RAVIK80

  • Dokumenty329
  • Odsłony187 901
  • Obserwuję163
  • Rozmiar dokumentów397.0 MB
  • Ilość pobrań113 436

Anne Oliver - ROMANS NA FIDŻI

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :610.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Anne Oliver - ROMANS NA FIDŻI.pdf

RAVIK80 HARLEKINY
Użytkownik RAVIK80 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 142 stron)

ANNE OLIVER ROMANS NA FIDŻI Tytuł oryginału: The Price of Fame ROZDZIAŁ PIERWSZY Nick Russo był zawsze przygotowany na każdą ewentualność. Chmura pyłu wulkanicznego znad Chile przesuwająca się nad południową Australią zakłóciła już większość lotów, a wkrótce miała ostatecznie sparaliżować wszystkie zaplanowane starty z Tullamarine w Melbourne. Przeczucie rzadko zawodziło Nicka. Tym razem też nie zamierzał czekać do ostatniej chwili i utknąć na pogrążonym w chaosie lotnisku. Bez namysłu sięgnął po komórkę i zadzwonił na recepcję położonego nieopodal hotelu. Uśmiechnął się, gdy usłyszał znajomy głos recepcjonistki. – Cześć, Kerry, kochanie. Tu Nick. – Nick! Cześć. – Jak tam dziś u was? – Jakiś obłęd... – Tak myślałem. To chyba poproszę cię o rezerwację... – Nie ty jeden prosisz... mam już listę oczekujących. – Ojej, ale ci ludzie nie znają recepcjonistki... Zawsze powtarzam, Kerry, że nie ma jak układy... – Tak... pewnie... nie ma jak układy... okej... – Słyszał palce uderzające w błyskawicznym tempie w klawisze klawiatury komputera. – Pokój ma być dla jednej osoby? – No wiesz, zależy o której kończysz dziś pracę...

– Nick! Jesteś niemożliwy! – Tylko ty tak mówisz... To kiedy kończysz? Nick uśmiechnął się na myśl o sympatycznej recepcjonistce i jej partnerze Stevenie, który z pewnością też roześmieje się wieczorem, gdy Kerry opowie mu o dzisiejszej rozmowie. Kiedy rozmawiał, uwagę Nicka zwróciła szczupła brunetka stojąca przed nim w kolejce do odprawy bagażowej. Zauważył ją już wcześniej, na pokładzie porannego samolotu z Adelajdy. Poczuł ten sam zapach drogich francuskich perfum. Nie były jednak typowe i zbyt ciężkie, lecz zaskakująco lekkie i orzeźwiające. Czy chodziło tylko o perfumy? Porządne i tradycyjne kobiety nie robiły na nim zazwyczaj większego wrażenia. Ale w niej coś go zaintrygowało. Coś... ponadczasowego. Zamarł na chwilę. Przecież nie bywał sentymentalny. Nie. Po prostu jeśli chodzi o kobiety nie był sentymentalny i kropka. Jednak ona sprawiła, że tak właśnie się poczuł. Dziwacznie. Nagle bez najmniejszego powodu wyobraził sobie, że stoją razem nad brzegiem morza i patrzą w gwiazdy odbijające się w jej naszyjniku z pereł. A on pochyla się i całuje ją dokładnie tam, gdzie znajdują się perły... – Przy tym obłędzie? Nie mam pojęcia, ile dziś potrwa moja zmiana! – Energiczny głos Kerry przywołał go do rzeczywistości. – Bez stresu, kochanie, może uda nam się przywitać w biegu. Ciao. Rozłączył się. Nadal bezwiednie wpatrywał się w szyję nieświadomej niczego brunetki. Spróbował wyrwać się z zauroczenia i przyjrzeć się jej całkowicie obiektywnie. Kto w tych czasach nosi perły? No, może goście zaproszeni do

ogrodów królewskich. Nierzucająca się w oczy marynarka, idealnie dopasowana spódnica do kolan. Seksowne pośladki. Poczuł ogarniające go ciepło. Odcierpiałby chętnie wizytę u królowej, gdyby potem można było zaprosić tę małą do domu. Rodzina królewska? Perły? Jejku... najwyraźniej jego psychika i libido po paru samotnych miesiącach kwalifikują się na terapię. W porannym samolocie siedziała przed nim, w słuchawkach, kompletnie pochłonięta słuchaniem. Na lewej ręce nie miała żadnych pierścionków, w prawej trzymała coś na kształt dużego amuletu. Może podobnie jak on cierpiała na klaustrofobię w zamkniętych przestrzeniach i pewniej się z tym czuła? Ponieważ w ogóle nie zwróciła na niego uwagi, mógł bezkarnie popuszczać wodze fantazji. Jakie miała usta w dotyku? Jaki byłby jej wyraz twarzy, gdyby go wreszcie zauważyła? No teraz już lepiej. Tego rodzaju pytania wydawały się bardziej w jego stylu. Wypatrzyć „ofiarę”, porównać przewidywania z rzeczywistością i po chwili odejść. Żadne tam sentymentalne historie. Wyglądało na to, że brunetka stanęła do odprawy znów na ten sam lot co on. Na wyspy Fidżi. Jednak nie leciała tam chyba ani w interesach, ani jako turystka. Może tym razem usiądzie na tyle blisko, że zdradzi chociaż, jakiego koloru ma oczy? Zakładając, że ten przeklęty samolot w ogóle wystartuje w takich warunkach. Kobieta dotarła wreszcie do stanowiska i położyła na podajniku wielką markową walizę, na pewno z najwyższej półki. Po chwili odeszła na drugą stronę, nie dając mu nawet szansy zerknięcia w oczy, ukryte zresztą pod

