Mystirio

  • Dokumenty51
  • Odsłony70 825
  • Obserwuję29
  • Rozmiar dokumentów62.6 MB
  • Ilość pobrań27 315

The Prince Kiera Cass tł. DD_TT

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :325.3 KB
Rozszerzenie:pdf

The Prince Kiera Cass tł. DD_TT.pdf

Mystirio EBooki Cass Kiera
Użytkownik Mystirio wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

agh_sko• 5 lata temu

Dziękuję za Kiere Cass ❤️

Transkrypt ( 25 z dostępnych 60 stron)

The PrinceThe PrinceThe PrinceThe Prince tłumaczenie - DD_TranslateTeam

Rozdział 1 Przemierzałem piętro, próbując pozbyć się napięcia z ciała. Kiedy Wybór był czymś odległym - jakąś ewentualnością w mojej dalekiej przyszłości - wydawał się być ekscytujący. Ale teraz? Cóż, nie byłem już taki pewien. Lista była już skompletowana, dane osobowe sprawdzone wiele razy. Personel pałacowy przydzielono do odpowiednich zadań, zrobiono przymiarki garderobiane i przygotowywano pokoje dla naszych nowych gości. Wzrastało tempo prac, co było zarówno ekscytujące, jak i przerażające. Dla dziewcząt cały ten proces rozpoczął się już od wypełnienia formularzy - tysiące osób musiało spełnić ten wymóg. Dla mnie zaczął się dziś wieczorem. Skończyłem dziewiętnaście lat. Teraz kwalifikowałem się do wzięcia w tym udziału. Zatrzymałem się przed lustrem, aby znów poprawić krawat. Dziś jeszcze więcej par oczu będzie skierowanych na mnie i powinienem wyglądać jak pewny siebie książę, którego oczekiwano. Nie znalazłszy żadnego błędu, wyszedłem kierując się ku gabinetowi ojca. Kiwałem głową doradcom i strażnikom rodziny królewskiej spotkanym po drodze. Ciężko było mi sobie wyobrazić, że za mniej niż dwa tygodnie, te korytarze wypełnią się dziewczętami. Moje pukanie do drzwi było stanowcze, ojciec sam mi to nakazał. Wydawało się, że zawsze miał dla mnie jakieś rady. Pukaj do drzwi z autorytetem, Maxonie. Przestań chodzić przez cały czas, Maxonie.

Bądź szybszy, mądrzejszy, lepszy, Maxonie. - Wejść. Wkroczyłem do gabinetu; ojciec podniósł na krótko wzrok, rozpoznając mnie. - Ach, to ty. Twoja matka będzie tutaj niedługo. Jesteś gotowy? - Oczywiście - odparłem. Nie było innej dopuszczalnej odpowiedzi. Wyciągnął dłoń i chwycił małe pudełeczko, które umieścił przede mną na biurku. - Wszystkiego najlepszego. Zdjąłem srebrzysty papier, odsłaniając czarne pudełko. W środku znajdowały się nowe spinki do mankietów. On był prawdopodobnie zbyt zajęty, aby pamiętać, że dał mi spinki do mankietów na Boże Narodzenie. Możliwe, że to była część tej profesji. Może przypadkowo dam mojemu synowi ten sam prezent dwa razy, gdy będę królem. Oczywiście, aby to się stało, muszę najpierw znaleźć żonę. Żona. Pozwoliłem temu słowu zagrać na moich ustach, bez mówienia tego głośno. Brzmiało tak obco. - Dziękuję, sir. Zaraz je założę. - Oczekujemy, że zaprezentujesz się dziś jak najlepiej - powiedział, odrywając się od lustra. - Wybór będzie w myślach wszystkich. Rzuciłem mu napięty uśmiech. - W moich również. - Zastanawiałem się, czy powiedzieć mu jak bardzo byłem zdenerwowany. Mimo wszystko też brał w tym udział. Musiał mieć te same dylematy dawno, dawno temu.

Ewidentnie można było odczytać nerwowość z mojej twarzy. - Myśl pozytywnie, Maxonie. To ma być ekscytujące - zachęcał. - Jest. Tylko jestem trochę przerażony tym, jak szybko to się dzieje. - Skupiłem się na wpinaniu metalu w dziury w moich mankietach. Zaśmiał się. - Dla ciebie wydaje się szybko, dla mnie minęły lata, zanim osiągnąłem mój cel. Zwęziłem oczy, odrywając je od mojego zajęcia. - Co masz na myśli? Wówczas drzwi się otworzyły i weszła moja matka. Jak zwykle ojciec rozjaśnił się na jej widok. - Amberly, wyglądasz oszałamiająco - powiedział, witając ją. Uśmiechnęła się w ten sposób co zawsze - jak gdyby nie mogła uwierzyć, że ktoś ją zauważa - i objęła ojca. - Mam nadzieję, że niezbyt oszałamiająco. Nie chcę kraść czyjejś uwagi. - Zostawiła ojca, podeszła i przytuliła mnie mocno. - Wszystkiego najlepszego, synu. - Dzięki, mamo. - Twój prezent jest w drodze - wyszeptała, odwracając się z powrotem do ojca. - Czy jesteśmy już gotowi? - W istocie, jesteśmy. - Wystawił ramię, ona ujęła je, a ja znalazłem się w ich cieniu. Jak zawsze. * * *

