Młody samuraj Krąg ziemi
Spis treści
Okładka
Karta tytułowa
Zajrzyj na strony
Wserii
Mapa
Dedykacja
List
1 Samuraj gaijin
2 Nieuczciwa walka
3 WgórachIga
4 Władca tengu
5 Dziadek Soke
6 Wioska
7 Lekcja miecza
8 Shonin
9 Ukryty wróg
10 Miyuki
11 Błądzenie wkółko
12 Żaba wstudni
13 Pojedynek na drzewie
14 Wielki mistrz
15 Pięć kręgów
16 Sztuka podstępu
17 Smoczy oddech
18 Muzyka zen
19 Nieustające zagrożenie
20 Szesnaście TajemnychCiosów
21 Papier ryżowy
22 Shuriken
23 Niewidzialny ninja
24 Zanurkować wgłąb
25 Cichy umysł
26 Pokaz
27 Uczeńsokego
28 Poduszka
29 Test Prawdy
30 Pierwsza misja
31 Mnisi pustki
32 Kwestia lojalności
33 Ogród piekieł
34 Cios Palca-Igły
35 Fałszywe oskarżenie
36 Członek klanu
37 List
38 Magia ninja
39 Ruchomy cel
40 Rabusie
41 Oczekiwanie
42 Żniwa
43 Najazd
44 Plac wioskowy
45 Pożar na farmie
46 Dziewięcioro ninja
47 Pechowa liczba
48 Zamek Mgieł
49 Pijak
50 Kachimushi
51 Śpiący samuraje
52 Gemnan
53 Zdrajca
54 Ognisty shuriken
55 Ninja czy samuraj?
56 Krąg ziemi
57 Szczęśliwe pożegnanie
Informacje na temat źródeł
Słownik japoński
Podziękowania
Karta redakcyjna
Zajrzyj na strony:
www.mlodysamuraj.pl
Poznaj kolejne tomy wserii MŁODY SAMURAJ
www.nk.com.pl/mlody-samuraj/158/seria.html
www.nk.com.pl
Znajdźnas na Facebooku
www.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia
W serii Młody samuraj:
Droga wojownika
Droga miecza
Droga smoka
Krąg ziemi
Krąg wody
Krąg ognia
W przygotowaniu:
Krąg wiatru
Dla Karen,
która jestdla mnie jak siostra
List
Japonia, 1614
Najdroższa Jess!
Mam nadzieję, że ten list kiedyś trafi wTwoje ręce. Z pewnością przez te wszystkie lata uważałaś mnie
za zaginionego na morzu. Bez wątpienia ucieszy Cię wieść, że jestemżywy i wdobrymzdrowiu.
W sierpniu 1611 roku dotarłem z ojcem do Japonii, lecz ze smutkiem muszę donieść, że zginął
podczas atakupiratówna nasz statek. Ja jedyny ocalałem.
Ostatnie trzy lata spędziłem pod opieką japońskiego wojownika Masamoto Takeshiego w jego
szkole dla samurajów w Kioto. Odnosił się do mnie z wielką życzliwością, lecz mimo to nie było mi
lekko.
Ninja zwany Smoczym Okiem próbował wykraść rutter (na pewno pamiętasz, jak ważny był dla
ojca ten dziennik nawigacyjny). Misja zakończyła się sukcesem. Na szczęście z pomocą samurajskich
przyjaciół zdołałemodzyskać tenwyjątkowy skarb.
Ten samninja zabił naszego ojca. I choć to niewielka pociecha, mogę Cię zapewnić, że morderca już
nie żyje. Sprawiedliwości stało się zadość. Jego śmierć nie wróci nam jednak taty – bardzo za nim
tęsknię i brakuje mi jego radi opieki.
W Japonii wybuchła wojna domowa i cudzoziemcy tacy jak ja nie są już mile widziani. Stałem się
zbiegiem. Muszę uciekać, by ocalić głowę. Obecnie podróżuję na południe przez tendziwny i egzotyczny
kraj do Nagasaki, licząc na znalezienie tamstatkuudającego się do Anglii.
Droga Tokaido, którą wędruję, jest jednak pełna niebezpieczeństw, a moim śladem podąża wielu
wrogów. Nie boję się o własne bezpieczeństwo. Masamoto wyszkolił mnie na samurajskiego wojownika
i będę walczył, by wrócić do domu– i do Ciebie.
Pewnego dnia, mamnadzieję, będę Ci mógł osobiście opowiedzieć o swoichprzygodach...
Nimsię jednak spotkamy, droga siostro, niechCię Bóg ma wswojej opiece.
Twój bratJack
1
Samuraj gaijin
Japonia, lato 1614
– Ej, nieznajomy, zająłeś moje miejsce! – warknął samuraj.
Jack przestał łapczywie pochłaniać makaron. Chociaż w nędznej gospodzie przy stacji pocztowej
wShono, służącej wędrowcompodążającymDrogą Tokaido, nie brakowało wolnychław, nie ośmielił
się zaprotestować. Z pochyloną głową, skrywając twarz pod rondem słomianego kapelusza,
przesiadł się do sąsiedniego stołu. Potemskupił całą uwagę na dymiącej czarce i wpakował sobie do
ust kolejną porcję.
– Powiedziałem: zajmujesz MOJE miejsce – powtórzył mężczyzna, z jawną groźbą wspierając
dłońna rękojeści samurajskiego miecza.
Spod ronda kapelusza Jack zauważył, że obok nóg samuraja pojawiły się kolejne dwie pary stóp
wsandałach.
Starał się zachować spokój. Dotychczas udawało mu się unikać poważniejszych zatargów. Miał
nadzieję, że tak pozostanie.
W Japonii trwały jednak niepokoje, więc zdawał sobie sprawę, że nie będzie to łatwe. Po
zwycięstwie wwojnie domowej daimyo Kamakura ogłosił się szogunem, najwyższymwładcą. Z tego
powodu wielu służących mu samurajów zachowywało się prowokująco. Oszołomieni zwycięstwem,
sake i świeżo zdobytą władzą zastraszali okolicznychmieszkańcówi ludzi o niższej pozycji.
Na pierwszy rzut oka Jack wyglądał na zwykłego rolnika albo pielgrzyma. Nosił skromne, proste
błękitne kimono, sandały i stożkowaty kapelusz jak chłop albo buddyjski mnich. Szerokie rondo
ukrywało jego cudzoziemskie rysy.
Bezsprzeciwuprzeniósł się do kolejnego stołu.
– TOmiejsce mojego przyjaciela.
Dwaj pozostali wojownicy zachichotali. Jack zrozumiał, że znalazł się wsytuacji bez wyjścia. Musi
opuścić gospodę. Gdyby odkryli jego tożsamość, NAPRAWDĘ wpadłby w tarapaty. Jako gaijin
stanowił obiekt prześladowań. Nowy szogun po objęciu urzędu pierwszym edyktem wygnał z kraju
cudzoziemców i chrześcijan. Mieli natychmiast opuścić Japonię – lub zostać ukarani. Zdaniem
niektórych szczególnie gorliwych samurajówobcokrajowcy nie wynosili się dostatecznie szybko. Już
na krótkim odcinku dzielącym Tobę od Drogi Tokaido Jack minął zwłoki pechowego
chrześcijańskiego duchownego; okaleczone ciało wisiało na drzewie. Pozostawiono je, by sczezło na
słońcu.
– Zarazkończę i ruszamwdrogę – odparł chłopak płynną japońszczyzną.
Zbyt głodny, by zostawić choć odrobinę, pospiesznie nabrał pałeczkami porcję makaronu. Był to
jego pierwszy gorący posiłek, odkąd pożegnał się zprzyjaciółmi cztery dni wcześniej.
– Nie! Skończysznatychmiast! – warknął samuraj, uderzając pięścią wstół.
Miska trzasnęła o podłogę, jej zawartość rozprysnęła się po glinianej polepie. W małej gospodzie
zapadło milczenie. Nieliczni goście zaczęli ukradkiem wycofywać się ku drzwiom. Usługująca
dziewczyna i jej ojciec skulili się za ladą.
Zmuszony stawić czoło napastnikowi, Jack pierwszy razpodniósł głowę.
Samuraj, krzepki mężczyzna z wąsikiem jak u szczura i krzaczastymi czarnymi brwiami, spojrzał
zdumiony na błękitne oczy i jasne włosy Jacka.
– Gaijin! – sapnął.
Chłopak wstał. Choć miał dopiero piętnaście lat, przewyższał wzrostem wielu japońskich
mężczyzn.
– Powiedziałem, że wychodzę.
Samuraj błyskawicznie odzyskał przytomność umysłui zastąpił mudrogę
– Nigdzie nie pójdziesz– burknął. – Jesteś zbiegiemi wrogiemJaponii.
Jego dwaj towarzysze dołączyli do niego. Jeden był chudy, miał zadarty nos i blisko osadzone
oczy, drugi niski i tłusty jak ropucha. Obaj nosili po parze samurajskich mieczy – tradycyjną katanę
i krótszy wakizashi.
– Nie chcę żadnych kłopotów – oznajmił z naciskiem Jack i chwycił swoją torbę, przygotowując
się do ucieczki. – Zatrzymałem się tylko na chwilę w drodze do Nagasaki. Wyjeżdżam zgodnie
zrozkazemszoguna.
