Prolog
Miałam krótką chwile, aby złapać oddech, zanim nadeszła pora na
kolejne parcie. Moja głowa przechyliła się na bok, a oczy skupiły na sylwetce
mężczyzny. Trudno było go rozpoznać przez łzy i pot, które zmętniły moje
widzenie. Jasne światło, które otulało postać wcale nie pomagało. Z wyjątkiem
blasku, wszystko na zewnątrz było pogrążone w ciemności.
Ale nawet w ciemnościach wiedziałam kim był.
Jak długo tu stał? W swojej porodowym szoku nawet nie zauważyłam,
jak wszedł. Przeszły mnie zimne dreszcze i każdy włosek na moim ciele
stanął dęba. Zaczęłam się wić pod ciężarem uczucia jego obecności.
Ucisk imadła na moim brzuchu zaczął swoją gwałtowną pracę.
Spojrzałam w oczy lekarzowi między moimi nogami.
Jeszcze raz, Milena. Weź głęboki oddech - otarł czoło brudnym
rękawem koszuli. Zapach papierosów i alkoholu unosił się z jego ciała,
przyprawiając mnie o mdłości. Podskoczył mi żołądek, gdy moje ciało
napięło się w kolejnym skurczu.
Dobrze. A teraz przyj!- ledwie usłyszałam przez swoje jęki, jak
lekarz zaczął liczyć do dziesięciu.
Mój tułów zgiął się w pół, gdy silne skurcze chwyciły moje ciało.
Zagryzłam wargę i poczułam smak krwi, nie zamierzając wydać żadnego
dźwięku agonii. Pot perlił się na mojej skórze. Zacisnęłam dłonie na
prześcieradle, gdy powrócił nieznośny ból. Chciałam się poddać, położyć się
i zasnąć, ale moja macica zamierzała wyrzucić z siebie dziecko. Gardłowy
dźwięk zahuczał mi w gardle. Piekący ból. Intensywny nacisk. Byłam
rozdzierana na dwie części.
Dziecko przyszło na świat - lekarz ogłosił pomieszczeniu.
To koniec. Opadłam z powrotem na łóżko.
W pokoju zaległa cisza z wyjątkiem mojego ciężkiego oddechu i klikaniu
narzędzi lekarski. Przyglądałam się sufitowi, nie będąc gotowa do
zmierzenia się z tym, co wiedziałam, że miało nadejść.
Ogarnęło mnie wyczerpanie i zamknęłam powieki, aby tylko otworzyć
je z powrotem przy krzyku nowego życia. Rozbrzmiało wibracjami głęboko w
mojej piersi. Moje serce zaczęło szybciej walić.
Krzyk noworodka przebił się do mnie na pierwotnym poziomie,
prosząc się o ukojenie, jakie tylko matka mogła dostarczyć. Ręce piekły
mnie, aby przytulić dziecko do piersi. Już dobrze, mamusia jest tutaj. Te słowa
rozbrzmiały w mojej głowie, ale zamarzły na ustach. Nie mogłam się
przywiązać, nie gdy plan polegał na tym, że zabrałby mi je, aby użyć
dziecko do własnych celów, jakby wyhodował muła do pracy.
Cały rodzaj pracy, jaki czekał na dziecko, gdy osiągnęłoby wiek dorosły,
zależało tylko od jednej rzeczy. Dokuczliwe pytanie zaczęło walić mi w głowie.
Siadając, przetarłam oczy, aby widzieć wyraźniej. Stał u stóp łóżka,
gdzie już nie był otoczony przez ciemności. Trzymając dziecko w jednym
ramieniu, podał lekarzowi wielki zwitek gotówki i pstryknął palcami na
mężczyznę, aby ten wyszedł. Lekarz prześlizgnął się do drzwi jak mysz,
która właśnie coś skradła z obiadu i zamknął za sobą drzwi.
Perfidne spojrzenie przyciągnęło moją uwagę.
Dobra robota, kochanie. Jest idealna - jego głos był
gładkim pomrukiem, który nawiedzał moje sny.
Ona.
O Boże. Nie!
Dominick, proszę, błagam cię - starałam się brzmieć stanowczo,
ale udało mi się jedynie wyszeptać.- Oddaj ją do adopcji. Jest niewinna...
Cisza!- jego donośny rozkaz rozbrzmiał echem w maleńkim pokoiku,
sprawiając, że się wzdrygnęłam.- Jest moja. Zrobię z nią to, co będę chciał
- jego ostre słowa przecięły przez krzyki noworodka i trafiły prosto do
mojego serca.
Przesunął dłonią po głowie dziecka z delikatnością meduzy. Spokojnie
i śmiertelnie.
Ma po tobie ciemne włosy, kochanie. Nazwę ją Raven - podszedł
do mojego łóżka.- Chcesz ją potrzymać?
Moja piskliwa odpowiedź przyprawiła go tylko o uśmiech. Wiedział,
co właśnie zrobiłam. Właśnie pokazałam mu swoją słabość, jakbym
wyłożyła karty w najwyższej stawce partii w pokera.
Nie, nie mogłam jej wziąć. Jeśli bym to zrobiła, to już nigdy bym jej
nie puściła.
Rozumiem - trzymał ją w ramionach i przespacerował się do jedynego
okna.- Możesz ją wychować - spojrzał z powrotem na mnie.- Ale nie popełnij
żadnego błędu, Milena, jeżeli zrobisz coś, co zakłóci mój plan, to zabiję ją. A
potem ty i ja zaczniemy od zera i nie będzie to dla ciebie przyjemnie.
Rozumiemy się?- uśmiechnął się, jakby widział moją duszę i czuł mój strach.
Obrzydzenie przepłynęło przez moje żyły jak jad, uniemożliwiając
mi mówienie. Zamknęłam oczy i skinęłam głowa, próbując powstrzymać
łzy, które spływały mi po twarzy.
Gdybym mogłam tylko to cofnąć. Ten dzień, w którym wszystko
wymknęło się spod kontroli. Chwilę, w której Dominick Morretti zrujnował mi
życie. Gdy opierał się o swój samochód z tymi blond włosami i pięknymi
niebiesko zielonymi oczami, wyglądał jak anioł. Mówił czule ze szczerym
szacunkiem i zaoferował mi życie o jakim mogłabym tylko marzyć. Moje serce
strasznie chciało uwierzyć, że był moim wybawcą: niebiańskim posłańcem, który
miał mnie wziąć w swój uścisk i zaprowadzić mnie do życia, gdzie wszystko
układało się szczęśliwie. Ale nie był wybawcą. Był moim grabarzem.
Uderzyła we mnie realizacja: ciężka powód zatopiła mnie w żalu.
Bolesne poczucie winy zżerało mi serce, powoli konsumując to, co zostało
z mojego człowieczeństwa.
Dominick zawsze wprowadzał swoje słowa w życie. Dotarłby do celu
i nie było niczego, co można byłoby z tym zrobić.
Nienawiść zawrzała w moim żołądku. Chciałam wybuchnąć,
zaatakować tego człowieka, który odebrał mi moją przyszłość. Ale
wiedziałam, że lepiej się z nim nie mierzyć. Widziałam co robił z
dziewczynami, które nie były posłuszne. Resztę swych dni spędzały na
drżeniu, chodzeniu po cienkiej linii swojego uzależnienia, całkowicie
polegając tylko na nim, tak zdesperowane swojej następnej działki, że
błagały o dar prędkiej śmierci. Właśnie tam, gdzie je chciał.
- Milena - jego stanowczy ton zwrócił moją uwagę.
Znowu znalazł się przy łóżku, wyciągając w moją stronę zawiniątko
koców z dzieckiem, abym je wzięła. Raven. Moja córeczka. Nie. Nie moja.
Nie pokazuj mu swojej słabości. Cierpienie w milczeniu było torturą. Ale
nie mógł dotknąć tego, czego mu nie dałam.
Owinęłam mocno ręce wokół własnego ciała, zatrzymując je na
miejscu. Z ostatnim wysiłkiem i determinacją, wpakowałam matkę we mnie
w róg mojej duszy i zamknęłam ją tam.
Weź ją, kochanie - jego słowa niosły ciężkie
ostrzeżenie. Pokręciłam głową.
Wyprostował się i przyglądał mi zmrużonymi oczami.
Bardzo dobrze - odwrócił się i skierował do drzwi.- Dam ci kilka
godzin, abyś sobie to przemyślała. W międzyczasie... - spojrzał na łóżko w
nieładzie i na podłogę, gdzie znajdowały się pozostałości po porodzie.-...
posprzątaj ten bałagan - i zniknął, zabierając ze sobą Raven.
Rozejrzałam się po swoim otoczeniu, przyswajając sobie widok
rzezi: produkt dwudziestu cztery godzinnego porodu; zakrwawiony wynik
niezdrowego porodu w domu.
Zdałam sobie sprawę w głębi siebie, że nie tylko moja tragedia
nawiedzała ten pokój. Niemal słyszałam krzyki innych kobiet, które były
tutaj przede mną.
Moje ręce machinalnie potarły mój teraz miękki brzuch. Kiedyś
był pełen życia i obietnic, a teraz był całkowicie pusty. I przez to
wszystko czułam... nic.
Rozdział 1
20 lat później...
Jonah
O kurwa. Nie sądziłem, że ten ból głowy, który przebijał wszystkie
pozostałe, mógł stać się jeszcze gorszy. Gdzieś pomiędzy pulsującym
światłem i kiepską muzyką, mój mózg czuł się tak, jakby minęły dopiero
dwadzieścia cztery godziny od trzydniowej popijawy. W powietrzu
wirował smród zwietrzałego piwa, potu i perfum, dodając co nieco do
listy rzeczy, które drażniły moją czaszkę.
I dodajcie do tego jeszcze gang gorylów obwieszonych srebrem przy
stoliku za mną. Jęczeli i wrzeszczeli na scenę, jakby brali udział w
konkursie kto pierwszy zwróci na siebie uwagę.
Amatorzy. Odwróciłem się i posłałem tym ciotom takie spojrzenie, które
od razu zamknęło ich mordy na kłódkę.
Głowa bolała mnie tak, że zaraz pewnie zamierzała eksplodować, co
wprowadziło mnie w przejebany nastrój. Zgodziłem się przyjść do tego
klubu ze striptizem tylko dlatego, że miałem nadzieję, iż wlanie w siebie
kilku piw stępi ten cholerny ból. Jak do tej pory nic z tego nie wyszło.
Przy jednym długim łyku z butelki, spojrzałem na półnagą dziewczynę
przede mną, która kręciła się po scenie. Była typową striptizerką z Vegas:
tlenione blond włosy, ciemna opalenizna i ogromne, sztuczne cycki. W
każdym klubie ze striptizem była taka jedna.
- Ta laska pieprzy cię wzrokiem przez całą noc - Blake krzyknął przez
muzykę.- Zaliczysz ją?- spojrzałem z niezadowoleniem na swojego sparing
partnera. To właśnie ten dureń namówił mnie, abym dzisiaj tu przyszedł.
Może - pozbycie się bólu głowy było moim pierwszym priorytetem.
Odkąd alkohol nie pomagał, to może zaradziłoby temu kobiece towarzystwo.-
Ale tylko wtedy, jeśli prędko skończy. Muszę stad wyjść. Przez to miejsce
pęka mi głowa - spróbowałem zetrzeć ból za pomocą palców.
Blake uniósł brew wraz z jednym kącikiem ust.
Też będę się zbierać. Muszę nieco zaczerpnąć snu dla urody,
jeżeli dalej zamierzam skopać ci tyłek.
Pokazałem mu środkowy palec.
To właśnie jego kolano przy mojej skroni podczas dzisiejszego
treningu spowodowało ten cholerny ból głowy. Zanotowałem w pamięci,
aby odpłacić mu się kopniakiem w jaja, gdy następnym razem znajdziemy
się w ośmiokącie.
Jasne. Skopałeś mi dupę - skinąłem głową, wskazując na jego
świeżo podbite oko i zakrwawioną wargę.
Być może powinienem czuć wyrzuty sumienia, że wyładowałem się na
nim. Ale ze wszystkich osób to on powinien był wiedzieć najlepiej. Widział, co
się działo, gdy wypuszczałem z siebie potwora. Jeżeli oberwałem
wystarczająco mocno, to mój mózg przeskakiwał w tryb obronny. Nie
mogłem na to niczego poradzić.
Przez większość czasu nauczyłem się nad tym panować podczas
treningów. Ale kolano Blake'a trafiło mnie mocno i wytrąciło z równowagi.
Na szczęście zdążyłem nad sobą zapanować, zanim naprawdę zrobiłem mu
krzywdę.
Hej, przystojniaku - uwodzicielski głos wymruczał mi do ucha.
Kobiece dłonie przesunęły się po moich bicepsach, w dół torsu i
zatrzymały się na moim brzuchu. Obróciłem się, aby zobaczyć, iż blond
włosa striptizerka ze sceny opierała brodę na moim ramieniu, przygryzając
swoją dolną wargę, która była pomalowana na wiśniowy kolor. Przesunęła
dłonie w górę, gładząc mój przód. Jej długie, nagie nogi rozsunęły się
okrakiem na moich udach i pochyliła się bliżej, tak że znalazła się na
wysokości moich oczu.
Chyba cię znam - jej biodra zafalowały przede mną w rytmie
muzyki. Ziewnąłem.
Doprawdy? A niby skąd?
Przyjrzałem się jej twarzy, próbując wyciągnąć z pamięci coś
znajomego, co zresztą poszło na nic. Nie było mowy, abym wcześniej
uprawiał z nią seks. Zapamiętałbym. A jeśli już bym to zrobił, to ta
noc potoczyłaby się inaczej. Nie zaliczałem dwa razy tej samej laski.
Pozwoliła swojemu ciężarowi opaść, tak, że usiadła na moim kolanie.
Poczułem znajome podniecenie, gdy moje ciało odpowiedziało na ciepło i
tarcie, ale nic więcej. Znałem jej typ. Wszystkie były takie same: sztuczne -
od ich wyćwiczonych głosików po implanty w tyłkach. Te kobiety były
dobre do jednego, a ta zdawała się być zdecydowanie gotowa. Idealnie.
- Widziałam cię na bilbordach.
Przewróciłem oczami w stronę sufitu i zamknąłem je na pulsujący ból
w głowie. Nie miałem czasu na pogawędki.
- Chcesz stąd pójść?
Jej twarz rozpromieniła się, a oczy zabłyszczały.
- Pewnie.
Co za niespodzianka.
Pójdziemy do ciebie?- praktycznie podskakiwała z podekscytowania.
Była tak przejrzysta, że niemal widziałem jak w jej oczach zabłysnęły znaczki
dolarów. Tej lasce chodziło tylko o status, pieniądze i prawo do tego, że
bzykała się z zawodnikiem. Szukała kogoś z kasą, aby mogła kręcić się
wokół jego kutasa. Jej wygląd porno gwiazdy i jej chęć na seks były tak
jasne, że pewnie miała nadzieję, iż oślepiłaby mnie tym i pomyślałbym, że się
zakochałem. Tak cholernie przewidywalna.
Nie. Do ciebie.
