Mystirio

  • Dokumenty51
  • Odsłony70 324
  • Obserwuję29
  • Rozmiar dokumentów62.6 MB
  • Ilość pobrań27 125

THE GUARD - Kiera Cass

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :657.4 KB
Rozszerzenie:pdf

THE GUARD - Kiera Cass.pdf

Mystirio EBooki Cass Kiera
Użytkownik Mystirio wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 91 stron)

Tłumaczenie: DD_TranslateTeam Tłumaczyły Martinaza i adijka, betowały bacha383 i Ma_cul Prosimy o chomikowanie pliku, a nie przywłaszczanie go sobie Przeczytałeś/łaś? Podziel się wrażeniami w komentarzu :) Polub nas na facebooku tam zawsze znajdziesz najświeższe informacje o trwających i planowanych tłumaczeniach Druzyna_Dobra nasz inny chomik zajmujący się tłumaczeniem dzieł Cassandry Clare

Zapraszam na moje nowe nowe tłumaczenie ;) Aby przetrwać w zrujnowanym świecie, musi wstąpić w objęcia ciemności. Allison Sekemoto próbuje przetrwać w Fringe, w ostatnim, otoczonym murem zewnętrznym kręgu. W ciągu dnia, ona i jej grupa starają się odnaleźć jakieś pożywienie. W nocy, któreś z nich może zostać pożarte. Czasami, jedynym co trzyma Allie przy życiu jest nienawiść do nich – wampirów, którzy traktują ludzi, jak bydło przeznaczone na rzeź. Aż do pewnej nocy, gdy Allie umiera i staje się jedną z nich, potworem. Zmuszona do opuszczenia miasta, dziewczyna musi uciec od ludzi i dołączyć do grupy obszarpanych pielgrzymów poszukujących mitycznego miejsca, gdzie może znajdować się lekarstwo na chorobę, która zdziesiątkowała większość ludzkiej populacji i stworzyła zarażonych, żadne krwi istoty, które zagrażają zarówno ludziom, jak i wampirom. Wkrótce Allie będzie musiała zdecydować za co i za kogo warto umrzeć ponownie. Wkrocz do wykreowanego przez Julię Kagawę mrocznego i pokręconego świata i rozpocznij niezapomnianą podróż.

RozdziaRozdziałł 11 - Obudź się, Leger. - Dzień wolny- mruknąłem, naciągając koc na głowę. – Nikt nie ma dziś wolnego. Wstań, to wszystko ci wyjaśnię. Westchnąłem. Zazwyczaj jestem podekscytowany samą myślą o wzięciu się do pracy. Rutyna, dyscyplina, poczucie dobrze wykonanego zadnia na koniec dnia: to bardzo mi się podobało. Jednak dziś, to zupełnie inna historia . Ostatniej nocy odbyła się impreza halloweenowa, która była moją ostatnią szansą. Gdy America i ja tańczyliśmy po raz ostatni, i kiedy wspomniała o dystansie Maxona, miałem okazję przypomnieć jej o tym, kim byliśmy dawniej... i poczułem to. To, co związało nas razem nadal tu było. Być może nadgryzione przez Selekcję, ale wciąż trwało. - Powiedz mi, że będziesz na mnie zaczekasz, Mer - poprosiłem . Nic nie odpowiedziała, ale nie straciłem nadziei. Nie, dopóki on się nie pojawił i podszedł do niej roztaczając urok i bogactwo i władzę. To było to. Przegrałem. Cokolwiek Maxon szepnął do niej na parkiecie, musiało wymieść wszelkie zmartwienia z jej głowy. Przytulała się do niego, piosenka po piosence, patrząc mu w oczy, jak zwykła patrzeć w moje. Więc może wypiłem trochę za dużo alkoholu, kiedy to oglądałem. Możliwe, że

wazon w foyer potłukł się, bo nim rzuciłem. I może dusiłem moje krzyki poprzez gryzienie poduszki, tak by Avery mnie nie słyszał. Co jeśli poranne słowa Avery'ego miały być jakąś wskazówką, że istniała szansa, że Maxon oświadczył się późno w nocy, a my wszyscy mamy stawić się na oficjalne ogłoszenie? Jak miałem stawić czoła tej chwili? Jak miałem tam stać i chronić to? Miał dać jej pierścień, na który nigdy nie będę mógł sobie pozwolić oraz życie, którego nigdy nie będę mógł jej zapewnić... i będę go za to nienawidził do mojego ostatniego tchnienia. Usiadłem, wciąż ze spuszczonym wzrokiem. - Co się dzieje? - zapytałem, głowa mi pulsowała z każdą sylabą . - Jest źle. Bardzo źle. Zmarszczyłem czoło i podniosłem oczy. Avery siedział na łóżku, zapinając koszulę. Nasze oczy spotkały się, a zauważyłem w jego zmartwienie. - Co masz na myśli? Co jest źle? - Jeśli był jakiś głupi dramat, polegający na nie znalezieniu odpowiednich kolorów obrusów, czy coś podobnego, to zamierzałem wrócić do łóżka. Avery westchnął. - Znałeś Woodworkaa? Przyjazny facet, często się uśmiechał? - Tak. Czasem robimy razem obchód. Jest miły. - Woodwork był Siódemką, a niemal natychmiast zaczęliśmy nadawać na tych samych falach ze względu na nasze duże rodziny i zmarłych ojców. Był pracowity i było oczywiste, że naprawdę zasługuje na swoją nową kastę.