wielkimi okularami słonecznymi. Celebrytka? Córka kogoś znanego i bogatego? Nadeszła kolej na wrzucenie jego znoszonej torby podróżnej na podajnik. Kim by nie była, nie rozpoznawał jej. Przeszedł do kontroli dokumentów. Jak robot. Nie potrafił oderwać wzroku od kołyszącego się przed nim zgrabnego tyłeczka. Człowieku, daj sobie spokój, ona naprawdę nie jest w twoim typie... Celowo zatrzymał się po przejściu na drugą stronę. Spakował marynarkę do bagażu podręcznego i zaczął z namysłem studiować wszystkie napisy, ogłoszenia i wyświetlane informacje. Dzisiejsze loty miały mu posłużyć jako czas na przemyślenie i dopracowanie szczegółów gry komputerowej, nad którą obecnie pracował. Nie na obmyślenie planu, jak uwieść nieznajomą kobietę. I do tego zupełnie nie w jego typie. Po chwili jednak znów odnalazł ją wzrokiem. Tym razem wszystkie nieuczesane myśli zniknęły, bo zobaczył, że ktoś nagle zastępuje jej drogę! Facet dwa razy większy od niej. Rozpoznał znanego reportera z jednego z lokalnych brukowców. Kobieta robi uniki, kręci głową, olbrzym nie daje za wygraną. Znieruchomiał. Przypomniało mu to pewne zdarzenia z odległej przeszłości. Przerażające zero reakcji ludzi stojących obok. Nikt nie chce się wtrącać ani wychylać, nikogo nic nie obchodzi. No nie... Tak dobrze nie będzie... Ruszył ostro do przodu. – Niech mi pan da spokój, już powiedziałam, że z kimś mnie pan pomylił – usłyszał, gdy zbliżył się do brunetki.

– O, jesteś! – wykrzyknął pierwsze słowa, jakie przyszły mu na myśl. – Szukam cię wszędzie od pół godziny. Obrócił ją ku sobie. Pod nieskazitelnym makijażem była blada i przerażona. Nadal nie zdjęła przeraźliwie wielkich okularów. – A ty, kolego, spływaj... słyszałeś chyba, że pomyliłeś kobiety. Charlotte zamrugała powiekami. Próbowała zrozumieć zaskakujący rozwój wypadków: najpierw usiłowała ukryć swą tożsamość przed nieokrzesanym dziennikarzem, po chwili, jakiś przypadkowy, bardzo atrakcyjny mężczyzna wziął ją za kogoś innego i wyratował z opresji. – Zaufaj mi i udawaj dalej, to pozbędziesz się kłopotów... – szepnął jej do ucha nieznajomy głębokim, niskim głosem, nie wypuszczając jej z objęć. A więc jest jeszcze inaczej... Stała bezradnie z torbą podręczną w jednej ręce i dokumentami w drugiej, i nie bardzo wiedziała, jak się poruszyć. Choć trzeba przyznać, że uścisk dłoni nieznajomego był bardziej opiekuńczy niż ograniczający. Tak jakby ten człowiek wiedział, że po ostatniej przepychance z prasą za wszelką cenę chciała uniknąć następnej. Ale skąd miało mu to przyjść do głowy, jeśli w ogóle jej nie rozpoznał? Postanowiła chwycić się go niczym ostatniej deski ratunku. Zamknęła oczy i przytuliła się do niego ze sztucznym uśmieszkiem. – Jestem, mój skarbie! – wyszeptała. Bez namysłu przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. Zaufaj mi i udawaj dalej... W ułamku sekundy świat zawirował. Przestały do niej docierać głosy i dźwięki. Wszystko zlało się w jeden nic nieznaczący szmer. Jak ten facet

potrafił całować! Zamiast starać się przed nim uciec, poddała mu się z pełną premedytacją. Zapanował nad nią całkowicie. Pocałunek przypominał jednocześnie lot i spadanie. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego. Przestały do niej docierać normalne bodźce i słowa, choć była świadoma, że przez głośniki nadawano parokrotnie jakiś ważny komunikat. Na pośladkach czuła dotyk jego dłoni. I miała ochotę zacząć krzyczeć z uniesienia. Wtedy nagle wyprostował się, poprawił jej przekrzywione okulary i powiedział porozumiewawczym tonem: – Ja też za tobą tęskniłem, kochanie. – Mhm... Powoli budziła się z transu. Próbowała normalnie oddychać, wpatrując się w niego beznadziejnie. Nastrój szaleństwa minął, ale jej puls i zmysły najwyraźniej nie przyjęły tego do wiadomości. To wszystko przez jego oczy. Najbardziej brązowe oczy, jakie kiedykolwiek widziała. Takie oczy, w których zatracasz się raz na zawsze. – Lepiej ruszajmy – wyrwał ją z odrętwienia – zanim się zacznie pandemonium. – Zaraz, zaraz, ale o co chodzi? Dokąd idziemy? – Nie słyszała pani komunikatów? – zapytał z udawanym zdziwieniem. – Wszystkie loty odwołane do jutra rana, jak dobrze pójdzie. Idziemy do hotelu przy lotnisku. Oczywiście, że nic nie słyszała. Przecież była zajęta całowaniem się z obcym facetem, nie znając nawet jego imienia. Znów zrobiło jej się gorąco.

