Margo_77

  • Dokumenty166
  • Odsłony30 971
  • Obserwuję45
  • Rozmiar dokumentów271.4 MB
  • Ilość pobrań20 431

Anderson Evangeline - PR-01. Dzikus i Tunele Czasoprzestrzenne

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :803.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Anderson Evangeline - PR-01. Dzikus i Tunele Czasoprzestrzenne.pdf

Margo_77 EBooki Anderson Evangeline pdf
Użytkownik Margo_77 wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 266 osób, 175 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 60 stron)

PLANETA ROZKOSZY PLEASURE PLANET ANDERSON EVANGELINE Tłumaczenie nieoficjalne DirkPitt1 UWAGA Książka zawiera obrazowe sceny seksu i wulgarny język. Tylko dla dorosłych.

Dzikus i Tunele Czasoprzestrzenne

Rozdział 1 — Na miłość boską, Milton, jeśli nie chcesz lecieć, to po prostu zostań w domu. — Ariel Stone-Tarrington szarpnęła dźwignię zmiany napędu w swoim, przestrzennym transporterze na pozycję neutralną by dać swojemu, niechętnemu narzeczonemu ostatnią szansę na opuszczenie statku. Jego skamlenie już grało jej na nerwach, a jeszcze nawet nie opuścili prywatnego portu kosmicznego jej rodziny. — Nie, nie, jeśli ty lecisz, oczywiście, że nie chcę zostać tutaj. — Każda odrobina języka ciała Miltona, od jego skulonych ramion, po oczywistą niechęć do przypięcia się, mówiła, co innego. Patrząc na niego z irytacją, Ariel nie mogła powstrzymać się od myślenia, że przypominał jej jednego z Tergali z Petra Sześć. Tergale były kościstymi, małymi, podobnymi do gryzoni ssakami, które były głównym źródłem pożywienia Zorów, wielkich, sześcionogich, mięsożernych drapieżników, z którymi dzieliły planetę. W rezultacie Tergale spędzały całe, swoje życia, pędząc do kryjówek i chowając się w dziurach, które pokrywały zbocza wulkanicznych gór Petra Sześć. Samice Tergali właściwie rodziły się w ciąży — dobra rzecz, skoro nie miały czasu na kopulację — żadnego czasu na nic, poza ukrywaniem się w dziurach i drganiu wibrysami w przerażeniu. Z wiotkim wąsem i wodnistymi oczami, Milton wyglądał dokładnie jak Tergal. I wydawał się mieć również odwagę jednego z tych, płochliwych stworzeń. Westchnęła i wepchnęła gruby pęk różowawo blond włosów za jedno ucho, gdy zmieniała biegi transportera. Róż w jej włosach nie był wymogiem mody ani ostatnim trendem wśród miłośników barwienia włosów, to były pozostałości warstwy przeciwsłonecznej, którą Ariel potraktowała swoje włosy na swoją, ostatnią ekspedycję na Zairn, pustynną planetę, gdzie atmosfera była morderczo gorąca, z powodu jej trzech słońc. Na Zairn studiowała rdzennych mieszkańców głębokiej pustyni, Amon-kai, z powodu ich zdolności zmiennokształtności.1 Jej badania stworzyły fascynujący artykuł, który został opublikowany w Alien Anthropology Today, wiodącym czasopiśmie dla ksenologicznych antropologów, którego Ariel była pełnoprawnym członkiem. Ponieważ podróże międzygwiezdne były tak zaporowo drogie, było to pole, na które mogli wkraczać tylko bardzo bogaci. W rzeczywistości większość uniwersytetów w galaktyce nie przyjmowało nawet studenta do swoich programów ksenoantropologii, jeśli majątek tego studenta nie przekraczał dziesięciu miliardów kredytów. Ariel nie musiała się jednak tym martwić — fortuna jej rodziny znacznie przewyższała wymagania, a jej akademicka doskonałość zapewniła, że studiowała tylko z najlepszymi. Antropologia była jej prawdziwą miłością, a Milton nie zbliżał się nawet do drugiego miejsca, pomyślała, przyglądając się z niesmakiem jak jej narzeczony o niezdarnych palcach 1 Czyli jednak Amon-kai nie pochodzą od Anubisa i Bast. Kto nie zna Amon-kai i ich rąbniętych zwyczajów, niech przeczyta moje tłumaczenie Oczy jak u Wilka.

próbował zapiąć swoje pasy. Jednak musiała za kogoś wyjść albo olbrzymia fortuna Stone- Tarrington, którą jej ojciec ciągle kołysał jej nad głową, pozostanie na funduszu powierniczym na zawsze. A bez funduszy, jej ekspedycje na obce planety będą niemożliwe. — Jesteś pewny, że chcesz, ze mną lecieć? — Zapytała go, gdy transporter wszedł w tryb przedstartowy. — Tordanji Prime nie jest miejscem, do którego idziesz, jeśli nie jesteś pewny, że chcesz tam być. To planeta z dżunglą — co oznacza wielkie, mięsożerne drapieżniki, trujące rośliny i potencjalnie wrogich tubylców. I jest odległa, i niezasiedlona — nie będzie tam żadnego, miłego pokoju hotelowego z klimatyzacją, w którym można się ukryć, jeśli nie spodoba ci się tam, gdy już tam dotrzemy.2 Wąska twarz Miltona przybrała wyraźnie zielonkawą barwę, ale zakończył spinanie razem swojej uprzęży, ze zdecydowanym trzaskiem. — Jeśli ty idziesz, ja idę. — Powiedział, krzyżując swoje, kościste ramiona na piersi. — Ale nadal myślę, że to mogłoby poczekać, Ariel. Mimo wszystko mamy tylko miesiąc do ślubu. Większość dziewczyn spędzałoby ten czas, upewniając się, że schemat posadzenia gości jest idealny, a dostawcy mają wszystko pod ręką. No wiesz — ostatnie przygotowania. — Cóż, Miltonie, ja nie jestem większością dziewczyn. — Ariel posłała mu niszczące spojrzenie i zwiększyła moc silnika. Przesunęła dźwignię wznoszenia i pojazd zaczął start. — A poza tym, martwienie się o to całe gówno na ostatnią minutę to praca projektanta ślubów — to za to mój ojciec płaci mu tak niedorzeczną ilość kredytów, czyż nie? Wąskie usta Miltona wygięły się w nadąsanym skrzywieniu. — Słuchaj, jeśli chcesz zaniedbać swoje obowiązki, żeby wybrać się do jakiejś niezbadanej, dzikiej planety tuż przed naszym ślubem, polecimy. Po prostu chciałbym, żebyśmy nie musieli przechodzić przez tunel czasoprzestrzenny, żeby tam się dostać. — Gdzie twoje poczucie przygody, Milton? — Ariel spróbowała uczynić swój głos lekkim, choć czuła ochotę na zgrzytanie zębami i warczenie tych słów. — W końcu, co najgorszego może się wydarzyć? — Moglibyśmy zejść z kursu o milimetr i zostać wessani przez tunel czasoprzestrzenny, zamiast przez niego przejść i umrzeć natychmiast. — Powiedział ponuro Milton. — Albo, gdy dotrzemy na Tordanji Prime, możemy zostać zjedzeni przez zwierzęta, zatruci przez rośliny, brutalnie pozbawieni kończyn przez tubylców… — Odliczył na palcach. — Poza tym, czy to nie jest to, co stało się ostatnim antropologom, którzy polecieli na Tordanji? — Nikt nie wie, co przydarzyło się profesorowi Trafalgerowi i jego żonie. — Warknęła Ariel. — Ale to było ponad dwadzieścia pięć lat temu. — A ty myślisz, że do tej pory warunki się poprawiły? — Milton uniósł chudą, sarkastyczną brew. 2 Osobiście zawsze uważałem, że jeśli już gdzieś się jedzie, to nie po to, żeby siedzieć w hotelu, ale znam też takich ludzi.

