Mysia972

  • Dokumenty261
  • Odsłony378 080
  • Obserwuję377
  • Rozmiar dokumentów482.6 MB
  • Ilość pobrań237 942

14 Numbers - Laurann Dohner PL

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.5 MB
Rozszerzenie:pdf

14 Numbers - Laurann Dohner PL.pdf

Mysia972 EBooki
Użytkownik Mysia972 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 176 stron)

~ 1 ~

~ 2 ~ Mourn / Załoba, Rozpacz Tom 14 w serii Nowe Gatunki. Wskazane jest, żeby czytać książki według kolejności, by uzyskać jak największą przyjemność z serii. Dana odwiedza Ojczyznę, gdzie spotyka Nowy Gatunek, który porusza jej serce. Jako wdowa, z pierwszej ręki zna ból, jaki cierpi po utracie swojej partnerki. Mourn nie jest taki pewny, czy rozmowa z ludzką kobietą pomoże mu się uleczyć, ale pragnie jej. Możliwe też, że może stać się jego nowym powodem do życia.

~ 3 ~ Rozdział 1 - Nie mogę uwierzyć, że tu mieszkasz – wyszeptała Dana, bojąc się, że zostanie podsłuchana w Medycznym. Jej brat, Paul, uśmiechnął się. - Nowe Gatunki są naprawdę fajne. Cieszę się, że zdecydowałaś się na tę wycieczkę i odwiedziłaś nas na kilka dni. Myślę, że moja żona trochę stęskniła się za domem. - Może w tym roku powinieneś wrócić na Boże Narodzenie. W ten sposób Becky spotka się z nami wszystkimi i to będzie przypomnienie, dlaczego przeprowadziliście się do Kalifornii. Paul zachichotał. - Czy mama wciąż doprowadza cię do szału? Jej humor uciekł. - Umówiła mnie ze swoim kręgarzem, swoim farmaceutą i... uważaj na to - ze swoim ginekologiem. Mówimy o zażenowaniu. – Przewróciła oczami. – Jakbym kiedykolwiek chciała zostać żoną faceta, który przez cały dzień gapi się na kobiece części. Bałabym się zapytać jak minął mu dzień. Naprawdę nie chcę słuchać żadnych wielkich historii podczas obiadu. Możesz to sobie wyobrazić? – Pogłębiła głos. – To był najgorszy przypadek wszy łonowych w historii. Było ich tak wiele, że musiałem użyć sieci, żeby wyłapać to cholerstwo. Paul zgiął się na wpół i wybuchnął śmiechem. - Jesteś okropna. Zmusiła się do uśmiechu. - Nawet nie każ zaczynać mi mówić o niestosowności wiedzy, że widział rozchylone kolana naszej matki, gdy jest naga. Możesz powiedzieć ewwww? Spoważniał. - To nie jest zabawne. Musiałaś tam pójść?

~ 4 ~ - Prawie dokładnie to samo powiedziałam naszej matce, kiedy oznajmiła mi, z kim mnie umówiła. Dokładnie jej się przyjrzał. Znała to spojrzenie. - Nic mi nie jest. Nie rób tego. Jesteś pielęgniarzem, nie odczytujesz myśli. - Czy ukradkiem spotykasz się z kimś, kogo mama nie aprobuje? - Nie. – Odwróciła się, zaglądając do jednego z otwartych pomieszczeń. – Tu jest znacznie ciszej niż w szpitalu. Podobają mi się kolory ścian i ładne pościele. To jest całkiem wymyślne jak na taką małą klinikę. Czuje się domową atmosferę - Dana? Obróciła się i wróciła do jego boku. Przeszli korytarzem do recepcji. - Minęły dwa lata. Powinnam ruszyć do przodu z moim życiem. To jak jazda na rowerze. Po prostu wracasz do cyklu randkowego i kręcisz. – Przerwała. – Czy przeoczyłam jakąś radę, którą masz zamiar mi dać? Może mógłbyś pochylić się wystarczająco nisko, by powiedzieć jak to Tommy chciałby, żebym był szczęśliwa znajdując kogoś innego? Tego nienawidzę najbardziej. To by go wkurzyło, gdyby jakiś facet mnie sprawdzał. - Nie zamierzałem powiedzieć niczego takiego. Po prostu martwię się o ciebie. To moja praca. - Jesteś najlepszym starszym bratem, ale naprawdę nic mi nie jest. Minęły dwa lata. Czas leczy wszystko. – Żałowała, że to nie była prawda, ale zawsze wydawało się, że to uspokajało innych ludzi. Naprawdę nie chciała, żeby Paul się martwił. – Mam wibrator, poduszkę i koc elektryczny. Jest dobrze. Zbladł. - Poszłaś tam. - Ubiję z tobą interes. Nie będę dzieliła się takimi rzeczami, jeśli nie przestaniesz kopać w moim życiu osobistym. Wyciągnął rękę. - Tylko jeśli obiecasz częściej do mnie dzwonić. Chwyciła ją i mocno potrząsnęła.

~ 5 ~ - Umowa. - Chcesz zobaczyć sale chirurgiczne? Mamy dwie. - Odpuszczę sobie. To zupełnie nie moja rzecz. Nie bez powodu rzuciłam szkołę pielęgniarską. Niektóry sprzęt powinien być opisywany w horrorach. – Puściła go. Zmrużył oczy i pożałowała swoich słów. Oboje wiedzieli, dlaczego tak naprawdę zmieniła swoją karierę. Cały czas, który spędziła w szpitalach, sprawił, że znienawidziła je. To przypominało jej o cierpieniu Tommy'ego. Postanowiła szybko coś powiedzieć. - Dlaczego potrzebujecie sal chirurgicznych w klinice? Wygładził swoje rysy. - W nagłych przypadkach. Mamy piętnaście minut od jednostki urazowej. Teraz to ona mu się przyjrzała. - Rozumiem. To jeden z tych tematów, o których nie wolno ci mówić, prawda? By chronić Nowe Gatunki? - Dziś jest piękny dzień, nieprawdaż? – Uśmiechnął się. - Wiadomość otrzymana. Mam jedno pytanie, na które musisz odpowiedzieć. - Jakie? - Lubisz ich? Czy są tak mili i przyjaźni jak wydają się być w telewizji? - Są różni, ale w świetny sposób. Mają mój szacunek i tak, naprawdę ich lubię. Nie chciałbym mieszkać nigdzie indziej. - Wystarczająco dobre. Przestanę być wścibska. Lepiej wróćmy do twojej żony zanim pomyśli, że się zgubiliśmy. Naprawdę nie mogę się doczekać… Jej słowa przeciął trąbiący sygnał samochodu. Odwróciła się i patrzyła jak Jeep zatrzymuje się w połowie na ulicy i chodniku. Z przodu wyskoczyły z niego dwa duże Nowe Gatunki i z tyłu podnieśli trzeciego. Jej brat złapał ladę oddzielająca go od frontowych drzwi i przeskoczył nad nią. Mężczyzna, którego wnieśli, krwawił z jednej nogi, ramienia i czoła. Wydawał się być nieprzytomny, ponieważ jego oczy były zamknięte i zwisał między dwoma Nowymi Gatunkami, którzy spieszyli do kliniki. Paul tam się z nimi spotkał.

