-Oo, Christmas tree, oo Christmas tree, dlaczego nie znam tych pieprzonych słów.
Jee dada da, je dada da, nikt nie zna tych pieprzonych słów. – Sheri przegryzła
wargę by się nie śmiać gdy Emma śpiewała złe słowa Bożonarodzeniowej
piosenki. – Nie no proszę Cię. Znasz te słowa?
- Nie . dlatego ich nie śpiewam. – Sheri słyszała jak Becky grzebała w pudle
z ozdobami, odpowiadając Emmie nieobecnym głosem.
- Kiedy znowu zamykamy? – Entuzjazm Emmy zaczynał się jej udzielać.
To byłoby Sheri pierwsze, prawdziwe święto Bożego Narodzenia i planowała
cieszyć się z każdej spędzonej chwili ze swoim nowym partnerem, Adrianem.
- Emma! – Głos Becky był pełen śmiechu. - Wigilia jest nadal za dwa dni.
- Do czego zmierzasz?
- Nie powiedziałaś, że Max zasugerował, że ma wtedy coś dla ciebie?
- Owszem.
- Więc dlaczego teraz jesteś taka przeszczęśliwa?
- No hej! Max i niespodzianki. – Sheri udławiła się śmiechem. Słuchanie
rozmowy Emmy i Becky było najważniejszym wydarzeniem dnia – A ze względu
na to sparowanie niespodzianka nie będzie czymś w stylu ‘z tamtą laską mam
dziecko’, więc nie może być tak źle, prawda?
Becky milczała.
- Prawda? – Emma brzmiała na zaniepokojoną ale Sheri nie była pewna
dlaczego. Max przeszedłby przez potłuczone szkło gdyby Emma go o to poprosiła.
– Becks! On nie powie mi tego.
- Oh, nie! Nie, oczywiście, że nie. – Becky zaśmiała się nerwowo. – Nie ma
mowy. – Popędziła na zaplecze. – Potrzebuję więcej świecidełek!
Hmmm. Ciekawe co ona kombinuje?
Sheri wzruszyła ramionami kontynuując wieszanie lampek. Pod nosem śpiewała : -
Oh
Tannenbaum, oh Tannenbaum, Wie grün sind deine Blätter! Du grünst nicht nur
zur
Sommerzeit, Nein auch im Winter, wenn es schneit. Oh Tannenbaum, oh
Tannenbaum,
Wie grün sind deine Blätter!
Zza zasłoną słychać było dwa rozbawione się głosy. – Popisujesz się!
Sheri odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się. Boże, dobrze mieć w końcu
dom.
Adrian gapił się na swój dom, jego usta drgnęły – Myślicie, że to zauważy?
Max i Simon gapili się na niego jakby stracił pierdolone zmysły. Możliwe. Być
może wesoły Diabelski Młyn pełen pingwinów z reflektorami pod spodem był tak
duży, bo chciał się upewnić czy jego prawie ślepa partnerka zobaczy wszystko co
dla niej zrobił.
Ogromne, kolorowe lampki płonęły na dachu. Choinka stała na ganku, oślepiała
lampkami a wirujący stojak tworzył unikalne zestawienie. Tańczące laleczki w
słodkich bożonarodzeniowych strojach zaśmiecały trawnik, Niby- żywy Mikołaj
uśmiechał się szeroko do nich. Wymawiając ‘Ho ho ho!’ tym głośnym, grzmiącym
głosem odganiał ptaki z drzew.
To było doskonałe.
Adrian nie mógł się napatrzeć. Nie ma mowy by Sheri cokolwiek pominęła.
Sheri wysiadła z autobusu, prowadząc Jerry’ego zdecydowanie w swoich
dłoniach. Nie była daleko od drzwi wejściowych domu Adriana ale zawsze lepiej
być bezpieczną niż zmartwioną, zwłaszcza podczas przechodzenia przez jezdnię.
Szła ostrożnie krawężnikiem, Jerry prowadził ją pogodnie dopóki jej stopy nie
znalazły się z powrotem na chodniku.
Idąc Sheri myślała, że słyszy ‘Ho ho ho!’ od rozentuzjazmowanego Mikołaja.
Wzruszając ramionami szła dalej, pogodna na wieść, że nie mogło to dochodzić od
jej domu.
