IXENA

  • Dokumenty1 316
  • Odsłony256 245
  • Obserwuję204
  • Rozmiar dokumentów2.2 GB
  • Ilość pobrań148 197

Baccalario Pierdomenico (pseud. Moore Ulysses lub Belpois Jeremy) - Kod Lyoko 02 - Bezimie

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :825.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

IXENA
EBooki
FANTASTYKA

Baccalario Pierdomenico (pseud. Moore Ulysses lub Belpois Jeremy) - Kod Lyoko 02 - Bezimie.pdf

IXENA EBooki FANTASTYKA Baccalario Pierdomenico Kod Lyoko
Użytkownik IXENA wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 195 stron)

Jeremy Belpois Bezimienne miasto Tej nocy mija dokładnie dziesięć lat od chwili, kiedy ujrzałem ją po raz pierwszy, więc myślę, że nadszedł już właściwy moment, aby o tym opowiedzieć. Aby ujawnić wszystkie niewiarygodne zdarzenia, których byliśmy świadkami. Turni Ishiyama, Ulrich Stern, Odd (Della Kobbia i ja, Jeremy 13elpois. Ylo i oczywiście Aelita. Nie ma dnia, żebym nie myślał o Aelicie. Ta historia jest dla nich wszystkich, dla moich przyjaciół. ale przede wszystkim jest dla ciebie. Kto wie, czy jeszcze słuchasz... Jeremy WSTĘP Jest rok 1985. Francja. Genialny profesor Waldo Schaeffer i jego żona Anthea pracują przy ściśle tajnym międzynarodowym projekcie o nazwie Kartagina. Profesor Shaeffer postanawia wycofać się z projektu, kiedy spostrzega, że jego celem jest stworzenie nowej, śmiercionośnej broni. Ta decyzja ma nieodwracalne konsekwencje. Anthea Schaeffer zostaje porwana przez nieznanych sprawców. Profesor ucieka razem z trzyletnią córeczką Ae-litą. Znajduje pracę jako nauczyciel przedmiotów ścisłych w gimnazjum Kadic we Francji. Przybiera fałszywe nazwisko Franz Hopper i na własną rękę, potajemnie prowadzi doświadczenia.

W podziemiach starej fabryki niedaleko od szkoły buduje superkomputer i tworzy wirtualny świat, zwany Lyoko, który ♦ 7 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ ma służyć jako antidotum na Kartaginę. Jednak po kilku latach odnajduje go organizacja, dla której pracował. W 1994 roku Waldo Schaeffer wraz z ciężko ranną córką chroni się w świecie wirtualnym Lyoko i wyłącza superkomputer. Aelita ma wtedy dwanaście lat. Wiele lat później w gimnazjum Kadic uczy się Jeremy Belpois. Ma trzynaście lat, mało przyjaciół i wrodzony talent informatyczny. Jeremy odkrywa starą fabrykę połączoną z Kadic za pomocą podziemnych przejść. Odnajduje opuszczony superkomputer i włącza go ponownie. W ten sposób spotyka Aelitę, która przez te wszystkie lata była uwięziona w Lyoko i ma nadal dwanaście lat. Przy pomocy swoich przyjaciół, Ulricha, Odda i Yumi, Jeremy materializuje Aelitę w świecie realnym. Od tej chwili piątka przyjaciół podejmuje zaciekłą walkę z Xaną, okrutną sztuczną inteligencją, która opanowała Lyoko. Po wielu trudach i niezwykłych przygodach w wirtualnym świecie Xana zostaje pokonany dzięki poświęceniu Franza Hoppera, który żył wewnątrz Lyoko w formie kuli energii. Przyjaciołom nic już nie grozi. Albo przynajmniej tak im się wydaje. ♦ 8 ♦ ♦ WSTĘP ♦ 21 grudnia, kilka miesięcy po zwycięstwie nad Xaną i śmierci Hoppera, Aelita traci nagle pamięć. Z tego powodu, zaraz po przerwie bożonarodzeniowej, jej przyjaciele postanawiają zebrać się w willi o nazwie Pustelnia, w której Aelita mieszkała w przeszłości, i pomóc jej odzyskać stracone wspomnienia. Piątka nastolatków zaczyna badać tajemnice Pustelni i odkrywa tajny pokój. Wewnątrz znajdują wiadomość nagraną przez profesora. Opowiada on częściowo o swoich losach, pozostawiając jednak wiele tajemnic.

W nagraniu Hopper powierza Aelicie misję odnalezienia matki i prosi ją, aby strzegła złotego medalionu. Był to podarunek,.który dostał od Anthei w dowód miłości. Tymczasem Xana odzyskuje stopniowo siły i opanowuje dziewczynkę ze Stanów Zjednoczonych, Evę Skinner. Niedługo potem Eva pojawia się w Kadic. Jeremy, Ulrich, Odd i Yumi postanawiają pomóc Aelicie w poszukiwaniu mamy. Są bardzo pewni siebie. Myślą, że jako jedyni znają historię Hoppera i Lyoko. Wierzą, że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo i że Xana już nie istnieje. Mylą się jednak. ♦ 9 ♦ PRDLDG TAJEMNICZE MIASTD Widzi przed sobą miasto złożone z wysokich szczytów. Między nimi są ciemniejsze miejsca, w których znajdują się kosmodromy. Kolorowe ulice wiją się między wieżami. Koło budynków przelatują nieliczne statki. Jest spokój, nie widać nikogo. W tym mieście nie ma ludzi. Chłopiec pojawia się znikąd. Powietrze się zagęszcza, zamarza w określonym miejscu i oto chłopiec już tu jest. Składa palce i zaczyna lecieć, zwiększa prędkość i nurkuje w dół. Ląduje na jednej z wielkich ulic, które prowadzą do Muru. Powierzchnia ulicy nieznacznie się ugina, żeby złagodzić uderzenie. Chłopiec zaczyna biec. Nie może się doczekać, kiedy pokaże swojej przyjaciółce nowe miejsca, które odkrył. Uwielbia latać z nią po opustoszałych ulicach, zapuszczać ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ się do parków i do pustych sklepików, w których mogą brać do ręki to, na co mają ochotę i wymyślać sobie ciągle nowe zabawy. Jego przyjaciółka mówi, że miasto wygląda super, ale jest puste. Chłopiec nie rozumie, o co jej chodzi. Przecież jest on, są sztuczne inteligencje, jest Profesor. Kogo jeszcze brakuje? Myśląc o Profesorze, chłopiec czuje się trochę winny. Profesor nie chce, żeby