– Przede wszystkim W OGÓLE nie powinieneś był przyjeżdżać – zadrwił chudy samuraj i splunął
chłopakowi pod nogi. – Jesteś aresztowany...
Jack cisnął mu w twarz pałeczki, co na moment odwróciło uwagę napastnika, i popędził do
wyjścia.
– Łapać go! – krzyknął przywódca.
Podobny do ropuchy wojownik chwycił chłopaka za rękę. Nagle runął na kolana, krzycząc z bólu
pod wpływem nikkyō Jacka. Chwyt za nadgarstek był pierwszą techniką taijutsu, jaką chłopak
poznał wNitenIchi Ryū, samurajskiej szkole wKioto, gdzie trenował przezostatnie trzy lata.
– Pomocy! – zaskomlał mężczyzna.
Przywódca wyciągnął mieczzpochwy i ruszył do ataku.
Jack rozluźnił chwyt, którym omal nie złamał napastnikowi ręki, i pchnął nieszczęśnika na
nacierającego samuraja. Równocześnie sięgnął po katanę przymocowaną do torby. Kiedy zabójcze
ostrze wojownika mknęło łukiemkujego szyi, wyciągnął zsaya własny miecz; błysnęła stal.
Katany zderzyły się wpowietrzu. Na chwilę wszyscy zamarli.
– Samuraj gaijin! – wykrzyknął przywódca, a jego oczy stały się wielkie jak spodki.
– To on! – pisnął podobny do ropuchy wojownik, gramoląc się na nogi. – Gaijin, którego szuka
naszszogun!
– Za jego głowę wyznaczono nagrodę – dodał chudzielec, także wyciągając miecz.
Cała trójka okrążyła Jacka, odbierając muszansę na ucieczkę.
Nie miał wyboru. Musiał wywalczyć sobie drogę na wolność.
2
Nieuczciwa walka
Służąca, drobna dziewczyna o krótko ściętych czarnych włosach, wyjrzała lękliwie zza lady. Ani
na chwilę nie spuszczała wzrokuzosaczonego wkącie Jacka.
Przeznaczona dla plebsu gospoda była prostą budowlą o ścianach wzniesionych głównie
z bambusa i kremowego papieru washi, wspartą na kilku drewnianych kolumnach. Stoły wyglądały
na rozchwiane i zniszczone. Obok lady trzymano wielką beczkę sake i kilka kamiennychdzbanówdo
podawania ryżowego wina. Jackowi mignęła przed oczami postać ojca dziewczyny, który
pospiesznie ukrywał kilka cennych porcelanowych czarek. Chłopak zastanawiał się, czy budynek ma
drugie wyjście. Przesuwane drzwi shoji – najbardziej oczywista droga ucieczki – znajdowały się po
przeciwnej stronie sali i drogę do nichzagradzało trzechsamurajów.
– Musimy brać go żywcem? – spytał chudzielec.
– Nie, szogunowi wystarczy głowa – odparł przywódca.
Jack zdał sobie sprawę, że nie pokona ich jednym mieczem, więc dobył wakizashi. Uniósł oba
ostrza, by przygotować się do obrony. Wspaniałą broń o rękojeściach oplecionych
ciemnoczerwonymsznuremotrzymał od Akiko, najbliższej i najdroższej przyjaciółki. Należała do jej
zmarłego ojca i została wykuta przez Shizu, najsłynniejszego płatnerza w dziejach. Chłopak
pierwszy razmiał użyć mieczy wwalce. Dobrze leżały wrękach, klingi były doskonale wyważone.
Przywódca się zawahał, zaskoczony niezwykłym stylem walki. Większość samurajów używała
podczas pojedynkówtylko katany.
– Onzna Dwoje Niebios! – zawołał wojownik podobny do ropuchy.
– No to co? – warknął dowodzący. – Nas jest trzech!
Jack spostrzegł jednak, że mimo tej zuchwałej odpowiedzi koniec katany przeciwnika lekko
dygocze. Dwoje Niebios cieszyło się wśród samurajówlegendarną sławą – mordercza technika walki
dwoma mieczami przekazywana była jedynie najlepszym uczniom Niten Ichi Ryū. Jej opanowanie
graniczyło z niemożliwością, lecz wojownicy, którzy zdołali tego dokonać, uchodzili za
niezwyciężonych. Masamoto, założyciel szkoły samurajów i do niedawna opiekun Jacka, nie
przegrał ani jednego pojedynkuzponad sześćdziesięciu, jakie stoczył.
– Tylko udaje. Żaden gaijin nie zdołałby opanować tego stylu – stwierdził przywódca,
wypychając naprzód grubego samuraja. – Zabij go!
– Czemuja?
– Bo ci rozkazuję!
Mężczyzna z ociąganiem wyjął miecz. Jack spojrzał na klingę. Była czysta i niewyszczerbiona.
Chłopak domyślił się, że wojownik nigdy dotąd nie uczestniczył wprawdziwympojedynku.
– P-p-poddaj się, gaijinie, bo jak nie...! – wyjąkał.
– Bo jak nie, to co? – rzucił wyzywająco Jack, by zyskać na czasie, i zajął pozycję za stołem.
– To... utnę ci głowę – odparł mężczyzna bezprzekonania.
– A jeśli się poddam?
Samuraj, zbity ztropu, spojrzał na szefa.
– To i tak utniemy ci głowę – odparł przywódca zsadystycznymuśmieszkiem.
Ruchemgłowy dał znak chudemusamurajowi.
– TERAZ!
Wszyscy trzej równocześnie natarli na Jacka.
Chłopak kopnięciem przewrócił stół i grubas runął na ziemię, wypuszczając miecz z dłoni.
Chudzielec zamachnął się w szyję Jacka, a w tej samej chwili przywódca wycelował w brzuch.
Chłopak przykucnął, unikając pierwszego ostrza, i równocześnie odbił drugie za pomocą wakizashi.
Nimktóryś z napastnikówzdążył skontrować, kopnięciemwbok trafił chudego samuraja wpierś,
czym posłał go na kolumnę. Rozległ się głośny trzask, posypały się drzazgi i cały budynek zadrżał.
Jack wirując, zamierzył się teraz kataną na głowę przywódcy. Klinga świsnęła wpowietrzu tuż nad
jego czaszką.
– Nie trafiłeś! – zawołał samuraj.
– Doprawdy? – spytał chłopak, kiedy kok wojownika opadł na ziemię.
Mężczyzna, wstrząśnięty utratą symbolu swojej pozycji, nie zwrócił uwagi na trzeszczące belki,
póki nie było za późno. Miecz Jacka przeciął także sznury mocujące fragment sufitu. Twardy jak
kamień bambusowy pień spadł samurajowi na głowę, pozbawiając go przytomności; wojownik
zniknął pod lawiną cieńszychłodyg.
Chudzielec z wrzaskiem zaatakował ponownie. Mierzył w serce Jacka. Zmusił chłopaka do
wycofania się za ladę. Jack zablokował grad ciosów, lecz Japończyk był szybki jak błyskawica
i zdołał wykonać bezlitosne cięcie wpoprzek brzucha.
W ostatniej chwili gaijin zdołał uskoczyć. Ostra jak brzytwa klinga samuraja przedziurawiła
beczkę z sake. Ryżowe wino trysnęło. Alkoholowy wodospad omal nie zatopił grubasa, który na
klęczkachpodnosił swój miecz. Niemal bezwiednie łyknął kilka haustówsake i po jego twarzy rozlał
się błogi uśmiech.
Oblicze chudego wojownika wręcz przeciwnie – wyrażało furię. Znowu uniósł broń, zdecydowany
skończyć z Jackiem. Wtem zza lady za jego plecami wychyliła się służąca i rozbiła mu na głowie
dzbando sake. Mężczyzna zachwiał się lekko i osunął na podłogę.
Jack spojrzał zaskoczony na dziewczynę.
– Po prostu zbyt wiele wypili – oznajmiła z niewinnym uśmiechem, patrząc, jak grubas tapla się
wbrei zbłota i wina.
Przestępował z nogi na nogę, jego twarz ociekała alkoholem. Powiódł wzrokiem po leżących
towarzyszachi chwiejnie począł się wycofywać.
– To nie jest uczciwa walka – zaskomlał zmieczemdrżącymwdłoniach.
– Od początkunie była – przytaknął chłopak, wykonując Cios Jesiennego Liścia.
Dwukrotnie uderzył klingą w tępą krawędź klingi przeciwnika i w mgnieniu oka pozbawił go
broni.
Samuraj uniósł ręce na znak poddania.
– Proszę, nie zabijaj mnie! – wybełkotał.
Jack szybko ciął dwoma mieczami. Mężczyzna wrzasnął; przenikliwy krzyk zakończył się
żałosnymszlochem.
– Nie chcę nikogo zabijać – oświadczył chłopak, chowając brońdo pochew. – Chcę tylko wrócić do
domu.
Samuraj spojrzał zdumiony na własny strój. Był nietknięty, naraz jednak obi rozluźnił się i opadł
do kostek wrazzsaya, pudełkieminro i sznuremmonet, które nosił upasa.
