Ione Larissa
Demonica 02
Pragnienie wyzwolone
Runa Wagner nie miała najmniejszego zamiaru zakochiwać się w seksownym
nieznajomym, który zdawał się znać jej każde najgłębiej skrywane pragnienie. Nie
może jednak oprzeć się niewiarygodnemu pożądaniu, jakie między nimi wybucha.
Pożądaniu, które wygasa kiedy odkrywa jego zdradę i swoją nieodwracalną
przemianę. Teraz, pełna determinacji by sprawić, żeby Shade zapłacił za
transformację, która ją prześladuje, Runa wyrusza na jego poszukiwania, tylko po to,
by stać się więźniem największego wroga Shade’a.
Jako demon Seminus obarczony miłosną klątwą, która grozi mu wiecznym
cierpieniem, Shade miał nadzieję, że Runę i jej nieodparty urok widział już po raz
ostatni. Kiedy jednak budzi się w wilgotnym lochu przykuty do ściany tuż obok
wściekłej i niespodziewanie potężnej Runy, uświadamia sobie fakt, że wpływ jaki na
niego wywarła jest o wiele bardziej niebezpieczny niż myślał. Gdy ich porywacz
rzuca zaklęcie wiążące ich jako swoich życiowych partnerów, Shade i Runa muszą
rozpocząć walkę o własne życie i serca – lub ulec nikczemnym planom szaleńca.
Sekundę później Runa znalazla się na ścianie budynku, a jego cialo
przygważdżalo ją do muru.
Przysunął usta do jej ucha. Obie dłonie Shade trzymał na jej
ramionach...
- Czuję twoje pożądanie, Runo - wymruczał zmysłowym,
uwodzicielskim tonem.
Facet był chodzącym seksem, obezwładniającą masą mięśni,
testosteronu i zmysłowości, przed którymi nie umiała się bronić. Nic nie
przygotowało jej na coś takiego. Wątpiła, by jakakolwiek kobieta
potrafiła przygotować się na spotkanie Shadea. A przynajmniej nie
psychicznie, bo fizycznie jej ciało zaczynało się do tego przygotowywać
bez żadnej zgody.
Serce waliło jej jak oszalałe.
Sytuacja zaczęła wymykać się gwałtownie spod kontroli i gdy Shade
przejechał językiem po jej szyi i pogładził dłońmi biodra, odkryła, że to
wymykanie wcale jej nie obchodziło.
Niski, zmysłowy pomruk wydobył się z jego gardła, gdy ją pocałował.
To nie był pocałunek w dokładnym tego słowa znaczeniu, ale liźnięcie
przez usta, a potem głęboka, wilgotna penetracja i zderzenie języków, po
którym zaczęła dyszeć i czepiać się jego kurtki, tak jakby już nigdy nie
chciała go puścić...
Słownik
Aegis - stowarzyszenie ludzkich wojowników, którzy poświęcili się
chronieniu świata przed złem. Patrz: Strażnicy, Regent, Sigil.
Carceris - strażnicy więzienni podziemia. Wszystkie gatunki
demonów wysyłają swoich reprezentantów na służbę do Carceris.
Członkowie Carceris są odpowiedzialni za aresztowanie demonów
oskarżonych o naruszenie prawa oraz za wypełnianie obowiązków
dozorców w więzieniu.
Rada - sprawuje władzę nad wszystkimi rodzajami i gatunkami
demonów. Ustanawia prawo i wymierza sprawiedliwość pojedynczym
członkom danego gatunku.
Dresdiin - demoniczny ekwiwalent anioła.
Strażnicy - Wojownicy Aegis, wyszkoleni w technikach walk,
rodzajach broni oraz magii. Po wcieleniu do Aegis, wszyscy Strażnicy
zostają obdarowani zaklętym elementem biżuterii noszącej tarczę Aegis,
która między innymi pozwala im widzieć w nocy i umożliwia widzenie
przez demoniczne zaklęcie niewidzialności.
Harrowgate - niewidzialne dla ludzi portale, które demony
wykorzystują po to, by podróżować pomiędzy miejscami na Ziemi i w
Szeolu.
Infadre - samica każdego demonicznego gatunku, która została
zapłodniona przez demona Seminusa.
Maleconcieo - najwyższy stopień władzy w radzie demonów, którego
reprezentantem jest przedstawiciel z każdego gatunku. Narody
Zjednoczone demonicznego świata.
Orgesu - demoniczny seksualny niewolnik, często pochodzący z
gatunków hodowanych specjalnie do dostarczania cielesnej
przyjemności.
Regent - przywódca lokalnego ośrodka Aegis.
S'genesis - końcowy cykl dorastania demona Seminusa. Występuje w
momencie ukończenia stu lat. Demon rodzaju męskiego, który przeszedł
ów cykl, jest w stanie się rozmnażać i posiada zdolność zmiany kształtu w
męskiego osobnika każdego demonicznego gatunku.
Szeol - królestwo demonów. Ulokowane głęboko w trzewiach ziemi.
Dostęp do niego prowadzi wyłącznie przez portale Harrowgate.
Szeolski - uniwersalny język demonów, którym posługują się
wszystkie rasy, choć wiele gatunków wykształciło swoje własne.
Sigil - rada dwunastu ludzi zwanych Starszyzną, którzy są
najwyższymi przywódcami Aegis. Założona w Berlinie, nadzoruje
wszystkie ośrodki Aegis na świecie.
Ter'taceo - demony, które potrafią podszywać się pod ludzi,
ponieważ ich przodkowie byli ludźmi z wyglądu, lub potrafią przybrać
ludzką postać.
Therionidryo - słowo jakiego używają stworzenia z gatunku
wilkołaków określające osobę, którą on lub ona ugryzło i zmieniło w
następnego wilkowatego.
Ufelskala - system klasyfikacji demonów w zależności od stopnia zła.
Wszystkie stworzenia nadprzyrodzone i źli ludzie są zakwalifikowani do
pięciu Stopni. Piąty Stopień składa się z najgorszych przypadków.
Klasyfikacja Demonów spisana przez Baradoca, demona Ziemi,
który posłużył się rasą Seminus jako przykładem:
Królestwo: Zwierzęta Grupa: Demony Rodzina: Demony
seksualne Rodzaj: Lądowe Gatunek: Inkub Rasa: Seminus
Prolog
Trzy lata wcześniej
- Nie żyje. Ogłoś czas zgonu.
Shade zignorował swojego partnera i wpompował kolejną serię
ucisków w klatkę piersiową zmiennokształtnego. Strzaskane żebra
zgrzytały pod jego dłońmi wraz z każdym uderzeniem.
Raz, dwa, trzy, chrup. Raz, dwa, trzy, chrup. Serce Shade’a waliło jak
młot, pompując tyle krwi na minutę ile wystarczyłoby na rozruch
opalanego lawą generatora Szpitala Podziemnego, lecz serce pacjenta ani
drgnęło. Raz, dwa, trzy, chrup. Mięśnie jego ud krzyczały z bólu od
klęczenia przez Bóg jeden wie jak długi czas w kałuży krwi obok
pacjenta. Raz, dwa, trzy, chrup. Mrowienie rozeszło się po jego
dermo-ire, które oplatało jego rękę, począwszy od prawego ramienia a
skończywszy na dłoni, gdy użył swojego daru, by zmusić serce pacjenta
do bicia.
- Shade. Przestań. - Skulk, jego przyrodnia siostra i partner w zespole
paramedycznym, położyła filigranową, szarą dłoń na jego ręce. -
Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.
Świadomość tego, że. Skulk miała rację nie uczyniła poddania się
łatwiejszym, a Shade nie miał wystarczająco dużo powietrza w płucach
żeby zakląć. Dysząc ciężko, przerwał masaż serca i usiadł na piętach na
zaśmieconej podłodze
opuszczonego browaru. Ramiona bolały go od wzmożonego wysiłku,
a stetoskop zwisał mu ciężko z szyi.
Zacisnął zęby i spojrzał w szkliste oczy swojego niedawno zmarłego
pacjenta. Ofiarą był dzieciak. Miał najwyżej czternaście lat. Pewnie
dopiero niedawno nauczył się, jak zmieniać postać z ludzkiej na postać
tego gatunku, do którego należała jego rodzina. Charakterystyczne
znamię prawdziwego zmiennokształtnego, czerwony pieprzyk w
kształcie gwiazdy widoczny za lewym uchem, ledwie się uformował.
- Pieprzenie - mruknął Shade, wstając. Obok stały dwa Fałszywe
Anioły, które zgłosiły wypadek do szpitala. Złowrogi błysk w oczach
zadawał kłam słodkim, niewinnym wyrazom jakie malowały się na ich
twarzach.
- Widzieliście kto go tu zostawił? - spytał.
Jedna z anielskich oszustek pokręciła głową. Jej blond włosy
zaszeleściły na białym materiale sukni.
- Po prostu tu leżał. Wyglądał tak spokojnie.
- Spokojnie? Z brakującą połową organów wewnętrznych? Na ustach
drugiej anielicy pojawił się uśmiech.
- Aleś ty drażliwy. - Sugestywnie przesunęła palcem wzdłuż
głębokiego dekoltu sukni, której nie założyłby żaden prawdziwy anioł. -
Może pomożemy ci się zrelaksować, inkubie?
- Tak - wymruczała pierwsza. - Od zawsze miałam słabość do
mężczyzn w uniformach.
Anielica skinęła głową.
- Veragoth wręcz uwielbia napadać na posterunki policji.
- Mmm... - Anielica o imieniu Veragoth okręciła kosmyk włosów
wokół palca i omiotła Shadea wygłodniałym spojrzeniem od stóp do
głów. - Ale zaczynam przekonywać się co do pomysłu spotykania się z
sanitariuszami.
Fakt. Jego czarny uniform w stylu wojskowego munduru polowego
sprawiał, że wszystkie kobiety podniecały się
jeszcze bardziej, nawet wtedy gdy nie emitował wokół feromonów
spod znaku „pieprz mnie", które wchodziły w standardowy pakiet
wyposażenia demonów Seminusów. Jednak po raz pierwszy Shade nie
miał ochoty na towarzystwo dwóch pięknych nagich kobiet. Był
wyczerpany, wściekły i chory, bo złapał jakąś wysypkę. Co gorsza,
nikogo nie obchodziło, że ktoś zabijał demony, wycinał ich organy i
sprzedawał je na podziemnym, czarnym rynku. Trwało to już od jakiegoś
czasu, ale niewielu się tym przejmowało. Shade należał do wyjątków.
To on był tym dupkiem, który był wzywany na miejsce zbrodni, choć
nie miał znaczenia fakt, czy ofiara umarła czy nie. Większość z nich była
w okropnym stanie. Albo nie żyła.
Skulk schowała krótkofalówkę i wygrzebała z torby parę czystych
rękawiczek.
- Skoro ciała zmiennokształtnych nie rozkładają się nad powierzchnią
ziemi, E będzie chciał obejrzeć ciało. Lepiej je zabierzmy. My już
skończyliśmy.