— Milton, skarbie. — Powiedziała Ariel z wymuszoną radością. — Byłam na ponad stu ekspedycjach i przeżyłam, żeby o nich opowiedzieć. Prawdopodobnie przetrwamy, ale, jeśli nie chcesz iść, po prostu to powiedz. Będę szczęśliwa, zawracając statek i zostawiając cię w domu. — Próbowała nie brzmieć na zbyt pełną nadziei, ale to nie miało znaczenia, ponieważ Milton był bezradny, gdy przychodziło do odczytywania jej emocji. Westchnął potężnie i posłał jej długie, cierpiętnicze spojrzenie. — Nie, kochanie, jeśli nie polecę, kto będzie cię chronił?3 Kto będzie ją chronił? Była na niektórych z najbardziej niebezpiecznych, niezbadanych światów w tej galaktyce i zawsze udawało jej się chronić wystarczająco dobrze. Ariel mocno ugryzła się z język. Ostatnią rzeczą, której potrzebowała, była kłótnia, mimo, że nieskończenie irytowało ją, że jej narzeczony nalegał na towarzyszeniu jej na tej, ostatniej ekspedycji, jako wolnej kobiecie. Milton nienawidził podróżować, ale miał jakiś, niedorzeczny pogląd, że powinni „związać się” zanim zaczną ich życie razem, co było oczywiście kompletną i zupełną bzdurą. Ariel nie wybrała go, ponieważ chciała się z nim „wiązać,” ponieważ z wszystkich zalotników, których jej ojciec zaaprobował, wydawało się, że on byłby najmniejszym kłopotem. Wybieranie męża z tak czysto praktycznych powodów brzmiało na zimne, ale to nie tak, że miała serce z kamienia, powiedziała sobie, gdy pilotowała transporter w głęboką przestrzeń. I nie tak, że Milton nic na tym nie zyskiwał — jej posag będzie znaczącą sumą, jej ojciec upewnił się, co do tego, żeby przyciągnąć „właściwy rodzaj mężczyzn.”4 To było tylko to, że nigdy nie spotkała mężczyzny, którego kochała tak bardzo, jak swoją pracę. Och, miała kilka krótkich romansów w czasie swoich ekspedycji — zwykle z typem odkrywców, którzy byli dobrzy na jednonocną przygodę i na niewiele więcej. Jeden z nich mógłby nadać się na męża, rozmyślała, gdy gwiazdy rozmywały się w jej wizjerze w ogniste łuki, a Milton wiercił się nerwowo obok niej. Przynajmniej miałaby więcej wspólnego z takim mężczyzną. Ale żaden z nich nie zdobyłby aprobaty jej ojca, ponieważ im wszystkim brakowało tego, czego jej narzeczony miał w nadmiarze — pochodzenia z właściwej rodziny i wychowania. Milton, przy wszystkich, swoich brakach, miał nieskazitelny rodowód. Pochodził z jednej z najlepszych rodzin w galaktyce i miał słabo zaznaczony podbródek, szczupłą budowę i skamlący temperament by to udowodnić. Przez pokolenia, czterdzieści cztery rodziny, crème de la crème galaktyki, zawierały małżeństwa między sobą, więc Milton najprawdopodobniej był jej kuzynem szóstego stopnia, w drugim pokoleniu, czy jakoś tak, nie, żeby Ariel o to dbała. Ona sama była regresją, ponieważ jej babcia Stone, od strony jej ojca, odmówiła wyjścia za mąż wewnątrz tych rodzin. Zamiast tego, jej przebojowa babcia odeszła i wybrała sobie kogoś, kogo czule nazywała dzikusem. Jej mąż pochodził z załogi górników asteroidowych, zasilając 3 A kto ochroni ja przed jego głupotą? 4 Rany boskie, mam wyraźne wrażenie, że Anderson chciałaby napisać coś historycznego, ale że jest znana z tematyki paranormalnej, to ubiera średniowieczne zwyczaje w otoczkę s-f.

drzewo rodzinne Stone-Tarrington, pospolitą krwią, co pokazywało się w wysokich kościach policzkowych Ariel i jej krągłej figurze. To po jej babci z ikrą, Ariel odziedziczyła swoje, bardzo niestosowne zamiłowanie do przygód i byłaby bardzo szczęśliwa, nigdy nie wychodząc za mąż. Ale jej ojciec, lord Stone- Tarrington, ustalał prawa. Zawsze był zgorszony swoim, własnym, prostackim ojcem i matką o wolnym duchu, i był zdeterminowany, że Ariel powinna poślubić mężczyznę, który bardziej pasował do jej pozycji — takiego z linii, która przezwycięży społeczny stygmat, który on sam zawsze nosił.5 Być może, pomyślała kwaśno Ariel, jej dzieci będą miały wyprane kolory i pozbawiony wyrazu temperament, które znamionowały prawdziwą, błękitną krew czterdziestu czterech rodzin i jej ojciec będzie w końcu zadowolony. Ariel przeniosła swoją uwagę na stery — zbliżali się szybko do Tunelu Czasoprzestrzennego Telgar Trzy i nie było sensu dać się zabić, ponieważ była zirytowana jej zbliżającym się ślubem. Gdy nawigowała w kierunku zdradzieckiego centrum odwróconej, czarnej dziury, uspokoiła się myślą o tym, co czekało na nią na Tordanji Prime. Tajemniczy tubylcy, którzy żyli na planecie, podobno nie byli nawet ludźmi. I mówiono, że byli dotykowymi telepatami — zdolnymi czytać sobie nawzajem w myślach przez fizyczny kontakt, więc nigdy nie wykształcili mówionego lub pisanego języka. Ariel nie była pewna, jak będzie się z nimi komunikować, ponieważ uniwersalny translator nie będzie działał bez słów do tłumaczenia, ale była chętna się przekonać. A także, jej ekspedycja da niesamowity artykuł — nawet lepszy od tego o zmiennokształtnych z Zairn. Oczywiście miesiąc to nie było dużo czasu na prowadzenie badań, ale mogłaby przynajmniej zrobić początek. A po najkrótszym miesiącu miodowym w historii, wróci i dokończy to, co zaczęła, nawet, jeśli to zajmie jej rok. — Skarbie, jesteś pewna, że wiesz, co robisz? — Jęczący, nosowy ton Miltona przerwał jej przyjemne fantazje. Ściskał podłokietniki tak mocno, że jego kłykcie były białe, z jego wąskie usta były zaciśnięte ze strachu. Za zewnątrz wizjera, galaktyka zaczęła pędzić i rozciągać się jak tęczowe toffi, gdy mały transporter wszedł w zniekształcenie olbrzymiego pola grawitacyjnego tunelu czasoprzestrzennego. Potem kontinuum czasoprzestrzenne złapało ich i pociągnęło tak gładko, jak łódkę na rzece z szybkim nurtem. W tym momencie, jedno złe drgnięcie sterów wyśle ich w otchłań, gdzie statek zostanie rozerwany i Milton najwyraźniej o tym wiedział. Ariel znów musiał ugryźć się w język. Zdobyła swoją licencję pilota, mając piętnaście lat i przelatywała przez tunele dziesiątki razy, ale nie było sensu przypominać o tym Miltonowi. Przez minutę rozważyła udawanie, że nie wie, co robi i że zginą — ale spojrzenie na ściągniętą twarz Miltona przekonało ją, że to byłoby zbyt podłe, nawet dla jej irytującego narzeczonego. Mimo wszystko, znając jego bojaźliwy charakter, prawdopodobnie nigdy wcześniej nie podróżował przez tunel czasoprzestrzenny, a to doświadczenie mogło być za pierwszym razem odrobinę przerażające. 5 Boże, co za ludzie. Jak ja bym miał ponad dziesięć miliardów, to miałbym w głębokim poważaniu (czytaj w dupie) co o mnie myślą i robił swoje. Jak to mówią, biedny, robiąc coś dziwnego, będzie nazwany wariatem, bogaty będzie jedynie ekscentrykiem.

— Wszystko z nami w porządku, Miltonie. — Zapewniła go, ruchem głowy wskazując dziwny korytarz wielokolorowego toffi, gdzie czas i przestrzeń jednocześnie rozciągały się i kompresowały. — Widzisz, jesteśmy idealnie na kursie — prosto w centrum tunelu. — Nie, nie jest w porządku. — Piskliwy głos Miltona niósł cienką krawędź paniki, a jego wodniste oczy były wielkie jak talerze. — Zginiemy! — Wrzasnął, gdy zniekształcenie w wizjerze zrobiło się bardziej intensywne. — Nie zginiemy. — Tym razem Ariel nie udało się utrzymać irytacji z dala od swojego głosu. — Po prostu się odpręż — Wiem, co robię. Patrz, prawie przeszliśmy. — Wskazała wizjer, gdzie koniec skręcającego się korytarza był wyraźnie widoczny. Normalna, czarna przestrzeń, usiana kropkami gwiazd była wyraźnie widoczna na horyzoncie. Opuszczą sferę wpływu tunelu czasoprzestrzennego za mniej niż minutę. Dostosowała stery, żeby skompensować ich olbrzymią prędkość-. Tordanji Prime była na wprost końca tunelu i nie chciała polecieć za daleko. — Co robisz? — Milton prawie krzyknął, gdy dokonała korekcji. — Zabijesz nas! — Jednym ruchem odpiął swoją uprząż i pochylił się by chwycić drążek sterowniczy. — Milton, nie! — Ariel spróbowała go odepchnąć, ale nie wzięło pod uwagi jego, biorącej się z paniki siły. Chwytając dźwignię, szarpnął ją na bok, przekrzywiając kurs transportera przestrzennego.6 Uczucie podróży na szybkim, gładkim prądzie natychmiast zniknęło by zostać zastąpionym przez złowróżbną wibrację, która sprawiła, że jej zęby zaklekotały. Gdyby byli w sercu tunelu czasoprzestrzennego, bardzo szybko byliby martwi, ale byli prawie na końcu. — Milton p-puść t-to. — Krzyknęła, walcząc o kontrolę nad sterem. Gdyby tylko mogła go odzyskać, żeby wyprostować zanim zdryfują zbyt daleko… Ale się spóźniła. Przednia krawędź statku trąciła ścianę tunelu, wysyłając ich w śmiertelną spiralę, której Ariel nie mogła wyciągnąć, mimo lat doświadczenia. Silniki statku zawyły, gdy próbowały zrekompensować szalony kurs, a gdzieś z panelu kontrolnego Ariel poczuła gorący podmuch spalenizny, gdy system nawigacyjny wydał ostatnie tchnienie. Statek trząsł się tak gwałtownie, że wszystko w całym kokpicie było podrzucane w górę i w dół. — U… uważaj! — Krzyknął Milton, wskazując wizjer ręką, która kołysała się dziko z powodu wibracji. Ariel uniosła wzrok znad jej desperackiej walki z nieodpowiadającymi sterami. Ostatnią rzeczą, która widziała, była wielka, fioletowa krzywizna Tordanji Prime, rosnąca z samobójczą prędkością w wizjerze. Potem ciemność. 6 Tego gościa należy zamknąć w klatce dla jego własnego dobra.

