Karolka1303

  • Dokumenty381
  • Odsłony120 789
  • Obserwuję151
  • Rozmiar dokumentów513.8 MB
  • Ilość pobrań83 540

Mote than him - Jay McLean

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Mote than him - Jay McLean.pdf

Karolka1303 Dokumenty
Użytkownik Karolka1303 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 200 stron)

Prolog Pięć tygodni. Minęło pięć tygodni odkąd go widziałam. Nie miałam od niego wiadomości ani razu. Nic. Sądzę, że tak jest lepiej. Myślę, że potrzebowałam całkowitego zerwania. Sposobu, żeby kompletnie usunąć go ze swojego życia. Powiedziałam Micky i Lucy i zrozumiały to. Wiedziały, że bycie w ich pobliżu może oznaczać bycie w pobliżu niego, lub nawet słyszenie o nim. Nie mogłam tego sobie zrobić. Nie teraz. Jeszcze nie. Byłam z powrotem tu, gdzie byłam kiedy pierwszy raz tu przyjechałam. Próbując zrobić wszystko co mogłam, by go unikać. - Mam ci coś do powiedzenia – Ethan wyłączył telewizor i spojrzałam mu w twarz. Był teraz nawet częściej w domu i wiedziałam dlaczego. Martwił się o mnie. Uważa, że zmieniłam się w dziewczynę z tamtego lata. Ale nie byłam nią. Nie bardzo. Wcale nie byłam bliska takiemu złamaniu jak byłam wtedy. Może dlatego, że byłam odporna na pierdolone zachowania Logana Matthewsa. Może dlatego, że zaczęłam akceptować fakt, że może – tylko może – to była moja wina. Że nigdy nie powinnam przyjąć go z powrotem za pierwszym razem. Lub za drugim. Lub za trzecim. Obojętnie jakim. Nie obchodziło mnie to. Byłam ponad to. - Dimmy – znowu próbował zdobyć moją uwagę. - Co? Co masz mi do powiedzenia? Jeśli chodzi o jego pokój – jeszcze nie, okej? Po prostu poczekaj. Kolejny tydzień. Muszę tam iść i uprzątnąć swoje rzeczy. Okej, więc może nie byłam jeszcze ponad to. Ale byłam blisko. - Nie – potrząsnął głową. – To nie to. Ale uh, chodzi o niego. Odwróciłam wzrok. – Zatem nie chcę wiedzieć. - Sądzę, że musisz wiedzieć, Dimmy. - Nie sądzę, że muszę wiedzieć o gównie dotyczącym jego, już nie. Skończyłam z nim. - Wyjechał. Moja głowa szarpnęła się do jego. – Co masz na myśli mówiąc, że wyjechał? - To, że wyjechał. Daleko. Z kraju. Podróżuje po świecie lub inne gówno. Nie wiem. – Wzruszył ramionami. - Co? Jak? A co z collegem? Co ze szkołą medyczną? Podróżuje dokąd? - Nie wiem, Dim. Wpadłem dziś na Jamesa i zapytał jak się czujesz w związku z Loganem doświadczającym świata na nieokreślony czas, lub coś. - Nieokreślony? - Poważnie, nie wiem. Tylko to samo ile ci właśnie powiedziałem. Słuchaj, mówię ci tylko, żebyś wiedziała, że to dobrze. Nie musisz się martwić, że wpadniesz na niego na kampusie czy coś. Znowu możesz spędzać czas z przyjaciółmi. Nie będzie go tam. Chciałem tylko żebyś wiedziała. A tak szczerze, Dim, zasługujesz żeby kurwa wiedzieć. Powinien ci przynajmniej tyle powiedzieć. Miał rację. Przynajmniej na to zasługiwałam.

- Nie płacz – powiedział, wstając. Nie wiedziałam, że płakałam. – Nie zasługuje na więcej twoich łez. Nie pozwolę, żeby to się stało. Nie mogłam mówić, a nawet jeślibym mogła, nie sądzę, że miałabym słowa. Opuścił pokój tuż przed tym, gdy rozległo się pukanie do drzwi. - Hej – to był Jake. Ściągnął czapkę i przebiegł ręką przez swoje rozczochrane, ciemne włosy. – Uh, jak … jak się masz? Czy to głupie pytanie? Głupie, prawda? Oczywiście, że nie masz się dobrze. Mam na myśli, z tym całym pobiciem i … cholera … przepraszam. Um … mogę cokolwiek zrobić- - Jake – przerwałam – Co tam? Co tutaj robisz? – Powiedziałam Micky i Lucy, że po prostu potrzebowałam trochę czasu, by dojść do siebie po tym co się stało i chciałam przeciąć wszystkie więzy, które miałam z Loganem. To obejmowało Jake’a – więc nie miałam pojęcia co do diabła robił, stojąc u moich drzwi wejściowych. Uniosłam brwi. - Oh – jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Oczyszczając gardło, powiedział. – Słuchaj, wiem, że nie chcesz mnie widzieć lub kogokolwiek kto ma- - Samochód wjechał na podjazd, przerywając jego przemowę. Wyszedł Cameron, wyrzucając kluczyki w powietrze i łapiąc je. Co do diabła? - Hej – powiedział Jake do Cama. - Co jest? – odpowiedział Cam, idąc do nas. - Osiągnąłeś dobry czas – powiedział Jake, spoglądając na zegarek. - Nie było ruchu – odpowiedział Cam. - To ten? – zapytał Jake, szarpiąc głową za Cama. - LUDZIE! – warknęłam – Co wy tutaj robicie? Oboje odwrócili się do mnie. Jake znowu oczyścił gardło, a następnie westchnął. Cam powiedział za niego. – Logan dał nam zadanie. Właściwie dwa zadania, cóż trzy jeśli wliczysz w to- - O czym wy mówicie? – Skrzyżowałam ramiona, a moje oczy zwęziły się w szparki. Byłam rozdrażniona, bliska zatrzaśnięcia drzwi przed ich cholernymi twarzami. Jake wystąpił naprzód. – Logan chciał, żebyśmy zajęli się dla niego pewną sprawą. Czekałam. - Cholera – wymamrotał. Następnie Cam powiedział. – Zmusił nas do sprzedania jego samochodu i dał ci to. – Wręczył mi kluczyki. Rzuciłam nimi z powrotem w niego jakby były kulą ognia w moich rękach. – Nie chcę od niego niczego. - Jego tata wystawił czek z reszty pieniędzy ze sprzedaży i zapłacił część twojego czesnego – powiedział Jake. - Co? – nie wiedziałam czy byłam zła lub wkurzona, zraniona czy wdzięczna. Wytarłam twarz i wyprostowałam ramiona. – Nie mogę tego przyjąć. - Ty poniekąd- zaczął Jake, ale Cam mu przerwał.

- Zostaw to, człowieku – powiedział do Jake’a i zapytał go – Mógłbyś dać nam minutkę? Jake potaknął i skierował się do swojego samochodu. Został tylko Cam i ja. Twarzą w twarz. Niezręcznie. - Logan jest dupkiem – powiedział, przełamując napięcie. - Bez kitu. - Naprawdę chciał ci to dać – szarpnął głową w kierunku samochodu za nim. Był to zielony rodzaj jakiegoś samochodu typu hatchback1 . - Nie wezmę go. – Byłam stanowcza, prawdopodobnie bardziej szorstkaniż powinnam. - Dobra – westchnął. – Słuchaj, wiem, że tak naprawdę nie znamy się dobrze i nie obracaliśmy się w tych samych kręgach lub cokolwiek, ale um, Lucy – tak jakby bardzo za tobą tęskni. Więc nie wiem. Może mogłabyś do niej zadzwonić czy coś? Skinęłam. - Nie płacz – powiedział. - Cholera – prychnęłam – Nie przestaję tego robić. - Robić czego? - Niczego. Cisza. Niezręcznie. - Do zobaczenia, Amanda. - Okej. Uniósł rękę, wrzucił kluczyki za mnie do domu i wziął nogi za pas do ciężarówki Jake’a. Moja głowa obróciła się, żeby dowiedzieć się gdzie wylądowały kluczyki, a do czasu gdy się odwróciłam, nie było go, tak samo jak Jake’a i również ciężarówki. - Dupki – powiedziałam do siebie. Zamknęłam drzwi i podniosłam kluczyki. - O co chodziło? – zapytał Ethan. Jego włosy były mokre. Ubrania miał świeże z prania, musiał właśnie wyjść spod prysznica. - Logan sprzedał swój samochód i dał mi jeden, a reszty pieniędzy użył do opłacenia mojego czesnego – powiedziałam bez emocji. - Dobrze – usadowił się wygodnie na sofie, podniósł pilota i z powrotem włączył telewizor. – Przynajmniej jedną rzecz zrobił co do ciebie właściwie. 1 Na przykład coś takiego 

