Jerry Ahern
Krucjata
TOM 13
Po cig
Przeło yła: Barbara Lewko
2
Rozdział 1
ołnierze pułkownika Wolfganga Manna byli ostatnim oddziałem nowej
formacji SS. Stawiali jeszcze opór, ale w zasadzie był on daremny. Wła nie
umocnili swoje pozycje, kiedy elektroniczny system ostrzegania nadesłał
meldunek o du ym zgrupowaniu wojsk, zmierzaj cych w stron Complexu drog
l dow i powietrzn .
- Rosjanie - stwierdził krótko Mann, któremu bez znieczulenia nastawiono
zwichni t nog .
- Władymir - szepn ła Natalia. Sarah spojrzała na nich z niepokojem.
- Cholera - mrukn ł Rourke.
Kurinami poszedł po Elaine Haverson, zabieraj c z sob Sarah i Helen
Sturm z jej trzema synkami i nowo narodzonymi córeczkami.
Rourke zmienił czarny mundur polowy na swoje własne levisy, niebiesk
koszul i wojskowe buty. Siedział teraz nad drug fili ank kawy. Gdy pił
pierwsz , nawi zano ł czno radiow pomi dzy Helmutem Sturmem a
pułkownikiem Mannem. Potem nadeszła wiadomo , e Sturm popełnił
samobójstwo, dowiedziawszy si , i jego ona i dzieci omal nie zgin ły z rozkazu
nazistowskiego rz du, któremu zło ył przysi g wierno ci.
Popijaj c kaw , Rourke ładował magazynki pistoletów, sprawdził karabiny i
gładził ostrze swojego no a my liwskiego marki Gerber. Gdy nadszedł meldunek
o zbli aniu si wojsk radzieckich pod dowództwem Władymira Karamazowa,
John spokojnie dopił kaw , sko czył ładowa magazynki, wsun ł do kabur
pistolety, a nó schował do pochwy.
Kiedy kapitan Hartman zło ył meldunek o gotowo ci swojego oddziału do
odparcia ataku, Natalia oznajmiła, e pójdzie si przygotowa . Frau Mann, która
doł czyła do nich w pobli u centrum ł czno ci, poszła za ni . Tylko Kurinami
usiadł przy Rourke'u i cicho spytał:
- Znów bitwa, John?
- Tak - odrzekł doktor porucznikowi japo skiej marynarki i wyszedł z
centrum ł czno ci.
Znalezienie pułkownika Manna, który oparty o kule stał w otoczeniu oficerów
na jednej z ulic Complexu, nie zaj ło mu wiele czasu. Mann, dostrzegłszy
Amerykanina i Japo czyka, pomachał im, a oficerowie rozst pili si , eby zrobi
przej cie.
- Pułkowniku? - Rourke podszedł do niemieckiego dowódcy.
- Walczył pan ju przedtem z tym człowiekiem. Ma pan jakie sugestie? -
zapytał Mann.
- Mógłby by diabłem - powoli odpowiedział John. - Ale jest tylko
człowiekiem z krwi i ko ci. I chce y . Zrobił wi cej dla siebie ni dla swojej
sprawy, cho mo e to jedno i to samo. Je li poczuje si osobi cie zagro ony,
zabierze z sob wi kszo swoich ludzi i ucieknie, eby wróci i bi si innego
dnia.
- A wi c błyskawiczne uderzenie w sam rodek jego wojsk?
- Tak. - Rourke wolno skin ł głow .
3
- Łatwiej to powiedzie ni wykona , doktorze. Jedna trzecia załogi Complexu
albo była lojalna wobec Wodza i ju nie yje, albo jest ranna, albo pod stra .
Jedna trzecia ludzi, doktorze, nie nadaje si do walki. Zniszczono znaczn cz
naszego wyposa enia.
Rourke wyci gn ł w skie, ciemne cygaro z wewn trznej kieszeni br zowej
kurtki lotniczej.
- Niech mi pan da kilku ludzi i troch broni. Poprowadz rajd na główn
kwater Karamazowa, o ile j tylko namierzymy. Prosz zatrzyma w Complexie
tylko tylu ludzi, aby nie pozostał całkiem bezbronny. Wszyscy inni niech stworz
oddział, który przejdzie do kontrataku w tej samej chwili, kiedy ja uderz na
kwater główn . Nale y wykona manewr zaczepny, eby Karamazow nabrał
przekonania o naszej sile i liczebno ci. Powinien poczu zagro enie.
- Id z tob - usłyszał kobiecy głos za plecami.
To Natalia. Odwrócił wzrok od Manna i spojrzał na ni . Stała, maj c za
plecami ulic pełn przedbitewnej krz taniny. Uzbrojeni m czy ni biegali tu i
tam, a opancerzone pojazdy wje d ały i wyje d ały przez główn bram
Complexu.
- Ty, Sarah i Elaine mo ecie zosta tutaj. Przydacie si do obrony Complexu.
Zabior z sob Akiro, je li zechce mi towarzyszy .
- Pójd ! - krzykn ł Kurinami z entuzjazmem.
- Pójd - szepn ła Natalia stanowczo. - Znam mojego m a lepiej ni
ktokolwiek inny. Wiem, co my li. Je li pójdziemy razem, b dziemy mogli
penetrowa teren z dwóch stron jednocze nie. By mo e zwi kszy to szans
schwytania Władymira przez zaskoczenie.
Jej r ce spoczywały na kaburach rewolwerów. Miała teraz na sobie swój
zwykły czarny bojowy kombinezon, którego prosty krój czynił j jeszcze bardziej
poci gaj c . Czarne buty na płaskich obcasach si gały jej prawie do kolan, na
lewym ramieniu wisiała czarna płócienna torba, a przez piersi Rosjanka miała
przewieszony M-16. Spod lewej pachy wystawał walter z tłumikiem. Ciemne
włosy si gały jej do ramion, a kiedy potrz sn ła głow , zabł kany kosmyk opadł
na czoło. Oczy - intensywnie bł kitne o dziwnie twardym spojrzeniu.
- W porz dku - odpowiedział John.
Niemieckie tankietki przypomniały Rourke'owi, jak kiedy Rommel obło ył
dykt volkswageny, robi c z nich atrapy czołgów. Miało to przekona aliantów,
e Lis Pustyni dysponuje o wiele wi kszymi od faktycznych zapasami broni.
Tankietki były nieco wolniejsze od volkswagenów. Człowiek prowadz cy pojazd
obsługiwał jednocze nie elektronicznie sterowan bro . W zasadzie tworzył w ten
sposób integraln cało z maszyn .
Kapitan Hartman polecił sier antowi Hofsteaderowi, aby ten krótko
przeszkolił Rourke'a, Natali i Kurinami.
- Doktorze, pani major, poruczniku. Aby móc w pełni wykorzysta KP-6,
nale y si przez kilka tygodni wprawia na modelu wiczebnym, a potem na
poligonie. Ale prowadzenie KP-6 jest tak proste, jak prowadzenie samochodu.
Trudno jednak posługiwa si broni , gdy pojazd jest w ruchu. Strzelaj c i
wykonuj c jednocze nie gwałtowne zwroty, mo na uszkodzi czołg. Interesuj si
dawn broni , Herr Doktor. Za pa skich czasów czołgom łatwo spadały czy
4
p kały g siennice, co unieruchamiało zwykle wszystkie ówczesne wozy, natomiast
w wypadku nieprawidłowej obsługi KP-6 mo e si przewróci . W r kach
do wiadczonego ołnierza jest to prawie niemo liwe, nawet gdyby strzelał
skr caj c. No, ostrzegłem was przed najwi kszym niebezpiecze stwem. -
Hofsteader u miechn ł si . - A teraz, pani major, mo e zechciałaby pani wej do
rodka?
Natalia skin ła głow , a Rourke pomógł jej si wdrapa na pancerz o barwie
pustynnego piasku. Hofsteader wspi ł si z drugiej strony i podniósł pokryw
włazu. Natalia obróciła si , spu ciła nogi i ze lizn ła w dół. Kiedy si odezwała z
wn trza pojazdu, jej głos odbił si dziwnym echem.
- Tu jest bardzo ciasno, sier ancie!
- Tak, pani major, ale poczuje si pani wzgl dnie wygodnie, kiedy nało y pasy
i usadowi si w Fotelu.
- Rzeczywi cie, ma pan racj . Jest tu nawet troch miejsca na nogi.
- Kabł k przed pani pełni funkcj kierownicy. Praw stop naciska pani
pedał gazu, pierwszy z prawej strony. rodkowy pedał to hamulec, a trzeci...
- Sprz gło?
Hofsteader gło no si roze miał.
- Nie, pani major. Sprz gło... Czytałem o tym, a nawet widziałem w starych,
zabytkowych pojazdach. Ale ten pedał po lewej stronie to przekładnia biegów.
Naciskaj c go podczas jazdy, automatycznie zmienia pani kierunek obrotu
czterech głównych kół nap dowych. Gdy naci nie pani pedał, jad c wstecz, znów
ruszy pani do przodu. Przy uruchamianiu czołgu nale y odczyta z tablicy
kontrolnej, na którym biegu jest pojazd.
Karinami spojrzał na Hofsteadera.
- Sier ancie, czy nie ma tu innych biegów? Chodzi mi o jazd w szczególnie
trudnym terenie.
- Nie ma takiej potrzeby, poruczniku. Czujniki umieszczone w g sienicach
czołgu i na jego podwoziu bez przerwy monitoruj teren, dokonuj c na bie co
autokompensacji.
- Jak mo na podczas jazdy zmieni kierunek bezpo rednio z przodu w tył, nie
uszkadzaj c skrzyni biegów? - dopytywał si Rourke.
- Biegi s całkowicie oddzielone od siebie. Naci ni cie pedału powoduje
przeł czenie z jednego kierunku na drugi.
Potem Hofsteader wytłumaczył im po kolei zasady działania wszystkich
najwa niejszych wska ników, przycisków i pokr teł. Ekonomiczna pr dko
tankietki wynosiła sto trzydzie ci kilometrów na godzin , a maksymalna - na
suchym i płaskim terenie -sto pi dziesi t cztery kilometry na godzin .
Poruszaj c si równie swobodnie po l dzie, jak i pod wod , mógł pokona ka d
przeszkod wznosz c si pod k tem siedemdziesi ciu stopni. Na szczycie
pojazdu zamontowano czterdziestomilimetrow samopowtarzaln wyrzutni
granatów, mog c wykona obrót o trzysta sze dziesi t stopni. Po obu stronach
wozu wbudowano wyrzutnie pocisków, których celowniki nastawiał komputer na
konsolecie. Z ka dej strony po trzy pociski. Na przedzie i z tyłu znajdowały si
dwa jednakowe, niezale ne od siebie karabiny maszynowe. Rourke ocenił na oko,
5
e s to siedemdziesi tki. W sumie mo na było strzela jednocze nie w czterech
kierunkach.
Spojrzał na zegarek. Za dziesi minut zbierze si oddział maj cy
kontratakowa . Ostatnie meldunki wskazywały na to, e Rosjanie mog uderzy
w ka dej chwili. Hofsteader przerwał te rozmy lania.
- Czy s jakie pytania? Komentarze? Panowie? Pani Major? Kurinami
za miał si .
- Gdyby to było pi set lat temu, mój kraj zrobiłby to lepiej.
Krakowski siedział w swojej maszynie, patrz c na tablic kontroln . My lał o
tym, e dawny pułkownik Karamazow jest ju marszałkiem i e dzisiaj b d
awanse, w tym co najmniej jeden na pułkownika. W gr wchodzi albo
Antonowicz z najbli szego otoczenia marszałka, albo on, Krakowski, pochodz cy
z nowej generacji ołnierzy, wychowanych dla wojny w Podziemnym Mie cie na
Uralu.
Oczywi cie wolałby, eby wybór padł na niego.
- Tu mówi Krakowski - powiedział do mikrofonu. - Towarzysze! W tej
historycznej chwili musicie my le tylko o jednym. Nie walczymy z nazistami i ich
kapitalistycznymi sojusznikami dla własnej chwały. Walczymy o bezpiecze stwo
narodu radzieckiego, o ogólno wiatowy komunizm. Nie ma szczytniejszych celów,
a adne po wi cenie nie jest zbyt wielkie. Dla niektórych z nas s to by mo e
ostatnie chwile. Nazistowska twierdza jest dobrze umocniona. Ale to nie stanowi
przeszkody dla naszych wspólnych wysiłków. Razem d ymy do zwyci stwa. I
zwyci stwo przypadnie nam w udziale, towarzysze!
Byłby to wietny napis na pomniku, gdyby mu taki kiedy postawiono. Na
razie zapisze to w swoim dzienniku. Zacz ł zwi ksza obroty głównego silnika,
obserwuj c przyrz dy, podczas gdy temperatura osi gała dopuszczalny poziom.
”Zwyci stwo przypadnie nam w udziale. Brzmi to bardzo dobrze” - my lał Kra-
kowski, delektuj c si własnymi słowami...
Władymir Karamazow spojrzał na zegarek. Sło ce zaraz wzejdzie, a wtedy
jego wojska zaatakuj w kierunku wschodnim, tam gdzie jest twierdza nazistów.
Wyszedł z napr dce postawionego namiotu, słu cego mu jako tymczasowe
centrum dowodzenia. Pomnik helikopterów przypominał mu brz czenie roju
rozdra nionych owadów. Marszałek pomy lał, e wiat sprowokował t wojn .
wiat sprowokował swoj zagład , nie chc c ust pi nieust pliwemu. Dobro. Zło.
Te słowa niewiele dla niego znaczyły. W istnienie prawdy wierz tylko ci, którzy
jej szukaj .
On znalazł swoj prawd : d enie do coraz wi kszej władzy. I jeszcze wi ksz
prawd : zemst . Pragn ł jej z całych sił. Natalia. Wła nie zaczynała swoj
pokut , kiedy Rourke znów mu j odebrał. Karamazow dotkn ł swej r ki w
miejscu, gdzie ostatnio został postrzelony. Nast pnym razem zabije Natali , a jej
agonia b dzie niewiarygodnie długa. To, czy Rourke zginie z jego r ki, nie jest ju
takie wa ne. Kocha j , a wi c gdy ona umrze w straszliwych m czarniach, dusza
Rourke'a te umrze.
Przystan ł na skraju polany, gdzie rozbili namioty. Poranne powietrze było
ciepłe i wilgotne. Je li z jakiego powodu nie dojdzie do całkowitego zwyci stwa -
nast pi masowa zagłada.
6
Zorganizował wszystko w ten sposób, by wyeliminowa jakie trzecie wyj cie.
Byli ju w historii ludzie, którzy si starali przej całkowit władz na
yciem i mierci innych. Je li wi c on, marszałek Władymir Karamazow, nie
b dzie mógł zosta panem ycia, to stanie si panem mierci, a jego władza b dzie
ostateczna i nieodwołalna.
Niedługo wzejdzie sło ce. Wkrótce rozpocznie si walka.
7
Rozdział 2
Nad horyzontem pojawiła si na wschodzie linia wietlistej szaro ci. Rourke
wzi ł Sarah w ramiona i mocno j przytulił. Ciepły, wilgotny wiatr targał zaro la
na szczycie góry, we wn trzu której pi set lat temu zbudowano Complex. wist
powietrza rozcinanego łopatkami migieł bole nie ranił uszy.
- Nam nic si tu nie stanie - szepn ła Sarah. Rourke poczuł na twarzy jej
ciepły oddech. - Ale ty, Natalia i Akiro, b d cie ostro ni. Prosz . Wró do mnie,
John. Czuj co . Wiem, e to niem dre, ale czuj co w sobie. Tak, jak czułam w
sobie Michaela, kiedy nosiłam Annie. To jest... och...
John obejmował on .
- Ja te to czuj . Przykro mi, e zrobiłem to z Michaelem i z Annie. Przykro
mi, e posłu yłem si kriogenik , aby mogli dorosn . Post piłem tak, bo
uwa ałem, e to pozwoli przetrwa nam wszystkim.
- Wiem - odpowiedziała. Rourke wci miał twarz zanurzon w jej włosach,
które ci gle jeszcze pachniały wytwornymi perfumami. Była to pozostało po
maskaradzie, któr urz dzili, aby uratowa Helen Sturm i jej dzieci. Sarah
przebrała si ju w czarne drelichy i szar bawełnian kamizelk .
- Je li jestem... je li jestem w ci y... wiedz, e nie zrobiłam tego naumy lnie z
powodu... przez Natali .
- Wiem - odpowiedział. - Kocham ci i zawsze ci kochałem. Mo e damy sobie
rad .
Czubkami palców dotkn ł jej podbródka, uniósł twarz, musn ł lekko usta, a
potem mocno pocałował.
- Uwa aj na siebie - powiedział, wypuszczaj c j z obj . Podniósł z chodnika
karabin i nie ogl daj c si za siebie, pobiegł w stron czołgu. Wskoczył na
pancerz, poło ył M-16 na wie yczce, wsun ł si do rodka i si gn ł po bro .
Rozejrzał si dookoła. Niedaleko stał czołg Kurinami; Akiro wła nie zamykał
pokryw włazu. Natalia, przechodz c obok, pomachała mu na po egnanie.
Rourke widział całe l dowisko na szczycie góry, a na nim, oprócz ich maszyn,
osiemna cie innych czołgów. Ka dy z nich był przyczepiony lin do podwozia
jednego z niemieckich helikopterów. Sam Mann to wymy lił i prze wiczył z
pilotami do perfekcji. Kapitan Hartman wyja nił Rourke'owi, e to sposób na
szybkie przeniesienie uzbrojenia w ka dy punkt pola walki, do którego mo e
dotrze helikopter. Tankietki, mimo całej broni na pokładzie, s lekkie.
Helikoptery, w razie potrzeby mog osi gn szybko bojow . Mog unie si
nad polem bitwy, opu ci wozy bojowe na ziemi i osłania je ogniem z broni
pokładowej, dopóki tankietki nie zostan odczepione i nie b d mogły wł czy si
do walki.
Ostrze ono ich przed nudno ciami wywołanymi kołysaniem si czołgów. Ale
on nie miał czasu, by co zje .
Spojrzał na pole za sob . Zobaczył on w czarnych spodniach i szarym
bezr kawniku, ci ni t w talii wojskowym pasem. Nie pomachał jej. Patrzył.
Obejrzała si . Skin ł głow , wsun ł si do wn trza pojazdu i zamkn ł pokryw
włazu. Starał si dopasowa swoje ciało do wymiarów fotela. Miniczołgi nie były
przewidziane dla wysokich osób. W ko cu zapi ł wszystkie klamry, obserwuj c
8
jednocze nie odczyty kontrolne na konsolecie. W pewnym momencie spojrzał na
zegarek. witało...
Pułkownik Wolfgang Mann stał przy górnych umocnieniach Complexu i
spogl dał w dół na starannie zagospodarowany teren. Uratowano ziemi przed
zniszczeniem, zasadzono nowe ro liny, aby pomóc naturze powróci do
pierwotnego stanu. Teraz t ziemi u y ni ludzka krew. Jak e ró niła si ta
wojna od abstrakcyjnych działa , z którymi si zetkn ł, studiuj c taktyk . Tam
nie było prawdziwego wroga - tutaj wszystko nagle okazało si inne. Dlatego
wła nie Helmut Sturm odebrał sobie ycie.
