IXENA

  • Dokumenty1 316
  • Odsłony256 245
  • Obserwuję204
  • Rozmiar dokumentów2.2 GB
  • Ilość pobrań148 197

HALLE PUMA 2a - The Ornament. Book II (Becky Simon) (tłumaczenie nieoficjalne)

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :117.6 KB
Rozszerzenie:pdf

HALLE PUMA 2a - The Ornament. Book II (Becky Simon) (tłumaczenie nieoficjalne).pdf

IXENA EBooki ZMIENNOKSZTAŁTNE I WAMPIRY Dana Marie Bell Halle Pumas
Użytkownik IXENA wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 8 z dostępnych 8 stron)

BECKY IBECKY IBECKY IBECKY I SIMON Tłumaczenie: BLOMBUS

- Ja pierdzielę. Nie myślałem, że to będzie się obracać w ten sposób. Simon gapił się na swój dom, świecący się od przytłaczających ilości kolorowych lampek, które Max ‘po cichaczu’ zamontował na dachu. – I od kiedy jestem Żydem? - Co? – Max kończył pakować pozostałe lampki, kładąc je na miejsce pasażera swojego Durango. Simon nie miał wątpliwości, że tymi lampkami z łatwością owinąłby cały dom Adriana. - Czy to nie Gwiazda Dawida znajduje się na dachu mojego domu? Adrian kiwnął. – Taa, Becky nie jest Żydówką? - Yy, nie. Adrian wzruszył ramionami. – Aha, sorry. - Nie rozumiem, dlaczego się skarżysz. – Max wepchnął pudło do bagażnika samochodu Adriana, rozciągając plecy, gdy skończył. – Widziałeś, co zrobiliśmy u mnie. - Taa ale to był twój dom. I urządziliśmy go zgodnie z właściwą religią. – Patrzył na świecące zwierzęta zdobiące jego trawnik. Becky go zabije za żyrafę. – Może zabierzemy chociaż żyrafę? - Dlaczego? Simon odwrócił się i spojrzał na Adriana. Czy ten facet jej nie zna? – Bo Becky zrobi mi bazooką dziurę w głowie, dlatego. Adrian poklepał go po plecach, bez wątpienia starając się go uspokoić. – Becky nie ma bazooki. Simon gapił się na Adriana. – Ty naprawdę jej nie znasz, prawda? Przez to, wyjdzie z siebie i znajdzie któregoś. - Bwacawk! Simon spojrzał gniewnie na Max’a. Max schował swoje kciuki pod pachami i machał łokciami. – Chyba nie nazwałeś mnie właśnie tchórzem. - Ow, a kto się boi swojej małej partnerki? Simon prychnął. – Ty. Max znieruchomiał, wyglądając na strapionego. – Prawda. – Zatrząsł sobą. – Mimo wszystko jest już za późno. - Dlatego, nie wiem jak wy ale ja jadę urządzić swój dom. – Adrian potarł dłonie. – Nie mogę się doczekać miny Sheri gdy zobaczy Diabelski Młyn pełen pingwinów. - Miejmy tylko nadzieję, że nie pochowają nas pod tym – Simon szedł do swojej ciężarówki, ignorując szuranie stóp za sobą. – No dalej, cieniasy, chodźmy już to załatwić. Bo możemy nie żyć wystarczająco długo by podarować dziewczynom prawdziwe prezenty.