– Zaraz, niech pan zaczeka, ją nie... – Woli pani tu zostać i zaryzykować? Na pewno nie. Koniec ryzykowania. Już zaryzykowała z nieznajomym Mistrzem Pocałunków. – Zresztą nieważne. Proszę się nie oglądać. Ten gość z prasy idzie za nami. – Skąd pan wie? – Rozumiem, czym się kieruje. – Zbliżali się do szklanych drzwi terminalu, które nie nadążały się otwierać i zamykać z powodu nieprzerwanej fali pasażerów. – Sprawdza nas, czy to tylko na pokaz, czeka, kiedy przestaniemy udawać. – A nasze bagaże? – Odprawione. Musi wystarczyć bagaż podręczny. Gdy nareszcie znaleźli się na dworze, powitało ich ponure, zimowe australijskie popołudnie. Pod terminal nadal podjeżdżali pasażerowie nieświadomi sytuacji na lotnisku. Fala wychodzących natychmiast przechwytywała zwolnione przez nich taksówki. Brunetka odruchowo pobiegła za Nickiem. Skierowali się na kładkę dla pieszych prowadzącą na wielopoziomowy parking i do hotelu. – Na pewno już go wystarczająco przekonaliśmy – wymamrotała. Skoro ona sama, Charlotte Dumont, na co dzień introwertyczka i przeciwniczka scen, czuła się stuprocentowo przekonana, to tym bardziej nachalny reporter. – A może powinniśmy jednak jeszcze go upewnić? Dla absolutnego spokoju sumienia? – Nim zdążyła się zorientować, zsunął jej okulary. – Ooo!

– Spodziewał się pan pewnie błękitnych lub zielonych, co? Doceniam w pełni pomoc – nerwowo wciskała w biegu dokumenty do bocznej kieszeni podręcznej torby na kółkach – ale czy to wszystko było... – na próżno gestykulując w powietrzu, szukała odpowiednich słów, aż się poddała: – konieczne? „To wszystko”? A cóż takiego? Jeden dłuższy pocałunek? Przecież właśnie wyruszyła w podróż, żeby zacząć nowe życie, pomyśleć o przyszłości, zdecydować, czego chce. Co złego w tym, że „odkurzyłaby” odrobinę swe obecnie prawie nieistniejące życie intymne? – Absolutnie tak! Dla takich facetów nie istnieją subtelności. – Co nie znaczy, że musimy powtarzać przedstawienie. – A może warto? Przystanęli. Drażnił się z nią, nie oddając okularów, po które sięgnęła. – I tak największa strata tego typa polega na tym, że nie może zobaczyć koloru pani oczu! Są urzekające! Błagam, tylko nie to. Flynn był podobnie elokwentnym bajerantem. – Tak, mam zupełnie szare oczy! – I dlatego ukrywa je pani za olbrzymimi okularami? – zapytał ciekawie. Niestety nie będzie na tym etapie żadnych zwierzeń. – Miałam rano migrenę, jeśli tak bardzo chce pan wiedzieć. – Mam nadzieję, że już lepiej. – Owszem, lepiej. A teraz najlepiej: miejmy Z głowy przedstawienie! – Myślałem, że się pani podobało. To teraz pani ruch. To pani stara się przekonać mało subtelnego reportera, że oszalała na moim punkcie. Mocniejszy powiew wiatru wzburzył jego czarne, dość długie włosy.

Oliwkowa karnacja zdradzała najprawdopodobniej śródziemnomorskie korzenie. Zmysłowe usta podpowiadały, co lubił najbardziej. Czy oszalała na jego punkcie? Jak mogła oszaleć na punkcie kogoś, kogo nigdy wcześniej nie widziała? Jednak tak się chyba właśnie stało! Chociaż przysięgała sobie, że już nigdy nie da się nabrać na niczyją elegancką gadkę i wspaniałą prezencję. – Nawet nie wiem, jak panu na imię. Roześmiał się. – Nick. A pani? Pokręciła tylko głową. – Reporter wcale się nie pomylił. Poza tym pewnie umie czytać z ruchu warg. – Tym bardziej nie wiem, na co pani czeka. Niech mnie pani pocałuje. – Ja... ...nie całuję się z nieznajomymi, chciała powiedzieć. – Proszę wymówić najpierw moje imię. Będzie prościej. Czytał w jej myślach? – Nick. Podobał jej się, on, jego imię i cała sytuacja. – Nicholas? – Nie. Dominie. – Dominie... – Przytuliła się do niego niepewnie. Był wspaniale umięśniony. Cóż takiego powiedział Flynn, zrywając zaręczyny? Że nie była wystarczająco towarzyska, otwarta ani reprezentacyjna jak na przyszłą żonę ambitnego polityka. A także, że jako dwudziestoczteroletnia córka znanych,