Teraz kobiety i m czy ni gin li w walce. Nie yje Wódz i wielu wiernych mu
esesmanów. Niektórzy popełnili samobójstwo, inni zgin li bardziej honorowo - w
walce. Były te egzekucje. Skazano tych, którzy spowodowali niepotrzebn mier
innych. Po wykryciu spisku na ycie Dietera Bema, przeprowadzono czystk .
Głos Berna - filozofa, nauczyciela, naukowca, a teraz nowego wodza -
rozbrzmiewał z gło ników umieszczonych wokół l dowiska i na zboczu góry.
Docierał do oddziałów piechoty i do czołgów stoj cych u podnó a.
- Dzi w nocy wyzwolili my si spod tyranii, a teraz znów musimy si wykaza
m stwem i zdecydowaniem. By mo e, e walka dobra ze złem nigdy si nie
sko czy. Prze yjecie czas chwały i upokorzenia, b d zrywy nadludzkiej odwagi i
chwile parali uj cego strachu. Dobre czyny. Złe czyny. Tkwi one w sercach i
umysłach ludzi; to jest abstrakcja, której nie mo na dotkn , zbada ”,
przeanalizowa . Walczymy o wolno . Nasz wróg walczy, aby nas zabi albo
zrobi z nas niewolników. Nasza walka jest słuszna. Wszystko, czego mo na od
nas da , to najwy sze po wi cenie. Nadzieje i aspiracje nas wszystkich b d z
wami podczas tej walki.
Głos odbijał si echem i gin ł w szumie wiatru.
Mannowi dokuczała zwichni ta noga, ale nie były to ju ostre ataki bólu.
Teraz pułkownik mógł go opanowa .
Zatrzeszczało radio. Odezwał si .
- Tak, kapitanie Hartman?
- Panie pułkowniku, grupa szturmowa czeka na pa skie rozkazy.
Wolfgang Mann zamkn ł oczy. Zastanawiał si , czy Bóg, o którym mówili
niektórzy Amerykanie, Bóg, o którym czytał w zakazanych ksi kach, przyjmie
jego modlitw . O ile Bóg istnieje.
- Bo e, pobłogosław ich - mrukn ł.
- Panie pułkowniku?
- Hartman, w imi Bo e! Atakujcie.
- Tak jest!
Wolfgang Mann poczuł, e wiatr nagle ucichł...
Rourke mógł obserwowa teren za po rednictwem dwóch kamer
telewizyjnych o polu widzenia sto osiemdziesi t stopni. Pokr tłem na konsolecie
mógł wł cza podgl d na przedzie lub za pojazdem. Teraz kamera ukazywała to,
co si działo przed czołgiem i nad nim. W powietrzu roiło si od samolotów i
helikopterów, wybuchały pociski przeciwlotnicze, a rakiety zostawiały za sob
długie smugi. Atak na Complex rozpocz ł si dokładnie o przewidzianej przez
niego porze, jednak uderzenie było gwałtowniejsze, ni ktokolwiek si spodziewał.
9
Odłamki dzwoniły o pancerz czołgu. John kurczowo trzymał si por czy, bo nic
innego nie mógł teraz zrobi . Je li jego helikopter zostanie zestrzelony, zginie.
Stawał w obliczu mierci wi cej razy, ni mógł zliczy , ale nigdy nie był tak
bezradny, jak teraz. My lał o Natalii i Kurinarnim, zamkni tych w swoich
czołgach. Wszyscy dzielili ten sam los, wszystkim groziło to samo. A je li
szcz liwie przekrocz lini frontu, czołgi zostan opuszczone w dół.
Nagle w pobli u eksplodowała rakieta. Gwałtowny wybuch wstrz sn ł
czołgiem i rozkołysał go. Rourke skierował kamer do góry. migłowiec dymił.
- Jasna cholera - sykn ł, zaciskaj c jeszcze silniej dłonie na por czach fotela.
Przed nimi, w dole, wspierana czołgami, kł biła si piechota walcz ca ju z
wrogiem. Przeł czył kamer na podgl d z tyłu. Nad Complexem niebo było szare
od dymu, a kilka samolotów toczyło za arty bój. ”Sarah” - niemal na głos
wymówił jej imi .
Znów spojrzał na monitor nad głow . Zamiast dymu było teraz wida
płomienie ogarniaj ce ogon helikoptera. Rourke siedział sztywno, mi nie karku
miał napi te a do bólu. Mózg gor czkowo szukał jakiego rozwi zania, podczas
gdy oczy wpatrywały si w monitor. Znajdował si teraz nad radzieck piechot ,
któr poprzedzały czołgi. W słuchawce rozległ si głos pilota helikoptera.
- Doktorze! Trac kontrol nad maszyn . Jestem ranny. Umieram.
- Spróbuj wyl dowa , a ja przedostan si do ciebie.
- Nie. Jest lepszy sposób. B d si unosił nad ziemi i spuszcz czołg w dół. Ja i
tak umr .
- Co to znaczy ”lepszy sposób”, poruczniku? - John nie znał nawet imienia
tego chłopca.
Ale nie było odpowiedzi. Tylko cisza. oł dek podszedł Rourke'owi do gardła,
kiedy czołg zacz ł si opuszcza . Znów usłyszał głos młodego oficera.
- Dolicz do dziesi ciu i wtedy zwolni zaczep. B dzie silny ostrzał z lekkiej
artylerii, ale je li znajdzie si pan w rodku mi dzy nimi, nie b d mogli u y
broni przeciwpancernej. Prosz si upewni , czy pa ska klamra jest dobrze
zapi ta.
Rourke zacz ł mówi , ale w słuchawkach znów zapanowała cisza. Sprawdził
wi c klamr , a potem spojrzał na konsolet . Wskazania kontrolne były
prawidłowe. Zerkn ł na tylny monitor. Reszta helikopterów poszła w ich lady,
opuszczaj c czołgi Natalii, Kurinamiego i pozostałych osiemnastu ochotników w
sam rodek pola bitwy. Z przodu wida było stanowiska lekkiej artylerii i obsług
mo dzierzy, zajmuj c swoje pozycje. Nie miał poj cia, czy radzieckie
mo dzierze s w stanie zatrzyma tankietk . Niemieccy konstruktorzy KP-6 te
tego nie wiedzieli.
- Jeden - w głosie młodego pilota słycha było zbli aj c si mier . - Dwa.
Trzy. Cztery. Pi . Sze . Siedem. Osiem. Dziewi . Dziesi . Powodzenia,
doktorze!
Rourke poczuł, e kołysanie si wzmaga, usłyszał trzask zamka nad głow i
czołg zacz ł powoli opada . Wreszcie uderzył o ziemi . John starał si przycisn
pedał gazu, skr caj c jednocze nie w prawo, w stron baterii mo dzierzy. We
wszystkich ko ciach czuł drgania i wibracje maszyny. Piechota zaatakowała
czołg; Rourke słyszał ołnierzy wdrapuj cych si na pancerz. Nacisn ł jeden z
10
przycisków na konsolecie. Przez pancerz wozu przepływał teraz silny ładunek
elektryczny, a na ekranie monitora Rourke mógł dojrze iskry przeskakuj ce
mi dzy metalem a ciałami ludzi. ołnierze spadali, a z ich mundurów i ciał
wydobywały si smu ki dymu. Mo na było znów wył czy zasilanie: taka
operacja gwałtownie wyczerpywała baterie. Mo dzierze były coraz bli ej. John
nastawił celownik prawej wyrzutni i nadusił przycisk. Czołg lekko si zakołysał,
rozległ si głuchy odgłos, a na monitorze pojawiła si smuga - lad pocisku. W
chwil pó niej na ekranie pojawił si błysk, a potem kula dymu i ognia. Bateria
mo dzierzy przestała istnie .
Na tylnym monitorze John zobaczył płon cy helikopter, lec cy w stron
zgrupowania czołgów po rodku pierwszej linii.
- Nie! - wyszeptał.
Nagle wielka ognista kula pochłon ła migłowiec i cztery najbli sze czołgi.
Dopiero potem Rourke usłyszał seri eksplozji, a ziemia pod jego maszyn
zadr ała. Zamkn ł na chwil oczy.
- Natalia, jeste ze mn ? - zapytał.
- Nic mi nie jest, John.
- Akiro - nadal cały?
- Nie mniej ni przedtem. Rourke u miechn ł si .
- Grupa szturmowa! Zameldowa si !
Słuchawki zacz ły rozbrzmiewa głosami: Jeden, dwa, trzy...” a do
osiemnastu. Wszystkich osiemnastu ochotników wyl dowało i wszyscy byli w
pełnej gotowo ci bojowej.
- Akiro - z mojej lewej flanki. Natalia - z prawej. Reszta - za mn . Pami tajcie
o tym, e nie wolno zbyt długo utrzymywa pancerza pod napi ciem. Baterie
mog wam si wyczerpa .
Prawie wszyscy dowódcy tankietek mieli stopnie oficerskie.
Było te kilku starszych podoficerów, a wszystkich dobrano nie tylko z
powodu doskonałego wyszkolenia, ale i ze wzgl du na dobr znajomo j zyka
angielskiego. W ogniu walki nie byłoby czasu na tłumaczenie rozkazów Rourke'a
na niemiecki, a on sam niezbyt biegle władał tym j zykiem. Kurinami zupełnie
nie znał niemieckiego. Tylko Natalia znała doskonale j zyk i miała idealny akcent
Byli teraz otoczeni przez piechot . Rourke parł naprzód, ostrzeliwuj c Rosjan
z karabinów maszynowych. Nie u ywał wyrzutni granatów. T bro chciał
wykorzysta przy ataku na sztab Karamazowa.
- John. Nadlatuje samolot. To my liwiec - usłyszał głos Natalii. - Otwiera
ogie .
- Robimy unik - rozkazał Rourke, jednocze nie skr caj c gwałtownie w
prawo. Za czołgiem ziemia rozpryskiwała si pod ostrzałem karabinu
maszynowego. Nagle wszystko zadr ało. Niecałe pi dziesi t metrów za nim
eksplodowała rakieta. Obrócił wie yczk w tył o sto osiemdziesi t stopni i
nastawił celownik na róg ekranu. Po chwili pojawił si tam my liwiec, szykuj cy
si do kolejnego ataku.
- Trzymajcie si z daleka ode mnie - sykn ł Rourke do mikrofonu, celuj c w
podwozie samolotu. Przyciskiem uruchomił czterdziestomilimetrow wyrzutni
granatów, jad c zygzakiem, kiedy pociski karabinu ryły ziemi przed nim.
11
Eksplozja rozerwała my liwiec na kawałki. Płon ce cz ci skrzydeł i kadłuba
rozleciały si na wszystkie strony. Czołg zatrz sł si , gdy o pancerz uderzyły
spadaj ce szcz tki samolotu.
Rourke spojrzał na przedni monitor. W sam por , aby unikn zderzenia z
łazikiem, ci gn cym bezodrzutowe działo. Wie yczka czołgu obróciła si w stron
pojazdu. Wyrzutnia skierowała si w sam jego rodek. John nacisn ł guzik.
Samochód zamienił si w kul ognia. Teraz Rourke odwrócił wie yczk . Nie
planował na razie dalszego u ywania wyrzutni. Reszt granatów chciał prze-
znaczy na główn kwater Karamazowa.
Ustawił karabiny maszynowe na automatyczny ogie osłonowy. Wygl dało to,
jakby sam kierował broni , oba karabiny obracały si jak szalone, otaczaj c
czołg kurtyn ognia.
Znów przed nim pojawili si ołnierze piechoty. Na ich czele jechał du y
radziecki czołg.
- John, czy widzisz to po prawej stronie?
- Widz , Akiro. Mo emy ich wymanewrowa .
”Przynajmniej tak mówił sier ant Hofsteader” - dodał w duchu, robi c
gwałtowny skr t w lewo. KP-6 trz sł si i dygotał, p dz c po k pkach trawy.
ołnierze uciekali w popłochu, a rosyjski czołg, co najmniej wielko ci abramsa,
ruszył w stron Rourke'a.
- Je li ten dra nas dopadnie, zostanie z nas mokra plama - odezwał si
doktor do mikrofonu. - Dobra, słuchajcie teraz wszyscy. Numery parzyste bior
na siebie praw g sienic czołgu, a nieparzyste - lew . U yjcie wyrzutni
granatów. Uwaga! Odliczam! Pi ! Cztery! Trzy! - Nastawił swój celownik na
g sienic przy podwoziu. - Dwa! Jeden! Ognia!
Na ekranach monitorów pojawiły si smugi białego dymu, które wiruj c
zbli ały si do g sienic rosyjskiego olbrzyma. Gdy dotarły do celu, czołg w jednej
chwili okrył si płomieniami i dymem. Przez chwil wydawało si , e cała
maszyna unosi si w powietrze, by z impetem opa na ziemi .
W słuchawkach rozległy si okrzyki rado ci z powodu chwilowego
zwyci stwa.
- Teraz bierzemy si za piechot - głos Rourke'a był chrapliwy. Nagły zwrot w
prawo niemal wywrócił czołg, John musiał wi c skr ci z powrotem w lewo,
przyspieszaj c jednocze nie. KP-6 p dził teraz, podskakuj c na nierówno ciach
terenu i ziej c ogniem karabinów maszynowych. Pozostali przy yciu ołnierze
rozbiegli si w panice.
Wtedy Rourke dostrzegł namioty,
- John, to musi by główna kwatera Władymira - usłyszał głos Natalii w
słuchawkach.
- Łapmy go - szepn ł do mikrofonu. Dociskaj c gaz, nastawił celownik na
konsolecie. Wymierzył w najdalszy namiot i odpalił pocisk. Drgni cie czołgu,
głuchy odgłos, lad granatu na monitorze, a wreszcie uderzenie i płomie
strzelaj cy w niego. Widział, jak strz py ciał i cz ci przedmiotów unosz si w
gór i bezładnie opadaj na ziemi . Natalia ze swoj załog zachodziła
obozowisko z prawej flanki.
12
- Numery od trzynastego do osiemnastego - skierowa si do rodka. Akiro,
twoja załoga...
- Zachodzimy od lewej - przerwał Johnowi Karinami.
Nast pne dwa pociski uniosły si w powietrze i rozerwały dwa namioty, wraz
ze stoj cym obok helikopterem.
Doktor uruchomił wyrzutni granatów. Jeszcze jeden migłowiec zmienił si
w kł b dymu i ognia. Wtedy pojawili si jacy ludzie. Biegli w kierunku
l dowiska, piechota osłaniała ich odwrót Rozp dzony KP-6 bluzn ł ogniem z
karabinów maszynowych. ołnierze padli na ziemi , a Rourke odpalił pocisk
wprost w uciekaj cych ludzi. Zanim dopadli migłowca, pochłon ł ich ogie .
Johnowi został tylko jeden pocisk.
Z prawej strony Natalia ze swoimi lud mi atakowała inny czołg. A z przodu...
Z przodu biegła grupka ołnierzy. Przed nimi kołysał si lekko migłowiec, gotów
do natychmiastowego startu. Karamazow. Czuł to, wiedział to. Skierował KP-6 w
jego stron .
- John, mamy kłopoty - rozległ si głos Natalii. Na monitorze zobaczył, e dwa
spo ród towarzysz cych jej wozów zmieniły si w stert pogi tych blach. Wysoko
w niebo strzelał czarny, g sty dym. Rosyjski czołg. Jeszcze raz strzelił i nast pny
wóz bojowy został zniszczony.
- Akiro, skr w prawo. Pomó Natalii.
- Tak jest.
Helikopter był ju blisko. Kilku m czyzn biegło w jego kierunku, podczas
gdy ołnierze padli na ziemi , ostrzeliwuj c czołg doktora. Na ramieniu
kl cz cego m czyzny zobaczył co , co mogło by wyrzutni pocisków
przeciwpancernych. Nie było wyj cia. Odpalił ostatni pocisk: m czyzn i
otaczaj cych go ołnierzy przesłoniła pomara czowo-czarna kula ognia.
migłowiec startował. Ludzie wdrapywali si do rodka kabiny i wtedy
Rourke skierował na nich wyrzutni . Granaty wybuchały po obu stronach
maszyny, helikopter wyra nie si zachwiał, ale nadal unosi) si coraz wy ej.
- John, to jaki inny rodzaj czołgu. Chyba ma opancerzone g sienice. Nie
damy rady go zatrzyma - w słuchawkach rozległ si głos Akiro.
- Pó niej - szepn ł Rourke, ale nie do Japo czyka. Do m czyzny, o którym
wiedział, e był na pokładzie startuj cego helikoptera.
Spojrzał na ekran, eby sprawdzi , co si dzieje za nim. Rosyjski czołg zbli ał
si do Natalii i pozostałych dwóch wozów. Z prawej flanki nadje d ał Akiro ze
swoj grup . John odezwał si :
- Mój pluton, do mnie. Zniszczy punkt dowodzenia. - Wóz Johna zatoczył
szeroki łuk w prawo, a potem przyspieszył. Rosyjski czołg wci strzelał. Dwa
KP-6 z grupy Akiro były spalone, trzeci powa nie uszkodzony. John zwolnił i
chwycił swój M-16. Przycisn ł kolb karabinu pedał gazu, a luf zaklinował o
por cz fotela. Teraz mógł odpi pas. Jednocze nie odblokował przyciskiem na
tablicy kontrolnej pokryw włazu. Nad głow usłyszał szcz k zamka. Si gn ł do
uchwytu przy włazie. Chwiej c si w rytm ruchu czołgu i zerkaj c na monitor,
uderzył pi ci w zatrzask. Zamek pu cił. Rosyjski czołg był oddalony mo e o sto
pi dziesi t metrów, a KP-6, kołysz c si i podskakuj c, jechał z maksymaln
szybko ci wprost na niego.
13
Doktor podniósł pokryw . Podmuch powietrza uderzył go w twarz, kurz
wdarł mu si do oczu. Rourke wspi ł si na wie yczk , zacisn ł pi ci i skoczył
jak najdalej. Spadł ci ko na ziemi i potoczył si kilka metrów. Poczuł ból w
prawym ramieniu. Usiłował wsta . Potkn ł si , upadł na kolana. Obejrzał si :
pi dziesi t metrów do zderzenia. Wsta za wszelk cen ! Pokonuj c ból,
podniósł si i pobiegł, odliczaj c sekundy. Gdy doliczył do pi ciu, padł na ziemi ,
osłaniaj c r kami głow i szyj . Rozległ si łoskot, jak przy uderzeniu pioruna.
Ziemia zadr ała.
Obrócił si na plecy. Słup ognia leniwie wspinał si w gór , a płomienie
pochłaniały jego wóz i rosyjskiego potwora. Właz otworzył si , ludzie próbowali
uciec z czołgu, ale skosiła ich seria z karabinu maszynowego.
John wstał, ciskaj c w obu dłoniach rewolwery. Ale dookoła nikt ju do
niego nie strzelał. Niebo na wschodzie upstrzone było czarnymi punkcikami. To
uciekała radziecka flota powietrzna.
14
Rozdział 3
Szli z Natali przez pole zako czonej dopiero co bitwy. Poległych Rosjan było
znacznie wi cej ni Niemców. Rosyjski ołnierz, jeszcze młodzik, czołgał si w
stron swojej broni. Rourke kopn ł karabin i ukl kł obok chłopca, by sprawdzi ,
czy mo na mu pomóc. Chłopak jednak umierał. Natalia odezwała si do po
rosyjsku:
- Sk d pochodzicie, kapralu?
- Z Miasta. Z Podziemnego Miasta. Czy to wy? - Ja?
- Wy, kobieta, któr towarzysz marszałek chce ujrze martw .