Becky odebrała telefon zanim skończył dzwonić. Właśnie skręcała na ulicę, zmierzając do domu, który dzieliła z Simonem. - Becks? Emma! Zgaduję, że znalazła swój prezent. Ciężko było jej nie zachichotać. – Tak? - Jarający Mikołaj zdobi mój dom! Becky powstrzymała kolejny śmiech. – Co? Czekaj, będę za parę minut. Zawróciła i skierowała się w stronę Emmy i Max’a domu. Miała już pojęcie, co znalazła. Simon trochę ją wprowadził i powiedział, w jaki sposób ma zareagować. Obserwowanie jak tworzył specjalny ornament na Choinkę dla Max’a było rzadką przyjemnością. Simon nie pozwalał jej zbliżać się do pieca, ale tego dnia zrobił wyjątek. Te jego potężne dłonie kształtowały kulę, jego ciemne oczy skupione były na tym, co robił. Patrzenie jak kształtuje szkło i przywiera kręte wzory wokół imion pary, było niewiarygodne. Podziękowała mu także w najlepszy z możliwych sposób. Drżała cała na myśl o tym jak się kochali tamtej nocy. Zaparkowała przed tym, co było uważane za okazały dom Emmy. Ledwo opanowała chichot na widok żarzącego się dziecię Jezus i świecącej śnieżnej kuli. - Mój Boże. Kto pojechał na lampkową wyprzedaż do Nomi? Spojrzały na siebie. – Max. Moja kolej! – O mój Boże, Simon i Adrian spędzili z nim cały dzień. – Becky pobiegła do samochodu. – Zadzwonię do ciebie! Oczywiście nie zamierzała do niej zadzwonić. Doszła do wniosku, że Emma będzie zbyt zajęta przeżuwaniem tyłka pewnego kota, tuż po powrocie wspomnianego kota. Znowu skręciła z ulicy, patrząc gniewnie na jaskrawe światła, które ktoś ulokował wzdłuż ich domu. Mogłoby równie dobrze oświetlić dach nad „Santa Park Here” Sheeesh. Im bardziej zbliżała się do domu tym jej serce się roztapiało. Nadmiernie oświetlony dom wyglądał podejrzliwie jak … Nie. O nie. Nie zrobiłby tego. Zrobił. Świecące animowane zwierzęta wykropkowały cały trawnik. Krąg Życia najwyraźniej znalazło nasze gniazdko. I dlaczego do kurwy nędzy na moim dachu jest Gwiazda Dawida? Nie należała za bardzo do praktykujących członków wspólnoty kościoła, ale myślałby ktoś, że Simon znałby religię jaką wyznawała. Ostatecznie wiedziała, kto będzie odprawiał nabożeństwo na jego pogrzebie. Wyciągnęła swój telefon i zadzwoniła do Emmy – Zabiję go. - Ty też, Becks? - Tak. - Sheri również.

Co? Przesadzili z tym małym żarcikiem, jeśli zrobili to samo w domu Sheri i Adriana. Becky sprawdziła godzinę. Cholera, muszę zjeść. Simon był nieugięty w upewnianiu się czy Becky zjadła o wyznaczonych godzinach, dzięki swojej hipoglikemii, ale do diabła z tym, jeśli miałaby czekać tu na niego z domowym obiadem. Nie po tej… farsie na trawniku. Nie chciała nawet wiedzieć czy zamontował jakiś system grający „Oy To The World”. – Do Franka? - Już jadę – Emma rozłączyła się. Becky spiorunowała wzrokiem świecącą żyrafę o wysokości sześciu stóp. – Oj, Garfieldzie. Jesteś martwym koteczkiem. Zignorowała ten malutki głosik w głowie pytający o ilość zrobionych przez Simona Ornamentów. W końcu spędził kilka dni w warsztacie bez niej. Mógłby mieć coś…? Nie chciała mieć nadziei. W każdym razie nie teraz. Byli ze sobą zbyt krótko by dostać od niego coś takiego. Prawda? Wjechała na podjazd swoim VW Beetle, wzdrygając się na widok elektrycznej menażerii na swoim trawniku. Przekąska była najlepszym wyjściem by się uspokoić, ale gdy tylko usłyszała „Here Comes Santa Claus” śpiewany przez Wiewiórki znowu się wkurwiła. Starała się zignorować to zanim nie wjedzie do garażu parkując swoim Bug’iem obok wielkiej ciężarówki Simona. Dobrze. Jest w domu. Mogę go zabić. Jej ręcę się trzęsły, gdy wyłączała silnik. Tylko ile razy? Weszła do domu i skierowała się prosto to salonu. A wtedy zatrzymała się osłupiała. Becky gapiła się na czerwono- zieloną Choinkę, szczęka jej opadła. Udekorował ją delikatnymi ręcznie robionymi szklanymi ornamentami, które wiedziała, że zrobił samodzielnie, czyniąc je jeszcze bardziej dla niej cennymi. Kruche, białe lampki świeciły czysto czerwonymi i zielonymi żaróweczkami urozmaiconymi o wzorki. Blado- krystaliczne krople, lekko czerwone i blado zielone, iskrzyły w świetle lampek. Całe drzewko było świadectwem artystycznych zdolności Simona. Szklana, złota gwiazda zdobiła szczyt drzewka, mocne światło świeciło przez nią. Jego praca była zawsze cudowna. Serce jej zabolało na samą myśl ile pracy włożył w każdą ozdobę, a nawet zamarło wiedząc, że prawdopodobnie nie zrobił dla nich specjalnego ornamentu. Mężczyzna siedział na sofie, uśmieszek igrał na jego wargach. – Witaj w domu skarbie. - Simon. - Słucham?