Do czasu, gdy doszła do wejściowych drzwi jej pogodność się rozpadła. Powoli
uniosła swoje ciemne okulary ale opuściła je z powrotem gdy oślepiający blask
reflektora podrażnił jej wrażliwe oczy. Przeszła dookoła trawnika, znajdując
ruszającego się Mikołaja o wysokości pięciu stóp, Diabelski młyn, tańczące
laleczki i obrotową Choinkę.
- Co to kurwa jest? – Sheri wyjęła komórkę i zadzwoniła do Emmy.
Wiedziała, że Adrian był z partnerami Emmy i Becky – Max’em i Simonem.
Zastanawiała się jaki koszmar urządzili na ich trawnikach.
- Naprawdę? Wielka śnieżna kula?
- Taa. A wiesz jak te wszystkie rzeczy wyglądają na zewnątrz? – Głos Emmy
był ponury gdy odwoziła Sheri z Franka do domu. Sheri wzięła dla Adriana posiłek
na wynos ale nie była pewna czy mu dać czy nie. Niby próbowała wywołać u
dziewczyn poczucie zrozumienia ale sama nie była pewna czy skorzystać ze
swoich porad.
- No dobra, wygrałaś. – Emma zaparkowała na podjeździe Sheri, jej głos
wypełniony był rozbawionym przerażeniem. – Jasna cholera. Masz tu dużo lampek.
Sheri westchnęła. – Wiem. – Otworzyła drzwi od samochodu. – Powinnam
powiedzieć żebyś uważała na siebie gdyby było ciemno ale myślę, że nie będziesz
miała problemów.
- Nie. Jestem pewna, że kosmici mieliby z tego niezłą nawigację – Emma
poczekała z pomachaniem na pożegnanie, aż Sheri weźmie Jerry’ego i kolację dla
Adriana. Wyjechała na ulicę i skierowała się do swojego własnego domu.
Sheri odwróciła się do drzwi wejściowych, mając nadzieję, że będzie potrafiła
wybaczyć swojemu partnerowi to co dzisiaj zrobił z ich trawnikiem. Znała go. Jego
serce znajdowało się po właściwej stronie. Ale do tego czasu jego gałki oczne
musiały praktycznie wypalić się z jego głowy.
- Ho ho ho!
Sheri wzięła głęboki oddech otwierając drzwi i wchodząc do domu.
- Sheri?
- Hmm?
- Zła na mnie?
Zła na niego? Jak mogłaby być na niego zła? Rozpalił ogień w kominku,
wyjął świeże owoce i wino, a także koc dla nich, by mogli sobie odpocząć. Nawet
zdjął jej buty, przykrywając ją kolejnym kocem zanim skończył jeść swoją kolację,
upewniając się o jej komforcie. W kącie migotała Choinka, delikatnie świecącymi
gwiazdkami koloru zielonego rozmywając się z gałązkami.
- Mmmm.
Teraz był on wtulony w jej plecy obejmując ją swoimi silnymi ramionami,
jego kieliszek wina obracał się w jego dłoni gdy wymruczał jej do ucha – dobrze.
Uśmiechnęła się. Jej wielki, zły Marshall zabrzmiał z ulgą.
- Powiesz mi co się naprawdę stało?
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.
Odwróciła się, patrząc się na jego twarz.
Uśmiechnął się. – Nie mogę zrobić niczego miłego dla swojej partnerki?
- Adrian. Trawnik nie wygląda zbyt fajnie.
- Nasze kocięta go pokochają.
- Nie jesteśmy w ciąży.
- Jeszcze.
Oblizała usta, jej serce pędziło. – Jak na faceta, który nie chciał mieć
partnerki jesteś bardzo chętny na kocięta.
Pocałował jej ramię, te jego czekoladowe oczy zaczęły obracać się w złote.
- Wyperswadowałaś mi z głowy błędne decyzje.
- Jesteś ich pełen.
Jego twarz była poważna gdy uniósł się od jej ramienia – Jestem?
- Mówiłeś o czymś?
Uśmiechnął się. – Na drzewku wisi coś dla ciebie. Tylko to jest złote. Możesz mi to
przynieść, proszę?
Jej oczy skierowały się na drzewko, które Adrian wstawił do ich salonu.
Udekorował je w burgundzie i srebrze. Znalezienie czegoś złotego powinno być
bułką z masłem. – Dobrze ale jest mi tak ciepło i wygodnie. Mam nadzieję, że jest
tego warte.