- Władymir jest teraz marszałkiem? Władymir Karamazow?
ołnierz skin ł głow , zakaszlał, a na brodzie pojawiły si krople krwi.
Natalia otarła je - r ce chłopaka podtrzymywały wypadaj ce jelita. Doktor
zastanowił si , jak chłopak mógłby trzyma karabin, nawet gdyby si do niego
doczołgał.
- Gdzie jest Podziemne Miasto? - Po raz pierwszy od dawna posłu ył si
j zykiem rosyjskim.
ołnierz albo nie usłyszał, albo nie chciał odpowiedzie .
- Wszyscy trenowali my, szykowali my si na dzie , kiedy trzeba b dzie
stawi czoła wrogom.
- Ilu was jest w Podziemnym Mie cie? - spytał Rourke.
- Ural jest taki pi kny...
- Czy masz dziewczyn ? - dowiadywała si Natalia.
- Tak. Ona jest...
Oczy były wci otwarte, ale nagle stały si puste, patrzyły donik d. John
zamkn ł mu powieki. Natalia pocałowała chłopca w czoło i delikatnie zło yła jego
głow na ziemi.
Nadbiegł zdyszany Kurinami. Przyniósł wiadomo od doktora Munchena.
Podczas ataku nazistów okazało si , e Forrest Blackburn jest rosyjskim
agentem. Porwał Annie i uciekł helikopterem. Paul, Michael i Madison goni ich
ci arówk .
- Potrzebuj helikoptera - wolno wycedził Rourke.
- Pułkownik Mann wysłał ju helikopter. My liwce czekaj , eby zabra nas z
powrotem do bazy ”Eden”. Doktor Munchen czuwa nad tym, aby migłowce
zatankowano do pełna i aby na pokład dostarczono prowiant. Pułkownik
rozkazał wyda dodatkow amunicj do naszej broni. Zaraz b dzie tu helikopter,
który nas zabierze do Complexu. Sarah i Elaine ju czekaj .
- Annie - wyszeptał Rourke, spogl daj c gdzie w niebo...
John wpatrywał si w biel, po której przesuwał si czarny cie niemieckiego
helikoptera. Przy nim, na stanowisku drugiego pilota, siedziała Natalia
Tiemierowna. Sarah usadowiła si przy drzwiach. Jej przedrami było owini te
szerokim banda em. Nie umiała prowadzi migłowca i dlatego drugim pilotem
była Natalia. Sarah starała si ogarn wzrokiem jak najwi kszy obszar przed
sob .
- John! Widz co po lewej stronie!
- W porz dku! Trzymaj si !
15
Maszyna zatoczyła łuk w lewo. Rourke mru ył oczy za ciemnymi szkłami
okularów, z którymi si nie rozstawał. W z bach ciskał nie zapalone, cienkie,
ciemne cygaro. Bez lornetki mógł dojrze słabo odci ni te w niegu lady opon.
- Widz lady! - krzykn ł w gł b helikoptera. Natalia te krzyczała; nie
u ywali tu hełmofonów.
- John, tam! Czarny punkt na niegu! Tam!
Doktor przyspieszył. Przez ostatnie pół godziny leciał tak wolno, jak tylko
było mo na.
- Trzymaj si , Sarah! Schodzimy w dół!
Im ni ej był migłowiec, tym wyra niejsza stawała si czarna plama na
niegu. Wkrótce było ju jasne, e to półci arówka. Jego półci arówka!
Michael, Madison i Paul, poszukuj cy Annie. John si gn ł do nadajnika.
- Kurinami! Tu mówi Rourke. Odbiór.
- John, tu Akiro. Widzisz ich? Odbiór.
- Wł czam mój sygnał naprowadzaj cy. - Rourke nacisn ł d wigni
uruchamiaj c sygnał radiowy.
- Widzimy ich. Bez odbioru. Helikopter jeszcze bardziej przyspieszył.
- Ci arówka ma podniesion mask ! - krzyczała Sarah z gł bi migłowca.
Doktor poczuł, e mi nie karku mu zesztywniały. Nie było ladu rosyjskiego
helikoptera, którym Forrest Blackburn uprowadził jego córk , Annie. Rourke
nało ył słuchawki. Szansa na to, e jego syn Michael, Madison, nosz ca dziecko
Michaela, i ich przyjaciel, Paul, odnale li Annie, była bardzo nikła. Przyszło
zapowiadała si tak ponura jak krajobraz wokół nich.
Czarny cie migłowca sun ł przed nimi po białej, bezkresnej pustyni. nieg,
który zacz ł sypa wczesnym rankiem, padał do tej pory. Za helikopterem
tworzyły si wielkie, białe chmury lodowatych igiełek.
Usłyszał obok szcz k zamka karabinu. To Natalia repetowała M-16. Rourke
wsun ł dło pod br zow kurtk lotnicz . Pod obydwiema pachami miał
umocowane identyczne pistolety Detonics kaliber 45. Wyci gn ł ten z lewej
strony, odbezpieczył i wsun ł sobie pod lewe udo. migłowiec zacz ł opuszcza si
w dół.
Sarah przekrzykiwała szum powietrza, wdzieraj cego si przez otwarte
drzwi.
- Widz Paula, John! Macha do nas!
Przy ka dym wydechu z ust Johna wydobywał si obłoczek pary. Było mu
zimno. Teraz i on mógł dojrze stoj c przy samochodzie mał figurk . Była
jeszcze zbyt daleko, aby si dało gołym okiem odró ni rysy twarzy. Ale je li to
Paul i je li macha do nich, to znaczy, e przynajmniej on yje. Dłonie odmawiały
Rourke'owi posłusze stwa, potrzebował całej siły woli, by utrzyma bezpieczn
pr dko maszyny.
Annie. Je li Blackburn j skrzywdził... John zagryzł wargi, kieruj c
migłowiec nad ci arówk . Widział teraz, jak Paul odwraca si , chowaj c twarz
przed tumanami niegu wznoszonymi przez migła. W kabinie siedzieli Madison i
Michael.
- Widz ich! - krzyczała Sarah.
- Ale...
16
John spojrzał na Natali , wyprowadził helikopter z p tli i pozwolił mu obróci
si o sto osiemdziesi t stopni. Wyl dował, obsypuj c niegiem wszystko dookoła.
Wszystko - oprócz Annie.
Obydwoje z Natali odpi li klamry pasów i wstali z foteli. Sarah ju
wyskakiwała na ziemi , kiedy Rourke z pochylon głow przesuwał si do drzwi.
Natalia wyskoczyła. Paul ju biegł w stron kobiet Sarah u ciskała go i pobiegła
do otwieraj cych si wła nie drzwi ci arówki. Natalia obj ła i ucałowała Paula.
Doktor zeskoczył na nieg i schował pistolet do kieszeni. Paul odwrócił si w jego
stron .
- John, nie mogli my jej znale . Były lady l dowania i krótkiego postoju.
lady stóp, które potem zgubili my. Przeszukali my teren, odkryli my jeszcze
jeden lad l dowania i dziur .
Rourke zmru ył oczy.
- Musiał co wykopa . Michael s dzi, e mógł to by schowek na bro albo na
sprz t potrzebny do prze ycia w bezludnym terenie. Pewnie przyszykował to
jeszcze przed Noc Wojny.
- De osób zostawiło lady stóp?
- Tylko jedna. M czyzna...
Rourke spojrzał na nieg i potrz sn ł głow . Zrobił krok w przód i obj ł
Paula Rubensteina.
- Znajdziemy j . Tak mi dopomó Bóg.
Rosyjski helikopter, którym uciekał Blackburn, był w powietrzu ju prawie
dob . Przez cał noc Annie nie zmru yła oka i nie odezwała si ani słowem. Gdy
pojawiło si sło ce, głowa opadła jej na piersi. Dło m czyzny w drowała od
czasu do czasu na jej lewe, wci obna one udo. Czuła, e jej p knie p cherz za
chwil , ale bała si prosi Blackburna, aby wyl dowali i eby j rozwi zał. Wtedy
mogłoby si zdarzy to, czego obawiała si najbardziej. Pozwolił jej załatwi si ,
kiedy wydobywał swoje dawno zakopane zapasy, ale wci trzymał na muszce.
Ledwo była w stanie to zrobi . Od tamtej chwili upłyn ło ju pół dnia.
W szczelnie zamkni tym helikopterze unosił si lekki zapach benzyny.
Kanistry, stoj ce z tyłu, były mocno zakr cone i jeszcze nie u ywane. Ta wo
pochodziła raczej z cz ciowo opró nionej ba ki, z której Blackburn dolewał
paliwa w czasie postoju. Próbowała mno y pr dko przez czas, eby si cho w
przybli eniu zorientowa , gdzie s . Przelecieli nad jakim zbiornikiem wodnym;
mogło to by jezioro albo zatoka. Kiedy za witało, w miejsce wody pojawiły si
bezkresne pola nie ne, nad którymi lecieli ju od kilku godzin.
W ko cu Blackburn odezwał si :
- L dujemy. Pora uzupełni paliwo. Rozwi ci , eby mogła si załatwi i
zrobi nam co do jedzenia. Nie rób głupstw, Annie. Jeste my prawie na
siedemdziesi tym stopniu szeroko ci geograficznej, na wschodnim wybrze u
Grenlandii. nieg i lód - nic poza tym. Nikt tu ju nie mieszka. Przed nami jeszcze
skok do Islandii. Przenocujemy tam, a potem polecimy do Skandynawii.
Potrzebuj snu. Ale tobie nic nie pomo e. Nic.
Helikopter obni ył lot. Popatrzyła na m czyzn . W słuchawkach znów
zabrzmiał jego głos.
17
- Je li nawet jakim cudem zdołałaby mnie zabi , nie umiesz prowadzi
helikoptera. Umrzesz wi c z zimna. Nawet gdyby uruchomiła migłowiec,
rozbijesz si i - przy odrobinie szcz cia - spłoniesz.
Helikopter wyl dował i Blackburn otworzył drzwi. Zadr ała mimo woli, gdy
lodowaty wiatr ze niegiem wtargn ł do rodka. Głowa p kała jej z bólu, chciało
jej si spa , p cherz uwierał, a teraz na dodatek zimno przenikało j na wskro .
Nagie uda pokryła g sia skórka. Blackburn rozwi zał kobiet i poszedł uzupełni
paliwo. Potem obszedł helikopter dookoła i otworzył drzwi od strony Annie.
Znów uderzył j zimny podmuch wiatru. Na udach poczuła lodowate r ce.
- Pami tasz, co ci mówiłem? Dzi w nocy masz by dla mnie miła. Je li nie,
mog ci nie zabra do Podziemnego Miasta, eby tam si z tob zabawili. Mo e
po prostu zostawi ci na Islandii. Mo esz wło y płaszcz i buty, a i tak po paru
godzinach umrzesz. Ale te godziny b d trwa wieczno . - U miechn ł si ,
zdejmuj c jej z głowy hełmofon. Mikrofon w kształcie kropli uderzył j w koniec
nosa. Słuchawki zapl tały si we włosy, wyrywaj c kilka pasemek. Mimo woli łzy
napłyn ły jej do oczu.
Rozwi zał sznury na jej kostkach, na przegubach, a potem odpi ł pas
bezpiecze stwa. Cofn ł si . Annie próbowała porusza palcami. Sztywnymi
dło mi usiłowała obci gn zadart spódnic . Wiatr wył, nieg wirował, lodowate
igiełki kłuły j w policzki i dłonie, ale czucie wracało do zesztywniałych r k.
Poruszyła nogami. Ten ruch spowodował, e p cherz jeszcze bardziej zacz ł jej
dokucza . W stopach czuła mrowienie i ból. Blackburn wspi ł si do niej.
Zauwa yła bagnet zawieszony u pasa. Próbowała zgi palce i dosi gn go, ale
nie dała rady. Poza tym - miał racj . Gdyby go teraz zabiła, znalazłaby si w
miertelnej pułapce. Nie umie prowadzi helikoptera. W czasie lotu obserwowała
Blackburna uwa nie, ale wiedziała, e to za mało. W dodatku pr dy powietrzne
na pewno s tu zdradliwe, a temperatury pracy silników - krytyczne.
Usłyszała dzwonienie kanistrów, zapach benzyny stał si bardziej intensywny.
Oblizała wargi i powiedziała:
- Musz skorzysta z łazienki. Blackbum roze miał si .
- Nie s dz , eby znalazła tu co takiego. Musisz znów wyj nazewn trz. I
tym razem staraj si nie zmoczy nóg. - Znów si za miał - Mogłaby zmarzn .
Albo zamarzn . I nie id zbyt daleko. Kiedy sypie taki nieg, w ci gu paru
sekund mo na straci widoczno .
- Wiem - szepn ła, poruszaj c nogami i opieraj c si o framug drzwi.
Dotkni cie metalu było jak oparzenie. Cofn ła dło . W kieszeni płaszcza
miała r kawiczki. Otuliła si szczelnie paltem i pozapinała guziki. Potem uniosła
si z fotela, obci gn ła spódnic i halk , poprawiła po czochy. Wokół szyi miała
owini ty szal; sama go kiedy zrobiła. Zdj ła go, owin ła wokół głowy i ramion.
Wyj ła r kawiczki.
- Czy w zapasach, które wykopałe , jest co takiego jak papier toaletowy?
- Jest - odpowiedział. Odwróciła głow i spojrzała na niego. Poprzednim
razem zu yła ostatni chusteczk . Grzebał chwil w plecaku i wyj ł co w buro-
zielonkawym odcieniu. - Masz, łap. - Rzucił w jej kierunku rolk . Niezdarnie
chwyciła papier i wło yła go do kieszeni płaszcza. Znów spróbowała sobie
18
przypomnie , kiedy ostatnio jadła. Jako udało jej si wyj na zewn trz, cho o
mało nie upadła na nieg. Poprzez wycie wiatru usłyszała głos Blackburna:
- Pami taj, nie zgub si . Nie mam zamiaru ci szuka . Oparła si o kadłub
migłowca i rozpłakała si . My lała o Paulu Rubensteinie. Tak bardzo go
kochała! My lała o Michaelu i Madison, która stała si jej bliska jak siostra.
Miały wspólne tajemnice, wspólne marzenia. My lała o rodzicach.
My lała te o Natalii - Natalii, która uratowała swoje ycie, pozornie ulegaj c
m czy nie. A kiedy ju był pewien, e nie mo e mu si oprze , Rosjanka zabiła
go jego własnym no em.
Annie ruszyła przed siebie, mru c oczy przed padaj cym niegiem. Zasłoniła
szalem usta i nos, usiłuj c chroni twarz przed lodowatymi igiełkami.
Przez przymru one rz sy, na których osiadł nieg, zobaczyła biały wzgórek.
Mo e to była skała. Pochyliła si i walcz c z wiatrem, poszła w tamt stron .
Załatwi si . Wróci jak grzeczna dziewczynka do helikoptera, przygotuje
Blackburnowi posiłek i sama si zmusi do jedzenia. Pomimo, e od wielu godzin
nie miała nic w ustach, mdliło j na my l o jedzeniu. Ale musi przetrwa . A tej
nocy, cho by miała to przypłaci yciem, raczej zabije Blackburna ni mu si
odda.
Było bardzo zimno, kiedy kucn ła za skał . Oczy miała pełne łez, a na
ubraniu zacz ł osiada lód...
Siedzieli w helikopterze, jedz c i rozmawiaj c.
- Akurat p kła w ownica w chłodnicy. Wymieniłem j i topili my nieg,
mieszaj c go z płynem przeciw zamarzaniu, który był w skrzynce z narz dziami.
Sarah poklepała Paula po kolanie.
- A wi c, jakby powiedział John, opłaca si by przewiduj cym. - Popatrzyła
ponad głow Paula w oczy m a. - Co jeszcze schowałe w ci arówce?
Zagadni ty u miechn ł si .
- Zdziwiłaby si , gdyby wiedziała.
- Ojcze, kiedy odkryli my miejsce, gdzie wyl dował helikopter, my leli my...
John Rourke poło ył dłonie na ramionach swojej, de facto, synowej.
- Madison, jeste naprawd kochana. Oparła głow na jego lewym ramieniu.
- Musimy odzyska Annie - odezwał si Michael. - Czuj si dostatecznie
dobrze, abym mógł podró owa . Nie martw si , tato. Nie musimy przecie i
pieszo.
Rourke skin ł głow .
- My lałem o tym. Sk dkolwiek przybywa Karamazow ze swoj armi i ze
swoimi maszynami, gdziekolwiek te maszyny zbudowano...
- Podziemne Miasto - wtr ciła Natalia. - Chłopiec umieraj cy na polu bitwy.
Doktor przytakn ł jej:
- Blackburn jest radzieckim agentem. A wi c to tam si udał. Nie ma innego
powodu, dla którego miałby lecie na północ zamiast na południe, gdzie mógłby
doł czy do wojsk Karamazowa. To musiało by cz ci jego zadania. Gdy
pojazdy ”Projektu Eden” wróciły na Ziemi , miał dok d odej . Tylko głupiec
albo patriota zrobiłby to, co on. Infiltracja ”Projektu Eden”, ryzyko wpadki,
rezygnacja z własnego, prywatnego ycia - tylko głupiec albo patriota, zrobiłby
to, nie zostawiaj c sobie drogi odwrotu.
19
- Nie s dz , eby był jednym albo drugim - mrukn ła Natalia.
- Ja te nie - zgodził si Rourke.
- Tak wi c ma cel, a Annie jest jego zakładniczk na wypadek, gdyby my go
złapali przed dotarciem do tego celu. I...
- Powiedz to - Paul wolno cedził słowa. - Zabrał j , bo po pi ciuset latach...
- Bo jest kobiet - szepn ła Elaine Halverson. Kulinarni, który jadł powoli i
nic nie mówił, pokiwał głow .
- Tak - przytakn ła Natalia. - Wła nie dlatego.
- Je li j tknie, wyrw mu to jego zasrane serce - spokojnie powiedział Paul.
John Rourke znowu zabrał głos.
- Poniewa leci helikopterem, w miar mo no ci musi unika przelotu nad
du ymi zbiornikami wodnymi. Jest wi c oczywiste, co ma zamiar zrobi . Przez
Kanad poleci do Grenlandii, z Grenlandii do Islandii, a stamt d do Szkocji lub
Norwegii - odległo prawie ta sama. Ja jednak powiedziałbym, e do Norwegii.
To prostsza droga do Zwi zku Radzieckiego.
Natalia bawiła si swoim no em spr ynowym, otwieraj c go i zamykaj c.
- Do Podziemnego Miasta na Uralu.
- Tak - potwierdził doktor.
- Ale jak je znajdziemy? - spytał Kurinami z ustami pełnymi jedzenia. - Nie
mamy adnego samolotu, który mógłby lecie dostatecznie wysoko i obserwowa
zmiany w podczerwieni.
- Ludzie pułkownika Manna. Jego my liwce maj o wiele wi ksze mo liwo ci
ni helikoptery, zarówno nasze, jak i ten Blackburna. Mo emy dosta SR-71, je li
naprawd b dziemy ich potrzebowa .
Rourke przeci gn ł si .
- Ale, mimo dobrych ch ci Manna, mo emy dosta od niego tylko kilka
my liwców. Podczas walk o Complex stracił jedn trzeci swoich wojsk. W czasie
pierwszej bitwy z Karamazowem utracił mnóstwo ludzi i broni. Cz ołnierzy z
Complexu ledzi odwrót Rosjan, bo chc ich namierzy . Załoga chroni ca baz
”Eden”, została uszczuplona. Nie mo emy liczy na wiele wi cej ni rekonesans.
