Margo_77

  • Dokumenty166
  • Odsłony32 206
  • Obserwuję45
  • Rozmiar dokumentów271.4 MB
  • Ilość pobrań20 957

Anderson Evangeline - Tandem Unit

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Anderson Evangeline - Tandem Unit.pdf

Margo_77 EBooki Anderson Evangeline pdf
Użytkownik Margo_77 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 156 stron)

JEDNOSTKA TANDEM TANDEM UNIT ANDERSON EVANGELINE Tłumaczenie nieoficjalne DirkPitt1 UWAGA Książka zawiera obrazowe sceny seksu i wulgarny język. Tylko dla dorosłych.

Rozdział 1 — Weźmiemy tę. Sadie wiedziała, że ma kłopoty, gdy ciemny mężczyzna z kręconymi włosami wskazał prosto na nią, pomimo jej próby ukrycia się za cybernetycznym prostie-borgiem,1 stojącym przed nią. Przyklejając na twarz puste spojrzenie, próbowała pozostać spokojna i wyglądać jak wszystkie dziewczyny w szeregu. Były tam prostie2 z małymi piersiami, niektóre z wielkimi i niektóre z wyeksponowanymi balonami, z których byłaby dumna każda królowa porno wideo. Niektóre były tak niskie, że były praktycznie rozmiaru karła, a niektóre tak wysokie, że mogły grać w każdej drużynie Zero-G w lidze. Ich rozmiary wahały się Od anorektycznie szczupłych do wręcz posągowych. Prezentowały odcienie skóry od hebanu do złotej opalenizny, do brzoskwiniowego i kremowej bladości, a włosy biegły przez całą skalę od blondynek do rudych, do brunetek i w każdym odcieniu pomiędzy. Każda twarz była plastycznie idealna i zupełnie pusta. „Dziewczyny Na Każdy Gust — Cybernetyczny Seks Stał się Zachwycająco Prosty” Takie było motto Pałacu Prostie. Każda możliwa kombinacja atrakcyjnych, kobiecych rysów i cech była reprezentowana przez ciche rzędy zgromadzonych prostie, a ten gość musiał wybrać ją, pomyślała nieszczęśliwie Sadie. Ukryta w oburzająco szkarłatnej peruce, mogła poczuć, że jej wytargowany chip Nie- Patrz-Na-Mnie zamigotał po raz ostatni, zasyczał i padł. Bezinterakcyjne pole,3 które nosiła jak ochronną aureolę przez ostatnie dwa tygodnie, rozpłynęło się w niebycie. Niech to szlag, wiedziała, że kupowanie swojej głównej ochrony w Big Bob’s Bargain Basement Chips było złym pomysłem, ale co miała zrobić dziewczyna z napiętym budżetem? Wystarczająco trudno było w ogóle sfinansować bilet z Io4 na Tytana5 , a na końcu musiała lecieć z transportem rudy, co było dalekie od luksusu. Wkręcenie się do Dworu Rozkoszy Pałacu Prostie wymagało dania w łapę właściwym ludziom, zarówno by na początek dostać się do środka, jak i dodać się do bazy danych miejscowych prostie-borgów. Dodając do tego koszt jej stroju, makijażu i peruki, ledwie zostały jej w ogóle jakiekolwiek kredyty. Całe moje życiowe oszczędności wydane na tę podróż, a teraz jestem wyruchana. W przenośni i dosłownie, pomyślała beznamiętnie, gdy mężczyzna wskazał ją mechanicznej burdelmamie, która kiwała głową w jej kierunku. To było to samo uczucie paniki, którego doświadczyła, wchodząc po raz pierwszy do Pałacu Prostie i zobaczyła rodzaj oburzających, seksualnych praktyk, które się tu odbywały. Dla będącej wychowaną w moralnie zamkniętej kolonii Goshen na Io Sadie, scena w burdelu prostie była edukacją na więcej niż jeden sposób. 1 Prostie-borg. Po polsku to mogłoby się nazywad dziwkobot. 2 Prostie – skrót od prostie-borga, dziwka, prostytutka, 3 Wiem, że to dziwne słowo. W tej książce jest kilka takich słów, które nie istnieją i trzeba bardziej wymyślid polskie niż je przetłumaczyd. 4 Io – Piaty księżyc Jowisza, licząc od planety. Najbardziej aktywny wulkanicznie obiekt układu słonecznego. 5 Tytan – największy księżyc Saturna (promieo ok. 2575 km). Piętnasty, licząc od planety.

Sama sfinansowała podróż dla ostatecznie opłacalnej, pikantnej, konkretnej, twardej sensacji o życiu prostie-borgów na Zewnętrznych Pierścieniach. Prostie-borgi były cybernetycznymi organizmami, hodowanymi w zbiornikach na Marsie. Były odmianą bardziej powszechnych flesh-botów, które były używane, jako siła robocza w całym systemie słonecznym, ale zamiast być przystosowane do przenoszenia ciężarów i zadań, których nie mógł wykonać żaden ludzki robotnik, prostie-borgi były przystosowane specjalnie do seksu. Mimo prostych, syntetycznych mózgów, które stawiały je na poziomie umysłowym dziesięcioletniego dziecka, były bardzo popularne. Zwłaszcza wśród spragnionych seksu mężczyzn, którzy pracowali, jako górnicy na zewnętrznych pierścieniach Saturna. Dla większości Pierścieniowych górników, stymulacja intelektualna nie była wysoko na liście koniecznych kobiecych atrybutów, a prawdziwych kobiet było mało w tym zimnym, oddalonym końcu układu słonecznego. Sadie była zmęczona pisaniem artykułów o ceremoniach połączenia, dzieciach, złotych rocznicach i całego innego ludzkiego gówna, którymi musiał zajmować się młodszy reporter Io Moon Times. Problemem było to, że jej starszy edytor, zrzędliwy, szowinistyczny człowiek o imieniu B. F. Fields, myślał, że to było wszystko, do czego się nadawała. Sadie przystąpiła do udowadniania mu, że się mylił. Biorąc za jednym razem cały swój roczny urlop, wskoczyła na pokład transportowca rudy, lecącego do najbardziej znanego prostie-burdelu w systemie, położonym na największym księżycu Saturna, Tytanie, by spędzić swój wolny czas, gromadząc fakty do powstającego, wyczerpującego artykułu, który zmiecie fasadę ledwie legalnego przemysłu prostie-borgów. Miała już nawet wybrany tytuł. „ Ból i Cierpienie na Dworze Rozkoszy: Codzienne Życie Prostie-borgów na Zewnętrznych Pierścieniach.” Gdy wróci na Io Fields pozna się na jej dziennikarskich umiejętnościach i awansuje ją raz na zawsze z sekcji towarzyskiej. Do diabła, mogłaby nawet zostać wolnym strzelcem i sprzedać swoją historię do jednej z międzygalaktycznych wideo informacji. Jej plan działał jak zaklęcie, dopóki jej wytargowany chip Nie-Patrz-Na-Mnie nie zaczął padać. Gdy inne prostie zaczęły ją zauważać, Sadie wiedziała, że ma kłopoty, ale miała ciągle nadzieję, że chip podziała jeszcze chociaż tydzień, aż odleci jej transport na Io. Ale chip padł, a ona nie miała nawet zestawu naprawczego, żeby spróbować nakłonić go znów do działania. Teraz miała dowiedzieć się z pierwszej ręki, przez co dokładnie przechodziły prostie i obawiała się, że to nie będzie przyjemne doświadczenie. Przynajmniej wygląda czyściej niż większość klienteli, którą tu widzisz. Sadie uważnie przyjrzała się ciemnemu mężczyźnie. Miał bardzo opaloną skórę, a jego włosy były w kolorze gorzkiej czekolady, kręcone i gęste, obcięte krótko, ale nie zbyt blisko skóry. Każda kobieta, jaką znała, zabiłaby za ten rodzaj naturalnych loków, pomyślała z roztargnieniem, pochłaniając jego oczy barwy indygo, okolone gęsto czarnymi rzęsami i wąskie, ale zmysłowe usta wskazującego na nią mężczyzny. Szerokie ramiona okryte czarną, skórzaną kurtką zwężały się do szczupłego pasa i mocnych nóg. Ciężkie wybrzuszenie obrysowane ciasnymi, czarnymi spodniami, sprawiło, że Sadie przygryzła nerwowo dolną wargę, gdy poczuła te głęboko niebieskie oczy, przesuwające się po jej ciele.