Jego głos zabrzmiał naokoło jej gdy szła do drzewka. – Myślę, że będzie.
Myślała, że tak ukryje ornament, że z łatwością go znajdzie. Była zachwycona, gdy
okazało się, że tego nie zrobił, prowokując ją by szukała go, chowając drobiazg w
gałązkach blisko szczytu, z tyłu. Wyjęła ornament i przyniosła mu. Poczuła
zawiasy po jednej stronie i zawleczkę po drugiej. Delikatne, filigranowe złoto było
rozkoszą dla jej palców.
Usiadła z powrotem pod kocem, wtulając się w jego ramiona.
- No dobra, Muszę to powiedzieć. Co jest doktorku?
- Powinienem dać ci za to klapsa.
Przekręciła tyłek w jego stronę. – Oh, skarbie.
Zaśmiał się i wziął od niej ornament. Odwrócił go by mogła ujrzeć napis. –
Widzisz to?
Przybliżyła sobie jego dłonie tak by mogła przeczytać słowa. Adrian i Sheridan
2009. – Powinnam to otworzyć?
- Właściwie myślę, że to moje zadanie. – Otworzył zawleczkę, pokazując jej
pierścionek. Królewski brylant został otoczony z jednej strony rubinami. – Wyjdź
za mnie księżniczko.1
Doskonały. Boże, był tak kurewsko doskonały. – Tak.2
– patrzała, łzy
wezbrały się w oczach gdy wsunął jej na palec pierścionek. – Ale nadal musisz
wywalić z trawnika połowę tych śmieci. – Zwłaszcza ten Diabelski Młyn, Boże, nie
dało się pominąć tych świecących reflektorów. Była całkowicie pewna, że statek
kosmiczny mógłby z łatwością odnaleźć ich trawnik.
Ale szybko o tym zapomniała gdy jej partner pochylił się nad nią, kładąc ją
na kanapie z intensywnym gorącem w złotych oczach. Wygięła w łuk szyję, chętna
by jego usta odnalazły znak, którym ją oznaczył, przynosząc ją wtedy do domu.
Adrian zgiął swoją królewnę śnieżkę, pragnienie by zerżnąć ją aż oboje nie
zemdleją było tak silne, że zadrżał. Ale tego wieczora zasługiwała na więcej.
Zamiast tego, zamierzał kochać się z nią aż oboje nie będą w stanie dłużej tego
znieść.
Podciągnął jej sweterek, miękki kaszmir był jak futerko pod jego dłońmi. Te
smakowite piersi podskoczyły, prawie ukryte pod koronkowym biustonoszem.
Uśmiechnął się, ściskając w obu dłoniach te piersi, jego kciuki delikatnie drażnił jej
sutki. Sapnęła, zamknęła oczy, ale przedtem zauważył w nich czerwień. Kurwa
mać, kochał kiedy się zmieniały, blady błękit obracał się w gorącą czerwień.
Wygięła plecy by pomóc mu rozpiąć stanik, było to zaproszenie, które z miłą
chęcią przyjął. Stanik opadł beztrosko na podłogę. Pożerał wzrokiem bladą
doskonałość pod sobą, ślinił się z pragnienia, by spróbować to co tak słodko
1
No.. Chociaż jednemu się udało :P
2
No.. Chociaż jedna normalnie odpowiedziała. :p
oferowała. Zniżył usta, ssąc jeden z jej bladych nabrzmiałych sutków, językiem
składał jej hołd.
- Oh, Adrian.
Jej westchnienie było szorstkie od potrzeby, ale jeszcze z nią nie skończył. Dzisiaj
wszystko było dla niej. Chciał by ta noc zapadła im obojgu w pamięć.
Zamierzał ją wymordować z przyjemnością. Ściskał i ssał ustami jej pierś jakby
była z czekolady, smakując każdym ugryzieniem aż nie była gotowa krzyczeć.
Wtedy przerzucił się na drugą pierś i kontynuował.
Kiedy jej ręce ruszyły do jego spodni zatrzymał je, jego spojrzenie było
władcze. – Nie, jeszcze nie. – złapał za jej piersi, patrząc się na nie z zaborczością.
- Jeszcze nie skończyłem.
- Ja tak. – skręcała się pod nim, podnosząc ku niemu biodra, kusząc go by
przeszedł do sedna, cholera jasna. Jeśli jej majteczki zrobią się bardziej wilgotne, to
przemokną jej spodnie!
