StormTheSorrow

  • Dokumenty9
  • Odsłony865
  • Obserwuję0
  • Rozmiar dokumentów2.1 MB
  • Ilość pobrań390

Jocelynn Drake - Burn the night Rozdział III

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :121.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Jocelynn Drake - Burn the night Rozdział III.pdf

StormTheSorrow EBooki Jocelynn Drake
Użytkownik StormTheSorrow wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 6 z dostępnych 6 stron)

ROZDZIAŁ 3 Rowe zapadł w sen za pośrednictwem jednego, magicznego słówka. Zamrugał kilka razy, zanim na mnie spojrzał. Był w środku wymawiania słowa, kiedy położyłam rękę na jego ramieniu i rzuciłam zaklęcie, pogrążając go w głębokim śnie. Oczywiście zdawałam sobie z tego sprawę, że to działa tylko dlatego, że wokół szyi miał żelazny kołnierz, który osłabiał go oraz to, że pochodził z mojego klanu. Z jakiegoś powodu senne zaklęcie działało tylko na członków klanu wiatru. - Rzuciłaś na mnie senne zaklęcie, ty zła wiedźmo ! – Warknął Rowe. - To nie jest tak, że mogę Ci zaufać jak śpisz spokojnie obok mnie. – Odpowiedziałam, byliśmy na krawędzi drogi prowadzącej do jaskini, w której znaleźliśmy schronienie w czasie godzin dziennych. Słońce powoli zachodziło, rzucając na ziemię żywe odcienie różu, fioletu i pomarańczowego. Wciąż czekałam na ciemno-niebieskie i mroczne cienie, zanim ponownie byśmy wyruszyli. Wznowiłam ochronne bariery, aby wiedzieć czy ktoś nie znajduję się blisko naszej kryjówki. Jednakże, nie wyszłam na zewnątrz do lasu. Było tam coś, co się zbliża. Istotnie, przytrzymałam Rowe’ a za rękę, gdy próbował przejść obok mnie, kierując się do lasu, zmuszając go tym samym, aby się zatrzymał. - Coś nadchodzi.- mruknęłam, przechylając głowę na bok, jak starałam się słuchać tego, co wiatr szeptał mi. Wielka Matka ciągle mówi i ujawnia sekrety, ale tylko tym, którzy chcą słuchać. - Nic nie wyczuwam.- Rowe próbował wyszarpać ramię z mojego uścisku, ale na darmo, gdyż moje palce wbiły się mocniej w jego rękę. Skłaniając go do opadnięcia na ręce i kolana, tak aby jego palce zakopały się w miękkiej ziemi tuż przy wejściu do jaskini. - Możesz być gotowy, aby ryzykować swoje życie, ale ja nie jestem.- Powiedziałam. – Posłuchaj teraz, co Matka ma do powiedzenia. Ktoś się zbliża. - Trudno mi w to uwierzyć, że Wielka Matka ma Tobie coś do powiedzenia, Dark One. – zadrwił Rowe. Mój temperament dał o sobie znać i tak mocno ściskałam jego ramię, że usiadł na swoim tyłku. - Czy moje umiejętności zanikły ? - Co ? - Odkąd ponownie się spotkaliśmy podczas tych ostatnich kilku miesięcy, myślisz, że moje zdolności zmalały od mojej młodości ? - Nie. – Odpowiedział, wyglądając bardziej niż lekko zdezorientowanym. – Jesteś lepszą wojowniczką, a ja nie wiedziałem, że jesteś zdolna do rzucania zaklęć, aż do teraz. - To dlaczego teraz wciąż nazywasz mnie Dark One? Porzuciłeśa to przezwisko, kiedy trenowaliśmy jako nastolatkowie a ja udowodniłam Ci na co mnie stać. - To ci przeszkadza ? - Oczywiście, że mi to przeszkadza ! - Chodziłam po przeciwnej stronie jaskini i położyłam moją lewą rękę ponownie na ścianie.