Przerażony umiejętnościami szermierczymi Jacka wybiegł zgospody.
3
W górach Iga
Jack rozejrzał się, oceniając zniszczenia. Gospoda, już wcześniej nędzna, teraz była w ruinie –
przewrócone stoły, pół sufitu zapadnięte, jezioro lepkiej sake na podłodze. Właściciel siedział
wkącie, obejmując głowę rękami.
Chłopak spostrzegł sznur monet porzucony przezsamuraja, podniósł go i podał służącej.
– To powinno wynagrodzić straty.
Skłoniła się na znak podziękowania i schowała monety wrękawkimona.
– Powiedz, czemu mi pomogłaś? – Był zdumiony nie tylko tym, że miała odwagę walczyć,
pomogła teżcudzoziemcowi.
– Tych trzech ciągle tyranizowało naszych gości – wyjaśniła. Po czym, patrząc z podziwem na
Jacka, dodała: – Ty pierwszy się imsprzeciwiłeś... i zwyciężyłeś.
Spod stosubambusowychprętówrozległ się jęk napastnika.
– Lepiej jużidź– poradziła dziewczyna. – Jego przyjaciel na pewno wróci zodsieczą.
– Kto by tamwierzył półnagiemupijakowi cuchnącemusake – zażartował Jack.
Służąca zachichotała, leczumilkła na dźwięk dzwonuze stacji pocztowej.
– Musiszuciekać natychmiast! – ponagliła.
Jack pospiesznie zarzucił torbę na ramię. Wysunął głowę przez drzwi i zobaczył oddział
samurajówmaszerujący wstronę gospody.
– Chodź za mną – poleciła i poprowadziła go za ladę, a potem przez małą kuchnię do tylnego
wyjścia. Chwyciła słomiany pojemnik z ryżem i wcisnęła mu do rąk. – Weź to i idź tą ścieżką na
południe.
Wskazała szlak odchodzący od głównej drogi i znikający wlesie.
– Dokąd prowadzi? – spytał chłopak.
– Wgóry Iga.
Jack pokręcił głową z rozpaczą. Włości ninja były ostatnim miejscem, dokąd chciałby się udać.
Lecz usłyszawszy donośny trzask zza pleców, kiedy samuraje kopniakami wyważali drzwi gospody,
zrozumiał, że nie ma wyboru.
– Trzymaj się głównej ścieżki i uważaj na rabusiów– poradziła dziewczyna.
– Dziękuję – odparł, wiedząc, że ryzykowała życie, by go uratować. – Ale co będzie ztobą?
– Dam sobie radę – zapewniła, ponaglając go ruchem dłoni. – Powiem, że mnie zmusiłeś do
pomocy.
– GDZIE GAIJIN?! – Zwnętrza gospody dobiegł szorstki głos.
Słysząc, jak właściciel posłusznie udziela wyjaśnień, Jack rzucił się do ucieczki, ile sił wnogach.
– Uważaj na ninja! – zawołała za nimsłużąca.
Chłopak zdawał sobie sprawę, że ucieczka przed samurajami szoguna do matecznika wrogów to
pewne samobójstwo. Gniewne krzyki wojowników dodały mu jednak energii. Gnali ścieżką, niemal
następując muna pięty. Służąca wskazywała wkierunkucudzoziemca, krzycząc ze złością:
– Złodziej! Złodziej! Ukradł mój ryż!
„Równie bystra jak Akiko” – zauważył Jack.
Z uczuciem ulgi, że dziewczyna zdołała przekonać samurajów o swojej niewinności, jeszcze
przyśpieszył i już docierał do linii drzew, kiedy potężny cios w plecy powalił go na ziemię.
Oszołomiony, poczołgał się naprzód. Zerknął przez ramię. Wojownicy zbliżali się szybko, wydając
okrzyki nienawiści. Odkrył teżprzyczynę upadku: wjego plecachtkwiła strzała.
Wszystko było skończone. Samuraje nie znają litości.
Co dziwne, nie czuł bólu.
Po chwili wiedział dlaczego – grot trafił wtorbę, a nie wjego ciało. Zerwał się i zanurkował wlas.
Druga strzała śmignęła obok głowy Jacka i przeszyła pieńzdonośnymstuknięciem.
Nie obejrzał się jednak. Pobiegł co tchu, z walącymsercemi płonącymi płucami. Szlak prowadził
przez las i stawał się coraz węższy, wmiarę jak chłopak zbliżał się ku góromotaczającymosławioną
prowincję Iga.
Samuraje nadciągali szybko.
Pędząc przez bambusowy zagajnik, Jack wyjął z pochwy katanę i ścinał wysokie pędy.
Bambusowe łodygi ścieliły się w ślad za nim, tarasując ścieżkę. Wojownicy musieli zwolnić, by
torować sobie drogę.
Fortel sprawił, że zyskał trochę czasu. Wiedział jednak, że jeśli będzie się trzymał głównego
szlaku, samuraje w końcu go dościgną. Dotarłszy do skrzyżowania, wybrał najwęższą i najmniej
wydeptaną dróżkę. Zagłębił się w las. Znalazł się w półmroku, bo stłoczone gęsto drzewa
przesłaniały niebo.
Jack zwolnił i nastawił uszu. Krzyki samurajów dobiegały teraz z daleka. Zdołał się wymknąć –
przynajmniej na razie.
Przystanął dla złapania oddechu i położył swój dobytek na ziemi. Strzała wbiła się obok
niewielkiego woreczka z czerwonego jedwabiu, który dostał od nauczyciela filozofii zen, senseia
Yamady. Wewnątrz znajdował się omamori, buddyjski amulet zapewniający ochronę. Najwyraźniej
zadziałał. Chłopak zajrzał do torby i przekonał się, że uratował go rutter ojca. Grot strzały uwiązł
w skórzanej okładce dziennika. Jack roześmiał się mimo woli. Ryzykował życie, by ocalić rutter,
a terazksiążka odwzajemniła przysługę.
Rutter pozwalał bezpiecznie żeglować po oceanach świata. Niewiele podobnych dzienników
zawierało równie dokładne informacje, więc ten należący do ojca był bezcenny. Szczególnie że nie
służył wyłącznie jako pomoc w nawigacji. Kraj mający go w posiadaniu mógł kontrolować szlaki
handlowe – a tym samym władać na morzach. Ojciec ostrzegał Jacka, by nigdy nie pozwolił
rutterowi wpaść w niepowołane ręce. W pewnym momencie tak się jednak stało. Arcywróg Jacka,
jednooki ninja Smocze Oko, ukradł dziennik na zlecenie portugalskiego jezuity, ojca Bobadillo. Na
szczęście z pomocą przyjaciół, Akiko i syna Masamoto, chłopak zdołał go odzyskać... choć kosztem
życia Yamato. Teraz, gdy Smocze Oko i ojciec Bobadillo nie żyli, tylko kilku ludzi w Japonii
wiedziało o istnieniuruttera. Niestety, jednymznichbył szogun.
Jack ostrożnie wyciągnął strzałę i przekonał się z ulgą, że uszkodzonych zostało jedynie kilka
pierwszych stron. Dziennik stanowił dla niego gwarancję, że zdoła wrócić do domu do Anglii,
zostanie pilotem jak ojciec i zarobi na utrzymanie siostry Jess. Było to także ostatnie, bezcenne
ogniwo łączące go z tatą. Choć minęły trzy lata, Jack nadal czuł w sercu przygniatającą pustkę.
Smutek nie zelżał nawet po śmierci Smoczego Oka. Gdy chłopak oglądał rutter, miał wrażenie, że
jego ojciec nadal żyje – wtych skreślonych odręcznie mapach, osobistych notkach, zaszyfrowanych
informacjach.
Jack zawinął dziennik w nieprzemakalne płótno i wsunął cenny przedmiot na dno torby obok
zapasowego brązowego kimona, sznura miedzianych monet oraz paru pustych pojemników na ryż,
które otrzymał od matki Akiko. Zapakował nową porcję ryżu, po czym zajrzał do drewnianego
pudełka inro. Zawierało papierowego żurawia origami – prezent na szczęście od szkolnego
przyjaciela Yoriego – i cenną czarną perłę, którą otrzymał od Akiko.
Tęsknił do przyjaciół. Codziennie żałował, że ich opuścił. Najtrudniej było się rozstać z Akiko.
Odkąd zamieszkał wJaponii, dziewczyna stała się kimś bardzo ważnymwżyciu Jacka i bez niej czuł
się zagubiony. Nie miał jednak wyboru. Potrzebowała go siostra w Anglii; a w dodatku w nowej
Japonii daimyo Kamakury przestępstwem było udzielać schronienia cudzoziemcowi. Gdyby więc
został wTobie, naraziłby życie przyjaciół.
Jedyną bezpieczną przystań stanowił port Nagasaki daleko na południu kraju. Tam właśnie
zmierzał. Była to jednak długa i niełatwa podróż.
Akiko ostrzegała, by unikał głównych traktów oraz miast, lecz nie zawsze się to udawało. Brak
drogowskazówi odpowiednichdróg znacznie spowalniał wędrówkę, gdyżłatwo gubiło się szlak. Głód
i potrzeba uzupełnienia zapasów zmusiły Jacka do odwiedzenia stacji pocztowej Shono na Drodze
Tokaido.