My l jednak, e tego wła nie nam teraz potrzeba.
- John pochylił głow . - A teraz powiem wam, co zrobimy, dopóki kto nie
wpadnie na lepszy pomysł. Oba nasze migłowce maj du e zapasy paliwa. Je li
mam racj , e Blackburn pod a z Kanady do Europy przez Islandi , to
prawdopodobnie w tej chwili jest gdzie w rejonie Grenlandii. Mo e tam si
zatrzyma . Musi gdzie wyl dowa , bo kiedy opu ci Islandi , b dzie miał co
najmniej tysi c kilometrów do pokonania, zanim doleci do najbli szego l du. Nie
jest a tak szalony, eby podj si tego, skoro nie spał od tylu godzin. Nie ma
drugiego pilota, który by go zast pił. Nie gwarantuj , e zatrzyma si na Islandii,
ale my l , e tak wła nie zrobi. To jest jedyne zało enie, jakie mo emy teraz
przyj . Dzi ki szybko ci, jak mog rozwin oba nasze migłowce, zdołamy
przeszuka spory kawałek Islandii. Blackburn nie mógł ukry helikoptera i nie
s dz , eby znalazł dobry sposób na zakamuflowanie go. Po winni my wi c go
dojrze z odległo ci wielu mil. O ile dobrze sobie przypominam, to Islandia jest
mniej wi cej tej samej wielko ci co Georgia, mo e troch mniejsza. Je eli tutaj,
tak daleko na południe, jest nieg, to Islandia musi by pokryta niegiem i lodem.
20
Helikopter jest czarny, powinien by widoczny jak na dłoni. Nasze celowniki s
wyposa one w czujniki termiczne. Mo emy je uruchomi i wtedy zlokalizujemy
nie tylko ognisko, ale mo e i ciepło pracuj cego silnika. Je li nie znajdziemy ich,
my liwce pułkownika Manna mog przelecie wzdłu i wszerz cały teren na
północny wschód od Hawru, wzdłu wybrze a Norwegii, a do Morza Barentsa.
Gdyby my nie wykryli helikoptera, my liwce na pewno to zrobi . Odzyskamy
Annie.
- Z Bo pomoc - szepn ła Madison. Rourke wstał, dopijaj c resztk kawy.
- Zabezpieczmy ci arówk i obliczmy jej pozycj . Pułkownik Mann mo e
kogo tu po ni przysła , a my ruszajmy w drog .
21
Rozdział 4
Annie miała nadziej , e zapasy ywno ci najprawdopodobniej
napromieniowano, aby zapobiec rozmna aniu si bakterii. Dawno temu, w
Schronie, ojciec zrobił to samo z mi sem i innymi łatwo psuj cymi si
produktami. Owini ta kocami siedziała przy przeno nym piecyku, na którym
grzała si woda. Blackburn linami przywi zał helikopter do pali i skonstruował
mał przybudówk , chroni c piecyk przed wiatrem.
Ból głowy nie ust pował, ale kobieta s dziła, e ciepły posiłek przyniesie jej
ulg . Woda grzała si ju długo, wci jednak nie wrzała. Ojciec Annie był
zdania, i dzieje si tak dlatego, e atmosfera jest obecnie rzadsza ni dawniej.
Kiedy wielki ogie ogarn ł niebo i pochłon ł prawie całe ycie, skład powietrza
si zmienił. A poza tym, pod t szeroko ci geograficzn powietrze jest jeszcze
rzadsze ni gdzie indziej. Mimo to jednak oddychało si przyjemnie, cho było
mro no.
Nagle przyszło jej na my l zdanie znane z lektury, a mo e z jednej z ta m
wideo zgromadzonych przez ojca w kryjówce: ”Woda, na któr patrzysz, nigdy
si nie zagotuje”. Odwróciła wzrok od garnka, aby si nie sprawdziło to stare
powiedzenie. Doszła jednak do wniosku, e mogło to dotyczy czajnika z gwizd-
kiem, a nie zwykłego garnka. ”Bo je li nie b dziesz patrze na wod , to sk d si
dowiesz, czy ju wrze?” Spojrzała znów na garnek - woda wrzała.
Pomimo swej trudnej sytuacji u miechn ła si .
Szukali jej, teraz ju byli w drodze. Wiedziała o tym, czuła to.
- Jak ci idzie? - usłyszała poprzez szum wiatru głos Blackburna. Wiedziała, e
m czyzna stoi za ni , ale nie odwróciła si .
- Pytam, jak ci idzie?
- Woda wła nie zacz ła si gotowa . Teraz zajmie mi to ju tylko par minut.
Zacz ła otwiera foliowe opakowania, obserwuj c k tem oka Blackburna,
siadaj cego na jednym z dwóch koców. Ona kl czała na drugim. Gdyby ojciec
lub Natalia znale li si na jej miejscu, nie traciliby czasu.
- Gdzie jest Podziemne Miasto?
- Na Uralu. Było znakomicie zorganizowane i zupełnie samowystarczalne do
czasu, który wy nazywacie Noc Wojny. Kiedy rozpocz ła si wojna, nadal
funkcjonowało. Musiało, bo w przeciwnym razie nie byłoby ani radzieckich
helikopterów, ani tej nowoczesnej technologii.
Annie roze miała si , patrz c mu w oczy po raz pierwszy od chwili, kiedy j
porwał.
- Czy kobieta kl cz ca przed garnkiem wrz tku po ród burzy nie nej, to
według ciebie oznaka post pu technicznego?
Blackburn u miechn ł si .
- Wiesz, co mam na my li... - przerwał, kiedy wr czyła mu przygotowany
posiłek w opakowaniu. Wygl dało to, jak boeuf Strogonow lub co w tym
rodzaju, ale nie mogła odczyta nazwy napisanej cyrylic .
- Wiesz, jeste bardzo ładn dziewczyn . My lałem o tym, Annie. Nie chc ,
eby si mnie bała. Naprawd nie chce ci skrzywdzi . Musiałem zrezygnowa ze
22
swojego normalnego ycia. Była moj najlepsz polis ubezpieczeniow . I nie ma
innego miejsca, gdzie mógłbym ci zostawi .
- Daj mi troch prowiantu - powiedziała Annie. - Sam i tak wszystkiego nie
zu yjesz. Daj mi kilka koców i rakietnic , a nie zmarnuj tej szansy. B d mnie
szuka .
- Nie, tego nie zrobi . Jestem Amerykaninem, a nie Rosjaninem. Podobaj mi
si ameryka skie dziewczyny. Nie wiem, jakie szkaradne sługi narodu maj tam,
w Podziemnym Mie cie. Wiem natomiast, e podoba mi si to, co widz tutaj.
Zacz ła je , my l c o tym, co zrobiła Natalia.
- A je li mnie nie podoba si to, co widz ? - spytała cicho.
- Czy tak wła nie jest?
- Porwałe mnie. Traktowałe mnie jak jakie zwierz .
- Potrafi by miły, Annie. Bardzo miły. Naprawd .
Annie wło yła do ust pełn ły k . To miał by chyba kurczak z ry em, ale
całkiem bez smaku.
- Nie wiem - skłamała. - Czy mam jaki wybór?
- Trzeba przyzna , ze niewielki - Blackburn u miechn ł si , nabieraj c sobie
jedzenia.
Wzi ła przez r kawic garnek z wrz tkiem i nalała troch wody do jedynej
fili anki. Na dnie była liofilizowana kawa czy te herbata. Annie nie była pewna,
bo nie miało to adnego zapachu.
Zamieszała ciecz trzonkiem ły ki. Wyci gn ła r k do Blackburna i podała
mu fili ank . Wzi ł j u miechaj c si ...
Układ l du i wody pod nimi odpowiadał dorzeczu rzeki Hamilton w prowincji
Quebec. Tak przynajmniej wynikało z pi setletniej mapy, któr Rourke trzymał
w dłoniach.
- Akiro, w tym miejscu si rozdzielimy - powiedział John do mikrofonu. -
Lecisz tak, jak zaplanowali my - wzdłu wybrze a. Kiedy dolecisz do wyspy
Alpatok za Now Funlandi , we pod uwag poprawk wskaza kompasu, któr
obliczyli my. Odbiór.
- Tak jest, John. A tak mi dzy nami, znajdziemy Annie. Odbiór.
- Powodzenia. Bez odbioru.
Rourke wył czył si , mógł jednak słysze , gdyby Akiro chciał go wywoła .
Sarah i Paul na zmian kontrolowali wszystkie cz stotliwo ci, próbuj c złapa
jaki zabł kany sygnał od Blackburna lub SOS od Annie.
Zadecydowano, a wła ciwie doktor sam zadecydował, e Kurinami, Elaine
Halverson, Michael i Madison powinni lecie tras , któr , według wszelkiego
prawdopodobie stwa, wybrał Blackburn: wzdłu wybrze a Kanady do
Grenlandii. To była trasa dla jednego pilota.
Tak długi lot wymagał dwóch pilotów. Mieli przelecie w linii
prostej nad wod do Grenlandii. Chocia zbiorniki były pełne, Rourke wolał
nie my le o odległo ci, któr musieli pokona . W ka dym razie obliczył
wszystko, posługuj c si map i kompasem tak dokładnie, jak to tylko było
mo liwe.
Zatoczył łuk w prawo, w stron morza. W oddali było wida wierzchołki gór
lodowych. Jego podejrzenia zacz ły si potwierdza : biegun magnetyczny uległ
23
znacznemu przesuni ciu. Igła kompasu odchylała si na północ bardziej ni
powinna i bł d si zwi kszał, im bli ej byli bieguna. Wkrótce jednak zapadnie
noc i John miał nadziej , e b dzie mo na si kierowa według gwiazd. Natalia
przej ła stery. Rourke obserwował niebo przez lornetk . Gdyby noc była
pochmurna, musieliby si zda na kompas i jego niedokładne wskazania.
Sarah przecisn ła si do przodu i ukl kła mi dzy m em a Natali . Mówiła
gło no, eby przekrzycze warkot silnika.
- Co b dzie, je li oni nie lecieli t dy, John? Co zrobimy?
- Nie ma innej drogi, któr mogliby lecie , Sarah. Je li nie b dziemy mogli ich
wy ledzi , znajdziemy Podziemne Miasto i jako dostaniemy si do rodka.
- Czy my lisz, e on...
Popatrzył na on . Natalia obróciła si w stron Sarah i lekko dotkn ła jej
ramienia.
- Sarah, Annie jest bardzo sprytna i je li ktokolwiek mógłby sobie poradzi z
Blackburnem i mógłby unikn ... to wła nie ona. Ja to wiem.
Doktor patrzył przed siebie. Chmury gromadziły si i wygl dało na to, e
b dzie burza. Zwiastowały j ołowianoszare smugi na północy, tam dok d lecieli.
Miał nadziej , e Natalia si nie myli...
Annie miała uczucie przejedzenia po drugim w tym dniu posiłku. Wła ciwie
była ju prawie noc. Tym razem nie siedzieli w przybudówce, tylko w namiocie,
który znajdował si w ekwipunku na pokładzie helikoptera. Była tam te butelka
wódki. Annie zastanawiała si , czy alkohol nale y do wyposa enia apteczki
radzieckich pilotów.
Forrest Blackburn poci gn ł z butelki i podał j Annie. Wypiła troch ,
staraj c si , aby wygl dało to na wi cej ni jeden łyk. Pospiesznie, ale nie bardzo
pospiesznie, oddała mu butelk .
W ci gu dnia lecieli nad otwartym morzem. Kobieta bała si i poczuła ulg
dopiero, kiedy zapadł zmierzch. Nie widz c wody, obserwowała wiatełka na
tablicy rozdzielczej, a na ich tle sylwetk człowieka, od którego teraz zale ało jej
ycie.
Blackburn znowu łykn ł troch wódki.
Nieubłaganie nadchodził decyduj cy moment Nie miała poj cia, co zrobi, je li
si jej uda. Mo e pójdzie do helikoptera i postara si wezwa pomoc przez radio.
Je li nie poradzi sobie z radiem, b dzie musiała tu umrze . Ale było co jeszcze
gorszego ni mier . Na przykład zbli enie z Blackburnem.
Patrzył na ni . Próbowała u miechn si tak, eby wygl dało to naturalnie.
- Upijesz si - powiedziała.
- Nie, nie upij si . Gdyby mi si film urwał, obydwoje straciliby my wiele tej
nocy.
Annie nie odpowiedziała.
- My lisz mo e, e ja si zalej , a ty mnie zabijesz i uruchomisz nadajnik? Nic
z tego. - Si gn ł do wewn trznej kieszeni. -Widzisz to?
Była to mała płytka z tworzywa. Cienkie druciki na jej powierzchni tworzyły
jaki wzór. Domy liła si , e to obwód.
- Widz .
24
- Dzi ki temu działa radio. W cz ciach zamiennych nie ma drugiej takiej.
Sprawdziłem to.
Mia d ona płytka zachrz ciła, gdy zacisn ł pi .
- Jeste szalony, Blackburn - szepn ła.
- Nie, to tylko jeszcze jedno zabezpieczenie, Annie. - U miechn ł si . - Nie
mam z kim rozmawia . Znam poło enie Podziemnego Miasta. Nie potrzebuj
radia, eby je znale . A na pewno nie chc , eby ty si dobrała do radia i
wysłała jakie sygnały do swoich przyjaciół.
Wokół namiotu wył wiatr, szarpi c jego ciany.
Odchyliła si w tył, daleko, a na piwór. Koc zsun ł si jej z ramion,
odsłaniaj c rozpi ty płaszcz. Rozwi zała szal przykrywaj cy jej włosy.
- Czy to zaproszenie?
- Nie chc umrze . Nie mam wyboru. Nie ma sensu przegrywa . Ale... -
Zawahała si i tym razem powiedziała prawd . - Ale ja jeszcze nigdy tego nie
robiłam. Nigdy w yciu. B dziesz musiał mi pomóc.
Blackburn wstał. Zachwiał si , jakby zaraz miał si przewróci , odzyskał
jednak równowag i spojrzał w dół, na dziewczyn .
- Jeste pi kna, Annie. Masz pi kne włosy i oczy. Lubi długie włosy. Lubi
piwne oczy. Nie masz poj cia, jak dobrze robi człowiekowi znów zobaczy
długowłos dziewczyn w sukience, kiedy wszystkie inne kobiety nosz taki sam
strój roboczy jak on, a ich włosy s równie krótkie jak jego. Przyjmuj c
propozycj Karamazowa, nie zdawałem sobie sprawy, jak to b dzie, kiedy obudz
si po pi ciuset latach. Wszystko przemin ło. adnych przyjaciół. Nikt mnie nie
znał. Ludzie z ”Projektu Eden”, do diabła z nimi! Sentymentami ideali ci. Ty,
Annie, ty jeste zupełnie inna. Nie s dziłem, e pójdzie mi tak łatwo. Ale ciesz
si . Zgwałciłbym ci , wiesz o tym?
Nie s dziła, eby czekał na jej odpowied .
- Ale nie chciałem, eby to si stało w taki sposób. B d dobry dla ciebie.
B dziesz ze mn bezpieczna.
Obszedł stoj c mi dzy nimi latarni i ukl kł przy Annie. Lew dło poło ył
na jej nodze, tu nad cholewk buta. Czuła, jak jego r ka przesuwa si coraz
wy ej po po czosze, wzdłu łydki, si ga pod spódnic , zatrzymuje si na nagiej
skórze uda.
- Jeste mi kka, taka mi kka w dotyku.
U wiadomiła sobie nagle, e ten człowiek próbuje by miły i na swój sposób
uczciwy. Chciał, eby było jej dobrze. W tym momencie poczuła jakby odraz do
siebie samej za to, e jej jedynym zamiarem i pragnieniem jest go zabi .
- Masz miły głos - powiedziała mi kko. - A twoje dłonie s ciepłe.
Teraz obie r ce obejmowały jej lew nog , dotykały jej pod ubraniem.
Blackburn przerwał pieszczoty i odpi ł pas. Zdj ł go i poło ył obok latarni. Na tle
cianki namiotu Annie widziała zarys kolby i pochw z bagnetem. Spojrzała
Blackburnowi w oczy. Czuła na policzku jego gor cy oddech, czuła lekki zapach
wódki, kiedy dotkn ł wargami jej czoła. Zamkn ła oczy. Całował jej powieki.
Zadr ała, mimo e oblewał j pot.
- Co ci jest, Annie?
- Zimno mi - szepn ła, było w tym sporo prawdy.
25
Poło ył si obok niej, wsuwaj c lew dło pod jej sweter. Si gn ł do guzików
bluzki, dotkn ł nagiej skóry brzucha. Mocno zacisn ła powieki, obejmuj c go i
prosz c w my lach Paula o wybaczenie. Musn ła ustami lewy policzek
Blackburna. Był szorstki, nie ogolony, jak policzek ojca, kiedy jako mała
dziewczynka całowała go na dzie dobry. Zrobiło si jej niedobrze. Lewa dło
m czyzny dotarła do jej prawej piersi. Podci gn ł w gór stanik i delikatnie
pie cił palcami jej sutek. J kn ła, czuj c jego dotyk. Usta Blackburna rozgniatały
jej wargi. Oddała mu pocałunek. Czy robiła to, eby go jeszcze bardziej
podnieci , eby wzbudzi jego zaufanie? Czy mo e on te j podniecał? Nie
wiedziała. Nie było czasu, eby si zastanawia . Jej lewa r ka pow drowała
wzdłu jego prawego boku. Palce natkn ły si na co . To była kolba pistoletu.
Pomy lała, e wolałaby nó . Widziała, jak sprawdzał pistolet i wiedziała, e jest
naładowany. Co by było, gdyby go nie załadował? Całował jej szyj , praw r k
chwytaj c włosy i odchylaj c głow do tyłu, tak e ledwo mogła oddycha . Jego
lewa dło w drowała po jej ciele. ci gał z niej majtki. Czuła w namiocie zimne,
nocne powietrze, a na sobie - szorstk dło Blackburna.
Namacała pochw pistoletu. To był M-12. Szarpn ła zatrzask i wyj ła bro .
Widziała ju przedtem taki pistolet; ojciec pokazywał jej wszystkie rodzaje broni,
jakie miał. Palce Blackburna w drowały po jej podbrzuszu, coraz ni ej, coraz
gł biej. Poczuła nagły ból i wstrzymała oddech. Jakby z oddali usłyszała swój
cichy okrzyk. Zdawało si jej, e w jaki sposób obserwuje z zewn trz swoje ciało.
Niemal widziała m czyzn na sobie. Jego twarz, nachylon nad jej twarz , swoj
zadart spódnic i halk i jego natr tn dło mi dzy nogami. Dr ała. W lewej
r ce trzymała kolb pistoletu, tak ci kiego jak pistolet Paula. Strzelała kiedy z
takiej broni; ojciec pozwolił jej, kiedy byli jeszcze w Schronie.
Uniosła kciukiem bezpiecznik, gło nym j kiem zagłuszaj c szcz k metalu.
Próbowała sobie przypomnie wygl d pistoletu. Czy był podobny do czterdziestki
pi tki? Nie pami tała. Nie było jednak wyj cia. Kciukiem cofn ła iglic . Nie
mogła ryzykowa długiego manipulowania przy zamku. Teraz przypomniała
sobie, e ten typ pistoletu ma wska nik załadowanej komory. Przesun ła
kciukiem po metalu, próbuj c wyczu wystaj cy j zyczek wska nika. Nic nie
wystawało.