- Nie potrzebuję, abyś mi stale przypominał, że jesteś pod dotykiem chwalebnego światła, pochodzącego z ziemi i naszych ludzi. Nie potrzebuję, abyś mi przypominał z każdym oddechem, że moje życie jest abominacją. Byłam abominacją. Wszystkie dzieci naturi są rodzone w świetle dni, więc mogą być skąpani w chwalebnym świetle Słońca i promiennej radości Ziemi. Natomiast tych nielicznych urodzonych w nocy niezwłocznie zabijano. Ale kiedy ja się urodziłam tuż po północy z kępką czarnych włosów i wielkimi, srebrnymi oczami mój ojciec przekonał innych, aby pozwolili mi żyć, tak długo jak poświęcałam swoje życie, aby chronić naturi. A jednak, pomimo tej obietnicy, byłam wyrzutkiem, nie znałam ciepła współczucia i miłości. Tylko Cynnia zobaczyła we mnie kogoś więcej niż Drak One albo obrońcę naszych ludzi. Zobaczyła we mnie siostrę i kochała mnie. Tylko ona. Do czasu, kiedy myślałam, że Rowe był inny. Trenowaliśmy razem, walczyliśmy ramię w ramię. On był przywódcą armii naturi a ja była druga w dowództwie. Myślałam, że udowodniłam mu swoje umiejętności jako wojownik. - Spójrz na mnie Nyx ! Naprawdę spójrz na mnie ! – powiedział teraz, ściągając mój wzrok z powrotem tam, gdzie siedział na ziemi. – Uważasz, że ktoś, kto wygląda tak jak ja ma prawo Cię oceniać ? - Kiedy Cię widzę , widzę kogoś, kto dokonał wyboru, największej ofiary dla ludzi, dla których walczy. Rowe parsknął i pokręcił głową. - Nie rób, aby to brzmiało tak szlachetnie. Może tak to się zaczęło, ale moje motywy nie zawsze były aż tak honorowe. Czasami był to najszybszy sposób, aby wykonać swoją robotę.

Pokręciłam głową, ale milczałam, gdy słuchałam wiatru przy wejściu do jaskini. Noc wysyłana w las, wypełniała wolne przestrzenie między drzewami mrocznym cieniem, podczas gdy Księżyc wychodził zza chmur. - Co się działo z Tobą po Machu Picchu ? Mój wzrok spoczął na naturim, siedzącym plecami do ściany jaskini. Rowe wyglądał jakby był zupełnie zrelaksowany, ale wiedziałam, że tak nie jest, jeśli by to mu pomogło. Zawsze był gotowy na następny atak, gotowy do zabicia kolejnego wroga. - Zdziwiony, że przeżyliśmy ? – Zapytałam. Otworzył usta i szybko je zamknął, kręcąc głową. - Nie. Jesteś silną wojowniczką. Broniłabyś Cynni wszystkim, co masz. - Dziękuję. – Mruknęłam, zaskoczona jego słowami. - Podróżowaliśmy na północny – wschód, mając nadzieję, że znajdziemy się daleko od Aurory. Na początku myślałyśmy, że zostanie w Południowej Ameryce, niedaleko Machu Picchu. Myślałam ,że pozostanie tam i użyje swojej siły ziemi i lasów, aby się odmłodzić, ale się myliłam. Nasz wywiad wskazuje, że niemal natychmiast skierowała się na północny – zachód, do Kanady. To było tak, jakby nas odbijała. - Jestem pewien, że może Cię wyczuć. - Jak Cynnia i ja czujemy ją z dużej odległości. Nie można się ukryć. Mieliśmy nadzieję, że znajdziemy miejsce, gdzie nie będzie mogła od razu zaatakować, a my miałybyśmy szansę zbudować własną armię. - Gdzie ? Wzięłam głęboki wdech i zmarszczyłam brwi, wypuszczając powietrze nosem. - Zobaczysz już niedługo, ale czeka nas kolejny przystanek po drodze. Co robiłeś od czasu Machu Picchu ? - Polowałem na Krzesicielkę Ognia. – powiedział, wzruszając ramionami. Nieoczekiwanie uśmiech wykwitł mu na twarzy i zaśmiał się pod nosem do siebie. - Co ? - Kiedy Mira i ja ostatnio się rozchodziliśmy, powiedziała, że powinienem szukać Cynni. Żyć swoim własnym życiem, zamiast w pogoni za śmiercią. Parsknęłam, gdy odepchnęłam się od ściany i ruszyłam w kierunku wejścia. - Jest mądrzejsza niż przypuszczałam. Rowe odrzucił nogi i potrząsnął głową. - I przebiegła. Chciałbym