Patrzała na wielkoluda. – Piliście coś dekorując trawnik? - Nie. - Więc mógłbyś proszę wytłumaczyć co się stało? – Bo ‘co się stało’ miało zdarzyć się tylko u Emmy. Becky wiedziała co Max chce zamontować, ale kiedy Simon zdecydował, że drzewko i świecący słoń o wysokości czterech stóp wyglądało ok.? I nie potrafiła zmusić się by spojrzeć na świecącą żyrafę w czapce Mikołaja o wysokości czterech stóp. Wstał i spojrzał na trawnik, który migał od tańczących pingwinów do piosenki Wiewiórek. – Co z tym nie tak? - Simon! Zrobił na nią duże brązowe oczy, nadymając się trochę – Nie podoba ci się? Tak ciężko przy tym pracowałem. Zmieliła zęby – Zakochałam się w tym. Uśmiechnął się szeroko, przecinając pokój by wziąć ją w ramiona. – Kłamczucha. Dmuchnęła swoje kręcone włosy z dala od swoich oczu – Wiesz, drzewko jest wspaniałe. – rękoma objęła jego szyję, oferując swoje usta do pocałunku. Skorzystał z okazji, całując ją słodko. – Trawnik nie jest zbyt fajną niespodzianką. Chcesz tą dobrą? Sapnęła, kładąc dramatycznie dłonie na swojej piersi. – Jesteśmy w ciąży? Zbladł, jego twarz rozjaśniła się z lęku i nadziei. – Jesteśmy? Przełknęła ślinę. Wow, nie wiedziałam, że jest gotowy na potomstwo. – Nie. Opadł. – Próbujesz mnie zabić? - Niespodzianka! Przewrócił oczami. – Chcesz swój prezent czy nie? Uniosła szybko brwi. – Prezent? Pochylił się nad nią. – To jest lepsze od czekolady. - Jest tylko jedna rzecz lepsza od czekolady i nie jestem pewna czy to posiadasz dopóki nie sprzątniesz podwórka – Kłamczucha. Jedno spojrzenie na to drzewko gwarantowało mu o wiele więcej niż chciał, pomimo trawnika. Jego ręka pogłaskała jej tyłek, przyciągając ją do niego. Jego ciemne oczy rozświetliły się złotymi refleksami. – Jesteś tego pewna? Spojrzała na niego gniewnie nawet, gdy jej serce podskoczyło. – Co kombinujesz Garfieldzie? – Bo jeśli kombinuje to, co myślę, że kombinuje… Puścił ją krzyżując ręce na klacie. – Zostawiłem na drzewku coś dla ciebie. Jest lśniące i okrągłe. Myślisz, że to znajdziesz? - ha ha ha. Gapił się na nią, jedna ciemna brew uniosła się w wyzwaniu. - Mówisz serio? Kiwnął głową.

Odwróciła się i patrzyła na drzewko. – Zrobiłeś nam jeden z tych ornamentów. - Mądra dziewczynka. Myślisz , że go znajdziesz? Podwinęła sobie rękawy od swetra i zanurkowała w stronę drzewka, ignorując jego chichoty. Znalezienie złotego ornamentu nie zajęło jej dużo czasu. Na nim widniał napis ‘Simon i Becky 2009’. Małe złote zawiasy i złota zawleczka dały jej znać, że ornament się otwiera. Opadła na kolana, kołysząc to tak jakby był najcenniejszym skarbem, namacalnym znakiem jego miłości, zrobionym przez niego własnoręcznie. – Oh, Simon. Uśmiechnęła się do niego, kochając to miękkie spojrzenie w jego ciemnych oczach. - Otwórz je. Z drżeniem rąk przerzuciła zawleczkę. W środku był wtulony w zielony jedwab złoty diamentowy pierścionek. Był to piękny, szlachetnie wyglądający pierścionek, wyłożony diamentami z wygrawerowanymi listkami – Oh. Uniosła wzrok by ujrzeć go klękającego przed nią. – Lepsze od czekolady? - Tak! Tak tak tak! – rzuciła mu się w objęcia, tuląc go mocno. - Nawet cię jeszcze nie spytałem. – Słyszała śmiech w jego głosie. Cofnęła się. – Czy ty kiedykolwiek się pytałeś? Jego szeroki uśmiech rozgrzewał. Pochylił się by pocałować ją w znak na jej szyi, w znak, który zostawił na niej bez jej zgody. – Nie. - No i widzisz - Zamknęła oczy, przygotowując się na dotyk jego zębów. – Czasami dobrze jest zapytać. Sapnęła, drżąc, gdy jego zęby dotknęły jej skóry, swoim ciałem pchnął ją na podłogę. – Wiesz co? To może poczekać. I wtedy zębami przekuł jej skórę, przez co przestała myśleć. Zadrżała pod nim. Nisko jęczący dźwięk, który z siebie wydała prawie dochodząc sprawił, że jego penis prawie wyskoczył ze spodni. Simon dziękował Bogu, że jego malutka ostra partnerka nie wykastrowała go od razu. Do diabła, nawet przyniosła mu kolację. Czuł zapach hamburgerów i frytek stygnących na kuchennym blacie. Ale mógł też poczuć coś jeszcze innego i w tej chwili pachniało mu to bardziej apetycznie. I było to coś, co śmiertelnie chciał spróbować. Odsunął się od jej szyi, kochając ten łkający dźwięk utraty, jaki z siebie wydała. Jej buty i skarpetki były pierwszymi rzeczami, których się pozbył. Sięgając po jej suwak otworzył go, szybko ściągając z niej spodnie. Właśnie się podniosła, pociągając za brzeg swetra i rzucając go przez pokój. To samo stało się ze stanikiem, gdy pracował przy jej majteczkach. Mmm. Tu jesteś. Mój najlepszy smaku na świecie. Simon uśmiechnął się szeroko obniżając usta do jej kobiecości, darując jej wilgotnemu gorącu długie

