IXENA

  • Dokumenty1 316
  • Odsłony246 861
  • Obserwuję196
  • Rozmiar dokumentów2.2 GB
  • Ilość pobrań143 181

Jerry Ahern - Krucjata 10 - Przebudzenie (m76)

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :933.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

IXENA
EBooki
FANTASTYKA

Jerry Ahern - Krucjata 10 - Przebudzenie (m76).pdf

IXENA EBooki FANTASTYKA Ahern Jerry
Użytkownik IXENA wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 30 osób, 26 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 148 stron)

Jerry Ahern Krucjata TOM 10 Przebudzenie Przeło ył: Ryszard Boros

2 Rozdział 1 To był tylko sen. Jeden z wielu. Szcz cie i koszmar, marzenia senne i pod wiadome poczucie rzeczywisto ci nast powały po sobie i splatały si jak w kalejdoskopie. nionym wydarzeniom towarzyszyła wiadomo , e akcja, w której uczestniczył, była tylko snem. Bawiła go dwuwymiarowo snu: był jednocze nie bohaterem i obserwatorem wydarze . Kierował marzeniami. Je li we nie stawał przed przeszkod , której nie mógł pokona , przerywał sen i zaczynał go znowu. Nigdy po raz drugi nie dał si zaskoczy swojej wyobra ni. Tak było i tym razem. Mimo stara wpadł jednak na ogrodzenie pod napi ciem - takie samo, jakie rozci gało si dookoła bazy Womb. Przez jego ciało przepływał pr d. mieszyło go, e wysokie napi cie nie wyrz dzało mu adnej krzywdy. Doszedł do przekonania, e nie mo na wy ni swojej mierci. Pora enie pr dem sprawiało mu nawet przyjemno . Miotały nim drgawki, ale odczuwał to jako przypływ siły. Pół wiadomie, nadal pogr ony we nie, zastanawiał si , czemu tak jest. ”Dosy tego!” - powiedział sobie i otworzył oczy. Rourke na chwil wstrzymał oddech. To ju nie był sen. Wreszcie si przebudził. Nie był w stanie si podnie . Jego ciało dr ało, jakby pora one pr dem. wiatło kłuło go w oczy. Nic dziwnego, przecie prawie pi wieków nie korzystał z dobrodziejstwa wzroku. Czuł miarowy rytm swego oddechu. Nie mógł spa dłu ej. Powoli odzyskiwał czucie. To było jak orgazm, ale prze ywany ka d cz ci ciała. Rourke usiadł w po cieli. Wieko kapsuły narkotycznej podniosło si zgodnie z kierunkiem ruchu jego tułowia. Zacz ł gimnastykowa szyj . Odwrócił głow w bok i spojrzał na pi kapsuł narkotycznych ustawionych równolegle do jego własnej. Wszystkie były zamkni te. Aparatura działała prawidłowo. Sarah, Michael, Annie, Paul oraz Natalia yli. Zatrzymał wzrok na Natalii. We nie jej twarz była pi kna, spowita w niebieskawe obłoki gazu narkotycznego. John pragn ł, aby dziewczyna w tej chwili spojrzała na niego. Odwrócił głow w drug stron . Zerkn ł na rolexa. Wyci gn ł r k po zegarek. Wskazówka sekundnika ruszyła. Musiał ustawi wła ciwy czas: godzin i dokładn dat . Przezwyci aj c odr twienie, pomógł sobie drug r k i umie cił zegarek na przegubie. Zapi ł bransolet . Odruchowo si gn ł po bli niacze detoniki kaliber 45. Teraz wszystko sobie przypomniał. Rosjanie strzelali do niego z helikoptera. Podczas wymiany ognia zabił Ro diestwie skiego, ale karabin maszynowy sowieckiego agenta wystrzelił samoczynnie. Pocisk trafił w bak i helikopter stan ł w płomieniach. Rourke uciekł przed eksplozj , skacz c do podziemnego tunelu. Zdawało mu si , e w prawym ramieniu, gdzie utkwił mu odłamek skały, czuje jeszcze ból. Wtedy oczy cił ran , zabanda ował j , a potem nie my lał ju o tym. Był zaj ty zabezpieczeniem Schronu. Po wszystkim, kiedy wiedział, e wszelkie ycie na zewn trz wygasa, uło ył si w swojej kapsule. Opatrunek zdj ł dopiero przed zaaplikowaniem sobie narkozy. Spojrzał teraz na podłog . Strzykawka le ała

3 tam, gdzie j wtedy zostawił. Obejrzał rami . Nie było ladu po odłamku, nawet blizny. Wa ył pistolet w dłoni. Przypomniał sobie, jak przeczy cił go i nasmarował. Przyjrzał mu si z bliska. Pistolet nie był nabity, pachniał jeszcze smarem. John miał na sobie tylko d insy. Chwil poruszał powoli nogami, by mi nie zacz ły pracowa . Wreszcie uniósł obie nogi nad kraw dzi kapsuły. Na podłodze le ała para gumowych sandałów. Nie widział ich, ale pami tał dokładnie, gdzie je zostawił. Wsun ł stopy w sandały. Powoli, bardzo powoli, zacz ł przenosi ci ar swego ciała na nogi. Wstał. Wyprostował si i oparł o wieko kapsuły dla utrzymania równowagi. Po chwili zrobił pierwszy krok. Detoniki wystawały z przednich kieszeni jego d insów. Pod ci arem broni spodnie obsun ły si . Rourke zdał sobie spraw , e schudł. Potrzebował wiec pasa. Pami tał, e w łazience wisiało lustro. Poszedł tam. Chciał czym pr dzej doprowadzi si do porz dku. Paliło go pragnienie. W skupieniu, powoli, aby si nie przewróci , pokonał trzy stopnie dziel ce go od wyj cia. Wreszcie znalazł si w łazience i stan ł naprzeciwko lustra. Uruchomił pomp , za pomoc systemu rur, która zasilała Schron wod . John odkr cił kurek. W kranie gło no zabulgotało powietrze. Po chwili popłyn ła woda. Na pocz tku była m tna. Spr one powietrze przerywało co chwil dopływ cieczy. Wkrótce popłyn ła czysta woda. Rourke przygl dał si sobie w lustrze. Spostrzegł, e miał dłu sze włosy. Potrafił sam je sobie przystrzyc. Nie potrzebował nikogo do pomocy. Jego zarost wygl dał na co najmniej dwutygodniowy. W przeszło ci parokrotnie zdarzało mu si nosi tak brod . Cz sto zmuszały go do tego okoliczno ci wojenne. Oczy miał teraz wypocz te. Nawet zmarszczki jakby si wygładziły. Na mał owinie lewego ucha, gdzie trafił Rourke'a pocisk, nie było ladu po bli nie. Potwierdziły si jego przypuszczenia; gaz narkotyczny posiadał wła ciwo ci lecznicze. Długi pobyt w kapsule podziałał jak kuracja odmładzaj ca. Rourke przeci gn ł si z zadowoleniem. Opu cił pokryw sedesu i usiadł. Odpoczywał dłu sz chwil , wpatruj c si w strumie płyn cy z kranu. Poddał analizie próbk wody. Była tak samo czysta jak dawniej. Wiedział co robi, kiedy podł czał uj cie do studni gł binowej. Pił łapczywie. Potem przygotował sobie kleik j czmienny i grzanki z suchego razowca. Popił to fili ank czarnej kawy. Zaledwie sko czył posiłek, odczuł konieczno udania si do toalety. Cieszył si , e jego organizm funkcjonował prawidłowo. Był zdrowy. Na terenie Schronu, poza obszarem mieszkalnym, wydzielone było jedno pomieszczenie do testowania broni. Rourke wło ył na siebie podkoszulek i przewlekł pas przez szlufki spodni. Musiał zapi go o jedn dziurk cia niej ni zwykle. Wzi ł ze sob kilka pudełek naboi i poszedł na strzelnic . Detoniki kolbami obijały mu biodra. W korytarzu dobiegł go jednostajny szum generatora pr du. Urz dzenie działało bez zarzutu, mimo to Rourke zanotował sobie w pami ci, e w najbli szym czasie musi dokona skrupulatnego przegl du maszyny. Jeszcze wa niejsze było uzbrojenie. Uło ył w rz dzie cztery pudełka naboi Federal 185 gramów JHP kaliber 45 i wyci gn ł po jednej sztuce z