jej unikać za wszelką ceną. Z nią są same kłopoty. - Chodźmy, są coraz bliżej. – Powiedziałam, pozwalając, aby jego komentarz rozwiał się w powietrzu, jak powoli wychodziłam z jaskini i jedną rękę trzymać na rękojeści miecza. – Przy okazji, kto dokładnie jak pierwszy Cię przetrzymał ? - Nie martw się tym. Będą tu niedługo. Kiedy Claudia zawiodła, aby zgłosić lub oddać mnie, moja następna eskorta niewątpliwie została wysłana, aby mnie odzyskać. - Rowe, moim zdaniem, wyglądała na zbyt zadowolonego z siebie. Był potężnym wojownikiem i na pewno, nie poszedłby z nimi z własnej woli. Z czym będziemy mieć do czynienia ? Chodząc po jaskini, wpatrywałam się w przyjemnej i rosnącej ciemności na niebie. Wiatr był lekką pieszczotą dla moich stóp i niósł ze sobą zapowiedź wiosny. Utrzymując równowagę na moich stopach, pochyliłam się do przodu, dzięki czemu skrzydła wyrosły z moich pleców. Wyciągnęłam je na całą długość, ciesząc się, że są uwolnione. - Będziesz chciała, aby je złożyć. - Poinstruował Rowe, stając obok mnie. – W przeciwnym razie walka będzie trudniejsza. Patrząc na niego, złożyłam skrzydła tak, że lekko zwisały z pleców , całkowicie ich nie chowając. Już miałam zapytać go jeszcze raz, czemu musze stawić czoła, ale Ziemia dała mi odpowiedź. Grunt lekko zadrżał pod naszymi stopami, a pobliskie drzewa skrzypnęły i jęczały nawet jak wiatr odszedł. Wokół nas mogłam usłyszeć, jak gnają małe zwierzęta, które opuszczały swoje nory, ptaki wyrzucone ze swych dziupli, wzbijały się w niebo ze strasznym odgłosem. Członkowie klanu ziemi się zbliżali, a ja właśnie zgadłam, który z nich został wysłany. Jakby na komendę, trzy smukłe kobiety wyszły zza drzew. Były ubrane w obcisłe skóry i elastyczne skórzane buty, które pozwalały im bezdźwięcznie stąpać po ziemi i deptać źdźbła traw. Nie mogły być śledzone, bo były na ziemi same. A ja wiedziałam, że były wykwalifikowanymi wojownikami, gdyż sama je trenowałam przez wiele lat. Były trzema córkami Greenwood’a, znane jako łowczynie wśród naszych ludzi. Koło zatoczyło okrąg. Jeśli córki Greenwood’a mogły wytropić i zanieść Rowe’a dla ich ojca, to jego miejsce u boku Aurory było już zaklepane.

- Wygląda na to, że ukradłaś coś, co nam się należy. – Powiedziała Jasmine, stojąca w środku trio. Miała otwarte i puste ręce, ale tego samego nie można było powiedzieć o jej siostrze. Po jej lewej stronie, Alaina trzymałą krótki łuk i kołczan pełen strzał, które czekały na wolność. Po jej prawej stronie, Wyllow trzymała z wielkim uśmiechem na twarzy krótkie ostrza w każdej ręce. Najmłodsza z tej trójki, zawsze gotowa i chętna do walki. Ich najstarsza siostra Jasmine była dyplomatą, z chęcią używała słów, aby zdobyć przeciwnika, zanim wbito mu nóż między żebra. - Aurora wygnała go. – Odpowiedziałam. – Nie miała już z niego pożytku. To był jej wybór, a ja na pewno nie pomogę waszemu ojcu zająć jego miejsca u boku Aurory, jako jej małżonka. Wyciągnęłam parę noży z mojego boku, gdy skrzydła rozproszyły się w pyle, który spływał do moich stóp. Rowe miał rację. Skrzydła byłyby tylko przeszkodą w walce z tymi trzema naturi. W okolicy nie było zbyt wielu drzew. Żaden z nas nie mógł oddać celnego strzału zanim wbiłby się w powietrze. - Może przemyślała swój stosunek do zdrajcy. – powiedziała Jasmine z lekkim wzruszeniem ramion. Za nią, Wyllow zachichotała, co odzwierciedlało moje odczucia. Aurora nie ustępowała, eliminacja jej przeciwników była planowana miesiącami, jeśli nie latami. Przynajmniej wiedziałam, że to dotyczy również Cynnii i mnie. Pojawienie się Rowe’a mogło wywołać zaskoczenie i mogła go zmieść z nami. Jej celem było wprowadzenie nowej zasady na Ziemi, i zamierzała to zrobić z nowymi sojusznikami. Stanęłam między Rowe’em i trzema kobietami. - Zostań tutaj. – Powiedziałam.