MYŚLENIE ŻYCZENIOWE
WISHFUL THINKING
ANDERSON EVANGELINE
Tłumaczenie nieoficjalne
DirkPitt1
UWAGA
Książka zawiera obrazowe sceny seksu i wulgarny język. Tylko
dla dorosłych.
Rozdział 1
Jak się pozbyć swojej matki chrzestnej, Wróżki?
Philomena Zara Swann chciałaby to wiedzieć. Następnego dnia kończyła dwadzieścia pięć
lat i ze swoimi dwiema, młodszymi siostrami, po namyśle zdecydowała, żeby urządzić swoją
przedurodzinową sesję strategiczną w The Garden of Eatin’, modnym bistro w południowej
części Tampa, specjalizującym się w kuchni wegetariańskiej. Pomimo późnolipcowego
skwaru, siedziały na zewnątrz, pod zieloną parasolką, rzucającą tylko tyle cienia by ograniczyć
późne, popołudniowe słońce.
— Więc jesteś gotowa na urodziny? Masz już wybrane życzenie? — Cass zmarszczyła
idealny, guzikowaty nosek, a jej żywe, fiołkowe oczy zaiskrzyły psotnie.
— O Boże, całymi dniami łamałam sobie nad nim głowę i nadal nic nie mam. Mam nadzieję,
że mi pomożecie. — Phil opadła z jękiem na krzesło naprzeciw sióstr. Pomysł z
wypowiadaniem życzenia w dwudzieste piąte urodziny, nie był tylko głupim gadaniem. W jej
rodzinie to była poważna sprawa. Gdy miałeś prawdziwą matkę chrzestną, Wróżkę, spełniającą
twoje urodzinowe życzenia, lepiej było mieć w pogotowiu dobre życzenie. A przynajmniej coś,
co nie spieprzy ci życia na zawsze.
Phil popatrzyła na swoją sałatkę z truskawek i polnej zieleniny, którą zamówiły dla niej
siostry, mając nadzieję, że wpadną na jakiś pomysł. Minęło już pół niedzieli, a jutro, zajęta
pracą, nie będzie we właściwym stanie, żeby myśleć o odpowiednim życzeniu.
— Pamiętasz, jak zażyczyłaś sobie, żeby pasowały na ciebie wszystkie ubrania Barbie? —
Rory, najmłodsza z trójki przerzuciła przez ramię długie, czerwone włosy. Ich piękny,
rubinowy kolor gryzł się z pomarańczowym T-shirtem, ale skoro nie miała też psiej i kociej
sierści na jeansach, po jej społecznej pracy w schronisku, to naprawdę nie miało znaczenia.
— Cicho bądź. Nie jesteś nawet wystarczająco stara, żeby to pamiętać. Miałaś tylko cztery
lata, gdy sobie tego zażyczyłam. — Phil obrzuciła niezadowolonym spojrzeniem młodszą
siostrę i wyciągnęła rękę, żeby upewnić się, że niespodziewany podmuch wiatru nie zburzył jej
własnych włosów, zebranych na karku w poważny kok. Gdy je rozpuszczała, były długim
wodospadem blond platyny, ale prawie nigdy tego nie robiła.
— Taa, ale wystarczająco często o tym słyszałam. — Zaśmiała się Rory, która naprawdę
miała na imię Aurora Tatiana. Jej zielone oczy połyskiwały z rozbawienia.
— Tja, Phil myślała, że naprawdę odlotowo będzie nosić sukienkę Barbie i żyć w wielkim,
różowym domku marzeń, który kupiła babcia. — Cass, skrót od Cassandry Esmeraldy,
odepchnęła plątaninę ciemnych loków z liliowobiałego czoła. Jak zwykle, była od stóp do głów
ubrana w czerń, co podkreślało jej dramatyczną karnację. — Nie pomyślała tylko o fakcie, że
posiadanie trzydziestu centymetrów wzrostu na resztę życia może stanowić poważną
przeszkodę w życiu społecznym.
To było typowe dla magii ich matki chrzestnej, że zamiast powiększyć ubranka Barbie, żeby
pasowały na Phil, skurczyła ją do rozmiarów plastikowej laleczki. Magia miała tendencję do
bycia bardzo dosłowną, a ich matka chrzestna była bardzo leniwa w jej stosowaniu,
prawdopodobnie dlatego, że nienawidziła mieć trzy córki chrzestne, posiadające ledwie kroplę
prawdziwej krwi Wróżek w żyłach.
Ich pradziadek był pełnej krwi Wróżką, zakochaną w ludzkiej kobiecie, a potem jego córka,
a ich babcia zakochała się w ludzkim mężczyźnie, jeszcze bardziej rozcieńczając magiczną
krew ich rodziny. Do czasu, gdy ich matka, która była tylko w jednej czwartej Wróżką również
poślubiła czystej krwi człowieka bez żadnej domieszki krwi Wróżek czy elfów, nie dało się
odtworzyć pełnej mocy ich linii. W tym momencie, Phil i jej siostry, będąc tylko w jednej ósmej
Wróżkami, nie były nawet wpuszczane do Królestwa Wróżek, w którym żyły pełnej krwi
Wróżki i inne magiczne stworzenia, żeby znalazły sobie męża z tej rasy. Nie, żeby którakolwiek
z nich tego chciała.
Jeśli chodziło o Phil, z jej wątpliwego dziedzictwa nigdy nie przyszło nic dobrego. Często
myślała, że bycie w jednej ósmej Wróżką, prawie przypominało przynależność do
jakiejkolwiek innej mniejszości — mogło się dostawać jakieś tam bonusy, ale było się również
zmuszonym przyjmować wszystkie niedogodności.
— Tak czy inaczej odwróciła czar. — Mruknęła, patrząc na słoneczne niebo, okazujące ślady
zasnuwania się chmurami. Gdyby zrobiło się ciemniej, jej oczy nie pasowałyby już do jej
bladoniebieskiej bluzki, a to byłaby wielka szkoda.
Oczy barwy nieba w górze
Promienne włosy, jako złote słońce
Wargi zawstydzą wszystkie róże
Dokąd pójdzie, piękno jej nieprzemijające.1
To były słowa wypowiedziane przy jej narodzinach przez jej matkę chrzestną, Wróżkę.
Zaklęcie, które ukształtowało jej wygląd i pod pewnymi względami jej całe życie. Przecież się
nie prosiła, żeby mieć oczy zmieniające się razem z pogodą i usta tak czerwone, że musiała
używać neutralnej szminki do ukrycia ich prawdziwego koloru, pomyślała smutno Phil. Jej
włosy były długie i jedwabiste, ale jej zdaniem za jasne. Miały też tendencję do błyszczenia,
jak w promieniach słońca, niezależnie od tego czy znajdowała się na zewnątrz czy nie. Magia
ich matki chrzestnej dobrze ukrywała swoje, co bardziej oczywiste aspekty — przykładowo
nikt nieposiadający w żyłach krwi Wróżek lub elfów nie potrafił zauważyć, że jej oczy
zmieniały kolor — mimo tego Phil trzymała swoje iskrzące włosy spięte tak często, jak to było
możliwe.
Jej siostry otrzymały podobne dary przy narodzinach — wiersz Cass głosił:
1
Dobra, przyznaję. W oryginale rymował się pierwszy wers z drugim i trzeci z czwartym. U mnie inaczej, ale
lepiej wierszem nie potrafię.
Lico blade niczym lód
Oczu blask zroszonych fiołków
Piękny kruczych włosów cud
Krasa przy jej każdym kroku
Oczywiście biała jak śnieg skóra, intensywnie purpurowe oczy i czarne jak węgiel włosy
oznaczały, że Cass wyglądała trwale gotycko. Ale, skoro była artystką i tą dramatyczną w
rodzinie, nie wydawała się tym przejmować. W rzeczywistości stale ubierała się całkowicie na
czarno, żeby uwydatnić bladą skórę i intensywne oczy, choć Phil nie wiedziała, jak mogła
znieść noszenie czerni w środku lata. Mimo, że była środkową siostrą, miała prawdopodobnie
najsilniejszą osobowość z ich trójki, w dodatku z gwałtownym temperamentem, pasującym do
jej artystycznej natury. Była zarówno malarką, jak i rzeźbiarką, a jej prace zaczynały się właśnie
sprzedawać w niektórych, mniejszych galeriach w mieście, ku wielkiej uldze Cass. Nie
cierpiała różnych, męczących prac, które musiała wykonywać, żeby zebrać dość pieniędzy na
materiały.
Rory — najmłodsza i mająca dziewiętnaście lat też dostała swój wiersz:
Najczystszym rubinem tkane włosy
Oczy jak szmaragdy w świetle słońca
Mowa jak wiosenne ptaków głosy
Piękna postać, aż do końca
Ogólnie rzecz biorąc Phil uważała, że jej najmłodsza siostra wyglądała najnormalniej z ich
trójki. Jej jaskrawoczerwone włosy i zielone oczy były uderzające, ale bez przekraczania
granicy niedorzeczności. Oczywiście, gdy próbowała śpiewać, z jej ust wydobywał się tylko
szczebiot i ćwierkanie. Magia ich matki chrzestnej, Wróżki była ekstremalnie dosłowna. Z tego
powodu dołączenie do chóru zdecydowanie odpadało. Na szczęście Rory, aktualnie na
pierwszym roku college’u, chciała być weterynarzem.
Pomimo ich fizycznych różnic, były z sobą bardzo blisko — tak bardzo, że Phil naprawdę
nie odczuwała potrzeby posiadania przyjaciółek poza rodziną. Ale nikt, nigdy by nie zgadł, że
ich trójka była z sobą choćby odlegle spokrewniona — a co dopiero, że były siostrami. Często
zastanawiała się, jak mogłyby wszystkie wyglądać bez interwencji ich matki chrzestnej. Czy
wszystkie miałyby kręcone, brązowe włosy i niebieskie oczy?
— MCW odwróciła to życzenie Barbie dopiero po tym jak ją opieprzyłam. — Powiedziała
Cass, przerywając ciąg myśli Phil. Wzięła winogrono i wrzuciła je do ust. Phil wiedziała, że
menu Garden of Eatin’ nie należało do jej typowego, ponieważ była zdeklarowanym
mięsożercą, ale według Cass, talerz owoców był lepszy od fałszywie smakującego „veggie-
burgera.”
— I dobrze, że tam byłam, żeby zmusić ją, żeby to zmieniła. — Ciągnęła, marszcząc nos
nad kawałkiem ananasa. — Jest cholernie leniwa, nigdy nie chce jej się nic zmieniać dla nas,
półkrwi mieszańców.
— Już prędzej jednej ósmej krwi. — Wtrąciła z westchnieniem Rory. — Chciałabym,
żebyśmy miały dość krwi Wróżek, żeby samemu móc czarować.
— Cóż, nie mamy. — Powiedziała Cass. — Nawet babcia nie ma dość do prawdziwej magii
— co nie znaczy, że kiedykolwiek się poddała.
Ich babcia była w połowie Wróżką, co akurat wystarczyło, żeby była kapryśna i
ekscentryczna, ale nie było wystarczające, żeby dać jej jakąkolwiek kontrolę nad tą odrobiną
mocy, którą posiadała. Ich ojciec uciekł krótko po urodzeniu się Rory, a ich matka zginęła w
wypadku samochodowym, więc wychowywała je babcia. Phil miała osiem, Cass sześć, a Rory
tylko dwa latka, gdy zamieszkały ze słodką, acz dziwaczną babcią, w jej wielkim, lawendowym
domu na States Street.
— O nie. — Wymamrotała Phil, przygryzając wargę. — Nie mówcie mi, że znów się w to
bawi. — Kłopoty wydawały się lgnąć do ich babci jak muchy do miodu.
— I to z impetem. — Cass przebiła Bogu ducha winnego ananasa widelcem. — Teraz
zainteresowała się Sztuką — Rory ci nie mówiła?
— Nie. — Phil wpatrywała się oskarżycielsko w najmłodszą siostrę. — Dlaczego do mnie
nie zadzwoniłaś? Wszyscy wiedzą, że magia Wróżek i czarostwo2
się ze sobą nie mieszają! To
jak olej i woda.
Cass niezbyt delikatnie prychnęła. — Prędzej jak mieszanie kwasu azotowego z gliceryną.
Cofnąć się i czekać na eksplozję.
— Nie w tym rzecz. — Powiedziała Phil. — Co, jeśli babcia wpakuje się w tarapaty? I
dlaczego któraś z was mi o tym nie powiedziała?
— Próbowałam do ciebie zadzwonić, ale ty nigdy nie odbierasz telefonu. — Poskarżyła się
Rory. — Zawsze jesteś w pracy, albo poza domem, zabawiając ważnych klientów Christiana.
Lub może jesteś zajęta planowaniem ślubu roku. Ustaliliście w końcu datę?
Phil westchnęła i powróciła do dziobania sałatki. — Jeszcze nie. Christian mówi, że
potrzebuje czasu, żeby ugruntować pozycję w swojej, nowej firmie, zanim będzie mógł wziąć
wolne, żeby się ożenić. — W ciągu ostatniego roku sama zaczęła się zastanawiać czy jej
narzeczony kiedykolwiek ustali datę, ale chciałaby, żeby jej siostry nie poruszały tego tematu.
— A wcześniej musiał skończyć szkołę prawniczą. — Powiedziała Cass, marszcząc brwi.
— A jeszcze wcześniej — Urwała, kręcąc głową. — Tym, czego musisz sobie w tym roku
zażyczyć, jest kręgosłup, Phil. Zmuś tego faceta, żeby się do czegoś zobowiązał.
2
Inaczej magia czarownic.
— Daj spokój Phil. — Powiedziała Rory. — Nic nie poradzi, że MCW sprawiła, że jest
potulna jak baranek.
— To brzmiało tak: „Łagodna, miła, słodka niby jagnię.” — Wtrąciła Phil, decydując, że nie
potrzebowała pomocy:
Łagodna, miła, słodka niby jagnię
Zawsze znajdzie wybaczenie
W czułym sercu, co pokoju pragnie
Delikatna — oto jej przeznaczenie
— Co nie znaczy, że nie mam kręgosłupa — to oznacza tylko, że jestem wyluzowana.
— Nie jesteś wyluzowana. — Cass wycelowała w nią widelcem. — W rzeczywistości jesteś
jedną z najbardziej sztywnych osób, które znam, Phil. Ale pozwalasz ludziom wchodzić ci na
głowę.
— Nieprawda. — Zaprotestowała Phil. Zawsze nienawidziła faktu, że ich matka chrzestna,
Wróżka postanowiła namieszać nie tylko w ich zewnętrznym wyglądzie, ale też w osobowości.
To jednak nie zrobiło z niej popychadła. — Tylko dlatego, że nie łapię życia za gardło i go nie
duszę, jak ty, nie znaczy, że się nim nie cieszę. Po prostu jestem trochę bardziej… cóż…
— Uciśniona. — Zakończyła za nią Cass.
— Miałam powiedzieć powściągliwa. — Phil poklepała kąciki ust serwetką i wygięła brwi.
— Co za szkoda, że nie możesz zażyczyć sobie na urodziny, żeby Christian zadał to pytanie.
— Powiedziała Rory z westchnieniem.
— Znasz zasady. — Wytknęła Phil. — Życzenie nie może wpłynąć trwale na nikogo, poza
wypowiadającym, nie możesz zażyczyć sobie więcej życzeń i niezależnie od rezultatu magia
powstrzymuje cię przed bezpośrednim mówieniem o tym komuś spoza rodziny. — To ostatnie
było szczególnie trudne. Phil często chciałaby móc wyjaśnić ponure konsekwencje spapranego
zaklęcia, ale próby nic by nie dały. Nikt, kto nie posiadał przynajmniej kropli krwi Wróżek lub
elfów nie słyszał tego, co mówiła, gdy próbowała wyjaśniać coś o magii. To brzmiało dla nich
jak brzęczenie lub szum, albo odwracało ich uwagę tak, że zmieniali temat i zaczynali mówić
o czymś całkowicie innym.
— A mówiąc o zasadach i regulacjach, co twój zasadniczy narzeczony zaplanował na twoje
urodziny w tym roku? — Zapytała Cass, dając znak kelnerowi, żeby dolał wina. — Może
usunięcie kija ze swojego tyłka, żebyście, chociaż raz mogli się trochę zabawić? Czyż to nie
byłby powód do świętowania?
Phil zarumieniła się. — Jeszcze nie wiem, co zrobi. To niespodzianka.
— Jak w zeszłym roku? „Niespodzianka, zapomniałem?” — Cass skrzywiła się, gdy kelner
dolał jej do kieliszka Chablis.
— Nie zapomniał. — Zaprotestowała Rory. — Przysłał najpiękniejszy bukiet różowych róż
z jednym, idealnym pączkiem czerwonej róży pośrodku. To było takie romantyczne.
— Christian ich nie przysłał. — Powiedziała płasko Cass. — To Josh.
— Och, założyłam, że to Christian. Ale Josh? Josh uroczy gość z twojego biura? Ten Josh?
— Rory straciła zainteresowanie swoimi frytkami ze słodkich ziemniaków i popatrzyła na nią.
— Widziałam zdjęcie waszej dwójki razem na ostatnim, biurowym przyjęciu
bożonarodzeniowym — gorący. Te duże, brązowe oczy i słodki uśmiech. Mmm. —
Uśmiechnęła się z rozmarzeniem.
— Też widziałam to zdjęcie. — Zauważyła Cass. — Rory ma rację. I chyba widziałam też
jakieś mięśnie. Może być maniakiem komputerowym w waszym biurze, ale założę się, że
ukrywa ciało Brada Pitta pod tymi workowatymi ubraniami do pracy, Phil.
— To mój najlepszy przyjaciel. — Phil spuściła wzrok i przekręciła na palcu diamentowy
pierścionek zaręczynowy, który Christian dał jej przed czterema laty. — Chodzi mi o to, że nie
zauważam takich rzeczy bardziej niż on zauważa mnie… w ten sposób. Przysłał róże, bo
wiedział, że miałam doła. To wszystko. Josh jest po prostu tak miły.
— No cóż, to nadal romantyczny gest. — Upierała się Rory.
— Nie. To był gest przyjaźni. — Powiedziała pewnie Phil. — To właśnie oznaczają różowe
róże — przyjaźń. W każdym razie nawet ich nie wybrał. Po prostu je zamówił, ponieważ
widział, że czułam się źle. A poza tym Christian wynagrodził mi zapomnienie o moich
urodzinach. Powinnyście widzieć jak źle się z tym czuł — prawie płakał, a to wiele o nim mówi.
— Machnęła widelcem, próbując sprawić, żeby jej siostry zrozumiały. Christian i Cass
nienawidzili się prawie od początku. Co do Rory, to zbytnio zajęła się zdjęciem Josha, które
widziała, żeby docenić drobniejsze zalety Christiana — właściwie Phil nie zawsze sama o nich
pamiętała, zwłaszcza w ciągu ostatniego roku, gdy wszystkie sprawy z jej narzeczonym
wydawały się iść źle.