Rozdział 1 - Zamierzasz go dzisiaj naprawdę prowadzić czy po prostu znowu się na niego gapić? - Zamknij się – powiedziałam, gdy wyszedł z domu i zaczął pokonywać drogę do swojego samochodu. - To co mówię, to to, że równie dobrze możesz go prowadzić. Siedzi tu od dwóch tygodni. Kogo to kurwa obchodzi skąd pochodzi? Jest twój i na niego zasługujesz. Popatrzyłam w dół na kluczyki w moich rękach. – Okej – powiedziałam pod nosem. Owinęłam palce wokół metalu i skinęłam raz głową. – Okej – powtórzyłam uspokajająco. Otworzyłam drzwi od samochodu i usiadłam na siedzeniu kierowcy. I to wszystko co zrobiłam. Następnie otworzyły się drzwi od strony pasażera i Ethan wsunął się na siedzenie. – Jedź – powiedział, patrząc naprzód. - Huh? - Jedź. Jedźmy do domu. Są urodziny Tristana. Spędźmy tam czas, zapomnijmy na chwilę o tym miejscu. – Machnął wykonując okrężny ruch. Nie musiał nic mówić, wiedziałam co miał na myśli. Nienawidziłam tego domu, i wszystkich wspomnień, które się z nim wiązały. Spojrzał na mnie. – W porządku? - zapytał. - Muszę pracować. Wziął kluczyki z mojej dłoni, wetknął jeden w stacyjkę i rozruszał silnik. – Zadzwonię do nich i powiem, że masz babskie bóle miesiączkowe. Nie będą tego kwestionować. No weź, Amanda. Po prostu… nie wiem… - wzruszył ramionami. - Znajdźmy po prostu sposób, żeby przywrócić cię z powrotem, chociaż na trochę. Jechałam do domu dwie i pół godziny moim nowym samochodem. Nie mogłam temu zaprzeczyć. Podobało mi się posiadanie samochodu, było tak jakbym zdobywała trochę wolności. Zatrzymałam się przy krawężniku i zaparkowałam. Ethan i ja wysiedliśmy w tym samym czasie. Chciał pojechać do sklepu monopolowego i kupić kilka piw dla siebie i Tristana, a ja chciałam rozprostować nogi. Oboje byliśmy niepełnoletni, przynajmniej przez następne kilka miesięcy. Ethan miał fałszywy dowód osobisty i byliśmy w innym mieście. Znałam tą okolicę tylko z kilku razy, gdy przyjeżdżałam tu z nim. Musiałam się rozmarzyć gdy szłam, bo nie zauważyłam otwierających się drzwi do sklepu lub ciała, które przez nie wyszło. Oczywiście. Bo uderzyłam prosto w nie. - Cholera – wymamrotałam, próbując odzyskać równowagę. - Kurwa – głęboki, grzmiący głos rozbrzmiał ponad moją głową. Z jakiegoś powodu, moje dłonie rozpłaszczyły się o – tak przypuszczałam – ludzką klatkę piersiową. Nie mogłam

być tego pewna, bo była jak stal. Ludzie nie są stworzeni ze stali. Zamknęłam ciasno oczy. Ludzkie ręce chwyciły moje łokcie, próbując przytrzymać mnie w górze. W końcu się uspokoiłam, ale moja głowa ciągle była spuszczona, a oczy nadal zamknięte. – Jesteś cała? – zapytał Człowiek ze stali. Skinęłam. Odchrząknął. – Amanda? Moja głowa poderwała się do góry. Oczy otworzyły się. – Hej Dylan. Wypuścił całe powietrze z płuc i wziął krok do tyłu. A potem się uśmiechnął – tym ogromnym, megawatowym uśmiechem, którego nigdy przedtem u niego nie widziałam. – Jak się masz? Oddałam uśmiech – autentycznie – pierwszy raz odkąd on odszedł. – Mam się dobrze. - To dobrze. Potem było cicho. Zaszurałam nogami. Skrzyżował ramiona na szerokiej klatce piersiowej. - Robisz coś teraz? – zapytał. Jego słowa były pośpieszne, jakby mówienie zabrało całą energię. Potrząsnęłam głową. – Nie bardzo. - Chcesz może gdzieś pójść i pogadać? Posłuchaj, wiem, że naprawdę nie poznaliśmy się – lub nie znamy – tak dobrze, ale myślę, że może muszę porozmawiać z kimś kogo nie znam – o czymś- - Pewnie – przerwałam. Jeślibym tego nie zrobiła, nigdy nie przestałby bełkotać. - Tak? – uniósł brwi. Jego ręka powędrowała do kieszeni w jeansach. Odwróciłam wzrok. Ten sposób zachowania był zbyt podobny do kogoś innego, kogo znam. Lub znałam. Cokolwiek. – Uh huh – wyszeptałam, wyciągając telefon, by napisać do Ethana. Skończyliśmy siedząc na trawie w parku, po drugiej stronie ulicy. Nie wiedziałam o czym chciał rozmawiać, więc pozostałam cicho, aż w końcu, minuty później, powiedział. – Nie widziałaś skąd wychodziłem kiedy wpadłaś na mnie jak linebacker2 , huh? Moje oczy zwęziły się na jego pytanie, a następnie podążyły do miejsca gdzie się zderzyliśmy. – Oh – powiedziałam, gdy zaświtało zrozumienie. Marine Corps Career Center. - Taa – odpowiedział. - Dołączasz do Marines?3 Odchrząknął i odchylił się do tyłu na rozpostartych ramionach. Jego nogi były rozciągnięte przed nim i skrzyżowane w kostkach. – Tak myślę. - Huh. Usiadł prosto i zwrócił się twarzą do mnie, z jednym okiem zmrużonym, by zasłonić się przed słońcem. – Właściwie, nie myślę. Jestem prawie pewien, że się zaciągnę. 2 W futbolu amerykańskim jest to zawodnik grający tuż za pierwszą linią obrony, zawodnik szarżujący. Zostawiłam w oryginale, bo fajnie brzmi  3 Jeden z rodzajów amerykańskich sił zbrojnych