- Znajdę Cię, jak już skończę z tą trójką. Naturi nieoczekiwanie parsknął, sprowadzając moje spojrzenie do niego, opierającego blisko wejścia do jaskini. - Nie odejdę i nie przegapię tego spektaklu. Tak czy inaczej jestem w niewoli. Co mnie obchodzi, kto wygra ? - Powinieneś dbać o to odkąd jestem jedyną, która potrzebuje Cię żywego. – mruknęłam, patrząc w tył na łowczynie. - My chcemy go żywego.- Poprawiła mnie Alaina ze złośliwym uśmiechem. – Ma przed sobą lata w męczarniach, która na niego oczekuje. Zaciskając zęby, pozwoliłam jej słowom oddalić się ode mnie, gdy koncentrowałam się na nadchodzącej bitwie. Nad głową, poczułam zbliżające się chmury i wiatr. Niski grzmot było słychać z odległości, który ostrzegał ich, aby odeszły teraz, kiedy jeszcze mają na to szansę. - To nie musi tak być, Nyx. – Rzekła Jasmine. – Nie zostałyśmy wysłane po Ciebie. Pozwolimy Ci odejść. - Właśnie, że nie. - Poprawiłam zanim rzuciłam swoim krótkim mieczem. Jak oczekiwał ich oczy podążyły za nim, kiedy zanurzył się w miękkim gruncie, co pozwoliło mi na wyjęcie jednego z małych noży, przypiętych do mojego boku i rzucenie go w kierunku Alainy, zanim zdążyła wyciągnąć swoją pierwszą strzałę. Naturi krzyknęła jak znalazła ostrze w swoim ramieniu. Nie była w stanie, aby użyć swojego łuku, przez co najmniej kilka minut, gdy mięśnie się uzdrawiały. Wyllow warowała wokół Jasmine, oba ostrza były gotowe, aby mnie ściąć. Sięgnęłam w dół do rękojeści noża i upadłam na ziemię, ale nie mogłam go wyjąć. To tak jakby Ziemia wokół metalu stała się kamienna, trzymając broń zablokowaną. Ledwie uniknęłam pierwsze cios Wyllow, i zablokowałam drugi ostrzem, który trzymałam w lewej ręce. Kątem oka widziałam w tym samy miejscu i szepczącą zaklęcie. Drzewa zaczęły się kołysać i czułam się tak, jakby ziemia coraz bardziej miękła mi pod stopami. Znałam tę taktykę. Miała zamiar wciągnąć mnie na dół do ziemi i pogrzebać mnie żywcem. To był najszybszy i najprostszy sposób wykończenia przeciwnika. - Nie poganiaj mnie, Jasmine ! – Krzyknęłam, gdy blokowałam kolejną serię ciosów Wyllow. - Ty mnie tego naczyłaś. – Ostrzegła, wyrzucając swoje puste dłonie. – Byłaś znakomitą nauczycielką, Dark One, ale twoje noce są policzone. Zaciskając zęby, w końcu udało mi się odepchnąć Wyllow ode mnie i uderzyła z całej siły, kiedy ziemia zamieniała się pode mną w papkę. Tonęłam w niej do kostek w błocie. Wyllow znów się na mnie rzuciła, oba jej miecze próbowały mnie przeciąć na pół. Upadając na kolana, pochyliłam się do tyłu, i zjechałam pod mieczami. Wyprostowała się, wystawiając swój brzuch. Pojęła swój błąd w jednej chwili i próbowała się wykręcić, ale było już za późno, kiedy mój nóż wbił się w jej brzuch. Żeńska naturi zatoczyła się, wyciągając ostrze , jednocześnie mnie przeklinając. Próbowałam wyciągnąć stopy, ale ziemia zaciskała się na moich łydkach, trzymając mnie w miejscu, więc zostałam uwięziona w pozycja klęczącej.