— Prawie płakał, tak? — Zapytała sucho Cass. — No, no… to naprawdę nie brzmi mi jak
Pan Wszystko Zgodnie z Procedurą, Pozbawiony Emocji Prawnik.
— Cóż, to prawda. — Zaprotestowała Phil. — Zabrał mnie do drogiej restauracji, chociaż
naprawdę nie mogliśmy sobie na to pozwolić. I kupił mi najpiękniejszą sukienkę, i nawet trafił
z rozmiarem.
— Och — trafił, bo zadzwonił i zapytał mnie i babcię. — Dodała Rory. — Ale masz rację,
Phil. To był słodki gest.
— Musiał dzwonić i pytać? Nigdy nie mówił… — Phil zmarszczyła brwi z determinacją.
— Słuchajcie, chodzi o to, że nie ważne, czy chcecie to dostrzec, Christian jest przystojny i
inteligentny, i —
— Ograniczony i nudny. — Wtrąciła Cass. — Ale hej, to nie ja za niego wychodzę.
Oczywiście w takim tempie, w jakim wam to idzie, ty też nie, Phil.
— Dosyć. — Phil uniosła rękę. — Nie jesteśmy tu, żeby planować mój ślub, chociaż
Christian i ja zamierzamy wyznaczyć datę bardzo niedługo. Jesteśmy tu, żeby zaplanować
strategię na moje urodzinowe życzenie. Potrzebuję waszej pomocy. To dwadzieścia pięć lat, a
wiecie, że urodziny, kończące się na cyfry nieparzyste są szczególnie złe. W jakiś sposób magia
robi się silniejsza, a osoba machająca magiczną różdżką nie dba o konsekwencje…
— Katastrofa. — Powiedziała Cass, a Rory ze współczuciem pokiwała głową.
— Dokładnie. — Powiedziała Phil, wskazując Cass widelcem. — Pomyśl tylko, co się stało
w twoje piętnaste urodziny.
— Och, czy to nie było wtedy, gdy zażyczyłaś sobie porno cyców? — Zapytała Rory
wystarczająco głośno, żeby kilka starszych osób przy sąsiednim stoliku spiorunowało je
wzrokiem.
— Może następnym razem mogłabyś to wykrzyczeć? — Syknęła Cass. — I nie. Nie
zażyczyłam sobie „porno cyców.”
— Życzyła sobie mieć dokładnie tak duże piersi, jak u Christy Seaton. — Phil poczuła jak
do kącików jej ust zakrada się uśmiech. — Była dziewczyną z mojej klasy, kilka lat starszą od
Cass i zawsze miała najfajniejszych chłopców, z… ach, pewnych dość oczywistych powodów.
Jedynym problemem było to, że MCW myślała, że Cass prosiła o piersi jak u Trixie Teetons,
gwiazdki filmów dla dorosłych. — Uśmiechnęła się. — Co to był za bałagan.
Cass westchnęła. — Taa, wyglądałam jak wykałaczka z dwiema kantalupami. I musiałam
tak chodzić przez cały tydzień, zanim MCW zgodziła się w końcu to cofnąć.
— Można by pomyśleć, że zda sobie sprawę, że piętnastolatka nie chce mieć stanika w
rozmiarze podwójnego G. — Rory zadrżała i spojrzała na własną klatkę piersiową.
— Chodzi nie tyle o to, że nie zdaje sobie sprawy, tylko, że nie dba. — Powiedziała Cass.
— Nie jesteśmy pełnej krwi i nie mamy skrzydeł ani nie nosimy różdżek. Nie potrafimy latać
ani czarować, ani znikać w kłębach ładnego, różowego dymu. Jesteśmy wyłącznie bólem w jej
błyszczącym tyłku, którym musi zajmować się trzy razy w roku. I zgodnie z jej sposobem
myślenia, to o trzy razy za dużo.
— Więc, dlaczego nie zostawi nas w spokoju? — Zażądała odpowiedzi Rory. — I tak mam
dość jej prezentów. Kto chce brzmieć jak ptak, gdy próbuje śpiewać? — Otwarła usta by
zademonstrować i wydała świergot słowika, który sprawił, że przechodząca obok kelnerka
zagapiła się na nią. Cass kopnęła ją pod stołem i Rory gwałtownie umilkła.
— Już wiele razy o tym dyskutowałyśmy. Każdy, kto ma, choć kroplę krwi Wróżek ma
przypisaną matkę chrzestną, Wróżkę — coś jak dostanie prawnika z urzędu w sądzie, jeśli nie
możesz sobie na żadnego pozwolić. Rada Wróżek miałaby jej różdżkę, gdyby przestała
przynajmniej udawać, że ma na nas oko. — Powiedziała ponuro Phil. — Więc utknęłyśmy z
nią tak, jak ona z nami. MCW jest i zostanie, więc muszę wybrać życzenie.
Zaskakująco ciężko było wymyślać życzenia, które nie zawiodą i nie zrujnują człowiekowi
życia. Wszystkie przekonały się o tym w przykry sposób. Rory zażyczyła sobie kiedyś móc
rozmawiać z psami i została zmieniona w sznaucera — zupełnie nie to miała na myśli. Phil i
Cass miały okropne trudności z ukryciem tej porażki przed zbyt łatwo podniecającą się babcią.
Musiały wykorzystać swoje kieszonkowe, żeby kupować młodszej siostrze psie żarcie, dopóki
ich matka chrzestna, Wróżka nie raczyła się pojawić i odwrócić źle rzucone zaklęcie. A to była
jedna z mniejszych, urodzinowych katastrof, które przypominała sobie Phil.
— Co z dobrym miejscem parkingowym, gdziekolwiek pojedziesz? — Zasugerowała Rory.
— To moje. — Cass uniosła rękę. — Tego zażyczyłam sobie w zeszłym roku. — Nigdy nie
wybieramy się na zakupy oddzielnie, więc to byłoby zmarnowane życzenie. A skoro już przy
tym jesteśmy, kiedy się wybierzemy i poszukamy nowego kostiumu na plażowe przyjęcie
twojego biura, Phil? Wiesz, że stary jest spisany na straty, ponieważ babcia pomyłkowo go
wybieliła.
— To nie może być jutro; Christian prawdopodobnie zaplanował coś na moje urodziny. —
Phil kaszlnęła z zawstydzeniem i jej siostry nie skomentowały. — We wtorek też nie mogę.
Może w środę, skoro ta plażowa impreza przed czwartym lipca jest w czwartek. — Pociągnęła
łyk wina. — A teraz weźcie się w garść — wracamy do życzeń.
— Zażycz sobie, żeby twoja herbata zawsze była gorąca, nie ważne jak długo pozwalasz jej
stać. — Zasugerowała Rory.
— Zrobiłam to na pierwszym roku studiów, w czasie końcowych egzaminów na letnim
semestrze. Nie chciałam ciągle wstawać, żeby zaparzyć następny dzbanek, gdy się uczyłam. —
Powiedziała Phil. To właściwie było jedno z jej lepszych życzeń. Jedno z niewielu, których nie
pożałowała i nie musiała błagać ich matki chrzestnej o cofnięcie. Odkryły, że proste życzenia
działały najlepiej. Im bardziej skomplikowane robiło się życzenie, tym więcej było miejsca na
katastrofę.
— Dobrze, a co z —
— Przepraszam panie. — Kelner, dobrze wyglądający, młody mężczyzna z równo
przyciętym wąsem i ciemnymi włosami stał obok Phil z przykrytą tacą. Pochylił się do niej
konfidencjonalnie, a ona prawie jęknęła, gdy do połowy uniósł pokrywę i zobaczyła, co było
na tacy.
— Usłyszałem rozmowę o urodzinach i pomyślałem, że mogłaby pani mieć ochotę na deser.
— Powiedział, uśmiechając się do niej uprzejmie. — Oczywiście z wyrazami szacunku od
lokalu.
— Oczywiście. — Powiedziała słabo Phil, wiedząc, że protesty nie miały sensu.
— Ooo, co to? — Rory, będąca nienasyconym łasuchem, pochyliła się, żeby zajrzeć na tacę.
— A jak sądzisz? — Zapytała Cass. — To, co zawsze.
— Och. — Rory wyglądała na rozczarowaną, a obie siostry powiedziały jednocześnie. —
Eklerka.
— No cóż… tak. — Kelner całkowicie uniósł tacę, wyglądając na lekko zaskoczonego.
Położył zimne naczynie z jego czekoladową, kremową zawartością przed Phil, która
spróbowała stłumić dreszcz na ten widok.
Gdy miała osiem lat wyraziła nieprzemyślane urodzinowe życzenie, żeby przez resztę życia,
każdego dnia mogła dostać eklerkę. Od tamtego czasu, nie ważne, gdzie była, ani co robiła, w
pewnym momencie, zanim zegar wybił północ i zaczął się nowy dzień, ktoś oferował jej
eklerkę. To mógł być kelner, członek rodziny czy nawet zupełny nieznajomy na ulicy, ale tak
czy inaczej dostawała swoją eklerkę mimo tego, że od dawna chciało jej się wymiotować na
ich widok.
Raz zamknęła się w łazience na cały dzień, odmawiając wyjścia, w próbie uniknięcia
lepkiego deseru. Nie zadziałało — magia zmusiła Cass do pójścia do piekarni i skorzystania z
własnego kieszonkowego, żeby kupić jedną, mimo, że bardzo nie chciała. Wepchnęła ją pod
drzwi łazienki, gorzko narzekając na ludzi, którzy nie stawiali czoła konsekwencjom swoich
życzeń. Phil nigdy więcej nie próbowała ukryć się przed swoją, codzienną eklerką.
Dzięki Bogu, pomyślała, patrząc na czekoladowo kremowe ciastko, że nie zażyczyła sobie,
żeby rzeczywiście zjeść eklerkę każdego dnia życia, bo do tej pory zostałaby bulimiczką. Gdy
tylko kelner się oddalił, pchnęła talerz w kierunku Rory, która zajęła się nią z filozoficznym
spokojem. Dla jej młodszej siostry czekolada była czekoladą.
Popatrzyła na zegarek i zobaczyła, że ich przedurodzinowa sesja planowania prawie
dobiegła końca, a ona nadal nie miała żadnych, dobrych pomysłów na życzenia. Musiała
wymyślić coś dobrego, coś małego, coś, co nie zmieniłoby jej życia na zawsze…
Nagle z wnętrza jej wygodnej, czarnej torebki zaczęło rozbrzmiewać stłumione wykonanie
„Pachebel’s Canon.”
— Hej, Phil, dzwoni ci torebka. — Powiedziała z zadowoleniem Cass. Jej własny telefon
miał ustawiony motyw z X-mena, a u Rory dzwonek zmieniał się w zależności od tego, kto
dzwonił. Phil wygrzebała telefon z torebki i spojrzała na numer.
— To Christian. Lepiej już pójdę.
— Szczerze, zanim pozwoliłabym mężczyźnie tak mi rozkazywać… — Gderała Cass. Rory
wzruszyła tylko ramionami z ustami pełnymi eklerki.
— Nie rozkazuje mi — mamy plany. A gdybyśmy nie spędziły całej sesji strategicznej na
krytykowaniu, sama też miałabym plan. — Powiedziała marudnie Phil. Jej magicznie
wywołany, łagodny temperament zapewniał, że nigdy całkowicie nie traciła spokoju, ale przy
irytującej, młodszej siostrze najbardziej zbliżała się do takiego stanu.
— Wszystko jedno. Lepiej odbierz ten telefon zanim Christian dostanie zawału. Wiesz, jaki
się robi, gdy musi na coś czekać. — Powiedziała Cass, unosząc brwi.
Phil otwarła telefon.
— Hej, skarbie. — Głos Christiana wypełnił jej ucho. — Słuchaj, nie chcę cię poganiać, gdy
jesteś z siostrami, ale wiesz, że mamy dziś zaplanowaną wielką noc.
— Cześć, kochanie. — Phil stłumiła westchnienie. Zdenerwowała się na siostry, gdy
mówiły, że zawsze była poza domem, „zabawiając” ważnych klientów jej narzeczonego, ale
taka była prawda. Czasami życzyła sobie, żeby sprawy mogły wrócić do stanu z czasów zanim
Christian ukończył szkołę prawniczą i dostał pracę, jako rozchwytywany adwokat. Mimo, że
to brzmiało jak szaleństwo, właściwie brakowało jej tych wieczorów, gdy siedzieli razem w
domu i jedli kanapki, bo nie stać ich było na nic innego. Wtedy mieli przynajmniej czas, żeby
porozmawiać — naprawdę nawiązać kontakt. Przez ostatni rok Christian pracował tak ciężko
całymi dniami i zajmował się klientami wieczorami, że czuła się, jakby ledwie go znała.
Phil wepchnęła nielojalną myśl w kąt umysłu i spróbowała brzmieć na szczęśliwą. — Więc,
kogo dzisiaj zabawiamy? I dokąd idziemy? — Zapytała pogodnie.
— Zabieramy Heidi i George’a Ghentów. I zrobiłem rezerwację na cztery osoby w Bern’s.
— Zaśmiał się, a Phil się skrzywiła. Bern’s było jednym z najdroższych, podających steki lokali
w Tampa. Restauracja miała sezonowane steki i listę win, podobno nieporównywalną z żadnym
miejscem w kraju. — Rok temu nie moglibyśmy sobie na to pozwolić, prawda, Philly,
skarbeńku? — Ciągnął Christian. — Nie można nie kochać tego funduszu reprezentacyjnego.
Ale jak mówi mój starszy wspólnik, klient ma zawsze rację, a Ghent chciał iść właśnie tam. To
może być dla nas bardzo ważny nabytek.
— Brzmi… wspaniale. — Powiedziała Phil, mając nadzieję, że nie mógł usłyszeć wahania
w jej głosie. Wydawało się, że każdy klient był ważnym nabytkiem, ale nigdy sobie nie
wyobrażała, że Christian, jako praktykujący prawnik, będzie spędzał tyle czasu na zdobywaniu
nowych i kolacjach z potencjalnymi klientami. To z pewnością nie było to, co miała nadzieje
robić, gdy sama przebrnie przez studia prawnicze. Phil zamierzała specjalizować się w prawach
obywatelskich i reprezentować ludzi, których prawa były naruszane. Jakoś nie sądziła, że
większość jej klientów będzie wielkimi szychami, domagającymi się zabierania do
najdroższych restauracji w mieście.
— …więc musisz tu wrócić, jeśli masz mieć czas zrobić się na bóstwo. — Ciągnął głos
Christiana w jej uchu i Phil zorientowała się, że odpłynęła myślami, śniąc na jawie o swojej,
przyszłej karierze prawnej.
— Och, taa? — Powiedziała, mając nadzieję, że nie zauważył jej chwilowego braku
koncentracji.
— Taa. — Powiedział Christian, najwyraźniej nieświadomy, że przestała go słuchać. —
Wiem ile czasu zajmuje wam, kobietom przyszykowanie się. I nie mów mi, że jestem
seksistowską świnią, Phil. Wiesz, że musisz poświęcić dwa razy więcej czasu niż ja, żeby
wyglądać zniewalająco.
— Ale ja zawsze jestem zniewalająca. — Przypomniała mu Phil. To był między nimi stary
żart i Christian zwykle odpowiadał nieprzyzwoicie, jak bardzo chciał ją „zniewalać.”
Jednak tym razem powiedział tylko. — Uh-huh. Słuchaj, skarbie, muszę się zająć jeszcze
kilkoma rzeczami. Zobaczymy się wkrótce?
— Jasne. — Powiedziała Phil, czując się przybita. Ale znów, nie mogła oczekiwać, że będzie
pamiętał każdy ich stary żart, czyż nie? — Już wychodzę. — Powiedziała do niego. — Do
zobaczenia niedługo. Kocham cię.
— Ciebie też, skarbie. Do zobaczenia.
— Pa. — Zamknęła telefon i wstała, żeby zebrać rzeczy. — Muszę iść.
Rory pospiesznie przełknęła kęs eklerki. — Ale nie wymyśliłyśmy jeszcze idealnego
życzenia. Musisz być ostrożna, Phil! Nie zapomnij jak zażyczyłaś sobie, żeby zawsze mieć na
nogach ładne buty, a potem te szpilki nie chciały zejść ci ze stóp przez dwa tygodnie.
Cass prychnęła. — O tak — ładne to one były. Ale wygodne? Nie za bardzo.
Phil skrzywiła się. — Nie przypominaj mi. Cud, że nie mam płaskostopia po tym drobnym
fiasku z życzeniami. — pochyliła się i musnęła pocałunkiem policzek najmłodszej siostry. —
Ale nie martw się o mnie — coś wymyślę.
— Lepiej, żeby tak było. — Powiedziała ponuro Cass. — I lepiej, żebyś miała to gotowe do
piętnaście po szóstej jutrzejszego wieczora — dokładnie o godzinie, w której się urodziłaś.
Inaczej MCW wybierze za ciebie, a wiesz, jakie są jej wybory. — Niestety wszystkie wiedziały.
Nie trzeba było szukać dalej niż ich dramatyczne włosy i oczy, ptasi głos Rory i łagodny
temperament Phil, żeby wiedzieć, że ich matka chrzestna, Wróżka była całkowicie odrealniona,
albo oglądała za dużo kanału Disney’a.
— Słuchajcie, po prostu miejcie oko na babcię i dzwońcie, jeśli wpakuje się w kłopoty. —
Powiedziała, żeby pocałować w policzek również Cass. — I nie martwcie się o mnie, w
porządku? Będzie dobrze.
Ale nie mogła nic poradzić na napięcie, leżące jej w żołądku jak zimna eklerka. Nadchodziły
jej urodziny, a ona była całkowicie nieprzygotowana.
Rozdział 2
— Zgadnij, jaki jest smak miesiąca.
Głos po drugiej stronie słuchawki mocno podbudował Phil. Dąsała się na kanapie, odkąd
wrócili do domu po kolacji z klientami Christiana w Bern’s. A przynajmniej tak nazywał to
Christian — Phil nazywała to odczuwaniem smutku. I nic nie mogła na to poradzić — nie, jeśli
wzięło się pod uwagę wydarzenia tej nocy. Zwłaszcza, gdy na początku tego wieczora czuła się
tak dobrze.
Mimo, że ich towarzystwo na kolacji było mniej niż przyjemne (pan Ghent był chamem,
lubiącym popisywać się swoimi inwestycjami, a pani Ghent snobką, z którą większość
rozmowy kręciła się wokół tego, jak ciężko znaleźć dobrą służbę, która nie wyszczerbi jej
kryształów z Waterford3
) Phil i tak zdołała dobrze się bawić.