- Wow. - Taa. - Nikt nie wie? - Nie. Nie powiedziałem nikomu. - Dlaczego? - Dlaczego nikomu nie powiedziałem czy dlaczego to robię? - I to i to. - Nie wiem – westchnął. – Szczerze, zawsze to planowałem po liceum, wiesz? Ale potem poznałem Heidi - przerwał, czekając na uspokojenie się emocji, zanim będzie kontynuował. – Poznałem Heidi i nie chciałem być bez niej. Pragnęła uniwersyteckiego życia – ja pragnąłem jej. To nie była ciężka decyzja. Podążałem za nią gdziekolwiek. - A teraz? Wzruszył ramionami. – Teraz, nadal chce uniwersyteckiego życia, a to nie dla mnie. - Przykro mi – powiedziałam mu. Nie znałam żadnego z nich wystarczająco dobrze, żeby udzielić im więcej wsparcia lub rady. Może dlatego pomyślał, że to w porządku porozmawiać o tym ze mną. Może potrzebował kogoś kto nie zamierzał go przekonywać co do tego. - Mi też – powiedział ze śmiertelną powagą. - Tak więc między tobą i Heidi koniec?4 Potrząsnął głową. – Nie sądzę, że to ma znaczenie. - Jak może nie mieć? Jestem pewna, że ona- - Amanda – przerwał. Jego ton był niski, poważny. Odwrócił całe ciało, by na mnie spojrzeć. – Przykro mi. Cofnęłam się odrobinę do tyłu, zaskoczona jego słowami. – Przykro ci? – zaśmiałam się. – Co? Dlaczego? Wzruszył ramionami. – Z powodu Logana. - Nie chcę rozmawiać- - Wiem – powiedział. – Micky i Lucy ostrzegały nas… ale przykromi. Przełknęłam emocje. – Nie musi być ci przykro. Przez chwilę było cicho. Nad nami ćwierkały ptaki. Ich dźwięki wydawały się być wzmocnione przez naszą ciszę. – Rozumiem dlaczego to zrobił – dlaczego odszedł. Otworzyłam usta, by przemówić, ale mnie powstrzymał. – Byłaś jego dziewczyną, Amanda. Tak bardzo cię kochał. I z jakiegoś powodu jego życie połączyło się z twoim, dając potworny rezultat. Zapytaj jakiegokolwiek przyzwoitego chłopaka, powie ci to samo. Bronienie naszych dziewczyn, chronienie ich, czynienie ich szczęśliwymi to nasza robota. Myślał, że zawiódł. Jeśli to byłbym ja, zrobiłbym to samo. Uciekłbym. Niech to diabli – prawdopodobnie robię to teraz – dołączając do Marines. Ale to nawet nie równa się z tym co przydarzyło się tobie. A Logan, on jest wspaniałym facetem, najlepszym, ale nie wie jak poradzić sobie z tym rodzajem bólu, wiesz? 4 Będzie jeszcze 5 część z serii More, czyli „More than Enough” i będzie ona o Heidi i Dylanie, ale ma wyjść podobno gdzieś w połowie 2015 roku dopiero 

 Zamrugałam i pozwoliłam spaść łzom. Nie przestał mówić. – Ja tylko – wiem, że go nienawidzisz lub co najmniej chcesz. Jednak nie wiń go za to co zrobił. Może ucieczka była jedynym sposobem, by uczynić to właściwym. Potaknęłam. To było wszystko co mogłam zrobić. Może miał rację, lub może po prostu chciałam, żeby ją miał. Wstał i podał mi dłoń. Przyjęłam ją. Potem stanęliśmy naprzeciw siebie – moją twarzą do jego klatki piersiowej – ten chłopak był ogromny. Przekrzywiłam głowę, więc mogłam widzieć jego oczy. – Jakiekolwiek uczucia wywołuje u ciebie Heidi, myli się. Nie ma pojęcia co straci. Nagle, jego ramiona były wokół mnie. – Dziękuję ci za słuchanie – powiedział, jego głos był szorstki. - Nie, Dylan, dziękuję ci za mówienie. Torzadkie. Roześmiał się. Więc ja też. Brakowało mi tego – śmiechu. *** - Wszystkiego najlepszego, pedale – zaśpiewał Ethan. Byliśmy w ogrodzie Tristana, siedząc na naszym zwykłym miejscu nabrzeża na jego prywatnej powierzchni jeziora. Jego rodzice byli nadziani, ale w ten sposób bycia nadzianymi, który znaczył, że bardziej byli nieobecni niż obecni w domu. Spędziliśmy tutaj zbyt wiele spokojnych nocy, pijąc. - Dzięki, kochanie – Tristan posłał mu całusa. Ethan beknął. Szturchnęłam Alexis obok mnie. – Myślisz, że to gorące? Jej oczy były w połowie zamknięte, a twarz miała odcień czerwieni od skrzyni paleniskowej przed nami. – Laska, twój brat jest gorący. Nie możesz temu zaprzeczyć. - Całkowicie mogę temu zaprzeczyć. - Zamknij się – fuknęła. Obie obserwowałyśmy chłopaków około dziesięć stóp dalej walczących na niby z piwami w rękach. – Ethan zawsze był gorący. Teraz była moja kolej, by jej powiedzieć, żeby się zamknęła. Prychnęła. - Kiedykolwiek mu powiedziałaś? - Co? – usiadła prosto. – Że chcę go wyruchać? Odrzuciłam głowę do tyłu i roześmiałam się. – Ethan! – krzyknęłam. - Zamknij się – ostrzegła. Miałam to gdzieś. Dzisiaj dobrze się bawiłam. Nie piłam, ale też nie rozmyślałam. – Lexi powiedziała, że chce cię wyruchać. Przerwali walczenie na niby i natychmiast na nas spojrzeli. - O mój Boże – zajęczała Lexi w dłonie, które zakrywały jej twarz. Śmiałam się z niej, a potem uniosłam wzrok na chłopaków. Stali blisko siebie, prowadząc ożywioną dyskusję. Tristan zachichotał, pchając Ethana w naszym kierunku.

Przeszli kilka kroków, aż byli z nami wokół paleniska. Tristan zajął miejsce podczas gdy Ethan stanął przed Lexi. Obserwowałam go, zdezorientowana Co do diabła się działo? Musiał to zauważyć, bo posłał mi to zamknij-się-kurwa spojrzenie, którego zwykłam używać w naszym wspólnym prawie dwudziestojednoletnim życiu. Twarz Lexi była nadal zakopana dłoniach. Oczyścił gardło. Nie poruszyła się. - Lex – powiedział cicho. - Odejdź. - Lex – ponownie powiedział, bardziej stanowczo. Nadal się nie poruszyła. Westchnął, a potem odsunął jej ręce z twarzy. W końcu uniosła na niego wzrok, z czerwoną twarzą – tym razem od zażenowania. Szarpnął ją za rękę, żeby zmusić ją do wstania. Wstała, ale jej oczy były ogromne od szoku. Usiadł na jej krześle, a następnie z powrotem pociągnął ją w dół na kolana, szepcząc jej coś do ucha. Potaknęła. Dobrze dla nich, pomyślałam. *** To by było na tyle do czego się posunęli. Siedziała na jego kolanach, z jego ramionami luźno wokół niej. Nie obściskiwali się, nawet się nie pocałowali. W pewnym momencie zobaczyłam jak przerzuca jego czapkę do tyłu, tak żeby ich twarze mogły być bliżej, gdy szeptali lub cicho ze sobą rozmawiali. Wtedy musiałam się odwrócić, to było za dużo. Zbyt znajome. Usiadł wygodnie w samochodzie, po tym jak odprowadził ją do drzwi. Gdy zmierzaliśmy do domu mamy, zbliżała się prawie czwarta nad ranem. – Zawsze ją lubiłem – wymamrotał. Jego głowa opadła do tyłu na zagłówek. Obserwowałam go dla jakiegokolwiek znaku rozbawienia lub kpienia – nie było żadnego. – Tak? Co ci tak długo zajęło? - Jest twoją najlepszą przyjaciółką. - I co? Usiadł prosto i spojrzał na mnie, wskazując głową, żebym zaczęła jechać. Tak zrobiłam. - Słyszałem ją raz – jak ci mówiła, że nie umówiłaby się z chłopakiem, z którym nie mogłaby być kiedy tylko by chciała. Powiedziała, że ma problemy z zaufaniem i nie wiedziała jak ty to robiłaś z Tysonem. Tyson. Moje serce bolało. Zastanawiam się gdzie byśmy… - Przepraszam – wyrwał mnie z rozmyślań. – Nie powinienem o tym wspominać. Zerknęłam na niego i uśmiechnęłam się. – W porządku. – Naprawdę tak było. Tyson nie był drażliwym tematem. – Co sprawia, że myślisz, że nie zrobi dla ciebie wyjątku? – zapytałam.

- Ponieważ – zdjął czapkę. – Po prostu ją zapytałem. Powiedziała, że z radością się powygłupia, ale nie chce być niczym więcej – nie kiedy ja jestem tam, a ona tu. Nie chce przywiązania emocjonalnego lub cokolwiek. Mówi, że mi nie ufa. - Więc o to chodzi? - Tak, o to chodzi – potwierdził.