Gospody dla podróżnychbyły jednak zarazemrządowymi posterunkami.
Odkąd odkrył, że polują na niego samuraje szoguna, niemal stracił nadzieję na bezpieczne
dotarcie do Nagasaki. Nie mógł przecieżwalczyć przezcałą drogę na południe!
Może należało zaczekać i przyłączyć się do senseia Yamady i Yoriego udających się
z pielgrzymką do świątyni tendai w Ueno? Choć wędrówka była trudna i musiałby nadłożyć drogi,
przynajmniej korzystałby z ochrony i wskazówek mistrza zen. Wyobrażał sobie starca drepczącego
górskimi ścieżkami, siwego i pomarszczonego. Rabuś, który spróbowałby go zaatakować, przeżyłby
bolesne zaskoczenie. Sensei Yamada był sohei – mnichem wojownikiem – a pod niepozorną
powierzchownością krył się zabójczo skuteczny mistrz sztuk walki. Jack jednak najwięcej skorzystał
na jego mądrościach.
„Porażką jest jedynie nie próbować więcej” – oznajmił kiedyś sensei i jak zawsze miał rację.
Jack wiedział, że nie wolno mu się poddać przy pierwszej przeszkodzie. Ostatecznie po to
trenował przezostatnie trzy lata wNitenIchi Ryū. Zawsze wiedział, że pewnego dnia będzie musiał
rozpocząć tę podróż, a jako wyszkolony szermierzzwiększy szanse dotarcia do celu.
Poprawił torbę i wstał. Drzewa wokół trzeszczały i jęczały w podmuchach wiatru. Dreszcz
przebiegł Jackowi po plecach. Góry Iga niechętnie witały obcych. Akiko wierzyła, że to tutaj
Smocze Oko przywiózł jej uprowadzonego braciszka Kiyoshiego, który zaginął bezśladu.
Chłopak postanowił ruszyć w dalszą drogę. Było dopiero wczesne popołudnie i liczył, że przed
zmrokiemnatrafi na ścieżkę prowadzącą do głównego szlaku.
Pociągnął łyk wody z tykwy i ruszył przez las. Wyszedł na polanę. Naraz świat się obrócił,
drzewa zawirowały, niebo spadło mudo stóp i głową uderzył o kamień.
Zanimzrozumiał, co się stało, zapadła ciemność.
4
Władca tengu
Głowa Jacka pulsowała, wydawało mu się, że za chwilę pęknie. Prawa noga bolała, jakby ją
wyciągano niczymna torturach, a ręce ciążyły niby ołów.
Zamroczony otworzył oczy. Las nadal był odwrócony, a on sam kołysał się jak na huśtawce, co
przyprawiało go o mdłości. Potrwało chwilę, nimchłopak sobie uświadomił, że zwisa z drzewa głową
wdół. Jego dobytek leżał rozsypany na ziemi. Miecze, torba, tykwa zwodą – wszystko.
Uniósł dłoń do twarzy i wyczuł zakrzepłą krew w miejscu, gdzie uderzył głową o kamień. Rana
nie była duża, jednak siła uderzenia wystarczyła, by na kilka godzin stracił przytomność. W lesie
panował półmrok, słońce chyliło się kuzachodowi.
Jack podniósł wzrok. Jego stopa tkwiła wpętli, przeklęta lina ginęła wysoko pośród liści. Wszedł
prosto wpułapkę. Niepokoiło pytanie: czyją?
Wyraźnie zastawiono ją na dużą zwierzynę, taką jak jeleń... lub człowiek.
To oznaczało rabusiów. Druga możliwość, że zastawili ją ninja, wydawała się zbyt przerażająca.
Tak czy inaczej nie było sensu wołać o pomoc. Jack zwabiłby nie tylko bandytów, lecz także
samurajów, którzy niewątpliwie nadal go szukali.
Musiał uwolnić się sam, zanim właściciel pułapki wróci. Wyciągnął rękę, rozpaczliwie próbując
dosięgnąć katany. Chciał się rozkołysać, ale mieczpozostawał o włos poza zasięgiem.
Usiłował więc dosięgnąć liny zaciśniętej wokół kostki. Niestety zbyt długo wisiał głową w dół
i kończyny mu zdrętwiały. Olbrzymim wysiłkiem zdołał chwycić węzeł. Spojrzał na niego i zaklął.
Jako żeglarz umiał poznać samozaciskający się supeł. Szansa, że zdoła go rozplątać, była znikoma.
Napierał przecieżna linę całymciężaremciała.
Musiał się zatempo niej wspiąć.
Gdy próbował się podnieść do pionu, usłyszał wśród krzewów szelest. Zamarł, wypatrując źródła
dźwięku.
Zpodszycia wyskoczyła wiewiórka i wspięła się po sąsiednimpniu.
Jack odetchnął z ulgą i ponowił wysiłki, by się wyswobodzić. Naraz serce podjechało mu do
gardła: usłyszał kolejny szmer, tymrazembliżej.
Ktoś nadchodził.
Na polanę wszedł mały chłopiec. Jack ocenił wiek malca na około dziesięciu lat – tyle samo co
Jess. Był ubrany w proste kimono w kolorze ziemi i miał krótkie ciemne włosy związane w kok.
Przez chwilę patrzyli na siebie zaskoczeni. W oczach chłopca, smolistych jak perła Akiko, nie
dostrzegł strachu. Jack odprężył się odrobinę. Z pomocą malca zdoła uciec, nim zjawi się właściciel
pułapki. Uśmiechnął się najmilej, jak potrafił.
Chłopiec odpowiedział uśmiechem, po czymzachwycony machnął pięścią wpowietrzu.
– Udało się! – zawołał.
– Co się udało? – spytał Jack.
– Moja pułapka zadziałała!
– To twoja robota?!
Malec przytaknął z dumą. Podszedł do kołyszącego się jeńca, przechylił głowę na bok i przyjrzał
musię uważnie.
– Śmiesznie wyglądasz. Maszczerwoną twarz.
– Teżbyś miał, gdybyś wisiał głową na dół! – burknął Jack zirytacją.
– I włosy ci zbielały. Bardzo dziwne.
– Nie są białe, to taki kolor.
– I nos. Taki wielki! Jesteś tengu?
– Nie, nic podobnego – odparł Jack przez zaciśnięte zęby. Jak na Europejczyka wcale nie miał
szczególnie dużego nosa. – A terazmnie wypuść!
Chłopiec spokojnie pokręcił głową.
– Raczej nie. Tengusą niebezpieczne. Oszukują ludzi.
– Nie próbuję cię oszukać – upierał się Jack. – Nie wiemnawet, co to jest tengu.
Dzieciak się roześmiał.
– Jasne, że nie. Żadenptasi demonby się nie przyznał, że nimjest.
Podniósł patyk i dźgnął nimJacka.
– Wyglądaszjak człowiek, ale zdradza cię nos podobny do dzioba.
Zabrał się do przeglądania dobytkujeńca.
– Gdzie twój zaczarowany wachlarzzpiór?
– Nie mamwachlarza – zaprotestował Jack, którego cierpliwość zaczynała się wyczerpywać.
– Masz, masz. Każdy tenguma. Za ichpomocą zmniejszacie i zwiększacie ludziomnosy.
Odkładając torbę na bok, zauważył lśniące miecze.
– Ojej! To twoje?
– Tak.
– Ilusamurajówzabiłeś? – spytał zprzejęciem.
Podniósł wakizashi i zaczął nimwymachiwać wudawanej walce.
Jack spojrzał najgroźniej, jak potrafił, i warknął:
– Powiemtak: jeśli natychmiast mnie nie uwolnisz, to ty będziesznastępny.
Chłopiec otworzył zwrażenia usta i zszacunkiemschował mieczdo saya.
– Wiem, kimjesteś – sapnął trochę przestraszony.
„Nareszcie – pomyślał Jack. – W końcu jakiś postęp. Z pewnością słyszał o oddziale ścigającym
samuraja gaijina”.
– Jesteś Sōjōbō, władca tengu. Nauczyłeś sztuki miecza legendarnego wojownika Minamoto.
I pokazałeś mu czary! Pomogłeś mu pokonać wrogów i pomścić śmierć zamordowanego ojca.
Dziadek mówi, że maszsiłę tysiąca tengu! Nie mogę uwierzyć, że cię złapałem...
– Nie jestem... – Jack urwał, bo coś przyszło mu do głowy. – W porządku, masz rację. Jestem
Sōjōbō.
– Wiedziałem! – zawołał chłopiec i znowumachnął pięścią.
– Skoro jesteś taki bystry, powinniśmy zostać przyjaciółmi – ciągnął Jack życzliwie. – Jak ci na
imię?
– Hanzo – odparł malec, kłaniając się elegancko.
– Posłuchaj, Hanzo, jeśli mnie uwolnisz, nauczę cię walczyć mieczem. Tak samo jak wojownika
Minamoto.
Dzieciak podejrzliwie zmierzył go wzrokiem.
– Dziadek mówił, że tengu porywają małych chłopców. Każesz mi jeść robale i zwierzęce łajno, aż
stracę rozum!
– Przyrzekam, że tego nie zrobię. Jestem władcą tengu i chcę ci pomóc, byś stał się równie
potężny jak Minamoto.