- Jak długo jeszcze to zajmie, Wasza Wysokość? - zapytał jeden z dziennikarzy. Było mi gorąco na twarzy od świateł kamer. - Nazwiska zostaną ogłoszone w Piątek, a dziewczęta rzeczywiście pojawią się tutaj tydzień później - odpowiedziałem. - Czy jesteś zdenerwowany, sir? - zawołał kolejny głos. - Poślubieniem dziewczyny, której jeszcze nie spotkałem? Nic niezwykłego. - Puściłem oko i zebrany tłum zachichotał. - Czy to nie cię nie przeraża, Wasza Wysokość? Zrezygnowałem z prób starcia wydźwięku tego pytania z twarzy. Odpowiedziałem tylko w kierunku, z którego prawdopodobnie ono nadeszło, mając nadzieję, że właściwie. - Wręcz przeciwnie, jestem bardzo podekscytowany. - Tak jakby. - Jesteśmy pewni, że podejmiesz świetną decyzję, sir. - Flesz kamery oślepił mnie. - Słuchajcie, słuchajcie! - zawołali inni. Wzruszyłem ramionami. - No, nie wiem. Żadna dziewczyna, która mnie usidli, prawdopodobnie nie może być przy zdrowych zmysłach. Ponownie zaśmiali się i wziąłem to za dobrą okazję do zakończenia spotkania. - Wybaczcie mi, mam rodzinną wizytę i nie chcę być nieuprzejmy. Odwracając się od reporterów i fotografów, wziąłem głęboki oddech. Czy cały wieczór będzie taki, jak to? * * *

Rozejrzałem się po Wielkim Pokoju - stoły przykryto ciemnoniebieskimi obrusami, światła paliły się jasno, dodając show splendoru - i zrozumiałem, że nie ma już dla mnie ucieczki. Dygnitarze znajdowali się w jednym rogu, reporterzy w drugim - żadnego miejsca, które byłoby ciche i spokojne. Biorąc pod uwagę fakt, że to ja byłem osobą, na cześć której świętowano, ktoś mógłby powiedzieć, że mogę wybrać sposób, w jaki to będzie przebiegało. Jednak to nigdy nie działało w ten sposób. Zaraz po tym, jak uciekłem od tłumu, ręka mojego ojca znalazła się za moimi plecami i ścisnęła mnie za ramię. Ciśnienie i ta nagła uwaga sprawiły, że moje ciało napięło się. - Uśmiechnij się - rozkazał ściszonym głosem, a ja posłuchałem, kiwając głową w kierunku kilku specjalnych gości. Zauważyłem Daphne, która przybyła tu z Francji ze swoim ojcem. To było szczęście, że czas przyjęcia zbiegł się z chwilą, kiedy nasi ojcowie musieli przedyskutować pracę nad umową handlową. Jako że była córką króla Francji nasze drogi co rusz się przecinały i ona była prawdopodobnie jedyną osobą spoza mojej rodziny, z którą miałem cokolwiek wspólnego. Było miło mieć jakąś przyjazną twarz w tym pomieszczeniu. Skinąłem jej głową, a ona podniosła kieliszek szampana. - Nie powinieneś odpowiadać na wszystko tak sarkastycznie. Jesteś prawowitym następcą tronu. Oni potrzebują władcy. - Jego dłoń na moim ramieniu zacisnęła się mocniej niż to było konieczne. - Przepraszam, sir. Jest przyjęcie, myślałem— - To źle myślałeś. Przed raportem oczekuję, że spoważniejesz. Przestał iść i zwrócił się twarzą do mnie, jego oczy były szare i surowe.

Uśmiechnąłem się ponownie, wiedząc, że on tego chce ze względu na tłum. - Oczywiście, sir. Tymczasowo zrezygnuję z wygłaszania sądów. Pozwolił ramieniu opaść i uniósł swój kieliszek szampana do ust. - Masz tendencję do robienia tego często. Zaryzykowałem spojrzenie na Daphne i przewróciłem oczami, na co ona zaśmiała się, wiedząc zbyt dobrze, co czuję. Wzrok ojca podążył za moimi oczami wzdłuż pomieszczenia. - Zawsze była taka śliczna, ta dziewczyna. Wielka szkoda, że nie może brać udziału w loterii. Wzruszyłem ramionami. - Jest miła. Chociaż nigdy nic do niej nie czułem. - To dobrze. To byłoby niezwykle głupie z twojej strony. Cofnąłem się lekko. - Poza tym czekam na spotkanie mojej drugiej połówki. Podskoczył na te słowa, prowadząc mnie znów do przodu. - Najwyższy czas, abyś zaczął podejmować prawdziwe decyzje w życiu, Maxonie. Same właściwe. Jestem pewien, że sądzisz, że moje metody są zbyt surowe, ale uważam, że powinieneś zrozumieć znaczenie twojej pozycji. Powstrzymałem westchnienie. Próbuję podejmować decyzje. Jednak ty nie ufasz mi na tyle, abym to robił. - Nie martw się, ojcze. Wezmę kwestię wyboru żony bardzo poważnie - odpowiedziałem, mając nadzieję, że mój ton sprawi, że on w to uwierzy.