Rozdział 2 Minął miesiąc odkąd pojechaliśmy do domu na urodziny Tristana. Miesiąc odkąd wpadłam na Dylana i miesiąc odkąd zdecydowałam, że nie zamierzałam dłużej żyć życiem w stanie po-Loganowej depresji, znowu. Zamierzałam żyć własnym życiem dla siebie i tylko dla siebie. Ethan był jedynym, który mnie przed tym powstrzymywał. Nie opuszczał już domu. Był na zajęciach lub w domu, i tylko tyle. Nigdy nie byłam w nim sama. Nie umawiał się, nie imprezował i nie wychodził z domu. Jeśli chciałam gdzieś pójść, był ze mną. Jak mój osobisty ochroniarz. Tylko, że nim nie był. Był moim bratem i nie powinien żyć swoim życiem w ten sposób. Więc dlatego mu powiedziałam. Po prostu się we mnie wpatrywał, bez mrugnięcia okiem. Uniosłam brwi. Usiadł na leżance i oparł łokcie na kolanach. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa utknęły mu w gardle, a następnie wypuścił długie westchnienie. – Nie – powiedział, jego głos był stanowczy. - Ethan – jego imię wyszło jak jęk. – Nic mi nie będzie. - Nie – powtórzył, podnosząc się. Wycelował we mnie dwa palce, gdy przeszedł obok. – I skończyliśmy o tym rozmawiać. Wszedł na korytarz, a sekundę później po domu odbił się odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Wypuściłam sfrustrowany oddech, wstałam i poszłam do jego pokoju. Siedział na skraju łóżka, gapiąc się w podłogę. – E. – próbowałam pozyskać jego uwagę. - Skończ z tym, Dim. Mówię serio – ostrzegł. - Musisz przestać to robić. Chronienie mnie nie jest twoją pracą. Wstał. – Wynocha – wypluł z siebie, wskazując na drzwi. - Co? – cofnęłam się z zaskoczenia. - Nie mów mi jaka jest moja rola – lub cokolwiek. – Był wkurzony. – Wiem co powinienem robić. Wiem, że powinienem cię chronić – teraz krzyczał. – Myślisz, że o tym kurwa nie wiem? Ile razy cię już zawiodłem? Pierwszy raz z Gregiem, a teraz to gówno. Nie mów mi kurwa o- - Jasna cholera – przerwałam. – Ethan, nic z tego nie jest twoją winą. – Postąpiłam krok bliżej niego. – Nie możesz się obwiniać. - Zamknij się, Dimmy. Nie rozumiesz kurwa tego. Taty nie ma już w pobliżu. To jest moja praca. – Zassał ogromny wdech, odgonił emocje i przebiegł ręką przez włosy. Obserwowałam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, próbując odzyskać kontrolę nad oddechem. Podszedł do biurka i oparł się o nie. – Przepraszam – powiedział w końcu. – Ja tylko… nie wiem co mi jest, ale nie powinienem na ciebie krzyczeć.

Pozostałam cicho. Nie wiedziałam co powiedzieć. Ethan zawsze był opiekuńczy, ale nie aż tak. Nigdy nie wzięłam pod uwagę jego uczuć. Nigdy nawet o nim nie pomyślałam, albo o tym jak się czuł, gdy odszedł tata, lub kiedy zdarzyło się to gówno z Tysonem i Gregiem, a teraz to. – Bycie tatą to nie twoja rola, E. Mamy tatę, po prostu jest dupkiem. Jednak ty tym nie jesteś. Nie jesteś nim i nigdy nie będziesz. Nie mógłbyś zrobićnic- - Amanda – moje prawdziwe imię opuszczające jego usta zmusiło mnie do uważnego słuchania. – Powinienem tam być, żeby cię chronić. Jestem twoim bratem. - Kocham cię Ethan, ale masz rację. Jesteś moim bratem i to wszystko czym jesteś. Bycie czymś więcej dla mnie nie spoczywa na tobie. Nie rób sobie tego. Obiecaj mi. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i odwrócił wzrok. – Okej – potaknął. – Ale musisz coś zrobić. - Co? Otworzył szufladę od biurka i wyciągnął broszurę, a następnie podszedł do mnie. – Zajęcia z samoobrony. – Wręczył mi papiery i czekał. Uniosłam wzrok na jego zaniepokojoną twarz. Tak bardzo wyglądał jak tata, zawsze tak wyglądał. – Pewnie – zgodziłam się. *** Tak więc oto gdzie znaleźliśmy się dwa dni później. Ethan był ze mną. Chciał sprawdzić miejsce, zanim zgodzę się na lekcje. To było na tej samej siłowni, do której chodziłam na jogę, więc byłam zaznajomiona z budynkiem. Ethan nawet nie próbował ukryć przede mną swojej opiekuńczej postawy, gdy przedstawił mu się instruktor. – Jordan – powiedział instruktor, ściskając dłoń z Ethanem. - To jest Amanda – wskazał na mnie Ethan. Uniosłam dłoń w skinieniu. Jordan uśmiechnął się ciepło. – Amanda – powtórzył. Był tylko kilka lat starszy od nas, i dobrze zbudowany. Przystojny facet, jeśliby mnie to obchodziło – co mnie nie obchodziło. Ethan odchrząknął. Przewróciłam oczami. Jordan kontynuował omawiać z Ethanem moje przyszłe lekcje. Siadając wygodnie, pozwoliłam mu mieć kontrolę. Myślę, że potrzebował wiedzieć, że robił coś, by pomóc mnie naprawić. Szczerze, naprawdę nie sądzę, że byłam tak złamana. *** - Nie lubię go – oświadczył Ethan, z siedzenia kierowcy w swoim samochodzie. Byliśmy w drodze powrotnej do domu. - Kogo? – zapytałam. - Tego faceta Jordana. - Co? Dlaczego? - Zabawnie na ciebie patrzył. Zaśmiałam się.

- To nie jest śmieszne, Dimmy. Ostatnim razem, gdy byłem wkurzony na faceta,który zabawnie na ciebie patrzył, to był Logan. Zobacz co się stało. Zmienił mi się nastrój. – Okej – powiedziałam do niego. Nie zamierzałam się kłócić, miał rację. - Po prostu nie wiąż się z nim- - Nawet go nie znam. - Po prostu powiedz, że nie zaczniesz się umawiać lub cokolwiek, jeszcze nie, okej? - Okej – znowu powiedziałam. Umawianie się było ostatnią rzeczą w mojej głowie. *** Byłam w domu półtorej godziny zanim zaczęłam się nudzić. Dzięki reszcie pieniędzy Logana i pieniądzom, które zainwestował w moje czesne, byłam w stanie oszczędzić dzień lub dwa na moich zmianach. To uczyniło Ethana szczęśliwym. Mnie uczyniło obłąkaną. Zwłaszcza teraz, gdy byłam sama przez większość czasu. Ethan był w domu, ale nie było tak, że spędzaliśmy razem czas lub cokolwiek. Nastało we mnie pragnienie, żeby posłuchać muzyki, ale mój iPod był w jego pokoju. Był tam od tamtej nocy. Nie byłam w nim odkąd przybyłam do domu ze szpitala i dowiedziałam się, że odszedł. - No dalej, idiotko – powiedziałam szepcząc do siebie. Moja ręka była na gałce od drzwi. – Po prostu to zrób. To tylko pokój. – Wzięłam długi wdech i zebrałam całą odwagę, którą posiadałam. Przekręciłam gałkę, na ślepo krocząc do przodu i wypuściłam całe powietrze w płucach. Potem go poczułam. Gdziekolwiek był na tym świecie, był tam tylko fizycznie. Wszystko inne było w tym pokoju, ze mną. Moja ręka lekko dotknęła czegoś miękkiego, powodując, że otwarłam oczy. Mój oddech uwiązł, a wszystkie wspomnienia powróciły. Skupiłam się na łóżku, nie chcąc przyswajać sobie za dużo na raz. To by mnie przytłoczyło. Złamałoby mnie. Mój iPod znajdował się na środku razem ze słuchawkami owiniętymi wokół niego, tuż obok mojego e- czytnika. Czytałam i słuchałam muzyki, gdy wrócił z biegania. Powiedział, że chce mi coś powiedzieć. Chciał mi powiedzieć, ze były jego urodziny, ale ja już wiedziałam. Oczywiście, że wiedziałam – kochałam go. Za bardzo go kochałam. Zignorowałam ból w klatce piersiowej i rozglądnęłam się po pokoju. Wszystko było takie w stylu Logana. Nie było żadnej rzeczy nie na swoim miejscu. Był drobiazgowy i utrzymywał pokój w takiej czystości. Zawsze się zastanawiałam dlaczego. Nawet w jego domku z basenem tak było, ale wykombinowałam, że jego gospodyni utrzymywała taki stan