Nigdy nie zabierałem kobiet do swojego domu. Zdawało się, że gdy
facet przyprowadzał kobietę do domu, to tak nagle czuła się tak, jakby
mogła się w nim zagnieździć. Zanim koleś się zorientował, to już
przygotowywała śniadanie i zapchała szuflady w łazience swoimi tamponami.
W taki sposób biedka, który szukał przygody na jedną noc, załatwiał sobie
żonkę na wprowadzkę. Kiedy by wreszcie wyszła, to koleś i tak miał
przejebane, bo laska wiedziała, gdzie mieszkał. Ani razu by nie zadzwonił, ale
jej by to nie przeszkadzało. Po prostu pokazałaby się w jego domu, albo
jeszcze gorzej, zaparkowałaby na podjeździe albo po drugiej stronie ulicy,
aby go prześladować.
Nie, dziękuję.
Dobra - jej odpowiedź brzmiała na nieco przybitą. Podniecenie
nieco się ulotniło, ale było widać, że laska się nie poddawała.- Spotkamy
się z przodu. Daj mi pięć minut, dobra?- zaćwierkała, unosząc cienkie brwi
aż do samego czoła, czekając na moją odpowiedź.
Skinąłem głową.
Po długim, pewnym otarciu się miednicą o moje krocze, zniknęła
w tłumie. Blake wpychał język do gardła jakiejś cycatej rudej.
Hej, stary. Ja spadam - powiedziałem na tyle głośno, aby
mnie usłyszał.
Nie oderwał od dziewczyny ust, ale machnął na mnie jedną ręką,
podczas gdy wsunął pięćdziesiąt dolców za stringi rudowłosej. A powiada się,
że nie były prostytutkami.
Wypiłem resztki swojego piwa, rzuciłem nieco kasy na stół i skierowałem
się do drzwi. We wtorkowe wieczory klub był wypełniony, a bar był zajęty,
przez co było miejsce tylko na stanie. Ludzie schodzili mi z drogi
nieco szybciej niż zwykle, pewnie z powodu miny nie-zaczynaj-ze-mną,
którą powodował ból głowy.
Wychodząc przez frontowe drzwi klubu, zaciągnąłem się
pustynnym powietrzem i dymem papierosów. Migający neonowy znak
oświetlał skórę każdego na różowo. Rozejrzałem się po parkingu i
zacząłem rozważać wykręcenie się z tego. Może potrzebowałem
gorącego prysznica i dobrej, przespanej nocy.
I właśnie wtedy mała dłoń chwyciła mnie za łokieć. Za późno.
Striptizerka spojrzała na mnie spod rzęs. Oblizała wargi i przycisnęła swoje
cycki do mojego ramienia. Wsunęła dłoń w moją i zacisnęła palce na moich.
Mam nadzieję, że jesteś gotów na zabawę. Jedna noc ze mną
i będziesz błagać...
Wysunąłem dłoń z jej.
Gdzie twój samochód? Pojadę za tobą.
W jej oczach błysnęło coś, co wyglądało jak rozczarowanie.
Laski i ich zawyżone wyobrażenia o romantyczności. To nie była randka.
Nie było to całonocne seksualne spotkanie. Była to prosta zasada: Swędzi.
Drapiesz.
Skinęła głową i skierowała się do swojego samochodu. Czując się
nieco źle wobec własnego zachowania, odprowadziłem ją do auta. Nie jestem
kompletnym dupkiem.
Wsiadła do środka i odpaliła silnik. Ruszyłem do swoich czterech
kółek, wmawiając sobie, że wracałem do domu z... cholera, nawet nie
znałem jej imienia.
No cóż. Nie była to pierwsza bezimienna twarz.
Do jej mieszkania jechało się krótko. Zaparkowałem w miejscu dla
gości, zapewniając sobie szybki wyjazd. Czekała na mnie u stóp schodów.
Jestem tutaj - przesunęła dłonią w dół mojej piersi, zaczepiając
o moje dżinsy palcami.
Nie rób - odsunąłem jej dłoń.
Zmrużyła oczy, zanim jej spojrzenie zmiękło w coś bardziej
seksualnego. Było tak, jakby chciała być na mnie wkurzona, ale nie
chciała stracić nagrody.
Jeżeli lubisz kontrolować, przystojniaczku, to powiedz - odwróciła się
i poszedłem za nią do jej mieszkania.
Gdy znaleźliśmy się w środku, to rzuciła torebkę na kanapkę i poszła
tam, gdzie zakładałem, iż znajdowała się jej sypialnia. Podszedłem do
świecącego zegara w jej kuchni. Była prawie północ. Wyciągnąłem gumkę z
portfela i obiecałem sobie, że znajdę się w swoim domu i łóżku o pierwszej.
Przeszedłem przez krótki korytarz do pokoju w którym było zapalone
światło. Leżała naga na łóżku. Sam widok sprawił, że moje ciało
załadowało się i było gotowe.
Chcesz zgasić światło?- odpiąłem guzik od swoich dżinsów.
Jej twarz wykrzywiła złość.
Co jest z tobą?- wsparła się na łokciach.- Żadnego dotykania. Zero
gry wstępnej. Brak świateł! Myślisz, że co to jest? Jakiś szybki numerek ze
striptizerką?
Dłonie znieruchomiały mi przy rozporku. Żartowała sobie? Oczywiście,
że było to właśnie to. Wzruszyłem ramionami. Nie było powodu, abym miał
sprowadzać tą dziewczynę z właściwego toru.
Taa.
Jej oczy zmierzyły mnie od stóp po głowę.
Jak chcesz - przewróciła się na bok i zgasiła światło, pogrążając nas
w ciemności.
Znacznie lepiej.
Skupiłem się na zadaniu przed sobą: na spotkaniu potrzeby, żadnej
więzi, żadnego uczucia powyżej pasa. Znajdował się przede mną cel, meta,
do której zamierzałem dotrzeć, abym mógł wrócić do domu i się przespać.
Przesunęła się aby mnie pocałować, na co się odwróciłem. Próbowała
zaangażować mi w mówione świnstewka. To było łatwo zignorować. Wreszcie
się poddała, pozwalając naszym ciałom aby wzięły to, czego potrzebowały.
Wciąż w pełni ubrany z wyjątkiem rozpiętego rozporka, wstałem z
łóżka aby wyjść. Ta dziewczyna pewnie miała coś więcej do zaoferowania
facetowi. Ale to nie ja byłem tym kolesiem.
Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl, że jakaś wiecznie naciągająca
laska wisiałaby mi na ramieniu, namawiała mnie do kupowania jej
gówien, zawracając mi głowę drobnymi problemami dziewczyn. Musiałem
się stąd wynieść.
Zadzwonisz, wiesz, jeśli będziesz chciał się jeszcze raz spotkać?-
jej cichy głos dotarł do mojej teraz spokojnej głowy.
Kurwa. Było niezręcznie.
Wyciągnąłem telefon i wcisnąłem kilka guzików.
Jaki jest twój numer?- i imię. Podała mi siedem cyfr, a ja udawałem,
że je wpisałem do telefonu.
Dobra, mam. Idź spać.
Jiminy Cricket
1
stoczył bój z moim sumieniem.
- Dzięki za... to.
Wymamrotała coś, że nie mogę sobie tak po prostu pójść
i wyślizgnąłem się z jej pokoju.
1 Świerszcz z Pinokia ;)
~*~
Raven
Jasna cholera - zakryłam uszy, zrywając się z łóżka.- Co za
głupia rzecz - uciszyłam swój wredny budzik.
Zazwyczaj budziłam się sama, przez co zapomniałam, że mój budzik
brzęczał jak rój pszczół, do których tyłków był przystawiony megafon. Przy
następnej wypłacie zamierzałam kupić budzik z radiem.
Wbiłam podbicia dłoni w oczy, aby zetrzeć sen. Dlaczego tak późno się
położyłam? Przerzuciłam nogi przez bok łózka i przeciągnęłam się jak
leniwy kot.
Kawa. Właśnie tego było mi trzeba. Skierowałam się w stronę
mojej kuchni i walnęłam w wielkie, drewniane pudło na podłodze.
Auć, auć, auć - tuląc zranioną nogę, posłałam skrzynce najbardziej
złowieszcze spojrzenie, zwłaszcza że to przez nią położyłam się tak późno.
Karton był pełen magazynów Car nad Driver2. Wczorajszego
wieczoru wciągnęło mnie kilka problemów z gazet i nie byłam w stanie się
od nich oderwać, aż w końcu zasnęłam z twarzą na stronach.
Wepchnęłam karton pod łóżko i zebrałam się do swojej porannej
pobudki. Kilka łyżeczek granulek, śmietanka i cukier. Voila. Doskonale
ohydny kubek kawy.
Usiadłam na krawędzi łóżka i rozejrzałam się po moim małym, ale
przytulnym domu: cztery ściany, jedno okno i jedne drzwi. Na drzwi do
mojej szafy i łazienki nie składało się nic innego, jak na zasłony prysznicowe.
Nie był to mój pierwszy wybór, ale czynsz był tani i miałam blisko do pracy -
mieszkałam tuż nad nią.
Praca. Sprawdziłam godzinę.
Dwadzieścia minut? Masa czasu.
Po tym jak wysiorbałam kawę, to rozebrałam się z piżamy i
wskoczyłam pod prysznic. Ciepło prysznicu połączyło się z kofeiną, co
pomogło przegnać ostatnią senność.
Owinęłam się ręcznikiem i otworzyłam górną szufladę, spoglądając
na moją kolekcję staników i majtek.
- Dzień dobry, moje śliczności - było to moje małe uzależnienie. Ponad
2 Amerykańskie czasopismo samochodowe
pięćdziesiąt procent mojej wypłaty szła na bieliznę z Victoria Secret. Przed
oczami zamajaczyło mi wyraźne wspomnienie mojej mamy, która składała
swoje pranie. Owszem, jej bielizna była atrakcyjna, ale powód dla którego
ją nosiła - niezbyt. Odegnałam to wspomnienie. Nie zamierzałam się tam
kierować.
Spojrzałam po każdym idealnie dopasowanym zestawie. Na jaki
kolor miałam dzisiaj ochotę?
Co powiemy na ciebie?- chwyciłam fioletową satynę połączoną z
koronką i założyłam ją. Coś w noszeniu pięknej, seksownej bielizny pod
moim uniformem zawsze przyprawiało mnie o uśmiech.
Po tym jak szybko wysuszyłam swoje włosy, to związałam je z tyłu
głowy. Założyłam top, wsunęłam na siebie swój jednolicie niebieski
kombinezon i związałam długie rękawy wokół talli. Musnęłam rzęsy tuszem
i dodałam na usta wiśniowy błyszczyk.
Zmierzyłam do drzwi z kluczami w dłoni i małą puszką kociego
jedzenia. Zeskakując ze schodów do alejki, zmarszczyłam nos na zapach
zgnilizny i śmieci, które roznosiły się ze śmietnika.
Dzień dobry, Psie - przykucnęłam i pogłaskałam czarnego kota,
który miesiące temu pojawił się u moich drzwi.
Jesteś głodny?- otworzyłam puszkę jedzenia u dołu schodów,
uśmiechając się na miauknięcie w odpowiedzi. Pies zbiegł na dół, zresztą
jak każdego ranka i podrapałam go za uchem.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że ci się tu podoba - nie próbowałam
zabrać go do środka. Ostatnim razem podrapał mi ręce aż do krwi. Z
pewnością musiało przytrafić mu się coś okropnego i to zniszczyło go dla
innych. Mogłam się z tym utożsamić.
Muszę iść do pracy. Zobaczymy się wieczorem.
Zostawiając Psa przy jego śniadaniu, okrążyłam budynek, gdzie
napotkałam podciągnięte drzwi od warsztatu. Przez okno dostrzegłam
Guy'a, który siedział przy biurku z grymasem na twarzy. Nie było to niczym
niezwykłym.
Otworzyłam drzwi, słysząc dzwonki nad głową, co zwróciło
uwagę Guy'a.
Dobry, Ray.
Dzień dobry, Guy. Jak minęła ci noc?
Do dupy! Dałem się wciągnąć w jakiś durny program o kawalerze i
jakichś idiotkach, które starały się dostać od niego róże. Te dziewczyny
były żałosne. I pijane!
Zachichotałam na opowieść Guy'a o jednym odcinku z The
Bachelor, jednym z programów, jakie wyświetlał mój maleńki telewizor.
Oglądałem ten głupi program przez godzinę, a ten kretyn i tak
nie mógł się zdecydować.
Tak się dzieje, kiedy facet ma wybrać wśród dwudziestu pięciu
pięknych kobiet. Po co wybrać jedną, skoro można mieć wszystkie?-
wzruszyłam ramionami i podniosłam dzisiejszy grafik z jego biurka.
Wszystkie? Cholera, ja nie mógłbym znieść, aby wysłuchać chociaż
jedną przez pięć minut. Są irytujące - nie miałam serca, aby przypomnieć
mu, że jednak oglądał je przez całą godzinę. Jak bardzo były irytujące?
Wskazał na grafik w mojej dłoni.
Jest do zmienienia kilka olejów w warsztacie. Zrób co
możesz. Niebawem przyjdzie Leo.
Mickey'a dzisiaj nie będzie?
Nie, ma jakieś kłopoty w domu i musi sobie z nimi poradzić.
Wrzuciłam plecak do szafki.
Szkoda. Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.
Och, da sobie radę. Zawsze wszystko mu wychodzi. Nawet gdy
byliśmy dzieciakami, to nasza mama powiedziała, że Mickey zdołałby się
przebić promykami przez największą burzę. Tak czy inaczej, lepiej abyś
zaczęła pracować w pojedynkę, skoro pewnego dnia przejmiesz to miejsce
- puścił mi oczko i wrócił do papierów na biurku.
Motylki zatańczyły mi w brzuchu, kiedy pomyślałam o tym, że kiedyś
ten warsztat będzie należał do mnie. Guy nie miał dzieci i był mi bliższy niż
ojciec. On i jego brat Mickey przejęli Warsztat Guy'a od Guya seniora, kiedy
ten zachorował. Dzieci Mickey'a miały wspaniałe prace w mieście i nie
chciały mieć niczego wspólnego z tym miejscem, więc zapytali mnie, czy
chciałabym przeciąć to miejsce, kiedy oni przeszliby na emeryturę.
Będę w warsztacie, jeśli będziesz czegoś potrzebować -
zawołałam przez ramię, gdy wyszłam.
Wzięłam głęboki oddech, pozwalając, aby uspokoił mnie zapach paliwa
i oleju. Warsztat zawsze był moim sanktuarium. Podłączyłam boomboxa i
Stevie Wonder z „Superstition” wypełnił powietrze.
Zatraciwszy się w pracy, zanurkowałam pod maską Forda Explorera z
'99, aż moją uwagę przykuł potężny ryk silnika. Głęboki bas towarzyszył
warkotowi silnika, gdy samochód zatrzymał się przed warsztatem. Za
pomocą samego słuchu zamierzałam odgadnąć jaki to był samochód, co było
jedną z moich ulubionych zabaw. Podejrzewałam, że była to ogromna - nie,
bardzo ogromna - furgonetka pickupa. W amerykańskim stylu.