W czasie jazdy do domu, przytuliła się do narzeczonego, czując efekty działania
skandalicznie drogiego rocznika, zamówionego przez klienta, ze słynnej listy Bern’s,
rozlewające się po jej żyłach ciepłym mrowieniem. Szampan sprawiał zwykle, że robiła się
beztroska i jak określała to Cass, napalona. Phil wolała myśleć o tym, jako w nastroju na amory,
a skoro nie pamiętała już ostatniego razu, gdy kochali się z Christianem, to wydawało się dobrą
rzeczą. Jednak jej narzeczony nie miał takiego samego wrażenia.
— Przestań, Phil. Nie widzisz, że próbuje prowadzić? — Zapytał ostro, gdy skubnęła jego
ucho.
Skoro byli praktycznie jedynym samochodem na bocznej drodze, którą wybrał, Phil nie
wydawało się to wielką sprawą. — Daj spokój, Christian. — Wymruczała swoim
najseksowniejszym tonem. — Rozluźnij się. Co mogłoby się stać w najgorszym razie?
— Moglibyśmy zjechać z drogi i dostałbym mandat za jazdę pod wpływem.4
— Warknął z
irytacją. — Jak by to wyglądało w moich aktach? Moja kariera poszłaby prosto do szamba, a
wszystko dlatego, że nie potrafiłaś trzymać rąk przy sobie, aż dotrzemy do domu.
— Przepraszam. — Phil z westchnieniem przesunęła się z powrotem na własną stronę
samochodu. Dlaczego ostatnio za każdym razem, gdy chciała kochać się z Christianem, on ją
zniechęcał? Zawsze był zbyt zajęty lub zbyt zaabsorbowany myślami o pracy, żeby mieć czas
dla nich. To zasmucało Phil i odcinało ją od niego, jakby między nimi znalazł się dystans, przez
który nie potrafiła przerzucić mostu, nie ważne, jak się starała — oczywiście nie przyznałaby
tego Cass czy Rory. W rzeczywistości nie przyznawałaby tego przed samą sobą, gdyby nie
miała w ciele kilku musujących kieliszków bąbelków. No cóż, może po prostu martwił się
prowadzeniem samochodu i będzie w lepszym nastroju, gdy wrócą do ich apartamentu.
3
Waterford – miasto portowe w południowowschodniej Irlandii, znane z przemysłu szklarskiego.
4
I tylko tyle? U nas mandaty, punkty karne, zabieranie prawa jazdy, a jak ludzie jeździli po pijaku, tak jeżdżą.
Tyle, że nie był. Ledwie spojrzawszy na Phil, przecisnął się obok niej w chwili, gdy otwarła
drzwi i poszedł do wolnej sypialni, którą przeznaczył na swój gabinet, gdy się wprowadzili.
— Wybacz, Philly, skarbeńku, mam dużo do zrobienia. — Rzucił przez ramię, gdy
zaprotestowała.
I tak skończyła na kanapie, malując sobie paznokcie u stóp, czując się smutna i
zaniedbywana. Czy to tylko jej wyobraźnia, czy między nią i Christianem nie wszystko było
już w porządku? Ostatnio wydawał się tak zaabsorbowany czymś innym. Oczywiście Phil
wiedziała, że wykonywał wymagającą pracę, ale jednak. Wydawało się, że mógłby znaleźć
trochę czasu na bycie z nią. Cóż, może był zajęty planowaniem czegoś wielkiego na jej
urodziny. W takim przypadku z radością wybaczyłaby mu dzisiejszą noc. Postanowiła wyrzucić
z myśli całą tę sprawę i skoncentrować się na czymś innym.
Wiedziała, że powinna próbować myśleć o życzeniu, ale w głowie nadal szumiało jej od
szampana i nie miała w tej chwili chęci wysilać mózgu. Na pewno coś wymyśli, zanim
nadejdzie moment jej urodzin. Nieprawdaż?
I wtedy zadzwonił telefon, wydobywając ją z melancholii.
— Zgadnij smak. — Ponaglił znajomy głos. — Dawaj, Swann. To jeden z twoich
ulubionych.
— Czekoladowo krówkowa mokka? — Zgadła.
— Nie, ale ciepło. W każdym razie, na ile lody mogą być ciepłe. — Zachichotał Josh, jej
najlepszy przyjaciel z pracy. Jego głęboki głos rozgrzał ją nawet przez telefon.
— Fala masła orzechowego. — Powiedziała Phil, odstawiając buteleczkę lakieru do
paznokci, angażując się w grę. Była to gra, w którą ona i Josh grali, co tydzień, gdy zmieniały
się smaki w I Scream, U Scream, jednym z ich ulubionych miejsc. To miał być smak miesiąca,
lecz w rzeczywistości zmieniał się częściej. Co w opinii Phil było równie dobrym
usprawiedliwieniem, jak każde, żeby zjeść loda.
— Znów źle i zimno, Swann. Naprawdę zimno. — Josh nadal brzmiał na rozbawionego.
— W porządku. Więc to coś z czekoladą. — Phil zamknęła oczy, próbując się
skoncentrować. Szum szampana mijał i czuła się teraz bardziej sobą. — Uch, nie mów mi. To
nie… to nie może być…
— Miłosna Mikstura Numer Dziewięć! — Zakończył za nią Josh. — Twoje ulubione.
Chcesz trochę? Mogę po ciebie wpaść za pięć minut.
— Och, no nie wiem, Josh… — Phil zerknęła na zegarek, żeby sprawdzić godzinę. — Jest
naprawdę późno, poza tym nie wiem, jak się poczuje Christian, jeśli teraz wyjdę.
— Przepraszam, Swann. — Jego głos był ściszony. — Czy, uch, przeszkadzam w jakichś
przedurodzinowych obchodach? Wy dwoje mieliście właśnie wyjść pomalować miasto na
czerwono?5
— Co? Och, nie. — Phil zarumieniła się, chociaż nie mógł jej widzieć. — O ile malowanie
paznokci u stóp na czerwono się nie liczy, to nie.
— Czerwone paznokcie u stóp? Łał, robi się gorąco. Lepiej dam ci już spokój. — Josh
zabrzmiał, jakby miał zaraz odłożyć słuchawkę, a Phil zapragnęła nagle, żeby tego nie robił.
— Nie, zaczekaj. — Wstała i szła ostrożnie, żeby nie rozmazać sobie pedikiuru. — Tylko
powiem Christianowi, że wychodzę na kilka minut. W tej chwili przyda mi się trochę Miłosnej
Mikstury Numer Dziewięć. — Na więcej niż jeden sposób, powiedziała sobie, podchodząc na
piętach do drzwi pracowni. Jednak odepchnęła te myśl. Jej narzeczony był po prostu zajęty i
zaabsorbowany pracą. Miała pewność, że wkrótce będzie lepiej. Jak tylko naprawdę
zabezpieczy sobie miejsce w pracy, nie będzie musiał tak ciężko harować i znów będą sobie
bliscy.
— Christian. — Powiedziała, otwierając drzwi. — Josh i ja idziemy po przekąskę do I
Scream. Chcesz coś?
Rozmawiał z kimś przez komórkę i odwrócił się by posłać jej zirytowane spojrzenie. —
Zaczekaj chwilę. — Powiedział komuś po drugiej stronie. Potem zwrócił się do Phil, marszcząc
brwi. — Teraz? Czego?
Powtórzyła się, dodając: — Mają teraz Miksturę Miłosną Numer Dziewięć. Chcesz?
— Nie, skarbie. Idź się rozerwać i nie martw się o mnie.
— Dobra. — Uśmiechnęła się do niego. — To do zobaczenia później.
— Taa. Hej i nie czekaj na mnie jak wrócisz. Pewnie będę nad tym siedział przez pół nocy.
— Wskazał stosy papierów, które rozłożył na biurku i przesunął ręką po ciemnoblond włosach.
— Och. — Powiedziała słabo Phil. — Myślałam… myślałam, że może będziesz chciał iść
dziś do łóżka trochę wcześniej.
— Nie mogę. Przepraszam, skarbie — za dużo pracy. — Christian wrócił do swojej
rozmowy, wyraźnie nie chwytając jej wskazówki. Phil westchnęła. To tyle w kwestii nocy
namiętnego kochania się. Cóż, nadal mogła czekać z niecierpliwością na lody czekoladowe ze
swoim, najlepszym przyjacielem. Teraz była podwójnie zadowolona, że Josh do niej zadzwonił.
— Więc ruszamy? — Zapytał Josh, gdy zamknęła drzwi i z powrotem przyłożyła telefon do
ucha.
— Och, słyszałeś to? — Phil poczuła jak jej policzki czerwienieją. Miała nadzieję, że Josh
nie usłyszał jak pytała Christiana czy przyjdzie wcześniej do łóżka. Bycie spławioną przez
5
Idiom. Po naszemu zabawić się, bawić się dobrze.
narzeczonego było wystarczająco złe i nie potrzebowała jeszcze publiczności jej
zawstydzającej sytuacji.
— Część. — Powiedział taktownie Josh. — Dość, żeby wiedzieć, że idziemy. Będę za pięć
minut — wystarczy, żeby zdążyły ci wyschnąć paznokcie?
— Pójdę boso i po prostu zamówimy w stanowisku dla zmotoryzowanych. — Powiedziała
mu Phil. — Spotkamy się przed budynkiem, dobrze?
— Pewnie. Na razie. — Josh rozłączył się, a ona pobiegła się przebrać. Wysunięcie się z
wieczorowej sukienki i założenie dżinsowych szortów i T-shirtu bez rozmazania lakieru było
trudne, ale Phil i tak udało się znaleźć na chodniku, zanim przyjechał. Cement nadal był
nagrzany od letniego słońca i poczuła jak przypieka jej podeszwy stóp, gdy wskoczyła do małej
hybrydy Josha.
— Dobrze wyglądasz, Swann. — Uśmiechnął się do niej, gdy zapinała pas. Josh Bowman
był niedorzecznie wysoki, z pasującymi do wzrostu szerokimi ramionami i miał gęste,
krzaczaste, brązowe włosy, które zawsze wyglądały, jakby potrzebowały strzyżenia. Miał duże,
brązowe oczy i czarująco przekrzywiony uśmiech z jednym lekko pochylonym zębem z przodu
— w niczym nie przypominały klasycznych rysów Davisa Milesa, najgorętszego faceta z jej
biura czy piaskowo blond włosów i przeszywających niebieskich oczu Christiana. Mimo to w
jego niedopasowanych rysach było coś, co wydawało się działać. Bez wątpienia właśnie to
skłoniło Rory do nazwania go „gorącym,” gdy zobaczyła jego zdjęcie. Oczywiście Phil nigdy
nie myślała o nim inaczej, niż jak o przyjacielu, ale luźny sposób, w jaki rozmawiał i jego ciepły
śmiech od początku ją do niego przyciągały.
— W tym? — Phil popatrzyła na swoją zwyczajną, niebieską koszulkę i szorty. — W tym
momencie nie jestem ubrana na wizytę w operze.
— Nie. Chodziło mi o twoje włosy. — Wskazał na nią. — Prawie nigdy nie widuje cię z
rozpuszczonymi włosami.
— Och. — Phil z zawstydzeniem przyłożyła dłoń do swoich długich, blond włosów, ale Josh
mówił już, o czym innym.
— No to daj mi zobaczyć te nowe, seksownie czerwone paznokcie. — Zażądał, gdy wyjechał
z parkingu przed jej apartamentem.
— Josh… — Zaśmiała się Phil.
— Nie, poważnie. Pozwól mi je zobaczyć. — Klepnął deskę rozdzielczą. — Połóż je tutaj.
— Christian chybaby umarł, gdyby ośmieliła się położyć bose stopy na desce rozdzielczej
jego Lexusa, ale Josh był dość wyluzowany, żeby Phil się nie wahała.
— Proszę, zadowolony? — Zapytała, opierając gołe stopy na desce rozdzielczej i pomachała
do niego palcami stóp.
— Bardziej niż zadowolony. Jakie gorące, małe świnki. — Josh rzucił pożądliwym
spojrzeniem na jej palce u stóp i udawał, że skręca gwałtownie, gdy pochylił się, żeby się
przyjrzeć. — A jutro w pracy będę jedynym, który będzie wiedział, co znajduje się pod tymi
twoimi praktycznymi, czarnymi butami.
Phil zachichotała. — Nie wiedziałam, że masz taki stopowy fetysz, Bowman.
— O tak. Jestem wielkim fanem porno ze stopami. — Powiedział z poważną miną. — I mam
w zakładkach wszystkie takie strony. No wiesz, na przykład Całuj Moją Stopę i Wiązanie
Palców.
— I Forum Stopy. — Powiedziała, włączając się do gry.
Skinął głową. — O tak — jedno z moich ulubionych. I mam prenumeratę Penthouse Listy o
Stopach. Tylko, że wszystkie listy wydają się zaczynać tak: „Nie uwierzycie, ale to prawda —
zeszłej nocy pracowałem do późna w sklepie obuwniczym, gdy weszła ta niewiarygodnie
gorąca blondynka z odciskami i poprosiła o masaż stóp. Chwilę później miała czekoladowy
syrop między każdym palcem stopy i bitą śmietanę rozsmarowaną, aż do kostek…
W tym momencie Phil śmiała się już niekontrolowanie. — Błe! Josh, jesteś nieznośny. I
dlaczego ktoś miałby mieć syrop czekoladowy i bitą śmietanę w sklepie z butami?
Uśmiechnął się do niej. — Nie wiem — może facet zamierzał zrobić później bananowy
deser lodowy. Wiesz, pracownicy sklepów z butami też lubią bitą śmietanę. A skoro o lodach
mowa, jesteśmy. Chcesz jedną gałkę czy dwie?
Phil usiadła, zaskoczona, że jazda minęła tak szybko. Josh zjeżdżał już do stanowiska dla
zmotoryzowanych w I Scream, U Scream, gotowy złożyć ich zamówienie.
— Uch, lepiej jedną. — Powiedziała. — Byliśmy dzisiaj w Bern’s, a wiesz, jak obfite jest
tam jedzenie.
— Zabawiacie następnych klientów? — Josh wiedział wszystko o sytuacji w pracy
Christiana. Phil odkryła, że dobrze się z nim rozmawiało i nie był tak szybki w krytykowaniu,
jak miały w zwyczaju Cass i Rory.
— Zawsze. — Westchnęła, gdy złożył zamówienie. I Scream było zwykle spokojne i mogli
dostać zamówione lody w ciągu minuty.
— Chcesz zjeść tutaj czy weźmiesz je do domu? — Zapytał Josh, podając jej plastikową
łyżeczkę i mały, papierowy kubek doskonałych lodów.
Phil pomyślała o siedzeniu samotnie na kanapie, podczas gdy Christian pracował do późnej
nocy. — Zaparkujmy. — Postanowiła, wbijając łyżeczkę w lepką, czekoladową kulę w swoim
kubku. Mikstura Miłosna Numer Dziewięć była w praktyce zmrożoną masą krówkową,
upstrzoną maleńkimi, czekoladowymi pucharkami, wypełnionymi sosem malinowym. To było
dekadenckie i grzeszne, ale po wieczorze, który dopiero, co przecierpiała, Phil doszła do
wniosku, że zasłużyła.
— Jasna sprawa. — Josh zaparkował na pustej przestrzeni naprzeciwko małej, różowej
lodziarni. — Jesteś pewna, że Christian nie będzie miał nic przeciwko, że zatrzymuję cię do
późna?
— Co? Och, nie. — Phil wzruszyła ramionami. — Christian nie należy do zazdrosnych. —
To prawda, że początkowo czuła się trochę dziwnie, robiąc z Joshem rzeczy, które można było
uznać za randkę, jakie kiedyś robiła ze swoim narzeczonym. Ale Cass i Rory nie zawsze były
dostępne, a Christian ostatnio zawsze był zajęty, pracując do późna. A także szczerze nie
wydawał się mieć nic przeciwko. „Idź się rozerwać i nie martw się o mnie.” Zawsze tak mówił,
a ona tak robiła. Łatwo było bawić się ze swoim najlepszym przyjacielem — Josh zawsze
potrafił sprawić, że się śmiała, nawet, gdy była smutna.
— Gdybyś mnie pytała, jest trochę zbyt ufny. — Powiedział Josh, przesuwając dźwignię na
pozycję parkowania i zabierając się za swoje lody. — Chcę powiedzieć, skąd wie, że nie ssę ci
właśnie tych seksownych palców u stóp?
— Josh! — Phil trąciła go łokciem i zaśmiała się. — Wie, że może mi ufać, ponieważ ty i ja
jesteśmy tylko przyjaciółmi.
— Przyjaciółmi z fetyszem na punkcie stóp. — Przypomniał jej śmiertelnie poważnie Josh.
— Z tego, co wie twój narzeczony, mógłbym w tej chwili zlizywać czekoladowy sos z twojego
śródstopia.
— Wystarczy już. — Phil posłała mu udawany, groźny uśmiech. — Zabrałeś mnie tu tylko
po to, żeby prowadzić ze mną tę brudną rozmowę?
— Brudną? — Pochylił się i spojrzał na jej stopy. — No nie wiem, Swann. Dla mnie
wyglądają na dość czyste. — Phil udała, że chce go uderzyć, a on zrobił unik. — Dobrze już,
dobrze, miałem ukryte motywy. Mam coś dla ciebie — rodzaj przedurodzinowego prezentu.
Phil usiadła prosto na siedzeniu, zapomniawszy o lodach. — Josh, nie powinieneś.
— Pewnie, że powinienem. — Powiedział swobodnie. — Poza tym to nic naprawdę
wielkiego. Wypaliłem ci tylko płytę. Proszę. — Sięgnął przed nią by otworzyć schowek i Phil
nie mogła nie zauważyć ciepła jego umięśnionego ramienia na jej boku. Grzebał przez chwilę
wewnątrz i wyciągnął płaskie, zielone pudełko z plastiku. — No i jest; wiedziałem, że gdzieś
je tu wetknąłem. Dla ciebie, moja pani. — Podał jej je uroczyście, a Phil otwarła je,
podekscytowana. Uwielbiała dostawać drobne upominki i uwielbiała Josha za to, że o tym
wiedział. Przynajmniej raz w miesiącu dawał jej jakiś drobiazg znaleziony na pchlim targu lub
wyspecjalizowanym sklepie, który lubiła. To nigdy nie było nic wielkiego — po prostu drobne,
przemyślane prezenty, informujące ją, że Josh myślał o niej.
— Och, ścieżka dźwiękowa z Wicked! — Wykrzyknęła, patrząc na płytę. Poświęcił nawet
czas na zrobienie etykiety z oryginalnym logiem soundtracku. — Dziękuję, Josh. Od wieków
chciałam to mieć. — Odkąd Rory zachwycała się zobaczeniem tego wędrownego musicalu na
swoich zajęciach muzycznych w zeszłym semestrze, Phil sama pragnęła na niego pójść. Jednak
nie było sensu pytać Christiana. Nawet, gdyby mogli sobie pozwolić na bilety, i tak nie mogliby
pójść — żywy nie dałby się zaciągnąć na musical.
— Wiesz, w przyszłym roku będą występować w centrum sztuk. — Powiedział Josh,
uśmiechając się na widok jej zachwyconej reakcji.