- Co jest? Co się dzieje? Avery wydawał się oszołomiony. - Został przyłapany ostatniej nocy z jedną z dziewczyn Elity. Zamarłem. - Co? W jaki sposób? - Kamery. Reporterzy robili ujęcia ludzi wędrujących po pałacu i jeden z nich usłyszał coś w toalecie. Otworzył ją i znalazł Woodworka z lady Marlee. - Ale to jest - prawie powiedziałem najlepsza przyjaciółka Americi, ale ugryzłem się szybko w język - szalone - skończyłem. - Mi to mówisz. - Avery podniósł skarpety i kontynuował ubieranie. - Wydawał się taki bystry. Musiał po prostu zbyt wiele wypić. Pewnie tak, ale wątpiłem, że to był główny powód. Woodwork był inteligentny. Chciał opiekować się swoją rodziną tak, jak ja moją. Istniało tylko jedno wytłumaczenie, dlaczego miałby ryzykować, że zostanie złapany, zrobił to z tego samego powodu, dla którego i ja to robiłem: musiał rozpaczliwie kochać Marlee. Pomasowałem skronie, chcąc pozbyć się bólu głowy. Nie mogłem czuć się tak, jak teraz, nie, gdy działo się coś tak istotnego. Otworzyłem szeroko oczy, kiedy zrozumiałem, co to może oznaczać. - Czy oni... czy oni zamierzają ich zabić ? - zapytałem cicho, jakby powiedzenie tego zbyt głośno miało sprawić, że wszyscy przypomną sobie, że właśnie to pałac robił ze zdrajcami. Avery zaprzeczył ruchem głowy, a ja poczułem, że moje serce zaczyna znowu bić.

- Zamierzają ich wychłostać. Inne członkinie Elity i ich rodziny będą w samym środku tego, będą siedzieli w pierwszym rzędzie. Bloki są już ustawione na zewnątrz ścian pałacu, więc jesteśmy w stanie gotowości. Wkładaj swój mundur. - Wstał i podszedł do drzwi – I załatw sobie jakąś kawę zanim się zgłosisz - powiedział przez ramię. - Wyglądasz jakbyś to ty miał oberwać kijem. Piętra trzecie i czwarte były wystarczająco wysokie, by móc wyjrzeć za grube mury, które chroniły pałac przed pozostałą częścią świata, więc szybko udałem się do szerokiego okna na czwartym piętrze. Spojrzałem na siedzenia dla rodziny królewskiej i Elity, jak również na miejsce na scenie dla Marlee i Woodwork’a. Wyglądało na to, że większość strażników i pracowników miało ten sam pomysł co ja, więc skinąłem dwóm innym gwardzistom, którzy stali przy oknie, i jednemu lokajowi, którego uniform wyglądał na świeżo wyprasowany, ale na którego twarzy malowało się zmartwienie. Gdy tylko otworzyły się drzwi pałacu, a dziewczyny i ich rodziny podjęły marsz przy gromkich owacjach tłumu, dwie pokojówki podbiegły do nas. Rozpoznałem Lucy i Mary, więc zrobiłem im miejsce obok siebie. - Czy Anne przyjdzie? - zapytałem. - Nie - powiedziała Mary. - Nie uważa, że to byłoby właściwe, kiedy jest tak wiele do zrobienia. - Skinąłem głową. To brzmiało dokładnie, jak ona. Wpadałem na pokojówki Americi przez cały czas, od kiedy zacząłem strzec jej drzwi w nocy, i mimo, że zawsze starałem się być profesjonalistą, to miałem tendencję do darowania im niektórych formalności. Chciałem poznać osoby, które dbały o moją dziewczynę, więc byłem na zawsze im zobowiązany za wszystkie