Rozdział 2 — O Bogini, moja głowa. — Ariel potarła wspomnianą część. Guz wielkości jajka formował się za jej lewym uchem, ale przynajmniej jej ręka nie okazała się zakrwawiona, gdy na nią spojrzała. Popatrzyła na wyłączony transporter przestrzenny i westchnęła. W ostatniej chwili włączyło się zabezpieczenie grawitacyjne. Doświadczyli wyboistego lądowania — bardzo wyboistego w jej przypadku, znów potarła głowę — ale przynajmniej dotarli na powierzchnię Tordanji Prime w jednym kawałku. Ani ona, ani Milton nie mieli żadnych, połamanych kości, a statek i cały sprzęt były nietknięte, choć cokolwiek poobijane. Ariel pomyślała, że mieli szczęście. Oczywiście ze spalonym systemem nawigacyjnym, statek nie funkcjonował, ale już uruchomiła latarnię awaryjną. Trochę czasu zajmie sygnałowi dotarcie na jej rodzinną planetę, ale prawdopodobnie mogli oczekiwać zespołu ratowniczego, wysłanego przez jej ojca, w ciągu kilku tygodni. Nadal wrócą w sam raz na ślub, pomyślała kwaśno. Nie, żeby była niecierpliwa by związać się węzłem małżeńskim z Kapitanem Komando. Jakim idiotą był Milton, żeby łapać stery w ten sposób! Transporter wyhamował do lądowania na małej polanie w głębokiej dżungli i Ariel starannie obserwowała obce życie wszędzie wokół niej. Wszędzie, gdzie spojrzała, widziała gęstą, fioletowawą roślinność, gęsto pokrytą pięknymi, turkusowymi i czerwonymi kwiatami. Te kolory powinny się okropnie gryźć, ale w jakiś sposób tutaj, na Tordanji Prime, dopełniały się nawzajem. Daleko w dżungli mogła usłyszeć stłumione skrzeczenie i świergot, i rodzaj długiego, niskiego, gwiżdżącego dźwięku, które mogły być miejscową fauną. Pomimo jej bólu głowy i twardego lądowania, Ariel poczuła znajomy dreszcz bycia w zupełnie nowym miejscu, nieskażonym świecie, jaki zawsze odczuwała na początku ekspedycji. Wzięła głęboki oddech parnego powietrza dżungli, wdychając dziki, mszysty zapach wzrostu, wciągając do płuc nowy świat.7 Nie mogła się doczekać by zacząć! — Cóż, to po prostu wspaniałe. — Milton, który także wyszedł ze statku by się rozejrzeć, przerwał jej próbę obcowania z naturą Tordanji. Przyczaił się przy boku statku i kopnął kępę lawendowych chwastów, które błyskawicznie spróbowały zjeść jego stopę. Cofnął się szybko, z wodnistymi oczami, szeroko otwartymi z nieufności. — Nie robiłabym tego ponownie, gdybym była tobą, Miltonie. — Powiedziała sucho Ariel, czując jak jej wznoszący się duch opada z plaskiem w jej praktyczne, terenowe buty. To tyle w kwestii przygody i wysokich oczekiwań. — Wiem, że nie spędziłeś dużo czasu na innych planetach — Powiedziała mu. — ale na nieznanym świecie, najlepiej podchodzić do wszystkiego z ostrożnością. 7 Fajnie. A może na zupełnie obcej planecie w powietrzu są zupełnie nieznane bakterie albo wirusy? Co z taką możliwością? Zastanowiła się nad tym? Ja bym takie badania na mało znanej planecie wyobrażał sobie raczej w hermetycznych skafandrach.

— Do diabła z ostrożnością. — Sięgając za plecy, Milton wyciągnął dźwiękowy ogłuszacz, który wetknął sobie w tył spodni. — Jeśli zobaczę cokolwiek dziwnego, co choćby drgnie… — Machnął ogłuszaczem, szerokim łukiem, przechylając się w jej kierunku. — Powiedzmy po prostu, że nie będzie miało szansy drgnąć dwa razy. — Odłóż to. — Powiedziała ostro. — Albo przynajmniej miej dość zdrowego rozsądku, żeby nie celować tym w moim kierunku. — Zdrowego rozsądku? Chcesz mówić o rozsądku? A co z tym, żebyś sama go trochę miała? — Milton skrzyżował ramiona na chudej piersi. — To ty jesteś powodem tego, że w ogóle jesteśmy w tym bałaganie! — Słucham? — Ariel zapatrzyła się na niego pusto. On nie mógł naprawdę winić ją o katastrofę, czyż nie? — Powodem, dla którego jesteśmy w tym bałaganie jest to, że złapałeś drążek sterowy i prawie wysłałeś nas w serce tunelu czasoprzestrzennego. — Przypomniała mu. — Jedynym powodem, dla którego nadal żyjemy, jest to, że prawie z niego wyszliśmy, gdy zacząłeś zachowywać się jak idiota. — Ty źle nas kierowałaś. — Powiedział uparcie Milton. — Gdybym nie przejął sterów, gdy to zrobiłem, w tej chwili bylibyśmy martwi.8 — W przeciwieństwie do zwykłego pragnienia, żebyśmy byli martwi, co jest tym, jak zaczynam się czuć. — Warknęła Ariel. Nie było sensu próbować wyjaśniać cokolwiek jej tępemu narzeczonemu. Milton będzie kontynuował celowe nierozumienie jej, a ona dostanie tylko większego bólu głowy niż już miała. Stłumiła westchnienie. Co u licha sprawiło, że myślała, iż Milton będzie najmniej kłopotliwy ze wszystkich jej zalotników? Cóż, lekcja przyswojona. Nigdy nie zabierze go na kolejną ekspedycję. W międzyczasie, najwyższy czas zabrać się za tę. — Pomóż mi rozładować zapasy. — Powiedziała Miltonowi, kierując się do powgniatanego transportera. — Musimy rozłożyć obóz. Chcę zebrać trochę wstępnych odczytów i danych, zanim zrobi się ciemno. Milton posłał jej niedowierzające spojrzenie. — Nie możesz poważnie mówić, że naprawdę zamierzasz kontynuować ten nonsens — nie po wszystkim, przez co przeszliśmy? Ariel zacisnęła szczękę, żeby powstrzymać się od krzyku. — Ten nonsens to moje, życiowe zajęcie. — Powiedziała, próbując utrzymać spokojny głos. — I nie zostaniemy uratowani przynajmniej przez kolejnych kilka tygodni, więc co innego powinnam robić? Siedzieć z palcem w — — No już dobrze. — Milton uniósł dłoń by ją powstrzymać. — Dobrze, pomogę ci ustawić o… — Jego głos urwał się do słabego szeptu, a jego blade, pozbawione koloru oczy, nagle zrobiły się bardzo rozszerzone. 8 Ten gość jest chodzącym, gadającym dowodem na to, że długotrwałe krzyżówki w małej puli genów tworzą debili.

— Milton, o co chodzi? — Powiedziała ostro Ariel. Wyglądał, jakby miał jakiś atak, a byli lata świetlne od jakiejkolwiek placówki medycznej. — Y… Y…9 — Spoglądał na coś ponad jej lewym ramieniem i wycofywał się powoli w kierunku statku. Ariel stała się świadoma cichego, syczącego, warczącego dźwięku, dochodzącego z dżungli, która była dokładnie za nią. Wrażliwe włoski na jej karku uniosły się, gdy Milton kontynuował wytrzeszczanie oczu na cokolwiek, co wydawało ten dźwięk. Syczący warkot robił się głośniejszy i serce Ariel biło w jej piersi z potrójną prędkością. Nigdy nie pozwoliła wpaść w ten rodzaj sytuacji! Gdyby tylko nie pozwoliła Miltonowi jej rozproszyć. Powoli, uważając, żeby nie wykonywać żadnych, nagłych ruchów odwróciła się by stawić czoła temu, co się do niej skradało. Ciemnozielone stworzenie pokryte łuskami i prawie tak duże jak jej kosmiczny transporter, podkradało się za nią. Dźwięk dochodził z jego otwartego pyska, gdzie rzędy i rzędy długich na stopę, podobnych do szabli kłów, formowały idealne okręgi, aż do purpurowego przełyku. Jego żółte, złożone oczy połyskiwały złowieszczo, wyraźnie czekając, aż ona się poruszy. Ariel wstrzymała oddech. Cokolwiek zrobi, nie wolno jej panikować. Wiedziała, że gdyby rzuciła się do kryjówki, olbrzymie stworzenie natychmiast znalazłoby się na niej. W jego segmentowanym ciele było zwinięte napięcie, które powiedziało jej, że to chciało skoczyć. Gdyby tylko miała jakąś broń. Chwila — Milton miał ogłuszacz! — Milton. — Syknęła, nie śmiejąc się poruszyć. — Milton, ogłuszacz! Padnę na ziemię, a ty to oszołomisz — okay? — Odważyła się obrócić głowę i spojrzeć za siebie, ale jej bezużyteczny narzeczony nadal tylko tam stał, z zapomnianym ogłuszaczem, zwisającym przy jego boku. Gdyby nie była w śmiertelnym niebezpieczeństwie, Ariel przewróciłaby oczami. — Milton. — Wyszeptała znowu, nie chcąc skłonić przerażającego stworzenia do ataku. Pozbawione koloru oczy Miltona przewróciły się w jej kierunku, ale nie była pewna, że naprawdę ją widział. — Gotowy? — Syknęła. — Na trzy. Raz… Dwa… Drapieżnik z Tordanji skoczył. Dla Ariel to wydawało się dziać w zwolnionym tempie. Widziała jak jego dziwnie połączone ciało spina się do ataku, a potem wydawało się, potoczyć się naprzód, prawie, jakby było kłębem dymu, a nie zwierzęciem. Momo nagłej klarowności jej wizji, poruszyło się z potworną prędkością, która była nie do uniknięcia. Ariel rzuciła się z bok na odbijające się echem kaszlnięcie ogłuszacza — ale ono nigdy nie nadeszło. Zamiast tego, bestia była nagle na niej, w górze grubego, ciężkiego ciała, które wydawało się niejasno gadzie w dotyku, dla jej poszukujących czubków palców. Otwarła pysk jeszcze szerzej i Ariel znalazła się, wpatrując się w rzędy połyskujących kłów. Oddech stworzenia uderzył ją jak piec z przyprawiającym o mdłości, słodkim smrodem, jak padlina, zostawiona na słońcu, żeby zgniła, i prawie zwymiotowała. 9 Czyżby to zatwardzenie? 