Phil westchnęła. — Wiem, ale nie ma mowy, żeby Christian mnie tam zabrał. Nie ogląda
musicali.
— Wiesz, co? Jeśli chcesz, pójdę z tobą, gdy będą w mieście.
— Nie miałbyś nic przeciwko? — Phil popatrzyła na niego z powątpiewaniem. — Chcę
powiedzieć, że Christian twierdzi, że musicale są dla dziewczyn i gejów.
— Cóż, ja nie jestem żadnym z nich. — Zaśmiał się Josh. — Ale jej, dobra muzyka jest
dobrą muzyką. Słuchałem ich po tym, jak je dla ciebie ściągnąłem i nawet mi się spodobały.
— To byłaby świetna zabawa. — Powiedziała tęsknie Phil. — Nie mogę sobie przypomnieć
ostatniego razu, gdy stroiłam się, żeby pójść gdziekolwiek bez któregoś z klientów Christiana.
Cóż, przynajmniej jutro będziemy tylko we dwoje.
— Świętowanie, racja. — Josh wyglądał na zamyślonego, wybierając resztki swojej
Mikstury Miłosnej Numer Dziewięć. — No cóż, myślę, że powinniśmy już wracać, w końcu
jutro poniedziałek.
Phil jęknęła, odłożyła płytę i podniosła kubek szybko topniejących lodów. — Nawet mi nie
przypominaj!
— Po prostu kolejny dzień w raju, Swann. — Powiedział radośnie Josh, zapalając silnik. —
Tylko pomyśl, gdybyśmy oboje nie pracowali w pięknym BB&D, moglibyśmy nigdy się nie
poznać. A wtedy, kto zabierałby cię na lody i błagał, żeby zlizywać czekoladę z twoich stóp?
— Nikt. — Przyznała ze śmiechem Phil. Wiedziała, że odpowiedź powinna brzmieć
„Christian.” Jednak jej narzeczony nie wydawał się mieć czasu na proste przyjemności życia,
takie jak pójście na lody, albo niewielka rozrywka, nie uwzgledniająca wszechmocnego
funduszu reprezentacyjnego. Nie po raz pierwszy zapragnęła, żeby jej urodzinowe życzenie
mogło zmienić życie jakiejś osoby, poza jej własnym. Była pewna, że gdyby zachowała dużą
ostrożność i odpowiednio je sformułowała, życzenie mogłoby zrobić różnicę w jej relacjach z
narzeczonym. Może powinna zażyczyć sobie, żeby była bardziej zauważalna dla Christiana. Z
drugiej strony, magia jej matki chrzestnej, Wróżki prawdopodobnie sprawiłaby, że na jej czole
wyrośnie róg, albo zrobi się purpurowa. To z pewnością sprawiłoby, że stałaby się zauważalna,
ale nie w dobrym sensie. Nie, życzenie sobie czegokolwiek, związanego z Christianem, nie
było dobrym pomysłem. Sama będzie musiała zająć się swoim narzeczonym.
— Jesteś okropnie cicha. O czym myślisz? — Głos Josha zaskoczył ją i podniosła głowę by
zobaczyć, że byli już przed jej budynkiem.
— Och, to nic. Tylko odpływam myślami. — Skłamała Phil, pragnąc móc powiedzieć mu
prawdę. Z jakiegoś powodu miała uczucie, że gdyby mogła skłonić kogoś do zrozumienia magii
jej matki chrzestnej, to byłby to Josh. To jednak było szaleństwo — usłyszałby tylko
brzęczenie, albo zmienił temat jak wszyscy inni bez krwi Wróżek.
— Jesteś pewna? — Josh wyglądał na zmartwionego. — Poważnie Phil, wiesz, że jeśli
chcesz o czymś porozmawiać…
— Wiem. — Phil uśmiechnęła się do niego. Nawet jej siostry nie wychwytywały jej nastroju
tak szybko jak Josh. Wydawało się, jakby miał niewidzialny radar, nastawiony wyłącznie na
nią i zawsze wiedział, gdy była nieszczęśliwa albo czymś zmartwiona.
— Myślę, że lepiej już pójdę. — Westchnęła, manipulując przy zatrzasku drzwi. — Daj mi
swój kubek po lodach, wyrzucę go.
Josh zrobił jak prosiła, wkładając swój kubek w jej. — Chcesz, żebym odprowadził cię na
górę?
— Nie, nic mi się nie stanie. — W ich starym budynku natychmiast powiedziałaby tak — w
nocy był trochę straszny i nie znajdował się w najlepszej części miasta. Jednak teraz, mieszkając
z Christianem w dość przyzwoitym miejscu, nie miała powodu, żeby Josh odprowadził ją pod
drzwi, choć wiedziała, że zrobiłby to, gdyby poprosiła.
— No to do zobaczenia jutro. — Uśmiechnął się do niej, a ona ciepło odwzajemniła ten
uśmiech. Miała tyle szczęścia, posiadając tak wspaniałego przyjaciela, zwłaszcza teraz, gdy ona
i Christian przechodzili trudne chwile. Cóż, może nie dosłownie trudne chwile, wycofała się
pospiesznie. Po prostu… docierali się. A kiedy Christian naprawdę zapewni sobie miejsce na
nowym stanowisku prawnym, sprawy wrócą do normalności. Była o tym przekonana. W
międzyczasie miała bardziej naglące problemy, którymi musiała się martwić — na przykład,
czego sobie zażyczyć, gdy pojawi się MCW.
— Do zobaczenia jutro. — Powiedziała do Josha, zamykając drzwi. Zobaczyła jak macha,
zmieniając bieg w małym, hybrydowym samochodzie i odmachała, rękami zajętymi pustymi
kubkami po lodach i płytą Wicked.
Wchodząc po schodach do swojego mieszkania, oderwała myśli od najlepszego przyjaciela
i narzeczonego i zastanowiła się, czego mogłaby sobie zażyczyć, co nie zmieniłoby całkowicie
jej życia.
Rozdział 3
Obudził ją cichy pisk budzika. Phil wciągnęła szlafrok i założyła kapcie, i szybko wyszła z
łóżka, żeby zrobić kawę. Christian lubił gorącą, czarną kawę i gazetę tuż po obudzeniu, inaczej
przez cały dzień był drażliwy. Zawsze mówił, że to był jedyny sposób, żeby właściwie zacząć
dzień. Phil upewniała się, że jego poranki mijały gładko już prawie od pięciu lat — z których
cztery byli zaręczeni.
Phil spotkała swojego narzeczonego w college’u, gdy oboje byli na wstępnym kursie
prawniczym i bardzo szybko zamieszkali razem. Christian był jedynym, poważnym
chłopakiem, jakiego w życiu miała i kiedy stwierdził, że więcej sensu miałoby, gdyby tylko
jedno na raz studiowało prawo, żeby uniknąć brania zbyt wielu pożyczek, niechętnie się
zgodziła. Phil zrobiła dyplom praktykanta adwokackiego, ale po ślubie zamierzała wrócić na
studia prawnicze.6
Jeśli ten ślub kiedykolwiek się odbędzie.
Zgniotła tę negatywną myśl i na palcach podeszła do drzwi, żeby wziąć gazetę. Niedawno
przenieśli się do znacznie milszego budynku niż ten, na który mogli sobie pozwolić zanim
Christian dostał pracę w wiodącej firmie prawniczej w mieście. Tym, co najbardziej podobało
się Phil w tym mieszkaniu, był fakt, że gazeciarz naprawdę dostarczał gazetę do samych drzwi.
W starym budynku musiała zejść trzy piętra i przez podjazd, wysypany ostrym żwirem, żeby
zdobyć gazetę. Tutaj wszystkim, co musiała zrobić, było sięgnąć za drzwi.
Phil otwarła drzwi i sięgnęła… jednak żadna gazeta nie spotkała się z jej zamykającą się
dłonią. Ciaśniej owijając wokół ramion fioletowy szlafrok (prezent od Cass), popatrzyła na
zegarek. Dokładnie siódma, a gazeta zawsze była dostarczana pod drzwi punkt szósta piętnaście
— Christian upewnił się, że tak będzie, gdy podpisali umowę najmu. Phil zazgrzytała zębami.
Dokładnie wiedziała, dokąd powędrowała jej brakująca gazeta. Wzdychając, podeszła do drzwi
po przeciwnej stronie korytarza i zastukała lekko w połyskujące, brązowe drewno.
Usłyszała po drugiej stronie szurające kroki, a potem dźwięk otwierania niezliczonych
zamków i zasuw. W drzwiach pojawiła się szczelina, pokazująca jedno, paciorkowate oko i
pani Tessenbacker, jej sąsiadka zerknęła na nią ze środka.
— Tak? — Powiedziała podejrzliwie, zanim rozpoznała Phil. — Och, dzień dobry,
Philomeno! — Zaćwierkała z szerokim uśmiechem, sprawiającym, że jej policzki pokryły się
zmarszczkami. Nieprawdopodobnie białe, sztuczne zęby w jej pomarszczonej twarzy
sprawiały, że wyglądała jak starożytny krokodyl. Starożytny, skąpy krokodyl. Pomyślała
ponuro Phil.
— Pani Tessenbacker. — Powiedziała, próbując się uśmiechnąć. — Widziała pani
przypadkiem dziś rano naszą gazetę? Wie pani, jak Christian lubi czytać ją rano, przed pracą.
6
Jakoś mi się nie wydaje, żeby ten pomysł przypadł mu do gustu. Tam się trzeba dużo uczyć i kto będzie mu
podawał kawę do łóżka, gdy ona będzie zajęta?
— Hmm. — Starsza pani jeszcze bardziej zmarszczyła czoło i postukała się w policzek
zakrzywionym palcem, jak gdyby w głębokim namyśle. Phil stłumiła chęć stukania stopą,
przeczekując ten Oskarowy występ. Obie wiedziały, że to tylko formalność.
— Powinna być tu kwadrans po szóstej. — Przypomniała sztywno sąsiadce. I wiem, że ją
zabrałaś! Oczywiście nie mogła głośno jej o to oskarżyć. Jeszcze raz dzięki, matko chrzestna,
Wróżko.
— Och, oczywiście. — Powiedziała pani Tessenbacker. — Teraz pamiętam — kończył mi
się papier dla mojego małego Doodle-buga, więc ją pożyczyłam. Nie sądziłam, że masz coś
przeciwko.
Phil stłumiła jęk. Doodle-bug to było imię wrednego Yorkshire teriera pani Tessenbacker,
który szczekał przez pół nocy i sikał na wszystko w zasięgu wzroku. Phil mogła zrozumieć,
dlaczego jej sąsiadka potrzebowała gazety — gdyby miała takie zwierzę jak Doodle-bug,
kusiłoby ją, żeby wyłożyć gazetami każdą powierzchnię w swoim apartamencie. Jednak wcale
nie było tak, że starsza pani nie mogła sobie pozwolić na własną. Phil regularnie widywała ją,
wyprowadzającą psa na długiej, skórzanej smyczy i wysadzanej diamentami obroży. Jednak jej
podstarzała sąsiadka była zbyt skąpa, żeby kupić sobie gazetę i okradała Phil, co najmniej dwa
razy w tygodniu, odkąd zorientowała się, że Phil nie zrobi awantury.
— Mam nadzieję, że to nie problem. — Stara baba posłała jej kolejny, krokodyli uśmiech.
Phil odetchnęła głęboko. Choć raz chciałaby być w stanie powiedzieć swojej złodziejskiej
sąsiadce, że jednak miała coś przeciwko. Że nie kupiła gazety, żeby jakiś kłębek szczurzego
futra mógł zrobić sobie z niej toaletę. W rzeczywistości w ogóle nie kupiła gazety dla siebie —
kupiła gazetę dla Christiana, który teraz przez cały dzień będzie w złym nastroju, ponieważ jej
nie dostał. Czy to była zbyt wielka prośba, żeby jej narzeczony był w dobrym nastroju w jej
urodziny?
Głośno zaś powiedziała. — Może ocaliła pani przynajmniej dział sportowy, pani
Tessenbacker? Gdybym mogła go dostać…7
— Cóż, pozwól mi sprawdzić. — Stara kobieta znów zniknęła i wróciła ze zmiętą, wilgotną
na jednym z rogów sekcją gazety. — Proszę bardzo. — Powiedziała dumnie, jakby
wyświadczała Phil przysługę. — Doodle-bug zrobił na niej tylko małe siusiu. Taki z niego
nicpoń.
Jakby w odpowiedzi na jej słowa, rozległo się ostre, piskliwe szczekanie i kula
brudnobrązowej i szarej sierści wypadła spomiędzy kostek pani Tessenbacker. Doodle-bug
popatrzył groźnie na Phil. Jego miniaturowe ciało drżało od wysokiego warkotu, który wezbrał
w jego maleńkim gardle. Potem, zanim Phil mogła się cofnąć, uniósł zadnią łapę i obficie
spryskał puszyste, fioletowe kapcie, będące kompletem do jej szlafroka, po czym wycofał się.
7
Tak się zastanawiam, nigdzie nie jest powiedziane, że te Wróżki są trudniejsze do zabicia niż ludzie. Dlaczego
jeszcze nie spróbowała udusić tej swojej matki chrzestnej? Gdybym przez zaklęcie jakiejś idiotki musiał tak
potulnie przyjmować wszystko, co inni zrobią, to chyba bym ukatrupił pewną Wróżkę.
— O rety. — Pani Tessenbacker wyglądała, jakby usiłowała stłumić chichot. — Co za
niegrzeczny chłopiec! Rzeczywiście jasno to pokazuje, jeżeli kogoś nie lubi.
Phil przygryzła z frustracji wnętrze policzka. Też chciałabym mu pokazać, co o nim myślę
— najlepiej butem! — Do widzenia, pani Tessenbacker. — Powiedziała sztywno. Z taką
godnością, na jaką mogła się zdobyć, poczłapała przez korytarz z mokrą gazetą, trzymaną w
wyciągniętej ręce. Te urodziny już robiły się cudowne, a nadal nie wymyśliła dobrego życzenia.
Gdy znalazła się w środku, wzięła szybki prysznic i wysuszyła papier suszarką do włosów.
Wierzyła, że w związku ważna była szczerość, jednak w tym przypadku to, czego nie widział,
go nie zaboli.
Christian wtoczył się sennie do kuchni, którą Phil pomalowała na jasną zieleń, z
obramowaniem stokrotek, w chwili, gdy nalewała kawę. — Dobry, śpiochu. — Phil
uśmiechnęła się do niego i starannie złożyła dział sportowy, próbując nie dotykać tej lekko
żółtej części. — Miły dzień, prawda?
— Dobry, skarbie. — Christian ziewnął potężnie i potarł dłonią włosy, aż uniosły się
ciemnoblond aureolą wokół jego głowy, zanim klapnął na krzesło przy stole. Do tych blond
włosów miał duże, niebieskie oczy i naturalną opaleniznę, która nie wydawała się znikać nawet
zimą. Jego klasycznie przystojne rysy sprawiały, że inne kobiety gapiły się na niego, gdy
wychodzili gdzieś razem, co zawsze sprawiało, że Phil czuła się dumna, że wybrał ją. Teraz
wyglądał na śpiącego i zmarnowanego, ale nadal miażdżąco przystojnego, gdy mruknął. Miły
jak cholera. Po prostu kolejny poniedziałek, nie?
— Uch-uch. — Phil próbowała za bardzo nie tracić nadziei. Może naprawdę pamiętał, że to
jej urodziny i tylko ją podpuszczał. Czasem Christian lubił się z nią w ten sposób droczyć. —
Wiesz. — Powiedziała, obdarzając go niepewnym uśmiechem. — Jeśli masz czas dziś
wieczorem, naprawdę chciałabym z tobą porozmawiać. O planach ślubu — Cass, Rory i moja
babcia naprawdę chcą wiedzieć, kiedy ustalimy datę.
— Och, daj spokój. — Christian się skrzywił. — Nie męcz mnie o to od samego rana, dobra?
Wiem, że chcesz ustalić datę i obiecuję, że niedługo to zrobimy. Ale musimy najpierw odłożyć
dość pieniędzy, żebyś mogła mieć duże, ładne wesele, na które zasługujesz.
— No nie wiem, Christian. — Phil popatrzyła na gołe stopy. — Ostatnio myślałam, że duży
ślub nie jest dla mnie, aż tak ważny. Jeśli chcesz, moglibyśmy nawet wyskoczyć do Vegas.
— Słuchaj, Phil, nie moglibyśmy pogadać o tym później? — Christian zaczynał wyglądać
na zirytowanego. — Wiesz, że chcę wziąć ślub równie mocno, co ty. Do diabła, czekaliśmy na
to cztery lata. Ale po prostu… nie teraz. W porządku?
Phil westchnęła i przygryzła wargę. Jej narzeczony zdawał się zawsze mieć jakąś wymówkę,
żeby nie rozmawiać o przyszłości, którą planowali.
Christian musiał zobaczyć jej minę, gdyż odstawił swoją kawę i wyciągnął rękę, żeby
przyciągnąć ją do siebie i uścisnąć. — Och, nie patrz tak, skarbie. Wiesz, jak wiele dla mnie
znaczysz i że chcę spędzić z tobą resztę życia, prawda?
Phil pokiwała głową. — Wiem. Po prostu wydaje się, że zawsze jesteś zbyt zajęty, żeby
porozmawiać o szczegółach.
Christian skrzywił się. — To ta przeklęta praca — zajmuje mnie dzień i noc. Ale obiecuję,
że niedługo porozmawiamy, w porządku? Wiesz, co do ciebie czuję — prawda? — To był ich
stary żart i Phil odpowiedziała automatycznie.
— To samo, co ja do ciebie. Nienawidzę cię do szpiku kości, dupku.
— Właśnie tak. Nienawidzę cię tak bardzo, że nie mogę znieść bycia bez ciebie. — Christian
zaśmiał się i wcisnął palce w jej bok tuż pod żebrami. Phil pisnęła i odskoczyła.
— Christian! Wiesz, że nienawidzę być łaskotana.
Uśmiechnął się do niej czarująco i wziął kubek z kawą i gazetę. — A jak myślisz, dlaczego
to robię Philly, skarbeńku. Poważnie. Obiecuję, że później porozmawiamy o ślubie i całym tym
szajsie, zgoda?8
Gdy Christian zdecydował, że nie chciał o czymś mówić, nie było sensu próbować.
Przyklejając uśmiech na twarz, Phil Powiedziała: — W porządku, myślę, że równie dobrze
możemy porozmawiać o tym później. Więc — dobrze spałeś?
— Tak, jak się można spodziewać, gdy ma się tyle na głowie. Dzisiaj wielki dzień.
Phil poczuła szarpnięcie serca. Jednak wcześniej się z nią drażnił! W tym roku naprawdę
pamiętał! — Więc masz coś specjalnego, zaplanowanego na dzisiejszą noc? — Zapytała,
próbując brzmieć swobodnie.