Bardziej usłyszałam, niż zobaczyłam Guy'a, który wyszedł, aby
przywitać się z kierowcą. Silnik i bas ucichły i ledwo usłyszałam głęboki głos.
Niskie wibracje wysłały dreszcz wzdłuż mojego ciała i gęsią skórkę. Co do
cholery to było?
Dotknęłam swojego czoła. Żadnej gorączki. Hm.
Ray! Ray, chodź tutaj!- uporczywe wołanie Raya wyrwało mnie
z zamyślenia.
Chwyciłam za ręcznik i wytarłam dłonie.
Ray! Teraz!
Jezu, jaki niecierpliwy.
Wychodząc przez drzwi warsztatu na słońce Las Vegas, zmrużyłam
oczy aby dostosować je do jasnego światła.
Monstrualny, czarny pickup Ford FX4 stał przed warsztatem. Ah-ha!
Miałam rację. Był wyposażony w podwójne turbo, trzydziestu pięciu calowe
koła, czarne felgi i podwozie na sześć cali. Przyciemnione szyby w stylu
limuzyny i czarne reflektory nadawały mu życia. Ktokolwiek jeździł tą
bestią, to miał pasję, która pasowała do mojej. Mój wzrok przesunął się do
właściciela samochodu, aby pochwalić jego wybór co do samochodu.
Ładny Ford... - zamarłam, moje nogi przykleiły się do asfaltu, a głos
utknął w gardle, gdy gapiłam lokalnego, seksownego celebrytę walczącego
w Universal Fighting League, Jonaha Slade'a. W mojej pracy!
Miał z dobre ponad sześć stóp i może z jakieś pięć cali. Koszulka bez
rękawów z logiem Jersey opinała jego szerokie ramiona. Jego dobrze
umięśnione ręce były pokryte wspaniale kolorowymi tatuażami, które aż
się prosiły o bycie dotkniętymi. Swędziały mnie palce, aby prześledzić
każde zawirowanie, aby dotknąć go, by upewnić się, że był prawdziwy.
Odchrząknął, sprawiając, że uniosłam wzrok do jego twarzy,
kontynuując swoją ocenę. Miał na głowie czarną czapkę z daszkiem
skierowanym do tyłu, zaś jego ciemne, niemal czarne włosy wystawały
wokół uszu. Jego silna, kwadratowa szczęka posiadała najbardziej zmysłową
parę ust, jaką kiedykolwiek widziałam u mężczyzny.
Ray, to Jonah Slade.
Taa, bez jaj.
Na dźwięk głosu Guy'a przechyliłam głowę na bok, ale nie byłam w
stanie oderwać wzroku od tego mężczyzny, nie, boga, który stał przede
mną. W całym mieście widziałam go na plakatach i bilbordach, ale nie
równały się do zapierającej dech w piersiach wersji na żywo.
Ma do naprawy starego Chevy, do którego potrzebuje pomocy.
Powiedziałem mu, że weźmiesz tą robotę - usłyszałam uśmiech w
głosie Guy'a, ale wciąż nie mogłam oderwać oczu, aby na niego
spojrzeć. Samochód. Powiedział coś o naprawieniu samochodu.
Przełamując szok, sięgnęłam do swojej normalności.
Jakiego rodzaju... - moje słowa przerwał pisk. Było to żenujące.
Odchrząknęłam.- Samochód? Jaki?- to brzmiało nieco lepiej. Mogłam - O
mój Boże!
Jonah Slade się uśmiechnął.
Obramował swoje doskonale proste zęby soczystymi wargami i dwoma
pieprzonymi dołeczkami. Jasność umysłu przepadła i wygrała fanka napędzana
pożądaniem, przez co musiałam zagryźć dolną wargę, by powstrzymać się od
zemdlenia.
Wciąż się uśmiechając, skrzyżował swoje muskularne ramiona
na szerokiej piersi.
Ray? Ty jesteś Ray?- wypowiedział moje imię. Zapiekły mnie policzki.
Raven. Mam na imię Raven. Guy nazywa mnie Ray - mój głos
brzmiał na słaby i irytująco żałosny. Spróbowałam zabrzmieć bardziej
pewnie.-Przypuszczam, że dzięki temu czuje się lepiej, że dziewczyna
pracuje w jego warsztacie, skoro nadał mi męskie imię - przyglądałam się
swojej stopie, która kopała w niewidocznych kamyk.
Raven. Wspaniałe imię - powiedział ten komplement pod nosem,
jakby sam do siebie.- Miło mi cię poznać - dalej się uśmiechał. Jeżeli
prędko by nie przestał, to nigdy nie mogłabym się skoncentrować na tyle,
aby nie robić z siebie idiotki. Bardziej, niż zrobiłam to do tej pory.
Wyciągnął rękę, aby uścisnąć mi dłoń. Spojrzałam na nią jak na żywego
skorpiona. Guy tracił mnie swoim ramieniem i wskazał na moją dłoń.
Wytarłam ją w kombinezon, mając nadzieję, iż myślał, że to z powodu
smaru, a nie nerwowego potu.
Jego szeroka dłoń połknęła moją w pewnym uścisku, który był
najprostszym gestem komunikacji wytrzymałości i niezawodności. Moje
ramiona rozluźniły się i zatraciłam się w bezpieczeństwie tego uczucia.
Między nami przeszedł prąd. Jego kciuk poruszył się po mojej skórze w
najdrobniejszej pieszczocie. A może sobie to wyobraziłam?
Byłam urzeczona. Nie byłam w stanie dostrzec jego oczu za
tymi ciemnymi okularami, ale czułam, że wbiły się we mnie.
Jego uśmiech zniknął bez ostrzeżenia, a jego brwi obniżyły się za
szkiełka. O nie. Prosty uścisk dłoni zamienił się w ich trzymanie.
Pewnie myślał, że byłam dziwna. Wysunęłam się z jego uścisku.
Masz, um, masz nieco smaru na swoim... - wskazał na swoje własne
czoło.- Tutaj, ja... - jego dłoń przesunęła się ku mojej twarzy. Odchyliłam
się, ale stałam dzielnie w miejscu, gdy jego kciuk musnął moje czoło: raz,
dwa, trzy, pozostawiając po sobie płomienny ślad.
Och, pewnie. Miałam wcześniej dreszcze i... - otarłam twarz,
decydując się nie ujawnić, że to jego głos przyprawił mnie o takie uczucie.
Kątem oka zerknęłam na Guya i dostrzegłam, że drżały mu kąciki
ust. Cudownie, że ktoś myślał, iż moje zakłopotanie było śmieszne.
Twój samochód... er... co...
Jonah odnawia Impalę z '61 - Guy okazał mi łaskę i wybawił mnie
z tego piekła niezręczności.
To wspaniale. Stare Chevy są moją specjalnością - mogłabym
zatańczyć z radości z tego, że wypowiedziałam pełne zdanie.- Chcesz go
tu przywieźć?
Prawdę mówiąc, ja... - jego głos pisną. Uderzył się pięścią kilka razy
w pierś, aby odchrząknąć.- Przepraszam, to co miałem na myśli, to to, że
miałem nadzieję, iż będziesz w stanie pracować w moim domu.
Uniosłam brwi aż po samą linię włosów i opadła mi szczęka.
Mam przyzwoity garaż i wszystkie narzędzia, jakie powinny być
potrzebne - musiał odczytać dezorientację z mojej twarzy, niż ten szok
jaki właśnie czułam.
Guy przytaknął z uśmiechem kota Cheshire.
Chodzi o to, że jeszcze nie jest w stanie odpalić, a Guy powiedział, że
jesteś tu dość zajęta. Nie mieszkam daleko. Przyjedź i sprawdź jutro.
Naprawdę przydałoby mi się twoje wprawne oko, abyś powiedziała mi,
jakich potrzebuję części.
Jeszcze bardziej opadła mi szczęka.
Guy zakaszlał, aby się nie roześmiać.
Pewnie, że to zrobi - spojrzał to na Jonaha, to na mnie, wciągając
usta między zęby. Co było tak cholernie zabawne?
Dobra. O której?
Podał mi adres domu i uzgodniliśmy, że jutrzejszego ranka zaczniemy
o dziewiątej trzydzieści.
Miałam naprawić samochód z Jonahem „Assassinem” Slade'em.
W co ja się wpakowałam?
Rozdział 2
Raven
Jonah pieprzony Slade? Robisz sobie ze mnie jaja, Rave? Pociągnęłam
łyk swojej niesamowicie drogiej kawy, aby ukryć uśmiech.
Zdecydowałam, że zamiast poczekać do końca pracy i zadzwonić do Eve, to
postanowiłam, że powiem jej o tym osobiście przy naszym porannym
spotkaniu przy kawie. I cieszę się, że to zrobiłam. Jej mina przypomniała
mi piłkę, która ciągle nabierała powietrza. Wyglądała tak, jakby miała zaraz
wybuchnąć.
- Ty i „Assassin”? Będziecie razem pracować u niego w domu? Sami?-
Eve zasypała mnie gradem swoich pytań, zaś jej ostatnie słowo wręcz
zapiszczała. Milczałam. Jeśli dobrze znałam Eve, to dopiero co zaczęła.
Brukowce nazywają go Casanovą Las Vegas. Zdecydowanie ugania
się za spódniczkami. O mój Boże!- uderzyła obiema dłońmi o stół, zwracając
na siebie uwagę każdej osoby w małej kawiarni.- Z pewnością będzie cię
podrywał. To takie ekscytujące. Na serio zaraz się posikam.
Proszę, nie - spróbowałam mówić cicho, ale przegrałam tą bitwę,
gdy Eve wybuchnęła we własnym entuzjazmie.
Odchyliła się w swoim krześle, podczas gdy złowieszczy
uśmiech rozciągnął się na jej idealnej twarzy.
Rave, być może pod koniec dnia pożegnasz się ze swoją V-kartką
3
-
odgarnęła swoje proste, długie blond włosy.- Przypuszczam, że UFII to
skrót od Uniwersalnego Pieprz...
Eve!- rozejrzałam się po pomieszczeniu. Miałam nadzieję, że nikt
nie usłyszał mojej zbyt głośnej, tandetnie taktownej przyjaciółki.
3 Cnota
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
Co? Tylko mówię, że... - poruszyła sugestywnie brwiami pod
swoją idealną grzywką.
Och, przestań. Jest moim szefem czy coś.
Czy coś - wymamrotała przez chichot.
Złowieszcze motylki załoskotały mnie w piersi na samą myśl, że Jonah
znowu miałby mnie dotknąć. Prosty uścisk dłoni sprawił, że śliniłam się jak
pies w upale. Pocałunek pewnie sprawiłby, że wyskoczyłabym z siebie.
To nic wielkiego. Jest po prostu facetem, który potrzebuje pomocy
z odnowieniem samochodu - jakbym sama mogła w to uwierzyć.
Po tym jak Jonah wyjechał z warsztatu, to ogarnął mnie stały szok.
Resztę swego dnia spędziłam jak na autopilocie, gdy próbowałam pojąć na
co się zgodziłam. Byłam króliczkiem, który wszedł do jaskini niedźwiedzia.
Nic wielkiego? Nic wielkiego!- jej głos stał się nietypowo poważny.-
Będziesz pracować ramię w ramię z najbardziej niegrzecznym chłopcem Las
Vegas. Był połączony z każdą aktorką, modelką i statystką w mieście. A ty
jesteś superaśnie seksowna, dziewczyno. „Assassin” z pewnością to zauważy.
Ale tak jak powiedziałaś, każda kobieta w Vegas jest na jego skinienie
zazdrość zalała mi wnętrzności na samą myśl o Jonahu z inną kobietą.-
Założę się, że nawet nie zauważa kobiet, które nie noszą miniówkę i sześciu
calowych szpilek - pięknych, wspaniałych kobiet z których mężczyzna byłby
dumny, że miał takową u swego boku. Spojrzałam na swój obecny ubiór:
nie było w nim niczego pięknego ani wspaniałego. Pracowanie przez cały
dzień przy samochodach nie pozwalało na nic innego jak dżins i bawełna.
Tylko się upewnij, że ci zapłaci - Eve nakazała, wyrywając mnie
w samo współczujących myśli.- Z pewnością go na to stać. Już koniec z
pracowaniem za darmo.
Nie pracuję za darmo - moje słowa splotły się z kwasem
mojej zazdrości.
Eve spojrzała na mnie łagodniej. Pochyliła się nad stołem.
Wiesz, o czym mówię. A co z tym kolesiem, którego nie było stać,
aby zapłacić za naprawę alternatora? Albo kobietę, która nie miała pieniędzy
za obrót opon i zmianę oleju? Hmm?
Przewróciłam oczami i zdmuchnęłam na niesforne włosy z twarzy.
Nie zapłacili mi pieniędzmi. Wymienili się. Facet dał mi mój tatuaż
w ramach zapłaty, a tamta kobieta była samotną matką - zaczęłam się
bawić strzępkami moich dżinsów.- Dała mi fotel do mojego mieszkania.
Przysięgam, Rave, że jesteś dobra w każdym calu. Ani trochę zła z
tym swoim słodkim tyłeczkiem - napiła się swojego napoju.- Może staniesz
się nieco niegrzeczna dla „Assassina”. Dokonaj jakąś seksowną transakcję w
ramach swoich usług - poruszyła sugestywnie brwiami.
Refleksyjnie zassałam oddech. Wiedziałam, że żartowała, ale żart trafił
zbyt mocno do domu. Myślałam, że wyprowadzenie się z domu mojej mamy
zdystansowałoby mnie od jej pracy, ale najwidoczniej geograficzna
odległość nie równała się z emocjonalnym dystansem. Odczytała moją minę
i bezgłośnie wypowiedziała przepraszam. Machnęłam ręką i się
uśmiechnęłam. To nie była jej wina, że byłam zniszczona.
Więc o której masz zjawić się u „Assassina”? Nie każ czekać takiemu
seksownemu ciasteczku - jęknęła i przewróciła oczami na tył głowy.- Jest
taki seksowny.
Przestań nazywać go „Assassinem.” To dla ciebie Jonah albo pan Slade
droczyłam się i wypiłam resztę kawy.- Lepiej będę się zbierać.
Powiedziałam mu, że będę u niego o dziewiątej trzydzieści - podskoczył mi
żołądek, gdy dotarły do mnie moje własne słowa.
Zadzwoń do mnie, gdy skończysz - posłała mi niegrzeczny uśmiech
i puściła oczko.- I chcę szczegóły.
~*~
Jonah
Słyszałeś mnie, Blake. Nie powtórzę się - ścisnąłem nasadę
swojego nosa, modląc się o cierpliwość.
Więc powiedz mi to wprost. Sprzątasz swoją kuchnię, bo
przychodzi jakaś dziewczyna. Taka prawdziwa i to do twojego domu. Mam
rację?- jego ton Perry'ego Mansona słownik sprawił, że zacisnąłem zęby.