Adrian polizał skórę między jej piersiami, szorstkość jego języka wysłała
dreszcze po jej kręgosłupie. Zaczął powoli zniżać się po jej ciele, liżąc je i skubiąc
ją po brzuchu, wprawiając ją w chichot. Jego ciało było dla niej zamazane, ale dla
pozostałych jej zmysłów był bogatą obfitością uczuć i zapachów, co doprowadzało
ją do szaleństwa. Jego gorące piżmo łaskotało jej nos, jego podniecenie było
bardziej widocznie niż tylko przez twardą wypukłość pod jego spodniami. Głaskała
jego ramiona, koszula przesuwała się po jego gładkiej skórze, ugryzła swoją wargę
w przewidywaniu gdy rozpiął guzik jej jeansów. – Tak bardzo cię kocham3
-
wyszeptał, zsuwając je z nóg. Umieścił cnotliwy pocałunek na jej majteczkach tuż
przed tym jak się ich pozbył.
Teraz była zupełnie naga a on całkowicie ubrany. Zadrżała w
przewidywaniu, dokładnie wiedząc, co czuła przez ubrania, a co może poczuć
swoją wrażliwą skórą.
Skubnął ustami jej wnętrze, czubkiem języka zaledwie drasnął jej łechtaczkę.
Schowała palce w jego włosach, namawiając go by się zniżył. Tak zrobił, badał jej
wnętrze swoim językiem długimi, gładkimi razami, zanurzając w niej czasami jego
czubek dopóki nie ruszyła się pod nim.
- Adrian błagam.
Całując ją ponownie w brzuch uniósł się nad nią. Usłyszała jak jego suwak
się rozpinał, otwierając się w końcu, desperacko chciała poczuć jego twardego,
aksamitnego penisa w swoich dłoniach. Wyskoczył uwalniając się i lądując w jej
dłoniach, jego zapach był silniejszy niż jej. Musiała go spróbować. Zginając się
wzięła do ust jego główkę i owinęła go, rozkoszując się jego smakiem.
3
Paskudo rozczuliłaś się już? ;p
Wsunęła go sobie bardziej, jego pełne pragnienia mruczenie było dla niej
muzyką.
Adrian nie mógł nic na to poradzić. Złapał w garść te prawie białe, miękkie włosy i
zaczął poruszać biodrami, rżnąć ją w usta długimi, powolnymi pchnięciami.
Jak zdołała obrócić się na nim nie miał zielonego pojęcia, ale nie miał zamiaru
wyciągać go z wilgotnego nieba jej ust. Patrzał jak jego penis chował się w jej
ustach, błogość na jej twarzy prawie go zgubiła.
Jego orgazm zbyt szybko się wzmagał, drżał mu kręgosłup gdy próbował to znieść.
Odsunął ją od siebie, jej pełne rozczarowania miauknięcie prawie sprawiło, że z
powrotem zanurzył się w jej ustach.
Ale miał inne plany. Wstał, mając nadzieję, że widziała zdziczały uśmiech na
jego twarzy. - Zegnij się na oparciu sofy, księżniczko.
Uśmiechnęła się szeroko i szybko wykonała polecenie – Zabawimy się?
Warknął gdy się w niej zanurzył. – Koniec z zabawami.
- O słodki.. – wydyszała, napierając na niego – Chcę dojść.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, księżniczko. – Zaczął rżnąc ją
szybko, będąc zbyt blisko by zwolnić. Ciepły uścisk jej mięśni masował go,
przyjemność była prawie większa niż sobie wyobrażał. Sięgnął ręką dookoła jej
bioder dotykając jej łechtaczki, rozbijając jej rytm, jej wnętrze skurczyło się wokół
niego.
- Adrian, jestem tak blisko – Zamknęła oczy, jej twarz była maską błogości.
Dokładnie wiedział co zrobić by wysłać ją na krawędź.
Bez przerywania ugryzł ją, znowu znacząc, wywołując u niej orgazm, który
odebrał jej oddech. Z warknięciem dołączył do niej, czarny przypływ jego orgazmu
opanował go gdy napełnił ją sobą.
