała się z dwóch pięter i sutereny. Przylegał do niej niski ♦ 15 ♦ ♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦ garaż. Otaczały ją pokryte śniegiem świerki. Drzewa rosły gęściej za budynkiem, w miejscu, gdzie niskie ogrodzenie oddzielało ogród od parku szkoły Kadic. Aelita przystanęła, aby przyjrzeć się ciemnym szybom, białym kolumienkom na ganku i drzewom. - Pamiętasz ten dom? - spytał ją Jeremy. -Jak przez mgłę. Ale mam niejasne wrażenie... Czuję, że jest to miejsce, do którego jestem bardzo przywiązana. Jeremy przytaknął. - Jak na początek to obiecujące! Ale teraz wejdźmy do środka, bo zimno jak nie
wiem. W środku Odd przyczepiał do sufitu kolorową girlandę. Skoro tylko usłyszał, że drzwi się otwierają, ze zwinnością kota zeskoczył z drabiny, z całej siły klepnął Ulricha w plecy i zaczął ściskać Aelitę, na co Jeremy patrzył z niejaką zazdrością. - Cześć! - powitała ich Yumi, wychodząc śpiesznie z kuchni. Jej migdałowe oczy błyszczały, a na twarzy jak zwykle miała swój lekki, zagadkowy uśmiech. Yumi Ishiyama, ostatnia z paczki, była najstarsza i najbardziej odpowiedzialna, przynajmniej w teorii. Wysoka i szczupła, uwielbiała ubierać się na czarno, pod kolor włosów. Jej rodzice byli Japończykami. Do Francji przeprowadzili się zaraz po jej urodzeniu. - Jak ferie? - spytał ją Jeremy. ♦ 16 ♦ ♦ PUSTY DM ♦ - Nieźle. Udało mi się nawet pojeździć na nartach. A wy? Rozmowę przerwał nagle łoskot wywracanych rzeczy. Zaraz potem pojawił się Kiwi, pies Odda, który zaczął ganiać między przyjaciółmi i radośnie merdać ogonem. Wśród żartów i uścisków wszyscy opowiedzieli sobie o feriach. Potem uznali, że czas zabrać się do pracy. Ulrich wdrapał się na drabinę, aby zawiesić girlandę. Odd i Jeremy, kucharze grupy, przenieśli się do kuchni. Mama przygotowała dla Yumi blachę zapiekanego makaronu, a oprócz tego dziewczynka zrobiła zakupy, kupiła popcorn, napoje, wstępnie obgotowane mięso na pieczeń i siatkę ziemniaków. - Uważaj i nie obetnij sobie palca - powiedział Jeremy do Odda, który z obieraczką w ręku sadowił się na krześle. Przyjacieł zignorował tę uwagę. - Gadaj, jak się czuje Aelita? - zapytał, jakby to leżało mu najbardziej na sercu. - Dobrze - odpowiedział Jeremy, wzruszając ramionami. - Pamięć wróciła jej już prawie całkiem. Przypomina sobie nas i sporo wydarzeń z ostatnich lat... Zamyślił się na chwilę, po czym dodał: - ...oprócz Lyoko. - Co to znaczy „oprócz Lyoko"?
- Znaczy, że całkowicie wymazała z pamięci wszystko, co wiąże się z Lyoko - westchnął Jeremy. ♦ 17 ♦ ♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦ - I Xanę też? - I Xanę też. Odd skończył obierać ziemniaka i wziął następnego. - Myślisz, że ta amnezja jest z winy Xany? - Niemożliwe - odparł Jeremy poważnie. - Xana nie żyje. - Super była wyżerka! - wykrzyknął Ulrich, wstając od stołu. - Zgadnij, kto będzie mył talerze? - mrugnął porozumiewawczo Odd. - Wykluczone! To robota dla bab! Yumi szturchnęła go łokciem w brzuch. - Zamierzałyśmy z Aelitą ci pomóc - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. - Ale skoro twierdzisz, że to robota dla bab, zostawimy ci tę przyjemność. Ulrich burczał coś z niezadowoleniem, a reszta się z niego zaśmiewała. Nagle Jeremy wstał od stołu, zniknął na chwilę w pokoju obok i wrócił, trzymając jakąś torebkę. - Naczynia nie zając. Co powiecie na spacerek? - zaproponował z entuzjazmem. - Nie widzisz, jaka jest pogoda, Einstein? - zaprotestował Odd, pokazując na okno. - Przynajmniej tysiąc stopni poniżej zera. I założę się, że zaraz zacznie padać śnieg. ♦ 18 ♦ ♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦ - I Xanęteż? - I Xanę też. Odd skończył obierać ziemniaka i wziął następnego. - Myślisz, że ta amnezja jest z winy Xany? - Niemożliwe - odparł Jeremy poważnie. - Xana nie żyje. - Super była wyżerka! - wykrzyknął Ulrich, wstając od stołu.