— Milton! Milton — ogłusz to! Natychmiast to ogłusz! — Krzyknęła, ale nadal nie było odpowiedzi. Potwór pochylił głowę i ugryzł. Jego zęby chwyciły przód jej praktycznej, koszuli zew sztucznej skóry i rozerwały mocny materiał jak pajęczynę, odsłaniając jej piersi. Ariel spróbowała wytoczyć się spod niego, ale był zbyt, cholernie ciężki — była pewnie przyciśnięta do ziemi. — Na miłość Bogini, Milton — ogłusz to! — Prawie wrzasnęła. Znów nie było strzału, żadnego dźwięku poza warczącym sykiem potwora i jej własnym, gorączkowym tętnem, huczącym jej w uszach. Milton prawdopodobnie stał przymurowany w miejscu i obserwował z opadłą szczęką — jeśli nie zamknął się już bezpiecznie w transporterze. Wielka głowa znów się opuściła i tym razem wiedziała, że przegryzie ją na pół. Umrze. Umrze, ponieważ postąpiła wbrew swojemu, lepszemu osądowi i zabrała ze sobą przeklętego przez Boginię idiotę, zamiast zostawić go w domu, doglądającego tortu weselnego i schematu rozmieszczenia gości, gdzie było jego miejsce. Ariel wbiła palce pod wielostawową szczęką stworzenia i próbowała odepchnąć ją w tył i z dala od niej, ale to było jak próba pchania pod górę ogromnego głazu. Nie miała dobrego punktu podparcia, a potwór miał go, aż za dużo. Jego waga wyduszała jej powietrze z płuc, ale przynajmniej wyglądało na to, że zmienił zdanie odnośnie przegryzienia jej na pół, wyglądało na to, że celował by odgryźć jej głowę. Umrę! Pomyślała dziko Ariel. Bywała już wcześniej w kłopotach, ale nie wyglądało, żeby z tego miała wyjść cało. Jej jedynym pocieszeniem było to, że mimo wszystko, nie będzie musiała wyjść za tego idiotę, Miltona. Ale w chwili, gdy długie na stopę kły, śliskie od płynącej śliny, były cale od jej twarzy, brązowa smuga uderzyła w bok bestii i zrzuciła ją z niej. Ariel przetoczyła się na bok, sapiąc i wymiotując. Kątem oka mogła zobaczyć, że Milton nadal stał z opuszczoną szczęką, gapiąc się na potwora. Potwora, który w tej chwili był zmuszany do poddania się przez… nagiego człowieka?10 Ariel zamrugała i potrząsnęła głową. To na pewno nie mogło być prawdziwe. Znów uderzyła się w głowę, gdy walnęła o ziemię i miała przywidzenia. Prawda? Tordanji Prime była całkowicie niezamieszkana przez ludzi, więc nie było możliwe, żeby wielki, nagi, umięśniony mężczyzna siłował się z drapieżnikiem, który przygniótł ją do ziemi i prawie odgryzł jej głowę. Niemożliwe czy nie, nagi nieznajomy wydawał się wygrywać. Miał gęste, jasnobrązowe włosy, z pasmami złota od słońca, a mięśnie na jego szerokich plecach napięły się i skurczyły, gdy walczył z bestią. Wyciągnął skądś odłamek metalu i dźgnął żółte, złożone oko, które znajdowało się bliżej niego. Zielone, łuskowate stworzenie zawyło i szarpnęło się w agonii, gdy odłamek przebił bursztynową kulę. Ale, co dziwne, nagi nieznajomy nie krzyknął ani nie wrzasnął w triumfie — walczył w całkowitej ciszy, z całą, swoją koncentracją, skupioną na wijącej się masie ciała pod nim. — O Bogini— uważaj! — Krzyknęła Ariel do jej wybawcy. Potwór został rzucony na bok jego początkowym atakiem, ale teraz udało mu się wyprostować, konwulsyjnym wysiłkiem 10 On być Tarzan… Biegać na golasa, kołysać się na lianach i zabijać potwory gołymi rękami.

segmentowanego ciała. Gdy patrzyła, jego długi ogon machnął za plecami nagiego mężczyzny do zabójczego uderzenia. Ale mimo, że nie było sposobu, żeby zobaczył ogon, muskularny nieznajomy wyskoczył w powietrze w chwili, gdy ogon świsnął w kierunku niego i potwór trafił się w łeb, zamiast w zamierzoną ofiarę. To był wściekły cios i spiczasty koniec ogona wylądował dokładnie w pozostałym, złożonym oku, oślepiając również je. To wydawało się być tyle, ile segmentowana bestia mogła znieść. Z niskim, syczącym wyciem, odwróciła się i popełzła z okropna prędkością w dżunglę, miażdżąc roślinność i spłaszczając krzaki swoim, łuskowatym ciałem, gdy przechodziła. Mężczyzna, o którym już zaczęła myśleć, jako jej nagim ratowniku, pozwolił potworowi odejść i obrócił się z powrotem do Ariel, która nadal leżała na ziemi. Podszedł do niej z wyrazem zmartwienia na twarzy, które skoncentrowało się w jego zielonkawoniebieskich oczach. Ale nadal nic nie powiedział. To wtedy Ariel zobaczyła ruch kątem oka. Milton w końcu odmarzł i celował ogłuszaczem prosto w mężczyznę, który dopiero, co uratował jej życie. — Milton, nie! — Wrzasnęła Ariel. — Oszalałeś? Uratował nas — nie możesz go zastrzelić! Ale Milton wydawał się skoncentrowany na zrobieniu właśnie tego. Nadal mierzył ogłuszaczem w nagiego wybawcę, który patrzył w głąb jego lufy z nierozumiejącym zdziwieniem. Ariel zastanawiała się dziko, dlaczego się nie ruszał. Dlaczego po prostu tam stał i pozwalał Miltonowi, temu idiocie, celować w niego ogłuszaczem? Nieznajomy zrobił krok naprzód i zobaczyła, że palec Miltona napiął się na mechanizmie spustowym. Ariel nie mogła w to uwierzyć. Jej głupi jak osioł narzeczony naprawdę go zastrzeli. Bez myślenia o tym, zerwała się na nogi i rzuciła się między Miltona i nieznajomego. — Milton, powiedziałam odłóż t — Kaszlący ryk przerwał jej i nagle poczuła, jakby olbrzymia, szorstka ręka walnęła ją w pierś. Ariel poczuła mrowiący paraliż uderzenia dźwiękowego, które zaczęło się w punkcie kontaktu i rozeszło się po jej ciele.11 Wielka, niewidzialna dłoń popchnęła ją w tył i coś, albo ktoś ją złapało. Poczuła silne ramiona, owijające się wokół jej pasa i została uniesiona w powietrze, na czyjeś ramię. Milton krzyczał o odstawieniu jej, a ona wpatrywała się w kępę roślin w kolorze lawendy, które wcześniej próbowały zjeść jego stopę. Wtedy pełen efekt uderzenia dźwiękowego dotarł do jej mózgu i wszystko zrobiło się czarne. 11 Debil, no debil. Czy ludzi niebezpiecznych dla siebie i otoczenia nie powinno się zamykać?