~ 6 ~ - W dół korytarza, pierwszy pokój! – krzyknął jej brat. Nacisnął przycisk obok frontowych drzwi i rozbrzmiał alarm. Paul pobiegł za rannym pacjentem i podwójne drzwi od dużego pokoju z tyłu otworzyły się szeroko. Dana patrzyła jak za nimi rzuca się jakiś człowiek, a kilka sekund później te same drzwi znowu się otworzyły. Obok niej przemknęła wysoka kobieta z Nowego Gatunku, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. Zostawili Danę samą. Nie była pewna, co robić. Rozmyślała przez kilka sekund zanim podążyła za nimi. Poszkodowany mężczyzna wyglądał źle, a były tylko trzy osoby, żeby się nim zająć, poza dwoma mężczyznami, którzy go przynieśli. Ruszyła korytarzem i weszła do pokoju badań. Paul rozciął zakrwawioną nogawkę spodni mężczyzny. Ciemnowłosa kobieta Gatunku wpięła kroplówkę, a ludzki facet, który jak się domyśliła był lekarzem, błyskał maleńką latarką po oczach pacjenta, kiedy rozchylił każdą powiekę. - Co się stało? – zapytał lekarz. Dwa Nowe Gatunki, które go przyniosły, stały pod ścianą i trzymały się z daleka. - Wdał się w kolejną bójkę i potknął się na balkonie. Wypadł z drugiego piętra, ale wylądował na trawie. Ale większość obrażeń spowodowało drzewo, w które uderzył po drodze. Od tego czasu się nie obudził – burknął jeden z nich. - Cholera –warknęła kobieta Gatunku. - Noga nie wydaje się być złamana – mruknął Paul. – To tylko głębokie skaleczenie. - Mógł uderzyć głową o gałąź lub dwie w drodze na dół – dodał drugi Nowy Gatunek. – Znaleźliśmy go pod drzewem. Paul odwrócił głowę i zauważył Danę. - Dawaj tu swój tyłek i naciśnij na to. Zawahała się. - Gdzie są rękawiczki? - Druga szuflada po twojej prawej stronie – rzucił. – Ale oni nie przenoszą żadnych chorób krwi i łatwo zwalczają infekcje. Po założeniu rękawiczek, zacisnęła dłoń na ranie. Paul rozerwał rękaw pacjenta, by zbadać jego ramię. Dana podniosła wzrok i odkryła, że lekarz zmarszczył na nią brwi.

~ 7 ~ - To moja siostra – poinformował go Paul. – Dana, poznaj doktora Harrisa i Midnight. Ci dwaj pod ścianą to Snow i Book. - Ona nie może tu być – zaprotestował doktor Harris. - Jest spoko i zrobiła roczną szkołę pielęgniarską. Zrobiła też jakieś kursy z domowej opieki zdrowotnej. Nie zemdleje na widok krwi. Ramię nie wydaje się być złamane, ale będzie potrzebował szwów. Midnight obróciła się w stronę drzwi. - Przyprowadzę przenośną maszynę rentgenowską do jego głowy. Lekarz obejrzał czaszkę pacjenta, badając dokładnie, prawdopodobnie sprawdzając czy są pęknięcia lub rany szarpane. - W porządku, Midnight. Ten sukinsyn jest zbyt twardogłowy. Prawdopodobnie ma po prostu kolejny wstrząs mózgu, ale przeprowadzimy badanie TK tak dla bezpieczeństwa. Ale najpierw zajmijmy się problemami, które widzimy. Midnight wyszarpnęła z szafki torbę ze solą fizjologiczną. Warknęła cicho, przerażającym dźwiękiem. - Tym razem z kim walczył? - Z Darknessem. Samobójczy drań – mruknął Snow. - Nie zapytam, czy z Darknessem wszystko w porządku. – Doktor Harris westchnął. – Jestem zaskoczony, że to nie on go tu przyniósł. - Wkrótce tu będzie. - Świetnie. – Midnight okręciła się po tym jak zawiesiła torbę na wieszaku i wyłączyła ryczący alarm. – Tego już nie potrzebujemy. Będzie zły. Proszę, powiedzcie mu, żeby się nie fatygował. Wy dwaj możecie iść. Snow i Book strzelili zaciekawionymi spojrzeniami na Danę. Wymusiła uśmiech, ale nie odezwali się bezpośrednio do niej zanim opuścili pokój. Doktor Harris zamienił się pozycjami z Paulem. - Pozwól mi zobaczyć jego ramię. - Wezmę zestaw do szycia. – Paul otworzył szufladę.

~ 8 ~ Midnight przyciągnęła wzrok Dany. - Jesteś siostrą Paula? - Tak. – Starała się nie gapić. Kobieta Nowych Gatunków była pierwszą, którą widziała tak blisko odkąd przyjechała. Była ładna, z długimi ciemnymi włosami. – Odwiedzam go i Becky w ten weekend. Nie wrócił do domu, więc przyszłam do niego. - Witaj w Ojczyźnie. – Podeszła bliżej. – Pozwól mi przejąć. To jest Mourn1 . – Spojrzała na pacjenta, a potem na Danę. – Wywołuje kłopoty. Przychodzi tu co kilka tygodni. Nie przejmuj się. Dana puściła przecięcie na jego łydce i cofnęła się, robiąc to, co jej powiedziano. Odrzuciła zużyte rękawiczki i upewniła się, że ponad nimi nie dostała się krew na jej skórę. Odwróciła się i trzymała się z dala, kiedy pracowali nad pacjentem. Mourn potrzebował sześciu szwów na przedramieniu, a jego noga musiała zostać oczyszczona i zabandażowana. - Czy powinienem go skrępować zanim się obudzi? Wiesz, że po prostu wstanie i wyjdzie, tak samo jak zrobił to ostatnim razem. – Paul patrzył na lekarza. - Tak. Nienawidzę tego robić, ale Snow miał rację. Jest samobójcą. - Dlaczego? – Dana pożałowała, że zapytała, jak tylko trzy pary oczu pomknęły w jej stronę. – Przepraszam – dodała. – To nie moja sprawa. - Jego partnerka zmarła. – Midnight pomogła Paulowi w założeniu grubych, wyściełanych pasów, by przymocować ręce i nogi pacjenta do łóżka szpitalnego. Owinęli również kilka przez jego klatkę piersiową i uda, by utrzymać go w miejscu. – Pomogłaś przy nim. Ja też byłabym ciekawa. Podejmuje walki z innymi samcami, mając nadzieję, że jeden z nich go zabije. Nie kończymy naszego życia tak jak robią to ludzie. To kwestia dumy. Dana patrzyła na pacjenta, dobrze przyglądając się jego twarzy. Był kotem. Kształt jego oczu był oczywistym dowodem. Jego czarne włosy były krótko obcięte. Miał te skrajne męskie cechy, które posiadały wszystkie Nowe Gatunki. Ich struktura kości była gęstsza niż u normalnego człowieka. Był przystojny mimo bandaża na czole. Midnight oczyściła go z krwi i cofnęła się od niego. Usłyszenie, że stracił kobietę, którą kochał, poruszyło czułą stronę Dany. Wiedziała, co kryje się pod pojęciem partnera, dzięki niektórym rzeczom, które Paul mógł 1 Mourn – żałoba, rozpacz, smutek