Skończyliśmy. Shade pomógł Skulk załadować ciało chłopaka na
nosze. Czarny ambulans, jeden z dwóch będących na usługach Szpitala
Podziemnego, był chroniony zaklęciem, które sprawiało, że był
niewidoczny dla ludzi. Jednak tutaj nie było to potrzebne. Znajdowali się
w spokojnej dzielnicy Nowego Jorku, w dawnym okręgu industrialnym,
który został opuszczony podczas prohibicji i dopiero od niedawna zaczął
się przekształcać w osiedle mieszkaniowe.
- Zbierajmy się stąd - powiedział Shade, zatrzaskując tylne drzwi
ambulansu.
Tym razem to Skulk miała prowadzić, więc Shade wspiął się na
siedzenie pasażera, wsadził do ust listek gumy do żucia i skupił się na
wypełnianiu dokumentacji.
Główna dolegliwość pacjenta? Śmierć na skutek usunięcia organów.
Reakcja pacjenta na leczenie? W dalszym ciągu, kurwa, martwy.
- Niech to szlag. - Shade cisnął długopisem w tablicę rozdzielczą. - Do
diabła z tym wszystkim... - Urwał, niespodziewanie czując w głębi ciała
potężny wstrząs, trzęsienie ziemi w samym środku jego duszy. Ból
eksplodował z jego epicentrum, rozlewając się na całe ciało, aż fala
cierpienia nie przygniotła go z powrotem do siedzenia.
- Shade? Co się stało? Shade? - Skulk potrząsnęła go za ramię, ale
prawie tego nie zauważył. Szarpnięciem otworzył drzwi, wdzięczny za to,
że jeszcze nie ruszyli z miejsca, i wypadł z karetki.
Jego kolana uderzyły w chodnik z hukiem, który usłyszał przez szum
krwi w uszach. Zgiął się w pół i chwycił za brzuch. Czerń przesłoniła mu
wzrok i umysł. Jeden z jego braci nie żył. Tylko który? Dobry Boże,
który?
Próbował połączyć się mentalnie z Wraithem, bratem który stanowił
jego największe przeciwieństwo, i z którym łączyła go wyjątkowa więź.
Nie udało się jednak. W ogóle nie wyczuł jego obecności. Walcząc o
każdy oddech, wyszukał po omacku słabsze połączenie z Eidolonem, ale
znów nic z tego nie wyszło. Roaga również nie potrafił namierzyć.
W tle słyszał Skulk rozmawiającą przez komórkę z Solice,
pielęgniarką zajmującą się selekcją pacjentów mającą akurat dyżur w
szpitalu.
- Gdzie są bracia Shadea? Muszę to wiedzieć. Natychmiast!
- Skulk... - wydyszał ochrypłym głosem. Przyklękła obok niego.
- Trzymaj się. - Przyłożyła komórkę do ucha i słuchała przez chwilę. -
Solice mówi, że Roag poszedł do Brimstone. Jest wściekła, że nie zabrał
jej ze sobą, ale właśnie szykuje się, by tam pójść. Nie ma pojęcia gdzie
podziewają się E i Wraith. Ale nie ma ich z Roagiem.
Nic dziwnego. Żaden Seminus przy zdrowych zmysłach nie znalazłby
się w pubie dla demonów, gdzie kobiece pożądanie mogło zatrzymać go
tam jak więźnia na wiele dni, lub co gorsza, posłać na śmierć zadaną
przez innego zazdrosnego samca. Jednak z drugiej strony Roag nigdy nie
miał zbyt równo pod sufitem.
Shade jęknął, przełykając ślinę. Stopniowo przez ciemność zaczął się
przebijać jasny punkcik światła. Wraith. Wyczuł siłę życiową Wraitha.
Dzięki Bogu. Ulga sprawiła, że mięśnie jego ramion rozluźniły się, ale
tylko na sekundę. W dalszym ciągu nie potrafił wyczuć Eidolona.
Wyciągnął na oślep rękę, jakby mógł tym samym dotknąć swojego brata.
Skulk chwyciła go za dłoń, splatając palce z jego palcami.
- Oddychaj, Cienisty - szepnęła, używając dziecięcej ksywki, jaką
nadała mu ponad osiemdziesiąt lat temu. - Przejdziemy przez to.
Nie, jeśli E nie żył. Cholera, to on był tym bratem, który utrzymywał
ich wszystkich w ryzach, doprowadzał Roaga do porządku i utrzymywał
przy życiu Wraitha.
Nagle wyczuł czyjąś obecność. Eidolon. Był bezpieczny.
Ból zelżał, ale gryząca, bolesna pustka wywierciła jeszcze jedną
dziurę w duszy Shadea. Seminusy były połączone ze wszystkimi swoimi
braćmi, więc kiedy jeden z nich umierał, zabierał ze sobą cząstkę
rodzeństwa, któremu udało się przetrwać. Trzydzieści siedem śmierci
później Shade czuł się dziurawy jak durszlak.
- Kto to był? - spytała łagodnym głosem Skulk.
- Roag. - Wziął głęboki, drżący oddech. - To był Roag.
- Tak mi przykro.
- Mnie również - odparł, ale odpowiedź była automatyczna. Choć nie
chciał się do tego przyznać, świat był od teraz o wiele lepszym miejscem.
Rozdział pierwszy
Gdy kroczysz „doliną cienia" pamiętaj,
że cień jest rzucany przez Swiatlo.
- Austin 0'Malley
Minęły co najmniej dwie dekady odkąd Shade obudził się na czyjejś
podłodze, związany i nie mający bladego pojęcia co do miejsca swojego
przebywania. Ciężar kajdan wokół nadgarstka i brzęk łańcucha sprawiły,
że się uśmiechnął. Jeszcze więcej czasu minęło odkąd znalazł się w
podobnej sytuacji i w dodatku skuty łańcuchem.
Wspaniale.
Owszem, wolał by to kobiety znajdowały się w okowach zamiast
niego, ale z tym również mógł sobie poradzić.
- Shade.
Kobiecy głos wydał mu się znajomy, ale dzwonienie w uszach
skutecznie uniemożliwiło mu przypisanie do niego jakiejś twarzy. Niech
to szlag, powinna obudzić go z ustami na jego...
- Niech cię diabli, Shade, obudź się!
Pojękując, przetoczył się na plecy i skrzywił, gdy tylko poczuł tępy
ból umiejscowiony z tyłu głowy.
- Nie śpię, słonko. Możesz zaczynać. Dogonię cię.
- Dzięki, ale nie. Nazwiesz mnie słonkiem jeszcze raz, a odgryzę ci
usta.
Shade powoli otworzył oczy. Zamrugał, widząc wpatrzoną w niego
rozmazaną twarz. Zamrugał raz jeszcze.
- Runa?
- Pamiętasz moje imię? Wybacz, jeśli zaraz zemdleję z szoku.
Sarkazm nie był potrzebny, ale owszem, pamiętał je. Była
najseksowniejszą ludzką kobietą, jaką kiedykolwiek miał w swoim łóżku.
Miała długie, karmelowo-brązowe włosy, które ślizgały się po jego klatce
piersiowej, brzuchu i udach jak jedwab, gdy całowała go po całym ciele.
Pełne zmysłowe usta wygięte w kpiarski uśmieszek, warte jego
najdzikszych fantazji. Oczy w kolorze szampana, które podkreślały
gładką, złocistą skórę, która rozpływała się pod dotykiem jego języka jak
brązowy cukier.
Nie widział jej niemal od roku. Od czasu tej pamiętnej nocy, kiedy
uciekła i zapadła się pod ziemię.
- Dlaczego tu jesteś? Dlaczego ja tutaj jestem? - Powiódł wzrokiem w
ciemnościach. - I gdzie dokładnie znajduje się „tutaj"? - W pierwszej
chwili pomyślał, że to Aegis go porwało, ale to miejsce było zbyt
przerażające nawet jak na tych mordujących demony dupków.
- Możesz usiąść? - Runa pomogła mu się podnieść, ale zrobiła to zbyt
szybko i jego głowa opadła bezwładnie w bok. Posadziła go pod ścianą z
większą siłą niż się spodziewał. Nie opierał się, wdzięczny za dotyk
zimnego, wilgotnego kamienia, który zmniejszył jego mdłości.
- Odpowiedz na moje pytanie - powiedział, bo zaczął w końcu
podejrzewać, że nie miało to nic wspólnego z seksualnym kacem. A to
znaczyło, że nie istniał żaden dobry powód, by leżeć tu związanym
łańcuchem, czuć się jak kupa gówna i mieć nad głową kobietę, która
prawdopodobnie chciała wyrządzić mu jeszcze większą krzywdę.
Runa prychnęła pod nosem.
- W dalszym ciągu jesteś takim samym aroganckim dupkiem.
- To musi być dla ciebie szok, co?
- Bynajmniej. - Przyłożyła mu rękę do czoła, jak gdyby szukała oznak
gorączki, lecz jako człowiek nie miała pojęcia o tym, że normalna
temperatura jego ciała zawsze była taka wysoka. Odepchnął jej dłoń. Ten
dotyk sprawił, że temperatura podskoczyła jeszcze bardziej, a on
zdecydowanie tego nie potrzebował.
- Gdzie my jesteśmy? - Wyglądało na to, że znajdowali się w czymś na
kształt celi będącej częścią jakiejś większej konstrukcji, być może
lochów. Coś kapało nieustannie z góry, podłogę zawalały śmieci, a w
żelaznych kinkietach przytwierdzonych do kamiennych ścian płonęły
świece.
Piekło i szatani, to wyglądało jak plan żywcem wyjęty z tandetnego
horroru.
- Nie mam pojęcia. Wygląda na to, że pilnuje nas czwórka
porywaczy... a przynajmniej tylu naliczyłam. Cztery różne demony
pojawiały się tu, żeby nas nakarmić. Nazywają siebie Opiekunami.
Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie.
- Siebie?
- Jestem tu od tygodnia. W celach jest jeszcze kilka innych osób.
Opiekunowie zabierają kilka i przyprowadzają nowe.
Po raz pierwszy Shade przyjrzał się sobie uważnie i dostrzegł ciężkie
łańcuchy zwisające z jego lewego nadgarstka i kostki u nogi. Runa została
przykuta do przeciwległej ściany kajdanami oplatającymi jej prawą
kostkę. Miała na sobie dżinsy i obcisły sweter bez rękawów, który nawet
by mu się spodobał, gdyby nie fakt, że Shade tkwił tu jako więzień. Wy-
glądała też nieco inaczej niż zapamiętał. Gdy umawiali się na randki - o
ile pieprzenie się do upadłego można nazwać randką - była nieśmiała,
zachłanna i łatwa w kontrolowaniu, co napędzało jego chęć dominacji
lecz szybko stało się nudne.
Pod konserwatywnymi sukienkami i spodniami skrywała nieco
zaokrąglone kształty. Ale teraz... niech to szlag. Przybyło jej mięśni i
mógł przysiąc, że zrobiła się wyższa. Wytarte dżinsy pasowały na nią jak
rękawiczka, a czarny sweter rozciągał się na piersiach, które były
zdecydowanie mniejsze i wręcz idealnie pasowałyby do jego dłoni. I ust.