Rozdział 3 Ariel powoli wróciła do przytomności. Miała najbardziej interesujący sen, cały o mężczyźnie ze zmierzwionymi, złocistobrązowymi włosami i zielonkawoniebieskimi oczami. Trzymał rękę na jej klatce piersiowej, jakby wyczuwał jej bicie serca i zadawał jej wszelkie rodzaje pytań. Robiła, co w jej mocy, żeby mu odpowiedzieć, ale niektóre rzeczy, które chciał wiedzieć, nie miały żadnego sensu. Chciał wiedzieć, dlaczego mówiła swoimi ustami, zamiast umysłem. I dlaczego nosiła tak dziwne okrycia na jej skórze — jak je nazywała? Ubrania? On sam był nagi i wydawał się mieć problem z koncepcją ukrywania skóry pod niepotrzebnymi okryciami. Chciał też wiedzieć, dlaczego wyglądała tak inaczej — dlaczego jej ciało wyglądało inaczej od jego, gdy było oczywiste, że byli z tego samego gatunku. Próbowała wyjaśnić, że była z innej planety, więc nie rozumiała wszystkiego, o co pytał, ale mężczyzna robił się tylko bardziej i bardziej zmieszany. Jednak jego ręka na jej klatce piersiowej była ciepła i dobra. Był ciekawy jej piersi, a ona pozwoliła mu ich dotknąć, obejmować w dłoniach ich pełne krzywizny i pocierać jej sutki, aż stwardniały pod jego szorstkim dotykiem i musiała stłumić sapnięcie przyjemności.12 Zastanawiała się czy wiedział, co jej robił, ale wydawał się kompletnie nieświadomy jak sprawiał, że się czuła, przez dotykanie jej swoją, ciepłą, szorstką, pokrytą zgrubieniami dłonią. Ariel otworzyła oczy na słabo oświetlona przestrzeń, która na początku była rozmazana i nieostra dla jej oszołomionego mózgu. Na swoich piersiach czuła ciepłe, gładzące doznanie, co przypomniało jej o tym dziwnie erotycznym śnie, który miała chwile temu. Potem para zaciekawionych, zielonkawoniebieskich oczu pojawiła się w polu jej widzenia i zrozumiała, że nagi mężczyzna z jej snu pochylał się nad nią, obserwując ją uważnie. Moment później spojrzała w dół i zrozumiała, że ciepłym, przyjemnym doznaniem na jej piersiach, była jego dłoń — on naprawdę jej dotykał i to nie był sen. Przez chwilę była zahipnotyzowana przez widok jego opalonej dłoni, obejmującej o gładzącej bladą, jedwabistą skórę jej piersi. Potem do jej umysłu wrócił porządek, a z nim strach. O Bogini! Była w połowie naga i pieszczona przez obcego mężczyznę. Gwałt! Pomyślała z nagłym napływem paniki. Zgwałci mnie! Wtedy jej paraliż prysnął. Musiała się stąd wydostać! Z dala od tego, obcego mężczyzny! — Achh! — Ariel usiadła tak gwałtownie, że zawirowało jej w głowie i przez moment widziała wszystko potrójnie. Mężczyzna, który ją dotykał — rozpoznała go zarówno, jako mężczyznę z jej snu, jak i mężczyznę, który uratował ją przed drapieżnikiem z Tordanji — odskoczył od niej z wyrazem zmieszania na twarzy. Szybko rozejrzała się po swoim otoczeniu. Była w czymś, co wyglądało jak jakiś rodzaj pojazdu, transportera przestrzennego, bardzo podobnego do jej własnego, ale wyraźnie minęły lata, odkąd ten statek gdziekolwiek poleciał. Płaty rdzy dekorowały ściany statku, a 12 To już wiem, dlaczego taką karierę wybrała. Potrafi szybko nawiązywać przyjazne stosunki z obcymi cywilizacjami.

luminescencyjne lampy, które szły w równoległych rzędach wzdłuż paneli podłogi i sufitu, migotały słabo, jak gdyby były na końcu swojej wytrzymałości. Fotele pilota i pasażera zostały usunięte by stworzyć mała, ale przytulna przestrzeń mieszkalną, a ich poduszki zostały użyte do sklecenia prowizorycznego łóżka, na którym obecnie leżała. Wielkie maty, uplecione z purpurowych trzcin, pokrywały podłogę, a koc, zrobiony z futra jakiegoś zwierzęcia był naciągnięty do jej talii. Ariel ośmieliła się zajrzeć pod koc i ku swojej uldze zobaczyła, że podczas, gdy była naga od pasa w górę, jej spodnie ze sztucznej skóry i terenowe buty nadal były nienaruszone. Podciągnęła drapiącą, zwierzęcą skórę koca do podbródka by ukryć swoje, nagie piersi i popatrzyła przez pokój do miejsca, gdzie nagi człowiek kucał w defensywnej pozycji, obserwując ją ostrożnie, w oczekiwaniu na jej kolejny wybuch. Teraz, gdy nieco się uspokoiła, Ariel pomyślała, że on w ogóle nie wyglądał na gwałciciela — bardziej jak ciekawski chłopiec, który został przyłapany z ręką w słoiku z ciastkami. Chociaż nie znała żadnych, małych chłopców, którzy mieli sześć stóp, trzy cale, nadzy i ekstremalnie umięśnieni. — Haj. — Powiedziała, próbując uczynić swój głos uspokajającym. — Przepraszam, że krzyknęłam, ale mnie przestraszyłeś. Kim ty, w ogóle jesteś? I jak się dostałeś na Tordanji Prime? Nagi mężczyzna zmarszczył brwi, z wyrazem niezrozumienia na jego opalonej twarzy. Więc, może nie mówił standardowym dialektem. Ariel powtórzyła swoje pytanie w kilku innych, powszechnych w galaktyce językach, wliczając w to Esperanto, ale mężczyzna nadal wyglądał na zmieszanego. — Jakim językiem mówisz? — Zapytała go Ariel, zaczynając czuć się sfrustrowana. — Musisz skądś być. To jasno daje znać, że nie jesteś stąd. — Wskazała na statek kosmiczny, który został zmieniony w kwaterę mieszkalną. — Więc, skąd jesteś? — Tak naprawdę nie oczekiwała żadnego rodzaju odpowiedzi — mężczyzna nadal patrzył na nią z wyrazem koncentracji, jak ktoś, bardzo mocno próbujący zrozumieć. Ale potem zaskoczył ją, przykładając dwa palce do swojej piersi i mówiąc pojedyncze słowo. — Kor. — Powiedział, znów wskazując na siebie. Jego głos był głębokim, zardzewiałym pomrukiem i wymawiał tę, pojedynczą sylabę z wahaniem. To było prawie tak, jakby nigdy wcześniej nie mówił, albo nie mówił od lat i próbował ponownie nauczyć się jak. Ariel była zachwycona — teraz dokądś dochodzili! Przyłożyła palce do swojego serca tak, jak on to zrobił i powiedziała. — Ariel. — Mężczyzna potrząsnął głową, znów z wyrazem sfrustrowanego zmieszania na twarzy. Ariel przywołała go gestem, żeby podszedł bliżej. Choć był tak wielki i wyraźnie potężny, odkryła, że wcale nie bała się tego nieznajomego dzikusa, jej nagiego wybawcę. Mężczyzna z wahaniem podszedł do niej i Ariel uważała, żeby wykonywać drobne i niegrożące ruchy. Gdy przykucnął tylko dwie stopy do niej, znów lekko postukała swoja klatkę piersiową i powiedziała bardzo powoli. — A…ri…el.

—Aaaariall. — Powtórzył, przeciągając dźwięki samogłosek i ucinając spółgłoski. Ariel znów miała wrażenie, kogoś, kto właśnie uczył się mówić. Sięgnęła do niego i poklepała lekko jego szeroką, nagą klatę czubkami dwóch palców. — kor. — Powiedziała, powtarzając to, co jej powiedział. Wyglądał na uradowanego i skinął jej głową. Z tak bliska nie mogła nic poradzić na dostrzeganie, że jego wielkie, zielononiebieskie oczy były zaskakująco piękne i otoczone najdłuższymi rzęsami, jakie kiedykolwiek widziała. Te oczy zmiękczyły jego twarz, która miała znacznie silniejsze rysy, niż była przyzwyczajona i sprawiły, że wyglądał na zamyślonego, zamiast przerażającego. Jego oczy nie były jednak jedyną rzeczą, przyciągającą jej uwagę. Trudno było zignorować jego nagość, gdy był w zasięgu dotyku, ale próbowała trzymać wzrok skupiony na górnej połowie jego ciała, zamiast pozwolić sobie na spojrzenie niżej. Jedynym znakiem na jego gładkiej, brązowej skórze, był naszyjnik tatuaży, który otaczał szeroką kolumnę jego szyi. To były owale wielkości kciuka, barwy turkusowoniebieskiej, które były połączone srebrzystymi liniami, biegnącymi wokół całego, jego gardła. Ariel pomyślała, że były najpiękniejszymi i najbardziej skomplikowanymi tatuażami rdzennych mieszkańców, jakie kiedykolwiek widziała. Wtedy Kor chwycił jej dłoń i splótł ich palce, i wszystkie myśli o jego nagości i jego tatuażach, zostały wymiecione z jej głowy. Jestem Kor, mieszkałem tutaj, w miejscu Tych, Którzy Się Dzielą, tak długo, jak znam samego siebie. Kim jesteś i z jakiego miejsca pochodzisz? Jesteś taka jak ja? Jedna z mojego rodzaju? Głęboki, melodyjny głos, płynący przez jej mózg, był szokiem. Ariel ze strachem wyszarpnęła swoją dłoń i to natychmiast się przerwało. Potem, widząc wyraz zranienia na twarzy Kora, przyłożyła rękę do swojego, pędzącego serca i potrząsnęła głową. — Przepraszam. Ja po prostu… nie jestem przyzwyczajona do tego typu rzeczy. — Powiedziała. Podróżowała przez galaktykę w wielu ekspedycjach antropologicznych i widziała rdzenną ludność wielu planet. Niektórzy z nich twierdzili nawet, że są w stanie komunikować się telepatycznie. Ale do teraz nigdy naprawdę nie widziała żadnych dowodów na prawdziwe zdolności telepatyczne, a co dopiero mieć je, zastosowane na sobie. Kor nadal gapił się na nią w niezrozumieniu i zrozumiała, że nie mógł jej zrozumieć, gdy się nie dotykali. Z wahaniem uniosła swoją dłoń do jego i pozwoliła mu jeszcze raz spleść ich palce. Nie chciałem cię przerazić, powiedział głęboki głos, wypełniając raz jeszcze jej głowę. To sposób, w jaki Ci, Którzy Się Dzielą zawsze mówili — umysł do umysłu. Nie wydajemy dźwięków ustami. Ci, Którzy Się Dzielą? Zapytała go Ariel, koncentrując się na pchnięciu jej myśli przez myślowe połączenie, które z nim czuła, gdy ich palce się dotykały. Kor wyglądał na zadowolonego, gdy udało jej się porozumieć. Ci, którzy mnie wychowali, gdy ci, którzy mnie urodzili, umarli, wyjaśnił. Popatrz. Przerwał na chwilę ich połączenie