- Zgadnij, kto będzie mył talerze? - mrugnął porozumiewawczo Odd. - Wykluczone! To robota dla bab! Yumi szturchnęła go łokciem w brzuch. - Zamierzałyśmy z Aelitą ci pomóc - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. - Ale skoro twierdzisz, że to robota dla bab, zostawimy ci tę przyjemność. Ulrich burczał coś z niezadowoleniem, a reszta się z niego zaśmiewała. Nagle Jeremy wstał od stołu, zniknął na chwilę w pokoju obok i wrócił, trzymając jakąś torebkę. - Naczynia nie zając. Co powiecie na spacerek? - zaproponował z entuzjazmem. - Nie widzisz, jaka jest pogoda, Einstein? - zaprotestował Odd, pokazując na okno. - Przynajmniej tysiąc stopni poniżej zera. I założę się, że zaraz zacznie padać śnieg. ♦ 18 ♦ ♦ PUSTY DOM ♦ - Kiedy jest tysiąc stopni poniżej zera, śnieg nie pada- sprostował „Einstein". Odd prychnął i przewrócił oczami. - W każdym razie nie możemy iść bardzo daleko. Do parku Kadic będzie w sam raz. Yumi przyglądała mu się z poważną miną. - Co cl chodzi po głowie? - zapytała. Jeremy otworzył torebkę I wyciągnął z niej małą kamerę cyfrową. - Chciałbym zrobić wideopamiętnlk - wyjaśnił. - Pomyślałem, że byłoby zabawnie, gdybyśmy opowiedzieli przed kamerą, co nam się przydarzyło. Kto wie, może kiedyś nam się przyda. - Świetny pomysł - przytaknęła Yumi z przekonaniem. - A ja zgadzam się z Oddem - przyznał Ulrich. - Po co tyle kłopotu? Yumi drugi raz szturchnęła go łokciem, tym razem mocniej i bardziej precyzyjnie. Stęknął. - To co, ruszamy? - zachęcił ich Jeremy. Nikt więcej już nie protestował. Założyli kurtki i szaliki i odważnie wyszli na zewnątrz. Niebo było szarofioletowe. Zanosiło się, że będzie padał śnieg. Jeremy poszedł za dom, torując drogę. Odd i
Aelita podążyli tuż za nim. Ulrich z Yumi zostali z tyłu. - Te szturchańce nie były wcale miłe - mruknął chłopak, obrażony. ♦ 19 ♦ ♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦ - A to nie ty jesteś tu mistrzem sztuk walki? - zakpiła. - Nie mów, że nie kapujesz, czemu Jeremy nam zaproponował tę hecę z wideopamiętnikiem. - Noo... - zawahał się. - Prawdę mówiąc, to nie. - Dla Aelity, matołku! Jak będziemy opowiadać o Lyoko od samego początku, może wróci jej pamięć. Ulrich, nie do końca przekonany, mocniej naciągnął sobie wełnianą czapkę na czoło. Wszyscy wyszli tylną furtką z Pustelni i ruszyli przez park. Śnieg sięgał tam prawie do kolan i panowała cisza. Kiwi w podskokach biegał tam i siam. Przystanęli, gdy dostrzegli spadziste dachy budynków Ka-dic, czarne na tle zimowego nieba. Byli na małej polance. Jeremy i Odd zaczęli kopać rękami w śniegu. - Patrz - szepnął Ulrich do Yumi. - Odd nie wytrzyma dłużej niż pięć sekund... cztery... trzy... Gdy doszedł do „jeden", Odd nabrał w dłonie świeżego śniegu, zrobił dużą kulkę i rzucił ją w nich z całej siły. Ulrich schylił się i śnieżka trafiła Yumi prosto w twarz. - He, he! - zaśmiał się Ulrich, klepiąc ją po plecach. - A nie mówiłem? -Zapłacisz mi za to, Odd! - wrzasnęła Yumi, zanurzając ręce w śniegu. Rozgorzała bitwa. ♦ 20 ♦ ♦ PUSTY DOM ♦ - Dosyć, dosyć, poddaję się! - wysapała Aelita kilka minut później. Potem zwaliła się na śnieg obok Jeremy'ego, który już wcześniej się poddał. Walcząc na śnieżki, oczyścili duży kawałek polanki i odsłonili zielone kępki trawy
oraz wielką, zardzewiałą żelazną pokrywę od studzienki kanalizacyjnej. Dziwne, że ta najzwyklejsza okrągła płyta nie znajdowała się na ulicy, ale w samym środku parku. -Ulrich! - zawołał Jeremy, trzymając kamerę. - Zacznij opowiadać, dobra? - Ja? - wzdrygnął się Ulrich. - W końcu pierwszy zszedłeś ze mną... - No przestań, nie rób takiej miny, Ulrich - nalegała Yumi. - Jeśli ty zaczniesz, obiecuję, że pomogę ci ze zmywaniem. Zgoda? - Dobra, w takim razie... - odchrząknął i ustąpił. Wszyscy dobrze wiedzieli, dlaczego Jeremy zatrzymał się koło tego włazu, nie musieli o tym rozmawiać. To właśnie tu wszystko się zaczęło... Dla Ulricha Jeremy zawsze był tylko klasowym kujonem. Od kiedy zaczęli chodzić do szkoły Kadic, zdarzało im się tylko burknąć do siebie „tak", „nie" i w przelocie „cześć". Ulrich poznał się na Jeremym o wiele później. . 