- To coś więcej niż znalezienie kogoś z kim dobrze się rozumiesz. Na przykład, ty i Daphne. Bardzo towarzyska, ale jest kompletną stratą czasu. - Wziął kolejny łyk, machając do kogoś za mną. Znów musiałem kontrolować wyraz mojej twarzy. Czując się niekomfortowo z powodu kierunku, w jakim zmierzała ta rozmowa, włożyłem dłonie do kieszeni i rozejrzałem się dookoła. - Chyba powinienem zrobić obchód. Machnął dłonią, kierując swoją uwagę z powrotem na drink, a ja szybko odszedłem. Próbowałem się zorientować, o co chodziło w tej całej interakcji. Nie miał żadnego powodu, żeby być niegrzecznym wobec Daphne, szczególnie, że nie była nawet brana pod uwagę. Wielki Pokój buzował z podniecenia. Ludzie mówili mi, że cała Illéa czekała na ten moment: na radość związaną z nową księżniczką, na dreszcz emocji ze mną jako synem-który-będzie-królem. Po raz pierwszy czułem tą całą energię i martwiłem się, że może mnie zmiażdżyć. Potrząsałem dłońmi i łaskawie przyjmowałem prezenty, których nie potrzebowałem. Po cichu zapytałem jednego z fotografów o jego obiektyw i całowałem policzki członków mojej rodziny, przyjaciół i jakiś kompletnie obcych osób. W końcu przez moment zostałem zupełnie sam. Przeszukiwałem tłum, pewien, że było jakieś miejsce, w którym powinienem się znaleźć. Moje oczy odnalazły Daphne i zacząłem iść w jej kierunku. Już cieszyłem się na te kilka minut szczerej rozmowy, jednak to musiało poczekać. - Dobrze się bawisz? - zapytała mama, stając na mojej drodze. - Czy wyglądam jakby tak było?

Położyła dłonie na moim prawie-ostrym garniturze. - Tak. Uśmiechnąłem się. - To wszystko, co naprawdę ma znaczenie. Przechyliła głowę, łagodny uśmiech widniał na jej twarzy. - Chodź ze mną na chwilę. Podałem jej ramię, które z radością ujęła i wyszliśmy na korytarz wśród dźwięku kliknięć aparatów. - Czy możemy zrobić coś ciut mniejszego w następnym roku? - zapytałem. - Raczej nie. Prawie na pewno ożenisz się wcześniej. Twoja żona może zechcieć jakiejś wyszukanej uroczystości w waszym pierwszym roku razem. Zmarszczyłem brwi, mogłem mieć powód, aby uciec od niej. - Może ona też lubi ciche rzeczy. Zaśmiała się delikatnie. - Przykro mi kochanie. Każda dziewczyna, która zgłasza się do Wyboru, szuka wyjścia z ciszy. - Jak ty? - zastanawiałem się głośno. Nigdy nie rozmawialiśmy o jej przybyciu tutaj. To była dziwna przepaść między nami, ale jednak to szanowałem: ja wychowałem się w pałacu, ale ona zdecydowała się na przybycie tutaj. Zatrzymała się i odwróciła do mnie z ciepłym wyrazem twarzy. - Byłam oczarowana twarzą, którą widziałam w telewizji. Marzyłam o twoim ojcu, tak jak tysiące dziewcząt marzą o tobie.