— Pewnie, że tak, skarbie. I lepiej bądź gotowa dokładnie o siódmej, bo wychodzimy.
— Naprawdę? — Phil prawie odtańczyła w kuchni mały taniec szczęścia. Wiedziała, że
Christian nie był sentymentalnym gościem — ostrzegł ją o tym, gdy zaczęli się spotykać. Więc,
gdy rzeczywiście wbrew swoim zwyczajom wykonał taki gest, to miało dla niej znacznie
większą wartość.
— Naprawdę. — Christian potrząsnął gazetą i podejrzliwie powąchał powietrze. — Hej, co
to za smród?
— To nic. — Powiedziała pospiesznie Phil. — Wylałam trochę kawy na palnik i lekko się
nadymiło. Więc, możesz mi powiedzieć, dokąd idziemy? — Nie mogła ukryć podekscytowania
w swoim głosie.
8
Jeśli to wieczne odwlekanie nie powiedziało jej, co on myśli o całej sprawie, to to zdanie powinno ją
przekonać, że on ma gdzieś ślub.
MYŚLENIE ŻYCZENIOWE WISHFUL THINKING ANDERSON EVANGELINE Tłumaczenie nieoficjalne DirkPitt1 UWAGA Książka zawiera obrazowe sceny seksu i wulgarny język. Tylko dla dorosłych.
Rozdział 1 Jak się pozbyć swojej matki chrzestnej, Wróżki? Philomena Zara Swann chciałaby to wiedzieć. Następnego dnia kończyła dwadzieścia pięć lat i ze swoimi dwiema, młodszymi siostrami, po namyśle zdecydowała, żeby urządzić swoją przedurodzinową sesję strategiczną w The Garden of Eatin’, modnym bistro w południowej części Tampa, specjalizującym się w kuchni wegetariańskiej. Pomimo późnolipcowego skwaru, siedziały na zewnątrz, pod zieloną parasolką, rzucającą tylko tyle cienia by ograniczyć późne, popołudniowe słońce. — Więc jesteś gotowa na urodziny? Masz już wybrane życzenie? — Cass zmarszczyła idealny, guzikowaty nosek, a jej żywe, fiołkowe oczy zaiskrzyły psotnie. — O Boże, całymi dniami łamałam sobie nad nim głowę i nadal nic nie mam. Mam nadzieję, że mi pomożecie. — Phil opadła z jękiem na krzesło naprzeciw sióstr. Pomysł z wypowiadaniem życzenia w dwudzieste piąte urodziny, nie był tylko głupim gadaniem. W jej rodzinie to była poważna sprawa. Gdy miałeś prawdziwą matkę chrzestną, Wróżkę, spełniającą twoje urodzinowe życzenia, lepiej było mieć w pogotowiu dobre życzenie. A przynajmniej coś, co nie spieprzy ci życia na zawsze. Phil popatrzyła na swoją sałatkę z truskawek i polnej zieleniny, którą zamówiły dla niej siostry, mając nadzieję, że wpadną na jakiś pomysł. Minęło już pół niedzieli, a jutro, zajęta pracą, nie będzie we właściwym stanie, żeby myśleć o odpowiednim życzeniu. — Pamiętasz, jak zażyczyłaś sobie, żeby pasowały na ciebie wszystkie ubrania Barbie? — Rory, najmłodsza z trójki przerzuciła przez ramię długie, czerwone włosy. Ich piękny, rubinowy kolor gryzł się z pomarańczowym T-shirtem, ale skoro nie miała też psiej i kociej sierści na jeansach, po jej społecznej pracy w schronisku, to naprawdę nie miało znaczenia. — Cicho bądź. Nie jesteś nawet wystarczająco stara, żeby to pamiętać. Miałaś tylko cztery lata, gdy sobie tego zażyczyłam. — Phil obrzuciła niezadowolonym spojrzeniem młodszą siostrę i wyciągnęła rękę, żeby upewnić się, że niespodziewany podmuch wiatru nie zburzył jej własnych włosów, zebranych na karku w poważny kok. Gdy je rozpuszczała, były długim wodospadem blond platyny, ale prawie nigdy tego nie robiła. — Taa, ale wystarczająco często o tym słyszałam. — Zaśmiała się Rory, która naprawdę miała na imię Aurora Tatiana. Jej zielone oczy połyskiwały z rozbawienia. — Tja, Phil myślała, że naprawdę odlotowo będzie nosić sukienkę Barbie i żyć w wielkim, różowym domku marzeń, który kupiła babcia. — Cass, skrót od Cassandry Esmeraldy, odepchnęła plątaninę ciemnych loków z liliowobiałego czoła. Jak zwykle, była od stóp do głów ubrana w czerń, co podkreślało jej dramatyczną karnację. — Nie pomyślała tylko o fakcie, że posiadanie trzydziestu centymetrów wzrostu na resztę życia może stanowić poważną przeszkodę w życiu społecznym.
To było typowe dla magii ich matki chrzestnej, że zamiast powiększyć ubranka Barbie, żeby pasowały na Phil, skurczyła ją do rozmiarów plastikowej laleczki. Magia miała tendencję do bycia bardzo dosłowną, a ich matka chrzestna była bardzo leniwa w jej stosowaniu, prawdopodobnie dlatego, że nienawidziła mieć trzy córki chrzestne, posiadające ledwie kroplę prawdziwej krwi Wróżek w żyłach. Ich pradziadek był pełnej krwi Wróżką, zakochaną w ludzkiej kobiecie, a potem jego córka, a ich babcia zakochała się w ludzkim mężczyźnie, jeszcze bardziej rozcieńczając magiczną krew ich rodziny. Do czasu, gdy ich matka, która była tylko w jednej czwartej Wróżką również poślubiła czystej krwi człowieka bez żadnej domieszki krwi Wróżek czy elfów, nie dało się odtworzyć pełnej mocy ich linii. W tym momencie, Phil i jej siostry, będąc tylko w jednej ósmej Wróżkami, nie były nawet wpuszczane do Królestwa Wróżek, w którym żyły pełnej krwi Wróżki i inne magiczne stworzenia, żeby znalazły sobie męża z tej rasy. Nie, żeby którakolwiek z nich tego chciała. Jeśli chodziło o Phil, z jej wątpliwego dziedzictwa nigdy nie przyszło nic dobrego. Często myślała, że bycie w jednej ósmej Wróżką, prawie przypominało przynależność do jakiejkolwiek innej mniejszości — mogło się dostawać jakieś tam bonusy, ale było się również zmuszonym przyjmować wszystkie niedogodności. — Tak czy inaczej odwróciła czar. — Mruknęła, patrząc na słoneczne niebo, okazujące ślady zasnuwania się chmurami. Gdyby zrobiło się ciemniej, jej oczy nie pasowałyby już do jej bladoniebieskiej bluzki, a to byłaby wielka szkoda. Oczy barwy nieba w górze Promienne włosy, jako złote słońce Wargi zawstydzą wszystkie róże Dokąd pójdzie, piękno jej nieprzemijające.1 To były słowa wypowiedziane przy jej narodzinach przez jej matkę chrzestną, Wróżkę. Zaklęcie, które ukształtowało jej wygląd i pod pewnymi względami jej całe życie. Przecież się nie prosiła, żeby mieć oczy zmieniające się razem z pogodą i usta tak czerwone, że musiała używać neutralnej szminki do ukrycia ich prawdziwego koloru, pomyślała smutno Phil. Jej włosy były długie i jedwabiste, ale jej zdaniem za jasne. Miały też tendencję do błyszczenia, jak w promieniach słońca, niezależnie od tego czy znajdowała się na zewnątrz czy nie. Magia ich matki chrzestnej dobrze ukrywała swoje, co bardziej oczywiste aspekty — przykładowo nikt nieposiadający w żyłach krwi Wróżek lub elfów nie potrafił zauważyć, że jej oczy zmieniały kolor — mimo tego Phil trzymała swoje iskrzące włosy spięte tak często, jak to było możliwe. Jej siostry otrzymały podobne dary przy narodzinach — wiersz Cass głosił: 1 Dobra, przyznaję. W oryginale rymował się pierwszy wers z drugim i trzeci z czwartym. U mnie inaczej, ale lepiej wierszem nie potrafię.
Lico blade niczym lód Oczu blask zroszonych fiołków Piękny kruczych włosów cud Krasa przy jej każdym kroku Oczywiście biała jak śnieg skóra, intensywnie purpurowe oczy i czarne jak węgiel włosy oznaczały, że Cass wyglądała trwale gotycko. Ale, skoro była artystką i tą dramatyczną w rodzinie, nie wydawała się tym przejmować. W rzeczywistości stale ubierała się całkowicie na czarno, żeby uwydatnić bladą skórę i intensywne oczy, choć Phil nie wiedziała, jak mogła znieść noszenie czerni w środku lata. Mimo, że była środkową siostrą, miała prawdopodobnie najsilniejszą osobowość z ich trójki, w dodatku z gwałtownym temperamentem, pasującym do jej artystycznej natury. Była zarówno malarką, jak i rzeźbiarką, a jej prace zaczynały się właśnie sprzedawać w niektórych, mniejszych galeriach w mieście, ku wielkiej uldze Cass. Nie cierpiała różnych, męczących prac, które musiała wykonywać, żeby zebrać dość pieniędzy na materiały. Rory — najmłodsza i mająca dziewiętnaście lat też dostała swój wiersz: Najczystszym rubinem tkane włosy Oczy jak szmaragdy w świetle słońca Mowa jak wiosenne ptaków głosy Piękna postać, aż do końca Ogólnie rzecz biorąc Phil uważała, że jej najmłodsza siostra wyglądała najnormalniej z ich trójki. Jej jaskrawoczerwone włosy i zielone oczy były uderzające, ale bez przekraczania granicy niedorzeczności. Oczywiście, gdy próbowała śpiewać, z jej ust wydobywał się tylko szczebiot i ćwierkanie. Magia ich matki chrzestnej, Wróżki była ekstremalnie dosłowna. Z tego powodu dołączenie do chóru zdecydowanie odpadało. Na szczęście Rory, aktualnie na pierwszym roku college’u, chciała być weterynarzem. Pomimo ich fizycznych różnic, były z sobą bardzo blisko — tak bardzo, że Phil naprawdę nie odczuwała potrzeby posiadania przyjaciółek poza rodziną. Ale nikt, nigdy by nie zgadł, że ich trójka była z sobą choćby odlegle spokrewniona — a co dopiero, że były siostrami. Często zastanawiała się, jak mogłyby wszystkie wyglądać bez interwencji ich matki chrzestnej. Czy wszystkie miałyby kręcone, brązowe włosy i niebieskie oczy? — MCW odwróciła to życzenie Barbie dopiero po tym jak ją opieprzyłam. — Powiedziała Cass, przerywając ciąg myśli Phil. Wzięła winogrono i wrzuciła je do ust. Phil wiedziała, że menu Garden of Eatin’ nie należało do jej typowego, ponieważ była zdeklarowanym mięsożercą, ale według Cass, talerz owoców był lepszy od fałszywie smakującego „veggie- burgera.”
— I dobrze, że tam byłam, żeby zmusić ją, żeby to zmieniła. — Ciągnęła, marszcząc nos nad kawałkiem ananasa. — Jest cholernie leniwa, nigdy nie chce jej się nic zmieniać dla nas, półkrwi mieszańców. — Już prędzej jednej ósmej krwi. — Wtrąciła z westchnieniem Rory. — Chciałabym, żebyśmy miały dość krwi Wróżek, żeby samemu móc czarować. — Cóż, nie mamy. — Powiedziała Cass. — Nawet babcia nie ma dość do prawdziwej magii — co nie znaczy, że kiedykolwiek się poddała. Ich babcia była w połowie Wróżką, co akurat wystarczyło, żeby była kapryśna i ekscentryczna, ale nie było wystarczające, żeby dać jej jakąkolwiek kontrolę nad tą odrobiną mocy, którą posiadała. Ich ojciec uciekł krótko po urodzeniu się Rory, a ich matka zginęła w wypadku samochodowym, więc wychowywała je babcia. Phil miała osiem, Cass sześć, a Rory tylko dwa latka, gdy zamieszkały ze słodką, acz dziwaczną babcią, w jej wielkim, lawendowym domu na States Street. — O nie. — Wymamrotała Phil, przygryzając wargę. — Nie mówcie mi, że znów się w to bawi. — Kłopoty wydawały się lgnąć do ich babci jak muchy do miodu. — I to z impetem. — Cass przebiła Bogu ducha winnego ananasa widelcem. — Teraz zainteresowała się Sztuką — Rory ci nie mówiła? — Nie. — Phil wpatrywała się oskarżycielsko w najmłodszą siostrę. — Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Wszyscy wiedzą, że magia Wróżek i czarostwo2 się ze sobą nie mieszają! To jak olej i woda. Cass niezbyt delikatnie prychnęła. — Prędzej jak mieszanie kwasu azotowego z gliceryną. Cofnąć się i czekać na eksplozję. — Nie w tym rzecz. — Powiedziała Phil. — Co, jeśli babcia wpakuje się w tarapaty? I dlaczego któraś z was mi o tym nie powiedziała? — Próbowałam do ciebie zadzwonić, ale ty nigdy nie odbierasz telefonu. — Poskarżyła się Rory. — Zawsze jesteś w pracy, albo poza domem, zabawiając ważnych klientów Christiana. Lub może jesteś zajęta planowaniem ślubu roku. Ustaliliście w końcu datę? Phil westchnęła i powróciła do dziobania sałatki. — Jeszcze nie. Christian mówi, że potrzebuje czasu, żeby ugruntować pozycję w swojej, nowej firmie, zanim będzie mógł wziąć wolne, żeby się ożenić. — W ciągu ostatniego roku sama zaczęła się zastanawiać czy jej narzeczony kiedykolwiek ustali datę, ale chciałaby, żeby jej siostry nie poruszały tego tematu. — A wcześniej musiał skończyć szkołę prawniczą. — Powiedziała Cass, marszcząc brwi. — A jeszcze wcześniej — Urwała, kręcąc głową. — Tym, czego musisz sobie w tym roku zażyczyć, jest kręgosłup, Phil. Zmuś tego faceta, żeby się do czegoś zobowiązał. 2 Inaczej magia czarownic.
— Daj spokój Phil. — Powiedziała Rory. — Nic nie poradzi, że MCW sprawiła, że jest potulna jak baranek. — To brzmiało tak: „Łagodna, miła, słodka niby jagnię.” — Wtrąciła Phil, decydując, że nie potrzebowała pomocy: Łagodna, miła, słodka niby jagnię Zawsze znajdzie wybaczenie W czułym sercu, co pokoju pragnie Delikatna — oto jej przeznaczenie — Co nie znaczy, że nie mam kręgosłupa — to oznacza tylko, że jestem wyluzowana. — Nie jesteś wyluzowana. — Cass wycelowała w nią widelcem. — W rzeczywistości jesteś jedną z najbardziej sztywnych osób, które znam, Phil. Ale pozwalasz ludziom wchodzić ci na głowę. — Nieprawda. — Zaprotestowała Phil. Zawsze nienawidziła faktu, że ich matka chrzestna, Wróżka postanowiła namieszać nie tylko w ich zewnętrznym wyglądzie, ale też w osobowości. To jednak nie zrobiło z niej popychadła. — Tylko dlatego, że nie łapię życia za gardło i go nie duszę, jak ty, nie znaczy, że się nim nie cieszę. Po prostu jestem trochę bardziej… cóż… — Uciśniona. — Zakończyła za nią Cass. — Miałam powiedzieć powściągliwa. — Phil poklepała kąciki ust serwetką i wygięła brwi. — Co za szkoda, że nie możesz zażyczyć sobie na urodziny, żeby Christian zadał to pytanie. — Powiedziała Rory z westchnieniem. — Znasz zasady. — Wytknęła Phil. — Życzenie nie może wpłynąć trwale na nikogo, poza wypowiadającym, nie możesz zażyczyć sobie więcej życzeń i niezależnie od rezultatu magia powstrzymuje cię przed bezpośrednim mówieniem o tym komuś spoza rodziny. — To ostatnie było szczególnie trudne. Phil często chciałaby móc wyjaśnić ponure konsekwencje spapranego zaklęcia, ale próby nic by nie dały. Nikt, kto nie posiadał przynajmniej kropli krwi Wróżek lub elfów nie słyszał tego, co mówiła, gdy próbowała wyjaśniać coś o magii. To brzmiało dla nich jak brzęczenie lub szum, albo odwracało ich uwagę tak, że zmieniali temat i zaczynali mówić o czymś całkowicie innym. — A mówiąc o zasadach i regulacjach, co twój zasadniczy narzeczony zaplanował na twoje urodziny w tym roku? — Zapytała Cass, dając znak kelnerowi, żeby dolał wina. — Może usunięcie kija ze swojego tyłka, żebyście, chociaż raz mogli się trochę zabawić? Czyż to nie byłby powód do świętowania? Phil zarumieniła się. — Jeszcze nie wiem, co zrobi. To niespodzianka.