4 ka dego. Przeczy cił dokładnie pistolety, usuwaj c nadmiar smaru z zamków. Nabił bro . Strzelnica wyposa ona była w specjalne przyrz dy pomiarowe. John stan ł na wprost tarczy i oddał cztery strzały. Wska niki wykazały, e siła ognia i pr dko pocisków były prawidłowe. Rourke potrafił dobra wła ciw amunicj do ka dego rodzaju broni. Nabił oba detoniki i schował je do kabury. Naładował jeszcze kilka magazynków i wło ył je do skórzanej ładownicy marki Milt Sparks, któr przyczepił do pasa spodni. Potem przewiesił sobie na krzy przez pier podwójny pas z nabojami typu Alessi. Na pasie zawieszone były kabury z detonikami. Przywykł do ich ci aru i lubił go. W skład jego rynsztunku bojowego wchodził tak e szturmowy nó o czarnym ostrzu. Gdy wkładał go do bocznej kieszeni spodni, mimo woli, r k wyczuł wystaj c ko miednicy. Wyra nie stracił na wadze. Zacz ł rozgl da si za butami wojskowymi. Wrócił do cz ci mieszkalnej. Miał ochot na k piel, ale odło ył t przyjemno na pó niej. Wci gn ł na nogi wełniane podkolanówki i wło ył buty. Kiedy je sznurował, stwierdził, e jego palce s tak zwinne, jak dawniej. Odszukał skórzan kurtk . Przed uło eniem si do snu, natarł j tłuszczem. Teraz wło ył kurtk i si gn ł do kieszeni po r kawiczki. Zachowały mi kko i elastyczno tak samo jak kurtka. Miał ochot zapali cygaro, ale to nie była odpowiednia chwila. Zabrał ze sob okulary przeciwsłoneczne. Zrobił to na wszelki wypadek, bo nie wiedział, czy na zewn trz był dzie , czy noc. Sprawdził stan baterii zasilaj cych licznik Geigera. Okazały si sprawne. Skierował licznik na fosforyzuj c tarcz rolexa, ale wska nik niczego nie zarejestrował. Spodziewał si , e zastanie właz szczelnie zamkni ty i zaplombowany. Teraz pi ł si po schodach. Mi nie, zwiotczałe na skutek długiego bezruchu, bolały go. Kiedy dotarł do pierwszych drzwi, czuł si ju zm czony. Był przecie na nogach od pi ciu godzin. Dalej nie było o wietlenia. Przyczepił do kurtki kieszonkow latark i poszedł dalej. wiatło kołysało si zgodnie z rytmem jego kroków. Po chwili zatrzymało si na pokrywie włazu. Plomby znajdowały si na swoim miejscu. John, otwieraj c pokryw włazu, u wiadomił sobie denerwuj c niepewno , co zastanie na zewn trz. Zimny powiew wiatru wtargn ł do korytarza. Powietrze było nieco rozrzedzone, ale Rourke mógł oddycha . Skierował licznik Geigera na tarcz zegarka. Tym razem przyrz d zarejestrował promieniowanie, lecz poziom radioaktywno ci był niski, nie było zagro enia dla ycia. M czyzna wydostał si z tunelu i zatrzasn ł za sob pokryw włazu. Dalej szedł poziomym korytarzem. Jeszcze tylko jedne drzwi dzieliły go od wiata zewn trznego. Nie wiedział, co czeka go za t barier . Odblokował metalow zasuw i poci gn ł za klamk . Drzwi stawiały nieprzewidziany opór. Uszczelka przykleiła si do framugi. Pomy lał, e musi j posmarowa . Skierował licznik Geigera ku wyj ciu, uchylaj c drzwi. W razie niebezpiecze stwa był gotów natychmiast je zatrzasn . Poziom promieniowania nie przekroczył dopuszczalnych norm. John otworzył drzwi na o cie , odruchowo odwracaj c głow od wiatła. Wło ył lotnicze okulary przeciwsłoneczne. Wahał si przez chwil , czy wyj na zewn trz. Nie było pewno ci, e warstwa ozonu w atmosferze zd yła si

5 zregenerowa . Je li promieniowanie słoneczne było zbyt intensywne, nie musiałby długo czeka na skutki. Doszedł do wniosku, e grube ubranie chroni go dostatecznie. Rourke przest pił próg. wiatło raziło go pomimo ciemnych szkieł. Zrobiło mu si ciemno przed oczami. Był wyczerpany. Bolały go mi nie nóg i ramion. Z trudem łapał oddech. Powietrze tutaj było znacznie rzadsze ni w rodku. Powinien to prze- widzie . Na kwarcowym zegarze, który umieszczono na wieku kapsuły narkotycznej, Rourke odczytał, e od dnia, kiedy uło ył si do snu upłyn ło 481 lat. Na sam my l zakr ciło mu si w głowie. Dookoła Schronu rozci gało si pustkowie. Monotoni krajobrazu łamał ła cuch górski na horyzoncie. Johnowi zrobiło si zimno. Chocia było południe, temperatura powietrza nie przekraczała 50 stopni Farenheita. Otworzył futerał zawieszony na piersi i wyci gn ł lornetk Bushnella. Nastawił ostro . W oddali, na stoku góry, dostrzegł zielon plam . Wydawało mu si , e przez szkła widzi traw . Padł na kolana. Nie była to oznaka wycie czenia. Jaki wewn trzny głos kazał mu ukl kn . Opu cił lornetk i prze egnał si .

6 Rozdział 2 W ci gu nast pnych dni Rourke kilkakrotnie opuszczał Schron. Kiedy przechodził przez tunel, zatrzaskiwał za sob pokryw głównego włazu. Nie dbał o własne zdrowie. Najwa niejsze było zbadanie składu powietrza. Szóstego dnia doszedł do wniosku, e oddychanie rozrzedzonym powietrzem nie zagra ało zdrowiu. Tylko w czasie intensywnego wysiłku mogły zaistnie trudno ci. Warstwa ozonu cz ciowo si zregenerowała i sło ce nie stanowiło bezpo redniego zagro enia. Nale ało si jednak ciepło ubiera . Rourke polegał na wynikach własnych bada , ale tylko czas mógł pokaza , czy nie zaszła tu jaka pomyłka. John od dawna wiedział, e ycie to hazard. Nocami niebo było bardziej rozgwie d one, ni dawniej. Było to złudzenie wywołane wi ksz przejrzysto ci rozrzedzonego powietrza. Posługuj c si swoj wiedz z astronomii i obserwacj wysoko ci sło ca nad widnokr giem, Rourke ustalił k t nachylenia osi Ziemi wzgl dem orbity. Porównał otrzymane w ten sposób wyniki ze wskazaniem zegara kwarcowego i doszedł do wniosku, e przebudził si pod koniec lata, dokładnie dwunastego wrze nia. Nastawił zegar kwarcowy i zsynchronizował wszystkie zegary. wiadomo mo liwo ci mierzenia czasu dodawała mu otuchy. Dotychczas nie mógł odró ni nocy od dnia, o ile nie wychodził na zewn trz. Sp dzał czas na przegl daniu wszelkich urz dze niezb dnych dla funkcjonowania Schronu. Usuwał usterki. Dokonywał regulacji. Poddawał ywno analizie bakteriologicznej. Zapasy przechowały si bez strat. Mimo to, Rourke spryskał spi arni rodkiem dezynfekuj cym. Najstaranniej zabezpieczył mi so. Szczelnie zamkn ł drzwi spi arni. Wiele zawdzi czał swojej przezorno ci. Z ka dym dniem nabierał sił. Powrócił mu apetyt. Jadał ju pokarmy stałe. Gdy poczuł, e powraca do dawnej formy, przeprowadził skrupulatne badania lekarskie. Ze zdumieniem stwierdził, e jego serce działa jak serce zdrowego, silnego dwudziestolatka. Puls był prawidłowy. Nast piła poprawa słuchu. John nie zauwa ył te u siebie uzale nienia od tytoniu, ale z przyjemno ci wypalał dwa do trzech cygar dziennie. Rourke zamierzał czym pr dzej odzyska pełn sprawno fizyczn . Uło ył sobie plan wicze na wzmocnienie mi ni i wyrobienie kondycji. Warunki zewn trzne wymagały rozszerzonej pojemno ci płuc. Trenował wi c regularnie. Szóstego dnia w południe po raz pierwszy opu cił Schron głównym wej ciem. Zamierzał pobra próbk gleby, aby zbada jej skład i stopie yzno ci. Okazało si , e była yzna i urodzajna, jak nigdy przedtem w tej okolicy. Białawy kolor spalonej sło cem ziemi sugerował, e jest jałowa. Lecz pod biał skorup kryła si brunatna, dobra gleba. Składniki mineralne, które Rourke odkrył w ziemi, powstały z niespotykanych zwi zków chemicznych, mimo to rokowały nadziej na obfite plony. Po południu Rourke sprawdził dokładnie uzbrojenie Schronu. Posiadał prawdziwy arsenał. Przez cały dzie ładował si akumulator harleya. Sło ce chyliło si ku zachodowi. Tego wieczora Rourke po raz pierwszy poczuł, e dokucza mu samotno .