chłopiec przybierał ludzką postać, mówi, że to strata energii. Ale on chciałby choć trochę przypominać swoją przyjaciółkę, która ma ludzki kształt. Potem może się przekształci w jedno z tych małych stworzonek, które ją rozweselają. Ona nazywa je „ptaszkami". Ulica porusza się, przechylając w stronę chłopca. Chropowata powierzchnia staje się gładka i przezroczysta jak szkło. Chłopiec ześlizguje się, zeskakuje na ziemię i zaczyna biec. Nagle wyrasta przed nim sztuczna inteligencja kontrolera ruchu ulicznego. Jest to wysoka metalowa tyczka o trzech świecących oczach, które są ustawione na czubku. Jedno z nich jest czerwone. Drugie żółte. Trzecie zielone. Blokuje mu drogę kościstym ramieniem. Jej najwyżej położone oko świeci się na kolor ciemnoczerwony. Kiedy rozpoznaje chłopca, zapala się żółte oko. ♦ 12 ♦ ♦ PROLOG ♦ - Pan przekracza dozwoloną prędkość - oznajmia sztuczna inteligencja. - Może pan zwolnić? Chłopiec potrząsa przed nią ręką: ODMOWAAUTORYZACJI. Oko kontrolera natychmiast staje się zielone. Istota się odsuwa, żeby przepuścić chłopca. - W porządku. Proszę iść. Chłopiec biegnie tak szybko, że aż budynki zaczynają się zlewać w jedną barwną plamę. Skacze, pokonuje wielki most ze splątanych kabli, spada znowu na ulicę po drugiej stronie. Widzi sztuczną inteligencję przenoszącą informacje. Przypomina ona wielkie, zgniecione jajko i ślizga się z dużą prędkością. To musi być ważna sztuczna inteligencja, która prawdopodobnie pracuje dla Profesora. Może ją wykorzystać. Chłopiec wskakuje na nią i przez jego palce przepływa niewielki ładunek elektryczny. Przytrzymuje się rękoma jej powierzchni, żeby nie spaść. Pierwsze skrzyżowanie. Drugie skrzyżowanie. Chłopiec zeskakuje i przenosi się na sztuczną inteligencję odpowiedzialną za utylizację odpadów. Jest trochę wolniejsza, ale idzie w dobrym kierunku. Mur sięga aż do samego nieba. Jest zbudowany z czarnych cegieł. Za każdym razem,

gdy chłopiec dotyka jego powierzchni, między opuszkami jego palców a Murem poja- ♦ 13 ♦ ♦ PROLOG ♦ - Pan przekracza dozwoloną prędkość - oznajmia sztuczna inteligencja. - Może pan zwolnić? Chłopiec potrząsa przed nią ręką: ODMOWAAUTORYZACJI. Oko kontrolera natychmiast staje się zielone. Istota się odsuwa, żeby przepuścić chłopca. -W porządku. Proszę iść. Chłopiec biegnie tak szybko, że aż budynki zaczynają się zlewać w jedną barwną plamę. Skacze, pokonuje wielki most ze splątanych kabli, spada znowu na ulicę po drugiej stronie. Widzi sztuczną inteligencję przenoszącą informacje. Przypomina ona wielkie, zgniecione jajko i ślizga się z dużą prędkością. To musi być ważna sztuczna inteligencja, która prawdopodobnie pracuje dla Profesora. Może ją wykorzystać. Chłopiec wskakuje na nią i przez jego palce przepływa niewielki ładunek elektryczny. Przytrzymuje się rękoma jej powierzchni, żeby nie spaść. Pierwsze skrzyżowanie. Drugie skrzyżowanie. Chłopiec zeskakuje i przenosi się na sztuczną inteligencję odpowiedzialną za utylizację odpadów. Jest trochę wolniejsza, ale idzie w dobrym kierunku. Mur sięga aż do samego nieba. Jest zbudowany z czarnych cegieł. Za każdym razem, gdy chłopiec dotyka jego powierzchni, między opuszkami jego palców a Murem poja- ♦ 13 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ wiają się błyski światła. Mur, który otacza miasto, odpycha chłopca. Nie można przelecieć nad nim ani przez niego. W Murze jest tylko jedna brama, ale teraz jej wielkie skrzydła są zamknięte. Chłopiec opiera o nie dłoń i na ekranie, który zjawia się znikąd, przez chwilę świecą się cztery litery. Jest to imię chłopca, którego on nie zna. Brama rozpada się na maleńkie okruchy. Chwilę wcześniej tu była, a teraz jej nie ma.

Za progiem chłopiec widzi długi zwodzony most, który niknie na horyzoncie. Unosi się nad pustką, za miastem nie ma nic - ani fosy, ani doliny, ani drogi. Tylko most zawieszony nad ciemnością. Czasami chłopiec próbował sobie wyobrazić, że przechodzi po tym moście. Nigdy jednak nie pomyślał, że naprawdę to zrobi. Nie zostało to zapamiętane w jego instrukcjach. Patrzy na most i wie, że jego przyjaciółka przyjdzie stamtąd, idąc dużymi krokami po tym wiszącym łuku. Niedługo zobaczy jej delikatną sylwetkę. Wtedy on wzbije się w górę. Potem zobaczy burzę czerwonych włosów. I ten jej uśmiech. Jego przyjaciółka trochę się spóźnia, ale to nie szkodzi. Chłopiec może poczekać, miasto poradzi sobie chwilę bez niego. W każdym razie inne części chłopca latają teraz nad pagodami, zapuszczają się do kanałów, sprawdzają, czy ♦ 14 ♦ ♦ PROLOG ♦ wszystko dobrze działa. Wszystko to bez wysiłku, tak, że on nie musi nawet pamiętać, żeby to robić. Teraz jego przyjaciółka jest już bardzo spóźniona i chłopiec zaczyna się niepokoić. Co się stało? Zawsze przychodziła na spotkania punktualnie. Czeka tak i czeka przed tym nieskończenie długim mostem. Co pewien czas zdaje mu się, że ją widzi, że widzi w oddali jej rude włosy obcięte na pazia. Jego przyjaciółka już więcej nie przyjdzie Ale on o tym jeszcze nie wie. 1 FACET Z DWOMA PSAMI Nie cierpiał tam być. Nie cierpiał przeprowadzek. Fakt, że praca zmuszała go do przenoszenia się mniej więcej raz na tydzień, ani trochę tego nie zmieniał. Grigory Nictapolus wcisnął pedał gazu i jego półcięża-rówka zwiększyła prędkość ze stu sześćdziesięciu do stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Silnik wył, ale mężczyzna wiedział, że może wciskać gaz aż do dwustu dwudziestu. Sam go podrasował.