Ciężko dysząc wyciągnął zęby z jej skóry, skubiąc ustami znak, który
zostawił. Westchnęła, wtulając się w kanapę, jej blade, czerwone oczy stały się
miękkie i senne. Położył się obok niej, upewniając się, że była bezpieczna w jego
ramionach. Zapadł w sen z ogromnym zaspokojeniem. Przynajmniej na razie.
Koniec
SHERI I ADRIAN Tłumaczenie: BLOMBUS
-Oo, Christmas tree, oo Christmas tree, dlaczego nie znam tych pieprzonych słów. Jee dada da, je dada da, nikt nie zna tych pieprzonych słów. – Sheri przegryzła wargę by się nie śmiać gdy Emma śpiewała złe słowa Bożonarodzeniowej piosenki. – Nie no proszę Cię. Znasz te słowa? - Nie . dlatego ich nie śpiewam. – Sheri słyszała jak Becky grzebała w pudle z ozdobami, odpowiadając Emmie nieobecnym głosem. - Kiedy znowu zamykamy? – Entuzjazm Emmy zaczynał się jej udzielać. To byłoby Sheri pierwsze, prawdziwe święto Bożego Narodzenia i planowała cieszyć się z każdej spędzonej chwili ze swoim nowym partnerem, Adrianem. - Emma! – Głos Becky był pełen śmiechu. - Wigilia jest nadal za dwa dni. - Do czego zmierzasz? - Nie powiedziałaś, że Max zasugerował, że ma wtedy coś dla ciebie? - Owszem. - Więc dlaczego teraz jesteś taka przeszczęśliwa? - No hej! Max i niespodzianki. – Sheri udławiła się śmiechem. Słuchanie rozmowy Emmy i Becky było najważniejszym wydarzeniem dnia – A ze względu na to sparowanie niespodzianka nie będzie czymś w stylu ‘z tamtą laską mam dziecko’, więc nie może być tak źle, prawda? Becky milczała. - Prawda? – Emma brzmiała na zaniepokojoną ale Sheri nie była pewna dlaczego. Max przeszedłby przez potłuczone szkło gdyby Emma go o to poprosiła. – Becks! On nie powie mi tego. - Oh, nie! Nie, oczywiście, że nie. – Becky zaśmiała się nerwowo. – Nie ma mowy. – Popędziła na zaplecze. – Potrzebuję więcej świecidełek! Hmmm. Ciekawe co ona kombinuje? Sheri wzruszyła ramionami kontynuując wieszanie lampek. Pod nosem śpiewała : - Oh Tannenbaum, oh Tannenbaum, Wie grün sind deine Blätter! Du grünst nicht nur zur Sommerzeit, Nein auch im Winter, wenn es schneit. Oh Tannenbaum, oh Tannenbaum, Wie grün sind deine Blätter! Zza zasłoną słychać było dwa rozbawione się głosy. – Popisujesz się! Sheri odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się. Boże, dobrze mieć w końcu dom. Adrian gapił się na swój dom, jego usta drgnęły – Myślicie, że to zauważy? Max i Simon gapili się na niego jakby stracił pierdolone zmysły. Możliwe. Być może wesoły Diabelski Młyn pełen pingwinów z reflektorami pod spodem był tak
duży, bo chciał się upewnić czy jego prawie ślepa partnerka zobaczy wszystko co dla niej zrobił. Ogromne, kolorowe lampki płonęły na dachu. Choinka stała na ganku, oślepiała lampkami a wirujący stojak tworzył unikalne zestawienie. Tańczące laleczki w słodkich bożonarodzeniowych strojach zaśmiecały trawnik, Niby- żywy Mikołaj uśmiechał się szeroko do nich. Wymawiając ‘Ho ho ho!’ tym głośnym, grzmiącym głosem odganiał ptaki z drzew. To było doskonałe. Adrian nie mógł się napatrzeć. Nie ma mowy by Sheri cokolwiek pominęła. Sheri wysiadła z autobusu, prowadząc Jerry’ego zdecydowanie w swoich dłoniach. Nie była daleko od drzwi wejściowych domu Adriana ale zawsze lepiej być bezpieczną niż zmartwioną, zwłaszcza podczas przechodzenia przez jezdnię. Szła ostrożnie krawężnikiem, Jerry prowadził ją pogodnie dopóki jej stopy nie znalazły się z powrotem na chodniku. Idąc Sheri myślała, że słyszy ‘Ho ho ho!’ od rozentuzjazmowanego Mikołaja. Wzruszając ramionami szła dalej, pogodna na wieść, że