Hanzo zmarszczył czoło, rozważając ofertę. A potem obrócił się na pięcie i nie patrząc za siebie,
ruszył wlas.
– Dokąd idziesz?! – krzyknął Jack.
– Muszę powiedzieć dziadkowi, że złapałemsłynnego Sōjōbō. Wrócę rano.
– Nie możeszmnie tuzostawić na całą noc! – zaprotestował młody samuraj.
Ale chłopiec jużzniknął.
Młody samuraj Krąg ziemi Spis treści Okładka Karta tytułowa Zajrzyj na strony Wserii Mapa Dedykacja List 1 Samuraj gaijin 2 Nieuczciwa walka 3 WgórachIga 4 Władca tengu 5 Dziadek Soke 6 Wioska 7 Lekcja miecza 8 Shonin 9 Ukryty wróg 10 Miyuki 11 Błądzenie wkółko 12 Żaba wstudni 13 Pojedynek na drzewie 14 Wielki mistrz 15 Pięć kręgów 16 Sztuka podstępu 17 Smoczy oddech 18 Muzyka zen 19 Nieustające zagrożenie 20 Szesnaście TajemnychCiosów 21 Papier ryżowy 22 Shuriken 23 Niewidzialny ninja
24 Zanurkować wgłąb 25 Cichy umysł 26 Pokaz 27 Uczeńsokego 28 Poduszka 29 Test Prawdy 30 Pierwsza misja 31 Mnisi pustki 32 Kwestia lojalności 33 Ogród piekieł 34 Cios Palca-Igły 35 Fałszywe oskarżenie 36 Członek klanu 37 List 38 Magia ninja 39 Ruchomy cel 40 Rabusie 41 Oczekiwanie 42 Żniwa 43 Najazd 44 Plac wioskowy 45 Pożar na farmie 46 Dziewięcioro ninja 47 Pechowa liczba 48 Zamek Mgieł 49 Pijak 50 Kachimushi 51 Śpiący samuraje 52 Gemnan 53 Zdrajca 54 Ognisty shuriken 55 Ninja czy samuraj? 56 Krąg ziemi 57 Szczęśliwe pożegnanie Informacje na temat źródeł
Słownik japoński Podziękowania Karta redakcyjna
Zajrzyj na strony: www.mlodysamuraj.pl Poznaj kolejne tomy wserii MŁODY SAMURAJ www.nk.com.pl/mlody-samuraj/158/seria.html www.nk.com.pl Znajdźnas na Facebooku www.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia
W serii Młody samuraj: Droga wojownika Droga miecza Droga smoka Krąg ziemi Krąg wody Krąg ognia W przygotowaniu: Krąg wiatru
Dla Karen, która jestdla mnie jak siostra
List Japonia, 1614 Najdroższa Jess! Mam nadzieję, że ten list kiedyś trafi wTwoje ręce. Z pewnością przez te wszystkie lata uważałaś mnie za zaginionego na morzu. Bez wątpienia ucieszy Cię wieść, że jestemżywy i wdobrymzdrowiu. W sierpniu 1611 roku dotarłem z ojcem do Japonii, lecz ze smutkiem muszę donieść, że zginął podczas atakupiratówna nasz statek. Ja jedyny ocalałem. Ostatnie trzy lata spędziłem pod opieką japońskiego wojownika Masamoto Takeshiego w jego szkole dla samurajów w Kioto. Odnosił się do mnie z wielką życzliwością, lecz mimo to nie było mi lekko. Ninja zwany Smoczym Okiem próbował wykraść rutter (na pewno pamiętasz, jak ważny był dla ojca ten dziennik nawigacyjny). Misja zakończyła się sukcesem. Na szczęście z pomocą samurajskich przyjaciół zdołałemodzyskać tenwyjątkowy skarb. Ten samninja zabił naszego ojca. I choć to niewielka pociecha, mogę Cię zapewnić, że morderca już nie żyje. Sprawiedliwości stało się zadość. Jego śmierć nie wróci nam jednak taty – bardzo za nim tęsknię i brakuje mi jego radi opieki. W Japonii wybuchła wojna domowa i cudzoziemcy tacy jak ja nie są już mile widziani. Stałem się zbiegiem. Muszę uciekać, by ocalić głowę. Obecnie podróżuję na południe przez tendziwny i egzotyczny kraj do Nagasaki, licząc na znalezienie tamstatkuudającego się do Anglii. Droga Tokaido, którą wędruję, jest jednak pełna niebezpieczeństw, a moim śladem podąża wielu wrogów. Nie boję się o własne bezpieczeństwo. Masamoto wyszkolił mnie na samurajskiego wojownika
i będę walczył, by wrócić do domu– i do Ciebie. Pewnego dnia, mamnadzieję, będę Ci mógł osobiście opowiedzieć o swoichprzygodach... Nimsię jednak spotkamy, droga siostro, niechCię Bóg ma wswojej opiece. Twój bratJack
1 Samuraj gaijin Japonia, lato 1614 – Ej, nieznajomy, zająłeś moje miejsce! – warknął samuraj. Jack przestał łapczywie pochłaniać makaron. Chociaż w nędznej gospodzie przy stacji pocztowej wShono, służącej wędrowcompodążającymDrogą Tokaido, nie brakowało wolnychław, nie ośmielił się zaprotestować. Z pochyloną głową, skrywając twarz pod rondem słomianego kapelusza, przesiadł się do sąsiedniego stołu. Potemskupił całą uwagę na dymiącej czarce i wpakował sobie do ust kolejną porcję. – Powiedziałem: zajmujesz MOJE miejsce – powtórzył mężczyzna, z jawną groźbą wspierając dłońna rękojeści samurajskiego miecza. Spod ronda kapelusza Jack zauważył, że obok nóg samuraja pojawiły się kolejne dwie pary stóp wsandałach. Starał się zachować spokój. Dotychczas udawało mu się unikać poważniejszych zatargów. Miał nadzieję, że tak pozostanie. W Japonii trwały jednak niepokoje, więc zdawał sobie sprawę, że nie będzie to łatwe. Po zwycięstwie wwojnie domowej daimyo Kamakura ogłosił się szogunem, najwyższymwładcą. Z tego powodu wielu służących mu samurajów zachowywało się prowokująco. Oszołomieni zwycięstwem, sake i świeżo zdobytą władzą zastraszali okolicznychmieszkańcówi ludzi o niższej pozycji. Na pierwszy rzut oka Jack wyglądał na zwykłego rolnika albo pielgrzyma. Nosił skromne, proste błękitne kimono, sandały i stożkowaty kapelusz jak chłop albo buddyjski mnich. Szerokie rondo
ukrywało jego cudzoziemskie rysy. Bezsprzeciwuprzeniósł się do kolejnego stołu. – TOmiejsce mojego przyjaciela. Dwaj pozostali wojownicy zachichotali. Jack zrozumiał, że znalazł się wsytuacji bez wyjścia. Musi opuścić gospodę. Gdyby odkryli jego tożsamość, NAPRAWDĘ wpadłby w tarapaty. Jako gaijin stanowił obiekt prześladowań. Nowy szogun po objęciu urzędu pierwszym edyktem wygnał z kraju cudzoziemców i chrześcijan. Mieli natychmiast opuścić Japonię – lub zostać ukarani. Zdaniem niektórych szczególnie gorliwych samurajówobcokrajowcy nie wynosili się dostatecznie szybko. Już na krótkim odcinku dzielącym Tobę od Drogi Tokaido Jack minął zwłoki pechowego chrześcijańskiego duchownego; okaleczone ciało wisiało na drzewie. Pozostawiono je, by sczezło na słońcu. – Zarazkończę i ruszamwdrogę – odparł chłopak płynną japońszczyzną. Zbyt głodny, by zostawić choć odrobinę, pospiesznie nabrał pałeczkami porcję makaronu. Był to jego pierwszy gorący posiłek, odkąd pożegnał się zprzyjaciółmi cztery dni wcześniej. – Nie! Skończysznatychmiast! – warknął samuraj, uderzając pięścią wstół. Miska trzasnęła o podłogę, jej zawartość rozprysnęła się po glinianej polepie. W małej gospodzie zapadło milczenie. Nieliczni goście zaczęli ukradkiem wycofywać się ku drzwiom. Usługująca dziewczyna i jej ojciec skulili się za ladą. Zmuszony stawić czoło napastnikowi, Jack pierwszy razpodniósł głowę. Samuraj, krzepki mężczyzna z wąsikiem jak u szczura i krzaczastymi czarnymi brwiami, spojrzał zdumiony na błękitne oczy i jasne włosy Jacka. – Gaijin! – sapnął. Chłopak wstał. Choć miał dopiero piętnaście lat, przewyższał wzrostem wielu japońskich mężczyzn. – Powiedziałem, że wychodzę. Samuraj błyskawicznie odzyskał przytomność umysłui zastąpił mudrogę – Nigdzie nie pójdziesz– burknął. – Jesteś zbiegiemi wrogiemJaponii. Jego dwaj towarzysze dołączyli do niego. Jeden był chudy, miał zadarty nos i blisko osadzone oczy, drugi niski i tłusty jak ropucha. Obaj nosili po parze samurajskich mieczy – tradycyjną katanę i krótszy wakizashi. – Nie chcę żadnych kłopotów – oznajmił z naciskiem Jack i chwycił swoją torbę, przygotowując się do ucieczki. – Zatrzymałem się tylko na chwilę w drodze do Nagasaki. Wyjeżdżam zgodnie zrozkazemszoguna. – Przede wszystkim W OGÓLE nie powinieneś był przyjeżdżać – zadrwił chudy samuraj i splunął chłopakowi pod nogi. – Jesteś aresztowany...