Palce Blackburna penetrowały j w rodku, gł biej i gł biej. Poruszała si pod
nim rytmicznie, jakby nie panowała ju nad swoim ciałem.
Nó . Gdzie tu musi by nó .
Lew r k namacała r koje bagnetu i chwyciła j mocno. Starała si
przypomnie sobie, jak wygl da zapi cie pochwy. Podwa yła je kciukiem i znów
j kn ła, eby zagłuszy hałas. Pomału wysuwała nó , podczas gdy jej ciało wci
poruszało si pod Blackburnem. Uj ł jej praw dło i przyci gn ł do swojego
krocza. Wyczuła twardy kształt. Poprowadził jej r k do zamka przy rozporku.
Zacz ła go rozpina , a on znów dotykał jej ciała, ustami wpijaj c si w szyj .
Wstrzymała oddech, gdy ostrze bagnetu zachrz ciło o brzeg pochwy.
Nó był na wierzchu, zamek błyskawiczny rozpi ty.
Zamkn ła oczy, si gn ła w gł b jego kalesonów i namacała j dra. Zacisn ła
dło z całej siły, wpijaj c si w nie paznokciami, podczas gdy trzymany w lewej
r ce bagnet wbiła w sam rodek jego pleców.
Jerry Ahern Krucjata TOM 13 Po cig Przeło yła: Barbara Lewko
2 Rozdział 1 ołnierze pułkownika Wolfganga Manna byli ostatnim oddziałem nowej formacji SS. Stawiali jeszcze opór, ale w zasadzie był on daremny. Wła nie umocnili swoje pozycje, kiedy elektroniczny system ostrzegania nadesłał meldunek o du ym zgrupowaniu wojsk, zmierzaj cych w stron Complexu drog l dow i powietrzn . - Rosjanie - stwierdził krótko Mann, któremu bez znieczulenia nastawiono zwichni t nog . - Władymir - szepn ła Natalia. Sarah spojrzała na nich z niepokojem. - Cholera - mrukn ł Rourke. Kurinami poszedł po Elaine Haverson, zabieraj c z sob Sarah i Helen Sturm z jej trzema synkami i nowo narodzonymi córeczkami. Rourke zmienił czarny mundur polowy na swoje własne levisy, niebiesk koszul i wojskowe buty. Siedział teraz nad drug fili ank kawy. Gdy pił pierwsz , nawi zano ł czno radiow pomi dzy Helmutem Sturmem a pułkownikiem Mannem. Potem nadeszła wiadomo , e Sturm popełnił samobójstwo, dowiedziawszy si , i jego ona i dzieci omal nie zgin ły z rozkazu nazistowskiego rz du, któremu zło ył przysi g wierno ci. Popijaj c kaw , Rourke ładował magazynki pistoletów, sprawdził karabiny i gładził ostrze swojego no a my liwskiego marki Gerber. Gdy nadszedł meldunek o zbli aniu si wojsk radzieckich pod dowództwem Władymira Karamazowa, John spokojnie dopił kaw , sko czył ładowa magazynki, wsun ł do kabur pistolety, a nó schował do pochwy. Kiedy kapitan Hartman zło ył meldunek o gotowo ci swojego oddziału do odparcia ataku, Natalia oznajmiła, e pójdzie si przygotowa . Frau Mann, która doł czyła do nich w pobli u centrum ł czno ci, poszła za ni . Tylko Kurinami usiadł przy Rourke'u i cicho spytał: - Znów bitwa, John? - Tak - odrzekł doktor porucznikowi japo skiej marynarki i wyszedł z centrum ł czno ci. Znalezienie pułkownika Manna, który oparty o kule stał w otoczeniu oficerów na jednej z ulic Complexu, nie zaj ło mu wiele czasu. Mann, dostrzegłszy Amerykanina i Japo czyka, pomachał im, a oficerowie rozst pili si , eby zrobi przej cie. - Pułkowniku? - Rourke podszedł do niemieckiego dowódcy. - Walczył pan ju przedtem z tym człowiekiem. Ma pan jakie sugestie? - zapytał Mann. - Mógłby by diabłem - powoli odpowiedział John. - Ale jest tylko człowiekiem z krwi i ko ci. I chce y . Zrobił wi cej dla siebie ni dla swojej sprawy, cho mo e to jedno i to samo. Je li poczuje si osobi cie zagro ony, zabierze z sob wi kszo swoich ludzi i ucieknie, eby wróci i bi si innego dnia. - A wi c błyskawiczne uderzenie w sam rodek jego wojsk? - Tak. - Rourke wolno skin ł głow .
3 - Łatwiej to powiedzie ni wykona , doktorze. Jedna trzecia załogi Complexu albo była lojalna wobec Wodza i ju nie yje, albo jest ranna, albo pod stra . Jedna trzecia ludzi, doktorze, nie nadaje si do walki. Zniszczono znaczn cz naszego wyposa enia. Rourke wyci gn ł w skie, ciemne cygaro z wewn trznej kieszeni br zowej kurtki lotniczej. - Niech mi pan da kilku ludzi i troch broni. Poprowadz rajd na główn kwater Karamazowa, o ile j tylko namierzymy. Prosz zatrzyma w Complexie tylko tylu ludzi, aby nie pozostał całkiem bezbronny. Wszyscy inni niech stworz oddział, który przejdzie do kontrataku w tej samej chwili, kiedy ja uderz na kwater główn . Nale y wykona manewr zaczepny, eby Karamazow nabrał przekonania o naszej sile i liczebno ci. Powinien poczu zagro enie. - Id z tob - usłyszał kobiecy głos za plecami. To Natalia. Odwrócił wzrok od Manna i spojrzał na ni . Stała, maj c za plecami ulic pełn przedbitewnej krz taniny. Uzbrojeni m czy ni biegali tu i tam, a opancerzone pojazdy wje d ały i wyje d ały przez główn bram Complexu. - Ty, Sarah i Elaine mo ecie zosta tutaj. Przydacie si do obrony Complexu. Zabior z sob Akiro, je li zechce mi towarzyszy . - Pójd ! - krzykn ł Kurinami z entuzjazmem. - Pójd - szepn ła Natalia stanowczo. - Znam mojego m a lepiej ni ktokolwiek inny. Wiem, co my li. Je li pójdziemy razem, b dziemy mogli penetrowa teren z dwóch stron jednocze nie. By mo e zwi kszy to szans schwytania Władymira przez zaskoczenie. Jej r ce spoczywały na kaburach rewolwerów. Miała teraz na sobie swój zwykły czarny bojowy kombinezon, którego prosty krój czynił j jeszcze bardziej poci gaj c . Czarne buty na płaskich obcasach si gały jej prawie do kolan, na lewym ramieniu wisiała czarna płócienna torba, a przez piersi Rosjanka miała przewieszony M-16. Spod lewej pachy wystawał walter z tłumikiem. Ciemne włosy si gały jej do ramion, a kiedy potrz sn ła głow , zabł kany kosmyk opadł na czoło. Oczy - intensywnie bł kitne o dziwnie twardym spojrzeniu. - W porz dku - odpowiedział John. Niemieckie tankietki przypomniały Rourke'owi, jak kiedy Rommel obło ył dykt volkswageny, robi c z nich atrapy czołgów. Miało to przekona aliantów, e Lis Pustyni dysponuje o wiele wi kszymi od faktycznych zapasami broni. Tankietki były nieco wolniejsze od volkswagenów. Człowiek prowadz cy pojazd obsługiwał jednocze nie elektronicznie sterowan bro . W zasadzie tworzył w ten sposób integraln cało z maszyn . Kapitan Hartman polecił sier antowi Hofsteaderowi, aby ten krótko przeszkolił Rourke'a, Natali i Kurinami. - Doktorze, pani major, poruczniku. Aby móc w pełni wykorzysta KP-6, nale y si przez kilka tygodni wprawia na modelu wiczebnym, a potem na poligonie. Ale prowadzenie KP-6 jest tak proste, jak prowadzenie samochodu. Trudno jednak posługiwa si broni , gdy pojazd jest w ruchu. Strzelaj c i wykonuj c jednocze nie gwałtowne zwroty, mo na uszkodzi czołg. Interesuj si dawn broni , Herr Doktor. Za pa skich czasów czołgom łatwo spadały czy
4 p kały g siennice, co unieruchamiało zwykle wszystkie ówczesne wozy, natomiast w wypadku nieprawidłowej obsługi KP-6 mo e si przewróci . W r kach do wiadczonego ołnierza jest to prawie niemo liwe, nawet gdyby strzelał skr caj c. No, ostrzegłem was przed najwi kszym niebezpiecze stwem. - Hofsteader u miechn ł si . - A teraz, pani major, mo e zechciałaby pani wej do rodka? Natalia skin ła głow , a Rourke pomógł jej si wdrapa na pancerz o barwie pustynnego piasku. Hofsteader wspi ł si z drugiej strony i podniósł pokryw włazu. Natalia obróciła si , spu ciła nogi i ze lizn ła w dół. Kiedy si odezwała z wn trza pojazdu, jej głos odbił si dziwnym echem. - Tu jest bardzo ciasno, sier ancie! - Tak, pani major, ale poczuje si pani wzgl dnie wygodnie, kiedy nało y pasy i usadowi si w Fotelu. - Rzeczywi cie, ma pan racj . Jest tu nawet troch miejsca na nogi. - Kabł k przed pani pełni funkcj kierownicy. Praw stop naciska pani pedał gazu, pierwszy z prawej strony. rodkowy pedał to hamulec, a trzeci... - Sprz gło? Hofsteader gło no si roze miał. - Nie, pani major. Sprz gło... Czytałem o tym, a nawet widziałem w starych, zabytkowych pojazdach. Ale ten pedał po lewej stronie to przekładnia biegów. Naciskaj c go podczas jazdy, automatycznie zmienia pani kierunek obrotu czterech głównych kół nap dowych. Gdy naci nie pani pedał, jad c wstecz, znów ruszy pani do przodu. Przy uruchamianiu czołgu nale y odczyta z tablicy kontrolnej, na którym biegu jest pojazd. Karinami spojrzał na Hofsteadera. - Sier ancie, czy nie ma tu innych biegów? Chodzi mi o jazd w szczególnie trudnym terenie. - Nie ma takiej potrzeby, poruczniku. Czujniki umieszczone w g sienicach czołgu i na jego podwoziu bez przerwy monitoruj teren, dokonuj c na bie co autokompensacji. - Jak mo na podczas jazdy zmieni kierunek bezpo rednio z przodu w tył, nie uszkadzaj c skrzyni biegów? - dopytywał si Rourke. - Biegi s całkowicie oddzielone od siebie. Naci ni cie pedału powoduje przeł czenie z jednego kierunku na drugi. Potem Hofsteader wytłumaczył im po kolei zasady działania wszystkich najwa niejszych wska ników, przycisków i pokr teł. Ekonomiczna pr dko tankietki wynosiła sto trzydzie ci kilometrów na godzin , a maksymalna - na suchym i płaskim terenie -sto pi dziesi t cztery kilometry na godzin . Poruszaj c si równie swobodnie po l dzie, jak i pod wod , mógł pokona ka d przeszkod wznosz c si pod k tem siedemdziesi ciu stopni. Na szczycie pojazdu zamontowano czterdziestomilimetrow samopowtarzaln wyrzutni granatów, mog c wykona obrót o trzysta sze dziesi t stopni. Po obu stronach wozu wbudowano wyrzutnie pocisków, których celowniki nastawiał komputer na konsolecie. Z ka dej strony po trzy pociski. Na przedzie i z tyłu znajdowały si dwa jednakowe, niezale ne od siebie karabiny maszynowe. Rourke ocenił na oko,
5 e s to siedemdziesi tki. W sumie mo na było strzela jednocze nie w czterech kierunkach. Spojrzał na zegarek. Za dziesi minut zbierze si oddział maj cy kontratakowa . Ostatnie meldunki wskazywały na to, e Rosjanie mog uderzy w ka dej chwili. Hofsteader przerwał te rozmy lania. - Czy s jakie pytania? Komentarze? Panowie? Pani Major? Kurinami za miał si . - Gdyby to było pi set lat temu, mój kraj zrobiłby to lepiej. Krakowski siedział w swojej maszynie, patrz c na tablic kontroln . My lał o tym, e dawny pułkownik Karamazow jest ju marszałkiem i e dzisiaj b d awanse, w tym co najmniej jeden na pułkownika. W gr wchodzi albo Antonowicz z najbli szego otoczenia marszałka, albo on, Krakowski, pochodz cy z nowej generacji ołnierzy, wychowanych dla wojny w Podziemnym Mie cie na Uralu. Oczywi cie wolałby, eby wybór padł na niego. - Tu mówi Krakowski - powiedział do mikrofonu. - Towarzysze! W tej historycznej chwili musicie my le tylko o jednym. Nie walczymy z nazistami i ich kapitalistycznymi sojusznikami dla własnej chwały. Walczymy o bezpiecze stwo narodu radzieckiego, o ogólno wiatowy komunizm. Nie ma szczytniejszych celów, a adne po wi cenie nie jest zbyt wielkie. Dla niektórych z nas s to by mo e ostatnie chwile. Nazistowska twierdza jest dobrze umocniona. Ale to nie stanowi przeszkody dla naszych wspólnych wysiłków. Razem d ymy do zwyci stwa. I zwyci stwo przypadnie nam w udziale, towarzysze! Byłby to wietny napis na pomniku, gdyby mu taki kiedy postawiono. Na razie zapisze to w swoim dzienniku. Zacz ł zwi ksza obroty głównego silnika, obserwuj c przyrz dy, podczas gdy temperatura osi gała dopuszczalny poziom. ”Zwyci stwo przypadnie nam w udziale. Brzmi to bardzo dobrze” - my lał Kra- kowski, delektuj c si własnymi słowami... Władymir Karamazow spojrzał na zegarek. Sło ce zaraz wzejdzie, a wtedy jego wojska zaatakuj w kierunku wschodnim, tam gdzie jest twierdza nazistów. Wyszedł z napr dce postawionego namiotu, słu cego mu jako tymczasowe centrum dowodzenia. Pomnik helikopterów przypominał mu brz czenie roju rozdra nionych owadów. Marszałek pomy lał, e wiat sprowokował t wojn . wiat sprowokował swoj zagład , nie chc c ust pi nieust pliwemu. Dobro. Zło. Te słowa niewiele dla niego znaczyły. W istnienie prawdy wierz tylko ci, którzy jej szukaj . On znalazł swoj prawd : d enie do coraz wi kszej władzy. I jeszcze wi ksz prawd : zemst . Pragn ł jej z całych sił. Natalia. Wła nie zaczynała swoj pokut , kiedy Rourke znów mu j odebrał. Karamazow dotkn ł swej r ki w miejscu, gdzie ostatnio został postrzelony. Nast pnym razem zabije Natali , a jej agonia b dzie niewiarygodnie długa. To, czy Rourke zginie z jego r ki, nie jest ju takie wa ne. Kocha j , a wi c gdy ona umrze w straszliwych m czarniach, dusza Rourke'a te umrze. Przystan ł na skraju polany, gdzie rozbili namioty. Poranne powietrze było ciepłe i wilgotne. Je li z jakiego powodu nie dojdzie do całkowitego zwyci stwa - nast pi masowa zagłada.
6 Zorganizował wszystko w ten sposób, by wyeliminowa jakie trzecie wyj cie. Byli ju w historii ludzie, którzy si starali przej całkowit władz na yciem i mierci innych. Je li wi c on, marszałek Władymir Karamazow, nie b dzie mógł zosta panem ycia, to stanie si panem mierci, a jego władza b dzie ostateczna i nieodwołalna. Niedługo wzejdzie sło ce. Wkrótce rozpocznie si walka.
7 Rozdział 2 Nad horyzontem pojawiła si na wschodzie linia wietlistej szaro ci. Rourke wzi ł Sarah w ramiona i mocno j przytulił. Ciepły, wilgotny wiatr targał zaro la na szczycie góry, we wn trzu której pi set lat temu zbudowano Complex. wist powietrza rozcinanego łopatkami migieł bole nie ranił uszy. - Nam nic si tu nie stanie - szepn ła Sarah. Rourke poczuł na twarzy jej ciepły oddech. - Ale ty, Natalia i Akiro, b d cie ostro ni. Prosz . Wró do mnie, John. Czuj co . Wiem, e to niem dre, ale czuj co w sobie. Tak, jak czułam w sobie Michaela, kiedy nosiłam Annie. To jest... och... John obejmował on . - Ja te to czuj . Przykro mi, e zrobiłem to z Michaelem i z Annie. Przykro mi, e posłu yłem si kriogenik , aby mogli dorosn . Post piłem tak, bo uwa ałem, e to pozwoli przetrwa nam wszystkim. - Wiem - odpowiedziała. Rourke wci miał twarz zanurzon w jej włosach, które ci gle jeszcze pachniały wytwornymi perfumami. Była to pozostało po maskaradzie, któr urz dzili, aby uratowa Helen Sturm i jej dzieci. Sarah przebrała si ju w czarne drelichy i szar bawełnian kamizelk . - Je li jestem... je li jestem w ci y... wiedz, e nie zrobiłam tego naumy lnie z powodu... przez Natali . - Wiem - odpowiedział. - Kocham ci i zawsze ci kochałem. Mo e damy sobie rad . Czubkami palców dotkn ł jej podbródka, uniósł twarz, musn ł lekko usta, a potem mocno pocałował. - Uwa aj na siebie - powiedział, wypuszczaj c j z obj . Podniósł z chodnika karabin i nie ogl daj c si za siebie, pobiegł w stron czołgu. Wskoczył na pancerz, poło ył M-16 na wie yczce, wsun ł si do rodka i si gn ł po bro . Rozejrzał si dookoła. Niedaleko stał czołg Kurinami; Akiro wła nie zamykał pokryw włazu. Natalia, przechodz c obok, pomachała mu na po egnanie. Rourke widział całe l dowisko na szczycie góry, a na nim, oprócz ich maszyn, osiemna cie innych czołgów. Ka dy z nich był przyczepiony lin do podwozia jednego z niemieckich helikopterów. Sam Mann to wymy lił i prze wiczył z pilotami do perfekcji. Kapitan Hartman wyja nił Rourke'owi, e to sposób na szybkie przeniesienie uzbrojenia w ka dy punkt pola walki, do którego mo e dotrze helikopter. Tankietki, mimo całej broni na pokładzie, s lekkie. Helikoptery, w razie potrzeby mog osi gn szybko bojow . Mog unie si nad polem bitwy, opu ci wozy bojowe na ziemi i osłania je ogniem z broni pokładowej, dopóki tankietki nie zostan odczepione i nie b d mogły wł czy si do walki. Ostrze ono ich przed nudno ciami wywołanymi kołysaniem si czołgów. Ale on nie miał czasu, by co zje . Spojrzał na pole za sob . Zobaczył on w czarnych spodniach i szarym bezr kawniku, ci ni t w talii wojskowym pasem. Nie pomachał jej. Patrzył. Obejrzała si . Skin ł głow , wsun ł si do wn trza pojazdu i zamkn ł pokryw włazu. Starał si dopasowa swoje ciało do wymiarów fotela. Miniczołgi nie były przewidziane dla wysokich osób. W ko cu zapi ł wszystkie klamry, obserwuj c
8 jednocze nie odczyty kontrolne na konsolecie. W pewnym momencie spojrzał na zegarek. witało... Pułkownik Wolfgang Mann stał przy górnych umocnieniach Complexu i spogl dał w dół na starannie zagospodarowany teren. Uratowano ziemi przed zniszczeniem, zasadzono nowe ro liny, aby pomóc naturze powróci do pierwotnego stanu. Teraz t ziemi u y ni ludzka krew. Jak e ró niła si ta wojna od abstrakcyjnych działa , z którymi si zetkn ł, studiuj c taktyk . Tam nie było prawdziwego wroga - tutaj wszystko nagle okazało si inne. Dlatego wła nie Helmut Sturm odebrał sobie ycie. Teraz kobiety i m czy ni gin li w walce. Nie yje Wódz i wielu wiernych mu esesmanów. Niektórzy popełnili samobójstwo, inni zgin li bardziej honorowo - w walce. Były te egzekucje. Skazano tych, którzy spowodowali niepotrzebn mier innych. Po wykryciu spisku na ycie Dietera Bema, przeprowadzono czystk . Głos Berna - filozofa, nauczyciela, naukowca, a teraz nowego wodza - rozbrzmiewał z gło ników umieszczonych wokół l dowiska i na zboczu góry. Docierał do oddziałów piechoty i do czołgów stoj cych u podnó a. - Dzi w nocy wyzwolili my si spod tyranii, a teraz znów musimy si wykaza m stwem i zdecydowaniem. By mo e, e walka dobra ze złem nigdy si nie sko czy. Prze yjecie czas chwały i upokorzenia, b d zrywy nadludzkiej odwagi i chwile parali uj cego strachu. Dobre czyny. Złe czyny. Tkwi one w sercach i umysłach ludzi; to jest abstrakcja, której nie mo na dotkn , zbada ”, przeanalizowa . Walczymy o wolno . Nasz wróg walczy, aby nas zabi albo zrobi z nas niewolników. Nasza walka jest słuszna. Wszystko, czego mo na od nas da , to najwy sze po wi cenie. Nadzieje i aspiracje nas wszystkich b d z wami podczas tej walki. Głos odbijał si echem i gin ł w szumie wiatru. Mannowi dokuczała zwichni ta noga, ale nie były to ju ostre ataki bólu. Teraz pułkownik mógł go opanowa . Zatrzeszczało radio. Odezwał si . - Tak, kapitanie Hartman? - Panie pułkowniku, grupa szturmowa czeka na pa skie rozkazy. Wolfgang Mann zamkn ł oczy. Zastanawiał si , czy Bóg, o którym mówili niektórzy Amerykanie, Bóg, o którym czytał w zakazanych ksi kach, przyjmie jego modlitw . O ile Bóg istnieje. - Bo e, pobłogosław ich - mrukn ł. - Panie pułkowniku? - Hartman, w imi Bo e! Atakujcie. - Tak jest! Wolfgang Mann poczuł, e wiatr nagle ucichł... Rourke mógł obserwowa teren za po rednictwem dwóch kamer telewizyjnych o polu widzenia sto osiemdziesi t stopni. Pokr tłem na konsolecie mógł wł cza podgl d na przedzie lub za pojazdem. Teraz kamera ukazywała to, co si działo przed czołgiem i nad nim. W powietrzu roiło si od samolotów i helikopterów, wybuchały pociski przeciwlotnicze, a rakiety zostawiały za sob długie smugi. Atak na Complex rozpocz ł si dokładnie o przewidzianej przez niego porze, jednak uderzenie było gwałtowniejsze, ni ktokolwiek si spodziewał.