~ 9 ~ swobodnie jej powiedzieć. Niektórzy z Nowych Gatunków byli po ślubie, ale nazywali swoje żony partnerkami. Nie potrzebowali ceremonii, ale mogli po prostu podzielić się obietnicą zaangażowania, podpisując dokumenty prawne i uczynić to oficjalnym. - Poradziliśmy sobie z tym, Paul. – Doktor Harris spojrzał w jej stronę. – Powinieneś zabrać swoją siostrę z powrotem do domu. Jej brat zawahał się. - Jesteś pewny? Mógłbym posiedzieć tu kilka godzin. Wiem, że wy dwoje chcielibyście wyjść na lunch zamiast jeść w gabinecie. Mógłbym poprosić kogoś, żeby odeskortował moją siostrę do domu. - Oboje zostaniemy – dodała szybko Dana. Paul zmarszczył brwi, spojrzał na Mourna, a potem na nią. Zmrużył oczy. - Chcesz z nim porozmawiać, kiedy dojdzie do siebie, prawda? Nie było sensu zaprzeczać oskarżeniu, więc po prostu wzruszyła ramionami. - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – warknął doktor Harris. – On nie nadaje się do obcych. Twoja siostra może porozmawiać z innymi Gatunkami, jeśli jest ich ciekawa. - On będzie niegrzeczny – zapowiedziała Midnight. Paul umył ręce. - Powiedziałaś jej, że Mourn stracił swoją partnerkę, Midnight. – Zawahał się, przytrzymując wzrok Dany. Uświadomiła sobie, że przestał mówić, ponieważ nie był pewien, czy chciała, żeby cokolwiek z jej życia zostało ujawnione. Odwróciła się do Midnightł. - Dwa lata temu na raka zmarł mój mąż. Byliśmy ukochanymi od dzieciństwa i to było druzgocące. – Przełknęła gulę, która uformowała się w jej gardle. – Powiedziałaś, że Mourn jest samobójcą. Mogę się do tego odnieść. - Dana... - Kiedyś tak się czułam – poprawiła się, ośmielając się spojrzeć na brata. Nienawidziła widzieć jego bolesnego wyrazu. – Pomaga rozmowa z innymi, którzy dzielą się tą sama stratą. Może będę w stanie mu pomóc.

~ 10 ~ - Nie. – Doktor Harris obszedł łóżko. – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Zgadzam się – stwierdził Paul. Wydawało się, jakby Midnight przez długie sekundy wpatrywała się w duszę Dany. - Wzięłaś nowego mężczyznę do swojego życia? - Nie. - Możesz zostać. - Co? – Doktor Harris chwycił ramię Midnight. – Myślę, że to zły pomysł. Wiesz jak Mourn się zachowuje. Ona jest outsiderem. Co się stanie, jeśli komuś o nim powie? Już za dużo słyszała. Możesz sobie wyobrazić, co prasa zrobi z tą historią? - Nic nie powtórzę – obiecała Dana. – Brałam udział w grupowej terapii żalu po śmierci Tommy'ego. To jak Anonimowi Alkoholicy. Co jest powiedziane w tym pokoju zostaje w tym pokoju. Nigdy nikomu nie powiedziałam, gdzie tak naprawdę Paul pracuje. Większość naszej rodziny, i wszyscy nasi przyjaciele, wierzą, że jest za granicą w organizacji charytatywnej non-profit, która zapewnia osobom ubogim bezpłatną opiekę medyczną. To naraziłoby naszą rodzinę na niebezpieczeństwo, gdyby ktoś, kto nienawidzi ONG, wycelował w nas za to, że Paul tutaj pracuje. Możecie mi ufać. Doktor Harris nie wydawał się być szczęśliwy. - Mourn jest nieprzyjemny w najlepszym przypadku. Jest niebezpieczny. - Jestem gotowa zaryzykować. – Dana nawet nie musiała o tym myśleć. - Cholera. Nienawidzę, kiedy dostajesz to zdecydowane spojrzenie, siostro. Nie odpuścisz tego, prawda? Dana pokręciła głową. - Mówiłeś, że robił to już wcześniej. Cóż może zaszkodzić rozmowa z nim? Paul spojrzał ponuro na doktora Harrisa. - Jest uparta jak osioł. Cholera. Musielibyśmy ją stąd wyciągnąć siłą. Mourn nie zaatakuje mojej siostry. – Jednak Paul nie brzmiał na zbyt pewnego. – Jest skrępowany i ja tu będę. - Niech kobieta porozmawia z Mournem. – Midnight wzięła rękę lekarza. – My nie byliśmy w stanie za bardzo mu pomóc. Ona jest kobietą i chce spędzić z nim czas.