— Ta. — Powiedział znowu i Sadie nie miała wyboru poza wyjściem naprzód i zmierzeniem się z nieprzyjemnymi konsekwencjami swoich działań. Może nie będzie tak źle. Może to doda realizmu historii, pomyślała desperacko, próbując przygotować się nerwowo na działanie. Czuła się okropnie wyeksponowana w maleńkiej, złotej, siatkowej sukience, która wyraźnie pokazywała jej piersi i płeć, ale w końcu nosiła ja i podobne do niej stroje przez dwa tygodnie. Podczas, gdy chip Nie-Patrz-Na-Mnie pozostawał sprawny, nikt tak naprawdę jej w nich nie widział. A po spojrzeniu oczu ciemnego mężczyzny, podobało mu się to, co widział. Sadie nagle była świadoma, że jej sutki były wzniesione ze strachu pod gryzącym, złotym, siatkowym materiałem. Mocno zacisnęła uda, próbując powstrzymać kolana przed drżeniem. — Która dla drugiego gentlemana? — Srebrno skóra, mechaniczna burdelmama zapytała, posyłając szarpanie skinienie mężczyźnie po prawej. Stojący za nim, częściowo ukryty przez szerokie ramiona ciemnego człowieka, stał drugi klient. Wyszedł zza swojego przyjaciela, kiwając głową burdelmamie i Sadie zobaczyła, że był dokładnym przeciwieństwem pierwszego mężczyzny. Wysoki i umięśniony, o budowie biegacza, miał włosy w kolorze kutego metalu i najczystsze, szafirowe oczy, jakie kiedykolwiek widziała. Ciemny mężczyzna nie był niski, ale blondyn był, co najmniej o dwa cale wyższy, z pełnymi ustami, które wyglądały na naturalnie czerwone na tle jego jasnej, złocistej skóry. Był ubrany w tym samym stylu, co jego kolega, w ciasne, czarne spodnie i białą koszulę z wszechobecnym symbolem kompanii górniczej, wyszytym na czerwono na kołnierzu i nosił identyczną, czarną, skórzaną kurtkę. Sadie nie mogła nic poradzić na to, że zauważała, że wybrzuszenie obrysowane przez jego spodnie było nie mniej imponujące niż u ciemnowłosego mężczyzny. Czy pracowali dla jakiejś kompanii górniczej, która zatrudniała tylko dobrze obdarzonych? Zastanawiała się. Jakie było ich motto — Mniej niż dziewięć cali,6 nie składaj podania? Ci dwaj byli tak inni od typowych, ponurych, zaniedbanych typów, którzy zwykle byli stałymi klientami Pałacu Prostie, że mogli być z Górnicy Ogiery To My. Sadie poczuła histeryczny bulgot śmiechu, wznoszący się w jej gardle na tę myśl i zmusiła się by go cofnąć. Prostie- borgi się nie śmiały. — Mój przyjaciel i ja lubimy się dzielić. — Powiedział blondyn, ku przerażeniu Sadie. — Ta jedna będzie dobra. — Dwóch jednocześnie…? Nie mogła powstrzymać swoich oczu przed rozszerzeniem się. Miłosierna Bogini, w ogóle nie miała aż tyle doświadczenia i nigdy nie zrobiła niczego choćby odlegle zboczonego. Na pewno nie takiego jak to. — Ja… — Zaczęła i szybko zamknęła usta, gdy poczuła dwie pary niebieskich oczu, wwiercające się w nią. Prostie-borg nie powinna mieć opinii na temat klienta, którego obsługiwała, przypomniała samej sobie Sadie. Po prostu szła z mężczyznami, których wskazała jej burdelmama i robiła to, co jej kazano. Ale nadal… — Czy jest jakiś problem…? — Burdelmama zrobiła krok naprzód i przeskanowała numer identyfikacyjny Sadie, który unosił się nad jej prawą dłonią jak mała holo-gwiazda, świecącymi, czerwonymi oczami. 6 1 cal – 2,54 cm.

— Numer 217? — Sadie w milczeniu potrząsnęła głową, wdzięczna, że w kwestii ochrony nie była zależna całkowicie od zepsutego chipu Nie-Patrz-Na-Mnie. Przebranie i fałszywy numer identyfikacyjny wtedy wydawały się luksusem, ale dobrze, że teraz je miała. Madam przyglądała jej się z bliska przez chwilę, wyraźnie przetwarzając jej dane osobowe, potem błyskające szczeliny jej oczu zrobiły się zielone i Sadie wiedziała, że była czysta — tak długo, jak przyjmie cokolwiek ci mężczyźni przygotowali. Mimowolnie zadrżała i spróbowała opanować przerażenie. Wpakowałam się w to, muszę się z tego wydostać. Tak było dobrze, była niezależną dziewczyną, ale zrozumiała, że nie mogła zrobić niczego przed burdelmamą. Jeszcze jedno sprawdzenie bezpieczeństwa i zostanie wysłany kontroler by sprawdzić problem — ludzki kontroler, który nie byłby tak łatwy do oszukania jak mechaniczna burdelmama. — Idź z tymi miłymi panami, numerze 217. — Madam wykonała skrzypiący, przeganiający gest swoimi srebrnymi, podobnymi do macek ramionami. — Upewnij się, że ich usatysfakcjonujesz. — Tak, madam. — Sadie poddańczo pochyliła głowę. Cicho podążyła za dwoma mężczyznami do jednej z wielu kabin przyjemności w długim, stalowym korytarzu po lewej, jej serce galopowało szaleńczo w piersi. Czy naprawdę mogłaby to zrobić? Gdy próbowała odpowiedzieć na to pytanie, dotarli do pokoju, który wskazała burdelmama, a ciemnowłosy mężczyzna wyciągnął kartę do skanera i sięgnął w dół by pociągnąć przesuwane, metalowe drzwi, które zniknęły uczynnie w ścianie, gdy pociągnął. — Za tobą. — Skinął kpiąco na swego blond kompana i wykonał zamaszysty gest jedną ręką. — Panie przodem. — Wysoki blondyn powiedział cicho, gestem wskazując Sadie by weszła przed nimi. Sadie desperacko spojrzała na drzwi. To był solidny stop stali i tytanu i gdy już zostanie zamknięta w maleńkiej kabinie przyjemności, będzie można zrobić jej wszystko. Dwór Rozkoszy miał ścisłą politykę nieingerowania, co było powodem, dla którego klienci musieli złożyć pokaźny depozyt na wypadek uszkodzeń, zanim wypożyczył usługi któregokolwiek z prostie-borgów. Depozyt był na wypadek, gdyby prostie, została doprowadzona do stanu nieużywalności. Innymi słowy zabita, pomyślała Sadie, próbując oddychać przez nagłą gulę w jej gardle. Sadie przełknęła ciężko. Spojrzała w dwie pary oczu, indygo i szafirowych, wpatrujących się w nią oczekująco, a potem na urządzenie monitorujące po ich lewej. W tej chwili ktoś obserwował, prawdopodobnie znudzony strażnik, który z niczego nie cieszyłby się bardziej niż z wywołania alarmu i dodania nieco ekscytacji do swego monotonnego dnia. Dobra Bogini, będzie musiała ciągnąć to dalej. Znów przełknęła i niechętnie ruszyła w kierunku drzwi.

Strach, który czuła, musiał pokazać się w jej własnych, bursztynowo brązowych oczach, ponieważ ciemny mężczyzna, który pierwszy ja wybrał, zrobił krok naprzód i wziął ją delikatnie za ramię, patrząc na nią intensywnie, gdy mówił. — Hej, w porządku, kochanie. — Powiedział szorstko. — Nie skrzywdzimy cię. — Po raz pierwszy zauważyła, że miał silny akcent z Nowego Brooklynu i zastanawiała się, dlaczego ktokolwiek miałby przebyć całą tę drogę ze Starej Ziemi, żeby być górnikiem na zewnętrznych pierścieniach Saturna. To była piekielnie długa podróż by wykonywać brudną i niebezpieczną pracę nawet, jeśli płacili całkiem dobrze. — Mój przyjaciel ma rację. — Powiedział cicho blondyn, biorąc ją pod drugie ramię. — Nie mamy interesu w krzywdzeniu cię w jakikolwiek sposób. — Jego głos był miększy i bardziej kulturalny niż jego przyjaciela, ale nie mniej głęboki i rozkazujący. Mimo swego strachu, Sadie odkryła, że została wprowadzona do malutkiego, stalowego pokoju. Przerywając ich uścisk na swych rękach konwulsyjnym wysiłkiem, odwróciła się w samą porę by zobaczyć ciemnowłosego człowieka, zatrzaskującego przesuwane drzwi ze stłumionym trzaskiem. Była w pułapce.