7 Rozdział 3 Był osiemnasty wrze nia. Rourke pracował ju siódmy dzie . Nie był Bogiem, wi c nie pozwalał sobie na odpoczynek. Zreszt nie lubił rozczula si nad sob . Miał pewien plan, musiał go przygotowa . Rozwa ył wcze niej wszystkie ”za” i ”przeciw”. Nie widział adnego innego wyj cia. Musiał to zrobi dla dobra ich wszystkich, dla przetrwania. Wierzył w Opatrzno , ale Opatrzno ci trzeba czasem pomaga . Stał obok kapsuł narkotycznych. W k ciku ust trzymał cygaro, pierwsze tego dnia. Nie zapalił go. ciskał je lekko w z bach, przygl daj c si le cym w kapsułach postaciom. Miał przystrzy one włosy i starannie ogolon twarz oraz pełen oł dek. Przezwyci ył niedowład mi ni. Czuł si doskonale. Powrócił do dawnej formy szybciej, ni si tego spodziewał. Miał wszystko, czego potrzeba do ycia. Tylko z przygn biaj c samotno ci nie mógł sobie poradzi . Złapał obur cz za d wigni , która sterowała przepływem gazu narkotycznego i odci ł zasilanie kapsuł, w których le ały jego dzieci. Potem podszedł do wersalki. Przypomniał sobie, e kiedy zepchn ł j pod cian , aby zrobi miejsce dla sze ciu kapsuł narkotycznych. Zrobił to razem z dzie mi wkrótce po ostatecz- nym wprowadzeniu si do Schronu. Usiadł i patrzył, jak kł by niebieskawego gazu powoli opadaj na dno kapsuły. Rozpocz ł si długotrwały proces przebudzenia. Rourke nie mógł oderwa wzroku od dzieci. Przyłapał si na tym, e pod wiadomie rejestruje kliniczny przebieg przebudzenia. U miechn ł si , kiedy jego córka ockn ła si ze snu, jeszcze niezupełnie wiadoma tego, co si dzieje. Włosy Annie urosły. Było jej z tym do twarzy. Urosła tak e czupryna Michaela. Ojciec postanowił mu j przystrzyc. Michael wła nie poruszył głow . John Rourke domy lił si , e syn znajduje si w tej fazie przebudzenia, gdzie sny i wiadomo nakładaj si na siebie. On sam miał to ju za sob . Dzieci prze ywały wszystko jakby w zwolnionym tempie. Był ciekaw, co im si niło. Nie pami tał ju własnych snów z dzieci stwa. Wszystkie zauwa alne etapy procesu zapisywał w małym notesie. Razem z dzie mi prze ywał po raz drugi ka d chwil przebudzenia. Nie spuszczaj c ich z oka, wybiegł my lami ku onie - Sarah oraz Paulowi i Natalii. Czy mogło si zdarzy , aby sen narkotyczny powodował jakie nieodwracalne zmiany? Annie próbowała si podnie . Michael, który rano zawsze lubił spa dłu ej, przewracał si z boku na bok. Wieko kapsuły podniosło si zgodnie z ruchem tułowia siedmioletniej dziewczynki. Miała ju czterysta osiemdziesi t osiem lat - ojca mieszyło to stwierdzenie. - Witaj kochanie - wyszeptał. Nareszcie miał kogo , z kim mógł rozmawia . - Pappo. Rourke wybuchn ł miechem. Córka nie mogła jeszcze prawidłowo wymawia słów. Podniósł si z kanapy i podszedł do dziecka. Uj ł jej mał dło . - Znów jeste my wszyscy razem. Udało si . Spała dokładnie czterysta osiemdziesi t jeden lat.

8 - Jak... Jak... - Jaki to długi okres czasu? - doko czył za ni . - To bardzo długo. aden człowiek nie przebudził si po tak długim nie. Tylko astonauci z projektu ”Eden” spali tak długo, ale ich sen trwa nadal. Minie jeszcze dwadzie cia jeden lat, zanim dotr na Ziemi . Czy rozumiesz, o czym mówi ? Annie skin ła głow i ziewn ła, przeci gaj c si . Zrobiła to z wdzi kiem, jaki posiada tylko mała dziewczynka. Na jej twarzy zago cił u miech. Rourke przepadał za tym u miechem. Bardzo za nim t sknił. Teraz, kiedy patrzył na sw córk , ten u miech był dla niego dro szy nade wszystko. Na jej twarzy nie było pryszczy. Strupek, który miała na r czce po skaleczeniu, znikn ł nie pozostawiaj c ladu. Annie zarzuciła ojcu r ce na szyj . Uniósł j z kapsuły i pocałował. W tej chwili wieko drugiej kapsuły drgn ło i zacz ło si unosi . Michael usiadł w po cieli, wspieraj c si oci ale na łokciach. W sali czu było mdły zapach gazu narkotycznego. - Witaj, synu! Michael odwrócił głow w kierunku ojca i spojrzał na niego sennie. Nagle chłopiec zmru ył szelmowsko oko. Wygl dało na to, e lada chwila wybuchnie miechem.

9 Rozdział 4 Ju po kilku godzinach ruchu dzieci czuły si zm czone. Rourke był na to przygotowany. Poddał je natychmiastowym badaniom lekarskim. Aparatura, któr udało mu si zdoby niegdy w trudnych warunkach, nie wykazała adnych schorze . Michael i Annie byli mniej odporni na zm czenie ni dorosły m czyzna. Tej nocy wszyscy troje spali twardo przez osiem godzin. Po niadaniu, które Michael i Annie zjedli z niebywałym apetytem, cała trójka udała si na zewn trz. Po drodze dzieci zasypywały ojca pytaniami. Chciały wiedzie wszystko o nie narkotycznym. Ostatnie drzwi były otwarte na o cie . Dzieci po raz pierwszy ogl dały nowy wiat. - Wygl da jak pustynia - zauwa yła Annie. - Fajnie si składa. Nigdy nie byłam na pustyni. - Tak, fajnie si składa - mrukn ł Rourke zapalaj c cygaro. - Ani ywej duszy - powiedział Michael, usiłuj c wyswobodzi dłonie z r kawów kurtki, któr ojciec dał mu z własnej garderoby. Rourke milczał. - Czy nie ma tu w okolicy nikogo? - zapytała Annie. - Spodziewałem si tego pytania z waszej strony. Jest dokładnie tak, jak widzicie. Lecz posłuchajcie mnie, Annie i ty, Michael. Przychodziłem tutaj kilka razy w ci gu minionego tygodnia. Byłem tak samo rozczarowany tym widokiem, jak i wy, albo jeszcze bardziej. Po upływie siedmiu dni postanowiłem was obu- dzi . Przez ten czas przemy lałem sobie wiele spraw - powiedział Rourke. Pierwszy wyszedł z korytarza Schronu. Stan ł przy pokrywie włazu i spojrzał badawczym wzrokiem na sznury, na których zawieszone były ci arki. Sam skonsturował ten mechanizm, aby słu ył jako przeciwwaga do otwierania drzwi. Linki były nasmarowane i nie miały ladów przetarcia. Wdrapał si na taras skalny i patrzył w dal. Annie obj ła go w pasie, a Michael stan ł z drugiej strony, wspieraj c si na ramieniu ojca, Rourke uzbrojony był w detoniki. - Próbowałem wyobrazi sobie, jak inne pa stwa przygotowały si na to, co było nieuniknione. Z pewno ci nie tylko my wiedzieli my, na co si zanosi. W czasach poprzedzaj cych Noc Wojny było wielu mistrzów sztuki przetrwania. Je li zd yli wybudowa na czas solidne schrony, które byłyby przy tym samowystarczalne, to kto wie? Mo e nie jeste my sami? Mo e jest gdzie jeszcze garstka wybra ców losu, tak jak my? - Rourke u miechn ł si , obejmuj c Annie i poklepał Michaela po plecach. - Lecz wszystko to tylko przypuszczenia. Tutaj nie ma nikogo oprócz nas. Jak okiem si gn , s tylko pustkowia. Obserwowałem te góry przez lornetk . - R k wskazał masyw na horyzoncie. - Tam, na jednym zboczu dostrzegłem pas zieleni. My l , e to trawa. Jednak nic nie wskazuje na obecno cho by najmniejszej ywej istoty. Nie ma ani ptaków, ani zwierz t, a tym bardziej ludzi. Domy, kominy, samochody, wszystko zostało starte z powierzchni Ziemi, jak kreda z tablicy. Na nas spadło zadanie napisanie nowego rozdziału historii ludzko ci. O tym musz z wami porozmawia . - Rourke odetchn ł gł boko mro nym powietrzem. Miał u boku swoje dzieci i nie odczuwał zimna.

10 - Słyszeli cie o ”Projekcie Eden”? - Chodzi o statki kosmiczne, które poleciały w kosmos? - zgadywała Annie. - Wahadłowce - poprawił j Michael, jakby mimo woli. - Statki kosmiczne, czy wahadłowce, wszystko jedno. W ka dym razie ”Projekt Eden”. Ich misja dobiegnie ko ca za dwadzie cia jeden lat. Czy zastanawiali cie si , co b dzie, je li powróc ? Czy zdajecie sobie spraw z tego, e by mo e jeste my jedynymi lud mi na tej planecie? - Nie b d miała si z kim bawi ? - wyszeptała smutno Annie. Rourke u miechn ł si i mocniej przytulił do siebie. - Stoimy wobec powa niejszego problemu. Wiem, jak wa na jest zabawa, ale daleko bardziej wa na jest teraz sprawa przetrwania. Nie chodzi tylko o nas samych. Mam na my li cały rodzaj ludzki. Spójrzcie na to w ten sposób: stoimy tu we trójk , na dole pi ; wasza matka, wujek Paul i Natalia. Razem tylko sze osób. Ta my l nie daje mi spokoju. Aby przetrwa , musimy zbudowa nowy wiat. Lecz wiat mog budowa tylko doro li. Mam w zwi zku z tym pewien plan. Potrzeba nam sze ciu dorosłych osób, które b d mniej wi cej w tym samym wieku. Wy, moje dzieci, musicie stan na wysoko ci zadania. Oczekuj od was posłusze stwa i rozs dku. - Co mamy zrobi , tato? Rourke spojrzał na syna. Michael przypominał lustrzane odbicie ojca. - Zostaniecie ze mn przez pi lat. Przez ten czas postaram si przekaza wam całe moje do wiadczenie. Dowiecie si tak e o rzeczach, o których nie powinny wiedzie dzieci w waszym wieku. Musicie by bardzo dzielni. - Czy w wolnych chwilach b dziemy mogli si bawi , tato? - Annie patrzyła na niego błagalnie. - Tak, b dzie dosy czasu na zabaw . - Dlaczego akurat pi lat? - zapytał Michael. - Dlatego synu, e za pi lat sko czysz czterna cie lat, je li chodzi o twój rozwój biologiczny. A ty - zwrócił si do Annie, dostrzegaj c nagły błysk w jej piwnych oczach. Wiatr igrał w jej włosach. Nie opu ciła wzroku. - A ty, młoda panno, sko czysz dwunasty rok ycia. - Rourke westchn ł. - To okropnie trudne zadanie jak na wasz wiek - dodał po chwili, jakby si nad czym gł boko zastanawiał. - Czterna cie lat to bardzo du o - zaoponował Michael. - Mam nadziej , e jest tak, jak mówisz - Rourke u miechn ł si łagodnie. - Nie mam wi cej czasu. Za pi lat, je li wszystko potoczy si pomy lnie, ponownie uło si do snu. B d spał dalszych szesna cie lat. A kiedy ty, Michael, dobiegniesz trzydziestki, a ty Annie, b dziesz miała dwadzie cia osiem lat, wtedy wieka wszystkich kapsuł si otworz . Obudz si wtedy, a wraz ze mn przebudz si wasza mama, Paul i Natalia. John w zamy leniu spojrzał na syna. - B dziesz wówczas o dwa lata starszy od Natalii, synu. - przeniósł spojrzenie na córk . - A ty, córeczko, b dziesz troch młodsza od Paula Rubensteina - zrobił krótk pauz i doko czył: - Mama i tata b d tylko troch starsi od was. Wtedy b dzie nas sze cioro dorosłych ludzi i je li zajdzie taka konieczno b dziemy mogli zbudowa nowy wiat.