— Jak w zeszłym roku? „Niespodzianka, zapomniałem?” — Cass skrzywiła się, gdy kelner dolał jej do kieliszka Chablis. — Nie zapomniał. — Zaprotestowała Rory. — Przysłał najpiękniejszy bukiet różowych róż z jednym, idealnym pączkiem czerwonej róży pośrodku. To było takie romantyczne. — Christian ich nie przysłał. — Powiedziała płasko Cass. — To Josh. — Och, założyłam, że to Christian. Ale Josh? Josh uroczy gość z twojego biura? Ten Josh? — Rory straciła zainteresowanie swoimi frytkami ze słodkich ziemniaków i popatrzyła na nią. — Widziałam zdjęcie waszej dwójki razem na ostatnim, biurowym przyjęciu bożonarodzeniowym — gorący. Te duże, brązowe oczy i słodki uśmiech. Mmm. — Uśmiechnęła się z rozmarzeniem. — Też widziałam to zdjęcie. — Zauważyła Cass. — Rory ma rację. I chyba widziałam też jakieś mięśnie. Może być maniakiem komputerowym w waszym biurze, ale założę się, że ukrywa ciało Brada Pitta pod tymi workowatymi ubraniami do pracy, Phil. — To mój najlepszy przyjaciel. — Phil spuściła wzrok i przekręciła na palcu diamentowy pierścionek zaręczynowy, który Christian dał jej przed czterema laty. — Chodzi mi o to, że nie zauważam takich rzeczy bardziej niż on zauważa mnie… w ten sposób. Przysłał róże, bo wiedział, że miałam doła. To wszystko. Josh jest po prostu tak miły. — No cóż, to nadal romantyczny gest. — Upierała się Rory. — Nie. To był gest przyjaźni. — Powiedziała pewnie Phil. — To właśnie oznaczają różowe róże — przyjaźń. W każdym razie nawet ich nie wybrał. Po prostu je zamówił, ponieważ widział, że czułam się źle. A poza tym Christian wynagrodził mi zapomnienie o moich urodzinach. Powinnyście widzieć jak źle się z tym czuł — prawie płakał, a to wiele o nim mówi. — Machnęła widelcem, próbując sprawić, żeby jej siostry zrozumiały. Christian i Cass nienawidzili się prawie od początku. Co do Rory, to zbytnio zajęła się zdjęciem Josha, które widziała, żeby docenić drobniejsze zalety Christiana — właściwie Phil nie zawsze sama o nich pamiętała, zwłaszcza w ciągu ostatniego roku, gdy wszystkie sprawy z jej narzeczonym wydawały się iść źle. — Prawie płakał, tak? — Zapytała sucho Cass. — No, no… to naprawdę nie brzmi mi jak Pan Wszystko Zgodnie z Procedurą, Pozbawiony Emocji Prawnik. — Cóż, to prawda. — Zaprotestowała Phil. — Zabrał mnie do drogiej restauracji, chociaż naprawdę nie mogliśmy sobie na to pozwolić. I kupił mi najpiękniejszą sukienkę, i nawet trafił z rozmiarem. — Och — trafił, bo zadzwonił i zapytał mnie i babcię. — Dodała Rory. — Ale masz rację, Phil. To był słodki gest. — Musiał dzwonić i pytać? Nigdy nie mówił… — Phil zmarszczyła brwi z determinacją. — Słuchajcie, chodzi o to, że nie ważne, czy chcecie to dostrzec, Christian jest przystojny i inteligentny, i —
— Ograniczony i nudny. — Wtrąciła Cass. — Ale hej, to nie ja za niego wychodzę. Oczywiście w takim tempie, w jakim wam to idzie, ty też nie, Phil. — Dosyć. — Phil uniosła rękę. — Nie jesteśmy tu, żeby planować mój ślub, chociaż Christian i ja zamierzamy wyznaczyć datę bardzo niedługo. Jesteśmy tu, żeby zaplanować strategię na moje urodzinowe życzenie. Potrzebuję waszej pomocy. To dwadzieścia pięć lat, a wiecie, że urodziny, kończące się na cyfry nieparzyste są szczególnie złe. W jakiś sposób magia robi się silniejsza, a osoba machająca magiczną różdżką nie dba o konsekwencje… — Katastrofa. — Powiedziała Cass, a Rory ze współczuciem pokiwała głową. — Dokładnie. — Powiedziała Phil, wskazując Cass widelcem. — Pomyśl tylko, co się stało w twoje piętnaste urodziny. — Och, czy to nie było wtedy, gdy zażyczyłaś sobie porno cyców? — Zapytała Rory wystarczająco głośno, żeby kilka starszych osób przy sąsiednim stoliku spiorunowało je wzrokiem. — Może następnym razem mogłabyś to wykrzyczeć? — Syknęła Cass. — I nie. Nie zażyczyłam sobie „porno cyców.” — Życzyła sobie mieć dokładnie tak duże piersi, jak u Christy Seaton. — Phil poczuła jak do kącików jej ust zakrada się uśmiech. — Była dziewczyną z mojej klasy, kilka lat starszą od Cass i zawsze miała najfajniejszych chłopców, z… ach, pewnych dość oczywistych powodów. Jedynym problemem było to, że MCW myślała, że Cass prosiła o piersi jak u Trixie Teetons, gwiazdki filmów dla dorosłych. — Uśmiechnęła się. — Co to był za bałagan. Cass westchnęła. — Taa, wyglądałam jak wykałaczka z dwiema kantalupami. I musiałam tak chodzić przez cały tydzień, zanim MCW zgodziła się w końcu to cofnąć. — Można by pomyśleć, że zda sobie sprawę, że piętnastolatka nie chce mieć stanika w rozmiarze podwójnego G. — Rory zadrżała i spojrzała na własną klatkę piersiową. — Chodzi nie tyle o to, że nie zdaje sobie sprawy, tylko, że nie dba. — Powiedziała Cass. — Nie jesteśmy pełnej krwi i nie mamy skrzydeł ani nie nosimy różdżek. Nie potrafimy latać ani czarować, ani znikać w kłębach ładnego, różowego dymu. Jesteśmy wyłącznie bólem w jej błyszczącym tyłku, którym musi zajmować się trzy razy w roku. I zgodnie z jej sposobem myślenia, to o trzy razy za dużo. — Więc, dlaczego nie zostawi nas w spokoju? — Zażądała odpowiedzi Rory. — I tak mam dość jej prezentów. Kto chce brzmieć jak ptak, gdy próbuje śpiewać? — Otwarła usta by zademonstrować i wydała świergot słowika, który sprawił, że przechodząca obok kelnerka zagapiła się na nią. Cass kopnęła ją pod stołem i Rory gwałtownie umilkła. — Już wiele razy o tym dyskutowałyśmy. Każdy, kto ma, choć kroplę krwi Wróżek ma przypisaną matkę chrzestną, Wróżkę — coś jak dostanie prawnika z urzędu w sądzie, jeśli nie możesz sobie na żadnego pozwolić. Rada Wróżek miałaby jej różdżkę, gdyby przestała
przynajmniej udawać, że ma na nas oko. — Powiedziała ponuro Phil. — Więc utknęłyśmy z nią tak, jak ona z nami. MCW jest i zostanie, więc muszę wybrać życzenie. Zaskakująco ciężko było wymyślać życzenia, które nie zawiodą i nie zrujnują człowiekowi życia. Wszystkie przekonały się o tym w przykry sposób. Rory zażyczyła sobie kiedyś móc rozmawiać z psami i została zmieniona w sznaucera — zupełnie nie to miała na myśli. Phil i Cass miały okropne trudności z ukryciem tej porażki przed zbyt łatwo podniecającą się babcią. Musiały wykorzystać swoje kieszonkowe, żeby kupować młodszej siostrze psie żarcie, dopóki ich matka chrzestna, Wróżka nie raczyła się pojawić i odwrócić źle rzucone zaklęcie. A to była jedna z mniejszych, urodzinowych katastrof, które przypominała sobie Phil. — Co z dobrym miejscem parkingowym, gdziekolwiek pojedziesz? — Zasugerowała Rory. — To moje. — Cass uniosła rękę. — Tego zażyczyłam sobie w zeszłym roku. — Nigdy nie wybieramy się na zakupy oddzielnie, więc to byłoby zmarnowane życzenie. A skoro już przy tym jesteśmy, kiedy się wybierzemy i poszukamy nowego kostiumu na plażowe przyjęcie twojego biura, Phil? Wiesz, że stary jest spisany na straty, ponieważ babcia pomyłkowo go wybieliła. — To nie może być jutro; Christian prawdopodobnie zaplanował coś na moje urodziny. — Phil kaszlnęła z zawstydzeniem i jej siostry nie skomentowały. — We wtorek też nie mogę. Może w środę, skoro ta plażowa impreza przed czwartym lipca jest w czwartek. — Pociągnęła łyk wina. — A teraz weźcie się w garść — wracamy do życzeń. — Zażycz sobie, żeby twoja herbata zawsze była gorąca, nie ważne jak długo pozwalasz jej stać. — Zasugerowała Rory. — Zrobiłam to na pierwszym roku studiów, w czasie końcowych egzaminów na letnim semestrze. Nie chciałam ciągle wstawać, żeby zaparzyć następny dzbanek, gdy się uczyłam. — Powiedziała Phil. To właściwie było jedno z jej lepszych życzeń. Jedno z niewielu, których nie pożałowała i nie musiała błagać ich matki chrzestnej o cofnięcie. Odkryły, że proste życzenia działały najlepiej. Im bardziej skomplikowane robiło się życzenie, tym więcej było miejsca na katastrofę. — Dobrze, a co z — — Przepraszam panie. — Kelner, dobrze wyglądający, młody mężczyzna z równo przyciętym wąsem i ciemnymi włosami stał obok Phil z przykrytą tacą. Pochylił się do niej konfidencjonalnie, a ona prawie jęknęła, gdy do połowy uniósł pokrywę i zobaczyła, co było na tacy. — Usłyszałem rozmowę o urodzinach i pomyślałem, że mogłaby pani mieć ochotę na deser. — Powiedział, uśmiechając się do niej uprzejmie. — Oczywiście z wyrazami szacunku od lokalu. — Oczywiście. — Powiedziała słabo Phil, wiedząc, że protesty nie miały sensu. — Ooo, co to? — Rory, będąca nienasyconym łasuchem, pochyliła się, żeby zajrzeć na tacę.
— A jak sądzisz? — Zapytała Cass. — To, co zawsze. — Och. — Rory wyglądała na rozczarowaną, a obie siostry powiedziały jednocześnie. — Eklerka. — No cóż… tak. — Kelner całkowicie uniósł tacę, wyglądając na lekko zaskoczonego. Położył zimne naczynie z jego czekoladową, kremową zawartością przed Phil, która spróbowała stłumić dreszcz na ten widok. Gdy miała osiem lat wyraziła nieprzemyślane urodzinowe życzenie, żeby przez resztę życia, każdego dnia mogła dostać eklerkę. Od tamtego czasu, nie ważne, gdzie była, ani co robiła, w pewnym momencie, zanim zegar wybił północ i zaczął się nowy dzień, ktoś oferował jej eklerkę. To mógł być kelner, członek rodziny czy nawet zupełny nieznajomy na ulicy, ale tak czy inaczej dostawała swoją eklerkę mimo tego, że od dawna chciało jej się wymiotować na ich widok. Raz zamknęła się w łazience na cały dzień, odmawiając wyjścia, w próbie uniknięcia lepkiego deseru. Nie zadziałało — magia zmusiła Cass do pójścia do piekarni i skorzystania z własnego kieszonkowego, żeby kupić jedną, mimo, że bardzo nie chciała. Wepchnęła ją pod drzwi łazienki, gorzko narzekając na ludzi, którzy nie stawiali czoła konsekwencjom swoich życzeń. Phil nigdy więcej nie próbowała ukryć się przed swoją, codzienną eklerką. Dzięki Bogu, pomyślała, patrząc na czekoladowo kremowe ciastko, że nie zażyczyła sobie, żeby rzeczywiście zjeść eklerkę każdego dnia życia, bo do tej pory zostałaby bulimiczką. Gdy tylko kelner się oddalił, pchnęła talerz w kierunku Rory, która zajęła się nią z filozoficznym spokojem. Dla jej młodszej siostry czekolada była czekoladą. Popatrzyła na zegarek i zobaczyła, że ich przedurodzinowa sesja planowania prawie dobiegła końca, a ona nadal nie miała żadnych, dobrych pomysłów na życzenia. Musiała wymyślić coś dobrego, coś małego, coś, co nie zmieniłoby jej życia na zawsze… Nagle z wnętrza jej wygodnej, czarnej torebki zaczęło rozbrzmiewać stłumione wykonanie „Pachebel’s Canon.” — Hej, Phil, dzwoni ci torebka. — Powiedziała z zadowoleniem Cass. Jej własny telefon miał ustawiony motyw z X-mena, a u Rory dzwonek zmieniał się w zależności od tego, kto dzwonił. Phil wygrzebała telefon z torebki i spojrzała na numer. — To Christian. Lepiej już pójdę. — Szczerze, zanim pozwoliłabym mężczyźnie tak mi rozkazywać… — Gderała Cass. Rory wzruszyła tylko ramionami z ustami pełnymi eklerki. — Nie rozkazuje mi — mamy plany. A gdybyśmy nie spędziły całej sesji strategicznej na krytykowaniu, sama też miałabym plan. — Powiedziała marudnie Phil. Jej magicznie wywołany, łagodny temperament zapewniał, że nigdy całkowicie nie traciła spokoju, ale przy irytującej, młodszej siostrze najbardziej zbliżała się do takiego stanu.
— Wszystko jedno. Lepiej odbierz ten telefon zanim Christian dostanie zawału. Wiesz, jaki się robi, gdy musi na coś czekać. — Powiedziała Cass, unosząc brwi. Phil otwarła telefon. — Hej, skarbie. — Głos Christiana wypełnił jej ucho. — Słuchaj, nie chcę cię poganiać, gdy jesteś z siostrami, ale wiesz, że mamy dziś zaplanowaną wielką noc. — Cześć, kochanie. — Phil stłumiła westchnienie. Zdenerwowała się na siostry, gdy mówiły, że zawsze była poza domem, „zabawiając” ważnych klientów jej narzeczonego, ale taka była prawda. Czasami życzyła sobie, żeby sprawy mogły wrócić do stanu z czasów zanim Christian ukończył szkołę prawniczą i dostał pracę, jako rozchwytywany adwokat. Mimo, że to brzmiało jak szaleństwo, właściwie brakowało jej tych wieczorów, gdy siedzieli razem w domu i jedli kanapki, bo nie stać ich było na nic innego. Wtedy mieli przynajmniej czas, żeby porozmawiać — naprawdę nawiązać kontakt. Przez ostatni rok Christian pracował tak ciężko całymi dniami i zajmował się klientami wieczorami, że czuła się, jakby ledwie go znała. Phil wepchnęła nielojalną myśl w kąt umysłu i spróbowała brzmieć na szczęśliwą. — Więc, kogo dzisiaj zabawiamy? I dokąd idziemy? — Zapytała pogodnie. — Zabieramy Heidi i George’a Ghentów. I zrobiłem rezerwację na cztery osoby w Bern’s. — Zaśmiał się, a Phil się skrzywiła. Bern’s było jednym z najdroższych, podających steki lokali w Tampa. Restauracja miała sezonowane steki i listę win, podobno nieporównywalną z żadnym miejscem w kraju. — Rok temu nie moglibyśmy sobie na to pozwolić, prawda, Philly, skarbeńku? — Ciągnął Christian. — Nie można nie kochać tego funduszu reprezentacyjnego. Ale jak mówi mój starszy wspólnik, klient ma zawsze rację, a Ghent chciał iść właśnie tam. To może być dla nas bardzo ważny nabytek. — Brzmi… wspaniale. — Powiedziała Phil, mając nadzieję, że nie mógł usłyszeć wahania w jej głosie. Wydawało się, że każdy klient był ważnym nabytkiem, ale nigdy sobie nie wyobrażała, że Christian, jako praktykujący prawnik, będzie spędzał tyle czasu na zdobywaniu nowych i kolacjach z potencjalnymi klientami. To z pewnością nie było to, co miała nadzieje robić, gdy sama przebrnie przez studia prawnicze. Phil zamierzała specjalizować się w prawach obywatelskich i reprezentować ludzi, których prawa były naruszane. Jakoś nie sądziła, że większość jej klientów będzie wielkimi szychami, domagającymi się zabierania do najdroższych restauracji w mieście. — …więc musisz tu wrócić, jeśli masz mieć czas zrobić się na bóstwo. — Ciągnął głos Christiana w jej uchu i Phil zorientowała się, że odpłynęła myślami, śniąc na jawie o swojej, przyszłej karierze prawnej. — Och, taa? — Powiedziała, mając nadzieję, że nie zauważył jej chwilowego braku koncentracji. — Taa. — Powiedział Christian, najwyraźniej nieświadomy, że przestała go słuchać. — Wiem ile czasu zajmuje wam, kobietom przyszykowanie się. I nie mów mi, że jestem
seksistowską świnią, Phil. Wiesz, że musisz poświęcić dwa razy więcej czasu niż ja, żeby wyglądać zniewalająco. — Ale ja zawsze jestem zniewalająca. — Przypomniała mu Phil. To był między nimi stary żart i Christian zwykle odpowiadał nieprzyzwoicie, jak bardzo chciał ją „zniewalać.” Jednak tym razem powiedział tylko. — Uh-huh. Słuchaj, skarbie, muszę się zająć jeszcze kilkoma rzeczami. Zobaczymy się wkrótce? — Jasne. — Powiedziała Phil, czując się przybita. Ale znów, nie mogła oczekiwać, że będzie pamiętał każdy ich stary żart, czyż nie? — Już wychodzę. — Powiedziała do niego. — Do zobaczenia niedługo. Kocham cię. — Ciebie też, skarbie. Do zobaczenia. — Pa. — Zamknęła telefon i wstała, żeby zebrać rzeczy. — Muszę iść. Rory pospiesznie przełknęła kęs eklerki. — Ale nie wymyśliłyśmy jeszcze idealnego życzenia. Musisz być ostrożna, Phil! Nie zapomnij jak zażyczyłaś sobie, żeby zawsze mieć na nogach ładne buty, a potem te szpilki nie chciały zejść ci ze stóp przez dwa tygodnie. Cass prychnęła. — O tak — ładne to one były. Ale wygodne? Nie za bardzo. Phil skrzywiła się. — Nie przypominaj mi. Cud, że nie mam płaskostopia po tym drobnym fiasku z życzeniami. — pochyliła się i musnęła pocałunkiem policzek najmłodszej siostry. — Ale nie martw się o mnie — coś wymyślę. — Lepiej, żeby tak było. — Powiedziała ponuro Cass. — I lepiej, żebyś miała to gotowe do piętnaście po szóstej jutrzejszego wieczora — dokładnie o godzinie, w której się urodziłaś. Inaczej MCW wybierze za ciebie, a wiesz, jakie są jej wybory. — Niestety wszystkie wiedziały. Nie trzeba było szukać dalej niż ich dramatyczne włosy i oczy, ptasi głos Rory i łagodny temperament Phil, żeby wiedzieć, że ich matka chrzestna, Wróżka była całkowicie odrealniona, albo oglądała za dużo kanału Disney’a. — Słuchajcie, po prostu miejcie oko na babcię i dzwońcie, jeśli wpakuje się w kłopoty. — Powiedziała, żeby pocałować w policzek również Cass. — I nie martwcie się o mnie, w porządku? Będzie dobrze. Ale nie mogła nic poradzić na napięcie, leżące jej w żołądku jak zimna eklerka. Nadchodziły jej urodziny, a ona była całkowicie nieprzygotowana.