Ten tok myślenia przyczynił się jedynie do tego, że stanął mu w
kompletnie niewłaściwej sytuacji.
Choć z drugiej strony, gdy było się demonem Seminusem, stawał mu
niemal zawsze.
- Kiedy tu trafiłem? - zapytał.
- Zeszłej nocy.
Potrząsnął głową, próbując pozbyć się przeciążenia, jakie
zablokowało jego myśli i wspomnienia. Ostatnia noc... ostatnia noc... co
on wtedy robił? Chwileczkę... z pewnością miał na sobie swój lekarski
uniform. Pamiętał pójście do pracy, przywitanie się z Eidolonem i wdanie
się w bójkę z Wraithem. Ich najnowszy nabytek, ludzki doktor imieniem
Kynan, przerwał ją, oblewając ich całym workiem soli fizjologicznej.
W jedynym ośrodku medycznym dla demonów wszystko było po
staremu.
Shade i Skulk zostali wezwani do rannego wampira w pakowni mięsa
w Nowym Jorku. Wkroczyli do budynku, ale od tego momentu miał
dziurę w pamięci.
- Czy przyprowadzili tu kogoś jeszcze? Kobietę?
- Demona Umber?
Serce zaczęło mu walić jak młot.
- Razem ze mną trafił tu demon Umber?
Runa skinęła głową, a on nie zatrzymał się nawet na sekundę, by
zastanowić się skąd miała pojęcie czym w ogóle jest demon Umber.
- Gdzie ona jest?
- A co? Sypiasz z nią? - spytała ostrym tonem.
- To moja siostra, a ja nie mam czasu na twoją zazdrość.
- A mnie się wydaje, że w tej chwili pozostał ci jedynie czas
- odparła Runa, ale jej głos złagodniał. - Przepraszam. Nie wiem co
zrobili z twoją siostrą. Zabrali ją stąd jakiś czas temu.
- Odsunęła się od niego, a on zdał sobie sprawę, że znajdowała się na
samym końcu łańcucha. - Nie wyglądasz jak ona.
Shade nie przejmował się wyjaśnieniami z tego powodu, że on i jego
siostra należeli do dwóch różnych gatunków, a Runa nie poprosiła go o
żadne informacje. Zamiast tego przyglądała mu się, gdy taksował
wzrokiem kraty w drzwiach celi i zastanawiał się, jak bardzo były
wytrzymałe. Jeśli okaże się, że nie dałby rady zerwać łańcuchów, to
równie dobrze mogły być z papieru.
- Szansa na ucieczkę pojawi się dopiero gdy po nas przyjdą
- powiedziała.
- Mówiłaś, że cię karmili.
- Tak, ale przysuwali wodę i jedzenie kijem. Żaden z nich nie podszedł
bliżej.
- Kim oni są?
- Wydaje mi się... wydaje mi się, że są tym, co wy, demony, określacie
mianem Ghuli.
Shade poczuł, jak zwalnia mu serce.
- Co? Skąd to wiesz?
- Ktoś z drugiej celi ich tak nazwał.
Ghule. Ale nie takie, których obawiali się ludzie, stwory zjadające
mięso rodem z bajek. Ghule były stworzeniami, których obawiały się
demony - a właściwie były na drugim miejscu, zaraz po zabójcach Aegis.
Ghulem określano każdego, demona lub człowieka, który porywał
wampiry, zmiennokształtnych i demony, by sprzedawać ich organy i
części ciała na podziemnym czarnym rynku. Ghule od zawsze były
wyjątkowo okrutne, ale w ciągu ostatnich dwóch lat ich zbrodniczy
proceder stał się jeszcze bardziej bestialski. Teraz, zamiast zwyczajnie
wycinać organy robiły to, kiedy ich ofiary jeszcze żyły.
W zeszłym roku Shade i jego bracia udaremnili całą operację.
Partnerka Eidolona, półdemon o imieniu Tayla, pomogła wyeliminować
ludzi współpracujących w sekrecie z demonami odpowiedzialnymi za
handel organami.
Populacja demonów cieszyła się z kilku miesięcy względnego spokoju
do momentu, w którym znów zaczęła się fala zniknięć i równie krwawych
okaleczeń.
Drzwi na końcu ciemnego korytarza otworzyły się, a od ścian lochu
odbił się echem odgłos kroków. Shade przygotował się na starcie lecz
intruzi zatrzymali się zanim dotarli do celi, gdzie on i Runa siedzieli w
milczeniu. Czekając.
Dopiero w chwili, w której rozległ się wrzask, Shade uświadomił
sobie w jak poważnych znalazł się tarapatach.
Runa Wagner siedziała na swojej niewielkiej stercie słomy,
nasłuchując krzyków jakiejś kobiety, podczas gdy Opiekunowie zabierali
ją ze sobą, prawdopodobnie po to, by spotkała ją potworna śmierć.
Surowe, męskie rysy twarzy Shadea nie wyrażały żadnych emocji co
do tego, jakie miał odczucia wobec całej sytuacji. Starannie dopasowała
swój wyraz twarzy do jego. Nie potrafiła jednak sprawić, by jej oczy stały
się równie obojętne i zimne jak jego, ani zacisnąć szczęki w taki sposób,
by wyglądało to jakby ostrzył sobie zęby o kości.
Emanował niebezpieczeństwem równie namacalnym, co zagrożenie
wokół nich. Szarpnął za łańcuchy, ale odkrył jedynie, że zostały
zaprojektowane tak, by wytrzymać wszystko, co oboje byliby w stanie
wymyślić.
Odwrócił się do niej i rzucił jej zmysłowe spojrzenie, taksując ją
wzrokiem od stóp do głów. Poczuła poruszenie w miejscach, o których
myślała, że są już od dawna martwe. Martwe, ponieważ to on je zabił.
- Zrobili ci krzywdę?
- Nie tknęli mnie od momentu, w którym tu trafiłam.
- Miała podbite oko od uderzenia dłonią, drobne siniaki i otarcia, ale
poza tym wszystko było w porządku.
- Jesteś pewna? - Przekręcił się na kolana i wolną ręką chwycił ją za
łydkę.
Runa wzdrygnęła się, ale Shade przytrzymał ją mocno.
- Nie dotykaj mnie.
- Spokojnie, kochanie. Sprawdzam, czy nic ci nie jest.
- Głos miał szorstki i głęboki. Nie musiał się zbytnio starać, by nadać
mu zmysłowości. - Lubiłaś, kiedy cię dotykałem.
- Taa, no cóż, to było zanim przyłapałam cię w łóżku z dwiema
wampirzycami. Och, i zanim dowiedziałam się, że jesteś demonem.
- Tylko jedna z nich była wampirem. Runa wciągnęła gwałtownie
powietrze.
- Tylko tyle masz do powiedzenia na swoją obronę?
- Nie jestem zbyt gadatliwym typem.
- Nie do wiary - mruknęła. - Oszukałeś mnie, zdradziłeś i nie stać cię
nawet na zwykłe „przepraszam"?
Shade zabrał rękę i oparł się biodrem o ścianę z jedną nogą schowaną
pod siebie, a drugą zgiętą w kolanie. Wpatrywał się w mur. Sięgające
ramion czarne włosy opadły mu do przodu, skrywając wyraz jego twarzy.
- Przykro mi, że myślałaś, iż jestem człowiekiem. Nigdy nie mówiłem,
że nim jestem.
- Możesz mnie mieć za wariatkę, ale nigdy nie przyszło mi do głowy,
żeby o to pytać - odpaliła. - Wygląda na to, że powinnam była, bo wtedy
nie byłabym aż tak bardzo zszokowana widokiem prawdziwego wampira
i... tego czegoś, co było w twoim łóżku.
- Nie powinno być cię wtedy u mnie tamtej nocy. Powiedziałaś, że
jesteś zajęta.
- Chciałam zrobić ci niespodziankę.
I doskonale jej się to udało. Weszła do jego mieszkania z torbami
pełnymi zakupów potrzebnych do przygotowania romantycznego
posiłku.
Gdy tylko przekroczyła próg, usłyszała dziwne odgłosy dobiegające z
jego sypialni. Z żołądkiem ściśniętym pod wpływem złego przeczucia,
przekradła się przez korytarz w stronę otwartych drzwi.
Shade leżał na plecach z nogami zwisającymi znad krawędzi łóżka.
Ujeżdżała go naga kobieta z twarzą schowaną w jego gardle. Runa
musiała wydać z siebie jakiś dźwięk, bo odwrócił głowę i spojrzał na nią
płonącymi, złotymi oczami. Co dziwne, pierwszą rzeczą jaka przyszła jej
wtedy do głowy było to, że nigdy nie widziała jego oczu, kiedy się
kochali. Zawsze miał je zamknięte, a twarz ukrytą w załamaniu jej szyi,
albo brał ją od tyłu.
- Dołączysz? - spytał, i właśnie wtedy Runa dostrzegła drugą kobietę
klęczącą na podłodze z twarzą pomiędzy jego nogami.
Kobieta na górze uniosła głowę. Krew płynęła jej po brodzie, a kiedy
się uśmiechnęła, błysnęły kły. Nabijana kolcami skórzana obroża
otaczała jej szyję, a koniec łańcucha tkwił w zaciśniętej pięści Shadea.
Gdy wstrząśnięta Runa stała jak sparaliżowana, kobieta pochyliła się,
polizała go po sutku i podjęła przerwany rytm. Shade jęknął, chwycił ją za
biodra i wbił się w nią głęboko.
Runa uciekła. Szlochając, trafiła z jednego koszmaru prosto w objęcia
drugiego.
- Powiedziałaś, że jesteś zajęta - powtórzył Shade, przewiercając ją
spojrzeniem na wylot. - Nie spodziewałem się ciebie.
-1 to cię niby usprawiedliwia? Kiedy zacząłeś mnie zdradzać?
Wsparł łokieć na kolanie, jakimś cudem zachowując swobodny wyraz
twarzy, jak gdyby był porywany przez Ghule niemal co dzień i nawet mu
się to podobało.
- Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znasz odpowiedzi.
- Och, ależ chcę.
- Nie wydaje mi się.
- Ale z ciebie dupek.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- Byłam w tobie zakochana. - Zapadła śmiertelna cisza. Rany boskie.
Czy ona naprawdę to powiedziała? Na głos? Jeśli sposób, w jaki krew
odpłynęła mu z twarzy mógł stanowić jakąś wskazówkę, to owszem.
Powiedziała to i zrobiła z siebie kompletną idiotkę. - Nie przejmuj się -
dodała szybko. - Już mi przeszło. Skończyłam z tobą.
Shade pochylił się do przodu.
- To dobrze. Masz pojęcie czym jestem? Czym tak naprawdę jestem?