Rozdział 2 — Słuchajcie… — Sadie wycofywała się przed nimi powoli z rękami wyciągniętymi w pojednawczym geście. — Nie jestem tym, czym myślicie, że jestem. — Zachowując się, jakby chciała przeczesać włosy, sięgnęła ostrożnie z tyłu, pod swoją szkarłatną perukę by wyciągnąć miniaturowy łaskotacz7 , który ukryła tam na wypadek tego rodzaju sytuacji kryzysowej. — W porządku, dziecko. — Uspokoił znów ciemnowłosy. — My też nie jesteśmy tymi, kim myślisz, że jesteśmy. Zrobił krok w jej kierunku, a Sadie zrobiła kolejny krok do tyłu. Łaskotacz był mocno zaciśnięty w jej spoconej ręce. Zadrżała, gdy poczuła zimny metal ściany maleńkiego pomieszczenia, dotykający jej nagich łopatek. Nie było już gdzie uciec. W pułapce! — O… ostrzegam cię. — Nienawidziła sposobu, w jaki jej głos drżał, ale wydawało się, że jest bezradna by to powstrzymać. — Jestem… jestem uzbrojona. — I niebezpieczna, huh? — Wysoki blondyn brzmiał na rozbawionego i ani trochę przerażonego. — Daj spokój, kochanie, co masz? Blaster? Nie mogłabyś ukryć ani jednej rzeczy pod tym skąpym strojem. — Szafirowe oczy przeszukiwały z uznaniem jej prawie nagie ciało, oglądając jej mocne piersi, twarde ze strachu sutki i starannie przyciętą płeć. Mówiąc, szedł naprzód, wyciągając przed sobą jedną rękę, jakby zamierzał uspokoić przerażone zwierzę. — Nie powtórzę tego. — Sadie poczuła, że zimny spokój opadł na nią jak lodowaty koc i nagle jej głos był spokojny, a nerwy przestały podskakiwać. To tyle, jeśli chodzi o przejście przez to dla wiarygodności historii, pomyślała. Nie miała pojęcia, jak wydostanie się żywa z pokoju i Kompleksu Dworu Rozkoszy, nie mówiąc już o powrocie na Io, ale wiedziała jedno. Spowoduje poważne uszkodzenia tych dwóch mężczyzn, jeśli nie zostawią jej w spokoju. — Cofnij się, koleś. — Warknęła z zaciekłością wystraszonej kotki. — Hej, Holt, spójrz jej w oczy. Myślę, że mówi poważnie. — Ostrzegł ciemniejszy mężczyzna, robiąc krok w tył. Ale jego towarzysz uśmiechnął się tylko szeroko. Miał piękny uśmiech, z białymi, równymi zębami, zauważyła w oderwany sposób Sadie. Miał szczęście, że trzymała łaskotacz, a nie mosiężny kastet, bo z radością wbiłaby mu go w gardło. — Nie zrobię ci krzywdy. — Wymruczał cicho blondyn. — Popatrz na nią, Blake, jest po prostu przerażona. — Odwrócił się do ciemnowłosego mężczyzny by z nim porozmawiać i to była cała luka, jakiej potrzebowała Sadie. Skacząc naprzód z łaskotaczem w prawej ręce, przycisnęła go do wychylonego boku blondyna. Trafiła go dokładnie we wrażliwe miejsce, gdzie pacha spotykała się ż żebrami, pozbawiając energii cały splot ramienny, dokładnie tak, jak uczono ją na zajęciach samoobrony. Efekt był natychmiastowy. W jednej chwili wysoki blondyn podchodził doi niej powoli, mówiąc tym niskim, hipnotycznym głosem, a w 7 Nie miałem pomysłu jak to lepiej przetłumaczyd.

następnej był zgięty w pół na podłodze, jego długie ciało było wstrząsane bezradnymi atakami śmiechu. — Hej, co do… — Ciemny mężczyzna zbliżył się do niej, ale Sadie pozostała na miejscu i wycelowała łaskotacz w jego kierunku. — Odsuń się ode mnie. — Była zaskoczona spokojem w jej głosie. — Powiem to tylko raz. — Dobrze, dobrze, przekonałaś mnie. — Podniósł ręce w górę, dłońmi do niej, wycofując się ostrożnie. — Chcę tylko sprawdzić, co z moim partnerem, w porządku? — Żadnych numerów. — Sadie wykonała krótki, szarpany ruch ręką, w której trzymała swoją broń, wskazując, że może zrobić to, o co prosił. — Hej, kumplu, w porządku? — Ciemnowłosy niepewnie dotknął ramienia swojego partnera, powodując kolejny wybuch śmiechu. — Nie… nie dotykaj mnie, Blake! — Błagał jasnowłosy. Rzucił się po podłodze, odsuwając się od ręki swojego towarzysza. — Nie jestem ranny, tylko… — Nie był w stanie skończyć zdania i po prostu pokręcił głową, na przemian rechocząc i sapiąc, gdy łzy spływały w jego mocno zamkniętych oczu. W końcu rechoty zmieniły się w zduszony śmiech, potem w okazjonalne chichoty i był w stanie usiąść, wycierając oczy i potrząsając głową. — Cóż, wygląda na to, że ta mała dama dała ci lekcję, której szybko nie zapomnisz. — Zauważył ciemnowłosy z oczywistą satysfakcją. — Mówiłem ci, żebyś zostawił ją w spokoju. — Teraz, gdy był pewien, że jego partner nie był w żaden sposób ranny, zdawał się uważać całą tę sprawę za naprawdę dobry żart. Jednak blondyn nie był rozbawiony. — Nie zostałem uderzony łaskotaczem od treningu w Akademii. — Wymamrotał, podnosząc się z drżeniem na nogi, przy pomocy dłoni przyjaciela. — Zapomniałem jak bardzo tego nienawidziłem. — Szafirowe oczy były jak dwa odłamki lodu. Żołądek Sadie wykonał wielkie salto na widok jego rzeźbionych rysów. — Hej, próbowała cię ostrzec. — Przypomniał mu ciemnowłosy. — Posłuchaj, kochanie — Skierował swoją uwagę na Sadie. — usiądziemy spokojnie, dokładnie tutaj na łóżku, i nie podejdziemy nigdzie w pobliże ciebie, więc przypuszczam, że opowiesz nam swoją historię? Założę się, że jesteśmy po tej samej stronie. — Pociągnął blondyna w dół, na rozklekotane, metalowe łóżko, które było upchnięte w dalszej części pokoju i popatrzył na nią wyczekująco. Jego partner pozwolił sobie na bycie kierowanym, ale wzruszeniem ramion strząsnął z irytacją dłoń ciemnowłosego, gdy usiedli. — Proszę, oświeć nas. — Powiedział sarkastycznie. — Mój partner i ja chętnie wysłuchamy twojej historii. — Cóż, po pierwsze, nie jestem Prostie. — Sadie chciała od początku dokładnie to wyjaśnić. — I przykro mi z powodu kredytów, które wydaliście. Spróbuje dopilnować, żebyście dostali je z powrotem, ale musicie dać mi trochę czasu, bo w tej chwili jestem

spłukana… — Zrozumiała, że bredzi. Teraz, gdy natychmiastowe niebezpieczeństwo gwałtu zdawało się minąć, zimny koc lodu roztopił się, zostawiając ją, jako kłębek nerwów. — Uspokój się. — Blondyn powiedział trochę łagodniej. — Mój partner i ja nie przyszliśmy tu dla seksu. — N… nie? — Sadie z wdzięcznością opadła na jedyne krzesło w pomieszczeniu, które było przykręcone do ściany. Naprawdę, te pokoje były bardziej jak więzienne cele, niż kabiny przyjemności, pomyślała. Chwyciła łokcie dłońmi i ciasno skrzyżowała nogi, zasłaniając się najlepiej, jak mogła. — Nie. Jesteśmy tu dla informacji, a skoro nie jesteś prostie, może ty możesz nam pomóc. — Ciemnowłosy mężczyzna popatrzył na nią z nadzieją. — Jestem Detektyw Sierżant David Blakely, a ten tutaj — Wskazał kciukiem na drugiego człowieka. — to Detektyw Sierżant Christian Holtstein. Ale używa po prostu Holt. Jesteśmy specjalną jednostką, przydzieloną do obyczajówki ze Starej Ziemi, żeby zbadać przekręt z prostie-borgami. — Powiedz jej wszystko, dlaczego nie? — Mruknął Holt, posyłając ciemnowłosemu detektywowi paskudne spojrzenie. — Hej, ta dama potrzebuje odrobiny zapewnienia, Holt. Przestań być taki urażony tylko dlatego, że potraktowała cię łaskotaczem. — Blakely sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej czarnej, skórzanej kurtki, a Sadie stężała, ale on potrząsnął głową. — W porządku, kochanie, po prostu sięgam po odznakę. — Zapewnił ją. Wyciągnął zużyty, skórzany portfel i rzucił go jej. Sadie najpierw go wypuściła, ale udało jej się go złapać i otworzyć. Wewnątrz była matowa, tytanowa odznaka z małym niebiesko zielonym hologramem starej ziemi, unoszącym się nad nią. Było na niej wydrukowane nazwisko Blakely’a i stopień, Detektyw Pierwszej Klasy. — Cóż. — Zamykając portfel, rzuciła go z powrotem. — Z pewnością wygląda na oryginalną, choć jestem pewna, że potrafilibyście coś takiego podrobić. — Wspaniale. — Mruknął Holt. — Dziewczyna jest sceptyczką. Wiesz, kim jesteśmy, więc kim ty jesteś? — Zapytał z lekkim skrzywieniem ust. — Jestem tu pod przykrywką. — Odparła wymijająco Sadie. Jeśli naprawdę byli glinami, prawdopodobnie byli niechętni współpracy z prasą w jakiejkolwiek postaci. — Ach tak, która agencja? — Blakely wyglądał na autentycznie zaciekawionego. — Nie wasz interes. Po prostu nie spalcie mojej przykrywki, a ja nie spalę waszej. — Zadrżała i potarła dłońmi nagie ramiona. Czy naprawdę musieli utrzymywać takie zimno w tych celach? Twarz Holta była kamienna, ale Blakely miał współczujące spojrzenie w swoich ciemnoniebieskich oczach. Ściągnął swój skórzany płaszcz, ujawniając kolbę wyglądającego śmiertelnie blastera, zaczepioną pod jego ramieniem w kaburze naramiennej. Sadie zastanawiała się, dlaczego nie wyciągnął go wcześniej, gdy groziła mu łaskotaczem. Musiał