rzeczy. Nigdy nie zapytałam. A powinnam. Powinnam zrobić wiele rzeczy. Domyślam się, że nigdy nie przyszło mi na myśl, że nasz czas był ograniczony. Robiłam to czasami – myślałam lub mówiłam jakby odszedł. Był martwy. Nigdy nie wróci. Myślę, że to był mój sposób na radzenie sobie z tym. Nie wiedząc o tym, moje stopy przechadzały się po pokoju, w kierunku jego biurka. Na środku trzymał obramowane zdjęcie przedstawiające nas. Micky je pstryknęła, gdy kiedyś byliśmy w ich domu. Nie wiedzieliśmy, że je zrobiła dotąd, aż nie pokazała nam go tygodnie później. Siedziałam na jego kolanach, z jego ramionami ciasno owiniętymi wokół mojej talii. Moja głowa była odrzucona do tyłu, śmiejąc się z czegoś co powiedział. Jego twarz była tak blisko mojej, że mogliśmy się całować, ale nie robiliśmy tego, po prostu mnie obserwował. Zmusił Micky, żeby natychmiast przesłała mu je mailem. W drodze do domu zatrzymaliśmy się w sklepie i poprosił mnie, żebym wybrała dla niego ramkę. Powiedział, że zdjęcie przypominało nas, to kim byliśmy, i jak chciał zapamiętać mnie na resztę swojego życia. Chciał je położyć gdzieś gdzie mógłby widzieć je każdego dnia, żeby przypominało mu o tym, że nie wszystkie wspomnienia są odrębnymi chwilami. Niektóre są po prostu warte zapamiętania. Mój śmiech – powiedział – jest wspomnieniem, które powinno być bardzo cenne – nie tylko zapamiętane. To była jedna z chwil, która poprowadziła mnie do tak głębokiego zakochania się w nim. Poczułam szloch skradający się w górę mojego gardła i powstrzymałam go. Przyciskając ramkę do piersi, po cichu zamknęłam drzwi do sypialni i weszłam do jego garderoby i te drzwi też zamknęłam. Mój płacz był ostatnią rzeczą, którą Ethan musiał usłyszeć. Usiadłam na podłodze, włączyłam aplikację z latarką w telefonie i spojrzałam na zdjęcie w mojej dłoni. A potem dałam temu upust. Bólowi, złości, smutkowi i samotności, temu wszystkiemu. Tęskniłam za nim. Tak cholernie za nim tęskniłam i nie mogłam nawet otwarcie płakać z tego powodu. Moje łzy wylądowały na szkle ramki i wytarłam je kciukiem. – Ty dupku – wyszeptałam, kombinując, ze jeśli mogłam poczuć jego obecność w pokoju, to może mógł mnie usłyszeć, gdziekolwiek był. – Nienawidzę cię. – Kłamstwo. Następnie zobaczyłam pudełko, w które włożyłam jego urodzinowy prezent. To ostatnia rzecz jaką mu dałam. Głupi prezent. Głupi stetoskop. Zaśmiałam się gorzko i przestudiowałam swoje nadgarstki. Głupie. Tak mocno płakałam, że skończyłam zwinięta w kulkę na podłodze. Nie wiem jak długo tam byłam, aż w końcu szlochy mnie wykończyły i zasnęłam.

*** Obudziło mnie wibrowanie telefonu, tuż przed tym jak małą przestrzeń szafy wypełniła muzyka. Byłam oszołomiona półsnem zanim uświadomiłam sobie co się działo. W głowie mi łomotało, a moje oczy bolały. Czułam się pijana, ale nie byłam. Po prostu byłam głupia. Podniosłam telefon i usiadłam prosto - a dopiero potem zorientowałam się, że rozbrzmiewa Hey There Delilah. Z jakiegoś powodu, uśmiechnęłam się. – Tyson – powiedziałam cicho do telefonu. - Dimmy – westchnął, był mniej entuzjastyczny niż ja. Coś było nie tak. - Tyson? Co się dzieje? - Nic. – Wyglądało na to, że nie tylko ja byłam w nastroju na kłamstwo. Pozostałam cicho i czekałam. Tyson taki właśnie był, potrzebowałczasu. Usłyszałam jak pociąga nosem. – Właśnie natknąłem się na Ally i jakiegoś faceta w naszym łóżku. - O mój Boże. - To nasze pieprzone mieszkanie, Dimmy. Pieprzyła jakiegoś faceta w miejscu,które razem dzieliliśmy. Zagotowała mi się krew. – Pieprzyć ją. Zachichotał, ale było to smutne. – To takie kobiece. - Poważnie, Ty. Jeśli tak właśnie cię traktuje, pieprzyć ją. - Myślę, że jakiś dupek już to zrobił. - Przykro mi. - Taa. Mi też. - Więc co zamierzasz zrobić? - Nie mam pojęcia. - Wykopujesz ją? - Najem jest na jej imię. Po prostu spakowałem trochę gówna i siedzę teraz naławce w parku z dwoma torbami i gitarą jak jakiś występujący na ulicy menel z wyższej klasy. Parsknęłam. - To nie jest śmieszne, Dim. - Sorki. Odetchnął głośno. - A co z zajęciami? - Skończyłem. Nawet nie muszę tu być na rozdanie dyplomów. Słowa wyszły szybciej niż mogłam je powstrzymać. – Wprowadź się tutaj. Mamy wolny pokój.

Rozdział 3 Odebrałam go z lotniska i przywiozłam do domu. Ethan nie miał nic przeciwko, by z nami zamieszkał. On i Tyson zawsze się dogadywali, więc nie musiałam nawet pytać. Zrobiło się niezręcznie, kiedy musiał wybrać pokój, w którym miał zamieszkać. Nasza trójka stała w korytarzu i wpatrywała się w siebie. Było tak, jakby pokój Logana był nawiedzony. Skażony. Zrujnowany. - Kamień, papier, nożyce? – zapytał Ty. Uśmiechnął się do mnie smutno. - Ty go weź – powiedział do mnie Ethan. To był rozkaz. - Co? – spanikowałam. - Musisz się z tym w końcu pogodzić. To pierwszy krok. – wyszedł. - Wszystko z nim w porządku? – oczy Tysona przesunęły się z Ethana na mnie. Wzruszyłam ramionami. – Co masz na myśli? - Nie wiem. Wydaje się taki… - roześmiał się. – Dojrzały? Przewróciłam oczami. – Teraz myśli, że jest moim ojcem. - Oh – tylko tyle odpowiedział. Wszedł do mojego pokoju – albo raczej mojego starego pokoju, a ja weszłam do swojego. Powinien być nasz. *** - Kiedy kupiłaś samochód? – Tyson opadł na sofę obok mnie. Tylko godzinę zajęłomu rozpakowanie swoich rzeczy i przeniesienie moich do nowego pokoju. Logan zabrał większość rzeczy; nie miał wiele. - Kilka tygodni temu. - Niezły. - Dzięki – odpowiedziałam, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Udałamzainteresowanie czymkolwiek, co leciało w TV. Baseball. Świetnie. Odchrząknął. – Sam go wybrał? Moje spojrzenie odnalazło jego. - Ethan mi powiedział – oznajmił. - Jezu, często plotkujecie? Wzruszył ramionami. - Nie wiem. Jego przyjaciele go podrzucili… - urwałam, szukając na twarzy jakichś emocji. Nic nie dostrzegłam, ale wydawał się zmęczony, bardziej dojrzały. Nie był pełnym życia Tysonem z czasów, gdy się spotykaliśmy. Tyson, którego znałam był chłopcem; ten, który siedział przede mną był mężczyzną. Urósł, nabrał mięśni. Przez większość liceumbył zapalonym sportowcem, ale kiedy był juniorem, zdecydował, że skupi się na muzyce. Zawsze był dobry w obu dziedzinach, ale był niesamowity z gitarą. - Co? – zapytał. Musiałam się na niego gapić. Jego głębokie brązowe oczy wpatrywały się w moje. – Nic.