9 Odłamki dzwoniły o pancerz czołgu. John kurczowo trzymał si por czy, bo nic innego nie mógł teraz zrobi . Je li jego helikopter zostanie zestrzelony, zginie. Stawał w obliczu mierci wi cej razy, ni mógł zliczy , ale nigdy nie był tak bezradny, jak teraz. My lał o Natalii i Kurinarnim, zamkni tych w swoich czołgach. Wszyscy dzielili ten sam los, wszystkim groziło to samo. A je li szcz liwie przekrocz lini frontu, czołgi zostan opuszczone w dół. Nagle w pobli u eksplodowała rakieta. Gwałtowny wybuch wstrz sn ł czołgiem i rozkołysał go. Rourke skierował kamer do góry. migłowiec dymił. - Jasna cholera - sykn ł, zaciskaj c jeszcze silniej dłonie na por czach fotela. Przed nimi, w dole, wspierana czołgami, kł biła si piechota walcz ca ju z wrogiem. Przeł czył kamer na podgl d z tyłu. Nad Complexem niebo było szare od dymu, a kilka samolotów toczyło za arty bój. ”Sarah” - niemal na głos wymówił jej imi . Znów spojrzał na monitor nad głow . Zamiast dymu było teraz wida płomienie ogarniaj ce ogon helikoptera. Rourke siedział sztywno, mi nie karku miał napi te a do bólu. Mózg gor czkowo szukał jakiego rozwi zania, podczas gdy oczy wpatrywały si w monitor. Znajdował si teraz nad radzieck piechot , któr poprzedzały czołgi. W słuchawce rozległ si głos pilota helikoptera. - Doktorze! Trac kontrol nad maszyn . Jestem ranny. Umieram. - Spróbuj wyl dowa , a ja przedostan si do ciebie. - Nie. Jest lepszy sposób. B d si unosił nad ziemi i spuszcz czołg w dół. Ja i tak umr . - Co to znaczy ”lepszy sposób”, poruczniku? - John nie znał nawet imienia tego chłopca. Ale nie było odpowiedzi. Tylko cisza. oł dek podszedł Rourke'owi do gardła, kiedy czołg zacz ł si opuszcza . Znów usłyszał głos młodego oficera. - Dolicz do dziesi ciu i wtedy zwolni zaczep. B dzie silny ostrzał z lekkiej artylerii, ale je li znajdzie si pan w rodku mi dzy nimi, nie b d mogli u y broni przeciwpancernej. Prosz si upewni , czy pa ska klamra jest dobrze zapi ta. Rourke zacz ł mówi , ale w słuchawkach znów zapanowała cisza. Sprawdził wi c klamr , a potem spojrzał na konsolet . Wskazania kontrolne były prawidłowe. Zerkn ł na tylny monitor. Reszta helikopterów poszła w ich lady, opuszczaj c czołgi Natalii, Kurinamiego i pozostałych osiemnastu ochotników w sam rodek pola bitwy. Z przodu wida było stanowiska lekkiej artylerii i obsług mo dzierzy, zajmuj c swoje pozycje. Nie miał poj cia, czy radzieckie mo dzierze s w stanie zatrzyma tankietk . Niemieccy konstruktorzy KP-6 te tego nie wiedzieli. - Jeden - w głosie młodego pilota słycha było zbli aj c si mier . - Dwa. Trzy. Cztery. Pi . Sze . Siedem. Osiem. Dziewi . Dziesi . Powodzenia, doktorze! Rourke poczuł, e kołysanie si wzmaga, usłyszał trzask zamka nad głow i czołg zacz ł powoli opada . Wreszcie uderzył o ziemi . John starał si przycisn pedał gazu, skr caj c jednocze nie w prawo, w stron baterii mo dzierzy. We wszystkich ko ciach czuł drgania i wibracje maszyny. Piechota zaatakowała czołg; Rourke słyszał ołnierzy wdrapuj cych si na pancerz. Nacisn ł jeden z
10 przycisków na konsolecie. Przez pancerz wozu przepływał teraz silny ładunek elektryczny, a na ekranie monitora Rourke mógł dojrze iskry przeskakuj ce mi dzy metalem a ciałami ludzi. ołnierze spadali, a z ich mundurów i ciał wydobywały si smu ki dymu. Mo na było znów wył czy zasilanie: taka operacja gwałtownie wyczerpywała baterie. Mo dzierze były coraz bli ej. John nastawił celownik prawej wyrzutni i nadusił przycisk. Czołg lekko si zakołysał, rozległ si głuchy odgłos, a na monitorze pojawiła si smuga - lad pocisku. W chwil pó niej na ekranie pojawił si błysk, a potem kula dymu i ognia. Bateria mo dzierzy przestała istnie . Na tylnym monitorze John zobaczył płon cy helikopter, lec cy w stron zgrupowania czołgów po rodku pierwszej linii. - Nie! - wyszeptał. Nagle wielka ognista kula pochłon ła migłowiec i cztery najbli sze czołgi. Dopiero potem Rourke usłyszał seri eksplozji, a ziemia pod jego maszyn zadr ała. Zamkn ł na chwil oczy. - Natalia, jeste ze mn ? - zapytał. - Nic mi nie jest, John. - Akiro - nadal cały? - Nie mniej ni przedtem. Rourke u miechn ł si . - Grupa szturmowa! Zameldowa si ! Słuchawki zacz ły rozbrzmiewa głosami: Jeden, dwa, trzy...” a do osiemnastu. Wszystkich osiemnastu ochotników wyl dowało i wszyscy byli w pełnej gotowo ci bojowej. - Akiro - z mojej lewej flanki. Natalia - z prawej. Reszta - za mn . Pami tajcie o tym, e nie wolno zbyt długo utrzymywa pancerza pod napi ciem. Baterie mog wam si wyczerpa . Prawie wszyscy dowódcy tankietek mieli stopnie oficerskie. Było te kilku starszych podoficerów, a wszystkich dobrano nie tylko z powodu doskonałego wyszkolenia, ale i ze wzgl du na dobr znajomo j zyka angielskiego. W ogniu walki nie byłoby czasu na tłumaczenie rozkazów Rourke'a na niemiecki, a on sam niezbyt biegle władał tym j zykiem. Kurinami zupełnie nie znał niemieckiego. Tylko Natalia znała doskonale j zyk i miała idealny akcent Byli teraz otoczeni przez piechot . Rourke parł naprzód, ostrzeliwuj c Rosjan z karabinów maszynowych. Nie u ywał wyrzutni granatów. T bro chciał wykorzysta przy ataku na sztab Karamazowa. - John. Nadlatuje samolot. To my liwiec - usłyszał głos Natalii. - Otwiera ogie . - Robimy unik - rozkazał Rourke, jednocze nie skr caj c gwałtownie w prawo. Za czołgiem ziemia rozpryskiwała si pod ostrzałem karabinu maszynowego. Nagle wszystko zadr ało. Niecałe pi dziesi t metrów za nim eksplodowała rakieta. Obrócił wie yczk w tył o sto osiemdziesi t stopni i nastawił celownik na róg ekranu. Po chwili pojawił si tam my liwiec, szykuj cy si do kolejnego ataku. - Trzymajcie si z daleka ode mnie - sykn ł Rourke do mikrofonu, celuj c w podwozie samolotu. Przyciskiem uruchomił czterdziestomilimetrow wyrzutni granatów, jad c zygzakiem, kiedy pociski karabinu ryły ziemi przed nim.
11 Eksplozja rozerwała my liwiec na kawałki. Płon ce cz ci skrzydeł i kadłuba rozleciały si na wszystkie strony. Czołg zatrz sł si , gdy o pancerz uderzyły spadaj ce szcz tki samolotu. Rourke spojrzał na przedni monitor. W sam por , aby unikn zderzenia z łazikiem, ci gn cym bezodrzutowe działo. Wie yczka czołgu obróciła si w stron pojazdu. Wyrzutnia skierowała si w sam jego rodek. John nacisn ł guzik. Samochód zamienił si w kul ognia. Teraz Rourke odwrócił wie yczk . Nie planował na razie dalszego u ywania wyrzutni. Reszt granatów chciał prze- znaczy na główn kwater Karamazowa. Ustawił karabiny maszynowe na automatyczny ogie osłonowy. Wygl dało to, jakby sam kierował broni , oba karabiny obracały si jak szalone, otaczaj c czołg kurtyn ognia. Znów przed nim pojawili si ołnierze piechoty. Na ich czele jechał du y radziecki czołg. - John, czy widzisz to po prawej stronie? - Widz , Akiro. Mo emy ich wymanewrowa . ”Przynajmniej tak mówił sier ant Hofsteader” - dodał w duchu, robi c gwałtowny skr t w lewo. KP-6 trz sł si i dygotał, p dz c po k pkach trawy. ołnierze uciekali w popłochu, a rosyjski czołg, co najmniej wielko ci abramsa, ruszył w stron Rourke'a. - Je li ten dra nas dopadnie, zostanie z nas mokra plama - odezwał si doktor do mikrofonu. - Dobra, słuchajcie teraz wszyscy. Numery parzyste bior na siebie praw g sienic czołgu, a nieparzyste - lew . U yjcie wyrzutni granatów. Uwaga! Odliczam! Pi ! Cztery! Trzy! - Nastawił swój celownik na g sienic przy podwoziu. - Dwa! Jeden! Ognia! Na ekranach monitorów pojawiły si smugi białego dymu, które wiruj c zbli ały si do g sienic rosyjskiego olbrzyma. Gdy dotarły do celu, czołg w jednej chwili okrył si płomieniami i dymem. Przez chwil wydawało si , e cała maszyna unosi si w powietrze, by z impetem opa na ziemi . W słuchawkach rozległy si okrzyki rado ci z powodu chwilowego zwyci stwa. - Teraz bierzemy si za piechot - głos Rourke'a był chrapliwy. Nagły zwrot w prawo niemal wywrócił czołg, John musiał wi c skr ci z powrotem w lewo, przyspieszaj c jednocze nie. KP-6 p dził teraz, podskakuj c na nierówno ciach terenu i ziej c ogniem karabinów maszynowych. Pozostali przy yciu ołnierze rozbiegli si w panice. Wtedy Rourke dostrzegł namioty, - John, to musi by główna kwatera Władymira - usłyszał głos Natalii w słuchawkach. - Łapmy go - szepn ł do mikrofonu. Dociskaj c gaz, nastawił celownik na konsolecie. Wymierzył w najdalszy namiot i odpalił pocisk. Drgni cie czołgu, głuchy odgłos, lad granatu na monitorze, a wreszcie uderzenie i płomie strzelaj cy w niego. Widział, jak strz py ciał i cz ci przedmiotów unosz si w gór i bezładnie opadaj na ziemi . Natalia ze swoj załog zachodziła obozowisko z prawej flanki.
12 - Numery od trzynastego do osiemnastego - skierowa si do rodka. Akiro, twoja załoga... - Zachodzimy od lewej - przerwał Johnowi Karinami. Nast pne dwa pociski uniosły si w powietrze i rozerwały dwa namioty, wraz ze stoj cym obok helikopterem. Doktor uruchomił wyrzutni granatów. Jeszcze jeden migłowiec zmienił si w kł b dymu i ognia. Wtedy pojawili si jacy ludzie. Biegli w kierunku l dowiska, piechota osłaniała ich odwrót Rozp dzony KP-6 bluzn ł ogniem z karabinów maszynowych. ołnierze padli na ziemi , a Rourke odpalił pocisk wprost w uciekaj cych ludzi. Zanim dopadli migłowca, pochłon ł ich ogie . Johnowi został tylko jeden pocisk. Z prawej strony Natalia ze swoimi lud mi atakowała inny czołg. A z przodu... Z przodu biegła grupka ołnierzy. Przed nimi kołysał si lekko migłowiec, gotów do natychmiastowego startu. Karamazow. Czuł to, wiedział to. Skierował KP-6 w jego stron . - John, mamy kłopoty - rozległ si głos Natalii. Na monitorze zobaczył, e dwa spo ród towarzysz cych jej wozów zmieniły si w stert pogi tych blach. Wysoko w niebo strzelał czarny, g sty dym. Rosyjski czołg. Jeszcze raz strzelił i nast pny wóz bojowy został zniszczony. - Akiro, skr w prawo. Pomó Natalii. - Tak jest. Helikopter był ju blisko. Kilku m czyzn biegło w jego kierunku, podczas gdy ołnierze padli na ziemi , ostrzeliwuj c czołg doktora. Na ramieniu kl cz cego m czyzny zobaczył co , co mogło by wyrzutni pocisków przeciwpancernych. Nie było wyj cia. Odpalił ostatni pocisk: m czyzn i otaczaj cych go ołnierzy przesłoniła pomara czowo-czarna kula ognia. migłowiec startował. Ludzie wdrapywali si do rodka kabiny i wtedy Rourke skierował na nich wyrzutni . Granaty wybuchały po obu stronach maszyny, helikopter wyra nie si zachwiał, ale nadal unosi) si coraz wy ej. - John, to jaki inny rodzaj czołgu. Chyba ma opancerzone g sienice. Nie damy rady go zatrzyma - w słuchawkach rozległ si głos Akiro. - Pó niej - szepn ł Rourke, ale nie do Japo czyka. Do m czyzny, o którym wiedział, e był na pokładzie startuj cego helikoptera. Spojrzał na ekran, eby sprawdzi , co si dzieje za nim. Rosyjski czołg zbli ał si do Natalii i pozostałych dwóch wozów. Z prawej flanki nadje d ał Akiro ze swoj grup . John odezwał si : - Mój pluton, do mnie. Zniszczy punkt dowodzenia. - Wóz Johna zatoczył szeroki łuk w prawo, a potem przyspieszył. Rosyjski czołg wci strzelał. Dwa KP-6 z grupy Akiro były spalone, trzeci powa nie uszkodzony. John zwolnił i chwycił swój M-16. Przycisn ł kolb karabinu pedał gazu, a luf zaklinował o por cz fotela. Teraz mógł odpi pas. Jednocze nie odblokował przyciskiem na tablicy kontrolnej pokryw włazu. Nad głow usłyszał szcz k zamka. Si gn ł do uchwytu przy włazie. Chwiej c si w rytm ruchu czołgu i zerkaj c na monitor, uderzył pi ci w zatrzask. Zamek pu cił. Rosyjski czołg był oddalony mo e o sto pi dziesi t metrów, a KP-6, kołysz c si i podskakuj c, jechał z maksymaln szybko ci wprost na niego.
13 Doktor podniósł pokryw . Podmuch powietrza uderzył go w twarz, kurz wdarł mu si do oczu. Rourke wspi ł si na wie yczk , zacisn ł pi ci i skoczył jak najdalej. Spadł ci ko na ziemi i potoczył si kilka metrów. Poczuł ból w prawym ramieniu. Usiłował wsta . Potkn ł si , upadł na kolana. Obejrzał si : pi dziesi t metrów do zderzenia. Wsta za wszelk cen ! Pokonuj c ból, podniósł si i pobiegł, odliczaj c sekundy. Gdy doliczył do pi ciu, padł na ziemi , osłaniaj c r kami głow i szyj . Rozległ si łoskot, jak przy uderzeniu pioruna. Ziemia zadr ała. Obrócił si na plecy. Słup ognia leniwie wspinał si w gór , a płomienie pochłaniały jego wóz i rosyjskiego potwora. Właz otworzył si , ludzie próbowali uciec z czołgu, ale skosiła ich seria z karabinu maszynowego. John wstał, ciskaj c w obu dłoniach rewolwery. Ale dookoła nikt ju do niego nie strzelał. Niebo na wschodzie upstrzone było czarnymi punkcikami. To uciekała radziecka flota powietrzna.