21 • ♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦ Szkoła Kadic składała się z kilku połączonych ze sobą budynków. Dwie szerokie aleje prowadziły od głównej bramy aż do pomieszczeń administracji. Mieściły się one w głównym budynku, od którego odchodziły boczne skrzydła, oddzielone od siebie dziedzińcami. W pierwszym skrzydle były klasy. W drugim niskim skrzydle, oddzielonym od pierwszego centralnym dziedzińcem, znajdowały się stołówki. W ostatnim skrzydle mieścił się internat. Na największym dziedzińcu, tym między stołówkami a internatem, było szkolne boisko. Tego dnia Ulrich stał koło jednego z automatów do kawy rozstawionych wokół boiska. Razem z nim był Odd, jego nowy kolega z pokoju, który cały czas gadał i gestykulował, podczas gdy on popijał spokojnie napój z puszki. W pewnej chwili do automatu podszedł Jeremy, włożył monetę i nacisnął przycisk. Prąd kopnął go tak silnie, że kujon poleciał na ziemię jak worek kartofli. Po chwili wahania Ulrich pospieszył mu z pomocą i odprowadził go do pielęgniarki.
Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Ulrich pożegnał go i oddalił się w zamyśleniu. Kilka dni potem Ulrich usłyszał łomot i krzyki dochodzące z pokoju Jeremy'ego. Pobiegł tam i zastał kolegę zajętego walką z czymś w rodzaju puszek na kółkach - najwyraźniej coś poszło nie tak w czasie doświadczeń naukowych. - Pomóż mi! Wyłącz to! ♦ 22 ♦ ♦ PUSTY DOM ♦ Ulrich wyciągnął wtyczkę i wszystko wróciło do normy. - Dzięki. - Spoko. Zaczynam się przyzwyczajać, że trzeba wyciągać cię z kłopotów. Jeremy Belpois spojrzał na niego poważnie zza zaparowanych okularów i po chwili ciszy oświadczył: - To coś zupełnie Innego. - Że co? - Nie mogę ci tutaj tego wyjaśnić. - To gdzie? - Na zewnątrz. W parku. Ale nie od razu, jutro. Ulrich przyglądał mu się z niedowierzaniem przez kilka sekund, ale się zgodził. Nazajutrz słońce przebłyskiwało między liśćmi, rzucając zielonkawe światło. Cień dawał wytchnienie od tego upalnego, wiosennego dnia. Ulrich ze zdziwieniem obserwował swojego nowego kolegę, który skakał od krzaka do krzaka jak spłoszony królik. - Jesteś pewien, że to odpowiednie miejsce? Jeremy popatrzył na niego wilkiem. - Nikt ci nie kazał przychodzić. - Robię to dla ciebie. Boję się zostawić cię samego. Masz talent do pakowania się w kłopoty. Ten śmieszny okularnik, zawsze tak tajemniczy i samotny, wzbudził ciekawość
Ulricha. ♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦ - To tu! - wykrzyknął wreszcie Jeremy. - Jest! Wystający z trawy właz wydawał się tu zdecydowanie nie na miejscu. - Pomóż mi - poprosił Jeremy. Chłopcy zdołali wspólnie podnieść ciężką żelazną płytę. Ciąg zardzewiałych uchwytów schodził w dół pionowego kanału. Z dołu dolatywał nieprzyjemny zapach. - I ja mam niby zejść tam na dół? - Nie pękaj - uciął Jeremy, spuszczając się do dziury jako pierwszy. Ulrich zawahał się, ale zaczął schodzić za nim. Coraz niżej i niżej. Po ciemku. Nagle jego stopa, zamiast na kolejny szczebelek, trafiła na próżnię. Chłopiec zachwiał się i znieruchomiał, zwisając z uchwytu jak kiełbasa z haka w sklepie mięsnym. - No co jest? Lęk wysokości? - dobiegł z dołu głos Jeremy'ego. - Schodki się skończyły. Skacz. - Co to ma znaczyć skacz?! - No dawaj, to najwyżej półtora metra, nie więcej. Ściśnięty w cementowej rurze Ulrich zaczął się zastanawiać, kto go do tego zmusił. Jeremy wyglądał na spokojnego człowieka... ale najwyraźniej miał coś nie tak z głową. Musiał być trochę stuknięty, jak wszyscy geniusze. - Ulrich, ruszaj się! ♦ 24 ♦ ♦ PUSTY DDM ♦ Skoczył, przetoczył się przez bark i natychmiast podniósł się na nogi, zdziwiony, że jest jeszcze cały. Rozejrzał się dookoła i zobaczył, że znajdują się w przestronnym i źle oświetlonym tunelu, którego nie było widać z góry. Zauważył również, że ma mokre spodnie. Dnem tunelu płynęło coś w rodzaju szarawej rzeczki i... Jejku, w życiu nie czuł podobnego smrodu! Tunel wypełniał okropny, duszący fetor.