- Już niedługo dojedziemy, pieseczki - zasyczał półgłosem, słysząc za sobą cichy warkot. Skręcił, nie zwalniając, na pierwszym zjeździe z autostrady. Była trzecia w nocy i po drodze nikt nie jechał. Wybrał automatyczną bramkę i zapłacił gotówką, wsypując garść euro do otworu. Zaczął wjeżdżać do miasta. Najpierw pojawiły się pojedyncze do- ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ my, potem magazyny przemysłowe, a za nimi inne domy, budynki, dzielnice. Samolot Grigory'ego wylądował po południu. Mężczyzna miał za sobą jedenaście godzin lotu. Na lotnisku oczekiwał go jego łącznik, niepozorny typ, który trzymał na smyczy dwa psy. Wręczył mu pęk kluczy. „To dla pana", powiedział ów człowiek. Grigory bez słowa wziął klucze i smycz. Jechał bez przerwy, zatrzymywał się tylko po to, aby pozwolić psom rozprostować kości. Teraz był głodny i chciało mu się pić. Był śpiący. - Potem - powiedział do siebie. - Najpierw skończmy robotę. Doszedł do wysokiej i wąskiej willi z początku XX wieku. Otaczało ją drewniane ogrodzenie. Ogród był pokryty śniegiem i wyglądał na zdziczały. Na bramie znajdował się napis: „Pustelnia". Grigory cmoknął i pojechał dalej: wróci tu później. Jechał wzdłuż ulicy, a potem dostał się na drugi brzeg rzeki. Na moście odwrócił się i z zaciekawieniem spoglądał na wysepkę, na której stała opuszczona fabryka. Potem zawrócił w kierunku wielkiego parku. Jechał wzdłuż ogrodzenia z prędkością człowieka idącego na piechotę. Między drzewami widział czarne dachy połączonych ze sobą budynków: klasy, pomieszczenia administracyjne, internat. ♦ 18 ♦ ♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦ To było gimnazjum Kadic. Wyglądało elegancko, jak elitarna szkoła. Na końcu ogrodzenia znajdowała się wielka brama z kutego żelaza. Była zamknięta. Z boku miała dwie kolumny, na których widniało godło. Grigory Nictapolus uśmiechnął się i wraz z dwoma psami wysiadł z samochodu. Oddalił się od niego na chwilę. Potem wsiadł z powrotem.

Gdy wracał, jeden z psów był tak niespokojny, że uczepił się zębami siedzenia pasażera i odgryzł kawałek tapicerki. Mężczyzna pogłaskał pysk zwierzęcia. - Zgoda, starczy tych oględzin. Półciężarówka wyjechała z centrum na obrzeża miasta i zatrzymała się przed odosobnionym budynkiem otoczonym przerdzewiałym kolczastym drutem. Dorośli nie zauważali tego miejsca, a dzieci omijały je ze strachu. - Luksusów to tu nie ma - powiedział do siebie Grigory. - Mistrz mógł mi znaleźć jakieś lepsze lokum. Otworzył bramę kluczami, które dostał od łącznika na lotnisku, zaparkował wśród wysokiej trawy i wypuścił psy. Było to dwa ogromne, silne i agresywne rottweilery, wyszkolone, aby atakować na rozkaz. Nazywały się Hannibal i Scypion. Grigory Nictapolus potarł swoją pociągłą twarz, żeby ode-gnać zmęczenie. Potem wziął walizki ze skrzyni ładunkowej i zaczął wyciągać sprzęt. ♦ 19 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ W pokoju w internacie było chłodno, ale pościel Aelity lepiła się od potu. Dziewczynka obudziła się, słysząc szczekanie psów... takie samo jak w swoim śnie. Może to początek szaleństwa. Aelita wstała, dotknęła bosą stopą zimnej podłogi i zadrżała. Włożyła bluzę. Z okna pokoju widać było park koło szkoły. Było jeszcze ciemno, ale na niebie pojawiły się już pierwsze oznaki świtu. Przy odrobinie wyobraźni można było dostrzec zarysy Pustelni - willi, która należała kiedyś do jej taty. Czesała przed lustrem płomiennorude włosy. Przed sobą widziała dziewczynkę, która miała trzynaście lat, ale wyglądała na młodszą. Miała oczy podkrążone od snu i delikatną twarz, na której malował się strach. Przez mgnienie oka zobaczyła w lustrze swoje odbicie, które wyglądało tak jak w jej śnie. Miało ono różowe włosy, spiczaste uszy elfa i dwie pionowe kreski makijażu na policzkach. Kim była naprawdę? Aelitą Schaeffer, córką Walda i Anthei, Aelitą Stones, podającą się za kuzynkę Odda,

uczennicą zapisaną do szkoły Kadic, czy też Aelitą, dziewczynką-elfem, mieszkającą w wirtualnym świecie Lyoko? „Przestań o tym myśleć. Lyoko już nie istnieje". Dziewczynka wzięła z szafki nocnej komórkę i wybrała numer. ♦ 20 ♦ ♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦ Po siódmym dzwonku usłyszała niewyraźny głos: - Yyy... Halo? -To ja. - Aelita, co... - dziewczynka słyszała, jak Jeremy po omacku szuka na szafce nocnej swoich okularów, odrzuca kołdrę, coś mu spada. - Która godzina? - Czy możesz przyjść do mnie? Proszę. Jeremy nie odpowiedział. Po pięciu minutach już pukał do drzwi przyjaciółki. Gorąca czekolada z dużą ilością cukru. Chłopiec poszedł najpierw do automatu z napojami na parterze internatu i wziął dwie czekolady. Był uważny i troskliwy jak zawsze. Powoli skosztował swojego napoju. Wyglądał na zmartwionego. Miał blond włosy i okrągłe okulary w czarnych oprawkach. Był ubrany we flanelową piżamę, na którą w pośpiechu włożył za duży wełniany sweter. I miał taką minę... - Z czego się śmiejesz? - spytał. Twarz Aelity się rozjaśniła. - Z twojej miny. Jesteś zawsze taki poważny. - Nieprawda! - zaprotestował Jeremy. - Tylko że w tej czekoladzie jest za mało cukru! Wiesz - ciągnął po chwili milczenia - myślałem o tym i uważam, że powinnaś się prze- ♦ 21 ♦ jr \ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ nieść do dwuosobowego pokoju. Z koleżanką nie będziesz czuła się w nocy taka