Wyobraziłem ją sobie jako młodą dziewczynę z Honduragua, o włosach splecionych w warkocz, jak patrzyła tęsknie w telewizor. Widziałem ją, jak wzdychała za każdym razem, gdy musiała się odezwać. - Wszystkie dziewczęta marzą o byciu księżniczką - dodała. - O byciu wyniesioną ponad innych i o noszeniu korony… wszystko o czym myślałam to to, że tydzień wcześniej sporządzono listę nazwisk. Nie miałam pojęcia, że to coś więcej. - Jej twarz posmutniała. - Nie wiedziałam pod jaką będę presją i jak mało prywatności będę miała. Mimo to wyszłam za twojego ojca i mam ciebie. - Pogładziła mnie ręką po policzku. - Te wszystkie marzenia się spełniły. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się, ale widziałem łzy, które pojawiły się w kącikach jej oczu. Chciałem sprawić, żeby znów zaczęła mówić. - Więc potem nie żałowałaś? Potrząsnęła głową. - Wcale. Wybór zmienił moje życie, ale w ten najlepszy możliwy sposób. To jest to, czego chcę dla ciebie. Zmrużyłem oczy. - Nie jestem pewien, czy rozumiem. Westchnęła. - Byłam Czwórką. Pracowałam w fabryce. - Wyciągnęła dłonie. - Moje palce były suche i popękane, a brud zbierał się pod moimi paznokciami. Nie miałam żadnych sojuszników, statusu, niczego wartościowego, co sprawiłoby, że zostałabym księżniczką, a jednak jestem tutaj. Gapiłem się na nią, wciąż nie wiedząc, do czego zmierza. - Maxon, to mój prezent dla ciebie. Obiecuję, że dołożę wszystkich starań, aby zobaczyć te dziewczęta twoimi oczami. Nie oczami królowej, nie oczami matki, ale twoimi. Nawet jeśli dziewczyna, którą wybierzesz, będzie z dużo niższej kasty, nawet jeśli inni będą twierdzili, że nie ma żadnej wartości, zawsze wysłucham twoich argumentów, dlaczego chcesz właśnie ją. I zrobię wszystko, aby wspierać twój wybór.

Po chwili zrozumiałem. - A co z ojcem? Nie zgadza się z tym? Przysunęła się. - Każda dziewczyna, która tu przybędzie, będzie miała swoje wady i zalety. Niektórzy skupią się na tych najgorszych cechach u jednych, a na najlepszych u innych, co dla ciebie nie będzie miało sensu, ponieważ będą ci się wydawali ograniczeni. Ale ja jestem tu dla ciebie, cokolwiek wybierzesz. - Zawsze byłaś. - Racja - powiedziała, biorąc mnie pod ramię. - I wiem, że teraz będę grała drugie skrzypce, po innej kobiecie, tak jak powinnam. Ale moja miłość do ciebie nigdy się nie zmieni, Maxonie. - Ani moja do ciebie. - Miałem nadzieję, że słyszy szczerość w moim głosie. Nie mogłem wyobrazić sobie sytuacji, która zmniejszyłaby moje uwielbienie do niej. - Wiem. - Wymierzyła mi lekkiego kuksańca i wróciliśmy na przyjęcie. Gdy weszliśmy do pokoju wśród uśmiechów i oklasków, rozważałem jej słowa. Ona była jedyną osobą, którą znałem, która była tak niewyobrażalnie hojna. To była jej cecha, którą starałem się przyjąć u siebie. Więc jeśli to był jej prezent, musiał być o wiele ważniejszy niż teraz sądziłem. Moja matka nigdy nie dawała prezentów bezmyślnie.

Rozdział 2 Ludzie ociągali się bardziej niż by wypadało. To była kolejna rzecz, która wiązała się z moim stanowiskiem. Przypuszczam,, że nikt nie chciał, aby przyjęcie w pałacu się skończyło. Nawet jeśli pałac by sobie tego życzył. Umieściłem bardzo pijanego dygnitarza Niemieckiej Federacji pod pilną opieką strażnika, podziękowałem królewskim doradcom za ich prezenty i ucałowałem dłoń prawie każdej damy, która przeszła przez pałacowe drzwi. Moja praca tutaj była skończona, chciałem już tylko spędzić kilka godzin w spokoju. Ale kiedy właśnie miałem uciec od ociągających się gości, zostałem zatrzymany przez parę błękitnych oczu. - Unikasz mnie - powiedziała Daphne figlarnym tonem, z lekkim śladem akcentu łaskoczącym mnie w uszy. Dzięki niemu jej głos zawsze był dźwięczny i melodyjny. - Nieprawda. Było bardziej tłoczno, niż mi się wcześniej wydawało. - Spojrzałem na grupę ludzi, którzy nadal próbowali zobaczyć wschód słońca przez okna pałacowe. − Twój ojciec uwielbia robić widowiska. Zaśmiałem się. Daphne rozumiała tyle rzeczy, których nigdy nie powiedziałem na głos. Czasami czułem się z tym niezręcznie. Jak wiele tak naprawdę zauważała bez mojej wiedzy? - Tym razem chyba przeszedł samego siebie. Wzruszyła ramionami. - Do następnego razu.