- Odsuń się, Alaina ! - Warknęłam, wyciągając swą rękę w kierunku Rowe’a. Druga siostra skradała się wokół bitwy, zbliżając się do mojego towarzysza z bliznami, podczas gdy ja byłam zajęta przez Wyllow i Jasmine. Trzasnął piorun na niebie i wbił się w ziemię między Alainę i Rowe’a, powodując, że natychmiast odskoczyła. - Patrz na cel, proszę. – Spokojnie powiedział Rowe. Stał za mną, więc nie mogłam go zobaczyć, ale nie miałam wątpliwości, że uśmieszek wykręcił jego usta. - Mała pomoc byłaby wskazana odkąd próbuję przedłużyć Twoje życie. – Powiedziałam przez zaciśnięte zęby, gdy próbowałam pociągnąć moje stopy. Ziemia walczyła ze mną, ssąc moje kończyny jak ruchome piaski, zostawiając mnie bezbronną. - Może źle zaplanowałaś tę bitwę. Koncentrowałaś się na złej osobie. – Poradził Rowe. I miał rację. Pozwoliłam Alainie i Wyllow znieść mnie w dół i rozproszyć, kiedy to Jasmine była najstarsza, najsilniejsza i to ona rządziła. Była osobą, która powoli mnie zagrzebywała, kiedy jej siostry rozbrajały mnie. W końcu to one zostawiły mnie przy życiu tak długo, abym mogła zobaczyć jak odchodzą z Rowe’em, potem miałabym umrzeć ze świadomością porażki. Koncentrując swoje moce prze Alainą, która próbowała mnie uderzyć, wywołałam błyskawice. Ziemia zadrżała między Alainą i mną, zmuszając ją, aby się odsunęła i dając mi trochę więcej czasu. Drugi piorun uderzył w Jasmine, skaczącej do gęstego zagajnika. Stare drzewo wzrosło i złączyło swe konary, tworząc swego rodzaju dach nad nią. Aby to przebić trzeba będzie użyć kilki piorunów, czyli coś co zostawiłoby mnie otwarta na atak jej sióstr, które ponownie się zbliżały. Jedyną pozytywną rzeczą było to, że uderzenie pioruna zmniejszyło koncentrację Jasmine na ziemi. W końcu odzyskałam równowagę, choć ziemia pozostawała nadal miękka jak rozgotowane bagno. Marszcząc brwi, ponownie schowałam do pochwy miecz i odpięłam pasek na moim lewym boku. Chwytając skórzany uchwyt, przekręciłam nadgarstek, pozwalając aby długi bat rozwinął się przede mną. Nie było niespodzianką, gdy trzy siostry otworzyły szeroko oczy, gdy spoglądały na nową broń. - Nie musi do tego dojść, Nyx. – Jasmine zrobiła krok w tył. – Rowe nie jest wart ochrony. Nie chcemy Cię skrzywdzić. Jesteś wolna, możesz spokojnie odejść, nic ci nie zrobimy, obiecuję. - Rowe jest wart więcej niż kiedykolwiek będziesz w stanie zrozumieć. – Odparłam cichym, spokojnym głosem. I śmignęłam batem, powodując jego trzask niczym grzmot pioruna, ostrzegając je. Wyllow nie posłuchała. Dopadła do mnie pierwsza, otaczając nas długimi konarami drzew, mając nadzieję, że zamknie w nich bicz i mnie. Rozszerzając moje stanowisko, zamachnęłam się batem, tnąc gałęzie drzew, które spadły na Wyllow, zanim ta zdążyła mnie dostrzec. Odsunęła się, zdeterminowana, aby mnie przeciąć na pół, ale nie miała szans. W mgnieniu oka, śmignęłam batem jej ręce, w których trzymała miecze. Krzyczała, upuszczając ostrza, gdy wyciągała ręce przed brzuchem. - Nie odwracaj się od niej ! - Krzyczała Jasmine, ale było już za późno. Wyllow widziała nadchodzący bat i naturalnie odwróciła się do mnie, mając nadzieję, że to impet uderzenia. To było to , na co czekałam. Końcem bata cięłam przez gruby sweter z futra jelenia i zadając jej głębokie rany na plecach. Wyllow wydała okropny krzyk, gdy upadła na ziemię , wijąc się w agonii dużo gorzej niż można by było sobie wyobrazić sądząc po prostych ranach zadanych batem. Zdesperowana, by pomścić ranną i umierającą siostrę, Alaina dostąpiła do