11 Rourke nie wiedział, czy dzieci zrozumiały. Miał wra enie, e nie rozumiej , o czym mówi. Lecz spojrzenie Michaela upewniło go, e chłopiec przeczuwa sens słów ojca, e zrozumie go w odpowiednim czasie. - A teraz czas rozpocz pierwsz lekcj . Najpierw zajmiemy si sztuk przetrwania. Mam w planie tak e wiczenia ogólnorozwojowe. No, jazda. Biegajcie i bawcie si . Tylko nie odchod cie zbyt daleko. Annie rzuciła si ojcu na szyj i pocałowała go w policzek, a potem pobiegła za bratem. Rourke przygl dał si chwil , jak dzieci goniły si po skałach, biegn c równolegle do drogi, która prowadziła do wej cia. - Bawcie si - wyszeptał. - Bawcie si , póki macie jeszcze na to czas. Chciał zaci gn si dymem, ale cygaro zgasło. Zapalił je ponownie, zasłaniaj c r k niebiesko- ółty płomie zapalniczki.

12 Rozdział 5 Rourke po wi cił wiele czasu, aby pomóc Annie w przełamaniu niech ci do czytania. Dziewczynka z trudem koncentrowała si nad tekstem. Cierpliwo ojca niemal si wyczerpała, kiedy dziewczynka odkryła, e czytanie sprawia jej przyjemno . Od tej chwili robiła wyra ne post py. Równolegle z czytaniem, Ro- urke uczył dzieci podstawowych zagadnie sztuki przetrwania. Michael potrafił posługiwa si broni . Przed Noc Wojny Sarah niepokoiły nieprzeci tne zdolno ci syna w tym kierunku. Zwierzyła si wtedy m owi ze swojego niepokoju o chłopca. Niebawem Rourke sam przekonał si , do czego syn był zdolny. Michael w obronie matki zabił kilku ludzi. Nie było wida , by chłopiec z tego powodu prze ywał jakie rozterki albo wyrzuty sumienia. Dzieci były przytłoczone ilo ci wiedzy, któr musiały przyswoi sobie i utrwali poprzez praktyk . Wiadomo ci z zakresu elektroniki, prac instalatorskich i elektryfikacyjnych oraz umiej tno obsługi technicznej motocykla, były niezb dne. Na dzieci miał spa obowi zek opieki nad Schronem i jego mieszka cami. Program szkolenia obejmował tak e sztuk kulinarn . Mi- chael i Annie musieli przyrz dza rozmaite potrawy na kuchence gazowej i w piekarniku mikrofalowym. Potrafili racjonalnie gospodarowa prowiantem w warunkach polowych i rozpala ognisko, kiedy nie ma pod r k suchego drewna. Poniewa brakowało opału, Rourke wyjechał pikapem na rekonesans, pozostawiaj c dzieci bez opieki. Spodziewał si , e ni sze partie gór b d zalesione, ale znalazł tylko kikuty obumarłych dawno drzew. Dookoła nie było ani ladu ycia. Kiedy przyst pił do r bania pnia ogarn ła go jaka dziwna t sknota. Podwoił wysiłki, chciał czym pr dzej znale si w domu. Z biegiem czasu Rourke zacz ł zabiera syna na wyprawy po drewno. Nauczył go posługiwa si ogromn mechaniczn pił . Ale wci r ce pociły mu si ze zdenerwowania, ilekro przygl dał si , jak jedenastoletni chłopiec ugina si pod ci arem piły ta mowej. Dzieci potrafiły ju posługiwa si zr cznie igł i ni mi. Oderwany guzik, czy podarte spodnie nie stanowiły dla nich problemu. Annie coraz cz ciej si gała po ksi ki, które Rourke przechowywał dla Sarah. Kiedy uko czyła dziesi lat, nauczyła si haftowa . Michael i Annie robili du e post py na strzelnicy. Dziewczynka wiczyła obsług karabinu CAR-15 ze wzgl du na mniejsz sił odrzutu. Michael strzelał z M-16. Rourke zach cał ich, by u ywali broni kalibru 22, gdy do tego rodzaju uzbrojenia miał najwi cej amunicji i cz ci zamiennych. Zabrał je z bazy US-Air Force w New West Coast, kiedy ewakuował si stamt d z Paulem Rubensteinem i Natali . Dzieci wolały karabiny. Strzelanie z pistoletu trenowali na pythonie. Rourke dawał im wtedy swój własny pistolet, do którego pasował ka dy rodzaj amunicji. Dopiero kiedy Michael sko czył dwana cie lat, ojciec dał mu do r ki detonika. Z kalibrem 45 nie ma artów. Niebieski detonik, jakiego dot d u ywali do wicze , nale ał do współpracownika Rourke'a, Randana Soamsa, dopóki nie okazało si , e ten był wtyczk sowieckiego wywiadu w kwaterze głównej Sił Po- wietrznych USA. Michael szybko oswoił si z nowym typem pistoletu.

13 Tymczasem Annie osi gn ła tak wpraw w strzelaniu z CAR-a 15, e sam Rourke był zdumiony. Nie dawał jej jednak tego pozna . Raz tylko mimowolnie zauwa ył, e zasługuje na przydomek Pallas, tak jak grecka bogini Atena. Tego samego roku rozpocz li kurs wschodnich technik walki wr cz. Dzieci były w najbardziej odpowiednim wieku. Tryskały zdrowiem. Na ladowały biegle chwyty Tae-Kwon-Do, które demonstrował im ojciec, a nawet próbowały własnych uderze . Lecz John zaczekał jeszcze rok, zanim zacz ł uczy ich zabijania gołymi r kami. Michael miał wtedy trzyna cie lat, a Annie jedena cie. Dzieci wiczyły razem. Rourke uwa nie obserwował ich zr czne ruchy. Czasem musiał trzyma w ryzach Michaela, który jak na swój wiek był bardzo silny, innym razem zmuszał Annie do wi kszego wysiłku. Ojciec uczył ich tak e historii. Od niego dowiedzieli si , e przyszli na wiat w burzliwych czasach, e ich rodzina prze yła w Schronie najtragiczniejsz chwil w dziejach ludzko ci. wiadomo tej okrutnej rzeczywisto ci spowodowała, e Michael i Annie zainteresowali si przedmiotem i zmobilizowali do nauki. Oboje spodziewali si znale odpowied na pytanie, dlaczego pomi dzy Stanami Zjednoczonymi a Zwi zkiem Radzieckim narosła tak pot na wrogo , e konflikt zbrojny okazał si nieunikniony? Wtedy John pokazał im dziennik, który prowadził od chwili swojego przebudzenia. Dopiero teraz Michael i Annie zrozumieli, co ich ojciec robił wieczorami przy biurku, gdy w skupieniu pisał co na maszynie, słuchaj c cichej muzyki. Dziennik zawierał osobiste refleksje Johna o wydarzeniach, które miały miejsce bezpo rednio przed Noc Wojny. Rourke nie napisał zako czenia. Wła ciwie nie było zako czenia i nigdy go nie b dzie. Oczekiwał od dzieci, e one dopisz kolejny rozdział. Rourke dbał o wszechstronne wykształcenie Michaela i Annie. Zach cał dzieci do czytania. Owidiusza czytały w oryginale, podobnie Cervantesa i Szekspira. Razem z ojcem podziwiali rze by Michała Anioła, słuchali muzyki Beethovena i Lista. Dyskutowali o filozofii wi tego Tomasza z Akwinu, Sartre'a i Russella. Rourke mógł jedynie wprowadzi dzieci w pewne zagadnienia, da im podstawy ró nych dziedzin wiedzy. Wiedział, e dalsze studia ka de z nich b dzie musiało odbywa samodzielnie. Okolice Schronu zmieniły si nie do poznania. Na yznej glebie uprawiali, we trójk , ziemniaki, zbo e, szparagi, pomidory i fasol . Wybrali odmiany, które charakteryzowały si krótkim okresem wegetacyjnym, bowiem zimy były długie i ostre. Mieli du o pracy w czasie zbiorów, ale potrafili upora si ze wszystkim. Dzielili si obowi zkami, tworz c zgrany zespół. Rourke wiedział, e w dzieciach znajdzie nie tylko pomocników, ale tak e dobrych przyjaciół. Czas Rourke'a dobiegał ko ca. Mijał ostatni rok, który przeznaczył na szkolenie i opiek nad dzie mi. Teraz musiał wykorzysta ka d chwil . Musiał ich jeszcze wiele nauczy . Wieczorami siadali razem w salonie i prowadzili długie rozmowy na ró ne tematy. Rozmawiali o sztuce i muzyce, prowadzili dysputy filozoficzne. Dzieci znały klasyk literatury wiatowej. Szczególnie interesowały je nauki przyrodnicze. Rourke zd ył przeszkoli dzieci z zakresu pierwszej pomocy. Przed uło eniem si do snu musiał im jeszcze pokaza , jak wykonuje si najprostsze zabiegi medyczne. W razie potrzeby brat i siostra powinni umie leczy siebie