rzeczy, które dla niej robiły. Spojrzałem na Lucy i zauważyłem, jak zaciska dłonie. Nawet podczas mojego krótkiego pobytu w pałacu, zauważyłem, że kiedy jest zestresowana, przejawia się to w kilkunastu tikach fizycznych. Obóz szkoleniowy nauczył mnie wypatrywać nerwowego zachowania u ludzi, którzy przebywali do pałacu i żeby szczególnie je obserwować. Wiedziałem, że Lucy nie była zagrożeniem, więc kiedy zobaczyłem ją w takiej udręce, poczułem potrzebę chronienia jej. - Czy jesteś pewna, że chcesz to oglądać? - szepnąłem do niej. - To nie będzie miłe. - Wiem. Ale naprawdę bardzo lubiłam lady Marlee - odparła równie cicho. – Czuję, że powinnam tu być. - Ona nie jest już lady - powiedziałem, pewien, że zostanie przesunięta do najniższej możliwej kasty. Lucy pomyślała przez chwilę. - Każda dziewczyna która ryzykuje swoje życie dla kogoś, kogo kocha, z pewnością zasługuje na miano lady. Uśmiechnąłem się . - Słuszna uwaga. - Zauważyłem że jej ręce znieruchomiały, a na twarzy pojawił się krótki uśmiech. Wiwaty tłumu zmieniły się na okrzyki pogardy, kiedy Marlee i Woodwork pokuśtykali do oczyszczonej przestrzeni przed bramą pałacu. Strażnicy ciągnęli w sposób mało delikatny, a na podstawie jego chodu, domyśliłem się Woodwork już nieźle oberwał. Nie mogliśmy rozróżnić słów, ale widzieliśmy, jak ich zbrodnie

zostały ogłoszone światu. Skupiłem się na Ameryce i jej rodzinie. May wyglądała jakby próbowała usilnie trzymać się w jednym kawałku, ramionami uwinęła brzuch. Pan Singer był zaniepokojony, ale spokojny. Mer po prostu wydawała się być zmieszana. Chciałem by był jakiś sposób, aby zatrzymać ją i powiedzieć że wszystko będzie dobrze, i żebym nie musiał się powstrzymywać. Przypomniałem sobie, jak patrzyłem, kiedy Jemmy był bity za kradzież. Gdybym mógł zając jego miejsce, zrobiłbym to bez zadawania pytań. Jednocześnie przypomniałem sobie to przytłaczające poczucie ulgi, że nigdy nie zostałem złapany, gdy kilka razy sytuacja zmusiła mnie do kradzieży. Wyobrażałem sobie, że America musi się teraz czuć właśnie w ten sposób, chcąc by Marlee nie musiała iść przez to przechodzić, ale wdzięczna, że to nie my jesteśmy na ich miejscu. Kiedy opadła witka Mary i Lucy podskoczyły, chociaż nie mogliśmy słyszeć niczego innego, poza wrzaskami tłumu. Była przerwa między uderzaniami, dokładnie tak długa, by pozwolić Woodworkowi i Marlee poczuć ból, ale niewystarczająca, by mogli się do niego przyzwyczaić, a kolejne uderzenie jeszcze go pogłębiło. Sprawianie ludziom cierpienia było sztuką, którą pałac wydawał się mieć doskonale opanowaną. Lucy ukryła twarz w dłoniach i płakała cicho, podczas gdy Mary objęła ja ramieniem, aby poczuła się bezpiecznie. Miałem zrobić to samo, kiedy błysk rudych włosów wpadł mi w oko. Co ona robi? Czy szarpie się ze strażnikiem? Wszystko w moim ciele walczyło ze sobą. Chciałem ją chronić i wcisnąć z powrotem na miejsce, ale w tym samym czasie, miałem

ochotę chwycić ją za rękę i porwać stamtąd. Chciałam ją pocieszyć i jednocześnie błagać, by się zatrzymała. To nie był odpowiedni czas i miejsce by zwracać na siebie uwagę. Patrzyłem jak America wskoczyła na barierkę, zahaczyła ją rąbkiem sukni i upadła. Właśnie wtedy, kiedy uderzyła w ziemię i podniosła się, zrozumiałem, że nie starała się chronić przed tym koszmarem, który dział się na jej oczach, ale zamiast tego koncentrowała się na tym, by dostać się do Marlee. Duma i strach rosły w mojej piersi. - O mój Boże! – Mary westchnęła - Usiądź moja pani! – Lucy błagała, naciskając rękoma szybę. Biegła, straciła jeden but, ale nadal odmawiała poddania się. - Usiądź lady Americo! – krzyczał jeden ze strażników, stojących obok mnie. Dopadła dolnego spodnia platformy, a mój mózg stanął w ogniu uderzającej do niego krwi. - Tam sa kamery! – krzyknąłem do niej przez szkło. Strażnik w końcu złapał ją, przygniatając do podłoża. Wyrywała się mu, wciąż gotowa walczyć. Mój wzrok przeniósł się na rodzinę królewską; wzrok wszystkich był skierowany na rudowłosą dziewczynę, wijącą się na ziemi. - Powinnyście wrócić do jej pokoju – powiedziałem do Mary i Lucy – Będziecie jej potrzebne. – Odwróciły się i pobiegły. - Wy dwaj – powiedziałem do strażników – idźcie na dół i upewnijcie się, czy nie będzie potrzebna dodatkowa ochrona. Nie