Staliśmy dalej w ciszy, ale wyczuwałem, że chciała powiedzieć coś jeszcze. Przygryzając wargę wyszeptała: - Czy mogłabym z tobą porozmawiać na osobności? Pokiwałem głową, podając jej ramię i eskortując ją do jednego z saloników w dole korytarza. Nadal milczała, wstrzymując słowa do momentu, w którym zamknąłem drzwi. Mimo iż często rozmawialiśmy na osobności, tym razem wyczuwałem, że coś jest inaczej. - Nie zatańczyłeś ze mną - powiedziała, brzmiąc na zranioną. - W ogóle nie tańczyłem. - Tym razem ojciec nalegał na muzykę klasyczną. Pomimo iż Piątki były bardzo utalentowane, cały czas grały wolne kawałki. Może jeśli miałbym ochotę zatańczyć, to bym ją poprosił. Czułem się nieswojo po tym jak wszyscy pytali mnie o moją przyszłą, tajemniczą żonę. Westchnęła głęboko i rozejrzała się po pomieszczeniu. - Po powrocie mam się wybrać na randkę - powiedziała. - Frederick, tak ma na imię, oczywiście spotkałam go wcześniej. Jest wspaniałym jeźdźcem i jest bardzo przystojny. Jest ode mnie cztery lata starszy, ale wydaje mi się, że to jeden z powodów, dla których tata go lubi. Spojrzała na mnie znad ramienia, z małym uśmiechem na twarzy. W odpowiedzi posłałem jej sarkastyczny uśmieszek. - No a gdzie byśmy byli bez aprobaty naszych ojców? Zachichotała. - Bylibyśmy zgubieni. Nie wiedzielibyśmy jak żyć. Również zachichotałem, wdzięczny, że miałem kogoś z kim mogłem o tym pożartować. Czasami to był jedyny sposób, żeby sobie z tym poradzić.

- Ale tak, tatuś pochwala. Nadal, zastanawiam się... - Opuściła spojrzenie, nagle zawstydzona.. - Zastanawiasz się...? Stała tam przez moment, ze spojrzeniem nadal wbitym w podłogę. W końcu skupiła te głębokie, niebieskie oczy na mnie. - Czy ty to pochwalasz? - Co pochwalam? - Fredericka. Zaśmiałem się. - Nie mogę tego stwierdzić, prawda? Nawet go nie poznałem. - Nie - powiedziała. - Nie o nim, jako o osobie, ale o pomyśle. Czy pochwalasz mój związek z tym mężczyzną? To, że mogę za niego wyjść? Jej twarz była jak kamień, ukrywała coś czego nie rozumiałem. Oszołomiony, wzruszyłem ramionami. - To nie ja mam to aprobować. Tak naprawdę, to nie ty masz to aprobować - dodałem, współczując nam obojgu. Daphne złożyła dłonie razem, jakby była zdenerwowana. Co się tutaj działo? - Więc w ogóle ci to nie przeszkadza? Bo jeśli to nie będzie Frederick, będzie to Antoine. Jeśli nie Antoine, to Garron. Jest cała kolejka mężczyzn czekających na mnie, a żaden z nich nie jest ze mną tak zaprzyjaźniony jak ty. Ale koniec końców, jednego z nich będę musiała poślubić, a ciebie to nie obchodzi?

Przełknąłem, próbując zebrać czas na wymyślenie dobrej odpowiedzi. - Jestem pewien, że wszystko jakoś się ułoży. Bez żadnego ostrzeżenia łzy zaczęły spływać po jej twarzy. Rozejrzałem się po pokoju, próbując znaleźć przyczynę jej płaczu, z każdym momentem czując się coraz bardziej niezręcznie. - Nie mów mi, że zamierzasz się z tym po prostu pogodzić, Maxonie. Nie możesz - błagała. - O czym ty mówisz? - powiedziałem z desperacją. -O Wyborze! Błagam, nie wychodź za jakąś nieznajomą. Nie każ mi wychodzić za nieznajomego. - Muszę. Tak to działa dla książąt Illeii. Wychodzimy za poddanych. Daphne podbiegła i złapała mnie za ręce. - Ale ja cię kocham. Zawszę cię kochałam. Proszę, nie żeń się z kimś innym, jeśli przynajmniej nie zapytasz ojca czy ja nie mogłabym zostać twoją żoną. Kochała mnie? Zawsze? Dławiłem się słowami, próbując znaleźć odpowiedni sposób, aby zacząć. - Daphne, jak... Nie wiem co powiedzieć - Powiedz, że zapytasz ojca - nalegała, ukradkiem wycierając łzy. - Przełóż Wybór, aż będziemy wiedzieli czy nam razem wyjdzie. Albo pozwól mi dołączyć. Zrezygnuję z mojej korony. - Proszę, nie płacz już - wyszeptałem.