- Tu się... łee... nie da oddychać - dławił się Ulrich. - To są ścieki - wyjaśnił spokojnie Jeremy. - Jesteśmy w kanałach, stary. - Idealne miejsce... łee... na miłą wycieczkę! - No to czego stoisz, jakby cię zamurowało! Im szybciej się ruszymy, tym szybciej stąd wyjdziemy. Ulrich nie dał sobie tego powtarzać dwa razy. Chłopcy ruszyli po czymś w rodzaju chodnika, który ciągnął się wzdłuż ohydnego ścieku. Ich cienie układały się na ścianach w potworne figury. Ciszę przerywały tylko ich kroki i jakieś zatrwożone piski. - Szczury? - spytał Ulrich. - Słuchaj, jaka część zdania: „Jesteśmy w kanałach" nie jest dla ciebie jasna? Oczywiście, że szczury. I jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, te czarne rzeczy, które pływają tam w dole, to są... - Okej! Okej! Kapuję! - przerwał mu Ulrich z niecierpliwym gestem. ♦ 25 ♦ ♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦ Po kilku krokach tunel nagle zakończył się kratą, która zamykała przejście. Nowy ciąg przymocowanych do ściany żelaznych uchwytów prowadził do góry., - Wracamy na powierzchnię. Ulrich westchnął. Był pewien, że ciuchy przeszły mu na zawsze zapachem kanału. Wspięli się w górę, gdzie znajdowała się druga metalowa klapa. Kiedy ją odsunęli, światło słoneczne prawie ich oślepiło. Ulrich wylazł na zewnątrz. I zaniemówił. Wydostali się na powierzchnię filaru mostu prowadzącego do starej fabryki - gigantycznego budynku, który w całości zajmował samotną, rozprażoną od słońca wysepkę. Pod nimi szumiała spokojnie rzeka, która przepływała niedaleko od Kadic. Za plecami Ulricha ulicę, którą kiedyś jeździły do fabryki ciężarówki, blokowała wielka brama z drutem kolczastym u góry.
Asfalt był popękany, a z jezdni tu i ówdzie wyrastały kępki trawy. Most też nie był w dobrym stanie. Metalowe filary groziły zawaleniem, przeżarła je rdza. Ale panorama była naprawdę niesamowita. Z mostu widać było w oddali opuszczone baraki, wierzchołki drzew i budynki Kadic. - Ładnie, co? - uśmiechnął się Jeremy. - Tak. Ciekawe, dlaczego już nikogo tu nie ma. ♦ 26 ♦ ♦ PUSTY DOM ♦ - Trochę badałem tę sprawę i... nic nie znalazłem. Fabryka została zamknięta, gdy byliśmy mali. Z jakiegoś powodu właściciel, zamiast ją sprzedać, wolał ją zostawić, żeby sobie w spokoju pleśniała. Potem za miastem powstał nowy obszar przemysłowy i cała ta dzielnica popadła w ruinę - Jeremy przerwał i zapatrzył się na wyspę. - Wcześniej czy później ktoś to kupi i zbuduje parkingi. Albo biura. Albo może hotel - dokończył. Nieczynna fabryka wyglądała ponuro. Ulrichowi przyszło do głowy, jak wykorzystać cały ten teren: zbudować siłownie, rampy do skateboardu, jakieś fajne lokale i wypasiony park rozrywki. - Chodźmy- Jeremy potrząsnął go za ramię, a potem wszedł na most. - Dokąd? - No jak to dokąd? Do fabryki. 3 ERIK MC KINSKY (STANY ZJEDNOCZONE, KALI FDRNIA, 9 STYCZNIA) rf - Będziesz dziś po południu na meczu baseballowym? - Tak... to znaczy, nie wiem... Może będę zajęty. - Dalej tą grupą muzyczną? - To nie jest grupa. To zespół stulecia. - Skoro tak uważasz.