nie uważać, że jestem dużym zagrożeniem. Skrzywiła się. Upewniając się, że kieszenie są puste, detektyw rzucił jej kurtkę przez pokój. — Masz, dziecko. Ogrzej się trochę. — Dziękuję. — Przyszło jej do głowy odmówienie wspaniałomyślnej oferty, ale gdy rozważyła, jak zimno jej było i jak wiele skóry odsłaniała siatkowa sukienka, zdecydowała, że ten gest nie byłby tego wart. Zarzuciła zbyt dużą kurtkę wokół ramion i wtuliła się we wciąż pozostające ciepło ciała ciemnowłosego detektywa. Słaba, uspokajająca woń mydła o zapachu drzewa sandałowego przylgnęła do skóry, sprawiając, że pragnęła obrócić twarz do kołnierza i głęboko wciągnąć powietrze. Powstrzymała się i ułożyła bardziej wygodnie na krześle. — Też zbieram informacje o przemyśle prostie-borgów. — Skinęła na nich. — Byłam tu przez dwa tygodnie i miałam zaplanowany wylot stąd z następnym transportem rudy, ale mój chip Nie-Patrz-Na-Mnie zawiódł. To, dlatego byliście w stanie zobaczyć mnie w szeregu. Mam kilka wewnętrznych informacji, którymi chętnie się podzielę za odpowiednią cenę. — Jaka dokładnie byłaby ta cena? — Zapytał kwaśno Holt. Przyćmione światło nad jego głową błyszczało w jego włosach, zmieniając je ze srebra w złoto i z powrotem. — Potrzebuję transportu z powrotem na Io. — Powiedziała chłodno Sadie, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. — Tak szybko, jak to możliwe, mogłabym dodać. Nie chcę musieć znów przechodzić przez ten… scenariusz. — Wskazała na ich trójkę, siedząca w paskudnym, małym, metalowym pokoju i zadrżała lekko. — Och, po prostu transport z powrotem na Io. Słyszysz to, Blake? — Blond detektyw parsknął szyderczo. — Pewnie. — Odparł krótko ciemnowłosy mężczyzna. — Nie chcesz wiele, czyż nie, kochanie? — Nie jestem twoim kochaniem. — Skrzywiła się, warcząc na nich. — Nazywam się Sadie Thomas, dla waszej informacji. — Cóż, dla twojej informacji, Sadie, nie jesteśmy międzygwiezdną usługą taksówkarską. — Odwarknął Holt. — Musimy dotrzeć o wiele dalej, zanim skończymy z tym bałaganem. Na dłuższą metę Tytan nie jest naszym ostatnim przystankiem. — Dlaczego nie wezwiesz swojego wsparcia? — Blakely zapytał bardziej rozsądnie od swojego partnera. — Czy oni nie mogą zabrać cię do domu? — Nie… nie mam żadnego wsparcia. — Jej wargi zaczęły drżeć. Śmiało uspokoiła usta. Pokazanie jakiejkolwiek słabości w niczym by nie pomogło. — Żadnego wsparcia? — Wybuchł blondwłosy detektyw. — Jaka agencja wysyła swojego agenta bez wsparcia? — Cóż… jestem jakby wolnym strzelcem. — Przyznała Sadie. Westchnęła. — Jestem z Io Moon Times, w porządku?

— Jesteś dziennikarką? — Blakely jęknął głośno. — Och, człowieku, czy kiedykolwiek będę wiedział jak się ich pozbyć. — Mruknął cicho. — Ty to powiedziałeś, nie ja, partnerze. — Odparł Holt, przewracając oczami. — Tak, ale mogę wam pomóc. — Sadie pochyliła się naprzód na zimnym, metalowym krześle i próbowała patrzeć im obu w oczy, jednocześnie. — Jak mówiliście, jesteśmy po tej samej stronie. Wszyscy chcemy położyć kres temu rodzajowi seksualnej niewoli. — Wskazała na drzwi, myśląc o tysiącach prostie-borgów i chorych rzeczach, do których były zmuszane na porządku dziennym. — Pomyślcie o tych biednych prostie. To, że wyrosły w zbiornikach i mają syntetyczne mózgi, nie znaczy, że właściwe jest robienie z nich niewolniczek, torturowanie ich — nawet zabijanie ich. — Powiedziała ostro, rozgrzewając się do tematu. — Czują ból w ten sam sposób, co ludzie. — Ach, mimo, że zgadzam się z tobą, kochanie, to nie całkiem takie proste. — Ciemnowłosy detektyw westchnął i przeciągnął ręką przez gęste loki. — Widzisz, niektóre z tych dziewczyn mogą być bardziej ludzki niż sądzisz. — Blakely. — Holt posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, jasnoniebieskie oczy błyszczały. — Nie musi wiedzieć tego wszystkiego. — Dlaczego nie? — Ciemnoniebieskie oczy odpowiadały wyzywająco blondynowi. — Sama powiedziała, że mieszkała tu przez ostatnie dwa tygodnie. Może ona może pomóc nam odróżnić, które prostie są syntetyczne, a które są przeszczepione. Poza tym to nie tak, że ROC może wyciszać to wiecznie. To będzie we wszystkich wideo informacjach całkiem szybko. — Przeszczepione? Jak nielegalne przeszczepy umysłu? Czarny rynek mózgów? Gwałty na umyśle? — Sadie zdecydowanie wyczuła historię — znacznie większą od tej, której oryginalnie szukała. O takich rzeczach zawsze krążyły plotki, ale jak dotąd nikt nie był w stanie przedstawić konkretnego dowodu. — Myślałam, że cała ta sprawa z gwałtami na umyśle to tylko miejska legenda. — Przechyliła na bok głowę i ze sceptycyzmem uniosła brwi. Holt westchnął i odzwierciedlił zachowanie swojego partnera, przeciągając jedną, dużą dłonią przez swoje proste, blond włosy, aż stanęły złotą aureolą wokół jego twarzy o kwadratowej szczęce. Potrząsnął głową, jakby decydując, że równie dobrze mógłby poddać się i podzielić ich informacjami. — Dobra, dobra. Cóż, trzy tysiące ciał minus ich płaty skroniowe i kora mózgowa to nie legenda. Ktoś wyczyścił całą kolonię na Phoebe.8 A to tylko na początek. — Trzy tysiące… — Sadie ledwie mogła to objąć umysłem. — Ale dlaczego…? — Phoebe była najmniejszym księżycem Saturna i najbardziej oddalonym. Dopiero niedawno została wyposażona w kopuły atmosferyczne i oczyszczona do kolonizacji. Teraz ci dwaj mówili, że ktoś zmiótł całą tamtejszą kolonię — niesłychana zbrodnia i prawdopodobnie 8 Osiemnasty księżyc Saturna, licząc od planety.

materiał dekady. Zapomnijcie o pisaniu tego do Io Moon Timesa — Sadie czuła Słonecznego Pulitzera. To sprawiło, że ślina napłynęła jej do ust. — Z czysto finansowych powodów, dziecko. — Blakely odpowiedział na jej niezadane pytanie. — Wiesz ile kosztuje syntetyczny mózg, nawet z dolnej półki? Porównaj to ze średnią długością życia prostie-borga, zwłaszcza w jednej z cięższych placówek i cóż… powiedzmy tylko, że porównanie nie jest przyjemne. — Przesunął się niespokojnie na łóżku, powodując, że podskoczyło i zarabiając wkurzone spojrzenie Holta. — Więc myślicie, że niektóre z tych prostie… — Spojrzała na partnerów rozszerzonymi oczami. — Wiecie, wcześniej w tym tygodniu sprowadzili świeżą porcję. Możecie je odróżnić od starszych prostie po niebieskim tatuażu na prawej powiece. I wydają się jakieś inne. Bardziej, nie wiem…nieobecne. Jakby nie całkiem tu były. — Zmarszczyła brew. — Ale wydaje się, że przeszczepione prostie powinny być bardziej emocjonalne niż prawdziwe, a nie mniej, ponieważ przeszczepiona miałaby więcej rozumu i rzeczywistą osobowość zamiast po prostu emocjonalnego chipu. — Pozory mogą mylić. — Powiedział ponuro Holt. — Jeśli nowe dziewczyny były przeszczepione, to oni muszą utrzymywać jej jakoś pod kontrolą. — Cóż… — Sadie zastanowiła się nad tym. — Teraz, gdy o tym wspomniałeś, nowe prostie dwa razy dziennie dostają zastrzyk, a stare nie. Myślałam, że to po prostu standardowa procedura dla nowych prostie, ale… — Synto-narkotyki. — Blakely strzelił palcami, ciemnoniebieskie oczy zmrużyły się. — Muszą być. Trzymają je cicho i nikt nie widzi różnicy. Posłuchaj, dziecko, możesz zdobyć nam próbkę tego, czym szprycują nowe? Jeśli okaże się, że to nielegalna substancja, będziemy mieć wystarczające dowody, żeby urządzić na to miejsce nalot na pełną skalę. — Poczekaj, Blake, ona nie jest nawet… — Sprzeciwił się Holt, ale Sadie przerwała mu. — Jestem pewna, że mogę zdobyć to, czego potrzebujecie, tak długo, jak będę z wami i dostanę wyłączność na artykuł o reszcie aresztowań. W innym wypadku, nic z tego. — Skrzyżowała ramiona i oparła się na oparciu krzesła, uderzając o podłogę jedną nogą w bucie na wysokim obcasie. — Chwila, paniusiu, nie możesz po prostu wprosić się w coś takiego. To sprawa federalna. — Głos Holta był surowy. — Dlaczego nie? — Sprzeciwił się jego ciemnowłosy partner, nagle obracając się do detektywa blondyna. — Cóż, dlatego że. Samo naruszenie protokołu… — Och, daj spokój, jakbyś kiedykolwiek przejmował się robieniem czegoś zgodnie z regulaminem. Co zrobi, jeśli nie zabierzemy jej ze sobą? — Zażądał odpowiedzi Blakely. —