~ 11 ~ Oboje łączy strata ich partnerów. Co to może zaszkodzić? Zgadzam się z Paulem. Nie zacznie z nią walczyć. - Myślę, że najpierw powinniśmy uzgodnić to z ONG. – Doktor Harris próbował sięgnąć po telefon na nocnym stoliku, ale Midnight szarpnęła go z powrotem. - Jestem Gatunkiem i mówię, że jest w porządku. Nie musimy organizować spotkania na ten temat. Chodźmy zjeść lunch tak jak zaplanowaliśmy. – Midnight złapała jego rękę i pociągnęła do drzwi. - Wiem, co robisz, Midnight. To zły pomysł. – Doktor Harris zaparł się stopami, ale kobieta tylko szarpnęła go mocniej, zmuszając do pójścia za nią. Gdy wyszli z pokoju, Midnight roześmiała się i powiedziała. - Ona jest słodka. - Cholera – mruknął Paul po tym jak para znalazła się poza zasięgiem słuchu. - Co? – Dana spojrzała na niego, szukając wyjaśnień. - Mam nadzieję, że ty i Mourn świetnie się porozumiecie. Pozwól mi po prostu zadzwonić do jednego z Gatunków, żeby zabrał cię z powrotem do mojego domu. Ja zostanę, dopóki nie wrócą do Medycznego, żeby ktoś tu był z Mournem, kiedy się obudzi. Dana usiadła na jedynym krześle. - Idź i rób, co masz do robienia. Tu jest mi dobrze. - Słyszałaś mnie? Midnight uważa, że jesteś wystarczająco słodka, żeby Mourn zainteresował się tobą jako kobietą. - Słyszałam. Stracił żonę. Uwierz mi, gdy mówię, że to się nie wydarzy. Najwyraźniej bardzo ją kochał. Ostatnią rzeczą, jakiej będzie chciał, to randka z kimś. Przyjmij to od kogoś, kto wie. Paul spojrzał na nieprzytomnego pacjenta, a potem na nią. - Nowe Gatunki nie chodzą na randki. Nie miałbym nic przeciwko, żebyś umówiła się z któryś, skoro będziesz tu mieszkała, ale nie z tym, sis. Jest bardzo uszkodzony. - Nie dlatego chcę z nim rozmawiać. Ja też nikogo nie szukam. To może pomóc mu w jakiś sposób. To wszystko.

~ 12 ~ Paul oparł się o szafkę. - Czy to dlatego wciąż jesteś sama? Nigdy nie czujesz się samotna? - Chodzę na randki, na które umawia mnie mama. - Oboje wiemy, że to się nie liczy. Robisz to tylko po to, żeby zostawiła cię w spokoju i nie wierciła dziury w brzuchu. - Prawda. Zwykle mówię jej, że próbowałam, ale nie było żadnych iskier. Nie może mnie za to obwiniać. - Ale czy nie czujesz się samotna? – Naciskał na problem. Postanowiła być szczera. - Przez cały czas, ale potem myślę o Tommy i o tym, co mieliśmy. Dorastaliśmy razem. Kto mnie pokocha tak jak on? Słyszałam wszystkie te przerażające historie z randek od moich samotnych przyjaciół. Nie, dziękuję. Mężczyźni się bawią, oszukują. Ci, których spotkałam, nie pasują do mnie. - Są też dobrzy faceci. Jestem tego dowodem. – Uśmiechnął się. – Nie musiałem umawiać się z Becky od siódmej klasy, żeby stać się dobrym mężem. Spotkaliśmy się znacznie później i jestem prawie dziesięć lat starszy od niej. Czczę ziemię, po której chodzi. - Wiem. Pewnego dnia będę gotowa, ale jeszcze nie teraz. - Powiedziałaś to naszej matce? - Ona myśli, że marnuję swoje życie będąc singlem, i wiesz, że chce mieć wnuki. Poddała się względem ciebie i Becky, że kiedyś przedstawicie jej jednego. Roześmiał się. - Brzmi jak mama. Była taka rozczarowana, kiedy dołączyłem do wojska zamiast pracować dla taty. Kiedyś podrzucała mi córki wszystkich znajomych, po tym jak skończyłem szkołę średnią. To był jeden z powodów, dla których chciałem uciec. Zawsze chciała mieć trzecie dziecko i myślę, że wykombinowała sobie, że wnuk będzie równie dobry. Dana wzruszyła ramionami.

~ 13 ~ - Jest nachalna. Nikt nie może temu zaprzeczyć. To stało się gorsze po śmierci taty, a ona mieszka sama. Poprosiła mnie, żebym wprowadziła się do niej albo pozwoliła jej wprowadzić się do mnie. – Skrzywiła się. – Udusiłabym ją. Częściowo to moja wina. Byłam naprawdę skołowana po śmierci Tommy'ego, więc nie walczyłam z nią tak bardzo jak powinnam, kiedy przejęła część mojego życia. Po prostu nie miałam siły ani woli. Jest o wiele gorsza niż wtedy, gdy byliśmy dziećmi. - Wiem. Nie mogłem się doczekać, żeby zacząć żyć po swojemu. Ona nas kocha. Nie można temu zaprzeczyć, ale chce nami rządzić. To doprowadzało mnie do szału. - Przynajmniej uciekłeś od niej. Zazdrościłam ci tego, kiedy podróżowałeś dookoła świata. Wpadała w szał za każdym razem, gdy wyjeżdżałam na wakacje. Powinieneś był posłuchać jej tyrady, kiedy powiedziałam, że planuję cię odwiedzić. To tylko weekend, ale zaczęła od poczucia winy, co może się z nią stać, jeśli zostawię ją samą na kilka dni. – Prychnęła. – Jakby była jakimś delikatnym kwiatkiem. - To nie było takie wspaniałe, być zaciągniętym. To dlatego odszedłem z wojska i teraz tu pracuję. Nie wspominając o tym, że gdy poznałem Becky, nie chciałem, żeby martwiła się o mnie, że zostanę wysłany na misję albo zmuszony do opuszczenia jej na miesiące. Z całą pewnością nie chciałem mieszkać blisko mamy. Doprowadziłaby nas do szaleństwa. Przyglądała mu się. - Czy kiedykolwiek żałowałeś, że nie zostałeś lekarzem? - Nie. Lubię być pielęgniarzem. Mniej stresu. Pokiwała głową. - Rozumiem to. - Czy ktoś tu jest? – Gdzieś z głębi korytarza dobiegł ich męski głos. Paul odepchnął się od szafki. - Nie ruszaj się i krzycz, jeśli Mourn się obudzi. - Zrobi się – potwierdziła. Paul wyszedł z pokoju, a ona skierowała swoją uwagę na nieruchomego pacjenta na łóżku. Czas mijał, gdy patrzyła jak jego klatka piersiowa podnosi się i opada. Jej wzrok