Tak, suko. Z wyjątkiem tego, że to nie dziewczyna. To mechanik,
który okazał się być kobietą - nie miałem pojęcia, dlaczego w ogóle
marnowałem czas, aby to wyjaśnić. Przypomniałem sobie, aby już nigdy nie
odbierać telefonów od Blake'a.
Ziemniaczek pieprzony pie-prznia-czek. Boże, jesteś rozdrażniony.
Dostałeś okres? Powiem ci coś, złap Midol i ciasteczka i zadzwoń do mnie
za pięć, siedem dni - zaśmiał się ze swojego własnego żartu.
Dureń - zamknąłem z trzaskiem drzwi zmywarki i wdusiłem start.
Tylko stwierdzam fakty. Do ciebie nigdy nie przychodzą laski.
To dziwne.
Nowe wieści, dupku. Osoba, która urządziła mój dom była
dziewczyną. Moją sprzątaczka też jest kobietą. Teraz nie jest inaczej.
Więc dlaczego sprzątasz swoją kuchnię?
Bo jest inaczej. I nie spałem przez całą noc, gdy dręczyło mnie pytanie
dlaczego. Za każdym razem gdy zamykałem oczy, to wszystko co widziałem
to jej twarz. Zignorowałbym to jako prosty przypadek chcę -cię-przelecieć,
ale jeśli była to prawda, to wyobrażałbym sobie inną część jej anatomii. A
nie jej twarz.
Albo seledynowy kolor jej oczu, który był tak unikalny, że z trudem się
w nich nie zatraciłem. Nie wspominając już o sposobie w jaki przygryzała
dolną wargę, gdy myślała. A już na pewnie nie sposób w jaki się
zarumieniła, gdy ją dotknąłem.
Sprzątam kuchnię, bo jest brudna - po raz rugi wytarłem blat.
Czy to przez mój kopniak kolanem w twoją głowę? Zaszły
jakieś uszkodzenia mózgu, które obróciły cię w ciotę?
Jesteś zabawny, wiesz?- mój głos ociekał sarkazmem.
Cieszę się, że tak myślisz.
Muszę kończyć. Zobaczymy się na treningu.
Dobra. Daj znać, jak poszła randka.
Nigdy nie odpuszczasz.
Właśnie to powiedziała - jego śmiech zabrzmiał przeraźliwie,
więc zakończyłem rozmowę.
Wepchnąłem telefon do tylnej kieszeni spodni i skierowałem się
do salonu, aby jeszcze się rozejrzeć.
To śmieszne. Nigdy nie czułem takiego podekscytowania z powodu
dziewczyny od Samanthy Salazar w czwartej klasie. Zrobiłem wszystko,
żeby ta dziewczyna mnie polubiła.
Nawet zmieniłem styl ubierania i to tylko po to, aby dowiedzieć się, że
szukała kogoś, kto odrobiłby za nią prace domowe z matematyki. I robiłem
to przez cały rok, zanim się zorientowałem.
Właśnie to było w kobietach. Wiedziały, czego chcą i używały swoich
ślicznych buziek i klepsydrowych figur, aby faceci się na nie gapili i zaczęli
sapać. Potem obdzierali ich ich dumy, czas i kont bankowych. Widziałem
to już z milion razy i byłbym przeklęty, jeśli pozwoliłbym, aby coś takiego
spotkało właśnie mnie.
Raven być może nie była inna. Praktycznie promieniowała niewinnością
i wrażliwością. Jestem pewien, że była to gra. Dziewczyna, która wyglądała
jak ona nie mogła być aż tak niewinna. Tylko dlatego, że zachowywała się
jak żadna dziewczyna, jaką do tej pory spotkałem, to nie oznaczało, że nie
była najgorszą z nich wszystkich.
Kurwa. Dlaczego zaprosiłem ją do swojego domu? To z pewnością nie
był plan, kiedy pojechałem do garażu. Myślałem, że zaholowaliby Impalę
do warsztatu i poczekał, aż Guy by się nią zajął.
I wtedy zobaczyłem ją. Sposób w jaki wyszła z warsztatu, kręcąc
biodrami i seksem. Miała kombinezon przewiązany w talii, jej ciasny top opinał
jej przepyszne krągłości. Musiałem skrzyżować ręce na torsie, aby powstrzymać
się od sięgnięcia do niej i przesunięcia palcem po jej obojczyku. Jęk zahuczał w
mojej piersi na samo wspomnienie. Sprawiła, że mechanicy byli seksowni.
Cholera, nawet zbieranie śmieci przy niej byłoby seksowne.
Jej jedwabiste, ciemne włosy były ściągnięte, aby odsłonić jej
wdzięczną, długą szyję. Za każdym razem gdy się odwracała, aby spojrzeć
na Guya, to widziałem zapowiedź czarnego tatuażu na jej szyi, który ciągnął
się na ramię. Ogarnęło mnie pragnienie, aby przesunąć językiem po
łagodnym zboczu jej gardła, aby poczuć jej trzepoczący puls pod wargami i
posmakować jej oliwkową skórę.
Taa, ta dziewczyna była samym kłopotem.
Musiałem wyrzucić ją ze swojego systemu, tak jak to zrobiłem z całą
resztą dziewczyn z którymi byłem. Po seksie kończyłem. Całkowicie traciłem
zainteresowanie. Mógłbym znaleźć nowego mechanika, ale przynajmniej nie
leżałbym każdej nocy fantazjując o tym, że mogłem poznać ją lepiej. Chwila,
co? Żeby poznać ją lepiej? Nie przypuszczałem, abym kiedykolwiek fantazjował
o w pełni ubranej kobiecie.
Jasna cholera, Blake miał rację. Zmieniłem się w ciotę.
Odsunąłem się od myśli, gdy usłyszałem dźwięk muzyki. Czy to był...
Johnny Cash?
Podszedłem do drzwi i zerknąłem przez boczne okno. Czarna Chevy
Nova ze składanym dachem i białymi felgami zatrzymała się na okrągłym
podjeździe przed moimi drzwiami. Słodkie autko. Jeszcze słodszy
kierowca. Nadeszła pora, abym wziął się do gry.
Siedziała tam Raven, ściskając kierownicę. Rozchyliła usta, gdy wgapiła
się w mój dom. Jeden kącik jej ust uniósł się do uśmiechu. Spodobał się jej
mój dom. Fala ciepła wypełniła moją pierś. Co do cholery się ze mną dzieje?
Minęły minuty, zanim wyszła ze swojego samochodu. Wychyliła się
przez wciąż otwarte drzwi. Przetarłem oczy, spoglądając na jej idealnie
okrągły tyłeczek. Miała na sobie biodrówki z dżinsu z rozdarciem na kolanie
i jasno niebieski top. Uśmiechnąłem się, gdy spojrzałem na jej buty: czarne,
niskie tenisówki Chucksa.
Była seksowna w tym swoim nieświadomym sposobie, przez co stała się
jeszcze seksowniejsza. Kobiety w tym mieście były aż zbyt świadome siebie.
Wiedziałem, że były wyjątki. Ale jaka była szansa, że wyjątek, który wyglądał
jak potwierdzenie zasady, zamierzał przejść przez moje ściany? Ściany? To
znaczy do domu.
Cholera.
Płynnie podeszła do drzwi, jakby miała naoliwione stawy. Szła w
taki sam sposób jak dziewczyny, gdy wiedziały, że się je podziwiano.
Ale Raven nie miała żadnej publiczności. Czy to możliwe, że nigdy tego
nie doświadczyła? Lekki wietrzyk rozwiał jej długie, ciemne włosy i przez
chwilę poczułem się jak głupkowaty kujon od matmy, który z daleka
podziwiał szkolną cheerleaderkę.
Zarówno na nią patrząc i o niej myśląc, sięgnąłem do drzwi.
Otworzyłem je. Odskoczyła z piskiem, unosząc rękę, aby zapukać.
Wow, przepraszam za to - powiedziałem kiepsko.- Nie wiedziałem,
że tu byłaś. Właśnie zamierzałem sprawdzić pocztę - wykonałem ruch, który
miałby otworzyć skrzynkę.
Och, nie ma problemu - prawdę mówiąc, to wyglądała na
zawstydzoną, co było zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie ja
się wygłupiłem.
Łatwo znalazłaś mój dom?- otworzyłem szerzej drzwi i
wykonałem gest, aby weszła do środka.
Schyliła głowę, aby zakryć uśmiech swoimi włosami. Nie poruszyła się
wystarczająco szybko, dzięki czemu dostrzegłem pocałunek różu na jej
policzkach, gdy przeszła obok mnie. Był to ten sam rumieniec, przez który
przez całą noc stał mi namiot w bokserkach.
Tak, dziękuję - jej oczy rozszerzyły się, gdy weszliśmy do salonu.-
Och, Jonah, twój dom jest taki piękny - mój puls przyspieszył, kiedy
wyszeptała moje imię.
Przechyliła głowę, gdy wyjrzała za róg, aby zajrzeć do kuchni.
Wygląda na to, że dobrze się zarabia na walkach - ah-ha! A jednak.
Wiesz kim jestem - nie było to pytanie.
Oczywiście, że wiem - przewróciła oczami, zanim na mnie
spojrzała.-Jesteś „Assassinem” - powiedziała mój pseudonim przesadzonym
głosem spikera.
Zazwyczaj dziewczyny nie droczyły się ze mną. I ledwie patrzyły mi
w oczy. Z trudem powstrzymałem uśmiech, ale jej niefrasobliwy charakter
był zakaźny.
Jesteś miejscowym bohaterem.
Nie wiem nic o bohaterach - moje usta rozciągnęły się w pół
uśmieszku.- Nie potrzebowałbym do tego peleryny?- peleryny? Gładko. Przez
tą dziewczynę czułem się jak zakochany uczniak, a nawet nie próbowałem.
Drgnęły jej wargi i zmrużyła oczy w taki sposób, jaki większość
kobiet rezerwowała do sypialni.
Cóż, to Las Vegas, Jonah - Boże, jak moje imię dobrze brzmiało na
jej ustach.- W Mieście Grzechu wszyscy możemy skorzystać z dobrych
facetów jakich mamy, z peleryną czy bez.
Najwidoczniej niczego nie wiedziała o mojej reputacji. Nad Jonahem
Slade'em wisiało wiele przezwisk, jednak dobry facet nie był jednym z nich.
Normalnie pomyślałbym, że próbowała mi schlebić, ale szczerość w jej
oczach zaparła mi dech w piersiach.
Zapatrzyłem się w głębie jej zielono niebieskich oczu. Jej grube, ciemne
rzęsy zatrzepotały, zanim przesunęła wzrok na moje wargi. Z trudem
przełknąłem ślinę, opierając się pokusie, aby dokładnie jej pokazać co
dobrego mogłem zrobić moimi ustami. Krew szalała w moich żyłach, z
zemstą płynąc na południe.
- Wszystko w porządku?
Nie, absolutnie nic nie było w porządku.
Taa, oczywiście - zmusiłem się do odwrócenia od jej przeszywającego
spojrzenia. Jeszcze jedna chwila patrzenia w te jej oczy i uwielbiałbym ją u
jej stóp, błagając chociaż o najdrobniejszy smak jej ust.
Musiałem się wziąć w garść, i to szybko.
Chociaż moje ciało bardzo jej pragnęło, to nie mogłem uwieść tej
dziewczyny. Przespanie się z nią tylko pogorszyłoby sprawę. Ale z całą
pewnością stała by się czepliwa i irytująca jak inne. Coś w głębi mnie
szepnęło, że nie byłoby to takie złe. Byłoby zabawnie, gdyby taka
dziewczyna błagała u mych drzwi. Otrząsnąłem się z wyobrażenia Raven,
która błagałaby na kolanach...
Na mój nagły jęk Raven zmrużyła na mnie oczy. Nie, dam rade.
Przyszła tutaj, aby odnowić mój samochód. Z całą pewnością mogłem być
przy niej bez rzucenia jej na podłogę i pożarcia każdego centymetra jej
pięknego ciała. Albo przynajmniej mogłem to sobie dalej wmawiać.
~*~
Raven
- Może cię oprowadzę?
Tak, poproszę. Wszystko się przydało, bylebym oderwała się od jego
oczu. Były piwne, ale nie takie, jakie kiedykolwiek widziałam. Brąz w nich był
tak jasny, że dostrzegłam ciemnozielone kropki w jego tęczówkach. Ten
dramatyczny kontrast sprawił, że trudno było się nie gapić.
Byłoby wspaniale - z ogromnym trudem zachowałam spokojny głos i
powstrzymałam dłonie od drżenia. Nawet mój uśmiech mnie zawiódł.
Miałam tylko nadzieję, że był przyzwyczajony do tego, że w jego obecności
ludzie się denerwowali i nie zauważył tego, iż byłam gotowa aby wyskoczyć
z własnej skóry.
Podczas gdy oprowadził mnie po swoim domu, to niekontrolowanie
zmierzyłam jego ciało. Chociaż jego dom był niezwykły, to moje spojrzenie
ciągle wracało do niego. Jego postawna sylwetka była jeszcze wyższa, niż
pamiętałam. Jego ręce były zaokrąglone am gdzie powinny: rękawy jego
koszulki napinały się wokół bicepsów. Tak, jakby było wyrzeźbione w
marmurze, jego ciało było zbudowane z mięśni i twardych krawędzi. Jego
gładka, opalona skóra była bez skazy, z wyjątkiem cudownie kolorowego
wytatuowanego rękawa, poczynając od nadgarstka i ciągnąc się do
ramienia, gdzie zniknął pod koszulką. Zastanawiałam się, jak daleko się
ciągnął. Przez krzywiznę jego ramienia, do jego umięśnionych pleców i do...
Raven?- dźwięk mojego imienia przykuł moją uwagę.
Hmm?
Stał przy ogromnych, rozsuwanych szklanych drzwiach, uśmiechając
się, jakbym właśnie przegapiła żart.
Straciłem cię na chwilę. Jestem aż tak nudny?- fizycznie był
całkowicie mężczyzna, ale jego chłopięce dołeczki i jasny uśmiech sprawiły,
że zakręciło mi się w głowie.
Co? och, nie, chodzi tylko o to, że nigdy wcześniej nie byłam w tak
wielkim domu - rozejrzałam się. Wow, to miejsce jest ogromne. Powinnam
była bardziej zwrócić uwagę na to co mówił.- Jest dużo do ogarnięcia.
Lekki grymas musnął jego twarz, zanim zniknął. Co
powiedziałam? Byłam wdzięczna, kiedy wrócił jego uśmiech.
Och, cóż, przejdźmy do najlepszej części - wyciągnął ku mnie dłoń.-
Co ty na to?- spojrzałam na nią, zanim moja własna ręka uniosła się od
mojego boku. I niczym bezradny robak, którego ciągnęło do światła,
którym był Jonah Slade, chwyciłam go za dłoń.
Nie dając mi ani chwili, aby nacieszyć się kontaktem, odwrócił się i
wyszedł przez drzwi. Nie byłam przyzwyczajona do bycia dotykaną,
zwłaszcza przez kogoś takiego jak on i dopiero po chwili znalazłam swoje
nogi. Potknęłam się, lecz na szczęście szybko złapałam równowagę, zanim
zauważył.