14 nawzajem. Te zaj cia John celowo odło ył na koniec, aby lepiej je zapami tali. Jako mistrz sztuki przetrwania i lekarz, uwa ał medycyn i stomatologi za najwa niejsze umiej tno ci. Schron zapewniał komfortowe warunki ycia, ale wiat na zewn trz był niego cinny i bezludny. Przetrwanie uzale nione było od stanu zdrowia. Zbli yły si czternaste urodziny Michaela. Chłopiec od pewnego czasu wr cz szturmował arsenał, opró niaj c go z amunicji. Pasjonowały go szczególnie dwa rodzaje pistoletów, co nie uszło uwagi ojca. Rourke'a martwiło, e syn preferował rewolwery samopowtarzalne. On sam polegał tylko na broni automatycznej. Ale poniewa w Schronie mieli pod dostatkiem amunicji, pozwalał synowi wiczy si we władaniu dowoln broni . Ojciec i syn stali nie opodal Schronu, plecami do głównego wej cia. Michael był tylko o dwa cale ni szy od Johna. Rourke przygl dał si jak chłopak, trzymaj c obur cz stolkera z wytwórni Magnum Sales, wyci gn ł ramiona przed siebie. Masywny b benkowiec zaczepiony był na szerokim rzemieniu, który, gdy Michael przymierzał si do strzału, kołysał si na wietrze. Cel stanowiła sporych rozmiarów szyszka, le ca na ziemi w odległo ci stu jardów. Widział j dokładnie poprzez celownik optyczny. Rourke miał na uszach tłumiki, mimo to usłyszał huk wystrzału. Detonacja stolkera była niezwykle dono na. Ojciec podniósł do oczu lornetk Bushnell 8 x 30 . Szyszka rozsypała si w proch. - Trafiłe . - Wiem. - Zobaczymy, co potrafisz z krótsz broni . - Zgoda. Michael poło ył stolkera na stoliku, który zrobił razem z ojcem z pniaków sosnowych i wzi ł predatora. Był to model Ruger Super Blackhawk bez celownika optycznego. Chłopiec wa ył go przez chwil w dłoni, potem obur cz uj ł r koje i celował. - Kiedy ju b d spał, trenuj tym wła nie pistoletem. Naucz si strzela szybciej na mniejsz odległo . Powiniene opanowa strzelanie w biegu i ładowanie go bez przerywania ognia - powiedział John. - Rozumiem, co masz na my li, ale nie jestem pewien, czy potrafi to zrobi - odparł Michael. Był wyj tkowo powa ny, jak na nastolatka. ”B dzie z niego m czyzna” - pomy lał Rourke. - Strzel raz do celu tak, jak sobie zaplanowałe . Potem poka ci, jak to powinno wygl da . B d musiał wystrzela cały magazynek - Rourke zało ył tłumiki na uszy i obserwował przygotowania syna do strzału. W odległo ci pi dziesi ciu jardów znajdowała si du a szyszka. Michael miał j na muszce. W chwili kiedy poci gn ł za spust, szyszka rozprysła si na kawałki. Ojciec był z niego dumny i miał ku temu słuszne powody. Michael wystrzelił z predatora z tak sam precyzj , z jak rozwi zywał zadania z geometrii i trafił bez pudła. Równie bezbł dnie wykonywał obliczenia. Rourke podszedł do niego. Zdj ł tłumiki. Michael podał ojcu pistolet. - Cztery strzały? - zapytał John. - Nigdy nie ładuj wi cej ni pi naboi za jednym razem. Nawet, je li to ruger - odparł Michael. Rourke u miechn ł si do niego.

15 W odległo ci dwudziestu pi ciu stóp le ała sosna, powalona przez piorun kilka miesi cy temu. Nad Schronem przeszła wtedy okropna burza. ”Zwykła burza, nie tak tragiczna, jak ta wywołana przez ludzi przed pi cioma wiekami” - pomy lał Rourke i wyj ł z pudełka pi naboi Federal 240 gramów kaliber 44 Magnum. - Znałem faceta, który strzelał z oryginalnego colta z otwartym zamkiem i ładował nabój, jak tylko oddał strzał. Tego numeru nie da si zrobi z tym pistoletem. Lecz jest pewien sposób... - Jestem ciekaw - powiedział Michael i u miechn ł si odsłaniaj c białe, zdrowe z by. - Tak my lałem - za miał si szczerze Rourke. - Wyobra sobie, e to powalone drzewo jest człowiekiem, który strzela do ciebie, a stół, to osłona. Musisz strzelaj c, skry si za osłon , a potem nabi ponownie pistolet tak szybko, jak tylko potrafisz. Tymczasem drugi facet zachodzi ci od tyłu. Musisz wyj zza stołu i zabi pierwszego z nich, zanim wezm ci w krzy owy ogie . Wi c biegniesz i oddajesz do niego pi strzałów, je li to konieczne. Załó my, e tym razem tak było. Jak poradzisz sobie w takiej sytuacji z drugim go ciem? - Chciałbym to zobaczy . - Daj mi znak, kiedy mam zaczyna . Sta tam z boku. - Rourke wskazał r k taras skalny. Tam Michael był bezpieczny, nie mogła tam zaw drowa adna zabł kana kula. - I załó tłumiki. Nie ma sensu niszczy sobie słuchu na wiczeniach - poradził Rourke synowi. - W porz dku. Rourke wzi ł predatora i pi naboi. Potem cofn ł si jakie dwadzie cia pi stóp w linii prostej od stołu, prostopadłej do powalonego drzewa. To zwi kszało szans dotarcia za osłon , nim trafi go wyimaginowany przeciwnik. - Jestem gotów. Tylko pami taj, e nie mam wprawy w strzelaniu z broni samopowtarzalnej i rzadko strzelam z kalibru 44. - To tylko wymówka. Teraz! Michael wybrał moment, kiedy ojciec stał równo na nogach, mimo to Rourke ruszył biegiem przed siebie, unosz c do strzału pistolet. Nie zwalniaj c tempa kciukiem odwodził kurek i poci gał za cyngiel. Ruger podskakiwał mu w dłoni za ka dym strzałem. Odległo pomi dzy biegn cym a osłon zmniejszała si . Na korze powalonej sosny pojawiła si rysa. Rourke ukrył si za blatem stołu i błyskawicznie otwierał zamek, kciukiem wprowadzał nabój, zamykał zamek, przekr cał b benek i znów otwierał. Robił to automatycznie, bez zastanowienia. Kiedy naładował, podbiegł w kierunku sosny, oddaj c cztery strzały. Rysa na korze drzewa wydłu yła si . Przystan ł na chwil , kiedy Michael zawołał: - Pi kna robota, tato! John schylił si i strzelił w przysiadzie z odległo ci pi tnastu stóp. Trafił w drzewo na linii poprzednich czterech strzałów. Pocisk poderwał w powietrze płat kory. Rourke obrócił si na pi cie i ukl kł, a potem jeszcze raz błyskawicznie nabił b benek, wyci gaj c nowe naboje z pasa. Był gotów stawi czoło drugiemu napastnikowi. Wstał i zdj ł tłumiki. Michael podszedł do ojca.

16 - Ja wol kaliber 45 albo bro automatyczn - powiedział Rourke. Nie miał nawet zadyszki. - Lecz je li ty masz inne upodobania, trzymaj si ich. Najwa niejsze, by celnie strzelał. A w ogóle, magnum to dobry pistolet. W tej chwili ze Schronu wychyliła si Annie. Miała prawie dwana cie lat. - Otworzyłam ostatni słoik masła z miazgi arachidowej - zawołała do nich. - Czy s ch tni na kanapk z razowca? Ojciec i syn spojrzeli na siebie. Obaj podziwiali zaradno Annie w prowadzeniu kuchni. Zawsze potrafiła ich czym mile zaskoczy . - Nie słyszeli cie pytania? Przygotowałam kanapki z chleba razowego, miazgi arachidowej, wie ych truskawek, pomidorów i szparagów. Je li chcecie, jest te sałatka z fasoli. - Niezły z ciebie kuchcik, cho troch ekstrawagancki - zauwa ył Rourke.