Chłopcy rozmawiali, siedząc na skraju boiska. Pierwszy z nich nazywał się Mark Holeman. Był to jedenastoletni dryblas, który nosił czapeczkę i szalik Massachusetts Rippety Indians, szkolnej drużyny baseballowej. Drugi zaś nazywał się Erik Mc Kinsky, był w tym samym wieku i nosił odblaskową puchówkę z logo Ceb Digital, tego właśnie zespołu stulecia. Na plecach miał zdjęcie Gardenii, jego wokalistki, która siedziała okrakiem na gitarze jak czarownica na miotle. ♦ 29 ♦ ♦ PD DZIEMNY ZAMEK ♦ Na wprost chłopców znajdowało się puste boisko Rippety Indians. Za ich plecami wznosił się nowoczesny i trochę smutny gmach szkoły Rippety. Był to wielki, różowy sześcian z dużymi przeszklonymi oknami, rozmieszczonymi na fasadzie jakoś tak przypadkowo. Mark wyrwał z ziemi kępkę żółtawej trawy i westchnął. - Słuchaj. Ceb Digital są fajni, a Gardenia jest bombowa, ale... - Fajni? Bombowa? Ona jest boska! I dziś po południu jest wielki koncert... - Erik, otwórz oczy! Już nie potrafisz myśleć o niczym innym. Zamykasz się w pokoju i słuchasz ich płyt. Potem włączasz Internet i oglądasz tylko ich stronę, następnie siadasz przed telewizorem i oglądasz ich ostatni wideoklip... - No i co z tego? - zapytał poirytowany Erik i ukradkiem wyciągnął słuchawkę z ucha. Już może trzynasty raz z rzędu słuchał Luv Luv Punka, ostatniego singla zespołu. Byli naprawdę odjazdowi. - Do licha! Życie to nie tylko Ceb Digital. - No tak, lepiej jest oglądać Indians, jak dostają baty jak... jak nie wiem kto. Powinni przynajmniej pozwolić ci pograć. Był to cios poniżej pasa i Erik pożałował go natychmiast. Mark marzył o tym, żeby grać w drużynie szkolnej. Od dwóch lat nie opuszczał ani jednego treningu i starał się na wszelkie ♦ 30 ♦ ♦ ERIK MC KINSKY ♦ sposoby przekonać trenera, żeby pozwolił mu dołączyć do drużyny. Jednak starał się
na próżno. Mark naprawdę nie miał talentu do baseballu. - Ja przynajmniej spędzam czas na powietrzu! - Ale jest zima! I na dodatek zimno jak w psiarni. To była prawda. Wstali i pobiegli, żeby wziąć rowery, które zostawili koło otaczającej boisko metalowej siatki. Erik przejechał z piskiem opon przez oblodzoną alejkę i zatrzymał rower koło pogiętej skrzynki na listy, na której było napisane: MC KINSKY. - Mamo, wróciłem! - krzyknął, otwierając drzwi na oścież. Potem rzucił plecak i zdjął puchową kurtkę. Kątem oka zobaczył matkę leżącą na niebieskim materacu w salonie. - Cześć... skarbie... - wysapała. - Robię... właśnie... gimnastykę... Matka Erika była maniaczką aerobiku. Ranki miała zajęte przez ćwiczenia na rozgrzewkę, a popołudnia spędzała w siłowni. - Idę na górę do pokoju! - Skończę... rozciąganie... i przyjdę... cię przywitać... Na ekranie monitora wyświetlił się napis MUSIC-OH. A potem JESTEŚ POŁĄCZONY Z głośników płynęło na cały regulator Luv Luv Punka, a fiołkowe oczy Gardenii zdawały się śledzić Erika z głębi pulpitu. ♦ 31 ♦ ♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦ W skrzynce były dwadzieścia dwa nieprzeczytane e-maile - oficjalny newsletter Ceb Digital; facet, który chciał kupić bilety na koncert, „cena nie gra roli", nowe wiadomości z forum Music-Oh. Chłopiec zajął się nimi ze spokojem. Jakaś Lisette93 pisała: Siemaaa Erik!!! Fajowo, ze mi odpowiedziałeś i ze zarejestrowałam sie na forum i jestem teraz fui wypas fanka! Erik już miał skasować ten e-mail, gdy zainteresowała go dalsza część: Zeby podziękować pokaże ci 1 sekret: zdjecie Gardenii jak pracowała jako kelnerka zanim została prawdziwa gwiazda za sprawa swego cudownego głosu!!!