wiadomo kto to zobaczył i kogo to zirytowało. - Rzucili się sprintem, kierując się na pierwsze piętro. Chciałem być przy Ameryce, być w jej pokoju właśnie w tym momencie. Wiedziałem jednak, że w tych okolicznościach najlepiej będzie być cierpliwym. Najlepiej gdy zostanie sama ze swoimi pokojówkami. Ostatniej nocy poprosiłem Amerykę by zaczekała na mnie, ponieważ myślałem, że może wróci do domu wcześniej niż ja. Ta myśl stanęła przede mną ponownie. Czy król będzie to tolerował? Wszystko mnie bolało, kiedy starałam się oddychać, myśleć i kalkulować. - Imponujące – westchnął lokaj – Taka odwaga. – Odsunął się od okna i wrócił do swoich obowiązków, pozostawiając mnie zastanawiającego się, czy miał na myśli, parę na podium czy dziewczynę w brudnej sukience. Kiedy stałem tam, wciąż myśląc o tym, co się właśnie wydarzyło, chłosta dobiegła końca. Rodzina królewska odeszła, tłum się rozproszył i została jedynie garstka strażników, dby odprowadzić dwa bezwładne ciała, które zdawały się skłaniać ku sobie, nawet w nieświadomości.

RozdziaRozdziałł 22 Pamiętałem dni oczekiwania na otwarcie domku na drzewie, kiedy spoglądając na zegarek wydawało się, że jego wskazówki cofają się zamiast iść do przodu. Teraz było tysiąc razy gorzej. Wiedziałem, że coś poszło źle. Wiedziałem, że mnie potrzebuje. Ale nie mogłem się do niej dostać. Najlepszym, co mogłem zrobić, to zamienić się dyżurami, ze strażnikiem, który planowo miał pilnować jej drzwi. Póki nie zapadnie noc nie będę mógł się z nią ponownie zobaczyć, więc musiałam poszukać zapomnienia w pracy. Zmierzałem właśnie do kuchni na późne śniadanie, gdy usłyszałem kłótnię. - Chcę zobaczyć moją córkę! – rozpoznałem głos Pana Singer’a, ale nigdy nie słyszałem, żeby był tak zdesperowany. - Przykro mi, proszę pana. Ze względów bezpieczeństwa musimy wyprowadzić pana teraz z pałacu. – odpowiedział strażnik. Lodge, jak rozpoznałem. Wystawiłem głowę zza rogu i upewniłem się, że to właśnie on próbuje uspokoić Pana Singer’a. - Ale trzymacie nas tu, jak w klatce od czasu tego obrzydliwego wystąpienia, moje dziecko zostało wyprowadzone, a ja jej nie widziałem od tego czasu! Chcę ją zobaczyć! Podszedłem do nich pewnym krokiem i zainterweniowałem. - Pozwól mi się tym zająć, oficerze Lodge. Mężczyzna kiwnął głową i odszedł. Przez większość czasu, kiedy zachowywałem się jakbym to ja miał wszystko pod kontrolą, ludzie

mnie słuchali. Było to proste i skuteczne. Kiedy Lodge odszedł korytarzem, pochyliłem się do pana Singer’a. - Nie może pan tak tu mówić, proszę pana. Widział pan co się dopiero stało, a to było jedynie za pocałunki i rozpięta suknię. Tata Americi przytaknął i przeczesał włosy palcami. - Wiem. Wiem, że masz rację. Ale nie mogę uwierzyć, że kazali jej na to patrzeć. Nie wierzę, że zrobili to May. Jeżeli to jakieś pocieszenie, to pokojówki Americii są jej bardzo oddane, i jestem pewien że odpowiednia się nią zajęły. Nie było żadnego raportu z jej przyjęcia do skrzydła szpitalnego, więc nie została ranna. Przynajmniej nie fizycznie. Z tego co zrozumiałem – Boże, jak ja nienawidziłem wypowiadać tego głośno – Książe Maxon faworyzuje ją bardziej niż pozostałe. Pan Singer posłał mi blady uśmiech, który nie dosięgnął jego oczu. -Prawda. Wszystko we mnie walczyło, by nie zapytać się go, skąd to wie. - Jestem pewien, że będzie bardzo cierpliwy w stosunku do niej, aż upora się ze swoją stratą. Skinął głową, następnie mruknął pod nosem jakby mówił do siebie. - Spodziewałem się po nim więcej. - Proszę Pana? Wziął głęboki oddech i wyprostował się.