17 Rozdział 6 Rourke wychylił kieliszek whisky, by oceni jej smak. Pierwszy rocznik, który wyprodukował na czystym spirytusie zbo owym, był nieco za mocny. Drugi udał si bardziej. Mieli w piwnicy spory zapas wytrawnej segrea i seven, ale wrodzona przezorno Rourke'a skłoniła go przed trzema laty do p dzenia alkoholu. Michael poszedł w lady ojca. Chłopak nosił si z zamiarem zrobienia własnego browaru. Rourke nie przepadał za piwem, ale potrafił zrozumie syna. Nastolatek chciał zaznaczy , e wkracza w wiek m ski. Piwo nie mogło mu zaszkodzi . Siedzieli wszyscy razem przy stole. Annie była bardzo podniecona. - Byłoby cudownie - mówiła - gdyby my mieli kilka zwierz t domowych. Jakichkolwiek. Cho by kozy. Tak bardzo chciałabym wam przygotowa co innego ni zwykle. Znam kilka pysznych przepisów na ser i jogurt. Ale pami tacie jak si to sko czyło, kiedy próbowałam zrobi jogurt z mleka w proszku? - Był bardzo dobry, kochanie - odparł Rourke. Zwracał si do niej tak samo, jak do ony. Annie była uderzaj co podobna do matki, tylko włosy miała inne. U wiadomił sobie, e nie obcinała ich, od kiedy si przebudziła. Tylko czasem przystrzygła jaki kapry ny kosmyk, jak sama mawiała. Rourke domy lił si , e zapo yczyła to okre lenie z jakiej ksi ki, albo kasety video, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Tego ranka Annie rozpu ciła warkocze. Ojcu podobały si jej długie kasztanowe włosy, spadaj ce falami na ramiona, i dalej a do pasa. Annie miała w sobie du o wdzi ku i swoim promiennym u miechem potrafiła rozja ni monotonne ycie w Schronie. Rourke czuł, e b dzie mu brakowało tej małej dziewczynki. Miała tak wiele obowi zków, e niewiele czasu mogła po wi ci beztroskim, dzieci cym zabawom. Powiedział jej, co b dzie si z ni działo i jak powinna post powa , kiedy stanie si dorosł kobiet . Ostrzegł j przed chwilami, kiedy samotno mo e by nie do zniesienia. Mówił dzieciom o trudno ciach, jakie młodzie napotyka, wkraczaj c w dorosłe ycie, o tym, jak je przezwyci a . U wiadomił im, e ich ycie b dzie si toczy w warunkach odbiegaj cych od normalno ci. Musieli sobie z tym radzi , dopóki on nie przebudzi si ponownie i dopóki nie spełni si jego plan. Nadszedł czas rozstania. Zebrali si w salonie. Rourke siedział na wersalce, Michael na foteliku z rozkładanym oparciem, Annie na podłodze w pozycji lotosu. Z tyłu dobiegł ich szum kapsuł narkotycznych. John dopiero teraz u wiadomił sobie, e na niego ju czas. - Jeste my przyszło ci ludzko ci. Wszystko, czego was nauczyłem, jest tylko ziarenkiem piasku na pustyni. Lecz macie podstawy, eby samodzielnie rozwija wasze zdolno ci i pogł bia wiedz . Kiedy zacznie wita , ju mnie tu nie b dzie. Upłynie szesna cie lat, zanim zobacz wschód sło ca i was. Lecz wy b dziecie widzie mnie i wasz mam ka dego dnia. My si nie zmienimy. Paul i Natalia tak e. Nie my lcie, e zadanie, które was czeka, jest łatwe. Musicie mie wiadomo , e mog zaistnie okoliczno ci, jakich nie przewidziałem i do których nie jeste cie przygotowani. Starajcie si ze wszystkim upora . Je eli co

18 b dzie przekraczało wasze siły i umiej tno ci, wtedy mnie obud cie. Miejmy nadziej , e b d w stanie temu zaradzi . W razie gdyby które z was było powa nie ranne i wasza wiedza okazałaby si niewystarczaj ca, natychmiast mnie obud cie. Obserwujcie działanie kapsuł narkotycznych. W razie najmniejszej awarii systemu zasilania, obud cie wszystkich. Rourke zwrócił si do córki: - Chciałbym, aby rozwijała swoje twórcze zainteresowania. Praca twórcza jest niezb dna do przetrwania. Mam na my li zarówno zaj cia fizyczne jak i umysłowe. Tylko nie zmieniaj przypadkiem wystroju wn trza. Lubi Schron taki, jakim jest. Nie zaniedbuj nauki. wicz techniki walki, których ci nauczyłem i uwa aj, nie zrób krzywdy bratu. - Tato. - Michael nie mógł powstrzyma si od miechu. Annie u miechn ła si do ojca. - Czas, aby porzuciła mojego pythona i zacz ła u ywa Magnum 357. Nie przyzwyczajaj si do broni samopowtarzalnej, jak twój brat. - Podoba mi si detonik, który dałe mi kiedy na prób . Jest ładny i precyzyjny - powiedziała Annie. - Dobrze, ale zaczekaj jeszcze kilka lat, zanim we miesz go do rak. Wtedy b dzie twój. - Zgoda. Dzi kuj tato. - Annie u miechn ła si . Na jej policzkach pokazały si dwa małe dołeczki. Rourke odwrócił głow w stron Michaela. - Teraz na ciebie kolej, synu. Nie chc , aby to co teraz powiem zabrzmiało jak oznaka m skiego szowinizmu, ale jeste dwa lata starszy i jeste m czyzn . Czterna cie lat to trudny wiek. Lecz wykazałe , e potrafisz zachowa si jak m czyzna. Tobie zawdzi czam, e Sarah jeszcze yje. Ty obroniłe j przed bandytami. Ty wydostałe matk i Annie z opałów. Masz siln wol . Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto mógłby ci dorówna . Pod tym wzgl dem jeste my do siebie podobni. Mo e ci to ułatwi ycie, je li potrafisz nad sob panowa . Uwa aj, eby nie zszedł na zł drog , powrót jest niemo liwy. Teraz ty jeste tu gospodarzem. My l , e Annie to zrozumie. - Rourke spojrzał na córk . Annie przytakn ła z u miechem. - Wierz , synu, e sprostasz zadaniom, które ci czekaj . Od dzisiaj odpowiadasz nie tylko za siebie, ale tak e za twoj siostr i za nas czworo podczas naszego snu. Pami taj o tym, kiedy b dziesz przeprowadzał swoje eksperymenty z prochem bezdymnym, nie wysad nas w powietrze! Rourke zamilkł i u miechn ł si do syna. Michael wstał i wło ył r ce do kieszeni spodni, które wzi ł od ojca. Spodnie miały podwini te nogawki, były na chłopca jeszcze troch za du e. - Zobaczysz, e Annie b dzie bezpieczna, mo esz by o to spokojny. Nie zawiod ci . Nie zawiod ani mamy, ani Paula, ani Natalii. Nie wiem, co wydarzy si przez te szesna cie lat, ale jestem pewien, e poradz sobie ze wszystkim. John wstał z wersalki. Michael podszedł i u cisn ł wyci gni t r k ojca. Annie stan ła przy nich i obj ła ich obu. W kilka godzin pó niej John Rourke zapadł w narkotyczny sen.

19 Rozdział 7 Michael Rourke ze stolkerem przewieszonym przez rami schodził z gór przez przeł cz. Przez celownik optyczny karabinu mógł st d dojrze Schron. Ojciec zwierzył mu si kiedy , e Natalia nazwała ten szczyt Gór Rourke'a. W wieku dwudziestu lat Michael rozpocz ł systematyczn lustracj okolicy, ale przez dziesi lat ani razu nie natrafił na lad dzikiej zwierzyny. Natomiast ro linno z roku na rok coraz bujniej pokrywała stoki. Michael przy pieszył kroku. Annie zapowiedziała, e tego wieczoru zrobi na kolacj piecze wołow . Je li chciała go w ten sposób nakłoni do szybszego powrotu, nie mogła wybra lepszego argumentu. Mi so gotowała jedynie z okazji urodzin Michaela lub własnych, czasami w dni wi teczne. Tym razem nie był to aden ze styczniowych dni wi tecznych (oboje urodzili si w styczniu). Rano Annie o wiadczyła po prostu: - Znudziło mi si wegetaria skie jedzenie. Dzisiaj wyjm troch mi sa z zamra arki. Tylko nie spó nij si na kolacj . Michael nie protestował. Gdyby udało mu si złapa zaj ca albo wiewiórk , nie zabiłby ich. Gotów był dokarmia zwierz ta warzywami z własnej działki. Lecz to wszystko były tylko marzenia. Pocieszał si my l , e zaj ce nie mieszkaj na takiej wysoko ci. Mo e w innej cz ci wiata... Pewnego razu wyprowadził ze Schronu harleya i pojechał przed siebie, tak daleko, jak pozwalał na to zapas paliwa. Było to pi lat temu. Potem odbył podobne podró e - sto mil w ka d z czterech stron wiata. Odnalazł wtedy rozbity i zardzewiały wrak samochodu. Nie opodal były ruiny wielkiego miasta. Zostały z niego tylko stalowe szkielety wie owców. Ludzkie ko ci rozsypały si w proch. Lecz zapasy paliwa, rozmieszczone w strategicznych punktach były nietkni te. Zwiózł wszystkie cysterny. Powiedział Annie, e taki był cel jego podró y. Cysterny wypełnione były rop i nie stwierdził wycieków. Annie tak e opuszczała Schron, by uda si na przechadzk . W okolicy ich domu było bezpiecznie, wi c Michael nie zabraniał jej tego, chocia pilnował, by zabierała ze sob detonika. W wieku pi tnastu lat rozpocz ła strzelanie ze swego ulubionego pistoletu. Doszła do takiej wprawy, e teraz po trzynastu latach treningu, mogłaby by strzelcem wyborowym. Z odległo ci stu jardów trafiała przedmioty, które jej brat ledwie dostrzegał. Nie u ywała przy tym celownika optycznego, ale zwykła muszk typu Bo-Mar. Jeszcze jako nastolatek Michael czytał ”Encyklopedi Britanica”. Przebrn ł przez siedemna cie tomów. Rozbawiło go czytanie o angielskim prawie podatkowym. (Podatki ju nie istniały). Nagle przypomniał sobie zdanie wypowiedziane kiedy przez ojca: ” mier jest tak samo nieunikniona, jak podatki”. Zastanawiał si teraz, czy tak jak znikł system podatkowy, zniknie i mier . Wi kszo ludzi, których kiedy znał, nie było ju na wiecie. Ta wiadomo ci yła mu bardzo. Lecz nie tracił nadziei. W ci gu ostatnich szesnastu lat co wieczór siadał przy radiostacji, zakładał słuchawki, i w jednostajnym szumie odbiornika szukał jakiegokolwiek sygnału. Kiedy była sprzyjaj ca pogoda, wychodził na zewn trz i obserwował gwiazdy, czekaj c na jaki znak. Dopiero w ostatnim okresie zacz ł nabiera pewno ci, e