Tylko mnie nie pytaj jak spotkałam te laskę... Erika przeszył dreszcz. Wszyscy prawdziwi fani Ceb Digital wiedzieli, że Gardenia, zanim razem z gitarzystą Frenem założyła zespół, pracowała jako kelnerka w restauracji Skate Willy w Bostonie. I wszyscy wiedzieli, że gdy tylko zespół odniósł sukces, ich menedżer sprzątnął wszystkie zdjęcia, podpisane papierowe serwetki, bluzki noszone w tym okresie przez Gardenię. Nie zachowało się ani jedno zdjęcie Gardenii w stroju Willy-GIrl, a gdyby znalazło się jakieś, to, no cóż... byłoby bezcenne. W e-mailu Llssette93 nie było załączników, tylko link. Erik już zamierzał kliknąć na niego drżącą ręką. ♦ 32 ♦ ♦ ERIK MC KINSKY ♦ I właśnie w tym momencie do pokoju, wionąc zapachem brzoskwiniowych perfum, wpadła jego matka. - Tuś mi, kotku! - zawołała. - Chodź na dół, przygotowałam ci małe co nieco. Erik nadal gapił się w ekran. - Idę. Chwila. Matka z czułością zmierzwiła mu włosy. - Ciągle przed komputerem! To niezdrowe. Zejdźmy, już dziesiąta, a ty jeszcze nic nie jadłeś. Jej ton nie dopuszczał sprzeciwu. Erik zrozumiał, że będzie musiał przełożyć na potem spotkanie z Gardenią. W tym momencie wewnątrz komputera chłopca inna istota zrezygnowała z czekania. Cyfrowe stworzenie pływało w nieskończonej nicości, gdzie nie było ani imion, ani wspomnień. Czekało, jak zamknięta w kokonie larwa, na odpowiedni moment, by się uwolnić i stać się dorosłym osobnikiem. Potem ciemności rozciął promień światła. Mechaniczne szczypce zbliżyły się powoli, uciskane przez wiele metrów sześciennych wody. Musnęły ją. Wtedy się obudziła. Ale nie wiedziała, dlaczego. Ani co powinna zrobić.
Czuła tylko silną potrzebę odzyskania własnych wspomnień. ♦ 33 ♦ ♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦ Była pewna, że gdzieś są, ale gdzie? Musi je znaleźć - dzięki nim zrozumie, co ma robić. Coś ukrytego w komputerze Erika wiedziało, że ta pamięć czeka zamknięta w niewidzialnym sejfie. Potrzebowało klucza, żeby go otworzyć. Potrzebowało oka, którym mogłoby patrzeć przez dziurkę od klucza. O, tak. Oko. Musi znaleźć swoje oko. Oko Xany. Erik musiał wypić obrzydliwy koktajl marchewkowy i wysłuchać tego samego co zawsze, czyli kazania matki: - Całe wakacje siedziałeś zamknięty w pokoju i słuchałeś muzyki! Mogłeś chociaż wyjść z tym twoim przyjacielem, Markiem, i trochę się poruszać... Erik udawał, że słucha, ale czuł, jak rośnie w nim niepokój. Nie mógł zapomnieć o tym e-mailu. Skoro tylko matka wróciła do gimnastyki, chłopiec pobiegł do pokoju i zamknął drzwi na klucz. Chciał mieć pewność, że nikt nie będzie mu przeszkadzał. Tylko mnie nie pytaj jak spotkałam te laskę... Podekscytowany Erik wstrzymał oddech. Potem podniecenie zmieniło się w strach. Tym razem Ceb Digital nie mieli z tym nic wspólnego. Był to paraliżujący strach, taki jaki się ♦ 34 ♦ ♦ ERIK MC KINSKY ♦ odczuwa, kiedy się myśli, że tuż za zamkniętymi drzwiami jest coś okropnego. Ręka na myszce zadrżała. Klik. Na ekranie komputera nie pojawiła się Gardenia o wielkich fiołkowych oczach. Prawdę powiedziawszy, nie było nawet zdjęcia. Był za to rysunek.