samotna. Aelita pod wpływem impulsu wzięła go za ręce i potrząsnęła głową. -Nie. - Dlaczego? Odkąd wróciliśmy do Kadic, nie śpisz, a jeśli śpisz, budzisz się wystraszona w środku nocy. - Przejdzie. - A koszmar? Znowu ten sam? Aelita wypiła jednym łykiem pół czekolady. - Mniej więcej - wymamrotała. - Pamiętasz wideo nakręcone przez mojego ojca? I zdjęcia domu, z którego okien widać było góry? Jeremy przytaknął. Pod koniec ferii bożonarodzeniowych on, Aelita i ich przyjaciele zebrali się w Pustelni, żeby spędzić wspólnie jeden dzień i pomóc Aelicie odzyskać wspomnienia. Odkryli tajny pokój, znajdujący się w piwnicy willi, oraz tajemnicze nagranie wideo zostawione przez profesora Hoppera, ojca Aelity. Chłopiec obejrzał je przynajmniej ze sto razy. Aelita ciągnęła dalej: - We śnie zawsze widzę ten dom. Tata pracuje poza domem, a mama jest w swoim pokoju. Tylko że potem... - Twoja mama znika - dokończył za nią Jeremy. ♦ 22 ♦ ♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦ - Tak. Biegnę do niej i znajduję otwartą szeroko szafę, potłuczone szyby w oknie i ubrania mamy rozrzucone po podłodze i podeptane. I czuję, że ktoś jest w domu oprócz mnie. Jest blisko i głośno oddycha. Boję się, że mnie złapie, i... - Uspokój się, Aelito. Film twojego taty musiał tobą wstrząsnąć. To są tylko fantazje. - Mylisz się - odpowiedziała dziewczynka, patrząc przyjacielowi prosto w oczy. - To nie tak. To są wspomnienia, Jeremy. Wspomnienia, które wymazałam z pamięci. A potem nagle w moim śnie pojawił się ogromny, czarny pies z zakrwawionym pyskiem. Zaczął mnie gonić. Obudziłam się, zanim zdążył mnie ugryźć... i wydawało

mi się, że słyszę, jak psy szczekają w ogrodzie dokładnie pod moim oknem. Jeremy wziął ją za rękę. Była zimniejsza od jego ręki. Aelita się zaczerwieniła. - No i co teraz? - zapytała. - Pójdziemy na śniadanie - odpowiedział ze śmiechem. -Ale najpierw muszę skoczyć na chwilę do mojego pokoju. - Po co? - Nie możemy przecież pójść w piżamach. Jeremy i Aelita ubrali się, poszli na śniadanie, a potem wspólnie udali się na szkolny dziedziniec. Spotkali tam swoich najlepszych przyjaciół, którzy także znali tajemnicę ♦ 23 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ Lyoko. To właśnie z nimi rozmawiali po nocach, kiedy nie mogli zasnąć. Odd Della Robbia w dresie i z dziwacznie uczesanymi jasnymi włosami. Ulrich Stern, chudy i żylasty, oparty o kolumnę. Yumi Ishiyąma o prostych kruczych włosach, bladej twarzy i migdałowych oczach, ubrana jak zawsze na czarno. Yumi była jedyną osobą z paczki, która nie mieszkała w internacie, tylko razem z rodzicami i bratem w domu położonym niedaleko szkoły. Wrzucała właśnie monety do automatu do kawy, a za jej plecami Odd i Ulrich chichotali, coś knując. - Z czego się śmiejecie? - zapytał Jeremy, podchodząc do nich z Aelitą. - Z niczego - odpowiedział Odd, tłumiąc śmiech. -Tylko że Sissi... Ulrich... Hej, ale macie podkrążone oczy. Balowaliście do północy? - Tej nocy też mi się śniły koszmary - wyjaśniła pośpiesznie Aelita. Yumi próbowała ją uspokoić. -To przez ten tajny pokój z Pustelni. Film twojego ojca tobą wstrząsnął. Wzięła z automatu swoje cappuccino i plastikową łyżeczką rozmieszała cukier. Najwyższa z całej paczki, przewyższała Ulricha o parę centymetrów. Była tak szczupła i wiotka, ♦ 24 ♦ ♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦ że trudno było ją sobie wyobrazić w stroju wojowniczki. Mimo to odznaczała się siłą

i umiała walczyć. Ulrich nie mógł się oprzeć, żeby nie obserwować jej spod oka. Yumi nigdy nie okazywała emocji i nie odzywała się za wiele, tak samo jak on. Dlatego czuli się dobrze razem. Z tego powodu, a może jeszcze z innego. Odwrócił wzrok. - Dobrze, że znaleźliśmy to nagranie. Teraz mamy wszystkie wskazówki i nowy trop - powiedział. - Wszystkim śnią się złe sny, Aelita - dodał Odd. - Nie trzeba tylko ich brać na serio. A teraz idealna pora na drzemkę, mamy historię! - Nie gadaj głupot, Odd - uciszył go Ulrich. - Szybko albo się spóźnimy. - Też muszę spadać, zostało mi zadanie z matematyki - zawtórowała mu Yumi, która była od nich o rok starsza i chodziła do innej klasy. - To nara! - pożegnał ją Ulrich i się uśmiechnął. Ulrich, Odd, Jeremy i Aelita spóźnili się na lekcję całe pięć minut i wbiegli do klasy, gdy nauczycielka zamykała już drzwi. Szybko jednak zatrzymali się jak wryci przed korpulentnym dyrektorem Delmasem, który obserwował ich zza szkieł okularów. ♦ 25 ♦ -J ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ - O której to godzinie wchodzi się do klasy? Jeremy próbował coś wyjaśnić, potem odwrócił się do Odda i zobaczył, że przyjaciel wygląda, jakby w niego piorun strzelił. Ale nie patrzył na pana Delmasa. Patrzył na kogoś, kto stał tuż obok dyrektora. Dziewczynka. Niezbyt wysoka, z krótkimi blond włosami, opaloną twarzą i wielkimi niebieskimi oczami. Nie była z ich szkoły, bo inaczej Jeremy by ją pamiętał. I wyglądało na to, że Odd zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. - Della Robbia, co tak stoisz? - obudził go rozkazujący ton dyrektora. - Wszyscy na swoje miejsca, migiem. Dzieci znalazły się w swoich ławkach, nauczycielka zasiadła za katedrą. Pan Delmas odchrząknął, tak jak przed oficjalnym wystąpieniem.