- Nic, nic. – Pan Singer rozejrzał się wokół i nie mogłem wyczuć, czy był pod wrażeniem pałacu, czy raczej był nim zdegustowany. - Wiesz Aspen, ona nigdy mi nie uwierzy, jeżeli jej powiem, że jest wystarczająco dobra dla tego miejsca. I w pewien sposób, będzie miałam rację. Ona jest dla tego za dobra. - Shalom? – Pan Singer i ja odwróciliśmy się i zobczyliśmy panią Singer i May wychodzące zza rogu, niosąc walizki. – Jesteśmy gotowe. Widziałeś się z Americą? May zostawiła matkę i szybko stanęła przy boku ojca. Owinął ochronnie ramie wokół niej. - Nie. Ale Aspen sprawdzi co u niej. Nie powiedziałem nic takiego, ale byliśmy praktycznie rodziną i wiedział, że to zrobię. Oczywiście, że to zrobię. Pani Singer przytuliła mnie krótko. - Nie potrafię wyrazić jaki to dla mnie komfort wiedzieć, że tu jesteś Aspenie. Jesteś mądrzejszy od wszystkich tych strażników razem wziętych. - Proszę nie pozwolić, by to usłyszeli – zażartowałem, a ona uśmiechnęła się zanim się odsunęła. May podbiegła a ja pochyliłem się trochę, więc byliśmy na tej samej wysokości. - Oto kilka dodatkowych uścisków. Czy mogłabyś pójść do mojego domu i przekazać je mojej rodzinie? – Przytaknęła wtulona w moje ramię. Czekałem, aż mnie puści, ale tego nie zrobiła. Nagle przysunęła usta do mojego ucha

-Nie pozwól, by ktokolwiek ją skrzywdził. -Nigdy. Ścisnęła mnie mocniej a ja oddałem uścisk, tak mocno pragnąc, by ochronić ją przed wszystkim dookoła. May i Amecica były dla siebie podporą, na dużo więcej sposobów niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. May była jednak delikatniejsza. Nikt nie bronił jej przed resztą świata; sama musiała się bronić. Ameryka była jedynie kilka miesięcy starsza niż May teraz, kiedy zaczęliśmy się spotykać, podejmując decyzje z którymi większość dorosłych nie chciałaby się mierzyć. Jednak Ameryka była świadoma zła świata wokół niej oraz konsekwencji, jakie trzeba byłoby ponieść, gdyby coś poszło nie tak. May przeżywała życie kompletnie nie widząc, tego co najgorsze na tym świecie. Obawiałem się, że coś z tej jej niewinności zostało dziś skradzione. Wreszcie poluzowała uścisk a ja wyprostowałem się i wyciągnęłem rękę do Pana Singer’a. Uścisnął mi dłoń i cicho powiedział. - Cieszę się, że ma ciebie. To tak jakby miała tu kawałek domu. – Moje oczy spojrzały w jego i ponownie uderzyła we mnie chęć zapytania, to, co wiedział Zastanawiałem się, czy może przynajmniej coś podejrzewał. Spojrzenie Pana Singer’a było niezachwiane i ponieważ byłem do tego szkolony patrzyłem w jego twarz w poszukiwaniu sekretów. Nie starałem się nawet domyślać, co przede mną ukrywa, ale wiedziałem bez żadnych wątpliwości, że coś skrywa. - Będę się nią opiekował, proszę pana. Uśmiechnął się.

- Wiem, że będziesz. Uważaj też na siebie. Niektórzy twierdzą, że to miejsce jest bardziej niebezpieczne niż Nowa Azja. Chcemy byś wrócił do domu bezpiecznie. Skinąłem głową. Z miliona słów na całym świecie Pan Singer zdawał się zawsze wiedzieć, jak wybrać garść z nich, tak byś poczuł się kimś ważnym. - Nigdy nie zostałam tak potraktowana – ktoś mruknął wychodząc zza narożnika – w żadnym z innych pałaców. – Głowy wszystkich z nas się odwróciły. Wyglądało na to, żerodzice Celeste nie przyjęli dobrze prośby o opuszczenie pałacu. Jej matka ciągnęła duża torbę, potrząsając głową w czasie rozmowy z mężem i strzepując blond włosy z ramienia co kilka sekund. Część mnie chciała tam podejść i wręczyć jej spinkę. - Ty tam, - Pan Newsome powiedział do mnie – podejdź i weź te torby. – Upuścił walizki na podłogę. Pan Singer powiedział głośno: - On nie jest twoim służącym. On jest tu po to, by cię chronić. Sam możesz nosić swoje bagaże. – Pan Newsom przewrócił oczami i odwrócił się do żony. - Nie mogę uwierzyć, że nasze dziecko musi przebywać w towarzystwie Piątki. – Szepnął wystarczająco głośno by wszyscy z nas mogli go usłyszeć. – Mam nadzieję, że nie nabierze żadnego niechlujnego nawyku. Nasza dziewczynka jest za dobra dla tej hołoty. – Pani Newsome ponownie odrzuciła włosy a ja mogłem zobaczyć, od kogo Celeste nauczyła się ostrzyć pazury. Nie żebym oczekiwał czegoś więcej po Dwójce.