Zaśmiał się cicho. – Czy ty właśnie mnie obczajałaś? - Nie! – krzyknęła i roześmiałam się. Tak dobrze było się śmiać. - Tęskniłem za tym dźwiękiem – powiedział. Moje usta zacisnęły się w cienką linię. Wypuścił oddech i odchylił głowę na oparcie kanapy. – Co do diabła się z nami stało? Skopiowałam jego pozycję. – Wiem, no nie? - Dimmy… nie mówię tego, byś poczuła się gówniano czy coś… ale zastanawiałaś się kiedyś nad tym? Mam na myśli, czy myślałaś o tym, jak by to było, gdybyśmy ze sobązostali? – przekręcił głowę w moją stronę. Zrobiłam to samo. – Czasami – odpowiedziałam szczerze. Uśmiechnął się i ponownie wpatrzył się w sufit. – Już za nią tęsknię. - Za Ally? – usiadłam, chcąc okazać mu więcej uwagi. - Taa. Nie powinienem, prawda? Jest dziwką – skrzywił się na swoje słowa. – Nie powinienem tak mówić. - W porządku – powiedziałam mu. – Jest nią. Nie zasłużyłeś na takie traktowanie. - Tak – zgodził się. – Nie drugi raz. Nabrałam powietrza. Jego słowa bolały, zwłaszcza teraz. To było na nic. - Przepraszam – szturchnął mnie w bok. – To nie było miłe. - Ale masz rację. Nie zasłużyłeś na to. Ani trochę, Ty. Mam nadzieję, że o tym wiesz. Jesteś dobrym facetem, jednym z najlepszych, naprawdę. Roześmiał się. – Może to jest problem. Może powinienem być dupkiem – u Logana działało. To on zdobył dziewczynę. Jego słowa żądliły. – Czyżby? Bo ja jestem tutaj, a on nie. Więc jakoś nie widzę, żeby zdobył dziewczynę. Nie odezwał się na to. Ja też nie. Po prostu siedzieliśmy, patrząc na siebie. Usłyszałam, że przyszedł Ethan i usiadł w fotelu. Moje oczy nie oderwały się z miejsca. - Cóż – Ethan przerwał ciszę. – Oboje jesteście imprezowi. - Impreza – powiedziałam. - Co? – zapytali obaj. Uśmiech rozciągnął moje usta. – Zróbmy imprezę. *** Kilka godzin później domy był wypełniony znajomym zapachem piwa, perfum i potu. Siedziałam na zewnątrz przy ognisku z napojem w ręce. Ethan był oczywiście obok mnie. - Powinieneś się zabawić Ta dziewczyna obczaja cię przez cały wieczór – kiwnęłam kłową w kierunku blondynki stojącej kilka stóp dalej. Podniósł głowę i popatrzył na nią, ale tylko przez kilka sekund, po czym odwrócił się do mnie. – Zaprosiłaś Alexis? – odezwał się ponad muzyką.

Potaknęłam. - I? – zapytał. Zawahałam się, nim powiedziałam mu prawdę. – Ma randkę. - W porządku – zapad się trochę na krześle i ponownie spojrzał na tamtą dziewczynę. Przyszedł Tyson i usiadł obok mnie. – Zostań z nią – zarządził Ethan, po czym wstał ipodszedł do blondynki. Tyson klepnął moją nogę grzbietem dłoni, zwracając moją uwagę. – Właśnie widziałem jak pijana laska ujeżdżała nogę jakiegoś faceta na korytarzu… a on na nią szczekał. Roześmiałam się tak mocno, że wyplułam colę, która spływała mi po brodzie. - To bardzo seksowne – drażnił się. Próbowałam przełknąć to, co pozostało w moich ustach. Moje oczy zapiekły od napływających do nosa bąbelków. Poruszył dłońmi na przemian w górę i w dół, jakby porównywał wagę dwóch rzeczy. – Wypluć… przełknąć… Wyplułam. Jego śmiech powoli się nasilał, z chichotu przeszedł w rechot. Wytarłam twarz grzbietem dłoni. Jego śmiech ucichł, gdy przysunął się bliżej i wytarł moją brodę rękawem swetra. – Jesteś jak dzieciak – wymamrotał, potrząsając głową. Był tak blisko, że mogłam wyczuć zapach piwa w jego oddechu. Oddech się urwał, gdy zauważyłam, że jego oczy przesuwają się z moich, na usta. Oblizał wargi. Cholera. Złapałam dłoń, która spoczywała na mojej twarzy i próbowałam ją odepchnąć, ale przytrzymał mój nadgarstek i odwrócił go w swoją stronę. - Co to jest? – zdezorientowanie było oczywiste w jego głosie. Wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku i usiadłam na niej, żeby nie mógł zobaczyć. - Co to jest? – zapytał ponownie. - Nic, Tyson. Daj spokój. - Kiedy to- - Powiedziałam, żebyś dał spokój. Więcej o tym nie wspomniał. *** Słońce zaczęło wschodzić do czasu, aż wszyscy wyszli. Chciałam położyć się wcześniej, ale wiedziałam, że Ethan zakończyłby imprezę, gdybym to zrobiła, więc utknęłam. Nie mogłam spać, nawet jeśli chciałam. Leżałam w jego łóżku, gapiąc się na sufit, próbując wypełnić ciszę muzyką, ale to sprawiał, że czułam się gorzej. Tyson zapukał do moich drzwi, zanim wszedł. Nic nie powiedział; po prostu położył się na łóżku, na pościeli. - Przyzwyczaiłem się do obecności drugiej osoby w łóżku. Teraz jest dziwnie =- wyjaśnił. - Taa – doskonale wiedziałam, co miał na myśli. – Miałeś od niej jakieś wieści?

- Tak, właśnie się rozłączyłem. - I? - Nic. Powiedziała, że jest jej przykro. - Myślisz, że mógłbyś jej wybaczyć? - Nie. Myślę, że mój umysł ma swoje zdanie na temat zdrady. Gdybym był wstanie wybaczyć, to wybaczyłbym tobie, wiesz? Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale sięgnęłam, odnalazłam jego dłoń i przytrzymałam ją. – Tak – wyszeptałam. - Jest mi smutno, Dim – jego głos się załamał. – A tobie? - Tak – powtórzyłam szybko. - Nie widać po tobie. Przemyślałam swoje następne słowa. – Muszę otępiać się emocjonalnie, wiesz? Chodzi mi o to, że nie tylko ja w tym tkwię. Ethan też. Jeśli pokażę mu, jak bardzo cierpię, będzie chciał to naprawić, a nie może. Uścisnął moją rękę. Ciągnęłam dalej. – Będzie z nami dobrze, Tyson. - Taa – zgodził się. – A jeśli nie, to będziemy załamani razem. Kilka chwil minęło w ciszy, po czym zaczął się śmiać. - Co? – zapytałam. Roześmiał się mocniej. - No co? – zapytałam ponownie. - Powinnaś była zobaczyć tego kolesia szczekającego na dziewczynę – udało mu się wydusić. Zaczęłam chichotać. – Co masz na myśli przez szczekanie? Wycie? - Nie, Dim – szybko wyrzucał z siebie słowa z podekscytowania. – Mam na myśli… hau, hau… hau, hau… Zaśmiałam się w poduszkę. – Dlaczego to robił? - Nie mam pojęcia – odwrócił się w moją stronę, opierając się na łokciu i kładąc głowę na dłoni. – To twoja szkoła. Ty mi powiedz. - Ooh, przepraszam – zażartowałam z sarkazmem. – Nie wszyscy możemy chodzić do szkoły dla muzycznych geniuszy. To była po prostu zwyczajna studencka impreza. - Możesz sobie to powtarzać – w jego głosie słychać było uśmiech. – Żaden muzyczny geniusz nie szczeka tam, skąd przyjechałem. Zachichotałam. – Cóż, to prawdziwa strata. Omija cię to. Głośny dziewczęcy pisk odbił się w domu echem. - Ethan przyprowadził tam dziewczynę? – zapytał Tyson. Przewróciłam oczami. - Tak zakładam. Odgłos rytmicznego obijania się wypełnił moje uszy. – O Boże – zajęczałam. To nie był pierwszy raz, kiedy musiałam tego słuchać, ale wcale nie było łatwiej. Tyson się zaśmiał. – To musi być dla ciebie dziwne – słuchać, jak twój brat obraca –