Jack cisnął mu w twarz pałeczki, co na moment odwróciło uwagę napastnika, i popędził do wyjścia. – Łapać go! – krzyknął przywódca. Podobny do ropuchy wojownik chwycił chłopaka za rękę. Nagle runął na kolana, krzycząc z bólu pod wpływem nikkyō Jacka. Chwyt za nadgarstek był pierwszą techniką taijutsu, jaką chłopak poznał wNitenIchi Ryū, samurajskiej szkole wKioto, gdzie trenował przezostatnie trzy lata. – Pomocy! – zaskomlał mężczyzna. Przywódca wyciągnął mieczzpochwy i ruszył do ataku. Jack rozluźnił chwyt, którym omal nie złamał napastnikowi ręki, i pchnął nieszczęśnika na nacierającego samuraja. Równocześnie sięgnął po katanę przymocowaną do torby. Kiedy zabójcze ostrze wojownika mknęło łukiemkujego szyi, wyciągnął zsaya własny miecz; błysnęła stal. Katany zderzyły się wpowietrzu. Na chwilę wszyscy zamarli. – Samuraj gaijin! – wykrzyknął przywódca, a jego oczy stały się wielkie jak spodki. – To on! – pisnął podobny do ropuchy wojownik, gramoląc się na nogi. – Gaijin, którego szuka naszszogun! – Za jego głowę wyznaczono nagrodę – dodał chudzielec, także wyciągając miecz. Cała trójka okrążyła Jacka, odbierając muszansę na ucieczkę. Nie miał wyboru. Musiał wywalczyć sobie drogę na wolność.
2 Nieuczciwa walka Służąca, drobna dziewczyna o krótko ściętych czarnych włosach, wyjrzała lękliwie zza lady. Ani na chwilę nie spuszczała wzrokuzosaczonego wkącie Jacka. Przeznaczona dla plebsu gospoda była prostą budowlą o ścianach wzniesionych głównie z bambusa i kremowego papieru washi, wspartą na kilku drewnianych kolumnach. Stoły wyglądały na rozchwiane i zniszczone. Obok lady trzymano wielką beczkę sake i kilka kamiennychdzbanówdo podawania ryżowego wina. Jackowi mignęła przed oczami postać ojca dziewczyny, który pospiesznie ukrywał kilka cennych porcelanowych czarek. Chłopak zastanawiał się, czy budynek ma drugie wyjście. Przesuwane drzwi shoji – najbardziej oczywista droga ucieczki – znajdowały się po przeciwnej stronie sali i drogę do nichzagradzało trzechsamurajów. – Musimy brać go żywcem? – spytał chudzielec. – Nie, szogunowi wystarczy głowa – odparł przywódca. Jack zdał sobie sprawę, że nie pokona ich jednym mieczem, więc dobył wakizashi. Uniósł oba ostrza, by przygotować się do obrony. Wspaniałą broń o rękojeściach oplecionych ciemnoczerwonymsznuremotrzymał od Akiko, najbliższej i najdroższej przyjaciółki. Należała do jej zmarłego ojca i została wykuta przez Shizu, najsłynniejszego płatnerza w dziejach. Chłopak pierwszy razmiał użyć mieczy wwalce. Dobrze leżały wrękach, klingi były doskonale wyważone. Przywódca się zawahał, zaskoczony niezwykłym stylem walki. Większość samurajów używała podczas pojedynkówtylko katany. – Onzna Dwoje Niebios! – zawołał wojownik podobny do ropuchy. – No to co? – warknął dowodzący. – Nas jest trzech!
Jack spostrzegł jednak, że mimo tej zuchwałej odpowiedzi koniec katany przeciwnika lekko dygocze. Dwoje Niebios cieszyło się wśród samurajówlegendarną sławą – mordercza technika walki dwoma mieczami przekazywana była jedynie najlepszym uczniom Niten Ichi Ryū. Jej opanowanie graniczyło z niemożliwością, lecz wojownicy, którzy zdołali tego dokonać, uchodzili za niezwyciężonych. Masamoto, założyciel szkoły samurajów i do niedawna opiekun Jacka, nie przegrał ani jednego pojedynkuzponad sześćdziesięciu, jakie stoczył. – Tylko udaje. Żaden gaijin nie zdołałby opanować tego stylu – stwierdził przywódca, wypychając naprzód grubego samuraja. – Zabij go! – Czemuja? – Bo ci rozkazuję! Mężczyzna z ociąganiem wyjął miecz. Jack spojrzał na klingę. Była czysta i niewyszczerbiona. Chłopak domyślił się, że wojownik nigdy dotąd nie uczestniczył wprawdziwympojedynku. – P-p-poddaj się, gaijinie, bo jak nie...! – wyjąkał. – Bo jak nie, to co? – rzucił wyzywająco Jack, by zyskać na czasie, i zajął pozycję za stołem. – To... utnę ci głowę – odparł mężczyzna bezprzekonania. – A jeśli się poddam? Samuraj, zbity ztropu, spojrzał na szefa. – To i tak utniemy ci głowę – odparł przywódca zsadystycznymuśmieszkiem. Ruchemgłowy dał znak chudemusamurajowi. – TERAZ! Wszyscy trzej równocześnie natarli na Jacka. Chłopak kopnięciem przewrócił stół i grubas runął na ziemię, wypuszczając miecz z dłoni. Chudzielec zamachnął się w szyję Jacka, a w tej samej chwili przywódca wycelował w brzuch. Chłopak przykucnął, unikając pierwszego ostrza, i równocześnie odbił drugie za pomocą wakizashi. Nimktóryś z napastnikówzdążył skontrować, kopnięciemwbok trafił chudego samuraja wpierś, czym posłał go na kolumnę. Rozległ się głośny trzask, posypały się drzazgi i cały budynek zadrżał. Jack wirując, zamierzył się teraz kataną na głowę przywódcy. Klinga świsnęła wpowietrzu tuż nad jego czaszką. – Nie trafiłeś! – zawołał samuraj. – Doprawdy? – spytał chłopak, kiedy kok wojownika opadł na ziemię. Mężczyzna, wstrząśnięty utratą symbolu swojej pozycji, nie zwrócił uwagi na trzeszczące belki, póki nie było za późno. Miecz Jacka przeciął także sznury mocujące fragment sufitu. Twardy jak kamień bambusowy pień spadł samurajowi na głowę, pozbawiając go przytomności; wojownik zniknął pod lawiną cieńszychłodyg. Chudzielec z wrzaskiem zaatakował ponownie. Mierzył w serce Jacka. Zmusił chłopaka do
wycofania się za ladę. Jack zablokował grad ciosów, lecz Japończyk był szybki jak błyskawica i zdołał wykonać bezlitosne cięcie wpoprzek brzucha. W ostatniej chwili gaijin zdołał uskoczyć. Ostra jak brzytwa klinga samuraja przedziurawiła beczkę z sake. Ryżowe wino trysnęło. Alkoholowy wodospad omal nie zatopił grubasa, który na klęczkachpodnosił swój miecz. Niemal bezwiednie łyknął kilka haustówsake i po jego twarzy rozlał się błogi uśmiech. Oblicze chudego wojownika wręcz przeciwnie – wyrażało furię. Znowu uniósł broń, zdecydowany skończyć z Jackiem. Wtem zza lady za jego plecami wychyliła się służąca i rozbiła mu na głowie dzbando sake. Mężczyzna zachwiał się lekko i osunął na podłogę. Jack spojrzał zaskoczony na dziewczynę. – Po prostu zbyt wiele wypili – oznajmiła z niewinnym uśmiechem, patrząc, jak grubas tapla się wbrei zbłota i wina. Przestępował z nogi na nogę, jego twarz ociekała alkoholem. Powiódł wzrokiem po leżących towarzyszachi chwiejnie począł się wycofywać. – To nie jest uczciwa walka – zaskomlał zmieczemdrżącymwdłoniach. – Od początkunie była – przytaknął chłopak, wykonując Cios Jesiennego Liścia. Dwukrotnie uderzył klingą w tępą krawędź klingi przeciwnika i w mgnieniu oka pozbawił go broni. Samuraj uniósł ręce na znak poddania. – Proszę, nie zabijaj mnie! – wybełkotał. Jack szybko ciął dwoma mieczami. Mężczyzna wrzasnął; przenikliwy krzyk zakończył się żałosnymszlochem. – Nie chcę nikogo zabijać – oświadczył chłopak, chowając brońdo pochew. – Chcę tylko wrócić do domu. Samuraj spojrzał zdumiony na własny strój. Był nietknięty, naraz jednak obi rozluźnił się i opadł do kostek wrazzsaya, pudełkieminro i sznuremmonet, które nosił upasa. Przerażony umiejętnościami szermierczymi Jacka wybiegł zgospody.