- Demonem Seminusem. - Zerknęła na czarne znaki biegnące od
czubków palców jego prawej dłoni aż do samej szyi. Przedtem wydawało
jej się, że to zwykłe tatuaże. Ale potem dowiedziała się, że były czymś, z
czym się urodził, historią jego pochodzenia sięgającą dwanaście pokoleń
wstecz. Symbol na samej górze, niewidome oko tuż pod szczęką, stanowił
jego osobisty znak, który pojawił się podczas przebiegu pierwszej fazy
dojrzewania w wieku dwudziestu lat.
- I?
Jej usta wygięły się w nikłym uśmiechu.
- Po tamtej nocy spędziłam wiele miesięcy na poznawaniu twojego
gatunku. - Nie żeby było na ten temat zbyt dużo dostępnych informacji.
Dokładne dane na temat samych inkubów zostały starannie
udokumentowane, ale konkretny pod-gatunek do którego należał Shade,
Seminusy, był tak rzadki, że udało jej się jedynie dokopać do kilku
szczegółów.
- W takim razie znasz moją naturę...
- Twoją naturę? - Ogarnął ją gniew, o którym myślała, że już dawno
się go pozbyła. - Rozumiem, że żyjesz w stanie
permanentnego pobudzenia. Rozumiem, że twoja potrzeba seksu jest
niekontrolowana. Ale wiesz go? Gówno mnie to obchodzi. Oszukałeś
mnie, żebym uprawiała z tobą seks. Posłużyłeś się swoimi sztuczkami i
feromonami. Okłamałeś mnie. Myślałam, że jesteś człowiekiem. - Mogła
tak mówić jeszcze długo, o tym jak czuła się zdradzona i zniesmaczona,
kiedy odkryła prawdę, ale ostatecznie to, co zdarzyło się po tym jak
opuściła jego mieszkanie liczyło się najbardziej. - Zrujnowałeś mi życie -
warknęła.
Cóż, sama do tego doprowadziła na długo przed tym zanim Shade
natknął się na nią w jej barze, ale on zdecydowanie wszystko pogorszył.
- Cholera - mruknął. - Właśnie dlatego mam zasadę, żeby nie sypiać z
ludźmi więcej niż raz. Ludzkie kobiety są takie zaborcze.
Runa utkwiła w nim zdumione spojrzenie.
- Ty chyba żartujesz? - syknęła. - Myślisz, że moje życie legło w
gruzach dlatego, że uwiodłeś mnie i złamałeś mi serce?
- Cóż, chyba tak - powiedział, wzruszając jednym szerokim
ramieniem.
Co. Za. Dupek.
Warcząc, skoczyła do przodu tak szybko, że musiał się wycofać.
Łańcuchy zabrzęczały, gdy drżała na całym ciele, wstrząsana siłą
swojego gniewu. Poczuła mrowienie na skórze, która momentalnie się
napięła. Dziąsła zaczęły ją boleć. Wiedziała, że jest o krok od uwolnienia
drzemiącej w jej wnętrzu bestii.
- Ty arogancki skurwysynu. - Uderzyła go pięścią w klatkę piersiową,
czując dreszcz emocji, gdy udało jej się wycisnąć z niego jęknięcie bólu. -
Tamtej nocy byłam przybita, ale po jakimś czasie z pewnością by mi
przeszło. Szkoda tylko, że nigdy nie miałam szansy tego zrobić. Widzisz,
zaraz po tym jak opuściłam twoje mieszkanie zostałam zaatakowana,
poraniona i zostawiona na pewną śmierć. Mógłbyś o tym wiedzieć,
gdyby jakaś ohydna wampirzyca nie wykrzykiwała akurat twojego
imienia. Może usłyszałbyś wtedy mój krzyk. Spojrzenie Shadea nabrało
ostrości.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Mam uwierzyć, że to cię obchodzi? Wyciągnął dłoń i nakrył nią jej
rękę.
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie jestem potworem. Runa
wybuchnęła gorzkim śmiechem.
- Ty nie, ale ja tak. - Zbliżyła się, patrząc mu prosto w oczy. - Przez
ciebie, Shade, stałam się potworem. Stałam się pieprzonym wilkołakiem.
Rozdział drugi
Wilkołakiem? Niedobrze.
Shade zamknął oczy z nadzieją, że kiedy znowu je otworzy, obudzi się
we własnym łóżku, a Runy nie będzie w pobliżu.
- No więc?
I to by było na tyle. Koszmar nie miał zamiaru odejść. Otworzył oczy.
I pożałował, że to zrobił. Runa przewiercała go morderczym spojrzeniem,
a jej jasne oczy iskrzyły. Rany, mógł się założyć, że w swojej zwierzęcej
postaci była prawdziwie piękna... z lśniącym futrem w kolorze toffi i
płonącymi oczami o barwie szampana. Z pewnością była większa, być
może nieco wyższa od niego. Teraz fakt, że sprawiała wrażenie wyższej i
smuklejszej, miał sens. Ofiarom ugryzień wilkołaków lub wargów, jak
zwykli siebie określać, w ludzkiej formie przybywało masy mięśniowej i
kilka dodatkowych cali wzrostu.
Teraz, kiedy już przejaśniło mu się w głowie, mógł wyczuć także jej
zapach, który nie był już ani kwiatowy ani słodki. Pachniała ziemią,
późnym letnim deszczem spadłym w lesie. I autentyczną wściekłością.
- Czy za dwa dni nie ma przypadkiem pełni? Zmrużyła oczy.
- A co? Boisz się, że wpadnę w furię z powodu PMS?
- Przeszło mi to przez myśl.
Wilkołaki mogły sobie żartować o syndromie poprzedzającym pełnię
księżyca, ale stworzenia nie należące do ich gatunku nie widziały niczego
zabawnego w ich gwałtownych wybuchach wściekłości, zmiennych
nastrojach ani niekontrolowanym popędzie płciowym.
- Och, no tak. Mój gniew nie ma przecież nic wspólnego z tym, że z
dwójki ludzi, których nienawidzę najbardziej na świecie, jestem teraz
uwięziona w celi z jednym z nich i że kiedy przemienię się za dwa dni,
zostanę pewnie obdarta żywcem ze skóry, która najwyraźniej jest warta
fortunę na podziemnym czarnym rynku. - Powarkując, wyszarpnęła dłoń
z jego uścisku. - Wybacz więc, że jestem trochę podminowana.
- Trochę?
Szarpnęła za łańcuch, jakby miała nadzieję, że się zerwie, a wtedy
mogła się rzucić na Shadea.
- Powinnam cię ugryźć.
- Demony są odporne na wirus likantropii.
- Mimo to w dalszym ciągu by cię bolało. - Obnażyła zęby, a on nie
miał wątpliwości, że gdyby mogła z rozkoszą rozdarłaby go na strzępy. -
Chciałam cię dopaść i zadać ból. Niestety Ghule złapały mnie zanim mi
się to udało.
- W jaki sposób cię złapały?
Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami.
- Wróciłam w miejsce, w którym zostałam zaatakowana. Wiedziałam,
że to marny trop, ale miałam nadzieję, że znajdę jakąś wskazówkę. Twoje
mieszkanie było w okolicy, więc poszłam do ciebie. Nie było cię, ale
kiedy stamtąd odchodziłam, od strony ulicy podszedł do mnie jakiś
mężczyzna. Spytał czy cię znałam. Zadawał zdecydowanie zbyt wiele
pytań. Nabrałam podejrzeń i próbowałam uciec, ale wtedy zamachnął się
i ukłuł mnie igłą. Obudziłam się już tutaj.
Shade zmarszczył brwi.
- Skąd mogli wiedzieć, że jesteś wargiem?
- Nie wiedzieli, dopóki inny warg nie przyszedł mnie przesłuchać -
wyjaśniła, co miało sens. Zazwyczaj trzeba było wilkołaka lub
zmiennokształtnego, by rozpoznał drugiego.
- O co cię pytali?
- O ciebie, Shade. Ciągle pytali co robiłam w twoim mieszkaniu i jak
się poznaliśmy.
Kurwa mać. Nie porwali jej dla skóry. Porwali ją dlatego, że go znała.
Tylko czemu?
Runa w dalszym ciągu patrzyła na niego spod byka. Jej delikatnie
zarysowane brwi wygięły się w surowe łuki. Shade zaciągnął się
ponownie jej zapachem, nabierając w płuca ostrą woń jej gniewu i
łagodniejszy, kobiecy aromat, który uruchomił jego męski instynkt
ochronny. Nie powinna była tu trafić, uwięziona wraz z demonem w
lochu, który cuchnął pleśnią, moczem i całymi pokładami rozpaczy.
Tak samo jak nie powinna tu trafić jego siostra. Świadomość tego, że
Skulk i Runa znalazły się tu przez niego sprawiła, że poczuł się tak, jakby
ktoś kopnął go w żołądek.
Jego historia osiągnięć w dziedzinie ochrony kobiet przypominała
senny koszmar.
Rozległ się zgrzytliwy odgłos, któremu towarzyszył podmuch
zimnego powietrza. Żelazne drzwi do ich celi zostały otwarte. Runa
przysunęła się bliżej Shadea. Do środka wszedł demon Nightlash. Jego
ludzki wygląd zakłóciły uzbrojone w pazury stopy i ostre kły. Dwa
chochliki - jeden płci męskiej i jeden płci żeńskiej - podążały za nim.
Oczy i usta miały nieproporcjonalnie wielkie w stosunku do małych,
okrągłych głów. Niosły ze sobą łańcuchy, pałkę oraz bambusowy kij.
- Bierzcie go - rozkazał Nightlash.
Shade rzucił się na chochliki. Nightlash, nacisnął jedną z dwóch
dźwigni w ścianie. Zgrzyt obracających się przekładni wstrząsnął celą, a
łańcuchy Shadea uległy skróceniu, holując go w tył aż w końcu przykleił
się do ściany.
Zacisnął zęby z bólu wykręcającego mu ramię i biodro. Jeden z
chochlików zacisnął metalową obrożę wokół jego szyi, podczas gdy drugi
był zajęty instalowaniem okowów na nogach. Jego przekleństwa odbiły
się echem od wilgotnych murów. Usłyszał jak Runa błaga Nightlasha, by
zostawił go w spokoju. Zaskoczony Shade zerknął na nią, gdy chochliki
opuściły go na podłogę.
Wściekłość połyskiwała w jej oczach. Może nie nienawidziła go tak
bardzo jak twierdziła. Jednak z drugiej strony może chciała, by
Opiekunowie zostawili go w jednym kawałku, żeby sama mogła go zabić.
- Dokąd mnie zabieracie? - Shade szarpał się w swoich więzach, przez
co zarobił pałką w tył głowy od jednego z chochlików.
Nightlash nie odpowiedział tylko wykrzywił usta w paskudnym
uśmiechu i owinął łańcuch przypięty do obroży wokół pięści,
szarpnięciem zmuszając Shadea do podniesienia się z ziemi. Chochliki
wykręciły mu ramiona i zapięły kajdany wokół nadgarstków.
Pociągnęły go w stronę drzwi. Gdy walczył z nimi na progu, uderzenie
kijem w ścięgna udowe sprawiło, że padł na kolana. Zimne powietrze
owionęło tył jego nóg. Kij rozciął materiał spodni. Jego skóra będzie
następna.