mnie. Odwróciła moje biodra, odwracając moje ciała twarzą do niej jak uderzenie bata niczym jadowita kobra. Naturi z klanu ziemi poradziła sobie z trzema uderzeniami, zanim odwróciła się w moją stronę, pozwalając mi grabić jej plecy batem. Upadła na ziemię krzycząc z bólu, podczas gdy Wyllow stała się strasznie cicha. Jasmine zrobiła kolejny krok w tył, kręcąc głową, gdy łzy spływały po jej opalonych policzkach. Obie dłonie zaciskała w pięści i drżała, gdy patrzyła na swe siostry, jak umarły. Przez chwilę zastanawiała się, czy jej nie oszczędzić. Myślałam, aby ją wysłać z powrotem do ojca z wiadomością, że nie pozwolę Aurorze wygrać walki, którą zaczęła. - Litość jest dla słabych. – Szepnął Rowe. Biorąc głęboki wdech, podniosłam rękę i zakręciłam batem nad głową przed wycelowaniem go w stronę Jasmine. Wiedziałam, że bez względu na to co zrobiłam, była na tyle mądra, aby nie odwrócić się do mnie plecami. Nie potrzebowałam tego. Bat owinął się wokół jej szyi, dusząc ją. Chwytając bicz z mojej prawej strony, szybko szarpnęłam, łamiąc jej kark. Upadła twarzą do ziemi. Zdałam sobie sprawę, że bicz wyciągnął miecz, który został uwięziony w ziemi. Z zaciśniętymi zębami podeszłam do miejsca, gdzie leżała Jasmine. Uwalniając bicz, ścięłam jej głowę, upewniając się, że jest naprawdę martwa, zanim umieściłam miecz w pochwie.

Odwróciłam się w stronę jaskini i znalazłam Rowe’a stojącego nad Alainą, gdy wiła się na boki, próbując zaczerpnąć powietrza, tak jakby jej gardło było zamknięte. Nienawiść przemknęła przez jego twarz, gdy patrzył na nią, a ja przez chwilę zastanawiałam się, jak daleko sięga jego nienawiść. Czy to obejmuje cały nasz rodzaj ? Czy tylko tych, którzy na niego polowali ? - Nie rozumiem. – Przyznał, gdy Alaina wydała ostatnie tchnienie i odeszła. Jej zielone oczy wpatrzone były w las, już na zawsze ślepe. - Co zrobiłaś ? Skończyłam zwijać bat i dołączyłam do niego stojącego obok Alainy. Klęcząc, przewróciłam ja na brzuch i otworzyłam ogromną łzę na plecach jej bluzki, odsłaniając tatuaż drzewa, którym mógł poszczycić się każdy naturi. To był symbol naszej więzi z ziemią, z którym każdy się rodził. Rowe pochylił się, aby ją ponownie zbadać, a następnie upadł na kolana w zdziwieniu rozrywając jej koszulkę, tak aby odsłonić całe plecy. Było pięć głębokich cięć przez drzewo. Jego spojrzenie powróciło do mojej twarzy. - Nadal nie rozumiem. Te rany nie są tak głębokie, aby zabić. - Zerwałam ich związek z ziemia. – Powiedziałam, nienawidząc wypowiadać te słowa. Rowe poderwał się na równe nogi, cofając się ode mnie. - To niemożliwe. To jest po prostu niemożliwe. – Zauważyłam, że jego wzrok nie spoczywał już na mojej twarzy, ale na bacie zwiniętym w mojej ręce. Podnosząc się spokojnie na nogi, wyciągnęłam do niego rękę, oferując mu bicz. Trzymając go zwinięty, zbadał i znalazł kawałki żelaza wewnątrz skórzanych pasów. Ale to było coś więcej niż tylko żelazo, które przerywało związek z ziemią. Bicz był potężny i napełniony starożytną magią. Tak szybko jak bicz owinął się wokół nadgarstka Rowe’a, szarpnął i prześlizgnął się po ziemi. Owinął się wokół mojej lewej nogi, a nadchodzące uderzenie spoczęło na moim biodrze. - Jestem jedyną osobą, która może go używać. - Wygodnie. – Odpowiedział, cedząc słowa z przekąsem. –Wytworzyłaś efektywną broni śmierci, która może być używana tylko przez Ciebie. - Nie miałam wyboru. - Nie miałam wyboru ? O Wielki Obrońco ludzi, jak mogłaś stworzyć broń , która zabija tylko naszych ludzi ? - Aurora