20 na Ziemi nie było nikogo prócz nich. Czasem miał ochot wsi na harleya i pojecha do Kolorado, gdzie znajdowała si tajna sowiecka baza operacyjna. Powstrzymywała go pewno , e je li komu tam udało si prze y , to ów człowiek byłby teraz jego wrogiem, jak pi wieków wcze niej był wrogiem jego ojca. Tego wieczoru Michael daremnie próbował nawi za ł czno przez radiostacj . Obserwacje przez teleskop tak e nie dały rezultatów. Usiadł wi c i nalał sobie kieliszek whisky, po wieloletnim le akowaniu trunek nabrał odpowiednich walorów smakowych i nie ust pował szlachetnym markom Seagream Seven. Michael potrzebował czego na wzmocnienie. Wychylił kieliszek i poszedł do salonu. Annie ju spała. Zwykle zasypiała pierwsza. Usiadł na wersalce i wpatrywał si w kapsuły narkotyczne. Nie miał ochoty ogl da video. Oboje z Annie prze ywali wieczorami te chwile samotno ci, przed którymi ostrzegał ich ojciec. Michael zastanawiał si , jak to b dzie, kiedy wreszcie b d wszyscy razem. Rozmy lał, szczególnie o Natalii. Jaka ona jest? To pytanie chodziło mu po głowie, kiedy wracał z Góry Rourke'a do Schronu. Przypomniał sobie, kiedy w dzieci stwie zobaczył po raz pierwszy, jak ojciec i matka si całowali. Potem ogl dał wielokrotnie podobne sceny w filmach. Nie czuł zgorszenia na widok kobiety i m czyzny obejmuj cych si w łó ku. Seks nie stanowił dla niego tabu. Czytał na ten temat ksi ki, które ojciec wiadomie im zostawił. Zanim John uło ył si do snu, rozmawiali o tych sprawach bez skr powania. Lecz spogl daj c na Natali , Michael miał mieszane uczucia. Przypominał mu si kategoryczny ton głosu ojca, kiedy ten mówił o konieczno ci bycia razem dla przetrwania. Michael miewał chwile, kiedy czuł, e rozumuj tymi samymi kategoriami. Plany ojca wydawały mu si wtedy jasne, ale co buntowało si w nim przeciwko zaaprobowaniu wyznaczonej im roli. Michael starał si kontrolowa bieg my li i przypomnie sobie, co pobudziło go do tych refleksji. Zacz ło si przy kolacji. - Co o tym s dzisz? - zapytała Annie. Znlazłam przepis w ksi ce kucharskiej, w której mama zapisywała własne receptury. Michael wypił Seagreama i postawił pusty kieliszek na stole. Miał wyrzuty sumienia, e si gn ł do rezerwy whisky ojca, ale tak czy inaczej była to specjalna okazja. - To jest naprawd dobre, Annie. Powiedz mi, jak si to nazywa? - Miał to by boeuf Strogonow, ale nie miałam wina. U yłam piwa. - Wy mienite. Facet, który ci po lubi... - Michael urwał w pół zdania i spojrzał siostrze w oczy. Annie energicznym ruchem głowy odrzuciła pukiel włosów z czoła. - Jak my lisz - zapytała - co tata miał w planie dla nas? - Jej głos dr ał lekko. Przypominał Michaelowi głos matki. - Chcesz abym mówił szczerze? - Tak, powiedz mi szczerze co my lisz. Zastanów si , ja tymczasem podam ci deser. Dzisiaj jest tort truskawkowy. Nalej sobie kieliszek whisky i zaczynaj. Annie wstała od stołu i podeszła do kuchenki. Michael wzi ł swój kieliszek. Po chwili wahania si gn ł tak e po kieliszek siostry i odwrócił si do barku.

21 - Co powiesz na jeszcze jeden kieliszek? - zapytał, odkr caj c korek butelki. To whisky uszlachetniona pi ciosetletnim le akowaniem. - Nie interesuje mnie le akowanie. Nalej mi, je li uwa asz, e b d potrzebowała czego mocnego. - Tak b dzie lepiej. - Wi c dobrze. Napij si jeszcze whisky. Chcesz du o truskawek? - Tak - Michael napełnił oba kieliszki i zakorkował butelk . Potem odwrócił si do stołu, uwa aj c, by nie rozla whisky i czekał, a siostra pokroi tort. Na jego porcj Annie nało yła truskawki, które zebrała rano na działce. Miała na sobie skromn spódnic . Zakładała j na co dzie , chocia uszyła sobie kilka eleganckich kreacji i kilka par spodni. Zasiadała do maszyny do szycia z takim zapałem, jak pianista do swojego instrumentu. Spódnica si gała jej do kolan. Była w kolorze marynarskiego granatu, bowiem wszystkie bele materiału, jakie znajdowały si w Schronie, pochodziły z bazy marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, tak samo, jak maszyna i wszystkie przybory do ycia. Górn cz jej ubrania stanowiła bluzeczka, która zamiast rami czek miała dwie tasiemki zawi zywane na kokardki na ramionach. Michael odprowadził j wzrokiem, kiedy przeszła obok niego, nios c deser i usiadł do stołu. Miał na sobie krótkie spodenki. Sam obci ł nogawki, nie zadaj c sobie trudu, by je podło y . Teraz czuł sw dzenie na nodze w miejscu, gdzie fr dzelki d insu łaskotały skór . Podrapał si w nog . Wiedział, e to nie pomo e, ale był podenerwowany i usiłował w jaki sposób rozładowa napi cie. W magazynie le ało tyle par d insów, e nie zd yłby ich znosi do ko ca ycia, ale te lubił najbardziej. - Wi c jak my lisz? Co on miał dla nas w planie? - Zdrowie - powiedział po hiszpa sku Michael, unosz c kieliszek. Znał troch hiszpa skiego z ksi ek i ta m magnetofonowych, które ojciec zgromadził w Schronie, z nadziej , e pomog zrozumie pewien hiszpa ski film, co w ko cu udało mu si . - Salud - odparła Annie i tr cili si kieliszkami. - Czy powiesz mi teraz, co my lisz? Michael z ch ci zapaliłby teraz papierosa. ałował, e nie palił. Mógłby zaci gn si dymem i odwlec dyskusj chocia na chwil . - W porz dku - powiedział. - Ojciec zawsze powtarzał, e widzi szans na przetrwanie tylko wtedy, gdy b dziemy wszyscy w tym samym wieku. - Dobrze. Ale co z tego wynika? - To oczywiste. Chyba nie raz widziała , jak to robi . Wiem, e ty robiła to samo. - O czym ty mówisz? - Mówi o tym, e jeste my lud mi i odczuwamy ludzkie potrzeby. - Michael, nie mo esz wyra a si ja niej? - My l , e tata zaplanował wszystko od samego pocz tku. Wiedział, co robi, kiedy przygotowywał Schron. Wiedział, e wiat zmierzał do samozagłady. Dlatego obudził nas i uczył przez pi lat, a potem pozostawił tu, podczas gdy oni pi . - O czym ty mówisz?