liźnięcie. Opadła z powrotem na podłogę, jej biodra zakołysały do jego ust. Przestał na chwilę by zdjąć z siebie koszulę, wiedząc jak bardzo kochała dotyk jego nagiej skóry na jej własnym. A kim on był by się na to skarżyć? Również to kochał.1 Simon znalazł się między jej biodrami przygotowując się na ucztę znajdującą się przed nim. Pociągnęła za swoje sutki, skręcając się pod nim, gdy pieprzył ją swoim językiem. - Przestań. Kręciła się w jego ramionach. – Dlaczego? Jeszcze tu nie skończyłem. Podarowała mu seksowny, głodny uśmieszek. – Też chcę spróbować. Uniósł jedną swoją brew. – Myślałem bardziej o sześć osiem. Zaśmiała się – Nie chcę być ci dłużna. – Oblizała swoje wargi i skapitulował. Zajęczał, widząc jak ten różowy języczek znowu się ujawnił.. – Daj mi tu go żebym mogła go possać. Zadrżał – Ok. Parsknęła, gdy zdjął swoje spodnie w rekordowym tempie, ale nie mógł się skarżyć. Miał odrzucić stosunek oralny tymi utalentowanymi ustkami? Do diabła, nie ma mowy! Simon przekręcił ich oboje dopóki Becky nie znajdowała się okrakiem przed jego twarzą. Patrzył w górę na jej kobiecość, jęcząc gdy jej gorące usta opadły na jego penisa. Czas na kolację. O kurwa. Becky dawała z siebie wszystko by skoncentrować się na tej gorącej żelaznej lasce ślizgającej się z i do jej ust, ale usta Simona ją rozpraszały. Jego język tańczył dookoła jej łechtaczki i musiała z tym działać. Czuła swój orgazm krążący na krawędzi jej zmysłów. Potrzebowała jedynie jeszcze trochę… Simon naparł na jej usta, przypominając jej nad czym pracowała. Starając się nie uśmiechnąć zsunęła na dół swoje wargi po jego trzonku, częstując się jego piżmowym smakiem. Mruczała nad nim, pokazując mu jak bardzo uwielbiała to, co robili, i co zostało jej wynagrodzone przez jego łamiący się jęk. Becky owijała główkę jego penisa swoim językiem, smakując jego słony smak. W odpowiedzi pchnął w nią czymś, co poczuła jako trzy palce, drażniąc językiem jej łechtaczkę. Becky wrzasnęła nad nim, orgazm uderzył w nią tak szybko, że aż nie miała czasu się przygotować. Simon wydostał się spod niej, mrucząc mrocznie. Złapał za jej biodra i przyciągnął, nadziewając ją na swojego twardego jak skała penisa. – O kurwa. 1 Znaczy dotyk jej skóry, a nie dotyk swojej nagiej skóry oczywiście ;P zresztą kto tam go wie ;P

- Simon. – opadła na niego, ściskając swoje mięśnie tak mocno jak tylko mogła. Ta ciasna sztuczka zadziałała. W ciągu kilku uderzeń Simon doszedł, jego gardłowy ryk był dla niej muzyką. Z miękkim westchnieniem puścił ją i opadli na podłogę. Ciepła waga Simona opadła na jej plecy. – Boże, kocham cię. Becky uśmiechnęła się złośliwie. – Simon? - Hmmm? – jego głos był kurewsko śpiący. - Twój telefon dzwoni. Zachichotał w jej szyję, gdy tylko telefon zaczął dzwonić. Koniec