~ 14 ~ wędrował po nim i zauważyła, że jego ramiona zmieniły pozycję, a pasy były mocno naciągnięte. Wyprostowała się trochę. - Jestem Dana, siostra Paula. Jesteśmy sami, więc możesz przestać udawać, że wciąż jesteś nieprzytomny. Jego oczy otworzyły się i odwrócił głowę na poduszce. Zdumiała się na ich kolor – niebieski otaczał czarne źrenice, ale zewnętrzne tęczówki były czerwono-żółte, przypominające jej jesienne liście w jasny, czysty dzień. Były uderzające i surrealistyczne, ale była pewna, że to nie były soczewki kontaktowe. Wstała, ale trzymała się kilka kroków z dala. - Cześć. - Uwolnij mnie. – Miał głęboki, szorstki głos. - Wiesz, że nie mogę tego zrobić. Nie bez powodu twój lekarz cię skrępował. Słyszałam, że wszcząłeś z kimś bójkę. Odwrócił wzrok i pociągnął brutalnie za pasy. Wytrzymały, ale usłyszała ciche odgłosy darcia od rzepów. Ramię z rozdartym rękawem koszulki odsłaniało napięte, grube mięśnie. Naprawdę był umięśniony, przypominał jej niektórych kulturystów, którzy odwiedzali jej lokalną siłownię. Postanowiła rozproszyć go, ponieważ wyglądał na wystarczająco silnego, żeby się uwolnić, gdyby nadal tak robił. - Jesteś Mourn, prawda? To twoje imię? Warknął. To był niepokojący dźwięk. Teraz spróbował poruszyć nogami, przesuwając je na łóżku. Jedna z poręczy zajęczała. Podeszła i chwyciła metalową poręcz, by pociągnąć w przeciwnym kierunku w przypadku, gdyby trzasnęła. - Przestań. Spojrzał na nią groźnie i jego pełne wargi rozchyliły się odsłaniając ostre kły. - Nie przyjmuję rozkazów od ciebie, człowieku. Gdyby spojrzenie mogło zabić... Odepchnęła tę myśl. - Nie. Po prostu wszczynasz bójki z innymi Nowymi Gatunkami. Na imię mi Dana. Możesz go używać. Jestem siostrą Paula, jeśli nie usłyszałeś mnie za pierwszym razem.

~ 15 ~ - Wypuść mnie, a cię nie skrzywdzę. Nie bała się. - Wyglądasz przerażająco, taki przywiązany do łóżka, pokryty siniakami i świeżymi bandażami. – Wymusiła uśmiech. – Będziesz rozczarowany, jeśli myślisz, że mogłabym wyrządzić więcej obrażeń. Uderzyłbyś mnie, upadłabym i zostałam tam. Jaki byłby z tego sens? Zaskoczenie rozszerzyło jego oczy i znieruchomiał. - Czy pomaga to, gdy zostajesz pobity przez jakiegoś twardziela? Bo takie odniosłam wrażenie. Nic nie powiedział, tylko ją obserwował. - To ważne pytanie, ale nigdy tego nie próbowałam. Nie lubię bólu. Mam go dość w sobie, więc nie muszę pielęgnować fizycznych obrażeń. - Jesteś psychiatrą? – Z niesmakiem podwinął wargę. - Nie. Jednak mamy coś wspólnego. Oboje doświadczyliśmy utraty kogoś, kogo głęboko kochaliśmy. Odwrócił głowę, wpatrując się w drzwi. - Nie chcę z tobą rozmawiać. Wynoś się. Przeniosła się w jego pole widzenia, by spojrzeć w jego niesamowite oczy. - Ile czasu minęło odkąd straciłeś swoją partnerkę? – Pamiętała jakiego terminu używały Nowe Gatunki. Nie odpowiedział. – Ja straciłam swojego dwa lata temu. Wiesz, czego najbardziej nienawidzę? Wtedy kiedy śpię. Marzę, że wciąż jest ze mną, ale potem zawsze budzę się i muszę stawić czoła rzeczywistości o pustej stronie jego łóżka. Jego wargi ściągnęły się w mocny grymas. Czekała, by zobaczyć, czy coś powie, ale minuty tykały, a oni tylko przyglądali się sobie. - Przez kilka dni odwiedzam Paula i Becky, jeśli zmienisz zdanie w sprawie rozmowy ze mną. Nie będę naciskała, ale pomaga porozmawiać z kimś, kto rozumie stratę. Z początku nie wierzyłam, kiedy ludzie mi to mówili, ale myliłam się. Prawdopodobnie wypróbowałeś wszystko inne, więc co masz do stracenia?

~ 16 ~ Odwróciła się i zrobiła kilka kroków w stronę drzwi. - Powinnaś unikać spania. Surowy ból w jego głosie szarpnął ją za serce. Odwróciła się do niego. - Próbowałam tego, ale w końcu opanuje cię wyczerpanie. - Wiem. Zawahała się. - Czy kiedykolwiek pozwalasz, by ktoś był blisko ciebie, kiedy zaczynasz walkę na pięści? - Nie. Podeszła do jego łóżka. Był wielkim facetem, nieznajomym, ale udręczonym, ból w jego oczach był jej dobrze znany. Byli pokrewnymi duszami. - Ja będę trzymała twoją dłoń. Zaskoczenie rozszerzyło jego oczy. - Dlaczego? - Spróbuj. Dana oparła się o poręcz i sięgnęła do niego. Był dość ciepły, jakby miał gorączkę. Splotła swoje palce z jego. Nie wyszarpnął się ani nie próbował uniknąć kontaktu. Nie objął również jej ręki, ale wydawał się znosić jej dotyk. - Kontakt fizyczny jest częścią uzdrawiania. To nam przypomina, że żyjemy. Że jesteśmy, no wiesz... żywi. Nasze życie nie kończy się wraz z ich, nawet jeśli czasami tego chcemy. Musisz sobie pozwolić na odczuwanie czegoś więcej niż bólu, Mourn. – Ścisnęła jego dłoń. – Pozwól ludziom ci pomóc. W ten sposób można dużo zyskać. Zamknął oczy. - Wyjdź. Tłumaczenie: panda68