- Nie mogę! Nie kiedy mam stracić cię na zawsze. - Schowała twarz w dłoniach, łkając cichutko. Stałem tam, skamieniały, przerażony, że mógłbym sprawić, że czułaby się jeszcze gorzej. Po kilku chwilach podniosła głowę. Przemówiła, bezmyślnie patrząc w przestrzeń. - Jesteś jedyną osobą, która wie o mnie wszystko. Jedyną osobą, przy której czuję się naprawdę sobą. - Wiedza to nie miłość - zaprzeczyłem. - To nieprawda, Maxonie. Mamy wspólną historię, która ma się właśnie zakończyć. Wszystko z powodu jakiejś głupiej tradycji. Nadal patrzyła w jakiś punkt w centrum pokoju, a ja nie mogłem zgadnąć o czym myślała. Najwyraźniej rzadko kiedy to wiedziałem. W końcu Daphne odwróciła się w moim kierunku. - Maxonie, błagam cię, zapytaj ojca. Nawet jeśli powie nie, będę wiedziała, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. Wiedząc, że tak naprawdę już zrobiła wszystko, co mogła, powiedziałem jej co musiałem. - Już to zrobiłaś. Wszystko.- Podniosłem ramiona, aby następnie pozwolić im opaść. - Nic więcej między nami nie mogłoby być. Wytrzymała moje spojrzenie, wiedząc, że pytanie mojego ojca o coś tak niedorzecznego było poza moimi granicami i nie mógłbym uciec od konsekwencji. Po jej spojrzeniu widziałem, że próbuje znaleźć alternatywne wyjście z sytuacji, ale doskonale wiedziała, że nie ma innego. Była służką swej korony, a ja byłem sługą mojej i nasze drogi nigdy się nie przetną.

Kiedy kiwała głową w zrozumieniu, jej twarz zalała się łzami. Podeszła do kanapy i usiadła, obejmując się ramionami. Nie ruszałem się, mając nadzieję, że nie spowoduję w niej jeszcze więcej żalu. Chciałem sprawić, żeby się śmiała, ale wiedziałem, że w tej sytuacji nie było nic zabawnego. Nie wiedziałem, że byłem w stanie złamać jej serce. Zdecydowanie nie lubiłem tej myśli. Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że niedługo to będzie dla mnie normalne. Przez następne kilka miesięcy, będę musiał odesłać trzydzieści cztery kobiety do domu. Co, jeśli któraś zareagowałaby w ten sam sposób? Westchnąłem, przerażony tą myślą. Na ten dźwięk spojrzała w górę. Powoli wyraz jej twarzy zaczął się zmieniać. - Nie martwi cię to w ogóle? - zapytała. - Nie jesteś aż tak dobrym aktorem. - Oczywiście, że mnie martwi. Wstała, zbliżając się do mnie. - Ale nie z tego samego powodu co mnie - wyszeptała. Przeszła przez pokój, w jej oczach było błaganie. - Maxon, kochasz mnie. Pozostałem nieruchomy. - Maxon - powiedziała bardziej stanowczo. - Kochasz mnie. Wiem, że tak. Musiałem odwrócić wzrok od jej zbyt intensywnych, jasnych oczu. Przebiegłem palcami po włosach, próbując ubrać w słowa to co czułem.

- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś w sposób taki jak ty wyrażał swoje uczucia. Nie mam wątpliwość, że masz na myśli każde słowo, które mówisz, ale ja tak nie potrafię, Daphne. - Co nie znaczy, że nie wiesz jak to poczuć. Tylko nie wiesz jak to wszystko wyrazić. Twój ojciec jest zimy jak lód, a matka chowa się w sobie. Nigdy nie widziałeś ludzi wolno wyrażających swoje uczucia, więc nie wiesz jak je pokazać. Ale je czujesz. Wiem, że tak. Kochasz mnie, tak jak ja kocham ciebie. Powoli pokiwałem głową, bojąc się, że następna sylaba z moich ust mogłaby sprawić, że wszystko zaczęłoby się od nowa - Pocałuj mnie - rozkazała. - Co? - Pocałuj mnie. Jeśli pocałujesz mnie i nadal będziesz mówił, że mnie nie kochasz, nigdy więcej o tym nie wspomnę. Wycofałem się kilka kroków. - Nie. Przepraszam, nie mogę. Nie chciałem jej mówić jak dosłowne to było. Nie byłem pewny ilu chłopców Daphne całowała, ale wiedziałem, że było ich kilku. Wyjawiła mi to kilka lat temu, kiedy byłem u niej we Francji. Miała większe doświadczenie i nie było mowy, że zrobię z siebie jeszcze większego głupka. Jej smutek szybko przekształcił się w złość, kiedy tylko odsunęła się ode mnie. Roześmiała się bez humoru. - Więc to jest twoja odpowiedź? Nie? Wolisz, żebym wyjechała? Wzruszyłem ramionami.

- Jesteś idiotą, Maxonie Schreave. Twoi rodzice mają nad tobą kompletną kontrolę. Mógłbyś mieć kolejkę dziewczyn ustawioną prze sobą, ale i tak nie miałoby to znaczenia. Jesteś zbyt głupi, żeby zobaczyć miłość, nawet jeśli stoi tuż przed tobą. - Wytarła oczy i wyprostowała sukienkę. - Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała cię oglądać. Strach w mojej klatce piersiowej zmienił się kiedy odchodziła. Złapałem ją za ramię. Nie chciałem, żeby odchodziła na zawsze. - Daphne, przykro mi. - Nie czuj się źle z mojego powodu - powiedziała zimno. - Czuj się tak ze swojego powodu. Znajdziesz żonę, bo będziesz musiał, ale poznałeś już miłość i pozwoliłeś jej odejść. Wyszarpnęła ramię i zostawiła mnie samego. Wszystkiego najlepszego dla mnie.