bogatych rodziców powinna być przyzwyczajona do odpowiedniego zachowania, bo znajduje się ciągle w centrum zainteresowania opinii publicznej. Wtedy postanowiła popracować nad swymi słabostkami. Stąd zresztą wziął się pomysł wyjazdu. Chciała wzmocnić swoją wiarę w siebie i udowodnić sama przed sobą, że Flynn bardzo się co do niej mylił. – Hej! – wyszeptał Nick. – Mieliśmy się pocałować. Przecież on patrzy. Niech pani udaje, że jestem kimś innym, jeśli to pomoże! W żadnym razie. Jeżeli już się całują, to ona z nim! Zaczynanie nowego życia może poczekać do jutra. Potem wynajmie pokój, zamknie się w nim i więcej się nie spotkają. Nie wszystkie loty z Melbourne zahaczają o Fidżi, a rezerwacje można zmieniać. Zaczęła odważnie gładzić go po torsie i plecach. Wszystko nowe i podniecające. Tyle miejsc do odwiedzenia. Taka wędrówka na serio mogłaby trwać godzinami. Tkwili na środku chodnika niczym mała wysepka pośród oceanu, a wokół kłębili się ludzie z bagażami udający się w różnych kierunkach. Powietrze było ciężkie od spalin samolotowych, ale ona czuła tylko obezwładniająco piękny zapach jego perfum. – Nick? Czy jest gdzieś kobieta, która miałaby mi w tym momencie prawo wydłubać oczy? Uśmiechnął się jak mały chłopiec. – Mógłbym zapytać o to samo. Moja odpowiedź brzmi: nie. Ucieszona tym, co usłyszała, powiedziała szybko: – Moja też! – Nie ma więc co dalej zwlekać.

– Czy ten żałosny paparazzi nadal nas obserwuje? – A czy ma to jakieś znaczenie? – Nie. W tym momencie istotnie nie miało to żadnego znaczenia. Jeśli reporter nie zrezygnował, należy go czymś zająć, a z drugiej strony – jeżeli chcieli się zabawić, to czemu nie? – Nick – szepnęła i pocałowała go. Tym razem bez najmniejszego wahania. Sama zaskoczona i rozbawiona swym brakiem zahamowań. Rozemocjonowana nowymi doznaniami, poczynając od tego, że przez lata przyzwyczaiła się do gładziutko wygolonej twarzy Flynna. Pocałunek znów okazał się inny od wszystkiego, co znała. Z pewnością też nie nadawał się na środek ulicy. Nie zastanawiała się jednak nad tym teraz i nie liczyła, jak długo całowali się w miejscu publicznym. Ocknęła się dopiero, gdy przechodzący obok starszy mężczyzna wysyczał jej nad uchem: – Wynajmijcie sobie pokój, obok jest hotel! Nick znieruchomiał: – Niezły pomysł! – wychrypiał, założył jej okulary, wziął torbę i ruszył szybko w stronę wspomnianego budynku. – Chodźmy! – rzucił przez ramię. – Chwileczkę... Popatrzył na nią i wtedy zauważyła w jego oczach nie tylko rozbawienie, ale też pozytywne zaskoczenie i pożądanie. Rozejrzała się wokół siebie po zatłoczonym przejściu i z mieszanymi uczuciami powiedziała: – Wygląda na to, że się spóźniliśmy.

Roześmiał się tylko i wziął ją za rękę. – Wprost przeciwnie: mamy dużo szczęścia, bo zdążyłem zarezerwować pokój sporo wcześniej. ROZDZIAŁ DRUGI On ma chyba dużo szczęścia, pomyślała, gdy znaleźli się w zapchanym holu. Po namyśle uznała, że nie pójdzie jednak do pokoju hotelowego z zupełnie obcym facetem. Wykorzystała już swój limit niestereotypowego zachowania na najbliższych dziesięć lat. – Zaraz wracam – powiedział i bez trudu rozgarniając ludzi, ruszył w stronę recepcji. Charlotte potulnie powędrowała na koniec kolejki. Chyba w hotelu musi się znaleźć choćby jeden wolny pokój w każdej sytuacji? Nick wrócił po chwili, wymachując triumfalnie dwiema kartami magnetycznymi. – Załatwione! – Wielkie dzięki za wszystko, ale chcę własny pokój! – Brak zaufania? Po tym wszystkim co przeszliśmy? – zapytał z szyderczym uśmiechem. – Po co było całe to przedstawienie? – Nie lubię chamskich reporterów – przestał się uśmiechać. – Po prostu zareagowałem. Natychmiast stało się dla niej jasne, że sam musiał mieć jakieś zatargi z prasą. – Dziękuję – odpowiedziała cicho. – Jeśli... – Tylko żadnych przeprosin! – To były najcudowniejsze chwile w moim