nie mogło to dochodzić od jej domu. Do czasu, gdy doszła do wejściowych drzwi jej pogodność się rozpadła. Powoli uniosła swoje ciemne okulary ale opuściła je z powrotem gdy oślepiający blask reflektora podrażnił jej wrażliwe oczy. Przeszła dookoła trawnika, znajdując ruszającego się Mikołaja o wysokości pięciu stóp, Diabelski młyn, tańczące laleczki i obrotową Choinkę. - Co to kurwa jest? – Sheri wyjęła komórkę i zadzwoniła do Emmy. Wiedziała, że Adrian był z partnerami Emmy i Becky – Max’em i Simonem. Zastanawiała się jaki koszmar urządzili na ich trawnikach. - Naprawdę? Wielka śnieżna kula? - Taa. A wiesz jak te wszystkie rzeczy wyglądają na zewnątrz? – Głos Emmy był ponury gdy odwoziła Sheri z Franka do domu. Sheri wzięła dla Adriana posiłek na wynos ale nie była pewna czy mu dać czy nie. Niby próbowała wywołać u dziewczyn poczucie zrozumienia ale sama nie była pewna czy skorzystać ze swoich porad. - No dobra, wygrałaś. – Emma zaparkowała na podjeździe Sheri, jej głos wypełniony był rozbawionym przerażeniem. – Jasna cholera. Masz tu dużo lampek. Sheri westchnęła. – Wiem. – Otworzyła drzwi od samochodu. – Powinnam powiedzieć żebyś uważała na siebie gdyby było ciemno ale myślę, że nie będziesz miała problemów. - Nie. Jestem pewna, że kosmici mieliby z tego niezłą nawigację – Emma poczekała z pomachaniem na pożegnanie, aż Sheri weźmie Jerry’ego i kolację dla Adriana. Wyjechała na ulicę i skierowała się do swojego własnego domu.
Sheri odwróciła się do drzwi wejściowych, mając nadzieję, że będzie potrafiła wybaczyć swojemu partnerowi to co dzisiaj zrobił z ich trawnikiem. Znała go. Jego serce znajdowało się po właściwej stronie. Ale do tego czasu jego gałki oczne musiały praktycznie wypalić się z jego głowy. - Ho ho ho! Sheri wzięła głęboki oddech otwierając drzwi i wchodząc do domu. - Sheri? - Hmm? - Zła na mnie? Zła na niego? Jak mogłaby być na niego zła? Rozpalił ogień w kominku, wyjął świeże owoce i wino, a także koc dla nich, by mogli sobie odpocząć. Nawet zdjął jej buty, przykrywając ją kolejnym kocem zanim skończył jeść swoją kolację, upewniając się o jej komforcie. W kącie migotała Choinka, delikatnie świecącymi gwiazdkami koloru zielonego rozmywając się z gałązkami. - Mmmm. Teraz był on wtulony w jej plecy obejmując ją swoimi silnymi ramionami, jego kieliszek wina obracał się w jego dłoni gdy wymruczał jej do ucha – dobrze. Uśmiechnęła się. Jej wielki, zły Marshall zabrzmiał z ulgą. - Powiesz mi co się naprawdę stało? - Nie mam pojęcia o czym mówisz. Odwróciła się, patrząc się na jego twarz. Uśmiechnął się. – Nie mogę zrobić niczego miłego dla swojej partnerki? - Adrian. Trawnik nie wygląda zbyt fajnie. - Nasze kocięta go pokochają. - Nie jesteśmy w ciąży. - Jeszcze. Oblizała usta, jej serce pędziło. – Jak na faceta, który nie chciał mieć partnerki jesteś bardzo chętny na kocięta. Pocałował jej ramię, te jego czekoladowe oczy zaczęły obracać się w złote. - Wyperswadowałaś mi z głowy błędne decyzje. - Jesteś ich pełen. Jego twarz była poważna gdy uniósł się od jej ramienia – Jestem? - Mówiłeś o czymś? Uśmiechnął się. – Na drzewku wisi coś dla ciebie. Tylko to jest złote. Możesz mi to przynieść, proszę? Jej oczy skierowały się na drzewko, które Adrian wstawił do ich salonu. Udekorował je w burgundzie i srebrze. Znalezienie czegoś złotego powinno być bułką z masłem. – Dobrze ale jest mi tak ciepło i wygodnie. Mam nadzieję, że jest tego warte. Jego głos zabrzmiał naokoło jej gdy szła do drzewka. – Myślę, że będzie.