Rozdział 2 — Zgadnij, jaki jest smak miesiąca. Głos po drugiej stronie słuchawki mocno podbudował Phil. Dąsała się na kanapie, odkąd wrócili do domu po kolacji z klientami Christiana w Bern’s. A przynajmniej tak nazywał to Christian — Phil nazywała to odczuwaniem smutku. I nic nie mogła na to poradzić — nie, jeśli wzięło się pod uwagę wydarzenia tej nocy. Zwłaszcza, gdy na początku tego wieczora czuła się tak dobrze. Mimo, że ich towarzystwo na kolacji było mniej niż przyjemne (pan Ghent był chamem, lubiącym popisywać się swoimi inwestycjami, a pani Ghent snobką, z którą większość rozmowy kręciła się wokół tego, jak ciężko znaleźć dobrą służbę, która nie wyszczerbi jej kryształów z Waterford3 ) Phil i tak zdołała dobrze się bawić. W czasie jazdy do domu, przytuliła się do narzeczonego, czując efekty działania skandalicznie drogiego rocznika, zamówionego przez klienta, ze słynnej listy Bern’s, rozlewające się po jej żyłach ciepłym mrowieniem. Szampan sprawiał zwykle, że robiła się beztroska i jak określała to Cass, napalona. Phil wolała myśleć o tym, jako w nastroju na amory, a skoro nie pamiętała już ostatniego razu, gdy kochali się z Christianem, to wydawało się dobrą rzeczą. Jednak jej narzeczony nie miał takiego samego wrażenia. — Przestań, Phil. Nie widzisz, że próbuje prowadzić? — Zapytał ostro, gdy skubnęła jego ucho. Skoro byli praktycznie jedynym samochodem na bocznej drodze, którą wybrał, Phil nie wydawało się to wielką sprawą. — Daj spokój, Christian. — Wymruczała swoim najseksowniejszym tonem. — Rozluźnij się. Co mogłoby się stać w najgorszym razie? — Moglibyśmy zjechać z drogi i dostałbym mandat za jazdę pod wpływem.4 — Warknął z irytacją. — Jak by to wyglądało w moich aktach? Moja kariera poszłaby prosto do szamba, a wszystko dlatego, że nie potrafiłaś trzymać rąk przy sobie, aż dotrzemy do domu. — Przepraszam. — Phil z westchnieniem przesunęła się z powrotem na własną stronę samochodu. Dlaczego ostatnio za każdym razem, gdy chciała kochać się z Christianem, on ją zniechęcał? Zawsze był zbyt zajęty lub zbyt zaabsorbowany myślami o pracy, żeby mieć czas dla nich. To zasmucało Phil i odcinało ją od niego, jakby między nimi znalazł się dystans, przez który nie potrafiła przerzucić mostu, nie ważne, jak się starała — oczywiście nie przyznałaby tego Cass czy Rory. W rzeczywistości nie przyznawałaby tego przed samą sobą, gdyby nie miała w ciele kilku musujących kieliszków bąbelków. No cóż, może po prostu martwił się prowadzeniem samochodu i będzie w lepszym nastroju, gdy wrócą do ich apartamentu. 3 Waterford – miasto portowe w południowowschodniej Irlandii, znane z przemysłu szklarskiego. 4 I tylko tyle? U nas mandaty, punkty karne, zabieranie prawa jazdy, a jak ludzie jeździli po pijaku, tak jeżdżą.
Tyle, że nie był. Ledwie spojrzawszy na Phil, przecisnął się obok niej w chwili, gdy otwarła drzwi i poszedł do wolnej sypialni, którą przeznaczył na swój gabinet, gdy się wprowadzili. — Wybacz, Philly, skarbeńku, mam dużo do zrobienia. — Rzucił przez ramię, gdy zaprotestowała. I tak skończyła na kanapie, malując sobie paznokcie u stóp, czując się smutna i zaniedbywana. Czy to tylko jej wyobraźnia, czy między nią i Christianem nie wszystko było już w porządku? Ostatnio wydawał się tak zaabsorbowany czymś innym. Oczywiście Phil wiedziała, że wykonywał wymagającą pracę, ale jednak. Wydawało się, że mógłby znaleźć trochę czasu na bycie z nią. Cóż, może był zajęty planowaniem czegoś wielkiego na jej urodziny. W takim przypadku z radością wybaczyłaby mu dzisiejszą noc. Postanowiła wyrzucić z myśli całą tę sprawę i skoncentrować się na czymś innym. Wiedziała, że powinna próbować myśleć o życzeniu, ale w głowie nadal szumiało jej od szampana i nie miała w tej chwili chęci wysilać mózgu. Na pewno coś wymyśli, zanim nadejdzie moment jej urodzin. Nieprawdaż? I wtedy zadzwonił telefon, wydobywając ją z melancholii. — Zgadnij smak. — Ponaglił znajomy głos. — Dawaj, Swann. To jeden z twoich ulubionych. — Czekoladowo krówkowa mokka? — Zgadła. — Nie, ale ciepło. W każdym razie, na ile lody mogą być ciepłe. — Zachichotał Josh, jej najlepszy przyjaciel z pracy. Jego głęboki głos rozgrzał ją nawet przez telefon. — Fala masła orzechowego. — Powiedziała Phil, odstawiając buteleczkę lakieru do paznokci, angażując się w grę. Była to gra, w którą ona i Josh grali, co tydzień, gdy zmieniały się smaki w I Scream, U Scream, jednym z ich ulubionych miejsc. To miał być smak miesiąca, lecz w rzeczywistości zmieniał się częściej. Co w opinii Phil było równie dobrym usprawiedliwieniem, jak każde, żeby zjeść loda. — Znów źle i zimno, Swann. Naprawdę zimno. — Josh nadal brzmiał na rozbawionego. — W porządku. Więc to coś z czekoladą. — Phil zamknęła oczy, próbując się skoncentrować. Szum szampana mijał i czuła się teraz bardziej sobą. — Uch, nie mów mi. To nie… to nie może być… — Miłosna Mikstura Numer Dziewięć! — Zakończył za nią Josh. — Twoje ulubione. Chcesz trochę? Mogę po ciebie wpaść za pięć minut. — Och, no nie wiem, Josh… — Phil zerknęła na zegarek, żeby sprawdzić godzinę. — Jest naprawdę późno, poza tym nie wiem, jak się poczuje Christian, jeśli teraz wyjdę.
— Przepraszam, Swann. — Jego głos był ściszony. — Czy, uch, przeszkadzam w jakichś przedurodzinowych obchodach? Wy dwoje mieliście właśnie wyjść pomalować miasto na czerwono?5 — Co? Och, nie. — Phil zarumieniła się, chociaż nie mógł jej widzieć. — O ile malowanie paznokci u stóp na czerwono się nie liczy, to nie. — Czerwone paznokcie u stóp? Łał, robi się gorąco. Lepiej dam ci już spokój. — Josh zabrzmiał, jakby miał zaraz odłożyć słuchawkę, a Phil zapragnęła nagle, żeby tego nie robił. — Nie, zaczekaj. — Wstała i szła ostrożnie, żeby nie rozmazać sobie pedikiuru. — Tylko powiem Christianowi, że wychodzę na kilka minut. W tej chwili przyda mi się trochę Miłosnej Mikstury Numer Dziewięć. — Na więcej niż jeden sposób, powiedziała sobie, podchodząc na piętach do drzwi pracowni. Jednak odepchnęła te myśl. Jej narzeczony był po prostu zajęty i zaabsorbowany pracą. Miała pewność, że wkrótce będzie lepiej. Jak tylko naprawdę zabezpieczy sobie miejsce w pracy, nie będzie musiał tak ciężko harować i znów będą sobie bliscy. — Christian. — Powiedziała, otwierając drzwi. — Josh i ja idziemy po przekąskę do I Scream. Chcesz coś? Rozmawiał z kimś przez komórkę i odwrócił się by posłać jej zirytowane spojrzenie. — Zaczekaj chwilę. — Powiedział komuś po drugiej stronie. Potem zwrócił się do Phil, marszcząc brwi. — Teraz? Czego? Powtórzyła się, dodając: — Mają teraz Miksturę Miłosną Numer Dziewięć. Chcesz? — Nie, skarbie. Idź się rozerwać i nie martw się o mnie. — Dobra. — Uśmiechnęła się do niego. — To do zobaczenia później. — Taa. Hej i nie czekaj na mnie jak wrócisz. Pewnie będę nad tym siedział przez pół nocy. — Wskazał stosy papierów, które rozłożył na biurku i przesunął ręką po ciemnoblond włosach. — Och. — Powiedziała słabo Phil. — Myślałam… myślałam, że może będziesz chciał iść dziś do łóżka trochę wcześniej. — Nie mogę. Przepraszam, skarbie — za dużo pracy. — Christian wrócił do swojej rozmowy, wyraźnie nie chwytając jej wskazówki. Phil westchnęła. To tyle w kwestii nocy namiętnego kochania się. Cóż, nadal mogła czekać z niecierpliwością na lody czekoladowe ze swoim, najlepszym przyjacielem. Teraz była podwójnie zadowolona, że Josh do niej zadzwonił. — Więc ruszamy? — Zapytał Josh, gdy zamknęła drzwi i z powrotem przyłożyła telefon do ucha. — Och, słyszałeś to? — Phil poczuła jak jej policzki czerwienieją. Miała nadzieję, że Josh nie usłyszał jak pytała Christiana czy przyjdzie wcześniej do łóżka. Bycie spławioną przez 5 Idiom. Po naszemu zabawić się, bawić się dobrze.
narzeczonego było wystarczająco złe i nie potrzebowała jeszcze publiczności jej zawstydzającej sytuacji. — Część. — Powiedział taktownie Josh. — Dość, żeby wiedzieć, że idziemy. Będę za pięć minut — wystarczy, żeby zdążyły ci wyschnąć paznokcie? — Pójdę boso i po prostu zamówimy w stanowisku dla zmotoryzowanych. — Powiedziała mu Phil. — Spotkamy się przed budynkiem, dobrze? — Pewnie. Na razie. — Josh rozłączył się, a ona pobiegła się przebrać. Wysunięcie się z wieczorowej sukienki i założenie dżinsowych szortów i T-shirtu bez rozmazania lakieru było trudne, ale Phil i tak udało się znaleźć na chodniku, zanim przyjechał. Cement nadal był nagrzany od letniego słońca i poczuła jak przypieka jej podeszwy stóp, gdy wskoczyła do małej hybrydy Josha. — Dobrze wyglądasz, Swann. — Uśmiechnął się do niej, gdy zapinała pas. Josh Bowman był niedorzecznie wysoki, z pasującymi do wzrostu szerokimi ramionami i miał gęste, krzaczaste, brązowe włosy, które zawsze wyglądały, jakby potrzebowały strzyżenia. Miał duże, brązowe oczy i czarująco przekrzywiony uśmiech z jednym lekko pochylonym zębem z przodu — w niczym nie przypominały klasycznych rysów Davisa Milesa, najgorętszego faceta z jej biura czy piaskowo blond włosów i przeszywających niebieskich oczu Christiana. Mimo to w jego niedopasowanych rysach było coś, co wydawało się działać. Bez wątpienia właśnie to skłoniło Rory do nazwania go „gorącym,” gdy zobaczyła jego zdjęcie. Oczywiście Phil nigdy nie myślała o nim inaczej, niż jak o przyjacielu, ale luźny sposób, w jaki rozmawiał i jego ciepły śmiech od początku ją do niego przyciągały. — W tym? — Phil popatrzyła na swoją zwyczajną, niebieską koszulkę i szorty. — W tym momencie nie jestem ubrana na wizytę w operze. — Nie. Chodziło mi o twoje włosy. — Wskazał na nią. — Prawie nigdy nie widuje cię z rozpuszczonymi włosami. — Och. — Phil z zawstydzeniem przyłożyła dłoń do swoich długich, blond włosów, ale Josh mówił już, o czym innym. — No to daj mi zobaczyć te nowe, seksownie czerwone paznokcie. — Zażądał, gdy wyjechał z parkingu przed jej apartamentem. — Josh… — Zaśmiała się Phil. — Nie, poważnie. Pozwól mi je zobaczyć. — Klepnął deskę rozdzielczą. — Połóż je tutaj. — Christian chybaby umarł, gdyby ośmieliła się położyć bose stopy na desce rozdzielczej jego Lexusa, ale Josh był dość wyluzowany, żeby Phil się nie wahała. — Proszę, zadowolony? — Zapytała, opierając gołe stopy na desce rozdzielczej i pomachała do niego palcami stóp.
— Bardziej niż zadowolony. Jakie gorące, małe świnki. — Josh rzucił pożądliwym spojrzeniem na jej palce u stóp i udawał, że skręca gwałtownie, gdy pochylił się, żeby się przyjrzeć. — A jutro w pracy będę jedynym, który będzie wiedział, co znajduje się pod tymi twoimi praktycznymi, czarnymi butami. Phil zachichotała. — Nie wiedziałam, że masz taki stopowy fetysz, Bowman. — O tak. Jestem wielkim fanem porno ze stopami. — Powiedział z poważną miną. — I mam w zakładkach wszystkie takie strony. No wiesz, na przykład Całuj Moją Stopę i Wiązanie Palców. — I Forum Stopy. — Powiedziała, włączając się do gry. Skinął głową. — O tak — jedno z moich ulubionych. I mam prenumeratę Penthouse Listy o Stopach. Tylko, że wszystkie listy wydają się zaczynać tak: „Nie uwierzycie, ale to prawda — zeszłej nocy pracowałem do późna w sklepie obuwniczym, gdy weszła ta niewiarygodnie gorąca blondynka z odciskami i poprosiła o masaż stóp. Chwilę później miała czekoladowy syrop między każdym palcem stopy i bitą śmietanę rozsmarowaną, aż do kostek… W tym momencie Phil śmiała się już niekontrolowanie. — Błe! Josh, jesteś nieznośny. I dlaczego ktoś miałby mieć syrop czekoladowy i bitą śmietanę w sklepie z butami? Uśmiechnął się do niej. — Nie wiem — może facet zamierzał zrobić później bananowy deser lodowy. Wiesz, pracownicy sklepów z butami też lubią bitą śmietanę. A skoro o lodach mowa, jesteśmy. Chcesz jedną gałkę czy dwie? Phil usiadła, zaskoczona, że jazda minęła tak szybko. Josh zjeżdżał już do stanowiska dla zmotoryzowanych w I Scream, U Scream, gotowy złożyć ich zamówienie. — Uch, lepiej jedną. — Powiedziała. — Byliśmy dzisiaj w Bern’s, a wiesz, jak obfite jest tam jedzenie. — Zabawiacie następnych klientów? — Josh wiedział wszystko o sytuacji w pracy Christiana. Phil odkryła, że dobrze się z nim rozmawiało i nie był tak szybki w krytykowaniu, jak miały w zwyczaju Cass i Rory. — Zawsze. — Westchnęła, gdy złożył zamówienie. I Scream było zwykle spokojne i mogli dostać zamówione lody w ciągu minuty. — Chcesz zjeść tutaj czy weźmiesz je do domu? — Zapytał Josh, podając jej plastikową łyżeczkę i mały, papierowy kubek doskonałych lodów. Phil pomyślała o siedzeniu samotnie na kanapie, podczas gdy Christian pracował do późnej nocy. — Zaparkujmy. — Postanowiła, wbijając łyżeczkę w lepką, czekoladową kulę w swoim kubku. Mikstura Miłosna Numer Dziewięć była w praktyce zmrożoną masą krówkową, upstrzoną maleńkimi, czekoladowymi pucharkami, wypełnionymi sosem malinowym. To było dekadenckie i grzeszne, ale po wieczorze, który dopiero, co przecierpiała, Phil doszła do wniosku, że zasłużyła.
— Jasna sprawa. — Josh zaparkował na pustej przestrzeni naprzeciwko małej, różowej lodziarni. — Jesteś pewna, że Christian nie będzie miał nic przeciwko, że zatrzymuję cię do późna? — Co? Och, nie. — Phil wzruszyła ramionami. — Christian nie należy do zazdrosnych. — To prawda, że początkowo czuła się trochę dziwnie, robiąc z Joshem rzeczy, które można było uznać za randkę, jakie kiedyś robiła ze swoim narzeczonym. Ale Cass i Rory nie zawsze były dostępne, a Christian ostatnio zawsze był zajęty, pracując do późna. A także szczerze nie wydawał się mieć nic przeciwko. „Idź się rozerwać i nie martw się o mnie.” Zawsze tak mówił, a ona tak robiła. Łatwo było bawić się ze swoim najlepszym przyjacielem — Josh zawsze potrafił sprawić, że się śmiała, nawet, gdy była smutna. — Gdybyś mnie pytała, jest trochę zbyt ufny. — Powiedział Josh, przesuwając dźwignię na pozycję parkowania i zabierając się za swoje lody. — Chcę powiedzieć, skąd wie, że nie ssę ci właśnie tych seksownych palców u stóp? — Josh! — Phil trąciła go łokciem i zaśmiała się. — Wie, że może mi ufać, ponieważ ty i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi. — Przyjaciółmi z fetyszem na punkcie stóp. — Przypomniał jej śmiertelnie poważnie Josh. — Z tego, co wie twój narzeczony, mógłbym w tej chwili zlizywać czekoladowy sos z twojego śródstopia. — Wystarczy już. — Phil posłała mu udawany, groźny uśmiech. — Zabrałeś mnie tu tylko po to, żeby prowadzić ze mną tę brudną rozmowę? — Brudną? — Pochylił się i spojrzał na jej stopy. — No nie wiem, Swann. Dla mnie wyglądają na dość czyste. — Phil udała, że chce go uderzyć, a on zrobił unik. — Dobrze już, dobrze, miałem ukryte motywy. Mam coś dla ciebie — rodzaj przedurodzinowego prezentu. Phil usiadła prosto na siedzeniu, zapomniawszy o lodach. — Josh, nie powinieneś. — Pewnie, że powinienem. — Powiedział swobodnie. — Poza tym to nic naprawdę wielkiego. Wypaliłem ci tylko płytę. Proszę. — Sięgnął przed nią by otworzyć schowek i Phil nie mogła nie zauważyć ciepła jego umięśnionego ramienia na jej boku. Grzebał przez chwilę wewnątrz i wyciągnął płaskie, zielone pudełko z plastiku. — No i jest; wiedziałem, że gdzieś je tu wetknąłem. Dla ciebie, moja pani. — Podał jej je uroczyście, a Phil otwarła je, podekscytowana. Uwielbiała dostawać drobne upominki i uwielbiała Josha za to, że o tym wiedział. Przynajmniej raz w miesiącu dawał jej jakiś drobiazg znaleziony na pchlim targu lub wyspecjalizowanym sklepie, który lubiła. To nigdy nie było nic wielkiego — po prostu drobne, przemyślane prezenty, informujące ją, że Josh myślał o niej. — Och, ścieżka dźwiękowa z Wicked! — Wykrzyknęła, patrząc na płytę. Poświęcił nawet czas na zrobienie etykiety z oryginalnym logiem soundtracku. — Dziękuję, Josh. Od wieków chciałam to mieć. — Odkąd Rory zachwycała się zobaczeniem tego wędrownego musicalu na swoich zajęciach muzycznych w zeszłym semestrze, Phil sama pragnęła na niego pójść. Jednak
nie było sensu pytać Christiana. Nawet, gdyby mogli sobie pozwolić na bilety, i tak nie mogliby pójść — żywy nie dałby się zaciągnąć na musical. — Wiesz, w przyszłym roku będą występować w centrum sztuk. — Powiedział Josh, uśmiechając się na widok jej zachwyconej reakcji. Phil westchnęła. — Wiem, ale nie ma mowy, żeby Christian mnie tam zabrał. Nie ogląda musicali. — Wiesz, co? Jeśli chcesz, pójdę z tobą, gdy będą w mieście. — Nie miałbyś nic przeciwko? — Phil popatrzyła na niego z powątpiewaniem. — Chcę powiedzieć, że Christian twierdzi, że musicale są dla dziewczyn i gejów. — Cóż, ja nie jestem żadnym z nich. — Zaśmiał się Josh. — Ale jej, dobra muzyka jest dobrą muzyką. Słuchałem ich po tym, jak je dla ciebie ściągnąłem i nawet mi się spodobały. — To byłaby świetna zabawa. — Powiedziała tęsknie Phil. — Nie mogę sobie przypomnieć ostatniego razu, gdy stroiłam się, żeby pójść gdziekolwiek bez któregoś z klientów Christiana. Cóż, przynajmniej jutro będziemy tylko we dwoje. — Świętowanie, racja. — Josh wyglądał na zamyślonego, wybierając resztki swojej Mikstury Miłosnej Numer Dziewięć. — No cóż, myślę, że powinniśmy już wracać, w końcu jutro poniedziałek. Phil jęknęła, odłożyła płytę i podniosła kubek szybko topniejących lodów. — Nawet mi nie przypominaj! — Po prostu kolejny dzień w raju, Swann. — Powiedział radośnie Josh, zapalając silnik. — Tylko pomyśl, gdybyśmy oboje nie pracowali w pięknym BB&D, moglibyśmy nigdy się nie poznać. A wtedy, kto zabierałby cię na lody i błagał, żeby zlizywać czekoladę z twoich stóp? — Nikt. — Przyznała ze śmiechem Phil. Wiedziała, że odpowiedź powinna brzmieć „Christian.” Jednak jej narzeczony nie wydawał się mieć czasu na proste przyjemności życia, takie jak pójście na lody, albo niewielka rozrywka, nie uwzgledniająca wszechmocnego funduszu reprezentacyjnego. Nie po raz pierwszy zapragnęła, żeby jej urodzinowe życzenie mogło zmienić życie jakiejś osoby, poza jej własnym. Była pewna, że gdyby zachowała dużą ostrożność i odpowiednio je sformułowała, życzenie mogłoby zrobić różnicę w jej relacjach z narzeczonym. Może powinna zażyczyć sobie, żeby była bardziej zauważalna dla Christiana. Z drugiej strony, magia jej matki chrzestnej, Wróżki prawdopodobnie sprawiłaby, że na jej czole wyrośnie róg, albo zrobi się purpurowa. To z pewnością sprawiłoby, że stałaby się zauważalna, ale nie w dobrym sensie. Nie, życzenie sobie czegokolwiek, związanego z Christianem, nie było dobrym pomysłem. Sama będzie musiała zająć się swoim narzeczonym. — Jesteś okropnie cicha. O czym myślisz? — Głos Josha zaskoczył ją i podniosła głowę by zobaczyć, że byli już przed jej budynkiem.