Rozdział 3 Daphne pachniała jak kora drzewa wiśniowego i migdały. Nosiła ten zapach odkąd skończyła trzynaście lat. Miała go też wczoraj i czułem go, nawet kiedy mówiła, że nie chce mnie więcej widzieć. Posiadała także bliznę na nadgarstku, która pozostała po wchodzeniu na drzewo, kiedy miała jedenaście lat. To była moja wina. Wtedy była mniejszą damą i przekonałem ją - a właściwie wyzwałem - żeby ścigała się ze mną na szczyt jednego z drzew rosnących w ogrodzie. Wygrałem. Daphne panicznie bała się ciemności i jako że sam miałem swoje lęki, nigdy jej z tego powodu nie dokuczałem. A ona nigdy nie dokuczała mi. W niczym, co miało jakieś znaczenie. Miała uczulenie na skorupiaki. Jej ulubionym kolorem był żółty. Nieważne jak bardzo by chciała, nie potrafiła śpiewać, nawet gdyby od tego zależało jej życie. Ale tańczyła, więc to, że jej wczoraj nie poprosiłem, sprawiło jej jeszcze większe rozczarowanie. Kiedy miałem szesnaście lat na Gwiazdkę wysłała mi nową torbę na aparat. Mimo iż nie chciałem pozbywać się starej, dużo dla mnie znaczyło, że wiedziała czym się interesuje, więc tak czy siak wymieniłem starą torbę na nową. Nadal jej używam. Rozciągnąłem się pod pościelą, odwracając głowę w kierunku gdzie leżała torba. Zastanawiałem się ile czasu wybierała tę właściwą.

Może Daphne miała rację. Mieliśmy wspólną historię. Co prawda nasz związek opierał się na sporadycznych wizytach i krótkich telefonach, więc nigdy nie przypuszczałem, że dla niej miałby aż tak wielkie znaczenie. A teraz była na pokładzie samolotu do Francji, gdzie czekał na nią Frederick. Wyczłapałem z łóżka, zdjąłem pomiętą koszulkę i spodnie od piżamy, i udałem się pod prysznic. Kiedy woda zmywała ze mnie resztki urodzin, próbowałem poskładać myśli. Szczególnie zastanawiałem się nad jej oskarżeniami, dotyczącymi stanu mojego serca. Czy w ogóle jej nie kochałem? Czy miałem miłość, ale ją straciłem? A jeśli tak, to jak teraz miałem poprowadzić Selekcję? * * * Doradcy biegali po pałacu, trzymając w dłoniach stosy aplikacji do Wyboru, uśmiechając się do mnie jakby wiedzieli coś, czego ja nie wiem. Od czasu do czasu klepali mnie po ramieniu i szeptali słowa otuchy, jakby wiedzieli, że nagle zacząłem wątpić w jedną stałą rzecz w moim życiu, na którą zawszę mogłem liczyć. -Dzisiejsza partia jest bardzo obiecująca - powiedział jeden. - Jesteś szczęściarzem - komentował inny. Ale podczas gdy zbierało się jeszcze więcej zgłoszeń, ja nadal myślałem o Daphne i o jej raniących słowach. Powinienem teraz studiować raporty finansowe piętrzące się przede mną, ale zamiast tego rozmyślałem o ojcu. Czy w jakiś sposób mnie sabotował? Sprawił, że nie miałem najmniejszego pojęcia co to znaczyło być w

romantycznym związku? Widziałem jak zachowywał się w stosunku to mamy. Widziałem uczucie między nimi, a nawet pasję. Czy to nie wystarczyło? Czy to było właśnie to, o co powinienem się starać? Patrzyłem w przestrzeń rozmyślając. Może myślał, że powinienem szukać czegoś innego, czegoś innego niż Selekcja. A może, że będę zawiedziony, jeśli nie znajdę czegoś co odmieni moje życie. Pewnie najlepiej by było gdybym nie wspominał, że pragnę tylko tego. Ale może to nie były jego plany. Ludzie są po prostu ludźmi. Ojciec był surowy, ostrze utworzone przez kierowanie państwem, które znosiło ciągłe wojny i ataki buntowników. Matka była kocem, zmiękczonym przez dorastanie w niczym, szukanie bezpieczeństwa i ochrony przez cały czas. W głębi wiedziałem, że jestem bardziej jak ona niż on. Nie przeszkadzało mi to, ale ojcu bardzo. Więc, może sprawienie, że nie będę umiał wyrażać uczuć było celowe, było częścią procesu, który miał sprawić, że będę twardszy. Jesteś zbyt głupi, żeby dostrzec miłość, nawet jeśli stoi tuż przed tobą. - Otrząśnij się z tego, Maxonie. - Odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegał głos ojca. -Sir? Jego twarz była zmęczona. - Ile razy mam ci powtarzać? Selekcja polega na robieniu rzetelnych, racjonalnych wyborów, a nie jest kolejną okazją, żebyś mógł śnić na jawie. Doradca wszedł do pomieszczenia, wręczając ojcu list i wyszedł. - Tak, sir.