Przeszliśmy przez jego ogromne podwórze. Kątem oka dostrzegłam
basen. Mogłabym spojrzeć na niego bezpośrednio, ale nie mogłam oderwać
oczu od naszych złączonych dłoni. Jego była ogromna. Moja w porównaniu
zdawała się być strasznie mała. Jego dotyk był silny, ale zarazem delikatny.
Mógłby w mgnieniu oka zmiażdżyć mi kości, ale jego lekki uścisk po prostu
był bezpieczny. Uśmiechałam się jak idiotka. Wspaniale.
Zatrzymaliśmy się przed dużym budynkiem z boku jego domu.
- Oto jesteśmy - otworzył drzwi i wprowadził mnie do środka.
Nie było światła, ale przez zapach rozejrzałam się w ciemności.
Puścił moją dłoń. Naburmuszyłam się z powody straty jego dotyku, do
czasu gdy zapalił światło.
Zassałam oddech.
– O mój Boże, Jonah.
Prolog Miałam krótką chwile, aby złapać oddech, zanim nadeszła pora na kolejne parcie. Moja głowa przechyliła się na bok, a oczy skupiły na sylwetce mężczyzny. Trudno było go rozpoznać przez łzy i pot, które zmętniły moje widzenie. Jasne światło, które otulało postać wcale nie pomagało. Z wyjątkiem blasku, wszystko na zewnątrz było pogrążone w ciemności. Ale nawet w ciemnościach wiedziałam kim był. Jak długo tu stał? W swojej porodowym szoku nawet nie zauważyłam, jak wszedł. Przeszły mnie zimne dreszcze i każdy włosek na moim ciele stanął dęba. Zaczęłam się wić pod ciężarem uczucia jego obecności. Ucisk imadła na moim brzuchu zaczął swoją gwałtowną pracę. Spojrzałam w oczy lekarzowi między moimi nogami. Jeszcze raz, Milena. Weź głęboki oddech - otarł czoło brudnym rękawem koszuli. Zapach papierosów i alkoholu unosił się z jego ciała, przyprawiając mnie o mdłości. Podskoczył mi żołądek, gdy moje ciało napięło się w kolejnym skurczu. Dobrze. A teraz przyj!- ledwie usłyszałam przez swoje jęki, jak lekarz zaczął liczyć do dziesięciu. Mój tułów zgiął się w pół, gdy silne skurcze chwyciły moje ciało. Zagryzłam wargę i poczułam smak krwi, nie zamierzając wydać żadnego dźwięku agonii. Pot perlił się na mojej skórze. Zacisnęłam dłonie na prześcieradle, gdy powrócił nieznośny ból. Chciałam się poddać, położyć się i zasnąć, ale moja macica zamierzała wyrzucić z siebie dziecko. Gardłowy dźwięk zahuczał mi w gardle. Piekący ból. Intensywny nacisk. Byłam rozdzierana na dwie części.
Dziecko przyszło na świat - lekarz ogłosił pomieszczeniu. To koniec. Opadłam z powrotem na łóżko. W pokoju zaległa cisza z wyjątkiem mojego ciężkiego oddechu i klikaniu narzędzi lekarski. Przyglądałam się sufitowi, nie będąc gotowa do zmierzenia się z tym, co wiedziałam, że miało nadejść. Ogarnęło mnie wyczerpanie i zamknęłam powieki, aby tylko otworzyć je z powrotem przy krzyku nowego życia. Rozbrzmiało wibracjami głęboko w mojej piersi. Moje serce zaczęło szybciej walić. Krzyk noworodka przebił się do mnie na pierwotnym poziomie, prosząc się o ukojenie, jakie tylko matka mogła dostarczyć. Ręce piekły mnie, aby przytulić dziecko do piersi. Już dobrze, mamusia jest tutaj. Te słowa rozbrzmiały w mojej głowie, ale zamarzły na ustach. Nie mogłam się przywiązać, nie gdy plan polegał na tym, że zabrałby mi je, aby użyć dziecko do własnych celów, jakby wyhodował muła do pracy. Cały rodzaj pracy, jaki czekał na dziecko, gdy osiągnęłoby wiek dorosły, zależało tylko od jednej rzeczy. Dokuczliwe pytanie zaczęło walić mi w głowie. Siadając, przetarłam oczy, aby widzieć wyraźniej. Stał u stóp łóżka, gdzie już nie był otoczony przez ciemności. Trzymając dziecko w jednym ramieniu, podał lekarzowi wielki zwitek gotówki i pstryknął palcami na mężczyznę, aby ten wyszedł. Lekarz prześlizgnął się do drzwi jak mysz, która właśnie coś skradła z obiadu i zamknął za sobą drzwi. Perfidne spojrzenie przyciągnęło moją uwagę. Dobra robota, kochanie. Jest idealna - jego głos był gładkim pomrukiem, który nawiedzał moje sny. Ona. O Boże. Nie! Dominick, proszę, błagam cię - starałam się brzmieć stanowczo, ale udało mi się jedynie wyszeptać.- Oddaj ją do adopcji. Jest niewinna... Cisza!- jego donośny rozkaz rozbrzmiał echem w maleńkim pokoiku, sprawiając, że się wzdrygnęłam.- Jest moja. Zrobię z nią to, co będę chciał - jego ostre słowa przecięły przez krzyki noworodka i trafiły prosto do mojego serca. Przesunął dłonią po głowie dziecka z delikatnością meduzy. Spokojnie i śmiertelnie. Ma po tobie ciemne włosy, kochanie. Nazwę ją Raven - podszedł do mojego łóżka.- Chcesz ją potrzymać? Moja piskliwa odpowiedź przyprawiła go tylko o uśmiech. Wiedział, co właśnie zrobiłam. Właśnie pokazałam mu swoją słabość, jakbym wyłożyła karty w najwyższej stawce partii w pokera. Nie, nie mogłam jej wziąć. Jeśli bym to zrobiła, to już nigdy bym jej nie puściła. Rozumiem - trzymał ją w ramionach i przespacerował się do jedynego okna.- Możesz ją wychować - spojrzał z powrotem na mnie.- Ale nie popełnij
żadnego błędu, Milena, jeżeli zrobisz coś, co zakłóci mój plan, to zabiję ją. A potem ty i ja zaczniemy od zera i nie będzie to dla ciebie przyjemnie. Rozumiemy się?- uśmiechnął się, jakby widział moją duszę i czuł mój strach. Obrzydzenie przepłynęło przez moje żyły jak jad, uniemożliwiając mi mówienie. Zamknęłam oczy i skinęłam głowa, próbując powstrzymać łzy, które spływały mi po twarzy. Gdybym mogłam tylko to cofnąć. Ten dzień, w którym wszystko wymknęło się spod kontroli. Chwilę, w której Dominick Morretti zrujnował mi życie. Gdy opierał się o swój samochód z tymi blond włosami i pięknymi niebiesko zielonymi oczami, wyglądał jak anioł. Mówił czule ze szczerym szacunkiem i zaoferował mi życie o jakim mogłabym tylko marzyć. Moje serce strasznie chciało uwierzyć, że był moim wybawcą: niebiańskim posłańcem, który miał mnie wziąć w swój uścisk i zaprowadzić mnie do życia, gdzie wszystko układało się szczęśliwie. Ale nie był wybawcą. Był moim grabarzem. Uderzyła we mnie realizacja: ciężka powód zatopiła mnie w żalu. Bolesne poczucie winy zżerało mi serce, powoli konsumując to, co zostało z mojego człowieczeństwa. Dominick zawsze wprowadzał swoje słowa w życie. Dotarłby do celu i nie było niczego, co można byłoby z tym zrobić. Nienawiść zawrzała w moim żołądku. Chciałam wybuchnąć, zaatakować tego człowieka, który odebrał mi moją przyszłość. Ale wiedziałam, że lepiej się z nim nie mierzyć. Widziałam co robił z dziewczynami, które nie były posłuszne. Resztę swych dni spędzały na drżeniu, chodzeniu po cienkiej linii swojego uzależnienia, całkowicie polegając tylko na nim, tak zdesperowane swojej następnej działki, że błagały o dar prędkiej śmierci. Właśnie tam, gdzie je chciał. - Milena - jego stanowczy ton zwrócił moją uwagę. Znowu znalazł się przy łóżku, wyciągając w moją stronę zawiniątko koców z dzieckiem, abym je wzięła. Raven. Moja córeczka. Nie. Nie moja. Nie pokazuj mu swojej słabości. Cierpienie w milczeniu było torturą. Ale nie mógł dotknąć tego, czego mu nie dałam. Owinęłam mocno ręce wokół własnego ciała, zatrzymując je na miejscu. Z ostatnim wysiłkiem i determinacją, wpakowałam matkę we mnie w róg mojej duszy i zamknęłam ją tam. Weź ją, kochanie - jego słowa niosły ciężkie ostrzeżenie. Pokręciłam głową. Wyprostował się i przyglądał mi zmrużonymi oczami. Bardzo dobrze - odwrócił się i skierował do drzwi.- Dam ci kilka godzin, abyś sobie to przemyślała. W międzyczasie... - spojrzał na łóżko w nieładzie i na podłogę, gdzie znajdowały się pozostałości po porodzie.-... posprzątaj ten bałagan - i zniknął, zabierając ze sobą Raven. Rozejrzałam się po swoim otoczeniu, przyswajając sobie widok rzezi: produkt dwudziestu cztery godzinnego porodu; zakrwawiony wynik
niezdrowego porodu w domu. Zdałam sobie sprawę w głębi siebie, że nie tylko moja tragedia nawiedzała ten pokój. Niemal słyszałam krzyki innych kobiet, które były tutaj przede mną. Moje ręce machinalnie potarły mój teraz miękki brzuch. Kiedyś był pełen życia i obietnic, a teraz był całkowicie pusty. I przez to wszystko czułam... nic.
Rozdział 1 20 lat później... Jonah O kurwa. Nie sądziłem, że ten ból głowy, który przebijał wszystkie pozostałe, mógł stać się jeszcze gorszy. Gdzieś pomiędzy pulsującym światłem i kiepską muzyką, mój mózg czuł się tak, jakby minęły dopiero dwadzieścia cztery godziny od trzydniowej popijawy. W powietrzu wirował smród zwietrzałego piwa, potu i perfum, dodając co nieco do listy rzeczy, które drażniły moją czaszkę. I dodajcie do tego jeszcze gang gorylów obwieszonych srebrem przy stoliku za mną. Jęczeli i wrzeszczeli na scenę, jakby brali udział w konkursie kto pierwszy zwróci na siebie uwagę. Amatorzy. Odwróciłem się i posłałem tym ciotom takie spojrzenie, które od razu zamknęło ich mordy na kłódkę. Głowa bolała mnie tak, że zaraz pewnie zamierzała eksplodować, co wprowadziło mnie w przejebany nastrój. Zgodziłem się przyjść do tego klubu ze striptizem tylko dlatego, że miałem nadzieję, iż wlanie w siebie kilku piw stępi ten cholerny ból. Jak do tej pory nic z tego nie wyszło. Przy jednym długim łyku z butelki, spojrzałem na półnagą dziewczynę przede mną, która kręciła się po scenie. Była typową striptizerką z Vegas: tlenione blond włosy, ciemna opalenizna i ogromne, sztuczne cycki. W każdym klubie ze striptizem była taka jedna. - Ta laska pieprzy cię wzrokiem przez całą noc - Blake krzyknął przez
muzykę.- Zaliczysz ją?- spojrzałem z niezadowoleniem na swojego sparing partnera. To właśnie ten dureń namówił mnie, abym dzisiaj tu przyszedł. Może - pozbycie się bólu głowy było moim pierwszym priorytetem. Odkąd alkohol nie pomagał, to może zaradziłoby temu kobiece towarzystwo.- Ale tylko wtedy, jeśli prędko skończy. Muszę stad wyjść. Przez to miejsce pęka mi głowa - spróbowałem zetrzeć ból za pomocą palców. Blake uniósł brew wraz z jednym kącikiem ust. Też będę się zbierać. Muszę nieco zaczerpnąć snu dla urody, jeżeli dalej zamierzam skopać ci tyłek. Pokazałem mu środkowy palec. To właśnie jego kolano przy mojej skroni podczas dzisiejszego treningu spowodowało ten cholerny ból głowy. Zanotowałem w pamięci, aby odpłacić mu się kopniakiem w jaja, gdy następnym razem znajdziemy się w ośmiokącie. Jasne. Skopałeś mi dupę - skinąłem głową, wskazując na jego świeżo podbite oko i zakrwawioną wargę. Być może powinienem czuć wyrzuty sumienia, że wyładowałem się na nim. Ale ze wszystkich osób to on powinien był wiedzieć najlepiej. Widział, co się działo, gdy wypuszczałem z siebie potwora. Jeżeli oberwałem wystarczająco mocno, to mój mózg przeskakiwał w tryb obronny. Nie mogłem na to niczego poradzić. Przez większość czasu nauczyłem się nad tym panować podczas treningów. Ale kolano Blake'a trafiło mnie mocno i wytrąciło z równowagi. Na szczęście zdążyłem nad sobą zapanować, zanim naprawdę zrobiłem mu krzywdę. Hej, przystojniaku - uwodzicielski głos wymruczał mi do ucha. Kobiece dłonie przesunęły się po moich bicepsach, w dół torsu i zatrzymały się na moim brzuchu. Obróciłem się, aby zobaczyć, iż blond włosa striptizerka ze sceny opierała brodę na moim ramieniu, przygryzając swoją dolną wargę, która była pomalowana na wiśniowy kolor. Przesunęła dłonie w górę, gładząc mój przód. Jej długie, nagie nogi rozsunęły się okrakiem na moich udach i pochyliła się bliżej, tak że znalazła się na wysokości moich oczu. Chyba cię znam - jej biodra zafalowały przede mną w rytmie muzyki. Ziewnąłem. Doprawdy? A niby skąd? Przyjrzałem się jej twarzy, próbując wyciągnąć z pamięci coś znajomego, co zresztą poszło na nic. Nie było mowy, abym wcześniej uprawiał z nią seks. Zapamiętałbym. A jeśli już bym to zrobił, to ta noc potoczyłaby się inaczej. Nie zaliczałem dwa razy tej samej laski. Pozwoliła swojemu ciężarowi opaść, tak, że usiadła na moim kolanie. Poczułem znajome podniecenie, gdy moje ciało odpowiedziało na ciepło i tarcie, ale nic więcej. Znałem jej typ. Wszystkie były takie same: sztuczne -