życiu, dodała w duchu. – Czemu miałbym przepraszać? – Uśmiech ponownie rozjaśnił jego zamyśloną twarz. – W ogóle niczego nie żałuję! – Okej, zgoda, ale ja nadal nalegam na osobny pokój! – Przy takim tłumie? – Pokręcił głową. – Zaraz zaprowadzę cię do kogoś wiarygodnego. Objął ją dyskretnie i poprowadził w stronę dalszej części recepcji, przeznaczonej tylko dla klientów biznesowych. – Kerry... – zawołał cichutko. – To jest... – Charlotte. – Właśnie. Charlotte – powtórzył jej imię jak pieszczotę, nie odrywając od niej wzroku. – Kerry, czy znajdziesz coś dla mojej znajomej? Recepcjonistka, atrakcyjna blondyna o błękitnych oczach, ani na chwilę nie przerwała szaleńczej gonitwy po klawiaturze i ekranie. – Przykro mi, Charlotte, absolutnie wszystko zarezerwowane. Ale przecież Nick już ze mną rozmawiał i powiedziałam mu, możecie zostać w jego pokoju bez dopłaty. Romantyczne przedstawienie przedstawieniem, ale nocleg z obcym facetem to już jednak przesada. Nawet jeśli wygląda na rycerza. – W porządku, kupię coś do poczytania i przeczekam w holu. Kerry puściła oko do Nicka i nachyliła się porozumiewawczo do Charlotte: – Mój partner Steve i ja znamy Nicka od lat – wyszeptała jej na ucho. – Facet jest naprawdę w porządku. Spędzisz czas komfortowo. Na twoim miejscu bym się nie wahała.

Charlotte pokiwała głową. – Tak czy inaczej dziękuję. – Twoja decyzja – mówiąc to, Kerry zniknęła, by zająć się klientką, na której uwieszone było rozhisteryzowane i zapłakane dziecko. – Posłuchaj, idź teraz do pokoju – włączył się Nick, wciskając towarzyszce do ręki kartę magnetyczną – a ja pójdę na siłownię, popracuję trochę w sali konferencyjnej i pokręcę się na lotnisku, żeby się dowiedzieć, kiedy naprawdę wznowią loty. – Jesteś prawdziwym dżentelmenem, ale to ja poczekam w holu. Nick wskazał od niechcenia w stronę wejścia. – A jak pojawi się twój przyjaciel reporter? Jest uparty i cwany. Odruchowo spojrzała też we wskazanym kierunku. – To postawię sprawę jasno. Może się odczepi. W ogóle powinnam pewnie wyjaśnić... – Nie czekam na żadne wyjaśnienia. Twoja sprawa. Ale zróbmy po mojemu. Zameldujemy się w pokoju razem, wrzucę tam swoje graty i wyjdę. Okej? W jego ciemnych oczach widziała otwartość i uczciwość. To czyniło go bardzo nietuzinkowym i atrakcyjnym. Przypominał jej ojca przy ich ostatnim pożegnaniu, kiedy tata pocałował ją i nazwał „kochaną księżniczką”. Tuż przed wejściem na pokład tego przeklętego helikoptera... Na ojca zawsze mogła liczyć. W jakiś przedziwny sposób wydawało jej się teraz, że tata zaakceptowałby Nicka. Przytaknęła tylko milcząco. W żaden sposób nie mogła wydobyć z siebie

słowa. – No! Ustalone. Od razu wziął jej torbę i ruszyli do windy. Nie odzywali się więcej do siebie. Otworzył drzwi kartą. Chmury odpłynęły, odsłaniając nieskazitelnie błękitne niebo. Pokój tonął w słońcu. Za oknem rozpościerał się widok na odległą płytę lotniska, na której tkwiły uziemione samoloty. Poczuła mrowienie w skroniach. Zdecydowanym ruchem zaciągnęła kotary. Dopiero gdy w pomieszczeniu zapanował półmrok, zorientowała się, jak mogłoby to zostać odebrane. Nie zrobiła jednak nic. Nick zauważył, że zmiana oświetlenia sprawiła, że rysy Charlotte złagodniały, chociaż nadal była spięta. Chyba frustrowała ją taka sytuacja. On także czuł się sfrustrowany, lecz z całkiem odmiennych przyczyn. Odkąd ją pocałował, jego wyobraźnia zaczęła pracować. Nie mógł teraz do końca nad sobą zapanować. Wskazał głową zaciągnięte zasłony. – Ciągle migrena? A może chcesz się przespać? – Odpowiedź negatywna na oba pytania, ale dzięki za troskę. Pewnie pooglądam telewizję. Jeśli ci to oczywiście nie przeszkadza. – Po prostu się rozgość. Ja idę pobiegać. Sięgnął do plecaka po spodenki, koszulkę i adidasy, potem wszedł do łazienki, żeby się przebrać. Miał nadzieję, że chłodne powietrze Melbourne schłodzi jego fantazje. Im więcej, tym lepiej. Spojrzał w lusterko. Na wargach miał ślady jej szminki. Uśmiechnął się do siebie. Bo wszystko już wiedział. Pani Konserwatywna Pedantka nie była aż tak