Jej chip Nie-Patrz-Na-Mnie się spalił. Nie możemy tak po prostu jej tu zostawić, żeby została zgwałcona, albo Bogini wie, co jeszcze, Holt. — Nie możesz jej po prostu zabrać ze sobą jak zabłąkanej kotki, którą znalazłeś na poboczu, Blake. Choć raz pomyśl swoją głową zamiast sercem. — Odstrzelił blondwłosy detektyw, dźgając palcem pierś partnera. — Tak, ale… — Przepraszam? Moglibyście nie mówić o mnie, jakby nie było mnie w pokoju? — Sadie musiała podnieść głos, żeby zostać usłyszaną. Obie pary niebieskich oczu obróciły się w jej kierunku. — Słuchajcie, mogę wam pomóc. — Wstała i wzruszeniem ramion zsunęła kurtkę, pozostawiając ją na krześle i zaczęła chodzić, gdy przedstawiała swój punkt widzenia. — Jestem dobra pod przykrywką. — Wskazała. — Przetrwałam tu sama przez dwa tygodnie i wszystko byłoby w porządku, do czasu przybycia mojego transportu, z wyjątkiem mojego parszywego szczęścia z chipem. Mogę dostarczyć wam informacje, których nie moglibyście zdobyć w inny sposób. Jestem pewna, że obaj jesteście bardzo dobrymi detektywami, ale jesteście mężczyznami, a większość prostie-borgów to kobiety. A ja mam solidne doświadczenie we wcielaniu się w prostie, wiem, co robię. — Sadie zrobiła krok w ich kierunku z rękami na biodrach i piersiami wypchniętymi naprzód, pokazując całe jej ciało przez złocistą siatkę jej skąpej sukienki. Wiedziała jak wyglądała — gorąco, dziko i rozpustnie. Zwykle nie zachowywała się tak bezwstydnie, ale na horyzoncie była wielka historia. Życiowa szansa. — Hmmm. — Z siatkową sukienką znów na widoku, i większością jej znaczących zalet na widoku, blond detektyw zdawał się ponownie rozważać swoje stanowisko. Wymienił nieodgadnione spojrzenie ze swym ciemnowłosym partnerem. — Ma rację, Holt. — Mruknął Blakely. — Założę się, że jest naprawdę dobra pod przykryciami. — Pod przykrywką. — Poprawił go blondyn, kpiący uśmiech wykrzywił jego pełne wargi. — To też. — Zgodził się Blakely, odpowiadając uśmiechem. Nastrój w małym, metalowym pomieszczeniu zmienił się. Sadie mogła wyczuć to, jak nową pogodę, żar dwóch par niebieskich oczy przesuwał się po jej ciele i pulsował na jej prawie nagiej skórze. Zarumieniła się od palców u stóp po cebulki włosów, ale zdecydowanie została przy swoim. Pomyśl o Słonecznym Pulitzerze. To mogłoby stworzyć albo zniszczyć twoją karierę. Holt poparzył na nią taksująco. — Więc jesteś gotowa na trochę pracy pod przykrywką, co? — Ton blondyna był kpiący, ale zainteresowany. Sadie poczuła, że jej policzki zrobiły się gorące, ale nie opuściła wzroku. — Absolutnie. Nie okłamuję was, taka historia może mi zagwarantować karierę. Ch… chętnie zrobię prawie wszystko, żeby mieć wyłączność z pierwszej ręki.

— Prawie wszystko? — Wycedził Holt, podnosząc się z kocia gracja z rozklekotanego łóżka i okrążając ją. Nie dotknął jej w żaden sposób, ale był tak blisko, że mogła poczuć słaby ślad jego męskiego piżma, który przylgnął do jego wielkiej postaci. Sadie spojrzała na ciemnowłosego detektywa, szukając u niego pomocy, gdyż wcześniej był tak współczujący. Ale Blakely wydawał się zadowolony z obserwacji rozgrywki miedzy nią i jej partnerem, nie mówiąc ani słowa. — T… tak. — Nienawidziła tego głupiego drżenia, które pojawiało się w jej głosie, gdy była zdenerwowana. Nie miała wątpliwości, co sugerował. Mężczyźni tacy, jak Christian Holt i David Blakely nie dawali darmowego transportu i wyłączności na publikację historii tej wielkości, za nic. To było związane z ceną, wliczała się wzajemna wymiana przysług. Seksualnych przysług. Wyglądała na to, że była z powrotem dokładnie tam, gdzie zaczęła, gdy Blakely wybrał ją z szeregu prostie. Próbując kontrolować drżenie w głosie i brzmieć na wyrafinowaną, może nawet na lekko znudzoną, Sadie zapytała. — Co powiecie, chłopcy? — Co pomyśleliby o niej w tej chwili w Goshen, gdyby mogli zobaczyć ją, używająca swojego ciała, jako chipu przetargowego by dostać wyłączność na artykuł? Odepchnęła tę myśl. Holt usiadł z powrotem na łóżku i popatrzył na Blakely’a. Spojrzenie, które wymienili, zdawało się coś przekazywać — jakąś formę niewerbalnej komunikacji, które Sadie nie mogła nawet zacząć rozszyfrowywać, ale w końcu blondyn odwrócił się do niej i przemówił w imieniu ich obu. — Dobrze. Możesz iść z nami, pod warunkiem, że nie będziesz wchodzić nam w drogę. — I obiecaj, że będziesz się zachowywać. — Blakely popatrzył na nią spod przesłony splątanych, czarnych rzęs, a Sadie pomyślała, że nigdy nie widziała tak głębokiego niebieskiego. — Będę aniołem. — Obiecała, próbując odzyskać spokój. — Klnę się na wszystko, panie policjancie. Jeśli nie, możecie założyć mi kajdanki. — Wyciągnęła przed siebie szczupłe nadgarstki, imitując więzy, a potem zarumieniła się. Co sprawiło, że powiedziała coś takiego? Zdecydowanie posuwała się za daleko. Sądząc po wyrazie oczu, Blakey’owi spodobał się ten pomysł.9 — Będę musiał to zapamiętać, skarbie. — Wycedził, wyraźnie ciesząc się wyobrażeniem Sadie w parze kajdanek. Próbując nie myśleć o tym, na co właśnie sobie pozwoliła, Sadie spróbowała wrócić z powrotem do interesów. — Świetnie, w takim razie wszystko jest ustalone. Wy dwaj przyprowadzicie wasz statek na tyły najdalszej kopuły. Ja zdobędę próbkę wieczornego 9 Nie chcę wyjśd na starego zboczeoca, ale mnie też. 

zastrzyku i będziemy w domu. — Uśmiechnęła się pogodnie i ruszyła by podejść do drzwi, ale wielka, ciepła ręka otoczyła jej nadgarstek, powstrzymując ja przed dokończeniem ruchu. — Poczekaj chwilę, kochanie. Nie zapominasz o czymś? — Niebieskie oczy Blakely’a w jego ciemnej twarzy były senne, a Holt również patrzył na nią w zamyśleniu. — C… co? — Powiedziała drżącym głosem Sadie, całe jej opanowanie momentalnie zniknęło. — Mówiliście, że nie jesteście tu dla seksu? — Przynajmniej jeszcze nie… — Nie jesteśmy. — Głos Holta był spokojny, gdy przytrzymać jej drugą rękę wielką dłonią, ciągnąc ją w dół by usiadła między nimi na skrzypiącym łóżku. Obaj mężczyźni owinęli wokół niej ramię i mimo skąpej, siatkowej sukienki, a może z jej powodu, Sadie po raz pierwszy od tygodni poczuła prawdziwe ciepło. W rzeczywistości zaczynała czuć się wyraźnie przegrzana. — Ale myślę, że tym, co próbuje powiedzieć mój partner jest to, nie uważasz, że lepiej powinniśmy zrobić to tak, żeby wyglądało realistycznie? To znaczy byłaś tutaj przez ponad pół godziny, z podobno dwoma wygłodzonymi seksualne górnikami, którzy nie widzieli ciała kobiety od księżycowego roku. Nie sądzisz, że byłabyś odrobinę… powiedzmy, że zmarnowana, gdyby naprawdę tak było? — Och, cóż… — Sadie błysnął obraz zwykłego wyglądu prostie po tym, jak miały klienta, to znaczy tych, które były w stanie wyjść o własnych siłach i przełknęła ciężko. — Sądzę, że macie rację. Mogłabym, um, rozwichrzyć włosy. — Zmierzwiła szkarłatną perukę jedną ręką i popatrzyła z nadzieją w oczy szafirowe i o barwie indygo. — Nie ciałkiem to miałem na myśli. — Głos Blakely’a zadudnił w jego klatce piersiowej i Sadie zauważyła, że gdy jego kurtka była zdjęta, mogła zobaczyć ślad kręconych włosów, wystających zza wycięcia jego gładkiej, białej koszuli. Zapach mydła sandałowego był mocniejszy, a Holt wydzielał też ten pociągająco męski aromat piżma i coś jeszcze, co nie całkiem mogła nazwać. Coś świeżego i ostrego… Zapachy zdawały się mieszać w jej mózgu, powodując zawroty głowy. — Co ci chodzi po głowie? — Siłą woli utrzymała spokojny głos. — Tylko to. — Blakely pochylił się w jej kierunku, a ona odsunęła się, aż zrozumiała, że to prawie wepchnęło ją na kolana blond detektywa. Obróciła się by spojrzeć na Holta, a on uśmiechał się z wyrazem zimnej wyniosłości w lodowato niebieskich oczach. Pomyślała, że wolała otwartą drapieżność postawy ciemnowłosego detektywa od sarkastycznej jego partnera. — Nie martw się, kochanie. Będę trzymał ręce przy sobie. Chcę po prostu dać ci mały miłosny znak z boku szyi, w porządku? — Blakely uniósł ręce dłońmi w górę by pokazać, że jego zamiary są szlachetne. — Dobrze… tak sądzę, jak długo to będzie wszystko, co zrobisz. Zrób to szybko. — Pochylając głowę, zaoferowała mu bok swojego gardła i wydała mimowolne westchnienie, gdy te zmysłowe usta zeszły niżej, liżąc delikatnie jej zgrabną szyję, zanim ustawiły się we wrażliwym miejscu pod jej uchem by ją oznaczyć. Oddech Blakely’a pachniał cynamonem.