Myślała, że tak ukryje ornament, że z łatwością go znajdzie. Była zachwycona, gdy okazało się, że tego nie zrobił, prowokując ją by szukała go, chowając drobiazg w gałązkach blisko szczytu, z tyłu. Wyjęła ornament i przyniosła mu. Poczuła zawiasy po jednej stronie i zawleczkę po drugiej. Delikatne, filigranowe złoto było rozkoszą dla jej palców. Usiadła z powrotem pod kocem, wtulając się w jego ramiona. - No dobra, Muszę to powiedzieć. Co jest doktorku? - Powinienem dać ci za to klapsa. Przekręciła tyłek w jego stronę. – Oh, skarbie. Zaśmiał się i wziął od niej ornament. Odwrócił go by mogła ujrzeć napis. – Widzisz to? Przybliżyła sobie jego dłonie tak by mogła przeczytać słowa. Adrian i Sheridan 2009. – Powinnam to otworzyć? - Właściwie myślę, że to moje zadanie. – Otworzył zawleczkę, pokazując jej pierścionek. Królewski brylant został otoczony z jednej strony rubinami. – Wyjdź za mnie księżniczko.1 Doskonały. Boże, był tak kurewsko doskonały. – Tak.2 – patrzała, łzy wezbrały się w oczach gdy wsunął jej na palec pierścionek. – Ale nadal musisz wywalić z trawnika połowę tych śmieci. – Zwłaszcza ten Diabelski Młyn, Boże, nie dało się pominąć tych świecących reflektorów. Była całkowicie pewna, że statek kosmiczny mógłby z łatwością odnaleźć ich trawnik. Ale szybko o tym zapomniała gdy jej partner pochylił się nad nią, kładąc ją na kanapie z intensywnym gorącem w złotych oczach. Wygięła w łuk szyję, chętna by jego usta odnalazły znak, którym ją oznaczył, przynosząc ją wtedy do domu. Adrian zgiął swoją królewnę śnieżkę, pragnienie by zerżnąć ją aż oboje nie zemdleją było tak silne, że zadrżał. Ale tego wieczora zasługiwała na więcej. Zamiast tego, zamierzał kochać się z nią aż oboje nie będą w stanie dłużej tego znieść. Podciągnął jej sweterek, miękki kaszmir był jak futerko pod jego dłońmi. Te smakowite piersi podskoczyły, prawie ukryte pod koronkowym biustonoszem. Uśmiechnął się, ściskając w obu dłoniach te piersi, jego kciuki delikatnie drażnił jej sutki. Sapnęła, zamknęła oczy, ale przedtem zauważył w nich czerwień. Kurwa mać, kochał kiedy się zmieniały, blady błękit obracał się w gorącą czerwień. Wygięła plecy by pomóc mu rozpiąć stanik, było to zaproszenie, które z miłą chęcią przyjął. Stanik opadł beztrosko na podłogę. Pożerał wzrokiem bladą doskonałość pod sobą, ślinił się z pragnienia, by spróbować to co tak słodko 1 No.. Chociaż jednemu się udało :P 2 No.. Chociaż jedna normalnie odpowiedziała. :p
oferowała. Zniżył usta, ssąc jeden z jej bladych nabrzmiałych sutków, językiem składał jej hołd. - Oh, Adrian. Jej westchnienie było szorstkie od potrzeby, ale jeszcze z nią nie skończył. Dzisiaj wszystko było dla niej. Chciał by ta noc zapadła im obojgu w pamięć. Zamierzał ją wymordować z przyjemnością. Ściskał i ssał ustami jej pierś jakby była z czekolady, smakując każdym ugryzieniem aż nie była gotowa krzyczeć. Wtedy przerzucił się na drugą pierś i kontynuował. Kiedy jej ręce ruszyły do jego spodni zatrzymał je, jego spojrzenie było władcze. – Nie, jeszcze nie. – złapał za jej piersi, patrząc się na nie z zaborczością. - Jeszcze nie skończyłem. - Ja tak. – skręcała się pod nim, podnosząc ku niemu biodra, kusząc go by przeszedł do sedna, cholera jasna. Jeśli jej majteczki zrobią się bardziej wilgotne, to przemokną jej spodnie! Adrian polizał skórę między jej piersiami, szorstkość jego języka wysłała dreszcze po jej kręgosłupie. Zaczął powoli zniżać