konserwatywna! Może się uda? Po chwili odpędził nieuczesane myśli. Zaoferował jej przecież schronienie – to zmienia postać rzeczy. Jeśli ma się coś wydarzyć, to ruch należy do niej. Pokręcił powątpiewająco głową. Odwrócił się od lustra. Pomyślał o zimnym prysznicu, ale zrezygnował. Wolał się nie rozbierać, wiedząc, że tuż obok, i za ścianą, Charlotte leży na łóżku i ogląda telewizję. Gdy wyszedł z łazienki, zastał ją dokładnie w tym samym miejscu. Telewizor milczał, tylko w pokoju? zrobiło się dużo cieplej. Musiała odkręcić kaloryfery. Zmierzyła go badawczym wzrokiem. Sięgnęła po pilota, lecz wycofała się. Westchnęła głęboko, jakbyś nagle podjęła decyzję. – Wszystko w porządku? – zapytał. – Posłuchaj, wcale nie chcę wykopywać cię z pokoju. Zostań. Nie przeszkadza mi to. – Zerknęła w stronę wielkiego podwójnego łóżka, a Nickowi świat zawirował przed oczami. – Naprawdę czułabym się lepiej, gdybyś tu był. No proszę? Uśmiechnął się. On też poczułby się lepiej. – Dobrze. I ten błysk w jej oczach. Czujny, ale... gorący. Jemu też zrobiło się gorąco. Specjalnie powoli zaczął układać porozrzucane ubrania. – To jak masz naprawdę na imię? Czy nie będziemy się bawić w takie szczegóły? – Powiedziałam ci: Charlotte. Ale bez nazwisk, bez historii życia i opowieści rodzinnych. Jutro wyjeżdżamy. Jakby czytała mu w myślach. Czyli jednak chciała się po prostu zabawić. Żadnych komplikacji, nic bardziej osobistego. Jedna noc. To chyba jego

szczęśliwy dzień. Niespodzianka. Lato w środku zimy. – Dla mnie okej. – Wezmę teraz prysznic. Sama. Niebawem się zobaczymy. – Jasne. Idę pobiegać. Jakoś sobie poradzimy. Odwzajemnił jej badawcze spojrzenie, ale jego było chyba bardziej przeciągłe. Do lobby hotelowego zbiegał po dwa stopnie. Na dole zauważył, jak Kerry pośród szalejącego tłumu usiłuje powiesić na drzwiach informację o braku wolnych miejsc. Zatrzymał się przy niej. – Jak tam twoja przyjaciółka? – Dobrze. – I sądząc po twoim uśmiechu, drinki są już w drodze. Jak ty to robisz, Nick? Działasz jak lep na muchy. – Mam magnetyczną osobowość, kochanie. A tym razem decyzja była wspólna ze względu na okoliczności. – Ależ nie wątpię – przytaknęła rozbawiona. – Jesteś jej bohaterem. Gdybym cię nie znała lepiej, znienawidziłabym cię w imieniu wszystkich kobiet. A teraz zmykaj, bo jestem zbyt zajęta i związana, żeby taki czaruś odwracał moją uwagę. Roześmiał się, choć tym razem jego urok na niewiele się przydał. To los tak chciał. Należało podziękować wulkanowi i nachalnemu reporterowi. – A jak nie zaczniesz uważać, Nick – Kerry usadowiła się już na recepcji, ale najwidoczniej sprawą nie dawała jej spokoju – pewnego dnia trafi kosa na kamień i ktoś oczaruje ciebie. R

OZDZIAŁ PIERWSZY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 2 R OZDZIAŁ DRUGI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 8 R OZDZIAŁ TRZECI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 12 R OZDZIAŁ CZWARTY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 18 R OZDZIAŁ PI T Ą Y . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 25 R OZDZIAŁ SZÓSTY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 29 R OZDZIAŁ SIÓDMY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 34 R OZDZIAŁ ÓSMY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 36 R OZDZIAŁ DZIEWIĄTY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 41 R

OZDZIAŁ DZIESIĄTY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 47 R OZDZIAŁ JEDENASTY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 53 R OZDZIAŁ DWUNASTY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 60 R OZDZIAŁ TRZYNASTY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 63 R OZDZIAŁ CZTERNASTY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. 69 Wybiegł na dwór. Pobiegł kładką w stronę hali przylotów i parkingu zewnętrznego. Myślał cały czas o Charlotte i sposobie, w jaki reagowała na dotyk. O je| nienasyceniu. Kto by pomyślał? Biegł i uśmiechał się' do siebie. Mijał podjeżdżające autobusy i kłębiących się pasażerów. A teraz czekała w jego pokoju. Ich pokoju. Czego właściwie oczekiwał? Czemu uprawiał jogging na tym ohydnym wietrze zamiast seks na szerokim wygodnym łóżku z kobietą, która najwyraźniej tego chciała? Bo najpierw zdecydował, że pójdzie pobiegać, a dopiero potem ona dała mu sygnał. Poza tym dał jej trochę czasu, bo chciał, żeby była pewna tego, co robi i nie wycofała się w trakcie. Z jego doświadczenia wynikało niezbicie, że konserwatywne kobiety w jedwabnych kostiumikach i naszyjnikach z pereł nie nadają się na jedną noc. Jednak pomijając strój, Charlotte nie pozowała na