Za jego plecami Runa wyrzucała z siebie wiązanki wymyślnych
przekleństw, które nie przyniosły jednak żadnego rezultatu. Nie potrafił
sobie wyobrazić, że nieśmiała Runa, którą miał kiedyś w łóżku, mogła
mówić takie rzeczy. Wyglądało na to, że faktycznie wyrosły jej pazury i
kły.
Cholernie seksowne.
A przynajmniej takie byłoby to odczucie, gdyby nikt nie wlókł go w
stronę jednego z trzech słupów do chłosty. Oczywiście, Shade potrafił
docenić porządne bicie jak każdy inny facet, ale podejrzewał, że tym
razem nie miało to się odbyć tylko dla zabawy. Mimo wszystko słup był
lepszy od zębatego
Ione Larissa Demonica 02 Pragnienie wyzwolone Runa Wagner nie miała najmniejszego zamiaru zakochiwać się w seksownym nieznajomym, który zdawał się znać jej każde najgłębiej skrywane pragnienie. Nie może jednak oprzeć się niewiarygodnemu pożądaniu, jakie między nimi wybucha. Pożądaniu, które wygasa kiedy odkrywa jego zdradę i swoją nieodwracalną przemianę. Teraz, pełna determinacji by sprawić, żeby Shade zapłacił za transformację, która ją prześladuje, Runa wyrusza na jego poszukiwania, tylko po to, by stać się więźniem największego wroga Shade’a. Jako demon Seminus obarczony miłosną klątwą, która grozi mu wiecznym cierpieniem, Shade miał nadzieję, że Runę i jej nieodparty urok widział już po raz ostatni. Kiedy jednak budzi się w wilgotnym lochu przykuty do ściany tuż obok wściekłej i niespodziewanie potężnej Runy, uświadamia sobie fakt, że wpływ jaki na niego wywarła jest o wiele bardziej niebezpieczny niż myślał. Gdy ich porywacz rzuca zaklęcie wiążące ich jako swoich życiowych partnerów, Shade i Runa muszą rozpocząć walkę o własne życie i serca – lub ulec nikczemnym planom szaleńca.
Sekundę później Runa znalazla się na ścianie budynku, a jego cialo przygważdżalo ją do muru. Przysunął usta do jej ucha. Obie dłonie Shade trzymał na jej ramionach... - Czuję twoje pożądanie, Runo - wymruczał zmysłowym, uwodzicielskim tonem. Facet był chodzącym seksem, obezwładniającą masą mięśni, testosteronu i zmysłowości, przed którymi nie umiała się bronić. Nic nie przygotowało jej na coś takiego. Wątpiła, by jakakolwiek kobieta potrafiła przygotować się na spotkanie Shadea. A przynajmniej nie psychicznie, bo fizycznie jej ciało zaczynało się do tego przygotowywać bez żadnej zgody. Serce waliło jej jak oszalałe. Sytuacja zaczęła wymykać się gwałtownie spod kontroli i gdy Shade przejechał językiem po jej szyi i pogładził dłońmi biodra, odkryła, że to wymykanie wcale jej nie obchodziło. Niski, zmysłowy pomruk wydobył się z jego gardła, gdy ją pocałował. To nie był pocałunek w dokładnym tego słowa znaczeniu, ale liźnięcie przez usta, a potem głęboka, wilgotna penetracja i zderzenie języków, po którym zaczęła dyszeć i czepiać się jego kurtki, tak jakby już nigdy nie chciała go puścić...
Słownik Aegis - stowarzyszenie ludzkich wojowników, którzy poświęcili się chronieniu świata przed złem. Patrz: Strażnicy, Regent, Sigil. Carceris - strażnicy więzienni podziemia. Wszystkie gatunki demonów wysyłają swoich reprezentantów na służbę do Carceris. Członkowie Carceris są odpowiedzialni za aresztowanie demonów oskarżonych o naruszenie prawa oraz za wypełnianie obowiązków dozorców w więzieniu. Rada - sprawuje władzę nad wszystkimi rodzajami i gatunkami demonów. Ustanawia prawo i wymierza sprawiedliwość pojedynczym członkom danego gatunku. Dresdiin - demoniczny ekwiwalent anioła. Strażnicy - Wojownicy Aegis, wyszkoleni w technikach walk, rodzajach broni oraz magii. Po wcieleniu do Aegis, wszyscy Strażnicy zostają obdarowani zaklętym elementem biżuterii noszącej tarczę Aegis, która między innymi pozwala im widzieć w nocy i umożliwia widzenie przez demoniczne zaklęcie niewidzialności. Harrowgate - niewidzialne dla ludzi portale, które demony wykorzystują po to, by podróżować pomiędzy miejscami na Ziemi i w Szeolu.
Infadre - samica każdego demonicznego gatunku, która została zapłodniona przez demona Seminusa. Maleconcieo - najwyższy stopień władzy w radzie demonów, którego reprezentantem jest przedstawiciel z każdego gatunku. Narody Zjednoczone demonicznego świata. Orgesu - demoniczny seksualny niewolnik, często pochodzący z gatunków hodowanych specjalnie do dostarczania cielesnej przyjemności. Regent - przywódca lokalnego ośrodka Aegis. S'genesis - końcowy cykl dorastania demona Seminusa. Występuje w momencie ukończenia stu lat. Demon rodzaju męskiego, który przeszedł ów cykl, jest w stanie się rozmnażać i posiada zdolność zmiany kształtu w męskiego osobnika każdego demonicznego gatunku. Szeol - królestwo demonów. Ulokowane głęboko w trzewiach ziemi. Dostęp do niego prowadzi wyłącznie przez portale Harrowgate. Szeolski - uniwersalny język demonów, którym posługują się wszystkie rasy, choć wiele gatunków wykształciło swoje własne. Sigil - rada dwunastu ludzi zwanych Starszyzną, którzy są najwyższymi przywódcami Aegis. Założona w Berlinie, nadzoruje wszystkie ośrodki Aegis na świecie. Ter'taceo - demony, które potrafią podszywać się pod ludzi, ponieważ ich przodkowie byli ludźmi z wyglądu, lub potrafią przybrać ludzką postać. Therionidryo - słowo jakiego używają stworzenia z gatunku wilkołaków określające osobę, którą on lub ona ugryzło i zmieniło w następnego wilkowatego. Ufelskala - system klasyfikacji demonów w zależności od stopnia zła. Wszystkie stworzenia nadprzyrodzone i źli ludzie są zakwalifikowani do pięciu Stopni. Piąty Stopień składa się z najgorszych przypadków. Klasyfikacja Demonów spisana przez Baradoca, demona Ziemi, który posłużył się rasą Seminus jako przykładem: Królestwo: Zwierzęta Grupa: Demony Rodzina: Demony seksualne Rodzaj: Lądowe Gatunek: Inkub Rasa: Seminus
Prolog Trzy lata wcześniej - Nie żyje. Ogłoś czas zgonu. Shade zignorował swojego partnera i wpompował kolejną serię ucisków w klatkę piersiową zmiennokształtnego. Strzaskane żebra zgrzytały pod jego dłońmi wraz z każdym uderzeniem. Raz, dwa, trzy, chrup. Raz, dwa, trzy, chrup. Serce Shade’a waliło jak młot, pompując tyle krwi na minutę ile wystarczyłoby na rozruch opalanego lawą generatora Szpitala Podziemnego, lecz serce pacjenta ani drgnęło. Raz, dwa, trzy, chrup. Mięśnie jego ud krzyczały z bólu od klęczenia przez Bóg jeden wie jak długi czas w kałuży krwi obok pacjenta. Raz, dwa, trzy, chrup. Mrowienie rozeszło się po jego dermo-ire, które oplatało jego rękę, począwszy od prawego ramienia a skończywszy na dłoni, gdy użył swojego daru, by zmusić serce pacjenta do bicia. - Shade. Przestań. - Skulk, jego przyrodnia siostra i partner w zespole paramedycznym, położyła filigranową, szarą dłoń na jego ręce. - Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Świadomość tego, że. Skulk miała rację nie uczyniła poddania się łatwiejszym, a Shade nie miał wystarczająco dużo powietrza w płucach żeby zakląć. Dysząc ciężko, przerwał masaż serca i usiadł na piętach na zaśmieconej podłodze
opuszczonego browaru. Ramiona bolały go od wzmożonego wysiłku, a stetoskop zwisał mu ciężko z szyi. Zacisnął zęby i spojrzał w szkliste oczy swojego niedawno zmarłego pacjenta. Ofiarą był dzieciak. Miał najwyżej czternaście lat. Pewnie dopiero niedawno nauczył się, jak zmieniać postać z ludzkiej na postać tego gatunku, do którego należała jego rodzina. Charakterystyczne znamię prawdziwego zmiennokształtnego, czerwony pieprzyk w kształcie gwiazdy widoczny za lewym uchem, ledwie się uformował. - Pieprzenie - mruknął Shade, wstając. Obok stały dwa Fałszywe Anioły, które zgłosiły wypadek do szpitala. Złowrogi błysk w oczach zadawał kłam słodkim, niewinnym wyrazom jakie malowały się na ich twarzach. - Widzieliście kto go tu zostawił? - spytał. Jedna z anielskich oszustek pokręciła głową. Jej blond włosy zaszeleściły na białym materiale sukni. - Po prostu tu leżał. Wyglądał tak spokojnie. - Spokojnie? Z brakującą połową organów wewnętrznych? Na ustach drugiej anielicy pojawił się uśmiech. - Aleś ty drażliwy. - Sugestywnie przesunęła palcem wzdłuż głębokiego dekoltu sukni, której nie założyłby żaden prawdziwy anioł. - Może pomożemy ci się zrelaksować, inkubie? - Tak - wymruczała pierwsza. - Od zawsze miałam słabość do mężczyzn w uniformach. Anielica skinęła głową. - Veragoth wręcz uwielbia napadać na posterunki policji. - Mmm... - Anielica o imieniu Veragoth okręciła kosmyk włosów wokół palca i omiotła Shadea wygłodniałym spojrzeniem od stóp do głów. - Ale zaczynam przekonywać się co do pomysłu spotykania się z sanitariuszami. Fakt. Jego czarny uniform w stylu wojskowego munduru polowego sprawiał, że wszystkie kobiety podniecały się
jeszcze bardziej, nawet wtedy gdy nie emitował wokół feromonów spod znaku „pieprz mnie", które wchodziły w standardowy pakiet wyposażenia demonów Seminusów. Jednak po raz pierwszy Shade nie miał ochoty na towarzystwo dwóch pięknych nagich kobiet. Był wyczerpany, wściekły i chory, bo złapał jakąś wysypkę. Co gorsza, nikogo nie obchodziło, że ktoś zabijał demony, wycinał ich organy i sprzedawał je na podziemnym, czarnym rynku. Trwało to już od jakiegoś czasu, ale niewielu się tym przejmowało. Shade należał do wyjątków. To on był tym dupkiem, który był wzywany na miejsce zbrodni, choć nie miał znaczenia fakt, czy ofiara umarła czy nie. Większość z nich była w okropnym stanie. Albo nie żyła. Skulk schowała krótkofalówkę i wygrzebała z torby parę czystych rękawiczek. - Skoro ciała zmiennokształtnych nie rozkładają się nad powierzchnią ziemi, E będzie chciał obejrzeć ciało. Lepiej je zabierzmy. My już skończyliśmy. Skończyliśmy. Shade pomógł Skulk załadować ciało chłopaka na nosze. Czarny ambulans, jeden z dwóch będących na usługach Szpitala Podziemnego, był chroniony zaklęciem, które sprawiało, że był niewidoczny dla ludzi. Jednak tutaj nie było to potrzebne. Znajdowali się w spokojnej dzielnicy Nowego Jorku, w dawnym okręgu industrialnym, który został opuszczony podczas prohibicji i dopiero od niedawna zaczął się przekształcać w osiedle mieszkaniowe. - Zbierajmy się stąd - powiedział Shade, zatrzaskując tylne drzwi ambulansu. Tym razem to Skulk miała prowadzić, więc Shade wspiął się na siedzenie pasażera, wsadził do ust listek gumy do żucia i skupił się na wypełnianiu dokumentacji. Główna dolegliwość pacjenta? Śmierć na skutek usunięcia organów.