- A zatem - zaczął - to przykre, że nie udało się jej przyjechać tydzień temu, kiedy zaczęły się lekcje, ale lepiej późno niż wcale, prawda? No więc, dzieci, miło mi przedstawić wam nową koleżankę, która będzie z wami chodzić do naszej szkoły. Oto Eva Skinner. - Miło mi - wymamrotała dziewczynka, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. - To mnie jest miło! - krzyknął Odd na całe gardło, podczas gdy reszta klasy milczała. Wszyscy wybuchnęli śmiechem i chłopiec zrobił się czerwony jak burak. Dyrektor szybko uciszył dzieci. ♦ 26 ♦ ♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦ - Jestem przekonany, że będzie ci miło, Odd, dziękuję za wypowiedź. A więc Eva dopiero przyjechała ze swoimi rodzicami ze Stanów Zjednoczonych. Z jakiego miasta? Dziewczynka bez słowa wpatrzyła się w dyrektora. Pan Delmas uśmiechnął się pobłażliwie. - Chyba nie rozumie jeszcze dobrze naszego języka. Skąd jesteś, Evo? - zapytał, wymawiając wolno każde słowo. - Ze Stanów Zjednoczonych - odpowiedziała Eva, nie patrząc na niego. Mówiła po francusku z dziwnym akcentem. Jeremy spojrzał na Odda. Ten gapił się na Evę jak osłupiały, z otwartą buzią i głupią miną. Ulrich, który siedział z nim w ławce, musiał dźgnąć go łokciem w bok, żeby go sprowadzić na ziemię. - Cóż, zakładam, że później nam opowiesz o swoim mieście - teraz dyrektor odwrócił się znowu w stronę uczniów. - Chcę, abyście przyjęli Evę z entuzjazmem. Nie będzie nocować w internacie, jej rodzice mieszkają niedaleko, ale pamiętajcie, że dzisiaj przyjechała nowa koleżanka, gotowa zacząć swoją długą podróż do krainy wiedzy... Odd zauważył, że Jeremy go obserwuje i porozumiewawczo wzniósł oczy. Jego twarz mówiła: „Ona jest piękna!". - ...krótko mówiąc, pomóżcie jej się zintegrować i bądźcie dla niej mili. Pan

Della Robbia niech pamięta, że nie może być za miły. ♦ 27 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ Kolejny ogólny wybuch śmiechu. Grigory Nictapolus nie posprzątał - nie miał na to czasu. Podłogę pomieszczenia stanowił tylko goły beton, po którym przetaczały się dwa psy. Hannibal i Scypion, rozrywając zębami surowe mięso, walczyły o ćwiartkę wołu. Grigory złożył przywieziony sprzęt i zdążył nawet przespać się przez dwie godziny. Salon zmienił wygląd. Na ścianach znalazły się teraz kable elektryczne, przyczepione za pomocą czarnej taśmy klejącej. Na ziemi stały dwa wielkie monitory. Jeden z nich miał czterdzieści dwa cale i był produkcji chińskiej. Wokół niego stało dwanaście mniejszych monitorów. Poza tym na dachu Grigory założył dwie anteny paraboliczne; zamontował je tak, żeby nie było ich widać z ulicy. Dwie mniejsze anteny postawił w domu. Dalej - jedną antenę krótkofalową działającą na niskich częstotliwościach, skaner do wychwytywania transmisji z radiowozów policyjnych, komputer podłączony do monitorów, dwa inne oddzielne komputery, no i oczywiście łącze internetowe. Przyniósł te wszystkie rzeczy, a w półciężarówce zostały jeszcze trzy zamknięte skrzynie. Dwie z nich wypełniały kamery wideo i aparaty podsłuchowe. Na trzeciej skrzyni widniał znak zielonego Feniksa. Znajdował się w niej jego skarb: Machina, archiwum kart pamięci. Grigory popatrzył ♦ 28 ♦ ♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦ czule na skrzynię i nalał sobie filiżankę herbaty. Użyje Machiny we właściwym czasie. Na dywanie, obok klawiatury od głównego komputera, leżał karabin automatyczny. Był to karabin szturmowy XM8, prototyp, który nigdy nie wszedł do produkcji. To było coś. Grigory uważał, że broń nie będzie mu potrzebna, aby dokończyć akcję, ale pomagała mu się skupić. Usiadł na dywanie i obudził komputer ze stanu uśpienia. Z głośników rozbrzmiewał

głos dziewczynki: „Wspomnienia, które wymazałam z pamięci. A potem nagle w moim śnie pojawił się ogromny, czarny pies z zakrwawionym pyskiem. Zaczął mnie gonić". Grigory nie musiał zaglądać do dossier, aby rozpoznać głos: była to Aelita Stones. Albo Aelita Hopper. Albo Aelita Schaeffer. Pies. Dziewczynka usłyszała zatem jego pieski. Musi być ostrożny. Potem nastąpiła przerwa w nagraniu. Dwie, trzy sekundy. „Pójdziemy na śniadanie". To był inny głos. Program do rozpoznawania głosów wyświetlił na monitorze zdjęcie osoby mówiącej. Jeremy'Belpois. Mikrofon kierunkowy działał dobrze, ale zasięg miał za mały. W ciągu dwudziestu czterech godzin sypialnia dziewczynki zostanie objęta podsłuchem w stu procentach. ♦ 29 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ Kiedy mężczyzna skończył pić herbatę, na głównym monitorze pojawiło się czarne okienko: Szyfrowane połączenie z numeru zastrzeżonego jest aktywne. Stopień bezpieczeństwa 1. Zastosować? Grigory zatwierdził i na dwóch bliźniaczych monitorach pojawił się obraz mężczyzny widzianego tylko do piersi. Ubrany był w szarą marynarkę, białą koszulę z wydłużonymi rogami kołnierzyka w stylu lat siedemdziesiątych i niebieski krawat. W klapie marynarki miał szpilkę w kształcie ptaka. Był to zielony Feniks, symbol organizacji Green Phoenix. Był to jej szef. Nazywano go Hannibal Mag. Mag bawił się komputerową myszką, pobrzękując przy tym pierścieniami, które miał na palcach. Jego twarz była w półcieniu. Wielki kapelusz o szerokim rondzie zakrywał oczy, policzki i nos. Widać było tylko kwadratową szczękę i wielkie usta, uśmiechające się szyderczo i odsłaniające dwa złote zęby. - Grigory, dzień dobry. - Dzień dobry, szefie. Głęboki głos Maga był zniekształcony przez urządzenia elektroniczne. Grigory wiedział, że nigdy nie uzyska wiernego nagrania audio, bez względu na to, ile by nad tym pracował.

- Jak podróż? ♦ 30 ♦ ♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦ - W porządku, szefie - odpowiedział Grigory. - Baza już działa, myślę, że do jutra ustawię w willi wszystkie aparaty. Mag cmoknął z aprobatą. - Super. Ale pamiętaj, że monitorowanie jest tylko jednym z celów. Teraz, gdy sygnał w szkole Kadic jest znów aktywny, najważniejsze, żebyś zebrał nowe informacje. - Tak jest, szefie. Grigory zmniejszył zdjęcie swojego pryncypała do wielkości miniatury i zaczął grzebać w cyfrowym dossier. - Czy ma pan jakieś preferencje, szefie? Od kogo mam zacząć? - To mnie nie obchodzi, Grigory - głos Maga, mimo że zniekształcony, brzmiał zimno. - Zależy mi jedynie, żeby nasz projekt posuwał się do przodu. Potrzebuję tylko szpargałów podpisanych przez profesora. Potrzebuję kodu programu. -Tak jest, szefie. - Ale przede wszystkim chcę potwierdzenia, że ten słynny superkomputer naprawdę istnieje. Dziesięć lat temu jeden z naszych najbardziej zaufanych agentów nas zdradził. To był ciężki cios. I chcę się odegrać. Jasne? - Jasne, szefie. W okienku na monitorze pojawił się chłopiec o rozwichrzonych blond włosach. U nogi miał pokracznego psa. Za nim ♦ 31 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ stało dwoje dorosłych, którzy wyglądali na bardzo szczęśliwych i zadowolonych. Pod zdjęciem wyświetliło się imię: Odd... - Della Robbia. Zacznę od nich, szefie. Mag zarechotał w odpowiedzi. 2