3 W górach Iga Jack rozejrzał się, oceniając zniszczenia. Gospoda, już wcześniej nędzna, teraz była w ruinie – przewrócone stoły, pół sufitu zapadnięte, jezioro lepkiej sake na podłodze. Właściciel siedział wkącie, obejmując głowę rękami. Chłopak spostrzegł sznur monet porzucony przezsamuraja, podniósł go i podał służącej. – To powinno wynagrodzić straty. Skłoniła się na znak podziękowania i schowała monety wrękawkimona. – Powiedz, czemu mi pomogłaś? – Był zdumiony nie tylko tym, że miała odwagę walczyć, pomogła teżcudzoziemcowi. – Tych trzech ciągle tyranizowało naszych gości – wyjaśniła. Po czym, patrząc z podziwem na Jacka, dodała: – Ty pierwszy się imsprzeciwiłeś... i zwyciężyłeś. Spod stosubambusowychprętówrozległ się jęk napastnika. – Lepiej jużidź– poradziła dziewczyna. – Jego przyjaciel na pewno wróci zodsieczą. – Kto by tamwierzył półnagiemupijakowi cuchnącemusake – zażartował Jack. Służąca zachichotała, leczumilkła na dźwięk dzwonuze stacji pocztowej. – Musiszuciekać natychmiast! – ponagliła. Jack pospiesznie zarzucił torbę na ramię. Wysunął głowę przez drzwi i zobaczył oddział samurajówmaszerujący wstronę gospody. – Chodź za mną – poleciła i poprowadziła go za ladę, a potem przez małą kuchnię do tylnego wyjścia. Chwyciła słomiany pojemnik z ryżem i wcisnęła mu do rąk. – Weź to i idź tą ścieżką na południe.
Wskazała szlak odchodzący od głównej drogi i znikający wlesie. – Dokąd prowadzi? – spytał chłopak. – Wgóry Iga. Jack pokręcił głową z rozpaczą. Włości ninja były ostatnim miejscem, dokąd chciałby się udać. Lecz usłyszawszy donośny trzask zza pleców, kiedy samuraje kopniakami wyważali drzwi gospody, zrozumiał, że nie ma wyboru. – Trzymaj się głównej ścieżki i uważaj na rabusiów– poradziła dziewczyna. – Dziękuję – odparł, wiedząc, że ryzykowała życie, by go uratować. – Ale co będzie ztobą? – Dam sobie radę – zapewniła, ponaglając go ruchem dłoni. – Powiem, że mnie zmusiłeś do pomocy. – GDZIE GAIJIN?! – Zwnętrza gospody dobiegł szorstki głos. Słysząc, jak właściciel posłusznie udziela wyjaśnień, Jack rzucił się do ucieczki, ile sił wnogach. – Uważaj na ninja! – zawołała za nimsłużąca. Chłopak zdawał sobie sprawę, że ucieczka przed samurajami szoguna do matecznika wrogów to pewne samobójstwo. Gniewne krzyki wojowników dodały mu jednak energii. Gnali ścieżką, niemal następując muna pięty. Służąca wskazywała wkierunkucudzoziemca, krzycząc ze złością: – Złodziej! Złodziej! Ukradł mój ryż! „Równie bystra jak Akiko” – zauważył Jack. Z uczuciem ulgi, że dziewczyna zdołała przekonać samurajów o swojej niewinności, jeszcze przyśpieszył i już docierał do linii drzew, kiedy potężny cios w plecy powalił go na ziemię. Oszołomiony, poczołgał się naprzód. Zerknął przez ramię. Wojownicy zbliżali się szybko, wydając okrzyki nienawiści. Odkrył teżprzyczynę upadku: wjego plecachtkwiła strzała. Wszystko było skończone. Samuraje nie znają litości. Co dziwne, nie czuł bólu. Po chwili wiedział dlaczego – grot trafił wtorbę, a nie wjego ciało. Zerwał się i zanurkował wlas. Druga strzała śmignęła obok głowy Jacka i przeszyła pieńzdonośnymstuknięciem. Nie obejrzał się jednak. Pobiegł co tchu, z walącymsercemi płonącymi płucami. Szlak prowadził przez las i stawał się coraz węższy, wmiarę jak chłopak zbliżał się ku góromotaczającymosławioną prowincję Iga. Samuraje nadciągali szybko. Pędząc przez bambusowy zagajnik, Jack wyjął z pochwy katanę i ścinał wysokie pędy. Bambusowe łodygi ścieliły się w ślad za nim, tarasując ścieżkę. Wojownicy musieli zwolnić, by torować sobie drogę. Fortel sprawił, że zyskał trochę czasu. Wiedział jednak, że jeśli będzie się trzymał głównego szlaku, samuraje w końcu go dościgną. Dotarłszy do skrzyżowania, wybrał najwęższą i najmniej
wydeptaną dróżkę. Zagłębił się w las. Znalazł się w półmroku, bo stłoczone gęsto drzewa przesłaniały niebo. Jack zwolnił i nastawił uszu. Krzyki samurajów dobiegały teraz z daleka. Zdołał się wymknąć – przynajmniej na razie. Przystanął dla złapania oddechu i położył swój dobytek na ziemi. Strzała wbiła się obok niewielkiego woreczka z czerwonego jedwabiu, który dostał od nauczyciela filozofii zen, senseia Yamady. Wewnątrz znajdował się omamori, buddyjski amulet zapewniający ochronę. Najwyraźniej zadziałał. Chłopak zajrzał do torby i przekonał się, że uratował go rutter ojca. Grot strzały uwiązł w skórzanej okładce dziennika. Jack roześmiał się mimo woli. Ryzykował życie, by ocalić rutter, a terazksiążka odwzajemniła przysługę. Rutter pozwalał bezpiecznie żeglować po oceanach świata. Niewiele podobnych dzienników zawierało równie dokładne informacje, więc ten należący do ojca był bezcenny. Szczególnie że nie służył wyłącznie jako pomoc w nawigacji. Kraj mający go w posiadaniu mógł kontrolować szlaki handlowe – a tym samym władać na morzach. Ojciec ostrzegał Jacka, by nigdy nie pozwolił rutterowi wpaść w niepowołane ręce. W pewnym momencie tak się jednak stało. Arcywróg Jacka, jednooki ninja Smocze Oko, ukradł dziennik na zlecenie portugalskiego jezuity, ojca Bobadillo. Na szczęście z pomocą przyjaciół, Akiko i syna Masamoto, chłopak zdołał go odzyskać... choć kosztem życia Yamato. Teraz, gdy Smocze Oko i ojciec Bobadillo nie żyli, tylko kilku ludzi w Japonii wiedziało o istnieniuruttera. Niestety, jednymznichbył szogun. Jack ostrożnie wyciągnął strzałę i przekonał się z ulgą, że uszkodzonych zostało jedynie kilka pierwszych stron. Dziennik stanowił dla niego gwarancję, że zdoła wrócić do domu do Anglii, zostanie pilotem jak ojciec i zarobi na utrzymanie siostry Jess. Było to także ostatnie, bezcenne ogniwo łączące go z tatą. Choć minęły trzy lata, Jack nadal czuł w sercu przygniatającą pustkę. Smutek nie zelżał nawet po śmierci Smoczego Oka. Gdy chłopak oglądał rutter, miał wrażenie, że jego ojciec nadal żyje – wtych skreślonych odręcznie mapach, osobistych notkach, zaszyfrowanych informacjach. Jack zawinął dziennik w nieprzemakalne płótno i wsunął cenny przedmiot na dno torby obok zapasowego brązowego kimona, sznura miedzianych monet oraz paru pustych pojemników na ryż, które otrzymał od matki Akiko. Zapakował nową porcję ryżu, po czym zajrzał do drewnianego pudełka inro. Zawierało papierowego żurawia origami – prezent na szczęście od szkolnego przyjaciela Yoriego – i cenną czarną perłę, którą otrzymał od Akiko. Tęsknił do przyjaciół. Codziennie żałował, że ich opuścił. Najtrudniej było się rozstać z Akiko. Odkąd zamieszkał wJaponii, dziewczyna stała się kimś bardzo ważnymwżyciu Jacka i bez niej czuł się zagubiony. Nie miał jednak wyboru. Potrzebowała go siostra w Anglii; a w dodatku w nowej Japonii daimyo Kamakury przestępstwem było udzielać schronienia cudzoziemcowi. Gdyby więc
został wTobie, naraziłby życie przyjaciół. Jedyną bezpieczną przystań stanowił port Nagasaki daleko na południu kraju. Tam właśnie zmierzał. Była to jednak długa i niełatwa podróż. Akiko ostrzegała, by unikał głównych traktów oraz miast, lecz nie zawsze się to udawało. Brak drogowskazówi odpowiednichdróg znacznie spowalniał wędrówkę, gdyżłatwo gubiło się szlak. Głód i potrzeba uzupełnienia zapasów zmusiły Jacka do odwiedzenia stacji pocztowej Shono na Drodze Tokaido. Gospody dla podróżnychbyły jednak zarazemrządowymi posterunkami. Odkąd odkrył, że polują na niego samuraje szoguna, niemal stracił nadzieję na bezpieczne dotarcie do Nagasaki. Nie mógł przecieżwalczyć przezcałą drogę na południe! Może należało zaczekać i przyłączyć się do senseia Yamady i Yoriego udających się z pielgrzymką do świątyni tendai w Ueno? Choć wędrówka była trudna i musiałby nadłożyć drogi, przynajmniej korzystałby z ochrony i wskazówek mistrza zen. Wyobrażał sobie starca drepczącego górskimi ścieżkami, siwego i pomarszczonego. Rabuś, który spróbowałby go zaatakować, przeżyłby bolesne zaskoczenie. Sensei Yamada był sohei – mnichem wojownikiem – a pod niepozorną powierzchownością krył się zabójczo skuteczny mistrz sztuk walki. Jack jednak najwięcej skorzystał na jego mądrościach. „Porażką jest jedynie nie próbować więcej” – oznajmił kiedyś sensei i jak zawsze miał rację. Jack wiedział, że nie wolno mu się poddać przy pierwszej przeszkodzie. Ostatecznie po to trenował przezostatnie trzy lata wNitenIchi Ryū. Zawsze wiedział, że pewnego dnia będzie musiał rozpocząć tę podróż, a jako wyszkolony szermierzzwiększy szanse dotarcia do celu. Poprawił torbę i wstał. Drzewa wokół trzeszczały i jęczały w podmuchach wiatru. Dreszcz przebiegł Jackowi po plecach. Góry Iga niechętnie witały obcych. Akiko wierzyła, że to tutaj Smocze Oko przywiózł jej uprowadzonego braciszka Kiyoshiego, który zaginął bezśladu. Chłopak postanowił ruszyć w dalszą drogę. Było dopiero wczesne popołudnie i liczył, że przed zmrokiemnatrafi na ścieżkę prowadzącą do głównego szlaku. Pociągnął łyk wody z tykwy i ruszył przez las. Wyszedł na polanę. Naraz świat się obrócił, drzewa zawirowały, niebo spadło mudo stóp i głową uderzył o kamień. Zanimzrozumiał, co się stało, zapadła ciemność.