Reakcja pacjenta na leczenie? W dalszym ciągu, kurwa, martwy. - Niech to szlag. - Shade cisnął długopisem w tablicę rozdzielczą. - Do diabła z tym wszystkim... - Urwał, niespodziewanie czując w głębi ciała potężny wstrząs, trzęsienie ziemi w samym środku jego duszy. Ból eksplodował z jego epicentrum, rozlewając się na całe ciało, aż fala cierpienia nie przygniotła go z powrotem do siedzenia. - Shade? Co się stało? Shade? - Skulk potrząsnęła go za ramię, ale prawie tego nie zauważył. Szarpnięciem otworzył drzwi, wdzięczny za to, że jeszcze nie ruszyli z miejsca, i wypadł z karetki. Jego kolana uderzyły w chodnik z hukiem, który usłyszał przez szum krwi w uszach. Zgiął się w pół i chwycił za brzuch. Czerń przesłoniła mu wzrok i umysł. Jeden z jego braci nie żył. Tylko który? Dobry Boże, który? Próbował połączyć się mentalnie z Wraithem, bratem który stanowił jego największe przeciwieństwo, i z którym łączyła go wyjątkowa więź. Nie udało się jednak. W ogóle nie wyczuł jego obecności. Walcząc o każdy oddech, wyszukał po omacku słabsze połączenie z Eidolonem, ale znów nic z tego nie wyszło. Roaga również nie potrafił namierzyć. W tle słyszał Skulk rozmawiającą przez komórkę z Solice, pielęgniarką zajmującą się selekcją pacjentów mającą akurat dyżur w szpitalu. - Gdzie są bracia Shadea? Muszę to wiedzieć. Natychmiast! - Skulk... - wydyszał ochrypłym głosem. Przyklękła obok niego. - Trzymaj się. - Przyłożyła komórkę do ucha i słuchała przez chwilę. - Solice mówi, że Roag poszedł do Brimstone. Jest wściekła, że nie zabrał jej ze sobą, ale właśnie szykuje się, by tam pójść. Nie ma pojęcia gdzie podziewają się E i Wraith. Ale nie ma ich z Roagiem.
Nic dziwnego. Żaden Seminus przy zdrowych zmysłach nie znalazłby się w pubie dla demonów, gdzie kobiece pożądanie mogło zatrzymać go tam jak więźnia na wiele dni, lub co gorsza, posłać na śmierć zadaną przez innego zazdrosnego samca. Jednak z drugiej strony Roag nigdy nie miał zbyt równo pod sufitem. Shade jęknął, przełykając ślinę. Stopniowo przez ciemność zaczął się przebijać jasny punkcik światła. Wraith. Wyczuł siłę życiową Wraitha. Dzięki Bogu. Ulga sprawiła, że mięśnie jego ramion rozluźniły się, ale tylko na sekundę. W dalszym ciągu nie potrafił wyczuć Eidolona. Wyciągnął na oślep rękę, jakby mógł tym samym dotknąć swojego brata. Skulk chwyciła go za dłoń, splatając palce z jego palcami. - Oddychaj, Cienisty - szepnęła, używając dziecięcej ksywki, jaką nadała mu ponad osiemdziesiąt lat temu. - Przejdziemy przez to. Nie, jeśli E nie żył. Cholera, to on był tym bratem, który utrzymywał ich wszystkich w ryzach, doprowadzał Roaga do porządku i utrzymywał przy życiu Wraitha. Nagle wyczuł czyjąś obecność. Eidolon. Był bezpieczny. Ból zelżał, ale gryząca, bolesna pustka wywierciła jeszcze jedną dziurę w duszy Shadea. Seminusy były połączone ze wszystkimi swoimi braćmi, więc kiedy jeden z nich umierał, zabierał ze sobą cząstkę rodzeństwa, któremu udało się przetrwać. Trzydzieści siedem śmierci później Shade czuł się dziurawy jak durszlak. - Kto to był? - spytała łagodnym głosem Skulk. - Roag. - Wziął głęboki, drżący oddech. - To był Roag. - Tak mi przykro. - Mnie również - odparł, ale odpowiedź była automatyczna. Choć nie chciał się do tego przyznać, świat był od teraz o wiele lepszym miejscem.
Rozdział pierwszy Gdy kroczysz „doliną cienia" pamiętaj, że cień jest rzucany przez Swiatlo. - Austin 0'Malley Minęły co najmniej dwie dekady odkąd Shade obudził się na czyjejś podłodze, związany i nie mający bladego pojęcia co do miejsca swojego przebywania. Ciężar kajdan wokół nadgarstka i brzęk łańcucha sprawiły, że się uśmiechnął. Jeszcze więcej czasu minęło odkąd znalazł się w podobnej sytuacji i w dodatku skuty łańcuchem. Wspaniale. Owszem, wolał by to kobiety znajdowały się w okowach zamiast niego, ale z tym również mógł sobie poradzić. - Shade. Kobiecy głos wydał mu się znajomy, ale dzwonienie w uszach skutecznie uniemożliwiło mu przypisanie do niego jakiejś twarzy. Niech to szlag, powinna obudzić go z ustami na jego... - Niech cię diabli, Shade, obudź się! Pojękując, przetoczył się na plecy i skrzywił, gdy tylko poczuł tępy ból umiejscowiony z tyłu głowy. - Nie śpię, słonko. Możesz zaczynać. Dogonię cię. - Dzięki, ale nie. Nazwiesz mnie słonkiem jeszcze raz, a odgryzę ci usta.
Shade powoli otworzył oczy. Zamrugał, widząc wpatrzoną w niego rozmazaną twarz. Zamrugał raz jeszcze. - Runa? - Pamiętasz moje imię? Wybacz, jeśli zaraz zemdleję z szoku. Sarkazm nie był potrzebny, ale owszem, pamiętał je. Była najseksowniejszą ludzką kobietą, jaką kiedykolwiek miał w swoim łóżku. Miała długie, karmelowo-brązowe włosy, które ślizgały się po jego klatce piersiowej, brzuchu i udach jak jedwab, gdy całowała go po całym ciele. Pełne zmysłowe usta wygięte w kpiarski uśmieszek, warte jego najdzikszych fantazji. Oczy w kolorze szampana, które podkreślały gładką, złocistą skórę, która rozpływała się pod dotykiem jego języka jak brązowy cukier. Nie widział jej niemal od roku. Od czasu tej pamiętnej nocy, kiedy uciekła i zapadła się pod ziemię. - Dlaczego tu jesteś? Dlaczego ja tutaj jestem? - Powiódł wzrokiem w ciemnościach. - I gdzie dokładnie znajduje się „tutaj"? - W pierwszej chwili pomyślał, że to Aegis go porwało, ale to miejsce było zbyt przerażające nawet jak na tych mordujących demony dupków. - Możesz usiąść? - Runa pomogła mu się podnieść, ale zrobiła to zbyt szybko i jego głowa opadła bezwładnie w bok. Posadziła go pod ścianą z większą siłą niż się spodziewał. Nie opierał się, wdzięczny za dotyk zimnego, wilgotnego kamienia, który zmniejszył jego mdłości. - Odpowiedz na moje pytanie - powiedział, bo zaczął w końcu podejrzewać, że nie miało to nic wspólnego z seksualnym kacem. A to znaczyło, że nie istniał żaden dobry powód, by leżeć tu związanym łańcuchem, czuć się jak kupa gówna i mieć nad głową kobietę, która prawdopodobnie chciała wyrządzić mu jeszcze większą krzywdę. Runa prychnęła pod nosem.
- W dalszym ciągu jesteś takim samym aroganckim dupkiem. - To musi być dla ciebie szok, co? - Bynajmniej. - Przyłożyła mu rękę do czoła, jak gdyby szukała oznak gorączki, lecz jako człowiek nie miała pojęcia o tym, że normalna temperatura jego ciała zawsze była taka wysoka. Odepchnął jej dłoń. Ten dotyk sprawił, że temperatura podskoczyła jeszcze bardziej, a on zdecydowanie tego nie potrzebował. - Gdzie my jesteśmy? - Wyglądało na to, że znajdowali się w czymś na kształt celi będącej częścią jakiejś większej konstrukcji, być może lochów. Coś kapało nieustannie z góry, podłogę zawalały śmieci, a w żelaznych kinkietach przytwierdzonych do kamiennych ścian płonęły świece. Piekło i szatani, to wyglądało jak plan żywcem wyjęty z tandetnego horroru. - Nie mam pojęcia. Wygląda na to, że pilnuje nas czwórka porywaczy... a przynajmniej tylu naliczyłam. Cztery różne demony pojawiały się tu, żeby nas nakarmić. Nazywają siebie Opiekunami. Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie. - Siebie? - Jestem tu od tygodnia. W celach jest jeszcze kilka innych osób. Opiekunowie zabierają kilka i przyprowadzają nowe. Po raz pierwszy Shade przyjrzał się sobie uważnie i dostrzegł ciężkie łańcuchy zwisające z jego lewego nadgarstka i kostki u nogi. Runa została przykuta do przeciwległej ściany kajdanami oplatającymi jej prawą kostkę. Miała na sobie dżinsy i obcisły sweter bez rękawów, który nawet by mu się spodobał, gdyby nie fakt, że Shade tkwił tu jako więzień. Wy- glądała też nieco inaczej niż zapamiętał. Gdy umawiali się na randki - o ile pieprzenie się do upadłego można nazwać randką - była nieśmiała, zachłanna i łatwa w kontrolowaniu, co napędzało jego chęć dominacji lecz szybko stało się nudne.