— Mmmm. — Jęknęła mimowolnie, czując muśnięcie jego loków na jej wrażliwym ciele, gdy działał. Co jest ze mną nie tak? Zastanawiała się, nawet wtedy, gdy reagowała na palące usta na jej gardle. Nie powinnam się tak zachowywać. Blakely zrobił swoim językiem coś gorącego, co sprawiło, że sapnęła, ale nie próbowała się odsunąć. — Podoba ci się to, huh? — Wyszeptał. Na moment unosząc głowę, spojrzał na Holta. — Dołączasz do imprezy, dziecinko? — Zapytał swojego partnera, jego głos był niski i zmysłowy. — Jeden po każdej stronie? — Jasnowłosy detektyw uniósł srebrno blond brew. — A co sądzi o tym dama? — Popatrzył na Sadie, a jego szafirowe oczy były wypełnione tą samą senną zmysłowością, co oczy Blakely’a. — Cóż, ja… — Szczerze mówiąc, Już była stracona. Cieszenie się czymś, co było tylko koniecznością było w oczywisty sposób niewłaściwe, ale nie wyglądało na to, żeby mogła coś na to poradzić. — Dobrze dla twojej przykrywki. — Wyjaśnił rozsądnie Blakely, jego gorący oddech uderzał w jej ucho. Gdy obróciła się by na niego spojrzeć, oczy w barwie indygo były ciemne i intensywne, a Sadie miała wyraźne uczucie, że chciał, żeby jego partner zrobił to razem z nim. Żeby z jakiegoś powodu się z nim dzielił. Zastanawiała się, dlaczego, ale z jakiegoś powodu to nie wydawało się ważne. Mimo wszystko miał rację — było ważne, żeby wyglądała jak ostatnio wynajęta prostie, a kolejny miłosny znak mógł tylko dopomóc temu wrażeniu. Zdecydowała się o to nie martwić… na razie. — Cóż, gdy ujmujesz to w ten sposób… myślę, że tak. — Usłyszała mówiącą siebie. Z cichym śmiechem Blakely powrócił do punktu pod jej uchem, a potem poczuła drugie gorące usta, Holta, całujące lekko wzdłuż jej bijącego mocno pulsu po drugiej stronie jej gardła, aż zatrzymał się by delikatnie possać wrażliwe miejsce, gdzie jej szyja spotykała się z ramieniem. W tym momencie stało się coś dziwnego. Gdy usta Holta otwarły się, a jego język dotknął jej ciała, było tak, jakby doznania z obu stron nie były tylko podwojone, ale nieskończenie zwielokrotnione. Sadie stężała pomiędzy nimi, a potem bezradnie roztopiła się w ich objęciach. Jej sutki były jak dwa twarde kamyki na szczytach jej piersi i ścisnęła uda mocno razem, próbując zaprzeczyć żarowi i wilgoci, które gromadziły się pomiędzy nimi. Trudno było uwierzyć, że to proste działanie, gdy ci dwaj mężczyźni nie dotykali jej w żaden inny sposób, który był w przybliżeniu erotyczny i mógł sprawić, że odpowiadała tak rażąco, ale jej podniecenie było niezaprzeczalne. — Bogini… — Westchnęła miękko, tonąc w gorącym doznaniu obu smakujących ją ust, ssących ją, znaczących ją. Odruchowo sięgnęła i chwyciła ich nogi, jedną każdą ręką, czując, gdy to zrobiła, naprężanie się mocnych mięśni udowych pod jej dłońmi. Obaj mężczyźni byli podnieceni, tak podnieceni jak ona, jeśli nie bardziej, mogła to poczuć w napięciu, które przechodziło przez ich duże ciała po jej obu bokach, jak elektryczne napięcie. A ja jestem przewodnikiem pomiędzy nimi, pomyślała słabo. Ta dziwna myśl wystarczyła by sprowadzić

ja z powrotem i nagle, konwulsyjnie odepchnęła się od nich, używając ich nóg, jako podparcia do wystrzelenia się z rozchwianego łóżka. — Myślę, że to wystarczy, panowie. — Jej głos drżał, gdy stała przed nimi i próbowała złapać oddech. Ochronnie położyła dłonie po obu stronach swojej szyi, czując jak wrażliwe było ciało. — Tak sądzę. — Blakely wyglądał na rozczarowanego, ale Holt nadal wydawał się rozbawiony. — Powiedziałbym, że teraz wyglądasz na całkiem zmarnowaną. — Wycedził blond detektyw, denerwując Sadie nawet, gdy się z nią zgadzał. Sadie poczuła, że się rumieni i zmusiła się by mówić spokojnie. — Zabierzcie mnie teraz z powrotem do pokoju wspólnego i spotkam się z wami, z zastrzykiem, jaki otrzymują nowe prostie, na tyłach najdalszej kopuły, dzisiaj o ósmej. Upewnijcie się, że będziecie na czas. — Będziemy tam, kochanie. — Zapewnił ją Blakely, podnosząc się ze zmiętoszonego łóżka i odzyskując kurtkę. — Nie przegapilibyśmy tego. — Zgodził się Holt.

Rozdział 3 — Nadal mówię, że to zły pomysł. Możemy przelecieć przez całą, zewnętrzną część systemu, żeby rozwiązać tę sprawę i to są sprawy federalne. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy jest wścibska dziennikarka, kręcąca się wokół nas na każdym kroku. — Holt spiorunował partnera spojrzeniem, wiedząc, że było za późno by teraz cokolwiek z tym zrobić. Próbował chodzić w kółko, ale wewnątrz małego, pudełkowatego lądownika byli zbyt ściśnięci na jego długie kroki. — Zamkniesz się już, Holt? — Myślę, że będzie prawdziwą zaletą tej misji. — Blakely odpowiedział mu gniewnym spojrzeniem i kontynuował obserwację najbliższej kopuły. Lekka, metanowa mgiełka unosiła się na zewnątrz, znacznie ograniczając pole widzenia. Po prostu kolejny, piękny dzień na Tytanie — przynajmniej miał atmosferę nawet, jeśli w większości azotową. Pomyślał Holt. Czekał, aż jego partner od siedmiu lat będzie kontynuował swoją myśl. Wiedział już, co czuł Blakely — pozwalał na to T-link pomiędzy nimi. — Poza tym, — Powiedział z zadowoleniem detektyw z kręconymi włosami. — Jesteś po prostu zazdrosny, bo woli mnie niż ciebie. Ten dobry wygląd blondyna nie zawsze da ci wszystko, czego chcesz, wiesz? Blond detektyw parsknął. — Och, proszę, pograła z nami dwoma jak z frajerami, Blake. W chwili, gdy ściągnęła twoją kurtkę i wstała w tej cienkiej sukieneczce, dokładnie wiedziałem, co robiła. — Taa, wiec? Zadziałało, czyż nie? — Blakely uśmiechnął się szeroko. — W każdym razie całkiem szybko odwróciliśmy role. Chciała, żebyśmy myśleli, że przywykła do tego rodzaju rzeczy, ale zawsze można to stwierdzić. To porządna dziewczyna, Holt. Widziałeś jak się rumieniła po tym jak my… uch, zmarnowaliśmy ją trochę? Nie przywykła do tego, ale podobało jej się to. I wiem, że czułeś, w jaki sposób otworzył się T-link, gdy obaj ją dotykaliśmy. Kto wie, mogłaby nawet być ta jedyną tak, jak mówił Profesor Klinefelder. — W zamyśleniu oblizał usta. — Smakowała jak jakiś rodzaj kwiatów, wiesz? — Och, skończ z tym. — Zaprotestował blond detektyw. — Nie zaczynaj tego znowu. — Zaczynać, czego? — Blakely brzmiał defensywnie. — Nie wiesz — to mogłoby się stać. — Oczy o barwie indygo zmrużyły się, powrócił do obserwacji kopuły. Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, najnowszy dodatek do ich zespołu powinien w każdej chwili wyjść z tunelu z pleksi, biegnącego z wielkiej, szarej półkuli. Sadie nie miała skafandra ochronnego, ale ich lądownik był mocno przytulony do wejścia tunelu, przymocowany ciaśniej niż objęcia kochanka, więc to nie miało znaczenia. — Teraz już w każdej chwili. — Mruknął do siebie. Holt westchnął i położył rękę na odzianym w skórę ramieniu by przyciągnąć uwagę Blakely’a. — Słuchaj, partnerze, nie chcę ci psuć planów, ale równie dobrze możesz się z tym