- Zamknij się! – wyciągnęłam poduszkę spod głowy i zakryłam nią oczy iuszy. Ponownie usłyszeliśmy jak mówi. – Powiedz to! - Nie – głos Ethana był stanowczy. Obijanie się ustało. Odsunęłam poduszkę od twarzy i popatrzyłam na Tysona. Jego oczy było ogromne, oczekujące. – Czuję się jakbyśmy byli podsłuchującymi dziećmi. - Tak jakby jesteśmy – wyszeptałam. Tym razem była głośniejsza. – POWIEDZ TO! - Oww. Dobra! – wrzasnął Ethan. – Hau, hau… hau, hau! Natychmiast, Tyson I ja zaczęliśmy fikać nogami, zaśmiewając się w poduszki. – Nie ma mowy! – zaśmiał się Tyson. Nie mogłam mówić. Moje ciało nie przestawało się trząść od śmiechu. Łzy zebrały się w moich oczach. Hau, hau… hau, hau! – usłyszeliśmy ponownie. I znowu zaczęło się to rytmiczne uderzanie. *** Przenieśliśmy się z Tysonem do salonu, by pooglądać telewizję i żebyśmy nie musieli słuchać jak oni… yyy… szczekają? - Co planujesz robić jutro – a właściwie dzisiaj? – podałam mu kawę i usiadłam obok niego. - Nie wiem. Chyba trochę pośpię, poszukam pracy. - Więc planujesz zostać na jakiś czas? – nie potrafiłam ukryć podekscytowania. Dobrze było mieć go przy sobie. To było znajome uczucie. - Jeśli ci to nie przeszkadza. W jakimś stopniu chciałbym się po prostu ukryć na jakiś czas. Nawet rodzicom nie powiedziałem, że wróciłem. Potaknęłam. – Rozumiem to. W porządku. Otworzyły się drzwi. Tyson i ja szybko spojrzeliśmy na siebie i udawaliśmy, że oglądamy telewizję. - Jeszcze nie śpicie? – zapytał Ethan, podchodząc do kanapy. Za nim wyszłabrunetka, poprawiając sukienkę. Tyson zaśmiał się cicho. - Taa – odpowiedziałam za nas oboje. Obserwowałam, jak Tyson udawał, że był zaabsorbowany tym, co leciało w telewizji. - Dimmy, Tyson – zaczął Ethan. Tyson podniósł wyrok. Ethan wskazał na dziewczynę za nim. – To jest Kat. Tyson wybuchł śmiechem. Ja jakoś się powstrzymałam. – Miło cię poznać, Kat. Przepraszam – wskazałam kciukiem na Tysona. – Jest pijany. Uśmiechnęła się przed tym, jak wyprowadził ją z domu, trzymając rękę na jej plecach. Gdy usłyszałam, że drzwi się zamknęły, obróciłam się do Tysona. Jego twarz była czerwona od prób powstrzymania śmiechu. Walnęłam go w ramię.

- Jasna cholera, Dim – trzymał się za brzuch. – Ma na imię Kat i zmusza facetów, by szczekali jak pies. Co do cholery? Moja głowa odchyliła się od śmiechu. Parsknęłam. Kilka razy. Przeszkodziła nam Ethan. – Co jest takie zabawne? – zapytał poważnie. - Kat? Zapytałam, a Tyson zaczął szczekać w tym samym czasie. - Pieprzcie się – powiedział Ethan, ale sam też się śmiał. Wyszedł z pokoju, zostawiając nas w stanie zidiociałej radości. I na chwilę zapomniałam, kim do diabła był Logan Matthews. Bardzo szybko zdecydowałam też, że uczynię ten stan permanentnym.

Rozdział 4 Nie trwało długo, by Tyson poczuł się jak w domu. Minęło kilka tygodni i dostał pracę w sklepie z płytami. Tak naprawdę to nie potrzebował pracy. Żył z funduszu powierniczego, który zostawili mu dziadkowie i każdego miesiąca otrzymywał królewskie wynagrodzenie za kilka piosenek, które nagrał na różne składanki. Po prostu pewne rzeczy w Nowym Jorku zaczęły go przytłaczać, gdy przydarzyła się ta sytuacja z Ally. Powiedział, że ewentualnie wróci do tego, ale był szczęśliwy mogąc wycofać się na kilka miesięcy i to przeczekać. Powiedział, że muzyka zawsze tam będzie, a młodość bez żadnych poważnych zobowiązań jest ograniczona. Po prostu chciał trochę pożyć. Dobrze dla niego. Wakacje mijały szybko; zdecydowanie za szybko. Spędzaliśmy czas pracując i leniuchując. Zmiany Ethana były rzadkie, ale dbał o to, by ktoś zawsze był ze mną w domu. Razem z Tysonem opracowali nawet grafik. Myślałam dziś, że to głupie, dopóki nie zostałam sama w domu i przestałam tak uważać. Czułam się jak dziecko obawiające się potworów. Może nim byłam. Najpierw próbowałam dodzwonić się do Tysona, ale nie odbierał. Ethan odpowiedział po pierwszym sygnale. - Przepraszam – powiedziałam mu. - Gdzie jesteś? - W domu. - Gdzie jest Tyson. - Nie wiem. - Wszystko w porządku? - Myślę, że… chyba… nie jestem pewna – urwałam i odłożyłam na bok swoją dumę. – Czy mógłbyś przyjechać do domu, proszę? - Będę niedługo. - Ethan… - Tak? - Chowam się w szafie. Zaklął po czym się rozłączył. Byłam słaba. Żałosna. Przerażona. Głupia. *** - Dimmy – zawołał. Usłyszałam jak kroki się zbliżają, zanim otworzyły się drzwiszafy. Wyraz twarzy przeszedł z paniki do ulgi i zrozumienia. – Już dobrze – powiedział kojąco i usiadł na podłodze obok mnie. – Już dobrze – powiedział ponownie, tym razem do siebie. - Przepraszam. Nie chciałam cię martwić – spojrzałam na niego.