mnie do tego zmusiła. Rowe zmarszczył brwi z zaskoczenia, kiedy spojrzał na mnie. Unikałam jego przenikliwego wzroku, zwinęłam ponownie bat i powiesiłam go na moim boku. Nie lubiłam o tym myśleć. Byłam obrońcą naszego ludu. Przynajmniej byłam. Ale nawet zanim Aurora ogłosiła, że byłam zdrajcą korony, stałam się skuteczną zabójczynią moich ludzi. - Dlaczego ? – Zapytał łagodnie. Wzięłam powolny oddech, ale nie mogłam podnieść głowy, aby spojrzeć mu w oczy. Rowe miał ten obraz naszych ludzi, za jakich walczył, kiedy ponownie starał się otworzyć wrota. Nienawidziłam siebie za to, że będę tą, która mu ten obraz zniszczy. Ale, czy Aurora właśnie nie nadszarpnęła tego obrazka, kiedy odwróciła się od niego ? - W ciągu ostatnich kilku wieków panowania Aurory – zaczęłam – kiedy byliśmy w pułapce, jedność naszych ludzi zaczęła się rozpadać. Frakcje budowały się wśród różnych klanów, kwestionując jej reguły. Ludzie umierali, nasze dzieci walczyły o przetrwanie narodzin, gdy mieliśmy szczęście do rodzenie dzieci. Autorytet Aurory został podważdony. - Zmusiła Cię do złapania każdego, kto kwestionował jej zasady. – Odrzekł Rowe, w końcu moje spojrzenie wróciło do jego twarzy. - Zostali oskarżeni o zdradę i natychmiast ukarani. Stare zaklęcie pomogło mi wyrobić bat. Musiałam zrobić coś unikatowego, co od razu siało by strach w winnych. Niestety, było za skuteczne z niektórymi z rasy. - Co masz na myśli ? To nie zabija wszystkich ? Pokręciłam głową. - To nie ma jednakowego wpływu na każdego. Zwalcza tylko naturi związanych z ziemia. Dla klanu ziemi, śmierć jest prawie natychmiastowa i bardzo bolesna. Jeśli chodzi o klan wody, to sprawia, że już nie mogą powrócić do wody, co prowadzi do powolnej śmierci. Klan zwierzęcy nie może już więcej przywoływać zwierząt. - A klan wiatru ? - Tracimy możliwość latania. Nasze skrzydła są na zawsze oddzielone. - Ale wciąż możemy kontrolować pogodę ? - Tak, jak czary, jeśli naturi jest dość stary i silny.

- Użyłaś tego na tkaczu ! – Dyszał Rowe. Starożytni tkacze wpływali na naszych ludzi byli tylko najbliżej zasad ziemi naszych ludzi. Byli najwyżej w naszej hierarchii i uważano, że byli nietykalni. - Tego, kto stworzył bat. Aurora obawiała się jego zdolności do stwarzania takiej broni przeciwko jej własnym ludziom. - Co z klanem światła ? Jak to wpływa na klan światła ? – Zażądał odpowiedzi. Pokręciłam głową, marszcząc brwi. - Nie wiem. Aurora nigdy nie oskarżyła własnego klanu o zdradę. – Lękałam się dnia, w którym miałabym odkryć trochę tych informacji. - Przepraszam. – Mruknął Rowe, szokując mnie. - Za co ? - Za to, że zostałaś zmuszona do ścigania naszych ludzi. To by zwróciło ich nawet bardziej przeciwko Tobie. Zmusiłam się, aby wzruszyć ramionami, ale gula urosła mi w gardle. Inny niż Cynnia, Rowe był jedynym, który rozumiał, jak to jest być do czegoś zmuszonym. Urodziłam się obrońcą naszych ludzi a zamieniłam się w ich egzekutora. I byłam w tym dobra. Odepchnęłam te myśli na bok, skupiłam się jeszcze raz na misji, która była przede mną. Pochyliłam się do przodu, balansując na stopach, dzięki czemu moje skrzydła ponownie wyrosły. Rozciągnęłam je szeroko, gdy wiatr delikatnie naciskał na me pióra. Odwracając się, widziałam, że Rowe stara się zrobić to samo. Żelazny kołnierz zrobił swoje, hamując jego zdolność do korzystania z magii, ale pozwoliło mu rozłożyć czarne, skórzane skrzydła, które były jego częścią. - Musimy się ruszać. – Powiedziałam. – Nie jesteś jedyny, który chce przekonać Cynnię.