damulkę w opałach. Wścibski reporter naprawdę nie zamierzał jej odpuścić, a ona potrafiła mu się postawić – zupełnie jak superbohaterka w tworzonych przez Nicka grach – choć w oczach widać było kobiecą panikę. Po dłuższej chwili testosteron do końca zawładnął Jego nastrojem. Potrafił już tylko wyobrażać sobie Charlotte rozebraną i jak jej dotyka. Zależało mu, Żeby się nie wycofała. Zerknął na zegarek. Upłynęło dużo czasu jak na zwykły prysznic. Jeśli okaże się, ie jednak zbyt mało? Cóż. Skończą razem. Zawrócił W stronę hotelu. Na powrót do środka zdecydował się przez wejście kuchenne. Ponieważ sama mu coś obiecała, istotnie potrzebowała czasu, żeby zebrać myśli. Prysznic bardzo się przydał, zwłaszcza że nie miała się w co przebrać i nie chciała jeszcze bardziej pognieść wyjściowego kostiumu. Kiedy skończyła, sięgnęła po hotelowy szlafrok, przetarła zaparowane lustro i popatrzyła na swoje odbicie. Jakby pełniejsze usta, szerzej otwarte oczy. Rozmarzone. Nigdy przedtem nie miała nikogo na jedną noc. Nigdy przedtem w ogóle nikogo nie miała poza Flynnem, który stanowił integralną część jej życia, odkąd była nastolatką. Ich związek przestał istnieć niecałe dwa tygodnie temu, gdy w kronice towarzyskiej lokalnej , gazety zobaczyła jego zdjęcie z olśniewającą córką znanego biznesmena. Obecnie musiała więc zacząć nowy etap w życiu. Tak. Właśnie dziś. Bo nigdy przedtem nie widziała w niczyich oczach tyle pożądania. Niedługo Nick wróci i „jakoś sobie poradzą”. Jego spojrzenie mogło oznaczać tylko jedno: czysty seks. Gorący, szybki, bez zobowiązań. Spontaniczny, nieskomplikowany. Frywolny, zdrowy, bez zahamowań, szczęśliwy. Przecież tego dokładnie potrzebowała. Na tę jedną noc.

Potem nigdy więcej go nie zobaczy. O Boże. Czy te myśli naprawdę należą do Charlotte Dumont? Zgarnęła swoje rzeczy z łazienki i delikatnie otworzyła drzwi do sypialni. Kompletna cisza. Nick jeszcze nie wrócił. Jego rzeczy leżały obok jej. Nie było go, a jednak Charlotte towarzyszył przepiękny zapach męskich perfum. Na biurku zostawił parę błyszczących broszur. Nic osobistego, nic prywatnego. To dobrzej bo nie chciała się w niego angażować, absolutnie nie czuła się gotowa na nowy związek. Jednak nie umiała sobie odmówić przejrzenia tych katalogów. Hawaje. Golf, połowy ryb na pełnym morzu, rejsy w poszukiwaniu wielorybów. Raj dla amatorów surfingu. Nick zaznaczył niektóre informacje, inne przekreślił, na pozostałych widniały niemożliwe do odczytania zapiski. Udawał się chyba na typowo męski urlop. Stąd dbałość o kondycję i piękna opalenizna. Wyglądał na faceta, który wie, co to prawdziwy relaks i dobra zabawa. Radość, zabawa. Te słowa przywodziły na myśl wszelkiego rodzaju scenariusze. Niekoniecznie ruch na świeżym powietrzu z różnymi ludźmi. Mogły dotyczyć tylko ich obojga i zacienionego pokoju z wielkim łóżkiem pełnym białych puchowych poduszek. Jej ciało płonęło. Pragnęła tylko jednego: zobaczyć, jak to jest kochać się z doświadczonym facetem lubiącym seks, który następnego dnia zniknie na Hawajach, ale pozostawi ją całkowicie zaspokojoną. Tylko że wszystko musi być na jej warunkach. Żadnych rozmów ponad to, co zdarzy się w tym pokoju. Żadnego wymieniania się numerami prywatnych komórek i adresami mejli. Żadnych obietnic Czy odnawiania znajomości na