poszedł w dalszy koniec statku, gdzie znajdował się panel kontrolny obrośnięty mchem i miejscowymi chwastami. Wrócił z małą holo-kostką, i podał ją ostrożnie Ariel. Wzięła ją od niego z tą samą uwagą, którą on pokazywał, czując, że Kor dzielił się z nią swoim, największym skarbem. Holo-kostka miała kilka wypalonych ścianek, ale przynajmniej dwie z nich nadal świeciły i pokazywały ich oryginalne obrazy. Na pierwszym, szkrab około dwóch lat, ze złocistobrązowymi włosami i zaskakująco zielonkawoniebieskimi oczami, wpatrywał się w nią. Kor, jako dziecko, zrozumiała z radością. Druga, świecąca ścianka holo-kostki pokazywała coś, co wyglądało jak zdjęcie ślubne. Panna młoda miała blond włosy i jasnozielone oczy, i wpatrywała się z kochającym oddaniem w pana młodego, który miał brązowe włosy i oczy tego samego koloru, co dziecko na drugim zdjęciu. Ariel ostrożnie podała mu kostkę z powrotem i znów splotła swoje palce z palcami Kora. To twoi rodzice, powiedziała, wskazując na kostkę, którą trzymał w drugiej dłoni. A drugie zdjęcie to ty, jako dziecko. Ale czy wiesz, jak się tu znalazłeś? Kor potrząsnął głową, wyglądając na wprawionego w zakłopotanie. Nie pamiętam dużo z czasu, zanim przyjęli mnie Ci, Którzy Się Dzielą. Ci, którzy mnie urodzili, zostali pożarci przez sloarna, gdy byłem trochę starszy niż na tym zdjęciu. Ruchem głowy wskazał kostkę. Sloarn? Ariel zmarszczyła czoło, zastanawiając się czy to był jakiś rodzaj drapieżnika z Tordanji. Sloarn to ten sam rodzaj zwierzęcia, który zaatakował ciebie i tego, drugiego. Kor przesłał jej obraz wielkiej, segmentowanej, łuskowatej bestii, którą od niej odgonił i Ariel mimowolnie zadrżała. Och — sloarn. Pokiwała głową, a potem popatrzyła na niego trochę nieśmiało. Chciałabym podziękować ci za uratowanie mi życia. Ten, uch, sloarn był wściekły i niebezpieczny, a ty ryzykowałeś swoje życie, żeby uratować moje. Jestem twoją dłużniczką. Kor wzruszył ramionami. Mam urazę do wszystkich sloarnów. I nie mogłem dopuścić, żeby pierwszy z mojego rodzaju, jakiego widziałem od czasu, gdy ci, którzy mnie urodzili umarli, został pożarty. Jak mogę ci się odwdzięczyć? Zapytała go Ariel. Badała dosyć prymitywnych kultur by wiedzieć, że często traktowali pojęcia długu i wdzięczności bardzo poważnie. Chciała, żeby Kor wiedział, że uznawała swój dług wobec niego i chciała go spłacić. Kor pochylił się naprzód i gorliwie popatrzył jej w oczy. Naucz mnie, powiedział. Tęsknota zabarwiła jego mentalny głos. Naucz mnie o Tych, Którzy Przybyli z Nieba —ludziach, z których pochodzę. Ariel uśmiechnęła się do niego. Będę zachwycona, ucząc cię wszystkiego, co mogę, Kor. I mam nadzieję, że mogę uczyć się o tobie i tych, którzy cię wychowali — Tych, Którzy Się Dzielą. Ci, Którzy Się Dzielą, musieli być rdzennymi mieszkańcami, którzy zamieszkiwali Tordanji

Prime, wnioskowała. Co za niesamowicie wielkie szczęście, znaleźć się w towarzystwie człowieka, który dokładnie ich zna! Zabiorę cię, żebyś spotkała tych, którzy mnie wychowali. Uśmiechnął się do niej z wahaniem. Zawsze mówili, że pewnego dnia spotkam innych z mojego rodzaju. Przez lata o tym marzyłem, a jednak… jesteś tak różna ode mnie. Cóż, powiedziała wymijająco Ariel, przygryzając wargę, co dokładnie masz na myśli? Kor przyjrzał się jej z góry na dół, krytycznym okiem. Po pierwsze jesteś ode mnie mniejsza — bardziej delikatna. A to jest inny odcień niż mój. Niepewnie dotknął jej włosów, przebiegając przez nie palcami w sposób, który sprawił, że Ariel z jakiegoś powodu zadrżała. Włosy, powiedziała mu. Nazywamy to włosami. Moje są blond — żółte, jak słońce. Wśród moich… naszych ludzi, jest wiele kolorów włosów. Oczu też. Wskazała swoje oczy wolną dłonią. Oczy. Kor wydawał się wypróbowywać to słowo. Nasze oczy też są różne. Twoje są niebieskie, jak niebo. Kor pogładził jej policzek, patrząc jej w oczy z zachwytem. A na klatce piersiowej masz… popatrzył na nią z wyrazem zastanowienia na twarzy. Ariel przygryzła wargę, niepewna, jak odpowiedzieć. Z jednej strony, była mu winna życie i miała nadzieję skłonić Kora do przedstawienia jej tubylcom. Z drugiej strony to było całkowicie nieprofesjonalne, żeby bawić się w doktora z dzikusem, nie ważne, jak wspaniały był. Zdecydowała się użyć beznamiętnego tonu. Mimo wszystko Kor nie był zawstydzony swoim, nagim ciałem, więc dlaczego ona miałaby być? Niechętnie puściła futrzany koc, odsłaniając jej nagie piersi. To nazywa się piersi, Kor. Tylko kobiety z naszego gatunku je mają. Czy, um, Ci, Którzy Się Dzielą, mają dwie płci — mężczyznę i kobietę? Oczywiście. Przytaknął. Ale te kobiety nie mają tych… piersi, jak ty. Ariel zrobiła w myślach notatkę — rdzenni mieszkańcy Tordanji najwyraźniej nie mieli drugorzędnych cech płciowych. Więc jak odróżniasz kobietę od mężczyzny? Zapytała Kora. Mężczyźni są koloru rośliny dendow, a kobiety koloru tendara, gdy pierwszy raz zakwita. Odpowiedział Kor. Tak, jak ja jestem innego koloru niż ty. Twoja skóra jest opalona od przebywania na słońcu bez ubrań — bez okryć by ją zakryć. Powiedziała Ariel. Próbowała przywyknąć do niego, patrzącego na jej nagie piersi. To była tylko ciekawość, nie pożądanie, powiedziała sobie. Ale posiadanie jego przeszywających oczu, skierowanych na jej ciało, sprawiało, że czuła się zarumieniona i ciepła. Kor podniósł rękę i objął jedną z jej piersi, pocierając kciukiem sutek. Ariel przygryzła wargę by stłumić sapnięcie. Wiedziała, że to była z jego strony niewinna ciekawość, ale jego dłoń była tak duża i ciepła, że mogła poczuć swój sutek, twardniejący na jego dotyk.