~ 17 ~ Rozdział 2 Dana wyszła na tylną werandę i sięgnęła do kieszeni szlafroka. Wyjęła paczkę i opadła na jedno z krzeseł ogrodowych. Jej brat rozgniewałby się, gdyby ją złapał, ale poczekała aż on i jego żona udadzą się na wieczorny spoczynek. Sen nigdy nie przychodził jej łatwo. Otworzyła paczkę i wyjęła urządzenie elektroniczne, powoli wciągając powietrze z rurki i wydmuchując opary. Miętowy smak papierosa mentolowego nie był dokładnie taki sam jak prawdziwego, ale był wystarczająco blisko. Tak naprawdę zapragnęła butelki wódki, ale szybkie przeszukanie szafek kuchennych ujawniło, że w domu nie ma alkoholu. Po godzinach obserwowania interakcji kochającej się pary mile widziany byłby mocny drink. To tylko sprawiało, że tęskniła za tym, co straciła. Pojawiło się wspomnienie o Tommym w kuchni, robiącym spaghetti. To była jedyna rzecz, którą naprawdę wiedział jak ugotować, chyba że był to jeszcze grill. Uśmiechnąłby się do niej i nalał dwa kieliszki wina, podając jej jeden. - Za nas, moja kochana. Ponownie zaciągnęła się elektronicznym papierosem, to wspomnienie wywołało ból. To była ostatnia rocznica, jaką dzielili, tuż przed tym jak został znaleziony nowy guz. Jego blond włosy właśnie co odrosły po rundach chemii i byli pewni, że pozostanie w remisji. Dwa miesiące później wrócił w odwecie, a on umarł w ciągu pięciu miesięcy. Odsunęła obraz jego w szpitalnym łóżku, walczącego o ostatnie oddechy. To tak bardzo bolało. Zawiał wiatr i spojrzała na gałęzie drzew obok niskiej ściany, która otaczała małe podwórko. Księżyc wisiał wysoko na ciemnym niebie. Założyła szlafrok nieco ciaśniej na kolana, czując chłodne powietrze. Jej bose stopy spoczywały na drugim krześle. Podniosła e-papierosa, by kolejny raz się zaciągnąć, ale nigdy nie dotarł do jej warg. Duża dłoń owinęła się wokół jej, zatrzymując ją o kilka centymetrów od jej ust. Dana podniosła wzrok, spodziewając się zobaczyć brata. To było szokujące, kiedy spojrzała w parę kocich niebieskich oczu. Mourn wciąż miał bandaż na czole, ale zmienił ubranie. Miał na sobie czarną koszulę z długimi rękawami i pasujące czarne

~ 18 ~ spodnie cargo. Jej tętno zwolniło, gdy zdała sobie sprawę, że przyszedł w końcu z nią porozmawiać. - To jest niedobre dla ciebie. – Jego głos był tak głęboki jak zapamiętała. - Wiem. Nabrałam tego zwyczaju po śmierci mojego męża. Znienawidziłby tego, że palę, ponieważ nigdy sam tego nie robił, ale byłam pogrążona w żalu. To uzależniający nawyk. Przestałam, ale czasami, gdy mam zły dzień, używam jednej z tych smakowych rzeczy. Zmarszczył brwi. Postanowiła zmienić temat. - Zostałeś zwolniony, czy uciekłeś? Wyciągnął z jej palców e-papierosa i położył go na stole. - Musieliby użyć łańcuchów, jeśli spodziewali się, że spędzę noc w Medycznym. - Zechcesz usiąść? Rozejrzał się. - Nie. - Czy ochrona będzie cię szukała? Moglibyśmy wejść do środka. – Wstała. – Mój brat i jego żona już poszli spać. Nie usłyszą nas tak długo jak będziemy mówić cicho. - Nie tutaj. – Jego wzrok przeszukał ciemność za podwórzem. – Pójdziesz ze mną? Był nieznajomym. Nie dlatego się zawahała. Stracił kobietę, którą kochał, a teraz odnalazł ją. Potrzebował przyjaciela, kogoś do rozmowy, i chciała być tym dla niego. - Najpierw muszę się przebrać. Jestem w piżamie pod tym szlafrokiem. Teraz jej się przyjrzał. - Nie idziemy daleko i nikt nas nie zobaczy. Mogą przyjść tu sprawdzić, ponieważ wiedzieli, że spędziłaś ze mną czas. Dana podjęła szybką decyzję. - Pozwól mi przynajmniej wciąć buty. Jestem boso. - Nie ma potrzeby.

~ 19 ~ Sapnęła, kiedy poruszył się gwałtownie, zgarniając ją w ramiona i prosto z jej stóp. To była ostatnia rzecz, której się spodziewała. Podszedł do niskiego muru i po prostu przeskoczył, pokonując prawie metrową ceglaną ściankę dziedzińca. Automatycznie owinęła ręce wokół jego szyi, kiedy wylądował, wstrząsając nią. Ostatnią rzeczą, jaką chciała to spaść na trawę. To było trochę przerażające być niesioną przez kogoś, kogo nie znała, ale udało jej się nie wpaść w panikę. Paul zawsze mówił dobre rzeczy o Nowych Gatunkach. Dziesiątki razy mówił jej, że są lepsi od zwykłych ludzi, że wśród Nowych Gatunków nie ma żadnych przestępstw i że są honorowi. Słowa jej brata rozbrzmiewały w jej głowie, gdy brała wolne, pewne oddechy. Mourn prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że nie było stosowne nieść ją w noc. - Gdzie idziemy? – Odwróciła głowę i popatrzyła jak słabe światła tylnego patia Paula stają się coraz bardziej odległe. Mieszkał tuż obok parku. Nie zbadała go, więc nie była pewna, jaki jest duży. - Jesteś ze mną bezpieczna – wyszeptał Mourn. – Zabieram cię wystarczająco daleko dla prywatności, żeby nie znaleźli nas oficerowie. Dana zniżyła głos. - W porządku. Szukają cię? Warknął cicho. Wzięła sfrustrowany dźwięk za tak. Na otwartej przestrzeni wiatr wiał mocniej bez blokującego podmuchy domu. Jej szlafrok była jedwabny i cienki jak papier. Był również krótki, sięgający tylko do połowy uda. Dużo jej gołych nóg było odsłoniętych, ale nie martwiła się, że Mourn pożądliwie na nie spojrzy. Stracił kobietę, którą kochał i przeżywał jej stratę. Nie był jakimś czubkiem. Był w żałobie. Zatrzymał się i obrócił, niosąc ją w kierunku ciemnego kształtu nisko zwieszonego drzewa. Kiedy dotarli do niego, pochylił się i delikatnie posadził ją na najniższej gałęzi, zaledwie kilkanaście centymetrów od trawy. Puściła jego szyję i poprawiła szlafrok. Przykucnął przed nią, więc teraz byli na wysokości swoich twarzy. - Czy to się poprawia? Czuję tak dużo bólu. Rozgniewany ton jego głosu zabił ostatnie z jej lęków. - Tak. Kiedy ją straciłeś?