Pod konserwatywnymi sukienkami i spodniami skrywała nieco zaokrąglone kształty. Ale teraz... niech to szlag. Przybyło jej mięśni i mógł przysiąc, że zrobiła się wyższa. Wytarte dżinsy pasowały na nią jak rękawiczka, a czarny sweter rozciągał się na piersiach, które były zdecydowanie mniejsze i wręcz idealnie pasowałyby do jego dłoni. I ust. Ten tok myślenia przyczynił się jedynie do tego, że stanął mu w kompletnie niewłaściwej sytuacji. Choć z drugiej strony, gdy było się demonem Seminusem, stawał mu niemal zawsze. - Kiedy tu trafiłem? - zapytał. - Zeszłej nocy. Potrząsnął głową, próbując pozbyć się przeciążenia, jakie zablokowało jego myśli i wspomnienia. Ostatnia noc... ostatnia noc... co on wtedy robił? Chwileczkę... z pewnością miał na sobie swój lekarski uniform. Pamiętał pójście do pracy, przywitanie się z Eidolonem i wdanie się w bójkę z Wraithem. Ich najnowszy nabytek, ludzki doktor imieniem Kynan, przerwał ją, oblewając ich całym workiem soli fizjologicznej. W jedynym ośrodku medycznym dla demonów wszystko było po staremu. Shade i Skulk zostali wezwani do rannego wampira w pakowni mięsa w Nowym Jorku. Wkroczyli do budynku, ale od tego momentu miał dziurę w pamięci. - Czy przyprowadzili tu kogoś jeszcze? Kobietę? - Demona Umber? Serce zaczęło mu walić jak młot. - Razem ze mną trafił tu demon Umber? Runa skinęła głową, a on nie zatrzymał się nawet na sekundę, by zastanowić się skąd miała pojęcie czym w ogóle jest demon Umber. - Gdzie ona jest? - A co? Sypiasz z nią? - spytała ostrym tonem.
- To moja siostra, a ja nie mam czasu na twoją zazdrość. - A mnie się wydaje, że w tej chwili pozostał ci jedynie czas - odparła Runa, ale jej głos złagodniał. - Przepraszam. Nie wiem co zrobili z twoją siostrą. Zabrali ją stąd jakiś czas temu. - Odsunęła się od niego, a on zdał sobie sprawę, że znajdowała się na samym końcu łańcucha. - Nie wyglądasz jak ona. Shade nie przejmował się wyjaśnieniami z tego powodu, że on i jego siostra należeli do dwóch różnych gatunków, a Runa nie poprosiła go o żadne informacje. Zamiast tego przyglądała mu się, gdy taksował wzrokiem kraty w drzwiach celi i zastanawiał się, jak bardzo były wytrzymałe. Jeśli okaże się, że nie dałby rady zerwać łańcuchów, to równie dobrze mogły być z papieru. - Szansa na ucieczkę pojawi się dopiero gdy po nas przyjdą - powiedziała. - Mówiłaś, że cię karmili. - Tak, ale przysuwali wodę i jedzenie kijem. Żaden z nich nie podszedł bliżej. - Kim oni są? - Wydaje mi się... wydaje mi się, że są tym, co wy, demony, określacie mianem Ghuli. Shade poczuł, jak zwalnia mu serce. - Co? Skąd to wiesz? - Ktoś z drugiej celi ich tak nazwał. Ghule. Ale nie takie, których obawiali się ludzie, stwory zjadające mięso rodem z bajek. Ghule były stworzeniami, których obawiały się demony - a właściwie były na drugim miejscu, zaraz po zabójcach Aegis. Ghulem określano każdego, demona lub człowieka, który porywał wampiry, zmiennokształtnych i demony, by sprzedawać ich organy i części ciała na podziemnym czarnym rynku. Ghule od zawsze były wyjątkowo okrutne, ale w ciągu ostatnich dwóch lat ich zbrodniczy proceder stał się jeszcze bardziej bestialski. Teraz, zamiast zwyczajnie wycinać organy robiły to, kiedy ich ofiary jeszcze żyły.
W zeszłym roku Shade i jego bracia udaremnili całą operację. Partnerka Eidolona, półdemon o imieniu Tayla, pomogła wyeliminować ludzi współpracujących w sekrecie z demonami odpowiedzialnymi za handel organami. Populacja demonów cieszyła się z kilku miesięcy względnego spokoju do momentu, w którym znów zaczęła się fala zniknięć i równie krwawych okaleczeń. Drzwi na końcu ciemnego korytarza otworzyły się, a od ścian lochu odbił się echem odgłos kroków. Shade przygotował się na starcie lecz intruzi zatrzymali się zanim dotarli do celi, gdzie on i Runa siedzieli w milczeniu. Czekając. Dopiero w chwili, w której rozległ się wrzask, Shade uświadomił sobie w jak poważnych znalazł się tarapatach. Runa Wagner siedziała na swojej niewielkiej stercie słomy, nasłuchując krzyków jakiejś kobiety, podczas gdy Opiekunowie zabierali ją ze sobą, prawdopodobnie po to, by spotkała ją potworna śmierć. Surowe, męskie rysy twarzy Shadea nie wyrażały żadnych emocji co do tego, jakie miał odczucia wobec całej sytuacji. Starannie dopasowała swój wyraz twarzy do jego. Nie potrafiła jednak sprawić, by jej oczy stały się równie obojętne i zimne jak jego, ani zacisnąć szczęki w taki sposób, by wyglądało to jakby ostrzył sobie zęby o kości. Emanował niebezpieczeństwem równie namacalnym, co zagrożenie wokół nich. Szarpnął za łańcuchy, ale odkrył jedynie, że zostały zaprojektowane tak, by wytrzymać wszystko, co oboje byliby w stanie wymyślić. Odwrócił się do niej i rzucił jej zmysłowe spojrzenie, taksując ją wzrokiem od stóp do głów. Poczuła poruszenie w miejscach, o których myślała, że są już od dawna martwe. Martwe, ponieważ to on je zabił.
- Zrobili ci krzywdę? - Nie tknęli mnie od momentu, w którym tu trafiłam. - Miała podbite oko od uderzenia dłonią, drobne siniaki i otarcia, ale poza tym wszystko było w porządku. - Jesteś pewna? - Przekręcił się na kolana i wolną ręką chwycił ją za łydkę. Runa wzdrygnęła się, ale Shade przytrzymał ją mocno. - Nie dotykaj mnie. - Spokojnie, kochanie. Sprawdzam, czy nic ci nie jest. - Głos miał szorstki i głęboki. Nie musiał się zbytnio starać, by nadać mu zmysłowości. - Lubiłaś, kiedy cię dotykałem. - Taa, no cóż, to było zanim przyłapałam cię w łóżku z dwiema wampirzycami. Och, i zanim dowiedziałam się, że jesteś demonem. - Tylko jedna z nich była wampirem. Runa wciągnęła gwałtownie powietrze. - Tylko tyle masz do powiedzenia na swoją obronę? - Nie jestem zbyt gadatliwym typem. - Nie do wiary - mruknęła. - Oszukałeś mnie, zdradziłeś i nie stać cię nawet na zwykłe „przepraszam"? Shade zabrał rękę i oparł się biodrem o ścianę z jedną nogą schowaną pod siebie, a drugą zgiętą w kolanie. Wpatrywał się w mur. Sięgające ramion czarne włosy opadły mu do przodu, skrywając wyraz jego twarzy. - Przykro mi, że myślałaś, iż jestem człowiekiem. Nigdy nie mówiłem, że nim jestem. - Możesz mnie mieć za wariatkę, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby o to pytać - odpaliła. - Wygląda na to, że powinnam była, bo wtedy nie byłabym aż tak bardzo zszokowana widokiem prawdziwego wampira i... tego czegoś, co było w twoim łóżku. - Nie powinno być cię wtedy u mnie tamtej nocy. Powiedziałaś, że jesteś zajęta.
- Chciałam zrobić ci niespodziankę. I doskonale jej się to udało. Weszła do jego mieszkania z torbami pełnymi zakupów potrzebnych do przygotowania romantycznego posiłku. Gdy tylko przekroczyła próg, usłyszała dziwne odgłosy dobiegające z jego sypialni. Z żołądkiem ściśniętym pod wpływem złego przeczucia, przekradła się przez korytarz w stronę otwartych drzwi. Shade leżał na plecach z nogami zwisającymi znad krawędzi łóżka. Ujeżdżała go naga kobieta z twarzą schowaną w jego gardle. Runa musiała wydać z siebie jakiś dźwięk, bo odwrócił głowę i spojrzał na nią płonącymi, złotymi oczami. Co dziwne, pierwszą rzeczą jaka przyszła jej wtedy do głowy było to, że nigdy nie widziała jego oczu, kiedy się kochali. Zawsze miał je zamknięte, a twarz ukrytą w załamaniu jej szyi, albo brał ją od tyłu. - Dołączysz? - spytał, i właśnie wtedy Runa dostrzegła drugą kobietę klęczącą na podłodze z twarzą pomiędzy jego nogami. Kobieta na górze uniosła głowę. Krew płynęła jej po brodzie, a kiedy się uśmiechnęła, błysnęły kły. Nabijana kolcami skórzana obroża otaczała jej szyję, a koniec łańcucha tkwił w zaciśniętej pięści Shadea. Gdy wstrząśnięta Runa stała jak sparaliżowana, kobieta pochyliła się, polizała go po sutku i podjęła przerwany rytm. Shade jęknął, chwycił ją za biodra i wbił się w nią głęboko. Runa uciekła. Szlochając, trafiła z jednego koszmaru prosto w objęcia drugiego. - Powiedziałaś, że jesteś zajęta - powtórzył Shade, przewiercając ją spojrzeniem na wylot. - Nie spodziewałem się ciebie. -1 to cię niby usprawiedliwia? Kiedy zacząłeś mnie zdradzać? Wsparł łokieć na kolanie, jakimś cudem zachowując swobodny wyraz twarzy, jak gdyby był porywany przez Ghule niemal co dzień i nawet mu się to podobało.
- Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znasz odpowiedzi. - Och, ależ chcę. - Nie wydaje mi się. - Ale z ciebie dupek. - Powiedz mi coś, czego nie wiem. - Byłam w tobie zakochana. - Zapadła śmiertelna cisza. Rany boskie. Czy ona naprawdę to powiedziała? Na głos? Jeśli sposób, w jaki krew odpłynęła mu z twarzy mógł stanowić jakąś wskazówkę, to owszem. Powiedziała to i zrobiła z siebie kompletną idiotkę. - Nie przejmuj się - dodała szybko. - Już mi przeszło. Skończyłam z tobą. Shade pochylił się do przodu. - To dobrze. Masz pojęcie czym jestem? Czym tak naprawdę jestem? - Demonem Seminusem. - Zerknęła na czarne znaki biegnące od czubków palców jego prawej dłoni aż do samej szyi. Przedtem wydawało jej się, że to zwykłe tatuaże. Ale potem dowiedziała się, że były czymś, z czym się urodził, historią jego pochodzenia sięgającą dwanaście pokoleń wstecz. Symbol na samej górze, niewidome oko tuż pod szczęką, stanowił jego osobisty znak, który pojawił się podczas przebiegu pierwszej fazy dojrzewania w wieku dwudziestu lat. - I? Jej usta wygięły się w nikłym uśmiechu. - Po tamtej nocy spędziłam wiele miesięcy na poznawaniu twojego gatunku. - Nie żeby było na ten temat zbyt dużo dostępnych informacji. Dokładne dane na temat samych inkubów zostały starannie udokumentowane, ale konkretny pod-gatunek do którego należał Shade, Seminusy, był tak rzadki, że udało jej się jedynie dokopać do kilku szczegółów. - W takim razie znasz moją naturę... - Twoją naturę? - Ogarnął ją gniew, o którym myślała, że już dawno się go pozbyła. - Rozumiem, że żyjesz w stanie
permanentnego pobudzenia. Rozumiem, że twoja potrzeba seksu jest niekontrolowana. Ale wiesz go? Gówno mnie to obchodzi. Oszukałeś mnie, żebym uprawiała z tobą seks. Posłużyłeś się swoimi sztuczkami i feromonami. Okłamałeś mnie. Myślałam, że jesteś człowiekiem. - Mogła tak mówić jeszcze długo, o tym jak czuła się zdradzona i zniesmaczona, kiedy odkryła prawdę, ale ostatecznie to, co zdarzyło się po tym jak opuściła jego mieszkanie liczyło się najbardziej. - Zrujnowałeś mi życie - warknęła. Cóż, sama do tego doprowadziła na długo przed tym zanim Shade natknął się na nią w jej barze, ale on zdecydowanie wszystko pogorszył. - Cholera - mruknął. - Właśnie dlatego mam zasadę, żeby nie sypiać z ludźmi więcej niż raz. Ludzkie kobiety są takie zaborcze. Runa utkwiła w nim zdumione spojrzenie. - Ty chyba żartujesz? - syknęła. - Myślisz, że moje życie legło w gruzach dlatego, że uwiodłeś mnie i złamałeś mi serce? - Cóż, chyba tak - powiedział, wzruszając jednym szerokim ramieniem. Co. Za. Dupek. Warcząc, skoczyła do przodu tak szybko, że musiał się wycofać. Łańcuchy zabrzęczały, gdy drżała na całym ciele, wstrząsana siłą swojego gniewu. Poczuła mrowienie na skórze, która momentalnie się napięła. Dziąsła zaczęły ją boleć. Wiedziała, że jest o krok od uwolnienia drzemiącej w jej wnętrzu bestii. - Ty arogancki skurwysynu. - Uderzyła go pięścią w klatkę piersiową, czując dreszcz emocji, gdy udało jej się wycisnąć z niego jęknięcie bólu. - Tamtej nocy byłam przybita, ale po jakimś czasie z pewnością by mi przeszło. Szkoda tylko, że nigdy nie miałam szansy tego zrobić. Widzisz, zaraz po tym jak opuściłam twoje mieszkanie zostałam zaatakowana,
poraniona i zostawiona na pewną śmierć. Mógłbyś o tym wiedzieć, gdyby jakaś ohydna wampirzyca nie wykrzykiwała akurat twojego imienia. Może usłyszałbyś wtedy mój krzyk. Spojrzenie Shadea nabrało ostrości. - Ktoś cię skrzywdził? - Mam uwierzyć, że to cię obchodzi? Wyciągnął dłoń i nakrył nią jej rękę. - Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie jestem potworem. Runa wybuchnęła gorzkim śmiechem. - Ty nie, ale ja tak. - Zbliżyła się, patrząc mu prosto w oczy. - Przez ciebie, Shade, stałam się potworem. Stałam się pieprzonym wilkołakiem.
Rozdział drugi Wilkołakiem? Niedobrze. Shade zamknął oczy z nadzieją, że kiedy znowu je otworzy, obudzi się we własnym łóżku, a Runy nie będzie w pobliżu. - No więc? I to by było na tyle. Koszmar nie miał zamiaru odejść. Otworzył oczy. I pożałował, że to zrobił. Runa przewiercała go morderczym spojrzeniem, a jej jasne oczy iskrzyły. Rany, mógł się założyć, że w swojej zwierzęcej postaci była prawdziwie piękna... z lśniącym futrem w kolorze toffi i płonącymi oczami o barwie szampana. Z pewnością była większa, być może nieco wyższa od niego. Teraz fakt, że sprawiała wrażenie wyższej i smuklejszej, miał sens. Ofiarom ugryzień wilkołaków lub wargów, jak zwykli siebie określać, w ludzkiej formie przybywało masy mięśniowej i kilka dodatkowych cali wzrostu. Teraz, kiedy już przejaśniło mu się w głowie, mógł wyczuć także jej zapach, który nie był już ani kwiatowy ani słodki. Pachniała ziemią, późnym letnim deszczem spadłym w lesie. I autentyczną wściekłością. - Czy za dwa dni nie ma przypadkiem pełni? Zmrużyła oczy. - A co? Boisz się, że wpadnę w furię z powodu PMS? - Przeszło mi to przez myśl.
Wilkołaki mogły sobie żartować o syndromie poprzedzającym pełnię księżyca, ale stworzenia nie należące do ich gatunku nie widziały niczego zabawnego w ich gwałtownych wybuchach wściekłości, zmiennych nastrojach ani niekontrolowanym popędzie płciowym. - Och, no tak. Mój gniew nie ma przecież nic wspólnego z tym, że z dwójki ludzi, których nienawidzę najbardziej na świecie, jestem teraz uwięziona w celi z jednym z nich i że kiedy przemienię się za dwa dni, zostanę pewnie obdarta żywcem ze skóry, która najwyraźniej jest warta fortunę na podziemnym czarnym rynku. - Powarkując, wyszarpnęła dłoń z jego uścisku. - Wybacz więc, że jestem trochę podminowana. - Trochę? Szarpnęła za łańcuch, jakby miała nadzieję, że się zerwie, a wtedy mogła się rzucić na Shadea. - Powinnam cię ugryźć. - Demony są odporne na wirus likantropii. - Mimo to w dalszym ciągu by cię bolało. - Obnażyła zęby, a on nie miał wątpliwości, że gdyby mogła z rozkoszą rozdarłaby go na strzępy. - Chciałam cię dopaść i zadać ból. Niestety Ghule złapały mnie zanim mi się to udało. - W jaki sposób cię złapały? Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami. - Wróciłam w miejsce, w którym zostałam zaatakowana. Wiedziałam, że to marny trop, ale miałam nadzieję, że znajdę jakąś wskazówkę. Twoje mieszkanie było w okolicy, więc poszłam do ciebie. Nie było cię, ale kiedy stamtąd odchodziłam, od strony ulicy podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Spytał czy cię znałam. Zadawał zdecydowanie zbyt wiele pytań. Nabrałam podejrzeń i próbowałam uciec, ale wtedy zamachnął się i ukłuł mnie igłą. Obudziłam się już tutaj. Shade zmarszczył brwi. - Skąd mogli wiedzieć, że jesteś wargiem?
- Nie wiedzieli, dopóki inny warg nie przyszedł mnie przesłuchać - wyjaśniła, co miało sens. Zazwyczaj trzeba było wilkołaka lub zmiennokształtnego, by rozpoznał drugiego. - O co cię pytali? - O ciebie, Shade. Ciągle pytali co robiłam w twoim mieszkaniu i jak się poznaliśmy. Kurwa mać. Nie porwali jej dla skóry. Porwali ją dlatego, że go znała. Tylko czemu? Runa w dalszym ciągu patrzyła na niego spod byka. Jej delikatnie zarysowane brwi wygięły się w surowe łuki. Shade zaciągnął się ponownie jej zapachem, nabierając w płuca ostrą woń jej gniewu i łagodniejszy, kobiecy aromat, który uruchomił jego męski instynkt ochronny. Nie powinna była tu trafić, uwięziona wraz z demonem w lochu, który cuchnął pleśnią, moczem i całymi pokładami rozpaczy. Tak samo jak nie powinna tu trafić jego siostra. Świadomość tego, że Skulk i Runa znalazły się tu przez niego sprawiła, że poczuł się tak, jakby ktoś kopnął go w żołądek. Jego historia osiągnięć w dziedzinie ochrony kobiet przypominała senny koszmar. Rozległ się zgrzytliwy odgłos, któremu towarzyszył podmuch zimnego powietrza. Żelazne drzwi do ich celi zostały otwarte. Runa przysunęła się bliżej Shadea. Do środka wszedł demon Nightlash. Jego ludzki wygląd zakłóciły uzbrojone w pazury stopy i ostre kły. Dwa chochliki - jeden płci męskiej i jeden płci żeńskiej - podążały za nim. Oczy i usta miały nieproporcjonalnie wielkie w stosunku do małych, okrągłych głów. Niosły ze sobą łańcuchy, pałkę oraz bambusowy kij. - Bierzcie go - rozkazał Nightlash. Shade rzucił się na chochliki. Nightlash, nacisnął jedną z dwóch dźwigni w ścianie. Zgrzyt obracających się przekładni wstrząsnął celą, a łańcuchy Shadea uległy skróceniu, holując go w tył aż w końcu przykleił się do ściany.
Zacisnął zęby z bólu wykręcającego mu ramię i biodro. Jeden z chochlików zacisnął metalową obrożę wokół jego szyi, podczas gdy drugi był zajęty instalowaniem okowów na nogach. Jego przekleństwa odbiły się echem od wilgotnych murów. Usłyszał jak Runa błaga Nightlasha, by zostawił go w spokoju. Zaskoczony Shade zerknął na nią, gdy chochliki opuściły go na podłogę. Wściekłość połyskiwała w jej oczach. Może nie nienawidziła go tak bardzo jak twierdziła. Jednak z drugiej strony może chciała, by Opiekunowie zostawili go w jednym kawałku, żeby sama mogła go zabić. - Dokąd mnie zabieracie? - Shade szarpał się w swoich więzach, przez co zarobił pałką w tył głowy od jednego z chochlików. Nightlash nie odpowiedział tylko wykrzywił usta w paskudnym uśmiechu i owinął łańcuch przypięty do obroży wokół pięści, szarpnięciem zmuszając Shadea do podniesienia się z ziemi. Chochliki wykręciły mu ramiona i zapięły kajdany wokół nadgarstków. Pociągnęły go w stronę drzwi. Gdy walczył z nimi na progu, uderzenie kijem w ścięgna udowe sprawiło, że padł na kolana. Zimne powietrze owionęło tył jego nóg. Kij rozciął materiał spodni. Jego skóra będzie następna. Za jego plecami Runa wyrzucała z siebie wiązanki wymyślnych przekleństw, które nie przyniosły jednak żadnego rezultatu. Nie potrafił sobie wyobrazić, że nieśmiała Runa, którą miał kiedyś w łóżku, mogła mówić takie rzeczy. Wyglądało na to, że faktycznie wyrosły jej pazury i kły. Cholernie seksowne. A przynajmniej takie byłoby to odczucie, gdyby nikt nie wlókł go w stronę jednego z trzech słupów do chłosty. Oczywiście, Shade potrafił docenić porządne bicie jak każdy inny facet, ale podejrzewał, że tym razem nie miało to się odbyć tylko dla zabawy. Mimo wszystko słup był lepszy od zębatego