14 Rozdział 3 Szli z Natali przez pole zako czonej dopiero co bitwy. Poległych Rosjan było znacznie wi cej ni Niemców. Rosyjski ołnierz, jeszcze młodzik, czołgał si w stron swojej broni. Rourke kopn ł karabin i ukl kł obok chłopca, by sprawdzi , czy mo na mu pomóc. Chłopak jednak umierał. Natalia odezwała si do po rosyjsku: - Sk d pochodzicie, kapralu? - Z Miasta. Z Podziemnego Miasta. Czy to wy? - Ja? - Wy, kobieta, któr towarzysz marszałek chce ujrze martw . - Władymir jest teraz marszałkiem? Władymir Karamazow? ołnierz skin ł głow , zakaszlał, a na brodzie pojawiły si krople krwi. Natalia otarła je - r ce chłopaka podtrzymywały wypadaj ce jelita. Doktor zastanowił si , jak chłopak mógłby trzyma karabin, nawet gdyby si do niego doczołgał. - Gdzie jest Podziemne Miasto? - Po raz pierwszy od dawna posłu ył si j zykiem rosyjskim. ołnierz albo nie usłyszał, albo nie chciał odpowiedzie . - Wszyscy trenowali my, szykowali my si na dzie , kiedy trzeba b dzie stawi czoła wrogom. - Ilu was jest w Podziemnym Mie cie? - spytał Rourke. - Ural jest taki pi kny... - Czy masz dziewczyn ? - dowiadywała si Natalia. - Tak. Ona jest... Oczy były wci otwarte, ale nagle stały si puste, patrzyły donik d. John zamkn ł mu powieki. Natalia pocałowała chłopca w czoło i delikatnie zło yła jego głow na ziemi. Nadbiegł zdyszany Kurinami. Przyniósł wiadomo od doktora Munchena. Podczas ataku nazistów okazało si , e Forrest Blackburn jest rosyjskim agentem. Porwał Annie i uciekł helikopterem. Paul, Michael i Madison goni ich ci arówk . - Potrzebuj helikoptera - wolno wycedził Rourke. - Pułkownik Mann wysłał ju helikopter. My liwce czekaj , eby zabra nas z powrotem do bazy ”Eden”. Doktor Munchen czuwa nad tym, aby migłowce zatankowano do pełna i aby na pokład dostarczono prowiant. Pułkownik rozkazał wyda dodatkow amunicj do naszej broni. Zaraz b dzie tu helikopter, który nas zabierze do Complexu. Sarah i Elaine ju czekaj . - Annie - wyszeptał Rourke, spogl daj c gdzie w niebo... John wpatrywał si w biel, po której przesuwał si czarny cie niemieckiego helikoptera. Przy nim, na stanowisku drugiego pilota, siedziała Natalia Tiemierowna. Sarah usadowiła si przy drzwiach. Jej przedrami było owini te szerokim banda em. Nie umiała prowadzi migłowca i dlatego drugim pilotem była Natalia. Sarah starała si ogarn wzrokiem jak najwi kszy obszar przed sob . - John! Widz co po lewej stronie! - W porz dku! Trzymaj si !
15 Maszyna zatoczyła łuk w lewo. Rourke mru ył oczy za ciemnymi szkłami okularów, z którymi si nie rozstawał. W z bach ciskał nie zapalone, cienkie, ciemne cygaro. Bez lornetki mógł dojrze słabo odci ni te w niegu lady opon. - Widz lady! - krzykn ł w gł b helikoptera. Natalia te krzyczała; nie u ywali tu hełmofonów. - John, tam! Czarny punkt na niegu! Tam! Doktor przyspieszył. Przez ostatnie pół godziny leciał tak wolno, jak tylko było mo na. - Trzymaj si , Sarah! Schodzimy w dół! Im ni ej był migłowiec, tym wyra niejsza stawała si czarna plama na niegu. Wkrótce było ju jasne, e to półci arówka. Jego półci arówka! Michael, Madison i Paul, poszukuj cy Annie. John si gn ł do nadajnika. - Kurinami! Tu mówi Rourke. Odbiór. - John, tu Akiro. Widzisz ich? Odbiór. - Wł czam mój sygnał naprowadzaj cy. - Rourke nacisn ł d wigni uruchamiaj c sygnał radiowy. - Widzimy ich. Bez odbioru. Helikopter jeszcze bardziej przyspieszył. - Ci arówka ma podniesion mask ! - krzyczała Sarah z gł bi migłowca. Doktor poczuł, e mi nie karku mu zesztywniały. Nie było ladu rosyjskiego helikoptera, którym Forrest Blackburn uprowadził jego córk , Annie. Rourke nało ył słuchawki. Szansa na to, e jego syn Michael, Madison, nosz ca dziecko Michaela, i ich przyjaciel, Paul, odnale li Annie, była bardzo nikła. Przyszło zapowiadała si tak ponura jak krajobraz wokół nich. Czarny cie migłowca sun ł przed nimi po białej, bezkresnej pustyni. nieg, który zacz ł sypa wczesnym rankiem, padał do tej pory. Za helikopterem tworzyły si wielkie, białe chmury lodowatych igiełek. Usłyszał obok szcz k zamka karabinu. To Natalia repetowała M-16. Rourke wsun ł dło pod br zow kurtk lotnicz . Pod obydwiema pachami miał umocowane identyczne pistolety Detonics kaliber 45. Wyci gn ł ten z lewej strony, odbezpieczył i wsun ł sobie pod lewe udo. migłowiec zacz ł opuszcza si w dół. Sarah przekrzykiwała szum powietrza, wdzieraj cego si przez otwarte drzwi. - Widz Paula, John! Macha do nas! Przy ka dym wydechu z ust Johna wydobywał si obłoczek pary. Było mu zimno. Teraz i on mógł dojrze stoj c przy samochodzie mał figurk . Była jeszcze zbyt daleko, aby si dało gołym okiem odró ni rysy twarzy. Ale je li to Paul i je li macha do nich, to znaczy, e przynajmniej on yje. Dłonie odmawiały Rourke'owi posłusze stwa, potrzebował całej siły woli, by utrzyma bezpieczn pr dko maszyny. Annie. Je li Blackburn j skrzywdził... John zagryzł wargi, kieruj c migłowiec nad ci arówk . Widział teraz, jak Paul odwraca si , chowaj c twarz przed tumanami niegu wznoszonymi przez migła. W kabinie siedzieli Madison i Michael. - Widz ich! - krzyczała Sarah. - Ale...
16 John spojrzał na Natali , wyprowadził helikopter z p tli i pozwolił mu obróci si o sto osiemdziesi t stopni. Wyl dował, obsypuj c niegiem wszystko dookoła. Wszystko - oprócz Annie. Obydwoje z Natali odpi li klamry pasów i wstali z foteli. Sarah ju wyskakiwała na ziemi , kiedy Rourke z pochylon głow przesuwał si do drzwi. Natalia wyskoczyła. Paul ju biegł w stron kobiet Sarah u ciskała go i pobiegła do otwieraj cych si wła nie drzwi ci arówki. Natalia obj ła i ucałowała Paula. Doktor zeskoczył na nieg i schował pistolet do kieszeni. Paul odwrócił si w jego stron . - John, nie mogli my jej znale . Były lady l dowania i krótkiego postoju. lady stóp, które potem zgubili my. Przeszukali my teren, odkryli my jeszcze jeden lad l dowania i dziur . Rourke zmru ył oczy. - Musiał co wykopa . Michael s dzi, e mógł to by schowek na bro albo na sprz t potrzebny do prze ycia w bezludnym terenie. Pewnie przyszykował to jeszcze przed Noc Wojny. - De osób zostawiło lady stóp? - Tylko jedna. M czyzna... Rourke spojrzał na nieg i potrz sn ł głow . Zrobił krok w przód i obj ł Paula Rubensteina. - Znajdziemy j . Tak mi dopomó Bóg. Rosyjski helikopter, którym uciekał Blackburn, był w powietrzu ju prawie dob . Przez cał noc Annie nie zmru yła oka i nie odezwała si ani słowem. Gdy pojawiło si sło ce, głowa opadła jej na piersi. Dło m czyzny w drowała od czasu do czasu na jej lewe, wci obna one udo. Czuła, e jej p knie p cherz za chwil , ale bała si prosi Blackburna, aby wyl dowali i eby j rozwi zał. Wtedy mogłoby si zdarzy to, czego obawiała si najbardziej. Pozwolił jej załatwi si , kiedy wydobywał swoje dawno zakopane zapasy, ale wci trzymał na muszce. Ledwo była w stanie to zrobi . Od tamtej chwili upłyn ło ju pół dnia. W szczelnie zamkni tym helikopterze unosił si lekki zapach benzyny. Kanistry, stoj ce z tyłu, były mocno zakr cone i jeszcze nie u ywane. Ta wo pochodziła raczej z cz ciowo opró nionej ba ki, z której Blackburn dolewał paliwa w czasie postoju. Próbowała mno y pr dko przez czas, eby si cho w przybli eniu zorientowa , gdzie s . Przelecieli nad jakim zbiornikiem wodnym; mogło to by jezioro albo zatoka. Kiedy za witało, w miejsce wody pojawiły si bezkresne pola nie ne, nad którymi lecieli ju od kilku godzin. W ko cu Blackburn odezwał si : - L dujemy. Pora uzupełni paliwo. Rozwi ci , eby mogła si załatwi i zrobi nam co do jedzenia. Nie rób głupstw, Annie. Jeste my prawie na siedemdziesi tym stopniu szeroko ci geograficznej, na wschodnim wybrze u Grenlandii. nieg i lód - nic poza tym. Nikt tu ju nie mieszka. Przed nami jeszcze skok do Islandii. Przenocujemy tam, a potem polecimy do Skandynawii. Potrzebuj snu. Ale tobie nic nie pomo e. Nic. Helikopter obni ył lot. Popatrzyła na m czyzn . W słuchawkach znów zabrzmiał jego głos.
17 - Je li nawet jakim cudem zdołałaby mnie zabi , nie umiesz prowadzi helikoptera. Umrzesz wi c z zimna. Nawet gdyby uruchomiła migłowiec, rozbijesz si i - przy odrobinie szcz cia - spłoniesz. Helikopter wyl dował i Blackburn otworzył drzwi. Zadr ała mimo woli, gdy lodowaty wiatr ze niegiem wtargn ł do rodka. Głowa p kała jej z bólu, chciało jej si spa , p cherz uwierał, a teraz na dodatek zimno przenikało j na wskro . Nagie uda pokryła g sia skórka. Blackburn rozwi zał kobiet i poszedł uzupełni paliwo. Potem obszedł helikopter dookoła i otworzył drzwi od strony Annie. Znów uderzył j zimny podmuch wiatru. Na udach poczuła lodowate r ce. - Pami tasz, co ci mówiłem? Dzi w nocy masz by dla mnie miła. Je li nie, mog ci nie zabra do Podziemnego Miasta, eby tam si z tob zabawili. Mo e po prostu zostawi ci na Islandii. Mo esz wło y płaszcz i buty, a i tak po paru godzinach umrzesz. Ale te godziny b d trwa wieczno . - U miechn ł si , zdejmuj c jej z głowy hełmofon. Mikrofon w kształcie kropli uderzył j w koniec nosa. Słuchawki zapl tały si we włosy, wyrywaj c kilka pasemek. Mimo woli łzy napłyn ły jej do oczu. Rozwi zał sznury na jej kostkach, na przegubach, a potem odpi ł pas bezpiecze stwa. Cofn ł si . Annie próbowała porusza palcami. Sztywnymi dło mi usiłowała obci gn zadart spódnic . Wiatr wył, nieg wirował, lodowate igiełki kłuły j w policzki i dłonie, ale czucie wracało do zesztywniałych r k. Poruszyła nogami. Ten ruch spowodował, e p cherz jeszcze bardziej zacz ł jej dokucza . W stopach czuła mrowienie i ból. Blackburn wspi ł si do niej. Zauwa yła bagnet zawieszony u pasa. Próbowała zgi palce i dosi gn go, ale nie dała rady. Poza tym - miał racj . Gdyby go teraz zabiła, znalazłaby si w miertelnej pułapce. Nie umie prowadzi helikoptera. W czasie lotu obserwowała Blackburna uwa nie, ale wiedziała, e to za mało. W dodatku pr dy powietrzne na pewno s tu zdradliwe, a temperatury pracy silników - krytyczne. Usłyszała dzwonienie kanistrów, zapach benzyny stał si bardziej intensywny. Oblizała wargi i powiedziała: - Musz skorzysta z łazienki. Blackbum roze miał si . - Nie s dz , eby znalazła tu co takiego. Musisz znów wyj nazewn trz. I tym razem staraj si nie zmoczy nóg. - Znów si za miał - Mogłaby zmarzn . Albo zamarzn . I nie id zbyt daleko. Kiedy sypie taki nieg, w ci gu paru sekund mo na straci widoczno . - Wiem - szepn ła, poruszaj c nogami i opieraj c si o framug drzwi. Dotkni cie metalu było jak oparzenie. Cofn ła dło . W kieszeni płaszcza miała r kawiczki. Otuliła si szczelnie paltem i pozapinała guziki. Potem uniosła si z fotela, obci gn ła spódnic i halk , poprawiła po czochy. Wokół szyi miała owini ty szal; sama go kiedy zrobiła. Zdj ła go, owin ła wokół głowy i ramion. Wyj ła r kawiczki. - Czy w zapasach, które wykopałe , jest co takiego jak papier toaletowy? - Jest - odpowiedział. Odwróciła głow i spojrzała na niego. Poprzednim razem zu yła ostatni chusteczk . Grzebał chwil w plecaku i wyj ł co w buro- zielonkawym odcieniu. - Masz, łap. - Rzucił w jej kierunku rolk . Niezdarnie chwyciła papier i wło yła go do kieszeni płaszcza. Znów spróbowała sobie
18 przypomnie , kiedy ostatnio jadła. Jako udało jej si wyj na zewn trz, cho o mało nie upadła na nieg. Poprzez wycie wiatru usłyszała głos Blackburna: - Pami taj, nie zgub si . Nie mam zamiaru ci szuka . Oparła si o kadłub migłowca i rozpłakała si . My lała o Paulu Rubensteinie. Tak bardzo go kochała! My lała o Michaelu i Madison, która stała si jej bliska jak siostra. Miały wspólne tajemnice, wspólne marzenia. My lała o rodzicach. My lała te o Natalii - Natalii, która uratowała swoje ycie, pozornie ulegaj c m czy nie. A kiedy ju był pewien, e nie mo e mu si oprze , Rosjanka zabiła go jego własnym no em. Annie ruszyła przed siebie, mru c oczy przed padaj cym niegiem. Zasłoniła szalem usta i nos, usiłuj c chroni twarz przed lodowatymi igiełkami. Przez przymru one rz sy, na których osiadł nieg, zobaczyła biały wzgórek. Mo e to była skała. Pochyliła si i walcz c z wiatrem, poszła w tamt stron . Załatwi si . Wróci jak grzeczna dziewczynka do helikoptera, przygotuje Blackburnowi posiłek i sama si zmusi do jedzenia. Pomimo, e od wielu godzin nie miała nic w ustach, mdliło j na my l o jedzeniu. Ale musi przetrwa . A tej nocy, cho by miała to przypłaci yciem, raczej zabije Blackburna ni mu si odda. Było bardzo zimno, kiedy kucn ła za skał . Oczy miała pełne łez, a na ubraniu zacz ł osiada lód... Siedzieli w helikopterze, jedz c i rozmawiaj c. - Akurat p kła w ownica w chłodnicy. Wymieniłem j i topili my nieg, mieszaj c go z płynem przeciw zamarzaniu, który był w skrzynce z narz dziami. Sarah poklepała Paula po kolanie. - A wi c, jakby powiedział John, opłaca si by przewiduj cym. - Popatrzyła ponad głow Paula w oczy m a. - Co jeszcze schowałe w ci arówce? Zagadni ty u miechn ł si . - Zdziwiłaby si , gdyby wiedziała. - Ojcze, kiedy odkryli my miejsce, gdzie wyl dował helikopter, my leli my... John Rourke poło ył dłonie na ramionach swojej, de facto, synowej. - Madison, jeste naprawd kochana. Oparła głow na jego lewym ramieniu. - Musimy odzyska Annie - odezwał si Michael. - Czuj si dostatecznie dobrze, abym mógł podró owa . Nie martw si , tato. Nie musimy przecie i pieszo. Rourke skin ł głow . - My lałem o tym. Sk dkolwiek przybywa Karamazow ze swoj armi i ze swoimi maszynami, gdziekolwiek te maszyny zbudowano... - Podziemne Miasto - wtr ciła Natalia. - Chłopiec umieraj cy na polu bitwy. Doktor przytakn ł jej: - Blackburn jest radzieckim agentem. A wi c to tam si udał. Nie ma innego powodu, dla którego miałby lecie na północ zamiast na południe, gdzie mógłby doł czy do wojsk Karamazowa. To musiało by cz ci jego zadania. Gdy pojazdy ”Projektu Eden” wróciły na Ziemi , miał dok d odej . Tylko głupiec albo patriota zrobiłby to, co on. Infiltracja ”Projektu Eden”, ryzyko wpadki, rezygnacja z własnego, prywatnego ycia - tylko głupiec albo patriota, zrobiłby to, nie zostawiaj c sobie drogi odwrotu.
19 - Nie s dz , eby był jednym albo drugim - mrukn ła Natalia. - Ja te nie - zgodził si Rourke. - Tak wi c ma cel, a Annie jest jego zakładniczk na wypadek, gdyby my go złapali przed dotarciem do tego celu. I... - Powiedz to - Paul wolno cedził słowa. - Zabrał j , bo po pi ciuset latach... - Bo jest kobiet - szepn ła Elaine Halverson. Kulinarni, który jadł powoli i nic nie mówił, pokiwał głow . - Tak - przytakn ła Natalia. - Wła nie dlatego. - Je li j tknie, wyrw mu to jego zasrane serce - spokojnie powiedział Paul. John Rourke znowu zabrał głos. - Poniewa leci helikopterem, w miar mo no ci musi unika przelotu nad du ymi zbiornikami wodnymi. Jest wi c oczywiste, co ma zamiar zrobi . Przez Kanad poleci do Grenlandii, z Grenlandii do Islandii, a stamt d do Szkocji lub Norwegii - odległo prawie ta sama. Ja jednak powiedziałbym, e do Norwegii. To prostsza droga do Zwi zku Radzieckiego. Natalia bawiła si swoim no em spr ynowym, otwieraj c go i zamykaj c. - Do Podziemnego Miasta na Uralu. - Tak - potwierdził doktor. - Ale jak je znajdziemy? - spytał Kurinami z ustami pełnymi jedzenia. - Nie mamy adnego samolotu, który mógłby lecie dostatecznie wysoko i obserwowa zmiany w podczerwieni. - Ludzie pułkownika Manna. Jego my liwce maj o wiele wi ksze mo liwo ci ni helikoptery, zarówno nasze, jak i ten Blackburna. Mo emy dosta SR-71, je li naprawd b dziemy ich potrzebowa . Rourke przeci gn ł si . - Ale, mimo dobrych ch ci Manna, mo emy dosta od niego tylko kilka my liwców. Podczas walk o Complex stracił jedn trzeci swoich wojsk. W czasie pierwszej bitwy z Karamazowem utracił mnóstwo ludzi i broni. Cz ołnierzy z Complexu ledzi odwrót Rosjan, bo chc ich namierzy . Załoga chroni ca baz ”Eden”, została uszczuplona. Nie mo emy liczy na wiele wi cej ni rekonesans. My l jednak, e tego wła nie nam teraz potrzeba. - John pochylił głow . - A teraz powiem wam, co zrobimy, dopóki kto nie wpadnie na lepszy pomysł. Oba nasze migłowce maj du e zapasy paliwa. Je li mam racj , e Blackburn pod a z Kanady do Europy przez Islandi , to prawdopodobnie w tej chwili jest gdzie w rejonie Grenlandii. Mo e tam si zatrzyma . Musi gdzie wyl dowa , bo kiedy opu ci Islandi , b dzie miał co najmniej tysi c kilometrów do pokonania, zanim doleci do najbli szego l du. Nie jest a tak szalony, eby podj si tego, skoro nie spał od tylu godzin. Nie ma drugiego pilota, który by go zast pił. Nie gwarantuj , e zatrzyma si na Islandii, ale my l , e tak wła nie zrobi. To jest jedyne zało enie, jakie mo emy teraz przyj . Dzi ki szybko ci, jak mog rozwin oba nasze migłowce, zdołamy przeszuka spory kawałek Islandii. Blackburn nie mógł ukry helikoptera i nie s dz , eby znalazł dobry sposób na zakamuflowanie go. Po winni my wi c go dojrze z odległo ci wielu mil. O ile dobrze sobie przypominam, to Islandia jest mniej wi cej tej samej wielko ci co Georgia, mo e troch mniejsza. Je eli tutaj, tak daleko na południe, jest nieg, to Islandia musi by pokryta niegiem i lodem.