~ 20 ~ - Przez długi czas była chora i to się wlekło. Umarła miesiące temu. – Przerwał, trzymając twarz w cieniu, żeby nie widziała jej wyrazu. – Ból nie łagodnieje, a ja jestem zły. - Na nią – domyśliła się. – Zostawiła cię. To normalne. - Nie. – Warknął. – To ludzie sprawili, że była chora. Testowali na niej leki, które zniszczyły jej narządy wewnętrzne. Nie mogła wyzdrowieć, nawet na lekach uzdrawiających. One tylko dłużej utrzymywały ją przy życiu. Ciężko walczyła, żeby żyć, inaczej umarłaby wcześniej. Była odważna. Dana przypuszczała, że to miało coś wspólnego z Mercile Industries. Przeczytała dość o tej firmie farmaceutycznej, by wiedzieć, że robili okropne rzeczy Nowym Gatunkom i wykorzystywali ich jako obiekty testowe do eksperymentalnych leków. Właśnie dlatego ich stworzyli. - Czy ci, którzy to jej zrobili, zostali aresztowani? - Zostali złapani. – Obniżył ton. – To nie pomogło. Wciąż jestem wściekły. - Nie winię cię. To też jest normalne. – Objęła się ramionami w pasie, tuląc się. Chłodna bryza zdawała się przewiewać przez jej szlafrok. – Tak samo jest z poczuciem winy, które jak podejrzewam czujesz, ponieważ cierpiała. Mój mąż przylgnął do życia, niezależnie od bólu, w jakim się znajdował. Nie chciał mnie zostawić. Myślę, że walczył tak mocno, by oddychać każdego dnia, tylko dlatego, że wiedział iż będę zdruzgotana, gdyby umarł. Miał raka i rozprzestrzenił się na jego wątrobę, nerki i płuca. Mourn milczał. - Czuję się winna – oznajmiła. – Byłoby o wiele łatwiej, gdyby po prostu pod koniec zaakceptował leki przeciwbólowe i przestał poddawać się każdemu leczeniu, jakie chcieli wypróbować. Oboje wiedzieliśmy, że to nie zadziała, ale żadne z nas nie chciało się z tym zmierzyć. To było zbyt bolesne. Jak możesz się poddać, kiedy wiesz, że zaraz stracisz osobę, którą kochasz najbardziej na świecie? Tak właśnie oboje myśleliśmy. - Wiele razy prosiła mnie, żebym zakończył jej cierpienie, ale nie mogłem tego zrobić – wychrypiał. – Miałem nadzieję, że się jej polepszy. Zostaliśmy tak skonstruowani, by być silniejszymi niż ludzie, i szybko się leczymy. Nie była słaba, ale za bardzo ją zranili, żeby wyzdrowiała. - Tak mi przykro, Mourn. Czasami ciało może przyjąć tylko tyle. Jesteśmy wszyscy śmiertelni. Nie chciałeś porzucić nadziei. To jest część kochania kogoś. Musisz tylko

~ 21 ~ pamiętać jak bardzo cię kochała, ale nawet najsilniejsza wola przetrwania nie zawsze jest w stanie przeciwstawić się śmierci. To jest do dupy, nie będę kłamać, ale ból zniknie z biegiem czasu. To zawsze tam będzie, ale nie będzie takim przeszywającym uczuciem jak teraz, jakby ktoś wbijał nóż w serce i przekręcał nim. Tak właśnie się czułam zaraz po śmierci Tommy'ego. - Jest ci zimno. – Złapał brzeg swojej koszuli, przeciągnął przez głowę i podał jej. Nic nie miał pod nią. Światło księżyca ukazało górną część jego tułowia. Miał szeroką klatkę piersiową i masywne bicepsy. Biały bandaż na ramieniu był wyraźny przy jego opaleniźnie. – Załóż to. Będzie pasować do tego, co masz na sobie. Zawahała się. - Będzie ci zimno. - Nic mi nie będzie. Załóż to. Wahała się tylko przez chwilę, bo nie była taka twarda. Materiał był grubszy niż jej szlafrok i wciąż ciepły od jego ciała, kiedy wciągnęła koszulę przez głowę i pociągnęła w dół. Miał rację, była wystarczająco duża, by nakryć piżamę i szlafrok. - Dziękuję. Powiedz mi, jeśli zmarzniesz, to ci ją oddam. - Czuję ten nóż – przyznał. - Będzie lepiej. Musisz uwolnić trochę gniewu i poczucia winy. Ja zachowałam je, jakby miały był tarczą przeciwko światu. Potrzebowałam tego. Ludzie już nigdy nie patrzyli na mnie w ten sam sposób po śmierci Tommy'ego. Nienawidziłam litości i szeptów. Przeszłam od bycia Daną do zostania tą biedną duszą, która straciła męża. Przyjął to z kiwnięciem. - Inni mi współczują. - To pogarsza sprawę. Wiem. Nie współczuję ci. Przeżyłeś jej śmierć. To uczyniło cię silniejszym. Niektórzy ludzie po prostu uważają sprawę za załatwioną. Zaszywają się w domach i nie wychodzą. Przestają w ogóle żyć. Nie zgadzam się jednak z tym jak wchodzisz w interakcje z innymi ludźmi, że inicjujesz walki na pięści z dużymi facetami, którzy jak myślisz są na tyle wredni, że mogą cię skrzywdzić. Dobrym pomysłem może być przemyślenie tego planu i zamiast tego zacząć rozmawiać. Wzruszył ramionami.

~ 22 ~ - Walka pomaga mi ze złością. - Przyszedłeś się ze mną zobaczyć. To krok we właściwym kierunku. Jak powiedziałam wcześniej, będę ostatnią osobą, która podejmie z tobą walkę, ponieważ nie oddam. - To by cię zabiło. Uśmiechnęła się, nie bojąc się w najmniejszym stopniu. Jego rasa składała się z silnych, dużych facetów. - Prawdopodobnie. Czy próbowałeś rozmawiać z innymi Nowymi Gatunkami, którzy straciły swoje partnerki? To może pomóc. - Nie rozmawiają o tym. Niewielu miało partnerów. Większość z nich straciło je, kiedy wciąż byliśmy w niewoli. To dla nich zbyt bolesne, by mówić o przeszłości. - Dostępne jest doradztwo w żałobie. To mi pomogło, gdy byłam gotowa stawić czoła mojej stracie. Jestem pewien, że ONG mogłoby sprowadzić kogoś na prywatne sesje. - Nie chcę rozmawiać z psychologiem. Nienawidzę ich. Ton jego głosu ujawnił jego gniew. To doświadczenie musiało być z tych złych. Rozumiała to. - Możesz iść na sesje grupowe gdzieś w pobliżu. W razie potrzeby powinien być dostępny terapeuta, ale przeważnie to ludzie rozmawiają ze sobą, dzieląc się swoim bólem i tym jak radzą sobie ze wszystkim. - Ludzie – wychrypiał. – Nie. - Nie jestem kotletem – przypomniała mu delikatnie. – Rozmawiasz ze mną. Te grupy wsparcia są dla wszystkich tych ludzi, którzy stracili bliskich. Ich rasa nie ma znaczenia. W środku wszyscy jesteśmy tacy sami. Zranieni. - Jesteś siostrą Paula. On jest dla nas Gatunkiem. Spodobało jej się, że została dołączona, chociaż w okrężny sposób. Wzruszyło ją, że jej brat był uważany za rodzinę przez ludzi, z którymi zdecydował się żyć. - Mogłabym przedłużyć moją wizytę, jeśli chcesz ze mną rozmawiać. – Może stracić swoją pracę, ale i tak jej nie kochała. To było coś, co każdego dnia zmuszało ją do wyjścia z domu, żeby nie pogrążyła się w ukrywaniu przed światem. Jej matka