DOSSIER WA L D □ SCHAEFFERA Odd włożył sobie łyżkę do buzi. Zupa była ciepła. Przełknął ją. Ulrich klepnął go po plecach: - Hej, to przecież zupa jarzynowa! - Mhm - przytaknął chłopiec. Wzrok miał nieobecny. Kolejna łyżka. - Co się z nim dzieje? - wmieszała się zdziwiona Yumi. - Coś mu odbiło - wzruszył ramionami Ulrich. - Przecież on nie cierpi warzyw! Odd nie widział talerza,, który miał przed sobą, stolika ani przyjaciół. Wpatrywał się w drugi koniec stołówki. Znajdowała się tam Eva Skinner. Podeszła właśnie do samoobsługowego bufetu. Po chwili wahania wzięła tacę, naśladując inne dzieci, ale zapomniała o sztućcach i szklance. Podeszła do kucharki, uśmiechniętej kobiety w wielkim, białym fartuchu. ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ - Jarzynka czy frytki? Dziewczynka wpatrywała się w nią bez słowa. - Dobrze się czujesz? - spytała kucharka. Ulrich, który także obserwował tę scenę, powiedział: - Co ona wyprawia? Nigdy w życiu nie była w stołówce? - I co z tego? - wymamrotał rozmarzony Odd. - Jest piękna. - Wygląda na to, że ta nowa ma kłopoty - zauważyła Sissi, która pojawiła się za ich plecami. Niektórzy uważali, że Elizabeth Delmas (zwana Sissi) to najpiękniejsza dziewczyna w szkole. Wszyscy się zgadzali, że także najbardziej antypatyczna. Jako córka dyrektora była jednak nietykalna. Sissi weszła do stołówki, jak zawsze w towarzystwie swoich dwóch adoratorów, Hervégo i Nicolasa, i skierowała się od razu w stronę nowej. Wzięła tacę, położyła na niej widelec, postawiła szklankę, a następnie, uśmiechając się złośliwie, wręczyła ją Evie. - Widzisz? - zawołała potem głośno, żeby wszyscy ją słyszeli. -To nie takie trudne. Teraz możesz zamówić, co chcesz, potem usiądziesz i zjesz. Musisz używać

tego: nazywają się sztućce. Mogę ci pokazać, jak się ich używa. Biedactwo, pewnie w Ameryce nie macie czegoś takiego. Hervé i Nicolas zachichotali szyderczo. ♦ 34 ♦ ♦ DOSSIER WALDO SCHAEFFERA ♦ Eva uśmiechnęła się anielsko. - Jesteś bardzo miła. Jesteś... kelnerką, prawda? Mogłabyś wziąć mój obiad i zanieść go do stolika? Poproszę to zielone coś i kawałek tego tam. Dziękuję. Sissi zaczerwieniła się ze złości. - Ja kelnerką? Jak śmiesz?\ Odd, Ulrich i inni zaczęli się głośno śmiać. Rozwścieczona Sissi obróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi. - Jeszcze nie zjedliśmy! - zaprotestował Nicolas. - Nie jestem już głodna - ostudziła go. Cała trójka wyszła ze stołówki. Odd siedział z szeroko otwartymi ustami. Ulrich wepchnął mu do nich kawałek chleba. - Jedno jest pewne! - stwierdził. - Nasza nowa koleżanka ma charakterek. Jeremy zajmował jeden z nielicznych jednoosobowych pokoi dla chłopców. Nie było w nim prawie nic poza ogromnym plakatem z wizerunkiem Einsteina i szerokim biurkiem. Dawniej trzy czwarte biurka zajmował komputer Jeremy'ego, który był zawsze połączony z superkomputerem w opuszczonej fabryce. Od kiedy jednak Lyoko znik- ♦ 35 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ nęło na zawsze, chłopiec porzucił informatykę i zamknął wszystko w pudle schowanym w szafie. W ten sposób chciał zatwierdzić zniknięcie wirtualnego świata. Teraz na biurku znajdowały się tylko: telewizor, laptop do surfowania w Internecie, trochę książek i pisemek. - Martwię się o Aelitę - westchnął Jeremy. Cała paczka zebrała się w jego pokoju. Yumi i Ulrich siedzieli po turecku na ziemi.

Odd bawił się na łóżku z Kiwim, swoim psiakiem. Był to pies bez sierści, o pysku nieproporcjonalnym w stosunku do reszty ciała. Kiwi wskakiwał na brzuch swego pana i wyglądał na zadowolonego. - Cóż, w końcu to tylko koszmary - Odd próbował zbagatelizować problem. -To nie są tylko koszmary. Aelita również w przeszłości miała szczególne sny, pamiętacie? Może są one wskazówką, jak ma szukać swojej mamy. Wiemy, że ją porwano, ale nie wiemy, kto to zrobił. Ani gdzie ona się teraz znajduje. - Minęło tyle czasu, Jeremy - zauważyła Yumi. - Aelita była wtedy bardzo mała, nie pamięta nawet swojej mamy. Przez tyle lat Anthea mogła... - Nie dowiemy się tego nigdy, jeśli jej nie poszukamy -uciął Jeremy. -1 musimy zdobyć więcej danych o profesorze Hopperze! Za każdym razem, kiedy znajdujemy nowe informacje o nim, wszystko się bardziej komplikuje. Na przykład ♦ 36 ♦ ♦ DOSSIER WALD SCHAEFFERA ♦ dlaczego stworzył Lyoko? I dlaczego potem pomógł nam je zniszczyć? - Wydaje mi się to proste: Xana - odpowiedział Ulrich. - Gdybyśmy nie zdezaktywowali Lyoko, Xana mógłby opanować nasz świat. Zdenerwowany Jeremy zacisnął pięści. -Ale przecież Xana też został stworzony przez profesora Hoppera! Poza tym pomyślcie: jak długo możemy udawać, że Aelita jest kuzynką Odda? W czasie ferii policja o mały włos nie odkryła prawdy. Wtedy udało nam się jakoś z tego wywinąć. Ale wcześniej czy później ktoś sprawdzi albo zadzwoni do państwa Della Robbia, którzy powiedzą, że kuzynka Aelita Stones nigdy nie istniała. Odd postawił Kiwiego na ziemi i podniósł głowę. - Streszczaj się. Masz już w głowie jakiś niezawodny plan albo coś w tym stylu. Twoja mina to mówi. - Mniej więcej - potwierdził Jeremy z uśmiechem i poprawił sobie okulary na nosie. - No więc, wiemy, że w 1985 roku Hopper z Aelitą ukrył się tu, w Kadic. Przez pewien czas uczył przedmiotów ścisłych w naszej szkole. Odd spojrzał na niego.z ukosa.