Ledwie mogłem patrzeć tą niegodziwie szczęśliwą twarz Pani Newsome, kiedy usłyszałem przytłumiony dźwięk obok mnie. May płakała w rękaw matki. Jakby ten dzień nie był już wystarczająco ciężki. - Bezpiecznej podróży panie Singer – wyszeptałem. Skinął mi głową i poprowadził swoja rodzinę przez frontowe drzwi. Widziałem czekające już samochody. America znienawidzi fakt, że nie udało jej się z nimi pożegnać. Podszedłem do pana Newsome’a. - Proszę się nie martwić, proszę pana. Niech pan zostawi bagaże tutaj, a ja upewnię się że będą pod właściwą opieką. - Dobry chłopak. – powiedział Pan Newsom i poklepał mnie po plecach zanim poprawił krawat i pociągnął swoją żonę za sobą. Kiedy już byli na zewnątrz, podszedłem do stołu przy wejściu i wyciągnąłem pióro z szuflady. Nie miałem szans by zrobić to dwa razy, więc musiałem zdecydować kogo z państwa Newsome’mów nienawidziłem bardziej w tym momencie. Teraz była to Pani Newsome, chociażby przez wzgląd na May. Rozpiąłem jej torbę, wsadziłem pióro do środka i przełamałem je w połowie. Została mi kropka z atramentu na jednej z rąk, ale gdy zuważyłem warte tysiące dolarów suknie, którymi mogłem nią wytrzeć, znak szybko zniknął. Patrzyłem jak Newsome’owie wsiadają do samochodu a następnie wrzuciłem ich torby do bagażnika, pozwalając sobie na mały uśmiech. Zniszczenie paru ubrań pani Newsome dało mi satysfakcję, wiedziałem, że nie wyrządziłem jej złego na dłuższą metę. Zastąpi je nowymi w ciągu kilku dni. May będzie musiała żyć z tymi słowami, brzmiącymi jej w uszach przez całe życie.

Trzymałem miskę blisko siebie kiedy wpychałem spory kęs jajek i kiełbasek do moich ust, kiedy próbował się wydostać. Kuchnia była pełna strażników i służących, kończących posiłki przed zmianą. - Mówił jej, że ją kocha przez cały ten czas – powiedział Fry. – Stałem na platformie i słyszałem to przez cały czas. Nawet po tym, jak stracił przytomność, Woodwork wciąż to powtarzał. – Dwie pokojówki wsłuchiwały się w kazde jego słowo, jedna przechyliła głowę ze smutkiem. - Jak książę mógł im to zrobić? Oni są tacy zakochani. - Książę Maxon to dobry człowiek. On po prostu przestrzega prawa. –Inna pokojówka krzyknęła w odpowiedzi. - Ale… zawsze? – Fry przytaknął. Druga pokojówka potrząsnęła głową. Nic dziwnego, że lady America pobiegła do nich. – Szedłem wzdłuż dużego stołu, przeusuwają się do drugiej części pomieszczenia. - Ona kopnęła mnie całkiem mocno. – podzielił się Recen krzywiąc się na to wspomnienie – I nie mogłem utrzymać jej gdy tak się wiła, ledwie mogłem oddychać. – Uśmiechnąłem się do siebie, choć żal mi było faceta. - Ta lady America jest cholernie odważna. Król mógł kazać ją zamknąć za coś takiego. – Młodszy lokaj miał szeroko otwarte oczy i wyglądał na dość rozradowanego, najwyraźniej odbierał to wszystko jako dobra rozrywkę. Zabrałem się stamtąd, obawiając się, że powiem lub zrobię coś głupiego, jeżeli coś jeszcze usłyszę. Minąłem Avery’ego, ale on tylko skinął głową. Ułożenie jego ust i brwi było wszystkim czego potrzebowałem, by wiedzieć, że nie jest teraz zainteresowany towarzystwem.

- Mogło być dużo gorzej. – wyszeptała pokojówka. Jej koleżanka przytaknęła. – Przynajmniej żyją. Nie mogłem od tego uciec. Kilka rozmów nakładających się na siebie, mieszających jedno docierające do moich uszu. Imię America otaczało mnie, było na ustach prawie każdej osoby. W jednej chwili puchłem z dumy, a za chwilę ogarniała mnie wściekłość. Jeżeli Maxon faktycznie był w porządku, to przede wszystkim America nigdy nie znalazłaby się w takiej sytuacji. Wziąłem kolejny zamach toporem rozdzielając drewno. Dobrze było czuć słońce na nagiej piersi, a możliwość niszczenia czegoś pomagała mi pozbyć się złości. Złości dla Woodworka i Marlee oraz dla May i Americii. Wściekłości dla mnie samego. W kolejny pieniek uderzyłem z gardłowym okrzykiem. - Rąbiesz drewno, czy starasz się wystraszyć ptaki? – ktoś zawołał. Odwróciłem się i zobaczyłem starszego mężczyznę kilka metrów dalej. Wyprowadzał konia, ciągnąc za uzdę i miał na sobie kamizelkę, która informowała, że jest pracownikiem pałacu. Jego twarz była pomarszczona, ale wiek nie przyćmił jego uśmiechu. Miałem wrażenie, że już go gdzieś widziałem, ale nie mogłem skojarzyć gdzie. - Przepraszam, czy wystraszyłem konia? – zapytałem. - Niee. – powiedział podchodząc. – Po prostu brzmisz jakbyś miał ciężki dzień. - Cóż – odpowiedziałem, poprawiając ponownie siekierę – dzisiejszy dzień jest ciężki dla wszystkich. – Zamachnąłem się rozdzielając kolejne drewno. - Taa. Na to wygląda. – Podrapał konia za uszami. – Znałeś go?