zmierzyć, większość kobiet nie chce tego, co mamy do zaoferowania. Nawet, jeśli chcą, tylko jedna na tysiąc może sobie z tym poradzić. A szanse na to, że znajdziemy idealnie pasującą… cóż, nie muszę ci mówić ile jest przeciwko temu. Przykro mi, bo wiem, czego chcesz. Do diabła, chce tego samego — dziewczyny, która czyni nas kompletnymi i która może akceptować nas z tym, kim i czym jesteśmy. Ale lepiej staw czoła faktom — to się prawdopodobnie nie stanie. — Mogłoby. — Blakely dał spokój z obserwacją kopuły i zamiast tego odwrócił się twarzą do swojego partnera. Klasyczne rysy Holta były ściągnięte w upartym wyrazie. — Nie musi koniecznie pasować idealnie, wiesz o tym. Na pewno musi być ktoś dla nas, Holt. Właściwa dziewczyna, taka, która ma wysoką tolerancję sensoryczną. Wyrozumiałość, piękno… — Zarówno moralnie, jak i fizycznie elastyczna. No dalej, Blake, zejdź na ziemię. — Zażądał blondyn. — Jeśli przez zejście na ziemię masz na myśli porzucenie nadziei, to możesz to sobie wsadzić, kumplu. — Wzruszeniem ramion strącił rękę swojego partnera i dźgnął go w pierś. — Wiesz co, myślę, że nadal jesteś wściekły z powodu Gillian, a to było miesiące temu. Przykro mi, że nie mogła tego znieść, ale zaoferowałem rozłączenie. Nie zapominaj, że to ty byłeś tym, który powiedział nie. — Ach, przyjacielu… — Holt westchnął ciężko i spojrzał w dół na oskarżający palec wycelowany w jego pierś, aż Blakely go zabrał. — Wiesz, że nie mogłem tego zrobić. Łatwiej byłoby obciąć sobie rękę niż stracić cię w ten sposób. Jak wiele lat jesteśmy razem? Jak wiele razy uratowaliśmy sobie wzajemnie tyłki? Nie mogłem pozwolić temu wszystkiemu przepaść tylko dlatego, że Gillian nie mogła znieść podłączenia. Po prostu… nienawidzę widzieć jak przywołujesz nadzieje, a potem one walą ci się na głowę. Masz zbyt wiele serca, wiesz o tym? — Taa. — Wyraziste rysy Blakely’a złagodniały i uśmiechnął się lekko do swojego partnera. — Cóż, ktoś musi je mieć, a ty zawsze twierdzisz, że jesteś mózgiem w tym zespole. Po prostu nie pozwól naszej nowej przyjaciółce się o tym dowiedzieć. Nadal będziemy działać na jej korzyść? Zobaczymy jak daleko jest gotowa się posunąć? Holt nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Jego partner zawsze wiedział jak go rozbawić. — Jesteś podłym skurwysynem. Blakely uśmiechnął się jeszcze szerzej. — A ty właśnie powiedziałeś, że mam zbyt dużo serca. Nie mówię, że powinniśmy jej zrobić krzywdę, wiesz? Po prostu mówię… — Powiedz to wprost. Może dać jej nauczkę za próbę manipulowania stróżami prawa. Myślę, że piszę się na to. Interesuje mnie reakcja na naszą procedurę dobry glina i zły glina. Chociaż w tym przypadku myślę, że obaj gramy złych gliniarzy. — Najgorszych. — Zgodził się Blakely. — Hej. — Obrócił się z powrotem w kierunku kopuły. — Nadchodzi i wygląda na to, że się spieszy. Przygotuj się, Holt.

Holt obserwował zwinną, krągłą figurę kobiety, która wpakowała się w ich życie, gdy wymknęła się z kopuły i pędziła tunelem z pleksi. Złota, siatkowa sukienka nie ukrywała wiele i wszystko podskakiwało, gdy biegła. Musiał zgodzić się ze swoim partnerem przynajmniej w jednej rzeczy — była bardzo atrakcyjna. Z tymi dużymi, miodowobrązowymi oczami i tymi ponętnymi kształtami… Nie było, co do tego wątpliwości. Była dokładnie w typie Holta. Blakely’a też, jeśli o to chodzi, jednak nie było sensu mieć nadziei, że mogłaby być „tą jedyną,” której jego partner ciągle pragnął. Profesor Klinefelder, neurobiolog, który wszczepił im Chipy Tandemujące, że szanse na znalezienie dziewczyny, która jest zdolna nie tylko wytrzymać przeciążenie sensoryczne, spowodowane przez ich połączenie, ale która także dołączy do T-linku i stworzy z nimi oboma życiową więź, wynosiły około miliona do jednego, ale to nie powstrzymywało jego ciemnowłosego partnera przed nadzieją. Holt westchnął. Cóż, danie nauczki tej manipulującej, małej dziennikarce nadal będzie zabawne. Przynajmniej uczyni ich podróż bardziej interesującą. — Zastanawiam się, jakiego koloru ma włosy pod ta peruką. — Mruknął Blakely, obserwując szybko zbliżająca się postać. — Ciężko powiedzieć. Może możemy ją namówić do zdjęcia jej… razem z innymi rzeczami. — Holt uniósł brwi do swojego partnera, a ciemnowłosy detektyw potrzasnął głową. — Na razie wystarczy na ten temat, Holt. Jest tutaj. — Blakely otwarł właz i pozwolił drżącej postaci wejść do lądownika. — S… szybko. — Wysapała Sadie, gdy rzuciła się do kabiny. Potknęła się, a Blakely złapał ją zręcznie, z ociąganiem stawiając ją z powrotem na nogi. Zdawała się nawet tego nie zauważyć. — Zaraz za mną. — Wskazała ręką i teraz Holt, który by już przy sterach, zobaczył kilka postaci w nieporęcznych, jasnopomarańczowych skafandrach ochronnych, biegnących niezdarnie tunelem z pleksi, w kierunku statku. — Zatrzymali… — Sadie złapała urywany oddech. — Zatrzymali się tylko, żeby założyć skafandry. Szybko! — Lepiej się zmywać. — Holt zmienił biegi i wywołał wysoki, zgrzytający dźwięk gdzieś w silniku. — Od kiedy prowadzisz? — Blakely odepchnął go z drogi, a Holt pozwolił mu na to. Ciemnowłosy detektyw ustawił sterowanie i jęczący dźwięk ucichł. Pomanipulował nimi znowu i silnik zamruczał, gdy ociężały lądownik zaczął gładko unosić się w powietrze. — Blake, myślę, że mają tam jakąś broń. Może działko laserowe. — Holt wyjrzał z niepokojem przez mały, okrągły iluminator. Rozbłysk niebieskiego światła prześliznął się po boku statku i Holt został rzucony twarzą naprzód, na dziewczynę, która nagle znalazła się twarzą do ziemi na podłodze. — Tja, to naprawdę działko laserowe. — Oznajmił. — Trzymajcie się. — Szczeknął Blakely, ciasno przechylając statek by uniknąć kolejnego uderzenia.

— Próbuję. — Wrzasnął Holt. Dobrze, że ten statek jest tak mały, bo ślizgalibyśmy się po całym tym cholernym miejscu. Pod nim Sadie wiła się i skręcała w najbardziej zachęcający sposób. Jej peruka przekrzywiła się i wystawało spod niej kilka miodowobrązowych kosmyków, prawie w tym samym odcieniu, co jej wielkie oczy. Cóż, to odpowiedź na jedno pytanie. Pomyślał. — Zejdziesz ze mnie, ty wielki głupku? — Wydyszała, próbując wytoczyć się spod niego. — Słyszałeś panią. — Powiedział Blakely, nie odwracając się. — Przykro mi. — Holt nie spieszył się, ciesząc się sposobem, w jaki jej kuszący tyłek falował przy jego kroczu, gdy wiła się by się wydostać. — Taa, pewnie. — Bezowocnie poprawiła siatkową sukienkę, która była zbyt rozdarta by dało się ją naprawić. Holt nie mógł powstrzymać się przed zauważaniem jej pełnych piersi, które były teraz całkowicie widoczne przez ziejącą dziurę w złotej siatce. Sadie zauważyła, że on zauważył i rumieniąc się mocno, pospiesznie owinęła ramiona wokół siebie by zakryć odsłonięte ciało. Holt tylko uśmiechnął się szeroko. Blakely nie wiedział, co traci. I on zastanawia się, dlaczego pozwalam mu zająć się większością nawigacji. — Myślę, że teraz jesteśmy poza zasięgiem. — Powiedział Holt, a jego partner chrząknął w odpowiedzi z przedniej części statku. Sadie siedziała cicho, drżąc, z rękami owiniętymi wokół siebie i oczami skierowanymi w podłogę. Bez słowa, Holt zdjął swoją kurtkę i owinął ją wokół jej ramion.