- Nigdy mnie za to nie przepraszaj – przesunął ręką przez włosy i wiercił się chwilę na podłodze, aż siedział wygodnie. – Chcesz porozmawiać o tym… co czujesz… czy coś? – wyglądał niepewnie. - Nie wiem. Myślałam, że jest w porządku, E. naprawdę. Ale zostałam tu sama i ja… zaczęłam sobie przypominać... - I się przestraszyłaś? Potaknęłam. - Pamiętasz to? Kiwnęłam ponownie, zagryzając wargę, by powstrzymać szloch. – Ja tylko chciałam, żeby przestali. Ale nie zrobili tego. ciągle go bili – - O to chodzi? – przerwał mi. – To o tym myślisz? Że go zranili? – jego ton był ostry. – A co z tobą, Dimmy? Co z tym, że zranili ciebie? Co z faktem, że Logan po prostu odszedł icię zranił? Albo z tym, że ciągle cię rani? Każdego dnia, w którym go nie ma, ty cierpisz. Tylkoo tym potrafisz myśleć – o tym dupku? Siedziałam cicho, czekałam aż się uspokoi. - Jak ci idą te lekcje samoobrony? – zmienił temat. - Dobrze – przyznałam szczerze. – Nabieram pewności siebie. Uścisnął moją dłoń. – Dobrze – podniósł ją i przyjrzał się mojemu nadgarstkowi. – Nie zasłużył na to – oświadczył, wskazując na to głową. Wstał i wyciągnął rękę. – Zadzwoniłem do Tysona. Wraca do domu i jedziemy na mini golfa. - Mini golfa? – zapytałam sceptycznie. - Tak – wyciągnął mnie z szafy, przez pokój, korytarz, aż do salonu. – Będzie fajnie, obiecuję. Tyson przyjechał do domu pięć minut później, przepraszając za to, że wyszedł. Nie wiedział, że byłam w domu. Ciągle przepraszał, pomimo tego, że powiedziałam mu, że nic nie szkodzi. Nie był za mnie odpowiedzialny. Ethan też nie. Godzinę później graliśmy w mini golfa. Ethan i Ty dzielili piersiówkę. Ja prowadziłam, decydując się nie brać w tym udziału. To była pierwsza noc odkąd on odszedł, gdy znowu czułam się sobą, chociaż przez chwilę. Śmialiśmy się. Dużo. To był naprawdę dobry czas. *** Tyson zapukał do moich drzwi i wsunął za nie głowę. – Jesteś ubrana? Leżałam już w łóżku, gotowa do snu. – Tak. - Niech to szlag – zażartował. Zrobił przedstawienie z wskakiwania na łóżku, zanim położył się obok mnie. Obrócił głowę w moją stronę, mrugając kilka razy. - Jesteś wstawiony? – zapytałam, chichocząc gdy zmarszczył nos. Nie przestalipić, cokolwiek było w piersiówce, aż do teraz. Przyjrzałam mu się, czekając naodpowiedź. Wyprzystojniał przez te kilka ostatnich lat. Jego rysy były bardziej wyraziste, bardziej męskie. - Tak myślę. Nie wiem co Ethan miał w tej piersiówce, ale zdziałało u mnie magię.

Zaśmiałam się. – Magię? Potaknął, obracając się całym ciałem do mnie. Zrobiłam to samo. Jego rozczochrane ciemne włosy były wszędzie. - Przestań mnie obczajać – drażnił się. Zaśmiałam się w poduszkę. Nie zamierzałam temu zaprzeczać, bo w pewnym sensie to robiłam. Czułam jak się przysuwa, aż jego ciało było przyciśnięte do mojego. Ciepło ramion, którymi mnie otoczył, pochłonęło mnie. Przyciągnął do siebie, więc twarz leżała na jego piersi. Wymamrotałam w jego klatę. – Co ty – Przerwał mi, nim mogłam dokończyć. – Ćśś, Dim. Po prostu pozwól mi to zrobić – zrelaksowałam się. Musiał to poczuć, bo przyciągnął mnie jeszcze bliżej. – Chciałem ci ę tak objąć od czasu, kiedy się wprowadziłem – powiedział, odsuwając się i spoglądając mi w twarz. – Wszystko w porządku? Troska na jego twarzy złamała mi serce. – Tak, Tyson. W porządku – otoczyłam go ramionami. – Obiecuję. - Nie mówię o nim. Chodzi mi o to… - odchrząknął. – Zostałaś prawie zgwałcona. Mój oddech się urwał. Nikt wcześniej nie wypowiedział tych słów na głos. W każdym razie nie do mnie. – Nie myślę o tym. Prawie się nie liczy. - To bzdura. W pewien sposób się liczy. - Mogło być znacznie gorzej. - Tak, albo mogło zostać całkowicie powstrzymane. Wycofałam się, trochę wkurzona jego słowami. – Co to niby ma znaczyć? Odetchnął głęboko. – Nic. Nie wiem o czym mówię. Jestem pijany. Przepraszam – przyciągnął moją głowę z powrotem do siebie, ale teraz leżeliśmy twarzą w twarz: jego nos przy moim, nasze usta niemal się stykały. Powoli zamknął oczy. – Dobranoc, Dim – powiedział, po czym mnie pocałował. Pozwoliłam mu. To nie było namiętne. Ani intymne. Nie było żadnego języka. Żadnego ruchu. Po prostu było. Kiedy się odsunął, westchnął. – Wiem, że ciągle jesteś w nim zakochana. Nie odezwałam się. Nie potwierdziłam. Nie zaprzeczyłam. Nie wiedziałam co czuję. *** Gdy obudziłam się następnego ranka, jego nie było. Musiałam zasnąć w jego ramionach. W niektóre noce, miałam koszmary. Ale nie ostatniej nocy. Nie do końca rozumiałam dlaczego, ale to, że zostałam niemal zgwałcona nie docierało do mnie. Może to zablokowałam, albo tak bardzo bałam się wtedy o Logana, że nie rozumiałam tego, co się działo, aż było po wszystkim.

Większość z tego pamiętałam bardzo wyraźnie. Pamiętam, jak go trzymali, a ja powtarzałam jego imię, jak znalazł siłę, by się uwolnić, ale upadł na podłogę. Chciałam go dosięgnąć. Ciągle myślałam, że ponownie znajdzie siłę, ale nie mógł wstać, tylko czołgał się do mnie. Wszystko potoczyło się tak szybko, ale nie jego ruchy – one były wolne. Słyszałam jak wymówił moje imię, zanim kopnęli go w głowę. Krzyczałam. To było tak głośne, że odbijało się echem w całym domu. Krzyczałam jeszcze bardziej, bo byłam pewna, że jeśli usłyszy mój krzyk, to się obudzi. Na pewno by się obudził. Musiał. Myślę, że moje ciało się wtedy poddało, bo nie pamiętam co się później zdarzyło. Kiedy obudziłam się w szpitalu, pierwszą moją myślą było, że może Logan i ja jesteśmy jakoś połączeni, bardziej niż tylko chłopak i dziewczyna zakochani w sobie. Może nasze dusze były połączone – jeśli on cierpiał, ja także cierpiałam. Jeśli on przestał oddychać, to ja także. Jeśli on zginął, może odeszłabym razem z nim. Żyłam. Obudziłam się. Co oznaczało, że on także. Ale go nie widziałam: nigdy po mnie nie przyszedł. Po prostu odszedł. *** Zdecydowaliśmy, że w weekend pojedziemy odwiedzić mamę. Zaczęła spotykać się z jakimś facetem i chciała, abyśmy go poznali. Zaprosiłam Tysona, by z nami pojechał, a on założył, że już był zaproszony. Moja mama kochała Tysona – od zawsze. Wzięliśmy samochód Ethana, mój był za mały, a Tyson nie miał własnego. Tyson chciał wstąpić do sklepu po butelkę wina i jakieś kwiaty dla mamy. Ethan zostawił ładowarkę od telefonu w domu, więc poszedł po nową do sklepu z elektroniką. Czekałam na nich w samochodzie. Stukanie w okno sprawiło, że niemal wyskoczyłam ze skóry. Trzymając rękę na sercu. Odwróciłam się by zobaczyć znajomą twarz. Zastukał ponownie. Powinnam była się go spodziewać; zaparkowaliśmy przed jego gabinetem. Odsunęłam szybę. - Cześć, Amanda – powiedział. Potarł swój zarost wierzchem palców. – Masz chwilę? Chciałbym zamienić z tobą słówko, jeśli można? Mogło chodzić tylko o jedno i przez chwilę się zawahałam. Ale nie pozwolę temu zepsuć tego, co próbowałam zbudować od miesięcy. – Jasne – uśmiechnęłam się do niego i wysiadłam z samochodu. Wskazał, bym usiadła na ławce kilka stóp dalej. Zimny metal ochłodził tył moich ud gdy usiadłam. – Co u ciebie, doktorze Matthews? - Wiesz, że masz mówić do mnie Alan, Amando. Zachichotałam. – Co u ciebie, Alan? Wypuścił oddech, uśmiech zniknął całkowicie. – Bywało lepiej – odchrząknął. – Właśnie dlatego chciałem z tobą porozmawiać. Uniosłam brwi. – Co masz na myśli?