Kor gwałtownie odsunął rękę. Robiłem ci krzywdę? Głęboki, mentalny głos brzmiał na zaniepokojony. Ariel nie wiedziała czy czuć ulgę, czy rozczarowanie. Nie Kor. Ale u naszego rodzaju kobiece piersi są bardzo wrażliwe. Są używane dla przyjemności i reprodukcji. Reprodukcji? Uniósł brew w zmieszaniu, a Ariel przeklęła się w myślach. Teraz to zrobiła. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, było musieć zacząć wyjaśniać Korowi ptaszki i pszczółki. Um, produkcji młodych. Tworzenie więcej ludzi, którymi ty i ja, oboje jesteśmy. Powiedziała, próbując zmienić temat. Ci, Którzy Przybyli z Nieba są ludźmi? Tak. Potwierdziła Ariel. Wszyscy pochodzimy od ludzi, którzy kiedyś żyli na planecie, nazywanej Starą Ziemią, w systemie słonecznym, wiele lat świetlnych stąd. Ty i ja, i twoi rodzice też. Przyjrzała mu się uważnie. Znasz imiona swoich rodziców, Kor? Wzruszył ramionami, marszcząc brwi. Najwyraźniej próbował przetrawić wielką ilość informacji, które mu podała. Ariel delikatnie rozplotła ich palce i zeszła z łóżka zrobionego z poduszek. Rozważyła zabranie koca ze sobą i zdecydowała tego nie robić. Jej koszula przepadła — została podarta na strzępy przez sloarna i prawdopodobnie spadła z niej, gdy Kor zabrał ją do swojego domu. Nie podobało jej się chodzenie topless, ale Tordanji Prime nie była wystarczająco chłodna, żeby naprawdę wymagać ubrań i wiedziała, że zainteresowanie nią Kora było czysto niewinne i w żaden sposób seksualne. Musiała przejść ponad własnymi uczuciami zawstydzenia i skromności i nauczyć się żyć tak, jak on, pouczyła się, gdy chodziła po statku, patrząc na różne rzeczy. Zachowywanie się inaczej mogło jutro znacząco zaszkodzić jej szansom ustanowienia dobrego porozumienia z tubylcami. Więc dlaczego nie zdjąć też spodni i majtek? Zapytała praktycznie samą siebie. Ale… nie była jeszcze całkiem gotowa na wyjaśnianie Korowi pozostałych różnic między mężczyzną i kobietą. Zgrabnie ominęła pytanie o ptaszki i pszczółki i nie chciała znów otwierać go do dyskusji. Skierowała się do panelu sterowniczego i zaczęła pracować przy przełącznikach i dźwigniach, próbując sprawdzić czy w tej maszynie pozostało jakiekolwiek życie. Ku jej ekscytacji, odkryła, że dziennik statku był w większości nieuszkodzony. Słuchała uważnie kilku wpisów, a Kor podszedł wolno by stanąć obok niej, z wyrazem niezrozumienia na twarzy. Ariel z zachwytem chwyciła jego dłoń. Słuchaj, Kor, to głosy twoich rodziców! Mówią, co się z tobą stało i jak się tu znalazłeś. Spojrzała w górę, na niego, lśniącymi oczami. Twoje prawdziwe imię to Corrin Trafalger. Twoi rodzice byli ostatnimi ludźmi, którzy przylecieli badać tę planetę i twoja matka była w ciąży, gdy przybyli. Uniósł na nią brew. W ciąży?

Uch, nosiła cię. Sprowadziła cię ze sobą, wyjaśniła pospiesznie Ariel. Ich statek rozbił się, dokładnie tak, jak mój, ale ich latarnia alarmowa spaliła się w czasie katastrofy. Byli uwięzieni, ale zaczęli nawiązywać przyjaźń z tubylcami — z Tymi, Którzy się Dzielą. Kor popatrzył na nią z podziwem. Rozumiesz to wszystko, tylko słuchając dźwięki ust? To się nazywa język mówiony, Kor i prawie każdy gatunek i podgatunek ludzi ma taki. Postukała brązowa kolumnę jego gardła, tuż powyżej naszyjnika niebiesko srebrnych tatuaży. Czy ty nigdy nie używasz swojego głosu? Wzruszył ramionami. Ci, Którzy Się, Dzielą, nie mają głosów — mówią swoimi umysłami, przy pomocy opiekunów myśli. Ale nauczyłbym się od ciebie tego języka mówionego, gdybyś mnie go uczyła. Chciałbym rozumieć głosy tych, którzy mnie urodzili. Ariel uśmiechnęła się. Z chęcią cię nauczę. Chodź, usiądźmy na łóżku i zaczniemy.

Rozdział 4 Wiem kilka rzeczy, powiedział jej Kor, gdy usadowili się, twarzami do siebie, na poduszkach. Znam oczy, dotknął lekko jej powiek i głośno wypowiedział słowo. I włosy. Przeciągnął ręką przez jej splątane, blond pukle, powtarzając tę, pojedynczą sylabę. Z bardzo dawna pamiętam usta, powiedział w zamyśleniu, ale te… objął jej policzek i musnął opuszkiem kciuka jej pełne, różowe wargi. — Wargi. — Powiedziała mu Ariel, czując, że drży pod jego delikatnym dotykiem. To było niedorzeczne, ale odkryła, że nie mogła niczego na to poradzić. Dotyk Kora ekscytował ją w sposób, w jaki nigdy wcześniej nie była podniecona. Potem wypchnęła tę myśl ze swojego umysłu i skoncentrowała się na jej lekcji języka. Nauczyła go „uszu” i „brwi,” „nosa” i „gardła,” „Klatki piersiowej” i „skóry,”13 a potem jego duża, ciepła dłoń powędrowała w dół by znów dotknąć jej piersi. — Piersi. — Powiedział miękko, swoim, głębokim głosem. Jego kciuk musnął jej sutki, sprawiając, że sapnęła. Co to jest? Zapytał przez ich łącze. — Sutki. — Powiedziała cicho Ariel. Przygryzła wargę, gdy powtórzył to słowo i podrażnił kciukiem do twardości również drugi sutek. Mówiłaś, że one są dla przyjemności? Jak one tworzą przyjemność? One… to przyjemne dla mnie — dla kobiety, gdy mężczyzna dotyka ich tak, jak ty ich teraz dotykasz, przyznała Ariel. I wielu mężczyzn uważa za przyjemne dotykanie tu kobiety, ponieważ wiedzą, że to daje jej przyjemność. Więc otrzymują przyjemność z dawania przyjemności. Mentalny głos Kora był zamyślony. Popatrzył prosto na nią. Czy sprawiam ci teraz przyjemność, Ariel? Niezdolna kłamać w sprawie czegoś tak oczywistego, Ariel pokiwała głową. Wiedziała, że nie powinna czerpać seksualnej przyjemności z pozwalania mu na zaspokojenie swojej ciekawości, ale w Korze po prostu coś było. Był tak duży, tak pierwotny, a jednak tak łagodny. Nigdy nie wierzyła z miłość od pierwszego wejrzenia i nadal nie wierzyła. Ale pożądanie od pierwszego wejrzenia było całkowicie inną sprawą. Co jeszcze robią mężczyźni, żeby sprawić przyjemność kobietom? Zapytał miękko, nadal dotykając jej piersi. Ssą… kładą swoje usta na piersiach kobiety, na jej sutkach… Ariel urwała, niepewna, dlaczego mu to mówiła. Musiała przestać, zanim każda odrobina jej naukowego obiektywizmu wyleci prosto przez okno, ale nie wydawała się móc na to cokolwiek poradzić. I nie sprzeciwiała się, gdy łagodnie położył jej plecy na poduszkach i zaczął ssać i lizać jej piersi. Wciągnął 13 To ma być lekcja języka czy anatomii? A może łączyła przyjemne z pożytecznym?

eksperymentalnie jeden z jej sutków całkowicie do swoich ust i ssał mocno, sprawiając, że jęknęła głośno. Ariel zanurzyła palce w gęstej czuprynie jego włosów i wygięła bezwstydnie plecy, poddając się przyjemności jego gorących, mokrych ust na jej nagich piersiach. Czuła żar, gromadzący się między jej udami i była wdzięczna, że miała dość rozsądku, żeby zatrzymać na sobie spodnie. Ariel, mentalny głos Kora wyszeptał w jej głowie. Nie trzymali się już dłużej za ręce, ale najwyraźniej jego dotyk na jej nagiej skórze był wystarczający, żeby utrzymać połączenie. Tak, Kor? Była zbyt zajęta jęczeniem, żeby odpowiedzieć mu głośno. Na chwilę podniósł wzrok znad moich sutków, czerwonych i nabrzmiałych od jego uwagi. Uważam sprawienie ci przyjemności za bardzo przyjemne. Podoba mi się dotyk i smak twojej skóry i to, jak poruszasz się pode mną, gdy kładę na tobie moje usta. Czuję się dobrze, ale dziwnie, wskazał między swoje nogi, tutaj. Ariel odważyła się popatrzeć w dół i zobaczyła jego gruby trzon, którego tak mocno próbowała nie zauważać, odkąd się obudziła, w pełnej erekcji i pulsujący między jego umięśnionymi udami. O moja Bogini! Pomyślała do siebie niepokojem. Nie było już dłużej żadnej wątpliwości, że zainteresowanie Kora nią nie było zwyczajną, dziecięcą ciekawością. Nie, ono było zdecydowanie seksualne. Kor popatrzył na nią, marszcząc brwi. Co to znaczy, gdy to się dzieje? Zapytał przez ich łącze. To znaczy… Ariel poszukiwała właściwego słowa, żeby to wyrazić. To znaczy, że twoje ciało jest gotowe do stosunku — do połączenia z kobietą. Czubkami palców dotknęła lekko jego rozgrzanego trzonu, a Kor syknął, jakby go sparzyła. To… inne uczucie, gdy mnie dotykasz, niż gdy ja się dotykam. Powiedział. Dlaczego? To po prostu… część bycia człowiekiem. Powiedziała mu Ariel. Wiedziała, że powinna przestać go dotykać, powinna zostawić go w spokoju, ale jakoś po prostu nie mogła. Może to była intymność kontaktu umysłu z umysłem, sprawiająca, że czuła, jakby znała go znacznie dłużej niż w rzeczywistości. A może było to ciepło jego skóry przy jej, piżmowy, dziki, całkowicie męski zapach jego pożądania, który wypełnił jej zmysły jak narkotyk. Jakikolwiek był powód, nie mogła powstrzymać się od dotknięcia go znowu, chciwie chwytając jego gruby trzon w swoją dłoń i gładząc jedwabistą długość, aż Kor jęknął przez ich umysłowe łącze. Ariel, warknął, pokażesz mi jak ludzie, jak nasz lud się łączy? Ariel cofnęła się z konsternacją. Kor, nie mogę, powiedziała. Nie to, że nie chciała, ale znała tego, wielkiego dzikusa tylko kilka godzin, nie licząc, jak długo była nieprzytomna. Nie było mowy, żeby była gotowa zrobić to z nim. To było całkowicie nieprofesjonalne, a poza tym, tak