od ich wyćwiczonych głosików po implanty w tyłkach. Te kobiety były dobre do jednego, a ta zdawała się być zdecydowanie gotowa. Idealnie. - Widziałam cię na bilbordach. Przewróciłem oczami w stronę sufitu i zamknąłem je na pulsujący ból w głowie. Nie miałem czasu na pogawędki. - Chcesz stąd pójść? Jej twarz rozpromieniła się, a oczy zabłyszczały. - Pewnie. Co za niespodzianka. Pójdziemy do ciebie?- praktycznie podskakiwała z podekscytowania. Była tak przejrzysta, że niemal widziałem jak w jej oczach zabłysnęły znaczki dolarów. Tej lasce chodziło tylko o status, pieniądze i prawo do tego, że bzykała się z zawodnikiem. Szukała kogoś z kasą, aby mogła kręcić się wokół jego kutasa. Jej wygląd porno gwiazdy i jej chęć na seks były tak jasne, że pewnie miała nadzieję, iż oślepiłaby mnie tym i pomyślałbym, że się zakochałem. Tak cholernie przewidywalna. Nie. Do ciebie. Nigdy nie zabierałem kobiet do swojego domu. Zdawało się, że gdy facet przyprowadzał kobietę do domu, to tak nagle czuła się tak, jakby mogła się w nim zagnieździć. Zanim koleś się zorientował, to już przygotowywała śniadanie i zapchała szuflady w łazience swoimi tamponami. W taki sposób biedka, który szukał przygody na jedną noc, załatwiał sobie żonkę na wprowadzkę. Kiedy by wreszcie wyszła, to koleś i tak miał przejebane, bo laska wiedziała, gdzie mieszkał. Ani razu by nie zadzwonił, ale jej by to nie przeszkadzało. Po prostu pokazałaby się w jego domu, albo jeszcze gorzej, zaparkowałaby na podjeździe albo po drugiej stronie ulicy, aby go prześladować. Nie, dziękuję. Dobra - jej odpowiedź brzmiała na nieco przybitą. Podniecenie nieco się ulotniło, ale było widać, że laska się nie poddawała.- Spotkamy się z przodu. Daj mi pięć minut, dobra?- zaćwierkała, unosząc cienkie brwi aż do samego czoła, czekając na moją odpowiedź. Skinąłem głową. Po długim, pewnym otarciu się miednicą o moje krocze, zniknęła w tłumie. Blake wpychał język do gardła jakiejś cycatej rudej. Hej, stary. Ja spadam - powiedziałem na tyle głośno, aby mnie usłyszał. Nie oderwał od dziewczyny ust, ale machnął na mnie jedną ręką, podczas gdy wsunął pięćdziesiąt dolców za stringi rudowłosej. A powiada się, że nie były prostytutkami. Wypiłem resztki swojego piwa, rzuciłem nieco kasy na stół i skierowałem się do drzwi. We wtorkowe wieczory klub był wypełniony, a bar był zajęty, przez co było miejsce tylko na stanie. Ludzie schodzili mi z drogi
nieco szybciej niż zwykle, pewnie z powodu miny nie-zaczynaj-ze-mną, którą powodował ból głowy. Wychodząc przez frontowe drzwi klubu, zaciągnąłem się pustynnym powietrzem i dymem papierosów. Migający neonowy znak oświetlał skórę każdego na różowo. Rozejrzałem się po parkingu i zacząłem rozważać wykręcenie się z tego. Może potrzebowałem gorącego prysznica i dobrej, przespanej nocy. I właśnie wtedy mała dłoń chwyciła mnie za łokieć. Za późno. Striptizerka spojrzała na mnie spod rzęs. Oblizała wargi i przycisnęła swoje cycki do mojego ramienia. Wsunęła dłoń w moją i zacisnęła palce na moich. Mam nadzieję, że jesteś gotów na zabawę. Jedna noc ze mną i będziesz błagać... Wysunąłem dłoń z jej. Gdzie twój samochód? Pojadę za tobą. W jej oczach błysnęło coś, co wyglądało jak rozczarowanie. Laski i ich zawyżone wyobrażenia o romantyczności. To nie była randka. Nie było to całonocne seksualne spotkanie. Była to prosta zasada: Swędzi. Drapiesz. Skinęła głową i skierowała się do swojego samochodu. Czując się nieco źle wobec własnego zachowania, odprowadziłem ją do auta. Nie jestem kompletnym dupkiem. Wsiadła do środka i odpaliła silnik. Ruszyłem do swoich czterech kółek, wmawiając sobie, że wracałem do domu z... cholera, nawet nie znałem jej imienia. No cóż. Nie była to pierwsza bezimienna twarz. Do jej mieszkania jechało się krótko. Zaparkowałem w miejscu dla gości, zapewniając sobie szybki wyjazd. Czekała na mnie u stóp schodów. Jestem tutaj - przesunęła dłonią w dół mojej piersi, zaczepiając o moje dżinsy palcami. Nie rób - odsunąłem jej dłoń. Zmrużyła oczy, zanim jej spojrzenie zmiękło w coś bardziej seksualnego. Było tak, jakby chciała być na mnie wkurzona, ale nie chciała stracić nagrody. Jeżeli lubisz kontrolować, przystojniaczku, to powiedz - odwróciła się i poszedłem za nią do jej mieszkania. Gdy znaleźliśmy się w środku, to rzuciła torebkę na kanapkę i poszła tam, gdzie zakładałem, iż znajdowała się jej sypialnia. Podszedłem do świecącego zegara w jej kuchni. Była prawie północ. Wyciągnąłem gumkę z portfela i obiecałem sobie, że znajdę się w swoim domu i łóżku o pierwszej. Przeszedłem przez krótki korytarz do pokoju w którym było zapalone światło. Leżała naga na łóżku. Sam widok sprawił, że moje ciało załadowało się i było gotowe. Chcesz zgasić światło?- odpiąłem guzik od swoich dżinsów.
Jej twarz wykrzywiła złość. Co jest z tobą?- wsparła się na łokciach.- Żadnego dotykania. Zero gry wstępnej. Brak świateł! Myślisz, że co to jest? Jakiś szybki numerek ze striptizerką? Dłonie znieruchomiały mi przy rozporku. Żartowała sobie? Oczywiście, że było to właśnie to. Wzruszyłem ramionami. Nie było powodu, abym miał sprowadzać tą dziewczynę z właściwego toru. Taa. Jej oczy zmierzyły mnie od stóp po głowę. Jak chcesz - przewróciła się na bok i zgasiła światło, pogrążając nas w ciemności. Znacznie lepiej. Skupiłem się na zadaniu przed sobą: na spotkaniu potrzeby, żadnej więzi, żadnego uczucia powyżej pasa. Znajdował się przede mną cel, meta, do której zamierzałem dotrzeć, abym mógł wrócić do domu i się przespać. Przesunęła się aby mnie pocałować, na co się odwróciłem. Próbowała zaangażować mi w mówione świnstewka. To było łatwo zignorować. Wreszcie się poddała, pozwalając naszym ciałom aby wzięły to, czego potrzebowały. Wciąż w pełni ubrany z wyjątkiem rozpiętego rozporka, wstałem z łóżka aby wyjść. Ta dziewczyna pewnie miała coś więcej do zaoferowania facetowi. Ale to nie ja byłem tym kolesiem. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl, że jakaś wiecznie naciągająca laska wisiałaby mi na ramieniu, namawiała mnie do kupowania jej gówien, zawracając mi głowę drobnymi problemami dziewczyn. Musiałem się stąd wynieść. Zadzwonisz, wiesz, jeśli będziesz chciał się jeszcze raz spotkać?- jej cichy głos dotarł do mojej teraz spokojnej głowy. Kurwa. Było niezręcznie. Wyciągnąłem telefon i wcisnąłem kilka guzików. Jaki jest twój numer?- i imię. Podała mi siedem cyfr, a ja udawałem, że je wpisałem do telefonu. Dobra, mam. Idź spać. Jiminy Cricket 1 stoczył bój z moim sumieniem. - Dzięki za... to. Wymamrotała coś, że nie mogę sobie tak po prostu pójść i wyślizgnąłem się z jej pokoju. 1 Świerszcz z Pinokia ;)
~*~ Raven Jasna cholera - zakryłam uszy, zrywając się z łóżka.- Co za głupia rzecz - uciszyłam swój wredny budzik. Zazwyczaj budziłam się sama, przez co zapomniałam, że mój budzik brzęczał jak rój pszczół, do których tyłków był przystawiony megafon. Przy następnej wypłacie zamierzałam kupić budzik z radiem. Wbiłam podbicia dłoni w oczy, aby zetrzeć sen. Dlaczego tak późno się położyłam? Przerzuciłam nogi przez bok łózka i przeciągnęłam się jak leniwy kot. Kawa. Właśnie tego było mi trzeba. Skierowałam się w stronę mojej kuchni i walnęłam w wielkie, drewniane pudło na podłodze. Auć, auć, auć - tuląc zranioną nogę, posłałam skrzynce najbardziej złowieszcze spojrzenie, zwłaszcza że to przez nią położyłam się tak późno. Karton był pełen magazynów Car nad Driver2. Wczorajszego wieczoru wciągnęło mnie kilka problemów z gazet i nie byłam w stanie się od nich oderwać, aż w końcu zasnęłam z twarzą na stronach. Wepchnęłam karton pod łóżko i zebrałam się do swojej porannej pobudki. Kilka łyżeczek granulek, śmietanka i cukier. Voila. Doskonale ohydny kubek kawy. Usiadłam na krawędzi łóżka i rozejrzałam się po moim małym, ale przytulnym domu: cztery ściany, jedno okno i jedne drzwi. Na drzwi do mojej szafy i łazienki nie składało się nic innego, jak na zasłony prysznicowe. Nie był to mój pierwszy wybór, ale czynsz był tani i miałam blisko do pracy - mieszkałam tuż nad nią. Praca. Sprawdziłam godzinę. Dwadzieścia minut? Masa czasu. Po tym jak wysiorbałam kawę, to rozebrałam się z piżamy i wskoczyłam pod prysznic. Ciepło prysznicu połączyło się z kofeiną, co pomogło przegnać ostatnią senność. Owinęłam się ręcznikiem i otworzyłam górną szufladę, spoglądając na moją kolekcję staników i majtek. - Dzień dobry, moje śliczności - było to moje małe uzależnienie. Ponad 2 Amerykańskie czasopismo samochodowe
pięćdziesiąt procent mojej wypłaty szła na bieliznę z Victoria Secret. Przed oczami zamajaczyło mi wyraźne wspomnienie mojej mamy, która składała swoje pranie. Owszem, jej bielizna była atrakcyjna, ale powód dla którego ją nosiła - niezbyt. Odegnałam to wspomnienie. Nie zamierzałam się tam kierować. Spojrzałam po każdym idealnie dopasowanym zestawie. Na jaki kolor miałam dzisiaj ochotę? Co powiemy na ciebie?- chwyciłam fioletową satynę połączoną z koronką i założyłam ją. Coś w noszeniu pięknej, seksownej bielizny pod moim uniformem zawsze przyprawiało mnie o uśmiech. Po tym jak szybko wysuszyłam swoje włosy, to związałam je z tyłu głowy. Założyłam top, wsunęłam na siebie swój jednolicie niebieski kombinezon i związałam długie rękawy wokół talli. Musnęłam rzęsy tuszem i dodałam na usta wiśniowy błyszczyk. Zmierzyłam do drzwi z kluczami w dłoni i małą puszką kociego jedzenia. Zeskakując ze schodów do alejki, zmarszczyłam nos na zapach zgnilizny i śmieci, które roznosiły się ze śmietnika. Dzień dobry, Psie - przykucnęłam i pogłaskałam czarnego kota, który miesiące temu pojawił się u moich drzwi. Jesteś głodny?- otworzyłam puszkę jedzenia u dołu schodów, uśmiechając się na miauknięcie w odpowiedzi. Pies zbiegł na dół, zresztą jak każdego ranka i podrapałam go za uchem. Wciąż nie mogę uwierzyć, że ci się tu podoba - nie próbowałam zabrać go do środka. Ostatnim razem podrapał mi ręce aż do krwi. Z pewnością musiało przytrafić mu się coś okropnego i to zniszczyło go dla innych. Mogłam się z tym utożsamić. Muszę iść do pracy. Zobaczymy się wieczorem. Zostawiając Psa przy jego śniadaniu, okrążyłam budynek, gdzie napotkałam podciągnięte drzwi od warsztatu. Przez okno dostrzegłam Guy'a, który siedział przy biurku z grymasem na twarzy. Nie było to niczym niezwykłym. Otworzyłam drzwi, słysząc dzwonki nad głową, co zwróciło uwagę Guy'a. Dobry, Ray. Dzień dobry, Guy. Jak minęła ci noc? Do dupy! Dałem się wciągnąć w jakiś durny program o kawalerze i jakichś idiotkach, które starały się dostać od niego róże. Te dziewczyny były żałosne. I pijane! Zachichotałam na opowieść Guy'a o jednym odcinku z The Bachelor, jednym z programów, jakie wyświetlał mój maleńki telewizor. Oglądałem ten głupi program przez godzinę, a ten kretyn i tak nie mógł się zdecydować. Tak się dzieje, kiedy facet ma wybrać wśród dwudziestu pięciu
pięknych kobiet. Po co wybrać jedną, skoro można mieć wszystkie?- wzruszyłam ramionami i podniosłam dzisiejszy grafik z jego biurka. Wszystkie? Cholera, ja nie mógłbym znieść, aby wysłuchać chociaż jedną przez pięć minut. Są irytujące - nie miałam serca, aby przypomnieć mu, że jednak oglądał je przez całą godzinę. Jak bardzo były irytujące? Wskazał na grafik w mojej dłoni. Jest do zmienienia kilka olejów w warsztacie. Zrób co możesz. Niebawem przyjdzie Leo. Mickey'a dzisiaj nie będzie? Nie, ma jakieś kłopoty w domu i musi sobie z nimi poradzić. Wrzuciłam plecak do szafki. Szkoda. Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Och, da sobie radę. Zawsze wszystko mu wychodzi. Nawet gdy byliśmy dzieciakami, to nasza mama powiedziała, że Mickey zdołałby się przebić promykami przez największą burzę. Tak czy inaczej, lepiej abyś zaczęła pracować w pojedynkę, skoro pewnego dnia przejmiesz to miejsce - puścił mi oczko i wrócił do papierów na biurku. Motylki zatańczyły mi w brzuchu, kiedy pomyślałam o tym, że kiedyś ten warsztat będzie należał do mnie. Guy nie miał dzieci i był mi bliższy niż ojciec. On i jego brat Mickey przejęli Warsztat Guy'a od Guya seniora, kiedy ten zachorował. Dzieci Mickey'a miały wspaniałe prace w mieście i nie chciały mieć niczego wspólnego z tym miejscem, więc zapytali mnie, czy chciałabym przeciąć to miejsce, kiedy oni przeszliby na emeryturę. Będę w warsztacie, jeśli będziesz czegoś potrzebować - zawołałam przez ramię, gdy wyszłam. Wzięłam głęboki oddech, pozwalając, aby uspokoił mnie zapach paliwa i oleju. Warsztat zawsze był moim sanktuarium. Podłączyłam boomboxa i Stevie Wonder z „Superstition” wypełnił powietrze. Zatraciwszy się w pracy, zanurkowałam pod maską Forda Explorera z '99, aż moją uwagę przykuł potężny ryk silnika. Głęboki bas towarzyszył warkotowi silnika, gdy samochód zatrzymał się przed warsztatem. Za pomocą samego słuchu zamierzałam odgadnąć jaki to był samochód, co było jedną z moich ulubionych zabaw. Podejrzewałam, że była to ogromna - nie, bardzo ogromna - furgonetka pickupa. W amerykańskim stylu. Bardziej usłyszałam, niż zobaczyłam Guy'a, który wyszedł, aby przywitać się z kierowcą. Silnik i bas ucichły i ledwo usłyszałam głęboki głos. Niskie wibracje wysłały dreszcz wzdłuż mojego ciała i gęsią skórkę. Co do cholery to było? Dotknęłam swojego czoła. Żadnej gorączki. Hm. Ray! Ray, chodź tutaj!- uporczywe wołanie Raya wyrwało mnie z zamyślenia. Chwyciłam za ręcznik i wytarłam dłonie. Ray! Teraz!