4 Władca tengu Głowa Jacka pulsowała, wydawało mu się, że za chwilę pęknie. Prawa noga bolała, jakby ją wyciągano niczymna torturach, a ręce ciążyły niby ołów. Zamroczony otworzył oczy. Las nadal był odwrócony, a on sam kołysał się jak na huśtawce, co przyprawiało go o mdłości. Potrwało chwilę, nimchłopak sobie uświadomił, że zwisa z drzewa głową wdół. Jego dobytek leżał rozsypany na ziemi. Miecze, torba, tykwa zwodą – wszystko. Uniósł dłoń do twarzy i wyczuł zakrzepłą krew w miejscu, gdzie uderzył głową o kamień. Rana nie była duża, jednak siła uderzenia wystarczyła, by na kilka godzin stracił przytomność. W lesie panował półmrok, słońce chyliło się kuzachodowi. Jack podniósł wzrok. Jego stopa tkwiła wpętli, przeklęta lina ginęła wysoko pośród liści. Wszedł prosto wpułapkę. Niepokoiło pytanie: czyją? Wyraźnie zastawiono ją na dużą zwierzynę, taką jak jeleń... lub człowiek. To oznaczało rabusiów. Druga możliwość, że zastawili ją ninja, wydawała się zbyt przerażająca. Tak czy inaczej nie było sensu wołać o pomoc. Jack zwabiłby nie tylko bandytów, lecz także samurajów, którzy niewątpliwie nadal go szukali. Musiał uwolnić się sam, zanim właściciel pułapki wróci. Wyciągnął rękę, rozpaczliwie próbując dosięgnąć katany. Chciał się rozkołysać, ale mieczpozostawał o włos poza zasięgiem. Usiłował więc dosięgnąć liny zaciśniętej wokół kostki. Niestety zbyt długo wisiał głową w dół i kończyny mu zdrętwiały. Olbrzymim wysiłkiem zdołał chwycić węzeł. Spojrzał na niego i zaklął. Jako żeglarz umiał poznać samozaciskający się supeł. Szansa, że zdoła go rozplątać, była znikoma. Napierał przecieżna linę całymciężaremciała.
Musiał się zatempo niej wspiąć. Gdy próbował się podnieść do pionu, usłyszał wśród krzewów szelest. Zamarł, wypatrując źródła dźwięku. Zpodszycia wyskoczyła wiewiórka i wspięła się po sąsiednimpniu. Jack odetchnął z ulgą i ponowił wysiłki, by się wyswobodzić. Naraz serce podjechało mu do gardła: usłyszał kolejny szmer, tymrazembliżej. Ktoś nadchodził. Na polanę wszedł mały chłopiec. Jack ocenił wiek malca na około dziesięciu lat – tyle samo co Jess. Był ubrany w proste kimono w kolorze ziemi i miał krótkie ciemne włosy związane w kok. Przez chwilę patrzyli na siebie zaskoczeni. W oczach chłopca, smolistych jak perła Akiko, nie dostrzegł strachu. Jack odprężył się odrobinę. Z pomocą malca zdoła uciec, nim zjawi się właściciel pułapki. Uśmiechnął się najmilej, jak potrafił. Chłopiec odpowiedział uśmiechem, po czymzachwycony machnął pięścią wpowietrzu. – Udało się! – zawołał. – Co się udało? – spytał Jack. – Moja pułapka zadziałała! – To twoja robota?! Malec przytaknął z dumą. Podszedł do kołyszącego się jeńca, przechylił głowę na bok i przyjrzał musię uważnie. – Śmiesznie wyglądasz. Maszczerwoną twarz. – Teżbyś miał, gdybyś wisiał głową na dół! – burknął Jack zirytacją. – I włosy ci zbielały. Bardzo dziwne. – Nie są białe, to taki kolor. – I nos. Taki wielki! Jesteś tengu? – Nie, nic podobnego – odparł Jack przez zaciśnięte zęby. Jak na Europejczyka wcale nie miał szczególnie dużego nosa. – A terazmnie wypuść! Chłopiec spokojnie pokręcił głową. – Raczej nie. Tengusą niebezpieczne. Oszukują ludzi. – Nie próbuję cię oszukać – upierał się Jack. – Nie wiemnawet, co to jest tengu. Dzieciak się roześmiał. – Jasne, że nie. Żadenptasi demonby się nie przyznał, że nimjest. Podniósł patyk i dźgnął nimJacka. – Wyglądaszjak człowiek, ale zdradza cię nos podobny do dzioba. Zabrał się do przeglądania dobytkujeńca. – Gdzie twój zaczarowany wachlarzzpiór?
– Nie mamwachlarza – zaprotestował Jack, którego cierpliwość zaczynała się wyczerpywać. – Masz, masz. Każdy tenguma. Za ichpomocą zmniejszacie i zwiększacie ludziomnosy. Odkładając torbę na bok, zauważył lśniące miecze. – Ojej! To twoje? – Tak. – Ilusamurajówzabiłeś? – spytał zprzejęciem. Podniósł wakizashi i zaczął nimwymachiwać wudawanej walce. Jack spojrzał najgroźniej, jak potrafił, i warknął: – Powiemtak: jeśli natychmiast mnie nie uwolnisz, to ty będziesznastępny. Chłopiec otworzył zwrażenia usta i zszacunkiemschował mieczdo saya. – Wiem, kimjesteś – sapnął trochę przestraszony. „Nareszcie – pomyślał Jack. – W końcu jakiś postęp. Z pewnością słyszał o oddziale ścigającym samuraja gaijina”. – Jesteś Sōjōbō, władca tengu. Nauczyłeś sztuki miecza legendarnego wojownika Minamoto. I pokazałeś mu czary! Pomogłeś mu pokonać wrogów i pomścić śmierć zamordowanego ojca. Dziadek mówi, że maszsiłę tysiąca tengu! Nie mogę uwierzyć, że cię złapałem... – Nie jestem... – Jack urwał, bo coś przyszło mu do głowy. – W porządku, masz rację. Jestem Sōjōbō. – Wiedziałem! – zawołał chłopiec i znowumachnął pięścią. – Skoro jesteś taki bystry, powinniśmy zostać przyjaciółmi – ciągnął Jack życzliwie. – Jak ci na imię? – Hanzo – odparł malec, kłaniając się elegancko. – Posłuchaj, Hanzo, jeśli mnie uwolnisz, nauczę cię walczyć mieczem. Tak samo jak wojownika Minamoto. Dzieciak podejrzliwie zmierzył go wzrokiem. – Dziadek mówił, że tengu porywają małych chłopców. Każesz mi jeść robale i zwierzęce łajno, aż stracę rozum! – Przyrzekam, że tego nie zrobię. Jestem władcą tengu i chcę ci pomóc, byś stał się równie potężny jak Minamoto. Hanzo zmarszczył czoło, rozważając ofertę. A potem obrócił się na pięcie i nie patrząc za siebie, ruszył wlas. – Dokąd idziesz?! – krzyknął Jack. – Muszę powiedzieć dziadkowi, że złapałemsłynnego Sōjōbō. Wrócę rano. – Nie możeszmnie tuzostawić na całą noc! – zaprotestował młody samuraj. Ale chłopiec jużzniknął.