~ 23 ~ wściekłaby się, ale tak naprawdę tym też się nie przejmowała. – Byłabym szczęśliwa zostając tak długo jak chcesz. - Możesz to zrobić? - Tak. Mam szczęście, że mam trochę oszczędności. Mój mąż chciał być pewny, że będę zabezpieczona. Nie jestem zależna od pensji, żeby zapłacić moje rachunki. - Mogę sprawdzić, czy ONG zapłaci ci za pobyt tutaj. - To nie jest potrzebne. – Przyglądała się Mournowi. Był dużym, onieśmielającym facetem, ale miał dobre serce. – Ale dziękuję. Przedłużę mój pobyt, jeśli chcesz ze mną rozmawiać. – Uderzył w nią podmuch wiatru i zadrżała. – Może następnym razem w domu, kiedy nie jestem ubrana do łóżka. - Jesteś zmęczona? - Nie. Nie śpię zbyt dobrze. To przynosi sny. - Ja też nie lubię spać. - Co zwykle robisz w nocy? - Biegam albo ćwiczę. To zmusza moje ciało do wielkiego wysiłku, dopóki nie jestem wyczerpany. Wtedy nie śnię. To wyjaśniało, dlaczego jest taki muskularny. - Dlaczego dzisiaj wdałeś się w bójkę? Odniosłam wrażenie, że to jest coś, co robisz regularnie. - Mam nadzieję, że mnie zabiją. – Przygryzła dolną wargę, próbując wymyślić najlepszą rzecz do powiedzenia. – Zostanę uznany za niestabilnego i niebezpiecznego dla innych. Możliwe, że wtedy ONG mnie zlikwiduje. To ją przeraziło. - Jestem pewna, że nie. - Nie mam po co żyć. - Ja też tak myślałam, ale myliłam się. Po prostu w tej chwili jesteś zanurzony w swoim żalu. - A ty po co żyjesz?

~ 24 ~ Pytanie ją zaskoczyło i starała się wymyślić odpowiedź. - Sądzę, że dla mojej rodziny. Byliby zdruzgotani, gdybym po prostu się poddała. Nie mogłabym zranić ich w ten sposób. - Nie mam rodziny. - Masz inne Nowe Gatunki. - Nie jestem blisko z żadnym z nich. Miałem tylko moją partnerkę. - A co z twoimi przyjaciółmi? - Nie mam żadnych. Czas wolny spędzałem troszcząc się o moją partnerkę. Łamał jej serce. Podjęła decyzję. - Cóż, teraz już masz przyjaciela. Jesteś dla mnie ważny. Nie poddawaj się, Mourn. Pozwól że ci pomogę. Wiem, że prawdopodobnie czujesz się tak, jakby nie było niczego, co poprawiłoby sytuację, ale spróbuj. Po prostu daj temu szansę. Nie możesz pozwolić, by rzeczy pozostały takie, jakie są. - Nie znasz mnie. - Ale chcę poznać. – Pochyliła się bliżej. – Jaki jest twój ulubiony kolor? Milczał przez chwilę. - Kocham czerwony. Jest taki jasny. - Jest. A co z twoim ulubionym jedzeniem? - Czy to ważne? - Poznajemy się. Ja uwielbiam żółty kolor. Czy kiedykolwiek widziałeś słonecznik? Kocham je. Wiem, że nie są tak piękne jak róże czy tulipany, ale przypominają mi letnie dni. Są pogodne. Do tego lubię jeść ziarna słonecznika. Są ładne i są źródłem pożywienia. Podniósł się do pełnej wysokości. - Powinienem zabrać cię z powrotem. Dana musiała w jakiś sposób zawieść. Być może mówienie o ulubionych rzeczach z Nowym Gatunkiem nie był jej najlepszym pomysłem. Zsunęła się z gałęzi i wstała. Mourn postąpił naprzód i pochylił się, zgarniając ją w ramiona. Podniósł ją z łatwością,

~ 25 ~ jakby nic nie ważyła. Owinęła ramię wokół jego szyi i zacisnęła drugą rękę na jego nagim ramieniu. - Mogę iść. - Jesteś boso i nie chcę, żebyś nadepnęła na coś ostrego. - Dziękuję. – Zawahała się zanim rozluźniła się w jego ramionach i oparła policzek na jego piersi. Był naprawdę ciepły i pachniał czymś męskim, może zapachowym żelem do mycia ciała. – Mam nadzieję, że nie jestem zbyt ciężka. - Nie jesteś. – Zatrzymał się przy niskim murku, który oznaczał podwórko Paula. – Nie powinnaś palić. To jest niedobre dla ciebie. Odwróciła głowę, a ich twarze znalazły się tak blisko, że mogła podziwiać jego oszałamiające oczy. - Tak jak bicie się. Poza tym, to jest tylko para, a nie prawdziwe rzeczy. Nie chcę jeszcze bardziej się skrzywdzić. Jego usta drgnęły, ale nie uśmiechnął się. - Chcesz żyć. - Ty też powinieneś. Zgiął się wystarczająco do przodu, żeby pochylić się nad murkiem i delikatnie postawił ją na nogi. Zabrakło jej ciepła jego ciała, kiedy się rozdzielili. - Twoja koszula... – Zaczęła ją zdejmować z zamiarem oddania. - Zatrzymaj ją. Wrócę jutro wieczorem. Oczekuj mnie. Porozmawiamy więcej. - Chciałabym. - Nie mów nikomu. To stwierdzenie ją zaskoczyło. - Dlaczego? - Będą usiłowali odwieść cię od tego albo nie pozwolą mi zbliżyć się do ciebie. Wiedzą, że jestem niestabilny. – Wszedł w cień i odwrócił głowę, jakby czegoś szukał. – Przyjdę, kiedy zgasną światła.