Rozdział 4 Sadie wzięła głęboki oddech i rozważyła swój obraz w małym holowizjerze przestrzennego odświeżacza.10 Prysznic soniczny był dokładnie tym, czego potrzebowała, żeby znów poczuć się bardziej sobą. Lateksowy makijaż, który nadawał jej skórze plastikowa teksturę ciała wychodowanego w zbiornikach został zmyty i patrzyła na nią jej własna jasna, gładka skóra. Mimo, że automatyczny osuszacz został ustawiony zbyt mocno i zmienił jej długie, faliste włosy w złotobrązową, nadmuchaną kulę, nadal wyglądała i czuła się o sto procent lepiej. Naciskając przycisk zimnej wody, nabrała małą ilość cennego płynu i wtarła ją we włosy, aż posłusznie opadły w jedwabistych falach wokół jej szczupłych ramion. Z satysfakcją przyjrzała się rezultatom. No, teraz było lepiej. Jej włosy były tak długie, że prawie zakrywały dwa, jasnoczerwone ślady po obu stronach jej szyi. Prawie. Myślenie o sposobie, w jaki zdobyła te znaki, sprawiało, że jej policzki robiły się gorące. Uczucie dwóch osy na niej, jednocześnie… to było takie dziwne, elektryczny szok, który otrzymała, gdy obaj, Holt i Blakely dotykali jej skórą do skóry w tym samym czasie. Sadie nadal nie była zupełnie pewna jak się z tym czuła. Cóż, nie ma nic, co mogłabyś z tym teraz zrobić, wiec równie dobrze mogłabyś wyrzucić to z umysłu, Sadie. Jednak nie mogła nic poradzić na to, że myślała o dwóch mężczyznach, którzy byli tak różni z wyglądu, a jednak w sobą zsynchronizowani w każdy inny sposób. Sposób, w jaki reagowali na siebie nawzajem, rywalizujący, arogancki, zupełnie na luzie… przypominali jej prawie braci. Wyraźnie byli dla siebie nawzajem bardzo opiekuńczy, ale podejrzewała, że to było naturalne dla dobrych partnerów. Przy ich rodzaju pracy bez przerwy musieli pilnować wzajemnie swoich pleców. A jednak… było coś więcej niż to. Sadie nałożyła trochę błyszczyka, gdy rozmyślała nad detektywami Blakely’em i Holtem, zadowolona, że udało jej się złapać jej małą kosmetyczkę zanim uciekła. Wiedziała już, że lubi Blakely’a. Ciemnowłosy detektyw wydawał się taki przyjacielski, taki otwarty z jego uczuciami i pragnieniami i wyglądało na to, że miał też dobre poczucie humoru, co było absolutną podstawą u mężczyzny. Ale była w nim też intensywność… Zdecydowanie mógł być niebezpieczny, zdecydowała Sadie. Lepiej, żeby pilnowała się przy Blakely’em. A teraz Holt, był trudniejszy do odczytania. Wydawał się cichszy, może trochę bardziej nerwowy od swojego partnera, ale nie mniej intensywny. Miał klasycznie przystojne rysy, które krzyczały „gwiazda wideo.” Jego blond włosy i lekko opalona skóra sprawiały, że cały wydawał się złoty. Miał piękny uśmiech, którego nie mogła przestać porównywać z czarująco krzywym uśmiechem Blakely’a. Sadie potrzasnęła głową — naprawdę musisz być tam ostrożna, Sadie. Zwróciła swoje myśli z powrotem na Holta. Był, przynajmniej jak dotąd, bardziej ostrożny niż Blakely… bardziej zamknięty w sobie. Trudniejszy do poznania. Jakbyś naprawdę znała ich obu po trzech godzinach… skrzywiła się na czerwieniejąca twarz w wizjerze. Bardzo szybko będzie ich poznawać znacznie lepiej, była tego pewna. Bogini, w co ja się wpakowałam? 10 Po polskiemu łazienka. 

Po raz pierwszy Sadie zastanowiła się czy popełniła błąd. Może powinna zostać w Pałacu prostie i po prostu spróbować usuwać się z drogi, aż pojawi się transport, zamiast zawierać tę szaloną umowę. Ale tu była ta historia, prawdopodobnie nawet Słoneczny Pulitzer — jej kariera mogłaby się rozpocząć. Z pewnością kilka… przysług było za to niską ceną. Po prostu pragnęła, żeby miała trochę więcej doświadczenia… Zdzira, wyszeptał potępiający głosik w jej głowie. Sadie rozpoznała ten głos — należał do jej byłego narzeczonego, Geralda. Byli razem przez prawie trzy lata i mieli nieprzyjemne zerwanie niecałe sześć miesięcy przed tym, zanim wymyśliła swój szalony plan zdobycia sensacyjnego, wewnętrznego materiału o przemyśle prostie borgów. Nie widziała go przez pół roku, ale nadal od czasu do czasu słyszała ten głos, krytyczny i nieustępliwy, dokładnie taki jak zawsze był Gerald. Potrząsając głową spróbowała pomyśleć o czymś innym. Przyglądając się sobie w holowizjerze, Sadie pomyślała, że gdyby tylko miała jakieś porządne ubranie do założenia, mogłaby nawet dobrze wyglądać. Nie była w stanie zabrać swojego oryginalnego stroju podróżnego zanim wybiegła z kompleksu Dworu Rozkoszy, ponieważ alarm włączył się w chwili, gdy chwyciła małą fiolkę narkotyku wstrzykiwanego długiemu szeregowi nowych prostie. Przypominając sobie jak obróciły się jak jedna, żeby spojrzeć na nią, gdy rozbrzmiał alarm, z niebieskimi tatuażami na prawych powiekach, mrugających na nią w idealnej synchronizacji, Sadie zadrżała. Ledwie się wydostała, nie mając ani chwili, żeby złapać swoje podróżne ubrania. Złota, siatkowa sukienka, która nosiła, była kompletnie zniszczona, rozerwana poza możliwość naprawy, przez przetaczanie się z Holtem po podłodze lądownika. Przypomniała sobie uczucie jego ciała na jej ciele, ciepłego, twardego i męskiego, i ciepło jego kurtki, gdy owinął ja wokół jej ramion. Ciepło było to samo, ale zapach kurtki Holta był odrobinę inny, ostrzejszy niż sandałowe piżmo Blakely’a. Ale zapachy zmieszały się na jej skórze i dopełniły wzajemnie w jakiś dziwny sposób. Jak dwie oddzielne nuty, które razem stworzyły zachwycająco zmysłową, całkowicie męską wodę kolońską. Chciała ciągle nosić kurtkę Holta, na długo po tym, jak powinna ją oddać. Poza intrygującym zapachem, zakrywała jej podartą sukienkę. Sadie wzruszyła ramionami, to nie było tak, że sukienka była jakąś wielka stratą — właściwie nigdy więcej nie chciała widzieć tej obrzydliwej rzeczy. Ale to było jedyne ubranie, jakie zabrała ze sobą w swojej szaleńczej ucieczce, poza złotymi czółenkami na wysokim obcasie, które do niej pasowały. W rezultacie nosiła jedną z koszul Blakely’a, która była tak długa, że mogła być nieźle użyta, jako sukienka, tak długo, jak to, czego chciała, było mini sukienką. Była w odcieniu głębokiej zieleni, która pasowała do jej kremowej cery i jak jego kurtka, wydzielała słaby zapach drzewa sandałowego. Koniec koszuli sięgał jej do połowy uda, okrywając ja zadowalająco, ale Sadie oddałaby prawa rękę za parę majtek. Podejrzewała, że musiała uważać na to, jak siedziała. Skończ z tym, Sadie. To nie tak, że już wcześniej nie widzieli tych rzeczy. Bądź, co bądź, jak myślisz, dlaczego zostałaś zaproszona na te wycieczkę? Skrzywiła się do samej siebie w holowizjerze. Po jednym kroku na raz. W tej chwili był czas, żeby przestać blokować odświeżacz i wrócić do głównej kabiny statku. Sadie

początkowo była pod wrażeniem małego, ale luksusowego statku, ale Blakely zapewnił ją, że był wypożyczony ich departamentowi przez oddział narkotykowy, który skonfiskował go podczas aresztowania. To był czas, żeby przestać grać na zwłokę. Wzruszyła ramionami, po raz ostatni przyklepała włosy, wzięła głęboki oddech i opuściła maleńki pokój by znaleźć dwóch mężczyzn, z którymi będzie spędzać większość jej przewidywalnej przyszłości.