20 Helikopter jest czarny, powinien by widoczny jak na dłoni. Nasze celowniki s wyposa one w czujniki termiczne. Mo emy je uruchomi i wtedy zlokalizujemy nie tylko ognisko, ale mo e i ciepło pracuj cego silnika. Je li nie znajdziemy ich, my liwce pułkownika Manna mog przelecie wzdłu i wszerz cały teren na północny wschód od Hawru, wzdłu wybrze a Norwegii, a do Morza Barentsa. Gdyby my nie wykryli helikoptera, my liwce na pewno to zrobi . Odzyskamy Annie. - Z Bo pomoc - szepn ła Madison. Rourke wstał, dopijaj c resztk kawy. - Zabezpieczmy ci arówk i obliczmy jej pozycj . Pułkownik Mann mo e kogo tu po ni przysła , a my ruszajmy w drog .
21 Rozdział 4 Annie miała nadziej , e zapasy ywno ci najprawdopodobniej napromieniowano, aby zapobiec rozmna aniu si bakterii. Dawno temu, w Schronie, ojciec zrobił to samo z mi sem i innymi łatwo psuj cymi si produktami. Owini ta kocami siedziała przy przeno nym piecyku, na którym grzała si woda. Blackburn linami przywi zał helikopter do pali i skonstruował mał przybudówk , chroni c piecyk przed wiatrem. Ból głowy nie ust pował, ale kobieta s dziła, e ciepły posiłek przyniesie jej ulg . Woda grzała si ju długo, wci jednak nie wrzała. Ojciec Annie był zdania, i dzieje si tak dlatego, e atmosfera jest obecnie rzadsza ni dawniej. Kiedy wielki ogie ogarn ł niebo i pochłon ł prawie całe ycie, skład powietrza si zmienił. A poza tym, pod t szeroko ci geograficzn powietrze jest jeszcze rzadsze ni gdzie indziej. Mimo to jednak oddychało si przyjemnie, cho było mro no. Nagle przyszło jej na my l zdanie znane z lektury, a mo e z jednej z ta m wideo zgromadzonych przez ojca w kryjówce: ”Woda, na któr patrzysz, nigdy si nie zagotuje”. Odwróciła wzrok od garnka, aby si nie sprawdziło to stare powiedzenie. Doszła jednak do wniosku, e mogło to dotyczy czajnika z gwizd- kiem, a nie zwykłego garnka. ”Bo je li nie b dziesz patrze na wod , to sk d si dowiesz, czy ju wrze?” Spojrzała znów na garnek - woda wrzała. Pomimo swej trudnej sytuacji u miechn ła si . Szukali jej, teraz ju byli w drodze. Wiedziała o tym, czuła to. - Jak ci idzie? - usłyszała poprzez szum wiatru głos Blackburna. Wiedziała, e m czyzna stoi za ni , ale nie odwróciła si . - Pytam, jak ci idzie? - Woda wła nie zacz ła si gotowa . Teraz zajmie mi to ju tylko par minut. Zacz ła otwiera foliowe opakowania, obserwuj c k tem oka Blackburna, siadaj cego na jednym z dwóch koców. Ona kl czała na drugim. Gdyby ojciec lub Natalia znale li si na jej miejscu, nie traciliby czasu. - Gdzie jest Podziemne Miasto? - Na Uralu. Było znakomicie zorganizowane i zupełnie samowystarczalne do czasu, który wy nazywacie Noc Wojny. Kiedy rozpocz ła si wojna, nadal funkcjonowało. Musiało, bo w przeciwnym razie nie byłoby ani radzieckich helikopterów, ani tej nowoczesnej technologii. Annie roze miała si , patrz c mu w oczy po raz pierwszy od chwili, kiedy j porwał. - Czy kobieta kl cz ca przed garnkiem wrz tku po ród burzy nie nej, to według ciebie oznaka post pu technicznego? Blackburn u miechn ł si . - Wiesz, co mam na my li... - przerwał, kiedy wr czyła mu przygotowany posiłek w opakowaniu. Wygl dało to, jak boeuf Strogonow lub co w tym rodzaju, ale nie mogła odczyta nazwy napisanej cyrylic . - Wiesz, jeste bardzo ładn dziewczyn . My lałem o tym, Annie. Nie chc , eby si mnie bała. Naprawd nie chce ci skrzywdzi . Musiałem zrezygnowa ze
22 swojego normalnego ycia. Była moj najlepsz polis ubezpieczeniow . I nie ma innego miejsca, gdzie mógłbym ci zostawi . - Daj mi troch prowiantu - powiedziała Annie. - Sam i tak wszystkiego nie zu yjesz. Daj mi kilka koców i rakietnic , a nie zmarnuj tej szansy. B d mnie szuka . - Nie, tego nie zrobi . Jestem Amerykaninem, a nie Rosjaninem. Podobaj mi si ameryka skie dziewczyny. Nie wiem, jakie szkaradne sługi narodu maj tam, w Podziemnym Mie cie. Wiem natomiast, e podoba mi si to, co widz tutaj. Zacz ła je , my l c o tym, co zrobiła Natalia. - A je li mnie nie podoba si to, co widz ? - spytała cicho. - Czy tak wła nie jest? - Porwałe mnie. Traktowałe mnie jak jakie zwierz . - Potrafi by miły, Annie. Bardzo miły. Naprawd . Annie wło yła do ust pełn ły k . To miał by chyba kurczak z ry em, ale całkiem bez smaku. - Nie wiem - skłamała. - Czy mam jaki wybór? - Trzeba przyzna , ze niewielki - Blackburn u miechn ł si , nabieraj c sobie jedzenia. Wzi ła przez r kawic garnek z wrz tkiem i nalała troch wody do jedynej fili anki. Na dnie była liofilizowana kawa czy te herbata. Annie nie była pewna, bo nie miało to adnego zapachu. Zamieszała ciecz trzonkiem ły ki. Wyci gn ła r k do Blackburna i podała mu fili ank . Wzi ł j u miechaj c si ... Układ l du i wody pod nimi odpowiadał dorzeczu rzeki Hamilton w prowincji Quebec. Tak przynajmniej wynikało z pi setletniej mapy, któr Rourke trzymał w dłoniach. - Akiro, w tym miejscu si rozdzielimy - powiedział John do mikrofonu. - Lecisz tak, jak zaplanowali my - wzdłu wybrze a. Kiedy dolecisz do wyspy Alpatok za Now Funlandi , we pod uwag poprawk wskaza kompasu, któr obliczyli my. Odbiór. - Tak jest, John. A tak mi dzy nami, znajdziemy Annie. Odbiór. - Powodzenia. Bez odbioru. Rourke wył czył si , mógł jednak słysze , gdyby Akiro chciał go wywoła . Sarah i Paul na zmian kontrolowali wszystkie cz stotliwo ci, próbuj c złapa jaki zabł kany sygnał od Blackburna lub SOS od Annie. Zadecydowano, a wła ciwie doktor sam zadecydował, e Kurinami, Elaine Halverson, Michael i Madison powinni lecie tras , któr , według wszelkiego prawdopodobie stwa, wybrał Blackburn: wzdłu wybrze a Kanady do Grenlandii. To była trasa dla jednego pilota. Tak długi lot wymagał dwóch pilotów. Mieli przelecie w linii prostej nad wod do Grenlandii. Chocia zbiorniki były pełne, Rourke wolał nie my le o odległo ci, któr musieli pokona . W ka dym razie obliczył wszystko, posługuj c si map i kompasem tak dokładnie, jak to tylko było mo liwe. Zatoczył łuk w prawo, w stron morza. W oddali było wida wierzchołki gór lodowych. Jego podejrzenia zacz ły si potwierdza : biegun magnetyczny uległ
23 znacznemu przesuni ciu. Igła kompasu odchylała si na północ bardziej ni powinna i bł d si zwi kszał, im bli ej byli bieguna. Wkrótce jednak zapadnie noc i John miał nadziej , e b dzie mo na si kierowa według gwiazd. Natalia przej ła stery. Rourke obserwował niebo przez lornetk . Gdyby noc była pochmurna, musieliby si zda na kompas i jego niedokładne wskazania. Sarah przecisn ła si do przodu i ukl kła mi dzy m em a Natali . Mówiła gło no, eby przekrzycze warkot silnika. - Co b dzie, je li oni nie lecieli t dy, John? Co zrobimy? - Nie ma innej drogi, któr mogliby lecie , Sarah. Je li nie b dziemy mogli ich wy ledzi , znajdziemy Podziemne Miasto i jako dostaniemy si do rodka. - Czy my lisz, e on... Popatrzył na on . Natalia obróciła si w stron Sarah i lekko dotkn ła jej ramienia. - Sarah, Annie jest bardzo sprytna i je li ktokolwiek mógłby sobie poradzi z Blackburnem i mógłby unikn ... to wła nie ona. Ja to wiem. Doktor patrzył przed siebie. Chmury gromadziły si i wygl dało na to, e b dzie burza. Zwiastowały j ołowianoszare smugi na północy, tam dok d lecieli. Miał nadziej , e Natalia si nie myli... Annie miała uczucie przejedzenia po drugim w tym dniu posiłku. Wła ciwie była ju prawie noc. Tym razem nie siedzieli w przybudówce, tylko w namiocie, który znajdował si w ekwipunku na pokładzie helikoptera. Była tam te butelka wódki. Annie zastanawiała si , czy alkohol nale y do wyposa enia apteczki radzieckich pilotów. Forrest Blackburn poci gn ł z butelki i podał j Annie. Wypiła troch , staraj c si , aby wygl dało to na wi cej ni jeden łyk. Pospiesznie, ale nie bardzo pospiesznie, oddała mu butelk . W ci gu dnia lecieli nad otwartym morzem. Kobieta bała si i poczuła ulg dopiero, kiedy zapadł zmierzch. Nie widz c wody, obserwowała wiatełka na tablicy rozdzielczej, a na ich tle sylwetk człowieka, od którego teraz zale ało jej ycie. Blackburn znowu łykn ł troch wódki. Nieubłaganie nadchodził decyduj cy moment Nie miała poj cia, co zrobi, je li si jej uda. Mo e pójdzie do helikoptera i postara si wezwa pomoc przez radio. Je li nie poradzi sobie z radiem, b dzie musiała tu umrze . Ale było co jeszcze gorszego ni mier . Na przykład zbli enie z Blackburnem. Patrzył na ni . Próbowała u miechn si tak, eby wygl dało to naturalnie. - Upijesz si - powiedziała. - Nie, nie upij si . Gdyby mi si film urwał, obydwoje straciliby my wiele tej nocy. Annie nie odpowiedziała. - My lisz mo e, e ja si zalej , a ty mnie zabijesz i uruchomisz nadajnik? Nic z tego. - Si gn ł do wewn trznej kieszeni. -Widzisz to? Była to mała płytka z tworzywa. Cienkie druciki na jej powierzchni tworzyły jaki wzór. Domy liła si , e to obwód. - Widz .
24 - Dzi ki temu działa radio. W cz ciach zamiennych nie ma drugiej takiej. Sprawdziłem to. Mia d ona płytka zachrz ciła, gdy zacisn ł pi . - Jeste szalony, Blackburn - szepn ła. - Nie, to tylko jeszcze jedno zabezpieczenie, Annie. - U miechn ł si . - Nie mam z kim rozmawia . Znam poło enie Podziemnego Miasta. Nie potrzebuj radia, eby je znale . A na pewno nie chc , eby ty si dobrała do radia i wysłała jakie sygnały do swoich przyjaciół. Wokół namiotu wył wiatr, szarpi c jego ciany. Odchyliła si w tył, daleko, a na piwór. Koc zsun ł si jej z ramion, odsłaniaj c rozpi ty płaszcz. Rozwi zała szal przykrywaj cy jej włosy. - Czy to zaproszenie? - Nie chc umrze . Nie mam wyboru. Nie ma sensu przegrywa . Ale... - Zawahała si i tym razem powiedziała prawd . - Ale ja jeszcze nigdy tego nie robiłam. Nigdy w yciu. B dziesz musiał mi pomóc. Blackburn wstał. Zachwiał si , jakby zaraz miał si przewróci , odzyskał jednak równowag i spojrzał w dół, na dziewczyn . - Jeste pi kna, Annie. Masz pi kne włosy i oczy. Lubi długie włosy. Lubi piwne oczy. Nie masz poj cia, jak dobrze robi człowiekowi znów zobaczy długowłos dziewczyn w sukience, kiedy wszystkie inne kobiety nosz taki sam strój roboczy jak on, a ich włosy s równie krótkie jak jego. Przyjmuj c propozycj Karamazowa, nie zdawałem sobie sprawy, jak to b dzie, kiedy obudz si po pi ciuset latach. Wszystko przemin ło. adnych przyjaciół. Nikt mnie nie znał. Ludzie z ”Projektu Eden”, do diabła z nimi! Sentymentami ideali ci. Ty, Annie, ty jeste zupełnie inna. Nie s dziłem, e pójdzie mi tak łatwo. Ale ciesz si . Zgwałciłbym ci , wiesz o tym? Nie s dziła, eby czekał na jej odpowied . - Ale nie chciałem, eby to si stało w taki sposób. B d dobry dla ciebie. B dziesz ze mn bezpieczna. Obszedł stoj c mi dzy nimi latarni i ukl kł przy Annie. Lew dło poło ył na jej nodze, tu nad cholewk buta. Czuła, jak jego r ka przesuwa si coraz wy ej po po czosze, wzdłu łydki, si ga pod spódnic , zatrzymuje si na nagiej skórze uda. - Jeste mi kka, taka mi kka w dotyku. U wiadomiła sobie nagle, e ten człowiek próbuje by miły i na swój sposób uczciwy. Chciał, eby było jej dobrze. W tym momencie poczuła jakby odraz do siebie samej za to, e jej jedynym zamiarem i pragnieniem jest go zabi . - Masz miły głos - powiedziała mi kko. - A twoje dłonie s ciepłe. Teraz obie r ce obejmowały jej lew nog , dotykały jej pod ubraniem. Blackburn przerwał pieszczoty i odpi ł pas. Zdj ł go i poło ył obok latarni. Na tle cianki namiotu Annie widziała zarys kolby i pochw z bagnetem. Spojrzała Blackburnowi w oczy. Czuła na policzku jego gor cy oddech, czuła lekki zapach wódki, kiedy dotkn ł wargami jej czoła. Zamkn ła oczy. Całował jej powieki. Zadr ała, mimo e oblewał j pot. - Co ci jest, Annie? - Zimno mi - szepn ła, było w tym sporo prawdy.
25 Poło ył si obok niej, wsuwaj c lew dło pod jej sweter. Si gn ł do guzików bluzki, dotkn ł nagiej skóry brzucha. Mocno zacisn ła powieki, obejmuj c go i prosz c w my lach Paula o wybaczenie. Musn ła ustami lewy policzek Blackburna. Był szorstki, nie ogolony, jak policzek ojca, kiedy jako mała dziewczynka całowała go na dzie dobry. Zrobiło si jej niedobrze. Lewa dło m czyzny dotarła do jej prawej piersi. Podci gn ł w gór stanik i delikatnie pie cił palcami jej sutek. J kn ła, czuj c jego dotyk. Usta Blackburna rozgniatały jej wargi. Oddała mu pocałunek. Czy robiła to, eby go jeszcze bardziej podnieci , eby wzbudzi jego zaufanie? Czy mo e on te j podniecał? Nie wiedziała. Nie było czasu, eby si zastanawia . Jej lewa r ka pow drowała wzdłu jego prawego boku. Palce natkn ły si na co . To była kolba pistoletu. Pomy lała, e wolałaby nó . Widziała, jak sprawdzał pistolet i wiedziała, e jest naładowany. Co by było, gdyby go nie załadował? Całował jej szyj , praw r k chwytaj c włosy i odchylaj c głow do tyłu, tak e ledwo mogła oddycha . Jego lewa dło w drowała po jej ciele. ci gał z niej majtki. Czuła w namiocie zimne, nocne powietrze, a na sobie - szorstk dło Blackburna. Namacała pochw pistoletu. To był M-12. Szarpn ła zatrzask i wyj ła bro . Widziała ju przedtem taki pistolet; ojciec pokazywał jej wszystkie rodzaje broni, jakie miał. Palce Blackburna w drowały po jej podbrzuszu, coraz ni ej, coraz gł biej. Poczuła nagły ból i wstrzymała oddech. Jakby z oddali usłyszała swój cichy okrzyk. Zdawało si jej, e w jaki sposób obserwuje z zewn trz swoje ciało. Niemal widziała m czyzn na sobie. Jego twarz, nachylon nad jej twarz , swoj zadart spódnic i halk i jego natr tn dło mi dzy nogami. Dr ała. W lewej r ce trzymała kolb pistoletu, tak ci kiego jak pistolet Paula. Strzelała kiedy z takiej broni; ojciec pozwolił jej, kiedy byli jeszcze w Schronie. Uniosła kciukiem bezpiecznik, gło nym j kiem zagłuszaj c szcz k metalu. Próbowała sobie przypomnie wygl d pistoletu. Czy był podobny do czterdziestki pi tki? Nie pami tała. Nie było jednak wyj cia. Kciukiem cofn ła iglic . Nie mogła ryzykowa długiego manipulowania przy zamku. Teraz przypomniała sobie, e ten typ pistoletu ma wska nik załadowanej komory. Przesun ła kciukiem po metalu, próbuj c wyczu wystaj cy j zyczek wska nika. Nic nie wystawało. Palce Blackburna penetrowały j w rodku, gł biej i gł biej. Poruszała si pod nim rytmicznie, jakby nie panowała ju nad swoim ciałem. Nó . Gdzie tu musi by nó . Lew r k namacała r koje bagnetu i chwyciła j mocno. Starała si przypomnie sobie, jak wygl da zapi cie pochwy. Podwa yła je kciukiem i znów j kn ła, eby zagłuszy hałas. Pomału wysuwała nó , podczas gdy jej ciało wci poruszało si pod Blackburnem. Uj ł jej praw dło i przyci gn ł do swojego krocza. Wyczuła twardy kształt. Poprowadził jej r k do zamka przy rozporku. Zacz ła go rozpina , a on znów dotykał jej ciała, ustami wpijaj c si w szyj . Wstrzymała oddech, gdy ostrze bagnetu zachrz ciło o brzeg pochwy. Nó był na wierzchu, zamek błyskawiczny rozpi ty. Zamkn ła oczy, si gn ła w gł b jego kalesonów i namacała j dra. Zacisn ła dło z całej siły, wpijaj c si w nie paznokciami, podczas gdy trzymany w lewej r ce bagnet wbiła w sam rodek jego pleców.