nowych zasadach. Chciała tylko jednej nocy, żeby udowodnić sobie, że nie jest taka, jak uważa Flynn. Nie mogła się już doczekać tej nocy. Zrobiła sobie filiżankę kawy z hotelowej torebki. Rozsunęła zasłony, bo słońce chyliło się już ku zachodowi i na niebie zagościły przepiękne barwy nadchodzącego zmierzchu. Pomarańcz i fiolet. Przysiadła na fotelu i zaczęła niecierpliwie przeglądać kobiece czasopismo. Szybko jednak rzuciła je na biurko. Była zbyt nakręcona i jednocześnie zmęczona, by móc się skupić na intymnych szczegółach życia jakichś nieciekawych celebrytów. Poza tym, gdyby nie Nick, sama stałaby się bohaterką żałosnych tabloidów, bo jej rozstanie z popularnym kandydatem na nadchodzące wybory stanowiło nie lada kąsek dla tego rodzaju prasy. Naprawdę miała za co być mu wdzięczna. Ale równie dobrze mogła mu po prostu postawić butelkę wyśmienitego wina czy nawet wystawną kolację. Mieli tu zostać do rana, więc jeszcze nie było za późno, by? zaproponować wypad do centrum, do nastrojowej; knajpki przy świecach. Tylko po co, jeśli i tak musieliby wrócić tutaj, po paru głębszych, i tak naprawdę dopiero tutaj czekałaby ich największa atrakcja. W zamyśleniu, wyjęła spinki i rozpuściła włosy pogrążona w miłym poczuciu odzyskanej wolności i kobiecości. Po co wychodzić do ekskluzywnej restauracji, kiedy prawdziwa uczta czeka tuż obok? Gorące, męskie ciało, usta i dotyk. Nie mogła się opanować i zaczęła chichotać jak nastolatka w internacie na myśl o kolegach z klasy. Kiedy wrócił, nadal zanosiła się od śmiechu. ROZDZIAŁ TRZECI

Gdy Nick otworzył delikatnie drzwi, usłyszał zdrowy, damski chichot. Uśmiechnął się bezgłośnie. Wtedy zobaczył Charlotte na krześle, z rozpuszczonymi włosami. Siedziała bokiem wpatrzona W okno. Z telewizora nastawionego na kanał radiowy dobiegała odrobinę jazzująca, nastrojowa muzyka. Z burzą nieupiętych, kasztanowych w czerwonawym świetle zachodzącego słońca włosów, całkowicie zagubiona w świecie swych myśli, roześmiana, wyglądała jak symbol wolności. Nick przestał się śmiać, popadł w niemy zachwyt. Łatwo zdał sobie sprawę, że jest właśnie świadkiem czegoś, co rzadko udaje się komukolwiek doświadczyć. Chwili całkowitej intymności kobiety i jej wewnętrznego piękna. Seksualności, której trudno się oprzeć. Chwil, które kobiety rzadko dzielą z kimkolwiek. Miał nadzieję, że jemu będzie to dane. Swój strasznie zasadniczy strój zamieniła na szlafrok. Czy pod spodem była naga? Czemu zostawiła perły? Odbijały się w nich cynobrowe promienie słoneczne. Wyobraził sobie, że zrywa z niej perły i pieści jedwabistą szyję. Nie wiedział, czy szlafrok ma być zaproszeniem do seksu. Może po prostu założyła go, bo wszystkie inne rzeczy zostały w bagażu na lotnisku. Właściwie to nie wiedział nic. Nigdy dotąd żadna kobieta nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Po raz kolejny odpędził od siebie natrętne myśli, że z Charlotte wszystko będzie inaczej. Delikatnie odchrząknął, by zaznaczyć swoją obecność. – Czy kogokolwiek interesuje tania, ale smaczna pizza? Odwróciła się do niego, lecz nim cokolwiek odpowiedziała, przez jej twarz

przemknęło tysiące przeróżnych emocji. – Tak, chętnie. Skąd wziąłeś o tej porze pizzę? ' – Mała knajpka niedaleko lotniska, ostatnia porcja, w zasadzie połowa. Pokonałem dla nas całe głodne hordy. Postawił pizzę na biurku, zapalił lampkę i sięgnął po butelkę hotelowego wina z półki nad barkiem. } – Napijesz się? : – Dzięki. – Podniosła wieczko kartonowego pudełka – O! Uwielbiam karczochy. Wtedy ku kolejnemu absolutnemu zdumieniu Nicka wyjęła z torebki lnianą serwetkę wyszytą jej imieniem i zaczęła nią pieczołowicie czyścić hotelowe sztućce. – Lubisz włoską kuchnię? – zapytał, jak gdyby nigdy nic. – Tak, a najbardziej owoce morza. – Jadła pizzę nożem i widelcem. – Jest takie fantastyczne miejsce w Glenelg na Marina Pier, gdzie dają danie rybne o nazwie King George. Można dla niego stracić głowę! – Znam to miejsce. – Wolał jednak przemilczeć fakt, że na wspomniane molo wychodzą okna jego apartamentu. – Zawsze tam zaglądam, kiedy jestem akurat w Adelajdzie. – No to wygląda, że coś nas łączy! – Mam nadzieję, że nie tylko to. — Nie mógł się powstrzymać i pogłaskał ją po policzku, sprawdzając jej reakcję i swoją wytrzymałość. Skóra Charlotte była gładka jak aksamit i pachniała wiosennymi kwiatami. Jej oczy zachmurzyły się. Stały się mętne niczym bezkresny ocean. – Mieliśmy nie rozmawiać o nas.