– Przerwałem, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. - Nie za dobrze. Mieliśmy jednak dużo wspólnego. Po prostu nie mogę uwierzyć w to co się stało. Nie mogę uwierzyć, że wszystko stracił. - Ech. Wszystko wydaje się niczym, kiedy kogoś kochasz. Szczególnie, gdy jesteś młody. – Przyjrzałem się człowiekowi. Zdecydowanie był stajennym i choć mogłem się mylić byłem przekonany, że jest młodszy niż na to wgląda. Może przeszedł przez coś, co go tak zniszczyło. - Masz rację. – zgodziłem się. Czy ja nie byłem gotów stracić wszystkiego dla Mer? – On zaryzykowałby znowu. Tak jak i ona. - Tak jak i ja – mruknąłem wpatrzony w ziemię. - Co mówisz, synu? - Nic. – położyłem siekierę na ramieniu i chwyciłem kolejny kawałek drewna, mając nadzieję, że mężczyzna złapie aluzję. Zamiast tego oparł się o konia. - To w porządku być zdenerwowanym, ale to cię do niczego nie zaprowadzi. Powinieneś pomyśleć, jaką lekcje możesz z tego wyciągnąć dla siebie. Jak na razie wygląda na to, jakbyś pastwił się nad czymś, co nie pomoże ci się zrewanżować. – Zamachnąłem się i spudłowałem. - Posłuchaj, wiem, że próbujesz pomóc, ale ja tu pracuję. - To nie jest praca. To jest ogrom niesłusznego gniewu. - A co mam z nim niby zrobić? Wyżyć się na szyi króla? Na księciu Maxonie? A może na tobie? – zamachnąłem się znowu i

uderzyłem – To jest nie w porządku. Oni stracili wszystko. - Kto stracił? - Oni. Trójka. Dwójka. - Ty jesteś Dwójką. Upuściłem siekierę i krzyknąłem. - Jestem Szóstką! – uderzyłem się w pierś. – Jakikolwiek mundur na mnie włożą, zawszę zostanę dzieckiem z Caroliny i to się nigdy nie zmieni. – Potrząsnął głowa i pociągnął konia za uzdę. -Brzmisz jakbyś potrzebował dziewczyny. - Mam dziewczynę – zawołałem do jego pleców. - To zajmij się nią. Wymachujesz pięścią w niewłaściwej walce.

RozdziaRozdziałł 33 Pozwoliłem, by gorąca woda zmyła ze mnie beznadzieję całego dnia. Wciąż myślałem o słowach stajennego, bardziej zdenerwowany tym, co powiedział, niż innymi rzeczami, które wydarzyły się wcześniej. Kochałem Americę. Wiedziałem, o co walczę. Bez pośpiechu wytarłem się i zacząłem ubierać, pozwalając rutynie przejąć kontrolę nad czynnościami. Założyłem wykrochmalony mundur, a razem z nim przyszło poczucie celu. Miałem co robić. Czekały na mnie rozkazy, które musiałem wykonać, a kiedy dzień dobiegnie końca, znajdę Mer. Starałem się skupić, kiedy szedłem do gabinetu króla na trzecim piętrze. Gdy zapukałem, drzwi otworzył Lodge. Skinęliśmy sobie głowami i wszedłem do pokoju. Zwykle nie czuję się zastraszony przez króla, ale w tych ścianach patrzyłem, jak zmienia tysiące żyć jednym skinieniem palca. - I wyłączymy kamery w pałacu, aż do odwołania – powiedział Król Clarkson, kiedy doradca wściekle zbierał notatki. – Jestem przekonany, że dziewczyny odebrały dziś odpowiednią lekcję, ale powiedz Silvii, żeby staranniej pracowała nad stosownością swoich zachowań. – Pokręcił głową. – Nie wiem, co skłoniło tę dziewczynę do czegoś tak głupiego. Była faworytką. Może twoją faworytką, pomyślałem, przemierzając pokój. Jego biurko było szerokie i ciemne, a ja spokojnie sięgnąłem do kosza z pocztą. - Ponadto upewnij się, że mamy oko na dziewczynę, którą