Koło pośrodku i dwa koncentryczne pierścienie dookoła. Cienka kreska u góry i trzy nieco grubsze kreski u dołu przecinały drugi, zewnętrzny pierścień. - Zwykła ścierna... - wymamrotał zawiedziony Erik. Potem jednak zaczął się przyglądać rysunkowi. Co to takiego właściwie? Tarcza strzelnicza? Logo? Erik nie mógł oderwać oczu od ekranu. Nie wiedział dlaczego, ale ten rysunek przypominał mu pewną konkretną rzecz. Oko. Kliknął na nie. 4 PODZIEMNY ZAMEK (FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻY, NIECO WCZEŚNIEJ) W rzeczywistości wszystko zaczęło się nieco wcześniej, jeszcze zanim Ulrich zszedł za Jeremym do kanałów. W momencie, gdy się naprawdę zaczęło, Jeremy był sam. Pani Hertz co semestr ogłaszała konkurs klasowy na najbardziej oryginalny eksperyment naukowy i Jeremy zawsze wygrywał. Tamtym razem zdecydował, że skonstruuje miniaturowego robota. Brakowało mu kilku części, aby ukończyć prototyp, a w szkole nie znalazł nic, co by mogło mu się przydać do dalszej pracy. Potem przypomniał sobie o znajdującej się niedaleko od szkoły opuszczonej fabryce. Pomyślał, że może tam znajdzie coś przydatnego. Poza tym niedawno odkrył tajne podziemne przejście, które prowadziło z parku Kadic właśnie do starej fabryki... d ♦ 37 ♦ ♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦ Metalowa klapa włazu była na zewnątrz całkiem zardzewiała. Ale kiedy ją podniósł, na odwrocie ukazał się dziwny symbol i tajemniczy napis: Green Phoenix- Zielony Feniks. Ten sam symbol był wyryty u stóp metalowej drabinki, która prowadziła do kanałów. Znajdował się też w pionowych szybach, jakby miał wskazywać drogę. A potem... przy wejściu do starej fabryki, która stała na wyspie na środku rzeki, znowu ten nieco zatarty już symbol.
Zielony Feniks. Do zrujnowanej fabryki prowadził skąpany w słońcu most. Od głównej bramy dochodziło się do wąskiej galerii, która wisiała kilka metrów nad ziemią. Hala była ogromna i opustoszała. Wzdłuż ścian biegły kładki i korytarze. Dźwigi i inne nieużywane urządzenia były podtrzymywane przez stalowe belki. Okna o dużych zakratowanych szybach wychodziły na rzekę. Zostały w nich tylko nieliczne brudne szyby. Nikt tu nie zaglądał od wielu lat. Jeremy postanowił poszperać na parterze. Ostatni robotnicy zostawili wszystko w nieładzie: rury i opony od ciężarówek, urządzenia elektroniczne, belki, części mechaniczne. Była to prawdziwa kopalnia skarbów. Tu mógł znaleźć części do swojego robota. Szkoda, że z drabiny, która kiedyś pozwalała zejść na parter, zostało tylko kilka zwisających w powietrzu szczebelków. ♦ 38 ♦ ♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦ Jeremy spostrzegł dwa grube kable przyczepione do sufitu za pomocą solidnych haków. Kable zwisały blisko galerii i sięgały aż do ziemi. „Powinny wytrzymać mój ciężar...", pomyślał. Złapał jeden i pociągnął go z całej siły. Żadnego podejrzanego dźwięku. Wydawał się mocny. - Jaba-daba-duuu! - krzyknął, spuszczając się w dół po kablu. Kilka sekund potem przekoziołkował po zakurzonej posadzce. Piekły go obtarte dłonie. Ale udało się. Zaczął kręcić się po opuszczonej hali, szukając czegoś ciekawego. Nagle, trochę przez przypadek, zauważył windę. Był to prosty metalowy kontener, uruchamiany przez dźwignię, która zwisała na sznurku ze skrzyni sterowania. Tylko jeden czerwony przycisk, aby zjechać w dół. „Ciekawostka, dokąd jedzie", pomyślał Jeremy, stojąc na metalowej podłodze i wcisnął przycisk. Tak naprawdę to nie wierzył, że winda ruszy - a tu krata ochronna jednak opuściła
sję, a stary silnik zaczął pracować. Jeremy zaczął myśleć, że popełnił błąd. Po mniej więcej minucie jazdy w ciemności winda zatrzymała się i krata znów się podniosła. Fotokomórka uruchomiła mechanizm i automatyczne drzwi otworzyły się z sykiem. 