bardzo, jak tego nienawidziła, obiecała wyjść za Miltona za mniej niż miesiąc.14 Nie, nie mogła tego zrobić — to nie byłoby właściwe ani uczciwe. Jednak, rozważała, patrząc na pożądanie, płonące w zielononiebieskich oczach Kora, nie było też uczciwie zostawiać jej wybawcę w tym stanie. Może było coś, co mogłaby zrobić — jakiś sposób, żeby mu pomóc i odpłacić mu za uratowanie jej życia. Kor, powiedziała, znów biorąc jego gruby trzon w swoją dłoń i gładząc go delikatnie, nie mogę ci pokazać… jak się łączyć. Ale są inne rzeczy, które możemy zrobić, rzeczy, które mogę ci pokazać, które są bardzo przyjemne. Chciałbyś tego? Tak, pokaż mi. Kor położył się na poduszkach i pociągnął ją w dół, na siebie. Wtulił twarz pod występem jej podbródka, jego gorący oddech wysyłał dreszcze w dół jej kręgosłupa. Bogini, pomóż jej, tak bardzo go pragnęła. Było coś tak pierwotnego w tym mężczyźnie — zwierzęcy instynkt, który sprawiał, że jej ciało bezradnie odpowiadało na jego. Ariel odepchnęła te myśli i spróbowała skoncentrować się na zrobieniu tego, co mogła, żeby zmniejszyć dyskomfort Kora, bez zajścia za daleko. Znów wzięła jego fiuta w swoją rękę, zachwycając się jego grubością i długością. To było jak trzymanie pręta gorącego żelaza, pokrytego jedwabiem i nie mogła nawet zamknąć wokół niego palców. Bez myślenia o tym, znalazła się na kolanach, pochylając się nad nim, tak, że jej blond włosy przesunęły się po jego umięśnionym brzuchu. Potarła eksperymentalnie miękką jak płatki róży główkę jego kutasa o swój policzek, wdychając jego zapach, poddając się przyjemności słuchania jego sapnięć przez ich połączenie. Kor, przesłała mu, nadal jedną ręką gładząc jego gruby trzon, gdy pieściła lekko owłosiony worek między jego nogami, drugą. To w porządku wydawać dźwięki głośno, gdy czujesz się dobrze. Chciałabym usłyszeć dźwięki, które wydajesz, gdy cię dotykam. Odpowiedział niskim pomrukiem, gdy złożyła miękki, eksperymentalny pocałunek na szerokiej główce jego fiuta. Zachęcona przez jego dźwięki przyjemności, Ariel ośmieliła się zrobić więcej niż pocałunek. Polizała językiem długi, powolny szlak od podstawy jego trzonu, do główki, śledząc pulsującą, niebieską żyłę, która biegła wzdłuż jego twardości. Smakował słono, ciepło i całkowicie przepysznie. Ariel nigdy nie była zbyt chętna by wykonywać tę, szczególną czynność, ponieważ bała się, że źle się do tego zabiera i zastanawiała się, jak wypadała w porównaniu do innych kochanek, które robiły to samo z mężczyzną, z którym była. Ale Kor nie miał żadnych, innych kochanek, więc czuła się swobodna by eksperymentować i dać mu przyjemność w każdy sposób, w jaki mogła. 14 Chyba zgłupiałaś kobieto. Idiota rozbił ci statek, prawie pozwolił cię zabić, a na końcu cię postrzelił i to wszystko, w ciągu jednego dnia. Wyobraź sobie, ile może zrobić przez tydzień, o całym życiu nawet nie wspominając.

Polizała mokre kółko na wrażliwym miejscu tuż pod główką i dmuchnęła strumieniem zimnego powietrza w to samo miejsce, tylko po to, żeby się z nim podrażnić. Kor znów jęknął głośno, a potem usłyszała go przez ich łącze. Ariel! Ach! To takie… Nie wydawał się mieć słowa, które pasowałoby do sytuacji, ale jego działania nadrobiły jego brak elokwencji. Wielkie, ciepłe dłonie przeczesały jej włosy i delikatnie nakłoniły ją w dół, cicho błagając, żeby przestała się drażnić. Przyjmując wskazówkę, Ariel pochyliła głowę i wzięła w swoje usta tak dużo grubego trzonu, jak mogła. Poczuła szeroką główkę, uderzającą o tył jej gardła, a nadal dobrze ponad połowa jego członka była wolna. Użyła na nim jednej ręki, głaszcząc w rytmie ruchów jej ust, gdy ssała jego gruby trzon. Kor sapnął na tę, podwójną stymulację jej ust i dłoni, i zaczął pompować biodrami, bardzo ostrożnie, w tempie jej ruchów. Ariel była z kilkoma mężczyznami, którzy wydawali się sądzić, że to było ich dane przez Boginie prawo, żeby wepchnąć się w głąb jej gardła tak bardzo, jak to było w ludzkiej możliwości, ale nie było tak z Korem. Wydawał się rozumieć, że mógłby ją zranić, jeśli nie będzie ostrożny i nigdy nie pchnął za daleko albo za mocno. Szczęka Ariel robiła się zmęczona, ale nadal cieszyła się tym bardziej, niż jakimkolwiek doświadczeniem seksualnym, jakie kiedykolwiek miała — a ona nawet nie była tą, która dostawała tę uwagę. Mogła poczuć jak gorąca wilgoć między jej udami rośnie z każdym, zmysłowym ruchem Kora do i z jej ust. Przyjemnie było kierować seksualnym spotkaniem w ten sposób — dobrze pokazywać mężczyźnie tak podatnemu na jej nauki, jak przyjemny mógł być seks. I to było wszystko, czym to było. Obiecała sobie Ariel — tylko seks. Ona tylko pokazywała Korowi, co omijało go przez te wszystkie lata, wprowadzała go w kilka kluczowych faktów, jak nauczyciel z chętnym uczniem. Bardzo chętnym uczniem. Kor jęczał i sapał i w końcu poczuła jak wielkie mięśnie jego ud napinają się i zmieniają w żelazo pod jej dłonią. — Ariel! — Jęknął głośno, jego duże ręce sięgały by dotknąć jej twarzy, jej szyi, jej ramion, próbując pieścić ją wszędzie jednocześnie. Na dźwięk jej imienia na jego ustach, Ariel sama poczuła, że prawie mogłaby mieć orgazm. Oto był mężczyzna, który nie mówił głośno przez ponad dwadzieścia pięć lat i krzyczał jej imię na cały głos. To sprawiło, że poczuła się potężna i gorąca. Planowała cofnąć się w ostatniej chwili, ponieważ nie za bardzo podobał jej się smak spermy, ale teraz przycisnęła się bliżej, wirując językiem wokół jego trzonu, gdy ssała i lizała go do punktu bez powrotu. — Ariel! — Znów sapnął Kor, zarówno na głos, jak i przez ich połączenie, a potem poczuła gęste, gorące strumienie uderzające o tył jej gardła, gdy doszedł. Ku jej zaskoczeniu, jego sperma nie była gorzka ani kwaśna, ale słodka. W rzeczywistości, miała prawie czekoladowy smak. Przełknęła chętnie i zastanowiła się czy to mogło mieć coś wspólnego z jego dietą tutaj, na Tordanji Prime. Poczekała, aż jego dzika erekcja zaczęła opadać i dała jego fiutowi ostatni pocałunek. Potem przesunęła się w górę, wzdłuż jego ciała, żeby przycisnąć swoje, nagie piersi do jego szerokiej, muskularnej klaty. Oboje byli lekko spoceni, ale chłodna bryza, przesączyła się przez pęknięcia w bokach statku i ochłodziła ich.

— Ariel. — Wyszeptał z wahaniem Kor, jego głębokim głosem, nadal brzmiącym na ochrypły i nieużywany. Potem kontynuował przez ich łącze. To było… nie ma słów. Słów umysłu, ani słów ust na to, co mi pokazałaś. To była przyjemność ponad wszystko, o czym kiedykolwiek śniłem. Ariel nie mogła powstrzymać się od rumieńca na tę, niezwykłą pochwałę. Wiedziała, że ssanie fiuta Kora, aż doszedł, było prawdopodobnie niewłaściwe, ale w jakiś sposób nie mogła zmusić się by być z tego niezadowolona. Pewnie, że to było nieprofesjonalne, ale to było też piekielnie dużo zabawy. A poza tym, obiecała sobie, to był pierwszy i ostatni raz, gdy coś takiego wydarzyło się między nią i tym dzikusem. Jutro pójdzie spotkać się z tubylcami i stanie się bezstronnym obserwatorem, którym zawsze próbowała być, gdy wchodziła w interakcje z nowymi ludźmi. Ale w międzyczasie mogła cieszyć się, przytuleniem się do Kora i uczuciem jego silnego ciała blisko jej, i jego silnych ramion, owiniętych zaborczo wokół niej. Przez pęknięcia w ścianach statku mogła zobaczyć, że teraz na zewnątrz było całkiem ciemno. Przyszło jej do głowy, że Milton prawdopodobnie zastanawiał się, gdzie ona, do diabła była, ale nie czuła żadnej, szczególnej winy z tego powodu. Pozwoli mu się przez chwilę martwić. Po zachowywaniu się jak tak całkowity ja-wiem-wszystko idiota, zasłużył na to. Spędzi jeden dzień z Korem, poznając tubylców, a potem wróci do jej podstawowego obozu, żeby dać znać Miltonowi, że nic jej nie jest.