Jezu, jaki niecierpliwy. Wychodząc przez drzwi warsztatu na słońce Las Vegas, zmrużyłam oczy aby dostosować je do jasnego światła. Monstrualny, czarny pickup Ford FX4 stał przed warsztatem. Ah-ha! Miałam rację. Był wyposażony w podwójne turbo, trzydziestu pięciu calowe koła, czarne felgi i podwozie na sześć cali. Przyciemnione szyby w stylu limuzyny i czarne reflektory nadawały mu życia. Ktokolwiek jeździł tą bestią, to miał pasję, która pasowała do mojej. Mój wzrok przesunął się do właściciela samochodu, aby pochwalić jego wybór co do samochodu. Ładny Ford... - zamarłam, moje nogi przykleiły się do asfaltu, a głos utknął w gardle, gdy gapiłam lokalnego, seksownego celebrytę walczącego w Universal Fighting League, Jonaha Slade'a. W mojej pracy! Miał z dobre ponad sześć stóp i może z jakieś pięć cali. Koszulka bez rękawów z logiem Jersey opinała jego szerokie ramiona. Jego dobrze umięśnione ręce były pokryte wspaniale kolorowymi tatuażami, które aż się prosiły o bycie dotkniętymi. Swędziały mnie palce, aby prześledzić każde zawirowanie, aby dotknąć go, by upewnić się, że był prawdziwy. Odchrząknął, sprawiając, że uniosłam wzrok do jego twarzy, kontynuując swoją ocenę. Miał na głowie czarną czapkę z daszkiem skierowanym do tyłu, zaś jego ciemne, niemal czarne włosy wystawały wokół uszu. Jego silna, kwadratowa szczęka posiadała najbardziej zmysłową parę ust, jaką kiedykolwiek widziałam u mężczyzny. Ray, to Jonah Slade. Taa, bez jaj. Na dźwięk głosu Guy'a przechyliłam głowę na bok, ale nie byłam w stanie oderwać wzroku od tego mężczyzny, nie, boga, który stał przede mną. W całym mieście widziałam go na plakatach i bilbordach, ale nie równały się do zapierającej dech w piersiach wersji na żywo. Ma do naprawy starego Chevy, do którego potrzebuje pomocy. Powiedziałem mu, że weźmiesz tą robotę - usłyszałam uśmiech w głosie Guy'a, ale wciąż nie mogłam oderwać oczu, aby na niego spojrzeć. Samochód. Powiedział coś o naprawieniu samochodu. Przełamując szok, sięgnęłam do swojej normalności. Jakiego rodzaju... - moje słowa przerwał pisk. Było to żenujące. Odchrząknęłam.- Samochód? Jaki?- to brzmiało nieco lepiej. Mogłam - O mój Boże! Jonah Slade się uśmiechnął. Obramował swoje doskonale proste zęby soczystymi wargami i dwoma pieprzonymi dołeczkami. Jasność umysłu przepadła i wygrała fanka napędzana pożądaniem, przez co musiałam zagryźć dolną wargę, by powstrzymać się od zemdlenia. Wciąż się uśmiechając, skrzyżował swoje muskularne ramiona na szerokiej piersi.
Ray? Ty jesteś Ray?- wypowiedział moje imię. Zapiekły mnie policzki. Raven. Mam na imię Raven. Guy nazywa mnie Ray - mój głos brzmiał na słaby i irytująco żałosny. Spróbowałam zabrzmieć bardziej pewnie.-Przypuszczam, że dzięki temu czuje się lepiej, że dziewczyna pracuje w jego warsztacie, skoro nadał mi męskie imię - przyglądałam się swojej stopie, która kopała w niewidocznych kamyk. Raven. Wspaniałe imię - powiedział ten komplement pod nosem, jakby sam do siebie.- Miło mi cię poznać - dalej się uśmiechał. Jeżeli prędko by nie przestał, to nigdy nie mogłabym się skoncentrować na tyle, aby nie robić z siebie idiotki. Bardziej, niż zrobiłam to do tej pory. Wyciągnął rękę, aby uścisnąć mi dłoń. Spojrzałam na nią jak na żywego skorpiona. Guy tracił mnie swoim ramieniem i wskazał na moją dłoń. Wytarłam ją w kombinezon, mając nadzieję, iż myślał, że to z powodu smaru, a nie nerwowego potu. Jego szeroka dłoń połknęła moją w pewnym uścisku, który był najprostszym gestem komunikacji wytrzymałości i niezawodności. Moje ramiona rozluźniły się i zatraciłam się w bezpieczeństwie tego uczucia. Między nami przeszedł prąd. Jego kciuk poruszył się po mojej skórze w najdrobniejszej pieszczocie. A może sobie to wyobraziłam? Byłam urzeczona. Nie byłam w stanie dostrzec jego oczu za tymi ciemnymi okularami, ale czułam, że wbiły się we mnie. Jego uśmiech zniknął bez ostrzeżenia, a jego brwi obniżyły się za szkiełka. O nie. Prosty uścisk dłoni zamienił się w ich trzymanie. Pewnie myślał, że byłam dziwna. Wysunęłam się z jego uścisku. Masz, um, masz nieco smaru na swoim... - wskazał na swoje własne czoło.- Tutaj, ja... - jego dłoń przesunęła się ku mojej twarzy. Odchyliłam się, ale stałam dzielnie w miejscu, gdy jego kciuk musnął moje czoło: raz, dwa, trzy, pozostawiając po sobie płomienny ślad. Och, pewnie. Miałam wcześniej dreszcze i... - otarłam twarz, decydując się nie ujawnić, że to jego głos przyprawił mnie o takie uczucie. Kątem oka zerknęłam na Guya i dostrzegłam, że drżały mu kąciki ust. Cudownie, że ktoś myślał, iż moje zakłopotanie było śmieszne. Twój samochód... er... co... Jonah odnawia Impalę z '61 - Guy okazał mi łaskę i wybawił mnie z tego piekła niezręczności. To wspaniale. Stare Chevy są moją specjalnością - mogłabym zatańczyć z radości z tego, że wypowiedziałam pełne zdanie.- Chcesz go tu przywieźć? Prawdę mówiąc, ja... - jego głos pisną. Uderzył się pięścią kilka razy w pierś, aby odchrząknąć.- Przepraszam, to co miałem na myśli, to to, że miałem nadzieję, iż będziesz w stanie pracować w moim domu. Uniosłam brwi aż po samą linię włosów i opadła mi szczęka. Mam przyzwoity garaż i wszystkie narzędzia, jakie powinny być
potrzebne - musiał odczytać dezorientację z mojej twarzy, niż ten szok jaki właśnie czułam. Guy przytaknął z uśmiechem kota Cheshire. Chodzi o to, że jeszcze nie jest w stanie odpalić, a Guy powiedział, że jesteś tu dość zajęta. Nie mieszkam daleko. Przyjedź i sprawdź jutro. Naprawdę przydałoby mi się twoje wprawne oko, abyś powiedziała mi, jakich potrzebuję części. Jeszcze bardziej opadła mi szczęka. Guy zakaszlał, aby się nie roześmiać. Pewnie, że to zrobi - spojrzał to na Jonaha, to na mnie, wciągając usta między zęby. Co było tak cholernie zabawne? Dobra. O której? Podał mi adres domu i uzgodniliśmy, że jutrzejszego ranka zaczniemy o dziewiątej trzydzieści. Miałam naprawić samochód z Jonahem „Assassinem” Slade'em. W co ja się wpakowałam?
Rozdział 2 Raven Jonah pieprzony Slade? Robisz sobie ze mnie jaja, Rave? Pociągnęłam łyk swojej niesamowicie drogiej kawy, aby ukryć uśmiech. Zdecydowałam, że zamiast poczekać do końca pracy i zadzwonić do Eve, to postanowiłam, że powiem jej o tym osobiście przy naszym porannym spotkaniu przy kawie. I cieszę się, że to zrobiłam. Jej mina przypomniała mi piłkę, która ciągle nabierała powietrza. Wyglądała tak, jakby miała zaraz wybuchnąć. - Ty i „Assassin”? Będziecie razem pracować u niego w domu? Sami?- Eve zasypała mnie gradem swoich pytań, zaś jej ostatnie słowo wręcz zapiszczała. Milczałam. Jeśli dobrze znałam Eve, to dopiero co zaczęła. Brukowce nazywają go Casanovą Las Vegas. Zdecydowanie ugania się za spódniczkami. O mój Boże!- uderzyła obiema dłońmi o stół, zwracając na siebie uwagę każdej osoby w małej kawiarni.- Z pewnością będzie cię podrywał. To takie ekscytujące. Na serio zaraz się posikam. Proszę, nie - spróbowałam mówić cicho, ale przegrałam tą bitwę, gdy Eve wybuchnęła we własnym entuzjazmie. Odchyliła się w swoim krześle, podczas gdy złowieszczy uśmiech rozciągnął się na jej idealnej twarzy. Rave, być może pod koniec dnia pożegnasz się ze swoją V-kartką 3 - odgarnęła swoje proste, długie blond włosy.- Przypuszczam, że UFII to skrót od Uniwersalnego Pieprz... Eve!- rozejrzałam się po pomieszczeniu. Miałam nadzieję, że nikt nie usłyszał mojej zbyt głośnej, tandetnie taktownej przyjaciółki. 3 Cnota
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. Co? Tylko mówię, że... - poruszyła sugestywnie brwiami pod swoją idealną grzywką. Och, przestań. Jest moim szefem czy coś. Czy coś - wymamrotała przez chichot. Złowieszcze motylki załoskotały mnie w piersi na samą myśl, że Jonah znowu miałby mnie dotknąć. Prosty uścisk dłoni sprawił, że śliniłam się jak pies w upale. Pocałunek pewnie sprawiłby, że wyskoczyłabym z siebie. To nic wielkiego. Jest po prostu facetem, który potrzebuje pomocy z odnowieniem samochodu - jakbym sama mogła w to uwierzyć. Po tym jak Jonah wyjechał z warsztatu, to ogarnął mnie stały szok. Resztę swego dnia spędziłam jak na autopilocie, gdy próbowałam pojąć na co się zgodziłam. Byłam króliczkiem, który wszedł do jaskini niedźwiedzia. Nic wielkiego? Nic wielkiego!- jej głos stał się nietypowo poważny.- Będziesz pracować ramię w ramię z najbardziej niegrzecznym chłopcem Las Vegas. Był połączony z każdą aktorką, modelką i statystką w mieście. A ty jesteś superaśnie seksowna, dziewczyno. „Assassin” z pewnością to zauważy. Ale tak jak powiedziałaś, każda kobieta w Vegas jest na jego skinienie zazdrość zalała mi wnętrzności na samą myśl o Jonahu z inną kobietą.- Założę się, że nawet nie zauważa kobiet, które nie noszą miniówkę i sześciu calowych szpilek - pięknych, wspaniałych kobiet z których mężczyzna byłby dumny, że miał takową u swego boku. Spojrzałam na swój obecny ubiór: nie było w nim niczego pięknego ani wspaniałego. Pracowanie przez cały dzień przy samochodach nie pozwalało na nic innego jak dżins i bawełna. Tylko się upewnij, że ci zapłaci - Eve nakazała, wyrywając mnie w samo współczujących myśli.- Z pewnością go na to stać. Już koniec z pracowaniem za darmo. Nie pracuję za darmo - moje słowa splotły się z kwasem mojej zazdrości. Eve spojrzała na mnie łagodniej. Pochyliła się nad stołem. Wiesz, o czym mówię. A co z tym kolesiem, którego nie było stać, aby zapłacić za naprawę alternatora? Albo kobietę, która nie miała pieniędzy za obrót opon i zmianę oleju? Hmm? Przewróciłam oczami i zdmuchnęłam na niesforne włosy z twarzy. Nie zapłacili mi pieniędzmi. Wymienili się. Facet dał mi mój tatuaż w ramach zapłaty, a tamta kobieta była samotną matką - zaczęłam się bawić strzępkami moich dżinsów.- Dała mi fotel do mojego mieszkania. Przysięgam, Rave, że jesteś dobra w każdym calu. Ani trochę zła z tym swoim słodkim tyłeczkiem - napiła się swojego napoju.- Może staniesz się nieco niegrzeczna dla „Assassina”. Dokonaj jakąś seksowną transakcję w ramach swoich usług - poruszyła sugestywnie brwiami. Refleksyjnie zassałam oddech. Wiedziałam, że żartowała, ale żart trafił zbyt mocno do domu. Myślałam, że wyprowadzenie się z domu mojej mamy
zdystansowałoby mnie od jej pracy, ale najwidoczniej geograficzna odległość nie równała się z emocjonalnym dystansem. Odczytała moją minę i bezgłośnie wypowiedziała przepraszam. Machnęłam ręką i się uśmiechnęłam. To nie była jej wina, że byłam zniszczona. Więc o której masz zjawić się u „Assassina”? Nie każ czekać takiemu seksownemu ciasteczku - jęknęła i przewróciła oczami na tył głowy.- Jest taki seksowny. Przestań nazywać go „Assassinem.” To dla ciebie Jonah albo pan Slade droczyłam się i wypiłam resztę kawy.- Lepiej będę się zbierać. Powiedziałam mu, że będę u niego o dziewiątej trzydzieści - podskoczył mi żołądek, gdy dotarły do mnie moje własne słowa. Zadzwoń do mnie, gdy skończysz - posłała mi niegrzeczny uśmiech i puściła oczko.- I chcę szczegóły. ~*~ Jonah Słyszałeś mnie, Blake. Nie powtórzę się - ścisnąłem nasadę swojego nosa, modląc się o cierpliwość. Więc powiedz mi to wprost. Sprzątasz swoją kuchnię, bo przychodzi jakaś dziewczyna. Taka prawdziwa i to do twojego domu. Mam rację?- jego ton Perry'ego Mansona słownik sprawił, że zacisnąłem zęby. Tak, suko. Z wyjątkiem tego, że to nie dziewczyna. To mechanik, który okazał się być kobietą - nie miałem pojęcia, dlaczego w ogóle marnowałem czas, aby to wyjaśnić. Przypomniałem sobie, aby już nigdy nie odbierać telefonów od Blake'a. Ziemniaczek pieprzony pie-prznia-czek. Boże, jesteś rozdrażniony. Dostałeś okres? Powiem ci coś, złap Midol i ciasteczka i zadzwoń do mnie za pięć, siedem dni - zaśmiał się ze swojego własnego żartu. Dureń - zamknąłem z trzaskiem drzwi zmywarki i wdusiłem start.