— Och, to nic. Tylko odpływam myślami. — Skłamała Phil, pragnąc móc powiedzieć mu prawdę. Z jakiegoś powodu miała uczucie, że gdyby mogła skłonić kogoś do zrozumienia magii jej matki chrzestnej, to byłby to Josh. To jednak było szaleństwo — usłyszałby tylko brzęczenie, albo zmienił temat jak wszyscy inni bez krwi Wróżek. — Jesteś pewna? — Josh wyglądał na zmartwionego. — Poważnie Phil, wiesz, że jeśli chcesz o czymś porozmawiać… — Wiem. — Phil uśmiechnęła się do niego. Nawet jej siostry nie wychwytywały jej nastroju tak szybko jak Josh. Wydawało się, jakby miał niewidzialny radar, nastawiony wyłącznie na nią i zawsze wiedział, gdy była nieszczęśliwa albo czymś zmartwiona. — Myślę, że lepiej już pójdę. — Westchnęła, manipulując przy zatrzasku drzwi. — Daj mi swój kubek po lodach, wyrzucę go. Josh zrobił jak prosiła, wkładając swój kubek w jej. — Chcesz, żebym odprowadził cię na górę? — Nie, nic mi się nie stanie. — W ich starym budynku natychmiast powiedziałaby tak — w nocy był trochę straszny i nie znajdował się w najlepszej części miasta. Jednak teraz, mieszkając z Christianem w dość przyzwoitym miejscu, nie miała powodu, żeby Josh odprowadził ją pod drzwi, choć wiedziała, że zrobiłby to, gdyby poprosiła. — No to do zobaczenia jutro. — Uśmiechnął się do niej, a ona ciepło odwzajemniła ten uśmiech. Miała tyle szczęścia, posiadając tak wspaniałego przyjaciela, zwłaszcza teraz, gdy ona i Christian przechodzili trudne chwile. Cóż, może nie dosłownie trudne chwile, wycofała się pospiesznie. Po prostu… docierali się. A kiedy Christian naprawdę zapewni sobie miejsce na nowym stanowisku prawnym, sprawy wrócą do normalności. Była o tym przekonana. W międzyczasie miała bardziej naglące problemy, którymi musiała się martwić — na przykład, czego sobie zażyczyć, gdy pojawi się MCW. — Do zobaczenia jutro. — Powiedziała do Josha, zamykając drzwi. Zobaczyła jak macha, zmieniając bieg w małym, hybrydowym samochodzie i odmachała, rękami zajętymi pustymi kubkami po lodach i płytą Wicked. Wchodząc po schodach do swojego mieszkania, oderwała myśli od najlepszego przyjaciela i narzeczonego i zastanowiła się, czego mogłaby sobie zażyczyć, co nie zmieniłoby całkowicie jej życia.
Rozdział 3 Obudził ją cichy pisk budzika. Phil wciągnęła szlafrok i założyła kapcie, i szybko wyszła z łóżka, żeby zrobić kawę. Christian lubił gorącą, czarną kawę i gazetę tuż po obudzeniu, inaczej przez cały dzień był drażliwy. Zawsze mówił, że to był jedyny sposób, żeby właściwie zacząć dzień. Phil upewniała się, że jego poranki mijały gładko już prawie od pięciu lat — z których cztery byli zaręczeni. Phil spotkała swojego narzeczonego w college’u, gdy oboje byli na wstępnym kursie prawniczym i bardzo szybko zamieszkali razem. Christian był jedynym, poważnym chłopakiem, jakiego w życiu miała i kiedy stwierdził, że więcej sensu miałoby, gdyby tylko jedno na raz studiowało prawo, żeby uniknąć brania zbyt wielu pożyczek, niechętnie się zgodziła. Phil zrobiła dyplom praktykanta adwokackiego, ale po ślubie zamierzała wrócić na studia prawnicze.6 Jeśli ten ślub kiedykolwiek się odbędzie. Zgniotła tę negatywną myśl i na palcach podeszła do drzwi, żeby wziąć gazetę. Niedawno przenieśli się do znacznie milszego budynku niż ten, na który mogli sobie pozwolić zanim Christian dostał pracę w wiodącej firmie prawniczej w mieście. Tym, co najbardziej podobało się Phil w tym mieszkaniu, był fakt, że gazeciarz naprawdę dostarczał gazetę do samych drzwi. W starym budynku musiała zejść trzy piętra i przez podjazd, wysypany ostrym żwirem, żeby zdobyć gazetę. Tutaj wszystkim, co musiała zrobić, było sięgnąć za drzwi. Phil otwarła drzwi i sięgnęła… jednak żadna gazeta nie spotkała się z jej zamykającą się dłonią. Ciaśniej owijając wokół ramion fioletowy szlafrok (prezent od Cass), popatrzyła na zegarek. Dokładnie siódma, a gazeta zawsze była dostarczana pod drzwi punkt szósta piętnaście — Christian upewnił się, że tak będzie, gdy podpisali umowę najmu. Phil zazgrzytała zębami. Dokładnie wiedziała, dokąd powędrowała jej brakująca gazeta. Wzdychając, podeszła do drzwi po przeciwnej stronie korytarza i zastukała lekko w połyskujące, brązowe drewno. Usłyszała po drugiej stronie szurające kroki, a potem dźwięk otwierania niezliczonych zamków i zasuw. W drzwiach pojawiła się szczelina, pokazująca jedno, paciorkowate oko i pani Tessenbacker, jej sąsiadka zerknęła na nią ze środka. — Tak? — Powiedziała podejrzliwie, zanim rozpoznała Phil. — Och, dzień dobry, Philomeno! — Zaćwierkała z szerokim uśmiechem, sprawiającym, że jej policzki pokryły się zmarszczkami. Nieprawdopodobnie białe, sztuczne zęby w jej pomarszczonej twarzy sprawiały, że wyglądała jak starożytny krokodyl. Starożytny, skąpy krokodyl. Pomyślała ponuro Phil. — Pani Tessenbacker. — Powiedziała, próbując się uśmiechnąć. — Widziała pani przypadkiem dziś rano naszą gazetę? Wie pani, jak Christian lubi czytać ją rano, przed pracą. 6 Jakoś mi się nie wydaje, żeby ten pomysł przypadł mu do gustu. Tam się trzeba dużo uczyć i kto będzie mu podawał kawę do łóżka, gdy ona będzie zajęta?
— Hmm. — Starsza pani jeszcze bardziej zmarszczyła czoło i postukała się w policzek zakrzywionym palcem, jak gdyby w głębokim namyśle. Phil stłumiła chęć stukania stopą, przeczekując ten Oskarowy występ. Obie wiedziały, że to tylko formalność. — Powinna być tu kwadrans po szóstej. — Przypomniała sztywno sąsiadce. I wiem, że ją zabrałaś! Oczywiście nie mogła głośno jej o to oskarżyć. Jeszcze raz dzięki, matko chrzestna, Wróżko. — Och, oczywiście. — Powiedziała pani Tessenbacker. — Teraz pamiętam — kończył mi się papier dla mojego małego Doodle-buga, więc ją pożyczyłam. Nie sądziłam, że masz coś przeciwko. Phil stłumiła jęk. Doodle-bug to było imię wrednego Yorkshire teriera pani Tessenbacker, który szczekał przez pół nocy i sikał na wszystko w zasięgu wzroku. Phil mogła zrozumieć, dlaczego jej sąsiadka potrzebowała gazety — gdyby miała takie zwierzę jak Doodle-bug, kusiłoby ją, żeby wyłożyć gazetami każdą powierzchnię w swoim apartamencie. Jednak wcale nie było tak, że starsza pani nie mogła sobie pozwolić na własną. Phil regularnie widywała ją, wyprowadzającą psa na długiej, skórzanej smyczy i wysadzanej diamentami obroży. Jednak jej podstarzała sąsiadka była zbyt skąpa, żeby kupić sobie gazetę i okradała Phil, co najmniej dwa razy w tygodniu, odkąd zorientowała się, że Phil nie zrobi awantury. — Mam nadzieję, że to nie problem. — Stara baba posłała jej kolejny, krokodyli uśmiech. Phil odetchnęła głęboko. Choć raz chciałaby być w stanie powiedzieć swojej złodziejskiej sąsiadce, że jednak miała coś przeciwko. Że nie kupiła gazety, żeby jakiś kłębek szczurzego futra mógł zrobić sobie z niej toaletę. W rzeczywistości w ogóle nie kupiła gazety dla siebie — kupiła gazetę dla Christiana, który teraz przez cały dzień będzie w złym nastroju, ponieważ jej nie dostał. Czy to była zbyt wielka prośba, żeby jej narzeczony był w dobrym nastroju w jej urodziny? Głośno zaś powiedziała. — Może ocaliła pani przynajmniej dział sportowy, pani Tessenbacker? Gdybym mogła go dostać…7 — Cóż, pozwól mi sprawdzić. — Stara kobieta znów zniknęła i wróciła ze zmiętą, wilgotną na jednym z rogów sekcją gazety. — Proszę bardzo. — Powiedziała dumnie, jakby wyświadczała Phil przysługę. — Doodle-bug zrobił na niej tylko małe siusiu. Taki z niego nicpoń. Jakby w odpowiedzi na jej słowa, rozległo się ostre, piskliwe szczekanie i kula brudnobrązowej i szarej sierści wypadła spomiędzy kostek pani Tessenbacker. Doodle-bug popatrzył groźnie na Phil. Jego miniaturowe ciało drżało od wysokiego warkotu, który wezbrał w jego maleńkim gardle. Potem, zanim Phil mogła się cofnąć, uniósł zadnią łapę i obficie spryskał puszyste, fioletowe kapcie, będące kompletem do jej szlafroka, po czym wycofał się. 7 Tak się zastanawiam, nigdzie nie jest powiedziane, że te Wróżki są trudniejsze do zabicia niż ludzie. Dlaczego jeszcze nie spróbowała udusić tej swojej matki chrzestnej? Gdybym przez zaklęcie jakiejś idiotki musiał tak potulnie przyjmować wszystko, co inni zrobią, to chyba bym ukatrupił pewną Wróżkę.
— O rety. — Pani Tessenbacker wyglądała, jakby usiłowała stłumić chichot. — Co za niegrzeczny chłopiec! Rzeczywiście jasno to pokazuje, jeżeli kogoś nie lubi. Phil przygryzła z frustracji wnętrze policzka. Też chciałabym mu pokazać, co o nim myślę — najlepiej butem! — Do widzenia, pani Tessenbacker. — Powiedziała sztywno. Z taką godnością, na jaką mogła się zdobyć, poczłapała przez korytarz z mokrą gazetą, trzymaną w wyciągniętej ręce. Te urodziny już robiły się cudowne, a nadal nie wymyśliła dobrego życzenia. Gdy znalazła się w środku, wzięła szybki prysznic i wysuszyła papier suszarką do włosów. Wierzyła, że w związku ważna była szczerość, jednak w tym przypadku to, czego nie widział, go nie zaboli. Christian wtoczył się sennie do kuchni, którą Phil pomalowała na jasną zieleń, z obramowaniem stokrotek, w chwili, gdy nalewała kawę. — Dobry, śpiochu. — Phil uśmiechnęła się do niego i starannie złożyła dział sportowy, próbując nie dotykać tej lekko żółtej części. — Miły dzień, prawda? — Dobry, skarbie. — Christian ziewnął potężnie i potarł dłonią włosy, aż uniosły się ciemnoblond aureolą wokół jego głowy, zanim klapnął na krzesło przy stole. Do tych blond włosów miał duże, niebieskie oczy i naturalną opaleniznę, która nie wydawała się znikać nawet zimą. Jego klasycznie przystojne rysy sprawiały, że inne kobiety gapiły się na niego, gdy wychodzili gdzieś razem, co zawsze sprawiało, że Phil czuła się dumna, że wybrał ją. Teraz wyglądał na śpiącego i zmarnowanego, ale nadal miażdżąco przystojnego, gdy mruknął. Miły jak cholera. Po prostu kolejny poniedziałek, nie? — Uch-uch. — Phil próbowała za bardzo nie tracić nadziei. Może naprawdę pamiętał, że to jej urodziny i tylko ją podpuszczał. Czasem Christian lubił się z nią w ten sposób droczyć. — Wiesz. — Powiedziała, obdarzając go niepewnym uśmiechem. — Jeśli masz czas dziś wieczorem, naprawdę chciałabym z tobą porozmawiać. O planach ślubu — Cass, Rory i moja babcia naprawdę chcą wiedzieć, kiedy ustalimy datę. — Och, daj spokój. — Christian się skrzywił. — Nie męcz mnie o to od samego rana, dobra? Wiem, że chcesz ustalić datę i obiecuję, że niedługo to zrobimy. Ale musimy najpierw odłożyć dość pieniędzy, żebyś mogła mieć duże, ładne wesele, na które zasługujesz. — No nie wiem, Christian. — Phil popatrzyła na gołe stopy. — Ostatnio myślałam, że duży ślub nie jest dla mnie, aż tak ważny. Jeśli chcesz, moglibyśmy nawet wyskoczyć do Vegas. — Słuchaj, Phil, nie moglibyśmy pogadać o tym później? — Christian zaczynał wyglądać na zirytowanego. — Wiesz, że chcę wziąć ślub równie mocno, co ty. Do diabła, czekaliśmy na to cztery lata. Ale po prostu… nie teraz. W porządku? Phil westchnęła i przygryzła wargę. Jej narzeczony zdawał się zawsze mieć jakąś wymówkę, żeby nie rozmawiać o przyszłości, którą planowali.
Christian musiał zobaczyć jej minę, gdyż odstawił swoją kawę i wyciągnął rękę, żeby przyciągnąć ją do siebie i uścisnąć. — Och, nie patrz tak, skarbie. Wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz i że chcę spędzić z tobą resztę życia, prawda? Phil pokiwała głową. — Wiem. Po prostu wydaje się, że zawsze jesteś zbyt zajęty, żeby porozmawiać o szczegółach. Christian skrzywił się. — To ta przeklęta praca — zajmuje mnie dzień i noc. Ale obiecuję, że niedługo porozmawiamy, w porządku? Wiesz, co do ciebie czuję — prawda? — To był ich stary żart i Phil odpowiedziała automatycznie. — To samo, co ja do ciebie. Nienawidzę cię do szpiku kości, dupku. — Właśnie tak. Nienawidzę cię tak bardzo, że nie mogę znieść bycia bez ciebie. — Christian zaśmiał się i wcisnął palce w jej bok tuż pod żebrami. Phil pisnęła i odskoczyła. — Christian! Wiesz, że nienawidzę być łaskotana. Uśmiechnął się do niej czarująco i wziął kubek z kawą i gazetę. — A jak myślisz, dlaczego to robię Philly, skarbeńku. Poważnie. Obiecuję, że później porozmawiamy o ślubie i całym tym szajsie, zgoda?8 Gdy Christian zdecydował, że nie chciał o czymś mówić, nie było sensu próbować. Przyklejając uśmiech na twarz, Phil Powiedziała: — W porządku, myślę, że równie dobrze możemy porozmawiać o tym później. Więc — dobrze spałeś? — Tak, jak się można spodziewać, gdy ma się tyle na głowie. Dzisiaj wielki dzień. Phil poczuła szarpnięcie serca. Jednak wcześniej się z nią drażnił! W tym roku naprawdę pamiętał! — Więc masz coś specjalnego, zaplanowanego na dzisiejszą noc? — Zapytała, próbując brzmieć swobodnie. — Pewnie, że tak, skarbie. I lepiej bądź gotowa dokładnie o siódmej, bo wychodzimy. — Naprawdę? — Phil prawie odtańczyła w kuchni mały taniec szczęścia. Wiedziała, że Christian nie był sentymentalnym gościem — ostrzegł ją o tym, gdy zaczęli się spotykać. Więc, gdy rzeczywiście wbrew swoim zwyczajom wykonał taki gest, to miało dla niej znacznie większą wartość. — Naprawdę. — Christian potrząsnął gazetą i podejrzliwie powąchał powietrze. — Hej, co to za smród? — To nic. — Powiedziała pospiesznie Phil. — Wylałam trochę kawy na palnik i lekko się nadymiło. Więc, możesz mi powiedzieć, dokąd idziemy? — Nie mogła ukryć podekscytowania w swoim głosie. 8 Jeśli to wieczne odwlekanie nie powiedziało jej, co on myśli o całej sprawie, to to zdanie powinno ją przekonać, że on ma gdzieś ślub.