się po jej ciele, liżąc je i skubiąc ją po brzuchu, wprawiając ją w chichot. Jego ciało było dla niej zamazane, ale dla pozostałych jej zmysłów był bogatą obfitością uczuć i zapachów, co doprowadzało ją do szaleństwa. Jego gorące piżmo łaskotało jej nos, jego podniecenie było bardziej widocznie niż tylko przez twardą wypukłość pod jego spodniami. Głaskała jego ramiona, koszula przesuwała się po jego gładkiej skórze, ugryzła swoją wargę w przewidywaniu gdy rozpiął guzik jej jeansów. – Tak bardzo cię kocham3 - wyszeptał, zsuwając je z nóg. Umieścił cnotliwy pocałunek na jej majteczkach tuż przed tym jak się ich pozbył. Teraz była zupełnie naga a on całkowicie ubrany. Zadrżała w przewidywaniu, dokładnie wiedząc, co czuła przez ubrania, a co może poczuć swoją wrażliwą skórą. Skubnął ustami jej wnętrze, czubkiem języka zaledwie drasnął jej łechtaczkę. Schowała palce w jego włosach, namawiając go by się zniżył. Tak zrobił, badał jej wnętrze swoim językiem długimi, gładkimi razami, zanurzając w niej czasami jego czubek dopóki nie ruszyła się pod nim. - Adrian błagam. Całując ją ponownie w brzuch uniósł się nad nią. Usłyszała jak jego suwak się rozpinał, otwierając się w końcu, desperacko chciała poczuć jego twardego, aksamitnego penisa w swoich dłoniach. Wyskoczył uwalniając się i lądując w jej dłoniach, jego zapach był silniejszy niż jej. Musiała go spróbować. Zginając się wzięła do ust jego główkę i owinęła go, rozkoszując się jego smakiem. 3 Paskudo rozczuliłaś się już? ;p
Wsunęła go sobie bardziej, jego pełne pragnienia mruczenie było dla niej muzyką. Adrian nie mógł nic na to poradzić. Złapał w garść te prawie białe, miękkie włosy i zaczął poruszać biodrami, rżnąć ją w usta długimi, powolnymi pchnięciami. Jak zdołała obrócić się na nim nie miał zielonego pojęcia, ale nie miał zamiaru wyciągać go z wilgotnego nieba jej ust. Patrzał jak jego penis chował się w jej ustach, błogość na jej twarzy prawie go zgubiła. Jego orgazm zbyt szybko się wzmagał, drżał mu kręgosłup gdy próbował to znieść. Odsunął ją od siebie, jej pełne rozczarowania miauknięcie prawie sprawiło, że z powrotem zanurzył się w jej ustach. Ale miał inne plany. Wstał, mając nadzieję, że widziała zdziczały uśmiech na jego twarzy. - Zegnij się na oparciu sofy, księżniczko. Uśmiechnęła się szeroko i szybko wykonała polecenie – Zabawimy się? Warknął gdy się w niej zanurzył. – Koniec z zabawami. - O słodki.. – wydyszała, napierając na niego – Chcę dojść. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, księżniczko. – Zaczął rżnąc ją szybko, będąc zbyt blisko by zwolnić. Ciepły uścisk jej mięśni masował go, przyjemność była prawie większa niż sobie wyobrażał. Sięgnął ręką dookoła jej bioder dotykając jej łechtaczki, rozbijając jej rytm, jej wnętrze skurczyło się wokół niego. - Adrian, jestem tak blisko – Zamknęła oczy, jej twarz była maską błogości. Dokładnie wiedział co zrobić by wysłać ją na krawędź. Bez przerywania ugryzł ją, znowu znacząc, wywołując u niej orgazm, który odebrał jej oddech. Z warknięciem dołączył do niej, czarny przypływ jego orgazmu opanował go gdy napełnił ją sobą. Ciężko dysząc wyciągnął zęby z jej skóry, skubiąc ustami znak, który zostawił. Westchnęła, wtulając się w kanapę, jej blade, czerwone oczy stały się miękkie i senne. Położył się obok niej, upewniając się, że była bezpieczna w jego ramionach. Zapadł w sen z ogromnym zaspokojeniem. Przynajmniej na razie. Koniec