39 ♦ -iv ♦ C ♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦ Jeremy spostrzegł dwa grube kable przyczepione do sufitu za pomocą solidnych haków. Kable zwisały blisko galerii i sięgały aż do ziemi. „Powinny wytrzymać mój ciężar...", pomyślał. Złapał jeden i pociągnął go z całej siły. Żadnego podejrzanego dźwięku. Wydawał się mocny. - Jaba-daba-duuu! - krzyknął, spuszczając się w dół po kablu. Kilka sekund potem przekoziołkował po zakurzonej posadzce. Piekły go obtarte dłonie. Ale udało się. Zaczął kręcić się po opuszczonej hali, szukając czegoś ciekawego. Nagle, trochę przez przypadek, zauważył windę. Był to prosty metalowy kontener, uruchamiany przez dźwignię, która zwisała na sznurku ze skrzyni sterowania. Tylko jeden czerwony przycisk, aby zjechać w dół. „Ciekawostka, dokąd jedzie", pomyślał Jeremy, stojąc na metalowej podłodze i wcisnął przycisk. Tak naprawdę to nie wierzył, że winda ruszy - a tu krata ochronna jednak opuściła się, a stary silnik zaczął pracować. Jeremy zaczął myśleć, że popełnił błąd. Po mniej więcej minucie jazdy w ciemności winda zatrzymała się i krata znów się podniosła. Fotokomórka uruchomiła mechanizm i automatyczne drzwi otworzyły się z sykiem. ♦ 39 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦ Jeremy znalazł się w wielkiej sali. Było tu jak w zamku - starym, zniszczonym i tajemniczym. Ściany świeciły chłodnym, zielonkawym światłem. Z sufitu zwisało potężne urządzenie składające się z rur i kabli elektrycznych. Prowadziły one do wiszącego pośrodku wielkiego koła. Na podłodze, na podwyższeniu, znajdowało się drugie koło przypominające platformę te-leportacyjną z filmów fantastycznonaukowych albo wyrzutnie, z których wylatują pociski w kreskówkach. Tylko że to nie było w kreskówce. To było w realu. I było przed nim. Jeremy nie wierzył własnym oczom. Z sufitu zwisało mechaniczne ramię, które służyło do sterowania wieloma zgaszonymi ekranami i klawiaturą. Przed ekranami znajdował się wygodny fotel z rzędem przycisków na poręczach. Stanowisko dowodzenia. Konsole do sterowania statkiem kosmicznym, Jeremy zapomniał na chwilę o celu swej wizyty i o swoim doświadczeniu naukowym. Głowa mu pękała od natłoku pytań: kto zbudował coś podobnego w podziemiach starej fabryki? Ludzie? A może kosmici? I wreszcie - po co, dlaczego? Podszedł do stanowiska. Szybki rzut oka wystarczył, aby rozwiać pierwszą wątpliwość. Przed ekranami stała normalna klawiatura typu amerykańskiego, najczęściej używana przez programistów. A zatem to miejsce zostało zbudowane przez ludzi. Kosmici nie mogli znać ziemskiego alfabetu. ♦ 40 ♦ ♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦ Ale gdzie się właściwie znajduje? W bazie wojskowej? Na opuszczonym planie z filmu fantastycznonaukowego? Nagle Jeremy przypomniał sobie o drucie kolczastym przed mostem i o groźnie brzmiących tabliczkach rozsianych po całej fabryce: NIEBEZPIECZEŃSTWO, WŁASNOŚĆ PRYWATNA, WYSOKIE NAPIĘCIE... Rozejrzał się dookoła i pomyślał, że w pomieszczeniu mogą znajdować się ukryte kamery. Jego obecność mogła zostać zarejestrowana. Gdzieś może włączył się już alarm. Zaraz po niego przyjdą.
Ktoś go porwie i nikt go już nie zobaczy. Chociaż się wysilał, nie potrafił sobie wyobrazić, kto to miałby być. - Jeśli mam mało czasu - powiedział na głos, aby dodać sobie odwagi - to przynajmniej wykorzystam go, żeby zobaczyć, co to takiego. Usiadł w fotelu... ...i odkrył, że nic to nie dało - przyciski nadal były wyłączone, tak samo jak monitor i klawiatura. 4 Musi zatem znaleźć główny wyłącznik. Jeremy przeszukał uważnie całą salę. Sprawdził wielki komputer, który zwisał z sufitu, ściany, światła... przetrząsnął wszystko, ale bez skutku. Wsiadł ponownie do windy-kontenera, którą przyjechał. ♦ 41 ♦ ♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦ Ale gdzie się właściwie znajduje? W bazie wojskowej? Na opuszczonym planie z filmu fantastycznonaukowego? Nagle Jeremy przypomniał sobie o drucie kolczastym przed mostem i o groźnie brzmiących tabliczkach rozsianych po całej fabryce: NIEBEZPIECZEŃSTWO, WŁASNOŚĆ PRYWATNA, WYSOKIE NAPIĘCIE... Rozejrzał się dookoła i pomyślał, że w pomieszczeniu mogą znajdować się ukryte kamery. Jego obecność mogła zostać zarejestrowana. Gdzieś może włączył się już alarm. Zaraz po niego przyjdą. Ktoś go porwie i nikt go już nie zobaczy. Chociaż się wysilał, nie potrafił sobie wyobrazić, kto to miałby być. - Jeśli mam mało czasu - powiedział na głos, aby dodać sobie odwagi - to przynajmniej wykorzystam go, żeby zobaczyć, co to takiego. Usiadł w fotelu... ...i odkrył, że nic to nie dało - przyciski nadal były wyłączone, tak samo jak monitor i klawiatura. Musi zatem znaleźć główny wyłącznik.