musieliście wyprowadzić – Nadstawiłem uszu i zwolniłem. Doradca pokręcił głową. - Nikt jej nie zauważył, Wasza Wysokość. Dziewczyny to takie temperamentne stworzenia; jeżeli ktokolwiek zapyta, można zrzucić winę na jej rozchwianie emocjonalne. Król zamilkł i rozparł się wygodnie na krześle. - Być może. Nawet Amberly ma swoje momenty. Mimo to, nigdy nie lubiłem Piątki. Powinna była odpaść i nigdy nie zajść tak daleko. – Jego doradca pokiwał głową w zamyśleniu. - Dlaczego nie można by po prostu wysłać jej do domu? Wymyślić jakiś powód by ją wyeliminować? Z pewnością możemy to zrobić. - Maxon się dowie. Obserwuje te dziewczyny jak jastrząb. Bez względu na to – powiedział król, opierając łokcie na biurku. - Nie jest odpowiednio przygotowana, więc wcześniej czy później to wypłynie. Zareagujemy agresywnie, jeżeli będzie trzeba. Przechodząc do dalszej sprawy, gdzie ten list od Włochów? Zgarnąłem szybko pocztę i szybko ukłoniłem się, opuszczając pokój. Nie byłem pewien, jak powinienem się czuć. Chciałem zabrać Americę jak najdalej od rąk Maxona. Ale sposób, w jaki mówił o tym Król Clarkson uświadomił mi, w całej sprawie kryło się coś jeszcze mroczniejszego. Czy America mogła paść ofiarą jednego z jego kaprysów? I czy America była „do jednorazowego użytku” i znalazła się tutaj na pokaz? Tylko po to, by później się jej pozbyć? Co jeśli jedna z dziewczyn od początku była typowana na zwyciężczynię? A więc dlaczego ona wciąż tu była? Przynajmniej będę miał o czym myśleć w nocy, gdy będę stał przed drzwiami Americii. W trakcie marszu przejrzałem wiadomości, odczytując adresy.

W małym pokoju trzech starszych mężczyzn sortowało wszystkie listy. Znajdował się tam specjalny pojemnik z napisem wybrane, do którego wrzucało się pisma od wielbicieli. Nie miałem pojęcia, jak wielu z nich dziewczyny nigdy nie ujrzały. - Hej, Leger. Jak się masz? - zapytał Charlie. - Średnio – odparłem, podając mu wiadomości, ponieważ nie chciałem ryzykować, że zagubią się w stosie innych. - Bywały lepsze dni, nie? Przynajmniej żyją. - Słyszałeś o dziewczynie, która do nich pobiegła? - zapytał Mertin, kręcąc się na krześle. - Czy to prawda? - dorzucił Cole. Był niezwykle cichym człowiekiem, który idealnie pasował do tego miejsca, ale nawet on był tego ciekaw. Kiwając głową skrzyżowałem ramiona. - Taaa, słyszałem. - Co o tym myślisz? - spytał Charlie. Wzruszyłem ramionami. Jak zauważyłem, wiele osób uważało, że America zachowała się heroicznie, ale zdawałem sobie sprawę, że gdyby ktokolwiek, kto uwielbiał króla Clarksona, dowiedział się o tym, byliby w sporych kłopotach. Także teraz najlepiej było zachowywać się neutralnie. - To wszystko jest lekkim szaleństwem. - Zdecydowałem, że nie powiem mu, czy chodziło mi o dobre czy złe szaleństwo. - Nie da się zaprzeczyć – stwierdził Mertin. - Muszę zrobić obchód – rzuciłem, kończąc rozmowę. - Do jutra, Charlie. - Zasalutowałem mu, co wywołało uśmiech na jego twarzy. - Uważaj na siebie. Szedłem korytarzem do magazynu po małą laskę gwardzisty,

mimo że uważałem ją za zupełnie niepotrzebną. Wolałem pistolet. Kiedy już dotarłem na szczyt schodów na drugim piętrze, zauważyłem Celeste, która zmierzała w moim kierunku. Gdy tylko mnie rozpoznała, jej postawa uległa zmianie. Wydawało się, że w przeciwieństwie do matki, była zdolna odczuwać wstyd. Podeszła do mnie ostrożnie i zatrzymała się. - Oficerze. - Panienko. - Ukłoniłem się. Rysy jej twarzy wyostrzyły się, gdy myślała nad tym, co powiedzieć. - Chciałam się tylko upewnić, że wiesz, że rozmowa, którą odbyliśmy podczas wczorajszego wieczoru, była czysto zawodowa. Prawie zaśmiałem się jej w twarz. Jej dłonie mogły spoczywać bezpiecznie na moich plecach i ramionach, ale nie było żadnych wątpliwości, że w jej dotyku była zachęta. Sama była prawie na granicy złamania zasad. Kiedy powiedziałem, że zanim zostałem strażnikiem byłem Szóstką, zasugerowała, że raczej powinienem spróbować bycia modelem. A jej słowa brzmiały tak: - Jeżeli mi się uda, to będziemy na tym samym poziomie. Poszukaj mnie, gdy będziesz wolny. Jednakże Celeste nie należała do cierpliwych dziewczyn, więc nie sądzę, żeby się do mnie zbytnio przywiązała i, jak przypuszczałem, jej wylewność była spowodowana tym, że trochę za dużo wypiła. Ale z tej rozmowy wynikała jedna rzecz: nie kochała Maxona. Ani trochę. - Oczywiście – odparłem, wiedząc lepiej. - Po prostu chciałam udzielić ci porady zawodowej. Domyślam