Przeczytał list i spojrzał na niego jeszcze ostatni raz. Może. Nie. Koniec końców nie. Chciał ze mnie zrobić mężczyznę, nie maszynę. Z chrząknięciem, zmiął papier i wrzucił go do śmieci. - Cholerni buntownicy. * * * Spędziłem lepszą część następnego poranka pracując w moim pokoju, z dala od wścibskich oczu. Czułem się znacznie bardziej wydajny kiedy byłem sam, a jeśli nie byłem wydajny, przynajmniej nie byłem karany. Po zaproszeniu jakie dostałem, stwierdziłem, że ta sielanka nie mogła trwać cały dzień. - Wzywałeś mnie?- spytałem, wkraczając do prywatnego gabinetu ojca. - Tu jesteś - powiedział, składając ręce. - Jutro jest ten dzień. Wypuściłem powietrze. - Tak. Czy musimy jeszcze raz przejrzeć scenariusz Raportu? - Nie, nie. - Położył dłoń na moich plecach, aby mnie lekko przesunąć - To bardzo proste. Wprowadzenie, krótka rozmowa z Gavrilem, a następnie przedstawimy uczestniczki. Pokiwałem głową. - Brzmi... łatwo. Kiedy dotarliśmy do jego biurka, położył dłoń na stosie folderów. - To są zgłoszenia.

Spojrzałem w dół. Patrzyłem. Przełykałem. - Zacznijmy. Dwadzieścia pięć lub więcej posiada umiejętności idealne dla przyszłej księżniczki. Dobre rodziny, cenne połączenia z innymi państwami. Niektóre z nich są niesamowitej urody. - Niepodobnie do niego, dźgnął mnie łokciem między żebrami. Odsunąłem się. Dla mnie to nie była gra. - Niestety, nie wszystkie prowincje zaproponowały godne kandydatki. Więc, aby to nie wyglądało na ustawione, dołączyliśmy kilka dziewcząt z tamtych miejsc. Mamy kilka Piątek w zestawie. Nic poniżej. Musimy przecież utrzymać jakiś poziom. Odtworzyłem jego słowa w głowie jeszcze raz. Cały ten czas myślałem, że to będzie przeznaczenie... ale to był tylko on. - Chcesz podejrzeć co wybraliśmy?- zapytał. Spojrzałem na stos jeszcze raz. Imiona, zdjęcia i lista osiągnięć. Wszystkie znaczące detale tam były. Ale wiedziałem, że formularze nie mówiły co sprawiało, że się śmiały, albo co powodowało, że wyjawiały swoje najciemniejsze sekrety. Zawarte tam były zestawy osiągnięć i zalet, a nie ludzi. A z tego wynikało, że jedna z nich zostanie moją żoną. - Ty je wybrałeś? - Odwróciłem wzrok od stosu, aby na niego spojrzeć. - Tak. - Wszystkie? -Istotnie - powiedział z uśmiechem. - Tak jak mówiłem, jest kilka tylko dla dobra widowni, ale masz wiele obiecujących kandydatek. Dużo lepszych niż ja miałem. - Czy wybrał je dla ciebie ojciec? - Niektóre. Ale wtedy było inaczej. Czemu pytasz?

Zamyśliłem się na chwilę. - To właśnie miałeś na myśli, prawda? Że już od dawna pracowałeś nad Wyborem? - Musieliśmy upewnić się, że niektóre dziewczęta będą w odpowiednim wieku i w kilku prowincjach udało się nam to zapewnić. Ale, zaufaj mi, pokochasz je. - Tak sądzisz? Pokochać je? Jakby go to obchodziło. Jakby to nie był kolejny sposób, aby zabezpieczyć jego stanowisko i koronę. Nie obchodziło go to, że byłem z nią związany, dlatego, że była urocza i była dobrą przyjaciółką, ale dlatego, że była Francją. Nawet nie osobą. Ale odkąd miał to czego potrzebował od Francji, ona w jego oczach stała się bezużyteczna. Jeśli byłaby mu w jakiś sposób potrzebna, wiem, że bez cienia wątpliwości wyrzuciłby ukochaną tradycję przez okno. Westchnął. - Nie smuć się. Myślałem, że będziesz się cieszył. Nie chcesz nawet rzucić okiem? Wyprostowałem marynarkę. - Tak jak mówiłeś, to nie jest powód do rozmyślań. Zobaczę je wtedy kiedy reszta świata. A teraz, jeśli wybaczysz, muszę skończyć czytać raporty, które przygotowałeś. Wyszedłem nie czekając na pozwolenie, ale wiedziałem, że moja prośba była wystarczającą wymówką, żeby pozwolić mi odejść.