22 - Nie wiesz? A o czym my lisz, kiedy wpatrujesz si w kapsuł narkotyczn , gdzie le y Paul? - My l , e jest... - e jest przystojnym m czyzn ? On jest jedynym yj cym m czyzn , którego nie ł cz z tob wi zy krwi. - Michael spojrzał na siostr . Annie spu ciła oczy i zacz ła grzeba ły eczk w deserze. - My lałam o tym - powiedziała szeptem. - A co powiesz o Natalii? - Natalia jest kobiet - wypalił Michael i zamilkł. Oboje tego wieczoru nie doko czyli deseru. Michael siedz c na wersalce, patrzył na cztery kapsuły narkotyczne. Dwie puste kapsuły wynie li do magazynu. Powiódł wzrokiem po wszystkich i zatrzymał spojrzenie na Natalii. Nagle przypomniał sobie, jakiego koloru były jej oczy; niebieskie jak kł by gazu narkotycznego. Zanim wstali od stołu, Annie zapytała go, patrz c w kierunku salonu: - Czy on... Czy to mo liwe? Domy lał si , co siostra chciała powiedzie , ale udawał, e nie rozumie jej słów. Wychylił ostatni kieliszek whisky i poszedł spa .

23 Rozdział 8 To trwało tylko krótk chwil , lecz od samego pocz tku Michael był pewien, e złapał jaki sygnał. Z wła ciw sobie przytomno ci umysłu nacisn ł natychmiast przycisk zapisu na magnetofonie, który podł czony był do radiostacji. Wyt ał słuch, aby zrozumie słowa, ale głos mówił obcym j zykiem. Spojrzał na zegar. Stoper rolexa, którego ojciec podarował mu przed uło eniem si do snu, wskazywał, e transmisja trwała tylko dwie i pół minuty. Annie o tej porze le ała ju w łó ku. Zdarzyło si to po raz drugi, od czasu gdy zacz ł systematycznie poszukiwa w eterze sygnałów ycia. Za pierwszym razem były du e zakłócenia w odbiorze. Od tamtego czasu min ło pi lat. Michael nie przywi zywał wi kszej wagi do kilku niezrozumiałych słów, które mogły zreszt by złudzeniem wywołanym przez defekt aparatury. Teraz cisza została przerwana po raz drugi, a sygnał był mocniejszy. - Czy jest mo liwe, aby powrócili uczestnicy ”Projektu Eden”? - zastanawiał si na głos. Oznaczałoby to, e astronauci znajduj si ju w atmosferze ziemskiej. - Mo e usiłowali nawi za kontakt? Dlaczego nie mog zrozumie ich j zyka? Mo e sygnał jest zakłócony z powodu zmiany o rodka, po którym rozchodz si fale. Chciałbym wiedzie , czy to wina aberracji atmosferycznych, czy jaka usterka w odbiorniku. Kilkakrotnie przy pomocy Annie rozebrał radio, aby sprawdzi , czy nie było zwarcia w instalacji. Doszli do wniosku, e radiostacja działa prawidłowo. Nagle zerwał si na nogi i si gn ł r k po pistolet. Kierował si intuicj . Dobrze wiedział, e powinien słucha swojego wewn trznego głosu. Przemierzył salon długimi krokami i podszedł do magazynu. Ze zniecierpliwieniem odtr cił na bok lornetk Bushmella i wyci gn ł z futerału celownik optyczny o zmiennej ogniskowej, którego u ywał jako teleskopu. Podwin ł koszul do góry i schował do powstałej w ten sposób ”kieszeni” lunetk wraz z osprz tem. Potem odci gn ł zasuw , która od wewn trz blokowała wyj cie awaryjne i zacz ł wybiera kombinacj na zamku szyfrowym. Otworzył pokryw włazu. Szybko wspi ł si po drabince. Na szczeblach drabiny le ał pi ciowiekowy kurz. Michael zwinnie przecisn ł si przez otwór włazu i zatrzasn ł za sob hermetyczn pokryw , nie zadaj c sobie trudu, by zabezpieczy j od zewn trz. Pi ł si dalej ku górze. Pot wyst pił mu na czoło. Na skutek silnego podniecenia pociły mu si dłonie. wiatło latarki lizgało si po kamiennych cianach tunelu zgodnie z ruchami jego ciała. Był przed ostatni bram . Zdj ł skobel i pchn ł klamk . Brama otwarła si na o cie . Mro ny powiew musn ł jego twarz. Michael ruszył na zewn trz, zamykaj c właz za sob . Spojrzał na gwie dziste niebo. Przej ł go zimny dreszcz. Młodzieniec wbiegł na skalny taras. Nerwowo zacz ł odwija koszul , by wyj lunet . W po piechu upu cił stojak. Nie był mu potrzebny. Przyło ył do oka teleskop, dzi ki któremu mógł uzyska 40-to krotne powi kszenie obrazu i wydłu ył ogniskow do połowy. W przejrzystym powietrzu miliony gwiazd lały na niego niesamowite wiatło. Pomi dzy nimi zawieszony był srebrny sierp ksi yca.

24 Michael powoli przesuwał lunetk po nieboskłonie. Nagle w jego polu widzenia pojawiło si ruchome wiatło. Zastygł w bezruchu, ale zaraz opanował si i wyregulował ogniskow tak, aby otrzyma najwi ksze powi kszenie. Kontury samolotu zarysowały si wyra niej. Mógł rozró ni jego kształt i kolory. Maszyna leciała zygzakowatym torem. Odgadł, e musiała mie jak awari . Zapami tał kurs; samolot leciał na północny zachód w kierunku masywu górskiego. Michael nigdy nie zapuszczał si tak daleko. Dr ały mu r ce kiedy patrzył, jak wietlisty punkt znika za horyzontem. Jeszcze nie mógł uwierzy , e jednak nie byli sami. Ponownie przyło ył lunet do oka, ale w ród gwiazd nie znalazł adnego potwierdzenia, e to, co przed chwil widział, nie było złudzeniem. Próbował co powiedzie , ale słowa nie przechodziły mu przez gardło. Tłumaczył sobie, e to z powodu zimna i rozrzedzonego powietrza. - Znajd ci , kimkolwiek jeste – wyszeptał.

25 Rozdział 9 - Nie wykluczone, e był to samolot ”Projektu Eden”. Chyba miał awari . Obawiam si , e maszyna rozbiła si w górach. - Samolot - powtórzył w zamy leniu Michael. - Kto z załogi na pewno si uratował. Mo e pilot leciał sam. Na pokładzie był człowiek. - Jego głos był ledwo słyszalny. Annie przełkn ła lin . Głos brata docierał do niej jakby z du ej odległo ci. Pogodziła si ju z my l , e s zupełnie sami, z wyj tkiem czterech u pionych, bliskich osób, które obserwowała codziennie przez kł by gazu narkotycznego. Wiara w samotno kosztowała j wiele trudu. Teraz wszystko wydawało jej si inne. Wsun ła stopy w kapcie i wstała, odsuwaj c na bok taboret. Owin ła si chust , któr zarzuciła w po piechu na nocn koszul . Podeszła do kuchenki. W milczeniu wygładziła r k fałdy koszuli si gaj cej kolan. Potem zapytała: - Co teraz b dzie, Michael? Wiem, e nie zdołam ci tutaj zatrzyma - mówiła gło niej ni zwykle. Wyci gn ła r k po czajnik. Woda zagotowała si , wi c dziewczyna nalała wrz tku do porcelanowego imbryka z herbat z rozmaitych ziół. Zbierała li cie na działce potem je suszyła i robiła napar. Bardzo smakowała jej herbata ziołowa. Li cie nas czyły si gor c wod i z imbryczka popłyn ł mocny, odurzaj cy zapach. Annie zało yła pokrywk . Trzeba było zaczeka a herbata si zaparzy. - Chciałem wła nie pomówi z tob na ten temat. Annie wzi ła imbryczek za ucho. Trzymaj c go przez ciereczk wróciła do stołu. Postawiła imbryk obok fili anek. Zapasy kawy były na wyczerpaniu, wi c Michael tak e pijał herbat , cho za ni nie przepadał. Annie usiadła. - Chcesz pojecha w góry i zobaczy na własne oczy, co si stało. Czy nie tak? - Masz racj . Musz dowiedzie si , kim jest pilot i sk d wystartował. Annie spojrzała na brata. Wydawało si jej, e widzi własnego ojca Michael był ywym obrazem Johna Rourke'a. Teraz mówił takim samym tonem jak on. Trudno było oprze si złudzeniu. Codziennie ogl dała kasety wideo, na których Rourke tłumaczył im, jak obchodzi si z broni , jak leczy rany oraz udzielał rozmaitych wskazówek. Nagle uzmysłowiła sobie, e prawie nic nie wie o matce. Wspomnienia z dzieci stwa ju dawno zatarły si w jej pami ci. Widywała matk zamkni t w kapsule narkotycznej. Lecz wtedy jeszcze bardziej odczuwała brak mo liwo ci porozumienia. Matka miała inne włosy, koloru po redniego pomi dzy rudym a br zowym. Annie nigdy nie zastanawiała si nad kolorem swoich włosów. Wystarczyło, e ojciec okre lił je jako kasztanowate. My lała o Sarah jako o czułej, kochaj cej matce i dobrej przyjaciółce. Obawiała si , by przeczucie przyja ni nie okazało si wytworem wyobra ni, poniewa gor co pragn ła mie przyjaciela, który rozumiałby j i którego ona mogłaby rozumie . Kiedy ogl dała filmy oraz czytała ksi ki, nie mogła zrozumie , jak to si działo, e dzieci tak cz sto kłóciły si z rodzicami. Bulwersował j brak ufno ci w stosunkach rodzin- nych. Jednego była pewna: matka b dzie dla niej jak siostra. Sarah b dzie tylko cztery lata starsza od córki, kiedy si przebudzi, ale Annie nie to miała na my li. Nalała esencji do obu fili anek.