- Zatem chciałbyś... - Porozmawiać z osobą, która przejęła jego obowiązki. Czyli z panią Hertz. To ona zastąpiła Hoppera, możliwe, że coś wie. ♦ 37 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO - Ale Hertz jest taka strasznie sztywna - westchnął Ulrich. - Co ona może wiedzieć o porwaniach, wirtualnych światach i tajnych agentach? Jeremy potrząsnął głową. - Nie mamy innego wyboru. Było popołudnie. Drzewa w parku przed szkołą Kadic rzucały coraz dłuższe cienie. Robiło się coraz zimniej. Na ścieżkach i trawnikach nadal leżały zwały śniegu. Aelita siedziała sama na ławce. Przesuwała w palcach złoty medalion, jedną z nielicznych pamiątek po ojcu, Wal-do Schaefferze, w szkole znanym jako Franz Hopper. W jej wspomnieniach roiło się od imion. Imion, które mówiły o tylu życiach, które były jednym życiem - jej życiem. Płaski krążek medalionu wisiał na prostym złotym łańcuszku. Na powierzchni były wyryte litery W i A oraz węzeł marynarski. Aelita znalazła nieco informacji na ten temat i dowiedziała się, że ten węzeł nazywano „węzłem podwójnym zderzakowym". Był stosowany, aby związać ze sobą dwa różne sznury. Im mocniej ciągnęło się za sznury, żeby je rozwiązać, tym bardziej węzeł się zacieśniał. Rysunek ten miał określone znaczenie: Waldo i Anthea, związani na zawsze. ♦ 38 ♦ ♦ DOSSIER WALDO SCHAEFFERA ♦ W rzeczywistości medalion nie wystarczył, żeby utrzymać ich przy sobie. Jej tata i mama byli daleko od prawie dwudziestu lat. Dziewczynka potrząsnęła głową, jakby chciała odpędzić myśl: tak naprawdę, jej tata i mama już na zawsze będą daleko od niej. Tata nie żyje, a mama... - Czemu płaczesz? Eva Skinner uśmiechała się dziwnie. Wyglądała, jakby była zakłopotana, a jednocześnie myślami błądziła gdzieś daleko. Aelita otarła łzy rękawem kurtki. Eva

dopiero co przyjechała do Kadic, wszystko musiało być dla niej nowe. Tego popołudnia miała na sobie tylko lekką bawełnianą bluzeczkę, ale zachowywała się tak, jakby nie czuła zimna. - Nic mi nie jest - odpowiedziała nieśmiało Aelita, chowając pod swetrem cenny medalion. - Jeśli chcesz, pójdę sobie - powiedziała Eva. Aelita potrząsnęła głową. - Zostań, nie przeszkadzasz mi. No i nie ma sensu tracić czasu na płacz. A widząc, że nowa się-nie odzywa, dodała po chwili: -Wiesz, widziałam cię dziś w stołówce. Z Sissi. Nie przejmuj się nią, zawsze zgrywa ważniaczkę. - Nie szkodzi - powiedziała Eva. - To dlatego, że jestem tą nową. - Tak, rozumiem cię - uśmiechnęła się Aelita. ♦ 39 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ W rzeczywistości, Aelita nie była wcale „tą nową". Chodziła do Kadic wiele lat temu. Ale potem było Lyoko i nie przybyło jej lat. Gdy wróciła do świata rzeczywistego, wszystko wydawało jej się takie dziwne. „Obce" - to było właściwe słowo. Aelita poczuła, że Eva jest jej bliska. Nagle zdała sobie sprawę, że dziewczynka mówi po francusku o wiele lepiej niż rano. Zrobiła niewiarygodne postępy. Wydawało się, że Eva zna więcej słów. Również jej cudzoziemski akcent był mniej słyszalny. Musiała być bystrą dziewczyną. Szybko się uczyła. Aelita podała jej rękę. -Jeśli czegoś będziesz potrzebować, nie krępuj się, możesz na mnie liczyć. Chciała powiedzieć: „Zostaniemy przyjaciółkami?". - Dobrze - uśmiechnęła się Eva i uścisnęła rękę Aelity. Chciała powiedzieć: „Zostaniemy przyjaciółkami!". Jeremy zamierzał zrealizować swój plan. Poczekał aż do szóstej wieczorem. O tej godzinie pani Hertz zamykała się w swoim gabinecie, żeby poprawiać klasówki. Gabinet pani profesor od przedmiotów ścisłych przypominał laboratorium alchemika.

Był mały i zapełniony dziwnymi przedmiotami, które zajmowały nie tylko biurko i biblioteczkę, lecz także podłogę i parapet. Były tam ogniwa Volty i aparaty ♦ 40 ♦ ♦ DOSSIER WALD SCHAEFFERA ♦ destylacyjne, serie probówek wypełnionych różnymi związkami chemicznymi, sekstansy i oscylometry. Pani profesor była drobną i szczupłą kobietą. Nosiła ogromne, okrągłe okulary. Na głowie miała sięgającą ramion strzechę siwych włosów. Ubrana była jak zawsze w fartuch laboratoryjny. Kiedy Jeremy wszedł do niej, przeglądała właśnie wielki zbiór notatek. - Jeremy! - zdziwiła się na jego widok. - Co tu robisz o tej porze? Jakiś problem z referatem o komórkach? Chłopiec rozejrzał się za miejscem, gdzie mógłby usiąść. Nic nie znalazł. W końcu usadowił się na rocznikach „Scientific American" z lat 1989-2004, które leżały przed biurkiem. Odkaszlnął, nie wiedząc, od czego zacząć. - Otóż pani profesor... yyy. Tak naprawdę szukam informacji o Franzu Hopperze, profesorze, który uczył w Kadic przed panią. Pani Hertz podniosła oczy znad papierów i Jeremy zrozumiał, że wpatruje się w niego uważnie. Szybko jednak dostrzegł, że pani profesor przyjęła to, co powiedział, bez entuzjazmu. - Dlaczego cię to interesuje? - zapytała, na pozór obojętnie. - Tak po prostu - próbował odwrócić jej czujność. -W szkolnej bibliotece znalazłem książkę profesora Hoppera, wstęp do układów kwantowych... ♦ 41 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ - ...stosowanych w informatyce. Tak, znam tę pracę. Ale wydaje mi się, że jest ona trochę za trudna dla chłopca w twoim wieku. W głowie Jeremy'ego zapaliło się czerwone światełko: jeśli pani Hertz zna tę książkę, to może się interesuje komputerami kwantowymi? Czy wie, że profesor Hopper