Tylko stwierdzam fakty. Do ciebie nigdy nie przychodzą laski. To dziwne. Nowe wieści, dupku. Osoba, która urządziła mój dom była dziewczyną. Moją sprzątaczka też jest kobietą. Teraz nie jest inaczej. Więc dlaczego sprzątasz swoją kuchnię? Bo jest inaczej. I nie spałem przez całą noc, gdy dręczyło mnie pytanie dlaczego. Za każdym razem gdy zamykałem oczy, to wszystko co widziałem to jej twarz. Zignorowałbym to jako prosty przypadek chcę -cię-przelecieć, ale jeśli była to prawda, to wyobrażałbym sobie inną część jej anatomii. A nie jej twarz. Albo seledynowy kolor jej oczu, który był tak unikalny, że z trudem się w nich nie zatraciłem. Nie wspominając już o sposobie w jaki przygryzała dolną wargę, gdy myślała. A już na pewnie nie sposób w jaki się zarumieniła, gdy ją dotknąłem. Sprzątam kuchnię, bo jest brudna - po raz rugi wytarłem blat. Czy to przez mój kopniak kolanem w twoją głowę? Zaszły jakieś uszkodzenia mózgu, które obróciły cię w ciotę? Jesteś zabawny, wiesz?- mój głos ociekał sarkazmem. Cieszę się, że tak myślisz. Muszę kończyć. Zobaczymy się na treningu. Dobra. Daj znać, jak poszła randka. Nigdy nie odpuszczasz. Właśnie to powiedziała - jego śmiech zabrzmiał przeraźliwie, więc zakończyłem rozmowę. Wepchnąłem telefon do tylnej kieszeni spodni i skierowałem się do salonu, aby jeszcze się rozejrzeć. To śmieszne. Nigdy nie czułem takiego podekscytowania z powodu dziewczyny od Samanthy Salazar w czwartej klasie. Zrobiłem wszystko, żeby ta dziewczyna mnie polubiła. Nawet zmieniłem styl ubierania i to tylko po to, aby dowiedzieć się, że szukała kogoś, kto odrobiłby za nią prace domowe z matematyki. I robiłem to przez cały rok, zanim się zorientowałem. Właśnie to było w kobietach. Wiedziały, czego chcą i używały swoich ślicznych buziek i klepsydrowych figur, aby faceci się na nie gapili i zaczęli sapać. Potem obdzierali ich ich dumy, czas i kont bankowych. Widziałem to już z milion razy i byłbym przeklęty, jeśli pozwoliłbym, aby coś takiego spotkało właśnie mnie. Raven być może nie była inna. Praktycznie promieniowała niewinnością i wrażliwością. Jestem pewien, że była to gra. Dziewczyna, która wyglądała jak ona nie mogła być aż tak niewinna. Tylko dlatego, że zachowywała się jak żadna dziewczyna, jaką do tej pory spotkałem, to nie oznaczało, że nie była najgorszą z nich wszystkich.
Kurwa. Dlaczego zaprosiłem ją do swojego domu? To z pewnością nie był plan, kiedy pojechałem do garażu. Myślałem, że zaholowaliby Impalę do warsztatu i poczekał, aż Guy by się nią zajął. I wtedy zobaczyłem ją. Sposób w jaki wyszła z warsztatu, kręcąc biodrami i seksem. Miała kombinezon przewiązany w talii, jej ciasny top opinał jej przepyszne krągłości. Musiałem skrzyżować ręce na torsie, aby powstrzymać się od sięgnięcia do niej i przesunięcia palcem po jej obojczyku. Jęk zahuczał w mojej piersi na samo wspomnienie. Sprawiła, że mechanicy byli seksowni. Cholera, nawet zbieranie śmieci przy niej byłoby seksowne. Jej jedwabiste, ciemne włosy były ściągnięte, aby odsłonić jej wdzięczną, długą szyję. Za każdym razem gdy się odwracała, aby spojrzeć na Guya, to widziałem zapowiedź czarnego tatuażu na jej szyi, który ciągnął się na ramię. Ogarnęło mnie pragnienie, aby przesunąć językiem po łagodnym zboczu jej gardła, aby poczuć jej trzepoczący puls pod wargami i posmakować jej oliwkową skórę. Taa, ta dziewczyna była samym kłopotem. Musiałem wyrzucić ją ze swojego systemu, tak jak to zrobiłem z całą resztą dziewczyn z którymi byłem. Po seksie kończyłem. Całkowicie traciłem zainteresowanie. Mógłbym znaleźć nowego mechanika, ale przynajmniej nie leżałbym każdej nocy fantazjując o tym, że mogłem poznać ją lepiej. Chwila, co? Żeby poznać ją lepiej? Nie przypuszczałem, abym kiedykolwiek fantazjował o w pełni ubranej kobiecie. Jasna cholera, Blake miał rację. Zmieniłem się w ciotę. Odsunąłem się od myśli, gdy usłyszałem dźwięk muzyki. Czy to był... Johnny Cash? Podszedłem do drzwi i zerknąłem przez boczne okno. Czarna Chevy Nova ze składanym dachem i białymi felgami zatrzymała się na okrągłym podjeździe przed moimi drzwiami. Słodkie autko. Jeszcze słodszy kierowca. Nadeszła pora, abym wziął się do gry. Siedziała tam Raven, ściskając kierownicę. Rozchyliła usta, gdy wgapiła się w mój dom. Jeden kącik jej ust uniósł się do uśmiechu. Spodobał się jej mój dom. Fala ciepła wypełniła moją pierś. Co do cholery się ze mną dzieje? Minęły minuty, zanim wyszła ze swojego samochodu. Wychyliła się przez wciąż otwarte drzwi. Przetarłem oczy, spoglądając na jej idealnie okrągły tyłeczek. Miała na sobie biodrówki z dżinsu z rozdarciem na kolanie i jasno niebieski top. Uśmiechnąłem się, gdy spojrzałem na jej buty: czarne, niskie tenisówki Chucksa. Była seksowna w tym swoim nieświadomym sposobie, przez co stała się jeszcze seksowniejsza. Kobiety w tym mieście były aż zbyt świadome siebie. Wiedziałem, że były wyjątki. Ale jaka była szansa, że wyjątek, który wyglądał jak potwierdzenie zasady, zamierzał przejść przez moje ściany? Ściany? To znaczy do domu. Cholera.
Płynnie podeszła do drzwi, jakby miała naoliwione stawy. Szła w taki sam sposób jak dziewczyny, gdy wiedziały, że się je podziwiano. Ale Raven nie miała żadnej publiczności. Czy to możliwe, że nigdy tego nie doświadczyła? Lekki wietrzyk rozwiał jej długie, ciemne włosy i przez chwilę poczułem się jak głupkowaty kujon od matmy, który z daleka podziwiał szkolną cheerleaderkę. Zarówno na nią patrząc i o niej myśląc, sięgnąłem do drzwi. Otworzyłem je. Odskoczyła z piskiem, unosząc rękę, aby zapukać. Wow, przepraszam za to - powiedziałem kiepsko.- Nie wiedziałem, że tu byłaś. Właśnie zamierzałem sprawdzić pocztę - wykonałem ruch, który miałby otworzyć skrzynkę. Och, nie ma problemu - prawdę mówiąc, to wyglądała na zawstydzoną, co było zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie ja się wygłupiłem. Łatwo znalazłaś mój dom?- otworzyłem szerzej drzwi i wykonałem gest, aby weszła do środka. Schyliła głowę, aby zakryć uśmiech swoimi włosami. Nie poruszyła się wystarczająco szybko, dzięki czemu dostrzegłem pocałunek różu na jej policzkach, gdy przeszła obok mnie. Był to ten sam rumieniec, przez który przez całą noc stał mi namiot w bokserkach. Tak, dziękuję - jej oczy rozszerzyły się, gdy weszliśmy do salonu.- Och, Jonah, twój dom jest taki piękny - mój puls przyspieszył, kiedy wyszeptała moje imię. Przechyliła głowę, gdy wyjrzała za róg, aby zajrzeć do kuchni. Wygląda na to, że dobrze się zarabia na walkach - ah-ha! A jednak. Wiesz kim jestem - nie było to pytanie. Oczywiście, że wiem - przewróciła oczami, zanim na mnie spojrzała.-Jesteś „Assassinem” - powiedziała mój pseudonim przesadzonym głosem spikera. Zazwyczaj dziewczyny nie droczyły się ze mną. I ledwie patrzyły mi w oczy. Z trudem powstrzymałem uśmiech, ale jej niefrasobliwy charakter był zakaźny. Jesteś miejscowym bohaterem. Nie wiem nic o bohaterach - moje usta rozciągnęły się w pół uśmieszku.- Nie potrzebowałbym do tego peleryny?- peleryny? Gładko. Przez tą dziewczynę czułem się jak zakochany uczniak, a nawet nie próbowałem. Drgnęły jej wargi i zmrużyła oczy w taki sposób, jaki większość kobiet rezerwowała do sypialni. Cóż, to Las Vegas, Jonah - Boże, jak moje imię dobrze brzmiało na jej ustach.- W Mieście Grzechu wszyscy możemy skorzystać z dobrych facetów jakich mamy, z peleryną czy bez. Najwidoczniej niczego nie wiedziała o mojej reputacji. Nad Jonahem
Slade'em wisiało wiele przezwisk, jednak dobry facet nie był jednym z nich. Normalnie pomyślałbym, że próbowała mi schlebić, ale szczerość w jej oczach zaparła mi dech w piersiach. Zapatrzyłem się w głębie jej zielono niebieskich oczu. Jej grube, ciemne rzęsy zatrzepotały, zanim przesunęła wzrok na moje wargi. Z trudem przełknąłem ślinę, opierając się pokusie, aby dokładnie jej pokazać co dobrego mogłem zrobić moimi ustami. Krew szalała w moich żyłach, z zemstą płynąc na południe. - Wszystko w porządku? Nie, absolutnie nic nie było w porządku. Taa, oczywiście - zmusiłem się do odwrócenia od jej przeszywającego spojrzenia. Jeszcze jedna chwila patrzenia w te jej oczy i uwielbiałbym ją u jej stóp, błagając chociaż o najdrobniejszy smak jej ust. Musiałem się wziąć w garść, i to szybko. Chociaż moje ciało bardzo jej pragnęło, to nie mogłem uwieść tej dziewczyny. Przespanie się z nią tylko pogorszyłoby sprawę. Ale z całą pewnością stała by się czepliwa i irytująca jak inne. Coś w głębi mnie szepnęło, że nie byłoby to takie złe. Byłoby zabawnie, gdyby taka dziewczyna błagała u mych drzwi. Otrząsnąłem się z wyobrażenia Raven, która błagałaby na kolanach... Na mój nagły jęk Raven zmrużyła na mnie oczy. Nie, dam rade. Przyszła tutaj, aby odnowić mój samochód. Z całą pewnością mogłem być przy niej bez rzucenia jej na podłogę i pożarcia każdego centymetra jej pięknego ciała. Albo przynajmniej mogłem to sobie dalej wmawiać. ~*~ Raven - Może cię oprowadzę? Tak, poproszę. Wszystko się przydało, bylebym oderwała się od jego oczu. Były piwne, ale nie takie, jakie kiedykolwiek widziałam. Brąz w nich był tak jasny, że dostrzegłam ciemnozielone kropki w jego tęczówkach. Ten
dramatyczny kontrast sprawił, że trudno było się nie gapić. Byłoby wspaniale - z ogromnym trudem zachowałam spokojny głos i powstrzymałam dłonie od drżenia. Nawet mój uśmiech mnie zawiódł. Miałam tylko nadzieję, że był przyzwyczajony do tego, że w jego obecności ludzie się denerwowali i nie zauważył tego, iż byłam gotowa aby wyskoczyć z własnej skóry. Podczas gdy oprowadził mnie po swoim domu, to niekontrolowanie zmierzyłam jego ciało. Chociaż jego dom był niezwykły, to moje spojrzenie ciągle wracało do niego. Jego postawna sylwetka była jeszcze wyższa, niż pamiętałam. Jego ręce były zaokrąglone am gdzie powinny: rękawy jego koszulki napinały się wokół bicepsów. Tak, jakby było wyrzeźbione w marmurze, jego ciało było zbudowane z mięśni i twardych krawędzi. Jego gładka, opalona skóra była bez skazy, z wyjątkiem cudownie kolorowego wytatuowanego rękawa, poczynając od nadgarstka i ciągnąc się do ramienia, gdzie zniknął pod koszulką. Zastanawiałam się, jak daleko się ciągnął. Przez krzywiznę jego ramienia, do jego umięśnionych pleców i do... Raven?- dźwięk mojego imienia przykuł moją uwagę. Hmm? Stał przy ogromnych, rozsuwanych szklanych drzwiach, uśmiechając się, jakbym właśnie przegapiła żart. Straciłem cię na chwilę. Jestem aż tak nudny?- fizycznie był całkowicie mężczyzna, ale jego chłopięce dołeczki i jasny uśmiech sprawiły, że zakręciło mi się w głowie. Co? och, nie, chodzi tylko o to, że nigdy wcześniej nie byłam w tak wielkim domu - rozejrzałam się. Wow, to miejsce jest ogromne. Powinnam była bardziej zwrócić uwagę na to co mówił.- Jest dużo do ogarnięcia. Lekki grymas musnął jego twarz, zanim zniknął. Co powiedziałam? Byłam wdzięczna, kiedy wrócił jego uśmiech. Och, cóż, przejdźmy do najlepszej części - wyciągnął ku mnie dłoń.- Co ty na to?- spojrzałam na nią, zanim moja własna ręka uniosła się od mojego boku. I niczym bezradny robak, którego ciągnęło do światła, którym był Jonah Slade, chwyciłam go za dłoń. Nie dając mi ani chwili, aby nacieszyć się kontaktem, odwrócił się i wyszedł przez drzwi. Nie byłam przyzwyczajona do bycia dotykaną, zwłaszcza przez kogoś takiego jak on i dopiero po chwili znalazłam swoje nogi. Potknęłam się, lecz na szczęście szybko złapałam równowagę, zanim zauważył. Przeszliśmy przez jego ogromne podwórze. Kątem oka dostrzegłam basen. Mogłabym spojrzeć na niego bezpośrednio, ale nie mogłam oderwać oczu od naszych złączonych dłoni. Jego była ogromna. Moja w porównaniu zdawała się być strasznie mała. Jego dotyk był silny, ale zarazem delikatny. Mógłby w mgnieniu oka zmiażdżyć mi kości, ale jego lekki uścisk po prostu był bezpieczny. Uśmiechałam się jak idiotka. Wspaniale.
Zatrzymaliśmy się przed dużym budynkiem z boku jego domu. - Oto jesteśmy - otworzył drzwi i wprowadził mnie do środka. Nie było światła, ale przez zapach rozejrzałam się w ciemności. Puścił moją dłoń. Naburmuszyłam się z powody straty jego dotyku, do czasu gdy zapalił światło. Zassałam oddech. – O mój Boże, Jonah.