zbudował taki komputer w opuszczonej fabryce w pobliżu szkoły? Nie chciał zmarnować okazji. - Zaciekawiła mnie postać profesora Hoppera. Chciałem powiedzieć, że skoro, no, uczył tu, w naszej szkole, to może go pani znała? - Tak. Nie... Z widzenia. Zaczęłam uczyć w Kadic zaraz po tym, jak stąd odszedł. - Ale jeśli się nie mylę, w tym czasie, chociaż jeszcze pani nie uczyła, była pani asystentką w laboratorium - drążył Jeremy. - Pracowała pani razem z profesorem Hopperem przez co najmniej dwa lata, prawda? - Jeremy - przerwała mu zniecierpliwiona pani Hertz. - Czy to przesłuchanie? Tak, dziesięć lat temu byłam asystentką w laboratorium chemicznym, ale profesor Hopper nie był zbyt zainteresowany tym przedmiotem. Mogłam go widzieć parę razy. I to wszystko. Jeremy przytaknął bez przekonania. Coś tu śmierdziało. ♦ 42 ♦ W0 ♦ DOSSIER WALDD SCHAEFFERA ♦ Znów zaatakował: - Ale pani profesor wie, dlaczego odszedł? W 1994 roku opuścił szkołę, a potem jakby się rozpłynął... - Przykro mi, nic nie wiem - ucięła. - A ty, zamiast myśleć o fizyce kwantowej, lepiej byś się skupił na biologii. Czekam jutro na twój referat o komórkach. Jeśli to już wszystko, to dobranoc. Chłopiec wstał, potknął się o wielki elektromagnes i o mały włos nie przewrócił pism, na których siedział. Nigdy dotąd pani profesor nie zbyła go tak pośpiesznie i wymijająco. Wychodząc, przymknął tylko drzwi. Na korytarzu było pusto, nie kręcił się żaden nauczyciel. W końcu była to pora kolacji. Stał nieruchomo oparty o parapet, nasłuchując odgłosów zza uchylonych drzwi. Usłyszał, że pani profesor wzięła głęboki oddech, potem podniosła słuchawkę i

wykręciła numer. - Pan dyrektor? Tu Susan Hertz. Dopiero co był u mnie Jeremy Belpois - pauza. - Szukał informacji o Franzu Hopperze. Tak, dziękuję. Już idę do pana. Jeremy uciekł. Plama na ścianie przypominała coś znajomego. Odd leżał na brzuchu w swoim pokoju i próbował się skoncentrować: to jest... serce... usta Evy Skinner... ♦ 43 ♦ ♦ DOSSIER WALDO SCHAEFFERA ♦ Znów zaatakował: - Ale pani profesor wie, dlaczego odszedł? W 1994 roku opuścił szkołę, a potem jakby się rozpłynął... - Przykro mi, nic nie wiem - ucięła. - A ty, zamiast myśleć o fizyce kwantowej, lepiej byś się skupił na biologii. Czekam jutro na twój referat o komórkach. Jeśli to już wszystko, to dobranoc. Chłopiec wstał, potknął się o wielki elektromagnes i o mały włos nie przewrócił pism, na których siedział. Nigdy dotąd pani profesor nie zbyła go tak pośpiesznie i wymijająco. Wychodząc, przymknął tylko drzwi. Na korytarzu było pusto, nie kręcił się żaden nauczyciel. W końcu była to pora kolacji. Stał nieruchomo oparty o parapet, nasłuchując odgłosów zza uchylonych drzwi. Usłyszał, że pani profesor wzięła głęboki oddech, potem podniosła słuchawkę i wykręciła numer. - Pan dyrektor? Tu Susan Hertz. Dopiero co był u mnie Jeremy Belpois - pauza. - Szukał informacji o Franzu Hopperze. Tak, dziękuję. Już idę do pana. Jeremy uciekł. Plama na ścianie przypominała coś znajomego. Odd leżał na brzuchu w swoim pokoju i próbował się skoncentrować: to jest... serce... usta Evy Skinner... ♦ 43 ♦ ♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦ Uff, musi przestać rozmyślać i zacząć się uczyć: następnego dnia jest odpytka z

francuskiego, a on jeszcze nie otworzył książki. Wziął podręcznik do literatury, który leżał na podłodze grzbietem do góry. Kiwi podgryzał jego okładkę. Pies zaszczekał, zły, że mu zabrano przekąskę. - Spokój - burknął Odd. - Później wezmę cię na spacer. Zaczął czytać. Stendhal był najważniejszym pisarzem z epoki Evy Skinner. Jego dziełem Eva kocha Odda była bez wątpienia Eva Skinner... Hm, nie. Nie brzmiało to dobrze. Kiwi zaszczekał raz jeszcze. - Zamknij się wreszcie, dobrze? - zatrzasnął książkę do literatury i rzucił nią w psa. Kiwi zaskomlił i wybiegł z pokoju. Odd się ocknął. - Hej, piesku, gdzie, do licha, leziesz? Nie wolno... Wybiegł na bosaka na korytarz i zobaczył, jak Kiwi pędzi na dół po schodach, a następnie w stronę ogrodu. - Stój! - krzyknął. „Jeśli ktoś go zobaczy, to będzie wto-pa!", pomyślał. W Kadic nie wolno było trzymać zwierząt. Ukrywał Kiwiego od prawie trzech lat, ale w każdej chwili mogło się to wydać. - Odd, co jest, zgubiłeś buty? - spytała go Sissi, wyglądając zza drzwi swojego pokoju. ♦ 44 ♦ ♦ DOSSIER WALDO SCHAEFFERA ♦ -Tak, zwiały mi. Razem z twoim móżdżkiem. Jeśli je znajdziesz, daj mi znać - odpowiedział i nie tracąc dalej czasu, popędził na dwór. Słońce już prawie całkowicie zniknęło za budynkami i było naprawdę zimno. Odd pobiegł w stronę boiska do piłki nożnej. Kiwi musiał zwiać gdzieś tam. Tylko że boisko było obok sali gimnastycznej. A sala gimnastyczna znajdowała się we władaniu... - O cholera, Jim! - zasyczał Odd. Jim Morales był o wiele młodszy od pozostałych nauczycieli. Prawie wszystkie dzieci zwracały się do niego na „ty" i traktowały jak starszego kolegę, a nie jak nauczyciela. Nie był wredny, jeśli się go nie wkurzyło. Krępy i masywny, zawsze